Jake inaczej przedstawia si przypadek polskich powi- za
amerykaskiego pisarza Michaela Joyce’a, twórcy przeomowych powieci
hipertekstowych [popoudnie, pewna historia] i [ Twi- light, a
Symphony]. Powiza tych, jako tumacze, redaktorzy i wydawcy, w ogóle
nie zamierzalimy poszukiwa, o wikszoci na- wet nie wiedzielimy. To
sam autor zacz nas powoli, w drobnych dawkach, przyzwyczaja do
tego, jak bardzo jego wiat i twórczo inspirowane s polsk literatur
i sztuk. Co, co z po- cztku wydawao si przejawem czystej kurtuazji,
zacz- o si przemienia w wyrane zarysy drugiej – po Irlan- dii –
duchowej ojczyzny, o której istnieniu „amerykaski Joyce” mówi gono
nie tylko przy okazji rozmów z nieza- lenymi polskimi
wydawnictwami, ale te choby w toku refleksji nad przyszoci ksiki i
kultury, toczonej ra- mi w rami ze wiatowymi humanistami pokroju
Umber- ta Eco czy Geoffrey’a Nunberga. Artyku Zastpowanie autora: [
Ksika z ruin ], który tu zamieszczamy jest do- wodem na to, jak
miao Michael Joyce uniwersalizuje swoj znajomo twórczoci polskiego
Noblisty. Poje- dynczy obraz z wiersza Miosza, powstaego w jednym z
najbardziej dramatycznych momentów polskiej histo- rii, staje si
przyczynkiem do refleksji nad cyfrow przy- szoci kultury.
Wystpienie to jest wietnym przyka- dem tego, jak bardzo
niepotrzebnie, wystpujc na forum midzynarodowym, ukrywamy nasze
lokalne zakorzenie-
nie czy wyjtkow i – zdawaoby si – mao zrozumia specyfik polskiej
historii. Oto amerykaski pisarz – za modym polskim poet, któremu
daleko jeszcze do No- blisty – rozpociera wizj zrujnowanej
bombardowaniem warszawskiej biblioteki w roku 1945 i na jej
podstawie rozwija wizj losu sowa w otoczeniu wirtualnej rzeczy-
wistoci, hipertekstu i przypieszonych polimedialnych przekazów
wieku XXI. Joyce czyni to z niebywa konse- kwencj i wytrwaoci,
powracajc do Miosza, swego mistrza, na przestrzeni caego wywodu,
Trudno odnale podobne podejcie wród tysicy wyst- pie na temat
Miosza w trakcie koczcego si wanie roku mioszowskiego. Dlatego, gdy
tylko uwiadomili- my sobie, jak wany moe by dla polskiej
publicznoci wskazany nam przez samego autora tekst, postanowili- my
go przetumaczy i udostpni. Towarzyszy mu roz- mowa z Michaelem
Joycem, w której autor popoudnia, pewnej historii zdradza swoje
biograficzne zwizki z Pol- sk, odsania tajemnice pierwszego
hipertekstu i apelu- je o budowanie mostów ponad kulturami w imi
warto- ci, których przez cae ycie poszukiwa Czesaw Miosz.
W artykule Michael Joyce, Czesaw Mi- osz i hipertekst.
postgutenbergowskie na- dzieje sylwy wspóczesnej staraem si
zrekapitulowa i nieco innym jzykiem nazwa polskie lady w twórczo-
ci Michaela Joyce’a. Akcent postawiony jest jednak na ich aspekt
estetyczny, bdcy czci wiatopogldu ar-
Jake inaczej przedstawia si przypadek polskich powi- za
amerykaskiego pisarza Michaela Joyce’a, twórcy przeomowych powieci
hipertekstowych [popoudnie, pewna historia] i [ Twi- light, a
Symphony]. Powiza tych, jako tumacze, redaktorzy i wydawcy, w ogóle
nie zamierzalimy poszukiwa, o wikszoci na- wet nie wiedzielimy. To
sam autor zacz nas powoli, w drobnych dawkach, przyzwyczaja do
tego, jak bardzo jego wiat i twórczo inspirowane s polsk literatur
i sztuk. Co, co z po- cztku wydawao si przejawem czystej kurtuazji,
zacz- o si przemienia w wyrane zarysy drugiej – po Irlan- dii –
duchowej ojczyzny, o której istnieniu „amerykaski Joyce” mówi gono
nie tylko przy okazji rozmów z nieza- lenymi polskimi
wydawnictwami, ale te choby w toku refleksji nad przyszoci ksiki i
kultury, toczonej rami w rami ze wiatowymi humanistami pokroju
Umberta Eco czy Geoffrey’a Nunberga. Artyku Zastpowanie au- tora: [
Ksika z ruin ], który tu zamieszczamy jest dowo- dem na to, jak
miao Michael Joyce uniwersalizuje swo- j znajomo twórczoci
polskiego Noblisty. Pojedynczy obraz z wiersza Miosza, powstaego w
jednym z najbar- dziej dramatycznych momentów polskiej historii,
staje si przyczynkiem do refleksji nad cyfrow przyszoci kul- tury.
Wystpienie to jest wietnym przykadem tego, jak bardzo
niepotrzebnie, wystpujc na forum midzynaro- dowym, ukrywamy nasze
lokalne zakorzenie
Jake inaczej przedstawia si przypadek polskich powi- za
amerykaskiego pisarza Michaela Joyce’a, twórcy przeomowych powieci
hipertekstowych [popoudnie, pewna historia] i [ Twi- light, a
Symphony]. Powiza tych, jako tumacze, redaktorzy i wydawcy, w ogóle
nie zamierzalimy poszukiwa, o wikszoci na- wet nie wiedzielimy. To
sam autor zacz nas powoli, w drobnych dawkach, przyzwyczaja do
tego, jak bardzo jego wiat i twórczo inspirowane s polsk literatur
i sztuk. Co, co z po- cztku wydawao si przejawem czystej kurtuazji,
zacz- o si przemienia w wyrane zarysy drugiej – po Irlan- dii –
duchowej ojczyzny, o której istnieniu „amerykaski Joyce” mówi gono
nie tylko przy okazji rozmów z nieza- lenymi polskimi
wydawnictwami, ale te choby w toku refleksji nad przyszoci ksiki i
kultury, toczonej rami w rami ze wiatowymi humanistami pokroju
Umberta Eco czy Geoffrey’a Nunberga. Artyku Zastpowanie au- tora: [
Ksika z ruin ], który tu zamieszczamy jest dowo- dem na to, jak
miao Michael Joyce uniwersalizuje swo- j znajomo twórczoci
polskiego Noblisty. Pojedynczy obraz z wiersza Miosza, powstaego w
jednym z najbar- dziej dramatycznych momentów polskiej historii,
staje si przyczynkiem do refleksji nad cyfrow przyszoci kul- tury.
Wystpienie to jest wietnym przykadem tego, jak bardzo
niepotrzebnie, wystpujc na forum midzynaro- dowym, ukrywamy nasze
lokalne zakorzenie
Jake inaczej przedstawia si przypadek polskich powi- za
amerykaskiego pisarza Michaela Joyce’a, twórcy przeomowych powieci
hipertekstowych [popoudnie, pewna historia] i [ Twi- light, a
Symphony]. Powiza tych, jako tumacze, redaktorzy i wydawcy, w ogóle
nie zamierzalimy poszukiwa, o wikszoci na- wet nie wiedzielimy. To
sam autor zacz nas powoli, w drobnych dawkach, przyzwyczaja do
tego, jak bardzo jego wiat i twórczo inspirowane s polsk literatur
i sztuk. Co, co z po- cztku wydawao si przejawem czystej kurtuazji,
zacz- o si przemienia w wyrane zarysy drugiej – po Irlan- dii –
duchowej ojczyzny, o której istnieniu „amerykaski Joyce” mówi gono
nie tylko przy okazji rozmów z nieza- lenymi polskimi
wydawnictwami, ale te choby w toku refleksji nad przyszoci ksiki i
kultury, toczonej rami w rami ze wiatowymi humanistami pokroju
Umberta Eco czy Geoffrey’a Nunberga. Artyku Zastpowanie au- tora: [
Ksika z ruin ], który tu zamieszczamy jest dowo- dem na to, jak
miao Michael Joyce uniwersalizuje swo- j znajomo twórczoci
polskiego Noblisty. Pojedynczy obraz z wiersza Miosza, powstaego w
jednym z najbar- dziej dramatycznych momentów polskiej historii,
staje si przyczynkiem do refleksji nad cyfrow przyszoci kul- tury.
Wystpienie to jest wietnym przykadem tego, jak bardzo
niepotrzebnie, wystpujc na forum midzynaro- dowym, ukrywamy nasze
lokalne zakorzenie
Projekt okadki, skad i amanie, projekt typograficzny, makieta,
ilustracje Katarzyna Janota
Postgutenbergowskie nadzieje ksigi rónoci.
5
11
43
84
106
115
120
132
138
Mariusz Pisarski: Michael Joyce, Czesaw Miosz i hipertekst.
Postgutenbergowskie nadzieje ksigi rónoci.
Radosaw Nowakowski: wiadomo hipertekstu.
popoudnia.
Karol Lefer: Trzy wieczory z popoudniem A.D 2002.
Popoudnia z popoudniem. Spotkania z Joycem i Mioszem w Polsce
ws t p
Wyszukiwanie powiza autorów obcych z polsk kultur to nie- rzadki
objaw prowincjonalnoci, polskich kompleksów niszoci, braku wiary w
to, e nad Wis pojawi si moe cokolwiek ory- ginalnego, o
uniwersalnym za- sigu i potraficego inspirowa inne kultury.
6
Jake inaczej przedstawia si przypadek polskich powi- za
amerykaskiego pisarza Michaela Joyce’a, twórcy przeomowych powieci
hipertekstowych [popoudnie, pewna historia] i [ Twi- light, a
Symphony]. Powiza tych, jako tumacze, redaktorzy i wydawcy, w ogóle
nie zamierzalimy poszukiwa, o wikszoci na- wet nie wiedzielimy. To
sam autor zacz nas powoli, w maych dawkach, przy- zwyczaja do tego,
jak bardzo jego wiat i twórczo in- spirowane s polsk literatur i
sztuk. Co, co z poczt- ku wydawao si przejawem czystej kurtuazji,
zaczo si przemienia w wyrane zarysy drugiej – po Irlandii – du-
chowej ojczyzny, o której istnieniu „amerykaski Joyce” mówi gono
nie tylko przy okazji rozmów z niezalenymi polskimi wydawnictwami,
ale te choby w toku refleksji nad przyszoci ksiki i kultury,
toczonej rami w ra- mi ze wiatowymi humanistami pokroju Umberta Eco
czy Geoffrey’a Nunberga. Artyku Zastpowanie autora: [ Ksika z ruin
], który tu zamieszczamy jest dowodem na to, jak miao Michael Joyce
uniwersalizu- je swoj znajomo twórczoci polskiego Noblisty. Poje-
dynczy obraz z wiersza Miosza, powstaego w jednym z najbardziej
dramatycznych momentów polskiej histo- rii, staje si przyczynkiem
do refleksji nad cyfrow przy- szoci kultury. Wystpienie to jest
wietnym przyka- dem tego, jak bardzo niepotrzebnie, wystpujc na
forum midzynarodowym, ukrywamy nasze lokalne zakorzenie-
7
nie czy wyjtkow i – zdawaoby si – mao zrozumia specyfik polskiej
historii. Oto amerykaski pisarz – za modym polskim poet, któremu
daleko jeszcze do No- blisty – rozpociera wizj zrujnowanej
bombardowaniem warszawskiej biblioteki w roku 1945 i na jej
podstawie rozwija wizj losu sowa w otoczeniu wirtualnej rzeczy-
wistoci, hipertekstu i przypieszonych polimedialnych przekazów
wieku XXI. Joyce czyni to z niebywa konse- kwencj i wytrwaoci,
powracajc do Miosza, swego mistrza, na przestrzeni caego wywodu,
Trudno odnale podobne podejcie wród tysicy wyst- pie na temat
Miosza w trakcie koczcego si wanie roku mioszowskiego. Dlatego, gdy
tylko uwiadomili- my sobie, jak wany moe by dla polskiej
publicznoci wskazany nam przez samego autora tekst, postanowili- my
go przetumaczy i udostpni. Towarzyszy mu roz- mowa z Michaelem
Joycem, w której autor popoudnia, pewnej historii zdradza swoje
biograficzne zwizki z Pol- sk, odsania tajemnice pierwszego
hipertekstu i apelu- je o budowanie mostów ponad kulturami w imi
warto- ci, których przez cae ycie poszukiwa Czesaw Miosz.
W artykule Michael Joyce, Czesaw Mi- osz i hipertekst.
