Gazeta Uliczna 04/2010

40
Nr 4 (27) 2010 Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej 4 - 13 Urodzinowy wywiad z prof. Stefanem Stuligroszem 15 - 17 5 40% ceny dla sprzedawcy 20 - 21 Dni Kultury Solidarności

description

Urodzinowy wywiad z prof. Stefanem Stuligroszem

Transcript of Gazeta Uliczna 04/2010

Page 1: Gazeta Uliczna 04/2010

Nr 4 (27) 2010

Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości

Społecznej

4 - 13

Urodzinowy wywiad z prof. Stefanem Stuligroszem

15 - 17

5 40%ceny

dla sprzedawcy

20 - 21

Dni Kultury Solidarności

Page 2: Gazeta Uliczna 04/2010

Zwycięstwo osiąga się wspólnie... - uczestnicy happeningu „Barka dla Opery”, na schodach gmachu „Pod Pegazem”

W rytmie klasyki i jazzu - muzyczny akcent uroczystej kolacji na poznańskich Targach

Prof. Stefan Stuligrosz słucha dedykowanego mu wiersza w interpretacji jego autora - Dominika Górnegogg

Piszemy o tym, co społecznie i kulturowo ważne... - stoisko „Gazety Ulicznej”

Prezydent miasta Poznania, Ryszard Grobelny, inauguruje „Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej”

Benefis prof. Stefana Stuligrosza. (Od prawej: Jubilat, Tomasz i Barbara Sadowscy)

Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 3: Gazeta Uliczna 04/2010

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

Z-ca Redaktor naczelnej: Dominik Górny

Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk, Magdalena Chwarścianek

Korekta: Dominik Górny

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: WD Klaudia-Druk

Opracowanie grafi czne i skład: Qubas.pl

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA

ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4-5„Wielkopolskie Targi

Przedsiębiorczości Społecznej”

6-7Odrodzenie ducha – budowa

wolności, perspektywa rozwoju gospodarki solidarnej

8-9Filozoficzne podstawy gospodarki społecznej

10-11Pomoc oparta na solidarności

12-13Nowy początek w gospodarce

społecznej

14Po drabinie na szczyt dobra

15-17Spotkanie z „kulturą serca”

18Fotogaleria

19Wiersze na Boże Narodzenie

20-21Wsłuchać się

w opowieść tarniny...

22-23Odkryć pełnię Słowa

24-26Moja Kenia

27Gwałt nie jest cudzołóstwem

28-29Rzym – miasto kotów

30-31Korzenie pamięci

32-33Karawana do Brukseli

34-35Belgrad – zamień karton

na kontener

36-37System funduszy

pożyczkowych i poręczeniowych w Polsce

38Bezdomni

4(27) num

er

2010

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”,

Zapraszamy do zapoznania się z nowym numerem naszego kwar-talnika. Wyjątkowej uwadze pole-camy artykuły związane z „Wielko-polskimi Targami Przedsiębiorczości Społecznej”, autorstwa m.in.: prof. Jerzego Buzka, ks. Abp. Stanisława Gądeckiego oraz Marka Woźniaka, Marszałka Województwa Wielkopol-skiego. Szczególnie intere- sującymi wydają się również teksty dotyczą-ce: Dni Kultury Solidarności, 10-lecia „Verba Sacra”, a także przyznania nagrody „Drabina Jakubowa”.

Redaktor Naczelna GU, Barbara Sadowska

Zespół redakcyjny GU

Nr 4 (27) 2010

Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej

4 - 13

Urodzinowy wywiad z prof. Stefanem Stuligroszem

15 - 17

5 40%ceny

dla sprzedawcy

20 - 21

Dni Kultury Solidarności

Page 4: Gazeta Uliczna 04/2010

4

Międzynarodowe Targi Poznańskie użyczyły na ten cel swoich sal konfe-rencyjnych i wystawowych. Przedsię-

wzięcie miało charakter nowatorski: z jednej strony były stoiska, na których podmioty go-spodarki społecznej prezentowały swoje wy-twory, z drugiej zaś – targi wymiany doświad-czeń i idei w ramach warsztatów tematycz-nych i spotkań medialnych oraz różnorodne wydarzenia towarzyszące. Targi wpisały się w organizowane w Poznaniu Dni Kultury Soli-darności, które rozpoczęły się, zorganizowa-nym w Sali Renesansowej poznańskiego Ra-tusza, sympozjum „Komunikacja społeczna na rzecz samorządności”. Targom towarzy-szyły też rozgrywki drużyn „Piłki nożnej ulicz-nej”.

Organizatorem głównym wydarzenia była Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” oraz partnerzy realizujący wspólnie projekt syste-mowy „Zintegrowany system wsparcia eko-nomii społecznej”. Współorganizatorami Tar-gów byli: Wielkopolski Urząd Marszałkowski, Fundacja Przestrzeni Obywatelskiej Pro Pu-blico Bono, Związek Miast Polskich. Patronat nad konferencją przyjął m.in.: przewodniczą-cy Parlamentu Europejskiego, prof. Jerzy Bu-zek oraz Minister Pracy i Polityki Społecznej, Jolanta Fedak.

Wystąpienia z sesjach plenarnych dały solidne teoretyczne podstawy do dalszych rozważań nad kierunkami rozwoju gospodar-ki społecznej. Można się z nimi zapoznać w dalszej części tego numeru „Gazety Ulicz-nej”. W prezentowanych stanowiskach za-

uważyć można było różne podejścia do go-spodarki solidarnej.

Media promują gospodarkę solidarną

Nową formą Targów były kafeterie medialne zorganizowane przez dziennikarzy Radia „Mer-kury”, Telewizji Regionalnej oraz prasy. W cie-kawej formie debaty pomiędzy burmistrzami czy wójtami a założycielami spółdzielni socjal-nych, szukano odpowiedzi na następujące py-tania: czy warto rozwijać spółdzielczość socjal-ną?, jaką rolę i jakie zadania mają samorządy, które postanawiają wspierać rozwój ekonomii solidarnej na swoim terenie? Inne kafeterie do-tyczyły dyskusji na temat szans i wyzwań dla osób niepełnosprawnych w gospodarce soli-darnej. Specjalnymi gośćmi spotkania byli przedstawiciele Wielkopolskich Zakładów Akty-wizacji Zawodowej oraz Marszałek Wojewódz-twa Wielkopolskiego, Marek Woźniak. Niezwy-kle burzliwie przebiegała debata o tematyce „Kontenery a gospodarka solidarna”.

Integracja podczas rozgrywek „Piłki nożnej ulicznej” i uroczystej kolacji z prof. Stefanem Stuligroszem

W czasie, gdy przy kawie trwały burzliwe dys-kusje, nie mniejsze emocje wzbudzały rozgrywki „Piłki nożnej ulicznej” – dyscypliny sportu rozpo-wszechnionej na całym świecie, a kojarzonej m.in. z promowaniem idei społecznej gospodarki rynkowej w aspekcie włączania do społecznego życia, osób doświadczonych bezdomnością i za-grożonych wykluczeniem społecznym.

W Turnieju wzięło udział wiele drużyn, w

ważne wydarzenia w Europie

Tego jeszcze nie było, „Wielkopolskich Targów Prze„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” w Poznaniu, zgromadziły ponad 1000 uczestników. W Targach, w dniach od 18 do 19 października br., wzięli udział bezpośrednio zaangażowani w gospodarkę społeczną, przedstawiciele spółdzielni socjalnych i spółek non-profit; organizatorzy i uczestnicy Centrów Integracji Społecznej, Zakładów Aktywności Zawodowej, przedsiębiorstw społecznych utworzonych przez stowarzyszenia i fundacje oraz ponad 100 wójtów, burmistrzów i prezydentów; przedstawiciele władz regionalnych i krajowych; media, przedsiębiorcy, firmy komercyjne.

Page 5: Gazeta Uliczna 04/2010

5

tym: dziennikarzy „Głosu Wielkopolskiego” i Te-lewizji WTK, ośrodków pomocy społecznej, Opery Poznańskiej, Straży Miejskiej, Drużyna „Monaru-Markot”, uczestników Centrów Inte-gracji Społecznej i spółdzielni socjalnych. Każ-dy sportowy zespół, składający się z pięciu osób, rozegrał dziesięciominutowe mecze. Wy-grała Drużyna Straży Miejskiej, a drugie miej-sce zajął zespół Opery Poznańskiej.

Pierwszy dzień zakończyła uroczysta kolacja z udziałem gościa specjalnego – profesora Ste-fana Stuligrosza, który w tym roku ukończył 90 lat. Z tej okazji Dominik Górny dedykował mu okolicznościowy wiersz „Poecie batuty”. Jubilat bawił publiczność anegdotami oraz „popisami” wokalnymi i muzycznymi. Gdy już wszyscy zgromadzeni odśpiewali „Sto lat, plus VAT”, do kolacji zaczął przygrywać kwartet jazzowy.

Potencjał drzemie w każdym z nas

W trakcie licznych warsztatów omawiano nowe projekty ustaw, np.: o przedsiębiorstwie społecznym, o kształtowaniu funduszy pożycz-kowo-poręczeniowych dla spółdzielni socjal-nych, o nowelizacji ustawy o rehabilitacji i za-trudnieniu osób niepełnosprawnych oraz o po-woływaniu Izb Gospodarczych Przedsiębiorstw

Społecznych. Niezwykle przejmujące były warsztaty z udziałem osób bezdomnych, które założyły spółdzielnie socjalne i dzieliły się swo-imi doświadczeniami; podobnie jak te, na któ-rych analizowano podstawy filozoficzne gospo-darki solidarnej w oparciu o encykliki papie-skie. Można było się przekonać, że historyczne uwarunkowania rozwoju gospodarki społecznej Wielkopolski wiążą się z ideą pracy organicznej oraz pracy u podstaw. Członkowie Stowarzy-szenia Ziemiańskiego nawiązywali do wybit-nych Wielkopolan, takich jak m.in.: Karol Mar-cinkowski, ks. Piotr Wawrzyniak, Hipolit Cegiel-ski. Podkreślono, że elity polskie poszukują przestrzeni do działań bardzo podobnych do tych, jakie podejmowali ich przodkowie. Rozwa-żania te ukazywały wieloaspektowość kierun-ków rozwoju gospodarki solidarnej w Polsce oraz potencjał drzemiący w każdym człowieku.

Andrzej Wilowski

czyli refl eksje na temat dsiębiorczości Społecznej”

Akt podpisania Porozumienia dot. stworzenia „Wielkopolskiego Centrum Ekonomii Solidarności”. (Od prawej: Marek Woźniak, Barbara i Tomasz Sadowscy, Ryszard Grobelny, Waldemar Rataj)

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach

Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 6: Gazeta Uliczna 04/2010

6

„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” w refl eksji patronów konferencji (fragmenty przemówień)

Wolność umocniona siłą ducha i międzyludzkiej solidarności

Ostatnich dwadzieścia lat pokazało nam, że można mieć dużą przestrzeń wolności i jedno-cześnie nie móc sobie z nią poradzić. Po 1989 roku zobaczyliśmy, że jest bardzo wielu ludzi, mających problem z funkcjonowaniem w warun-kach wolności. Nie potrafili się z niej cieszyć m. in.: ci, którzy z powodu zmian ustrojowych i go-spodarczych tracili wypracowane w poprzednim systemie bezpieczeństwo socjalne, względny do-brobyt, a często – pracę. Nie widzieli perspekty-wy rozwoju, zawalił się im porządek, który zbudo-wali sobie w ciągu życia. Jak zareagowałby na to zmarły w 1989 roku Mirosław Dzielski? Powie-działby pewnie, że po pierwsze – wolność trzeba umieć zachować. Po drugie, że nie ma prawdzi-wej wolności bez odrodzenia ducha; bez między-ludzkiej solidarności. Przecież w nowych warun-kach, dla tych, którzy sobie nie radzą, musi być jakaś forma społecznej, zbiorowej samoorgani-zacji, którą trzeba wypracowywać. To właśnie ta praca nad wolnością, o której myślał Dzielski. Elementem tej pracy jest umiejętność zrezygno-wania z części siebie i swojego czasu, by w wal-ce o byt zainteresować się losem człowieka, któ-remu z jakiś powodów – niekoniecznie zawinio-nych przez siebie – się nie wiedzie (…).

Podobnie jak w 1989 roku potrzebujemy na-dal wnikliwej obserwacji procesów społecznych, cywilizacyjnych i politycznych. Musimy – podob-nie jak czynił to Mirosław Dzielski – patrzeć na wydarzenia konstytuujące naszą niepodległość

z perspektywy dziejowej, przewidując możliwe do zaistnienia wypadki. Mając w pamięci oby-watelski entuzjazm przełomu lat osiemdziesią-tych i dziewięćdziesiątych, powinniśmy pamię-tać, że już wtedy liderzy społeczni nowej gene-racji zwracali uwagę na wymiar polityczny, spo-łeczno-organizacyjny, ale także kulturowy i du-chowy odnawiającej się wspólnoty. Całościowe spojrzenie na proces odradzania wolności wyja-śnia niezwykłą determinację społeczną, która umożliwiła uderzenie w istotę ideologii ówcze-snego państwa i tworzenie nowej „przestrzeni obywatelskiej” (…).

Solidarność jako dar i wzajemność

W ciągu ostatnich kilku lat główne organy Unii Europejskiej kilkakrotnie wypowiadały się na temat zasad i mechanizmów solidarności w go-spodarce i życiu społecznym. W Rezolucji z dnia 19 lutego 2009 roku, o gospodarce społecznej wypowiedział się Parlament Europejski. Wcze-śniej, w lipcu 2007 roku, Komisja Europejska ogłosiła komunikat w sprawie „Odnowienia agendy społecznej wokół możliwości, dostępu i solidarności w Europie XXI wieku”.

Czy dokumenty te są wyłącznie urzędową re-toryką, która w czasach globalnego kryzysu fi-nansowego i ideowej konfuzji szuka pojęć i termi-nów, które budzą pozytywny społeczny rezo-nans? Wydaje się, że nie. Istnieją bowiem silne empiryczne przesłanki na rzecz tezy, że zasada solidarności oraz idea gospodarki solidarnej uwzględniającej wymogi życia wspólnotowego,

Odrodzenie ducha – perspektywa rozwoju „Przeciwieństwem totalizmu jest wolność żywego społecznego kosmosu, jego przebogata aktywność (…) U podstaw tego życia, leży życie duchowe człowieka, jego kreatywność. Ta aktywność jest skierowana ku konkretnemu człowiekowi, a nie – jak to ma miejsce w wypadku aktywności kierowanej przez ideologię – ku człowiekowi abstrakcyjnemu. Istnienie duchowe musi być silne, jeśli inne formy istnienia mają być trwałe i jeśli mają rozkwitać. Ku temu istnieniu musimy się więc zwrócić, wytężając całą dostępną nam wolę mocy” – Mirosław Dzielski, „Odrodzenie ducha – budowa wolności”.

Page 7: Gazeta Uliczna 04/2010

7

może posłużyć konstruowaniu systemów gospo-darczych, które lepiej niż systemy dotychczaso-we odpowiedzą na wyzwania demograficzne, energetyczne i środowiskowe, przed którymi sta-ją społeczeństwa Europy (…).

Zanim poddamy analizie zasadę solidarności i społeczny oraz instytucjonalny kontekst jej funk-cjonowania, warto krótko wskazać fundamentalne cechy wyróżniające zasadę solidarności. Idea so-lidarności, etymologicznie oraz w powszechnym językowym uzusie, odwołuje się do poczucia od-powiedzialności, a właściwie współodpowiedzial-ności. Owa współodpowiedzialność rozpoznaje potrzeby drugiego człowieka oraz problemy wspólne i przybiera praktyczny wymiar – staje się zaangażowaniem i poświęceniem. Solidarność rodzi się z indywidualnych odczuć moralnych, ale odczucia te są osadzone w kulturze danego spo-łeczeństwa i przez nią wzmacniane lub osłabiane. Zasada solidarności nie godzi się z etatystycznym egalitaryzmem, gdyż przejęcie przez administra-cję publiczną wyłącznej odpowiedzialności za problemy wspólnotowe oraz los poszczególnych ludzi, niszczy konstytuujący etyczny wymiar zasa-dy solidarności. Nacisk na prymat motywacji etycznej nie oznacza, że instytucje publiczne (w tym administracja państwowa) nie mają do ode-grania żadnej pozytywnej roli w tworzeniu syste-mu gospodarki solidarnej. Do kwestii tej powróci-my jeszcze w tym tekście.

