Gazeta Uliczna 01/31/2012

40
Nr 1 (31) 2012 Wywiad z prof. M. Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla 24-26 24-26 24 26 - 24 26 „Mądra miłość” – rozmowa z Izabelą Dzieduszycką 8-10 duszyc cką List z Afryki 22 5 40% ceny dla sprzedawcy

description

Gazeta Uliczna 01/31/2012

Transcript of Gazeta Uliczna 01/31/2012

Page 1: Gazeta Uliczna 01/31/2012

Nr 1 (31) 2012

Wywiad z prof. M. Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla

24-26

24-2624 26-24 26

„Mądra miłość” – rozmowa z Izabelą Dzieduszycką

8-10duszyccką List z Afryki

22

5 40%ceny

dla sprzedawcy

Page 2: Gazeta Uliczna 01/31/2012

5

W dniu 11.11.2011 roku Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” przeprowadziła pieniężną zbiórkę uliczną do puszek. Zebrana z niej kwota wynosi 678,85 złotych i jest przeznaczona na cele statutowe Fundacji.

NAGRODA DLA „GAZETY ULICZNEJ”Wszyscy członkowie Kapituły Nagrody wyrazili uznanie

za całokształt jubileuszowy treści i formy kwartalnika gospodarki solidarnej.

„DZIENNIKARSKI KOZIOŁEK” – najbardziej prestiżowa nagroda w środowisku dziennikarskim Wielkopolski,

przyznana przez Stowarzyszenie Dziennikarzy RP.

1. „Sprzedawcy uliczni” spotykają nas co dnia… 2. Nasza „Gazeta Uliczna” gości Międzynarodowy Zlot Gazet Ulicznych w siedzibie Fundacji „Barka” w Poznaniu, w 2007 roku. 3. W Redakcji kwartalnika – opowiedzieć o „kulturze solidarnej” z dziennikarską pasją. 4. Spotkanie z pionierami „Street Paper” z Rosji i z Ukrainy. 5. Poznański kwartalnik pośród Gazet Ulicznych z całego świata. 6. Rozgrywki „Piłki nożnej ulicznej” z Melem Young’iem, założycielem Sieci Gazet Ulicznych (Poznań, 2007 rok).

1

2

3

6

4

Page 3: Gazeta Uliczna 01/31/2012

Gazeta Uliczna jest dostępna w salonach sieci „Empik” w całej Polsce, u „sprzedawców ulicznych” oraz w księgarni „Bookarest” w Poznaniu.

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

Z-ca Redaktor naczelnej: Dominik Górny

Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk, Magdalena Chwarścianek

Korekta: Dominik Górny

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: WD Klaudia-Druk

Opracowanie grafi czne i skład: Qubas.pl

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA

ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4 – 7 W kręgu kultury solidarności

8 – 10 Mądra miłość

11 Bezdomność w Irlandii to nie komfort wolności

12 – 13 O tym, jak zmienia się polityka

społeczna w Częstochowie

14 – 15 Dialog czy listek fi gowy?

16 – 17 Moja Turcja

18 – 20 Szczęście jest drogą

21 Nasza twórczość

– Wisława Szymborska

22 List z Afryki

23 Fotogaleria

24 – 26 Nauczyć się wzajemnej

uczciwości

27 – 29 Indie pozbywają się polio,

ale nie biedy

30 – 31 Czas godnej pracy

32 Historia ruchu spółdzielczego

33 Debiutanci

34 Pięć lat minęło

35 Ostatni taki ZAZ w Wielkopolsce

36 Wespół w zespół

37 Co mają do zrobienia

stowarzyszenia?

38 Mam farta do ludzi

1(31) num

er

2012

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”,

Zapraszamy do przeczytania pierw-szego w tym roku numeru naszego kwartalnika gospodarki solidarnej. Nasi dziennikarze, jak zawsze, włożyli wiele autorskiej pracy i pasji w przygotowanie artykułów, z których można się dowiedzieć, co jest najbardziej istotne w kulturze, polityce i sprawach codziennego życia w Europie i na świecie.

Cieszymy się tym bardziej, iż mówi-my to z perspektywy otrzymania Nagro-dy – „Dziennikarskiego Koziołka” za całokształt osiągnięć w pracy redakcyj-nej, które przyznało „Gazecie Ulicznej” Stowarzyszenie Dziennikarzy RP.

Zachęcamy szczególnie do zapozna-nia się z artykułami dotyczącymi dzia-łalności „Barki” w Afryce, świadectwem „sprzedawcy ulicznego”; relacją z poby-tu w Turcji; a także dwoma niezwykle ciekawymi rozmowami: z Izabelą Dzie-duszycką, gościem honorowym Drugich Dni Kultury Solidarności i z profesorem Muhammadem Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Redaktor Naczelna GU, Barbara Sadowska

Zespół Redakcyjny GU

Nr 1 (31) 2012

Wywiad z prof. M. Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla

24-26

No

Wywiad z profwiaWywW a z profWyWyw z pwiad z profd zLaureatem PokojPokoja jLa eatt m P kureatemLa

24-2624 264-24-26

„Mądra miłość” – rozmowa z Izabelą Dzieduszycką8-10

oblaoblajowej Nagrody Nunuseun seu usM. Yunusem, YYYf. M. Yu mf. M. Yuf. M. Yu

odydyodyjowej Nagrody Norody Nojojow j Nj

duszyccką List z Afryki22

5

40%ceny dla sprzedawcy

Page 4: Gazeta Uliczna 01/31/2012

4

Drugie Dni Kultury Solidarności

W arto podejmować obywatelskie dzia-łania, które swoje źródło odnajdują w pragnieniu spełniania celu pro pu-

blico bono, poświadczając wartość ludzkiego kapitału – inwestycji najbardziej trwałej w sto-sunku do innych dóbr. Zyskała ta myśl szcze-gólny wymiar w kontekście docenienia roli spo-łecznej, politycznej i kulturowej Drugich Dni Kul-tury Solidarności i Ogólnopolskich Targów Przedsiębiorczości Społecznej, które odbyły się w dniach od 17 do 25 listopada 2011 roku.

Poznań docenia dzieło obywatelskie

Edycja odnowionej formuły Konkursu Na-grody Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności” odbyła się pod patronatem pro-gramowym Fundacji Pomocy Wzajemnej „Bar-ka” – laureatki Nagrody Dwudziestolecia Od-rodzenia Niepodległej Rzeczypospolitej (we-spół z profesorem Jerzym Regulskim i Ośrod-kiem „Złota Karta”). Po raz pierwszy Kolo-kwium Laureatów Nagrody miało miejsce w Poznaniu. Świadczy to o pragnieniu przenie-sienia idei pro publico bono w sposób trwały na grunt wielkopolskiej rzetelności, gospodar-ności i innych cech tradycji regionu – co waż-ne – godnych dostrzeżenia w europejskim wy-miarze pracy organicznej.

Wydarzenie odbyło się 20 listopada 2011 roku, w Sali Renesansowej poznańskiego Ratu-sza. Pamiątkowe albumy książkowe „Ku wolno-ści” Stanisława Markowskiego, otrzymali trzej równorzędni laureaci Nagrody: Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży „Dom Aniołów Stróżów” z Katowic; Stowarzyszenie Promocji Kultury im. Aleksandra Tasmana z Łodzi; Fun-dacja „Academia Iuris” z Warszawy. Decyzją Kapituły wyróżniono również cztery podmioty życia obywatelskiego: Towarzystwo Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. Św. Łazarza” z Krako-

wa; Stowarzyszenie na rzecz Aktywizacji Pole-sia Lubelskiego z miejscowości Hołowno na Lu-belszczyźnie; Towarzystwo Dramatyczne im. Aleksandra Fredry „Fredreum”, z Przemyśla; Fundacja „Wspólnota Nadziei” – Centrum Nauki i Życia „Farma” z Krakowa.

Akademia Solidarności

Otrzymanie godności Laureata Nagrody Pro Publico Bono oznacza przyjęcie w poczet człon-ków Akademii Solidarności. Jej celem jest krze-wienie i kształtowanie kultury solidarności, wskazując na organizacje, które zdolne są two-rzyć innowacje społeczne i rozwijać wiedzę o życiu społecznym. Zgodnie z „Kartą Solidar-ności” proklamowanej 10 czerwca 2009 roku – jej aktem założycielskim, a zarazem dokumen-tem programowym, Akademia ma inspirować rozwój badań naukowych, szczególnie w ob-szarze twórczości i kulturoznawstwa, psycholo-

W kręgu kultury Współczesna kultura potrzebuje wciąż nowych kontekstów społecznych, twórczych i emocjonalnych, aby mogła rozwijać się i prowokować do poczucia odpowiedzialności wspólnoty, w której jest tworzona i upowszechniana. Wtedy jest też wartością trwałą – ważną refleksją społeczną, która nadaje jej imię „solidarnej”. Pamiętać jednak należy, iż nie ma właściwego rozumienia kultury solidarnej bez umiejętności spojrzenia na dzieje obecne przez pryzmat umiłowania ojczystych tradycji.

„Nuty poezji i słowa muzyki w kulturze solidarności” – „Pochwała Inteligencji” w Sali Renesansowej poznańskiego Ratusza (od prawej, bohaterowie wieczoru: Jacek Kortus, Dominik Górny).

Page 5: Gazeta Uliczna 01/31/2012

5

gii społecznej, socjologii, nauk politycznych i teorii zarządzania sprawami publicznymi, w tym współudział w „programach służących rozwojowi kapitału ludzkiego”.

Wszystko to sprawia, iż wiarygodnie mówić przystoi o całokształcie kampanii społecznej Nagrody, która koncentruje się wokół dwóch, obchodzonych w roku 2010 rocznic: trzydziesto-lecia solidarnościowej konfederacji lat 1980-1981 oraz dwudziestolecia odrodzenia samo-rządu terytorialnego.

Różnego rodzaju wydarzenia: naukowe, społeczne i artystyczne, odbywające się w ra-mach Drugich Dni Kultury Solidarności, stano-wiły udaną próbę scharakteryzowania funkcji samorządności obywatelskiej dla tworzenia

i odnawiania tego, co prawdziwie twórcze. Dla-tego też dużą wagę poświęcono w ramach Dni, praktycznym konsekwencjom działania kulturo-twórczego. Zwrócono uwagę na organizacyjny, intelektualny i etyczny dorobek podmiotów przestrzeni obywatelskiej; struktur zarówno in-dywidualnych twórców dzieł jak i instytucji.

Spotkania, które są „Pochwałą Inteligencji”

Dialog obywatelski rodzi się z umiłowania tradycji. To po pierwsze. Po drugie zaś – z do-strzeżenia tego, co jest dziedzictwem nieprze-cenionym – opartym na wartości umiłowania miejsca, w którym dane jest nam żyć, a nade wszystko na szacunku do ludzi, którzy noszą w sobie godność naszego „wczoraj“ i rodzime-

solidarności

Środowisko Barki i Pro Publico Bono wsłuchane w tradycje obywatelskie w Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu (na planie pierwszym, od prawej: Janusz Jaskulski, dyrektor MIM; Tomasz Sadowski, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”).

Drugie Dni Kultury Solidarności, w szczególności zaś spotkania Klubu „Pochwała Inteligencji” odnalazły właściwe dla siebie miejsce w Poznaniu – pokazały bowiem, że przysłowiowa „inteligencja” może być pochwałą, jeśli rodzi się z uczuć własnych i współodczuwania kultury jako dziedzictwa trwałego w byciu gościńcem wartości uniwersalnych.

Page 6: Gazeta Uliczna 01/31/2012

6

go „dzisiaj“ – w takim właśnie motywie zaistniał w Grodzie Piastów, Klub „Pochwała Inteligen-cji“. Przekonał się Poznań, że zdarzenia Klubu, wywodzące swoje istnienie z Muzeum – Pałacu w Wilanowie, dobrze wpisują się w krajobraz tego miejsca. To przecież w Poznaniu – co ujaw-niają legendy – „kiedy jeszcze w innych mia-stach nie było inteligenckich klubów, kiedy przeto nie istniały miejsca jawne, w których in-telektualiści mogliby się spotykać, Piastów Gród jawił się jako miejsce nad wyraz przyja-zne, prowokujące do dyskusji twórczej, odnaj-dujące właściwe ścieżki pokazywania wartości historycznych postaci, tematów wartkich spo-łecznie”. Udowodniło to spotkanie z Aleksan-drem Surdejem, profesorem Uniwersytetu Eko-nomicznego w Krakowie, członkiem Grupy Pla-nowania Strategicznego Centrum im. Mirosła-wa Dzielskiego. Prelegent zainicjował dyskusję na temat „gospodarki solidarności“ w kawiarni „W Starej Piekarni”, na Śródce, nieopodal sie-dziby Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka“ na Zawadach.

Drugie spotkanie Klubu odbyło się w Mu-zeum Instrumentów Muzycznych. Spełniło się ono we wspomnieniu osoby i dzieła Aleksandra Tansmana. Poglądy na kulturę tego kompozyto-ra, stworzyły dogodny pretekst do rozważań o „poszukiwaniu wartości współczesnej kultu-ry”, z barwnym wprowadzeniem Wojciecha Wendlanda, historyka.

Sercem gaworzenia o tradycjach wspo-mnianych stało się trzecie spotkanie Klubu. Zrodziło w nas zaufanie do historii, zapozna-

niem się z autobiografią Izabeli Dzieduszyckiej, bohaterką książki „Kucem na Ursynów” – wy-wiadu-rzeki, który przeprowadziła Elżbieta Bre-mer-Misiak. Potomkimi i przedstawicielka słyn-nych rodów Wielkopolski – Marcelego Motty i błogosławionego Edmunda Bojanowskiego, podzieliła się pamięcią o tym, co prawdziwie oj-czyste. Poświadczyła, że o istocie życia mówi najpiękniej wartość poświęcenia dla drugiego człowieka, aby stał się „pierwszym“ dla nas i naszych braci. Izabela Dzieduszycka, po tylu latach od tej jej pierwszej w oczywistości inspi-racji do napisania książki, pokazała własną po-stawą, iż niezależnie od tego, ile lat upłynie jeszcze nam i naszym wzruszeniom, ważne jest zachowanie szacunku do przeżyć.

Ciekawą jest synteza trzech sztuk – przeka-zu naukowego, poetyckiego oraz muzyki. Prze-konaliśmy się o tym podczas finałowego spo-tkania Klubu w Sali Renesansowej Ratusza w Poznaniu. Wtedy też, jak określił Waldemar Rataj, który poprowadził spotkanie: „Na scenie, z nastrojami fortepianu mierzył się Jacek Kor-tus, zaś tajniki mowy wiązanej ujawniał Dominik Górny. Młodzi i cenieni artyści, laureaci waż-nych nagród w dziedzinie kultury, zaprosili do dialogu artystycznego: Nuty poezji i słowa mu-zyki w kulturze solidarności”. Kulminacją wie-czoru był wykład programowy Drugich Dni Kul-tury Solidarności, autorstwa Miłosza Gałeckie-go: „Jaka kultura? Jaka wspólnota? Jaka polity-ka? – o aktualności klasycznej perspektywy re-publikańskiej”. Prelekcja ta stanowiła właściwą inaugurację debaty poświęconej tożsamości kulturowej Rzeczypospolitej, przesłankom od-

Bazylika Archikatedralna w Poznaniu i jej proboszcz ksiądz Ireneusz Szwarc w spotkaniu z: uczestnikami Drugich Dni Kultury Solidarności i historią Ostrowa Tumskiego.

Kolokwium Laureatów Nagrody Pro Publico Bono (od prawej: prof. Antoni Kamiński, Przewodniczący Kapituły Nagrody PPB; Waldemar Rataj, Instytut Społeczeństwa Obywatelskiego PPB; Izabela Dzieduszycka, Stowarzyszenie „Przymierze Rodzin”).

Page 7: Gazeta Uliczna 01/31/2012

7

nowienia samorządności obywatelskiej oraz kultury solidarności w Polsce i w Europie.

