Trójkąt ukraiński.

282
Daniel Beauvois TRÓJKĄT UKRAIŃSKI Szlachta, carat i ludna Wołyniu, Podolu i Kijowszczyżnie 1793-1914 Z języka francuskiego przełożył Krzysztof Rutkowski UMCS \Z Towarzystwo Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej Lublin 2005 Wielkim Cieniom Redakcji paryskiej „Kultury", która nam wskazywała drogę ZAMIAST PRZEDMOWY List Józefa Czapskiego do Autora Joseph Czapski 91, Av. de Poissy 78600 Mesnil-le-Roi 2 października 1987 Szanowny Panie, Przed kilkoma miesiącami rozpocząłem lekturę Pańskiej książki Polacy na Ukrainie w polskim przekładzie. Trudno mi Panu mówić o wrażeniach Pańską książką wywołanych bez superlatywów, które bardzo szybko stają się schematyczne. Sam nie mogę już od ponad roku niczego czytać, całą Pańską książkę czytali mi więc moi przyjaciele partiami. Wydawało mi się, że wiem wystarczająco wiele o fałszywej wizji Polski w sienkiewiczowskim stylu. Już Legenda Młodej Polski Stanisława Brzozowskiego stanowiła dla mnie wstrząs i odsłoniła przede mną Polskę prawdziwą. Od tego czasu, a nawet wcześniej, również dzięki Że-romskiemu, o którym pamięta się tylko, że był złym pisarzem i dzięki Korcza-kowi (Dziecko salonu) wiedziałem o fałszywym obrazie Polski jako „Chrystusa narodów" i fałszywej wizji Polski w wydaniu francuskim: Polski „godnej i nieszczęśliwej". Urodzony na Białorusi w majątku w pobliżu Mińska, a później student w Petersburgu, bardzo niewiele wiedziałem o stosunkach pomiędzy polskim ziemiaństwem i kolonizowanym przezeń chłopstwem. Dopiero pańska książka postawiła kropkę nad „i" i dzięki niej mogłem się dowiedzieć, jak owa barbarzyńska kolonizacja wyglądała w rzeczywistości, na przykład na Ukrainie. Sposób Pańskiej narracji, w której nie dostrzegłem ani idealizacji, ani wyolbrzy-mień, sprawił na mnie tak silne wrażenie, że bez przesady chciałbym Panu powiedzieć, iż mogę ją porównać z wrażeniami wywołanymi lekturą Brzozowskiego w mojej młodości. Lekturze każdej strony towarzyszył połączony entuzjazm dla tekstu

Transcript of Trójkąt ukraiński.

Daniel Beauvois

TRÓJKĄT UKRAIŃSKI

Szlachta, carat i ludna Wołyniu, Podolu i Kijowszczyżnie 1793-1914

Z języka francuskiego przełożył Krzysztof Rutkowski

UMCS

\Z

Towarzystwo Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu

Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej

Lublin 2005

Wielkim Cieniom Redakcji

paryskiej „Kultury",

która nam wskazywała drogę

ZAMIAST PRZEDMOWY

List Józefa Czapskiego do Autora

Joseph Czapski 91, Av. de Poissy 78600 Mesnil-le-Roi

2 października 1987

Szanowny Panie,

Przed kilkoma miesiącami rozpocząłem lekturę Pańskiej książki Polacy na Ukrainie w polskim

przekładzie. Trudno mi Panu mówić o wrażeniach Pańską książką wywołanych bez superlatywów,

które bardzo szybko stają się schematyczne. Sam nie mogę już od ponad roku niczego czytać, całą

Pańską książkę czytali mi więc moi przyjaciele partiami. Wydawało mi się, że wiem wystarczająco

wiele o fałszywej wizji Polski w sienkiewiczowskim stylu. Już Legenda Młodej Polski Stanisława

Brzozowskiego stanowiła dla mnie wstrząs i odsłoniła przede mną Polskę prawdziwą. Od tego czasu, a

nawet wcześniej, również dzięki Że-romskiemu, o którym pamięta się tylko, że był złym pisarzem i

dzięki Korcza-kowi (Dziecko salonu) wiedziałem o fałszywym obrazie Polski jako „Chrystusa narodów"

i fałszywej wizji Polski w wydaniu francuskim: Polski „godnej i nieszczęśliwej". Urodzony na Białorusi

w majątku w pobliżu Mińska, a później student w Petersburgu, bardzo niewiele wiedziałem o

stosunkach pomiędzy polskim ziemiaństwem i kolonizowanym przezeń chłopstwem. Dopiero pańska

książka postawiła kropkę nad „i" i dzięki niej mogłem się dowiedzieć, jak owa barbarzyńska

kolonizacja wyglądała w rzeczywistości, na przykład na Ukrainie. Sposób Pańskiej narracji, w której

nie dostrzegłem ani idealizacji, ani wyolbrzy-mień, sprawił na mnie tak silne wrażenie, że bez

przesady chciałbym Panu powiedzieć, iż mogę ją porównać z wrażeniami wywołanymi lekturą

Brzozowskiego w mojej młodości. Lekturze każdej strony towarzyszył połączony entuzjazm dla tekstu

historyka oraz dla tekstu napisanego przez wielkiego pisarza. W moim wieku może to wydawać się

zabawne (liczę 91 lat), ale pozwalam sobie wyrazić mą wdzięczność i mój entuzjazm.

Od kilku lat nie prowadzę już żadnej działalności literackiej dotyczącej Polski. Po napisaniu książki Na

nieludzkiej ziemi, być może Panu znanej, w której zdałem sprawę z tego, co widziałem w Rosji jako

jeniec wojenny po 1939, zająłem się prawie wyłącznie problematyką malarstwa w następujących

książkach:

Zamiast przedmowy

i l/to (H.i/ 'Tumult i widma. Te książki wydał Instytut Literacki, a później ukazały iic one w Polsce, w

podziemiu. Odczuwam pewne zażenowanie mówiąc Panu ii tym, ponieważ mój dzisiejszy stosunek do

poruszanej przez Pana proble-m.iiyki jest jednocześnie ożywiony i pasywny. Po przeczytaniu

pierwszych roz-il/.ialów o niesłychanym wyzyskiwaniu polskiej szlachty na Ukrainie, chciałem napisać

do Pana natychmiast. Dla mnie Ukraina była poematem Słowackiego, to były wspomnienia moich

współziomków mieszkających na Ukrainie, którzy nawet nie zauważali jakże często kryminalnej roli

Polaków wobec Ukraińców. Dopiero teraz, po zakończeniu lektury tej wielkiej książki czytanej mi

partiami, piszę do Pana słowa podziwu i wdzięczności, nie będąc w stanie wyrazić całego mego

entuzjazmu.

Z wyrazami największego szacunku

Józef Czapski

Wprowadzenie

Z francuskiego przełożył Krzysztof Rutkowski

Tłumacz dedykuje pracę translatorską nad książką Panu Władysławowi Żeleńskiemu, który poświęcił

wiele lat życia sprawie pojednania polsko-ukraińskiego.

Najpierw powiedzmy, czym nie jest ta książka. Nie jest zbiorem legend. A więc rozprawmy się bez

zwłoki z literackimi obrazami Ukrainy.

Miła oku a licznym rozżywiona płodem, Witaj, kraino, mlekiem płynąca i miodem.

W taki sposób S. Trembecki, jeden z najznakomitszych poetów polskich okresu Oświecenia, wita

Ukrainę we wstępie do znanego poematu Sofiówka (1806) poświęconego wspaniałemu ogrodowi

założonemu pod Humaniem przez Szczęsnego Potockiego.

Ton został podany. Nuta idylliczna dominowała w polskim mówieniu o Ukrainie i najlepiej stwierdzić

od razu, że było to źródło katastrofalnych najczęściej stosunków między Ukraińcami i Polakami. Niech

Ukraińcy się nie obrażają, niniejsze studium dotyczy tylko jednego aspektu historii ich kraju: życia,

które Polacy wiedli na Ukrainie. Dotyczy więc ono jednej ze stron, lecz nie chce być przez to pracą

stronniczą.

Do dzisiejszego dnia Ukraina stanowi dla Polaków temat drażliwy. Emocje zastępują prawdę. Polska

obecność na Ukrainie, która należy już tylko do historii, jest podobna polskiej obecności na Litwie.

Każde jej przypomnienie wkracza w sferę mitu, przywołuje czar utraconego świata, w którym ongiś

żyło się tak szczęśliwie. Niektórzy Francuzi podobnie mówią o Algierii i zobaczymy, że porównanie to

nie jest absurdalne.

Śmierć w roku 1980 polskiego pisarza Iwaszkiewicza, urodzonego w roku 1894 w Kalniku pod

Kijowem, gdzie jego ojciec, szlachcic-oficjalista, był księgowym w cukrowni, oznacza jakby

symbolicznie przecięcie ostatnich związków między kulturą szlachecką polską a tymi ziemiami, które

tak długo podlegały sowieckiemu panowaniu. Stowarzyszenia polsko-ukraińskie istniały co prawda

wśród Polonii na emigracji, rocznik „Pamiętnik Kijowski" był przez kilka lat wydawany, około roku

1960, w Londynie przez emigrantów pochodzących z tamtych stron, lecz - prawdę mówiąc - nie jest

jasne, dlaczego Ukraina nadal wypełniała duszę przeciętnego Polaka nostalgią i czarem nawet za

czasów komunistycznych.

12

Wprowadzenie

Źródłem tego uczucia było, jak się wydaje, prócz dawnego zakorzenienia tam pewnej części ludności,

irracjonalne przywiązanie do krainy stepowych jeźdźców, do pseudohistorycznych epopei H.

Sienkiewicza, nieskazitelnych bohaterów Pana Wołodyjowskiego. Właśnie do takich stereotypów

ograniczała się często polska wiedza o Ukrainie. Zresztą Sienkiewicz kontynuował tylko wizję

romantyczną. Jeśli jest prawdą, że Polacy pozostali w wieku XX najbardziej romantycznym narodem

świata, to zrozumiałe, że Ukraina, chociaż utracona, pozostała im bliska, bo niewiele innych tematów

było w stuleciu poprzednim tak silnie eksploatowanych.

Dyskusyjne wizje literackie

Wiele doniosłych polskich utworów romantycznych rozgrywa się na Ukrainie. Polscy romantycy

traktowali Ukrainę tak, jak inni Szkocję lub Bliski Wschód. To obszar mitu historycznego i egzotyki.

Mityczne obrazy wzmocniły się w polskiej podświadomości w latach 1820-1850 i zakorzeniły się w

kulturze tego kraju.

Od XVII wieku wokół Ukrainy, w związku z wojnami tatarskimi i kozackimi oraz dzięki poetom, takim

jak M. Sęp-Szarzyński i B. Zimorowicz, wytwarza się aura „zniszczonej Arkadii", „raju utraconego",

nostalgii. Nie przeszkadzało to jednak Polakom - już wtedy - w zgodnym podkreślaniu jedności tych

obszarów z Polską centralną ani w głoszeniu teorii gente Ruthenus i natione Polonus. Dobrowolna

polonizacja kilku arystokratycznych rodów rusińskich dawała prawo do takich spekulacji.

W polskiej podświadomości Ukraina jeszcze dzisiaj stanowi - zgodnie z określeniem J.

Kolbuszewskiego - „metaprzestrzeń przygody". Pozostała taką mimo, a może właśnie dzięki

dramatom, które rozgrywały się na tej ziemi wojowniczych mnichów i nieustraszonych rycerzy. Tę

ziemię przygraniczną, to „przedmurze chrześcijaństwa" {antemurale christianitatis) Rzeczypospolitej

Złotego Wieku nazwano po polsku nacechowanym emocjonalnie słowem „Kresy"; Wincenty Poi na

przykład przedstawił je w sposób wzruszający i tragiczny w Mohorcie, a Sienkiewicz pod koniec XIX

wieku ze swojej Trylogii uczynił rodzaj patriotycznej biblii, gdzie Ukraina zajmowała pierwsze miejsce.

Czy można więc się dziwić, że świeżo uformowane oddziały wojska polskiego parły w latach 1919-

1920 pod wodzą Piłsudskiego na Kijów i Ukrainę? Wojna polsko-so-wiecka była rodzajem spełnienia

niewygasłej fascynacji, tkwiącej od wieków w polskim świecie wyobraźni.

Ciekawe, że tragiczna seria wzajemnych zbrodni, które wpłynęły na stosunki polsko-ukraińskie

pomiędzy rokiem 1918 i 1939, zbrodni powtarzanych w okresie 1939-1948, nie naruszyła

zdecydowanie euforystycznej polskiej wizji Ukrainy.

Bardzo wcześnie wizja Ukrainy rycerskiej znalazła swój silny rezonans we Francji w wyobrażeniach o

kozakach związanych ze Stanisławem Leszczyńskim

Wprowadzenie

I \

(u Woltera i Scherrera), lecz dopiero w Anglii Byron nadał jej europejski rozgłos. Napisał poemat pt.

Mazeppa, a tale of the russian Ukrainę w Rawennie, we wrześniu 1818 roku i opublikował go w roku

18191. Dzieje tego bohatera, dawnego pazia Jana Kazimierza, przywiązanego nago do konia,

wygnanego w step przez męża swej kochanki i przygarniętego przez Kozaków, którzy później obrali

go sobie hetmanem, opisał już w Pamiętnikach J. Ch. Pasek, a tragiczna wielkość jego losu pobudziła

również wyobraźnię wielu artystów. Muzeum w Nancy przechowuje dwa obrazy przedstawiające

Mazepę: jeden Gericaulta z roku 1823 oraz kolejny pędzla H. Poterleta. W roku 1824 Dela-croix

namalował kolejny. W muzeum w Avignon znajduje się płótno Horacego Verneta z roku 1826,

zatytułowane Mazepa pośród wilków, a w muzeum w Rouen obraz Louisa Boulangera zatytułowany

Mazepa, którym zachwycał się Wiktor Hugo. Widzimy na nim muskularnych „Tatarów"

powstrzymujących wędzidło konia, do którego przywiązany jest Mazepa, zazdrosnego męża

oglądającego tę scenę i kruki czyhające na swój łup.

Wiktor Hugo napisał pod wrażeniem tego obrazu jeden ze swych najpiękniejszych wierszy z cyklu

Orientales;

Un cri part, et soudain voila que la plaine

Et l'homme et le cheval, emportes, hors d'haleine,

Sur les sables mouvants

Seuls, emplissant de bruit un tourbillon de poudre Pareils au noir nuage ou serpente la foudre

Volent avec les vents!

lis vont. Dans les vallons, comme un orage, ils passent Comme ces ouragans qui dans les monts

s'entassent

Comme un globe de feu...2

' Rozumie się samo przez się, że nasze uwagi nie uwzględniają wszystkich aspektów literackiego mitu

Ukrainy; analizy takiej dokonał George F. Grabowicz w nieopublikowanej rozprawie pt. The History

and Myth of the Cossack Ukrainę in Polish and Russian Romantic Literaturę [Historia i mit kozackiej

Ukrainy w polskiej i rosyjskiej literaturze romantycznej], Harvard 1975. Chcielibyśmy tylko pokazać,

jak dalece powierzchowny i niewystarczający byl obraz mitu w literaturze sprzed 1989 r.; CIaude

Nord-m a n n, La figurę historiąue de Mazeppa [Historyczna postać Mazepy], „L'Information

Historique" 1959, nr 2, s. 59-64 oraz rozprawa tego samego autora: Charles Xli et Wkraine de

Mazeppa [Karol XII i Mazepa na Ukrainie], Paris 1958. Zob. także artykuł K. P e 1 e ń s k i e j, Polska

lehenda pro Mazepu [Polska legenda o Mazepie], „Widnowa" 1985 (Monachium), nr 3, s. 79-86. Po

1989 r. lepszy obraz dał J. K. Ostrowski, Mazepa pomiędzy romantyczna legendą a polityką, „Przegląd

Wschodni" 1992-1993, t. 2, z. 2(6), s. 359-389. Mit ukraiński przedstawił również J. Kolbuszewski w

doskonałym artykule pt. Legenda kresów w literaturze XIX wieku, „Odra" 1982, nr 2, s. 42-56; J. R.

Krzyżanowski,A Para-dise Lost? The Image of Kresy in Contemporary Polish Literaturę [Raj utracony?

Obraz Kresów we współczesnej literaturze polskiej], [w:] American contribution to the 8th

International Congress of Slavists, vol. 2, Slavica Publ., Inc. Colombus, Ohio, s. 391-421.

Sienkiewiczowska idealizacja polskich wpływów na Ukrainie została zrealizowana przez Z. W ó j c i k a,

Dzikie Pola w ogniu. O kozaczyźnie w dawnej Rzeczpospolitej, Warszawa 1968. Rozwój niezależnego

obiegu wydawniczego w Polsce umożliwił w latach osiemdziesiątych ukazanie się bardzo bolesnego,

ale też bardzo trzeźwego bilansu stosunków pol-sko-ukraińskich w wieku XX, który zmierzał, wciąż

niestety bezskutecznie, do przezwyciężenia idyllicznego mitu. Por. K. Podlaski (pseud.), Bilorusini,

Litwini, Ukraińcy: nasi wrogowie czy bracia?, wyd. 1, „Przedświt" 1984, s. 49-84.

2 „Rozległ się krzyk i nagle na bezludnej równinie / [zjawili się] i człowiek, i koń unoszeni bez tchu /

1-1

Wprowadzenie

Wprowadzenie

Ten bieg przekształca się w końcu w triumf geniuszu:

II court, ii vole, ii tombe Et se releve roi!3

Popularność tego motywu zwiększała się: odnajdujemy go i w Poitawie Puszkina, i na obrazie

Chasseriau z roku 1855 pt. Une jeune filie cosaąue trouve Ma-zeppa evanoui sur le cbeval sauvage

mort de fatigue [Młoda Kozaczka odnajduje zemdlonego Mazepę na dzikim koniu padłym ze

zmęczenia]. Jeszcze w roku 1870 Devilly wyzyskuje go w swoim malarstwie, również muzyka

romantyczna czerpie zeń inspirację: Liszt, po powrocie z Kijowa w roku 1847, gdzie spotkał swą muzę,

Karolinę Sayn-Wittgenstein, napisał dedykowany jej poemat symfoniczny pt. Mazepa. Pedrotti

skomponował operę w roku 1861, także Czajkow-ski napisał operę pod tym tytułem w roku 1884. W

Niemczech Mazepa stał się bohaterem tragedii R. von Gottschalla, napisanej w roku 1859.

Zrozumiałe, że w Polsce ten motyw również zyskał dużą popularność, co więcej Polacy, podobnie jak

Rosjanie (Gogol poświęcił Ukrainie bardzo piękne stronice), znający lepiej realia ukraińskie, rozwinęli

ten temat w sposób bardziej różnorodny. W roku 1822 poeta B. Zaleski rozpoczął pisanie Dumek,

posługując się folklorystyczną stylizacją; napisał między innymi Dumkę o Mazepie i Dumkę o

hetmanie Kosińskim, uderzające żywiołowością, radością życia i lekkością, przypominające tonacją

pastorałki. Nieco później A. Malczewski nadał tematyce kozackiej nowy wymiar. Obraz pędzącego

jeźdźca połączył z ideą wolności oraz pamięcią o chwale dawnych Polaków, których kości zalegają w

stepie. Swój obszerny poemat w dwóch pieśniach pt. Maria (1825) oparł na autentycznej historii z

XVIII wieku: dziewczynę pochodzącą ze średniej szlachty topi ojciec jej narzeczonego, potężny

magnat, sprzeciwiający się małżeństwu syna. W tym samym czasie bohater poematu dzielnie stawia

czoła w wielkiej bitwie z Tatarami.

Inni autorzy, jak na przykład T. Zaborowski lub T. Padurra (Pienia) pisywali utwory w stylu ludowym,

wyzyskując do tego celu język ukraiński, ale dopiero S. Goszczyńskiemu w Zamku kaniowskim (1828)

udało się przedstawić społeczną rzeczywistość, okrucieństwo konfliktu pomiędzy pańszczyźnianym

chłopstwem i szlachtą. W poemacie tym wątek miłosny łączy się z obrazami okrutnej rzezi szlachty

urządzonej przez chłopstwo humańskie w roku 1768 i ujawnia tragizm sytuacji społecznej. Dlatego

też historycy literatury nie zawsze pozytywnie oceniają ten utwór, pełny szekspirowskiego piękna. J.

Krzyżanowski uważa np., że jest to poemat niepozbawiony „pewnej" wartości artystycznej, mimo

fragmentów słabszych4.

Na ruchomych piaskach / Samotni, wypełniając stukotem tumany kurzu / Podobni do czarnej chmury

lub gromowego węża / Lecieli wraz z wiatrem! / Lecieli. Przebiegali parowy jak burza / Jak huragany,

które gromadzą się w górach / Jak ognista kula!".

3 „Biegnie, leci, pada/ I powstaje królem!".

4 J. Krzyżanowski, Dzieje literatury polskiej, PWN, Warszawa 1970, s. 261. Opinia Marii Janion o S.

Goszczyńskim jest znacznie bardziej wyważona, zob. Kozacy i górale, [w:] Z dziejów stosunków

literackich polsko-ukraińskich, red. S. Kozak, M. Jakubiec, Ossolineum, Wrocław 1974, s. 185-171.

Po powstaniu listopadowym do literatury wkroczył nowy bohater: „emir" Wacław Rzewuski, znany ze

swoich orientalnych zamiłowań i koczowniczego usposobienia. Poległ w bitwie pod Daszowem na

czele polskiego oddziału i jego tajemnicza śmierć (ciało nigdy nie zostało odnalezione) stała się

źródłem nowej legendy1. Juliusz Słowacki nie wierzył co prawda w jego bohaterską śmierć na polu

chwały i w Dumie o Wacławie Rzewuskim hetman ginie z rąk zbuntowanego chłopstwa. Słowacki,

zadomowiony na Ukrainie nie mniej niż bohater jego dumy, jest bez wątpienia poetą, którego wizja

tej krainy nasilniej wrosła w polską świadomość.

W latach trzydziestych pojawiał się też często w literaturze inny bohater mityczny: bard Wernyhora,

który stał się znany na Ukrainie w czasach konfederacji barskiej i odkrywał w serii zadziwiających

proroctw wielką misję historyczną Polski. Postać Wernyhory odnajdujemy w utworze Siemieńskiego,

w powieści rycerskiej M. Czajkowskiego (Sadyka-Paszy) zatytułowanej Wernyhora (1838), a przede

wszystkim w dramacie Sen srebrny Salomei, w którym Słowacki przedstawia Ukrainę w sposób

bardzo poetycki: światem duchów rządzi tragizm i groza, pełno tu tajemnych znaków, przepowiedni,

wróżb, postaci Kozaków. Jedna z nich, postać Semenki, stała się pierwowzorem Sienkiewiczowskiego

Bo-huna. Wernyhorę odnajdujemy w obrazach Jana Matejki, pojawia się on również w słynnym

Weselu Stanisława Wyspiańskiego.

Krytycy bardzo wcześnie zauważyli, że w polskiej poezji istnieje odrębna „szkoła ukraińska". Terminu

tego użył po raz pierwszy Michał Grabowski6, a następnie odnosi się on do idealizujących szlachecką

przeszłość powieści Czajkowskiego Owruczanin (1841) lub Stefan Czarnecki. Słowacki powracał w

wielu utworach pisanych na emigracji do swego rodzinnego Wołynia: najpierw w Żmiji, później w

Beniowskim, w Wacławie, w pięcioaktowym dramacie Mazepa, dwukrotnie zresztą przerabianym, a

przede wszystkim w Fantazym, który - choć pisany z oddalenia - jest sztuką łączącą w jedną całość

realia życia ukraińskiego arystokracji z fantastyką7, dzięki właściwemu Słowackiemu zmysłowi

obserwacji. Również język Słowackiego obfituje w ukrainizmy8.

Niektórzy polscy emigranci w Paryżu, jak np. J. Czyński, próbowali w roku 1836 lansować modę

ukraińską we Francji powieścią pt. Le Kozak, roman hi-storiąue [Kozak, powieść historyczna9], później

tradycje ukraińskie były kulty-

5 M. I n g 1 o t, Wacław Rzewuski. W kręgu żołnierskiego mitu, „Ruch Literacki" 1982, nr 5-6, s. 265,

272-273.

6M. Grabowski, O elemencie poezji ukraińskiej, [w:] Literatura i krytyka, cz. 2, Wilno 1837, s. 106; M.

Bielanka-Luf towa, Znaczenie terytorium w tzw. szkole ukraińskiej, „Pamiętnik Literacki" 1936, r. 33,

z. 2; S. K o z a k, Dżerela „Ukrajinśkoji szkoty" w polśkij literaturi [Dzieła „szkoły ukraińskiej" w

literaturze polskiej], „Nasza Kultura" 1970, nr 4-7; idem, Michał Grabowski i ukraińska poezja ludowa,

[w:] Studia polono-slavica-orientalia, VII, 1982, s. 161-185.

M. Inglot, U źródeł „Fantazego", „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Wrocławskiego" 1961, seria A, nr

32, s. 35-90. D. Beauvois, Rzeź humańska, począwszy od „Sofiówki", poprzez „Hajdamaków" aż do

„Snu srebrnego Salomei", „Twórczość", październik 1999, s. 80-92.

8M. Jurkowski, Ukrainizmy w języku Słowackiego, [w:] Z dziejów stosunków literackich polsko--

ukraińskich, s. 105-133.

9 M. I n g 1 o t, Ukrajinśka pisnja nad Sejnoju [Pieśń ukraińska nad Sekwaną], „Ukrajinśke słowiano-

znawstwo" 1970, nr 3, s. 71-78.

16

Wprowadzenie

wowane w małej grupie poetów-emigrantów z okolic Lwowa; członkowie tej grupy o nazwie

„Ziewonia" oddalali się od kultury polskiej, poszukując w ludowej kulturze ukraińskiej samoistnej

wartości.

Aż do początku XX wieku mamy zatem przez cały czas do czynienia z tym samym emocjonalnym

odczuwaniem Ukrainy przez Polaków. Ciągła wylewna czułostokowość, oddziaływanie poezji epickiej

lub lirycznej. Malarstwo J. Kossaka lub J. Chełmońskiego (1849-1914) nie umożliwia przekroczenia

kręgu mitu. Najbardziej realistyczne są obrazy Wyczółkowskiego, który w roku 1912 przedstawił 12

litografii (Teka ukraińska) pokazujących sceny z życia codziennego, jak np. Orka na Ukrainie (1893),

Siewcy na Ukrainie lub Łowienie raków (1896). Kasprowicz nawiązał do powstania Chmielnickiego w

utworze pt. Bunt Napierskiego (1899), ale ogólnie dominował ton nostalgii i tęsknoty, kontynuowany

w Dumach kurhannych K. Zawistowskiej i w malarstwie Fałata10.

Jeśli zaś chodzi o mitologizację Ukrainy w literaturze polskiej wieku XX, to jest ona wręcz zaskakująca.

„Ukraińcy - pisał T. Konwicki w powieści Kalendarz i klepsydra - obdarzali nas również wyczuciem

poezji, dojmującą dziką nostalgią i tą stepową metafizyką, co uskrzydla nasz zawsze zły los". Gdy

ziemie ukrainne oddaliły się od Polski jak nigdy przedtem, powstała, w ostatnich dziesięcioleciach,

lawina utworów literackich poświęconych dawnym stosunkom. Włodzimierz Odojewski świetnie

zrecenzował dziesiątki powieści świadczących o niepokonanej żywotności tematyki ukraińskiej we

współczesnej „szkole kresowej"".

Zaintrygowany tymi zjawiskami, postanowiłem w roku 1987 zwołać sesję naukową w Lilie, by

stwierdzić, jak Polacy widzą ten swój problem Kresów. Były to jeszcze czasy, kiedy tylko na Zachodzie

można było wypowiedzieć się na ten temat. Przybyło niewielu historyków, natomiast zbiegli się

literaturoznawcy, bo „liryka, liryka, tkliwa dynamika, angelologia i dal". Były wzruszające zawody

poezji, nostalgii, analizy niewysłowionego, mistycznego piękna tej krainy. A ja miałem materiał do

wspaniałej typologii mitu, do książki12, o której naiwnie myślałem, że podsumowuje i zamyka

dyskusję.

Nadeszły odrzucenie komunizmu, niezależność Polski i Ukrainy - od razu uznana przez Polskę - można

było żywić nadzieję, że oczywista chęć dialogu z obu stron skieruje uwagę na zupełnie nową

tematykę. Nawet zaryzykowałem - jeszcze naiwniej - rozprawić się z legendami i z tkliwością w

referacie z roku 1993 pt. Mit „Kresów wschodnich", czyli jak mu położyć kres13. Zapomniałem

10 Z. B a r a ń s k i, Obraz Ukrainy w kulturze polskiej na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Z dziejów

stosunków literackich polsko-ukraińskich, s. 221-239.

"W. Odojewski, Polśko-ukrajinśka tematyka w suczastnij polśkij prozi [Tematyka polsko-ukraiń-ska we

współczesnej prozie polskiej], „Widnowa" 1985, nr 3, s. 63-78. Zob. również: N. Taylor, Dziedzictwo

W.X. Litewskiego w literaturze emigracyjnej, „Kultura" 1986, nr 10/4(59, s. 124-136.

12 D. Beauvois (red.), z przedmową C. Miłosza, Les confins de lanciertne Pologne, Ukrainę, Litua-nie,

Bielorussie, XVle-XXe s., Wyd. PUL, Lilie 1988.

15 D. B e a u v o i s, w pracy zbiorowej pod red. W. Wrzesińskiego, Polskie mity polityczne XIX-XX w.,

Wyd. UWr., Wrocław 1994, s. 93-105.

Wprowadzenie

17

niestety, że siła mitów jest bardzo podobna do siły religii. Po co się starać je wykorzenić i

udowadniać, że „kresy" mogą być tylko polskie, że więc takie określenie zawsze będzie solą w oku

wschodnich sąsiadów, których należy szanować? Paradoksalnie, uznanie granic i suwerenności tych

sąsiadów nie idzie jeszcze całkiem w parze z odrzuceniem traktowania ich jako peryferii Polski.

Nie chodzi o to, że podziw dla artystycznego „czynu polskiego" na wschodzie nie ma swego

uzasadnienia. Wspaniały trud Romana Aftanazego Materiały do dziejów rezydencji14 dobitnie

ilustruje jego wielkość i sąsiedzi powinni również o nim wiedzieć, należycie go konserwować. Chodzi

raczej o świadome ignorowanie drugiej strony medalu, o ustawiczne budowanie mitu o harmonijnej

wielokulturowości dawnej Rzeczypospolitej. A właśnie ten typ literatury się rozmnożył po roku 1989.

Mit ma to do siebie, że stwarza drugą naturę, czasem mocniejszą od rzeczywistości. Nie warto

udowadniać ludziom, że ten fałsz jest szkodliwy. Protestują, krzyczą o obrazoburstwie, o braku

pojęcia sacrum, o szarganiu świętości. Nie szczędzono mi cierpkich uwag w związku z tą moją

skłonnością do zaglądania za kulisy poprawnego myślenia15.

W 1995 r. badacz, który dotąd się ograniczał do trzeźwych publikacji naukowych, nie mógł się oprzeć

popytowi mody i wydał w bardzo znanej serii popularnej A to Polska właśnie (a właśnie, że nie!)

bogato ilustrowaną prezentację Kresów, która ogromnie przyczyniła się do potęgowania legend i

stereotypów16. Pod zdjęciami cudownych pałacyków czytamy tam, że „kultura polska chadzała po

kresach siedmiomilowymi krokami i rozrzucała na swej drodze w ślicznym krajobrazie takie perły

architektury", a tu pada nostalgiczna nutka: „dzieje polskiego inwestowania w Kresy widzieć można

jako historię utraconej energii zbiorowej".

Otóż dzieje stosunków lokalnych można chyba ująć i inaczej.

