ZAPISKI HISTORYCZNE · podoktorskich (post doc)” (Podoktorantūros (post doc) stažuočių...

181
TOWA R Z YST WO NAU KOW E W TORU N I U WYDZIAŁ NAUK HISTORYCZNYCH ZAPISKI HISTORYCZNE POŚWIĘCONE HISTORII POMORZA I KRAJÓW BAŁTYCKICH UKAZUJĄ SIĘ OD 1908 ROKU (DO ROKU 1955 JAKO „ZAPISKI TOWARZYSTWA NAUKOWEGO W TORUNIU”) TOM LXXVIII – ROK 2013 ZESZYT 1 TORUŃ 2013

Transcript of ZAPISKI HISTORYCZNE · podoktorskich (post doc)” (Podoktorantūros (post doc) stažuočių...

T O W A R Z Y S T W O N A U K O W E W T O R U N I UWYDZIAŁ NAUK HISTORYCZNYCH

ZAPISKI HISTORYCZNEPOŚWIĘCONE HISTORII POMORZA

I KRAJÓW BAŁTYCKICH

UKAZUJĄ SIĘ OD 1908 ROKU(DO ROKU 1955 JAKO

„ZAPISKI TOWARZYSTWA NAUKOWEGO W TORUNIU”)

TOM LXXVIII – ROK 2013ZESZYT 1

TORUŃ 2013

RADA REDAKCYJNA ZAPISEK HISTORYCZNYCHPrzewodniczący: Mieczysław Wojciechowski

Członkowie: Karola Ciesielska, Jerzy Dygdała, Karin Friedrich, Rolf Hammel-Kiesow, Grzegorz Jasiński, Edmund Kizik, Janusz Małłek, Ilgvars Misāns, Michael G. Müller, Alvydas Nikžentaitis, Stanisław Salmonowicz, Jürgen Sarnowsky, Jacek Staszewski,

Janusz Tandecki, Kazimierz Wajda, Edward Włodarczyk

KOMITET REDAKCYJNY ZAPISEK HISTORYCZNYCHRedaktor: Bogusław Dybaś, zastępca redaktora: Roman Czaja

Członkowie: Mirosław Golon, Tomasz Kempa, Piotr Oliński, Przemysław Olstowski, Magdalena Niedzielska, Mariusz Wołos

Sekretarze Redakcji: Paweł A. Jeziorski, Katarzyna Minczykowska

Tłumaczenie streszczeń, spisu treści i słów kluczowychJürgen Heyde (jęz. niemiecki),

Agnieszka Chabros, Michał Targowski (jęz. angielski)

Adiustacja i korektaAneta Dąbrowska-Korzus

Skład i łamanieWłodzimierz Dąbrowski

Teksty publikowane w tomie za rok 2012 recenzowali:Józef Borzyszkowski, Roman Czaja, Mirosław Golon, Igor Hałagida, Tomasz Kempa,

Zdzisław Noga, Stanisław Roszak, Dorota Samborska-Kukuć, Wojciech Skóra

Adres RedakcjiTowarzystwo Naukowe w Toruniu

87-100 Toruń, ul. Wysoka 16www.tnt.torun.pl/zapiski

www.zapiskihistoryczne.ple-mail: [email protected]

Instrukcja dla autorów znajduje się na stronie internetowejoraz w każdym zeszycie pierwszym czasopisma

Articles appearing in this journal are abstracted and indexed in „Historical Abstracts”

Wydanie publikacji dofi nansowane przezMinisterstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego

ISSN 0044-1791

TOWARZYSTWO NAUKOWE W TORUNIU

Wydanie I. Ark. wyd. 14,7 Ark. druk. 11,5

Wąbrzeskie Zakłady Grafi czne87-200 Wąbrzeźno, ul. Mickiewicza 15

www.wzg.com.pl

SPIS TREŚCI

A r t y k u ł yMarius Ščavinskas, Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianiza-

cyjnych? Kilka uwag o misjach chrystianizacyjnych w strefi e bałtyckiej ................ 7Janusz Czechowski, Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie w okresie

upadku Republiki Weimarskiej i objęcia rządów przez narodowo-socjalistyczny reżim w relacjach polskiego posła w Berlinie Alfreda Wysockiego (1931–1933) .. 31

Eryk Krasucki, „W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wy-darzeń z lutego 1956 roku, część II ............................................................................... 47

Ź r ó d ł a , m a t e r i a ł y , m i s c e l l a n e aJarosław Łuczyński , Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłow-

skiej Tomasza Makowskiego z 1613 roku w świetle treści kartografi cznej i opisowej 73Katarzyna Krupska, Bartłomiej Łyczak, Nieznana panorama Torunia z 1793 roku i jej

autor – Ernst Friedrich Kussmahly ............................................................................... 101Paweł Nowakowski, Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw to-

ruńskich do tzw. nowych związków zawodowych w latach 1983–1989 .................. 123

D y s k u s j e , p o l e m i k i , a r t y k u ł y r e c e n z y j n eZygmunt Szultka, Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach .......................... 147

R e c e n z j e i o m ó w i e n i aSylvain Gouguenheim, Tannenberg 15 juillet 1410, Éditions Tallandier (Sławomir

Jóźwiak) ............................................................................................................................ 169Wojciech Szramowski, Dzieje miasta Sztumu w latach 1416–1772 (Wojciech Zawadz-

ki) ...................................................................................................................................... 172Dariusz Burczyk, Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku (1946–1955) (Stanisław Salmo-

nowicz) .............................................................................................................................. 175

List Jana Szturca do Redakcji „Zapisek Historycznych” .................................................... 181

INHALTSVERZEICHNIS

A r t i k e lMarius Ščavinskas, Wurde während friedlicher Bekehrungsmissionen Gewalt ange-

wendet? Einige Bemerkungen über die Christianisierungsmissionen in der Ost-seeregion .......................................................................................................................... 7

Janusz Czechowski, Die Lage in Deutschland und die deutsch-polnischen Beziehungen während des Niedergangs der Weimarer Republik und der Machtergreifung durch das nationalsozialistische Regime in den Berichten des polnischen Gesandten in Berlin, Alfred Wysocki (1931–1933) ............................................................................ 31

Eryk Krasucki, „Im Lichte der Beschlüsse des 20. Parteitags...“ Das Echo der Moskauer Ereignisse vom Februar 1956 in Stettin, Teil 2 ............................................................ 47

Q u e l l e n , M a t e r i a l i e n , M i s c e l l a n e aJarosław Łuczyński , Das Großfürstentum Litauen auf der Radziwiłłschen Karte, ange-

fertigt von Tomasz Makowski im Jahre 1613 im Kontext ihres kartographischen und beschreibenden Inhalts .......................................................................................... 73

Katarzyna Krupska, Bartłomiej Łyczak, Ein unbekanntes Panorama der Stadt Th orn aus dem Jahr 1793 und sein Autor – Ernst Friedrich Kussmahly ............................ 101

Paweł Nowakowski, Ein Beitrag zur Erforschung der Haltung der Belegschaft en Th or-ner Betriebe gegenüber den sog. neuen Gewerkschaft en in den Jahren 1983––1989 ................................................................................................................................ 123

D i s k u s s i o n , P o l e m i k , R e z e n s i o n s a r t i k e lZygmunt Szultka, Überlegungen zum Buch von Aleksander Hilferding über die Ka-

schubei ............................................................................................................................... 147

R e z e n s i o n e n u n d B u c h b e s p r e c h u n g e n ................................................... 169

CONTENTS

A r t i c l e s Marius Ščavinskas, Did violence exist in peaceful Christian missions? Some remarks

concerning the genesis of Christian missions in the Baltic region ........................... 7Janusz Czechowski, Th e situation in Germany and Polish-German relations during the

collapse of the Weimar Republic and the introduction of the national socialist regime in accounts of a Polish diplomat in Berlin Alfred Wysocki (1931–1933) .. 31

Eryk Krasucki, “In the light of the resolutions of the 20th Congress of the Communist Party of the Soviet Union...” Repercussions of the Moscow events of February 1956 in Szczecin, Part two ....................................................................................................... 47

S o u r c e s , M a t e r i a l s , M i s c e l l a n e aJarosław Łuczyński , Th e territory of the Grand Duchy of Lithuania on the Radziwiłł

map prepared by Tomasz Makowski in 1613 in the context of cartographic and descriptive content .......................................................................................................... 73

Katarzyna Krupska, Bartłomiej Łyczak, An unknown panorama of Toruń from 1793 and its author – Ernst Friedrich Kussmahly ................................................................ 101

Paweł Nowakowski, Contribution to the research on the attitude of workers of Toruń’s enterprises to the so-called new trade unions in the years 1983–1989 .................... 123

D i s c u s s i o n a n d P o l e m i c sZygmunt Szultka, Concerning Aleksander Hilferding’s book about Kashubia ............... 147

B o o k R e v i e w s a n d C o m m e n t s ........................................................................ 169

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

MARIUS ŠČAVINSKAS (Kłajpeda)

CZY STOSOWANO PRZEMOC PODCZAS POKOJOWYCH MISJI CHRYSTIANIZACYJNYCH?

KILKA UWAG O MISJACH CHRYSTIANIZACYJNYCH W STREFIE BAŁTYCKIEJ*

Słowa kluczowe: chrystianizacyjna misja przymusowa; formy przymusowej misji chry-stianizacynej; chrystianizacja; plemiona bałtyckie; misjonarz

WSTĘP

W literaturze przedmiotu już od dawna napotykamy na stwierdzenia, że misje chrystianizacyjne, których rozkwit w strefi e bałtyckiej nastąpił w X w.1, dadzą się podzielić, ze względu na charakter działalności misyjnej, na pokojowe i wojenne/ /przymusowe. W historiografi i niemieckiej już na początku lat trzydziestych XX w. wyróżniono misję prowadzoną słowem (Wortmission), misję prowadzoną czynem (Tatmission) i misję przymusową – apostolstwo miecza (Schwertmission)2. Niewąt-pliwie z największym zainteresowaniem badaczy spotkała się misja prowadzona mieczem, którą z reguły utożsamiano z misją wojenną/przymusową, a nierzadko także z krucjatą – co bez wątpienia stanowi nowe spojrzenie na problematykę ba-dań misji chrystianizacyjnych3.

W historiografi i niemieckiej końca XIX–pierwszej połowy XX w. poświęconej postępom chrystianizacji w strefi e Bałtyku, odwołującej się do podziału misji na pokojowe i wojenne, można znaleźć opinię, że po usadowieniu się nad dolną Wisłą zakonu krzyżackiego pierwotne misje pokojowe przekształciły się w przymuso-

* Artykuł jest efektem badań przeprowadzonych w ramach projektu „Realizacja na Litwie staży podoktorskich (post doc)” (Podoktorantūros (post doc) stažuočių įgyvendinimas Lietuvoje), sfi nan-sowanego przez Litewską Radę Nauki. Za cenne uwagi i sugestie dotyczące przygotowania publikacji serdecznie dziękuję profesorowi Marianowi Dygo.

1 I. Wood, Th e Missionary Life. Saints and the Evangelisation of Europe 400–1050, London 2001, s. 266.

2 H. Achterberg, Interpretatio Christiana. Verkleidete Glaubensgestalten der Germanen auf deutschem Boden, Leipzig 1930, s. 87.

3 H. Dörries, Fragen der Schwertmission, [in:] Baltische Kirchengeschichte. Beiträge zur Geschichte der Missionierung und Reformation, der evangelisch-lutherischen Landeskirchen und des Volkskirchen-tums in den baltischen Landen, hrsg. v. R. Wittram, Göttingen 1956, s. 17–25.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [8]8

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

we4. W nawiązaniu do tego poglądu twierdzono w historiografi i polskiej w okresie międzywojennym, że misje wojenne/przymusowe były prowadzone jedynie przez zakon krzyżacki5. Takie stanowisko doskonale harmonizowało z myślą wypowie-dzianą jeszcze w drugiej połowie XIX w. przez Stanisława Smolkę, że Polska nie brała udziału w krucjatach6. Po opublikowaniu badań niemieckiego mediewisty Hansa-Dietricha Kahla, który uzasadnił podział misji wojennych/przymusowych na co najmniej pięć rodzajów7, w historiografi i ostatecznie przyjęło się, że misje wojenne/przymusowe to właśnie misje prowadzone mieczem (Schwertmission), które w strefi e bałtyckiej przerodziły się w krucjaty8. Takie utożsamienie misji przy-musowych zadecydowało również o pojawieniu się innych hybrydalnych termi-nów, takich jak Misionskrieg czy missionary war9. Dostrzegając niezgodność mię-dzy praktyką misji pokojowych i „apostolstwem miecza“ oraz chcąc zróżnicować zakres przemocy stosowanej w ramach misji, zaproponowano także wyróżnienie bezpośredniej wojny misyjnej (direkter Missionskrieg) i pośredniej wojny misyjnej (indirekter Missionskrieg)10. Historyk Albert Bauer był jeszcze bardziej kategorycz-ny – nie różnicując przemocy, zmuszanie poddanych przez swoich władców do przyjęcia chrztu uznał za chrzest przymusowy11. Podział ten przyjął się w histo-riografi i12, określono również etapy rozwoju misji wojennych/przymusowych. Np. uważa się, że pierwsze misje przymusowe odbyły się już w okresie podboju plemion

4 F. Blanke, Der innere Gang der ostpreussischen Kirchengeschichte. Bilder aus dem religiösen und kirchlichen Leben Ostpreussens, Königsberg 1927; idem, Die Preussenmission vor der Ankunft des Deutschen Ordens, [in:] Deutsche Staatenbildung und deutsche Kultur im Preußenlande, hrsg. vom Landeshauptmann der Provinz Ostpreußen, Königsberg 1931, s. 40–49.

5 L. Koczy, Misje polskie w Prusach i na Pomorzu za czasów Bolesławów, [in:] Święty Wojciech w polskiej tradycji historiografi cznej. Antologia tekstów, wybór i oprac. G. Labuda, Warszawa 1997, s. 152–153.

6 S. Smolka, Mieszko Stary i jego wiek, Warszawa 1959 (wyd. 2), s. 65. O poglądach historiografi i polskiej pierwszej połowy XX w. i okresu późniejszego dotyczących krucjat i udziału w nich Polaków zob. D. von Güttner Sporzyński, Recent Issues in Polish Historiography of the Crusades, [in:] Th e Mili-tary Orders, vol. 4: On Land by Sea, ed. J. Upton-Ward, Aldershot–Hampshire 2008, s. 13–21.

7 H. D. Kahl, Compellere intrare. Die Wendenpolitik Bruns von Querfurt im Lichte hochmittelter-lichen Misions- und Wölkerrechts, Zeitschrift für Ostforschung, Jg. 4: 1955, H. 3, s. 363–386. Badacz mówi o dwóch podstawowych kwestiach – pośrednich i bezpośrednich wojnach misyjnych, które z kolei też są dzielone na elementy składowe.

8 Bardziej wyczerpujące opracowanie tej kwestii – S. Ekdahl, Crusades and colonisation in the Baltic: a historiographic analysis, Rocznik Instytutu Polsko-Skandynawskiego, R. 19: 2003/2004, Ko-penhaga 2004, s. 1–42.

9 J. Riley-Smith, Th e Crusades. A Short History, New Haven–London 1987, s. 96.10 H. D. Kahl, op.cit., s. 374–378. 11 A. Bauer, Der Livlandkreuzzung, [in:] Baltische Kirchengeschichte. Beiträge zur Geschichte der

Missionierung und der Reformation, der evangelich-lutherischen Landeskirchen und des Volkskirchen-tums in den baltischen Land, hrsg. v. R. Wittram, Göttingen 1956, s. 27.

12 Por. H. Boockmann, Vokiečių ordinas. Dvylika jo istorijos skyrių, iš vokiečių kalbos vertė A. Nikžentaitis, Vilnius 2003, s. 89–91 [niemiecki oryginał: Der Deutsche Order. Zwölf Kapitel aus seiner Geschichte, München 1981 (wyd. 1); polskie tłumaczenie: Zakon Krzyżacki. Dwanaście rozdziałów jego historii, przeł. R. Traba (Klio w Niemczech, 3), Warszawa 1998].

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 9[9]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

saskich przez Karola Wielkiego13. Później podobne misje były prowadzone wśród Słowian połabskich14. Najczęściej przemoc w związku z misją wśród tych Słowian stosowali Sasi, potem włączyły się w to Dania i Polska, w każdym razie proces chrystianizacji przeciągnął się na tym obszarze do drugiej połowy XII w.15 Właś-nie wówczas pierwszą krucjatę przeciwko Estom rozpoczęli Duńczycy16, a nieco wcześniej przeciwko Finom – Szwedzi17. Stworzyło to przesłanki do rozpoczęcia misji przymusowych również na ziemiach plemion Bałtów.

Co prawda przy omawianiu misji prowadzonych na ziemiach Bałtów i Liwów często czyni się pewne zastrzeżenia: działalność biskupów Meinharda oraz Chrys-tiana niekiedy przedstawiana jest jako pokojowa, podczas gdy biskupów Bertol-da i Alberta von Buxhövdena – jako wojenna/przymusowa18. Ponadto badacze do dziś próbują odpowiedzieć na pytanie, czy zakon krzyżacki prowadził misje chry-stianizacyjne, czy jednak ich nie prowadził19. W związku z tym warto wspomnieć, że Christoph T. Maier wykazał, iż misjonarze jednocześnie mogli organizować

13 O tym w skrócie: M. Hardt, Some remarks on the Christianisation of the Saxons, [in:] Castri Do-minae Nostrae Litterae Annales, vol. I: Christianization of the Baltic region, ed. J. Gąssowski, Pułtusk 2004, s. 94–100. Szerzej o polityce misyjnej prowadzonej przez Karolingów zob. w: L. E. Padberg, Die Christianisierung Europas im Mittelalter, Stuttgart 1998; R. Schneider, Karl der Groβe – politisches Sendungsbewuβtein und Mission, [in:] Kirchengeschichte als Missionsgeschichte, Bd. 2: Die Kirche des Früheren Mittelalters, hrsg. v. E. Halbband, K. Schäferdiek, München 1978, s. 227–248. Dodajmy, iż niektórzy badacze uważają, że misje przymusowe, związane z narzuceniem woli władcy, miały miejsce już w czasach Merowingów, por. I. Wood, Th e Merovingian Kingdoms 450–751, London––New York 1994, s. 161–163.

14 F. Lotter, Th e crusading idea and the conquest of the region East of the Elbe, [in:] Medieval fron-tier societies, ed. R. Bartlett, A. Mac Kay, Oxford 1989, s. 267–273.

15 W historiografi i przyjmuje się, że druga połowa XII w. stanowi granicę oddzielającą misje pokojowe od przymusowych/wojennych. Por. najnowsze opracowania: I. Fonnesberg-Schmidt, Th e Popes and the Baltic Crusades 1147–1254, Leiden–Boston 2007, s. 74 [dostępne jest także polskie tłumaczenie tej pracy: Papieże i krucjaty bałtyckie 1147–1254, przeł. B. Solecki, Warszawa 2009]; B. Śliwiński, Th e Christianisation of Prussia: the Polish contribution until the introduction of the Teu-tonic Order, [in:] Castri Dominae Nostrae Litterae Annales, vol. I, s. 58.

16 Szerzej o tym w: P. Rebane, Denmark, the Papacy and the Christianization of Estonia, [in:] Gli inizi del Cristianesimo in Livonia-Lettonia. Atti del Colloquio Internazionale di Storia Ecclesia-stica in occasione dell’VIII centenario della Chiesa in Livonia (1186–1986), Roma, 24–25 giugno 1986, Roma 1989, s. 182–201.

17 T. Lindkvist, Crusades and Crusading Ideology in the Political History of Sweden 1140–1500, [in:] Crusade and Conversion on the Baltic Frontier 1150–1500, ed. A. V. Murray, Aldershot–Burling-ton 2001, s. 120–122.

18 Literatura przedmiotu i spory dotyczące tych kwestii zostały szczegółowo przedstawione w badaniach dwóch autorów reprezentujących odmienne stanowiska, zob. C. S. Jensen, Th e early Stage of Christianisation in Livonia in Modern historical writings and contemporary Chronicles, [in:] Medieval History Writing and Crusading Ideology (Studia Fennica. Historica 9), ed. T. M. S. Lehtonen, K. V. Jansen, J. Malkki, K. Ritari, Helsinki 2005, s. 207–215; M. Dygo, Mission und Kreuzzug in der Anfängen der Christianisierung Livlands, [in:] Kryžiaus karų epocha Baltijos regiono tautų istorinėje sąmonėje, sudarė R. R. Trimonienė, R. Jurgaitis, Šiauliai 2007, s. 66–84.

19 Najnowsze opinie zob. w: I. Fonnesberg–Schmidt, op.cit., s. 61; B. Bombi, Innocent III and the Praedicatio to the Heathens in Livonia (1198–1204), [in:] Medieval History Writing and Crusading Ideology, s. 233–238.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [10]10

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

krucjatę, jak i głosić Ewangelię, nie dostrzegając w tym większej sprzeczności20. Wreszcie należy wziąć pod uwagę, że już w 1956 r. Reinhard Wenskus trafnie za-uważył, iż należy zróżnicować grupy ludności, do których były skierowane misje przymusowe: przemoc stosowano przeciwko apostatom, podczas gdy przeciwko poganom starano się tego nie robić21. Pomysł ten nie został jednak w historiogra-fi i w pełni wykorzystany. Część historyków zaproponowała rezygnację z pojęcia misja przymusowa (Schwertmission), ponieważ ludzie średniowiecza go nie znali. Pogląd ten został jednak poddany zdecydowanej krytyce przez innych badaczy22. Warto podkreślić, że echo tej polemiki dotarło również na Litwę sowiecką. Oczy-wiście został wówczas podkreślony opór mas ludowych wobec „odwiecznych wro-gów” (Niemców i Kościoła katolickiego)23.

W historiografi i niemieckiej w celu „oczyszczenia” pojęcia Schwertmission, a raczej oddzielenia go od narzucania wiary chrześcijańskiej (niekoniecznie środkami wojennymi) używany jest również inny termin – Einkirchung24. W do-słownym tłumaczeniu należy go rozumieć jako „ukościelnienie”, bezdyskusyjne narzucenie nawróconym norm życia chrześcijańskiego (poprzez ewangelizację). Przykład podobnego narzucenia („christianae religioni subiungere”) przytacza niemiecki historyk Horst Fuhrmann, twierdząc, że po osiagnięciu słabego wyni-ku w szerzeniu chrześcijaństwa za pomocą środków wojennych, dalej można było zastosować przymusowe „ukościelnienie” (Einkirchung)25. Inny niemiecki badacz Michael Borgolte faktycznie utożsamia Einkirchung z pośrednimi wojnami mi-syjnymi (indirekter Misionskrieg)26. Z drugiej strony utożsamiając misje wojenne/ /przymusowe z krucjatami, historycy interpretowali politykę podbojów prowa-dzoną przez zakon krzyżacki najczęściej jako specyfi czny przykład krucjaty27 lub tzw. Litauerreisen28. Wszystkie powyższe opinie czynią kwestię dotyczącą misji przymusowych/wojennych jeszcze trudniejszą, ale też zarazem ciekawszą.

Z historiografi i wyłaniają się dwa interesujące niuanse, które dotychczas nie doczekały się stosownego zainteresowania ze strony badaczy. Podział misji na

20 C. T. Maier, Preaching the Crusades. Mendicant Friars and the Cross in the Th irteenth century, Cambridge 2006, s. 48–52.

21 R. Wenskus, Studien zur historisch–politischen Gedankenwelt Bruns von Querfurt, Münster––Köln 1956, s. 149–152.

22 Por. S. Ekdahl, Die Rolle der Ritterorden bei der Christianisierung der Liven und Letten, [in:] Gli inizi del Cristianesimo in Livonia-Lettonia, s. 205–206.

23 Lietuvių karas su kryžiuočiais, red. J. Jurginis, Vilnius 1964, s. 325–326. 24 H. Fuhrmann, Deutsche Geschichte im hohen Mittelalter (Deutsche Geschichte, Bd. 2), Göt-

tingen 2003, s. 147–148. 25 Ibid., s. 148.26 M. Borgolte, Die mittelalterliche Kirche, München 2004, s. 11. 27 J. A. Brundage, Th e Th irteenth-Century Livonian Crusade: Henricus de Lettis and the First

Legatine Mission of Bishop William of Modena, [in:] idem, Th e Crusades, Holy War and Canon Law, Hampshire 1991, s. 1–9.

28 A. Ehlers, Crusade of the Teutonic Knights against Lithuania Reconsidered, [in:] Crusade and Conversion on the Baltic Frontier 1150–1500, s. 25–42.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 11[11]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

pokojowe i wojenne nie pozwala dać wyczerpującej odpowiedzi na pytanie, dla-czego i w jaki sposób pojawiły się w ich trakcie elementy przemocy? Pytanie to brzmi tym bardziej interesująco, jeżeli uwzględni się zachęty wychodzące ze Stoli-cy Apostolskiej do prowadzenia pokojowych misji chrystianizacyjnych w okresie, gdy w regionie Morza Bałtyckiego odbywały się krucjaty29. Co więcej, nie jest do końca jasne, o jakiej przemocy należy mówić, zwłaszcza w odniesieniu do kon-kretnych przypadków. Wątpliwości wywołuje podział misji na pokojowe i wojenne na podstawie tego, że oddziały wojsk poruszały się w ślad za misjonarzami lub przed nimi. Przecież jest oczywiste, że to nie misjonarz, lecz wspierający go wład-ca świecki miał moc odwoływania się do określonych środków przymusu, które dotychczas w historiografi i interpretowano jako Schwertmission. Jednak, jak się przekonamy, również misjonarz wspierany przez siły wojskowe (i nie tylko, np. również stosując środki społeczne, psychologiczne, o czym będzie mowa niżej), mógł stosować pewne środki przymusu. Jest to pierwszy aspekt oceny misji poko-jowych i wojennych. Drugi związany jest z kwestią przejścia od misji pokojowych do wojennych/przymusowych. Z powyższego omówienia wynika, że w historio-grafi i termin Missionskrieg i Schwertmission został utożsamiony z krucjatami, co wydaje się uproszczonym poglądem dotyczącym stosunku między misjami chry-stianizacyjnymi i krucjatami.

Przy rozpatrywaniu powyższego zagadnienia należy uwzględnić fakt, że wład-cy Rzeszy, Danii czy Polski traktowali powiększenie własnych terytoriów w Euro-pie Środkowej również jako szerzenie chrześcijaństwa. Owi władcy sankcjonowa-li chrystianizację oraz same misje30. Należy jednak odróżniać sytuację, gdy dany władca wspierał misję prowadzoną wśród swoich poddanych, od tej, gdy pozyski-wał nowych poddanych na mocy prawa wojny, podbijając ich lub narzucając im

29 Warto w tym miejscu przywołać fragment cytowanej przez Michele Maccarrone bulli papieża Inocentego III z 19 IX 1201 r., skierowanej do biskupa Ikšķile (później biskupa Rygi) Alberta: „[...] volens hec moderna tempora conformare prioribus et fi dem catholicam propagare, predecessoribus vestris et vobis post eos puim ispiravit aff ectum ut, Livonensem ingressi provinciam, paganis evan-gelizaretis nomen Domini Iesu Christi, eorum sequentes exemplum quibus in evangelio legimus esse dictum: »Euntes docente omnes gentes baptizantes eos in nomine Patris et Filii et Spiritus sancti«” (M. Maccarrone, I Papi e gli inizi della christianizzazione della Livonia, [in:] Gli inizi del Cristiane-simo in Livonia–Lettonia, s. 78). Por. inne przykłady w: I. Fonnesberg-Schmidt, op.cit., s. 114–115. To samo deklarował również papież Aleksander IV w bulli z 15 VII 1256 r., skierowanej do polskich duchownych: „[...] Verum quia gratuita debet esse conversio, non coacta, et ipse deus coacta servi-tia non acceptat [...]” (Vetera monumenta Poloniae et Lithuaniae gentiumque fi nitimarum historiam illustrantia, ed. A. Th einer, T. 1, Osnabrück 1969, s. 71). Por. J. Muldoon, Popes, lawyers and infi dels, Pennsylvania 1979, s. 11–12, 17, 30–31, 45–57.

30 Np. król szwedzki Olaf sankcjonował misję św. Ansgara (Rimbert, Vita Anskarii, recen-suit G. Waitz, [in:] Scriptores rerum Germanicarum, Hannoverae 1884, § 26, s. 55–56: „Qui regi Sueo-num nomine Olef partis suae mandatum tale intimari iussit [...]”), książę słowiański Gotschalk zaś – misję biskupa meklemburskiego Jana (Helmold, Chronica Slavorum, ed. G. H. Pertz, [in:] Scriptores rerum Germanicarum, Hannoverae 1868, lib. I, § 22, s. 49–50: „[...] est ad Godescalcum, apud quem commoratus, illis diebus multa milia paganorum baptizasse describitur”). Takich przykładów można przytoczyć więcej.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [12]12

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

chrześcijaństwo. W pierwszym przypadku stykamy się zatem z przemocą społecz-ną (gdy nawróceni nie tracą swoich praw) stosowaną przez władcę i wspieranego przez niego misjonarza, w drugim – z polityczną skierowaną przeciw podbijane-mu ludowi, gdy nawróceni tracili wszystkie prawa, nie mogli tworzyć własnych struktur politycznych i/lub je należycie reprezentować. Tutaj misjonarz stawał się wyrazicielem takiej przemocy31. Oczywiste jest, że istnieje różnica między prze-mocą wojenną i przemocą stosowaną w okresie pokoju. Jak się przekonamy, jest również różnica między tymi, którzy prowadzili podboje, i tymi, którzy stosowali przemoc podczas misji pokojowych.

FORMY PRZEMOCY SPOŁECZNEJ STOSOWANEJ PODCZAS MISJI POKOJOWYCH

Omówienie problemów dotyczących przemocy społecznej i politycznej stoso-wanej podczas misji chrystianizacyjnych należy poprzedzić charakterystyką form przemocy, jakie są wspominane w źródłach. Przede wszystkim są to różne groźby, za pomocą których władca i wspierany przez niego misjonarz mogli zmusić opor-nych do posłuszeństwa i przyjęcia chrztu. Odnosi się to zarówno do przemocy psychicznej, jak i fi zycznej, o czym będzie jeszcze mowa. Inne formy przemocy to niszczenie pogańskich artefaktów, branie zakładników oraz fi zyczna przemoc wobec opornych lub członów ich rodzin, którzy nie chcieli przyjąć chrztu, jak też najprzeróżniejsze zakazy (np. spożywania mięsa w okresie postu, pracy w dni świąteczne i inne).

Warto przywołać niektóre charakterystyczne źródła z X–początku XV w., w których pojawiają się wymienione formy przemocy. Niemiecki kronikarz Th iet-mar z Merseburga pisał, że polski książę Bolesław Chrobry nie tylko wybijał zęby poddanym, którzy w okresie postu nie przestrzegali zakazu jedzenia mięsa32, lecz także w miejscu publicznym fi zycznie okaleczał tych, którzy w dni świąteczne i w okresie Adwentu nie powstrzymywali się przed kontaktami seksualnymi lub pożądali cudzej żony33. W innym miejscu kronikarz twierdzi, że pierwszy chrześ-cijański władca Węgier Stefan I rozprawiał się z tymi, którzy nie chcieli się ochrzcić lub nie przestrzegali zwyczajów chrześcijańskich34. Podobne zachowanie Stefana I

31 Szerzej na ten temat zob. w: M. Ščavinskas, Karinių/prievartinių misijų veiklos metodų prob-lema baltų regione, Lietuvos istorijos metraštis, [vol.] 2: 2005, Vilnius 2006, s. 5–28.

32 Th ietmari Merseburgensis episcopi Chronicon, recognovit F. Kurze, [in:] Scriptores rerum Ger-manicarum, Hannoverae 1889, lib. IX (VIII), § 2, s. 240: „Et quicumque post LXII. carnem mandu-casse invenitur, abcisis dentibus graviter punitur”.

33 Ibid.: „Si quis in hoc alienis abuti uxoribus vel sic fornicari presumit, hanc vindictae subse-quentis [poenam] protinus sentit. In pontem mercati is ductus per follem testiculi clavo affi gitur et novacula prote Rosita hic moriendi sive de hiis absolvendi dura eleccio sibi datur”.

34 Ibid., lib. IX (VIII), § 4, s. 241: „[...] regis Pannonici [chodzi o władcę Węgier Stefana I – M. Š.] [...] admodum crudelis et multos ob subitum furorem suum occidens. Qui cum christiannus effi ce-retur, ad corroborandam hanc fi dem contrta reluctantes subditos sevit et antiquum facinus zelo Dei exestuans abluit”.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 13[13]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

w stosunku do przeciwników chrztu notują również inne źródła35. Znając nega-tywny stosunek Th ietmara z Merseburga do Polaków, jak też brak sympatii do Węgrów, do podobnej oceny Bolesława Chrobrego oraz Stefana I należy podcho-dzić ostrożnie. Jednak powyższe fakty są jednocześnie dowodem na starania tych władców mające na celu umocnienie chrześcijaństwa wśród swoich poddanych36. Co prawda nie jest jasne, czy surowe wymagania Bolesława Chrobrego dotyczące norm życia chrześcijańskiego zostały sformułowane podczas misji, oczywiste jest jednak, że dotyczyły one dopiero co nawróconych37.

W relacjach dotyczących ostatniej misji św. Brunona z Kwerfurtu wspomniane zostało surowe postępowanie „króla” Netimera wobec brata, który nie chciał się ochrzcić. Jeżeli dać wiarę Piotrowi Damianiemu, został on po prostu zamordowa-ny38. Podobnych form przemocy nie unikali również inni średniowieczni władcy, na przykład książę Pomorza Warcisław39. Poświadczają to również norweskie ma-teriały dotyczące chrystianizacji40. Na przykład Ari Th orgilsson w napisanej około 1122–1133 r. „Księdze o Islandczykach” (Íslendingabók) twierdzi, że król Norwegii

35 Annales Altahenses Maiores, ed. G. H. Pertz, [in:] Scriptores rerum Germanicarum, Hannove-rae 1868, s. 17: „Stephanus rex Ungaricus super avunculum suum Iulum regem cum exercitu venit, quem cum adprehendisset cum uxore ac duobus eius fi liis, regnum vi ad christianismum compulit”.

36 Historycy mówią o tak zwanej „punktowej” chrystianizacji, gdy w rezydencjach władców i członków ich rodzin powstawały pierwsze kaplice i kościoły. Więcej informacji na ten temat zob. w: M. H. Gelting, Th e Kingdom of Denmark, [in:] Christianization and the Rise of Christian Monar-chy. Scandinavia, Scandinavia, Central Europe and Rus c. 900–1200, ed. N. Berend, Cambridge 2007, s. 86–87; N. Blomkvist, S. Brink, T. Lindkvist, Th e Kingdom of Sweden, [in:] ibid., s. 187, 190; P. Som-mer, D. Třeštík, J. Žemlička (ad. material Z. Opačić), Bohemia and Moravia, [in:] ibid., s. 228, 230; P. Urbańczyk, S. Rosik, Th e Kingdom of Poland, with an Appendix on Polabia and Pomerania between Paganism and Christianity, [in:] ibid., s. 277, 282–283, 292.

37 Wspomniane czyny Stefana I i Bolesława Chrobrego, a pod koniec XIV w. litewskich władców Jagiełły i Witolda w stosunku do nowo nawróconych w historiografi i są określane przywoływanym już niemieckim terminem Einkirchung. Jednak warto przy tej okazji podnieść kwestię, czy ów termin należy stosować w odniesieniu do „swoich” władców, to jest nie zdobywców. Niemieccy badacze H. Fuhrmann i M. Borgolte, mówiąc o Einkirchung, przytoczyli przykłady „ukościelnienia”, którego dokonywali w stosunku do Słowian połabskich Sasi, wspierani przez króla Niemiec.

38 Petrus Damiani, Vita beati Romualdi, a cura di G. Tabacco (Fonti per la Storia d’Italia, 94), Roma 1957, s. 56: „[...] Frater autem regis cum ipso pariter habitans, dum nollet credere, absente Bonifatio ab ipso rege peremptus est [...]”.

39 Ebon, Vita S. Ottonis episcopi Babenbergensis, wyd. J. Wikarjak, [in:] Pomniki dziejowe Polski, seria II, t. VII, cz. 2, Warszawa 1969, lib. III, § 6, s. 105: „Hus autem reverrendissimum dominum meum episcopum fama celeberrima ubique vulgatum, non sic tractare debetis nec potestis, quia missus est pape et dilectus domini nostri Lotharii regis invictissimi; nam et ipse Romani imperii princeps, et cuncti primates loco patris eum venerantes, consiliis eius abaudire per omnia satagunt. Unde sciatis procul dubio, quia si quicquam molestie aut controversie ei a vobis irrogari dominus rex audierit, sine mora cum exercitu superveniens, usque ad internocionem delebit vos et terram vestram”.

40 D. Skre, Missionary Activity in Early Medieval Norway. Strategy, Organization and the Course of Events, Scandinavian Journal of History, vol. 23: 1998, issue 1–2, s. 10–11. Por. najnowszą pracę Andersa Winrotha pt. Th e Conversion of Scandinavia. Vikings, merchants and missionaries in the remaking of Northern Europe, New Haven–London 2012, s. 141–144.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [14]14

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Olaf Tryggvason kazał mieszkańcom Islandii (wychodźcom z Norwegii) przyjąć chrzest, uciekając się nawet do pogróżek i innych form sugestii41. W końcu wspo-mnieć należy przywilej wielkiego księcia litewskiego (od niedawna również króla polskiego) Jagiełły–Władysława II nadany bojarom oraz pismo wielkiego księcia Witolda–Aleksandra. Władca litewski Jagiełło nakazał „[...] wszystkich Litwinów obu płci dowolnego stanu lub sytuacji znajdujących się pod naszą władzą [...] pro-wadzić, pociągnąć i nawet siłą zmusić do wiary katolickiej i posłuszeństwa wobec Kościoła św. Rzymu”42. Wymienione zostały tu metody pracy misyjnej: pociągnąć lub zmusić siłą do wiary. To samo deklarował również wielki książę Witold w piś-mie z 1392 r. do ciwunów: „[...] kiedy do was [ciwunów – M. Š.] przybędzie sam ksiądz biskup z niniejszym pismem i moją pieczęcią, wtedy wy, moi ciwunowie, zbierzcie dla niego Litwinów, którzy nie są ochrzczeni, a biskup ich ochrzci, jak zechce”43.

Wreszcie do podobnych środków mógł się uciekać również król Litwy Men-dog. W bulli skierowanej do niego przez papieża Aleksandra IV 6 III 1255 r. mowa o przyłączeniu pogan (i nie tylko ich, ale także prawosławnych) znajdujących się na „błędnej drodze pogaństwa” i ich pozyskaniu dla wiary Chrystusa44.

Nie wiadomo, czy przyłączenie pogan było celem samego papieża Aleksan-dra IV, czy przekazywał on wskazówki, jak powinien się zachowywać nowy chrześ-cijański król Mendog. Najprawdopodobniej Mendog dostrzegł nowe możliwości otwierające się po przyjęciu chrztu, gdy stał się on jednym ze środków narzucenia własnej woli podwładnym oraz legitymizacji władzy, z przestrzeganiem głośnej zasady, „cuius regio, eius religio” co prawda, wykorzystywanej nie za panowania Mendoga, a w XVII w.45 Potwierdzenie tego przypuszczenia znajdujemy również

41 E. Mundal, Íslendingabók: the Creation of an Islandic Christian Identity, [in:] Historical narra-tives and Christian Identity on a European Periphery. Early History Writing in Northern, East-Central and Eastern Europe (c. 1070–1200), ed. I. H. Garipzanov, Turnhout 2011, s. 120–121. Co prawda zakonnik Ari Th orgilsson działalność Olafa Tryggvasona w Islandii próbował ukazać jako porozu-mienie zawarte przez króla z Islandczykami, jednak w innej części Islendingabók bardzo wyraźnie stwierdza, że przyjęcie chrztu nakazał król, wątpliwe więc wydaje się dobrowolne porozumienie. Zob. Íslendingabók – Kristni saga. Th e Book of the Islanders – the Story of the Conversion (Viking Society for Northern Research Text Series, vol. 18), ed. A. Faulkes, A. Finlay, London 2006, s. XXV–XXVII (źródło dotyczące nawrócenia Islandii: ibid., s. 7–9).

42 Codex Diplomaticus Ecclesiae Cathedralis necnon dioeceseos Vilnensis, vol. 1: (1387–1507), ed. J. Fijalek, W. Semkowicz, Cracoviae 1948, nr 6, s. 13–14 (pismo Jagiełły z 22 II 1387 r.).

43 Ibid., nr 23, s. 39 (pismo Witolda z 1392 r. do ciwunów): „[...] ysz gdy ku wam przyyedzye xyadz byskup stym lystem y z moya pyeczączyą sam, tedy wy moy czywonowye sbyerzczye przed nym Lythwą, ktorzy szyą nyekrczyly a thych okrczy byskup, yako yego wola“.

44 Mindaugo knyga. Istorijos šaltiniai apie Lietuvos karalių, parengė ir į lietuvių kalbą išvertė D. Antanavičius, D. Baronas, A. Dubonis, R. Petrauskas, Vilnius 2005, s. 78. Łaciński tekst: Vetera Monumenta Poloniae et Lithuaniae, T. 1, nr 123.

45 Formuła charakteryzująca stosunki religijne między władcą i jego poddanymi u katolików i protestantów pojawiła się po podpisaniu Pokoju Augsburskiego (1555 r.) i ostatecznie umocniła się po podpisaniu Pokoju Westfalskiego (1648 r.). Ponieważ po przyjęciu chrztu przez władcę po-gańskiego nową wiarę musieli przyjąć również jego poddani, formułę tę, co prawda w innym kon-tekście, zaczęli stosować także mediewiści, por. P. Urbańczyk, Th e politics of Conversion in North

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 15[15]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

w części narracyjnej wspomnianej bulli (Aleksander IV wspomina list otrzymany od Mendoga).

Z powyższego można wnioskować o formach stosowanej przemocy. Ksią-żę Polski Bolesław Chrobry, król Węgier Stefan I, władcy Norwegii oraz innych księstw skandynawskich, wreszcie Mendog, Jagiełło i Witold stosowali podczas misji chrystianizacyjnych określone środki przemocy wobec wszystkich swoich poddanych. Jednak należy tutaj podkreślić, że wszyscy ci władcy byli rodzimymi, a nie zdobywcami. Swoim autorytetem oraz wspomnianymi środkami przemocy (niekoniecznie tylko nimi) mogli umacniać chrześcijaństwo w swoich państwach. Misjonarze dążyli także do tego, by lokalni władcy oraz możnowładcy włączali się do organizowania misji, szerzenia i umacniania chrześcijaństwa, i w ten spo-sób stawali się nie tylko głosicielami idei chrześcijańskich, ale także pośrednikami w umacnianiu władzy terytorialnej. Przeciwko tym, którzy nie chcieli okazać po-słuszeństwa władcy i przyjąć chrztu, można było stosować przemoc (niekoniecz-nie jedynie fi zyczną).

Stało się tak dlatego, że w opinii władców średniowiecznych niechęć do przy-jęcia chrztu była uznawana za nieposłuszeństwo wobec samego władcy. Sprzeciw ten oznaczał przede wszystkim pogwałcenie wierności wobec niego i zerwanie wszystkich dotychczasowych stosunków. Należy to odnosić również do przyszłych nawróconych. Przecież po przyjęciu chrztu władca pozostawał tym samym wład-cą, chrzest nie unieważniał dla pozostałych pogan lub nawróconych obowiązku posłuszeństwa i wierności wobec niego46 (nie rozwijamy tutaj kwestii legitymizacji władzy przez chrzest, gdyż jest to osobny temat47). Tak oto książę połocki w 1212 r. podczas negocjacji z biskupem Rygi Albertem domagał się, aby jego poddani po przyjęciu innej religii pozostali mu wierni i nie przestali płacić daniny48. W tym przypadku danina jest wyrazem zależności politycznej. Należy uwzględnić to, że niektórzy władcy europejscy (np. Sycylii, Portugalii, Węgier), szerząc chrześcijań-stwo, w kwestii pomocy wojskowej starali się porozumieć ze swoimi podwładny-

Central Europe, [w:] Th e Cross goes North, Processes of Conversion in Northern Europe, wyd. M. Car-ver, New York 2003, s. 20.

46 Por. pracę poświęconą chrystianizacji Islandii i Norwegii: R. M. Karras, God and Man in medi-eval Scandinavia. Writing and Gendering the Conversion, [in:] Varieties of religious Conversion in the Middle Ages, ed. J. Muldoon, Gainesville 1997, s. 102–105, 107, 109–110.

47 Szerzej o nowych perspektywach politycznych i religijnych otwieranych przez chrześcijaństwo dla nawróconego władcy zob. P. Urbańczyk, Władza i polityka we wczesnym średniowieczu, Wrocław 2008, s. 158–202. Por. O. Sundqvist, Freyr’s off spring. Rulers and religion in ancient Svea society, Up-psala 2000, s. 282–317.

48 Heinrichs Livländische Chronik, ed. L. Arbusow, A. Bauer, [in:] Scriptores rerum Germanica-rum, Hannover 1955, lib. III, cap. XVI, § 2, s. 102: „Rex interim de Plosceke mittens vocavit epis-copum, diem prefi gens et locum, ut ad presenciam ipsius aput Gercide de Lyvonibus quondam sibi tributaries responsurus veniat [...]”. Dalej następuje zarzut kronikarza wobec księcia Połocka, że rzekomo bardziej dba o daninę niż o nawrócenie Liwów, zob. ibid., s. 103: „Est enim consuetudo regnum Ruthenorum, ut quamcunque gentem expugnaverint, non fi dei christiane subicere, sed ad solvendum sibi tributum et pecuniam subiugare”.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [16]16

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

mi/poddanymi niechrześcijanami. Na przykład w 1098 r. hrabia Roger obiecał saraceńskim żołnierzom, walczącym po jego stronie przeciwko oponentom poli-tycznym, że nie będzie ich zmuszał do przyjęcia chrztu, kwestię tę pozostawiając do rozstrzygnięcia przez samych Saracenów w przyszłości49. W 1239 r. Stolica Apo-stolska udzieliła prawa Węgrom, jak również Portugalii, angażowania żołnierzy nieochrzczonych, nie żądając od nich przyjęcia chrztu, mimo iż później, w 1279 r., synod w Budzie ponownie wrócił do zakazu angażowania niechrześcijan50.

Inaczej sprawa wyglądała z tymi, którzy okazywali nieposłuszeństwo wobec władcy i odrzucali chrześcijaństwo – tacy byli najczęściej określani mianem apo-statów. Właśnie o przemocy stosowanej wobec apostatów mówił wspomniany wy-żej Reinhard Wenskus. Jednak nie jest najważniejszą kwestią to, że w rzeczywistości nie zawsze powracali oni do pogaństwa. Bardziej istotne jest to, że władca przede wszystkim przeciwko takim osobom mógł użyć środków przemocy, zmuszając je do podporządkowania się jego woli. Dlatego apostatę należało zmusić do uznania woli władcy, a zarazem przywrócić wyznawanej przez niego wierze51.

Z drugiej strony władcy chrześcijańscy ponosili odpowiedzialność za zbawienie swoich poddanych, gdyż siebie traktowali jako reprezentantów Boga na ziemi (vi-carius Dei)52, i nie mogli pozwolić, by ich poddani (nawet pozyskani w drodze pod-bojów) pozostali poganami lub wyznawali inną wiarę. Oczywiste jest, że taka kon-cepcja przeszła pewną ewolucję, która wymaga chronologizacji. W XII–XIII w., gdy w sporze o inwestyturę przewagę osiągnęła Stolica Apostolska, prezentowała ona pogląd, że cesarz, z nielicznymi wyjątkami53, powinien się zadowolić jedynie tym mieczem, którego udzielił mu papież. Natomiast jeśli chodzi o królów, to koncep-cja dwóch mieczów przeszła nieco odmienną ewolucję. Zwłaszcza odnosi się to do władców strefy bałtyckiej, niedawno nawróconych54. Wspomniana wcześniej bulla papieża Aleksandra IV skierowana do Mendoga wyraźnie pokazuje, że w swoim królestwie to właśnie Mendog był odpowiedzialny za szerzenie światła Ewangelii. To on, przy pomocy misjonarzy i innych duchownych, powinien był dbać o rozwój wiary chrześcijańskiej. Osobną kwestią jest to, czy była to ofi cjalna postawa Kościo-ła, czy może dygnitarzy świeckich lub samego Mendoga, jako nowo ochrzczonego. Jest jednak całkiem prawdopodobne, że misjonarze, którzy ewangelizowali Men-

49 B. Z. Kedar, Crusade and Mission. European Approaches toward the Muslims, New Jersey 1984, s. 51; M. Bull, Views of Muslims and Jerusalem in Miracle Stories, c. 1000–1200: Refl ections on the Study of First Crusaders – Motivations, [in:] Th e Experience of Crusading, vol. 1: Western Approaches, ed. M. Bull, N. Housley, Cambridge 2003, s. 34–36.

50 N. Berend, At the Gate of Christiandom. Jew, Muslims and „Pagans” in Medieval Hungary, c. 1000–1300, Cambridge 2001, s. 153–161, 196–199.

51 H. D. Kahl, op.cit., s. 376–378. 52 J. Canning, A History of Medieval Political Th ought 300–1450, London–New York 2005, s. 22–

–135. 53 Przede wszystkim mam na myśli stosunki cesarza Fryderyka II ze Stolicą Apostolską. Szerzej

o tym zob. C. Morris, Th e Papal Monarchy. Th e Western Church from 1050 to 1250, Oxford 1989, s. 559–567.

54 O władcach skandynawskich – vicarius Dei – szerzej w: A. Winroth, op.cit., s. 154–160.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 17[17]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

doga, mogli mu przedstawić również zarysy wizerunku idealnego władcy chrzeci-jańskiego (rex iustus), co mogło u niego jeszcze bardziej wzmocnić chęć przyjęcia chrztu. To samo można powiedzieć również o Jagielle. To właśnie on zaczął orga-nizować chrzest swoich poddanych pogan. Z jednej strony zatem przyjęcie chrztu oznaczało posłuszeństwo wobec władcy, z drugiej zaś władca był zainteresowany, by jego poddani i przyszli poddani wyznawali tę samą religię, co pozwalało na sku-teczniejszą unifi kację państwa, a przez to – demonstrację swojej siły55.

INNE FORMY PRZEMOCY STOSOWANE PODCZAS MISJI POKOJOWYCH

Jednak nie wszystkie wymienione formy przemocy miały charakter jedy-nie społeczny. Pewne zakazy, dotyczące np. spożywania mięsa w okresie postu, wstrzemięźliwości seksualnej i inne, a także niszczenie pogańskich artefaktów były częścią tak zwanej „duchowej” (psychicznej) sfery, miały zatem naturę „duchową” (jeżeli można tak powiedzieć), a nie jedynie społeczną. Należy podkreślić, że nie tylko władcy, lecz także misjonarze niszczyli wyobrażenia bóstw i wprowadzali normy życia chrześcijańskiego. Np. niszczenie pogańskich artefaktów stanowiło nieodłączną część misji chrystianizacyjnych, a zatem metoda Tatmission zawierała pewien element przemocy. Wystarczy zajrzeć do żywotów św. Ottona z Bambergu, jak również do hagiografi i poświęconych św. Brunonowi z Kwerfurtu, do Dziejów Kościoła Hamburskiego Adama z Bremy i innych źródeł pochodzących z omawia-nego okresu, w których opisano takie działania.

Co prawda, stykamy się tu z wieloma pytaniami, np. czy i jakimi wyobraże-niami bóstw dysponowali Słowianie połabscy, Skandynawowie oraz Bałtowie. Nie jest również jasne, czy opisywane w żywotach i w innych źródłach akcje niszczenia takich wyobrażeń czy nawet świątyń nie zostały zaczerpnięte z wcześniejszych źró-deł hagiografi cznych i innych56. Dotyczy to zwłaszcza żywotów św. Ottona z Bam-bergu, w których był on przedstawiany jako pierwszy szerzyciel chrześcijaństwa na Pomorzu. Przed nim rzekomo nie było żadnych śladów chrześcijaństwa na tym obszarze57. Niezależnie od tego wszystkiego należy przyznać, że Bałtowie, Słowia-nie połabscy oraz Skandynawowie posiadali jakieś religijne wyobrażenia, których obecnie z braku danych nie możemy odtworzyć. Dlatego należy przypuszczać, że

55 O ścisłych powiązaniach Kościoła z państwem już w Królestwie Franków i dalszej ewolucji tej więzi w okresie średniowiecza zob. J. Canning, op.cit., s. 44–133.

56 Opisy pogaństwa w źródłach średniowiecznych i możliwości ich interpretacji do dziś są przedmiotem zainteresowania wielu badaczy. Spośród najnowszych prac zob. S. Rosik, Interpretacja chrześcijańska religii pogańskich Słowian w świetle kronik niemieckich XI–XII wieku (Th ietmar, Adam z Bremy, Helmold), Wrocław 2000; L. P. Słupecki, Pagan Temple – Christian Church. Th e problem of old Norse Temples, [in:] Between Paganism and Christianity in the North, ed. L. P. Słupecki, J. Mora-wiec, Rzeszów 2009, s. 29–40; A. Jakobsson, „Er Saturnús er kallaðr en vér köllum Frey”. Th e Roman Spring of the Old Norse Gods, [in:] ibid., s. 158–164.

57 Poświęcono temu zagadnieniu wiele prac, spośród których najnowsza to: S. Rosik, Conversio gentis Pomeranorum. Legitymizacja pomorskich misji św. Ottona z Bambergu w przekazach z XII wie-ku, [in:] Kościół w monarchiach Przemyślidów i Piastów, red. J. Dobosz, Poznań 2009, s. 375–384.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [18]18

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

obrzęd abrenuntiatio diaboli, jako część misji, występował58. Depoganizacji nie na-leży rozumieć wąsko – jako niszczenia idoli i dawnych świętych ogni. Odbywała się również na poziomie życia codziennego, zwyczajów, a zatem poprzez utrwalanie nowych, chrzecijańskich norm życia. Emocje przyszłych nawróconych, obrazowo opisane przez hagiografów i kronikarzy, najlepiej ukazują, z jakimi uczuciami nie-ufności, gniewu i strachu początkowo spotykały się słowa misjonarzy i jak poga-nie starali się zachować swoją wiarę. Nastrój psychiczny doskonale ukazuje epizod z historii chrystianizacji Litwinów. Niszczenie miejsc kultu pogańskiego przez misjonarza czeskiego pochodzenia, franciszkanina Hieronima z Pragi wywołało ogromne niezadowolenie lokalnych mieszkańców: „[...] Hieronim [tj. Hieronim z Pragi – M. Š.] dotarł [...] do plemion, które czciły gaje poświęcone duchom [...]. Do tego plemienia [Hieronim – M. Š.] przez wiele dni przemawiał [...], wreszcie kazał wyciąć gaj [...]. Hieronim, wziąwszy siekierę o dwóch ostrzach, jako pierwszy ściął jedno wysokie drzewo [...]. Później, podniósłszy siekierę, przy pomocy wielu innych, z dużym hałasem przewrócił ogromne drzewo i wyciął cały gaj [...]. Było w tej okolicy wiele gajów, tak samo świętych [...]. Nie zdążył Hieronim [...] ich wy-ciąć, a grupa kobiet płacząc i zawodząc udała się do Witolda ze skargą na wycięcie świętego gaju i pozbawienie bogów siedliska [...]. Wprowadzając nowe zwyczaje, on [tj. Hieronim – M. Š.] niszczył zwyczaje przodków. Dlatego prosiły i błagały, by nie pozwolono na niszczenie miejsc i obrzędów związanych z wiarą przodków. Mężczyźni również poparli kobiety [...]”59.

Gdy Hieronim z Pragi zaczął szerzyć chrześcijaństwo, stosując zbyt drastycz-ne metody, zrezygnowano z jego usług60. Takie akcje depoganizacji, wywołujące wstrząs psychiczny, należałoby zatem również oceniać jako przemoc psychiczną. Psychologowie wyróżnili niejedną formę oddziaływania psychologicznego (przez słowa, czyny, nawet przez zmysły). Sugestię psychiczną stosowaną podczas misji słowem (Wortmission), jeżeli „w jakiś sposób” lub „w jakimś stopniu” przyczyniła się do narzucenia chrześcijaństwa, również należy traktować ją jako określony ro-dzaj przemocy psychicznej. Objaśnienia misjonarza, że nieprzyjęcie chrztu spro-wadzi jakieś nieszczęścia, należy określić jako pewną formę sugestii, która zmusza-ła osoby słuchające kazania do co najmniej wsłuchania się w jego treść.

58 Zob. S. Rosik, Th e Pomeranian Mission of St. Otto of Bamberg. Remarks an the doctrine and practice of Christianisation, [in:] Castri Dominae Nostrae Litterae Annales, vol. I, s. 171.

59 Baltų religijos ir mitologijos šaltiniai, [vol.] I: Nuo seniausių laikų iki XV amžiaus pabai-gos, sudarė N. Vėlius, Vilnius 1996, s. 595 (E. S. Piccolomini, Kosmografi ja, arba Azijos ir Europos aprašymas): „Prior itaque Hieronymus assumpta bipenni excellentem quandam arborem detrunan-cauit [...] Ventum erat ad medium nemoris, ubi quercum uetustissimam, et ante omnes arbores re-ligione sacram, et quam potissime sedem esse putabant, percutere aliquandiu nullus preasumpsit. Postremo, ut est alter altero audacior, increpans quidam socios [...] et mox ad arborem adacto ferro adiuuante multitudine ingens onus cum magno fragore prostrauit, totumque nemus succidit. Erant in ea regione plures syluae pari religione sacrae, ad quas dum Hieronymus amputandas pergit, mulierum ingens numerus plorans atque eiuland, Vitoldum adit, sacrum lucum succisum quaeritur [...]”.

60 Ibid., s. 596: ,,Vitoldus [...] reuocatisque literis, quas praesidibus prouinciarum declarat, iu-bens parere Hieronymo, hominem ex prouincia decedere iussit”.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 19[19]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Inną ważną kwestią jest określona kontrola nowo nawróconych, mająca za-gwarantować pomyślność misji. W ramach chrystianizacji ważną rolę odgrywała kontrola czasu, pożywienia, małżeńskiego życia seksualnego itp.61 Przez tę pierw-szą wprowadzano nie tylko jego chrześcijańskie rozumienie, ale też zmuszano do przestrzegania cykliczności prac gospodarczych: dni świąteczne miały być poświę-cone Bogu, nie pracy, kalendarz liturgiczny zaś wiązał się z cyklem prac gospodar-czych. Tak np. w żywocie św. Ottona z Bambergu przedstawiona została historia pewnego nawróconego, który pracował w dzień świąteczny. Rzekomo z tej przy-czyny wkrótce zmarł62. Ta śmierć miała być nauczką dla wszystkich pozostałych. Oczywiście nie można wykluczyć, że mamy w tym przypadku do czynienia z fi k-cyjnym egzemplum, nie zaś z rzeczywistym wydarzeniem. Nawet jeśli tak było, to zastosowanie podobnej formy sugestii jest wymowne, co zostało też podkreślone przez autora (autorów) hagiografi i.

Kontrola pożywienia była potrzebna, by nauczyć nawróconych przestrzegania okresów postu. Nadzór nad małżeńskim pożyciem seksualnym dotyczył nie tyl-ko zakazów, związanych z rozwiązłością albo „polityką planowania rodziny” (jeśli użyć współczesnego zwrotu), ale też wprowadzania chrześcijańskiego modelu ro-dziny (rezygnacji z poligamii) i jego uprawomocnienia w oczach ludności (przez ogłaszane zapowiedzi, sakrament małżeństwa itd.). To, notabene, szczególnie uwy-datniło się po IV Soborze Laterańskim, na którym ustalono sposób ogłaszania za-powiedzi i zawierania małżeństwa63. Teraz staje się jasne, że wspomniana kontrola opierała się również na środkach oddziaływania psychicznego. Wiele źródeł wska-zuje na to, że sami misjonarze podczas misji, katechizacji katechumenów oraz dal-szego łączenia nawróconych we wspólnoty (przyszłe parafi e) prowadzili kontrolę przestrzegania norm życia chrześcijańskiego. Przykładowo św. Otton z Bambergu od mieszkańców Pomorza żądał przestrzegania wszystkich norm życia chrześci-jańskiego (rezygnacji z poligamii, przestrzegania dni świątecznych, przestrzegania postu w odpowiednim czasie, wstrzymywania się od rozwiązłości itp.)64. Ponadto nakazywał posiadanie jednej żony, nie zaś kilku65. Podobne żądania w usta misjo-narzy (np. biskupa Gerolda) w swojej Kronice Słowian włożył Helmold z Bozowa, szczególnie podkreślając wymóg grzebania zmarłych na cmentarzach chrześcijań-skich66 (takich przykładów również można przytoczyć więcej). Później podobna kontrola była umacniana dzięki rozporządzeniom władców oraz postanowieniom

61 Więcej zob. w: A. Sanmark, Power and Conversion. A Comparative Study of Christianization in Scandinavia, Uppsala 2004, s. 205–277.

62 Herbord, Dialogus de Vita S. Ottonis, wyd. J. Wikarjak, K. Liman, [in:] Pomniki dziejowe Pol-ski, seria II, t. VII, cz. 3, Warszawa 1974, lib. II, §23, s. 101–102.

63 A. Sanmark, op.cit., s. 264.64 Ebon, Vita S. Ottonis episcopi Babenbergensis, lib. II, §18, s. 86–89. 65 Herbord, Dialogus de Vita S. Ottonis, lib. II, §18, s. 95; Ebon, Vita S. Ottonis episcopi Baben-

bergensis, lib. II, §12, s. 75. 66 Helmold, Chronica Slavorum, lib. I, § 83, s. 168: „Et precepit comes populo Sclavorum, ut

transferrent mortuos suos tumulandos in atrio ecclesie, et ut convenirent in sollempnitatibus ad ecclesiam audire verbum Dei”.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [20]20

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

synodów biskupich67. Warto przytoczyć jeden charakterystyczny przykład z Wę-gier. Synod kościelny w Szabolcs postanowił w 1092 r., że jeżeli Żydzi, którzy przy-jęli chrzest, wyrzekną się go, zostaną siłą usunięci ze swoich domów rodzinnych do czasu, aż nawrócą się na prawdziwą wiarę. Ten sam synod uchwalił, że nawróceni Połowcy, Żydzi i inni powinni przestrzegać postu i innych wymogów, oraz określił kary stosowane w przypadku nieposłuszeństwa68. Z kolei w drugiej połowie XIII w. przybyły na Węgry legat papieża Mikołaja III Filip w sprawozdaniu dla papieża stwierdził, że wobec Połowców za nieprzestrzeganie norm życia chrześcijańskiego były stosowane różne kary, wymierzane przez władcę i Kościół69.

Kolejnym środkiem oddziaływania psychicznego może być swoiste rozumie-nie przeszłości. Brakuje jednak przykładów ukazujących, jak i przy użyciu jakich środków objawiało się ono w związku z chrystianizacją plemion Bałtów w X––XIII w. Jednak w źródłach poświęconych chrystianizacji regionu Morza Bałtyckie-go i w literaturze naukowej można znaleźć dość ciekawe przykłady, które najpraw-dopodobniej są właśnie ilustracją próby rozumienia przeszłości. Czytamy w nich, że rzekomo król duński Harald Sinozęby (nie był on, oczywiście, misjonarzem) „ochrzcił” ciało swego zmarłego ojca70. Przykład odwrotnego działania przywołu-je Henryk Łotysz, twierdząc, że jakoby apostaci Estończycy wygrzebywali swoich zmarłych z cmentarzy chrześcijańskich i dokonywali ponownego pochówku we-dług obrzędów pogańskich71. W obu przypadkach widzimy chęć „przywrócenia” czasu, zmiany, a dokładniej – rewizji przeszłości z uwzględnieniem nowo zaist-niałych okoliczności. Przecież chrzest ciała zmarłego poganina jest wyraźną alu-zją do zmiany bytu duszy zmarłego – uzyskuje ona szansę zbawienia. I odwrotnie – spalenie ciał nawróconych, pochowanych po chrześcijańsku, według pogańskich obyczajów miało „przywrócić” duszę zmarłego do „prawdziwego” jej bytu. Istnieje też jednak druga strona medalu. Władca chrześcijański pragnął, by również jego rodzice, mimo iż zmarli jako poganie, zostali naznaczeni znakiem krzyża. Taką chęć należy wiązać z legitymizacją władzy i wywyższeniem dynastii. I odwrotnie – dokonując ponownego pochówku zmarłych według obrzędów pogańskich, apo-staci dążyli do „przywrócenia” utraconej historii, pokazując, że epizod chrześci-jański w ich życiu nie istniał.

W zasadzie sugestię psychiczną stosowali również propagatorzy obyczajów pogańskich. W źródłach wielokrotnie czytamy, że odrzucenie chrześcijaństwa było

67 Najwięcej informacji na ten temat pochodzi z prawa jednego z najstarszych królestw Norwe-gii, szerzej zob. A. Sanmark, op.cit., s. 158–159, 214, 221–222, 238, 247, 261 itd.

68 Szerzej zob. N. Berend, At the Gate of Christendom. Jew, Muslims and „Pagans” in Medieval Hungary, c. 1000–1300, Cambridge 2001, s. 211–212.

69 Zob. ibid., s. 221. 70 Badacze dotychczas nie zgodzili się co do tego, czy było to ciało ojca, czy samego Haralda, zob.

M. H. Gelting, op.cit., s. 86. 71 Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. 26, § 8, s. 191: „Et receperunt uxores suas, tempore

christianitatis dimissas, et corpora mortuorum suorum, in cemeteriis sepulta, de sepulchris eff ode-runt et more paganorum pristigo cremaverunt [...]”.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 21[21]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

uzasadniane mającymi nastąpić klęskami żywiołowymi lub innymi. Np. znacho-rzy (?) tak straszyli Prusów w okresie misji św. Wojciecha: jeżeli Prusowie w dal-szym ciągu będą słuchać biskupa praskiego, ziemia stanie się nieurodzajna, bydło wymrze itp.72 Warto też przywołać historię przekazaną przez Henryka Łotysza, związaną z zakonnikiem cystersów Teodorykiem, który później został pierwszym biskupem Estonii. Chciano go ofi arować bogom, by zapewnić obfi tszy plon itp.73 Wszystko to wskazuje na stosowanie sugestii psychicznej w argumentacji przez jedną i drugą stronę. Inna sprawa, że nie zawsze łatwo wyznaczyć wyraźną granicę między sugestią psychiczną i przemocą psychiczną. Oczywiste jest jednak, że su-gestia psychiczna odgrywała ważną rolę podczas misji.

PRZEMOC STOSOWANA PRZEZ MISJONARZY PEŁNIĄCYCH FUNKCJE ŚWIECKIE

Jeszcze trudniej wyznaczyć granicę między metodami pracy władcy świeckie-go i misjonarza wtedy, gdy właśnie misjonarz pełnił również tak zwane świeckie funkcje. Jest to zagadnienie warte uwagi. Z przypadkami tego typu mamy do czy-nienia w Infl antach i w Prusach jeszcze przed pojawieniem się tam zakonu kawa-lerów mieczowych i zakonu krzyżackiego. Widocznie misjonarze zetknęli się tutaj nie ze wspólnotami politycznymi, które reprezentowała znajdująca się na szczy-cie możnowładztwa rodzina panująca, a z rozproszoną elitą społeczną, na której czele stała nie jedna, a kilka konkurujących między sobą rodzin. Konkurencja ta jednak nie dotyczyła politycznego zjednoczeniem kraju, a własności ziemi, sposo-bów dysponowania niewolnikami zapewniającymi lepsze przyswojenie wartości dodanej pochodzącej z kontrolowanego terytorium plemiennego. Jak wykazują najnowsze badania, właśnie takie politycznie niedojrzałe i rozproszone było moż-nowładztwo pruskie w czasie, gdy pierwsi misjonarze z opactwa w Łeknie rozpo-częli swoje misje74. I mimo tego, iż pierwsi misjonarze w Prusach próbowali się porozumieć z poszczególnymi możnowładcami, tamci byli zbyt słabi, by zapewnić pomoc i stworzyć warunki dla pomyślnej działalności misyjnej. Nieco inaczej sytu-acja wyglądała nad Dźwiną. Uważa się, że „władcy” Jersiki i Koknese na początku XIII w. osiągnęli już pewien poziom rozwoju politycznego75. Niewątpliwy wpływ miało na to księstwo połockie. Jeszcze inaczej sytuacja wyglądała wśród wspól-not plemiennych Słowian połabskich, jednak w istocie przypominały one struk-tury terytorialne istniejące nad Dźwiną. Notabene, całe terytorium Słowian po-

72 Baltų religijos ir mitologijos šaltiniai, [vol.] I, s. 181.73 Heinrichs Livländische Chronik, lib. I, § 10, s. 4. 74 W. Długokęcki, Prusy we wczesnym średniowieczu (IX–XIII wiek), [in:] Bruno z Kwerfurtu.

Osoba – dzieło – epoka, red. M. Dygo, W. Fałkowski, Pułtusk 2010, s. 16–22, 49–56, 60–61.75 A. Šnē, Understanding Power: on the Study of Later Prehistoric Social and Political Structures in

Latvia, [in:] Interarchaeologia, vol. 1: Culture and Material Culture, ed. V. Lang, Tartu–Riga–Vilnius 2005, s. 60–67; idem, Th e Emergence of Livonia: Th e Transformations of Social and Political Structures in the Territory of Latvia during the Twelft h and Th irteenth Centuries, [in:] Th e Clash of Cultures on the Medieval Baltic Frontier, ed. A. V. Murray, Burlington 2009, s. 58–64.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [22]22

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

łabskich było niejednakowo rozwinięte politycznie76 (to samo można powiedzieć o sytuacji nad Dźwiną77). Niezależnie od wszystkiego, w trakcie podbojów Słowian połabskich książęta sascy i królowie Niemiec zetknęli się ze słabo zorganizowa-nymi politycznie plemionami, w których arystokracja plemienna i zgromadzenie plemienne kolegialnie podejmowały konieczne decyzje78. Na czele zgromadzenia plemiennego stali obieralni przywódcy wojenni. Bliskie sąsiedztwo z Saksonią i elitą polityczną cesarstwa sprawiło, że przywódcy wojenni przejęli od nich nie-które zasady przywództwa politycznego79 (sam proces przejmowania tych zasad został zapoczątkowany jeszcze za panowania Karolingów80). Nie ulega wątpliwości, że owe zasady przeplatały się z ideami chrześcijańskimi81, mówiącymi o nowym charakterze instytucji władcy, przekształcającego się we władcę kraju. Niektórzy badacze skłonni są uważać, że część lokalnej elity Słowian połabskich już stworzyła wówczas albo zaczęła tworzyć lokalne dynastie, co wiązało się z pojawieniem się jakościowo nowej koncepcji władzy82. Z tego powodu lokalna elita, utrzymująca z arystokracją niemiecką określone stosunki, była zainteresowana wspieraniem misjonarzy. Przybyli tu misjonarze zetknęli się z przedstawicielami elity nastawio-nymi proniemiecko83, których późniejsze utrzymanie się u władzy było powiązane z umocnieniem władzy Niemców, o czym świadczy również przykład arystokraty Liwów Kaupa znad Dźwiny.

Jak już zostało wspomniane, w Prusach, a także na ziemiach Liwów (również w Finlandii) misjonarze nie zetknęli się z elitą władzy przypominającą tę z obszaru Słowiańszczyzny połabskiej. W Prusach potencjalnymi mecenasami misji mogli być jedynie książęta dzielnicowej Polski (znamy takie pojedyncze inicjatywy84).

76 Szerzej zob. J. Strzelczyk, Słowianie połabscy, Poznań 2002, s. 13–19; C. Lübke, Forms of politi-cal organization of the Polabian Slavs (until the 10th century A.D.), [in:] Origins of Central Europe, ed. P. Urbańczyk, Warsaw 1997, s. 115–122. Por. idem, Ests, Slavs and Saxons: ethnic groups and po-litical structures, [in:] Maritime culture of the North, vol. 2: Wulfstans Voyage. Th e Baltic Sea region in the early Viking Ages as seen from schipboard, ed. A. Englert, A. Trakadas, Roskilde 2009, s. 50–55.

77 A. Šnē, Understanding Power, s. 63–65. 78 Szerzej na ten temat zob. w: K. Modzelewski, Barbarų Europa, iš lenkų kalbos vertė V. Dekšnys,

Vilnius 2007, s. 309–356 [oryginał w języku polskim: Barbarzyńska Europa, Warszawa 2004]. 79 Por. przykład przytoczony przez Helmolda z Bozowa, mówiący o małżeństwie władcy ple-

mienia Obodrytów z siostrą biskupa Oldenburga (takich przykładów jest więcej), zob. Helmold, Chronica Slavorum, lib. I, § 13, s. 32.

80 Szerzej na ten temat: I. Wood, Th e Merovingian Kingdoms, s. 285–286. 81 C. Lübke, Christianity and Paganism as elements of gentile identities to the East of the Elbe

and Saale Rivers, [in:] Franks, Northmen and Slavs: Identities and State formation in Early Medieval Europe, ed. I. H. Garipzanov, P. J. Geary, P. Urbańczyk, Turnhout 2008, s. 193–202. Niezastąpione pozostaje w tym przypadku także studium Henryka Łowmiańskiego pt. Religia Słowian i jej upadek (w. VI–XII), Warszawa 1979.

82 C. Lübke, Forms of political organisation of the Polabian Slavs, s. 120–121; K. Modzelewski, op.cit., s. 308–372.

83 Pisze o tym również kronikarz Henryk Łotysz, zob. Heinrichs Livländische Chronik, lib. I, § 2, s. 2.

84 Szerzej o nich: J. Powierski, Stosunki polsko-pruskie do 1230 r. ze szczególnym uwzględnieniem roli Pomorza Gdańskiego, Toruń 1968.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 23[23]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

W Infl antach najbliżej położoną siłą polityczną był Połock, do którego książąt właśnie w kwestii misji zwrócili się pierwsi misjonarze. Jednak władca Połocka był przedstawicielem Kościoła wschodniego i nad Dźwiną miał inne cele, dlatego też misjonarze, podobnie jak w Prusach, zmuszeni zostali do podjęcia innego rodzaju działań w celu pomyślnej realizacji misji. To zaś oznaczało konieczność powołania organizacji politycznych, do czego, jak wiemy, w końcu doszło. Przed pojawieniem się nad Dźwiną zakonu kawalerów mieczowych oraz przeniesieniem się zakonu krzyżackiego nad dolną Wisłę misjonarze, po otrzymaniu pełnomocnictw od Sto-licy Apostolskiej, faktycznie byli jedynymi sankcjonowanymi przez siły uniwersal-ne Europy wyrazicielami woli politycznej. Oznacza to, że podczas misji stosowano również inny rodzaj przemocy. Tak np., po założeniu zakonu kawalerów mieczo-wych, nadaniu ziem pierwszym krzyżowcom – wasalom85, wreszcie po przekształ-ceniu swoich posiadłości w Infl antach w lenno Świętego Cesarstwa Rzymskiego, misjonarz biskup Albert stał się zwierzchnikiem i założycielem struktur politycz-nych w Infl antach. W 1209 r. zajęto gród w Jersice, książę Wsiewołod zaś był zmu-szony stać się wasalem właśnie Alberta, nie zaś zakonu kawalerów mieczowych86. Tego, że Albert dbał o dalsze ogłaszanie krucjat, dowodzą późniejsze chronolo-gicznie bulle papieskie87. Po oskarżeniu w 1208 r. Zelów, że udzielają schronienia przybywającym do Infl ant w celach grabieżczych Litwinom, krzyżowcy napadli na jeden z ich grodów, po tym zaś, gdy obrońcy grodu poprosili o pokój, wysunęli wa-runek przyjęcia chrztu i poddania się władzy biskupiej. Po zawarciu pokoju Zelo-wie dali zakładników i obiecali przyjąć chrzest88. To zdarzenie świadczy o zupełnie innym stosunku wobec przyszłych nawróconych. Należy podkreślić, że warunki zawarcia pokoju zostały postawione nie apostatom, nie tym, którzy przyjęli prima signatio, ale poganom, do których Albert von Buxhövden, jako władca dopiero kształtujących się struktur politycznych, nie miał jeszcze żadnych praw.

Zasadniczo zmieniły się zatem stosunki między misjonarzem i lokalnymi ple-mionami. W taki sposób Albert jako reprezentant struktur kościelnych, a jedno-cześnie misjonarz, stał się założycielem i przedstawicielem struktury politycznej. Przecież dla nawróconych nie był on „swoim” władcą, jakimi byli wspomniani w poprzednim podrozdziale rodzimi władcy Europy Środkowej. „Swoimi ludź-mi” dla takich nawróconych byli członkowie lokalnej elity danej społeczności ple-miennej, których, jak np. arystokratę Liwów Kaupo, misjonarze przede wszystkim chcieli przeciągnąć na swoją stronę. Jednak dzięki szczególnym warunkom (np. obietnicom składanym przez misjonarzy Liwom albo Zemgalom dotyczącym po-mocy w obronie przeciwko najazdom Litwinów89), poprzez powoływanie struk-

85 Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. V, § 1, s. 15–16.86 Ibid., lib. III, cap. XIII, § 4, s. 69–71. 87 Liv-, est- und kurländisches Urkundenbuch nebst Regesten (dalej cyt. LEKUB), [Abt. 1], Bd. 1:

1093–1300, hrsg. v. F. G. von Bunge, Reval 1853, nr 46, s. 51. 88 Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. XI, § 8, s. 54. 89 Ibid., lib. I, § 5, s. 3: „Recedentibus Letthonibus causatur iam dictus Meynardus [...]. Quibus

castra fi eri pollicetur, si fi lli Dei censeri et esse decreverint. Placet et promittitur et, ut baptismum

M a r i u s Š č a v i n s k a s [24]24

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

tur politycznych, tacy misjonarze monopolizowali funkcje rodzimego władcy, to jest stawali się liderami politycznymi, uznawanymi przez uniwersalne siły Europy. Właśnie ów element należy uwzględnić, różnicując przemoc stosowaną podczas misji chrystianizacyjnych.

Przytoczmy najbardziej charakterystyczne przykłady działalności pierwszych biskupów Liwów Meinharda i Bertolda, szeroko opisanej przez kronikarza Henry-ka Łotysza. Badacze podkreślają, że Meinhard korzystał z usług wojska z Gotlandii (np. po napadzie na gród Ikšķile Zemgalowie zostali odparci przy pomocy strzał Gotlandczyków)90, Bertold zaś przybył do Infl ant z krzyżowcami, co poświadcza również Henryk Łotysz91. Sprzeciw wobec pojawienia się krzyżowców okazali sami Liwowie, zachęcając Bertolda do głoszenia Ewangelii nie pięściami, ale słowami92. Trzeci biskup Liwów, Albert von Buxhövden, jeszcze przed założeniem zako-nu kawalerów mieczowych w 1202 r. (zakon został zatwierdzony przez papieża w 1204 r.) jako zakładników brał arystokratów Liwów93, co należy traktować jako jedną z form przemocy. W przytoczonych przykładach inspiratorami wszystkich form przemocy był zatem nie kto inny, jak sami misjonarze. Wreszcie nadanie pierwszych lenn krzyżowcom, jak to uczynił np. biskup Albert, oraz pierwotne posłuszeństwo zakonu krzyżackiego wobec tego samego biskupa (który był jedno-cześnie misjonarzem) pokazują, że niektórzy misjonarze na ziemiach, na których nie istniały żadne wspólnoty polityczne albo dopiero powstawały podobne wspól-noty, przejmowali zadanie ich tworzenia94. Dlatego też przemoc stosowana wobec przyszłych nawróconych miała inny charakter, niż ta, jaką przeciwko swoim pod-władnym stosował rodzimy władca.

recipiant, iuramento fi rmatur”; lib. III, cap. XXIII, § 3, s. 156: „[...] Et ait episcopus [biskup Rygi Albert – M. Š.] »Si baptizari volueritis et leges accipere christianas, tunc vobis auxilium prebebimus et in fraternitatis nostre consorcium recipiemus«. Et dixerunt illi [kronikarz ma na myśli Zemgalów – M. Š.] »Baptizari quidem propter aliorum Semigallorum et Letonum ferocitatem non audemus, nisi missis viris tuis ad nos in castrum nostrum ab illorum impugnatione nos tuearis [...]«”.