Targi tego, co prawdziwie społeczne

Drugim Dniom Kultury Solidarności towarzy-szyły Ogólnopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej, zainicjowane rok temu przez Fun-dację Pomocy Wzajemnej „Barka” – wydarze-nie, jednające z sobą rozmaite środowiska, w tym: organizacje obywatelskie, samorządy lo-kalne, powiatowe i regionalne, przedsiębiorców

społecznych, instytucje edukacyjne i naukowe, przedstawicieli administracji publicznej, media i reprezentantów biznesu oraz instytucji mię-dzynarodowych. Przedsiębiorstwa społeczne zaprezentowały wytwory i usługi (spółdzielnie socjalne, przedsiębiorstwa prowadzone przez organizacje obywatelskie, spółki z.o.o. non – profit, Zakłady Aktywizacji Zawodowej, Centra Integracji Społecznej, wspomniani już laureaci nagrody Pro Publico Bono).

Przyznano Nagrody „Drabina Jakubowa” tym, którzy „kiedyś wchodzili po tej drabinie jako ratowani. Dzisiaj schodzą po niej, aby rato-wać innych. Działają na rzecz osób, które zna-lazły się w trudnej sytuacji życiowej, pomagają im przejść trudny i długotrwały proces reinte-gracji społecznej i zawodowej. Stosują przy tym rozwiązania doceniane i nagradzane na forum międzynarodowym – są przedsiębiorcami spo-łecznymi”. Pośród tegorocznych laureatów zna-leźli się: Jolanta Bogucka, Andrzej Sydoruk, Je-rzy Tymczak, Antoni Borowski, Edward Skoryna, Janusz Smura, Henryk Konieczny, Mirosław Za-czyński. Każdy z nich otrzymał nagrodę w po-staci działki o powierzchni 300 m² pod budowę domu jednorodzinnego, ufundowaną przez „Barkę”.

Targi były niewątpliwie okazją do zaprezen-towania nowatorskich obszarów rozwoju przed-siębiorczości społecznej, takich jak w szczegól-ności: edukacja, zdrowie, ekologia, recycling, budownictwo z użyciem ekologicznych techno-logii, a nawet dziedzictwo i kultura.

Dominik Górny

Laureaci Nagrody „Drabina Jakubowa” na Międzynarodowych Targach Poznańskich.

Kawiarnia „W Starej Piekarni” na Ogólnopolskich Targach Przedsiębiorczości Społecznej.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 1.19 „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

Page 8: Gazeta Uliczna 01/31/2012

8

wywiad

Zawitała Pani po wielu latach w swoich ro-dzinnych progach – w Poznaniu. Pokochało Pa-nią to miasto jak żadne inne – w życzliwości mieszkających w nim przyjaciół i w miejscach, których istnienie do dziś ukazuje nieprzemijal-ność ważnych dla Pani wzruszeń. Czy to wła-śnie w Poznaniu poznała Pani swoją pierwszą miłość?

Bardzo chciałabym odpowiedzieć twierdzą-co, a jednak nie mogę tego uczynić. Spotkałam ją w Sandomierzu, drugą zaś w Warszawie. Prawdziwą miłość napotkałam jednak zupełnie gdzie indziej i kiedy indziej – w osobie mojego późniejszego męża – Tadeusza. A skoro już o wzruszeniach mowa – jakże się cieszę, że od-wiedzam miejsce, w którym 16 lipca 1928 roku, urodziłam się w szpitalu na ulicy Polnej. Zadzi-wiającym jest, że minęło już ponad 80 lat od tamtej pory, a ja czuję się wciąż młoda.

Tak młoda jak kultura solidarna, która po-zwala dojrzewać do zrozumienia tego właśnie serca zamyślenia, że bycia dobrym człowiekiem uczy obcowanie z innymi „dobrymi ludźmi“.

Tak właśnie jest, a z wierności tej myśli czer-pię poczucie bycia szczęśliwą, co nie oznacza,

że nie mam trosk. Wręcz przeciwnie – stan szczęścia utożsamiam z byciem wierną sobie, własnym przekonaniom i ludziom, z którymi wspólnie można zrobić naprawdę „wielkie rze-czy“. Myślę, że wciąż za mało mówimy o przyja-ciołach i rodzinie. Przyznam się, że dopiero te-raz, po tylu latach, potrafię świadomie wyrazić wdzięczność w stosunku do mojej matki za jej trud wychowania mojej osoby. Potrafiła kochać mądrze.

Czym właściwie jest „mądra miłość“?Jest ona zrozumieniem i odpowiedzialnością –

kiedyś w wieku 9 lat, przyszłam do matki i powie-działam: „Ja tak dalej żyć nie mogę, gdyż moi bracia nie pozwalają mi jeździć z nimi na ko-niach. Muszę mieć własnego kuca“. Wtedy mat-ka zapytała: „Jak chcesz to zrobić?“. Odpowie-działam, że będę pracować i hodować króliki, aby móc sobie kupić konia. Usłyszałam wów-czas: „Dobrze, ale za wszystko będziesz odpo-wiedzialna w pełni sama“.

Miłość mądra to także odwaga – podczas okupacji matka wyjeżdżała często na front jako łączniczka lecz nigdy nie ujawniła strachu; oraz zaufanie – tak, aby druga osoba wiedziała, że

Mądra miłośćZ Izabelą Dzieduszycką, założycielką i prezesem Stowarzyszenia „Przymierze Rodzin“, potomkinią słynnych rodów wielkopolskich, Marcelego Motty i Edmunda Bojanowskiego, rozmawia Dominik Górny

Na wymarzonym koniu, wraz z braćmi i siostrami, przed domem w Niechłodzie, w 1938 roku (pierwsza od prawej: Izabela Dzieduszycka).

Page 9: Gazeta Uliczna 01/31/2012

9

decyzje podejmuje sama. To jest najlepszy spo-sób na kształtowanie osobowości...

...dzięki której zwycięsko można dojechać „Kucem na Ursynów“ – jak podpowiada tytuł książki o losach Pani życia.

Zapewniam, że był to czasem nawet galop.

Dlatego też na nie jeden „Ursynów“ Pani zajechała.

W różnych okresach ta-kim „Ursynowem“ były dla mnie rozmaite miejsca, wy-darzenia i role społeczne: bycie łączniczką Armii Kra-jowej, praca w przemyśle okrętowym i sztoczniowym, wstąpienie do „Solidarno-ści“ na początku lat 80-tych, w 1983 roku założenie „Przy-mierza Rodzin“, które w 1990 roku uzyskało patro-nat honorowy ówczesnego Prymasa Polski i otrzymało status Stowarzyszenia.

Dodajmy też – o czym nie wszyscy wiedzą – że była Pani dwukrotną mi-strzynią w tenisie stołowym w kraju.

Nawet się nie zapytam, skąd Pan to wie.

Nie wiem jednak o czym najczęściej rozma-wiała Pani z mężem Tadeuszem, który był nie-watpliwie dla Pani wsparciem.

W prywatnych rozmowach bliskie nam były tematy związane z sensem bycia wiernym ro-dzinie i dążenia do realizacji wspólnych celów. Rozmawialiśmy często podczas podróży, które

wraz z dziećmi odbywaliśmy po całej Polsce, samochodem składającym się z przysłowio-wych „czterech kółek i dachu“ – trabantem. Uzasadnia to zresztą fakt, iż za czasów stali-nowskich, mąż był zawodowym kierowcą. Nie-

stety, z uwagi na sytuację polityczną, jego kontakt z rodzinnym domem w Za-rzeczu był ograniczony. Za-pewne ucieszyłby się, wie-dząc, że dom w Zarzeczu służy obecnie jako centrum upowszechniania kultury. Nigdy też nie zależało nam na odzykaniu majątku dla siebie, ale na rzecz budowy i odbudowy społeczeństwa obywatelskiego.

Dlaczego, na przekór niewierności naszych cza-sów, warto wierzyć w istnie-nie wartości i odnajdywać w ich imionach swoją tożsa-mość?

Ponieważ istnienia war-tości, szczególnie chrześci-jańskich i patriotycznych, nie potrzeba udowadniać – wystarczy im zaufać. Dlate-

go też założyłam wraz z Tadeuszem, Szkołę „Przymierza Rodzin“. Jest ona pomocą i wspar-ciem dla rodziców, którzy pamiętać muszą jed-nak o tym, że nikt i nic ich nie zastąpi. Najważ-niejsze są przykłady. Najtrudniejszym wyzwa-niem w życiu jest wychowanie dzieci wedle ta-kiej harmonii wartości, które w rodzinie i w szkole powinny być tożsame. Ujawnię, że pragnę wybudować jeszcze jedną szkołę.

Przykładem pracy edukacyjnej, na wskroś

Trzeba kochać i rozmawiać... Pierwsi uczniowie szkoły podstawowej i liceum „Przymierza Rodzin“, w 1997 roku.

„Kucem na Ursynów“ – autobiografia rytmu serca Izabeli Dzieduszyckiej, której premiera odbyła się w Poznaniu.

Page 10: Gazeta Uliczna 01/31/2012

10

organicznej, pozostaje dla mnie w sposób szczególny mój dziadek, Jan Motty – prezes Sądu Apelacyjnego. Wykształcił swoim nakła-dem finansowym 10 chłopców z domu dziecka. Wszyscy ukończyli wyższe studia, a jeden został nawet biskupem. Po śmierci dziadka, przyszli do mojej babki, aby jej o tym powiedzieć – za życia zabronił im o tym mówić. Z kolei pradzia-dek, Marceli Motty, był nauczycielem-profeso-rem m.in. w liceum imienia Marii Magdaleny.

Opowiadając takie życie, można odnieść wrażenie, że wędrujemy po dziejach ważnych nie tylko dla samej jego autorki, ale także dla biografii ojczyzny i narodu, z którymi się Pani utożsamia.

Wiele to o Panu mówi, że jako młody czło-wiek potrafi docenić wspomniane w naszej roz-mowie wartości. Utożsamiam się z tym wszyst-kim, co jest godne poszanowania tradycji i jej przeniesienia na grunt współczesny. Przekona-na jestem, że jest to tożsamość trwała, gdyż oparta na więzi międzyludzkiej. Pomiędzy ludź-mi nie może być ona zerwana i nadszarpnięte zaufanie, szczególnie w relacjach pomiędzy ro-dzicami, a dziećmi. Ludźmi świadomymi tego, co składa się na nasze jestestwo, stajemy się poprzez kontakt.

Odnajdujemy w nim świadomość, że uśmiech lat minionych w swojej pełni, kształ-

tuje się poprzez szczere przeżycie okresu młodości...

...bo w życiu nie można być jedynie racjo-nalnym, ale też spontanicznym. Na ulicy Gruszkowej, na poznańskim Dębcu, przeżyłam najbardziej niesforne lata młodości. Mieszka-łam w dziesięciometrowym pokoju, wraz z dwiema koleżankami: Rutą i Zosią. Każda okazja była dobra, aby zrobić wystawny ban-kiet – największy, aby uczcić wspomniane już przez nas, zwycięstwo w grze w tenisie stoło-wym. Odwiedzał mnie czasem miły chłopak, który był według mnie nieco nudny. Chowałam się przed nim w szafie, udając, że nie ma mnie w domu. Radosny to był czas – przyjaźni i roz-sądku. Potrafiliśmy świętować i się uczyć, zda-jąc egzaminy – będę szczera – z różnym wyni-kiem. Ale atmosfery serdeczności nic nie mo-gło zastąpić. Jakże lubiłam chodzić do teatru, do opery, kina i na rozmaite wernisaże. To jest potrzebne szczególnie młodym, „chłonnym na kulturę“ ludziom.

Jak udaje się Pani jednać realizację wła-snych pragnień z umiejętnością spełniania do-bra społecznego?

Zrozumiałam jedną rzecz. Wszystkie sprawy w życiu należy układać w dobrych relacjach międzyludzkich. Nie ma nic gorszego niż wza-jemna krytyka, bezwzględne nakazy i zakazy. Trzeba rozmawiać.

Wakacje w Sandomierzu w 1961 roku – „Nasza Iza“ z mężem Tadeuszem.

Jako „syrena“ nad Zalewem Zegrzyńskim, w 1960 roku.

Page 11: Gazeta Uliczna 01/31/2012

11

ekonomia solidarna

P aradoks pomocy polega w Irlandii z jed-nej strony na postawie zobowiązania, my-ślenia o człowieku, stanowisku humani-

tarnym, z drugiej zaś – na braku rozwiązań, czy nawet wyobrażenia o nich.

Pokazać perspektywę

Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” zosta-ła zaproszona do pracy w stolicy Zielonej Wy-spy przez irlandzką organizację charytatywną „Mendicity” („Mendicity Institution”), która w Dublinie prowadzi centrum dzienne, wydają-ce codziennie kilkadziesiąt posiłków dla potrze-bujących. To właśnie ta organizacja, bezradna wobec rzeszy bezdomnych z krajów Europy Wschodniej, jako pierwsze zaalarmowała Bar-kę. Samorząd Dublina również uznał, że pomoc Barki jest niezbędna.

Wbrew obiegowym opiniom, osoba bezdomna nie jest w swojej sytuacji z wyboru. Bezdomność nie jest komfortem wolności, rzekomo wybraną przez tych, którzy w stolicach bogatszych krajów żyją „na garnuszku” tamtejszego rządu. Miotają się od drzwi noclegowni do drzwi jadłodajni, od jednej do drugiej – przez cały dzień. Miejsc star-czy im do wieczora, Irlandczycy nie chcą, żeby bezdomni byli tu głodni. W Dublinie jest hostel dla migrantów i niespełna dziesięć punktów, w któ-rych wydawane są darmowe posiłki. Niektórzy z bezdomnych otrzymują zasiłki. Szybko można stracić motywację, zapomnieć po co się tutaj przy-jechało, o co walczyło. Z czasem świadomość spycha się do kilku podstawowych, podtrzymują-cych życie sfer: jedzenia i spania.

Bezdomność w obcym kraju to zwykle jed-

nak także problem uzależnienia, braku pra-cy, zerwanych kontaktów z rodziną, trudności w porozumiewaniu się i lęku o „jutro”. Nie wierzmy w to, że ktokolwiek mógł w sposób samodzielny wybrać bezdomność jako styl życia. Jest to zbiór różnych okoliczności, nie-szczęśliwych przypadków albo pewnych skłonności. Tymczasem każdy człowiek powi-nien mieć możliwość wyboru. Powinien wie-dzieć, że poza tym życiem, które prowadzi ma jeszcze inne możliwości. I tę perspektywę trzeba mu pokazać. W Dublinie, poprzez li-dera Barki – Andrzeja Sydoruka, Polacy otrzymają wizję innego życia, wiarę, że wszystko można jeszcze odbudować i napra-wić; że można żyć poza błędnym kołem picia i uzależnienia od pomocy.

Bezdomność udomowiona

Czas pokaże, czy uda nam się wpłynąć na los osób w najtrudniejszych sytuacjach, na ich sposób myślenia i wartościowania. Niedawno bezdomny mężczyzna, którego spotkaliśmy w Dublinie 4 lata temu, przeniósł się do Ham-burga. Tam spotkał lidera Barki. Barka w Ham-burgu pomogła mu wrócić do Polski. Obecnie jest na nowym etapie swojego życia, przebywa we wspólnocie Barki w Chudobczycach. Jeste-śmy przekonani, że przy pomocy Barki, także inni migranci z krajów Europy Wschodniej prze-bywający na ulicach Dublina, będą mogli sko-rzystać z terapii, z pracy w podmiotach przed-siębiorczości społecznej w swoich krajach i w ten sposób zmienić swoje życie.

Dagmara Szlandrowicz

Bezdomność w Irlandii Bezdomność w Irlandii to nie komfort wolnościto nie komfort wolnościKilka lat temu, Andy Zapletal, mieszkający w Wielkiej Brytanii od urodzenia Polak, pracownik społeczny angielskiej organizacji, napisał, że: „W Anglii mamy sytuację składowania ludzi, bez żadnych strategii wyjścia i prawdziwych programów integracji społecznej. Ludzie znajdują się w środowisku, które rozpowszechnia zależność i użytkownicy usług widzą tylko użytkowników tkwiących bez postępu w systemie. Nie mają oni żadnych modeli ról i żadnego prawdziwego wsparcia koleżeńskiego”. Wydaje się, że w Irlandii sytuacja jest jeszcze trudniejsza.

