Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

81
Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013 lipiec-sierpień

description

A non-profit newsletter of the blog: www.podrozejaponia.blogspot.com

Transcript of Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Page 1: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Z uśmiechem przez Japonięnr 3/2013lipiec-sierpień

Page 2: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 3: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

WAKACYJNYSPIS TRESCI:

WYDARZENIA:Warsztaty japońskie w Matsumi 6Wystawa w Muzeum Narodowym we Wrocławiu - Samuraje 10

PORADY:Barłomiej Olejnik - Bonsai - zaklinanie drzew 14

KULTURALNIE:Agata Dobija - Japońskie laleczki kokeshi 16LiteraTour - Banana Yoshimoto, Tsugumi 20

MODA:Takashi Hiroko 24Michał Kaczanowski - Każdy moment to punkt - razem tworzą przyszłość 34

SZTUKA, ARCHITEKTURA, DESIGN:Nagai Kazumasa 38Umetaro Azechi 40Ryue Nishizawa 44

W PODRÓŻY:Gorące źródła Arima 54

NA DESER:Pan Sól uczy - Kansai-ben. Konstrukcja nen i yanen 80

,

Page 4: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Text and photography © Karolina Przybylińska 2013

Kopiowanie oraz upowszechnianie niniejszego newslettera w celach komercyjnych jest zabronione!

WAKACJE!Nadszedł czas wakacji! W końcu moż-na chociaż przez chwilę poleniuchować. Ja zamierzam zaiwestować ten czas, aby nadrobić wszelkie czytelnicze straty po-czynione w ciągu roku. Z pewnością prze-czytam Czarny deszcz Ibuse Masujiego i dokształcę się z zakresu Japońskiego teatru kla-sycznego Estery Żeromskiej. A jakie Wy macie plany?

Wakacyjny numer Newslettera jest zdecydo-wanie „grubszy”, liczy aż 81 stron! Mam na-dzieję, że czytanie sprawi Wam przyjemność. O czym będzie? M. in. o moich przygodach w japońskich gorących źródłach. Przewidziałam

też artykuły z zakresu mody japońskiej, kokeshi, architektury i designu, a także o tym, jak zacząć ho-dować bonsai. Będzie też i dobra recenzja wyśmienitej japońskiej literatury od LiteryTour.

W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować wszystkim za aktywne tworzenie tego Newslet-tera oraz tym, którzy aktywnie go czytają.

Miłej lektury!PodróżeJaponia

4

www.podrozejaponia.blogspot.com

Page 5: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

AUTORZY SPECJALNI:Agata Dobija

Od wielu lat interesuje się kulturą japońską, a w szczególności japońskimi zabawkami. Jej wielkie zamiłowanie do laleczek kokeshi sprawiło, że postanowiła przybliżyć je Polsce. Tak też powstał sklep Zanshin, w którym można kupić wyjątkowe skarby i arcydzieła wybitnych artystów. Coś dla siebie znajdą w nim zarówno miłośnicy tradycji, jak i ci fascynujący się kolorową japońską sztuką współczesną.

Link do sklepu:

http://zanshin.pl/

Michał KaczanowskiZapalony fashionista znający się na modzie światowej jak mało kto. Od lat obserwuje mo-dowy rynek azjatycki i ma szeroką wiedzę na temat japońskiego przemysłu odzieżowego. Dla newslettera przygotował specjalny artykuł o twórczości Arai Sary - jednej z naj-bardziej uznanych kreatorek mody na świecie. Zajmuje się autorskim projektem MK Fashion Magazine, który mógłby konkurować z najbardziej prestiżowymi magazyna-mi poświęconym modzie.

http://issuu.com/mkfmagazine

Bartłomiej OlejnikJego przygoda z bonsai zaczęła się bardzo wcześnie. Już jako dziecko przyglądał się z zainte-resowaniem dziwacznym karłowatym drzewom. Minęło wiele lat i dawne zainteresowanie odżyło. Uważa, że nauka i umiejętność uczenia się, to najpiękniejsze co mogło przytrafić się człowiekowi. Ma 23 lata, i choć określa się amatorem sztuki bonsai, to jego rośliny są efekt pasji, cierpliwości i doświadczenia.

Prowadzi blog o bonsai:

http://bartlomiejolejnik.blogspot.com/

5

Page 6: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

WydarzeniaWyjazdowe Warsztaty Matsumi

Przedostatni weekend czerwca Wrocław spędził wyjątkowo. Szkoła Matsumi zorganizowała wy-

jazdowe warsztaty dla swoich uczniów. W programie były różne zajęcia, dzięki którym mogli poznawać Japonię nie tylko poprzez język. Uczestnicy zostali

Fot.© JaponiaBliżej

6

Page 7: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

podzieleni na 5 grup - krewetki, karpiki, ośmior-niczki, łososie i rekinki. A zajęcia były najróżniej-sze!

Kaligrafię japońską prowadził Pan Sól we własnej osobie. Dzięki tym zajęciom uczniowie mogli

nauczyć się trudnej sztuki obserwacji. Ponieważ najtrudniejsze przy malowaniu japońskiej kaligrafii jest nie tylko patrzenie na model, ale przede wszyst-kim dostrzeżenie istoty słowa. Bardzo ważna jest także postawa - skupienie, nastawienie wewnętrzne, prawidłowa postawa ciała i ręki, nacisk pędzla. Sta-raliśmy się malować w ciszy, choć zdarzało nam się śmiać wesoło. Pan Sól przedstawił swoim uczniom trzy słowa: górę, drzewo oraz wiśnie. Niektórzy od-ryli nową pasję, inni byli zdenerwowani, że „im nie wychodzi”. Cóż, kaligrafia uczy przede wszystkim wytrwałości i cierpliwości.

Bento pokazała nam JaponiaBliżej, która - mając za zadanie przygotować warsztaty sushi i bento

- wymyśliła bardzo zręcznie, że zjemy sushi w ben-to. Pomysł ten podobał się wszystkim i przy kręce-niu rolek mieli wiele zabawy. Kręciliśmy futomaki, uciskaliśmy nigiri, były też i uramaki dla ambitniej-szych. W warsztatach pomagał Starszy Ryżowy, któ-

Fot.© JaponiaBliżej

Page 8: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

ry pilnował, aby nie brakowało ryżu oraz przeszka-dzali nadworni podjadacze - PodróżeJaponia wraz z Panem Kamerzystą. JaponiaBliżej, przepełniona litością nad wiecznie niedożywionymi, zostawiała nam swoje benta po skończonych zajęciach.

Anpany, czyli okrągłe bułeczki ze słodką fasolką azuki lepiliśmy razem z Anią. Było przy tym

dużo śmiechu, a ubrania wysmarowane mąką od góry do dołu. Anpany piekły się przez cały dzień, a następnie tajemniczo znikały... Nikt nie wiedział, gdzie się podziewają. Część wkładano do pieca chle-bowego, część dojrzewała w zwyczajnym piekarni-ku. Panu Sól przypadła zaszczytna rola Chlebowe-go, ale czy ciasteczka były przez to smaczniejsze...? Zdecydowanie mieliśmy ćwiczenia na silną wolę, ponieważ dopiero wieczorem pyszne i ręcznie lepio-ne bułeczki Ania rozdawała uczestnikom.

