PODKARPACKI · Andrzej Hara, Edward Nazgowicz, Marian Hopek, Bogu-sław Pater, Edward Kazimierski,...

24

Transcript of PODKARPACKI · Andrzej Hara, Edward Nazgowicz, Marian Hopek, Bogu-sław Pater, Edward Kazimierski,...

Szanowni Państwo! Z  prawdziwą przyjemnością oddajemy do Państwa rąk kolejny numer „Futbo-lu Podkarpackiego” w  wersji poszerzonej oraz w  zmienionej formie i  szacie graficz-nej. Mam nadzieję, że w przyszłości perio-dyk ten będzie stanowił wspólną platformę wszystkich podkarpackich klubów piłkar-skich, działaczy, trenerów oraz piłkarzy. Dlatego gorąco zachęcam do współpracy przy jego redagowaniu wszystkie osoby, któ-re chciałyby wziąć czynny udział w dziele-niu się swoimi spostrzeżeniami oraz troska-mi związanymi z  funkcjonowaniem oraz rozwojem podkarpackiego futbolu. Nowa szata graficzna naszego Biulety-nu to przede wszystkim efekt zmian, jakie

w ostatnich tygodniach zaszły w  strukturach podkarpackiej centrali piłkarskiej. Jedną z nich to zmiana na stanowisku prezesa. Decyzją kolegów z zarządu objąłem fotel prezesa, co było dla mnie bardzo dużym zasko-czeniem. Pełnienie tak doniosłej i  istotnej funkcji to dla mnie duży zaszczyt, ale też wyzwanie i obowiązek. Jestem przekonany, że do końca bieżącej kadencji, która upływa w lutym przyszłego roku, należycie wywiążę się z statutowych obowiązków. Od chwili przejęcia funkcji prezesa staram się nie tylko zapoznawać z problemami, z którymi na co dzień borykają się podkarpackie kluby piłkarskie, ale również poszukiwać skutecznych rozwią-zań. Jestem człowiekiem ceniącym sobie dialog. Dlatego też często składam w klubach niezapowiedziane wizyty, w  trakcie których rozmawiam z działaczami o nurtujących ich problemach. Priorytetem dla mnie jest nie tylko odbudowa zaufania do władz związkowych, ale przede wszystkim przywrócenie podkarpackiej piłce utraco-nego przed laty blasku. Każdy, kto stara się pracować dla dobra i na chwałę podkarpackiego futbolu, zawsze jest mile widziany w moim biurze. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w ostatnim czasie dużo mówiło się o Podkarpackim Związku Piłki Nożnej i nie zawsze przedstawiano naszą działalność w dobrym świetle. Nigdy nie kryłem się z tym, jak bardzo zależy mi na przesłaniu, jakie płynie z naszej centrali piłkarskiej. Dlatego do-łożę wszelkich starań, aby o kierowanym przeze mnie Związku pisano i mówiono w samych superlatywach, zaś proces przekształceń, który obecnie wdrażamy, przebiegał z należnym szacunkiem dla wszystkich zawodników i działaczy piłkarskich oraz w atmosferze sportowego dialogu.

Drodzy Czytelnicy! Święta Bożego Narodzenia, które już niedługo będziemy obchodzić to wyjątkowa chwila do wspólnych spotkań, rozmów, refleksji. Ten szczególny okres powinniśmy również wykorzystać jako czas pojednania, prze-baczenia i wzajemnego zrozumienia. Dlatego chciałbym wszystkim piłkarskim działaczom, zawodnikom, tre-nerom, sędziom oraz czytelnikom naszego Biuletynu życzyć wielu radosnych, miłych chwil spędzonych w gro-nie rodziny, znajomych oraz przyjaciół. Niech te Święta będą wyjątkowe, niech odbudują nadzieję na lepsze jutro oraz wiarę w drugiego człowieka. Niech zawsze towarzyszy Państwu poczucie spełnienia, a każdy dzień nadchodzącego Nowego 2016 Roku zwiastuje radość i zadowolenie.

Marek HławkoPrezes Podk. ZPN.

3

W bieżącym numerze „Futbolu Podkarpackiego” szczególnej Państwa uwadze polecamy następujące artykuły:

Lepiej stać z boku – wywiad z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem

Podkarpacki Związek Piłki Nożnej świętował jubileusz

– relacja z uroczystości

Kibice docenili Latę – reportaż o  jednym z  najlepszych piłkarzy w  historii pol-skiego futbolu

Mistrzowski występ Biało – Czerwonych – relacja z piłkarskich mistrzostw Przemyśla

Sztandar dla Sanu – o  obchodach jubileuszu klubu sportowego ze Stalowej Woli

Kasper – przypomnienie sylwetki Henryka Kasperczaka, byłego pił-karza reprezentacji Polski oraz Stali Mielec

….i wiele innych

Mamy nadzieję, że nasz Biuletyn nie zawiedzie Państwa oczekiwań. Życzymy milej lektury! Życzymy milej lektury!

Wydawca:Podkarpacki Związek Piłki Nożnej

Zespół redakcyjny:Redaktor naczelny:Henryk Majcher

Autorzy tekstów:Henryk MajcherEdward ChmuraHenryk RożekMikołaj MachHenryk Łaskarzewski

Zdjęcia:Bogusław SzczurekHenryk Majcherinternet

Źródła informacji:własneinternet

Projekt graficzny okładki:Henryk Majcher

Skład i druk:

37-500 Jarosław, ul. Spytka 11tel. 16 621 45 41e-mail: [email protected]

4

PODKARPACKI ZWIĄZEK PIŁKI NOŻNEJ ŚWIĘTOWAŁ JUBILEUSZ... Sobota 28 listopada br. była dniem szczególnym dla całego podkarpackiego futbolu. W  hotelu „Nowy Dwór” w Świlczy odbyła się uroczystość z okazji Jubileuszu 70 – lecia Podkarpackiego Związku Piłki Noż-nej. W  tak podniosłej chwili nie zabrakło grona znamienitych gości, w tym przedstawicieli Parlamentu, władz samorządowych oraz wybitnych piłkarzy, trenerów i działaczy. Delegacji Polskiego Związku Piłki Nożnej przewodniczył sam prezes Zbigniew Boniek.

Obchody jubileuszowe miały charakter niezwykle uro-czysty. Zainaugurowała je msza święta w  Kościele pw. św. Wojciecha i Stanisława, którą koncelebrowali: ks. Jan Szczupak i  ks. Stanisław Kogut. Główne uroczystości miały miejsce w  sali kongresowej hotelu „Nowy Dwór”, którą wypełnił nadkomplet publiczności.

Dawnych wspomnień czar… Na wstępie głos zabrał niezwykle wzruszony prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej Marek Hławko, który dokonał krótkiego podsumowania działalności wojewódzkiej centrali piłkarskiej na przestrzeni ostat-nich 70 lat, jak też nawiązał do największych sukcesów podkarpackiego futbolu. Następnie wyemitowano przy-gotowany specjalnie na tę okoliczność materiał filmowy. Zaproszeni goście mogli na chwilę przenieść się w czasy zawiązywania w  naszym regionie pierwszych struktur piłkarskich, następnie odbyli wirtualną podróż na mie-lecki stadion, gdzie 15 września 1976 roku miejscowa Stal w  I  rundzie Pucharu Europy podejmowała słynny Real Madryt. Mogli też podziwiać kunszt piłkarski dawnych gwiazd drużyn z  Rzeszowa, Mielca, Sanoka, Tarnobrze-

ga oraz Dębicy. A gdy na ekranie pojawiły się doskonale znane sylwetki Grzegorza Laty oraz Jana Domarskiego, na sali rozległy się owacyjne oklaski. Na wielu twarzach widać było łzy wzruszenia i  szczęścia. Niekończący się aplauz mówił sam za siebie.

Gratulacjom nie było końca… Po zakończeniu multimedialnej prezentacji nastąpiły wypełnione serdecznościami, gratulacjami i  życzeniami przemówienia zaproszonych gości. Jako pierwszy przy mównicy pojawił się prezes Polskiego Związku Piłki Noż-

5

nej Zbigniew Boniek, który w swym wystąpieniu m. in. nawiązał do czasów, kiedy jako piłkarz łódzkiego Widze-wa wielokrotnie gościł na Podkarpaciu. - Były to jedne z najtrudniejszych wyjazdów, bo tutaj o każdy punkt trze-ba było ciężko walczyć - przekonywał - Pamiętam, jak w połowie lat 70 – tych podejmowani byliśmy w Rzeszo-wie przez miejscową Stal. W meczu tym barw miejscowej drużyny bronił niezwykle szybki skrzydłowy, któremu bardzo trudno było dotrzymać kroku. Mam tu na myśli Mariana Kozerskiego. Czy kolega Kozerski jest na sali? Gdy po chwili wywołany przez prezesa Bońka były piłkarz Stali podniósł się z zajmowanego krzesła, widow-nia ponownie zareagowała burzliwą owacją.

Na koniec prezes PZPN-u  uhonorował prezesa Mar-ka Hławkę oraz Grzegorza Latę okolicznościowymi pa-terami. Po Bońku głos zabrał znany z  krasomówczych wystąpień prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, Ryszard Niemiec. Pochodzący z  Przemyśla działacz pił-karski, któremu na scenie towarzyszyła liczna reprezenta-

cja związków okręgowych, złożył na ręce prezesa Hławki serdeczne gratulacje i  wręczył pamiątkowy obraz. Wła-dze województwa na jubileuszu reprezentował wicemar-szałek Bogdan Romaniuk – Sam kiedyś grałem w piłkę i ta uroczystość jest mi szczególnie bliska. Mam nadzieję, że już niedługo powrócą lata świetności podkarpackie-go futbolu, o których przypomniał nam dziś film wspo-mnieniowy – stwierdził wicemarszałek. Wśród licznych gratulacji nie zabrakło tych, które w imieniu prezydenta Rzeszowa złożył jego zastępca Stanisław Sienko. Były tak-że gratulacje, uściski i  życzenia od przedstawiciela Par-lamentu – senatora Mieczysława Golby, jak również od przedstawicieli wojewódzkich central piłkarskich oraz sponsorów.