Page 12: Gazeta Uliczna 01/31/2012

12

ważne wydarzenia w Polsce

P lan działania Partnerstwa powstał na ba-zie spotkań edukacyjno-formacyjnych, wizyt studyjnych i staży z udziałem przed-

stawicieli Urzędu Miasta Częstochowy tj. Wice-prezydenta ds. Pomocy Społecznej, Dyrektorów Wydziału Pomocy Społecznej, Zarządu Gospo-darki Mieszkaniowej (ZGM); Miejskiego Przed-siębiorstwa Komunikacyjnego (MPK), Powiato-wego Urzędu Pracy, Miejskiego Ośrodka Pomo-cy Społecznej (MOPS) oraz partnerów społecz-nych: Fundacji Świętego Barnaby, Stowarzysze-nia Akcja Katolicka, prowadzącego Centrum Integracji Społecznej (CIS), Fundacji Chrześci-jańskiej „Adullam”, Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy „Agape”, Spółdzielni Socjalnej „Eko-edytor” i „Audytor” oraz Wielobranżowej Spół-dzielni Socjalnej „Barka”.

Innowacyjny model współpracy rozwiązuje problem zadłużenia

Mechanizm współpracy w Partnerstwie Zie-mi Częstochowskiej polega na wypracowywa-niu środków na swoje funkcjonowanie przez CIS prowadzony z ramienia Akcji Katolickiej

(CIS nie korzysta z dotacji), poprzez wykonywa-nie usług na rzecz Zarządu Gospodarki Miesz-kaniowej i Miejskiego Przedsiębiorstwa Komu-nikacyjnego. Uczestnicy CISu otrzymują świad-czenia integracyjne (obligatoryjnie) za wykony-waną pracę, wysokości 100% zasiłku dla bezro-botnych (czas uczestnictwa w CISie liczy się do okresu zatrudnieniowego). Uczestnictwo w CI-Sie jest oparte na stosunku – zatrudnienie so-cjalne, a świadczenie integracyjne, co stanowi formę rekompensaty za aktywność / pracę w warsztatach zawodowo-edukacyjnych.

Wydatki na pomoc socjalną w wyniku powo-łania CISu stają się mniejsze, gdyż osoba skie-rowana do niego otrzymuje środki na aktywiza-cję zawodową z Funduszu Pracy (świadczenie integracyjne), co odciąża fundusze gminne, przekazywane dotychczas w postaci zasiłków przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.

Wypracowana w Partnerstwie klarowna oferta dla dłużników mieszkań komunalnych, daje im możliwość wykonywania usług dla Za-rządu Gospodarki Mieszkaniowej pod prze-wodnictwem instruktorów zawodów w CISie.

Prezydent Częstochowy i dyrektor ZGMu wyrazili opinię o bardzo dobrej jakości usług wykonywanych przez uczestników CISu; zapowiedzieli zapotrzebowanie na kilka CISów w Częstochowie (nawet do dziesięciu), prowadzących reintegrację przez danie pracy nawet 500 osobom bezrobotnym rocznie. Jest to autentyczna zmiana systemu polityki społecznej.

O tym, jak zmienia się polityka społeczna w CzęstochowieW Częstochowie praca trwała ponad rok. Partnerzy lokalni przygotowali plan działań dotyczący rozwiązywania problemów społecznych i mieszkaniowych we współpracy samorządu lokalnego i przedsiębiorstw społecznych takich jak: Centra Integracji Społecznej, Kluby Integracji Społecznej, stowarzyszenia i fundacje uruchamiające działalność przedsiębiorczą, spółdzielnie socjalne, spółki pożytku publicznego.

Page 13: Gazeta Uliczna 01/31/2012

13

Oprócz świadczenia integracyjnego mają też możliwość wypracowania premii motywacyjnej, dzięki czemu spłacają zadłużenie według indy-widualnych ustaleń. Jednocześnie ZGM umarza im odsetki od zadłużenia.

Trzeba podkreślić, że cena usługi wykony-wanej przez CIS jest niższa niż ceny propono-wane przez firmy komercyjne, gdyż CIS prowa-dzi działalność odpłatną pożytku publicznego (prace wykonuje się po kosztach). Z kolei firmy komercyjne prowadzą działalność gospodar-czą „for-profit” i z reguły cena usługi jest dużo wyższa. Uczestnicy CISu mają też możliwość odbywania staży w różnych zakładach pracy,

co skutkuje poszerzeniem możliwości ich za-trudnienia.

Od Centrum Integracji Społecznej do spółdzielni socjalnych

Dodatkową wartością takiego zintegrowa-nego działania jest fakt, że uczestnicy CISu, w ramach warsztatów, są przygotowywani do zakładania spółdzielni socjalnych, a po zakoń-czeniu uczestnictwa, są brani pod uwagę w kontynuacji usług na rzecz takich placówek jak: ZGM, MPK i innych partnerów, co daje perspektywę poprawy ich statusu i rzeczywistą możliwość rozwiązania trudnej sytuacji, jaka ich spotyka. Następuje dzięki temu autentycz-na inwestycja w rozwój środowisk dotychczas zaniedbanych, co wpływa na podniesienie ich potencjału, na poprawę sytuacji społeczno-ekonomicznej, a tym samym na rozwój całej wspólnoty.

Zlecanie zadań publicznych CISom i spół-dzielniom socjalnym odbywa się na podstawie zamówień z wolej ręki oraz z zastosowaniem klauzul społecznych. Dają one możliwość za-mawiającemu określenia specyficznych warun-ków zamówienia tzn. oprócz ceny usługi, do-świadczenia zawodowego oferenta i terminu wykonania usługi, można przyznać dodatkowe punkty podmiotowi, który do wykonania danej czynności zatrudni osoby długotrwale bezro-botne lub niepełnosprawne.

Barbara Sadowska

W trakcie omawiania Partnerstwa Ziemi Częstochowskiej – Barbara Sadowska, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” wraz z Przemysławem Koperskim, Wiceprezydentem Miasta i przedstawicielką Urzędu.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 1.19 „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

Spotkanie w kawiarni „W Starej Piekarni” z Prezesem ZGMu z Częstochowy.

Page 14: Gazeta Uliczna 01/31/2012

14

opinie

Środowisko krakowskich organizacji obywa-telskich wysunęło postulaty dotyczące no-wego wymiaru współpracy z samorządem.

Okazją do tego stała się praca nad wieloletnim programem współpracy gminy z organizacjami do 2014 roku. Taki program powstaje w Krakowie po raz pierwszy. Jak dowiadujemy się z portalu „www.ngo.pl”, organizacje liczą nie tylko na po-lepszenie współpracy finansowej z miastem, ale przede wszystkim na to, że staną się współtwórca-mi polityk publicznych oraz realizatorami nowych zadań, którymi do tej pory zajmował się wyłącznie magistrat. Organizacje krakowskie wstępnie wy-raziły zainteresowanie przyjazdem do Poznania, żeby zobaczyć jak wygląda współpraca tego mia-sta z organizacjami.

Komisje Dialogu Obywatelskiego

Na wątpliwość, czy Poznań można uznać za miasto obywatelskie, po części odpowiada powo-łanie, w listopadzie 2011 roku, Komisji Dialogu

Obywatelskiego (KDO), przy czterech Wydziałach Urzędu Miasta: Kultury i Sztuki, Ochrony Środo-wiska, Oświaty, Zdrowia i Spraw Społecznych; na podstawie zarządzenia Prezydenta Miasta Pozna-nia, z dnia 9 czerwca 2011 roku. (podstawa praw-na: „Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie” z dnia 24 kwietnia 2003 roku, z uwzględnieniem jej nowelizacji z dnia 22 stycz-nia 2012 roku). Komisje mają charakter inicjatyw-no-doradczy. Celem ich istnienia jest stworzenie warunków do efektywniejszego współdziałania organizacji pozarządowych z organami admini-stracji publicznej poprzez: wzmacnianie instytucji, zasad i form dialogu obywatelskiego, zwiększa-nie racjonalności społecznej i ekonomicznej oraz efektywności realizacji zadań publicznych służą-cych rozwojowi na poziomie lokalnym. W skład czterech komisji weszło blisko czterdzieści orga-nizacji. Najliczniejszą jest Komisja Dialogu Oby-watelskiego przy Wydziale Zdrowia i Spraw Spo-łecznych.

Rada, która nie tylko radzi

Od grudnia 2011 roku, rozpoczęła się nowa kadencja Poznańskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego (PRDPP). Rada jest organem konsul-tacyjnym i doradczym Prezydenta Miasta Pozna-nia. Dotychczas odbyły się trzy jej posiedzenia. Trudno zatem opiniować, czy Rada w obecnej ka-dencji, wniesie coś nowego do wypracowania spójnej polityki społecznej miasta czy raczej skon-centruje się na bardziej bieżących problemach.

Centrum na Bukowskiej

Tematem, który pojawił się na spotkaniach KDO przy Wydziale Zdrowia i Spraw Społecznych oraz PRDPP była sprawa Poznańskiego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych i Wolon-tariatu, które ma powstać przy ulicy Bukowskiej. Miasto przeznaczyło na remont budynku, w któ-rym ma funkcjonować Centrum 1 milion i 200 ty-sięcy złotych. Jednak nie przewiduje możliwości partycypowania w kosztach utrzymania budynku,

Dialog czy listek Wielkopolska Rada Działalności Pożytku Publicznego powstała 5 października 2011 roku. Jej kadencja potrwa 2 lata. Rada jest organem konsultacyjnym i opiniodawczym. Utworzeniu Rady przyświeca idea pogłębiania dialogu pomiędzy stroną publiczną oraz społeczną, w myśl budowania społeczeństwa obywatelskiego. A oto kilka refleksji na jej temat, którymi z obywatelskiego obowiązku należy się z całą pewnością podzielić.

Wręczanie nominacji na członka Poznańskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego (od prawej: Tomasz Kayser, Wiceprezydent Miasta Poznania; Michał Tomczak, radny miasta Poznania).

Page 15: Gazeta Uliczna 01/31/2012

15

które wstępnie szacuje się na około 10 tysięcy zło-tych miesięcznie. W chwili obecnej to kwota zapo-rowa dla organizacji, które mogłyby być operato-rami Centrum. Możliwe jest zatem, że przez zbyt długi proces planowania stworzenia Centrum (rozmowy trwają od 2005 roku) i zamierzenie spo-żytkowania zbyt wysokiej kwoty na remont budyn-ku przeznaczonego do jego funkcjonowania, może ono nie powstać. Wydział Zdrowia w najbliż-szym czasie ogłosi konkurs na operatora i wów-czas okaże się, czy organizacje znalazły wyjście z tej trudnej sytuacji.

Idea Okrągłego Stołu powraca

Drugim tematem, który jest żywo dyskutowany, przede wszystkim na posiedzeniach KDO przy Wydziale Zdrowia, jest sprawa Okrągłego Stołu. Jest to propozycja rozpoczęcia debaty nad polity-ką mieszkaniową miasta, szczególnie w kontek-ście polityki społecznej. Bazą inicjatywy jest cią-gnąca się już ponad rok dyskusja na temat osie-dla kontenerowego i zbiorowych eksmisji osób za-dłużonych z zasobów komunalnych. W dyskusję poza organizacjami i władzami miasta włączają się również przedstawiciele nauki, m.in.: z grupy badawczej działającej przy Obywatelskim Instytu-cie Monitoringu i Rekomendacji, kierowanej przez profesora Zygmunta Galora.

Inicjatorem Okrągłego Stołu jest Stowarzysze-nie „My-Poznaniacy”, które sformułowało propo-zycję debaty, proponując zakres tematyczny i wa-runki wstępne. Efektem pracy Okrągłego Stołu miało być wypracowanie wielostronnego porozu-mienia, które stanowić będzie podstawę do sto-sownej uchwały Rady Miasta regulującej poznań-ską politykę mieszkaniową, zgodnie z wypraco-wanym Porozumieniem, a także podstawę ocen wszelkich praktycznych działań w tym zakresie.

Niestety, urzędnicy miejscy w odpowiedzi na propozycję organizacji Okrągłego Stołu odpowie-dzieli w formie pisemnej, że wprawdzie widzą wartość takiej wielowątkowej i interdyscyplinarnej dyskusji, a także podzielają większość uwag za-wartych w przedstawionym stanowisku, ale nie są w stanie przyjąć warunków wstępnych. Jak napi-sali: „W naszym przekonaniu, jedynym warunkiem wstępnym dialogu powinien być brak warunków wstępnych”. Jakie są to warunki, których urzędni-cy nie są w stanie zaakceptować? Otóż, dwa: wstrzymanie planowanego zasiedlenia osiedla kontenerowego oraz zapobieżenie eksmisjom.

Jednym słowem – możemy rozmawiać, debato-wać, projektować, a w tym czasie i tak będą dalej realizowane działania, które stały się zarzewiem do debaty, ludzie będą trafiać do ośrodków dla bezdomnych albo do kontenerowego getta. Chciałoby się powiedzieć: „Zaiste, pokrętna jest logika urzędników”.

Organizacje uznały pismo Urzędu Miasta za radykalne i nie pozostawiające złudzeń, co do chęci prowadzenia dialogu. Dyrektor Wydziału Zdrowia i Pomocy Społecznej, Maria Remiezo-wicz, w trakcie spotkania KDO, nie chciała sko-mentować treści pisma, pomimo tego, że m.in. z jej upoważnienia zostało ono podpisane. W tej sytuacji KDO podjęła decyzję o następnych kro-kach: wystosowaniu pisma do Wiceprezydenta Miasta Poznania, Jerzego Stępnia oraz każdego z radnych z osobna z zapytaniem, czy zgadzają się z treścią odpowiedzi i jaki jest ich stosunek do koncepcji zorganizowania w Poznaniu Okrągłego Stołu ds. polityki społeczno-mieszkaniowej.

Czy można się od Poznania czegoś nauczyć?

W chwili obecnej organizacje krakowskie mogą spokojnie odłożyć przyjazd do Poznania w bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie dojrzeliśmy jeszcze w pełni do miana miasta obywatelskiego i – co najdziwniejsze – nie widać „światełka w tu-nelu”. Ktoś mógłby zapytać: „Ale o co chodzi?” Działają KDO, PRDPP, ludzie dyskutują, walczą. Na tym przecież polega społeczeństwo obywatel-skie. Ale „od środka” to wygląda inaczej. Obywa-tele nie powinni walczyć z samorządem, tylko z nim współpracować (i vice versa) w imię dobrze pojętego dobra wspólnego. Słowa takie jak party-cypacja, społeczeństwo obywatelskie, polityka społeczna i włączenie społeczne, ciągle nie wy-szły w Poznaniu z wieku niemowlęcego. Urząd Miasta jest zainteresowany kształtowaniem infra-struktury, a nie rozwojem społecznym. KDO i PRDPP wydają się być raczej „listkiem figowym”, dodatkowo narzuconym przez ustawę, a nie wyra-zem świadomej polityki miasta.

Lidia Węsierska

fi gowy?Dzielić się ważnymi opiniami...

Page 16: Gazeta Uliczna 01/31/2012

podróże warte powrotówpodróże war

16

Turcja jest jedynym oprócz Rosji krajem, który leży na dwóch kontynentach – azja-tyckim i europejskim. Jest kolebką cywili-

zacji. Starożytne miasta, takie jak Efez, Milet i Troja znajdujące się na terenie Turcji, zasłynę-ły z powodu wydania na świat wielkich filozofów (takich jak chociażby: Heraklit z Efezu, który jest autorem powiedzenia „panta rei”, czyli „wszyst-ko płynie, wszystko się zmienia”), myślicieli i poetów. Jest również znane ze względu na swoje kulturowe pozostałości (antyczne teatry, biblioteki i agory). Dzisiejszy Stambuł, najwięk-sze miasto w Turcji, przez którego środek prze-chodzi granica pomiędzy kontynentami, był nie-gdyś Bizancjum – Konstantynopolem. To w tym kraju dokończyć swoich dni miała Maryja i Jan Ewangelista.