Skutkiem zachowań zgodnych z zasadą soli-darności jest przekazanie czegoś (dochodu, cza-su, a nawet uwagi) na rzecz kogoś innego lub całej zbiorowości. Bezinteresowny, nie oczekują-cy wzajemności, charakter tego transferu spra-wia, że można mówić o solidarności jako obda-rowywaniu. Owo obdarowywanie może mieć charakter bezwarunkowy. Tak dzieje się, gdy fi-lantrop przekazuje znaczne sumy na rzecz ce-lów, których realizację chce wesprzeć. Praktycz-na realizacja zasady solidarności nie powinna jednak prowadzić do zastępowania gospodarki wymiany przez system darów. Chociaż z indywi-dualnego punktu widzenia, w danym momencie i w danych okolicznościach, ktoś zawsze jest da-rującym, a ktoś obdarowanym, to w agregującej,

zbiorowej perspektywie zasada solidarności ustanawia sieci wzajemności, wzajemnego wsparcia, które aktywizowane są warunkowo – po rozpoznaniu potrzebującego i jego faktycz-nych potrzeb. Praktycznym skutkiem realizacji zasady solidarności jest powstanie społecznych praktyk współodpowiedzialności, które wspierają potrzebujących i włączają ich w życie zbiorowo-ści, nie tworząc jednak tak, jak może dziać się w etatystycznym egalitaryzmie, roszczeń egzekwo-walnych na drodze prawnej (fragment przemó-wienia pochodzi z artykułu przygotowanego dla Ruchu Prawniczego, Socjologicznego i Ekono-micznego, który ukaże się w grudniu br., a zade-dykowanego pamięci Mirosława Dzielskiego).

prof. Jerzy Buzekprof. Aleksander Surdej

budowa wolności;gospodarki solidarnej

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego, prof. Jerzy Buzek

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach

Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 8: Gazeta Uliczna 04/2010

8

Wolność

Pierwszą z nich jest płaszczyzna wolności. Można bowiem zauważyć, że zasadnicze koncep-cje liberalne ekonomii są zgodne z chrześcijań-skim pojęciem niezależności, wolności i odpowie-dzialności. Pisał o tym bardzo wyraźnie Jan Paweł II w swojej wielkiej encyklice o demokracji, ale i o przedsiębiorczości – Centesimus Annus: „Współ-czesna ekonomia przedsiębiorstwa zawiera aspekty pozytywne, których korzeniem jest wol-ność osoby, wyrażająca się w wielu dziedzinach, między innymi w dziedzinie gospodarczej (…).

Człowiek

Po drugie, społeczna gospodarka rynkowa i katolicka nauka społeczna spotykają się w trzeź-wej i realistycznej, a nie utopijnej wizji i ocenie człowieka. Ten punkt trzeba wyraźnie podkreślić, w opozycji do różnych wersji socjalistyczno-mark-sistowskich czy społeczno-romantycznych. Za-równo nauka społeczna Kościoła, jak i praktyka społecznej gospodarki rynkowej są zgodne co do tego, że realistyczny obraz człowieka zawiera w sobie niedoskonałości i społeczne słabości, które w perspektywie teologicznej związane są z poję-ciem i kategorią grzechu. Chodzi tutaj konkretnie o takie zjawiska, jak nadmierna i patologiczna niekiedy skłonność posiadania, zysku i społeczne-go uznania. Zadaniem katolickiej nauki społecz-nej jest wezwanie do przemiany i nawrócenia, za-

daniem społecznej gospodarki rynkowej jest pod-porządkowanie tych zjawisk – funkcjom gospo-darczym. W tym miejscu dokonuje się niejedno-krotnie spotkanie obu dziedzin poprzez piętnowa-nie zasad zysku i konkurencji jako niehumanitar-nych etycznie. (…) Znowu warto odwołać się tutaj do zapominanej już nauki Jana Pawła II: „Kościół uznaje pozytywną rolę zysku jako wskaźnika do-brego funkcjonowania przedsiębiorstwa: gdy przedsiębiorstwo wytwarza zysk, oznacza to, że czynniki produkcyjne zostały właściwie zastoso-wane a odpowiadające im potrzeby ludzkie – za-spokojone” (…).

Własność

Po trzecie, społeczna gospodarka rynkowa i katolicka nauka społeczna spotykają się w tym, co można określić, jako przyjazne nastawienie do własności i gospodarki opartej o prywatny kapitał. Nie jest żadną tajemnicą, wręcz przeciwnie, jest sprawą oczywistą, że nauka społeczna Kościoła zawsze faworyzowała prywatną własność. Jej ce-lem było i pozostaje niejako poszerzenie kapitału i pracy nie na drodze wywłaszczania posiadaczy kapitału, ale poprzez stworzenie warunków otwie-rających pracownikom dostęp do własności i ka-pitału przedsiębiorstwa. Wynika to z fundamental-nej tezy nauki społecznej Kościoła o pierwszeń-stwie pracy przed kapitałem. Teza ta w ostatnich dziesięcioleciach spotkała się z narastającym w

Filozofi czne podstawy

„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” są wyrazem troski władz lokalnych o standard życia ludzi pracy, zwłaszcza tych, którzy są zagrożeni tzw. wykluczeniem społecznym. Są jednocześnie wyrazem nawiązania do tradycji Wielkopolski, znanej z inicjatyw społecznych i przedsiębiorczych, znanej także z aktywnej roli Kościoła. Nade wszystko Targi te odczytuję jako wyraz troski o konkretnego człowieka, który jest – jak pisał Jan Paweł II – „drogą Kościoła”.

Spróbuję podjąć temat filozoficznych podstaw gospodarki społecznej w konkretnym porównaniu tzw. społecznej gospodarki rynkowej i zasad nauki społecznej Kościoła. Idzie o ukazanie wspólnych punktów i zasad.

Page 9: Gazeta Uliczna 04/2010

9

sferze działalności ekonomicznej przeświadcze-niem, że „etyka się opłaca” i że maksymalizacja zysku za wszelką cenę nie koniecznie musi przy-nieść spodziewane efekty. Często skrzyżowanie ekonomii i etyki prowadzi do wyboru celów, które nie bagatelizując dążenia do osiągania zysku, re-alizują także szersze potrzeby społeczne (…).

Bezrobocie

Wreszcie, szukając punktów stycznych, a zara-zem filozoficznych założeń interesującego nas tu-taj tematu, można powiedzieć, że społeczna go-spodarka rynkowa i katolicka nauka społeczna spotykają się w zasadzie pomocniczości, solidar-ności i dobra wspólnego.

Wspomniane zasady stanowią konkretne in-spiracje do sięgania po narzędzia – instrumenty polityki społecznej, które są w stanie podjąć naj-bardziej newralgiczny problem współczesności – problem bezrobocia. Jak sądzę, wszystkie te wy-wody ogólne winny zmierzać w tym kierunku – na-kreśleniu perspektyw przedsiębiorczości społecz-nej, zdolnej zmierzyć się z plagą bezrobocia. Pod-mioty tej walki są zróżnicowane – na pewno nie jest nim wyłącznie państwo, ani nawet nie są nim wyłącznie pracodawcy. Jednym z podmiotów tego zmagania powinny być związki zawodowe, które w swej ofercie działalności mogą organizować szkolenia zawodowe oraz tworzyć własne organy pośredniczące w poszukiwaniu pracy.

Walka z bezrobociem jest zadaniem, które winno objąć cały, bez wyjątku świat pracy. Można postawić wyrazistą tezę, że społeczeństwo soli-

darne to takie, które jest solidarne z ludźmi pracy. Jest to społeczeństwo, które kieruje się nie nad-miernym zyskiem, ale w którym osoba ludzka sta-nowi pierwsze i podstawowe kryterium przy pla-nowaniu zatrudnienia.

Wartości

Każdy mechanizm domaga się jednak regula-torów w postaci wartości. Tak, jak demokracja oderwana od wartości może przekształcić się w system totalitarny, tak społeczna gospodarka ryn-kowa oderwana od wartości, od integralnej praw-dy o człowieku, jego wymiarze społecznym, może dokonać uprzedmiotowienia człowieka. Przestrze-gają przed tym dwaj ostatni papieże. Jan Paweł II stwierdzał: „Wiąże się z nimi jednak niebezpie-czeństwo przyjęcia wobec rynku postawy bałwo-chwalczej, nie biorącej pod uwagę istnienia dóbr, które ze swej natury nie mogą być zwykłymi towa-rami” (Centesimus Annus, nr 40). Natomiast obec-ny Papież pisze: „Rynek nie jest i nie powinien się stawać miejscem dominacji silnego nad słabym. Społeczeństwo nie powinno się chronić przed ryn-kiem, tak jakby rozwój tego ostatniego pociągał za sobą ipso facto unicestwienie prawdziwie ludz-kich stosunków. Jest z pewnością prawdą, że ry-nek może być ukierunkowany negatywnie, nie dlatego, że taka jest jego natura, ale dlatego, że pewna ideologia może mu taki kierunek nadać. Nie trzeba zapominać, że nie istnieje rynek w czy-stej postaci. Jego kształt jest odbiciem konfiguracji kulturowych, które go określają i wyznaczają mu kierunek. Istotnie, ekonomia i finanse – będące narzędziami – mogą być źle używane, jeśli posłu-gujący się nimi ma jedynie egoistyczne cele. W ten sposób można przekształcić narzędzia ze swej natury dobre w narzędzia szkodliwe. Jednak-że to zaślepiony umysł ludzki powoduje te konse-kwencje, a nie narzędzie samo z siebie. Dlatego nie należy odwoływać się do narzędzia, lecz do człowieka, do jego sumienia moralnego oraz oso-bistej i społecznej odpowiedzialności” (Caritas in veritate, nr 36).

+ Stanisław Gądecki,Arcybiskup Metropolita Poznański

gospodarki społecznej

Ks. Abp. Stanisław Gądecki

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach

Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 10: Gazeta Uliczna 04/2010

10

Problem ludzi, którzy z różnych powodów po-trzebują naszego wsparcia i szczególnej tro-ski, dotyczy około 80 milionów mieszkańców

Unii Europejskiej, a jego wagę podkreśla ustano-wienie przez Parlament Europejski, roku 2010 – Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Spo-łecznym. Zmagania z tym problemem wspoma-gać mają między innymi środki z Europejskiego Funduszu Społecznego, wzmacniające spójność społeczną: z jednej strony poprzez ułatwianie do-stępu do rynku pracy osobom zagrożonym wyklu-czeniem, z drugiej zaś poprzez wsparcie rozwoju instytucji ekonomii społecznej jako skutecznej for-my integracji społeczno-zawodowej (…).

„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Spo-łecznej” dobrze wpisują się w europejską dysku-sję na temat najbardziej efektywnych sposobów walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym po-przez stwarzanie dotkniętym nimi osobom szansy na zmianę swojej sytuacji, wyjście z bierności i wniesienia swego wkładu w życie wspólnoty. Ubó-stwo i wykluczenie społeczne ma bowiem swój wymiar ekonomiczny na dziś, związany z koniecz-nością przeznaczania coraz większych kwot na zasiłki, ale również na przyszłość. W demokra-tycznej, samorządnej Polsce, dorasta już trzecie pokolenie ludzi, dla których zasiłki stały się sposo-bem na życie. Ich wyjście z biedy, bezradności i bezwolności jest jednym z najważniejszych zadań dla nas wszystkich (…).

Przez 123 lata zaborów Wielkopolanie uczynili

z solidaryzmu społecznego, będącego podstawą ekonomii społecznej, skuteczny oręż walki o za-chowanie tożsamości narodowej i kulturowej (…). To w Wielkopolsce działały takie postaci, jak Dezy-dery Chłapowski, prekursor polskiej pracy orga-nicznej, czy Karol Marcinkowski, założyciel licz-nych towarzystw obywatelskich, spośród których najsłynniejsze to Polskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, czy Spółka „Bazar”. Towarzystwa te wycho-wały kolejne pokolenia wielkopolskich społeczni-ków, takich jak Hipolit Cegielski, August Szama-rzewski, Piotr Wawrzyniak, czy Maksymilian Jac-kowski. Przypomnę również, że w dwudziestoleciu międzywojennym, Cyryl Ratajski stworzył na po-znańskich Zawadach pierwsze programy opieki społecznej. W demokratycznej Polsce, na bazie wielkopolskich doświadczeń, przy aktywnym udziale Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, zbudowano nowoczesny system prawny umożli-wiający rehabilitację społeczną i zawodową osób z grup wykluczenia, w tym również niepełno-sprawnych.

Funkcjonujący w Wielkopolsce model pomocy społecznej od początku zakłada wielopłaszczy-znową współpracę różnych sektorów: państwowe-go, samorządowego, ponad 500 organizacji poza-rządowych, w tym pożytku publicznego oraz sa-mych adresatów pomocy społecznej. W naszym regionie funkcjonuje 226 ośrodków pomocy spo-łecznej oraz 35 powiatowych centrów pomocy społecznej. W 11 Centrach Integracji Społecznej,

Pomoc oparta na Zasada, iż głodnemu należy dać przede wszystkim „wędkę” i nauczyć nią posługiwać – jest oczywista. Jak jednak trudno wprowadzić to przekonanie w życie, świadczy skala ubóstwa i wykluczenia społecznego w samej tylko Unii Europejskiej, uważanej wszak za enklawę dobrobytu we współczesnym świecie oraz rosnące systematycznie z tego tytułu, obciążenie budżetów państw członkowskich.

Wielkopolska jest przykładem skutecznej współpracy w walce z ubóstwem i wykluczeniem społecznym wielu podmiotów: samorządów, organizacji pozarządowych, Kościoła, biznesu i osób prywatnych. Bo i problemy te mają wielowymiarowy charakter, zależny od czynników gospodarczych, społecznych i demografi cznych.

Page 11: Gazeta Uliczna 04/2010

33 spółdzielniach socjalnych, warsztatach terapii zajęciowej, zakładach aktywności zawodowej, czy powstających w partnerstwie publiczno-prywat-nym osiedlach mieszkań socjalnych, osoby do-tknięte wykluczeniem odzyskują wiarę w siebie. Zakłada się, że efektem podjętych działań powin-no być usamodzielnienie się osoby korzystającej z pomocy, a także jej integracja ze środowiskiem społecznym. Jednym z podstawowych zadań Sa-morządu Województwa są działania związane z podnoszeniem kwalifikacji pracowników służb społecznych. W ramach projektu realizowanego przez Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej, przeszkolono ponad trzy tysiące pracowników po-mocy społecznej i organizacji pozarządowych (…).

Istotne znaczenie dla wielkopolskiej regional-nej polityki społecznej ma „Program wyrównywa-nia szans osób niepełnosprawnych i przeciwdzia-łaniu ich wykluczeniu społecznemu” (…). Na tere-nie Wielkopolski utworzono 7 zakładów aktywno-ści zawodowej, zatrudniających ogółem 399 osób, w tym 286 niepełnosprawnych. W trakcie tworze-nia są kolejne dwa zakłady. Dodam, że Wielkopol-ska zajmuje pierwsze miejsce w kraju pod wzglę-dem liczby osób niepełnosprawnych zatrudnio-nych w zakładach aktywności zawodowej (…).

W ukierunkowywaniu i koordynacji wszystkich działań związanych z szeroko pojętą pomocą społeczną, w naszym regionie pomocną będzie na pewno „Strategia Polityki Społecznej dla Woje-wództwa Wielkopolskiego do 2020 roku”, którą opracowaliśmy, w tak szerokim zakresie, jako pierwsi w kraju i która stanowi integralną część „Strategii Rozwoju Województwa Wielkopolskiego do 2020 roku”. Jedną z istotnych cech tego doku-mentu jest innowacyjność w podejściu do budo-wania kierunków strategicznych, przejawiająca się w dwóch aspektach:

– po pierwsze, adresatem każdego z prioryte-tów są wszystkie grupy społeczne, osoby zdrowe i z niepełnosprawnością, dzieci, młodzież, seniorzy – a więc wszyscy Wielkopolanie.

– ponadto, strategia traktuje rozwój kapitału społecznego w sposób interdyscyplinarny, zwią-zany z takimi obszarami, jak zdrowie, kultura, sport i rekreacja, edukacja i oświata, pomoc spo-łeczna.

