Gazeta Uliczna 02/2008

40
Nr 2 (16) 2008 NEPAL 50% Reportaż Beno Houweling 14-21 połowa ceny dla sprzedawcy Oswajam przestrzeń miasta 4-8 Wywiad z Krzysztofem Wodiczką

description

Oswajam przestrzeń miasta Reportaż Beno Houweling

Transcript of Gazeta Uliczna 02/2008

Page 1: Gazeta Uliczna 02/2008

Nr 2 (16) 2008

NEPAL

50%

Reportaż Beno Houweling14-21

połowa ceny dla sprzedawcy

Oswajam przestrzeń miasta

4-8

Wywiad z Krzysztofem Wodiczką

Page 2: Gazeta Uliczna 02/2008

Biblioteka w Centrum Integracji Społecznej.Kawiarenka internetowa w Centrum Integracji Społecznej.

W ofercie edukacyjnej Centrum Integracji Społecznej w Poznaniu przy ul św.Wincentego 6/9 są m.in. zajęcia z edukacji ogólnej pn. „Repetytorium”. W trakcie zajęć, które odbywają się w cyklu 3-mie-sięcznym, uczestnicy zapoznają się z wybranym materiałem grama-tycznym z zakresu ortografii, interpunkcji i stylistyki, aby pogłębić i poszerzyć wiedzę z zakresu mowy ojczystej. Nasze umiejętności „szlifujemy” poprzez rozwiązywanie krzyżówek, rebusów, szarad, a w oparciu o teksty literackie – ćwiczymy umiejętność poprawnego

czytania oraz stosowania prawidłowej stylistyki i składni. Ponadto uczymy się postrzegać świat literatury, kultury i historii, słuchając wykładów, uczestnicząc w projekcjach filmowych, zwiedzając muzea. Pomocą dla poszerzenia naszej wiedzy jest księgozbiór biblioteki.

Biblioteka i Kawiarenka Internetowa – dostępne dla wszystkich zainteresowanych - czynne są codziennie w godz. od 8.00 do 16.00

Page 3: Gazeta Uliczna 02/2008

Fot.

Arc

hiw

um

GUFot.

Arc

hiw

um

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska +48 607 966 209 [email protected]

Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Gina Leśniak, Katarzyna Jankowska, Maria Sadowska Stowarzyszenie Wydawnicze Barki [email protected]

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: Zakład Poligraficzny Moś-Łuczak

Opracowanie grafi czne i skład: Qubas.pl

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA

ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”,

W oddawanym do Państwa rąk

kolejnym numerze naszej Gazety,

chcielibyśmy w sposób szczególny

zwrócić uwagę na wywiad

z Krzysztofem Wodiczką, cenionym

polskim artystą, zamieszkałym

w Stanach Zjednoczonych oraz na

reportaż z podróży do Nepalu. Autor

reportażu, Beno Houweling, przybliża

nam ten niezwykły, daleki kraj, wraz

z jego obyczajami, kulturą i ludźmi

- kraj, na którego życie wpłynęły

groźne i majestatyczne Himalaje, pełen

tajemnic i kulturowych niespodzianek,

ale przede wszystkim - przyjaznych,

życzliwych ludzi z fascynującymi

„ludźmi gór” – Szerpami.

Redakcja

Gazety Ulicznej

Fot.

Arc

hiw

um

GU

Nr 2 (16) 2008

NEPAL

50%

Reportaż Beno Houweling14-21

połowa ceny dla sprzedawcy

Oswajam przestrzeń miasta

4-8Wywiad z Krzysztofem Wodiczką 4-7

Wywiad z Krzysztofem Wodiczko

8-9Dyskusja wokół polskiej

szkoły

10-11 Kryzys.....

12-13 O wyrastaniu córek...

14-19 Nepal - Reportaż

20-21 Foto-Galeria Nepalu

22-23 Kobieta w wieku

siedemnastym

24-25 Wiersze

Dominika Górnego

26Futbol łączy

27 Nowy sezon

Piłki Nożnej Ulicznej

28-29 SLES

30-31 Chrześcijański

Tydzień Społeczny

32-34 Eko-Farma

35 Eine Bier, bitte...

36-37 Dusza jest jak czarna

skrzynka

38 Recenzja

2(16) num

er

2008 wiosna

Projekt powstał dzięki dofi nansowaniu środków z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach inicjatywy wspólnotowej Equal.

Wydanie Gazety współfi nansowane przez Fundusz Inicjatyw Obywatelskich

Page 4: Gazeta Uliczna 02/2008

4

Wywiad

D ariusz Gościniak - Uprawia Pan kry-tyczną sztukę publiczną. Z odbior-cami porozumiewa się Pan „po-

przez miasto”. W niepowtarzalnych projek-cjach, prezentowanych na całym świecie, a ostatnio także w Polsce, stara się Pan oży-wiać pomniki historyczne, ich polityczne i społeczne przesłanie. Po instalacjach w Krakowie, Warszawie wybrał Pan Poznań – dlaczego?

Krzysztof Wodiczko - Na całym świecie, każde miasto, ma swoje problemy. Są to różne problemy, artyści mogą się przydać w każdym mieście. To nie jest tak, że Po-znań ma jakieś szczególne problemy, ale cieszy mnie fakt, że mam możliwość zrobie-

nia czegoś dla tego miasta. Mam w tej chwili grono współpracowników i pewien budżet, aby coś zrobić w przestrzeni pu-blicznej miasta. To raczej rzadka sytuacja - bardzo się cieszę, że jest taka okazja. Tu, w Poznaniu, chcę, aby do mieszkańców Gro-du Przemysła, przemówili ludzie bezdomni. I to przemówili nie byle gdzie, ale w wieży Zamku Cesarskiego.

D.G. Skąd w Pana twórczości tyle zaan-gażowania w sprawy społeczne? Skąd tyle wrażliwości na los narkomana, alkoholika,

człowieka pokrzywdzonego w wyniku wybu-chu bomby atomowej, człowieka bezdom-nego, biednego, wykluczonego? Sztuka lubi piękno, a co Pan takiego znajduje, co Pana inspiruje w tym, o czym inni nie chcieliby wiedzieć, co uważają za wręcz wstydliwe?

K. W. Myślę, że nie ma w tym nic dziwne-go. W naszej tradycji kultury chrześcijań-skiej zwracamy się z troską ku człowiekowi pokrzywdzonemu i widzimy swą wartość w tym, co możemy dla niego zrobić. W trady-cji religii judaistycznej, chrześcijańskiej czy muzułmańskiej, wszędzie są te same idee. Ja się wychowałem w tradycji społeczni-kowskiej. Zarówno mój ojciec jak i matka mieli głęboko zakorzenione tradycje spo-

łeczne. Ja się w tym klimacie wychowywa-łem i dorastałem, stąd są mi one tak bli-skie. Ojciec łączył w sobie tradycję prote-stancko-katolicką, matka zaś bogatą trady-cję zasymilowanych i zintegrowanych z Pol-ską, Żydów. Na początku pracowałem jako projektant zarówno z inżynierami, jak i ro-botnikami i - dla robotników. Projektowali-śmy urządzenia i sprzęt, którymi posługi-wali się robotnicy. Krył się w tym poważny problem społeczny. Moje podejście do tej pracy było pełne zaangażowania – to zaan-

Z Krzysztofem Wodiczko, jednym z najbardziej znanych w świecie polskich artystów plastyków, rozmawiam przy okazji realizacji, zwanej roboczo - „Instalacją poznańską”, która opowiada o ludziach bezdomnych, ich troskach, problemach, ale także – a może przede wszystkim – zwycięstwach i bohaterskich zmaganiach z tym, co potocznie i z lekka nazywamy „codziennością”.

Oswajam prze

Gdy ogląda się zdjęcia tych prac, wydawać by się mogło, że są to sytuacje wyreżyserowanie, zaplanowane. Często budzą zdziwienie, że nie jest to „zawodowy” teatr i aktorzy, tylko żywi ludzie.

Page 5: Gazeta Uliczna 02/2008

gażowanie oraz połączenie go z konstrukty-wizmem, sztuki z technologią, wywarło na mnie duży wpływ. Nie znaczy to jednak, że lansuję taką postawę dla wszystkich. Nie.

D.G. Jest Pan artystą, który nie przema-wia do odbiorców ze swojej pracowni, wy-chodzi Pan ze swoją sztuką na zewnątrz. Pańskim tworzywem stają się budowle, po-mniki, człowiek i jego problemy. Lubi Pan tworzyć w miejscach, gdzie jest dużo ludzi i lubi Pan ich zaskakiwać. To tak, jakby Pan czyhał na odbiorcę i zaskakiwał go swoją sztuką w miejscu, gdzie tego najmniej może się spodziewać. Na dodatek zmusza go Pan jeszcze do zajęcia stanowiska, do określe-nia się.

K.W. Wystawy też robię, ale od początku lat osiemdziesiątych, tworzę wspólnie z ludźmi, którzy wchodzą w te projekty i dzię-ki nim mogą one zaistnieć. Jest to o tyle

ważne, że dzięki pracy ludzi, którzy mają naprawdę coś do powiedzenia, powstają dzieła, które mają ogromny ładunek emo-cjonalny. Te projekty staja się „czymś po-między” - pomiędzy tymi, którzy dają, a tymi którzy oglądają. Te instalacje mają w sobie coś z teatrów, czy to rodzinnych, czy robot-niczych, gdzie się wciąga ludzi i oni – jakby mimochodem – stają się aktorami i jedno-cześnie postaciami scenicznymi i snują opowieść swojego życia. Gdy ogląda się zdjęcia tych prac, wydawać by się mogło, że są to sytuacje wyreżyserowanie, zapla-nowane. Często budzą zdziwienie, że nie jest to „zawodowy” teatr i aktorzy, tylko żywi ludzie.

D.G. Jest Pan także twórcą, najprościej nazwijmy to - użytkowych przedmiotów ar-tystycznych, takich jak pojazd dla bez-domnych, laska tułacza i tym podobne.

y mająwstają

ek emo-mś po-

ają, a tymi ą w sobiezy robot-ni – jakby i jedno-snują da się ę mogło,, zapla-, że nie tylko żywi

jprościej miotów ar-a bez-dobne.

5

Wywiad

strzeń miasta

Krzysztof Wodiczko podczas spotkania w Pogotowiu Społecznym w Poznaniu.

Page 6: Gazeta Uliczna 02/2008

6

Wywiad

Jaka jest geneza tych niecodziennych dzieł?

K.W. To jest dość długa historia. Po pierwsze, ma to związek z sytuacją w No-wym Jorku i w Stanach Zjednoczonych w la-tach 80-tych, wtedy, gdy władzę objęli kon-serwatyści z prezydentem Reaganem. Rząd, wprowadzając szybko różnego ro-dzaju ustawy, spowodował lawinę różnora-kich przemian, między innymi zamknięto wiele hosteli, w których mieszkali ludzie bezdomni i poszukujący pracy. Byli to prze-ważnie mężczyźni, osoby samotne. Na bruk zostali także wyrzuceni ludzie chorzy umy-słowo, którzy do tej pory znajdowali schro-nienie w tego typu ośrodkach. Nagle musie-li zacząć radzić sobie sami. Wówczas mia-sto zmieniło się. Oficjalnie mówiło się o 75 tysiącach bezdomnych, ale było ich dużo więcej. Niektórzy z tych ludzi, na pewno zdecydowana mniejszość, znaleźli sposób na przetrwanie, który polegał na zbieraniu butelek i puszek, które później sprzedawali. Media przez cały czas kreowały negatywny obraz tych ludzi. Porównywano ich do pta-ków, krążących nad wysypiskami śmieci w poszukiwaniu odpadków. W odbiorze prze-ciętnego obywatela byli to ludzie bez twa-rzy, wyrzutki społeczne, a na dodatek kra-dli wózki na zakupy z marketów po to, aby używać ich jako pojazdy dla własnych ce-lów. Wtedy pomyślałem, że warto byłoby skonstruować coś takiego, co by pomogło zmienić obraz bezdomnego w oczach ludzi „domnych” - jako człowieka, który pracuje i to pracuje dla miasta i chociaż powinien być przez miasto opłacany, to nie jest. Ten pojazd, w moim zamyśle, miał stać się nicią porozumienia pomiędzy tymi, którzy mają dom, a tymi, którzy są bez domu. Chcia-łem, żeby przez ten wehikuł obie strony mo-gły nawiązać kontakt między sobą. W moim zamyśle miało to być porozumienie pomię-dzy operatorem wózka, jako pracownikiem, który działa na rzecz ekologii i dba o czy-stość miasta, a mieszkańcem tego miasta. Jednocześnie wehikuł miał być miejscem do spania czy odpoczynku, a nawet toaletą. Powstawały więc w mojej głowie różnego rodzaju koncepcje, by ten wózek był podob-ny do wózka z marketów, ale jednocześnie inny. Taki, który wywołałby zdziwienie i atrakcję, jako coś nowego i powodował za-interesowanie przechodniów.

Gdy zacząłem konsultować moje pomy-sły z bezdomnymi, okazało się, że są one naiwne. Z bezdomnymi miałem dość bliski kontakt - mieszkałem naprzeciwko trzyna-stu obozowisk, które znajdowały się w po-

bliskim parku. To bezdomni stali się moimi konsultantami. Jeden z nich, który znał się trochę na architekturze, a w środowisku bezdomnych posiadał status rzecznika do kontaktów z władzą, zebrał grupę bezdom-nych, z którą konsultowaliśmy, w jakim kie-runku powinny pójść moje prace. Ludzie za-częli się zbierać i dyskutować. Wtedy poja-wiły się sugestie, że osoba, która śpi w wózku, powinna być wyeksponowana, a nie ukryta - dla jej bezpieczeństwa. Natomiast to, co bezdomny nazbierał, powinno znaj-dować się pod nim, po to, aby uchronić przed kradzieżą, aby wehikuł można było sprawnie otworzyć i aby można było szybko uciec w razie pożaru czy innego niebezpie-czeństwa.

D.G. Kto miał sfinansować produkcję tego wehikułu? Czy było zainteresowanie ze strony władz lub przedsiębiorców, by za-jąć się wytwarzaniem tego typu pojazdu?

