Gazeta Uliczna 03/2011

40
Nr 3 (30) 2011 Zaufać prawdzie dziejów 12 - 14 12 - 14 12 14 12 - 14 Młodzi Globalni Liderzy w Dalian 4 - 8 rzy Jest tylko jedna taka „Błękitna Nuta” 30 - 31 5 40% ceny dla sprzedawcy

description

Z radością oddajemy w Wasze ręce jubileuszowy numer naszego kwartalnika. Spotykamy się na jego łamach już od 2004 roku, a dziś możemy powiedzieć, że nasza przyjaźń jest trwała – oparta bowiem na dostrzeganiu wartości kultury solidarnej i kapitału ludzkiego.

Transcript of Gazeta Uliczna 03/2011

Page 1: Gazeta Uliczna 03/2011

Nr 3 (30) 2011

Zaufać prawdzie dziejów

12 - 14

12 - 1412 1412 - 14

Młodzi Globalni Liderzy w Dalian

4 - 8

rzy Jest tylko jedna taka „Błękitna Nuta”

30 - 31

5 40%ceny

dla sprzedawcy

Page 2: Gazeta Uliczna 03/2011

W dniu 11 listopada 2010 roku, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” prze-prowadziła pieniężną zbiórkę uliczną do puszek. Zebrana z niej kwota wyno-si 951,51 złotych i jest przeznaczona na cele statutowe Fundacji.

W dniu 3 września 2011 roku, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” przeprowadzi-ła pieniężną zbiórkę uliczną do puszek. Zebrana z niej kwota wynosi 5 282,36 złotych i jest przeznaczona na cele statutowe Fundacji.

PIERWSZE KROKI DO NARODZIN „GAZETY ULICZNEJ”4

Page 3: Gazeta Uliczna 03/2011

Gazeta Uliczna jest dostępna w salonach sieci „Empik” w całej Polsce, u „sprzedawców ulicznych” oraz w księgarni „Bookarest” w Poznaniu.

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

Z-ca Redaktor naczelnej: Dominik Górny

Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk, Magdalena Chwarścianek

Korekta: Dominik Górny

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: WD Klaudia-Druk

Opracowanie grafi czne i skład: Qubas.pl

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA

ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4 – 8Droga rzadziej uczęszczana

9 – 11Dziennikarze wychodzą na ulice

12 – 14Zaufać prawdzie dziejów

15 – 17Samorządność dla solidarności

18Daj się po(d)nieść

ekonomii solidarnej

19Dźwięki dud rozpalają

serce Poznania

20 – 21Pipefest 2011

22Głosuj za godnością 2011

23nasza twórczość

24 – 25Uniwersytet Społecznej

Aktywności

26 – 27Moje spojrzenie wstecz

28 – 29Społeczna praca popłaca

30 – 31Jest tylko jedna taka

„Błękitna Nuta”

32 – 34Przyszłość, której nie można

zobaczyć

35 – 37Shame on! Shame on!

38„Gazeta Uliczna”

przemieniła mój świat

3(30) num

er

2011

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”,

Z radością oddajemy w Wasze ręce jubileuszowy numer naszego kwartal-nika. Spotykamy się na jego łamach już od 2004 roku, a dziś możemy powiedzieć, że nasza przyjaźń jest trwała – oparta bowiem na dostrzeganiu wartości kul-tury solidarnej i kapitału ludzkiego. Dlatego też niniejszy numer naszej Ga-zety poświęciliśmy w dużej mierze właśnie temu zagadnieniu.

Polecamy szczególnej uwadze takie artykuły jak: „Droga rzadziej uczęszcza-na”, „Samorządność dla solidarności”, „Moje spojrzenie wstecz”, „Jest tylko jedna taka Błękitna Nuta” oraz wywiad z Lechem Wałęsą „Zaufać prawdzie dziejów”. Zapraszamy również do za-poznania się z Galerią Przyjaciół „Ga-zety Ulicznej” oraz fotorelacją z „Pipefe-stu”.

Pewni jesteśmy, że wspólnie z Wami udało nam się wypracować trwałą jakość dziennikarstwa obywatelskiego, za co – myślę – jubileuszowy numer pisma jest najpiękniejszym podziękowaniem.

Redaktor Naczelna GU, Barbara Sadowska

Zespół Redakcyjny GU

Nr 3 (30) 2011

Zaufać prawdzie dziejów

12 - 14 Zaufać Za fZa aaćaćZaufaZZ

dziejówdziejjdziiejówjódziejówd jdziejód izie12 - 1412 1412 - 14

Młodzi Globalni Liderzy w Dalian4 - 8

zzić prawdzie ć prawdzrć prawrawwwww

erzy Jest tylko jedna taka „Błękitna Nuta”30 - 31

5

40%ceny dla sprzedawcy

Page 4: Gazeta Uliczna 03/2011

4

Młodzi Globalni Liderzy

Z gromadzeni w gmachu Jin Shi Tan – hi-storycznym miejscu praktykowania chiń-skich sztuk walki (wushu), wsłuchiwali-

śmy się w wykład mistrza Yutangu, który – ubra-ny w tradycyjną szatę, z włosami splecionymi w warkocz do pasa, wyjaśniał jak sztuki walki są integralną częścią chińskiej tradycji od tysię-cy lat. „Wushu nie stanowi formuły ciężkiej wal-ki, ani nie jest prostym sportem na pięści. Jest uosobieniem mądrości Chińczyków i tradycyj-nej chińskiej kultury”. Największym wkładem wushu w chińską rzeczywistość było przełama-nie stereotypu, że użycie siły jest wyłącznym

czynnikiem decydującym o zwycięstwie. Mistrz wyjaśnił pojęcie ośmiu trygramów

oraz znaczenie użycia otwartej dłoni zamiast zamkniętej pięści i zapowiedział, że wkrótce sami doświadczymy efektów tych idei.

Na placu przed gmachem rozpoczęliśmy naukę podstaw Bagua Zhang, jednej z trzech ortodoksyjnych stylów chińskiej sztuki walki, która wyrasta z teorii ciągłych zmian w odpo-wiedzi na często zmieniające się warunki. Cho-dzi o pokonanie przeciwnika umiejętnościami, a nie brutalnym użyciem siły. Mistrz tłumaczył, że chodzenie w kole nie jest przypadkowe. „Wszechświat opiera się o cykle” – mówił – „cy-kliczny ruch ciał niebieskich, cztery pory roku, noc następująca po dniu, cykle życia człowie-ka, koncept czasu i przestrzeni, cykliczne zmia-ny społeczne czy wygląd zewnętrzny, który od-zwierciedla wewnętrzną treść. To coś więcej niż tylko mechaniczne powtarzanie liczb, to odkry-cie, że każda zmiana ilościowa jest rezultatem zmiany jakościowej”.

W ten sposób zbliżyliśmy się do tematu na-szego spotkania w Dalian „jak doprowadzić do wzrostu jakościowego”. Mistrz tłumaczył, że tendencją społeczeństw jest skupienie się na rozwoju ilościowym zamiast na tworzeniu wa-runków do rozwoju jakościowego człowieka we wszystkich dziedzinach życia.

Wzrost jakościowy

Spotkanie z Gordonem Brownem pomogło nam uświadomić sobie odpowiedzialność i zo-bowiązanie, jakie niesie ze sobą przynależ-

Program tegorocznego szczytu młodych globalnych liderów w Dalian, w północno-wschodnich Chinach zapowiadał, między innymi warsztaty dotyczące rozwoju nowych inicjatyw, debatę na temat społeczno-gospodarczego rozwoju Chin i ich wkładu w globalną politykę i gospodarkę, a także naukę chińskich sztuk walki. Kilka tygodni przed rozpoczęciem spotkania, młodzi liderzy otrzymali od organizatorów list z prośbą o zabranie do Dalian luźnych strojów do ćwiczeń oraz obuwia sportowego. Ta sama korespondencja informowała o planowanym spotkaniu z byłym premierem Wielkiej Brytanii Gordonem Brownem i premierem Chin Wen Ja Bao. Nasuwało się przypuszczenie, że szacowni premierowie, ubrani w dresy i trampki, będą wraz z młodymi liderami uprawiać chińskie gimnastyki. Pewnie nikt by się nie zdziwił. Innowacje i niesztampowe działania wpisane są w ducha spotkań Młodych Globalnych Liderów.

Droga rzadziej

Spotkanie z Gordonem Brownem.

Page 5: Gazeta Uliczna 03/2011

5

ność do grupy Młodych Globalnych Liderów. Brown podkreślił, że wyzwaniem w dzisiejszym świecie jest fakt, że społeczeństwa są przeko-nane, iż z impasu na rynku wybawi nas uzdro-wienie gospodarki, a nie zainwestowanie w sprawy rozwoju człowieka, które pozostają na marginesie. Tłumaczył, że globalizacja nie rozwiązała kwestii równego traktowania ludzi o różnych statusach, nie przyczyniła się do zwalczenia ubóstwa czy zagrożeń, jakie sta-wia przed nami środowisko. Odpowiedzią jest położenie większego nacisku na budowanie instytucji opartych o wartości i odpowiedzial-

ność. Mówił, iż „wielu liderów przeszłości, włą-czając mnie samego, nie potrafiło trafnie od-powiedzieć na globalne problemy w okresie pięćdziesięciu lat po wojnie. Ale byliśmy w środku zimnej wojny(...). Obecnie jednym z największych wyzwań jest przebudowanie in-stytucji powołanych w roku 1945, które od tam-tej pory nie zmieniły swojej strategii działania. Musimy zaprojektować instytucje nowej gene-racji, które w nowy sposób odpowiedzą na wy-zwania przyszłości. I wy będziecie temu prze-wodniczyć. Jesteście młodymi globalnymi lide-rami, posiadacie talenty i wszystkie potrzebne atrybuty, by dokonać zmiany w świecie. W po-korze i z determinacją zbudujecie lepszą przy-

uczęszczana

„Wiele obietnic nie zostało wypełnionych” – mówił premier, patrząc w oczy osobom siedzącym w pierwszym rzędzie. Przykładem jest ludobójstwo w Rwadzie w 1994 roku, kiedy w przeciągu paru tygodni zginęło milion osób. „Spotkałem się tam z tysiącem osób i każdy chciał podzielić się ze mną historią utraty kogoś bliskiego. Na nagrobkach dzieci widniały napisy: David był ambitnym uczniem, marzył, by zostać lekarzem. Śmierć przez okaleczenie. Świat idzie nam z pomocą. Ale z pomocą nikt nie przyszedł... Obiecaliśmy zmniejszyć ubóstwo w świecie o 50 procent do roku 2015. Nie wygląda, aby nam się to udało. I jest w pełni uzasadnionym, że kraje rozwijające się zapytują siebie nawzajem dlaczego zawierzyli międzynarodowym liderom”.

Młodzi Globalni Liderzy w Dalian.

Spotkanie grup strategicznych.

Page 6: Gazeta Uliczna 03/2011

6

szłość”. Mówiąc o „liderach przeszłości” wspomniał, że mają też swoje osiągnięcia: po-wołanie Międzynarodowego Funduszu Mone-tarnego, Banku Światowego, NATO, Planu Marszala czy Uniwersalnej Deklaracji Praw Człowieka.

Wracając do teraźniejszości premier Brown nakreślił obszary działań, które wymagają pil-nej pracy. Brak miejsc pracy, opadający wzrost gospodarczy, wzmocnienie współpracy pomię-dzy regionami w świecie (Ameryka, Europa, Chiny i Azja muszą znaleźć drogę do współ-działania na gruncie zrównoważonego rozwo-ju). Innym ważkim tematem są problemy w systemach i instytucjach bankowych, na któ-re trzeba znaleźć globalne rozwiązanie. Wąt-pliwe postawy moralne bankierów wiążą się, jak tłumaczył Brown, z zaniedbaniami we wdrażaniu w życie wartości. Na Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej, gdzie

zmiany ustrojowe spowodowały brak miejsc pracy, zaniedbania w kierowaniu się warto-ściami są często wynikiem braku dostępu do możliwości, do podstawowych praw człowie-ka. Na przykład 70 milionów młodzieży w tych obszarach nie może pójść do szkoły, ponieważ w ich okolicy nie ma szkoły. Innym przykładem jest Niger, gdzie umarło 350 tysięcy matek, często z powodu braku dodatkowego banda-ża.

Chcąc zobrazować mechanizmy, jakim mu-sieli sprostać liderzy podczas zimnej wojny, premier Brown opowiedział historię o socjal-demokratycznym premierze Szwecji Olofie Palme, który w 1980 roku wybrał się w między-narodową podróż próbując uzyskać poparcie dla programów przeciwdziałania globalnemu ubóstwu. Udał się też z wizytą do Ronalda Re-agana. Przed spotkaniem Ronald Reagan za-pytał swoich doradców: „czy ten człowiek nie

Konfucjanizm wzywa przede wszystkim do naprawy standardów moralnych. Człowiek nie nauczy się istoty opieki nad słabszym, cierpiącym, niedomagającym, jedynie przez umiejętność logicznej werbalizacji. Tu w grę wchodzą standardy moralne. Wielu naszych polityków przechodzi intensywny kurs literatury klasycznej, żeby być bardziej moralnymi ludźmi. Ci, którzy rozumieją literaturę klasyczną, lepiej służą historii. Także chińscy studenci coraz bardziej interesują się historią. To cieszy. W przeciwnym wypadku bylibyśmy bez świadomości naszych korzeni i nie potrafi libyśmy właściwie zinterpretować naszej roli w świecie.

Gmach Jin Shi Tan – profil tradycji chińskiej architektury.

Grafika – praca grup roboczych.

Page 7: Gazeta Uliczna 03/2011

7

jest czasem komunistą?”. Doradcy odpowie-dzieli: „nie panie prezydencie, on jest antyko-munistą”. Co Reagan skonstatował: “nie inte-resuje mnie jakiego rodzaju jest komunistą”.

Na pożegnanie Gordon Brown zacytował fragment wiersza Roberta Frosta „Droga rza-dziej uczęszczana” i życzył młodym liderom kierowania się tą zasadą w życiu.

Młodości, ty wylatuj nad poziomy

Spotkanie w Dalian było sposobnością do omówienia etapów wspólnej wędrówki mło-dych liderów w postaci poszczególnych inicja-tyw i projektów. Osoby odpowiedzialne za po-szczególne inicjatywy prezentowały aktualne wyniki prac grup roboczych. Nową inicjatywą jest projekt „woda”, mający na celu pomoc re-jonom objętym niedoborem wody pitnej i zor-ganizowanie ogólno-światowej debaty na ten temat. (Z powodu niedoboru wody cierpi obec-nie 700 milionów ludzi, przy czym według ONZ liczba ta ma wzrosnąć do 3 miliardów w roku 2025. Samo wyprodukowanie bluzki z krótkim rękawem pochłania 2,700 litrów wody). Kolejną inicjatywą jest powołanie „parków narodo-wych” w oceanie. Za tę inicjatywę odpowiada dr Enric Sala, młody globalny lider, pasjonat ratowania fauny i flory i organizator podwod-nych ekspedycji . Zaniepokojony faktem, że tylko 1 procent oceanów jest pod ochroną (w porównaniu do 12 procent lądu pod ochro-ną), wyginięciem 90 procent ryb drapieżnych oraz marnowaniem 50 miliardów dolarów rocznie na nieefektywne programy oceanicz-ne, zainicjował inspirujący projekt „parków narodowych” w oceanach. Do inicjatywy YGL Dads (Ojcowie YGL) należą młodzi liderzy, któ-rzy zostali ojcami. Kilka razy w miesiącu orga-

nizują telekonferencję, podczas której dzielą się swoimi doświadczeniami i wyzwaniami związanymi z byciem ojcem.