Od tego czasu rozczulające wizje owych „Kresów" (broń Boże nigdy ziem li-tewsko-ruskich) zaczęły

zalegać półki księgarskie. W roku 1996 ukazały się dla przykładu: zbiór 13 artykułów pt. Kresy w

literaturze i album z fotografiami pt. Polesie. Krytyka negatywnie oceniła ponure widoki z wiejskimi

zagrodami i obdartymi figurami biednej szlachty. W dumnej, niezależnej Polsce nie należało przecież

przedłużać komunistycznej manii ukazania nędzy niesprawiedliwej „pańskiej Polski". Zapomnijmy o

niej. „Gdyby autorki zadały sobie trud odszukania obrazów życia dworów, pałaców i ich mieszkańców,

to dopiero otrzymalibyśmy coś polskiego", pisała recenzentka17. Dwa lata później życzenie zostało

spełnione. Tropem potężnych rodów Potockich, Jazłowieckich, Buczackich, So-bieskich,

Daniłłowiczów, Wiśniowieckich poszedł Adam Bujak i podał wspania-

14 Wydane przez Instytut Historii Sztuki PAN w Warszawie w 27 tomach od 1986 do 1992 r.

15 Swoistą antologię recenzji polskich, którymi witano pierwszą opublikowaną część moich badań,

podaje przedmowa prof. Jarosława Daszkiewicza do jej ukraińskiego przekładu, patrz D. B e a u v o i s,

Szlachtycz, Kripak i Rewizor, wyd. Intel, Kijów 1996, s. 9-48.

16 J. K o 1 b u s z e w s k i, Kresy, Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 1995.

17 E. Czaplejewicz, E. Kasperski (red.), Kresy w literaturze, Wiedza Powszechna, Warszawa 1996 i G.

Ruszczyk, A. Engelking, S. Boching, Polesie, Inst. Sztuki PAN, Warszawa 1996. Recenzja Lidii Wójcik,

Czar odczarowany, „Nowe Książki" 1997, nr 4, s. 25.

18

Wprowadzenie

ły album widoków, żywcem zdjętych z Ogniem i mieczem, podczas gdy dyrektor Zamku Królewskiego

na Wawelu przybliżył czytelnikowi owoc kwerendy swego zespołu na wschodzie, również z

fotografiami i sentymentalno-historycz-nym komentarzem18.

Obecnie prawie każdy uniwersytet polski ma swego kresologa, ba, nawet instytut kresoznawczy.

Najmniejszy pisarz kresowy nie ma dla tych literaturo-znawców sekretu - od J. Iwaszkiewicza po M.

Hemara poprzez J. Wołoszynow-skiego, J. Łobodowskiego, M. Wańkowicza, Z. Haupta i wielu innych.

Jeden z najlepszych znawców tematu, profesor na Uniwersytecie Szczecińskim, Bolesław Hadaczek,

wydał na ich temat aż cztery książki w ciągu dziewięciu lat. Ale trudno się oprzeć wrażeniu, że

wszędzie i u każdego świadka autor doszukuje się „urody miejsc rodzinnych [...] utraconych na

zawsze", arkadyjskości „wielonarodowego Podola", gdzie „narody współistnieją w harmonijnej,

synergetycz-nej symbiozie". Szczególnie charakterystyczne dla tego autora, jak i dla wszystkich

piszących na takie tematy, jest pojęcie „małej ojczyzny", widocznie zawierające coś z magicznej

fascynacji19. Temu urokowi pejzażu i utraconego raju zdaje się również ulegać Jadwiga Sawicka,

profesor na Uniwersytecie Warszawskim w swojej książce Wołyń poetycki w przestrzeni kresowej10,

a jeśli do tego dodać szczyptę religii, to kresy nabierają waloru sprofanowanej ziemi świętej. Tak się

stało z opisaniem obrazów sakralnych wywiezionych stamtąd, między innymi ze Słucka, a

znajdujących się obecnie w diecezjach wrocławskiej lub legnickiej21.

„Miłość do Kresów", „Miłość na Kresach", „Bohater na Kresach", to tytuły rozdziałów typowej pracy o

jednej z najbardziej anielskich autorek, mianowicie Marii Rodziewiczównie. Zastanawiający jest

renesans tej autorki i wychwalanie w pracy uniwersyteckiej ojczyźnianych walorów jej „świata,

skierowanego ku odrodzeniu, reintegracji". Reintegracji? Tak napisano!22 Nawet ci, którzy są

świadomi, że nie należy przemilczać obecności innych, ich marginalizować lub wręcz unicestwiać

całkowicie, siłą swego zbyt sterowanego wyboru materiałów wpadają w nieunikniony

polonocentryzm. Znowu stwierdzamy to na przykładzie Stanisława Uliasza z Rzeszowa, który w

trzecim swoim zbiorze rozpraw omawia właściwie tych samych autorów, co Czaplejewicz lub

Hadaczek23. Niemało krytyków w ten sam sposób głosi chęć zrozumienia sąsiadów wschodnich,

„pomagania" im w „poszukiwaniu" ich tożsamości (bo oczywiście nie bardzo

18 A. Bujak, Zamki, kresowe strażnice Rzeczypospolitej, „Bosz", Olszanica 1998; J. K. Ostrowski, Kresy

bliskie i dalekie, Universitas, Kraków 1998. Do tego dodajmy jeszcze 3600 haseł i 1100 ilustracji

kolorowych Encyklopedii Kresów, słowo wstępne Stanisław Lem, wyd. Kluszczyński, Kraków 2004.

" B. Hadaczek, Kresy w literaturze polskiej XX wieku, szkice (1993); Antologia polskiej literatury

kresowej XX wieku (1995); Kresy w literaturze polskiej, Gorzów Wielkopolski 1999; Małe ojczyzny

kresowe w literaturze polskiej XX wieku, PoNad, Szczecin 2003.

20 Wyd. DiG, Warszawa 1999.

21 T. K u k i z, Madonny kresowe, wyd. Wspólnota Polska, Warszawa 1999.

22 J. S z c z e ś n i a k, Drzewo wiecznie szumiące niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach Marii

Ro-dziewiczówny, Wyd. UMCS, Lublin 1999.

23 S. U1 i a s z, O literaturze kresów i pograniczu kultur, Wyd. Uniw. Rzeszowskiego, Rzeszów 2001.

Wprowadzenie

wiedzą na czym ona polega). Wszyscy znaleźli sobie (po jego śmierci w roku 2000) patrona

duchowego w działalności na emigracji Jerzego Giedroycia, ale w swojej najlepszej chęci dialogu nie

mają nic do zaoferowania prócz zaczarowanego kręgu idyllicznej wizji dawnej Rzeczypospolitej. Prof.

Tadeusz Chrzanowski nie ma wątpliwości, że dawne przejawy nacjonalizmu i wszelka „szabel-kowata

postawa rewindykacyjna" należą do najmniej chwalebnych stron historii, ale cały materiał jego książki

jest przesiąknięty stereotypowym przekonaniem, że Polacy „współgospodarowali na danym obszarze

i byli sąsiadami, a nie śmiertelnymi wrogami"24. T. Chrzanowski wychodzi z szlachetnego założenia,

jakże często powtarzanego, że Rzeczpospolita, jako państwo wielonarodowe, jeśli nie zrealizowała w

pełni unii federacyjnej, to przynajmniej była udaną próbą zjednoczenia wielości, „znacznie bowiem

wyprzedzała swą epokę. Niemniej przez niemal dwóchsetletni proces, zakończony ostatecznie unią

lubelską (1569), rozmaite etnicznie, wyznaniowo i kulturowo obszary zjednoczyły się w pewną całość,

która funkcjonowała aż po okres rozbiorów". Jak funkcjonowała? Mniejsza o to.

Że takie pytanie też nie bardzo obchodziło licznych pamiętnikarzy polskich, którzy jeszcze pamiętali

swą szczęśliwą młodość i ledwo zwracali uwagę na owych sąsiadów, można zrozumieć ze względu na

ich wychowanie i na całkowitą nieobecność ziem wschodnich w oficjalnym polskim życiu umysłowym

do końca lat osiemdziesiątych XX wieku25. Natomiast wydaje się, że sama natura literackiego

dyskursu - bo literatura jest przede wszystkim piękna - nie może, mimo ambicji filologów i

literaturoznawców, dotrzeć do jądra prawdy. Dodatkowym tego dowodem może jeszcze służyć

książka świetnego krytyka i poety Leszka Szarugi: Węzeł kresowy. Autor, zgodnie z powszechnie

panującą obecnie polityczną poprawnością głosi, że nie godzi się już przemilczać najgorszych

konfliktów narodowościowych, ale co mu daje znowu literatura? Jak i wyżej wymienionym kolegom

ofiaruje twórczość autorów, których można mniej więcej krytykować lub uwielbiać, z reguły Polaków,

Łobodowskiego, Rymkiewicza, Liniewskiego lub nawet Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz (której Boża

podszewka służyła Izabelli Cywińskiej za temat serialu telewizyjnego), ale literatury innego w tej

książce nie ma26. Co gorsza cała już imponująca biblioteka kresoznawcza niezdolna jest dać

wyobrażenie o źródłach nieporozumień. Gołosłowna potęga dyskursu prawie zawsze zagłusza

wymowę dokumentów, co czasami dochodzi -jak w wypadku Krzemieńca Ryszarda Przybylskiego27

do jawnego zwichnięcia rzeczywistości.

24 T. Chrzanowski, Kresy, czyli obszary tęsknot, Wyd. Literackie, Kraków 2001.

25 E. Rostworowski, Ziemia, której już nie zobaczysz, Wyd. Czytelnik, Warszawa 2001, potwierdza

polonocentryczną wizję tego świata. Ale wizja ta ma bardzo długi rodowód. Patrz D. B e a u v o i s,

Oni i Inni. Pamiętnikarze polscy na kresach wschodnich w XX w., „Przegląd Wschodni" 2000, t. 7, z.

25, s. 185-204.

26 L. S z a r u g a, Węzeł kresowy, Wyd. WSP, Częstochowa 2001. Nie ma jej więcej, ani też

historycznych rozważań, u Anny Pelczyńskiej, Koniec kresowego świata, wyd. Test, Warszawa 2003.

27 R. P r z y b y 1 s k i, Krzemieniec, opowieść o rozsądku zwyciężonych, wyd. Sic!, Warszawa 2003.

Do ignorowania ustaleń historyków przez tego przecież zasłużonego krytyka jeszcze powrócimy.

20

Wprowadzenie

Powrót do dokumentów

Czy historyk może zaufać tego rodzaju świadectwom? Jaka rzeczywistość ukrywa się w tych baśniach,

pastelowych obrazkach, kolorowanych freskach? Kim byli naprawdę Polacy na Ukrainie w czasach

powstawania legend i pięknych malowanek? Jak rzeczywiście wyglądały stosunki między Polakami,

Ukraińcami i Rosjanami, którzy przecież po drugim i trzecim rozbiorze władali tymi ziemiami? Jacy

byli naprawdę Kozacy, tak chętnie opisywani w literaturze?

Ciekawe, że żadna z dotychczasowych syntez historycznych nie podejmowała takich pytań. Tę właśnie

lukę będziemy starali się zapełnić. Opuścimy zatem wyżyny mitu, alby zstąpić do rzeczywistości

ukrytej w archiwach.

Obszar badawczy, którym będziemy się zajmować, jest stosunkowo wąski, jak to pokazuje tytuł

rozprawy. Nie znajdziemy w niej niczego, co dotyczyłoby Galicji Wschodniej. Stosunki między

Polakami i Ukraińcami pod zaborem austriackim ewoluowały w sposób tak szczególny, że ich opisanie

wymaga osobnej rozprawy. Nasze studium dotyczy jedynie obszarów Ukrainy anektowanych przez

Cesarstwo Rosyjskie w roku 1793 i 1795, to znaczy trzech guberni: kijowskiej, wołyńskiej i podolskiej.

Obszar ten, o łącznej powierzchni Portugalii i Szwajcarii, przed rokiem 1831 uważany w Petersburgu

za część „polskich guberni" cesarstwa, został później przez Rosjan nazwany „regionem południowo-

zachodnim" (jużno-zapadnij kraj). Przez mieszkańców nazywany był często „prawobrzeżną Ukrainą"

(chodzi o brzeg Dniepru), w odróżnieniu od Ukrainy lewobrzeżnej, gdzie wpływy rosyjskie zaczęły się

już od traktatu perejasławskie-go w 1654 roku, a utwierdziły się ostatecznie w roku 1783 ze

zniesieniem tam hetmanatu. Będziemy wymiennie używać nazw Ruś i Ukraina oraz przymiotników

ruski i ukraiński.

Gdybyśmy szukali śladów obecności Polaków na Ukrainie w opracowaniach historycznych

opublikowanych przez Ukraińców przed 1989 rokiem, nie znaleźlibyśmy ich wiele: kilka nazwisk, kilka

drobnych wzmianek, to wszystko28. W polskich pracach historycznych dotyczących tego okresu

(przed 1989 rokiem) informacje są również zadziwiająco niepełne, jak gdyby historycy chcieli

dopuścić do tego, czego Rosjanie od nich wymagali: przyznania, że pamięć o tamtejszych Polakach

powinna zniknąć na zawsze. Informacje w nich zawarte dotyczą jedynie walk w 1831 roku, organizacji

politycznej Szymona Konarskie-go, życia literackiego i kontaktów z rewolucjonistami rosyjskimi29.

Jedynym po-

28 M. Hruszewsky, Abrege dhistoire de Wkraine [Krótka historia Ukrainy}, Paris-Geneve-Prague 1920;

F. O. Jastrebow, Ukrajina w perwszij połowyni XIX stolittia, [w:] Narysy z istoriji Ukrajiny, Wyp. 8,

UAN, Kijów 1938, s. 274. Z prac nowszych zob. Istorija Ukrainśkoji RSR (oprać, przez Akademię Nauk

Ukrainy), 2 t., Kijów 1967; A. H. Szewelew i in., Istorija Ukraijnśkoji RSR w wosmy tomach, t. 3, wyd.

„Naukowa Dumka", Kijów 1978. Niektóre dane związane z naszym tematem można znaleźć na 22

stronach poświęconych tzw. guberniom zachodnim Cesarstwa Rosyjskiego przez E. Tha-dena w jego

książce Russia's Western Borderlands 1710-1870, Princeton University Press, 1984, s. 121-143 oraz w

panegirycznej rozprawie W. Ju. S z u 1 g i n a, Jugozapadnij kraj pod uprawieniem D. G. Bibi-kowa

[Poiudniowo-zachodni region pod kierownictwem D. G. Bibikowa], „Drewnaja i Nowaja Rossija" 1979,

vol. 2, nr 2.

29 L. Podhorodecki, Zarys dziejów Ukrainy, 2 t., Warszawa 1976 i W. Serczyk, Historia

Wprowadzenie

21

ważnym studium jest książka Jana Tabisia pt. Polacy na Uniwersytecie Kijowskim, która ukazała się w

Krakowie w roku 1974. Liczne książki i artykuły z tego okresu odnotowane poniżej w przypisach,

dotyczą spraw szczegółowych, najczęściej życia politycznego lub kulturalnego - Ukraina pojawia się w

nich tylko okazjonalnie.

Zajmuje ona poważniejsze miejsce dopiero w mojej rozprawie habilitacyjnej o historii Uniwersytetu

Wileńskiego i jego okręgu, wydanej po francusku w roku 197730. Z powodu sytuacji politycznej

została ona wydana po polsku 14 lat później w roku 199131.

Od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku badania spraw ukraińskich przeżywają wielki renesans.

Prawie każdy uniwersytet utworzył instytut bądź Wschodni, bądź Europy Środkowo-Wschodniej, bądź

Pogranicza. Wszędzie w Polsce organizowane są sympozja, zjazdy, sesje naukowe na tematy polsko-

ukraiń-skie. Wszędzie: w Warszawie, Lublinie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu itd., wydawane są

monografie, akta, pisma, biuletyny, zeszyty. Najczęściej poświęcone są rozrachunkom

dwudziestowiecznym, przeważnie galicyjskim, ale niektóre z tych licznych publikacji starają się

uwzględniać całokształt historii w wielodyscyplinarnym wymiarze. Wymieńmy dla przykładu wytrwale

wydawany od blisko 15 lat w Warszawie przez red. Jana Malickiego „Przegląd Wschodni", który

dochodzi obecnie (2004 r.) do 33 numerów. Przemyski ośrodek, publikując pięć zbiorów Polska-

Ukraina 1000 lat sąsiedztwa i osiem biuletynów, mężnie rywalizuje z działalnością większych miast.

Rosja nie bardzo się interesuje tą problematyką, ale jeden z jej badaczy wniósł bardzo istotny wkład

do dyskusji32. Najnowsze pokolenie historyków ukraińskich gruntownie przemyśliwuje swą historię.

Od roku 1999 wychodzi w Kijowie świetne pismo „Ukrajnśkij Humanitarnyj Ohljad". Ukazała się

zupełnie odnowiona wersja Historii Ukrainy (wydanej również po polsku w Lublinie) pióra N.

Jakowenki (okres do 1772 r.) i J. Hrycaka (od 1772 po 1999 r.) w roku 2000.

Mimo takiego fajerwerku poniezależnościowych publikacji, nie można powiedzieć, że „ziemie

zabrane" XIX wieku, a szczególnie Ukraina prawobrzeżna, wzbudziły większe zainteresowanie

zawodowych historyków. W ostatnim dzie-

Ukrainy, Ossolineum, Wrocław 1979; S. Kieniewicz, Stosunki polsko-ukraińskie w latach 1820-1870,

[w:] Sesja naukowa w trzechsetną rocznicę zjednoczenia Ukrainy z Rosją 1654-1954, Warszawa 1956,

s. 131-157. Niezmiernie ciekawe są Wspomnienia z różnych lat Zygmunta Starorypińskiego wydane

przez S. Kieniewicza wspólnie z pamiętnikiem K. Borowskiego, pod tytułem Między Kamieńcem i

Archangielskiem, PIW, Warszawa 1986, s. 27—175. Materiał ten na ogół porwierdza wnioski

niniejszej pracy.

30 D. B e a u v o i s, Lumieres et Societe en Europę de l'Est. UUniuersite' de Vilna et les ecoles

polonaises de 1'Empire russe 1803-1832, 2 t., Wyd. Champion, Lille-Paris 1977, s. 912. Szkoły na

Ukrainie są szeroko omawiane w części trzeciej.

" D. Beauvois, Szkolnictwo polskie na ziemiach litewsko-ruskich 1803-1832, 2 t., Wyd. KUL, Lublin

1991.

12 A. I. M i 11 e r, Ukrainśkij wopros w politike wlastej i russkom obszczestwiennom mnienii, wyd.

Ale-Icja, Sankt-Petersburg 2000.

22

Wprowadzenie

siccioleciu pojawiło się jednak kilka cennych prac poświęconych niektórym ważnym aspektom życia

społeczno-kulturalnego. Można żałować, że świetne studium Leszka Zasztowta o zrusyfikowanym

szkolnictwie po powstaniu listopadowym kładzie główny nacisk na Litwę i Białoruś, a wnosi mało

nowego co do sytuacji na Ukrainie33. Książka Tadeusza Epsteina koncentruje się - odwrotnie - na

naszym obszarze badawczym, ale z perspektywy tradycji i patriotyzmu polskiego34. Największy wkład

z naszego socjologiczno-wielonarodowego punktu widzenia wnosi trud Dariusza Szpopera o

działalności towarzystw ziemiańskich w przededniu zniesienia poddaństwa w Cesarstwie

Rosyjskim35.

Materiały takie nie wystarczają do napisania studium o nastawieniu socjologicznym, co sobie

założyliśmy. Bogata literatura pamiętnikarska i wspomnieniowa (do której również odsyłamy w

przypisach) umożliwia w jakimś stopniu takie nastawienie, ale nie rozwiązuje zasadniczych

problemów. Specyficzne społeczeństwo wymaga badań szczegółowych, to sprawa trudna do

zrozumienia dla czytelników zachodnich, ponieważ cała ludność polska zamieszkująca Ukrainę

legitymowała się herbem szlacheckim. Bardzo liczne prace napisane w latach ostatnich o tej grupie

społecznej, która odegrała w dziejach Polski zasadniczą rolę, nie są jednak zbyt pomocne w

zrozumieniu społeczności wchłoniętej przez imperium rosyjskie. Najwięcej przesłanek badawczych

zawiera dotąd znakomita książka Jerzego Jedlickiego36.

Nie można było mieć jasnego obrazu tego społeczeństwa bez dotarcia do jego własnych zwyczajów,

to znaczy bez przestudiowania na miejscu dokumentów sejmików szlacheckich, korespondencji

marszałków szlachty z ich podwładnymi, właścicielami ziemskimi, administracją carską wreszcie.

Równie ważne było spojrzenie na tę grupę społeczną od strony urzędników rosyjskich.

Każdą gubernią zarządzali przed rokiem 1831 gubernatorzy cywilni, dublowani często przez

gubernatorów wojskowych, stacjonujących w trzech stolicach gubernialnych: Kijowie, Żytomierzu i

Kamieńcu. W roku 1831 dodano szczebel generałgubernatorstwa dla kontrolowania całego

południowo-zachodniego regionu. Ten urząd trwał do rewolucji 1917 roku. Siedzibą generała-

gubernatora, któremu podlegali gubernatorowie cywilni, był Kijów. On z kolei podlegał bezpośrednio

w Petersburgu przed powstaniem listopadowym carowi, senatowi lub poszczególnym ministrom, a

po powstaniu listopadowym Komitetowi Guberni Zachodnich złożonemu ze specjalnie zbierających

się ministrów. Ta instytucja

33 L. Z a s z t o w t, Kresy 1832-1864, szkolnictwo na ziemiach litewskich i ruskich dawnej

Rzeczypospolitej, Inst. Hist. Nauki PAN, Warszawa 1997.

34 T. E p s t e i n, Edukacja dzieci i młodzieży w polskich rodzinach ziemiańskich na Wołyniu, Podolu i

Ukrainie w drugiej poi. XIX w., wyd. DiG, Warszawa 1998. Dane o naszych prowincjach znajdują się

również w: J. Remy, Higher education and national identity, polish student actwism in Russia 1832-

1863, Helsinki 2000.

" D. S i. p o p e r, Pomiędzy caratem a snem o Rzeczypospolitej, myśl polityczna i działalność

konserwatystów polskich w guberniach zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego w latach 1855-1862, Wyd.

Arche, Uniwersytet Gdański, Gdańsk 2003.

'" J. J c d I i c k i, Klejnot i bariery społeczne, Warszawa 1968, szczególnie strony: 243-275, 298, 325,

352, 366. W obszernych przypisach znajdujemy przydatne informacje dotyczące szlachty.

Wprowadzenie

trwała do końca panowania Mikołaja I. W drugiej połowie XIX wieku rola generała-gubernatora

jeszcze bardziej wzrosła.

Niniejsza książka składa się z trzech chronologicznych części stanowiących właściwie historię szlachty

na Ukrainie od rozbiorów do pierwszej wojny światowej. Te części nie powstały i nie były

wydrukowane według tej' chronologii. Najpierw, dwadzieścia lat temu, powstała część druga37, bo

byłem wtedy przekonany, że okres międzypowstaniowy był najważniejszy, jeżeli chodzi o przemiany

społeczne. Bezwzględność akcji generała-gubernatora Bibikowa wydawała mi się najpilniejsza do

badania. Polityczna sytuacja w latach 1981-1982 nie bardzo sprzyjała pracy w Związku Radzieckim.

Należało przezwyciężyć opór władz i nawet niechęć kilku moich studentów, nierozumiejących czego

ich profesor szuka tam w czasie polskiego stanu wojennego. Udało się wtedy dotrzeć do źródeł dzięki

umowie naukowej między Francuskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Akademią Nauk ZSRR.

Mogłem dzięki temu pracować w Centralnym Archiwum Ukraińskiej Republiki Sowieckiej w Kijowie

(przede wszystkim studiować akta kancelarii kolejnych generałów-gubernatorów), w archiwach

lokalnych (obwodu kijowskiego), miałem też dostęp do kilku dokumentów z archiwów lokalnych w

Winnicy i Żytomierzu; pracowałem również nad aktami Komitetu Guberni Zachodnich w Centralnym

Archiwum Historycznym ZSSR w Leningradzie.

Zachęcony sukcesem tej pracy postanowiłem w początku lat dziewięćdziesiątych badać dalsze losy

ziemiaństwa i zdeklasowanej szlachty na tym samym terenie. Międzynarodowe kontakty i wymiana

naukowa stały się wtedy łatwiejsze, a ostatni cerberzy w rosyjskich i ukraińskich archiwach stali się

dla badaczy rozczulająco uprzejmi. W pracy nad książką wyzyskałem nieznane dotychczas dokumenty

pochodzące przede wszystkim z archiwów kijowskich (ogromne zbiory kancelarii generałów-

gubernatorów) oraz w mniejszym zakresie z archiwów petersburskich (dokumenty dotyczące

chłopstwa i Senatu), moskiewskich (materiały policyjne). Korzystałem ponadto z archiwów polskich w

Warszawie, w Krakowie i we Wrocławiu oraz z archiwów paryskich, w których znajdują się liczne

pamiętniki i wspomnienia, w wielu wypadkach dotychczas niepublikowane. W archiwach tych

prowadziłem też kwerendę prasową. Odpowiednie adresy bibliograficzne dotyczące źródeł

archiwalnych oraz rosyjskiej, ukraińskiej i polskiej literatury naukowej znajdują się w przypisach. W

trosce o spójność pracy niniejsze studium celowo zostało ograniczone do spraw związanych z

majątkiem i własnością ziemską. Pod koniec XIX wieku ziemię uznawano nie tylko za znak

przynależności do szlachty, ale również za wartość kapitałową. Ziemia stała się centralnym

elementem moich badań. Wydaje mi się, że zrozumienie dziejów bitwy o ziemię stanowi konieczny

warunek właściwego rozwiązania

37 D. B e a u v o i s, Le Noble, le Serf et le Revizor, la noblcssc polonaise entre la tsarisme et les

masses ukrainiennes 1831-1863, Wyd. Archives Contemporaines, Paris 1985; tłum. polskie: Polacy na

Ukrainie 1831-1863, szlachta polska na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie, Instytut Literacki, Biblioteka

„Kultury", t. 425, Paryż 1987 i 1988.

24

Wprowadzenie

dzisiejszych trudności związanych z wprowadzeniem na terenach byłego Związku Sowieckiego

gospodarki rynkowej. Na tych terenach posiadanie ziemi, jej sprzedaż i kupno stanowiło zawsze

niezwykle skomplikowany węzeł problemów zarówno emocjonalnych, jak i gospodarczych.

Wyniki tej kwerendy były również wydane po francusku i tym razem mogły się ukazać po polsku w

kraju, a już nie na emigracji38. Wtedy to zdałem sobie sprawę, że to drzewo nie ma korzeni, że

poprzednie studia, niezależnie od stopnia ich szczegółowości, dotyczyły epok, w których wybuchły

jawne konflikty i ujawniły się pokłady wzajemnej agresji. Nie wyjaśniały one jednak, w jaki sposób

owe konflikty wcześniej dojrzewały w samym społeczeństwie polskim jeszcze za czasów

Rzeczypospolitej, a potem zapowiadały się w pierwszych latach po rozbiorach.

Należało więc jeszcze wydłużyć perspektywę historyczną wstecz, dotrzeć do wcześniejszych źródeł,

dodać brakujące ogniwo, przekształcić dyptyk w tryptyk, objaśnić genezę problemów. Nie tylko

odtworzyć, w jaki sposób polskie społeczeństwo na Ukrainie wnikało w tkankę Cesarstwa Rosyjskiego

od roku 1793, ale zweryfikować wiarygodność ciągle powtarzanych „prawd" o równości szlacheckiej,

o rzekomym „społeczeństwie obywatelskim" przed rozbiorami i po rozbiorach. Niczym archeolog,

który docierając do najgłębszych pokładów, poznaje dzięki nim tajemnice warstw późniejszych,

powróciłem do początków. Daleko nie wszystko zostało wyjaśnione, ale trochę nowych pytań

powstało. Wyniki tych ostatnich badań ukazują się tutaj po polsku po raz pierwszy, zostały bowiem

wydane po francusku całkiem świeżo39. Czytelnik ujrzy, że tak część pierwsza, jak i następne, została

skomponowana w oparciu o materiał w większości nieznany, uzyskany dzięki nowej delegacji w

Rosyjskiej Akademii Nauk i nowemu dotarciu do Państwowego Archiwum Historycznego w

Petersburgu, obecnie zwanego RGIA, oficjalnie zamkniętego, ale cudem dla mnie otwartego.

Wypadnie z pewnością żałować, że na kartach tej książki nieobecna jest ludność żydowska, liczniejsza

na Ukrainie niż Polacy. Wspólnocie żydowskiej zamieszkującej te ziemie należy się oddzielne studium,

które trzeba będzie w przyszłości napisać40.

38 D. B e a u v o i s, La bataille de la terre en Ukrainę 1863-1914, les Polonais et les conflits socio-eth-

niąues, wyd. PUL, Lilie 1993; tłum. polskie: Walka o ziemią, szlachta polska na Ukrainie

prawobrzeżnej pomiędzy caratem a ludem ukraińskim 1863-1914, wyd. Pogranicze, Sejny 1996.

39 D. Beauvois, Powoir russe et noblesse polonaise en Ukrainę 1793-1830, CNRS-editions, Paris

2003.

40 Kilka prac dotyczących tego bardzo specyficznego tematu jest albo zbyt wąskich (zob. W. R y -b y

n ś k i j, Jewrejśki chliborobśki kolonij na Kyjiwszczyni, Wołyni ta Podoili w polowyni XIX stolittia

[Kolonie żydowskie na Kijowszczyźnie, Wołyniu i Podolu w połowie XIX wieku], [w:] Zbirnyk prać jew-

rejśkoji Istoryczno-Archeograficznoji Komisiji UAN [Zbiór prac Żydowskiej Komisji Historyczno-Archeo-

geograficznej], vol. 2, Kijów 1929; bądź zbyt jednostronnych: M. Drahomanow, Ewreji i Poljaki w

Jugozapadnom Kraje [Żydzi i Polacy w guberniach poludniowo-zachodnich], [w:] Politiczeskoje soczi-

nienia [Dzieła polityczne], t. 1, Moskwa 1908. Pierwszą syntezę o Żydach na Ukrainie, pokrywającą się

z naszym studium napisał O. B. Berensztejn, Dyskryminacijna polityka cars'kogo urjadu szczo do

Jewreiw u drugij połopyni XVIII- perszij polovyni XIX stolittja za materialamy prawobereżnoj Ukrainy,

maszynopis, Instytut Narodowych Tożsamości i Politologii UAN, Kijów 1995.

Wprowadzenie

25

Książkę tę napisał Francuz, z czego wynikają oczywiste konsekwencje. Przedstawione interpretacje

chcą - co często nie jest łatwe - pozbyć się narodowych stronniczości; możliwe, iż dystans zmienił

perspektywę - stał się przyczyną nieuniknionych pomyłek, ale być może tylko autor francuski mógł

dotrzeć do tej martwej planety, dogrzebać się do tego zapomnianego świata. Młyn historii starł

skutecznie z powierzchni ziemi sporo różnych kultur. I nie trzeba ich koniecznie szukać aż w

cywilizacjach prekolumbijskich. Na obrzeżach Europy powolna, lecz przeraźliwie skuteczna

biurokracja carska wymazała jedną z nich. Jedna przestarzała doktryna imperialna ustąpiła miejsca

innej, całkiem nowej, wprowadzającej odmienny porządek. Byłbym rad, gdyby w jakimś stopniu

udało mi się pokazać nieuchronny schyłek pierwszej, a także zdemontować i zademonstrować

bezlitosny mechanizm drugiej.

Możliwość zebrania trzech części tych długoletnich badań w jednym tomie zawdzięczam Panu

Dyrektorowi Wydawnictwa UMCS, Andrzejowi Peciakowi. Proszę Go o przyjęcie mojej szczerej

wdzięczności.

Udostępnienie mojej małej trylogii ukraińskiej polskiemu czytelnikowi nie byłoby możliwe bez

koniecznej i przyjaznej cierpliwości moich wspaniałych tłumaczy - Ewy i Krzysztofa Rutkowskich. Ich

pomoc była wręcz nieoceniona. Im więc należą się słowa szczerego podziękowania.

Jakże mógłbym na koniec nie wyrazić wdzięczności dla tej, która wspiera me prace od lat 45, mej

małżonki - Teresy, dzielącej wszystkie wzruszenia wywołane przez archiwalne znaleziska, śledzącej z

uwagą każdą zapisaną stronę i zapewniającej jej ostateczny kształt?

Paryż, wiosna 2005.