Miejsce ze słońca widokówki

Znana jest również Turcja z rozległych, pięk-nych plaż, które leżą nad czterema morzami: Śródziemnym, Czarnym, Marmara oraz Egej-skim. Na wschodzie kraju znajdują się zapiera-jące dech w piersiach góry należące w swoim paśmie do Wyżyny Armeńskiej (idealne do zi-mowego szaleństwa). Krainy takie jak Kapado-cja czy Pamukkale służyły wielu wybitnym reży-

serom za tło filmów takich jak np. Ghost Rider czy Gwiezdne Wojny. Dzięki nadzwyczajnym wytworom natury (kanionom, wąwozom, „komi-nom”, jaskiniom czy wapiennym osadom wy-pełnionym wodą z gorących źródeł), stanowi Turcja obowiązkowy punkt zwiedzania dla tury-stów z całego świata.

Podróżując można się przekonać na własne oczy jak bardzo jest to kraj zróżnicowany: wy-prawa na wschód do stolicy Kurdów – Diyarbakır, miasta leżącego nad rzeką Tygrys, uświadomiła mi, że analfabetyzm oraz bieda pośród dzieci i dorosłych, stanowi ogromny problem. Z kolei zwiedzanie Stambułu pokaza-ło piękno zabytków miasta istniejącego na sty-ku dwóch cywilizacji.

Turek, dolmusz i turysta

Spora część spotkanych przez nas Turków była bardzo otwarta, przyjazna i chętna do po-mocy. Trzeba jednak uważać na „kupiecką” na-turę narodu, która powoduję, że często za coś, co warte jest 10 lir tureckich (prawie 20 złotych) turyści płacą przez naiwność 50 euro. Niemniej jednak praktyczną umiejętność targowania się można z czasem wyćwiczyć, a wtedy kraj ten nabiera jeszcze więcej barw.

W czasie jednej z naszych wypraw podczas podróży dolmuszem (najpopularniejszym w tamtym regionie środkiem transportu, który przypomina polskie 12-osobowe mini-busy, choć w jakiś magiczny sposób mieści w sobie nawet 30 osób), zostawiłam telefon komórkowy na jednym z tylnych siedzeń. Jakże się zdziwi-

Przez ostatnie cztery miesiące gościłam w Turcji, w ramach wymiany studenckiej, realizowanej dzięki europejskiemu programowi „Erasmus” adresowanego do studentów z 27 krajów Unii Europejskiej oraz trzech krajów kandydujących, w tym z Turcji. W ramach „Erasmusa” można wyjechać na praktyki bądź na studia. W Ankarze, stolicy Turcji, studiowaliśmy na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju. Pomimo dużej ilości zajęć oraz nauki, udało nam się zwiedzić ten przepiękny i jakże zróżnicowany kraj.

Moja Turcja

Tureckie targowisko – tutaj, jak nigdzie indziej, można nauczyć się targować.

Page 17: Gazeta Uliczna 01/31/2012

17

łam, gdy kierowca owego dolmusza jechał za nami aż do następnego miasteczka, aby oddać zagubiony telefon. To nie był jednak osamotnio-ny przypadek. Gdy innym razem, przez przypa-dek zostawiliśmy aparat w barze szybkiej ob-sługi i wróciliśmy po niego po godzinie, sytu-acja się powtórzyła. Aparat czekał u managera baru. Sytuacje te ogromnie nas zdziwiły, ponie-waż po poprzednich doświadczeniach z turec-kimi handlarzami oraz taksówkarzami, nie spo-dziewaliśmy się tak daleko idącej uczciwości.

Państwo rozpoznane w gwarze ulic

Turcja należy do czołówki najlepiej rozwija-jących się krajów Bliskiego Wschodu, jako je-den z sześciu całkowicie samowystarczalnych, pod względem żywnościowym krajów świata. Armia turecka jest drugą po takiej, która działa w Stanach Zjednoczonych, siłą militarną w Or-

ganizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO – North Atlantic Treaty Organization). Wyznawcy islamu stanowią ponad 99% ludno-ści, a jednak Turcja jest jednym z najbardziej zsekularyzowanych państw muzułmańskich. Rodowici Turcy stanowią około 65% ludności kraju, a pozostałą część – głównie Kurdowie – mniejszość narodowa pochodzenia indoeuro-pejskiego, która bardzo aktywnie działa na rzecz separacji, co wiele razy prowadziło do działań wojskowych i ataków terrorystycznych. Obecny premier Erdogan usilnie dąży do stabi-lizacji oraz wzrostu znaczenia jego kraju na świecie. Kładzie duży nacisk na modernizację państwa. Niestety, jest ona rozumiana jako bu-dowanie coraz większej ilości wieżowców, które i tak potem stoją puste. W wielu miejscach Tur-cja przypomina państwo komunistyczne lub ta-kie, które niedawno wyszło z komunizmu. Do-wodem tego jest ogromna biurokracja (zała-twianie wszelkich spraw urzędowych może trwać nawet kilka miesięcy), ukrywanie bezro-bocia poprzez zatrudnianie np. 3 osób do pracy w tramwaju (motorniczego oraz w każdym wa-gonie konduktora) czy danie pracy w policji osobie w dziale dla obcokrajowców, która nie mówi po angielsku (po pozwolenie na pobyt tu-ryści zgłaszają się po kilka razy).

Post scriptum

Różnorodność Turcji i jej egzotyka sprawia, że podróżnym spragnionym czegoś więcej niż tylko wylegiwania się na złotych plażach, z całą odpowiedzialnością mogę ją polecić jako kraj pysznych herbat, kebabów, pachnących przy-praw, przepięknej ceramiki, niesamowitych za-bytków oraz oszałamiającej przyrody i ciekawej historii.

Maria Sadowska

Biedna chata Kurdyjska w Diyarbakır – stolicy Kurdów, mieście leżącym nad rzeką Tygrys we wschodniej Turcji.

Trumny Sułtanów w meczecie Rüstema Paszy w europejskiej części Stambułu.

Mauzoleum Ataturka – „Ojca Turków”, pierwszego prezydenta Turcji. To dzięki niemu ten kraj stał się Republiką w 1923 roku.

Page 18: Gazeta Uliczna 01/31/2012

18

w nurcie wartkich myśli

W spomnianego Muzeum szukaliśmy około 3-4 godzin, co po całym dniu wcześniejszego zwiedzania sprawiło,

że byliśmy już nieco wymęczeni. Około dzie-sięciu razy padało klasyczne „wracamy, nie znajdziemy tego, to nie ma sensu”. Jednocze-śnie cały czas wiedzieliśmy, że na pewno war-to się przemóc. Mieć okazję być w Stambule i nie zawitać do domu, w którym swego żywota dopełnił jeden z największych Polaków w ty-siącletniej historii naszego kraju? Na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Ze swoimi słabo-ściami trzeba przecież walczyć.

Zmierzyć się z tajemnicą wędrówki

Każda wędrówka, nawet najkrótsza podróż, wiąże się z niebezpieczeństwem natrafienia na przeszkody, które swoją wielkością mogą przestraszyć i zniechęcić do dalszego trudu. Nie mogliśmy się jednak poddawać, ponieważ zawracając, nie odkrylibyśmy granic własnych możliwości. Każda z dróg prowadząca do celu wydawała się po pewnym czasie podobna, czasem znajdowaliśmy się na tej samej ulicy po raz trzeci. Tubylcy nie byli w stanie nam po-móc, byliśmy jak dzieci we mgle, trzy kroki w przód, po czym dwa w tył – „pokręcone tan-go”.

Czuliśmy jednak z każdym krokiem, że cel jest coraz bliżej. Gdy jednak dotarliśmy, na drzwiach widniał napis: „Muze kapali” („Mu-zeum zamknięte”). Tyle drogi, trudu, wysiłku, walczenia z samym sobą; tyle potu pojawiają-cego się na czole, kilometrów przebytych i tak po prostu zamknięte? Ale po chwili zaczęliśmy się szczerze śmiać i doceniliśmy, jak piękna i wartościowa, choć pewnie dla wielu błaha, jest to historia, jaka nas właśnie spotkała. Od-kryliśmy, że droga do Mickiewicza może być metaforą drogi życia, celu, do którego dążymy przez całą swoją tułaczkę po ziemskim pado-le. Ta wędrówka to coś więcej niż fragment

drogi do przebycia. To przede wszystkim stan ducha, umysłu, emocje z nią związane – do-piero one nadają sens i znaczenie drodze, a zarazem i życiu. Gdybyśmy potraktowali ją inaczej byłaby tylko niewiele znaczącym mar-twym dystansem pomiędzy abstrakcyjnymi punktami. Tak naprawdę nie chodzi bowiem o zgromadzenie jak największej ilości ekscytu-jących doświadczeń, którymi można brylować w towarzystwie. Przygoda pozwala poznać le-piej własne reakcje i możliwości, przewarto-

Był początek listopada ubiegłego roku. Minęła jedna czwarta naszego pobytu w Turcji. Kolejnym celem naszej podróży stał się Stambuł, a jednym z miejsc, które chcieliśmy koniecznie zobaczyć było Muzeum Adama Mickiewicza, mieszczące się w domu, w którym polski wieszcz zmarł 26 listopada 1855 roku.

Szczęście jest

Page 19: Gazeta Uliczna 01/31/2012

19

ściować swój stosunek do otoczenia i uwierzyć w siebie.

Wybrać właściwą ścieżkę

Dokonując wszelkich wyborów musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nie ma wie-lu rzeczy, które są wyłącznie proste i klarow-

ne. Przed nami długa wędrówka, z szere-giem doświadczeń. Wierzę, że nasze życio-we drogi będą różnorodne, pełne niespo-dzianek i nowych, nieznanych przeżyć. Do-starczą nam możliwości zdobycia wiedzy, poznania i sprawdzenia samych siebie. Jeśli myśli nasze będą pozytywne, serca czyste, pełne optymizmu, otwarte na świat oraz zdolne do wzruszeń, to nie spotkamy żad-nych przeciwności losu, które mogłyby nie pozwolić nam iść dalej. Jeżeli zaś głęboko w swojej duszy będziemy skrywać wątpliwo-ści i strach przed wędrówką – życiem, to na-sza wyobraźnia sama w sobie będzie prze-szkodą w drodze. Nigdy nie będziemy w sta-nie zrealizować wszystkiego, co założyliśmy; nigdy też nie posiądziemy mądrości świata, ale z własnym, indywidualnym zasobem wiedzy powrócimy tam, gdzie nasz dom. Odnajdziemy własne miejsce, to jedyne, gdzie będziemy się czuć najlepiej i do które-go podświadomie tęsknimy. Dla Mickiewicza była to Litwa. Może tym miejscem szczęśli-wości dla nas będzie droga i zakorzenienie w niej?

Synteza podróży, czyli fizycznego podą-żania jakąkolwiek trasą do obranego celu, z uświadomieniem sobie znaczenia drogi, którą podążamy oraz stopnia swego faktycz-

drogą

Przed gmachem Muzeum Adama Mickiewicza.

Tablica pamiątkowa „Wielkiego Poety Polskiego”.

Page 20: Gazeta Uliczna 01/31/2012

20

nego zaangażowania, to efektywny sposób samorozwoju. Nierzadko bardziej wymaga-jącym bywa wykonanie kilku kroków połą-czonych z podróżą w głąb siebie. Jednak ciągła i permanentna zmiana nie jest rów-noważnikiem tego, że po osiągnięciu poszu-kiwanej „nowości” – odmiany, droga ta oka-że się czymś lepszym. Z drugiej strony zmia-na ma kreatywny charakter, bowiem życie i rozwój to nic innego jak nieustanne przemi-janie, „stawanie się”, ruch, przemienne cy-kle gwałtownych i stopniowych zmian. Stan stagnacji możemy utożsamić jedynie ze śmiercią.

Czy warto uciekać przed samym sobą?

Droga to sztuka zadawania pytań, to nie-skończone dążenie do odkrycia prawdy; po-szukiwanie i odwaga odwrócenia głowy w stronę światła. Pojęcie drogi domaga się zdefiniowania relacji między człowiekiem a tym, co go otacza – światem zewnętrznym. Podróż, to w swym idealnym wymiarze, próba zaspokojenia potrzeb i braków, takich jak niedosyt miłości, piękna, solidarności, zaufa-nia, a nawet prawdy.Życie ludzkie to nie tylko podróż zewnętrz-

na, od poczęcia ku śmierci. To także, a może przede wszystkim podróż wewnętrzna. Czy zatem ma znaczenie, czy pójdziemy w lewo, czy w prawo, przed siebie, czy też cofniemy się? Może z punktu widzenia skończoności zamkniętego labiryntu nie ma to żadnego sensu? Wyjście z niego nie prowadzi ani przez Stambuł, ani przez żaden piękny kraj czy krajobraz. „Albo – albo” – jak pisał Kier-kegaard. Czy to nie ucieczka od tego, co ważne i istotne, ucieczka w działanie i ruch, które często są w świecie pozorne? Wyjściem z tego paradoksu jest odmienienie duszy, a nie powietrza i scenografii, ponieważ nadal

będzie gnębić nas ta sama rzecz, która nas wygnała; nie pomoże żaden kraj, czy nowe miejsce, jeśli uciekamy tam przed sobą.

Iść dalej i pamiętać

Warto bronić, czytać i pamiętać Mickiewi-cza. Choć pragnienie transcendentne i meta-fizyczne prowadzi nas gdzieś „tam”, do na-szej ojczyzny, to jak Mickiewicz – najlepiej czujemy się „u siebie”. Z jakiejkolwiek podró-ży chętnie wracamy, jak Odyseusz do Itaki. Człowiek bowiem jest rozdarty między pra-gnieniem domu, podróży metafizycznej i co-dziennymi fizycznymi podróżami w świecie. Mickiewiczowski romantyzm wzbudza szcze-gólnego rodzaju nostalgię... Tęsknotę za utraconą ojczyzną. W czasach globalizacji mniej istotne jest czy to będzie ojczyzna „wielka”, kraj, część świata lub cała ziemia; czy też ojczyzna „mała”, jak region, miasto, wieś, osiedle lub dom rodzinny...

W sonecie zatytułowanym Grób Potockiej ze zbioru Sonety krymskie, Mickiewicz pisze: „Polsko! I ja dni skończę w samotnej żałobie / Tu niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzu-ci / Podróżni często przy twym rozmawiają grobie / I mnie wtenczas dźwięk mowy ro-dzinnej ocuci”.

Jestem ciekaw, czy dźwięk mowy ojczystej pod domem, w którym umarł Mickiewicz go ocucił? Pamięć warunkuje istnienie. W Sone-tach krymskich wieszcz często nawiązywał do rzeczywistości symbolicznej, pozostającej w sferze mitów. Mityczna Litwa, utracona Oj-czyzna istnieje tylko o tyle, o ile jest przywoły-wana we wspomnieniach. On sam jest w pewnym sensie obecny wszędzie tam, gdzie ludzie go pamiętają. Czy warto było przebyć podróż fizyczną, gdy można było otworzyć Pana Tadeusza lub Dziady i spotkać się z Mickiewiczem wewnętrznie, a wręcz osobiście? Warto. Czasem sama droga jest tej drogi sensem. Szukamy drogi do szczę-ścia, a to szczęście jest drogą.

Bartosz Pawlak

W tym kierunku zmierza większość współczesnych „Panów Tadeuszów”.

Muzeum im. Adama Mickiewicza w TurcjiMieści się w domu, w którym mieszkał i zmarł w 1855 roku Adam Mickiewicz. Po pożarze Stambułu w 1870 roku dom został odbudowany, a na jego fasadzie umieszczono tablicę upamiętniającą wieszcza. Z okazji 150 rocznicy śmierci Poety, w 2005 roku, władze miejskie na wniosek Konsula General-nego, ulicy znajdującej się nieopodal muzeum, nadały imię wieszcza.

Page 21: Gazeta Uliczna 01/31/2012

nasza twórczość

Niektórzy lubią poezję

Niektórzy – czyli nie wszyscy. Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość. Nie licząc szkół, gdzie się musi, i samych poetów, będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

Lubią – ale lubi się także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski, lubi się stary szalik, lubi się stawiać na swoim lubi się głaskać psa.

Poezję – tylko co to takiego poezja. Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy.

