Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe...

40
GÓRNO ŚLĄZAK Gazeta Związku Górnośląskiego MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY NR 3 – 4 (33) / 2018 ISSN 2391‒5331 Fot. Krzysztof Loska

Transcript of Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe...

Page 1: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

GÓRNOŚLĄZAKGazeta Związku Górnośląskiego

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY NR 3 – 4 (33) / 2018 ISSN 2391‒5331

Fot. Krzysztof Loska

Page 2: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

„Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.

Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go…” (Łk 24,30–31)

Okres przygotowania paschalnego prowadzi nas do ponownego przeżywania tajemnicy zmartwychwstania. To jest szczególny czas dla nas, ludzi wierzących.

Życzę z całego serca, aby Święta Paschalne pomogły ożywić i pogłębić naszą wiarę w Jezusa Chrystusa i abyśmy jeszcze bardziej stawali się odważnymi świadkami Zmartwychwstałego Pana.

Oby spotkanie z Chrystusem przy eucharystycznym stole napełniało nas Duchem Świętym i otwierało nasze oczy, a także mobilizowało do ewangelizacji, do głoszenia prawdy o zmartwychwstaniu w mocy Ducha Świętego, Ducha, który umacnia miłość.

Z paschalną radością – z serca błogosławię

† Wiktor Skworc ARCYBISKUP METROPOLITA

KATOWICKI

Katowice, Wielkanoc 2018 r.

Page 3: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

3www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Upominamy się o Wojciecha Korfantego!

Za chwilę Rzeczypospolita (zapewne hucznie) świętować będzie okrągłą rocznicę odzyskania niepodległości, a tym-czasem jeden z tych, dzięki którym się odrodziła, wciąż nie ma nawet swojego pomnika w Warszawie, bo stolicy i pań-stwu brakuje na to pieniędzy. Wstyd, po prostu wstyd!

Polacy, czy zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałaby Polska bez Śląska? Przymrużcie na chwilę oczy i wyobraź-cie sobie rozwój współczesnego państwa, zwłaszcza u jego zarania, gdyby najbogatsza część Górnego Śląska nie została wtedy przyłączona do tych pagórków leśnych, do tych łąk zie-lonych, do tych pół malowanych zbożem rozmaitem…

3 marca br. Związek Górnośląski wybrał swoje władze na lata 2018–2022. Z powo-dów historycznych będzie to czas szczególny dla naszego regionu. Dokładnie bowiem 100 lat temu ważyła się przynależność państwowa Śląska. Wiemy, że ówcześni liderzy i lud górnośląski nie byli w tej kwestii jednomyślni. Ostatecznie, po trzech powstaniach i plebiscycie, nasza śląska ojczyzna przedzielona została granicą. Kto zyskał na tym naj-więcej? Niemcy, Polacy czy Ślązacy?

Odpowiedź wydaje się oczywista, przynajmniej dla nas – członków Związku Górnośląskiego – i dlatego delegaci IX Kongresu naszej organizacji przypominają: „To górnośląski przemysł sprawił, że Polska, dotychczas kraj rolniczy, stała się pań-stwem z nowoczesnym, szeroko rozwiniętym przemysłem, w którym pracował wy-szkolony na poziomie europejskim robotnik i inżynier”.

Specjalna uchwała Kongresu, której fragment cytuję powyżej, postuluje postawie-nie Wojciechowi Korfantemu pomnika w Warszawie, a przede wszystkim upomina się o swojego bohatera, polskiego bohatera.

Będziemy nie tylko pamiętać o Korfantym, ale też domagać się, by pamiętała o Nim cała Polska i by znalazł On właściwe miejsce w historii Rzeczypospolitej. To jesteśmy Mu winni my – wszyscy obywatele państwa polskiego. q

Grzegorz Franki

Wydawca: Związek Górnośląski• www.zg.org.plRedaguje zespół:Grzegorz Franki (redaktor naczelny), Mirella Dąbek, Dawid Fik (fotografia),Sławomir Fudala, Łucja Staniczkowa,Anita Witek, Dawid Wowra.Stali współpracownicy:Sławomir Jarzyna, Krzysztof Kraus,Michał Materowski, Marcin Melon,Dariusz Nowak, Jacek Siegmund (rysynki),Kamila Ptaszyńska-Matloch, Krystian Węgrzynek.Adres redakcji: 40‒058 Katowice,ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25• [email protected]:Zwiazek Górnośląski• [email protected]: Kazimierz Leja • [email protected]: Drukarnia TOLEK Sp. z o.o.43‒190 Mikołow, ul. Żwirki i Wigury 1tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.plISSN 2391‒5331

Tematy przewodnie wydania: Górnictwo – Wielkanoc W numerze między innymi:Słowo kapelana ks. prof. A. Wuwera

na Wielkanoc | s. 4Górnictwo coraz bliżej końca – wywiad

z Jerzym Markowskim | s. 6Digitalizacja – działalność Bractwa

Gwarków | s. 8Waldemar Szendera – Szkody górnicze

w służbie przyrody | s. 10Anita Witek – Dziewięciu z Wujka | s. 12Mirella Dąbek – Jest w orkiestrach dętych

jakaś siła | s. 14Kiedy umiera kopalnia – fotoreportaż | s. 20Po kongresie Związku Górnośląskiego | s. 23oraz rubryki stałe…Historie starymi pocztówkami pisane | s. 18Z życia Związku | s. 25Fajrant | s. 30Dziedziczenie ustawowe a testament cz. 2

| s. 32Posłowie | s. 33Krystian Węgrzynek – Kto zabił Korfantego?

| s. 34Emma | s. 34Kamila Ptaszyńska – Wielkanoc

w cieszyńskiem | s. 35Marcin Melon – Po naszymu | s. 36Anita Witek – Sprzedawca marzeń | s. 37Krzysztof Kraus – Larmo | s. 38

Europa nie potrzebuje naszego węgla. Ale…

Zdecydowaną większość wydobywanego u nas węgla zużywamy sami, bardzo niewiele eksportujemy na rynki europejskie.

Węgiel ze Śląska daje jednak Polsce pozycje jednego z najbardziej bezpiecznych w Europie krajów jeśli chodzi o zaopatrzenie w energię: ponad 80% energii elektrycznej produkujemy bowiem z własnego węgla.

Węgiel to więc nadal nasze wielkie bogactwo.Musimy to bogactwo mądrze wykorzystać nie nisz-

cząc środowiska. Na przyszłość ważne będzie ile węgla od-powiedniej jakości – tak aby uniknąć np. smogu – będą mogły wydobyć nasze kopalnie, aby obsłużyć energetykę i ciepłownictwo.

Nie chcielibyśmy utrzymywać energetyki opartej na wę-glu importowanym np. z Rosji, bo to nie miałoby sensu

z punku widzenia naszego bezpieczeństwa energetycznego. q

Jerzy Buzek

Ludzie wybaczą ci wszystko. Prócz sukcesu.

Page 4: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

4 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Wielkanoc to nadzieja. Dwa słowa stworzone jedno dla drugiego. Jedno zawiera drugie. Nadzieja drży w płatkach wiosennych kwiatów, które wypełniają grób Jezusa, migoce w płomieniach paschalnych świec. Jesz-cze tylko chwila i zdarzy się cud. Jezus powstanie z martwych. Jeszcze tylko kilka, kilkadziesiąt lat. I zda-rzy się cud. Z martwych wstanę. Na pewno.

Tej wiary, nadziei i miłości członkom Związku Gór-nośląskiego i wszystkim czytelnikom „Górnoślązaka” ży-czę

ks. Arkadiusz Wuwer, Kapelan Związku Górnośląskiego

Najpierw była droga z krzyżem na ramionach…Odtąd każde cierpienie człowieka jest tym, którego Bóg sam

zakosztował. Więc wie, co to znaczy obawiać się śmierci.Z drogi krzyżowej dwa obrazy.Pierwszy: Weronika i Szymon z Cyreny – aniołowie miłosier-

dzia. Iluż mijasz codziennie: niosących swoje krzyże, wzgardzo-nych, odepchniętych, oswojonych z cierpieniem… Ci najbar-dziej widoczni – snują się po ulicach i dworcach. Są też jednak

tacy, którzy swoje cierpienie noszą głęboko w sercu, w zranio-nej pamięci. Może dzielisz z kimś chleb i łoże nie domyślając się jak bardzo potrzebuje twojego miłosierdzia. Weronika chu-

stą otarła twarz Jezusa z potu i krwi. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych – mnieście uczynili” – powie kiedyś Bóg ważąc nasze życie…

Drugi obraz – powstanie z upadku. Każde potknięcie jest pokusą, by już nie podnosić głowy z pyłu drogi. Wtulić twarz w  rozgrzany, ciepły piasek i zapomnieć. Zapomnieć o całym świecie. O  składanych ślubach, przyrzeczeniach, o wierności

i wytrwaniu… Gdy po raz kolejny nie udaje się rzucić palenia, opanować gniewu czy przyzwyczajenia, kiełkuje w głowie: niech się dzieje, co chce, już nic mnie nie obchodzi… Wszyscy tak

Page 5: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

5www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKrobią… Przebiegle usprawiedliwiasz swoje duchowe leni-stwo. Szukasz potwierdzenia własnej wartości nie w sumie-niu i sercu, ale w opiniach innych. Ciągle łatwiej ci dołą-czyć do grona szyderców, niż wyznać swą słabość… Wstań, podnieś głowę, to tylko kolejna pokusa… Przytul tę chro-powatą belkę krzyża. Jest twój. Musisz go zanieść na sam szczyt.

A na końcu krzyżowej drogi – samotna śmierć. Śmierć zawsze jest przeraźliwie samotna. „Nagle, około południa zapanowały ciemności, mrok ogarnął całą ziemię. Około trzeciej po południu Jezus zawołał donośnym głosem: „Boże, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? ”. Jeszcze raz zawo-łał donośnym głosem i wyzionął ducha”.

Krzyż dopiero teraz nabiera znaczenia, które będzie miał już zawsze. Noszony na piersiach, stawiany przy dro-gach, zawieszany na ścianach stanie się świadectwem tego, że cierpienie przyjęte z miłością nadaje życiu sens; że ufność wobec Boga zwycięża śmierć, zło i grzech; że Bóg przebacza i spełnia swoje obietnice.

My już wiemy, jak to wszystko się skończy. Dla pierw-szych pokoleń chrześcijan krzyż był „drzewem, z którego Chrystus zakrólował” – regnavit a ligno Deus. Dlatego świat nie zdołał zmusić chrześcijan do tego, by się go wyparli. „Nie daj Boże – pisał apostoł Paweł – bym się miał chlu-bić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa”, który jest „głupstwem dla pogan, zgorszeniem dla Żydów, a dla nas mądrością Bożą”. Trzeba więc zgodzić się na to, że krzyż jest częścią życia. Pozwolić, by cierpienie Jezusa przeniknęło do głębi i  wstrząsnęło fundamentami mojego świata. Szukać tego, co niewidoczne dla oczu. Nie smutkowi należy się dzisiaj pierwszeństwo, ale zdumieniu i wdzięczności, bo „wielkie i cudowne są dzieła Boże” …

Trzy osoby pod krzyżem wytrwały do końca: Jan, Mag-dalena, Matka. Jan ze swoimi pytaniami. Magdalena – z mi-łością. Maria ze zgodą i milczeniem. Nieważne czy jesteś bardziej Janem czy Magdaleną. Ważne – żebyś nie uciekł spod krzyża. Nie opuścił Boga teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje.

Wielka Sobota jest wypełniona symbolami i znakami tej wiary, nadziei, pewności. Taki charakter ma święcenie pokar-mów. Jajka są znakiem odradzającego się życia, chleb oznacza Ciało Pańskie, sól – to powstrzymanie się od zła… Także litur-

gia wieczorna – radosna w swoim brzmieniu – pełna jest sym-boli. Poświęca się ogień, źródło światła; świecę paschalną – znak Chrystusa, który jest „światłością świata” i wodę – obmywającą z grzechu. Znakiem jest uroczysty śpiew „Alleluja” – pochwała Boga, który stwarza świat na nowo. Po zakończeniu liturgii wy-chodzimy z kościoła z płonącymi świecami. To też znak. Pogrą-żeni w ciemności nocy chronimy drżący płomień naszej wiary.

Wiemy już, że całe nasze życie jest jedynie znakiem, symbolem tego piękna, którego „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce czło-wieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy go miłują”, a co rozpocznie się w dniu naszej śmierci… Bo przecież „jeśli Je-zus zmartwychwstał – to i my zmar-twychwstaniemy”.

Dlatego „radujcie się, choć teraz musicie doznać nieco smutku z po-wodu różnorodnych doświadczeń…” – proszę słowami apostoła Pawła. Ra-dujcie się – pierwsze i ostatnie słowo tej historii należy do Boga, który jest Miłością. Na pewno. q

Tekst i zdjęcia: ks. Arkadiusz Wuwer

Page 6: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

6 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Górnictwo – coraz bliżej końcaPowojenna rzeczywistość gospodarcza naszego kraju w różny spo-

sób postrzegała górnictwo.Od końca II wojny światowej do drugiej połowy lat osiemdzie-

siątych górnictwo pełniło rolę substytutu dla mennicy państwowej, gdzie produkowano, a raczej wydobywano z ziemi, jedyny realny pol-ski pieniądz, czyli węgiel.

Wydobycie w końcu lat 70. zbliżyło się do 200 mln ton na rok i stale było za mało. Mało było nie dla potrzeb kraju, ale przede wszystkim dla eksportu, który przekraczał nawet 47 mln ton na rok dostarcza-jąc krajowi realny pieniądz, wówczas nazywany dewizami, za które odbudowywano w PRL wszystko co było potrzebne, czyli wszystko. Było co odbudowywać, wszak w szaleństwie II wojny światowej Pol-ska straciła 6 mln obywateli oraz 45% i tak skromnej przedwojennej gospodarki.

Od lat osiemdziesiątych do początku XXI wieku węgla stale było o wiele za dużo, w latach 1995-1997 o ok. 75 mln ton rocznie, czyli o 10 mln więcej niż całoroczne wydobycie w roku 2017!

W roku 1992 z gospodarki kraju zniknęły dotacje z budżetu pań-stwa dla węgla i pojawił się realny pieniądz, co spowodowało m.in. że eksport węgla był bardziej sposobem lokowania nadpodaży wydo-bycia, niż sposobem na zarabianie pieniędzy. W tym samym celu roz-wijał się eksport energii elektrycznej wyprodukowanej z węgla.

W samym górnictwie rozpoczęły się kolejne procesy restruktu-ryzacyjne, które na początku miały zapewnić taki poziom wydoby-cia, który byłby wystarczający dla utrzymania ekonomicznej efektyw-ności sektora. Ten plan byłby możliwy, gdyby nie Balcerowiczowska „kotwica inflacyjna” oraz niespotykany w historii spadek cen węgla na świecie w I połowie lat 90., w rezultacie czego, górnictwo kilka-krotnie traciło płynność, co ratowano pomocą państwa, a skutkowało zanikaniem inwestycji w kopalniach, co sprzyjało ich likwidacji.

W takim to stanie zaskoczył nas w roku 2007 światowy głód wę-gla, który mimo iż niósł niespotykany nigdy przedtem, ani potem, wzrost cen węgla na rynkach światowych – w Polsce został totalnie zmarnowany. Rządy PO-PSL, chyba świadomie, nie lansowały wo-bec górnictwa żadnej realnej polityki państwa wychodząc z założe-nia, że neoliberalna doktryna braku polityki przemysłowej jest, de facto, najskuteczniejszą polityką likwidacji górnictwa. No i prawie się udało!

Węgla zaczęło brakować, czego najlepszym dowodem jest rosnący import węgla do Polski, który wprawdzie się waha od swego apogeum na poziomie 16 mln ton na rok, do stabilizującego się poziomu ponad 11 mln ton na rok.

I tak to przy biernej, ale dramatycznie skutecznej roli państwa, Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy-starczalności, rosnącym rynkiem zbytu dla importu węgla.

Dziś polskie górnictwo węgla kamiennego to 0,6% światowej pro-dukcji węgla i 0,1% jego międzynarodowego rynku obrotów handlo-wych.

Pomijając ocenę powyższej statystyki, wypada zadać sobie pyta-nie: czy ten stan to problem, a jeżeli tak, to czy dla naszego Śląska czy dla naszej Polski?

Śmiem twierdzić, iż coraz mniejszy problem dla Śląska, a  coraz większy dla Polski.

Redukcja miejsc pracy w górnictwie już się dokonała z 440 tysięcy zatrudnionych w latach 90. do 80 tysięcy pracujących obecnie.

Ten szok mamy już za sobą i Śląsk przeżył go przede wszystkim dzięki mobilności i genetycznym nawykom rzetelności oraz fachowo-ści mieszkańców Śląska.

Ale problem ma kraj, który przy obecnym modelu elektroenerge-tyki już dziś prawie 25% energii produkuje z węgla importowanego – co ma realny wpływ na stan bezpieczeństwa energetycznego kraju oraz jego suwerenność gospodarczą.

Skutki społeczne utraty miejsc pracy są coraz mniej dotkliwe, zwłaszcza za sprawą również świadomie wykreowanej przez „brak polityki państwa”, polegającej na likwidacji szkolnictwa zawodowego – luki pokoleniowej.

Dziś młodzi ludzie do górnictwa się nie garną widząc przede wszystkim nieklarowną perspektywę tego zawodu, zaś jeszcze pracu-jący górnicy w znakomitej części marzą o tym, aby znaleźć się w ko-palniach przeznaczonych do likwidacji, co jeszcze przez kilka lat daje prawo do świadczeń przedemerytalnych, wprawdzie dobrowolnych, ale atrakcyjnych i przez to skutecznych.

Z górnictwem zrobiono w Polsce to, co w całej Unii Europejskiej, gdzie – poza Polską, Niemcami do końca 2018 roku, Czechami do 2025 roku i Hiszpanią jeszcze przez ok. 5 lat – nikt już węgla kamien-nego nie wydobywa.

Ale to wcale nie znaczy, że nie używa, bo import do UE w tym roku przekroczy 220 mln ton, z tego tylko do Niemiec 55 mln i do Polski 11 mln ton.

Pozostaje zatem pytanie: czy tak chcemy?Z naszego śląskiego punktu widzenia coraz trafniejsze jest stwier-

dzenie, w które Polska nie potrafi uwierzyć, że najmniej śląskiego wę-gla potrzebuje śląski górnik. Dużo bardziej potrzebuje go polska go-spodarka, ale tylko taka, która zakłada suwerenność gospodarczą, bowiem jeśli tego nie zakłada, to poza granicami jest do dyspozycji 8 miliardów ton węgla wydobywanego wszędzie tam, gdzie polityka państwa promowała rozwój górnictwa, tzn. w Chinach, Indiach, Ro-sji, Indonezji, Australii, RPA oraz USA.

Z naszym górnictwem jeszcze jest tak, że może się przynajmniej wolniej likwidować.

A aby tak się działo, wystarczy nie poganiać. q

Jerzy Markowski

Jerzy Markowski dr inż. górnictwa. Urodzony w Zabrzu. W  latach 1995-1997 sekretarz stanu w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, a następnie wice-minister gospodarki. Pełnomocnik Rządu d/s restrukturyzacji górnictwa. W latach 1997-2005 senator RP IV i V kadencji. Przewodniczący Komisji Go-spodarki i Finansów Publicznych Senatu RP. Dyrektor – budowniczy Kopalni Węgla Kamiennego „Budryk” w Ornontowicach w  latach 1990-1995. 29 lat pracy na wszystkich kolejnych – od górnika do dyrektora kopalni – stanowi-skach w dozorze ruchu pod ziemią w kopalniach węgla kamiennego na Śląsku, w tym 14 lat ratownik górniczy.

Autor wielu publikacji z zakresu górnictwa oraz polityki energetycznej.Współpracownik zagranicznych uczelni oraz instytucji gospodarczych.Członek Komisji Górnictwa – Polskiej Akademii Nauk. Założyciel, hono-

rowy przewodniczący Rady Fundacji Rodzin Górniczych. Prezes Górnośląskiej Fundacji Onkologicznej na rzecz Instytutu Onkologii – Oddział w Gliwicach.

Temat numeru: Górnictwo

Page 7: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

7www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKRozmowa „Górnoślązaka”

Jerzy Markowski – górnikRedakcja: Jest Pan Ślązakiem?Jerzy Markowski: Oczywiście. Urodziłem się w Zabrzu. Ro-

dzice na Opolszczyźnie, skąd przybyli przed II wojną światową do Rudy Śląskiej szukać Polski.

Matka zaliczyła roboty u bauera w Niemczech, potem pracę w Hucie „Pokój” – obok „Kaufhausu” w Nowym Bytomiu.

Ojciec, jako polski żołnierz kampanii wrześniowej trafił do Ostaszkowa, skąd wrócił do Bielszowic na kopalnię, gdzie prze-pracował 37 lat jako sztygar. Ojciec był kierownikiem kopalnianej stacji ratowniczej i z tego tytułu mieliśmy w domu – w Zabrzu przy ul. 3 Maja – telefon, a na drzwiach metalową tabliczkę z Krzyżem Maltańskim. To taki znak rozpoznawczy, aby wzywającym na akcję ratunkową w kopalni łatwiej było trafić do mieszkań ratowników.

Z telefonem były same kłopoty. Po pierwsze tłumy sąsiadów, którym nie odmawialiśmy dostępu do telefonu, a po drugie numer był ten sam, co zajezdni tramwajowej w Gliwicach, tyle tylko, że bez „dziewiątki” kierunkowej, co powodowało, że zdarzało nam się przyjmować, delikatnie mówiąc, pretensje w stylu: – Kaj ta banka, bo stoja na mijance? Przy czwartym telefonie w ciągu nocy już mó-wiliśmy „kaj ta banka”. Teraz tego nie powtórzę, co chcieliśmy od-powiedzieć, bo nie wypada.

Jaki był Wasz dom?Bardzo porządny. Stoi nadal. Z placem, hasiokiem i klop-

sztangą. Socjalnie kosmopolityczny. W latach 50. na 11 mieszkań tylko w naszym oraz u repatriantów z Wilna i Francji mówiono po polsku. W pozostałych – po niemiecku. Kiedy kilka rodzin wy-jechało do Niemiec, przyjechali Polacy z Zaolzia. Istna wieża Ba-bel. Na podwórku rozmawialiśmy pół po śląsku, pół po niemiecku. W domu tylko po polsku.

Jest Pan górnikiem. Co to znaczy?W moim przypadku – wielkie szczęście. Mówię o sobie,

że jestem górnikiem spełnionym. Zacząłem pracę w 1968 roku po Technikum Górniczym. Po 2 latach zostałem nadgórnikiem, potem – sztygarem. Jednocześnie rozpocząłem studia na Politech-nice. Wstąpiłem do ratownictwa. Skończyłem studia wieczorowe. Pracowałem przez 4 lata tylko „na noc” w ścianie. Potem byłem sztygarem oddziałowym i tak po kolei – do głównego inżyniera górniczego aż do dyrektora kopalni! I tu największe spełnienie – kierowanie budową i uruchomieniem kopalni „Budryk” w Ornon-towicach – to dzieło mojego zawodowego życia.