„Strategia Polityki Społecznej dla Wielkopol-ski”, oparta na diagnozie demograficznej, zdro-wotnej oraz socjoekonomicznej, nie jest strategią

pomocy społecznej, ani też strategią rozwiązywa-nia problemów społecznych. Jest ona przede wszystkim dokumentem uwzględniającym aspekt wyrównywania szans życia osób o niższym statu-sie społecznym lub gorszym dostępie do edukacji, kultury, usług społecznych i zdrowotnych. Zawiera również wytyczne odnoszące się do systematycz-nego podnoszenia jakości i standardów życia wszystkich obywateli. Definicja polityki społecznej przyjęta w Strategii eksponuje przede wszystkim te decyzje i działania, które promują profilaktykę przed interwencją socjalną. Miejsce polityki ogra-niczającej się do reagowania na negatywne zja-wiska i procesy zajmuje polityka wyprzedzania zdarzeń. Zasada partnerstwa i współpracy jest wyjściowym warunkiem tworzenia i wdrażania programów wielkopolskiej polityki społecznej na najbliższe lata (…).

Marek Woźniak, Marszałek Województwa Wielkopolskiego

solidarności

Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Marek Woźniak

związywa-rzede ym aspekt ym statu-o edukacji, h. Zawiera tematycz-

w życia społecznejwszystkim ofilaktykęityki ogra-

ywne zja-edzania acy jestażania

ecznej na

ek Woźniak, kopolskiego

kiego,

11

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach

Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 12: Gazeta Uliczna 04/2010

12

zrodzone z idei

O dniosę się do zasady gospodarowa-nia zawartej w art. 20 Konstytucji RP z dnia 2 kwietnia 1997 roku, w rozdziale

„Rzeczpospolita”, która brzmi: „społeczna go-spodarka rynkowa oparta na wolności gospo-darczej, własności prywatnej oraz solidarno-ści, dialogu i współpracy partnerów społecz-nych, stanowi podstawę ustroju Rzeczpospoli-tej Polskiej”. W kontekście społecznej gospo-darki rynkowej własność prywatną należy ro-zumieć jako współwłasność środków produk-cji, realny udział pracowników w zarządach firm i zyskach przedsiębiorstwa, przezwycię-żenie konfliktu pomiędzy pracą (siła robocza) a kapitałem (własność prywatna). Jan Paweł II mówi, że „drogą do osiągnięcia takiego celu mogłaby być droga połączenia – o ile to moż-liwe – pracy z własnością kapitału, i powoła-nia do życia w szerokim zakresie organizmów pośrednich o celach gospodarczych, społecz-nych, kulturalnych, które cieszyłyby się rzeczy-wistą autonomią w stosunku do władz publicz-nych; dążyłyby do sobie właściwych celów, poprzez lojalną, wzajemną współpracę, przy podporządkowaniu wymogom wspólnego do-bra. Przejawem dobrego uspołecznienia środ-ków produkcji jest poczucie pracującego, że pracuje „na swoim”.

Pomoc społeczna

Rozwój pomocy społecznej po 1989 roku, odbywał się pod hasłami decentralizacji pań-stwa i tworzenia samorządności lokalnej. Praktycznie do 2004 roku mieliśmy do czynie-nia z ograniczoną podmiotowością gminy w zakresie prowadzenia polityki społecznej i po-mocy społecznej. Biurokratyzacja systemu spowodowana była zwiększoną liczbą osób potrzebujących wsparcia przy ograniczonych środkach, co skutkowało koncentracją na dys-trybucji środków finansowych i sprawowaniu kontroli administracyjnej kosztem prowadze-nia pracy socjalnej. Taka sytuacja nie prowa-dziła do aktywizacji tzw. „klientów”. W latach 2003-2004 wprowadzono reformy mające na

celu ograniczenie kosztów funkcjonowania oraz poprawę efektywności pomocy społecz-nej. Po części nastąpiło uzupełnienie sektora samorządowej pomocy przez organizacje obywatelskie, co reguluje „Ustawa o działal-ności pożytku publicznego i wolontariacie” z 2003 roku. Podjęte zostały pierwsze próby ak-tywizacji zawodowej zagrożonych wyklucze-niem długotrwałych beneficjentów pomocy społecznej, co umożliwiła „Ustawa o zatrud-nieniu socjalnym” z 2003 roku. Pomimo tych zmian, uwzględnienie w strategii polityki spo-łecznej spójnych przekształceń, dostosowa-nych do potrzeb rozwojowych oraz realizacji konstytucyjnej zasady subsydiarności jest jeszcze przed nami.

Zasada subsydiarności

W preambule do Konstytucji czytamy – „ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla pań-stwa, oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dia-logu społecznym oraz na zasadzie pomocni-czości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Organizacje świeckie, czy kościelne nazywane są często „III sektorem lub organizacjami pozarządowymi”. Jednak tak naprawdę nie są one „pozarządowymi”, a wręcz odwrotnie, zawierają się w zaso-bach samorządu lokalnego, terytorialnego. Powinniśmy więc dążyć do tego, aby organi-zacje były głównym inicjatorem zdecentrali-zowanych zadań na wszystkich szczeblach samorządu. Tymczasem usytuowanie poję-ciowe organizacji społecznych „poza”, fak-tycznie powoduje ich marginalizację i sytu-uje je często w roli wspomnianych „klien-tów”. W konsekwencji uniemożliwia to pod-jęcie większej odpowiedzialności za zada-nia wspólnoty lokalnej czy regionu. Samo zlecanie zadań publicznych organizacjom obywatelskim jest dalece niewystarczające. Potrzebne są przykłady wspólnego planowa-nia, koordynacji i realizacji zadań. Nato-

Nowy początek w gosMoje wystąpienie będzie próbą podsumowania minionych 20-lat po odzyskaniu niepodległości w kontekście tego, jak obecnie zagospodarowujemy przestrzeń społeczno-gospodarczą. Dokonam też rewizji dotychczas stosowanych pojęć i strategii gospodarki społecznej i ich konsekwencji dla rozwoju społeczno-gospodarczego.

Page 13: Gazeta Uliczna 04/2010

13

miast strategia wspólnej odpowiedzialności występuje niezwykle rzadko (…). Jakość wzajemnych relacji jest dziś poważnym pro-blemem wynikającym z uwarunkowań histo-rycznych i często trudnych doświadczeń w ostatnich 20-stu latach. Efektem tego jest niespójność pojęciowa, która utrzymuje nie-zaradność, bierność, małą przedsiębior-czość obywatelską, pomimo wyjątkowo ko-rzystnych warunków pomocowych w ramach integracji europejskiej. Niespójność widocz-na jest „w formach dialogu” i zawieraniu po-rozumień, które często mają charakter „nie-pełnego paktowania”, czyli zgody na sta-wianie instytucji państwa przed wspólnota-mi lokalnymi i ich związkami.

Zgodnie z zasadą subsydiarności, to oby-watele i ich przedstawicielstwa rekomendują swoje działania – najpierw na poziomie grup i środowisk, a potem instytucji samorządowych i ich związków. Dialog z administracją publicz-ną powinien odbywać się na poziomie komisji dwustronnej rządu i samorządu oraz komisji trójstronnej (przedstawicieli rządu, pracodaw-

ców i związków pracowniczych), która powin-na zostać uzupełniona o związki przedsiębior-ców społecznych non-profit.

Strategia gospodarki społecznej

Chciałbym zwrócić uwagę na Rezolucję Par-lamentu Europejskiego z dnia 19 kwietnia 2009 roku, która Komisji Europejskiej rekomenduje zasady i rozwiązania dotyczące „społecznej gospodarki”. Nie pojawia się tam określenie „rynkowa”, ponieważ „gospodarka” w tradycji zachodniej zawsze była rynkowa, w przeciwień-stwie do naszych doświadczeń z lat 1945-1989.

W ostatnich latach w Polsce, pojęcie „spo-łeczna gospodarka” zastępowane jest określe-niem „ekonomia społeczna”, która identyfiko-wana jest z tzw. „III sektorem”. Tutaj widzimy szanse wypracowywania nowoczesnych i inno-wacyjnych modeli współdziałania z administra-cją samorządową w ramach gminy, powiatów i regionów oraz rekomendowania wypracowa-nych strategii i zmian na poziomie rządu i par-lamentu.

Należy podnieść efektywność gospodarowa-nia, zwiększając ilość i potencjał przedsię-biorstw społecznych. Instytucjami, które mogły-by to uczynić, są Regionalne Centra Społecznej Gospodarki, a także instytucje edukacyjno-ba-dawcze powstające w partnerstwach władz sa-morządowych z instytucjami obywatelskimi. Na-leży również rozważyć, w ramach samorządu gospodarczego, powoływanie Izb Gospodar-czych Przedsiębiorstw Społecznych spośród stowarzyszeń i fundacji prowadzących działal-ność gospodarczą non-profit, spółek z.o.o. non-profit, spółdzielni socjalnych itp.

Elementem powyższych strategii powinien być rozwój przedsiębiorczości społecznej non-profit, mającej na celu „włączenie w przestrzeń społeczno-gospodarczą’, możliwie największej części, nieaktywnych obywateli (Polska ma naj-niższą zatrudnialność w wieku produkcyjnym – 48% , podczas gdy w niektórych krajach Unii Europejskiej, sięga ona blisko 70%).

Tomasz Sadowski

podarce społecznej

Tomasz Sadowski, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach

Europejskiego Funduszu Społecznego.

Page 14: Gazeta Uliczna 04/2010

14

„Drabina Jakubowa”

Drabina Jakubowa” jest przyznawana w Konkursie Sieci Współpracy „Barka” dla lidera samopomocowego za wybitne

osiągnięcia w zakresie integracji społecznej, w szczególności za: pracę nad doskonaleniem swojego charakteru, stawanie się lepszym czło-wiekiem, odwagę w stawianiu dobra wspólne-go na pierwszym miejscu; zaangażowanie w po-moc innym, świadectwo zaangażowanego i trzeźwego życia; pracę nad poszerzaniem wie-dzy i zdobywaniem nowych umiejętności; zaan-gażowanie w rozwój gospodarki solidarnej (wspieranie rozwoju wspólnot, hosteli, wspiera-nie i tworzenie spółdzielni socjalnych, CISów i KI-Sów, przedsiębiorstw społecznych; zaangażowa-nie w rozwój grup samokształceniowych, zajęć sportowych, czy kulturalnych z uwzględnieniem zintegrowanych działań na rzecz środowisk lo-kalnych oraz pracy na rzecz migrantów).

Tegorocznymi laureatami „Drabiny Jakubo-wej” zostali: Leszek Bór, Marek Kania i Stanisław Szczerba, w którego imieniu nagrodę odebrał Antoni Tercha, związany z „Barką” od początku jej istnienia. Nazwiska laureatów ogłoszono jak co roku, w święto Świętego Marcina. Każdy z nich otrzymał nagrodę w postaci działki o po-wierzchni 300 m2, pod budowę domu, ufundowa-ną przez Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka”.

Warto nawiązać do idei powstania wspo-mnianej nagrody, która znajduje swoje źródło w biblijnej drabinie sięgającej nieba, którą we śnie zobaczył Patriarcha Jakub. Po drabinie mogą wchodzić ratujący i schodzić z niej ci, którzy są ratowani. Liderzy, którym przyznano nagrodę, kiedyś wchodzili po „drabinie” jako ratowani. Dzisiaj schodzą po niej, aby ratować innych. W swoim działaniu stosują rozwiązania doceniane i nagradzane na forum międzynarodowym – są przedsiębiorcami społecznymi. Prowadzą firmy – spółdzielnie socjalne, w których zatrudnienie znajdują osoby najbardziej potrzebujące.

W trakcie Imienin Ulicy św. Marcin, „Barka”, wzorem świętego, który wyróżniał się niezwykłą wrażliwością na ciężki los ubogich, pomaga oso-bom potrzebującym. W tym celu, jak co roku, Fundacja prowadziła sprzedaż rogali, „Gazety Ulicznej”, rękodzieł z wyrobami uczestników

Centrum Integracji Społecznej z Zawad oraz Po-gotowia Społecznego z Darzyboru. Nie zabrakło też kwesty, w którą zaangażowali się uczestnicy Centrum Integracji Społecznej oraz wolontariu-sze, w tym liczna grupa studentów z Międzynaro-dowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny. Dodajmy, że w sprzedaż rogali na stoisku „Barki” i zbieranie datków, zaangażował się prezydent miasta Poznania, Ryszard Grobelny. Dochód ze wspomnianych działań, zostanie przeznaczony na organizację wigilii dla osób samotnych, ubo-gich i bezdomnych, organizowanej na Starym Rynku w Poznaniu.

Dagmara Walczyk

Po drabinie na szczyt dobraOsoby, które doświadczyły poważnych trudności życiowych, ulegały różnym pokusom i słabościom, a obecnie są świadectwem przemiany życia i pracy dla innych, zasługują na szczególne zauważenie – w duchu tej myśli, 11 listopada br., Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, po raz kolejny przyznała „Drabinę Jakubową”.

Laureaci Nagrody „Drabina Jakubowa” z Prezydentem Poznania, Ryszardem Grobelnym

W czasie festynu zorganizowanego z okazji Imienin Ulicy św. Marcin, 11 listopada 2010 roku w Poznaniu, Fundacja Pomo-cy Wzajemnej „Barka” przeprowadziła pieniężną zbiórkę uliczną. Kwestujący zebrali kwotę 951,51 złotych, którą przeznaczono na cele statutowe fundacji.

W tym samym dniu, Pogotowie Społeczne zebrało w puszkach i w ramach „sprzedaży” wyrobów spółdzielni socjalnych, kwotę 1 275,69 złotych. Pozyskane środki będą wydatkowa-ne w ramach programu streetworkerów oraz na przygotowy-wanie posiłków dla osób przebywających w miejscach nie-mieszkalnych.

Page 15: Gazeta Uliczna 04/2010

wywiad

Z okazji 90-lecia swoich urodzin, otrzymuje Pan wiele wyrazów serdeczności od mieszkańców rozmaitych zakątków Europy i świata. Obchodze-nie tego święta przy udziale tak licznego grona przyjaciół, świadczy, iż Pana życiowym drogo-wskazem była wierność i pokora…

Sprowadza się to do szczerego „pokłonienia się” przed słowami Jana Pawła II, który w liście do artystów opisał twórczą hierarchię: „Stwórca, twórca i odtwórca”. Wierzę, że ilekroć biorę do ręki partyturę jakiegokolwiek utworu, nawiązuję kontakt z duchem osoby, która ją stworzyła. Je-stem jednak tylko pośrednikiem tej szczególnej re-lacji. Źródłem natchnienia nie jest człowiek, ale Duch Święty. A skoro jestem tylko, a przecież i

„aż” pośrednikiem, to swoją działalność artystycz-ną, postrzegam jako dar. Z tego też względu, za-miast określać to, co robię, mianem zawodu, który jest rodzajem rzemiosła, wolę mówić o powołaniu do dzielenia się talentem; do bycia nie tylko uzna-nym dyrygentem i kompozytorem, ale przede wszystkim do stawania się coraz lepszym człowie-kiem…

Jeśli dążenie do odkrycia pełni człowieczeń-stwa, pozwala traktować życie jako powołanie do wdzięczności; komu i za co, chciałby Pan dziś szczególnie podziękować?