Wisława Szymborska

za twórczość

21

Pocztówka-wyklejanka Wisławy

Szymborskiej wysłana do Dominika

Górnego, z okazji Świąt Bożego

Narodzenia i Nowego Roku.Wyklejanka z wpisem: „Poecie Dominikowi – Wisława Szymborska“.

Page 22: Gazeta Uliczna 01/31/2012

międzynarodowa działalność „Barki“międzynarod

22

List z AfrykiStowarzyszenie Wspólnoty Kenii (Kenya Community Association) powołało 9 lutego 2012 roku, Centrum Integracji Społecznej (CIS), zainspirowane wizją Tomasza Sadowskiego, wizytami studyjnymi w Sieci Barka w Polsce, oraz przykładami działania CISów w Wielkopolsce. Otwarcie afrykańskiego CISu było bardzo udane, spotkało się z uznaniem i dobrym przyjęciem społeczności oraz szerokim poparciem urzędników rządowych i lokalnych wraz z instytucjami akademickimi.

Proces, który rozpoczęliśmy w Kanini Kaseo w wiosce Kyunyu, w regionie Kathonzwe-zi w Kenii, jest częścią realizacji palącego pra-gnienia naszych przyjaciół: Tomasza Sadow-skiego i innych dzielących jego wizje tj. euro-posła Filipa Kaczmarka, posła Killioegon Manyama, Jerzego Mańkowskiego oraz wielu innych, żeby przekształcić kontynent afrykań-ski z miejsca niedostatku i dotkliwego ubóstwa w spichlerz obfitości. Kenia – pierwsze Centrum Integracji Społecznej w Afryce

Jak pisałem w mojej pochwale filozofii Barki oraz transformacji jaką Barka przeprowadza w marginalizowanych i wykluczonych wspól-notach, przekonanie oraz pragnienie zmiany musi istnieć po obydwu stronach, zarówno po stronie nośnika zmiany jak i podmiotu prze-chodzącego transformację. Stanowi to jeden z kluczowych filarów sukcesu Barki, którego byliśmy świadkami w Polsce i innych miej-scach. Przyjęcie idei Barki i wpasowanie jej w istniejący afrykański model przedsiębior-stwa społecznego – czego przykładem jest CIS w Kanini Kaseo – utwierdza i usprawiedli-wia wizje, przekonanie, iż istnieje w Afryce wola pozytywnej zmiany. Ta wola i akceptacja jest ewidentna na twa-rzach kobiet, zarówno tych zdolnych do pracy w polu, jak i starszych opiekujących się dzieć-mi, czyniąc maksymalny użytek z potencjału zasobów ludzkich. Zaplanowano przygoto-wanie słabej, wysuszonej ziemi pod uprawy, które będą przekazywane uczestnikom CISu pracującym nad wyhodowaniem plonów. Uniwersytet Edgerton i Uniwersytet Kenyat-ta, które prowadzą wydziały rolnicze, zostały

zaproszone, by przekazać swoją ekspertyzę w zakresie zarządzania ziemią uprawną i plonami. W skład członków Zarządu projektu CISu wchodzą: siostra Scholar Nganda, naukowiec Uniwersytetu Kenyatta; Hon Peter Kiilu, po-seł z okręgu wyborczego Makueni, były pełno-mocnik rządowy oraz p. Cleophas Kiio, dy-rektor Kenijskiego Biura Statystycznego , a zarazem wykładowca na Uniwersyte-cie Masinde Muliro oraz Katolickim Uniwer-sytecie Afryki Wschodniej. Zaangażowany jest również pełnomocnik rządowy okręgu – p. Jan Otieno oraz burmistrz i kanclerze z re-gionu.

Rozpoczęcie projektu zostało zasponsorowane przez firmę Plus Dane Group w ramach in-terwencji w zwalczaniu suszy we Wschodniej Afryce. Jest to typowy przykład jak firmy bu-dują wartość społeczną. Wydarzenie zostało sfilmowane oraz przeprowadzone zostały wy-wiady z szeroką grupą zaangażowa-nych osób; na ich podstawie zrobiony został krotki film, który zostanie przesłany do Polski. Chcielibyśmy skorzystać z możliwości i podzię-kować Przyjaciołom z Polski za uwrażliwie-nie nas na potrzeby Afryki, za inspirujące przykłady, dodanie otuchy i wsparcia tej ini-cjatywie. Jako, że projekt ten jest gałęzią wy-nikająca z wizji Barki, z radością oczekujemy dalszej współpracy z Barką i partnerami, aby uczynić krok w kierunku działań w Afryce, które będą inspiracją do tego, co możemy jesz-cze osiągnąć również w innych miejscach.

Baiba Dhidha Mjidho Przewodniczący Stowarzyszenia „Wspólnoty Kenii”

Page 23: Gazeta Uliczna 01/31/2012

23

„Nasi Bracia z Czarnego Lądu“ to wizualny zapis spotkania z przedstawicielami społeczności Afrykanów, widziany oczami Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka“, która nawią-zała współpracę międzynarodową w celu pomocy Afryce w duchu gospodarki solidarnej.

Fotogaleria

NASI BRACIA Z CZARNEGO LĄDU...

„zozw

Page 24: Gazeta Uliczna 01/31/2012

24

wywiad

Proszę ujawnić, jak od pragnienia bycia na-uczycielem, można dojść do zostania Laure-atem Pokojowej Nagrody Nobla?

Doprawdy to bardzo ciekawe pytanie, na którym mógłbym długo rozprawiać, ale powiem o rzeczach najbardziej istotnych, bo właśnie przez to, że nauczałem ekonomii na uczelni

Chittagong College, poznawałem na bieżąco pewne zasady rynkowe, tak, że postanowiłem sprawdzić, na ile mogą one się przydać w praktyce. Dodam też, że kiedy później prowa-dziłem działalność biznesową, nie przestałem interesować się nauką – cały czas chciałem studiować, dlatego też wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, aby zrobić tam doktorat.

Założyłem wkrótce prywatny biznes. Jak to się stało? Miałem wiedzę o tym na przykład, że we wschodniej części Pakistanu, nie ma zakładów, które produkują pudła bądź papier opakunkowy. Postanowiłem więc założyć zakład przemysłowy, który odpowiadałby oczekiwaniom luki rynkowej – zakład produkcji opakowań i drukarnię. Wystą-piłem o kredyt do Industrial Banku. Pieniądze z niego otrzymałem bez większego problemu. Zatrudniłem w swojej firmie dokładnie 100 robot-ników. Jak się okazało, dobrze zrobiłem, bo każ-dego roku miałem ze swojej działalności zysk.

Wtedy też po raz pierwszy zaufał Pan insty-tucji kredytu. Wkrótce zapewne pomyślał so-bie, że skoro Panu pomógł on otworzyć dobrze prosperujacą firmę, to warto stworzyć taki sys-tem kredytów (zwanych mikrokredytami), które będą mogli wziąć i spłacać osoby najuboższe. Miał Pan przecież świadomość ich trudnej sy-tuacji społecznej, już chociażby ze względu na swoje miejsce urodzenia – Bangladesz.

Nie było jednak łatwo od początku, bo mój ojciec, który stał się prezesem zarządu nasze-go zakładu, mimo zysków, jakie jego działal-

Z „Bankierem Ubogich“– profesorem Muhammadem Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, rozmawia Dominik Górny

Nauczyć się wzajemnej uczciwości

„Barka“ u „Bankiera Ubogich“ w Bangladeszu (2003 rok).

Profesor Muhammad Yunus – wierzę w młodych ludzi...

Page 25: Gazeta Uliczna 01/31/2012

25

ność przynosiła, nie był przekonany co do insty-tucji kredytu i wręcz zmusił mnie, aby spłacił go przed czasem. O kolejnym kredycie nie było nawet mowy, chociaż Bank, widząc nasze zyski, zaproponował udzielenie kolejnego kredytu wy-sokiego na 10 milionów taka – waluty narodo-wej Bangladeszu, której wartość przedstawia się tak, że jeden dolar amerykański ma równo-wartość około 70 taka.

Ale jak właściwie powstał system udziela-nia mikrokredytów, za który otrzymał Pan Poko-jową Nagrodę Nobla?

Kiedyś sam dałem pożyczkę 27 dolarów dla 42 kobiet ze wsi Jobra. Pamiętam taką rozmowę z jednym z urzędników pracujących w oddziale banku „Jonata“, zresztą kierownikiem, którego starałem się przekonać, że pożyczka, której sam udzieliłem jest niewystarczająca. Chodziło bowiem o pieniądze potrzebne na zakup na przykład bambusów. Kierownik owiedział w pierwszej chwili, że to niemożliwe, bo kwoty, które pragnę pożyczyć dla mieszkańców wsi, są tak małe, że nie pokryją nawet kosztu druku i przygotowania formularzy bankowych. Roz-mowa z im okazała się mało skuteczną. Nie zrezygnowałem jednak. Udałem się na spotka-nie z dyrektorem regionalnym Banku „Jonata“ i ta rozmowa już coś wniosła, choć nie było ła-two. Zdecydowałem się sam zostać poręczycie-lem, choć w pewnej chwili, w mojej głowie zro-dziła się obawa, co będzie, jeśli kredytobiorca nie spłaci kredytu? Czy czasem nie będę mu-siał przejąć jego zadłużenia? Rozwiał banko-

wiec moją wątpliwość, mówiąc, że formalnie jest to możliwe, ale realnie – nie, ponieważ, bankowi zwyczajnie się nie opłaca wstępować na drogę sądową w sprawie przeciw profesoro-wi, który poręczył kredyt dla osoby, którą moż-na uznać za żebraka. Byłoby to zwyczajnie nie opłacalne i nie medialne.

Na czym polega nowatorskość mikrokredy-tów udzielanych przez Grameen Bank, którego jest Pan założycielem i dyrektorem general-nym?

Działa on dokładnie na adwrót niż w ban-kach tradycyjnych. Adresowany jest on od naj-biedniejszych, dlatego też musi być prosty i re-

Podczas jednego z zebrań w sprawie Grameen Banku.

Czy każdy ubogi i bezdomny tego świata, bez własnego mikrokredytu, jest jak jeden spośród tysięcy rikszarzy, którzy wciąż poszukują pewnej drogi?

Page 26: Gazeta Uliczna 01/31/2012

26

alny do spłacenia. Polegał on od samego po-czątku na systemie codziennej spłaty, dodatko-wo – w całości, w ciągu jednego roku. Gwaran-cją sukcesu jest również istnienie grup wspiera-jących, które solidarnie sobie pomagają przy spłacie kredytu.

Czy to nie śmieszne obracać tak małą sumą jak jedna taka? Otóż, wcale nie. Przypomina mi się taka oto andegdota: Żył kiedyś pewien wię-zień, którego skazano na egzekucję. Przed obli-czem króla, poprosił jednak o spełnienie jego ostatniego życzenia. Król przytaknął. Skazany zwrócił się w stronę szachownicy, znajdującej się nieopodal króla i powiedział że chciałby otrzymać tylko jedno ziarnko ryżu na jednym polu szachownicy i jego liczbę dwukrotnie więk-szą z jednego pola na każdym następnym polu. Władca się na to zgodził, nie mając świadomo-ści jak jest potęga geometrii. Były skazany rzą-dził wkrótce całym królestwem.

Dziś za to „królestwo“ można uznać dużą część świata, biorąc pod uwagę, że wspomnia-ny mikrokredyt zaciągnęło do tej pory ponad 8 milionów osób. Wróćmy jednak do idei, która sprawiła, że Pana działalność cieszy się nie tylko popularnością, ale również zaufaniem. Proszę powiedzieć, na ile Pana teza, iż „ubó-stwo stanowi zagrożenie dla pokoju“ jest jesz-cze dziś aktualna?

Cieszę się z tego pytania, bo ilekroć sam za-stanawiam się nad tą kwestią, odpowiadam so-bie, że jest aktualna, a może i jeszcze bardziej niż kiedyś. Jeśli istnieje ubóstwo, to znaczy, że są nierówności społeczne. Skoro zaś one nęka-ją wciąż jeszcze dużą część ludzi na świecie, to nie możemy mówić o stanie pokoju, czyli pew-nej równowagi, również we współdziałaniu. Poza tym ubóstwo rodzi wiele konfliktów, rów-nież na tle zbrojnym.

Czy to jednak nie jest tak, że w systemie mi-krokredytów pomagają sobie jedynie „biedni-biednym“, a większość finansjerów dysponują-cych prawdziwym kapitałem nie dostrzegają problemów ubóstwa w wystarczająco wrażli-wym stopniu?

Oczywiście, choć – jak Pan zauważył – nie jest to regułą. Działania Grameen Banku, po-przez jego światowy charakter, pokazują, że pomoc ludziom jest czymś realnym, nawet jeśli jest to „trudna pomoc“. Ludzie, nawet najbied-niejsi, potrafią sobie poradzić w rozmaitych sy-tuacjach, ale trzeba dać im możliwość bycia w środowisku, które umożliwia działanie. W 1986 roku podpisaliśmy z rządem z ramienia Ministerstwa Rybołóstwa Bangladeszu, umowę dotyczącą m.in. wydzierżawienia stawów. Do-tknęła nas jednak powódź. Jednak działanie

Grameen Banku w rybołóstwie, poświadcza, że nowe systemy można wprowadzać w życie.

Można i warto – jak poświadcza Pana dzia-łalność...

...a wszystko po to, aby uczyć wciąż nowych ludzi wykorzystywać technologie nowatorskie i zaawansowane, a to już oznacza, że możemy mówić nie tylko o skali mikro, ale i makro. Pro-blem biedy, i nie tylko w Bangladeszu, wynika nie z braku pieniędzy, czy zasobów, ale ze zbyt małej umięjętności zarządzania nimi. Wierzę w działania nowatorskie, w młodych ludzi, któ-rzy swoim intelektem i otwartością na zmiany społeczne, polityczne, powinni pokazać, że wspólne działanie jest możliwe. Można to robić z powodzeniem w wielu dziedzinach. Tego mu-simy się uczyć.

A jednak powróciliśmy do tematu nauki...Ja tylko odpowiadałem na Pańskie pytania.

Podać dłoń braterstwa rdzennym mieszkańcom Bangladeszu.

W lutym 2012 roku, ukazała się pierwsza przetłumaczona na język polski książka Muhammada Yunusa, laureata Pokojowej Nagrody Nobla w 2006 roku, pt: Przed-siębiorstwo społeczne. Kapitalizm dla ludzi. Książka to zapis osobistych przemyśleń Autora, której poświęcił całe swoje dorosłe życie. Od czasu światowego kryzysu finansowego, mikrokredyty i instytucje mikrofinansowe poddawane są krytyce. Książka pozwola czytelnikowi wyrobić sobie własną ocenę nowatorskiej koncepcji Noblisty, która odmieniła świat milionów najuboższych rodzin na świecie.

Page 27: Gazeta Uliczna 01/31/2012

27

współczesne problemy świata

P rzed wejściem do jej małego mieszkania na szczycie budynku, piętnastoletnia Na-gma Sultana uśmiecha się zawstydzona.

Pokój przesiąknięty jest smrodem rynsztoku. Brudne, betonowe ściany nie mają okien. Jedy-nym źródłem światła w pomieszczeniu są otwarte drzwi prowadzące do wąskiego koryta-rza. Poza cienkim dywanem, częściowo zakry-wającym zimną, kamienną podłogę, w pokoju nie ma nic. W środku co rusz rozbrzmiewają

wrzaski z ulic slumsów. To nie o takich warun-kach mieszkaniowych mówią politycy i inwesto-rzy, kiedy reklamują indyjską „Dolinę Krzemo-wą”. Ale dla Nagmy i dwóch milionów miesz-kańców Bangalore – tak właśnie wygląda dom.

Posag zamiast choroby

W przypadku Nagmy jest jeszcze gorzej, bo po przebytym polio dziewczynka ma sparaliżo-waną lewą nogę. Wdrapywanie się do mieszka-

Największa demokracja świata dokonuje kolejnych przełomowych osiągnięć, od rekordowego wzrostu gospodarczego, po niedawne wyplenienie polio. Oto relacja Danielle Batist z indyjskiej stolicy przemysłu IT, Bangalore, gdzie miliony walczą o sprawiedliwy udział w sukcesie.