Potem, w roku 1995, przyszedł czas na stanowiska w rządzie RP. Zostałem sekretarzem stanu, pełnomocnikiem rządu ds.  górni-ctwa, wiceministrem – najpierw przemysłu, a potem gospodarki.

Od 1997 roku, przez 2 kadencje, byłem senatorem RP.Który okres jest najważniejszy?Czas, kiedy byłem dyrektorem kopalni „Budryk”, czyli lata

1990-1995.Dlaczego?Bo ministrem, senatorem może być każdy, a dyrektorem ko-

palni powinien być fachowiec – i jeszcze do tego z misją budowy nowoczesnej kopalni. Dziś jestem jedynym Polakiem, który kiero-wał budową kopalni i ją uruchomił. Niestety, teraz mogę być gór-nikiem tylko za granicą – ale to kolejne wyzwanie, wymagające pełnego profesjonalizmu i, co najważniejsze, dalekie od polityki.

„Górnik na Śląsku to nie tylko zawód?” – nad taką tezą de-batowali licealiści w Śląskim Turnieju Debat Oksfordzkich. Chciałby Pan potwierdzać, czy obalać taką tezę?

Górnik to typ człowieka, który się godzi na pracę w ciągłym zagrożeniu życia. Można go porównać do himalaisty lub żołnie-rza. Jest to jego decyzja. Jak długo pracuje, narzeka na trud pracy.

Kiedy przestaje pracować, tęskni za kopalnią. Mój ojciec przepra-cował na kopalni „Zabrze – Bielszowice” 37  lat. Kiedy przeszedł na emeryturę, prosił mnie, żeby choć raz mógł jeszcze zjechać na dół, żeby „powoniać luft na przekopie”. I nie jest to przypadek odosobniony, ja też tak robię.

„Jak się robi na grubie, to się trzeba z tym liczyć, że się niy wyjdzie” – powiedział mi jeden z górników po katastrofie na „Nowym Wirku” w 1996 roku.

To prawda. Zwłaszcza w akcjach ratowniczych. Kierowałem wieloma akcjami ratowniczymi i wiem, że kiedy kieruje się akcją ratowniczą największym zmartwieniem jest, jak „nie pozabijać ra-tujących”. Ratownicy w akcji tak pragną uratować kolegów, są tak zdeterminowani, że nie zważają na własne bezpieczeństwo – tak bardzo chcą pomóc!

Poza kopalnią „Budryk” lubi Pan też myśleć o założonej przez siebie Fundacji Rodzin Górniczych.

Tak, to – obok „Budryka”, połowy „Sośnicy” – moje trzecie „nie-ślubne” dziecko. Było to po katastrofie na „Nowym Wirku”. Po wy-jeździe z dołu przechodziłem przez cechownię, kiedy podszedł do mnie jedenastoletni chłopiec i powiedział: „Pan tu jest nojwoż-niejszy, prowda?”. „No, ja” – odpowiedziałem. „To niech mi pan powiy, czy mój tata wyjedzie? ”. Pocieszyłem go, że na pewno wyje-dzie. „Bo jak tata niy wyjedzie, to jo byda nojstarszy chłop w rodzi-nie”. Jego ojciec nie wyjechał. Pamięć o tym chłopcu i jego młod-szym rodzeństwie – zupełnym drobiazgu nagle osieroconym – nie dawała mi spokoju. Byłem wiceministrem, skrzyknąłem podwład-nych i założyliśmy Fundację, której celem jest pomoc dzieciom górników, którzy zginęli na kopalni, bądź stracili miejsce pracy na niej. Do tej pory Fundacja przez 20 lat wydała 28 mln złotych na stypendia i pomoc dla ponad 5 tysięcy dzieci i rodzin! Kto dał więcej?

Plany na przyszłość?Gdzie się da, będę budował kopalnie. W Polsce lub za granicą.

Jeszcze nie umiem wyobrazić sobie życia bez pracy. Kiedyś przez cztery miesiące byłem bezczynny. Najbardziej dziwiło to, że ja nic nie robię, a wszystko istnieje i działa, i nie potrafiłem tego wytłu-maczyć rodzinie. Więc może świat się obejść bez mojej aktywno-ści? Kiedy przed pierwszą w życiu szychtą w kopalni „Szczygło-wice” szedłem z przewozu do łaźni, powiedziałem sobie: „No, tylko dwadzieścia pięć lat i będę miał spokój”. Minęło 50 i stale mnie nosi…

Dobrze się z Panem rozmawia. Nie tylko wszystkie dane ma Pan w pamięci, ale Pana wypowiedzi są bardzo konkretne. Czy to cecha etniczna? Czy się Pan tego nauczył?

Kiedy pełniłem funkcje w rządzie i musiałem mówić o gór-nictwie, to, po pierwsze: nikt mnie nie chciał słuchać, po drugie: wszyscy byli doktrynalnie przeciwni, po trzecie nikt nie wiedział, o czym mówię. Dlatego tak musiałem skonkretyzować wypowiedź, żeby wywołać maksimum zainteresowania w jak najkrótszym cza-sie. I tak mi już zostało.

Zakończmy refleksją o Śląsku. Jaki będzie przyszły Śląsk?Nowoczesny – nowoczesnością przemysłu, dostatni – pracowi-

tością ludzi i kochany – miłością do matecznika i to nie tylko na-szego – Ślązaków, ale i wszystkich innych, którzy chcą tu z nami, Ślązakami, żyć.

Nic niepokojącego? Nic złego?Jeżeli wyzbędziemy się nadmiernej skromności, tak charaktery-

stycznej dla Ślązaków i nauczymy się żydowskiej wzajemnej lojal-ności i solidarności – to damy radę! q

rozmawiała Łucja Staniczkowa

Page 8: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

8 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Wkład Bractwa Gwarków w budowę zasobu Śląskiej Biblioteki Cyfrowej„Jeżeli zaprzepaścimy możliwości, jakie oferuje digitalizacja, staniemy przed groźbą upadku kultury”� (Neelie�Kroes,�wiceprzewodnicząca�Komisji�Europejskiej�i�komisarz�europejski�ds.�agendy�cyfrowej)

Digitalizacja to najogólniej mówiąc utrwalenie niektórych dóbr kultury (książek, obrazów, filmów, zdjęć, map itp.) w formacie cyfrowym. Jej celem jest między innymi wy-

godne i bezpłatne udostępnianie tych zasobów za pomocą Inter-netu.

5 grudnia 2011 r. w sali audytoryjnej „Parnassos” Biblioteki Śląskiej w trakcie V Zebrania Uczestników Śląskiej Biblioteki Cy-frowej (ŚBC) nowym jej uczestnikiem zostało Bractwo Gwarków Związku Górnośląskiego. Przedstawiciele Zarządu Bractwa z rąk dyrektora Biblioteki Śląskiej prof. Jana Malickiego przyjęli dyplom i szklaną statuetkę z emblematem ŚBC.

Od tego momentu Bractwo zaczęło aktywnie realizować cel ŚBC, którym jest prezentacja w internecie kulturowego dziedzi-ctwa Śląska w jego historycznej i współczesnej różnorodności, publikowanie naukowego dorobku regionu oraz wspieranie dzia-łalności dydaktycznej i edukacyjnej.

Po co nam digitalizacja?Wszyscy użytkownicy internetu nieodpłatnie, przez 24 godziny

na dobę mogą korzystać z udostępnianych zasobów publikowa-nych w ŚBC, a jej instytucjonalny charakter gwarantuje ciągłość działania bez względu na ewentualne zawirowania na komercyj-nym rynku. Opisy publikacji są indeksowane i dostępne przez glo-balne wyszukiwarki internetowe np. Google.

Ważnym elementem współpracy każdego uczestnika ŚBC jest fakt samodzielnego administrowania własnym zasobem cyfro-wym. ŚBC jest włączona w krajowy system bibliotek cyfrowych, co pozwala użytkownikowi np. z Kanady czy Australii, za jej po-średnictwem dotrzeć bezpośrednio do publikacji umieszczonych w zasobach innych regionalnych bibliotek cyfrowych.

Od sześciu lata digitalizacja i udostępnianie zasobów kultury stanowi istotny element działań Bractwa Gwarków. Każda pub-likacja np. książki, albumu czy grupy pojedynczych materiałów np. gazet, poprzedzana jest podpisaniem z autorem czy wydawcą stosownej umowy, której celem jest zgoda na opublikowanie w ŚBC i nieodpłatne udo-stępnienie danego zasobu każdemu bez wy-jątku użytkownikowi (czytelnikowi).

Publikacja w ŚBC elektronicznej wersji po-zyskanej pozycji, głównie wydawniczej (publi-kujemy też utwory muzyczne), to ostatni ele-ment dość czasochłonnego procesu, na który w skrócie składa się między innymi skano-wanie, obróbka graficzna (np.  prostowa-nie, przycinanie), uzyskanie warstwy teksto-wej pozwalającej na przeszukiwanie tekstu i w końcowym etapie zapis do formatu PDF.

Rozpoczęty w 2014 roku własny projekt pozyskiwania elektro-nicznych wersji wydawanych w naszym regionie czasopism, ak-tualnie może poszczycić się już kilkunastoma tysiącami pojedyn-czych publikacji.

Projekt dla Śląskiego Związku Chórów i OrkiestrOstatnim dużym działaniem Bractwa było partnerstwo z Biblio-

teką Śląską w Katowicach oraz Śląskim Związkiem Chórów i Or-kiestr przy realizacji projektu „Poszerzenie i usprawnienie dostępu do zasobów ŚBC wraz z digitalizacją i udostępnieniem piśmienni-ctwa regionalnego”, dofinansowanego ze środków programu Mi-

nisterstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Kultura cyfrowa”. Udostępniono 8234 nowych publikacji, wykonując 128  417 ska-nów. Projekt zakończył się w grudniu 2017 r., a objął regionalne czasopisma, ilustrujące bieżące wydarzenia i najnowszą historię regionu na poziomie społeczności lokalnych oraz unikatowe do-kumenty Śląskiego Związku Chórów i Orkiestr oraz najstarszych śląskich zespołów muzycznych. Pierwsze działanie nawiązywało do istotnego wątku działalności Bractwa Gwarków Związku Gór-nośląskiego, które pozyskuje od wydawców lokalnej prasy licen-cje i zasoby do zachowania w  zasobach ŚBC dzięki rozbudowa-nej sieci współpracy. Dzięki staraniom Bractwa w projekcie zostały

zeskanowane i udostępnione początkowe, pa-pierowe numery dziewięciu największych cza-sopism lokalnych, które od swego początku nigdy nie posiadały wersji cyfrowej.

Drugą grupę skanowanych dokumentów stanowiły wytworzone – w ciągu 106 lat ist-nienia organizacji – przez śląski ruch śpiewa-czy oraz przez poszczególne zespoły w toku ich wieloletniej działalności, najczęściej ręko-pisy. Spuścizna, która złożyła się na ponad 200 publikacji dostępnych dzisiaj online, obejmuje kroniki, protokólarze, spisy orkiestr, chórów i  dyrygentów, inwentarze zbiorów muzycz-

nych, itp. Są one unikatowym i bezcennym świadectwem doko-nań prężnego stowarzyszenia amatorów chóralnego śpiewu oraz zespołów muzycznych regionu. Zachowanie – na wypadek ewen-tualnego zniszczenia w wyniku nieprzewidywalnych zdarzeń loso-wych (oryginały są bowiem przechowywane przez zespoły) – po-przez cyfryzację tego unikatowego zbioru jest niezwykle ważnym działaniem.

Na podsumowaniu projektu Dyrektor Biblioteki Śląskiej prof. Jan Malicki powiedział: „Dla nas jest to sprawa niezwykle istotna, dlatego że nie sięgamy do wielkich opracowań, do uni-

Bractwo Gwarków

Page 9: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

9www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKwersalnych wypowiedzi historyków, ale dokumentów, które są do-świadczeniem indywidualnego człowieka. Wartością tych zbiorów jest to, że rejestrują one różne doświadczenia i sprawy związane z codziennością i stają się czymś naprawdę ważnym”.

Biblioteka XXI wieku wykracza poza tradycyjne wypożycza-nie książek. Powoli komunikuje swojemu otoczeniu, że chce być postrzegana jako miejsce spotkań, spędzania czasu, poszukiwa-nia inspiracji czy doświadczeń i – co ważne – by społeczeństwo dzięki programom masowej digitalizacji uzyskiwało coraz szerszy i łatwiejszy dostęp do dziedzictwa kulturowego. W samych tylko polskich bibliotekach cyfrowych opublikowano już ponad pół mi-liona rękopisów, książek, czasopism, fotografii, grafik… Mate-riały te prezentują często w bardzo ciekawy sposób rzeczywistość czasów, w których powstały. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, a już na pewno jeszcze wcześniej, z pewnością nikt nie mógł przewi-dzieć, że będą one dostępne w nieograniczonym niemal zakresie, a cyfrowa forma będzie inspiracją do tworzenie na ich podstawie nowych treści.

Jako pierwsze, w 2011 roku, poddane zostały cyfryzacji przez Bractwo dokumenty: „Wyjątek z regulaminu o porządku na kopal-niach” (Paryż 1911) i 2 tomiki ze „Zbioru ustaw, instrukcji i prze-pisów, dotyczących przemysłu górniczego w b. zaborze rosyjskim”.

Aktualnie publikacje Bractwa Gwarków w Śląskiej  Bibliotece Cyfrowej można podzielić na 3 główne kategorie (szczegółowy, na bieżąco aktualizowany spis dostępny jest pod adresem interne-towym www.gwarkowie.pl w zakładce Digitalizacja):

A) Czasopisma – prasa regionalna – 112 wydawnictw (łącznie ponad 19 650 pojedynczych publikacji),

B) Książki, albumy – 144 wartościowych i ciekawych pozycji oraz kilkadziesiąt pojedynczych zdjęć,

C) Dorobek orkiestr – aktualnie dwóch, ale w niedługim czasie dołączą kolejne – na który składają się oprócz monografii wybrane utwory muzyczne do odsłuchania w formacie mp3 bezpośrednio ze strony internetowej biblioteki.

Liczba publikacji Bractwa Gwarków na koniec marca 2018  r. to 19 850 pozycji, co daje drugie miejsce – zaraz po samej Biblio-tece Śląskiej – spośród ponad 60 innych uczestników ŚBC. A prze-cież są wśród nich m.in. biblioteki takich instytucji, jak: Uniwer-sytety (Śląski, Ekonomiczny, Medyczny), politechniki, akademie, powiatowe i miejskie biblioteki publiczne czy muzea.

Bractwo dumne jest z tego, że dzięki zbudowanym kontaktom, zrozumieniu oraz zaangażowaniu lokalnych zaprzyjaźnionych firm, dysponuje trzema urządzeniami skanującymi do maksymal-nie formatu A3+, w tym jednym skanerem fotograficznym pozwa-lającym na digitalizację w maksymalnym stopniu chroniącym po-zyskane materiały dzięki tzw. V-pulpitowi, czyli półce, na której np. książka nie musi być rozkładana całkiem płasko ale właśnie tylko w około 120 stopniach.

Przedstawiciel Bractwa, a równocześnie koordynator jego dzia-łalności digitalizacyjnej Mirosław Skibski, należy do siedmiooso-bowego Zespołu Koordynacyjnego Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.

Stowarzyszenie zaprasza wszystkich chętnych do współpracy przy digitalizacji zasobów dziedzictwa kulturowego. Poszukujemy cennych historycznie materiałów – zdjęć, widokówek, broszur, książek, map itd. oraz wolontariuszy do bezpośrednich prac przy skanowaniu i przygotowaniu materiałów do publikacji. q

Mirosław Skibskiinformatyk, członek Bractwa Gwarków

Wielcy, wybitni i (nie) zapomnianiBractwo Gwarków Związku Górnośląskiego od kilku lat wy-

daje serię popularnych opracowań o wielkich ludziach związa-nych z górnictwem.

W pierwszym zeszycie wydano poemat Hanys Wilhelma Szewczyka, w drugim przedstawiono projektantów kopalń, a  w  trzecim – wielkich organizatorów przemysłu na Górnym Śląsku: Redena, Baildona i Godulę. Zeszyt 4 zawiera krytyczne wydanie Ordunku Górnego, pierwszego dokumentu regulują-

cego warunki pracy i płacy w kopalniach srebra i ołowiu. W ze-szycie  5 przedstawiona została szacowna Politechnika Śląska, a w szóstym – chemicy węgla. Osobne zeszyty poświęcono Ja-nowi Mitrędze i prof. Bolesławowi Krupińskiemu. Dlaczego Jana Pawła II zaliczono w poczet gwarków, wyjaśnia zeszyt 8.

Słowa uznania dla Bractwa Gwarków ZG za trud wydawni-czy i wyrazy szacunku za pamięć o wielkich ludziach śląskiego górnictwa! q

Wydawnictwa Bractwa Gwarków

Page 10: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

10 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

„Szkody górnicze” czy unikalne siedliska przyrody?

Od lat przyzwyczailiśmy się do swoistego rozdwoje-nia jaźni, i nic nie wskazuje na to by ta sytuacja mogła w najbliższym czasie ulec zmianie. Z jed-

nej strony potrzebujemy stale więcej energii: ciepła i prądu elek-trycznego (ostatnie zimne tygodnie wyraźnie obnażyły słabość polskiego systemu energetycznego). Z drugiej strony namięt-nie krytykujemy nasze konwencjonalne źródła energii oparte na węglu. Sytuacja wokół górnictwa węgla kamiennego dodat-kowo uległa skomplikowaniu, gdy bez wyraźnej ekonomicz-nej i społecznej przyczyny (przynajmniej tak odebrała to więk-szość społeczeństwa), rząd godzi się na zamykanie podobno nierentownych kopalń. Społeczeństwo nie zostało poinformo-wane o właściwym podłożu sektora górniczego. W konsekwen-cji doprowadziło to do odwrócenia się społeczeństwa polskiego od spraw górniczych. Zawirowania w innych gigantach prze-mysłu wydobywczego doprowadziły do dalszej izolacji prob-lemów górnictwa na Śląsku i w Małopolsce. Patriarchalne po-czynania rządu w tej kwestii utwierdzają społeczeństwo naszego kraju w przekonaniu, że górnictwo węgla kamiennego powinno w najbliższym czasie się zakończyć – bo rodzi wyłącznie prob-lemy natury społecznej.

Gdzieś na uboczu tych wydarzeń toczy się jednak inne gór-nicze życie. Prywatni przedsiębiorcy górniczy zagospodarowali nieopłacalne dla innych złoża węgla kamiennego pokazując, że górnictwo może być w Polsce dochodowe, a nawet przyno-sić górnikom utraconą dumę z wykonywania tego ciężkiego za-wodu. Prywatne lub sprywatyzowane zakłady górnicze funk-cjonują w oparciu o logikę rynku. Ta zasada daje im możliwość elastycznego reagowania na zmiany ekonomiczne bez nacisku wszechmocnych związków zawodowych.

W latach „smuty” górniczej zamknięto wiele kopalń, likwi-dując niejednokrotnie wielowiekowe tradycje przemysłowe miast Śląska i Małopolski Zachodniej. Jednym z takich obsza-rów jest Trzebińsko – Jaworznickie Zagłębie Przemysłowe – pa-miętające jeszcze czasy CK Austrowęgier.

Tutejsze Zagłębie Przemysłowe słynęło z produkcji cementu. To tutaj opatentowano piec obrotowy do wypalania cementu, który dzisiaj znamy jako „Portlandzki”. To tutaj produkowano energię elektryczną dla Krakowa od końca XIX wieku. Tutaj rozwijał się przemysł rafineryjny i chemiczny. Tu powstawały kopalnie: węgla, dolomitu, piasku podsypkowego.

Żadna z tych dziedzin gospodarki dzisiaj nie funkcjonuje w swej dawnej formie. Nic więc dziwnego, że wraz z upadkiem przemysłu zamknięto również większość lokalnych kopalń.

Przemysł wydobywczy ze swojej istoty ingeruje w naturalne środowisko przyrodnicze. Powodowane zmiany w środowisku, przyjęliśmy nazywać „szkodami górniczymi”. Poniżej podam trzy przykłady gdzie „szkody” przyczyniły się do wzrostu bio-różnorodności i atrakcyjności „zdewastowanych” miejsc w Ja-worznie i Szczakowej.

1. Górnictwo odkrywkowe pozostawia odsłonięte po-wierzchnie, które w Jaworznie ukazuje geologię sprzed po-nad 250 mln lat. Doskonałym obiektem, gdzie można zajrzeć w naszą przeszłość geologiczną jest Ośrodek Botaniczno Geo-

logiczny GEOSFERA w Jaworznie. Tutaj w dawnym wyrobisku dolomitowym możemy podziwiać np. megariplemarki – praw-dopodobnie pozostałość po tsunami na morzu śródlądowym, które w zamierzchłej przeszłości obejmowało tę część Europy. Dzisiaj to miejsce służy edukacji i wypoczynkowi.

2. W czasie, gdy niewielu przyrodników mogło protestować przeciwko depozycji odpadów pochodzących z produkcji ce-mentu w Jaworznie Szczakowej, w majestacie ówczesnego prawa zdeponowano ogromne ilości odpadów wapiennych. Nikt wtedy nie przypuszczał, że miejsce to stanie się idealnym siedliskiem dla wielu rzadkich i chronionych prawem roślin (w tym storczy-ków). To miejsce zwane dzisiaj „Wapniówka” mogłoby być re-zerwatem przyrody, gdyby nie jego niekwestionowane poprze-mysłowe pochodzenie. (fot. 3, 4)

3. Eksploatacja węgla kamiennego prowadzona przez kopal-nię „Siersza” również była wykonywana „niezgodnie z obecnym prawem”. Przyczyniła się w latach 70. XX wieku do potrzymania zanikających walorów przyrodniczych wzdłuż potoku Żabnika. Postępujące osuszenie terenu doprowadziłoby do zaniku rzad-kich w skali Polski siedlisk. Dziś możemy je podziwiać i badać, ale niezręcznie jest nam mówić, że to dzięki kopalni… (fot. 1, 2)

Temat numeru: Górnictwo

Fot. 6 Ogród sensoryczny w Geosferze

Fot. 5 Ogród botaniczny na dnie odkrywki górniczej. Geosfera w Jaworznie

Page 11: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

11www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Fot. 1. Rezerwat przyrody „Dolina Żabnika” Fot. 2. Kozi Bród w Kompleksie leśnym Kolawica – pogórniczy „kanał życia” dla rezerwatu „Dolina Żabnika”

Fot. 3. „Wapniówka” jar na pogórniczej hałdzie Fot. 4 Odsłonięta struktura geologiczna zwału „Wapniówka”

Reasumując. Nie zawsze tak zwane szkody przemysłowe czy górnicze powodują utratę wartości przyrodniczych. Niejedno-krotnie po początkowym skoku zmian następuje regeneracja siedlisk przyrodniczych. W ich wyniku może nastąpić wzmoc-

nienie dotychczasowych wartości przyrodniczych lub uzyska-nie całkiem nowych siedlisk i wartości. Bywa, że nowe wartości są cenniejsze niż te utracone. q

Waldemar Szendera

UWAGA! KONKURS!

Śląskie ausdrukiW kolejnych numerach zamieszczamy rysunki Jacka Siegmunda ilustrujące śląskie zwroty,

powiedzenia, porzekadła, jednym słowem: ausdruki. Zapraszamy do odpowiedzi, jak ten ausdruk

powiedzielibyśmy po polsku i w jakiej sytuacji się go używa.