K. W. Od początku ideą nie było to, żeby dać bezdomnym pojazd w prezencie. To miało stać się początkiem powstania warsztatu, w którym bezdomni zaczęli by produkować najpierw tego typu pojazdy, a później i inne, najróżniejsze. Chodziło głów-nie o to, żeby powstała organizacja, bo bez organizacji nie można komuś czegoś dać, bo to jest nieodpowiedzialne działanie. Ten etap został prawie osiągnięty. W Nowym Jorku istniało centrum kulturalne bezdom-nych, założone przez bezdomnych i przez nich prowadzone. Poproszono mnie, aby zajął się zorganizowaniem takiego warszta-tu. Tuż przed rozpoczęciem prac, budynek został zaatakowany przez policję a bez-domnych, z całym ich dobytkiem, wyrzuco-no. Praktycznie zniszczono ich strukturę społeczną. Ci ludzie, pomimo że po pew-

Pojazd dla bezdomnych.

Page 7: Gazeta Uliczna 02/2008

nym czasie odzyskali budynek, już nigdy się nie zintegrowali. Stracili serce i zapał do przedsięwzięcia. Jedni poszukali sobie inne miejsca, a innych nie udało się ponow-nie namówić do realizacji tego przedsię-wzięcia.

D.G. To znaczy, że pojazd nie ujrzał światła dziennego?

K. W. Pojazd pojawił się i to w kilku wer-sjach - w Filadelfii i w Nowym Jorku. W Fila-delfii pokazano go w telewizji, wypowiadały się osoby, które posługiwały się tym pojaz-dem. Stała się wówczas dziwna rzecz. Pra-wie każda gazeta w Stanach reprodukowa-ła zdjęcie tego pojazdu i pojazd, zamiast być wyprodukowany i służyć ludziom, stał się czymś innym. Stał się skandalem! To znaczy tym, na co każdy reagował. Dzięki temu, problemy osób bezdomnych zostały nagłośnione i przestały być wstydliwie ukrywane. W „Wall Street Journal” ukazał się duży materiał na ten temat, oczywiście przeciwko tej koncepcji.

D.G. Dlaczego artykuł atakował słuszną koncepcję integracji i aktywizacji środowisk ludzi bezdomnych?

K.W. Wiadomo przecież dlaczego. To jest konserwatywne czasopismo. Motywowano to tym, że to nie ma sensu, że to mrzonki, iluzje, fikcja itd. itp. Nawet skrajna lewica, która pracowała dla bezdomnych, też była przeciwko temu projektowi. Środowisko bezdomnych także było podzielone - jedni byli za, inni - przeciw. Jednak zainteresowa-nie projektem było duże. Ludzie pytali: ile kosztuje, po co jest ta część, po co tamta. Powoli społeczeństwo zaczęło się dowiady-wać o losie bezdomnych. Uważam, że to był jeden z najważniejszych i najbardziej skutecznych skandali, jakie udało mi się wywołać w moim życiu. Pewnego dnia za-dzwonił do mnie Jerzy Kosiński, było to tuż przed jego tragiczną śmiercią. - Tu mówi Je-rzy Kosiński, bardzo podoba mi się pana pomysł. Wszyscy go nienawidzą, każdy go odrzuca. Musi być w nim coś dobrego. Ten pojazd trzeba wyprodukować, ja będę zbie-rał pieniądze. Później spotkałem się z nim, były plany... a potem popełnił samobójstwo. I tak się skończyło.

D. G. Dziękuję za rozmowę i w imieniu redakcji i Czytelników życzę Panu wielu ar-tystycznych sukcesów.

Z Krzysztofem Wodiczko

rozmawiał Dariusz Gościniakwywiad autoryzowany

Krzysztof Wodiczko ur. w 1943 r. w Warszawie, syn znanego dyrygenta Bohdana Wodiczko. Artysta, posługujący się fotografią i technikami wideo; teoretyk sztuki, wykładowca aka-demicki. Jeden z najbardziej znanych polskich arty-stów współczesnych.W 1968 r. ukończył studia na Wydziale Projektowania Przemysłowego ASP w Warszawie. Pracował jako projektant przemysłowy. Wystawiał swoje prace w Galerii Współczesnej w Warszawie, później związał się z warszawską Galerią Foksal. W 1977 r. wyjechał do Kanady, od 1983 r. mieszka w Nowym Jorku. W 1994 r. został dyrektorem „Center for Advanced Visual Studies” w Massachusetts. Od roku 1980 realizował projekcje slajdowe w przestrze-ni miejskiej, a od 1996 r.- filmowe, na budynkach i pomnikach. W 1987 r. rozpoczął pracę, która dopro-wadziła do powstania „Pojazdu dla bezdomnych”, testowanego na Manhattanie i Bostonie.

W 1999 r., na Kopule Wojny Atomowej w Hiro-szimie, zaprezentował instalację razem z ofiarami wybuchu, ich dziećmi i wnukami. W 2005 r., w Warszawie, artysta zrealizował instalację z projek-cją na frontonie galerii Zachęta. Na ścianie galerii pojawiały się „portrety” kobiet, które opowiadały o traumatycznych wydarzeniach ze swojego życia. W 40-tą rocznicę zdjęcia - przez ówczesne władze – słynnego przedstawienia „Dziadów” w reżyserii K. Dejmka, artysta „ożywił” pomnik Adama Mickiewi-cza, który przemówił słowami III części „Dzia-dów”. Tekst „Dziadów” przerywany był fragmenta-mi przemówienia Gomułki. Obecnie Wodiczko, wraz z bezdomnymi, zamieszkującymi hostel „Po-gotowia Społecznego”, przygotowuje - roboczo nazywaną - „Instalację poznańską”.

Międzynarodowe znaczenie artysty podkreśla-ją prestiżowe nagrody i wystawy, realizowane m.in. w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Japonii, Hiszpanii. W kwietniu br. Wodiczko odebrał medal za osiągnięcia w dziedzinie rzeźby, przyznany przez komisję krytyków i kolekcjonerów sztuki. Artysta znalazł się wśród pięciu, tegorocznych laureatów, przyznanej po raz trzydziesty siódmy, prestiżowej nagrody amerykańskiej Szkoły Malar-stwa i Rzeźby (School of Painting and Sculpture).

yrygenta ę fotografią owca aka-ch arty-

ektowania wał jakoprace w związał

mieszka wm „Center setts. Odprzestrze-ynkach ira dopro-nych”,

w Hiro-fiaramir., wprojek- galerii iadały o życia. W ładze –

yserii K. ickiewi-zia-gmenta-zko, el „Po-oczo

dkreśla-ane m.ponii, medal

ny uki. ych dmy, Malar-pture).

7

Wywiad

Page 8: Gazeta Uliczna 02/2008

Dyskusja wokół polskiej szkoły

T endencja poszukiwania nowych możliwo-ści nauczania wydaje się zrozumiała - nasz „monopolista” wśród systemów

edukacji pełen jest bowiem mankamentów: ab-surdalne kryteria ocen, brak istotnych zmian i postępu, bardzo przeciętny poziom nauczania języków, itd. IB może okazać się receptą na usprawnienie rodzimej edukacji, bo choć zastą-pić jej nie ma szans, może sprowokować do od-ruchu przyglądania się - ‘jak robią to inni’ i wy-ciągania wniosków. A warto, tym bardziej, że nie jest ujmą uczyć się od najlepszych.

Powstała w Genewie w 1968 roku, fundacja IB, miała początkowo ułatwiać uczniom podejmowa-nie decyzji, dotyczących edukacji uniwersyteckiej na całym świecie. Szybko okazało się, że w dobie

globalizacji i świata, dążącego do jednoczenia się, to bardzo rozwojowy projekt. Jego głównym zało-żeniem była i jest uniwersalność - chodziło przede wszystkim o to, by umożliwić obcokrajowcom do-stęp do pełnej edukacji, niezależnie od państwa, które zamieszkują. Tą, swego rodzaju niestabil-ność, związaną ze zmianą środowiska i miejsca zamieszkania, miała ułatwić stała forma progra-mu, oparta w dużej mierze na języku, w jakim wy-kładane były wszystkie przedmioty (angielski, fran-cuski bądź hiszpański). Dzięki temu, jadąc do Li-banu, Danii czy Iranu można było łagodnie przy-stosować się do nowych warunków, nowej kultury i języka.

Słowo ‘international” - międzynarodowy, znaczy zresztą o wiele więcej niż tylko możliwość kształce-nia się w obcym języku. IB stara się uczyć tolerancji

i zrozumienia dla innych kultur i innych sposobów myślenia, dzięki czemu jednoczenie się świata może być procesem opartym o silne wartości, po-zbawionym dużych rozczarowań lub potknięć.

IB to wciąż program raczej elitarny, ale elitarny w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie jest to zamknięta w swojej specyfice idea, epatująca od-rębnością i niedostępnością dla maluczkich, ale raczej czasochłonne i trudne przedsięwzięcie - nie każdy może otworzyć szkołę IB, ponieważ nie każ-dy jest gotowy do podjęcia trudnej i pełnej poświę-cenia pracy. Fundacja stawia wymagające warun-ki i - przynajmniej z perspektywy laika - robi wszystko, by działać bezkompromisowo, wyklu-czając w ten sposób korupcję i nieudolność.

Od momentu, gdy dyrektor danej szkoły wpad-

nie na pomysł by otworzyć w swojej placówce IB, do chwili zrealizowania tej koncepcji i uzyskania autoryzacji, mija bardzo dużo czasu. Często zda-rza się, że autoryzacji w ogóle nie dostanie. Kadra musi być wykwalifikowana i przygotowana do zu-pełnie nowego systemu nauczania, szkoła jest zo-bowiązana spełniać wszystkie warunki, gwarantu-jące uczniom łatwy dostęp do źródeł wiedzy itd. Do tego dochodzi opłata, konferencje, wizytacje, stały nadzór Genewy. Dla szkół, przyzwyczajonych do mniejszej lub większej, ale zawsze samowoli, reali-zacja takiego programu stanowi olbrzymie wyzwa-nie. I w tym chyba tkwi jego elitarność, chociaż nie tylko.

Matura międzynarodowa zwalnia uczniów od przymusu przyswajania kilkunastu, niekiedy całko-wicie zbędnych, przedmiotów, podczas gdy uczeń

Dyskusja wo

endści nnasz

edukacji psurdalne kpostępu, bjęzyków, itusprawniepić jej nie ruchu przyciągania wnie jest ujm

Powstamiała pocznie decyzji,na całym ś

globalizacjto bardzo rżeniem byłwszystkim stęp do pełktóre zamieność, związzamieszkamu, opartakładane bycuski bądźbanu, Danistosować sjęzyka.

Słowo ‘izresztą o wnia się w ob

8

Nauczyciel… urzędnik czy duchowy IB (International Baccalaureate) Diploma, czyli międzynarodowy program nauczania na poziomie to coraz popularniejsza alternatywa dla typowego, prowadzonego w większości szkół na terenie

Wciąż zbyt mało uwagi poświęca się problemowi efektywnej i mądrej edukacji, a przecież jest to przyczyną wszystkich pozostałych trudności.

Page 9: Gazeta Uliczna 02/2008

9

w standardowej szkole, koncentrując się na olbrzy-miej liczbie rozmaitych obowiązków, zaniedbuje te najbardziej dla niego istotne i przydatne.

Matura IB składa się z sześciu kursów przed-miotowych, a dowolność w ich wyborze jest duża. Obowiązuje nauka języków: podstawowego, czyli tego, w którym dany uczeń czuje się najlepiej oraz drugiego, dodatkowego. Trzecim kursem przed-miotowym są nauki społeczne, czyli m.in. geogra-fia, historia, ekonomia i filozofia. Do kolejnych kur-sów należą przedmioty eksperymentalne - chemia, biologia i fizyka i - odrębnie - matematyka. Intere-sującą propozycją jest kurs szósty, dotyczący na-uki o malarstwie, muzyce, tańcu itd.

Każdy uczeń może zdecydować się na dokona-nie kilku zmian w zakresie proponowanych kur-sów. Daje mu to szansę na naukę np. trzech języ-ków, dwóch przedmiotów z grupy czwartej bądź trzech przedmiotów eksperymentalnych. W ten sposób i umysł ścisły i humanista mogą zreduko-wać ilość niepożądanych obowiązków.

Uczniowi, przygotowującemu się do matury IB, można poświęcić dużo więcej uwagi i czasu niż uczniowi w przeciętnej szkole, ponieważ dany przedmiot wybiera od kilku do kilkunastu uczniów. Eliminuje to tłok, który dominuje w klasach więk-szości normalnych liceów i anonimowość młodzie-ży. Nauczyciel ma obowiązek dać uczniom okazję do rozwijania i poszerzania tematów, poruszanych na lekcjach. Chodzi głównie o to, by poszczególne zagadnienia przestały być tylko teoretycznymi re-gułkami, a stały się namacalnymi i istotnymi pro-blemami wiedzy. Konsekwencją takiego twórczego sposobu nauczania jest wiele prac indywidual-nych, twórczych, badań praktycznych, ekspery-mentów itd.

IB nie ogranicza interakcji pomiędzy progra-mem a uczniem do kilku godzin spędzonych w szkole i ewentualnie kilku kolejnych, „odbębnio-nych” nad książką. CAS (creativity, action, servi-

ce), czyli kolejny ważny komponent projektu, za-chęca ucznia do pracy w trzech dziedzinach - roz-woju sportowego oraz prowadzenia działalności artystycznej i społecznej. Kurs uczy odpowiedzial-ności, samodyscypliny i otwiera oczy na świat, któ-ry do tej pory często pozostawał kwestią marginal-ną. Oczywiście z wszystkiego należy się później rozliczyć, jednak - tak czy inaczej - każdy impuls, zachęcający nas, młodych ludzi, do dodatkowego wysiłku opłaca się. Cały program, który oferuje IB, jest niezwykle szeroki. Jego główną zaletą jest jed-nak interesująca i innowacyjna zawartość meryto-ryczna, pełna nowych rozwiązań dydaktycznych, otwierających wiele niespotykanych perspektyw poznawania świata poprzez naukę.

Matura międzynarodowa to bardzo szlachetny i wyjątkowy projekt. Sama idea oczywiście nie wy-starczy. Potrzebna jest odpowiednia infrastruktu-ra, kadra nauczycielska i - jak to często bywa w przypadku usługi wysokiej jakości - pieniądze.

IB udało się stworzyć rzecz, która wygląda do-brze nie tylko na papierze, ale jest bardzo funkcjo-nalna, sprawdza się i rozwija. Trafienie do tego typu szkoły to często kwestia przypadku - nadal brakuje przekonania do nowych i trudnych rozwią-zań. Co więcej, w Polsce, wciąż zbyt mało uwagi poświęca się problemowi efektywnej i mądrej edu-kacji, a przecież jest to przyczyną wszystkich pozo-stałych trudności. Najlepiej byłoby poszukać inspi-racji gdzieś dalej, choćby wśród rozwiązań propo-nowanych przez IB.