Nagrody dla zasłużonych Podczas sobotnich uroczystości nie zabrakło słów gra-tulacji i  uznania dla zasłużonych działaczy oraz byłych piłkarzy. Grzegorz Lato odebrał okazałą statuetkę dla lau-reata plebiscytu Podkarpackiego ZPN i gazety „Nowiny”

na najlepszego piłkarza 70-lecia naszego Związku. Hen-ryk Kasperczak uhonorowany został tytułem „Osobowo-ści 70-lecia Podkarpackiego ZPN”. Z kolei zaszczytny ty-tuł „Najlepszego Piłkarza Miasta Rzeszowa” przypadł Janowi Domarskiemu. Specjalne wyróżnienie przypadło również Edwardowi Kazimierskiemu, który jako działacz stworzył potęgę Stali Mielec. – To ja ściągałem do nas Andrzeja Szarmacha, to ja namówiłem do gry u nas Janka Domarskiego. Grzesiu Lato to jeden z najwybitniejszych piłkarzy z  jakimi miałem okazję pracować. Proszę was, pamiętajcie o  ich dokonaniach – apelował legendarny działacz.Wręczono również honorowe odznaczenia i  medale. A oto lista uhonorowanych dzsiałaczy:

HONOROWA ODZNAKA PODKARPAC-KIEGO ZWIĄZKU PIŁKI NOŻNEJ Jan Chciuk, Robert Pieszczoch, Janusz Czaja, Roman Stefanik, Józef Dojnik, Józef Wrona, Władysław Duma, Jerzy Oczoś, Feliks Jonaszek, Bronisław Niżnik, Stanisław Liwosz i Roman Mazur.

6

DIAMENTOWA ODZNAKA PODKAR-PACKIEGO ZWIĄZKU PIŁKI NOŻNEJ

Ryszard Broda, Józef Krawiec, Jan Ciupka, Tadeusz Kulik, Andrzej Hara, Edward Nazgowicz, Marian Hopek, Bogu-sław Pater, Edward Kazimierski, Jan Kopeć.

BRĄZOWA ODZNAKA POLSKIEGO ZWIAZKU PIŁKI NOŻNEJ

Sławomir Bezara, Leszek Rejus, Zenon Charchut, Witold Rogala, Marian Różowicz, Sławomir Pawłowski, Bogdan Józefowicz, Marian Salamon, Stanisław Kogut, Robert Skowron, Janusz Kuszpa, Wojciech Sokołowski, Andrzej Mazur, Henryk Sowa, Bogusław Szczurek, Janusz Urba-nik, Zbigniew Opiela.

SREBRNA ODZNAKA POLSKIEGO ZWIAZKU PIŁKI NOŻNEJ Bronisław Czyż, Kazimierz Popielarz, Zbigniew Hara, Henryk Rożek, Roman Kałamarz, Adam Słowik, Andrzej Leśniak, Marek Stanisławczuk, Janusz Łukaszewski, Bro-nisław Wolanin, Stanisław Miłoś, Jarosław Żukowski

ZŁOTA ODZNAKA POLSKIEGO ZWIAZ-KU PIŁKI NOŻNEJ Adam Guzik, Lesław Mocek, Edward Kazimierski, Bo-gusław Płodzień, Tadeusz Kulik, Stanisław Urbański, Jan Kustra, Podkarpacki Związek Piłki Nożnej

MEDAL PZPNJulian Bis, Mieczysław Kilar, Henryk Dąbrowiecki, Zdzi-sław Oreńczuk, Jan Kasowicz, Zygmunt Ptak

BRĄZOWA ODZNAKA MINISTERSTWA SPORTU I TURYSTYKIMariusz Bęben, Józef Ozimek, Ryszard Łuc, Stanisław Powęska, Roman Maciejowski, Marcin Świerad, Roman Mazur, Józef Węgrzyn

SREBRNA ODZNAKA MINISTERSTWA SPORTU I TURYSTYKITadeusz Głodek , Antoni Mularz, Stanisław Jagieła, Zbi-gniew Paszkowski, Józef Miś, Kazimierz Popielarz

ZŁOTA ODZNAKA MINISTERSTWA SPORTU I TURYSTYKI

Wiesław Lada, Jan Skrzypczyk, Stanisław Róg, Włady-sław Śnieżek, Kazimierz Sak

W rytm muzyki…Niezwykle udanym zwieńczeniem części oficjalnej były występy artystyczne. Najpierw na scenie pojawiła się Ka-pela „Paka Sędzisza”. Zabawne teksty i ciekawe melodie zaprezentowane przez sędziszowskich muzyków przyjęte zostały bardzo ciepło. Wykonany zaś w części finalnej i na-wiązujący do historii regionalnego futbolu utwór pt. „70 lat podkarpackiej piłki” przypadł wszystkim gościom do

7

gustu, czego dowodem była kilkunastominutowa owacja na stojąco. Znakomicie przyjęty został także recital Beaty Kraski, której towarzyszył Kwartet Fortepianowy Filhar-monii Rzeszowskiej. Popisowo wykonana przez niezwy-kle utalentowaną operowo – operetkową śpiewaczkę aria

„Dziewczęta z Barcelony”, czy też piosenka „Przetańczyć całą noc” z musicalu „My Fair Lady” wprawiły widownię w euforyczny wręcz zachwyt, oklaskom nie było końca.

Nie obyło się też bez bisu, po którym urocza artystka ob-darowana została przez prezesa Marka Hławkę koszem pięknych róż. Ostatnim, kończącym jubileuszową uroczystość akcen-tem był poczęstunek oraz długie dyskusje, w trakcie któ-rych najczęściej przewijała się troska o  przyszłość pod-karpackiego futbolu.

8

LEPIEJ STAĆ Z BOKU…Jubileusz 70 – lecia Podkarpackiego Związku Pił-ki Nożnej zgromadził wielu znamienitych gości. W  uroczystościach uczestniczył miedzy innymi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek. - Podkarpacie darzę dużym sentymentem – zapewniał popularny „Zibi” – Miło też wspominam moje wizyty w tym niezwykle uroczym regionie kra-ju, gdy bywałem tu jako piłkarz.

- A jednak w ostatnich latach niezbyt często gościł Pan w naszym regionie …

- Nie było konkretnych powodów, dla których unikał-bym wizyt na Podkarpaciu. Przede wszystkim nikt mnie nie zapraszał, a ja nie lubię niezapowiedzianych wizyt i sam takich nie składam. Muszę też przypomnieć, iż w  podkarpackim środowisku piłkarskim w ostat-nim czasie miały miejsce spore zawirowania. A  w  ta-kim przypadku, jak mówi jedno z przysłów, lepiej stać z boku.

- Podejrzewam, że w  naszym środowisku piłkarskim nie brakuje osób, spotkania z  którymi wolałby Pan uniknąć…

- Przyznaję, że z pewnymi ludźmi jest mi nie po dro-dze, a dyskusja z nimi nie ma żadnego sensu. Zostaw-my jednak ten temat. Bardzo się cieszę, że dzisiaj mogę uczestniczyć w tak doniosłej uroczystości jak Jubileusz 70 – lecia Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Żałuję tylko, że uroczystość ta zbiegła się z tragiczną śmiercią prezesa Opolskiego Związku Piłki Nożnej Marka Pro-cyszyna. Marek miał zapewne dzisiaj świętować razem z nami. Niestety, tak to już jest, że los potrafi się obejść z nami bardzo okrutnie i to w najmniej spodziewanym momencie.

- Od niedawna podkarpacka centrala piłkarska ma no-wego prezesa. Jak Pan ocenia dotychczasową współpra-cę z Markiem Hławko?

- Doskonale wszyscy wiemy, w  jakich okolicznościach i  w  jak trudnym momencie pan Hławko przejął stery w podkarpackiej piłce. Wcześniej miały tu miejsce wyda-rzenia, które podkarpackiemu futbolowi chluby nie przy-niosły. Na szczęście sytuacja wraca do normy, w czym bardzo duża zasługa pana Marka Hławki. Musze rów-nież przyznać, że stosunki na linii Podkarpacki Związek Piłki Nożnej – PZPN uległy zdecydowanej poprawie. Między nami nie ma żadnych zatargów, zgodnie współ-pracujemy i mam nadzieję, że nasza dalsza współpraca będzie się układać tak pozytywnie. Pan Marek nie jest człowiekiem konfliktowym, a do tego chce dużo dobrego zrobić dla podkarpackiej piłki. Nie wiem tylko, czy będzie miał na to czas. Na początku przyszłego roku w Podkar-packim Związku Piłki Nożnej odbędą się wybory nowych władz, a pan Hławko podobno jeszcze nie podjął decyzji, czy w ogóle będzie ubiegał się o fotel prezesa.

- Kto w  Pana opinii powinien przejąć stery w  podkar-packim futbolu? Ma Pan swojego faworyta?

