Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

40
Krzysztof Penderecki – prawdą muzyki twórcza szczerość 10-11 Nr 4 (34) 2012 5 40% ceny dla sprzedawcy III Dni Kultury Solidarności 4-7 Opowieść Paulo Coelho 21-22 65 lat Filharmonii Poznańskiej 16-17

description

Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

Transcript of Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

Page 1: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

Krzysztof Penderecki – prawdą muzyki twórcza szczerość

10-11

Nr 4 (34) 2012

5 40%ceny

dla sprzedawcy

III Dni Kultury Solidarności

4-7

Opowieść Paulo Coelho

21-22

65 lat Filharmonii Poznańskiej

16-17

Page 2: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

Wydruk niniejszego numeru „Gazety Ulicznej-kwartalnika gospodarki solidarnej” jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

W dniu 11.11.2012 roku Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” przeprowa-dziła pieniężną zbiórkę uliczną do puszek. Zebrana z niej kwota wynosi 956,80 złotych i jest przeznaczona na cele statutowe Fundacji.

Inauguracja III Dni Kultury Solidarności, 19 listopad 2012 rok, siedziba Fundacji Barka.

Tomasz Sadowski pokazuje na mapie kulturowe

szlaki Centrum Kulturowego „Trakt” (inauguracja III

Dni Kultury Solidarności).Debata „Rola samorządu w społecznej gospodarce rynkowej”.

Uczestnicy III Dni Kultury Solidarności i Targów Przedsiębiorczości Społecznej (reprezentanci społeczności Barki i Pro Publico Bono).

Dialog jest podstawą kultury

solidarności – prelegenci i zaproszeni

goście.

Stoisko „Barki” na Targach

Przedsiębiorczości Społecznej.

III Dni Kultury SolidarnościTargi Przedsiębiorczości Społecznej

Page 3: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

Gazeta Uliczna jest dostępna w salonach sieci „Empik” w całej Polsce, u „sprzedawców ulicznych” oraz w księgarni „Bookarest” w Poznaniu.

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

Zastępca redaktor naczelnej: Dominik Górny

Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Szlandrowicz, Magdalena Chwarścianek

Korekta: Dominik Górny

Sekretarz Redakcji: Andrzej Górczyński

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: WD Klaudia-Druk

Wydawca: Stowarzyszenie Wydawnicze Barkiul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86; 695 732 393; [email protected] / [email protected]

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4 – 5Energia solidarności

6 – 7Targi (nie)solidarne

8 – 9 Jaka będziesz

Śródko w czwartek? 10 – 11

Wywiad z Krzysztofem Pendereckim

12 – 13 Sarmackie smaki

14 – 15 INSPirując świat

16 – 17 Filharmonia

nie tylko w piątek 18

Kultura pamięci19

Zdjęcia jak nuty20

Nasza twórczość 21 – 22

Opowieść Paulo Coelho

23 Z ulicy na salony

24 – 25 Sprzęgło, bieg,

gaz... 26 – 27

Świat odrobinę lepszy28 – 29

Piekło brukowane laptopami

i telefonami30 – 31

Społecznik w sutannie

32 – 33 Aby dotacje

zmieniały, a nie bogaciły ekspertów

34 – 35 Miej z nami

społeczny biznes36 – 37

Jak to robią w Kłodzku?

38Spotkasz mnie w tramwajach

4(34) num

er

2012

Drodzy Czytelnicy,

Zapraszamy do zapoznania się z najnowszym wydaniem „Gazety Ulicznej“. W szczególny sposób dia-log na gruncie kultury solidarnoś ci akcentują takie artykuły jak: „Energia solidarnoś ci“ – przesłanie na III Dni Kultury Solidarnoś ci oraz „Targi (nie) solidarne“ (ujawniają cy kulisy orga-nizacji i upowszechniania idei jed-nego z najważ niejszych tego typu wydarzeń w Europie – Targów Przedsię biorczoś ci Społecznej).

Równie ciekawymi artykułami są : „Filharmonia nie tylko w pią tek“, „Opowieś ć Paolo Coelho“, „Ś wiat odrobinę lepszy“ – ukazują cy prak-tyczny wymiar działań na gruncie społecznej gospodarki rynkowej oraz „Sarmackie smaki“.

Polecamy takż e wywiad z Krzysz-tofem Pendereckim, którego zdję cie jest umieszczone na okładce nasze-go kwartalnika.

Redaktor Naczelna GUBarbara Sadowska

Zespół Redakcyjny GU

Krzysztof Penderecki – prawdą muzyki twórcza szczerość

10-11

Nr 4 (34) 2012

5

40%ceny dla sprzedawcy

III Dni Kultury Solidarności4-7

Opowieść Paulo Coelho21-22

65 lat Filharmonii Poznańskiej

16-17

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania tekstów publikowanych w „Gazecie Ulicznej”.

Page 4: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

4

kultura solidarności

Dwie cechy konstytuowały osobowość Ratajskiego: pozytywne podejście do problemów, nastawienie na tworzenie

oraz pamięć o najsłabszych.Kreatywność Ratajskiego była widoczna

zarówno w wielkich projektach, jakie realizo-wał w Poznaniu, jak i w codziennym zarządza-niu miastem, które cechowała troska o polity-kę społeczną, co wyróżniało Poznań na tle in-nych ośrodków Rzeczypospolitej.

Cyryl Ratajski był absolutnie bezinteresow-ny, urzeczywistniał etos służby publicznej, ro-zumianej jako służba drugiemu człowiekowi. W tekstach, które pozostawił Ratajski, słowo „solidarność” czy „solidaryzm” pojawia się bardzo często w kontekście jego postaw.

Postawa Ratajskiego jest nadal obecna w Poznaniu, choć jest może dzisiaj mniej wi-doczna. Warto jednak wspomnieć, że solidar-ność jest wpisana w ideę samorządu we wszelkich jego formach – jest to bowiem po-stawa odpowiedzialności za siebie nawzajem.

Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” u swych podstaw ma właśnie solidarność. Jest sztandarem Poznania, choć nie należy zapo-minać o innych inicjatywach. Jednak klimat działania na rzecz potrzebujących stworzyła w Poznaniu, a w tej chwili nie tylko w Pozna-niu, właśnie „Barka”. Dość wspomnieć, że „Barka” myśli także o Wielkopolanach w ogó-le, jest obecna w trudnych miejscach Wielko-polski, a także za granicą, gdzie pomaga wszystkim Polakom, którzy znaleźli się w trud-nym położeniu.

Pomimo napotykanych trudności, „Barka” nie rezygnuje ze swej kreatywności, wspo-mnianego „nastawienia na tworzenie”. To nie-zwykle istotne, by w niesieniu pomocy osobom

wykluczonym, potrzebującym, nie uciekać się do łatwych metod, jak zasiłki, lecz podążać trudniejszą drogą gospodarki solidarnej.

Fundacja założona przez Barbarę i Toma-sza Sadowskich, udowadnia, że – pomimo, iż pozytywnym przykładom trudno przebić się do opinii publicznej – możliwe jest realizowanie etosu, który był bliski Ratajskiemu. Także w trudnych miejscach i środowiskach. Do ta-kich wyzwań należy niewątpliwie ulokowane na poznańskich Zawadach Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarności.

Całe Zawady były dzielnicą, która powsta-ła, by tam rozwiązywać problemy ludzi ubo-gich. Nie tylko te podstawowe, jak brak miesz-kań, lecz także zapewniając możliwość pracy. Zawady stały się w czasach Ratajskiego swe-go rodzaju „przestrzenią solidarności”. Na py-tanie o genius loci Zawad odpowiedź jest jed-na – solidarność.

To właśnie pamięć o najsłabszych, która jest jednym z wielu aspektów pojęcia „solidar-ność” konstytuuje ducha tego miejsca. Należy pamiętać, że to właśnie solidarność jest baro-metrem jakości wspólnoty samorządowej we wszystkich jej wymiarach.

Mówiąc o rewitalizacji Zawad należy do-kładnie zastanowić się nad samym pojęciem „rewitalizacja”. Źródłosłów łaciński wskazuje jednoznacznie: jest to „ponowne ożywianie”, tchnięcie nowego życia. Obecnie jednak bar-dzo łatwo myli się rewitalizację z moderniza-cją. Mądra rewitalizacja ma zawsze kontekst społeczny, musi odbywać się z uwzględnie-niem ludzi. Należy mieć na uwadze właśnie życie, które na danym obszarze było, jest i bę-dzie.

W przypadku Zawad nie można zapomi-

Cyryl Ratajski miał szansę działać w okresie wolności, choć udowodnił, że potrafił zmierzyć się również z czasem trudnym – najpierw kryzysu, a potem wojny – wówczas zwracał uwagę na potrzebę budowania siły moralnej narodu, nie negując potrzeby zbrojnego oporu.

Energia solidarności

Andrzej Porawski, Dyrektor Biura Związku Miast Polskich – idee nie tracą na aktualności.

Page 5: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

nać o mieszkańcach, o beneficjentach „Bar-ki”, o osobach, które na Zawadach pracują. To w porozumieniu z nimi, właśnie w oparciu o solidarność, należy planować rewitalizację.

Zawady są miejscem, gdzie warto mówić o rewitalizacji społecznej, której towarzyszy modernizacja infrastrukturalna i środowisko-wa. Najpiękniejsze projekty rewitalizacji w Pol-sce to projekty realizowane wspólnie z tymi, których to dotyczy.

Zawady są miejscem, które ma problemy, ale jest to miejsce dużej energii, która się tam lokalizuje, i to tej energii, która jest wpisana w słowo „solidarność”. Warto pomyśleć o Za-wadach, jako o przestrzeni rewitalizacji, w której będzie się przywracać funkcje, które już tam są, ale także mądrze wprowadzać nowe.

Nie można bowiem skupiać się wyłącznie na pogoni za nowością, rozwój polega rów-nież na tym, by pomóc wzrastać temu, co już istnieje. Można zaryzykować stwierdzenie, że najpoważniejszym wyzwaniem, także w wy-miarze ogólnokrajowym, jest rozwój kapitału ludzkiego, troska o ludzi, solidarność z nimi. Kapitał ten buduje się właśnie przez przedsię-biorczość.

Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidar-ności jest od samego początku projektem opartym o działania partnerskie, a więc także o solidarność – o wzajemną odpowiedzial-ność za siebie nawzajem. Zawady są natural-nym miejscem dla ośrodka, który – wydaje się, że w taki sposób można to określić – działa przy użyciu metod wypracowanych przez Ra-tajskiego. Co więcej, „Barka” w sposób wyraź-

ny inspirując się Ratajskim, udowadnia, że jego idee nie straciły na aktualności, a być może są dziś nawet bardziej potrzebne niż w czasach, gdy żył Cyryl Ratajski.

Powinno ono urzeczywistniać myśl Rataj-skiego mówiącą o tym, że efektywność powin-na wypływać z solidarności, nie odwrotnie.

Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidar-ności ma okazję stać się swego rodzaju katali-zatorem owej „energii solidarności”, która drzemie w ludziach, a także w historii i poten-cjale Zawad. Centrum Ekonomii Solidarności wpisuje się zatem doskonale w genius loci Za-wad, czerpie z niego, ale także samo je wzbo-gaca i na nowo interpretuje.

Można stawiać sobie pytanie: czy metody Ratajskiego mają jakiekolwiek przełożenie na współczesne problemy? Odpowiedź jest oczy-wista – tak, ponieważ opierały się na uniwer-salnych wartościach.

Jak już wspomniano, od czasów „mistrza pracy organicznej”, jakim był Ratajski, od cza-sów, gdy umieszczono tam ośrodki pomocy, genius loci Zawad stała się solidarność. Moż-na chyba powiedzieć, że gdyby Ratajski miał wybrać, gdzie w Poznaniu ma stanąć jego po-mnik, wybrałby właśnie Zawady. W kontekście tego miejsca, nie wolno zapominać o myśli Ratajskiego, którą można sparafrazować tymi słowami: rozwój to nie tylko budowanie od zera, rozwój to przede wszystkim podnoszenie jakości tego, co już istnieje. Podnoszenie jako-ści rozumiane przede wszystkim „po ludzku”, a nie jedynie przez pryzmat ekonomii.

Andrzej Porawski (przesłanie na sympozjum 8 listopada 2012 roku)

nia, żea być ne niż

śl Rataj-ść powin-rotnie.Solidar-aju katali-która

ii i poten-idarności

us loci Za-o je wzbo-

metody ożenie najest oczy-

a uniwer-

mistrza ki, od cza-omocy, ość. Moż-jski miał ć jego po-kontekścieo myśliować tymi nie od dnoszenie enie jako-ludzku”,

ii.ej Porawski

a 2012 roku)

5

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarności imienia Cyryla Ratajskiego.

Page 6: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

6

ważne wydarzenia w Europie

Takie też zdarzenie spo-tkało ostatnio Targi Przedsiębiorczości Spo-

łecznej – zainicjowane niegdyś przez Fundację Pomocy Wza-jemnej Barka jako wyraźne uzasadnienie istnienia kultury solidarności. Obecne Targi – jak przyznaje wiele środowisk opiniotwórczych – nie mają już takiego czaru jak dawniej. Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje się w tendencji do za-właszczania przez rozmaite urzędy działań, które powinny być oddane obywatelom. Para-frazując słowa Czesława Miło-sza – nie bądź bezpieczny, obywatel pamięta – można by rzec – bez wyraźnego akcento-wania roli twórcy pierwotnego dzieła – a takim przecież są Targi Przedsiębiorczości Spo-łecznej, trudno o autentyczne działanie, nawet w słusznej sprawie.

Kiedy idea jest zgodna z praktyką?

Nazwa Targi Przedsiębior-czości Społecznej – Ogólno-polskie Spotkania Ekonomii Społecznej zobowiązuje. Okre-ślenia „przedsiębiorczość spo-łeczna” i „ekonomia społecz-na” ujawniają podstawowy cel organizacji Targów – połącze-nie celów społecznych i ekono-

micznych. Co więcej, na przekór rozprze-strzenianiu się klientelizmu (gdzie nie jeste-śmy traktowani jak równoprawni obywatele, lecz klienci stojący w kolejce po beznadzie-ję), pojawia się kultura solidarności (w miej-sce kultury usług). Ma to swoje uzasadnienie w artykule 20. Konstytucji RP – „społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywat-nej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Pol-skiej”. Wtedy też (i tylko wtedy) idea jest zgodna z praktyką.

Kto powinien być głównym organizatorem Targów…?

……Otóż, taka organizacja, która wpisuje się w powyższe założenia nie jedynie z urzę-du, ale za przyzwoleniem samorządności. Mówi ona, że kultura solidarności nie istnieje za sprawą personalnej decyzji urzędnika – określa ją bowiem zdolność obywatela do wpływania na sprawy społeczne poprzez kształtowanie postaw prospołecznych i rozwo-jowych. Urzędnicy nie stworzyli Targów, ani ja-kakolwiek społeczna organizacja. Od strony ideowej to zasługa wyłącznie obywateli.

A jeśli już mowa o instytucjach – aby trak-tować je na gruncie obywatelskim wiarygod-nie, należy odpowiedzieć sobie na jedno za-sadnicze pytanie – czy kieruje się ona jedynie przywilejami bądź obowiązkami płynącymi z piastowania konkretnego urzędu, czy też swoją aktywność uprawomocnia odwołaniem do potrzeb obywateli i ich właściwym rozpo-znaniem. Optuje za tym Manifest Ekonomii

Promuje się ostatnio coraz więcej inicjatyw, które są ostoją życia obywatelskiego i często jedynym pewnym krokiem do wejścia na ścieżkę kultury solidarności. Problem w tym, że z organizacji takich przedsięwzięć coraz częściej wyłącza się z kręgu decyzyjnego instytucje, które mają na ten temat najwięcej do powiedzenia – nie tylko ze względu na obywatelski profil swojej działalności, ale nade wszystko na wieloletnie doświadczenie w tej mierze.