Indie pozbywają się polio, ale nie biedy

Nagma Sultana przed swoim pokojem w dzielnicy slumsów miasta Bangalore. Na nodze sparaliżo-wanej przez przebyte polio, nosi Ortegę. Po lewej: Matka Nagmy, która samodzielnie utrzymuje rodzinę – kobieta celowo nie ujawnia twarzy.

Page 28: Gazeta Uliczna 01/31/2012

28

nia o kulach, po wąskiej klatce schodowej jest dla niej codziennym wyzwaniem, tym bardziej że ruchy ogranicza jej burka. Jako Muzułmanka na ulicy musi być całkowicie okryta czarną chustą, która dodatkowo skutecznie maskuje fakt, że dziewczynka nie porusza się samodzielnie. „Czasem ludzie wypychają mnie z przystanku autobusowego, prawie się przewracam. Kiedy mam na sobie burkę nie widzą, że jestem niepeł-nosprawna”. Przestrzeganie nakazu pięciokrot-nych modlitw w ciągu dnia jest równie ciężkim zadaniem. „Nie mogę klęczeć z ortezą, a ścią-ganie jej za każdym razem jest bardzo bolesne”.

Nagma należy do ostatniego pokolenia Hin-dusów zagrożonych polio. Miesiąc temu, po de-kadach walki o skuteczną eliminację wirusa, In-die zostały wykreślone przez organizację WHO z listy krajów zagrożonych poliomyelitis. Jeszcze w 2009 roku kraj ten posiadał największą ilość przypadków polio na świecie, ale po 12-mie-sięcznym okresie bez nowych zachorowań, choroba została oficjalnie opanowana. Jako że na liście pozostały już tylko Afganistan, Paki-stan i Nigeria, można mieć nadzieję, że polio wkrótce stanie się chorobą przeszłości. Jednak w przypadku młodych pacjentów, jak Nagma, polio wciąż ma decydujący wpływ na przy-szłość. „Według hinduskich zwyczajów dziew-czynki wychodzą za mąż w wieku 16 lat. Ale kto się ze mną ożeni? Kiedy ludzie widzą moją nogę, myślą że Allah mnie karze. Moja rodzina

będzie musiała dać mi większy posag”. Mimo że Indie zdelegalizowały wypłacanie posagów w 1961 roku, praktyka ta jest wciąż częsta. Pan-ny młode, których rodzin nie stać na zapłacenie często niebotycznie wysokich sum, jakich żąda-ją przyszli teściowie, spotykają się z szykanami i brutalnymi groźbami. Organizacje kobiece twierdzą, że z powodu niewypłacenia żądanej kwoty posagu, co roku mordowanych jest na-wet do 25 tysięcy panien młodych.

W pierwszej i ostatniej kwadrze księżyca

Nagma została zakażona wirusem polio, gdy miała zaledwie dziewięć miesięcy. Ojciec opuścił rodzinę niedługo później, zostawiając jej matkę samą z pięcioma córkami i dwoma synami. Rodzina z trudem dawała sobie radę i z braku pieniędzy na badania szpitalne, mat-ka Nagmy próbowała leczyć ją za pomocą me-dycyny ludowej. „Zabierali mnie do świątyni Dargah, jakieś sto kilometrów autobusem. Cho-rzy pielgrzymują tam w czasie pełni i w pierw-szej i ostatniej kwadrze księżyca. Odmówili za mnie wiele pujas (rytualne modlitwy). Leczyli moją nogę masażami olejkami, a raz moja ro-dzina pościła przez szesnaście dni. Bardzo wie-rzyli, że mi to pomoże”.

Podczas gdy miasto przechodziło jedną z największych przemian w historii, dzieciństwo Nagmy upływało pod znakiem wiecznej walki o przeżycie. „Nie poszłam do szkoły. Dzieci

Matka niesie niepełnosprawnego syna, podczas podróży po wodę w Bangalore. Szacuje się, że 17 milionów osób w Indiach, nie otrzymują wsparcia.

Page 29: Gazeta Uliczna 01/31/2012

29

w okolicy mnie przezywały, na przykład kulawa, i nie pozwalały mi skakać z nimi na skakance. Byłam bardzo nieszczęśliwa”. Jako rodzina nie-pełna, z trudem się utrzymują. „Moja matka i siostry sprzedają dosa (rodzaj chrupkich nale-śników) od rana do wieczora, zarabiają dzien-nie około 30-40 rupii (mniej niż 50 pensów). Ja pomagam im, rolując kadzidełka, dzięki czemu zarabiamy około 10 rupii dziennie. Jemy tylko dosę, nie jadamy warzyw, owoców, ani mięsa. Czasami pijemy tylko wodę i idziemy spać. Je-stem zła na ojca, że nas zostawił. Ale mamy szczęście, bo nasza mama jest taka dobra. Kie-dy nie starcza jedzenia, oddaje nam swoje” (…).

Wiara w lepszą przyszłość spełnia się już dziś

Mimo postępującej modernizacji miasta Bangalore, stosunek do osób niepełnospraw-nych pozostaje problematyczny. Raport Banku Światowego na temat sytuacji osób niepełno-sprawnych w kraju stwierdza, że „nastroje oraz napiętnowanie społeczne odgrywają ważną rolę w ograniczaniu pełnego uczestnictwa osób niepełnosprawnych w życiu społecznym i eko-nomicznym, a często także w kręgu rodzin-nym”. W badaniach przeprowadzonych w ra-mach raportu, około 50% gospodarstw domo-wych określało powód niepełnosprawności jako „karę boską”. Raport stwierdzał również, że kobiety niepełnosprawne stykają się z liczny-mi problemami dodatkowymi.

Dla 23-letniej Vimalashree Ramamurthy te problemy są doskonale znane. Wychowana w slumsach Bangalore i dotknięta polio dziew-czyna zawsze czuła się wyrzutkiem: „Chodze-nie do szkoły przerażało mnie. Dzieci mnie

prześladowały. Popychały mnie z powodu mojej chorej nogi i nigdy nie zwracały się do mnie po imieniu, dla nich zawsze byłam po prostu Kale-ką. Cały czas płakałam. Byłam tak przerażona, nieszczęśliwa, że chciałam się zabić”. Sytuacja w domu była równie ciężka, ponieważ ojciec Vi-malashree nie poczuwał się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoją niepełnosprawną córkę. „To straszny pijak. Często obiecywał, że przestanie pić. Szedł na pielgrzymkę do Kerali i potem na jakiś czas przestawał nas bić, ale po jakimś czasie znowu zaczynał. Wzywaliśmy policję, ale nie byli w stanie nam pomóc. To mój ojciec i nie mogłam podjąć kroków przeciwko niemu. To nasza rodzina i nasz problem”. Jak wiele niepełnosprawnych dziewcząt w Indiach, Vimalashree martwi się o zamążpójście. Boi się, że mężczyźni jej nie docenią. „Ludzie my-ślą, że jesteśmy głupie tylko dlatego, że jeste-śmy niepełnosprawne”. Przykład ojca tylko po-głębia jej obawy: „Nie chcę wychodzić za mąż, bo wciąż mam w pamięci swojego ojca. Nie chcę, żeby mężczyzna którego poślubię też mnie bił”.

Z pomocą APD Vimalashree znalazła nie-dawno tymczasową pracę w dużej firmie jako asystentka księgowej. Na razie utrzymuje rodzi-nę, ale obawy o przyszłość nie mijają. „Co-dziennie dojeżdżam cztery godziny do pracy (z dzielnicy slumsów do centrum) i czasem zda-rza się, że jestem szykanowana w autobusie. Pracuję najciężej jak potrafię, ale wiem że pra-ca się kiedyś skończy. Każdego dnia modlę się o lepszą przyszłość, ale wątpię, że to się kiedy-kolwiek stanie”.

tekst: Danielle Batist, Street News Servicezdjęcia: Simon Murphytłum.: Marta Pachucka

Vimalashree Ramamurthy w lokalnej świątyni w dzielnicy slumsów miasta Bangalore; modli się każdego dnia o lepsze życie. Zachorowała na polio, gdy miała 4 miesiące. Choroba sparaliżowała lewą nogę dziewczynki, uniemożliwiając jej chodzenie.

Page 30: Gazeta Uliczna 01/31/2012

30

Wybitni Wielkopolanie

E dmund Bojanowski przyszedł na świat 14 listopada 1814 roku, w rodzinie ziemiań-skiej, w miejscowości Grabonóg, nieopo-

dal Gostynia. Panująca w domu patriotyczna i religijna atmosfera ukształtowały jego osobo-wość. Ze względu na wątłe zdrowie mały Ed-mund pobierał nauki od nauczycieli domowych. Jako młodzieniec z zapałem podjął studia naj-pierw na Uniwersytecie Wrocławskim, a po śmierci rodziców kontynuował je na Uniwersy-tecie w Berlinie, gdzie studiował filozofię, histo-rię sztuki, psychologię, logikę i poezję. Naj-większą jego pasją stała się literatura. Już jako student pisał artykuły o kulturze polskiej, tłuma-czył poezję czeską i serbską, a także Manfreda Byrona. Mimo wybitnych zdolności Edmund musiał przerwać studia z powodów zdrowot-nych.

Dostrzec potrzeby codzienności

W 1839 roku, po powrocie do rodzinnego Grabonoga, Bojanowski dostrzegł problemy z jakim borykała się tamtejsza ludność i aktyw-

nie włączył się w nurt pracy społecznej, której celem było moralne, kulturalne oraz ekono-miczne odnowienie polskiej wsi. Skoncentrował swoje zainteresowania na trzech dziedzinach: oświaty ludu wiejskiego, pracy wychowawczej i pracy charytatywnej. Dzięki licznym kontak-tom z ludźmi pióra, rozpowszechniał polskie czasopisma pośród ludu. Gromadził na ziemi wielkopolskiej materiały folklorystyczne o war-tości literackiej i wychowawczej, przystąpił wspólnie z innymi do zakładania czytelni ludo-wych, w których chłopi mogli wypożyczać książki. Obok działalności oświatowej prowa-dził akcję wychowawczą.

Przełomowym momentem dla jego działal-ności charytatywnej stała się epidemia cholery, która dotknęła Gostyń i okolice w 1849 roku, do-prowadzając zubożałą ludność wiejską do nę-dzy oraz osierocenia dzieci. Wówczas Edmund z narażeniem własnego życia, pielęgnował chorych, za własne oszczędności kupował biednym wieśniakom żywność i lekarstwa oraz poświęcił się sierotom. Troskliwą opieką objął

W dziewiętnastym wieku społeczeństwo wiejskie na terenie Wielkopolski borykało się z licznymi problemami. Głód i choroby były powodem sieroctwa wielu dzieci. W tym środowisku znalazł się Edmund Bojanowski, który dostrzegł problem zaniedbanej wsi i poświęcił wszystkie swoje siły, aby uzdrowić tę sytuację. W ramach pracy organicznej dla ludu stał się prekursorem czytelnictwa ludowego, zakładając wielkie czytelnie ludowe, czego kontynuację stanowi tworzenie dzisiejszych punktów bibliotecznych. Z kolei powstałe z jego inicjatywy ochronki stanowiły podwaliny dla nowożytnej edukacji przedszkolnej w środowisku wiejskim.

Czas godnej pracy

„Ten wielkopolski ziemianin, obdarowany przez Boga licznymi talentami i szczególną głębią życia duchowego; mimo wątłego zdrowia, z wytrwałością, roztropnością i hojnością serca prowadził i inspirował szeroką działalność na rzecz ludu wiejskiego. Wiedziony pełnym wrażliwości rozeznaniem potrzeb, dał początek licznym dziełom wychowawczym, charytatywnym, kulturalnym i religijnym” – Jan Paweł II (słowa wypowiedziane w trakcie beatyfi kacji Edmunda Bojanowskiego, 13 czerwca 1999 roku).

Page 31: Gazeta Uliczna 01/31/2012

31

także inne dzieci wiejskie, organizując dla nich ochronki. Założył tzw. Instytut, czyli dom dla ubogich chorych, który z czasem połączył z ochronką dla sierot i biednych dzieci, gdzie pracował jako nauczyciel. Instytut ten pełnił także rolę szkoły, która przygotowywała sieroty do „życia z pracy rąk swoich”. Jako pedagog rozumiał, że wszelkie wychowawcze starania ludności wiejskiej i całego narodu trzeba zaczy-nać od dzieci, gdyż ich wychowanie stanowi o odrodzeniu ludzkości.

„Reguła Zakonu” jako zasada życia

3 maja 1850 roku nastąpiło otwarcie założo-nej przez Bojanowskiego ochronki w Podrzeczu koło Gostynia. Była to pierwsza tego typu pla-cówka na ziemiach polskich. Do pracy opiekuń-czo-wychowawczej w nich prowadzonych, po-wołał dziewczęta wiejskie. W Bractwie Wycho-

wawczyń Ochronek kształcił niewiasty i przygo-towywał je do roli odnowy społecznej. Na tym gruncie powstało Zgromadzenie Sióstr Służeb-niczek o charakterze apostolskim. Edmund Bo-janowski pomimo stanu świeckiego napisał „Regułę Zakonu” (idea Bojanowskiego wzbu-dziła zainteresowanie także poza granicami kraju. Jeszcze za jego życia powstało w Anglii zgromadzenie Ubogich Służebnic Matki oparte na jego „Regule”). Nie zyskało to aprobaty osób duchownych, którzy zarzucali mu, że jako oso-ba świecka nie powinien decydować o spra-wach duchowych. Prawdopodobnie stanowiło to impuls, do realizacji pragnienia służenia zgromadzeniu jako kapłan. Stąd też w wieku 55 lat, rozpoczął przygotowanie do przyjęcia sa-kramentu kapłaństwa w seminarium w Gnieź-nie. Jednak problemy zdrowotne przyczyniły się do przerwania nauki. Po opuszczeniu semina-rium, Edmund stał się bezdomnym, gdyż świec-ki stan nie pozwolił mu szukać schronienia u sióstr jego zgromadzenia. Przygarnięty przez swojego przyjaciela, księdza Wacława Giebu-rowskiego, spędził ostatni czas życia w Górce Duchownej, gdzie 7 sierpnia 1871 roku, poże-gnał się z doczesnym światem. Przetrwał jed-nak przykład jego ofiarnej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła.

Justyna Fręśko

Dworek w Grabonogu (obecnie Muzeum), w którym urodził się Edmund Bojanowski (po prawej: fotografia; po lewej: rycina)

„Błogosławiony Bojanowski” – opiekun dzieci (autor obrazu, według większości źródeł historycznych: Stanisław Jakubczyk).

Pokój, w którym przyszedł na świat Bojanowski.

Page 32: Gazeta Uliczna 01/31/2012

32

Początków spółdzielczości należy szukać już w gildiach, cechach, kasach wdowich, maszoperiach kaszubskich czy organizo-

wanych przez Kościół i w bankach pobożnych. Idee kooperacji wywodzono z różnych aksjolo-gi, propagował je ruch liberalny, pierwsi socjali-ści i chrześcijańscy demokraci. Mimo odwołań do różnych wartości, wspólnym założeniem było zawsze to samo – naturalne więzi społecz-ne człowieka.