90 O tym przypadku zob. szerzej w: C. S. Jensen, op.cit., s. 209. Należy mieć na uwadze, że strzały były przeznaczone dla napadających na gród Zemgalów, tj. pogan, nie zaś Liwów, spośród których część już się nawróciła. Dlatego jest wątpliwe, aby w tym epizodzie dały się dostrzec elementy wspo-mnianych przez Carstena Selcha Jensena wojen misyjnych.

91 Heinrichs Livländische Chronik, lib. II, § 3, s. 9: „[...] signum crucis accipientibus et contra perfi dos Lyvones se armantibus remissionem indulget peccatorum [...]”.

92 Ibid., lib. II, § 4, s. 10: „[...] eos, qui fi dem susceperunt, ad eam servandam compellas, alios ad suscipiendam eam verbis non verberibus allicias”.

93 Ibid., lib. III, cap. I, § 4, s. 14. 94 Nie zapominajmy również o tym, że Infl anty funkcjonowały nie tylko jako lenno cesarstwa,

ale też jako Ziemia Maryi (później – również jako Ziemia Świętego Piotra), gdzie wątek Rygi, jako chrzcicielki „wszystkich plemion” zajął ważne miejsce w retoryce misjonarzy – założycieli struktur politycznych, więcej na ten temat zob. w: C. Tyerman, Henry of Livonia and the Ideology of Crusading, [in:] Crusading and Chronicle writing on the medieval Baltic frontier. A companion to the Chronicle of Henry of Livonia, ed. M. Tamm, L. Kaljundi, C. S. Jensen, Burlington 2011, s. 31–34.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 25[25]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

PRZEMOC POLITYCZNA A MISJONARZE

Po założeniu zakonu kawalerów mieczowych oraz przeniesieniu się do Prus zakonu krzyżackiego przemoc wobec podbijanych plemion stosowali już nie mi-sjonarze czy zakonnicy, ale rycerze wspomnianych zakonów, dlatego zmianie uleg-ła też rola misjonarzy stosujących przemoc polityczną. Szczególnie odnosi się to do zakonu krzyżackiego, po udzieleniu mu przez obie uniwersalne władze – Stolicę Apostolską i cesarza – praw koncesyjnych do podbijanych ziem oraz wyjęciu same-go zakonu spod władzy lokalnego biskupa95. Przemoc polityczna zakładała przede wszystkim polityczną możliwość przyłączenia nawróconych. Dlatego wszystkie formy przemocy stosowane podczas misji na podbijanych ziemiach pod względem swojej treści są inne niż ta stosowana przez „swojego” władcę. Misjonarze stawali się narzędziem takiego politycznego przyłączenia. Istnieje zatem różnica między przemocą polityczną, którą wobec nawróconych stosowali zdobywcy, i społeczną, którą wobec nawróconych stosowali przedstawiciele „swojej” władzy. W danym przypadku ich stosunek do przemocy był dwojaki:

1) z jednej strony jako narzędzie politycznego przyłączenia misjonarze byli częścią danej akcji; dlatego prowadzone przez nich misje miały wyraźny odcień polityczny, podbojom towarzyszyły pokazowe akcje chrztu, oznaczające potwier-dzenie przyłączenia politycznego; np. w 1219 r., po zdewastowaniu przez kawa-lerów mieczowych i krzyżowców z Niemiec części ziem w Estonii ich mieszkań-cy zaczęli prosić o litość i pokój, zgadzając się na chrzest i poddanie się władzy niemieckiej, jak również dając zakładników96; ściślej mówiąc, chrzest był jedynie potwierdzeniem samego faktu podboju;

2) z drugiej strony w misjach dostrzegalne są też elementy przemocy społecz-nej; najwyraźniej widoczne są one w próbach narzucenia podbitym nawróconym różnych danin i opłat kościelnych, co powodowało ponowny ich zwrot w stronę pogaństwa97; żeby tak się nie stało, zachęcano przedstawicieli władzy do nienarzu-

95 Omówieniu tych praw poświęcona jest bogata literatura, zob. np. H. Boockmann, op.cit., s. 65–74. O Bulli z Rimini zob. szerzej w: T. Jasiński, Złota Bulla Fryderyka II dla zakonu krzyżackiego z roku rzekomo 1226, Roczniki Historyczne, R. 60: 1994, s. 107–154.

96 Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. XXIII, § 7, s. 160–161: „Et postquam graviter nimis diebus quinque totam terram illam percusserunt et milia multa populorum interfecerunt, venerunt tandem ad nos seniores provinciarum [...] suppliciter pro pace petentes. Et ait Rodolfus, fratrum milicie magister: [...] »Si ergo volueritis baptizari et eundem Deum unum christianorum nobiscum colere, pacem illam [...]«. Et placuit eis verbum et statim promiserunt omnia christiani-tatis iura cum baptismo Rigensium se fi deliter accepturos”. Charakterystyczna jest uwaga Henryka Łotysza oceniająca podbój Liwów i następującą po tym akcję chrztu, zob. ibid., lib. III, s. 43: „Et meri-to post bella doctrina sequitur theologica, cum eodum tempore post bella omnia predicta conversa et baptizata sit tota Lyvonia” (akcja chrztu odbyła się po wzięciu za zakładników synów artystokracji Liwów, zob. ibid., lib. III, s. 44: „Prepositus itaque Rigensis iuxta verbum archiepiscopi acceptis obsi-dibus meliorum pueris de tota Lyvonia sacerdotes mittit ad predicationem”).

97 Helmold, Cronica Slavorum, lib. I, § 16, s. 39: „[...] quod idex dux [chodzi o wyznaczonego przez cesarza Henryka księcia Saksonii Bernarda II – M. Š.], tam paternae quam avitae devocionis, quam erga Slavos habebent, penitus inmemor, gentem Winulorum [jedno z plemion Słowian Za-chodnich – M. Š.] per avariciam crudeliter opprimens ad necessitatem paganismi coegit”.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [26]26

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

cania nawróconym nowych obowiązków98 (np. Liwowie prosili swoich biskupów o zmniejszenie dziesięciny99); z drugiej strony od nawróconych również surowo wy-magano przestrzegania wszystkich chrześcijańskich norm życia, co ilustruje słyn-na umowa pokojowa z Dzierzgonia zawarta przez Krzyżaków z możnowładztwem pruskim; w umowie tej Prusowie zobowiązali się nie palić zmarłych, a grzebać na cmentarzach przy kościołach, nie słuchać pogańskich znachorów, nie posiadać więcej niż jednej żony, uczęszczać w dni świąteczne do kościoła, płacić dziesięcinę i utrzymywać Kościół na inne sposoby100; analogicznie, jednak nieco wcześniej, umowa pokojowa została zawarta z arystokracją wyspy Ozylia (est. Saaremaa); w niej również mowa o przestrzeganiu niektórych norm życia chrześcijańskiego101; później kwestie prawne zostały uregulowane w specjalnych zbiorach praw, któ-re otrzymały Prusy i Infl anty, a za ich nieprzestrzeganie przewidziano określone kary102; co prawda, podobne żądania były formułowane już podczas misji, kiedy nie było jeszcze do końca jasne, czy misjonarz, czy ktoś inny przejmie inicjatywę politycznego przyłączenia; np. papież (najprawdopodobniej Honoriusz III) w bulli z 1216 r. żądał od nawróconych Prusów przestrzegania następujących norm życia chrześcijańskiego: nie posiadać kilku żon, nie nabywać ich za pieniądze, nie pro-wadzić rozwiązłego życia oraz uczciwie płacić dziesięcinę Kościołowi103.

Wprawdzie jest bardzo mało informacji o akcjach niszczenia pogańskich ar-tefaktów (w umowie z Dzierzgonia wspomniane zostało jedno bóstwo, o imieniu „Curche“), jednak jeżeli takie akcje miały miejsce, nie ulega wątpliwości, że inaczej wyglądały one wtedy, gdy niszczenie bożków sankcjonował lokalny władca, który sam przyjął chrzest albo nie sprzeciwiał się szerzeniu się chrześcijaństwa (przypo-mnijmy przykład Hieronima z Pragi na Żmudzi), a zupełnie inaczej to samo wy-

98 LEKUB, [Abt. 1], Bd. 1, nr 28, s. 35–36. Na dany problem można spojrzeć pod innym kątem: dziesięcina była dla nawróconych nieznaną dotychczas opłatą przeznaczoną na utrzymanie Kościoła. O tym, że nie można krzywdzić nawróconych, pouczał również św. Otton z Bambergu, por. Ebon, Vita S. Ottonis episcopi Babenbergensis, lib. III, § 6, s. 106: „Sed pars sanioris consilii affi rmabat infi nite imis esse insipientie, cum circumiacentium nationum provincie, totusque Romanus orbis christiane fi dei iugum subierit, se velut abortivos, gremio sancte matris ecclesie abalienari [...]”.

99 Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. XV, § 5, s. 92–93: „Lyvones [...] supplicantes epis-copis et petentes iura christianorum et maxime sibi alleviari [...]”.

100 Baltų religijos ir mitologijos šaltiniai, [vol.] I, s. 238–241 (umowa z Dzierzgonia). 101 LEKUB, [Abt. 1], Bd. 1, s. 220–221: „Multis itaque placitis et interlocutoriis hinc inde habitis,

praedicti apostatae in hoc tandem universaliter et fi naliter conveniunt: Quod si ecclesia subscriptam formam sine omni permutatione violenta in perpetuum ab ipsis acceptare dignaretur, vellent redire devoto animo et prompta voluntate ad catholicae fi dei, a qua diabolico instinctu recesserant, uni-tatem”.

102 В. Т. Пашуто, Помезания. „Помезанская правда” как исторический источник изучения обшественного и политического строя Помезании XIII–XIV в.в., Москва 1955; Е. Л. Назарова, „Ливонские Правды” как исторический источник, [in:] Древнейшие государства на територии СССР. Материалы и иследования, 1979 год, Москва 1980, s. 5–218.

103 Preußisches Urkundenbuch. Politische Abteilung, Bd. 1: Die Bildung des Ordensstaats, 1. Hälft e, hrsg. v. [R.] Philippi, Königsberg in Pr. 1882, nr 13, s. 9–10.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 27[27]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

glądało wtedy, gdy było dziełem zdobywców, lokalna elita zaś była jedynie biernym obserwatorem, który utracił posiadaną dotychczas władzę.

Zdobywca przede wszystkim musiał podbić pogan, a dopiero po tym ich ochrzcić. Taki zdobywca, z reguły, stykał się nie tylko z apostatami, ale też z po-ganami. Tak np. krzyżowcy wraz z wojownikami arystokraty Zemgalów Viestarta („Vieshardus”) brali udział w kampanii wojennej w 1205 r. przeciwko poganom Litwinom104, mimo iż w tym samym roku ci sami krzyżowcy walczyli również przeciwko apostatom Liwom105. Od 1207 r. podbojami i wyprawami rabunkowymi w Infl antach był zainteresowany zakon kawalerów mieczowych, któremu konce-sji na to udzielił sam biskup Albert, który, mimo iż niechętnie, nadał kawalerom mieczowym jedną trzecią ziem posiadanych i podbitych w przyszłości (w 1210 r. papież potwierdził podział Infl ant)106. Na tych ziemiach już nie biskup Albert, ale zakon kawalerów mieczowych dalej rozwijał powołane struktury polityczne. Uwzględniając dany kontekst, należy postawić pytanie, czy wspomniane podbo-je były częścią misji chrystianizacyjnych. Jeżeli nie były, dlaczego Schwertmission zaliczamy do podbojów i krucjat? Przecież krucjaty (podobnie jak trudny do wy-tłumaczenia i jeszcze trudniej przetłumaczalny hybrydalny termin Missionskrieg) były formą podbojów ziem!

W RAMACH PODSUMOWANIA

Powyższe uwagi pokazują, jak trudno określić przemoc stosowaną podczas mi-sji chrystianizacyjnych. Tym bardziej, że średniowieczne prawo kanoniczne dekla-rowało nieprzymusowy chrzest pogan, stwarzając jednocześnie podstawy prawne do prowadzenia wypraw krzyżowych przeciwko łamiącym ius naturale poganom, apostatom i heretykom107. Głosiła to również 23 dystynkcja Gracjana, która póź-niej znalazła zastosowanie w praktyce108. Nierzadko „prawdziwi” poganie, Słowia-

104 Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. IX, § 2–4, s. 26–28. 105 Ibid., lib. III, cap. IX, § 6–13, s. 28–32. 106 E. Gudavičius, Kryžiaus karai Pabaltijyje ir Lietuva XIII amžiuje, Vilnius 1989, s. 24. Por.

Heinrichs Livländische Chronik, lib. III, cap. XI, § 3, s. 48–50; LEKUB, [Abt. 1], Bd. 1, nr 16–17, s. 22–24.

107 J. Muldoon, op.cit., s. 4–27; B. Z. Kedar, Crusade and Mission, s. 52–74. Zob. też nową pracę poświęconą nakazowi obrony w doktrynie świętej wojny: Ch. J. Reid, Th e Rights of Self-defence and Justifi ed Warfare in the Writings of the Twelft h- and Th irteenth-Century Canonists, [in:] Law as Pro-fession and Practice in Medieval Europe. Essays in Honor of James A. Brundage, ed. K. Pennington, M. H. Eichbauer, Farnham–Burlington 2011, s. 76–88. Tego, że niestosowanie przemocy przy na-wracaniu muzułmanów i innych pogan nie było tylko częścią teorii misyjnej Stolicy Apostolskiej, a praktyką, dowodzą instrukcje, kierowane do misjonarzy, oraz postanowienia zebrań zakonnych (kapituł generalnych), por. Stututa Capitulorum Generalium Ordinis Cisterciensis 1116–1786, ed. J. M. Canivez, vol. 8, Louvain 1941, s. 4–25.

108 J. A. Brundage, St. Anzelm, Ivo of Chartres and Ideology of the First Crusade, [in:] idem, Th e Crusades. Holy War and Canon Law, Aldershot 1991, s. 177–182; idem, Holy War and the Medieval Lawyers, [in:] ibid., s. 106–109. Więcej na ten temat: J. Russell, Just War in the Middle Ages, Cam-bridge 1975, s. 55–85. 23 zasada Gracjana z zastrzeżeniami: Corpus Iuris Canonici. Decretum Magistri Gratiani, ed. A. L. Richteri, vol. I, Lipsiae 1879, s. 890–965.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [28]28

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nie połabscy, Bałtowie i inni żyjący w strefi e bałtyckiej, byli odbierani jako apostaci lub heretycy, tj. tak samo jak muzułmanie109. Co prawda, o fi zycznym zniszczeniu muzułmanów w XII–XIII w. nie było mowy, bardziej radykalne wypowiedzi prze-ciwko fi lis dyaboli pojawiły się dopiero w drugiej połowie XIII w., po całkowitej klęsce ostatnich krucjat i w ramach pielęgnowania nadziei na wspólne działania w Ziemi Świętej z Mongołami (notabene – poganami!)110. Właśnie w takim kon-tekście pojawiły się próby dowiedzenia, że wojna przeciwko muzułmanom może mieć również charakter napastniczy, a nie tylko obronny111. Pamiętajmy również o tym, że teoretycy prawa kanonicznego krucjaty zaliczyli do wojen, nie zaś misji112. Pojawiające się w źródłach stwierdzenia (np. w Annales Magdeburgenses: „[...] ut eos aut christiane religioni subderet [...]” lub w innym miejscu przytoczona fraza „regio christiana per provintias dilatatur”) nie pozwalają przypuszczać, że krucjaty były częścią misji chrystianizacyjnych113. Wskazują raczej nie na prowadzoną pod-czas krucjat chrystianizację, a umocnienie przy pomocy wojny politycznej władzy chrześcijańskiej.

Należy również uwzględnić fakt, że w strefi e bałtyckiej krucjaty nie miały jed-nakowego charakteru. Jedne były skierowane przeciwko apostatom (np. zorgani-zowana w 1205 r. przez biskupa Alberta krucjata przeciwko apostatom Liwom), inne – przeciwko pozostajcym w owym czasie poza jurysdykcją biskupa poganom Litwinom (krucjata odbyła się w tym samym roku), jeszcze inne – przeciwko poli-tycznym przeciwnikom i/lub konkurentom biskupa Alberta (np. walka z księciem Połocka i jego wasalami nad Dźwiną). Krucjaty, skierowane przeciwko poganom, pozostającym poza jurysdykcją biskupa, należy podzielić na dwie kategorie: te, których celem były jedynie łupy, i te, w wyniku których przyłączano nowe ziemie, tj. podboje. Z drugiej strony, należy uwzględnić też to, że w 1207 r. pozwolenie na samodzielne podboje otrzymał zakon kawalerów mieczowych (później włączony do zakonu krzyżackiego), który również był zainteresowany rozszerzeniem swoich posiadłości. Pojawiły się zatem dwa podmioty prawne, które organizowały krucja-ty. Dowodzi to raz jeszcze, że krucjaty były częścią wojny, nie zaś misji. Po pojawie-niu się uzasadnienia dla wojny napastniczej przeciwko poganom oba podmioty prawne uzyskały nowe możliwości, które zakon krzyżacki wykorzystał następnie w wojnie z państwem litewskim (od drugiej połowy XIII w.).

109 J. V. Tolan, Saracens: Islam in the Medieval European Imagination, New York 2002, s. 105–170. Por. B. Z. Kedar, „De Iudeis et Sarracenis”. On the categorization of Muslims in medieval canon law, [in:] Studia in honorem Eminentissimi Cardinalis Alphonsi M. Stickler, ed. R. I. Castillo Lara, Rome, 1992, s. 211–212.

110 P. J. Cole, Humbert of Romans and the Crusade, [in:] Th e Experience of Crusade, vol. 1: West-ern Approaches, ed. M. Bull, N. Housley, Cambridge 2003, s. 166–169. Por. E. T. Breit, Humbert of Romans. His life and views of Th irtheenth century society, Toronto 1984, s. 167–174; S. Schein, Fideles Crucis. Th e Papacy, the West and the Recovery of the Holy Land 1274–1314, Oxford 1991, s. 22–35.

111 S. Schein, op.cit., s. 22–35. 112 Ch. J. Reid, op.cit., s. 84–87. 113 Annales Magdeburgenses, [in:] Monumenta Germaniae Historica. Scriptorum, ed. G. H. Pertz,

T. 16, Hannoverae 1859, s. 188. Więcej przykładów zob. B. Z. Kedar, Crusade and Mission, s. 65–67.

Czy stosowano przemoc podczas pokojowych misji chrystianizacyjnych?... 29[29]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Należy zatem postawić pytanie, czy termin Schwertmission nie jest „produk-tem” poszukiwań teoretycznych. Oczywiste jest jedno: Schwertmission nie była podbojem, którego dokonywały zakon krzyżacki i zakon kawalerów mieczowych114. Schwertmission nie była też krucjatą, która w swojej istocie były jedną z form pod-bojów. Schwertmission nie może być zatem również przemocą polityczną, gdyż żeby ją stosować, najpierw należało podbić nieposłusznych. Ponieważ zdobywcy stosowali przemoc polityczną (wojenną) względem podbitych, Schwertmission można charakteryzować jako dwie pozostałe formy przemocy – społeczną i psy-chiczną.

Działanie określane jako Schwertmission („apostolstwo miecza”) było zatem pewnym rodzajem przemocy społecznej i psychicznej, stosowanej podczas tak zwanych pokojowych misji chrystianizacyjnych przez misjonarzy, wspieranych przez rodzimych władców. Należy podkreślić, że elementy przemocy dostrzegamy zarówno w działaniach określanych jako Wortmission oraz Tatmission. Niekiedy były one drastyczne. Należy jednak zauważyć, że tego typu przemoc nie miała cha-rakteru przemocy wojennej. Jak jednak sytuacja wyglądała z misjonarzami, któ-rzy po przejęciu funkcji założyciela struktur politycznych stosowali podczas misji przemoc? Jak wynika z przytoczonych wyżej przykładów, taką stosowaną przez misjonarzy przemoc również można określić jako Schwertmission. Ponieważ nad Dźwiną rozpoczęły się działania wojenne, które doprowadziły do powołania no-wych struktur politycznych, należy mówić o przemocy wojennej. Wspomniana przemoc wojenna, albo polityczna, była inna niż przemoc stosowana podczas mi-sji chrystianizacyjnych. Była też inna od tej stosowanej przez misjonarzy, którzy przejęli w Infl antach funkcje założycieli struktur politycznych.

Należy zatem stwierdzić, że tak zwane pokojowe misje chrystianizacyjne za-wierały elementy przemocy, nie była to jednak przemoc wojenna czy polityczna, stosowana przez zdobywcę, jakim dla Prusów był zakon krzyżacki albo dla Liwów, Kurów, Zemgalów lub Estów w Infl antach – zakon kawalerów mieczowych (później – infl ancki). Co prawda, przy defi niowaniu w taki sposób terminu Schwertmission rodzi się paradoks: przemoc społeczna i broń psychiczna w danym przypadku są utożsamiane z mieczem, tj. przemocą polityczną, gdyż termin jest przecież połą-czeniem dwóch słów „miecz” i „misje”. Należy postawić pytanie, czy w ogóle nale-ży używać tego terminu? Odpowiedź na nie jest jednak sprawą przyszłości.

114 M. Ščavinskas, op.cit., s. 26.

M a r i u s Š č a v i n s k a s [30]30

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

DID VIOLENCE EXIST IN PEACEFUL CHRISTIAN MISSIONS? SOME REMARKS CONCERNING THE GENESIS OF CHRISTIAN MISSIONS

IN THE BALTIC REGION

Summary

Key words: military/coercive and peaceful Missions; forms of coercive Mission; Chris-tianization; Baltic tribes; missionary

Th e article analyses how sword evangelization (military/coercive Mission) is under-stood in historiography and the forms of compulsion employed in the so called peaceful Christian missions. Two forms of compulsion are distinguished – social, implemented by the “own” ruler towards his subjects, and political, imposed by the conqueror. However, the fact that on certain occasions the missionaries employed both – social and political forms of compulsion, was also taken into consideration. On the other hand the analysis has revealed that peaceful missions, as they have been perceived in historiography, con-tained certain forms of compulsion defi ned by the term “social compulsion”. Th us the logi-cal question arises: what kind of missions can be qualifi ed as military/coercive, which in historiography are most frequently named Schwertmission?

WURDE WÄHREND FRIEDLICHER BEKEHRUNGSMISSIONEN GEWALT ANGEWENDET?

EINIGE BEMERKUNGEN ÜBER DIE CHRISTIANISIERUNGSMISSIONEN IN DER OSTSEEREGION

Zusammenfassung

Schlüsselbegriff e: Christianisierungsmission unter Zwangsanwendung; Formen zwangs-weiser Christianisierungsmissionen; Christianisierung; baltische Stämme; Missionar

Der vorliegende Artikel behandelt die Art und Weise, wie in der Historiographie die Zwangschristianisierung verstanden wird, und welche Formen von Zwang bei den sog. friedlichen Christianisierungsmissionen auft raten. Man kann zwei Formen von Zwang unterscheiden – gesellschaft lichen (ausgeübt durch den einheimischen Herrscher gegen-über seinen Untertanen) und politischen (ausgeübt durch den Eroberer). Es wurde aller-dings auch in Betracht gezogen, dass die Missionare mitunter beide Formen von Zwang anwandten – gesellschaft lichen wie auch politischen. Auf der anderen Seite belegen wis-senschaft liche Untersuchungen, dass friedliche Missionszüge, so wie sie in der Historio-graphie defi niert sind, gewisse Formen von Zwang aufwiesen, die man mit dem Begriff des „gesellschaft lichen Zwangs“ bezeichnet. Auf diese Weise drängt sich die logische Frage auf: welcher Typ von Mission, der in der Geschichtsschreibung häufi g als Schwertmission bezeichnet wird, kann als zwangsweise Mission angesehen werden?

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

JANUSZ CZECHOWSKI (Słupsk)

SYTUACJA W NIEMCZECH I STOSUNKI POLSKO-NIEMIECKIE W OKRESIE UPADKU REPUBLIKI WEIMARSKIEJ

I OBJĘCIA RZĄDÓW PRZEZ NARODOWO-SOCJALISTYCZNY REŻIM W RELACJACH POLSKIEGO POSŁA W BERLINIE

ALFREDA WYSOCKIEGO (1931–1933)

Słowa kluczowe: upadek republiki weimarskiej; Niemcy przełomu lat dwudziestych i trzy-dziestych; nazizm u władzy; Polska a Niemcy w okresie przełomu

Analizując sytuację w Niemczech na przełomie trzeciej i czwartej dekady XX w., Henryk Batowski stwierdził, iż republika weimarska kończyła się w „atmo-sferze ostrego kryzysu gospodarczego, rozkładu demokracji parlamentarnej oraz wzrostu sił reakcji, głoszących hasła odwetowe i rewizjonistyczne”1.

Załamanie gospodarki niemieckiej ujawniło się z całą mocą w 1930 r., a jej wskaźniki spadały jeszcze do 1932 r. Problemy przeżywał m.in. rynek inwestycyj-ny. Inwestycje w 1930 r. osiągnęły 66% stanu w porównaniu z rokiem poprzednim. Podobnie kształtowała się sytuacja w rolnictwie. Spadały ceny na artykuły rolne, rosło zadłużenie rolników w instytucjach kredytowych. Katastrofalnie wyglądało bezrobocie. Jego wymiar w 1932 r. był 3,5 razy większy niż w 1929 r. Według roz-miarów bezrobocia i wskaźników ilustrujących wielkość produkcji przemysłowej dno kryzysu gospodarczego przypadało w Niemczech na 1932 r., natomiast według poziomu cen hurtowych na 1933 r.2 Jak podaje Tadeusz Kotłowski, Niemcy szcze-gólnie narażone były na skutki światowego kryzysu, ponieważ „ich odrodzenie gospodarcze w znacznym stopniu było fi nansowane przez zagraniczne (głównie amerykańskie) kredyty, zarówno państwowe, jak i prywatne”3. Załamanie giełdy papierów wartościowych w USA natychmiast przełożyło się na sytuację w Niem-czech. Nastąpiły „odpływ kapitałów [...], ograniczenie dostępności kredytów, fala bankructw, przymusowa sprzedaż majątków i gospodarstw rolnych, zamykanie fabryk. [...] Społeczeństwo niemieckie znalazło się ponownie w szoku nie tylko ekonomicznym, ale i psychologicznym”4.

1 H. Batowski, Między dwiema wojnami 1919–1939, Kraków 2001, s. 174.2 K. J. Błahut, Polsko-niemieckie stosunki gospodarcze w latach 1919–1939, Wrocław–Warsza-

wa–Kraków–Gdańsk 1975, s. 166.3 T. Kotłowski, Niemcy 1890–1945. Dzieje państwa i społeczeństwa, Kraków 2008, s. 116.4 Ibid., s. 116–117.

J a n u s z C z e c h o w s k i [32]32

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Perturbacjom gospodarczym towarzyszyło rozchwianie niemieckiej sceny po-litycznej. W okresie 1930–1932 funkcjonowało pięć gabinetów (Hermann Müller, dwukrotnie Heinrich Brüning, Franz von Papen, Kurt von Schleicher) i trzykrotnie dochodziło do wyborów parlamentarnych (14 IX 1931 r. oraz 31 VII i 6 XI 1932 r.). Na ulicach niemieckich miast dochodziło do starć nie tylko pomiędzy bojówkami hitlerowskimi i komunistycznymi. Również SPD (socjaldemokraci) utworzyła tzw. Żelazny Front, który „skupiał organizacje bojowe SPD, Wolnych Związków i orga-nizacji sportowych. Na czele formacji stał przywódca SPD Otto Wels”5.

Kryzys gospodarczy i polityczny stał się swoistą pożywką dla organizacji pro-pagujących hasła rewizjonistyczne. We wrześniu 1929 r. przywódcy ruchu narodo-wo-socjalistycznego opracowali projekt propagandowej ustawy „przeciw oddaniu w niewolę narodu niemieckiego”. Domagano się w niej zaprzestania spłaty odszko-dowań nałożonych na Niemcy po zakończeniu działań pierwszej wojny światowej, oskarżano rząd o zdradę w związku z zamiarem zgody na zobowiązania fi nan-sowe wobec państw zwycięskich, przestrzegano przed przekształceniem państwa w „kolonię Younga”6. Wzrost znaczenia roli narodowych socjalistów potwierdzali polscy dyplomaci. Na początku 1931 r. ataszat wojskowy w Berlinie w piśmie do Oddziału II Sztabu Głównego stwierdził: „wzrost tych sił [radykalizmu – J. Cz.] w narodzie niemieckim trwa nadal; każde wybory komunalne czy krajowe przy-noszą potwierdzenie tej tezy i nie wolno zamknąć oczu na to, że element szowini-zmu, idei odwetu i skrajnego nacjonalizmu, odgrywać będzie w bliskiej przyszłości coraz poważniejszą rolę w polityce niemieckiej”7.

W trudnych w istocie rzeczy polityczno-gospodarczych realiach republiki wei-marskiej 10 I 1931 r. przybył do Niemiec w charakterze posła RP Alfred Wysocki8. Podczas wizyty u prezydenta Paula von Hindenburga, przy okazji wręczenia li-stów uwierzytelniających, polski dyplomata oświadczył: „żywię nadzieję, że znajdę u rządu niemieckiego należyty oddźwięk w zabiegach [...] doprowadzenia do lojal-

5 Ibid., s. 122.6 A. Bullock, Hitler. Studium tyranii, Warszawa 2000, s. 123. Owen D. Young był bankierem ame-

rykańskim, przewodniczącym komisji ekspertów, która na przełomie lat 1928–1929 pracowała nad problematyką niemieckich odszkodowań, regulowanych dotąd na podstawie planu Damesa z 1924 r. W rezultacie, na podstawie ogłoszonego 7 VI 1929 r. memoriału, Niemcy zostały zobowiązane do spłacenia odszkodowań w ciągu następnych 59 lat. Wysokość rat była zmienna, średnio wynosiła 2050 milionów marek rocznie. 13 III 1930 r. prezydent Rzeszy Paul von Hindenburg zaakceptował plan Younga (zob. ibid., s. 121–122).

7 Polskie Dokumenty Dyplomatyczne 1931, red. M. Wołos, Warszawa 2008 (dalej cyt. PDD 1931), dok. 9, s. 18.

8 Alfred Wysocki (1873–1959) pracował w polskiej służbie dyplomatycznej od chwili powstania niepodległej Polski. W latach 1919–1920 pełnił funkcję radcy poselstwa i chargé d’aff aires w Paryżu, a w okresie 1920–1922 w Berlinie. W 1922 r. powrócił do Paryża w charakterze inspektora polskich placówek konsularnych. W latach 1924–1928 był posłem w Szwecji. W 1928 r. objął stanowisko wi-ceministra spraw zagranicznych. Lata 1931–1933 spędził ponownie w Berlinie, tym razem jako poseł RP. Reprezentował Polskę także w Rzymie (1933–1938). Po powrocie do kraju, z nominacji prezy-denta, do wybuchu wojny sprawował urząd senatora (zob. A. Wysocki, Na placówce dyplomatycznej w Sztokholmie 1924–1928. Wspomnienia, wybór, oprac. i przedmowa P. Jaworski, Toruń 2004, notka biografi czna o autorze).

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 33[33]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nego, sąsiedzkiego współżycia”9. 18 lutego doszło do spotkania z kanclerzem Hein-richem Brüningiem. Zasadniczym tematem rozmowy były sprawy wewnętrzne Niemiec. Szef niemieckiego rządu informował swojego rozmówcę o społecznych niepokojach spowodowanych rosnącą agitacją narodowych socjalistów, przesile-niem gospodarczym, bezrobociem i pojawiającymi się oznakami głodu. Pomimo zwiększonej aktywności politycznej członków NSDAP H. Brüning nie dostrzegał jeszcze niebezpieczeństwa związanego z możliwością przejęcia władzy przez Adol-fa Hitlera i jego zwolenników. Świadczy o tym poczyniona przez kanclerza uwaga: „jeszcze dwa miesiące temu hitlerowcy byli o wiele niebezpieczniejsi, aniżeli są nimi obecnie. Przekonali się sami o swoich brakach, przekonali i innych, że nie są tym czynnikiem, który mógłby decydować o losach narodu. Jestem też prawie pewny, że nie zdobędą się na żaden krok gwałtowniejszy, nie należy bowiem zapo-minać o ich doświadczeniu z dwu nieudanych puczów”10. Podobną opinię prezen-tował przy innej okazji przewodniczący Reichstagu Paul Löbe, oceniający działal-ność klubu parlamentarnego NSDAP: „osiągnęli oni już swój punkt kulminacyjny i że odtąd mogą tylko staczać się w dół, a nie iść w górę”11.

Przełom lat dwudziestych i trzydziestych minionego stulecia przyniósł gorszą jakość w bilateralnych kontaktach polsko-niemieckich12. Jednak trudna sytuacja wewnętrzna w Niemczech powodowała, że polityczne elity okresowo wyciszały niektóre akcenty roszczeniowej retoryki kierowanej pod adresem wschodniego sąsiada13. Nie zmieniało to oczywiście w sposób zasadniczy polityki Berlina wo-

9 PDD 1931, dok. 34, s. 100. W odpowiedzi na wystąpienie A. Wysockiego niemiecki prezy-dent wyraził podobne życzenie. Ofi cjalne wystąpienia dyplomatyczne nie zawsze oddają jednak w pełni istotę wzajemnych relacji. Ciekawa w tym kontekście jest uwaga poczyniona przez jednego z przedstawicieli korpusu dyplomatycznego w stosunku do polskiego posła: „ach, jak oni [tj. Niemcy – J. Cz.] was nienawidzą” (zob. ibid., s. 101).

10 Ibid., dok. 35, s. 103–104. Wspomniane dwa zakończone niepowodzeniem wystąpienia to pucz Wolfganga Kappa i Walthera von Lüttwitza z 1920 r. i pucz monachijski z 1923 r. (zob. ibid., s. 104).

11 Ibid., dok. 49, s. 144. Inna wypowiedź Paula Löbe („hitlerowcom najwięcej szkodzi brak wy-raźnego programu działania i ciągła walka wewnętrzna między żywiołami umiarkowanymi (Hitler) a skrajnymi (Goebbels)”) dowodziła, iż niektórzy czołowi politycy niemieccy schyłkowego okresu republiki weimarskiej nie orientowali się do końca w rzeczywistych celach ruchu nazistowskiego i samego A. Hitlera (zob. ibid.).

12 Jak podaje Grzegorz Łukomski, „od 1926 r. zaobserwować można [...] gwałtowny wzrost pro-pagandowych publikacji niemieckich. Narastały one systematycznie, aby osiągnąć swoje apogeum na początku lat trzydziestych. Rozpowszechniały i popierały żądania rewizjonistyczne wobec Pol-ski”. Propagandzie wtórowała niemiecka nauka, oparta m.in. na takich ośrodkach, jak królewiecki „Institut für Ostdeutsche Wirtschaft ” i „Ostpreussisches Institut” oraz wrocławski „Osteuropäische Institut”. Niemieckie władze oświatowe wydawały ponadto podręczniki przeznaczone dla szkół śred-nich, zawierające treści o charakterze rewizjonistycznym (zob. G. Łukomski, Problem „korytarza” w stosunkach polsko-niemieckich i na arenie międzynarodowej 1919–1939, Warszawa 2000, s. 106, 110. Por. F. Heiss, A. H. Ziegfeld, Deutschland und der Korridor, Berlin 1933, s. 202–220).

13 O tym, że problem rewizji granic podnoszony był przez niemieckich polityków, świadczył przykład podany przez Richarda M. Watta: „Gottfried Trewiranus, minister gabinetu Brüninga, wy-głaszał gwałtowne przemówienia, żądając zwrotu korytarza i Gdańska. Rząd polski uznał te ata-

J a n u s z C z e c h o w s k i [34]34

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

bec Warszawy, polityki całkowicie sprzecznej z polską racją stanu14. Już nie tylko politycy, ale również niektórzy naukowcy chętnie posługiwali się tezą o sezono-wości państwa polskiego15. Komplikacje we wzajemnych relacjach politycy nie-mieccy przypisywali głównie problemom społeczno-gospodarczym, jakie przeży-wały Niemcy. Premier Prus Otto Braun stwierdził: „ubolewam nad zaostrzeniem stosunków polsko-niemieckich. Przypisuję je także pogorszeniu się sytuacji we-wnętrznej. Jest ona rozpaczliwa. Miliony ludzi zaczynają tracić nadzieję zdobycia kiedykolwiek pracy i poprawienia w ten sposób swojej doli”16. Pruski polityk tłu-maczył polskiemu posłowi w marcu 1931 r. okoliczności rozwoju ruchu nazistow-skiego: „uważam go za wyłączne niemal następstwo przesilenia gospodarczego, jakie przechodzą Niemcy. Jeśli Pan przypatrzy się zastępom maszerujących i krzy-czących hitlerowców, to zobaczy Pan wśród nich większość ludzi, którzy wypróbo-wali już wszystkie środki zdobycia kawałka chleba, lub poprawienia swej egzysten-cji, i w końcu zgodzili się być płatnymi najemnikami Hitlera, tak jak najęliby się do każdej innej roboty, gdyby im za nią zapłacono”17.

Koniunkturalna, krótkotrwała rezygnacja z wysuwania roszczeń terytorialnych wobec Polski nie oznaczała, że strona niemiecka całkowicie rezygnowała z anty-polskiej, wielopłaszczyznowej propagandy. Wręcz przeciwnie, jej intensywność ro-sła. Niemieckie publikacje szydziły z polskich polityków, podkreślały tchórzostwo polskiej armii, korupcję ofi cerów, niezdolność Polski do samodzielnego trwania... Sytuacja taka powodowała, że poselstwo RP w Berlinie szukało możliwości praw-nego przeciwdziałania temu zjawisku. A. Wysocki w liście do ministra spraw za-granicznych Augusta Zaleskiego rozważał możliwość pozwu sądowego. Pisał: „czy nie należałoby więc zareagować w odpowiedni sposób na tego rodzaju elukubracje prasowe? Jeżeli pozostawiamy je zawsze bez odpowiedzi, to takie książki, napisane dość żywo i barwnie, i rozchodzące się w tysiącach egzemplarzy, szerzą najgorszą o nas opinię i obrzucają błotem to, cośmy czcić przywykli. [...] Gdybym wiedział,

ki za ofi cjalne stanowisko rządu niemieckiego i za co najmniej półofi cjalną deklarację polityczną. W reakcji na polskie protesty Berlin udzielił wymijającej odpowiedzi. Doszło do nadgranicznych incydentów. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych obawiało się, że niemiecka ofensywa propa-gandowa ma przygotować opinię światową do akcji wojskowej, której celem będzie odzyskanie kory-tarza” (zob. R. M. Watt, Gorzka chwała. Polska i jej los 1918–1939, przeł. P. Amsterdamski, Warszawa 2005, s. 279). Natomiast Marian Mroczko w odniesieniu do polityki Niemiec stwierdził: „poszcze-gólne rządy republiki weimarskiej nie ukrywały swoich dążeń do rewizji postanowień wersalskich, a G. Stresemann w rejestrze naczelnych zadań polityki zagranicznej wymieniał także rewizję granicy wschodniej Rzeszy, w tym odzyskanie Gdańska, Pomorza i Górnego Śląska” (zob. M. Mroczko, Pol-ska myśl zachodnia 1918–1939: (kształtowanie i upowszechnianie) (Dzieje Polskiej Granicy Zachod-niej, 6), Poznań 1986, s. 141).

14 Polsko-niemieckie sprzeczności miały długą tradycję, zob. J. Hackmann, Ostpreussen und Westpreussen in deutscher und polnischer Sicht. Landeshistorie als beziehungsgeschichtliches Problem, Wiesbaden 1996, s. 244.

15 A. Wysocki, Tajemnice dyplomatycznego sejfu, wybór i oprac. W. Jankowerny, Warszawa 1974, s. 81.

16 PDD 1931, dok. 55, s. 155.17 Ibid., s. 155–156.

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 35[35]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

że Pan Marszałek zerwie z dotychczasową taktyką i pozwoli na pociągnięcie do odpowiedzialności każdego, kto go obrzuca oszczerstwami w prasie czy książce, omówiłbym dokładnie powyższą sprawę z jednym z tutejszych najwybitniejszych adwokatów. Sama zapowiedź postępowania sądowego położyłaby z pewnością tamę niejednej kampanii oszczerczej, której największą siłą była dotąd zupełna bezkarność”18.

Jedną z najważniejszych spraw na linii Warszawa–Berlin na początku lat trzy-dziestych, była kwestia współpracy gospodarczej. A. Wysocki, badający stanowi-sko polityków niemieckich w sprawie ratyfi kacji traktatu handlowego z Polską, napotykał na odpowiedzi „raczej wymijające”19. Niezależnie od dalszego rozwoju spraw natury gospodarczej, na podstawie ogólnej analizy sytuacji polski dyploma-ta w liście do MSZ w Warszawie z 23 IV 1931 r. stwierdził: „to jedno jest wszakże pewne, że rząd obecny, a szczególnie sam kanclerz Brüning, nie jest przeciwny po-lepszeniu się stosunków z Polską, naturalnie o tyle, o ile pozwolą na to niezwykle trudne warunki sytuacji parlamentarnej jego gabinetu”20.

Probierzem każdych dwustronnych relacji jest stosunek władzy do mniejszości narodowych. Położenie Niemców w Polsce i Polaków w Niemczech było diametral-nie różne. Zdecydowanie w korzystniejszej sytuacji znajdowała się mniejszość nie-miecka, co nie przeszkadzało jej w systematycznym składaniu skarg na państwo pol-skie w Lidze Narodów21. Znamienne słowa w tym kontekście wypowiedział A. Wy-socki w rozmowie z szefem niemieckiego MSZ Juliuszem Curtiusem na początku maja 1931 r.: „co by np. powiedziała o tym Genewa, że czterdzieści tysięcy Polaków w Berlinie nie ma ani jednego księdza-Polaka, poddanego niemieckiego i nie ma ani jednego kościoła, w którym owych 40 000 ludzi mogłoby wysłuchać modlitwy czy kazania polskiego. Władze niemieckie są w tym wypadku pozornie bez winy. Umiały one jednak stworzyć takie nastroje, że żaden ksiądz-Polak nie odważy się pracować w Berlinie. Jakaż więc olbrzymia zachodzi różnica między Polską, gdzie pastorzy jawnie pracują, niestety nie tylko na polu duszpasterskim, z Niemcami?”22.

18 Ibid., dok. 144, s. 364.19 Ibid., dok. 49, s. 144. Umowa handlowa między Polską a Niemcami podpisana została 27 III

1930 r., ale Reichstag jej nie ratyfi kował. W istocie rzeczy nie została więc zakończona trwająca od 1925 r. polsko-niemiecka wojna gospodarcza (zob. M. K. Kamiński, M. J. Zacharias, W cieniu zagro-żenia. Polityka zagraniczna RP 1918–1939, Warszawa 1993, s. 120–121). Pamiętać jednakże należy, że rozmowy prowadzone z przedstawicielami niemieckiego przemysłu, m.in. przez radcę handlowego Zygmunta Rawitę-Gawrońskiego, doprowadziły do podpisania 26 III 1932 r. w Warszawie przez mi-nistra Augusta Zaleskiego i posła Hansa von Moltke „protokołu o niezaostrzaniu wojny gospodarczej pomiędzy oboma krajami” (zob. St. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki. Wspomnienia z lat pracy w MSZ (1920–1939), Warszawa 1976, s. 229).

20 PDD 1931, dok. 114, s. 293.21 Taką działalność mniejszości niemieckiej w Polsce umożliwiała Konwencja Genewska z 15 V

1922 r. Art. 147 przyznawał mniejszościom prawo petycji bezpośrednio do Rady Ligi Narodów (zob. St. Sierpowski, Liga Narodów w latach 1919–1926, Wrocław–Warszawa–Kraków 2005, s. 202–203).

22 PDD 1931, dok. 129. s. 333. Por. Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej cyt. AAN), Am-basada RP Berlin, sygn. 1327, k. 125, memorandum do rozmowy z sir Johnem Simonem z 1931 r.

J a n u s z C z e c h o w s k i [36]36

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Prezydent Stanów Zjednoczonych Herbert Hoover 19 VI 1931 r. ogłosił mo-ratorium, które na jeden rok zawieszało spłatę niemieckich zobowiązań fi nanso-wych. Ustosunkowując się do amerykańskiego stanowiska, szef polskiego poselstwa stwierdził: „jest ono dowodem, jak znakomite daje wyniki propaganda niemiecka i jak łatwo można je właściwie osiągnąć. Od kilku miesięcy pracowała ona bowiem tylko w jednym kierunku: przedstawienia położenia Niemiec w barwach najbar-dziej czarnych i przekonania świata o tym rzekomo pewniku, że ustąpienie rządu Brüninga byłoby katastrofą nie tylko dla Niemiec, ale dla całej niemal Europy. Dy-misja kanclerza oznaczałaby bowiem dojście do władzy skrajnych elementów, to znaczy Hitlera albo bolszewizmu”23. Szef poselstwa polskiego postawił więc tezę, że informacje płynące na Zachód, a dotyczące totalnego załamania się niemieckiej go-spodarki były zabiegiem propagandowym, obliczonym na uzyskanie określonych korzyści ekonomicznych. Uzasadniał ją w sposób następujący: „zwracam przede wszystkim uwagę, że przedstawienie obecnego przesilenia jako zupełnego i bez-nadziejnego bankructwa jest błędem. Nie sięgnęło ono jak dotąd do głębi życia i procesów gospodarczych i nie dotknęło ani cen, płac ani też handlu zagranicz-nego. Ktokolwiek teraz obserwował społeczeństwo tutejsze i widział ten spokój, z jakim przyjmowano wszystkie zarządzenia rządu, ten musiał nabrać przekona-nia, że położenie gospodarcze Niemiec jest dalekie od tego stanu, w jakim chciała je przedstawić propaganda niemiecka”24. Niemcy początku lat trzydziestych były w stanie ostrego kryzysu. Pamiętać jednakże należy, że możliwość gospodarczego załamania się państwa jest dopiero ostatnim jego etapem. Stanu tego – zdaniem po-sła Wysockiego – Niemcy nie osiągnęły. Wspomnianego spokoju społecznego nie zachowywały bojówki NSDAP. Wyrosłe na gruncie powojennych zawirowań eko-nomicznych i protestu przeciwko systemowi wersalskiemu funkcjonowały według własnego scenariusza z podstawowym celem, jakim była władza.

Sugerowana wcześniej przez A. Wysockiego wola kanclerza H. Brüninga nor-malizowania sytuacji z Polską nie znajdowała odbicia w rzeczywistości. Zapewnie-nia prezydenta P. von Hindenburga i innych dygnitarzy o konieczności normali-zowania stosunków z Warszawa były deklaracjami bez pokrycia. W lipcu 1931 r. pojawiły się w zamian oznaki, które wywoływały niepokój polskich dyplomatów w Berlinie. Należały do nich: utrzymująca się niechęć do ratyfi kacji umowy han-dlowej z Polską, oprotestowanie przez przewodniczącego Banku Rzeszy Hansa Luthera polskiej kandydatury do Rady Banku w Bazylei, próby wyeliminowania Polski z międzynarodowego obrotu zbożem, oferty korzystnych traktatów handlo-wych kierowane wobec Rumunii, Węgier i Jugosławii, których cele, według A. Wy-

23 PDD 1931, dok. 160, s. 392. A. Wysocki pisał dalej: „[...] Niemcy są niemal mistrzami w wy-twarzaniu nastrojów. Często nie umieją wyciągnąć z nich należytych korzyści, ale przygotować w naj-drobniejszych szczegółach jakąś akcję o niezwykle przekonywującej mocy potrafi ą jak nikt może drugi w Europie. Nic też dziwnego, że owym nastrojom nastawionym na taki ton, jaki jest w danym razie Niemcom potrzebny, ulega nie tylko tutejsze społeczeństwo, ale także i cudzoziemcy, a szcze-gólniej korpus dyplomatyczny i przedstawiciele prasy zagranicznej” (ibid.).

24 Ibid., dok. 195, s. 493.

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 37[37]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

sockiego, wiązały się także z gospodarczą izolacją Rzeczypospolitej25. Czasowa zmiana akcentów strony niemieckiej, jak ten z października 1931 r., sugerujący go-towość do rozmów z Warszawą na temat traktatu handlowego26, nie wprowadzała trwałej, pozytywnej jakości do bilateralnych kontaktów. Potwierdzał to pośrednio szef poselstwa polskiego w Berlinie, stwierdzając: „powołując się na [...] ostatnią mowę kanclerza Brüninga, wygłoszoną w parlamencie 13-go bm., pozwalam sobie zaznaczyć, że objawy pewnych na razie mglisto zarysowujących się prób złago-dzenia antagonizmów polsko-niemieckich są następstwem przewagi, jaką wyrobił sobie Brüning w kwestiach polityki zagranicznej”27.

W dniu 27 X 1931 r. doszło do spotkania A. Wysockiego z niemieckim posłem w Warszawie Hansem A. von Moltke. Niemiec próbował wysondować stanowisko strony polskiej w kwestii ewentualnej dyskusji nad zmianami w podpisanym z Pol-ską, a nieratyfi kowanym przez Reichstag traktacie handlowym. W toku dyskusji Wysocki oświadczył: „po zapewnieniach prezydenta Rzeszy, kanclerza, ministra spraw zagranicznych, sekretarza stanu w tym ministerstwie i wielu innych dyg-nitarzy, wierzyłem istotnie na wiosnę br. w dobrą wolę rządu niemieckiego raty-fi kowania traktatu. Teraz już tą wiarę straciłem. Nie chodzi nam też o zachowanie naszego prestiżu czy ambicji, tylko o stwierdzenie najprostszego obowiązku, jaki wziął na siebie rząd niemiecki, podpisując przez swych pełnomocników traktat handlowy, zawarty nareszcie po pięcioletnich rokowaniach. Traktat ów ratyfi kował nasz sejm, nie pozostaje więc Niemcom nic innego, jak uczynić to samo. Żaden rząd bowiem w Polsce nie mógłby wytłumaczyć naszej opinii publicznej potrzebę rozpoczynania na nowo rokowań o ratyfi kowany już przez nas traktat”28.

Polska ambasada w Niemczech dużo uwagi poświęcała pracom związanym z działalnością Komisji Przygotowawczej Konferencji Rozbrojeniowej29. Ujmując rzecz ściślej, niemieckiej krytyce proponowanych rozwiązań rozbrojeniowych. Przedstawiając punkt widzenia Niemiec, A. Wysocki pisał: „Francja i inne pań-stwa militarne nie myślą o zastosowaniu w stosunku do siebie samych wersalskie-go schematu rozbrojeniowego, ale przy pomocy zawikłanych analiz, naciąganych

25 Ibid., dok. 180, s. 470. Poseł A. Wysocki, w liście do podsekretarza stanu w MSZ Józefa Becka, sugerował w lipcu 1931 r. podjęcie działań zmierzających do zmiany niekorzystnych relacji poprzez doprowadzenie do polsko-niemieckiego spotkania na rządowym szczeblu. Wymowna jest uwaga polskiego dyplomaty: „ze względu na panujące tu nastroje wykluczam z góry możliwość ofi cjalnej wizyty w Warszawie lub w Berlinie, dojście do skutku spotkania się na terenie neutralnym uważam natomiast za prawdopodobnie możliwe” (ibid., s. 471).

26 Ibid., dok. 244, s. 624. Poseł RP w Berlinie tak uzasadniał ożywienie strony niemieckiej w kon-taktach gospodarczych z Polską: „genezy zabiegów niemieckich dopatruję się także w akcji górnoślą-skiego przemysłu, który chciałby doprowadzić oba rządy do porozumienia się w sprawie kredytów dla niemieckich przedsiębiorstw na Górnym Śląsku” (ibid., dok. 247, s. 628).

27 Ibid., dok. 248, s. 630–631.28 Ibid., dok. 263, s. 653.29 Komisja Przygotowawcza Konferencji Rozbrojeniowej powołana została przez Radę Ligi Na-

rodów w dniu 18 XII 1925 r. Rozpoczęła swoją działalność pięć miesięcy później, 18 maja następnego roku, zob. W. Balcerak, Liga nadziei. Z dziejów Ligi Narodów, Warszawa 2010, s. 131.

J a n u s z C z e c h o w s k i [38]38

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

defi nicji, wynajdywania [...] reguł prawnych, dążą do utrzymania faktycznego sta-nu swych zbrojeń, nie zaś do rozbrojenia”30.

W dniu 1 XII 1931 r. doszło do ponownego spotkania A. Wysockiego z kanc-lerzem H. Brüningiem. Tematem rozmowy były m.in. wciąż aktualne problemy związane z traktatem handlowym. Poseł praktycznie powtórzył stanowisko pol-skiej strony, zaprezentowane wcześniej w rozmowie z H. A. von Moltke, dodając wszakże: „chcemy tego traktatu, w którym upatrujemy korzyści nie tyle material-ne, ile moralne, jako dowód odprężenia stosunków panujących między Polską a Niemcami”31. Również tym razem odpowiedź szefa niemieckiego rządu pozba-wiona była konkretów. Polski dyplomata pisał: „kanclerz zaznaczył, że zapatruje się podobnie na ową kwestię, i że obiecuje mi najsolenniej rozpatrzeć na nowo traktat handlowy i oddać go pod dyskusję rady ministrów natychmiast po wybrnięciu z obecnych kłopotów wewnętrznych”32. Dodatkowo A. Wysockiego interesowała opinia H. Brüninga dotycząca Hitlera, o którym pisała prasa europejska w kon-tekście możliwości objęcia przez niego władzy. Oto co zanotował poseł: „kanclerz uważa Hitlera za człowieka porządnego o przekonaniach w gruncie rzeczy umiar-kowanych, o wybitnym umyśle organizacyjnym, pozbawionym natomiast więk-szych zdolności politycznych. [...] Garnie się więc, idąc za popędem swej rasy, do mistycyzmu, do pięknie brzmiącego frazesu, do myśli o posłannictwie germań-skim, które schlebiają jego próżności i każą zapominać o nędzy dnia codzienne-go. [...] Zagranica, a nawet wielu ludzi w Niemczech mają przesadne wyobrażenie o zasięgu hitleryzmu na tutejszym terenie i zdaje się im, że on dochodzi głęboko w lud [...]. Jeżeli się jednak weźmie pod uwagę liczbę i rodzaj głosów, oddawanych przy wyborach narodowym socjalistom, to można stwierdzić, że [...] do Hitlera przychodzą tylko zwolennicy czy członkowie stronnictw słabych lub znajdują-cych się już w rozkładzie”33. Trudno jest oczywiście określić rzeczywiste proporcje pomiędzy polityczną krótkowzrocznością H. Brüninga a świadomą działalnością propagandową, obliczoną na pomniejszenie rzeczywistego znaczenia narodowych socjalistów w Niemczech.

Nie ulega wątpliwości, że na początku 1932 r. rola polityczno-społeczna ru-chu nazistowskiego w Niemczech była na tyle znacząca, by jego przywódcy zaczę-

30 AAN, Ambasada RP Berlin, sygn. 1327, k. 103, pismo poselstwa polskiego w Berlinie do MSZ w Warszawie z 20 XI 1931 r. W dalszej części ambasador kontynuował swoją relację dotyczącą nie-mieckiego stanowiska: „Niemcy nie mają po co brać udziału w konferencji rozbrojeniowej, a jeżeli inne państwa chcą otumanić świat wytwarzając stan pozornego tylko rozbrojenia, niech sobie to czynią, ale Niemcy w tej komedii udziału nie wezmą” (ibid., k. 104).

31 PDD 1931, dok. 304, s. 744.32 Ibid.33 Ibid., s. 744–745. Kontynuując myśl H. Brüning stwierdził: „Hitler zdaje sobie z tego doskona-

le sprawę i dlatego powtarza, że władzę obejmie tylko w drodze legalnej, bo każdy jego zamach stanu natrafi łby natychmiast na opór socjaldemokratycznych mas robotniczych. Widzi on także trudności piętrzące się przed Niemcami: reparacje, [...] brak kredytów, konferencję rozbrojeniową, wybory do sejmu pruskiego i wybór prezydenta. Kłopotów tych nie chce brać Hitler na swoje barki woląc, aby je dźwigał rząd obecny” (ibid., s. 745).

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 39[39]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

li myśleć o kontaktach z korpusem dyplomatycznym. Dyplomaci akredytowani w Berlinie zapraszani byli na spotkania, mające charakter nie tylko propagandowy. Tak charakteryzował je A. Wysocki: „tego rodzaju spotkania odbywają się dosyć często i są jednym z głównych źródeł dochodów Hitlera. Płaci się od 50 fenigów do 5 marek za wstęp, a oprócz tego zmuszonym się bywa do kupowania rozlicznych broszur i ulotek po cenach dosyć wygórowanych. Na tego rodzaju zebrania przy-być może każdy, o ile nie ma wyglądu żydowskiego. Ze względu na specjalne na-stawienie hitlerowców pruskich do Polski, także i Polacy obawiają się uczestniczyć w zebraniach hitlerowskich ze względu na możliwość pobicia. Ostatnie zebranie Hitlera w Berlinie było niejako rewią tutejszych socjalistów narodowych. Zapro-szenie na to zebranie otrzymały wyjątkowo wszystkie ambasady i poselstwa, z wy-jątkiem ambasad Francji i ZSRR, i poselstwa polskiego i czechosłowackiego. Kiedy Czesi zapytali się prywatnie, dlaczego zostali pominięci, miano im odpowiedzieć: »ze zdrajcami nie chcemy mieć nic wspólnego. Wy i Polacy zdradziliście Niemców w czasie wojny światowej«”34.

Meldunki płynące z Berlina akcentowały również, coraz częściej pojawiają-ce się publicznie, groźby nazistów pod adresem twórców republiki weimarskiej. W raporcie z 26 I 1932 r. A. Wysocki przytoczył słowa Hitlera: „ludzie, którzy są odpowiedzialni za nasze bankructwo muszą razem z tym bankructwem znik-nąć”35. Jednak w styczniu rysował się jeszcze w Niemczech silny front przeciwko przywódcy NSDAP, o czym świadczyły zanotowane przez szefa polskiego posel-stwa słowa gen. Kurta von Schleichera: „prezydent Hindenburg ma w dalszym ciągu pełne zaufanie do osoby kanclerza Brüninga. Zaostrzony kurs narodowo-socjalistyczny przeciwko dr. Brüningowi nie wpłynie zupełnie na jego stanowisko, które jest równie silne jak poprzednio, a może jeszcze bardziej wzmocnione przez odwagę kanclerza, z jaką broni on interesów Niemiec”36.

Warto odnotować istnienie w Niemczech Towarzystwa Polsko-Niemieckie-go Porozumienia, któremu przewodniczył Julius Wolf. Towarzystwo, jak oceniał A. Wysocki, praktycznie było nieaktywne. Niemniej, na początku 1932 r. skie-rowało do berlińskiego MSZ pismo żądające „jakiejś decyzji w kwestii traktatu handlowego z Polską”37. Sytuacja wewnętrzna Niemiec praktycznie eliminowała jednak pozytywne załatwienie tej sprawy. Była na tyle niekorzystna, z uwagi na perturbacje sceny politycznej, że meldunki płynące z Berlina przestrzegały przed poważnym traktowaniem nawet ofi cjalnych, pozytywnych dla Polski deklaracji w kwestiach gospodarczych. Każda inicjatywa, zmierzająca do uregulowania nie-

34 Archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku (dalej cyt. AIJP), sygn. 67/2, pismo posła RP w Berlinie A. Wysockiego do naczelnika Wydziału Zachodniego MSZ w Warszawie Józefa Lipskiego z 18 II 1932 r.

35 Polskie Dokumenty Dyplomatyczne 1932, red. K. Kania, Warszawa 2011 (dalej cyt. PDD 1932), dok. 22, s. 58.

36 Ibid., dok. 28, s. 66.37 AIJP, sygn. 67/2, pismo posła RP w Berlinie A. Wysockiego do naczelnika Wydziału Zachod-

niego MSZ w Warszawie J. Lipskiego z 18 II 1932 r.

J a n u s z C z e c h o w s k i [40]40

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

miecko-polskich relacji ekonomicznych, wymagałaby konsultacji wewnętrznych. Te jednak, jak informował Wysocki, spotkałyby się z „tak żywą i namiętną opozy-cją hitlerowców i nacjonalistów niemieckich, że [...] powodzenie uważać należy za z góry wykluczone”38.

Drugi rząd Heinricha Brüninga upadł 30 V 1932 r. Nowym kanclerzem został Franz von Papen. Rząd utworzony przez von Papena miał charakter prezydencki, opierał się bowiem nie na większości parlamentarnej, lecz na poparciu prezyden-ta Hindenburga przy akceptacji Reichswery39. Zmiana na stanowisku kanclerza i powołanie nowego gabinetu nie stanowiły nowej jakości w stosunkach Berlina z Warszawą. Szef berlińskiej placówki podkreślił: „stanowisko rządu von Papena w stosunku do problemów wschodnich odpowiada zapatrywaniom poprzednich rządów Niemiec na tę sprawę”40.

Dnia 7 VI 1932 r. poseł A. Wysocki przyjęty został przez marszałka Józefa Piłsudskiego. Zasadniczym tematem rozmowy podczas spotkania była sytuacja w Niemczech i wypływające z niej zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski. Zdaniem posła rok 1932 przyniósł Niemcom dalsze, wielopłaszczyznowe komplikacje we-wnętrzne. Pogorszeniu uległy i tak trudne realia ekonomiczne41. Nastroje niezado-wolenia rząd starał się kanalizować, kierując społeczną uwagę na inne nośne tema-ty, jak wciąż obecne poczucie krzywdy wynikające dla Niemiec z decyzji Traktatu Wersalskiego. Ostry kryzys gospodarczy ułatwiał rozwój organizacji paramilitar-nych. W ocenie polskiego dyplomaty „oddziały szturmowe, związki wojskowe czy bojówki były tworzone nie tylko z myślą o uzupełnieniu armii niemieckiej, ale przede wszystkim dla obrony pewnych stronnictw czy programów politycznych”42. I jeszcze jedna uwaga posła, oddająca jego punkt widzenia: „wielki przemysł i ka-pitał niemiecki dopomogli do utworzenia się tak olbrzymich organizacji jak Stahl-helm lub SA Hitlera nie dlatego, aby przygotować wojskowy rewanż niemiecki, tylko dla obrony przywilejów kapitału przed potęgą domagającej się coraz to no-wych uprawnień socjaldemokracji, a także i z obawy przed groźbą bolszewizmu”43. W zapisie rozmowy A. Wysockiego z Marszałkiem obecne są tezy, które mogą świadczyć o tym, że polski dyplomata nie dostrzegał z całą ostrością zagrożenia, jakie w swojej istocie niósł hitleryzm dla państwa polskiego. Rozmówca J. Piłsud-skiego stwierdzał: „rozmawiając teraz z pierwszym lepszym ofi cerem najbardziej

38 PDD 1932, dok. 62, s. 144.39 W. Erfurth, Niemiecki Sztab Generalny 1918–1945, przeł. K. Szarski, Warszawa 2007, s. 163. Jak

pisał w swoich wspomnieniach A. Wysocki, „Papen liczył od początku na poparcie Hitlera [...]. Po-zwolił Hitlerowi na opanowanie Sejmu pruskiego rządzonego dotąd przez socjalistów, cofnął zakaz organizowania oddziałów szturmowych S.A., tolerował ich morderstwa, rozbijanie zgromadzeń itd.” (zob. A. Wysocki, Tajemnice dyplomatycznego sejfu, s. 91–92).

40 PDD 1932, dok. 169, s. 170. 41 Np. na początku 1932 r. w Niemczech było 5 660 000 bezrobotnych, zob. W. Erfurth, op.cit.,

s. 161.42 AIJP, sygn. 67/2, załącznik do pisma posła RP w Berlinie A. Wysockiego do naczelnika Wy-

działu Zachodniego MSZ w Warszawie J. Lipskiego z 25 VI 1932 r.43 Ibid.

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 41[41]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

radykalnych militarnych organizacji hitlerowskich dochodzi się do przekonania, że on na razie nie tyle myśli o odebraniu Polsce korytarza lub Pomorza, a Francji Alzacji i Lotaryngii, jak o ukaraniu »systemu wersalskiego« i socjaldemokracji za jej rzekome krzywdy, jakie wyrządziły Niemcom 10-letnie jej rządy w Niemczech. [...] Niebezpieczeństwo dla sąsiadów Niemiec, to znaczy głównie dla Polski prze-widuję tylko w tym wypadku, gdyby rządy, których trzonem byłby Hitler i jego stronnictwo, zbankrutowały w opinii kraju tak gruntownie i doprowadziły go do tak gruntownej ruiny, że jedynym dla nich wyjściem zbawiennym byłoby rozpo-częcie akcji wojennej, która rozbudzając patriotyzm i wyładowując nagromadzoną energię narodu odwróciłaby jego uwagę od sytuacji wewnętrznej. Na ów krok de-speracki nie zdobędą się jednak – jak przypuszczam – Niemcy dzisiejsze, których elementy spokojne i rozważne stanowią jeszcze, jeżeli nie większą, to w każdym razie poważną część ludności”44.

Potencjalne „ukaranie” niemieckiej socjaldemokracji za jej „krzywdy” w kon-tekście systemu wersalskiego nie mogło mieć tylko i wyłącznie charakteru we-wnętrznego. Decyzje traktatowe niosły ze sobą zmiany terytorialne. Benefi cjen-tem tych zmian było państwo polskie. Pamiętać należy równolegle, że Locarno45 stworzyło rządowi niemieckiemu korzystną atmosferę dla terytorialnych roszczeń wobec wschodniego sąsiada. Sugerowanie marszałkowi Piłsudskiemu sytuacji, w której krytyka systemu wersalskiego nie wiązała się bezpośrednio z niemieckim rewizjonizmem, było poważnym błędem A. Wysockiego. Nietrafna była również diagnoza dotycząca znaczenia narodowych socjalistów na scenie politycznej Nie-miec: „w hitleryzmie jest więcej krytyki, pogróżek i negacji, jak politycznej trzeź-wości i rzetelnej siły”46.

Latem 1932 r. sytuacja wewnątrz Niemiec uległa pogorszeniu. Wyrazem na-rastającego kryzysu była statystyka dotycząca napadów i bójek na tle różnic po-litycznych. Jak informował poseł A. Wysocki, w okresie 1 VI–20 VII 1932 r. były 322 przypadki bezpośredniej agresji, w wyniku których życie straciło 27 osób, na-tomiast 497 osób zostało rannych. Ataki pojawiały się ze strony nazistów, komu-nistów, a także tzw. reichsbannerów47. Niezależnie od takiego stanu rzeczy, polski dyplomata stosunkowo optymistycznie zapatrywał się na dalszy rozwój wydarzeń: „mimo więc powtarzających się nadal zamieszek i potyczek lokalnych, w najbliż-

44 Ibid.45 16 X 1925 r. w Locarno, Francja, Belgia, Wielka Brytania i Włochy parafowały z Niemcami

tzw. pakt reński, na mocy którego zagwarantowano nienaruszalność granicy pomiędzy Niemcami a Francją i Belgią. Układ ostatecznie podpisano w Londynie 1 XII 1925 r. Jak pisze H. Batowski, w Berlinie „sądzono, że układy lokarneńskie otwarły Niemcom drogę do rewizji granic z Polską” (H. Batowski, op.cit., s. 121–122).

46 AIJP, sygn. 67/2, załącznik do pisma posła RP w Berlinie A. Wysockiego do naczelnika Wy-działu Zachodniego MSZ w Warszawie J. Lipskiego z 25 VI 1932 r.

47 PDD 1932, dok. 207, s. 476. „Reichsbanner Schwarz-Rot-Gold” – organizacja paramilitarna środowisk demokratycznych.

J a n u s z C z e c h o w s k i [42]42

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

szej przyszłości wysuną się na pierwszy plan raczej pokojowe przejawy tutejszego życia politycznego”48.

Gabinet von Papena przetrwał sześć miesięcy. W dniu 2 XII 1932 r. kolejnym kanclerzem został gen. Kurt von Schleicher49. Był on ostatnim szefem rządu repub-liki weimarskiej próbującym do 28 I 1933 r. doprowadzić do rozbicia ruchu nazi-stowskiego. A. Wysocki tak opisywał ostatnie dni przed objęciem władzy przez A. Hitlera: „według moich obserwacji, wszystko co się teraz robi w Niemczech jest dalszym ciągiem akcji zmierzającej do pokonania Hitlera. Wyciąga mu się pod-stępnie trzonowe zęby (Strasser), przerzedza zastępy SA, biorąc co bardziej pyska-tych do policji i »prac dobrowolnych«, równocześnie mówi się dalej o jego udziale w rządzie na to, aby potem ludowi pokazać: patrzcie, oto ów głupiec był naszym bożyszczem! Jeszcze za Hitlerem stoją miliony, ale nowe wybory przyniosłyby już poważne ich zmniejszenie i dlatego Hitler, ów niedostępny do niedawna dyktator, który ledwo z kanclerzem i prezydentem raczył rozmawiać, szuka dzisiaj spotkań z Papenem, Hugenbergiem i każdym, kto mu się nawinie, aby ratować parlament przed nowym rozwiązaniem Izby”50.

Niestabilność niemieckiej sceny politycznej utorowała w konsekwencji przy-wódcy NSDAP drogę do objęcie władzy. 30 I 1933 r. prezydent Niemiec Paul von Hindenburg mianował Adolfa Hitlera kanclerzem51. Jedną z jego pierwszych decy-zji było ogłoszenie wyborów do parlamentu na 5 marca. Jednak pod koniec lutego Reichstag spłonął. Prezydent pod naciskiem Hitlera podpisał dekret zawieszający prawa obywatelskie gwarantowane przez konstytucję. Sukces wyborczy nazistów w dniu 5 marca sprawił, że przy współudziale partii Centrum uchwalili oni ustawę o nadzwyczajnych pełnomocnictwach. Na jej podstawie rząd kierowany przez Hit-lera mógł na pięć lat przejąć całość władzy wykonawczej w Niemczech52. Wydarze-nia w Niemczech zdawały się spełnieniem słów Hitlera: „naród niemiecki obudził się z długiego letargu w dniu pożaru Reichstagu”53.

48 Ibid.49 Gen. K. von Schleicher swoją postawą wzmacniał rewizjonizm niemiecki. Stanisław Schi-

mitzek napisał: „co do stosunku Schleichera do naszego kraju nie mieliśmy jednak żadnych złudzeń” (St. Schimitzek, op.cit., s. 262).

50 AIJP, sygn. 67/2, pismo posła RP w Berlinie A. Wysockiego do naczelnika Wydziału Zachod-niego MSZ w Warszawie J. Lipskiego z 15 I 1933 r. Alfred Hugenberg przewodził nacjonalistom niemieckim. Natomiast Gregor Strasser był przywódcą lewego skrzydła NSDAP. Skłonny był stoso-wać taktykę legalności w życiu politycznym. Krytykował Hitlera za bezkompromisowe żądanie pełni władzy. Uważał, że taka postawa szkodzi partii w możliwości wpływania na politykę rządu (zob. A. Bullock, op.cit., s. 196, 200–201).

51 Tuż po objęciu przez Hitlera urzędu kanclerskiego, doszło – na balu u prezydenta Hinden-burga w dniu 8 II 1933 r. – do jego spotkania z A. Wysockim. Kanclerz zapewniał polskiego posła o pokojowych intencjach. Jednak już kilka dni później, 12 lutego, „Sudday Express” przytoczył wypo-wiedź przywódcy Niemiec, w której „Hitler w szorstkich słowach wypowiedział się za koniecznością zmiany nienawistnej dla każdego Niemca sytuacji Rzeszy na wschodzie przez zwrócenie jej korytarza zamieszkałego przez ludność niemiecką” (zob. St. Schimitzek, op.cit., s. 274–275).

52 R. M. Watt, op.cit., s. 283.53 A. Wysocki, Tajemnice dyplomatycznego sejfu, s. 119.

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 43[43]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Poseł A. Wysocki otrzymał 4 IV 1933 r. z Warszawy poufną informację o pla-nowanej przez podsekretarza stanu w MSZ Jana Szembeka wizycie w Berlinie. Za-warte w niej polecenie dla posła brzmiało: „proszę więc pana ministra o zoriento-wanie się i doniesienie mi telegramem szyfrowym jak najszybciej, w jakich oko-licznościach i w jakiej formie może być zapewnione widzenie się pana Szembeka w towarzystwie pana ministra z kanclerzem”54. Jak informował R. M. Watt, zadanie postawione przed Wysockim miało delikatny i wyjątkowy charakter: poseł miał ułatwić spotkanie Szembeka z Hitlerem, kontaktując się bezpośrednio z urzędem kanclerskim, z pominięciem niemieckiego MSZ. Dwa dni później, po przepro-wadzonych sondażach Wysocki oświadczył, że nie jest w stanie załatwić przyjęcia polskiego wiceministra przez kanclerza inaczej niż poprzez pośrednictwo MSZ55. Natomiast w piśmie do Józefa Becka z 9 kwietnia sugerował, aby tematem rozmo-wy nie były sprawy ogólnej natury bilateralnej. Poseł pisał: „jeżeli p. Szembek ma misję złożenia jakiejś deklaracji, np. w sprawie Gdańska w razie jego opanowania przez nacjonal-socjalistów, to naturalnie rozmowa tego rodzaju może dać najlep-sze wyniki”56. Zdaniem A. Wysockiego na rozmowy o całokształcie spraw polsko--niemieckich z nowym przywódcą Niemiec było jeszcze za wcześnie. Polski dyplo-mata tak uzasadniał swój punkt widzenia: „bo Niemcy dzisiejsze nie mogą i nie są w stanie zajmować się Polską. Hitler jest jeszcze za słaby i na zbyt świeżych funda-mentach oparty, aby ryzykował cokolwiek, co mogłoby mu zaszkodzić w oczach Hugenberga i nacjonalistów pruskich, dla których każda najniewinniejsza próba złagodzenia przeciwieństw polsko-niemieckich jest już zbrodnią i zdradą kraju”57.

Po wspomnianej wymianie informacji pomiędzy MSZ w Warszawie a polskim poselstwem w Berlinie J. Beck polecił A. Wysockiemu, by uzyskał audiencję u Hitle-ra. Podczas spotkania poseł miał się starać u szefa niemieckiego rządu o zapewnienie, że polskie interesy w Gdańsku będą respektowane. 2 maja doszło do spotkania Wy-sockiego z kanclerzem. W rezultacie przeprowadzonych rozmów następnego dnia w obu stolicach opublikowano komunikat stwierdzający, że rządy Polski i Niemiec będą działać „ściśle w ramach ograniczeń wynikających z istniejących traktatów”58. Wydarzenie to, powszechnie uznane za triumf polskiej dyplomacji, było w istocie rzeczy przemyślaną strategią Hitlera. Dla przywódcy rodzącej się III Rzeszy sprawą najważniejszą były problemy wewnętrzne, w tym zbrojenia. Aby to osiągnąć, Niem-com potrzebny był zewnętrzny spokój. Uspokojeniu nastrojów w Europie w połowie 1933 r. służyła więc zgoda Hitlera na wydanie powyższego komunikatu59.

54 AIJP, sygn. 67/2, pismo ministra J. Becka do posła RP w Berlinie A. Wysockiego z 4 IV 1933 r.

55 R. M. Watt, op.cit., s. 288.56 AIJP, sygn. 67/2, pismo posła RP w Berlinie A. Wysockiego do ministra spraw zagranicznych

J. Becka z 9 IV 1933 r.57 Ibid.58 R. M. Watt, op.cit., s. 289.59 Ibid. Zapewniając sobie polityczny spokój za wschodnią granicą, ze wszystkimi tego konse-

kwencjami na zachodzie Europy, Hitler dążył do przestawienia wszystkich aspektów gospodarczych

J a n u s z C z e c h o w s k i [44]44

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Pierwsze miesiące władzy nazistów cechowały się wzmożonymi represjami w stosunku do ludności żydowskiej, w tym wobec Żydów obywateli polskich prze-bywających na terenie Rzeszy. Tylko w marcu 1933 r. placówka polska w Berlinie interweniowała w niemieckim MSZ w sprawie 119 przypadków ciężkiego pobi-cia, 69 przypadków dewastacji mienia (np. 27 marca zdemolowano w Mannheim dom modlitwy polskich Żydów „Aharos-Scholem”) i 25 aresztowań60. W kwietniu 1933 r. dotarła do poselstwa informacja o mającej nastąpić w Polsce publikacji „białej księgi”, dotyczącej antyżydowskich ekscesów w Niemczech. A. Wysocki przeciwny był tego typu działaniom, uzasadniając swoje stanowisko w liście do J. Becka w sposób następujący: „pozwalam sobie z tego powodu zwrócić uwa-gę Pana Ministra, że tutejsi Żydzi, obywatele polscy proszą przeważnie, aby nie dochodzono ich krzywd i w wielu wypadkach nie chcą w ogóle domagać się od-szkodowania od rządu niemieckiego. Pobici przez narodowych socjalistów Żydzi podpisywali deklarację, że obchodzono się z nimi jak najlepiej. Niektórzy z nich składali nawet tego rodzaju publiczne oświadczenia, które zaopatrzone podpisami świadków znajdują się w posiadaniu tutejszego ministerstwa spraw zagranicznych. Obawiam się więc w razie wydania przez nas tego rodzaju książki, która porówna-na z treścią naszych not ofi cjalnych łatwo wskaże [...] autora, zarzutu bezpodstaw-nego podsycania i kontynuowania antyniemieckiej akcji w Europie”61.

Do ponownego spotkania polskiego posła z Hitlerem doszło 13 VII 1933 r. Kanclerz raz jeszcze wyraził wolę porozumienia z Polską, wskazując jednak na problem korytarza jako na trwałe źródło polsko-niemieckich nieporozumień. Re-lacjonując rozmowę z tego spotkania, A. Wysocki pisał m.in.: „kanclerz powiedział mi również, że wydał rozkazy dla Gdańska, by unikano sporów z Polską i wyraził przekonanie, że stworzona tam atmosfera przyniesie najlepsze rezultaty”62.

Lipcowe spotkanie A. Wysockiego z kanclerzem miało charakter pożegnalny. Wcześniej, 20 maja J. Beck zaproponował szefowi berlińskiej placówki objęcie sta-nowiska ambasadora przy Kwirynale. Z formalnego punktu widzenia był to awans.

i społecznych Niemiec na potrzeby przewidywanej wojny. Świadczy o tym fakt, że jeszcze przed 1933 r. specjaliści ekonomiczni NSDAP pracowali nad zagadnieniem określanym jako gospodarka wielkiej przestrzeni. Kwestia ta zainspirowana była dążeniem Niemiec do terytorialnych zdobyczy, a jej czołowym propagandzistą stał się Heinrich Hunke, zob. B. Górczyńska-Przybyłowicz, „Konso-lidacja Europy” w koncepcjach i praktyce niemieckiej (1930–1940), Przegląd Zachodni, 2000, nr 3, s. 116–117. I jeszcze jedna kwestia! W dyplomatycznych kręgach Europy pojawiła się w 1933 r. plotka o szykowanej przez Polskę wojnie prewencyjnej przeciwko Niemcom. Osłabiona Rzesza nie była w tym czasie zainteresowana takim obrotem wydarzeń, skłaniała się do ustępstw, zob. Kansallisar-kisto Helsinki (Narodowe Archiwum Finlandii), sygn. 5C13, teczka 9, list ambasadora Finlandii w Warszawie Karla G. Idmana do MSZ w Helsinkach z 16 V 1933 r.

60 St. Schimitzek, op.cit., s. 288, 292. 61 AIJP, sygn. 67/2, pismo posła RP w Berlinie A. Wysockiego do ministra spraw zagranicznych

J. Becka z 23 IV 1933 r. W dalszej części listu poseł zaznaczył: „wydanie »księgi« przejdzie już dzisiaj bez większego wrażenia, ponieważ odnośne materiały są przeważnie znane prasie i opinii publicznej zagranicy. Samo jednak jej wydanie utrudni nam niezwykle i tak do ostateczności naprężone stosun-ki polsko-niemieckie” (ibid.).