Indygo to kolor, który Matsumi Monika używa do wyczarowywania przedziwnych wzorów na

różnych materiałach. System był prosty - patyczek, szmatka i kawałek nitki. Efekt powstawał w rów-nie prosty sposób - kto jak owinął nitką szmatkę na

8

Fot.© JaponiaBliżej

Page 9: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

patyczku, taki miał wzorek po utlenieniu się farby. A wychodziły przeróżne - symetryczne i zupełnie awangardowe. Najważniejsze jednak, że każdy ma te-raz oryginalną chusteczkę, którą może wykorzystać w dowolny sposób.

Ceremonię herbacianą - wymagającą zdolności manualnych - również prowadziła Matsumi Mo-

nika. Pokazywała jak należy posługiwać się czarką, chusteczkami, jak nalewać o odpowiedniej tempe-raturze i jak prawidłowo rozcierać herbatę matcha pędzelkiem specjalnie do tego przeznaczonym. Wła-snoręcznie uważona herbata? Na pewno smakuje le-piej niż jakakolwiek inna.

Furoshiki wiązaliśmy na wiele sposobów. Pako-waliśmy w nie butelki, pudełka i inne drobiazgi.

Dzięki temu każdy uczestnik będzie mieć pomysł na zapakowanie prezentu urodzinowego w niecodzien-ny - bardziej japoński - sposób.

Wieczorem miały miejsce prelekcje o Japonii. PodróżeJaponia przygotowała długą prezen-

tację o mieście rodzinnym Pana Sól, a każde zdjęcie było okazją do wygłoszenia długiej anegdoty.Następ-nym wykładem o swojej podróży był wykład Ani i Eli, które odwiedziły Japonię w zeszłym roku. Opo-wiedziały o swoich doświadczeniach, miłych i mniej przyjemnych chwilach. O prasowanych na żywca ośmiornicach, o japońskiej policji i dziadku, który był na tyle uprzejmy, by zaprowadzić je bezpośred-nio pod hotel. Ostatnią prezentacją była podróż Pana Bogumiła i Pani Uli, którzy podzielili się swoimi do-świadczeniami z podróży - było trochę o zakupach w Japonii, jedzeniu i o szczęściu z odnalezionym por-trefelem.

Niektórzy po warsztatach grzecznie poszli spać, a niektórzy chichrali się aż do godziny 3 nad ranem!

Chyba wszyscy będą oczekiwać na kolejne!

9

Fot.© JaponiaBliżej

Page 10: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

WydarzeniaSztuka w służbie samurajów

We wrocławskim Muzeum Narodowym 25 czerwca miała miejsce zmiana stałej

ekspozycji wystawy Sztuka Wschodu. Zdjęto chińską porcelanę i ceramikę, a na ich miejsce przygotowano coś dla miłośników japońskiej kultury samurajskiej. Prezentowana kolekcja stanowi w większości własność Muzeum Naro-dowego we Wrocławiu i wreszcie może ona uj-rzeć światło dzienne. Na wystawie eksponowane jest ponad 120 różnych obiektów. Od pełnych zbroi, po elementy wyposażenia koni, katany, obrazy ukiyo-e w stylu musha-e autorstwa Uta-gawy Kuniyoshiego (własność prywatna Piotra Czaplińskiego), a także przedmioty codzienne-go użytku należące niegdyś do wojowników.

Kurator zadbał o to, aby uatrakcyjnić wy-stawę filmami prezentującymi uzbrojenie,

a także proces wytwarzania japońskich mieczy. Można też spróbować swoich sił w walce z praw-dziwym mistrzem za specjalnym parawanem.

Wystawę można będzie oglądać aż do listopada 2014 roku.

http://www.mnwr.art.pl/

10

Page 11: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 12: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 13: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 14: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Bartlomiej OlejnikCzęść I – jak zacząć?

Czym jest bonsai?

Słowo bonsai to połączenie dwóch słów bon, czyli rośli-na oraz sai, czyli płytkie naczynie. Sztuka ta powstała

w Japonii już w VIII wieku n.e., gdzie z chińskiego krajo-brazu penjing Japończycy wyciągnęli drzewo, na nim się skupili, doprowadzając swoje dzieła niemal do perfekcji.

Co widzimy, patrząc na obrazek? Silne drzewo, duże, bardzo stare i dostojne… a jednocześnie niedużych

rozmiarów i rosnące w płytkiej donicy. Jest bez wątpie-nia piękne i każdy z nas chciałby takie mieć. W Japonii bonsai jest czymś zupełnie innym. Drzewo jest symbo-lem harmonii, idealnym tworem natury w całej swojej niedoskonałości. Sztuka ta to nie tylko ogromna wiedza, ale przede wszystkim nauka cierpliwości, pokory, szacun-ku do otaczającego nas świata i wytrwałości w dążeniu do celu. Dzięki temu ma ona wpływ także na sposób my-ślenia i postrzegania rzeczy, co przekłada się na nasze ży-cie. Człowiek, układając plan dnia, wplata weń codzienne prace przy roślinach, budując w sobie systematyczność

oraz poczucie odpowiedzialności.

Mentalność Japończyków jest czymś bardzo charak-terystycznym i zarazem wyjątkowym. Czasami

ciężko jest nam to zrozumieć. Dziadek pielęgnuje młodą roślinę, syn przycina dojrzałe drzewo, a wnuczek zbiera owoce. Z pokolenia na pokolenie przekazywana jest ro-ślina wraz z wiedzą i wartościami, które niesie ta sztuka.

,

© Takagi Bonsai Museum, Tokio

Bonsaizaklinanie drzew

14

Page 15: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

PoCzątki

Wiele osób chcących zacząć swoją przygodę z bon-sai zastanawia się, od czego zacząć, żeby się w tym

nie pogubić oraz żeby nie zniszczyć rośliny – pracujemy przecież na żywym materiale.

Nie jest to jednak tak trudne, jak by się wydawało. Istnieje w Polsce parę punktów, w których można

kupić materiał na bonsai lub gotowe bonsai, jednak cena wahająca się od kilkuset do nawet kilku/kilkunastu tysię-cy złotych raczej zniechęca osobę, która dopiero zaczyna przygodę z tą trudną sztuką. Tutaj również mamy wybór. Bonsai masowej produkcji potocznie tzw. „marketowce”, „marketsai” można dostać już za kilkadziesiąt złotych. Daleko im do prawdziwych japońskich bonsai, ale moż-na stworzyć z nich naprawdę przyzwoite rośliny. Jest to dobry wybór dla osób, które zaczynają, chcą nauczyć się czegoś nowego i jeszcze nie wiedzą, czy wciągnie ich to drogie hobby.