Osobiście jestem wielkim zwolennikiem matury międzynarodowej. Z pewnością mają na to wpływ moje indywidualne przekonania oraz ci nauczycie-le, którzy motywują i dają natchnienie. Ta matura to zasób niezwykle istotnych doświadczeń, wiedza, która nie rodzi się w mękach i bólach i która zosta-nie ze mną na dłużej. To szeroko otwarte okno na świat.

Piotr Wójciak

Dyskusja wokół polskiej szkoły

przewodniklicealnym, dotyczącym młodzieży w wieku od 16 do19 lat, naszego kraju programu polskiego.

Page 10: Gazeta Uliczna 02/2008

10

T akie doświadczenia, dotyczące sytuacji kryzysowej, wynikają z realizacji projektu „Ekonomia Społeczna w Praktyce”, admi-

nistrowanego przez fundację „Barka” i realizo-wanego w partnerstwie z 14 instytucjami.

W trakcie dwuletniego okresu realizacji pro-jektu, po licznych kryzysach, udało się osią-gnąć imponujące rezultaty: w edukacji liderów lokalnych uczestniczyło około 130 osób, które odbyły zagraniczne wizyty studyjne, powoła-nych zostało 20 spółdzielni socjalnych i przed-siębiorstw społecznych, dając możliwość samo-zatrudnienia ponad 100 osobom z grup wyklu-czonych społecznie, powołane zostały 3 centra ekonomii społecznej, wspierające rozwój insty-tucji ekonomii społecznej, powstało 6 part-nerstw lokalnych i 23 nowe stowarzyszenia, ani-mujące aktywność w środowiskach lokalnych.

W trakcie realizacji projektu wielokrotnie wy-stępowały kryzysy zaufania zarówno do lidera podejmowanych działań, jak i do partnerów, co było trudne dla obu stron. Potrzebna była duża odwaga i doświadczenie, ale i zbudowana wcze-śniej przyjaźń , żeby przechodzić pozytywnie przez takie kryzysy. Osiągane - mimo kryzysów - rezultaty, budziły zaufanie do zachodzących pro-cesów i wzmacniały współpracę w kolejnych eta-pach działań. Brak odwagi w przyjęciu i zrozu-mieniu przyczyn powstałego kryzysu powoduje, że różnego typu projekty są realizowane na po-

ziomie, który akceptuje większość uczestników programu, ale to zazwyczaj nie wystarcza dla osiągnięcia założonych celów, związanych z wprowadzeniem trwałych zmian społecznych.

Mechanizmy oporu, tkwiącego w jednost-kach i grupach, omawia Ryszard Praszkier i Andrzej Nowak w „Zmiany społeczne powstałe pod wpływem działalności przedsiębiorców społecznych” (Trzeci Sektor, nr 2-wiosna 2005). Cytują oni koncepcję Joela O’ Toole’a, który wy-mienia kilka istotnych przyczyn oporu przed zmianami: lęk przed nieznanym, obrona do-tychczasowego „status quo”, egocentryzm, my-ślenie na krótką metę, obrona przęciętności grupowej przed jednostką wybijającą się, kon-formizm grupowy, przyzwyczajenia i utarte po-glądy, poczucie, że jest się wyjątkowym itp.

Należy zastanowić się w jakim stopniu te mechanizmy, mają wpływ na kształtowanie się relacji w różnorodnych zespołach. W projekcie „Ekonomia Społeczna w Praktyce” lider był z całą pewnością świadomy zagrożeń, które to-warzyszą wprowadzaniu zmian, ponieważ sam wielokrotnie przez takie kryzysy, z różnymi gru-pami społecznymi, przechodził. Zjawisko kryzy-su jest zapewne znane wielu liderom, realizują-cym duże projekty z licznym zespołem, który jednocześnie w dużej mierze jest zespołem no-wym, dopiero się kształtującym. Kryzysu można

Ekonomia społeczna

Kryzys oznacza wyczerpanie się dotychczasowej formuły. Zazwyczaj jest czymś niechcianym, koniecznym ryzykiem. Jest jednak stałym elementem naszego życia. Na kryzys można także spojrzeć w sposób pozytywny - jest to koniec jakiegoś etapu, który może stać się zaczynem czegoś nowego, konstruktywnego. Podczas kryzysu następuje tzw. „dezintegracja pozytywna” (prof. Kazimierz Dąbrowski), która umożliwia zmianę postawy, wyjście z kryzysu i wejście w nowy etap.

Page 11: Gazeta Uliczna 02/2008

11

unikać albo odważnie stawiać mu czoła. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z tym drugim.

Jeśli cała eskorta leci w określonym kierun-ku, a jeden samolot leci w innym, to kto ma ra-cję? Większość?

Do realizacji projektu „Ekonomia Społeczna w Praktyce” ( w ramach Inicjatywy Wspólnoto-wej Equal 2005 -2007), do pracy zostało przyję-tych 40 nowych pracowników spośród 600 kan-dydujących. Podczas realizacji projektu w ze-spole pojawił się poważny kryzys, dotyczący nie tyle kwestii organizacyjnych, ile postaw etycz-nych, związanych z podejściem do pracy i za-angażowaniem osobistym w pracę nad włącze-niem osób wykluczonych społecznie w system

wzajemnych powiązań, w wymianę dóbr i usług we wspólnocie lokalnej. Współpracę fundacji „Barka”, administratora projektu, z kadrą nie ułatwił fakt, że „Barka” w latach 1989 - 2004 re-alizowała prekursorskie działania w obszarze aktywizacji społeczno-ekonomicznej osób z grup wykluczonych społecznie, ani 40-letnie do-świadczenie lidera „Barki”, Tomasza Sadow-skiego, w zakresie reintegracji społecznej osób wykluczonych i jego osobistej odpowiedzialno-ści za losy osób, które przez lata czekały na nowe możliwości. Odpowiedzialność ta doty-czyła też troski o właściwe wykorzystanie przy-znanych środków finansowych z jak najlepszym spożytkowaniem ich dla rozwoju osób z grup wykluczonych.

Warto się zastanowić, jaka siła i przygoto-wanie są potrzebne, aby autorskie projekty, realizowane przez doświadczonych liderów, nie zostały zneutralizowane przez opór większości. Z drugiej strony, należy wyraźnie określić, jakie lider powinien prezentować standardy zacho-wań wobec oporu partnerów, aby móc zrealizo-wać, założone w projekcie cele i przeprowadzić autentyczne zmiany społeczne, a jednocześnie nie „stłamsić” poczucia wpływu partnerów na kształt projektu oraz ich zaangażowania.

Kryzys i jego dynamika powinny być monito-rowane przez zewnętrznych ewaluatorów. Do pełnego monitoringu potrzebne są bardzo za-awansowane narzędzia, które pokazywałyby dynamikę kryzysów i zmiany poglądów, doko-

nujące się w trakcie całego procesu. W tym celu utworzony został Obywatelski Instytut Mo-nitoringu i Rekomendacji, jako spółka non-profit (przedsiębiorstwo społeczne), który będzie mo-nitorować obszar ekonomii społecznej, ruchy migracyjne, budowanie społeczeństwa obywa-telskiego, działania i politykę instytucji publicz-nych w obszarze integracji społecznej w Polsce i krajach Unii Europejskiej.

Barbara Sadowska

Ekonomia społeczna

czyli początek

Jeśli cała eskorta leci w określonym kierunku, a jeden samolot leci w innym, to kto ma rację? Większość?

Projekt wspołfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Equal

Page 12: Gazeta Uliczna 02/2008

12

Podczas spotkań grup samokształceniowych liderzy dotychczasowych programów oma-wiali znaczenie usamodzielnienia, zastana-

wiali się, jakie zmiany mogą zajść w ich dotych-czasowym życiu, czego muszą się nauczyć, aby wziąć odpowiedzialność za siebie i innych. Po-znawali zasady zakładania stowarzyszeń, uczyli się jak zarządzać zasobami ludzkimi i finansowy-mi, planować działania i opracowywać projekty.

Członkowie wspólnot, powstałych z inicjatywy „Barki”, których przemiany dokonywały się we wspólnym życiu we wspólnocie, chociaż nie za-wsze rozumieli kolejne, coraz trudniejsze, etapy podejmowanych działań, to ze względu na zaufa-nie, które zostało zbudowane, podążali za wspól-ną wizją. Niejednokrotnie woleliby zostać na do-tychczasowym etapie swojego życia - mimo to, powoli pokonywali lęk przed nieznanym i dotych-czasowe przyzwyczajenia, wchodząc stopniowo w nowy etap. Procesy te wymagały jednak kilku lat konsekwentnych działań, zmierzających głów-nie do zmiany mentalności i przełamywania psy-chicznych barier. Tomasz Flinik, w filmie „Skra-wek trzeźwego nieba” (styczeń 2008) mówi: „To-mek Sadowski, często tu przyjeżdżał i rzucał róż-ne pomysły np. zakładanie stowarzyszeń, ale my wcale nie chcieliśmy się usamodzielniać, nam to wcale nie było na rękę”. Inny lider, Andrzej Wiater z Posadówka, powtarza: „Byliśmy zmuszani, żeby zakładać stowarzyszenia, a potem spółdzielnie socjalne. Teraz się z tego cieszymy, ale wtedy by-liśmy zbuntowani - Co ten Tomek znowu wymyśla. Dzisiaj jesteśmy w zarządach tych stowarzyszeń albo nawet jesteśmy prezesami, pozyskujemy środki na dalsze działania. Ludzie, którzy kiedyś, tak jak ja, byli po wyrokach, mieli problemy z al-koholem, dzisiaj funkcjonują jak normalni obywa-tele, pracują, mają rodziny i w dodatku - szacu-nek w okolicy”.

Trzeba podkreślić, że procesy decentralizacji programów „Barki” były kolejnym i koniecznym etapem odbudowywania psychiki osób wyklu-

czonych, uczenia ich odpowiedzialności indywi-dualnej i społecznej, co w efekcie przyniosło akty-wizację postaw. Osoby te, przechodząc opisany proces zmian, stawały się pierwszymi, prawdzi-wymi liderami ekonomii społecznej we wspólno-tach lokalnych. Jest to przykład zastosowania ko-stytucyjnej zasady subsydiarności, w wyniku któ-rej, najsłabsi członkowie społeczności lokalnej, dzięki ofiarowanej im przestrzeni do działania i życia, wyrastają na liderów. W dokumentach So-boru Watykańskiego II czytamy: „W polityce spo-łecznej najpierw trzeba zadośćuczynić wymo-gom sprawiedliwości, by nie ofiarować jako da-rów miłości tego, co się należy z tytułu sprawie-dliwości, następnie trzeba usunąć przyczyny zła, a nie tylko skutki i wreszcie należy tak zorganizo-wać pomoc, by otrzymujący ją, wyzwalali się po-woli od obecnej zależności i stawali się samowy-starczalni”.

Napięcie pomiędzy stabilizacją a rozwojem

Takie podejście do problemów społecznych wymaga rozwoju etycznego zaangażowanych osób. Rola lidera - animatora tego typu przed-sięwzięć jest bardzo trudna. Z jednej strony li-der musi umiejętnie budować poczucie więzi międzyludzkiej i działania w duchu wspólnoty, z drugiej - jest zmuszony do wywierania naci-sku, mobilizującego do zmiany dotychczaso-wych standardowych, często wygodnych w sto-sowaniu, metod działania i podejścia do pro-blemów. Połączenie obu działań, pozornie się wykluczających, wymaga od lidera ogromnego trudu, umiejętnej oceny ludzi i sytuacji, podej-mowania stanowczych, nie zawsze akceptowa-nych przez większość, decyzji przy jednocze-snym zachowaniu tego co najistotniejsze - chę-ci współpracy i wzajemnego zaufania, pomimo różnic stanowisk. W tak skomplikowanej rze-czywistości dochodzi często do nieuniknionych konfrontacji postaw, wywołanych napięciem i poczuciem rozbieżności pomiędzy autentycz-

Świadectwa są potrzebne

O wyrastaniu „córek” czyli decentralizacjaOd 2001 roku rozpoczął się w fundacji „Barka” proces przygotowań do usamodzielniania osób i programów. Najpierw zorganizowane zostały grupy samokształceniowe nazwane SAS (Szkoła Animacji Socjalnej).

Page 13: Gazeta Uliczna 02/2008

13

nym rozwojem człowieka, a chęcią zachowa-nia psychicznego i bytowego status quo.

Rozwój powinien być rozumiany nie tylko jako nowe perspektywy i obszary działania, nowe po-dejście do problemów, ale również - a może przede wszystkim - jako proces doskonalący sa-mego człowieka, pomagający mu, aby stawał się lepszym, duchowo dojrzalszym. Bez tego aspektu rozwoju nie ma możliwości autentycznej poprawy sytuacji osób, które w wyniku samo-wykluczenia lub wykluczenia przez innych, znalazły się w dra-matycznie trudnych sytuacjach życiowych.

Osiem lat wspólnego życia we Wspólnocie „Barki”, dostarczyło doświadczeń i wiedzy, doty-czącej mechanizmów przemiany moralnej. Z re-guły osoby, które znajdują się w krytycznych sytu-acjach życiowych, w jakiś sposób „skazane” są na ten rozwój - sytuacja, w której się znaleźli do-skwiera im do tego stopnia, że zmusza do zasta-nowienia się nad przyczynami. Potrzebują oni jednak towarzyszenia osób, które są prawdziwie przejęte ich sytuacją, a nie tylko wykonują zleco-ne zadania pomocowe.

Alkoholik musi przyznać się do swoich błędów, osoba skazana, jeśli chce żyć inaczej, musi doko-nać głębokiego rozliczenia ze swoim dotychcza-sowym życiem, bezrobotnego czeka trud nauki i pokonywania pasywności i marazmu. Osobie, która chce pomagać, nie wystarczy nawet znako-mite, formalne wykształcenie - musi pokonać we-wnętrzny mur, ten, który ma w sobie, aby rzeczy-wiście zbliżyć się do osoby potrzebującej, a na-wet wziąć czasowo odpowiedzialność za jej los. W wywiadzie dla radia „Merkury” (2006 rok), To-masz Sadowski tak komentował w/wzmiankowa-ną sytuację - „Wychowywani jesteśmy jednak inaczej: żeby trzymać się z daleka od takich osób, no ewentualnie przywdziać „garnitur profesjona-lizmu” i iść z tym do nich, bo to jest droga, która umożliwia nam utrzymanie się”

Szybciej zmieni się łobuz

W pracy z ludźmi wykluczonymi społecznie wzięcie osobistej odpowiedzialności jest koniecz-ne. Tylko wówczas można uniknąć sytuacji, że jedni dorabiają się kosztem drugich, a środki eu-ropejskie, przeznaczone na reintegrację wyklu-czonych, są źle wykorzystywane.