W nurcie socjalistycznym zasłużonym pro-pagatorem spółdzielczości był Edward Abra-mowski. Najważniejsze jego pisma przypomniał Obywatel w wydanym w 2010 roku zbiorze Ko-operatywa. W opublikowanej w Londynie w po-łowie lat osiemdziesiątych monografi Abra-mowskiego, Wojciech Giełżyński nazwie go „zwiastunem Solidarności”. Za ojca spółdziel-czości na ziemiach polskich uważany jest ksiądz Stanisław Staszic, który uwłaszczywszy chłopów w 1816 roku, powołał Hrubieszowskie Towarzystwo Rolnicze. w celu – jak pisał w sta-tucie – „udoskonalenia rolnictwa i przemysłu oraz wspólnego ratowania się w nieszczę-ściach”, zawarty kontrakt z ponad trzystu go-spodarzami, nakładał na nich obowiązek uczestniczenia w finansowaniu szkół i opieki le-karskiej. Towarzystwo posiadało skład zbożowy, który pożyczał w razie potrzeby ziarno pod za-siew. To była pierwsza wzorcowa spółdzielnia w Europie. Na hrubieszowskie korzenie powołu-ją się wszystkie rodzaje polskich spółdzielni.Światowa ekspansja spółdzielni kredytowej

zainicjowana została w Niemczech w połowie XIX wieku. Za pionierów dwóch odrębnych syste-mów spółdzielczości uznawani są Herman Schulze i Friedrich Wilhelm Raiffeisen. W 1850 roku, Schulze założył Bank Ludowy w Delitzsch. Jego program silnie podkreślał ekonomiczne wzmocnienie prywatnej drobnej wytwórczości i opierał się na krótkoterminowym kredycie we-kslowym, przystosowanym do potrzeb rzemieśl-

ników, kupców i drobnych wytwórców miejskich. Raiffeisen, w celu ratowania miejscowych chło-pów przed lichwą, założył w 1862 roku, pierwszą w historii kasę oszczędnościowo-pożyczkową. Spółdzielnie tworzone przez Raiffeisena opierały się przede wszystkim na czynniku wzajemnej po-mocy i zaufania. Cechami modelu Raiffeisena były: mały zasięg działania spółdzielni, niskie udziały oraz nieograniczona i solidarna odpo-wiedzialność członków za zobowiązania spół-dzielni.

Początkiem współczesnych spółdzielni miesz-kaniowych było powołanie w 1844 roku, przez ro-botników w Rochdale w Wielkiej Brytanii, spół-dzielni „Stowarzyszenie Sprawiedliwych Pionie-rów”. Organizacja ta nie ograniczała się wyłącz-nie do spraw mieszkaniowych, podobnie jak pierwsza w Wielkopolsce, powstała 27 marca 1890 roku, w Poznaniu, a zarejestrowana pod na-zwą „Towarzystwo Pomoc Spółka Budowlana”. Jej założycielami byli m.in.: Helena Modrzejewska i Stefan Cegielski, syn Hipolita Cegielskiego. Do zadań tej spółdzielni, poza budowaniem miesz-kań i lokali użytkowych, należało gromadzenie funduszy na utrzymanie jednej z najważniejszych placówek narodowych w zaborze pruskim – Te-atru Polskiego w Poznaniu. Rozwój spółdzielni na ziemiach polskich pod koniec XIX wieku, zależny był od sytuacji prawnej i ekonomicznej trzech państw zaborczych. Najbardziej rozwiniętym go-spodarczo regionem była Wielkopolska, gdzie ruch spółdzielczy rozwijał się bardzo prężnie. Dużą rolę w jego rozwoju mieli ksiądz Augustyn Szamarzewski, prezes Związku Spółek Zarobko-wych i Gospodarczych oraz jego następca – ksiądz Piotr Wawrzyniak. Związek, którym kiero-wali zrzeszał przed I wojną światową 326 spół-dzielni. W chwili zakończenia I wojny światowej, na terenie Wielkopolski działało 17 spółdzielni bu-dowlano-mieszkaniowych.

Andrzej Wilowski, autor artykułów na stronach: 32 – 37.

ekonomia społeczna

Historia ruchu spółdzielczegoZnamiennym jest, że idea kooperatyw jest znacznie starsza niż mogłoby się wydawać i w różnych okresach propagowana ze zmienną intensywnością. Już w średniowieczu ludzie starali się powoływać do życia rozmaite organizacje samopomocy finansowej. Celem było nie tylko ratowanie się nawzajem w biedzie, ale i wspólna obrona przed lichwiarstwem.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.

Page 33: Gazeta Uliczna 01/31/2012

33

P rzykładem niech będą spółdzielnie so-cjalne powstałe na poznańskim Piątko-wie. Impulsem były problemy z zadłuże-

niem lokatorów w spółdzielni mieszkaniowej. Lokalne Stowarzyszenie „Etap” zaproponowało rozwiązanie polegające na powołaniu spół-dzielni socjalnych, ale też w te działania włą-czyła się Poznańska Spółdzielnia Mieszkanio-wa, zapewniając na początku zlecenia na pra-ce porządkowe.

Oto jeszcze kilka przykładów spółdzielni wspieranych przez Regionalne Centrum Eko-nomii Społecznej: Na poznańskich Winogra-dach powstała Spółdzielnia Socjalna „Super Ład”, która zajmie się usługami w zakresie prac porządkowych. Znacznie szerszy zakres usług oferuje pleszewska Spółdzielnia Socjal-na „Alfa”: prace porządkowe, ogrodnicze, re-montowo budowlane. Przygodzickie „Pszczół-ki” podejmą się prac porządkowych, ogrodni-czych i opiekuńczych. Spółdzielnie założyły kobiety, które odkryły popyt na usługi socjal-ne w związku ze zmieniającą się sytuacją de-mograficzną – opieki potrzebują przecież za-równo dzieci pracujących rodziców, osoby starsze i niepełnosprawne. Poznańska spół-dzielnia „Monia” wybrała właśnie taką bran-żę, ponieważ już dziś 17% mieszkańców mia-sta, to seniorzy. Pytanie zasadnicze, czy nasi seniorzy będą na tyle zamożni, aby było ich stać na takie usługi?

W rejestrze figuruje blisko 400 spółdzielni socjalnych, działających na terenie Wielko-polski, z czego niespełna 90 wykazuje aktyw-ność. Ilustruje to, jak trudno utrzymać się na rynku, jednocześnie realizując cele statutowe, bowiem podstawowym celem spółdzielni so-cjalnych jest zapewnienie pracy swoim człon-kom i tworzenie nowych miejsc. O pomysłach na biznes i aktywności poszczególnych pod-miotów ekonomii społecznej, można się do-wiedzieć z Atlasu dobrych praktyk. Wiadomo-

ści o tej publikacji można odnaleźć na stronie internetowej: www.ekonomiaspoleczna.pl.

Spółdzielnie socjalne mają dobrą prasę i mogą liczyć na przychylność mediów, zwłasz-cza lokalnych, które propagują każdą tego ro-dzaju inicjatywę. Jednak krytycy twierdzą, że pod pewnym względem spółdzielnie socjalne są monotematyczne, oferują usługi porządko-we albo gastronomiczne, proste prace nisko-kwalifikowane. Inny zarzut jest taki, że nie są rozwojowe, większość spółdzielni zatrudnia od kilku do kilkunastu osób i nie rozszerza zakre-su działalności.

W Częstochowie powstała spółdzielnia mo-gąca świadczyć wysokokwalifikowane usługi inżynierskie, ale przymiotnik „socjalna” utrud-niał zdobycie zaufania potencjalnych zlecenio-dawców, musi się więc zmienić postrzeganie tego typu przedsiębiorstw jako wyłącznie roz-wiązujących problemy socjalne. Wielu prakty-ków ekonomii społecznej zwraca uwagę na ten paradoks i wolą mówić o „ekonomii solidarnej”, akcentując aspekt solidaryzmu w działaniu.

Czy są możliwe inwestycje w sektor spół-dzielni socjalnych? Obawiam się, że nie, biorąc pod uwagę chociażby to, że w ramach walki z kryzysem w budżecie państwa ograniczono środki na aktywne przeciwdziałanie bezrobociu o 4 miliardy. Nawet jeśli te środki byłyby dostęp-ne, to były przeznaczane na refundacje kosz-tów zatrudnienia, czy przekwalifikowania bez-robotnych, a nie na pożyczki i kredyty.

Prognozy zapowiadające utrzymywanie się bezrobocia na poziomie 12% i zapowiadane zmiany w systemie emerytalnym spowodują, że grupa potrzebujących wsparcia będzie rosła. Nie sprawdził się program „50 + aktywizacji zawodowej pięćdziesięciolatków”. Proponowa-ny przedłużony okres aktywności zawodowej, zmusi do poszukiwania alternatywnych form zatrudnienia również sześćdziesięciolatków. Zmieni się obraz spółdzielcy.

DebiutanciJak pokazuje doświadczenie, najtrudniejszy jest pierwszy rok w działalności spółdzielni. Jeśli w tym czasie firma potrafi pozyskać dla siebie zlecenia i utrwalić dobrą markę na lokalnym rynku, przetrwa. Nie można zapominać, że prace zapewni odpowiednie nastawienie lokalnych władz samorządowych i organizacji, które muszą nabrać przekonania i zaufania dla podmiotów ekonomii społecznej.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.

Page 34: Gazeta Uliczna 01/31/2012

34

Doświadczenia kolejnych lat pokazały, że o ile takie spółdzielnie można po-woływać i wspierać, to nielicznym

udało się przetrwać.

Wsparcie nie tylko ustawowe

Podstawowym jest wsparcie finansowe, możliwość refundacji składek ubezpieczenio-wych i części wynagrodzenia w początko-wym okresie. Po wielu latach starań w Usta-wie o zamówieniach publicznych, wprowa-dzono tak zwaną klauzule społeczną, w myśl której podmioty ekonomii społecznej mogą pozyskiwać pewne zlecenia poza przetarga-mi lub na drodze preferencji. W tym miejscu warto podkreślić, że same instytucje i urzędy państwowe i samorządowe nie byłyby w sta-nie doprowadzić do powstania większości z tych podmiotów, gdyby nie wsparcie orga-nizacji pozarządowych, to one podejmują się prowadzenia Centrów Integracji Społecznej, będących faktycznie inkubatorami spółdziel-ni socjalnych. Dawne spółdzielnie inwalidz-kie zastąpiły ośrodki zwane Zakładami Akty-wizacji Zawodowej. I choć głównym ich ce-lem jest rehabilitacja zawodowa i socjaliza-cja, to w założeniu też mają powoływanie podmiotów ekonomii społecznej.

Powołanie spółdzielni socjalnej

Nim powstanie nowe przedsiębiorstwo, przyszłych spółdzielców czeka długi okres przygotowawczy. Ustawowe warunki przy

powoływaniu spółdzielni socjalnej nie są tak trudne do spełnienia. Wystarczy, że taką wolę wyrazi przynajmniej pięciu założycieli, z których większość kwalifikuje się do spół-dzielni socjalnej z powodu: długotrwałego pozostawania bez pracy, wykluczenia wieko-wego, inwalidztwa bądź z przyczyn społecz-nych, takich jak wyjście z uzależnień, czy zwolnienie z zakładu karnego. Pozostaje jeszcze wybór branży w jakiej chce się dzia-łać. Pod względem formalnym konieczne jest powołanie organów spółdzielni, w postaci zarządu, ustalenie nazwy, która powinna za-wierać słowa „spółdzielnia socjalna” i ułoże-nie statutu.

Przed złożeniem dokumentów w Krajowym Rejestrze Sądowym, konieczna będzie facho-wa pomoc. Wsparcie specjalistów nie sprowa-dza się wyłącznie do pomocy w ułożeniu sta-tutu. Najpierw przyszli spółdzielcy muszą się odnaleźć. Mogą w tym pomóc urzędy pracy, miejskie i gminne ośrodki pomocy rodzinie i inne instytucje, kierujące potencjalnych spół-dzielców do Centrów Integracji Społecznej i Centrów Ekonomii Społecznej, gdzie prze-biegnie ten żmudny okres przygotowawczy. Dłuższe pozostawanie bez pracy wymaga zdobycia nowych kompetencji i umiejętności zawodowych. Po rozpoznaniu własnych możli-wości i lokalnego rynku, pozostaje wybór branży i ułożenie biznesplanu. W tych działa-niach pomagają specjaliści z Regionalnego Centrum Ekonomii Społecznej.

Pięć lat minęłoW roku 2006 Sejm uchwala Ustawę o spółdzielniach socjalnych. Ten typ podmiotów gospodarczych miał zapewnić rozwiązanie problemu bezrobocia, którym dotknięci zostali przede wszystkim ludzie odrzuceni i gorzej radzący sobie na wolnym rynku pracyy. Tym razem pomysł przyszedł z Zachodu. Grupa organizacji pozarządowych pod wpływem doświadczeń pozyskanych w Danii i we Włoszech, wystąpiła z inicjatywą stworzenia ram prawnych dla podmiotów gospodarczych, które różnią się przede wszystkim tym od klasycznych spółek kapitałowych, że nadrzędnym celem dla nich jest rozwiązywanie problemów socjalnych, które są nierozwiązywalne bez pracy.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.

Page 35: Gazeta Uliczna 01/31/2012

35

M ogły one funkcjonować dzięki tak zwa-nej „gospodarce planowej”, co w praktyce sprowadzało się do tego,

że na przykład spółdzielnie zatrudniające nie-widomych miały monopol na wyroby szczotkar-skie. W tych zakładach oferowano najczęściej proste prace, o niskiej wartości, skutkiem czego przypominały bardziej manufaktury niż nowo-czesne przedsiębiorstwa. Trudno się dziwić, że w realiach gospodarki wolnorynkowej nie prze-trwały konkurencji.

Twój ZAZ – Zakład Aktywizacji Zawodowej

Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, krytykowano spółdzielnie inwalidzkie z tego powodu, że działały trochę jak getta, nie spełniały warunków rehabilitacji zawodowej, nie dawały szans pracy na otwartym rynku. Powstałą próżnię miał wypełnić Państwowy Fundusz Rehabili-tacji Osób Niepełnosprawnych. Wyrównać szanse zakładów pracy chronionej miały refundacje kosz-tów tworzenia specjalnych stanowisk pracy, części wynagrodzenia i składek dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Funkcjonowały też programy aktywi-zacji zawodowej niepełnosprawnych i pomocy przy podejmowaniu samodzielnej działalności gospo-darczej. Przygotować do pracy na otwartym rynku miały Zakłady Aktywizacji Zawodowej. W praktyce wypełniły lukę po spółdzielniach inwalidzkich – dla większości niepełnosprawnych są one miejscami pracy, nieliczni opuszczają je, znajdując zatrudnie-nie na wolnym rynku.

W Wielkopolsce działa 9 Zakładów Aktywiza-cji Zawodowej. W połowie ubiegłego roku, po-wstał ostatni W Leonowie (Gmina Borek Wielko-polski, Powiat Gostyński). Jest to przedsiębior-

stwo ekonomii społecznej zatrudniające 35 osób niepełnosprawnych oraz koordynatorów ich pra-cy. Placówką kieruje Tomasz Andrzejczak. Le-onowski Zakład oferuje usługi pralnicze, poligra-ficzne i wyrób galanteri papierniczej. Zakład mieści się w wyremontowanym i zaadaptowa-nym budynku byłej szkoły. Było to możliwe dzięki zaangażowaniu wielu osób i instytucji powiato-wych i wojewódzkich. Każde przedsięwzięcie ekonomii społecznej wymaga solidarności lokal-nych środowisk. Na portalu „www.ekonomiaspo-leczna.pl” czytamy: „ZAZ w Leonowie to wspa-niały przykład tego, że niepełnosprawny może być normalnym, zarabiającym na siebie i płacą-cym podatki obywatelem. Wystarczy stworzyć odpowiednie warunki i niepełnosprawni mogą znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie i być szczęśliwymi. A dzięki powstaniu ZAZ Leonów stał się nową stolicą aktywności zawodowej nie-pełnosprawnych w powiecie gostyńskim”. ZAZ w Leonowie – jak oświadczyła na otwarciu Apo-lonia Wojciechowska z Regionalnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Poznaniu – to ostatnia taka placówka. Kolejne nie będą tworzone przez naj-bliższe lata z powodu braku środków na ten cel Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Nie-pełnosprawnych.

Ostatni taki ZAZ w WielkopolsceW okresie PRLu zatrudnienie niepełnosprawnym zapewniały spółdzielnie inwalidzkie. Uważane były za rozwiązanie wzorcowe, oferowały nie tylko prace, ale i rehabilitacje. Rzeczywistość jednak była smutna.

Ofertę usług wszystkich Zakładów Aktywizacji Zawo-dowej w Wielkopolsce można znaleźć w Internecie na stronie: www.zaz-wielkopolska.pl.