62 J. Wójcicki, Wolne Miasto Gdańsk 1920–1939, Warszawa 1976, s. 208.

Sytuacja w Niemczech i stosunki polsko-niemieckie... 45[45]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

W rzeczywistości nowy polski minister spraw zagranicznych widział na berlińskiej placówce człowieka podzielającego w pełni jego punkt widzenia w kwestii kształ-towania polityki wobec Niemiec. Poseł A. Wysocki wraz z żoną opuścili Berlin 18 VII 1933 r. żegnani „przez liczne grono osób nie tylko z korpusu dyplomatycz-nego, ale również z tzw. towarzystwa berlińskiego, wśród którego dzięki ujmującej prostocie, gościnności i zaletom towarzyskim [A. Wysocki – J. Cz.] cieszył się dużą sympatią”63.

63 St. Schimitzek, op.cit., s. 322, 325–326.

DIE LAGE IN DEUTSCHLAND UND DIE DEUTSCHPOLNISCHEN BEZIEHUNGEN WÄHREND DES NIEDERGANGS DER WEIMARER REPUBLIK UND DER MACHTERGREIFUNG DURCH DAS NATIONALSOZIALISTISCHE REGIME IN DEN BERICHTEN DES POLNISCHEN GESANDTEN IN BERLIN,

ALFRED WYSOCKI 19311933

Zusammenfassung

Schlüsselbegriff e: Niedergang der Weimarer Republik; Deutschland an der Wende von den Zwanziger- zu den Dreißigerjahren; Nationalsozialismus an der Macht; Polen und Deutschland in der Zeit des Umbruchs

Der Untergang der Weimarer Republik und Adolf Hitlers Machtergreifung in Deutsch-land stellten ein wesentliches Ereignis in der politischen Geschichte des deutschen Staates dar. Die tiefe Wirtschaft skrise und der Zusammenbruch des bisherigen Regierungssystems führten das Reich auf den nationalsozialistischen Kurs. Ein unmittelbarer Zeuge dieser Ereignisse war Alfred Wysocki, der polnische Gesandte in Berlin. Seine verhältnismäßig umfangreiche Korrespondenz mit dem Warschauer Außenministerium ermöglicht es, den Kern jener Veränderungen, welche in der Zukunft zum Ausbruch eines weltumspannen-den Konfl ikts führen sollten, nicht nur kennenzulernen, sondern auch zu verstehen. Der diplomatische Vertreter der Polnischen Republik war ein aufmerksamer und umsichti-ger Beobachter. Seine Berichte bezogen sich nicht nur auf Ereignisse an den Gipfeln der deutschen Macht, sie enthielten auch Überblicke über die wirtschaft liche Lage Deutsch-lands, informierten über die Entwicklung der Bewegung Hitlers und die Umstände von dessen Machtübernahme, sowie über andere bedeutende gesellschaft liche und politische Fakten. Einen Vorzug der vom Gesandten übermittelten Informationen bildete die beglei-tende Analyse der dargestellten Erscheinungen, auch wenn diese leider nicht immer zu-treff end war. Alfred Wysocki war ein Diplomat, der sich als Repräsentant des polnischen Staates nicht auf Handlungen gemäß den Richtlinien des polnischen Außenministeriums beschränkte. Seine Sachkenntnis veranlasste ihn mitunter, den Lenkern der polnischen Diplomatie bestimmte Lösungen nahezulegen. Wahrscheinlich war diese persönliche Un-abhängigkeit Wysockis der Anlass, ihn aus Berlin abzuberufen und an einen anderen Ort zu versetzen.

J a n u s z C z e c h o w s k i [46]46

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

THE SITUATION IN GERMANY AND POLISHGERMAN RELATIONS DURING THE COLLAPSE OF THE WEIMAR REPUBLIC

AND THE INTRODUCTION OF THE NATIONAL SOCIALIST REGIME IN ACCOUNTS OF A POLISH DIPLOMAT IN BERLIN

ALFRED WYSOCKI 19311933

Summary

Key words: the collapse of the Weimar Republic; Germany at the turn of the 1920s and 1930s; the rule of Nazism, Poland and Germany during the breakthrough

Th e collapse of the Weimar Republic and the seizure of power by Adolf Hitler were sig-nifi cant events in the political history of the German state. A serious economic crisis, the collapse of the old model of power made the Reich adopt the national socialist policy. Al-fred Wysocki, a Polish diplomat in Berlin, was a witness of the events. His rich correspond-ence with the Foreign Offi ce in Warsaw allows us to learn and understand the essence of the changes which in the future led to the outbreak of WWII. Th e diplomatic representa-tive of Poland was an attentive and versatile observer. His reports described not only ac-tions of the highest German authorities, but also included information about the economic situation in Germany, the development of the Hitler movement and the circumstances of the seizure of power. He also notifi ed of social and political events, and his accounts were oft en accompanied by the analysis of the described phenomena, which unfortunately was not always correct. Alfred Wysocki was a diplomat who as a representative of Poland did not limit himself only to actions ordered by the Foreign Offi ce in Warsaw. He used his knowledge to suggest solutions to the Polish authorities. Probably Wysocki’s personal in-dependence was the reason for his being moved from Berlin to another diplomatic post.

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

ERYK KRASUCKI (Szczecin)

„W ŚWIETLE UCHWAŁ XX ZJAZDU...” SZCZECIŃSKIE ECHA MOSKIEWSKICH WYDARZEŃ

Z LUTEGO 1956 ROKU

CZĘŚĆ II*

Słowa kluczowe: komunizm; „odwilż” roku 1956; „tajny referat” Nikity Chruszczowa; lo-kalny aparat partyjny; propaganda

PARTYJNA REAKCJA

Właściwie można sobie zadać pytanie, na ile warszawskie seminarium z 22–28 III 1956 r. było w stanie przygotować wojewódzki aparat partyjny do spotkania z ludźmi, którzy na temat tajnego referatu Nikity Chruszczowa wiedzieli równie niewiele, a czasem nic, a których oczekiwania poznawcze były olbrzymie. Być może liczono na wyciszenie? A może po prostu sądzono, że wystarczy propagandowa kampania podobna do tych z lat poprzednich? Różnica jednak polegała na tym, że XX Zjazd uruchomił mechanizmy, jakich w tak łatwy sposób nie dało się zatrzy-mać. Charakterystyczne, że jeszcze przed zakończeniem partyjnego seminarium (28 marca) dyskusja nad tzw. tajnym referatem zaczęła się na dobre, w sposób wy-daje się niekontrolowany. Z 24 marca pochodzą dwa interesujące dokumenty, po-wstałe w konsulacie ZSRR w Szczecinie. Pierwszy, to kolejna notatka wicekonsula Fiodora E. Szarykina, spisana, tak jak poprzednio, po spotkaniu z Józefem Kisie-lewskim112. Mnóstwo tu podobieństw, ale są też różnice. Przede wszystkim, o ile poprzednio stroną inicjującą był Szarykin, o tyle w tym przypadku to sekretarz KM poprosił o spotkanie. Już na wstępie określony został jego cel – „Kisielewski zadzwo-nił do Konsulatu i prosił o pozwolenie na przyjazd, aby podzielić się swoimi pierw-

* Od redakcji: część pierwsza artykułu ukazała się w z. 4 „Zapisek Historycznych” (t. 77: 2012, s. 139–160); w niniejszym tekście wprowadzono kontynuację numeracji przypisów.

112 Российский государственный архив новейшей истории (dalej cyt. РГАНИ), ф. 5, оп. 28, д. 396, z dziennika wicekonsula ZSRR w Szczecinie F. E. Szarykina. Zapis rozmowy z I sekreta-rzem Komitetu Miejskiego w Szczecinie Józefem Kisielewskim na temat zaznajomienia partyjnych aktywistów z referatem N. S. Chruszczowa, 24 III 1956 r., k. 140–142. Dokument zamieszczony został w zbiorze pt. Доклад Н. С. Хрущева о культе личности Сталина на ХХ съезде КПСС. Документы, ред. К. Аймермахер, Москва 2002, s. 647–649, jednak nie w całości, dlatego w tekście odwoływać się będziemy do odnośników archiwalnych.

E r y k K r a s u c k i [48]48

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

szymi wrażeniami w związku z zaznajomieniem partyjnych działaczy z referatem N. S. Chruszczowa o kulcie jednostki, wygłoszonym na zamkniętym posiedzeniu XX Zjazdu KPZR”113. Andrzej Paczkowski, omawiając przed laty spotkania promi-nentnych polskich komunistów w ambasadzie radzieckiej pod koniec lat czterdzie-stych, pisał, posługując się określeniem zaczerpniętym od Zbigniewa Brzezińskiego, o „wyścigu lojalności”. Jedni „biegali na skargę”, inni z kolei „usiłowali dowartościo-wać się, mając nadzieję, że ich oceny i wypowiedzi dotrą gdzie trzeba, co podniesie ich pozycję”114. Ten sam mechanizm, jak się wydaje, zadziałał również w wydaniu prowincjonalnym. Specyfi cznie rozumiana lojalność odgrywa tu rzeczywiście rolę kluczową, rodząc jednocześnie pytanie o intencje przyświecające Kisielewskiemu. Mówiąc wprost, czemu służyć ma ten serwilizm? Jest to jedna z najtrudniejszych kwestii – bodaj nierozwiązywalna – ponieważ dysponujemy jedynie zapisem dwóch spotkań szczecińskiego działacza partyjnego z radzieckim dyplomatą. Bez dostępu do archiwów rosyjskich snuć można jedynie rozmaite domysły.

Zwróćmy się zatem ku faktom. W trzy dni po decyzjach Sekretariatu KC J. Ki-sielewski informuje F. E. Szarykina o tym, że na podstawie wskazań KC PZPR komitet miejski partii szeroko zaznajamia działaczy partyjnych z tzw. tajnym re-feratem. Wykład ten miał wywołać wśród nich olbrzymie zainteresowanie, prze-jawiające się w zadawaniu mnóstwa pytań, na które ani kierownictwo KM, ani nawet KW nie było w stanie odpowiedzieć. Zdarzać się miały także przypadki, że partyjni agitatorzy plątali się w swoich wypowiedziach, nie udzielając zebranym jakiejkolwiek odpowiedzi na to czy inne pytanie. Wśród zanotowanych przez Ki-sielewskiego znajdziemy następujące: „Jaki wpływ miał na polską Kompartię Sta-lin i czy jej rozwiązanie nie jest dziełem jego rąk?”; „Wiadomo, że w swoim czasie Biuro Polityczne [KC – E. K.] PZPR przyjęło uchwałę o błędach polskich orga-nów bezpieczeństwa. Dlaczego owych błędów nie podano do informacji narodu i czy nie były one dziełem rąk Berii lub Stalina?”; „Czy właściwe było aresztowa-nie Spychalskiego, Gomułki i innych? Czy w tym przypadku nie dopuszczono się błędów?”; „Czy nie wypadałoby w najbliższym czasie przejrzeć sprawy polskich obywateli, którzy w swoim czasie byli aresztowani i osądzeni za wrogą propagandę wymierzoną przeciwko Stalinowi?”; „Gdzie kończy się Stalin, a zaczyna Beria?”; „Jak oceniać powstanie warszawskie i »sprawę katyńską«? Czy nie wyglądają one na robotę dokonaną wrogimi rękami?”; „Jak rozumieć suwerenność Polski przy jednoczesnym stacjonowaniu na jej terytorium wojsk radzieckich? Czy nie do-puszczono się i w tym przypadku do jakiegoś błędu?”; „Czy można uważać Stalina za klasyka marksizmu-leninizmu i czy należy wciąż wykorzystywać jego studia do nauki teorii marksizmu-leninizmu?”115. Uwagę zwraca dobór pytań, na pewno

113 Ibid.114 A. Paczkowski, Wstęp, [in:] Polska w dokumentach z archiwów rosyjskich 1949–1953, wybór

i oprac. A. Kochański, G. P. Muraszko, A. F. Noskowa, A. Paczkowski, K. Persak, Warszawa 2000, s. 12.115 РГАНИ, ф. 5, оп. 28, д. 396, z dziennika wicekonsula ZSRR w Szczecinie F. E. Szarykina.

Zapis rozmowy z I sekretarzem Komitetu Miejskiego w Szczecinie Józefem Kisielewskim na temat zaznajomienia partyjnych aktywistów z referatem N. S. Chruszczowa, 24 III 1956 r., k. 140–142.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 49[49]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nieprzypadkowy. Za jego pośrednictwem podkreślono przede wszystkim antyra-dzieckie nastroje, które z pewnością były, ale też nie dominowały, czego dowodem mogą być inne, pojawiające się w tych dniach pytania i wypowiedzi. Dokonana se-lekcja – pytanie, czy przez Szarykina, czy przez Kisielewskiego – służyć ma z pew-nością podkreśleniu zagrożenia, jakie niesie ze sobą niekontrolowana w pełni pre-zentacja tajnego referatu.

Józef Kisielewski informował również F. E. Szarykina, że wszelkie pytania są spisywane i wysyłane do KC PZPR, ale, jak dotąd, KW w Szczecinie nie dostało in-strukcji, którymi można by się posłużyć przy odpowiedziach. Był jednocześnie za tym, aby referat Chruszczowa poznało jak najszersze grono działaczy partyjnych i młodzieżowych, co służyć miało lepszej i bardziej wiarygodnej prezentacji zjawi-ska kultu jednostki. Takie postępowanie przynieść miało jeszcze jeden pozytywny skutek – odciągałoby znaczącą część społeczeństwa od słuchania „burżuazyjnych radiostacji”, które systematycznie prezentowały treść odczytu Chruszczowa z jed-noznacznie antyradzieckimi komentarzami116. W przekonaniu Kisielewskiego był to problem olbrzymi, rodzący niepożądane i szkodliwe nastroje. I sekretarz nie poprzestał, co ciekawe, jedynie na opisie rzeczywistości, ale w swojej prezentacji przedstawił również propozycje mające służyć załagodzeniu powstałej sytuacji. W jego ocenie przyczynić się do tego miało nasilenie masowo-politycznej kam-panii „wzniecenia przyjaźni polsko-radzieckiej” oraz wzmożenie wymiany tury-stycznej między Polską i ZSRR, która napotykała na liczne utrudnienia. W ten sposób Kisielewski starał się nie tylko dostarczać informacje, ale i doradzać, co podkreślono w ostatnich zdaniach notatki Szarykina, gdzie ten pisze, iż szczeciń-ski działacz partyjny poprosił o przekazanie swoich wniosków do ambasady ZSRR w Warszawie. Wnioskować z tego można na pewno jedno – Kisielewski czuje się człowiekiem mocnym, mówi jak ktoś wysoko postawiony, jak ktoś, kto uważa sie-bie za partnera rosyjskich dyplomatów. Jego funkcja na to jednak nie wskazuje, co rodzi oczywiste pytanie – skąd to przekonanie. Czy mamy do czynienia z mega-lomanem, czy też człowiekiem właściwie oceniającym rzeczywistość?117. I jeszcze

116 W książce Pawła Machcewicza o zwalczaniu przez PRL Radia Wolna Europa znaleźć można informację o tym, że przerwano zagłuszanie tej radiostacji wiosną 1956 r., zaraz po XX Zjeździe KPZR, zob. P. Machcewicz, „Monachijska menażeria”. Walka z Radiem Wolna Europa 1950–1989, Warszawa 2007, s. 120.

117 W partyjnej teczce personalnej J. Kisielewskiego znaleźć można następującą charakterysty-kę tego działacza: „Od 1953 r. jest członkiem KW, odznacza się wysokim poziomem politycznym i intelektualnym, jest działaczem dość energicznym i konsekwentnym. Dąży do podnoszenia swej wiedzy, dużo czyta, jest dobrym konsultantem studium zaocznego. Odznacza się poczuciem nowej myśli w pracy, często występuje z własną inicjatywą, dąży do pracy z organizacjami partyjnymi. Jest również wykładowcą szkolenia partyjnego przy KW, stąd znamy go jako niezłego referenta, formułu-jącego dojrzale i jasno swoje myśli. Wydaje się właściwym kandydatem na I-go Sekretarza KM-PZPR o dużej perspektywie wzrostu” (Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej cyt. AAN), KW PZPR. Centralna Kartoteka, sygn. 5986, teczka osobowa Józefa Kisielewskiego, wniosek o zatwierdzenie kandydata na stanowisko I sekretarza KM PZPR w Szczecinie, 15 IV 1955 r., k. 27).

E r y k K r a s u c k i [50]50

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

jedno: gdzie w tym wszystkim ulokować osobę I sekretarza KW, Franciszka Sie-lańczuka118?

Z innego dokumentu wychodzącego z radzieckich kręgów konsularnych do-wiedzieć się możemy, że również on w tych gorących dniach rozmawiał z dyplo-matami. W informacji konsula ZSRR w Szczecinie, Borysa Zybina, przekazanej do ambasadora Pantelejmona Ponomarienki, a dalej do P. G. Krekotiena, zarzą-dzającego europejskim odziałem radzieckiego MSZ, znaleźć można informację, że powstała ona na podstawie rozmów z I sekretarzami KC [sic!] PZPR w Szczecinie i Zielonej Górze, I sekretarzem KM PZPR w Szczecinie, sekretarzem organizacji partyjnej szczecińskiego sądu, zastępcą Przewodniczącego Prezydium Rady Na-rodowej w Koszalinie, radzieckimi obywatelami na stałe mieszkającymi w Polsce oraz tymi obywatelami ZSRR, którzy pracowali w przedsiębiorstwach znajdują-cych się na obszarze konsularnego okręgu119. Nie ulega wątpliwości, że w notatce chodzi o F. Sielańczuka, mimo pomyłki w nazewnictwie instancji partyjnej. Prob-lemem jest jednak określenie charakteru rozmów z I sekretarzem KW. Nie wia-domo, czy były to spotkania, analogiczne do tych, jakie miał J. Kisielewski, czy też może mamy tu do czynienia z informacją sporządzoną na podstawie luźnych, niezobowiązujących rozmów. O tym źródło milczy, dając jednocześnie mnóstwo nowych informacji o marcowych wydarzeniach w regionie, które Zybin zbiera i podsumowuje. I co dodatkowo ciekawe, ujawnia swoje sądy, w odróżnieniu od „suchych” notatek F. E. Szarykina. Wiemy zatem, że radziecki dyplomata niepokoił się tym, że lektura materiałów pozjazdowych odbywała się w sposób spontaniczny, bez pośredników w postaci doświadczonych pracowników aparatu propagandy. Błędem, w ocenie Zybina, było też to, że zabrano się do dyskusji bez posiadania wszelkich materiałów mogących uczynić ją mniej spontaniczną, a bardziej zorga-nizowaną. Skutkować to miało tym, że „poszczególne zagadnienia podniesione na Zjeździe były zniekształcone i wyjaśnione nieprawidłowo”120. W innym miejscu konsul niejako rozwija tę myśl, stwierdzając, że „niektórzy członkowie partii mylą pojęcie kultu jednostki z pojęciem autorytetu i w swoich rozważaniach przedsta-

118 Franciszek Sielańczuk (1909–?) – działacz partyjny; zaczynał pracę jako robotnik budowlany w Zagłębiu Dąbrowskim i na Śląsku, w Polskiej Partii Robotniczej od 1945 r., od 1948 r. w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej; pełnił wiele funkcji partyjnych, m.in. instruktora w Wydziale pro-pagandy KW PPR w Katowicach (1945–1946), I sekretarza KP PPR/PZPR w Opolu (1947–1949), kierownika Wydziału Rolnego w KW PZPR w Katowicach (1949), inspektora w Wydziale Organi-zacyjnym KC PZPR (1951–1952), sekretarza organizacyjnego KW PZPR w Szczecinie (1952–1955), I sekretarza KW PZPR w Szczecinie (1955–1956), a także sekretarza ekonomicznego w KW PZPR w Opolu (1960–1972); w trakcie swej aktywności zawodowej ukończył dwuletnią szkołę partyjną przy KC PZPR (1949–1951) i Technikum Budowlane w Szczecinie (1957–1959), zob. AAN, KW PZPR. Centralna Kartoteka, sygn. VII-1339, teczka osobowa Franciszka Sielańczuka.

119 РГАНИ, ф. 5, оп. 28, д. 396, informacja dla p. o. kierownika Czwartego Europejskiego Od-działu MSZ ZSRR P. G. Krekotiena od ambasadora ZSRR w Polsce P. K. Ponomarienki „O nastrojach mieszkańców województw podlegających konsularnemu okręgowi w Szczecinie w związku z wyni-kami prac XX Zjazdu KPZR”, 24 III 1956 r., k. 146–149.

120 Ibid.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 51[51]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wiają myśl, że nie można słuchać opinii kierownictwa [...], ale trzeba kierować się opinią zwykłych członków partii i na niej budować swoją pracę”121.

Dyplomata, oprócz kolejnych pytań, jakie się w przestrzeni publicznej pojawi-ły – dotyczących sprawy Władysława Gomułki, oportunistycznego postępowania Anastasa Mikojana i Prezydium KC KPZR, suwerenności Polski, ale też oceny te-orii Nikołaja Bucharina o zanikaniu walki klasowej – ujawnił też kilka charak-terystycznych zachowań, nienotowanych dotąd w partyjnej dokumentacji. Oto w wielu miejscach miało dojść do spontanicznego, niekonsultowanego z nikim, usuwania portretów Józefa Stalina. Działo się tak w zakładach szczecińskich, ale szczególne rozmiary przybrał ów proces w miejscowości Łobez, gdzie na polece-nie I sekretarza Komitetu Powiatowego zdjęte zostały wszystkie wizerunki byłe-go przywódcy ZSRR. W sprawozdaniu przekazana została też interesująca infor-macja o poruszeniu, jakie wywołało w Szczecinie ukazanie się na łamach „Neues Deutschland” artykułu Waltera Ulbrichta, w którym ów NRD-owski przywódca stwierdził wprost, że Stalin nie jest klasykiem marksizmu-leninizmu122. Dało to, zdaniem B. Zybina, asumpt do nieprzychylnych komentarzy wobec radzieckiej na-uki, a także podważenia pryncypiów dotychczasowej ideologii, w tym Krótkiego kursu historii WKP(b). Komentarz ten zaciekawia szczególnie dlatego, że właściwie N. Chruszczow powiedział niemal to samo, a więc mamy tu do czynienia ze świa-dectwem dezorientacji również w kręgach radzieckiego aparatu dyplomatycznego, który nie był w stanie dokładnie ocenić sytuacji i tego, co ona może w przyszłości zrodzić. W końcu mamy też opis sytuacji dotąd bezprecedensowych. Na naradzie kierowników Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Szczecinie, po informacji o wynikach XX Zjazdu, którą zebranym przedstawił naczelnik Eliasz Koton123, jeden z funkcjonariuszy miał oświadczyć, że nie jest zadowolony z przed-stawienia wiadomości odnoszących się do tajnego referatu Chruszczowa. Miały one być podane w sposób niepełny i powierzchowny. Zasugerował też, że Koton coś ukrywa i nie dowierza kierownikom organów bezpieczeństwa124.

121 Ibid.122 Neues Deutschland z 4 III 1956 r. Zob. A. Malycha, P. J. Winters, Die SED. Geschichte einer

deutschen Partei, München 2009, s. 127; Доклад Н. С. Хрущева о культе личности Сталина, s. 629–633.

123 Eliasz Koton (1915–?) – funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa i działacz partyjny; przed drugą wojną światową robotnik wileńskiej fabryki radiowej, w latach 1939–1941 majster w fabryce radiowej w Mińsku, w Armii Czerwonej w latach 1941–1943, w trakcie walk ranny w nogę i twarz, od 1943 r. w I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki; w 1944 r. był słuchaczem szkoły specjal-nej NKWD w Kujbyszewie; kierownik sekcji I Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku (1944–1945), zastępca kierownika WUBP w Białymstoku (1945–1947), zastępca sze-fa WUBP w Szczecinie i we Wrocławiu (1947–1950), kierownik WUBP w Szczecinie (1950–1956), kierownik Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa w Gdańsku (1956–1957); członek Egzekuty-wy KW PZPR w Szczecinie (1950–1956); zwolniony z organów bezpieczeństwa w 1957 r. w stopniu pułkownika, kierował następnie produkcją w Zakładach Radiowych im. Marcina Kasprzaka w War-szawie, zob. R. Ptaszyński, Sędziowie Wojskowego Sądu Rejonowego w Szczecinie i ich wyroki. Studia i materiały, Szczecin 2008, s. 17.

124 РГАНИ, ф. 5, оп. 28, д. 396, informacja dla p. o. kierownika Czwartego Europejskiego Od-działu MSZ ZSRR P. G. Krekotiena od ambasadora ZSRR w Polsce P. K. Ponomarienki „O nastrojach

E r y k K r a s u c k i [52]52

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Notatka B. Zybina podawała informacje, jak się wydaje, w sposób rzetelny. Ferment w partyjnym środowisku był faktem, a poruszenie ogromne. Jako mate-riał porównawczy posłużyć może bodaj najbardziej znany w Szczecinie dokument pochodzący z czasu dyskusji po XX Zjeździe. To informacja Wydziału Organiza-cyjnego KC PZPR, dotycząca wypowiedzi, jakie pojawiły się w trakcie zebrania ak-tywu partyjnego Politechniki Szczecińskiej, które odbyło się 26 marca125. Notatka sporządzona została na podstawie informacji przesłanych do Warszawy przez KW w Szczecinie. Za jej pośrednictwem otrzymaliśmy wgląd w chyba typowe spotkanie pozjazdowe. Najważniejszym z gości był Bronisław Schmidt-Kowalski, redaktor „Głosu Szczecińskiego”, ale też członek Egzekutywy KW, a towarzyszyli mu Rychlin – instruktor Wydziału Oświaty KW, i Zygmunt Barber, kierownik szczecińskiego Wyższego Uniwersytetu Marksizmu i Leninizmu. „Atmosfera zebrania była gorą-ca” – czytamy w notatce, gdzie indziej mówi się nawet o nastrojach histerycznych, trudnych do opanowania. Jak się wydaje, sami studenci nie byli z punktu widzenia władz grupą najgroźniejszą, ale pracownicy naukowi, a szczególnie Edmund Do-brzycki i niejaki Mikołajski, kierujący na uczelni Katedrą Marksizmu-Leninizmu. Ich wystąpienia były, w ocenie sprawozdawcy, „czymś więcej niż histerycznym miotaniem się, były to raczej próby wykorzystania tej prawdy, z jaką przychodzi partia, dla własnej popularności”126. Jest to sformułowanie niezwykle ciekawe, na-wiązujące do wykładni, którą znaleźć można w omawianym w poprzedniej czę-ści tekście Kamili Chylińskiej. Prawda nawet bolesna miała się stać elementem oczyszczającym, jednak niewielu towarzyszy partyjnych było przygotowanych na ból, który owa prawda miała wywołać. Odnieść wręcz można wrażenie, że sama prezentacja win Stalina za pośrednictwem tajnego referatu Chruszczowa miała być elementem „rozgrzeszającym”, bo zdejmowała odpowiedzialność za przeszłość. I to w sposób stosunkowo łatwy. Zaskakujące, że w owym przekonaniu złączyły się motywacje słyszalne „na górze” (w ten sam bowiem sposób swoje wystąpienie motywował Chruszczow i Mikojan)127 z tym, co mówiono „na dole”, pośród pro-wincjonalnych elit partyjnych w innych krajach bloku radzieckiego.

W trakcie trwającego dziewięć godzin zebrania (od 17.00 do 2.00) zadano 110 pytań, których istota została omówiona już wcześniej, przy czym niektóre elementy zabrzmiały zdecydowanie mocniej. Mówiło się więc o „bandytach prowadzących narody do socjalizmu”, „tchórzostwie Biura Politycznego KC KPZR”, „kosmicznej katastrofi e dla KPZR” i „dwulicowości Mikojana”128. Wróciły też sprawy wydawało

mieszkańców województw podlegających konsularnemu okręgowi w Szczecinie w związku z wyni-kami prac XX Zjazdu KPZR”, 24 III 1956 r., k. 146–149.

125 Rok 1956 w województwie szczecińskim, wstęp, wybór i oprac. K. Kozłowski, Szczecin 1998, s. 22–23.

126 Ibid., s. 22.127 Zob. Memoirs of Nikita Khrushchev, ed. S. Khrushchev, translated by G. Shriver, vol. 2: Re-

former (1945–1964), Pennsylvania 2006, s. 210; А. Микоян, Так было. Размышления о минувшем, Москва 1999, s. 285.

128 Rok 1956 w województwie szczecińskim, s. 22–23.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 53[53]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

się zaprzeszłe, jak wyjście armii generała Władysława Andersa z ZSRR w 1942 r. czy „sprawa gryfi cka”129, związana z przestępstwami czasu intensywnej kolektywizacji, ale przede wszystkim odnoszono się do spraw współcześnie polskich i niezwykle bolesnych. Dotyczyły one rozliczeń z epoką stalinowską, pełnego podporządko-wania Moskwie, braku zaufania do władz partyjnych, gospodarczej nędzy i fi kcji demokracji na wszelkich poziomach. Dramatyzm i obrazy drastyczne wymieszane były z pomysłami i domniemaniami najdziwniejszego sortu – „zabójstwo” Bole-sława Bieruta w Moskwie pojawiało się w kontekście setek tysięcy ofi ar stalinizmu w Polsce, a handlujący dewizami sekretarze KW obok tysięcy wymordowanych żoł-nierzy Armii Krajowej. Jednoznacznie pozytywnie przywoływano też osobę Wła-dysława Gomułki, który z wolna zaczynał w oczach partyjnych działaczy wyrastać na jedyną osobę mogącą wyprowadzić partię z okresu stalinowskiego i przydać jej znamion wiarygodnej instytucji. Inaczej nie da się odczytać wypowiedzianego na zebraniu pytania: „czy w świetle tego, co przynosi XX Zjazd, Gomułka i Tito nie są jedynymi spadkobiercami Lenina?”130. Całe spotkanie nie zostało zamknięte żadną spójną konkluzją. Było ono jednak jak wypuszczenie powietrza, które na ściany naczynia napierało z niezwykłą mocą. Bez tego trudno było sobie wyobra-zić powrót do normalności. Nie wszystkim się to podobało i członkowie Komitetu Uczelnianego wraz z sekretarzami poszczególnych organizacji partyjnych zostali następnego dnia wezwani na rozmowę do KW PZPR131. Efektem tego spotkania była decyzja o przekazaniu notatki ze spotkania na Politechnice do KC. Nie za-mknięto jednocześnie dyskusji, ani na uczelni – wkrótce potem odbyła się druga, już o wiele spokojniejsza, narada jej aktywu partyjnego – ani w innych miejscach. Co więcej, na początek kwietnia przewidziany został cykl zebrań, na których mia-no zaprezentować rezultaty XX Zjazdu KPZR na szerszym forum partyjnym.

Owe spotkania miały być częścią większej kampanii, dokładnie zaplanowa-nej i rozpisanej najpierw przez Wydział Organizacyjny KC PZPR, a później przez Egzekutywę KW. Jej kształt da się odtworzyć na podstawie protokołu z posiedze-nia tego gremium w dniu 21 marca. Zauważmy, że dopiero miesiąc po wystąpie-niu Chruszczowa najważniejszy krąg decyzyjny w województwie zabiera się do omawiania najbardziej palącej w danym momencie kwestii. Jednak nawet w tym momencie nie znajdziemy nawet śladu jakichś wewnętrznych rozterek, niczego, co mogłoby wskazywać, że sytuacja ma charakter nadzwyczajny. Nie różni się to

129 Zob. K. Kozłowski, Materiały archiwalne do „wydarzeń gryfi ckich” z 1951 r., Szczecin–War-szawa 1992.

130 Rok 1956 w województwie szczecińskim, s. 22–23.131 Treści rozmowy nie znamy, ale z innych dokumentów wnioskować możemy o stosunku do

sprawy poszczególnych członków Egzekutywy KW. Eliasz Koton mówił, dla przykładu, że nie można lekceważyć wystąpień na Politechnice Szczecińskiej, bo są one dowodem na słabość całej organizacji partyjnej i „nie mieszczą się w ramach tej dyskusji, jaka się obecnie toczy”. Z kolei Ludwik Krasucki obstawał za tym, że nie zawiniła organizacja, ale poszczególni ludzie, a niepokojący klimat „nie do-tyczy całej dyskusji, całej atmosfery, bo był cały wachlarz słusznych uwag i wniosków” (Archiwum Państwowe w Szczecinie (dalej cyt. APSz), KW PZPR, sygn. 190, protokół z posiedzenia Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie w dniach 23 i 26 IV 1956 r., k. 92–93, 95).

E r y k K r a s u c k i [54]54

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

szczególnie od jakichkolwiek wcześniejszych kampanii poświęconych np. mobili-zacji pracowników do wykonania planu produkcyjnego w 1952 r.132 czy skupowi zboża w 1954 r.133 Referentem sprawy był Wiesław Ociepka134, który na początku poinformował zebranych o dotychczasowym przebiegu zebrań i narad, a także za-poznał ich z treścią dalekopisu otrzymanego z KC, a dotyczącego „zapoznawania z materiałami XX Zjazdu”135. Niestety, treści dalekopisu nie znamy, choć możemy się jej domyślać na podstawie decyzji Sekretariatu KC, jak i z samych słów sekreta-rza KW. Ociepka omówił również plan dalszej kampanii – wojewódzka narada136 (4 kwietnia), a potem narady powiatowe (od 4 do 7 kwietnia) i zebrania podsta-wowych organizacji partyjnych (od 8 kwietnia przez kolejnych 10 dni). Odpowie-dzialność za właściwe sporządzenie planu narad spadła na Wydział Organizacyjny KW, z kolei w zebraniach udział mieli wziąć prelegenci KW, KP oraz członkowie Plenum. Wszystkich ich należało wcześniej „zebrać i uprzednio poinstruować”, a obowiązek ten spadł na członków Egzekutywy KW. Sporządzić też miano do-kładny rozdzielnik materiałów nadesłanych w związku z XX Zjazdem. Już tylko z tych wskazówek widać, że postawiono na skrupulatne wypełnienie instrukcji płynących z centrali i o jakiejkolwiek improwizacji mowy być nie mogło. Domy-ślać się tylko można, że u źródeł takiej postawy stało doświadczenie z zebrania na Politechnice Szczecińskiej i w innych miejscach kraju137. Do podobnych ekscesów nie można było dopuścić i udało się to chyba osiągnąć, o czym świadczy podsumo-

132 Ibid., sygn. 150, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 21 I 1952 r., k. 119––133.

133 Ibid., sygn. 163, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 12 I 1954 r., k. 2–16; ocena realizacji skupu w 1953 r., k. 17–31.

134 Wiesław Ociepka (1922–1973) – działacz partyjny i państwowy; działacz Związku Walki Młodych i Związku Młodzieży Polskiej (1945–1953), w PPR od 1945 r., w PZPR od 1948 r., w latach kolejnych pełnił liczne funkcje partyjne, m.in. starszego instruktora w Wydziale Organizacyjnym KC PZPR (1955), sekretarza organizacyjnego w KW PZPR w Szczecinie (1955–1960), zastępcy kie-rownika i kierownika Wydziału Administracyjnego KC PZPR (1960–1971); zastępca członka KC PZPR (1964–1971), członek KC PZPR (1971–1973); w latach 1965–1972 prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej; w latach 1971–1973 minister spraw wewnętrznych, zob. AAN, KW PZPR. Centralna Kartoteka, sygn. XXIII-724, teczka osobowa Wiesława Ociepki.

135 APSz, KW PZPR, sygn. 189, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 21 III 1956 r., k. 129–130.

136 Jej gościem miał być sekretarz KC PZPR, Władysław Matwin.137 Pracownicy propagandowego sektora partyjnego szczebla wojewódzkiego i powiatowego

przez ponad miesiąc mieli możliwość uczestniczenia w kursie zorganizowanym przez KC, na którym szczegółowo omawiano „węzłowe problemy XX Zjazdu”, „wybrane zagadnienia światopoglądowe” czy „podstawowe zadania, formy i metody pracy kulturalno-oświatowej”. W trakcie kursu – co cha-rakterystyczne dla tego czasu – zadawano mnóstwo pytań, które były skrzętnie odnotowywane. Były one, jak można się domyślać, odbiciem doświadczeń poszczególnych członków aparatu partyjnego z zebrań przeprowadzanych w podległych im instancjach i środowiskach (AAN, KC PZPR, sygn. 237/VIII-254, program kursu dla kierowników Wydziałów Propagandy KP/KM i instruktorów Wy-działów Propagandy KW (od 9 IV do 18 V 1956 r.), k. 1–4; pytania podane przez słuchaczy w ankie-tach, k. 12–15).

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 55[55]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wanie zebrań, jakie dokonane zostało przez wojewódzkie kierownictwo partyjne w ostatnich dniach kwietnia138.

Wnioskować z niego można, że spotkania przebiegały na ogół spokojnie, a ich ton miał rzeczowy charakter, choć, oczywiście, bez pewnych nieprzewidzianych sytuacji się nie obyło. Bodaj z największym oburzeniem przyjęto informację o za-chowaniu na zebraniu w PGR Mostowo, gdzie „jedna z towarzyszek szczebla wo-jewódzkiego widząc w świetlicy popiersie Stalina, kazała wyrzucić je sprzątaczce, a robotnicy rozbili je”139. To jednak tylko eksces, niewiele znaczący w kontekście pełnego opisu, o który pokusił się Ludwik Krasucki140, nadzorujący z ramienia Se-kretariatu KW sprawy kultury i propagandy. Stwierdził on, że zaplanowane w koń-cu marca spotkania właśnie dobiegają końca. Liczba osób objętych informacją zo-stała zwiększona wobec wcześniejszych założeń, ponieważ odbyły się liczne narady środowiskowe – w prokuraturze, z „aktywem kulturalnym”, działaczami partyjny-mi oświaty i szkolnictwa oraz ze studentami na osiedlu studenckim. Krasucki wy-raził jednocześnie opinię, że zbyt mało spotkań odbyło się w środowiskach wiej-skich, młodzieżowych i kobiecych, a także zbyt mało uwagi poświęcono osobom bezpartyjnym. Podkreślił również, że w naradach i zebraniach uczestniczył „cały aktyw partyjny”, bez względu na zajmowane stanowisko, co pokazywać miało nad-zwyczajne zaangażowanie w kampanię. Liczba szkoleń, a także ilość materiałów, którymi dysponowano w kontakcie ze społeczeństwem, wydała się szczecińskiemu sekretarzowi zadowalająca, choć już przygotowanie niektórych prelegentów pozo-stawiało, według niego, wiele do życzenia i nie była to opinia odosobniona141.

138 Zwołano je z inicjatywy Ludwika Krasuckiego, który zaproponował zorganizowanie dyskusji 10 kwietnia na posiedzeniu Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie (APSz, KW PZPR, sygn. 190, posie-dzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 10 IV 1956 r., k. 21).

139 Ibid., posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 i 26 IV 1956 r., k. 95.140 Ludwik Krasucki (1925–2004) – działacz partyjny i społeczny, dziennikarz i scenarzysta; w la-

tach 1936–1939 członek Czerwonego Harcerstwa, w trakcie wojny żołnierz Armii Krajowej, więzień obozu koncentracyjnego w Stutthofi e, gdzie działał w ruchu oporu. Po wojnie w Polskiej Partii So-cjalistycznej (1945–1948), m.in. członek Rady Naczelnej PPS i redaktor „Przeglądu Socjalistycznego” oraz „Młodzi Idą”, od 1948 r. w PZPR, w latach 1948–1955 redaktor prasy terenowej PZPR, sekretarz ds. propagandy w KW PZPR w Szczecinie (1954–1956), w latach 1954–1974 w kolegium redakcyj-nym „Trybuny Ludu”, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w redakcji wielu pism, m.in. „Nowych Dróg”, „Polityki” i „Życia Warszawy”. Autor książek propagandowo-instruktażowych, m.in. O kierowniczej roli partii (1959) i Społeczeństwo, partia, państwo (1972). Członek wielu stowa-rzyszeń i fundacji, m. in. Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenia Żydów Kombatan-tów i Poszkodowanych w Drugiej Wojnie Światowej oraz Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”. Według źródeł pozostałych po Służbie Bezpieczeństwa od 1985 r. był tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Alfred”, wykorzystywanym do inwigilacji obcokrajowców przebywających w Polsce, zob. S. Pilarski, Łódzka prasa ofi cjalna wobec procesu przemian politycznych w 1989 r., [in:] Wolne media? Środowisko dziennikarskie w 1989 roku. Studia, red. P. Szulc, T. Wolsza, Szczecin–Warszawa 2010, s. 308.

141 Wiesław Ociepka podkreślał w swojej wypowiedzi „ubogość języka naszych aktywistów”, twierdząc, że „niektórzy przychodzili nieprzygotowani” na spotkania, odwołując się jedynie do za-mieszczonego w „Nowych Drogach”, „Trybunie Ludu” i „Głosie Szczecińskim” tekstu Jerzego Mo-rawskiego. W podobnym duchu wypowiadał się Antoni Chruściel, kierujący Wydziałem Morskim:

E r y k K r a s u c k i [56]56

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Obserwacja przebiegu dyskusji, mimo wszelkich jej wad, np. niemożliwości omówienia wszystkich istotnych problemów, skłaniała L. Krasuckiego do stwier-dzenia, że miała ona „politycznie pozytywny” charakter, jak również, że była „zdrowa i cenna”. Jednocześnie uważał, że dyskusja była ze swej natury „krytyczna, bowiem [to] ilość krytycznych uwag nadaje dyskusji ton”142. Sekretarz dostrzegał też wyraźne różnice – mniej rozdyskutowana była wieś, bardziej miasto, przede wszystkim zaś duże zakłady pracy143. Sam aktyw partyjny, w jego przekonaniu, „wydyskutował” się znacznie wcześniej i zaczął myśleć o konkretnych rozwiąza-niach zgłaszanych mu problemów. Pytania podzielił Krasucki w swojej wypowie-dzi na kilka grup na podstawie pojawiających się w nich treści. Pierwsza to te, które dotyczyły Stalina i Berii, kwestii kultu jednostki, a także spraw związanych bezpośrednio z referatem Chruszczowa. Ten rodzaj pytań w Szczecinie i pośród aparatu partyjnego miał dość szybko zniknąć, rozpuścić się w potoku innych, bar-dziej znaczących czy też po prostu bliższych doświadczeniom uczestników narad. Drugą grupę problemów stanowić miały pytania dotyczące stosunków polsko-radzieckich i relacji łączących PZPR i KPZR. Wracano tu do spraw związanych z traktatem Ribbentropp–Mołotow, zbrodni katyńskiej144 oraz innych unikanych bądź fałszowanych dotychczas spraw. Trzecia grupa pytań związana była z prze-jawami kultu jednostki w Polsce, a więc łamaniem praworządności, bezprawnymi działaniami Urzędu Bezpieczeństwa oraz patologii życia wewnątrzpartyjnego. Ko-lejne pytania dotyczyły przebiegu samej dyskusji, ale też spraw „najpilniejszych”, pojawiających się w prasie145. Inny krąg pytań to te odnoszące się do problematyki jugosłowiańskiej, oceny postawy marszałka Josipa Broz Tito i rewizji dotychczaso-wej polityki wobec Belgradu. Splecione z tym problemem były wątpliwości doty-

„Było zebranie w sprawie XX Zjazdu w Stoczni Remontowej, na zebraniu obecni byli towarzysze ze szkół międzywojewódzkich. Referowali słabo, poza tym nie mogli dać odpowiedzi na wiele pytań. Podobnie było na innych zebraniach”, APSz, KW PZPR, sygn. 190, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 i 26 IV 1956 r., k. 102, 131. Niski poziom przygotowania osób kierują-cych zebraniami i dyskusją podkreślony został także w tekście podsumowującym na łamach „Głosu Szczecińskiego” pozjazdową dyskusję, zob. [kg], Uwagi na gorąco. Z dyskusji nad problemami XX Zjazdu, Głos Szczeciński (dalej cyt. GS) z 30 IV 1956 r.

142 APSz, KW PZPR, sygn. 190, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 i 26 IV 1956 r., k. 90.

143 Na kwestię tę zwracała uwagę również Helena Bretsznajder, która mówiła: „W wielu zakła-dach nie mówią zbyt wiele, bo obawiają się, że nawet jeśli będą mówić to i tak pozostanie wszystko po staremu, widać obawę wynurzania pewnych wątpliwości. W niektórych Zespołach PGR dyskusji nie było wcale, za wyjątkiem kilku drażliwych pytań. Jest obawa przed występowaniem, aby później nie mieć nieprzyjemności” (ibid., k. 99).

144 Sam L. Krasucki, co trzeba podkreślić, był tu nieprzejednany i jednoznacznie optował za trzymaniem się ofi cjalnego stanowiska, mówiąc, że „trzeba twardo, stanowczo odcinać się od przy-pisywania tego Związkowi Radzieckiemu” (ibid., k. 93). H. Bretsznajder z kolei mówił o Katyniu w kontekście rozbudzonego polskiego nacjonalizmu i szowinizmu (ibid., k. 96).

145 Nawiązywano tu do bliżej nieokreślonego artykułu z „Życia Warszawy”, jednak domyślić się można, że chodziło o bardzo głośny w tamtych dniach tekst Jana Dziedzica i Janusza Weyrocha pt. List otwarty do Ministra Sprawiedliwości, Życie Warszawy z 28 III 1956 r.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 57[57]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

czące Władysława Gomułki, jego uwięzienia, powrotu do polityki, również jakiejś formy przyznania się do błędu. I w końcu ostatnia grupa pytań – zagadnienia go-spodarcze, kwestie dotyczące spraw codziennych, kosztów utrzymania, zacofane-go rolnictwa, słowem, cały wachlarz spraw, które luźno wiązały się z problematyką XX Zjazdu, ale które miały żywotne znaczenie dla większości dyskutujących i któ-re świadczyły o tym, że biedę trudno zagadać146.

Ludwik Krasucki, uchodzący w szczecińskich kręgach partyjnych za „libera-ła”, w niektórych fragmentach swojego wystąpienia nie pozwalał zapomnieć, że jednak mamy do czynienia z tekstem pochodzącym z epoki przedpaździerniko-wej. Podkreślał mianowicie, że dało się na podstawie treści niektórych wystąpień zaobserwować wzrost postaw nacjonalistycznych i pewne „osłabienie atmosfery czujności”. Nie zniknęła też jedna z podstawowych kategorii epoki stalinowskiej – wróg. „Zaryzykowałbym sformułowanie [– mówił szczeciński sekretarz – E. K.] że wśród tych zagadnień, które podchwytuje wróg, wśród tych pytań góruje pytanie dotyczące sprawy naszego stosunku z ZSRR. I to trzeba wyjaśnić”147. Kwestia walki klasowej pojawiła się ze zdwojoną siłą zwłaszcza w wystąpieniu innego z członków Egzekutywy KW, a jednocześnie kierownika szczecińskiego Komitetu ds. Bezpie-czeństwa Publicznego, Eliasza Kotona, który mówił, że „nasz aktyw musi rozu-mieć, że walka klasowa toczy się dalej, ale przebieg tej walki klasowej uzależniony jest od danej sytuacji na danym terenie – na wsi, gromadzie, od sytuacji w woje-wództwie i w kraju”148. Ostrzegał jednocześnie, że niezrozumienie tego problemu grozić może politycznymi załamaniami podobnymi do tych, które miały miejsce w Związku Radzieckim. Wydawać się może, że wielkich różnic w obu wypowie-dziach nie da się zaobserwować, ale były one wyczuwalne. Podczas gdy Krasucki stwierdzał, że przejawy osłabienia ideologicznej „czujności” były nieliczne i w za-sadzie nie ma potrzeby się nimi zajmować, to już Koton dawał jednoznacznie do zrozumienia, że należy im się przyglądać uważnie i w żaden sposób nie lekcewa-żyć. Charakterystyczna była zwłaszcza jego propozycja skierowana pod adresem dyskutujących na Politechnice: „Tu nie chodzi o to, aby karać, ale przeanalizować grono profesorów, trzeba zobaczyć kto tam uczy, jak wygląda sytuacja wśród tych naukowców i to nie tylko na Politechnice, ale także w innych uczelniach. Trzeba tam odświeżyć te kadry, to pomoże zarówno uczącej się młodzieży, jak i samym profesorom, bo ci naukowcy, profesorowie oderwani są trochę od rzeczywistości i dlatego trzeba zwrócić uwagę także na to, by posyłać ich więcej wśród ludzi”149.

146 Przykładowe kwestie odnoszące się do tego punktu: „W spółdzielni rybackiej »Belona« robot-nicy skarżyli się, że mają wiele braków i bolączek i nie wiedzą do kogo mają z nimi iść. Jest np. taka sprawa – w okresie natężonych połowów, nikt nie chce od nich odbierać ryb, ryby niszczą się, a kraj odczuwa ich brak na rynku, poza tym mają jeszcze wiele więcej innych trudności w pracy” (APSz, KW PZPR, sygn. 190, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 i 26 IV 1956 r., k. 99). W innym miejscu pojawiała się kwestia zaopatrzenia w mięso, jaja i mleko (ibid., k. 104).

147 Ibid., k. 91.148 Ibid., k. 95.149 Ibid.

E r y k K r a s u c k i [58]58

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

W obu stanowiskach nie szło więc o drobne niuanse, ale kwestie zasadnicze – albo powrót do stanu poprzedniego i zaniechanie krytyki, albo dalsze spotkania, roz-mowy i debata. Krasucki jednoznacznie skłaniał się ku temu drugiemu warianto-wi, podkreślając, że rozmawiać trzeba, co więcej, tendencje do tłumienia krytyki należy likwidować już w zarodku.

Jego stanowisko było, jak się wydaje, rzeczywistym apelem o odnowę partyjną. Podkreślał więc olbrzymią liczbę skarg i utyskiwań na robotę partyjną, a także personalnie, na poszczególnych sekretarzy – od tych na szczytach lokalnej władzy (z KC czy KW) aż po najniższych przedstawicieli aparatu partyjnego, z którymi w pierwszej kolejności obcował „zwykły obywatel”. To samo dotyczyło działań urzędników z rad narodowych, funkcjonariuszy bezpieki i MO oraz działaczy Związku Młodzieży Polskiej150. Oberwało się również ludziom z nadania nomen-klaturowego, którzy, w przekonaniu szczecińskiego sekretarza, nie podlegali żad-nej formie szkolenia, a to przecież oni zarządzają całym terenem. L. Krasucki nie miał złudzeń i referował sprawy wprost: „Wiele mówi się o tym, czy nasz aparat jest lubiany czy nie. Trzeba stwierdzić, że tak jak miłość rodzi się na podstawie pewnych objawów tak i stosunek ludzi do naszego aparatu kształtuje się też na podstawie pewnych objawów. Musimy sobie powiedzieć, że nasz aparat często niedostatecznie przygotowuje się do pewnych spraw, a przecież wszystko, co za-chodzi po XX Zjeździe, wymaga gruntownej znajomości wielu spraw i do tego trzeba nasz aparat przygotować”151. Ciekawa była odpowiedź na wyżej omówiony referat Franciszka Sielańczuka. Szedł w niej, a może próbował iść, „środkiem dro-gi”. Z jednej strony akceptował opinię o poważnym kryzysie aparatu partyjnego, to z niego wypływać miała olbrzymia liczba pytań w trakcie zebrań, z drugiej zaś było w tym wszystkim mnóstwo nieufności wobec społeczeństwa i przypomnienie jednej z podstawowych tez stalinowskich – o zaostrzaniu się walki klasowej wraz z rozwojem socjalizmu152. W tym punkcie na pewno bliżej I sekretarzowi KW do Kotona niż do Krasuckiego. Podkreślić jednocześnie należy, że opis rzeczywistości społecznej dokonywany przez Sielańczuka mógł budzić, co najmniej, zdziwienie:

150 Ciekawe, jak bardzo lokalne kierownictwo partyjne odsłaniało swoją dotychczasową niemoc. Pobrzmiewa to w najpełniejszy sposób w wypowiedzi I sekretarza KW PZPR w Szczecinie, Francisz-ka Sielańczuka: „Obecnie trzeba nam się w tej sprawie ustawić tak, aby w tym wszystkim było widać, że partia zaczyna działać, bo do tej pory działał tylko Komitet Centralny. Trzeba nam będzie poroz-mawiać o tych sprawach z naszym aktywem, aparatem partyjnym, aparatem radzieckim, pokazać, jak my widzimy to kierownictwo życiem politycznym i gospodarczym i trzeba się radykalnie zmienić w tej pracy” (ibid., k. 103).

151 Ibid., k. 134.152 F. Sielańczuk widział „rękę wroga” właściwie wszędzie – w pożarze, jaki wybuchł kilka dni

wcześniej w Stoczni Szczecińskiej, częstych pożarach w PGR-ach i spółdzielniach oraz innych nie-wyjaśnionych wypadkach, które zdarzały się w województwie szczecińskim. Jego „centralizm” z kolei przejawiał się w takich propozycjach, które mogłyby zapobiec opisywanej wyżej wrogiej robocie: „Tu nie chodzi o to, że trzeba wzmocnić aparat UB, ale trzeba aby organizacja partyjna była wyczulona na te sprawy, trzeba, aby w tych sprawach pomogła towarzyszom z Urzędu, bo bez pomocy organizacji partyjnej Urząd zrobi niewiele (nie pomagać jako agentura, ale jako doradca)” (ibid., k. 103).

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 59[59]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

„Trzeba stwierdzić, że ta wielka ilość pytań świadczy o tym, że naszych towarzyszy nurtowało wiele spraw, że myśleli o wielu sprawach, o których bali się jednak mó-wić. A my na przestrzeni paru lat nie wiedzieliśmy co ich nurtuje, nie wiedzieliśmy co nurtuje społeczeństwo”153. Stała za tym, jak się zdaje, intelektualna bezradność i zupełny brak samorefl eksji154. Dla ludzi o takich cechach XX Zjazd musiał być zupełnym szokiem.

Posiedzenie Egzekutywy KW z końca kwietnia jest ciekawe również dlatego, że na jego postawie dostrzec można pierwsze przetasowania w wojewódzkim aparacie partyjnym. Jedni wyraźnie poczuli historyczną chwilę i niemożność utrzymania stalinowskiego status quo – to na pewno Ludwik Krasucki, Helena Bretsznajder, Julian Jagoszewski155, Marian Szymański156; na przeciwległym biegunie znajdziemy z kolei Eliasza Kotona, którego jeszcze nikt nie oskarża o zbrodnie czy nadużycia władzy; to przyjdzie dopiero później157, ale który czuje wyraźnie, że rzeczywistość dookoła ulega radykalnej zmianie w stosunku do tego, co działo się kilka miesięcy wcześniej. F. Sielańczuk, W. Ociepka i kilku innych próbują się znaleźć w centrum, starając się z jednej strony nie zanegować dyspozycji płynących z KC, a z drugiej nie powiedzieć zbyt wiele. Ale są też tacy, którzy milczą. To przykład Józefa Kisie-lewskiego, który w trakcie kwietniowej narady jako jedyny z członków Egzekutywy KW nie zabrał głosu. Jest to na pewno zaskakujące w kontekście wcześniejszych

153 Ibid.154 W jednej z partyjnych charakterystyk z 1953 r. F. Sielańczuka opisywano w następujący spo-

sób: „Posiada zmysł organizacyjny, docenia kolektywną pracę. Chętnie pomaga słabszym towarzy-szom w rozwiązywaniu trudniejszych zagadnień. Dba o podnoszenie poziomu politycznego pracow-ników aparatu partyjnego. Jest czujny na działalność wroga klasowego. Ma samokrytyczne podejście do pracy. Postawa moralno-polityczna nie budzi zastrzeżeń. Jeśli chodzi o braki, to uwidacznia się u niego pewna ostrożność w podejmowaniu decyzji. Słabo wnika w całokształt pracy jako Sekretarz KW uwagę swoją skupia głównie na pracy Wydziału Organizacyjnego, tłumaczyć to można do pew-nego stopnia tym, że jest słaby kierownik Wydziału Organizacyjnego i temu Wydziałowi należy po-święcić więcej uwagi. Do pewnego stopnia uwidacznia się u niego brak koncepcyjności w sprawach niezwiązanych z Wydziałem Organizacyjnym. Uwagi krytyczne przyjmuje chętnie, ukończył 2-letnią szkołę Partyjną. Ogólnie jako II sekretarz jest niezły, ma przed sobą perspektywę dalszej pracy w apa-racie partyjnym” (AAN, KW PZPR. Centralna Kartoteka, sygn. CK/VII-1339, teczka osobowa Fran-ciszka Sielańczuka, charakterystyka dokonana przez I sekretarza KW PZPR w Szczecinie Franciszka Wachowicza, 2 IV 1953 r., k. 53).

155 Jego zainteresowanie tym, aby proces „odwilży” postępował, widać np. w propozycjach roz-szerzenia obszaru dyskusji i poszukiwaniu lepszego kontaktu z partyjnymi dołami: „Jest obawa przed tłumieniem krytyki i na to bardzo mocno trzeba zwrócić uwagę. Więcej trzeba pomóc naszemu aktywowi poprzez częstsze kontakty z tym aktywem, pomóc poprzez wyjaśnienie trudniejszych za-gadnień. Zrobić skrzynki pytań i odpowiedzi, tak chcieli, aby to zrobić towarzysze na zakładach pracy, ale można zrobić także wieczory pytań i odpowiedzi, jak to proponowała tow. Bretsznajder” (APSz, KW PZPR, sygn. 190, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 i 26 IV 1956 r., k. 101).

156 W jednej ze swoich wypowiedzi stwierdzał wprost: „Jeśli idzie o jawność życia partyjnego, to możemy w tej dziedzinie robić daleko więcej aniżeli dotychczas robiliśmy” (ibid., k. 117).

157 Zob. M. Machałek, M. Stefaniak, Szczeciński aparat bezpieczeństwa wobec Października ’56, [in:] W poszukiwaniu tożsamości. Październik 1956 na Pomorzu Zachodnim, red. M. Machałek, A. Makowski, Szczecin 2007, s. 105–114.

E r y k K r a s u c k i [60]60

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

rozmów z wicekonsulem radzieckim. Niestety, nie da się wyjść poza tak opisane wrażenie. Sformułować możemy jednak wnioski z samej narady. Pokazała ona na pewno istnienie olbrzymiego ożywienia wśród aparatu partii i zwykłych jej człon-ków, sprzeciwu wobec kłamstw ostatnich lat i chęć zmiany, czasem radykalnej, ale też to, że owo ożywienie nie miało znamion wywrotowych czy rewolucyjnych158. Z perspektywy rządzących nie było ono bardzo groźne, a dodatkowo cechowało je powolne wyciszanie. Świadectwem istnienia takiego przekonania może być wy-wiad udzielony przez Sielańczuka „Głosowi Szczecińskiemu”, który ukazał się na początku maja159. Jest to niejako upublicznienie wniosków z omawianej narady, oczywiście bardzo selektywne, z olbrzymią domieszką kokieterii wobec czytelnika, którego I sekretarz KW w Szczecinie czyni partnerem władzy.

To „partnerstwo” ma, rzecz jasna, swoje granice, bo można i należy dyskuto-wać, ale niektóre wypowiedzi kwalifi kowane są jako „nieodpowiedzialne wysko-ki”; jawność życia partyjnego to postulat słuszny, ale „nie może być mowy o fak-tycznym kierowaniu sprawami województwa przez jego mieszkańców, gdy nie są oni zorientowani w bieżącym stanie naszej gospodarki”. Dodatkowo F. Sielańczuk zdejmuje z siebie i kierowanego przez niego KW całą odpowiedzialność za po-pełnione w przeszłości błędy. Jeśli już czymś zawiniono, to „powierzchownością spojrzenia na wiele zagadnień”, a prawdziwymi winnymi „kacykostwa i dygnitar-stwa” są „dyrektorzy większych zakładów”, „referenci skupu i podatku”, „dyrektor Rejonu Młynów Gospodarczych w Nowogardzie”, „Wojewódzka Rada Narodowa” itd. Słowem, wszyscy tylko nie my. Jak ocenić ten wywiad? Wydaje się, że Sielań-czuk chciał za jego pomocą usytuować się w gronie „reformatorów”, w każdym razie działaczy przychylnie patrzących na dokonujące się zmiany. Tym bardziej, że zaczynały się dotychczas nieobserwowane ruchy na szczytach władzy. 3 maja samokrytykę i dymisję na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR złożył Jakub Berman i gołym okiem widać było, że proces, który rozpoczął się wraz z wystą-pieniem Chruszczowa, wciąż nie jest zakończony160. Lepiej więc było się asekuro-wać. Sielańczuk musiał być również świadom tego, że choć fala dyskusji opada, to pewne niebezpieczeństwo utrzymania się tych nastrojów jednak istniało, a główne zagrożenie widziano w prasie, której radykalizacja na poziomie centralnym była widoczna dla wszystkich już od pewnego czasu. Nie inaczej zaczynały sprawy wy-glądać w przypadku prasy lokalnej, o czym mówiono również na kwietniowym posiedzeniu Egzekutywy KW. Bodaj każdy wypowiadający się w jego trakcie wska-

158 Widać to dobrze również w informacjach z Biuletynów Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpie-czeństwa Publicznego w Szczecinie, które pochodzą z opisywanego okresu, zob. Biuletyny Komite-tu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Grudzień 1954 – listopad 1956, wstęp M. Filipiak, oprac. W. Chudzik, M. Filipiak, J. Gołębiewski, Warszawa 2009.

159 Co chcemy zmienić i naprawić. Rozmawiamy z I sekretarzem KW PZPR tow. Fr. Sielańczukiem, GS z 9 V 1956 r. Fragmenty wywiadu ukazały się w drugim ze szczecińskich dzienników: Wnioski z dyskusji nad problemami XX Zjazdu KPZR. Fragmenty wywiadu prasowego z I sekretarzem KW PZPR Franciszkiem Sielańczukiem, Kurier Szczeciński (dalej cyt. KS) z 10 V 1956 r.

160 Zob. A. Sobór-Świderska, Jakub Berman. Biografi a komunisty, Warszawa 2009, s. 442–444.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 61[61]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

zywał, że zarówno „Głos Szczeciński”, jak i „Kurier Szczeciński” nie w pełni speł-niają oczekiwania władz, przy czym znów, między poszczególnymi przedstawi-cielami kierownictwa KW, istniała pewna różnica, jeśli idzie o propozycje rozwią-zania tej sprawy161. Narastających tendencji nie dało się jednak zatrzymać i prasa szczecińska, po pierwszych tygodniach asekuracji, zaczęła pisać w sposób bardzo odważny.

POZJAZDOWA DYSKUSJA W PRASIE LOKALNEJ

Uwagę zwracają zwłaszcza teksty Kazimierza Błahija i Leona Zajtmana. Obaj drukowali w „Głosie Szczecińskim”, organie prasowym KW PZPR, który, co para-doksalne, stał się w ciągu kwietnia i maja 1956 r. najpoważniejszą odwilżową try-buną w Szczecinie. Wgląd w ich publicystykę pozwala zobaczyć głębokość zmiany, jaka nastąpiła, ale też zrozumieć pretensje szczecińskich sekretarzy, którym dys-

161 Dla zilustrowania tego problemu można się posłużyć kilkoma wypowiedziami: „Jeśli chodzi o prasę było trochę samodzielnych pozycji z XX Zjazdu, nie możemy powiedzieć, żeby prasa szcze-cińska nie utrzymywała pewnej rozwagi, były jednak symptomy wychodzenia poza ramy tego, np. sprawa dwóch artykułów w »Kurierze Szczecińskim«, ogólnikowy, krzywdzący artykuł w sprawie aparatu partyjnego w »Głosie Szczecińskim«. Niepotrzebnie w artykułach »Głosu Szczecińskiego« zostały ujawnione pewne momenty z referatu tow. Chruszczowa. Jednak za wyjątkiem tych potknięć nasza prasa zdołała zachować równowagę. Rozmawialiśmy z dziennikarzami i zwróciliśmy im na te sprawy uwagę” (Ludwik Krasucki) (APSz, KW PZPR, sygn. 190, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 i 26 IV 1956 r., k. 93). „Zagadnienie naszej prasy. Wydaje się, że na tym odcinku powstał pewien żywioł. Nie na miejscu był felieton Szukamy wroga, albo artykuł Błahija – pisanie takiego artykułu wymaga od dziennikarza nie tylko dużego wyrobienia politycznego, ale i kośćca politycznego i powiązania z klasą robotniczą. Trzeba stwierdzić, że ten artykuł pozytywnej roboty nie zrobił. To samo można powiedzieć jeśli chodzi o artykuł Zajtmana. A przecież wystar-czyło podać kilka artykułów, jak to zagadnienie załamywało się w POP, ale myśmy tu naśladowali trochę prasę centralną” (Eliasz Koton) (ibid., k. 96). „Rozmawialiśmy z dziennikarzami i pokazali-śmy im niesłuszność wystąpień w niektórych artykułach na temat XX Zjazdu. Ogólnie jednak trzeba stwierdzić, że w stosunku do innych gazet nasza prasa miała niewiele wypaczeń, ale jeśli chodzi o niektóre inne sprawy to prasa winna nam więcej pomagać” (Franciszek Sielańczuk) (ibid., k. 104). „Pisze się wiele różnych rzeczy, ale nie zawsze to, co jest napisane, ta ostra krytyka skierowana jest we właściwym kierunku. Spotykamy się nawet z artykułami, które wiele pożytku nie przynoszą. Jest wiele komunikatów, które są niepotrzebne. Szczególnie obecnie po XX Zjeździe niektóre artykuły były niewłaściwe, a przecież nasza prasa partyjna – nasz organ KW, jest po to, aby nam pomagał, nie można po XX Zjeździe umieszczać w gazecie tego, co się komu podoba. Powinna być jakaś kontrola organu KW” (Stanisław Bartczak) (ibid., k. 120–121). „Zbyt wielkich błędów – jeżeli chodzi o artyku-ły w sprawie XX Zjazdu – nasza prasa nie popełniła. Błędem był brak ostrości i ofensywności w tych artykułach jakie wyszły w tym okresie, jak artykuł Zajtmana, uogólniony artykuł Błahija i inne. Pro-pozycja zmiany stylu pracy z Głosem – za dużo krytykujemy, za mało rozmawiamy, sugerujemy, podpowiadamy. [...] Nasz styk z dziennikarzami jest taki, że jak jest źle, to dzwonimy do Redakcji z pretensjami, a milczymy wtedy kiedy artykuł jest dobry, a przecież o tych sprawach też trzeba mó-wić, tego typu atmosfera w pracy z środowiskami jest konieczna. Nie chcemy cenzurowania tekstów, to pozbawiałoby redakcję samodzielności, ale warto wziąć tekst przedyskutować, odbić wcześniej w kilku egzemplarzach. Koton mówił o artykułach w sprawie łamania praworządności, o te sprawy nie można mieć pretensji do gazety, ale czas już by nasza prasa napisała coś dobrego o pracy Urzędu Bezpieczeństwa, Prokuratury itp. To jest konieczne, bo gazeta nie może być tylko organem krytyki” (Ludwik Krasucki) (ibid., k. 135).

E r y k K r a s u c k i [62]62

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

pozycyjni dotąd dziennikarze wyraźnie zaczęli się „wymykać”. W tekście Propa-ganda czy prawda Błahij opisywał, jak w ciągu kilku lat zmieniło się znaczenie słowa „propaganda”162. Zrazu neutralne, oznaczające „rozpowszechnianie w mo-wie i w druku oraz wyjaśnianie pewnych idei, nauki, umiejętności politycznych itp.”, stało się synonimem kłamstwa lub – w łagodniejszej ujęciu – „lipy”. Błahij pokazywał nieudolność i śmieszność propagandy stosowanej w ostatnich latach, nazywając ją „socjalistycznym jezuityzmem”: „kłamać nie kłamaliśmy, ale praw-dy również nie mówiliśmy, mówiliśmy prawdę jednostronnie, czasem jej połowę, czasem ćwierć”. Skutkiem tego była powszechna nieufność. Jednak nie to, zdaniem Błahija, było najgorsze, największe zło bowiem zostało wyrządzone poprzez po-wstanie „bardzo ciemnego obszaru milczenia”. Znalazły się w nim bestialstwa śled-czych z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i zbrojenia czynione za zasłoną realizacji planu sześcioletniego, ale też statystki dotyczące handlu zagranicznego oraz sytuacja żywnościowa. Błąd podstawowy brał się z przekonania, że „władza nasza nie może się mylić” – wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew społecznym odczuciom. Społeczeństwo, traktowane z nieufnością, stało się intruzem, dodat-kiem do władzy. I teraz, po XX Zjeździe, należałoby to zmienić. Trzeba przyznać się do błędu, tak jak zrobiono to w ZSRR – sugeruje autor. W jego tekście kryła się nadzieja, że „potrafi nasza partia i nasz rząd drogą uporczywej pracy zlikwidować rozbieżności pomiędzy słowem a praktyką oraz odbudować zaufanie do słowa ży-wego, do słowa w druku i na antenie, do propagandy”. Jednak drogą do osiągnięcia tego celu może być szczerość, mówienie wprost, zastąpienie propagandy prawdą. Innej drogi nie ma.

Nietrudno zrozumieć, dlaczego wojewódzkie władze partyjne przyjęły tekst K. Błahija krytycznie. Ujawniał on asekuranctwo władz, mówił wprost o sprawach, które obchodzono dokoła, i wtykał nos tam, gdzie nie powinien. A co najważniej-sze, dawał – nieproszony – wskazówki, które mogłyby naruszyć wewnętrzną sta-bilność partyjnego układu. Identyczne wnioski wysnuć można zresztą z kolejnego tekstu szczecińskiego dziennikarza – Dla kogo biją dzwony, w którym przedstawił cztery charakterystyczne szczecińskie sylwetki163. To ludzie „głęboko przeświad-czeni, że to oni właśnie sprawili największy z przełomów w jedenastoletnich dzie-jach naszego kraju. Wierzą głęboko, że to oni chwycili za liny, uderzyli w dzwony dyskusji i że te dzwony biją dla nich”. Owi czterej ludzie to weberowskie typy ide-alne – pierwszy jest wiecznym malkontentem, besserwisserem, trzymającym się na uboczu, zawsze z ironicznym uśmiechem komentującym to, co dokoła; drugi to typ powszechnie spotykany na zebraniach partyjnych, zawsze w zgodzie z ak-tualną linią, wcześniej gromiący wrogów, a dziś wzywający do spalenia się z bólu, w istocie wielbiciel kneblowania ust; trzeci typ to „stójkowy”, typ urzędnika, który popiera zmianę, chciałby coś zrobić, lecz nie może, bo ma wciąż spętane ręce, bo nie było decyzji; i typ ostatni, znudzony, choć dokoła toczy się fascynująca dysku-

162 K. Błahij, Propaganda czy prawda, GS z 6 IV 1956 r.163 Idem, Dla kogo biją dzwony, ibid. z 16 IV 1956 r.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 63[63]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

sja, wyczekujący na zarządzenie plenum czy prezydium, „nalewa z powagą wodę do szklanki i przytykając chłodny rąbek do wysuszonych warg popija patrząc bez zainteresowania na zebranych”. Błahij kreśląc te cztery sylwetki, chce powiedzieć, że przełom nie dokona się za sprawą takich ludzi, potrzebne jest autentyczne za-angażowanie, upór i odwaga. Albo więc się przyłączą do tych, którzy je posiadają, albo odejdą w niebyt. Bo prawda – słowo bardzo istotne dla autora – jest po stro-nie narodu, tych wszystkich, którzy za swoje pragnienia i dążenia zapłacili drogo, „ceną zwycięstw i klęsk, ceną wyrzeczeń, krzywd moralnych i materialnych strat, zwichniętych awansów, a nawet więzień”.

Publicystyka K. Błahija daje dobre pojęcie o nastrojach ówczesnej partyjnej pra-sy szczecińskiej. To samo można powiedzieć o tym, co pisał Leon Zajtman, który w tekście Mity i dogmaty przywoływał bajkę Hansa Christiana Andersena o nowych szatach cesarza jako ilustrację tego, co działo się w ostatnich latach164. „Król jest nagi” – mówi szczeciński dziennikarz – bo odziany jedynie w mity. Spośród nich wymieniał mit „dobrego członka partii”, mit „niepewnego członka partii”, ale też mit „dwóch frontów walki”. Za każdym z nich kryły się w istocie karierowiczostwo, dogmatyzm i nietolerancja dla poglądów przeciwnika. Nie miało to – zdaniem Zajtmana – nic wspólnego z leninowskimi zasadami, do których należało jak najszybciej powrócić. Tak jak w przypadku Błahija, tak i tu wiara w partię i jej wewnętrzną siłę jest sprawą bezdyskusyjną. Nie ma tu zachwiania, odstępstwa, jest jedynie propozycja powrotu do spraw pierwszych. I ogromna nadzieja na to, że to się może udać. Publicyści, co waż-ne, działają na własną rękę, bez bezpośredniej kontroli partyjnej. Co więcej, lokalny aparat partyjny zaczyna być postrzegany w publicystyce bardzo krytycznie. Nie tylko w tekstach dwóch wspomnianych publicystów. Znaleźć to można – w odpowiednich proporcjach – również u Krystyny Krasuckiej165, Bolesława Kosterkiewicza166 i kilku innych167. Wraz z końcówką kwietnia „Głos Szczeciński”, ale też i „Kurier” zamiesz-czać zaczną mnóstwo tekstów „rozliczeniowych” i „interwencyjnych”, podobnych do tych, jakie ukazywały się w prasie ogólnopolskiej168. Już sam ich tytuły mówią wiele: Sprawa AK: przełamana zmowa milczenia169, W Lesięcinie bez zmian170, Ludzie się mę-czą171, „Krzywe zwierciadło” czy rzeczywiście brak decyzji172, Nomenklatura173, Grono

164 L. Zajtman, Mity i dogmaty, ibid. z 11 IV 1956 r.165 EDEK (do druku podała K. Krasucka), O połowiczności i rozwadze, ibid. z 31 III–1 IV 1956 r.;

eadem, Kult i „okultyzm”, ibid. z 19 IV 1956 r.166 B. Kosterkiewicz, Sposób na niespodzianki, ibid. z 9 IV 1956 r. 167 Np. B. Kowalski, Recept nie będzie, ibid. z 10 IV 1956 r.; P. Jędraszewski, O stoczniowych spe-

cjalistach, sposobach na krytykę i sprawach, do których trzeba wrócić, ibid. z 23 IV 1956 r.; B. Rychwał-ski, Socjalizm w niebezpieczeństwie czy też w opałach, ibid. z 7 V 1956 r.

168 O nastrojach prasy ogólnopolskiej w tym okresie zob. w: W. Władyka, Na czołówce. Prasa w Październiku 1956 roku, Warszawa–Łódź 1989, s. 44–90.

169 Sprawa AK: przełamana zmowa milczenia, KS z 8–9 IV 1956 r.170 W. Srokowska, W Lesięcinie bez zmian, GS z 3 V 1956 r.171 Eadem, Ludzie się męczą, ibid. z 4 V 1956 r.172 A. Kilnar, „Krzywe zwierciadło” czy rzeczywiście brak decyzji, ibid. z 16 V 1956 r.173 M. Zalejska, Nomenklatura, KS z 17 V 1956 r.

E r y k K r a s u c k i [64]64

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

milczących potakiwaczy174. Odnieść można wrażenie, że zaistniało wówczas coś, co można określić efektem „śnieżnej kuli”, która z tygodnia na tydzień nabierała rozpędu. Kulminacją tego zjawiska wydaje się tekst zamieszczony 28 czerwca w „Głosie Szcze-cińskim”, noszący tytuł Donosiciele za drzwi, który mocno odbił się w świadomości szczecinian175. Jego autorka pokazywała absurd zjawiska jeszcze niedawno wręcz ho-łubionego przez ludzi władzy, a mianowicie partyjnego donosu176. Właściwie każde z opisywanych w „odwilżowych” artykułach zjawisk, nadużyć czy kłamstw uderzało bezpośrednio w konkretnych ludzi bądź instytucje. Bardzo różnych szczebli. Jednak adresaci, co znamienne, pozostaną wobec prasowych doniesień obojętni. Żadnej ofi -cjalnej reakcji nie było. Świadectwem ówczesnych nastrojów może być jednak chyba wypowiedź jednego z pracowników KW, zanotowana przez L. Zajt mana, który po jednym z tekstów Kazimierza Błahija miał powiedzieć: „Jestem pracownikiem aparatu od 11 lat. Z jednej strony odczułem to jako niezasłużony policzek, ale z drugiej...”177

Szczecińska publicystyka odwilżowa zyskała jeszcze na znaczeniu i ostrości wraz z drugą połową maja, kiedy w kioskach pojawił się nowy tygodnik „Ziemia i Morze”. O wcześniejszych zapowiedziach uczynienia z niego pisma quasi-par-tyjnego, mającego powstrzymywać „zamęt ideologiczny”178, nikt już nie pamiętał, a pismo zasłynęło (nie tylko lokalnie, ale też ogólnopolsko) niezwykle krytyczny-mi reportażami, podobnymi do tych znanych z „Po prostu”, odkrywającymi rze-czywistość dotąd szczelnie zasłanianą. Pisano więc m.in. o Pomorzu Zachodnim jako ziemi zupełnie zapomnianej przez decydentów w Warszawie179, nędzy pol-skiego rybołówstwa180, bezprawiu obecnym w ostatnich latach181 i niedokończo-nych inwestycjach, o których swego czasu trąbiono na lewo i prawo182. Wystąpienia tygodnika, mając często charter symboliczny, były niekiedy mocno prowokacyjne. Dla przykładu, na początku czerwca ukazał się numer specjalny „Ziemi i Morza” z okazji Tygodnia Przyjaźni Polsko-Niemieckiej. Na pierwszej stronie wydruko-wano kilka myśli Johana Wolfganga Goethego, co wydawać się mogło zabiegiem zupełnie niewinnym, jednak ich treść była znamienna: „Gdy się pozna prawdę, nigdy nie należy popadać w zwątpienie, lecz zawsze niezłomnie wierzyć, że ona nadejdzie i pozostanie”; „Jaki rząd jest najlepszy? Ten, który nas uczy, byśmy sami sobą rządzili”; „Żaden naród nie podda się obcemu wyrokowi, jeśli sam nie zdo-

174 BOR., Grono milczących potakiwaczy czyli o Komisji Zdrowia, GS z 19–20 V 1956 r.175 B. Drożdż, Donosiciele za drzwi, ibid. z 28 VI 1956 r.176 Por. M. Mazur, O człowieku tendencyjnym... Obraz nowego człowieka w propagandzie komu-

nistycznej w okresie Polski Ludowej i PRL 1944–1956, Lublin 2009, s. 394–395.177 L. Zajtman, op.cit.178 AAN, KC PZPR, sygn. 237/XVIII-103, informacja o pracy Wydziału Kultury KC PZPR

w IV kwartale 1955 r., k. 120.179 F. Fornalczyk, Ziemia nieznana, Ziemia i Morze, 1956, nr 2.180 J. Sawiuk, W Świnoujściu nie ma wiosny, ibid., 1956, nr 3; J. Karpiński, Tonący brzytwy się

chwyta, ibid., 1956, nr 3. 181 R. Łyczywek, O ostrzu praworządności i innych sprawach, ibid., 1956, nr 5.182 J. Legut, „Rozpaprana” budowa (Na 5-lecie „wielkiej” bazy rybackiej w Świnoujściu), ibid.,

1956, nr 7.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 65[65]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

będzie się na własny. Lecz tę wielką umiejętność osiąga bardzo późno”183. To nie wszystko. Obok znalazł się jeszcze głośny wiersz Bertolta Brechta My jesteśmy par-tią, w którym czytamy: „My jesteśmy Partią. / Ty i ja, i my – wszyscy. / Mieści się ona w / twym ubraniu, towarzyszu, / I myśli w twojej głowie. / Tam jest jej dom, gdzie ja mieszkam, tam walczy, / Gdzie atakują ciebie”184. Co ciekawe, „odwilżową” atmosferę da się dostrzec również w niewielkich, zakładowych lub branżowych pismach, gdzie skostniały, zideologizowany język ostał się w najlepsze. I tak, czte-rostronicowy „Port Pokoju”, wydawany przez Zarząd Portu Szczecin, pisał o tym, że na kanwie dyskusji o kulcie jednostki i demokratyzacji życia wewnątrzpartyjne-go doszło do „śmiałej krytyki dotychczasowej pracy organizacji partyjnej, w obni-żaniu błędów działalności gospodarczej tak ZPS jak i Centralnego Zarządu Portów i Ministerstwa”185. W „Nowych Torach”, adresowanych do szczecińskich kolejarzy, pytano m.in. o sens współzawodnictwa w takiej formie, w jakiej występowało to dotychczas186 i piętnowano nadużycia biurokracji187. W dwutygodniku „Z naszych rusztowań”, przeznaczonym dla budowlańców, wyrażano z kolei żal, że dyskusja nad wynikami XX Zjazdu ograniczyła się w zakładzie wyłącznie do członków par-tii i nie mogli w nim wziąć udziału bezpartyjni188.