Najciekawsze odpowiedzi wydrukujemy. Wśród prawidłowych odpowiedzi rozlosujemy

nagrody książkowe.

Odpowiedzi należy nadsyłać na adres: [email protected]; w temacie należy wpisać: ausdruki,

a w treści należy podać imię, nazwisko, wiek i miejscowość.

Dziś kolejny ausdruk: Rajzyfiber!

Rys. Jacek Siegmund

Page 12: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

12 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Dziewięciu milczących boleśnie bohaterów

Świeże rany jeszcze się nie zagoiły. Dotykanie takich tematów jest zawsze trudne i bolesne, zarówno dla tego, kto pisze, jak i tego, kto czyta. Jednakże „Milczący Bohaterowie z Wujka”

zasługują na wpisanie ich do naszego panteonu. Bez zbędnych wstępów przypomnę krótko tę wstrząsającą historię górników, którzy z dnia na dzień zostali bohaterami. Za cenę życia.

Lato 1980 roku w Polsce – dodajmy dla młodego czytelnika: Polsce Ludowej, było gorące i to nie tylko od słońca. Atmosferę podgrzały najpierw podwyżki cen mięsa, a potem fala strajków. Jednak tym razem strajkujący nie wyszli na ulice – zaczęli oku-pację zakładów pracy. I odnieśli zwycięstwo! Po podpisaniu po-rozumień w Gdańsku, Szczecinie, Jastrzębiu-Zdroju i Dąbrowie Górniczej wydawało się, że sytuacja się normalizuje. Zarejestro-wano Związek Zawodowy „Solidarność”, a ludzie uwierzyli w so-cjalizm z ludzką twarzą. Jednak grudzień 1981 roku rozwiał te złudne zapatrywania – na terenie całego kraju wprowadzono stan wojenny. Rozpoczęła się wojna polsko – polska. Władze ko-munistyczne desperacko broniły stanu posiadania zagrożonego przez dziesięciomilionowy opozycyjny ruch społeczny zwany „Solidarnością”. Fala aresztowań rozlała się po całym kraju, na ulice wyjechały czołgi i wozy opancerzone. Mimo zaskocze-nia wiele zakładów stawiało opór – najwięcej protestów lub też prób ich zorganizowania odnotowano na Górnym Śląsku i w Za-głębiu Dąbrowskim. Tam było ich około 50… Milicja i wojsko dokonywały szybkich interwencji – zaraz po 13 grudnia spacy-fikowano tu 12 zakładów, jednak wtedy jeszcze nikt nie zginął.

Na kopalni Wujek, po aresztowaniu przewodniczącego za-kładowej Solidarności Jana Ludwiczaka, a następnie brutal-nym pobiciu kilku członków związku, górnicy postanowili także przyłączyć się do strajku. Domagali się uwolnienia inter-nowanych, zniesienia stanu wojennego, przestrzegania porozu-mień jastrzębskich… 14 grudnia większość załogi podjęła decy-zję o strajku, 15 grudnia zaś w Urzędzie Wojewódzkim zapadła inna decyzja – o pacyfikacji kopalni. W tym czasie na terenie kopalni górnicy budowali barykady z załadowanych węglarek, zbroili się w pręty i kawałki płaskowników. Dla obrony. „Sytua-cja była napięta” – wspomina uczestnik wydarzeń Adam Skwira. „(…) znaliśmy historię pacyfikacji wielu kopalń z terenu najbliż-szej okolicy, jak również wiedzieliśmy już wieczorem 15, że zo-stała użyta broń na kopalni Manifest Lipcowy”.

16 grudnia oddziały milicji, wojska i ZOMO dokonały bru-talnej pacyfikacji kopalni „Wujek”. Użyto czołgów, helikoptera, armatek wodnych, wozów bojowych, wyrzutni gazu, granatów z gazem łzawiącym, pałek… A potem pluton specjalny ZOMO z odległości 20 metrów otworzył ogień do grupy górników, któ-rzy na ten moment nie stwarzali dla funkcjonariuszy żadnego zagrożenia. „Bardzo cicho zrobiło się na terenie kopalni. Jak po-biegłem w tamtą stronę, to już było właściwie po wszystkim. Wtedy któryś tam z kolegów zadzwonił do dyrektora, że mamy zakładników, żeby jednak przerwali ten ogień. I przerwano ten ogień. I w tym momencie ja się dowiedziałem, że są zabici” (Lu-dwik Karmiński).

Karetkom przysłanym na pomoc górnikom milicja utrud-niała dostęp. Lekarze i personel medyczny byli wywlekani i bici, tak samo ich pacjenci… Bezsilna złość i okrucieństwo dotknęła zarówno uczestników wydarzeń jak i okoliczną ludność, a także

tych, którzy nieśli im pomoc. Pacyfika-cja zakończyła się wieczorem, po roz-mowach z dyrektorem kopalni. Strajk zakończono. Do czterech katowickich szpitali trafiło 43 górników – w tym 22-24 z ranami postrzałowymi, wielu zatrutych gazem lub z  chemicznym uszkodzeniem wzroku. Dziewięciu nie wróciło do domu. Nigdy.

„A gdy się zakończyła krwawa rzecz,Kiedy wokół kopalniKordon rozciągnięto,Święta Barbórka na trzymanySpojrzała w dłoni mieczI pożałowałaŻe jest kobietąI świętą…”. Kazimierz Winkor

Józef Czekalski. 48-letni cieśla górniczy, ojciec 19-letniej Aliny. Zgi-nął od kuli w serce. Otrzymał też po-strzał w brzuch i stopę.

„Próbowałam się przedostać do ko-palni, bezskutecznie. (…) Usłyszałam, jak koło mnie jeden z górników mówi ‘Ten, co się światła palą tam naprze-ciwko, też zginął’ – i pokazał moje okno. (…) Wciąż tam wracam i  pa-trzę, gdzie go te kule dosięgły? Taki spokojny, zrównoważony człowiek, 24 lata przepracował pod ziemią”.

Róża Czekalska, żona

Józef Krzysztof Giza. Miał 24 lata. Jego ojciec zmarł w 1970 roku i matka sama wychowywała szóstkę dzieci. Józef postanowił wyjechać z rodzin-nego Tarnogrodu i zacząć pracę w ko-palni. Śmierć odnalazł po czterech la-tach pracy – kula trafiła Go najpierw w rękę, więc wrócił do kolegów z opa-trunkiem. Po chwili jednak dostał w szyję. I tego już nie przeżył.

„…moja siostrzenica Stasia powie-działa do mnie tak: ‘Wiesz ciociu, jaka byłam dumna, kiedy pani na cmentarzu powiedziała, że Krzy-sio to mój wujek? Wszystkie dzieci patrzyły na mnie z zazdroś-cią! ’ Ja też jestem dumna ze swego brata. Bardzo dumna – tylko stale płaczę”.

Małgorzata Giza, siostra

Joachim Józef Gnida. Pogrzeb odbył się dokładnie w rocz-nicę jego 29 urodzin. Niedługo, bo w tym samym roku, poszła za nim jego matka. Po postrzale w głowę walczył o życie jesz-

Historia pisana krwią

Page 13: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

13www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKcze dwa tygodnie. Pozostawił dwulet-nią córeczkę.

„Ponieważ syn nie zginął na miej-scu, synowa miała ogromne trudności w uzyskaniu renty rodzinnej dla nie-letniej córki, naszej wnuczki. Po dłu-gich tarapatach otrzymała niewiele, a w 1985 roku wyjechała do Niemiec i do kraju nie powróciła. Tu, na ziemi polskiej pozostała więc tylko jego mo-giła”.

Eryk Gnida, ojciec

Ryszard Józef Gzik. Miał 35 lat, pochodził z Radomska, a na „Wujku” przepracował 4 lata. Kula przeszyła mu głowę. Żona czekała całą noc i dopiero następnego dnia, kiedy za-częła poszukiwania, dowiedziała się w kopalnianym biurze o śmierci męża. Córka miała wtedy 11 lat.

„Kochałam ojca nad życie. Serce ma swoje argumenty, których nie zna rozum. Szczególnie zapamiętałam ojca jako miłośnika kwiatów i przy-rody”.

Agnieszka, córka

Bogusław Wiesław Kopczak. Lat 28, katowiczanin, ojciec 10-letniej Kasi. Przepracował na „Wujku” nie-cały rok. Kula przeszyła wątrobę…

„Powiedział: Kochanie, mam iść do pracy czy nie mam iść do pracy, a ja powiedziałam – jak będzie bu-melka, to nic nie zapłacą. Idź do pracy, a w razie czego, jeżeli będą strajkować, wyjdź… jak to niektórzy robili…”.

Teresa Kopczak, żona

Andrzej Józef Pełka. Najmłod-szy z dziewięciu, 19-letni cieśla górni-czy, kawaler. Kule przeszyły mu płuco i głowę. Zmarł w  szpitalu wzywając matkę… Pozostawił w Niedośpielinie rodziców i dwóch młodszych braci. Jeden z nich odwiedzał Andrzeja co tydzień, ale w związku z wprowa-dzeniem stanu wojennego tym razem nie przyjechał.

„Nie mogę sobie darować, gdybym pojechał, może bym Go wyciągnął z kopalni… a może sam bym tam został, różnie mogło być…”.

Bogdan Pełka, brat

Jan Paweł Stawisiński. 21-letni kawaler z Wybrzeża. Postrze-lony w głowę, brutalnie pobity i wrzucony do karetki, walczył o życie do 25 stycznia. Jego siostra wspomina, że matka prze-czuła że coś się stało, zanim nadeszły jakiekolwiek wiadomości.

„(…) widok Janka był wstrząsający. Całe ciało pobite, głowa przestrzelona – opieka lekarska prawie żadna. Lekarz dyżurny nonszalancko mi oświadczył, że to już trup. Potrzeba było interwen-cji – na jaką może się zdobyć tylko matka umierającego dziecka – żeby przewieźć syna na oddział reanima-cyjny Szpitala Górniczego w Ochojcu. Zatrudniłam się tam jako salowa, czu-wałam przy Nim dzień i noc, koledzy zdobywali lekarstwa…”.

Janina Stawisińska, matka

Zbigniew Marian Wilk. Piłkarz „Rozwoju” Katowice, kawaler Brązo-wego Krzyża Zasługi, ojciec 5-letniej Magdy i  3-letniego Marcina. Przeżył 30 lat zanim kule ZOMO nie przeszyły mu serca, płuc i nogi.

„Kiedy kazałam Zbyszkowi wra-cać do domu, to powiedział, że prze-cież cała Polska walczy, strajkuje, i oni tak samo to robią”.

Elżbieta Wilk, żona

„Ojciec był dla mnie wzorem do naśladowania. Zawsze po-godny, uśmiechnięty, zachęcał do porannych biegów po zdro-wie. Pamiętam to dobrze, chociaż byłam jeszcze mała. (…) ‘Bądźcie ufni, ufne serca biją dłużej’. Ten aforyzm szedł z Nim przez życie, nam pozostał po Jego śmierci”.

Magdalena, córka

Zenon Zając. Najmłodszy z sześ-ciorga rodzeństwa, 22-letni kawaler z Wolsztyna. Chciał być rolnikiem i po-zostać w rodzinnym gospodarstwie, a do Katowic przyjechał po to, żeby ze-brać na to fundusze. Regularnie wysy-łał rodzicom pieniądze i tak powstały już fundamenty nowego domu, które do dziś stoją niedokończone… Kula trafiła Go prosto w serce.

„Czas zagoił rany, już nie płaczę za Nim, jak dawniej, bo pew-nej nocy przyśnił mi się i powiedział ‘Mi tu dobrze, mamo’. Codziennie modlę się za Niego, i łatwiej mi, bo wiem, że jest szczęśliwy w niebie”.

Helena Zając, matka

To niesprawiedliwe, że życie człowieka, jego charakter, myśli, działania, dokonania, marzenia i pasje można zamknąć w kilku obojętnych zdaniach – urodził się, żył i umarł. A to, kim był i jaką pustkę po sobie pozostawił, jest nieopisywalne.

Jedyne, co możemy zrobić, to żyć tak, aby ich śmierć nie po-szła na marne. Bo wolność, za którą zginęli, jest nie tylko dana, ale i zadana.

Pamiętajmy o tym. Dla nich. q

Anita WitekCytaty i wiersz pochodzą z materiałów Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności oraz publikacji „Idą pancry na Wujek”.

Page 14: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

14 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Jest w orkiestrach dętych jakaś siła…Rondo im. Piastów Śląskich w Mysłowicach-Wesołej. Zale-

dwie kilkadziesiąt metrów dalej, jadąc w kierunku Ławek i Lędzin, za betonowym płotem znajdują się niskie kopal-

niane budynki. Jasnozielony, intensywny kolor sprawia, że wyróż-niają się na tle szarego i smutnego późnozimowego krajobrazu. Tablica z napisem i ogromną strzałką wskazuje miejsce, w którym mieści się siedziba i odbywają się próby dwóch utytułowanych or-kiestr – dętej KWK „Mysłowice-Wesoła” i  rozrywkowej „Happy Big Band”. Jestem umówiona z ich dyrygentem Mirosławem Ka-szubą w środowe popołudnie o godz. 16.00. Kilka minut wcześniej przed bramą pojawia się mój rozmówca. Po raz pierwszy widzę go w  „cywilnym ubraniu”, a nie w mundurze górniczym czy fraku. „Zapraszam do naszej siedziby. Wejdziemy od drugiej strony. Wie Pani, przepisy przeciwpożarowe. Musimy mieć dwa wejścia” – tłu-maczy.

Orkiestry mają do dyspozycji dwie sale do prób. Wystarczy rzut oka by stwierdzić, że panuje w nich bardzo przyjemna atmosfera. Porozstawiane instrumenty i stojaki na nuty wypełniają wnętrze pomieszczeń, a na ścianach wiszą dyplomy, podziękowania i zdję-cia z imprez, na których występowały orkiestry. W biurze dyry-genta zwraca uwagę kilkadziesiąt pucharów świadczących o do-robku artystycznym.

Wszystko zaczęło się w Rudzie ŚląskiejZespół rozrywkowy istnieje od 1990 roku, ale początkowo

„Big Band” był związany z KWK „Śląsk”. We wrześniu 1988 roku świeżo upieczony magister katowickiej Akademii Muzycznej Mi-rosław Kaszuba trafił do Rudy Śląskiej. Akurat był wakat na stano-wisku kapelmistrza ówczesnej orkiestry górniczej i to tam zaczął – jak mówi – „budować od zera zespół rozrywkowy”. Po dwóch la-tach, czyli w 1990 roku, stworzył „Big Band”. „W tym roku uświa-domiłem sobie, że będę miał 30 lat pracy z orkiestrą dętą. Zmoty-wował mnie do tego mój profesor, kompozytor i instrumentator, nieżyjący już Józef Szwed. To on zaproponował mi żebym poszedł w kierunku dyrygentury tym bardziej, że skończyłem takie studia” – opowiada nasz rozmówca.

W Kochłowicach pracował do 31 grudnia 2004 roku. Wtedy to połączono kopalnię „Śląsk” z „Wujkiem”. Mirosław Kaszuba został służbowo przeniesiony na mysłowicką kopalnię „Wesoła”. Przez kilka miesięcy pracował z odchodzącym na emeryturę ka-pelmistrzem Janem Grzybkiem. „Dość szybko zaaklimatyzowa-

łem się w Mysłowicach, bo znalazłem tutaj podatny grunt na działalność muzyczną. W 2005 roku kochłowi-cki „Big Band” przyszedł za mną. Jed-nym z takich przykładów jest perkusi-sta Adam, który jako kilkunastoletni bajtel, uczeń chorzowskiej szkoły mu-zycznej grał w rudzkiej orkiestrze, a potem przeniósł się do Mysłowic” – wspomina dyrygent.

W rodzinie Kaszubów tradycje mu-zyczne istnieją od kilku pokoleń. Jego ojciec i dziadek grali na trąbce. Nikt jednak nie był kapelmistrzem. Teraz muzykuje już czwarte pokolenie rodziny Kaszubów. Jego sy-nowie grają w orkiestrze górniczej i w „Happy Big Bandzie”. Jednak nie każdy z muzyków może grać tu i tu. Zaledwie kilkudziesięciu z nich – z liczącego ponad sto osób składu – występuje wymiennie w orkiestrze dętej i rozrywkowej. „Muzycy muszą mieć pewne pre-dyspozycje żeby grać w big bandzie, bo tam jest potrzebna okre-ślona stylistyka i dużo wyższe umiejętności” – tłumaczy dyrygent.

Muzycy z całego województwaPrzekrój wiekowy członków zespołu jest dość duży. Najmłodsi

muzycy mają zaledwie kilkanaście lat i są uczniami podstawowych lub średnich szkół muzycznych. Najstarsi liczą 80 lat. „Przychodzi dużo młodzieży, garną się do grania” – mówi zadowolony Miro-sław Kaszuba. „Czasami jest tak, że kończą podstawową czy śred-nią szkołę muzyczną i nie kontynuują nauki w tym kierunku, ale po paru latach przychodzi refleksja – żal, że tyle poświęcili mu-zyce i nie wykorzystują swoich umiejętności. W dzisiejszych cza-sach największą popularnością wśród chłopaków cieszy się trąbka, saksofon i klarnet. Dziewczyny grają na flecie i saksofonie”. Sakso-fonistką jest jaworznianka – pani Ania, na co dzień nauczycielka angielskiego w  jednej z katowickich szkół. „Muzyka przewijała się w mojej rodzinie, ale generalnie nie była ona jakoś szczególnie umuzykalniona. Ja się uparłam. Zaczęłam przygodę z ‘Happy Big Bandem’ mając 16 lat. W sumie już 7-8 lat jestem związana z or-kiestrami”. Jak sama przyznaje, pogodzenie nauki na filologii an-gielskiej z muzyką to nie lada wyzwanie i wyrzeczenie. Dojeżdżała na próby środkami komunikacji miejskiej. Spędzała w autobusach kilka godzin przemierzając w obie strony po 70 km.

Kiedy praca jest radością…

Page 15: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

15www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKW mysłowickich orkiestrach grają mieszkańcy z całego woje-

wództwa – i to zarówno z Górnego Śląska (Mysłowice, Katowice, Ruda Śląska, Piekary Śląskie, Siemianowice Śląskie, Chorzów, Ty-chy), jak i z Małopolski (Jaworzno) i z Zagłębia Dąbrowskiego (Sosnowiec, Będzin, Czeladź). „Ci z Zagłębia – mówiąc kolokwial-nie – mają przekichane” – śmieje się Mirosław Kaszuba. „Naj-pierw mówię ‘jutro przyłażymy na pogrzeb w mantlach’. A potem dodaję ‘ci zza Przemszy jutro przychodzą w płaszczach’. Oczywi-ście nikt się nie obraża, bo takie słowa są traktowane w katego-riach żartów, a nie złośliwości mających doprowadzić do jakiegoś konfliktu. Zresztą zabawnych sytuacji jest znacznie więcej. Zwłasz-cza podczas wyjazdów. Parę lat temu orkiestra dęta została zapro-szona na festiwal do Norwegii, do niewielkiej miejscowości Hamar niedaleko Lillehammer. W  konkursie wzięły udział 162 kapele. „To było kilka lat przed olimpiadą w Lillehammer [zimowe igrzy-ska olimpijskie w Lillehammer odbyły się w 1994 roku – przyp. aut.]. Dopiero budowano obiekty sportowe. Orkiestry spały w róż-nych miejscach. My byliśmy zakwaterowani w szkole. Jeden z na-szych kolegów tak chrapał w nocy, że cała sala nie umiała spać. Wynieśliśmy go na zewnątrz” – mówi z uśmiechem na twarzy dy-rygent. Teraz z powodu zagrożenia terrorystycznego w Europie jest znacznie mniej festiwali dla orkiestr. „Byliśmy zaproszeni do An-glii, ale impreza została odwołana z powodu ogromnych kosztów ochrony. Wystarczy 10-12 orkiestr plus publika by na imprezie po-jawiło się kilkaset osób”.

Policjant, dyrektor, wynalazca i pracownik naukowyMuzycy mysłowickich orkiestr otrzymują niewielkie wynagro-

dzenie. Jak jednak dodaje Mirosław Kaszuba nie są to pieniądze, z których można się utrzymać, raczej to taki dodatek do podsta-wowego zatrudnienia. W mysłowickich orkiestrach grają ucznio-wie szkół średnich, jest też policjant, dyrektor siemianowickiego Domu Pomocy Społecznej, muzyk z Zespołu Pieśni i  Tańca „Śląsk”, pracownik naukowy – wynalazca, który dojeżdża na próby aż z Krakowa, gdzie obecnie mieszka. Kiedyś w  orkiestrze grał trębacz – uzdolniony fizyk i matematyk. Młody chłopak zdawał do szwedzkiej akademii technicznej. Pozostało ich w ostatnim eta-pie trzech i to on został przyjęty. Dziekan powiedział, że wszyscy byli uzdolnieni, ale wybrali jego – muzyka, bo każdy naukowiec musi mieć też inne zainteresowania. On ich zachwycił opowieś-ciami o swoim hobby – o trąbce, o orkiestrze i koncertach. To był punkt, który przeważył na jego korzyść.

Działalność orkiestr wspierają częściowo kopalnia i miasto. „Zabiegamy o to żeby Polska Grupa Górnicza jako centrala też pomogła. Najważniejsze jest mieć wsparcie finansowe, sponso-rów. W tym przypadku muzykę można porównać do sportu. Tam, gdzie są finanse to zawsze jest dobra drużyna, a tam gdzie ich nie ma to jest zawsze gorzej. Chodzi nam głównie o to żeby utrzymać wysoki poziom, który osiągnęliśmy. To jest efekt wieloletniej pracy. Mamy bardzo dobrą orkiestrę dętą i bardzo dobry big band. Chcie-libyśmy utrzymać te tradycje na Górnym Śląsku. Orkiestr górni-czych, miejskich, parafialnych czy prywatnych jest tutaj bardzo dużo. Zawsze się tym szczyciłem, chwaliłem, że jestem z regionu, w którym – na małym skrawku – było tyle orkiestr co w pozostałej, całej Polsce” – mówi dyrygent Mirosław Kaszuba.

Koncerty gwiazd polskiej estrady z „Happy Big Band”„Happy Big Band” koncertował w towarzystwie takich zna-

nych polskich artystów, jak: Artur Andrus, Hanna Banaszek, Ewa Bem, Andrzej Dąbrowski, Robert Janowski, Jerzy Milian, Krystyna Prońko, Ryszard Rynkowski Mieczysław Szcześniak, Ewa Uryga, Zbigniew Wodecki czy Stachursky. „Jest to dla nas mobilizacja i prestiż, bo występujemy z gwiazdami polskiej sceny muzycznej. Bardzo miło wspominam tę współpracę. Artyści, którzy nas jesz-cze nie znają, bo nie mieli okazji z nami grać czasami sceptycznie pytają ‘co to za big band?’, ‘skąd oni są?’. Wtedy zwykle proponuję żeby menadżer albo sam artysta posłuchał naszych nagrań, odwie-dził stronę internetową, na której znajdzie informacje co gramy,

jak gramy i gdzie gramy. To wystarcza by ich przekonać. Na kon-cercie zawsze bardzo pochlebnie się o nas wypowiadają. Mówią o ogromnym zaskoczeniu, że w  Mysłowicach istnieje big band na takim poziomie” – mówi dyrygent.