Targi (nie)s

Page 7: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

7

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

Społecznej, który wzywa do „aktywnych for-my pomocy zamiast pasywnych, współodpo-wiedzialności zamiast roszczeń i uzależnie-nia od pomocy, mobilizacji obywatelska w miejsce rozbudowy systemu biurokratycz-nego”. Przyznając jednocześnie, że „groźne byłoby zredukowanie ekonomii społecznej do zagadnień czysto socjalnych. Ekonomia spo-łeczna dotyczy w równym stopniu zagadnień gospodarki czy rozwoju regionalnego”.

Przywołanie źródeł

Był 2010 rok, gdy z inicjatywy Fundacji Barka odbyły się pierwsze Targi Przedsię-biorczości Społecznej. Uczestniczyłem w nich i wiem, że już wtedy przyczyniły się do rozpoznania i kreowania nowej jakości kultu-ry solidarności. Pamiętam ponad 80 stoisk wyheblowanych przez uczestników warsztatu stolarskiego Centrum Integracji Społecznej (CIS); wielobarwne wyroby rękodzielnicze, malarskie, twórczość artystyczną CIS i spół-dzielni socjalnych z różnych zakątków Polski. Nie starczyło nawet czasu, abym porozma-wiał ze wszystkimi reprezentantami, w tym burmistrzami, wójtami i wojewodami znajdu-jącymi się pośród blisko 800 gości Targów.

Nieoceniony charakter miały Targi o zna-czeniu integrującym różnorodne środowiska, bez wyjątku: organizacje obywatelskie, sa-morządy lokalne, powiatowe i regionalne, przedsiębiorców społecznych, instytucje edu-kacyjne i naukowe, przedstawicieli admini-stracji publicznej, media i reprezentantów odpowiedzialnego biznesu, nierzadko insty-tucji międzynarodowych. Jeszcze chyba ni-gdy na przestrzeni Międzynarodowych Tar-gów Poznańskich, nie znalazło się tyle osób skupionych w jednym czasie wokół tej wła-śnie idei, którą jest promowanie kultury soli-darności. Rozgrywaliśmy nawet mecz piłki nożnej ulicznej z udziałem Teatru Wielkiego w Poznaniu. Śpiewaliśmy Arię Barki. Spotkał

się z nami profesor Stefan Stuli-grosz, któremu urządziliśmy benefis. Istna kultura solidarności!

Rok później…

…i w następnych edycjach Tar-gów wiele się zmieniło. Czytam na ten temat listy tworzone na szczeblu samorządowym i rządowym i jedno-znaczna świadomość staje się moim udziałem – nie jest już jak dawniej. Stoisk deklarujących jednoznaczne poparcie dla odpowiedzialnego biz-nesu i działań społecznych było w 2012 roku zaledwie kilka. Przeko-nany jestem, iż wiele organizacji i instytucji mogłoby organizować równie solidarne jak niegdyś Targi. Sprawa komplikuje się, kiedy inicja-tywy takie przejmują urzędnicy.

Są układy i ambicje – to natural-ne. Ale nie powinno się rezygnować z wiary w słuszność istnienia źródeł, z których wyrasta dana inicjatywa – już nawet nie dlatego, że organizuje coś taka, czy inna instytucja, ale z tego względu, aby konkretnego zadania – w tym momencie już dzie-ła obywatelskiego, podejmowały się organizacje, które są na to gotowe i rzetelne w swoich doświadczeniu. Kiedy tak nie jest nawet największe inicjatywy umierają śmiercią, wcale nie naturalną.

Zintegrowany system działań i wsparcia ekonomii społecznej, tworzenie warunków do rozwoju kul-tury solidarności, w której centralne miejsce zajmuje osoba ludzka i god-na praca – przecież także i dla cie-bie jest w niej miejsce.

Dominik Górny

olidarne

Page 8: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

8

Ś ródka to miejsce, gdzie zaczyna się Trakt Królewsko-Cesarski. Usytuowana w po-bliżu przeprawy przez Cybinę oraz na hi-

storycznym szlaku handlowym, była przystan-kiem kupców i pielgrzymów. Realizowane teraz – w ramach Miejskiego Programu Rewitalizacji – przedsięwzięcia przestrzenne, społeczne i kulturalne zmierzają do odrestaurowania tej magicznej, chociaż nieco zapomnianej części Poznania. Trakt Królewsko-Cesarski to propozy-cja turystyczna dla tych, którzy chcą zapoznać się z polską historią, tradycją i kulturą w miej-scu, gdzie ma ona swoje korzenie.

Zagrożona rewitalizacja…

Bezrobocie na Śródce – w porównaniu z in-nymi dzielnicami – jest wysokie, bo wynosi 9 procent. Z pomocy społecznej korzysta około 20 procent mieszkańców. Stosunkowo dużo jest osób uzależnionych od nałogów. Ze względu na planowaną rewitalizację, właściciele kamie-nic podnieśli czynsz prawie o 100 procent, co grozi opuszczaniem Śródki przez rdzenną lud-ność oraz napływem bogatszych dzierżawców. W roku 2006 obiecywano, że Śródka stanie się atrakcją turystyczną miasta. Czy plany rewitali-

zacji przyniosły zamierzone efekty? Nad brze-gami Cybiny miało być oddane do użytku w 2012 roku Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego w Poznaniu. Niestety, są opóźnienia w budowie. Tymczasem Śródka sły-nie tylko z zabytkowej Katedry, mostu Jordana i kina Malta.

Most Jordana uznany został mostem miłości. Po walentynkowej akcji wieszania kłódek z ini-cjałami bądź imionami zakochanych, coraz więcej takowych decyduje się na ten gest miło-ści. Czar pryśnie, gdy zejdziemy z mostu na te-ren „starej Śródki”. Tam jest widok oderwany od romantycznych uniesień. Zniszczone kamie-nice, brudne ulice i faceci pijący piwo w bramie zniechęcają do spacerów.

Jaką rolę mogą odegrać instytucje gospo-darki społecznej w rozwiązaniu powyższych problemów? O tym dyskutowali na Zawadach (prawie sto lat temu powstało tam pierwsze w Polsce nowoczesne przytulisko dla bezdom-nych!) uczestnicy konferencji „Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarności – tradycja dla przyszłości. Rola Fundacji Barka w rewitalizacji społecznej obszarów historycznych Poznania – Zawady i Śródki”.

Barka jest na Zawadach, Śródce…

Tymi słowami rozpoczęli spotkanie Barbara i Tomasz Sadowscy. Wielkopolskie Centrum Ekonomii Społecznej (WCES) uczestniczy w for-mowaniu partnerstwa lokalnego na rzecz inte-

Śródka, zawdzięczająca nazwę targowi odbywającego się tu dawniej w środę, ma zaledwie dwa tysiące mieszkańców. Najpierw była to osada, która mogłaby dać początek miasta. Nie stało się tak z powodu ograniczenia terenu wylewającymi rzekami, które nie pozwoliły na rozwój przedmieść. Śródka stała się uboczem miasta. Przełom XIX i XX wieku zapoczątkował pozytywne zmiany. W okolicach rynku wzniesiono okazałe kamienice czynszowe utrzymane w eklektycznym i secesyjnym stylu.

Jaka będziesz Śródko

Kawiarnia „W Starej Piekarni”, Fundacja Barka oraz CIS, Przedsiębiorstwo Społeczne „Ksero – Druk” przy Stowa-

rzyszeniu Wydawniczym Barki też są na Śródce. Tam jest też redakcja „Gazety Ulicznej” piszącej o tej dzielnicy. Sprzedają ją osoby bezrobotne zarabiające 2 złote z każdego egzempla-rza gazety, który kosztuje pięć złotych. Łącznie w takich oraz innych formach uczestniczy około 30 osób (rodzin) z dzielnicy Śródka – Zawady. To też włączenie działań aktywizacji i przed-siębiorczości społecznej do rewitalizacji Śródki.U progu wejścia do świata „W Starej Piekarni”

– kawiarni, w której poznajemy smak tradycji.

ekonomia solidarna

Page 9: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

9

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

gracji społecznej. WCES integruje lokalnych partnerów: samorząd, organizacje pozarządo-we i firmy biznesowe. WCES animuje powoły-wanie instytucji ekonomii społecznej takich jak kluby i centra integracji społecznej, zakłady ak-tywności zawodowej, spółdzielnie socjalne, przedsiębiorstwa społeczne funkcjonujące przy stowarzyszeniach i fundacjach, spółki z.o.o non-profit. Zadaniem WCES jest też animowa-nie nowych stowarzyszeń w miejscowościach, gdzie inicjatywy obywatelskie nie są jeszcze po-dejmowane.

Kto może korzystać z działalności WCES? – Osoby fizyczne, które chcą utworzyć stowarzy-szenie bądź spółdzielnię socjalną. Mogą to czy-nić organizacje pozarządowe, zmierzające do uruchomienia działalności ekonomicznej, po-żytku publicznego lub gospodarczej jako tzw. przedsiębiorstwo społeczne.

Partnerzy partnerstwa

CIS animuje budowanie partnerstwa, two-rzenie podmiotów ekonomii społecznej. Jego partnerami są Rada Osiedla Ostrów Tumski – Śródka – Zawady, SIC – Stowarzyszenie ani-mujące działania na Śródce, parafia Archikate-dralna świętych Piotra i Pawła, parafia świętej Małgorzaty. Przykłady Przedsiębiorstw Społecz-nych w dzielnicy Śródka – Zawady to Centrum Integracji Społecznej na ulicy świętego Wincen-tego, edukacja zawodowa i ogólna dla bezro-botnych, znajdujących się w trudnościach ży-ciowych, warsztaty zawodowe: krawiecki, sto-larski, gastronomiczny, ogólnobudowlany, po-rządkowy, ogrodniczy, komputerowy. CIS mają aspekty przedsiębiorcze. Są to staże i praktyki np. w kawiarni „W Starej Piekarni”, w przedsię-biorstwach społecznych oraz firmach bizneso-wych, zlecenia zewnętrze jak np. usługi stolar-skie i budowlane, sprzedaż wyrobów z warszta-tu krawieckiego, zlecenia Zarządu Komunalne-go Zasobów Lokalowych dla warsztatu gospo-darczego (zaangażowane są osoby zadłużone), sprzedaż produktów ekologicznych z gospo-darstwa ekologicznego z Chudobczyc.

Tekst i zdjęciaAndrzej Górczyński

w czwartek?

W stronę Bazyliki Archikatedralnej i Mostu Jordana – fragment zabytkowej zabudowy poznańskiej Śródki.

Page 10: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

10

wywiad

Dla wielu melomanów kojarzy się Pan z mu-zyką iście awangardową. Wsłuchując się jed-nak szczerzej w Pana dzieła, można przecież odnaleźć nawiązania do tradycji.

Dobrze Pan to zauważył i nie dzieje się to przypadkowo.

Jak zatem połączyć tradycję z tym, co koja-rzymy z novum w muzyce?

Trzeba poszukiwać nieustannie nowych rozwiązań, dźwięków, brzmień odkrywanych w rozmaitych formach instrumentalnych i gło-sowych. Każde ważne takie odkrycie odczu-wam jako świadomość czystego dźwięku, któ-ry wytwarza we mnie przekonanie jakbym ni-gdy wcześniej podobnego nie słyszał. Trzeba

mieć świadomość tego, że nie jest się jedynym kompozytorem, a od tego podejścia już bar-dzo blisko do zrozumienia, że tradycja wcale nie musi przeszkadzać w odkrywaniu muzycz-nych innowacji – może wręcz pomagać. Kiedy jako młody kompozytor burzyłem pewne mu-zyczne prawdy, zawsze robiłem to przy pełnej świadomości takich dźwięków i rozwiązań muzycznych, przeciwko którym wówczas wy-stępowałem.

A zatem był Pan tego świadomy podczas tworzenia pamiętnej „Polymorphii”.

To dobry przykład. Posłużyłem się wtedy elektroencefalogramem słuchacza, nagrywa-jąc chociażby utwór „Tren pamięci ofiar Hiro-szimy”. Jak już kiedyś przyznałem – reakcja odbiorcy na efekt powstania mojej kompozy-cji stała się sercem dla stworzenia nowego utworu.

Klasyczną ma naturę Pana dusza.Teraz na pewno w pewnym sensie tak.

Lata 50-te czy 60-te są już za mną. Nie chcę już udowadniać sobie bądź światu możliwo-ści odkrywania nowych brzmień. Ważniejsza od ich samych jest świadomość, skąd się one wywodzą. Dlatego też w pewnym okresie swojego życia zacząłem bardziej ufać brzmieniu orkiestry symfonicznej niż elektro-nicznej.

Twórczy spokój, który jest rytmem Pana ser-ca przywołuje na myśl nasze spotkanie w Ogrodach Lusławickich, w których dzięki Panu zaistniało blisko 1500 gatunków roślin. Wiem też, że stworzył Pan tutaj wiele partytur.

Inauguracja Roku Krzysztofa Pendereckiego w Filharmonii im. Tadeusza Szeligowskiego w Poznaniu – 105. Koncert Targowy, 23.11.2012 rok.

Z Krzysztofem Pendereckim, wybitnym dyrygentem, kompozytorem, twórcą międzynarodowej kultury, rozmawia Dominik Górny

Prawdą muzyki twórcza szczerość

Page 11: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

11

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

Tak, obcowanie z przyrodą bardzo korzyst-nie na mnie wpływa. Gdy przychodzi wiosna odczuwam wręcz wewnętrzną naturalną po-trzebę do tego, aby iść na spacer i sadzić nowe rośliny. Przyznam, że często podczas moich podróży, poznaję zupełnie nowe gatun-ki roślin. Najbardziej fascynujące jest dla mnie obserwowanie naturalnie zmieniających się nastrojów przyrody w każdej porze roku. Z drugiej strony, czas który mógłbym przezna-czyć może na komponowanie, poświęcam na spacery.

Wspomniał Pan o fascynacji, która staje się udziałem podczas obserwowania zmie-niających się pór roku – to Pana oblicze bar-dziej liryczne niż większość emocji Pana kompozycji.

Skoro Pan to zauważył – wiele moich kompo-zycji powstaje ze spotkania z poezją, która opo-wiada o delikatnej stronie i kruchej naturze człowieka. Tak jest na przykład z poezją chiń-ską…

…i z wierszami Siergieja Jesienina.Dokładnie tak, bo miłuje jego twórczość na-

turę jak moje „Pieśni przemijania”, które po-święciłem drzewom.

Powróćmy jednak do muzyki. Proszę ujaw-nić czas i miejsce pierwszej nuty, z której rodzi się Pana nowa kompozycja.

Pracuję twórczo coraz częściej wręcz w izolacji od ludzi, a przynajmniej jest to moim pragnieniem – zupełnie inaczej jak dawniej, gdzie lubiłem bywać w Krakowie na przykład w „Jamie Michalika”. Komponuję

pomiędzy koncertami – w hotelu i rozmaitych środkach lokomocji.

Czyni Pan to codziennie, czy na przykład w swoich ulubionych porach dnia bądź roku?

Codziennie. W pracy twórczej liczy się bo-wiem systematyczność. Przez tyle lat wyrobił się we mnie pewien nawyk. Nie muszę już myśleć z takim napięciem jak kiedyś o sprawach czy-sto technicznych. Skupiam się bardziej na tym, aby muzyka, którą tworzę była możliwie najbar-dziej autonomiczna.

Wyznaczając nowe ścieżki dla rozwoju mu-zyki, nie może Pan pozostawać obojętnym wo-bec dokonań innych kompozytorów czy kultur oddziałujących na tych artystów. Która z nich podarowuje Panu największą wiarę na godną przyszłość muzyki?