Mamy już roślinę, ale co z tym ogromem infor-macji, które trzeba przyswoić? Niestety, a może

i na szczęście zakres wiedzy, który jest niezbędny do zaj-mowania się tą sztuką to biologia roślin. Trzeba poznać fizjologię drzew, wiedzieć, na czym polega proces foto-syntezy, jaką funkcję pełnią korzenie, a jaką liście. Jak rośliny zachowują się przy różnych temperaturach, czego potrzebują do życia i jakie funkcje w roślinie pełnią te czynniki. Przykładów można mnożyć i mnożyć, jednak największa ilość popełnianych błędów to błędy wynika-jące z nieznajomości biologii roślin, a nie bonsai. Wiedzę na ten temat należy systematycznie poszerzać, dzięki cze-mu będziemy łatwiej i szybciej wspinać się po szczeblach tej wspaniałej i tajemniczej sztuki.

Po zakupie drzewka należy je od razu przesadzić do dobrej mieszanki ziemi. Dlaczego i jak to zro-

bić? Przeczytają Państwo w Części II w kolejnej edycji Newslettera „Z uśmiechem przez Japonię”. Na ten czas

wszystkim, którzy chcą zająć się sztuką bonsai polecam zapoznanie się z jedynym wydaniem polskiego autora:

Andrzej Płochocki, Bonsai. Sztuka miniaturyzacji drzew i krzewów, Warszawa 1990.

WięCej naWWW.barlomiejolejnik.blogsPot.Com

Marketowe bonsai po 4 latach pracy.

Marketowe bonsai przed i po przesadzeniu oraz formowa-niu tego samego roku.

15

Page 16: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Agata Dobija Japońskie lalecz-ki kokeshikokesHi traDyCyjne

Kokeshi – proste drewniane laleczki z okrągłą główką i cylindrycznym, wy-

dłużonym korpusem, pozbawione rąk i nóg - pojawiły się w górzystym regionie Toho-ku już na początku XIX wieku. Pierwot-nie pełniły funkcję dziecięcych zabawek, o czym może świadczyć ich ergonomiczny, łatwy do utrzymania w małej dłoni kształt. Z czasem stały się także pamiątkami przywożo-nymi z podróży do gorących źródeł.

Można powiedzieć, że tradycyjne kokeshi z regionu Tōhoku są lalkami znormali-

zowanymi. Od ponad dwustu lat tworzone są w ten sam sposób, a tajniki ich wyrobu i cha-rakterystyczne wzory przekazywane są z po-kolenia na pokolenie – z mistrza na ucznia, z ojca na syna, a od niedawna także z ojca na córkę, czy nawet z męża na żonę. W zależno-ści od miejsca, z którego pochodzą, różnią się kształtem i ornamentami, rysunkiem oczu, nosa, wzorami na główce czy konstrukcją.

Każda kokeshi jest wyjątkowa i nigdy nie znajdzie się dwóch identycznych. Drobna

zmiana nastroju artysty, lekkie drgnienie ręki trzymającej pędzel i już kolejna kokeshi jest unikatowym dziełem. Profesjonalny twórca wkłada w wykonanie kokeshi całe swoje serce. Może z tego powodu wiele osób zakochuje się

Page 17: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Agata Dobija Japońskie lalecz-ki kokeshikokesHi traDyCyjne

Kokeshi – proste drewniane laleczki z okrągłą główką i cylindrycznym, wy-

dłużonym korpusem, pozbawione rąk i nóg - pojawiły się w górzystym regionie Toho-ku już na początku XIX wieku. Pierwot-nie pełniły funkcję dziecięcych zabawek, o czym może świadczyć ich ergonomiczny, łatwy do utrzymania w małej dłoni kształt. Z czasem stały się także pamiątkami przywożo-nymi z podróży do gorących źródeł.

Można powiedzieć, że tradycyjne kokeshi z regionu Tōhoku są lalkami znormali-

zowanymi. Od ponad dwustu lat tworzone są w ten sam sposób, a tajniki ich wyrobu i cha-rakterystyczne wzory przekazywane są z po-kolenia na pokolenie – z mistrza na ucznia, z ojca na syna, a od niedawna także z ojca na córkę, czy nawet z męża na żonę. W zależno-ści od miejsca, z którego pochodzą, różnią się kształtem i ornamentami, rysunkiem oczu, nosa, wzorami na główce czy konstrukcją.

Każda kokeshi jest wyjątkowa i nigdy nie znajdzie się dwóch identycznych. Drobna

zmiana nastroju artysty, lekkie drgnienie ręki trzymającej pędzel i już kolejna kokeshi jest unikatowym dziełem. Profesjonalny twórca wkłada w wykonanie kokeshi całe swoje serce. Może z tego powodu wiele osób zakochuje się

17

fot.© Katarzyna Chrystowska

ProCes tWorzenia kokesHi

Jednym z najważniejszych elementów w pro-cesie tworzenia kokeshi jest wybór materiału.

Twórcy wykorzystują różne gatunki drewna – brzozę (shi-rakamba), kamelię (tsubaki), wiśnię (sakura), klon (itaya-kaede), wiąz (zelkova lub keyaki), cedr (sugi), perełkowiec japoński (enju) – jednak najpopularniejszy i najczęściej wykorzystywany jest dereń japoński (mizuki), który jest prawie zupełnie biały i ma gładką strukturę. Drzewa de-renia ścina się w okresie od października do marca. Zosta-wia się je na jakiś czas, aby liście wyciągnęły z pnia resztki wody, po czym usuwa gałęzie i korę. Pnie ustawiane są pio-nowo „do góry nogami” i stoją tak od sześciu miesięcy do roku, schnąc powoli. Gdyby nie zostały odwrócone, mo-głyby wiosną znowu obudzić się do życia i wypuścić pędy.

Następnie drewniane bloki są cięte piłą tarczową na ele-menty o średniej grubości. Dopiero wówczas można się

przekonać, czy w środku drewno nie jest pęknięte i sękowa-te, przez co nie nadaje się do użytku. Wybór i cięcie drewna

pochłania prawie 80% pracy nad kokeshi. Kolejne 20% zabie-ra obróbka na tokarce, nadająca lalce cylindryczny kształt, polerowanie za pomocą wysuszonych kępek skrzypu zimo-wego oraz ręczne malowanie charakterystycznych elemen-tów – pociągłych pasów lub kwiatowych wzorów, fryzury i twarzy, a na końcu złożenie podpisu na podstawie kor-pusu.

W 2011 region Tōhoku bardzo ucierpiał w wyniku trzęsienia ziemi. Wiele pracowni zostało zniszczo-

nych i wielu twórców zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Nie przestali jednak tworzyć. Kokeshi sta-ły się swoistymi ambasadorami regionu. Powstało wiele projektów zbierających fundusze na pomoc Tōhoku po-przez organizowane wystawy, targi i eventy oraz sprzedaż kokeshi na stronach internetowych.

jednym z takich projektów, stworzonym przez mi-łośnika i kolekcjonera kokeshi jikuharę yosuke jest kokesHien! (www.kokeshien.com).

Page 18: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

fot.© Katarzyna Chrystowska

Page 19: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

fot.© Katarzyna Chrystowska

Page 20: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Recenzja LiteryTour: Yoshimoto Banana, TsugumiPrzeczytawszy całą powieść, nie sposób nie wrócić do zdania

pierwszego i nie przyznać narratorce racji: Tsugumi była okropna. Była krnąbrna, złośliwa, nieuprzejma, wulgarna, nie-czuła i zuchwała. Ale była też delikatna, piękna i bardzo słaba. Od zawsze.