Również producenci popularnego programu „Jaka to melo-dia? ” trzy razy (2006, 2007, 2016) zaprosili „Happy Big Band” do współpracy. „W 2016 roku, gdy jechaliśmy do studia zepsuł się autobus. Na szczęście 200 m przed telewizją. Program jest fajnie prowadzony, bo publiczność bardzo spontanicznie reaguje na mu-zyczne elementy. Zresztą w Warszawie górniczy mundur z czerwo-nymi pióropuszami to jest jakaś egzotyka”.

W styczniu tego roku z „Happy Big Bandem” koncertował pre-zydent miasta Edward Lasok i prezes Izby Rzemieślniczej oraz Ma-łej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach – prof. Jan Klimek. Był to duet na dwa akordeony z akompaniamentem orkiestry.

Występy w Cornegie Hall i Sydney Opera HouseTak jak już wspominaliśmy orkiestry występowały nie tylko

w Polsce, ale również w Europie, Stanach Zjednoczonych i w Au-stralii. W Nowym Jorku „Happy Big Band” koncertował w jed-nej z najsłynniejszych sal – Cornegie Hall. Startował w konkur-sie, a do rywalizacji stanęły orkiestry z całego świata. „Do tej pory to był nasz najbardziej spektakularny występ” – wspomina Miro-sław Kaszuba. „Już sama Cornegie Hall, na otwarciu której kon-certował sam Piotr Czajkowski robi piorunujące wrażenie. Panuje tam niesamowity klimat – wnętrza i garderoby są niesamowite, ozdobione zdjęciami artystów światowej klasy. Można powiedzieć, że w jaskini lwa zdobyliśmy pierwszą nagrodę”.

Trzeba jednak pamiętać również o tym, że już do samego kon-kursu organizatorzy zapraszają znakomite orkiestry. Dla mysłowi-czan przepustką był występ – kilka lat wcześniej – w australijskiej Sydney Opera House, gdzie zdobyli pierwsze miejsce. To właśnie tam wpadli w ucho jednemu z organizatorów konkursu w Nowym Jorku. Przysłał dla „Happy Big Bandu” zaproszenie, poprosił o ak-tualne nagrania, ale już wiedział, że jest to bardzo dobra orkiestra z Polski.

Z Australią związanych jest kilka wydarzeń, które mocno utkwiły w pamięci Mirosławowi Kaszubie. Sama podróż zajęła muzykom 48 godzin. „Pierwsza niespodzianka spotkała nas w au-striackich liniach lotniczych, którymi lecieliśmy z Wiednia. Pode-szła do nas po stewardessa i zaczęła recytować wiersze… Jana Brze-chwy po polsku. Potem rozmawialiśmy z nią po angielsku i okazało się, że ona zapamiętała z dzieciństwa tylko te wierszyki, które jej czytała babcia. Nie umiała mówić po polsku, ale recytowała świet-nie”. W Canberze – stolicy Australii – muzyków zaprosiło na grilla polskie małżeństwo. Przesympatyczna wizyta przeciągnęła się do rana. Orkiestra mieszkała u księdza na parafii. „Była tam ku-charka, pani Zosia, która od razu zaznaczyła ‘godejcie mi Zośka’. Pochodziła z Zakopanego. Kiedy wspomnieliśmy, że wędrujemy po Tatrach od razu się rozpłakała”. Wyjazdy do Stanów Zjednoczo-nych i Australii częściowo sponsorowało górnictwo, a częściowo też sami muzycy.

Zasłużony dla miasta MysłowiceNajwiększą trudność sprawia dyrygentowi ogarnąć ludzi orga-

nizacyjnie. Prozaiczna sprawa – pogrzeb. Trzeba z dnia na dzień szybko zebrać ludzi. „Gdyby była to etatowa orkiestra dęta to miał-bym ją pod ręką, a to są ludzie, którzy grają w większości z zami-łowania niż z obowiązku. W lutym, kiedy panowały siarczyste mrozy bałem się żeby podczas pogrzebów wszystko było jak na-leży, bo przy niskich temperaturach instrumenty zamarzają” – tłu-maczy dyrygent.

Praca Mirosława Kaszuby została doceniona przez władze My-słowic. Podczas nadzwyczajnej sesji Rady Miasta w lutym 2016 roku dyrygent został uhonorowany tytułem „Zasłużony dla miasta Mysłowice”. „Przede wszystkim było to dla mnie ogromne wyróż-

Page 16: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

16 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

nienie. I ze wszystkich dotychczas otrzymanych to sobie cenię naj-bardziej” – mówi nasz rozmówca.

„Jest w orkiestrach dętych jakaś siła…” – śpiewała przed laty Halina Kunicka. I na pewno coś w tym jest. Wystarczy posłuchać mysłowickich zespołów, by się o tym przekonać. q

Mirella Dąbek

W kuluarachPodczas występów orkiestry kapelmistrz trzyma buławę. „Jak

mam 50-osobową orkiestrę to każdy muzyk musi z daleka wi-dzieć kiedy rozpocząć. Dlatego kapelmistrz trzyma ją tak wy-soko i narzuca nią tempo gry” – tłumaczy Mirosław Kaszuba. Orkiestrą w marszu dyryguje tamburmajor. Buława na pierw-

szy rzut oka wydaje się ciężka. Tymczasem jest lekka. „Teraz robią buławy trochę krótsze, nie są takie długie żeby tambur-major łatwiej mógł nią podrzucać. Moja buława jest podkle-jona, ponieważ już dwa razy dostała… piłką. Raz, gdy graliśmy przed meczem na Stadionie Śląskim spadła na nią futbolówka. W grudniu zeszłego roku występowaliśmy w Spodku przed meczem siatkarskim GKS Katowice – Resovia Rzeszów. Któ-ryś z zawodników tak mocno uderzył piłkę, że ta leciała prosto na mojego trębacza. Musiałem go obronić buławą. Gdyby piłka uderzyła w trąbkę, to ta mogłaby wybić muzykowi zęby. Myślę, że do trzech razy sztuka i wkrótce będą musiał kupić nową” – śmieje się Mirosław Kaszuba.

Fotoreportaż

Fot. Dawid Fik

Happy Big Band w obiektywie Dawida Fika

dokończenie ze str. 15

Page 17: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

17www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKFundacja Rodzin Górniczych

Pomóż poszkodowanym przez górnicze tragediePodstawowe założenia działalności FundacjiPoczątkowo zakładano, że pomoc Fundacji może dotyczyć

tylko rodzin, w których mąż, ojciec zginęli w wypadkach w ko-palniach. Pomoc powinna polegać na przekazywaniu uczącym się dzieciom i młodzieży stypendiów, rodzinom jednorazowej po-mocy materialnej, a także na organizacji darmowych wycieczek i wczasów wypoczynkowych. W miarę rozwoju Fundacji, od roku 2007 zakres pomocy rozszerzono, obejmując nią także inwalidów górniczych i rodziny górnicze będące z różnych powodów w trud-nych życiowych sytuacjach. Świadczona pomoc objęła leczenie i rehabilitację.

Środki finansowe FundacjiŚrodki finansowe na potrzeby rodzin górniczych są pozyskiwane:• ze składek członków Zgromadzenia Fundatorów,• z dobrowolnej miesięcznej składki pracowników górnictwa,• ze składek innych darczyńców przekazywanych w formie jed-

norazowej lub okresowej.Fundacja przejmuje także oferowane dobra materialne, jakie

mogą być przekazywane podopiecznym w ramach potrzeb zwią-zanych z remontami, czy wyposażeniem mieszkań.

W okresie 20 lat działalności darczyńcami Fundacji zostało kil-kanaście tysięcy pracowników górnictwa, a także przeszło tysiąc sponsorów instytucjonalnych i osób fizycznych spoza górnictwa.

Osiągnięcia FundacjiW okresie 20 lat działalności podstawowe osiągnięcia Funda-

cji to:Pomoc dla ponad 5000 osób. Przekazano na ich rzecz przeszło

30,5 mln zł.Niezależnie od wpłat pieniężnych świadczenia przekazywane

były w formie:– pomocy w uzyskaniu pracy, mieszkania,– umożliwienia rozpoczęcia studiów wyższych ze zwolnieniem

z opłaty czesnego,– pomocy w przeprowadzeniu remontu mieszkania,– pomocy w dostępie do leczenia zdrowotnego, itp.

Świadczenia stypendialne dla uczących się dzieci i  mło-dzieży

Fundacja od roku 2010 wypłaca stypendia socjalne, naukowe oraz specjalne dla osób niepełnosprawnych. Wysokość stypen-diów przekazywanych przez Fundację to 150-600 zł/miesiąc. Wy-płacono już ponad 20 000 stypendiów.

W roku 2008 wypłacono 280 stypendiów, obecnie Fundacja wy-płaca ponad 115 stypendiów miesięcznie. Pozytywnie załatwiane są wszystkie wnioski spełniające kryteria regulaminowe.

Jednorazowa pomoc finansowaPotrzebującym rodzinom, na ich uzasadniony wniosek jest

przekazywane wsparcie w postaci jednorazowej zapomogi w wy-sokości do 5000 zł rocznie. Rodziny dotknięte tragiczną śmiercią górnika w czasie pracy otrzymują jednorazową pomoc w wysoko-ści do 6000 zł.

Wycieczki krajoznawcze, warsztaty wypo czyn ko wo-edu-kacyjne

W okresie letnich i zimowych wakacji szkolnych są organizo-wane dla uczących się podopiecznych Fundacji kolonie i zimowi-ska. Wypoczywało już ponad 2000 osób. Niektóre wyjazdy mają charakter wypoczynkowo-edukacyjny, ponieważ prowadzone są na nich zajęcia z plastyki, języków obcych, tańca towarzyskiego, fotografii, żeglarstwa, nauki jazdy na nartach.

Szanowni Przyjaciele i Sympatycy Fundacji!Wskazując na osiągnięcia Fundacji, mamy nadzieję zwrócić Wa-

szą uwagę na problemy rodzin górniczych pozostających w trud-nej życiowej sytuacji, szczególnie spowodowanej ciągle zdarzają-cymi się górniczymi tragediami, a także zamieszkującymi rejony, gdzie zmiany w gospodarce krajowej spowodowały likwidację ko-palń i pozostawienie wielu ludzi bez należytych środków do życia.

Nasz adres:FUNDACJA RODZIN GÓRNICZYCH W KATOWICACHORGANIZACJA POŻYTKU PUBLICZNEGOUL. POWSTAŃCÓW 30, 40-039 KATOWICETEL. 32 757-26-08 [email protected] 0000127003 NIP 954-21-96-375PKO BP 41 1020 2313 0000 3802 0349 5611www.fundacjafrg.pl

Ryszard Wyględacz

Page 18: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

18 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Polskie górnictwo kołem zamachowym Europy

Moja rodzina związana jest z górnictwem od trzech po-koleń. Mój ojciec i dziadek byli górnikami, ja jestem górnikiem, mój najstarszy syn też ma wykształce-

nie górnicze i pracuje jako inżynier przy projektach Balamary w Polsce. W latach 70. ubiegłego wieku, jako młody człowiek wyjechałem do Australii w ślad za ojcem, który pracował w tam-tejszych kopalniach od jakiegoś czasu. Przez spędzone tam lata udało mi się zdobyć solidną bazę wiedzy i doświadczenia. Pra-cowałem w największych i najnowocześniejszych na świecie za-kładach górniczych takich jak Mt. Keith, należącym do spółki Western Mining, North Limited, Dominion Mining, zajmu-jąc kolejno coraz wyższe stanowiska kierownicze i poszerzając wiedzę z zakresu najnowszych technologii wydobycia, proce-dur bezpieczeństwa oraz skutecznych metod zarządzania po-zwalających maksymalizować wyniki przedsiębiorstwa przy jednoczesnym zmniejszaniu kosztów i ryzyka wypadków przy pracy kopalni. Nigdy nie zapomniałem o polskich korzeniach i kiedy zbudowałem firmę z potencjałem do wykorzystania zdo-bytej wiedzy, zdecydowałem się na inwestycję w ojczyźnie oraz powrót do Polski. Tak powstały projekty „Nowa Ruda Węgiel Koksujący” w rejonie Dolnego Śląska oraz „Sawin” na Lubel-szczyźnie. Wraz z zespołem specjalistów Balamary od 5 lat rea-lizujemy kolejne etapy tych projektów, zbliżając się do urucho-mienia światowej klasy kopalni zlokalizowanych tutaj, w Polsce.

Węgiel jest wciąż bardzo cenionym surowcem energetycz-nym na całym świecie. W chwili obecnej Europa boryka się ze znacznym deficytem węgla i zmuszona jest do kosztow-nego importu. Sytuacja ta dotyczy także Polski, która sprowa-dza węgiel zza granicy, w tym z Rosji. Znakomita większość wę-gla w Europie zalega w polskich złożach i czeka na wydobycie. Uważam, że Polska z powodzeniem mogłaby wypełnić lukę po-dażową w Europie oraz zapewnić wewnętrzne bezpieczeństwo energetyczne na kolejne 20-30 lat osiągając przy tym wymierne korzyści. Polska obecnie wydobywa około 70 milionów ton rocznie. Przy obecnych warunkach panujących w Europie na te-renie Polski może działać w sposób całkowicie bezkonfliktowy,

bez ubiegania się o rynek zbytu czy finansowania i zasoby ludzkie gór-nictwo prywatne oraz państwowe, działające na dotychczasowych za-sadach. Górnictwo prywatne mo-głoby przyczynić się do podwoje-nia zdolności produkcyjnych kraju wpływając bezpośrednio na inwe-stycje w sektorze oraz stworzenie tysięcy miejsc pracy. Pośrednie ko-rzyści z tej działalności przełożą się na rozwój transportu kolejowego, zwiększenie obłożenia eksporto-wego polskich portów, zapotrzebowania na stal etc. Całość tych zmian spowoduje powstanie kolejnych miejsc pracy tworzo-nych w działalnościach około górniczych jak i w praktycznie każdej branży związanej z zaspokajaniem potrzeb nowo zatrud-nionych ludzi.

W związku z rozwojem technologii energetycznych i poli-tyką klimatyczną w Europie i na świecie dążącą do ograniczenia zużycia tego surowca uważam, że węgiel może stać się dobrem niezbywalnym w przeciągu następnych 20-30 lat. Naturalnie sytuacja ta dotyczy głównie węgla energetycznego. Życie wę-gla koksującego wykorzystywanego w przemyśle zapewne po-trwa znacznie dłużej. Przed Polską stoi historyczna szansa, aby wypełnić lukę podażową na rynku węgla kamiennego w Polsce i całej Europie. Niechaj nasz polski węgiel będzie paliwem przy-szłości dla całej Europy. Pamiętajmy, że 100% z zera zawsze jest zerem, zatem nie leży w interesie Polski zachowawcza postawa w kwestii budowania nowych możliwości wydobywczych węgla w naszym kraju.

Budujmy polskie górnictwo! q

Derek LenartowiczDerek Lenartowicz jest prezesem wykonawczym Grupy Balamara

Resources Limited, australijskiego przedsiębiorstwa sektora górni-czego.

Historie starymi pocztówkami pisane…

Górnictwo śląskie na pocztówkach i nie tylko…Od kiedy pod koniec XIX wieku karty pocztowe zostały opa-

trzone ilustracją i stały się widokówkami, wydawcy poszukiwali coraz to nowych motywów, które można by było umieścić na po-cztówkach. Najczęściej prezentowano okazałe gmachy, takie jak ratusze i kościoły, budynki urzędów, a także pomniki. Na Górnym Śląsku bardzo popularne były także krajobrazy przemysłowe, pre-zentujące huty i kopalnie.

Pierwotne karty litograficzne pokazywały kopalnię w bardzo sielankowy sposób – były to bowiem odwzorowania artysty – gra-fika. Lecz już pod koniec XIX i na początku XX wieku rozwój tech-nik fotograficznych spowodował, że praca górników została poka-zana w sposób bardziej realistyczny.

Jednym z najbardziej znanych fotografików śląskich, a jedno-cześnie wydawców kart pocztowych, był Max Steckel. Urodził się on w 1870 roku we Frankfurcie nad Odrą, ale od 1891 roku, gdy

przybył do Królewskiej Huty (ów-cześnie Konigshutte O.S.) swe życie związał z  Górnym Śląskiem. Stał się mistrzem i prekursorem fotografii przemysłowej, zdobywał także liczne nagrody za fotografowanie przyrody.

Dzięki jego pracom, a także pra-com innych śląskich fotografików i  wydawców, prezentowanym za-równo w formie książkowej jak i w formie licznych widokówek, mo-żemy dziś zobaczyć, jak przed stu laty wyglądał przemysł, w tym praca na kopalni. q

Jacek Nowak, Członek Koła ZG Królewska Huta

Temat numeru: Górnictwo

Page 19: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

19www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Litograficzna widokówka z przełomu XIX i XX wieku, wydana przez Maxa Gaertnera w Królewskiej Hucie. Obok widoku Rynku i Stawu Hutniczego oraz herbu Königshütte przedstawiono kopalnię „Hrabina Laura” („Gräfin Laura Grubbe”) – późniejszą kopalnię „Barbara-Cho-rzów”

Ciekawa widokówka wydana przez Maxa Steckla pokazująca życie na i pod ziemią. W górnym polu Restauracja na Górze Redena, poni-żej wydobycie węgla

Widokówka z przełomu XIX i XX wieku. Szyb „Krug” kopalni „König” – późniejsza kopalnia „Prezydent” w Chorzowie. Pocztówka wydana przez Aloisa Glatzela

Pocztówka z okresu międzywojennego. Górnicy na cechowni prawdopodobnie w czasie nabożeństwa ku czci św. Barbary.Pocztówka wydana w Berlinie

Page 20: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

20 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Kiedy umiera kopalniaJa cynkownia stara ołowiu wytopsłużyłam wiernie (…)Nawet Wielki Edward brał mnie w ramiona.Teraz Moja piękna struktura, którasłużyć jako muzeum architektury miałai być wspaniałej Epoki węgla i stali świadectwem,upadła.

Rozebrali mniegwałtem – ludzie, własnymi rękami.Stoję więc przed Wami i wstydzę się teraz swojej nagości.Więc do Apelu poległych staję!

(Johan Bros, cyt. za: M. Szejnert, Czarny ogród)

Fotoreportaż

Nieistniejący już szyb „Bismarck” w Nowych Hajdukach (obecnie koń-cowy rejon ul. Wolności w Chorzowie). Widokówka wydana przez Maxa Steckla na przełomie XIX i XX wieku

Zdjęcie z okresu międzywojennego. Szyb „Prezydent Mościcki” i za-kład przeróbczy (tak zwana sortownia) kopalni „Prezydent” w Chorzo-wie. Do dziś zachowała się jedynie unikalna konstrukcja – prawdopo-dobnie jedyna na świecie – zastrzałowa wieża wyciągowa wykonana nie ze stali, lecz z żelbetu – reszta została zrównana z ziemią

Nieistniejący już szyb „Wandy” (wentylacyjny i materiałowy) wybudo-wany w stylu przypominającym zamek obronny. Siostrzany szyb „El-żbiety” zachował się w Chorzowie Starym przy ul. Siemianowickiej – obecnie znajduje się tam lokal gastronomiczny

Page 21: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

21www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Fot.

Mar

ia Ś

liwa

Page 22: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

22 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Europejski wymiar śląskich zabytków postindustrialnychMuzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu jest instytucją tury-

styczno-kulturalną wyjątkową na mapie Polski. Od 2 kwietnia 2013 roku stanowi jeden podmiot, powstały po połączeniu Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego „Guido” i dotychczasowego Muzeum Górnictwa Węglowego, które miało swoją siedzibę w dawnym gma-chu starostwa powiatowego przy ul. 3 Maja 19. Obecnie jest to jedyna tego typu placówka w kraju, będąca jednocześnie samorządową insty-tucją kultury, obiektem turystycznym, ośrodkiem edukacyjnym, za-kładem górniczym i placówką naukowo-muzealną

Jego trzon tworzą trzy historyczne obiekty: kopalnia „Guido” oraz Główna Kluczowa Sztolnia Dziedziczna i kopalnia „Królowa Luiza”, dwa ostatnie funkcjonujące jako połączony kompleks Sztolnia Kró-lowa Luiza. Te trzy zespoły zabudowy górniczej i urządzeń kopal-nianych połączone z podziemnymi wyrobiskami górniczymi, wspól-nie, w sposób komplementarny dokumentują historię przemysłową i społeczną oraz tradycje i rozwój technik górniczych Górnego Ślą-ska. Są one wyjątkowe w skali kraju. Muzeum od lat otacza je troską i opieką.

Kopalnia „Królowa Luiza” powstała w 1791 r. i była jedną z dwóch pierwszych kopalń węgla kamiennego na Górnym Śląsku (w tym sa-mym roku powstała kopalnia „Król” w Chorzowie – dziś już nieist-niejąca). Jako inwestycja rządowa wiodła prym we wprowadzaniu in-nowacji technicznych. Była jedną z pierwszych kopalń odwadnianych przez pompy napędzane maszyną parową, to tu powstały pierwsze sta-

lowe wieże wyciągowe. Była też zakładem, który wyróżniał się zaple-czem socjalnym i dbałością o pracowników, którym oferowała m.in. dobrze wyposażone osiedla robotnicze. Imponowała także zabudowa kopalni na powierzchni. Do dzisiaj można podziwiać oryginalne za-budowania ukazujące dawny wygląd zakładu górniczego (budynki warsztatów, zmiękczalni wód przemysłowych, kompresorów, roz-dzielni z zachowanym częściowo wyposażeniem, akumulatorowni), w tym jedną z najstarszych łaźni dla załogi (łaźnia łańcuszkowa). Za-bytkiem unikatowym jest maszyna wyciągowa o napędzie parowym z 1915 r. – jedynym czynnym tego typu urządzeniem w Polsce.

Główna Kluczowa Sztolnia Dziedziczna jest wyjątkowym na skalę światową przykładem techniki górniczej i hydrotechnicz-nej, bez wątpienia najważniejszym i najoryginalniejszym obiektem górniczym na Śląsku. To gigantyczne przedsięwzięcie wykonywane było przy użyciu prostych narzędzi, takich jak klin, młot, skrzynie włóczne, kołowrót. Powstała w latach 1799-1863, w chwili urucho-mienia była najdłuższą budowlą tego typu w Europie, łączyła funk-cje odwadniające, transportowe i wydobywcze, wody odprowadzało do niej ponad 20 kopalń. Warto dodać, że chodnik wydrążony w po-kładzie węgla prowadzący z szybu Wilhelmina do Głównej Kluczo-wej Sztolni Dziedzicznej datowany na 2. dekadę XIX wieku, jest jed-nym z najstarszych zachowanych tego typu wyrobisk w Europie.