Swoistą przeciwwagę dla tekstów krytycznych i oryginalnej publicystyki stano-wić miały artykuły przybliżające efekty XX Zjazdu w sposób „obiektywny”. Można tu wskazać tekst Zygmunta Barbera Nic wspólnego z reformizmem189, ale też „im-portowany” z „Nowych Dróg” cykl fi lozofa Adama Schaff a zatytułowany Z czym walczymy i do czego dążymy występując przeciwko „kultowi jednostki”190. Pewną ciekawostką natomiast mógł być polemiczny głos Stanisława Szydłowskiego, nie-gdyś naczelnego „Głosu Szczecińskiego”, który w sposób ironiczny odnosił się do „odwilżowego” zaangażowania swoich kolegów po piórze191. W niedwuznaczny sposób sugerował im niedojrzałość ideową, ich pisanie nazywał bredniami, a nawet stwierdził, że poszukując wroga, przybierają „kolor ochronny”, bo w istocie sami są wrogami. Ich czczej, jak to określał, „gadce” przeciwstawiał mądrość prostego człowieka, który oczekuje „niewykrzywionej i nieskażonej prawdy”, która wypły-wać miała z mądrości partii i idei dyktatury proletariatu. Był to, trzeba przyznać, głos mocno odmienny, żeby nie powiedzieć egzotyczny. Tak jak jego adwersarze posługiwał się kategoriami prawdy, zwykłego człowieka i jawności, choć podkła-dał pod nie nieco inne treści. Co istotne, takie ujęcie nie znalazło posłuchu i nikt

183 J. W. Goethe, Myśli, ibid., 1956, nr 4.184 B. Brecht, My jesteśmy partią, ibid., 1956, nr 4.185 Śmiała i twórcza dyskusja świadectwem demokratyzacji życia partyjnego, Port Pokoju, 1956,

nr 10.186 Pytamy dlaczego?, Nowe Tory, 1956, nr 10.187 Dzied., Historia jednego raportu, ibid., 1956, nr 11.188 Dyskusja nad problemami XX Zjazdu, Z naszych rusztowań, 1956, nr 9.189 Z. Barber, Nic wspólnego z reformizmem, GS z 4 V 1956 r.190 A. Schaff , Z czym walczymy i do czego dążymy występując przeciwko „kultowi jednostki”, ibid.

z 5–6 V; 7 V; 8 V; 9 V; 10 V; 11 V 1956 r. 191 S. Szydłowski, W ciuciubabkę – nie gramy, ibid. z 26 IV 1956 r.

E r y k K r a s u c k i [66]66

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

w ofi cjalnym wystąpieniu nie wsparł Szydłowskiego. Ten zresztą za chwilę miał opuścić Szczecin, przenosząc się do Białegostoku192. Zapytać można jednak, czy nie był to aby głos najbliższy lokalnemu partyjnemu „centrum”. Odbijał przecież wszelkie lęki związane z dynamiczną sytuacją, był też dostatecznie niejednoznacz-ny i zachowawczy. A te właśnie cechy charakteryzowały krąg działaczy partyjnych skupionych wokół I sekretarza KW, Franciszka Sielańczuka. Zaznaczyć jednocześ-nie trzeba, że wraz z upływem kolejnych tygodni ów lęk był coraz mniejszy, a sam XX Zjazd i jego ustalenia zaczęły się stawać w coraz większym stopniu formułą retoryczną, do której należało się odwołać, bo było to dobrze widziane, choć tre-ści pod tym kryło się niewiele. „W świetle uchwał XX Zjazdu...” – to było naj-popularniejsze wyrażenie inicjujące partyjne wypowiedzi. Słowem, powoli zaczął zwyciężać czwarty typ idealny szkicowany w przywoływanym wcześniej tekście Kazimierza Błahija – ów znużony działacz partyjny, który wie, że pewne sprawy załatwi za niego ktoś inny.

POZORNE USPOKOJENIE

Słychać je wyraźnie w dokumentach, jakie powstały w szczecińskim KW w czerwcu i lipcu 1956 r. Oto fragment z jednego z dokumentów omawianych na plenum KW: „W atmosferze wytworzonej po XX Zjeździe KPZR toczy się szeroka i niezwykle twórcza dyskusja nad brakami i błędami w wielu dziedzinach naszej gospodarki. W liczbie tej dużo uwagi poświęcono zaspokojeniu potrzeb społeczeń-stwa. Partia nasza sprawę poprawy warunków bytowych traktuje jako zagadnie-nie pierwszoplanowe. Handel nasz ma duży udział w zaspokajaniu tych potrzeb. Dlatego też słusznie, że wśród wielu problemów ocenianych krytycznie, poważne miejsce zajmuje również handel”193. Język partyjny nie uległ najmniejszej zmianie, sposób widzenia problemów również nie, co widać przy głębszej analizie dokumen-tu. Zadać więc warto pytanie, czy coś się jednak zmieniło. Jeśli za ostatni element kampanii pozjazdowej uznać dyskusję, jaka toczyła się 8 czerwca na posiedzeniu Egzekutywy KW, to stwierdzić trzeba bezwzględnie, że nie. Partia wciąż zajmowała się przede wszystkim sobą samą, dyskutując nad sprawami drugorzędnymi z punk-tu widzenia społecznego. Zniknęła nawet temperatura w wymianie zdań pomiędzy członkami najważniejszego partyjnego gremium. I nawet Ludwik Krasucki, wcześ-niej wyraźnie uniesiony tym, co przyniosły uchwały XX Zjazdu i referat Chruszczo-wa, zdawał się podporządkowywać owej „zachowawczości”194. Widać to w warstwie językowej i ideowej: „Krytyka odcinka ideologicznego na XX Zjeździe KPZR ma

192 Por. E. Krasucki, Początki „Głosu Szczecińskiego” w świetle dokumentów z 1947 r., Przegląd Zachodniopomorski, 2005, nr 3, s. 155–160.

193 APSz, KW PZPR, sygn. 50, załącznik nr 1 do protokołu Plenum KW PZPR w Szczecinie z 10 VII 1956 r., k. 145.

194 Warto powiedzieć, że podobną postawę można było zaobserwować również w ZSRR w kilka tygodni po zakończeniu XX Zjazdu, por. А. Ф. Носкова, ХХ съезд КПСС и „секретный доклад” Н. С. Хрущева: что это было?, [in:] 1956 год. Российско-болгарские научные дискуссии. Сборник статей, ред. Г. Г. Литаврин, Т. В. Волокитина, Р. П. Гришина, Москва 2008, s. 167–168.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 67[67]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

poważne znaczenie dla naszej partii, oraz naszej pracy propagandowo-ideologicz-nej. Praca ideologiczna i propagandowa u nas w świetle XX Zjazdu wymaga ra-dykalnego jej poprawienia. W związku z tym i my musimy obecnie przystąpić do wyjaśnienia wielu problemów z historii KPZR, SDKPiL oraz KPP, należy podnieść ich pozytywną stronę działalności. Sprawy kultu jednostki wymagają jeszcze rów-nież gruntowanych wyjaśnień. Międzynarodowy ruch robotniczy i jego bolszewi-zację też należy postawić we właściwym świetle, uwzględniając właściwy charakter Frontu Narodowego i Ludowego”195. W tym samym tonie utrzymane są też dwa do-kumenty, przygotowane pod kontrolą Krasuckiego, który miał na podstawie wnio-sków z toczącej się od marca dyskusji wytyczyć kierunek zmian w codziennej pracy KW196 i poprawić poziom propagandy marksizmu-leninizmu197.

W jednym z punktów mówi się o konieczności zwiększenia liczby wystąpień pracowników partyjnych na łamach „Głosu Szczecińskiego”. Efektem tego była m.in. publikacja w kolejnych dniach kilku ciekawych materiałów, które wyraźnie odnosiły się do problemów „odnowy życia wewnątrzpartyjnego”. Ludwik Krasu-cki analizował w dwuczęściowym artykule zebrania partyjne w poszczególnych miastach regionu, dochodząc ostatecznie do wniosku, że „Niezbyt wiele jeszcze nowego po XX Zjeździe, ale to co rodzi się teraz posiada bezcenną wartość. Trzeba więc studiować, upowszechniać, dyskutować. Trzeba coraz bardziej samodzielnie myśleć i szukać, nie bać się obalania przestarzałych schematów i szablonów”198. Irena Jachimowicz, zastępca kierownika Wydziału Propagandy KW, pisała z kolei o szkole partyjnej i zmianie sposobu kształcenia ideologicznego199, a Władysław Szafraniec, przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej, w wywia-dzie udzielonym Krystynie Krasuckiej opowiadał o tym, z jakimi problemami borykała się w ostatnich tygodniach podlegająca mu instancja200. Co z tego wyni-kało dla przeciętnego człowieka? Niewiele. Najbardziej kontrowersyjne problemy poruszane na zebraniach w marcu i kwietniu przestały istnieć sprowadzone do kwestii wewnątrzpartyjnych – regulaminów, schematów decyzyjnych i kontrol-nych. Zaufanie społeczne i nadzieje, które ożywiono po XX Zjeździe, zostały w ten sposób zupełnie zaprzepaszczone. Również dlatego, że do jakichkolwiek rozliczeń niedoszło, kierownictwo partyjne pozostało bez zmian, a proces rehabilitacji osób, które w okresie stalinowskim naraziły się czymś partii, szedł bardzo opornie201.

195 APSz, KW PZPR, sygn. 191, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 8 VI 1956 r., k. 9.

196 Ibid., wnioski w sprawie pracy KW PZPR w świetle wskazań XX Zjazdu KPZR (na podstawie dyskusji na egzekutywie KW i naradzie aparatu KW, Szczecin – czerwiec 1956 r.), k. 16–22.

197 Ibid., sygn. 189, wytyczne Egzekutywy KW w sprawie rozwijania propagandy marksizmu-leninizmu po XX Zjeździe KPZR, Szczecin – 20 VI 1956 r., k. 133–136.

198 L. Krasucki, Naprzeciw wnioskom, GS z 24 i 25 VI 1956 r.199 I. Jachimowicz, Co dalej ze szkoleniem partyjnym, ibid. z 27 VI 1956 r.200 Pomagać a nie decydować. Rozmowa z przewodniczącym Wojewódzkiej Komisji Kontroli Par-

tyjnej w Szczecinie, tow. Władysławem Szafrańcem, ibid. z 29 VI 1956 r.201 Zob. wypowiedzi Władysława Szafrańca na posiedzeniu Egzekutywy KW (APSz, KW PZPR,

sygn. 191, posiedzenie Egzekutywy KW PZPR w Szczecinie z dnia 8 VI 1956 r., k. 1–4).

E r y k K r a s u c k i [68]68

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Wydawało się, że powstała sytuacja ulegnie petryfi kacji, jednak 28 VI 1956 r. roz-poczęła się w Poznaniu rewolta, które stworzyła przestrzeń dla nowych dyskusji i oczekiwanej zmiany202. A refl eksja o zaprzepaszczeniu realnej szansy na zmianę po moskiewskim zjeździe, pojawiła się pośród lokalnego kierownictwa partyjnego dopiero później. Znacznie później. Na naradzie partyjnej 23 października, w trak-cie najbardziej „gorących” dni „polskiego roku 1956”, Julian Grelich mówił: „Na wiecu szczecińskim ludzie mieli do nas pretensję, że nie staliśmy, jako partia na czele dążeń mas pracujących. Po XX Zjeździe KPZR ludzie zaczęli nam więcej wie-rzyć i to tylko dlatego, że słyszeli słowa prawdy. Wypadki poznańskie były szeroko komentowane wśród mas. Cały szereg zapytań od ludzi stawiał nas w dwuznacznej sytuacji. Nie wiedzieliśmy jak mamy odpowiadać, bo odpowiedzi nasze co godzina były zmieniane. To jeszcze raz boleśnie uwidacznia naszą nieświadomość politycz-ną jako członków partii”203.

ZAKOŃCZENIE

„Dlaczego jadłem tę żabę?” – pytał dramatycznie Witold Wirpsza w trakcie burzliwych obrad XIX Sesji Rady Kultury w marcu 1956 r.204 Kilka dni wcześ-niej środowisko literackie miało możliwość zapoznać się z treścią referatu Nikity Chruszczowa. Reakcja była piorunująca205. „Czy rzeczywiście byliśmy odcięci od wszelkiej informacji o zwyrodnieniach i zbrodniach minionego okresu [– pytał dalej poeta – E. K.] że mamy prawo mówić jak Niemcy, którzy po wkroczeniu wojsk sprzymierzonych zapewniali usłużnie – »Dopiero od was dowiadujemy się, że był Oświęcim«. Nie wiem. [...] Nie, zawsze miałem co do tego niejakie wątpli-wości, albo, mówiąc oględniej, odczuwałem pewien niepokój. Czy niepokój ten likwidował jakiś dr Faul. Zapewne – trochę i dr Faul. W głównej mierze jednak ja sam likwidowałem w sobie ten niepokój. I dlatego, że przez dłuższy czas odbywała się we mnie ta likwidacja – dlatego jadłem tę żabę. Jadłem ją coraz większymi kęsa-mi w miarę tego, jak pewne podstawowe normy moralne – »powszechnie i ogólnie

202 Zob. m.in. E. Makowski, Poznański Czerwiec 1956. Pierwszy bunt społeczeństwa w PRL, Po-znań 2001; Poznański Czerwiec 1956. Uwarunkowania – przebieg – konsekwencje, red. K. Białecki, S. Jankowiak, Poznań 2007. O szczecińskich postawach wobec poznańskiej rewolty pisała Anna Szczepańska, zob. eadem, Władze i społeczeństwo Szczecina wobec poznańskiego Czerwca 1956, [in:] Poznański Czerwiec 1956, red. S. Jankowiak, A. Rogulska, Poznań 2002, s. 79–84.

203 APSz, KW PZPR, sygn. 1196, protokół z zebrania aktywu partyjnego KW PZPR w Szczecinie z dnia 23 X 1956 r., k. 104.

204 Por. E. Krasucki, Dobijając „mezozoicznego zwierza”. Wokół dyskusji na temat kultury polskiej wiosną 1956 roku (w świetle dokumentów partyjnych), [in:] Październik 1956 w literaturze i fi lmie, red. M. Zawodniak, P. Zwierzchowski, Bydgoszcz 2010, s. 9–24.

205 Stało się to 21 III 1956 r., zob. M. Fik, Kultura polska po Jałcie. Kronika lat 1944–1981, Londyn 1989, s. 232. Reakcje na treść referatu były znamienne. Andrzej Kijowski notował w swoim dzien-niku: „Dzisiaj Kott o referacie Chruszczowa. Stalin wymordował 18 milionów ludzi... Kott choro-wał dwa dni”. O sobie z kolei znany krytyk literacki pisał: „Jestem zupełnie rozbity. Rozum ludzki padł ofi arą największego oszustwa w dziejach” (A. Kijowski, Dziennik 1955–1969, opr. K. Kijowska, J. Błoński, Warszawa 1998, s. 92).

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 69[69]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

uznawane« – jak bodaj określa to Lenin, zostały zastępowane przez zimny i nieod-parcie logiczny wywód, w którym celował Stalin”206.

Takich wyznań na szczecińskiej prowincji nie było słychać. I choć „zmierzch bogów” w istocie stał się faktem, to proces ten zachodził tu zdecydowanie wol-niej i mniej dramatycznie niż w „centrum”. Nie dostrzeżemy tu wielkich „tąpnięć” i „darcia szat”. Po pierwszej dezorientacji, biorącej się z braku precyzyjnych dy-rektyw, w lokalnym aparacie partyjnym dominować zacznie tendencja do wyci-szania i zasklepiania postulatów pozjazdowych w utartych formułach. Zacznie się też szybko zacierać widziana początkowo różnica między „młodymi” i „starymi”. Pozostaną słowa, za którymi nie pójdzie czyn. Wbrew nastrojom społecznym i oczekiwaniom, które zostały niezwykle rozbudzone. Po upływie kilkunastu tygo-dni zaczęło przeważać, jak się wydaje, przekonanie – choć nieartykułowane wprost – że już wystarczy, że i tak dużo zrobiliśmy. Jedynie prasa, która wyraźnie wsparła „odwilż” i poczuła się znacznie swobodniej, dobijała się nieustannie o zmianę. Nie o działania kosmetyczne, ale właśnie zmianę, która rozciągać się miała od dołu do góry, od spraw najmniejszych, aż po kwestie najistotniejsze. Odzewu ze stro-ny kierownictwa partyjnego jednak nie było. Było za to wyczekiwanie i niepokój. Trochę jak w satyrze Konrada Łapina wydrukowanej na łamach „Ziemi i Morza”. Trawestując Lokomotywę Juliana Tuwima, gdański poeta i radiowiec pisał: „Nagle – zjazd / spada z gwiazd. / Słowa – buch / Myśli – w ruch. // Najpierw / powoli / jak żółw / ociężale / ruszają / zdania niepewne / nieśmiałe, / szarpnęły serca i ciągną z mozołem. / I myśl się przeciąga uśpiona pod czołem / i bóle i krzywdy i błędy i raptem / ruszyło to wszystko i mknie nie na żarty. / I wszystko gdzieś goni i wszystko gdzieś pędzi. / A dokąd, a dokąd? I co z tego będzie? / W Warszawie, w Lęborku, w Krakowie, w Psiej Wólce. / A dokąd, a dokąd? A gdzie są hamulce? / A gdzie są sygnały, a gdzie są wytyczne? / To nie są już dzieje – to sztuki magiczne. / Kto wczoraj był mędrcem, dziś może być osłem, / Co wczoraj ganili, dziś staje się wzniosłym. / Te rzeczy się dzieją nieomal nagminnie / i znieść mają nawet / p o u f n e o p i n i e ... // Siedzi przy biurku Lokomotywa / Siedzi i wzdycha i pot z niej spływa / Siedzi i wzdycha i dmucha i sapie / I łzy jej z oczu wraz z potem kapią. / Ach, jak niedobrze, / Strach, jak niedobrze. / Puff , jak niedobrze. / Uff , jak niedobrze. / A potem wzdycha tak ciężko, mój Boże, / Czy przyjdzie mi szczeznąć na tym... bocznym torze...”207.

Pewne zmiany w końcu jednak nastąpiły – wraz ze wstrząsem wywołanym przez rewoltę poznańską i Październik208. Czy miały jednak głęboki charakter? I co

206 AAN, KC PZPR, sygn. 237/XVIII-150, stenogram z XIX Sesji Rady Kultury i Sztuki w dniach 24–25 III 1956 r., k. 153–154. Zob. również W. Wirpsza, Dlaczego jadłem tę żabę, Przegląd Kultural-ny, 1956, nr 14.

207 K. Łapin, Lokomotywa (trawestacja), Ziemia i Morze, 1956, nr 6.208 Por. K. Kozłowski, Od Października ’56 do Grudnia ’70. Ewolucja stosunków społeczno-poli-

tycznych na Wybrzeżu (1956–1970), Szczecin 2002, s. 46–87.

E r y k K r a s u c k i [70]70

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

oznaczały? Niech ich ilustracją będzie tylko to, że Franciszka Sielańczuka zastąpił na stanowisku I sekretarza Józef Kisielewski209.

209 Do zmiany na stanowisku I sekretarza KW PZPR w Szczecinie doszło w trakcie Plenum KW 25–26 X 1956 r., zob. Rok 1956 w województwie szczecińskim, s. 82–119.

„IM LICHTE DER BESCHLÜSSE DES 20. PARTEITAGS...“ DAS ECHO DER MOSKAUER EREIGNISSE VOM FEBRUAR 1956 IN STETTIN

TEIL 2

Zusammenfassung

Schlüsselbegriff e: Komunismus; „Tauwetter“ 1956; „Geheimrede“ Nikita Chruščevs; loka-ler Parteiapparat; Propaganda

Die ersten Informationen über den 20. Parteitag der KPdSU hatten in Stettin gänzlich Routinecharakter und wichen nicht von den Standards ab, wie sie in den vorangegangenen Jahren gegolten hatten. Es mochte scheinen, dass das hiesige Eis, um an das metaphorische Tauwetter anzuknüpfen, noch lange nicht gebrochen war. Während man in Warschau be-reits seit einiger Zeit den Wandel spüren konnte, stützte man sich in der Stettiner Provinz nach wie vor auf die gleichen Propaganda- und Denkschablonen, wie man ausgezeichnet am Beispiel der Entstehung der Wochenschrift „Land und Meer (Ziemia i Morze)“ ab-lesen kann. Diese Zeitschrift wurde zum zentralen Symbol der lokalen Veränderungen. Die anfängliche Vorsichtigkeit der Diskussion und das Fehlen von Verweisen auf die sog. Geheimrede Nikita Chruščevs verwandelten sich innerhalb weniger Wochen in eine muti-ge Diskussion über die Grundlagen der Funktionsweise des Herrschaft ssystems, wie auch (möglicherweise sogar vor allem) darüber, was sich während des letzten Jahrzehnts zuge-tragen hatte. Dabei spielten Angehörige der örtlichen Intelligenz – Wissenschaft ler, Jour-nalisten, aber auch einfache Arbeiter eine große Rolle. Es erschienen außergewöhnlich mutige Texte, auch in den Spalten des offi ziellen Parteiblattes, das sich sichtlich entgegen den Erwartungen der desorientierten Wojewodschaft sführung entwickelte. In der Haltung ihrer Repräsentanten konnte man das Spiel unterschiedlicher Haltungen und Interessen verspüren, doch es überwogen Konservatismus und Entsetzen, eine deutlich ausgespro-chene Furcht vor allzu radikalem Wandel.

„W świetle uchwał XX Zjazdu...” Szczecińskie echa moskiewskich wydarzeń... 71[71]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

“IN THE LIGHT OF THE RESOLUTIONS OF THE 20TH CONGRESS OF THE COMMUNIST PARTY OF THE SOVIET UNION...”

REPERCUSSIONS OF THE MOSCOW EVENTS OF FEBRUARY 1956 IN SZCZECIN PART TWO

Summary

Key words: communism; the Khrushchev Th aw of 1956; “Th e Secret Speech” of Nikita Khrushchev; the local party machine; propaganda

Th e fi rst information concerning the 20th Congress of the Communist Party of the Soviet Union were of ritual nature and did not diff er from the standards hitherto used. It seemed that it would take a long time before the metaphorical thaw took place there. While in Warsaw the change could be already felt, in Szczecin old propaganda patterns were em-ployed, which can be seen on the example of the creation of the weekly magazine “Ziemia i Morze” – a periodical which later became the vital symbol of the local change. Within several weeks the original lack of debates and references to Khrushchev’s speech was trans-formed into a brave discussion about the “Secret Speech”, the political system and events of the previous decade. Representatives of the local intelligentsia – academics, journalists, but also common workers played an enormous part in the debate. Th e lethargy of the last few years quickly disappeared. Th ere appeared bold texts printed also in the offi cial party newspaper which contradicted the expectations of the confused local authorities. In the attitude of the representatives of the authorities one could feel a game of various interests, but conservatism and a fear of radical change prevailed. Th ere were hardly any signs of what was to happen in October 1956.

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

JAROSŁAW ŁUCZYŃSKI (Toruń)

PRZESTRZEŃ WIELKIEGO KSIĘSTWA LITEWSKIEGO NA MAPIE RADZIWIŁŁOWSKIEJ TOMASZA MAKOWSKIEGO

Z 1613 ROKU W ŚWIETLE TREŚCI KARTOGRAFICZNEJ I OPISOWEJ

Słowa kluczowe: kartografi a staropolska; Wielkie Księstwo Litewskie; przestrzeń geogra-fi czna; legendy na mapie; Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka”

WSTĘP

Spośród dawnych kartografi cznych odwzorowań Rzeczypospolitej szczególną wartość ma mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego z 1613 r.1, zwana mapą Tomasza Makowskiego (1575–1630) lub „radziwiłłowską”. Drugie wydanie tej mapy zostało wykonane w Amsterdamie, w pracowni Hessela Gerritsza (1581–1632) i opub-likowane przez Willema Janszoona Blaeua (1571–1638) w 1613 r.2 Egzemplarze wspomnianego wydania znajdują się w Bibliotece Uniwersyteckiej w Upssali3 oraz w Herzogin Anna Amalia Bibliothek w Weimarze4. Najbardziej rozpowszechnio-ne wizerunki mapy radziwiłłowskiej pochodzą jednak z kolejnych wydań atlasów Blaeua z 1631 i 1635 r.5

Ze względu na dużą precyzję wykonania i zawartą na niej treść mapa ta sta-nowi znakomite źródło historyczne6. Stąd poświęcono jej już wiele miejsca w lite-raturze historyczno-kartografi cznej7. Warto dokładniej jednak przyjrzeć się prze-

1 Pierwsze wydanie tej mapy z około 1603 r. nie jest obecnie znane, zob. S. Alexandrowicz, Pierwsze zaginione wydanie radziwiłłowskiej mapy Wielkiego Księstwa Litewskiego, Kwartalnik Histo-rii Kultury Materialnej, R. 16: 1968, nr 3, s. 538–545.

2 „Amsterodami Excudebat Guilhelmus Janssonius sub signo Solarij deaurati. Anno 1613” i „Sculptum apud Hesselum Gerardum”.

3 Lithuania on the Map, comp. by A. Bieliuniene, B. Kulnyte, R. Subatniekiene, transl. into English by A. Gaižauskas, Latin texts transl. into Lithuanian by E. Ulčinaite, Vilnius 2011 (wyd. 2), s. 121–122.

4 Imago Poloniae. Dawna Rzeczpospolita na mapach, dokumentach i starodrukach w zbiorach Tomasza Niewodniczańskiego, t. 2, autorzy katalogu K. Kozica, J. Pezda, Warszawa 2002, s. 190, poz. 89; zob. Lithuania on the Map, s. 123–125.

5 Zob. J. Keuning, Blaeu’s Atlas, Imago Mundi, vol. 14: 1959, s. 74–89.6 Szerzej zob. G. Błaszczyk, Geografi a historyczna Wielkiego Księstwa Litewskiego. Stan i perspek-

tywy badań, Poznań 2007, s. 110–122.7 H. Merczyng, Mapa Litwy z 1613 r. Ks. Radziwiłła Sierotki, pod względem matematycznym

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [74]74

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

strzeni geografi cznej, jaką zawarto na tym wspaniałym zabytku kartografi i dawnej Rzeczypospolitej, szczególnie zaś Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Na dawną mapę według Wojciecha Iwańczaka składają się trzy podstawowe warstwy: zarysy lądów, wód i nazewnictwo geografi czne, a także ikonografi a oraz legendy tekstowe8. Dla przekazu kartografi cznego powstającego na przełomie XVI i XVII w. taki podział jest jak najbardziej słuszny z kilku względów. Epoka nowo-żytna, kiedy to następował rozkwit sztuki kartografi cznej, idącej wraz z nurtem humanizmu, nie wykształciła jeszcze kanonu tworzenia map. Nie powstał jeszcze model ujednoliconych sygnatur i symboli przedstawiających zjawiska geografi cz-ne oraz społeczne. To, czego nie można było ukazać za pomocą symbolu, opi-sywano. Obraz kraju przedstawiony przez kartografa, dzięki połączeniu rysunku z tekstem, stawał się bardziej czytelny i bogatszy w informacje. Z tego względu mapa radziwiłłowska charakteryzuje się bogactwem rysunku oraz treści opisowej (głównie w postaci legend). Podobnie, lecz w większej skali9, została przygotowana i wydana w 1618 r. mapa Pomorza Zachodniego autorstwa Eilhardusa Lubinusa (1565–1621). Zaopatrzono ją między innymi w obszerny tekst charakteryzujący przedstawiany obszar10.

Na przełomie XVI i XVII w. wciąż więc były aktualne słowa średniowiecznego myśliciela Paolino Minoryty, pochodzące z jego traktatu De Mapa Mundi, że ani sam obraz, ani samo pismo nie wystarczają do przedstawienia obrazu świata, lecz jedno i drugie wzajemnie uzupełniają się11. Dlatego celem tego artykułu jest doko-

i kartografi cznym, [in:] Ziemie dawnych Prus Wschodnich w kartografi i, red. P. Grabowski, J. Os-trowski (Z dziejów kartografi i, t. 8), Olsztyn 1997, s. 203–229; S. Alexandrowicz, Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego Tomasza Makowskiego z 1613 r., tzw. „radziwiłłowska”, jako źródło do dziejów Litwy i Białorusi, Studia Źródłoznawcze, t. 10: 1965, s. 31–69; idem, Rozwój kartografi i Wielkiego Księstwa Litewskiego od XV do połowy XVIII wieku, Poznań 1989 (wyd. 2); M. Спiрыдонаў, Беларусь на карце Вялiкага Княства Лiтоўскага 1613 г., Гiстарычны альманах, т. 8: 2003 (dalej cyt. M. Спiрыдонаў, Беларусь [I]), s. 3–55; idem, Беларусь на карце Вялiкага Княства Лiтоўскага 1613 г., [in:] З глыбі вякоў. Наш край. Гістарычна-культуралагічны зборнік, вып. 2, Мінск 1997, s. 133–195; J. Łuczyński, Analiza dokładności mapy Wielkiego Księstwa Litewskiego Tomasza Makow-skiego z 1613 r., tzw. radziwiłłowskiej na podstawie siatki zniekształceń, Polski Przegląd Kartogra-fi czny (dalej cyt. PPK), t. 33: 2001, nr 4, s. 365–371; idem, Sposoby wykonywania map na przełomie XVI i XVII wieku w świetle komentarzy na mapie radziwiłłowskiej z 1613 r., ibid., t. 37: 2005, nr 3, s. 216–220; Л. В. Атоян, Р. В. Атоян, Карта „Magni Ducatus Lithuaniae” Радзивилла и Маковского – первая обзорная карта Беларуси, [in:] Національне картографування: стан, проблеми та перспективи розвитку. Збірник наукових праць, вип. 4, Kиїв 2010, s. 270–276.

8 W. Iwańczak, Kilka uwag o dawnej mapie jako źródle historycznym, [in:] Dawna mapa źród-łem wiedzy o świecie, red. S. Alexandrowicz, R. Skrycki (Z dziejów kartografi i, t. 14), Szczecin 2008, s. 51.

9 Około 1 : 240 000.10 Zob. S. Domalewska, Mapa Lubinusa i jej znaczenie, Nautologia, 1993, nr 1, s. 2–12 (tu tekst

w języku łacińskim); polskie tłumaczenie: J. Świątkowska, Krótki opis Pomeranii i rzeczy w niej godnych zapamiętania według Eilharda Lubinusa, ibid., s. 13–15. Więcej na temat tej mapy zob. w: M. Stelmach, Eilhardus Lubinus i jego wielka mapa Księstwa Pomorskiego, Szczecin 2001.

11 W. Iwańczak, Rola tekstu na mapie średniowiecznej, [in:] Tekst źródła. Krytyka. Interpretacja, red. B. Trelińska, Warszawa 2005, s. 137.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 75[75]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nanie analizy przestrzeni szesnastowiecznej Litwy w kontekście związków obrazu i tekstu występującego na mapie radziwiłłowskiej12.

POWSTANIE MAPY RADZIWIŁŁOWSKIEJ

Mapa radziwiłłowska powstała z inicjatywy i fundacji jednego z największych mecenasów kultury i sztuki Wielkiego Księstwa Litewskiego księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki” (1549–1616), który był też jednym z najbardziej wpływowych magnatów litewskich, pełniąc m.in. godność wojewody wileńskie-go13. O powstawaniu omawianego dzieła mówi kilka listów z końca XVI w. Wska-zują one, że prace nad mapą rozpoczęto około 1595 r., a jej głównym twórcą był dworzanin Radziwiłła Tomasz Makowski, zbierający materiały i dokonujący po-miarów. On też wykonał jej rysunek14. W rysowaniu mapy najprawdopodobniej brał udział również Maciej Strubicz, wówczas dworzanin „Sierotki”. Opracowy-wanie tego kartografi cznego dzieła zakończono w 1599 r.15 Ostatecznie pierwsze niezachowane wydanie mapy radziwiłłowskiej ukazało się już w 1603 r. w Nieświe-żu lub Gdańsku. Miano do niej załączyć mapę świata („mappam uniwersalem”), z zaznaczoną Litwą16.

Tytuł mapy umieszczono w kartuszu okuciowo-rolwerkowym z elementa-mi fl orystycznymi. Brzmi on następująco: „MAGNI DVCATVS LITHVANIAE, CAETERARVMQVE REGIONVM ILLI ADIACENTIVM EXACTA DESCRIP-TIO. Ill[ustri]ss[i]mi ac Excell[enti]ss[i]mi Pri[n]cipis et D[omi]ni D[omini] Ni-colai Christophori Radziwil, D[ei] G[ratia] Olycae ac in Nieswies Ducis, S[acri] Rom[ani] Imperii Principis in Szylowiec ac Mir Comitis et S[ancti] Sepulchri Hie-rosolimitani Militis etc. opera, cura et impensis facta ac in lucem edita”17. Mówi on już sporo na temat przestrzeni geografi cznej, którą zawiera mapa. Autor zaznaczył, że przedstawia ona nie tylko Wielkie Księstwo Litewskie, ale i ziemie z nim sąsia-

12 Próby ukazania związku między dawnymi mapami a tekstem zob. w: M. Dworsatschek, Daw-na mapa a tekst. Z zagadnień wczesnej kartografi i ziem polskich, [in:] Człowiek – obraz – tekst. Studia z historii średniowiecznej i nowożytnej, red. M. L. Wójcik, Dzierżoniów 2005, s. 77–88.

13 Szerzej zob. w: T. Kempa, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł Sierotka (1549–1616), wojewoda wileń-ski, Warszawa 2000. Na temat mecenatu Radziwiłłów na polu kartografi i zob. H. Bartoszewicz, Geo-deci i kartografowie radziwiłłowscy, Geodeta, 2001 (luty), nr 2 (69), s. 45–49; S. Alexandrowicz, Rola mecenatu magnackiego w rozwoju kartografi i ziem Rzeczypospolitej Obojga Narodów w XVI–I połowie XVII wieku, Europa Orientalis. Studia z dziejów Europy Wschodniej i Państw Bałtyckich, t. 2: 2010, s. 235–254.

14 J. Jakubowski, Tomasz Makowski, sztycharz i kartograf nieświeski, Warszawa 1923; S. Alexan-drowicz, A. Treiderowa, Makowski Tomasz, [in:] Polski słownik biografi czny, t. 19, Wrocław 1974, s. 248–249. Na jego główną rolę w wykonaniu mapy wskazał Tomasz Kempa (idem, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, s. 212).

15 T. Kempa, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, s. 212.16 Ibid., s. 214.17 Wszystkie cytaty przywoływane w tekście pochodzą z reprodukcji mapy radziwiłłowskiej za-

mieszczonej w: Senieji Lietuvos Žemėlapiai iš Vilniaus Universiteto Bibliotekos Rinkinių, I aplankas Iš Joachimo Lelewelio ir kitų rinkinių, Vilnius 1999, nr 10.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [76]76

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

dujące. Faktycznie przestrzeń geografi czna na niej odwzorowana znacznie wykra-cza poza obszar Wielkiego Księstwa Litewskiego w granicach po 1569 r.18

SKALAW dolnym, lewym rogu mapy w dekoracyjnej banderoli z cyrklem znajduje

się podziałka liniowa, zawierająca oznaczenia trzech mil: wielkiej (około 7370 m), średniej (około 6336 m) oraz zwykłej (5560 m)19. Po ich przeliczeniu Stani-sław Alexandrowicz skalę mapy określił na 1 : 1 293 000, co w przybliżeniu daje 1 : 1 300 00020. Skala mapy dolnego biegu Dniepru wynosi według S. Alexandro-wicza około 1 : 530 000; oznaczono ją za pomocą podziałki liniowej21. Autor mapy w jednym z kartuszy wyjaśnił powód, dlaczego zamieścił kilka rodzajów miar dłu-gości, o czym będzie mowa w dalszej części tekstu.

KOMPOZYCJAOmawiana mapa składa się z dwóch zasadniczych elementów: właściwego od-

wzorowania terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego wraz z ziemiami przyleg-łymi oraz mapy dolnego odcinka Dniepru. Odpowiada to tendencjom, jakie były zauważalne dla połowy XVII w., kiedy w atlasach Willema Janszoona Blaeua i jego sukcesorów zamieszczano mapy rzek: Dunaju i Renu. Na południu mapa radzi-wiłłowska sięga po linię: Kamieniec Podolski–Szarogród–Czerkasy, której prze-dłużenie stanowi właśnie mapa dolnego Dniepru. Można zadać pytanie, dlaczego nie ukazano przestrzeni geografi cznej między Dnieprem a południkiem Gdańska lub Krakowa. W interesujący sposób wyjaśnił to autor mapy w legendzie zamiesz-czonej w kartuszu podtrzymywanym przez dwa putta, znajdującej się przy mapie dolnego Dniepru: „Czytelnikowi pozdrowienie. Głównie dwie [przyczyny – J. Ł.] skłoniły nas, byśmy dołączyli ten bieg Dniepru do naszej mapy. Pierwsza, żeby-śmy pokazali długość tej rzeki, od której nie ma Europa większej i dłuższej, prócz Dunaju i Wołgi (której tylko źródła są w Europie, dlatego wydaje się rzeką nie Europy, lecz Azji)22. Druga, abyśmy przedstawili obecnie dawne granice Wielkiego Księstwa Litewskiego z czasów Wielkiego Księcia Witolda. Ten [książę – J. Ł.], który prowadził wiele pomyślnych walk z Tatarami, aby mógł łatwiej utrzymać swe władztwo i dłużej odpierać wroga, wybudował i umocnił pewne zamki, które teraz stoją w ruinie23. Powodem, dla którego nie dołączyliśmy tego biegu Dniepru

18 Więcej na ten temat: J. Łuczyński, Zmiany granic między Wielkim Księstwem Litewskim a Ko-roną w świetle mapy radziwiłłowskiej z 1613 r., PPK, t. 35: 2003, nr 1, s. 43–46.

19 „Milliaria magna, milliaria mediocria, milliaria communia sive usitata”, por. S. Alexandro-wicz, Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego, s. 39.

20 Por. J. Łuczyński, Analiza dokładności, s. 368. 21 „Scala milliariom ad hunc tractum Boristenis pertinens”. Por. S. Alexandrowicz, Rozwój kar-

tografi i, s. 95 (skala określona na podstawie odległości). 22 Autor podkreśla europejski charakter Dniepru, zestawiając go z dwiema najdłuższymi rzekami

Europy – Dunajem i Wołgą, por. A. Piskozub, Rzeki w dziejach cywilizacji, Toruń 2001, s. 158–186.23 Mowa o okresowych zdobyczach nadczarnomorskich księcia Witolda, por. H. Łowmiański,

Polityka Jagiellonów, Poznań 1999, s. 169, 175–176. Kontynuował on politykę swoich przodków, głównie Olgierda.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 77[77]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

na samej mapie, jest to, że rozszerzyłoby to naszą mapę [podkreślenie – J. Ł.], iż musielibyśmy przedłużyć naszą mapę i dodać część Węgier, Mołdawii, Transylwa-nii, Wołoszczyzny. Wychodząc zaś naprzód czytelnikowi, który chciałby poznać stan tej krainy; kraina jest równinna i wielce urodzajna, ale z powodu ciągłych na-jazdów Tatarów opuszczona. Ci zawsze pożądają jej bogactw, niekiedy postąpiw-szy poza Czerkasy, pustoszą Wołyń, prowadząc wielu ludzi w niewolę porwanych z tych dóbr. Natomiast Kozacy często mają w zwyczaju atakować, jeśli spostrzegą ich wracających z łupem i przekraczających jakąś rzekę”24.

Zatem ostatecznie autor mapy zrezygnował z prezentacji obszaru Dzikich Pól, Mołdawii, Siedmiogrodu i wschodnich Węgier, czyli terytorium kontrolowanego przez Turcję. Wpływ na powyższą decyzję mogła mieć również nieznajomość tych obszarów przez autora oraz brak odpowiednich materiałów źródłowych. Jedno-cześnie umieszczenie na mapie tych terytoriów podniosłoby koszt jej wykonania. Płyta z miedzi musiałaby być co najmniej o 1/3 powierzchni większa. Ponadto głównym celem, jaki stawiano sobie w związku z dołączeniem mapy Dniepru, było: ukazanie osobliwości rzeki i terytorium poniżej Czerkas, podkreślenie świet-ności dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, przede wszystkim w nawiązaniu do okresu panowania Witolda, wreszcie przedstawienie współczesnych stosunków z Tatarami25. Teksty w tej części mapy mają przede wszystkim kontekst militarny i historyczno-etnografi czny. Autor starał się wyjaśnić genezę i rolę wielu miejsco-wości zlokalizowanych nad Dnieprem, omówił zjawisko porohów dnieprowych, scharakteryzował wyspy Chortycę i Tomakowkę.

Z trzech stron wyraźną geografi czną granicę mapy stanowią rzeki i wybrzeże Bałtyku. Od zachodu na całej długości jest to Wisła, od Wschodu Dniepr. Na pół-

24 „Lectori s[alutem]. Hunc Borysthenis tractum ut ad nostram Geographiae tabulam adjicia-mus duo praecipue impulerunt. Primum ut huius fl uminis longitudinem ostendamus, siquidem pra-eter Danubium et Volgam (cuius tantum fontes in Europa sunt ideoque non Europae sed Asiae fl u-vius esse videtur) longiorem ac majorem Europa non habet. Alterum ut antiquos M[agni] D[ucatus] Lithuaniae terminos Vitoldi M[agni] Ducis praesertim temporibus exponamus, hic multa praelia secunda cum Tartaris faciens, arces nonnullas quarum nunc ruinae extant extruxerat ac muniverat, quo facilius dominium suum protendere hostemque longius dopellere possit cur autem in eadem ipsa tabula hunc Borystenis tractum continuate non adjecerimus ea causa est quod protraxisset nostram Geographiae tabulam, ut Hungariae, Moldaviae, Transylvaniae, Valachiae partem continu-are atq[ue], in tabulam inscribere deberemus. Proderit autem lectori qui sit status huius Regionis cognoscere; Regio est campestris ac feracissima, sed propter assiduos Scytarum incursus deserta qui semper ihiant illius bonis, et aliquando ultra Czyrkassos progressi Voluniam depopulantur plurimes homines bonis illorum direptis servitutem abducentes. Revertentibus vero illis cum praeda, Kozacy saepius occurrere ac omnibus bonus si eos trana[n]tes fl uvium aliquem repererit solent” (wszystkich dłuższych tłumaczeń z języka łacińskiego na potrzeby tego tekstu dokonał Aleksander Anikowski, któremu w tym miejscu serdecznie dziękuję). Tatarzy prowadząc swoje najazdy na ziemie ukraińskie, starali się nie przekraczać rzek, aby nie opóźniało to ich akcji, dlatego ich szlaki przebiegały wodo-działami, tu zapewne mowa o tzw. Czarnym Szlaku, zob. J. Łuczyński, Sposoby wykonywania map, s. 219.

25 Por. S. Alexandrowicz, Stosunki z Turcją i Tatarszczyzną w kartografi i staropolskiej XVI–XVII wieku, [in:] Polska – Niemcy – Europa. Studia z dziejów myśli politycznej i stosunków międzynarodo-wych, red. A. Czubiński, Poznań 1977, s. 97–98.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [78]78

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nocy – Dźwina z jej dopływami oraz wybrzeże Bałtyku. Wyraźnej granicy fi zjogra-fi cznej brakuje na południu.

Porównując inne mapy krajów Europy Środkowo-Wschodniej, można wyciąg-nąć wniosek, że niektóre komponowano tak, aby ich obszar ograniczyć rzekami lub innymi elementami fi zjografi cznymi, np. górami. W charakterze przykładu można tu przywołać mapy Polski Wacława Grodeckiego z 1562 r. i Stanisława Pograbki z 1570 r., na których wyraźną granicą na zachodzie i wschodzie są odpowiednio rzeki Odra i Dniepr. Na mapach Prus z tego okresu są to z kolei rzeki: Wisła i Nie-men, a na mapach Śląska – Sudety i rzeka Warta.

GRANICE POLITYCZNENasuwa się pytanie, dlaczego T. Makowski uwzględnił na mapie Pokucie, Ruś

Czerwoną, Podlasie i Prusy, część Małopolski, Mazowsza oraz nawet część Kujaw. Ponadto widzimy na niej całą Ukrainę z Wołyniem i Podolem, mimo że od 1569 r. pozostawały one poza Wielkim Księstwem Litewskim. Odpowiedzi na to pytanie mogą udzielić sposób oznaczenia granic politycznych oraz ich objaśnienia. Autor mapy wyjaśnił to w jednej z legend: „ILLVSTRATIO Finium M[agni] D[ucatus] Lithuaniae. Signum hoc26 punctis suprapositum antiquos M[agni] D[ucatus] Lith[uaniae] terminos declarat: hoc27 vero noui termini eiusdem Ducatus circum scribuntur: vbi autem in eisde[m] punctis vtrumque signum (vt prae oculis habes) coneurrit, Vbi antiqui erant ibi er recentes etiamnum esse existimes”.

Spory graniczne między Polską a Litwą ciągnęły się od czasu, kiedy ziemie ruskie zostały włączone w granice Korony za panowania Kazimierza Wielkiego w XIV w. Po okresie względnego uśpienia w drugiej połowie XV i w pierwszej połowie XVI w. polsko-litewski spór terytorialny rozgorzał na nowo w 1569 r., kiedy to inkorporowano do Korony: Podlasie, Wołyń, Kijowszczyznę i Bracław-szczyznę. Znalazło to swój oddźwięk na mapie radziwiłłowskiej28. Zaznaczona na niej „dawna” granica odnosi się do obszaru Litwy sprzed unii lubelskiej. Gwiazdką oznaczono więc aktualną granicę pomiędzy ziemiami ruskimi Korony a Woły-niem i Podolem. Jednak w oznaczeniu granic litewskich najczęściej występującym symbolem jest kółko z kreską odchodzącą w dół lub występują oba te symbole. W tym ostatnim przypadku zaznaczono granice, do których Litwini nie zgłaszali pretensji. Były to następujące odcinki: od rzeki Szeszupy do Augustowa (granica między Prusami a Litwą), od Łukowa do styku z granicą między ziemiami rus-kimi Korony a Litwą w okolicach Kowla, całość granicy z Moskwą i Infl antami. Natomiast granica, którą Litwini kwestionowali, nazwana na mapie „nową”, skła-dała się z następujących odcinków: od Bałtyku do Niemna (z tzw. Litwą Pruską), od Augustowa do Łukowa (wzdłuż Podlasia), między Wołyniem i Kijowszczyzną

26 Chodzi o gwiazdkę, występującą co pewien czas nad wykropkowaną (lub w niektórych par-tiach mapy wykreskowaną) linią oznaczającą granicę.

27 W tym przypadku chodziło o małe kółko (okrąg) z krótką linią odchodzącą ku dołowi, znak również występujący co pewien czas nad wykropkowaną lub wykreskowaną linią graniczną.

28 Por. J. Łuczyński, Zmiany granic, s. 43–46.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 79[79]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

a Litwą. W takim podejściu do kwestii granic można się doszukiwać świadectwa litewskiego partykularyzmu, jaki istniał w środowisku magnackim, a częściowo i szlacheckim jeszcze w kilka dekad po zawarciu unii lubelskiej. W tym przypadku był on wzmocniony faktem, że Radziwiłłowie posiadali dość liczne dobra na Wo-łyniu i w części koronnej Podlasia.

Poza tym na mapie opisano fragment granicy z Infl antami: „Indrica fl u[vius] Livoniae termines [terminus]”29. Oznaczono też szereg granic wewnętrznych: na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego wyróżniono granice powiatów. Jednak według Michaiła Spirydonowa granice powiatów na mapie nie w pełni odpowia-dają stanowi z przełomu XVI i XVII w.30 Natomiast poza Litwą schematycznie wykreślono granice krain historycznych: Podlasia, Rusi Czerwonej, Wielkopolski i Małopolski.

W interesujący sposób oznaczono granice księstwa słuckiego, jak wyjaśniono: „Numerus 5 Ducatus Slucensis terminos denotat, qui tamen Ducatus ad Palitina-tum Nowogrodense pertinet”. Ten zwarty obszar wyróżniono, gdyż znalazł się on od 1600 r. we władaniu birżańskiej linii Radziwiłłów po małżeństwie Zofi i Olelko-wiczówny, ostatniej przedstawicielki rodu książąt słuckich, z Januszem Radziwił-łem, wówczas podczaszym litewskim. Księstwo słuckie aż do rozbiorów było naj-większym kompleksem dóbr prywatnych w Rzeczypospolitej, liczyło 12 650 km2 powierzchni31.

FIZJOGRAFIA

Na treść geografi czną mapy składają się elementy fi zjografi czne (wody, lasy, rzeźba terenu) oraz kulturowe (osadnictwo, mosty oraz charakterystyka niektó-rych obszarów w postaci legend). Prócz treści geografi cznej na mapie zamiesz-czono także szereg informacji historycznych, politycznych oraz etnografi cznych w postaci ikonografi cznej i tekstowej, zarówno na mapie głównej, jak i na mapie dolnego biegu Dniepru.

Na mapie radziwiłłowskiej ważną rolę odgrywają wody32. Oznaczono na niej cały bieg Niemna oraz Dźwiny wraz z ich dorzeczami. W przypadku Dniepru rze-telnie oznaczono jego prawe dorzecze, z wyjątkiem źródeł. Bardzo szczegółowo oddano obraz dolnego biegu, łącznie z Limanem Dnieprowym, przedstawiony na dołączonej mapie w większej skali. Spośród większych dopływów Wisły i Dniepru

29 Indryca (łot. Indrica) – niewielka rzeczka w Łatgalii. 30 M. Спiрыдонаў, Беларусь [I], s. 8; por. Атлас гicторыi Беларусi. Aд старажытнасці

да нашых дзён. Дадатак да 6-томнай Энцыклапедыi гiсторыi Беларусi, Miнcк 2004, s. 22––47; Гістарычны атлас Беларусі. Беларусь са старажытных часоў да канца XVIII ст., т. 1, Варшава–Miнcк 2008, s. 76–77.

31 S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 117. Por. Sz. Starowolski, Polska albo opisanie położe-nia Królestwa Polskiego, przeł., wstępem i komentarzami opatrzył A. Piskadło, Kraków 1976, s. 102.

32 O wizerunku rzek na dawnych mapach i w traktatach geografi cznych zob. w: W. Iwańczak, Dokąd płyną rzeki?, [in:] Człowiek i przyroda w średniowieczu i we wczesnym okresie nowożytnym, red. W. Iwańczak, K. Bracha, Warszawa 2000, s. 101–114.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [80]80

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wyróżnione zostały Bug i Prypeć. Największe rzeki Wielkiego Księstwa Litewskie-go mają oznaczone obszary źródliskowe w postaci napisów „Dzwine Fons”, „Fons Niemenis”, „Fons Bugi”, „Prepetii Fons”. Należy zwrócić uwagę na to, że autor mapy zlokalizował je w miarę poprawnie jak na możliwości szesnastowiecznych pomia-rów i czasami trudną dostępność terenu33. Dość ciekawie prezentują się opisy po-szczególnych rzek, którym warto się przyjrzeć. Jeszcze na mapie T. Makowskiego żywa jest tradycja ptolemejska, przejawiająca się w łacińskich opisach najważniej-szych rzek, które w wolnym tłumaczeniu autora brzmią następująco: „Dniester fl [uvius] Ptolomeo34 Tyras aceleri ac rapido cursu dictus”; „Boristenes nunc Nie-men dictus fl uvius [zapewne błąd sztycharza – J. Ł.]”; „Borÿsthenes fl [uvius] nunc [D]niepr”; „Hic Pripetius nomen recuperat”; „Niemen olim Chronon”; „Chronon nunc Niemen fl [uvius]”; „Dzwina fl uvius a Ptol[omeo] Rubon”; „Duna vel Dzwina fl [uvius] Ptol[omeo] Rubon”; „Vistula vel Weissel fl u[vius]”; „Vistula alys [alias] Iustula et Istula fl [uvius] Vandalus olim”35 .

Na mapie mamy szereg różnie brzmiących nazw rzek. Przy ważniejszych rze-kach występują nazwy wymieniane już przez Herodota z Halikarnasu36, które przyjęły się za pośrednictwem Ptolemeusza. Można przypuszczać, że skoro mapa ta miała trafi ć na rynki Europy Zachodniej, to autor musiał najważniejsze rzeki opisać nazwami uniwersalnymi, stosowanymi przez ówczesnych kartografów eu-ropejskich, aby były bardziej rozpoznawalne.

Te bardziej „współczesne” nazwy rzek występują natomiast często w kilku od-miennych wersjach w różnych częściach mapy. Zachodzi prawdopodobieństwo, iż są one charakterystyczne dla występowania na danym obszarze, np. „Weissel” – Wisła na Pomorzu. W kilku odmianach występuje nazwa Prypeci: „Pripetius”, „Przipiec”, „Perepetus”, czy Dniepru (oprócz wyżej wymienionych np. „Dnifpr”). Twórcy mapy zapewne świadomie dążyli do pokazania możliwie różnych pod względem językowym wersji nazewnictwa geografi cznego.

Bardzo starannie oznaczono na mapie bagna, szczególnie te w dorzeczu Pry-peci oraz Teterewu. Jednak wiele pomniejszych i rozproszonych obszarów pomi-nięto37. Ciekawie scharakteryzowano bagna poleskie, dając tym samym wskazów-ki, jak należy czytać mapę w tym miejscu: „PALVDES POLESIAE. In provinciae hoc tractu plurime reperiuntur loca adeo caenosa et plerunq[ue] [plerumque]

33 S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 134. Źródeł Niemna nie wskazują traktaty geografi cz-ne Marcina Kromera Polska, czyli o położeniu, ludności, obyczajach, urzędach i sprawach publicznych Królestwa Polskiego księgi dwie z 1575 r. oraz Szymona Starowolskiego Polska, albo opisanie położenia Królestwa Polskiego z 1632 r. Natomiast Kromer wskazuje źródła pozostałych rzek.

34 W dobrym tonie było powoływanie się na jeden z największych autorytetów wiedzy o świecie, jakim był niewątpliwie Ptolemeusz, por. W. Iwańczak, Kilka uwag o dawnej mapie, s. 52.

35 Starożytne nazewnictwo wspomnianych rzek (oprócz Niemna i Dźwiny) przy ich charaktery-styce wymienia Marcin Kromer, zob. idem, Polska czyli o położeniu, ludności, obyczajach, urzędach i sprawach publicznych Królestwa Polskiego księgi dwie, przeł. S. Kazikowski, wstęp i oprac. R. Mar-chwiński, Olsztyn 1977, s. 36–43.

36 Por. Herodot, [in:] M. S. Bodnarski, Geografi a antyczna, Warszawa 1957, s. 32, 57. 37 S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 135.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 81[81]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

ita magna ut aliquibus in locis maximi laci formam prae se ferre videantur, quae causae sunt ut horum locorum distantiam veram non anotaverimus, tamen ne te eorum cognitio lateat et quantum distat alterum ab altero animadvertas numeros posuimus punctosq[ue] anfractus in ijs traximus. Nam si voluisses haec loca ut circulus denotat cognoscere effi ciet ut Pripetius fl uvius qui non amplius 60 millia-ribus Grodeka [Dawidgródek – J. Ł.] Kioviam suo tractu distendat in 120 miliaria exrescat”38. Podobnie zaleca mierzyć obszary bagienne Józef Naronowicz-Naroń-ski39 oraz czytać swoją mapę województwa poznańskiego z 1645 r. Jerzy Freuden-hammer40. Warto zwrócić także uwagę na zamieszczoną na mapie radziwiłłowskiej charakterystykę Polesia: „PODLESIA ab aliis POLESIA incolae Polesio appellant, est pars Lithuaniae, Volÿniae contigua regio, nemorosae et palustris, unde et de-nominatio sortita est. Melle piscibusq[ue] ita abundans, ut omnes vicinae regiones piscibus hinc advectis utantur, qui aere et vento siccati mercatui exponuntur”41. Jak widać, legendy te, choć nie obfi tują w treść, świadczą o dobrej znajomości tego obszaru przez twórców mapy.

Bardzo dużo opisowych informacji na temat sytuacji hydrografi cznej znajduje się na mapie dolnego biegu Dniepru: „Horum duorum fl uviorum ostia altera pars huius tractus Borÿsthenis tibi exhibebit ex oneratur em Ingula maior in Bohum fl uvium Ingulec autem quem paulo inferius depictu[m] habes Borÿsthem in lacum Ilmien infl uenti commiscetur”42; „Ostium in altera parte huius tractus Borythenis vide”43; „Fons Inſkuleis”44; „Istmus inter Borysthe[nem] et mare”; „Ostium Bogi”45; „Pontvs Euxinus”46, „Albus lacus”. Odniesienie do biegu największych rzek w le-gendach umieszczonych na mapie pozwoliło na podkreślenie rozległości Dzikich Pól, a także wymienienie państw, których wpływy sięgały na te tereny: „Campus inter Bohum et Borysthenem”47; „Camporum latitudo maxima quorum partem

38 Por. J. Łuczyński, Sposoby wykonywania map, s. 218.39 J. Naronowicz-Naroński, Kartografi a, opr. T. M. Nowak, Białystok 2002, s. 48–51.40 Por. J. Łuczyński, „Wkład kartografi i Rzeczypospolitej od XVI do pierwszej połowy XVIII

wieku w rozwój kartografi i Europy (Próba pełnego ustalenia fi liacji wydanych drukiem map rozpa-trywanego terenu)”, Toruń 2006, s. 248 (maszynopis pracy doktorskiej napisanej pod kierunkiem prof. Stanisława Alexandrowicza, przechowywany w Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu, sygn. Dr 2253/I–II).

41 Krainy tej nie opisują w swoich dziełach ani M. Kromer, ani Sz. Starowolski. 42 Mowa o rzekach Inguł i Ingulec. W szczegółowej charakterystyce Ukrainy Wilhelma le Vas-

seur de Beauplana brak informacji na ich temat. Natomiast znajdują się one na jego mapie generalnej Ukrainy: Inguł jako „Angulet Wielky” oraz Ingulec jako „Ingulet Malÿ”.

43 Dotyczy rzeki Inguł, uchodzącej do Bohu.44 Chodzi o źródła Ingulca.45 Beauplan w „Opisie Ukrainy” krótko wspomniał o ujściu Bohu niedaleko Siemionowego

Rogu, którego T. Makowski nie opatrzył nazwą, zob. Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukra-iny, wyd. Z. Wójcik, Warszawa 1972, s. 122.

46 Część Morza Czarnego, nazywana przez starożytnych „Pontos Axeinos”, czyli „Morze Nie-gościnne”.

47 Całość obszaru na prawym brzegu Dniepru, czyli terytorium Dzikich Pól.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [82]82

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nostri, partem Moschovitae partem Tartari potiuntur”48; „Hic vero campus usque ad Bohum fl uvium protenditur”; „Imperii Chamii Perekopensis pars”49.

Na mapie starannie wypisano w kartuszach nazwy porohów i objaśniono ich charakter. Na rzece odpowiadają im oznaczenia literowe. Ich nazwy najczęściej są bardzo zniekształcone przez holenderskiego sztycharza. Nazwy porohów, które występują na mapie, przypominają te z diariusza Eryka Lassoty, lecz w odwrotnej kolejności. Kiedy ten opisał ich dwanaście, na mapie zaznaczono tylko dziewięć po-rohów50. Poza tym zamieszczono tam następującą legendę: „PROGI vel. POROHI Prog nostra lingua latinis limen signifi cat: sunt enim hic angustiae Borÿsthenis ob rupes quibus coarctatur aqua profl uentis ex ideo veluti per limen ex alto decidit cum tanto sonitu ac fragore ut ad tria miliaria exaudiri nonnumquam queat Vete-res Graeci talia loca καταδουπα a sonitu qui elonginquo exauditur vocare solebant. His similes Catharactae et in his magnis fl uminibus inveniuntur. [V]Istula vide-licet ad Gniew et Rheno ad Schauhusiam51. Niemene ad Runissÿszki52 Quaprop-ter in Borÿsthene quilicet magnis Europae fl uminibus non modo adaequandus sed et praeponendus est infra Porohas navigationem hae Catharactae inpediunt vltra autem et citra tutissimam magnis licet ac onerariis navibus vtpote triremibus nauigationem praebet”53. Nazwy katarakt albo progów Dniepru umieszczone na pierwszej części mapy to: „A. Kadak poroh [Kudak]”, „B. Bulilo poroh [Budzi-łowski]”, „C. Wolezny poroh [Wołnik]”, „D. Zwonier poroh [Dzwoniec]”. Druga część mapy Dniepru rozpoczyna się od Nienasyteckiego Porohu. W kartuszu zo-stały wymienione następujące porohy: „Nienasÿtecz poroh [Nienasytecki]”, „Suski poroh [Surski]”, „Woluy poroh [Wilny]”, „Walkanowa zaboia poroh [Woronowa zawora]”, „Tawutzany poroh alias limes [Towołżański]”.

Na pierwszej części mapy oznaczono jeszcze szereg obiektów geografi cznych, np. wysp na Dnieprze: „Baba” – powyżej ujścia rzeki Supoj54, „Wolczny oſtrow” – powyżej ujścia Samary do Dniepru, „Kraſny oſtrow Inſula ab amanitatem fodi-na”55 oraz inne: „PIWA MONTES”56, „Nigra silva”. Poza tym w drugiej części mapy Dniepru występują też legendy o charakterze geografi cznym ukazujące przede

48 Terytorium na Zadnieprzu pomiędzy rzekami Dnieprem, Sułą i Horołem.49 Chodzi o część Chanatu Krymskiego.50 S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 97.51 Ren w okolicach Szafuzy, zob. A. Piskozub, op.cit., s. 115.52 Niemen koło Rumszyszek. 53 Szczegółowy opis porohów dają E. Lassota (zob. Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy

Ukrainy, s. 66) oraz W. Beauplan (zob. ibid., s. 118). Por. Herodot, s. 45, 48–49.54 Na wyspie tej oznaczono kamienną rzeźbę z napisem „Baba”. O około dwudziestu rzeźbach

niedaleko od Siedmiu Majaków wspomina E. Lassota, zob. Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, s. 80.

55 Zapewne Kniaży Ostrów. Było to miejsce postoju przed ciężką przeprawą przez porohy, por. W. Serczyk, Na dalekiej Ukrainie. Dzieje Kozaczyzny do 1648 roku, Kraków–Wrocław 1984, s. 17.

56 Góry Piwa wspomina w swoim diariuszu E. Lassota, zob. Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, s. 65.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 83[83]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wszystkim różne aspekty stosunków hydrografi cznych57: „Boh sive Bog Latine Deum signifi cat celebris est fl uvius Podoliae quem pleriq[ue] Hippanim58 non nul-li [nonnulli] Axiacum innixi Herodoti sententiae [sententiis] appellant”; „ILMIEN LACVS [Liman Dnieprowy – J. Ł.], quem nonnulli sinum carcinitum appellant”59; „Ex his lacubus sal sole concoctum decerpitur“60.

Należy dodać, iż tak jak na głównej mapie, tak i na odwzorowaniu kartogra-fi cznym ukazującym Dniepr zaznaczone są w legendach różne nazwy tych samych rzek: Dniepr – „Dniepr fl uvius a Ptolemeo Borystenes vocatus”, Inguł – „INSKUL FLV[VIUS] aliis INGULA vocatus”, Ingulec – „INSKVLEC ab allis INGVLEC fl u[vius]”; „Ingulec vel Inskulec fl [uvius]”.

Jeśli chodzi o Morze Bałtyckie, na mapie radziwiłłowskiej określono je na-zwami pochodzącymi z języka niderlandzkiego – „De Oost See” i z łacińskiego – „Balticvm Mare”, Zalew Wiślany określono jako „Friſch haf ”, Mierzeję Wiślaną jako „Friſch nerung”, Zalew Kuroński jako „Curis haf ” i „Curonivs lacus”, Mierzeję Kurońską jako „Curiſch nerung”, a Zatokę Ryską jako „Sinus Magnus Livoniae”.

Poprawności przedstawienia sieci hydrografi cznej na mapie radziwiłłowskiej poświęcono już sporo miejsca w literaturze przedmiotu61. Odwołajmy się tu do oceny Janiny Piaseckiej, która przedstawienie rzek na mapie Wielkiego Księstwa Litewskiego określiła krótko jako „bardzo bogaty, ale dość zgeneralizowany obraz sieci rzecznej”62. W szerszym stopniu odniosła się do odwzorowania ukazanego na mapie dolnego Dniepru, uznając zawartą tam treść za bardzo szczegółową63.

Stosunkowo rzadko na mapie ukazane są sylwetki drzew, oznaczające wystę-powanie na danym obszarze lasów. Ikonki te układają się w wąskie pasy. W rezul-tacie tego celowego zabiegu twórców mapy można odnieść wrażenie małej lesisto-ści Wielkiego Księstwa Litewskiego nawet tam, gdzie w rzeczywistości występo-wały wielkie obszary leśne, na przykład na Polesiu, we wschodniej Białorusi czy w Puszczy Białowieskiej. Według Stanisława Alexandrowicza fundatorowi mapy, Mikołajowi Krzysztofowi Radziwiłłowi „Sierotce”, zależało na tym, aby ukazać Li-twę jako kraj zurbanizowany (o czym jeszcze dalej) i rozwinięty pod względem go-

57 Część z nich pełni funkcję znaków kartografi cznych miejsca, na tzw. prymitywach napiso-wych, por. J. Gołaski, Mapy pomiędzy pismem, obrazem a elektronicznymi środkami informacji (rela-cje strukturalne), PPK, t. 30: 1998, nr 4, s. 251–259.

58 Najczęściej spotykaną nazwą jest Hypanis.59 Zob. Karkinicka Zatoka, [in:] Europa Wschodnia, Azja Północna i Środkowa, Zakaukazie, część

ogólną oprac. E. Bajkiewicz-Grabowska i in., część hasłową oprac. L. Bazylow i in. (seria: Encyklope-dia geografi i świata), Warszawa 1997, s. 238.

60 O pozyskiwaniu soli z Limanu Dniepru wspominał M. Kromer, zob. idem, op.cit., s. 34. Pisał zresztą o tym już Herodot, zob. Herodot, s. 58.

61 Szerzej zob. S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 133–135. 62 J. E. Piasecka, Dzieje hydrografi i polskiej do 1850 roku, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970,

s. 52.63 Ibid., s. 54–55.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [84]84

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

spodarczym, a większe zalesienie kłóciłoby się z takim właśnie obrazem Wielkiego Księstwa Litewskiego64.

Rzeźbę terenu, a konkretnie wyższe wyniesienia, oznaczono symbolicznie w po-staci kopczyków, przede wszystkim w Karpatach (głównie na Rusi Czerwonej).

OBJAŚNIENIA SYMBOLI I KRAJOBRAZ KULTUROWY

Z punktu widzenia badań nad przestrzenią osadniczą uwagę zwraca legenda mapy zawarta w pięknie rytowanym kartuszu okuciowym, zwieńczonym herbem Wielkiego Księstwa Litewskiego – „Pogonią” i podtrzymywanym przez dwa putta. Poniżej tarczy znajduje się adres wydawniczy mapy. W owalnym kartuszu zaty-tułowanym „SIGNORVM vel CARACTERVM DECLARATIO” mamy dziewięć sygnatur oznaczających: duże miasto („Vrbs”); miasto („Civitas”); miasto będące siedzibą wojewody („Civitas cum Palatinatu”); miasto „sądowe”, albo „powiatowe”, w którym rozpatrywane są sprawy szlachty („Civitas judicialis vel districtualis ubi causae Nobilium disceptantur”); siedzibę księcia („Domicilium Ducum”); siedzi-bę biskupa łacińskiego („Sedes Episcopi Romani”); siedzibę biskupa „greckiego”, którego pospolicie nazywają „władyką” („Sedes Episcopi Graecorum quasi vulgo Wladicas appellant”); miasteczko („Oppidum”); wieś z dworem szlachcica („Pagus cum domo Nobilis”). Ponadto w treści mapy, choć nie uwzględniono tego w le-gendzie, ponieważ nie zastosowano odrębnych sygnatur, lecz oznaczenie opiso-we, naniesiono klasztory („monasterium”) i inne miejsca kultu religijnego65 oraz uroczysko z ruinami („Swiecelnow uroczyßcze”66). Interesujące oznaczenia sieci osadniczej znalazły się też na mapie dolnego biegu Dniepru, gdzie w kartuszu rol-werkowym objaśniono cztery rodzaje miejscowości: miasto chrześcijańskie („Civi-tas christianorum”); miasto tatarskie („Civitas Tartarorum”), zniszczony gród lub miasteczko chrześcijańskie („Arx vel Oppidum christianorum dirutum”); spusto-szony gród tatarski („Arx Tartarorum vastata”)67.

Część miejscowości scharakteryzowano za pomocą określenia „Ducatus”. Dotyczy to przede wszystkim ówczesnych siedzib ruskich rodów kniaziowskich w Kowlu, Korcu, Wiśniowcu, Zasławiu i Zbarażu. Dawne siedziby kniaziowskie wyróżniono terminem „Olim ducatus”. Umieszczono je przy Czartorysku, Du-browicy, Holszanach, Kobryniu oraz Włodawie. Najważniejsze siedziby książęce oznaczono znakiem grafi cznym zawartym w objaśnieniu symboli jako „Domici-lium ducum”. Dotyczy to siedzib Radziwiłłów z nieświeskiej i birżańskiej linii (Bir-że, Dubinki, Nieśwież, Ołyka), Ostrogskich (Ostróg) oraz Giedrojciów (Giedroj-cie). Ponadto w ten sam sposób oznaczono Królewiec jako główną siedzibę władcy Prus Książęcych oraz Mitawę68, stolicę księstwa Kurlandii i Semigalii.

64 S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 125.65 Ibid., s. 118.66 Na mapie generalnej Ukrainy Beauplana z 1648 r. oznaczone jako miasteczko „Switełnow”, na

mapie z 1660 r. „Switełna”, obecnie wieś Switilnia nad rzeką Trubież.67 Zob. H. Merczyng, op.cit., s. 217. 68 Obecnie łotewska Jelgava.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 85[85]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Spośród miejscowości wyróżniono także siedziby biskupstw rzymskokatolic-kich (Włocławek, Płock, Chełm, Przemyśl, Lwów, Łuck, Wilno, Wornie, Wen-den); pominięto zaś Kraków, Kamieniec Podolski, Kijów, Chełmżę i Frombork). Oznaczono też siedziby biskupstw obrządku wschodniego: Wilno, Łuck, Lwów, Pińsk (nie uwzględniono Włodzimierza, Kijowa, Brześcia, Połocka i Przemyśla). Ani w pierwszym, ani w drugim przypadku nie odróżniono arcybiskupstw od bi-skupstw69.

Przy dwóch miejscowościach mamy informację o charakterze ekonomicznym – Bochnia i Wieliczka określone zostały jako kopalnie soli.

Na obszarze Warmii i Prus Książęcych pojawiły się też polskie odpowiedniki nazw miejscowości: dla Olsztyna – „Olsztyn”, dla Tylży – „Tylsa”, dla Koadiuten (lit. Katyčiai) – „Kotyca”. Podwójna nazwa podana jest dla Pisza – „Iohansburg Polo[ne] Pis”.

W sumie na mapie Wielkiego Księstwa Litewskiego naniesiono 1020 punk-tów osadniczych, z czego 543 znalazły się w granicach po 1569 r. (53% znajdują-cych się na mapie, lecz aż 66% spośród nich pojawia się po raz pierwszy). Dla tej partii mapy T. Makowski mógł posłużyć się mapą księstwa połockiego Stanisława Pachołowieckiego z 1580 r. Z kolei na terenach ruskich Korony znajduje się 215 miejscowości (województwo bracławskie – 12, województwo kijowskie – 66, woje-wództwo wołyńskie – 76, województwo ruskie – 61)70.

Na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego oznaczono odpowiednimi nazwa-mi krainy geografi czno-historyczne: Polesie – „POLESIA”, Żmudź – „SAMOGI-TIA”, ziemia rzeczycka – „Rzeczycensis terra”, włość rohaczowska – „Rohaczo-viense Territorium”, księstwo słuckie – „Slucensis Ducatus”, powiat mohylewski – „MOHILOVIE[N]SIS DISTRICTVS”.

Poza tym na mapie występują nazwy krajów sąsiadujących z Litwą i różnych prowincji Korony: „PRVSSIA”, „CVIAVIAE PARS PROVINCIAE MAIORIS PO-LONIAE”, „MINORIS POLONIAE PARS”, „RUSSIA RUBRA”, „PODOLIA”, „Pod-lachia”, „CVRLANDIAE DVCATVS”, „SEMIGALLIA”, „LIVONIAE PARS”, „Po-kutiae [Pokucie] pars”, „DVCATVS SEVERIENSIS [księstwo siewierskie] PARS”, „OSILIAE [Ozylia] PARS”, czy wreszcie informacja o przygranicznych terenach państwa moskiewskiego („MAGNI DVCIS MOSCOVIAE CONFINIA”). Należy też zaznaczyć, że na mapie radziwiłłowskiej, po raz pierwszy w dziele kartogra-fi cznym, pojawia się nazwa „Ukraina”, którą tu utożsamiono z określeniami „Niż”

69 J. Łuczyński, Kwestie wyznaniowe na dawnych mapach Rzeczypospolitej – XVI – pierwsza połowa XVIII wieku, [in:] Polityka, religia, edukacja. Studia z dziejów XX i XXI wieku. Dedykowa-ne Profesorowi Ryszardowi Michalskiemu, red. Z. Karpus, K. Kącka, P. Tomaszewski, Toruń 2010, s. 425–426.

70 Idem, Ukraina na mapie Wielkiego Księstwa Litewskiego Tomasza Makowskiego z 1613 r., tzw. radziwiłłowskiej, [in:] Минуле і сучасне Волині та Полісся. Олика і Радзивілли в історії Волині та України. Наковий збірнік, вип. 18: Матеріали XVIII Всеукраіїнскої науково-практичної історико-краєзнавчої конференції, 25 квитня 2006 p., м. Луцък – смт. Олика, Луцък 2006, s. 23.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [86]86

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

i „Wołyń dalszy”: „VOLYNIA VLTERIRIOR, quae tum VKRAINA tum NIS ab aliis vocitatur”71.

Na mapie dolnego odcinka Dniepru większość miejsc oznaczono jako ruiny miast chrześcijańskich i tatarskich72. Umieszczone tam legendy dotyczą zarówno ruin, jak i ważnych miast: „Viva vestigia arcis Siemimaiki73 extant enim in hanc usq[ue] diem muri collem cingentes in ipso autem colle templum ac domus mu-rata ad huc conspiciuntur”; „Ostam kirmen74. Arx murata Tartarorum sed ob assi-duos kozakorum incursus a Tartaris deserta eam namq[ue] Wisniouiecius pulu-ere tormentario sub posito euerterat”; „Oczakow primarium oppidum Scÿtarum75 quod a Czÿrkassy 67 a Catarktis 30, a Bialogrodo 20 miliaribus distat”; „Perekop. Domicilium Ducis Scytarum distat Oczakovia 20 ab Ostamkirme[n] totidem mi-liaribus”; „Balneum Vitoldi”76.

TREŚĆ HISTORYCZNOETNOGRAFICZNANa mapie radziwiłłowskiej występuje szereg informacji o treści historycz-

nej. Na karcie przedstawiającej obszar Wielkiego Księstwa Litewskiego zamiesz-czono legendy poświęcone dziejom Litwy. O historycznej wartości tych przeka-zów świadczy ścisłość zawartej w nich wiedzy77. Większość z nich dotyczy wojen z Moskwą, czyli wydarzeń z niedalekiej przeszłości: „Wieliss capitur a Stephan[o] 1579”78; „Moschorum irruptiones, Lithuani arcent ac repellunt”79. Zawarta jest

71 S. Alexandrowicz uważa, że użycie przez T. Makowskiego określenia „VOLYNIA VLTERI-RIOR”, świadczy o jego słabej znajomości Kijowszczyzny, bo o nią tu w rzeczywistości chodziło. Z kolei według Henryka Łowmiańskiego jest to pozostałość dawnej tradycji lub ślad wołyńskiej ko-lonizacji na tym terenie, por. S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 130–131; H. Łowmiański, Rola historyczna Wołynia w starożytności i we wczesnym średniowieczu, [in:] Z polskich studiów slawi-stycznych. Seria 2. Historia. Prace na V Międzynarodowy Kongres Slawistów w Sofi i, Warszawa 1963, s. 27–28; J. Łuczyński, Ukraina na mapie Wielkiego Księstwa Litewskiego, s. 23.

72 H. Merczyng, op.cit., s. 217.73 E. Lassota miejsce to nazywa „Siedni Majaki”; nazwa ta funkcjonowała w tradycji ludowej jako

„Siedem Majaków”, do dziś koło Berysławia istnieje uroczysko Siedem Majaków, por. Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, s. 80. Ofi cjalna turecka nazwa to Kyzy Kermen, obecnie Bery-sław. Za przekazane informacje dziękuję dr. Władysławowi Berkowskiemu z Kijowa.

74 Asłam Kermen lub Islam Kermen, obecnie Kachowka. W górę Dniepru leży Rohat Kirmen (Rohat Kermen), obecnie Hornostajewka.

75 Mianem Scytów określa autor Tatarów. Obie nazwy stosowane są na mapie najwyraźniej wy-miennie.

76 Określenie to występuje na mapie dwukrotnie. „Witoldową Łaźnią” nazywano komorę celną, wybudowaną przez księcia Witolda u Tawańskiego Brodu dla karawan idących z Kaff y do Kijowa. W pobliżu znajdowała się również dogodna przeprawa tatarska, którą na swojej mapie Dniepru ozna-czył W. Beauplan, por. TRACTVS BORYSTHENIS VULGO DNIEPR ET NIEPR DICTI, A CHORTI-KA OSTRO AD URBEM OCZAKOW UBI IN PONTVM EUXINUM se EXONERAT, wydany przez J. Blaeua w Amsterdamie w 1662 r., zob. Słownik geografi czny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich (dalej cyt. SGKP), t. 13, red. B. Chlebowski, Warszawa 1893, s. 672.

77 W. Iwańczak, Kilka uwag o dawnej mapie, s. 57.78 Wieliż został zdobyty przez Stefana Batorego podczas kampanii w 1580 r.79 Informacji o „wycieczkach” wojsk moskiewskich na Litwinów towarzyszy scena ikonografi cz-

na przedstawiająca walki konnicy na obszarze tzw. Bramy Smoleńskiej.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 87[87]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

też na mapie interesująca ocena siły zamku witebskiego, jako najbezpieczniejszej twierdzy chroniącej Litwę przed Moskwą: „Witepsk tutissimum totius Lithuaniae propugnaculum adversus incursus Moschorum”. Większy passus poświęcono tak-że zwycięstwu odniesionemu przez Mikołaja Radziwiłła „Rudego” w bitwie pod Czaśnikami (nad rzeką Ułą) w styczniu 1564 r.: „Anno 1564 ad Vłam arcem ca-esus est Moschorum exercitus 30000 hominum duce Siuiscio a Nicolao Radziwił in Dubinki et Birze duce auspiciis Sigismundo Augusti”80, a także bitwie pod Orszą z 1514 r.: „Hic a Constantino Duce in Ostrog caesus est exercitus Moschi 40000 auspiciis Sigismundi primi Anno 1514”81. Zamieszczono także wzmiankę o utracie w roku 1563 Połocka i jego odebraniu przez króla Stefana: „Anno 1563 Polotia sub Sigismundo Augusto Rege Poloniae a Moscho ademptae a Stephano autem Rege recuperata”, oraz nieścisłą informację o przyjęciu w 1559 r. przez króla Zygmunta Augusta w opiekę Infl antczyków, wcześniej uciskanych przez Moskwę: „Livones in fi dem ac clie[n]telam Sigismundi Augusti Regis Poloniae Moscoviticis armis atq[ue] tirannide oppressi Positoliae suscipiuntur An[no] 1559”82. Na mapie jest też informacja o Kiernowie jako pierwszej stolicy Litwy: „Kiernow primum Duci Lith[uaniae] domicilium”83. Ponadto na mapie znalazły się wzmianki o moście na rzece Mierei podzielonym pomiędzy Litwinów i Moskwę („Huius pontis mediam partem nostri mediam vero Moschi confi ciunt ac reparant”); o wybudowaniu zamku Morawiesk przez Moskwę („Morawiesk arx nuper a Moschis extructa”)84 i założeniu miasteczka Korsuń przez Stefana Batorego („Korsun oppidum a Rege Stephano extructum [exstructum] Anno 1581”)85. Bez komentarzy przedstawiono płonący zamek Sokół (zdobyty przez wojsko króla Stefana w 1579 r.)86, namioty pod obleganymi i zdobytymi przez Batorego Wielkimi Łukami, a także rysunki szyków bitewnych pod Toropcem87.