Socjolog Paweł Śpiewak postawił diagnozę społeczną Po-laków w roku 2011 – wedle niego jesteśmy nacją sfrustro-wanych indywidualistów, stąd niechęć do aktywności społecznej, politycznej i współpracy w jakimkolwiek zakresie. Kryzys świadomości jest faktem. Bierze się on nie tylko z rozczarowań i apatii, ale i z braku wiedzy o możliwościach samorealizacji. W ostatnim dziesięcioleciu powstało wyjąt-kowo dużo stowarzyszeń i fundacji, w tym również o cha-rakterze gospodarczym. Część bardziej świadomych oby-wateli zrozumiała, że nie musi czekać na przyzwolenie, poddawać się rygorom i przymusowi, może sama rozwią-zywać własne problemy i pomagać innym.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.

Page 36: Gazeta Uliczna 01/31/2012

36

O kres PRLowski przez społeczeństwo i samych spółdzielców oceniany jest różnie. Dla obywatela PRLu spółdziel-

nie były jednym z wariantów przedsiębiorstwa państwowego, a sami spółdzielcy czuli się ubezwłasnowolnieni. Spółdzielnie mieszkanio-we były jedynym sposobem zdobycia własnego mieszkania, więc masowo do nich wstępowa-no, ale bez przekonania, a z konieczności. Bier-ność członków sprawiała, że bez większych trudności instalowano we władzach spółdzielni nomenklaturę. Podobny kryzys przeżywały spół-dzielnie rolnicze, kojarzone przez rolników ra-czej z przymusową kolektywizacją, niż z koope-racją z wyboru.

Za wzorcowe rozwiązanie w zakresie reha-bilitacji zawodowej uznawano spółdzielnie in-walidzkie. Działanie w realiach gospodarki centralnej – „planowej”, pozwalało stosować coś w rodzaju monopolu na niektóre wyroby, czy usługi. Na przykład spółdzielnie niewido-mych miały monopol na wyrób szczotek. Rze-mieślnicy, nie mając szans w walce z potężnymi przedsiębiorstwami państwowymi, zrzeszali się w spółdzielnie wielobranżowe. Działały też spółdzielnie stanowiące wyłom w gospodarce socjalistycznej, na rzecz społecznej. Wydawnic-two „Znak” tolerowano, jako spółdzielnię, po-nieważ były inne wydawnictwa o tym statusie: „Czytelnik” i „RSW”, choć całkowicie kontrolo-wane przez państwo. Legendą obrosła stu-dencka spółdzielnia „Akademik”. Byli studenci, którzy studiowali całe dekady, aby mieć dostęp do intratnych zleceń. W socjalistycznej gospo-darce planowej, niektóre spółdzielnie były czymś w rodzaju kapitalistycznego folkloru.

W żywiole kapitalistycznym większość ze spółdzielni utonęła. Nikt specjalnie ich nie ża-łował, uznając je za relikty ubiegłej epoki. Hasło młodego kapitalizmu brzmiało: „Koniec postu, czas na żer” i zaczął się pościg za wartością dodaną. Po pierwszej dekadzie euforia osłabła. Okazało się bowiem, że sukces jest udziałem

nielicznych. Nawet ci, którym się powiodło na-dal nie byli w stanie zaspokoić wielu swoich po-trzeb, chociażby własnego mieszkania. Nowe-go typu spółdzielnie mieszkaniowe zrzeszają małe grupy. Powstaje tym sposobem szereg małych spółdzielni budujących pojedyncze domy wielorodzinne, czy małe osiedla domków jednorodzinnych. Od 2006 roku pojawiły się spółdzielnie socjalne.

Niestety spółdzielnie nadal są niemodne. Utrwala się pogląd, że są one patentem dla nieudaczników, nie mogących sobie poradzić w kapitalizmie albo dla odrzuconych, którym i tak trzeba pomagać. Dwadzieścia lat temu nawoływano: „Zakładajcie spółki!”, a dziś pro-paguje się spółdzielnie. Skąd ta zmiana? Spół-ki wymagają przede wszystkim kapitału, który dziś jest trudno dostępny. Podstawowym celem spółek jest przedsięwzięcie gospodarcze, krót-ko mówiąc – zysk. Podział głosów w spółkach jest wyznaczony liczbą udziałów wniesionych przez wspólnika i proporcjonalny do nich po-dział zysków.

Spółdzielnie nie wymagają wielkich kapita-łów, udziały mogą być symboliczne. W spół-dzielniach w prosty sposób realizowana jest za-sada demokracji bezpośredniej. Z reguły dzia-łalność gospodarcza w spółdzielniach jest środkiem do realizacji innych celów, na przy-kład w spółdzielniach socjalnych stworzenie miejsc pracy dla wykluczonych.

Można zastanawiać się dlaczego takie na-dzieje wiążą się w odmianie sytuacji gospodar-czej w świecie, z ruchem spółdzielczym. Naj-prostszym sposobem jest wniesienie własnej pracy przy minimalnym wsparciu finansowym. Dzięki temu mogą w najbiedniejszych krajach powstać spółdzielnie zapewniające samodziel-ną egzystencję. Dziś całe regiony w Azji i w Afryce są całkowicie zależne od pomocy z zewnątrz. Pod każdą szerokością geograficz-ną definicja spółdzielni jest taka sama – tylko wespół w zespół można coś zmóc.

Wespół w zespółPod koniec roku 2009 zgromadzenie ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych podjęło uchwałę proklamującą rok 2012 rokiem spółdzielczości, pod hasłem: Spółdzielnie budują lepszy świat. Święto spółdzielców obchodzi Internationale Cooperative Alliance od 1923 roku. Czy skończy się na świętowaniu, czas pokaże.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.

Page 37: Gazeta Uliczna 01/31/2012

37

P owołanie stowarzyszenia jest aktem woli obywateli, a nie przywilejem nadanym przez władze. Podstawę prawną stanowi

Ustawa o stowarzyszeniach z 4 maja 1989 roku, wraz z jej późniejszymi aktualizacjami.

Ilość równa się jakość?

Swobodne tworzenie organizacji społecz-nych stało się możliwe przed 4 czerwca 1989 roku, daty uważanej za początek demokracji w Polsce, a mimo to dopiero po 2000 roku maso-wo zaczęły powstawać organizacje pozarządo-we, zwane „NGO” z angielska. Jedną z przyczyn był brak wiary w ich moc sprawczą. Dziś stowa-rzyszenia są poważnymi partnerami w wielu przedsięwzięciach samorządowych i progra-mach społecznych. W Wielkopolsce działa po-nad 800 stowarzyszeń. W samym Poznaniu, we-dle władz miasta, ponad 250. Prawdopodobnie liczba ta jest znacznie większa, bowiem nie wszystkie organizacje nawiązują kontakt z wła-dzami, a do tego każdego dnia powstają nowe.

Dobre przykłady

Stowarzyszenie „Wszyscy Ludzie Dobrej Woli” zostało powołane przez rodziców i opiekunów młodzieży niepełnosprawnej umysłowo w celu wsparcia jej w rehabilitacji zawodowej. Grupa wymaga pomocy w pozyskiwaniu zatrudnienia, organizacji pracy, tak, aby z czasem mogli stać się bardziej samodzielni. Stowarzyszenie może się też zająć organizacją przedsiębiorstwa, jak ma to miejsce w przypadku sklepu z odzieżą używaną w Posadówku przy stowarzyszeniu „Wielkopomoc”. Nazwa stowarzyszenia „Nowe

Perspektywy” wyjaśnia cel jego powstania. Ma ono działać na rzecz mieszkańców Osiedla Zwy-cięstwa na poznańskich Winogradach.

Rok 2012 w Unii Europejskiej jest rokiem lu-dzi starszych. Seniorzy z gminy Gołuchów pod-jęli wyzwanie i założyli stowarzyszenie „Senior XXI”. Chcą być nowocześni i aktywni. W Pobie-dziskach powstało Stowarzyszenie „Patent”, które będzie powoływało Centrum Integracji Społecznej. Tego rodzaju placówki mają sku-tecznie przeciwdziałać bezrobociu i wyklucze-niu, są partnerem dla lokalnych ośrodków po-mocy rodzinie i urzędów pracy. To przykład pro-wadzonej działalności w zakresie ekonomii społecznej. Towarzystwo Pomocy imienia świę-tego Brata Alberta w Pleszewie zainicjowało powstanie spółdzielni socjalnej „Alfa”. Jej człon-kami są mieszkańcy schroniska dla bezdom-nych. Gminy obarczone zadaniami prowadze-nia placówek oświatowych, nie zawsze radzą sobie z tymi zadaniami i z pomocą przychodzą im stowarzyszenia oświatowe zakładane przez rodziców. Przykładem może być Stowarzysze-nie Przyjaciół Szkoły i Przedszkola w Kuchar-kach „Dla Dzieci”. Niezwykłą popularnością cieszą się stowarzyszenia regionalne, o szero-kim zakresie działalności, jak w gminie Siera-ków dwa stowarzyszenia: „Dla Wsi Przemyśl” oraz „Malowana Wieś”. Istnieje też Stowarzy-szenie „Kajewianka” w gminie Gołuchów.

Jak wynika z powyższej prezentacji, zakres działalności stowarzyszeń jest szeroki, od dzia-łalności społecznej, po kulturalną, od samopo-mocowej, po wsparcie podmiotów ekonomi społecznej.

Co mają do zrobienia stowarzyszenia?Powoływanie stowarzyszeń wyrasta z naturalnej potrzeby jednoczenia się społeczności wokół celów ważnych dla wspólnoty, a nie koniecznie związanych z działalnością zarobkową. Ujmuje to Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Prawo do swobodnego zrzeszania się gwarantowała Karta Praw Obywatelskich i Politycznych, której Polska jest sygnatariuszem, ale jak na ironię, w okresie PRLu dokument ten nie został ratyfikowany. Dopiero Konstytucja RP z 2 kwietnia 1997 roku, w artykule 12, zagwarantowała prawo obywatelom do swobodnego zrzeszania się we wszelkich organizacjach.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.

Page 38: Gazeta Uliczna 01/31/2012

38

świadectwa są potrzebne

B yłem bezrobotnym przez 5 lat. Wcześniej zajmowałem się pracą m.in.: w parkieciar-stwie. Wpadłem jednak w nałogi. Uważa-

łem, że Centrum Integracji Społecznej to strata czasu – nie wiedziałem jednak jaka jest istota jego działania. Zaufałem CISowi w grudniu 2010 roku. Pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę był Mirek i to właśnie on zaproponował, abym rozpoczął pracę w poligrafii. Drugą brater-ską osobą była Małgosia, nauczycielka języka angielskiego – strasznie wchodziła mi na ambi-cje. Pracowałem i uczyłem się. I choć nie byłem w pełni szczęśliwy, to na pewno ważnym było dla mnie, że ktoś mnie w końcu przestał lekceważyć.

Brać ludzi takimi, jakimi są realnie

Bycie w „Barce“ oznacza nauczenie się otwartości na ludzi. Wcześniej miałem do róż-nych osób zastrzeżenia, bez uzasadnienia. I gdy już zdobyłem taką wiedzę, okazało się, że moje wcześniejsze problemy powróciły. Mieszkałem sam w pokoju, a nie wraz ze współbraćmi z Po-gotowia Społecznego, co sprzyjało nadużywaniu alkoholu i innych używek, choć nie brałem nigdy narkotyków i stroniłem od hazardu. Z pomocą znów przyszedł Mirek wraz ze Zbyszkiem, którzy po wielokrotnych namowach, sprawili, że zdecy-dowałem się zostać sprzedawcą Gazety Ulicz-nej. Twierdziłem dotychczas, że ulice uwłaczają mojej godności. Z drugiej strony, wydawało mi się, że jeśli nie będę sprzedawał Gazety, to prze-stanę uczęszczać na ulubiony warsztat poligra-ficzny. Tak uświadomiłem sobie, że potrafię być odpowiedzialny. Mirek dał mi klucze do warszta-tu, abym sam go otwierał przed świtaniem. Przy-chodziłem wtedy nawet o 7.15 rano. Podobało mi się, że ktoś mi zaufał. Wkrótce zacząłem jeździć na rozmaite konferencje i wydarzenia kulturalne.

Nie kombinuj, ale myśl

Co daje Szkoła „Barki“? Leczy z poczucia bezradności. Uczy gospodarności i szacunku do

zarobionych pieniędzy, co jest wychowawcze. Spotkałem w „Barce“ dawnego kompana z wię-ziennej celi – kiedyś nie lubiliśmy się lecz tutaj, na Zawadach, wydał mi się zupełnie przyjaznym człowiekiem.

Nie ujawniłem jeszcze, że mam córkę i syna. Przez lata nie mogłem z nimi rozmawiać – nie miałem odwagi. Teraz nasz kontakt jest dobry. Mówię: „Tomek, słuchaj, ważny jest dar miłości i umiejętność dzielenia się nim z tymi, którzy na to zasługują“. Powtarzam, że jestem z niego dumny, chociaż nie mógł mieć we mnie wzorca. Jest rzemieślnikiem – planujemy, że coś kiedyś razem w pracy zrobimy, choć czuję, że nie ma do mnie w pełni zaufania. Rozumiem to. Szkoła CISu pokazała też, że jeśli coś się obaliło, to „niech leży“ – nie należy robić niczego na siłę.

Mam farta do ludzi. W życiu wszystko zależy od tego, jakie osoby się spotka. „Barka“ i zajęcia w ramach CISu, nauczyły mnie bycia bardziej świadomym swoich słabości i mocnych stron. Podzielę się jeszcze jednym zwierzeniem – je-stem teraz sam i nie znam kobiety, którą mógł-bym pokochać. Chodzę często w okolice liceum nr 2 w Poznaniu, gdzie poznałem niegdyś naj-większą miłość mojego życia. Wierzę, że teraz spotkam równie wielką miłość.

Świadectwo Tomasza Meysnera spisał Dominik Górny

Mam farta do ludziMoje życie mógłbym opisać w książce, ale nie jestem pisarzem. Jestem jednak dzieckiem „Barki“, dlatego na początek podzielę się opowieścią o tym, kim dzisiaj jestem i dzięki komu tak się stało.

Tomasz Meysner w trakcie pracy poligraficznej.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.1 „Szkoła umiejętności życia” – Centrum Integracji Społecznej.

Page 39: Gazeta Uliczna 01/31/2012
Page 40: Gazeta Uliczna 01/31/2012

Sto

war

zysz

enie

Szk

o∏a

„B

arki

” im

. H

. C

H.

Kof

oed

a - C

entr

um In

tegr

acji

Spo∏

eczn

ej, K

RS 0

000

1759

62, j

est

orga

niza

cjà

po˝y

tku

publ

iczn

ego,

któ

ra

pro

wad

zi a

ktyw

ne

form

y re

socj

aliz

acji,

ed

uka

cji

i ak

tyw

izac

ji za

wod

owej

. D

zi´k

i te

mu

osob

y zn

ajd

ujàc

e si

´

w e

kstr

emal

nie

trud

nych

syt

uacj

ach

˝yci

owyc

h po

wra

cajà

na

ryne

k pr

acy.

Cen

tra

Inte

gra

cji

Spo

∏ecz

nej

bar

dzo

wa˝

nym

ele

men

tem

w

prz

e∏am

ywan

iu

pas

ywn

ej

po

lity

ki

spo

∏ecz

nej

w

Po

lsce

.

„Ba

rka

” p

rost

uje

lu

dzk

ie Ê

cie˝k

i

STO

WA

RZYS

ZEN

IESZ

KO¸A

BA

RKI

im. H

.CH

. Kof

oeda

KR

S 00

00 1

7596

2

CE

NT

RU

M

IN

TE

GR

AC

JI

S

PO

¸E

CZ

NE

JSt

ow

arzy

szen

ie S

zko

∏a „

Bark

i” im

. H. C

H. K

ofo

eda

- Cen

tru

m In

teg

racj

i Sp

o∏e

czn

ejPo

znaƒ

ul.

Âw.

Win

cent

ego

6/9,

61-

003

Pozn

aƒ,

Tel:

61 6

6823

00,

Fax:

61

6682

416

ww

w.c

issz

kola

bark

i.org

.pl

„...B

arka

od

wie

lu la

t pom

aga

potr

zebu

jàcy

m –

to je

st m

i blis

kie.

..”

1% a t

ak

wie

lem

o˝e

zm

ien

ISSN

173

3-40

39