- Trudno wypowiadać mi się na ten temat, gdyż poza Markiem Hławko nie znam pozostałych pretendentów do funkcji prezesa. Marka poznałem w  czasach, gdy pełnił obowiązki zastępcy szefa podkarpackiej centrali piłkarskiej. Nasza współpraca miała jednak charakter szczątkowy, gdyż ówczesna działalność Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej zdominowana była przez jedne-go człowieka, a  mianowicie prezesa Grenia. W  struk-turach piłkarskich nie można funkcjonować indywidu-alnie. Mówiąc kolokwialnie, piłki nie robi się samemu, piłkę robi się z  ludźmi. Owszem, trzeba mieć w sobie trochę charyzmy, ale trzeba też posiadać cechy ludz-kie, dzięki którym można pozyskać zaufanie otoczenia. Trzeba także otaczać się odpowiednimi ludźmi, którzy znają się na futbolu i kochają tę dyscyplinę sportu. To właśnie z takimi ludźmi można realizować zaplanowa-ne zadania. Moim zdaniem Marek Hławko byłby cie-kawym kandydatem, miałby też duże szanse w wyścigu o  fotel prezesa. Muszę jednak zaznaczyć, że nigdy nie wtrącam się w wybory władz w strukturach wojewódz-kich. Należę do osób, które zawsze szanują ludzkie wy-bory i nigdy w nie nie ingeruję.

- Czy poprzedniego prezesa Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej będzie Pan wspominał tylko i wyłącznie poprzez pryzmat jego dominacji w podkarpackim fut-bolu?

- Nie zamierzam wdawać się w żadną polemikę zarów-no na temat pana Grenia, jak też z  panem Greniem. Zresztą polemika z  tym panem nie jest mi do niczego potrzebna. Ten pan w ogóle mnie nie interesuje. Został

9

on wykluczony z polskiej piłki na najbliższe cztery lata i tego trzymajmy się.

- Mam wrażenie, że nie ma Pan cienia współczucia dla byłego szefa podkarpackiego futbolu...

- Każdy jest kowalem własnego losu. Całe to zamiesza-nie wywołane przez pana Grenia jest tylko i wyłącznie jego sprawą. Nic do pana Grenia nie mam i w żadne sprawy związane z nim nie angażowałem się. To pan Greń wymyślił sobie, że całe to zamieszanie w Dublinie wyreżyserowane zostało przez PZPN. Zapomniał jed-nak dodać, że to nie PZPN kazał mu handlować bile-tami. Zresztą zrzucanie winy na innych to specjalność pana Grenia. Może on jednak dziękować losowi za to, że miał do czynienia z  PZPN - em. Gdyby cos takie-go wydarzyło się w Niemczech, Francji, Włoszech czy też Anglii, to sprawca zamieszania trafiłby do aresztu, a o działalności w strukturach związkowych musiałby raz na zawsze zapomnieć.

- Porozmawiajmy o  podkarpackiej piłce. Fani futbo-lu z dużym sentymentem wspominają czasy, kiedy to nasz region reprezentowany był w  najwyższej klasie rozgrywkowej przez trzy drużyny. Jakie Pana zdaniem powinny zostać podjęte działania, aby podkarpacki futbol odzyskał utracony blask?

- W  historii polskiego futbolu wiele wspaniałych kart zapisały drużyny oraz piłkarze z  Podkarpacia. Ta-kie zespoły jak mielecka Stal, Siarka Tarnobrzeg, Stal Stalowa Wola, czy też Resovia z powodzeniem nawią-zywały walkę z  czołowymi ekipami piłkarskimi w  na-szym kraju. Muszę też wspomnieć o rzeszowskiej Stali, która w  przeszłości występowała w  ekstraklasie oraz wywalczyła Puchar Polski. Niestety, po zmianach jakie w ostatnich latach zaszły w Polsce najbardziej ucierpia-ło Podkarpacie. Szczególnie boleśnie odczuła to podkar-

packa piłka nożna , która jakoś nie może przebić się na szczyt krajowego futbolu. Trzeba jednak przyznać, że wzorowo pracuje się tutaj z  młodzieżą. Coraz więcej futbolistów z waszego regionu trafia do drużyn ekstra-klasowych. Coraz częściej słychać o podkarpackich ze-społach młodzieżowych, które z  powodzeniem rywali-zują z przedstawicielami większych i zarazem bardziej rozbudowanych pod względem piłkarskim ośrodków. Tu jest naprawdę fajny klimat dla piłki. Musicie jednak pamiętać, że najlepszą receptą na sukcesy w  sporcie, a przede wszystkim w  futbolu jest wspólna, solidarna praca, przyjaźń i  przede wszystkim spokój. Tego pod-karpackiej piłce w ostatnich latach trochę brakowało.

- W bieżącym roku minęło dokładnie 21 lat od chwili, kiedy seniorska reprezentacja Polski gościła na Pod-karpaciu. Czy jest szanse na to, aby w niezbyt odległej przyszłości prowadzona przez trenera Adama Nawałkę drużyna rozegrała mecz na jednym z  podkarpackich stadionów?

- Jeżeli mam być szczery, to na chwilę obecną nie ma takiej możliwości. Jednym z warunków, jaki w tym te-macie musiałby spełnić wasz region, to posiadanie od-powiedniej infrastruktury. Może zabrzmi to boleśnie, ale obecnie żadne miasto na Podkarpaciu nie posiada odpowiedniego stadionu, na którym pierwsza reprezen-tacja mogłaby rozgrywać swoje mecze. Oczywiście nie można niczego przesądzać. Być może kadrowicze, wzo-rem siatkarzy, będą „ładować akumulatory” w jednym z  podkarpackich ośrodków, jednak o  rozgrywaniu tu meczów raczej nie może być mowy. Mam jednak na-dzieję, że wkrótce ten stan rzeczy ulegnie zmianie, czego życzę wszystkim fanom futbolu z Podkarpacia i których serdecznie pozdrawiam!

DAWNYCH WSPOMNIEŃ CZAR...Każdy jubileusz jest niezwykłym świętem i  wydarzeniem. Stanowi okazję do dokonania oceny dotych-czasowych osiągnięć oraz wyznaczania nowych celów i zadań. Skłania również do refleksji, wspomnień i przemyśleń. W trakcie obchodów 70 – lecia Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej wspomnieniami ze swej młodości podzielili się z nami byli oraz obecni podkarpaccy działacze piłkarscy. Na wspomnienia dali się również namówić: dziennikarz Janusz Basałaj oraz doskonale znany artysta i  satyryk Marcin Daniec, który opowiedział nam o swoim niespełnionym marzeniu sportowym. - Nigdy nie spełniło się do końca moje młodzieńcze marzenie zagrania w pierwszej drużynie Błękitnych Rop-czyce – przekonywał Marcin Daniec – Za to ropczycki stadion, zwany przed laty „Stadionem XX – lecia”, koja-rzy mi się po dziś dzień ze szczególnym zdarzeniem. Na nim właśnie zostałem sfaulowany najostrzej w życiu. Do-brze zapamiętałem ten dzień. Miało to miejsce 3 czerwca 1973 roku, czyli w dniu meczu Polski z Anglią, którego areną był „Stadion Śląski” w Chorzowie. Zwycięstwo na-szej reprezentacji 2-0 obejrzałem z nogą w gipsie przed telewizorem. Nie chwaląc się, z powodu złamania kości

10

śródstopia miałem prawie miesiąc dodatkowych wakacji i gips do kolana, a pani profesor Elżbieta Wojdon bardzo mnie wówczas „żałowała”. Doskonale za to pamiętam mój pierwszy występ estradowy, a może nawet debiut, właśnie na stadionie Błękitnych. W latach 70 – tych graliśmy na jakiejś uroczystości, której nazwy nie pamiętam,. Kom-plet na widowni, a ja w ekipie Staszka Świerada, mojego pierwszego i najważniejszego nauczyciela i zarazem ów-czesnego dyrektora GOK – u w Wielopolu Skrzyńskim, śpiewałem piosenkę o  pięknej Mołdawiance. Płynęła pieśń, a  publiczność klaskała, były nawet bisy. Wykona-łem także sympatyczny, wspomnieniowy monolog . Słów monologu nie pamiętam, ale dzisiaj znów nastrój wspo-mnień mnie ogarnął, kiedy wracam pamięcią do Rop-czyc, ropczyckiego Liceum, do przyjaciół i na ropczycki stadion „Błękitnych.

Trumna na boisku… O  niezwykle kontrowersyjnych, wręcz „dramatycz-nych” wydarzeniach, które w latach 50 – tych miały miej-sce na stadionie w  Przemyślu opowiedział nam Adam Lisowiec, były prezes Polonii. - W  1956 roku Polonia, jeszcze na starym stadionie podejmowała Stal Stalową Wolę – wspomina – Do prze-rwy był wynik bezbramkowy. Tuż po zmianie stron, po kapitalnym strzale autorstwa Czyżewskiego futbolówka wpadła w  samo „okienko” stalowowolskiej bramki, na-stępnie odbiła się od rurki podtrzymującej siatkę i wyszła

na plac gry. Kiedy więc wszyscy oczekiwali na to, że sę-dzia da znak do wznowienia gry od środka boiska, ten nakazał kontynuowanie meczu, gdyż, jak sam stwierdził, skoro piłka nadal znajduje się na boisku, a nie w bramce, to gola uznać nie może. Decyzja ta tak zdenerwowała przemyskich kibiców, że ci nie czekali na końcowy gwiz-dek, tylko ruszyli w kierunku autokaru drużyny gości, na którym wyładowali swoją złość. Dwa lata później Polonia ponownie podejmowała popularną „Stalówkę” ze Stalo-wej Woli. Po pierwszych 45 minutach pojedynku wynik

był korzystny dla gości, którzy prowadzili 1-0. Przemyscy kibice, widząc nieporadność swoich ulubieńców, w prze-rwie meczu wnieśli na bieżnię stadionu trumnę, na której zapalili świece. Wyczyn miejscowych fanów futbolu po-działał na piłkarzy Polonii niczym przysłowiowa płachta na byka. Futboliści wyrzucili trumnę i  świece poza sta-dion, a następnie wzięli się mocno do roboty, w efekcie czego pokonali przeciwnika 3-1.