Bernanos w „Dialogach Karmelitanek pisze: „Szybciej zmieni się łobuz, złoczyńca, który do-tknął dna niż „letnia siostra zakonna”, która nie czyni złego, przestrzega zasad, ale pozostaje w jakimś samozadowoleniu i akceptacji zastanego porządku rzeczy. Taka siostra świata nie zmieni”.

Problem braku zaangażowania dotyczy m.in. pracowników organizacji społecznych, którzy po roku 2004, ze wzlędu na możliwości finansowania projektów pomocowych z Europejskiego Fundu-szu Społecznego, zaczęli licznie zgłaszać się do pracy z interesującymi CV - skończone studia, szkolenia, kursy, znajomość języków obcych itp. Wszyscy przekonywali o swoim świetnym przygo-towaniu do pracy w polu wykluczenia społeczne-go i integracji społecznej. W praktyce szybko jed-nak się okazało, że podejście tylko specjalistycz-ne czy tzw. profesjonalne, jest z reguły zbyt wąsko rozumiane. Praca w dziedzinie integracji społecz-nej wymaga nie tylko wykształcenia i dyplomów, ale przede wszystkim otwartości serca na drugie-go człowieka, ogromnego osobistego zaangażo-wania, nieliczenia każdej przepracowanej minu-ty „po godzinach”, chęci podzielenia się swoimi doświadczeniami, odwagi w konfrontowaniu po-staw, pokory w spotkaniu z drugim człowiekiem, wzajemnościowej relacji.

Dzisiaj poważnym wyzwaniem jest nie tylko przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu, ale także przygotowanie odpowiedniej kadry, zdolnej do współdziałania z osobami wykluczonymi, zda-jącej sobie sprawę z zagrożeń związanych ze zja-wiskiem wykluczenia i świadomej, że praca z człowiekiem poranionym i odrzuconym, nigdy nie może być pracą „na etat”, eksperymentowaniem lub odreagowywaniem własnych kompleksów.

Trudne problemy społeczne, postępujący pro-ces marginalizacji różnych grup społecznych, na-silające się zjawiska patologii społecznej nakazu-ją postawić pytanie, jaka powinna być formacja duchowa i etyczna kadry, zajmującej się profesjo-nalnie tymi problemami. Właściwie powinno się mówić o całkowicie nowej formacji kadry, ale po-zostaje pytanie , kto powinien się tego typu forma-cją zająć i kto jest do tego przygotowany ?

Barbara Sadowska

Świadectwa są potrzebne

z jednej „Barki”,

Page 14: Gazeta Uliczna 02/2008

14

Repotraż

N E P A L N E

Page 15: Gazeta Uliczna 02/2008

15

Repotraż

K raj ma niewiele przejezdnych dróg, do wielu wiosek można dotrzeć jedynie pie-szo. Przewóz dóbr odbywa się - jak przed

wiekami - przy użyciu zwierząt lub przy pomocy tragarzy. Dla długiej włóczęgi takie szlaki są idealne. Całymi dniami można iść przed siebie, nie spotykając ani jednego pojazdu.

GÓRY

Nepal ma trzy rodzaje krajobrazów, które rozciągają się wąskimi pasmami od wschodu na zachód. Od strony Indii rozciąga się niskie pasmo tropikalne. Środkowe pasmo górskie rozciąga się na wysokości około 1000 km. Tu znajduje się większość miast, między innymi, stolica kraju, Kathmandu. Klimat jest tu przy-jemniejszy, aniżeli w położonej niżej części kra-ju. Za środkową częścią rozciąga się, wysoką ścianą, pasmo Himalajów ze szczytami powyżej 8000 m. Osiem, najwyższych szczytów świata, znajduje się właśnie w Nepalu, z których - naj-wyższy - Mount Everest, o wysokości 8848m, leży na wschodzie kraju.

Może to trochę dziwne, ale Himalaje wydają się jedynie trochę większe od gór w Europie, nie sprawiają wrażenia dużo wyższych. Dzieje się tak dlatego, że nie ma dla nich skali porów-nawczej. Ponadto, granica wiecznych śniegów leży w Himalajach na wysokości 5000m, do cze-go, my Europejczycy, nie jesteśmy przyzwycza-jeni - w Europie granica wiecznych śniegów leży na wysokości 3000m, zatem szczyt w Hima-lajach wydaje się leżeć o 2000m niżej. Tę różni-cę można dużo lepiej zaobserwować z samolo-tu. W Europie, lecąc samolotem, szczyty górskie oglądamy z lotu ptaka, natomiast na Himalaje patrzymy z boku.

Na zdjęciu widoczna jest ta część Himala-jów, którędy prowadzi nasz szlak. Po lewej stro-nie widoczny jest szczyt Daulagiri (8172m), po prawej – Annapurna (8078).

W Himalajach, na wysokości kilku kilome-trów, można znaleźć skamieliny morskich zwie-rząt. Bardzo dawno temu, obszar, gdzie obec-nie są wysokie góry, był morzem. W ciągu milio-nów lat Indie - wówczas jeszcze wyspa - prze-suwała się powoli w kierunku kontynentu azja-tyckiego. Poprzez zderzenie powstała „strefa fałd” a dno morza podniosło się i uformowało góry. Proces ten trwa nadal i dlatego, każdego roku, Himalaje rosną o kilka centymetrów, a jednocześnie ulegają niszczeniu w procesie erozji.

LUDZIE

W czasie pobytu w Nepalu można odnieść wrażenie, że przebywa się na innej planecie. To, co od razu wręcz „rzuca się w oczy”, to przyjazny i otwarty stosunek tubylców.

N E P A L P A L

Nepal leży między Indiami a Tybetem, od południowej strony

Himalajów. To długi i wąski kraj. Od zachodu na wschód ma około 800

km, jego przeciętna szerokość wynosi 200 km.Nepal jest bardzo biednym krajem, średnie roczne zarobki wynoszą 200 euro. Poza

dużymi miastami, praktycznie, nie ma w obiegu pieniędzy.

Page 16: Gazeta Uliczna 02/2008

Sądzę - a potwierdzili to także inni uczestni-cy naszej wycieczki - że to przyjazne nastawie-nie, zrobiło na nas wszystkich jeszcze większe wrażenie, aniżeli wysokie Himalaje. Wszyscy przechodnie pozdrawiają się wzajemnie, skła-dają ręce i skłaniając lekko głowę mówią: „Na-maste”, co oznacza „Niechaj moja dusza zjed-noczy się z twoją”.

Większość mieszkańców Nepalu jest wy-znawcami hinduizmu. Hinduizm jest religią nie-jednolitą, uformowaną na przestrzeni kilku ty-sięcy lat, pod wpływem różnych, starych religii. Każdy wybiera bóstwo, z którym czuje się szczególnie związany. Wielu hinduistów uważa się za wyznawców jednego Boga. Mają swego

wszechmocnego boga Brahmana (nie należy mylić z Brahmą), który objawia się pod różnymi postaciami, między innymi: Wisznu, Sziwa, Kriszna.

Niewielką część ludności Nepalu stanowią buddyści. Buddyzm to swoista, praktyczna na-uka życia. Wobec pełnego trudów życia, bud-dyzm daje praktyczne rady w jaki sposób moż-na wyzwolić się od cierpienia. Podobno bud-dyzm nie zna pojęcia boga, ale ponieważ to, co boskie, nie można objąć umysłem człowie-ka, dlatego buddysta na ten temat się nie wy-powiada…

PODRÓŻ

Kilkanaście lat temu odbyłem podróż do Ne-palu z grupą fotografów - amatorów. Najpierw

Sądzę cy naszej wnie, zrobiłowrażenie, przechodndają ręce maste”, conoczy się z

Większznawcamijednolitą, usięcy lat, pKażdy wybszczególnsię za wyz

16

Repotraż

Transport dobr od wiekow taki sam.

Tarasy uprawne.

Page 17: Gazeta Uliczna 02/2008

17

zwiedziliśmy Kathmandu i okolice, później wy-ruszyliśmy na zachód, aby nieopodal miasta Pokhara, pójść na wyprawę. Najlepszy czas na zwiedzanie Nepalu to miesiące październik i li-stopad. Wówczas zaczyna się suchy sezon - temperatura powietrza jest bardzo przyjemna, powietrze wyjątkowo czyste, szczyty górskie do-skonale widoczne.

KATHMANDU

Wiele pałaców, świątyń i domów w Kath-mandu, ozdobionych jest pięknymi, drewniany-mi ornamentami. Świątyń jest bardzo dużo, są widoczne niemal wszędzie. Niektóre z nich są odwiedzane przez wiernych, zarówno w dzień jak i w nocy. Zanim wyznawcy hinduizmu wejdą do świątyni, dzwonią dzwonkiem - potem nastę-

puje krótka, osobista ceremonia, połączona z modlitwą.

Na północno-wschodnim obrzeżu miasta jest usytuowany ważny kompleks świątyń Pa-shupatinath. Byliśmy tam wczesnym rankiem i wzięliśmy udział w ceremonii palenia zwłok. By-łem pod dużym wrażeniem atmosfery, w jakiej ceremonia się odbywała.

W Nepalu istnieją cztery różne rytuały po-grzebowe. Mają one związek z elementami (żywiołami): ognia, ziemi, powietrza i wody. W przypadku żywiołu ognia następuje spale-nie, ziemi - pochówek w ziemi, powietrza - ciało zmarłego przeznaczone jest na pożar-cie sępom, a w przypadku żywiołu wody, cia-ło zostaje przetransportowane w kierunku morza.

Na wschodnim wzgórzu miasta leży Sway-ambhunat, najstarsza i najważniejsza świątynia Nepalu. Znajduje się tam wielka buddyjska stu-pa. Do szczytu stupy przytwierdzone są długie girlandy modlitewnych chorągiewek - wierni są przekonani, że wiatr unosi ich modły do nieba. Na placu znajduje się także, udostępniony dla zwiedzania, klasztor. Podczas naszej obecności odmawiano modlitwy i śpiewano.

Około 15 km, na wschód od Kathmandu, leży miasto Bhaktapur. Dużo budynków tego miasta zostało pięknie odrestaurowanych dzię-ki pomocy krajów europejskich. W Bhaktapur mieszka wielu chłopów , którzy w ciągu dnia uprawiają swoje pola, natomiast inne, rolnicze prace, np. przesiewanie ziarna wykonują w mieście. Mieszkańcy spotykają się często przy pompie wodnej lub w sklepikach na rozmo-wach towarzyskich.

WYPRAWA

Najważniejszym celem naszej wycieczki była dziewięciodniowa wyprawa na Annapur-nę. Z Kathmandu do Himalajów jest około 70 km. Pierwszego dnia szczyty górskie zakrywały chmury, ale już następnego poranka mogliśmy zobaczyć wszystkie szczyty. Mieliśmy wspaniały widok na Matchapuchhare („Rybi Ogon”), który ma wysokość prawie 7000m. Wokół tej góry roz-pościera się łańcuch górski Annapurna. Wę-drówka tego dnia była naprawdę wspaniała z niezapomnianymi widokami dolin rzecznych i uprawnymi tarasami.

Nasza grupa składała się z dziewięciu ośmiu Europejczyków i dwudziestu ośmiu tragarzy –Szerpów. Szerpowie zamieszkują wschodnią część Nepalu. Lud ten specjalizuje się w wypra-wach i wspinaczkach wysokogórskich. Prze-wodnik naszej grupy nazywał się Mingma. Prze-prawił się w ciągu dwóch tygodni z obszaru Mount Everest do Kathmandu pieszo, pokonując w ten sposób odległość ponad 200 km.

Repotraż

Do wiosek położonych na pogórzach można dotrzeć tylko pieszo.

Page 18: Gazeta Uliczna 02/2008

Repotraż

Każde miejsce jest dobre na towarzyską pogawedkę.

Repotraż

Każde miejs

18

Page 19: Gazeta Uliczna 02/2008

19

W grupie, każdy z Szerpów, ma swoje za-danie - jedni troszczą się o posiłek, inni no-szą i rozbijają namioty. Są też tragarze, wy-znaczeni do noszenia bagażu i przewodnicy, dbający o to, abyśmy nie zgubili się na szla-ku. Niektórzy z Szerpów zostali wynajęci przez uczestników wyprawy wyłącznie do no-szenia sprzętu fotograficznego. Wyprawa była bardzo dobrze zorganizowana, dzięki czemu mogliśmy się skoncentrować na foto-grafowaniu. Większość Szerpów mówiła po angielsku, nie było więc kłopotów ze wspólną pogawędką. Po pewnym czasie stanowiliśmy jedną, wielką rodzinę.

Jedzenie było bardzo smaczne - gdziekol-wiek byliśmy, przygotowywano dla nas śniada-nie, lunch lub kolację w kuchni polowej. Jedze-nie było zawsze świeże… żywe koguty wędro-wały wraz z nami.

Po drodze spotkaliśmy wielu Nepalczyków - rzemieślników, śpiewaków, którzy śpiewali o pierwszej wspinaczce na Mount Everest, chło-pów i dzieci. Dziewczynki są podobne do na-szych małych Europejek - zalotne i trochę próż-ne.

Nepalczycy są mistrzami w budowaniu cał-kiem nieprawdopodobnych pomostów. Wszyst-kie działają, pod warunkiem, że nie boisz się z nich skorzystać.

Nasze obozowiska rozbijaliśmy najczęściej w pobliżu wiosek. Wczesnym rankiem budziły nas ciekawskie dzieci. Wioski położone są naj-częściej na podgórzach, a ponieważ można do nich dotrzeć jedynie wąskimi dróżkami, spotyka się wyłącznie pieszych.

Zbocza Himalajów są pokryte bogatą roślin-nością. W jednym z lasów uchwyciliśmy prze-piękne światło, inne miejsce pokryte było gęstą mgłą - mieliśmy wrażenie, że znajdujemy się w krainie…duchów. Ku naszemu zdziwieniu, jed-nym z najczęściej spotykanych tam kwiatów są orchidee.