Ważną inicjatywą jest projekt „Obudź się Europo”, w ramach którego młodzi globalni li-derzy zaprojektowali pięcio-letni plan napraw-czy dla Europy pod kątem gospodarczym i społecznym. Plan ma zostać w najbliższym czasie przedstawiony rządzącym.

Nową inicjatywą, za którą odpowiadam, jest Europejsko-Afrykańska Sieć na Rzecz Przedsiębiorstw Społecznych. Istnieje szansa, że projekt realizowany w partnerstwie ze wspólnotą afrykańską w Wielkiej Brytanii, Fun-dacją Barka w Polsce oraz z afrykańskimi mło-dymi globalnymi liderami, sfinansuje polska prezydencja w Unii Europejskiej.

Chiny przykładem społeczeństwa postępowego

Obraz Chin jaki naszkicował Premier Wen Ja Bao w sesji podsumowującej Światowego Forum Ekonomicznego w Dalian, był nad wy-raz pozytywny. Premier podkreślał, że postęp ekonomiczny w Chinach odbywa się na pozio-

„O spotkaniu Młodych Globalnych Liderów w Dalian”

Dwie drogi rozchodziły się w żółtym lesie. Żal, że nie mogłem przebyć obu– Samotny wędrowiec, którego w świat niesie. Wpatrywałem się w pierwszą, stojąc u jej progu, Jak skręca w oddali i w poszyciu znika.Wybrałem tę drugą, gdyż chęć nieodparta, Słuszność decyzji motywowała, Jakby chciała być przeze mnie przetarta, Choć od pierwszej się nie odróżniała, A obie były wytyczone.Tamtego ranka wyglądały na podobne. Nie było śladów żadnego człowieka. Na pierwszą powrócę – rzuciłem na odchodne Wiedząc, jak droga potrafi być daleka.Wątpiłem jednak, czy powinienem powrócić.Nieraz mnie to wspomnienie poniesie, Gdy będę rozważał drogę obraną. Dwie drogi rozchodziły się w lesie, A ja? Ja obrałem tę mniej uczęszczaną. I to właśnie wszystko odmieniło.

Robert Frost (1916 rok)Graficzny zarys pracy w grupach roboczych.

Page 8: Gazeta Uliczna 03/2011

8

mie 10,5 procent rocznie. W rezultacie Chiny plasują się na drugim miejscu w świecie, pod-czas gdy jeszcze niedawno zajmowały siódme miejsce. Rząd premiera Wen Ja Bao zaprojek-tował program opieki nad chińską wsią ota-czając ją programami socjalnymi. Wszystko po to, by podnieść standardy życia naszych obywateli – mówił premier. Z dumą opowia-dał o reformach w systemie podatkowym i no-wych programach na rzecz zabezpieczeń społecznych i mieszkalnictwa wspieranego przez rząd. Nie pominął też kwestii gospodar-czych. Nasza socjalistyczna gospodarka ryn-kowa idzie w górę. Wszystkie reformy mają na celu podniesienie ducha przedsiębiorczo-ści naszych obywateli – mówił. Aktywnie za-chęcamy chińskie firmy do inwestowania za-granicą. Od czasu jak dołączyliśmy do Świa-towej Organizacji Handlu, udało nam się usprawnić handel zagraniczny i ulepszyć nasz import i eksport. W centrum wszystkich naszych przedsięwzięć pozostaje pokój, roz-wój i współpraca. Chcemy położyć większy nacisk na edukację i rozwój nauki, bo wiemy, że podstawą jest inwestowanie w kapitał ludzki. A Chiny stanowią 20 procent populacji świata (...).

Ciągle żywy duch Konfucjusza

Podczas warsztatów z udziałem młodych globalnych liderów z Chin dowiedzieliśmy się wiele inspirujących rzeczy o etapach i kierun-kach w jakich zmierzają Chiny jako naród i społeczeństwo. Chińscy młodzi liderzy opo-wiadali nam jak kiedyś Chińczycy nie mieli wy-starczającej pewności siebie w komunikacji ze światem i jak się to dzisiaj zmienia. Przez ostatnie 20 lat Chiny bardzo ciężko pracowały, aby znaleźć się w miejscu, w którym są obec-nie, a kiedy już uczyniły postęp, nie bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić.

Przedstawiciel chińskich młodych liderów, który jest historykiem, opowiadał o swoim dzieciństwie w biednej rodzinie i jak chińska

kultura tradycyjna wywarła poważny wpływ na jego dorastanie. Mówił, że duże miasta w Chinach odchodzą coraz bardziej od tra-dycji rodzinnych. Z kolei wsie próbują na siłę nadążyć za życiem wielkomiejskim. Chińczy-cy zdają sobie sprawę jak głęboki wpływ na ich tradycję wywarły wartości konfucjańskie. 10 milionów młodych ludzi studiuje literaturę klasyczną. Nawet uczą się fragmentów na pamięć i piszą własne interpretacje tych dzieł. „To, co nas inspiruje i dodaje siły do walki to nie Zachód, ale nasza tradycyjna li-teratura klasyczna. To ona budzi odpowie-dzialność społeczną w Chińczykach. Naszą obecną sytuację oceniamy dobrze. Nie po-winniśmy być zbyt pewni siebie, ale zacho-wać pokorę czerpiąc z konfucjanizmu i tao-izmu”.

Rozmawialiśmy też o tym, jak różnice w po-dejściu do rozwiązywania problemów środowi-ska czy terroryzmu ujawniają różnice cywiliza-cyjne pomiędzy Wschodem a Zachodem. „My rozumiemy skąd biorą się różnice. Od Konfucjusza uczymy się, że ludzkość nie uczy-ni postępu, gdy będzie brała pod uwagę inte-res jednej grupy. To samo mówi chrześcijań-stwo. Liczą się nie interesy jednego kraju, ale globu jako całości. Tylko takie podejście roz-wiąże problem z terroryzmem czy globalnym ociepleniem. Lubimy myśleć, że konfucjanizm nie jest tyko filozofią chińską, ale że jest prą-dem uniwersalnym, ponad granicami, tak jak chrześcijaństwo. Gdy w ten sposób do tego podchodzimy, nie spotykamy się z tak głębo-kim oporem innych krajów, na przykład Korei Południowej”. Zapytany o religię, chiński mło-dy lider-poeta odpowiedział: „U nas nie ma jednolitej religii. W pewnym sensie poezja jest naszą religią. Ona najlepiej obrazuje uczucia, zmaganie z rzeczywistością naszych ludzi. W krajach zachodnich nadaje się dzieciom imiona z historii chrześcijaństwa jak Maria czy Józef. W Chinach nawet Buddyści nie daliby dziecku na imię Budda, bo to nie przynosi szczęścia. Imiona naszych dzieci pochodzą z poezji i literatury”.

Ewa Sadowska

Młodzi Globalni Liderzy (YGL) są grupą działającą przy Świa-towym Forum Ekonomicznym (World Economic Forum – WEF w Davos). Program YGL został zainicjowany 7 lat temu przez profesora Klausa Schwaba, twórcę spotkań WEF. Grupa YGL liczy obecnie blisko 700 liderów poniżej 40 roku życia repre-zentujących sektor rządowy, przedsiębiorców, społeczeństwo obywatelskie, media i artystów. Przynależność do grona YGL oraz tytuł Młodego Globalnego Lidera jest wyróżnieniem przyznawanym w uznaniu za osiągnięcia zawodowe i społecz-ne na skalę międzynarodową.

Centrum Dalian.

Page 9: Gazeta Uliczna 03/2011

Międzynarodowy Zlot „Gazet Ulicznych”et Ulicznych”

9

W konferencji uczestniczyło blisko 80 przedstawicieli „Gazet Ulicznych” z różnych zakątków świata, w tym z:

Afryki (Burundi, Nigerii, Malawi, Zambii, Połu-dniowej Afryki), Azji (Japonii, Filipin, Republiki Korei), Północnej Ameryki (Kanady, USA), Ame-ryki Łacińskiej (Brazylii, Kolumbii), Rosji, Europy (Australii, Macedonii, Grecji, Niemiec, Republi-ki Czech, Norwegii, Portugalii, Serbii, Słowac-kiej Republiki, Słowenii, Szwecji, Szwajcarii, Anglii, Ukrainy, Polski).

Gazety uliczne – medium świadome naszych potrzeb

Zagadnienia, które spotkały się z aprobatą przybyłych na to spotkanie w tym, co medialne nie tylko ze względu na dziennikarskość prze-żyć, ale pragnienie zrozumienia, czym jest de-mokracja medialna i działalność obywatelska, dotyczyły w szczególności: „społecznego roz-woju / dystrybucyjnych strategii”, „Wymiany Gazet Ulicznych” (w aspekcie dzielenia się do-świadczeniami dziennikarskimi z różnych kra-jów), warsztatu „How to” adresowanego głów-

nie do przedstawicieli Gazet Ulicznych i człon-ków Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych (The International Network of Street Papers – INSP) przybyłych z krajów się rozwijających, „stworzenia udanego biznesu skupionego na mediach”, „Kampanii INSP jako głosu global-nej sprawiedliwości”, „Kampanii INSP”, tego, „co Gazety Uliczne mogą powiedzieć światu”,

Dziennikarze wychodzą na uliceNa gruncie społecznego, gospodarczego i politycznego dojrzewania współczesnej kultury medialnej, coraz większą rolę odgrywają „Gazety Uliczne” – odczytywane są one jako nieprzecenione medium w poznawaniu i rozumieniu obywatelskiej świadomości. Niezwykle czytelnym dowodem tego, stał się 16. Międzynarodowy Zlot „Gazet Ulicznych” – konferencja „Gazeta Uliczna, udana Historia: Następny rozdział”, która odbyła się w dniach od 19 do 22 lipca 2011 roku, w Glasgow.

Gazety Uliczne przyczyniają się do wzrostu obywatelskiej świadomości w zakresie dostrzeżenia potrzeb każdego napotkanego na ulicy człowieka. Ich tematyka i sposób traktowania dziennikarskich kwestii, jest bliski problemom naszej codzienności. Spotyka w sobie na pozór odległe od siebie obszary życia, odpowiadając na zapotrzebowanie docenienia istnienia kultury solidarnej.

Laureaci Nagród “The International Street Paper Awards 2011”.

Page 10: Gazeta Uliczna 03/2011

10

„Cyfrowej Gazety Ulicznej”, „pomocy sprze-dawcom ulicznym”. W kontekście „Gazety Ulicznej”, reprezentanci poznańskiego kwar-talnika gospodarki solidarnej (Magdalena Chwarścianek i Dominik Górny) podkreślili społeczny aspekt, jaki powinien przynależeć świadomości mediów lokalnych i prasy o za-sięgu międzynarodowym.

Historia zapisana głosem ulicy

W aspekcie zapisu doświadczeń redakcyj-

nych i stricte marketingowych Gazet Ulicz-nych, wartym szerszej uwagi okazało się przy-wołanie poszczególnych lat i dni tworzących dzieje powstawania wspomnianego medium; w mimice zdarzeń historii jak na okładce do-piero co wydanego kolejnego numeru Gazety, widniała twarz Mela Younga i Johna Birda – angielskich dziennikarzy i społeczników, któ-rzy ponad dwadzieścia lat temu, „wyszli z pra-są na ulice”, aby dać szansę na uczciwą pra-cę osobą bezdomnym bądź bezrobotnym. Idea „ulicznej prasy”, istnieje do dziś pod po-stacią Gazet Ulicznych, które w zależności od kraju ich wydawania, mogą w samym tytule mieć nazwę utożsamiającą ich charakter (po-

Gratuluję 30-tej rocznicy Urodzin! To niebywałe osiągnięcie. Jesteście inspiracją. Musimy

zmieniać otaczającą nas rzeczywistość i wzajemnie się inspirować. Pozostawajmy we

wzajemnym wspieraniu się i oparciu na wartościach, aby czynić świat lepszym. Raz jeszcze

gratuluję i życzę wszystkiego, co najlepsze z okazji Urodzin. „Kocham Was” – Mel Young.

p yjp

l j 30 tej rocznicy Urodzin! To niebywałe osiągnięcie. Jesteście inspiracją. Musimy

i jemnie się inspirować. Pozostawajmy we Raz jeszcze

Przedstawiciel poznańskiej „Gazety Ulicznej” z Melem Young’iem – legendarnym założycielem Sieci Gazet Ulicznych.

Reprezentanci „Gazet Ulicznych” z całego świata przed Ratuszem w Glasgow.

Page 11: Gazeta Uliczna 03/2011

11

znańska „Gazeta Uliczna-kwartalnik gospo-darki solidarnej”, słowacka „Kralji Ulice”, amerykańska „Street Roots”); bądź też nazwy „niezależne” jak np.: szwedzka „Faktum”, szwajcarska „Surprise”, afrykańska „The Big Issue Malawi”, austriacka „Apropos”. Dodaj-my, iż pewne tytuły powielane są w skojarze-niach społecznych i odmianach międzynaro-dowych, by przywołać: norweską „Megafon”, kanadyjską „Megaphone”, austriacką „Mega-phon”.

Konferencja „Gazeta Uliczna, udana Histo-ria: Następny rozdział” ukazała niezmienne zapotrzebowanie na upowszechnianie prasy ulicznej jako takiej, która jest „długotrwałym narzędziem przemian społecznych, które łączy ludzi pomimo barier społecznych i pomaga w walce o prawa ludzi żyjących w ubóstwie”. Gazety Uliczne są bowiem „niezależnymi ma-gazynami, które dają ludziom niezależną i wy-jątkowa formę zatrudnienia dla najbardziej marginalizowanych osób. Idea jest prosta, a zarazem niezwykle skuteczna: sprzedawca kupuje egzemplarz gazety za połowę ceny i sprzedaje, zatrzymując zysk dla siebie. Gaze-ty Uliczne są prawdziwą możliwością zatrud-nienia dla tych, którzy chcą przejść z ubóstwa do społeczeństwa”. Warto też zauważyć, że Gazety Uliczne mogą być traktowane jako do-

bra forma dopełnienia tradycyjnych mediów, ze względu na fakt tworzenia przez nie plat-form informacji, upowszechniania wiedzy o ro-dzajach i zasięgu ubóstwa oraz o niesprawie-dliwości społecznej.

Wielki, ludzki kapitał w małym świecie

W odniesieniu do tak istotnego, lokalnego bycia owych gazet i zaistnienia ich w świado-mości międzynarodowej, warto odwołać się do poznańskiej „Gazety Ulicznej”, która jest przy-kładem dobrego wpisania się w poznańskość, polskość i europejskość idei gospodarki soli-darnej; spełnianej na jej łamach w postaci ukazania idei ekonomii społecznej, nastawio-nej bardziej na człowieka i pomnażanie kapi-tału ludzkiego niż na zysk materialny sensu stricte. Tak też obliczyć należy właściwy wy-miar zysku i kapitału Konferencji – spotkania międzynarodowego, umożliwiającego ukaza-nie ważności lokalnego pierwiastka dla tego, co należy do „małego świata”, co uznać może-my za demokratyczne i obywatelskie; w grun-cie zaś rzeczy przypisane jest „światu duże-mu” na tyle, na ile jego wielkość zdolni jeste-śmy określić miarą naszej własnej, indywidual-nej świadomości obywatelskiej.

oprac. Magdalena Chwarścianek i Dominik Górny

Spotkanie w „BBC Scotland” (od prawej: Lisa Maclean, dyrektor INSP; David Burnett, fotograf związany z ideą prasy ulicznej; Joan, sprzedawca „Gazety Ulicznej”; John Boothman, reprezentant BBC Scotland).