Postgutenber- gowskie nadzieje ksigi rónoci. staraem si
zrekapitulowa i nieco innym jzykiem na- zwa polskie lady w
twórczoci Michaela Joyce’a. Akcent postawiony jest jednak na ich
aspekt estetyczny, bd-
8
cy czci wiatopogldu artystycznego amerykaskie- go pisarza i jego –
znanych Mioszowi – poszukiwa for- my bardziej pojemnej. Co ciekawe,
sam Michael Joyce, którego twórczo wpisywano dotd gównie w amery-
kaskie konteksty, nie patrzy na swoje utwory pod k- tem
mioszowskiej ksigi rónoci i postmodernistycznej sylwy. Ta
perspektywa, gdy trafi na ni w moich anglo- jzycznych wystpieniach
o zwizkach Miosza z hiper- tekstem, staa mu si natychmiast bliska,
a link ustano- wiony pomidzy jego wasn twórczoci, od popo- udnia z
1987 roku po Was z 2007, a polskimi po- szukiwaniami formalnymi po
1976 roku – oczywisty!
Ozdob i atrakcj niniejszego e-booka s raporty z pre- mierowych
spotka z popoudniem, pew- n histori, które Korporacja Ha!Art
przeprowa- dzia w kilku miastach polski jesieni 2011 roku. Niektó-
re z nich towarzyszyy festiwalom literackim, jedno kon- ferencji o
nowych mediach, a cz z nich zamienia si warsztaty, których
uczestnicy mogli zetkn si z nowym dla nich rodzajem odbioru tekstu.
wietnym przykadem s warsztaty Nawiguj! w Czstochowie, z których
raport – wraz z opisem sesji lekturowych poszczególnych
uczestników, mamy przyjemno opublikowa w cao- ci. Oddajemy te gos
Radosawowi Nowakowskiemu, tumaczowi popoudnia, oraz Jakubowi
Jagielle, który podj si informatycznego przekadu tej powieci na
warunki wspóczesnego uytkownika. W czeluciach
9
starych komputerów odnalelimy take archiwalny za- pis pierwszych
spotka z oryginaem powieci Joyce’a, powstay w roku 2002.
Oddajc czytelnikom Ha!artu ten darmowy e-book, mamy nadziej, e
pomoe on zapozna si z twórczoci Mi- chaela Joyce`a, przywita go w
gronie autorów „pol- skich”, uwierzy, e eksperyment w literaturze
wci ma sens oraz – last but not least – poczu, e „kompleks Pol-
ski” jest iluzj.
Miej lektury ! Mariusz Pisarski
11
MARIUSZ PISARSKI: Dla zespou pracujcego nad pol- sk wersj
popoudnia, pewnej historii mocnym zaskocze- niem byo odkrycie, e
autor tej powieci ma tak silne i rozle- ge powizania z Amerykanami
polskiego pochodzenia i polsk kultur. Mona byo oczywicie wnioskowa
co nieco z pana prozy, gdzie rozsiane s polskie akcenty, ale
wiadomo, i le- dzi Pan niemal na co dzie, co dzieje si w polskiej
literaturze, jest du niespodziank.
MICHAEL JOYCE: Dorastaem w polsko-amerykaskim miecie Buffalo w
stanie Nowy Jork i wielu moich szkol- nych przyjació (nawet moja
pierwsza dziewczyna, z któr po czterdziestu latach wci utrzymuj
kontakt) byo polskiego pochodzenia. Jako nastolatek, po gorcych
namowach przy- jaciela, poety polskiego pochodzenia, zaczem czyta
wier- sze Adama Mickiewicza. Zaraz potem pojawiy si kolejne
fascynacje: przede wszystkim Miosz, Szymborska, a take – w nieco
mniejszym stopniu – Zagajewski. Wszyscy oni byli dla mnie
wani.
Oczywicie zauway pan, e nie wymieniem polskich pro- zaików. Myl, e
miejsce zarezerwowane dla prozy zaj w moim przypadku Krzysztof
Kielowski, cho, jak wikszo osób mojej generacji, czytaem ksiki
Conrada, znam Opo- wieci Galicyjskie Stasiuka i powieci Doroty
Masowskiej. Wszystko to s dodatkowe przyczyny, dla których tak cie-
sz si na perspektyw polskiego wydania popoudnia, mam bowiem
nadziej, e pozwoli mi to wypeni luki w znajomo- ci wspóczesnej
polskiej kultury i by w kontakcie z tym, co
12
które charakteryzuj
jzyk pisany.
dzieje si tam dzisiaj.
MARIUSZ PISARSKI: W pana pierwszej powieci hipertek- stowej jest
pewna powtarzajca si (jak wiele w tym tekcie) kluczowa scena, w
której dwóch bohaterów rozmawia w restau- racji, czstujc si
polskimi landrynkami. W Twilight a Sym- phony nie tylko spotykamy
wicej polskich tropów kulinar- nych – pojawiaj si choby pierogi –
ale te gówn boha- terk jest Magda, córka polskiego emigranta
solidarnocio- wego, który po przybyciu do Ameryki zaczyna, niczym w
pio- sence Jacka Kaczmarskiego, pracowa w sex-shopie. Czy pol- skie
lady w tej prozie pojawiaj si jako co naturalnego, jako stae
elementy pana codziennoci, czy te nadaje im pan spe- cjalne,
zlokalizowane znaczenie?
MICHAEL JOYCE: Poniewa czasami nasza wasna prze- szo bywa ukryta
przed nami niczym migday w Ciecie Trzech Króli, podejrzewam, e
polskie sygnay w popoudniu, pewnej historii i w Twilight, a
Symphony s zarówno czym naturalnym, jak i czekajcym na odkrycie
przez czytelnika, cho akurat w popoudniu owa waza cukierków pojawia
si w do wczesnej fazie narracji i peni rol subtelnej wska- zówki.
Polacy byli nie tylko poród moich pierwszych przy- jani i mioci,
ale poród pierwszych poetów i pisarzy, z któ- rymi prowadziem
dyskusje o literaturze. W polskiej wrali- woci odnalazem t swoist
mieszank melancholii, myle- nia o mierci, zachwytu, która tak mocno
pokrywa si z moim wasnym irlandzko-amerykaskim wychowaniem, i która
do wczenie doprowadzia mnie do Mickiewicza i Miosza. Warto jednak w
tym kontekcie wspomnie o innych fascyna-
14
cjach. Byy nimi przeplatajce si opowieci z Noa w wodzie Romana
Polaskiego i nielinearne elementy prozy Kosiskiego. Cho Przypadku
Kielowskiego, który w Ameryce dostpny by gdzie w okolicach
pierwszego wydania popoudnia, pew- nej historii, nie mogem widzie
przed napisaniem tej powie- ci, dobrze pamitam rado, jak sprawiao
mi odkrywanie hipertekstowych, zupenie jakby moich, sposobów
opowiada- nia w tym filmie. Mona te odnale pewne analogie pomi- dzy
tematem mierci w Twilight i Dekalogu. Motywy te, podob- nie zreszt
jak poezja Szymborskiej i wydarzenia zwizane z Solidarnoci,
ksztatuj moj gówn polsk bohaterk, Magdalen, z jej “porywczoci,
gwatown jak biaa pustka zen... [i] poduszeczkami pierogów, kady z
nich wypeniony ziarnami sera w kolorze koci soniowej i puszystym,
przy- prószonym koperkiem, ziemniaczanym purée lub smakowi- tymi
ksami przyciemnionej winem kapusty.”
MARIUSZ PISARSKI:We wstpnym rozdziale swojej ksiki Othermindedness
przytacza pan wiersz Miosza, w którym mody poeta stoi na gruzach
warszawskiej biblioteki porodku wojennych zgliszczy w roku 1945.
Wiersz ten posuy panu jako centralny punkt pogbionej refleksji,
jeli nie medytacji, nad przyszoci ksiki i pisarstwa
elektronicznego, podobnie jak jeszcze inny wyimek poetyckiej
twórczoci Miosza – wiersz o warszawskim getcie. Na pierwszy rzut
oka, zwaszcza z per- spektywy polskiej publicznoci, wybór polskiej,
wojennej tema- tyki jako punktu wyjcia do refleksji nad
cyberprzyszoci kultury moe si wyda bardzo niecodzienny, miay, kto
wie, moe nawet szokujcy. Poezja roku 1945, jak ilustruje choby tytu
wydanego w tym czasie tomiku Miosza Ocalenie, zdaje
15
si by pochonita waciwymi dla tego czasu i typowo pol- skimi
tematami roli czowieka w historii, feralnego losu narodu polskiego
czy ydowskiego, róde za...
MICHAEL JOYCE: Rozumiem to i sympatyzuj z uczuciami oraz
skojarzeniami, jakie te wojenne odniesienia mog wywo- ywa. Urodziem
si w listopadzie 1945 roku i, cho nie mog nazwa si dzieckiem wojny,
to bardzo blisko znaem tych, któ- rych wojna naznaczya w sposób
cakiem dosowny, wczyw- szy w to moich polskich przyjació. Ostatnio
powodowany tymi wanie uczuciami podarowaem polskiej koleance,
mieszka- jcej obecnie w Szwecji, na jej 60-te urodziny wydanie
faksy- mile wiata. Wanie owa polska hardo ducha oraz gboko
zakorzeniona wiara w si jzyka, zwaszcza poezji, stay si dla mnie
czym, co a prosio o przeksztacenie typowo pol- skich motywów
tosamoci i historii w tematy uniwersalne, które daj si odnie do
aktualnej kultury cyfrowej.
MARIUSZ PISARSKI: Dla mnie, dla kogo, kto podziwia zarówno dziea
Miosza, jak i przykady cyfrowej literatury, czym niezwykym i
inspirujcym byo odkrycie, i nawet tak wyraziste w globalnym
przesaniu wiersze z tomiku Ocalenie, o do ograniczonym – zdawaoby
si – wachlarzu znaczenio- wym, mog by interpretowane w tak wiey i
uniwersalny spo- sób. Pamitam, e, jako student, w poszukiwaniu
uniwersal- noci u Miosza sigaem raczej do jego amerykaskiej twór-
czoci, do Widze nad Zatok San Francisco (1969) i Ziemi Ulro (1977).
Jak si okazuje, i jak udowadnia pana esej, ame- rykaski czytelnik
moe obra przeciwny kierunek, a i tak obaj spotkamy si w tym samym
miejscu... W jaki sposób odnalaz
16
pan owe powizania pomidzy wczesn twórczoci Miosza a nowymi
podejciami do literatury, zainspirowanymi techno- logi
cyfrow?
MICHAEL JOYCE: Nie mog w tym miejscu nie wspomnie, e wiersze z
Berkeley, a jeszcze bardziej ostatnie tomiki poetyc- kie Miosza,
maj dla mnie szczególne znaczenie, zarówno jako dla pisarza, jak i
dla czowieka. Jednak, jak sugerowaem wczeniej, Ksika z ruin oraz
Dedykacja, a take inne wcze- niejsze utwory, s wiadectwem trwania
sowa oraz tego, jak bardzo jest ono wpisane w nasze wasne trwanie –
jako osób, kultur i gatunku. Mój wasny literacki projekt by zawsze
walk o sowo (jest to co, co Amerykanie irlandzkiego pocho- dzenia
dziel chyba tylko z Polakami) i od moich pierwszych wystpie na
temat hipertekstu (a take, mam nadziej, od pierwszego hipertekstu)
robiem wszystko, by ta dominanta bya jak najbardziej wyrana.
Dlatego te w jednym z moich wczesnych esejów napisaem: Hipertekst
to zemsta sowa nad telewizj, poniewa pod swoj migotliw powierzchni
obraz na ekranie poddany zostaje prawom skadni, prawom aluzji i
asocjacji, które charakteryzuj jzyk pisany. Druk w sposób dosowny
daje tu pierwszestwo cyfrowej formie dwiku, animacji, wideo,
wirtualnej rzeczywistoci i bazom danych, które wszystkie je spajaj.
W ten sposób obrazy dadz si “czyta” jako tekst i na odwrót.
Kady hipertekst pozwala przedstawi na ekranie wygldy, dwiki i
dowiadczenia ruchu poprzez zwirtualizowane wiaty, które do tej pory
jzyk móg jedynie przywoywa w wyobrani. Moim zdaniem za [telewizj]
kryje si wszystko,
17
co Guy Debord okreli mianem spoeczestwa spektaklu (La Société du
spectacle), i co swoj najbardziej przeraajc XX- wieczn form
przybrao bezsprzecznie w postaci nazistow- skich okruciestw.
Przeciwstawione im sowo okazao si nie tylko wyjtkowo wytrzymae, ale
potrafio te suy dywer- sji i pocieszeniu. Obecnie, w wieku XXI,
przywyklimy ju do wiata, w którym spektakl odbywa si nieustannie
(pisz te sowa dokadnie w dziesit rocznic wydarze 11 wrzenia). Tym
bardziej wic spragnieni jestemy wiadectwa, ukojenia i – przede
wszystkim – ducha oporu, jakie niesie z sob sowo. Poezja Miosza,
moim zdaniem, wietnie to egzemplifikuje, podobnie jak on sam czyni
to w wybornym eseju If Only this could be said (2002):
Zo ronie i owocuje, co zrozumiae, bo ma logike i praw-
dopodobiestwo po swojej stronie, jak i, oczywicie, si. Zupenie
tajemnicza natomiast jest odporno maych ziar- nek dobra, którym
nikt nie przyznaje wadzy powodowania daleko sigajcych skutków.