Narratorką powieści jest Maria Shirakawa. W roku, wokół którego skupiają się opowiadane wydarzenia, Maria ma lat

19, a jej kuzynki odpowiednio 18 (Tsugumi) i 20 (Yōko). Yōko

jest najspokojniejsza z nich wszystkich, cierpliwie znosi kolej-ne wybryki młodszej siostry. Marię i Tsugumi, choć z pozoru rzecz to niemożliwa, nazwać można przyjaciółkami. Mimo cią-głych przykrości ze strony tej drugiej, zdaje się, iż potrafią zna-leźć wspólny język, zrozumieć się bez słów. Nie zawsze tak było. Pewnego roku jednak Tsugumi przegięła i po raz pierwszy w ży-ciu się jej oberwało. Nie, nie pierwszy raz od Marii, ale pierwszy raz od kogokolwiek. I wtedy właśnie z ust Tsugumi padło słowo, którego nigdy przedtem nie używała: przepraszam. Tamto wy-darzenie to jakby pakt między dziewczętami.

Wydarzenia opisywane przez Marię skupiają się wokół jed-nego lata, ostatniego lata, które dziewczęta spędziły ra-

zem w miejscu, w którym dorastały, nad morzem, w Zajeździe Rodziny Yamamoto. Nic później nie miało być takie samo, na-wet sam Zajazd miał zniknąć, a rodzinę czekała przeprowadz-Tutaj, w małej nadmorskiej wiosce rybackiej, Maria dorastała. Mieszkała razem z matką u ciotki Masako i jej rodziny, poma-gając w prowadzeniu Zajazdu. Będąc dzieckiem, odliczała dni

do weekendu – wtedy przyjeżdżał ojciec i spędzał czas z nią i jej matką. Spacerując wieczorem po plaży, tworzyli prawdziwą rodzinę. Przeprowadzka do Tokio i upragnione wspólne życie we trójkę było spełnieniem marzeń, ale jednocześnie oznacza-ło koniec życia dotychczasowego, rozstanie z Tsugumi, Yōko, wujostwem, miasteczkiem i morzem. Temat morza powraca w powieści wielokrotnie, jego szum, kolor, zapach, przypływy i odpływy. Czytając, mamy wrażenie, iż sami jesteśmy nad owym morzem, iż jest ono rzeczywiste, namacalne, iż słyszymy je na własne uszy. Morze jest tłem całej historii.

20

„Jako osoba zupełnie zdrowa, nie potrafię nawet sobie wyobrazić frustracji odczuwanej każdego dnia, gdy nie jest się pewnym, czy to

przypadkiem nie jest ten ostatni.”

Page 21: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Tsugumi od zawsze wiedziała, iż jest chora, a każdy drobny wysiłek (jak choćby napisanie listu czy dłuższy spacer) może

skończyć się dla niej źle. Obserwowała świat niemal stale w sta-nie gorączki, często zabierano ją do szpitala. Czy jej zuchwałość była rzeczywiście wyrazem obojętności wobec uczuć innych lu-dzi, czy też rodzajem maski, obroną przed pełnym litości wzro-kiem ludzi? Wszyscy wiedzieli o stanie zdrowia Tsugumi, nie tylko rodzina, ale mieszkańcy miasteczka w ogóle. Ani litość w oczach dorosłych, ani szyderstwo z ust rówieśników nie są niczym miłym. Może jej okropne zachowanie miało odwrócić uwagę ludzi, skierować myśli o niej na inny tor? Nie, nie bronię Tsugumi. Próbuję ją tylko zrozumieć.

To lato miało być ostatnim wspólnym latem spędzonym w Zajeździe. Dla całej trójki. Te kilka tygodni miało być ro-

dzajem pożegnania z przeszłością i przygotowaniem na to, co miało przyjść. Tego lata do trójki dołączył Kyōichi, syn właści-cieli nowego pensjonatu (tego samego, przez który upaść ma wiele tradycyjnych zajazdów), i jego mały pies Gongorō. Zarów-no chłopak, jak i szczeniak obudzą w Tsugumi nowe uczucia. Albo zwyczajnie wyciągną na wierzch te, które w niej już były, ale bardzo głęboko. Uczucia ważniejsze niż jej własne życie.

“Miłość to coś, co w chwili, gdy to zauważysz, już trwa. Wiek nie ma znaczenia. Jednak wyraźnie dzieli się na taką, której koniec widać, i taką, której końca nie widać. Każdy zainteresowany sam powinien to wiedzieć najlepiej. Jeśli go nie widać, to znaczy, że to coś naprawdę wielkiego.” (str. 87)

Powieść “Tsugumi” napisana została w roku 1989. W tym samym jeszcze roku wyróżniono ją nagrodą literacką

Yamamoto Shūgorō Prize. Mówi o więziach rodzinnych, o do-rastaniu, pierwszych miłościach, owszem, ale przede wszystkim mówi o przystosowywaniu się do sytuacji, w jakiej człowiek się znalazł. O przystosowaniu Tsugumi do życia, gdy jest świado-ma, że każdy dzień może być ostatnim, a możliwości jej ciała, mimo ogromnej energii ducha, są bardzo ograniczone. O przy-

stosowaniu bliskich do życia z Tsugumi. O przystosowaniu, gdy trzeba raptem opuścić dobrze znane i kochane miejsce na rzecz innego, nowego.

Przypadkiem w Sieci znalazłam recenzję Anny Dziewit pt. “Japońska Grochola” (do przeczytania tutaj). Jako że pod

recenzją brak możliwości komentowania, wypowiem się krótko u siebie, zwłaszcza, że zaczerpnięte z tytułu owej recenzji porów-nanie znalazłam już kiedyś na stronie jakiegoś literackiego kółka uczelnianego (nie powiem, jakiego i gdzie dokładnie, bo sama zapomniałam, a i link mi gdzieś wsiąkł). Wydaje mi się, że pani Dziewit nie zna się ani na literaturze, ani na kulturze czy men-talności japońskiej. Mam wrażenie, że ze swoją wiedzą ślizga się zaledwie po powierzchni tematu i na tym buduje swoje spostrze-żenia. Z całym szacunkiem dla pani Grocholi, nie uważam, by porównanie twórczości jej i pani Yoshimoto było trafne czy na miejscu. Język nie ten sam, tematyka tym bardziej. Jedyny punkt styczny to pisanie o świecie kobiet i dla kobiet, ale to akurat nie one dwie, ale wiele pisarek tak robi. Jeśli ktoś widzi powiązania w twórczości obu pań, niech mi je wskaże, posłucham chętnie.

Zainteresowanych twórczością lub po prostu osobą Banany Yoshimoto zachęcam do zapoznania się z jej stroną oficjalną.Hiromi Kawakami, Nadepnęłam na węża, Kraków 2010.

www.literatour2.wordpress.com

21

“Dorastamy, patrząc na różne rzeczy. I ciągle się zmieniamy. Żyjemy uderzani tym faktem

na różne sposoby. Życie bez przerwy nam o tym przypomina.”