Page 12: Gazeta Uliczna 03/2011

12

wywiad

Nawiązując do tytułu Pana autobiografii – „Droga do prawdy” – pisze Pan, iż kiedyś roz-różniał tylko kolor „biały i czarny”, a dopiero później zauważył „szary”. Na ile pojęcie Pana prawdy politycznej i osobistej, zmieniło się od czasów sięgających początków„Solidarno-ści”?

Pytanie nie jest wcale łatwe, ponieważ w dużej mierze dotyczy czasów, w których do-rastałem i podejmowałem pierwsze działania polityczne. Warunki ustrojowe były tak różne, że nie raz wymagały stosownego obejścia prawdy albo nawet jej niezauważenia. I nie chodzi o to, że chciałem ominąć prawdę, ale zdarzało się, że aby coś osiągnąć, trzeba było wiele rzeczy przemilczeć… Starałem się jednak czynić tak, żeby następnego dnia tę prawdę na nowo odkryć. Im bliżej było do od-zyskania wolności, tym bardziej moje intencje

Zaufać

Działacze „Solidarności” świętują zwycięstwo swojej Idei.

Z Lechem Wałęsą,laureatem Pokojowej Nagrody Nobla,rozmawia Dominik Górny

25-lecie obchodów rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych.

Page 13: Gazeta Uliczna 03/2011

13

stawały się czytelniejsze, a zachowanie pew-nie bardziej zrozumiałe. Los sprawił, że w chwilach walki o wolność i niepodległość, bywałem tam, gdzie działy się rzeczy ważne, musiałem podejmować decyzje, na których tłumaczenie nie było często czasu. Dlatego rodzi się dziś wiele wątpliwości. Proszę mi jednak wierzyć, że wszystkie moje decyzje wynikały wyłącznie z przekonania, że należy zrobić tak, a nie inaczej. Bardzo często sta-wałem nawet przeciw swoim przyjaciołom, jak w 1989 roku, wszystko po to, żeby nie wchodzić w gry polityczne. Jeśli ma pan rów-nież na uwadze rok 1970, to problem polega na tym, że gdy przewodziłem strajkowi, robi-łem to stosunkowo nieudolnie, bo nie miałem większego pojęcia o wolnościowej walce. Za-dawałem sobie pytanie, jakie mam prawo rozmawiać z tymi, którzy mają wpływ na to, co się stanie z więźniami, osobami strajkują-cymi itd. Druga rzecz – w tamtym okresie nie miałem żadnego wpływu na to, co o mnie pi-szą. Trzeba sobie uświadomić, że wtedy mało kto, stawał na czele jakiegoś zgrupowania, więc trudno mi było się kogokolwiek radzić. Można się zastanawiać, czy wiele rzeczy można było zrobić lepiej i mądrzej, ale chyba nie może tego właściwie oceniać ten, kogo nie było ze mną na początku solidarnościowej drogi…

Jeśli mówimy o „drodze” – w jakim kierun-ku powinny obecnie zmierzać społeczno-po-lityczne relacje w Europie?

W pierwszej kolejności powinniśmy zadać sobie pytanie, jaki powinien być system eko-nomiczny i demokratyczny. Jeśli chcemy mó-wić o współczesnym wymiarze demokracji, to do obywatelskich praw, powinniśmy dopisać obowiązki. Na czym to wszystko chcemy bu-dować? – jedni proponują styl zachodni –

wolny rynek, a sprawy duchowe do prywat-nego użytku każdego z nas… Drugi model – którego jestem zwolennikiem, mówi, że trze-ba postawić na wartości. Z moich obserwacji wynika, że na wszystkich kontynentach mię-dzy tymi modelami zachodzi relacja poło-wiczna. „Globalizacja”, czy „jedność euro-pejska” – są pustymi pojęciami. To, jaką je wypełnimy treścią: programami, strukturami itp., zależy od młodych ludzi, bo choć moje pokolenie wywalczyło wolność, to jest obcią-żone hitleryzmem i stalinizmem. Przebudowa świata Polski i Europy, jest o tyle ważna, że dopiero wtedy, kiedy uda się wprowadzić zmiany na lepsze, dostrzeżemy sens walki o wolność w poprzednim pokoleniu.

Jakie korzyści może przynieść obywatelom Europy podpisanie traktatu z Lizbony?

prawdzie dziejów

Na barkach tego, co obywatelskie…

Page 14: Gazeta Uliczna 03/2011

14

Zapisy tego traktatu do końca mnie nie przekonują. Mam jednak świadomość, że ist-nienie takiego dokumentu jest Europie potrzeb-ne, wręcz konieczne, aby mogła być dobrym politycznym partnerem dla Rosji, Chin, a nawet Stanów Zjednoczonych. Wspomniane mocar-stwa nigdy nie będą szanować małych państw, a wręcz przeciwnie – będą się starały zmienić je zgodnie z własnymi interesami. Jedyną drogą wyjścia z tego stanu rzeczy jest solidarne wypo-wiedzenie się europejskich państw w ważnych dla nich kwestiach. Moim zdaniem musimy za-dać kilka istotnych pytań – na ile możemy stać się jednym europejskim państwem? Na ile za-akceptujemy swoje różnice? w jakich tematach musimy być zgodni, a w jakich nie? W obecnym pokoleniu doprowadziliśmy rozwój technologii do takiego stopnia, że „nie mieścimy się” we własnym państwie. Chodzi o to, że np. sieć in-formatyczna i baza informacyjna, którą stwo-rzyliśmy, wybiega daleko poza granice naszego kraju. Jest to jeden z faktów, które świadczą o nieuniknionej globalizacji. Kolejną kwestią jest ekologia – cały świat powinien się poddać kontroli pod względem zadbania o jej rozwój, abyśmy mogli zapanować nad technologią, określić jej granice, potrzebne do bezpieczne-go życia na naszej planecie. Powinniśmy jed-nak zadać sobie pytanie, co dla dobra nas wszystkich, musi być globalne? Kolejne pytanie – co musi być kontynentalne, państwowe i re-gionalne? Dopiero, kiedy „wypunktujemy” od-powiedzi na te wątpliwości, będziemy mogli świadomie budować wspólne programy i struk-

tury. Tymczasem bardzo często robimy odwrot-nie – najpierw powołujemy biura, urzędników, prezydentów, a potem zastanawiamy się, do czego to wszystko ma służyć – właśnie dlatego nie osiągamy zamierzonych skutków działań, a tym samym nie spełniamy swoich zadań.

A zatem jakie zadania ma Pan na myśli?Europa ma do spełnienia dwa duże zadania

– wyrównać poziom rozwoju po granicach, i za-uważyć, że wszyscy w Europie są potrzebni i równi, przy jednoczesnym dostrzeżeniu tego, że Pan Bóg nie dał wszystkim państwom tych samych dóbr – jedni mają morze, a drudzy góry… Musimy odstąpić od „wyścigu szczu-rów”, który dotychczas polegał przede wszyst-kim na zagarnięciu wyłączności na to, które z państw przejmie rolę dominanta. Tak było do końca XX wieku. Dotychczas połowę naszych środków pieniężnych wydawaliśmy na zbroje-nia, niszczenie czegoś, a później odbudowywa-nie, co było zupełnie nieopłacalne. Z kolei opła-calne jest łączenie potencjałów różnych państw i ich poszczególnych regionów, dla politycznej współpracy. Ale nawet i tutaj musimy zdawać sobie sprawę z zagrożeń i z własnych ograni-czeń. Mało kto uświadamia sobie pewien para-doks, który polega na tym, że z jednej strony doprowadzamy do rozwoju techniki i cywiliza-cji, a z drugiej zaś – sami, za tym, co stworzyli-śmy, nie nadążamy. Robimy coś, aby żyć lepiej i szybciej, tymczasem coraz częściej się spóź-niamy np. przez uliczne korki. Rozwój cywiliza-cji powinien być dla nas przyjemnością, a nie udręką. Jednak wystarczy, abyśmy zrozumieli, że żyjemy w nowej epoce, którą trzeba odpo-wiednio dostosować do swoich potrzeb.

Wracając do początków „Solidarności” –

uniwersalny wymiar jej kulturotwórczego ist-nienia, podkreślił Pan m.in. w telegramie do przedstawicieli świata kultury, w tym do litera-tów uczestniczących w Międzynarodowym Li-stopadzie Poetyckim…

...Oczywiście, że podkreśliłem taki właśnie aspekt – uważam bowiem, że opinie i publika-cje ukazujące uniwersalny wymiar istnienia „Solidarności” jako ruchu, czy pewnego rodza-ju bazy do tworzenia społeczno-politycznej kul-tury; w tym odnoszące się do społecznych i kul-turowych aspektów Międzynarodowego Listo-pada Poetyckiego – są niezwykle potrzebne – żyjemy bowiem w epoce przejściowej, czasach znoszenia granic i unikania konfrontacji. To właśnie dzięki działaniom intelektualnym, otwiera się nowy wymiar epoki globalizacji, któ-ra wymaga przedyskutowania wielu ważnych spraw – nie tylko sukcesów, ale również i spo-łecznych problemów.

Rozmowa z Papieżem Polakiem.

Page 15: Gazeta Uliczna 03/2011

15

kultura solidarna

W tym aspekcie zauważyć należy ak-tywność takich instytucji i organizacji – podmiotów życia obywatelskiego,

które zdolne są tworzyć sprawdzone modele, metody i formy działania partnerskiego, którym bardzo bliskie są ideały pracy organicznej.

Pro Publico Bono – przywilej i zobowiązanie

Nagroda, istniejąca już od 1999 roku (po-wstała z inicjatywy profesora Jerzego Buzka), jest celem i narzędziem, komunikatem obywa-telskim, myślą i słowem zdolnym przemienić dobro w czyny. Wszystko to sprawia, iż zdolna jest wyróżnić podmioty społeczeństwa obywa-telskiego, których aktywność służy utrwaleniu przekonania o konieczności współpracy oraz integracji poszczególnych środowisk, które po-dejmują twórczy dialog – pierwsze zobowiąza-nie w działaniu dla dobra swojej społeczności. Za przysięgę wierną uznać należy dążenie do „odrodzenia ducha” – o czym nauczał niegdyś, a przecież tak współcześnie, Mirosław Dzielski, krakowski filozof, myśliciel kultury solidarności. To właśnie to odrodzenie uzasadnia istnienie etyki solidarności, która nie może odczytana być jedynie jako deklaracja światopoglądowa. Wiąże się z postulatami papieża Jana Pawła II, o których też jest mowa w „Karcie Solidarno-ści” – dokumencie ogłoszonym 10 czerwca 2009 roku w Krakowie, a stanowiącym funda-ment filozoficzno-moralny dla nowej formuły Nagrody – istnienia jej dla idei odnajdującej

Samorządność dla solidarności Solidarność jest realnym wymiarem życia, w którym każdy obywatel potrafi wznieść się ponad własny interes i dostrzec dobro mogące być realizowane jedynie we wspólnocie – to tylko jedna z kilku refleksji, które pojednać należy z ideą odnowionej formuły Nagrody Pro Publico Bono. Jej pierwsza edycja w nowej formie, ogłoszona została 3 maja br. przez Fundację Konkursu Pro Publico Bono, kuratora i głównego organizatora Nagrody, oraz Związek Powiatów Polskich. Celem jej przyznania jest wyróżnienie działań, które niosą ze sobą realne zmiany, stając się tym samym dowodem realizacji założenia „Samorządność dla solidarności” – pod takim właśnie motywem obywatelskim edycja się odbywa.

Spotkanie społeczności „pro publico bono” i środowiska „Barki” w trakcie Letniego Seminarium „Akademia Solidarności” w Chudobczycach.

Z wizytą w muzeum siostry Urszuli Ledóchowskiej w Pniewach.

Page 16: Gazeta Uliczna 03/2011

16

swoje spełnienie w zmierzeniu się z trudami re-alnego życia. Wynika z tego zobowiązanie do kształtowania życia gospodarczego, politycz-nego i społecznego, norm i zasad postępowa-nia, wiernych systemowi wartości takich jak: samorządność, obywatelskość, solidarność, odpowiedzialność za dobro wspólne. Na nich zaś opiera się odbudowa „kapitału ludzkiego”, który jest najwyższym wymiarem godnym odro-dzenia w społeczności „pro publico bono”.

Nagroda – symbol Kultury Wspólnoty

Niezwykle subsydiarną dla budowaniu tożsa-mości Nagrody, a tym samym docenienia jej ran-gi, staje się symbolika, przynależna działaniom „pro publico bono”. Genius loci stają się więc dwie daty graniczne – 11 listopada, wpisane jako święto niepodległości i 3 Maja, związane z odro-dzeniem polskiego wymiaru życia demokratycz-nego na tyle, co konstytucyjnego. Przypomnijmy, iż 11 listopada 2010 roku, nastąpiło oficjalne ogłoszenie odrodzonej Nagrody, podczas trady-cyjnych spotkań obywatelskich w trakcie Gali Pro Publico Bono w Sukiennicach krakowskich. Kra-kowskie spotkania przerodziły się w debatę kon-tynuowaną na gruncie polskim, której tytułem stała się „Samorządność dla solidarności”. 3 maja 2011 roku pierwsza edycja konkursu odno-wionej nagrody Pro Publico Bono „Samorząd-ność dla solidarności” została wreszcie ogłoszo-na. Od tego dnia do 16 września br. organizacje obywatelskie prezentowały swoje innowacyjne i przedsiębiorcze dokonania starostom, którzy rekomendowali je do Nagrody. I to właśnie na wzmocnieniu rangi wyróżnienia we wspólnotach powiatowych, polega nowa jakość Nagrody.

Warto dostrzec znaczenie miejsc, w których odbywają się wspomniane debaty, by przywo-łać: Chudopczyce – kolebka Barki (laureata Nagrody Pro Publico Bono Dwudziestolecia Odrodzenia Niepodległej Polski) – są one przy-

Barbara i Tomasz Sadowscy przyjmują Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski z rąk Prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego.

Nowy konkurs związany z Nagrodą Pro Publico Bono powstał na podstawie diagnozy stanu polskiej samorządności, w tym zwłaszcza oceny dotychczasowej działalności licznych podmiotów społeczeństwa obywatelskiego – laureatów Nagrody Pro Publico Bono, uczestniczących w konkursie od czasu jego powstania w roku 1999. W szczególny sposób koncepcja odnowionej Nagrody czerpie z doświadczeń laureatów Nagrody Pro Publico Bono – Dwudziestolecia Odrodzenia Niepodległej Rzeczypospolitej, którą w roku 2009 otrzymali ex aequo: Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, profesor Jerzy Regulski oraz Fundacja Ośrodek „Karta”.

Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia

Polski Należy on do 5 klasy Orderu, ustanowionego w 1921 roku, który przyznawany jest za wybitne zasługi położone w służbie państwu i społeczeństwu, a zwłaszcza za wybitne osiągnięcia w działalności publicznej podejmowanej z pożytkiem dla kraju, za szczególne zasługi dla umacniania suwerenności i obronności kraju, dla rozwoju gospodarki narodowej, służby publicznej, twórczość naukową, literacką i artystyczną, za wybitne zasługi dla rozwoju współpracy Rzeczypospolitej Polskiej z innymi państwami i narodami. Order ten dzieli się jeszcze na 4 klasy: klasa I Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski, klasa II Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodze-nia Polski, klasa III Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, klasa IV Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. „Na straży honoru Orderu stoi Kapituła Orderu Odrodzenia Polski składająca się z Wielkiego Mistrza Orderu i ośmiu członków Kapituły, powoływanych przez Wielkiego Mistrza na pięć lat. Zgodnie z ustawą o orderach i odznaczeniach prezydent RP, z tytułu wyboru na ten urząd, staje się Kawalerem Orderu Odrodzenia Polski klasy I i przewodniczy Kapitule jako Wielki Mistrz Orderu. Kapituła wybiera ze swojego grona Kanclerza Orderu i Sekretarza Kapituły”. (opracowanie na postawie danych uzyskanych z uprzejmości Kancelarii Prezydenta RP).