Takie prawie nic nie tylko trwa, ale zawiera w sobie olbrzymi
energi, która objawia si stop- niowo.Te [mae ziarenka dobra], rzecz
jasna, przywouj dla mnie mae [swojskoci] z wiersza, w którym Miosz
celebruje ludzk codzienno jako rodzaj wieckiej komunii.
18
wiata zjawisk w ogóle. Technologie komputerowe uczyniy te diagnozy
jeszcze bardziej wyrazistymi, i to na wielu pozio- mach. Refleksje
Jeana Baudrillarda oraz Paula Virilio, na temat mediów cyfrowych i
zmienianego przez nie postrzegania real- noci, dobrze ilustruj owo
[przypieszenie]. Jednak polski Noblista zawsze woa o stay zestaw
wartoci, który pynno- ci takiej by si przeciwstawi i – co podkrelaa
niedawno Bar- bara Toruczyk – by w tym niezwykle konsekwentny.
Zaryso- wujce si tu dwa podejcia, a moe nawet dwa bieguny – na
jednym akceptacja pynnoci (Baudrillard), na drugim prze-
ciwstawienie jej trwaych wartoci (Miosz) – mog wyzna- cza te linie
demarkacyjne midzy telewizj a hipertekstem, postmodernizmem a
modernizmem, nihilizmem a buddyzmem.
19
MICHAEL JOYCE: Na pocztku pozwol sobie pobogosa- wi pana koleank,
której argumentacja okazuje si bardzo w duchu tego, co doradza
czytajcym popoudnie Lolly, jedna z moich gównych bohaterek. To
wanie w taki sposób, po ciekach empatii, czytelnicy – mam nadziej –
poruszaj si po tej powieci. A teraz kwestia modernizmu, któr – jak
pewnie pan sobie wyobraa – porusza si w zwizku z moj osob
nieustannie. Pierwszy raz miao to miejsce lata temu, podczas
jednego z moich spotka autorskich. Który z tych byskotliwych
studentów o przenikliwym wzroku uniós nagle palec, wsta i powiedzia
gosem, którym zapewne niegdy wypowiadano sowa j’accuse: [Jeste
modernist]. Zawsze si do tego skromnie przyznaj, ale te dodaj:
[oraz post-mo- dernist, oraz romantykiem, buddyst, katolikiem,
Amerykani- nem i Irlandczykiem, a take artyst]. Niektórzy z tych
studen- tów, ma si rozumie, podroli i zamienili si w cyberteore-
tyków, nastpnie w asystentów, doktorów a potem w pen gb profesorów,
którzy powoli zaczli zdawa sobie spraw, jak ja sam, e ich wasne
wyczucie granic pomidzy tym, co post-modernistyczne a tym, co
modernistyczne, zaczyna blak- n jak portret ludzkiej twarzy
szkicowany najlepszej choby jakoci wglem. Te granice si po prostu
zacieraj. Jeszcze do tej pory potrafi niektórych swoich studentów
naprawd roz- zoci, mówic, i rónica midzy modernizmem a postmo-
dernizmem moe by jeszcze mniejsza ni pomidzy Roman- tyzmem pisanym
wielk liter, a tym pisanym ma. Dla- tego te waniejsze wydaje si
podkrelanie, e w ogóle ist- nieje pewien wspódzielony zespó
wartoci, który tworzy zrb czowieczestwa ni, e czasem wartoci te s
bardziej
20
widoczne czy jako szczególnie nazwane. W takim wskazywa- niu Miosz
jest mistrzem i patronem. Oto przykad z poematu Miasto bez
imienia:
Z paznokci, luzowej bony, Kiszek i puc i ledziony
Czyj dom bdzie uczyniony?
Rzekomo niedokoczone projekty sztuki s raczej czci historii i
nastpstwa kultur anieli brakiem postpu ku jakie- mu imperatywowi.
Tym samym duo bardziej ni pytanie o to, czy opozycje:
natychmiastowo i pynno, yczliwo i stabilno, wspóbrzmi z naszym DNA,
waniejsze jest dla mnie pana pytanie o to, czy media [przeduaj czy
amplifi- kuj] pewne procesy. Podzia na modernizm i postmodernizm
nie oznacza drastycznego odcicia si od wartoci po jednej ze stron,
lecz raczej nasze inne rozumienie róde i zakresu owych wartoci.
Stawk jest take zaakceptowanie naszej wzajemnej odpowiedzialnoci za
to, by bez ustanku wytwa- rza i renegocjowa dzielone przez
wszystkich rozumienie, o jakie wartoci chodzi. Wszystko po to, by –
jak w przyto- czonym fragmencie – budowa sobie domy na przestrzeni
kultur i czasów. Dlatego za genialnie trafn uznaj definicj mediów,
jak zaproponowa Siegfried Zielinski, niemiecki filozof polskiego
pochodzenia, który mówi o mediach jako [przestrzeniach dziaania
konstruktywnego wysiku, którego celem jest zczenie tego, co
oddzielne]. Moe by to równie dobrze definicja sztuki, a zwaszcza
poezji.
MARIUSZ PISARSKI: Dzikuj za t stymulujc definicj
21
mediów i widz, e Miosz, rozpatrywany w kontekcie lite- ratury
elektronicznej, wci wietnie si w niej mieci. Jeli spojrzymy na
tomik poetycki jako na samoistny rodek wyrazu, niemale jak na
medium, Miosz raz jeszcze daje nam wietne przykady czenia tego, co
oddzielne. Ogród Nauk, Piesek Przydrony i inne – zwaszcza póne –
tomy to zbiory esejów, prób poetyckich, wypisów, innymi sowy:
kolekcje literackich rozmaitoci, które Noblista nazywa ksigami
rónoci, w peni wiadom odrbnoci tej formy, jej innoci w zestawieniu
z dzie- ami o pojedynczym temacie i rozwijajcymi si wedug daj- cego
si rozpozna dramatycznego uku. Czytelnik by wprost proszony o to,
by czy niepowizane bezporednio elementy zbioru, odnajdowa ukryte
wzorce lub wrcz konstruowa wa- sne. Wierni krytycy Miosza, jak Jan
Boski, przyrównywali te utwory do mozaik, które musz by uoone przez
czytelników. Przywoywana jest tu czasem, raczej jako odlege
dziedzictwo ni formalny wyznacznik, staropolska sylwa. Ksig rónoci,
za Ryszardem Nyczem, trzeba jednak nazwa sylw wspócze- sn,
post-modernistyczn. Ten otwarty, zachcajcy do po- cze wewntrz
siebie, model dziea wietnie wpasowuje si we wspóczesn kultur i
dobrze radzi sobie jako forma nieza- lena od adnego medium. Czy
pana rozrónienie na hipertek- sty eksploracyjne – takie, które si
jedynie odwiedza – i kon- strukcyjne – takie, które si take
wspóksztatuje – mona odnie do kadego dziea sztuki funkcjonujcego w
dowol- nym medium? A moe hiperteksty proponuj co prawdziwie
wyjtkowego, czego nie da si powtórzy nigdzie poza nimi?
MICHAEL JOYCE: Moje rozrónienie na eksploracyjne i kon- strukcyjne
bazowao dokadnie na tego typu poetyckich i reto-
22
rycznych formach jak mozaika czy bricolage, a take na kry- tycznej
i teoretycznej spucinie po dzieach Joyce’a, Prousta, Pounda i
innych, której najpeniejszym wyrazem jest praw- dopodobnie wpywowe
wystpienie Josepha Franka z 1945 roku, kiedy to w Sewanee Review
opublikowa on esej [Spa- tial Form in Modern Literature].
Tradycyjnym rozumieniom struktury narracyjnej opartej na linearnym
nastpstwie czasu przeciwstawia si tam konstruowane – i czstokro
kompre- sowane, czasem przeksztacajce si – krajobrazy mentalne.
Dlatego te, jak napisaem w jednym z moich wczesnych ese- jów, [kady
powieciopisarz przywyky do rozwijania moty- wów kompozycyjnych w
czasie i konstruowania powtórze tych motywów, dziki komputerom
dysponuje wizualn, najwyra- niej taktyczn, metatekstualn
reprezentacj tekstu, jego per- formatywn przestrzeni].
MARIUSZ PISARSKI: Pana utwór WOE, hipertekstowy kola zoony z
fragmentów fikcji, dziennika pisarza, refleksji meta- tekstualnej,
w przeciwiestwie do popoudnia, pewnej historii, nie posiada silnego
uku dramatycznego, wokó którego ogni- skowayby si leksje. Nie
sugeruje te nadrzdnych zasad kon- strukcyjnych, które rzdziyby
rozproszon caoci. WOE, jak adna inna hipertekstowa proza, daje si
porówna z formu ksigi rónoci, literackiego wirydarza, silva
rerum.
MICHAEL JOYCE: Dokadnie tak. Prosz wybaczy, e jestem w nastroju
cytujcym, gdy tak powtarzam za panem (oznacza to albo, e te pytania
dosigy sedna mojego arty- stycznego wiatopogldu, albo e ich zasób
jest niezmiernie pytki), ale tak si skada, e w eseju pod tytuem
Wyprowa-
23
dzanie na spacer poranków (opublikowanym w Explorations in Media
Ecology, podsumowaem heideggerowsk wersj silva rerum dokadnie w
takim, przywoanym tu kontekcie:
Obrazem widzianym w przelocie jest Lichtung, przewit, wia- to pene
bytu, w którym spacerowicz Heideggera na chwil si zanurza, idc wzdu
Holzwege, jej cieek prowadzcych donikd, przestrzeni, której nie
sposób przywoa na duej lub nawet zobaczy, gdy mona j pozna tylko
przez bycie w niej. A jednak bycie w przelocie jest take przebytym
przej- ciem. Zbyt czsto gubimy si w wietle, w którym si zna-
lelimy, zwaszcza na ekranie komputera, zostaje nam tylko wzór,
zapis tego, co pojawio si i mino. Zapisy przecho- dzenia nie tylko
znacz co dla nas, ale obiecuj, e dziki nim sami bdziemy znaczy w
sposób dotd nam nieznany. Od pewnego czasu stao si niemal truizmem,
pomidzy teo- retykami hipertekstu, przypominanie, e droga przebyta
po uruchomieniu linku jest w wikszej mierze czem ni sam link bdcy
oznaczonym miejscem w tekcie.
Czytelnik jest zaproszony do bdzenia i poprzez owo b- dzenie,
poprzez próby i bdy, poprzez errance (termin Tho- reau, bliski
znaczeniu sowa podjazd [ang. foray, przyp. red], do stworzenia
dziea wespó z autorem.
MARIUSZ PISARSKI: Podziel si z panem anegdot, która niestety nie
zdoaa nawet sta si tak w peni. Okoo roku 2002 jeden z moich
przyjació dziennikarzy zapyta mnie o hipertekst. Wypowied miaa
zosta wykorzystana w artykule wprowadzaj- cym do zagadnienia
hipertekstu, jaki mia si ukaza w jednym
24
z popularnych, kulturalnych tygodników ogólnopolskich. Tema- tem
bya oczywicie, znana panu zapewne a nazbyt dobrze, opozycja
[hipertekst – mier druku]. Mnie przydzielono rol zwolennika i
znawcy hipertekstu. Ale wydawcy potrzebowali te drugiego gosu,
najlepiej gdyby by to gos kogo znanego i szanowanego w wiecie
literackim. Pado na Czesawa Mio- sza. Do krakowskiego biura poety
popyn faks, by te tele- fon. Ale poeta nie podj zagadnienia i nigdy
si nie odezwa. Zakadajc, e Miosz w ogóle to zagajenie do artykuu
przeczy- ta, a nie odbio si ono od jego sekretarza, i e nasze
hipertek- stowe prowokacje brzmiay w miar inteligentnie, w co dzi
ju wtpi, jak Pan myli – dlaczego nie kwapi si z odpowiedzi?
MICHAEL JOYCE: Obawiam si, e bd musia odpowie- dzie na to pytanie
krótko i niewyczerpujco, by moe tro- ch tak, jak odpowiadam na
pytania wywoane oczywist koincydencj nazwisk pomidzy mn a Jamesem
Joyce’m, a mianowicie – czy gdyby dzisiaj y James Joyce, to pisaby
hiperteksty? Moja odpowied zawsze jest ta sama: ,,dlaczego miaby to
robi?”. Dlaczego Joyce czy Miosz, obaj na równi obdarzeni wybornie
polifonicznym, pisarskim gosem, któ- rym potrafili tka subtelne
sieci asocjacji i aluzji, tak wiet- nie oddajce wielowarstwowo
pojedynczej i zbiorowej wia- domoci, mitologicznej i historycznej
wyobrani, zmysowej i erotycznej siy jzyka; obaj o tytanicznych
moliwociach Prospera, potraficy przywoywa ekstaz i smutek nowych,
wspaniaych wiatów, czuliby si w obowizku odstawi na bok swoj harf,
wiolonczel (zna pan moe Milosz’s frag- ments Michaela Hersha?) czy
jakikolwiek inny instrument wybrany przez ich wyobrani, by zamiast
tego wiczy pal-
25
cówki i uczy si skal na jakim niezgrabnym fortepianie? Dla mnie
byoby to niepojte.