Dziękuję osobom, które były ze mną w pierw-szych dniach, miesiącach i latach mojego życia,

Spotkanie z „kulturą serca”Z prof. Stefanem Stuligroszem, dyrygentem chóru „Poznańskie Słowiki”, gościem honorowym „Wielkopolskich Targów Przedsiębiorczości Społecznej” rozmawia Dominik Górny

wywiad

ć artystycz-ględu, za-wodu, który powołaniu ylko uzna-rzedem człowie-

wieczeń-wołanie do an dziś

w pierw-go życia,

iki”,

15

Dyrygować światłem... - prof. Stefan Stuligrosz

Page 16: Gazeta Uliczna 04/2010

ponieważ to, kim dziś jestem, wypływa z domu. Pochodzę z prostej, ale szlachetnej rodziny, której choć może trudno było ocenić, czy jej syn ma mu-zyczny talent, to potrafiła zaszczepić we mnie mi-łość do muzyki – wartość nie do przecenienia. Dziękuję również za to mojej matce, która wystę-powała w polskich chórach, jeszcze w czasach pruskiej niewoli, oraz babci Franciszce, bez której śpiewu nie odbywała się żadna uroczystość na Starołęce, gdzie mieszkała. Natomiast mój ojciec grał na skrzypcach. Jednak gry na nich uczyłem się u pana Maksymiliana Kubackiego – wycho-wawcy ze szkoły podstawowej. Niezwykle dużo zawdzięczam licznym przyjaźniom, szczególnie z państwem Gabrielami, którzy mieli pięcioro sy-nów, z których każdy grał na jakimś instrumencie. Zaprosili mnie do swojej kapeli, gdzie koncerto-wałem z nimi na skrzypcach. Największą estymę budziło we mnie jednak wspaniałe fisharmonium. Odczuwałem, że bez gry na nim, nie mógłbym żyć. Dlatego podczas wakacji, kiedy koledzy z kla-sy wyjeżdżali na wycieczki rowerowe, zamykałem się w kaplicy na Wildzie, znajdującej się w miejscu obecnej kliniki ortopedycznej, i komponowałem…

Mawia się, że młodzieńczych kompozycji, jak pierwszych miłości, nie sposób zapomnieć…

Jest w tym jakaś prawda. Nie mógłbym zapo-mnieć swoich pierwszych kompozycji, które stwo-rzyłem jako dwunastoletni chłopiec. Wtedy też po raz pierwszy dyrygowałem chórem. Pamiętam stworzonego przeze mnie walca, dla zespołu pań-stwa Gabrielów. Zatytułowałem go „Modre fale Warty”. Za każdym razem, kiedy go wykonywali-śmy, wszyscy się uśmiechali, wiedząc, że fale Warty są żółte, bo w tej rzece pływa przecież wiele zanieczyszczeń. Jednak tytułu „mojego walca” nie zmieniłem. Potem, jako gimnazjalista, stworzyłem własny chór, w szkole świętej Marii Magdaleny, gdzie uczęszczałem na lekcje „muzycznego wy-chowania”, które prowadził profesor Władysław

Drzewiecki. Moja muzyczna aktywność spotkała się z takim uznaniem, że choć nie byłem najlep-szym uczniem – bo przecież wciąż myślałem o muzyce – zaproponowano mi stypendium na dal-sze kształcenie.

Parafrazując tytuł książki zrodzonej z Pana

wspomnień – „Piórkiem Słowika” można by opi-sać nie jedno „niebo”, które określa pełnię spo-tkania człowieka z muzyką...

…i trzeba przyznać, że dane było mi odbyć wiele takich „niebiańskich spotkań”. „Poznańskie Słowiki” odbyły wiele zagranicznych tournee, co szczególnie w latach 50-tych było fenomenem, kiedy w Polsce mało kto wiedział o „wielkim świe-cie”. Szczególnie fascynowała mnie kultura Japo-nii i południowej Korei. Chyba żaden kraj, oczywi-ście poza Polską, nie uwielbia tak Marii Curie-Skłodowskiej i Chopina, co zresztą zapewne Pan wie, jako autor naprawdę pięknych wierszy o na-szym kompozytorze. Poza tym tamta publiczność jest niezwykle kulturalna… „Poznańskie Słowiki” – cytując jedną z recenzji, były chórem dla którego „warto przepłynąć ocean”. Nie mieliśmy jednak pośród nas takiej osoby, która w pełni umiałaby wykorzystać pochlebne opinie do upowszechnia-nia działalności chóru. I powiem zupełnie szcze-

W każdym takcie kryje się chwila życia jego kompozytora - prof. Stefan Stuligrosz podczas koncertu

ponieważ tPochodzę zchoć możezyczny talełość do muDziękuję rópowała w ppruskiej nieśpiewu nieStarołęce, grał na skrsię u pana wawcy ze szawdzięczapaństwem nów, z którZaprosili mwałem z nibudziło weOdczuwałeżyć. Dlategsy wyjeżdżsię w kapliobecnej kli

Mawia pierwszych

Jest w tymnieć sworzyłem jakoraz pierwsstworzonegstwa GabrWarty”. Zaśmy, wszysWarty są żózanieczyszzmieniłem.własny chógdzie uczęchowania”

16

Muzyka jest modlitwą... - „Poznańskie Słowiki” na audiencji u Ojca Świętego Jana Pawła II

Spotkanie z prezydentem J.F. Kennedy’m

Page 17: Gazeta Uliczna 04/2010

rze, że przez wiele lat, nie zdawałem sobie spra-wy z tego, jak wysoki poziom i artystyczny kunszt dysponuje nasz chór…

…który w 1963 roku osobiście docenił prezy-dent Kennedy, nie wspominając już o publiczno-ści Carnegii Hall, w której jako pierwszy polski zespół wystąpiły właśnie „Poznańskie Słowiki”…

Naszej radości nie sposób było opisać. Zagra-liśmy wtedy trzydzieści dwa koncerty, które nam zorganizował ceniony amerykański impresario – Sol Hurok. Nie zapomnę również występu w Lo-zannie. Śpiewaliśmy wtedy z okazji „25 Międzyna-rodowego Festiwalu Muzyki”. Podczas samego występu, myśleliśmy, że to będzie nasza najwięk-sza „klapa”. Tymczasem – o dziwo – odnieśliśmy sukces. Wykonaliśmy m.in. kompozycję Tadeusza Szeligowskiego „Królewno Niebieska”. Organista podał akord o kwintę wyżej, a my zaczęliśmy śpie-wać, co spowodowało, że w wysokich rejestrach chórzyści wręcz krzyczeli. Pomimo tego dostali-śmy gromkie oklaski, a krytyka rozpisywała się, że nigdy wcześniej nie słyszała tak awangardowego wykonania wspomnianego utworu. Dodam jesz-cze, iż po koncercie przychodzili do mnie dyry-genci, prosząc o partyturę tej wyjątkowej wersji „Regina Celi”. Odpowiadam wtedy, że nie mogę im jej udostępnić, ponieważ jej zapis mam jedynie w głowie, a nie na kartach partytury. W tamtych okresie, poznałem też Leopolda Stokowskiego, który tak zarekomendował moją postać przed am-basadorem przy ONZ – Bogdanem Lewandow-skim, że dostałem propozycję objęcia katedry chóralistyki w Montrealu i Toronto. A jak się miało później okazać, nie tylko tam. Nie mogłem jednak wyjechać poza granice rodzinnego kraju, aby nie „skazać” mojej rodziny na szykanowanie ze strony polskich władz.

Dzieje „Poznańskich Słowików” poświadczają dążenie do zachowania ich duchowej niezależ-ności…

Tak i właśnie dlatego do dziś zastanawia mnie, dlaczego największy rozkwit chóru nastąpił w cza-sach komuny, która z jednej strony nam nie „prze-szkadzała”, a z drugiej, ingerowała w sprawy „programowe”. Być może „Poznańskie Słowiki” były narzędziem propagandowym – bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że mimo zakazu religijnych uro-czystości, mogliśmy śpiewać sakralne pieśni.

Która z chóralnych kompozycji najpełniej określa brzmienie Pana duszy?

Mogłaby być to msza „Missa Brevis” Giovan-niego da Palestriny...

…bo przecież jej nuty zapraszają na spotka-

nie z „kulturą serca”...Dokładnie tak to odczuwam.

17

POECIE BATUTYSzanownemu JubilatowiProfesorowi Stefanowi Stuligroszowiz okazji 90-tych urodzin Mistrza

Profesorzemuzyka jest modlitwą

Z namaszczeniembatutą błogosławiszchóralny śpiew na bożą chwałę

Nuty niczym pszeniczne ziarna kiełkują w zakątkach kościołów i koncertowych sal

Organy huraganem dźwięków wspierają młodzieńcze i dojrzałe głosy śpiewaków

Twoje Słowiki rosną starzeją się wyrastają nowym pokoleniema Ty wciąż na podeście nieugiętej woli muzycznego przekazu niezmiennie krzewisz śpiew

Chór – spowiedź wrażliwych dusznatężenie oddechówwsparcie wiary w wartość jutra

Twój wysiłek twórczy od dziesiątków lat umacnia w wierze że miłość do muzyki szczodrze rozdajesz ukochanemu miastu Poznaniowi

autor: Dominik Górny

Wiersz podarowany prof. Stefanowi Stuligroszowi w imieniu środowiska „Barki” – Barbary i Toma-sza Sadowskich oraz patronów i uczestników konferencji „Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczo-ści Społecznej” i Dni Kultury Solidarności.

Page 18: Gazeta Uliczna 04/2010

18

Fotogaleria„Drabina Jakubowa” oraz Imieniny Ulicy św. Marcin, w obrazach…

Uczestnicy warsztatu gastronomicznego Szkoły „Barki”, na chłód listopadowego wieczoru, przygotowali ciepłą zupę i sycącą strawę...

Uroczystość wręczenia „Drabiny Jakubowej”

Współczesny Święty Marcin pozdrawia mieszkańców Poznania...

Rogale Świętomarcińskie „Barki” smakowały jak żadne inne...

Uśmiech wolontariuszy podczas kwesty, stwarzał atmosferę braterstwa podczas zbierania funduszy dla potrzebujących

Prezydent miasta Poznania, Ryszard Grobelny świętował razem z „Barką”

Page 19: Gazeta Uliczna 04/2010

19

Dominik Górny - nasza twórczość

ŚLADAMI CHRYSTUSA

Opowieść mojego Mistrzadłuższa od drogi do Emaus

Wejdź na jej ścieżki skrzyżowane jak ręce do modlitwy

Nauczysz się pokoryżeby z bosym sumieniemprzejść pustynię Izraela

dni zatłoczone lękiem

odnaleźć w nich drogowskaz bliźniego

Nie czekaj na znak–spóźniony cud

daj się powołaćod zaraz

bez wątpliwościże za wcześnie

Jerozolima, 24 grudnia 2009 r.

BEZDOMNI

Józefową nauką zaszczepiliśmy w sobiebetlejemską wieśćby nowonarodzona nadziejawskrzesiła hymn życia

Jednak herodowe czyny piętnowały miłość

Kiedy struchlał płomień chwały tułacze dni przyoblekły się w zwątpienie

Mając wzniecić czuwanie w bezkrólewiu mroku wzgardziliśmy wigilijnym cudem

Czemu domy naszych serczasklepił lęk

BYŁEM W BETLEJEM

miejscu Twoich narodzinPanie –

Nie ma stajenki ani siana na którym leżałeś

Nowi pasterze pilnują stad owiecgwiazda dla nichnadal przewodniczką

chociaż nie czekają już Ciebie w żłobie nie ma drabiny która sięga niebaani takiej pewnościże godni są zamieszkania obok Ciebie

więc tu na ziemistrzegą skałktórych dotykały Twoje stopy

modlą się do ciemnej nocyi jasnego dniasłowami Nadziei

Wiersze na Boże Narodzenie

ieja

enie

rrcc

Page 20: Gazeta Uliczna 04/2010

20

D ni Kultury Solidarności to pierwsze tego rodzaju przedsięwzięcie, które społecz-no-kulturowe ścieżki Wielkopolski, po-

jednało w trzech „drogowskazach”: Międzyna-rodowym Dniu Walki z Ubóstwem, Wielkopol-skich Targach Przedsiębiorczości Społecznej oraz Kampanią Społeczną Fundacji Przestrzeni Obywatelskiej Pro Publico Bono – „Rok Solidar-ności-Rok Samorządności”. I trzeba przyznać, że warto było przyjść na wspomniane „spotka-nie” – Pro Publico Bono okazało się bowiem nie tylko nazwą jego inspiratora i głównego organi-zatora, ale „imieniem” idei, iż dobrze jest dzia-łać dla dobra ogółu.

Istoty spotkania z Mają Komorowską, z za-mierzenia nie określał tytuł „wieczoru poetyc-kiego”, czy „autorskiego”. Obecność tego, co „autorskie” wyznaczało coś więcej – współod-czuwanie klimatu spotkania w mądrym słowie i pokornych myślach, zrodzonych z twórczej wzajemności aktorki, z tymi, którzy zaprzyjaźnili się z nią „w słowie”. A jak z przyjaźniami bywa – jeśli chcemy, żeby były trwałe, winniśmy wy-magać od siebie wierności, nie tylko w obda-rzaniu nimi, ale także w ich przyjmowaniu. Po-zostając wiernym wobec uczuć i refleksji, który-mi obdarzyło spotkanie, wspomnijmy, iż owa „wierność” – rozumiana jako zobowiązanie do „bycia razem”, prawdziwie w nas była i pozo-stała. I nie chodzi jedynie o pełen godności, jak piękno niedzielnego wieczoru, kunszt aktorski Mai Komorowskiej, ale o to, iż za jego pośred-nictwem, pozwoliła nam wsłuchać się w głos poezji nie tylko spisanej, ale takiej, która zdarza się w każdym z nas – z dnia na dzień, z nocy na noc; od zatajenia lęku do spowiedzi szczęścia, od poszukiwań tożsamości do odgadnięcia sie-

bie w drugim człowieku; od słów zmieniających intencje zdarzeń, do „wiatru”, co wypełnia na-sze dusze, gdy „mijamy” cudze obietnice w ucieczce przed oczekiwaniami...

Niezależnie od tego, w jakiej porze życia znajdujemy poczucie jego pełni, winniśmy wie-dzieć, iż brzemienność doświadczeń, nie musi być smutna – wystarczy wsłuchać się w szelest tarniny, której opowieść – jak żadna inna, zako-rzenia się w tradycji budowania społeczeństwa obywatelskiego – „na glebie” rodzimej kultury, konieczności ponownego odczytania wartości w aspekcie ich świadomego tworzenia. Tarnina – krzew, który ostaje się nawet na pustyni – na orce dziejowych „nieurodzajów” – staje się symbolem trwania i woli przetrwania. Jako znak graficzny Dni Kultury Solidarności, uświadamia poczucie współodpowiedzialności – „rzeczow-nika serca”, który w poczuciu ideowym, jest

Dni Kultury Solidarności

Wsłuchać się w opowieść tarniny – krzewu miłości, bólu i nadziei… Spotkanie z drugim człowiekiem powinno być szczere jak podanie dłoni, której uścisk czuje się w sercu – taka myśl stała się rytmem przeżyć tych, którzy wsłuchali się w słowa wierszy wypowiadanych wyobraźnią i ustami Mai Komorowskiej. Spotkanie z aktorką odbyło się w Sali Renesansowej poznańskiego Ratusza, a zaproszeniem do uczestnictwa w nim były Dni Kultury Solidarności.

Maja Komorowska podarowuje interpretację wiersza „Tarnina” - literackiego motywu Dni Kultury Solidarności

Page 21: Gazeta Uliczna 04/2010

„nutą uczuć i namysłu” etymologii słowa „soli-darność”. Tak oto tarnina rozpoczyna solowy koncert / w zimnej pustej sali / ten przydrożny krzew łamie / zmowę ostrożnych (…) jak ci, co pośród ciemności widzą jasno / jak powstańcy którzy wbrew zegarom historii / wbrew najgor-szym przewidywaniom / mimo wszystko zaczy-nają; słowa autorstwa Zbigniewa Herberta, za-pisane w formie wiersza, nakreśliły kształt prze-żyć – tak prawdziwych, co aktorskich; na tyle godnych talentu do szczerego wyrażania uczuć, na ile pozwalających rzeźbić rysy powo-łania do spotkania, które – poprzez zobowiąza-nie do otwarcia się na drugiego człowieka – w zdawać by się mogło najprostszy lecz wymaga-jący najniższego „pokłonu wyrzeczeń” sposób – pozwala odkryć swoje „powołanie”.

Maja Komorowska nie bała się „wyrzec” aktorskiej dumy i słów, którym daleko do pięk-nych młodych ochotników / którzy giną w pierwszym dniu wojny w nowiutkich mundu-rach. Do swej „opowieści” wybrała wersy tak szczere, co namacalne jak czerwień krwi, któ-rej jedna kropla wystarcza, żeby „wiedzieć”… Nie weszła na scenę jak uznana aktorka – przyszła z nieśmiałością kobiety, której, starszy od wielu zawiedzeń, uśmiech, przekonuje – pogoda serca, wbrew najgorszym przewidy-waniom wróżbitów pogody, jest najcenniej-szym darem, jaki można wykraść życiu. Wiecz-ność z chwili – chwilę z wieczności, „wykrada-li” z Mają Komorowską i Zbigniewiem Herber-tem, „poeci tajemnicy”, tacy jak: Cyprian Ka-mil Norwid, Wisława Szymborska i ks. Janusz Pasierb. Z każdym kolejnym słowem, „tajemni-ca” ta wydawała się coraz piękniejsza, ujaw-niając, nie pozwalający się opisać zmysłami, etos człowieka – przebudzony w sercu subiek-tywnych odczuć moralnych w akcie jednania się społecznej i religijnej myśli, przenikających pełnię kulturowych wartości, bez których nie moglibyśmy mówić o świadomym kształtowa-niu postaw „pro publico bono”. I właśnie „nie-możliwość” opisania „wszystkiego”, co w grun-cie rzeczy jest ważniejsze od wszystkiego, po-zostawiło miejsce na spotkanie – sytuację gra-niczną, między docenianiem własnego „ja”, a pochwałą pokory.