Złamana poprzeczka… Nie tak dawno TVP kolejny już raz wyemitowała wy-reżyserowany przez Janusza Zaorskiego film pt. „Piłkar-ski poker”. Jedna ze scen filmu ukazuje fragment meczu z udziałem reprezentacji Polski i ZSRR, w trakcie którego niejaki Laguna potężnym uderzeniem z linii pola karne-go złamał poprzeczkę na radzieckiej bramce..

– Do podobnego zdarzenia doszło w okresie między-wojennym na naszym stadionie – zapewnia były działacz Żurawianki Żurawica Kazimierz Więch - W tamtych cza-sach boisko w  Żurawicy okalały pastwiska, na których często pasły się krowy oraz konie. W okresie letnim nasz obiekt sportowy był areną meczu towarzyskiego, w  któ-rym to Żurawianka zmierzyła się z przemyską Elektrow-nią. Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem pasący się w pobliżu bramki koń „strzelił” kopytami tak niefortun-nie, że trafił w poprzeczkę bramki, która w jednej chwili zamieniła się w  stertę drewna opałowego. Na zamonto-wanie nowej poprzeczki nie było już czasu. Jeden z  pił-karzy pobiegł więc do jednego z pobliskich gospodarstw, skąd po chwili przyniósł tak zwany pawąz, czyli sporych rozmiarów drąg służący do przyciskania na wozie siana lub słomy. Przyniesiony pawąz zamocowano na miej-scu połamanej poprzeczki i  mecz mógł się rozpocząć. Niestety, już kilka minut później nad Żurawicą zaczęły zbierać się czarne chmury. Zmiana pogody mocno za-niepokoiła właściciela drąga, który za wszelką cenę chciał przed deszczem uprzątnąć siano z  pola. Przyszedł więc na stadion i bezceremonialnie zabrał swoją własność. To

11

z kolei zmusiło sędziego do przedwczesnego zakończenia meczu.

Pieszo do finału… - W pamiętnym dla naszego rodzimego futbolu 1974 roku pracowałem w szkole podstawowej w Baszni Dolnej jako nauczyciel wychowania fizycznego – opowiada Mi-kołaj Mach, działacz piłkarski z Horyńca - W maju pił-karska reprezentacja szkoły, której byłem trenerem, otrzymała zaproszenie do udziału w powiatowych elimi-nacjach. Gospodarzem turnieju był oddalony od Baszni Dolnej o 12 kilometrów Horyniec. Gdy z  tym zaprosze-niem udałem się do dyrektora naszej placówki pedago-gicznej usłyszałem, że owszem, możemy wystartować w zawodach, ale po lekcjach. Tak się złożyło, że w dniu imprezy uczyłem do 10.30. Po lekcjach wraz z chłopaka-mi zaczęliśmy się zastanawiać, jak dotrzemy do Horyńca. Pociągu w  najbliższych godzinach nie było, autobusy jeszcze nie kursowały, gdyż drogi były marne, a o szkol-nych, czy też prywatnych busach nikomu się wtedy nie śniło. Nawet rowery były w nielicznych domach. Po prze-analizowaniu całej sytuacji doszedłem do wniosku, że ze względu na brak stosownego transportu nie weźmiemy udziału w  zawodach. Powstała ogólna wrzawa, z  której zrodził się mocny wniosek- idziemy pieszo. Ruszyliśmy natychmiast. Przed nami było 12 kilometrów marszu, zaś czasu coraz mniej. W pewnym momencie marsz zamie-nił się w bieg, bieg w wyścig. Zostałem na końcu z naj-słabszymi, a miałem w swojej drużynie chłopców z klas 6-8. Dwa kilometry przed Horyńcem zatrzymało się auto. Była to ciężarówka, którą przewożono cielaki. Kierowca

poznał nas i  zawiózł na stadion. Kiedy tam dotarliśmy, moi najlepsi zawodnicy byli już przebrani. W pierwszym meczu wygraliśmy z  Werchratą, w  drugim zaś nie dali-śmy żadnych szans gospodarzom, czyli ekipie Horyńca. Do rozegrania mieliśmy jeszcze finał z Załużem. Nie wy-raziłem jednak zgody na ten trzeci mecz, gdyż zdawałem sobie sprawę z  tego, że moi piłkarze mają w nogach 12 kilometrów marszobiegu oraz dwa rozegrane mecze. Na szczęście nasi rywale wyrazili zgodę na rozegranie meczu

w innym terminie i na ich boisku. Trzy dni później, po lekcjach udaliśmy się do oddalonego o 4 kilometry Zału-ża, oczywiście pieszo, a jakże. I ten mecz zdołaliśmy roz-strzygnąć na naszą korzyść. Kiedy dziś wspominam tam-te wydarzenia nie mogę opanować wzruszenia. Jaka to była cudowna młodzież. Ile w  tych chłopcach było ro-mantyzmu, ile entuzjazmu, jaka wytrwałość, odporność na trudy. Jestem dumny, że z takimi chłopcami miałem przyjemność pracować. Jednym z  uczestników tamtych wydarzeń był Bolesław Nowakowicz. Pierwszy dobiegł na boisko w  Horyńcu, był jednym z najlepszych zawodni-ków wspomnianego turnieju, był też jednym z  najlep-szych piłkarzy „Huraganu” a potem „Zdroju”. W okresie służby wojskowej występował w  pierwszej jedenastce przemyskiej „Polnej”. Pozostali chłopcy trafili do klubów z  Baszni, Horyńca, Młodowa. Żałuję, że wiele nazwisk umknęło mi z pamięci.

Mecz, którego nie było … Janusz Basałaj zanim trafił do PZPN – u, gdzie został dyrektorem Departamentu Komunikacji i  Marketingu, przez wiele lat związany był z redakcją Przeglądu Sporto-wego. I jak wspomina, pierwszy materiał dla gazety reali-zował na Podkarpaciu.

– W  połowie lat 80 – tych dostaliśmy cynk z  Prze-myśla, iż miejscowa centrala piłkarska prowadzi śledz-two w sprawie przekrętu, jakiego dopuścili się działacze klubów z niższej klasy rozgrywkowej – opowiada dzien-nikarz – Winnym postawiono zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w zamian za ustalenie wyniku meczu, który w ogóle nie odbył się. Po rozmowie z szefem redakcji Ma-ciejem Polkowskim udałem się na południe Polski. Już na miejscu zdołałem ustalić, że zdarzenia, o których wspo-mniał nasz informator faktycznie miały tu miejsce. Mimo, że wspomniany mecz nie doszedł do skutku, jego wynik ustalono przy „zielonym stoliku”, następnie wypełniono stosowne dokumenty i  wysłano je do OZPN-u. Stawką tej niecodziennej „transakcji” była… skrzynka wódki. Kilka dni później w „Przeglądzie Sportowym” ukazał się reportaż mojego autorstwa o wymownym tytule „Mecz, którego nie było”. Jak się okazało, z  treścią mojego ma-teriału dokładnie zapoznał się znany scenarzysta, reży-ser i producent filmowy Janusz Zaorski, który dwa lata

12

później nakręcił film pt. „Piłkarski poker”. Jak pamiętamy, w filmie ukazano scenę, w której działacze dwóch klubów piłkarskich przeprowadzili podobną do opisanej przeze mnie „transakcję”, a jej stawką była… skrzynka wódki.

Zemsta kibiców… 15 września 1976 roku w I  rundzie Pucharu Europy Stal Mielec zagrała na Solskiego z  wielkim Realem Ma-dryt. Mielczanie w obecności ponad 40 – tysięcy widzów ulegli wielce utytułowanemu rywalowi 1-2. - Rewanżowy mecz, którego areną był stadion w Wa-lencji (stadion Realu był w  remoncie – przyp. red.) oglądałem w  towarzystwie prezesa „Królewskich”, pana Santiago Bernabeu – wspomina Edward Kazimierski, ówczesny wiceprezes Stali – W  pewnym momencie za-uważyłem, że przechodzący obok nas kibice pluli w na-szym kierunku. Początkowo byłem mocno rozczarowa-ny, wręcz zszokowany zachowaniem miejscowych fanów futbolu. Po chwili podszedł do mnie pochodzący z Kra-kowa hrabia Brzózka, który w  trakcie naszego pobytu w Hiszpanii pełnił obowiązki tłumacza. Otóż pan hrabia poinformował mnie, iż w przerwie meczu spiker stadio-nowy ogłosił, że wszyscy kibice Walencji bardzo cieszą się z  tego, że mogą gościć na swoim stadionie drużynę z Polski. Nienawidzą zaś piłkarzy oraz działaczy z Madry-tu, którzy w przeszłości wyrządzili im straszne świństwo. Do końca naszego pobytu na Półwyspie Iberyjskim nie udało mi się ustalić, jaką to krzywdę „Królewscy” wyrzą-dzili fanom futbolu z Walencji.

Zawzięty rywal… Marian Kozerski jest wychowankiem Proszowianki. Następnie grał w Stali Kraśnik oraz pierwszoligowej Stali Rzeszów. Występował także w  drugiej lidze francuskiej, a  po powrocie do kraju w  Resovii. Rzeszowscy kibice wspominają go jako, niezwykle szybkiego piłkarza z ser-cem do walki, który nigdy nie pękał nawet przed teore-tycznie silniejszym rywalem.