Kopalnia „Guido” to z kolei przykład kopalni prywatnej, posiada-jącej unikatowy zespół autentycznych wyrobisk górniczych na pozio-

mach 150, 170 i 320, z czego poziomy 170 i 320 udostępnione są dla ruchu turystycznego. Znajduje się tu jedna z najgłębiej położonych tras turystycznych pośród kopalń węgla kamiennego w Europie. Sy-stem wyrobisk, zachowane maszyny i  urządzenia są namacalnym świadectwem techniki górniczej II  połowy XIX wieku oraz jej dal-szego rozwoju po lata 90. XX wieku. Maszyny, urządzenia lub ciągi technologiczne występują w naturalnej scenerii podziemia kopalni.

Uzupełnieniem tras podziemnych i zabytków industrialnych usy-tuowanych na powierzchni są zbiory muzealne. Ich początkiem była ocalona część spuścizny po Związkowym Muzeum Górniczym w Sosnowcu istniejącym w latach 1948-1972. Zasadniczą część kolek-cji stanowiły muzealia techniczne reprezentujące poszczególne działy górnictwa. Uzupełniały je bogate archiwalia (z unikatową kolekcją XVIII i XIX-wiecznych rysunków technicznych) i zbiory geologiczne. Muzeum posiada także eksponaty związane ze sferą kultury i trady-cji. Ilustrują ją kolekcje mundurów i insygniów górniczych, muzealia związane z kultem górniczej patronki – św. Barbary oraz zbiory etno-graficzne. Tematykę śląską i górniczą przybliżają: malarstwo, grafika i rzeźba (m.in. niezwykle ciekawa rzeźba w węglu), a także kolekcje medali, kufli i instrumentów muzycznych.

Od wielu lat, dzięki środkom pozyskanym z funduszów Unii Eu-ropejskiej Muzeum realizuje wiele zadań inwestycyjnych nakiero-wanych przede wszystkim na utrzymanie, rewitalizację i renowację dziedzictwa górniczego. Najważniejsze z nich to rewitalizacja pod-ziemnych wyrobisk kopalni „Guido”, wraz z nową aranżacją tras tu-rystycznych i ponowne udrożnienie Głównej Kluczowej Sztolni Dziedzicznej. W przestrzeniach kopalni, pod ziemią stworzono na poziomie 320 nowoczesny kompleks – strefę kultury i biznesu. W dawnych kopalnianych komorach mieszczą się podziemny pub, sala koncertowa i konferencyjna. Poziom 170 poświecono patronce górników św. Barbarze. Znajduje się tu m.in. podziemna kaplica i no-woczesne ekspozycje poświęcone Świętej. W ubiegłym roku po wielu latach pracy nad rewitalizacją niedostępnych dotąd wyrobisk Głów-nej Kluczowej Sztolni Dziedzicznej, uruchomiono nową trasy tu-rystyczną „Podziemna podróż w czasie” udostępniając turystom po raz pierwszy zrewitalizowany fragment tego wyjątkowego obiektu.

Dzisiejsze Muzeum to łącznie ponad 10 kilometrów podziem-nych tras turystycznych na kilku poziomach pod ziemią (najgłęb-szy 355 metrów pod ziemią), wszystkie wpisane do rejestru zabyt-ków, cztery czynne szyby kopalniane, ponad dwadzieścia budynków, trzy wystawy stałe i… ponad milion zadowolonych turystów w ciągu ostatnich 10 lat. To także działania o charakterze kulturalnym i edu-kacyjnym. Instytucja organizuje koncerty, przedstawienia teatralne, imprezy plenerowe i uroczystości związane z górnictwem, a także lek-cje dla młodzieży szkolnej, realizowane w podziemiach autentycznej kopalni. q

Historia

Mroki Kopalni Fot. Muzeum Górnictwa Węglowego

Kaplica św. Barbary Fot. Muzeum Górnictwa Węglowego

Page 23: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

23www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Kongres Związku Górnośląskiego za namiIX Kongres Związku Górnośląskiego odbył się w Mysłowicach,

w sali Muzeum Pożarnictwa. Sławna Orkiestra Dęta KWK „Mysło-wice – Wesoła” pod dyrekcją Mirosława Kaszuby towarzyszyła dele-gatom podczas mszy św. i przemarszu.

Jak nakazuje tradycja, Kongres rozpoczął się od mszy św. odpra-wionej w kościele w Mysłowicach-Brzęczkowicach. Wśród celebran-tów obecny był Kapelan Związku ks. prof. Arkadiusz Wuwer.

Prezydent miasta, Edward Lasok, członek Związku Górnoślą-skiego od kilkudziesięciu lat, serdecznie przyjął delegatów na Kongres i ich gości. Zaproszenie przyjął Marszałek Województwa Śląskiego Wojciech Saługa, a także posłowie, prezydenci miast i burmistrzowie, radni, duchowni katoliccy i ewangeliccy, dyrektorzy placówek kultu-ralnych i oświatowych.

Gośćmi specjalnymi byli Członkowie–Założyciele Związku Gór-nośląskiego. Uchwałą Kongresu Członkostwo Honorowe Związku Górnośląskiego otrzymali: prof. Jerzy Wuttke, prof. Franciszek Szpor, prof. Florian Kuźnik, prof. Idzi Panic, dr Jan Rzymełka, red. Bogdan

Widera, prof. Joanna Rostropowicz, Wojciech Czech, Józef Buszman, prof. Irena Lipowicz, ks.  Piotr Płonka, prof. Julian Gembalski oraz wielce zasłużony Michał Lubina.

Kongres wybrał prezesa Związku Górnośląskiego, którym został dotychczas pełniący tę funkcję Grzegorz Franki, uzyskując świetny wynik – 85% głosów poparcia. Do Zarządu Głównego weszli: Bernard Uszok, Tomasz Kowalski, dr Waldemar Szendera, dr Łucja Stanicz-kowa, Halina Wróbel, Jan Szulik, Krystyna Janeczek-Jagiellończyk, Sławomir Fudala, Leszek Boniewski, Jakub Wyciślik, prof.  Joachim Foltys, Dawid Wowra.

Do Komisji Rewizyjnej zostali wybrani: Andrzej Stania, Józef Mi-chalik, Weronika Szołtysek, Krzysztof Kraus, Dariusz Nowak, Marek Sobczyk, Michał Materowski.

Sąd Związku Górnośląskiego będą stanowili: Andrzej Dawidow-ski, Marek Akciński, Sławomir Jarzyna, Jacek Pytel, Edward Lasok.

Kongres odbił się żywym echem w mediach i wywołał szereg ko-mentarzy. q

Z życia Związku Górnośląskiego

Oświadczenie Związku Górnośląskiego w sprawie pomnika Wojciecha KorfantegoW roku obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległo-

ści Górny Śląsk przypomina społeczeństwu polskiemu o ogromnym wkła-dzie tego regionu w odbudowę i rozwój kraju, zwłaszcza po 1922 roku.

To górnośląski przemysł sprawił, że Polska, dotychczas kraj rolniczy, stała się państwem z nowoczesnym, szeroko rozwiniętym przemysłem, w którym pracował wyszkolony na poziomie europejskim robotnik i inżynier.

Taki bieg historii nadał człowiek, który jest szanowany jako bohater naro-dowy w Polsce i na Górnym Śląsku, Wojciech Korfanty. Ten mąż stanu, który walczył słowem i uważał, że „wojna jest ostatnim argumentem w dyplomacji” osiągnął wielki sukces i doprowadził do przyłączenia znaczącej części Gór-nego Śląska do Polski.

Polska nie tylko nie doceniła tego czynu. Polska Wojciecha Korfantego więziła, skazała na wygnanie, a jego śmierć jest do dzisiaj niewyjaśniona.

Dzisiaj, w setną rocznicę odzyskania niepodległości, Górny Śląsk upo-mina się o swojego bohatera, polskiego bohatera, który jako jedyny z twór-ców naszej niepodległości nie posiada pomnika w Warszawie. Polska jest mu winna ten pomnik, jako dyktatorowi III Powstania Śląskiego i jako jednemu z organizatorów Powstania Wielkopolskiego.

Tego pomnika oczekuje Górny Śląsk, a w jego imieniu – Związek Górno-śląski. q

Członkowie Honorowi Związku Górnośląskiego

Prezes i Zarząd Główny Związku Górnośląskiego

Page 24: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

24 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

IX Kongres Związku Górnośląskiego w obiektywie Dawida Fika

Page 25: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

25www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Skuli Świynta Rodni MowyNa bezrok bydzie 20 lot, jak UNESCO uchwolyło Miyndzyna-

rodowy Dziyń Jynzyka Ojczystego na ftory po ślônsku godômy Śwynto Rodni Mowy. Po jakymu take świynto? Po to, coby pa-miyntać ło jynzykach na cołkym świecie, ftore mogôm sie stra-cić. My starômy sie ło nasza ślônsko godka coby łostała. Chcymy, by modzi jôm znali i bezto sôm roztomajte trefy i kônkursy. Pora lot tymu wymyślyłach, aby skuli tego świynta, zyńść sie i pocytać po ślônsku. Wymyślyłach tak: „Cołki Gôrny Ślônsk cyto po ślôn-sku”. I to sie przijyno. Trza pedzieć, co nôm to sie fest udowo. Rych-tuje to Koło Zwiônzku Gôrnoślônskigo we Piekarach Ślônskich do kupy z Dzielnicowym Dômym Kultury w Dômbrôwce Wielki.

Latoś, 21 lutego ściôngli do dômu kultury wszyjscy, ftorzy przajôm ślônski godce, coby pocytać po naszymu. Byli z  Kato-wic, Wełnowca, Michałkowic nô i przecaś ze Piekor. Trza pedzieć, co byli to niy ino człônkowie Zwiônzku Gôrnoślônskigo. Była tyz jak zawsze delegacjo RAŚ. Jedni prziszli ze swojymi pisaniami kajś wysznupanymi abo naszkryflanymi na tyn tref, a inksi wybrali z tego, co jym przirychtowałach. Toz co my czytali? Tymaty były roztomajte. Jedne chytajônce za serce, inksze zaś ucieszne. Jo wy-brałach sie do cytanio wstymp do „Nowego Testamyntu po ślôn-sku”, ftory napisoł Gabriel Tobor. Stoji tam tyz napisane: „Ślônsko godka jes dlo Ślônzokow darym, skarbym, treściom. Jes cechom naszego konska ziymi. Jest tyz robotom do zrobjynio”.

Trza pedzieć, co kożdy fest sie przikłodoł, co by piyknie prze-cytać, niy robić gańby i dostowoł za to piykno dyplôma. Niyspo-dzianka zrobiył wszyjstkym Hynryk Polok ze Koła ZG Katowice Po-łudnie, ftory niy doś, że cytoł to, co sôm naszkryfloł, ale jesce mogli my posuchać pieśniczki „Glacoki” ze jego słowami. Tak jak we mi-niônych latach przirychtowałach krziżôwka, latoś na szkryfka „C” jak cytanie. Prawie wszyjscy dali rada jôm zrobić, nô a potym było losuwanie nagrôd. Zarzônd piekarskigo Koła ZG przirychtuwoł na tyn tref bônkawa i maszkyty, a Instruktorki z DDK piykno de-koracjo. Raduwali my sie co do kupy z nami był Prezes Zwiônzku Gôrnoślônskigo Grzegorz Franki i Pani Pełnomocnik Prezydenta ds. Organizacji Pozarzôndowych Angelika Wojtachnio. Jak jeszcze pedza do tego, co niyftorzi prziszli wystrojyni po ślônsku, toz wia-domo co było piyknie i wszyjstkym sie fest podobało.

Zaś na drugi dziyń, 22 lutego pojechałach z kamratami z Koła, z Krysiôm Skôrkôm, Aniôm i Geratym Skrzypiec do Miejski Bi-bliotyki we Piekarach, coby trefić sie ze modziokami ze Akadymi-ckigo Zespołu Szkôł. Wystrojyli my sie po naszymu i jesce wziyni pora kofrôw łachôw. Tam połosprawiałach ło naszym ślônskym łoblecyniu. Niy zapômniałach tyz kônsek pogodać ło historii Ślôn-ski Ziymi. Bo jak sie miyszko na Ślônsku, to trza wiedzieć, jak tu kejś było. Cołko łosprowka była po ślônsku, a jo môm nadzieja

co żodyn z modziokôw niy powiy, że godałach „po zagranicz-nymu”. Bo tak mi sie już tyz kejś przitrefiyło. A terozki rychtujymy VII Kônkurs Gryfny Godki we kwietniu. Ło tym naszkryflôm niy-skorzi. Ale jak umiycie godać po naszymu, to juz sie rychtujcie godka. q

Helena Leśniowska

Sala w Domu Kultury w Dąbrówce wielkiej była, jak zawsze, wypełniona do ostatniego miejsca

Rozwiązywanie krzyżówki mogło się odbywać zespołowo

Gawęda o stroju śląskim połączona z pokazem zywo zainteresowała młodzież AZS

Page 26: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

26 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Czy wilamowski będzie językiem regionalnym?„O dü ołdy, łiwy śpröhWjyr kuza dejh inda nöhDü byst mej wat wi giełdWjyr müsa oü andry łjynOder dejh weła wer inda hjynBocufs end fur wełt”.

„O ty nasz stary, kochany języku,mówimy Tobą jeszcze ciągle,jesteś więcej wart niż złoto,musimy też uczyć się innych języków,ale ciebie chcemy słyszeć aż do końca świata”.

Florian Biesik (1849-1926). To również motto działania wilamowian

1 marca sejmowa Komisja Mniejszości Narodowych i Etnicznych zdecydowała o skierowaniu do laski marszałkowskiej projektu noweli-zacji ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku re-gionalnym, uznającej za taki język wilamowski. Do tej pory jedynie ka-szubski korzysta z dobrodziejstw ustawy.

Kilka dni wcześniej w Katowicach odbyła się konferencja prasowa posłów PO „Wymysiöeryś [język wilamowski – przyp. aut.] i ślōnskŏ gŏdka być muszą być językami regionalnymi”. W  spotkaniu wzięli udział: posłanka, przewodnicząca sejmowej Komisji Mniejszości Na-rodowych i Etnicznych Danuta Pietraszewska oraz europoseł Marek Plura. Z Wilamowic przyjechał Tymoteusz Król – główny propagator rewitalizacji tamtejszego języka.

Prowadzący spotkanie Grzegorz Franki przypomniał, iż Ślązacy od kilkunastu lat zabiegają się o uznanie ślōskij gŏdki za język regio-nalny. Do tej sprawy odniósł się również europoseł Marek Plura. Pod-kreślił, iż język regionalny nie jest częścią nauki o języku, ale tworem prawnym stworzonym w czasie kiedy powstała Europejska Karta Języ-ków Regionalnych. Tego typu rozwiązanie miało wspierać społeczności posługujące się swoistą mową, dla których jest ona najważniejszym do-robkiem kultury, najważniejszą częścią ich tożsamości. Zaznaczył rów-nież, że te wspólnoty nie mają ani potrzeby, ani ambicji oddzielania się czy tworzenia odrębnego państwa. Wymienił również korzyści płynące z uznania języka za regionalny. Przede wszystkim jest to dofinansowa-nie nauki w szkołach, ale jak z kolei podkreśliła poseł Danuta Pietra-szewska jest to edukacja dla zainteresowanych, na zasadzie dobrowol-ności, a nie – przymusu. Inne zalety to: wspieranie publikacji, audycji radiowych czy telewizyjnych, możliwość funkcjonowanie języka regio-nalnego w sferze publicznej – w urzędach, poprzez podwójne nazwy miejscowości czy obiektów geograficznych.

Posłanka Danuta Pietraszewska – przewodnicząca sejmowej Komi-sji Mniejszości Narodowych i Etnicznych stwierdziła: „Nasza działal-ność ma na celu odczarowanie rzeczywistości, ponieważ mamy ustawę z 2005 roku, ale jest ona martwa”. Jej zdaniem nieuznanie ślōnskij gŏdki za język regionalny to decyzja polityczna, która z kolei nie powinna za-ważyć w przypadku języka wilamowskiego. Bowiem inicjatywa ta doty-czy wręcz mikroskopijnej społeczności. Dzisiaj zaledwie 63 osoby uży-wają wilamowskiego.

„Chciałabym żeby posłowie naszej Komisji, ale i nasze władze spoj-rzały na ratowanie języka wilamowskiego w kontekście naukowym, w poczuciu pokazania wizytówki Polski wielokulturowej” – apelowała posłanka Danuta Pietraszewska. Ustawa wymaga dwóch opinii na-ukowych żeby rozpocząć procedowanie uznania języka za regionalny. Tymczasem do Komisji dotarło aż 9 opinii naukowych z całego świata. List do posłów i senatorów z prośbą o ratowanie wilamowskiego wysto-sowały 253 osoby – naukowcy, językoznawcy, humaniści i ludzie kul-tury.

Ogromne zainteresowanie wzbudziło wystąpienie Tymoteusza Króla, który przybliżył historię Wilamowic. Okazuje się, że pierwsi osadnicy z Zachodu przybyli na te ziemie 800 lat temu. Pochodzili z te-renu dzisiejszych zachodnich Niemiec lub Holandii. Język wilamow-ski był używany w urzędach i kościołach w zależności od tego, do któ-rego państwa miejscowość należała i panującej ideologii. Po 1945 roku władze komunistyczne zabroniły używania wilamowskiego. Za nie-przestrzeganie zakazu groziły srogie kary. „Zauważyłem u ludzi, któ-rzy mają teraz po 80-90 lat żal o to, że Państwo Polskie nigdy oficjalnie nie nazwało represji nieuczciwymi. Ci ukarani ludzie nigdy nie zostali zrehabilitowani. Nadanie wilamowskiemu statusu języka regionalnego byłby dla nich sygnałem, że nie byli przestępcami, że jednak ten język jest uznany przez Państwo Polskie” – tłumaczył Tymoteusz Król.

Młodzi interesują się wilamowskim. Przede wszystkim garną się do jego nauki, którą wspiera – w miarę swoich możliwo-ści Urząd Gminy. Istnieje teatr, który wy-stawia sztuki w języku wilamowskim, m.in. „Małego Księcia”, „Hobbita”. Kilka tygodni temu miała premiera spektaklu w okresie międzywojennym, w czasie II wojny świa-towej i po niej.

W 2009 roku UNESCO uznało wila-mowski za język ginący, ale z  szansami na rewitalizację dzięki prowadzonym od-dolnie działaniom lokalnej społeczności. W 2007 roku został również zarejestrowany przez Bibliotekę Kongresu USA. „Z jednej strony jesteśmy szczęśliwi, czujemy dumę, że Wilamo-wice są tam znane, a drugiej strony zawsze sobie myślimy – dla nas ważniejsze byłoby uznanie we własnym kraju” – mówi Tymoteusz Król.

Europoseł Marek Plura wrócił jeszcze do tematu kosztów zwią-zanych z uznaniem języka wilamowskiego za regionalny. „Edukacja to największy wydatek, ale trzeba też podkreślić, że jest to jednocześ-nie największa inwestycja, bo inwestujemy w przekaz pokoleniowy. In-westujemy w ludzi, którzy dzięki temu również, że potrafią publicz-nie docenić tę swoją kulturę, mowę, tożsamość związaną tak mocno z miejscem, gdzie żyją, będą zdecydowanie bardziej o nie dbali. Będą się do niego przywiązywać i będą sprawiali, że ten regionalizm zamieni się w bardzo konkretne działania na rzecz i regionu, i całego państwa”.

2018 to Europejski Rok Dziedzictwa Kulturowego. Jego hasło brzmi: „Nasze dziedzictwo: tu przeszłość spotyka się z przyszłością”. Uznanie wilamowskiego za język regionalny doskonale wpisałoby się w europej-skie obchody. q

Mirella Dąbek

Spotkania

Z inicjatywy Europosła Marka Plury w „Oku Miasta” w Katowicach odbyło się spotkanie na temat statusu języków regionalnych. Na zdjęciu: Marek Plura (w środku), Danuta Pietraszewska, przewodnicząca sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, Tymoteusz Król, miłośnik i znawca języka wilamowskiego, Grzegorz Franki, prowadzący spotkanie, prezes Związku Górnośląskiego

Page 27: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

27www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Śląska mowa w literaturzeWystawa „Silesius” w Muzeum Miejskim w Tychach była

okazją do dwóch wydarzeń kulturalnych przygotowanych przez Muzeum i Koło Tychy Związku Górnośląskiego.

20 lutego 2018 miało miejsce spotkanie literatów: Jerzego Ciurloka, Marcina Melona i Krystiana Węgrzynka. Rozmowa prowadzona przez dr Krystiana Węgrzynka toczyła się na te-mat śląskiej mowy w literaturze. Trzeba dodać, że rozmówcy to twórcy literatury, która wykorzystuje śląską mowę. To samo odnosi się do czwartego zaproszonego, Alojzego Lyski, który ze względu na stan zdrowia nie mógł przybyć. Zgromadzona

publiczność z satysfakcją wysłuchała młodych twórców, nale-żących do szeregu pionierów wprowadzających śląską mowę do powieści (Marcin Melon, Alojzy Lysko), dramatu (Krystian Węgrzynek) i eseistyki (Jerzy Ciurlok). Obecny na spotkaniu Europoseł Marek Plura, orędownik kodyfikacji śląskiej mowy, wykorzystał to wydarzenie, żeby wręczyć „Paszporty Górnoślą-skie” osobom, które mają swój wkład w popularyzację Górnego Śląska. Otrzymali je dr Łucja Staniczkowa, Jerzy Ciurlok, Mar-cin Melon. q

Jerzy Ciurlokdr Lucja Staniczkowa

Marcin MelonUczestnicy dyskusji, prowadzący Krystian Węgrzynek

Finisaż wystawy „Silesius” w TychachFinisaż wystawy to kolejna okazja do spotkania z twórcami

wystawy i prof. Joanną Rostropowicz, inicjatorką i redaktorką pięciotomowego dzieła Ślązacy od czasów najdawniejszych do współczesności. Obszerny wywiad z Panią Profesor przepro-wadzony przez red. Danutę Wencel ukazał się w „Echu”. Prowa-dzący spotkanie prezes Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki

zainicjował rozmowę z publicznością. Ko-łocz i bonkawa przy-gotowane przez Piotra Szczepanioka, prezesa Koła Tychy były miłą niespodzianką koń-czącą spotkanie. q

Fot. Dawid Fik

Page 28: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

28 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Konkurs KrasomówczyFinał XXV Ogólnopolskiego Konkursu Krasomówczego

im. Wojciecha Korfantego tradycyjnie już miał miejsce w Sali Sejmu Śląskiego w Katowicach. Przedtem odbyły się regio-nalne eliminacje konkursowe w Olsztynie, Poznaniu, Warsza-wie, Opolu, Częstochowie, Gliwicach, Katowicach, Mysłowi-cach, Krakowie, Wadowicach i… Czeskim Cieszynie. A jeszcze wcześniej były eliminacje lokalne m.in. w Nowym Targu, Zakli-czynie, Suchej Beskidzkiej, Brzesku, Lublińcu, Oleśnie, Bielsku--Białej, Cieszynie i in.

W każdym z ośrodków regionalnych przedstawiona była syl-wetka Wojciecha Korfantego jako doskonałego mówcy skutecz-nie walczącego słowem, który wyznawał zasadę, że „wojna jest ostatnim argumentem w dyplomacji”.