Page 17: Gazeta Uliczna 03/2011

kładem odbudowy społeczności lokalnej zako-rzenionej niegdyś w świecie pegeerów, a dziś stanowiącej trwały przykład odbudowy kapita-łu ludzkiego; Pniewy, traktowane jako miejsce narodzin myśli społecznej świętej Urszuli Ledó-chowskiej, która położyła podwaliny pod przedsiębiorczość solidarną, mówiąc, iż każdy powinien tak pracować, aby utrzymać nie tylko siebie, ale i „swojego brata”; Poznań z jego Bi-blioteką Raczyńskich, którą hrabia Bernard Edward Raczyński ofiarował narodowi „w wieczne posiadanie”, jako pierwszą na zie-miach wielkopolskich książnicę.

Jakkolwiek docenić mielibyśmy wspomnia-ne „miejsca”, pozwalają one spotykać się w przestrzeniach tradycji i współczesności, po-ruszając nasze emocje i intelekt. Przyjaźń spo-tkań integrujących wspólnotę obywatelską Pro Publico Bono wzmacniają także debaty w Oświęcimiu, Wilanowie, Warszawie, na Wi-grach i Suwalszczyźnie, Lublinie i w Nadrze-czu, w Katowicach i Częstochowie, Szczecinie i na Podkarpaciu.

„Barka” oznacza „błogosławieństwo”

Ważnym laureatem Nagrody jest wspo-mniana już Fundacja Pomocy Wzajemnej „Bar-ka” (wespół z Fundacją Ośrodek „Karta” i pro-fesorem Jerzym Regulskim). Słowo „Barka”, pod względem etymologicznym, oznacza „bło-gosławieństwo”, „wdzięczność” i „wzajem-ność”, które to cechy odnaleźć można w dzia-łaniach Fundacji, od jej powstania aż do dziś. Solidarność z każdym człowiekiem, szczegól-nie tym z rozmaitych przyczyn i skutków życia, wykluczonym, przejawia się w dzieleniu życia przez założycieli Barbarę i Tomasza Sadow-skich, tworzeniu warunków do wzrastania w człowieczeństwie, godności jednostek i ca-łych społeczności.

Z tej perspektywy powstanie „Barki” w 1989 roku stało się właściwą odpowiedzią na rosną-ce problemy okresu transformacji ustrojowej. Założenie przez wspomnianych psychologów pierwszego domu „Barki” w opustoszałej szko-le we Władysławowie, blisko serca Poznania, stało się „sercem” późniejszej i trwającej do dziś Wspólnoty. Wsłuchując się w rytm zdarzeń historii, Fundacja nie tylko stworzyła modelowe wspólnoty – farmy, centra integracji społecznej, przedsiębiorstwa społeczne, ale też nowy sys-tem prawny, będący podstawą kształtowania w Polsce kultury solidarności. Takie też podej-ście przyczyniło się do stworzenia zintegrowa-nego systemu działań na poziomie lokalnym i międzynarodowym, samorządowym i rządo-

wym. Dzięki temu ukazała „Barka” ważność pierwiastka lokalnego w utrwalaniu kultury obywatelskiej.

Nagrodzić godność człowieka

W powyższym kontekście staje się godne bycie „Barki” z Nagrodą i Nagrody z „Barką” – zarówno w ujęciu roli Nagrody i instytucji nią wyróżnionych, jak również w „byciu” pedagogi-ki społecznej i upowszechniania kultury patrio-tycznej w Polsce współczesnej. Dodajmy, iż taką właśnie intencję wyraził pierwszy honoro-wy przewodniczący Kapituły Nagrody Pro Pu-blico Bono – Jan Nowak Jeziorański, który po-wiedział, iż w czasach pokoju najwyższym przejawem patriotyzmu jest troska o drugiego człowieka. Instytucja Nagrody Pro Publico Bono określa zatem swoistość think-tank oby-watelskiego, który podejmuje wiele aktywności, w tym badawczych, edukacyjnych i promocyj-nych. Są one skierowane w stronę samoorga-nizacji i samorządności obywatelskiej, sprzyja-jącej utrwalaniu i ochronie zdobytej niegdyś wolności, która wciąż domaga się ofiarnego jej pielęgnowania.

W powyższym aspektach, odniesieniach i innych istotnych działaniach pro publico bono, nowa formuła Nagrody staje się odpo-wiedzią na wątpliwości zrodzone w sercu dzie-jów minionych, podstawą nowej przeszłości, w której odczytywać będziemy wciąż od nowa, teraźniejszość kultury solidarności – pojęcia, którego po raz pierwszy użył wspomniany już Tomasz Sadowski. W kulturze tej i doświadcze-niu „Barki”, spełniać i dopełniać się będzie to, co imię nosi patriotyzmu „na czasy zwyczajne”: humanistyczne idee oraz ideały życia mogące być realizowane w najbardziej wiarygodny sposób we wspólnocie.

Dominik Górny

ażnośćultury

godne „Barką” – ucji nią pedagogi-ury patrio-my, iży honoro-

y Pro Pu-tóry po-szym drugiego blico ank oby-ktywności, romocyj-moorga-j, sprzyja-iegdyśarnego jej

eniachblico ę odpo-ercu dzie-szłości,od nowa,

pojęcia, niany jużświadcze-będzie to,wyczajne”: a mogące godny

minik Górny

17

Rozmawiamy o tym, co umacnia kulturę solidarną.

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach

Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 18: Gazeta Uliczna 03/2011

18

K ampanie Społeczne w dzisiejszych cza-sach są sposobem na zwrócenie uwagi opinii publicznej na konkretny problem

społeczny lub stają się podpowiedzią jak go roz-wiązać. Są też sposobem na poszerzenie wiedzy określonej grupy docelowej. Chociaż ekonomia solidarna rozwija się w Wielkopolsce od wielu lat, to tego typu sposób na przekazanie informacji o niej został wykorzystany w taki właśnie sposób po raz pierwszy.

Wydarzenia „Daj się po(d)nieść ekonomii społecznej” miały podwójną rolę. Po pierwsze zo-stały skierowane do tych, którzy stracili już nieraz nadzieję na pracę. Kampania pokazała im w ten sposób nowe formy zatrudnienia. Po drugie przy-ciągnęła uwagę osób z pozoru niemających na co dzień do czynienia z tematyką bezrobocia, ale którzy mogą pomóc innym. Aby trafić do jak naj-większej liczby osób, Fundacja „Barka” zdecydo-wała się sięgnąć po szczególne środki: akcje miejskie, nietypowy outdoor, duży format, czy ak-cję na portalu społecznościowym „Nasza Klasa”.

Największym zainteresowaniem Poznania-ków cieszyły się dwie tzw. akcje miejskie. Zgro-madziły tłumy zainteresowanych osób, które w trakcie rozmowy z przedstawicielami Barki, dowiadywały się czym jest ekonomia społeczna, spółdzielnie socjalne albo centra integracji spo-łecznej. Zabierały ze sobą balony symbolizujące siłę wyciągającą z beznadziei bezrobocia; a do tego same podpowiadały jakiego rodzaju dzia-łalność byłaby dobrym sposobem na pracę spółdzielni socjalnych. Wśród tych podpowiedzi znalazły się tak nietypowe propozycje, jak np. firma ochroniarska, recycling, czy przechowal-nia rowerów. Znalazło się też wiele pomysłów wykorzystywanych już przez istniejące spółdziel-nie socjalne, takie jak na przykład: opieka nad osobami starszymi, dbanie o tereny zielone, a nawet udrażnianie rowów melioracyjnych. Być może wkrótce powstanie jakaś spółdzielnia so-

cjalna, zainspirowana pomysłami Poznaniaków. Hasło i logo kampanii namawia bowiem do

tego, aby mimo wszystko spróbować rozwiązać problem długotrwałego bezrobocia i skorzystać z pomocy takich organizacji jak Barka. „Daj się po(d)nieść ekonomii solidarnej” – wielowymiaro-wość tego hasła sięga jeszcze do znaczenia wi-zualnego. Widocznym znakiem kampanii, poza balonami, była też latająca kanapa, która dwu-krotnie wzbijała się z pomocą specjalnych balo-nów. Kanapa pokazała, że nawet najmniej opty-mistyczne okolicznością mogą doprowadzić do wysokich lotów. Ci, którzy już się podnieśli – zało-życiele spółdzielni socjalnych – wzięli udział w in-nym elemencie kampanii, który realizowany był poprzez portal „Nasza Klasa”. Dzięki niemu spół-dzielcy zdobyli nowy rodzaj „curriculum vitae” – zbudowany z opinii dawnych znajomych.

Kampania społeczna zrealizowana na zlece-nie Barki nie wprowadziła rewolucyjnych zmian w świadomości Poznaniaków, nie wstrząsnęła potrzebującymi, którzy nie zaczęli dobijać się o pomoc, nie wpłynęła też znacząco na rynek zleceń spółdzielni socjalnych. Został za to wyko-nany mały krok w kierunku zmiany obiegowych opinii o kwestii bezrobocia. I wbrew tym opiniom pokazano, że bezrobocie nie musi być wyrokiem dożywotnim.

Dagmara Walczyk

kultura obywatelska

Daj się po(d)nieść ekonomii solidarnejKampania społeczna „Daj się po(d)nieść ekonomii solidarnej” dobiegła końca. Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” realizowała ją w ramach projektu Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej. W trakcie kampanii w Poznaniu pojawiło się ponad 1000 baloników, nad Cytadelą unosiła się symboliczna kanapa, a cała akcja opisywana była na Facebooku pod hasłem „Ekonomia solidarna”.

A jaki Ty masz pomysł na ekonomię solidarną?

Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej” jest współfinansowanyze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 19: Gazeta Uliczna 03/2011

19

ważne wydarzenia w Europie

Zgodnie ze szkocką tradycją, tego typu corocznych spotkań, które odbyły się już m.in. w Australii, Nowym Jorku, Tokio, To-

ronto, Paryżu i Sydney, zorganizowano zbiórkę pieniędzy na szczytny charytatywny cel; w Po-znaniu był nim Fundusz Przedsiębiorczości Społecznej w Polsce, mający umożliwić powo-ływanie małych przedsiębiorstw społecznych przez osoby wcześniej bezrobotne. W tym celu, w ramach Dnia Solidarności z „Barką”, patronującej powstaniu Funduszu, odbyła się aukcja prowadzona przez cenionego aktora Andrzeja Lajborka. Do licytowanych przedmio-tów o znacznej wartości kulturowej należały m.in.: Pióro Pierwszej Damy RP, z faksymilem podpisu Małżonki Prezydenta RP; książka po-darowana przez Przewodniczącego Parlamen-tu Europejskiego, wraz z jego dedykacją; trzy pamiątkowe Medale Ojca Mariana Żelazka, przekazane jako dar od dr. Mariana Króla i Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego w Po-znaniu; czapka z autografem Roberta Kubicy, polskiego kierowcy wyścigowego; książki po-etyckie: „Poemat na Księżyc i podkowę” i „Po-emat o moim Chopinie” z autorskimi dedyka-cjami poety młodego pokolenia Dominika Gór-nego, laureata Medalu Młodego Pozytywisty; książka z autografem Susan Boyle wraz z pły-tą tej znakomitej, brytyjskiej piosenkarki; płyty CD „Pomiędzy światem a nami…” i „Tam mnie znajdziesz…” podarowane z okolicznościo-wym wpisem wybitnej śpiewaczki operowej Ju-styny Reczeniedi; singiel CD Tadeusza Woź-niaka „Pokolenie Kolumbów” z autografem ar-tysty i jego plakatem; płyta z autorskimi pio-senkami Piotra Woźniaka „Dom na dachu”, opatrzona jego autografem; malowany ustami obraz olejny „Zachód słońca”, autorstwa Je-

rzego Omelczuka; płyta ze szkocką muzyką w wykonaniu kapeli z Edynburga, upamiętnia-jąca wizytę w Szkocji Papieża Benedykta XVI.

Poznański „Pipefest”różnił się od wcześniej-szych edycji pod wieloma względami – m.in. tym, iż pierwszy raz w historii parady dopusz-czeni byli do udziału w nim dudziarze, którzy grają na dudach innych niż szkockie – wyda-rzenie połączyło się ideowo z III Zlotem Dudzia-rzy Europy, który odbywał się od 2 do 4 wrze-śnia br. W Zlocie udział wzięło kilkanaście ka-pel dudziarskich i koźlarskich z Wielkopolski, Górale z Zakopanego i Suchej Beskidzkiej oraz dudziarze z Białorusi, Bułgarii oraz Anglii – bli-sko 150 muzyków, którzy swoje rodzime tradycje zademonstrowali w formie warsztatów budowy dud i muzykowania na płycie Starego Rynku, w Starym Browarze oraz w trakcie występów na festynach i dożynkach w Wielkopolsce.

red. GU

Dźwięki dud rozpalają serce PoznaniaMiędzynarodowa parada ponad 400 dudziarzy z całego świata – „Pipefest 2011”, odbyła się 3. września br. w Poznaniu. Głównym inicjatorem Pipefestu była Lesley A. Duncan, a współorganizatorami: Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, Muzeum Instrumentów Muzycznych oddział Muzeum Narodowego, Agencja PR Imbiria oraz Gmina Połajewo. Patronatu honorowego wydarzeniu udzielili: Przewodniczący Parlamentu Europejskiego, profesor Jerzy Buzek; Małżonka Prezydenta RP, Anna Komorowska; Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Marek Woźniak; Prezydent Miasta Poznania, Ryszard Grobelny.

Page 20: Gazeta Uliczna 03/2011

20

Fotogaleria

Międzynarodowy świata rozpala

Page 21: Gazeta Uliczna 03/2011

21

zlot dudziarzy z całegoserce Poznania

Page 22: Gazeta Uliczna 03/2011

22

międzynarodowe inicjatywy

Z bigniew Machaj: „Każda sprzedana kopia Gazety Ulicznej – kwartalnika gospodarki solidarnej to dla mnie zarobek 2 złotych.

Moim zdaniem, jeśli nadal będę sprzedawał ma-gazyn, zarobię trochę pieniędzy i będę mógł wy-nająć sobie mieszkanie” – mówi z dumą ten kol-porter z ulicy. Pomimo jego codziennych zmagań, Zbigniew uważa się za osobę szczęśliwą, ponie-waż rozprowadzanie prasy ulicznej odmieniło jego życie i wypełniło nadzieja. I rzeczywiście, po raz pierwszy od lat, mógł zachować godność, pomimo tego, że jest biedny, a regularne docho-dy pozwalają jemu na wyżywienie. Na całym świecie jest ponad 200 tysięcy ludzi, którym kon-cepcja kolportażu prasy ulicznej pomogła od 1994 roku. Jest to niesamowita historia sukcesu odniesionego przez przedsiębiorców społecz-nych oraz niezależnych dziennikarzy, którzy wspólnymi siłami wspierają grupę najbiedniej-szych na świecie.

Swój wkład w tę akcję dobroczynną miał rów-nież szkocki oddział ISPN, który ogłosił, że rośnie popyt na prasę uliczną. Jest to kolejny rok, w któ-rym sprzedaż prasy ulicznej wzrosła na całym świecie, pomagając dziesiątkom tysięcy ludzi wy-dostać się z biedy. Każde wydanie to 6,2 milionów ludzi czytających 112 magazynów oraz gazet sprzedawanych przez bezdomnych w 40 krajach.