Trudno mi cokolwiek oceniać. Mogę tylko powiedzieć o wyraźnych zmianach w tych kultu-rach, które – w mojej opinii – są istotne. I tak na przykład, pod koniec XX wieku muzyka wy-kształciła konkretny styl – nawiązań do doko-nań wcześniejszych, wręcz naśladowania daw-nych stylów obecnych w poszczególnych epo-kach. Dla mnie przyszłość leży właśnie w for-mie raczej zamkniętej. Wzorem są dla mnie tra-dycje obecne we Włoszech, Niemczech, czy na Dalekim Wschodzie.

Czy artysta, który nawiązywał w swojej twórczości do tylu gatunków muzycznych, co Pan, może być spełniony?

Wszystkie formy, które mnie interesowały,już napisałem: „Pasję”, „Jutrznię”, „Magnificat”, „Te Deum”, „Dies irae”, „Requiem”, fragment mszy („Credo”). Jeśli spojrzeć przez ten pryzmat, je-stem spełniony.

Jak nazwałby Pan swoją muzyczną prawdę?Trzeba być sobie wiernym i nie tworzyć cze-

gokolwiek tylko ze względu na modę, ale na przykład na własne pobudki. Tak chociażby było w moim przypadku z dyrygowaniem, któ-rym zająłem się z ciekawości, a nie jedynie z pragnienia zadziwienia słuchaczy moich utworów. Prawdą mojej muzyki jest twórcza szczerość. -

Dyrygować nastrojami człowieka – Krzysztof Penderecki.

Publikacja wywiadu wpisuje się w obchody Roku Krzyszto-fa Pendereckiego oraz 79. rocznicę urodzin Mistrza.

auto

r zd

jęci

a (x

2): A

nton

i Hof

fman

n

Page 12: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

12

S pór o pochodzenie Sarmatów wydaje się z naszego punktu widzenia nie być aż tak istotny. Ważniejsze jest to, czym byli

oni dla obywateli dawnej Rzeczpospolitej. Otóż: byli mitem, ideą, źródłem tradycji i naj-wznioślejszych wartości. Podobnie jak republi-ka Rzymska, tak i Rzeczpospolita posiadała swój mit, swą ideę – Sarmatię. Nie można jed-nak zawężać tej idei jedynie do ustroju. Była ona tak bliska dawnym obywatelom Rzeczpo-spolitej, że przenikała całe ich życie – społecz-ne i prywatne.

„Zebranie potraw”

Przykładem na to, jak wiele wspólnego z historią może mieć kucharz, jest jeden z au-

torów niniejszego tekstu – Jerzy Poznański, który zaprzyjaźnił się – i nie ma w tym stwier-dzeniu cienia przesady – z jednym z wybit-nych kuchmistrzów dawnej Rzeczpospolitej – Stanisławem Czernieckim. To właśnie Czer-niecki – Sarmata, rycerz, znakomity znawca kuchni, jest autorem „Compendium ferculo-rum” albo „Zebrania potraw” – najstarszej drukowanej polskiej książki kucharskiej. Sprowadzenie jednak dzieła Czernieckiego – nadwornego kuchmistrza książąt Lubomir-skich z Nowego Wiśnicza – do znanych dziś zbiorów przepisów byłoby błędem – „Com-pendium” jest bowiem wybitnym pomnikiem epoki. Świadectwem tego, że polska kuchnia (zupełnie odwrotnie niż dziś) promieniowała na całą Europę, która bez wahania z niej czerpała.

Trio historyczno-kuchmistrzowskie

Współpraca historyka Jarosława Duma-nowskiego z Torunia z dwoma kuchmistrza-mi: Andrzejem Pawlasem i Jerzym Poznań-skim, pod mecenatem Muzeum Pałac w Wila-nowie – przyniosła doskonały efekt. „Com-pendium” zasługiwało na to, by traktować je jako coś więcej niż zwykłe źródło historyczne. Byłoby wielkim zaniedbaniem nie skorzystać z zaproszenia do poznawania świata sar-mackich smaków, jaki otwiera przed nami Stanisław Czerniecki. O tym, jak bardzo in-spirujące to dzieło, świadczy fakt, że na jego kanwie Muzeum Pałac w Wilanowie wydało także „Sekrety kuchmistrzowskie” Stanisła-wa Czernieckiego. Przepisy z najstarszej pol-skiej książki kucharskiej z 1682 roku – autor-stwa wymienionego już wcześniej tria histo-ryczno-kuchmistrzowskiego.

Cykl artykułów „Sarmackie Smaki” ma nie tylko przybliżyć Państwu świat kuchni na-szych przodków, pełnej zaskakujących sma-ków i wonnych przypraw. Kuchni, której

Kim byli Sarmaci, czym Sarmatia? Czy – jak śpiewał Jacek Kaczmarski i wierzyli nasi przodkowie – była to terra felix? Mityczna kraina szczęśliwości? Czy Sarmaci istotnie byli, jak utrzymywano, naszymi protoplastami, którzy przekazali nam nasze najwznioślejsze cnoty? Czym w końcu jest Sarmatia dla nas, żyjących w XXI wieku Polaków?

Przepis na t Sarmackie smaki

Page 13: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

13

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

znaczna ilość dni, w których poszczono, nie tylko nie zubożyła lecz wręcz wzbogaciła. Stąd między innymi bierze się szczególne znaczenie potraw świątecznych – wielkanoc-nych i bożonarodzeniowych. Wiele smaków, które wzięły początek z symboliki czy fantazji XVII-wiecznych kuchmistrzów, przetrwało do dziś, czego często nie uświadamiamy sobie, zajadając się charakterystycznymi, choćby dla Wieczerzy Wigilijnej, daniami.

Należy pamiętać, iż kuchnia i sarmacka kultura smaku, była tak ściśle związana z ży-ciem ówczesnych ludzi, że stanowi jeden z kluczy do odpowiedzi na pytanie o – nie tyl-ko kulinarną – tożsamość. Taką właśnie per-spektywę pragniemy Państwu zapropono-wać.

autorzy: Tomasz Drażniowski, Jerzy Poznański, Waldemar Rataj

Spotkanie w idei Sarmacji spełnione(od lewej: dr hab. Jarosław Dumanowski, Jerzy Poznański, Andrzej Pawlas).

radycję

Strona tytułowa pierwszego wydania

„Compendium ferculorum”

Stanisława Czernieckiego, 1682 rok.

Gotowanie może być sztuką, kucharz może być artystą, tak jak był nim Stanisław Czerniecki na dworze Lu-

bomirskich w Wiśniczu. Zbiór jego przepisów wydany w 1682 roku pod tytułem „Compendium ferculorum” uważany jest za pierwszą polską książkę kucharską. To zaskakujące dzieło traktuje nie tylko o procedurach, w wyniku których powstanie jadalna potrawa. To książ-ka o tym, jak pobudzać smak i wyobraźnię, jak zaskakiwać biesiadników, czarować ich wyglądem i sposobem wydania potraw.

„Compendium ferculorum” Stanisława Czernieckiego w opracowaniu prof. dr. hab. Jarosława Dumanowskie-go i Magdaleny Spychaj otwiera serię, którą poświęca-my kulturze stołu w epoce nowożytnej. Towarzyszyć jej będą współcześnie skomponowane, autorskie książki kucharskie, przekształcające staropolskie zalecenia w przepisy kulinarne dla potrzeb dzisiejszych smakoszy i uczestników planowanych przez nas, muzealnych programów edukacyjnych.

Król Jan III Sobieski, wojownik i mecenas sztuki, był wielkim smakoszem. Cieszymy się zatem, że to właśnie w Wilanowie, umiłowanej siedzibie króla, wydajemy siedemnastowieczną książkę kucharską w naukowym opracowaniu i w pięknej formie. Czytelniku – przeczytaj ją ze smakiem (materiały udostępnione przez: Muzeum Pałac w Wilanowie).

Page 14: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

14

Przeczytane na Ulicy

„Gazeta Uliczna – kwartalnik gospodarki solidarnej” jest członkiem Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych INSP. Sieć obsługuje ponad 120 gazet ulicznych w 40 krajach na sześciu kontynentach. Ponad 200 tysięcy osób bezdomnych zmieniło swoje życie, sprzedając gazety uliczne. Zawartość tych stron jest przedrukowana przy współpracy z zaprzyjaźnionymi gazetami ulicznymi z całego świata. Szczegółowe informacje są dostępne na stronie: www.street-papers.org.

INSPirując świat

SZWAJCARIA: Okoliczni mieszkań-cy ruszają na pomoc uchodźcom.W szwajcarskim kantonie Gryzonia, uchodź-cy odsyłani są do „Flüeli” znajdującej się w oddalonej od reszty świata górskiej wiosce Valzeina. Władze mają nadzieję, że surowy i monotonny reżim tego miejsca, zniechęci ich do powrotu do ojczyzny.Jeden z uchodźców powiedział, że czuł się tam jak „kawałek mięsa, a nie człowiek”. Uchodźcy cierpią z powodu depresji i sa-

mobójczych myśli. Dodał przyznają, że woleliby raczej spędzić resztę swoich dni w więzieniu, ale na większość z nich, żyje tam w odosobnieniu już od kilku lat. Prze-

rażeni ich beznadziejną sytuacją mieszkań-cy okolicznej wioski, zdecydowali się pomóc uchodźcom. Zapraszają ich na cotygodnio-we spotkania przy porannej kawie w miej-scowej szkole, żeby dać im możliwość spędzania czasu w towarzystwie. Co więcej, mieszkańcy starają się nawet o zmiany w prawie, aby zrobić dla uchodź-ców umowy użyczenia do przebywania ich w domach okolicznych mieszkańców.W naszej wiosce dzieje się coś tak okrop-nego, że nie sposób po prostu było od-wrócić wzrok – powiedział jeden z miesz-kańców wioski. (Niespodzianka) Foto: Luca Christen.

STANY ZJEDNOCZONE: Bezdomny włóczęga

gwiazdą Hollywood.

Bezdomny włóczęga, który wystąpił w charakterze statysty

w licznych hollywoodzkich produkcjach (m.in. „Wyspie

tajemnic” Scorsesse), jest teraz gwiazda własnego filmu.

Dokument przedstawia jego niesamowitą drogę od „ulicy”

do lepszego świata. Craig Schwartz – znany głównie jako

„Radioman”, ze względu na radio, które ma w zwyczaju

nosić zawieszone na szyi – początkowo zjawiał się na

planach filmowych, ze względu na darmowe posiłki. Wy-

stąpił w charakterze statysty w ponad stu filmach i zagrał

nawet niewielką rolę w programie TV hit 30 Rock. Ekipy

filmowe są dla niego substytutem rodziny i jest dobrze

znany wśród hollywoodzkich elit. – Kiedy jesteś z Radio na

ty, wiesz, że udało ci się przebić w tym biznesie – żartuje

Tom Hanks.Jednak Radioman nie zjawia się na planach filmowych

dla pieniędzy. Podkreśla, że usunięcie go z jednego

z planów, którego konsekwencją był przymusowy pobyt

w Domu Opieki dla umysłowo Chorych, zmieniło całe jego

życie. Podczas pobytu udało mu się pokonać jego wielo-

letnie uzależnienie od alkoholu. Alkoholu nie tknął od 16

lat i nie wrócił na ulice. – Film zmienił moje życie – zwie-

rza Się Craig. (Big Issue UK)Foto: dzięki uprzejmości The Big Issue.

Page 15: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

15

MEKSYK: Koszulki z Pablo Escoba-rem są hitem w meksykańskich stanach dotkniętych wojną narko-tykową.

Prawie dwadzieścia lat po śmierci kolum-bijskiego narkotykowego bossa – Pablo Escobara Barona, jego najstarszy syn podbija nowe rynki w Meksyku, dzięki linii ubrań z wizerunkiem ojca. Markowe ko-szulki Sebastiana Marroquina świetnie się sprzedają w meksykańskich stanach, które są na samym froncie toczącej się w kraju wojny narkotykowej. W ciągu ostatnich sześciu lat z powodu narkotyko-wego konfliktu w Meksyku zginęło 60 tysięcy osób. Mimo to Marroquin przeko-nuje – nie staramy się usprawiedliwić handlu narkotykami ani uatrakcyjniać go tak, jak to robią w mediach.

Analitycy ostrzegają, że coraz bardziej popularna linia ubrań „Escobar Henao” wzmacnia i tak szeroko rozpowszechnio-ną już wśród meksykańskiej młodzieży, fascynację symbolami kultury narkotykowej takimi jak liście marihuany czy AK-47.Na koszulkach widnieją wizerunki bossa narkotykowego z Medellin, który zalał Rynek światowy kokainą zanim został zastrzelony w 1993 roku. Ich cena wy-nosi od 65 do 95 dolarów, co stanowi pokaźną sumę w całym kraju, gdzie ponad połowa obywateli żyje w ubóstwie. (Reuters)

Foto: REUTERS / STRINGER Meksyk.

Foto: Amantha Perera / IPS.

SRI LANKA: Ekstremalne warunki po-

godowe dotkną najbiedniejszych.

Natura traktuje wszystkich równo – jak mówi

stare angielskie powiedzenie. Jednak spo-

łeczność Sri Lanki, gdzie najbiedniejsi

zmagają się obecnie z ekstremalnymi wa-

runkami pogodowymi, w pełni może temu

zaprzeczyć. Rolnicy walczą z naprzemien-

nymi falami suszy i powodzi.

Nieoczekiwanie wysokie opady deszczu

w zeszłym roku zmusiły władze do otwarcia

śluz zbiorników retencyjnych i w konsekwen-

cji do zalania hektarów pól uprawnych. Dla

kontrastu rolnicy uprawiający ryż i zmagają się

z długotrwałymi okresami suszy. Nagle powo-

dzie pozbawiły dachu nad głową setki najbied-

niejszych. Około 12 procent spośród 3 milionów

mieszkańców Sri Lanki, mieszka w slumsach

i jest całkowicie pozbawiona środków służących

do radzenia sobie z żywiołem.

Eksperci do spraw zrównoważonego roz-

woju podkreślają konieczność zwiększenia

nakładów na poprawę warunków w ramach

programu społecznego łagodzenia skutków

ocieplenia klimatycznego. Brak dostępu do

wystarczającej ilości pożywienia, wody

i energii uderzy najsilniej w najbiedniejszych,

jeśli nie wprowadzimy zmian – podkreśla-

ją. (IPS)

Foto: dzięki uprzejmości iSchool.ZAMBIA: Czy Wirtualna Szkoła podnie-sie poziom nauczania w państwie?Wykorzystanie nowej technologii ma zrewolu-cjonizować sposób nauczania na obszarach wiejskich w Zambii, gdzie szacunkowo jedynie 17 procent uczniów kończy szkołę z wynikami

i poziomem wiedzy pozwalającymi na kontynu-owanie nauki na poziomie uniwersyteckim. Wirtualna Szkoła, która jest dziełem biznesme-na Marka Bennetta, stała się innowacyjnym programem służącym kształceniu na odległość i zaprojektowanym w celu podniesienia poziomu nauczania w zazwyczaj słabo wyposażonych i cierpiących na braki kadrowe szkołach pań-stwowych.Z programu korzysta obecnie około 2 tysięcy uczniów z 14 szkół i skupia się na rozwijaniu zdolności krytycznego i analitycznego myślenia. Dostępny jest ten program zarówno w wersji angielskiej „Read this article” jak również

w większości języków lokalnych. Zawiera również gotowe plany lekcji dla nauczycieli, którzy pragną uzupełnić edukację o interaktyw-ne gry i zabawy dla dzieci. Wszystko do zawie-ra się w małym notebooku połączonym za po-mocą Internetu, z przenośnym serwerem.Twórca Wirtualnej Szkoły podkreśla – program zaczął już przynosić pozytywne rezultaty. W szkołach, w których obecnie wykorzystuje-my Wirtualną Szkołę zauważono spadek nie-obecności zarówno wśród dzieci i nauczycieli. Przychodzą do szkoły nawet pomimo choroby, ponieważ nie chcą tracić lekcji – oświadcza. (INSP)

Foto: Robert Stefanicki / IPS.