80 Maciej Stryjkowski podaje w swojej kronice, że wojska moskiewskie dowodzone przez kniazia Piotra Szujskiego straciły na polu bitwy 25 000 żołnierzy (oczywiście są to dane mocno przesadzo-ne), a kolejne 5000 Moskali zbiegło do Połocka, zob. M. Stryjkowski, Kronika polska, litewska, żmódz-ka i wszystkiej Rusi, t. 2, Warszawa 1846, s. 414–415.

81 Na mapie napis ten umieszczony został koło Radomla, lecz odnosi się do bitwy pod Orszą. Liczbę 40 000 poległych (na ogólną liczbę 80 000) żołnierzy moskiewskich wymienia M. Stryjkowski, zob. idem, op.cit., t. 2, s. 378–385.

82 W 1559 r. stany infl anckie poddały się pod protektorat Zygmunta Augusta jako polskiego i litewskiego władcy, natomiast układ w Pozwolu (na mapie „Positoliae”) został zawarty w 1557 r., oznaczając de facto zawarcie sojuszu polityczno-wojskowego Infl ant z Litwą przeciw Moskwie, zob. M. Stryjkowski, op.cit., t. 2, s. 410.

83 Dzisiaj, choć niedawne odkrycia archeologiczne potwierdziły istotną rolę Kiernowa u zarania państwowości Litwy, większość współczesnych historyków litewskich wypowiada się ostrożnie na temat pełnienia funkcji stołecznego ośrodka przez ten gród, zob. Z. Kiaupa, J. Kiaupienė, A. Kunce-vičius, Historia Litwy. Od czasów najdawniejszych do 1795 roku, tłum. P. Grablunas, Warszawa 2008 (wyd. 1, dodruk), s. 42–45; por. M. Stryjkowski, op.cit., t. 1, Warszawa 1846, s. 251.

84 Obecnie to miejscowość Moriwsk na Ukrainie.85 Mowa tu o lokacji miasta, która faktycznie nastąpiła w 1584 r., zob. SGKP, t. 5, red. F. Sulimier-

ski, B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1884, s. 35.86 O płonącym zamku Sokół pisał M. Stryjkowski, zob. idem, op.cit., t. 2, s. 430.87 Zob. ibid., s. 435.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [88]88

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Jeszcze bogatsza treść historyczna zawarta jest na mapie Dniepru. Autor sta-rał się wyjaśnić genezę i rolę niektórych miejscowości naddnieprzańskich, szcze-gólnie na odcinku poniżej Czerkas: „Czÿrkassÿs88. Tradunt pleriq[ue] Czÿrkassos esse reliquias veterum illorum Cÿmbrorum89 qui a Homero Cÿmerÿ90 vocantur: Ferunt[que] eos magna ex parte Machometana religione uti quod ego affi rmare non audeo cum ominbus constet [constat] eos Ruthenos esse Graecamq[ue] re-ligionem profi teri”. Ponadto znalazły się tu informacje na temat sposobów pro-wadzenia walk na tych terenach z Tatarami (określanymi tu jako Scytowie): „Hic Scythae latitare donec omnes conueniant inuasuri nostras regiones solent”91; „Hic velites cum veniunt tutos se a quibusuis periculis esse existimant”92.

Na mapie poniżej porohów autor umieścił legendę dotyczącą wyspy Chortycy, w której opisał krótko postać Dymitra „Bajdy” Wiśniowieckiego i jego rolę jako przywódcy kozackiego i założyciela pierwszej Siczy zaporoskiej: „Chorcica. Locus est ad Borÿsthenem, Demetrÿ Wisniowieccÿ antiquissimae Prosapiae Herois oe-conomia militari clarissimus hic enim sedem ac fi rmamentum sui roboris statuerat dimidiumq[ue] eius loci muro cinxerat, qui natura adeo munitus extitit ut Ducis vel Chami Perekopensis ac totius illius Hordae vires et impetum tam diu sustinere potuerit donec longa obsidione carens Wisniowieccius rebus advictum necessariis equos cogeretur absumere ad extremum nauiculis conscensis Porohos superauerit saluisq[ue] suis omnibus incolumis Czÿrkassos peruenerit”93.

88 Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego autor powiązał Czerkasy z Czerkiesami, wywo-dząc ich od starożytnych ludów. Najprawdopodobniej odwołał się do Zygmunta Herbersteina, który używa dwukrotnie określenia „Circassi”, pierwszy raz w opisie Tatarów, gdzie mowa o Czerkiesach żyjących w górach, na południe od rzeki Kubań; po raz drugi w opisie Litwy, w odniesieniu do Koza-ków naddnieprzańskich (S. Herberstein, Rerum Moscoviticarum commentarii [...], Antverpiae 1557, k. 108v, 111v). Zob. również: A. Kappeler, Herberstein als Etnograph. Die Nichtrussen des Moskauer Reiches und an dessen Grenzen in der „Moscovia“, [in:] Russland, Polen und Österreich in der Frühen Neuzeit. Festschrift für Walter Leitsch zum 75. Geburtstag, hrsg. v. Ch. Augustynowicz i in., Wien––Köln–Weimar 2003, s. 70. Bogatsze informacje na temat Czerkas podają E. Lassota i W. Beauplan, zob. Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, s. 64–65, 114.

89 Cymbrowie – plemię pochodzące z Półwyspu Jutlandzkiego; jest nieprawdopodobne, aby do-tarli w dorzecze Dniepru, raczej nie mają nic wspólnego z ludem Kimeriów, ani mitologicznym, wspomnianym przez Homera, ani rzeczywistym, por. J. Wolski, Historia powszechna. Starożytność, Warszawa 1996 (wyd. 6), s. 351–353.

90 W Odysei Homera mowa o Kimeriach, zob. Homer, [in:] M. S. Bodnarski, op.cit., s. 27. Kime-riowie mieli niegdyś zamieszkiwać ziemie południowej Ukrainy. Cymbrów i Kimeriów powiązał już Plutarch, por. J. Strzelczyk, Odkrywanie Europy, Poznań 2000, s. 103, 195. Wiadomo, że T. Makowski informację o Kimeriach i Cymbrach zaczerpnął z kroniki M. Stryjkowskiego, por. idem, op.cit., t. 1, s. 28.

91 Nad rzeką Tyśmienicą („TYSZMIEN FLV.”) przy Czarnym Lesie („Nigra ſylva”) brał swój po-czątek tzw. Czarny Szlak, którym Tatarzy ruszali w głąb Ukrainy, zob. SGKP, t. 7, red. B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1886, s. 269.

92 Mowa o Kozakach uchodzących za porohy. Miejsce oznaczone naprzeciw Kudaku.93 E. Lassota skupił się na przekazaniu informacji na temat położenia Chortycy, zob. Eryka Las-

soty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, s. 67, 80. Z kolei W. Beauplan ukazał walory obronne wy-spy, zob. ibid., s. 119.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 89[89]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Naprzeciw na Dnieprze oznaczono wyspę Chortycki Ostrów („Chorczycki oſtrow”). Dalej mamy charakterystykę wyspy Tomakówki94: „Tomakowka. Olim oppidum erat ut ruina testantur, nunc autem insula est in Borÿsthene eodem no-mine gaudens in qua Nisoÿ kozacÿ tanquam in arce fi rmissima habitant confi den-ter”. Naprzeciw na Dnieprze jedną z wysp oznaczono jako Ostrów Temakówka („Temakowka oſtrow”).

Interesująca jest także zamieszczona na mapie charakterystyka Kozaków, stąd przytaczamy tu jej tłumaczenie w całości95: „O Kozakach. Kozacy to lud żołnierzy przemieszany z [osób] prywatnych pozbawionych szlachectwa i unikających pań-szczyzny. Dawniej używali lekkiej broni, oczywiście łuków, włóczni, lekkich dział; z tego powodu byli nazywani lekkozbrojnymi. Teraz zaś używają dział fortecznych i wszelkich rodzajów [broni], niewykorzystywanych w poprzednich latach. Wio-dą oni życie przy porohach czy też kataraktach, na wyspach Dniepru, wystawie-ni na wszelkie burze. Podlegają dowództwu najwyższego dowódcy wojsk Polski. Wodza wybierają spośród siebie; wybranego łatwo zdejmują z funkcji; kiedy zaś nie wiedzie mu się dobrze w kolejnych sprawach, niekiedy [go] zabijają. Kiedy zaś cierpią na niedostatek żołdu, mają zwyczaj skrycie najeżdżać miasta sąsiednie i po ich spustoszeniu obciążeni łupem wracać, jak wtedy gdy pod dowództwem Podkowy96 złupili i spustoszyli miasto sułtana Turków – Tehinię w Mołdawii. Jeśli zaś nie nadarzy im się okazja do łupów, tak pożądliwie domagają się [pożywienia] w ojczystych stronach, że niekiedy ich dzikie ataki ze stratą [dla tych stron] są powstrzymywane”97.

94 Według niektórych badaczy to na wyspie Tomakówce znajdowała się pierwsza Sicz zaporoska, por. A. Gurbik, Pierwsza Sicz Zaporoska na Tomakówce, Kwartalnik Historyczny, R. 109: 2002, nr 3, s. 67–85.

95 Można przypuszczać, że jest to pierwsza opublikowana informacja o obyczajach Kozaków, która trafi ła do Europy Zachodniej jeszcze przed wydaniem Opisu Ukrainy W. Beauplana.

96 Jan Podkowa w listopadzie 1577 r. najechał wraz z Kozakami zaporoskimi Mołdawię. Pozbawił władzy hospodara Piotra V Kulawego, sam rozpoczynając zaledwie kilkutygodniowe rządy w Mołda-wii jako Jan IV. Wkrótce został pokonany przez wojska siedmiogrodzkie Krzysztofa Batorego. Zbiegł do Polski, gdzie pod naciskiem Turcji z rozkazu Stefana Batorego został stracony we Lwowie 16 VI 1578 r., zob. Гетьмани України, Харків 2007, s. 33–35.

97 „DE KOZACYS. Kozacÿ est genus militum ex honore privatis expulsis laboremq[ue] evitanti-bus confl atum. Hi armis levibus antea utebantur, unde et Velites dicti sunt, arcubus videlicet frameis, bombardis levioribus: nunc autem tormenta muralia et omne genus, annorum antea illis inusitatum, usui est. Hi itaq[ue] vitam ad Porohas sive Cataracta in insulis Borÿsthenis, sub casis quibusuis tem-pestatibus expositi, degunt, in obedientia atq[ue] suprema [supremo] exercituum Poloniae praefecti continentur. Ducum [Ducem] inter se eligunt, electum facile deponunt, infeliciter autem illi rebus succedentibus nonnunquam trucidant tum vero inopia annonae laborant, clam civitates vicinis in-vadere et illis depopulatis praeda onusti reverti Solent, ut Duce Podkowa Tehiniam Moldaviae ko-sinscio kozlonum. Turcarum Imperatoris civitates depraedati ac depopulati sunt. Si vero ad exteros eundi occasio sese illis non obtulerit ita paternis inhiant possessionibus ut non nunquam feroces eorum impetus cum detrimento reprimantur”.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [90]90

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

WYKONANIE MAPY

O sposobie wykonania mapy dowiadujemy się z umieszczonej na niej (w ozdob-nym kartuszu) informacji. T. Makowski usprawiedliwiał się tu z faktu pewnych nieścisłości w wyrysowaniu położenia granic Wielkiego Księstwa Litewskiego i in-nych miejsc, pisząc, iż może to wynikać ze stosowania różnych miar odległości („bowiem litewskie mile rozleglejsze są od polskich, ruskie zaś i podolskie od li-tewskich”): „Spectatori humano. Regiones M[agno] Ducatui Lithuaniae adiacentes non tam enueleate [inuelate] quam res ipsa postulabat Caliorum Geographorum morem secuti in hanc tabulam inscripsimus: hic enim M[agnus] D[ucatus] Lit-huaniae ut antiquis terminis continebatur accurate ac diligenter describitur, qua-re non mireresi [mirerare] quantitati circino secundum miliarium longitudinem hic expresse quiuis [quius] locus exacte non respondebit: iter enim obliquum, ac niaequalitas [inaequalitas] miliarium cum Lithuanica Polonicis, Russica item ac Podolica Lithuanicis ampliora sint, id effi ciunt”98. Odległości określane były na podstawie itinerariów oraz danych dostarczonych przez miejscowych informato-rów99. Samodzielnych pomiarów w terenie dokonywał także sam T. Makowski100. Najważniejsze było w tym wypadku wyznaczanie odległości pomiędzy poszcze-gólnymi miejscowościami. Wspomina o takim sposobie pozyskiwania informa-cji także nieznany autor w liście adresowanym do Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki”101. Dlatego mogą zachodzić różnice dla poszczególnych krain, gdzie ist-niały różne miary długości. Stąd na mapie podano trzy rodzaje mil.

Stanisław Alexandrowicz udowodnił, poprzez zestawienia wykonane na pod-stawie tablic synoptycznych, iż faktycznie skrajne fragmenty mapy były przery-sowane z wcześniej wykonanych map Polski i ziem sąsiednich, z ewentualnymi uzupełnieniami102. Ziemie polskie wykreślono na podstawie map: Polonii Ber-narda Wapowskiego z 1526 r., Polonii Wacława Grodeckiego z atlasu Abrahama Orteliusa z 1570 r., oraz Sarmacji Europejskiej Andrzeja Pograbki z 1570 r.; Prusy przedstawiono na podstawie mapy Kacpra Hennebergera z atlasu A. Orteliusa z 1584 r.; Infl anty – mapy teatru wojen z Moskwą Macieja Strubicza z 1589 r. Pod-stawą źródłową dla ukazania pogranicza moskiewskiego były mapy Litwy i Mos-kwy z atlasu Gerharda Mercatora z 1595 r., ponadto mapa M. Strubicza.

Należy podkreślić generalnie dużą dokładność wykonania mapy radziwiłłow-skiej. Można ją ocenić na podstawie sporządzonej siatki zniekształceń103 oraz wy-ników badań, jakie przeprowadził już w 1913 r. Henryk Merczyng104. Jednolitym

98 Por. J. Łuczyński, Sposoby wykonywania map, s. 216–220.99 O podobnej metodzie zbierania materiałów źródłowych wspominał ponad pół wieku później

Józef Naronowicz-Naroński, por. idem, op.cit., s. 31.100 T. Kempa, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, s. 210–212.101 S. Alexandrowicz, Rozwój kartografi i, s. 10–11, przyp. 10.102 Idem, Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego, s. 44–49.

103 J. Łuczyński, Analiza dokładności, ryc. 1: „Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego z naniesioną siatką zniekształceń”.

104 H. Merczyng, op.cit., s. 218–222.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 91[91]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

fragmentem siatki zniekształceń o najmniejszych deformacjach jest obszar Wiel-kiego Księstwa Litewskiego w granicach po 1569 r. Za najbardziej regularny można uznać układ siatki zniekształceń w centralnej części Wielkiego Księstwa Litewskie-go, ograniczony południkami 23°–28° E i równoleżnikami 53°–56° N w okolicach Wilna i Kowna, gdzie zauważyć można w miarę regularne prostokąty. Odpowiada to również informacji, jaką podał autor w kartuszu na temat sposobu wykonania mapy. Największe zniekształcenia występują na ziemiach pogranicznych z Mos-kwą. Odchylenia południków siatki zniekształceń występują głównie na bagnach Polesia. Jest to zrozumiałe ze względu na trudny dostęp do tych terenów.

Z terenów poza Wielkim Księstwem Litewskim najbardziej wiernie zosta-ły przedstawione Prusy Książęce. Deformacje są również na obszarze Korony, szczególnie w Małopolsce i na Kujawach. Niewielkie zniekształcenia występują na Ukrainie, którą skartowano na podstawie materiałów dostarczonych od infor-matorów105. Układy współrzędnych pokrywające Ukrainę i Wielkie Księstwo Li-tewskie są zbliżone do siebie. Na obszarze Ukrainy południki przebiegają raczej regularnie, z wyjątkiem doliny Dniepru. W dolnym prawym rogu mapy na siatce zniekształceń pojawia się południk 32° E (według Greenwich), który nie występuje na badanej mapie. Podobnie jest z równoleżnikiem 49° N, gdzie na mapie wystę-puje miasto Kamieniec Podolski. Jest to celowy zabieg skupienia treści, wykonany przez autora mapy, aby nie powiększać powierzchni mapy. Widać, że T. Makowski zamierzał zmieścić na mapie ważne miasta pogranicza, których nie objąłby po-prawnie wyrysowany obraz kartografi czny.

Analizując przebieg południków i równoleżników tworzących siatkę znie-kształceń, można więc wyróżnić sześć obszarów o odmiennej strukturze kartogra-fi cznej: Wielkie Księstwo Litewskie w granicach po 1569 r., fragment obszaru Ko-rony w granicach sprzed 1569 r., pogranicze moskiewskie, Prusy Książęce, większa część Ukrainy. Dodatkowo wymienić należy Kurlandię i nieznaczny fragment Inf-lant, pokryty tytułowym kartuszem106.

Już H. Merczyng dowiódł, iż większość (kilkadziesiąt) najważniejszych punk-tów na mapie zostało określonych metodami astronomicznymi. Z pomiaru 33 miejscowości (siedzib powiatów, województw i rezydencji książęcych) otrzyma-no następujące wyniki: średni błąd długości geografi cznej wyniósł 22 km; śred-ni błąd szerokości geografi cznej – 46 km; średni błąd położenia miejscowości – 51 km. Najmniejsze błędy szerokości geografi cznej określono dla miejscowości: Mińsk (2’), Nowogródek (1’), Połock (1’), Pińsk (1’)107. Dla długości geografi cznej 13 miejscowości (spośród 33) błąd wyniósł poniżej 30’. Dla Nieświeża pomiar zo-stał wykonany najbardziej precyzyjnie, tzn. długość geografi czna tego miasta jest zgodna z rzeczywistością. Zastanawiająco dokładnie określono długość Krakowa

105 J. Łuczyński, Sposoby wykonywania map, s. 218. 106 Idem, Analiza dokładności, s. 369–370; por. ibid., ryc. 1. „Mapa Wielkiego Księstwa Litew-

skiego z naniesioną siatką zniekształceń”.107 Pomiary wykonywane na podstawie określenia wysokości kątowej gwiazd.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [92]92

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

(błąd sięga zaledwie 2’), zapewne na podstawie wcześniejszych ustaleń Mikołaja Kopernika. H. Merczyng uważał, iż położenie Nieświeża ustalono w odniesieniu do Krakowa, a pozostałe miejscowości na Litwie – w odniesieniu do Nieświeża108.

OPIS LITWY TOMASZA MAKOWSKIEGO

Bardzo interesującym elementem całości kompozycji jest tekst objaśniający109, dołączony do samoistnego wydania mapy z 1613 r. Nie umieszczano go w kolej-nych wydaniach atlasowych, ze względu na i tak wielką powierzchnię mapy. Do-piero w 1635 r. umieszczono go w atlasie W. J. Blaeua jako osobny opis na odwrocie mapy. Tekst stanowi krótką charakterystykę Litwy i jej stolicy, Wilna. Zawiera tak-że opis obyczajów Litwinów oraz omówienie ważnych wydarzeń z dziejów Litwy: chrztu Jagiełły, unii lubelskiej, unii brzeskiej z 1596 r., rozwoju reformacji i innych. Autor chciał czytelnikom mapy przekazać rzetelną wiedzę, obalając przy tym nie-ścisłości i stereotypy, jakie powtarzano na temat Litwy w Europie Zachodniej, a do czego przyczynił się w XV w. Eneasz Sylwiusz Piccolomini110. Twórcy mapy radzi-wiłłowskiej wyraźnie polemizowali też (choć bez podania konkretnych nazwisk) z Zygmuntem Herbersteinem111 oraz Georgiem Braunem, autorem opisu Wilna, dołączonego do widoku miasta w Civitates Orbis Terrarum Fransa Hogenberga112. T. Makowski wyraźnie przeciwstawiał się bałamutnym informacjom na temat Li-twy, spotykanym u innych autorów, podkreślając fakt przemierzenia przez siebie prawie całego państwa litewskiego. Tym samym wzmacniał wiarygodność swego wywodu. Makowski zaprzeczał między innymi faktowi rzekomo trudnego dostę-pu do Litwy. Twierdzono bowiem, że kraj ten dostępny jest ze względu na słabe szlaki komunikacyjne jedynie zimą. Tymczasem z dołączonego do mapy radzi-wiłłowskiej opisu wynika, że można się tam dostać drogą „pewną i pozbawioną przeszkód”.

Pierwsze informacje zawarte w tym opisie dotyczą krajobrazu geografi czno--przyrodniczego Wielkiego Księstwa Litewskiego (w granicach po 1569 r.). W opi-

108 H. Merczyng, op.cit., s. 203–227.109 Przedruk tekstu łacińskiego zob. w: J. Jakubowski, W sprawie mapy Litwy Tomasza Makow-

skiego (1613), Przegląd Geografi czny, t. 1: 1919, s. 302–304, przyp. 1; tłumaczenie na język białoruski zob. w: M. Спiрыдонаў, Беларусь [I], załącznik 5, s. 45–48; por. reprodukcję tekstu z mapy oraz jego tłumaczenie na język angielski w: Lithuania on the Map, s. 388–389.

110 I. Zarębski, Stosunki Eneasza Sylwiusza z Polską i Polakami, Kraków 1939, s. 96–130; M. Cha-chaj, Znajomość dzieł Eneasza Sylwiusza Piccolominiego w dawnej Polsce, Czasy Nowożytne, t. 4: 1998, s. 113–126; J. Smołucha, Krąg znajomych i przyjaciół Eneasza Sylwiusza Piccolominiego z Czech i Polski. Z dziejów humanizmu w Europie środkowej w XV wieku, [in:] Wspólnoty małe i duże w spo-łeczeństwach Czech i Polski w średniowieczu i w czasach nowożytnych, red. W. Iwańczak, J. Smołucha, Kraków 2010, s. 83–94.

111 Por. http://www.vostlit.info/Texts/rus8/Gerberstein/frametext8.htm (dostęp z 14 I 2012 r.).112 Tekst łaciński i jego tłumaczenie zob. w: Lithuania on the Map, s. 208–209; por. Dantiscum

Emporium Totius Europae Celeberrimum. Gdańsk i Bałtyk na mapach, widokach oraz dokumentach ze zbiorów Tomasza Niewodniczańskiego (Bitburg, Niemcy). Katalog wystawy, Ratusz Głównego Miasta Gdańska, październik 2004–styczeń 2005, autorzy katalogu K. Kozica, J. Pezda, tłum. A. Bartezky, Gdańsk 2004, poz. G 66, s. 156.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 93[93]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

sie geografi cznym w pierwszej kolejności wymienione zostały żeglowne rzeki: Niemen – „Chronon Niemen”, Dźwina – „Rubon Dzwina”, Dniepr – „Borysthe-nes Dniepr”, Bug – „Bugus”, Prypeć – „Pripetius”, Wilia – „Vilia”, Berezyna – „Be-reszyna”, Szczara – „Szczara”, Święta – „Swieta”, Niewiaża – „Nieuiaza”, Świsłocz – „Swislocz”, Słucz – „Slucza” oraz Łań – „Lania”. W przypadku trzech pierwszych mamy również nazwy łacińskie, tak jak na właściwej mapie. Dalej autor wspomina o obfi tości lasów i występującej tam dzikiej zwierzyny, a także miodu oraz drewna. Ten opis mówiący o bogactwie terenów leśnych jest zresztą do pewnego stopnia sprzeczny z tym, co widzimy na samej mapie, jak to zostało już wyżej podkreślone. Może więc T. Makowski, rezygnując ze zbyt częstego rysowania na mapie symboli oznaczających lasy, chciał ją uczynić po prostu bardziej czytelną.

Z opisu dowiadujemy się również o bogactwie Litwy. Stwierdzono tu, co ściśle odpowiada treści mapy, że w Wielkim Księstwie Litewskim znajduje się bardzo duża liczba miast, miasteczek i wsi. Na mapie zaznaczono ich 543. Tymczasem we-dług obliczeń S. Alexandrowicza w państwie litewskim w tym czasie (tj. przed datą ukazania się pierwszego wydania mapy, czyli około 1603 r.) miało istnieć w su-mie około 670 miast i miasteczek113. Zatem zdecydowana większość z nich została na mapie ukazana. Poza tym w opisie określono położenie topografi czne Wilna, u ujścia Wilejki do Wilii. Przy okazji wskazano na żeglowność Wilii oraz miejsce jej ujścia do Niemna – pod Kownem. Oprócz Wilna w opisie wymieniono szereg miast królewskich: Troki, Kowno, Grodno, Brześć, Połock, Mińsk, Mohylew, No-wogródek oraz książęcych (należących do Radziwiłłów): Słuck, Nieśwież i Birże. W opisie znaleźć można też informacje dotyczące stosunków wyznaniowych na Litwie. Między innymi wymieniono tu niektóre wileńskie świątynie, wspomniano o uczelniach jezuickich istniejących w Wilnie, Połocku i Nieświeżu, a także poda-no informację o unii brzeskiej, co zapewne było zasługą fundatora mapy, który był wielkim protektorem Kościoła unickiego114.

PODSUMOWANIE

Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego, której głównym twórcą był Tomasz Makowski, wydana z fundacji Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki”, ukazuje przestrzeń Litwy w jej granicach sprzed unii lubelskiej 1569 r. Zawarte na niej informacje wzajemnie się uzupełniają za pomocą dwóch różnych form przeka-zu – obrazu (przekaz kartografi czny) oraz tekstu. Czytelnik uzyskał w ten spo-sób bogate kompendium wiedzy geografi cznej, historycznej, a w pewnym stopniu też ekonomicznej i kulturowej dotyczącej Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mapa radziwiłłowka składa się właściwie z dwóch odrębnych odwzorowań kartogra-fi cznych: mapy głównej ukazującej wnętrze Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz

113 Por. S. Alexandrowicz, Geneza i rozwój sieci miasteczek Białorusi i Litwy do połowy XVII w., [in:] idem, Studia z dziejów miasteczek Wielkiego Księstwa Litewskiego, Toruń 2011, s. 41–67.

114 Szerzej na ten temat zob. w: T. Kempa, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka” a unia brzeska, Czasy Nowożytne, t. 2: 1997, s. 47–63.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [94]94

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

mapy dolnego Dniepru. Mapa radziwiłłowska daje bogaty obraz stosunków hy-drografi cznych. Mapa Dniepru przekazuje z kolei wiele szczegółowych informacji dotyczących tego słabo znanego wówczas w Europie obszaru, m.in. o porohach na rzece, najprawdopodobniej po raz pierwszy opublikowane. Wiele informacji za-mieszczonych na mapie Litwy jest zbieżnych z wiedzą zawartą w kronice Macieja Stryjkowskiego. Z kolei zamieszczona na mapie Dniepru charakterystyka Koza-ków, a także zamieszkanego przez nich Niżu, nie jest sprzeczna z informacjami zawartymi w opisach Ukrainy i Kozaczyzny autorstwa Eryka Lassoty (z końca XVI w.) i Wilhelma Beauplana (z pierwszej połowy XVII w.).

Na podkreślenie zasługuje fakt, iż mapę radziwiłłowską wykonano zgodnie z wówczas obowiązującym kanonem kartografi cznym: ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego wykreślono na podstawie pomiarów i obserwacji terenowych. Z kolei terytoria sąsiednie skartowano, korzystając z innych map. Najdokładniej wykreślo-no obszar Litwy etnicznej. W sumie oznaczono około 1020 punktów osadniczych z rozróżnieniem ich charakteru. Ważne uzupełnienie mapy stanowi dołączony doń tekst charakteryzujący Litwę w granicach po 1569 r. Opis szesnastowiecznej Litwy stanowi polemikę ze stereotypami rozpowszechnianymi w dziełach Eneasza Syl-wiusza Piccolominiego, Zygmunta Herbersteina i Georga Brauna. Mapa radziwił-łowska Wielkiego Księstwa Litewskiego przez ponad 100 lat była najważniejszym źródłem informacji na temat przestrzeni tego kraju w Europie.

ANEKS

Fragment opisu Litwy Tomasza Makowskiego zamieszczonego pod mapą radziwiłłowską wy-daną w 1613 r.

„BENEVOLO LECTORI S[ALVTEM]Describentibus nobis ea cum diligentia qua potuimus tabulam hanc Geo-

graphicam M.[agni ] Duca.[tus] Lithuaniae operae pretium visum est de plaga re-gionis ac moribus hominum pauca huic tabulae adjicere, quo potissimum occurra-mus scriptis ac sententiis variorum authorum, qui nonnulla incerta de hac regione libris suis tradiderunt, quae nos, totam fere eam describendi causa peragrantes, scriptis illorum non modo non consentanea, sed et adversantia comperimus.

Magnus Ducatus Lithuaniae est regio amplissima ac nobilissima: et stagnis pis-cosis, lacubus, magnis ac celeberrimis fl uminibus irrigatur, quorum praecipui sunt iique navigabiles, Chronon, qui nunc Niemen dicitur, Rubon, nunc Dzwina appe-latus, Borysthenes, Dniepr vulgo nuncupatus, Bugus, Pripetius, Vilia, Bereszyna, Szczara, Swieta, Nieuiaza, Swislocz, Slucza, Lania etc. Nemoribus peroportunis referta, quae maximum in venatione ac mellis productione fructum gignunt et ex quibus materia pro navibus, domibus, et cinere confi ciendo aff atim suppeditatur.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 95[95]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Haec autem regio facilem ad se aditum omnibus ex partibus via certa minimeque impedita (contra aliorum scriptorum sententiam, qui eam nisi hyeme accessam tradunt) preabet: nam viator ex Polonia iter faciens ne plantam quidem pedis (ut ita dicamus) aquae immerget. Frumenti omnis generis feracissima, ejusque segetes ad maturitatem semper deveniunt: cujus fertilitatis ac ubertatis Regiomontum et Riga, emporia celeberrima, testimonium exhibere possunt, quae frumenta ex Lith-uania navibus advecta regionibus trasmarinis impartiuntur. Quare magna nunc sunt Lithuanis cum caeteris gentibus variarum rerum commercia, nam praeter frumenta omnis generis siliginem videlicet triticum, hordeum etc. etiam linum, canapis, coria boum, sebum, cera, cinis, pix, pelles quoque ferarum, martum prae-sertim, castorum, vulpium, et multa alia hinc exportantur. Auri, argenti, aeris fo-dinas licet non habeat, eorum tamen suffi cientiam semper et habuit et nunc habet: neque res (ut quidam scribunt) pro rebus murant, nisi quod aromata et varia edu-liorum condimenta, potus varietas, una cum pannis aureis et sericeis hanc gentem vehementer exhauriant. Civitatibus, oppidis et pagis haec regio nunc est frequen-tissima, quarum primaria est Vilna, caput totius regionis, urbs celebris et amplis-sima, in circuitu cum suburbiis circiter duo miliaria germanica complectens, ad confl uentem Viliae et Vilnae fl uviorum sita, quorum hic, qui urbi nomen indidit, minor, ille autem et major et navigabilis, qui emensis infra Vilnam quatuordecim miliaribus apud Kaunam Niemeni commiscetur. In ipsa urbe plurima aedifi cia, tam publica quam privata, insigniter extructa [exstructa] conspiciuntur: nam do-mus ligneae paucae hac tempestate eaeque in anfractibus, angulis et suburbiis ex-tant. Arces quoque duas non tam fi rmas quam splendidas habet, unam in colle Tur dicto tempore paganismi extructam, sed iam ex parte ob vetustatem collapsam, al-teram in plano, ubi Vilna fl uvius Viliam infl uit, in qua Episcopalis Ecclesia ingenti sumptu extructa et S.[ancto] Stanislao dicata sita est. Plurima praeterea reperiun-tur in hac urbe templa Romanae obedientiae, et Ruthenorum ritus, non exiguis sumptibus fabricata Academia quoque Societ.[atis] Jesu plurimis artibus ingenuis fl oret Metropolitanus Russiae ibidem sedem suam habet in basilica graeci ritus titulo D.[....] Mariae Virg.[inis] insignita. Sunt in hoc Ducatu et alii episcopatus romanae religionis, Samogitiensis et Janoviensis, qui idem est qui Luccensis, sunt et graecae religionis episcopi quos vulgo wladikas appellant, qui subsunt Eccle-siae Romanae, cujus obedientiae anno 1596 Bressiae se submiserunt, Polocensis scilicet et Pinscensis. Florent quoque duo alia Collegia in hoc Ducatu, Polocense, quod Rex Poloniae Stephanus, partis pluribus de Moscho victoriis, fundavit, et Nesvesiense a Duce ejusdem civitatis extructum. Non postremae etiam dignitatis Troki, Kowna, Grodna, Bressia, Polockum, Minsk, Mohilovum, Nowogrodek, re-giae, Sluczkum, Nesvisium et Birze ducum, sunt civitates […]”

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [96]96

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

„Życzliwemu CzytelnikowiGdy kreśliliśmy tę geografi czną mapę Wielkiego Księstwa Litewskiego z taką

starannością, z jaką mogliśmy, wydawało się, że warto do niej dodać nieco [infor-macji] o położeniu krainy i ludzkich obyczajach, aby właśnie przez to przeciw-stawić się pismom i poglądom różnych autorów, którzy w swych utworach o tej krainie przekazali kilka rzeczy niepewnych, które my, przebywając ją niemal całą w celu jej nakreślenia, odkryliśmy w nich jako nie tylko niezgodne, lecz i sprzeczne [z rzeczywistością]115.

Wielkie Księstwo Litewskie to kraina bardzo wielka i znakomita, którą nawad-niają rybne stawy, jeziora oraz wielkie i znane rzeki, z których szczególnie znaczą-ce są te zdatne do żeglugi: Chronon, który dziś nazywa się Niemen, Rubon, teraz zwany Dźwiną, Borysthenes, zwany zwykle Dniepr, Bug, Prypeć, Wilia, Berezyna, Szczara, Święta, Niewiaża, Świsłocz, Słucz, Łań itd. [Litwa] obfi ta jest w pożyteczne lasy, które dają korzyść szczególnie na polowaniu albo przy produkcji miodu i skąd obfi cie dostarcza się materiału do budowania statków, domów i otrzymywania popiołu116. Ta więc kraina daje do siebie dostęp ze wszystkich stron drogą pewną i pozbawioną przeszkód (wbrew poglądowi innych pisarzy, którzy przekazują, że nie ma do niej dostępu, jak tylko zimą), ponieważ podróżny, wędrując z Polski, nawet podeszwy stopy (że tak powiemy) nie zanurzy w wodzie117. Urodzajna jest we wszelkiego rodzaju zboże; jego zasiewy zawsze osiągają dojrzałość; świadectwa jej żyzności i urodzajności mogą udzielić Królewiec i Ryga, bardzo sławne mia-sta portowe, które dostarczają zamorskim krajom zboża przywiezione na statkach z Litwy118. Dlatego Litwini teraz prowadzą ożywiony handel różnymi rzeczami z innymi ludami, gdyż oprócz zbóż wszelkiego rodzaju, a mianowicie: pszenicy, jęczmienia itd., wywożone są stąd również: len, konopie, skóry wołów, łój, wosk, popiół, smoła, jak również futra dzikich zwierząt, zwłaszcza kun, bobrów, lisów119 i wiele innych rzeczy. Chociaż [Litwa] nie posiada kopalni złota, srebra, miedzi120, zawsze miała i teraz ma ich wystarczającą ilość; i nie wymienia się tam rzeczy za

115 T. Makowski podważa informacje Eneasza Sylwiusza Piccolominiego, Zygmunta Herberstei-na i Georga Brauna, zob. J. Jakubowski, W sprawie mapy, s. 302–303.

116 Podobną informację podaje Z. Herberstein w opisie Litwy, zob. idem, op.cit., k. 113r.117 Polemika z Eneaszem Sylwiuszem, który twierdził, że „w czasie lata ciężki jest do Litwinów

przystęp, oblanych wkoło błotami i wodami. W zimie dopiero, gdy wody te w lód się zetną, dostać się do nich można”, cyt za: Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie, t. 1: Wiek X–XVII, wybrał i oprac. J. Gintel, Kraków 1971, s. 99. Informacja ta została powtórzona w opisie Wilna G. Brauna, zob. Lit-huania on the Map, s. 386–387; por. J. I. Kraszewski, Wilno od początków jego do roku 1750, t. 3, Wilno 1841, s. 359–361; M. Homolicki, O planach Wilna, jakiem było w XVI wieku, [in:] Wizerunki i roztrząsania naukowe. Poczet nowy drugi, t. 24, Wilno 1843, s. 93–94.

118 Rzecz jasna Litwini eksportowali zboże, korzystając także ze szlaku wiślanego przez Gdańsk, o czym wspominał Z. Herberstein, zob. idem, op.cit., k. 113r.

119 O handlu futrami wspomina też E. Sylwiusz, zob. Cudzoziemcy o Polsce, t. 1, s. 99. 120 Zob. ibid.

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 97[97]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

rzeczy (jak piszą niektórzy)121; choć przecież lud ten zubaża się [przez wydatki na] korzenie i różne przyprawy do potraw, rozmaite trunki oraz złote i jedwabne suk-na. Kraina ta obfi tuje w duże i mniejsze miasta oraz wsie. Głównym miastem jest Wilno, stolica całej krainy, miasto sławne i bardzo duże, obejmujące wraz z przed-mieściami około dwóch mil niemieckich, położone nad zlewiskiem rzek Wilia i Wilna, z których ta, która dała miastu nazwę, jest mniejsza, ta druga natomiast jest większa i nadaje się do żeglugi; po przebyciu czternastu mil poniżej Wilna pod Kownem łączy się ona z Niemnem. W samym mieście widać wiele okazale wznie-sionych budynków, tak publicznych, jak prywatnych; domy drewniane są nieliczne i znajdują się one w miejscach odosobnionych i na przedmieściach122. [Wilno] po-siada również dwa zamki nie tak potężne, jak okazałe123, jeden, wzniesiony w cza-sach pogaństwa na wzgórzu zwanym Tur, lecz już częściowo z powodu starości zawalony, drugi na równinie, tam gdzie rzeka Wilna wpływa do Wilii124, gdzie [też] znajduje się wzniesiona ogromnym nakładem i poświęcona św. Stanisławowi ka-tedra. Prócz tego w tym mieście znajduje się wiele [innych] świątyń rzymskiego posłuszeństwa oraz obrządku ruskiego125. Słynie tam również wieloma sztukami wyzwolonymi zbudowana niemałym nakładem Akademia Towarzystwa Jezusowe-go126. Tamże, w bazylice obrządku greckiego, oznaczonej wezwaniem Świętej Ma-ryi Dziewicy127, ma swoją siedzibę metropolita Rusi. Są w tym Księstwie również inne [oprócz wileńskiego] biskupstwa rzymskiego wyznania: żmudzkie i janow-skie128, które jest tożsame z łuckim. Są również biskupi greckiego obrządku, zwa-ni władykami, którzy podlegają Kościołowi rzymskiemu, którego posłuszeństwu podporządkowali się w Brześciu w roku 1596129, mianowicie: połocki i piński130.

121 Żaden z wymienionych wcześniej autorów nie wspominał wprost o handlu wymiennym, po-średnio jest mowa o tym w opisie Wilna zawartym w Civitates Orbis Terrarum F. Hogenberga.

122 Polemika z G. Braunem, zob. Lithuania on the Map, s. 386–387.123 O wileńskich zamkach wspomina w Traktacie o dwóch Sarmacjach Maciej z Miechowa, por.

idem, Opis Sarmacji Azjatyckiej i Europejskiej, wstęp H. Barycz, tłum. i komentarz T. Bieńkowski, Wrocław 1972, s. 69.

124 O zamku na górze „starym w ruinie” czytamy w opisie Wilna z 1600 r. Samuela Lewkenora, zamieszczonym w A Discourse not altogether [...], zob. T. Kowzan, Wilno–Polska–Litwa: „Kocham Cię – ja też nie”, Bydgoszcz 1999, s. 31, 33.

125 Wspominają o tym także Z. Herberstein i G. Braun.126 Nieco szerzej Akademię Wileńską opisuje S. Lewkenor, ponieważ głównym tematem jego

pracy są miasta uniwersyteckie, zob. T. Kowzan, op.cit., s. 33.127 Sobór (katedra) pw. Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, nazywany też Preczysteńskim, od

Przeczystej Bogarodzicy, siedziba metropolitów kijowskich prawosławnych, a po unii brzeskiej unic-kich, zob. J. Kłos, Wilno. Przewodnik krajoznawczy, Wilno 1937, s. 247–248.

128 Janów Biskupi (obecnie Podlaski) nadano biskupom łuckim, którzy osadzie tej nadali prawa miejskie. Znajdował się tam zamek biskupi, uważany za drugą siedzibę biskupów po Łucku, zob. SGKP, t. 3, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1882, s. 421.

129 Na synodzie brzeskim w październiku 1596 r. ogłoszono uroczyście akt ustanowienia unii Koś-cioła prawosławnego w Rzeczypospolitej, tj. metropolii kijowskiej, z Kościołem rzymskokatolickim.

130 Do unii brzeskiej przystąpiło sześciu z ośmiu władyków z metropolii kijowskiej. Przyjęli ją następujący hierarchowie prawosławni: metropolita kijowski, biskupi: włodzimierski, łucki, piński, chełmski, arcybiskup połocki, przeciwko unii w 1595–1596 r. opowiedzieli się zaś władycy przemyski i lwowski.

J a r o s ł a w Ł u c z y ń s k i [98]98

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Słyną w tym Księstwie również dwa inne kolegia [jezuickie]: połockie, które ufun-dował król polski Stefan Batory, osiągnąwszy liczne zwycięstwa nad Moskwą131, oraz nieświeskie, wzniesione przez księcia132 tegoż miasta. Niepośledniego znacze-nia są również miasta królewskie: Troki, Kowno, Grodno, Brześć, Połock, Mińsk, Mohylew, Nowogródek oraz książęce: Słuck, Nieśwież i Birże [...]133”.

(tłumaczenie z języka łacińskiego: Paulina Jakubowska)

131 Kolegium połockie zostało ufundowane w 1580 r., po odbiciu Połocka z rąk Moskwy w 1579 r., zob. SGKP, t. 8, red. B. Chlebowski, W. Walewski, Warszawa 1887, s. 716.

132 Kolegium jezuickie w Nieświeżu zostało ufundowane w 1584 r. przez Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotkę”, zob. T. Kempa, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, s. 146–154.

133 Wszystkie te miasta należały wówczas do Radziwiłłów.

DAS GROSSFÜRSTENTUM LITAUEN AUF DER RADZIWIŁŁSCHEN KARTE, ANGEFERTIGT VON TOMASZ MAKOWSKI IM JAHRE 1613

IM KONTEXT IHRES KARTOGRAPHISCHEN UND BESCHREIBENDEN INHALTS

Zusammenfassung

Schlüsselbegriff e: altpolnische Kartographie, Großfürstentum Litauen, geographischer Raum, Kartenlegenden, Nikolaus Christoph Radziwill gen. das Waisenkind

Die Karte des Großfürstentums Litauen, welche 1613 von Tomasz Makowski angefer-tigt und von Fürst Mikołaj Radziwiłł Sierotka gestift et wurde (auch als Radziwiłłsche Karte bezeichnet) zeigt den litauischen Staat in seinen Grenzen vor 1569 und bildet ein reich-haltiges Kompendium des (nicht allein geographischen) Wissens über dieses Land. Dieses Wissen wurde in kartographischer wie auch in textlicher Form übermittelt – die Karte enthält einen langen Text mit einer Beschreibung Litauens in seinen neuen Grenzen nach 1569. Sie besteht aus zwei Teilen: der Hauptkarte mit der Darstellung des Großfürstentums Litauen sowie einer Karte zum Verlauf des Flusses Dnjepr mit reichhaltigen Informationen zu Flussströmungen und anderen Besonderheiten. Wälder sind auf der Karte nur in gerin-gem Umfang dargestellt. Darüber hinaus erhält der Leser eine eingehende Charakteristik der kulturellen, historischen und ethnographischen Landschaft (Gebräuche der Kosaken). 1020 Siedlungen wurden auf der Karte verzeichnet, die nach den damaligen Standards er-stellt wurde; die Länder des Großfürstentums Litauen wurden auf der Grundlage von Ver-messungen und Observationen eingezeichnet; benachbarte Territorien wurden durch eine Kompilation verschiedener Karten dargestellt. Die Beschreibung Litauens durch Tomasz Makowski stellte die Eigenschaft en der Natur- und der Kulturlandschaft vor, darunter die bedeutendsten Ereignisse und Gebräuche Litauens. Die Radziwiłłsche Karte bildete über

Przestrzeń Wielkiego Księstwa Litewskiego na mapie radziwiłłowskiej... 99[99]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

THE TERRITORY OF THE GRAND DUCHY OF LITHUANIA ON THE RADZIWIŁŁ MAP PREPARED BY TOMASZ MAKOWSKI

IN 1613 IN THE CONTEXT OF CARTOGRAPHIC AND DESCRIPTIVE CONTENT

Summary

Key words: Old Polish cartography; the Grand Duchy of Lithuania; geographic space; leg-ends on the map; Mikołaj Krzysztof Radziwiłł the Orphan

Th e map of the Grand Duchy of Lithuania prepared by Tomasz Makowski in 1613 from the foundation of Duke Mikołaj Krzysztof Radziwiłł the Orphan (also called the Radziwiłł map) presents the Lithuanian state in its borders before 1569, and provides a rich compendium of information (not only geographical) about the country. Th e knowledge was transmitted in maps and in the textual information including a large text depicting Lithuania in its “new” borders aft er 1569. Th e map consists of two parts: the main map pre-senting the Grand Duchy of Lithuania and the map of the course of the Dnieper with ex-tensive information about rapids on the river and other curiosities. Th e woods are marked in a modest way on the map. Moreover, a reader is given comprehensive characteristics of the cultural landscape including also historical and ethnographic descriptions (Cossaks customs). On this map 1020 settlement points are marked. Th e map was prepared accord-ing to the standards of the time- the lands of the Grand Duchy of Lithuania were marked on the basis of measurements and local observations, while the neighbouring lands were presented as a result of a compilation of diff erent maps. In the description of Lithuania Tomasz Makowski presented the features of natural and cultural landscapes as well as the most important events and customs of Lithuania. Th e Radziwiłł map of the Grand Duchy of Lithuania for over 100 years was the most important source of information concerning the territory of the Grand Duchy of Lithuania in Europe.

Na wklejce: Mapa Wielkiego Księstwa Litewskiego, skala: około 1 : 1 300 000. Rysował T. Makowski, rytował H. Gerrits, Amsterdam, wydawnictwo W. Janszoona Blaeu’a, 1631––1650. Miedzioryt o wymiarach 755 x 735 (790 x 770). Źródło: Lithuania on the Map, com-piled by A. Bieliūnienė, B. Kulnytė, R. Subatniekienė, design by A. Prelgauskas, [Vilnius] 2011 (wyd. 2), s. 129-130).Dla wycinków przedstawiających bieg Dniepru (z prawej strony arkusza): Mapa biegu rze-ki Dniepr, skala: około 1 : 400 000. Rysował T. Makowski, rytował H. Gerrits, Amster-dam, wydawnictwo W. Janszoona Blaeu’a, 1631–1650. Miedzioryt o wymiarach 740 x 318 (787 x 479). Źródło: Lithuania on the Map, compiled by A. Bieliūnienė, B. Kulnytė, R. Subatniekienė, design by A. Prelgauskas, [Vilnius] 2011 (wyd. 2), s. 131). →

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

KATARZYNA KRUPSKA (Toruń), BARTŁOMIEJ ŁYCZAK (Toruń)

NIEZNANA PANORAMA TORUNIA Z 1793 ROKU I JEJ AUTOR ERNST FRIEDRICH KUSSMAHLY

Słowa kluczowe: cech malarzy i rzeźbiarzy w Toruniu; grafi ka; malarstwo; sztuka XVIII w.

Na karcie tytułowej księgi protokołów toruńskiego bractwa kupieckiego znaj-duje się rysunek, ukazujący architektoniczny portal ponad wedutą miasta Torunia, sygnowany u dołu: „Kosmali pinxit. / Ernestus Augustin scripsit” (il. 1)1. W cen-trum kompozycji widnieje napis: „Das Protocoll einer löblichen Kaufmannschaft Th orn”, a pod nim anioł podtrzymujący herb Torunia. Powyżej, na archiwolcie, umieszczono wizerunek orła pruskiego w ukoronowanym rocaille’owym kartuszu. Portal wieńczą dwie leżące na nim postacie: personifi kacja Nadziei (Spes) z trady-cyjnymi atrybutami: kotwicą i ptakiem oraz fi gura Merkurego – patrona kupców przedstawionego w uskrzydlonym hełmie, z kaduceuszem i mieszkiem na pienią-dze w dłoniach. Po bokach symbolicznej bramy widnieją wolno stojące kolumny, na których spoczywają klasycystyczne wazy z inskrypcjami: „Crescat et fl oreat” i „Mercatorum fraternitas”. Na cokole portalu znajduje się data powstania księgi: „ANNO 1793”. Można wyrazić przypuszczenie, że symboliczna wymowa fronti-spisu łączy się z oczekiwaniami miejscowych środowisk handlowych związanymi z nową sytuacją polityczną wynikającą z przejścia miasta pod panowanie pruskie podczas drugiego rozbioru2. Widoczna u dołu panorama Torunia ozdobiona zo-stała w narożach pojedynczymi kwiatami granatu3.

Rysunek autorstwa Ernsta Friedricha Kussmahlego4 jest dziełem nieznanym, do tej pory nieuwzględnianym w literaturze przedmiotu, która w odniesieniu do

1 Archiwum Państwowe w Toruniu (dalej cyt. APT), Korporacja kupców z Torunia, sygn. 4.2 J. Dygdała, Toruń w okresie reform Rzeczypospolitej i zagrożenia pruskiego (1764–1793), [in:]

Historia Torunia, red. M. Biskup, t. II, cz. 3: Między barokiem i oświeceniem (1660–1793), Toruń 1996, s. 297; K. Mikulski, Początki zaboru pruskiego (1793–1806), [in:] ibid., t. III, cz. 1: W czasach zaboru pruskiego (1793–1920), Toruń 2003, s. 21–23.

3 Pierwsze posiedzenie korporacji kupieckiej po przejściu Torunia pod panowanie pruskie od-było się 2 VIII 1793 r., uczestniczyło w nim 26 członków reprezentujących różne gałęzie handlu: korzennicy, kupcy zbożowi, tekstylni i towarów żelaznych oraz aptekarz. Funkcję starszego bractwa pełnił Gottlieb Cyriacus Nesselmann, por. APT, Korporacja kupców z Torunia, sygn. 4, s. 1.

4 Inne wersje nazwiska: Kosmali, Kusmahli, Kusmaly, Kussmahli, Kussmahlii, Kussmalii, Kusz-mahli, Kuszmahlii, Kuszmahly. W dotychczasowej literaturze nazwisko malarza zapisywano w formie

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [102]102

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

środowiska malarskiego w osiemnastowiecznym Toruniu prezentuje się zresztą nader skromnie. Umknął on także uwadze badaczy zajmujących się tematyką wi-doków Torunia – nie wymienili go w swoim artykule monografi cznym Zygmunt Kruszelnicki ani też autorzy katalogu wystawy najstarszych prospektów miasta5.

Panorama ukazuje Toruń od południa, z przeciwległego brzegu Wisły (il. 2). Po lewej stronie, poza murami miejskimi ukazano Bastion Panieński należący do systemu fortyfi kacji (1) oraz znajdujący się w jego obrębie budynek młyna tar-tacznego6. Dalej widoczne są gęsto zabudowane grunty należące do toruńskich benedyktynek (2). Dawniej znajdował się tam klasztor i kościół Ducha Świętego (rozebrany w 1656 r.), od 1753 r. zaś drewniana kaplica7. Tereny te zasiedlone były ponadto przez uboższych mieszkańców, znajdowały się tam także warsztaty parta-czy8. Powyżej gruntów zakonnych rozpoznać można gmach staromiejskiego ogro-du mieszczańskiego (3)9. Przestrzeń nadbrzeżną do Bramy Żeglarskiej zajmuje po-most dla statków (/Schiff sbr//ü//cke/) oraz zabudowania portowe, wśród których dominuje monumentalna bryła żurawia załadowczego (4)10. Na wysokości kościo-ła Świętych Janów w linii brzegowej widnieją budynki dwóch farbiarni ogrodzo-ne charakterystycznym płotem widocznym także na rysunku wykonanym przez Georga Friedricha Steinera (5)11. Dalej znajduje się budynek mieszczący komorę

„Kuszmahly” (B. Dybaś, Kuszmahly, Ernst Friedrich, [in:] Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających. Malarze. Rzeźbiarze. Grafi cy (dalej cyt. SAP), Uzupełnienia i sprostowania do tomu IV, Warszawa 1994, s. 8), jednak za obowiązującą należy uznać wersję z własnoręcznego podpisu – obec-nie znany jest on jedynie z pracy czeladniczej – czyli „Kussmahly”. Dla pozostałych członków rodziny również przyjęto na potrzeby niniejszego artykułu tę wersję nazwiska, nawet jeśli w ich podpisach występowały oboczności – w takim wypadku wersje z autografu podane są w nawiasach.

5 Z. Kruszelnicki, Dawne widoki Torunia, [in:] Studia pomorskie, t. 2, red. M. Walicki, Wrocław 1957, s. 344–400; Toruń. Dawne widoki miasta, [katalog wystawy w Muzeum Okręgowym w Toruniu w Ratuszu Staromiejskim od 17 II do 3 V 1994 r.], autorzy kat. A. Mierzejewska, M. Woźniak, esej Z. Kruszelnicki, Toruń 1994. Na temat widoków Torunia zob. też m.in.: Z. Kruszelnicki, Toruń na obrazie panoramicznym Kazanie na łodzi z 1671 r., Rocznik Toruński, t. 18: 1988, s. 159–172; E. Gą-siorowski, Panorama Torunia z epitafi um Neisserów z 1594 roku, ibid., t. 27: 2000, s. 73–98; B. Łyczak, Najstarsze malarskie przedstawienia Torunia i ich tło ideowe. Wizerunek miasta jako nośnik znaczeń w XVI i XVII w., [in:] Miasto jako fenomen społeczny i kulturowy. Zbiór studiów, red. C. Kardasz, J. Możdżeń, M. Spychaj, Toruń 2012, s. 187–200.

6 Por. z mapką nadbrzeża Starego Miasta Torunia z 1769 r. będącą załącznikiem do opisu miej-skich urządzeń militarnych: APT, Akta miasta Torunia (dalej cyt. AmT), kat. II, I-3475, s. 721.

7 K. G. Prätorius, Topographisch-historisch-statistische Beschreibung der Stadt Th orn und ihres Gebietes, bearb. u. hrsg. v. J. E. Wernicke, Th orn 1832, s. 211, 214. Por. też omawiany widok z planem przedmieścia rybackiego z 1786 r. (Fischer Quart: APT, Zbiory kartografi czne, sygn. 329, T. 39).

8 S. Herbst, Toruńskie cechy rzemieślnicze. Zarys przeszłości, Toruń 1933, s. 67; K. Mikulski, To-pografi a przedmieść toruńskich w XIV–XVII wieku, Zapiski Historyczne (dalej cyt. ZH), t. 63: 1998, z. 3–4, s. 15.

9 Por. Toruń i miasta Ziemi Chełmińskiej na rysunkach Jerzego Fryderyka Steinera z 1 połowy XVIII wieku (tzw. Album Steinera), red. M. Biskup, Toruń 1998, il. 8.

10 Bardziej szczegółowy rysunek żurawia wykonał Georg Friedrich Steiner, zob.: ibid., il. 70. Kon-strukcja ta wybudowana została w latach 1720–1738 w miejsce poprzedniej, zniszczonej podczas oblężenia miasta w 1703 r., por. K. G. Prätorius, op.cit., s. 218–219.

11 Toruń i miasta, il. 8.

Nieznana panorama Torunia z 1793 roku i jej autor – Ernst Friedrich Kussmahly 103[103]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

celną12 (6) oraz odcinek mostu zwany niemieckim (7). Łączył on miasto z Kępą Bazarową (8), która stanowiła centrum m.in. nielegalnego handlu, rzemiosła po-zacechowego i uciech cielesnych. Zabudowania wyspy również zostały zaznaczone przez autora widoku.

Mury miejskie przedstawiono w sposób schematyczny. Można jednak rozpo-znać poszczególne elementy systemu fortyfi kacji. Na odcinku między bramami Staromiejską (niezaznaczoną na prospekcie) i Ducha Świętego (obecnie zwaną Klasztorną, 11) wyróżniają się zwieńczona charakterystycznym dachem Krzywa Wieża (9) i nieistniejąca dziś baszta Rybacka (10)13. W kolejnym fragmencie ob-warowań widoczne są trzy dalsze baszty, z których zachowała się jedynie środko-wa, potocznie zwana Gołębnikiem, oraz Brama Żeglarska (12), od której prowadzi droga do nadbrzeżnego pomostu. Następne elementy fortyfi kacji tworzą obecnie nieistniejące dwie baszty i Brama Biała (13). Na odcinku umocnień miejskich do Bramy Mostowej (14) znajdują się również dwie baszty, z których przetrwała jedynie wschodnia, zwana „czerwoną wieżą”14. Na wschód od Bramy Mostowej ukazana została także umiejscowiona przy murach miejskich siedziba odwachu15. Na wysokości ruin zamku krzyżackiego przedstawiono fragment murów z zazna-czonym przejściem. Jedynym widocznym elementem systemu fortyfi kacji Nowego Miasta jest Bastion Kawaler (16).

Reprezentacyjne budowle Torunia zostały na omawianej panoramie wyekspo-nowane, co było zabiegiem typowym dla takich przedstawień16. Przy dość pobież-nym potraktowaniu murów i niższej zabudowy wyróżniają się one dużo bardziej szczegółowym odwzorowaniem. Od lewej strony widoczny jest kościół Mariacki (17). Dalej przedstawiono Ratusz Staromiejski (18) oraz kościół Świętych Janów (19). Na styku Starego i Nowego Miasta znajduje się nieistniejący obecnie – ro-zebrany w 1834 r. – kościół dominikański Świętego Mikołaja (20). Prospekt ten dopełniają bryły zboru Świętej Trójcy (21) i kościoła Świętego Jakuba (22).

Za wzór grafi czny dla owej panoramy posłużył miedzioryt zamieszczony w dru-gim wydaniu Th ornische Chronica Jacoba Heinricha Zerneckego z 1727 r. (il. 3)17. Mimo że sztych jest niesygnowany, to jego autorstwo przypisać można berlińskie-mu rytownikowi Georgowi Paulowi Buschowi, który podpisał cztery inne ilustra-

12 APT, AmT, kat. II, I-3475, s. 721; K. G. Prätorius, op.cit., s. 231.13 Ibid., s. 38–39.14 A. Semrau, Der Bau des Fährtores (Brückentores) und des zugehörigen Parchams in der Altstadt

Th orn im Jahre 1432, Mitteilungen des Coppernicus-Vereins für Wissenschaft und Kunst zu Th orn, H. 18: 1910, rys. na s. 64.

15 APT, AmT, kat. II, I-3475, s. 721.16 Por. Z. Kruszelnicki, Dawne widoki, s. 355 n.17 J. H. Zernecke, Th ornische Chronica in welcher die Geschichte dieser Stadt von MCCXXI. bis

MDCCXXVI. aus bewehrten Scribenten und glaubwürdigen Documentis zusammen getragen wor-den, Berlin 1727, il. 6. Z tego samego dzieła Kussmahly zaczerpnął prawdopodobnie także wzór dla anioła podtrzymującego herb Torunia – ibid., il. 2 (il. 7). Niewątpliwie obramienie architektoniczne przedstawione na rysunku również powstało na podstawie wzoru grafi cznego, w tej chwili jeszcze nieustalonego.

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [104]104

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

cje w tej kronice18. Dokładne porównanie poszczególnych miedziorytów pozwala stwierdzić, że wyszły one spod jednej ręki19. Omawiana rycina uwzględniona zosta-ła w katalogu Toruń. Dawne widoki miasta, jednak nie powiązano jej ze wspomnia-ną kroniką20. Ponadto autorzy noty dość ogólnie wydatowali sztych na XVIII w.21 Egzemplarz przechowywany w Muzeum Okręgowym w Toruniu najprawdopodob-niej został wycięty z dzieła Zerneckego, przez co uznano go za druk ulotny22.

Przy pobieżnym oglądzie rycina G. P. Buscha i panorama E. F. Kussmahle-go wydają się niemal identyczne. Uwagę zwracają jedynie dodane przez rysowni-ka łódki na Wiśle oraz wynikające zapewne z jego indywidualnej maniery nieco smuklejsze proporcje budynków. Dokładna analiza poszczególnych elementów omawianych prospektów pozwala jednak odnaleźć pewne różnice między nimi.

18 Podpis Buscha („G. P. Busch sculpsit”, „G. P. Busch sculp à Berlin” lub „G. P. Busch sculpsit Bero-lini 1727”) znajduje się na miedziorytach przedstawiających portrety Jacoba Heinricha Zernec kego i Jo-hanna Gottlieba Roesnera, /Colloquium Charitativum/ z 1645 r. oraz plan Torunia wraz z fortyfi ka-cjami z 1703 r. G. P. Busch jest postacią niezbyt dobrze rozpoznaną. Wiadomo, że był uczniem Con-stantina Friedricha Blesendorfa. W jego berlińskim warsztacie uczyli się Georg Friedrich Schmidt i Christian Benjamin Glassbach. Busch zmarł w Berlinie w 1756 r. Wśród jego zachowanych dzieł dominują portrety. Por. C. Le Blanc, Manuel de l’Amateur d’Estampes, t. 1, Paris 1854, s. 552–554; J. Steen Jensen, Busch, Georg Paul, [in:] Saur allgemeines Künstlerlexikon. Die bildenden Künstler aller Zeiten und Völker (dalej cyt. AKL), Bd. 15, München–Leipzig 1997, s. 307–308; G. H. M. Komander, Glassbach, Christian Benjamin, [in:] ibid., Bd. 56, München–Leipzig 2007, s. 52–53.

19 Zauważył to już Alfred Brosig (idem, Poznań i miasta Polski Zachodniej w grafi ce, Poznań 1929, s. 29–31).

20 Toruń. Dawne widoki, poz. 35. Ponadto sztych reprodukowany jest – z zaznaczeniem, że po-chodzi z kroniki J. H. Zerneckego – w: V. Schmidtchen, Stadtbefestigung und Glacis. Darstellungspro-bleme in der Vedute von 16. bis 19. Jahrhundert, ausgewählt anhand von Beispielen aus Danzig, Th orn und Königsberg, [in:] Beiträge zum II. Veduten-Colloquium in Lüneburg, 7.–9. X. 1983, III. Veduten- -Colloquium in Regensburg, 3.–6. X. 1985, hrsg. v. A. Marsch, E. Jäger, Lüneburg 2000, s. 346 i il. 7.

21 Według niemieckojęzycznej wersji katalogu, wydanej rok wcześniej, rycina ta miała powstać po roku 1756 (Toruń. Alte Ansichten der Stadt. Eine Ausstellung des Bezirksmuseums Toruń, Städti-sches Museum Göttingen 25. Juli–22 August 1993, Katalog A. Mierzejewska, M. Woźniak, einleitender Essay Z. Kruszelnicki, Übers. des Essays R. Lipczuk, Toruń 1993).

22 Innym przykładem – dotychczas nieznanym – wtórnego wykorzystania sztychów z Th or nische Chronica jest album rycin związanych z Toruniem przechowywany w: APT, AmT, kat. II, sygn. XII-20: „THORNISCHE MERCKWURDIGKESTEN bestehend in einigen wahren Abschilderungen dieser Stadt sowohl, als auch etlicher besonders merk- und denkwürdiger GEBAUDEN, PERSONEN und MEDAILLEN zum Andencken dieser meiner Geburts-Stadt, als einen Anhang meiner Historie beÿgefüget, und mit dem geometrischen Abrisse der Geburts-Stadt meiner Ehe-Liebsten JOHAN-NA ELEONORE geb. LACHMANN sowohl, als meiner zwey altesten Kinder; Nehmlich des ersten aber nicht lange darnach gestorbenen Tÿchterchens, und des nach diesem gebohrnen, und Gott Lob! derzeit noch lebenden Sohnes EMMANUEL diese kleine Bilder-Sammelung geschlossen”. Za twórcę kolekcji uważać można Johanna Gottlieba Heringa, urodzonego w Toruniu (chrzest 6 I 1732 r., por. Archiwum Akt Dawnych Diecezji Toruńskiej, Parafi a pw. WNMP w Toruniu, sygn. AA002, s. 338) syna kupca sukiennego Emmanuela. Uzyskał on prawo miejskie Torunia w 1763 r. jako kupiec bra-bancki. Jego żoną była pochodząca z Wrocławia Johanna Eleonora Lachmann. 24 X 1764 r. w toruń-skim zborze staromiejskim odbył się chrzest ich córki, Johanny Adelgundy Cathariny – por. APT, Ewangelicka Gmina Wyznaniowa Staromiejska w Toruniu (dalej cyt. EGWST), sygn. 22, s. 178. Datę tę należy zatem traktować jako terminus ante quem powstania albumu sztychów.

Nieznana panorama Torunia z 1793 roku i jej autor – Ernst Friedrich Kussmahly 105[105]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Na sztychu Buscha Ratusz Staromiejski przedstawiony został przed pożarem wy-wołanym przez bombardowanie wojsk szwedzkich w 1703 r. Kussmahly ukazał natomiast jego aktualny wygląd, po odbudowie. Wieża nowomiejskiego kościoła Świętej Trójcy również na obu pracach wygląda inaczej. Według Karla Gotthelfa Prätoriusa rozebrano ją w 1787 r. ze względu na zły stan techniczny i wzniesiono na nowo23. Pierwotnie dość wydatna prostopadłościenna wieża ozdobiona była czte-rema niewielkimi wieżyczkami, zwieńczona zaś hełmem z latarnią, w taki sposób przedstawił ją Busch, jak również nieco później rysownik Steiner24. Po odbudowie była ona skromniejsza, smuklejsza, zakończona jedynie strzelistym hełmem z la-tarnią. Kościół z wieżą w tej formie, oprócz rysunku Kussmahlego, ukazany został także na współczesnym mu gwaszu przypisywanym Karlowi Albertiemu25.

Rycinę autorstwa Georga Paula Buscha włączyć można do grupy przedstawień Torunia ukazanego od strony południowej, z drugiego brzegu Wisły. Jest to naj-popularniejszy, najbardziej reprezentacyjny sposób przedstawiania miasta. Domi-nował on w malarskich i grafi cznych widokach, których rozwój można prześledzić od początku XVI w.26 Najstarszy zachowany przykład stanowi prospekt umiesz-czony w tle obrazu Chrzest Chrystusa w Jordanie z epitafi um Neisserów w koście-le Mariackim, wykonanego przez Fabiana Neissera w 1594 r.27 Przedstawieniem, które znacząco wpłynęło na popularyzację oraz rozwój tego typu ujęcia Torunia, był miedzioryt Christiana Daniela Pietescha z roku 1684 zamieszczony w Alt Und Neues Preussen Christopha Hartknocha28. Widoki grafi czne miasta, które powsta-ły w ciągu kilkunastu następnych lat, w dużej mierze opierały się na wzorze Pie-tescha, jedynie w różnym stopniu go modyfi kując. Dziełem, które jako pierwsze – z dotychczas znanych – przełamało ten kanon, był właśnie sztych G. P. Bu scha. Niedługo potem ukazały się dwie ryciny wykonane na podstawie rysunków Frie-dricha Bernharda Wernera opublikowane w dwóch augsburskich ofi cynach pro-wadzonych przez spadkobierców Jeremiasa Wolff a29 i Johanna Christiana Leopol-

23 K. G. Prätorius, op.cit., s. 155.24 Toruń i miasta, il. 43–45.25 Zob. Toruń. Dawne widoki, s. XI.26 Najstarszym przykładem jest znane tylko z opisu malowidło ścienne w siedzibie toruńskiego

Bractwa Świętego Jerzego wykonane w 1503 r. przez bliżej nieznanego „mistrza Anthoniusa”. Przed-stawiało ono św. Jerzego walczącego ze smokiem na tle widoku Torunia z uwzględnionym zamkiem krzyżackim. Na tej podstawie wnioskować można, iż prezentowało ono panoramę miasta zza Wisły (por. R. Heuer, Die Drei Arturshöfe und der Junkerhof in Th orn, Th orn 1917, s. 13).

27 Szerzej na ten temat: E. Gąsiorowski, op.cit.28 Z. Kruszelnicki, Dawne widoki, s. 354 n. i ryc. 6.29 Po śmierci J. Wolff a w 1724 r. drukarnię, której dzieła sygnowane były od tej pory „Joh. Wolff

Erben” albo „Haeres” lub „Haeredes Joh. Wolff y” przejął jego zięć Johann Balthasar Probst. To on podpisał kontrakt z F. B. Wernerem, zaś panoramy miast na podstawie jego rysunków rytował od roku 1729 (zob. U. Popłonyk, Panoramy miast według rysunków F. B. Wernera wydane przez ofi -cynę Probstów w Augsburgu, Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie, R. 30: 1986, s. 97–163; A. Marsch, Anmerkungen, Korrekturen und Ergänzungen zur Autobiographie von Friedrich Bernhard Werner, [in:] Friedrich Bernhard Werner (1690–1776). Życie i twórczość. Leben und Werk. Materiały z międzynarodowej konferencji naukowej zorganizowanej przez Muzeum Miedzi w Legnicy w dniach

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [106]106

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

da30. Prospekty te powielone zostały w znacznej liczbie, przez co rozpowszechni-ły w całej Europie utrwalony na nich widok Torunia. Kompozycja F. B. Wernera wykorzystywana była jeszcze w końcu XVIII w., co widać na przykładzie sztychu wykonanego już po przejściu miasta pod panowanie pruskie przez nieznanego au-tora31. Równolegle do powyższych przedstawień – choć nie w zupełnym odcięciu od ich inspiracji – powstały rysunki Georga Friedricha Steinera z drugiej ćwierci XVIII w. Jego działalność artystyczna stanowi swego rodzaju fenomen w osiemna-stowiecznym środowisku toruńskim32. Zasięg oddziaływania wykonanych przez niego rysunków był jednak bardzo ograniczony, ponieważ wydanie ich w postaci zbioru rycin nigdy nie doszło do skutku33.

Interesujące jest, że E. F. Kussmahly jako wzór dla rysunku z księgi kupieckiej wybrał właśnie sztych G. P. Buscha, mimo tego że z całą pewnością dostępne były wówczas w Toruniu dużo lepsze pod względem artystycznym ryciny oparte na rysunkach F. B. Wernera. Świadczyć to może o zastoju artystycznym w mieście, w którym od ponad pięćdziesięciu lat nie został wytworzony żaden nowy typ jego przedstawienia – sytuacja zmieniła się dopiero w XIX w., czego zapowiedzią był cykl gwaszy prezentujących Toruń wykonany w latach 1790–1793 prawdopodob-nie przez Karla Albertiego – a także o dużej popularności i szerokiej znajomości kroniki J. H. Zernec kego. Innym przykładem wskazującym na żywotność pro-spektu Buscha jest nieznany dotychczas badaczom miedzioryt sygnowany przez

21–23 listopada 2002 r., red. J. Harasimowicz, A. Marsch (Źródła i materiały do dziejów Legnicy i księstwa legnickiego, t. 3), Legnica 2004, s. 47 n.; eadem, Friedrich Bernhard Werner 1690–1776. Corpus seiner europäischen Städteansichten, illustrierten Reisemanuskripte und der Topographien von Schlesien und Böhmen-Mähren, Weißenhorn 2010, s. 100). Zdaniem autorów katalogu Toruń. Dawne widoki (poz. 27) rycina wydana przez spadkobierców Wolff a powstała w 1724 r. – datowanie to nale-ży zatem w tym miejscu skorygować.

30 Johann Christian Leopold przejął ofi cynę prowadzoną przez swojego ojca, Josepha Friedricha, po jego śmierci w 1727 r. Więcej na ten temat zob.: A. Marsch, Die Städtebilder aus den Verlag von Joseph Friedrich und Johann Christian Leopold, [in:] Augsburg, die Bilderfabrik Europas. Essays zur Augsburger Druckgraphik der Frühen Neuzeit, hrsg. v. J. R. Paas, Augsburg 2001, s. 131–152. Zdaniem autorki miedzioryt z przedstawieniem Torunia powstał w 1735 r., po drugiej wizycie F. B. Wernera w mieście. Por. też: Toruń. Dawne widoki, poz. 28. Autorzy katalogu i tym razem błędnie wydato-wali rycinę. Nie mogła ona powstać po 1756 r., gdyż J. Ch. Leopold zmarł rok wcześniej. Błąd ten wynika zapewne z nieprawidłowego rozpoznania ikonografi cznych realiów miasta. Budowla zinter-pretowana jako staromiejski zbór ewangelicki, którego fabryka zakończyła się właśnie w 1756 r., w rzeczywistości jest nawą boczną kościoła Mariackiego. W owym czasie wszystkie trzy nawy tej świątyni przekryte były osobnymi dachami, co doskonale widać na rysunku G. F. Steinera (Toruń i miasta, il. 48). Cały korpus nakryty został wspólnym pokryciem dachowym dopiero w 1798 r. (K. G. Prätorius, op.cit., s. 71).

31 Z. Kruszelnicki, Dawne widoki, s. 381–382, il. 27; Toruń. Dawne widoki, poz. 38. Autorzy kata-logu i tym razem błędnie wydatowali rycinę. Nie mogła ona powstać po 1756 r., gdyż J. Ch. Leopold zmarł rok wcześniej.

32 Toruń i miasta; K. Mikulski, Koleje życia Georga Friedricha Steinera, toruńskiego rysownika i białoskórnika (1704–1766), ZH, t. 64: 1999, z. 2, s. 41–47.

33 M. Woźniak, Jerzy Fryderyk Steiner – życie i dzieło, [in:] Toruń i miasta, s. 27.

Nieznana panorama Torunia z 1793 roku i jej autor – Ernst Friedrich Kussmahly 107[107]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

berlińskiego sztycharza S. Halle34 zamieszczony na frontispisie wspomnień z po-dróży Johanna Christopha Hornuff a wydanych w roku 1790 (il. 4)35. Rycina ta powiela schemat z Th ornische Chronica, autor dokonał jednak nieznacznej aktua-lizacji panoramy miasta. Zmieniony wygląd mają wieże Ratusza Staromiejskiego oraz kościołów Świętej Trójcy i Świętego Mikołaja. Halle inaczej przedstawił także przedmieścia: zrezygnował z ukazania budynku młyna znajdującego się w obrębie Bastionu Panieńskiego, a także zmodyfi kował budynki przy moście oraz w okoli-cach /Schiff sbr//ü//cke/. Wymienione różnice wskazują, że miedzioryt ten – choć wcześniejszy – nie stanowił bezpośredniego wzoru dla rysunku zamieszczonego w toruńskiej księdze kupiec kiej, który bliższy jest starszemu o ponad 60 lat szty-chowi G. P. Buscha.

* * *Ernst Friedrich Kussmahly był do tej pory postacią praktycznie nieznaną. Je-

dyną pozycją dostarczającą zdawkowych informacji na jego temat jest krótki bio-gram zamieszczony w Słowniku artystów polskich36.

Kussmahly urodził się dnia 21 XII 1762 r. w Toruniu37, jako syn Christiana Melchiora, organisty w kościele Świętej Trójcy i Evy Dorothei z domu Ortmann. Wychowywał się w kamienicy usytuowanej na Nowym Mieście, na rogu ulic Pro-stej (/Rechtegasse/) i Jęczmiennej (/Gerstengasse/)38. Przynajmniej od lat dwu-dziestych XVIII w. mieszkał tam i prowadził warsztat jego dziadek, malarz Da-

34 Życie i twórczość S. Halle (lub J. S. L. Halle – imiona nieznane) nie zostały do tej pory dosta-tecznie opracowane. Wiadomo, że swój warsztat miedziorytniczy prowadził na przełomie XVIII i XIX w. w Berlinie, zapewne przy Commendantenstrasse 12 – taki adres umieszczony został na sztychu jego autorstwa przedstawiającym Fryderyka Wilhelma III w gronie rodziny (Staatliche Museen zu Berlin, Kupferstichkabinett, sygn. HHB 32742). Najprawdopodobniej należał do rodziny profesora berlińskiego korpusu kadetów Johanna Samuela Halle, którego portretował (ibid., sygn. HHB 32707, HHB 32708). Wykonywał także ilustracje do jego książek (np. J. S. Halle, Die Leinenmanufaktur, oder die vollständige Ökonomie des Flachsbaues: nach allen seinen Zweigen, Berlin 1778). Najwcześniejsza rycina opatrzona jego podpisem, jaką udało się odnaleźć, to portret sylwetkowy doktora Johanna Georga Krünitza z 1784 r. W latach 1787–1813 współpracował z wydawcami Oeconomisch-tech-nologische Encyclopädie oder allgemeines System der Staats-, Stadt-, Haus- und Landwirthschaft , in alphabetischer Ordnung J. G. Krünitza, gdzie zamieszczono niemal 70 portretów ludzi nauki jego autorstwa. Por. A. C. P. Callisen, Medicinisches Schrift steller-Lexicon der jetzt lebenden Aertzte, Wund-ärzte, Geburtshelfer, Apotheker, und Naturforscher aller gebildeten Völker, Bd. 24, Copenhagen 1836, s. 15–19; C. Le Blanc, op.cit., t. 2, Paris 1856, s. 339; Allgemeines Lexikon der Bildenen Künstler von der Antike bis zur Gegenwart, hrsg. v. U. Th ieme, F. C. Willis, Bd. 50, Leipzig 1922, s. 515.

35 [J. Ch. Hornuff ], Bemerkungen auf einer Reise von Th orn durch Posen nach Sachsen, Berlin––Küstrin 1790.

36 B. Dybaś, Kuszmahly, Ernst Friedrich, s. 8.37 Ochrzczony został wraz z bratem bliźniakiem Samuelem Th omasem dwa dni później. Rodzi-

cami chrzestnymi Ernsta Friedricha byli Adam Elias Friese, kantor w zborze Świętej Trójcy i nauczy-ciel w szkole nowomiejskiej, Christian Friedrich Illing, łaziebnik oraz Anna Catharina Hoff ers (APT, Ewangelicka Gmina Wyznaniowa Nowomiejska w Toruniu (dalej cyt. EGWNT), sygn. 78, s. 683).

38 Działka nr 96 w kwartale mikołajskim. Por. K. Mikulski, Topografi a i hodonomastyka Nowego Miasta Torunia w XIV–XVIII wieku, ZH, t. 62: 1997, z. 1, plan 3.

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [108]108

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

niel Ortmann39. Po śmierci tegoż zakład przejęła żona, Barbara Dorothea z domu Schmidt40. Wkrótce do kamienicy wprowadzili się także jej dwaj zięciowie: Chri-stian Melchior Kussmahly i malarz Carl Jacob Hoff ers41.

W wieku szesnastu lat E. F. Kussmahly zgłosił się do toruńskiego cechu w celu odbycia nauki malarstwa. Od czasu śmierci Christiana Ernsta Ulricha II w 1776 r.42 w mieście działały jedynie trzy warsztaty malarskie prowadzone przez wdowy43: babkę Kussmahlego, Barbarę Dorotheę Ortmann, jego ciotkę, Annę Catharinę Hoff ers oraz Annę Florentinę Ulrich44.