David Schlesinger, przewodniczący Thomson Reuters w Chinach, jest honorowym członkiem ISPN. „Podróżując dookoła świata i kupując na ulicy choćby jedną gazetę lub magazyn, wiem, że to nie tylko dobry uczynek, ale w rzeczywisto-ści otrzymywanie czegoś dobrego. To jest praw-dziwa wymiana, ale także tworzenie wartości, która powstaje przy pomocy rzetelnego dzienni-karstwa” – mówi. Lisa MacLean, dyrektor wyko-nawczy INSP, dodaje: „Prasa uliczna oferuje god-ne zatrudnienie oraz wsparcie socjalne dla osób bezdomnych i ubogich w 40 krajach. Prasa ulicz-na jest również źródłem niesamowitych historii

i opinii ludzi oraz zagadnień, które są zazwyczaj pomijane przez publikacje masowe. Jest nieza-leżna, działa jako liczący się głos o zmiany spo-łeczne oraz zmiany statusu quo (zmiany w obec-nym stanie rzeczy). A każde wydanie dociera do ponad 6 milionów czytelników na całym świecie”.

Jakość prasy została ostatnio zaprezentowa-na w Glasgow, w Szkocji, na rozdaniu nagród INSP 2011 (International Street Paper Awards). Nagrodzone prace to zdumiewające sprawozda-nie o 31 bezdomnych zamordowanych w São Paulo w Brazylii, jak również ekskluzywny wywiad z Matthew Saad Muhammadem – kiedyś mi-strzem świata lekkiej wagi ciężkiej w boksie, któ-ry stał się bezdomnym w Filadelfii.

Prasa uliczna jest już dobrze znana w Amery-ce Północnej i Europie, a także w Argentynie, Fili-pinach, Zambii i Malawi. Ostatnio rozpoczęto pu-blikacje w Tajwanie i Korei Południowej. A w ra-mach nieustającego rozwoju INSP na całym świecie prasa dotrze także do Nigerii, Grecji i Finlandii. Nowe ekscytujące projekty są w pla-nach rozwoju sieci prasy ulicznej i INSP pracuje nad ujarzmieniem dziennikarstwa prasy ulicznej poprzez rozwój wielojęzycznych internetowych agencji prasowych znanych, jako Serwis Wiado-mości Ulicznych (Street News Service). Przy po-mocy międzynarodowych funduszy, zbieranych w ramach globalnej akcji reklamującej tę inicja-tywę, przez okres następnych 12 miesięcy INSP rozbuduje cyfrową sieć prasy ulicznej. Jest to oczywiste, że ta inicjatywa będzie dalej rzeczni-kiem dla kolporterów – potrzeb i praw bezdom-nych całym świecie – którzy pozostają w centrum naszego zainteresowania; ludzi takich, jak Zbi-gniew. Wspierajcie swoich kolporterów prasy ulicznej i głosujcie za godnością.

artykuł opublikowany z uprzejmości INSP kampania „Głosuj za godnością” 2011,

www.streetnewsservice.org Street News Service

Głosuj za godnością 2011Idea jest prosta: kolporterzy w Poznaniu, otrzymują za darmo 10 egzemplarzy startowych, a za zarobione na nich pieniądze kupują kolejne i sprzedają w celu zarobkowym. Czytelnicy prasy ulicznej pomagają kolporterom wyrwać się z biedy i zarobić na godne życie. Założenie to jest istotnym przesłaniem akcji „Głosuj za godnością 2011”, zainicjowanej przez Międzynarodową Sieć Gazet Ulicznych (International Network of Street Papers / INSP) tak, aby przypadała 17 października 2011 roku, w tym samym terminie, co Międzynarodowy Dzień Zwalczania Ubóstwa organizowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych.

Page 23: Gazeta Uliczna 03/2011

23

nasza twórczość - Dominik Górny

PIELGRZYM „BARKI”

Tym, którzy za drogowskaz obrali wiarę ufności w człowieka

Spotykam cię w dniu powszednim

Dzielisz życia doświadczenie jak chleb

Nadzieja twoja – łza na powiece słońca

wiarę ustami wiatru wymawiasz

furty dni nowychotwierasz dłonią wędrowca

Na rozstajach bólumiłość braterstwawybierasz

W tobie –

przeżyć błogosławieństwo

wzajemność dobra spełnienia się domagająca

wdzięcznośćza obietnicę wolnej woli jutra

Spotykam cię na rozdrożach własnego „ja”

CZYTAM CIĘ JAK JESIEŃ

od zachwytu po kasztanowy epilogpalący wieczność o zachodzie

Nie wymyślasz życia –spis treści podsuwa wiatrco wieczorami autorskich powiewówstrąca tęsknoty z regałów września

Nastrój tytułuje październikz kryminałów brązówi komedii czerwieni

Pseudonim odpisujesz z rozdziałów liści –plagiat listopadaw siódmej barwie deszczu

Czytam cię jak jesieńco w okładce twardego chłoduprzemyca miłość

PORA ROSY

Jesteś rosa pachnącą świtem,Ja – gasnącym źdźbłem trawy.

Ocuć mnie swoim światłem.

Page 24: Gazeta Uliczna 03/2011

24

ekonomia solidarna

Grundtvig wniósł istotny wkład do historii światowej pedagogiki poprzez przybliże-nie idei kształcenia dorosłych (nie tylko

wywodzących się z grup dysfunkcyjnych). Celem takiego kształcenia było nie tylko przyswajanie wiedzy, ale rozwijanie natury i ducha człowieka.

Myśl Grundtviga inspirowała kolejne pokole-nia do rozszerzania jego idei na coraz liczniej-sze grupy społeczne. W 1952 roku powstał w Ko-penhadze Miejski Uniwersytet Ludowy z inspira-cji Hansa Christiana Kofoeda, który wychowywa-ny był w tradycji myśli Grundtviga. Kofoed sam był nauczycielem na uniwersytecie ludowym w Jutlandii. Miał też w swoim życiu doświadcze-nie bezrobocia, co pomogło mu zrozumieć jak funkcjonują mechanizmy wykluczania i stopnio-wej degradacji całych grup społecznych. Zarów-no uczestniczenie w kształceniu na uniwersyte-tach ludowych, jak i spędzanie czasu w towarzy-stwie bezrobotnych, poszukujących pracy, złoży-ły się na determinację i zobowiązanie Kofoeda w stworzeniu miejsca edukacji dla osób bezro-botnych, niezaradnych i nieuprzywilejowanych.

Przewodnią myślą Szkoły Kofoeda jest „po-moc dla samopomocy”, a więc umożliwienie od-budowy życia, poczucia wartości, wiary w siebie i zdobycia nowych umiejętności najsłabszym jednostkom społeczeństwa duńskiego tak, aby mogły uzyskać możliwość samodzielnego funk-cjonowania zgodnie z wartościami i normami społecznymi. Doświadczenia Szkoły Kofoeda, podjęte zostały w Polsce, Estonii, Czechach i na Litwie, gdzie funkcjonują obecnie podobne pro-gramy pracy z osobami wykluczonymi lub za-grożonymi wykluczeniem społecznym.

Szkoła Animacji Społecznej

W odpowiedzi na zapotrzebowanie wspól-not Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, w 2002 roku powołano stowarzyszenie Szkoła

Animacji Socjalnej – „szkoła”, bowiem przez całe życie podlegamy procesom edukacyj-nym, które tylko do pewnego momentu mają ramy formalne; „animacji”, ponieważ celem stowarzyszenia jest inicjowanie i organizowa-nie procesów nieformalnej edukacji, odpo-wiadających aktualnym potrzebom społecz-nym; „socjalnej” – ten przymiotnik pojawił się w szyldzie stowarzyszenia, gdyż edukacja jest podstawą kondycji społecznej obywatela. Przymiotnik „socjalny” najczęściej kojarzy się z zasiłkiem, wszelkimi formami wsparcia w krótkiej perspektywie, a nie działaniem długodystansowym, zmieniono więc nazwę stowarzyszenia na obecnie obowiązującą – Szkoła Animacji Społecznej. Członkowie sto-warzyszenia skupiają się na organizacji pro-cesów samokształceniowych.

Pierwszym poważnym zadaniem dla sto-warzyszenia, w ramach programu „Equal” (wyrównywania standardów przed przystą-pieniem Polski do Unii Europejskiej), było prowadzenie 4 grup samokształceniowych, przez które przewinęło się około 250 uczest-ników z różnych środowisk. Najnowsze przedsięwzięcie stanowi Szkoła Liderów Eko-nomii Społecznej. Pierwsze zajęcia tej szkoły odbyły się 4 lutego 2011 roku. Dzisiaj mają miejsce regularnie w Centrum Integracji Społecznej na Zawadach i we wspólnotach Barki: w Posadówku, Chudobczycach i we Władysławowie.

Szkoła realnych możliwości

Tematy i forma zajęć przygotowywane są zgodnie z oczekiwaniami uczestników. Każdy ma szanse podzielić się swoimi doświadcze-niami i wiedzą z innymi. Co zajmuje uczestni-ków Szkoły Liderów Ekonomii Społecznej? Otóż: społeczeństwo obywatelskie; rola part-

Uniwersytet SpołeOjczyzną uniwersytetów ludowych jest Dania. Pierwszy uniwersytet ludowy powstał w 1844 roku, w Rodding, z inspiracji Grundtviga, duńskiego pisarza, pedagoga i teologa. Dania straciła Norwegię, następnie Szlezwig i Holstein. Jednocześnie wraz z utratą zdobytych wcześniej posiadłości terytorialnych coraz bardziej uświadamiany przez elity stawał się problem niskiego wykształcenia Duńczyków (80% społeczeństwa było analfabetami). Idea „przebudzenia” ogłoszona przez Grundtviga, oparta była o hasło: „To, co utracono na zewnątrz, należy uzyskać wewnątrz”.

Page 25: Gazeta Uliczna 03/2011

25

nerstw w społecznościach lokalnych; powoły-wanie Centrów Integracji Społecznej; zakła-danie spółdzielni socjalnych, stowarzyszeń; uwarunkowania prawne funkcjonowania podmiotów ekonomii społecznej; ordolibera-lizm; zasady prowadzenia księgowości w podmiotach ekonomii społecznej.

Kim są liderzy ekonomi społecznej? Lide-rem może się czuć każdy, kto wykazuje ak-tywność w tworzeniu podmiotów ekonomii społecznej i środowisk dla ich funkcjonowa-nia. Są to więc założyciele spółdzielni socjal-nych, animatorzy z rozmaitych organizacji, pracownicy służb socjalnych, sygnatariusze

partnerstw lokalnych, a nawet wolontariusze i studenci zainteresowani pracą na rzecz tych podmiotów.

Edukacja tradycyjna a kształcenie ustawiczne

Jeszcze przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej ujawniła się ogromna ak-tywność, zwłaszcza organizacji pozarządo-wych, ale i ośrodków akademickich w zakre-sie nieformalnej edukacji, mającej na celu szybkie przystosowanie do standardów unij-nych, nabycia umiejętności w poruszaniu się po unijnych programach, wyrównujących różnice w poziomie zarówno cywilizacyjnym,

jak i samej edukacji. Cechą, a być może i wadą, tych programów była ich doraźność i fragmentaryczność, nastawienie na rozwią-zywanie konkretnego problemu. Niewątpli-wie spowodowało to ogromne przyspiesze-nie i wpłynęło na efektywność samych orga-nizacji i ożywienie trzeciego sektora. Nadal jednak pozostał otwarty problem niedostat-ków w zakresie kształcenia ustawicznego, możliwości organizacji szybkiego przekwali-fikowywania się, zdobywania nowych umie-jętności, koniecznych w warunkach gospo-darki konkurencyjnej. Te niedostatki spowo-dowały, że im ktoś dłużej pozostawał – dajmy

na to – bezrobotnym, tym bardziej malały jego szanse na znalezienie sobie nowego miejsca.

Brak dostępu do otwartej edukacji dla osób z rozmaitych przyczyn wykluczonych utrwala obecnie wykluczenie. Dlatego takie inicjatywy, jak Szkoła Animacji Społecznej, jest poważnym uzupełnieniem tych luk w sys-temie. Być może słusznym byłoby postulowa-nie zmiany szyldu „SAS” na „USA”, czyli Uni-wersytet Społecznej Aktywności, poprzez ak-tywizację i samokształcenie, podnoszące na wyższy poziom samoświadomość i aktyw-ność studentów tej szkoły-uniwersytetu.

Andrzej Wilowski

cznej Aktywności

Zasadniczy cel Szkoły Liderów Ekonomi Społecznej można ująć tak: „W wyniku procesu dydaktycznego uczestnicy szkoły mają możliwość osiągnięcia szerszej świadomości społecznej, przyswajania wiedzy z różnych dziedzin nauki na różnych poziomach. Szkoła stwarza możliwości przybliżenia mechanizmów społecznych, ekonomicznych oraz przygotowuje do funkcjonowania w różnych strukturach społecznych” – mówi Lech Bór, animator i prezes Stowarzyszenia.

Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej” jest współfinansowanyze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 26: Gazeta Uliczna 03/2011

26

świadectwa są potrzebne

Ś ledziłem wcześniej poczynania Barbary i Tomasza Sadowskich; wiedziałem o nich stosunkowo dużo – kim się zajmu-

ją, z jakimi ludźmi mają do czynienia, co mogą zaoferować osobie potrzebującej wsparcia. By-łem taką osobą, nie potrzebowałem wsparcia materialnego, nie brakowało mi pieniędzy, nie miałem żadnych uzależnień, ale gdzieś pod-świadomie, w głębi duszy, czułem, że ten mój najcięższy okres w życiu muszę spędzić wśród ludzi życzliwych; czułem, że nie mogę zostać sam. Powie ktoś – mogłeś wyjechać, zmienić klimat, daleko od rodziny… może i tak mogło być, tylko nie wiem czy ucieczka byłaby dobrym rozwiązaniem.

Właściwa decyzja

Pozostałem blisko rodziny i postanowiłem spokojnie, pod okiem doświadczonych psycho-logów zmierzyć się z moim problemem. Po roku czasu udało mi się uregulować sprawy prywat-ne na tyle zadowalająco, że nie stanowiły już one dla mnie jakiegoś problemu życiowego, więc postanowiłem, że pora może opuścić Bar-kę. Rok czasu to dużo, aby móc poznać siebie i ludzi, z którymi się przebywa; zobaczyć, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Doznałem przez ten rok dużo ludzkiej sympatii, otrzymałem inte-resującą mnie pomoc, dostałem umowę o pracę w Fundacji, zyskałem szacunek i zaufanie prze-łożonych.

A gdy już zostałem, wpadłem w wir działań,

zadań, pomysłów, obowiązków… Zobaczyłem tak naprawdę czym jest organizacja pozarzą-dowa, jak działa, kim się zajmuje i jak jest trak-towana przez społeczeństwo oraz władze. Po-nieważ dałem się poznać jako dobry organiza-tor, więc pole do popisu miałem przeogromne. Jednym z powodów, dla których zostałem w Barce były wizje Tomasza, że to ma sens i ta-kie instytucje jak Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, muszą istnieć, a w toczących się prze-mianach ustrojowych i gospodarczych odnajdy-wać swoje miejsce w społeczeństwie, tak, aby kiedyś i władza zrozumiała, iż musi się z nami liczyć. W jakże niedługim czasie te wizje zaczę-ły nabierać realnego kształtu.