Page 22: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Kulturalny bazar Lektura na wakacje

„torii” 17/2013

W najnowszym 17. numerze magazynu „Torii” znajdzie się dużo ciekawych informacji o japońskiej kulturze. W tej edycji moż-na przeczytać między innymi o malarstwie tuszowym sumi-e, o architekturze z epoki Heian czy architekturze tradycyjnej w ogóle. Ponadto będzie i coś dla miłośników samurajów i japońskiej broni, nawet kucharze zadowolą się obszernych artykułem o japońskich przyprawach. A przy okazji można dowiedzieć się, jak wygrać książ-kę pt. Ogród japoński wydawnictwa Multico.

Magazyn już w sprzedaży!

http://torii.com.pl/

john Hersey, Hiroszima

Wydawnictwo Zysk S-ka w maju tego roku opublikowało jedną z naj-ważniejszych pozycji poświęconej tragedii związanej z wybuchem bomby atomowej w Hiroszimie. Nie jest to książka historyczna, jest to reportaż pisany przez człowieka, który udał się do strefy zrzutu bomby, by na własne oczy przekonać się o dramacie tuszowanym przez amerykańską propagandę wojskową. Do dziś stanowi lekturę obowiązkową w wielu amerykańskich szkołach.

http://www.sklep.zysk.com.pl/hiroszima.html

22

Page 23: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

natsume sōseki, Panicz

Jedna z kultowych pozycji Sōsekiego Panicz z pewnością jest idealną lekturą wakacyjną. Książka z dużą dawką humoru i karytatury opisuje życie pewnego prowincjo-nalnego nauczyciela języka angielskiego, który zmaga się z trudną rzeczywistością i skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi. Autor korzysta ze swoich osobistych do-świadczeń, dzięki czemu bardzo trafnie, ale i prześmiew-czo, opisuje szkolne realia.

http://www.sklep.gildia.pl/literatura/128631-n-atsume-soseki-panicz

ワンプレート, ichizuone plate

Przyda się na letnie wieczory dobra książka kulinarna, która w przystępny sposób przed-stawi przepisy na potrawy zarówno dla po-czątkujących jak i doświadczonych kuch-mistrzów. Główną zaletą tej książeczki są obszerne wyjaśnia: jak należy podawać dania, jak należy komponować potrawę na talerzu, jaki powinien być prawidłowy odstęp tak, by była zachowana harmonia na talerzu.

Cena: 1000¥

Dostępna np. przez amazon.co.jp

23

Page 24: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 25: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 26: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Takahashi Hiroko to artystka, która intry-guje. Tworzy tradycyjne

ubrania japońskie i dodat-ki, które zachwycają no-

woczesnością i świeżością spojrzenia.

Copyright© Takahashi Hiroko

Page 27: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

27

Page 28: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Kreacje Takahashi są zdecydowanie orygy-

inalne i odważne. Wzory kontrastują ze sobą, ale

nie daje to efektu zgrzytu czy braku wyczucia.

Copyright© Takahashi Hiroko

Page 29: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Ekspozycja w ELTTOB TEP ISSEY MIYAKE w Osace, 2008.

29

Page 30: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Copyright© Takahashi Hiroko

Page 31: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Copyright© Takahashi Hiroko

Page 32: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Copyright© Takahashi Hiroko

32

Page 33: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Takashi Hiroko 高橋 理子 Urodziła się w 1977 roku w Japonii. W 2002 r. uzyskała magisterium na Tokijskim Uniwersy-tecie Sztuk Pięknych. Od tego momentu zdobywała cenne doświadczenie, pracując w przemy-śle odzieżowym. Rok później rozpoczęła studia doktoranckie na tym samym uniwersytecie. Zdobyła rozgłos w 2005 roku, gdy została zaproszona przez paryskie AFFA (Association Française-d’Action Artistique) do współpracy. Po powrocie do Japonii w 2006 roku założyła swoją własną firmę Hirocoledge & Co. W 2008 roku obroniła tytuł doktora w dziedzinie sztuk pięknych.

Projekty Takahashi charakteryzują się prostymi liniami i odważnym łączeniem sprzecznych wzorów - kropki, linie czy kratka. Jej misją jest łamanie stereotypów i przyzwyczajeń w życiu codziennym. W ten sposób wspiera japońską tradycję. Udoskonala ją i modernizuje, pozwala jej przetrwać w coraz bardziej zglobalizowanej rzeczywistości.

w w w. t a k a h a s h i h i r o k o. c o m

33

Page 34: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Michal KaczanowskiKażdy moment to punkt – razem tworzą przyszłość

Azjatyckie wzornictwo ma w sobie coś niepoko-jącego. Oczywiście nie mówimy tu o meblach

czy kolejnych gadżetach – te zdają się funkcjonować w bezpiecznych, zachowawczych ramach, natomiast moda to już zupełnie inna bajka. Tak jak Azja długa i szeroka, tak i definicje „ideału” są zupełnie różne. Od indyjskiej klasyki – sari – po zwariowaną i nie-bezpieczną dla zmysłów modę tokijskiego Shinju-ku – można zauważyć swoisty dysonans w podejściu do estetyki, a Japonia jest doskonałym przykładem ta-kiego rozdwojenia.

Z jednej strony kraj uważa się za kolebkę orygi-nalnej mody ulicznej, z drugiej – Japonia jest

niezwykle zunifikowana. Każdego dnia znaczna część Japończyków zmierza do pracy w szaroburych garni-turach. Wszystko byłoby ok, ale… No właśnie – „ale”. Czy Japonia to jedynie zwariowane ulice nocnego To-kio czy codzienne uniformy ‘white collar workers’?

Przez ostatnie lata z wielką uwagą śledziłem zmia-ny na lokalnym rynku odzieżowym i przyznaję

– są one pozytywne. Japonia lub bardziej – japońscy projektanci zdecydowanie odeszli od „bezpiecznych rozwiązań”, do których zdążyli nas przyzwyczaić pro-jektanci telewizorów czy kalkulatorów – poszukują oni nowych, świeżych wizji, wielokrotnie spychając do lamusa europejskich kreatorów. Tezę tę doskonale potwierdza Sara Arai, założycielka marki araisara.

Arai to absolwentka Fashion College Sakuragaoka – jednej z najstarszych szkół designu w Japonii.

Po swoim debiucie w Chinach (gdzie dorastała) szybko przeniosła się do Tokio i tu założyła własną markę. Pra-ce Arai określa się jako wypadkową punktów – punk-tów, które jednocześnie tworzą przyszłość i przeszłość. Nie jest to określenie wypowiadziane na wyrost. Projektantka zdecydowanie unika jednej, bezpiecz-nej sfery i stara się dzielić ze światem każdą radosną chwilą jej życia.