Nasze, najwyżej położone obozowisko, znaj-dowało się na zboczu Matchhapuchhare, na wysokości 4000m. Pomimo zimna i śniegu, który spadł w nocy, Szerpowie chodzili boso. Na szczęście mogliśmy rozgrzać się przy ognisku, podziwiając wspaniałe widoki szczytów Match-hapuchhare i Annapurny Widok był wprost fan-tastyczny, z chmurami leżącymi poniżej nas.

W czasie ostatnich dni naszej wyprawy, przeprawialiśmy się przez malowniczą dolinę rzeki Seti w kierunku miasta Pokhara. Tam po-żegnaliśmy naszych Szerpów, których opieka i pomoc - w naszej niezapomnianej wędrówce - były nieocenione.

Benno HouwelingTłumaczenie z języka niderlandzkiego

Teresa van de Loo - Jaroszyk

Repotraż

Kathmandu - kompleks świątyń Pasupatinath.

Page 20: Gazeta Uliczna 02/2008

Foto Galeria

20

Nepal

Nepalczycy są mistrzami w budowaniu pomostów. Obrządek ciałopa

Fotoreportaż: Beno Houweling.

Page 21: Gazeta Uliczna 02/2008

21lenia - żywioł ognia. Nepalski garncarz.

Uliczny sklepik z uroczą obsługą.

Napotkani śpiewacy śpiewają o Mount Everest.

Mróz, śnieżne zbocza i fascynujący Szerpowie.

Page 22: Gazeta Uliczna 02/2008

22

Jeszcze przecież na dobre nie prze-brzmiały dyskusje na temat człowie-czeństwa kobiety… Odzywały się, co

prawda, głosy przyznające im prawo do posiadania rozumu, ale mniejszego niż u mężczyzn. Osąd ten zmieniły, po części, rękopisy pamiętników, sylw, kronik rodzin-nych i utworów literackich, nieopublikowa-nych lub odsuniętych w mroki niepamięci.

Małżeństwo albo klasztor

Życie kobiety w XVII wieku zdominowa-ne było przez płeć i przynależność do gru-py społecznej. Narodziny córki, choćby później nawet kochanej, przynosiły roz-czarowanie - potomkini nie mogła zabez-pieczyć ciągłości rodu, ani przejąć mająt-ku. Dziewczęta przygotowywano do roli pani domu i matki, starając się wyplenić z nich lenistwo i zbyteczną próżność. Coraz częściej oddawano je na wychowanie do klasztorów. Wykształcenie obejmowało zwykle tylko czytanie, śpiew i roboty ręcz-ne, czasem pisanie, rachunki i hafciar-stwo. W wieku czternastu - dwudziestu lat, dziewczyna musiała dokonać wyboru: małżeństwo albo klasztor. Dla szlachcian-ki innej możliwości nie było (tylko w krę-gach najuboższych kobieta mogła pozo-stać w stanie wolnym aż do śmierci, na przykład jako służąca). Decyzję, w imieniu córki, podejmowali rodzice lub opiekuno-

wie i nie pod-legała ona żad-nym dyskusjom. Para-doksalnie - mniejszy majątek, a zatem brak interesów rodzinnych - po-wodował większą dowolność doboru na-rzeczonego. Wiele zależało od charak-teru męża, energii i rozumu żony oraz od posagu, jaki wniosła. Bardzo ważny element życia w małżeństwie stanowiło macierzyństwo. Kobieta miała ogromny wpływ na dzieci, wychowując nie tylko córki, ale też synów. W rolę matki włączo-

W dobie staropolskiej mało słychać o kobietach piszących. Próby zaistnienia poprzez literaturę, podejmowane przez kobiety, którym przeznaczono wyłącznie rolę przykładnych matek, żon i córek, dla ludzi w tamtych czasach, równoznaczne były z ingerencją w męską sferę działania.

Kobieta w w sied

nie prze-człowie-y się, co

wo doo niż uści,dzin-

wa-i.

pod-a żad-

sjom. Para-mniejszy majątek,

interesów rodzinnych - po-zą dowolność doboru na-ele zależało od charak-

i i rozumu żony oraziosła. Bardzo ważny żeństwie stanowiło

ta miała ogromny owując nie tylko

olę matki włączo-

zez

i były

iałania.

XVII

Page 23: Gazeta Uliczna 02/2008

23

ne było ryzyko śmierci, związane z truda-mi ciąży i porodu. Zgon kobiety, podczas porodu, traktowano jako naturalną kolej rzeczy, natomiast bezdzietność uważano za karę Boską lub brak łaski. W siedem-

nastym wieku dochodzi do tego także problem z przedłużeniem ciągłości

rodu - umierają ostatni przedstawi-ciele, zasłużonych dla kraju i boga-tych rodzin magnackich.

Jedyną alternatywą dla szlach-cianki, oprócz małżeństwa, było życie zakonne. Do zgromadzeń przyjmowano panny, wdowy, a nawet mężatki, ale wyłącznie pod warunkiem, że mąż także został zakonnikiem. Zdarzało się także, że dziewczęta, jeszcze przed urodzeniem, były „ofiaro-

wane” Bogu lub też tradycja ro-dzinna nakazywała im wstąpienie

do zakonu. Także i tu zakonnice podporządkowane były przełożo-

nym, dlatego zdecydowanie najlep-szym losem było… wdowieństwo. Wdo-

wy, zwłaszcza majętne, cieszyły się naj-większym zakresem wolności -

swobodnie zarządzały mająt-kiem, nie były od nikogo

uzależnione, często rozwi-jały dużą aktywność i przekraczały granice tra-dycyjnych ról, zarezerwo-

wanych dla niewiast.

Wzrost aktywności kobiet. Prawo do nauki. Szacunek i akcepta-

cja

W XVII wieku, okresie ba-roku, zapanowała niemal powszechna moda pisania.

Wskutek upadku drukarń i nadmiernej działalności cenzury religijnej, dzieła krą-żyły w niewielkim obiegu, głównie w for-mie odpisów. Wiele utworów przetrwało je-dynie dzięki prowadzeniu notatników i sylw, w których zapisy pamiętnikarskie mieszały się z wierszami własnymi lub przepisanymi z innych źródeł. Wprawdzie o wykształceniu i poziomie intelektualnym kobiet wiemy niewiele, ale jak wykazują ostatnie badania, kobiety pochodzące ze szlachty, nie były prostaczkami. Wiele z nich umiało czytać, a nawet pisać i pro-wadziło dość rozległą korespondencję. Wśród zapisków w raptularzach coraz częściej spotyka się informacje o dzie-ciach i wydarzeniach z życia rodzinnego. Literatura kobieca, choć nieliczna, stano-wi ważną część polskiego piśmiennictwa. Autorki nie ograniczały się do jednego ga-tunku czy tematyki, pisały o życiu, co-dzienności i uczuciach. Stopniowo uzyski-wały coraz większe pole do działania. Jeszcze w szesnastym wieku wykazywały niewielką aktywność, która w osiemna-stym wieku była już zjawiskiem powszech-nym. Kobiety odważyły się sięgnąć po lite-rackie środki ekspresji, by utrwalić przeży-cia i refleksje oraz przekazać je potom-nym. Ich ambicje nie ograniczyły się wy-łącznie do piśmiennictwa. Bliska była im medycyna, astronomia, matematyka, eko-nomia i polityka, prawo, teatr, muzyka i wiele innych dziedzin. Magnatki, szlach-cianki i mieszczanki starały się nie tylko o prawo do nauki i działalności publicznej, ale przede wszystkim o szacunek i akcep-tację dla siebie.

Aleksandra Araszkiewicz

ieku emnastym

mporzeczzaz ka

nnnastyppprob

rror duccic eletytyt ch

Jedcccianki,żżżycie zappprzyjmownnnawet mępppod warunzzzostał zakontttakże, że dziewppprzed urodzenie

wwwane” Bogu lub teddzinna nakazywała

ddod zakonu. Także i tu ppodporządkowane były

nym, dlatego zdecydowaniszym losem było… wdowieńst

wy, zwłaszcza majętne, cieszyły swiw ększym zakresem woln

swss obodnie zarządzały mkikk em, nie były od nikogo

uuuzależnione, często rozwjajaj ły dużą aktywność ipprzekraczały granice tradycyjnych ról, zarezerwo-

wanych dla niewiast.

WWWzrost aktywności kobiet. Prawodod nauki. Szacunek i akcep

cjcc a

W XVII wiekurroku, zapapowsz

I

Page 24: Gazeta Uliczna 02/2008

MATKI ŻEGLARZY Serca biją na alarm żalu, gdy synowiewezwani przez kontynenty marzeń, wypływają w podróż dorosłości.

Wzbierając tęsknotą, jak niepocieszone zielenią skałystają się przylądkami samotności.Okradzione z czułości,sięgają dna cierpienia.

Choć żagiel losurozrywa niepewność,latarniami serc ocalają wspomnie-nia,bo w domach Itakicumuje wiara.

CYGAŃSKA PORA

Poznańskie akacje, przepowiedzcie swym zapachem porę, która odurzy mnie miłością.

Niech tabory liści rozpędzą się wędrówką barw, a tamburyny kasztanów rozgorzeją jesienną gawiedzią.

Chcę, by skrzypek czardaszem wiatru zaklnął troski, a złotouste cyganki rozsypując spojrzenia kuszące jak dukaty, kabałą tańców omamiły przeznaczenie.

Nasza twórczość

MM

ggwww

WWWWWWjjjssssOOOOs

CCrrllnnnbbcc

Nasza twórc

24

Dominik GórnyWiersze

Page 25: Gazeta Uliczna 02/2008

AGLAJA

Miałaś dwadzieścia lat,kiedy zaręczyłaś się ze słońcem.

W Pafos mówiono,że z tobą warto stracić niebo, bo jesteś boską wybranką. Wyznawców swego kultuusidliłaś spojrzeniemdziewiczym jak zapach rumianków.

Oliwne gaje traciły oddech,gdy promiennym ciałem znaczyłaś południe rozkoszy.

W twoim dotyku wola przekraczała sumienie,a ci, których namaszczałaś nawracali się na miłość.

Nasza twórczość

óów.w.w

za twórczość

25

PIEŚŃ BEZDOMNEGO PTAKA

Pieśń nie może dotrzeć do gniazda.Szumi w niej dusza tęsknoty.

Wierna jak żaljest powiernikiem tych, co zawierzają tułaczceprzesiąkniętej solą cierpienia.

Niosąc wolność nieba, zdziera maskę kłamstwa,by wyznaczyć miarę godności.

Nie służy cudzym wichrom,bo jak głos pochlebców są przedrzeźnianiem echa.

Aby przetrwaćmusi być przepowiednią światła.

DŁUTEM MIŁOŚCI

Jesteśmy jak dwa drzewa.

Nawadniani deszczem czasu, wydajemy owoc przemijania.Jednak miłość – krew życia, wciąż wzrasta w żywicznym kręgu.

Dojrzewam do ciebie z każdym drżeniem.

Gdy przywierasz ramionami pęczniejącymi miłością, zrywam twój wstyd rumiany jak wiśnia.

Wyryj na korze mojej skóry wiosnę dotyku.

Page 26: Gazeta Uliczna 02/2008

26

W futbolowe szranki stanęło osiem ze-społów: Morgan Stanley, Poles to Po-les, Shoreditch House, Polish City

Club, mBank&Polish Professionals, Guests, fun-dacja „Solidarni” oraz drużyna Ambasady i Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej. Dochód z imprezy przeznaczono na wsparcie działalno-ści fundacji „Barka” UK w Londynie.

Meczom towarzyszyła typowo angielska po-goda - mżawka i chłód, co niewątpliwie nieko-rzystnie wpłynęło na frekwencję. Nie zabrakło za to emocji, które do czerwoności rozgrzały zziębniętą publiczność. Żywioł panował też wśród zawodników. Ambicji, woli walki, deter-minacji mogliby uczyć się od nich futbolowi profesjonaliści. Spotkania, rozgrywane syste-mem pucharowym (przegrany odpada), wyłoni-ły finalistów - zespół Morgan Stanley oraz re-prezentację Ambasada-Konsulat.Po porywają-cym, zakończonym rzutami karnymi pojedynku, zatriumfowali dyplomaci. Dla zwycięzców ufun-dowano puchar i pamiątkowe medale. Do cere-monii wręczenia nagród organizatorzy zaprosili Ewę Sadowską, dyrektorkę fundacji „Barka” UK.

Wśród zgromadzonych widzów prym wie-dli barkowi liderzy, Marek i Andrzej, dopin-

gując graczy i propagując idee „Barki” za-równo wśród kibiców jak i zawodników. Roz-dawali, redagowaną i wydawaną w Pozna-niu, „Gazetę Uliczną” oraz płyty DVD, obra-zujące działalność „Barki” w ogóle i w szczególe.

Andrzej udzielił również krótkiego wywia-du polskojęzycznej stacji telewizyjnej PTV,w którym starał się przybliżyć widzom sens swojej pracy w Londynie.Relacjonowana im-preza ukazała głęboką potrzebę zacieśnie-nia więzi i solidarności wśród Polaków, pra-cujących na Wyspach Brytyjskich. Budujący jest fakt, że inicjatywa zorganizowania turnie-ju wyszła od ludzi młodych - zarówno wie-kiem jak i emigracyjnym stażem. Powszechne było zrozumienie tragizmu sytuacji wielu ro-daków, którym z różnych względów, emigra-cja zarobkowa się nie powiodła oraz goto-wość niesienia pomocy, poprzez wspieranie inicjatyw „Barki” UK.

My, „barkowicze”, cieszymy się i jesteśmy dumni,że dane nam było uczestniczyć w tak szlachetnym wydarzeniu, szczególnie ze wzglę-du na jego wspólny, solidarnościowy cel.

O czym donosi z Londynu Andrzej Dawidowski

FUTBOL ŁĄCZYW pierwszą sobotę kwietnia na boiskach Bacon,s College w Londynie odbył się turniej piłkarski. Pomysłodawcą i organizatorem imprezy była grupa młodych Polaków, na codzień zatrudnionych w londyńskich bankach, zrzeszonych w fundacji „Solidarni”.