Nowy początek

Podstawy ekonomii i gospodarskiego myśle-nia istniały w Barce od zawsze – pierwszy dom we Władysławowie, gospodarstwo rolne w Chu-dobczycach, kolejne domy w Marszewie i Posa-dówku – tam wszędzie ludzie utrzymywali się sami, pracowali, uczyli się i pomagali sobie wzajemnie. Te małe enklawy gospodarcze były prawie samowystarczalne. Podobnie było i w Poznaniu, pomieszczenia i obiekty przy ul. św. Wincentego na Zawadach zaczęły tętnić ży-ciem, powstawały warsztaty, pierwsza pracow-nia komputerowa, wielka mogąca wyżywić set-ki osób kuchnia, powstawał park samochodo-wy. Ludzie pracowali, mieszkali tutaj, otrzymy-wali wynagrodzenia za pracę, mieli zapewnio-

Moja przygoda z Fundacją Pomocy Wzajemnej „Barka” rozpoczęła się w styczniu 2000 roku, całkiem prozaicznie. Rozwód i wszelkie napięcia jakie towarzyszą z reguły temu procesowi, zmusiły mnie wręcz do tego, aby poszukać sobie miejsca, w którym zawirowania życiowe jestem wstanie przetrwać psychicznie i emocjonalnie.

Moje spojrzenie

Teraz, po prawie 12 latach pobytu i pracy w Barce, mogę śmiało powiedzieć, że znalazłem swoje miejsce w życiu. Podniosłem kwalifi kacje zawodowe, potrafi łem związać z Barką wiele instytucji i osób, rozwinąłem formy sponsoringu i wolontariatu, stałem się poniekąd osobą publiczną.

Page 27: Gazeta Uliczna 03/2011

27

ne warunki bytowe i mogli czuć się bezpiecznie. Trzeba więc było zrobić krok dalej.

Rodzi się Centrum Integracji Społecznej

Należało teraz zacząć urzeczywistniać wizje Tomasza. Dzięki jego niesamowitej wierze w to co robi, wsparciu Barbary i wszystkich członków Barki, można było przeforsować ustawy, które dały początek ekonomii społecznej. „Ustawa o zatrudnieniu socjalnym” pomogła stworzyć Centrum Integracji Społecznej – miejsce, w któ-rym człowiek poprzez pracę i edukację, stara się odnaleźć swoje miejsce w życiu. Ponad 200 osób było już przez nas przygotowanych wcze-śniej, żeby móc do takiego centrum wstąpić, do-skonalić swoje umiejętności, nauczyć się no-wych zawodów i w perspektywie powrócić na rynek pracy, żyć swoim własnym życiem. Od po-czątku działań wspierała nas w tym „Gazeta Uliczna”, która przybliżała czytelnikowi nasze działania, a do dziś pokazuje ich efekty i sylwet-ki osób, które się w to angażują.

Dzisiaj, uczestnicy Centrum Integracji Spo-łecznej, do dyspozycji swojej mają piękny no-woczesny budynek edukacyjny, dobrze wyposa-żone warsztaty i fachową kadrę, która jest w stanie sprostać nowym wyzwaniom. Bardzo dużo robimy też dla uczestników imprez poza-programowych: wycieczki, „zielone szkoły”, im-prezy kulturalne i rozrywkowe. Wszystko to sprawia, że Centrum przy Stowarzyszeniu Szkoła Barki, od początku istnienia cieszy się niesłabnącym powodzeniem.

I co dalej?

Kieruję Przedsiębiorstwem Społecznym Barki. Działam w kilku Stowarzyszeniach, anga-żuję się w działalność społeczną i polityczną, nauczyłem się współpracować z ludźmi z róż-

nych środowisk. W życiu prywatnym udało mi się utrzymać świetny kontakt z córką, naprawić stosunki rodzinne i co najważniejsze, znaleźć „kawałek szczęścia” dla siebie… co prawda dopiero w Słupsku, ale nikt mi nigdy nie powie-dział, że będzie łatwo, że coś mi się należy, więc dalej pracuję, działam i cieszę się na nowe za-dania i wyzwania. Znając Tomasza, wiem, że będzie, co robić jeszcze przez długie lata.

Post scriptum…

Szczególne wyrazy szacunku i podziwu chciałbym złożyć młodej kadrze Barki – to oni, w osobach Ewy, Dagmary, Magdy, Żanety, Ani, Andrzeja i Dominika, będą w przyszłości konty-nuować to, co zaczęli ponad 20 lat temu Barba-ra i Tomasz. My, mamy im w tym pomóc, na-uczyć czegoś, a przede wszystkim uświadomić, że dobrem nadrzędnym jest człowiek, że nie byłoby osiągnięć Barki, bez wiary w drugiego człowieka. Chciałem się podzielić się osobisty-mi refleksjami po tych prawie 12 latach pracy w Barce, pragnąłem pokazać też innym, że nie jest to sztywna struktura urzędnicza, jedynie in-stytucja, która pomaga, uczy, wychowuje i jest dla ludzi.

Edward Skoryna

wsteczZajrzyj dobrze do swojego wnętrzaJest tam źródło siłyKtóre zawsze wytryśnieIlekroć będziesz tam zaglądać

Marek Aureliusz

Autor artykułu przed budynkiem Szkoły Barki.

Projekt „Szkoła umiejętności życia” – Centrum Integracji Społecznej, współfinanso-wany jest ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu

Operacyjnego „Kapitał Ludzki”, Priorytet VII, Poddziałanie 7.2.1, aktywizacja zawodowa i społeczna osób zagrożonych wykluczeniem społecznym.

Page 28: Gazeta Uliczna 03/2011

28

D okonania tego kapłana pozostają do dziś warte podziwu i stanowią trwały dorobek w kształtowaniu cywilizacji,

która opiera się na trwałych wartościach doty-czących etosu pracy organicznej.

Działalność, która jest darem poświęcenia

Każdy Wielkopolanin wie, jakie znaczenie odegrała w historii naszego regionu postać tego księdza-społecznika. Piotr Wawrzyniak przyszedł na świat 30 stycznia 1849 roku, w Wy-rzece koło Śremu, w patriotycznej, chłopskiej rodzinie. Matka, po wcześniejszej stracie nowo-narodzonych dzieci, ślubowała w Górce Du-

chownej, że jeśli syn przeżyje, poświęci go służ-bie bożej. Tuż po maturze wstąpił do semina-rium duchownego. Kształcił się w Poznaniu, a później w Gnieźnie, gdzie został wyświęcony.

Od samego początku działalność księdza Wawrzyniaka daleko wykraczała poza zwykłe obowiązki duszpasterskie. Natychmiast po przejęciu placówki w Śremie rozpoczął prace na rzecz miejscowego społeczeństwa. Założył szkoły dla rzemieślników oraz dla dziewcząt. Nie ograniczał się tylko do nauk pomagających prowadzić gospodarstwa. Uczył przyrody, histo-rii, geografii, dbał o czystość języka. Propago-wał czytelnictwo i samokształcenie.

Niełatwe losy społecznika

Działalność społeczną i gospodarczą ksiądz Wawrzyniak rozpoczął w trudnych czasach dla Wielkopolski – w okresie Kulturkamfu („walki kulturowej”). Ksiądz Wawrzyniak wiedział do-skonale, że prace u podstaw należy łączyć

wybitni Wielkopolanie

W regionie Wielkopolski, niemalże od zawsze obecne były tradycje związane z propagowaniem kultury pracy organicznej, gospodarności wynikłej z sarmackich obyczajów oraz idee, których uskutecznianie miało dobry wpływ na przywiązywanie się do swojej ojczystej ziemi. Dzisiaj, wzorami takiego podejścia są dla nas postaci, które niegdyś wpłynęły na taką kulturę, jaka miała na uwadze umiłowanie tradycji regionu, w którym powstała. Jedną z takich osób, których działalność, pozostaje godną zapamiętania jest ksiądz Piotr Wawrzyniak.

Społeczna praca

Fragment listu – rękopisu księdza Wawrzyniaka, utrwalony na papierze firmowym.Ekslibris księdza Wawrzyniaka.

Page 29: Gazeta Uliczna 03/2011

29

z działalnością polityczną na szczeblach usta-wodawczych zaborcy. Dlatego też pełnił wszela-kie ważne role i funkcje urzędnicze.

Popierał spółki parcelacyjne dążące do utrzymania ziemi w polskim posiadaniu oraz tzw. „Rolniki”, czyli spółdzielnie zaopatrzenia i zbytu rolniczego W latach 1902-1910 kierował istniejącą do dzisiaj Drukarnią i Księgarnią św. Wojciecha w Poznaniu – powstałą jako spółka akcyjna z przedsiębiorstwa. Wyposażył ją w nowe maszyny, zmienił jej wewnętrzną struk-turę, oraz zwiększył liczbę wydawanych publi-kacji. Drukarnia do dziś jest jednym z najwięk-szych wydawców katolickich w Polsce.

Często zarzucano księdzu Wawrzyniakowi pa-zerność z powodu sprawowania zbyt licznych urzędów publicznych. Należy jednak zwrócić uwagę, że nie czynił tego dla sławy czy dla zysku, co kłóciło by się z głoszonymi przez niego postu-latami „oszczędzania”. Wszystko, co robił, czynił dla narodu. Ideą przewodnią jego działalności było zorganizowanie społeczeństwa we własnych instytucjach i związkach tworzących w centrali-stycznym ustroju mocarstwa niemieckiego odręb-ny organizm narodowy. Możemy dziś zwiedzać miejsca, z którymi był związany. Do dziś istnieje budynek Spółdzielczego Banku Ludowego w Śre-mie, którego był organizatorem. Unowocześniony, zreorganizowany i działający prężnie Bank Ludo-wy stał się wzorcem dla innych tego typu placó-wek, a postać księdza Wawrzyniaka zapisała się w historii jako twórcy polskiej potęgi finansowej

w zaborze pruskim. Obok pracy w dziedzinie bankowości i ekonomii, ksiądz Wawrzyniak nale-żał także do najwybitniejszych w Wielkopolsce krzewicieli oświaty i kultury. W 1877 roku założył bibliotekę, która była oddziałem powstałego rok wcześniej Towarzystwa Oświaty Ludowej.

Pamięć o człowieku jest ważna

Ksiądz Wawrzyniak cechował się troską o in-nych kapłanów. W tym celu utworzył Związek Kapłanów „Unitas”, którego zadaniami było mię-dzy innymi zabezpieczenie materialne. W 1909 roku otworzył dla starych i schorowanych księży Dom Zdrowia dla Kapłanów Katolickich w Zako-panem, zwany potocznie „Księżówką”, czyli oparty na zasadach spółdzielczości, dom wypo-czynkowy dla księży, istniejący zresztą do dziś.

Postawa tegoż księdza-społecznika propagu-jąca pracę organiczną, postrzegająca każdą jednostkę ludzką jako istotną i niezastąpioną część społeczeństwa, powinna stanowić dla współczesnych pobudkę w postrzeganiu „uży-teczności” drugiego człowieka. Kwestia ta jest istotna w czasach kapitalistycznego konsump-cjonizmu.

„Wielki” to był człowiek lecz zarazem skrom-ny. Zgodnie z jego życzeniem, na mogile nie składano kwiatów ani wieńców, a za oszczędzo-ne w ten sposób środki finansowe przekazano na cele społeczne – stworzenie Towarzystwa Czytelni Ludowych.

Justyna Fręśko

popłaca

Dom rodzinny księdza, znajdujący się w Wyrzece, jednej z wsi na terenie Wielkopolski.

Bohater artykułu jako prałat (grafika datowana na rok 1897).

Page 30: Gazeta Uliczna 03/2011

30

ważne miejsca w Europie

N a scenę dnia wchodzi wieczór; serce Wielkopolski przyspiesza rytm przeżyć tych, których myśli i wyobraźnia pojed-

nają się za moment w pulsie i impulsie, z które-go narodzi się muzyka. Na scenie klimat tak klubowy, co zapraszający do rozedrgania jej duszy ciepłymi dźwiękami saksofonu, fletu po-przecznego, a może gitary basowej…

Koncert w tonacji blue

Wspomnienia koncertów wczoraj tak pięknie głośne – na ich scenie gra czas teraźniejszy – słyszymy balladę roztańczoną na strunach gita-ry Patha Matheny’ego, stonowany ton szeptu Anny Marii Jopek, altowy saksofon Kenny’ego Garretta bądź jego słowiański odpowiednik ta-lentu Jana Ptaszyna Wróblewskiego, brytyjski bas Dave’a Hollanda, sekret serca trąbki Toma-sza Stańko. Wzajemnie wsłuchujemy się w sie-bie, w każdą pojedynczą nutę myśli o tym, co za-raz stanie się realnością... Słyszymy deszcz na-

strojów Paryża o świcie – bulwary jego wszystkie niemalże odgaduje bandoneon Richarda Gallia-no – pragnienia nasze podpowiadają mu jak ma układać palce, aby z każdym kolejnym krokiem uderzenia w klawisze, dojść właśnie tam, gdzie Sekwana odszukuje swoje źródło w spełnieniu pragnień o podróży w głąb nie tylko muzycznych tajemnic. Jesteśmy naraz w Nowym Yorku – dźwięki szybkie jak żółta taksówka, sprawiają, iż odnajdujemy siebie na głównym placu… Stam-tąd bardzo już blisko do kolejnego bisu, jakim ju-tro stanie się pragnienie uczestnictwa w kolej-nym koncercie, który – jak zawsze w „Błękitnej Nucie”, przybliży nas do tego, co sprawia, iż mó-wić można o elitarnej kulturze jazzowej, ukazują-cej jak bliskie wrażliwości Europejczyków są ta-kie miejsca jak „Blue Note” w Poznaniu.

Tożsamość rodzi się z wierności tradycji

Tradycje kulturowe Wielkopolski przekonują, iż kultura nie rodzi się od razu, potrzeba wielu

Istnieją w ojczyznach naszych przeżyć, takie miejsca, w których tradycja jedna się ze współczesnością, a szacunek do twórczych dokonań odnajduje właściwą sobie nutę. I jest to nuta wspólna dla przeżyć tych, którzy noszą w sobie tę właśnie muzykę, jaka pozwala wsłuchiwać się w to, co jest ważne w odnajdywaniu wciąż nowych imion kultury. Zapraszają takie miejsca do spotkania w tym, co sprawia, iż dialog można podjąć solidarny, społeczny, artystyczny, w którego echu kształtuje się świadomość „bycia” w kulturze i nazwania jej „swoją” – zrodzoną z tradycji bliskiego naszym przeżyciom regionu. Przekonują nas wreszcie takie miejsca, iż rodzima kultura jest pierwszą i najważniejszą „niebieską nutą”, która nadaje brzmienie legendarnemu klubowi „Blue Note”.

Jest tylko jedna taka

Brandford Marsalis w sercu „Błękitnej Nuty“.

Wyśpiewać rodowód jazzu – ognisty głos Dianne Reeves.

Page 31: Gazeta Uliczna 03/2011

31

lat na zaufanie tym wartościom, które zdolne stworzyć są klimat godny utrwalania w naszej świadomości. Tego też dowodzi historia po-wstania klubu, który od 4 lutego 1998 roku, jest jednym z najważniejszych azylów tego, co twór-cze na partyturze podobnych, choć przecież in-nych miejsc w Polsce. „Niebieska Nuta” istnieje jako lokalny wydźwięk nowojorskiego „Blue Note Club”. W imieniu kultury solidarnej z na-szymi przeżyciami, podczas 1500 koncertów, możemy gościć na prestiżowym cyklu „Jazz Top w Blue Note”, czy „Jazz Greats Gallery”. Wszystko to sprawia, iż docenić można historię ludzi, którzy przyczyniają się swoim poświęce-niem i wrażliwością do utrwalania muzyki jaz-zowej, w której – jak podpowiadają jej dzieje – skrywa się to wszystko, co jest rytmem naszych pragnień, oczekiwań życiowych i wszelkich spełnień – tak jak wtedy, gdy na początku XX wieku, spotkały się z sobą doświadczenia nacji zachodnioafrykańskiej i europejsko-amerykań-skiej, których echem pozostaje jazz.