Tokio – 5 lat temu, jeden z klientów pokazuje projektantce ręcznie ozdabianą chusteczkę. Feeria

barw, ich połączenie i jedność, jaką tworzą sprawia, że Arai z miejsca się zakochuje w tkaninie – barwionej w tradycyjny sposób zwany yohenzomei. Tak szybko jak to możliwe, odwiedza ona ostatni zakład trudnią-cy się tą sztuką, znajdujący się w mieście Utsunomiya w prefekturze Tochigi. Materiały, które wychodzą spod ręki tamtejszego mistrza są unikatowe, ich kolor i wzór zależy w dużej mierze od światła – Arai nie może wyjść z podziwu. W drodze powrotnej uświadamia sobie jednak, że materiał – stosowany wyłączenie do pro-dukcji kimon i ozdobnych chusteczek – jak i sztuka są na wymarciu, a jej obowiązkiem będzie zmieszać te dwa światy – tradycję wkomponować w nowoczesne formy.

Tak powstaje pierwsza kolekcja marki Araisa-ra, która jest swego rodzaju hołdem oddanym

klasycznemu japońskiemu wzornictwu, przez wiele lat marginalizowanemu. Właśnie ono staje się z bie-giem czasu znakiem firmowym Araisara. Tuż po po-kazie krytycy nie szczędzą gratulacji – tym samym projektantka umacnia swoją misję podtrzymywania tej tradycji, co trzeba przyznać, jej się udaje. Dziś w Utsunomiyi istnieje szkoła, która kształci przyszłe pokolenia rzemieślników sztuki yohenzomei.

,

34

Page 35: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

http://tokyo-mbfashionweek.com/en/brands/views/araisara

35

Page 36: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Projektantka to także zmyślny wirtu-oz pośród designerów – znana jest

z innowacyjnych projektów jak choćby tsukumo shiki. Koncepcja była niezwy-kle prosta: jeden element garderoby, który zależnie od potrzeby może słu-żyć za marynarkę, sukienkę, kurtkę czy też spodnie. Zdecydowanie wyróżnia ją to na tle innych japońskich designe-rów zdających się iść jedynym utartym szlakiem. Czy można nazwać ją „zbun-towanym dzieckiem”? Niekoniecznie. Raczej „wizjonerką kochającą tradycję”.

Arai ceni ludzi i jak sama mówi: „Każdy człowiek to inna historia,

która w jakimś sensie inspiruje. Cza-sami pozytywnie, czasami negatywnie, nigdy zaś nie pozostawia obojętnym”. Każdy klient jest dla niej równie ważny – we flagowym sklepie nie ma miejsca na elitaryzm. Każdy dzień zaczyna się tak samo – mycie okien, zmiany sklepo-wej wystawy, dzbanek świeżej herbaty i rozmowa. To właśnie sprawia, że przez głowę projektantki przejeżdża pociąg z nowymi pomysłami. Klienci cenią Arai za jej kreatywne, choć normalne, podejście do mody.

Arai to ambasadorka japońskiego wzornictwa – wraz z oficjalny-

mi delegacjami jeździ do Indii, Rosji, Francji czy Malezji na tamtejsze pokazy mody. Kolejny odbędzie się w Paryżu i muszę przyznać, że jestem niezwy-kle ciekawy, jaką historię projektant-ka przekaże tym razem. Wiem jedno, będzie to niezwykła opowieść…

http://tokyo-mbfashionweek.com/en/brands/views/araisara

36

Page 37: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

http://tokyo-mbfashionweek.com/en/brands/views/araisara

37

Page 38: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Nagai Kazumasa 永井 一正ur. 1929 w Osace. Ukończył studia na Tokijskim Uniwersytecie Sztuk Pięknych.W latach 60. wstąpił do Nippon Design Center - największej i najbardziej prestiżowej firmy designerskiej w Japonii. Zaliczany jest do najwybitniejszych współczesnych grafików. Stworzył m. in. serię plakatów reklamujących Ueno Zoo w Tokio:

Page 39: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Nagai Kazumasa 永井 一正ur. 1929 w Osace. Ukończył studia na Tokijskim Uniwersytecie Sztuk Pięknych.W latach 60. wstąpił do Nippon Design Center - największej i najbardziej prestiżowej firmy designerskiej w Japonii. Zaliczany jest do najwybitniejszych współczesnych grafików. Stworzył m. in. serię plakatów reklamujących Ueno Zoo w Tokio:

Page 40: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Umetaro Azechi - portrecista codzienności

Page 41: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Umetaro Azechi - portrecista codzienności

Page 42: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Umetarō Azechi (1902-1999)畦地 梅太郎

Urodził się na Sikoku w pre-fekturze Ehime. Ukończył

kurs korespondencyjny w zakresie malarstwa. W wieku 18 lat zdecydo-wał się przeprowadzić do Tokio, jed-nak już trzy lata później był zmuszo-ny powrócić w swoje rodzinne strony po trzęsieniu ziemi w 1923 r. Nie zre-zygnował jednak ze swoich planów i w 1925 roku rozpoczął pracę twórczą w stolicy. Umetarō miał wiele szczę-ścia, ponieważ jego talet szybko został zauważony. Wybitni artyści, tworzą-cy w stylu sōsaku hanga, Hiratsuka Un’ichi oraz Koshiro Onchi mieli znaczący wpływ na rozwój Umetarō.

Dopiero po II wojnie światowej Umetarō znalazł swoją własną

drogę i stworzył autorski styl. Jego ob-razy-odbitki mówią wiele o minionym

czasie, o Japończykach i ich codzien-nej pracy. Przeważają w nim portrety ludzi na tle gór. Być może nieregu-larne krajobrazy Sikoku ukształtowa-ły w nim tę szczególną wrażliwość...

42

Page 43: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 44: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

RYUE NISHIZAWA西沢立衛

ur. 1966 r. w Kanagawie

Laureat Nagrody Pritzkera w 2010

44

Page 45: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

GARDEN

HOUSE

© iwan baan

Page 46: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

© iwan baan

Page 47: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

© iwan baan

Page 48: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

© iwan baan

Page 49: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

49

Page 50: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

MORIYAMA

HOUSE

© Dean Kaufman

Page 51: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 52: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

© Dean Kaufman

Page 53: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 54: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

WyjazdyGorące źródła w Arimie

miejsce, w którym człowiek może się poczuć młodszym o kilka lat i w pełni zrelaksowa-

nym, to z pewnością japońskie gorące źródła. Jako że Japonia to kraj utkany z wulkanów, onsen – czyli właśnie gorące źródła – są niemal wszędzie. Arima znajduje się w północnej części Kobe i jest jednym

z trzech najstarszych onsen w całej Japonii. Jedno mogę potwierdzić – każdy, kto pojedzie do Japonii, powinien sprawić sobie odrobinę luksusu i wykąpać się w gorącej wulkanicznej wodzie...

Ja próbowałam namówić Pana Sól od dawna, ale po pierwsze trochę się bałam, bo onseny raczej

nie są koedukacyjne, a chodzenie samemu na go-lasa – zwłaszcza gdy jest się „innym” – wprawia w zakłopotanie. Ponadto Pan Sól przez całe swoje dłu-gie życie nigdy w onsen nie był! To dopiero skandal na skalę międzynarodową.