Przewodniczącym Jury był w tym roku prorektor  UŚ prof. Ryszard Koziołek, który kierował pracą zespołu, w skład którego weszli: Mirosław Sekuła, prof. Aneta Załazińska  (UJ), prof. Mirosława Siuciak (UŚ), dr Agnieszka Kania (UJ), red. Mi-chał Koźlik i dr Łucja Staniczkowa. q

Tradycją OKK jest złożenie kwiatów po pomnikiem patrona konkursu Wojciecha Korfantego

Jury składało się z 8 osób. Na zdjęciu (od prawej): Mirosław Sekuła, prof. Aneta załazińska (UJ), dr Agnieszka Kania (UJ), dr Łucja Staniczkowa (ZG)

Sala Sejmu Śląskiego podczas finału XX OKK

Nagrodę specjalną Prezesa Związku Górnośląskiego otrzymał Rafał Mrugała z Nowego Targu

Autorzy zdjęć: Robert Garstka i Dawid Fik

Page 29: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

29www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Podyplomowe Studia Wiedzy o Regionie – felieton subiektywny26 stycznia 2018 roku, godzina 17.00, sala Rady Wydziału Uniwer-

sytetu Śląskiego w Katowicach. Dla wielu nauczycieli pierwsze godziny wyczekiwanych ferii zimowych. Czas na oddech po klasyfikacji, kon-ferencjach. A jednak są tutaj, w sali brakuje miejsc. Jak ważne wyda-rzenie zmobilizowało tak liczną grupę do tego wieczornego spotkania?

Głos zabiera pani prof. dr hab. Jolanta Tambor. Przedstawia pro-gram Podyplomowych Studiów Wiedzy o Regionie.

Dla mnie przygoda z regionalizmem zaczęła się wiele lat temu. Kiedy po studiach rozpoczęłam pracę w szkole podstawowej, w Pod-stawie programowej nie było zapisu dotyczącego wiedzy o regionie. A ja kochałam to miejsce na ziemi gdzie żyli moi dziadkowie i rodzice, gdzie chciałam uczyć dzieci w szkole i wychować własne dzieci.

Chciałam stworzyć takie miejsce, w którym można na chwilę za-trzymać czas. Aby młodzi mogli lepiej zrozumieć zwyczaje, tradycje, kulturę i historię regionu, w którym żyją. Aby dorośli mogli pamiętać. Powstała Izba Regionalna. A potem kolejne programy, spotkania z cie-kawymi ludźmi, zajęcia z uczniami, wystawy, konkursy i nieustanne poszukiwania informacji w różnych źródłach.

Na spotkaniach Bractwa Oświatowego Związku Górnośląskiego od lat dyskutowaliśmy nad koniecznością rzetelnego systematycznego po-głębiania naszej nauczycielskiej wiedzy. Naszym dobrym duchem, za-rażającym entuzjazmem i energią jest dr Łucja Staniczkowa – pomysło-dawczyni i współtwórczyni studiów. Myślę, że to jej wytrwałości wiele zawdzięczamy.

– Program prowadzonych przez Wydział Filologiczny studiów za-wiera elementy: językoznawstwa, kulturoznawstwa, historii, socjologii, geografii i przyrody w zakresie wiedzy o całym regionie – mówi prof. Jolanta Tambor, kierownik studiów.

Po inauguracji uczestniczymy w pierwszym wykładzie dotyczą-cym języków i dialektów w województwie śląskim, który wygłosiła

prof. dr hab. Aldona Skudrzyk z Instytutu Języka Polskiego im. Ireny Bajerowej.

Kolejne zajęcia to odkrywanie na nowo miejsc mniej i bardziej zna-nych. Górnośląski Park Etnograficzny ze swoją bogatą ofertą eduka-cyjną, potem sztolnia Królowa Luiza w Zabrzu i ciekawy wykład dr. Ry-szarda Chybiorza na temat budowy geologicznej regionu. Tego samego dnia jeszcze zajęcia warsztatowe w Oddziale Odlewnictwa Artystycz-nego Muzeum w  Gliwicach oraz zapoznanie na terenie Radiostacji Gliwickiej z ofertą edukacyjną tejże oraz Domu Współpracy Polsko--Niemieckiej. Dzień kończy wykład dr. Krystiana Węgrzynka Śląskie narracje literackie.

Za nami już wykłady prof. Ryszarda Kaczmarka na temat historycz-nych i socjologicznych uwarunkowań regionu oraz spotkanie z dr Je-rzym Gorzelikiem, który zapoznał nas m.in. z unikalnymi witrażami w Ligocie Bialskiej wg projektu Włodzimierza Tetmajera. Zajęcia za-kończyło spotkanie z dr Agnieszką Tambor, która przedstawiała film jako element sztuki w  regionie na przykładzie filmów Kazimierza Kutza, Majewskiego (Angelus), Eugeniusza Klucznioka, Magdaleny Piekorz i Macieja Pieprzycy, którego film Barbórka obejrzeliśmy na za-kończenie zajęć.

Kolejne zajęcia zapowiadają się równie ciekawie: warsztaty w  Ze-spole pieśni i Tańca „Śląsk”, wykład w synagodze, warsztaty z  debat oksfordzkich, Droga Krzyżowa Jerzego Dudy-Gracza na Jasnej Górze i Centrum Deportacji Górnoślązaków w Radzionkowie.

Bo edukacji regionalnej nie można prowadzić tylko z kredą przy tablicy! q

Zofia Myalska

Zofia Myalska jest nauczycielką w klasach I-III w SP 37 w Tychach.

Edukacja regionalna

Ogólnopolskie Forum Nauczycieli Regionalistów

Wśród uczestników XVII Forum przeważali nauczyciele historycy i regionaliści

W imieniu ZG XII Forum Nauczycieli Regionalistów podsumował prof. UE Zbigniew Widera, przewodniczący Rady ZG

Prezes Bractwa Oświatowego ZG dr Łucja Staniczkowa podziękowała sponsorom i współorganizatorom Forum

Gospodarzem XII Forum była zawsze życzliwa nauczycielom Biblioteka Śląska. Dyrektor prof. Jan Malicki przywitał zebranych

Page 30: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

30 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

W�Sali�Sejmu�Śląskiego,�3�marca�bieżącego�roku�miał�miejsce�finał�XX�Ogólnopolskiego�Konkursu�Krasomów-czego� im.�Wojciecha�Korfantego.�Podczas�eliminacji� regionalnych�w�11�ośrodkach�w�całej�Polsce�od�Olsztyna�poprzez�Poznań,�Warszawę,�Opole,�Częstochowę,�Gliwice,�Katowice,�Mysłowice,�Kraków,�Wadowice�po�Czeski�Cieszyn�mówi�się�o�Wojciechu�Korfantym.�Tegoroczna�edycja�przebiegała�pod�hasłem:�„Nieszczęsny�dar�wolno-ści”?�–�ks.�J.�Tischner.�Jury,�któremu�przewodniczył�prorektor�UŚ�prof.�Ryszard�Koziołek,�przyznało�3�nagrody,�których�laureaci�otrzymali�zaproszenie�prof.�Jerzego�Buzka�do�Parlamentu�Europejskiego.Poniżej�publikujemy�dwa�przemówienia.�Autorem�jednego�z�nich�jest�laureat,�uczeń�III�klasy�gimnazjum�w�Pszczy-nie,�Janek�Franek.�Nagrodę�Prezesa�Związku�Górnośląskiego�otrzymał�Rafał�Mrugała�z�Nowego�Targu�za�mowę�wygłoszoną�w�dialekcie�podhalańskim.

Proszę Państwa!,,Nikt rozsądny nie przeczy, że wolność może prowadzić

do anarchii. Trzeba jednak właściwie rozumieć słowo ‘prowadzić’. Wolność ‘prowadzi’ do anarchii w tym sensie, że jest warunkiem jej możliwości. Nie jest jednak jej dostateczną przyczyną’’.

Te słowa księdza Józefa Tischnera uzupełniają myśl przewod-nią dzisiejszego konkursu sformułowaną przez tegoż filozofa i pro-fesora Papieskiej Akademii Teologicznej. Szanowni Państwo! Ko-leżanki, Koledzy!

Wolność! Słowo magiczne, przepełnione uczuciem, wizja, za którą miliony oddały swe życie. Przez wszystkie stulecia wie-lokrotnie mieliśmy do czynienia z jej skrajnymi postaciami. Jest to wartość często nadużywana i jednocześnie do bólu ograniczana.

Jednak zastanówmy się, czy słabe strony wolności są paradok-salnie aż tak dominujące, że należy nazywać ten dar nieszczęsnym. Wolność jest słaba czy człowiek jest słaby?

Proszę Państwa!Co sprawia, że wolność bywa niewygodna? Dlaczego wręcz

uwiera jak zbyt ciasny kołnierzyk eleganckiej koszuli dżentelmena? Z wolnością nam nie po drodze? Przecież to ta, przed którą czapki z głów i kapelusze, dla której „chłopcy malowani” – rozstrzelani i po kolejnych bitwach świeże mogiły dalekich i bliskich… A za-tem, skoro okupiona wieloma wyrzeczeniami i ofiarami, wytęsk-niona i wywalczona, powinna być darem przynoszącym spokój i szczęście.

Jak na ironię, gdy opada bitewny kurz, ci, którzy za tę wartość gotowi byli oddać życie, stają się często niewolnikami nowej sytu-acji. Niewolnikami nowego świata, nowych reguł, które zaczynają z czasem przesłaniać „obdarowanym” sens prawdziwej wolności.

Wolni ludzie swoimi wyborami doprowadzili do wielu niepo-trzebnych wojen i chcę, żeby to zabrzmiało szczególnie mocno.

5 marca 1933 roku Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników na czele z Adolfem Hitlerem zwyciężyła w wolnych, legalnych wyborach, zdobywając ponad 43% ważnie oddanych głosów i umacniając tegoż człowieka na stanowisku kanclerza III Rzeszy. Przykład potwierdza zatem, że wolność wyboru może mieć katastrofalne skutki… i przestaje być wolnością.

Szanowni Państwo!Dziś młody człowiek, taki jak ja, każdego dnia musi dokonywać

wyborów, których waga często przekłada się na jego przyszłość. Bez poczucia wolności przy podejmowaniu decyzji nastolatek bę-dzie czuł się sfrustrowany, ograniczany. Z drugiej natomiast strony znoszenie barier może prowadzić do anarchii, a wtedy młody czło-wiek może siebie zniszczyć, może zaszkodzić sam sobie.

Proszę Państwa!Nikt z nas nie wątpi, że wolność to najwyższa wartość ludzko-

ści, jednak bez mądrości, cnoty i miłości staje się złem najwięk-szym z możliwych. Ma ona, jak wszystko, swoje granice, ale nie można jej ludziom odbierać. Kiedy się ją osiągnie, warto pamiętać, aby raz zburzone mury takimi pozostały. Rozmawiajmy o wolno-ści, uczmy się jej i nie pozwólmy, żeby kiedyś jej zasadność została poddana w wątpliwość.

Na koniec warto przywołać słowa Abrahama Lincolna: „Świat

nigdy nie znalazł dobrej definicji dla słowa wolność”. Nie znaczy to jednak, że jej nie pragnie.

Dziękuję bardzo! q

Janek Franek

Witojcie moi ostomili!Przyjechołek tu ku Wom spod samiuśkich Tater, coby z Wami

pourodzać, cym dlo mnie górola jest śleboda. Tyn jako to pe-dzioł ksiądz J. Tischner „niescysny dar wolności”. Cymze jest wolność? Szcynściym, a może niescynścym?

Kie tak we wnuku zacniyme ozwazać, to w chłopskim ro-zumiyniu bedzie znacyło: wolność to zycie bez ogranicyń. Edy to przecie brak granic. I tu widzicie pojawio siy sprzycność. Wy-niko z tego, ze granica mojej wolności jest granicą wolności cu-dzej.

Powiydzioł przed rokami Cyceron, wiycie tyn wielki filozof rzymski: „Musimy być niewolnikami praw, cobymy byli wolni”. Ale sami widziycie, że jest dużo koło nos takich ludzi, co nos tyj wolności pozbawiajo. Najpryndzyj nasi ojcowiy, profesoro-wiy w skole, politycy. Oni nom wolność ogranicajom i zmuszają do różnych zmian. Tako jest prowda. Ale my musimy być zawse sobom, bo inacy nigdy nie będziemy wolni. Wolność – godom Wom – jest to jedno z nobarzyj zwodnicyk prawideł. Nik chyba mi się nie preciwi, kie powiem, ze syćka kielo nos tu jest cujemy sie wolni. No bo przeciy zyjeme we włosnym kraju, momy wol-ność słowa, wolność wyznanio, ale tak naprowde to my się ino biernymi użytkownikami tyj wolności. Nobo jak wleziys miyn-dzy wrony, musis krakać tak jak ony, choćby nom to i casym nie-koniecznie pasowało.

No to jako bedzie z tom wolnościom? Bóg przeciy kie nos stworzył i obdarzył tym darym, nie kcioł i nie kce mieć przy sobiy niewolnikow. Ale syćka se bocme, ze słowo wolność kryjy w sobiy wybor, a poniekiedy my boimy się tego wyboru, bo to jest odpowiedzialność. Cłek musi być odpowiedizalny za sobie i  nimo prawa zrzucać winy na inksego, kie się cosik nie udo. Skruny wolności dane nom, będzie doznać scynścio. E, mocny Boze! Kie bendziemy zafucani na Giewont i kie się chycimy krzyża, poźremy na wiyrśki i hole, kie tatrzański wiater ubośko nom lica – wtedy ocujemy prawdziwom ślebode i scyn-ście. Tak myśloł i godoł ksiądz Józef Tischner. A un widzioł sy-roko i wysoko, jak syrokie Podhole, jak syroki świat.

Bóg zapłoć! q

Rafał Mrugała

XX Ogólnopolski Konkurs Krasomówczy

Page 31: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

31www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Górnicze skarby pod ziemią…Górnictwo od zawsze postrzegane było jako trudny i ciężki za-

wód. Wydobycie węgla, który jest powszechnym i potrzebnym do-brem naturalnym, wymaga nie lada poświęcenia. Często dochodzą nas wiadomości o tragediach i kolejnych ofiarach. Ponadto w dzi-siejszych czasach następuje ogólny kryzys w górnictwie, co skut-kuje zamykaniem kopalń. Pojawiają się alternatywne sposoby wy-tworzenia ciepła i energii.

Pomimo tylu przeszkód wielu młodych ludzi decyduje się zwią-zać swoje życie właśnie z górnictwem. O ich perspektywy na przy-szłość i zdanie na ten temat miałam okazję zapytać byłego górnika, a obecnie pracownika Wyższego Urzędu Górniczego w Katowi-cach. Przyznał, że taki wybór wiąże się z trudem i ryzykiem. Losy szeroko pojętego przemysłu zajmującego się wydobyciem węgla stoją pod wielkim znakiem zapytania. Pomimo tak negatywnej opinii wspomniał, że trzyma kciuki za każdego przyszłego górnika i wierzy, że ci młodzi ludzie odnajdą perspektywy w swoim doro-słym, zawodowym życiu.

A jak młodzi ludzie zapatrują się na pracę w kopalni nawet w  ekstremalnie trudnych warunkach? Czy dzisiejsze górnictwo bardzo różni się od tego, które było kiedyś?

Coraz więcej młodych osób decyduje się na podjęcie pracy w kopalni, wybierając szkoły o profilu górniczym.

– Wybrałem ten profil, ponieważ mój tata, dziadkowie oraz wujkowie są górnikami, więc już od najmłodszych lat chciałem nim zostać – mówił Paweł Płonka, uczeń Zespołu Szkół Ekono-micznych i Usługowych w Łaziskach Górnych. – Fakt, że gór-nik po 25 latach pracy przechodzi na emeryturę również bardzo do mnie przemawia. Co prawda myśl o zamykaniu kopalni była trochę zniechęcająca, ale mimo wszystko zdecydowałem się na ten kierunek i jak na razie nie żałuję.

Młodzież, która poznaje pracę odbywając praktyki na kopal-niach, testując swoją wytrzymałość fizyczną, pozytywnie wypo-wiada się o zawodzie postrzeganym przez wielu jako niebezpieczny.

– Po skończeniu 18 roku życia możemy zjechać pod ziemię, gdzie wykonujemy różne czynności, uczymy się jak działają ma-szyny górnicze, jak postawić obudowę górniczą oraz przygotowu-jemy się do egzaminu praktycznego w warsztatach szkoleniowych. Ostatnio byliśmy na wycieczce, gdzie na własnej skórze doświad-czyliśmy tego, jak ciężko górnicy pracują – kontynuował Paweł.

Współczesne społeczeństwo ma świadomość ryzyka, które po-dejmują górnicy zjeżdżając na dół oraz mając jedynie słaby snop górniczej lampy do dyspozycji. Mimo tego rośnie liczba młodych osób, które chcą podjąć się tego właśnie zawodu. Wynika to z tra-dycji przekazywanej w domach z pokolenia na pokolenie, ale nie tylko.

– Wybrałem szkołę górniczą, ponieważ górnictwo interesowało mnie już od jakiegoś czasu, ale również w mojej rodzinie górni-ctwo to tradycja. Ojciec czasem opowiadał mi o tym, jak to wy-gląda na dole kopalni: o poziomie trudności, o zagrożeniach, ja-kie mogą nas tam spotkać. Wiele osób myśli, że górnictwo to jeden z niebezpieczniejszych zawodów, ale jeśli wykonuje się go odpo-wiedzialnie, z głową i bierze na poważnie, to daje on ogromną sa-tysfakcję i nie jest on tak ryzykowny na jaki wygląda – te słowa wypowiedział Karol Brandys, który uczęszcza do ostatniej klasy profilu górniczego w ZSEiU w Łaziskach Górnych.

Tutaj rodzi się pytanie, czy zawód górnika kiedykolwiek zanik-nie? Czy nie jest on już tak potrzebny jak kiedyś? Zdaniem mło-dzieży górnictwo nie upadnie. Paweł Płonka uważa, że węgiel był potrzebny, jest i będzie, a zapotrzebowanie na pracowników wciąż rośnie. Złoża, które najczęściej są wydobywane to rudy że-laza, manganu, uranu, diamenty, złoto, węgiel oraz wiele, wiele in-nych. Śląsk jest województwem, w którym górnictwo jest najbar-dziej rozwinięte.

– Myślę, że nasza kopalnia „Bolesław Śmiały” będzie jeszcze przez długi czas funkcjonować. Podobno posiada zasoby złóż wę-gla na nawet 100 lat urabiania. Jest to jedna z bezpieczniejszych kopalni w okolicy, dlatego zagrożenie wybuchem metanu i pyłu węglowego jej nie grozi, ponieważ ich zawartość jest naprawdę nie-wielka – dodał Karol. Górnictwo jako zawód niesie za sobą wiele profitów, ale także ryzyko, jednak wykonywany z sercem, zawsze będzie przynosił dumę oraz dodatkowe duchowe, a także pie-niężne korzyści.

Nasi koledzy najczęściej mówili, że po ukończeniu szkoły mają zamiar pracować w swoim zawodzie aż do emerytury, a także mają w planach studia górnicze, aby kształcić się jeszcze bardziej w wybranym przez siebie zawodzie. q

Zofia Tkocz i Patrycja Przybytek uczennice LO im. Karola Miarki w Mikołowie

Widok na kopalnię „Bolesław Śmiały” w Łaziskach Średnich z hałdy „Skalny”

Page 32: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

32 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Dziedziczenie ustawowe a testament, na czym polega różnica? Część druga

W części pierwszej omawianego te-matu została poruszona kwestia dziedzi-czenia z mocy ustawy. W związku z tym, pochylmy się nad problematyką dziedzi-czenia z mocy testamentu.

Dla przypomnienia należy wskazać, iż powołanie do spadku wynika z ustawy lub z testamentu. Zgodnie z kodeksem cywilnym, dziedziczenie testamentowe ma pierwszeństwo przed dziedziczeniem ustawowym. Spadkodawca może rozpo-rządzić swoim majątkiem na wypadek śmierci, jedynie przez testament, w któ-rym powoła do całości lub części spadku jedną lub kilka osób. Jeżeli spadkodawca powołał do spadku kilku spadkobierców, nie określając ich udziałów spadkowych, dziedziczą oni w częściach równych. Nie-jednokrotnie możemy spotkać się z sytu-acją, w której dochodzi do dziedziczenia w części na podstawie ustawy oraz w czę-ści na podstawie testamentu. Do takiej formy dziedziczenia może dojść w dwóch sytuacjach.

Po pierwsze wtedy, gdy spadkodawca powoła testamentem spadkobierców tylko do części spadku, lub gdy jeden ze spad-kobierców powołanych na podstawie te-stamentu do całości spadku nie chce lub nie może być spadkobiercą.

Testament może sporządzić osoba, która ma pełną zdolność do czynności prawnych (czyli osoba pełnoletnia nie bę-dąca osobą ubezwłasnowolnioną częś-ciowo lub całkowicie). Spadkodawca może sporządzić testament w ten sposób, że napisze go w całości pismem ręcznym, podpisze i opatrzy datą. Jednakże brak daty nie pociąga za sobą nieważności te-stamentu własnoręcznego, jeżeli nie wy-wołuje wątpliwości co do zdolności spad-kodawcy do sporządzenia testamentu, co do treści testamentu lub co do wzajem-nego stosunku kilku testamentów.

Bez wątpienia najczęściej testament zostaje sporządzony w formie aktu nota-rialnego. Sporządzenie testamentu u no-tariusza jest najbezpieczniejszą formą roz-rządzenia swoim majątkiem. Testament zostaje sporządzony w kancelarii notarial-nej, przez notariusza w obecności spad-

kodawcy, przy zachowaniu należytych procedur. Notariusz jest zobowiązany po-twierdzić tożsamość spadkodawcy oraz jego zdolność do rozporządzenia swoim

majątkiem. Akt notarialny powinien zo-stać odczytany osobom biorącym udział w  jego spisaniu i podpisany w obecności notariusza. Testament sporządzony w for-mie aktu notarialnego ma charakter do-kumentu urzędowego. Daje tym samym gwarancję zgodności treści testamentu z  faktyczną wolą spadkodawcy. Sporzą-dzenie testamentu u notariusza to koszt 50 złotych, natomiast za sporządzenie te-

stamentu zawierającego zapis, polecenie lub pozbawienie uprawnionego prawa do zachowku opłata wynosi 150 złotych.

Warto również wspomnieć czym jest testament ustny. Taka szczególna forma testamentu jest możliwa, jeżeli istnieje obawa rychłej śmierci spadkodawcy, albo jeżeli wskutek szczególnych okoliczno-ści zachowanie zwykłej formy testamentu jest niemożliwe lub bardzo utrudnione. Spadkodawca może oświadczyć ostatnią wolę ustnie, przy jednoczesnej obecno-ści co najmniej trzech świadków. Treść te-stamentu ustnego może być stwierdzona w ten sposób, że jeden ze świadków albo osoba trzecia spisze oświadczenie spadko-dawcy przed upływem roku od jego złoże-nia. Należy przy tym spisać miejsce i datę oświadczenia oraz miejsca i daty sporzą-dzenia pisma, a pismo to musi zostać pod-pisane przez spadkodawcę i dwóch świad-ków, lub przez wszystkich świadków. W wypadku gdy treść testamentu ustnego nie została w powyższy sposób stwier-dzona, można ją w ciągu sześciu mie-sięcy od dnia otwarcia spadku stwierdzić przez zgodne zeznania świadków złożone przed Sądem. Jeżeli przesłuchanie jed-nego ze świadków nie jest możliwe lub na-potyka trudne do przezwyciężenia prze-szkody, Sąd może poprzestać na zgodnych zeznaniach dwóch świadków.