Mapa administracyjna południowo-zachodnich guberni Cesarstwa. Powiaty i miasta powiatowe

Niektóre objaśnienia

o

M U

O

2

U

c

o '5b

e -o o

o ¦5 -o

¦f

CL,

Pieniądze (ok. 1840 r.): 1 złoty polski = 15 kopiejek

1 rubel srebrny =100 kopiejek = 6 złotych 20 groszy 1 czerwoniec = ok. 5 rubli srebrnych 1 dusza

męska miała około 1840 roku wartość 1160 zł, to znaczy 175 rubli asygnacyjnych

W roku 1910 1000 rubli = 500 dolarów w złocie

Miary odległości: 1 wiorsta (rosyjska) = 1 km 1/15, dzieliła się na 500 sążni (ok. 2 m)

Miary powierzchni:

- polskie:

1 morga = 1 arpent = 60 arów 1700 mórg =1015 dziesięcin

- rosyjskie:

1 dziesięcina = 1,092 hektara

Rosyjska miara ciężaru: 1 pud = 16,37 kg

Rosyjskie miary objętości:

a) ziarna:

1 kwarta (czetwierf) = 2 ośminy = 8 kwaterek = 209,91 litrów = 10 pudów

b) płynów:

1 wiadro =12 litrów 1 kwarta = 3.07 litra

c) buraków:

1 berkowiec =10 pudów

Kalendarz:

wszystkie daty zostały podane według kalendarza jułiańskiego, obowiązującego w Cesarstwie

Rosyjskim. Odpowiednią datę według kalendarza gregoriańskiego otrzymuje się, dodając 13 dni.

I

CZĘŚĆ PIERWSZA

Okres przedlistopadowy

Rozdział pierwszy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

„Prawda historyczna" bywa ułomna, zwiewna i stronnicza: warto więc w rozdziale wstępnym wskazać

na kuszące ścieżki, których się poniechało i powrócić do konstatacji, które wyznaczają zakres

tematyczny niniejszego studium.

Zbyt głośne przykłady akceptacji rozbiorów

Nadal się często zdarza, że z przykładów asymilacji kilku arystokratów lub rozmaitych „napływowych"

elitarnych grupek z administracją Cesarstwa Rosyjskiego lub z jego wyższą socjetą wyciąga się

wniosek o zasadniczej otwartości Cesarstwa na cudzoziemców i o stopniowej ich integracji. Ów

wniosek rozszerza się chętnie o twierdzenie o „wielonarodowościowej" strukturze Cesarstwa

Rosyjskiego, bez zbytniego zajmowania się grupami znacznie mniej widocznymi, znajdującymi się

daleko od stolicy, od dworu, z dala od centralnej władzy. Rosyjska gościnność i otwarcie była chętnie

podnoszona przez historyków carskich lub przez historiografię uprawianą w imię „przyjaźni między

narodami", by carski lub radziecki imperializm przedstawić w jak najlepszym świetle. Przypadki

nadbałtyckich baronów, gruzińskich książąt, tatarskich dygnitarzy itd., którzy trafili do rosyjskiej

Gothy, tworzą rodzaj girland zdobiących hasło: „wszechobejmującej miłości" łączącej wszystkich

Rosjan, drogie panslawiście Tiutczewowi w XIX stuleciu lub hasło: „dwa wieki wspólnej historii", za

pomocą którego Sołżenicyn próbuje na nowo połączyć Rosjan i Żydów u zarania XXI stulecia.

Integracja polskiej arystokracji, chociaż w zasadzie zakłada się i podkreśla, że była ona prozachodnia

(bonapartystowska i pronapoleońska), mogłaby również służyć za argument do głoszenia chwały

potencjału integracyjnego caratu, zwłaszcza integracja arystokracji z prawobrzeżnej Ukrainy, czyli z

ziem stanowiących prawie połowę terytoriów wszystkich rosyjskich zaborów, interesująca nas tu

najbardziej. Targowica, miejsce zawiązania niesławnej konfederacji, która doprowadziła do drugiego

rozbioru i trzy lata później do całkowitego zniknięcia Rzeczpospolitej z mapy Europy, leży właśnie - co

znamienne - w tej części Ukrainy, gdzie trzej magnaccy fundatorzy oddali się na służbę Katarzyny II.

Wiadomo, że Rosja od końca siedemnastego wieku wywierała coraz silniejszy

14

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

wpływ na życic polityczne w Rzeczpospolitej. W osiemnastym stuleciu trzej królowie zostali wybrani z

rosyjskiej protekcji i na skutek rosyjskich interwencji: dwóch Sasów - August I w roku 1697 i August II

Mocny w roku 1734 oraz Stanisław August Poniatowski w roku 1764, nie wspominając o działaniach

wojskowych przeciwko Stanisławowi Leszczyńskiemu, dwukrotnie wybranemu w wolnych elekcjach z

poparciem Francji, w latach 1704 i 1734 i po dwakroć detronizowanemu. To wszystko nie mogło się

wydarzyć bez solidnego udziału inożnowładców Rzeczpospolitej, w której koteria prorosyjska

kontolowała rozwój sytuacji1.

W połowie osiemnastego wieku koterii prorosyjskiej przewodziła „Familia" Czartoryskich, której

majątki znajdowały się na Ukrainie. Czartorysk, kolebka rodzinna, leżał na Podolu. Adam Kazimierz,

wspólnie z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, starał się nadać polskiemu rządowi po

pierwszym rozbiorze Polski pozory autonomii, ale podczas powstania kościuszkowskiego schronił się

w Wiedniu i przede wszystkim dokładał starań, by zachować swe ogromne majątki na Ukrainie (był

on, jak wiadomo, starostą generalnym ziem podolskich). Tylko jeden sposób mógł zabezpieczyć owe

dobra liczące 194 miasta i wioski przed konfiskatą z rozkazu carycy Katarzyny II: książę musiał, w

hołdzie zwyciężczyni, wysłać na jej dwór dwóch synów jako zakładników. Na skutek tej decyzji, młodzi

książęta: Adam Jerzy (1770-1861) i Konstanty (1773-1860) zrobili na rosyjskim dworze zdumiewającą

karierę, szczególnie Adam Jerzy, służąc za przykład nadzwyczaj udanej integracji, którą historycy

bardziej troszczący się o emblema niż o kontekst społeczny, mogliby uznać za oznakę zupełnego

otwarcia caratu. Książę Adam Jerzy, bliski przyjaciel carewicza Aleksandra, kochanek wielkiej księżnej

Elżbiety, przyszłej carycy, został ministrem spraw zagranicznych Cesarstwa w roku 1804 i bardzo

bliskim przyjacielem cara, mimo pewnego ochłodzenia stosunków w roku 1812. Książę był ponadto

senatorem, członkiem Rady Stanu, kuratorem Uniwersytetu Wileńskiego, a w roku 1815 jednym z

głównych założycieli i najważniejszych dygnitarzy Królestwa Polskiego. Książę Adam Czartoryski

zerwał z Rosją dopiero w roku 18312.

Żaden inny Polak nie cieszył się w carskiej Rosji takim prestiżem. Nieszczęsny Stanisław August

Poniatowski, wspominając być może wdzięki przyszłej carycy Katarzyny II, którymi obdarowywała go

szczodrze, podobnie jak wielu innych, dożył dni swoich (zmarł w 1798 roku) w marmurowym pałacu

oddanym do jego dyspozycji przez Pawła I w Petersburgu, ale ten jedenastomiesięczny żałosny pobyt

uznać można za dowód przywiązania do Rosji wyłącznie w sensie

1 J. Fabre, Słanislas-Auguste Poniatowski et 1'Europe des Lumieres, Strasbourg 1952, wyd. drugie-

Paris 1984.

2 Memoires du prince Adam Czartoryski et Correspondance avec Alexandre I, 2 vol., Paris 1887. Zob.

także: M. Handelsman, Adam Czartoryski, t. 1 i 2, Warszawa 1948 oraz najnowszą pracę: J. P e z -d a,

Ludzie i pieniądze. Finanse w działalności Adama Jerzego Czartoryskiego i jego obozu na emigracji w

latach 1831-1848, Kraków 2003, zwłaszcza strony 19-37.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

35

gorzko-ironicznym3. Król mógł liczyć tylko na Rosjan, by spłacać swych wierzycieli: na tych samych,

którzy najpierw wynieśli go na tron, a potem zrujnowali.

Najwięksi magnaci na Ukrainie lepiej wyczuli skąd wieje wiatr. Szczęsny Potocki, przebogaty właściciel

pałacu w Tulczynie - jego portret w zbroi (!) pędzla Lampiego znajduje się w zbiorach Luwru - mógł, w

podzięce za pomoc udzieloną Katarzynie przy rozbiorach Rzeczypospolitej, nadal władać w swych

ogromnych latyfundiach liczących 312 miast i wsi oraz ukończyć w roku 1805 najpiękniejszy w

Europie Srodkowo-Wschodniej zespół pałacowo-ogrodowy nazwany Sofiówką na cześć swej trzeciej

żony Zofii de Witte. Żywot i dzieje niesłychanej fortuny Potockiego, stanowiące najbardziej typowy

przykład bezboles-nej przemiany z obywatela Rzeczypospolitej Obojga Narodów w carskiego wasala,

stały się i z pewnością staną w przyszłości obiektem kolejnych studiów4.

Drugi targowiczanin, Franciszek Ksawery Branicki posiadał fortunę nie mniejszą niż Potocki. W

Petersburgu, w połowie osiemnastego wieku, uczestniczył w dworskich intrygach i wybrykach

przyszłego króla, a w latach 1768-1772 dowodził szczupłymi oddziałami królewskimi, jako

sprzymierzeniec Rosjan, w walkach z konfederatami barskimi. Potem odwrócił się od Stanisława

Augusta i nadal bywał częstym gościem na dworze Katarzyny II, przed którą skarżył się po sarmacku

na „despotyczne" zapędy Warszawy. Zanim stał się grabarzem Rzeczypospolitej, zadbał o swe

niespożyte bogactwa, żeniąc się w roku 1781 z Aleksandrą Engelhardt z jednej z najbogatszych rodzin

w Cesarstwie Rosyjskim. Na jej cześć kazał zbudować inny zespól ogrodowy nazwany Aleksandrią, w

pobliżu stolicy swego udzielnego księstwa, czyli Białej Cerkwi (po ukraińsku: Bila Cerkiv). Według

upartej plotki, małżonka Branickiego była pierwszym z serii nieślubnych dzieci zrodzonych z

niezliczonych przygód miłosnych Katarzyny II, co stwarza znakomitą okazję do dywagacji o

wariantach i strategiach matrymonialnych, jak zwykło się „naukowo" określać sekrety alkowy.

Franciszek Ksawery Branicki był kwintesencją magnackości. Kiedy młodzi bracia Czartoryscy pytali się

o szczegóły protokołu związanego z ich prezentacją w Carskim Siole i o stosowność całowania

Katarzyny II w rękę, według Pamiętników księcia Adama Czartoryskiego opublikowanych po

francusku w Paryżu, Branicki miał odpowiedzieć: „Całujcie ją, gdzie zechce, byle oddała wam

majątek"5.

3 Pamiętniki Stanisława Augusta Poniatowskiego, t. 1, Sankt-Petersburg 1914; t. 2, Pietrograd 1924.

Król opowiedział w nich z fantazją i z nostalgią o swym związku z wiarołomną małżonką Piotra III i o

swym czułym stosunku dla Katarzyny II mimo wszelkich jej intryg, które caryca przeciwko niemu

później zawiązywała.

4 Poza znakomitym hasłem pióra E. Rostworowskiego w Polskim słowniku biograficznym,

zaopatrzonym w obszerną bibliografię, można zajrzeć do esejów Jerzego Ł o j k a, Dzieje pięknej

Bitynki. Opowieść o życiu Wittowej-Potockiej, Warszawa 1975, wyd. III oraz Potomkowie Szczęsnego,

dzieje fortuny Potockich z Tulczyna, Lublin 1983.

5 Por. hasło w Polskim słowniku biograficznym Henryka Mościckiego, który opowiedział o Branic-kim

wiele skandalizujących plotek. Artykuł w PSB warto porównać z wielce powściągliwym hasłem w

Russkom Biograficzeskom Słowarze, t. 3, Petersburg 1908, s. 328-331.

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

11 /ci i członek tej prorosyjskiej koterii, Seweryn Rzewuski był również jednym / potężnych polskich

magnatów, którzy oddali duszę i ciało w służbę Rosji, iniino ze ducha wyzionął w roku 1811 w

austriackiej Galicji. Repnin deporto-w.il co prawda Rzewuskiego w czasach konfederacji barskiej do

Kaługi, ale od roku 1775 powrócił on, z poparciem Branickiego, do łask Katarzyny II i przewodził

arystokratycznej frondzie. W okresie Sejmu Wielkiego ostro sprzeciwiał nic przywróceniu

dziedziczności polskiego tronu. Caryca znalazła w Rzewuskim zajadłego przeciwnika Konstytucji 3

maja, którą ona postrzegała jako koncen-irat francuskiego jakobinizmu. Spośród majątków

ukraińskich Rzewuskiego, l;rancuzi znają Wierzchownię, późniejszą własność Eweliny Hańskiej z domu

Rzewuskiej, kochanki i muzy, wreszcie żony Balzaka. Siostra Eweliny, słynna pani Sobańska, agentka

tajnej carskiej policji i kochanka Mickiewicza, podobnie jak jej brat Henryk Rzewuski, pisarz znakomity

i zachowawczy, odznaczali się takim przywiązaniem do rosyjskiej arystokracji i tak mocno chwalili jej

zalety, że przeniknęło ono do Balzakowych pochwał caratu.

Tę skróconą listę polskich arystokratów z Ukrainy powiązanych z Rosją w okresie rozbiorów

Rzeczypospolitej można bez trudu rozwijać za rozprawą Ludwika Bazylowa Polacy w Petersburgu6,

która pokazuje, w jaki sposób kilka drzew skrywa cały las, o którym było dotąd cicho, a o którym

zamierzamy powiedzieć. Kilka „emblematycznych figur", o których mowa w tej książce, na 1200

Polaków mieszkających około roku 1820, bardziej lub mniej na stałe, w stolicy rosyjskiego imperium,

pośród 35 000 cudzoziemców (w tym 23 600 Niemców, 4000 Francuzów i 2360 Szwedów) przekona

nas, że fragmentaryczna prezentacja nie wystarczy, by wyciągać wnioski ogólne dotyczące fenomenu

integracji, chociaż nie należy wykluczać, że owa integracja mogła następować zupełnie odmiennie niż

za pomocą częstych pobytów w Petersburgu. Wypadnie raczej zauważyć od razu i a contario, że tak

niewielka liczba „zintegrowanych" już z góry zapowiada potężne trudności we włączaniu kilkuset

tysięcy Polaków mieszkających w trzech zabranych prowincjach ukraińskich w tryby rosyjskiej

administracji, urzędów i armii. Przyjrzyjmy się jeszcze nieco owej arystokracji, która pospiesznie

manifestowała swoje przywiązanie do władzy, szeroko wyciągając ku niej ramiona.

Już podczas walk w kwietniu-maju 1793 roku pomiędzy nielicznymi oddziałami polskimi na Ukrainie i

wojskiem rosyjskim zdarzały się odszczepieństwa oficerów wysokiego szczebla. Generał Stefan

Lubowidzki, dowódca powiatu skwirskiego w pobliżu Kijowa, wezwał księdza i zmusił swych żołnierzy,

by przysięgli na krucyfiks, że wiernie odtąd służyć będą cesarzowej Rosji. Lubowidzki dostał za swój

czyn order i 20 000 dukatów. Antoni Złotnicki, komendant Kamieńca Podolskiego, twierdzy

uchodzącej za niezdobytą, poddał ją Rosjanom bez jednego wystrzału7.

6 L. Bazy Iow, Polacy w Petersburgu, Wrocław 1984, szczególnie strony 26-76 dotyczące okresu 1780-

1830.

7 H. M o ścieki, Dzieje porozbiorowe Litwy i Rusi, Wilno 1913, s. 115.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

37

Lubowidzkiemu, który od połowy roku 1793 objeżdżał podległe mu garnizony oraz składał wizyty

kilku wielkim właścicielom ziemskim na Ukrainie, by zachęcać ich - z rozkazu generała Kreczetnikowa

- do udania się do Petersburga i błagania carycy o zezwolenie na zachowanie ich majątków,

towarzyszył młody oficer Seweryn Bukar. Ów młodzieniec, właściciel majątku Januszpol w powiecie

żytomierskim, walczył co prawda przed rokiem u boku Kościuszki, ale w nowej sytuacji, namówiony

przez ojca, ruszył w ślady Lubowidzkiego razem z całym korowodem oficerów i arystokratów, którzy

składali swe hołdy Płatonowi Zubowowi, młodemu kochankowi Katarzyny II, który pojawi się

niedługo w nowej roli, bili pokłony samej cesarzowej, jej synowi Pawłowi oraz Aleksandrowi i

Konstantemu8.

W zastępie nowo poddanych skłonnych do oddawania wszelakich reweren-cji, byle tylko ocalić

majątek, jeden osobnik wyróżnił się szczególnie, mianowicie książę Antoni Stanisław Czetwertyński,

który złożył u stóp carskiego tronu drukowane drzewo genealogiczne świadczące o korzeniach rodu

sięgających Rusi Kijowskiej. Widział się on w roli dziedzica księstwa Włodzimierza Wielkiego, licząc na

to, że wyrazy uznania dla jego postawy, podpierane licznymi rosyjskimi subsydiami otrzymywanymi

od roku 1773, wystarczająco świadczą o szansach dla tego typu aspiracji. Co prawda teoria potrójnej

jedności narodu rosyjskiego czekała jeszcze na swego Karamzina i na słowianofilów, ale dziwić może,

jak Czetwertyński mógł nie widzieć, że Rosja zagarnęła dziedzictwo Rusi Kijowskiej już w szesnastym

wieku.

Idea Makarego, metropolity moskiewskiego (zm. 1583) o przechodzeniu najwyższej władzy

duchownej prawosławnej z Kijowa do Suzdalu i Władymira nad Klaźmą (1229), a następnie do

Moskwy, stała się od Iwana Kality (na początku XIV wieku) synonimem politycznej hegemonii

Moskwy nad wszystkimi ziemiami Slavii orthodoxae i jednocześnie integralną częścią imperialnej

myśli rosyjskich carów, zarówno Iwana IV, jak i Piotra Wielkiego. Czyż Kijów nie pojawiał się po

Moskwie w litanii tytułów Katarzyny II i w preambułach jej ukazów? Czy Rosja nie wyparła

doszczętnie Rusi, a o tym zniknięciu nikt ówcześnie nie odważył się mówić? Czyż słynna „Gramota

praw, wolności i przywilejów" szlachty z roku 1785, która powracać będzie w tych rozważaniach

wielokrotnie, nie zakładała wcielenia prawobrzeżnej Ukrainy z gubernią kijowską do imperium, zanim

to się stało faktem, skoro pierwsze słowa tego słynnego dokumentu zaczynały się następująco: „My,

Cesarzowa Wszechrosji (już nie Wsieją Rusi), władyka Moskwy, Kijowa, Władymira, Nowgorodu, etc.

..."9

"Pamiętniki Seweryna Bukara, Drezno 1871. Cyt. za: H. Mościcki, op. cit., s. 40. To masowe

przystępowanie nie podobało się czasami carskim dygnitarzom, którzy niepokoili się, że przydzielanie

skonfiskowanych majątków okaże się mniej hojne niż po pierwszym rozbiorze. Zob. serie

korespondencji opublikowanych przez Ruskoje Istoriczeskoje Obszczestwo (RIO) w XIX w., w

szczególności listy Tu-tolmina, Bezborodki i Repnina. O seryjnym poddawaniu się bez walki polskich

generałów, zob.: W. A. S m o 1 i j, Wozzjednannija prawobiereżnoj Ukrajiny, Kyiw 1978, s. 134-152.

9 Gramota na prawa, wolnosti i preimuszczestwa blagorodnogo rossijskogo dworianstwa, 21 kwietnia

1785, [w:] Połnoje Sobranije Zakonów Rossijskoj Imperii, PSZ, t. 22, seria 1, nr 16187.

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić tr/.cba

Nicsiciy, książę Czetwertyński, wierny sługa carycy, po drugim rozbiorze K/.cc/.ypospolitej przebywał

w Warszawie. Powstańcy kościuszkowscy nie pozostawili mu wiele czasu na delektowanie sie

świeżym tytułem rosyjskiego radcy st.mu i go powiesili. Ale integracja jego rodziny, która pospiesznie

schroniła się w Petersburgu, świadczy dobitnie o rozlicznych łaskach, którymi caryca nagradzała tak

znaczną uległość. Okazały się one jeszcze trwalsze niż te, którymi cieszył się książę Adam Jerzy

Czartoryski. Jeśli wdowa po Czetwertyńskim zadowoliła się majątkiem liczącym 1500 dusz w

okolicach Grodna, to syn Borys (imię prawosławne) zrobił karierę wojskową, a córki zaznały

nieoczekiwanej promocji alkowianej. Przez krótki czas pełniły rolę dam do towarzystwa na dworze

cesarzowej, ale ich uroda, którą z naciskiem podkreślali ówcześni pa-miętnikarze, zwróciła też baczną

uwagę wysoko postawionych admiratorów. Starsza córka Joanna, urodzona w roku 1777 za mężem

Grudzińska, była aż do roku 1816 kochanką Wielkiego Księcia Konstantego, a potem wyszła za dobrze

widzianego przez carat Polaka - Wyszkowskiego. Młodsza córka, Maria, urodzona w roku 1789,

poślubiła szambelana Dimitrija Naryszkina, bogatego właściciela majątku liczącego 25 000 dusz, ale

została kochanką młodego Aleksandra, zanim jeszcze został on carem Wszechrosji. Ich związek trwał,

z przerwami, do roku 1825, to znaczy do śmierci cesarza. Nie należy wykluczać, że z powodu owego

związku Aleksander I wykazywał wiele prapolskich sympatii. O romansie cara z Czetwertyńską

wiedzieli wszyscy, z ich związku zrodziły się trzy córki i syn. Co do carskiego ojcostwa jednej z córek

pojawiły się wątpliwości, podejrzewano, że spłodził ją były oficer kościuszkowski, który przeszedł na

służbę carską - Ożarowski, który został rosyjskim generałem w roku 1826 i senatorem w roku 184110.

Amatorzy powiązań rodzinnych i strategii matrymonialnych z pewnością zauważą, że rodzinę

Naryszkinów charakteryzował szczególny apetyt na polskie fortuny na Ukrainie. Na przykład

posiadłości Franciszka Ksawerego Lubomir-skiego pozostawały na tyle atrakcyjne (nawet po

sprzedaniu przezeń Śmili, jednego z ogromnych majątków, by zapewnić sobie rosyjską łaskę przed

ostanimi rozbiorami, Potiomkinowi w roku 1784), że Naryszkina została jego trzecią żoną. Ich syn

Konstanty został generałem-lejtnantem w carskiej armii i ożenił się z hrabiną Tołstoj.

Wielu polskich arystokratów z Ukrainy zostało przez Rosjan radośnie przyjmowanych nie tylko dzięki

prestiżowi rodowego nazwiska, ale także dzięki ich bogactwu. Stanisław Poniatowski, bratanek

ostatniego króla i syn wielkiego podskarbiego litewskiego, sprzedał w roku 1795 pałac w Gorochowie

w powiecie włodzimierskim na Wołyniu i w jednej karocy ze swym stryjem zjawił się w Petersburgu

10 marca 1797 roku, witany z wielką pompą osobiście przez Pawła I. Na koronację cara, która odbyła

się w miesiąc później, ściągnęło kilkudziesięciu polskich szlachciców, przekształcając uroczystość w

okazałą manifes-

'"HasławPSB.

tację służalstwa nowo poddanych, spragnionych faworów. Paląc w Gorochowir stał się jednym z

najbardziej połyskliwych emblematów kolaboracji rosyjsko--polskiej, ponieważ wniesiony w wianie

przez pannę Jełowicką hrabiemu Walerianowi Stroynowskiemu, senatorowi imperium, stał się jedną z

najokazalszych rezydencji na Ukrainie. Pałacowa galeria antyków pompejańskich oraz angielski ogród

zdawały się przekonywać, że rozbiory Rzeczypospolitej niczego właściwie nie zmieniły. Właściciel

majątku napisał w roku 1808, w zenicie przymierza pomiędzy Rosją i Napoleonem, rozprawę o

konieczności zniesienia pańszczyzny i zastąpienia jej czynszem. Jego książka pozostała bez echa. W

sumie jednak przenikanie się polskiego bogatego ziemiaństwa z Rosjanami mogło sprawiać wrażenie,

że imperium carów otworzyło się nieco bardziej w kierunku zachodniej socjety, bez najmniejszych

problemów i wahań. Zobaczymy, że ta iluzja była wtedy podzielana w najbardziej wpływowych

kręgach na Wołyniu.

Integrację części polskiej arystokracji oraz ziemiaństwa z Rosjanami przygotowały bliskie związki

wzajemne utrzymywane od lat i mniej - w tej perspektywie - dziwi postawa Pawła I, który - według

Niemcewicza - po wstąpieniu na tron uwolnił 20 000 polskich żołnierzy Kościuszki oraz samego

Naczelnika powstania lub liczne skrupuły Aleksandra I w związku z rozbiorami Rzeczypospolitej

przeprowadzonymi przez jego babkę. To wytworne towarzystwo łączył duch „rodzinnej Europy",

poczucie cywilizacyjnej wspólnoty. Styl życia tej warstwy społecznej, jak mogło się wydawać, łączył

wyrafinowanie z konserwatyzmem, luksus z kosmopolityzmem. Poczucie narodowej tożsamości

(mocno zapewne zakorzenione pośród stosunkowo nielicznych zwolenników Napoleona) zyskało na

wadze dopiero w następnych dziesięcioleciach. Wydaje się znaczące, że jednym z najwybitniejszych

dzieł literatury polskiej owego okresu stał się poemat neoklasyczny Zofiówka Stanisława

Trembeckiego (1805), niedawnego niemalże nadwornego poety ostatniego króla Rzeczypospolitej,

któremu car Paweł I nadał czyn radcy stanu Cesarstwa Rosyjskiego oraz odpowiednio uposażył.

Stanisław Trembecki osiadł w Tulczynie, w ukraińskim majątku Szczęsnego Potockiego. Zofiówka była

hymnem na cześć ogrodu w duchu Delille'a. Trembecki, zgodnie z duchem panującego wówczas

klasycyzmu, nasycił swój poemat mnóstwem alegorii antycznych, a w zespole ogrodowo-pałacowym

nie brakowało żywych rzeźb w kostiumach grecko-rzymskich, znakomicie odpowiadających

architekturze Zofiówki, jej kaskadom, strumieniom, wyrafinowanym kwietnikom i pamiątkom

przywiezionym z Włoch. Zofiówka stwarzała iluzję raju i szczęścia ponad realnością świata i polityki,

mimo huku napoleońskich armat, mimo otaczających rezydencje ukraińskich chat, mimo bliskości

Humania, w którym w roku 1768 dokonano jednej z najstraszliwszych przed rokiem 1943 rzezi

Polaków i Żydów. W klasycznej strofie Trembecki opiewał utopię wyspiarską, która pozwalała

zapomnieć o rzeczywistości i podtrzymywać iluzję, jakby nic się nie zmieniło, chociaż od lat już

ziemiaństwo dla uśmierzenia chłopskich buntów musiało wzywać wojska już nie polskie, lecz

rosyjskie.

W oczekiwaniu na wyczerpujące studium o najwyższej warstwie polskiej szlachty na Ukrainie,

wskażmy jeszcze na trzy przykłady świadczące o jej zdol-

1

I

•10

Czcić pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

41

iu>-„ mi li przystosowawczych do zmiennej sytuacji politycznej. Te trzy postacie iu /i .initzyly w

pracach Sejmu Czteroletniego w latach 1788-1792, który zda-w.il się zapowiadać odrodzenie

Rzeczypospolitej. Jednak cała trójka, wzorem poprzednio cytowanych arystokratów, porzuciła obóz

patriotyczny w roku 1792 i rzuciła się w objęcia Rosji. Dokładna ewolucja postaw dwóch pierwszych

postaci wymaga jeszcze dodatkowych studiów, losy trzeciej są już obecnie dość dobrze znane, zatem

poświęcimy jej nieco więcej uwagi. Pierwsza postać -ki hrabia Józef August Iliński (1766-1844), który,

choć nie brał aktywnego udziału w wypadkach politycznych, po drugim rozbiorze osiadł w

Petersburgu i zaprzyjaźnił się z carewiczem Pawłem. W październiku 1796 otrzymał tytuł s/.ambelana

i spłacał długi przyszłego cara. Często biesiadował z carewiczem, który kazał mu sprawdzać

wiarygodność pogłosek o śmierci Katarzyny. Wkrótce został senatorem. Iliński za życia cara Pawła

imponował niesłychanie wystawnym stylem życia w Petersburgu, czerpiąc bogactwa z majątku

Romanów na Wołyniu. Po śmierci cara oddalił się do swych włości, w których założył w roku 1810

kolegium jezuickie w porozumieniu z Józefem de Maistrem, w celu zwalczania świeckich wpływów i

ducha polskiego rozpowszechnianego przez sieć szkół wskrzeszonych przez księcia Czartoryskiego i

przez słynne już gimnazjum krzemienieckie. Kolegium w Romanowie, w którym nauki pobierał brat

pani Hańskiej, autor elegii na cześć jej fundatora, stało się jednak w roku 1818 obiektem licznych

denuncjacji do ministra Golicyna. Rosjanie kolegium zamknęli w roku 1820, w związku z ekspulsją

jezuitów z Rosji. Jednak hrabia Iliński pozostał aż do swojej śmierci zdecydowanym zwolennikiem

carskiej władzy11.

Dwie kolejne postacie - to bracia Jan i Seweryn Potoccy. Młodszy Seweryn (1762-1829), choć uznawał

się za „polskiego patriotę", osiadł w roku 1793 w Petersburgu, szybko doczekał się tytułu senatora i

wraz z Ilińskim zasłynął z diatryb zalecających największą surowość wobec tych Polaków

zamieszkujących gubernie włączone do Rosji, którzy próbowali przedostać się do Legionów Polskich.

W roku 1802-1803 zyskał on wielką popularność pośród szlachty rosyjskiej, ponieważ przeciwstawił

się w Senacie projektowi ministra sprawiedliwości Dzierżawina, który zamierzał zmusić szlachtę do

służby państwowej. Har-dość Seweryna Potockiego została nagrodzona przez zainteresowanych

odami i popiersiami. Dzierżawin go znienawidził. W latach 1805-1817 Seweryn Potocki został

kuratorem charkowskiego okręgu szkolnego i przyczynił się do powstania w tym mieście

uniwersytetu. Zjednał on sobie fawory Aleksandra I w latach 1809-1810 i biesiadował z carem przy

wspólnym stole wiele razy w miesiącu. Seweryn Potocki przyczynił się też do rozkwitu gospodarczego

Odessy i wzniósł w jej pobliżu rezydencję o nazwie Sewerynówka. Jego syn Leon pełnił fukcję

rosyjskiego ambasadora w Portugalii, Szwecji i w Neapolu. Wanda, jedna z jego czterech córek,

poślubiła margrabiego Wielopolskiego. Seweryn Potocki zmarł w Moskwie jako tajny radca12.

11 H. M o ś c i c k i, op. cit., s. 425; L. B a z y 1 o w, op. cit., s. 54, 55.

12 Zob. hasło w PSB oraz: L. Janowski, Uniwersytet Charkowski w początkach swego istnienia, 1805-

1820, PAU, Kraków 1911.

Starszy brat Seweryna, Jan Potocki (1861-1815), znany powszechnie jako znakomity pisarz, autor

słynnego Rękopisu znalezionego w Saragossie, urodził się i zmarł na Ukrainie. Jego ewolucja

polityczna jest charakterystyczna dla grupy arystokratów, o której jest tutaj mowa. Jan Potocki, umysł

subtelny, formułował swe poglądy wyłącznie po francusku i uzasadniał nawet teoretycznie swe

stopniowe przechodzenie na pozycje prorosyjskie. W roku 1788 finansował i w przeważającej części

redagował osobiście w Warszawie francuską gazetę „Journal hebdomadaire de la Dietę", która

zdawała sprawę z postępu prac nad Konstytucją 3 maja. W roku 1790, powierzywszy pismo innemu

redaktorowi, wyruszył przez Paryż i Hiszpanię w rodzaj misji dyplomatycznej do Maroka, sojusznika

Turcji przeciwko Rosji. Jego kontakty z Mirabeau, La Fayettem i innymi członkami umiarkowanego

skrzydła pierwszego klubu jakobinów, nazwanych wkrótce fejantami (Feuillants), świadczą dobitnie,

że Jan Potocki, zdecydowany zwolennik rewolucji, wiązał jej przebieg z liberalną szlachtą, bardzo

daleką od społecznego radykalizmu i jeszcze bardziej od krwawych przewrotów.