POLSKA: Strajk głodowy przeciw dyskrymi-

nacji imigrantów w Polsce.

73 osoby z czterech ośrodków dla uchodź-

ców rozpoczęły w październiku strajk gło-

dowy, aby nakłonić władze do zrewidowa-

nia ustaleń prawnych dotyczących niere-

gularnych imigrantów. Strajkujący doma-

gają się prawa do informacji, które go

obecny kształt jest dla nich niezrozumiały,

w tym: prawa do kontaktowania się ze

światem zewnętrznym, prawa do uzyska-

nia opieki zdrowotnej, edukacji dla dzieci

i poprawy warunków socjalnych. Wzywa-

ją również do zakończenia przemocy.

W odpowiedzi na protesty Ministerstwo

Spraw Wewnętrznych zapowiedziało szcze-

gółowe kontrole we wszystkich ośrodkach

na terenie Polski, które będą się odbywać

przy współpracy z Helsińską Fundacją Praw

Człowieka i Stowarzyszeniem Interwencji

Prawnej. W przeszłości osoby, które podej-

mowały się protestu, izolowano i karano,

czego opinia publiczna nie była świado-

ma.Obecnie na terenie Polski znajduje się sześć

ośrodków dla nielegalnych imigrantów,

w których przebywa łącznie 380 osób.

Obozy są zamknięte. Przebywający w nich

imigranci czekają na przyznanie im statusu

uchodźcy. Jedyny przestępstwem, jakie

popełnili było przekroczenie granic Europy

bez odpowiednich dokumentów. (IPS)

Page 16: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

16

felieton

M amy rok 2012, 9 listopada, Koncert 65-lecia Filharmonii Poznańskiej imie-nia owego pana z pierwszego rzędu.

Krajobraz dźwięków rozjaśnia promieniem batu-ty Marek Pijarowski, duszę fortepianu odgaduje Nikolai Demidenko. Moniuszko, Chopin i Beetho-ven spotykają się po latach, tak samo serdeczni, choć nieco inni. Wsłuchuję się w harmonię ich kompozycji i wiem – atmosfera nut jest odbiciem czasów w jakich tworzyła ta trójka artystów, tak jak koncert w Auli Uniwersyteckiej. I znów brawa melomanów, gości jubileuszu, pragnienie bisów, a później wyjście na ulice Poznania – w miejscu śpiewu waltorni słyszę tramwajów dzwonki, za-miast gongu zapraszającego do zajmowania wolnych miejsc przed występem – klaksony sa-mochodów głośniejsze od sonat i etiud. Beetho-ven zdejmuje buty, a Chopin melonik. Chapeau bas (kapelusze z głów) dla współczesności?

Czy można żyć bez Filharmonii?

Coraz częściej spotykam się z taką wątpliwo-ścią, nawet podczas rozmów z członkami Klubu Przyjaciół Filharmonii Poznańskiej, do którego mam estymę należeć. Kultura muzyczna w kon-tekście sytuacji artystycznej i ekonomicznej fil-harmonii w Polsce ujawnia w sobie coś z niedo-kończonej partytury kompozycji, która nie może zadziwić pełnią maestrii. Twierdzi tak spore gro-no muzyków, melomanów, dyrektorów tych insty-

tucji. Wpisując odważną nutę w ton tej dyskusji, przyznaję, że jeśli tak jest, to nie jest to „zasługa” osób na co dzień podarowujących swoje życie filharmoniom – zakulisowo jak i na scenie. To bardziej kwestia polityki władz danego miasta, regionu, państwa, które niedoceniają zazwyczaj twórczego wysiłku artystów. A jeśli przyznają ar-tystom ordery, to w dniu jubileuszu, jakby całe ich życie było świętem, choć tak nie jest. Politycy mogą się obyć na co dzień bez filharmonii. To nie zarzut, tylko rzeczywistość. A sami muzycy?

O ile artyści są wstanie nasycić swoją pu-bliczność muzyką jak chlebem, to oni sami już z niej raczej nie wyżyją. Chyba każdy z nich musi swój artyzm (jakby miał go zbyt mało) uzupeł-niać angażowaniem się w inne niż tylko scenicz-ne występy zajęcia (nie dla przyjemności, ale ze względów racjonalnych): udzielanie korepetycji, dawanie wykładów itp. Biegniemy później na próbę z rozstrojonym nie tylko instrumentem, ale i nastrojem – jak wyznał mi niegdyś jeden z po-znańskich oboistów i skrzypków. Artysta staje się fabryką produkującą jak największą ilość arty-zmu nie tylko dla przeżyć, ale dla przeżycia (z dnia na dzień) – emocje jak z „Fantazji symfo-nicznej Burza” Czajkowskiego. A jednak. Artysta zatem często musi żyć bez Filharmonii.

Ostoją filharmonii staje się współudział w two-rzeniu festiwali i konkursów, które są „pierwszym smyczkiem” pobudzania struny zainteresowania

Opowiada nam Moniuszko „Uwerturę fantastyczną Bajka”, Chopin „Koncertem fortepianowym nr 1 op. 11 e-moll” słowiańskość przenika, Beethoven rozognia nastroje „Symfonii nr 5 op. 67 c-moll” – dźwięki tak realne, że można poczuć obecność tych kompozytorów. Jest rok 1947, 10 listopada, orkiestra gra pod kierownictwem Stanisława Wisłockiego, w pierwszym rzędzie wzruszenia profesor Tadeusz Szeligowski, dyrektor Filharmonii Poznańskiej – koncert inaugurujący jej działalność.

Poznańska Filharmonia nie należy tylko do Poznaniaków. Dała się poznać jako instytucja muzyki wpisującej się w partyturę życia kultury całej Europy. Jej historia niczym nuta, której echo w każdym z nas pozwala się odgadnąć jako ważne współcześnie.

Filharmonia nQ

Q

Page 17: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

17

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

muzyką klasyczną szerszego kręgu odbiorców, by wymienić Międzynarodowe: Konkurs Skrzyp-cowy im. Henryka Wieniawskiego, Konkurs Wio-lonczelowy im. Witolda Lutosławskiego, Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina.

Rodzi się kolejne pytanie – czy muzyka kla-syczna (notabene kiedyś postrzegana za roz-rywkową) potrzebuje masowego odbioru? Otóż, niezupełnie – jej siłą jest to, iż trafia do wybra-nych odbiorców (którzy nie są wcale nieliczni); elitarność określana jest mianem szacunku do tradycji kultury muzycznej.

Na czym polega fenomen Filharmonii Poznańskiej?

Świętowanie jubileuszu 65-lecia istnienia Fil-harmonii, jest przede wszystkim pokłonem w stronę jej historii; świadczy o wierności drodze muzycznej obranej przez jej artystów, dyrektorów, pracowników odpowiedzialnych za konkretne nuty w symfonii jej tradycji; pokazuje, że takie in-stytucje jak filharmonia są potrzebne, na przekór chaosowi czasów teraźniejszych – są bowiem ostoją takich wartości, o których nie powinniśmy zapominać. Dla stałych melomanów, to nie tylko gratulacje na okoliczność sprowadzania „wiel-kich” nazwisk, ale budowanie środowiska i po-większanie go o nowe, młode osoby, choćby członków Pro Sinfoniki, które szczerze komponu-ją przyszłość filharmonii (szczególnie za dyrekcji Wojciecha Nentwiga, obecnego dyrektora Filhar-monii, cele te są z dużym powodzeniem realizo-wane).

65 lat istnienia Filharmonii to pokazanie, iż o istnieniu kultury muzycznej nie decydują jedy-nie media, promujące często pseudoartystów, ale człowiek, który jest wstanie w piątkowy bądź w przypadku Koncertów Poznańskich – sobotni wieczór, przyjść na koncert z pragnienia wyboru tego, co zakorzenione jest we wrażliwości kultury muzycznej Europy. Prawdą o Filharmonii jest to, iż zdarzeniami tworzonymi na gruncie lokalnym potrafi wybrzmiewać na całą Europę.

Fenomen Filharmonii to również moc wzru-szeń, wspomnień i dedykacje (mam takich wiele, ale jedną darzę wyjątkową sympatią – było to za-kończenie jednego z pierwszych sezonów arty-stycznych, podczas których regularnie, co ty-dzień, uczestniczyłem w koncertach. Ówczesny dyrygent naszej orkiestry, Jose Mario Florencio Junior, podarował mi wtedy album płytowy Po-znańskich Filharmoników – z nagraniami Wie-niawskiego i Brahmsa, z udziałem klarnecisty Je-an-Marca Fessarda. Uczynił na niej wpis, który brzmiał mniej więcej tak – wiernemu melomano-wi, na pamiątkę naszych spotkań przez ostatnie 6 lat w naszej Filharmonii…). Nie o samą dedy-kację chodzi, ale o gest dyrygenta, uczyniony w stosunku do – jak myślałem anonimowego by-walca Domu Muzyki – który wyraziście oddaje otwarty i międzypokoleniowy klimat wydarzeń fil-harmonicznych.

W tym miejscu mógłby wkomponować się dźwięk istotnych zdarzeń z dziejów Filharmonii. Zamiast tego, zapraszam do udania się na kon-cert – nie tylko dlatego, że zbliża się kolejny pią-tek. Mamy bowiem obowiązek na co dzień two-rzyć muzyczną kulturę, być jak nuty, które jedynie razem zdolne są zrodzić piękno godne symfonii, koncertu fortepianowego bądź wspomnianej już „Uwertury fantastycznej” Moniuszki – ale to już inna Bajka. Jednym słowem – Tadeusz Szeligow-ski byłby z historii swojej – naszej Filharmonii dumny. Dominik Górny

ie tylko w piątekQ e

Tadeusz Szeligowski – jego artyzm nadał imię

Filharmonii Poznańskiej

(grafika: archiwum FP).

Page 18: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

18

tożsamość Wielkopolski

K ultura, która dla Polski stanowi jedną z pod-staw tożsamości naro-

dowej, tworzona była z regu-ły w sposób organiczny – po-przez innowacyjne i społecz-ne działania. Wpisany w nią międzyludzki wymiar solidar-ności był następnie przeno-szony na współdziałanie w kwestiach ekonomicznych, przedsiębiorczych oraz czy-sto praktycznych: technicz-nych i organizacyjnych. Szczególnym podkreśleniem społecznego formowania na-rodu i źródłem jego tożsamo-ści są czasy minione. Sposób mówienia o nich wpisuje się więc w kulturę pamięci.

Wielkopolska – centrum kultury pamięci

Duch „solidarności” uwidacznia się szcze-gólnie mocno w przeszłości Wielkopolski. Po-znań, jako kolebka państwowości i chrześci-jaństwa w Polsce, to jedno z kluczowych miejsc na narodowej mapie pamięci. Stąd wywodzić można współczesną samorząd-ność, której republikańska przeszłość sym-bolizowana jest przez miejski Ratusz. System polityczny stworzony w czasach nowożytnych wraz z innymi ośrodkami (jak Kraków, czy Wi-lanów) to historyczna podstawa myślenia o solidarności – zasadzie organizacji społe-czeństwa, gdzie podkreślana jest wolność, podmiotowość i w szczególności dobro wspólne, Rzecz-Pospolita. Wynikiem tego do-świadczenia była także postawa obywatelska

w czasie zaborów, która zrodziła etos pracy orga-nicznej, chęć patriotyczne-go wychowania (zwłaszcza pośród wielkopolskich zie-mian) oraz naczelną zasa-dę współpracy.

Formowanie toż samoś ci,metoda Kolegium Wigierskiego

Taką tożsamość Wielko-polski wpisać można w szerszy kontekst. Metoda wypracowana przez Kole-gium Wigierskie łączy te doświadczenia z innymi elementami narodowej przeszłości. Wywodząc się bezpośrednio z przesłania papieża Jana Pawła II, bę-dąc związaną z jego histo-riozoficzną refleksją (za-

wartą w książce „Pamięć i tożsamość”) meto-da ta jest świadomym głosem obywateli dy-stansujących się wobec koncepcji „polityki historycznej”. Jej przewodnią zasadą jest bo-wiem budowanie kultury pamięci na zasa-dach oddolnych, przez zgłębianie przeszło-ści danych miejsc, świadectw osób i całych zbiorowości. To one mogą kształtować nasze obecne postawy.

Odnowione genius loci daje szersze zrozu-mienie współczesności. Pozwala czerpać z hi-storycznych wzorców oraz wypełniać znacze-niem pojęcie „tożsamości”, czyli tego, co jest nam wspólne – tożsame z tymi, którzy są wokół nas oraz z tymi, którzy nas poprzedzali.

Michał Kępski

Wraz z problemami społecznymi wynikającymi z sytuacji ekonomicznej, współczesność zmaga się z zagadnieniami pamięci. Są to pytania o rodzinną przeszłość i zbiorową tożsamość. To potrzeba rozumienia obecności historii w teraźniejszości.

Kultura pamięci

Artykuł ten opisuje program „Kultura pamięci – tożsamość Wielkopolski”, który tworzony jest pod kierunkiem Kolegium Wigierskiego przy współpracy ze Stowarzyszeniem Wydawni-czym Barki oraz Wielkopolskim Urzędem Marszałkowskim.

Ratusz w Poznaniu, w tle wizerunek Cyryla Ratajskiego, wielkopolskiego organicznika.

Page 19: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

19

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

S łowo „filharmonia” oznacza „miłość do zgodności dźwięków”. Wsłuchując się w nastroje zdjęć można poczuć, że w sto-

sunku do obecnych na nich artystów oraz po-dziwiających ich na żywo melomanów, jest to miłość odwzajemniona.

Jak usłyszeć emocje fotografii?

Zdjęcia umieszczone w albumie są czarno-białe, co wywołuje nastrój refleksji i spokoju. Są jednak niezwykle dynamiczne i naturalne w utrwalanych na nich kształtach, gestach, na-strojach – jakby nie były robione podczas kon-certu, ale spontanicznie, przy spotkaniu artysty np. na próbie generalnej. I być może w kilku przypadkach tak jest, ale „dźwięk każdej chwi-li” utrwalonej na zdjęciu ma w sobie emocje, których możemy doświadczyć podczas koncer-tu.

W lewym dolnym rogu każdego zdjęcia wid-nieje data debiutu konkretnego artysty na sce-nie Filharmonii, co pozwala przywołać w pa-mięci bądź przy okazji powrotu do innych wy-dawnictw Filharmonii (również tych dyskogra-ficznych), właściwy moment w jej dziejach. Spo-tykamy więc takie postaci jak m.in.: pianistka i kompozytorka Grażyna Bacewicz, pianista Wladimir Aszkenazy, skrzypaczka Ida Haen-del, śpiewaczka Sumi Jo, dyrygent Zygmunt La-toszewski, puzonista Christian Lindberg, gita-rzysta Narciso Yepes…

I choć nie sposób pomieścić na tych zdję-ciach wszystkich ważnych artystów, to na pew-no są pośród nich tacy, którzy wychodzą poza zwyczajne ramy krajobrazu instrumentalistów, śpiewaków i dyrygentów, bez których Filharmo-nia nie brałaby udziału w tworzeniu czy prezen-tacji prapremierowych dzieł świata muzyki. Fo-tografie spełniają rolę godnych zaufania po-średników między pragnieniami wyobraźni

a spełnieniem w rzeczywistości zmysłów muzy-ki. Rodzą w ich odbiorcy chęć bliższego zapo-znania się ze zdarzeniem, któremu artysta po-darował swoje serce. Prawdziwe są w uczu-ciach te zdjęcia, które dyskretnie przemawiają do wrażliwości „czytelnika”. Każde z nich jest jak nowy rozdział w książce opisującej dzieje Filharmonii. Są jak muzyka – pozwalają się usłyszeć jak oddech muzyki dla Artura Rubiste-ina.