Page 27: Gazeta Uliczna 02/2008

27

O rganizatorom Mistrzostw Świata Bez-domnych (HWC) zależy, by zawodnicy, którzy biorą udział w mistrzostwach,

byli wybierani spośród całej rzeszy grających w piłkę na co dzień, często osób bezdomnych. Element integrujący ma odgrywać znaczącą rolę także na poziomie lokalnym - stąd po każ-dych mistrzostwach odbywa się audyt, który bada jak szeroko idea Piłki Nożnej Ulicznej jest realizowana w poszczególnych krajach, biorą-cych udział w HWC. Od pierwszego turnieju, członkowie polskiej reprezentacji pochodzili z różnorodnych grup i środowisk. Od czterech lat rozgrywane są mistrzostwa Polski, w których biorą udział zaproszone drużyny ze środowisk związanych z fundacją „Barka”, ale też z Mona-ru i Monaru-Markot. Aktywny udział bierze także

Towarzystwo im. Brata Alberta. Co roku inny ośrodek organizuje imprezę. W tym roku mi-strzostwa odbędą się 10 maja na wrocławskiej starówce, a gospodarzem turnieju - z ramienia Towarzystwa im Brata Alberta - będzie Maciej Gudra. Dwa lata temu, Stowarzyszenie Sporto-we na Rzecz Integracji Społecznej „Barka”, zor-ganizowało pierwszą w Polsce ligę PNU. Wzięły w niej udział drużyny z przeróżnych środowisk – od związanych z organizacjami pozarządowy-mi, po drużynę Straży Miejskiej Poznania. Otwarcie w kwietniu b.r. nowego boiska na Po-dolanach jest kolejnym dobrym przykładem współdziałania na poziomie lokalnym. Inicjato-rami tego przedsięwzięcia byli Jarosław Południ-kiewicz, Jacek Kaczmarek i Roman Bogusław-ski. Zawiązała się współpraca pomiędzy radą osiedla Podolany a Sportowym Stowarzysze-niem NRIS „Barka”, do której udało się jeszcze

włączyć dyrekcję szkoły podstawowej nr 62 i gimnazjum nr 65. Ta współpraca, przy wsparciu władz miasta Poznania, zaowocowała powsta-niem nowego stadionu. Na terenie należącym do szkoły, zbudowany został, profesjonalnie wy-glądający obiekt, na którym rozgrywane będą mecze poznańskiej ligi PNU, a futbol uliczny sta-nie się dostępny dla młodzieży i dzieci z osiedla.

Pierwszy mecz na nowym boisku rozegrała polska reprezentacja PNU, aktualni wicemi-strzostwie świata z reprezentacją osiedla Podo-lany, a świadkami tego wydarzenia byli zapro-szeni goście: przedstawiciele władz miasta i rady osiedla Podolany, dyrekcja szkoły i miesz-kańcy osiedla. Polscy reprezentanci musieli wznieść się na wyżyny umiejętności - mecz wy-grali różnicą jednej bramki. Dalszą część im-

prezy wypełniły konkursy strzelania rzutów kar-nych dla dzieci i młodzieży oraz mini-turniej dru-żyn, które dwa tygodnie później, rozpoczęły zmagania w Poznańskiej Lidze PNU. Turniej był bardzo wyrównany: drużyna DT07 i aktualny mistrz ligi - „Hetmania”, zdobyły tyle samo punktów, a o zwycięstwie DT07 zadecydowała dopiero różnica bramek.

Działania, które podejmuje poznańskie śro-dowisko Piłki Nożnej Ulicznej, zmierzają do sze-rzenia idei piłki ulicznej z nadzieją, że w nieda-lekiej przyszłości, Piłka Nożna Uliczna stanie się popularna w całym kraju. Można także mieć na-dzieję, że organizatorzy HWC docenią te wysiłki i przyznają Poznaniowi prawo do organizacji Mistrzostw Świata w 2011 r. Byłby to znakomity sposób na włączenie naszego środowiska w przygotowania Polski do EURO 2012.

Jerzy Łuksza

Nowy sezon Piłki Nożnej Ulicznej Gdy w 2001 roku, podczas Konferencji Gazet Ulicznych w Kapsztadzie, Mel Young i Harald Schmied wymyślili mistrzostwa w Piłce Nożnej Ulicznej, idea która im przyświecała polegała na tym by wykorzystać popularność tej dyscypliny sportu do łączenia ludzi z różnych środowisk w realizacji wspólnego celu.

Otwarcie w kwietniu b.r. nowego boiska na Podolanach jest kolejnym dobrym przykładem współdziałania na poziomie lokalnym.

Page 28: Gazeta Uliczna 02/2008

Ekonomia społeczna nowe wyzwaniaEkonomia sp

28

J ednym z wyzwań, stojących przed syste-mem pomocy społecznej, jest niwelowanie podziałów na odbiorców usług, czyli klien-

tów i dostarczycieli usług (tzw. pomagaczy) oraz odejście od prostej redystrybucji dóbr i usług w kierunku rzeczywistej integracji spo-łecznej.

W projekcie „Ekonomia Społeczna w Prak-tyce” realizowane były programy edukacyjne w Szkole Liderów Ekonomii Społecznej (SLES), które pomagały uświadomić mechanizmy wy-kluczenia społecznego i ponownego włączenia osób wykluczonych. Program funkcjonował w sześciu środowiskach i służył do budowania partnerstw lokalnych na rzecz integracji spo-łecznej. W cotygodniowych spotkaniach oma-wiane były tematy związane z ekonomią spo-łeczną, m.in. zasady tworzenia: klubów integra-cji społecznej, centrów integracji społecznej, spółdzielni socjalnych, przedsiębiorstw spo-łecznych. Problematyka, związana z ekonomią społeczną, została omówiona w szerokim kon-tekście europejskim i wzbogacona o wiedzę praktyczną, jaką dzieliły się w trakcie spotkań członkowie już istniejących spółdzielni socjal-nych, osoby wyleczone z choroby alkoholowej i inni uczestnicy programu.

Przywracanie „rynku” człowiekowi

Zdaniem organizatorów i uczestników Szko-ły Liderów Ekonomii Społecznej, szkolenia i spotkania w ramach SLES, wyłoniły kilkunastu liderów lokalnych, a także przyczyniły się do zmiany postaw samych uczestników szkoleń. Część z nich zaczęła postrzegać siebie jako przedsiębiorców społecznych, inni - w wyniku uczestniczenia w zajęciach - założyli spółdziel-nie socjalne. Oto przykładowe wypowiedzi uczestników - ”Poczułem moralny obowiązek

wsparcia ludzi potrzebujących, ale za pomocą instrumentów ekonomii społecznej”; ”Bardziej zrozumiałem wagę swojej pracy; ”Lepiej komu-nikuję się z innymi, nie narzucam swoich wizji innym, tylko dyskutuję”; ” Nastąpiła we mnie zmiana podejścia do osób wykluczonych.” - Z wywiadów wynika, że spółdzielcy, przychodzą-cy na SLES, zauważyli zmiany na lepsze we współpracy ze środowiskiem lokalnym. Więk-szość uczestników uznała, że w związku z uczestnictwem w SLES zmieniły się ich poglądy na tematy związane z ekonomią społeczną. Wagę tych zmian najlepiej oddaje wypowiedź jednego z uczestników szkoleń ”Odkryłem, że rolą ekonomii społecznej nie jest przywracanie człowieka wykluczonego rynkowi, ale przywra-canie rynku człowiekowi.”

Edukacja oparta o doświadczenia życiowe

Aby zwiększyć dostęp do tego typu edukacji praktycznej, opartej o doświadczenia życiowe i tzw. dobre praktyki w obszarze ekonomii spo-łecznej, konieczne jest powołanie podobnych programów edukacyjno - formacyjnych w kilku regionach Polski. „Szkoła taka powinna funk-cjonować w oparciu o idee uniwersytetów ludo-wych, których funkcją jest nie tyle szkolenie, co formacja pewnego typu osobowości, zdolnej nie tylko do przekazania wiedzy, ale również uruchomienia mechanizmów włączających, in-tegrujących i partycypacyjnych” - mówią uczestnicy SLES. Dotychczasowy system edu-kacji formalnej powinien ulec zmianie tak, aby kształtował umiejętności z zakresu samo-orga-nizacji i animowania do współpracy osób, wspólnot, instytucji - zarówno obywatelskich, samorządowych, jak i gospodarczych. Dzięki takim inicjatywom dochodzi do niwelowania różnorodnych podziałów np. pomiędzy sekto-

Doświadczenia projektu „Ekonomia Społeczna w Praktyce” pokazują, że istotą rozwoju przedsiębiorczości społecznej jest - z jednej strony - budowanie przyjaznego środowiska i sieci współpracy w społeczności lokalnej, z drugiej - umiejętność kształtowania postaw etycznych i partycypacyjnych wśród długotrwałych klientów pomocy społecznej.

Co to jest S

Page 29: Gazeta Uliczna 02/2008

Ekonomia społeczna nowe wyzwaniawe wyzwania

29

rem publicznym a pozarządowym, pomiędzy kadrą a beneficjentami, pomiędzy przedsię-biorcami a bezrobotnymi, zakładającymi spół-dzielnie socjalne, pomiędzy osobami wykształ-conymi a ludźmi doświadczonymi życiowo itp.

Wykładowcy nie tylko z wykształceniem form-lanym

Program Szkoły Liderów Ekonomii Społecz-nej był kształtowany przez uczestników progra-mu, a wśród wykładowców, oprócz osób z wy-kształceniem formalnym, znaleźli się także byli beneficjenci czyli liderzy naturalni - osoby, które

dostarczają świadectwa przemiany życia. Spe-cyfika uczenia ustawicznego pozwala zaanga-żować w proces edukacyjno-szkoleniowy oso-by, które często nie spełniają wymogów od stro-ny formalnej, ale są istotnym ogniwem pomię-dzy osobami pozostającymi w kryzysie, a for-malnie przygotowaną kadrą. Program Szkoły był realizowany nie tylko poprzez wykłady. Zor-ganizowano również wizyty studyjne w kraju i zagranicą, spotkania w środowiskach lokal-nych, spółdzielniach socjalnych, wspólnotach itp. Bardzo często dopiero w tych sytuacjach, pracownicy etatowi po raz pierwszy zbliżali się do osób w kryzysach życiowych i zdobywali mo-tywację do realizacji wizji integracyjnych w śro-dowiskach lokalnych.

Jak Partnerstwa Lokalne uratowały wielu bez-robotnych od wykluczenia społecznego

W wyniku tych wszystkich działań w środo-wiskach lokalnych wzrosło wzajemne zaufanie. Powstały Partnerstwa Lokalne, które zorganizo-wały wiele wspólnych inicjatyw np. wyjazdy wa-kacyjne dla dzieci, pikniki integracyjne na Piąt-kowie, Darzyborze i w Kwilczu, „Dni Sąsiada” na Śródce w Poznaniu, kluby integracyjne na terenach wiejskich, konferencje, seminaria i warsztaty. Utworzona została sieć wymiany

usług i dóbr poprzez wzajemne zlecenia i pro-mocję pomiędzy partnerstwami. Na uwagę za-sługuje przykład Piątkowa, gdzie Poznańska Spółdzielnia Mieszkaniowa zleciła pracę w za-kresie pielęgnacji terenów zielonych na po-szczególnych osiedlach Spółdzielni Socjalnej „Tajemniczy Ogród”, powołanej przez bezrobot-nych. Na Piątkowie dobrze układa się także współpraca pomiędzy Spółdzielnią Socjalną „Art-Smak” a szkołą podstawową, dla której spółdzielnia przygotowuje posiłki. Innym przy-kładem jest gmina Lwówek, gdzie Ośrodek Po-mocy Społecznej zlecił Spółdzielni Socjalnej

opiekę nad osobami starszymi w gminie, a Spółdzielnia Socjalna „Marszewo” wykonuje prace porządkowe w mieście, zlecane przez burmistrza Lwówka, Rafała Mroczkiewicza. Dzięki licznym spotkaniom, pomiędzy partner-stwami rozwijała się też sieć zleceń dla spół-dzielni spoza obszaru ich działania, np. spół-dzielnia socjalna „Drzeń” z Drezdenka druko-wała zaproszenia, materiały konferencyjne i plakaty dla przedstawicieli innych partnerstw, a Spółdzielnia Socjalna „Świt” zapewniła obsłu-gę cateringową i możliwości zakwaterowania w czasie licznych spotkań partnerów i wizyt stu-dyjnych. W ten sposób dziesiątki osób bezro-botnych zostały włączone do kręgu wymiany i wzajemnych powiązań we wspólnocie lokalnej, co uratowało ich i całe rodziny od życia z dnia na dzień, bez perspektyw rozwoju.

Barbara Sadowska

(Administratorem projektu „Ekonomia Społeczna w Praktyce” jest fundacja „Barka”)

LES ?

Projekt wspołfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Equal

Rolą ekonomii społecznej nie jest przywracanie człowieka wykluczonego rynkowi, ale przywracanie rynku człowiekowi.

Page 30: Gazeta Uliczna 02/2008

30

Co będziemy cenić w XXI wieku?

Ten wiek będzie miał na pewno swoje niepo-koje. Już dziś widzimy jak wielkie emocje wzbu-dzają konflikty, rodzące się na tle starych kultur. Najlepszym przykładem jest Tybet, o którym tyle się teraz mówi z powodu niepokojów. Jednak my, Polacy, mieszkamy w tzw. „strefie pokoju i rozwoju”, jak to nasze położenie nazwał kiedyś Jan Nowak Jeziorański. Należy się tylko zasta-nowić, jak to wykorzystamy po trudnych latach transformacji.

Czy Europie XXI wieku potrzebna jest tożsa-mość narodowa?

Prof. Maria Janion napisała: „Jeśli do Europy to tylko z naszymi umarłymi” - miała tu zapew-ne na myśli tradycyjne wartości, Mickiewicza i wcześniejsze dziedzictwo. To prawda, bez tego byłoby trudno, ale tożsamość kształtuje się nie-ustannie, nie jest tylko reliktem wspomnień. Mamy wielkie dziedzictwo, ale naszym obo-wiązkiem jest rozwijanie pozostałych cnót, tego, czego do tej pory zabrakło.

Tożsamość Papieża Polaka?

Cechy polskie mogą być sarmackie lub ja-giellońskie. Dlatego tak ważny jest kierunek rozwoju. O Janie Pawle II mówi się wiele waż-nych rzeczy, wymienia się wiele zalet i wiele za-sług. Moim zdaniem warto zwrócić teraz uwagę na dwie konkretne. Po pierwsze - fakt, że został wybrany w takim trudnym momencie, gdy jesz-cze jako pierwszy od 400 lat papieżem został ktoś spoza Włoch. On umiał pogodzić swoją uniwersalną funkcję z indywidualną tożsamo-ścią, z tożsamością Polaka. A określił się repre-zentując najlepsze cechy swojej tożsamości.