© Karolina Przybylińska

Page 55: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

W związku z tym Mama Pana Sól postanowiła rozwiązać ten problem i zarezerwowała apar-

tament dla całej naszej rodziny, czyli dla ośmiorga osób. Oprócz mnie i Pana Sól byli również jego ro-dzice, brat z żoną i dwójką dzieci. Wybrała niebyle jaki ryokan, ale jeden z najsłynniejszych w całym regionie – Choraku Onsen. Ja byłam przeszczęśli-wa, natomiast Pan Sól nie przejawiał entuzjazmu. Wręcz miał skwaszoną minę i oznajmił, że on się kąpać nie będzie.

My w czwórkę z rodzicami jechaliśmy z Aka-shi samochodem, natomiast Brat Pana Sól

ze swoją ekipą jechali pociągiem. Arima to tak naprawdę cześć Kobe, ale mimo tego dojazd z centrum miasta wymagał trzech przesiadek. Hotel mieści się na samym szczycie i jest najwyżej położonym punktem rejonu. W drzwiach witali nas pięknie ubrani pracownicy oraz olbrzymie białe orchidee. Nie mogło też zabraknąć susuki w wazonie – czy-li rośliny z gatunku traw rdzennie rosnącej w Azji Południowo-Wchodniej. Po wejściu do holu dano nam ryokanowe kapcie, a nasze obuwie zostało zabrane. Następnie pani ubrana w piękne kimono zaprowadziła nas do pokoju. Tam spokojnie pili-śmy pyszną regionalną zieloną herbatę i czekaliśmy aż dotrze do nas druga część wycieczki.

W tym czasie dowiedziałam się, jak należy za-chowywać się w ryokanie według tradycyj-

nych japońskich zasad. Przede wszystkim powinno się przebrać w yukaty. Gdy jest chłodno, możemy nałożyć sobie specjalną kamizelkę czy specjalne skarpetki. Każdy z nas dostaje swój wodoodporny woreczek na bieliznę oraz mały ręczniczek. Następ-nie pojawiła się kwestia zasiadania przy stole zgod-nie z hierarchią starszeństwa. Najstarsi członkowie rodu powinni siedzieć plecami do ściany, na której wisi kaligrafia bądź obraz, a pod nim stoi świeża

© Karolina Przybylińska

55

Page 56: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

ikebana. Ma to symbolizować bogów, dlatego tyl-ko najstarsi mogą w takim świętym otoczeniu sie-dzieć.

Nasz pokój nazywał się Yasuna i składał się z czterech części – przedpokój łączony z mi-

ni-kuchnią oraz łazienką i toaletą. Następnie były dwa duże pokoje łączone przesuwanymi drzwiami, a od jednego z nich odchodził jeszcze jeden malut-ki pokój z dwiema sofami. Idealny do karmienia i usypiania naszej malutkiej dziewczynki.

Gdy byliśmy już w komplecie, poszliśmy zwiedzać dzielnicę Arima. Mieliśmy swój pry-

watny busik, który woził nas, gdzie chcieliśmy. To się nazywa luksus! Jednak zadecydowaliśmy, że damy sobie radę sami i zwolnimy pana kierowcę. Po oko-licy spacerują zrelaksowani ludzie w hotelowych yukatach, a nastrój odprężenia udziela się wszyst-kim.

Po powrocie do ryokanu nadeszła pora na pierw-sze zanurzenie w wulkanicznej wodzie. Pan Sól

nie poddawał się i nadal zdawał się być obrażony na cały świat. Stwierdził, że on zostaje w pokoju i nigdzie nie będzie się rozbierać. A więc o to chodziło! Nakrzyczałam na niego, bo przecież to ja byłam jedynym białasem w całym hotelu i jeże-li ktokolwiek ma zwracać swoimi gołymi czterema literami uwagę, to z pewnością ja, a nie on. Poza tym nie idzie sam tylko z trzyosobową delegacją! Ostatecznie zgodził się i oczywiście był zachwyco-ny.

Ja również miałam trzyosobową obstawę. Muszę przyznać, że miałam lekkiego cykora, żeby zdjąć

gatki przy ludziach. Ale jak wszyscy, to wszyscy. Raz się żyje, może już nigdy tu nie wrócę, ani nie będzie mi to dane? Gacie w dół i pędem do łaźni! Tam sia-da się na drewnianym stołku przy wybranym stano-

© Karolina Przybylińska

56

Page 57: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

wisku z prysznicem i porządnie myje. Do wyboru miałam kilka różnych płynów do kąpieli i olejków zmiękczających skórę. Coś cudownego! Po dokładnej kąpieli zanurzamy się w gorącej wulkanicznej wodzie. Należy to robić stopniowo i – jak doradziła mi Mama Pana Sól – początkowo nie zanurzać się głębiej niż na wysokość serca. W tak dużej gorącej wannie można się naprawdę zrelaksować...

Następnie my z Mamą poszłyśmy do onsen, któ-re mieściło się na zewnątrz. Na dworze było

jakieś 10 stopni, ale gdy ciało rozgrzeje się w ta-kiej wodzie, temperatura świata zewnętrznego jest praktycznie nieodczuwalna. W drugiej łaźni znaj-dowały się trzy baseny z różnymi rodzajami wody – wściekle pomarańczową – pełną żelaza, której udało mi się przez przypadek napić (porównywalne do wy-picia solniczki) oraz dwiema innymi. Poleżałyśmy i popływałyśmy w każdej, a następnie poszłyśmy się po raz kolejny nacierać olejkami. Przez chwilę moż-na naprawdę zapomnieć o całym bożym świecie…

Jedyne, o czym należy pamiętać i na co trzeba uważać, to to, aby się nie wywrócić na śliskiej

kamiennej posadzce, bo może to być bardzo niebez-pieczne.

Po kąpieli zajmuje się stanowisko przy toalet-ce. Tam czekają na nas kremy, toniki, żele –

wszystko specjalnej receptury wyprodukowanej dla Choraku Ryokan. To samo w przypadku męskiego onsen. Panowie w Japonii też powinni o siebie zadbać. Po wyjściu z sali piękne ubrane panie poda-ją schodzone soki lub herbatę oolong z lodem.

Nadszedł czas kolacji i prawdziwego washoku, czyli tradycyjnego japońskiego jedzenia. Przy-

szła do nas osobiście Ookami-san, czyli właścicielka ryokanu. Spytała się bardzo grzecznie po japońsku, czy mogę jeść wszystko, czy jest coś, czego nie lu-

© Karolina Przybylińska

57

Page 58: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

bię. Będąc w takim miejscu, zamierzałam spróbo-wać każdej potrawy, więc potwierdziłam brak ogra-niczeń. Natomiast Brat z Żoną nie jedzą surowych ryb, owoców morza i mięsa (obydwoje!), bo – jak twierdzą – dla nich to porównywalne do jedzenia robactwa. Z tego względu oni mieli specjalne da-nia.

Washoku przygotowuje się sezonowo. Kreuje się odczucia i nastrój związany z daną porą roku.