I chyba coś w tym jest, że album, za wyjąt-kiem „nuty wstępnej” Wojciecha Nentwiga, dy-rektora Filharmonii, nie zawiera jakichkolwiek opisów – jakby chciały te zdjęcia wyznać – mu-zyka jest chwilą, w której trzeba docenić pra-gnienie trwania w tym, co piękne w człowieku, przy szacunku dla hierarchii: Stwórca, twórca i odtwórca – co mi niegdyś opowiedział jeden z bohaterów tego wydawnictwa – ś. p. profesor Stefan Stuligrosz. Dominik Górny

recenzja

Robienie zdjęć przypomina komponowanie utworu muzycznego. Niesie w sobie rozmaite barwy ekspresji w jakich fotograf wciela się w rolę dyrygenta, który batutą wyobraźni maluje z dźwięków pejzaż. Udowadnia to album „65 Gwiazd na 65-lecie Filharmonii Poznańskiej – od Piotra Anderszewskiego do Krystiana Zimermanna”.

Zdjęcia jak nuty

a spełnieniem w rzeczywistości zmysłóów muzy

Page 20: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

20

Ilustracje, których autorem jest Andrea Safarikova, są dedykowane zamieszczonej obok opowieści „Pozory mylą”, napisanej specjalnie dla “Gazet Ulicznych” przez Paulo Coelho, światowej sławy pisarza brazylijskiego.

Co jest najśmie szniej sze w ludziach: Zaw sze myślą na od wrót: spie szy im się do do rosłości, a po tem wzdychają za ut ra conym dzieciństwem. Tracą zdro wie by zdo być pieniądze, po tem tracą pieniądze by odzys kać zdro wie. Z troską myślą o przyszłości, za pomi nając o chwi li obec nej i w ten sposób nie przeżywają ani te raźniej szości ani przyszłości. Żyją jak by nig dy nie mieli um rzeć, a umierają, jak by nig dy nie żyli. (Paulo Coelho)Autorem szkicu Paolo Coelho jest

Andrea Savarikova.

nasza twórczość

Page 21: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

21

W edług starej i znanej przypowieści, której źródła nie udało mi się ustalić, tydzień przed Bożym Narodzeniem

Archanioł Michał wysłał Na Ziemię Anioły, aby sprawdziły jak postępują przygotowania do uczczenia dnia narodzin Dzieciątka Jezus. Wy-prawiał po dwóch Aniołów: starszego z młod-szym, bo uznał, że w ten sposób więcej się do-wie, co się dzieje wśród Chrześcijan. Jedna z takich dwójek, wysłana z misją do Brazylii, przybyła na miejsce głęboką nocą. Posłańcy Archanioła nie mieli gdzie spać. Zapukali za-tem do wrót wspaniałej rezydencji, jakie można znaleźć w niektórych dzielnicach Rio de Jane-iro. Pan Domu, bogaty niegdyś szlachcic, a dziś na krawędzi bankructwa (to zresztą częste zja-wisko wśród mieszkańców tego miasta), był gorliwym katolikiem. A zatem natychmiast roz-poznał niebiańskich wysłańców po wieńczą-cych ich głowy złotych aureolach. Pochłaniały go jednak przygotowania do wystawnej wiecze-rzy dla uczczenia Świąt Bożego Narodzenia. Nie chcąc psuć prawie gotowego świątecznego wystroju Domu, poprosił, aby Aniołowie spędzili noc w piwnicy.

Chociaż na kartkach świątecznych zawsze

widnieje krajobraz pokryty grubą warstwą śnie-gu, w Brazylii Boże Narodzenie przypada w sa-mym środku lata, toteż w podziemiu, w którym nocowali Aniołowie, panował niemiłosierny upał, a na dodatek nie dało się niemal oddy-chać pełnym wilgoci powietrzem. Goście nie-biańscy postanowili więc ułożyć się na twardej posadzce. Przed wieczorną modlitwą, starszy z Aniołów dostrzegł w ścianie rysę. Wstał i dzię-ki swojej boskiej mocy naprawił pęknięcie. Po-tem powrócił odmawiać pacierz. Aniołowie spędzili prawdziwie piekielną noc – tak bardzo było gorąco.

Choć niewyspani, musieli jednak wypełnić swoją misję. Następnego dnia przemierzyli całe ogromne dwunastomilionowe miasto; odwiedzi-li plażę, wspinali się na wzgórza, poznawali pa-nujące w tych miejscach kontrasty. Spisali rela-cje i dopiero o zmierzchu wyruszyli w głąb kra-ju. Zmyliła ich jednak różnica czasu i znowu okazało się, że nie mają gdzie przenocować.

Zapukali do drzwi ubogiej chaty zamieszka-nej przez biedne małżeństwo, które zaprosiło ich do środka. Ponieważ gospodarze nigdy nie widzieli średniowiecznych rycin przedstawiają-cych boskich posłańców, nie rozpoznali dwóch

Pozory myląDrogi Czytelniku „Gazety Ulicznej”,Pierwszą gazetę uliczną kupiłem we Francji w 2005 roku. W tym roku zostałem Ambasadorem INSP – Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych, ponieważ wspo-magam Gazety Uliczne, aby ulżyć w biedzie i cierpieniu bezdomnych osób na ca-łym świecie. Napisałem „Pozory Mylą”, aby ludzie pomyśleli dwukrotnie, zanim osądzą in-nych, bo wielokrotnie sprawy wyglądają zupełnie inaczej niż nam się wydaje. Przekazuję tę bożonarodzeniową opowieść organizacji INSP – Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych, ponieważ wierzę, że ludzie powinni sobie pomagać; zwłaszcza należy pomóc tym, którzy mieli mniej szczęścia od nas. Gazety Uliczne temu właśnie służą, abyście kupując je regularnie od waszego miejscowego sprze-dawcy, mieli swój udział w pomocy najbardziej potrzebującym. Moim czytelnikom życzę miłej lektury – Paulo Coelho

gajbardziej po

ry –

Pozory mylą

Page 22: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

22

wędrowców proszących o nocleg. Jednak udzielili im gościny. Zaprosili na wieczerzę, po-kazali swoje nowonarodzone dziecko. W dodat-ku odstąpili własną sypialnię, przepraszając przy tym za panujący w niej straszliwy upał, gdyż nie było ich stać na kupno klimatyzatora.

Przebudziwszy się następnego dnia rano, Aniołowie zobaczyli swoich gospodarzy zalanych łza-mi. Ich jedyny dobytek – krowa, dzięki której mieli mleko i sery, jedyne źródło utrzymania całej rodziny, właśnie padła na polu. Go-spodarze pożegnali dwóch wędrowców, ogarnięci wsty-dem, że nie mogli dla nich przygotować śniadania, bo nie mieli mleka.

Aniołowie ruszyli dalej błotnistą polną drogą. Nagle młodszy z nich wykrzyknął do starszego z oburzeniem – doprawdy, nie mogę zrozu-mieć twojego postępowania. Nasz pierwszy gospodarz miał wszystko, co potrzeba, a ty mu jeszcze pomogłeś. Natomiast tym biednym lu-dziom, którzy podjęli nas tak szczodrze, nie ulżyłeś w cier-pieniu. – Nigdy nie osądzaj na podstawie pozorów! – odrzekł starszy Anioł. – Kiedy nocowa-liśmy w tej okropnej piwnicy, zauważyłem, że poprzedni właściciel ukrył w podziemiach domu złoto. Poprzez szczelinę w ścianie dostrzegłem część skarbu, postanowiłem zatem znowu go ukryć, bo nasz go-spodarz nie potrafi pomagać potrzebującym. Natomiast wczoraj, kiedy spaliśmy w łóżku odstąpionym nam przez to mło-de, ubogie małżeństwo, zoba-czyłem, że nagle pojawił się

trzeci gość. Był nim Anioł Śmierci. Został wysła-ny po aby, aby zabrał dziecko, a ponieważ zna-my się z nim od dawna, ubłagałem go, aby za-miast dziecka uśmiercił krowę.

Pamiętaj o dniu, który wkrótce mamy świę-cić. Oprócz pasterzy nikt nie chciał przyjąć pod swój dach brzemiennej Maryi. I dlatego to wła-śnie oni zobaczyli jako pierwsi Zbawiciela Świata.

Paolo Coelhotłum. Teresa Tomczyńska

Autorem ilustracji jest Dave McKean.

Page 23: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

23

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

„Gazeta Uliczna – kwar-talnik gospodarki solidar-nej” jest to pierwsze tego ro-dzaju pismo powstałe w od-powiedzi na społeczne i me-dialne zapotrzebowanie promowania działań nasta-wionych na pomnażanie ka-pitału ludzkiego oraz doce-nienie tradycji dziedzictwa kulturowego Polski.

Medium obywatelskie

40 procent zysku ze sprzedaży jednego egzem-plarza pisma, trafia bezpo-średnio do „ulicznego sprzedawcy”, który dzięki temu może się utrzymać i godnie żyć. „Gazeta Uliczna-kwartalnik gospo-darki solidarnej” przyczy-nia się zatem do zwiększe-nia obywatelskiej świado-mości i tworzenia sprzyjających warunków do integracji rozmaitych środowisk mających wpływ na wytwarzanie społecznego dobra jako wartości trwałej i godnej upo-wszechnienia.

Wrażliwość na kwestie społeczne

Projekt „Gazeta Uliczna - z ulicy na salony” jest właściwą odpowiedzią na wciąż rosnące problemy bezrobocia i bezdomności w Polsce, będąc poważnym krokiem w kierunku kształto-wania odpowiedzialności pośród osób wyklu-czonych społecznie. Zadaniem tytułu projektu „z ulicy na salony” stało się symboliczne pod-kreślenie możliwości przemiany sytuacji życio-wej, sposobu myślenia o sobie i swoim miejscu w społeczeństwie – ukazanie możliwości prze-kraczania światopoglądowych granic i nie pod-dawanie się stereotypowym sposobom postrze-

gania ludzi. Kwestia „z ulicy na salony” poka-zała zmianę środowiska i jego rolę w kształtowa-niu „bycia” człowieka w środowisku rodzinnym, przyjacielskim bądź za-wodowym, w którym żyje.

Realizacja projektu zwiększyła świadomość na społeczne wyklucze-nie, przyczyniła się do zmniejszenia problemów osób bezdomnych i po-trzebujących wsparcia za pomocą m.in.: wydawania „Gazety Ulicznej-kwartal-nika gospodarki solidar-nej”, spotkań z osobowo-ściami świata kultury, poli-tyki i dziennikarstwa, wy-jazdów integracyjnych (m.in. do Chudobczyc, Mar-szewa i Władysławowa, gdzie się mieszczą domy

Fundacji Pomocy Wzajemnej Barka), spotkania warsztatowe, zakup trzech łodzi wiosłowych i 10 rowerów dla uczestników Centrum Integra-cji Społecznej, sprzedawców ulicznych i innych adresatów projektu. Dzięki temu, zdaniem be-neficjentów projektu można mówić już teraz bardziej świadomie o wykorzystaniu właściwe-go potencjału przedsiębiorczości społecznej, której upowszechnieniu sprzyjała realizacja projektu. Skutkami realizacji niniejszego zada-nia publicznego stało się jeszcze większe i bar-dziej skuteczne niż do tej pory włączenie osób bezdomnych, bezrobotnych i potrzebujących wsparcia, w działania obywatelskie w zakresie aktywności podejmowanych w obszarze przed-siębiorczości społecznej, w tym: kultury solidar-nej sprzyjającej upowszechnianiu partnerstwa trójsektorowego. Mirosław Zaczyński

Wejście z ulicy na salony nie musi być jedynie przysłowiowe – udowodniła to realizacja projektu „Gazeta Uliczna – z ulicy na salony”, który odbywał się od czerwca do grudnia 2012 roku.

Z ulicy na salony

p„nnśtjains

opinie

Page 24: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

24

N iedzielne popołudnie. Basia i Dagmara wyznaczyły zbiórkę na jednym z rataj-skich osiedli. Do pokonania wyjątkowo

długa trasa – aż pod wschodnią granicę. – Nocleg mamy za Zamościem – informuje Dag-mara i dodaje – Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem będziemy na miejscu o drugiej w nocy. Propozycję wspólnego wyjazdu na Pod-karpacie i Lubelszczyznę przyjąłem z dużym zainteresowaniem. Czytałem i słyszałem sporo o CISach, ale rozmowa i obserwowanie ludzi wprowadzającymi w życie tę, w gruncie rzeczy pozytywistyczną ideę, warte jest pokonania naj-dłuższej nawet trasy.

Kto prowadzi? – pytam i już za sekundę wiem – sprzęgło, bieg, gaz... Nie zdążyliśmy do-jechać do zjazdu na autostradę, a już odzywa się telefon. Tomek, dobrze że dzwonisz, słuchaj, jest ważna sprawa... – Barbara wita się z mę-żem. Po minucie odzywa się drugi telefon, tym razem Dagmara ustala szczegóły jakiegoś ważnego spotkania.

Sprzęgło, bieg, gaz...

Mija kilkadziesiąt minut, jesteśmy już nie-daleko Konina. Barbara rozmawia z Tomkiem o „Starej Piekarni”, Dagmara odbiera w mię-dzyczasie dwa telefony, a ja zastanawiam się, kiedy będziemy mogli trochę porozma-wiać. Cóż, może za kilka minut... Sprzęgło, bieg, gaz... Jeszcze w Poznaniu, siadając za

Sprzęgło, bieg, gaz... sprzęgło, bieg, gaz... Ten schemat powtarza się na trasie do znudzenia. Są ludzie, którym ów schemat porządkuje pracę, czasami życie. Dla przeciętnego użytkownika czterokołowego pojazdu z napędem spalinowym, ważne jest to, co między. Szczególnie na długiej, bardzo długiej trasie.

Sprzęgło, bieg, ekonomia solidarna

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

Page 25: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

25

kierownicą wiekowego Espero zastanawia-łem się, dlaczego w aucie nie ma radia. Te-raz wiem – jest zupełnie zbędne! Sprzęgło, bieg, gaz...

Dlaczego Barka zdecydowała się pracować w innych częściach kraju? W Wielkopolsce już wszystko zrobione? – udało mi się zadać Barba-rze pytanie, gdy na moment odłożyła telefon. – Pewnie, że nie – mimo zapadającego zmroku można dostrzec uśmiech na twarzy Pani Prezes – Ale Wielkopolska jest w najbardziej komforto-wej sytuacji. To u nas powstało najwięcej CI-Sów, u nas fantastycznie pracują partnerstwa i to u nas można zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje. Wiesz, jak samorządowiec lub pra-cownik jakiegoś urzędu zobaczy wszystko na własne oczy, zapyta ludzi jak działa, to i zmie-nia się jego nastawienie. Dopiero wtedy prze-konuje się, że filozofia podejścia do problemu bezrobocia proponowana przez Barkę to nie zamach na czyjeś kompetencje. To wypraco-wany, skuteczny model wyciągania ludzi z doł-ka. Dlatego zapraszamy do nas wójtów, szefów OPSów, PUPów i innych instytucji zajmujących się pomocą społeczną i walką z bezrobociem... Dzwoni telefon – Część, jadę właśnie do Zamo-ścia, co się stało?...

Sprzęgło, bieg, gaz....

O czym rozmawialiśmy? – tym razem roz-mowa telefoniczna nie trwała zbyt długo – Słu-chaj, my nie tylko pomagamy założyć CISy. Centra to tylko jeden z elementów całego syste-mu. Z naszego punktu widzenia powołanie do życia partnerstw lokalnych ma decydujące znaczenie. W CISie bezrobotni nabierają no-wych umiejętności, uczestniczą w specjalistycz-nych warsztatach, ale ciągle najważniejsza jest praca! To partnerstwa pomagają zdobyć zlece-nia, to skupieni w partnerstwie ludzie wiedzą, gdzie, do kogo i w jakiej sprawie pójść. Rozta-

czają nad CISami, a później nad spółdzielniami socjalnymi pewnego rodzaju parasol ochronny. Po jakimś czasie absolwenci CISu muszą sobie radzić sami, ale ta czasowa pomoc i ochrona są bardzo ważne!