Wedle zapisków z księgi toruńskiego cechu malarzy i rzeźbiarzy 12 X 1778 r. Ernst Friedrich został przyjęty na naukę właśnie przez swoją ciotkę. Była to sytua-

39 APT, AmT, kat. II, Księgi pogłównego, t. 1, s. 636. Daniel Ortmann urodził się we Wscho-wie, zapewne na przestrzeni lat około 1677–1685, w toruńskim cechu malarzy i rzeźbiarzy dzia-łał początkowo jako czeladnik, a od 1708 r. jako mistrz. W tym roku otrzymał też prawo miejskie. Warsztat prowadził do śmierci w 1746 r. (pochowany został 30 listopada) (APT, AmT, kat. II, I-55, s. 12; EGWNT, sygn. 88, s. 100; B. Dybaś, Ortman, Daniel starszy, [in:] SAP, t. VI, red. K. Mikocka--Rachubowa, M. Biernacka, Warszawa 1998, s. 320).

40 Była ona córką malarza ze Wschowy, Michaela Schmidta oraz – być może – kuzynką Anny Barbary Schmidt, także pochodzącej ze Wschowy żony Johanna Antona Langenhana I, toruńskiego mistrza rzeźbiarskiego. Podobną sugestię wyrazili Anna Mosingiewicz i Emanuel Okoń w tekście: O obrazach, skrzynce cechowej i „sztukach towarzyskich”. Uwagi o kształceniu artystycznym w Toruniu i Gdańsku na marginesie działalności Christiana Ernsta Ulricha, osiemnastowiecznego malarza w To-runiu, ZH, t. 75: 2010, z. 1, s. 34, przyp. 24. Na korzyść tej tezy przemawia fakt, że Langenhan poznał swoją przyszłą żonę w domu Daniela Ortmanna, o czym informuje nieznany z nazwiska autor epita-lamium, por. Wojewódzka Biblioteka Publiczna – Książnica Kopernikańska w Toruniu, sygn. 112876 (K. fol. 2, adl. 139): „Als Herr Langenhahn Ein Bild sich recht künstlich wollte schnitzen; Dachte Er: es ist Holtz von Holtz und nicht Fleisch / was wird mirs nützen? Dort seh ich Die Jungfer Schmiedin in Herr Ortmanns-Hause stehn / Die kann reden/ hören / sehen / und mit mir zu Bette gehn“, Th orn 1723. W najnowszych badaniach za obowiązujący zapis nazwiska toruńskiej rodziny rzeźbiarskiej – jak i ich frankońskich przodków – przyjęto wersję z ich autografów, a więc „Langenhan”, a nie używanej wcześniej formy „Langenhahn”, por. K. Wardzyńska, Ołtarz główny i łuk tęczowy kościoła Benedyktynek pw. św. Jakuba w Toruniu. Nieznane dzieła Johanna Antona Langenhana Starszego i Je-rzego Judy Tadeusza Dąbrowicza, [in:] Dzieje i skarby kościoła świętojakubskiego w Toruniu. Materiały z IV Sesji Naukowej Toruńskiego Oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki, z cyklu Dzieje i skarby kościołów toruńskich, zorganizowanej przy współpracy z Biblioteką Uniwersytecką UMK w Toruniu, 26–28 października 2009 roku, red. K. Kluczwajd, Toruń 2010, s. 315, przyp. 8.

41 APT, AmT, kat. II, Księgi pogłównego, t. 14, s. 108; t. 17, s. 341. Ślub Christiana Melchiora Kussmahly i Evy Dorothei Ortmann odbył się 5 XI 1748 r., a Carla Jacoba Hoff ersa i Anny Cathariny Ortmann 4 XI 1755 r., zob. APT, EGWNT, sygn. 77, s. 268, 283.

42 Ch. E. Ulrich II zmarł 15 IX 1776 r., C. J. Hoff ers zaś został pochowany 15 III 1771 r., por. A. Mosingiewicz, E. Okoń, op.cit. s. 34–35. Trzeci z działających w tym okresie mistrzów, Daniel Friedrich Reichel zmarł 19 VI 1776 r., zob. APT, EGWST, sygn. 36, s. 15 (tu jako imię podano Chris-toph, jednak określenie „hiesiger Bürger und Mahler” nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o tę samą osobę).

43 Ponadto cech zrzeszał także dwóch rzeźbiarzy: Johanna Ernsta Debesa i Johanna Antona Lan-genhana II.

44 Okres, w którym w toruńskim cechu działały tylko malarskie warsztaty wdowie, trwał ponad dwa lata. Dopiero 22 X 1778 r. mistrzem został Johann Gottlieb Jacobi, por. APT, Cech malarzy, rzeź-biarzy i lakierników, sygn. 5, k. 14; A. Kucharski, Jacobi, Jan Bogumił starszy, [in:] Toruński słownik biografi czny, t. 6, red. K. Mikulski, Toruń 2010, s. 55–57.

109[109]

Drz

ewo

gene

alog

iczn

e D

anie

la O

rtm

anna

i je

go tr

zeci

ej ż

ony,

Barb

ary

Dor

othe

i – d

ziad

ków

Ern

sta

Frie

dric

ha K

ussm

ahle

go.

Opr

. B. Ł

ycza

k, K

. Mik

ulsk

i

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [110]110

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

cja wyjątkowa i bezprecedensowa w toruńskiej organizacji malarsko-rzeźbiarskiej. W normalnych warunkach prawo cechowe zabraniało wdowom posiadania ucz-niów45. Kussmahly mógł zostać zapisany do tego warsztatu tylko ze względu na brak mistrza w cechu46. Być może było to powodem wydłużenia okresu wyuczenia z 5 do 6 lat z możliwością zwolnienia z ostatniego roku pod warunkiem uzyska-nia zadowalających wyników. Odejście od postanowień zawartych w roli cechowej uzgodnione zostało 12 X 1778 r. podczas spotkania dwóch mistrzów rzeźbiarzy oraz patrona cechowego z ramienia rady miasta, którym był wówczas Jacob Fen-ger47. Zastrzeżono przy tym, że jeśli pojawi się nowy mistrz malarski, Kussmahly powinien się przenieść do jego warsztatu po trzech latach edukacji u wdowy. Za-znaczono także, że sytuacja ta jest jednorazowa i nie może się powtórzyć w przy-szłości48.

Nauka Ernsta Friedricha Kussmahlego musiała przebiegać prawidłowo, gdyż władze cechowe skorzystały z możliwości skrócenia jej o rok. Mimo iż w Toruniu w tym czasie pojawiło się dwóch mistrzów malarskich: Johann Gottlieb Jacobi49 i Benjamin Grübnau50, pozostał on u ciotki. Wiązało się to z prośbą Anny Cathariny Hoff ers uargumentowaną brakiem czeladników w mieście51. Można zatem wnio-skować, że Kussmahly był wówczas jedynym malarzem w tym zakładzie. Ostatnie pół roku okresu wyuczenia spędził on w warsztacie Beniamina Grübnaua. Pod

45 Po śmierci mistrza uczeń mógł dokończyć naukę w warsztacie wdowy tylko w przypadku, gdy do zakończenia okresu wyuczenia pozostało mu nie więcej niż pół roku. W przeciwnym razie prze-noszony był do innego mistrza, zob. Statut cechu malarzy z 1621 r., [in:] Statuty toruńskiego rzemiosła artystycznego i budowlanego z XVI–XVIII w., wyd. B. Dybaś, J. Tandecki, współpraca M. Farbiszewski (Źródła i Materiały do Dziejów Sztuki Polskiej, t. 23), Warszawa–Toruń 1990, s. 110–117, § 4.

46 Najprawdopodobniej czeladnikiem, który prowadził wówczas warsztat wdowy Hoff ers, był Christian Gottlieb Kussmahly (Kuszmahly), brat Ernsta Friedricha. Ochrzczony został on w Toru-niu 5 XI 1752 r., a naukę rozpoczął 14 I 1768 r. u Carla Jacoba Hoff ersa. Po śmierci tego ostatniego kontynuował edukację początkowo u wdowy, następnie zaś u Christiana Ernsta Ulricha I, który go wyzwolił 7 I 1773 r. Ostatnia wzmianka o nim w aktach toruńskiego cechu malarzy i rzeźbiarzy pojawia się 11 XII 1777 r., kiedy jako czeladnik przeszedł z warsztatu wdowy Ulrich do wdowy Hof-fers. Następnie – przed 1782 r. – przeniósł się do Lubrańca, gdzie założył własny warsztat malarski. Dnia 28 XI 1782 r. po porannym nabożeństwie poślubił w zakrystii toruńskiego zboru staromiej-skiego Johannę Christinę Th erburg, córkę Johanna Sigmunda, miejscowego farbiarza. Wiadomo, że w 1782 r. pełnił funkcję burmistrza Lubrańca, na który to urząd ponownie wybierany był w latach 1783, 1790, 1791. Po drugim rozbiorze Polski władze pruskie obrały go tzw. burmistrzem policyjnym (Polizeibürgermeister), którym pozostawał jeszcze w 1802, a prawdopodobnie do 1807 r. (por. APT, EGWNT, sygn. 78, s. 550; EGWST, sygn. 33, s. 24; B. Dybaś, Kuszmahly, Christian Gottlieb, [in:] SAP, Uzupełnienia i sprostowania do tomu IV, s. 7; W. Kubiak, Dzieje Lubrańca, Toruń 2005, s. 43, 79, 140; A. Mosingiewicz, E. Okoń, op.cit. s. 34).

47 APT, AmT, kat. II, II-67, k. 101.48 Ibid., Cech malarzy, sygn. 5, k. 15.49 Por. wyżej – przyp. 44.50 Mistrz od 6 XI 1781 r., zob. APT, Cech malarzy, sygn. 5, k. 16 v; ponadto zob. B. Dybaś, Grüb-

nau, Beniamin, [in:] SAP, Uzupełnienia i sprostowania do tomu II, Warszawa 1994, s. 18; I. Kopania, Grübnau, Beniamin, [in:] AKL, Bd. 63, München–Leipzig 2009, s. 350; A. Mosingiewicz, E. Okoń, op.cit., s. 35.

51 APT, Cech malarzy, sygn. 5, k. 16 v.

Nieznana panorama Torunia z 1793 roku i jej autor – Ernst Friedrich Kussmahly 111[111]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

jego kierunkiem wykonał na podstawie nieustalonego dotąd wzoru grafi cznego tzw. sztukę towarzyską (il. 5)52, w rezultacie uzyskując 28 IV 1783 r. stopień cze-ladnika. W następnych latach kierował zakładem malarskim prowadzonym przez wdowę Hoff ers. Po jej śmierci53 zgłosił się do starszych cechu z prośbą o pozwo-lenie na podejście do egzaminu mistrzowskiego. Dnia 11 V 1790 r. zlecono mu w ramach majstersztyku wykonanie sześciofi gurowej, alegorycznej sceny przed-stawiającej Zazdrość54. Gotową pracę przedłożył dnia 24 czerwca tego roku. Po opłaceniu kosztów mistrzowskich został przyjęty do cechu55.

Na podstawie listu dobrego urodzenia poświadczonego przez obywateli toruń-skich: rzeźbiarza Johanna Antona Langenhana II i ślusarza Johanna Jacoba Linde-go, dnia 30 IX 1791 r. Ernst Friedrich Kussmahly otrzymał prawo miejskie56.

Podczas działalności w cechu malarz przyjął trzech uczniów. Jako pierwszy 10 I 1791 r. zapisany został – na prawach syna mistrzowskiego57 – Johann Anton Langenhan III, syn rzeźbiarza, który z nieznanych powodów nie ukończył nauki58. Drugim był Antohn Friedrich Krack, przyjęty 26 XII 1796 r. na okres pięciu lat59, który również nie został wyzwolony. Jako ostatni, 26 XII 1799 r., wpisany został bratanek malarza Johann Gottlieb Kussmahly60. Czteroletnią naukę zakończył on

52 Ibid.; Cech malarzy, sygn. 7, k. 16. Więcej na temat „sztuk towarzyskich” zob.: Z. Waźbiński, Modele akademickie w procesie dydaktycznym cechu malarzy i rzeźbiarzy toruńskich w XVIII i na początku XIX w., [in:] Sztuka Torunia i Ziemi Chełmińskiej 1233–1815, red. J. Poklewski, Warsza-wa–Poznań–Toruń 1986, s. 181–204; A. Mosingiewicz, E. Okoń, op.cit.

53 Anna Catharina Hoff ers zmarła 15 IV 1790 r. podczas wizyty u znajomych w Nowym Dworze Mazowieckim, por. APT, Cech malarzy, sygn. 5, k. 18 v.

54 Praca mistrzowska Kussmahlego nie zachowała się. Nie posiadamy również bliższych in-formacji dotyczących jej wyglądu. Ze względu na fakt wykorzystywania przez malarzy toruńskich wzorów grafi cznych, zwłaszcza niderlandzkich, można się pokusić o przypuszczenie, że mogła być ona wzorowana na miedziorycie przedstawiającym Tryumf Zazdrości, wykonanym w 1564 r. przez Cornelisa Corta według Maartena van Heemskerck (il. 8). Invidia zasiada tu na wozie prowadzonym przez dwa rumaki symbolizujące Obmowę i Kalumnię. Towarzyszą jej personifi kacje Zawiści, Nie-nawiści, Wojny, Zamętu i Niepokoju. Ze względu na brak pewniejszych przesłanek teza ta musi jed-nak pozostać tylko w sferze supozycji, por. Siedem grzechów głównych. Ryciny z Gabinetu Rycin PAU w Bibliotece Naukowej Polskiej Akademii Umiejętności i Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, [katalog wystawy zorganizowanej przez Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie], red. T. Leśniak, J. P. Gawlik, Kraków 2004, s. 63 i il. 69.

55 APT, Cech malarzy, sygn. 5, k. 18 v. 56 APT, AmT, kat. II, I-54, s. 170; kat. III, nr 6004 (list dobrego urodzenia wystawiony w Toruniu

19 VII 1782 r.).57 Statut cechu z 1621 r. zakładał, że syn mistrzowski przyjęty na naukę przez swojego ojca może

zostać wyzwolony w dowolnym momencie (pod warunkiem że pozostanie w cechu jako czeladnik). Syna mistrzowskiego zapisanego do innego warsztatu obowiązywały takie same zasady jak innych uczniów, czyli pięć lat nauki, zob. Statut cechu malarzy, op.cit., § 1 i 3.

58 APT, Cech malarzy, sygn. 5, k. 19.59 Ibid., k. 20.60 Ibid., k. 20 v. Johann Gottlieb Kussmahly (Kosmali, Kussmahli), syn Christiana Gottlieba,

ochrzczony został w Toruniu 23 V 1784 r. Nieznane są jego losy bezpośrednio po zakończeniu nauki w toruńskim cechu. W 1824 r. pojawił się on jako nauczyciel rysunku w kolegium pijarów we Włoc-ławku. Od 1829 r. przebywał w Warszawie: 5 czerwca tego roku ogłaszał się w „Kurierze Warszaw-

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [112]112

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

24 IV 1803 r. i na podstawie rysunku przedstawiającego kapitolińską rzeźbę Roma Triumphans wzorowanego na rycinie Cornelisa van Dalen wyzwolony został na czeladnika (il. 6)61. Poświadczone jest także, iż w 1793 r. Ernst Friedrich Kussmahly wraz z Johannem Antonem Langenhanem II był nauczycielem rysunku w toruń-skim Gimnazjum Akademickim62. Mistrz zmarł na suchoty 11 III 1805 r., zaś trzy dni później został pochowany63.

O działalności artystycznej Kussmahlego wiadomo niewiele. Oprócz zacho-wanej pracy czeladniczej i zaginionej pracy mistrzowskiej, jego rozpoznane oeuvre ogranicza się do opisanego wyżej rysunku z księgi kupieckiej. Oba istniejące dzieła reprezentują dość dobry poziom artystyczny, typowy jednak dla sztuki cechowej mniejszych ośrodków w XVIII w. Warto przy tym podkreślić, że na tle innych za-chowanych „sztuk towarzyskich”, jego szkic ujawnia lepsze opanowanie proporcji.

Środowisko toruńskich malarzy w okresie nowożytnym pozostaje dość słabo rozpoznane. Tym większą wartość przedstawia omawiany rysunek, będący jed-nym z nielicznych dzieł wykonanych w tutejszych warsztatach, sygnowanych na-zwiskiem autora. Należy mieć nadzieję, że zaprezentowane w niniejszym artykule, niepublikowane wcześniej informacje na temat Ernsta Friedricha Kussmahlego oraz jego nowo odkrytej pracy przyczynią się do podjęcia szczegółowych badań źródłowych nad lokalnym środowiskiem artystycznym od XVI do XVIII stulecia. Rozważania te ujawniły również potrzebę ponownego opracowania widoków To-runia w czasach nowożytnych. Pomimo iż literatura przedmiotu jest stosunkowo bogata, w dalszym ciągu nie wyczerpuje ona tematu, nie jest też niestety wolna od błędów. Przykład rysunku Kussmahlego pokazuje, że istnieją jeszcze nieznane źródła ikonografi czne dotyczące Torunia. Zasadnym byłoby zatem przeprowa-dzenie szeroko zakrojonej kwerendy w archiwach i muzeach w kraju oraz poza granicami, w wyniku której z dużym prawdopodobieństwem udałoby się wskazać

skim” jako malarz pokojowy. Następnie w 1843 r. zamieścił reklamę nowo otwartej pracowni rzeźby i snycerstwa, mieszczącej się na Powązkach. Trzy lata później występował jako starszy zgromadzenia malarzy pokojowych w Warszawie. Jedyną znaną jego pracą jest pomalowanie sali w Teatrze Wielkim w Warszawie w 1844 r. Żył jeszcze w 1854 r., mieszkał wówczas w pałacu Dückerta przy ul. Długiej (nr działki 556). Por. APT, EGWNT, sygn. 78, s. 924; Rocznik Instytutów Religijnych i Edukacyjnych w Królestwie Polskim, Warszawa 1824, s. 192; Kurier Warszawski, nr 149 z 5 VI 1829 r., s. 1; nr 43 z 14 II 1843 r., s. 1; nr 125 z 13 V 1846 r., s. 1; F. M. Sobieszczański, Rys historyczno-statystyczny wzrostu i stanu miasta Warszawy, od najdawniejszych czasów, aż do 1847 r., Biblioteka Warszawska, 1848, t. 4, s. 312; Skorowidz mieszkańców miasta Warszawy z przedmieściami, na rok 1854, Warszawa 1854, s. 151.

61 APT, Cech malarzy, sygn. 5, k. 22; sygn. 7, k. 25. Zob. też: Z. Waźbiński, op.cit., s. 189. Wzór grafi czny – por. Statuen of Antique-Beelden [van Dalen-Visscher], Amsterdam [s.a.; przed 1702], tav. 55.

62 S. L. Geret, Das jetztlebende Th orn im merkwürdigen Jahr 1793 nach der, ohne disjährige Kühr, blos erfolgten gewöhnlichen Versetzung der Aemter, Frankfurt–Leipzig [1793], s. 124.

63 APT, EGWNT, sygn. 89, s. 97. W tym miejscu chcielibyśmy podziękować Panu prof. dr. hab. Krzysztofowi Mikulskiemu za udostępnienie swoich wypisów z ksiąg metrykalnych i płatników po-głównego oraz Panu Jackowi Bachankowi za cenne uwagi, dotyczące dawnych toruńskich przed-mieść.

Nieznana panorama Torunia z 1793 roku i jej autor – Ernst Friedrich Kussmahly 113[113]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nowe przykłady prospektów miasta. Takie badania pozwoliłyby również wykazać wzajemne powiązania pomiędzy poszczególnymi wedutami i nakreślić ich rozwój artystyczny.

EIN UNBEKANNTES PANORAMA DER STADT THORN AUS DEM JAHR 1793 UND SEIN AUTOR ERNST FRIEDRICH KUSSMAHLY

Zusammenfassung

Schlüsselbegriff e: Maler- und Bildhauerzunft in Th orn; Graphik; Malerei; Kunst des 18. Jh.

Auf dem Titelblatt des Protokollbuchs der Th orner Kaufmannsbruderschaft , welches anlässlich des Übergangs der Stadt unter preußische Herrschaft im Jahre 1793 angefertigt wurde, befi ndet sich eine bislang unbekannte Zeichnung, welche ein architektonisches Por-tal mit einem Panorama der Stadt Th orn zeigt. Dieses Werk stammt von Ernst Friedrich Kussmahly (1762–1805), einem der Th orner Maler- und Bildhauerzunft angehörenden Maler. Er entstammte einer Familie, in der die Malerei Tradition hatte. Dieser Tätigkeit waren bereits sein Großvater, sein Onkel und sein älterer Bruder nachgegangen, er selbst bildete seinen Neff en in dieser Richtung aus. Die Zeichnung im Kaufmannsbuch ist neben seinem Gesellenstück das einzige heutzutage erhaltene Werk von Kussmahly.

Als graphische Vorlage des auf dem Frontispiz befi ndlichen Panoramas diente eine Zeichnung in der zweiten Aufl age der Th ornische Chronica des Jacob Heinrich Zernek-ke von 1727, die vom Berliner Kupferstecher Georg Paul Busch angefertigt worden war. Dieser Stich steht in der langen Tradition, die Stadt Th orn von Süden her zu zeigen, vom anderen Weichselufer aus gesehen. Als Musterbeispiel dieser Gattung gilt ein Kupferstich von Christian Daniel Pietesch aus dem Jahre 1684, in künstlerischer Hinsicht führend sind jedoch Stiche, die sich an den Zeichnungen Friedrich Bernhard Werners orientieren und die in zwei Augsburger Offi zinen entstanden: von Jeremias Wolff s Erben (nach 1729) und von Johann Christian Leopold (um 1735).

K a t a r z y n a K r u p s k a , B a r t ł o m i e j Ł y c z a k [114]114

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

AN UNKNOWN PANORAMA OF TORUŃ FROM 1793 AND ITS AUTHOR ERNST FRIEDRICH KUSSMAHLY

Summary

Key words: guild of painters and sculptors in Toruń; graphic art; painting; city panorama; eighteenth-century art

Th e title page of the volume containing the minutes of the Toruń merchants’ guild, cre-ated when the city fell under Prussian rule in 1793, displays a hitherto unpublished draw-ing depicting an architectural portal with the cityscape of Toruń. Its author, Ernst Friedrich Kussmahly (1762–1805), a member of the local guild of painters, came from a family with some tradition in this profession: his grandfather, uncle and elder brother were all paint-ers, as well as his nephew who, for a period, was taught in Ernst Friedrich’s workshop. Th e illustration on the merchants’ manuscript is the only known work by Kussmahly, with the exception of another drawing which qualifi ed him as a journeyman.

Th e layout of the panorama on the frontispiece was modelled on a print made by Georg Paul Busch, an engraver from Berlin, which was included in the second edition of Th or-nische Chronica by Jacob Heinrich Zernecke, published in 1727. It follows a long tradition of portraying Toruń from the south, across the banks of the river Vistula, that dates back to the beginning of the sixteenth century. Th e most renowned example of this type of work is an engraving from 1684 executed by Christian Daniel Pietesch, while the best in terms of artistic value are two copper engravings, both based on drawings by Friedrich Bernhard Werner printed in Augsburg by the heirs of Jeremias Wolff (aft er 1729) and Johann Chris-tian Leopold (around 1735).

Il. 1. Strona tytułowa księgi protokołów toruńskiego bractwa kupieckiego, Ernst Friedrich Kussmahly, 1793 r. (APT, Korporacja kupców toruńskich, sygn. 4.

Fot. Pracownia fotografi czna APT)

Il. 2

. Pan

oram

a To

runi

a, fr

agm

ent s

tron

y ty

tuło

wej

z k

sięgi

pro

toko

łów

toru

ński

ego

brac

twa

kupi

ecki

ego,

Ern

st F

ried

rich

Kus

smah

ly, 1

793

r. (A

PT, K

orpo

racj

a ku

pców

toru

ński

ch, s

ygn.

4. F

ot. B

. Łyc

zak)

Il. 3

. Pan

oram

a To

runi

a, G

eorg

Pau

l Bus

ch, o

koło

172

7 r.

(Joh

ann

Hei

nric

h Ze

rnec

ke, Th

orn

ische

Chr

onic

a, B

erlin

172

7, il

. 6.

Fot.

Prac

owni

a fo

togr

afi c

zna

Bibl

iote

ki U

niw

ersy

teck

iej w

Tor

uniu

)

Il. 4

. Pan

oram

a To

runi

a, S

. Hal

le, o

koło

179

0 r.

([Jo

hann

Chr

istop

h H

ornu

ff ],

Bem

erku

ngen

auf

eine

r Rei

se v

on Th

orn

dur

ch P

osen

nac

h Sa

chse

n, B

erlin

–Küs

trin

179

0. F

ot. S

taat

sbib

lioth

ek z

u Be

rlin/

SPK

)

Il. 5. Przedstawienie alegoryczne, rysunek czeladniczy, Ernst Friedrich Kussmahly, 1783 r. (APT, Cech malarzy, rzeźbiarzy i lakierników, sygn. 7, k. 17. Fot. B. Łyczak)

Il. 6. Roma Triumphans, rysunek czeladniczy, Johann Gottlieb Kussmahly, 1803 r. (APT, Cech malarzy, rzeźbiarzy i lakierników, sygn. 7, k. 25. Fot. B. Łyczak)

Il. 7

. Her

by T

orun

ia, G

eorg

Pau

l Bus

ch, o

koło

172

7 r.

(Joh

ann

Hei

nric

h Ze

rnec

ke, Th

orn

ische

Chr

onic

a, B

erlin

172

7, il

. 2.

Fot.

Prac

owni

a fo

togr

afi c

zna

Bibl

iote

ki U

niw

ersy

teck

iej w

Tor

uniu

)

Il. 8

. Try

umf Z

azdr

ości

, Cor

nelis

Cor

t wed

ług

Maa

rten

a va

n H

eem

sker

ck, 1

564

r. (B

ritish

Mus

eum

, syg

n. 1

868,

0208

.52.

© T

rust

ees o

f the

Brit

ish M

useu

m)

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

PAWEŁ NOWAKOWSKI (Wrocław)

PRZYCZYNEK DO STUDIÓW NAD STOSUNKIEM ZAŁÓG PRZEDSIĘBIORSTW TORUŃSKICH

DO TZW. NOWYCH ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH W LATACH 1983–1989

Słowa kluczowe: uzwiązkowienie; historia najnowsza Polski; PZPR; OPZZ; historia Toru-nia; KW PZPR w Toruniu; „Elana”; „Merinotex”

WSTĘPCelem tego przyczynku jest przedstawienie stosunku załóg toruńskich przed-

siębiorstw wobec związków zawodowych po stanie wojennym do początku 1989 r.1 Tekst pokazuje udział pracowników w organizacjach związkowych i nastawienie do nich na przestrzeni kolejnych lat – w ujęciu ogólnym, a także na szczeblu kon-kretnych zakładów pracy i w danych grupach pracowniczych oraz wśród członków PZPR. Zasadnicza część studium jest poprzedzona wprowadzeniem w problema-tykę dotyczącą miejsca związków zawodowych w radzieckiej wersji socjalizmu i w jej polskiej adaptacji, jak również w tematykę rozwoju tych instytucji w Toruniu podczas stanu wojennego. Podstawowym materiałem źródłowym wykorzystanym w prezentowanym artykule są akta Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Toruniu, przechowywane w Archiwum Państwowym w Toruniu. Źródła pomocnicze sta-nowią wybrane numery czasopism drugiego obiegu.

Ustanowienie w Polsce rządów socjalistycznych na wzór radziecki oznaczało przyjęcie również tamtejszego modelu związków zawodowych. Charakteryzował się on przede wszystkim podporządkowaniem organizacji związkowych władzy politycznej oraz ich fasadowością. Struktury te bowiem z założenia nie miały stać na straży interesów załóg pracowniczych. Zaplanowane były m.in. jako „pasy trans-misyjne”. Do zatrudnionych miała dzięki nim docierać ideologia i programy partyj-ne. Aparat władzy otrzymywał z kolei informacje na temat nastrojów w zakładach pracy. Rzeczywiste kontrolowanie związków zawodowych przez rządzących było powodem akcentowania przez nich dużego znaczenia organizacji pracowniczych w systemie politycznym państwa. Odwołując się do aprobaty tych struktur dla

1 Zakładaną cezurą końcową artykułu był 4 VI 1989 r., jednak spośród materiałów objętych kwe-rendą najpóźniejszy dokument, który został uznany za przydatny dla celów niniejszego przyczynku, datowany jest na 11 II 1989 r. i jest to faktyczna cezura artykułu.

P a w e ł N o w a k o w s k i [124]124

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

ich działań, polityczni decydenci mogli argumentować na rzecz posiadanej przez władzę ludową legitymacji. Powszechnym zjawiskiem było wywieranie presji na pracowników, aby dokonali akcesu do instytucji związkowej, ponieważ rządzący chcieli nadać tym organizacjom charakter masowy. Naciski te przyjmowały formę psychologiczną i ekonomiczną. Jednak niezależnie od procentu załogi skupionej w legalnym związku reprezentował on ją w całości, nawet w sprawach dotyczą-cych pojedynczych pracowników. W radzieckim modelu socjalizmu dozwolone było funkcjonowanie jednej organizacji związkowej w danym przedsiębiorstwie, a wszystkie te struktury w państwie podlegały organowi centralnemu2.

Do 1980 r. w Polsce taką naczelną instytucją była ściśle zależna od PZPR Cen-tralna Rada Związków Zawodowych (CRZZ), której podporządkowane były 23 or-ganizacje utworzone na podstawie podziału na dziedziny pracy (branże). Model ten zmienił się na skutek strajków w lecie 1980 r. Kwestii związkowej poświęcony był pierwszy z 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego: „Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych wynikają-cych z ratyfi kowanych przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organiza-cji Pracy, dotyczących wolności związków zawodowych”3. Za sprawą porozumień społecznych i statutu „Solidarności” na czoło wysunięta została obronna funkcja związku zawodowego. Sierpniowe strajki otworzyły także drzwi dla pluralizmu związkowego, w efekcie którego powstało na terenie Polski 106 związków zawo-dowych. W okresie między latem 1980 r. a grudniem roku następnego obok NSZZ „Solidarność” funkcjonował również chłopski niezależny ruch związkowy4, Komi-sja Porozumiewawcza Branżowych Związków Zawodowych, oparta na dotychcza-sowych, przedsierpniowych zasadach zrzeszania się (i skupiająca przeważnie pod-mioty, które opuściły CRZZ), a także związki autonomiczne, skupione w Konfede-racji Autonomicznych Związków Zawodowych. W tych zrzeszali się głównie wy-kwalifi kowani pracownicy niektórych profesji na podstawie wykonywanych przez nich zawodów (np. bankowcy, maszyniści PKP, informatycy). Powstawała w tym okresie także Rada Konsultacyjna Związków Zawodowych Pracowników Użytecz-ności Społecznej PRL. W warunkach pluralizmu konkurencji nie sprostał dawny monopolista – CRZZ, przez co musiała zakończyć swoje funkcjonowanie na pol-skiej scenie związkowej. Ofi cjalnie nastąpiło to z dniem 1 I 1981 r. Co ważne, liczba organizacji pracowniczych zarejestrowana w danym przedsiębiorstwie nie musiała już być ograniczona do jednej. Pracownikom przyznano też prawo do strajku5.

2 J. Wratny, Związki zawodowe. Znaczenie w życiu politycznym i społeczno-gospodarczym, [in:] Związki zawodowe a niezwiązkowe przedstawicielstwa pracownicze w gospodarce posttransformacyj-nej, red. J. Wratny, M. Bednarski, Warszawa 2010, s. 30–31, 33.

3 http://www.solidarnosc.org.pl/pl/21-postulatow-1.html (dostęp z 27 III 2010 r.).4 Na temat niezależnych związków zawodowych w środowiskach wiejskich zob. np. M. Szpytma,

Zielona „Solidarność”. Niezależne związki zawodowe na wsi w latach 1980–1989, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej (dalej cyt. Biuletyn IPN), 2009 (maj–czerwiec), nr 5–6 (100–101), s. 14–21.

5 J. Wratny, Związki zawodowe. Znaczenie w życiu politycznym, s. 33–35; idem, Związki zawodo-we w prawodawstwie polskim w latach 1980–1991, Lublin 1994, s. 26; M. Kozak, Demokracja związ-kowa, Warszawa 1989, s. 118, 137, 142.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 125[125]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Sytuacja w państwie uległa gwałtownej zmianie na skutek wprowadzenia sta-nu wojennego. Jako Prezes Rady Ministrów, Wojciech Jaruzelski zawiesił funkcjo-nowanie związków zawodowych, na co zezwalał mu dekret o stanie wojennym. Odtąd za kontynuowanie działalności związkowej groziło do trzech lat więzienia. Zawieszone zostało także prawo do strajku, a działacze największego polskiego związku poddani zostali masowym internowaniom. Od samego początku jej ist-nienia władze PRL podejmowały przeciwko „Solidarności” szereg przedsięwzięć, które „w sposób logiczny zmierzały do wprowadzenia stanu wojennego i likwida-cji związku”6. Już po wprowadzeniu stanu wojennego, w styczniu 1982 r., aparat bezpieczeństwa rozpoczął operację pod kryptonimem „Renesans”, mającą spo-wodować przyspieszenie rozwiązania NSZZ „Solidarność”, jak również zapobiec funkcjonowaniu tego związku w podziemiu. Najważniejszy cel tego przedsięwzię-cia polegał na utworzeniu takiej „Solidarności”, która pozostawałaby pod kontrolą władz państwowych. W jej składzie miały się znaleźć osoby, działające w niezależ-nym związku w okresie między sierpniem 1980 r. a grudniem 1981 r. i posiadają-ce znaczącą pozycję w zakładach pracy, ale zorientowane na ścisłe współdziałanie z politycznymi decydentami. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych sugerowało, aby tak funkcjonująca nowa organizacja pracownicza zrzeszała ugodowych członków oryginalnej „Solidarności” i współpracowników SB. Jednak w świetle ostatecznej odmowy, jakiej w odpowiedzi na propozycję udziału w tworzeniu nowego związ-ku udzielił władzom pod koniec stycznia 1982 r. Lech Wałęsa, a także z powodu uchwalenia 8 października tego roku ustawy o związkach zawodowych, plany rzą-dzących uległy zmianie7.

Ustawa ta stanowiła o delegalizacji wszystkich struktur związkowych, obec-nych w życiu publicznym przed stanem wojennym. Na jej bazie zaczęły powstawać związki zależne od władzy politycznej, określane też jako „wronie związki” i „neo-związki”. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna zareagowała następnego dnia, stwierdzając w wydanym oświadczeniu: „[NSZZ – P. N.] »Solidarność« może być rozwiązany jedynie na mocy decyzji swych członków. Związek nasz istnieje i na-dal będzie działać na rzecz Samorządnej Rzeczypospolitej”8 oraz zalecając światu pracy bojkot ofi cjalnych związków. Te nowe okoliczności legislacyjne wpłynęły na powstawanie nielegalnych struktur „Solidarności”. Ustawa przywróciła de facto monistyczny model związków zawodowych, uznawszy go co prawda za przejścio-

6 W. Polak, Sytuacje kryzysowe w miesiącach poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego (sierpień 1980–grudzień 1981 r.), [in:] idem, Stan wojenny – pierwsze dni, Gdańsk 2006, s. 23.

7 J. Wratny, Związki zawodowe w prawodawstwie, s. 40–41; M. Czerwiński, Związki zawodowe w systemie politycznym PRL lat 1982–1989, Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego. Acta Po-litica, nr 5 (92), Szczecin 1991, s. 22; Dekret z dnia 12 grudnia 1981 r. o stanie wojennym, Dziennik Ustaw (dalej cyt. Dz.U.) z 1981 r., Nr 29, poz. 154; W. Polak, Sytuacje kryzysowe, s. 23; S. Cenckie-wicz, Od „Klanu” do „Renesansu”. Operacje Służby Bezpieczeństwa wobec kierownictwa „Solidarności” w latach 1980–1982, Biuletyn IPN, 2002 (grudzień), nr 12 (23), s. 41–42; idem, Pomorze Gdańskie i Kujawy, [in:] Stan wojenny w Polsce 1981–1983, red. A. Dudek, Warszawa 2003, s. 520.

8 Cyt. za: J. Skórzyński, M. Pernal, Kalendarium Solidarności 1980–89. Gdy niemożliwe stało się możliwe, Warszawa 2005, s. 112.

P a w e ł N o w a k o w s k i [126]126

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wy, jednak dopiero w efekcie obrad okrągłego stołu zapanował legalny pluralizm w tym zakresie. Ponadto stanowiła, że: „Związek zawodowy zrzesza pracowników zatrudnionych w danej gałęzi pracy, w danym rodzaju zatrudnienia lub zawodzie”9 oraz że organizacje związkowe „uznają przewodnią rolę Polskiej Zjednoczonej Par-tii Robotniczej w budowie socjalizmu”10. Organizacje związkowe zostały upraw-nione do obrony i reprezentowania „praw i interesów pracowników w zakresie warunków pracy i płac oraz warunków socjalno-bytowych i kulturalnych”11, nato-miast jako kluczowe funkcje związku określono: obronną, społeczno-gospodarczą oraz wychowawczą. Omawiane organizacje mogły na mocy ustawy z 8 X 1982 r. podejmować niemający wymiaru politycznego strajk, jednak, zdaniem Jerzego Wratnego, prawo to, ze względu na zasady je określające, było iluzoryczne. Struk-tury związkowe w danych przedsiębiorstwach mogły funkcjonować od 1 I 1983 r., organizacje ogólnokrajowe od 1 stycznia roku następnego, natomiast „zrzeszenie i organizacje międzyzwiązkowe”12 od początku roku 1985. Faktem jest, że związki tworzone były w zakładach pracy przed terminem podanym w ustawie, nie obo-wiązywała jednak zasada „kto pierwszy, ten lepszy”. W sytuacji wpłynięcia do sądu dwóch lub większej liczby wniosków o zarejestrowanie struktur związkowych w jednym zakładzie, sąd miał najpierw proponować komitetom porozumienie w celu wypracowania wspólnego wniosku13, po czym, w przypadku podtrzymania różnych wniosków, władza sądownicza miała prawo rozpatrzyć wszystkie wnioski odmownie albo zarejestrować związek, „którego założyciele wyrazili gotowość po-rozumienia i wystąpienia ze wspólnym wnioskiem o rejestrację jednego związku zawodowego”14.

Uchwała Rady Państwa z 12 IV 1983 r. w sprawie zasad i sposobu tworzenia ogólnokrajowych organizacji związkowych liberalizowała zapis ustawy, stwarzając możliwość rozpoczęcia funkcjonowania takich struktur przed 31 XII 1983 r. Dzię-ki temu w czerwcu 1983 r. powstała pierwsza (na nowych warunkach) organiza-

9 Ustawa z dnia 8 października 1982 r. o związkach zawodowych, Dz.U. z 1982 r., nr 32, poz. 216.

10 Ibid.11 Ibid.12 Ibid.13 Zakładając, że wnioski te nie zostały odrzucone na podstawie artykułu 19, ustęp 2: „Sąd od-

mówi rejestracji, jeżeli treść statutu wskazuje, że organizacja nie jest związkiem zawodowym w rozu-mieniu ustawy albo postanowienia statutu są niezgodne z jej przepisami” (Ustawa z dnia 8 paździer-nika 1982 r. o związkach zawodowych).

14 Uchwała Rady Państwa z dnia 12 października 1982 r. w sprawie zasad i sposobu tworzenia organizacji związkowych w zakładach pracy, Dz.U. z 1982 r., Nr 34, poz. 222. Por. B. Jagusiak, OPZZ i NSZZ „Solidarność” w systemie politycznym Polski w latach 1989–2001, Toruń 2004, s. 37–38; J. Gar-dawski, Związki zawodowe na rozdrożu, Warszawa 2001, s. 155; A. Paczkowski, Wojna polsko-jaruzel-ska. Stan wojenny w Polsce 12 XII 1981–22 VII 1983, Warszawa 2006, s. 254; J. Skórzyński, M. Pernal, op.cit., s. 112; J. Wratny, Związki zawodowe w prawodawstwie, s. 43, 46; idem, Związki zawodowe. Znaczenie w życiu politycznym, s. 37–38; M. Kozak, op.cit., s. 152–153; Ustawa z dnia 8 października 1982 r. o związkach zawodowych; M. Czerwiński, op.cit., s. 24; J. Karpiński, Wykres gorączki. Polska pod rządami komunistycznymi, Lublin 2001, s. 454.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 127[127]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

cja wykraczająca swoim zasięgiem poza jedno przedsiębiorstwo, Federacja Hutni-czych Związków Zawodowych. W październiku liczba ogólnopolskich podmiotów tego typu sięgnęła 91, w czerwcu roku następnego 103, do grudnia 1984 r. zaś 117. W sierpniu 1983 r., członkowie związków spotkali się na pierwszym krajowym zjeździe. Z kolei w styczniu 1984 r. w Hucie Baildon doszło do spotkania szefów najbardziej licznych organizacji, obejmujących przedsiębiorstwa z całego państwa. W listopadzie tego roku powstało w Bytomiu Ogólnopolskie Porozumienie Związ-ków Zawodowych (OPZZ) z Alfredem Miodowiczem na czele. Od tego czasu stało się też możliwe rejestrowanie wojewódzkich struktur OPZZ. W pierwszych latach funkcjonowania struktury związkowe pozostawały pod bardzo ścisłym wpływem PZPR. Z drugiej strony działalność partii rządzącej była w znacznej mierze zależna od centrali związkowej, szczególnie w ostatnich latach PRL. OPZZ mogło się cie-szyć częściową niezależnością i pozytywnym nastawieniem ze strony władz jako instytucja ograniczająca znaczenie „Solidarności” wśród robotników15.

Inicjatywa tworzenia związków przejawiana była przez aparat państwowo-par-tyjny. Świat pracy odnosił się wobec idei ich powoływania z niechęcią, apatią czy nawet wrogo. Wśród przyczyn tego negatywnego stosunku znajdował się wniosek, jaki wyciągano z faktu wprowadzenia stanu wojennego, asumptem uchwalenia którego było zwalczenie właśnie związku zawodowego. Zdawano sobie sprawę, do czego doprowadziła poprzednia „przygoda” z tego rodzaju instytucjami. Pracow-nicy niektórych zakładów odnosili się nieufnie wobec nowych związków, ponie-waż uważali, że praktyka tworzenia tych instytucji wymierzona jest przeciwko ich podmiotowości. Duże znaczenie miało propagowanie przez nielegalną „Solidar-ność” bojkotu „neozwiązków”16, choć przynależenie do nich dawnych członków tej organizacji nie było rzadkością17 i, summa summarum, ów bojkot się nie ziścił. W każdym razie rozwój nowych struktur związkowych przebiegał wolno. Lepsze wyniki osiągano w urzędach i niewielkich zakładach, a gorsze w skupiających licz-ne załogi fabrykach i w środowisku naukowym18.

15 J. Gardawski, Związki zawodowe na rozdrożu, s. 158; Uchwała Rady Państwa z dnia 12 kwiet-nia 1983 r. w sprawie zasad i sposobu tworzenia ogólnokrajowych organizacji związkowych, Dz.U. z 1983 r., Nr 21, poz. 92; M. Kozak, op.cit., s. 156; A. Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski, Warszawa 2005, s. 368; idem, Wojna polsko-jaruzelska, s. 254; J. Karpiński, op.cit., s. 480; A. Friszke, Droga do okrągłego stołu, [in:] http://laboratorium.wiez.pl/teksty.php?droga_do_okraglego_stolu (dostęp z 18 IV 2011 r.).

16 Posługiwanie się przeze mnie zwrotami „wronie związki” i „neozwiązki” nie niesie ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego. Uznaję je za neutralne, tak samo jak np. pejoratywny u swego zarania termin „wigowie”.

17 Pochodzące z pierwszej połowy 1984 r. dane biura OPZZ mówiły, że do tego czasu akces do nowych związków wniosła jedna piąta byłych członków NSZZ „Solidarność” (J. Gardawski, Związki zawodowe na rozdrożu, s. 155).

18 A. Paczkowski, Wojna polsko-jaruzelska, s. 254; idem, Pół wieku dziejów Polski, s. 368; J. Gar-dawski, Związki zawodowe na rozdrożu, s. 155; M. Kozak, op.cit., s. 154–155; J. Wratny, Związki zawodowe w prawodawstwie, s. 43.

P a w e ł N o w a k o w s k i [128]128

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Powołując się na wyniki badań, Juliusz Gardawski stwierdził, że do „wronich związków” przystępowały pierwotnie dwie grupy osób. Pierwszą z nich stanowili poddawani naciskom pracownicy nadzoru. Warto mieć na uwadze, że duża ich część należała do PZPR. Drugą ze wspomnianych grup byli pracownicy cechu-jący się najniższym statusem (zajmowane stanowisko, zarobki i wykształcenie). Ich motywacja do wejścia w struktury związkowe miała naturę materialną, z po-siadaniem legitymacji członka tej instytucji wiązali bowiem nadzieje na pomoc socjalną. Ci nie byli w partii, natomiast spora ich część należała wcześniej do „So-lidarności”19.

Po czterech i pół miesiącach obowiązywania ustawy z 8 X 1982 r. w Polsce było 13,5 tysiąca organizacji związkowych z liczbą członków opiewającą na 2,7 miliona. Nowe związki zajmowały się zarządzaniem funduszami socjalnymi, za-bierały też głos w kwestiach pensji pracowników i BHP. Chciały zadbać o swoją pozycję i uchodzić za rzeczywistą alternatywę dla zdelegalizowanej „Solidarności”. W licznych przedsiębiorstwach w połowie 1983 r. stanowiły dla niej przeciwwagę, co było głównym celem władz. Pod koniec 1984 r. do struktur tych należało około 45% ogółu polskich pracowników. Po dwóch latach od wejścia w życie wspomi-nanej ustawy „neozwiązki” funkcjonowały w więcej niż 90% polskich przedsię-biorstw, w których istniała możliwość ich tworzenia. Dane Biura OPZZ z 1985 r. wskazują na 5,4 miliona osób zrzeszonych w tych instytucjach. Owocnym czasem dla ich rozwoju był okres debaty nad drugim etapem reformy gospodarczej. Nastą-pił wówczas wzrost zaufania i poparcia dla owych struktur, na co zasłużyły sobie krytyką postulowanych przez rządzących planów reform gospodarczych, mimo że była ona niekonstruktywna. Zdaniem Andrzeja Friszke walka o warunki życia pracowników miała być sposobem na wygranie rywalizacji z podziemną „Solidar-nością”. W końcu 1987 r. w skład związków zawodowych wchodziło 56,6% pra-cowników, którzy mogli do nich przynależeć. Rada OPZZ nie akceptowała także późniejszej polityki władz PRL. W 1988 r. centrala związkowa poparła część straj-ków podziemnej „Solidarności”, dzięki czemu mogła później obradować jako nie-zależny podmiot przy okrągłym stole. Jednak, jak stwierdził Marek Kozak: „Dziki (nielegalny) charakter tych strajków świadczył, że dla załóg wielu przedsiębiorstw związki zawodowe nie były wiarygodnym i dostatecznie silnym reprezentantem w konfl ikcie z władzą. Na ogół też związki zawodowe w zakładach pracy nie chcia-ły się włączyć w akcję strajkową bądź nie były akceptowane jako ich współorgani-zator”20. Dodać należy, że zorganizowanie strajku zgodnie z prawem było w prak-tyce niemożliwe. Komentując bardzo krytyczną względem władz państwowych wypowiedź Alfreda Miodowicza, cytowany wyżej autor stwierdził: „Ujawniła się w ten sposób dwoista sytuacja legalnych organizacji związkowych. Z jednej strony nie są one traktowane jako uczestnik dialogu ani przez administrację, ani przez strajkujących, z drugiej zaś są cenione (szczególnie OPZZ) za krytyczne opinie

19 J. Gardawski, Związki zawodowe na rozdrożu, s. 155.20 M. Kozak, op.cit., s. 169.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 129[129]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

o polityce gospodarczej rządu”21. Gabinet Zbigniewa Messnera otrzymał od Rady OPZZ wotum nieufności, co stało się bezpośrednim powodem jego dymisji. Nie przełożyło się to jednak na spektakularny sukces związków pod względem wzrostu poparcia społecznego. Na przeszkodzie stanął sprzeciw kierownictwa OPZZ wo-bec pluralizmu politycznego i związkowego. Według centrali w 1989 r. członkami organizacji skupionych w OPZZ było około 4 milionów pracowników22.

POCZĄTKI NOWYCH ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH W TORUNIU

Ryszard Sudziński napisał, że: „W końcu epoki »realnego socjalizmu« Toruń był przeciętnym, prowincjonalnym ośrodkiem średniej wielkości, niczym specjal-nym się nie wyróżniającym spośród miast o podobnej skali”23. Wizerunek miasta kształtowały takie czynniki, jak brak nowoczesnych gałęzi przemysłu, problemy w zakresie komunikacji, coraz większe problemy ekologiczne, niewystarczający poziom usług w kwestii kultury i turystyki24.

Toruńskie władze już w marcu 1982 r. zaczęły organizować zebrania, celem zorientowania się w opiniach załóg w kwestii przyszłości związków zawodowych. Napotykały zwykle na bojkot ze strony pracowników, którzy do udziału w takich spotkaniach musieli być zmuszani25. W Toruńskich Zakładach Włókien Che-micznych „Chemitex-Elana” pracujący na Wydziale Głównego Automatyka pra-cownicy powiedzieć mieli: „Nie ma mowy o dyskusji, gdy nasi przedstawiciele są pozbawieni wolności”26. Innym razem stwierdzili podobno: „Związki zawodowe i władze związkowe już mamy i żadnych innych nie chcemy. Należy tylko odwiesić działalność związkową i wypuścić z więzienia przywódców związkowych”27. Słowa te są tak bezkompromisowe, odważne i zdecydowanie opowiadające się po stronie przywódców „Solidarności”, że można domniemać, iż padały raczej z ust zaanga-żowanych działaczy opozycyjnych aniżeli reprezentatywnych dla załogi pracowni-ków. Z drugiej strony, lektura dokumentów partyjnych i fakt, że „Elana” była jed-nym z dwóch w Toruniu zakładów, pozostających w szczególnym zainteresowaniu centrali PZPR (co jednak mogło równie dobrze wynikać z liczebności załogi), podpowiadają, że nie tylko działacze opozycji, lecz również osoby niezrzeszone w jej strukturach mogły być autorami cytowanych słów.

21 Ibid., s. 170.22 A. Paczkowski, Wojna polsko-jaruzelska, s. 254; M. Kozak, op.cit., s. 158, 168–171; W. Ratyń-

ski, Związki zawodowe i organizacje społeczno-samorządowe, Warszawa 1980, s. 36; J. Gardawski, Związki zawodowe na rozdrożu, s. 158; A. Friszke, op.cit.; J. Wratny, Związki zawodowe. Znaczenie w życiu politycznym, s. 37; B. Jagusiak, op.cit., s. 38.

23 R. Sudziński, Problemy rozwoju i integracji głównych miast regionu kujawsko-pomorskiego z perspektywy historycznej (do 1989 roku), [in:] Związki Kujaw i Pomorza na przestrzeni wieków, red. Z. Biegański, W. Jastrzębski, Bydgoszcz 2001, s. 38.

24 Ibid., s. 38–39.25 N. Szutnik [R. Kozłowski], „Solidarność” w regionie toruńskim. 13 XII 1981–31 VII 1984, To-

ruń 1988, s. 105.26 Cyt za: ibid.27 Cyt za: ibid.

P a w e ł N o w a k o w s k i [130]130

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

W każdym razie władze wycofały się z pomysłu zebrań w sprawie związków zawodowych, czego powodem mógł być właśnie negatywny stosunek pracowni-ków do tej inicjatywy. Taktyka uległa zmianie. Pojawiły się takie techniki, jak m.in. przekupstwo, szantaż i polecenia. We wrześniu 1982 r. władze wojewódzkie pole-ciły sekretarzom Komitetów Zakładowych PZPR wybranie osób mających wziąć udział w tworzeniu struktur związkowych. Sprawy te działy się, tak jak w całej Polsce, pod okiem bezpieki28. Grupy inicjatywne tworzyli zwykle członkowie par-tii, Obywatelskich Komitetów Odrodzenia Narodowego i Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Zdaniem Wojciecha Polaka nie były to osoby posiadające za-ufanie załóg29.

W „Elanie” ofi cjalne rozpoczęcie naboru do grupy inicjatywnej wyprzedziło o 10 godzin przyjęcie przez Sejm ustawy, na podstawie której organ ten miał funk-cjonować. Jednak dalej nie poszło już tak łatwo, ponieważ zebranie owych inicjato-rów zajęło szeroko pojętym władzom tydzień. Znalazło się wśród nich jedenaście osób, z których większość posiadała legitymację partyjną i należała już kiedyś do związków branżowych. Organizacyjne zebranie w sprawie związków zawodowych w tym przedsiębiorstwie odbyło się 20 X 1982 r. Pojawiło się na nim około 60 osób (cała załoga liczyła 7,5 tysiąca) – pracowników pionu administracyjnego i robot-ników. Nie wszyscy przybyli orientowali się w celu spotkania, ale kiedy obwiesz-czono, że chodzi o związek zawodowy, 15 osób opuściło spotkanie. Z pozostałych na sali pracowników akces do tej organizacji zgłosiło 34. Dziesięciu z nich weszło w skład komitetu założycielskiego30.

Zbliżony przebieg miało kładzenie podwalin pod „wronie związki” w innych zakładach na terenie miasta. W liczącej 4 tysiące pracowników Toruńskiej Przę-dzalni Czesankowej „Merinotex” grupa inicjatywna liczyła 35 osób, z których 21 było członkami partii. Podobnie jak w „Elanie” pracownicy, którzy weszli w skład tej grupy, byli wcześniej związkowcami branżowymi. Jednakże ośmiu z nich nale-żało w czasie jego legalnego funkcjonowania do NSZZ „Solidarność”31.

W Toruńskich Zakładach Budowy Urządzeń Chemicznych „Metalchem” w tworzenie nowych związków zaangażował się sam dyrektor, co zdaniem Ryszar-da Kozłowskiego wynikać mogło ze słabej pozycji zakładowej organizacji PZPR. Dyrektor przedsiębiorstwa spotkał się z mistrzami pod pretekstem zebrania na te-mat kwestii związanych z produkcją i polecił im nakłonienie załogi do wstępowa-nia w szeregi związkowe. Zdarzało się, że pracowników przekupywano miejscem na liście zakładowej spółdzielni mieszkaniowej. Zdaniem wspomnianego wyżej

28 N. Szutnik [R. Kozłowski], op.cit., s. 104.29 W. Polak, Czas ludzi niepokornych. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”

i inne ugrupowania niezależne w Toruniu i Regionie Toruńskim (13 XII 1981–4 VI 1989), Toruń 2003, s. 292.

30 N. Szutnik [R. Kozłowski], op.cit., s. 105.31 Ibid.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 131[131]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

historyka, „Metalchem” był zakładem, w którym opór przeciwko „neozwiązkom” należał do największych w skali całego województwa toruńskiego32.

W grudniu 1982 r. powstała grupa inicjatywna, a następnie komitet założy-cielski w Przedsiębiorstwie Geofi zyki Morskiej i Lądowej „Geofi zyka”. W skład komitetu weszły nieznane niechętnej wobec związków załodze osoby „z terenu”, emeryci oraz związkowiec o długim stażu. Mówiono, że za zorganizowaniem gru-py inicjatywnej i komitetu założycielskiego stoi dyrektor zakładu33.

Grupie inicjatywnej w Pomorskich Zakładach Wytwórczych Aparatury Nis-kiego Napięcia „Ema-Apator” przewodniczył pracownik pozbawiony niegdyś wol-ności za nielegalny handel bykami. Należał do niej szef Obywatelskiego Komitetu Ocalenia Narodowego oraz – jak ich nazwał R. Kozłowski – „specjalista od fałszo-wania wyborów” i „łamistrajk”34.

Jako pierwsze zostały zarejestrowane przez sąd „wronie związki” w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Elektrycznych Urządzeń Sterowania „Mera” (znanym też jako „Mera-Obreus”). Powstawały one pod okiem sekretarza Komitetu Centralne-go PZPR i kombatanta ze struktur Rezerwowych Oddziałów Milicji Obywatelskiej.

32 Ibid., s. 105–106. Należy jednak pamiętać, że badania tego historyka obejmują okres do 1984 r., chodzi tu zatem o początkowy okres funkcjonowania „wronich związków”.

33 Ibid., s. 105.34 Ibid.

Tabela 1. Stan zatrudnienia i liczebność związków zawodowych w niektórych zakładach pracy województwa toruńskiego w początkach 1983 r.

Lp. Nazwa zakładu Stan załogiLiczebność związków

zawodowych

Uwagi dotyczące liczebności

związków zawodowych1. Elana 7500 151 —2. Merinotex 4000 160 33 emerytów3. Polmozbyt Toruń

i Grudziądz3000 150 80 Toruń

70 Grudziądz4. Apator 2000 251 111 emerytów i rencistów5. Geofi zyka 1700 70 —6. Metalchem 1500 46 —7. Lokomotywownia

Kluczyki1500 100 48 uczniów

8. Towimor 1400 62 32 emerytów i 15 członków straży przemysłowej

9. Toral 1400 60 —10. Zakłady Mięsne

Toruń1200 300 w większości uczniowie,

emeryci i renciści11. Bumar 500 46 14 emerytów

Źródło: N. Szutnik [R. Kozłowski], op.cit., s. 106–107.

P a w e ł N o w a k o w s k i [132]132

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Do związków zawodowych wstąpili tam głównie pracownicy pionu administracyj-nego i przedstawiciele kadry technicznej35.

Najbardziej zogniskowany opór wobec nowych związków był charakterystycz-ny dla dużych zakładów. W przedsiębiorstwach niewielkich nacisk i szantaż ze strony władz przynosił lepsze skutki, choć również tam nie było łatwo. Należy pa-miętać też o tym, że szeregi związkowe były zasilane w znacznej mierze przez takie grupy, jak emeryci, renciści, „elementy pasożytnicze”, uczniowie i junacy Ochotni-czych Hufców Pracy. Nowi pracownicy byli zmuszani do zapisywania się do tych struktur w związku z zapisami ustawy o „pasożytach społecznych”36.

Udział pracowników toruńskich zakładów w związkach zawodowych na po-czątku 1983 r. obrazuje tabela 1.

PO STANIE WOJENNYMDane z lata 1983 r. wskazywały, że najmniej liczne związki funkcjonowały w za-

kładach, w których najbardziej aktywni byli podziemni działacze „Solidarności”. Pomiędzy 10 a 15% członków załogi zrzeszały „neozwiązki” w takich zakładach, jak: „Elana”, „Merinotex”, „Geofi zyka”, Toruńskie Zakłady Urządzeń Okrętowych „Towimor”, Zakłady Elektronowe „Unitra-Toral”, „Metalchem”37, Toruńskie Zakła-dy Przemysłu Nieorganicznego „Polchem”, Kombinat Budowlany w Toruniu38.

Wojciech Polak stwierdził, że z biegiem czasu sytuacja zaczęła ulegać z punk-tu widzenia władz poprawie. W sierpniu 1983 r. członkami związków było 36% pracowników województwa39. Jednak Komitet Wojewódzki PZPR nadal był nieza-dowolony ze stanu liczebnego i funkcjonowania tych organizacji w jednych z naj-większych zakładów toruńskich, „Elanie” i „Merinoteksie”. Na początku sierpnia w pierwszym z tych przedsiębiorstw członkami „wronich związków” było 13% pracowników, a w drugim o pół punktu procentowego mniej. Władze partyjne były niezadowolone również z sytuacji panującej w „Towimorze”, „Toralu”, „Me-talchemie”, Zakładzie Maszyn Biurowych „Predom-Metron” i „Geofi zyce”40. Winą obarczano nieszczególnie zainteresowane rozwojem tych struktur dyrekcję i ko-mórki PZPR, a także same instytucje związkowe41.

Z czasem większy akcent zaczęto kłaść na kwestię przynależności do instytucji związkowych osób zatrudnionych na wyższych stanowiskach42. Zwracano uwagę

35 Ibid.; W. Polak, Czas ludzi niepokornych, s. 292.36 N. Szutnik [R. Kozłowski], op. cit., s. 106; W. Polak, Czas ludzi niepokornych, s. 293.37 Według prasy drugiego obiegu w kwietniu 1983 r. w zakładzie tym należało do związków 4%

załogi (Głos „Metalchemu”. Pismo NSZZ „Solidarność”, nr 3 z 5 IV 1983 r.).38 W. Polak, Czas ludzi niepokornych, s. 295.39 Ibid., s. 294.40 Archiwum Państwowe w Toruniu (dalej cyt. APT), Komitet Wojewódzki (dalej cyt. KW)

PZPR w Toruniu, sygn. 374: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 402 (4 VIII 1983 r.).41 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 375: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 447 (5 IX 1983 r.).42 W teleksach wymieniano w różnych konfi guracjach: kadrę inżynieryjno-techniczną i śred-

niego dozoru, kierowników oraz pracowników administracji. Analiza archiwaliów skłania jednak do uznania, że przynajmniej w dokumentach z 1983 r. niezależnie od użytego w konkretnych materia-łach zestawienia chodziło zawsze o tę samą grupę stanowisk.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 133[133]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

na zróżnicowanie poziomu uzwiązkowienia tych pracowników w toruńskich za-kładach, zauważając częściowy bojkot tych organizacji przez wspomnianą grupę w niektórych przedsiębiorstwach. Ogólną sytuację zaczęto oceniać w KW bardziej pozytywnie. Odnotowano rozwój organizacji pracowniczych, spowodowany ros-nącą liczbę ich członków. Jednakże nie zwiększała się liczba członków tych struk-tur w kilku najważniejszych zakładach w województwie. Szczególnie odnosiło się to do tych spośród nich, w których przed stanem wojennym prężnie funkcjono-wała „Solidarność”43.

Rekonstrukcja stanu faktycznego w zakresie poziomu uzwiązkowienia wśród pracowników na wyższych stanowiskach jest jednak utrudniona, ponieważ infor-macje Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Toruniu są sprzeczne. Powodem tego jest mylenie w teleksach do Komitetu Centralnego PZPR odsetka pracowników inżynieryjno-technicznych i średniego dozoru skupionych w związkach z procen-tem, jaki stanowili oni wśród członków związku. Według jednego źródła na po-czątku września 1983 r. pracownicy ci stanowili: w „Elanie” 11% ogółu członków związku, w „Merinoteksie” 16%, w „Metalchemie” 9%, w „Metronie” 7%. Z kolei w „Apatorze” wspomniana kadra stanowiła 65% ogółu członków organizacji pra-cowniczej, a w „Polchemie” 40%44. Jednak w teleksie nadanym trzy dni później przeczytać można: „np. w ZWCh »Elana« tylko 11% kadry inżynieryjno-technicz-nej wstąpiło do związku, w TPCz »Merinotex« 16%, w »Metalchemie« 9%, a »Me-tronie« 7%. Są także zakłady, w których sytuacja kształtuje się zdecydowanie lepiej. Np. w »Ema-Apator« 65% kadry inżynieryjno-technicznej jest w związkach [...], a w »Polchemie« 40%”45.

Można by podejrzewać, że sprzeczność przytoczonych powyżej danych wynika z nieostrożnego przeredagowania informacji z wcześniejszego teleksu, na podsta-wie którego powstawał następny – z prawie identyczną budową, zwrotami i tymi samym wartościami. Jednak bardziej prawdopodobne zdaje się, że dostrzeżono błąd i wysłano do KC poprawiony przekaz. Za tym wariantem przemawia również to, że w przypadku przyjęcia, iż to pierwszy z wyżej cytowanych teleksów zawiera dane prawdziwe, nie dałoby się utrzymać tezy o niskim uzwiązkowieniu członków wspomnianej kadry w części przedsiębiorstw. Nawet wartości dotyczące pierwszej części wymienionych zakładów („Elana”, „Merinotex”, „Metalchem”, „Metron”) wcale nie świadczyłyby bowiem o szczególnym powstrzymywaniu się od akce-su do „neozwiązków” przez wspomniane grupy. Skoro w owym czasie w Zakła-dzie Włókien Chemicznych zatrudnionych było prawie 7 tysięcy pracowników46, a pion inżynieryjno-techniczny i administracyjny skupiał około 1200 osób47, to logiczne jest, że gdyby do instytucji związkowej przystąpiło np. po 20% spośród

43 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 375, „Teleksy KW do KC”, teleks nr 453 (8 IX 1983 r.); KW PZPR w Toruniu, sygn. 376: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 517 (21 X 1983 r.).

44 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 375: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 447 (5 IX 1983 r.).45 Ibid., teleks nr 453 (8 IX 1983 r.).46 Ibid., teleks nr 447 (5 IX 1983 r.).47 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 377: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 542 (5 XI 1983 r.).

P a w e ł N o w a k o w s k i [134]134

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wspomnianego pionu i spośród szeregowych robotników, to procentowo w jej ra-mach przeważaliby zdecydowanie ci ostatni. Wynika to ze stosunku liczby robot-ników do liczby pracowników inżynieryjno-technicznych w zakładzie. Przewaga szeregowych robotników w ramach związków zawodowych była zresztą faktem. Na początku września stanowili oni w „Elanie” 71% członków „wroniego związku”, a na początku listopada 75%48.

Dodatkowe światło na rozważaną kwestię rzucają innego rodzaju dane. Miano-wicie, na początku listopada Komitet Wojewódzki w Toruniu informował centralę, że: „[...] w »Elanie« zatrudnionych jest 1.202 pracowników stanowiących pion in-żynieryjno-techniczny i administracyjny z czego do związku należy 33 pracowni-ków, [Pomorskie Zakłady Drobiarskie – P. N.] »Poldrób« 288 w tym 67 związkow-ców, »Toral« 384 z czego do związku należy 103 pracowników [...]”49. Dane z „Ela-ny” rzeczywiście świadczyłyby o bojkocie „nezowiązków” przez tamtejszą kadrę inżynieryjno-techniczną, jednak znów, gdy porównać te dane z przytoczonymi wcześniej, nie uzyska się spójnych wyników50. Są one jednak podane w najprost-szej formie, zatem nie występuje tu ryzyko błędnej obróbki statystycznej. Także w przekazie z 1 grudnia podawano, że w „Elanie” i „Merinotexie” kierownicy, pra-cownicy inżynieryjno-techniczni, pion administracyjny i średni dozór stanowczo odbiegali od reszty załogi w kwestii udziału w związku. Dotyczyło to nawet tych przedstawicieli wymienionych stanowisk, którzy byli członkami PZPR51. Należy zatem skonstatować, że przynajmniej w przypadku największego zakładu toruń-skiego, „Elany”, można mówić o bojkocie „neozwiązków” przez wyżej wymienio-nych pracowników w tym czasie. Całkiem możliwe, że bojkot ten był także w „Me-rinoteksie”, „Metalchemie” i „Metronie”. Zupełnie inaczej sprawa przedstawiała się w zakładach średnich. Tam bowiem członkami struktur związkowych było średnio 80% kadry kierowniczej i średniego nadzoru52.

Mając na uwadze ogół członków PZPR, należy stwierdzić, że nie spieszyli się szczególnie ze swoim akcesem do „wronich związków”. W sierpniu zasilało je oko-ło 60% członków wojewódzkiej organizacji partyjnej. Jednak w „Elanie” i „Meri-noteksie” opozycyjny pod względem związków zawodowych charakter załóg miał jakby przełożenie nawet na członków komunistycznej partii, ponieważ uzwiązko-

48 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 375: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 447 (5 IX 1983 r.); KW PZPR w Toruniu, sygn. 377: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 542 (5 XI 1983 r.).

49 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 377: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 542 (5 XI 1983 r.).50 Powyższym analizom dotyczącym „Elany” towarzyszyła wartość 11. Jedno źródło podawało,

że jest to odsetek kadry inżynieryjno-technicznej w ramach związku, inne, że wartość ta stanowi pro-cent pracowników tego pionu skupionych w organizacji pracowniczej. Jednakże wspomniane wyżej liczby 33 i 1 202 powodują sprzeczność z obiema wersjami. Oznaczają, że spośród omawianej kadry tylko 2,7% pracowników wniosło akces do związków. Z kolei liczba 33 związkowców spośród tych osób świadczy, że w ramach związku liczącego na początku listopada 1983 r. 980 (dane z cytowanego wyżej teleksu) członków całej załogi „Elany” przedstawiciele analizowanego pionu stanowili 3,4%. Zbyt różne to wartości od 11.

51 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 377: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 582 (1 XII 1983 r.).52 Ibid., teleks nr 542 (5 XI 1983 r.).

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 135[135]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wienie wśród nich wynosiło tam na dzień 1 XII 1983 r. kolejno 26% i 25%. W skali całych załóg odsetki te stanowiły 14 w „Elanie” i 15 w „Merinoteksie”53.

Na początku listopada 1983 r. w województwie toruńskim istniały 352 związki zawodowe, choć powstanie ich możliwe było w 426 miejscach pracy54. „Toruński Informator Solidarności” donosił (choć redakcja nie była tego pewna), że na dzień 23 XI 1983 r. „neozwiązki” istniały we wszystkich większych zakładach toruńskich poza szpitalem na Bielanach. Powodem była wyjątkowa niechęć personelu tej pla-cówki medycznej do organizacji pracowniczej55. Był to ewenement w skali Toru-nia, tym bardziej że faktem jest, iż związków zawodowych nie było tam jeszcze na początku 1984 r. Na zebraniu inicjującym pojawiło się zaledwie kilka pielęgniarek, które, gdy zdały sobie sprawę z celu spotkania, po prostu wyszły. W marcu 1984 r., kiedy nadal nie utworzono w szpitalu na Bielanach omawianych struktur, do akcji przystąpiła Służba Bezpieczeństwa. Nie obywało się bez różnego rodzaju gróźb wobec przesłuchiwanych pracowników w celu doprowadzenia do tak pożądanego przez aparat władzy utworzenia związków56. Być może tak silna postawa tego śro-dowiska skorelowana była z opozycyjnym stanowiskiem toruńskich lekarzy. Poza tym, że nie było ich prawie wcale w związkach zawodowych, o silnym nastawieniu prosolidarnościowym i antyrządowym tego środowiska świadczy (bądź za nim przemawia) też jego nieufność w stosunku do posunięć władz administracyjnych i kolportaż prasy podziemnej, odnotowany przez władze w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym. Decydujące dla określenia postawy tej grupy zdaje się to, że w Wo-jewódzkiej Poradni Zdrowia Psychicznego w Toruniu wystawiano, mimo braku dolegliwości, lekarskie zwolnienia działaczom „Solidarności”. Zdaniem lekarzy stwierdzona choroba psychiczna chroniła opozycjonistów przed odpowiedzial-nością karną. Ponadto „chorzy” mogli się ubiegać nawet o rentę57.

W sprawozdaniu KW PZPR donoszono, że podczas pierwszego roku swego istnienia nowe związki zawodowe zyskiwały stopniowe poparcie. Największe było ono w środowisku oświaty, uspołecznionych rolników, kadr PKP i pracowników budowlanych. Taki stan rzeczy przypisywano popularności, jaką w tych środowi-skach miały dawniejsze związki o charakterze branżowym. Z kolei najmniejsze zainteresowanie instytucjami związkowymi odnotowywano obok służby zdrowia w spółdzielczości pracy. Dodać należy, że akceptacja tych organizacji pracowni-czych była większa w niewielkich przedsiębiorstwach58. Te, w których istotną po-

53 Ibid.; KW PZPR w Toruniu, sygn. 375: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 453 (8 IX 1983 r.); KW PZPR w Toruniu, sygn. 377: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 582 (1 XII 1983 r.).

54 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 377: „Teleksy KW do KC”, teleks nr 542 (5 XI 1983 r.).55 Toruński Informator „Solidarności”. Pismo NSZZ „Solidarność” Regionu Toruńskiego, nr 71

z 23 XI 1983 r., http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013283071001 (do-stęp z 25 V 2010 r.).

56 N. Szutnik [R. Kozłowski], op.cit., s. 108.57 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 156: „Protokóły posiedzeń egzekutywy KW wraz z załącz-

nikami”, maszynopis, luźne kartki, bez tytułu, k. 186–188.58 Por. N. Szutnik [R. Kozłowski], op.cit., s. 106.

P a w e ł N o w a k o w s k i [136]136

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

zycję zajmowała „Solidarność” nie wykazywały pozytywnego stosunku do „neo-związków”. Były wśród nich takie toruńskie zakłady, jak: „Towimor”, „Metalchem”, „Elana”, „Merinotex” i „Poldrób”59.

Warto mieć na uwadze, że w „Elanie”, po stanie wojennym, aktywni członko-wie „Solidarności” działali w samorządzie pracowniczym. Będącej organem tego podmiotu radzie pracowniczej zawdzięczała załoga tego przedsiębiorstwa korzyst-ne rozwiązania, takie jak podwyżka pensji czy poprawa warunków pracy, ale także krytykę niesprzyjających załodze posunięć dyrektora. Rada spełniała zatem w „Ela-nie” część zadań związku zawodowego, choć, tak jak wcześniej sama „Solidarność”, zajmowała się również innymi sprawami o charakterze ponad zakładowym60. Jak stwierdził W. Polak: „Autentyczny samorząd pracowniczy działał również w »Apa-torze«”61, jednak „dopiero w miarę postępującej liberalizacji po 1986 r., samorządy większości dużych toruńskich zakładów pracy zaczęły przekształcać się w auten-tyczne przedstawicielstwa załóg. Tak było np. w »Geofi zyce«, »Toralu«, »Merino-texie«”62.

W roku 1984 związki również nie rozwijały się zgodnie z marzeniami władz. Według podziemnego czasopisma zakładowego „Elana” tylko 10% załogi Zakładu Włókien Chemicznych było w końcu stycznia ich członkami. Dawało to redakcji „solidarnościowej” gazety powody do stwierdzenia, że: „Okres jawnej działalności [NSZZ „Solidarność” – P. N.] nie został zmarnowany!”63. Organizacje pracownicze nie powiększały swoich szeregów, ponieważ załoga nie akceptowała kierownictwa „neozwiązków”. Uzwiązkowienie było tam znacznie niższe od średniej krajowej z tego okresu, według badań sondażowych bowiem, przeprowadzonych w styczniu 1984 r. wśród pracowników polskich zakładów zatrudniających powyżej 3 tysięcy osób, do „wronich związków” należała co czwarta osoba. Z kolei w końcu wrześ-nia do związkowych struktur należało według wyżej cytowanego czasopisma już tylko 8,5% załogi. Liczba związkowców w tym czasie systematycznie, choć wolno, zmniejszała się. Jednak dodać należy, że kilkakrotnie więcej pracowników doko-nało w „Elanie” akcesu do omawianych organizacji pracowniczych, aniżeli anga-żowało się w działania podziemnej „Solidarności”64.

Zdaniem władz wojewódzkich sytuacja w „neozwiązkach” regionu toruńskie-go zaczęła się zmieniać na niekorzyść w kwietniu. Odpowiedzialnością za taki stan

59 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 78: „Protokoły posiedzeń plenarnych KW PZPR z zał., 12.09.–22.12.1983”, „Protokół z plenarnego posiedzenia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Toruniu odbytego w dniu 21.12.1983 r.”, załącznik nr 3: „Sprawozdanie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w To-runiu czerwiec 1981–grudzień 1983”, k. 90, 91.

60 Zob. W. Polak, Czas ludzi niepokornych, s. 440–442.61 Ibid., s. 443.62 Ibid., s. 437–438, 444.63 Elana. Pismo NSZZ „Solidarność” przy ZWCh-Elana, nr 26 z 27 I 1984 r.64 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 156: „Protokóły posiedzeń egzekutywy KW wraz z za-

łącznikami”, „Protokół nr 4/84 z obrad Egzekutywy KW PZPR w Toruniu w dniu 9 marca 1984 r.”; M. Kozak, op.cit., s. 157; Elana. Pismo NSZZ „Solidarność” przy ZWCh-Elana, nr 26 z 27 I 1984 r.; nr 33 z 26 IX 1984 r.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 137[137]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

obarczano fakt zbyt małego uczestnictwa w ruchu związkowym pracowników in-żynieryjno-technicznych, ale także młodzieży, która nie pałała do władzy miłością. Nie bez winy były również osoby już do związków należące. Co do pracowników na stanowiskach kierowniczych i inżynieryjno-technicznych można odnotować, iż jeden z uczestników narady kierowników Rejonowego Ośrodka Pracy Partyjnej wyraził obawę, że stosowanie presji wobec członków wspomnianej kadry, aby do-konali akcesu, może dać efekt przeciwny65.

Można by zadać pytanie, czy gdyby w którymś zakładzie na czele nowych związków stanęła osoba, będąca wcześniej działaczem „Solidarności”, to utworzo-na na mocy ustawy z 8 X 1982 r. struktura zyskałaby pozytywny odbiór wśród załogi takiego przedsiębiorstwa. Otóż niechęć do „wronich związków” była tak silna, że przynajmniej w „Toralu” – gdzie uznana wyżej za hipotetyczną sytuacja rzeczywiście wystąpiła – szefowanie związkowi przez byłego członka NSZZ „So-lidarność” nie przyniosło mu akceptacji ze strony załogi. Świadczy o tym liczba związkowców. W marcu 1984 r. na 1280 pracowników było ich około 20066.

Według Władysława Ratyńskiego po dwóch latach obowiązywania ustawy o związkach zawodowych w ich skład weszło 46% pracowników z województwa toruńskiego, tyle samo co w województwach konińskim i radomskim. Dla porów-nania najwięcej członków instytucje te zrzeszały w województwach bialskopod-laskim – 61% i ciechanowskim – 52,5%, najmniej zaś w gdańskim – 27,2%, kra-kowskim – 30% i wrocławskim – 32,7%. Mimo niekorzystnych dla władz danych z „Elany” i z „Toralu” w „Sprawozdaniu Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Styczeń 1984–marzec 1985” przeczytać można, że w listopadzie 1984 r. członkami związ-ków zawodowych było ponad 70% robotników w województwie. Jeżeli chodzi o ich udział we władzach związkowych, to plasował się on na poziomie powyżej 80%. Wskaźniki te przewyższały ówczesną średnią krajową, według wspomnianego au-tora bowiem po dwóch latach obowiązywania ustawy o związkach, a zatem na około miesiąc przed okresem, z którego pochodzą wartości zamieszczone w cyto-wanym sprawozdaniu KW, robotnikami było ponad 60% polskich związkowców. Natomiast we władzach związkowych w skali kraju zasiadało średnio aż o około jedną trzecią mniej przedstawicieli robotników niż w województwie toruńskim67.

W odpowiedzi na pytanie o stosunek społeczności regionu toruńskiego do „wronich związków” w roku 1984 bardzo pomocne są „Wyniki sondażu wybranych

65 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 404: „Protokoły z narad pracowników KW, aktywu wo-jewódzkiego, sekretarzy instancji stopnia podstawowego, KZ oraz innych narad organizowanych przez wydział, 21.III.1984–29.XII.1986”, „Protokół z narady Kierowników ROPP w dniu 21 września 1984 r.”, k. 14, 16.

66 Toruński Informator Solidarności. Pismo RKW „Solidarność” Regionu Toruńskiego, nr 11/88 z 20 III 1984 r., http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013284088001 (do-stęp 25 V 2010 r.).

67 W. Ratyński, Związki zawodowe i organizacje społeczno-samorządowe, Warszawa 1986, s. 36 (autor nie zamieścił odwołania do materiałów źródłowych); APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 522: „Sprawozdanie z działalności KW PZPR w okresie styczeń 1984–marzec 1985”, „Sprawozdanie Ko-mitetu Wojewódzkiego PZPR. Styczeń 1984–marzec 1985, Toruń, marzec 1985”, s. 78.

P a w e ł N o w a k o w s k i [138]138

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

problemów życia społeczno-ekonomicznego w opiniach mieszkańców wojewódz-twa toruńskiego”68. W dokumencie tym stwierdzono: „Związki zawodowe [...] to domena badanych do lat 30, legitymujących się wykształceniem podstawowym mieszkańców wsi i małych miast, pracowników rolnictwa i oświaty oraz wykazu-jących się aktualną przynależnością związkową”69. W ramach wspomnianego son-dażu pytano respondentów również o zdanie „[...] na temat najważniejszych form współudziału ludzi pracy w rządzeniu”70. „Silne związki zawodowe i samorządy pra-cownicze i terytorialne” znalazły uznanie tylko 9% badanych71, co świadczy o tym, że nie tyle wśród załóg przedsiębiorstw, ale wśród całej społeczności województwa „neozwiązki” były uznawane za instytucje pozbawione rzeczywistego wpływu.