MARIUSZ PISARSKI:I to prowadzi nas do popoudnia, pew- nej historii.
Podczas gdy wielu czytelników moe sobie duma nad tym, jak wygldayby
dziea Jamesa Joyce’a czy Jorge Louisa Borgesa, gdyby ich autorzy
pracowali w hipertekcie, dzisiaj, gdy wiek cyfrowy wychodzi z
okresu dojrzewania (o którym pisa pan w jednym ze swoich esejów
jako o czasie ekspery- mentu, w którym wszystko uchodzi, nawet owe
anachroniczne gdybania), atwo jest odwróci to pytanie. Jak taki
klasyczny hipertekst jak popoudnie, pewna historia wygldaby, gdyby
Michael Joyce mia do dyspozycji tylko druk? W 1986 roku, jak mona
przeczyta w pana artykule o powstawaniu powieci, istnia ju zrb
materiau do powieci. Wtedy te zaczo si poszukiwanie formy bardziej
pojemnej, która pozwoliaby stwo- rzy ksik, gdzie akapity mogyby
bezkolizyjnie zamienia si miejscami w ruchliwym, dynamicznym
kontekcie. Jeli nie spotkaby pan wówczas pionierów w stosowaniu
komputerów do pracy nad literackim tekstem, takich jak Natalie Dehn
i Jay David Bolter, czy popoudnie w ogóle by powstao?
MICHAEL JOYCE: Có za cudownie nieoczekiwane pyta- nie, sysz je
chyba po raz pierwszy. Pierwsza przychodzi mi na myl odpowied
twierdzca. Jestem w kocu pisarzem i publikowaem przed t powieci –
tak, oczywicie, napisa- bym popoudnie lub co, co by je przypominao.
Staoby si tak po czci dziki poruszonym w nim tematom: tajemnice
codziennoci, natura kobiety, ojcowie i synowie, istota polis i
wadzy oraz ich zwizki z literatur, i tak dalej. S to tematy
26
obecne w moich utworach, nawet tych jeszcze nieopublikowa- nych.
Moja odpowied wykrzywia si jednak nieco, gdy mam wyj naprzeciw pana
sugestii, e miaem ju troch mate- riau na powie, gdy zaczem szuka
sposobów na stwo- rzenie ksiki, której akapity mogyby zamienia si
pozy- cjami w ramach dynamicznej caoci. Jak w przypadku wielu
powieci byy ju zacztki, ale nie nazwabym tego materia- em, raczej
dyspozycj (materia, w moim mniemaniu, uobec- nia si dopiero w
trakcie swojego tworzenia). Nie miaem te a tak sprecyzowanego,
mechanistycznego modelu (jeli mia- em go w ogóle), do którego
zamierzabym wstecznie dopaso- wa fikcjonalny silnik, czyli niejako
rewersyjnie skonstruowa ksik za pomoc dobrze naoliwionych, a przez
to nieco li- skich, akapitów. Czsto powtarzam, e napisaem t powie w
obrbie systemu jej tworzenia. Systemu, który by odbiciem
zmieniajcego si paradygmatu pimiennoci, o jakim miaem w tym czasie
niewiele wiksze pojcie ni przecitny czytelnik czy inny pisarz. Nie
byo wykresów, streszcze fabuy, genera- torów bohaterów czy
notatników. Nie miaem te adnego poj- cia, w jaki sposób w
kombinatoryczn sie moliwych przej przez tekst wpisywa si bdzie
logika linku. Tak byo a do momentu, w którym zaczem pisa. Byem
pierwszym czytel- nikiem tego tak zwanego pierwszego hipertekstu. W
zwizku z tym sam bywaem zbijany z tropu lub obdarowany przez tekst
nag radoci, zupenie jak póniej kady kolejny czytelnik. Musiaem w
pojedynk rozsupywa splecione pasae tekstu, mimo i to ja sam
zapisywaem jego fugowe wariacje i melo- die. Jednak pana pytanie
wci ma si przyczepnoci, a moe nawet jej nabiera, im gbiej siga ta
retrospekcyjna zaduma. Albowiem, cho jestem pewien, e nawet jeli
system [Story-
27
space, przyp. red.], który wymylilimy z Jay’em Bolterem by nie
istnia, i tak pisabym o ideach, które przyczyniy si do jego
powstania, a nawet zetkn si gdzie indziej z bohate- rami tej
powieci lub ich wersjami, to, prawd powiedziaw- szy, nie napisabym
popoudnia takiego, jakim je dzi widzimy, bez tego narzdzia.
Zaprzeczenie temu byoby jak mówienie, e Beethoven napisaby Sonat
Ksiycow nawet gdyby nie istniao pianino. Ma si rozumie, napisaby on
miosn pie dla podziwianej przez siebie hrabiny, by moe byby to
utwór na wiolonczel, ale nie byoby to ju to samo dzieo.
MARIUSZ PISARSKI: Czy mógby pan pomóc mi w zazna- jomieniu naszych
polskich czytelników ze wiatem popou- dnia, pewnej historii? Kim s
pana bohaterowie, gdy spojrze na nich pod ktem generacyjnego i
spoecznego ta? W trakcie opowiadanej historii wydaj si mie okoo 40
lat, nie wywo- dz si raczej z pokolenia hippisów – s nieco modsi i
bar- dziej od postulatów tego pokolenia zdystansowani, wiadomi
choby kwestii feminizmu. Wert, który jedzi w modoci auto- stopem z
kwiatami we wosach, moe by wyjtkiem, ale jest on najmodszy z nich
wszystkich. Reszta stawia wyrany opór ideom lat 60. i czyni to z
perspektywy dobrze wyksztaconych przedstawicieli klasy redniej. Z
drugiej strony Nauzyka zdaje si posiada histori kogo, kto pad ofiar
pokolenia hippi- sowskiego, jej historia – owa pena niebezpiecznych
przygód, brutalnie zakoczona podró do Indii – jest opowieci o oca-
leniu. Jeli chcielibymy odnale jakie wspólne pokoleniowe przeycie,
które czy bohaterów „popoudnia” i skada si na ich formacj, to co by
to byo? MICHAEL JOYCE: Raz jeszcze uderzy pan we mnie nie-
28
oczekiwanym pytaniem. Brawo! Nie do koca jestem pewien, czy
posiadamy obecnie jakie jedno pokoleniowe przeycie – w takim
sensie, w jakim posiadali je Polacy czy Amerykanie po II wojnie
wiatowej. Nasza rozmowa odbywa si w chwili, gdy rozpoczynam kurs
literatury dla pierwszej klasy liceum na temat wydarze 11 wrzenia
2001 roku, a zatem na temat tego, co wydarzyo si, gdy ci modzi
ludzie mieli po osiem lat. I cho kurs si dopiero rozpocz, i trudno
wyciga defi- nitywne wnioski, wydaje si, e owo poczucie bezbronnoci
wobec czyhajcych zagroe oraz poczucie niestabilnoci, które
uczniowie ci przypisuj minionej dekadzie, nie dadz si skrystalizowa
w co, co mona by nazwa formujcym, poko- leniowym dowiadczeniem. Tak
wiele innych rzeczy zostao w ich oczach wypaczonych – poczwszy od
pewnoci, co do istnienia pewnych trwaych, globalnych i
politycznych, filo- zoficznych i religijnych, wartoci, a skoczywszy
na zatar- ciu si granic pomidzy tym, co realne, a tym, co
wirtualne, pomidzy zwyk ludzk obecnoci w spoecznym otocze- niu a
obecnoci w tak zwanej spoecznoci komputerowej. Oczywicie
bohaterowie popoudnia to nie ci byli omiolat- kowie, ale – jeli
pozwoli pan na zaimprowizowan arytme- tyk i zgodzimy si, e w
chwili, gdy toczy si akcja zbliaj si do czterdziestki – swoje osiem
lat mieli oni w czasach rzdów Kennedy’ego i wojny w Wietnamie; w
czasach, które nazywamy latami 60., cho tak naprawd mamy na myli
lata 70., zwane hippisowskimi. Ma pan zatem racj, mówic, e
bohaterowie ci to ustabilizowani modzi profesjonalici, pra- cujcy w
elitarnym jeszcze przemyle komputerowym, jako administratorzy w
edukacji, jako muzycy i psychiatrzy, i tak dalej. Nie, nie jestem
jednak do koca pewien, czy ich sto-
29
sunek wobec ideaów lat 60. mona by nazwa buntem. Zaj- muje ich
raczej poszukiwanie sposobów na zadomowienie si w coraz bardziej
pomieszanym i podatnym na zranienie wie- cie. Aczkolwiek, jeli
chodzi o bunt, wanym wyjtkiem jest najmodszy z nich – Wert.
Korzystajc z dzisiejszej perspek- tywy, mona powiedzie, e jego
posta zapowiada pewien rodzaj faszyzmu w biaych rkawiczkach, pewien
na pozór utopijny, idealistyczny i pozytywistyczny odruch pomocy,
tak naprawd zainteresowany dominacj nad innymi i ekstermi- nacj
innoci. W tym sensie, mówienie o wspólnym pokole- niowym przeyciu w
równolegych opowieciach popoudnia ma sens. Byyby nim narodziny tak
zwanej epoki informacji i towarzyszca im wirtualizacja
dowiadczenia, pocztek zacierania ludzkiego, przybrudzonego odcisku
na rzeczach.
Jak wikszo pisarzy, nie tylko nie czuj si komfortowo, wyjaniajc
swoje wasne teksty, ale wrcz ostrzegam (choby z tego powodu), by
nie do koca moim wyjanieniom wierzy. Ale powiem, e Wert proponuje
Peterowi dosowny [Dam ci to wszystko, ugnij si tylko przede mn]
pakt z diabem poprzez Dataquest, swój system ekspercki. Pokazuje to
nastpujca scena (i kilka scen w tej sekwencji):
< Ale Dataquest bdzie mia wystarczajco informacji.
30
Jeli chcesz, to wszystkie informacje na wiecie... przy- najmniej
wszystkie, które przeliczaj si na pienidze. Mamy ju dostp do Cray’a
i do nowej maszyny o rów- nolegych procesorach jak buduje facet w
Cambridge. Bdziemy mieli nasze bazy danych, rzdowy materia,
spóki ubezpieczeniowe, wojsko-- ta rzecz moe doko- na wyboru
docelowych danych w trymiga, zobaczysz, okreli faktyczn warto
rzeczy... Jestem gotów
kupi najlepsze mózgi w Ameryce... >
< I chcesz, ebym ci pomóg wprowadzi na rynek to monstrum?
>
Umiecha si, blond gowa kostuchy, mody Werther.
-- < Oczywicie, e nie! To ju si sprzedao. Sama idea jest warta
milionów jakie trzeba bdzie na ni wyda, nieza-
lenie od tego, czy bdzie dziaa. Nie rozumiesz? >
Nie rozumiaem. Uniosem donie w gecie samozadowole- nia i
zadziwienia.
< Wychowano mnie na surowego luteranina-- mówi-- nawet teraz mój
brat zosta wezwany do niewielkiej kongregacji w Teksasie... Jak
widzisz,
wiem co to pokusy.>
31
kusioby co mniejszego ni byszczce miasto grzesz- ników, dalekie
ognie gdzie tam na pustyni, odgosy nie-
rzdnic i tamburynów w oddali, unoszcy si zapach kadzida i
pustynnych kwiatów... ? >
< Wystarczajc pokus byoby oferowanie mi pie- nidzy. >
< Moja ona jedzi beemk. Ja jed furgonetk. Jeli chcesz, zawioz ci
teraz do centrum i kupi ci Mase-
rati... >
< Cokolwiek. >
----------------------------------------------------------------------
Zamiarem Werta jest kwantyfikacja – czy raczej algorytmiza- cja –
wtpienia i niepewnoci Petera, a zatem tych cech, które czyni nas
ludmi i tchn w nasz sztuk ludzki pierwiastek. Z kolei wahanie
Petera Wert zamierza spoytkowa jako swo- istego rodzaju paliwo dla
maszyny, która – w równej mierze, co na pulsujcych elektronach –
zasadza si na ludzkich emo- cjach. Dla czowieka, który nie jest
nawet pewien, co widzia na wasne oczy nad ranem tego samego dnia,
diabelska pro- pozycja Werta zdaje si by propozycj nie do
odrzucenia. MARIUSZ PISARSKI: Co ciekawe, jako czytelnicy,
niewiele
32
wiemy o Peterze, o zapleczu tej postaci: adnych wspomnie z
dziecistwa, wzmianek o rodzinie. Mamy jedynie tu i teraz bohatera,
jego dramatyczne poszukiwania, które napdzaj fabu, oraz kilka
krótkich sekwencji opisujcych jego ycie maeskie u boku Lisy.