W szaleństwie białych niewinnych kwiatów zakwitło spotkanie z Mają Komorowską; w cie-pło-chłodnych dźwiękach fortepianu, wiolon-czeli i skrzypiec, na których grali stypendyści Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci. Obecne było wyobrażenie o tych, którzy pośród ciem-ności widzą jasno, o gwiazdach poezji przed-wcześnie zagasłych. Były też oklaski, co jak potargane nuty / leżą wśród kałuż i rudych chwastów / by nikt nie wspomniał (…). A jed-

nak to „wszystko” ktoś miał odwagę zacząć / ktoś musiał zacząć (…) – tarnina – krzew miło-ści, bólu i nadziei, bez których nie byłoby tego „wszystkiego”, co boli na tyle, na ile ma odwa-gę być ludzkie. A jednak to „wszystko” – Dni Kultury Solidarności, pokazały potrzebę do-strzeżenia człowieka – tego pojedynczego, aby spróbować przeniknąć istotę życia ludzi tak wielu, co wyjątkowych – tak zagubionych, co nie mogących odkryć siebie w solidarności spotkania z bliźnim. A jednak warto było przyjść na „spotkanie”, aby usłyszeć „solidar-ność” jako konieczną więź i najgłębszy „takt ludzki” – ażeby stać się echem słów – tak tar-nino – tak, człowieku – kilka czystych taktów / to bardzo dużo / to wszystko.

Dominik Górny

Poezja jest spotkaniem z prawdą o człowieku... - wieczór z Mają Komorowską

zacząć / zew miło-łoby tego ma odwa-o” – Dni ebę do-czego, aby dzi tak

nych, co rności

było „solidar-zy „takt – tak tar-taktów /

minik Górny

łowieku...

21

Page 22: Gazeta Uliczna 04/2010

22

10-lat „Verba Sacra”

„Verba Sacra” świętuje 10-lecie, którego ramy wyznacza prezentacja „Księgi Koheleta” i „Pieśni nad pieśniami” w interpretacji Gustawa Holoub-ka oraz „Najstarsze Modlitwy Chrześcijan”. Dla-czego jako „graniczne” wybrał Pan właśnie wspomniane teksty?

Myślę, że ukazują one poszukiwanie drogi do źródła naszej wiary, którym jest Bóg. „Księga Ko-heleta” to rachunek sumienia człowieka wszyst-kich wieków, który przekonał się, iż świat, jest „marnością nad marnościami”. „Najstarsze Mo-dlitwy Chrześcijan”, przeczytane w różnych języ-kach, pozwoliły nam odczuć szczególny rodzaj duchowej więzi z wiarą naszych przodków, po-czuć jej moc i radość.

Co zatem można uznać za najbardziej istotne kryterium wyboru tekstów do „Verba Sacra”?

To, co prowadzi do Boga i przypomina, że czło-wiek staje się na tyle „wielki”, na ile potrafi Jemu się zawierzyć. Najpełniej tę sytuację opisuje Pismo Święte, bo pozwala nam Go poznać jako Stwórcę osobowego, który daje nam siebie w „słowie”. I to jest fundament koncepcji „Verba Sacra”, która skierowana jest w najgłębszy wymiar tajemnicy spotkania Boga i człowieka. Teksty literackie uka-zują jedynie fragmenty tajemnicy, a Biblia daje nam poczucie pełni…

…o której zresztą mówił Andrzej Seweryn, iż „nie zginiemy duchowo w Europie, jeśli będziemy kontynuować cykl Verba Sacra”. A w jakim stop-niu „Verba Sacra” wzmacnia poczucie naszej toż-samości?

W takim, w jakim nie odstępujemy od „pionu wiary”, która jest źródłem tożsamości narodowej. Tak było za naszych przodków, którzy przyjęli chrzest i tak jest dzisiaj.

Nazwę projektu „Verba Sacra”, czyli „Święte słowa”, można postrzegać jako klucz i zarazem wezwanie do świadectwa wiary…

Wzmacnia je artystyczna interpretacja aktorów – mistrzów słowa. Niektóre z nich pamiętam do dzisiaj. Frazę Gustawa Holoubka, z charaktery-stycznym mocnym „r” w wersie „marność nad

marnościami”. Halinę Łabonarską w „Księdze Mądrości” i zaskoczenie zgromadzonych w kate-drze, kiedy nagle zawołała – „Powstanie przeciw nim potężny wicher i zmiecie ich jak huragan…” Niezwykłe wrażenie zrobiła na mnie bardzo oso-bista tonacja przypowieści „O Synu Marnotraw-nym” Wiesława Komasy – szczególnie fragment, kiedy ojciec wita swego syna i tłumaczy młodsze-mu z nich, że ma się weselić z powrotu swojego brata. Poruszył mnie też krzyk Jana Peszka, wcie-lającego się w postać Hioba. A przecież to nie wszystkie przykłady, które mógłbym przywołać…

Niecodzienne emocje, których doświadczamy na „Verba Sacra”, to rzadko spotykany element projektów artystycznych…

„Verba Sacra” to nie tylko aktorskie odczytanie tekstu. Warsztat i kunszt są jedynie środkiem ujawnienia Bożego Ducha przenikającego słowo. Udział aktorów w „Verba Sacra” przekracza for-mułę, jaka jest dostępna w teatrze, czy w kinie. Je-śli więc dany aktor uczestniczy w „Verba Sacra” po raz pierwszy, staram się mu uświadomić nie-zwykłość wydarzenia i miejsca, w którym się zna-lazł. Zazwyczaj przed prezentacją „Verba Sacra” schodzimy z aktorem do podziemi poznańskiej katedry, gdzie znajduje się chrzcielnica, prawdo-podobne miejsce chrztu Polski. Świadomość mó-wienia z tego miejsca, z głębi dziejów, jest dla ak-tora tak wielkim przeżyciem, że jego występ staje się jakby szczególną formą medytacji …

Fenomen Projektu, którego nie spodziewałem się w najśmielszych marzeniach to: 70 aktorów, 103 premiery, w których uczestniczyło blisko 200 tysięcy osób. Nasze prezentacje poza Poznaniem, gościły również w katedrach i kościołach: Bielska-Białej, Częstochowy, Gdańska, Gniezna, Katowic, Krakowa, Legnicy, Lublina, Pelplina, Radomia, Tarnowa, Torunia, Warszawy, Wejherowa, Wrocła-wia. W dorobku „Verba Sacra” mamy już przekład 4 ewangelii na język kaszubski, 3 przekłady Stare-go Testamentu i 2 opracowania tekstów staropol-skich – „Pacierz staropolski” i „Najstarsze kazania polskie”. Rozpoczęliśmy wydawanie „Złotej Kolek-cji Verba Sacra”, która docelowo będzie liczyć 14 części. Ponadto od 2001 roku projekt tworzą trzy

Z Przemysławem Basińskim, inicjatorem, reżyserem i dyrektorem projektu „Verba Sacra”, rozmawia Dominik Górny

Odkryć pełnię Słowa

Page 23: Gazeta Uliczna 04/2010

23

nowe cykle: Wielka Klasyka, Festiwal Sztuki Słowa i Modlitwy Katedr Europejskich. W 2005 roku zor-ganizowaliśmy Pierwszy Polski Maraton Biblijny Biblia Λ i Ω. W tym roku „Verba Sacra” włączono w program duszpasterski Kościoła w Polsce na naj-bliższe lata. Realizujemy też od kilku lat warsztaty kultury i sztuki słowa oraz fonetyki pastoralnej.

Na ile „Święte słowa” pozwoliły Panu odkryć własną duchowość?

Z perspektywy 10 lat widzę, że „Verba Sacra” stały się dla mnie rodzajem życiowych rekolekcji. Moje wewnętrzne życie jest bogatsze niż dziesięć lat temu, a szczególnym przeżyciem było dla mnie wezwanie do posługi nadzwyczajnego szafarza komunii świętej. Potraktowałem to jako rodzaj zo-bowiązania, żeby „być ze słowem” nie tylko w ży-ciu artystycznym, ale i w Kościele.

Zapewne doświadczał Pan zwątpienia w trwałość istnienia „Verba Sacra”…

Na początku martwiłem się, że nie podołam – był pomysł, ale nie bardzo było wiadomo jak go realizować. Modliłem się o najdrobniejsze rzeczy i wtedy krok po kroku udało się załatwić wszystkie sprawy. Śp. biskup Chrapek uświadomił mi, że nie

mam się niczym przejmować, bo jeśli jest to dzieło Boże, to będzie trwać… I rzeczywiście, zacząłem dostrzegać rękę Opatrzności, która czuwała. I czuwa do dzisiaj.

…i pewnie dlatego „Verba Sacra” można przyrównać do biblijnego stołu …

… „z którego Pan teraz na ziemi karmi nas okruszynami swojego, Bożego Słowa, a w niebie każe zasiąść do stołu, a obchodząc będzie nam usługiwał”. I niech to wystarczy…

Przemysław Basiński, dyrektor projektu „Verba Sacra”

„Verba Sacra”Projekt interdyscyplinarny artystyczno-naukowo-religijny, poświęcony tradycji słowa w kulturze duchowej narodu polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem dziedzictwa europejskiego. Realizację rozpoczęto w styczniu 2000 roku w formie cyklu dwunastu prezentacji tekstów biblijnych. Od początku spotkał się z bardzo szerokim oddźwiękiem spo-łecznym i został uznany za jedno z najbardziej spektakularnych wydarzeń Wielkiego Jubileuszu. Na temat „Verba Sacra” napisano około 1,5 tysiąca publikacji: artykułów, recenzji, informacji. Liczbę uczestników oceniono na ponad 180 ty-sięcy osób. (źródło: www.verbasacra.pl)

Page 24: Gazeta Uliczna 04/2010

24

świadectwa z podróży

S pędziłam dwa tygodnie w jednej z naj-biedniejszych części Kenii – w okręgu Bungoma w Zachodniej Prowincji, aby

zobaczyć jak żyjący tu ludzie radzą sobie z trudnym dostępem do czystej wody, urządzeń sanitarnych, jedzenia, schronienia i edukacji.

Wiejskie domy z błota i trawy

Domy, zrobione z błota i pokryte dachami z trawy, są bardzo małe. Nie ma w nich elektrycz-ności, podłogi, sufitu i okien. Są tylko małe otwory w ścianach – dla wentylacji. W Kitabisi i okolicznych wioskach, ponad 80% rodzin rolni-ków żyje w takich domach, a 3% – w szałasach. W niektórych krajach afrykańskich rządy zwra-cają uwagę na potrzebę życia w bardziej odpo-wiednich i godnych warunkach – tam też, błot-no-trawiaste domy są usuwane. Kenijskie Mini-sterstwo Mieszkalnictwa, przy pomocy naukow-ców z Uniwersytetu w Narobi (stolica Kenii), rozwinęło produkcję mocnych bloków z ziemi, z zastosowaniem mikro-betonowych płytek oraz cementu z łusek ryżowych. Domy, budowane

według tej „technologii”, są opłacalne, innowa-cyjne i przyjazne dla środowiska. Ten sposób budowy powinien polepszyć warunki mieszka-niowe przynajmniej części Kenijczyków. Jednak ludzie z okręgu Bungoma, którzy nie posiadają ziemi, są uwięzieni w pułapce biedy. Dla nich ta unowocześniona technologia jest zbyt kosztow-na.

Kenię charakteryzuje szczególny system ro-dzinny, w którym nawet dalecy krewni mieszka-ją ze sobą w tym samym domu. Niekiedy, w jed-nym małym domu, mieszka nawet ponad 10 osób. Dom jest podzielony zasłoną lub ścianką, na dwie części. W takim domu przygotowywane są w ciągu dnia posiłki. W nocy kilkoro dzieci śpi na ziemi. W dzień ich rzeczy są w tobołku, zawieszonym pod dachem.

Złośliwe koło biedy

Większość rodzin to drobni rolnicy, posiada-jący około ¼ akra ziemi najniższej kategorii. Ich dochód nie wystarcza nawet na to, aby utrzy-mać rodzinę. Małe, nieproduktywne działki rol-nicze i wysokie bezrobocie, przyczyniają się do

Patrząc na radosnych ludzi, jakich spotkałam w Kenii, trudno sobie wyobrazić, że żyją w kraju, gdzie odsetek ubóstwa wynosi prawie 80% a średnia długość życia 40 lat. 51% populacji jest poniżej 14 roku życia, 40% dzieci w wieku szkolnym to sieroty, a na 55 uczniów przypada jeden nauczyciel. Niedożywienie, malaria, choroby, przenoszone często niezdatną do spożycia wodą oraz HIV/AIDS są tu powszechne. Takie są fakty dotyczące Kenii.

Moja Kenia

Kenia, Rubber Stamps CenterW takich domach mieszka większość tutejszych rodzin

Page 25: Gazeta Uliczna 04/2010

25

rosnącej tendencji migrowania rolników z wsi do miast. Jako żywiciele rodziny, mężczyźni nie mogą pozostawać na wsi – oczekuje się od nich, że będą się przemieszczać w poszukiwa-niu pracy i środków utrzymania. W miastach, do których przybywają, większość z nich miesz-ka w slumsach. Slumsy w Nairobi są zaliczane do najgęściej zaludnionych, najbardziej niehi-gienicznych i najbardziej niebezpiecznych na świecie. Na wiejskich „farmach” zostają kobie-ty, które je prowadzą i które stawiają czoło ogromnym trudnościom, związanym choćby z zapewnieniem wody pitnej czy drewna na opał.

Woda…

Woda ze studni, źródeł i z rzek, przynoszona jest do domu w plastikowych galonach lub po-jemnikach. Droga do źródła wody jest często bardzo długa. Przynoszeniem wody zajmują się głównie kobiety. Polepszenie zaopatrzenia w wodę to niemal życiowa sprawa – dzieci piją wodę z niezabezpieczonych studni i rzek. Wszelkie interwencje w zakresie poprawy tego stanu rzeczy nie przynoszą efektu. Śmiertel-ność z powodu picia zanieczyszczonej wody, powodującej liczne choroby, jest bardzo wyso-ka. Deficyt wody czy trudna do niej dostępność, uniemożliwia rozwój terenów rolniczych, a tym samym generuje biedę i zmusza rolników do migracji do miast.`

Kuchnia…

Kenijska kuchnia nadal opiera się na trady-cyjnej metodzie gotowania posiłków – na kilku rozżarzonych kamieniach stawia się garnki z pożywieniem. Taki sposób gotowania wymaga dużej ilości drewna opałowego. Przy słonecznej pogodzie gotowanie odbywa się na zewnątrz domu. Gdy pada deszcz, ogień rozpalany jest wewnątrz domu, chociaż nie ma w nim komina – ściany są zazwyczaj ciemne i okopcone. Ugotowanie jednego posiłku zabiera kilka go-dzin dziennie, z których większość to poszuki-wanie drewna zdatnego na opał.

Kenijski problem – osierocone dzieci

HIV/AIDS, malaria oraz choroby przenoszo-ne na skutek picia skażonej wody, przyczyniły się do dramatycznego wzrostu liczby sierot po-śród dzieci. Jednak poczucie wspólnoty w Kenii jest bardzo silne, a wychowanie dziecka jest postrzegane jako obowiązek każdego. Wspól-noty wiejskie wspierają osierocone dzieci i włą-czają je w system rodzinny. Gorsza jest sytuacja dzieci mieszkających w mieście – tutaj „dzieci ulicy” nie są zjawiskiem rzadkim. Zmagają się z wieloma trudnościami i dramatami – ubó-stwem i wynikającym z niego włóczęgostwem, niedożywieniem, brakiem opieki zdrowotnej i możliwości edukacji. W badaniu przeprowa-dzonym w marcu 2010 roku przez organizację pozarządową „KCAVOP” i Organizację Wspól-notową (Community Based Organization) w są-siadujących ze sobą wioskach: Bitobo, Wekele-kha, Musakasa, Kisawayi, Kamurumba i Masie-lo, było 661 sierot. Natomiast w badaniu prze-prowadzonym w kwietniu – we wspólnocie Kita-bisi żyło 173 osieroconych dzieci. W tym samym miesiącu zorganizowano spotkanie sierot. Dla

Taxibikes - jeden z najpopularniejszych środków lokomocji w Kenii

Kwiecień 2010, spotkanie sierot Kenijskie popołudnie

Page 26: Gazeta Uliczna 04/2010

26

wielu przybyłych dzieci wspólnota przygotowa-ła posiłek.