Po powrocie do Warszawy w lutym 1792 roku, Jan Potocki wierzył jeszcze przez pewien czas w

Konstytucję 3 maja uchwaloną w roku poprzednim, ale wkrótce zaczął się liczyć z wymogami

reałpolitik w związku z rosnącą wrogością carycy Katarzyny wobec prób reform Rzeczypospolitej.

Ponieważ Konstytucja 3 maja znosiła wolną elekcję, Jan Potocki, wraz ze swym bratem, uznał za

stosowne zgłosić na Sejmie kandydaturę Wielkiego Księcia Konstantego jako prawowitego dziedzica

polskiej korony. Pośród licznych Potockich odgrywających w owym czasie rolę polityczną i

dyplomatyczną (aż siedmiu Potockich zasiadało w Sejmie), Ignacy Potocki, najsilniej związany z

królem Stanisławem Poniatow-skim, popierał kandydaturę wysuniętą przez Jana, ale - jak wiadomo -

jego kuzyn Szczęsny zawiązał wraz z innymi akolitami Moskwy konfederację targowic-ką. Podobnie

jak król, który pogodził się praktycznie bez oporu z drugim rozbiorem Polski, podczas gdy na

prawobrzeżnej Ukrainie stacjonowały już liczne oddziały rosyjskie, Jan Potocki nie czynił z rozbiorów

dramatu. Z jego listu do króla z lipca 1792 roku przebija owa postać egoistycznej rezygnacji, która

charakteryzowała wielu jemu podobnych: „Wasza Królewska Mość nie powinna zanadto ubolewać

nad utratą dobra publicznego, ponieważ potrafiła przynajmniej ocalić dobra poszczególne". Rosyjski

okupant rzeczywiście otrzymał rozkaz - do czego powrócimy później - chronienia wszystkich bogatych

majątków ziemskich, jeśli ich właściele złożyli akty wiernopoddańcze. Podczas powstania

kościuszkowskiego Jan Potocki spędzał przyjemnie czas w Łańcucie, w pałacu swej teściowej, później

na dworze pruskim, gdzie grano jego Parady, i pisał w jednym ze swych listów: „Nikt spośród nas,

racjami rozumu się kierując, nie może przyłączyć się do partii, która zbroi chłopów".

W ten oto sposób ujawnia się mechanizm budowania przez arystokrację alibi uzasadniającego

przejście od obywatelstwa polskiego do rosyjskiego poddaństwa oraz maskującego interes własny lub

kosmopolityzm. Ta wykształcona warstwa napotykała na coraz większe opory w stosunku do

uniwersalizmu francuskiego: rewolucja zakłóciła jej wyobrażenia o porządku świata, a Bonaparte

I '

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

wyp.ic/.yl sens rewolucji. Podobnie jak Fichte, który potraktował Germanię jako z.iMępczą wspólnotę

powszechną, tak Potocki uznał - jako jeden z pierwszych -).c Słowiańszczyzna może odegrać tę samą

rolę dzięki swej sile przewodniej -iy.yli Rosji. Polski słowianofil najwyraźniej wyprzedził słowianofilów

rosyjskich. W roku 1796 roku Jan Potocki dedykował swój Memoire sur un nouveau pćriple du Pont-

Euxin carycy Katarzynie II, a w innym dziele, opublikowanym w Brunswicku, schlebiał, że Rosjanie są

jedynymi prawdziwymi Słowianami. Jan Potocki przybył do Moskwy, podobnie jak inni gorliwi neofici,

na koronację Pawła i zaraz po uroczystościach wyruszył na Kaukaz.

Jan Potocki pragnął wystąpić w roli historiografa podboju Armenii przez Walerego Zubowa, ale car

Paweł I nakazał jej przerwanie. Potocki nauczył się jednak od Volney'a, że każdy uważny podróżnik

użytecznie wspomaga zdobywców, zatem przez rok (od maja 1797 do kwietnia 1798 roku) przebywał

wśród Czeczenów i wśród innych ludów kaukaskich, by poznawszy ich zwyczaje, ułatwić Rosjanom

podbój tego regionu, zgodnie z inspracjami francuskich teoretyków kolonizacji. Jego sprawozdania z

podróży obfitują w uwagi uzasadniające obowiązek człowieka Oświecenia do rozszerzenia

„cywilizacji" pośród tych górskich dzikusów. Jan Potocki głosił już w owym czasie teorię

„wyrównywania granic", którą rozwinął rychło w Petersburgu, nie zdając sobie, być może, sprawy, że

jego stosunek do ludów kaukaskich okazał się równie pogardliwy jak stosunek carycy Katarzyny do

Rzeczypospolitej.

Jego powtórny ożenek w roku 1799 z Konstancją, córką Szczęsnego Potockiego (który zapewnił

swemu kuzynowi własność 16 wiosek i 4296 chłopów), jeszcze silniej złączył go z polskimi oligarchami

pozostającymi w orbicie rosyjskiej władzy, a książę Adam Jerzy Czartoryski, przywódca owej grupy i

kuzyn pierwszej, zmarłej żony Potockiego, wpłynął na jego nominację w Ministerstwie Spraw

Zagranicznych i wezwał do stolicy. Jan Potocki zadedykowawszy w roku 1802 swą Histoire primitive

des peuples de la Russie Aleksandrowi I, w której wychwalał siłę nowego mocarstwa słowiańskiego

pod berłem wnuka wielkiej Katarzyny, za co otrzymał tytuł osobistego radcy Jego Cesarskiej Mości,

odbył podróż po Europie w poszukiwaniu wzorców mogących posłużyć rozwojowi Odessy oraz

założeniu szkoły języków orientalnych „dumny, że odbywa wojaże w imieniu Rosji i z rosyjskiego

namaszczenia".

W grudniu 1804 roku Jan Potocki, którego Aleksander I skierował do Departamentu Azjatyckiego,

oznajmił Czartoryskiemu, że rozpoczyna pisanie „Systemu azjatyckiego", rodzaju programu przyszłych

podbojów, nad którym pracował do roku 1807. Wytyczne Jana Potockiego Rosjanie zrealizowali

początkowo w zakresie ograniczonym: w roku 1805 podbili Karabach, a w roku 1806 Tsitsianow

zdobył Baku. Jednak przez cały wiek dziewiętnasty wyzyskiwali inspiracje zawarte w jego dziele,

kierując ekspansję przez Syberię w stronę Indii i Chin. W roku 1806 Jan Potocki osobiście uczestniczył

w ekspedycji Gołowki-na w kierunku Pekinu. Wyprawa utkwiła w Ułan Bator, ale pozwoliła Janowi

Potockiemu na przekształcenie „Systemu azjatyckiego" w prawdziwy traktat imperialistyczny. Potocki

nakłaniając Rosjan do zajęcia Afganistanu stanowiące-

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

43

go wrota do Chin i do Indii, sugerował uciekanie się do najcyniczniejszych prowokacji, rozum

oświeconych przekształcając w rację stanu.

Jego zawrotne postępy integracyjne powstrzymała nieco klęska Rosjan pod Austerlitz, po której

książę Adam Czartoryski utracił stanowisko ministra spraw zagranicznych. Aleksander I zaczął z

rosnącą nieufnością traktować Polaków, którzy wyraźnie kierowali wzrok w stronę Księstwa

Warszawskiego. Po zawarciu pokoju w Tylży Jan Potocki zaczął wierzyć, że jego azjatyckie marzenia

znowu znajdą się w orbicie zainteresowań, tym razem pod egidą francusko-rosyj-ską. W roku 1808

przedłożył swe plany emisariuszowi Napoleona, ale konflikt cesarza Francuzów i cara Rosji położył

kres jego marzeniom o duchowym ojcostwie zdobycia Kabulu przez Rosjan, podboju Pendżabu i

zamknięcia Anglikom drogi do Kantonu. Jan Potocki rozwijał Considerations sur la Russie asiatiąue na

ziemi ukraińskiej do chwili swej samobójczej śmierci w roku 181513.

Ten wyrywkowy kalejdoskop szczególnie uderzających przypadków „integracji" polskiej arystokracji z

caratem pozostawiamy na stronie. Fenomen ów nie jest bowiem przedmiotem tego studium.

Przekonamy się szybko, że stanowi on tylko powierzchnię zjawiska znacznie bardziej złożonego i

masowego. Analiza owego zjawiska wymaga większej precyzji i bogatszej dokumentacji oraz musi

wykraczać poza cytowanie biografii poszczególnych. To, co przedstawiła dotychczasowa literatura,

jest stanowczo niewystarczające. Aż się prosi o inny warsztat historyczny.

Precyzja i obfitsza dokumentacja okażą się potrzebne tym bardziej, że w Rosji obok wizji

„optymistycznej", o której wspominaliśmy powyżej, rozpowszechniła się wizja przecistawna: polskiej

szlachty w całości zdecydowanie Rosji wrogiej, której postawa nie wymaga zatem dodatkowej

refleksji historycznej. Innymi słowy, ta druga wizja oznacza polonofobię, by nie rzec polakożerstwo,

które od dwóch stuleci drąży część rosyjskiej opinii publicznej. Smutny przykład takiej postawy, kiedy

słowo „szlachta" staje się wręcz obelgą, ujawnił się w roku 2002 w długim artykule napisanym przez

redaktora naczelnego organu rosyjskiego Związku Pisarzy znanego z antysemityzmu i ksenofobii14.

Nasze studium w tym kierunku z oczywistych względów też nie podąży.

13 Bibliografia podmiotowa i przedmiotowa Jana Potockiego znajduje sie w numerze specjalnym

miesięcznika „Europę", Paryż, marzec 2001. Zob.: D. Beauvois, Les sinuosites połitiąues du comte

Jean Potocki, „Europę" 2001, nr specjalny, s. 26^t5 i szerzej w F. Rosset, D. Triaire, Jean Potocki, Bio-

graphie, Paryż 2004.

14 Por. S. K u n j a j e w, Szlachta i my, „Nasz sowremiennik" 2002, nr 5, s. 82-135. Słowo „szlachta"

służy w tym pamflecie jedynie do ośmieszania stosunków polsko-rosyjskich. W tym artykule pojawiły

się wszelkie znane nienawistne stereotypy wymieszane ze wściekłością z powodu zbliżenia Polski z

Unią Europejską.

44

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

45

Tło historyczne

Dodajmy również, że ogólne informacje dotyczące różnych aspektów życia na Ukrainie przedstawimy

w niniejszym studium jedynie wyrywkowo, do czego zobowiązuje przyjęty profil badań. Jednak kilka

danych dotyczących tła społecz-no-gospodarczego prawobrzeżnej Ukrainy w początkach

dziewiętnastego wieku może okazać się przydatnych.

W sprawie liczb dotyczących zaludnienia sięgamy często do danych ze spisu z roku 1795, który

pozostawia wiele do życzenia (ale i tak jest mniej zły niż spis z roku 1811), uzupełniając je licznymi

nieopublikowanymi informacjami znajdującymi się w corocznych raportach gubernatorów, z których

wynika (choć niekiedy dane przeczą sobie w sprawozdaniach z roku następnego), że liczba

mieszkańców obojga płci prezentowała się następująco:

- na Wołyniu:

- na Podolu:

- na Kijowszczyźnie:

Łączna przybliżona liczba mieszkańców:

1073 459 (dane z roku 1805)

1 138 868 (dane z roku 1806)

1 110 224 (dane z roku 1810)

3 322 551 (między 1805 i 1810)

W związku z bardzo znaczym wskaźnikiem przyrostu naturalnego liczba mieszkańców prawobrzeżnej

Ukrainy wzrosła prawie o milion w ciągu następnego ćwierćwiecza. Polacy, o czym przekonamy się

później, stanowili od 7 do 8% ludności, co oznacza, że pomijamy najliczniejszą grupę ludności

ukraińskiej, zamieszkującej głównie wsie, czyli chłopstwo ukraińskie, w przeważającej większości

chłopstwo pańszczyźniane należące do prywatnych właścicieli ziemskich, w znacznie mniejszej liczbie

- podległe carowi. Na przykład w roku 1815 na Wołyniu mieliśmy 487 325 „dusz męskich" - jak zwano

w owym czasie chłopów pańszczyźnianych, mieszkających w majątkach ziemiańskich - i tylko 12 186

chłopów przypisanych do majątków państwowych, którzy często bywali najmowani przez prywatnych

właścicieli ziemskich.

Krajobraz ukraiński znaczyły - w dosłownym sensie tego słowa - świątynie, których ani liczba, ani

wygląd nie odpowiadał liczbie wiernych i duchownych. Chłopstwo było w większości prawosławne,

zwłaszcza od czasu rozpoczęcia przez Rosjan, po drugim rozbiorze Rzeczypospolitej, walki z Kościołem

unickim, ale wszyscy gubernatorzy corocznie ubolewali nad opłakanym stanem cerkwi, z wyjątkiem

kilku wielkich monastyrów, budowli drewnianych, podczas gdy prawie w każdym polskim majątku

znajdował się kościół rzymskokatolicki solidny i dobrze utrzymany. We wspomnianym już raporcie

znajdują się następujące informacje za rok 1815 dotyczące Wołynia: liczba popów - 6652, liczba

księży unickich - 1583, liczba księży rzymskokatolickich - 1507, liczba pastorów Kościoła

reformowanego - 3.

Konfliktom religijnym na prawobrzeżnej Ukrainie należałoby poświęcić osobne studium.

Liczba Żydów była nieco większa niż liczba Polaków. Rosyjscy gubernatorzy wyrażali się bardzo

krytycznie i bez żenady o żydowskiej obecności - bardzo li-

cznej - na wsi, zwłaszcza w przededniu przesiedleń Żydów ze wsi do miast z końca 1807 roku,

poprzedzonych spisem ludności żydowskiej na mocy ukazu z 9 grudnia 1804 roku. Przesiedlania

Żydów ze wsi do miast zaprzestano 29 grudnia 1808 roku, chociaż były zaplanowane na lata 1809-

1810. Wrogość w stosunku do Żydów, zarówno ze strony Rosjan, jak i Polaków lub Ukraińców, nigdy

nie wygasła. Społeczność żydowska na tych terenach żyła wedle własnych reguł i jednocześnie była

prześladowana znacznie srożej niż Polacy. Tworzyła świat odrębny i silnie obecny. Ta obecność w

niewielkim jedynie stopniu wchodzi w zakres naszego studium.

Zjawiskiem uderzającym już dla współczesnego owej epoce Europejczyka okazywała się słabość

procesów urbanizacyjnych na tych terenach, by nie rzec -brak miast. Prawobrzeżna Ukraina po

rozbiorach dzieliła się na trzy gubernie, a każda z guberni - na 12 powiatów. Stolice owych powiatów

były nędznymi mieścinami, przesadnie zwanymi miastami. Wiele spośród nich nazwano by na

Zachodzie po prostu wsią. Posiadały jednak pewne znaczenie administracyjne, ponieważ znajdował

się w nich posterunek policji, sąd i zajazd pocztowy. Niektóre miasteczka zaludniały się na czas

targów. W bardzo rzadkich wypadkach rozwijały się powoli, ale żadne z nich nie zaznało tak

zawrotnego rozkwitu jak miasto Kijów w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia. Aż trudno

uwierzyć, że dwumilionowa obecnie stolica Ukrainy liczyła w początku dziewiętnastego wieku około

13 000 mieszkańców.

Oto dane dotyczące ludności „miejskiej" na Kijowszczyźnie w roku 1806 i na Podolu w roku 1813

(liczby dotyczą jedynie płci męskiej):

Kijowszczyzna Podole

Kijów 6 712 Kamieniec 3 884

Wasyłków 1 829 Proskurów 956

Radomyśl 835 Latyczew 1 669

Skwira 1 122 Lityn 1 149

Taraszcza 898 Winnica 3 177

Zwinogródka 1011 Bracław 711

Czerkasy 1 936 Hajsyn 811

Czyhyryn 932 Baka 1 518

Bogusław 2 146 Olgopol 472

Machnówka 1224 Jampol 1883

Lipowiec 1566 Mohylów 3 119

Humań 2 465 Uszy ca 553

Razem 22 676 Razem 19 902

W roku 1815 ludność „miejska" na Wołyniu liczyła 28 836 osób (wyłącznie płci męskiej). Pośród nich

było: 17 844 mieszczan wyznania mojżeszowego i 5358 chrześcijan: kupców - 140 żydowskich i 44

chrześcijańskich, rzemieślników — 3547 żydowskich i 1903 chrześcijańskich. Żydzi i chrześcijanie

posiadali swoich przedstawicieli w magistratach.

Jak wynika z powyższych zestawień, Kijów - perła w liście koronnych tytułów carycy Katarzyny i

jedyne miasto prawobrzeżnej Ukrainy przyłączone do

46

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Rosji już od roku 1686 - nie miało wielkiego znaczenia demograficznego i niewiele brakowało, by

spotkał je los podobny do Halicza, ważnego grodu na Ukrainie w czasach średniowiecza, który zniknął

z powierzchni ziemi. Kolejni gubernatorzy wskazywali na konieczność podniesienia prestiżu Kijowa,

od kiedy stał się on stolicą trzech guberni południowych włączonych do Cesarstwa Rosyjskiego, ale

Kijów, podobnie jak inne miasta o drewnianej zabudowie, nękały częste pożary. 9 lipca 1811 ogromny

pożar zniszczył dzielnicę Podoi. Kijów posiadał jednak niewątpliwą przewagę nad innymi miastami:

mieścił się w nim bardzo ważny ośrodek prawosławia z akademią teologiczną, w której kształciło się

duchowieństwo, a katedra świętej Zofii i Ławra Peczerska ściągały tłumy pielgrzymów. Do Kijowa

przybywało też tłumnie polskie ziemiaństwo na kontrakty. W czasie kontraktów ludność Kijowa

stawała się dwukrotnie liczniejsza, jej połowę stanowiło polskie ziemiaństwo. Carska policja

odnotowała, że w roku 1811 przybyło do Kjowa 2937 szlachciców i 416 kupców wraz ze służbą liczącą

3745 osób, czyli że do miasta przyjechało 7098 osób, które musiały wpłacić do państwowej kasy

sowite rogatkowe. Stolica Ukrainy osiągnęła jednak wymiary prawdziwie dużego miasta, według

kryteriów europejskich, dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku. Kijów liczył w 1886 roku - 175

000 mieszkańców, a w 1909 roku - 294 000 mieszkańców.

Kolejnym lokalnym dziwactwem było istnienie miast prywatnych, to znaczy znajdujących się na

terenie prywatnych włości, a więc należących do właściciela majątku. Dla przykładu, na

Kijowszczyźnie rosyjskie władze nie miały innego wyjścia, niż wyznaczenie stolic powiatów w

Bogusławie, własności Branickich, w Humaniu, Machnówce i w Lipowcu - miasteczkach należących do

Potockich.

W tej sytuacji gospodarka tego regionu koncentrowała się prawie całkowicie na rolnictwie, przede

wszystkim na uprawie zboża, które było źródłem bogactwa miejscowych ziemian. Każda z guberni

ukraińskich produkowała średnio, w zależności od urodzaju, od 3,5 do 4 milionów czetwierti

(czetwiert, czyli ćwierć, była miarą odpowiadającą 209 litrom). Do statystyk nie wliczano zboża

hodowanego na działkach chłopskich. Chłopi pańszczyźniani musieli często kupować zboże u ziemian

za dodatkową pańszczyznę. Zboże spławiano w kierunku Gdańska lub Galicji, powoli i stopniowo

rozwijał się transport w kierunku Morza Czarnego, w miarę rozwoju Odessy. W czasie blokady

kontynentalnej rozwinęły się gorzelnie i browary, już przedtem w tym regionie mocno zakorzenione.

W roku 1807 w majątkach na Kijowszczyźnie funkcjonowało 551 gorzelni i 11 browarów. Hodowla

bydła i koni rozwijała się wyłącznie w majątkach ziemskich. Nawet po roku 1850, w okresie

przyspieszonego uprzemysławiania, Ukraina prawobrzeżna pozostała rolnicza; nie dziwi więc, że w

interesującym nas okresie rzemiosło w „miastach" pozostawało bardzo słabo rozwinięte: działały w

nich niepozorne i nieliczne manufaktury wytwarzające przedmioty ze szkła, z fajansu, blacharnie,

cegielnie, garbarnie, małe fabryczki tkanin i bielizny, warsztaty kołodzielnicze lub kapelusznicze...

wedle woli i zachcianki właścicieli majątków.

Ukraina - „spichlerz Rosji" przynoszący zysk wyłącznie właścicielom wielkich majątków ziemskich -

pogrążona była w rodzaju letargu. Widmo głodu

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

47

krążyło nad tą ziemią przy każdym nieurodzaju, kruchta i zabobon zastępowały edukację,

analfabetyzm panował niepodzielnie, a z nielicznych szkół korzystała jedynie szlachta. Wybuchło kilka

chłopskich buntów, o których wspomnimy w kolejnych rozdziałach niniejszego studium. Chłopstwo

szukało przyczyn swej nędzy tam, gdzie chcieli ziemianie: ofiarami pogromów padali Żydzi, a nawet

Cyganie, których ustawicznie łapano i deportowano.

Każda z powyższych kwestii stała się i jeszcze z pewnością stanie przedmiotem wielu rozpraw, dla nas

pozostają one w dalekim tle. Obchodzi nas inna kwestia: kim byli owi Polacy uznający się za panów

tej krainy, skąd wzięła się na Ukrainie tak liczna szlachta?

Zanim przystąpimy do rozważań na temat integracji szlachty i problemów, które przysparzała ona

Rosjanom w czasach rozbiorowych, należy zbadać stan wiedzy o szlachcie polskiej na Ukrainie przed

rozbiorami.

Stan badań o szlachcie

Po publikacji moich studiów o polskiej szlachcie na Ukrainie w latach 1831-1863 oraz 1863-1914

ujawniły się nowe potrzeby badawcze15. Specjaliści ze zdziwieniem, a czasami z oporami spostrzegli,

że w dziewiętnastym stuleciu prawobrzeżną Ukrainę zamieszkiwała tak liczna grupa polskiej szlachty,

której status socjalny był w przeważającej mierze bardzo mierny. Ta sytuacja dotyczyła nie dziesiątek,

lecz setek tysięcy osób. Istnienie tak licznej grupy szlachty bezrolnej - aberracja w rosyjskim systemie

społecznym, z którą carska administracja nie potrafiła się całkowicie uporać do roku 1917 - wymagało

osobnego studium, sięgającego dalej w przeszłość i analizującego sposoby, w jaki ów problem był

postrzegany i traktowany przynajmniej od czasu przejęcia całkowitej kontroli nad prawobrzeżną

Ukrainą przez Petersburg, to znaczy od lat 1793-1795.

Zanim jednak przystąpimy do sedna sprawy i przestudiujemy dwie (polską i rosyjską) wyjątkowo

trudne do pogodzenia koncepcje społeczne, wydaje nam się użyteczna próba sięgnięcia jeszcze

bardziej w przeszłość, do czego wyzywa nas egzerga Marca Blocha w fundamentalnym dziele Jerzego

Jedlickiego: Klejnot i bariery społeczne. Marc Bloch zauważył, że: „Istota kwestii szlacheckich,

rozważanych nawet w najbardziej aktualnych kontekstach nie może zostać roz-trzygnięta bez

nieustannych odwołań do przeszłości"16. W tę stronę należy więc podążyć najpierw.

Ta wyprawa w przeszłość pozwoli przedstawić „stan badań", podkreślić trudność naszego

przedsięwzięcia, wydobyć zadziwiające luki w bogatej prze-

15 Zob. D. Beauvois, Polacy na Ukrainie 1831-1863. Szlachta polska na Wołyniu, Podolu i

Kijowszczyźnie, przeki. z franc. E. i K. Rutkowscy, Instytut Literacki, Paryż 1987; idem, Walka o ziemie.

Szlachta polska na Ukrainie prawobrzeżnej pomiędzy caratem i ludem ukraińskim 1863—1914,

przeki. K. Rutkowski, Pogranicze, Sejny 1996. Przedruk obu pozycji w niniejszym tomie.

'* J. J e d 1 i c k i, Klejnot i bariery społeczne, PWN, Warszawa 1968, s. 5.

7:5*3

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

49

n-1 ItiMnrinHrafii dotyczącej szlachty. Szybko zdamy sobie sprawę, że dokładne ii-ii.ilrnic liczby

szlachty i społecznego profilu dolnej warstwy stanu rycerskiego ¦.Linowi prawdziwe wyzwanie.

Prawie wszystkie opracowania rosyjskie dotyczą-ir interesującego nas obszaru, to znaczy

Kijowszyczyzny, Bracławia (Podola) i Wołynia w okresie od piętnastego do osiemnastego wieku,

przemilczają tę kwrstie. Rosyjska historiografia stawia w zasadzie znak równości pomiędzy Ru-m.| i

Rosją oraz wystrzega się podawania szczegółów dotyczących tych terenów. Studia polskie obfitujące

w analizy dotyczące rdzennej Polski, pełne są luk dotyczących prawobrzeżnej Ukrainy. Kilka nowszych

studiów ukraińskich rozpoczęło przecieranie szlaku. W ogólności prawie wszystkim studiom

dotyczącym szlach-ly w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej brakuje precyzji odnoszącej się do danych

liczbowych i jedyne studia dokładnie udokumentowane - poświęcone terenom dawnej

Rzeczypospolitej, których nasze analizy nie obejmują, i których ewolucja przebiegała zupełnie inaczej

- dotyczą jedynie najwyższej warstwy szlachty, mianowicie magnatów i bogatych ziemian

odgrywających wyraźną rolę polityczną. W najlepszym razie historycy powtarzają pewną matrycę

pojęciową, niczego niewyjaśniającą w kwestii proporcji, twierdząc, że istniały magnate-ria, średnia

szlachta i drobna szlachta. Ta ostatnia kategoria nigdy nie stała się przedmiotem globalnego studium.

Najcenniejsze dzieło o szlachcie na prawobrzeżnej Ukrainie wysuwa jedynie pewne hipotezy, zresztą

najzupełniej wiarygodne, jeżeli idzie o okres sprzed początków piętnastego stulecia17. Hipotezy owe

dotyczą byłych bojarów (pojęcie to pokrywa wielką różnorodność społeczną), spadkobierców drużyn

ostatnich rusińskich kniaziów, których wewnętrzna hierarchia przetrwała, szczególnie na niższych

szczeblach. Grupa ta podobno pozostawałaby bliska dawnej drużynie dawnego Księstwa Kijowskiego i

przeżyłaby najazdy Mongołów, a więc odnajdujemy ją jako zamożniejszych lub biedniejszych

właścicieli ziemskich po przejęciu kontroli nad Zadnieprzem przez Wielkie Księstwo Litewskie. Natalia

Jako-wenko, autorka tego studium o szlachcie ukraińskiej przypomniała, że Hrusze-wskij pod koniec

dziewiętnastego wieku odnajdywał ślady istnienia owej grupy, oraz że w okolicach 1390 roku, to

znaczy w czasie anektowania przez Litwę, znajdowało się na Wołyniu 71 grodów warownych, które

świadczyły o niedawnym jeszcze władaniu Halicza. Owa elitarna grupa, przede wszystkim rycerska,

obejmowała też liczne sługi. Każdy ze sług posiadał konia i być może kawałek ziemi (ale nie wiadomo,

czy musiał je posiadać). Bardzo szybko, pod wpływem zachodnim, owa elita - od góry do dołu -

zaistniała jako szlachta. Polskie słowo „szlachcic" pochodzi od czeskiego szlechticz, cieszącego się w

Polsce od końca czternastego wieku dużym prestiżem, który to termin odpowiada niemieckiemu

geschlecht, dobrze urodzony - bene nati. Zainteresowanie wszystkim co napływało z Korony ciągle

rosło, ale proces polonizacji odbywał się nie bez oporów, szczególnie pośród niżej sytuowanej grupy

szlachty (nie ośmielamy się rzec:

marginalnej, ponieważ ich znacząca liczebność sama w sobie stanowi problem) i trwał do końca

siedemnastego stulecia18.

Ewolucja polskiej szlachty, która od końca czternastego stulecia uzyskała regionalną autonomię

wyrażaną politycznie w zwoływanych później sejmikach, stała się bardzo szybko atrakcyjna dla elit

Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli również dla elit ukraińskich, oraz wzorcem do naśladowania.

Czterdzieści siedem wielkich rodów z Wielkiego Księstwa zostało symbolicznie przyjętych po przyjęciu

katolicyzmu w roku 1413 do herbów szlachty koronnej na mocy ustaleń podpisanych w Horodle. W

roku 1432 Zygmunt, syn Kiejstuta, rozszerzył adopcję na wszystkich „kniaziów, szlachciców i bojarów

ruskich", bez różnicy wyznania. Ale niejasność sformułowań umożliwiała stworzenie i

rozpowszechnianie przez stulecia obrazu idealnej jedności stanu rycerskiego, szczególnie zaś ścisłego

przestrzegania zasady szlacheckiego braterstwa. Zasada owa dotyczyła szlachty potrafiącej pisać i

czytać, a więc najzamożniejszej. Ten obraz historycy utwierdzają do dnia dzisiejszego.

Od roku 1989, a więc od czasu upadku komunizmu w Europie Środkowowschodniej, nowa polska

szkoła historyczna rozpowszechnia stanowczo ową ideę jedności i równości obywatelskiej,

parlamentaryzmu szlacheckiego traktowanych jako niekwestionowalne zalety narodu politycznego w

Koronie, a po Unii Lubelskiej z roku 1569 - Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Ową wizję

neoszlachecką rozwinęło w szczególności dwóch historyków z Lublina: J. Kło-czowski i A. S.

Kamiński19. Pierwszy z nich zwrócił uwagę na oczywiste związki w ewolucji szlachty węgierskiej i

polskiej: od czternastego wieku w obu krajach rycerstwo-szlachta poczuwało się do wspólnoty

(communitas) z najznaczniejszy-mi osobami w państwie lub, jak na Węgrzech, rycerstwo tworzyło

tzw. komita-ty (universitas), w których wielkiemu panu towarzyszył zawsze przestawiciel rycerstwa.

Szlachta węgierska uzyskiwała coraz większą autonomię i obierała sędziów {indices nobilium)

pochodzących spośród „szlachty średniej" (kryteria przynależności do tej grupy nie są inaczej

sprecyzowane), a w roku 1517 Istvan Verbóczy nadał owej autonomii ostateczny kształt prawny. W

Polsce na mocy analogicznego procesu - wedle tradycyjnej wizji historyków - doszło do uformowania

się słynnej demokracji szlacheckiej20. Przedstawiciele sejmików zbiera-

17 N. Jakowenko, Ukraińska szlachta s kincja XTVdo seredyny XVII st., Naukowa Dumka, Kyiv 1993, s.

27-35.

18 Istnieniu jeszcze w XIX wieku małej grupy szlachty niespolonizowanej i prawosławnej, szczególnie

na Wołyniu, pokazał najlepiej historyk ukraińsko-polski W. Lypynskyj [W. Lipiński], autor książek:

Szlachta na Ukrainie. Udział jej w życiu narodu ukraińskiego na tle jego dziejów, Kraków 1909 oraz:

Listy do bratiw hliborobiw, Wiedeń 1926. Te prace zrywają całkowicie z tradycją myślenia

ugruntowaną przez W. Antonowicza, że historia Ukrainy to dzieje wyłącznie plebejskie.

19 J. Kłoczowski (red.), Historia Europy Środkowo-Wschodniej, 2 t., Lublin 2000 (szczególnie t. 1, s.

130-133 i 159) oraz A. S. Kamiński, Historia Rzeczypospolitej wielu narodów 1505-1795, Lublin 2000.

Prawdą jest, że tego rodzaju wizja została dobrze przygotowana przez wielu historyków idei. Pośród

nich dzieło A. Walickiego, The Enlightenment and the Birth of Modern Nationalhood. Polish Political

Thought from Noble Republicanism to Tadeusz Kościuszko, przeł. E. Harris, Notre-Dame 1989 oraz

dzieło dotyczące XVII wieku: E. Opaliński, Kultura polityczna szlachty polskiej, Warszawa 1995

zasługują na szczególną uwagę.