Sprawia wraenie, jakby jego kon- strukcja bya wypeniona ledwie do
poowy, reszt – samym sob – musi wypeni czytelnik wasnymi
intuicjami, emo- cjami i wspomnieniami, w pewnym sensie w sposób
duo bar- dziej dosowny ni zakadayby estetyka Romana Ingardena i
teoria odbioru Wolfganga Isera. Ta sytuacja bardziej moe kojarzy si
z gr komputerow, która bazuje na sprawczoci odbiorcy – na tym, e
wciela si on w ledwie naszkicowan, na wpó widoczn posta bohatera.
Posta Petera to mistrzowski konstrukt, jest tajemnic dla kadego:
dla ludzi wokó siebie, dla czytelnika i dla samego siebie,
przynajmniej w konfronta- cji z gównym wydarzeniem powieci. Myl, e
to wanie ten aspekt zachci naszego wydawc, Piotra Mareckiego,
którego rodzimym poletkiem jest filmoznawstwo, by nakania do widze-
nia w popoudniu powieci kryminalnej, której fabua osnuta jest na
motywie dramatycznego samorozpoznania gównego bohatera. Dopiero
dziki rozpoznaniu jest on w stanie zrozu- mie, co si tak naprawd
zdarzyo.
MICHAEL JOYCE: W tym momencie ju cakowicie prze- nielimy si w
rejony, w których mnie, jako autorowi, nie powinno si ufa. Tym
bardziej, gdy komentarze pana i pana kolegów sugeruj, e znajduj si
w wyborowym towarzystwie czytelników, których posiadanie to
prawdziwy zaszczyt, i któ- rym powinienem ufa bardziej, ni wasnej
zawodnej pamici. Po tym cyceroskim wstpie, pozwol sobie doda, e
jestem
33
uszczliwiony tym, e Piotr Marecki charakteryzuje popou- dnie jako
krymina, zwaszcza, e tego lata skoczyem wa- nie pisanie krótkiej
powieci, która wykorzystuje podobnego typu napicia. Podobnie te
ciesz si, e uznaje pan Petera za mistrzowski konstrukt, za
wcielenie tajemnicy, a zatem za posta w klasycznym tego sowa
rozumieniu, za – sigajc po jzyk gier komputerowych – awatara. To
sprytne, by poczy Petera z grami komputerowymi z jednej strony, a z
teoriami Ingardena i Isera z drugiej. Aczkolwiek, i zapewne tutaj
odzywa si moja modernistyczna strona (a z pewnoci moje jezuic- kie
wychowanie), sama maska postaci – czy to w przypadku dramatu
scenicznego, czy wewntrznego dramatu naszych snów – moe by czym
równie, jeli nie bardziej, zajmujcym. Peter to twarz bez twarzy
kogo, kim bylimy, zanim nadano nam imi, i kim si staniemy, gdy
znajdziemy si poza tym, co nas nazywa w chwili naszej mierci. Jest
zatem fascynujcy dla innych, poniewa odnajduj w nim tajemnice
samych sie- bie. Jednak z tego samego powodu, warto te wsucha si w
to, co mówi Lisa, przestrzegajc zbyt dociekliwego czytel- nika
przed zbytnim przywizywaniem si do swoich koncepcji na temat
Petera. Lisa przemawia w sekwencji szara myszka, która w niektórych
odczytaniach wyznacza kocow sekwen- cj powieci, zanim ta ostatnia
nie rozpocznie si na nowo:
Wiem co czujecie. Dokonujecie
34
pewnych wyborów, zaczyna- cie dostrzega wyaniajcy si wzorzec i
chcecie w to uwierzy na przekór maszy- nie. Mylicie, e co znale-
licie. (To naprawd pikny obrazek, szara myszka-- powiedziaam wam, e
myla- am, e to geniusz... Myl, e on ma pewnie na myli ech- taczk,
rozdygotan a jed- nak w jaki sposób skupion-- w tej swojej
zwierztkowa- tej doskonaoci (wybaczcie, jeli staj si zbyt dosowna z
tymi wszystkimi obrazami, a moe nie?). Wanie dla- tego was
przepraszam, e musz to koczy, i e tak wczenie. W nawizaniu do
takiego wanie niekoczcego koca oraz
35
paskiego postrzegania Petera jako awatara, przypomnijmy sobie
niekoczcy si pocztek tej opowieci, dla którego przyciski „tak” i
„nie”, obecne tam za spraw programu Sto- ryspace, peni przede
wszystkim rol zabawy inspirowanej ograniczonymi wyborami, jakie
prezentoway ówczesne gry komputerowe. Czytelnika, który klika „nie”
w odpowiedzi na pytanie, jakim koczy si tekst: „czy chcesz o tym
posucha”, powie nagradza leksj, która jest echem tego, co mówi
Lisa: wiem, jak si czujesz. Fakt ten, oraz refleksja nad pana pyta-
niem, kae mi zastanowi si raz jeszcze, czy to rzeczywicie ona
odzywa si w tej drugiej leksji.
MARIUSZ PISARSKI: Pana pytanie jest wielce znamienne. Moi nauczele
od teorii narracji byliby nim mocno skonfudo- wani, ja sam jestem w
lekkim szoku, oczywicie wszystko do czasu, gdy przypomnimy sobie, e
mowa o hipertekcie...
MICHAEL JOYCE: I pan, i ja, i pana nauczyciele wiemy a nabyt
dobrze, e gdybymy mieli na bok odoy jakkolwiek ksik, niekoniecznie
hipertekst, i pój na piwo, by uczci koniec zaj, to s wiksze ni due
szanse na to, e w czasie naszej nieobecnoci ksika sama przepisaaby
si na nowo, i po naszym powrocie czytalibymy j w inny sposób,
podob- nie jak my sami – rzecz jasna – bylibymy inni.
MARIUSZ PISARSKI: Na dyskusje przy piwie z Michaelem Joycem i moimi
autorytetami od teorii literatury cieszybym si jak dziecko. Póki
ich jednak nie ma, sam hipertekst – jako model pisania i lektury –
moe nam uatwi ów eksperyment. Zwasz- cza, jeli przywoa wspomniane
przez pana dowiadczenie
36
bycia pierwszym czytelnikiem popoudnia, który w pojedynk przemierza
te dynamiczne tekstowe przestrzenie. W takim rodowisku nie tylko
nie da si przewidzie wszystkich moli- wych cieek. Posegmentowany
tekst jest z zamierzenia niedo- okrelony i niejednoznaczny, by
pojedyncza scena nie musiaa by zakotwiczona w pojedynczym,
czasoprzestrzennym kon- tekcie. Dziki temu moliwe s rónorakie
rezultaty: s nimi zarówno zwyczajnie róne interpretacje tekstu
(dzieo, które yje wasnym yciem), jak i rónice si midzy sob prezen-
tacje literackiego materiau (zmieniajce si za kadym odczy- taniem
konteksty tych samych segmentów).
MICHAEL JOYCE: Tak, to ostatnie rozrónienie jest bardzo potrzebne,
moe nawet bardziej ni moja sugestia wyjcia na piwo z badaczami
literatury. Musz jednak powiedzie, e jestem troch zakopotany, gdy
sysz, e tekstowe frag- menty popoudnia s [z zamierzenia
niedookrelone i ambi- walentne]. Wolabym uywa sowa niejednoznaczne,
gdy ambiwalencja skrywa w sobie pewn nut przebiegoci. Pro- sz
pamita, e do caego tego przedsiwzicia przycigna mnie przede
wszystkim wiadomo, e proza (i poezja, ale to ju inna kwestia)
dysponuje potencjaem wielokrotnoci, tumionej zwykle przez wymóg
konstrukcji linearnej. Jest to zatem take pewien projekt
filozoficzny.
MARIUSZ PISARSKI: W polskiej wersji powieci sytuacja komplikuje si
bardziej: czsto musimy okreli pe narra- tora poprzez czasownik, a
tym samym, wyranie wskaza, kto mówi (widziaem/widziaam). Kurczy si
zatem zakres wielo- krotnoci, prawdopodobiestwa odczyta. Na
szczcie, w inte-
37
resujcych nas sekwencjach, nie i szara myszka, nie wyst- puje taka
konieczno. Mona uzna sekwencj domyln, po klikniciu na nie, (nie1
wczoraj2, nie2 i nie3) za przeplot go- sów Petera i Lisy. Robi si
wic tak niejednoznacznie, jak tylko mona, i wszystko moe zalee od
tego, kto i po co, czy – ku czemu – czyta.
MICHAEL JOYCE: Lub te, nawizujc do konstrukcji gen- derowych, kim
ona jest i co ona czyta. Nie po to, by by femini- stycznie
poprawnym, lecz by – idc ladem wyparcia si Lisy w sekwencji szara
myszka – zasugerowa obecno gendero- wych ladów w budowie i w
potencjalnym odbiorze opowie- ci. Dlatego te ciesz si, e w tych
akurat sekwecjach roz- rónienie pci nie byo konieczne.
MARIUSZ PISARSKI: A odpowiadajc na pytanie, kto mówi we fragmencie,
który jest echem lub powtórzeniem wypowie- dzi Lisy, powiem, e dla
mnie najczciej jest to gos narratora, który zwraca si bezporednio
do czytelnika. Druga, poprzed- nia moliwo, jest bardziej –
statystycznie mówic – zakryta, czytelnik najczciej nie zna jeszcze
wówczas tej bohaterki.
MICHAEL JOYCE: Natomiast z ca pewnoci mona powiedzie, e z Peterem
mamy do czynienia co najmniej od fragmentu wczoraj2, cho poranna
zaduma nad pustoci zja- wisk ma charakter cakowicie
dialogiczny.
MARIUSZ PISARSKI: W tym miejscu warto powróci do Mio- sza. Jednym
ze skrzydlatych wersów Traktatu moralnego jest a nazbyt czsto w
Polsce powtarzana myl na temat historii:
38
Lawina bieg tego zmienia,/ po jakich toczy si kamieniach. Mona to
odnie do historii w ogóle, do jej szczególnego momentu, jak choby
do pojawienia si cyfrowych technolo- gii, jako przeycia spajajcego
losy bohaterów popoudnia, ale take – i omiel si to zrobi – do
sytuacji lekturowej w dyna- micznie zmieniajcym si tekcie. W
popoudniu ow lawin wywouje zdanie: Chc powiedzie, e by moe dzisiaj
rano widziaem, jak zgin mój syn. Jej bieg zalee bdzie od naszych
wyborów, fragmentów, na które j nakierujemy. Caro- lyn Guyer i
Martha Petry zaproponoway kiedy trafn metafor hipertekstu jako
kamieni na ciece lub kamieni w strumieniu. Ale czym jest w tym
przypadku lawina i kim jest czytelnik? By moe ta pierwsza to
pragnienie zakoczenia, ch dotarcia do koca opowiadanej historii.
Czytelnik stoi za dwoma elemen- tami: za czynnikiem regulujcym i za
kamieniem na ciece, usytuowanym na wyszym poziomie tej wietnej,
zoonej ale- gorii Miosza.
MICHAEL JOYCE: Podoba mi si w tym wszystko, oprócz sowa stoi.
Zawsze wol patrze na dzieo jako na przepyw, nawet w sensie
hydraulicznym, gdzie tekst i czytelnik spltani s we wspólnej
kaskadzie, jeli nie powiedzie – zapasach. Chwile przejrzystoci s
ulotne, gdy ucisza si lustro wody. Reszta to zmtnienie, zawieszone
czsteczki, które czasem iskrz, czasem zgrzytaj, a pomidzy nimi
czytelnik, pozna- jcy samego siebie, a take autor. To jest to, w
czym dostrzeg pan geniusz Miosza: przepyw uksztatowany przez kamie-
nie, a jednoczenie je polerujcy i poddajcy erozji, gdy tak pynie
pomidzy i ponad nimi.
39
MARIUSZ PISARSKI: W kadym monograficznym opraco- waniu pana
twórczoci, jak na przykad w moim sprzed 7 lat, musi pojawi si wtek
wycofania si pana z przestrzeni elek- tronicznej. Strona domowa
Michaela Joyce’a ju nie istnieje, nie powstaj nowe hiperteksty.
Oczywicie daleki jestem od trcania w minorowe akordy. Wrcz
przeciwnie, jak pisaem: Z punktu widzenia autora wszystko, co byo
do zrobienia, zostao wykonane: there is no simple way to say this –
mówi Joyce w przedmowie do popoudnia, wyjaniajc reguy hiper-
tekstu. Przez nastpnych kilkanacie lat próbowa objania to samo, ale
jeszcze prociej. I rzeczywicie: nie mona ju tego atwiej powiedzie,
reszta byaby tylko powtarzaniem tych samych artystycznych gestów.