Według danych z początku 1985 r., w „Polchemie” do związków należało 39% pracowników, w tym 47% członków PZPR. W „Apatorze” – 42%, wśród których członkowie partii stanowili 60%72. Do września w pierwszym z wymienionych wy-żej zakładów nastąpił wzrost szeregów związkowych do 44% pracowników. Z kolei odsetek należących do tych struktur wśród partyjnych członków załogi „Polchemu” wynosił wtedy 6073. W datowanym na marzec 1985 r. „Sprawozdaniu” stwierdzono: „Odradzanie związków zawodowych w województwie należy określić jako proces powolny, ale systematycznie postępujący. Korzystnie rozwija się ruch związkowy w małych i średnich zakładach pracy. Gorzej w tych zakładach, w których wpływy byłej »S[olidarności]« były znaczące (np. Elana, Merinotex, Metalchem, Towimor w Toruniu [...])”74. W czerwcu określono dokładnie, że prawie 52% pracowników mających możliwość dokonania swego akcesu do związków zawodowych w woje-wództwie toruńskim uczyniła to. W samym Toruniu wskaźnik ten wynosił 55%. Bardzo niski stopień uzwiązkowienia odnotowano tradycyjnie w takich toruńskich zakładach, jak „Elana” – 17%, „Merinotex” – 20% i „Metron” – 23%75. Szczegóło-wych danych dostarcza poniższa tabela:

68 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 84: „Protokoły wraz załącznikami z posiedzeń plenarnych KW PZPR”, „Protokół z plenarnego posiedzenia KW PZPR w Toruniu odbytego w dniu 21.11.1984 r. na temat: Skuteczność oddziaływania ideologicznego na nastroje i postawy polityczne społeczeństwa woj. toruńskiego”, załącznik nr 2: „Wyniki sondażu wybranych problemów życia społeczno-ekono-micznego w opiniach mieszkańców województwa toruńskiego”.

69 Ibid.70 Ibid.71 Ibid.72 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 251: „Protokoły posiedzenia sekretariatu KW”, „Protokół

nr 1/85 z posiedzenia Sekretariatu KW PZPR w Toruniu w dniu 1985.01.08.”.73 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 404: „Protokoły z narad pracowników KW, aktywu woje-

wódzkiego, sekretarzy instancji stopnia podstawowego, KZ oraz innych narad organizowanych przez wydział, 21.III.1984–29.XII.1986”, „Protokół”, k. 60.

74 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 522: „Sprawozdanie z działalności KW PZPR w okresie styczeń 1984–marzec 1985”, „Sprawozdanie”, s. 78.

75 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 422: „Materiały dot: udziału czł. part. w radach narodo-wych, samorząd. teryt., robot., wiejskich, związk. zawodowych itp. [oryginalny zapis tytułu jednostki archiwalnej – P. N.]”, „Informacja o aktualnej sytuacji w rozwoju ruchu związkowego w wojewódz-twie toruńskim [12 VI 1985 r.]”, k. 224, 225.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 139[139]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Tabela 2. „Uzwiązkowienie załóg i członków partii w 24 wybranych zakładach pracy [w ta-beli pominięto zakłady spoza Torunia]”*

Lp. Zakład pracy ZatrudnienieUdział

w związkachzawodowych

%Stan

człon. Partii

Udział w związkachzawodowych

%

1. ZWCh „Elana” 6990 1192 17,0 771 275 35,72. TPCz „Merinotex” 4606 931 20,2 446 234 52,53. PKP Toruń 3718 3059 82,3 916 635 69,34. Kombinat Budowlany 1980 562 28,4 167 89 53,35. „Ema Apator” 2132 1206 56,6 504 329 65,36. „Metron” 1439 332 23,1 162 109 67,37. „Polchem” 705 311 44,1 88 70 79,58. „Kopernik” 716 265 37,0 96 28 29,2

* Tak z źródle.Źródło: APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 422: „Materiały dot: udziału czł. part. w radach narodowych, samorząd. teryt., robot., wiejskich, związk. zawodowych itp.”, „Informacja o aktualnej sytuacji w rozwoju ruchu związkowego w województwie toruńskim [12 VI 1985 r.]”, załącznik nr 2: „Uzwiązkowienie załóg i członków partii w 24 wybranych zakła-dach pracy”, k. 229.

Dane zawarte w powyższej tabeli wskazują na ogromne zróżnicowanie liczeb-ności związków zawodowych w toruńskich przedsiębiorstwach. Wśród trzech najbardziej opozycyjnych pod tym względem załóg, znacznie odbiegających w tej kwestii od pozostałych, znajdowali się pracownicy „Elany”, „Merinoteksu” i „Me-tronu”. Z kolei ewenementem pod względem pozytywnej odpowiedzi pracowni-ków na związkową ofertę władz były Polskie Koleje Państwowe. W tym, trzecim co do liczebności załogi, przedsiębiorstwie toruńskim mniej niż piąta część pracow-ników pozostawała poza związkiem.

W Komitecie Wojewódzkim PZPR ubolewano nad poziomem uzwiązkowie-nia wśród członków partii76. W czerwcu w Toruniu do „wronich związków” nale-żało 63% osób posiadających legitymację partyjną77. Innym powodem do narze-kań władz był fakt, że w „Metronie” tylko 47% kierowników i mistrzów należało do struktur związkowych, a jeszcze większym zmartwieniem był dla nich stan uzwiązkowienia wśród pracujących członków Związku Socjalistycznej Młodzie-ży Polskiej, wynoszący 35% w skali wojewódzkiej. Co ciekawe, w „Merinoteksie” i „Elanie” – zakładach, w których silną pozycję miała podziemna „Solidarność” – sytuacja ta przedstawiała się nieporównywalnie gorzej. W przedsiębiorstwach

76 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 159: „Protokóły posiedzeń Egzekutywy KW wraz z załącz-nikami”, „Protokół nr 6/85 z posiedzenia Egzekutywy KW PZPR w Toruniu w dniu 1985-03-26”, k. 144; KW PZPR w Toruniu, sygn. 522: „Sprawozdanie z działalności KW PZPR w okresie styczeń 1984–marzec 1985”, „Sprawozdanie”, s. 78.

77 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 422: „Materiały dot: udziału czł. part. w radach narodo-wych, samorząd. teryt., robot., wiejskich, związk. zawodowych itp.”, „Informacja”, k. 225.

P a w e ł N o w a k o w s k i [140]140

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

tych związki zawodowe skupiały nie więcej niż kilkunastu członków ZSMP. Po-dobnie było w „Metronie”78.

W zakładach, które plasowały się na dwóch pierwszych miejscach pod wzglę-dem oporu wobec związków w Toruniu, uzwiązkowienie zwiększało się jednak w roku 198679. W marcu wynosiło w „Elanie” 42% wśród członków partii i 22% w skali całej załogi. Z kolei w „Merinoteksie” udział w instytucjach związkowych określano na 55% w przypadku osób należących do PZPR i na 27% w odniesie-niu do ogółu pracowników80. Dane te nie odbiegają od wyników badań „Robot-nicy ’86”, przeprowadzonych w województwach warszawskim, skierniewickim i lubelskim na próbie 533 osób w sześciu dużych przedsiębiorstwach przemysło-wych z różnych branż. Członkostwo w związku zawodowym zadeklarowało 28,7% ankietowanych81. Faktem jest, że związkowcy niezrzeszeni w partii nie angażowali się zbytnio w działalność na kanwie organizacji pracowniczej82. Członków PZPR pozostających poza strukturami związkowymi próbowano nakłonić do akcesu poprzez indywidualne rozmowy. Okazały się one wówczas skuteczne, bo tylko w ciągu dwóch pierwszych miesięcy 1986 r. do związków wstąpiło 1499 towarzy-szy w województwie. W marcu członkami tych organizacji było 65% pracowników toruńskich posiadających legitymację partyjną. Nadal niewielki był udział pra-cowników młodych, a – jak odnotowały władze – ZSMP nie robił nic ku poprawie tych wskaźników. Sumarycznie ujmując, w marcu 1986 r. uzwiązkowienie w wo-jewództwie toruńskim wynosiło 56,5% (z uwzględnieniem należących do związ-ków emerytów i rencistów opiewało ono na 63%). Mieszkańcy Torunia znacznie zaniżali średnią wojewódzką, ponieważ w grodzie Kopernika związkowcami było 41,5% pracowników83.

„Ocena Realizacji Postanowień Uchwały X Zjazdu oraz Uchwały XVI Plenum KC w Sprawie Roli Klasy Robotniczej w Partii i Państwie” z 20 I 1987 r. donosi-ła o spektakularnym sukcesie władz wojewódzkich. Oto w ciągu zaledwie trzech miesięcy w drugim co do opozycyjnego wobec „wronich związków” charakteru zakładzie toruńskim poziom uzwiązkowienia w skali załogi wzrósł aż o 31 punk-

78 Ibid.79 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 163: „Protokóły posiedzeń egzekutywy KW wraz z załączni-

kami”, „Protokół nr 5/86 z posiedzenia Egzekutywy KW PZPR w Toruniu 1986-03-20”, k. 190.80 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 163: „Protokoły posiedzeń egzekutywy KW wraz z za-

łącznikami”, „Informacja o realizacji decyzji Biura Politycznego KC PZPR z dnia 27 października 1985 r. w sprawie odbycia w całej partii kampanii zebrań dotyczących ruchu zawodowego, Toruń, 12.03.1986 r.”, k. 209.

81 J. Gardawski, Szeregowi związkowcy a liderzy. Różnice międzygrupowe. Poglądy na gospodar-kę, [in:] J. Gardawski, L. Gilejko, T. Żukowski, Związki zawodowe w przedsiębiorstwach przemysło-wych. Działacze i członkowie związków o swych organizacjach, gospodarce i polityce, Warszawa 1994, s. 55–56, 61.

82 APT, KW PZPR w Toruniu, sygn. 163: „Protokoły posiedzeń egzekutywy KW wraz z załączni-kami”, „Protokół nr 5/86 z posiedzenia Egzekutywy KW PZPR w Toruniu 1986-03-20”, k. 190.

83 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 163: „Protokoły posiedzeń egzekutywy KW wraz z załącz-nikami”, „Informacja”, k. 207, 209, 210.

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 141[141]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

tów procentowych! W „Merinoteksie”, bo o nim mowa, związki skupiały w koń-cu stycznia 1987 r. 58% pracowników. Ten boom zupełnie nie stał się udziałem, dzierżącej palmę pierwszeństwa pod względem antyzwiązkowej postawy, „Elany”. W zakładzie tym procent związkowców wzrósł w owym czasie tylko o 4 punkty procentowe i wynosił 26 wśród całej załogi. „Merinotex” dominował Zakład Włó-kien Chemicznych również pod względem odsetka członków partii należących do „neozwiązków”. Podczas gdy w pierwszym z wyżej wymienionych przedsiębiorstw wynosił on w końcu stycznia 80%, w „Elanie” było to skromne 52%. Ujmując ogól-nie, z trudem, ale jednak Komitet Wojewódzki odniósł pewien sukces w kwestii udziału członków partii w strukturach związkowych. Chociaż nadal były wyjątki, o których władze chciałyby wówczas zapomnieć i to nie tylko w „Elanie”, ponieważ w toruńskim „Polchemie” do związku dołączyło 58% osób z legitymacją PZPR. To opieranie się przez członków partii akcesowi do związków może być uznane jako pewne kuriozum. Mimo indywidualnych rozmów, jakie prowadzili z nimi przed-stawiciele władz, uzwiązkowienie wśród towarzyszy nadal nie było dla Komitetu Wojewódzkiego w pełni zadowalające84.

Późniejsze sprawozdanie donosiło, że na dzień 31 III 1987 r. w związkach za-wodowych w województwie toruńskim skupionych było ponad 110 tysięcy osób. Liczba ta stanowiła 56% pracowników, posiadających możliwość członkostwa w takiej organizacji (wliczając emerytów i rencistów, odsetek ten wzrastał do 62). Wartości te nie odbiegały od stanu z roku 1986. Biorąc pod uwagę dane z woje-wództwa, jego stolica wypadała zdecydowanie najsłabiej, gdyż członkami instytucji związkowych było w niej 45% pracowników mających możliwość udziału w nich. Dla zobrazowania skali zjawiska można nadmienić, że w plasującym się bezpo-średnio przed Toruniem Golubiu-Dobrzyniu (miasto odległe o 42 km od grodu Kopernika) wspomniana wartość wynosiła o 11 punktów procentowych więcej. Spośród toruńskich przedsiębiorstw najwięcej członków związków było w PKP – 86%, w Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem” – 75% oraz w „Apatorze” – 61%. Niska liczba związkowców, nie większa niż 42% w skali załogi, była w Kom-binacie Budowlanym i w Zakładach Przemysłu Cukierniczego „Kopernik”. Jednak najmniejszy odsetek odnotowano w „Elanie” (tradycyjnie) i w „Metronie”. Było to kolejno 31,5 i 30%. Mimo to władze i tak były zadowolone z udziału załóg tych zakładów w „neozwiązkach”, ponieważ był on większy niż w marcu 1986 r.85

Z drugiej jednak strony w dokumentach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Toruniu można znaleźć różne oceny rozwoju ruchu związkowego. Podczas gdy w jednym miejscu przeczytamy, że władze pozytywnie oceniały konsekwentne,

84 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 167: „Protokoły posiedzeń Egzekutywy”, „Ocena Realizacji Postanowień Uchwały X Zjazdu oraz Uchwały XVI Plenum KC w Sprawie Roli Klasy Robotniczej w Partii i Państwie [20 I 1987 r.]”, s. 2, 4, 7.

85 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 178: „Protokół nr 10/87 z posiedzenia Egzekutywy KW, 1987-05-21”, „Notatka informacyjna Wydziału Polityczno-Organizacyjnego KW PZPR w sprawie rozwoju ruchu zawodowego w województwie”, s. 1–2.

P a w e ł N o w a k o w s k i [142]142

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

choć powolne zwiększanie się liczby członków struktur związkowych86, w innym znajdziemy głosy zawodu z powodu tempa wzrostu szeregów tych organizacji87. Według tych relacji instancji partyjnych i członków partii odpowiedzialne za nieza-dowalający stopień udziału w związkach były takie czynniki, jak: „[...] niezadowo-lenie z sytuacji społeczno-ekonomicznej załóg [...]”, „niemożność osiągnięcia przez ruch związkowy spektakularnych efektów w zakresie poprawy warunków pracy”, „postawa wyczekiwania części załóg pracowniczych na efekty działalności związ-kowej”, „mała aktywność bazy członkowskiej a zwłaszcza części średniego dozoru”, „niepełne wykorzystanie ustawowych i statutowych uprawnień związków zawo-dowych”, „niedostateczna informacja o działalności i inicjatywach związkowych”, „wysokie składki członkowskie, którym nie towarzyszy wyraźne przekonanie o ko-rzyściach płynących z faktu przynależności do związków zawodowych”88, mała rola związku, brak dostatecznych starań kadry kierowniczej i średniego dozoru. Wspo-mniano również o uprzedzeniach pracowników, w związku z czym pojawiła się na-wet wzmianka o niechęci do władzy. Jednak w sprawozdaniu dla KW donoszono enigmatycznie, że problem częściej był głębszy i nie dał się zaszufl adkować do wyżej wymienionych kwestii. Pozytywnie oceniano fakt wzrostu liczby spraw, z którymi zwracano się do Wojewódzkiego Porozumienia Związków Zawodowych. Utożsa-miano to, jak się zdaje słusznie, ze wzrostem autorytetu tego ciała89.

Przyjrzyjmy się teraz udziałowi w „neozwiązkach” pracowników zajmujących wyższe stanowiska. W lipcu 1987 r. w „Elanie” członkami „neozwiązków” było tylko 9% brygadzistów, 33% mistrzów, 32% kierowników i 24% „pozostałej ka-dry”. Jakże odmienna sytuacja była w „nawróconym” „Merinoteksie”. Akcesu do tych organizacji dokonało w tym zakładzie 77% brygadzistów, 79% mistrzów, 78% kierowników i 53% „pozostałej kadry”90. Wniosek autorów „Informacji o udziale kadry kierowniczej, inżynieryjno-technicznej i średniego dozoru z zakładów pra-cy woj[ewództwa] toruńskiego w związkach zawodowych” był następujący: „im niższy szczebel kierowania, tym mniejszy udział w związkach zawodowych”91.

Po niemal sześciu latach od przyjęcia przez Sejm PRL ustawy o związkach za-wodowych toruńskie władze stwierdziły: „Generalnie można stwierdzić, że zakoń-czony został proces tworzenia podstawowych struktur i ogniw związkowych”92.

86 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 167: „Protokoły posiedzeń Egzekutywy”, „Informacja o działalności Wojewódzkiego Porozumienia Związków Zawodowych na rzecz umacniania ruchu związkowego w województwie toruńskim [maj 1987 r.]”, s. 1.

87 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 178: „Protokół nr 10/87 z posiedzenia Egzekutywy KW, 1987-05-21”, „Notatka”, s. 3.

88 Ibid.89 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 167: „Protokoły posiedzeń Egzekutywy”, „Informacja”, s. 1, 4. 90 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 302: „Protokół nr 29/87 z posiedzenia Sekretariatu KW.

1987-07-14”, „Informacja o udziale kadry kierowniczej, inżynieryjno-technicznej i średniego dozoru z zakładów pracy woj. toruńskiego w związkach zawodowych”, s. 3.

91 Ibid.92 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 194: „Protokoły posiedzeń egzekutywy”, „Informacja

o współdziałaniu instancji organizacji partyjnych i członków PZPR ze związkami zawodowymi w świetle wytycznych Sekretariatu KC PZPR z 11 lutego 1986 r.”

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 143[143]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Toruń był jedynym miastem w województwie, w którym skupiały one mniej niż połowę pracowników. Dokładnie było to 38 665 członków na 79 tysięcy zatrud-nionych, czyli 49%. Największymi toruńskimi zakładami, w których mniej niż po-łowa załogi dokonała akcesu do organizacji pracowniczych, były „Elana” (35,4%) i „Merinotex” (42,6%)93. Co do drugiego z nich, sytuacja w tym okresie (sierpień 1988 r.) nie jest jasna. Przedstawione powyżej dane świadczyłyby o dość znacz-nym spadku uzwiązkowienia wśród załogi. Ponadto w innym dokumencie, dato-wanym na 30 VIII 1988 r., stwierdzono, że związki zawodowe w „Merinoteksie” cieszą się dużym udziałem pracowników, zrzeszając większą ich część94. KW pozy-tywnie oceniał aktywność członków partii na kanwie tych instytucji. Problemów nie przysparzali władzom wojewódzkim także nowo zatrudniani pracownicy oraz ci, którzy zmieniali miejsce zatrudnienia, zazwyczaj bowiem wstępowali oni do organizacji związkowych. Jednakże coraz częściej odnotowywano zjawisko wy-stępowania z tych struktur benefi cjentów wszystkich możliwych zapomóg, jakich instytucje te mogły udzielić swym członkom95.

Na początku 1989 r. na terenie województwa toruńskiego funkcjonowało 146 zakładów i instytucji, w których członkami „neozwiązków” była mniej niż połowa pracowników. Większość osób należących do tych organizacji była wówczas zda-nia, że w zakładzie powinna istnieć jedna taka instytucja. Opinie różnicowały się odnośnie do oceny, jaki związek miałby to być. Ich przewodniczący byli zdania, że ma być to taki związek, jaki już istnieje. Szeregowi członkowie twierdzili, że chcie-liby, żeby istniał „obojętnie jaki związek, byleby dobrze reprezentował interesy za-łogi”96. Osoby, które nie były członkami tych organizacji, opowiadały się jawnie za nowym związkiem, preferując „Solidarność”. Jednak byli wśród niezrzeszonych pracowników również tacy, którzy niechętnie zapatrywali się na jakikolwiek zwią-zek zawodowy. Niektórzy, nie deklarując się otwarcie, wyrażali „milczącą sympa-tię” wobec „Solidarności”, inni ją akceptowali, a jeszcze innych cechowała pod tym względem „milcząca obojętność”97.

PODSUMOWANIE

Stosunek do związków zawodowych w Toruniu po stanie wojennym jest zja-wiskiem bardzo złożonym i trudnym do zbadania. Niestety lektura archiwaliów Komitetu Wojewódzkiego PZPR nie pozwoliła na wyczerpujące odtworzenie kondycji instytucji związkowych, funkcjonujących w tym mieście w okresie od zakończenia stanu wojennego do 1989 r. Dokumenty partyjne zawierają często

93 Ibid.94 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 194: „Protokoły posiedzeń egzekutywy”, „Protokół nr 16/88

z posiedzenia Egzekutywy KW PZPR w Toruniu w dniu 88-08-30”, s. 7. 95 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 194: „Protokoły posiedzeń egzekutywy”, „Informacja”.96 Ibid., KW PZPR w Toruniu, sygn. 103: „Protokół plenum KW PZPR”, „Protokół z posiedzenia

plenarnego KW PZPR w Toruniu odbytego w dniu 11 lutego 1989 r.”, załącznik nr 7: „Sprawozdanie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Toruniu za okres 1986–1989”, s. 44.

97 Ibid.

P a w e ł N o w a k o w s k i [144]144

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

informacje wybiórcze, niekiedy sprzeczne i, co najgorsze, niemożliwe do porów-nywania. Przez to na ich podstawie odtworzenie rozwoju instytucji związkowych jako procesu historycznego jest bardzo utrudnione. Niemniej jednak możliwe jest wskazanie na pewne tendencje.

Na poniższym wykresie widać, że uzwiązkowienie w województwie toruńskim rosło z roku na rok do 1986 r., kiedy to nastąpił zastój w zwiększaniu się liczby członków organizacji pracowniczych. Nie wiadomo niestety, jak sytuacja przedsta-wiała się w latach następnych. Inaczej wyglądała tendencja w rozwoju związków w Toruniu, gdzie od połowy roku 1985 do marca roku następnego uzwiązkowienie spadło o 13,5 punktu procentowego, by nie wrócić do stanu wyjściowego co naj-mniej do sierpnia 1988 r. Ciekawie wygląda porównanie krzywych ewolucji insty-tucji związkowych dla województwa i jego stolicy. Jeszcze w połowie 1985 r. odsetek pracowników toruńskich będących członkami „neozwiązków” przewyższał nieco odpowiedni procent w odniesieniu do obszaru całego województwa. Jednakże po wspomnianym wyżej regresie poziom uzwiązkowienia w grodzie Kopernika był wyraźnie niższy od tego, jaki notowano na obszarze będącym w zainteresowaniu KW PZPR, choć trudno powiedzieć, do kiedy utrzymywała się ta sytuacja.

0102030405060

1983 1984 1985 1986 1987 1988 1989rok

%

Toruńwoj. toruńskie

Źródło: obliczenia własne na bazie materiałów przywoływanych w przypisach.

Wykres 1. Uzwiązkowienie w Toruniu i w województwie toruńskim w latach 1983–1989

Zgromadzone dane pozwalają na niemal wyczerpujące porównanie poziomów uzwiązkowienia w dwóch największych zakładach toruńskich: „Elanie” i „Meri-noteksie”. Poniższy wykres przedstawia odsetek pracowników tych zakładów sku-pionych we „wronich związkach” na przestrzeni lat 1983–1988. Poza pierwszym punktem pomiaru w sierpniu 1983 r., kiedy procent członków związków w ska-li zakładu był prawie identyczny w obu przedsiębiorstwach, z każdym kolejnym wspólnym punktem pomiaru „Merinotex” zwiększał swoją przewagę nad „Elaną” pod względem omawianego wskaźnika, co najmniej do początku 1987 r., kiedy to z roku na rok nastąpił w pierwszym z wyżej wymienionych zakładów omawiany już w niniejszym artykule boom. Także później Toruńska Przędzalnia Czesanko-wa górowała nad Zakładem Włókien Chemicznych, co nie zostało odnotowane

Przyczynek do studiów nad stosunkiem załóg przedsiębiorstw toruńskich... 145[145]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

na wykresie z powodu omawianych wcześniej nieścisłości w danych na temat uzwiązkowienia w „Merinoteksie” w sierpniu 1988 r. Jednak nawet gdyby przyjąć, że w zakładzie tym w instytucjach związkowych skupiona była nie większa część załogi, a 42,6% pracowników, to i tak przewaga nad „Elaną” wyniosłaby 7,2 punktu procentowego. Z obu tych zakładów, będących przez kilka lat bastionami opozycji wobec „wronich związków”, tylko Toruńska Przędzalnia Czesankowa zachowała swój charakter, choć również tam uzwiązkowienie wzrastało na przestrzeni lat.

Należy się spodziewać, że do poszerzenia i uściślenia informacji zaprezento-wanych w niniejszym artykule przyczyniłyby się dodatkowe kwerendy w innych zespołach archiwalnych, zwłaszcza poszczególnych toruńskich przedsiębiorstw. Szczególnie ważne byłoby dotarcie do danych ilościowych, których brak stanowi lukę w niniejszym studium. To z pewnością wzbogaciłoby obraz ruchu związko-wego w Toruniu w latach 1982–1989.

010203040506070

1983 1984 1985 1986 1987 1988 1989

rok

%

ElanaMerinotex

Wykres 2. Uzwiązkowienie w „Elanie” i „Merinoteksie” w latach 1983–1989

Źródło: obliczenia własne na bazie materiałów przywoływanych w przypisach.

EIN BEITRAG ZUR ERFORSCHUNG DER HALTUNG DER BELEGSCHAFTEN THORNER BETRIEBE GEGENÜBER DEN SOG. NEUEN GEWERKSCHAFTEN

IN DEN JAHREN 19831989

Zusammenfassung

Schlüsselbegriff e: Vergewerkschaft ung; Zeitgeschichte Polens; PVAP; OPZZ (Allpolni-scher Gewerkschaft sbund); Geschichte Th orns; Wojewodschaft skomitee der PVAP in Th orn; „Elana“; „Merinotex“;

Der Artikel befasst sich mit der Haltung gegenüber den Gewerkschaft en in den Th or-ner Betrieben zwischen dem Ende des Kriegsrechts und Anfang 1989. Er enthält quantita-tive und qualitative Angaben über die Beteiligung an den Gewerkschaft seinrichtungen und

P a w e ł N o w a k o w s k i [146]146

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

CONTRIBUTION TO THE RESEARCH ON THE ATTITUDE OF WORKERS OF TORUŃ’S ENTERPRISES TO THE SOCALLED NEW TRADE UNIONS

IN THE YEARS 19831989

Summary

Key words: trade union membership; the most recent history of Poland; PZPR [the Polish United Workers’ Party]; OPZZ [the All-Poland Alliance of Trade Unions]; history of Toruń; District Committee of the Polish United Workers’ Party in Toruń; “Elana”; “Merinotex”

Th e article describes the attitude to the trade unions in Toruń’s enterprises aft er mar-tial law at the beginning of 1989. It includes quantitative and qualitative data about trade union membership and their social reception. It refers to the condition of the trade unions in the district and in the country. Th e research is mainly analytical. Th e article also con-tains synthetic information and attempts to analyze the data. Th e comparative approach plays a very important function and it also embraces the reception of the trade unions in individual enterprises. Th e most attention was given to the trade unions in the biggest enterprises – ZWCh “Elana” and TPCz “Merinotex”. Originally, in both factories work-ers displayed a visible dislike to the trade unions, but between 1986 and 1987 the trade union membership rose considerably in “Merinotex”. Th e article also deals with members of the Polish United Workers’ Party. Although the party’s authorities advocated the party’s members’ involvement in the trade unions, in the beginning workers were not particularly interested in joining them.

ihre gesellschaft liche Wahrnehmung. Dabei bezieht er sich auf die Lage der Gewerkschaf-ten in der Wojewodschaft und im ganzen Land. Diese Untersuchungen haben vorwiegend analytischen Charakter. Der Artikel enthält darüber hinaus synthetische Informationen und Versuche einer Analyse der Daten. Eine wichtige Rolle kommt dem vergleichenden Ansatz zu, welcher auch die Wahrnehmung der Gewerkschaft en in einzelnen Betrieben umfasst. Zentrale Bedeutung wurde den Gewerkschaft en in den größten Betrieben, dem Werk für Chemiefasern „Elana“ und der Th orner Kammgarnspinnerei „Merinotex“ zu-gemessen. Anfangs herrschte in beiden Betrieben eine deutliche Abneigung gegen die Gewerkschaft en, doch zwischen 1986 und 1987 kam es im „Merinotex“ zu einem massiven Anstieg der Gewerkschaft smitgliedschaft . Der Artikel befasst sich auch mit den Mitglie-dern der PVAP. Obwohl die Parteiführung reges Interesse an einer möglichst hohen Betei-ligung an den Gewerkschaft en hatte, kann man nicht behaupten, dass die Parteimitglieder von Beginn an massenhaft in jene eingetreten wären.

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

ZYGMUNT SZULTKA (Słupsk)

WOKÓŁ KSIĄŻKI ALEKSANDRA HILFERDINGA O KASZUBACH

Trzecie wydanie polskiego przekładu Resztek Słowian na południowym wy-brzeżu Morza Bałtyckiego Aleksandra Hilferdinga posłowiem opatrzyli Hanna Popowska-Taborska i Jerzy Treder1. Najwięcej uwagi poświęcili w nim sprawom językowym, a zwłaszcza kaszubskiemu słowniczkowi. Książka Hilferdinga była jednak próbą ukazania ludności kaszubskiej na początku drugiej połowy XIX w. prawie na całym kaszubskim obszarze językowym, zwłaszcza zaś we wschodniej części rejencji koszalińskiej.

Autorzy posłowia a priori przyjęli, że informacje Rosjanina o Kaszubach za-chodniej części kaszubskiego obszaru językowego są w całej rozciągłości wiary-godne i prawdziwe, dlatego nie podjęli próby ich krytyki oraz konfrontacji z inny-mi źródłami. Ponieważ niektóre wcześniejsze publikacje źródłowe2 i opracowania3 oraz zgromadzone przeze mnie materiały źródłowe kontrastowały z częścią usta-leń Hilferdinga, dlatego napisałem Posłowie historyka do nowego wydania „Resztek Słowian na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego” Aleksandra Hilferdinga, które ukazało się na łamach „Studiów z Filologii Polskiej i Słowiańskiej” razem z odpowiedziami autorów wyżej wymienionego posłowia4. Jego celem było zwró-cenie uwagi, że: po pierwsze, zarysowany w Resztkach Słowian obraz zachodniej kaszubszczyzny nie jest wolny od uproszczeń, a nawet deformacji, głównie z po-wodu zbyt krótkich prowadzonych przez Rosjanina badań terenowych, po drugie zaś zachowały się szczątkowe, różnorodne i bardzo rozproszone materiały źródło-

1 A. Hilferding, Resztki Słowian na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego, tłum. N. Perczyń-ska, oprac. J. Treder, posłowie H. Popowska-Taborska, J. Treder, Gdańsk 1989.

2 Topographisch-statistisches Handbuch der Preussischen Staates, bearb. v. F.-W. Messow, Magde-burg–Leipzig 1858; Документы к истории славяноведения в России (1850–1912), ред. Б. Д. Греков, подгот. и коммент. В. Р. Лейкиной-Свирской, Л. В. Разумовской, Москва–Ленинград 1948.

3 A. Parczewski, Szczątki kaszubskie w prowincji pomorskiej. Szkic historyczno-etnografi czny, Po-znań 1896; A. Wielopolski, Memoriał landrata z Bytowa o położeniu ludności polskiej w powiecie by-towskim, w r. 1854, Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza, t. 4: 1958, z. 1, s. 409 n.

4 Z. Szultka, Posłowie historyka do nowego wydania „Resztek Słowian na południowym wybrze-żu Morza Bałtyckiego” Aleksandra Hilferdinga, Studia z Filologii Polskiej i Słowiańskiej, t. 31: 1993, s. 231–254; H. Popowska-Taborska, Głos językoznawcy w obronie Aleksandra Hilferdinga, ibid., s. 255–265; J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, ibid., s. 267–292.

Z y g m u n t S z u l t k a [148]148

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

we proweniencji państwowej i kościelnej pozwalające na konfrontacje jego ustaleń badawczych. Na koniec, po trzecie, zwróciłem uwagę, że ze względu na ogromne ubóstwo źródłowe celowe i owocne może być prowadzenie interdyscyplinarnych badań nad kaszubszczyzną zachodniopomorską nie tylko XIX w., w tym nad prob-lematyką językową. Autorzy posłowia intencje te wypaczyli, J. Treder zaś zarzucił mi, „iż u ich podłoża tkwi zamiar zdyskredytowania obserwacji Rosjanina w sferze postępów germanizacji czy podziałów plemiennych [...]”5. Skutkiem tego wszyst-kie bez wyjątku wniesione przeze mnie zastrzeżenia i wątpliwości zostały odrzuco-ne, w znakomitej większości bez rozpatrzenia mej argumentacji.

Dlatego zrezygnowałem z dalszej wymiany poglądów, wierząc, że dalsze kwe-rendy archiwalne zaowocują nowymi materiałami, które sporne sprawy pozwolą wyjaśnić. Dodam też, że swój krytyczny Głos językoznawcy H. Popowska-Taborska opublikowała już dwukrotnie6, natomiast J. Treder swą krytykę zawartą w Hilfer-dingu nadal wiarygodnym dwa lata później nie tylko powtórzył, ale jeszcze rozbu-dował7.

Przemiany kaszubszczyzny na Pomorzu Zachodnim w czasach nowożytnych, a zwłaszcza w XIX w. obiektywniej rozpatrzą i przedstawią badacze nieobciąże-ni bezkrytycznym spojrzeniem na pracę Hilferdinga. Dodać należy, że w niniej-szym tekście uwagę skupiam na źródłach archiwalnych i drukowanych, do których udało mi się dotrzeć po opublikowaniu Posłowia historyka, w którym nie zostały uwzględnione.

Moje uwagi o książce A. Hilferdinga rozpocząłem od odtworzenia trasy i czasu podróży badawczej Rosjanina, gdyż wydawało mi się niemożliwe, by mogła ona trwać dwa tygodnie, jak w Posłowiu dwukrotnie stwierdziła H. Popowska-Tabor-ska oraz jednokrotnie J. Treder. Wykazałem, że musiała ona trwać cztery tygodnie8, co zresztą w innym miejscu później stwierdził Hilferding9, chociaż w Resztkach Słowian pisał o dwóch tygodniach. Pod wpływem tych ustaleń J. Treder doszedł do wniosku, że: „Pobyt jego [Hilferdinga – Z. Sz.] na naszym terenie trwał [...] około miesiąca”10, ale nieco niżej stwierdzenie to podważył, pisząc: „Gdy chodzi o samą trasę i rozłożenie czasu na poszczególne odcinki, to mimo krytyki takiej postawy ze strony recenzenta (por.: »zaufali informacjom«) nadal bardziej wierzę Hilferdingowi [...]”11.

Kwestię czasu badań i trasy A. Hilferdinga rozpatrywałem dlatego, że rzuto-wały one na granice żywej mowy kaszubskiej oraz wiarygodność wyników badaw-

5 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 270.6 H. Popowska-Taborska, Głos językoznawcy w obronie Aleksandra Hilferdinga, [in:] eadem,

Szkice z kaszubszczyzny. Dzieje badań. Dzieje języka. Zabytki. Etymologie, Gdańsk 2006, s. 25–26.7 J. Treder, O Ceynowie na marginesie dawnych i najnowszych prac, Rocznik Gdański (dalej cyt.

RG), t. 55: 1995, z. 2, s. 51–109.8 H. Popowska-Taborska, J. Treder, Posłowie, [in:] A. Hilferding, op.cit., s. 235, 239, 247.9 Документы к истории, s. 8.

10 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 270.11 Ibid.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 149[149]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

czych Rosjanina. Doszedłem bowiem do wniosku, „że jego przekaz o wsi Rowy [...] jest do tego stopnia nieprawdziwy (s. 30), iż żadną miarą uwierzyć nie mogę, że w osadzie tej był i z kimkolwiek chciał po kaszubsku rozmawiać. Jeśli zważymy, że polskie ceremonie kościelne ustały tu prawdopodobnie w 1830 r., w każdym razie po 1821 r., to prawdą nie mogło być, iż ostał się we wsi »tylko jeden siedemdziesię-ciodziewięcioletni starzec Graczek, który pamiętał kilka słowiańskich słów, ale nie był w stanie prowadzić rozmowy w języku słowiańskim« [...]”12. Przeprowadzona próba identyfi kacji wspomnianego Graczka na podstawie akt znoszenia wspólnot wiejskich z lat 1861–1862 pozwoliła na stwierdzenie, że „mam 99% pewności, że nie tylko w latach 1861–1862, ale też w 1856 r. nie zamieszkiwał w nich [Rowach – Z. Sz.] starzec Graczek. Fakt ten ma bardzo duże znaczenie dla oceny wiarygod-ności pracy A. Hilferdinga [...]. Niezgodny ze stanem faktycznym osąd kaszub-szczyzny w Rowach w Resztkach Słowian spowodował, iż późniejsi jej badacze nim powodowani, omijali je, zaś obraz kaszubszczyzny i zasięg jej granic w połowie XIX w. został zniekształcony”13.

Jerzy Treder, nie badając źródeł będących podstawą powyższych ustaleń, stwierdził: „Do Rowów nie miał po co się wyprawiać, kiedy staruszek Graczek po-dał mu wystarczające wiadomości. Nie do przyjęcia jest zarzut, iż jego [Hilferdinga – Z. Sz.] wizja Rowów odstręczała od wyprawiania się tam następnych badaczy”14. Dalej wywodzi, dlaczego żaden z późniejszych badaczy kaszubszczyzny w Rowach rzeczywiście nie był, tylko przemilczał rzecz najważniejszą, mianowicie, że Alfons J. Parczewski w 1880 r. w Rowach nie był, ale na podstawie zebranych informacji w całej rozciągłości potwierdził moją tezę o fałszywości Hilferdinga obrazu ka-szubszczyzny w tej wsi, gdyż stwierdził, że żyją w niej jeszcze Słowińcy15.

Ponieważ trzy strony dalej w Hilferdingu nadal wiarygodnym zarzucono mi, że: „Niepoważne jest twierdzenie, że to przez Hilferdinga o wsi Rowy, w której ja-koby – zdaniem Hilferdinga – tylko trochę po kaszubsku umiał wyłącznie starzec Graczek, spowodował omijanie jej przez późniejszych badaczy [tak w oryginale! – Z. Sz.]. Parczewski w niej istotnie nie był [...]. I choć Z. Szultka postanowił owego staruszka unicestwić, to będzie on swój żywot zawdzięczać nadal Hilferdingowi i może temu owemu 1% niepewności Z. Szultki. Wywód recenzenta w tej sprawie merytorycznie jest całkiem chybiony, lecz ma uwiarygodnić jego ogólnie negatyw-ny sąd o Hilferdingu”16. Postanowiłem sprawę Graczka wyjaśnić do końca i szukać dalszych źródeł dotyczących jego osoby.

W zespole archiwalnym „Rejencja Koszalińska (Regierung Köslin)”, przecho-wywanym w Archiwum Państwowym w Koszalinie, znajduje się zarządzenie słup-skiego landrata z 14 X 1856 r., a więc wydane kilka tygodni po badaniach Hilfer-

12 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 239–240.13 Ibid., s. 240.14 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 271.15 A. Parczewski, op.cit., s. 59–60.16 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 274–275.

Z y g m u n t S z u l t k a [150]150

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

dinga, w sprawie sporządzenia „wykazu wszystkich ojców rodzin” gminy szkolnej w Rowach. W rzeczy samej chodziło nie tyle o spis „ojców rodzin”, co gospodarstw domowych, objętych obowiązkiem szkolnym, czyli zobowiązanych do posyłania dzieci do szkoły w Rowach, bez względu na to, czy aktualnie w rodzinie były dzieci w wieku szkolnym (od lat 6), czy nie. Wójt gminy Woggon rychło sporządził spis 54 rodzin, zamieszkałych w trzech częściach Rowów: „królewskiej” (29 rodzin, ry-bacy), „szlacheckiej” (15 rodzin, zróżnicowana struktura majątkowo-zawodowa) i „żelaznej” (Selesener Anteil, 8 rodzin)17. Nie ma wśród nich rodziny Graczek lub o podobnie brzmiącym nazwisku. Stwierdzam, że relacja Hilferdinga o Graczku i kaszubszczyźnie wsi Rowy jest w 100% nieprawdziwa. Konstatacja ta ma bardzo duże znaczenie dla określenia biegu zachodniej granicy kaszubszczyzny oraz jej zróżnicowania na początku drugiej połowy XIX w. oraz wcześniej i później.

Nie mniejsze kontrowersje wywołała charakterystyka kaszubszczyzny powiatu bytowskiego. Zapewnienia A. Hilferdinga, że „schodził powiat bytowski prawie we wszystkich kierunkach” i „zwiedził prawie wszystkie wsie powiatu bytowskie-go”18, nie wytrzymały krytyki z jego opisem stosunków językowych w powiecie bytowskim, którego analiza wykazała, że faktycznie udał się on z Bytowa do Po-myska Wielkiego przez Grzmiącą (7 km) oraz do Tuchomia przez Niezabyszewo (14 km) i z powrotem do Chotkowa19. Nie podnosiłbym tego, gdyby nie rzutowało to na jego rażąco nieprawdziwą relację o kaszubszczyźnie w powiecie bytowskim. Hilferding utrzymuje, że w Bytowie po kaszubsku mówili prawie wyłącznie starcy, że nabożeństwa ewangelickie w języku polskim ustały przed 30 laty, chociaż od-bywały się one w 1856 r. i zostały zniesione najpewniej w 1859 r. Jeszcze bardziej pesymistyczny był obraz kaszubszczyzny w powiecie bytowskim20.

Ten obraz skonfrontowano ze źródłami statyczno-opisowymi o charakterze urzędowym, które pomniejszały przecież ludność kaszubską, a mimo to wykazały, że w 1854 r. w powiecie bytowskim mieszkało 1364 ewangelików i 2572 katolików, razem prawie 4000 osób mówiących potocznie po kaszubsku lub po polsku. Oka-zało się, że w odniesieniu do Rabacina, gdzie według A. Hilferdinga połowa miesz-kańców mówiła po kaszubsku, landrat pisał, że wszyscy. W Czarnej Dąbrówce, Osławie Dąbrowie, Rogu i Przewozie – w których zdaniem Rosjanina tylko starcy mówili po kaszubsku, według landrata zaś wszyscy mieszkańcy, i to bez wzglę-du na wyznanie. Analiza dalszych źródeł doprowadziła do konkluzji: „Informacje dotyczące zasięgu kaszubszczyzny i żywotności Kaszubów w południowej części powiatu zawarte w Resztkach Słowian są tak mało wiarygodne, że prawie bezwar-tościowe, gdyż nawet w przybliżeniu nie odzwierciedlają rzeczywistych stosunków językowych, narodowościowych i religijnych. Wywody te świadczą jednoznacz-

17 Archiwum Państwowe w Szczecinie (dalej cyt. APSz), Landratura Słupska, sygn. 270, bez fol. Charakterystykę społeczności Rowów i na jej tle rys szkoły zaprezentuję oddzielnie w innym miejscu.

18 A. Hilferding, op.cit., s. 6, 24.19 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 234.20 A. Hilferding, op.cit., s. 23–24, 27.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 151[151]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

nie, że południowej części powiatu bytowskiego Hilferding nie badał i fałszywie informował, iż »zwiedził prawie wszystkie wsie powiatu bytowskiego«”21. Podob-nie daleki od rzeczywistości był obraz kaszubszczyzny w północnej części powia-tu bytowskiego, w której pominął głównie katolickich Kaszubów. Potwierdził to A. J. Parczewski, który badając te tereny 20 lat później, doszedł do wniosku, że „Hilferding popełnił kapitalną, a prawdopodobnie rozmyślną omyłkę. Przez wro-dzoną sobie do katolicyzmu niechęć opuścił zupełnie katolickie parafi e w Ugosz-czu i Niezabyszewie i ludność ich katolicką pominął”22. „Jest to osąd surowy [...]. Głównym jednak powodem przedstawionych deformacji jest, iż w ciągu dwóch dni nie zdołał on właściwie poznać istniejących stosunków nie tylko na terenie całego powiatu, ale nawet samego Bytowa”23.

Jerzy Treder odpowiedział, że: „Dalsze nowe źródła, m.in. znalezione przez Z. Szultkę, obraz germanizacji na pewno bardziej zobiektywizują. Byłbym jednak i wobec nich ostrożny i krytyczny [...]” oraz, nie licząc się z logiką, próbował osła-bić wymowę przytoczonych liczb i nowych przyszłych znalezisk źródłowych24, by następnie stwierdzić: „Z przypuszczenia Parczewskiego o »prawdopodobnie roz-myślnej omyłce« opuszczenia przez Hilferdinga katolickich parafi i Ugoszcz i Nie-zabyszewo Szultka czyni pewnik, a przecież zachodzi m.in. prawdopodobieństwo, iż Parczewski nie zorientował się w tym, że wieś Niezabyszewo nosi u Hilferdin-ga nazwę – ludową i dawną – Niezàprzewo. To przypuszczenie Parczewskiego – według Z. Szultki »osąd surowy« – ma dalsze konsekwencje, wyzwala bowiem u recenzenta kolejne domysły, posądzenia i wreszcie metodologiczną konkluzję: »A. Hilferding w ogóle nie zbliżał się do miejscowości zamieszkanych przez katolic-kich Kaszubów mówiących swym językiem ojczystym«25. Oczywista to nieprawda, gdyż wystarczy porównać teksty z katolickich miejscowości Chmielno, Kartuzy i Żarnowiec czy rozmowę z dziekanem Bieszkiem w Strzepczu (H 60), a jeśli już omijał większe skupiska takich wsi, to wyłącznie z braku czasu [...]”26.

Przytoczony cytat dla rozważań o żywotności kaszubszczyzny w powiecie by-towskim w 1856 r. ma marginalne znaczenie, ale jest bardzo charakterystyczny dla prowadzonej przez J. Tredera dyskusji – z braku argumentów sprowadzanej na boczny tor. Zarzucił mi, że zniekształciłem wypowiedź A. J. Parczewskiego na temat metody pracy Hilferdinga przez to, że: „Z przypuszczenia Parczewskiego o »prawdopodobnie rozmyślnej omyłce«” uczyniłem pewnik... Mój cytat z Par-czewskiego był następujący: „»Hilferding popełnił kapitalną, a prawdopodobnie rozmyślną omyłkę [pogrubienie – Z. Sz.]. Przez wrodzoną sobie do katolicyzmu niechęć opuścił zupełnie katolickie parafi e [...] i ludność ich katolicką pominął”.

21 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 236.22 A. Parczewski, op.cit., s. 194.23 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 236.24 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 272.25 Z. Szultka, Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do

XIX wieku, Wrocław 1991, s. 346.26 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 272–273.

Z y g m u n t S z u l t k a [152]152

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Od siebie dodałem: „Jest to osąd surowy”27. Kto z nas wypaczył wypowiedź Par-czewskiego, niech osądzi czytelnik.

Moje – zdaniem J. Tredera – wypaczenie doprowadziło do konkluzji: „A. Hil-ferding w ogóle nie zbliżał się do miejscowości zamieszkanych przez katolickich Kaszubów mówiących swym językiem ojczystym”. Rzecz w tym, że zdanie to zo-stało wyrwane z innej mojej pracy, z akapitu, w którym dokonałem oceny przydat-ności źródeł historiografi cznych do badań nad kaszubską ludnością ewangelicką Pomorza Zachodniego i dlatego wywody J. Tredera o stosunku A. Hilferdinga do katolicyzmu w Prusach Zachodnich mają na celu pogłębienie zniekształcenia mo-jej wypowiedzi. Cytowane zdanie zostało wyrwane z następującego akapitu: „Przy ustalaniu zasięgu terytorialnego i chronologii trwania języka macierzystego wśród ewangelickiej ludności kaszubskiej Pomorza Zachodniego nie można bezkry-tycznie oprzeć się na opisach A. Hilferdinga, J. Łęgowskiego, A. J. Parczewskiego, F. Tetznera, F. Lorentza i M. Rudnickiego. Ostatniemu nie udało się dotrzeć do wszystkich osób mówiących po kaszubsku. A. J. Parczewski przeceniał siłę katoli-cyzmu i nie doceniał ewangelicyzmu. F. Tetzner starał się pomniejszyć siłę żywiołu kaszubskiego w ogóle tak jak S. Ramułt – powiększyć, co przekonująco wykazał J. Łęgowski. A. Hilferding w ogóle nie zbliżał się do miejscowości zamieszkanych przez katolickich Kaszubów mówiących swym językiem ojczystym”28. Niech J. Tre-der sam sobie odpowie, czy takie postępowanie jest zgodne z etyką badań nauko-wych.

Na tej samej stronie podjęto jeszcze jedną próbę osobliwej interpretacji prze-kazu A. Hilferdinga, który pisał: „Najszybciej zaniknie narodowość słowiańska w powiecie bytowskim [...]. Powiedziałem już, że resztki ludności słowiańskiej zachowały się tam prawie we wszystkich wsiach. Ale po słowiańsku mówi tam jedynie starsze pokolenie, a razem z nim umiera słowiańska narodowość. Chociaż starym ludziom smutno obserwować zanikanie ojczystej mowy [...], jednakże nie usłyszycie od nich, aby się na to skarżyli. Germanizacja przybrała w powiecie by-towskim takie rozmiary, że lud poddał się jej jako losowi nie do uniknięcia. Tam germanizacja już się właściwie zakończyła; nie ma już kogo germanizować, trzeba tylko poczekać jakieś dwadzieścia lat, żeby wymarło kilkuset starców, którzy jesz-cze nie stali się Niemcami”29.

Wywody te zostały zinterpretowane w Hilferdingu nadal wiarygodnym, jak na-stępuje: „Nie widać, jak pisałem, u Hilferdinga zasadniczych zniekształceń ogól-nego obrazu germanizacji w Bytowskiem, jeśli się pamięta o obecności w tym roz-dziale dwóch syntetyzujących stwierdzeń że: 1. »resztki ludności słowiańskiej za-chowały się tam [we wsch. Pomeranii – J. T.] prawie we wszystkich wsiach« (H 23); 2. »protestanci używają języka niemieckiego, katolicy kaszubskiego« (H 27). [...]”30.

27 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 236.28 Idem, Język polski, s. 346.29 A. Hilferding, op.cit., s. 23.30 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 273.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 153[153]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Z takim komentarzem dyskutować się nie godzi. Przytoczę więc zdanie z Historii Bytowa: „w najnowszych opracowaniach przyjmuje się dla połowy XIX w. szacun-kową liczbę około 6 tys. Kaszubów i Polaków w Bytowskiem, czyli 28% wszystkich mieszkańców [...]”, z czego na Kaszubów wyznania ewangelickiego przypadać mia-ło około 2400, czyli 13% ogółu31.

Jerzy Treder konsekwentnie kontynuował swe wypaczające wywody ad perso-nam, bo pisał: „Nie rozumiem nadto, jakie nowe źródła lub jakie szczegółowe róż-nice ujęć uprawniają Z. Szultkę do takiego zdania: »Informacja Hilferdinga o likwi-dacji języka polskiego w bytowskim zborze nie była więc prawdziwa«. Z. Szultka przecież tylko p r z y p u s z c z a, że nastąpiło to w 1859 r., a zresztą spór dotyczy chyba tylko kilku lat”32. Cytat ten jest dowodem przeinaczania faktów, wyrywania ich z kontekstu i interpretacji zgodnej z a priori przyjętymi tezami. Przypomnijmy, A. Hilferding pisał: „W Bytowie jest tylko jeden kościół protestancki33, noszący nazwę kaszubskiego, nieduży, zmurszały, na odległym przedmieściu. Mszę odpra-wia się tam tylko raz na miesiąc właśnie dla Kaszubów, i już tylko po niemiecku. Po polsku przestało się odprawiać około 30 lat temu”34. Ja zaś stwierdziłem: „Od 1818 r. w kaplicy św. Jerzego [...] odbywały się nabożeństwa w języku polskim, które w świetle literatury przetrwać miały do 1856 r.”35. Później jednak dotarłem aż do trzech źródeł świadczących, że polskie ceremonie kościelne odbywały się w niej dowodnie w 1858 r. Ponieważ w 1859 r. zrezygnował z pracy duszpasterskiej pastor je odprawiający, dlatego pisałem: „przypuszczamy, że położyło to kres językowi polskiemu w kaplicy św. Jerzego [...]”36. Mam nadzieję, że teraz J. Treder zrozu-mie, dlaczego: „Informacja Hilferdinga o likwidacji języka polskiego w bytowskim zborze nie była więc prawdziwa”, bo nastąpiła nie „kilka lat”, a 32–33 lata później. Ze zrozumieniem mego wywodu nie miał trudności Józef Lindmajer, który stwier-dził, że w interesującej nas kaplicy „do 1859 r. odbywały się obrzędy i głoszone były kazania w języku polskim dla Kaszubów (Polaków) wyznania ewangelickiego [...]”37.

Obraz kaszubszczyzny powiatu lęborskiego w Resztkach Słowian nie został tak silnie zniekształcony jak powiatu bytowskiego. Zarysowano w nich dwa pasy kaszubskie; wschodni, przygraniczny, wąski, jedenastowioskowy od południowej granicy powiatu do przecięcia traktu komunikacyjnego Lębork–Gdańsk. Wyzna-czono go mechanicznie na podstawie mapy, nie bacząc na rzeczywiste stosunki

31 J. Lindmajer, Stosunki demografi czne, narodowościowe i wyznaniowe w latach 1815–1918, [in:] Historia Bytowa, red. Z. Szultka, Bytów 1998, s. 185, 188.

32 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 273.33 Obok opisanej przez Rosjanina kaplicy „Nowy kościół ewangelicki (w stylu eklektycznym)

pod wezwaniem św. Elżbiety (dziś św. Katarzyny) budowano od 1847 r. do końca 1854 r.” (J. Lind-majer, op.cit., s. 189).

34 A. Hilferding, op.cit., s. 23–24.35 Z. Szultka, Język polski, s. 329.36 Idem, Posłowie historyka, s. 235.37 J. Lindmajer, op.cit., s. 187.

Z y g m u n t S z u l t k a [154]154

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

językowe. W rezultacie do „całkowicie niemieckich” zaliczono ewangelicką parafi ę gniewińską, chociaż polski ceremoniał kościelny zniesiono w niej w 1845 r.38

Chociaż A. Hilferding zapewniał, że solidnie badał drugi lęborski pas kaszub-ski – nadmorski, a ściślej położony na północ od szosy Cecenowo–Wicko–Masze-wo–Żelazo–Choszewko–Słuchowo–Wierzchucino do Pucka, to fakty zapewnie-niom tym wyraźnie zaprzeczają. Pojedyncze osoby znające język kaszubski miały też mieszkać w 13 wsiach na południe od tej szosy. Rzecz w tym, że również ten pas został wytyczony nie tyle na podstawie badań terenowych, ile na podstawie mapy. Skutkiem tego postawiono na jednej płaszczyźnie kaszubszczyzny w Garczegorzu, gdzie język polski zlikwidowano 81 lat temu, i w Salinie, w którym nastąpiło to 7 lat po „badaniach” Hilferdinga. Rezygnując z dalszego wykazywania dowodów nieprawdziwości przekazu Hilferdinga, stwierdzamy, że granice zasięgu języka ka-szubskiego w powiecie lęborskim zarysowane w Resztkach Słowian daleko odbie-gały od rzeczywistych stosunków językowych. O zaliczeniu danej miejscowości do kaszubskiego obszaru językowego decydowało w większym stopniu jej położenie geografi czne niż rozpoznanie rzeczywistych stosunków językowych. W rezultacie żywioł kaszubski został pomniejszony w całym powiecie, a głównie w parafi ach salińskiej, charbrowskiej i janowickiej. Mimo tego kaszubszczyzna w powiecie lęborskim była nieporównanie żywotniejsza niż w bytowskim. Wykreślona na podstawie Resztek Słowian granica zasięgu kaszubszczyzny w żadnym wypadku za „maksymalną” uznana być nie może39. Wywody nad Kaszubami w powiecie lęborskim w Hilferdingu nadal wiarygodnym nie wniosły nic konstruktywnego40.

Pruskie statystyki urzędowe język macierzysty uwzględniały formalnie w ca-łym państwie dopiero od 1861 r.41, ale pierwsza próba ujęcia statystycznego Ka-szubów rejencji koszalińskiej – jak zobaczymy – nastąpiła już w 1827 r. Spisy po-wszechne natomiast przeprowadzono już od 1816 r. w odstępach trzyletnich i ich wyniki były przedmiotem analiz pruskiej administracji terenowej również pod kątem stosunków językowych. Niestety, nie udało się dotrzeć do samych statystyk opisowych, a jedynie ich analiz i to tylko z niektórych lat. Na przykład władze rejencyjne w Koszalinie już w styczniu 1843 r., a więc przed tegorocznym spisem powszechnym, zwracały uwagę lęborskiemu landratowi, że ponieważ dużą część mieszkańców powiatu stanowi ludność słowiańska, silnie rzutuje to na stosunki szkolne, zwłaszcza w miejscowościach, w których ludność ta występuje w znacz-nych liczbach. Zalecały, aby landrat dokładniej określił te miejscowości oraz liczby zamieszkałych w nich Słowian i ich dialekt oraz Niemców. Urzędnik odpowiedział, że jedynie w miejscowościach graniczących z Prusami Zachodnimi zamieszkują osoby, które nie rozumieją po niemiecku i mówią wyłącznie po kaszubsku albo

38 A. Hilferding, op.cit., s. 9 n.; Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 237–238.39 A. Hilferding, op.cit., s. 7 n., 43 n.; H. Popowska-Taborska, J. Treder, Posłowie, s. 236; Z. Szul-

tka, Posłowie historyka, s. 238.40 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 273–274.41 L. Belzyt, Sprachliche Minderheiten im preußischen Staat 1815–1914. Die preußische Sprachen-

statistik in Bearbeitung und Kommentar, Marburg 1998, s. 8–10.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 155[155]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

wasserpolnisch. Mimo to językiem nauczania szkolnego jest powszechnie niemiec-ki, ale dokładne określenie stosunków językowych w poszczególnych miejscowoś-ciach jest bardzo trudne42.

Gdy chodzi o analizę pierwszych spisów językowych przeprowadzoną przez władze rejencyjne w Koszalinie, to przedstawia je poniższa tabela.

Tabela. Ludność kaszubska/polska w świetle spisów powszechnych 1861–1867

RokOsoby (rodziny) mówiące po:

powiat bytowski powiat lęborski powiat słupskikaszubsku polsku kaszubsku polsku kaszubsku polsku

1861 – 2851 (579) 10 (3) 781 (163) 34 (12) –1867 – 2303 – 630 188 –

Źródło: Archiwum Państwowe w Koszalinie, Rejencja Koszalińska, Wydział Prezydialny, sygn. 168, s. 151, 165, 166.

Jest oczywiste, że wykazane w tabeli liczby bezwzględne nawet w przybliżeniu nie odzwierciedlają rzeczywistych stosunków językowych we wszystkich trzech powiatach, bo ludność kaszubska została pomniejszona w stopniu trudnym do bliższego określenia. Nie oznacza to, że dane nie mają żadnego naukowego zna-czenia. Świadczą dobitnie, że ludność kaszubska najliczniejsza była i najwyraź-niej utożsamiała swój język mówiony z językiem polskim w powiecie bytowskim, w którym według A. Hilferdinga była ona w agonii i miała całkowicie obumrzeć w ciągu 20 lat. Jest to jeszcze jeden niekwestionowany dowód doprawdy znikomej wiarygodności relacji Rosjanina o tym powiecie.

Z krytycznymi uwagami Posłowia historyka odnośnie do obrazu kaszubszczyzny w powiecie lęborskim zarysowanym przez A. Hilferdinga doskonale korespondują dane spisu powszechnego tego powiatu z 3 XII 1864 r., wydane dwa lata później. W jego analizie władze lęborskie zwracały uwagę, że najwięcej ludności mówi po kaszubsku w ewangelickich parafi ach Charbrowo, Łeba i Osieki oraz w katolickiej parafi i Rozłazino, po polsku natomiast – w Wierzchucinie. Podkreśliły również, że ludność ta obyczajami i zwyczajami nie różni się od Niemców, jeśli nie liczyć zwyczaju noszenia przez Kaszubów latem futrzanych czapek43. Zupełnie inaczej spojrzały na wyniki spisu z 1867 r. władze koszalińskie. Podkreśliły, że mówiąca po polsku względnie po kaszubsku ludność cywilna w latach 1861–1867 nieznacznie tylko zmalała, ale dzięki językowi niemieckiemu jako językowi nauczania szkolne-go „niemiecki element” zyskuje nad nią coraz większą przewagę. Zwróciły uwagę przede wszystkim na Wierzchucino, którego większość mieszkańców (457 na 788) określiła język polski jako język macierzysty44. Pozostali użytkownicy tego języka

42 APSz, Landratura Lęborka, sygn. 348, bez fol.43 Statistik des Kreises Lauenburg. Im Anschluß an die statistische Zählung, vom 3. Dezember 1864

nach amtlichen Quellen bearbeitet, Lauenburg 1866, s. 10.44 Według władz koszalińskich w 1867 r. w garnizonach rejencji koszalińskiej stacjonowało 619

Z y g m u n t S z u l t k a [156]156

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

mieli mieszkać w Dzięcielcu, Nawczu, Paraszynie, Rybienku i Łowczu Dolnym. Spis i jego analiza koszalińskich władz potwierdzały dynamiczne obumieranie tożsamości ewangelickiej ludności kaszubskiej nadmorskiego pasa lęborskiego, co poprzedzone było procesem wypierania języka polskiego z ceremoniału kościelne-go. Kaszubskość zaczęła się ograniczać do katolic kiego pasa wschodniego – przy-granicznego, z centrum w Wierzchucinie, którego Hilferding w ogóle nie badał.

Gdy chodzi o powiat bytowski, językiem polskim posługiwać się miało w świet-le spisu prawie czterokrotnie więcej osób niż mieszkańców powiatu lęborskiego (chociaż jego zaludnienie było nieporównanie niższe), głównie mieszkańcy 15 wsi południowo-wschodniej części powiatu, od Półczna na północy po Sominy i Trze-biatkową na południu oraz Masłowiczki i Tuchomko na zachodzie. W tym rejonie kaszubskość, ściśle związana z katolicyzmem już od 1637 r., przetrwała aż po rok 1945. Dodać tylko należy, że analiza spisu językowego z 1867 r. korespondowała z wcześniej omawianą statystyką bytowskiego landrata z 1854 r.

Bardzo interesujące są dane z tabeli dotyczące powiatu słupskiego, w którym liczba ludności kaszubskiej w latach 1861–1867 statystycznie wzrosła pięciokrot-nie, chociaż faktycznie zmalała. Najważniejszą informacją jest to, że najbardziej świadomi swej odrębności językowej w 1867 r. Kaszubi zamieszkiwali w parafi i główczyckiej (Główczyce, Izbica) i cecenowskiej (Cecenowo, Pobłocie), czyli we-dług F. Ceynowy i A. Hilferdinga tzw. kabackiego obszaru dialektycznego oraz w parafi i gardneńskiej (Gardna Wielka i Gardna Mała, tzw. słowińszczyzna) oraz w Rokitach45, wsi graniczącej z Prusami Zachodnimi, która w drugiej połowie XVIII w., dzięki funduszom melioracyjnym, przeżywała rozkwit i swój kaszubsko--polski charakter zachowała aż do 1918/1919 r.46

W badaniach A. Hilferdinga najważniejszą rolę odgrywała kaszubszczyzna znad jezior Gardno i Łebsko. Wynika to jednoznacznie z trasy podróży i czasu badań, ich wyników wyrażonych w Resztkach Słowian, a przede wszystkim z ich oceną, wyrażoną w liście Rosjanina do Izmaiła Iwanowicza Sriezniewskiego z 2 IX 1856 r., a więc bezpośrednio po badaniach na Pomorzu47. Moi adwersarze zgodnie ją przemilczeli, gdyż była całkowitym zaprzeczeniem – jak zobaczymy – ich poglą-dów. Można powiedzieć, że różnice w interpretacji fragmentów Resztek Słowian dotyczących Kaszubów znad jezior Gardno i Łebsko i ich języka są największe. Obaj adwersarze poświęcili im w swych replikach dużo miejsca, zwłaszcza J. Tre-der, którego wypowiedź jest tak nieklarowna, że wręcz niezrozumiała i pełna prze-inaczeń. Widać to już z tytułów podrozdziałów czy haseł jego wypowiedzi: „Po-działy kaszubszczyzny zachodniopomorskiej”, „Podział etniczny na Słowińców,

żołnierzy, którzy podali język polski jako język ojczysty, mianowicie: w Kołobrzegu, Koszalinie i Kar-linie – 530, w Słupsku – 49, w Białogardzie – 22, w Sławnie – 18.

45 Archiwum Państwowe w Koszalinie (dalej cyt. APK), Rejencja Koszalińska, Wydział Prezy-dialny, sygn. 168, s. 165.

46 L. W. Brüggemann, Ausführliche Beschreibung des gegenwärtigen Zustandes des Königl. Preußi-schen Herzogthums Vor- und Hinter-Pommern, T. II, Bd. 2, Stettin 1784, s. 952, 995.

47 Zob. przyp. 11.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 157[157]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Kabatków i Kaszubów” czy „Kwestia tzw. Kabatków”48. Ponieważ nie wiem, o co autorowi chodzi, należałoby w całości zacytować jego poglądy (sześć stron druku), aby czytelnik ocenił je sam. Nie ma to jednak większego sensu i dlatego odnoś-nie do kaszubszczyzny powiatu słupskiego ograniczę się do rozpatrzenia krytyki H. Popowskiej-Taborskiej i tych tylko uwag J. Tredera, które zrozumiałem.

Podzielając jej poglądy odnośnie do wielkiego znaczenia Resztek Słowian dla badań nad kaszubszczyzną, wniosłem jedno dużej wagi zastrzeżenie, ponieważ napisała: „Wykreślona przezeń [A. Hilferdinga – Z. Sz.] granica maksymalnego zasięgu kaszubszczyzny biegła – najogólniej biorąc – przez Gardnę, Lębork, Jasień, Kołczygłowy, po granicę Pomorza Gdańskiego”49. Taki jej bieg był bardzo daleki od wywodów Hilferdinga, bo: po pierwsze, o Jasieniu w ogóle nie wspomniał, po wtóre, w Kołczygłowach nie był i język miał obumrzeć już dawno, po trzecie zaś w całym powiecie bytowskim germanizacja jakoby „już się właściwie zakończyła”. Łagodnie więc napisałem: „Będziemy starali się wykazać, że wiarygodność prze-kazu Hilferdinga w zakresie trwania i żywotności języka macierzystego ludności kaszubskiej pozostawia wiele do życzenia. Stąd też wykreślona [...] linia zasięgu kaszubszczyzny nie wzbudza zaufania [...]”50.

Hanna Popowska-Taborska odpowiedziała: „Przedstawione powyżej Posłowie historyka... stanowi nowe spojrzenie na historię kaszubskich badań Aleksandra Hilferdinga, zawiera też ocenę tych badań, z której charakterem i ostrością trudno mi się jednakże zgodzić. [...] Tak na przykład Z. Szultka, kwestionując przedstawio-ny przez Hilferdinga opis zanikania żywiołu kaszubskiego w parafi i główczyckiej, nie zwraca całkiem uwagi na zastanawiającą w tym względzie zbieżność relacji Hilferdinga z przytoczoną przeze mnie w Posłowiu, a pochodzącą z tego samego czasu, relacją Jana Papłońskiego, według którego: »Dziś już mówią po kaszubsku w parafi i na przykład Główczyckiej tylko starzy; dzieci rozumieją tę mowę, lecz rodzicom swoim odpowiadają po niemiecku«. Znamienna też i potwierdzająca opis przekazany przez Hilferdinga jest relacja A. J. Parczewskiego, który odwiedził Główczyce we wrześniu 1880 roku i stwierdził, iż żywioł kaszubski utrzymuje się tu już tylko w starszym, nielicznym pokoleniu: »w roku 1879 [...] pozostała tylko mała garstka 125 ludzi, w garstce tej ani jedna osoba nie była urodzona po roku 1813«. Z kolei przebywający w Główczycach w roku 1896 J. A. Mikkola skonsta-tował już tylko: »tam po kašubski govorjat tol’ko dve staruchi«. Czy w świetle wy-mowy tych faktów słuszne jest podejrzenie Z. Szultki, że informacje o sytuacji ję-zykowej panującej w Główczycach A. Hilferding oparł głównie na nieprawdziwych informacjach pastora Lohmanna, nie przeprowadzając dostatecznej ilości rozmów z miejscowymi Kaszubami? Sprawa szczegółowego opisu toczącej się na Pomorzu walki słowiańskiego żywiołu z germanizacją jest bez wątpienia zadaniem histo-ryka, i to zadaniem niełatwym [...]. Tym ostrożniej więc kwestie te należy badać

48 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 275–279.49 H. Popowska-Taborska, J. Treder, Posłowie, s. 236.50 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 233.

Z y g m u n t S z u l t k a [158]158

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

i tym pilniej opierać się na istniejących świadectwach współczesnych, unikając nie podbudowanych faktami podejrzeń i domniemań [...]”51.

Powyższa wypowiedź Hanny Popowskiej-Taborskiej była również reakcją na moją tezę: „W połowie XIX stulecia w powiecie słupskim żywioł kaszubski był najsilniejszy nie w parafi ach smołdzińskiej i gardneńskiej, lecz główczyckiej i ce-cenowskiej. Dowodem są daty likwidacji języka polskiego w szkołach i zborach. Polski ceremoniał kościelny w Smołdzinie zlikwidowano w 1855 r., Gardnie W. – ok. 1845 r., Cecenowie – 1876 r., zaś w Główczycach dopiero w 1886 r. Hilferding przez to, że czas w Główczycach spędził głównie na rozmowach z pastorem Loh-mannem i zbyt szybko je opuścił nie przeprowadzając odpowiedniej ilości rozmów z miejscowymi Kaszubami, nie zdołał właściwie zorientować się w sile żywiołu ka-szubskiego na zachodniej jego rubieży i tym samym przedstawić go zgodnie ze sta-nem faktycznym. Jeśli oceniamy znaczenie Resztek Słowian z perspektywy czasu, to należy mieć na uwadze to, iż wyraźne upośledzenie kaszubszczyzny w parafi ach główczyckiej i cecenowskiej względem gardneńskiej i smołdzińskiej spowodowało nie dość uważne jej potraktowanie przez kontynuatorów jego dzieła”52.

Moje stanowisko podtrzymuję w całej rozciągłości, dodając, że podane daty likwidacji polskich nabożeństw w kościołach mogły się wydawać H. Popowskiej--Taborskiej nie dość przekonujące, ale tezę tę opatrzyłem przypisem odsyłającym do pracy: Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku, Wrocław 1991, s. 334–338.

Na tych i innych kartach tej książki wykazywałem, że data likwidacji polskich nabożeństw w kościołach luterańskich była wypadkową wielu obiektywnych (szer-szych) oraz lokalnych uwarunkowań, ale najważniejszym czynnikiem dynamicz-nego wypierania języka polskiego z kościoła, kaszubszczyzny zaś jako języka po-tocznego z życia rodzinnego i domowego, było zniesienie polskich konfi rmacji. Te zaś w największej parafi i synodu słupskiego – główczyckiej – zniesiono – dzięki pastorowi Janowi K. Kobersteinowi – dopiero w 1827 r. Wykazałem również, że jeśli w latach dwudziestych XIX w. polscy komunikanci stanowili około 85% ogółu konfi rmowanych parafi an główczyckich, to w latach trzydziestych już tylko 50%, czterdziestych – 32%, pięćdziesiątych około 19%, sześćdziesiątych – 10%, siedem-dziesiątych – 4%. Od zniesienia polskich konfi rmacji kaszubszczyzna znajdowała się w końcowym stadium obumierania po upływie 50 lat, czyli dwóch pokoleń. A. Hilferding był w Główczycach 29 lat po zniesieniu polskich konfi rmacji i dla-tego jego – i naturalnie Jana Papłońskiego – relacje w żaden sposób nie mogą być uznane za zgodne z obiektywną rzeczywistością. Potwierdza to fakt, że w 1820 r. i 1835 r. tylko w Główczycach i Cecenowie odbywały się po polsku w każdą nie-dzielę kazania i katechezy dla dorosłych i dzieci. Z podanych względów rejencyjny radca szkolny Bogen w 1851 r. stwierdził, że z uwagi na „kaszubskie dzieci” w szko-łach w Cecenowie i Główczycach nauczyciele powinni znać język polski. Z tego

51 H. Popowska-Taborska, Głos językoznawcy, s. 255–256.52 Z. Szultka, Posłowie historyka, s. 240.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 159[159]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

samego powodu w Główczycach w 1851 r. zatrudniany nauczyciel i zakrystian w jednej osobie został zobowiązany do pogłębienia swej marnej dotąd znajomości języka polskiego, w 1855 r. zaś pastor Lohmann dokonał „kaszubskich chrztów”, tj. ochrzcił dzieci, których rodzice i świadkowie nie rozumieli języka niemieckiego53.

Czy ochrzczone dzieci po sześciu latach, gdy szły do szkoły, mogły odpowia-dać rodzicom po niemiecku – jak według H. Popowskiej-Taborskiej zgodnie ze stanem faktycznym pisał J. Papłoński? Z całą pewnością dzieci te w pierwszych latach nauki szkolnej winien uczyć nauczyciel znający również język polski – jak trafnie pisał radca Bogen.

Myślę, że są to wystarczające dowody świadczące o tym, że obraz kaszubszczy-zny w Główczycach i w parafi i główczyckiej w Resztkach Słowian daleko odbie-gał od stanu faktycznego. Podkreślaną przez H. Popowską-Taborską uderzającą zgodność między opisem A. Hilferdinga i J. Papłońskiego w pełni podzielam, ale niczego to nie zmienia. Przecież Papłoński wyraźnie pisze, że siedział z Hilferdin-giem przy jednym stole i obaj jednocześnie notowali relację główczyckiego pastora o miejscowych stosunkach ludnościowych, językowych, religijnych i szkolnych, i jest rzeczą naturalną, że ich relacje były zgodne54, co nie znaczy, że prawdziwe, chociaż pastor E. E. K. K. Lohmann (1853–1885), na tle innych duszpasterzy, korzystnie wyróżniał się stosunkiem do swych kaszubskich wiernych. Do relacji J. Papłońskiego nie przywiązywałem większej wagi również z powodu zawartych w niej sprzeczności. Pisał bowiem: „Dziś już mówią po kaszubsku w parafi i na przykład Główczyckiej tylko starzy; dzieci rozumieją tę mowę, lecz rodzicom swo-im odpowiadają po niemiecku”, a nieco dalej: „Przygotowanie do Komunii [chodzi o konfi rmację – Z. Sz.] odbywa się [...] w Główczycach po polsku i po niemiec-ku”55. Do konfi rmacji przystępowały dzieci w wieku około 14–16 lat. Jeśli by tak rzeczywiście było, to nauka w szkole elementarnej musiałaby się odbywać w języku polskim. Niejasności w relacji Papłońskiego jest więcej. Jest zrozumiałe, że przekaz A. Hilferdinga o nauczaniu w szkole i żywotności kaszubszczyzny w Główczycach zawiera te same sprzeczności: „Główczycka szkoła parafi alna dzięki wpływowi światłego pastora jest jedyną w całej Pomeranii, gdzie nie karze się za używanie języka polskiego, ale gdzie uczy się słowiańskie dzieci czytania, pisania i modlenia po polsku” (s. 39). Według Rosjanina: „Teraz wszystkie dzieci [szkolne – Z. Sz.] znają język niemiecki”56 – miał powiedzieć w 1856 r. aktualnie uczący w szkole na-uczyciel Gor, chociaż w rzeczywistości nauczycielem był T. Wentzlaff 57. W szkole uczono jakoby języka polskiego, chociaż wszystkie dzieci rozumiały język niemiec-

53 Idem, Język polski, s. 316, 335, 349.54 J. Papłoński, Listy z zagranicy, Gazeta Warszawska, nr 200 z 21 VII (2 VIII) 1856 r.; por. H. Po-

powska-Taborska, Germanizacja Słowian nadbałtyckich w relacjach Aleksandra Hilferdinga i Jana Papłońskiego, [in:] eadem, Szkice z kaszubszczyzny, s. 105–108.

55 H. Popowska-Taborska, Germanizacja Słowian, s. 107.56 A. Hilferding, op.cit., s. 40, przyp. 2.57 Z. Szultka, Język polski, s. 316–317.

Z y g m u n t S z u l t k a [160]160

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

ki? Tak w 1856 r. w Główczycach ponad wszelką wątpliwość nie było. Informacje Hilferdinga były w dużej części nieprawdziwe.

Proces przemian kulturowych, w tym stosunków językowych, zwłaszcza dzieci w Główczycach i w parafi i główczyckiej od drugiej dekady XIX w. do początków XX stulecia doskonale oświetla kilkanaście opasłych tomów akt szkolnych, wśród których najcenniejsze są protokoły wizytacji szkolnych i egzaminów przedkonfi r-macyjnych, statystyki szkolne i inne, znajdujące się w zespole „Rejencja Koszaliń-ska”58. Ich analiza to oddzielny problem badawczy, którego przedstawienie prze-kroczyłoby objętość tego tekstu. Jego pobieżna analiza wskazuje jednoznacznie, że przekaz A. Hilferdinga o Główczycach jest bardzo płytki, opiera się właściwie tylko na relacji pastora Lohmanna. Jego ocena w Posłowiu historyka była zatem prawidłowa59.

W dyskusji nad żywotnością ludności kaszubskiej w parafi i główczyckiej w po-łowie XIX w. bardzo duże znaczenie mają jej roczne sprawozdania fi nansowe z lat 1741–1863, przechowywane w archiwum parafi i rzymsko-katolickiej w Główczy-cach. Wynika z nich, że opłaty za usługi ius stolae były zróżnicowane: największe ponosili „wolni”, niższe – niemieccy poddani (deutsche Leute), a najniższe „Ka-szubscy starzy mieszkańcy parafi i” albo „kaszubscy pierwotni mieszkańcy”. Od lat trzydziestych XIX w. corocznie sprawozdanie fi nansowe sporządzali pastor i starsi gminy, które kontrolował i aprobował patron kościoła, a następnie raz jeszcze co roku sprawdzał superintendent. Wiarygodności sprawozdań w żaden sposób kwe-stionować nie można. W sprawozdaniu za 1841 r. czytamy, że dochody probosz-cza byłyby wyższe, gdyby kaszubscy parafi anie w zakresie opłat zostali zrównani z „wolnymi”, ponieważ „über ein Drittel besteht die Gemeinde aus Cassuben”. Za-pis ten w tym samym brzmieniu ponowiony został w sprawozdaniu z 1851 r. i miał charakter uchwały, podjętej przez władze kościelne parafi i, aprobowanej przez jej patrona Richarda Carla von Puttkamera (1826–1898)60.

Gdy mowa o archiwaliach byłych ewangelickich parafi i synodu słupskiego, nie sposób pominąć wielkiej przydatności badawczej nad kaszubszczyzną akt szkol-nych parafi i w Gardnie Wielkiej, przechowywanych w parafi i rzymsko-katolickiej w tej miejscowości. Najcenniejsze są protokoły wizytacji szkół i korespondencja związana z obsadą nauczycielską61. Na ich podstawie można wręcz z aptekarską dokładnością kreślić przemiany językowe w parafi i od 1817 r. do lat czterdziestych. Dotyczą więc okresu poprzedzającego relację A. Hilferdinga, ale bez ich znajomo-ści nigdy nie będziemy w stanie obiektywnie ocenić przekazu Rosjanina.

58 http://www.archiwa.gov.pl/pl/bazy-danych/325-inwentarze-zespoow-archiwalnych-iza.html (dostęp: grudzień 2012).

59 Ponieważ rejencyjne materiały parafi i gardneńskiej, cecenowskiej i smołdzińskiej są podobnie bogate jak główczyckiej, warto przeprowadzić pogłębioną analizę przemian językowych tego obszaru.