- Muszę przyznać, że raz najadłem się trochę stra-chu – opowiada Marian Kozerski – Miało to miejsce w  okresie, kiedy reprezentowałem barwy trzecioligowej Stali Kraśnik. W ramach rozgrywek pucharowych zmie-rzyliśmy się bodajże z  B- klasową drużyną, której nazwy nie pamiętam. Areną tego pojedynku był stadion nasze-go pucharowego rywala. Już w  trakcie meczu okazało się, że nasi przeciwnicy techniką nie grzeszą. Każdy ich kiks w polu karnym wykorzystywaliśmy bezlitośnie. Już po pierwszej połowie prowadziliśmy różnicą kilku goli. Tuż po przerwie wyróżniający się wzrostem rywal ja-kimś cudem zdołał mnie uprzedzić, ja zaś zamiast w pił-kę kopnąłem w  jego nogę. Chciałem przeprosić, ale od razu usłyszałem - „Za późno”. Od tego momentu żądny rewanżu rywal nie odstępował mnie na krok. Ja zaś cały swój wysiłek koncentrowałem na chronieniu swoich nóg.

Zauważył to trener, który najpierw kazał mi przejść do linii pomocy, a następnie wycofać się do głębokiej defen-sywy. Nic to nie dało, zacząłem się bać. Na szczęście w su-kurs przyszedł mi nasz szkoleniowiec, który w pewnym momencie zarządził zmianę. Mojemu zejściu z boiska to-warzyszył wielce wymowny wzrok mocno zawiedzionego rywala.

13

14

KIBICE DOCENILI LATĘ…Grzegorz Lato – król strzelców oraz dwukrotny medalista mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, został wybrany przez kibiców piłkarzem 70 – lecia Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Był jednym z najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu. Wypromowała go znakomita gra w repre-zentacji, w rozgrywkach ligowych również był nie do zatrzymania. Dwa razy zdobywał tytuł króla strzel-ców. Zdobył łącznie w ekstraklasie 112 bramek.Swoją przygodę z futbolem zaczynał w trampkarzach Sta-li Mielec. W latach 70 – tych był wielką gwiazdą mielec-kiej drużyny, z którą dwukrotnie wywalczył Mistrzostwo Polski. Obecnie jego imię nosi Szkoła Mistrzostwa Spor-towego w Mielcu.

Szybszy niż wiatr…Urodził się 8 kwietnia 1950 roku w Malborku. Gdy miał trzy lata, jego rodzina przeniosła się do Mielca. Kilka lat później stracił ojca, który zmarł tragicznie podczas pełnienia obowiązków zawodowych. W  wieku 12 lat, wraz ze starszym bratem Ryszardem, rozpoczął treningi w  miejscowej Stali. Trenerzy klubu bardzo szybko do-strzegli jego potencjał, wyróżniał się niesamowitym przy-spieszeniem. Jeden z mieleckich szkoleniowców pokusił się nawet o stwierdzenie, iż młody Lato biega szybciej niż wiatr. Niespełna 6 lat później świętował z drużyną Stali pierwsze poważne osiągnięcie. Mielecki zespół wywal-czył trzecie miejsce w lidze juniorów, Grzegorz zaś został dokooptowany do kadry drugoligowej drużyny Stali.

W seniorskiej kadrze…Młody futbolista szybko wkomponował się do nowego zespołu. Został dobrze przyjęty przez starszych kolegów, a  szacunek zdobywał sobie udanymi występami na zie-lonej murawie. Swoją dobrą grą znacząco przyczynił się do awansu Stali do I  ligi w 1970 roku. Niespełna 3 lata później mielecki zespół w kapitalnym stylu wywalczył ty-tuł mistrza Polski, zaś Grzegorz Lato z dorobkiem 13 goli został królem strzelców. Kilka miesięcy później Stal zade-biutowała w rozgrywkach Pucharu Klubowych Mistrzów Europy. Już w pierwszej rundzie los przydzielił mielcza-nom niezwykle utytułowanego rywala, jakim niewątpli-wie była ekipa Crveny Zvezdy Belgrad. W  dwumeczu lepszym zespołem okazali się futboliści z Jugosławii. Na finiszu kolejnego sezonu ligowego zespół z Mielca stanął

na najniższym stopniu podium, zaś Grzegorz Lato zo-stał wybrany przez katowicki „Sport” na „Piłkarza Roku w Polsce”.

Reprezentacyjny debiut….W  1970 roku Grzegorz Lato wpadł w  oko Andrzejowi Strejlauowi. Przyszły asystent selekcjonera reprezentacji Polski opowiedział o młodym futboliście z Mielca Kazi-mierzowi Górskiemu. Słynny polski trener, który wów-czas pracował z  kadrą młodzieżową, gdy pierwszy raz zobaczył mielczanina w akcji, porównał go do „wiatraka”, ale dostrzegł w nim potencjał. W kadrze młodzieżowej szybki skrzydłowy rozegrał 28 spotkań, w których strzelił 9 goli. Prawdziwa eksplozja talentu Laty miała dopiero nadejść w drużynie seniorskiej, w której zadebiutował 17 listopada 1971 roku, podczas spotkania z RFN-em. Kilka miesięcy później został powołany do kadry drużyny, któ-ra na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium wywalczy-ła złoty medal. Lato nie miał jednak znaczącego udziału w tym sukcesie, gdyż wystąpił tylko w pierwszej połowie meczu z Danią. W 1973 roku Polacy rozgrywali mecze eliminacyjne do Mistrzostw Świata. Młody napastnik nie był jeszcze wtedy podstawowym graczem w  druży-nie Kazimierza Górskiego i rzadko wychodził na boisko. Wszystko zmieniło się, gdy został powołany w  trybie awaryjnym na towarzyskie spotkanie z Bułgarią w War-nie. Tam dwa razy pokonał bułgarskiego bramkarza i od tego momentu jego pozycja w drużynie narodowej była niepodważalna. Wystąpił w  eliminacyjnym spotkaniu z  Walią, która w  Chorzowie uległa naszej drużynie 0-3. W meczu tym Lato był autorem pierwszego gola dla Pol-ski. Następne spotkanie, w którym wystąpił to niezwykle ważny i  zarazem niesamowicie emocjonujący mecz na Wembley z Anglią. W meczu tym Grzegorz Lato m. in. zainicjował akcję, po której jego klubowy kolega Jan Do-marski strzelił Anglikom historycznego gola. Remis wy-

15

walczony w londyńskiej „świątyni futbolu” był dla naszej reprezentacji przepustką do udziału w  Mistrzostwach Świata!

Król strzelców….Na boiskach w  RFN mielczanin rozegrał turniej życia. Już w  początkowej fazie imprezy wbił po 2 bramki Ar-gentynie i Haiti. Następnie dołożył trafienia w meczach ze Szwecją i  Jugosławią. A  że pozostali polscy piłkarze również prezentowali wyborną formę, więc nasza repre-zentacja w świetnym stylu wywalczyła awans do półfina-łu tej wielkiej imprezy. Tam w pojedynku, którzy wszyscy

zapamiętali jako „mecz na wodzie” Lato nie pokazał swo-jego wielkiego piłkarskiego kunsztu. Ostatecznie Polska uległa gospodarzom imprezy 0-1 i na osłodę pozostał jej mecz o 3. miejsce z Brazylią. Mało kto wierzył, że nasz zespół ma jakiekolwiek szanse w  starciu z  utytułowaną ekipą z  Ameryki Południowej. A  jednak drużyna Gór-skiego zachowała do przerwy czyste konto bramkowe, zaś na kwadrans przed końcowym gwizdkiem Grzegorz Lato popisowo „objechał” jednego z brazylijskich defen-sorów i precyzyjnym strzałem zdobył, jak się później oka-zało, bramkę na wagę trzeciego miejsca na świecie. Do-robek 7 trafień dał mielczaninowi zaszczytny tytuł Króla Strzelców Mistrzostw Świata. Wyczyn Laty docenili także światowi eksperci. W plebiscycie „France Football” repre-zentant Polski sklasyfikowany został na 6. miejscu w ka-tegorii „Najlepsi Piłkarze w Europie”. Z kolei w plebiscy-cie „Przeglądu Sportowego” uplasował się tuż za podium w kategorii „Najlepsi Sportowcy”.

Argentyńskie rozczarowanie…W 1976 roku Lato został powołany na turniej olimpijski, którego gospodarzem był Montreal. Mielczanin wystą-pił w 5 spotkaniach, w których 3 razy wpisał się na listę strzelców. Jego trafienia bardzo przyczyniły się do dru-giego miejsca i  srebrnego medalu, jaki przypadł naszej drużynie. Na kolejne Mistrzostwa Świata w  Argentynie reprezentacja jechała z  dużymi nadziejami. Skończyło się jednak na wielkim rozczarowaniu. Prowadzony przez trenera Jacka Gmocha zespół nie zdołał powielić sukcesu sprzed czterech lat. W końcowej klasyfikacji reprezenta-cja sklasyfikowana została na miejscach 5-6, co w kraju

przyjęto ze sporym rozczarowaniem. W całym turnieju Lato wystąpił w 6 spotkaniach i strzelił 2 bramki.