Kenia potrzebuje pomocy

Dla Organizacji Wspólnotowej istnieje szero-kie pole działania, którego celem jest zmniej-szanie problemu ubóstwa w Kenii. Szczególnie cenne są programy pomocowe oparte na tro-sce o wspólnoty, poprawie poziomu życia osób najbiedniejszych, w tym kobiet i dzieci. Koniecz-ne jest polepszenie stanu źródeł wody, urzą-dzeń sanitarnych, warunków mieszkaniowych, podstawowej opieki zdrowotnej. Kenijskie orga-nizacje pozarządowe doprowadziły do powsta-nia różnych instytucji, które na partnerskich za-sadach współpracują z rządem, władzami lo-kalnymi, sektorem prywatnym i placówkami ba-dawczymi. Ta wspólnie podjęta praca ma przy-czynić się do polepszenia jakości życia prze-ciętnego Kenijczyka. Uczestniczenie w działa-

niach Organizacji Wspólnotowej, daje poczucie większej wartości i lepiej rozpoznanej własnej tożsamości, co w konsekwencji przynosi za-uważalny rozwój ekonomiczny osób i wspólnot. Działalność Organizacji Wspólnotowej jednak nie wystarczy – dla ograniczenia biedy koniecz-ne jest wsparcie organizacji pozarządowych z całego świata.

W Kenii, wszyscy napotkani ludzie, także dzieci, okazywali ogromną życzliwość. Które-goś dnia byłam bardzo zmęczona. Pewien nie-znajomy mężczyzna zaproponował, że pomoże nieść mój komputer, inny niósł moją ciężką tor-bę. Mój aparat fotograficzny także trafił do rąk jakiegoś nieznajomego. Po chwili wszyscy znik-nęli w tłumie. Przeżyłam moment lęku… Jednak, gdy potrzebowałam komputera, torby i apara-tu, mój sprzęt znajdował się natychmiast pod ręką. Nie spotkałam się z taką sytuacją w Euro-pie, gdzie w miejscach dużo miej zatłoczonych i pozornie bardziej cywilizowanych, zdarzało się, że aparaty i komputery „znikały”.

Barbara Dudzińska

Wzajemna troska dzieci jest chlebem powszednich dni Kenii...

Kenijska rodzina, podczas wyprawy do źródła wody zdatnej do picia, której w Kenii nieustannie brakuje

Dzieci, od najmłodszych lat, przyzwyczajane są do opieki nad młodszym rodzeństwem

Page 27: Gazeta Uliczna 04/2010

27

współczesne problemy świata

N a mocy artykułu 149 – Kodeksu Karnego obowiązującego w Sudanie od 1991 roku – przestępstwo polegające na

gwałcie definiowane jest jako „zina”, czyli sto-sunek płciowy, który odbył się bez przyzwolenia którejś ze stron pomiędzy mężczyzną a kobietą, którzy nie są w związku z małżeńskim. Przepisy stanowią, że kobieta musi powołać na świad-ków czterech mężczyzn, którzy potwierdzą jej zeznania, że stosunek odbył się „bez jej przy-zwolenia”. Jeśli kobieta oskarży mężczyznę o gwałt i nie zgromadzi wymaganej liczby świad-ków, zostanie oskarżona o cudzołóstwo i jeśli jest panną, zostanie jej wymierzona kara 100 batów. Jeśli kobieta jest zamężna czeka ją kara śmierci przez ukamienowanie.

Zreformowane przepisy prawa będą zwycię-stwem Sudanek, gdyż cudzołóstwo nie będzie definiowane tożsamo z gwałtem, a osoba do-puszczająca się tego czynu zostanie skazana na wieloletni wyrok – powiedział Amro Kamal, prawnik Pro Publico Bono Sudańskiej Organiza-cji Monitorującej Przestrzegania Praw Człowieka i członek rady Przymierza 149. Sudański Kodeks Karny przypuszczalnie opiera się na prawie Szariat, jednakże fakt, że artykuł 149 nie rozróż-nia „ziny” od gwałtu, jest problematyczny i nie wywodzi się z Islamu – dodał.

Zachodnia część Darfuru zasługuje na inne podejście. Konflikt pomiędzy niearabskimi rebe-liantami, armią sudańska, a zbrojnymi milicjami muzułmańskimi Dżandżawidzi, pochłonął 300 ty-sięcy istnień ludzkich wśród ludności cywilnej i spowodował przesiedlenie ponad 2 milionów osób. Przymierze sugeruje przyjęcie międzyna-rodowych przepisów humanitarnych tak, aby pełniej zaspokajać potrzeby ofiar przemocy sek-

sualnej w Darfurze. Mieszkanki Darfuru codzien-nie muszą żyć zagrożone gwałtem i przesiedle-niem. Wiele spośród nich porzuciło swoje domy i mieszka w rządowych obozach – niektóre z nich mieszkają tam od lat. Życie zgwałconej kobiety w naszym społeczeństwie nie jest łatwe, zwłasz-cza wtedy, gdy w wyniku gwałtu na świat przy-chodzi dziecko. Społeczność nie zaakceptuje ta-kiego dziecka – mówi Mahbouba Abdur Rah-man Ali, z organizacji walczącej o prawa kobiet.

Według Przymierza, wielostronny układ poko-jowy podpisany w 2005 roku, który zakończył trwający 21 lat konflikt pomiędzy muzułmanami pochodzenia arabskiego z północy, a chrześcija-nami z czarnego południa, wymaga reformy prawnej tak, żeby zgodny był z międzynarodową konwencją o prawach człowieka. Sudan nie pod-pisał Konwencji o Zwalczaniu Wszelkich Form Dyskryminacji Kobiet (CEDAW) – jak dowiedziała się TerraViva ze źródła w Departamencie ds. Ro-dziny i Dzieci (Family and Child Unit). To utrudnia reformę istniejących przepisów w odniesieniu do kobiet, bo nie ma żadnego podmiotu odpowie-dzialnego za sprawy kobiet. Przymierze 149 po-woli jednak zdobywa posłuch wśród coraz więk-szej liczby ustawodawców. Kampanią zainicjo-waną w styczniu jak dotąd zainteresowali się urzędnicy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, policja, parlamentarzyści i politycy. To wspaniałe uczucie obserwować grupy kobiet, przedstawi-cieli rządu i ustawodawców współpracujących w tak szczytnym celu – powiedziała Fahima Ha-shim, członek rady Przymierza i dyrektorka Cen-trum Wspierania Kobiet Salmmah.

Reem Abbastłum. Arkadiusz Kaczorowski

(Lingua Franca)

Gwałt nie jest cudzołóstwemChartum, 26 października 2010 roku (IPS/TerraViva) – kobiety w sudańskiej prowincji Darfur są bezkarnie gwałcone od wybuchu konfliktu w roku 2003. W drugiej połowie 2009 roku powołano krajową organizację Przymierze 149 (Alliance 149), która rozpoczęła kampanię na rzecz reformy przepisów prawa związanych z gwałtem. Kampania na rzecz reformy nabiera impetu.

Page 28: Gazeta Uliczna 04/2010

28

miejsca warte odwiedzenia

L argo di Torre Argentina – to plac, na którym mieszczą się ruiny 4 rzymskich świątyń i Te-atru Pompejusza. To tutaj podczas marco-

wych id w 44 roku p.n.e. Juliusz Cezar zginął z rąk Brutusa. To także miejsce, w którym od 1929 roku, czyli od momentu, w którym ruiny zostały odkopane przez archeologów, mieści się jedna z obecnie największych kocich kolonii w Rzymie. Teren Largo di Torre Argentina znajduje się w dole, poniżej poziomu dzisiejszego miasta. Od 1929 roku bezpańskie koty znajdowały tu schro-nienie, dokarmiane przez tak zwane „kociary” (po włosku: gattara). To właśnie one – Silvia Vi-viani i Lia Dequel, w 1994 roku postanowiły za-opiekować się kocią kolonią (liczącą w tym cza-sie już 90 kotów i zwiększającą się stale z uwagi

na koty i kocięta podrzucane przez ludzi, którzy chcieli się ich pozbyć). Dzięki staraniom wspo-mnianych kobiet oraz wolontariuszy, pieniądzom ofiarowanym głównie przez odwiedzających miejsce turystów, jak również wsparciu angiel-skiej fundacji ochrony zwierząt – A.I.S.P.A. (An-glo-Italian Society for the Protection of Animals), w obrębie ruin Largo di Torre Argentina powstało Kocie Sanktuarium. Zorganizowane w nim zaple-cze weterynaryjne, pozwoliło na przeprowadza-nie sterylizacji i kastracji, a także na profesjonal-ną opiekę zdrowotną nad zwierzętami.

Podczas wizyty w Rzymie warto odwiedzić Largo di Torre Argentina i poznać jego rozkosz-nych mieszkańców. Większość z nich jest bar-dzo towarzyska i pozwala się pogłaskać. Moż-

Rzym – miasto

Jak wiele w kocim spojrzeniu kryje się lęku przed bezdomnością uczuć, która mieszka przecież w każdym z nas

Kto choć raz był w „wiecznym mieście”, ten z pewnością widział niejednego kota przemierzającego plac Campo de’ Fiori lub wylegującego się niczym arystokrata na rozgrzanych kamieniach dawnych rzymskich forów, w miejscach z reguły dostępnych tylko kotom. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie one rządzą dziś tam, gdzie niegdyś panowali cezarowie.

Page 29: Gazeta Uliczna 04/2010

na też spróbować zabawić się w liczenie kotów, choć może okazać się to trudnym zadaniem, gdyż jest ich tam obecnie około 250. Codzien-nie od godziny 12 do 18 można też odwiedzić tamtejszy sklepik i wspomóc Kocie Sanktu-arium, kupując kalendarz, kubek, torbę, koszul-kę lub inną pamiątkę – każdą opatrzoną kocim logiem. Kocie Sanktuarium żyje dzięki darowi-znom oraz prowadzonym „adopcjom na odle-głość”. Można też dokonać prawdziwej adopcji (więcej informacji można znaleźć na stronie in-ternetowej: www.romancats.com)

Jak to się stało, że w Rzymie jest tyle kotów? Otóż, zaczęły one towarzyszyć człowiekowi już około 3500 roku p.n.e., kiedy to zostały udomo-wione przez Egipcjan. Od tego momentu były bardzo szanowane, ponieważ polowały na szkodniki, takie jak myszy, szczury i węże. Oko-ło 1500 roku p.n.e. były uważane przez Egipcjan za święte, a zabicie kota kończyło się dla jego oprawcy wyrokiem śmierci. Gdy umierał kot, Egipcjanie golili sobie brwi na znak żałoby, a ciało zmarłego zwierzęcia często mumifikowa-no. Dodajmy też, że w mitologii egipskiej bogini miłości i płodności – Bastet przedstawiana była jako kobieta z głową kota.

Około 1000 roku p.n.e. koty przybyły do Eu-ropy, prawdopodobnie za sprawą greckich i fe-nickich handlarzy. W starożytnym Rzymie, po-dobnie jak w Egipcie, szybko zyskały duży sza-cunek, ponieważ zabijały szkodniki. Jednak w przypadku wiecznego miasta, nie otaczano ich szczególną czcią, co udowadnia większość sta-rorzymskich wizerunków kotów, które są przed-stawione jako zwierzęta pracujące. Stały się tam jednak symbolem wolności. Seneka i Pli-niusz pisali o kociej dumie i niezależności, a rzymskiej bogini wolności Libertas towarzyszył przycupnięty u jej stóp kot, bo właśnie tak jest przedstawiana jej rzeźba. Koty pracowały rów-nież w armii starożytnego Rzymu, gdzie strzegły zapasów jedzenia przed gryzoniami w czasie wypraw wojennych. Prawdopodobnie w ten sposób egipski kot przywędrował do puszcz słowiańskich, gdzie „skrzyżował się” z dzikim kotem leśnym, dając początek naszym domo-wym kotom. W średniowieczu koty zaczęły pło-nąć na stosach razem z czarownicami, aż do czasu, gdy w Europie pojawiła się dżuma. We-dług historycznych źródeł to właśnie koty uchroniły Rzym od rozprzestrzeniania się epi-demii roznoszonej przez szczury. Nie ma już chyba wątpliwości dlaczego Rzymianie tak bar-dzo kochają koty, które tak dobrze czują się w Rzymie. Kto wie, może to miasto nie byłoby „wieczne”, gdyby nie koty?

Dagna Chwarścianek

kotów

Kot, którego postura przypomina zabytkową rzeźbę, to nieodzowny element krajobrazu placu Campo de’ Fiori

Koty z Largo di Torre Argentina z autorką artykułu

ły do Eu-ckich i fe-mie, po-duży sza-ednak w czano ichszość sta-są przed-

tały sięeka i Pli-ości, a

warzyszył e tak jestwały rów-ie strzegły

w czasiew ten

puszcz z dzikim m domo-częły pło-

mi, aż douma. We-koty się epi-ma jużie tak bar-ują się w yłoby

warścianek

ytkową brazu

29

Page 30: Gazeta Uliczna 04/2010

30

wspomnienia naszych przodków

Ostatnia wigilia

Wspólnie z rodzicami obchodziliśmy wigilię Bożego Narodzenia i święta przy prawdziwej choince. Oprócz mojej rodziny – żony i trojga dzieci – była mama, ojczym, siostra Wanda i brat Zygmunt. To właśnie jemu, tak jak i mnie, przy palącej sie choince, łzy zalały oczy. Mama też płakała. Czuliśmy, że jest to nasza ostatnia wigilia w ojczyźnie. Później „pójdziemy” w nie-znane. Spodziewaliśmy się wszystkiego, co naj-gorsze. Musieliśmy zabrać ze sobą na urlop „taste” (klawisz), aby ćwiczyć w nadawaniu „morsem”. Ćwiczyłem, ale bardzo mało. Od-wiedziłem teściów w Miechucinie, a oni w świę-ta – nas. Zygmunt już odjechał, chyba 28 grud-nia 1944 roku, zaś ja – 3 stycznia 1945 roku, z Garcza, rano o godzinie 4 z minutami. Na dwo-rzec zawiózł mnie ojczym. Czekaliśmy na po-ciąg pospieszny do Szczecina, który miał je-chać przez Berlin i Lipsk. W poczekalni siedzia-ła Zofia Zapłata z Załamkowa. Rozpoznała we mnie znajomego z dawnych lat i „roztrąbiła tą” wiadomość po całym Załakowie. A dla mnie nie było to wcale tak ważne, bo najbardziej przej-mowałem się podróżą do Szczecina, który – jak się miało później okazać, zaraz za dworcem był strasznie zniszczony ostatnimi nalotami – zabyt-kowy kościół i zamek były w gruzach.

Szczecin – święta, koszary i kino

Dojechaliśmy około godziny 14. Część „wia-ry” już czekała. Do godziny 21 przyjechała resz-ta moich kompanów. Poszliśmy z jednym z na-szych podoficerów do kawiarni. Serwowali tam piwo. Herbata i kawa pozostały marzeniem nie-spełnionym już od kilku lat. Była też choinka. Podoficer zaintonował kolędy i znane wojskowe piosenki. Śpiewaliśmy, choć nie do końca nam to wychodziło. Stał się więc dla nas opryskliwy i wyzywał nas. Ale jego humory właściwie nas nie interesowały. Byliśmy jeszcze myślami w domu, na urlopie i w niepewnej przyszłości.

Następnego dnia udaliśmy się po dwóch, czasem po trzech, do innej restauracji i ,,chlali-śmy” to wstrętne piwsko. Później poszliśmy na film. W połowie projekcji zapalili światła, i ktoś przez mikrofon odczytał „litanię nazwisk” żoł-

nierzy, którzy natychmiast mają wracać do ko-szar. Tym razem mnie i moich najbliższych kole-gów ominęła ta „przyjemność”. Z naszej kom-panii, na cały batalion, zabrano 21 osób, bo właśnie tyle liczy Schtaffel (jeden oddział łącz-ności). Co się działo z wyczytanymi żołnierza-mi? Widzieliśmy jak z opuszczonymi głowami, w dwójkach, odbierali bieliznę, skarpetki itd. I tak chodzili od magazynu do magazynu. Potem przechodzili badania lekarskie. W następnym dniu, odjeżdżali na punkt zbrojny.