Spadkodawca może w każdej chwili od-wołać testament. Testament można odwo-łać w całości, lub tylko poszczególne po-stanowienia w nim zawarte. Odwołać testament, podobnie jak i sporządzić może tylko osoba mająca zdolność do czynności prawnych.

Mecenas Dariusz Nowak oraz adwokat Michał Materowski LAW & TAX Kance-larii Adwokackiej Materowski Nowak s.c. w Katowicach najczęściej sugerują Klien-tom sporządzenie testamentu w formie aktu notarialnego, który ma moc doku-mentu urzędowego i jego ewentualne podważenie w trakcie postępowania sądo-wego, jest mocno ograniczone. q

mec. Dariusz NowakLAW & TAX Kancelaria Adwokacka

Materowski Nowak s.c.

Ignorantia iuris nocet – Nieznajomość prawa szkodzi

Bezpłatne porady prawne… na łamach „Górnoślązaka”!

Masz pytania do prawnika?Zgłoś problem,

a my postaramy się udzielić odpowiedzi na naszych

łamach.

Pytania prosimy przesyłać na [email protected]

Page 33: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

33www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Głos suwerenaW ubiegłym tygodniu jednym

z  głośniejszych tematów w mediach było głosowanie nad kandydaturą Zdzi-sława Krasnodębskiego (PiS) na wi-ceprzewodniczącego Parlamentu Eu-ropejskiego. Znów obserwowaliśmy teatrzyk wzajemnych oskarżeń o zdradę między polskimi europosłami różnych frakcji. Z tej politycznej burzy wynoto-wałam jedną istotną rzecz. Otóż kan-dydat PiS w 2010 r. w wywiadzie dla

„Rzeczpospolitej” powiedział: „Nie chcę Polski, w której homosek-sualiści byliby prześladowani i nie mogli żyć w związkach prawnie uregulowanych”. – A to niespodzianka! – pomyślałam. – Może uda mi się znaleźć sojusznika tam, gdzie się tego nie spodziewałam?

A każdy sojusznik jest teraz na wagę złota, ponieważ już nie-długo złożę do laski marszałkowskiej projekt ustawy o związ-kach partnerskich. Właśnie trwają konsultacje społeczne. Pro-jekt ustawy reguluje najpilniejsze potrzeby partnerów, jak prawo do otrzymania informacji o zdrowiu partnera/partnerki, prawo

ustanowienia wspólności majątkowej, do dziedziczenia, do wspól-nego opodatkowywania się i przysposobienia dziecka partnera. Zgłaszamy ten projekt, ponieważ wierzymy, że rolą państwa nie jest mówienie ludziom, jak mają żyć, ale takie kształtowanie prawa, by każdy Polak i każda Polka mogli czuć się bezpiecznie i realizo-wać swój pomysł na życie. Wierzymy w miłość dwóch kochających się osób i ich prawo do szczęścia i szacunku.

W związkach jednopłciowych żyje ok. milion osób, w 50 ty-siącach takich rodzin wychowywane są dzieci. Dlaczego dwie dorosłe kochające się osoby, które wspólnie budują rodzinę nie mają wsparcia i ochrony państwa? Są dla instytucji państwowych niewidoczne?

To pierwsze podejście do uregulowania związków partnerskich w tej kadencji parlamentu. Choć arytmetyka sejmowa wydaje się niesprzyjająca będę walczyła, żeby znalazła się większość, która wsłucha się w głos suwerena (wg ostatniego sondażu IPSOS po-nad połowa Polaków jest za związkami) i zechce ułatwić życie mi-lionom obywateli. q

Monika Rosa

Straszny smog…Zastanawiałem się niedawno, czy

kiedyś nie było smogu..? Czy też był równie dokuczliwy jak obecnie, ale by-liśmy mniej uświadomieni zagroże-niami jakie przynosi, dlatego że tak dużo się o nim nie mówiło? Być może ze względu na o wiele większe niż obec-nie zanieczyszczenie powietrza genero-wane przez przemysł nie zwracaliśmy tak dużej wagi na „niską emisję”, czyli trujący dym, który wydobywa się z ko-

minów naszych domów.Nie roztrząsając jak było dawniej, chyba nikt nie ma wątpliwo-

ści jak jest teraz – przez kilka miesięcy w roku potwornie śmierdzi, bez pomiarów widzimy to i czujemy. Na Śląsku jest pod tym wzglę-dem bardzo źle. Z powodu pracy spędzam połowę czasu w War-szawie, a pozostałą na Śląsku. W mediach często słyszę alarmi-

styczne komunikaty, jak bardzo jest przekroczone stężenie pyłów w warszawskim powietrzu. Przyznam, że aż tak bardzo tego nie odczuwam. Potem wracam do Tarnowskich Gór i nie mam wąt-pliwości, że jest znacznie gorzej… Podobnie jest w innych śląskich miastach, miasteczkach i wioskach, które od listopada do marca spowite są gryzącym dymem.

Reasumując – smog to olbrzymi problem. W jego rozwiąza-nie muszą się zaangażować władze wszystkich szczebli. Działa-nia w tym kierunku toczą się oczywiście od dłuższego czasu. Nie chciałbym się tu licytować, która ekipa zrobiła w tej sprawie wię-cej, a która np. przesunęła środki z działań na rzecz wymiany źró-deł ciepła na odwierty geotermalne w środkowej Polsce.

Ważne jest to, co będzie się dziać w przyszłości.Pociesza mnie fakt, że jest już duża świadomość społeczna tego

problemu. Myślę, że wywoła to presję, która wymusi rozwiązywa-nie problemu. q

Tomasz Głogowski

Posłowie – po słowie, po trzy

Co z tym smogiem?Zgodnie z rankingiem sporzą-

dzonym przez Europejską Agencję Ochrony Środowiska na 10 najbardziej zanieczyszczonych miast europejskich aż 6 z nich to miasta w Polsce…

Niestety, nasze ukochane Katowice zajęły 10 miejsce w tym niechlubnym zestawieniu.

Sejmik Województwa Śląskiego wraz z Marszałkiem Województwa podjęły zdecydowane działania, aby

móc zapobiegać pogarszającemu się stanowi powietrza na Śląsku. I tak, 1 września 2017 r. zaczęła obowiązywać uchwalona przez Sej-mik Województwa Śląskiego uchwała antysmogowa, której celem jest nie tylko poprawienie jakości powietrza, którym oddychamy, ale i w perspektywie długoterminowej – polepszenie stanu zdro-wia i jakości życia wszystkich mieszkańców województwa. Z tego względu uchwała wprowadza ograniczenia w spalaniu paliw sta-łych dla użytkowników pieców, kotłów i kominków.

To bardzo ważna inicjatywa, szkoda tylko, że nie spotkała się ona ze wsparciem ze strony rządu PiS. Mimo zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego o wprowadzeniu w Polsce pilotażowego programu walki z niską emisją „Stop Smog”, który ma na celu zmniejszenie zanieczyszczeń, a jednocześnie zwiększenie możli-wości termomodernizacji domów, z niezrozumiałych powodów program ten nie objął miast powyżej 100 tysięcy mieszkańców.

W ten sposób m.in. Katowice, Chorzów, Tychy i Ruda Ślą-ska zostały miastami wykluczonymi z tego ważnego programu, a co za tym idzie ich mieszkańcy nadal będą borykać się z tru-jącym smogiem, który ma ogromnie destrukcyjny wpływ na ich stan zdrowia. Nie sposób się z takimi decyzjami pogodzić. Tym bardziej, że w dużych miastach do zanieczyszczenia powietrza przyczynia się dodatkowo w znacznym stopniu coraz bardziej na-tężony ruch drogowy generujący coraz większe ilości spalin. Za-tem jakość powietrza, którym oddychamy na Śląsku jest fatalna, a co najgorsze, że nasza lokalna uchwała antysmogowa nie spot-kała się ze wsparciem ze strony rządu i nadal będziemy zatruwani za wyraźnym przyzwoleniem rządzących… q

Ewa Kołodziej

Page 34: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

34 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Kto zabił Korfantego?Od piosenki pod tym tytułem rozpoczyna się spektakl Teatru

Śląskiego zatytułowany Korfanty. Hotel Brześć i inne piosenki. Za-miast słowa spektakl należałoby chyba użyć określenia koncert, re-cital, może nawet happening. Zresztą ironiczny tytuł uprzedza wi-dza, że bynajmniej nie zobaczy dokumentalnego zapisu ostatnich dni z życia śląskiego przywódcy czy debaty pomiędzy nim a woje-wodą Michałem Grażyńskim.

Przemysław Wojcieszek, znany i kontrowersyjny reżyser tea-tralny i filmowy, robił niemal wszystko, by go nie posądzić o sce-niczny zapis politycznej biografii dyktatora III powstania śląskiego. Owszem, na scenie pojawiają się postacie, a raczej impresje sce-niczne na ich temat, przed którymi można by postawić drażliwą kwestię (Józef Piłsudski, Wacław Kostek-Biernacki, Grażyński), ale są przede wszystkim pretekstem do pytania o to, kim są Ślązacy i Polacy (Ślązacy w Polsce) dzisiaj.

Ta perspektywa zdecydowanie bardziej interesuje twórcę spek-taklu. Prowadzący to muzyczne show „Korfanty” (Piotr Bułka) nie pozwala zapomnieć, że znajdujemy się w katowickiej galerii han-dlowej, „w rzeczywistości ciągłej sprzedaży”. W tym kontekście py-tania o wolność, demokrację czy rynek stawiane przez aktorów, wcielających się w rolę standuperów, stają się zarzutami pod adre-sem tych, którzy ulegli czarowi konsumpcyjnych świątyń, a w tym przypadku tych, którzy przyszli do teatru w galerii. Pojawiają się więc emerytowana nauczycielka, przywołująca Leszka Balcerowi-cza oraz górnik z zamkniętej, czy też „wygaszonej” kopalni Mako-szowy – ofiary chwiejącego się kapitalistycznego systemu. By nie było żadnych wątpliwości co do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, słyszymy refren: „Trzydzieści lat wolności i jesteśmy wszyscy… rozjebani”. Czy coś się zmieniło, od czasu, gdy reżyser stworzył przed laty głośny spektakl Made in Poland, który rozpoczynał się od rozbicia kijem baseballowym auta zaparkowanego przed tea-trem? I pytanie to dotyczy zarówno świata, który nas otacza, jak i rzeczywistości, którą pokazuje w swoich dziełach Wojcieszek.

Robert Talarczyk, dyrektor Teatru Śląskiego, zapraszając tego twórcę do przygotowania spektaklu o Wojciechu Korfantym, li-czył zapewne na odnowienie języka teatralnego w opowieści o naszym regionie. Zresztą sam w nieco podobnej, musicalo-wej, konwencji opowiadał o pacyfikacji kopalni Wujek. W przy-padku Czarnej ballady alibi zapewnia jednak twórcy autobiogra-

ficzna formuła. W spektaklu Wojcieszka ta konwencja oczywiście nie obowiązuje – artysta snuje opowieść o  Polsce na marginesie ży-ciorysu wybitnego Ślązaka. O  tę wąską perspektywę mam do twórcy żal. Bo sam spektakl ma swoją buntow-niczą energię, ma swój spe-cyficzny rytm, ma w końcu swój prowokacyjny charak-ter, który nie pozostawia widza – stawiającego sobie pytania o znaczenie takich słów jak praca, wolność czy god-ność – obojętnym. Ale od dawna niepodejmowana rozmowa o Korfantym, w stolicy województwa śląskiego, kilkaset metrów od jego grobu, po ukazaniu się chociażby książki nieodżałowanego Jana F. Lewandowskiego, powinna odbywać się na innych warun-kach. Może równocześnie na Dużej Scenie i właśnie na tej w gale-rii? Może poprzez odwołania do relacji Georga Montaga (Pierw-sza polka) Horsta Bienka? Może nawet poprzez Wiatr od wschodu Augusta Scholtisa? Niech by nawet przemówił Nasz Bohater sło-wami z tamtych niemieckojęzycznych powieści, jeśli już nie mo-żemy (?!) patetycznie powtarzać za innym Ślązakiem „wyklętym”, Wilhelmem Szewczykiem: Trzeba to ciało ponieść, trumnę Śląska pełną, garść pieśni wyzwolonych w milczącej szkatule. Teraz już darmo trumnę sztandarami tulić I darmo wskrzeszać ciało śpiewaniem kościelnym.

Pytanie zadane w tytule pozostaje w głowach widzów, dzięki chwytliwemu refrenowi piosenki, będącej kompozycyjna klamrą przedstawienia. Nucąc te słowa, zastanawiam się, czy Korfantego zabił reżyser czy pamięć o nim w jakimś stopniu wskrzesił? q

Krystian WęgrzynekKorfanty. Hotel Brześć i inne piosenki. Teatr Śląski im. Stanisława

Wyspiańskiego. Scena w Galerii Katowickiej. Reż. Przemysław Woj-cieszek. Premiera 27 października 2017.

Kultura

Gotowanie żabByli sobie dwaj władcy, którzy panowali w sposób absolutny. Dwór

i poddani spełniali wszystkie ich polecenia, a nawet życzenia. Ni-komu nie przyszło nawet na myśl, żeby zaprotestować, zamanifesto-wać, zrobić coś zgodnie z własnym przekonaniem.

Kiedyś spotkali się owi władcy, a przy okazji wymienili swoje do-świadczenia.

– Jak ty to robisz? – mówi pierwszy. – Ja muszę stale uruchamiać policję, wojsko trzymać w pogotowiu, rozbudowałem sieć inwigila-cji do absurdalnych rozmiarów, a ciągle jeszcze się boję, nie jestem pewny czy mnie ktoś nie otruje, podstępem nie pozbawi tronu, a pod-dani nie wywołają rewolucji lub po prostu nie uciekną do innego kraju. W twoim państwie zaś nikt się nie buntuje, jest spokój, poddani są może trochę apatyczni, ale wyglądają na zadowolonych, a przecież u ciebie także nikt nie zrobi niczego bez twojego przyzwolenia, wbrew twojej woli, a każde życzenie twoje jest spełniane.

W odpowiedzi drugi władca rzekł:– Opowiem ci bajkę, która wszystko wyjaśni. Żaby można ugoto-

wać na dwa sposoby. Jeden sposób to taki, że wrzuca się je do wrzątku. Żaby się buntują, przeraźliwie piszczą, gwałtownie się miotają, wyska-

kują, starają się wydostać. Wtedy trzeba je ciągle spychać do wrzątku, pilnować, żeby nie uciekły. Wymaga to stałej czujności i, przyznasz, jest trochę stresujące. Ale kiedy żaby włożymy do garnka z  zimną wodą, taką, jaką lubią, a potem powolutku, stopniowo, prawie nie-zauważalnie będziemy wodę podgrzewać, to ani się spostrzegą, kiedy zostaną ugotowane. Żadnych krzyków, żadnych buntów, pełne zado-wolenie!

Bajka ta przypomina mi się, kiedy jestem na wzorcowych osied-lach dla robotników, którymi tak lubimy się chwalić. Podziwiamy ich funkcjonalność. Wszystko jest na miejscu: szkoła, kościół, piekarnia, konsum, gospoda – jedna, druga, nawet pralnia i magiel. Wypłata co miesiąc, mieszkanie dwuizbowe. Czego chcieć więcej? Po co stąd wyjeżdżać, po co szukać w świecie czegoś innego? Przeciwko czemu się buntować? Wystarczy rzetelnie pracować, codziennie, całe ży-cie, pokoleniami… Skup się na pracy – tylko tego od ciebie chcemy! Wszystko, czego potrzebujesz masz w zasięgu ręki. A ty pracuj i płódź kolejne pokolenia robotników. Nie rozglądaj się wokół.

Jak łatwo pozwolić się ugotować! q

Emma

Emma

Page 35: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

35www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Wielkanoc w cieszyńskiemWitejcie ludeczkowie. Prowda, że już by było dość tej zimy, a tej

ciaparyje na polu? Uż ty ciepłe mantle mogymy pomału poskludzać do antryja. Ptoszki uż wczas rano śpiywajóm, a to je znak, że uż do nas pomału przidzie wiosna. A chned też bydzie Wielkanoc. Skuli tego chcym Wóm kapke powyrzóndzać, jako to było hań downi w cie-szyńskim.

Po długi martwocie zimowej ludzie się mocka radowali, że uż do nich zaglóndo lepszy czos. Skyrz tego był zwyczaj chodzynio po dziedzinie z Marzannóm. Kole Jabłónkowa ubogi dziołchy cho-dzowały we dwie od chałpy do chałpy z lalkóm zrobiónóm na żer-dzi, kiero była obleczóno w kolorowe szmatki i  furgajónce rozto-majte wstónżki. Jedna dziołcha dzierzała lalke, a drugo miała w rynce kosz. Przeca prziszły wybiyrać jakisi dary. Moja starka Hela eszcze pa-miynto pieśniczke:

Morzana, Morzana,cos w poście jodałagroch ze szpyreczkamiPón Bóczek je s nami!

Morzana, Morzana,Kajś ty przebywała?Tu, miyndzy ludziami,Pón Bóczek je s nami!

Morzana, Morzana,Kajś w zimie lygała?Za piecym w kuchyniU moji gospodyni!

Kłanio się MorzanaParadnej Terezce,Choć je ze słómyi stoji na desce

Płyń teraz, Morzano,Aż za siódme morze,bo już ni ma miejscaDlo ciebie w kumorze!

Wiycie jako to je z Wielkanocóm-to je świynto ruchome, tuż to też nigdy nie było wiadóme, jako trefi. Tyn piekny czos zaczynoł się w Niedziele Palmowóm. Nojważniyjszo była palma, kiero była zro-bióno z roztomajtych krzoków, gałónzek czy inkszych roślin. Moja starka Hela wrażowała do ni trzaskótke (krószyne pospolitóm), świby (dereń właściwy), kłokocz, lyske, bez, brzoze, szoszo (trzcina). Dzioł-chy na wydaniu dycki miały najszumniejsze palmy zrobióne, a co po-nikierzi chłapcy robili palmy po ceście. Roz dwa natargali zielónych gałynzi i powiónzali to wstónżkami. Dycki w Niedziele Palmowóm małe dziecka, kiere eszcze rade by pospały, budzili my takóm wiy-rzbowóm palmóm, a przi tym mamulka godała tak:

Wiyrba bije, ni jo bijym.Za tydziyñ, Wielki Dziyñ!

Dziecka roz dwa stowały z łóżek a hónym szły do kościoła z ojcami na msze. Jak prziszli na spadek, palme wrażowali za obrozek w świyn-tym kóncie, albo na wyrch za krokwie, co by tako palma uchróniła chałpe od pieróna w czasie burzy. Moja mama eszcze pamiynto za młodej dziołchy kie wygóniali na rajczule gadźine to jóm takóm palmóm okodzali, co by była zdrowo tako krowiczka i kie by na nióm żodyn nie ciepnół uroku. Starzik ze starkóm procnie dowali pozór, co by palmy nie dej Boże żodyn nie wyciepoł. Latosi jak uż była nowo palma, to staróm szło spolić. Taki niedopolóne palmy, starka godała, nazywali głowiónki i wrażowali ich do pola na zogón, co by był do-

bry urodzaj, a co by obiyli nie poly-gało jak bydzie furyja przi szpatnej pogodzie.

Przez cały Wielki Tydziyń lu-dzie rzykali po chałpach i moc też przeżywali post, a nie chytali sie żodnej ciynżki roboty. Starka wy-rzondzo, że nie śmieli jeść miynsa uż od Wielkigo Pyndziałku, nie śmieli sie bawić, skokać, wadzić ani romplować. W  Wielki Wto-rek nie śmiało sie nojść grosza, kie prziniesie to ogrómne nieszczyn-ści dlo tego, co go naszoł. Dowali wiare, że tyn, kiery bydzie wydowoł abo przijmowoł pinióndze w tym dniu, bydzie skószóny przez diobła i może zrobić taki szpatny wystympek, jak fałszywy Judosz.

Wielkóm Środe w cieszyńskim nazywali Szkarednóm Strzodóm. I tukej Wóm muszym przipómnieć o zwyczaju kierego, obstawióm, możecie nie znać – to je roz, a dwa, o kierym uż sie downo zapómniało. Zwyczaj polynio pomieteł był najbardzi znany w północno-zachodni czynści Ślónska Cieszyńskigo. Poliło sie wtedy oszkrabki z brzozy. Chłapcy zbiyrali stare mietły, polywali ich terym, podpolali, a potym gónili po kopcach, jak z pochodniami na znak chledanio Jezusa. Lu-dzie radzi oglóndali taki widowiska.

Drugim zwyczajym, kiery eszcze sie obstoł na ziymiach cieszyń-skich, je chodzyni z Judoszym. Praktykowane to je w Skoczowie do dzisio. Słómianóm kukłe obleczónóm w chłopski oblyczki, no-szom po dziedzinie. Przipómino dycki Żyda. Idzie sie z nióm i kry-kami piere po ceście i w bymbny, a potym ściepuje sie jóm z szopy, abo stodoły. Chłapcy pierom po Judoszu krykami, karkoszkami, pa-tykami. Porywajom Judoszowi miyszek ze srebrnikami, czyli potrza-skane szkło, a Judosza potym polom.

W Wielki Czwortek – po cieszyńsku Zielóny Sztwortek – po za-wiónzaniu dzwónów w kościele, chłapcy chodzili od dóm do dóm z klekotkami i grzechotkami. Klekotali nimi, a  gazda z  gaździnóm dowali im za to roztomajte datki – to je, jajca, pieczki abo pinión-dze. A klekotani dycki było pospołym, rowne, jakby to dzisio powie-dzioł czysto po polsku – nie było chaotyczne. Snoci, że mój starzik Bolek, jak eszcze żył spóminoł, jak jego mamulka prawiła: – Bolku, idziesz jutro z chłapcami klekotać po dziedzinie? Bo dzwóny uż od-leciały do Rzymu…

I starzik poszoł, a chodzowali dycki trzi razy za dnia.W Wielki Pióntek – Czorny Pióntek wczas rano żynyło się do po-

toka czy rzyki, kaj sie myli zimnóm wodóm. Coponikierzi w  rzyce koltali też kónie i bydło. Tako wodziczka była też noszóno w putniach do dóm, co by starka abo starzik, co uż byłi uż koślawi i nie poradzili sami iść nad rzyke mogli klepeta umyć.

W Wielkóm Sobote szło sie świyncić wode i ogiyń. Zwyczaj był taki, ze trzeja było wziónść dycki ze sobóm grómniczke, Błażejki i świyczki z Piyrszej Kómuni Świyntej. W tyn dziyń dziołchy z ma-mami piykły buchty, babki, baranki, szołdry, czyli murziny. Chłapcy patrzili inszej roboty – plytli karwacze na pyndziałkowy Śmiergust. Zaś Niedziela Wielkanocno była nejwiynkszym świyntym w roku i wroz ze służbóm siedziało sie tyn czos razym w dóma, nie śmiało sie chodzić po chałpach. Jedynie gazda z nejmłodszym synkiym szli w pole i wrażowali na kóncach zogónów głowiónki – krziżyki pal-mowe, co by sie darziło.