Nowe medium, jak si wydaje, spenio pokadane w nim przez pana
nadzieje. Zaczo si od idei ksiki, któr daoby si czy- ta na wiele
sposobów i której akapity zamieniayby si miej- scami. Póniej
przysza kolej na dalsze eksperymenty: Twi- light, a Symphony i
Twelve Blue w róny sposób pokazuj, czym moe by literatura nowych
mediów. Wydaje si zatem, e to kwestia artystycznych zaoe i tego, na
jakie przyzwole- nia bd ograniczenia danego medium natrafi. Pana
powrót do wiata druku jest w tym sensie czym tak naturalnym, jak
wczeniejsze wyprawy w dziewicze rejony tekstu cyfrowego. Linia
prosta, jak przypomina John Barth, wci potrafi by dla autorów
powanym wyzwaniem... A moe myli pan o powro- cie do
hipertekstu?
MICHAEL JOYCE: Myl. A moe nigdy – jak sdz nie- którzy – od
hipertekstu nie odszedem. Na przykad, w pro- wokacyjnej recenzji
mojej linearnej powieci Liam’s Going,
40
David Ciccoricco w sposób cudownie przenikliwy wykazuje
hipertekstualno tej powieci. Wziwszy mnie uprzednio za sowo
(wycignite ze zbioru Othermindedness) Ciccoricco mówi o [zoonociach
dnia codziennego, nieustannie zmie- niajcych si dramatach
codziennoci]. Jest te moja powie na internet, Was: annales
nomadiques z portalu Fiction Col- lective 2, a nadto hipertekstowa,
dziki migotliwoci swo- ich postaci i przestrzeni.
W jednym z e-maili, który napisaem dawno temu do grupy przyjació, w
tym do Kate Hayles, która zrobia z niego uytek i nieumylnie
oddelegowaa mnie z domeny cyfrowej w swo- ich Writing Machines,
napisaem: opuszczam pole. Miaem jednak na myli taki sens, w jakim
opuszcza si kwietn k, wci bdc wiadomym jej zapachów i siy
przycigania, lecz zmierzajc ju w innych kierunkach, na przykad cie-
kami wspomnianych przez pana silva rerum. Mówic te pro- ciej, gdy
pole to zaczo ciy ku wiatom gier oraz ku pro- zie proceduralnej i
kodowej, nie zabrako mi zainteresowania tymi zjawiskami, lecz miaem
tutaj mniej do zaoferowania. Ostatnio najczciej pisz poezj i jest
to obszar, na którym czuj si ledwo nowicjuszem, nawet nie
klerykiem, co spra- wiao, e trzsem si troch ze strachu, gdy nasza
rozmowa przechodzia na Miosza. Nie byem pewien, czy starczy mi
miaoci, by wyrazi swoj opini.
MARIUSZ PISARSKI: W realne i elektroniczne drzwi wydaw- nictwa
Korporacji Ha!art uderza nawanica prozy, której auto- rzy prosz o
opini i ewentualn publikacj. Mam nadziej, e po wydaniu popoudnia,
pewnej historii, niektórzy z nich zde-
41
cyduj si na formu hipertekstow. Czy ma pan jak zot rad dla
wszystkich tych, którzy chcieliby si zmierzy z hiper-
tekstem?
MICHAEL JOYCE:
mioci do sowa i jego zoonoci,
reszta przyj- dzie sama.
42
Zastpowanie autora: ksika z ruin
Michael Joyce:
43
Gmach ciemny, a u wejcia deski skrzyowane Broni wstpu i starczy
musz ci za bram, Jeeli wchodzisz. Przedsionek podobny Jaskini, bo
jej ciany powinien wilgotny Bluszcz oplata – tu druty s bluszczem.
Tu dalej Z poszycia cegie rudych, skrconych metali Kolumny jak
odarte pnie, po których cieka wiato latarki. Nie wiesz jeszcze:
biblioteka Czy las uschnitych osin, trdowaty, chory, Gdzie na ptaki
czatujc, litewskie wieczory Witae, w wielkiej pustce, w której
jastrzb kwili.
Poeta stojcy w ruinach to wizja na wskro modernistyczna.
Nie to jednak widzimy. Poeta dociera do ruin, a sam jego ruch
kae odczyta deski za bram. Zapisuje to, co postrzega. Na tle
nieprzydzielonej przestrzeni ciemnego gmachu – nazwijmy t
przestrze ekranem – skrzyowane deski mog by znakiem
i spojeniem, osi i uniewanieniem, owietlonym wiatem.
Zrujnowane foyer nie otwiera si ju na inn przestrze, lecz
stanowi przestrze wasnego otwarcia. W ruchu zewntrzna
ciemno ustpuje pamici, metonimii oraz mnogoci: jedno
wci zastpuje drugie. Oto przecicie tutaj i tam, splecionych
jak bluszcz. Lub drut. Przepyw wiata – zmierzch czy wit
– przynosi to, co okreliem niegdy krótkotrwa korzyci
z wasnej niezdarnoci; ukon iluminacj, dziki której zdolni
jestemy widzie zmienno rzeczy w szczelinie czasu tu
przed osigniciem przez nie jednolitoci w wietle dnia lub
44
bowiem pojcie ery rozpynie si wraz ze swoim znaczeniem
w codziennoci tego, co w centrum badawczym Xerox PARC
okrela si jako Ubicomp, ubiquitous computing (przetwa-
rzanie bez granic)1. Tymczasem w wietle obecnej niezdarnoci
– cho niektóre figury przesuwaj si asymetrycznie (bluszcz
staje si drutem, drzewem – kolumna) – kady element pozostaje
sob, nawet jeeli jego forma zostaje zastpiona: obraca si
w chiazm. To nie rzecz si zmienia, lecz jej umiejscowienie.
Druk pozostaje sob, elektroniczny tekst siebie zastpuje.
Elektroniczny tekst zdolny jest rozwija si nim powstanie,
znika – nim si skoczy. Ekran wymaga od nas cigej i uwanej
interakcji, która pozwala wytworzy chociaby symulakrum
statycznego tekstu. Przyszo wymaga od nas równie wiele,
ju od duszego czasu.
Powysza fraza to gra sów: wszystko, czego wymaga od nas
przyszo, zawiera w sobie w przeszo, lub raczej przeciga
j przez tunel czasoprzestrzenny wywoany przez osobliwo2.
1| Zob. H. Rheingold, PARC is Back! [w:] „Wired” 1994 nr 2, s. 97.
2| Osobliwo w fizyce to stan ukadu, w którym przynajmniej jeden z
para-
metrów (np. gsto, przyspieszenie grawitacyjne) przyjmuje wartoci
nie-
skoczone. W matematyce osobliwoci nazywa si punkt, którego
funkcja
zmierza do nieskoczonoci lub wystpuj w zwizku z nim inne
nieregu-
larnoci. Joyce uywa tego pojcia, majc na myli punkt (lub nawet
myl)
który istnieje i moe by czego przyczyn, cho trudno go wskaza,
zde-
finiowa lub opisa. [przyp. tum.]
45
Przyszo nie trwa w bezruchu, wci siebie tworzy na nowo;
strona staje si ekranem, ekran zastpuje stron. Takie ruchy
moemy nazwa histori. Elektroniczny tekst uobecnia si
w medium, w którym ulega rozpadowi: jest odczytywany
tam, gdzie jest zapisywany, jest zapisywany wtedy, gdy jest
odczytywany. Nie wiesz jeszcze, uwiadamia poeta, czym
mogoby to by. Chopiec, który ledzi ptaki, dzi sam jest
ledzony, a wrcz okrony przez histori. Perspektywa pamici
obejmuje jedynie kwilce jastrzbie; pami reprezentuje
ich okrny lot nad trdowatym lasem. Locus jednego z nich
znane jest z rzeczywistoci pozatekstowej: to zoty wiek,
kraina
dziecistwa poety, który tu i teraz – w Warszawie, w 1941 roku
– jest modym czowiekiem, odwiernym zbombardowanej
biblioteki, który wozi ksiki z Biblioteki Uniwersyteckiej do
Biblioteki Narodowej, z Biblioteki Narodowej do Biblioteki
Krasiskich3.
Chciabym wyrazi si jasno: odczytujc utwór Miosza
jako rozwaanie nad elektronicznym tekstem, nie pragn
uzurpowa sobie horroru wojennego odcicia. Nie jest moim
zamiarem trywializacja wiata, do którego prowadzi przestrze
warszawskiej biblioteki, wyimków rzeczywistoci przez ni
zastpowanych. Aleksander przeci mieczem rozmaitoci
3| R. Gorczyska, Podróny wiata: rozmowy z Czesawem Mioszem.
Ko-
mentarze, Kraków 1992, s. 202. 4 | Rozmaitoci topologiczne to w
matematyce przestrze Hausdorffa, któ-
ra jest lokalnie euklidesowa. Oznacza to, e kady punkt ma
otoczenie, któ-
re jest homeomorficzne z przestrzeni euklidesow R^(n).
Homeomorfizm
46
jego splecione yy moemy nazwa bluszczem lub drutem,
sowem lub superstrun – a tym samym odczyta i jednoczenie
zapisa swój wasny los. Robio to wraenie jakiej wielkiej likwidacji
wszystkich wartoci kulturalnych, kompletnego koca wszystkiego5 –
mówi Miosz. Nico zastpuje cao;
ksiki przewieziono za, a nie przed lini frontu. Ksika z ruin
jest wic ksik ruin; yjemy w czasach, w których ksika sama
jest w ruinie, eskhate biblos. Chciabym interpretowa wiersz
tak, jakby mody poeta wiedzia, e, przemierzajc przestrze,
odczytuje j i zapisuje jednoczenie. Przedmiotem wojny
modego poety bya hierarchia, która wystrzelia pod kradzion
egid wygitego krzya. Ta wojna bya drug – lub moe nawet
milionow, to nie ma wikszego znaczenia, poniewa z punktu
widzenia topologii liczba staje si metafor – w nieskoczenie
podzielnym szeregu prób uchwycenia formy. To dobrze znany
proces: krzy uniewania form, stajc si ni. Za nim stoi z kolei
idea wszystkiego, pozbawiona ju przywilejów wzgldem idei
czegokolwiek.
W przeprowadzonych wiele lat po wojnie wywiadach (zebranych
w tomie Conversations with Czeslaw Milosz) Miosz opowiada
jest przeksztaceniem, które zmienia figur, lecz zachowuje jej cigo
i
spoisto. Aleksander przeci wic cigo i spoisto wza, która sta-
nowia jego differentia specifica. [przyp. tum.] 5| R. Gorczyska,
op. cit.
47
wzgldu na niesychan wybredno i wymaganie bardzo cisej hierarchii6.
By moe stary czowiek, którym sta si
poeta, zrezygnowa ze swojej modzieczej perspektywy.
Literatura – tumaczy – jest bardzo hierarchiczna7. To, co byo
odcite, przywrócone zostao do znaczenia; wiersz zdaje si
mie tego wiadomo. W historycznoci jest nasza nadzieja – sdzi Miosz
– bo historia jako czas, ale czas pamitany, jest czasem innym ni
czas natury8.
A jednak okazuje si, e czas natury równie jest czasem
pamitanym. Historia jest wana9 – sdzi teoretyczka spoeczna
Sandra Braman. We wszechwiecie odwzorowanym topolo- gicznie
umiejscowienie jakiego punktu jest mniej istotne ni to, jak si tam
znalaz (...) ukady równie maj wspomnienia: ulegajc rozkadowi,
zarzdzaj odwrót, by obra drog, któr poday ju w fazie
samoorganizacji. Wze przybiera
form, by si jej zaraz pozby; wiczy rozmaite moliwoci
wiza, wze po wle.
zwalnia do czasu teraniejszego, a tym samym odkrywa
znaczenie ruchu. wiato staje si niejednolite: ciemno
litewskiego wieczoru ustpuje skrawkowi bkitu przewi-
tujcemu przez przsa wgite pod ciarem gromu (dopiero
póniej dowiemy si – z ustpu powiconego robotnikom
stawiajcym stó z ksiek – e jest dwunasta w poudnie). Scena
rezygnuje z metonimii na rzecz metafor. Strony ksiek s jak
pióra paproci, co kryj zmurszay/ szkielet. Poeta odkrywa
rzeczy zapisane, znaczone: szkielet przearty mchem, pyem
48
9| S. Braman, The autopoietic state: Communication and Democratic
Poten-
tial in the Net [w:] „Journal of the American Society for
Information Science”
1994 nr 6, s. 13-14. Chciabym w tym miejscu zaznaczy, jak wiele
zawdzi-
czam pracy Sandry Braman. Przez lata ludzie, których darz
gbokim
szacunkiem (mam tu na myli przede wszystkim Johna McDaida i
Davida
Porusha), próbowali wyjani mi zawioci cybernetyki, teorii katastrof
oraz
autopoiesis. Ich tumaczenia nie poszy jednak na marne; artyku
Braman
pozwoli mi po prostu uwiadomi sobie, e nie jest to a tak
skompliko-
wane, jak mylaem. Jestem jej winien nie tylko moje rozumienie
topologii,
ale równie moj interpretacj Kwintera. Mógbym przychyli si do
podob-
nego podzikowania, zoonego przez Richarda Lanhama w Electronic
Word,
w której to pracy autor przyznaje: „szczerze mówic, nie wpadbym na
to”.