20 Zasadnicze idee tej koncepcji sformułował w roku 1918 H. Grynwaser w krótkiej, ale przenikliwej

syntezie, Demokracja szlachecka 1795-1831. [Przedruk w:] Pisma, t. 1, Wrocław 1951, s. 173-227.

SO

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

jqcy się w gronie ogólnopolskim utworzyli stopniowo Sejm, a tradycje sejmikowe potwierdziły

przywileje nieszawskie z roku 1454. Sejm stał się parlamentem, a dotychczasowa Rada Królewska -

Senatem. W ten sposób powstał system dwuizbowy (1493), wyprzedzający swym istnieniem inne

kraje europejskie i rozpoczynający proces odwrotny do tendencji ujawniających się w większości

europejskich mocarstw, w których stopniowo kształtowała się mocno scentralizowana monarchia. W

roku 1505 Sejm narzucił królowi zasadę Nihil novi. Naród szlachecki okrzepł i stopniowo w wieku

szesnastym wyeliminował z życia obywatelskiego mieszczaństwo i narzucił pańszczyznę chłopom.

Nawet jeśli pozostawimy na stronie nadużycie językowe polegające - w imię systemu przejmowania

władzy przez grupę dość liczną, ale jednak ograniczoną do szlachty zamożnej - na znajdowaniu

najdawniejszych antenatów dla współczesnego „społeczeństwa obywatelskiego" lub wzorców dla

demokracji dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, pragniemy podkreślić istotny, jak

sądzimy, niedobór tkwiący w samym rozumowaniu tego rodzaju.

Pojęcie communitas, stanowiące podstawę owego rozumowania, to znaczy idea uczestnictwa

powszechnego i solidarnego stanu rycerskiego w sprawowaniu władzy, idea bezwzględnej

reprezentatywności całej społeczności szlacheckiej przez sejmiki i sejmy wydaje się od początku

idealizacją, a nie rzeczywistością. "Ładne, dzieło ani żaden dokument nie pozwala na precyzyjne i

liczbowo uzasadnione ustalenie rzeczywistego uczestnictwa w tej rzekomej demokracji. Kwestia

absencji oraz pozbawienia praw wyborczych lub częściowego jedynie korzystania z praw

obywatelskich nigdy nie została jasno przez historyków postawiona ani w epoce funkcjonowania

owego systemu, czyli do roku 1795 (z wyjątkiem okresu Sejmu Czteroletniego), ani potem, z

nielicznymi wyjątkami. Oto dziwna „biała plama" kalająca kamień węgielny polskiego życia

politycznego. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że dotykamy jednego z dogmatów polskiej

historiografii i że mącimy obraz państwa, które jako pierwsze wcieliło w czyn ideał demokracji, ale

kwestię ową warto poruszyć. Niniejsze studium nie przyniesie z pewnością odpowiedzi ostatecznej,

ale przyczyni się, być może, do rozjaśnienia problemu.

Na prawbobrzeżnej Ukrainie, wchodzącej do roku 1569 w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego,

proces kształtowania się instytucji i zwyczajów szlacheckich był w stosunku do Korony niewątpliwie

opóźniony. Chociaż w bitwie pod Grunwaldem liczny zastęp szlachty ruskiej (a nie rosyjskiej, jak sądził

w roku

Zob. także: A. Gieysztor (red.), Historia Polski, Warszawa 1972, s. 192 i n., a także rozdziały w niej

zawarte pióra J. Tazbira i E. Rostworowskiego {Demokracja szlachecka). Najnowsze i najbardziej

szczegółowe studia charakteryzują się pewnym poważnym brakiem: nieobecnością refleksji nad

obecnością i absencją szlachty na sejmikach, co czyni problematycznym samo podstawowe,

przyjmowane jako pewnik pojęcie narodu szlacheckiego oraz liczny udział „mas szlacheckich" w

elekcjach. Zob. A. L i t y ń s k i, Sejmiki ziemskie 1764-1793, dzieje reformy, Katowice 1988; W.

Kriegseisen, Sejmiki Rzeczypospolitej szlacheckiej w XVII i w XVIII wieku, Warszawa 1991. Kwestia

owa czyni przede wszystkim problematyczną ekstrapolację zjawiska, o czym świadczą tytuł i ramy

czasowe pracy zbiorowej pod redakcją J. Bardacha i W. Sudnik, Społeczeństwo obywatelskie i jego

reprezentacja 1493-1993, Warszawa 1995.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

1914, zgodnie z carską projekcją dziejów, Wielki Książę Mikołaj Mikoł.ijrwu/) wykazał bojową

skuteczność we współdziałaniu z rycerstwem koronnym, mc ulega wątpliwości, że w czasach Witolda,

pomiędzy Wielkim Księciem l.iiew skim i jego rycerzami występowały więzi zależności wertykalnej.

Dyskurs o ega litarności „predemokratycznej" communitas stał się więc ponętny w późniejszej

ewolucji szlachty na Rusi.

Mimo że dwie niedawno napisane prace informują nieco więcej o istnieniu na Białej Rusi w

piętnastym i w szesnastym stuleciu warstwy niższej szlachty21, to jednak owe cenne studia nie

wystarczą, by odpowiedzieć na pytanie dotyczące ewentualnego statusu obywatelskiego szlachty. Ze

studiów owych wynika jedynie, że ta grupa wolnych „bojarów" bywała czasami włączana do szlachty

za Wielkiego Księcia Aleksandra i za Zygmunta I, ale po zajęciu całej ziemi przez możnowładców,

została zepchnięta do kategorii nieuprzywilejowanej. Należy przypuszczać, że na Ukrainie, w regionie

przygranicznym podobnym do Białorusi, większa obawa przed najazdami Tatarów powodowała, że

putnyje sługi oraz bojarzy pancerni byli liczniejsi. W każdym razie w pierwszej z trzech wersji „Statutu

litewskiego" (1529) są już oni traktowani, mimo zachowania wolności osobistej, tak samo jak chłopi

(rozdziały: XI, XII i XIII)22. W imię jakich przywilejów i korzyści można było liczyć na udział owej grupy

w pospolitym ruszeniu? Odsuwanie na margines tej licznej części szlachty wydaje się zatem równie

stare jak sama szlachta.

Lektura samych „Statutów litewskich", dokumentów w początkach szesnastego stulecia zasadniczych,

pozwala na wyraziste określenie miejsca szlachty w całości społeczeństwa Wielkiego Księstwa

Litewskiego, a więc również na Ukrainie. Z pewnością rola średniej szlachty w tym okresie ograniczała

władzę książęcą, podobnie jak Nihil novi i Kodeks Łaskiego (1506) pozycję króla (zresztą król był

jednocześnie od 1386 roku Wielkim Księciem). Nacisk kładziony w „Statutach" na władzę hospodara

(tak zwano Wielkiego Księcia) i na integralność terytorialną Wielkiego Księstwa świadczą o

centralizmie władzy jeszcze w 1529 roku.

W pierwszym „Statucie litewskim" pojęcie szlachty obejmuje ogół stanu szlacheckiego, ale - jak

zauważył Bardach - wieloznaczność jego użycia ujawnia, że na Litwie historycznej stan szlachecki

jeszcze nie okrzepł jak w Koronie. Kilka paragrafów w „Statucie" z roku 1529 powinno szczególnie

zwrócić naszą uwagę, ponieważ ujawniają one pośrednie miejsce pomiędzy szlachtą i plebsem. O ile

kapituła legislatorów z Wilna uznała za konieczne w tym podstawowym dokumencie na wskazanie

granicy dzielącej jeden stan od drugiego, bez sprecyzowania kryteriów podziału (wypada

przypuszczać, że owym kryterium musiało

21 I. Rychlikowa, Bojarzy pancerni na pograniczu moskiewskim w XVI-XIX w., „Przegląd Wschodni"

1994, t. 3, z. 2 (11), s. 411^ł49. Artykuł zawiera bogatą bibliografię. Zob. także: V. Varo-n i n, Polackija

putnyja sługi vo uradavaj palitycy V.K.L. (XV-sjarjedzina XVIst.), „Bielaruski Gistaryczny Agljad" 2000

(Mińsk), t. 7 (13), s. 305-325.

" J. Bardach, Statuty litewskie a prawo rzymskie, Warszawa 1999, s. 19. Trzy wersje Statutów

litewskich, [w:] Łacina w Polsce, Warszawa 1999, z. 7-9, s. 9-165.

ść pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

53

l>vi" |ti> wlrłly posiadanie ziemi), to jednak granica ta pozostawała nadal dość ła-iwo pr/rnikuln.i.

Dziesiąty paragraf trzeciego rozdziału zawierał postulat, że: „Nic łiodzi się wynosić prostoty (po rusku:

prostyje Ijudi) nad szlachtę, a jej honorów Rodzi się przestrzegać" (w oryginale: Tesz nie sliachti nad

sliachtą ni mami /mwissacz, ale wszitką sliachtą zaebowacz ich w poczliwosci). Owo prze-Mr/r^anie

wydaje się jednak względne w świetle paragrafów jedenastego i trzy-iMKlrgo dotyczących

dostarczania dowodów szlachectwa. Konieczność przedkładania dowodów dobrego urodzenia od

samego zarania stanu szlacheckiego świadczy o tym, że wybuchały spory o tytuł szlachecki, co

stanowić będzie jeden / centralnych przedmiotów analizy w niniejszym studium. Dodajmy ponadto,

że łatwość, 7. jaką przebiegał proces szlacheckiej identyfikacji (wystarczyło dwóch świadków)

ujawnia, że zaliczenie do stanu rycerskiego nie nastręczało nadmiernych trudności23. Niestety, nie

sposób dowiedzieć się więcej na temat liczebności i charakteru owej grupy.

Nawet najlepsi specjaliści od polskiej szlachty nie wytyczają drogi dla naszych poszukiwań. Wyniki

francusko-polskiej konferencji (Lublin 1975) nie wnoszą żadnych informacji dotyczących

prawobrzeżnej Ukrainy. Wszyscy autorzy zajmowali się górną warstwą szlachty24. A. Wyczański

opracował interesującą hierarchię bogactw 947 szesnastowiecznych małopolskich właścicieli

ziemskich, ale nie dotrzymał obietnicy zawartej w tytule swego artykułu {Metodologiczne uwagi nad

analizą struktury szlachty polskiej w XVI w XVII wieku), zadowoliwszy się jedynie uwagami o

nieadekwatności tradycyjnych rozróżnień w stosunku do rzeczywistych podziałów. W opublikowanym

w dwadzieścia pięć lat później znacznie obszerniejszym dziele, Wyczański również wyraził we wstępie

ubolewanie z powodu niewiedzy o rzeczywistej liczebności szlachty25. Wyzyskał ustalenia zawarte w

niedawnej publikacji dotyczącej Litwy26, wedle których Wielkie Księstwo liczyło w 1528 roku 2 714

000 mieszkańców, pośród nich 105 600 szlachty, to znaczy 3,9% populacji (mieszczaństwo - 6,8%). Na

tej podstawie autor stwierdza: „Zresztą w ostatnich latach coraz więcej wątpliwości wśród

historyków budzi teza o dużej liczbie szczególnie drobnej i ubogiej szlachty, w obrębie dawnej

Rzeczypospolitej". Zaznaczmy też, że inny, równie znany historyk, Antoni Mączak, napisał w

opublikowanej po angielsku pracy dotyczącej polskiej szlachty - niedotyczącej co prawda terenów

Wielkiego Księstwa Litewskiego - że łączna liczebność szlachty w szesnastym stuleciu sięgała 8%27.

23 S. Lazutka, I. Valikonyte, E. Gudavicius, Primasis lietuvos statutas. Wyd. trójjęzyczne: ruskie,

łacińskie i polskie, Vilnius 1991; oraz J. Bardach, op. cit., s. 21.

24 „Acta Poloniae Historica", vol. VI, Warszawa 1977, s. 5-176.

25 A. W y c z a ń s k i, Szlachta polska w XVI w., Warszawa 2001.

H. Łowmiański, Zaludnienie państwa litewskiego w wieku XVI, Poznań 1999, cyt. [w:] A.

Wyczański, op. cit., s. 16.

27 A. Mączak, The structure of power in the commonwealth of the 16th and 17th centuries, [w:] A

Republic ofNobles, red. J. K. Fedorowicz, Cambridge U.P. 1982, s. 108-134.

W. Dworzaczek w artykule opublikowanym po francusku w już wymienianych „Acta Poloniae

Historica"28, podkreślił z naciskiem, że bojarzy putni w Wielkim Księstwie Litewskim byli z pewnością

znacznie liczniejsi niż drobna szlachta w Koronie, co nakazuje ostrożność w ocenianiu liczebności

szlachty i jej jednolitego charakteru. Im więcej szlachta ziemiańska gromadziła przywilejów i im silniej

utwierdzała swój status prawny (to znaczy rozszerzała habeas corpus naruszalny jedynie z powodu

wyroku trybunału również szlacheckiego, innymi słowy, zapewniała sobie prawie całkowitą

nietykalność), tym bardziej utwierdzała się szlachecka zwierzchność na chłopstwem

pańszczyźnianym, tym częściej szlachta zwalniała się od podatków pośrednich i bezpośrednich, tym

częściej urzędy miejscowe i stanowiska państwowe oraz godności kościelne stawały się wyłącznie

udziałem stanu szlacheckiego, tym bardziej tego rodzaju przywileje i „wolności" stawały się

atrakcyjne dla sąsiadów ze wschodu i z połud-niowego-wschodu, już wszakże dynastycznie

połączonych. Tak szybkie postępy polonizacyjne od połowy szesnastego do połowy siedemnastego

wieku tłumaczą się pragnieniem uzyskania podobnych przywilejów przez szlachtę z Wielkiego

Księstwa. Tym również wypada tłumaczyć, wziąwszy pod uwagę potrzebę wielkiej liczby obrońców

wschodnich i południowo-wschodnich granic, niejasny status owej służby dla szlachty, której z

czasem udawało się często prezentować jako „szlachta służbowa".

W czasach, kiedy „dowody" szlachectwa były źle spisywane, a herby świeże i herbarze źle

prowadzone - nic jeszcze nie było przesądzone. Wypadki nadania szlachectwa przez króla (bez zgody

Sejmu możliwe do roku 1601) zdarzały się niezmiernie rzadko, przykłady nobilitacji cudzoziemców

(indygenat) również. Natomiast wymyślanie szlachectwa i szlacheckiego nazwiska od nazwy wioski,

kiedy mieszały się i mnożyły herby w tłumie ludzi wolnych o niejasnym statusie, o których wspominał

„Statut litewski" z 1529 roku - jak podkreślił w swym artykule Dworzaczek, znawca heraldyki i ekspert

w tej dziedzinie - było rzeczą łatwą. Pierwszy łowca fałszywych tytułów szlacheckich z początków

siedemnastego wieku udowodnił liczne przypadki uzurpacji. Józef Nekanda Trepka opublikował, przy

aplauzie „panów braci", Liber generationis plebeanorum, szybko nazwany Liber chamorum, w którym

znalazło się 2500 podejrzanych nazwisk. Według Dworzaczka, który jako jeden z pierwszych

wykorzystał akta ziemskie, grodzkie i podkomorskie z Kancelarii Koronnej i Wielkiego Księstwa

(przynajmniej to, co było znane przed rokiem 1975), podejrzenia o oszustwo zdarzały się często i

wyrażały w denuncjacjach podejrzanego (vituperatio), który musiał rozwiać podejrzenia (expurgatio)

na podstawie dwóch świadectw niepodejrze-wanych szlachciców, złożonych pod przysięgą przed

trybunałem. W wypadkach konfirmacji trybunał wydawał papier, który nabierał mocy świadectwa o

szlachectwie. W ten sposób, wedle ustaleń Dworzaczka, utrwalił się zwyczaj rejestrowania aktów

genealogicznych w trybunałach29. Autor artykułu stwierdził

28 La mobilite sociale de la noblesse polonaise aux XVI et XVII siecles, „Acta Poloniae Historica", op.

cit., s. 147-161. 29Ibid.,s. 158,159.

54

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

S.S

ponadto, że od szesnastego wieku zwykło się notować w rejestrach, szczególnie w miastach i w

miasteczkach, licznych nobiles ac famates, czyli rzekomych szlachciców, którzy niczego nie mając już

wspólnego ze służbą rycerską ani z własnością ziemską, trudnią się miejskimi zajęciami. Dworzaczek

przyznał, że nie potrafi ustalić ich liczby.

Owe tendencje potwierdzają się i wzmacniają z coraz wyraźniejszym otwarciem Wielkiego Księstwa

na Zachód, kodyfikacją prawodawstwa wedle wzorców rzymskich, szczególnie widoczną w drugiej

wersji „Statutu litewskiego" (1566), rozpowszechnieniem łaciny w życiu naukowym i literackim, modą

na dorabianie genealogii sięgającej starożytnego Rzymu i polonizacją życia publicznego. Wiadomo

dzisiaj, na podstawie sześćdziesięciu znanych kopii drugiego „Statutu litewskiego", który, podobnie

jak pierwszy, pozostał w rękopisie30, że podobieństwa pozycji szlachty w Koronie i na Ukrainie były

tak duże, że szlachta ukraińska wystąpiła w trzy lata później w Lublinie z inicjatywą przyłączenia

Ukrainy do Korony, a nie związku typu unijnego, jak w wypadku Korony z Litwą, pod warunkiem

zachowania prawnej specyfiki regionalnej zawartej w „Statucie". Ów „Statut" zwany wołyńskim,

pozostał oficjalną podstawą prawodawstwa w trzech guberniach: na Kijowszczyźnie, Podolu i na

Wołyniu aż do roku 1840, ponieważ trzecia wersja „Statutu", jeszcze staranniej wypracowana,

uchwalona w roku 1588, obowiązywała na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale nie na

Ukrainie przyłączonej do Korony. W rzeczywistości jednak trzeci „Statut", już w wersji drukowanej,

służył na Ukrainie jako komplement prawny. Służył on również często jako punkt odniesienia w

Koronie, a rosyjskie Ułożenije Aleksego Michajlowicza z roku 1649 zawdzięcza mu wiele, szczególnie

w rozdziałach dotyczących szlachty rosyjskiej31.

Im bardziej doskonaliło się prawo, nasycane w coraz większym stopniu ideami humanizmu

zawartymi, między innymi, w De Republica emendanda Frycza Modrzewskiego, tym bardziej stawało

się jasne, że wykształcona szlachta ziemiańska monopolizuje władzę i tworzy oddzielną kastę. Owa

szlachta zalecała antyczne wzory i cytowała Cycerona, ale wyposażała się w coraz doskonalsze prawa

strzegące testamentów i spadków, zabezpieczała na tysiące sposobów przed ewentualnymi zakusami

absolutystycznymi króla lub Wielkiego Księcia,

"' Ten fundamentalny tekst, którego I. Daniłowicz (Opisanie bibliograficzne dotąd znanych

egzemplarzy „Statutu litewskiego", „Dziennik Wileński" 1823) znał tylko trzy egzemplarze po rusku,

dwa po łacinie i piętnaście po polsku, znany jest obecnie w dwudziestu egzemplarzach ruskich i

czterdziestu łaciń-»kich lub polskich. Zob. N. Jakowenko, Szlacheckaja prawoswidomist u dzerkali

obigu prawniczo] literatury na Wołyni i Naddniprjanszczyni, [w:] e a d e m, Paralelnyj świt, Kyiw 2002,

s. 80-105.

" Trzeci „Slatut" był trzykrotnie wydawany po rusku w latach 1588, 1592 i 1594 i dopiero potem

wydany po polsku, w roku 1614, a następnie wydawany w tym języku kolejno w 1623, 1648, 1693,

1744, I7K6, IK19i 1854. Zob. W. T umasz.Try wydanini trecjaga Statutu Wjalikaga Knajstwa Litouc-

11,1)1,1, |w:) Wybranyja pracy, Mińsk 2002, s. 121-138; M. F. Władimirskij-Budanow, Otnosze-nlle

mieldu liutwskim Statutom i Ulożenijem carja Aleksieja Michajlowicza, [w:] Sbornik gosudarstwen-

ttv,h 01,111,,, i. 4, S.mkt-1'etersburg 1877, s. 3-38; Hr. Szmielew, Ob istocznikah sobornogo Ułożenija

"'¦*'¦'(i. ,,/urtul Ministerstwa Narodnogo Prosweszczenija" 1900 (Petersburg), nr 10, s. 375-387; A Ił

r 1 r I ci v 111¦ h, Iai I lii'rarchie des egaux: la Noblesse russe dancien regime (XVI-XVII s.), Paris 2001.

by umacniać swą władzę i żyć w odosobnieniu. Nawet jeśli od czasu „Statutu" sejmiki zbierały się

regularnie, nikt nigdy dokładnie nie ustalił, ilu właściwie Rzeczypospolita Obojga Narodów liczyła

obywateli cieszących się prawem głosu i na podstawie jakich kryteriów.

Prawie cała polska historiografia słusznie podkreśla znaczenie dyskursu „republikańskiego",

„obywatelskiego", „demokratycznego", wzmocnionego od roku 1573 Artykułami Henrykowskimi,

czyli prawną gwarancją wolności religijnej w Rzeczypospolitej, które musiał podpisać Henryk Walezy

jako pierwszy monarcha wybrany w wolnej elekcji. Gloryfikacja tego systemu sięgnęła szczytu, jak już

wspomnieliśmy, w latach ostatnich32. Wypadałoby jednak lepiej odróżniać niewątpliwie wzniosłe

ideały głoszone przez garstkę humanistów od rzeczywistej „złotej wolności", barwy ochronne od

bezprawia. Wbrew temu, co utrzymuje Kamiński, pomiędzy pańszczyzną w Rosji i w Rzeczypospolitej

występowały raczej niewielkie różnice; pryncypia władzy były oczywiście odmienne, ale warunki życia

codziennego - porównywalne. Najbardziej kłopotliwe wydają się u tego autora pojęcia takie, jak:

„szerokie masy, szerokie rzesze szlachty", które szczególnie od 1574 roku, wraz z wprowadzeniem

wolnej elekcji na zasadzie viritim, to znaczy zakładającej fizyczną obecność wszystkich szlachciców w

Warszawie, stały się oczywistą fikcją. W swoim czasie podtrzymywanie tego rodzaju iluzji odgrywało z

pewnością pozytywną rolę, lecz głoszenie jej przez historyka w dwudziestym pierwszym stuleciu jako

przykładu „społeczeństwa obywatelskiego" staje się problematyczne33. Błonia na Woli nie były

grecką agorą. Jan Zamoyski nawiązywał do czasów rzymskich i podkreślał równą godność wszystkich

obywateli, ale naród szlachecki mimo ideałów jedności, solidarności i aktywizmu prezentowanych

przez Kamińskiego jako perła politycznej kultury europejskiej był - wbrew pozorom - podzielony i

rozwarstwiony. Drugi „Statut litewski" z roku 1566 pozbawiał szlachtę gołotę prawa uczestnictwa w

sejmikach, w szczególności tych jej reprezentantów, którzy zajmowali się handlem. Wielka zasługa

Natalii Jakowenko polega na tym, że jako pierwsza poświęciła ona cały rozdział swojego studium

drobnej szlachcie bezrolnej, której liczebność okazuje się bardzo znaczna, chociaż badaczka zajęła się

przede wszystkim, zgodnie z tradycją historiograficzną, wielkimi rodzinami arystokratycznymi na

Ukrainie w szesnastym i w siedemnastym stuleciu: Zasławskimi, Zbaraskimi, Wiśniowieckimi,

Koreckimi, Ostrogskimi, Czetwertyńskimi, Czartoryskimi, Sanguszkami itd., a także średnim

ziemiaństwem34. Samo postawienie problemu

32 Od lat siedemdziesiątych J. Tazbir prezentował Rzeczpospolitą jako „państwo bez stosów", a więc

jako przykład godny naśladowania w Europie. W latach późniejszych uczony rozwinął swe tezy; zob.

wydaną po francusku pracę: Culture polonaise des XVI et XVII s. dans le contexte europeen, Rome

2001, w szczególności rozdział: Les traditions de la Republiąue pluriethniąue, s. 53-68.

"A. S. Kamiński, op.cit.,s. 17-33,61-68.

34 N. Jakowenko, Ukraińska szlachta..., s. 220-256. Status i proces polonizacji średniej szlachty i

magnatów w XVII wieku stał się, między innymi, przedmiotem studium T. Chyńczewskiej-H e n n e 1,

Świadomość narodowa szlachty ukraińskiej i Kozaczyzny od schyłku XVI do polowy XVII w., Warszawa

1985, które potwierdza ustalenia naszego znakomitego poprzednika; por. A. Martel, La langue

polonaise dans les pays ruthenes, preface A. Mazon, Lilie 1938. O złożoności i sprzecznościach

I

56

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

podważa ideę istnienia narodu szlcheckiego jako zwartej braterskiej jedności, prototypu demokracji

idealnej, a w każdym razie znacznie ogranicza zakres tego pojęcia.

Według ustaleń Natalii Jakowenko, kwestia wykluczenia szlachty zagrodowej, to znaczy

najdrobniejszych właścicieli, pojawia się od roku 1545. W tym roku powstała skarga na księcia Fedora

Sanguszkę, który „starszym zezwalał, a młodszych łupił" na Wołyniu w powiecie włodzimierskim, a

niektórych „jak niewolników traktował". Zajmowanie działek i próby wymuszania pańszczyzny

zdarzały się często w powiecie owruckim, w którym koncentrowały się zaścianki szlacheckie (okolice)

dawnych bojarów putnych, którym ziemię przydzielił Władimir Olgierdowicz (1363-1394), ponieważ

potrzebował on straży przybocznej i umyślnych do kontaktów ze Złotą Hordą. Jak dowiódł badacz

rosyjski Dovnar-Zapolskij35, bojarzy putni należeli do szlachty w okresie reform poprzedzających

ogłoszenie „Statutu" z roku 1566, ale przez trzy stulecia - powrócimy do tej sprawy - byli atakowani

przez sąsiednich możnowładców tym zajadlej, że w związku z rozpowszechnianiem się katolicyzmu

stali się z czasem jedną z nielicznych grupek szlachty prawosławnej. Owa szlachta pancerna musiała

wytaczać w latach 1605-1617 serię znaczących historycznie procesów, które ujawniły niejasność ich

statutu. Panowie w twierdzy owruckiej: Wiśniowiecki, a później Paweł Rudzki, chcieli zmusić szlachtę

pancerną do pracy w swych majątkach i do płacenia dziesięciny. Mimo przywilejów szlacheckich

przyznanych w roku 1570, tuż po zawarciu Unii Lubelskiej, sąd grodzki w Kijowie uznał owe żądania za

uzasadnione, ale Trybunał Koronny w Lublinie, do którego odwołali się skarżący, przyznał im rację:

zostali zwolnieni z wykonywania prac uznanych za pańszczyznę, ponieważ w zasadzie powinni się

stawić w wypadku zwołania pospolitego ruszenia. W określeniu sytuacji owej grupy dysponujemy

nawet świadectwem francuskim Guillaume'a Levasseur de Beauplan, który w roku 1630 rozpoczął na

Ukrainie siedemnastoletnią służbę dla królów Rzeczypospolitej, wyrysował pierwsze mapy tych ziem i

zbudował stanice broniące przed najazdami Tatarów. Jego opis Ukrainy wydany w Rouen w roku

1660 stanowi jedno z najcenniejszych źródeł historycznych:

„W starostwach koronnych [...] niektóre wsie król nadał bojarom, którzy nieco niżej od szlachciców

stoją, a wyżej od mieszczan i król nadał ziemię im i ich potomstwu, pod warunkiem, że swoim

własnym staraniem staną w wojennej potrzebie za każdym razem kiedy hetman ich do służby dla

kraju wezwie. Pośród nich większość jest bogatych, ale i bardzo ubodzy się zdarzają"36.

procesu asymilacyjnego w XVI-XVII w. zob. również F. E. S y s y n, Between Poland and tbe Ukrainę:

tbe dilemme of Adam Kysil 1600-1653, Man., Harvard Ukr. Research Inst., Cambridge 1985 albo A. J o

b e r t, De Luther d Mohyla, la Pologne dans la crise de la chretiente, 1517-1648, wyd. IES, Paryż

1974.

35 N. W. Dovnar-Zapolskij, Ukrainskije starostwa w pierwoj polowinje XVI v., Kijew 1908, s. 42.

36 Description dUkranie [sic!] qui sont plusieurs proi/inces du royaume de Pologne contenues depuis

la Moscovie jusaues aux limites de la Transyhanie, par le sieur de Beauplan, Rouen 1660, s. 99.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

57

Ten dość wyjątkowy status wiosek szlacheckich zwrócił już uwagę historyków

dziewiętnastowiecznych37, ale dopiero Natalia Jakowenko podała jeszcze inne przykłady

lekceważenia szlacheckiej braci przez możnowładców. W roku 1645 starosta łucki Hieronim

Charleński groził chłostą szlachcie mieszkającej opodal jego majątków, stosowaną już wcześniej przez

starostę winnickiego. W ten sposób bardzo wcześnie ujawniło się zarzewie konfliktu, który niewiele

miał wspólnego z konfliktem kulturalnym rusko-polskim, ale tkwił już raczej w stosunkach polsko-

polskich i rozpalał tak długo, jak długo istniała szlachta. Nienawiść jednych wywoływała analogiczną

reakcję drugich: w roku 1654 Janusz Radziwiłł otrzymał anonimowe listy z pogróżkami poderżnięcia

gardła. Napisali je „panowie sobie", czyli plebs szlachecki, wedle terminologii zawartej w herbarzu

Bartosza Paprockiego z 1575 roku, to znaczy szlachcice, którzy żyli z pracy własnych rąk, nie posiadali

ani sług, ani chłopów pańszczyźnianych. Szlachta gołota nie dysponowała już odpowiednimi

środkami, by stawić się zbrojno i konno po rozpuszczeniu wici w pospolitym ruszeniu, co

przewidywały „Statuty litewskie" z 1529 i z 1566 roku. Łatwo więc padała łupem możnowładców,

którzy pod pretekstem braterskiej opieki próbowali zmusić ich do służby lub do płacenia dzierżawy,

co stało się praktyką powszechnie stosowaną wobec bezrolnych.

Zanim przedstawimy to, co Natalia Jakowenko powiedziała o gołocie, przytoczmy jej wymowne

zestawienia: szlachta posiadająca małe działki stanowiła tuż przed wybuchem powstania

Chmielnickiego 76% właścicieli na Kijow-szczyźnie, ale należało do niej tylko 11% ziemi. Na Wołyniu

tworzyła ona 71% właścicieli, ale należało do nich jedynie 6% gruntów. Na Podolu (Bracław) 64%

właścicieli uprawiało 3% ziemi. Przewaga wielkiej własności ziemskiej umacniała się w siedemnastym

stuleciu wraz z osiedleniem się na tych terenach rodów przybyłych z Korony: Firlejów, Zamoyskich,

Sobieskich, Lubomirskich, Koniec-polskich, Potockich, Branickich. Ich obecność umacniała mit

sarmacki kosztem mitu kijowskiego, który tym łatwiej przechwytywała Moskwa. Niewielkiej liczbie

szlachciców udawało się jednak, dzięki edukacji uzyskanej w monastyrach lub w szybko rozwijających

się kolegiach jezuickich, zajmować zgodne z ich statusem miejsca w sądownictwie i w administracji.

Palestra stała się ucieczką ubogiej szlachty. Pisarczycy, dla których ani ruski, ani łacina, ani polski nie

stanowiły tajemnic, tworzyli zarodek protointeligencji i coraz częściej znajdowali zatrudnienie u

Zaporożców, w chorągwiach królewskich lub litewskich, w prywatnych regimentach magnatów, w

sotniach kozackich. Dla nich był przeznaczony uniwersał hetmana Wyhowskiego z roku 1658, w

którym znajduje się wyraźne rozróżnienie: „Panom szlachcie, tak wyższego jako i niższego stanu". Bez

wątpienia tego rodzaju sformułowanie wyróżniało większość wyłączoną lub na poły wyłączoną z

„narodu szlacheckiego", który okazuje się pojemną, ale fik-

"W.B.Antonowicz, Sodzierzanije aktów ob okolicznoj szlachtie, „Archiw Jugo-Zapadnoj Rosji" I Hft7, t.