Mimo wspomnianego zdarzenia, postanowi-liśmy znów iść do kina, ale innego. I tak przez kilka dni, historia się powtarzała. Dopiero trze-ciego dnia, podczas projekcji filmowej, wywoła-no nazwisko moje i moich najbliższych kolegów. A więc – stało się. Opuściliśmy kinową salę i poszliśmy w kierunku koszar. Na chodnikach spotkaliśmy innych żołnierzy – wszyscy dzielili nasz los. Zwoływali nas w dwuszeregu. Lekarz dawał zastrzyki. Szliśmy do poszczególnych magazynów; zdawaliśmy w nich robocze mun-dury oraz bieliznę osobistą i pościelową, a tak-że karabiny, służące do ćwiczeń. Mogliśmy za-trzymać sobie jedynie pasy, ładownice, bagne-ty, łopatki, manierki i chlebaki. Dostaliśmy nowe płaszcze, mundury i trzewiki. Później również: plecaki, hełm, naczynie do tłuszczu, zehlt – bahn (namiot-płaszcz nieprzemakalny), pasy barkowe do podtrzymywania pasa biodrowego, menażkę, ręcznik, przybory do jedzenia, 2 chu-steczki do nosa, szelki, tabliczkę rozpoznawczą z numerem na szyję, woreczek plastykowy do ciastek, 2 koce, czapkę, 2 pary kalesonów dłu-gich-trykotowych, 2 koszule, trykotowe spodnie, sweter z długimi rękawami, 2 wełniane ochra-niacze na głowę, twarz i uszy, ciepłe rękawice, leibbinde (podwójnie złożony, szeroki pas z bar-chanu na broń), 2 pary skarpet, 2 pary onucy, woreczek na piersi z bandażami i lekarstwami, mydło i hoffgamaschen (getry). Pod koniec otrzymaliśmy prowiant. W sklepie dokupiłem sobie trochę suchej kiełbasy za „Reisenmar-ken”, czyli karty podróżne, które miałem jesz-cze z cywila. Objuczony jak wielbłąd, udałem się na stację kolejową. Było nas 17 żołnierzy z mojego plutonu, dokooptowano do nas 4 pod-

Fragmenty pamiętnika Ewarysta Skowrońskiego(zapiski prowadzone od sierpnia 1944 r. do marca 1945 r.)

Korzenie pamięci

Page 31: Gazeta Uliczna 04/2010

31

oficerów, w tym 3 kaprali i jednego sierżanta, jako naszego dowódcę. Cała czwórka była nam obca. „Nasi” otrzymali przydział do innych batalionów tego samego pułku. Chodziło o to, aby na froncie, któryś z żołnierzy nie zemścił się na swoim przełożonym – prześladowcy. Podob-nie czyniono z dowódcami kompanii.

Na celowniku odwagi

Rosjanie ukrywali się za nasypem toru kole-jowego w odległości około 200 metrów za osie-dlem, na odcinku toru o długości około 400 me-trów. Na całej długości toru widzieliśmy głowę przy głowie – widok ten przypominał jaskółki, które przed odlotem siadają i odpoczywają na drutach telefonicznych. Każdy opierał karabin

lub pepeszę na szynie i ciągłym ogniem do nas „pruł”. Broń naszej piechoty też nie milczała. Swoją drogą, zawsze zastanawiało mnie, dla-czego każdy z tych Rusków, będąc tak ukryty, pokazywał po prostu, że jest tchórzem. Przecież ich była taka masa, że „gołymi rękoma”, mogli-by nas udusić. My górowaliśmy nad nimi jedy-nie zdecydowaniem ataku, bo odwagą i uzbro-jeniem już nie; no, może jeszcze determinacją i przede wszystkim wysokim poziomem wyszko-lenia oficerów. Dużo z naszej strony było używa-nego podstępu, forteli. A mogliśmy sobie na to pozwolić, bo przecież działaliśmy wtedy „na własnym podwórku”. Byliśmy ciepło ubrani, oni – półnadzy, prawie bez obuwia.

Nagle jeden z Rusków skierował w nas gęsty ogień moździerzowy – salwa po salwie. Dobrze się orientował; wiedział, że „swoich” ogień ten nie dotknie. Dachówki sypały się na uliczki. Do-wódca dał nam rozkaz zejścia do piwnicy, po-nieważ łączność musiała być chroniona, bo przecież, co bez niej warta jest kompania czy batalion? Porucznik oddalił się w kierunku ka-rabinu maszynowego. Keslinka nie chciała ze mną pójść do piwnicy. Bała się, że mogą tam być Ruscy. Wziąłem granat z kieszeni i otwar-łem piwnicę. Było w niej dość jasno. Miałem własny plan, którego nawet w tym pamiętniku nie zdradzę. Anton „ryknął” na mnie, odwrócił

się do tyłu, zamknął piwnicę i swoim przeszło 100 kilogramowym korpusem, oparł się o drzwi. Może i tam jacyś Ruscy siedzieli, bo wszyscy ni-gdy nie zdążyliby uciec. Byłem całkowicie pew-ny, że zmuszą nas do opuszczenia osiedla. Ru-szyli do kontrnatarcia. Dziwiło mnie, że nie otrzymujemy nowych rozkazów od porucznika. Batalion nie mógł się „odzywać” pierwszy. Pa-trzałem przez wybite okno i widziałem wycofu-jącą się z osiedla naszą piechotę. Czekałem na rozkaz odwrotu. Nie mogłem opanować w so-bie pragnienia realizacji myśli, że jeśli takiego rozkazu nie dostanę, to na własną ,,kapę” pój-dę za nimi. W końcu wyskoczyliśmy z piwnicy. Jakiś oficer, wycofujący się jako ostatni, obejrzał się i kiwnął na nas. Chcieliśmy przedostać się

do sadu, ale pomiędzy nim a domem był wysoki płot. Całym ciężarem ciała położyliśmy się więc na płot. Gdy już dzięki temu pękła jego kon-strukcja, gramoliliśmy się, zahaczając o zadzio-ry siatki. W końcu się uwolniliśmy.

Trudno odgadnąć lepsze jutro…

Po naszym wozie z plecakami ślad zaginął, a tam była cała zmiana bielizny osobistej. Umy-liśmy się w kuchni. Wrócili czterej koledzy z bocznych kompanii naszego batalionu. Oni w ogóle nie atakowali. Dlaczego? Nie wiedzieli. Dlatego myśmy stali się ofiarą, bo mieliśmy Ru-sków na flankach. Wróciliśmy do salonów z grubymi dywanami, nalaliśmy sobie zimnej kawy i zjedliśmy kwaśny chlebek z masłem i wędzonym boczkiem. Dowiedzieliśmy się jaki popłoch w batalionie, wywołało nasze wycofa-nie się. Wyciągnięty na kobiercu, z rozpaczą rozważałem przyszłość, następne dni… Położy-łem się spać. Wstałem po trzech godzinach. Po-szedłem wydoić krowę, przyniosłem mleka. Ar-tyleria dość silnym ogniem ostrzeliwała wieś. Moje „ciuchy” w kuchni były już suche. Ktoś zwędził mi moje suche onuce, a powiesił swoje – wyprane, ale jeszcze mokre. Jeszcze przed nastaniem północy, dowódca wyznaczył mnie i jeszcze jednego z moich kolegów z Zwickau, do szturmu, który miał nadejść nazajutrz.

To nie były łatwe czasy, ale trzeba było znieść ich ciężar. Nie było zresztą innego wyjścia, bo co można było zrobić, jeśli nie bratać się z kompanami niedoli, czy innymi żołnierzami, z których niektórzy stawali się nawet przyjaciółmi. Jednak takim przyjaźniom nie można było przecież do końca ufać, bo toczyła się wojna i każdy walczył o to, żeby przetrwać.

Page 32: Gazeta Uliczna 04/2010

32

rocznicowe inicjatywy

P od kierownictwem Antoniego Terchy z „Barki” ze Strzelec Opolskich, bezdomni i młodzież uczestnicząca w programie „Po-

kolenie 2010”, pokonali na rowerach trasę Po-znań-Bruksela, aby w dniu 17 października br., w trakcie obchodów Dnia Walki z Ubóstwem, prze-kazać kierownictwu Unii Europejskiej, przesłanie ludzi bezdomnych i wykluczonych społecznie. W czasie przejazdu przez europejskie miejscowo-ści, podczas spotkań z ludźmi, rowerzyści starali się zwrócić uwagę na problemy osób ubogich i wykluczonych społecznie.

Fragmenty raportu z wyjazdu, autorstwa Antoniego Terchy

Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem to święto ludzi bezdomnych i wykluczonych (…).

Od kilku lat marzyłem o uczczeniu go inaczej niż zwykle, o zwróceniu uwagi społeczeństwu, że lu-dzie wykluczeni nie są marginesem, ale częścią społeczeństwa, normalnymi ludźmi zdolnymi do wielkich dokonań. Taka okazja nadarzyła się w 2010 roku, ogłoszonym Europejskim Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Dodatkowym bodźcem było święto młodych z ATD, młodzieży z „Pokolenia 2010”. Wiedziałem, że taka okazja drugi raz się nie zdarzy – podją-łem ryzyko. Początkowo ekipa miała liczyć dzie-więć osób, w ostateczności było nas siedmioro: dwaj przedstawiciele „Monaru” – Kamil z Wy-szkowa i Krzysiu ze Zbicka koło Opola; Andrzej, Łukasz, Jacek i Antoni – reprezentanci Stowarzy-szenia Pomocy Wzajemnej „Barka” w Strzelcach Opolskich, a także jedyna kobieta w tym towa-rzystwie – Magda, studentka z Warszawy, repre-zentantka „Pokolenia 2010”.

Z „Barki” w Strzelcach wyruszyliśmy w nie-dzielę 3 października. Dojechaliśmy do Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” w Poznaniu, gdzie w poniedziałek 4 października, spotkaliśmy się z uczestnikami Centrum Integracji Społecznej. Nastąpiło oficjalne pożegnanie naszej ekipy.

Na granicy przekraczania obszarów kolej-nych województw, spotkała nas niespodzianka. Droga zrobiła się wąska, bez pasów, nie zabra-kło pędzących TIRów. Odczuł to szczególnie Kamil, który pod wpływem silnego podmuchu wiatru ze strony rozpędzonego TIRa, wylądował w rowie. 6 października opuściliśmy Polskę. Pierwszą noc spędziliśmy w ośrodku ATD. Zwiedziliśmy Berlin, po czym zaczęliśmy „jaz-dę” ze spędzaniem kolejnych nocy w busie i w namiocie. Dobrze, że dopisała pogoda, chociaż noce były bardzo zimne (…).

Po tygodniu jazdy dojechaliśmy do granicy Luksemburgu. Zaskakujący krajobraz: górzy-Ostatnia analiza planowanej trasy przejazdu

W poniedziałek 4 października br., pożegnaliśmy w siedzibie Fundacji „Barka” na Zawadach w Poznaniu, siedmiu uczestników rajdu rowerowego „Karawana Bruksela 17.10”. Rajd zorganizowało Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej „Barka” w Strzelcach Opolskich oraz Międzynarodowy Ruch ATD Czwarty Świat-Polska, dla uczczenia obchodów Europejskiego Roku Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym.

Karawana

Page 33: Gazeta Uliczna 04/2010

33

sty, pagórkowaty z mnóstwem bydła na trawia-stych stokach. Udaliśmy się do Centrum ATD w Luksemburgu, w którym spędziliśmy dwa dni. Był z nami Jerom, filmowiec z Francji. Na-zajutrz wyruszyliśmy rowerami na objazd Luk-semburga. Wybrałem złą trasę. Ciekawostką okazały się napotkane znaki drogowe, zakazu-jące wjazdu rowerem, na których widniał dopi-sek: „Jeśli się decydujesz, wjeżdżasz na wła-sne ryzyko” (…).

Rano pożegnaliśmy Luksemburg i udaliśmy się do Belgii (…). Spotkała nas potworna mgła, która opóźniła nasz wyjazd na trasę. Jechaliśmy do Bostogne, a stamtąd trasą słynnego klasyka: Legie – Bostone – Legie. Jednak nie pokonali-śmy jej całej.

15 października zakończyliśmy naszą eska-padę (…). Wzajemne gratulacje, uściski. Udało się! Pokonaliśmy 2150 km, z czego 1200 km na rowerze. Dwa tygodnie byliśmy razem w dzień i w nocy, jedliśmy dziesiątki kilogramów makaro-

nu i kaszy (…). Dziękuję wam: Magdo, Jacku. Krzysiu, Andrzeju, Łukaszu i Kamilu! Dokonali-śmy rzeczy wielkiej, udowadniając, że nie ma problemu w pokonywaniu trudności, jeśli chcą tego wszyscy! (…).

Pod Parlamentem Europejskim zebrał się różnojęzyczny tłum, scena była pełna zespo-łów, orkiestr i muzyki! Podszedł do mnie kie-rownik polskiej ekipy ATD z informacją, że do-staliśmy zgodę na wystąpienie. Uzgodniłem z tłumaczką jego tekst, a następnie udaliśmy się pod trybunę. Byli ze mną pozostali członkowie ekipy, za wyjątkiem Łukasza i Krzysia. Spełni-łem swoje marzenia, aby w stolicy Europy, w obecności przedstawicieli Parlamentu Euro-pejskiego i młodzieży z całej Europy, przeka-zać przesłanie dotyczące szacunku do ludzi wykluczonych, bezdomnych i uzależnionych – szacunku do społecznej nauki kościoła i go-spodarki solidarnej.

oprac. Magdalena Chwarścianek

Uczestnicy rajdu w siedzibie „Barki” na poznańskich Zawadach

do Brukseli

Page 34: Gazeta Uliczna 04/2010

34

ekonomia społeczna

R omowie stworzyli małe miasteczko pod mostem „Gazela”, który jest jednym z najbardziej ruchliwych w mieście – co-

dziennie przejeżdża przez niego około 165 ty-sięcy samochodów. Rozciąga się nad rzeką Sawą, był zbudowany w roku 1970 jako część drogi „bractwa i jedności”, która miała być trasą łączącą byłe republiki jugosłowiańskie: Macedonię, Serbię, Chorwację i Słowenię.

W ciągu kilku godzin zostały zniszczone wszystkie kartonowe „domy” wybudowane przez Romów. Interwencję tę poprzedziła dłu-ga obserwacja dzikiego osiedla. Władze mia-sta podpierają się prawem, które mówi, że nie-zarejestrowani mieszkańcy nie mają prawa przebywać na terenie miasta. Burmistrz mia-sta Dragan Dilas (Dragan Dźilas), na konfe-rencji prasowej wyraził wielkie zdumienie z po-wodu faktu, że przesiedlenia Romów wywołują burzliwe dyskusje i interwencje międzynarodo-wych organizacji pozarządowych. Jego zda-niem, we wszystkich miastach istnieje problem z nielegalnymi mieszkańcami i jedynym roz-wiązaniem jest przesiedlenie ich na peryferia. Zaznaczył, że żadne rozwijające się miasto w Europie nie może sobie pozwolić na istnienie w centrum miasta tego typu osad.

Romowie, zarejestrowani jako mieszkańcy Belgradu (116 rodzin), dostaną w zamian kon-tenery socjalne, które zastały umieszczone na głębokich peryferiach miasta. Pozostałe rodzi-ny, których jest około 70-ciu, zostały zmuszone do tego, aby wrócić skąd przybyły (większość z wiosek na południu Serbii). Na terenie dzi-kiego osiedla, jedynie 11-tu z zamieszkałych tam mężczyzn, posiada stałe zatrudnienie jako sprzątacze. Około 200 mieszkańców handluje warzywami i owocami na pobliskich targach. Pod „Gazelą” znajdowały się 294 obiekty mieszkalne; 198 z nich miało podłączony prąd, a 104 stały dostęp do wody. Na osiedlu funk-cjonowała jedna kawiarnia, cztery sklepy, za-

kład fryzjerski i krawiecki oraz warsztat samo-chodowy. Część mieszkańców z zadowole-niem opuszczała dotychczasowe miejsce po-bytu; druga część czyniła to niechętnie ze względu na to, że nie wiedzieli, co ich czeka, a miasto nie proponuje im do dziś żadnej kon-kretnej pomocy. Z kartonowych baraków prze-siedlono około 900 osób.