W Europie?

Jeżeli jesteśmy otwarci na świat, występu-jemy z naszą tożsamością bez żadnych kom-

Chrześcijański Tydzień SpołecznyW kwietniu b.r. we Wrocławiu odbył się Chrze-

ścijański Tydzień Społeczny z udziałem polityków, przedstawicieli Kościoła, działaczy społecznych i przedstawicieli organizacji pozarządowych. W spo-tkaniu uczestniczyli także przedstawiciele „Network Barka” -w tym liderzy z Poznania, Chudobczyc, Posa-dówka, Drezdenka i Strzelec Opolskich. Wśród sesji panelowych i wystąpień zaproszonych gości do naj-ciekawszych zaliczyć można m.in. przemówienie Lecha Wałęsy, dyskusję na temat współczesnej soli-darności społecznej, moderowaną przez Tomasza Sadowskiego, wypowiedzi siostry Małgorzaty Chmie-lewskiej ze Wspólnoty „Chleb Życia”, na temat kry-zysu wychowania i odpowiedzialności w polskim szkolnictwie oraz przemówienie Tadeusza Mazowiec-kiego, w którym zwrócił on uwagę na rolę organizacji pozarządowych w odradzaniu ducha obywatelskiego i otwierającą spojrzenia w przyszłość.

POTRZEBA

Tomasz Sadowski prezentuje Maciejowi Płażyńskiemu publikację Barki - Ekonomia Społeczna w Praktyce

Lech Wałęsa z przedstawicielami „Barki”.

Wypowiedzi Tadeusza Mazowieckiego wygłoszone w czasie Chrześcijańskiego Tygodnia Społecznego we Wrocławiu.

Page 31: Gazeta Uliczna 02/2008

31

pleksów, to ten świat się na nas otwiera. Nie jest ważne tylko to, jak wykorzystamy środki europejskie. Liczy się przede wszystkim to, jak, jako ludzie, będziemy uczestniczyć w bu-dowaniu Europy i we współodpowiedzialno-ści. To, jacy będziemy, zależy od tego, jak sami ukształtujemy nasze życie publiczne. Dziś niepokoi mnie akceptacja dla obniżenia standardów życia publicznego. Ponieważ społeczne zezwolenie na taki upadek jest ob-razem tego społeczeństwa. Problemem jest dziś mediatyzacja życia publicznego. To nie-uchronne, bo wszyscy dążą do przejrzystości społecznej, ale skutkuje tym, że politykom nie zależy już na prezentowaniu poglądów, ale na skutecznym przypodobaniu się opinii pu-blicznej.

Co jest warunkiem rozwoju?

Spójność społeczna – jeżeli jest zakłócona, to prowadzi to do zaburzeń społecznych. Z tego powodu tak istotna jest troska o jakość życia publicznego. Tak modne jest dzisiaj dbanie o środowisko proekologiczne. Popieram to, ale nie wolno przy tym zapominać o budowaniu środowiska proludzkiego, prohumanistycznego, środowiska, które wspiera troskę o dobro

wspólne, które jest warunkiem prawidłowego rozwoju społeczeństwa.

Czy w XXI wieku nastąpi w Polsce odrodzenie?

Jan Paweł II w 1983 mówił o powrocie Europy do swoich korzeni, ale Europa przyjęła to niewła-ściwie, tak jakby Papież nawoływał do powrotu do średniowiecza. Tymczasem on powiedział: „Europo, tchnij ducha w swoje korzenie!” Uzdra-wiając życie polityczne, należy zwrócić uwagę na rolę organizacji pozarządowych, małych i śred-nich stowarzyszeń, organizacji obywatelskich, bo to one mają wpływ na odrodzenie się ducha oby-watelskiego i na otwarte spojrzenie w przyszłość.

Potrzeba nam optymizmu. Nie jesteśmy w cza-sie, kiedy wezwaniem dla nas powinny być słowa horału „że ciągle ze skruchą”. Dziś liczą się słowa „Te Deum” o tym ile się zmieniło w naszym życiu. Do tego dojdzie w Polsce, pod warunkiem, że bę-dąc w strefie „pokoju i rozwoju”, nie odwołując się do przymusu religijnego, ale do religijności głębo-kiej, będziemy potrafili poszukiwać wzajemnego dialogu, nawet przy odmiennych stanowiskach, ze społecznie ekonomicznym celem. To odrodzenie wówczas może stać się rzeczywistością w Polsce.

spisała Dagmara Walczyk

NAM OPTYMIZMU!

Tomasz Sadowski w trakcie panelu na temat „Co znaczy solidarność dzisiaj”.

Page 32: Gazeta Uliczna 02/2008

32

Ekonomia społeczna

Trudne początki…

Mieszkańcy Domu Wspólnoty „Barka” we Władysławowie oraz mieszkańcy wioski z niedo-wierzaniem słuchali informacji, że realizacja projektu umożliwia - nawet osobom bezrobot-nym, pozbawionym środków finansowych - zało-żenie własnej firmy, określanej w projekcie jako spółdzielnia socjalna.

Początkowy sceptycyzm zmniejszał się jed-nak systematycznie, na skutek prowadzonych szkoleń w powstałym Klubie Integracyjnym oraz na spotkaniach grup samokształceniowych. Za-interesowanych przybywało, a idea założenia własnej firmy nabierała realnych kształtów. Do założenia spółdzielni socjalnej zaczęło przygoto-wywać się kilkanaście osób długotrwale bezro-

botnych, wobec których podjęto działania moty-wacyjne. Osoby, wcześniej bierne, mało zaradne życiowo, zmieniały się w ludzi aktywnych, goto-wych podjąć ryzyko działalności gospodarczej aby stać się współwłaścicielami firmy, jaką jest spółdzielnia socjalna.

Maria Haładuda, mieszkanka Władysławowa i jedna z założycielek spółdzielni, tak dziś wspo-mina początki powstawania spółdzielni, swój trud i konieczność przełamania niewiary w sie-bie. - „Jestem matką jedenaściorga dzieci i choć większość z nich opuściła już dom rodzinny, to jednak nadal muszę dbać o trójkę najmłod-szych. Z domem Wspólnoty „Barka” jestem zwią-zana od dłuższego czasu, ale ostatnio ta więź pogłębiła się - moje dzieci chodziły do „Barki”, gdy miały problemy z lekcjami. Mogły skorzystać z komputera, Internetu, a także nawiązać kon-takt ze swoimi rówieśnikami. U nas w domu ni-gdy się nie przelewało, a ponieważ ojciec dzieci nie dbał o nie, cały ciężar utrzymania domu spo-czywał na mnie. Gdy usłyszałam o programie „EQUAL” chętnie skorzystałam z możliwości uczestnictwa w kursach, podnoszących moje kwalifikacje i bez wahania zdecydowałam się przystąpić do grupy, tworzącej spółdzielnię so-cjalną. Uznałam, że to jest dla mnie szansa, któ-ra może się nie powtórzyć. Dopiero później przy-szły rozmyślania czy dam radę i co będzie, gdy skończy się finansowanie - czy nadal będą środ-ki na wypłaty i inne płatności. Dziś śmieję się z tego, bo chociaż praca jest ciężka a zarobki nie-zbyt wygórowane, to jednak są pewne a i na

Nasza „Eko-obawa, trud Gdy pod koniec 2005 roku Fundacja Pomocy Wzajemnej „BARKA” rozpoczęła, w ramach Inicjatywy Wspólnotowej „Equal”, realizację projektu pn. „Ekonomia Społeczna w Praktyce” nikt nie przypuszczał jak wielkie znaczenie dla rozwoju społeczności lokalnych - miejskich i wiejskich - będzie miał ten projekt.

Członkinie „Eko-Farmy” przy uprawie.

Page 33: Gazeta Uliczna 02/2008

33

Ekonomia społeczna

emeryturę lata wyrabiam. Nie martwię się po no-cach co dam dzieciom na śniadanie i czy mi wy-starczy na płatności. Nauczyłam się współpra-cować z innymi i inaczej gospodarować swoimi środkami. Projekt „Ekonomia Społeczna w Prak-tyce” dał mi szansę, a ja ją wykorzystałam, choć łatwe to dla mnie nie było”.

Niekwestionowanym liderem i inspiratorem działań, związanych z przygotowywaniem po-wstania spółdzielni, była Anna Polańska, która podstawy wiedzy na temat ekonomii społecznej zdobyła w Centrum Integracji Społecznej w Kwilczu. To ona powołała grupę inicjatywną osób, chętnych do założenia spółdzielni.

Anna Polańska, obecnie prezes spółdzielni, na pewno może być zadowolona z efektów jakie osiągnęła, angażując się w realizację projektu „Ekonomii Społeczna”. - „Jestem kobietą w kwie-cie wieku, nieco po pięćdziesiątce, wiem zatem jak „łatwo” jest znaleźć pracę. Do Władysławowa trafiłam na praktykę z Centrum Integracji Spo-łecznej w Kwilczu i pozostałam do dziś. Teoretycz-ne podstawy wiedzy na temat ekonomii społecz-nej miałam spore, ale dopiero udział w projekcie „Ekonomia Społeczna w Praktyce” był prawdziwą praktyką i sprawdzeniem moich umiejętności oraz nabytej wiedzy. Znalezienie pięciu osób, któ-re chciałyby założyć spółdzielnię socjalną i trak-tować ją jako własną firmę, tylko z pozoru wydaje się proste. Należało przełamać wiele barier i do-konać zmian w sposobie myślenia osób, które tak naprawdę niczego nigdy w życiu nie miały, nie mówiąc o firmie, jaką jest spółdzielnia. Przede wszystkim konieczne było przełamanie lęku przed podjęciem ryzyka i pójściem do przodu. Sam proces wyłaniania się grupy inicjatywnej trwał blisko pół roku, ale udało się i teraz, gdy mamy pełen portfel zleceń i rysują się perspekty-wy dalszego rozwoju, jestem spokojniejsza, cho-ciaż czasem myślę, że obowiązków wzięłam na

siebie zbyt wiele i chętnie bym się nimi podzieli-ła…. Należy podkreślić ważną rolę Centrum Eko-nomii Społecznej w tworzeniu naszej spółdzielni – m.in. pomoc CES-u w pisaniu wniosku do Komisji Grantowej i w organizowaniu szkoleń. Warto do-dać, że chociaż wygraliśmy konkurs na usługi opiekuńcze na terenie gminy Lwówek, to jednak nie pozbawiliśmy pracy osoby, które dotychczas tę usługi wykonywały - zatrudniliśmy je w naszej spółdzielni. Wszystkim, którzy właśnie zakładają swoją spółdzielnię, lub myślą, aby się tego wysił-ku podjąć, życzę wytrwałości i sukcesów. Na pew-no się uda, tak samo jak nam się udało, a ewen-tualne trudności zawsze motywują i wiążą ludzi ze sobą”.

… i wielka nadzieja

Od momentu powołania grupy inicjatywnej, rozpoczęły się prace, zmierzające do ustalenia profilu gospodarczego firmy. Przyszli członkowie spółdzielni analizowali miejscowy rynek pracy,

-Farma” i nadzieja

Szklarnia „Eko-Farmy”.

Page 34: Gazeta Uliczna 02/2008

Ekonomia społecznaEkonomia sp

34

aby wyszukać najkorzystniejsze nisze gospodar-cze, które powstająca spółdzielnia mogłaby wy-pełnić swoją produkcją lub usługami, a pracowni-cy - przejść profesjonalne szkolenia branżowe, or-ganizowane przez Centrum Ekonomii Społecznej w Kwilczu.

Przyszli spółdzielcy wybrali działalność wielo-branżową, która daje największą gwarancję utrzy-mania i rozwoju firmy. Zdecydowano się na upra-wę warzyw, owoców i ziół ekologicznych, oraz świadczenie usług opiekuńczych, porządkowych i konserwacji terenów zielonych. Dla tak przygoto-wanej koncepcji spółdzielni socjalnej wybrano na-zwę „Eko-Farma”, a następnie podjęto prace nad przygotowaniem dokumentów, niezbędnych do zarejestrowania spółdzielni w sądzie.

W tych wszystkich działaniach pomagali pra-cownicy Centrum Ekonomii Społecznej w Kwilczu. Kwilecki CES pomógł także przy opracowaniu materiałów i dokumentów, aby spółdzielnia mogła wziąć udział w Konkursie Grantowym, ogłoszo-nym w ramach projektu „Ekonomia Społeczna w Praktyce” EQUAL.

W wyniku Konkursu spółdzielnia „Eko-Farma” uzyskała grant w wysokości 82.000 zł, za który ku-piła samochód van, komputer, meble biurowe, sprzęt do prac porządkowych, kosiarki, piły spali-nowe, oraz mogła sfinansować wynagrodzenie dla pięciu członków spółdzielni ( ½ etatu przez okres 6 miesięcy).

Kolejny grant, w wysokości 19.000 zł, spółdziel-nia pozyskała z OWSS - Zamość. Zakupiono sys-tem nawadniania kropelkowego do tuneli folio-wych, opryskiwacz spalinowy oraz szereg narzę-dzi, niezbędnych do upraw ogrodniczych.

Uzyskane granty umożliwiły odpowiednie wy-posażenie spółdzielni w sprzęt i rozpoczęcie po-szukiwania zleceń. Spółdzielnia przystąpiła do, ogłoszonego przez gminę Lwówek, konkursu na świadczenie usług opiekuńczych, który wygrała zapewniając sobie zlecenie warte 200.000 zł na okres dwóch lat.

Kolejnym sukcesem było podpisanie porozu-mienia z firmą „Henke Sass Wolf” na wykonywa-nie prac konfekcyjnych o wartości około 7.000 zł na miesiąc. Obecnie, we współpracy z Miejsko Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Lwówku i Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Kuśli-nie, pracownicy spółdzielni realizują program sys-temowy, świadcząc usługi transportowe i przygo-towując posiłki dla uczestników programu za oko-ło 7 000 zł na miesiąc.

„Eko-Farma” zatrudnia na umowę o pracę dziewięć osób oraz pięć osób na umowę zlecenie. Są to osoby zamieszkałe w Domu Wspólnoty „Bar-ka” we Władysławowie oraz mieszkańcy okolicz-nych wiosek i miasta Lwówka.