1, ci. 4, s. 1-62; Antoni J. [A. R o 11 e], Dzieje szlachty okolicznej w Owruckim powiecie, Bibliotek;!

Warszawska 1881, t. 2, s. 19-39, 183-200, 352-367.

Cxc<ć pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

v|lłił pn>|rki|4 demokracji. Z tego punktu widzenia znane porzekadło: „Szlachty lltf /Ufłrotl/.ic równy

wojewodzie" ujawnia swoją niewiarygodną kruchość.

l'i)hn/no<ć intencji owego porzekadła ujawnia się jeszcze mocniej w stosunku <lo „k/Lichciców bez

zagrody", którzy staną się jednym z głównych przedmiotów (inali/.y w niniejszej książce. Niewiedza

dotycząca liczebności tej grupy jest )c*u/c większa niż w wypadkach pozostałych warstw szlacheckich.

Wydaje się, Ar nrup;i ta w osiemnastym stuleciu była identyfikowana jako szlachta czynszowa i

szlachta służbowa. Według ustaleń Natalii Jakowenko, ową szlachtę najmowali zarówno możni

właściciele: kasztelani, starostowie, książęta, magnaci oraz średnia szlachta. Owa lumpenszlachta,

wedle określania cytowanej badaczki, której jedyną własnością często bywała tylko szabla,

zdumiewała Beauplana, który sam korzystał z jej usług:

„[...] przemożna jej część sama ziemię uprawia i nie wstydzi się za pługiem stąpać albo trzymać się

pańskiej klamry, co godziwym bardziej jest zajęciem niż furmanienie, któremu najgłupsi spośród nich

się oddają. Takich dwóch za furmanów i ja przez wiele lat trzymałem, kiedym w tej krainie jako

kapitan artylerii i królewski inżynier przebywał, chociaż obaj ze szlacheckiego rodu się wywodzili"-^.

Tylko na Białej Rusi, gdzie była mniej liczna, poświęcono owej szlachcie dokładniejsze studia39.

Granica pomiędzy bardzo ograniczoną integracją i częstym odrzuceniem ze szlacheckiego grona

ujawniła się tu jeszcze wyraźniej. Jakowenko podała przykład z roku 1602: dwóch szlachciców z

Żytomierza, którzy twierdzili, że nie splamili szlacheckiego honoru, ponieważ zajmowali się handlem

tylko tymczasowo lub owych „ludzi zbrojnych" wpisanych na listę kijowskich mieszczan w roku 1552,

których potomków odnajdujemy w siedemnastym stuleciu jako herbowych właścicieli wioski.

Fluktuacja owa ujawnia, że granica pomiędzy stanem szlacheckim i nieszlacheckim była

zdecydowanie porowata, zarówno w wypadku „szlachciców na zagrodzie", jak i konwersji szlachty w

kancelarzystów lub w pisarzy kozackich - Kozaczyzna w owym czasie na wschodnim brzegu Dniepru

szybko zyskiwała na znaczeniu. Najbardziej charakterystycznym przykładem rozbratu drobnej i

wyższej szlachty okazał się konflikt Chmielnickiego z Koniecpolskim.

Od roku 1594 Sejm wskazywał na konieczność uwzględniania w inwentarzach nie tylko dóbr

materialnych w poszczególnych majątkach, lecz także liczebność zwierząt oraz dusz (czyli liczbę

chłopów pańszczyźnianych) oraz obowiązki „czeladzi", która nieco później tak dziwiła Beauplana. Owi

służyłyje Iju-di widocznie nie zawsze wypełniali wymagane obowiązki i ich liczba nie tylko się nie

zmniejszała, lecz przeciwnie - ciągle rosła, choć sprawa ta nie została jeszcze przez historyków

wyjaśniona. Ciągły napływ nowych wielkich właścicieli ziemskich i zagospodarowywanie podzielonych

majątków rodów autochtoń-

38 Description dTJkranie..., s. 99-100.

39 W. Sienkiewicz, Ziemianie zależni w Wielkim Księstwie Litewskim od polowy XVI do polowy XVIII

w., doktorat w Instytucie Historii PAN, Warszawa 1982 (maszynopis).

skich przejawiało się powstawaniem licznych nowych kompleksów zamkowych, będących zarazem

ośrodkami życia gospodarczego i warowniami. Prywatne regimenty, później mocno operetkowe,

przyciągały jednak licznych ochotników, a należyte utrzymanie majątków stwarzało coraz większe

zapotrzebowanie na kadrę oddaną i pewną, na której można było bardziej polegać niż na chłopstwie

podejrzewanym o skłonność do buntu i w dodatku prawosławnym. Poczucie wyższości związane z

polską kulturą polskich lub spolonizowych możnowład-ców stanowiło dla wielu atrakcję, ponieważ

jako polscy lub spolonizowani dworzanie lub słudzy na ich dworach traktowani byli jak ludzie wolni.

Podobnie jak dwa wieki wcześniej, za Zygmunta III Wazy (1587-1632), rozpoczął się proces

nadawania małych kawałków ziemi na Prawobrzeżu tym osobnikom, którzy posiadali konia, nie po to

jednak, by stawiali się oni konno na pospolite ruszenie, lecz by służyli miejscowemu możnowładcy.

Owa służba nie nazywała się pańszczyzną, lecz nosiła jej wszelkie przejawy i wyrażała się poprzez

dostarczanie drewna jako materiału budowlanego, branie udziału w budowie lub konserwacji

budowli. Obowiązek pospolitego ruszenia po rozrzuceniu wici został zastąpiony czynszem. W słowie

tym tkwi ten sam rdzeń łaciński, jak we francuskim cens. Pikardczycy, niemający ze szlachtą niczego

wspólnego, mieli swoich censiers, którzy płacili za wynajem ziemi censwe. Na Ukrainie rozdzielenie

pomiędzy chłopstwem pańszczyźnianym i statusem ludzi wolnych wymagało przynależności

„czynszowych" do szlachty i obligacje feudalne stanowiły tylko niewielką część zajęć szlacheckich

wobec panów, ale jednak działki pozostawały własnością wielkich właścicieli, a zależność tej drobnej

szlachty wobec nich była ogromna.

Szkoda, że jedyne studium o procesie oddolnego wzrostu stanu rycerskiego (określenie to, jakże

wzniosłe, brzmi tu nieco ironicznie) objęło tylko okres do połowy siedemnastego stulecia, a przede

wszystkim, że jego rezultaty nie zostały wystarczająco rozpowszechnione40. Dzięki ustaleniom

zawartym w owym studium wiadomo, że w czasach Władysława IV Wazy (1632-1648) szlachta

zależna jeszcze wzrosła, ale brakuje zupełnie o niej danych dotyczących schyłku siedemnastego i

osiemnastego stulecia. Według Natalii Jakowenko, w roku 1640 liczba szlachty obu płci wynosiła 9540

na Podolu, 14 100 na Kijowszczyźnie i 14 880 na Wołyniu, co stanowi 2-2,7% całej ludności

prawobrzeżnej Ukrainy, ocenianej na około 1 700 000 mieszkańców. Według zaś Czackiego, w roku

1804 mieszkało na Wołyniu 38 452 szlachciców płci męskiej pośród ludności liczącej ogółem 553 200

mężczyzn, co daje około 80 000 ludności szlacheckiej obu płci na 1 100 000 mieszkańców, czyli 7,2%

ludności. Liczby i proporcje w dwóch kolejnych guberniach wyglądają podobnie: 43 597 szlachty

męskiej mieszkało w roku 1804 na Kijowszczyźnie, czyli mniej więcej 87 000 osób obu

"" H. Litwin, Napływ szlachty polskiej na Ukrainę w latach 1569-1648, doktorat w Instytucie Historii

PAN, 1987 (opublikowany: wyd. Semper, Warszawa 2000). Studium to traktuje znowu szlachtę golotę

tylko przelotnie i koncentruje się na ziemiaństwie, by udowodnić słabość napływu zewnętrznego i

oddalić zarzut polskiego ekspansjonizmu.

60

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

płci. Nie dysponujemy dokładnymi liczbami w wypadku Podola, ale można bez ryzyka przyjąć, że w

trzech guberniach liczba szlachty wynosiła trzy razy 80 000, czyli 240 000 osób, a liczebność całej

ludności kształtowała sie w granicach 3 400 000 osób, a więc liczebność szlachty wynosiła 7%41.

Znaczny przyrost naturalny w całej Rzeczypospolitej obserwowany w osiemnastym stuleciu i

kształtujący się w granicach 1% rocznie, o którym pisał Gierowski, powoduje że należałoby oczekiwać

liczebności szlachty w granicach 5% ludności miejscowej, a więc napływowej w granicach 2%42.

Na obecnym etapie badań jest bardzo trudno określić proporcje etnicznego pochodzenia wszystkich

warstw szlachty w dziewiętnastym wieku, które staną się przedmiotem naszych studiów.

Wiele jeszcze innych studiów należałoby podjąć - dotyczących życia szlachty polskiej i spolonizowanej

na Ukrainie w czasach okupacji tureckiej w latach 1672-1699, podczas poważnych rozruchów

kozackich wszczętych przez dowódcę milicji kozackiej Semena Paleja i Samusia (Samuela Iwanowicza)

oraz podczas trzydziestoletnich interwencji armii carskiej przeciwko próbom utrzymania się na tronie

podejmowanym przez Stanisława Leszczyńskiego. Należy jednak wnosić na podstawie kilku

oburzonych aluzji polskich historyków wspominających o zdradzie narodowej i przechodzeniu na

prawosławie, że liczebność szlachty czynszowej na Ukrainie wzrastała. Aleksander Briickner (1856—

1939) wspominał o setkach tysięcy polskich chłopów, którzy osiedli na Ukrainie i zostali Rusinami

dzięki rozkwitowi greckiego katolicyzmu43. Czy fenomen ten, jeśli w ogóle zaistniał, pozostawał w

związku ze wzrostem liczebności szlachty gołoty, która pozostawała raczej wyznania

rzymskokatolickiego? Sprawa pozostaje otwarta, ale trudno zrozumieć, dlaczego historyk równie

znakomity jak Janusz Tazbir posłużył się Briicknerem, by pogłębić niechęć Polaków do sąsiadów ze

Wschodu. Najpierw zacytował Briicknera: „Tam, gdzie państwo polskie zwyciężało jako

międzynarodowe mocarstwo [...] kultura traciła: ten żywioł, z początku od kultury tak odległy

rozpływał się, wywołując niepożądane skutki na polskim dziedzictwie umysłowym", a następnie w

tym samym artukule mającym podnosić „wielonarodowe tradycje Rzeczypospolitej", stwierdził: „Nie

ule-

41 Ustalenia N. Jakowenko (Ukrainskaja szljachta..., s. 263-265) są, co prawda, jedynie przybliżonymi

hipotezami, ale jedynymi jakimi dysponujemy. Liczby z roku 1804 przedstawił T. Czacki Adamowi

Jerzemu Czartoryskiemu 24 lutego 1805 roku w związku z problemami szkolnymi na Kijowszczyźnie

(Biblioteka Czartoryskich, Kraków) i na Wołyniu; idem, 8 marca 1804 r. (Biblioteka Czartoryskich,

3446). Dane dotyczące Wołynia znajdują się również w: Hugona Kollątaja korespondencja listowna z

Tadeuszem Czackim, t. 2, Kraków 1844, s. 261; liczba ogólna ludności obu płci została tam oceniona

na 3 500 000 osób w trzech prowincjach (s. 388). W sprawie dokładności ocen T. Czackiego zob. E. R o

s t w o r o w s k i, Ilu było w Rzeczypospolitej obywateli szlachty?, „Kwartalnik Historyczny" 1988

(Warszawa-Poznań), XCIV, nr 3, s. 14. Rostworowski uważa, że liczby podane przez Czackiego były

wiarygodne, ponieważ pełnił on w latach 1786-1792 funkcję podskarbiego koronnego. Nawet jeśli

sprawa jest trochę dyskusyjna, porządek wielkości jest prawdziwy. Powrócimy do tej kwestii później.

42 O dynamizmie demografii i procencie szlachty zob. J. A. Gierowski, The Polish-Lituanian

Commonwealth in the XVW'h Century, PAU, Kraków 1996; szczególnie rozdział The formation ofa

new structure of the nobility, s. 191 i n.

43 A. Briickner, Kultura, piśmiennictwo, folklor, red. W. Berbelicki, T. Ulewicz, Warszawa 1970, s.

200.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

61

ga wątpliwości, że wschodnie kresy Rzeczypospolitej hamowały proces kulturalnego scalania Polski".

Ta opinia mocno odbiega od dobrodziejstw wielkiej harmonii wielokulturowej Rzeczypospolitej

„schronienia wszystkich narodów", nad którymi - jak twierdzi Janusz Tazbir posłużywszy się

sformułowaniem Wit-kowskiego, poety barokowego - „biały orzeł rozwijał opiekuńcze skrzydła"44.

Pozostawmy tego rodzaju tezy na stronie, wszak wynikają one z naszej ogólnej niewiedzy dotyczącej

procesu rzeczywistego wzrostu szlachty, który jednak w żadnym wypadku nie przyczyniał się do

„osłabienia polskiej substancji narodowej" i za historyczką ukraińską powtórzmy najważniejszą dla

naszych przyszłych analiz konstatację: wyraźna różnica w statusie byłych „ludzi zbrojnych" i

ziemiaństwa, od którego byli oni feudalnie uzależnieni, występująca od początku istnienia szlachty,

stawała się pod koniec siedemnastego wieku przepastna. Niezawodna wierność „panom", do której

drobna szlachta była zobowiązana w imię wszechobecnej ideologii solidarnościowej, była zapisana w

„Statucie litewskim" z roku 1566, który przewidywał dla buntowników podnoszących rękę na pana

lub targających feudalne więzy kary bardzo ciężkie. Owa wierność i zależność przekształciła się z

czasem i dość szybko w formy bardziej banalne: w zawieranie kontraktów, dzierżawienie małych

skrawków gruntów ornych pozostających zawsze własnością senioralną lub w zwyczajną służbę. Owe

zależności czyniły pojęcie „komitywy szlacheckiej" jeszcze bardziej wątpliwym. Kontrakty znalezionie

na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku przez Prochaskę powinny zwrócić uwagę

historyków na paternalistyczny stosunek Bogusława Radziwiłła wobec szlacheckiego plebsu w Słucku

i Kopyle w roku 1662. Musiała tam panować komitywa szlachecka szczególnego rodzaju, skoro na

okolicznościowych grawiurach z tamtego okresu widzimy wymowne karykatury „wiernego sługi"

wyobrażające osła w kontuszu stojącego na tylnych łapach z pyskiem w kagańcu, wyciągającego rękę

(ludzką) w stronę pana siedzącego na tronie pośród szkatuł wypełnionych najprawdopodobnej

złotem. Wszystkie ośle prace w majątku przedstawione są za nim, a legenda głosi: „Słuchaj i milcz"45.

W następnym stuleciu „wierny sługa" przestanie się godzić potulnie na rolę osła, choć wielu ziemian

będzie starało się zepchnąć go jeszcze niżej w społecznej hierarchii, inni zaś nadal podtrzymywać

będą komitywę.

Niewątpliwie jednak model sarmacki, utrzymujący fasadową jedność szlacheckiej braci, chociaż

gwarantujący realną władzę i obywatelstwo tylko naj-możniejszym i najbogatszym, wiecznie wrogim

władzy królewskiej, stawał się atrakcyjny dla sąsiadów. Zadnieprzańska starszyzna kozacka walczyła o

przyłączenie jej do szlachty polskiej i o szlacheckie przywileje nawet po ugodzie pere-jasławskiej w

roku 1654, ale Sejm zaślepiony fanatycznym katolicyzmem nigdy

" J. T a z b i r, La Culture polonaise..., s. 64. Teza, że Polska wiele straciła zyskując na terytorium

pojawia się już w pracach krakowskiej szkoły historycznej u Szujskiego i Bobrzyńskiego. Zob. J. Kłoczo-

w s k i (red.), Historia Europy Środkowowschodniej, t. 2, Lublin 2000, s. 81.

45 N. Jakowenko, Ukrainskaja szljachta..., s. 255. Grawiura pochodzi z roku 1655 i jest

reprodukowana od lat w wielu polskich podręcznikach historii. Dokumenty A. Prochaski zostały

przedrukowane w aneksach do Przyczynków krytycznych do dziejów Unii, Kraków 1896 i w Lennach i

maństwach na Rusi, Kraków 1901.

62

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

nie zrozumiał politycznych korzyści wynikającyh z takiego rozwiązania. To jeszcze jeden powód

powstrzymujący przed rehabilitacją sarmatyzmu, jak to czyni Kamiński. Retoryka sejmikowego

mówcy, wychwalanie rzekomych praw „obywateli powiatowych", „pospolitej rzeczy", dumy i honoru

kraju, który wymyślił „lokalny republikanizm" i uwagi o głosie „mas szlacheckich", oznacza niewiedzę

0 wewnętrznej hierarchii szlachty i o segregacji w jej szeregach46. Wypada również zauważyć, że sam

termin „szlachta" cieszył się prestiżem w Państwie Moskiewskim, które przejęło go od Polaków w

wieku szesnastym jako szljachectoo, oznaczające przynależność do wyższego towarzystwa i

użytkowano ten termin do czasów Piotra Wielkiego i później jako synonim dworiańsWa oraz

znatnosti. Książka Berelovitcha dowodzi jednak jak bardzo szlachta rosyjska różniła się od początku

od polskiej. To była grupa nieliczna, która w roku 1630 liczyła 3000 osób i zwiększyła swą liczebność

w roku 1680 do około 6500 osób. Powołanie szlachty rosyjskiej polegało na bezwzględnej uległości

carskiemu despotyzmowi, co źle zapowiadało ułożenie stosunków ze szlachtą polską po

rozbiorach47. Rosja zaś, co wydaje się naturalne, przez cały wiek osiemnasty nie interesowała się

dokładnymi danymi o liczebności polskiej szlachty, ale stopniowo zaczęła badać problem czynnych i

biernych praw obywatelskich, który ujawniał się z coraz większą ostrością, ponieważ rosyjscy

czynownicy i dyplomaci doszli do wniosku, że sarmatyzm znakomicie nadaje się do manipulacji i do

umacniania carskich wpływów. Od konfederacji sandomierskiej popieranej przez Piotra Wielkiego w

celu umocnienia pozycji Augusta II w roku 1717 do konfedracji słuc-kiej z roku 1767, która miała

posłużyć Katarzynie II do wywołania oburzenia w Europie przeciwko polskiej nietolerancji i poprzeć

Stanisława Augusta, widać wyraźnie, że Rosjanie sprawnie wyzyskiwali kwestię szlachecką. Ich uparta

obrona „praw kardynalnych" do roku 1792 w celu obalenia Konstytucji 3 maja

1 doprowadzenia do ostatecznych rozbiorów stanowi arcydzieło manipulacji w duchu

antymonarszym i symulacji obrony praw najuboższej polskiej szlachty. Ta ważna kwestia, wymagająca

raczej studium z zakresu polityki zagranicznej, stanie się sprawą polityki wewnętrznej w latach 1793-

1795, kiedy wszelkie jej przesłanki ulegną przekształceniu.

Żeby zrozumieć kłopoty, jakie szlachta na Ukrainie sprawiała Rosjanom po rozbiorach

Rzeczypospolitej, należy koniecznie prześledzić, jak wewnętrzny podział szlachty stawał się coraz

bardziej widoczny w osiemnastym stuleciu i jak znaczne wywołał on spory pomiędzy orędownikami

kultywowania ideału szlacheckiej równości i zwolennikami wykluczenia szlachty gołoty ze stanu

rycerskiego. Ta polska kontrowersja winna zostać poważnie przeanalizowana, by wysunąć tezę, że na

długo przed porozbiorową reakcją rosyjską, polska szlachta

46 Ta sarmacka megalomania jest obecna w całej Historii Rzeczypospolitej wielu narodów...,

szczególnie s. 83-126.

*" Dane liczbowe w: La Hierarchie des egaux..., s. 160, 161. Artykuł M. Raef f a, La noblesse et le

discours politiąue sous le regne de Pierre le Grand, [w:] W. Berelowitch (red.), Noblesse, etat et

societe en Russie, XVI-debut XIX siecle, „Cahiers du monde russe et sovietique" 1993 (Paris), IV,

janvier-juin, s. 33—46, pokazuje, że w pierwszej połowie XVIII wieku polszczyzna wyraźnie wkroczyła

do rosyjskiego słownictwa, ale wyobrażenia o honorze pozostały odrębne.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

63

sama stosowała podział na właścicieli i bezrolnych i doprowadzała niekiedy do wyraźnej separacji obu

grup.

Pośród licznych polskich studiów poświęconych sejmom i sejmikom48 znajdujemy bardzo niewiele

informacji o interesującym nas problemie, również w stosunku do epok poprzedzających, ale owe

niedopowiedzenia zasłaniają monopol wyższej i średniej szlachty, która jako jedyna wyznaczała

kandydatów i wybierała posłów, sędziów powiatowych i sędziów do Trybunałów Koronnych, tylko

ona posiadała ziemię, tylko ona sama sobie przyznawała liczne tytuły honorowe, których Sarmaci byli

bardzo łasi, tylko ona cieszyła się przywilejami podatkowymi i mogła redagować tak zwane lauda dla

swych protegowanych w Warszawie. Rzadkie liczby świadczące o udziale szlachty pokazują w sposób

oczywisty, że możliwość powszechnego głosowania, o której niestrudzenie się mówiło, nigdy nie stała

się rzeczywistością. Pawiński ustalił, że w roku 1733 na Kujawach głosowało 374 szlachciców; w roku

1764 - 700 szlachty. W Haliczu - również 700, w tym samym roku. Żadne studium w tej sprawie

dotyczące Ukrainy nie zostało sporządzone. Jerzy Michalski wspomniał jedynie, że w roku 1788, w

okresie największej mobilizacji wyborczej na Podolu, dzięki akcji Czar-toryskiego, „4000 do 5000"

szlachty stawiło się w Kamieńcu, co jest liczbą niewielką w stosunku do całej populacji szlachty w tej

guberni, ale jednocześnie znacznie przerastającą liczbę wybieralnych osób.

Powyższe dane zmuszają do podważenia schematu rozpowszechnianego przez szlachtę niechętną

magnatom oraz przez niektórych historyków, o zwożeniu na elekcje „masy" szlacheckiej mocno

pijanej, rozbawionej i wiedzionej przez magnatów na pasku, dla których tworzyli rodzaj przybocznych

oddziałów wyborczych. Henryk Rzewuski znakomicie przedstawił owe sceny w Pamiątkach Soplicy,

ale choć tego rodzaju wypadki rzeczywiście się zdarzały49, pozostawały one wyjątkiem. Można nawet

zastanawiać się poważnie, czy tego rodzaju stereotyp nie był rozpowszechniany specjalnie dla

odwrócenia uwagi od rzeczywistej liczby uczestników sejmików, jako rodzaj alibi dla „anarchii w Pol-

48 Wymieńmy niektóre prace: A. Pawiński, Rządy sejmikowe... dzieje ziemi kujawskiej, Warszawa

1888 (wznów. Warszawa 1978); J. A. G i e r o w s k i, Sejmik generalny Księstwa Mazowieckiego,

Wrocław 1948: J. M i c h a 1 s k i, Les dietines polonaises au XVIII siecle, „Acta Poloniae Historica"

1965 (Warszawa), XII, s. 87-107; H. Olszewski, Sejm Rzeczypospolitej epoki oligarchii 1652-1763,

Poznań 1966; S. Grodziński, Les devoirs et les droits politiques de la noblesse polonaise, „Acta

Poloniae Historica" 1977 (Warszawa), VI; A. Kersten, Les magnats, elitę de la societe nobilaire, ibid.; J.

Bardach, Les deputes a la dietę en Pologne dancien regime, „Acta Poloniae Historica" 1979

(Warszawa), XXXIX; W. Kriegseisen, Sejmiki... Wszystkie polskie schematy o zależności bezrolnych

wyłącznie od magnatów oraz odpowiednia bibliografia w: A. Stroynowski, Pozycja społeczna drobnej

szlachty Wielkiego Księstwa Litewskiego w końcu XVIII w., Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego.

Nauki humanistyczno-społeczne, seria I, z. 4, Łódź 1976, s. 97-108.

49 M. Matuszewicz, Pamiętniki, red. A. Pawiński, Warszawa 1876. Opinia o masie szlacheckiej czerni

czułej wyłącznie na umizgi magnatów zaprzedanych Rosji rozpowszechniła się znacznie, jak stwierdził

A. Wawrzecki, w roku 1791, po Sejmie Repnina w październiku 1767 r., kiedy zahamowano reformy i

sprzeciwiono się zniesieniu liberum veto. To jednak legenda. Od czasów konfederacji barskiej

wiadomo, że sympatie polityczne ubogiej szlachty nie wiązały się z Rosją i nie zależała ona wyłącznie

od magnatów. Zob. E. Ros twór o wski, Ilu było..., s. 23.

64

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

sce", by posłużyć się tytułem słynnej rozprawy de Rulhiere'a, pisanej na polecenie Ludwika XVI. Po co

magnatom były potrzebne na sejmach i sejmikach szlacheckie „masy", skoro liberum veto pozwalało

rządzić jednym tylko głosem?

Zamiast wiązania egzystencji plebsu szlacheckiego i jego utrzymywania, również w statusie prawnym,

jedynie przez magnatów, wydaje się ważniejsze przeanalizowanie ich związków z innymi

posesjonatami. Analiza ta pozwoli nieco przybliżyć przemiany mentalności w osiemnastym stuleciu i

przedstawić okoliczności, w których odkrycie polskiej szlachty przez Rosjan stało się dla nich tak

dużym zaskoczeniem ze względu na specyfikę, złożoność, odrębność i liczebność tej warstwy

społeczeństwa dawnej Rzeczypospolitej.

Dysputa pomiędzy zwolennikami utrzymania szlacheckiej komitywy i zwolennikami oficjalnego

pozbawienia praw obywatelskich szlacheckiego plebsu trwała - w planie teoretycznym - do połowy

osiemnastego wieku, a następnie refleksji towarzyszyły działania bardziej praktyczne. W roku 1699

Stanisław Herakliusz Lubomirski, marszałek sejmu, rzecznik idealnego i wzniosłego sar-matyzmu jako

nowego wcielenia cnót stoickich, opublikował De uanitate consi-liorum, rodzaj elogii cnót

szlacheckich uzasadnianych cytatami z Tacyta, Plutar-cha, Tytusa Liwiusza i Justusa Lipsiusa, ale jego

pochwała była jednocześnie przestrogą przed szlachecką pychą i zaniedbywaniem obowiązków

wobec Rzeczypospolitej. Wydaje się charakterystyczne, że od tego czasu reformatorzy występujący w

imieniu średniej szlachty znajdowali zasadnicze przyczyny upadku Rzeczypospolitej w nadmiarze

praw, które pozostawały udziałem szlachty goło-ty, która jednak, jak widzieliśmy, odgrywała znikomą

rolę w życiu politycznym i obywatelskim. Kozłem ofiarnym stał się osioł ze znanej karykatury, który

nie chciał stoczyć się jeszcze niżej, do chłopstwa pańszczyźnianego i kategorii lokai. Już w roku 1717

Stanisław Dunin-Karwicki, znakomity jurysta i rzecznik dostatniej szlachty, współorganizator

konfederacji sandomierskiej i tarnogrodzkiej, przekonywał w swej rozprawie De ordinanda Republica

seu de corrigendis defec-tibus in statu Reipublicae Polonae, o potrzebie stworzenia sejmu

permanentnego, zniesienia liberum veto, wyznaczenia majątkowego kryterium prawa wyborczego na

podstawie zeznań podatkowych i zredagowania kontrolowanych na tej zasadzie list wyborczych w

każdym powiecie. Tak wyraziła się po raz pierwszy zasada podziału na obywatelstwo bierne i czynne,

która znalazła oficjalny wyraz prawny w roku 1791. Projekt Dunina-Karwickiego przewidywał

expressis verbis odsunięcie gołoty od udziału w sejmikach. Nie wspominano o innych jej prawach. W

roku 1744, na dwadzieścia lat przed końcem panowania Sasów, ojciec przyszłego króla - Stanisław

Poniatowski - przewidywał analogiczną reformę sejmów i sejmików, zastrzegając reprezentację

szlachecką tylko dla właścicieli ziemskich. Stanisław Konarski w O skutecznym rad sposobie (1760-

1763) również zastrzegał prawa wyborcze dla „prawdziwych szlachciców", czyli dla posiadaczy

majątków ziemskich. Jednak zdetronizowany król Stanisław Leszczyński bronił w Głosie wolnym

(1749) idei niezachwianego braterstwa szlacheckiego i przekonał Jana Jakuba Rousseau o wyższości

ideału polskiej demokracji, w który Francuz uwierzył, czemu dał wyraz w Uwagach nad rządem w

Polsce (1771).

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

Podczas elekcji Stanisława Augusta zebrało się w Warszawie w roku I7M -pod rosyjskimi bagnetami -

zaledwie 5584 szlachciców. Posłowie z Korony reprezentowali 36 sejmików, posłowie z Wielkiego

Księstwa - 24, to znaczy, ze każdy z sejmików wysłał średnio 93 deputowanych. Wydaje się jasne, że

„masy szlacheckie" nie były odpowiednio prezentowane. Równość szlachecka pozostawała aż do

końca Rzeczypospolitej chwytem retorycznym. Ostatni król, który w czasach swego poprzednika sam

uczestniczył w rytuałach sejmikowych i został deputatem, opisał w swych francuskich pamiętnikach

odrazę, jaką odczuwał do szlachty, biorącej udział w wyborach. Przymilanie się co dwa lata tych braci,

których grubiaństwo skrywała cienka warstwa ogłady, a niekiedy nawet - niepiśmiennych, „udawanie,

że ich prostackie dowcipy bawią i co najgorsze ciągłe całowanie tych gąb brudnych i zarośniętych"

było ciężką próbą dla tego głady-sza w peruce i jedwabnych pończochach50. Jeśli zdamy sobie

ponadto sprawę, że stanowiska sądowe teoretycznie obieralne, były w praktyce prawie zawsze

dożywotnimi synekurami dla wybranych rodzin, co gwarantowało całkowitą samowolę w wypadkach

konfliktów z chłopstwem pańszczyźnianym i stronniczość w wypadku sporów między ziemianami,

wyobrazić sobie można, że demokracja szlachecka była wielką fikcją.

Wspomnieliśmy powyżej, że za upartą chęcią pozbawienia ubogiej szlachty prawa wyborczego,

którym w praktyce i w całości nigdy zresztą nie dysponowała, kryły się jeszcze inne względy. Pośród

nich figurował zamiar zwiększonego wykorzystywania szlacheckich czynszowników, obecnych we

wszystkich majątkach ziemskich, i wcale nie tylko w latyfundiach magnackich. Również w dobrach

królewskich powstała w roku 1766 Komisja dla zbadania przywilejów i donacji szlachty okolicznej

podległej Skarbowi. Komisja postanowiła nie zmieniać warunków oczynszowania sprzed 1569 roku,

ale późniejsze wycenić zgodnie z obecną wartością dóbr, czyli uznać za dzierżawy. Ta różnica w

podejściu do czynszowników wynikała najprawdopodobniej z zastrzeżeń co do wartości

napływających licznie osobników podających się za szlachciców. Owa komisja znacznie podniosła

czynsze. Rychlikowa, która przestudiowała tę kwestię na Białorusi w okresie od 1766 do 1793 roku

dowiodła, że owe podwyżki były trudne przez czynszowników do przyjęcia51. Lustratorowie

sprawdzali wartość majątku, sporządzali nowe inwentarze, a szlachta czynszowa oprócz

podwyższonych czynszów musiała płacić podatki od wyszynku, od soli itd.

Widzimy więc jasno, że znaczne zwiększenie czynszów i coraz silniejsza tendencja do wyeliminowania

ich z sejmików tworzą dwa aspekty jednego problemu. W roku 1766 na wielu sejmikach w

Rzeczypospolitej pojawiły się regulaminy, by pełnia praw obywatelskich obejmowała jedynie

„posesjonatów". Jerzy

50 Memoires du roi Stanislas-Auguste Poniatowski, vol. 1, Saint-Petersbourg 1914, s. 59-60.

" I. Rychlikowa, Tatarzy litewscy 1764-1831 szlachtą?, „Kwartalnik Historyczny" 1990 (Warszawa), nr

3—4, s. 92—94. Ta badaczka podała w innym miejscu przykłady sięgające roku 1754, kiedy to

„szlachecka drobnica" walczyła w Możarach koło Owrucza z Michałem Radziwiłłem, który chciał ją

wykluczyć ze stanu szlacheckiego. Skończyło się to wieszaniem, wbijaniem na pal, wystawieniem

zwłok na pożarcie dzikiemu zwierzowi, wymazywaniem napisów na grobach itd.