Trzeci mundial Laty …W  trakcie kolejnych Mistrzostw Świata, których gospo-darzem była Hiszpania, 32- letni Lato nadal cieszył się zaufaniem polskich szkoleniowców, w  tym selekcjonera Antoniego Piechniczka. Zagrał w każdym spotkaniu od 1. minuty, a w meczu z Peru strzelił swoją jedyną bramkę na

tej imprezie. Ponadto wypracowywał liczne sytuacje strzeleckie swoim kolegom. Do dzisiaj wspominamy zna-komity rajd Laty, jaki przeprowadził w początkowej fazie meczu Polska – Belgia oraz asystę przy golu Zbigniewa Bońka. Cały turniej Polacy zakończyli na 3. miejscu, co dla Laty oznaczało kolejny medal przywieziony z  Mi-strzostw Świata. Dobrą postawę polskiego zawodnika ko-lejny raz docenili kibice. To dzięki ich głosom Lato zajął 6. miejsce w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na naj-lepszego sportowca kraju. Łącznie, w  Mistrzostwach Świata rozegrał 20 spotkań, co do 1988 roku było trzecim wynikiem na świecie, po Uwe Seelerze z Niemiec i Wła-dysławie Żmudzie z  Polski. Występował również w  za-granicznych klubach - belgijskim Lokeren, meksykań-skim Atlante i  na koniec w  Kanadzie, w  polonijnym klubie Polonia Hamilton.

Koniec piłkarskiej przygody…W  swej bogatej karierze wystąpił w  100 oficjalnych me-czach reprezentacji Polski, w których zdobył 45 bramek. Po zakończeniu kariery sportowej zajął się trenowaniem. Trenował między innymi Stal Mielec, Olimpię Poznań, Amicę Wronki i  Widzew Łódź. Nie odniósł tu jednak znaczących sukcesów. W latach 2001-2005 był senatorem z  ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a  w  wybo-rach prezydenckich w  2005 roku został członkiem ko-mitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza. Ko-lejne trzy elekcje - do Parlamentu Europejskiego i dwie parlamentarne nie okazały się jednak dla niego udane. W  żadnej z  nich nie zdołał uzyskać mandatu. Powrócił do futbolu, jednak tym razem już jako działacz. W paź-dzierniku 2008 roku został wybrany Prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Funkcję tę pełnił do 26 październi-ka 2012 roku. Nie ubiegał się o reelekcję na to stanowisko.

16

„KASPER”…Henryka Kasperczaka fanom piłki nożnej nie trze-ba przedstawiać. To jeden z  najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu i zarazem jeden z naj-bardziej znanych i  popularnych trenerów na świe-cie. W swoim dorobku ma wiele międzynarodowych sukcesów. Ostatnio popularny „Kasper” otrzymał kolejne wyróżnienie – został wybrany Osobowością 70 – lecia Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Henryk Wojciech Kasperczak urodził się 10 lipca 1946 w Zabrzu, niedaleko stadionu Górnika. Jak wspominają jego znajomi, od najmłodszych lat był spokojnym, ambit-nym i  zarazem niezwykle wrażliwym chłopcem. - Mia-łam w klasie chorą na padaczkę uczennicę - wspomina Maria Kasner, wychowawczyni Kasperczaka z  podsta-wówki. - Gdy dostała ataku Heniek pospieszył jej z  po-mocą. Po chwili sam zemdlał, a ja nie wiedziałam, kogo najpierw ratować.

Bohater znad Dunajca…Początkowo nic nie wskazywało na to, że w niedalekiej przyszłości Kasperczak zostanie futbolistą światowego formatu. - Heniek pływał znakomicie, a woda to był jego żywioł - wspominają znajomi Kasperczaka - Podczas kolonii w Nowym Sączu jego pływacki talent okazał się wręcz zbawienny. W trakcie wypoczynku nad Dunajcem jeden z kolonistów zaczął tonąć w rwącym nurcie rzeki. Henryk bez chwili wahania wskoczył do wody i po chwili wyciągnął na brzeg nieprzytomnego kolegę. Gdyby nie odwaga „Kaspera”, to prawdopodobnie doszłoby do tra-gedii. W wieku 10 lat Kasperczak wywalczył tytuł wicemistrza Polski dzieci na 50 metrów kraulem. Pływakiem jednak nie został, gdyż – jak sam wspomina – od zawsze ciągnę-ło go na stadion i do piłki.

Początek piłkarskiej przygody…W  wieku 12 lat trafił do zabrskiej Stali, która wówczas rywalizowała w lidze okręgowej. W klubie tym grał i tre-nował, w weekendy zaś chodził na stadion miejscowego Górnika i  z  podziwem podpatrywał boiskowe wyczyny swoich idoli: Pola, Lentnera, Kowalskiego. - Syn mógł zostać piłkarzem Górnika – wspominała po latach Jadwi-ga Kasperczak, mama Henryka - Chodziłam często do warzywniaka, w którym zakupy również robił ówczesny prezes Górnika. Namawiałam go, by sprowadził syna do Górnika. Pan prezes nie był jednak zainteresowany moją propozycją. Henryk Kasperczak nie raz wspominał, iż Górnik intere-sował się nim, zanim jeszcze wyjechał do Mielca. - Wy-czuwałem, że działacze zabrskiego klubu byli zaintereso-wani moimi występami w ich zespole, ale nie za wszelką cenę. Gdyby mnie wówczas chcieli naprawdę, to prawdo-podobnie zostałbym w Zabrzu - przekonuje.

W barwach Stali…W połowie lat 60 – tych niespełna 18-letnim Kaspercza-kiem zainteresowali się działacze trzecioligowej wów-czas Stali Mielec. - Od jednego z kolegów usłyszałem, że w  Mielcu jest dużo chłopaków ze Śląska – wspomina – Namawiali mnie, abym do nich dołączył. Pojechałem

i spodobało mi się. Musze jednak przyznać, że na wyso-kości zadania stanęli wówczas mieleccy działacze, którzy wynajęli mi mieszkanie. Poza pieniędzmi dostałem też lodówkę, o której w tamtych czasach marzyła większość Polaków.Po roku gry w  Mielcu Kasperczak wpadł w  oko działa-czom krakowskiej Wisły. – Włodarze klubu sportowego z Krakowa gorąco namawiali mnie na zmianę barw klu-bowych – opowiada – Nie ukrywam, że wtedy chciałem skorzystać z ich oferty. Rozpocząłem nawet wieczorowe studia na Politechnice Krakowskiej. Jednak nie trwało to długo. Działacze Stali robili wszystko, aby mnie za karę wsadzić do wojska. Doszło nawet do tego, że zaczęła mnie szukać wojskowa żandarmeria. Przestraszyłem się nie na żarty. Zanim zdążyli mnie złapać, sam się zgłosiłem.

W kamaszach….Trafił do jednostki saperów w  Dębicy, gdzie służył do przysięgi. Następnie wyjechał do Warszawy, gdzie trafił do miejscowej Legii. – Prawdę mówiąc, nie ułożyło mi się

17

w stolicy – wspomina - Nie dość, że występowałem w re-zerwach Legii, to za wiele nie pograłem tam. Jakby tego było mało, to jeszcze dwa razy złamałem nogę. O wywal-czeniu miejsca w składzie pierwszej drużyny mogłem tyl-ko pomarzyć. W tamtych czasach barw Legii bronili tak świetni piłkarze jak Deyna, Brychczy, Żmijewski, Blaut. W  linii pomocy stołecznej drużyny panował niebywały ścisk, przez który bardzo ciężko było się przebić. Bardzo szybko to zrozumiałem, dlatego postanowiłem wrócić do Mielca.

Potęga Stali….Pod koniec lat 60 – tych mielecki klub wspomagany przez miejscowe zakłady lotnicze rósł w siłę. W 1969 r. drużyna awansowała do II ligi, zaś rok później do ekstraklasy. Gdy w 1973 r. Stal po raz pierwszy zdobyła mistrzostwo Polski, ze szczęścia oszalał cały Mielec. - Grzesiek Lato, Janek Domarski czy ja byliśmy idolami miasta – wspomina Ka-sperczak - Dowody uznania były przeróżne. Ja grałem z  „ósemką”, więc na rejestracji mojego BMW miałem cztery „ósemki”. Z kolei Grzesiu Lato jeździł z czterema

„siódemkami”.

W 1976 r. mielecki zespół pod „batutą” trenera Zientary wywalczył drugi tytuł mistrzowski. W tym samym okre-sie Kasperczak podjął studia w  filii warszawskiej AWF w Mielcu, potem dojeżdżał do Warszawy. Tematem jego pracy magisterskiej były warunki fizyczne uczestników MŚ w 1974 roku i  ich wpływ na grę na poszczególnych pozycjach.

Reprezentacyjny debiut…Do kadry trafił dosyć późno, gdyż w wieku 27 lat. W repre-zentacyjnym debiucie, a miał on miejsce w meczu z USA, wpisał się na listę strzelców. W opinii byłego świetnego reprezentacyjnego bramkarza Jana Tomaszewskiego, Ka-sperczak idealnie wkomponował się w drużynę Górskie-go. – W tamtym zespole Kaziu Deyna odpowiadał za grę z przodu, z kolei Zygmunt Maszczyk był od czarnej robo-ty z tyłu – wspomina popularny „Tomek” - Jeden drugie-mu nigdy nie pomagał. Wyśmienicie robił to Kasperczak, który w  połowie był Dejną i  w  połowie Maszczykiem. Henryk doskonale cementował kadrę. Kiedy miał coś do

powiedzenia, to długo się zastanawiał, zanim zabrał głos. A  potem powoli mówił dokład-nie to, co chciał powie-dzieć. Sam Kasperczak naj-lepiej wspomina mecz z  Włochami, który rozegrany został pod-czas MŚ w  1974 roku. Polacy pokonali rywa-li z  Półwyspu Apeniń-skiego 2-1 po wspania-łych strzałach Deyny i  Andrzeja Szarmacha. Oba gole padły jednak po kapitalnych asy-stach Kasperczaka. - Te dwa podania sprawiły mi najwięcej satysfak-cji – zapewnia - To były wyrafinowane, dokładnie prze-myślane zagrania . W  koszulce z  orłem na piersi zagrał 60 razy. Dwukrot-nie wystąpił w  Mistrzostwach Świata, wziął też udział w  igrzyskach olimpijskich. Reprezentacyjną karierę za-kończył na argentyńskim mundialu w 1978 roku.