Przed Warszawą zjeżdżamy z autostrady. Czeka nas najtrudniejsza część trasy. Nie dość, że drogi trudno nazwać asfaltowymi dy-wanami, to jeszcze zrobił się wieczór. Bądźmy szczerzy – ciemno, głucho, tajemniczo. Gdyby ktoś zostawił mnie tutaj przy drodze, pewnie bym usiadł i rozpłakał się – żartuję. Nie przej-muj się, tę trasę znamy na pamięć. Za kilo-metr będzie stacja benzynowa. Musimy za-tankować i... napić się kawy – Dagmara nie poddaje się nastrojowi i podtrzymuje mnie na duchu. To za kilometr, a na razie…

Sprzęgło, bieg, gaz...

Już po 22.00. Chyba mamy dobre tempo. Może uda się położyć nieco wcześniej niż pla-nowaliśmy. Barbara rozmawia przez telefon. Dobre baterie mają wasze telefony, rozmawia-cie tyle godzin, a jeszcze się trzymają – uśmie-cham się do Dagmary. Basia nie dokończyła, a chciałbym zrozumieć – dlaczego Podkarpa-cie, Lubelszczyzna, Dolny Śląsk, Zachodniopo-morskie? – z niepokojem czekam na odpo-wiedź. Statystycznie – za 30 sekund powinien zadzwonić telefon! To proste, realizujemy mini-sterialny program – nic nie dzwoni, a moja roz-mówczyni ma chwilę czasu – To, że jeździmy po Polsce i pomagamy zakładać CISy i partner-stwa to jedno. Jest też druga strona medalu – ludzie! Wyobraź sobie, że nie miałam okazji w tak krótkim czasie poznać tylu fantastycz-nych ludzi. To oni chcą, oni się angażują, to oni wykonują całą, żmudną robotę. My czasami in-spirujemy, doradzamy, pomagamy, ale inicja-tywa jest w lokalnych rękach.

Nie chce się wierzyć, ale zbliża się Za-mość. Musimy przejechać całą miejscowość i kilka kilometrów za miastem dotrzemy do celu. Północ. Jesteśmy na miejscu. Wstajemy o 6.00, śniadanie i o 8.00 pierwsze spotkanie – trzeba będzie dojechać 20 kilometrów. Na-stępne o 12.00 i 16.00. Kolejne dni będą po-dobne. A jutro po śniadaniu... Sprzęgło, bieg, gaz....

Tomasz Grabowski

gaz…

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

Page 26: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

26

P o roku szkoleń, warsztatów, konferencji i wizyt studyjnych organizowanych przez Fundację Pomocy Wzajemnej Barka, pre-

zes Fundacji Gębiczyn postanowił poszerzyć dotychczasową działalność organizacji, adre-sowaną do dzieci i młodzieży oraz do środo-wisk wiejskich, o działania na rzecz osób za-grożonych wykluczeniem społecznym, głównie długotrwale bezrobotnych.

A było tak…

Pierwsi uczestnicy Centrum Integracji Spo-łecznej (CIS) pojawili się pod koniec paździer-nika 2010 roku i jak to pionierzy musieli w chło-dzie i znoju rozpocząć remont swojego nowe-go miejsca pracy i nauki. Zainteresowani byli w szczególności wysokością świadczenia inte-gracyjnego, a nie planami, które z entuzja-zmem snuł Stefan Wawrzyniak, odtąd prezes fundacji i kierownik CIS. Nie wyglądało to naj-lepiej. Nie można też było, niestety, powie-dzieć, że wieś przyjęła nowych przybyszów chlebem i solą. Na szczęście zainteresowane nowym projektem władze samorządowe gminy były zdeterminowane i pomagały. Prezentowa-na przez sporą część uczestników bierność i niechęć, często dość ostentacyjnie, były co-raz słabsze.

Wychowanie poprzez pracę

W obliczu nadchodzącej zimy budynek bez okien i drzwi nie wyglądał zachęcająco. Uczestnicy warsztatu budowlanego, pod kie-runkiem instruktorów, wykonywali niezbędne prace o charakterze remontowym. Odbijali stare tynki, chyba sprzed wieku, zalewali po-sadzkę, ucząc się stawiali mury przyszłej kuchni, wreszcie, z braku odpowiednich środ-ków finansowych, musieli w wykutych otwo-

rach, prawdziwe okna zastąpić tzw. pleksą. Postawienie pieca tuż przed mrozami zakra-wało już na prawdziwy sukces. Zziębnięci uczestnicy warsztatu usług leśnych dwoili się i troili, żeby czyszcząc las przygotowywać drewno na zimę, układając je w starej stodole, gdzie zbierały się też panie z warsztatu ogrod-nictwa oraz architektury i pielęgnacji zieleni, projektując ogród marzeń. Tylko warsztat ga-stronomiczny musiał się tułać, bo do zbudowa-nia kuchni na miejscu potrzebne były środki inwestycyjne, których brakowało. Najpierw ko-rzystał on z pomieszczeń kuchennych sali wiej-skiej w Romanowie Górnym, a później pobli-

Na ceglanym murze starej stajni zawieszono dziewiętnastowieczny cytat autorstwa Ralpha Waldo Emersona – Uczynić ten świat odrobinę lepszym i bogatszym o kochane dziecko, skrawek ogrodu lub uzdrowione warunki społeczne – i nie ma w tym nic dziwnego skoro w budynku owej starej stajni, w małej leśnej miejscowości Gębiczyn, w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim, mieści się Centrum Praktyk Kulturalnych i Integracji Społecznej.

Świat odrobinę ekonomia solidarna

To już ósmy w Gębiczynie plener rzeźbiarski uczniów Liceum Plastycznego im. A. Kenara w Zakopanem – z elementami kowalstwa artystycznego (2012 rok).

Page 27: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

27

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

skiej wsi Huta, w której dzięki przychylności mieszkańców pracuje do chwili obecnej. Przy-gotowuje tam posiłki dla wszystkich uczestni-ków CIS i coraz liczniejszych wizyt studyjnych z kraju i zagranicy.

Finanse

Gołym okiem można było zauważyć zmiany zachodzące w ludziach i prognozować dobrze na przyszłość. Mimo to Wojewódzki Urząd Pra-cy w Poznaniu odrzucał kolejne wnioski o wsparcie działalności CIS w Gębiczynie. Środki europejskie na działalność CIS okazy-wały się być mrzonkami. „Ból istnienia” CIS spadł na barki Fundacji „Gębiczyn” i samorzą-du Gminy Czarnków. Tak w dużym stopniu jest do dziś.

I co teraz?

Zebrane plony, wyhodowane przez uczest-niczki warsztatu ogrodniczego i ukryte w zie-miance zbudowanej przez grupę budowlaną,

wykorzystywane są przez panie z warsztatu gastronomicznego. Wsie w gminie porządko-wane są przez tych wcześniej odrzuconych, których siedziba, stała się Centrum Praktyk Kul-turalnych i Integracji Społecznej. Wciąż nie ma środków na całkowity remont budynku, ale dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego zna-lazły się fundusze na zaprojektowanie i urzą-dzenie Parku „Cztery Pory Roku”. Jest w nim ścieżka edukacyjna, „co pełza i hasa po łąkach i lasach” dla dzieci, z ogrodem kwiatowym, ory-ginalnymi rzeźbami wykonanymi przez uczniów

Liceum Plastycznego imienia Kenara w Zako-panem podczas plenerów zorganizowanych pod hasłem „drugie życie drewna, gliny i żela-za”. Obcujemy z prawdziwą sztuką, która nie czekając na elegancką galerię, znalazła miej-sce w budynku… ciągle jeszcze do remontu. Trzeba było, po zdjęciu wystawy obrazów po-znańskiej malarki i graficzki Bogny Chmielew-skiej, montować inną – jakoś smutno w tej starej stajni bez sztuki!

Czy dobre praktyki znajdą dach nad głową?

Miejmy nadzieję, bo ponoć twórczość to po-czucie niemal nadludzkiej mocy, która żyje w człowieku. Wydaje się, że w Centrum Praktyk Kulturalnych i Integracji Społecznej w Gębiczy-nie powstaje, na naszych oczach, „względna zgodność między wartościami uznawanymi, a wartościami odczuwanymi” przez społecz-ność dzieci i dorosłych, w tym również tych za-grożonych wykluczeniem.

Alina Wawrzyniak

lepszy

Prawda, dobro i piękno są wartościami absolutnymi. Na szczęście nie zależą wyłącznie od decyzji większości. Chciałoby się powiedzieć, że to decyzje jednostek i wspólnot powinny z tych ważnych i niezmiennych wartości wypłynąć.

Ogród kwiatowy – dzieło warsztatu ogrodniczego oraz architektury i pielęgnacji zieleni.

Page 28: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

28

współczesne problemy świata

K arim młóci metalowym drągiem w bły-skające zielono-żółte płomienie. Ogień wyrzuca mrugające iskry, czuć gryzący

dym. Oczy Karima zaczynają łzawić, jego płuca wydają gruchoczący dźwięk. Gdy w końcu uda-je się ugasić toksyczny pożar, zostaje tylko zwę-glona masa kabli – tyle przetrwało po starym kanciastym komputerze. Karim dostaje za to dwie ghańskie cedisy, mniej niż jedno euro. Na razie to starczy, ale patrząc na to w dłuższej perspektywie, ta praca pewnie go zabije – pra-ca w Agbogbloshie.

Spacja w rozumieniu cywilizacji

W bogatych krajach, skąd pochodzi ten elektroniczny złom, nikogo to nie obchodzi. Tak długo jak konsumenci pierwszego świata będą potrzebowali coraz więcej elektronicznych za-bawek i dopóki nie będą płacić za prawidłowe składowanie tych odpadków, tak długo bez-względni przestępcy będą nieźle na tym zara-biać, a handel niebezpiecznymi odpadkami bę-dzie coraz bardziej rozkwitał.

Podczas gdy dogasa kupka żarzącej się miedzi i plastiku, Karim podpala wygiętego pa-pierosa. Jest to prawdopodobnie najzdrowsza rzecz, jaką osiemnastolatek będzie dziś wdy-chał. Boląca głowa, palące oczy, drapanie w gardle, ból w klatce piersiowej. Karim właści-wie nie wie, co boli go najbardziej. Wie jednak skąd to wszystko się wzięło – z toksycznego dymu, który unosi się nad wysypiskiem dniami i nocami. Na chroboczącym dywanie połama-nych ekranów, zbierają się markowe insygnia, symbole życia, którego Karim nigdy nie pozna.

Wyrzucone telewizory, komputery, odtwarzacze DVD, sprzęt AGD i telefony: Philips, Sony, No-kia, Dell i Canon; wszystko tu wylądowało. Ka-rim nie ma pojęcia jak włączyć laptopa, jak podgrzać zupę w mikrofalówce, jak obsługiwać skaner. Wie jednak jak je rozwalić kamieniem, drągiem lub dzięki samej grawitacji i jak je podpalić za pomocą folii izolacyjnej z lodówki.

Statystyki, konwencje i realia życia

Organizacja Narodów Zjednoczonych sza-cuje, że na całym świecie w ciągu roku produ-kuje się pomiędzy 20 a 50 milionów ton elektro-nicznych śmieci. W większości państw uprze-mysłowionych istnieją regulacje zapewniające to, że śmieci bogatych mają być zutylizowane z szacunkiem dla środowiska lub też odzyska-ne. Jest to jednak drogie i niezbyt popularne wśród konsumentów i handlowców. Z tego po-wodu wiele elektronicznych odpadków ląduje w śmietniku. Jest to nie tylko złe dla środowiska lecz, w czasach wzrastających cen, również ekonomicznie niemądre. – Poprzez nielegalny eksport, tracimy drogocenne zasoby. Często te urządzenia są nieprofesjonalnie demontowane w krajach importujących. Prowadzi to do po-ważnego zanieczyszczenia środowiska i za-trważających problemów zdrowotnych pracow-ników – mówi Eric Rehbock, dyrektor generalny Federalnego Stowarzyszenia Wywozu Wtór-nych Materiałów Surowych z Bonn w Niem-czech.

Zamiast recyklingowania w krajach, z któ-rych pochodzą toksyczne odpadki, często de-klaruje się je jako dobra handlowe lub pomoc

Podczas gdy technologia rozwija się w błyskawicznym tempie, rośnie też zapotrzebowanie na nowe gadżety hitech. Stare modele szybko lądują w koszu, a w ostateczności w miejscach takich jak Agbogbloshie, największym wysypisku elektronicznych odpadów w Afryce. Bez odpowiednich narzędzi i metod, do pozbywania się e-śmieci, powstające z nich toksyczne opary narażają zdrowie pracowników na poważne niebezpieczeństwo.

Piekło brukowane la

Page 29: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

29

charytatywną i potem są eksportowane do Azji lub Afryki. Często do Temy. Ghański port jest oddalony o dwie godziny od Agbogbloshie, kontenery wyładowane sprzętem elektronicz-nym przypływają tam praktycznie codziennie. – Czasami bezlitośni handlarze z Europy czy Ameryki wrzucają na wpół działające urządze-nia do kontenerów po to, aby deklarować je jako produkty używane. Jednak ogromna więk-szość z nich to najzwyklejsze śmieci – wścieka się Emmanuel Dogbevi. Ghański dziennikarz jest jednym z pierwszych, którzy napisali o nie-moralnym handlu pomiędzy pierwszym a trze-cim światem. – Ostatnio kilka osób, które były zaangażowane w intrygi mafijne związane z e-śmieciami, zostało aresztowanych lecz ciągle nie robi się zbyt wiele w tej sprawie. W Ghanie wielu polityków zaprzecza istnieniu tego pro-blemu, a w Europie politycy widocznie nie chcą zajmować się tym wielomilionowym biznesem – mówi dziennikarz.

Wszystkie kraje uprzemysłowione, poza USA, podpisały konwencję z Bazylei. Ten mię-dzynarodowy zapis miał zapewnić zwożenie elektronicznych odpadów tylko do krajów, w których można je poddać recyklingowi w przyjazny dla środowiska sposób. Jednak, po-

wołując się na szacunki, nawet dwie trzecie przewozi się do krajów rozwijających się, gdzie śmieci nie są traktowane w odpowiedni sposób.

Na wysypisku tego, co wydaje się ludzkie

Robotnik Ibrahim wzdryga się od kaszlu przy paleniu starej pralki. Czasami ten 21-latek wraz z flegmą wypluwa krew. Tak jak większość mło-dych mężczyzn i chłopców pracujących na tym wysypisku, zwanych przez miejscowych „Sodo-mą i Gomorą”, wydaje się lekko podchmielony od tych toksycznych oparów. Efekty zachodzące we wnętrznościach są często gorsze od zadra-pań pokrywających stopy i ręce robotników z Agbogbloshie. Prawie nikogo nie stać na to, aby nosić rękawiczki, a co dopiero maskę.

Greenpeace pobrało próbki gleby i popiołu na wysypisku w Agbogbloshie cztery lata temu. W niektórych z nich nagromadzenie ołowiu było o sto razy większe niż nakazują normy, a nagro-madzenie kadmu o pięćdziesiąt razy większe. Organizacja ta wykryła również wiele innych chemikaliów na tym wysypisku.

Na razie nie wiadomo nic na temat długoter-minowych efektów takich jak rak, choroby ne-rek czy infekcje serca bądź dróg oddechowych. – Kiedyś przyszli tu jacyś naukowcy, pobrali na-sze próbki krwi, aby je przebadać w laborato-rium, ale nigdy się do nas z powrotem nie ode-zwali – mówi Abdulai Abdulrahman, przewod-niczący Stowarzyszenia Złomiarzy. Mała rzecz-ka wije się przez posępne wysypisko. Woda w niej jest czarna i bez życia. Tam, gdzie wpły-wa do Atlantyku, rybacy mają coraz mniej ryb i coraz więcej e-śmieci w swoich sieciach. Od lat ekolodzy nawołują o zaprzestanie zwożenia ich do Afryki. Karim, który pali je codziennie, nie chce o tym słyszeć – Z czego mam żyć, gdy wy zatrzymacie te odpady dla siebie? – pyta. Potrafi jedynie rozwalić i spalić sprzęt elektro-niczny.