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Jnllicki, który dokładnie przestudiował to zagadnienie, podał jednoznaczne pr/.yklady starań

poczynionych w tym kierunku przez „obywateli ziemskich" /. widu województw, szczególnie z

sieradzkiego i lubelskiego lub bracławskiego w wypadku Ukrainy52. W Lublinie, gdzie tego rodaju

zapędy okazały się najbardziej radykalne, żądano likwidacji nawet biernych praw obywatelskich.

Zalecenia dla posłów na sejmiki przewidywały, aby szlachcice wymieniani w inwentarzach byli po

prostu traktowani jak przedmioty i wyrzucani ze stanu rycerskiego, „oni sami raz na zawsze uznani

jako ich progenitura pro imparibus". W owej epoce jednak rzadko zdarzali się tacy, którzy ośmielali

się równie ostentacyjnie złamać zasadę braterstwa uznawaną milcząco przez większość za świętą,

wywodzącą się z tradycji średniowiecznych, a nawet starożytnych, a więc nienaruszalną.

Nienaruszalną, ale w coraz większym stopniu modyfikowalną. W Bracławiu, siedzibie Czartoryskich,

rodu, który najmocniej ważyć będzie na losach kraju, sejmik podolski wyraził życzenie - nieustannie

ponawiane już po rosyjskiej aneksji - by wszyscy posłowie „od senatorów do woźnych przy sądach i

innych obywateli" przedkładali odpowiednie dokumenty genealogiczne. Powszechny brak rejestrów

źle wróżył urzeczywistnieniu tego rodzaju postulatów53 i ponadto „konstytucja" sejmowa notująca

ten dezyderat nie przewidywała, co się stanie z odrzuconymi ze stanu rycerskiego.

Próby ograniczenia grona szlachty do właścicieli ziemskich zostały pokrzyżowane przez Rosjan na

sejmie repninowskim w roku 1767, kiedy Petersburg uznał za stosowne zastopować wszelkie próby

reform (przede wszystkim chodziło o sparaliżowanie króla i o znalezienie pretekstu wyznaniowego),

by po raz kolejny wystąpić w roli obrońcy praw kardynalnych. Jednak tego rodzaju usiłowania stale

były obecne i przybierały niekiedy formę konfliktów siłowych, powtarzających się, jak zobaczymy, w

dziewiętnastym wieku. Na przykład w powiecie owruckim, w którym - jak już wspominaliśmy -

osiedliła się liczna grupa szlachty okolicznej przywiązana do swego statusu, ówczesny starosta Zgórski

nie znalazł innego sposobu na wymuszenie opłat niż zorganizowanie ekspedycji karnej. Spotkawszy

się z oporem, kazał podpalić domy i wrzucać czynszowników w płomienie, by wszyscy zobaczyli, czy

są oni prawdziwymi szlachcicami54. Również Rosjanie, którzy zajęli wschodnią część Białej Rusi w

wyniku pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej nie mogli utrzymać szlacheckiego status quo. Rychli

kowa przypomniała, że ukaz z 13 września 1772 roku nakazywał składanie dowodów szlachectwa w

miastach gubernialnych. Jednak ta próba podporządkowania szlachty przepisom rosyjskim okazała się

nieskuteczna z powodu indo-

"J.Jedlicki, Klejnot... (Sieradz, s. 143; Lublin, s. 89 i 146; Braclaw, s. 88).

" Wielu autorów starało się wyjaśnić brak w Rzeczypospolitej centralnego organu szlachty

porównywalnego z rosyjską heroldią poczuciem nietykalności i sakralnego charakteru tego stanu,

którego biurokratyczna kontrola równałaby się profanacji lub obrazie godności. Zob. A. Zajączkowski,

Główne elementy kultury szlacheckiej w Polsce, Wrocław 1961; S. Grodzicki, Obywatelstwo w

szlacheckiej K;e<:y pospolitej, Kraków 1963; J. Bardach, O ujęciu socjologicznym struktury społecznej

i ideologii ttlticlity polskiej, „Czasopismo Prawno-Historyczne" 1963, t. 15, nr 2, s. 159-178.

11 Archiw Jugo-zapadnoj Rossiji, cz. 4, t. 1, 1867, s. 412.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

67

lencji sądów szlacheckich, które albo szczodrze takie „świadectwa" wydawały, albo - przeciwnie -

przypadki wątpliwe spychały do chłopstwa. Od orzeczeń sądowych można było składać odwołania.

Zdarzały się przypadki zawziętej wrogości; na przykład wrzucenie szlachty czynszowej do jamy i srogie

jej pobicie za to, że ośmieliła się wziąć udział w sejmiku55.

Stosunki pomiędzy zwolennikami szlacheckiej równości i orędownikami zredukowania stanu

szlacheckiego do elitarnej grupy ziemian zaostrzały się przed rozbiorami, a po zniknięciu

Rzeczypospolitej Obojga Narodów spór dopiero rozszalał. Podczas Sejmu Wielkiego toczyła się w tej

sprawie rozległa dyskusja, o której pisał Jerzy Jedlicki. Odnalazł on skargę z roku 1775 do króla,

pozostającego pod ciągłym nadzorem kontrolowanej przez Petersburg Rady Nieustającej.

Dwadzieścia cztery rodziny ze szlachty okolicznej w Owruczu złożyły skargę:

„Odebrano wielu z nas krwawo całym życiem zarobiony majątek, wyrugowano innych z zastarzałych,

a od najdawniejszych czasów podanych nam przez przodków ziem i siedlisk; co większa, odarto

innych z wysłużonego krwią i męstwem przodków naszych klejnotu szlachectwa, innych na koniec

stan wolny z ostatnią wzgardą przemieniono w stan służebny"56.

Skarga była skierowana przeciwko miejscowemu staroście, Janowi Steckie-mu. Wypada zauważyć, że

nie chodziło w tym wypadku o pozbawienie prawa głosu, lecz o konfiskatę domów i ziemi, o

pozbawienie wolności osobistej, to znaczy elementarnych praw ludzkich. Historycy, którzy do dzisiaj

uważają, że powstanie bogatej klasy właścieli ziemskich, która jako jedyna zachowałaby całość praw

obywatelskich, oznaczałoby postęp w rozwoju społecznym, pozostają w zgodzie z rozumowaniem

reformatorów tamtej epoki, ale wybór „dobrego" rozwiązania wiąże się z niewygodną kwestią

stosunku pomiędzy polityką i moralnością oraz moralnością i historią.

Jerzy Jedlicki nie uniknął tej pułapki. Cała jego książka pokazuje wysiłki obozu reformatorów

zmierzające w stronę tak rozumianej „modernizacji" społeczeństwa. Jedlicki słusznie podkreśla, że

oprócz przywoływanych już projektów reform, istniał też Kodeks Zamoyskiego z roku 1780, który

również wiązał prawo do głosu z posiadaniem ziemi i pełnieniem urzędów z dochodem wynoszącym

6000 złotych rocznie57. Ten kierunek myślenia znalazł sojuszników pośród reformatorów takich, jak

Hugo Kołłątaj, którego teoria ekonomiczno-spo-łeczna przechodziła już od fizjokratyzmu do

współczesnego liberalizmu (Katarzyna II okrzyknęła go niepotrzebnie „polskim jakobinem"), i który

opowiedział się w Listach Anonima za powstaniem elity obywatelskiej, proponując ograniczenie

prawa głosu do grupy właścicieli posiadających co najmniej

55 I. Rychlikowa zwróciła moją uwagę na konflikty międzyszlacheckie w artykule polemicznym:

Deklasacja drobnej szlachty polskiej w Cesarstwie Rosyjskim. Spór o „Pułapkę na szlachtę" Daniela

Beauvois, „Przegląd Historyczny" 1988 (Warszawa), t. 79, z. 1, s. 121-147. Podobną problematykę

autorka podjęła odnośnie do Białorusi w artykule obfitującym w interesujące tropy: Carat wobec

polskiej szlachty na ziemiach zabranych w latach 1772-1831, „Kwartalnik Historyczny" 1991

(Warszawa), nr 3, s. 51-83.

56 J. Jedlicki.K/e/wot..., s. 158. " Ibidem, s. 148.

68

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

7,5 włók (135 hektarów) ziemi, co zamieniłoby sejmiki, jak słusznie zauw żył Emanuel Rostworowski,

w rodzaj „klubów ziemiańskich"58. W tego rod1 aju kluby przekształciły się zresztą, jak zobaczymy,

sejmiki pod carskim zaborerr co przypomina cenzus wyborczy w przyszłych czasach francuskiej

Restauracji.

Hugo Kołłątaj skłaniał się co prawda w roku 1790 do uznania praw obyWa-telskich uboższych

właścicieli ziemskich, ale był zasadniczym inspiratorem ' oz-ległej debaty dotyczącej związku

szlachectwa z posiadaniem ziemi, która znL az-ła swoje spełnienie w drugim rozdziale Konstytucji 3

maja (Szlachta - zieP ia-nie). Zainicjował również dyskusję, która toczyła się od grudnia 1789 do m' rca

1791 roku wokół losu przewidywanego dla - według jego określenia - „posc ól-stwa ludzi wolnych",

sformułowanego ostatecznie w „Prawie o sejmikach" t roku 1792, stanowiącego zwieńczenie

wysiłków obozu reform w tym zakn sie. Obroną „plebsu", wolności gołoty szlacheckiej, zajęli się -

paradoksalnie - ii ag-naci, bardziej świadomi swej odpowiedzialności moralnej niż zwykło się sąc ńć,

choć nie byli wcale, jak już widzieliśmy, jedynymi posiadaczami szlachty czynszowej. Ogromnym

błędem magnatów okazał się rzecz jasna ich kosmojbli-tyzm, jedyną troską były własne fortuny i w

większości wypadków - powiązania z Rosją. Dla potomności stali się oni synonimem zdrady i odmawia

się irr^do dzisiaj przenikliwości w każdej dziedzinie. Czy słusznie?

Nawet u Jerzego Jedlickiego zaskakuje niechęć do zubożałej szlachty „skazanej na wymarcie", jedynej

przyczynie sejmikowego bałaganu, jedynemu narzędziu magnackiej samowoli i narzędziu manipulacji,

podczas gdy realizacja'postulatów ziemian doprowadziłaby Rzeczpospolitą do rozkwitu i szczęścia

odartego na cnocie, której pochwała zabarwiła wywody historyka tonacją liryczrlą59. Tego rodzaju

postawa mocno przypomina principium liberalizmu, według } tó-rego ubogim zawsze wolno stać się

bogatymi, pomija jednak co najmniej je,len czynnik pozwalający na ratunek przed deklasacją. Ten

czynnik - to szkoła Jej ogromne znaczenie przedstawimy później: pod carskim zaborem stała się jed

/ną szansą ocalenia dla zdegradowanych i przekształcenia ich w inteligencję. Jdjod roku 1773 Komisja

Edukacji Narodowej założywszy 74 szkoły średni 'go szczebla, pośród nich liczne na Ukrainie,

przygotowała grunt dla „oświecon/ch Sarmatów", według określenia Gierowskiego60. Pojawienie się

sieci szkół zapowiadało inny możliwy kierunek ewolucji społecznej niż zawarty w Konsty lcji 3 maja.

Teoretyczne prawa tej grupy ludzi wolnych od zamierzchłych czasów, kt Rosjanie, mimo ogromnych

wysiłków, nie potrafili w dziewiętnastym wieku ; ik-widować, doznały pierwszego oficjalnego

okrojenia przed końcem I Rzeczy] os-politej, o czym chętnie się zapomina, w krótkim okresie, kiedy

szlachta-zier danie stała się rzeczywiście, zgodnie z literą Konstytucji 3 maja „pierwszym tanem w

narodzie" obdarzonym prawami obywatelskimi. Jerzy Jedlicki znakc ,ni-

58 E. R o s t w o r o w s k i, Ilu było..., s. 36.

59 J. Jedlicki, Klejnot..., s. 147, 169, 182.

60 J. A. Gierowski, The Polish-Lituanian Commonwealth in theXVIIPh Century..., s. 199-207

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

69

cie przedstawił debatę w tej sprawie w czasach Sejmu Wielkiego61, chociaż jego konkluzje są nieco

zawiłe. 17 grudnia 1789 roku Deputacja do Ułożenia Kształtu Rządu, rodzaj polskiej Konstytuanty,

przeanalizowała projekt Ignacego Potockiego, który przewidywał dla ziemian prawo wyboru posłów

na Sejm. Dyskusje o rozmiarze własności oraz o możliwościach i potrzebach włączenia szlachty

folwarcznej trwały aż do chwili wydrukowania osobnego dokumentu i rozesłania go po sejmikach, dla

dalszego rozpatrzenia w sierpniu 1790 roku. Kwestii sejmików dotyczyło 46 paragrafów drugiego

rozdziału. Paragraf 12 pozbawiał prawa głosu wszystkich szlachciców bez ziemi, zależnych w

jakikolwiek sposób od ziemian. Ów tekst został przegłosowany w Warszawie 24 marca 1791 roku, na

skutek znacznej absencji stosunkiem głosów 101 do 64. Na jego mocy obywatelem był tylko ten, kto

posiadał ziemię w swojej ojczyźnie. Niektórzy historycy uważają, że to prawo stanowiło jeszcze

dziedzictwo feudalizmu, inni, że stanowiło zwiastun kapitalizmu i akumulacji zysku. Prawdopodobnie

zbiegły się tu obydwie tendencje.

Według przyjętej ustawy, prawo „jednego miejsca i jednego głosu na sejmikach w powiecie" posiadali

wszyscy szlachcice płacący podatek do skarbu wraz z ich dorosłymi synami (którzy ukończyli 18 lat)

mieszkającymi z ojcem, ich braćmi, zastawnicy płacący co najmniej ofiarę dziesiątego grosza w

wielkości 100 złotych, szlachta na dożywociu płacąca podobny podatek oraz ziemianie służący w

wojsku. Prawa głosu pozbawiano tych, którzy nie byli właścicielami ziemskimi wedle powyższych

kryteriów, szlachciców związanych kontraktowo, również dziedzicznie, z gruntami pozostającymi

prywatną własnością, to znaczy szlachciców płacących czynsz lub inne rodzaje powinności za

uprawianą rolę, szlachciców w ordynacjach, nieletnich i kryminalistów.

Jak wiadomo, Konstytucja 3 maja została przyjęta przez nieliczną grupę obecnych. Siła tego tekstu

była więc nader krucha62. Analiza tekstu samej Konstytucji przekonuje jak bardzo jej autorzy obawiali

się konsekwencji własnych decyzji. Rozdział Szlachta - ziemianie potwierdzał szlacheckie przywileje,

immunitety i prerogatywy od czasów Kazimierza Wielkiego do Zygmunta Augusta, gwarantował

doskonałą równość wszystkich szlachciców, piastowania urzędów wobec indywidualnego

bezpieczeństwa, wobec prawa własności, „jako prawdziwy społeczności węzeł, jako źrenicę wolności

Obywatelskiej"63. Krótko mówiąc, „klub posiadaczy" wyzyskał dla swych potrzeb dyskurs egalitarny o

wielkiej komitywie szlacheckiej, której fikcyjność się utrzymywała. Wreszcie communitas pękła jak

bańka mydlana, ale pamięć o komitywie targała sumieniami jednych, innych przyprawiała o

frustrację.

Odrzucenie bezrolnych nie zostało jasno ujęte w samej Konstytucji. Ryzyko było zbyt duże.

Zobaczymy zresztą, że obawa była uzasadniona. Wołano więc tylko aluzyjnie o nim wspomnieć w

rozdziale szóstym, zatytułowanym Sejm

61 J. Jedlicki, K/e/«of...,s. 149-155.

62 D. B e a u v o i s, Histoire de la Pologne, Paris 1995, s. 174-178; oraz i d e m, La Pologne, Histoire,

Societe, Culture, Paris 2004, s. 190-194.

" Tekst Konstytucji 3 maja z roku 1791, s. 7.

i

70

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

71

czyli władza prawodawcza: „Prawo o sejmikach, na teraźniejszym sejmie ustanowione, jako

najistotniejszą zasadę wolności obywatelskiej, uroczyście zabezpieczamy". W ten sposób, nie

wspominając o wykluczeniu, Konstytucja odsyłała do aneksu, który rozbijał w pył mit szlacheckiej

równości64.

Logiczną konsekwencją separacji miało być odzielenie obywatelskiego ziarna od szlacheckiej plewy.

Wprowadzanie owego apartheidu - to określenie Jerzego Jedlickiego - uznającego je za nieuniknione i

korzystne - zakłóciła wojna pol-sko-rosyjska, która zakończyła się drugim rozbiorem. Jednak kilka

podjętych już wtedy prób świadczy dobitnie o determinacji odrzucających i o reakcjach odrzuconych.

Po raz pierwszy w dziejach Rzeczypospolitej Sejm podjął decyzję o spisie szlachciców spełniających

kryteria wyznaczone w „Prawie o sejmikach". Podjął też decyzję o zakładaniu Ksiąg Ziemiańskich w

prowincjach przed zwołaniem nowych sejmików w lutym 1792 roku. Możliwe, że tej operacji nie

udało się przeprowadzić na całym obszarze Rzeczypospolitej. Emanuel Rostworowski odnalazł jedynie

wzorzec „na księgę ziemiańską" opracowany w Krakowie; ubolewał, że nie zachowały się inne

dokumenty65. Jednak Tadeusz Czacki podał bardzo precyzyjną liczbę 38 814 właścicieli ziemskich w

Koronie (tzn. łącznie z Ukrainą), co oznacza, że spis zdołano zakończyć. Tadeusz Czacki w innym dziele

opublikowanym pośmiertnie oceniał łączną liczbę szlachty w Koronie na 300 000 osób obu płci,

łącznie ze szlachtą gołotą66, co wydaje nam się liczbą mocno zaniżoną w stosunku do podawanych

już liczb dotyczących Ukrainy za rok 1800 (240 000 osób). Tadeusz Korzon był z pewnością bliższy

prawdy, oceniając pod koniec dziewiętnastego stulecia liczbę szlachty na ponad pół miliona67. Nie

ulega wątpliwości, że „Prawo o sejmikach" redukowało liczbę polskiej szlachty do wymiarów

porównywalnych z innymi krajami europejskimi. Czy jednak usprawiedliwia to milczenie o poważnych

konsekwencjach tego rodzaju „modernizacji"?

Znaczenie liczbowe tej grupy jeszcze bardziej ujawnia cynizm tezy powtarzanej przez „patriotów" na

Sejmie, a później przez historyków, że „człowiek, który niczego w ojczyźnie nie ma, nie ma też

ojczyzny". Przy całym swym kos-

"' Ibidem, s. 15.

65 Wzór czyli schema na księgę ziemiańska miejscową i sejmikową, cyt. za: E. R o s t w o r o w s k i, Ilu

było..., s. 17.

66 T. Czacki, O litewskich i polskich prawach, t. 1, Warszawa 1800, s. 265. Zob. także: Dzieła Tadeusza

Czackiego, oprać. E. Raczyński, [w:] Statystyka Polski, t. 3, Poznań 1845, s. 4. Cyt. za: E. Rostworowski,

Ilu było..., s. 14.

67 Być może J. A. Gierowski podał jeszcze dokładniejsze informacje, pisząc, że pod koniec

osiemnastego stulecia, ale jeszcze przed ostatnimi dwoma rozbiorami, ludność Rzeczypospolitej

wynosiła 8 800 000 mieszkańców, pośród niej około 10% było szlachty, czyli od 700 000 do 800 000

ludzi. Zob.: The Polish-Lithuanian Commonwealth..., s. 191. Tym bardziej dziwi, że deklasacja tak

wielkiej C.rupy przez sławny Sejm Wielki nigdy nie wywołała najmniejszych komentarzy. Najnowsza

historia ustroju Polski X-XX w. M. Kallas (Warszawa 1999, s. 145-149, wyd. 3) nie wspomina nawet o

tym .ispckcie „Prawa o sejmikach". Analogiczne pominięcie roli Sejmu Wielkiego spotykamy w pracy

J. S i -korskiej-Kuleszy, Deklasacja drobnej szlachty na Litwie i Białorusi w XIX w., Warszawa 1995. Dla

(rj autorki deklasacja była wyłącznie skutkiem rosyjskich prześladowań. Okresowi 1795-1830 autorka

poświeciła zaledwie 16 stron (s. 9-25), co wydaje się stanowczo skrótem zbyt wielkim.

mopolityzmie, niektórzy magnaci widzieli wyraźnie, że transformacja mas szlacheckich (w tym

wypadku słowo to nabiera sensu) w apatrydów wywołuje społeczne zagrożenie. Magnaci stali się

orędownikami zdeklasowanych wcale nie dla przyjemności zwożenia na sejmiki furami gołoty pijanej i

chętnej do bijatyki, jak to złośliwie i z komicznym talentem opisał Henryk Rzewuski w Pamiątkach

Soplicy. Szlachta bezrolna nigdy nie była właściwie magnatom potrzebna jako środek działania

politycznego, o czym już wspominaliśmy - lecz, podobnie jak milcząca i na Sejmie nieobecna

większość średniej szlachty - oligarchowie rozumieli, że czynszownicy w ich majątkach są niezbędni,

oraz że utrzymywanie z tym środowiskiem chociaż minimalnej łączności i porozumienia nie tyle jest

obligacją z czasów feudalnych, ile zwykłą koniecznością dla utrzymania dotychczasowego porządku,

szczególnie na Ukrainie, gdzie często dochodziło do buntów poddanych prawosławnych i kulturowo

odmiennych. Jeszcze kilka dziesięcioleci musi upłynąć, by wolne pospólstwo zostało postrzeżone jako

groźny proletariat. Zachowane w sprawozdaniach przemowy wygłoszone na Sejmie Wielkim broniące

elementarnych praw ludzi wolnych wcale nie brzmią fałszywie. Bardzo zdecydowana obrona owych

praw wystąpiła na przykład w wymownych oskarżeniach Leonarda Olizara przeciwko chciwości

wielkich, czyhających na sakiewki od obcych władców i przeciwko ich egoizmowi w traktowaniu braci

szlachty:

„Jeżeli nieszlachtę lub mieszczan skwapliwie do prerogatyw stanu szlacheckiego wywyższać jest

nagannie w Rzeczypospolitej, o jakże sromotniejsza stan ubogiej szlachty w stan żaden, a zatem

niewoli, w stan chłopski bez klauzul i prób żadnych hurmem wpychać!"

Walerian Stroynowski, poseł z Wołynia, który - jak przekonamy się później - bronił chłopów

pańszczyźnianych, twierdził, że szlachecki czynszownik może być śmiało bardzo dobrym obywatelem,

co potwierdził Antoni Suchodolski dowiódłszy, że szlachta bez ziemi jako pierwsza zaciąga się do

kawalerii narodowej, ponieważ grozi wojna68.

Zdeklasowani czynszownicy nie zawsze potrzebowali obrońców wyżej od siebie postawionych. Kilku z

nich, choć jeszcze nieczęsto, umiało bronić się samemu. Oto fragmenty Skargi ubogiej szlachty

podolskiej do Stanów napisanej w pierwszej połowie 1792 roku przez 82 osoby. Petenci piszą, że:

„gotowi są na rozkaz i na skinienie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, ale cóż mają czynić, będąc

zagrzebani w popiele niewolniczym?... Oto tułają się po kraju ojczyzny, a bez sposobu do życia, udają

się w dobra innych panów dziedzicznych, a od tychże panów wielkie pokrzywdzenie cierpią i znoszą,

do robót i szarwarków, wożenia listów oraz na usługę w sposób stójki kozackiej ichże rezydencji

przymuszani (prócz opłacanych czynszów) zostają. A gdy

68 Przemówienia Leonarda Olizara, cytowane przez Jerzego Jedlickiego (Klejnot..., s. 155 i 177),

według: Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, J. Woliński, J. Michalski, E. Rostworowski, t. 3, s.

476-579, 487, 488. Opinia Stroynowskiego w „Journal de la Dietę confederee des deux nations",

Warszawa 1789-1791, 24 stycznia 1791, [w:] ibid., s. 161 z wypowiedziami o podobnym charakterze

T. Błędowskiego i S. Rzewuskiego.

72

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

jednak, choć to wszystko pełnią, przecież panowie, gdy się chłop trafi, z jego własnego majątku i z

własności odsądzają, szlachcica cierpieć nie mogą, za najostatniejszy stan uznają...

Wołamy do Was z płaczem, Najjaśniejsze Rzeczpospolitej Stany, ulitujcie się nad bracią swoją

zubożałą, dajcie jej protekcją, nie dajcie jej upadać, nie dajcie ją niszczyć, a ta stanie się

najmocniejszym filarem ojczyźnie... Niech raczą zauważyć Najjaśniejsze Stany, jak wiele szlachty

Polaków przez przemoc panów, utraciwszy swą własność, rozproszeni są po różnych cudzoziemskich

krajach; stąd niemały uszczerbek dla ojczyzny wynika, a gdy ci powezmą wiadomość o względach nad

szlachtą, z radością powrócą do ojczyzny swojej i razem z nami odebrawszy względy, tak za

Najjaśniejszego Monarchę oraz za Najjaśniejszą Rzeczpospolitą Boga błagać będą, życie odważą, a

krew za nią przeleją. Tych względów cała Polska, a naj-szczególniej województwo podolskie żąda"69.

Nadzieja była płonna, ponieważ król miał się pogodzić pod naciskiem Rosjan i targowiczan z drugim

rozbiorem Rzeczypospolitej tak drogiej tej szlachcie, która najwyraźniej nie zapomniała o tradycjach

rycerzy pancernych. Ale owa skarga ujawnia jeszcze inne sensy. Czynszownicy grabiący listowie i

udający Kozaków sami spisali swoje krzywdy, uczęszczali do szkoły Komisji Edukacji Narodowej, która

odnowiła i nadała nowy sens słowu „ojczyzna". Nade wszystko owi szlachcice nie zwrócili się do

magnata, lecz do „panów", obwiniając ich o doznawane krzywdy. „Panowie" najwyraźniej nie

doczekali się prawa o sejmikach, by ową szlachtę zdeklasować zupełnie. Po raz kolejny okazało się

wyraźnie, że owa deklasacja miała przede wszystkim charakter gospodarczy, bez związku z prawem

głosu. Bogata szlachta (nie magnateria) przegnała ich z roli, wprowadziła pańszczyznę, skazała na

skrajnie prowizoryczną egzystencję.

Główny błąd owych ludzi polegał na tym, że zwrócili się oni do Sejmu, a przecież to właśnie Sejm

„panów"-patriotów, jako jedynych obdarzonych ojczyzną, uchwalił prawo oficjalnie wykluczające ich

z grona obywateli.

Nie wiadomo, jak w innych regionach Ukrainy postrzegano „Prawo o sejmikach". Nie należy jednak

wykluczać, że kojarzono je - podobnie jak w Koronie w Bielsku-Tykocinie - z krzywdą, o jakiej

świadczyły poprzednie przypadki, z niesprawiedliwością oficjalnego zaliczenia gołoty do chłopstwa

pańszczyźnianego. Ziemianie nawet obawiali się buntu z tego powodu. Obawy te dobrze wyrażał list

posła na Sejm, Trojanowskiego do Hugona Kołłątaja z 4 marca 1792 roku:

„Doszły mię wiadomości o latających duchach po naszej ziemi bielskiej podniecając zapał w szlachcie,

ze im wolność odjęta, i że jak chłopów w inwentarz w Księgi Ziemiańskie wpisywać kazano... Nie

zastałem wprawdzie dowodów istotnej prawdy, lecz podobieństwo wiel-

69 Skarga ubogiej szlachty podolskiej do Stanów, ibid., s. 159. Zauważmy używanie czynszowników na

Podolu przez ziemian. Utrzymywanie „Kozaków" dla podniesienia prestiżu było naśladowaniem

dworów magnackich. Najbardziej wystawne oddziały trzymali Potoccy w Tulczynie i w Humaniu na

Kijow-szczyźnie, gdzie chłopi tworzyli osobny regiment, który musiał często defilować przy odgłosie

werbli i trąb. Ta buta przyczyniła się do humańskiej rzezi w roku 1768. Zauważmy również, że

ziemianie woleli w danym wypadku ruskich chłopów pańszczyźnianych od zanadto swarliwych

szlachetków, wiemy jednak, że zdarzały się odwrotne sytuacje. Zob. G. J. Hraban, Spalahgniwu

nadodnogo: antifeodalne na-rodno-wizwolne powstannja na prawobereżnij Ukrajni u 1768-1769 r.,

Kyjiv 1989.

Dokąd się nie pójdzie i gdzie powrócić trzeba

73

kie, gdyż z piętnastu tysięcy kilkuset szlachty, mieszczącej się w ziemi naszej, i pięciuset nie zapisało

się w Księgi Ziemiańskie".

Niezadowolenie było tym większe, że podziału na byłych obywateli i obywateli zapisywanych w

rejestrach nie dokonywała żadna instancja neutralna. Rejestry sporządzali sami właściciele ziemscy.

Wszędzie więc prawdopodobnie występowały podobnie przeraźliwe proporcje70.

W celu uniknięcia niebezpiecznych zamieszek, Karp, właściciel wielkiego majątku i filantrop litewski,

znany ze swego opiekuńczego stosunku wobec chłopów pańszczyźnianych, poseł na Sejm ze Żmudzi,

sformułował projekt, który zachowywałby pozory jedności stanu rycerskiego. Zaproponował on

mianowicie utworzenie sejmików dwupoziomowych: „szlacheckie pospólstwo" uczestniczyłoby w

sejmikach parafialnych, a ziemianie - w powiatowych. Pomysł ten nie znalazł jednak uznania. Hugo

Kołłątaj odczuwający wzrost niebezpieczeństwa „szlacheckiego rokoszu" - termin oddaje zakres

zjawiska - proponował w Ostatniej przestrodze parcelację majątków państwowych w staros-twach,

nie po to jednak, by przydzielić ziemię „herbowej gołocie", lecz zwiększyć areał małych właścicieli i w

ten sposób wzmocnić ziemiaństwo. Parcelowane grunty oddawałoby się w dzierżawę. Jednak i ta

propozycja nie znalazła uznania w oczach legislatorów. Wolumina legum z końca 1791 roku zawierają

„Ustawę o urządzeniu wieczystym królewszczyzn" przewidującą sprzedaż owych ziem w formie

parceli właścicielom „dysponującym środkami na ich uprawianie", czyli odpowiednio zamożnym71.

Pierwsza Rzeczypospolita w przeddzień swego rozpadu nie przewidziała zatem żadnej struktury

prawnej dla „herbowej gołoty". Gdyby istniała dłużej, Polacy niewątpliwie zlikwidowaliby ów

przeżytek dawnych wieków znacznie szybciej niż Rosjanie, którzy nie dawali sobie dalej rady z

plebsem szlacheckim przez ponad stulecie. Zobaczymy zresztą, że wraz z zapanowaniem caratu na

Ukrainie, proces eliminowania tej grupy stracił na impecie. Po rozbiorach solidarność braci

szlacheckiej odżyła u niektórych - jednak nie u wszystkich - jako idea narodowego ocalenia,

zapowiadając bardzo oddalone jeszcze narodziny nowoczesnej idei narodowości.

Pamiętajmy jednak, że brak przesłanek, by twierdzić - jak to czynią przesadnie liczni admiratorzy

„narodu szlacheckiego" i ideału „społeczeństwa obywatelskiego" w okresie postsowieckim w Polsce -

że Pierwsza Rzeczypospolita wprowadziła równość obywatelską jako pierwsze państwo w Europie.

Zasadę demokracji szlacheckiej próbowano wcielić w życie w szesnastym stuleciu, pozostała ona

jednak niespełnionym ideałem.

70 List F. Trojanowskiego do H. Kołłątaja i projekt M. F. Karpa, cytowany przez E. Rostworo-wskiego:

Ilu było..., s. 17-19).