60 Archiwum Parafi i Rzymsko-Katolickiej w Główczycach, Pfarr-Sachen. Einkünft e [1741–1863], bez fol. Obecnie materiały znajdują się w Archiwum Diecezjalnym w Pelplinie.

61 Parafi a Rzymsko-Katolicka w Gardnie Wielkiej. Chodzi zwłaszcza o jednostki zatytułowane: „Tit. Schulaufsicht 1a”, „Schulaufsicht 4”, „Schulvisitationen No 4”.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 161[161]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Bardzo cenne materiały do badań nad stosunkami językowymi w staromiej-skim synodzie słupskim przechowywane są również w parafi i rzymsko-katolickiej pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Słupsku62.

Przedstawione dokumenty mają bardzo duże znaczenie, bo ukazują w miarę obiektywnie rolę ludności kaszubskiej w główczyckiej parafi i pod koniec pierwszej połowy XIX w. Jej pastor, patron i starsi gminy dwukrotnie jednogłośnie stwierdzi-li, że Kaszubi stanowili w niej około 35–40% wiernych i nie ma potrzeby przyta-czania dalszych dowodów nieprawdziwości przekazów A. Hilferdinga i J. Papłoń-skiego o Kaszubach w Główczycach i w parafi i główczyckiej zaczerpniętych z ksiąg metrykalnych. Dodać tylko pragnę, że wskaźnik ten doskonale koresponduje z naszymi ustaleniami dotyczącymi tempa wypierania z ceremoniału kościelnego i obumierania języka polskiego oraz kaszubszczyzny jako języka potocznego po zniesieniu konfi rmacji w języku polskim. Potwierdza to pierwszorzędne znaczenie tej daty i innych ważnych wydarzeń w ceremoniale kościelnym w badaniach nad przemianami etniczno-językowymi.

Te same zarzuty pod adresem poglądu w Posłowiu historyka wysunął J. Treder. „Nieuzasadniony jest raczej niepokój Z. Szultki i krytyka Hilferdinga z tego po-wodu, iż w jego relacji bardziej zgermanizowane wydają się tereny Kabatków niż Słowińców. Hilferding orientował się, oczywiście, skąd płynęła niemczyzna, ale nie zmienił tylko dlatego obserwowanych faktów. Recenzent napisał, iż »dowodem są daty likwidacji języka polskiego w szkołach i zborach«, jednak z takowych zesta-wień w jego książce również zdaje się wynikać, że Słowińcy istotnie germanizacji opierali się najdłużej. Niektóre daty i dane urzędowe mają poza tym relatywną wartość [...]. Bezpodstawnie Z. Szultka zarzuca książce Hilferdinga defetystyczne oddziaływanie: »wyraźne upośledzenie kaszubszczyzny w par. główczyckiej i ce-cenowskiej [...] spowodowało nie dość uważne jej potraktowanie przez kontynu-atorów jego dzieła«. W 1880 r. był tam Parczewski, stwierdzając: »wszędzie w cią-gu mej wycieczki słyszałem, że są najwięcej kaszubskie«, tj. Kluki i Izbica. Gdyby Lorentz znał książkę Hilferdinga, to wątpić należy, aby tylko z takiego powodu tę okolicę opuścił lub dał się zwieść jego relacjom. Czy zresztą można dziś Hilferdin-ga za to obwiniać?”63. Ocenę cytatu pozostawiam czytelnikowi, bo nie wiadomo, czy chodzi jego autorowi o poglądy w Posłowiu historyka, czy w książce – domyślać się można, iż chodzi o Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku (1991) – które zostały przeinaczone.

Dla badań nad żywotnością języka kaszubskiego w całej wschodniej części re-jencji koszalińskiej doniosłe wręcz znaczenie mają materiały statystyczno-opisowe związane z powstaniem w latach 1822–1829 tematycznego (problemowego) Admi-nistrativ-statistischer Atlas vom Preussischen Staate, znajdujące się w zespole „Re-

62 Najcenniejszą wydaje się jednostka: „Acta generalia der Superintendenten von Altstadt Stolp betreff end Kirchenbücher und Tabellen 1785–1836”.

63 J. Treder, Hilferding nadal wiarygodny, s. 274.

Z y g m u n t S z u l t k a [162]162

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

jencja Koszalińska”64, dotąd niewykorzystane przez żadnego z badaczy. Ich war-tość jest tym większa, że miały one ogromny wpływ na zgoła fantastyczne ujęcie kaszubskiego obszaru językowego przez europejskich slawistów, od Pavla Jozefa Šafařika poczynając65, i dlatego zostały opublikowane. Nie ma potrzeby więc ich ponownej prezentacji. Warto jednak zwrócić uwagę na ich genezę oraz znaczenie dla badań nad szeroko pojętą kaszubszczyzną.

Na życzenie pruskiego następcy tronu Fryderyka Wilhelma IV (1795–1861), dowódca sztabu generalnego II Korpusu Armijnego generał hrabia Karl von der Gröben (1788–1876) zobowiązany został do opracowania w latach 1822–1829 tematycznego (problemowego) Administrativ-statisticher Atlas vom Preussi-schen Staate, którego mapa tematyczna numer 15 obejmowała języki (Sprachen). Uwzględniono na niej języki: niemiecki, słowiańskie (polski, czeski, „wendyjski”, czyli serbołużycki, kaszubski oraz litewski i kurylski) i francuski. Podstawą opra-cowania mapy językowej – podobnie jak wszystkich – były dane statystyczne prze-kazane przez utworzone w 1805 r. Królewskie Biuro Statystyczne, którego dyrekto-rem był Johann G. Hoff mann. Ten 30 I 1827 r. zwrócił się do władz w Koszalinie, a te 17 marca do inspektora szkolnego okręgu lęborskiego i superintendentów sy-nodów bytowskiego i staromiejskiego słupskiego z prośbą o nadesłanie wykazów: parafi i, w których odbywają się nabożeństwa (i jakie) dla ludności kaszubskiej, oraz wsi, w których mieszkają Kaszubi (i ilu ich jest), oraz informacji o języku konfi rmacji i nauczania szkolnego.

Pastor z Gardny Wielkiej A. T. Kummer (1808–1836) odpowiedział, że odpra-wia coniedzielne nabożeństwa „kaszubskie” dla 80 Kaszubów z trzech wsi (Stoj-cino, Retowo, Wysoka), konfi rmowanych przed 40 laty, kiedy zniesiono również naukę w języku polskim w wiejskich szkołach elementarnych66. Faktycznie liczba parafi an potocznie mówiących po kaszubsku wynosiła nie 80, a około 220067.

Pastor rowski Johann Fleischer (1800–1830) utrzymywał, że aktualnie w Ro-wach i fi lii w Objeździe nie odprawia się nabożeństw w języku polskim dla lud-ności kaszubskiej, chociaż odbywały się one w 1820 r. i doraźnie – zdaje się – do 1830 r. Szacujemy, że około 1827 r. w parafi i żyło około 150 wiernych rozumieją-cych po kaszubsku68.

W parafi ach „Stowięcino i Skórowo nie ma już Kaszubów, zaś nabożeństwa i nauka w szkołach odbywają się w języku niemieckim” – pisał słupski superin-tendent. Według naszych ustaleń w Stowięcinie polskie nabożeństwa ustały około

64 APK, Rejencja Koszalińska, Wydział I, sygn. 2000.65 P. J. Szafarzyk, Słowiański narodopis, przeł. z j. czeskiego P. Dahlmann, Wrocław 1843, s. 97–

–98; P. J. Šafařik, Slovanský národopis, Praha 1849 (wyd. 3), s. 84 n. 66 Z. Szultka, O języku i liczbie Kaszubów w regencji koszalińskiej w 1827 roku, Slavia Occidenta-

lis, t. 61: 2004, s. 67 n., zał. 1–3.67 Ibid., s. 69–71, zał. 6.68 Ibid., s. 71–72.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 163[163]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

1825 r., w Skórowie zaś w 1808 r., ale w obu parafi ach żyło jeszcze prawdopodobnie około 150 Kaszubów mówiących lub rozumiejących po kaszubsku69.

Pastor smołdziński H. A. Kypke (1817–1831) pisał, że w jego kościele nabo-żeństwa i komunie w języku jakoby kaszubskim odbywają się raz na kwartał dla 60–55-letnich i starszych Kaszubów z Sieć, Witkowa i Wierzchocina, którzy byli konfi rmowani przed 40 laty, kiedy zaniechano też w szkołach nauczania po pol-sku. Dlatego dodam, że polskie ceremonie w smołdzińskim kościele zanikły około 1855 r., ale w szkole w Klukach odprawiano je do około 1890 r. Proces obumierania kaszubszczyzny w parafi i smołdzińskiej był niewątpliwie bardziej zaawansowany niż gardneńskiej, przyjmujemy jednak, że około 1827 r. po kaszubsku rozumiało około 40% wiernych, tj. około 1000 osób70.

Według pastora G. L. Lorka (1806–1837) w 1827 r. „w Cecenowie odbywały się nabożeństwa w języku polskim w każdą niedzielę po nabożeństwie niemieckoję-zycznym”. Konfi rmacje kaszubskich dzieci w języku polskim zniesiono tu dopiero w 1827 r., ale w nabożeństwach po polsku miało brać udział tylko 120 starszych Kaszubów. Stosunki językowe w tej parafi i były podobne jak w główczyckiej; sza-cujemy, że w tej dwuwioskowej parafi i w 1827 r. po kaszubsku mówiło około 650 osób71.

Pastor główczycki Jan Koberstein (1802–1828) napisał, że w jego kościele na-bożeństwa „kaszubskie” odbywają się po „niemieckich” w każdą niedzielę, gdyż ludność kaszubska z 14 wsi parafi i liczy 1820 osób przystępujących do komunii, czyli konfi rmowanych, tj. powyżej 14–16 lat. Dodał, że Kaszubi mieszkają też w Wykosowie, chociaż w miejscowej szkole – jako pierwszej w parafi i – naukę języka polskiego zniesiono w 1806 r. W pozostałych 12 szkołach parafi alnych na-stąpiło to w latach 1819–1826. Skutkiem tego formalnie językiem nauczania od 1827 r. był język niemiecki, ale faktycznie język polski jeszcze przez wiele lat speł-niał funkcję pomocniczą. Jeśli doliczymy do liczby 1820 konfi rmantów dzieci do lat 14, stanowiące w tym czasie około 40% ogółu zaludnienia, to liczba Kaszubów w główczyckiej parafi i wzrośnie do około 3000. Jest to wielkość minimalna. Pod-kreślić należy, że uchodzący również w opinii badaczy niemieckich za germaniza-tora pastor H. A. Küssell (1829–1852) pisał, że w roku 1851/1852, a więc zaledwie cztery lata przed obecnością w Główczycach A. Hilferdinga i J. Papłońskiego, po-nad jedną trzecią parafi an stanowili Kaszubi72. Stwierdzenie to oraz przytoczone liczby, chociaż wcześniejsze (1827 r.) i z całą pewnością dalekie od rzeczywistych, rzucają jednak wiele światła na stosunki etniczno-językowe w powiecie słupskim w pierwszej połowie XIX w. Na podstawie przekazu superintendenta staromiej-skiego synodu słupskiego władze w Koszalinie poinformowały Urząd Statystycz-ny w Berlinie, ten zaś kartografów II Korpusu Armijnego, że w powiecie słup-

69 Ibid., s. 72, zał. 3.70 Ibid., s. 72–73, zał. 3.71 Ibid., s. 73–74, zał. 3.72 Ibid., s. 74–75, zał. 3.

Z y g m u n t S z u l t k a [164]164

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

skim mieszka 2080 Kaszubów, z czego aż 1820, czyli 87,5% w parafi i główczyckiej. Mimo wszystkich defektów pastorskich sprawozdań relacje Hilferdinga i Papłoń-skiego nie wytrzymują z nimi porównania. Dodam, że szacunkowo liczba ludności kaszubskiej przekraczała w tym czasie 7000 głów, z czego na parafi ę główczycką przypadało około 43–45%. Na podstawie tych nieprawdziwych liczb wojskowi kartografowie wykreślili zasięg terytorialny języka kaszubskiego na wspomnianej mapie numer 15, slawiści zaś bezkrytycznie przyjęli go za prawdziwy.

Lęborski synodalny inspektor szkolny, janowicki pastor E. F. Doehling (1809––1852), poinformował władze w Koszalinie, że obecnie w podległych mu szkołach językiem nauczania jest język niemiecki. W świetle jego relacji w parafi i janowic-kiej miało mieszkać 300 Kaszubów, biorących udział w „kaszubskich” nabożeń-stwach, oraz około 50 z sąsiedniej parafi i lęborskiej. Chodziło o osoby przystępują-ce do komunii. Najwięcej kaszubskojęzycznych wyznawców luteranizmu mieszkać miało w parafi i charbrowskiej (500) i osieckiej (400), ale osiem lat później patron tej ostatniej pisał, że w parafi i mieszka 800 wiernych biorących udział w polskich nabożeństwach. Zaniżone też były dane o liczbie konfi rmowanych Kaszubów w parafi ach Łeba (200), Gniewino (200) i Salino (350), w których nabożeństwa „kaszubskie” w języku polskim ustały kolejno w latach 1850, 1845 i 1863, w Jano-wicach zaś w 1852, Osiekach w 1863 r., a w Charbrowie w roku 1870.

Władze w Koszalinie poinformowały Urząd Statystyczny w Berlinie, że w sy-nodzie lęborskim „kaszubskie” nabożeństwa odbywają się w sześciu kościołach parafi alnych (Charbrowo, Gniewino, Janowice, Łeba, Osieki i Salino) dla 2000 Kaszubów oraz w czterech parafi ach staromiejskiego synodu słupskiego dla 2080 Kaszubów. Pisały, że nauka we wszystkich szkołach elementarnych odbywała się po niemiecku, ale dały do zrozumienia, że podana liczba nie uwzględnia dzieci do lat 14–16. Faktycznie liczba ludności kaszubskiej w powiecie lęborsko-bytowskim wynosiła ówcześnie najmniej 9500 osób73.

Władze koszalińskie nie uwzględniły Kaszubów wyznania katolickiego z ca-łego powiatu lęborsko-bytowskiego i ewangelickiego synodu bytowskiego, bo by-towski superintendent A. D. Berndt (1808–1842) napisał, że w jego synodzie nie ma ewangelickich Kaszubów mówiących swym językiem ojczystym. Wymienił 150 „osobników” uczestniczących w ewangelickich nabożeństwach w języku polskim, odbywających się w Bytowie w co trzecią niedzielę, w Tuchomiu – co czwartą, w Borzytuchomiu zaś – jeszcze rzadziej. Nabożeństwa te to „jedynie stary zwyczaj”, który niebawem zaginie, bo „obecnie w żadnej ewangelickiej szkole nie uczy się ewangelickiej młodzieży po polsku i większość dzieci katolickich rodziców chodzi do ewangelickich szkół i uczy się po niemiecku”74. Dalej utrzymywał, że w synodzie

73 Ibid., s. 81; idem, Liczba Kaszubów na kaszubskim obszarze językowym Pomorza Zachodniego w XIX wieku, [in:] Pomorze – trudna Ojczyzna? Kształtowanie się nowej tożsamości 1945–1995, red. A. Sakson (Ziemie Zachodnie. Studia i Materiały; Instytut Zachodni w Poznaniu, nr 17), Poznań 1996, s. 55.

74 Idem, O języku i liczbie Kaszubów, zał. 4.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 165[165]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

bytowskim nie występuje „właściwa mowa kaszubska”, którą posługują się Kaszubi w nadmorskim pasie powiatu lęborskiego oraz na niektórych terenach powiatu słupskiego, i że synod ten z Kaszubami mówiącymi swym językiem ojczystym nie ma nic wspólnego. Przekonywał, że miejscowi katolicy potocznie i w kościele po-sługują się językiem polskim. Władze w Koszalinie argumentację superintendenta uznały za słuszną i jego wywodów nie przekazały dyrektorowi Hoff mannowi75.

Odtąd władze w Bytowie i Koszalinie pomijały ewangelickich Kaszubów okrę-gu bytowskiego. Na przykład radca rejencyjny Ulrich 12 IX 1835 r. informacji o ceremoniach kościelnych dla ludności kaszubskiej w języku słowiańskim, ob-umieraniu jej języka ojczystego i jej stosunku do Niemców zażądał już tylko od superintendentów lęborskiego i staromiejskiego słupskiego. Superintendent by-towski z takiego obowiązku został zwolniony76. Władze koszalińskie dostrzegały tylko Kaszubów wyznania katolickiego, których traktowały jako Polaków, bo ich językiem kościelnym (nauczania) i szkolnym był język polski. Miało to wielora-kie następstwa dla procesu kształtowania się stosunków etnicznych, językowych i świadomościowych wśród bytowskich Kaszubów. Stymulowało polonizację Ka-szubów wyznania katolickiego i wynarodowienie (germanizację) wyznania ewan-gelickiego (patrz tabela).

We wschodniej części rejencji koszalińskiej w ocenie władz pruskich w 1827 r. miało mieszkać razem 4080 ewangelickich Kaszubów. Ta deformująca rzeczywi-stość liczba zrobiła zawrotną karierę. Wprowadzona do obiegu naukowego przez dyrektora J. G. Hoff manna77, upowszechniona przez jego następcę C. F. W. Diete-riciego78 i innych niemieckich badaczy79, wkradła się nawet do Historii Pomorza80 i funkcjonuje w innych współczesnych publikacjach81.

75 Ibid., s. 75–76; zał. 4, 6.76 Idem, Nowe źródła do dziejów Kaszubów i ich języka w I połowie XIX wieku, RG, t. 54: 1994,

z. 1, s. 124, 145–175.77 J. G. Hoff mann, Die Bevölkerung des Preussischen Staats nach dem Ergebnisse der zu Ende des

Jahres 1837 amtlich aufgenommen Nachrichten in staatswirtschaft licher, gewerblicher und sittlicher Beziehungen, Berlin 1839, s. 96 n., 68; idem, Versuch einer übersichtlichen Darstellung der ausserdeut-schen Sprachverhältnisse im Volksleben des Preussischen Staats, Allgemeine Preussische Staatszeitung, 1840, Nr. 149, s. 595.

78 C. F. W. Dieterici, Handbuch der Statistik des preussischen Staats, Berlin 1861, s. 179.79 A. Padberg, Die ländliche Verfassung in der Provinz Pommern, Stettin 1861, s. 92; G. von Vie-

bahn, Statistik der zollvereinten und nördlichen Deutschlands, Bd. 2, Berlin 1862, s. 78; F. Ceynowa, Móje spóstrzeżenjo prze przezeranju wuvog Ismaela Sreznjevskjeho nad móvą kaszebską, [in:] idem, Uwagi o kaszubszczyźnie, oprac. J. Treder, Wejherowo–Rumia–Puck 2001, s. 68.

80 K. Ślaski, Stosunki demografi czne, narodowościowe i wyznaniowe, [in:] Historia Pomorza, t. 3, cz. 1, red. G. Labuda, Poznań 1993, s. 160.

81 J. Hensel, Sprachen, [in:] Administrativ-Statistischer Atlas vom Preussischen Staate, Erste Auf-lage Berlin 1827/28 bei Simon Schropp & Comp. Kartographisch bearb. v. F. von Döring, Neudruck mit einer Einführung und Erläuterungstexten zu 22 Atlaskarten hrsg. v. W. Scharfe, Berlin 1990, s. 158; B. bei der Wieden, Die Entwicklung der pommerschen Bevölkerung 1701 bis 1918, Köln–Wei-mar–Wien 1999, s. 79; L. Belzyt, op.cit., s. 19.

Z y g m u n t S z u l t k a [166]166

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Podobną karierę zrobiła powstała na podstawie przedstawionych materiałów mapa zasięgu „języka kaszubskiego”, w omawianym atlasie wykreślona przez pru-skiego kapitana F. von Döringa, fatalnie zaś objaśniona w 1990 r. przez języko-znawcę Jürgena Hensela, na co zwrócili już uwagę Bogdan Wachowiak82 i niżej podpisany83, gdyż jak wielu współczesnych leksykografów rozpatrywał zasięg „ję-zyka kaszubskiego” w oderwaniu od badanej rzeczywistości, bez znajomości ana-lizowanego źródła i uwarunkowań jego powstania. To jednak oddzielny problem, którego rozpatrzenie przekracza ramy obecnych rozważań.

Reasumując, można stwierdzić, że Resztki Słowian A. Hilferdinga mają bar-dzo ważne znaczenie dla badań nad ludnością kaszubską i językiem na początku drugiej połowy XIX w. Ich wartość byłaby niepomiernie większa, gdyby rosyjski slawista swe badania terenowe prowadził dłużej i wnikliwiej i przez to lepiej po-znał rzeczywiste stosunki językowe na kaszubskim obszarze językowym. W ciągu jednego miesiąca nie poznał ich na tyle, by dać zgodny z obiektywnymi stosunka-mi językowymi obraz całej kaszubszczyzny, zwłaszcza zaś zachodniopomorskiej, chociaż do niej przywiązywał największą wagę i ustalenia jej dotyczące najwyżej sobie cenił. Jego liczne zapewnienia o wnikliwych i szerokich badaniach tereno-wych – przyjmowane przez wszystkich kaszubologów jako absolutnie wiarygodne, by nie powiedzieć jako prawda objawiona – nie wytrzymały krytyki w konfrontacji nie tylko ze źródłami o charakterze historycznym, ale i leksykalnym84, gdyż uzy-skał od F. Ceynowy znacznie więcej materiałów etnografi cznych, niż wykazał to w Resztkach Słowian. Gdy chodzi o obraz kaszubszczyzny we wschodniej części rejencji koszalińskiej, to stosunki etniczno-językowe w powiecie bytowskim zo-stały w Resztkach Słowian do tego stopnia zdeformowane, że są prawie bezwartoś-ciowe. Tylko nieco bliższe rzeczywistości są one w powiecie lęborskim, bo w ich prezentacji przez Hilferdinga większą rolę odgrywała mapa niż przeprowadzone przez niego badania terenowe. Zniekształcono również w omawianej pracy obraz kaszubszczyzny w powiecie słupskim, chociaż w karczmie w Gardnie Wielkiej za-trzymał się najmniej przez tydzień, poddając się „cudotwórczej sile wódki i tabaki do żucia” oraz koncentrując uwagę na tzw. Słowińcach. Ich również zniekształcił, bo uznał ich – jak sam napisał – za „typ narodu całkowicie różniący się od polskie-go i kaszubskiego, gdzie narzecze jakieś archaiczne, z różnymi właściwościami ję-zyka bałtyckich Słowian, gdzie mieszkańcy nazywają siebie Slovinstje ledze i gdzie za około 25 lat nie będzie ani jednego Słowińskiego człowieka”85. Stwierdzenie to

82 B. Wachowiak, rec. Administrativ-Statistischer Atlas vom Preussischen Staate, Erste Aufl age Berlin 1827/1828 bei Simon Schropp & Comp. Kartographisch bearb. v. F. von Döring, Berlin 1990, [in:] Zapiski Historyczne, t. 58: 1993, z. 2–3, s. 96.

83 Z. Szultka, O języku i liczbie Kaszubów, s. 64–66.84 Wiarygodność tekstów gwarowych A. Hilferdinga oraz wpływ ustaleń badawczych Floriana

S. W. Ceynowy, zwłaszcza z lat 1845–1850, na kształt i treść Resztek Słowian rozpatrzono w „Drugim posłowiu historyka do »Resztek Słowian« na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego Aleksandra Hilferdinga” (w druku w: Studia z Filologii Polskiej i Słowiańskiej).

85 Документы к истории, s. 7–8.

Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach 167[167]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

jest dowodem zgłoszonej tezy, która nie wymaga dalszej dokumentacji, bo życie najdalej na zachód wysuniętych Kaszubów, nie jakichś Słowińców, ustalenia Ro-sjanina podważyło, by nie powiedzieć – przekreśliło. Jest więc oczywiste, że wykre-ślona przez językoznawców na podstawie jego relacji granica zasięgu kaszubszczy-zny za „maksymalną” uznana być nie może, gdyż w zachodniej części poważnie ją pomniejszyła86.

86 Por. ponadto Z. Topolińska, Aktualny zasięg zwartego obszaru dialektów kaszubskich, RG, t. 15–16: 1958, s. 393 n.; E. Rzetelska-Feleszko, Kaszuby i kaszubszczyzna – granice historyczne i współczesne, [in:] Kaszubszczyzna. Kaszëbizna, red. E. Breza, Opole 2001, s. 46 n.; eadem, Słowińcy i ich dialekt, [in:] ibid., s. 52 n. (zwłaszcza podrozdział „Odkrycie Słowińców przez Aleksandra Hil-ferdinga (1856)”).

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

RECENZJE I OMÓWIENIA

Sylvain Gouguenheim, Tannenberg 15 juillet 1410, Éditions Tallandier, Paris 2012, ss. 263, ISBN 987-2-84734-972-6.

Bitwa pod Grunwaldem stoczona przez sojuszniczą armię polsko-litewską i wojska zakonu krzyżackiego 15 VII 1410 r. jest jednym z najbardziej istotnych i rozpoznawalnych wydarzeń dziejów środkowoeuropejskiego późnego średniowiecza. Trudno się więc dziwić temu, że analiza tego zagadnienia jest ciągle podejmowana przez kolejne pokolenia bada-czy. Początkowo jednak (w XIX i w pierwszych dekadach XX w.) ich grono ograniczało się w zasadzie jedynie do historyków niemieckich i polskich. Dopiero z czasem (po drugiej wojnie światowej) problematyka grunwaldzka była stopniowo rozszerzana zarówno pod względem stosowanych metod (między innymi w ramach badań interdyscyplinarnych), jak i powiększającej się liczby zajmujących się nią uczonych różnych narodowości (Szwedzi, Czesi, Litwini, Białorusini). Dotąd jednak większego zainteresowania bitwą grunwaldzką nie przejawiali historycy francuscy. Tym bardziej z uwagą wypada odnotować pojawienie się nowej monografi i poświęconej tej batalii. Jej autorem jest wybitny znawca dziejów póź-nego średniowiecza, profesor École normale supérieure w Lyonie, Sylvain Gouguenheim.

Autor musiał się zmierzyć z nie lada problemem. Nie chodzi tu bynajmniej tylko o stosunkowo dużą liczbę zachowanych źródeł i ogromną wielojęzycznych opracowań, z którymi przy okazji badań grunwaldzkich należy się zapoznać, ale przede wszystkim o zrozumiałe przedstawienie zagadnienia czytelnikowi francuskiemu, który w zdecydo-wanej większości nie ma żadnej wiedzy o tym istotnym epizodzie średniowiecznych dzie-jów Europy Środkowej. Dlatego też na samym początku książki, we wstępnym nawiązaniu do tematu i w następującym po nim wprowadzeniu autor wyjaśnił, dlaczego ze względów praktycznych w swoim opracowaniu zdecydował się stosować niemiecką nazwę dla okre-ślenia miejsca stoczenia średniowiecznej bitwy – „Tannenberg”. Skłonił go do tego fakt jej częstszego przywoływania w historiografi i zachodnioeuropejskiej. Nie zapomniał zara-zem wskazać, jaka była geneza jej propagandowego rozpropagowania przez Niemców po pierwszej wojnie światowej. Omówił także zapoczątkowane przez źródła średniowieczne kontrowersje z określaniem faktycznego miejsca stoczenia bitwy. W sumie autor uznał, że decydujące starcie obu armii rozegrało się najprawdopodobniej w bliskim sąsiedztwie wsi Grunwald i to ta nazwa powinna się utrwalić w historiografi i dla bitwy z 1410 r.

W rozdziale I zatytułowanym „Wojna” S. Gouguenheim zaprezentował potencjał ludnościowy i terytorialny przeciwników, położenie geopolityczne ich państw, pośrednie i bezpośrednie przyczyny wojny, przebieg pierwszej części konfl iktu między 16 VIII a 8 X 1409 r. oraz przygotowania do jego decydującej fazy wraz z wydarzeniami rozgrywający-mi się do początku lipca 1410 r. Dopiero w tym miejscu rozdziału (co ma jednak swoje uzasadnienie) autor przystąpił do omówienia najważniejszych pisanych i archeologicznych źródeł będących niezbędną podstawą dla badań nad przebiegiem bitwy grunwaldzkiej, podkreślając zarazem trudności i ograniczenia przy ich interpretacji. W rozdziale II, zaty-

170 [170]R e c e n z j e i o m ó w i e n i a

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

tułowanym „Walczący i pozostający w cieniu”, w pierwszej części autor w fachowy sposób, opierając się na bardzo dobrej znajomości źródeł i literatury przedmiotu, omówił liczeb-ność obu walczących armii, ich poszczególne formacje, sposoby werbowania, zagadnienie wykorzystywania oddziałów zaciężnych, uzbrojenie (także artyleryjskie) oraz strukturę chorągiewną i jej praktyczne stosowanie na polu bitwy. W drugiej części tego rozdziału przedstawił natomiast działania zakulisowe (wywiad, szpiedzy, dezinformacja), uznając, że ich umiejętne prowadzenie mogło mieć istotny wpływ na zwycięstwo odniesione na polu bitwy przez wojska polsko-litewskie. W rozdziale III („Długi marsz”) autor na podstawie własnej analizy źródeł (także z wykorzystaniem nowożytnych przekazów kartografi cznych wraz z uwzględnieniem topografi i krajobrazu naturalnego), skonfrontowanej z poglądami dotychczasowych uczonych, podjął próbę odtworzenia tras, którymi armie obu walczących stron przemieszczały się między 3 a 15 VII 1410 r. Dużo uwagi poświęcił zdobyciu przez wojska polsko-litewskie Dąbrówna (13 lipca), licznym związanym z tym wydarzeniem kontrowersjom i ich ewentualnemu wpływowi na dalszy przebieg wojny. Autor kompe-tentnie omówił również sporną kwestię podejścia obu wrogich armii 14–15 VII w okolice pola bitwy. W jego rozumieniu sprawa ta nadal jest otwarta, choć za najbardziej prawdo-podobne uznał tu ostatnie propozycje zaprezentowane w tym temacie przez Svena Ekdahla i Krzysztofa Kwiatkowskiego. Rekonstrukcję trasy marszu poszczególnych armii i najbar-dziej prawdopodobnego kierunku ich podejścia pod Grunwald przedstawiają przejrzyste mapy zamieszczone na stronach 82–83, 102–103.

Rozdział IV, zatytułowany „Przed bitwą”, posłużył autorowi do zaprezentowania wy-darzeń rozgrywających się 15 lipca od świtu do momentu rozpoczęcia starcia (około po-łudnia). Szczególną jego uwagę ponownie przykuł trudny do ostatecznego rozstrzygnięcia problem ustawienia poszczególnych oddziałów, przyczyny wyraźnego zwlekania króla Władysława Jagiełły z wydaniem rozkazu do podjęcia walki, jak również kwestia przepro-wadzenia przez kierownictwo zakonne akcji skłonienia polskiego monarchy do rozpoczę-cia bitwy przy pomocy mieczy przesłanych mu za pośrednictwem heroldów. To ostatnie zagadnienie autor poddał drobiazgowej analizie źródłowej w kontekście analogicznych zwyczajów obowiązujących w tym względzie w Europie Zachodniej. Doszedł do wnio-sku, że Krzyżacy zostali zmuszeni do posłużenia się tym sposobem dla sprowokowania przeciwnika do bitwy z racji ich pogarszającej się ogólnej sytuacji strategicznej z powodu narastającego upału. W rozdziale V („Magna Strages”) autor szczegółowo omówił przebieg batalii grunwaldzkiej. Analizując źródła i krytycznie ustosunkowując się do ustaleń do-tychczasowych badaczy, starał się odtworzyć kolejne fazy starcia i ich lokalizację w terenie. Szczególnie dużo uwagi poświęcił problemowi wycofania się po godzinie walki na lewym skrzydle wojsk litewskich. Po opublikowaniu w 1963 r. przez S. Ekdahla zredagowanego prawdopodobnie w 1413 r. enigmatycznego listu anonimowego zaciężnego skierowanego do wielkiego mistrza, w treści którego autor nawiązywał do bitwy grunwaldzkiej, uczeni spierają się, czy była to zwykła ucieczka z pola walki, czy też zaplanowany wcześniej ma-newr strategiczny, mający na celu wciągnięcie w pułapkę przynajmniej części wojsk zakon-nych. S. Gouguenheim przy prezentowaniu tej kwestii popadł w pewne sprzeczności. Po-czątkowo bowiem uznał, że trudno jednoznacznie rozstrzygnąć ten problem i należy brać pod uwagę oba warianty (s. 132, 144–153), jednak w dalszej części swojej pracy zaczął się skłaniać ku koncepcji domniemanego podstępu Litwinów (s. 215). Na koniec tego rozdzia-łu autor przeprowadził solidną analizę możliwych do przyjęcia strat ludzkich poniesionych w bitwie przez obie walczące strony. Wykorzystując wszelkie dostępne źródła i uwzględnia-

R e c e n z j e i o m ó w i e n i a 171[171]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

jąc najnowsze badania na ten temat, przedstawił bardzo dobrze udokumentowane wnioski. W sumie opowiedział się za sumaryczną liczbą około 8000 poległych po obu stronach, podkreślając brak możliwości dokonania dokładniejszych ustaleń, która z walczących ar-mii poniosła największe straty w ludziach.

W kolejnym rozdziale (VI), zatytułowanym „Prawo zwycięzców”, S. Gouguenheim przedstawił bezpośrednie konsekwencje zwycięstwa odniesionego przez sojuszniczą armię polsko-litewską. Znalazły się tutaj takie zagadnienia szczegółowe, jak losy jeńców (wraz z kontrowersyjną sprawą ścięcia z polecenia wielkiego księcia Witolda komtura branden-burskiego Markwarda von Salzbach), kwestia poległych i pochówków czy też rozpatrywana w kontekście zwyczajów zachodnioeuropejskich sprawa pozostawania zwycięskich wojsk przez trzy dni na polu bitwy. Na koniec tego rozdziału autor krótko omówił dalszy prze-bieg działań wojennych (do chwili zawarcia pokoju toruńskiego 1 II 1411 r.) i przedstawił dalsze losy zdobytych przez zwycięzców chorągwi. Istotne zagadnienie powojennej walki propagandowej, prowadzonej przez zainteresowane strony przede wszystkim w pierwszej połowie XV w., S. Gouguenheim zaprezentował w rozdziale VII („Tworzenie pamięci”). Mowa tu o reperkusjach bitwy na obszarach zachodniej Europy, wzajemnych oskarżeniach o zbrodnie oraz o udział w walce pogan i schizmatyków. Nie zabrakło tu także informacji o losach paru wybranych uczestników batalii. Autor omówił również ważniejsze pisma polemiczne odnoszące się do bitwy, które skonfl iktowane strony rozpropagowywały w Eu-ropie. Dużo uwagi poświęcił też wykorzystywanemu szeroko we wzajemnych oskarżeniach w XV w. epizodowi przesłanych przez Krzyżaków przed bitwą Jagielle i Witoldowi mieczy, do którego w ówczesnych źródłach odnoszono się wielokrotnie. Autor doszedł do wniosku, że strona polska skuteczniej potrafi ła wykorzystać to wydarzenie w walce propagandowej. Na końcu tego rozdziału krótko została zaprezentowana tradycja grunwaldzka (lub też jej świadome pomijanie) w skomplikowanych relacjach polsko-niemieckich do XX w. W za-kończeniu swojej pracy S. Gouguenheim wskazał na czynniki, które przyczyniły się do zwycięstwa odniesionego w bitwie przez stronę polsko-litewską. Wymienił również krót-ko- i długofalowe skutki tego starcia. Do pracy został załączony wykaz wykorzystanych źródeł i podstawowej literatury przedmiotu na temat batalii grunwaldzkiej.

Autorowi nie udało się uniknąć pewnych drobnych błędów merytorycznych. Mapa zamieszczona na stronie 18 wbrew odnośnej informacji nie przedstawia faktycznych tery-toriów Polski, Litwy i państwa zakonnego w 1410 r. Jak niedawno udowodniono w histo-riografi i1, w źródłach piętnastowiecznych (i późniejszych) wojny z lat 1409–1411 nigdy nie określano mianem „wielkiej” (s. 16, 31), taki przymiotnik odnoszono tylko i wyłącznie do samej bitwy grunwaldzkiej. Nieprawdą jest, iż to wojska polskie zmobilizowane w poło-wie września 1409 r. pod Wolborzem spaliły pod koniec tego miesiąca Działdowo (s. 33). W rzeczywistości uczyniły to na początku października oddziały mazowiecko-litewskie2. Oskarżany przez Krzyżaków w 1411 r. o zdradę Jan Surwiłło nie był kupcem (s. 79–80), ale niepasowanym rycerzem pochodzenia litewskiego, poddanym zakonnym3. Przytacza-ny przez autora list byłego komtura pokrzywieńskiego (nie pokarmińskiego) do wielkiego

1 S. Jóźwiak, K. Kwiatkowski, A. Szweda, S. Szybkowski, Wojna Polski i Litwy z zakonem krzyżac-kim w latach 1409–1411, Malbork 2010, s. 12–13.

2 Ibid., s. 147.3 S. Jóźwiak, Na tropie średniowiecznych szpiegów. Wywiad i kontrwywiad w polsko-litewsko-krzy-

żackich stosunkach politycznych w XIV i pierwszej połowie XV wieku, Inowrocław 2005, s. 38–39.

172 [172]R e c e n z j e i o m ó w i e n i a

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

mistrza, informujący o aresztowaniu trzech polskich szpiegów w Toruniu, został według najnowszych badań zredagowany nie 26 I (s. 231), ale 8 VI 1410 r.4

Zasygnalizowanych tu parę błędów merytorycznych nie umniejsza ogólnie bardzo pozytywnej oceny omawianej pracy S. Gouguenheima. Autor przeprowadził samodzielną analizę najważniejszych źródeł pisanych z epoki. Wielkie uznanie wzbudza prezentowana przez niego znajomość literatury przedmiotu. Uwzględnił praktycznie wszystkie najistot-niejsze oraz najnowsze opracowania naukowe na temat bitwy grunwaldzkiej opublikowane dotąd w języku niemieckim, polskim i angielskim. Przy czym, co szczególnie godne pod-kreślenia, nie umieścił ich bynajmniej tylko w wykazie bibliografi cznym, jak to stosując za-sadę pozorowanej erudycji czynią badacze niepotrafi ący przełamać bariery językowej, ale gruntownie i krytycznie samodzielnie je przestudiował, formułując na tej podstawie włas-ne, nierzadko bardzo interesujące i dobrze udokumentowane tezy. W sumie więc zapre-zentowaną tu najnowszą monografi ę S. Gouguenheima można z pełną odpowiedzialnością uznać za jedną z lepszych napisanych na temat bitwy grunwaldzkiej w dotychczasowej hi-storiografi i, a zdecydowanie najlepszą, jaka dotąd pojawiła się w językach kongresowych.

Sławomir Jóźwiak (Toruń)

4 S. Jóźwiak, K. Kwiatkowski, A. Szweda, S. Szybkowski, op.cit., s. 221.

Wojciech Szramowski, Dzieje miasta Sztumu w latach 1416–1772, Towarzy-stwo Naukowe w Toruniu; Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2011, ss. 337, 1 nlb., fot., tabele, plany, ISBN 978-83-61487-77-7; 978-83-231-2759-8.

Nakładem Towarzystwa Naukowego w Toruniu (TNT) opublikowano rozprawę dok-torską Wojciecha Szramowskiego, absolwenta historii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, kustosza Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu, prezesa toruńskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i członka TNT. Monografi a ta znacznie poszerza wia-domości o organizacji, strukturze i życiu codziennym jednego z mniejszych miast w Pru-sach Królewskich. Wysoki poziom merytoryczny publikowanej pracy gwarantuje środowi-sko związane z TNT, a także promotor rozprawy prof. Janusz Małłek oraz recenzent prof. Jacek Wijaczka.

Książka składa się z czterech rozdziałów, wstępu i zakończenia, aneksu, wykazu bi-bliografi i oraz spisu ilustracji, planów, tabel i wykresów. Na końcu rozprawy umieszczono dwa kolorowe plany przedstawiające układ socjotopografi czny Sztumu około 1550 i około 1600 r.

Wspomniane plany ściśle wiążą się z rozdziałem pierwszym, który opisuje topografi ę i zarys socjotopografi czny oraz demografi czny miasta. Szczegółowo podjęto zagadnienie położenia i lokacji miasta, planu zabudowy oraz struktury ludnościowej, ze szczególnym uwzględnieniem przekroju społecznego i zawodowego mieszkańców.

R e c e n z j e i o m ó w i e n i a 173[173]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Rozdział drugi opisuje ustrój i politykę Sztumu. W. Szramowski bardzo wnikliwie za-prezentował elitę lokalnej władzy związaną z radą miasta, obsadę urzędu sędziego miej-skiego i wójta dziedzicznego, pisarza miejskiego, ławników sądowych oraz skład i funk-cje trzeciego ordynku. Wiele miejsca poświęcił autor przedstawieniu sytuacji politycznej miasta na przestrzeni wieków. Z opisu Szramowskiego wyłania się Sztum, jako niewielkie pruskie miasto, politycznie i ekonomicznie uzależnione od sąsiednich większych ośrod-ków miejskich, głównie Malborka. To sąsiedztwo skazywało Sztum na konieczność stałej współpracy, chociaż niekiedy było też przyczyną konfl iktów. W praktyce więc w wymiarze administracyjnym Malbork reprezentował Sztum na sejmikach, ale w wymiarze handlo-wym był jego konkurentem.

Trzeci rozdział dotyczy spraw ekonomicznych i gospodarczych Sztumu. Przez wieki miasto to zarabiało, prowadząc głównie handel zbożem. Sprzyjało temu sąsiedztwo Wisły i wielkiego miasta portowego – Gdańska. Wielu mieszkańców trudniło się jednak również rzemiosłem. W. Szramowski odnotował obecność w mieście piwowarów i gorzelników, piekarzy, rzeźników, szewców, kuśnierzy, rymarzy, sukienników, płócienników, krawców, bednarzy, kołodziejów, tokarzy, stolarzy, kowali i przedstawicieli kilku innych profesji. Obecność tak wielu zawodów w mieście świadczyła o niezłym poziomie gospodarczym Sztumu, ale też o znacznej samowystarczalności jego mieszkańców.

W rozdziale czwartym autor zajął się wspólnotami wyznaniowymi obecnymi w Sztu-mie i poziomem wykształcenia lokalnego mieszczaństwa. Wiele uwagi poświęcono organi-zacji i strukturze miejscowej parafi i katolickiej i jej relacjom z luteranami. Z opisu wyłania-ją się postaci duchownych obu wyznań, witrycy kościelni, członkowie konfraterni, a także lokalny koloryt religijny. Ponieważ w okresie nowożytnym szpitalnictwo miało charakter wyłącznie konfesyjny, w rozdziale tym podjęto także tę problematykę. W. Szramowski sta-rał się też prześledzić proces kształcenia sztumskiego mieszczaństwa. Wykazał, że najczęś-ciej szlaki naukowe sztumskiej młodzieży wiodły do gimnazjów akademickich w Gdańsku, Toruniu i Elblągu, rzadziej zaś do uczelni prowadzonych przez katolickie zakony.

Godna podkreślenia jest rozległa kwerenda archiwalna towarzysząca redakcji książ-ki. Autor korzystał z zasobów trzech archiwów zagranicznych, w Sztokholmie, Berlinie i Marburgu, oraz trzynastu archiwów polskich, w tym między innymi w Gdańsku, Toruniu, Poznaniu, Warszawie, Olsztynie, Elblągu i Pelplinie. Rozległy katalog materiału rękopi-śmiennego poszerzają i uzupełniają źródła drukowane.

Duże znaczenie dla dalszych badań prozopografi cznych na Powiślu ma aneks, dołą-czony na końcu publikacji. W. Szramowski zamieścił w tabelach wykaz sztumskich burmi-strzów, rajców, ławników i członków trzeciego ordynku do 1772 r.

Książka, choć zredagowana na wysokim poziomie, zawiera kilka błędów i nieścisło-ści. W pierwszej kolejności należy ponownie bardzo wnikliwie przeanalizować obliczenia związane ze śmiertelnością dzieci w XVIII w. Autor przyjął bowiem, że krzyżyk przy imie-niu dziecka w księdze chrztu, oznacza „zgon dziecka niedługo po jego chrzcie, w czasie zanim dane takiego dziecka wpisano do księgi metrykalnej” (s. 51). Nie można oczywiście wykluczyć, że zdarzały się takie sytuacje, ale trzeba pamiętać, że krzyżyk przy imieniu dziec-ka w księdze chrztu z reguły oznaczał dziecko panieńskie. Była to praktyka powszechna na terenie Żuław Wielkich i Małych oraz Powiśla. Bywa jednak, że przy niektórych imionach dzieci obok krzyżyka umieszczono także adnotacje o ojcu, ale wpisy takie dokonywane były zapewne po jakimś czasie. W każdym razie do obliczeń W. Szramowskiego dotyczą-

174 [174]R e c e n z j e i o m ó w i e n i a

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

cych śmiertelności dzieci w parafi i sztumskiej w XVIII w. trzeba podchodzić z dużą ostroż-nością.

Nie jest prawdą, że pomezański konsystorz „stanowił najwyższą ewangelicką władzę duchowną na tym terenie” (s. 212). Był najwyższą władzą katolicką na terenie ofi cjalatu pomezańskiego. Biskup chełmiński ustanowił konsystorz w Pomezanii, by sprawniej za-rządzać sprawami duchowymi i świeckimi na terenie przyłączonym do jego diecezji na przełomie XVI i XVII w. Prawdą natomiast jest, że konsystorz pomezański sądził także sprawy innowierców.

Gwoli ścisłości trzeba też odnotować, że w Pomezanii, w tym także w Sztumie, w wy-miarze formalnoprawnym nie było parafi i ewangelickich (s. 80). Nikt ich bowiem nie ery-gował! W wymiarze prawnym istniały tylko parafi e katolickie, a na ich terenie znajdowały się świątynie i wspólnoty innowiercze. Luteranie uzyskiwali niekiedy prawo wystawienia świątyni, ale nie jest znany przypadek, by wiązało się to z erygowaniem parafi i. Specyfi -ką religijną tego terenu była liczebnie duża obecność ludności protestanckiej, posiadającej własne świątynie i duchownych, ale działającej w obszarze jurysdykcyjnym wyłącznie ka-tolickich parafi i.

Oczywistym lapsusem autora jest adnotacja o „posłudze kapłańskiej” pastora Karla Davida Klesela (s. 220), wyznanie luterańskie nie uznaje bowiem sakramentu święceń ka-płańskich. Przeoczeniem też jest uwaga W. Szramowskiego, „że ważnym etapem w życiu religijnym miasta była sekularyzacja Prus Książęcych, co wywołało faktyczną likwidację diecezji pomezańskiej” (s. 192). Chodzi naturalnie o sekularyzację Prus Krzyżackich.

Warto się trzymać ustalonego nazewnictwa. Nazwa wsi Montowy Wielkie funkcjono-wała po drugiej wojnie światowej (s. 98, 139). Współcześnie przyjęto pisownię – Mątowy Wielkie. Natomiast Archiwum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie ma ustalony skrót AAWO i nie ma potrzeby tworzenia nowego (s. 216). Warto też w spisie bibliografi i podać poprawną nazwę archiwum diecezjalnego w Olsztynie i Elblągu (s. 289). Słowo „konfrater-ni” ma ustaloną pisownię ortografi czną (s. 203). Mieszczanie sztumscy handlowali „drew-nem”, a nie „drzewem” (s. 147). Zapewne też protestanci sztumscy odprawiali nabożeństwa w ratuszu, a nie „na ratuszu” (s. 200, 217).

Wymienione uchybienia nie obniżają ogromnej wartości poznawczej recenzowanej książki. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że z powodu nagromadzonej fachowej termi-nologii i naukowego języka nie trafi ona do szerokiego odbiorcy w Sztumie i okolicy. Wiel-ka szkoda. Może warto pomyśleć w przyszłości o wydaniu formy popularnej. Trzeba też myśleć o kontynuacji dzieła Wojciecha Szramowskiego i opracować dzieje Sztumu w latach 1772–1945. Pomocne mogą być w tym względzie obfi te archiwalia kościelne przechowy-wane w Archiwum Diecezji Elbląskiej.

Wojciech Zawadzki (Elbląg)

R e c e n z j e i o m ó w i e n i a 175[175]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

Dariusz Burczyk, Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku (1946–1955), Instytut Pamięci Narodowej. Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskie-mu Oddział w Gdańsku (seria: Publikacje Gdańskiego Oddziału IPN, t. 22), Gdańsk 2012, ss. 504, ISBN 978-83-7629-333-2.

Wojskowe Sądy Rejonowe (WSR) – zwłaszcza we wczesnym okresie stalinizmu w Pol-sce – odegrały rolę ogromną i niewesołą jako organ represji karnej par excellence „elimina-torskiej”: w latach 1946–1955 sąd w Gdańsku, który nie należał do ważniejszych sądów tej kategorii w Polsce, orzekł ogółem 65 razy karę śmierci (w tym w 42 wypadkach typowo po-litycznych). W sumie w 33 przypadkach karę śmierci wykonano. Ginęli głównie żołnierze nielegalnych organizacji, przeważnie rodem z Wileńszczyzny (oddział „Łupaszki”). Wyro-ki dotyczyły niekiedy młodocianych, nawet osób, które w momencie wydania wyroku nie ukończyły 18. roku życia, a swoją działalność antykomunistyczną (niekiedy bardzo skrom-ną) rozpoczynały w wieku 16–17 lat1. Granica w tych latach, kiedy działały resztki różnych oddziałów podziemnych, między działaniami zdemoralizowanych i pozbawionych szans „chłopców z lasu” a zwykłymi przestępcami kryminalnymi nie była jasna. Trzeba jednak pamiętać, że sądy wojskowe sądziły także liczne przestępstwa żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, a zwłaszcza milicjantów. WSR w Gdańsku sądził sprawy z terytorium, które w kluczowych latach 1945–1947 należało do stosunkowo najspokojniejszych. Dla porów-nania wskażmy, że WSR w Bydgoszczy, który osądzał sprawy z terytorium kujawsko-po-morskiego, orzekł w tym czasie aż 121 wyroków śmierci, z których 49 wykonano2.

Literatura naukowa dotycząca wojskowych sądów rejonowych w Polsce tych lat jest już stosunkowo obfi ta, także ta dotycząca powstawania wojskowego wymiaru sprawiedli-wości w służbie reżimu komunistycznego (lata 1943–1945), jak i przepisów prawa karne-go i procedur stosowanych w tych sądach. Autor, zgodnie z dość typowym i chwalonym dla prac doktorskich dążeniem do zarysowania „pełnego kontekstu” omawianego tematu, w rozdziale I obszernie omówił „Sądownictwo wojskowe w latach 1943–1956”, jak i wiele kwestii w dalszych rozdziałach dotyczących spraw identycznych dla każdego WSR, obo-wiązujących zasad czy przepisów3. W aneksach pracy umieścił nie tylko pożyteczne noty

1 Wśród skazanych przez WSR w Gdańsku były aż 244 osoby poniżej 17. roku życia. Oznacza to, że skazywano wielokrotnie nieletnich za ich działania w wieku 16–17 lat (s. 317 omawianej pracy).

2 Por. ustalenia Zdzisława Biegańskiego (idem, Sądownictwo i skazani na śmierć z przyczyn po-litycznych w województwie pomorskim (bydgoskim) w latach 1945–1956, Bydgoszcz 2003) oraz moje uwagi (S. Salmonowicz, W służbie reżimu komunistycznego. Wymiar sprawiedliwości regionu kujaw-sko-pomorskiego w latach 1945–1956, Zapiski Historyczne (dalej cyt. ZH), t. 69: 2004, z. 4, s. 169––178). Notabene autor nie korzysta z reguły z recenzji (jest to dziś praktyka powszechna), co czasami powoduje, że powtarza się błędy sprostowane w recenzjach bądź pomija istotne dla badań stwierdze-nia danego recenzenta. Por. także moje uwagi o pominiętej przez autora pracy Andrzeja Kaluzy: Der polnische Parteistaat und seine polnische Gegner 1944–1956, Frankfurt am Main 1998. Praca Kaluzy ma swoje wady, ale warto zawsze cytować publikacje dostępne dla czytelników zagranicznych ze względów językowych, por. moja recenzja w: Czasopismo Prawno-Historyczne, t. 52: 2000, z. 1–2, s. 415–418. Przy okazji prostuję błąd na stronie 216 recenzowanej pracy, jakoby Emil Fieldorf został uwolniony z obozu NKWD w Rembertowie w maju 1945 r. Od dawna wiadomo, że „Nil” już 21 III 1945 r. został wysłany do obozów w głębi Rosji.

3 W sumie tekst pracy to 352 strony, reszta to aneksy, tabele i zestaw fotografi i.

176 [176]R e c e n z j e i o m ó w i e n i a

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

biografi czne osób skazanych na kary śmierci, noty biografi czne sędziów i ofi cerów WSR w Gdańsku, ale także nie poskąpił, z pełną akrybią, not biografi cznych pracowników cy-wilnych WSR (w tym kierowców i sprzątaczki), a także wykazu szeregowców i podofi cerów służby zasadniczej u boku WSR (s. 417–427), co ilustrują częściowo także zdjęcia wielu pracowników WSR na dalszych stronach. W niedrukowanej pracy doktorskiej nikt nie kwestionuje przekazywania przez doktoranta niemal całej wiedzy, jaką zdobył w trakcie pracy nad dysertacją. Niekoniecznie jednak należy wszystko uwieczniać drukiem4. Pomija-jąc jednak tę uwagę, czy pewną przestrogę dla tego typu prac, należy generalnie podkreślić, że omawiana monografi a wykazuje się pełną rzetelnością co do wykorzystania badanych materiałów, także absolutnie wystarczającą erudycją co do stanu badań5 i stąd już w tym miejscu zaznaczam, iż moja ogólna ocena pracy jako pożytecznej jest w pełni pozytywna. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, iż, poza oczywiście pierwszoplanowymi aktami WSR, autor wykorzystał także dalsze rozliczne archiwalia, m.in. z Archiwum Państwowego w Gdańsku, archiwa PZPR, rad adwokackich i wiele istotnych dalszych zespołów archiwal-nych. Można powiedzieć, iż z punktu widzenia aparatu naukowego (w tym szeregu tabel, wykresów) praca zasługuje na określenie wzorowej.

Przechodząc po tych uwagach ogólnych do rozważań o ciekawych ustaleniach autora, podkreślić należy, że rozdział II zawarł wszystkie istotne elementy wynikające z jego ty-tułu: „Organizacja i funkcjonowanie Wojskowego Sądu Rejonowego w Gdańsku w latach 1946–1955”. Rozdział III omawia współpracę WSR z „instytucjami zewnętrznymi”, jak to określił autor, tj. z prokuraturą, UB, MO, PZPR i innymi. Fakt istotny, że gros instytucji reżimowych z reguły krytykowało nadmiernie ich zdaniem łagodną czy powolną pracę WSR, co należy zaliczyć moim zdaniem do pewnego rytuału epoki, wynikającego oczy-wiście ze stałych ponagleń płynących z Moskwy do zdecydowanej „rozprawy z wrogami ustroju”6. Autor dokumentuje różne sytuacje sporne, których przyczyną zazwyczaj było to, że sędziowie WSR w pierwszych latach jego istnienia byli w dużej mierze fachowymi praw-nikami i chcieli, podobnie jak to bywało czasem w sporach niemieckich sądów powszech-nych z władzami bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy, by przestrzegać w urzędowaniu „przy-najmniej” pewnego minimum prawniczego decorum... W istocie, poza paroma wyjątkami, trudno byłoby mówić o nadmiernej łagodności większości sędziów WSR w Gdańsku, choć niekiedy w rzeczywistości dbali o pewne minimum zasad proceduralnych7. Tak czy inaczej,

4 Trudno dociec, jaki pożytek może odnieść historiografi a z zespołu zdjęć pracownic sekretaria-tu sądu... Publikuje się nieraz pełne listy żołnierzy Podziemia, fotografi e partyzantów itd. Pracownice kancelaryjne WSR trudno „piętnować” (?), ale i chyba nie ma potrzeby honorowania ich wysiłków. Nie wszystko, co znajdujemy w archiwum, warto publikować.

5 Jeżeli chodzi o ogólniejszą literaturę przedmiotu, to dziś trudno byłoby zarzucać jakieś istotne pominięcia. Czasami warto jednak przypominać stare teksty, nadal pożyteczne: w związku z uwaga-mi autora o próbach po roku 1956 krytycznej analizy „wypaczeń” wymiaru sprawiedliwości istotne są publikacje słynnej adwokat Anieli Steinsbergowej, zwłaszcza jej Widziane z ławy obrończej, Paris 1977; por. także J. Paśnik, Wybrane problemy orzecznictwa sądów wojskowych w sprawach o przestęp-stwa przeciw państwu w latach 1946–1953, Materiały Historyczne, t. 1: 1991, s. 29–49.

6 Naciski władz warszawskich czy gdańskich na WSR były tylko pośrednim odbiciem wskazań samego Józefa Stalina, choćby tylko tych z końca 1944 r., które opisuje ostatnio Marcin Zaremba (idem, Wielka Trwoga. Polska 1944–1947, Kraków 2012, s. 374–375).

7 Sztandarową postacią w służbie reżimu był ówczesny zastępca szefa WSR w Gdańsku, Kazi-mierz Jankowski (1921–1975), który studia prawnicze (na UAM) ukończył dopiero w 1958 r., co nie przeszkodziło jego licznym awansom, których uwieńczeniem było stanowisko prezesa Izby Woj-

R e c e n z j e i o m ó w i e n i a 177[177]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

znaczna część tych wyroków (które – jakkolwiek by na to patrzeć – były drakońskie, np. wobec młodocianych konspiratorów) była zaskarżana i krytykowana jako ciągle nadmier-nie łagodne. Jest rzeczą jasną, że w Gdańsku, podobnie jak w całej Polsce, dygnitarze UB lekceważyli zarówno rolę prokuratora, jak i sędziego, chcieli wyłącznie szybkiej realizacji ich życzeń. Notabene bodaj jako pierwszy na arenie międzynarodowej (konferencja histo-ryków prawa w Antwerpii w 1993 r.) wskazywałem, że w systemie stalinowskim ofi cer UB miał prym nad prokuratorem, a prokurator nad sędzią, a adwokaci, zwłaszcza w procesach pokazowych, odgrywali rolę pomocników aktu oskarżenia8.

Rozdział IV, jeden z najobszerniejszych (s. 162–199), zawarł analizę obsady perso-nalnej WSR w Gdańsku. Zanotujmy kilka ustaleń. W WSR pracowało łącznie 19 sędziów i 2 asesorów. 10% stanowili sędziowie pochodzenia żydowskiego (w sumie w wojskowym wymiarze sprawiedliwości było ich tylko niecałe 7%). Początkowo zdecydowanie przewa-żali jednak przedwojenni prawnicy. Dopiero w latach 1949–1950 częściowo zastępowano ich nową kadrą reżimu. Warto podkreślić, że aż czterech sędziów wywodziło się z przed-wojennych studiów na Uniwersytecie Warszawskim, a jeden z prezesów i dwóch sędziów z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (s. 165–166). Wszyscy oni byli generalnie da-lecy od jakiejkolwiek działalności lewicowej przed 1939 r. Większość z nich ochotniczo bądź na zasadzie mobilizacji do Ludowego Wojska Polskiego w latach 1944–1945 weszła w skład wojskowego wymiaru sprawiedliwości. Sędzia Adam Gajewski, absolwent KUL, ofi cer rezerwy przed 1939 r., skazał m.in. młodocianą Danutę Siedzik, żołnierza V Wi-leńskiej Brygady AK – „Łupaszki”, na karę śmierci. Faktem jest, że kilku sędziów WSR w Gdańsku miało kłopoty z władzami9. Większość jednak bez oporów pełniła swe funkcje, niektórzy bardzo gorliwie. Z czasem należeli głównie do PZPR. Nasuwa się tu uwaga ogól-na, wykraczająca poza przypadki omówione w pracy. W okresie powojennym, głównie w USA, przeprowadzono szereg badań psychologiczno-socjologicznych wskazujących, że tak zwany „zwykły porządny człowiek” dość łatwo w danych nowych dlań warunkach, go-tów jest do stosowania przemocy, podejmowania działań w istocie zbrodniczych10. Wielkie przewroty historyczne – Wielka Rewolucja Francuska, rządy bolszewików czy okupacja niemiecka w Polsce, wskazywały dowodnie, iż ludzie zdolni są w trudnych sytuacjach do działań całkowicie niezgodnych z ich poglądami, zasadami (ideologią?), że w istocie decy-

skowej Sądu Najwyższego i stopień generała uzyskane w 1962 r. Dwóch sędziów – Tadeusz Lercel i Władysław Nizio-Narski – zostało skazanych pod różnymi zarzutami, ale sprawy te nie są w pełni jednoznaczne.

8 Por. S. Salmonowicz, La justice communiste en Pologne, 1944–1988, [in:] Libertés, Pluralisme et Droit. Une approche historique. Actes du Colloque d’Anvers (27–30 Mai 1993), Bruxelles 1995, s. 315––322. Autor o roli adwokatów wojskowych napisał niewiele (s. 186–190). Podniosłem tę kwestię rów-nież w recenzji z pracy Marka Żukowskiego (idem, Wymiar sprawiedliwości na Pomorzu Zachodnim w latach 1945–1957 i jego rola w zwalczaniu opozycji, Koszalin 2002), opublikowanej w: ZH, t. 69: 2004, z. 1, s. 190–193.

9 Poza wyżej wspomnianymi w istocie za łagodność, zdaniem władz nadmierną, zostali zwol-nieni ze służby w wojskowym wymiarze sprawiedliwości sędzia Zygmunt Turek i sędzia Tadeusz Przesmycki. Notabene Turek nie miał wykształcenia wyższego, był krótko żołnierzem GL i funkcjo-nariuszem UB, jednakże zwolniono go za łagodne wyroki (s. 328–329). Sędzia T. Przesmycki, praw-nik (UW) i ofi cer rezerwy przed 1939 r. został usunięty w grudniu 1949 r. do rezerwy pod naciskiem UB i prokuratury wojskowej za zbyt łagodne wyroki (s. 328–329).

10 Por. H. Welzer, Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów, przeł. M. Kur-kowska, Warszawa 2010 (m.in. o słynnych psychologicznych eksperymentach Stanleya Milgrama).

178 [178]R e c e n z j e i o m ó w i e n i a

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

duje w takich sprawach wszechmocny oportunizm, darwinizm społeczny, istotny zwłasz-cza w epoce „wielkiego strachu”11. Tego klimatu grozy, której ulegało społeczeństwo, nie ukazują jednostronne z reguły opisy Jana Tomasza Grossa co do spraw okupacji i pierw-szych lat powojennych. Jeżeli pamiętamy o szerokim kontekście sytuacji, to nie może, nie-stety, nadmiernie dziwić, iż wielu prawników wykształconych w Drugiej Rzeczypospolitej, dalekich w swym życiorysie od komunizmu, gorliwie służyło nowemu reżimowi12. Dodaj-my, że prawnik przyzwyczajony do przestrzegania prawa pozytywnego, przepisów obo-wiązujących bez względu na ich treść, był w trudnej sytuacji: stosowanie przepisu prawa zwalniało go od własnej refl eksji nad treścią tego prawa. Tak było nagminnie w sądach epo-ki hitlerowskiej, tak też postępowało wielu sędziów w latach stalinizmu. Zaskakuje jednak fakt, stwierdzony w dziejach nie tylko WSR w Gdańsku, iż właśnie absolwenci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego stosunkowo często wykazywali się w służbie reżimu w latach 1944–1950. Częściowo tłumaczy to fakt, iż zręby sądownictwa wojskowego tworzono właś-nie w Lublinie, że mobilizowano do nich przedwojennych prawników ze stopniem ofi cera rezerwy. Prawdą jednak jest i to, że wielu z nich zgłaszało się do służby ochotniczo.

Sprawy proceduralne nie w pełni zarysowały się dla mnie, jeżeli chodziło o istotny fakt roli tzw. ławników wojskowych. Byli oni w pełni dyspozycyjni, powoływani z reguły z szeregów KBW bądź służby bezpieczeństwa. Jest problem zupełnej dowolności w formu-łowaniu składów sędziowskich, które przecież nieraz w składzie niezgodnym nawet z ów-czesnymi przepisami skazywały na śmierć.

Rozdział V pracy, o orzecznictwie WSR w Gdańsku, był niewątpliwie najbardziej pra-cochłonny. Autor przedstawił zarówno szczegółowo wszelkie dane statystyczne, analizy orzecznictwa z różnych punktów widzenia, jak i omówił główne kierunki orzecznictwa i najważniejsze procesy prowadzone przez WSR w poszczególnych latach (łącznie s. 200––352). Podkreśliłem już powyżej, iż oczywiście zakres samodzielnych decyzji sędziów WSR był z czasem coraz mniejszy: wyroki niezgodne z oczekiwaniami władz były uchylane do ponownego rozpoznania, a sędziowie w różny sposób „karceni”. W latach pięćdziesiątych, kiedy zanikały procesy przeciwko „żołnierzom wyklętym”, na czoło wysuwają się liczne procesy przeciwko nielegalnym organizacjom młodzieżowym na terytorium wojewódz-twa. Młodzi ludzie, których działalność konspiracyjna zazwyczaj była do momentu aresz-towania bardzo wątła, a byli to z reguły uczniowie licealni, którzy w momencie wyroko-wania mieli najwyżej około 18 lat, byli skazywani na drakońskie z reguły kary – od 3–4 do nawet 10–12 lat więzienia. Nie brakowało w tych latach także procesów sfi ngowanych o rzekome szpiegostwo bądź o sabotaże (s. 289–291). Stwierdzenia autora w zasadniczym

11 Por. ogólnie znakomitą rozprawę M. Zaremby, op.cit. Nie należy oczywiście nadmiernie uogólniać postaw strachu dla całego społeczeństwa polskiego w latach 1944–1947. Faktem jest, iż u progu budowy nowego reżimu odczuwano ulgę po okupacji niemieckiej z różnych przyczyn także dlatego, że nie wiedziano, czym jest komunizm, że małorolni czy robotnicy rolni uzyskiwali ziemię z reformy rolnej bądź awans społeczny w szeregach MO i UB. Także postawy inteligencji były bardzo zróżnicowane, por. moje uwagi w: Between Terror and Manipulation: Th e Polish Intelligentsia in the Face of Stalinism, Acta Poloniae Historica, vol. 100: 2009, s. 221–240.

12 Można dla porównania przytoczyć klasyczny przykład generała WP Gustawa Paszkiewicza (ofi cera carskiej armii rosyjskiej), kiepskiego dowódcy w kampanii wrześniowej, następnie służącego w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, który po powrocie do kraju w 1945 r. natychmiast zgłosił się do ludowego wojska polskiego i uzyskiwał wysokie stanowiska dowódcze, na których gorliwie walczył z „reakcyjnym podziemiem” (m.in. w Białostockiem) i dopiero w 1950 r. w ramach czystki ofi cerów z Drugiej Rzeczypospolitej przeszedł na emeryturę.

R e c e n z j e i o m ó w i e n i a 179[179]

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

tekście pracy, jak i w uwagach końcowych, potwierdzają generalnie sytuację w zakresie politycznego wymiaru sprawiedliwości w dobie stalinowskiej w Polsce. Należy podkreślić, iż w ostatnich latach działalności WSR w Gdańsku surowość wyroków w korelacji do za-rzucanych czynów o charakterze politycznym była bardzo wysoka. Reżim po roku 1949 był w pewnym stopniu ustabilizowany. Minęło kilka lat od zakończenia wojny, ale nadal w sy-stemie represji trwał permanentny stan wyjątkowy. Wynikało to z tezy stalinowskiej o ge-neralnie stałym „zaostrzaniu się walki klasowej”. W podsumowaniu autor napisał m.in., że WSR w Gdańsku wypełniał zasadniczo oczekiwania władz, a „próby orzecznictwa wbrew oczekiwaniom partii i organów bezpieczeństwa kończyły się albo zmianą wyroku w sądzie drugiej instancji, albo surowymi konsekwencjami wyciągniętymi w stosunku do sędziów orzekających zbyt łagodne wyroki” (s. 350).

Ogólnie pozytywną ocenę monografi i ująłem już na początku recenzji. Niewątpliwie to solidne opracowanie stanowi dalszy krok naprzód w procesie budowy syntezy dziejów stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości dla lat 1944–1956.

Stanisław Salmonowicz (Toruń)

Z A P I S K I H I S T O R Y C Z N E — T O M L X X V I I I — R O K 2 0 1 3Zeszyt 1

W Zapiskach Historycznych, w t. 77: 2012, z. 1, opublikowane zostało oświadczenie pana Jana Szturca w sprawie formy wykorzystania przez niego publikacji prof. Tadeusza Orackie-go. Ponieważ treść oświadczenia – nie z winy Redakcji – nie była zgodna z ustaleniami stron, publikujemy obecnie oświadczenie uzgodnione przez obie strony.

W sprawie niewłaściwego wykorzystania książki Tadeusza Orackiego

Poczuwam się do obowiązku poinformowania środowisk naukowych, że w mojej publikacji Stowarzyszenia społeczno-kulturalne w polskim ewangelicyzmie (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe „Semper”, 2006) wykorzystałem – wbrew ety-ce naukowej – książkę prof. Tadeusza Orackiego pt. Słownik biografi czny Warmii, Mazur i Powiśla XIX i XX w. (do 1945 r.), Warszawa 1983.

Przynajmniej kilkanaście życiorysów znajdujących się w Słowniku... T. Orac-kiego przepisałem z niewielkimi zmianami nie podając źródła. Uznając postępo-wanie swoje za nierzetelne – pragnę przeprosić Autora, Czytelników i Wydawni-ctwo.

Jan Szturc

w w w . z a p i s k i h i s t o r y c z n e . p l

L I S T A A U T O R Ó W Z E S Z Y T U 1

Janusz Czechowski, dr, Instytut Historii i Politologii, Akademia Pomorska w Słupsku, [email protected]

Sławomir Jóźwiak, prof. dr hab., Instytut Historii i Archiwistyki UMK, Toruń, [email protected]

Eryk Krasucki, dr, Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych US, Szczecin, [email protected]

Katarzyna Krupska, mgr, Katedra Historii Sztuki i Kultury UMK, Toruń, [email protected]

Jarosław Łuczyński , dr, Zespół Szkół nr 16, ToruńBartłomiej Łyczak, mgr, Katedra Historii Sztuki i Kultury UMK, Toruń,

[email protected]ł Nowakowski, mgr, Wydział Nauk Społecznych, Uniwersytet Wrocławski,

[email protected] Stanisław Salmonowicz, prof. dr hab., Wydział Prawa i Administracji UMK,

[email protected] Zygmunt Szultka, prof. dr hab., Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych US,

Szczecin, [email protected] Ščavinskas, dr, Baltijos regiono istorijos ir archeologijos institutas, Klaipėdos

Universitetas, Kłajpeda/Litwa, [email protected] Zawadzki, ks. dr hab., prof. Instytutu Nauk Historycznych, Uniwersytet

Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie; Archiwum Diecezji Elbląskiej, Elbląg, [email protected]

SPRZEDAŻ NUMERÓW BIEŻĄCYCH I ARCHIWALNYCHprowadzi:

Biuro Towarzystwa Naukowego w Toruniuul. Wysoka 16

87-100 TORUŃtel./fax 56-622-39-41

www.tnt.torun.ple-mail: [email protected]

INSTRUKCJA DOTYCZĄCA PRZYGOTOWYWANIA TEKSTÓW

DO „ZAPISEK HISTORYCZNYCH”

1) Materiały przeznaczone do druku w „Zapiskach Historycznych” prosimy dostarczać w postaci elektronicznej (za pomocą poczty elektronicznej na adres [email protected]), dołą-czając też krótką notkę na temat autora, tj. imię, nazwisko, miejsce zatrudnienia, e-mail do opublikowania w spisie autorów czasopisma (np. Jan Kowalski, dr hab., prof. UMK, Instytut Historii, [email protected]) oraz koniecznie numer telefonu tylko do wiadomości Redakcji.

W uzasadnionych przypadkach redakcja przyjmie teksty przygotowane tradycyjnie, w po-staci znormalizowanego maszynopisu, zawierającego 30 wierszy na stronie, 65–70 znaków w wierszu (na stronie ok. 2000 znaków).

Po imieniu i nazwisku autora tekstu podajemy w nawiasie nazwę miasta, z którego pochodzi bądź, w którym jest zatrudniony (w przypadku artykułu, artykułu recenzyjnego oraz tekstu źródłowego na stronie tytułowej z lewej strony u góry nad tytułem, zaś w przypadku recenzji, kroniki naukowej czy nekrologu – pod tekstem).

a) Osobno należy dosłać wydrukowaną i podpisaną, w 3 egz., Umowę z Wydawcą (dostępną na stronie www.tnt.torun.pl/zapiski_umowa.pdf). Nieprzesłanie umowy – najpóźniej z korektą autorską – uniemożliwia publikację nadesłanych tekstów.

2) Objętość artykułów nie powinna przekraczać 1,5 arkusza autorskiego (60 000 znaków ze spacjami). Objętość artykułów recenzyjnych nie powinna przekraczać 40 000 znaków, objętość recenzji nie powinna przekraczać 20 000 znaków ze spacjami, zaś omówienia nie powinny być dłuższe niż 10 000 znaków.

a) Do artykułów dołączamy streszczenie w języku polskim o objętości do 1800 znaków ze spacjami nie mniej jednak niż 900 znaków ze spacjami oraz wykaz do od 5 do 10 słów kluczo-wych (różnych od wyrazów zawartych w tytule artykułu).

b) Ilustracje dołączane do tekstów powinny być przesłane w wersji grafi cznej (wskazany jest format .jpg). W tekście natomiast należy wskazać dokładne miejsce zamieszczenia ilustracji.

Przesyłając ilustracje do publikacji należy podać dokładny opis materiału ilustracyjnego, ze wskazaniem na autora i pochodzenie ilustracji.

3) Na stronie tytułowej recenzji zamieszczamy nad tekstem nagłówek według następującego układu: imię i nazwisko autora recenzowanej pracy (w przypadku pracy zbiorowej bądź edycji źródłowej imiona i nazwiska redaktorów lub edytorów występują po tytule pracy); pełny tytuł według strony tytułowej; liczbę tomów lub części w przypadku pracy wielotomowej (cyframi arabskimi bądź łacińskimi w zależności od zapisu na stronie tytułowej dzieła); nazwę wydawni-ctwa; nazwę serii wydawniczej w nawiasie (jeśli występuje); miejsce i rok wydania; liczbę stron, nr ISBN lub ISSN.

W nagłówku recenzowanej pracy dane bibliografi czne w przypadku publikacji obcojęzycz-nych (miejsce wydania, tom, zeszyt, skróty odnoszące się do autorów bądź wydawców jak: „ed.”, „bearb. von”, „hrsg. von”) podajemy w języku publikacji.

4) Autorzy i inne osoby (redaktorzy, opracowujący) wymieniane w tekście podawane są z pełnym imieniem i nazwiskiem, w przypisach podajemy imię w formie skróconej.

5) W tekście i przypisach cytowane fragmenty innych prac, dokumentów bądź edycji źród-łowych oddajemy czcionką prostą, biorąc całość w cudzysłów. Cytujemy źródła jedynie w ję-zyku oryginału z zachowaniem także oryginalnej pisowni w przypadku słowiańskich alfabetów cyrylickich (białoruskiego, rosyjskiego, ukraińskiego).

a) W przypadku edycji źródeł należy podać metodykę edycji, przy czym wskazanym jest stosowanie istniejących instrukcji wydawania źródeł (np. Instrukcja wydawnicza dla średnio-

wiecznych źródeł historycznych, Kraków 1925; Instrukcja wydawnicza dla źródeł historycznych od XVI do połowy XIX wieku, red. K. Lepszy, Wrocław 1953; A. Wolff , Projekt instrukcji wydaw-niczej dla pisanych źródeł historycznych do połowy XVI wieku, Studia Źródłoznawcze, t. 1: 1957, s. 155–181; I. Ihnatowicz, Projekt instrukcji wydawniczej dla źródeł historycznych XIX i początku XX wieku, Studia Źródłoznawcze, t. 7: 1962, s. 99–123).

6) W tekście i przypisach tytuły prac publikowanych bądź skierowanych do druku (mo-nografi i, prac zbiorowych, artykułów z czasopism, wydawnictw źródłowych itp.) oddajemy czcionką pochyłą. W przypadku prac w językach: białoruskim, ruskim i ukraińskim stosujemy zapis cyrylicą. Natomiast prace niepublikowane a będące w obiegu naukowym – zapisujemy czcionką prostą.

7) W tekście i przypisach stosujemy ogólnie przyjęte skróty: r. – rok, roku; w. – wiek, wieku; także: np., itd., m.in., etc.

8) Daty w tekście i przypisach w pełnym brzmieniu zapisujemy cyfrowo, z zastosowaniem cyfr rzymskich dla miesięcy, np. 4 XII 1610 r. Słownej nazwy miesięcy używamy w przypadku, gdy nie jest podana data roczna, np. 6 sierpnia. Określenia roku i wieku skracamy po liczbie, przed piszemy w pełnym brzmieniu, np. „w 1618 r.”, „w XVIII w.”, ale: „w roku 1943”, „w wieku XX”. Nie używamy cyfr dla określeń typu: „lata trzydzieste”, „pierwsza połowa XVI w.” podob-nie w przypadku numeracji wojen lokalnych i światowych („druga wojna północna”, „pierwsza wojna światowa”).

9) Tytuły monografi i cytowanych po raz pierwszy podawane są w pełnym brzmieniu, wraz z miejscem i rokiem wydania. Przy ponownym cytowaniu jedynej pracy danego autora używa-my skrótu „op.cit.”, przy więcej niż jednej pracy jednego autora tworzymy zwięzły i logiczny in-cipit, nie zaopatrując go w trzykropek. Cytując dzieło z poprzedniego przypisu, stosujemy skrót „Ibid.”. Gdy bezpośrednio po dziele danego autora cytujemy kolejne jego dzieło, zamiast nazwi-ska autora piszemy: „idem”/„eadem”. Identyczne zasady powtórnego cytowania stosujemy przy artykułach z czasopism, prac zbiorowych, w wydawnictwach źródłowych itp. W przypadku cytowania po raz pierwszy publikacji obcojęzycznych dane bibliografi czne (miejsce wydania, tom, zeszyt itp.) podajemy w języku publikacji.

10) Cytując tom zbiorowy lub wydawnictwo źródłowe, podajemy nazwisko redaktora lub wydawcy w mianowniku, poprzedzone stosownym skrótem: „red.”, „wyd.”, „opr.” itp.

11) Cytując artykuł w czasopiśmie, po nazwisku autora i pełnym tytule, umieszczamy po przecinku nazwę czasopisma bez cudzysłowu, następnie numer tomu (skrót „t.”) lub rocznika (skrót „R.”) po dwukropku rok wydania, następnie po przecinku numer zeszytu (w zależności od czasopisma skrót „nr” lub „z.”) oraz zakres stron. W przypadku czasopisma zagranicznego stosujemy zapis oryginalny (Bd., Jg., vol.)

12) Cytując artykuł w pracy zbiorowej, między tytułem artykułu i tomu umieszczamy po przecinku [in:].

13) Tytuły częściej cytowanych edycji źródłowych, ewentualnie czasopism i wydawnictw zbiorowych, a także nazwy instytucji, takich jak archiwa czy biblioteki, po raz pierwszy piszemy w pełnym brzmieniu, podając w nawiasie dalej cytowany skrót („dalej cyt. ...”), np.: „Archiwum Państwowe w Toruniu (dalej cyt. APT)”.

14) Redakcja zastrzega sobie prawo wstępnej weryfi kacji tekstów, po której zostają one prze-kazywane do recenzji zewnętrznej.

15) Wszystkie teksty publikowane na łamach „Zapisek Historycznych” są poddawane adiu-stacji i korektom, po czym przekazywane do korekty autorskiej.

16) Po opublikowaniu tekstu autor otrzymuje egzemplarz autorski „Zapisek Historycznych”, nadbitki drukowane oraz nadbitki w wersji pdf.