Pomimo tego, że mieszkali w trudnych wa-runkach – część bez dostępu do wody, prądu i kanalizacji, w większości nie są zadowoleni, że przymuszono ich do opuszczenia centrum miasta. Pieniądze na przeżycie zapewniało im zbieranie makulatury oraz złomu, za które otrzymywali nie więcej niż pięć dinarów za ki-logram (około 20 groszy). Jedynie w centrum miasta mogli zarabiać na chleb. Tam, gdzie będą mieszkać teraz, nie mają żadnej możli-wości znalezienia pracy, na zarobek ze sprze-daży złomu także nie mogą liczyć.

Safet Gaši (20 lat) zdołał pomieścić cały swój dobytek (stół, krzesła, ubrania) w samo-chodzie dostawczym. Cieszy się z przepro-wadzki i mówi, że dla niego i jego rodziny wszędzie będzie lepiej niż tu – w „kartonowym miasteczku”. Do niedawna pracował jako stróż na parkingu i z dramatycznie niskiej wy-płaty musiał utrzymywać rodzinę, która liczy 12 osób. Teraz jest bezrobotny i martwi się, jak zapewnić jej dalszy, choćby zaspokajający podstawowe potrzeby, byt.

Kadrija Kašun (31 lat) wygląda na bardzo niezadowolonego – mówi, że teraz będzie mu-siał przeprowadzić się wraz ze swoją 6-cio osobową rodziną do Rakowic. Obiecano mu dwa kontenery, tymczasem okazało się, że otrzymają jeden i to bardzo mały. Tam nie bę-dziemy mieli z czego żyć, tu zbieraliśmy karto-ny, makulaturę i złom... Po prostu nas wyrzu-cają i nie zamierzają dać nam pracy.

Do przeprowadzki mieszkańców i ich do-bytku, z „niehigienicznego miasteczka” wyna-

Belgrad – za Władze miasta Belgrad podejmują coraz bardziej radykalne kroki, które mają pomóc w procesie „czyszczenia miasta”. We wtorek, 19 października, wczesnym rankiem została przeprowadzona likwidacja największej romskiej osady w Belgradzie.

Page 35: Gazeta Uliczna 04/2010

jęte zostały autobusy komunikacji miejskiej oraz jeden dźwig. Rodziny zostaną zakwatero-wane w 13 lokalizacjach, w różnych dzielni-cach Belgradu, oddalonych od centrum mia-sta i jego nowej części (Novi Beograd).

Kontenery przeznaczone dla 5-cio osobo-wych rodzin mają powierzchnię 16 metrów kwadratowych, dla większych rodzin przewi-dziane są podwójne kontenery (już dziś wiado-mo jednak, że żadna z rodzin nie otrzymała podwójnego lokalu). Wszystkie kontenery mają kanalizację, podłączoną wodę i prąd. Miesz-kańcy nowych osiedli kontenerowych narzeka-ją na ciasnotę, dającą się we znaki ogromną wilgoć wewnątrz kontenerów, a przede wszystkim na brak perspektyw na przyszłość.

Koszt jednego, mobilnego, umeblowanego kontenera wynosi około 6 tysięcy euro.

Jak donosi serbska prasa – przesiedlenie Romów spod „Gazeli”, umożliwi rozpoczęcie prac renowacyjnych najbardziej ruchliwego belgradzkiego mostu, z czego cieszą się mieszkańcy stolicy Serbii. Dzieci, które do tej pory nie miały szansy na jakąkolwiek eduka-cję, zaczną chodzić do szkoły. Władze miasta obiecują im darmowe podręczniki i transport do placówek edukacyjnych. Na dniach ma też rozpocząć się akcja zapobiegania wybuchu epidemii na terenie osiedli kontenerowych. Wszyscy mieszkańcy zostaną zaszczepieni przeciwko grypie.

Maria Łankiewicz

mień karton na kontener

anegoo.edlenieoczęcie

hliwegosię

re do tej k eduka-e miasta ransportch ma też ybuchu

owych. epieni

Łankiewicz

35

Page 36: Gazeta Uliczna 04/2010

36

ekonomia społeczna

D ziałania interwencyjne państwa, miały się ograniczyć do wspierania przedsię-biorczości poprzez uruchamianie sku-

tecznych instrumentów mających zdolność wpły-wania na rozwój rynku. Wśród kilku narzędzi, które zastosowano w latach 90-tych, były fundu-sze pożyczkowe i poręczeniowe. Pierwsze z nich oferowały kapitał zwrotny, a drugie – zabezpie-czenia (poręczenia) pożyczek w funduszach po-życzkowych lub kredyty w bankach.

Fundusze pożyczkowe

Fundusz pożyczkowy – alternatywa wobec tradycyjnych źródeł finansowania sektora ma-łych i średnich przedsiębiorstw (MSP) i jeden z ważniejszych elementów systemu wsparcia fi-nansowego firm w Polsce. Wspomniani przed-siębiorcy potrzebują kapitału w postaci pożyczki czy kredytu dla rozpoczęcia, prowadzenia i roz-woju swojej działalności. Tego wsparcia, często nie mogą uzyskać w systemie bankowym. Fun-dusze pożyczkowe, prowadzone są przez insty-tucje pozarządowe o charakterze non-profit, dla wielu przedsiębiorców rozpoczynających dzia-łalność, są jedynym na rynku finansowym part-nerem umożliwiającym zdobycie kapitału. Sto-sując indywidualne podejście do klienta, oferują pomoc w dopracowaniu pomysłu, wypełnieniu wniosku oraz wsparcie merytoryczne.

Fundusze pożyczkowe, udzielając wsparcia finansowego w postaci pożyczek, przygotowują mikro i małych przedsiębiorców do efektywnego finansowania w przyszłości ze strony systemu bankowego. Są nazywane „przedszkolem finan-sowym” – uczą bowiem zarządzania firmą i fi-nansując początkową fazę tworzenia firmy, „wy-chowują” przyszłego klienta bankowego.

Budowa systemu pożyczkowego w Polsce

rozpoczęła się w 1992 roku, chociaż jeden z fun-duszy pożyczkowych deklaruje swoje początki już na 1979 rok. Na koniec grudnia 2008 roku, w Polsce funkcjonowało 64 instytucji prowadzą-cych 70 funduszy pożyczkowych. Szczególnie aktywny był 1996 rok, kiedy rozpoczęły działal-ność 22 fundusze pożyczkowe – efekt realizacji programu „TOR #10”.

Na koniec grudnia 2008 roku, według rapor-tu Polskiego Stowarzyszenia Funduszy Pożycz-kowych, fundusze pożyczkowe w Polsce dyspo-nowały kapitałem o wartości 961 milionów zło-tych. Co więcej, udzieliły od początku działalno-ści 171.278 sztuk pożyczek na kwotę 2,8 miliar-dów złotych. Pożyczki o wartości do 10 tysięcy złotych, stanowiły 66,8 % udzielonych pożyczek, a najczęściej finansowanymi sektorami był han-del (46,9%) i usługi (41,1%). W 96,3% klientami funduszy pożyczkowych byli najmniejsi przed-siębiorcy zatrudniający do 9 osób.

Kwestie programowe i prawne

Największy udział w finansowaniu kapitału pożyczkowego miał Sektorowy Program Opera-cyjny Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw (SPO WKP). Środki w wysokości 341,3 milionów złotych, otrzymane przez instytucje prowadzące fundusze w latach 2005-2008, wpłynęły na znaczny rozwój systemu. Udział tych środków w kapitale funduszy wyniósł 36,1%. Jednak rodzi-my kapitał, pochodzący z budżetu państwa (14,1%) i z samorządu (6,2%), stanowi niewielką część kapitału. W chwili obecnej nie ma progra-mów, które finansowałyby tworzenie funduszy pożyczkowych. Z kolei każdy dostępny, kolejny program dokapitalizuje istniejące fundusze po-życzkowe. Samorządy, którym powinno najbar-dziej zależeć na tworzeniu skutecznych narzę-

System funduszy pożyi poręczeniowych w PoPoczątek lat 90-tych wiąże się z wejściem Polski na stabilną ścieżkę rozwoju gospodarczego. Głównym motorem napędowym w gospodarce stał się wówczas sektor prywatny. Nowe dynamicznie rozwijające się firmy tego sektora, zaczęły tworzyć przyszły potencjał ekonomiczny oraz podstawy do prowadzenia konkurencyjnej gospodarki opartej na zasadach kształtujących relacje popytu i podaży.

Page 37: Gazeta Uliczna 04/2010

37

dzi wspierania przedsiębiorczości, rzadko prze-znaczają środki na inicjowanie tworzenia fundu-szy. Jeżeli taka inicjatywa pojawia się, to jedynie na poziomie samorządu wojewódzkiego.

Działające fundusze pożyczkowe nie mogą niestety obsługiwać nowej grupy klientów jakimi są przedsiębiorstwa społeczne, wszystkie zapi-sy decydujące o grupie klientów funduszy po-życzkowych, do tej pory pomijały przedsiębior-stwa społeczne. W 2010 roku zmiany w „Ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontaria-cie”, umożliwiły samorządom gminnym udziela-nie pożyczek dla organizacji pozarządowych, co stworzyło możliwości tworzenia funduszy po-życzkowych nie dla MSP, ale dla działań spo-łecznych. Obecnie w Polsce, istnieją samorząd, które wykorzystując ten przepis, wspierają dzia-łalność Lokalnych Grup Działania, udzielając pożyczek na realizację inicjatyw o charakterze społecznym.

Fundusze poręczeniowe

Drugim spośród instrumentów finansowych narzędziem, które skutecznie wspiera mikro – małych i średnich przedsiębiorców, w dostępie do kapitału na działalność. są fundusze porę-czeniowe. Jaka jest ich rola? Fundusz poręcze-niowy, używając kapitału, wchodzi w rolę zabez-pieczającego zobowiązanie klienta, w postaci pożyczki lub kredytu. Stawia do dyspozycji swój kapitał, lokując go w banku jako zabezpiecze-nie zobowiązania. Określonej ilości kapitału można użyć 1,5-raza do zabezpieczenia zobo-wiązania (mnożnik kapitałowy).

Pierwszy fundusz poręczeniowy rozpoczął działalność w 1994 roku, założony przez Nidzic-ką Fundacje Rozwoju NIDA. W kolejnym roku powstało 5 nowych funduszy, a po 2005 roku nie powstał już żaden z nich. Największy rozwój ka-pitałowy funduszy poręczeniowych, to okres re-alizacji SPO WKP. Na koniec 2008 roku w Polsce działało 49 funduszy poręczeniowych, dysponu-jących kapitałem 600 milionów złotych. Najczę-ściej w 2008 roku fundusze poręczeniowe za-bezpieczały kredyty bankowe 96,34 % a tylko w 3,33 % pożyczki z funduszy pożyczkowych. Co ciekawe, jest to reguła charakterystyczna dla

każdego roku działalności. Banki są głównym partnerem funduszy poręczeniowych. Widać więc, że oba typy funduszy trafiają do innego segmentu przedsiębiorców; pożyczki o wartości nieprzekraczającej 10 tysięcy złotych, trafiają zazwyczaj do przedsiębiorcy początkującego, zaś poręczenia zabezpieczające kredyty banko-we – do przedsiębiorcy ustabilizowanego na rynku.

Rodzaje poręczeń

W strukturze udzielonych poręczeń dominują kredyty obrotowe (77%), a tylko 13% inwestycyj-ne. W udzielanych poręczeniach widać domina-cje handlu nad innymi sektorami – 36%. Blisko 68% w 2008 roku poręczeń trafiło do mikro przedsiębiorców. Widać więc, że oba instru-menty mają decydujący wpływ na wspieranie rozwoju mikro przedsiębiorstw zatrudniających do 9 osób. W chwili obecnej są realizowane Re-gionalne Programy Operacyjne dostarczające kolejnych kapitałów do rozwoju systemu poży-czek i poręczeń. Na koniec 2008 roku najmniej-szy fundusz poręczeniowy dysponował kapita-łem 50 tysięcy złotych (Zabrze), zaś najmniejszy fundusz pożyczkowy – 73 tysiące złotych (Debrz-no). Jednak doświadczenia z korzystania z fun-duszy pożyczkowych i poręczeniowych pokazu-ją, że samofinansowanie, jeżeli chodzi o pokry-wanie kosztów obu działalności, zaczyna się przy kapitale od 3 do 5 milionów złotych.

Stowarzyszenia wspierające sieć funduszy pożyczkowych i poręczeniowych

Działalność obu sieci – zarówno pożyczko-wej, jak i poręczeniowej, jest wspomagana po-przez dwa stowarzyszenia branżowe: Polskie Stowarzyszenie Funduszy Pożyczkowych (www.psfp.org.pl) i Krajowe Stowarzyszenie Funduszy Poręczeniowych (www.ksfp.org.pl), które czyn-nie działają na rzecz rozwoju wspomnianych narzędzi wspierania przedsiębiorczości (źródło: raport Polskiego Stowarzyszenia Funduszy Po-życzkowych z 31.12.2008 roku, a także raport Krajowego Stowarzyszenia Funduszy Poręcze-niowych z 31.12.2008 roku).

Barbara Bąkowska

czkowych lsce

Autorka artykułu jest prezesem Stowarzyszenia „Centrum Rozwoju Ekonomicznego Pasłęka”, dyrektorem funduszu po-życzkowego działającego od 1996 roku, a także członkiem zarządu Polskiego Stowarzyszenia Funduszy Pożyczkowych.

Artykuł jest współfinansowany ze środków Funduszu Inwestycji Obywatelskich

Page 38: Gazeta Uliczna 04/2010

38

N a kartach książki, w formie wywiadu-rzeki, opowiedziana jest historia bez-domnego pana Szczepana, bezskutecz-

nie próbującego uzyskać świadczenia emery-talne. Książkowy Wojtek (autor?), pomimo po-czątkowych oporów, zostaje zaangażowany do pomocy – mediacji z urzędami. W ten oto spo-sób poznaje koleje życia bohatera książki. Przede wszystkim jednak poznaje człowieka, to jakim on jest. Wspomniana postać została przedstawiona bardzo plastycznie i „żywo”, a co najważniejsze – zupełnie bez sztampy i schematu – wiarygodnie. Pan Szczepan to wca-le nie żaden anioł, ani wyłudzający pieniądze pijak, choć do takich „nieludzkich” wizerunków bezdomnych, media nas przyzwyczaiły. Jest tro-chę cyniczny, ale w ludziach stara się pamiętać to, co dobre; posługuje się ubogą leksyką, ale potrafi nią oddać swoją wrażliwość na estetykę; bezradny wobec administracji, ale w pełni za-radny w swojej codzienności; interesowny, ale i chętnie pomaga. Pan Szczepan na pewno wzbudza emocje czytelnika – w zasadzie tak, jak każda lepiej poznana osoba.

Bezdomnych przeczytać warto także dlate-go, aby przekonać się, że „młoda literatura”

(autor ma 24 lata), nie musi być pisana niezro-zumiałym językiem i nie musi zawierać w co drugim słowie wulgaryzmu. Może za to być lite-raturą faktu i może nie nudzić.

Anna Angielska

recenzja

BEZDOMNIBezdomni to książka, która jest jak dobra torebka damska – mała, ale bardzo pakowna. Choć bardzo porusza, nie jest ckliwa czy łzawa; choć pyta o rzeczy chyba najważniejsze – bo o człowieczeństwo – unika patosu.

Wojciech S. Wocław – prozaik, dziennikarz, konferansjer. Debiutował w 2008 roku książką prozatorską Pamiętnik (…) wsi. Publikował w Dekadzie Literackiej, Frazie, Pograniczach, Red, Tyglu Kultury. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Tarnowskich Górach. Kończy studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pochodzi ze Śląska, obecnie mieszka i pracuje w Krakowie.

Wojciech S. Wocław-autor książki Bezdomni

Page 39: Gazeta Uliczna 04/2010

Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Z „Barką” nie wygra nawet Verdi...! - Barbara Sadowska intonuje jedną z pieśni happeningu „Barka dla Opery”

Los, który toczy się w rytm piłkarkich pasji... - rozgrywki „Piłki nożnej ulicznej”

Uczestnicy jednej z kafeterii medialnych Targów

Prof. Stefan Stuligrosz i melodia wspomnień...

Happening „Barka dla Opery” - kibicujemy nie tylko wygranym...

Stół prezydialny - to właśnie przy nim toczyły się najważniejsze dyskusje w ramach Targów

Page 40: Gazeta Uliczna 04/2010

ISSN 1733-4039

9771733403000

12>

WIELKOPOLSKIE TARGI PRZEDSIĘBIORCZOŚCI

SPOŁECZNEJ Prezentacja wyrobów wykonywanych w Centrach Integracji Społecznej,

spółdzielniach socjalnych i w innych przedsiębiorstwach społecznych