W tym czasie nadeszła już piękna kolorowa jesień. Dlatego ważne były dekoracje przywołujące na myśl jesienne skojarzenia jak i odpowiedni dobór dań. Miałam okazję spróbować m. in. grzyby matsuta-ke czy rybę fugu. Z pewnością takie jedzenie cieszy oko, jest naprawdę pyszne i idealnie skomponowa-ne, ale w dłuższej perspektywie byłoby to dla mnie męczące.

Po kolacji odczekaliśmy godzinę aż jedzonko odpowiednio się ułoży i wybraliśmy się

na ponowne moczenie się w gorących źródłach. Po drodze na korytarzu spotkałam dwie bardzo eleganckie gejsze, idące towarzyszyć mężczyznom podczas biznesowej kolacji, która się odbywała niedaleko nas. Powiedziały mi „dzień dobry” i ukłoniły się dość głęboko. Szkoda, że nie mogłam im zrobić zdjęcia!

Przy drugim moczeniu zarówno ja i Pan Sól czu-liśmy się już swobodnie, nie przeszkadzało nam

to, że ktoś obcy patrzy się na nas i byliśmy skupieni tylko na pełnym odprężeniu. A czas w takim miej-scu płynie inaczej…

Gdy nadeszła pora do spania, znikąd pojawili się pracownicy hotelowi, którzy uprzątnęli w mi-

nutę cały pokój i rozłożyli 8 futonów. Zasnęłam jak kamień…

Rankiem wszyscy udali się na ostatnią wulkanicz-ną kąpiel, a po powrocie w idealnie posprząta-

nym pokoju czekało na nas tradycyjne śniadanko. Niestety nadszedł czas, żeby pożegnać się z Chora-ku… Przyznam się szczerze, że wystarczyła jedna noc, aby odpocząć jak po całym tygodniu wakacji.

I choć nie jest to tania rozrywka, warto przezna-czyć na nią trochę funduszy. Doradziłabym tyl-

ko wnikliwe zapoznanie się z opiniami o wybranym przez nas, aby przyjemność nie zamieniła się w mę-czarnię. Dla naprawdę wstydliwych, którzy za nic w świecie nie rozbiorą się przy innych, mogę pole-cić pokój w Choraku z prywatnym onsen, ale koszt takiego luksusu przerasta ideę.

Polecam ryokan Choraku w

Arimie, ponieważ nie da się wyjechać stamtąd rozczaro-wanym!

Szczegół i zdję-cia gorących źródeł na stronie internetowej:

h t t p : / / w w w .c h or a ku. c om /bath.html

Ceny wahają się od 16 tys. jenów do 100 tys. za noc.

© Karolina Przybylińska

58

Page 59: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Relaksująca herbatka

© Karolina Przybylińska

Page 60: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Oshibori - gorący ręcznik do mycia rąk podawany przez Nakai - kelnerkę w hotelu typu ryokan.

© Karolina Przybylińska

Page 61: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Wnętrze pokoju

© Karolina Przybylińska

Page 62: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Stół jadalny

© Karolina Przybylińska

Page 63: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Trzecia część z sofami

© Karolina Przybylińska

Page 64: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Yukaty - czerwone i granatowe, ręczniki, skarpetki i wodoodporne woreczki na bieliznę.Po prawej: wnętrze łazienki w pokoju.

© Karolina Przybylińska

Page 65: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 66: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Galeria kulinarnych arcydzieł Choraku

© Karolina Przybylińska

Page 67: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013
Page 68: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Ginnan - rodzaj orzecha

© Karolina Przybylińska

Page 69: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Kawior

© Karolina Przybylińska

Page 70: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Rodzaj warzywnego kremu

© Karolina Przybylińska

Page 71: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Pieczona głowa ryby

© Karolina Przybylińska

Page 72: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Sashimi i zupa sezonowa z limonką

© Karolina Przybylińska

Page 73: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Zupa sezonowa w stylu jesiennym

© Karolina Przybylińska

Page 74: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Sashimi

© Karolina Przybylińska

Page 75: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Ishiyaki Paccho Przegrzebek zwyczajny na wrzącym kamieniu

© Karolina Przybylińska

Page 76: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Rodzaj sukiyaki

© Karolina Przybylińska

Page 77: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Tsukemono marynowane warzywa

© Karolina Przybylińska

Page 78: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Deser - owoce i krem custard

© Karolina Przybylińska

Page 79: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Śniadanie

© Karolina Przybylińska

Page 80: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Kansai-ben Konstrukcja nen i ya nenW dzisiejszym odcinku poświęconemu Kansai-ben Pan Sól postara się wyjaśnić, na czym polega użycie konstrukcji nen i ya nen oraz jak ważna jest intona-cja, w jakiej wypowiadamy zdanie.

Oglądając japońskich komików możemy często usłyszeć sformułowanie nan de ya nen. Na czym to właściwie polega i co to znaczy?

Otóż końcówka nen dodawana jest, gdy chcemy podkreślić emocjonalny stosunek do danych zjawisk w rzeczywistości. Działa to podobnie jak dodawane n w standardowym języku japońskim np. w zdaniu:

Atsuindesu! Co znaczy „jest gorąco”, gdzie atsui zna-czy „gorąco”, n podkreśla emocje, a desu, najprościej rzecz ujmując, ugrzecznia całą wypowiedź.

W dialekcie Kansai ten sam komunikat będzie brzmieć nieco inaczej:

Atsuinen!

Dodatkowo końcówka nen (tak jak i samo n) często jest używana podobnie jak standardowo japońskie kara, które wyjaśniania przyczynę. Dlatego powyż-szy komunikat może być użyty np. gdy ktoś zapyta się nas dlaczego nie chcemy iść teraz do parku? Bo jest gorąco! Trze-ba pamiętać o odpowiednio zdenerwo-wanym tonie głosu.

W przypadku rzeczowników i na-przy-miotników takich jak np. kirei nie można użyć samego nen, bo jest to niepoprowa-ne gramatycznie. Wtedy należy posłużyć się drugą konstrukcją ya nen:

Kirei ya nen. Ładny.

Wracając do kansajowych komików - posługują się oni m. in. stylem komediowym manzai, gdzie mamy głupola i drugiego (wcale niemądrzejszego), który kładzie kres głupocie tego pierwszego. I za-wsze wtedy ten pseudo-mądrzejszy krzyczy: nan de ya nen?! czyli „Dlaczego, betonie!” Gdzie nan de znaczy w standardowym japońskim „dlaczego”, a ya nen to końcówka dialektalna. I tutaj najważniejsza jest intonacja. Akcent pada na słowo de i w tym sa-mym momencie intonacja idzie do góry. Co można przedstawić na schemacie (kreseczka odpowiada sylabie):

_ / _ _ nan DE ya nen

Zdarzało się Panu Sól spotkać Japończyków, którzy - chcąc przed nim zabłysnąć znajomością dialektu Kansai - kładli nacisk na pierwszą sylabę, co jest dla Kansajczyków wyjątkowo mało zabawne. Zatem od dziś możecie błyszczeć fachową wymową tego sformułowania!

80

Page 81: Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Miłych, odkrywczych i bezpiecznych wakacji

wszystkich czytelnikom i czytelniczkom

życzy

PodróżeJaponia

http://www.takenbythewind.com/