Ludzkie życie zapisać w muzyce

Pierwsza nuta zaistnienia jazzu wybrzmiała w Nowym Orleanie. Stamtąd też pochodził je-den z najbardziej cenionych muzyków tegoż gatunku, wokalista i trębacz Louis Armstrong. Wsłuchiwać się dziś możemy w dźwięki kilku najbardziej istotnych dla stylistyki jazzu okre-sów, w tym szczególnie: dixieland (ok. 1910), jazz chicagowski (lata 20.), swing (lata 30.), be-bop (lata 40.), cool-jazz I hard bop (lata 50.), free jazz (lata 60.). Duży wpływ na kształtowa-nie się jazzu miały rdzenne pieśni murzyńskie, na które wpły wywarły w dużej mierze hymny

i psalmy zrodzone m.in. z muzyki protestanc-kiej. W wieku XIX z tegoż pojednania w muzyce czarnego lądu, ludności Stanów Zjednoczo-nych, wyklarowały się zupełnie nowe style oraz gatunki muzyczne: white spirituals, negro spiri-tuals, blues, ragtime.

Pierwsze rytmy jazzu w Polsce przypadły na lata 20. (ze względu na zespoły grające głównie swing) oraz 30., podczas której swingował głównie Henryk Wars, Jerzy Petersburski, Adie Rosner i Zygmunt Karasiński. Nadszedł wkrótce czas na festiwale jazzowe m.in. Międzynarodo-wy Festiwal Jazzowy w Sopocie – pierwsza edy-cja w 1956 roku i Jazz Jamboree z 1958 roku. Usłyszeć wtedy mogliśmy jak muzycznie „daw-ny jazz” tradycyjny staje się „jazzem dzisiaj” w swoim współczesnym nurcie. A wszystko po to, aby przekonać się, iż ludzkie życie zapisać można w muzyce. I właśnie takie i inne historie rodem z serca jazzu, można wciąż na nowo od-gadywać na partyturach wydarzeń kulturotwór-czych w „Błękitnej Nucie”.

Dominik Górnyautor zdjęć: Jarosław Lemański

„Błękitna Nuta”

David Murray rozpalający saksofon przeżyć...

Anna Maria Jopek w opowieści muzyki duszy o „Lisbon Stories“.Nigel Kennedy na scenie jazzu podczas

koncertu z Jarkiem Śmietaną i Wojciechem Karolakiem.

Page 32: Gazeta Uliczna 03/2011

32

współczesne problemy świata

D o chaty rodziny Kometich wiedzie poryta koleinami droga, przecinająca wysoką trawę i wybujałe zielsko po obu stronach.

Zwłaszcza w czasie pory deszczowej dotrzeć do domostw położonych około 10 kilometrów od głównej drogi, to prawdziwe wyzwanie. Krążą tu opowiadania o pracownikach organizacji huma-nitarnych, którzy utknęli w błocie w swoich sa-mochodach na całą noc, podczas gdy hieny krążyły tuż obok w buszu. A jednak to wszystko

nie powstrzymuje Andrew Maina od przyjeżdża-nia tutaj co najmniej dwa razy w tygodniu. Ma ważny powód – jak mówi – i podejmie się wypra-wy bez względu na niebezpieczeństwo, nawet, gdyby był zmuszony iść pieszo.

Otworzyć oczy zaufania

W opustoszałej osadzie wszystko się wyja-śnia. Maina podchodzi do jednej z dwóch chat i klęka na wprost wejścia. Jego głos jest łagod-

Przyszłość, Przyszłość, której nie można której nie można zobaczyćzobaczyć9 lipca Południowy Sudan oddzielił się od północy, stając się najmłodszym państwem świata. Po latach krwawej wojny domowej, która pozostawiła po sobie 2 miliony zabitych, południowcy przygotowują się do życia w niepodległym kraju, którego niektórzy nie będą w stanie zobaczyć.

Page 33: Gazeta Uliczna 03/2011

33

ny, gdy mówi: „Razigi, jesteś tam?”. Kilka se-kund później, u wejścia pojawia się nieśmiały trzynastoletni chłopiec. Ma na sobie wyblakłą żółtą koszulkę, podartą z jednej strony oraz szare spodnie z przezierającymi dziurami. Stą-pając bosymi stopami, wolno wychodzi na ze-wnątrz, jedną rękę przesuwa wzdłuż słomiane-go dachu, w drugiej ściska bambusowy kij. Oczy chłopca są szkliste i pozbawione życia, a Maina wyjaśnia, że Razigi Kometi jest niewi-domy. Maina bierze chłopca za rękę i prowadzi do zadaszonej kuchni w kącie osady. Siadają na drewnianych stołkach, a Maina kładzie dłu-gopis na sporządzonym z bambusa stole. Prosi,

by Razigi odszukał przedmiot i chłopiec kładzie rękę na stole, macając powierzchnię, dopóki nie natrafi na długopis. Podnosi go, bada obie-ma rękami i po raz pierwszy mówi: „Długopis”. Takie proste ćwiczenie jak to wyjaśnia później Maina, ma wielkie znaczenie dla przyszłości Razigi’ego. „On musi nauczyć się podstawo-wych umiejętności, by chronić siebie przed ura-zami. Uczymy go takich sposobów, jak badanie powierzchni spodnią stroną dłoni, zanim coś chwyci tak, aby nie skaleczył sobie palców. Bezpieczeństwo jest naszym priorytetem, jed-nak nasze największe zadanie to przywrócenie chłopcu pewności siebie.

Jak zobaczyć godność życia

Wojna wywarła duży wpływ na jego młode życie. Razigi dorastał w małej wiosce o nazwie Lui, w jednym z najbiedniejszych regionów roz-dartego wojną południowego Sudanu. Jego wczesne dzieciństwo zostało naznaczone kon-fliktem między przeważającym na północy isla-mem, a dominującymi na południu katolicy-zmem i religiami plemiennymi, kiedy to armia rządowa i rebelianci z Ludowej Armii Wyzwole-nia Sudanu (SPLA) walczyli w czymś, co okazało się być najdłuższą wojną domową w historii Afryki. Pokojowe porozumienie zostało podpisa-ne w 2005 roku, kiedy Razigi miał 7 lat, a jego matka żywiła nadzieję, że koniec wojny oznacza nowy początek dla niej i jej ośmiorga dzieci.

Jednakże, jak tysiące innych osób, nieszczę-ście znów ich dotknęło, gdy Razigi i jego matka zostali ukąszeni przez meszkę i zapadli na cho-robę zwaną onchocerkozą lub inaczej ślepotą rzeczną. Zarażonych zostało ponad 37 milio-nów, a 99% przypadków odnotowano w bied-nych afrykańskich społecznościach. Choroba powoduje zmiany na skórze i uszkodzenia oczu, a w skrajnych przypadkach pozbawia lu-dzi wzroku. Jeśli zostanie rozpoznana i leczona w odpowiednim czasie, ślepoty można uniknąć. Jednak punkt medyczny w tym regionie był w wysokim stopniu niedofinansowany, a żadne lekarstwo nie było dostępne. Zanim koledzy Maina z południowo-sudańskiej organizacji charytatywnej na rzecz niepełnosprawności SEM (The Sudan Evangelical Mission) skontak-towali się z rodziną Kometich, oczy Razigi’ego i Mary uległy nieodwracalnemu uszkodzeniu. „To ukryci spadkobiercy wojny domowej”, mówi Maina. „Kiedy ludzie myślą o ofiarach wojny, często wyobrażają sobie rany postrzałowe lub okaleczenia spowodowane wybuchem min. Nie myślą o tych wszystkich ludziach, których cho-robom i śmierci można by zapobiec, gdyby tyl-ko był dostęp do odpowiedniego leczenia. Woj-na zatrzymała tutaj prawie cały rozwój. Wiele przypadków inwalidztwa wynika wprost z braku

Takich dzieci, które dzielą podobny los jak Razigi Kometi, jest w Afryce coraz więcej…

Page 34: Gazeta Uliczna 03/2011

zaplecza medycznego w czasie trwania i po za-kończeniu wojny”.

Szacunkowo 3,2% populacji południowego Sudanu jest niewidoma, a to wyjątkowo wysoki wskaźnik, nawet jak na Afrykę (…). „Czynni-kiem, który komplikuje sytuację w Sudanie jest obecna u wielu ludzi trauma wojenna”, wyja-śnia Maina, który jest terapeutą zajęciowym. W stanie Ekwatoria Zachodnia jego młodzi pa-cjenci cierpią z powodu niepokoju, lęku przed hałasem i nagłymi ruchami oraz na skutek wy-sokiego poziomu stresu. To wszystko tym bar-dziej mobilizuje Maina do pracy.

Ćwiczenie w samodzielności

W domostwie Kometich, wysiłki grupy z SEM-u, długie godziny cierpliwych ćwiczeń powoli stają się widoczne. Na pytanie Maina o to, co Razigi osiągnął od jego ostatniej wizyty, chło-piec nieśmiało odpowiada: „Zeszłego wieczoru sam sobie uprałem ubrania”. „Bardzo dobrze, bardzo dobrze”, odpowiada Maina, szeroko się uśmiechając. „To kamień milowy”, mówi do swoich kolegów, gdy Razigi wszedł już do chaty. Ćwiczenia w orientacji i poruszaniu się mają ogromne znaczenie dla rozwoju osób niewido-mych, a wsparcie rodziny i krewnych jest nie-zbędne (…). W kraju, który musi zacząć od zera na każdym polu, do odpowiedniego wsparcia ze strony rządu jest jeszcze daleka droga. W międzyczasie organizacje charytatywne i ko-ścioły czynią małe kroki, by poprawić życie osób najbardziej narażonych na niebezpie-czeństwo niedostatku pomocy. Przy odrobinie szczęścia, w przyszłym roku wiejska szkoła w Lui będzie mogła być może nauczyć Razigi’e-go podstaw pisma Braille’a. Jeden nauczyciel już wyraził zainteresowanie i SEM poszukuje możliwości sfinansowania szkolenia. Działacze mają również nadzieję na zakupienie specjal-

nych zabawek i przyborów, jak na przykład piłki z dzwonkiem w środku. Futbol był ulubionym sportem Razigi’ego.

Za dwiema glinianymi chatami, które stano-wią przestrzeń życia rodziny Kometich znajduje się wąska ścieżka. Ma tylko kilkaset metrów długości, ale kiedy Razigi stracił wzrok, stała się ona dla niego bezkresna. Na końcu ścieżki mieszka jeden z jego dwóch przyjaciół. Dotąd Razigi znał tę ścieżkę jak własną kieszeń, ale teraz bez zdolności widzenia, boi się opuszczać teren domostwa. Na zakończenie każdej wizyty, Maina i Razigi wchodzą na ten szlak razem. Razigi idzie pierwszy, dotykając kijem trawy po prawej i lewej stronie, by wiedział, że trzyma się ścieżki. Liczy kroki dopóki nie dojdzie do liczby, na której skończył ostatnim razem. Wtedy Ma-ina kładzie dłoń na jego ramieniu, łagodnie za-chęcając, by zanim się odwróci, zrobił jeszcze kilka kroków. Obaj mają nadzieję dotrzeć do końca ścieżki za kilka miesięcy.

tekst: Danielle Batist, Street News Servicezdjęcia: Simon Murphy

tłum. Dominika Maćkowiak

zaplecza mkończeniu

SzacunSudanu jewskaźnik, kiem, któryobecna u wśnia MainaW stanie Ecjenci cierhałasem i sokiego podziej mobi

Ćwiczenie

W dom-u, długie stają się wRazigi osiąpiec nieśmsam sobiebardzo douśmiechajswoich kolĆwiczeniaogromne zmych, a wzbędne (…na każdymze strony rW międzycścioły czynosób najbaczeństwo nszczęścia,w Lui będzgo podstajuż wyraziłmożliwoścmają równ

34

Idąc przed siebie, ufaj drodze, którą masz w sercu.

Trzynastoletni, niewidomy chłopiec ze swoją białą laską.

Page 35: Gazeta Uliczna 03/2011

35

opinie – listy od Eugeniusza

W ostatnich tygodniach pod różnymi szerokościami geograficznymi, tak-że w historyczną już sobotę 15 paź-

dziernika, w międzynarodowy dzień globalnej rewolucji, policjanci i ochroniarze w różnym natężeniu i z różną skutecznością próbowali zapanować nad protestującymi grupami, po-sługując się między innymi sprawdzoną wil-czą taktyką wyrywania z tłumu poszczegól-nych demonstrantów, skuwania ich i wlecze-nia do radiowozów. W miastach amerykań-skich poczynaniom tym towarzyszyło skando-wanie protestujących: „Shame on! Shame on!” – „Wstydźcie się!” lub „Hańba!”. Adresaci tych okrzyków zdają się nic z nich nie robić. Byłoby to – jak wszystkie uczucia – nieprofe-sjonalne. A profesjonalizm (czytaj – bezdusz-ność) jest ulubionym słowem oraz ideałem od-chodzącej właśnie z wolna epoki. O jej odcho-dzeniu Sławoj Žižek, na spotkaniu z okupują-cymi Wall Street, powiedział niedawno, ak-centując wypowiedź nerwicowym poszarpy-waniem swojego t-shirta: „Nie jesteśmy drze-miącymi marzycielami. My budzimy się z koszmaru”. A parę zdań przedtem: „Niczego nie niszczymy. Patrzymy tylko jak system nisz-czy sam siebie”. Meandryczny zazwyczaj w swym prowokacyjnym rozumowaniu i chwi-lami przerażający w propozycjach popowy fi-lozof Žižek nie jest moim intelektualnym ido-lem, jednak gdy w prostych słowach swej za-dyszanej angielszczyzny wieszczy koniec obecnego porządku, trudno mi odmówić mu słuszności. Nad tym autodestrukcyjnym świa-

towym systemem, jak chmura napęczniała od ożywczego deszczu, wisi tłumaczone na różne języki owo: „Shame on!”Życie biegnie szybko i w mojej siwiejącej

głowie przechowuję, jakby ze wczoraj, ironiczny tytuł wydanego w antyjaruzelskim podziemiu to-miku wierszy Stanisława Esdena-Tempskiego „Organy Rosji pracują nocą”, z którego nie pa-miętam nic poza tym właśnie poderotyzowa-nym tytułem. Dziś mamy tak pięknie zwane nie-podległe państwo prawa i organa nie muszą się już ukrywać pod osłoną ciemności. Przeciw-nie, działają pracowicie od samego świtu.

Ostatnio 25 października, w sile około stu chłopa, równo z pianiem policyjnego koguta, zebrały się pod kamienicą numer 15 na ulicy Dąbrowskiego w Poznaniu. Celem tego zgro-madzenia nie było bynajmniej chóralne odśpie-wanie hymnu „Kiedy ranne wstają zorze”, co nie wzbudziłoby specjalnego zdziwienia w kato-lickim kraju. A w moim sercu zgorzkniałym, lecz wciąż pokładającym w Bogu nadzieję, nawet entuzjazm i całe góry przychylności. Niestety, prawdziwi mężczyźni w mundurach zebrali się, by chronić zagrożony błogostan komornika podczas wykonywania przezeń czynności urzę-dowych, polegających na eksmitowaniu na bruk chorej na raka kobiety, jeżdżącej na wóz-ku inwalidzkim z powodu osteoporozy i złama-nia zaatakowanego nią kręgosłupa, oraz jej męża, który straciwszy pracę i opiekując się żoną, nie mógł zarobić na czynsz dla kamie-nicznika, popadając wobec niego w poważne zadłużenie. Shame on!