Philipp HedemannInternational Network of Street Papers

tłum. Karina Gąsiorowska

ptopami i telefonami

W Agbogbloshie, największym wysypisku elektronicznych odpadów w Afryce, bez odpowiednich narzędzi i metod do pozbywania się e-śmieci.

Page 30: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

30

Mistrzowie Pracy Organicznej

P iotr Skarga Powęski przyszedł na świat 2 lutego 1536 roku w Grójcu, na Mazowszu w szlacheckiej rodzinie Michała i Anny ze

Świątków. W latach 1552-1555 studiował na Akademii Krakowskiej, gdzie uzyskał stopień bakałarza na Wydziale Filozoficznym. Następ-nie był rektorem szkoły parafialnej przy koście-le świętego Jana w Warszawie. W 1562 roku przyjął święcenia subdiakonatu i objął funkcję kaznodziei w katedrze lwowskiej, gdzie zyskał rozgłos dobrego mówcy.

Rozpoznanie ścieżek duszy

W 1564 roku przyjął święcenia kapłańskie. W 1568 roku wyjechał do Rzymu, gdzie wstąpił do zakonu jezuitów, odbył nowicjat oraz uzupeł-nił studia teologiczne w Collegium Romanum. W 1571 roku powrócił do Polski i brał udział w tworzeniu kolegiów jezuickich w Połocku, Ry-dze i Dorpacie. W tym czasie rozwinął inten-sywną działalność kaznodziejską i pedagogicz-ną w Pułtusku, Jarosławiu, Poznaniu, Lwowie oraz w Wilnie. Nie przywiązywał wagi do rzeczy materialnych, żył skromnie, dzieląc się tym, co miał z ubogimi. Odwiedzał chorych w szpita-lach i udzielał ostatniej posługi kapłańskiej ska-zańcom. W 1573 roku wyjechał do Wilna, gdzie był zastępcą rektora kolegium, a następnie pierwszym rektorem Akademii Wileńskiej. Za wzmocnienie wpływów Kościoła Katolickiego, mianowano go kanonikiem, a następnie kanc-lerzem kapituły lwowskiej. Od 1588 roku pełnił funkcję nadwornego kaznodziei Zygmunta III Wazy, który cenił go za wyjątkową osobowość

i talenty krasomówcze. W ostatnich latach swe-go życia, w związku z przeniesieniem stolicy Polski, mieszkał w Warszawie. Rok przed swoją śmiercią (1612) powrócił do Krakowa, gdzie zo-stał pochowany w podziemiach kościoła Świę-tych Apostołów Piotra i Pawła.

Służba charytatywna

Piotr Skarga założył kilka instytucji dobro-czynnych. Prawdziwi ubodzy – mawiał, to lu-dzie niezdolni do samodzielnej egzystencji, do życia bez pomocy innych, a więc w szczególno-ści pozostający bez opieki: chorzy, niedołężni, osierocone dzieci. W obrębie tej bogatej dzia-łalności trzeba wymienić powstałe z jego inicja-tywy: Bractwo Miłosierdzia, Bractwo świętego Łazarza, zwane też Bractwem Betanii, Skrzynkę świętego Mikołaja oraz Bank Pobożny. W Kra-kowie założył lombard dla ubogich, będący pierwowzorem instytucji charytatywnej, tzw. Ko-morę Potrzebnych.

Na rok 2012 przypadła 400. rocznica śmierci księdza Piotra Skargi, polskiego kaznodziei, niestrudzonego obrońcy wiary i polskości. Do dziś nieoceniona jest jego rola jako czołowego przedstawiciela polskiej kontrreformacji, który w trosce o dobro ojczyzny miał odwagę sprzeciwić się dominującym opiniom i napiętnować największe polskie przywary.

Społecznik w

Autograf Piotra Skargi

– „Piotr Skarga

Societatis Jesu K.J.M.

Kaznodzieja Manu

Propria”.

Apostoł upomina, aby nikt sam sobie mądrym się nie udawał. Takie rozumienie o sobie szczerym jest głupstwem. Bo fundament mądrości jest: swojej nie ufać mądrości – Piotr Skarga.

Page 31: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

31

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

Szczególnym było Bractwo Miłosierdzia – organizacja religijno-społeczna, skupiająca du-chownych i świeckich w celu „przyjścia z pomo-cą materialną tym, którzy pod własnym da-chem cierpią nędzę i ucisk, trapieni przez róż-ne choroby, a wstydząc się żebrać, nie mają znikąd pomocy“. Do obowiązków członków na-leżało praktykowanie siedmiu uczynków miło-sierdzia, składanie jałmużny do skrzynki ubo-gich, odwiedzanie szpitali i więzień, proszenie o jałmużnę przy wejściu do kościoła świętej Barbary. Podstawową formą świadczenia miło-sierdzia były pożyczki bezprocentowe, posagi dla ubogich dziewcząt, opieka nad porzucony-mi dziećmi, wspomaganie biednych uczniów i osoby wstydzące się żebrać. Do Bractwa Miło-sierdzia w Krakowie należał król Zygmunt III Waza, a także jego dworzanie, magnaci, szlachta, bogate mieszczaństwo.

Spuścizna pisarska

Pozostawił bogaty dorobek pisarski, zwłasz-cza z teologii, polemiki religijnej, kaznodziej-

stwa, z uwzględnieniem problematyki społecz-no-politycznej. Pisma Skargi miały wiele wydań, zwłaszcza „Żywoty Świętych“ oraz „Kazania Sejmowe“. Te ostatnie są często wznawiane, nie tylko jako zabytki pięknej polszczyzny, ale dowód miłości do ojczyzny oraz szkoła patrio-tyzmu. Dzięki licznym dziełom, pisanym pro-stym, starannym, a zarazem pięknym i wznio-słym językiem polskim, wywarł znaczny wpływ na rozwój polszczyzny w XVI i XVII stuleciu.

Skarga aktywnie uczestniczył w życiu spo-łecznym i politycznym Rzeczypospolitej. I tak chociażby w „Kazaniach“ omówił Skarga naj-groźniejsze „choroby” toczące organizm Rze-czypospolitej i zagrażające jej bytowi: brak mi-łości ojczyzny, niezgodę w sprawach społecz-nych (anarchia), tolerowanie różnowierstwa (herezja), osłabienie władzy królewskiej, nie-sprawiedliwe prawa, bezkarność występków (grzechy jawne). Opowiadał się przeto za ogra-niczeniem przywilejów szlacheckich i upraw-nień posłów, postulował usprawnienie sądow-nictwa. Domagał się poprawy sytuacji chłopów. Stał się zwolennikiem ograniczenia roli Sejmu i zwiększenia władzy królewskiej. Piętnował wady polskiej szlachty. Był przeciwnikiem przy-jęcia przez Zygmunta III korony szwedzkiej, a także współtwórcą Unii Brzeskiej.

Trzy ważne postulaty

Wiele postulatów głoszonych przez Piotra Skargę nie straciło na aktualności. W XIX wie-ku, w okresie zaborów, „Kazania“ zaczęto inter-pretować jako zapowiedź wielkich narodowych nieszczęść, a rozbiory jako spełnienie przewi-dywań. Z bogatej i różnorodnej działalności Skargi, co najmniej trzy dziedziny nie straciły na swej aktualności: patriotyzm, działalność charytatywna oraz pragnienie zapobiegania problemowi braku jedności Chrześcijan.

Justyna Fręśko

sutannieKazanie księdza Piotra Skargi – płótno Jana Matejki.

Piotr Skarga – spisywać bożą łaskę w literze tego, co ludzkie.

Page 32: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

32

D oradcy i szkoleniowcy prezentują wie-dzę w sposób zbyt teoretyczny, general-nie niezintegrowany z gospodarką i sa-

morządnością, oderwaną od praktycznych do-świadczeń i lokalnego rynku. Dominuje myśle-nie sektorowo-branżowe, podkreślające różni-ce, konkurencyjność partnerów względem sie-bie. Rezultaty działania w takich projektach sprowadzają się z reguły do ilości osób prze-szkolonych, do liczby szkoleń, konferencji i ewentualnie publikacji. W obecnym kształcie instytucje wsparcia przedsiębiorczości społecz-nej funkcjonują jako rozbudowane struktury ad-ministracyjno-instytucjonalne. W związku z tym

mamy do czynienia z niewystarczającym po-wiązaniem przedsiębiorstw społecznych z lo-kalnym rynkiem usług. W nowym okresie pro-gramowania konieczne byłoby powiązanie środków dotacyjnych z ilością faktycznie stwo-rzonych miejsc pracy w ramach różnorodnych form przedsiębiorczych, nie tylko w spółdziel-niach socjalnych.

Właściwy kierunek to rewitalizacja społeczności lokalnych

Istotnym elementem systemu jest położenie nacisku na rewitalizację społeczno-gospodar-czo-przestrzenną. W tym celu należy prowadzić spotkania edukacyjno-przedsiębiorcze oraz warsztatowe we wspólnotach lokalnych, obej-mujących określony obszar geograficzny (dziel-nica, gmina). Ważna jest integracja działań związanych z rewitalizacją obiektów mieszkal-nych, kulturalnych i przedsiębiorczych z powo-ływaniem przedsiębiorstw społecznych oraz edukacją i aktywnością obywatelską. Podejście to wymaga integracji różnych partnerów we wspólnocie lokalnej. Taką rolę powinny pełnić tzw. ośrodki wsparcia gospodarki solidarnej.

Mogą one tworzyć platformę współpracy i przedsiębiorczości z:

- gminami czy powiatami, podejmującymi trud zakładania klubów czy centrów integra-cji społecznej, spółdzielni socjalnych, spółek pożytku publicznego, stosowania klauzul społecznych w zamówieniach publicznych, budowania szerokich partnerstw lokalnych na rzecz przedsiębiorczości społecznej;

- firmami biznesowymi, świadomymi odpo-wiedzialności społecznej i podejmującymi

Dotychczasowy system wydatkowania środków unijnych, szczególnie w Programie Operacyjnym Kapitał Ludzki sformułowany był na błędnych przesłankach. Wiele projektów zostało zawężonych do biura o wąskiej specjalizacji, podejmujące szkolenia o wąskiej tematyce. Niestety, nie przeradzają się one w powstawanie nowych form współpracy opartych na zaufaniu oraz na tworzeniu przedsiębiorstw społecznych i instytucji.

Aby dotacje zmiea nie bo

Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka prowadzi Centrum Ekonomii Społecznej, które zajmuje się ewaluacją działań tzw. Ośrodków Wsparcia Ekonomii Społecznej w czterech województwach: opolskim, dolnośląskim, wielkopolskim, lubuskim. Działania prowadzone są w ramach projektu systemowego „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej”.

ekonomia społeczna

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

Page 33: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

współpracę z przedsiębiorstwami społecz-nymi w formie zleceń, podwykonawstwa, staży i praktyk, zatrudnienia wspieranego;

- osobami fizycznymi, które chcą założyć stowa-rzyszenie, spółdzielnię socjalną, w tym z oso-bami długotrwale bezrobotnymi, absolwentami różnych kierunków poszukującymi pracy, oso-bami zagrożonymi zwolnieniami itp.;

- organizacjami obywatelskimi (fundacjami i stowarzyszeniami) zmierzającymi do uru-chomienia działalności społeczno-ekono-micznej (w tym działalności odpłatnej pożytku publicznego lub gospodarczej) jako tzw. przedsiębiorstwa społeczne.

Etyka podstawą współpracy

Dotychczasowy model funkcjonowania róż-norodnych instytucji wsparcia przedsiębiorczo-ści społecznej jest w dużej mierze „wirtualny” (wiedza nie przekłada się na praktyczny wymiar działania), a środki jakimi dysponowały rzadko prowadziły do stworzenia konkretnej ilości trwa-łych miejsc pracy. Często „służyły” firmom uczestniczącym w dostarczaniu dość wirtual-nych usług szkoleniowych (doradcom, szkole-niowcom, ekspertom). Tutaj dochodzimy do aspektów etycznych funkcjonowania ośrodków wsparcia. Jest to taka sytuacja, kiedy pomoc służy w większym stopniu pomagającemu niż

potrzebującemu pomocy. Pomoc może być udzielana w sposób, gdzie korzyści rozkładają się po połowie lub w sposób, w której potrzebu-jący pomocy zyskuje najwięcej (dokonuje się konkretna poprawa sytuacji społeczno-zawodo-wej osób lub środowisk).

Pomoc prawdziwa i pozorna

Jeśli w wyniku prowadzonej działalności szko-leniowej, doradczej, informacyjnej i promocyjnej nie powstają trwałe rezultaty w postaci nowych miejsc pracy (nie ma znaczenia w jakiej formie prawno-organizacyjnej), nowych form współpra-cy w środowisku lokalnym, to należy się zastano-wić nad zasadnością wydatkowania środków. Dotychczas zasadność wydatkowania środków wiąże się np. z badaniem stosowania lub nie sto-sowania zasady konkurencyjności, niezależnie od efektywności pracy ekspertów i doradców. W sposób sztuczny produkuje się dużą ilość do-kumentacji uzasadniającej wybór ekspertów, od-byte szkolenia, kierowanie są zasadą konkuren-cyjności itp. Tymczasem ocena zasadności wy-datkowania środków powinna być dokonywana nie na podstawie dokumentacji wyboru danej fir-my czy eksperta do prowadzenia szkoleń, ale na podstawie rezultatów i zmian, które zostały osią-gnięte w środowisku lokalnym w wyniku tego wy-boru. Barbara Sadowska

e być zkładają potrzebu-uje się

o-zawodo-

ności szko-omocyjnej

nowych ej formie współpra-ę zastano-odków.środków ub nie sto-zależnie adców.ilość do-ertów, od-

konkuren-ości wy-onywana u danej fir-eń, ale nastały osią-u tego wy- Sadowska

33

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

niały,gaciły ekspertów

Page 34: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

34

W tym kontekście w Polsce poszukuje się najlepszych form prawnych dla po-wstających przedsiębiorstw społecz-

nych – takich, które odnajdą się na rynku gospo-darczym, ale także będą sprzyjać włączeniu spo-łecznemu ukierunkowanemu na zatrudnienie dla każdego. Taką formułę może mieć spółka non-profit – z ograniczoną odpowiedzialnością, dzia-łająca na podstawie kodeksu prawa handlowe-go. Istotą jej aktywności jest podporządkowanie działalności gospodarczej celom społecznym. Zasadniczym założeniem takiej spółki jest prze-konanie, że zyski z działalności gospodarczej nie mogą podlegać podziałowi między udziałowców – są reinwestowane w jej rozwój.

Inspirujący przykład spółki non-profit…

…to Diakonijna Spółka Zatrudnienia – po-wstała z inspiracji i we współpracy z partnerem niemieckim StiftungWohnenundBeraten z Brunszwiku. Odwołanie do partnera niemiec-kiego nie jest przypadkowe. Na rynku w Niem-czech działa bardzo wiele spółek z ograniczo-ną odpowiedzialnością mających jednocześnie charakter przedsiębiorstw socjalnych (GmbH).Historianaszej spółki pokazuje wieloletnią współpracę, przyjaźń i współdziałanie ludzi za-

angażowanych w budowanie i tworzenie nowo-czesnej „Europy socjalnej”.