Ta konstatacja wprawia mnie w konsternacj (cho to tylko jzykowy
tupet
akademika), gdy czytaem t ksik, stawiajc tez, i natura
elektronicz-
nego tekstu byaby niczym, gdyby nie bya podobna kolczastym
kwiatom
i parzcym pokrzywom.
wers wydaje si znamienny dla kultury popularnej, epoki, która
zwrócia si ku znakom, logo i prawom autorskim; skamieliny
sprzedawane na lotniskach i w centrach handlowych pozbawione
s geologicznego znaczenia dopóty, dopóki rynek nie pozostawi
ich w spokoju), skamieliny spukane rdz deszczowych ez.
Sama przestrze zapisana jest z kolei przez ruch.
Pismo zawsze budzi wtpliwoci: nie jest jasne, czy cie martwej
epoki jest form yw. W wierszu pojawia si dwuznaczna posta
naukowca, podobna do stranika-kreta, który w póniejszym
utworze Biedny chrzecijanin patrzy na getto rozrónia ludzki popió
po tczujcym oparze/ popió kadego czowieka po innej barwie
tczy.
Tak dawne i nieznane ycie szcztków woa,
e przysuwajc palce do wiata, bez sowa,
Uczony dugo way rzecz i nie odkrywa (...)
Zwrot skierowany pocztkowo do potencjalnego odbiorcy – nie wiesz
jeszcze – zosta teraz ucieleniony, scharakteryzowany
i ostatecznie zaprzeczony: uczony (...) nie odkrywa. Pooenie
kamienia musi zosta zmienione, a on sam – podwietlony,
wówczas naukowiec patrzy na ponownie i ocenia. Kieruje nim
imperatyw waenia rzeczy: to sprawia, e jako posta nie staje
si wyranym przeciwiestwem poety. Rdza deszczowych ez
50
Znaki spukane rdz deszczowych ez, spirale
Oglda. Tak i z ksigi, spomidzy rozwalin
Podniesionej, daleka, senna dawno byska
Idea wszystkiego pozbawiona jest ju przywilejów wzgldem
idei czegokolwiek. Ksika odsania erupcj wiata, stwory zapade w
przepa. Ten, kto czyta ksik z ruin, zastpuje
tego, kto odczytuje przestrze ruin w ksice (to j wanie
czytamy). Ulegajc rozkadowi, wiat zarzdza odwrót i obiera
drogi, którymi ju poda. Dlatego poza otchani wiersza
skamielina paleontologa otwiera drog dla wyobraonych
przez poet kolczyków wpinanych drcymi palcami, czy
kandelabrów w lustrze. Spojrzenie jest spojeniem10.
Tekst, gdy jest widziany, nie ma ju autora, a jedynie
czytelnika,
który autorem si staje. Oto warunek istnienia konstruktywnego
10| Moje haso w encyklopedii EESLA, Hypertext and Hypermedia
(prze-
drukowane równie w: M. Joyce, Of two minds: Hypertext pedagogy
and
Poetics, Ann Arbor 1994). Czowiek Turinga. Czowiek zachodu w
dobie
komputera Boltera jest (jak dotd) najlepszym wprowadzeniem do
tematyki
zwizanej z twórczoci elektroniczn. George Landow rozbudowuje i
roz-
szerza t perspektyw w znaczcy sposób w: G. Landow, The Digital
Word:
Text-Based Computing in the Humanities, Cambridge 1993. 11| Termin
ukuty przez Micheala Joyce'a w eseju Siren Shapes:
Exploratory
and Constructive Hypertexts. Oznacza on hipertekst, który wymaga
aktyw-
nego dziaania swoich czytelników, rewizji i rozszerze. [przyp.
tum.]
51
wisto wirtualn do ubicomp. Skamieniae sowo, na przemian
podwietlane i nadpisywane na ekranie komputera, co rusz
powraca do uniwersum rzeczy widzialnych i odczuwalnych.
Druk pozostaje sob, tekst elektroniczny siebie zastpuje.
Majc do czynienia z elektronicznym tekstem, w pewnym sensie
stajemy si malarzami12; kady kolejny ekran zmywa swojego
poprzednika, zastpujc go samym sob. Kada ywa forma
zawdzicza swoje istnienie martwemu cieniowi litery, któr
zastpuje.
czytelnik skonny jest uwierzy, e nawet najbardziej nieudolna,
wspóczesna technologia pimiennoci obejmuje asocjacyjny
schemat tekstu, który jest przez ni prezentowany. Czytelnik
odnajduje si w tej formie i ma poczucie, e poda ona za nim
krok w krok. Spojenie jest spojrzeniem: oto odejcie od ksiki.
Nie jest tak, jakoby burza skojarze rozptana nad ksik
– izobary, kartki z notatnika, stronice jak pióra paproci,
czy
tropiczne marginalia – nie moga obj wszystkich asocjacji (to
si akurat udao, i to przepysznie: oto historia ksiki jako
czas
pamitany). Chodzi raczej o to, e elektroniczna forma wkracza
w przestrze dostpn dotd jedynie ksikom. Burza wiruje
cyklonicznie, by w kocu si rozproszy; struktury przekona
wypeniaj tekst elektroniczny a do stanu nasycenia, spadajc
jak manna z nieba, przeszywaj nas na wskro i lec z powrotem
ku niebu niczym grawitron14, podtrzymujc i zakotwiczajc
52
12| Wiele tez dotyczcych tekstu elektronicznego w takim ujciu (a
tym
samym, jzyk, którym si posuguj) pochodzi z innych tekstów i
refe-
ratów (przede wszystkim z A feel for prose: Interstitial links and
the con-
tours of hypertext), w wikszoci przedrukowanych w: M. Joyce, op.
cit.)
We wstpie do tego zbioru argumentuj (wiadom jednak faktu, e
nie-
którzy mog traktowa tego rodzaju argumentacj jak apologi
czystego
lenistwa): „To (…) coraz bardziej charakterystyczne dla pónej epoki
druku,
(…) e przed, podczas i po tym, gdy powstaway wykady i eseje, pisano
rów-
nie e-maile, hipertekstowe „wzy” oraz inne rodzaje tekstu
elektronicz-
nego, które, jak zobaczymy, przemieszczay si w nomadyczny i
iteratywny
sposób z rozmowy do rozmowy, ze szkicu do szkicu, z perspektywy do
per-
spektywy. Nomadyczny ruch idei dokonuje si w elektronicznym
medium
bez wysiku, co uatwia mu przekraczanie (lub wymazywanie) barier
za
pomoc ruchu myszki, nioscego za sob na wyrytym promieniu
wiata,
konstyuujcym kursor, tak wiele ze wiata, jak wiele bdzie chcia jej
uyt-
kownik. Na kadym przeciciu wiat moliwoci moe powsta w postaci
caoci lub jdra, jak kosmogoniczny zb mitycznego smoka. Kada
iteracja
„tchnie ycie w narracyjny opis moliwoci” – jak pisze Jane
Yellowlees
Douglas o fikcji hipertekstowej. Dlatego „trzecie, czwarte
zetknicie z tym
samym miejscem pozostaje podobne pierwszemu, [a – przyp. M.J.] tym,
co
si zmienia, jest [nasza – przyp. M.J.] percepcja”. Tekst staje si
palimpse-
stem czasu teraniejszego, przez który nie przewituj dawne, lecz
poten-
cjalne, alternatywne wersje tekstu. 13| Struktura przekona w
matematycznej teorii ewidencji (teorii funkcji
przekonania) oznacza schemat mylowy, który pozwala sformuowa
lub
oceni warto wniosków wyprowadzonych z niepewnych i
nieprecyzyj-
nych danych. Róni si od probabilistyki moliwoci przypisania
(subiek-
tywnego) prawdopodobiestwa grupom odpowiedzi, a nie tylko
pojedyn-
czym zdarzeniom. [przyp. tum.] 14| Grawitron to symulator statku
kosmicznego, popularny w amerykaskich
parkach rozrywki. To rodzaj karuzeli, której mechanika wywouje
poczucie
braku oddziaywania grawitacyjnego. [przyp. tum.]
53
zajmuje swoje miejsce w ukadzie tekstu, którym rzdzi skadnia
narracyjna; tu, jak przypomina Braman, umiejscowienie punktu jest
mniej istotne ni to, jak w nim znalaz. To, co widziane,
jest wypowiedzi. Konstruktywny hipertekst jest wariantem
tego, czym si stanie, stanowi struktur dla tego, co jeszcze
nie istnieje. W tym przypadku mamy do czynienia z dwiema
fazami samoorganizacji: w pierwsz wchodzi czytelnik, który
zastpuje wycofujcego si autora, w drug – czytelny lad,
czas pamitany podczas jego odwrotu. Ten, który podejmie
si pisania, bdzie musia przypomnie sobie, co pozostawi
po sobie jego poprzednik, i to w taki sposób, aby trzecie „ja”
–
ty, który piszesz po nas – mogo odnale w tekcie to drugie,
pochonite poszukiwaniem pierwszego. W przeciwnym razie
dziaania kadego z nas znikn i dla nas samych, i dla czasu
pamitanego. Przestrze opowiadania, wycofujc si, nie ujawni
wówczas formy swojego dziaania, ani dziaania swojej formy.
Nie powstanie aden wze.
senna dawno byska. Oto cztery rozdziay ksiki z ruin,
widziane oczami poety: trzy z nich s poczone, czwarty
– naznaczony odciciem, zraniony. Pierwszy – jak zwykle –
przywouje wiato i spotkanie kochanków.
54
Kadryl wije si,
szumem wielkich przytumiony
Spotyka si z nim w gucho zarosej altanie
Na skraju zbó. I kiedy zbliaj si skronie,
Oboje widz lampy odbite w jaminie.
Wielkie drzewa okazay si kolumnami ze skrconego metalu –
pamitamy to jeszcze z przedsionka – kamienna awa15 i arzce
si lampy przemieni si w robotniczy stó z ksiek, rozjaniony
pomieniem ogniska wznieconego przez soce. Wiersz tego
nam jeszcze nie mówi, ale nasze obecne odczytanie moe nam
to podpowiedzie. W czytaniu hipertekstu s takie punkty,
15| W angielskim tumaczeniu para spotyka si na kamiennej awce:
„(...)
They sit close on a bench of stone/ And watch the lanterns glowing
in the
jasmine”. [przyp. tum.]
55
o których nie wiemy, czy s drzewem, czy kolumn, altan czy
stoem, które si na siebie nakadaj.
Nadal nie wiemy, gdzie i w jaki sposób rozpadnie si wiat; czy
dotknie to nas, kochanków, czy poet studiujcego ksik
z ruin. W Traktacie poetyckim Miosz pyta czy ten heglowski Duch
Dziejów jest tym samym duchem, który rzdzi wiatem natury,
okruciestwem natury. Zadaj pytanie, w jakim sensie historia jest
przedueniem natury16. Jest to oczywicie pytanie
o opozycj bycia i stawania si: Heraklit wpywa do Hegla, a ich
wspólny bieg wystpuje z brzegów tomistycznego kanau.
By moe tak wypowiada si poeta spoza wiersza, nie znajc
innej miary dla natury i historii. Wewntrz utworu istnieje
jednak
– tak sdz – topologiczna, prawdziwie heraklitejska nauka17.
Najlepszy sposób odwzorowywania przestrzeni zwizany jest z
topologi, a nie – do czego przywyklimy na Zachodzie – geometri –
pisze Braman i kontynuuje:
Geometria pozwala nam jedynie wymodelowa linearny ruch lub
zmian [opisuje – przyp. M. J.] ukad w danym punkcie, posugujc
si terminami, które odnosz si do jego wczeniejszych lub
póniejszych stanów. Taki sposób odwzorowywania uniemoliwia
opisanie przeksztacenia ukadu. Topologia opisuje jakociowe
transformacje, uwzgldniajc niespójnoci tak daleko idce,
e przeksztacajce cay ukad18.
Spojenie jest spojrzeniem, lecz brzmienie sceny jest
niespójne,
56
16| R. Gorczyska, op. cit., s. 111. Na kolejnych stronach Gorczyska
odno-
si si bezporednio do zbienego punktu filozofii Hegla i Heraklita (i
jego
sprzecznoci z tomizmem), pytajc, czy Miosz mia na myli „staje si w
sen-
sie heraklitejskim, tego cigego pynicia”. Miosz odpowiada na to –
„to
jest absolutny heglizm” – i cytuje fragment wiersza, który zaczyna
si od
„o antytezo, co dojrzewasz w tezie”.