Shame on! Shame on! Czy tak właśnie rozwiązać

można dramaty społeczne?

Zatrudnienie i liczebność tak – niepięknie – zwanych organów porządkowych rośnie wprost proporcjonalnie do bezrobocia wśród tak zwanych – też niepięknie - mas pracujących, których nowojorska awangarda przybrała niedawno wyraziste miano Ruchu 99 Procent. Nic nowego pod słońcem. Im mniej chleba, tym bujniej wyrasta dorodny łan młodych mężczyzn, ukrywających swe wdzięki za tarczami i ochraniaczami. I to tam, gdzie ich nie posiali, bo właśnie ten zawód, szczególnie w okresach rewolucyjnej burzy, wymaga wykorzenienia.

Page 36: Gazeta Uliczna 03/2011

36

Małżeństwo od trzech lat zwracało się do odpowiedzialnych za pomoc społeczną, urzęd-ników o zakwaterowanie w mieszkaniu socjal-nym. Jednak funkcjonariusze ci, będąc zatrud-nieni w Korporacji Miasto Poznań, nic zrobić nie mogli, jako że korporacje z istoty rzeczy nie zaj-mują się budownictwem społecznym, dbając o interesy deweloperów, kredytodawców oraz kombinując, jak tu zmienić Zarząd Komunal-nych Zasobów Lokalowych w samofinansującą się spółkę kodeksu handlowego. Shame on!

Jednak natura nie znosi próżni i skoro nie można znaleźć pomocy w instytucjach do jej udzielania powołanych, pojawia się ona z mniej oczekiwanych stron. Jest to pomoc oddolna. Najcenniejsza. Od bliźnich. Obywateli niepo-słusznych. Korektorów systemu. Na takich Mia-sto Korporacja ma innych, dalece sprawniej-szych od panienek zza biurek Miejskich Ośrod-ków Pomocy Społecznej, funkcjonariuszy. Stąd ich obecność o brzasku, bo swą poranną wizytę zapowiedzieli i złożyli licznie także tamci, mają-cy nadzieję wstrzymać żenujący ceremoniał utrwalania starego jak świat porządku, według którego bieda musi być odstraszająco ukarana, by nie rościła sobie zbyt wielu praw. Bo to źle wpływa na trawienie mieszczańskich żołądków. Shame on!

Liturgia ku czci złotego cielca w pełni się udała. Obfitowała w momenty dramatyczne, nie pozostawiające złudzeń co do wartości wy-znawanych przez celebransów i determinacji w ich wdrażaniu. Była więc karetka pogotowia, która zabrała eksmitowaną kobietę, zignorowa-ne zaświadczenie lekarskie, zalecające odstą-pienie od eksmisji ze względu na stan emocjo-nalny i zdrowotny inwalidki. Aresztowanie trzech spośród blokujących eksmisję anarchi-stów, usuwanie ludzi siedzących przed budyn-kiem. Shame on! Wszystko to na oczach kamer i przechodniów, którzy reagowali z niechęcią na działania policji, chwalebnie różniąc się od internetowych trolli, którzy w komentarzach pod artykułami o eksmisjach i planowanych zsył-kach do kontenerów prześcigają się w pluga-

stwach wypisywanych pod adresem potencjal-nych eksmitowanych, proponując na przykład, aby rozpocząć wyrzucanie na bruk niewypła-calnych lokatorów od staruszków, jako że ci mieli ponoć najwięcej możliwości i czasu, by zadbać odpowiedzialnie o własne mieszkanie. Shame on! Shame on!

Osobnym kuriozum była wypowiedź urzęd-niczki, która zapowiadając poniewczasie – za-pewne pod wpływem obecności środków ma-sowego przekazu – pozytywne załatwienie prośby eksmitowanych o mieszkanie socjalne, dywagowała, czy będzie jednak moralne omi-nięcie kolejki oczekujących przez wyrzucanych na ulicę wnioskodawców. Zastanawiając się nad tym doniosłym kłopotem etycznym (godne uwagi jest, że refleksja moralna przychodzi za-wsze skwapliwiej, gdy dotyczy pomocy biedne-mu niż obrony przywilejów bogaczy) doszedłem do wniosku, że jest to zaiste niegodne i bardzo przebiegłe nie zrezygnować z pierwszeństwa w ogonku do klitki socjalnej, gdy zostało się po-siadaczem nadmetrażu nieboskłonu i prze-stronnych pokoi wyściełanych trotuarami. Sha-me on!

Krótko mówiąc, była to poznańska odmiana koszmaru, o którym, że się z niego budzimy, mówił na drugim końcu naszej globalnej wsi Sławoj Žižek. Blokady eksmisji – znane zresztą w polskiej zagrodzie, odkąd zaczęto handlować peerelowskimi mieszkaniami zakładowymi wraz z ich ludzką „zawartością”, dopuszczono do reprywatyzacji kamienic zamiast wypłaty re-kompensat, jak zrobili to mądrzej Czesi, wresz-cie uwolniono czynsze – stają się formą oporu oraz forpocztą zmian, coraz powszechniejszą w Europie. Poranną sygnaturką wzywającą zbożny lud do przetarcia zaspanych oczu i pod-jęcia trudu na rzecz budowy (po raz nie wiem który) świata bardziej przypominającego dom rodzinny niż przytułek.

Do więźby dachowej jeszcze wysoko. Ci, którzy wolą budziki od sygnaturek na pewno spać nie zamierzają. Jestem pewien, że orga-na już wdrażają się do pracy nocnej i w ogóle całodobowej. Nie darmo pewne zmodyfikowa-ne powiedzonko głosi – „Tonący brzydko się chwyta”. Pytanie tylko, czy chcecie uczestni-czyć w tym całym bezwstydzie. Na przykład fi-nansując ze swoich podatków umundurowa-nych osiłków obstawiających eksmisje tych, którzy mogliby być ich rodzicami lub rodzeń-stwem. Ja nie. Niech sobie ci, którzy mają w tym interes, okładają daninami podobnych sobie. Podsuwam im pomysł – podatek od transakcji bankowych. Mój podwyższony Vat od chleba powszedniego na mieszkania so-cjalne. A poza tym – Shame on!

Eugeniusz Biały

Którą osobą z tego tłumu mógłbyś być właśnie ty?

Page 37: Gazeta Uliczna 03/2011

37

ekonomia solidarna

Okazuje się, że problemy w zarządzaniu mogą dotknąć nawet najbardziej zapalonych do swojej pracy spółdzielców i kooperatystów. Można je jednak rozwiązać – bez konfliktów i głosowań. Przekonali się o tym twórcy pierwszej w Irlandii ekologicznej wioski.

12 lat temu grupa zaprzyjaźnionych miesz-kańców Dublina założyła kooperatywę SustainableProjectsIreland. Stworzyli

spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, ale uzyskali dla niej status organizacji dobroczynnej i założyli, że będą zawsze działać kooperatywnie, aby zbudować swoją wspólnotę opartą o ekolo-giczne budownictwo i zrównoważony rozwój.

Wybrali Cloughjordan, wioskę w południowo-zachodniej części kraju. Z budową pierwszych domów ruszyli dopiero 2 lata temu. Wspólnocie szybko zaczęło przybywać członków. Phillip mówi, że „jak w wielu organizacjach bardzo często do-chodziło do konfliktów między zarządem spółki, a resztą zespołu. Szukaliśmy innego modelu za-rządzania”. I wtedy ziemię w eko-wiosce zakupił John Jopling, angielski adwokat i współautor książki „Demokracja Gai” („Gaian Democracy”), która zbiera przykłady demokracji partycypacyj-nej z całego świata. Jopling namówił mieszkań-ców, aby wyłonili spośród siebie grupę kilku osób, których zadaniem będzie poszukiwanie nowych rozwiązań. Kluczem do tego było zrozumienie, że łączą ich wspólne idee, ale odpowiedzialnością za wioskę trzeba się podzielić. Jopling zdecydował się na skorzystanie z modelu autorstwa Anthony-’ego Stafforda Beera, nieżyjącego już brytyjskiego cybernetyka i światowej sławy konsultanta zarzą-dzania. Jopling sprowadził do Cloughjordan współpracowników Beera, którzy zgodzili się po-móc we wdrożeniu tego systemu we wspólnocie.

Dotychczasowe 15 zespołów zostało prze-kształconych w 5 różnych systemów. W pierwszym systemie znalazły się grupy mieszkańców, które odpowiadają za główne aktywności eko-wioski.

Gdy komunikacja między grupami szwankuje, po-jawiają się konflikty czy kryzysy decyzyjne, do ak-cji wkracza system drugi – swoisty krwioobieg eko-wioski. Członkowie tej grupy dbają o przebieg informacji i podejmują się mediacji w przypadku nieporozumień. O wysoką jakość działań grup ak-tywności dbają grupy z systemu trzeciego. To głównie menadżerowie. System czwarty to oczy i uszy eko-wioski – analiza szans i zagrożeń, stra-tegia komunikacji z otoczeniem. Ostatni już – sys-tem piąty, to mózg całego przedsięwzięcia. „To ro-dzaj zarządu, który stoi na straży wartości i tożsa-mości całej wspólnoty”. W wyznaczaniu kierun-ków rozwoju wspólnoty mogą, a wręcz muszą brać udział wszyscy.

Czy ze wspomnianego systemu mogłyby sko-rzystać polskie spółdzielnie czy kooperatywy? „Naturalnie, jest tylko jeden problem. Książek Be-era po prostu nie da się czytać” – śmieje się Jo-pling. Ciężki, naukowy język mógłby wielu znie-chęcić. „Starajcie się korzystać z gotowych roz-wiązań – i co najważniejsze – wystrzegajcie się hierarchicznej struktury” – radzi.

(Problematyka społeczna artykułu poruszana jest na zajęciach prowadzonych w ramach Cen-trum Integracji Społecznej w siedzibie Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”). opracowanie: red. GU

Irlandzki pomysł na kooperację

Także i tutaj spotykać by się mogli mieszkańcy wioski ekologicznej w Twoim regionie…

Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej” jest współfinansowanyze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 38: Gazeta Uliczna 03/2011

38

W przeciwieństwie do większości osób, które są sprzedawcami ulicznymi, nie byłem nigdy bezdomnym, ani nie czułem

się wykluczonym społecznie. Odczuwałem tylko brak spełnienia w życiu zawodowym. Nie miałem możliwości stałego zarobku. Moja dorywcza pra-ca polegała jedynie na byciu kolporterem ulotek bądź zbieraniu puszek. Liczyłem na to, iż zostanie sprzedawcą „Gazety Ulicznej” zmieni mój status materialny. I tak też się stało. Otrzymałem jednak coś więcej – świadomość docenienia swojego ży-cia i wiarę w to, że mogę robić coś dobrego dla in-nych, a przy okazji dla siebie.

Obecnie celem mojego życia jest przeprowa-dzenie się do nowego mieszkania socjalnego, któ-re jest dla mnie remontowane. Będzie to mój pierwszy poważny krok do tego, aby z czasem za-mieszkać w domu z ogródkiem, najlepiej nad je-ziorem. Wtedy pływałbym na łódce całymi dniami wraz z zaprzyjaźnionymi wędkarzami.

Jakie są moje relacje z innymi sprzedawcami? Bardzo przyjazne, choć żałuję, iż nie chcą grać ze mną w szachy. Często też brakuje mi czwartego kompana do brydża. Ale nie przejmuję się tym. W wolnym czasie, spaceruję z moim psem Fafi-kiem, który jest naprawdę wiernym przyjacielem.

Dziennie sprzedaję około 10 egzemplarzy pi-sma i mam już nawet stałych klientów, którzy tak jak ja interesują się ideą Gazety, ponieważ rzetel-nie opisuje sprawy społeczne, kulturalne i jest wol-na od politycznych wpływów. Najwięcej egzem-plarzy pisma udaje mi się sprzedać na początku i na końcu miesiąca oraz przed świętami.

Wierzę w ideę „Gazety Ulicznej”, choć nie za-wsze jest łatwo. Spotykam się nieraz z brakiem zrozumienia celu, dla jakiego sprzedaję ten kwar-talnik, gdyż świadomość obywatelska jest wciąż jeszcze bardzo mała. Tłumaczę wtedy, iż część kwoty, jaką otrzymuję ze sprzedaży pisma, dostaję na moje utrzymanie, które pozwala mi godnie żyć. Cieszy mnie jednak to, iż jeśli już ktoś raz kupi „Gazetę Uliczną” i w swoim domowym zaciszu, na spokojnie, zapozna się z jej treścią, właściwie za-wsze staje się jej gorącym zwolennikiem, a tym sa-mym stałym kupującym. Najwięcej pośród kupują-cych jest młodzieży i osób w średnim wieku, którzy rozpoznają mnie już na ulicy i wołają: „Witaj, Zbyszku, masz już może nowy numer Gazety?”.

Dzisiaj, po pięciu latach doświadczenia w tej pracy, namawiam inne osoby bezdomne i bezro-botne, aby tak jak ja wykorzystali szansę na zmia-nę życia, jaką daje bycie sprzedawcą Gazety.

Dzięki zarobkowi ze sprzedaży „Gazety Ulicz-nej”, udało mi się zrealizować kilka moich mate-rialnych marzeń, m.in. kupiłem sobie upragniony bilet na mecz piłkarski drużyny Lech-Poznań z Ju-wentusem Turyn; sportowe buty, które umożliwiają mi wygodny bieg podczas aktywnego wypoczyn-ku; a nawet wędkę, z którą do dziś chodzę na ryby. Kiedyś nawet złowiłem na nią 3,5 kilogramo-wego szczupaka.

Wszystko to sprawia, że „Gazeta Uliczna” i to, co jest z nią związane, towarzyszy mi w każdej chwili życia. Sprawia, że jestem szczęśliwy i czuję się w pełni wartościowym człowiekiem, mającym tak jak „moja” Gazeta, swoją historię życia i prze-miany na lepsze.

Zbyszek Machajoprac. Dominik Górny

zdjęcia: Andrzej Ratajczak

„Gazeta Uliczna” przemieniła mój światZ poznańską „Gazetą Uliczną-kwartalnikiem gospodarki solidarnej” związany jestem od 2005 roku. O istnieniu Gazety dowiedziałem się od jednego z jej sprzedawców, który wprowadził mnie w ich środowisko.

Page 39: Gazeta Uliczna 03/2011
Page 40: Gazeta Uliczna 03/2011

G

ćGodność

Godn

ość

Godn

ość

Ubós

two

Nr 2 (16) 2008

NEPAL

50%

Reportaż Beno Houweling

14-21

połowa ceny dla sprzedawcy

Oswajam przestrzeń miasta4-8

Wywiad z Krzysztofem Wodiczką

ISSN

173

3-40

39

977

1733

4031

09

05

>

Ubóstwo

GodnośćNr 2 (16) 2008

NEPAL

50%

Reportaż Beno Houweling

14-21

połowa ceny dla sprzedawcy

Oswajam przestrzeń miasta4-8

Wywiad z Krzysztofem Wodiczką

Ponad 6 milionów osób na całym świecie, kupując Gazety Uliczne, wybiera godność zamiast ubóstwa. Dzięki temu pomagają oni sprzedawcom w 40 krajach, sprzedającym 100 różnych tytułów, mając przed sobą jeden cel: zmianę swojego życia. W zamian czytelnicy otrzymują wysoką jakość, niezależną prasę i świadomość, że wpływają na zmiany.

Wybierz godność.Wybierz godność.godnośćć