Diakonijna Spółka Zatrudnienia jest przykła-dem partnerstwa publiczno-prywatno-społecz-nego. Jej założycielami są organizacje pozarzą-dowe (Fundacja Barka, Stowarzyszenie Dla Lu-dzi i Środowiska), gmina Kwilcz i Parafia Ewan-gelicko-Augsburska z Poznania. Te podmioty związane są umową współpracy z Fundacją WohnenundBeraten, która przekazała swój ka-pitał zakładowy dla spółki. Partner niemiecki jest zatem„dobrym duchem” tego przedsię-wzięcia – wspiera, animujew zakresie zbytu, zapewnienia jakości, kontroli i pomocy w kształceniu kadry w swoim przedsiębiorstwie Diakonische Betriebe Kästorf (DBK) w Niem-czech. Diakonische Betriebe Kästorf współpra-cuje z koncernem samochodowym Volkswagen w Wolfsburgu i te doświadczenia przenosi do Diakonijnej Spółki Zatrudnienia w Polsce.

Firma społeczna w Kwilczu pracuje dla Volkswagena

Po ponad trzech latach działalności spółka jest koncesjonowanym dostawcą usług dla Volks-wagena, dla którego wykonuje naprawy pojemni-ków specjalistycznych i uniwersalnych. Okazjo-nalnie szyje tez ubrania robocze. Istotą tej dzia-łalności są jakość, terminowość i rzetelność pra-cy. Działalność gospodarcza spółki koncentruje się w dwóch obszarach tematycznych: obróbki metalu i krawiectwa. Ale praca spółki non-profit to nie tylko obszar działalności gospodarczej.

Szczeble działania w Unii

Społeczny wymiar spółki to kształcenie za-wodowe i nabywanie kwalifikacji przez osoby wywodzące się ze środowisk dotkniętych długo-trwałym bezrobociem, niepełnosprawnością, uzależnieniem czy bezdomnością. Przygotowa-nie zawodowe połączone jest z integracją spo-łeczną i zatrudnieniem. Spółka obejmuje swoją pracą osoby w trudnych sytuacjach życiowych.

ekonomia społeczna

W gospodarce społecznej w Unii Europejskiej zatrudnienie znajduje ponad 11 milionów pracowników, co stanowi 6 procent całkowitego zatrudnienia. Należą do niej podmioty o szczególnym statusie prawnym: spółdzielnie, fundacje, stowarzyszenia, towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych, a także przedsiębiorstwa społeczne w formie prywatnych spółek lub tradycyjnych spółek akcyjnych.

Miej z nami spo

Podczas wizyty partnerskiej w Diakonische Betriebe Kästorf.

Page 35: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

35

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

To niezwykle ważny aspekt Diakonijnej Spółki Zatrudnienia. Praca socjalna zajmuje w przed-siębiorstwie użyteczności publicznej szczegól-ne miejsce. Pozwala oferować pomoc w zakre-sie doradztwa i wsparcia socjalnego. Pomaga przezwyciężać kryzysy i uczy, jak radzić sobie z różnego rodzaju problemami i trudnymi sytu-acjami. Program poradnictwa socjalnego dla osób znajdujących się w sytuacjach kryzyso-wych wspiera fundusz niemiecki AktionMensch.

Przykład Diakonijnej Spółki Zatrudnienia jest ważny jeszcze z kilku względów. Przede wszyst-kim pokazuje możliwości współpracy firmy spo-łecznej z dużym biznesem. Koncern samochodo-wy Volkswagen jest bardzo wymagającym part-nerem, jasno określa swoje oczekiwania i proce-dury, ale jest też niezwykle stabilnym i rzetelnym kontrahentem. W tym współdziałaniu jako firma

społeczna bardzo dużo się uczymy. Firmy spo-łeczne muszą mieć stabilne podstawy ekono-miczne. Współpraca z takim partnerem jak Volkswagen bardzo to ułatwia. Klientów i partne-rów Diakonijnej Spółki Zatrudnienia cechuje szczególna odpowiedzialność społeczna. Diako-nijna Spółka Zatrudnienia funkcjonuje bez ze-wnętrznych źródeł finansowania, co oznacza, że utrzymuje się z własnej działalności. W spółce pracuje 14 osób, w tym 8 na stałych umowach o pracę. 15 osób to uczestnicy objęci przygoto-waniem zawodowym bądź praktykanci, którzy na przykład uczestniczą w praktykach zawodowych organizowanych u partnera niemieckiego w Kästorf. Diakonijna Spółka Zatrudnienia to mo-del przedsiębiorstwa społecznego powiązanego z wolnym rynkiem i biznesem.

Krystyna Dorsz

łeczny biznes

Prototyp wózka do przewozu beczek z klejem wykonany dla Volkswagena w Wolfsburgu.

Takie pojemniki naprawiamy dla Volkswagena.

Page 36: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

36

R ejon Śląska słynął przez lata jako teren górniczy. Wydobywano tu nie tylko wę-giel ale i złoto. Zasoby uległy jednak wy-

czerpaniu. Po upadku komunizmu w Pol-sce w 1989 roku sytuacja przemysłowa Kłodzka również zaczęła podupadać. W mieście działa-ło kilka zakładów przemysłowych, ale żaden z nich nie miał poważniejszego znaczenia. Póź-niej było jeszcze gorzej – w połowie lat 90-tych pozostałe przedsiębiorstwa zostały zamknięte, przez co nastąpił gwałtowny wzrost bezrobo-cia.

„Skąd wszędzie jest bliżej…”

Kłodzko reklamuje się jako miejsce „skąd wszędzie jest bliżej…”. Zachęca potencjalnych turystów bliskością granicy czeskiej, Kotliny Kłodzkiej, pięciu uzdrowisk. Jest fascynujące przez swoją 1000-letnią historię i średniowiecz-ne tajemnice.

Nawet Andrzej Sapkowski większość akcji swojej trylogii umieścił w przewadze właśnie

w rejonie Ziemi Kłodzkiej; bo oprócz religijnych wojen husyckich na terenie Ziemi Kłodzkiej ścierały się w różnych czasach wojska polskie, czeskie, pruskie, austriackie, niemieckie. Stąd liczne warownie, twierdze i wieże rycerskie. To miejsce cechuje wyjątkowa atrakcyjność tury-styczna, rekreacyjna, a nawet wspinaczkowa. Wydawać by się mogło, że jest to raj dla rdzen-nych mieszkańców.

Partnerstwo lokalne i szybki efekt

W powiecie kłodzkim uruchomiono szereg inicjatyw, które mają zmniejszyć bezrobocie. Nie będzie to jednak zmiana błyskawiczna. Ale jedno z podjętych działań zaowocowało znacz-nie prędzej. Mowa o budowaniu partnerstwa lo-kalnego na rzecz gospodarki społecznej. I tu efekty pojawiły się dosyć szybko. W grudniu 2011 roku dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy i przedstawiciele władz powiatowych zwrócili się do Fundacji Barka z prośbą o współpracę w pomocy dla osób poszukujących pracy. Od-było się wiele spotkań, w których brali udział przedstawiciele władz powiatowych, gminnych, organizacje obywatelskie, Urząd Pracy, Ośrodki Pomocy Społecznej i inni przedstawiciele śro-dowiska lokalnego. W rezultacie, pod koniec lata 2012 roku ponad 40 osób znalazło pracę w dwóch Centrach Integracji Społecznej. Jedni powołali stowarzyszenie, drudzy samorząd.

CIS samorządowy został powołany jako za-kład budżetowy i od września 2012 roku prowa-dzi cztery warsztaty: remontowo-porządkowy (wykonuje zadania związane z przebudową przepustów drogowych, rowów melioracyjnych,

Co może zrobić Powiatowy Urząd Pracy w sytuacji, gdy bezrobocie na jego obszarze zbliża się niemal do 25 procent. Czy jest w stanie skutecznie reagować, gdy stosunek liczby zarejestrowanych osób bezrobotnych do liczby wolnych miejsc pracy jest drastyczny i wynosi aż 71 osób na jedno stanowisko pracy?

Jak to robią w

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

ekonomia społeczna

Partnerstwo Kłodzkie w trakcie jednego ze spotkań.

Page 37: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

37

kominów), ogrodniczo-porządkowy (dba o po-rządek oraz wykonuje prace ogrodnicze), ga-stronomiczny (pracuje w kuchniach znajdują-cych się w placówkach oświatowych), opiekuń-czy (pełni opiekę nad dziećmi przewożonymi do szkół oraz zajmuje się chorymi osobami). CIS otrzymał 100 tysięcy złotych dotacji z Urzędu Marszałkowskiego na uruchomienie warszta-tów i na pierwsze trzy miesiące działalności. Później będzie utrzymywał się sam, z własnej działalności, wykonywanych zleceń i usług.

Natomiast Centrum Integracji Społecznej powołane przez Stowarzyszenie Edukacja i Rozwój będzie ubiegać się o dotację z Urzędu Marszałkowskiego w przyszłym roku. Obecnie uruchomiony został jeden warsztat, w którym pracuje 12 osób. Wykonują oni usługi porząd-kowe dla Szpitala Rejonowego.

Różnice formalne

Kłodzko to kombinacja dwóch różnych CI-Sów, które kierują się odmiennymi zasadami działania. Zbieżne jest przedsiębiorcze podej-ście, zasady uczestnictwa w CISie (uczestnicy, m.in. bezrobotni, osoby korzystające z pomocy społecznej, za swoją codzienną pracę przez co

najmniej 6 godzin dziennie otrzymują świadcze-nie integracyjne w wysokości 794,20 złotych). Podobnie w obu kłodzkich centrach wyglądają też możliwości startowe – konieczność uzyska-nia statusu CIS, jak również możliwość uzyska-nia dotacji z Urzędu Marszałkowskiego. Mimo to, Urząd Wojewódzki na pierwszym etapie roz-patrywania wniosków o nadanie statusu odrzu-cił wniosek stowarzyszenia, przyjmując wniosek Gminy. Ostatecznie oba wnioski zostały zaak-ceptowane, jednak tego rodzaju trudności po-kazują jak ważne jest sprawne partnerstwo lo-kalne. Prawidłowe funkcjonowanie jest możliwe tylko dzięki współpracy, wzajemnemu zaufaniu i przekonaniu, że CIS jest sprawą partnerstwa, a nie organu prowadzącego.

Podstawowe różnice dotyczą zasad finanso-wania. Centrum funkcjonujące w formie samo-rządowego zakładu budżetowego funkcjonuje w oparciu o „Ustawę o finansach publicznych” i może być dofinansowane ze środków budżetu gminy do 50 procent kosztów funkcjonowania. Natomiast CIS prowadzony przez organizację obywatelską może otrzymać dofinansowanie z budżetu samorządu lokalnego. Jednak o staw-ce decyduje rada gminy lub miasta, a sposób naliczenia wynika z algorytmu opisanego w „Ustawie o zatrudnieniu socjalnym”. W prak-tyce CISy, które powoływane są przez organiza-cje obywatelskie mają mniejsze szanse na uzy-skanie dofinansowania. Zaś działalność kłodz-kich CISów oparta jest wyłącznie na własnej przedsiębiorczości.

Druga różnica wynika z ustawy „Prawo za-mówień publicznych”. Urząd Gminy zlecający zadania CISowi funkcjonującemu jako zakład budżetowy, może to robić bezprzetargowo. Na-tomiast w przypadku zleceń dla CISu prowa-dzonego przez organizację obywatelską, musi się to odbywać w trybie zamówień publicznych.

Dagmara Szlandrowicz

Kłodzku?

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

Centrum Integracji Społecznej podczas pracy.

Page 38: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

38

świadectwa są potrzebne

Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

P amiętam dzień 28 października 2005 roku, w którym rozpoczęła się moja współpraca z Fundacją Pomocy Wzajem-

nej Barka. Dostałem skierowanie z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie i od razu stałem się uczestnikiem Centrum Integracji Społecznej. Uczestniczyłem w warsztacie opieki nad osobą starszą i niepełnosprawną oraz uczęszczałem na lekcje języka niemieckiego. Odnalazłem się tutaj, tym bardziej, że miałem dobre rekomen-dacje mojej partnerki życiowej – Maryli, która w CISie była kilka miesięcy przede mną.

Barka zmieniła moje życie. Kiedyś byłem „wycofany”, wręcz wystraszony w odniesieniu do różnych sytuacji życiowych, które mnie spo-tykały. Obcowanie z ludźmi otwiera świado-mość na wiele kwestii społecznych. Zacząłem doceniać wartość wspólnoty. Barka umocniła mnie w przekonaniu, że dobrze uczyniłem, kie-dy już w 2000 roku rzuciłem picie alkoholu.

„Na poważnie”

„Sprzedawcą Gazety” zostałem głównie ze względu na koleżeństwo z Mirkiem, szefem sprzedawców ulicznych, z którym poszliśmy na dworzec i próbnie sprzedawaliśmy Gazetę. To mi się bardzo spodobało. zacząłem sprzeda-wać Gazetę 13 grudnia 2006 roku. Pierwsze dni spędziłem na poznańskim deptaku, później na parkingu jednego z supersamów.

Od drugiej połowy 2007 roku jestem rozpozna-wany w tramwajach. O dziwo, sprzedaje się w nich naszą Gazetę z lepszym efektem niż na

„stałym gruncie”. Poza tym taka sprzedaż w zimie ma wielką zaletę – nie muszę przebywać cały dzień na mrozie. W zimie czułem się niemalże za-marznięty. Kiedy próbowałem wydać klientowi resztę z kwoty jaką chciał przeznaczyć na zakup kwartalnika, palce mi drętwiały i monety przelaty-wały przez nie. Ale to właśnie w chłodnym miesią-cu, grudniu 2006 roku, padł mój rekord sprzedaży – 200 egzemplarzy sprzedanych Gazet. A normą moją było, że sprzedawałem wtedy przez 3 bądź 4 godziny dziennie 50 egzemplarzy.

Dlaczego już tak teraz nie jest? Ludzie lubią coś kupować na zasadzie nowości, choć nie jest to podejście dojrzałe. Mieszkańcy Wielko-polski stali się bardziej zobojętnieni na sprawy społeczne. Ważne jest jednak, iż Gazeta przy-bliża ludziom świat, w którym żyje Barka, a któ-ry dla osób nie wtajemniczonych w jej działa-nia, powinien być znany.

Sprzedaż „Gazety Ulicznej” umocniła we mnie pewność siebie. Przyzwyczaiłem się do bycia z ludźmi. Bycie sprzedawcą przyniosło mi zysk na jaki wcześnie nie liczyłem – niemate-rialny. Przez te kilka lat zdobyłem rozpoznawal-ność i serdeczność osób – motorniczy w tram-wajach witają mnie jak swojego, podobnie jest z niektórymi policjantami i lekarzami.

Świadectwo Piotra Heigelmanna spisał Dominik Górny

Piotr Heigelmann przed redakcją „Gazety Ulicznej” na poznańskich Zawadach.

Bycie „sprzedawcą ulicznym” jest dla mnie ważnym etapem w życiu, który staram się doceniać poprzez poznawanie ludzi. Najwięcej ich spotykam w tramwajach. Tak, właśnie w nich, bo „Gazetę Uliczną” upowszechniam w tych środkach lokomocji – z tego, co wiem, jako jedyny taki sprzedawca w Polsce.

Spotkasz mnie w tramwajach

Page 39: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012

III Dni Kultury SolidarnościTargi Przedsiębiorczości Społecznej

Wydruk niniejszego numeru „Gazety Ulicznej-kwartalnika gospodarki solidarnej” jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

Spotkanie z Pierwszą Damą Pro Publico Bono, Izabelą Dzieduszycką, pt. „Kucem na Ursynów” (Hotel Kolegiacki w Poznaniu).

Debata w siedzibie Barki, pierwsze oficjalne ogłoszenie patrona Wielkopolskiego Centrum Ekonomii Solidarności, które będzie nosić imię Cyryla Ratajskiego.

Sympozjum „Kultura przestrzeni publicznej dla rewitalizacji miejsc dziedzictwa i życia społecznego wspólnot lokalnych” – prelegenci (od lewej: Piotr Szymański, Tomasz Sadowski, Barbara Sadowska, Dominik Górny, Waldemar Rataj).

Page 40: Gazeta Uliczna Nr 4 (34) 2012