W Pyndziałek Wielkanocny uż wczas rano po chałpach cho-dzowali śmiergustnicy. Byli to młodzi kawalerowie, kierzi szli po-loć dziołchy i gaździnki. Za czasów moi starki polywoki jeżdzili całymi bandami – kolasóm, bryczkami, a nawet wozami drabinia-stymi na kierych furgały roztomajte maszki, a zielóno brzoza. Takóm chorde było uż słychać z daleka kie co ponikierzi wozili ze sobóm lajer (katarynke). Nejwiyncyj śmiychu, zabawy i larma było na placu przi chałpach, kaj dziołchy były na wydaniu. Dziołchy piszczały a szpraj-

Hań downi na dziedzinie

Page 36: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

36 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKcowały sie, zaś chłapcy smnyczyli ich ku studni i polywali zimnóm wodóm, abo to z putni, abo ze szkopków abo z kibli. Polywoki jak wlyzli na plac, wołali wiesioło:

Przyszli my tu po śmierguście,yny nas tu nie opuście,kope wajec narachujcie,a kołoczy nie żałujcie!

Jak uż dziołchy były polote, w ruch szły karwacze. Moja starka Hela godała mi, że na to też prawili korbacze. Coż też to było? Isto se myślicie. Na uż Wóm to wytabaczym. Karbacz był zrobióny z wiyrzby. Plytło sie go z cztyrech, sześciu abo nawet ośmiu pryntów wiyrzby, abo wikliny. Wyszrtychcone kolorowymi bandlami, kiere było dycki czyrwóne. Chłapcy dziołchy flinkali, jako by ich osuszali, a miało też to być na znak oczyszczynio. Polywokóm gazda dziynkowoł i czyn-stowoł szwarnych chłapców warzónkóm, a gaździno buchtom.

Młode dziołszki zaś chodziły po dziedzinie z gojiczkiym, na kie-rym były malowane wajca, zwónki i maszki. Pozdrowiały a spiywały przi tym starodownóm pieśniczke:

Dej Pón Bóg dobry dziyń.Pod wasze okiynkoprziszły my pocieszyć was, miła gaździnko.Gojiczek zielóny, pieknie przistrojóny

A na tym gojiczku malowane wajca,sa tez tu dziyweczki gotowe do tańca.Gojiczku…

A na tym gojiczku jedwobne sznureczkico je nawiązały nadobne dziyweczkiGojiczku…

A na tym gojiczku je głośny zwóneczekco nóm go prziprawił szwarny pachołeczekGojiczku… […]

Tak na ty Świynta jo Wóm życzym wszystkigo dobrego, a jak po-radzicie, to też poczytejcie inkszym w familiji, jako to było hań downi w cieszyńskim. q

Kamila Ptaszyńska-Matloch

Maszkietny śnik Mariana XMarian fest sie wylynkoł kej ôroz zoboczył tych dwōch maszket-

nych chopōw stoć przed nim. Jedyn, tyn wiynkszy, miōł dugo siwo broda a jego glacaty kamrat miōł fōnsa, ôba ôblyczone we jednake biołe ancugi.

– O co chodzi? Gdzie ja jestem? – spytoł sie.– Richtiś. Tak jak pedzieli. Piyrszy Polok, jakigo my sam mieli ôd

iks lot… – zdziwowoł sie Glacok.– A ciepnijcie nom ino jakimś audsrukiym po polsku – pedzioł

Brodziok.– Proszę?– Mocie pedzieć cosik śmiysznego po polsku – wytuplikowoł mu

Glacok.– Śmiesznego?! Wypraszam sobie! – znerwowoł sie Marian. – Pol-

ska mowa to mowa bohaterów i herosów! To język wieszczów! Mi-ckiewicza, Słowackiego i… – po jakiymuś niy poradził spōmnieć sie tego trzecigo miana.

– „Śmiyszszsznego”! „Wypraszszszam! ” „Wieszszczczów”! – chi-chroł sie Glacok. – Zowdy chce mi sie śmioć, jak słysza ta jejich maszketno godka!

– Grzeszycie przeciwko ustawie o IPN! To bezczeszczenie i obraza uczuć religijnych narodu polskiego! – Marian zaczōn sie ciepać choby sagi w pokrziwach.

– „Grzeszszszycie”! „Bezczeszszszczenie! ” – lachoł sie Glacok we biołym ancugu.

– Dej mu pokōj, Yjwald – sztopnoł go jego kamrat. – Chop ani niy wiy kaj ôn je. Trefiliście do ślōnskigo niyba.

– Jezus Maria, jestem w piekle – frōnknoł Marian som do sia.– Jo je świynty Pyjter, a to je Archanioł Yjwald…– Nie bluźnij, hanysie! Nie ma takiego archanioła! Jestem Pola-

kiem-katolikiem i wiem…– Katać miałoby niy być? Yjwald je trocha dupowaty, beztōż mało-

wiela ô nim pisali – wytuplikowoł Brodziok.– Mōmy tukej wasze papiōry i musza pedzieć, co bydzie ciynżko…

Wyście nigdy niy byli rade Ślōnskowi, pra? – Yjwald poszkroboł sie po gowie.

– Ra-de? Że niby ja nie lubię Śląska? A skądże! Nic do was nie mam, nie lubiłem tylko, gdy się wychylaliście… W pewnym mo-mencie przestało wam wystarczać to, co wam daliśmy. Mieliście folk-lor, pracę i gwarancję, że co roku kogoś wam przyślemy z Warszawy w okolicy 4 grudnia. Wszyscy byli zadowoleni, ale wy zaczęliście się-gać po więcej… Kultura, tożsamość, literatura… No i ta… fuj! auto-nomia!

– Po jakiymu mieliby my go sam puścić? – spytoł sie Archanioł Yj-wald świyntego Pyjtra – Ino bydzie skuli tego ôstuda. Dziynnie bydzie zbieroł sam szmary…

– Mosz recht. Wyciepać gizda…Maszketne karlusy w biołych ancugach chycili Mariana za rynce

i zaczli smyczyć go ku dźwiyrzōm.– Nie dotykaj mnie! Ręce precz, pieprzony folksdojczu! Nie doty-

kaj! – ryczoł rozhajcowany Marian.– Panie Pośle, przepraszam, ale głosujemy – posłyszoł ôroz kogoś

godać. Wejrzoł zdziwowany i zoboczył modego posła z Podkarpacio, kerymu było fest niypeć, beztōż, co zaś musioł ôbudzić swojigo kam-rata.

– Wybaczcie, kolego, ciężka noc w sejmowym hotelu, dzię-kuję… –  Marian bamōntnie filowoł naôbkoło i pomału spōminoł sie, co je prawie we polskim Syjmie, a niy we ślōnskim niybie. – A co my głosujemy tak właściwie?

Drugi poseł som niy wiedzioł i musioł wejrzeć do papiōrōw.– Nowelizacja ustawy o języku regionalnym… A, już wiem!

Chodzi o to, by śląska gwara zyskała status języka regionalnego… – spōmniało mu sie. – Prosta sprawa: odrzucamy.

– Poprzewracało się tym hanysom w głowach – frōnknōł Marian i nacis knefel. q

Marcin Melon

Po naszymu

Page 37: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

37www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Sprzedawca marzeń. Z wyboru Ślązak

Słyszę co chwila stąd i owąd, że nastały ciężkie czasy. Że brak autorytetów, a młodzież siedzi tylko przy komputerach albo ogląda głupie programy w TV. Że się odmóżdża.

Że nastał upadek moralny i w ogóle sięgamy dna… Co zrobić, gdy dzwony biją na alarm? Może znajdziemy jakiegoś pisarza, który stworzy postać superbohatera, chłopaka odważnego, inte-ligentnego, który nie boi się zadawać pytania, ma ciekawe życie i nie jest nadęty. Do tego opisze to w taki sposób, że chciałoby się czytać i z niecierpliwością czekało na kolejne tomy przygód. A jeszcze na dodatek umieści między wierszami wiedzę z geo-grafii, przyrody, historii, kulturoznawstwa i wielu innych dzie-dzin. Rozbudzi marzenia i zaspokoi naturalny u młodych ludzi głód wiedzy. Taką książkę można by było podsunąć młodym lu-dziom licząc na jakieś zainteresowanie. A może nie trzeba pi-sać takiej książki i tworzyć takiego bohatera bo… już istnieje? A dzięki pasji i umiejętnościom autora broni się przed upływem czasu. Starsi czytelnicy pewno już się domyślili o jakim pisarzu mowa. Nasz dzisiejszy bohater to autor jednego z najpoczytniej-szych cykli powieści przygodowych dla młodzieży, który powo-łał do życia postać Tomka Wilmowskiego. Panie i Panowie – przed Wami Alfred Szklarski.

Życiorys naszego bohatera do momentu osiedlenia się w Ka-towicach, był równie egzotyczny i obfitujący w nagłe zwroty akcji jak losy bohaterów jego książek. Urodził się w Chicago w styczniu 1912 roku. Rodzice–Polacy, zna-leźli się na emigracji w 1908 roku prawdopodobnie z powodu dzia-łalności politycznej ojca, członka Organizacji Bojowej PPS. Jed-nak matka Alfreda – Maria, nie umiała się pogodzić z życiem w Ameryce i w 1928 roku posta-nowiła, że wraz z synem i córką wróci do kraju. Mąż został w Chi-cago i przysyłał paczki – historia jak najbardziej przypominająca współczesne losy naszych bli-skich i przyjaciół. Rodzina osied-liła się najpierw we Włocławku, a potem w Warszawie. Podobno pierwsze próby pisarskie zaliczył młody Alfred już w wieku 8 lat, jednak w stolicy wybrał elitarne studia na Wydziale Konsularno--Dyplomatycznym Szkoły Nauk Politycznych. Wprawdzie dy-plomatą nie został, ale tam właśnie, będąc na ostatnim roku studiów poznał swoją ukochaną żonę Krystynę. Mimo odmien-ności charakterów do końca życia stanowili piękną parę i bar-dzo się kochali.

Ślub odbył się w bardzo niesprzyjających okolicznościach – 1 września 1939 roku, a świadkami byli przypadkowy przecho-dzień i kościelny. Podczas okupacji Szklarski pisał opowiada-

nia sensacyjne i przygodowe powieści (tylko dla dorosłych!). Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że publikował je w  Nowym Kurierze – znanej war-szawskiej gadzinówce (młodzież in-formuję, że tak nazywano polskoję-zyczne niemieckie gazety). Po wojnie tłumaczył, że zatrudnił się tam na roz-kaz  AK. Zresztą faktycznie, jako czło-nek batalionu „Piorun” pod pseudo-nim „Szklarz” bohatersko walczył w powstaniu warszawskim… Jakakolwiek byłaby prawda, Szklarski odpokutował za tę ga-dzinówkę (pewno też za ojca w Ameryce i za studia dyploma-tyczne) skazany przez władze PRL w 1949 roku na 8 lat wię-zienia. Wyszedł po 5 latach na mocy amnestii. Był schorowany i przygnębiony, ale życie toczyło się dalej, trzeba było utrzymać żonę i dzieci.

Mieszkał już wtedy w Katowicach, do których przeniósł się w 1945 roku, świadomie wybierając to miejsce jako ostoję dla siebie i rodziny. I tu pozostał aż do śmierci. Związał się z wy-

dawnictwem Śląsk i prowadził w  miarę spokojne, skromne ży-cie. Córka wspomina, że ojciec wychodził rano do pracy, potem odrabiał lekcje z dziećmi, a  do-piero wieczorem miał chwilę na pisanie. Aż trudno uwie-rzyć, że w dwupokojowym mieszkanku w Katowicach po-wstały najbardziej znane powie-ści Szklarskiego – cykl o Tomku Wilmowskim i trylogia o  In-diańskim plemieniu Dakotów „Złoto Gór Czarnych”. W sier-miężnym PRL-u pisarz odkry-wał przed młodymi czytelnikami świat egzotycznych podróży, opi-sywał inne kultury i cywilizacje, barwną faunę i florę nieznanych ziem, ale nade wszystko tak kon-struował fabułę, aby nie można się było oderwać od pierwszej do ostatniej strony. Do tego jesz-cze młody czytelnik dowiady-wał się o  polskich odkrywcach, którzy przemierzali te ziemie i zostawili tam swój ślad – często

bardziej cenionych poza Polską niż u nas.(A tak na marginesie, krótki test dla Ciebie, drogi Czytel-

niku: czy wiesz, kim byli: Edmund Strzelecki, Krzysztof Arci-szewski czy Maurycy Beniowski? Dlaczego w Australii jest Góra Kościuszki i który Polak zbudował kolej przez Andy? Polacy jak mało który naród odcisnęli swoje piętno na całym świecie w czasie, kiedy Polski nie było na mapie…).

Śląskie Portrety Historyczne

Page 38: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

38 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Larmo

Co ciekawe, Szklarski nie był w miejscach, które tak pięknie opisywał – po prostu nie lubił podróżować. Za namową żony wybrał się raz do Egiptu, gdzie cudem uniknął śmierci zjadając zatrutą figę z rąk strażnika zakazanego cmentarza. Ta przygoda spowodowała, że unikał zagranicznych podróży – odwiedził je-dynie NRD i Pragę. W Polsce lubił wyjazdy do Ustronia. Nato-miast jego żona uwielbiała dalekie podróże i przywoziła z nich ciekawe pamiątki i mnóstwo opowieści, a trylogię „Złoto Gór Czarnych” napisali wspólnie. Gromadzenie informacji o opisy-wanych miejscach zabierało Szklarskiemu dużo czasu – nie było przecież internetu i pięknych, kolorowych albumów. Część ma-teriałów przesyłał mu też ojciec – razem z sukieneczkami dla wnuczki. Pisarz władał płynnie kilkoma językami, dzięki czemu korzystał też z zagranicznych książek i czasopism. Z uporem re-alizował swoją pisarską pasję, mimo, że na początku drogi je-den z  kolegów po piórze – Adam Nasielski – ostro skrytyko-wał jego próby pisarskie. To samo z pierwszą książką o Tomku („Tomek w krainie kangurów „1957 r.) – dopiero drugie wyda-nie z ilustracjami wykonanymi dokładnie według jego instruk-cji zaczęło się sprzedawać.

Mimo że książki sprzedawały się coraz lepiej, Szklarski pozo-stał pracownikiem wydawnictwa, dzieląc czas między pracę za-wodową, rodzinę i pisarstwo. Był domatorem, otwartym i goś-cinnym. Szanował ludzi i uważnie ich słuchał. „Szklarski był dżentelmenem w każdym calu. Był osobą o niesłychanie łagod-nym, delikatnym usposobieniu. Swoje pisarstwo traktował w ty-

powo usługowy sposób. Choć może nie najlepiej to brzmi. Ale pisanie właśnie nie służyło zaspokojeniu jego potrzeb. Trak-tował je jako usługę dla innych” – tak mówił o pisarzu profe-sor Krzysztof Kłosiński. Twórczość Szklarskiego została jednak w końcu zauważona i doceniona licznymi nagrodami, m.in. Or-derem Uśmiechu (1971 r.) czy Nagrodą Prezesa Rady Ministrów (1973  r., 1987  r.). Był płodnym pisarzem – wydał 35 książek: 12  pod swoim nazwiskiem i 23 pod różnymi pseudonimami. Na emeryturze poświęcił się pisarstwu i… opiece nad wnukiem. To właśnie dzieci były przecież pierwszymi recenzentami jego książek a kiedy podczas czytania świeżutkich maszynopisów wyraźnie się nudziły – dokonywał zmian.

Alfred Szklarski zmarł 9 kwietnia 1992 roku w Katowicach. Jego grób można odwiedzić na cmentarzu przy ulicy Sienkie-wicza. Imię pisarza nosi 8 szkół, a na Placu Grunwaldzkim umieszczono Jego popiersie. Upamiętnieniem twórczości Al-freda Szklarskiego zajęło się też Muzeum Śląskie, gdzie w tym roku otwarto świetną wystawę „Na tropie Tomka”.

Jego książki wywarły wielki wpływ na pokolenia młodych czytelników. Jeden z nich napisał po latach, że swemu pierwo-rodnemu synowi nadał nawet imię Tomek… To się nazywa fan klub! A może warto wrócić do mądrych i ciekawych książek Szklarskiego, które poszerzają horyzonty młodych czytelników dając im wiedzę i rozrywkę? I dając marzenia, a to jest bezcenne. q

Anita Witek

Skok cywilizacyjny, czyli dobra zmiana 2.0

Jest lepiej, a jeśli nie, to przynajmniej jest inaczej – a każde „inaczej” to potencjalnie „lepiej”. Dobra zmiana to jednak nie kuchenne rewolucje, więc

w wielu sferach błahe w znaczeniu acz spore w in-tensywności niedociągnięcia przesłaniają ogólne po-czucie dobrostanu. Żeby nie narzekać w próżnię, do wiwatu bić pianę – bo ja nie z takich – kilka eg-zemplifikacji wyłuszczonych, że tak powiem, z na-tury.

Exemplum I. Wyobraźmy sobie świat, w którym wszystko idzie po kolei – władający wpierw gonią z kwitami po, dajmy na to, tysiąc złotych właścicieli czworonogów niesprzątających po podopiecznych (podobne marzenie mam o strażach miej-skich – zamiast zakładać na koła blokady, czym zresztą ruch utrudniają często jeszcze bardziej, mogliby gonić niesprzątają-cych psiarzy), a potem biorą się za przestępców. Nie chodzi o to, by genetycznie przeprogramować pieski na korzystanie z ku-wety, lecz by skutecznym batem egzekwować od społeczeństwa zakodowanie w głowach prostej sekwencji: pies – kupka – wore-czek – kosz. O, jak szczęśliwszy byłby człek, a świat piękniejszy!

Dla sprawiedliwości dodajmy, że zaczęto ścigać wyłudzaczy VAT-u. Chwała u góry, radość na dole (kościelny sztafaż pasuje do dzisiejszej władzy), bo okradanie społeczeństwa z należnych mu od państwa środków ma zbrodniczy charakter i woła o po-mstę do nieba (o, znowu).

Exemplum II. Komunikacja publiczna każdego dnia dostar-cza studium przypadków tak obszerne, że jego bogactwo po-zwalałoby na kilka prac naukowych z dziedziny psycholo-gii, socjologii i chyba psychiatrii. Bo jak wytłumaczyć podróże

z torbą na siedzeniu obok, zwłaszcza gdy jest to tak naprawdę torebeczka na błyszczyk, komórkę i tusz do powiek? Albo słuchanie muzyki tak, by wszyscy słyszeli? Albo wchodzenie do autobusu, gdy wysia-dający jeszcze pojazdu nie opuścili?

Casus szczególny. W autobusie jest 20 osób, 15 z nich wychodzi, na przystanku czekają 4 osoby. Łącznie w pojeździe jest 40 miejsc siedzących, w tym 20 przy oknie. Dla uproszczenia:

40 – 20 – 15 + 4 = 9 a 9 < 40. Lecz te 4 osoby, jak czterej jeźdźcy apokalipsy, forsować muszą powstały z wychodzą-cych mur, bo miejsc im nie starczy. Nieważne, że z autobusu próbują się wydostać dwie mamy z dziećmi w wózkach i czło-wiek na wózku inwalidzkim – ta wspaniała czwórka musi przeć do przodu. Może chcą wejść z torbami, które chcą usiąść na sie-dzeniu obok? Lecz przecież przy 40 miejscach i 9 na każdą jed-nostkę przypadają trzy miejsca na torby! Jak to zrozumieć?

Dlaczego to tak ważne, że aż tak mnie frapuje?Bo w końcu tylko temu dadzą coś wielkiego, kto w małych

sprawach był wierny. A kto w małych nie umie się zachować, ten tym bardziej w dużych sprawach nawali.

Dopiero troska o detale byłaby cywilizacyjnym skokiem i prawdziwie dobrą zmianą. q

Krzysztof Kraus

Autor jest katowickim samorządowcem, przewodniczącym rady dzielnicy Osiedle Witosa oraz Prezesem Górnośląskiego Bractwa Kul-turalnego Związku Górnośląskiego. W  latach 2015‒2017 był sekreta-rzem redakcji „Górnoślązaka”. Pracuje w Regionalnym Obserwatorium Kultury RIK w Katowicach.

Page 39: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,

kom.: +48 665 852 377e-mail: [email protected]

kom. +48 665 852 155tel. +48 77 462 38 30

www. .plskrzypczyk

... Twój przewoźnik po Europie

Energoaparatura SA jest firmą o ugruntowanej pozycji na rynku specjalistycznych usług budowlano-montażowych. Istniejąca od 1955 roku firma brała udział w budowie i modernizacji niemal wszystkich dużych obiektów energetycznych i przemysłowych w kraju.

Energoaparatura SA świadczy usługi w zakresie:• prac elektrycznych NN i SN,• prac elektrycznych wysokich napięć – linie i stacje wysokiego napięcia,• prac branży AKPiA,• usług w zakresie aparatury górniczej.

Od 2010 roku Spółka jest także producentem urządzeń automatyki i zabezpieczeń elektroenergetycznych. Nasza oferta produkcyjna obejmuje miedzy innymi: • Regulatory napięcia transformatora• Automatykę samoczynnego załączenia rezerwy zasilania• Centralną sygnalizację awaryjną • Rezystory bezindukcyjne• Układy automatyki rezerwowania wyłączników• Różnicowe zabezpieczenie szyn zbiorczych• Wskaźnik położenia przełącznika zaczepów transformatora• Przekaźniki, konwertery komunikacyjne• Walizki serwisowe

Od 2018 roku Spółka jest także producentem urządzeń aparatury górniczej. Nasza oferta produkcyjna obejmuje miedzy innymi: • Ognioszczelnych rozruszników stycznikowych (RS1045U, RS63D, RS63R, RS125,

RS 090R, RS1090RD, RS1125, RS1125D, RS1125DU, RS1125/2S, RS1132/4S, RS1200, RS1230/2S, RE22, RS1400),

• Ognioszczelnych zespołów transformatorowych (ZT-45, ZTR-45, ZT-150, ZT-150S, ZT-155, ZT-155U, ZT-110/5/2S, ZT-110/52/2S),

• Agregatów sprężarkowych w wykonaniu przeciwwybuchowym (PAS-22/A, PAS-55/A, PAS-75/A, PAS-90/A, PAS-110/A, PAS-110/A (1,2 MPa)),

• Urządzeń automatyki dla górnictwa, • Zwalniaków elektromagnesowych, • Osprzętu przeciwwybuchowego

Ponadto Spółka oferuje dostawy materiałów dla branży górniczej, w szczególności:• Kable i przewody,• Rury dla górnictwa PCV,• Oprawy oświetleniowe i źródła światła,• Osprzęt elektroniczny i elektroinstalacyjny.

Procesy przeprowadzane w są zgodnie ze standardami Systemu Zapewnienia Jakości wg norm ISO 9001, ISO 14001 oraz OHSAS 18001.

www.enap.com.pl

Page 40: Gazeta Związku Górnośląskiego...Polska, kraj energetycznie skazany jeszcze przez najbliższe 30-40 lat na węgiel, staje się, mając wszystkie naturalne warunki dla samowy- starczalności,