Oferta z Metz…Przed mundialem w  Argentynie Henryk Kasperczak dostał kilka propozycji, w  tym ze Szwajcarii i  Niemiec.

– Ówczesny prezes PKOL Bolesław Kapitan prosił mnie, abym przed mistrzostwami nie wyjeżdżał, na co wyrazi-łem zgodę – wspomina. Pod koniec lat 70 – tych grający w F.C. Metz Bernard Blaut przekonał władze francuskie-go klubu, aby te sprowadziły Kasperczaka. – Przez niemal rok analizowałem ofertę z Metz – opowiada - Francuzi byli jednak cierpliwi, cały czas czekali na mnie. Ich po-stawa przekonała mnie ostatecznie. Początkowy okres pobytu we Francji był dla mnie bardzo trudny. Miałem 32 lata, trójkę dzieci i nie znałem francuskiego. Ale jakoś przyzwyczaiłem się. Metz był ostatnim klubem w karierze piłkarskiej Kasper-czaka. Powoli myślał o zawieszeniu butów na przysłowio-wym kołku. W tym okresie ciężko zachorował ówczesny szkoleniowiec F.C Metz Jean Snella. W trakcie rozmowy z  prezesem klubu Molinarim, trener zaproponował na swojego następcę Kasperczaka. Kilka dni później Snel-la zmarł, zaś Molinari złożył Kasperczakowi propozycję trenowania pierwszego zespołu. – Prezes mnie zaskoczył, a w dodatku dał mi do namysłu tylko 24 godziny – wspo-mina Kasperczak - Miałem twardy orzech do zgryzienia, bo do zakończenia kontraktu zostało mi sześć miesięcy. Myślałem też o powrocie do Polski. Na szczęście w pod-jęciu właściwej decyzji pomogła żona, która doradziła mi, abym przyjął propozycję klubu.

18

Pasmo sukcesów…W Metzu miał utrzymać pierwszą ligę. Gdy tego dokonał, Molinari zaproponował mu przedłużenie umowy. Skończy-ło się po pięciu latach. W tym okresie prowadzona przez Kasperczaka drużyna zdobyła Pucharu Francji. W rozegra-nym na Parc de Princes finale F.C. Metz pokonał 2-0 ekipę Monaco z  takimi gwiazdami w  składzie jak: Amoros, Le Roux, Genghini. - To była wielka sensacja, zaczęto o nas mówić. Zacząłem też dostawać propozycje z  innych klu-bów – wspomina. Wybrał St. Etienne, które wprowadził do pierwszej ligi. Następnie trenował Strasburg, z którym rów-nież wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Ze Strasburga trafił do Racingu Paryż, z którym awansował do finału Pucharu Francji. Został trenerem roku w klasyfi-kacji „France Football”. Z Paryża przeniósł się do Langwe-docji, gdzie został trenerem Montpellier. Z zespołem tym w 1991 r. doszedł do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pu-charów, eliminując po drodze PSV Eindhoven i Steauę Bu-kareszt. Latem 1993 roku otrzymał propozycję z Bordeaux, Lyonu i Marsylii. - Działacze Lille chcieli koniecznie pod-pisać ze mną kontrakt – opowiada – Ja jednak nie spieszy-łem się ze złożeniem podpisu na stosownych dokumentach i ostatecznie zostałem bez pracy. Na szczęście bezrobotnym długo nie byłem. Gdy tylko rozeszła się wieść, że jestem bez pracy niemal natychmiast dostałem ofertę z Wybrzeża Ko-ści Słoniowej.

Na „Czarnym Lądzie”….Wielu europejskich trenerów marzyło o karierach w Afryce, jednak niewielu zdołało osiągnąć zamierzony cel. Do za-cnego grona szkoleniowców, którzy na „Czarnym Lądzie” zdołali wyrobić sobie mocne nazwisko zaliczany jest Hen-ryk Kasperczak. Popularny „Kasper” z powodzeniem pro-wadził reprezentacje Wybrzeża Kości Słoniowej, Tunezji

i Mali. Nie powiodło mu się jedynie w Maroku. - Działacze byli niecierpliwi – przekonuje - Zwolnili mnie po jednej po-rażce, kiedy zajmowaliśmy pierwsze miejsce w  grupie eli-minacyjnej do Mistrzostw Świata. Najbardziej Kasperczaka kochają w  Mali. Z  reprezentacją tego państwa zdobył czwarte miejsce w Pucharze Narodów Afryki. W  1994 roku podpisał czteroletni kontrakt z  Tu-nezyjską Federacją Piłkarską. Gdy reprezentacja wróciła w 1996 r. z Mistrzostw Afryki ze srebrnymi medalami, na

lotnisku w  Tunisie witał ją 80-tysięczny tłum z  prezyden-tem na czele. Potem pochód kibiców z trenerem i piłkarza-mi przemaszerował triumfalnie przez główne ulice miasta. Rozstania z  tunezyjskim futbolem nie wspomina jednak mile. Po porażkach z Anglią 0-2 i Kolumbią 0-1 podczas mundialu we Francji działacze Tunezyjskiej Federacji Pił-karskiej zwolnili go z funkcji selekcjonera i to jeszcze przed zakończeniem turnieju.

Powroty….W  lecie 1998 roku Kasperczak wrócił do Francji, by tam objąć drużynę Bastii z Mariuszem Piekarskim w składzie. Przygoda z  Korsyką skończyła się jednak bardzo szybko, gdyż zaledwie po jedenastu kolejkach. Następnym klubem, który poprowadził Kasperczak był Al Wasl ze Zjednoczo-nych Emiratów Arabskich. Na początku 2000 roku został trenerem Maroka. Kilka miesięcy później trafił do Chin, gdzie prowadził drużynę Shenyang Jinde. Na finiszu rozgry-wek prowadzony przez Kasperczaka zespół zajął 14. miejsce w ligowej tabeli. Po tym mniej fortunnym okresie Kasper-czak otrzymał ofertę objęcia funkcji trenera reprezentacji Mali. Działacze chcieli, by ich drużyna zaprezentowała się jak najlepiej podczas Pucharu Narodów Afryki, którego byli gospodarzami. Prowadzony przez Kasperczaka zespół wywalczył 4. miejsce, okazując się największą niespodzian-ką turnieju. W półfinale Mali uległo 0-3 Kamerunowi, zaś w  meczu o  trzecie miejsce 0-1 Nigerii. Sukces był wielki, chciano więc przedłużyć kontrakt z  polskim szkoleniow-cem, lecz ten marzył o powrocie do francuskiej ekstraklasy.

Z ziemi polskiej do…Tunezji…W  marcu 2002 roku Henryk Kasperczak został trenerem krakowskiej Wisły Dzięki jego kontaktom popularna „Bia-ła Gwiazda” mogła w okresie przygotowawczym rozgrywać sparingi z mocnymi francuskimi drużynami. Już w pierw-szym sezonie swojej pracy przy Reymonta, Kasperczak wywalczył mistrzostwo. Sukces ten powielił w roku następ-nym. W  2003 roku Wisła dotarła do 1/8 finału pucharu UEFA, eliminując po drodze włoską Parmę oraz niemieckie Schalke 04. Do pełnego sukcesu zabrakło tylko awansu do Ligi Mistrzów. Kiedy krakowianie dysponowali mocą kadrą, los przydzielił im w eliminacjach madrycki Real. Gdyby nie dwie przypadkowe porażki z Valerangą oraz Dinamem Ti-bilisi, Kasperczak zapewne pracowałby w Krakowie jeszcze ładnych kilka lat. W 2010 roku Kasperczak nieoczekiwanie ponownie został trenerem Wisły. Przejął po Macieju Skorży drużynę, która na dziesięć kolejek przed końcem rozgrywek plasowała się na pierwszym miejscu w ligowej tabel, z przewagą dwóch

„oczek” nad poznańskim Lechem, Ostatecznie krakowski zespół nie zdołał utrzymać pozycji lidera. Na finiszu eks-traklasy Wisła zameldowała się na drugim miejscu. Po od-padnięciu w eliminacjach do Ligi Europy „Kasper” podał się do dymisji.Obecnie Henryk Kasperczak prowadzi reprezentację Tunezji.

19

KURSY UEFA W TOKU…W ostatni listopadowy weekend odbyły się w Rzeszowie kolejne sesje kursów na licencję UEFA A oraz UEFA C. Zajęcia z kursantami prowadzili wykładowcy z Podkarpacia oraz Śląska i Małopolski.

- Wykłady oraz ćwiczenia przygotowane i prowadzone przez prelegentów spotkały się z dużym zainteresowa-niem wśród kursantów, co naprawdę cieszy – zapewnia Henryk Rożek trener koordynator Podkarpackiego ZPN

– Dokładamy wszelkich starań, aby organizowane przez nasz Wydział Szkolenia kursy stały na jak najwyższym poziomie. Dlatego zawsze zapraszamy wybitnych wykła-dowców, którzy swoim wieloletnim doświadczeniem i praktyką gwarantują najwyższy poziom nauczania.Tym razem zajęcia prowadzili doskonale znani na

Podkarpaciu prelegenci: Zbigniew Hariasz, Maciej Huzarski, Marcin Włodar-ski i Henryk Rożek, jak też przedstawiciele Śląskiego ZPN oraz Małopolskiego ZPN: Dariusz Gęsior i prof. Henryk Duda. Termin eg-zaminu końcowego oraz obrony prac dyplomowych prestiżowego kursu UEFA A wyznaczono na lipiec 2016 r.