17| Kwinter sugeruje, e Teoria katastrof jest nauk heraklitejsk w
tym
sensie, e uwaa wszystkie formy za rezultat konfliktów i
sprzecznoci.
W: S. Kwinter, Landscapes of Change: Boccioni's 'Stati d'animo' as
a gene-
ral theory of models [w:] „Assemblage” 1992 nr 19, s. 60.
18| S. Braman, op. cit., s. 12
57
i kolejny rozdzia ksiki z ruin: strofa pena niespokojnych
ruchów. Dwik wysuwa si na pierwszy plan; wir kadryla
i szum drzew ustpuj odgosom bardziej chyba wyrazistym:
Albo tutaj, ta strofa, e gsiego pióra
Jeszcze bdzi skrzypienie i lampki oliwnej
Lata motyl po zwojach i inkunabuach,
Po krucyfiksie, z brzu popiersiach, a rytmy
Skar si na daremno wszelkiego pragnienia.
Skrzypice gsie pióro – niczym rysujce siebie nawzajem
donie Eschera (dzisiaj siebie nawzajem przeszo do sfery logo,
T-shirtów, kartek okolicznociowych i tapet, stao si ikon
powtarzalnoci) – zapisuje swoje wasne, doniose linijki; to
autentyczne autopoiesis. W Traktacie poetyckim motyl staje
si symbolem mocy powtarzalnoci; chopiec (portret artysty
z czasów litewskiego dziecistwa – logika i poety) dla kolorów
motyla ma podziw/ niemy, bez formy, nieprzyjazny sztuce.
Miosz – skonny komentowa swoj twórczo poza jej polem –
tumaczy: to znaczy [on – przyp. tum.] podziwia tego motyla, ale
sztuka, która miaa by zaklciem, która miaa ama powtarzalno, miaa
zabezpiecza, okazuje si, nie bardzo dziaa, bo ta sia powtarzalnoci,
sia naturalnego porzdku
19 R. Gorczyska, op. cit., s. 114.
58
Czy to prawda – dowiedzie si nie sposób, nawet gdyby
spojrze na wiersz pod wiato. To jednak jasne, e ów motyl
zabiega o miano ikony powtarzalnoci: kry midzy popiersiem
horacjaskim a krzyem jezusowym, midzy zwojem a ksik;
ostatecznie przysiada na pragnieniu.
Napisaem niegdy – odnoszc si do tekstu elektronicznego –
e nasze pragnienie jest krytyk, która wygasa przed form i dlatego
nie pozwala jej wróci do przezroczystoci20. Nie
jestem wystarczajco mdry, by wyjani, co to dokadnie
znaczy; rozwaaem po prostu, jak mona zwerbalizowa
podwójne znaczenie zastpowania autora: autor przenosi si
w inne miejsce, w inne miejsce przenosi si autora. Musimy si
nieustannie wyrzeka kontroli, bez przerwy i celu j nadal sprawujc –
kontynuowaem. Tekst elektroniczny jest
wanie tak oscylacj; osobliwym zegarem, odmierzajcym
przestrze zamiast czasu. A jeli jednak poda on za czasem
– to takim, który Miosz nazwa w Traktacie poetyckim czasem
wyniesionym ponad czas przez czas21.
Jakociowe przeksztacenia [...] niespójnoci tak daleko
20| Zob. M. Joyce, op. cit. „Krótkotrwaa korzy z naszej
niezdarnoci” to ty-
tu performansu zaprezentowanego w 1992 na sesji MLA Convention
zaty-
tuowanej Hypertext, Hypermedia: Defining a fictional form. 21|
Kwinter objania, co mia na myli Poincaré: „Czas (…) wróci do wiata
jako
co realnego, jako rodowisko destabilizujce, lecz kreatywne; wygldao
na
to, e chce obj sob wszystko, przetworzy kad rzecz, któr
napotka,
generujc i degenerujc j swoim dziaaniem”. W: S. Kwinter, op. cit.,
s. 52.
59
przypuszczalnie zastpuje miejsce pozostawiane przez tekst
elektroniczny. I tak, w nastpnym rozdziale ksiki z ruin, tutaj
przeksztaca si w tutaj w ten wanie sposób. Wczeniejszy
zwrot tutaj, ta strofa ustpuje poniszemu:
Tu znów miasto powstaje. W rynkowych podcieniach
Brzcz szyldy, dylians wpada poszc chmar
Gobi (...) Gobie (podobne notabene jastrzbiom kwilcym w
pierwszych
wersach) tkwi zawieszone w powietrzu; tak samo rzecz si ma
z czasem i waciwie ca rzeczywistoci. (...) I w tawernie pod
miejskim zegarem/ Jest rka zatrzymana nad winem,
podczas gdy na dole (pamitaj, e to zegar przywoany w ksice
z ruin), podczas gdy z tkalni/ Wracaj robotnicy i ludzie zwyczajni,
ycie toczy si dalej. Ta scena otwiera optyk,
w której ludzki dramat staje si mechanicznym zegarem, cho
– jak przypomina Jay Bolter w Czowieku Turinga – zegar jest
miniaturowym wszechwiatem, maszyn powtarzalnoci, a tym
samym nie moe suy jako miara umysu. Bieg planet wydaje si
niezmienny i wolny od wpywów, wic take moe by naladowany przez ruch
zegara – twierdzi Bolter i dodaje
(z typowym dla siebie spokojem i subtelnoci) – lecz umys ludzki
wydaje si bardziej zmienny, zdolny do reagowania
22| D. Bolter, Czowiek Turinga. Czowiek zachodu w dobie komputera,
War-
szawa 1990, s. 63.
60
w róny sposób w nowych okolicznociach22. Wiersz zatrzyma si w
cieniu wycignitej rki: to okazja, by
przyjrze si konturom i stanom skupienia umysu. Dotychczas
opisywaem jakociowe przeksztacenia w tekstach elektro-
nicznych, posugujc si zapoyczonym z geometrii pojciem
konturu, mimo e – jak sdz – zawsze rozumiaem je w sposób
topologiczny, zmysowy (w sensie dotyku) i poza kategori
linearnoci. Zwracam uwag na sposób, w jaki rzecz (ten
inny) przez dugi czas (przypumy: pod wycignit rk)
pozostaje sob, a jednak si zmienia; to przenikanie jednej
powierzchni w drug, w ramach pojedynczej powierzchni, która
czyni widocznym ciao lub elektroniczny tekst zastpujcy sam
siebie. Jeli nazywamy co powierzchni – pyta poeta Erin
Mouré – „co istnieje poza ni? Czym jest to, co jest od niej róne:
gbi, a moe inn powierzchni?23
W moim rozumieniu kontur to postrzegalna forma wiecznie
zmieniajcego si tekstu, wyraona przez któregokolwiek
z czytelników lub autorów w danym punkcie czytania lub
pisania.
Ów termin obejmuje wic aktualny status wywietlanego tekstu,
23| W publikacji zatytuowanej Furious zbiór utworów poetyckich
poprze-
dza sekcj The Acts, która stanowi nieprzecitny manifest poetycki
(„to, co
mnie doprowadza do pasji, to sposób, w jaki ludzie uywaj jzyka”), a
jed-
noczenie protohipertekst poczony z innymi utworami przez przypisy.
Cy-
tat umieszczony w niniejszym tekcie pochodzi z olinkowanej sekcji
(pod-
krelenia pochodz z oryginalnych utworów). Poezja Mourégo wydaje
mi
si hipertekstualna, szczególnie w tomie West South West. Zob. E.
Mouré,
Furious, Montreal 1989.
do doprowadziy, oraz sum wszelkich moliwych interakcji,
na które w danej chwili i miejscu pozwala tekst. Kontury cz
si w sie operacji przeksztacajcych tekst. Czytelnik lub
autor odkrywa je zmysowo, postrzega jako narracj, odczytuje
w wizualnej najczciej formie sownego, graficznego lub
poruszajcego si tekstu. Wizualne formy tego rodzaju
mog zawiera oczywist tre wywietlanego tekstu – jego
eksplicytn i dostpn konstrukcj – lub konstrukcje implicytne,
dynamiczne, odbierane przez aktualnego czytelnika lub autora
jako wzory, zestawienia lub powtarzalnoci w tekcie, lub jako
abstrakcje usytuowane poza nim.
meduzy. Formuujc prowizoryczn definicj konturu, staraem
si poszerzy obejmowan przeze powierzchni o jej transpa-
rentn zmian, któr Mouré chciaby nazwa – zamiast gbi
– rónic. Skadnia narracyjna podobna jest krzywiznom rzeb
Brancusiego: to skadnia zlewajcych si i wynurzajcych
powierzchni. Tak zwany dany punkt (w zdaniu, w którym kontur
okaza si by postrzegaln form zmieniajcego si tekstu, wyraon (...) w
danym punkcie czytania lub pisania) wci
tkwi w zdaniu jak szpila, wokó której wszystko si plcze24.
Punkt – jak si bowiem zdaje – musi by miar; wyznacznikiem
stanu raczej ni przeksztaceniem ukadu. Wiersz to wyczuwa
i dlatego nie bdzie na nas czeka, gdy zasiedzimy si, gawdzc
z miejscowymi lub zanurzajc si w spokojnej atmosferze
62
24| Uwikanie danego punktu w oczywisty sposób odsya do rozwaa
Der-
ridy nad kwesti stylu. Kwestia stylu to zawsze kwestia jakiego
szpicza- stego przedmiotu. Niekiedy po prostu pióra. Ale take
sztyletu, a zatem puginau. Posugujc si nimi, mona zapewne w okrutny
sposób zaata- kowa to, do czego filozofia odwouje si pod mianem
materii lub macie- rzy, by odcisn tam znami, zostawi odcisk lub
nada form, ale take po to, by odeprze zagraajc si, trzyma j na
dystans, tumi, bro- ni si przed ni – zginajc si wówczas lub
skrcajc, podczas uciecz- ki, za woalami (...) Styl wysuwaby si
zatem jako ostroga, na przykad ostroga aglowca: rostrum, ten wystp,
który wystaje w celu przeama- nia ataku i rozprucia burty
przeciwnika. Albo te, wci w kategoriach marynistycznych, ten szczyt
skay, który równie zwie si ostrog, i któ- ry amie fale u wejcia do
portu. Zob. J. Derrida, Kwestia stylu [w:] Nietz-
sche 1900-2000, red. A. Przybysawski, Kraków 1997, s. 46.
63
czas znów rusza do przodu.
(...) to ta rka wtórzy
Oddech w tym i proroctwo jakiej zemsty dziejów.
Tak koczy si ostatni z trzech poczonych rozdziaów ksiki
czytanej w ruinach. Eskhate biblos. Zagada kryje si w postaci
mczyzny w tawernie: jego rce wskazuj ostatni godzin. Czy
rozpita rka naladuje Czowieka Witruwiaskiego, bdcego
miar wszechrzeczy? Widziane spowija dym, syszane – drenie.
Mówilimy o przeksztaceniach. Sanford Kwinter opisuje
w swoich wyjtkowych, inspirowanych topologi, rozwaaniach
nad Boccionim jak cechy danego odwzorowania w rozmaito- ciach
topologicznych nie s zdeterminowane przez ilociow podprzestrze
(siatk geometryczn), która si pod ni znajduje25.
25| Ten i kolejne cytaty z Kwintera pochodz z: S. Kwinter, op.
cit., s. 58.
Chciabym zaznaczy, e zapoznaem si z nimi dziki pracom Braman.
Lan-
ham odnosi si take do futurystów: w swoim eseju Digital Rhetoric
and
the Digital Arts siga do Manifestu Futurystycznego Marinettiego (i
mniej
znanego traktatu Kinematografia Futurystyczna – Manifest, z którego
za-
poycza zorzeczenie: „Ksika, absolutnie bierny i zachowawczy
rodek
sucy do przekazywania myli – podobnie jak katedry, wiee,
karbowa-
ne mury i pacyfistyczne idee – od duszego ju czasu tracia swój
autory-
tet”). To wypracowany bez wysiku, bogato ilustrowany gos w dyskusji
o
tym, dlaczego tekst elektroniczny jest jak Biegnca ciana Christo.
Zob. F.
T. Marinetti, Kinematografia Futurystyczna – manifest
[w:] Europejskie manifesty kina. Antologia, red. A. Gwód, s.
77.
64
ani przez dno morskie, ani przez wiat (ten poszed zreszt
z dymem), ani przez rozpito ramion, ani przez strof wiersza.
Kwinter sugeruje, e cechy rozmaitoci s odwzorowywane
w specyficznych osobliwociach przestrzeni przepywów, której sama ta
przestrze jest czci. Meduza jest stanem
skupienia wody, chciaoby si rzec. Owe osobliwoci –
dowodzi Kwinter – reprezentuj wartoci krytyczne lub cechy
jakociowe, które pojawiaj si w rónych punktach ukadu, w zalenoci od
celu obranego przez ukad w danym miejscu lub czasie (...). Spojenie
jest spojrzeniem, ruch mapy pozostawia