Razem ze Stowarzyszeniem Mieszkańców Grońska i Stowarzyszeniem Pomocy i Integracji Bezrobotnych „Lepsza Przyszłość” z Władysławo-wa, spółdzielnia „Eko-Farma” złożyła wniosek na realizację projektu szkoleniowego o wartości 50.000 zł.

Wielobranżowa Spółdzielnia „Eko-Farma” ist-nieje zaledwie rok. Okazało się, że projekt „Eko-nomia Społeczna w Praktyce” jest projektem rze-czywiście sprawdzającym się w praktyce, dają-cym miejsce pracy osobom bezrobotnym. Powsta-nie i rozwój spółdzielni ma znaczenie nie tylko dla osób w niej zatrudnionych. Projekt zaktywizował miejscowe środowisko – zarówno ludzi jak i rynek pracy. Powstanie spółdzielni pokazało także, że trudne warunki gospodarcze, zła sytuacja na ryn-ku pracy, szczególnie w małych miejscowościach, mogą być przełamane przy odpowiednim zaan-gażowaniu się ludzi i ich determinacji w chęci wyj-ścia z zaklętego kręgu bezrobocia.

Spoglądając na to, co udało się zrealizować w przeciągu roku istnienia spółdzielni, można z dużą dozą optymizmu przypuszczać, że spółdziel-nia będzie się nadal rozwijać i znajdzie dla siebie stałe miejsce na rynku pracy.

Zbigniew Kośla

Spotkanie w Centrum Integracji Społecznej w Kwilczu.

Uprawy ekologiczne spółdzielni socjalnej „Eko-Farma”.

Projekt wspołfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Equal

Page 35: Gazeta Uliczna 02/2008

Ekonomia społeczna

Marek ma nadzieję, że zdobyte tutaj umiejętności i podniesienie kwalifi-kacji, pomogą mu znaleźć stałe za-

trudnienie. Z zawodu jest technikiem urzą-dzeń sanitarnych. Zawód, jak twierdzi, jest dobry, a teraz nawet poszukiwany na rynku pracy. Poważne kłopoty zdrowotne nie po-zwalają jednak na wykonywanie wyuczonego zawodu. W Centrum Integracji Społecznej Marek wybrał, poza kursem komputerowym i nauką języka niemieckiego, także wykłady z etyki oraz zajęcia w warsztacie konserwacji powierzchni płaskich. Po ukończeniu CIS my-śli o pracy jako portier lub pracownik parkin-gu. Dodaje – z uśmiechem – że w dzisiej-szych czasach nawet portierowi czy pracow-nikowi parkingu może przydać się umiejęt-ność obsługi komputera i znajomość języka obcego.

Marek jest od dwóch lat zaangażowany w sprzedaż „Gazety Ulicznej”. Praca nie jest ła-twa, ale sprzedając Gazetę, czuje się po-trzebny, może zaspokoić własną pracą choć-by część kosztów utrzymania i ma dużo kon-taktów z ludźmi. Miło wspomina jednego z kupujących – Niemca – z którym mógł poroz-mawiać o gazecie ulicznej, wydawanej w Niemczech. Przydała się wówczas podstawo-wa znajomość języka niemieckiego, uzyska-

na jeszcze w szkole. Marek dziwi się, że teraz ludzie wyjeżdżają do pracy zagranicę, zupeł-nie nie znając języków obcych. „Ein Bier, bit-te” (Piwo, proszę) – to trochę za mało, aby znaleźć dla siebie dobrą pracę.

Uczestniczenie w systemie szkoleniowym Centrum Integracji Społecznej i sprzedawa-nie „Gazety Ulicznej” będzie zapewne dość trudno pogodzić, ale Marek jest przekonany, że cykl szkoleniowy w CIS ukończy. Może także dlatego, że jego zdaniem - „Ein Bier,bit-te”, to za mało - nie tylko w kontekście języ-kowym…

Rozmowę z Markiem Giercuszkiewiczem spisała Barbara Drozdowicz

Projekt wspołfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Equal

Ein Bier, bitte...Marek Giercuszkiewicz jest uczestnikiem Centrum Integracji Społecznej od grudnia 2007 roku. Dużą motywacją w podjęciu decyzji o przystąpieniu do nauki w CIS była możliwość nauczenia się obsługi komputera oraz kurs języka niemieckiego.

ia społeczna

ę, że teraz cę, zupeł-Bier, bit-o, aby

eniowymzedawa-ne dośćekonany, Może n Bier,bit-

cie języ-

zkiewiczem Drozdowicz

opejskiej

35

Marek Giercuszkiewicz, uczestnik CIS, sprzedawca "Gazety Ulicznej"

Page 36: Gazeta Uliczna 02/2008

36

Kultura

Paweł Althamer, prawdopodobnie bar-dziej znany zagranicą niż we własnym kraju, to rzeźbiarz, performer, akcjo-

ner, twórca instalacji, filmów video, a także „reżyser rzeczywistości”, wykorzystujący re-alne przedmioty i miejsca, badacz sytuacji i zachowań międzyludzkich. W latach 1988-1993 studiował na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie pod kierunkiem Grzegorza Kowalskiego, w tzw. „Kowalni” – pracowni, która była czołowym ugrupowaniem młodej polskiej sztuki lat 90-tych ubiegłego wieku, forpocztą nurtu sztuki krytycznej.

W początkowym okresie swej twórczości wykonywał werystyczne figury z naturalnych materiałów (włosów, tkanin, wosku), później został konstruktorem specjalnych przyrzą-dów, kapsuł (na wzór statków kosmicznych), nieziemskich skafandrów; aranżował też sy-tuacje, w których dążył do wprawienia się w

stan oderwania od rzeczywistości. Po każ-dym takim „oderwaniu” wracał odmieniony.

Od połowy lat 90-tych w dokonaniach Al-thamera górę wzięło jego zainteresowanie sprawami społecznymi. Szczególnie dużo miejsca zaczął poświęcać refleksji nad rolą i miejscem sztuki w wielkich skupiskach miejskich. Jako mieszkaniec warszawskiego Bródna aranżował - wspólne z sąsiadami - różnego rodzaju przedsięwzięcia, jak np. akcja „Bródno 2000”, podczas której miesz-kańcy bloku przy ul. Krasnobrodzkiej 13 (w którym mieszka) utworzyli w milenijną noc grudniową ogromny napis „2000” z okien, oświetlonych w zaplanowanym porządku, wykazując przy tym wielkie zaangażowanie oraz dyscyplinę. Artysta dał radość miesz-kańcom bródnowskiego bloku w sylwestro-wą noc, wskazując na potrzebę wzajem-nych relacji sąsiedzkich. To przykład prze-łamania murów, pokaz tego, że wspólnota ludzi daje siłę.

Sztuka Pawła Althamera jest prosta, nie-skomplikowana i chociaż przez niektórych uznawana za kontrowersyjną to jednak bar-dzo ciekawa i dająca do myślenia na temat zmian w naszym kraju. Artysta, poproszony o przedstawienie dziesięciu najważniej-szych dlań haseł, rzeczy i pojęć – na pierw-szym miejscu wymienia zamykany właśnie Stadion X-lecia, który określa „wibrującym mikrokosmosem życia w Europie Wschod-niej w okresie po zimnej wojnie”. Drugie miejsce w rankingu artysty zajmuje relikt dawnych czasów w Polsce, również prze-chodzący obecnie duże zmiany – ogródki

Rzeźbiarz z warszawskiego Bródna, Paweł Althamer, to jeden z prekursorów włączania do swych artystycznych projektów tzw. ciała społecznego. Twórca rzeźby społecznej – zaprosił ostatnio do współpracy „Grupę Nowolipie”, w skład której wchodzą osoby cierpiące na miażdżycę i rożne odmiany paraliżu. Artysta już od kilkunastu lat prowadzi wspólnie z nimi warsztaty z ceramiki.

Dusza jest jak

Paweł Althamer i Grupa Nowolipie.

Page 37: Gazeta Uliczna 02/2008

37

Kultura

działkowe. Sam Althamer od niedawna jest szczęśliwym posiadaczem jednego z takich ogródków.

Mimo swoistej prostoty pozostaje z pew-nością artystą nietuzinkowym i „szamań-sko” wprost uduchowionym. „Nie zazdrosz-

czę ludziom, którzy nie wierzą w nieśmier-telność duszy. Dusza jest jak czarna skrzyn-ka. Ludzie, którzy w nią nie wierzą, są jak samoloty, które myślą, że są samochodami” – mawia w udzielanych wywiadach.

Artysta bywa porównywany z Beuysem, przez analogię do prospołecznych działań Niemca. Prowadzi zajęcia ceramiczne w Państwowym Ognisku Artystycznym w War-

szawie. Uczestniczą w nich m.in. osoby ze stwardnieniem rozsianym, dla których jest to forma ruchowej i psychicznej rehabilita-cji, osoby autystyczne oraz inne, które w „powszechnym obiegu” często określa się mianem niepełnosprawnych i marginalizu-je.

Wykonywane przez Grupę Nowolipie fi-gurki, Althamer zaczął pokazywać na mię-dzynarodowych wystawach, ostatnio m.in. w Londynie. W pewnym stopniu jest to pre-

zentacja sztuki outsiderskiej. Artyści organi-zują warsztaty także zagranicą. Wówczas często bywa i tak, że prowadzącymi zajęcia są sami podopieczni, a Paweł Althamer po-zostaje jedynie ich usłużnym asystentem. Bywa i tak, że ta konfiguracja wywołuje pa-nikę w środowisku artystycznym i… wysto-sowane wcześniej zaproszenie zostaje od-wołane.

Katarzyna Jankowska

czarna skrzynka…

Kwadryga - rzeźba wykonana z Grupą Nowolipie.

Akcja Bródno, przykład tzw. rzeźby społecznej.

Nie zazdroszczę ludziom, którzy nie wierzą w nieśmiertelność duszy. Dusza jest jak czarna skrzynka. Ludzie, którzy w nią nie wierzą, są jak samoloty, które myślą, że są samochodami.

Page 38: Gazeta Uliczna 02/2008

38

Recenzja

W kwietniu b.r. została wydana przez Fundację Pomocy Wza-jemnej „Barka” publikacja pt.

„Barka - Ekonomia Społeczna w Prakty-ce, 1989-2008”. Redaktorem naczelnym pracy jest Barbara Sadowska. Publikacja tematycznie dołącza do literatury, która już się ukazała na rynku wydawniczym, a dotyczy wdrażania w Polsce dużego programu unijnego pn. „Inicjatywa Wspólnotowa Equal” - i realizowanego w jego ramach projektu - „Ekonomia Spo-łeczna w Praktyce”.

„Ekonomia Społeczna w Praktyce”, już w swojej nazwie, łączy ściśle gospo-darkę z problemami społecznymi, wyraź-nie określając priorytety - gospodarka dla człowieka, a nie - człowiek dla go-spodarki. Pomimo tych filozoficzno-hu-manistycznych założeń, „Ekonomia Spo-łeczna w Praktyce” nie jest projektem utopijnym.

Ekonomia społeczna - skuteczne na-rzędzie przeciwdziałania bezrobociu i wykluczeniu społecznemu - jest w Polsce ciągle mało znana i niedoceniana, stąd, szczególna potrzeba upowszechniania tej tematyki. Poszczególne rozdziały pu-blikacji poświęcone są kluczowym za-gadnieniom - tworzeniu typowych dla ekonomii społecznej form gospodar-czych i społecznych jak: spółdzielnia so-cjalna, centrum ekonomii społecznej, klub integracji społecznej, tworzenie partnerstw lokalnych. Zwrócono także uwagę na kapitalną rolę lidera - osoby,

której zarówno profesjonalne podejście do tematyki jak i określone predyspozy-cje osobiste, dają szansę na animowanie środowisk lokalnych, które stanowi waru-nek sine qua non wdrożenia projektu. Drugim ważkim elementem skuteczności działania jest wysoko wykwalifikowana kadra, przy uwzględnieniu, że trudna specyfika projektu wymaga wysokich kwalifikacji nie tylko w sensie formalnym, ale także osobowościowym.

Przedstawione w publikacji działania zostały wcześniej zrealizowane przez fundację „Barka” razem z 14 partnerami - publikacja jest zatem swoistym prze-wodnikiem, ułatwiającym zrozumienie teorii zagadnienia i jednocześnie „pod-ręcznikiem” - jak realizować ekonomię społeczną w praktyce.

W publikacji dokonano opisu działal-ności fundacji „Barka” w okresie prawie dwudziestu lat jej istnienia oraz podsu-mowano efekty, realizowanej w latach 2005-2007 ekonomii społecznej. Oba za-sadnicze tematy są ze sobą ściśle zwią-zane i prowokują do refleksji - czy bez dwudziestu lat działań „Barki” w obsza-rze wykluczenia społecznego, byłaby możliwa realizacja bardzo trudnego me-rytorycznie i organizacyjnie projektu, an-gażującego różnorodne środowiska, or-ganizacje i instytucje i wymagającego nowatorskiego podejścia do problemów społecznych.

W państwach europejskich, które uniknęły w swojej historii okresu gospo-darki socjalistycznej, ekonomia społecz-na jest od wielu lat znana i z powodze-niem stosowana, a jej gospodarczo - społeczne formy szczególnie dobrze rozwinięte są w Finlandii, Włoszech i Szkocji. Wydana publikacja - poprzez upowszechnienie dorobku ekonomii spo-łecznej - może zwiększyć zainteresowa-nie tą problematyką i tym samym wpły-nąć pozytywnie na ograniczenie patolo-gii społecznej, jaką jest bezrobocie i związane z nim wykluczenie społeczne.

Publikację można bezpłatnie uzyskać w siedzibie fundacji „Barka” w Poznaniu, ul. św. Wincentego 6/9, tel. 061 872 02 86

Gina Leśniak

Page 39: Gazeta Uliczna 02/2008

39

Gdybyś lubił mnie choć trochę, hejGdybyś kochał jak nie kochasz mnieGdybyś nie był jaki jesteśZechciał tak jak nie chcesz mnie

Byłbyś wiatrem a ja polemByłbyś niebem ja topoląByłbyś słońcem a ja cieniemGdybyś tylko zmienił się

Gdybyś nie śnił mi się w nocyGdybyś dał mi wreszcie spokójMoże bym ci darowałaMoże zapomniałabym

Gdybyś lubił mnie choć trochęGdybyś kochał jak nie kochaszGdybyś nie był jaki jesteśZechciał tak jak nie chceszMnie

Jeden z himalajskich gigantów - Annapurna.

Piosenka ulicznaMira Kubasińska

Page 40: Gazeta Uliczna 02/2008