- Obecnie w Krośnie prowadzone są zajęcia w ramach kursu UEFA C – dodaje Henryk Rożek - Zgodnie z haromonogramem, 19 grudnia w Rzeszowie roz-pocznie się kurs wyrównawczy UEFA B. Kilka dni później, a konkretnie w styczniu 2016 roku w Jaro-sławiu oraz Rzeszowie zostanie zainaugurowany ko-lejny kurs dla trenerów, a mianowicie kurs UEFA C, do udziału w którym serdecznie zapraszam.

SZTANDAR DLA SANU…- Niniejszym, uroczystym aktem stanowimy i przekazujemy Parafialnemu Klubowi Sportowemu San sztandar ufundowany przez Radę Miejską w Stalowej Woli - tymi słowami Przewodniczący Rady Miasta Rafał Weber przekazał sztandar prezesowi klubu Marianowi Pawlikowi . Parafialny Klub Sportowy San obchodził jubileusz 5 – lecia istnienia. Z tej okazji odbyła się uroczysta msza św. dziękczynna w rozwadowskim klasztorze Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, podczas której nastąpiło poświęcenie sztandaru. Po mszy jej uczestnicy, wśród których nie zabrakło przedstawicieli Parlamentu, samo-rządowców, działaczy oraz zawodników klubu, udali się do „Dworu Ordynata”, gdzie kontynuowano obchody jubileuszu. Podkarpacki Związek Piłki Nożnej reprezen-towali na uroczystościach prezes Marek Hławko oraz jego zastępca Zenon Krówka. W imieniu Zarządu pre-zes Hławko przekazał na ręce prezesa Mariana Pawlika okolicznościową paterę oraz złożył serdeczne gratulacje i wyrazy uznania. Sternik podkarpackiego futbolu uho-norował okolicznościowymi grawertonami zasłużonych działaczy piłkarskich Podokręgu Stalowa Wola: Stefana Tura i Ryszarda Szwedo. Podziękował także działaczom Sanu za wieloletnią działalność na rzecz rozwoju piłki nożnej w regionie i Podkarpaciu oraz wręczył im odzna-czenia związkowe.

Po zakończeniu części oficjalnej szef podkarpackiej centrali piłkarskiej spotkał się z bratem Bogdanem Kordkiem. – Obaj pochodzimy z Ropczyc, więc te-matów do rozmowy nie brakowało, a tylko nawał obowiązków ograniczał nam czas tego miłego spo-tkania – przekonywał prezes Hławko.

20

MISTRZOWSKI WYSTĘP BIAŁO – CZERWONYCH…W czwartek 19 listopada br. Orlik przy ul. Dworskiego w Przemyślu był areną zmagań drużyn rywalizują-cych w Otwartych Klubowych Mistrzostwach Przemyśla. Na starcie imprezy stanęły cztery drużyny, które rywalizowały systemem „każdy z każdym”.

Triumfatorem przemyskich zawodów okazała się eki-pa Biało – Czerwonych Kaszyce, która na swym koncie zanotowała komplet zwycięstw. W  swym pierwszy wy-stępie mistrzowska drużyna pokonała faworyzowaną przemyską Polonię 4-3. W dwóch kolejnych meczach Biało – Czer-woni zwyciężyli Granicę Stubno 2-1 oraz Kopra Team 3-0. Drugie miej-sce wywalczył triumfator dwóch poprzednich edycji turnieju, prze-myska Polonia. Prowadzony przez grającego trenera Pawła Załogę zespół tym razem zanotował tylko dwie wygrane. Poloniści pokona-li: Granicę Stubno 3-1 oraz Kopra Team 7-3. Na najniższym stopniu podium stanął zespół ze Stubna z jedną wygraną na koncie, nad Ko-prem Team 2-1. Przyznano również wyróżnienia indywidualne. Najlep-szym bramkarzem turnieju wybra-no Jakuba Wilczyńskiego (Koper Team), najlepszym obrońcą Arka-diusza Majchra (Biało –Czerwoni Kaszyce), zaś najlepszym zawodni-kiem został Arkadiusz Gosa (Polonia Przemyśl). Z kolei korona króla strzelców trafiła do rąk zawodnika drużyny z Kaszyc, Tomasza Stasiły.

- Nasz turniej miał na celu nie tylko promocję rywalizacji sportowej w  duchu fair - play, ale także ukazanie pięk-na zawartego w  tej jakże popularnej na całym świecie

dyscyplinie sportu – zapewnia organi-zator Henryk Łaskarzewski – Zakła-dany cel udało nam się osiągnąć mimo emocjonującej, a  momentami nawet ostrej rywalizacji na placu gry. Gra-cze poszczególnych drużyn kolejny raz udowodnili niezwykle wymagającej pu-bliczności, że piłka nożna łączy, a  nie dzieli. Zorganizowanie tak wspaniałej imprezy nie byłoby możliwe bez pomo-cy i zaangażowania trenerów, a mam tu na myśli Pawła Załogę, Mariusza Błasz-czyka i  Marcina Macha. Mimo wyczer-pującego sezonu wspomniani szkole-niowcy oraz ich podopieczni znaleźli czas na udział w naszej imprezie. I za to im serdecznie dziękuję. Słowa podzię-kowania kieruję również pod adresem fundatorów nagród: posła Marka Rząsy, dyrektora CKZ i U nr 1 Roberta Rybaka

oraz firm A-Z Parkiet, Auto-Fan i FHU Koncept z Prze-myśla. W tych podziękowaniach nie mogę pominąć arbi-trów, którzy tak udanie prowadzili poszczególne mecze. W bieżącej edycji mistrzostw role rozjemców przypadły

panom: Pawłowi Siepierze , Michałowi Kazimirowi oraz Bartoszowi Skałackiemu. Opiekę medyczną nad uczest-nikami zawodów sprawował pan Kamil Makara, któremu również składam gorące podziękowania.

21

KULIK ZA HŁAWKĘ…W czwartek, 3 grudnia br., odbyło się posiedzenie Zarządu Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Pod-czas spotkania nastąpiła zmiana na stanowisku prezesa. Dotychczasowy sternik regionalnej centrali pił-karskiej Marek Hławko złożył rezygnację, zaś funkcja pełniącego obowiązki prezesa została powierzona Tadeuszowi Kulikowi. W  trakcie zebrania kilku członków zarządu chciało odwołać Marka Hławkę z  funkcji prezesa. Ten jed-nak sam złożył pisemną rezygnację, podobnie do wiceprezesa Zenona Krówki. W dalszej części obrad sena-tor Mieczysław Golba zgłosił i  zare-komendował kandydaturę Tadeusza Kulika.- Decyzja o rekomendowaniu

pana Kulika podyktowana była wie-loma względami – zapewnia sena-tor Golba – Dał się on poznać jako bardzo dobry i  zarazem niezwykle doświadczony działacz piłkarski. Od wielu lat z powodzeniem szefuje Po-dokręgowi Piłki Nożnej w Rzeszowie, a  ponadto współtworzył regulamin Podkarpackiego Związku Piłki Noż-nej. O  lepszego kandydata w  tych

kryzysowych czasach byłoby trudno. - Propozycja pana Golby zasko-czyła zarówno mnie samego, jak też wielu innych uczestników zebrania – dodaje Tadeusz Kulik – Wprawdzie kilka dni wcześniej rozważaliśmy różne scenariusze wydarzeń, w  tym także zmianę na stanowisku prezesa, ale moja kandydatura raczej nie była brana pod uwagę.

Wniosek senatora Golby o powierze-nie Tadeuszowi Kulikowi obowiąz-ków prezesa podkarpackiej centrali piłkarskiej został poparty jednogło-śnie. Po ogłoszeniu wyników gło-sowania nowo wybrany prezes po-dziękował za zaufanie, jakim został obdarzony. – Swoje podziękowania i  wyrazy szacunku pragnę również

skierować do Marka Hławki - mówił Tadeusz Kulik - W  ciągu ostatnich kilku miesięcy zrobił wiele dobrego dla podkarpackiego futbolu. Należą się mu też słowa uznania za przygo-towanie obchodów Jubileuszu. Od-biór tej uroczystości był bardzo po-zytywny wśród przybyłych gości i na pewno przysporzył Podkarpackiemu Związkowi Piłki Nożnej splendoru. Jednym z  najważniejszych zadań, z  jakim w  najbliższym czasie przyj-dzie się zmierzyć prezesowi Kulikowi będzie organizacja walnego zebrania

sprawozdawczo-wyborczego w Podk.ZPN, które odbędzie się 27 lutego 2016 r.

Święta Bożego Narodzenia to jeden z  najpiękniejszych okresów w  roku. Z  tej okazji pragnę złożyć wszystkim podkarpackim działaczom piłkarskim, piłkarzom, trenerom, arbitrom oraz kibicom najser-deczniejsze świąteczne życzenia! Zdrowych, kojących, wartych pamięci, pełnych ciepła i rodzinnej atmos-fery Świąt, radosnego nastroju oraz spotkań z przyjaciółmi! A po powrocie do piłkarskiej codzienności jak najwyższej sportowej formy, precyzji oraz samych zwycięskich pojedynków, toczonych w duchu fair play! Niech nadchodzący 2016 Rok będzie czasem realizacji Państwa planów i zamierzeń, które staną się źródłem osobistej satysfakcji.

Tadeusz Kulikp.o. Prezesa Podk.ZPN

Szanowni Państwo!

Z ostatniej chwili:

JUBILEUSZ W OBIEKTYWIE...