" Yolumina legum, IX, s. 428. Zob. J. J e d 1 i c k i, Klejnot..., s. 180, 181.

Rozdział drugi

Co począć z „herbową gołotą"?

Skutki rozbiorów

Aneksję tej części Białej Rusi, która pozostawała jeszcze w granicach Rzeczypospolitej po pierwszym

rozbiorze oraz zabór Litwy właściwej i Ukrainy prawobrzeżnej, czyli zajęcie łącznie 240 000

kilometrów kwadratowych przewidywał traktat prusko-rosyjski z 23 stycznia 1793 roku. Drugi rozbiór

Polski zatwierdził niesławnej pamięci sejm w Grodnie 17 sierpnia 1793 roku.

Od tego czasu, na dwa lata przed zupełnym zniknięciem Polski z mapy Europy, polska szlachta (lub

szlachta spolonizowana - różnica była niewidoczna) stwarzała Rosji sporo problemów.

Szlachtę rosyjską ujęła w karby i wyznaczyła jej ściśle określone miejsce Katarzyna II siedem lat

wcześniej, nadając 21 kwietnia 1785 roku słynną „Gramotę o prawach, wolnościach i przywilejach

dobrze urodzonej szlachty rosyjskiej"1. Wprowadzona przez Piotra Wielkiego hierarchia zasług i

czynów (tzw. Tabela o rangach) obowiązywała nadal, ale tylko formalnie. Obowiązek służby w

wyższej administracji carskiej lub w armii ograniczano do minimum, a nawet całkiem zaniedbywano.

Katarzyna szybko zapomniała o swych oświeceniowych zachciankach włączenia w roku 1767 do prac

Komisji legislacyjnej przedstawicieli rozmaitych stanów: 161 delegatów ziemiaństwa, 208 delegatów

mieszczaństwa, 79 chłopów z majątków państwowych oraz 88 Kozaków oraz przedstawicieli innych

mniejszości. W roku 1775 nakazała reformę administracyjną i od tej pory szlachta zarządzała

guberniami i powiatami jako ostoją carskiego samodzier-żawia. Ogromne korzyści, które rosyjska

szlachta uzyskiwała dzięki „Gramo-cie", nie były odległe od przywilejów - z wyjątkiem oczywiście

prawodawstwa -którymi cieszyła się polska szlachta uczestnicząca w sejmach i w sejmikach. Szlachtę

rosyjską charakteryzował duch gorliwej służalczości wobec despoty. Tworzyła ona elitę państwową,

chociaż jej elitarność polegała na uległym i pokornym wykonywaniu woli cara (carycy). Pierwszych 36

rozdziałów „Gramoty" wyliczało osobiste przywileje i prawa, pośród których jako naczelne figurowało

prawo dziedzicznej własności (pomiestje), 35 kolejnych rozdziałów precyzowało reguły

funkcjonowania zjazdów szlachty w powiatach i guberniach. Następnych 13 rozdziałów dowodziło, że

przynależność do stanu szlacheckiego (dworian-

1 Zob. rozdz. 1 przyp. 9. W oryginale: błagorodnogo rossijskogo dworianstwa.

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

stuui) podlegała najbardziej drobiazgowej kontroli: przepisy regulowały sposoby prowadzenia

rejestrów i ksiąg i nakazywały ścisłą kontrolę przekładanych dowodów, stanu cywilnego i przebiegu

służby. Urząd centralnej ewidencji zwany I leroldią funkcjonował przy Senacie w Petersburgu i

dysponował odpisami wszystkich ksiąg. Heroldia rozstrzygała sprawy sporne2.

Problemy stwarzane w wyniku aneksji terytoriów zwanych przed rokiem 1831 wyłącznie „dawnymi

ziemiami polskimi" lub „polskimi guberniami" dotyczyły zasadniczo szlachty nieporównywalnie tu

liczniejszej niż w Rosji właściwej. Z masami chłopskimi, bardziej uległymi, carat dał sobie radę

znacznie łatwiej, dzięki zastosowaniu, między innymi, umiejętnej polityki wyznaniowej. Postępowanie

w stosunku do polskiej szlachty, które prześledzimy w trzech guberniach prawobrzeżnej Ukrainy,

ujawnia natomiast bezradność i sprzeczności rosyjskiej administracji.

Carat przez sto dwadzieścia lat zastanawiał się, czy wykluczyć gołotę ze szlachty i/lub nadać jej

osobny status. Tyle samo trwały namysły nad sposobami integracji ziemian i nad ich reorganizacją na

modłę rosyjską3. Te dwa zasadnicze problemy wyznaczają plan naszych badań w okresie 1793-1831.

Następnie należy się zastanowić, w jaki sposób przed rokiem 1831 tej grupie społecznej udało się, bez

hałasu, uzyskać zadziwiające aggiornamento, które jednak zostało mocno zahamowane po klęsce

powstania listopadowego. Ta problematyka stanowi prawie całkowicie terra incognita historiografii

rosyjskiej, polskiej i ukraińskiej4. Po stronie rosyjskiej, jedynie książę Imeretyński starał się wyliczyć

po-

2 Pośród licznych studiów o szlachcie rosyjskiej odnotujmy: A. N. Anfimow, I. F. Ma kar o w, Nowyje

dannyje o zj

etnliewladienii Jeivropejskoj Rossiji, Istorija SSSR, nr 1, 1974, s. 82-89; G. E. Blo-sfeldt, Sbornik

zakonów o rossijskom dworiaństwie, St.-Petersburg 1901; J. Blum, Lord and Peasant in Russia front

the Ninth to the Nineteenth Century, Princeton 1961; M. Confino, Domaines et sei-gneurs en Russie

vers la fin du XVIII siecle, Paris 1963; idem, Histoire et psychologie: a propos de la no-blesse russe du

XVIII siecle, Annales ESC, nr 22, 1967, s. 1163-1205; P. Dukes, Catherine the Creat and the Russian

Nobility, 1762-1785, Cambridge (W. Bryt.) 1973; G. A. Evr j e j n o v, Proszloje i na-sto jaszcze je

russkogo dworianstwa, Petersburg 1898; R. E. Jones, The Emancipation of the Russian -Nobility,

1762-1785, Princeton 1973; V. M. Kabuzan, Narodonasielienije Rossiji v XVIII-pierwoj po-lowinie XIX

w., Moskwa 1963; idem i S. M. Tro i cki, Izmienjenija w czislennosti, udjelnom wjesie i razmjeszczenii

dworianstwa w Rosiji w 1782-1858, Istoria SSSR, nr 4, 1971, s. 158-169; S. A. Korf, Dworjanstpo i jego

soslownoje uprawlenije za stolietje 1762-1855, Sankt Petersburg 1876; M. Raeff, Origins of the

Russian Intelligentsiia: the Eighteenth Century Nobility, New York 1966; A. Romano-wicz-Slowatinskij,

Dworianstwo w Rossiji ot naczała XVII w. do otmjeny krjepostnogo prawa, Kiew 1912; L. M. Sawelov,

Bibliograficzeskij ukazatjel po istorii genjealogii i rodoslowiju dworjan-stwa, Moskwa 1904; S. M.

Troickij, Russkij absoljutiztn i dworianstwo v XVIII w., Moskwa 1974. Żadne z wymienionych studiów

nie oświetla problematyki przez nas poruszanej. Problematykę tą poruszają natomiast referaty z

konferencji Noblesse, etat et societe en Russie XVI-debut XIX siecle, red. W. Berelowitch, op. cit,,

szczególnie w sprawie traktowania szlachty w stosunku do innych grup narodowościowych.

3 Integracja szlachty polskiej w zaborze austriackim została przeprowadzona znacznie bardziej

zdecydowanie. Zob. K. Ślusarek, Drobna szlachta w Galicji 1772-1848, Kraków 1994. Już w roku 1775

wyższą warstwę oddzielono od drobnej szlachty, którą pozbawiono uczestnictwa w sądownictwie w

roku 1773. Legitymacje tytułów szlacheckich trwały tam tylko do roku 1817. Najbardziej podobna do

omawianej przez nas sytuacji panowała w austriackiej części Podola.

4 Studia ukraińskie, rosyjskie i polskie, które dotykają tej problematyki, skażone są metodologią

marksistowską obowiązującą w epoce poststalinowskiej. Zob. A. Baranowicz, Magnackoje hozjajstwo

na jugje Wołyni w XVIII w., Moskwa 1955; E. S. P r i h o d k o, Socjalno-ekonomiczeskoje razwitije

pomjest-

Co począć z „herbową gołotą"?

77

stępy rusyfikacji w długim artykule napisanym z okazji stulecia „przyłączenia tych odwiecznie

rosyjskich ziem do macierzy". Trochę się pospieszył z datą drugiego rozbioru, wyznaczając go na 8

grudnia 1792 roku, ale jego praca, oparta na materiałach z archiwów wołyńskich, zwraca uwagę z

powodu kilku dokumentów, cytowanych niestety bez ładu i składu. Interesujący jest też punkt

widzenia autora - carskiego dygnitarza wysokiej rangi z końca dziewiętnastego stulecia. Jego

zdaniem, długa wojna Cesarstwa Rosyjskiego toczona z poplecznikami „poloni-zmu" przypominała

walkę „pigmejów z gigantem". Artykuł napisany w roku 1893 kończyła następująca fraza:

„Silne przekonanie o przynależności od czasów antycznych starorosyjskich ziem Wołynia, Podola i

Kijowszczyzny do Rosji tak mocno zakorzeniło się we wszystkich warstwach społeczności, że obecnie,

po zakończeniu ceremonii jubileuszowych w stulecie zjednoczenia, kwestię tę należy uznać za

definitywnie zakończoną".

Książę podkreślał trudności związane z uzgodnieniem dwóch koncepcji istnienia szlachty, które starły

się zaraz po „zjednoczeniu", ale czynił to z nacjonalistycznym zacietrzewieniem, które w epoce

Katarzyny II nie było jeszcze aż tak ostentacyjne:

„Warto się potrudzić - pisał - i rozpatrzeć sens wyrażeń i konceptów zawartych w »Gra-mocie praw

szlachty rosyjskiej" w zestawieniu z wyrażeniami i konceptami, którymi skrycie lub otwarcie

posługiwała się szlachta polska w guberniach zachodnich. Jakaż tu jawna wystąpiła sprzeczność! Jakaż

anomalia krzycząca! Szlachta rosyjska pilnie strzeże wspomnień o niezachwianej wierności swych

przodków dla rosyjskiego tronu i naśladuje ich we własnych pracach ku rozszerzeniu granic

zmierzających ku zjednoczeniu i ku coraz większej chwale rosyjskiej ojczyzny czynionych. Tutejsza

szlachta polska, przeciwnie, wychowana wedle zasad z herbarza jezuity Niesieckiego zaczerpniętych,

zapomniała o wierności swych przodków prawosławnych względem Rosji i, przez rzymski katolicyzm

opętana, nienawiścią do rosyjskiej ojczyzny zionie, i czyha jak ją osłabić, podzielić, a regiony do Rosji

należące, niegdyś siłą jej wyrwane, na powrót Polsce przybliżyć"-5.

O konfrontacji tych koncepcji wspomina przelotnie Korf w roku 18766 oraz specjaliści od demografii:

Kabuzan i Troicki, którzy ustalili w roku 19717 na podstawie danych mocno niekompletnych ze spisu z

roku 1795, że 66,2% szlachty w Cesarstwie znajdowało się w owym czasie w guberniach zabranych.

Ten

nogo hozjajstwa na Prawobrereżnoj Ukrainie wtoroj połowiny XVIII w., Kiew 1961; W. Serczyk,

Gospodarstwo magnackie w województwie podolskim w drugiej połowie XVIII wieku, Wrocław 1965.

Lista szlachty zdegradowanej w latach 1840-1845 przez komisję Bibikowa w Kijowie, została

opublikowana wraz ze wstępem dotyczącym również lat 1793-1830. Zob. S. Łysenko, J. Czerneckyj,

Prawobe-reżna szljachta kin. XVllI-persza poi. XIX st., Bila Cerkwa 2002, s. 14-37.

5 N. K. Imeretinski j, Dworjanstwo wołynskoj guberni, „Żurnal Ministerstwa Narodnogo Pros-

wieszczeniia" (sierpień) 1893, s. 343-368 i (kwiecień) 1894, s. 326-372. Herbarz Kaspra Niesieckiego

ukazał się w czterech tomach w latach 1728-1743 pt. Korona polska (uzupełniony XXXw latach 1839-

1846). Nie zachowywał on żadnych „zasad", po prostu rejestrował, bardzo nieściśle, główne polskie

rody. Interesujących nas kwestii dotyczy ponadto rosyjska broszura z końca XIX wieku, bardzo zwięzła

i napisana w stylu prawniczym. Zob. W. Niezabitowskij, Zamieczanija po woprosu o czinszewom

wladjenii w zapadnych gubernijach, Kyjiw 1883.

* S. A. K o r f, DworjansWo..., s. 135-151.

7 lzmenijenija w czislennosti..., s. 164, 165.

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

spis okazał się niewystarczający. Przeprowadzał go w maju 1795 roku generał Tutolmin, podczas gdy

trzeci rozbiór Polski podpisano dopiero 24 października. Przeprowadzony w zbytnim pośpiechu w

warunkach okupacji wojskowej niesprzyjającej precyzji (nie wszystkie części Podola i Wołynia znalazły

się w granicach imperium rosyjskiego po drugim rozbiorze), opierał się na oświadczeniach komisji

szlacheckich (oczywiście polskich), które nie troszczyły się nadmiernie o ścisłość w podawaniu liczby

chłopów pańszczyźnianych lub szlachty czynszowej w swych majątkach. Liczba spisanej szlachty we

wszystkich guberniach utworzonych z ziem zabranych na Litwie, Białorusi i Ukrainie wyniosła tylko

250 970 dusz męskich, z tego zaledwie 135 330 w trzech guberniach ukraińskich. Wiemy już i jeszcze

zobaczymy, że w rzeczywistości było ich więcej. Tymi danymi posługiwały sie dwie polskie badaczki

zajmujące się kwestią deklasacji szlachty na Białorusi8 oraz jedyny badacz rosyjski zajmujący się tym

problemem w połowie XIX wieku, który jednak nie zajął się Ukrainą9.

Prawdę powiedziawszy, ciągła ekspansja imperialna Cesarstwa Rosyjskiego spowodowała, że Rosjanie

oswoili się z problemami integracji, ponieważ pojawiały się one bezustannie. W owym czasie już

dokonała się integracja Niemców z Kurlandii, Kozaków z Zadnieprza lub Tatarów, ale we wszystkich

tych wypadkach elity nie były liczne i mogły w ten czy inny sposób stopić się z Rosjanami.

Integracja chłopstwa ukraińskiego, jak już wspominaliśmy, nie nastręczyła wielkich trudności. Bunty

przeciwko szlachcie z roku 1789 na Wołyniu znakomicie sprzyjały Rosjanom, którzy rozpoczęli swe

władanie w latach 1794-1795 od prawie powszechnej konwersji na prawosławie chłopów, którzy od

przynajmniej osiemnastego stulecia byli obrządku grekokatolickiego10. Odnowiona wspólnota

wyznaniowa stała się więc podstawą bezbolesnej aneksji. Zrozumiałe, że trudno było chłopom

ukraińskim wytłumaczyć, że są potomkami kmiotków Włodzimierza, kniazia kijowskiego. Wspólnota

religii tworzyła solidniejszy fundament aneksji. Ruś i Rosja stały się w teorii synonimami dzięki

wysiłkom Karamzina i jego następców, a unicestwienie Rusi na rzecz Rosji pozostało ro-

8 I. Rychlikowa, Carat wobec polskiej szlachty..., s. 59; J. Sikorska-Kulesza, Deklasacja drobnej

szlachty na Litwie i Białorusi...

9 W. I. Njeupokojew, Prjeobrazowanije biezpomiestnoj szljachty w Litwie w podatnoje soslowije

odnodworcew i grażdan (wtoraja trjet' XIX w.), [w:] Rewoliucjonnaja situacija w Rossij 1859-1861, t.

6, Moskwa 1974.

10 W. A. S m o 1 i j, Wozzjednannja Prawobereżnoj Ukrajny z Rossieju, Kyiw 1978, s. 158. To studium

przynosi wiele szczegółów dotyczących polityki wyznaniowej i kampanii wojskowej towarzyszącej

zaborom. Stanowi też sowiecki wariant gloryfikacji imperializmu porównywalny z wariantami

rosyjskimi, np. S. Sołowjew, lstorija padienija Polszy, Moskwa 1865; D. Iłowajski, Grodnienskij Sejm

1793 g., poslednij Sejm Rieczi Pospolitej, Moskwa 1870; N. K a r j e j e w, Polskije rieformy XVIII v.,

Sankt-Peters-burg 1880; N. Kostomarow, Poslednije gody Rieczi Pospolitoj, [w:] Istoriczeskije

monografii i issle-dowanija, t. 17-18, Sankt Petersburg 1886; A. P. Lipran di (pseud. A.Wołyniec),

„Ottorżenija wozw-ratih". Padjienije Polszy i wossojedinienje zapadno-russkogo krają, Sankt-

Petersburg 1893; idem, Polsza i polskij wopros, Sankt Petersburg 1901. Problemy integracyjne nie

interesowały historyka angielskiego K. H. Lorda, którego dwa wielkie studia dotyczyły

dyplomatycznych konsekwencji rozbiorów. Por. The Second Partition of Poland, a Study in Diplomatic

History, Cambridge-London 1915 oraz The Third Partition of Poland, „Sławonie and East European

Review" 1924-1925, vol. 3.

Co począć z „herbową gołotą"?

79

dzajem toposu historiografii rosyjskiej i później sowieckiej. Za pośrednictwem rosyjskich historyków

emigracyjnych ten schemat upowszechnił się na całym świecie, stąd trudności Ukraińców w

przekonywaniu o ich narodowej tożsamości. Jeden z najbardziej współcześnie wpływowych i

wydawanych, zarówno po francusku, jak i po angielsku, historyków rosyjskich - Riazanowski

prezentuje rozbiory Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako „wyczyn dyplomatyczny i wojskowy

właściwie bez precedensu w dziejach", a następnie - ukrywając się za autorytem „historyków

rosyjskich", podkreśla:

„Zasadnicza różnica, która - ich zdaniem - występuje pomiędzy zachowaniem Rosji i postawą Austrii i

Prus polega na tym, że w wyniku trzech rozbiorów Polski Rosja przejęła wyłącznie dawne ziemie

rosyjskie, które dawniej wchodziły w skład państwa kijowskiego, zaludnione głównie przez

prawosławnych Ukraińców i Białorusinów, podczas gdy dwa mocarstwa germańskie zajęły terytoria

etnicznie i historycznie polskie. Rosjanie wystąpili zatem w roli wyzwolicieli...11

Tę najzupełniej fałszywą wizję narzucali również Sowieci samym Ukraińcom do roku 1991. W

ukraińskim zbiorze źródeł z roku 1978 czytamy:

„Zjednoczenie prawobrzeżnej Ukrainy z pozostałymi ziemiami ukraińskimi w ramach państwa

rosyjskiego sprzyjało rozwojowi sił wytwórczych, wzmacniało więzy gospodarcze i kulturalne,

odegrało wielką rolę w tworzeniu narodu ukraińskiego i również wzmocniło więź pomiędzy bratnimi

narodami rosyjskim i ukraińskim"12.

Kwestia wszechobecnych na Ukrainie Polaków była znacznie bardziej skomplikowana. Jeśli nawet

Katarzyna II oświadczyła po drugim rozbiorze Polski, że na kawałku Rzeczypospolitej, który będzie

jeszcze dogorywał przez dwa lata, nie ma zamiaru tolerować żadnych decyzji Sejmu Wielkiego, a

szczególnie Konstytucji 3 maja uchwalonej przez „groźnych jakobinów", oraz że „prawa kardynalne"

Rzeczypospolitej, którymi caryca przez lat trzydzieści tak zgrabnie manipulowała, pozostają w mocy

dla szczęśliwości narodu szlacheckiego i ku chwale Targowicy, to jednak szybko spostrzegła, że dzieło

Sejmu Czteroletniego też znakomicie nadaje się do wykorzystania na ziemiach podbitych.

Wymóg posiadania własności ziemskiej jako warunek uczestnictwa w sejmikach, potwierdzony w

Warszawie w roku 1791, nie odbiegał w zasadzie daleko od brzmienia 62 artykułu „Gramoty

rosyjskiej" z roku 1785, wymagającego: „dochodu co najmiej stu rubli od wsi posiadanych", by

uzyskać prawo uczestnictwa w zgromadzeniu szlachty, jeśli ponadto ukończyło się 25 rok życia.

Wydobycie tej zbieżności na jaw mogło jedynie sprzyjać szybkiemu włączeniu się

" N. V. R i a z a n o v s k y, Histoire de la Russie, des origines d 1984, z ang. przeł. A. Berelovitch, Pa-ris

1987, s. 297.

12 L. Z. Giscova (red.), Sjeljanskij Ruh na Ukrajni, seredyna XVIII, persza Czwert XIX st., Kyjiw 1978, s.

401, p. 88. Wiele tego rodzaju cytatów można wydobyć z książki W. A. S m o 1 i j a, op. cit., na

przykład: „Zjednoczenie prawobrzeżnej Ukrainy z Rosją było logicznym ukoronowaniem patriotycznej

walki klasy robotniczej [sic!] z jarzmem społecznym, narodowym i religijnym oraz przejawem

sprawiedliwości historycznej" (s. 154).

80

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

bogatych właścicieli ziemskich z terenów okupowanych w system carski i widzieliśmy już, w jakim

pośpiechu najbogatsi ciągnęli z umizgami na dwór w Petersburgu. Caryca najpierw zagroziła

konfiskatą majątków w manifeście z 27 marca 1793 roku powierzonym generałowi Kreczetnikowowi,

naczelnemu dowódcy wojsk okupacyjnych, ale 27 września 1793 roku wydała ukaz, który nie

wchodząc na razie w szczegóły dotyczące rozwarstwienia szlachty polskiej, zapewniał jej wszystkie

prawa szlachty rosyjskiej: „Cieszenie się prawem własności uznanym, gwarantowanym przez ustawy

Rzeczypospolitej, pozostaje w całej mocy utrzymane"13. Rok później, by zjednać sobie tych, którzy

czekali być może końca powstania Kościuszki, którego uwięziła 10 października 1794 roku i aby

podkreślić, że po podpisaniu trzeciego rozbioru nie ma już innego wyjścia, jak pogodzenie się

rozwojem sytuacji, caryca Katarzyna powtórzyła 20 października, że majątki ziemskie wraz z chłopami

pańszczyźnianymi pozostają własnością szlachty. 14 grudnia potwierdziła ona ponadto, że szlachta

polska - to znaczy ziemiaństwo - posiada takie same prawa i cieszy się takimi samymi przywilejami jak

szlachta rosyjska14. Do losu owych ziemian powrócimy później.

Pokusa czystki

W jaki sposób caryca Katarzyna zachowała się w stosunku do stanowiącej szlachecką większość goło

ty?

Zakończył się długi okres interwencjonizmu w polskie sprawy i udawanego poparcia dla tradycji złotej

wolności oraz bronienia „praw kardynalnych" przeciwko królowi i obozowi reform. Naczelna zasada

owej „demokracji" mówiąca, że najuboższy szlachcic równy jest wojewodzie, okazała się dla carycy

jeszcze bardziej nieznośna niż dla „patriotów" na Sejmie Czteroletnim.

Wydaje się bardzo prawdopodobne, że gdyby Katarzyna pożyła dłużej, kwestia szlachecka zostałaby

rozwiązana w sposób radykalny, o którym będzie teraz mowa, który znajdował swoich zwolenników

jeszcze przez długie dziesięciolecia. Inne pomysły na „potraktowanie" lub zorganizowanie tej grupy

też nie zostały zresztą wcielone w życie w pierwszym trzydziestoleciu dziewiętnastego wieku, ale - jak

już wspominaliśmy - chcemy przedstawić w tej pracy historię tego, co zamierzano. Historię projektów

rozwiązań, która pozwoli zrozumieć inną późniejszą historię: przemiany po roku 1831 aż do roku

1914, historię równie przez jej upór, zaciekłość i rozterki pasjonującą jak dzieje reform zwieńczonych.

Rozpoczniemy od analizy planowych rozwiązań ekstremalnych, które wydadzą się ohydne tylko tym,

którzy nie wiedzą, że masowe przesiedlenia i wywózki były w dziejach Cesarstwa Rosyjskiego

zjawiskiem zwyczajnym. Rosyjcy chło-

13 PSZ, t. 23, nr 17108.

14 Wid., nr 17264 i 17327.

Co począć z „herbową gołotą"?

81

pi pańszczyźniani w majątkach prywatnych lub państwowych bywali, jak wiadomo, sprzedawani i

przewożeni, a proceder ten nie budził szczególnego oburzenia, jeśli nie liczyć protestów kilku

przeciwników niewolnictwa w rodzaju Ra-diszczewa. Wszystkie grupy, które nie mieściły się w

przewidzianej hierarchii państwowej (sosłowija): Żydzi, Cyganie, starowierzy, wolnyje Ijudi (wolni

chłopi) zawsze pozostawali podejrzani, ponieważ przemieszczali się z miejsca na miejsce i trudno ich

było kontrolować, a więc carscy urzędnicy wymyślali najrozmaitsze projekty manipulacji

socjotechnicznej, by ich osaczyć, usadowić w jednym miejscu i pilnować.

Projekt deportacji polskiej szlachty w stronę południowych stepów wymyślony przez Płatona Zubowa

odnalazł polski historyk pod koniec dziewiętnastego wieku15 bez oil

"podania szczegółów i przyjąwszy za pewnik, że przedsięwzięcie to zostało spełnione. W

dwudziestym stuleciu liczni, niezbyt rzetelni polscy historycy powtarzali tę informację, która

przemieniła się w dowiedzioną prawdę, na którą powoływali się badacze tak znani, jak Mościcki16,

Perkowski17, a nawet bardzo odpowiedzialny w sądach Stefan Kieniewicz, który twierdzi, że Zubow

zamierzał wcielić polską szlachtę do rosyjskiego wojska i zamienić w Kozaków Małej Rosji, ale nie

oglądał dokumentów18. Najbardziej reputowani autorzy zadowolili się w zasadzie krótkimi, lecz

lekkomyślnymi wzmiankami. Na przykład Marian Kukieł, komentując w latach 1918-1939 sytuację w

zaborze rosyjskim, napisał: „w myśl projektu Zubowa wysiedlano tysiące drobnej szlachty do guberni

chersońskiej i jekatierinosławskiej". Historyk nie podał żadnej daty ani nie wskazał na żadne źródło

historyczne. W nowszej pracy Gierowski napisał, że „drobna szlachta straciła większość swych

rodowych uprawnień i jako element niepewny była przesiedlana masowo w głąb Rosji"19.

Grodzicki lub Zgórniak w swych studiach szczegółowych o szlachcie nie zadali sobie trudu cytowania i

sprawdzenia swych źródeł i puścili wodze fantazji20. Z pewnością erudytka tej miary co Rychlikowa

znała projekt Zubowa, który cytowała bez podania źródła21, ale dziwią już naiwne i nietrafne

komentarze, na które zezwoliła ona swojej doktorantce Sikorskiej-Kuleszy. Na konto tej

15 T. Korzon, Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta, t. 1, Kraków 1882.

16 T. Mościcki, Wysiedlenia szlachty polskiej przez rząd rosyjski, „Wschód Polski" 1921, nr 1. Wersja

rozszerzona w: Pod berłem carów, Warszawa 1924.

17 T. Perkowski, Legitymacje szlachty polskiej w prowincjach zabranych przez Rosję, „Miesięcznik

Heraldyczny" 1938, z. 5, t. 18, s. 61-76.

18 S. K i e n i e w i c z, Historia Polski, t. 2, cz. 2, Warszawa 1958, s. 41.

19 M. Kukieł, Dzieje Polski porozbiorowej 1795-1921, wyd. 33, Paryż 1983, s. 49; J. A. Gierowski,

Historia Polski 1764-1864, Warszawa 1984, s. 123.

"° S. Grodzicki, Schyłek stanu szlacheckiego na ziemiach polskich, [w:] J. Leskiewiczowa (red.),

Społeczeństwo polskie XVIII i XIX w., Warszawa 1987, s. 95-108. Po przedstawieniu kilku nieprawd,

jak na przykład faktu deklasacji szlachty z powodu zbyt wysokich kosztów zapisywania jej w Heroldii

lub obowiązku płacenia przez zdeklasowanych pogłównego, autor wspomina, bez dowodów, o

deportacji szlachty „na pogranicze rosyjsko-tureckie"; M. Zgórniak (Podstawy społeczne powstania

1830-1831 na Litwie, Białorusi i Ukrainie, [w:] H. Kozłowska-Sabatowska (red), Struktury, ruchy,

ideologie XVIH-XJXw., Warszawa 1986, s. 90) oświadcza, że po rozbiorach „pewna część szlachty

została deportowana w głąb Rosji".

:i I. Rychlikowa, Tatarzy litewscy..., s. 110.

82

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową gołotą"?

83

ostatniej należy jednak zapisać, że jako pierwsza zwróciła uwagę, że projekt Zubowa był zatwierdzony

ukazem Katarzyny II 5 czerwca 1796 roku i figuruje po prostu w „Zbiorze Kompletnym Praw

Cesarstwa Rosyjskiego"22, ale przeczytała go dziwacznie. Sikorska-Kulesza przyjmuje mianowicie, że

Zubow mógł zapoznać się z sytuacją szlachty gołoty jako nowy właściciel skonfiskowanego majątku

Szawle na Litwie, co jest nieprzekonujące. Zamiast dokonać analizy tekstu, autorka przedstawiła tylko

kilka krótkich jego fragmentów i przede wszystkim dała się nabrać na zręczną, fałszywie przyjazną i

współczującą drobnej szlachcie retorykę, którą rosyjska administracja posługiwała się zawsze dla

ukrycia decyzji najbardziej nieludzkich. Sikorska-Kulesza popełniła wyborny nonsens twierdząc, że

ukaz dowodzi, że carat po raz pierwszy i ostatni w swych dziejach szczerze ujął się za drobną szlachtą i

wystąpił jako opiekun oraz obrońca jej godności i tradycji23!

Tego rodzaju nieścisłości i deformacje zmuszają nas do pogłębienia studiów i analiz.

Płaton Aleksandrowicz Zubow był ostatnim z najbardziej wpływowych faworytów Katarzyny II i jedną

z najbardziej złowrogich postaci w dziejach Rosji. Trafił do łoża sześćdziesięcioletniej carycy w roku

1789, kiedy liczył 22 lata, po wielu innych jej kochankach i tuż przed swym 18-letnim bratem

Walerym. Obaj od stopnia chorążych gwardii zaliczeni zostali do grona „uczniów" rozgrzewających

starość carycy. Płaton zazdrosny o swego brata, wysłał go w roku 1795 jako naczelnego dowódcę na

wojnę kaukaską. Walery wykazał na wojnie znaczną gorliwość i zamierzał dojść aż do Indii, ale Paweł I

zawezwał go z powrotem w roku 1797. Płaton cieszył się pełnią wpływów aż do śmierci swej

protektorki w dniu 5 listopada 1796 roku i stracił je dopiero w nocy z 11 na 12 marca 1801 roku, kiedy

zdybano go w sypialni Pawła wraz z dwoma innymi mordercami: Pahlenem i Bennigsenem.

W marmurowym pałacu petersburskim znajduje się jego udany portret pędzla Lampiego. Zubow

wysoki, szczupły i zniewieściały, o bladej cerze, pociągłym i wzgardliwym obliczu, odziany jest na nim

w granatowy mundur. Jeden ze współczesnych napisał:

„W miarę jak imperatorowa traciła siły, żywotność i słabła na umyśle, tym większe on zyskiwał

wpływy i gromadził bogactwa. Każdego ranka tłumy dworaków sterczały pod drzwiami, obsiadały

antyszambry oraz salon. Starzy generałowie, dygnitarze nadskakiwali bezwstydnie jego nędznym

lokajom. Ci zaś łacno kułakami generałów i starszyznę oficerską odpychali, żeby drzwi im przed

nosem zamknąć. Na fotelach rozparty, w bezwstydnym negliżu, w nosie palcem dłubiący, po suficie

oczyma bez celu błądząc, ten młody człowiek o twarzy zimnej i ściągniętej, ledwie co zważać na

otoczenie raczył. Bawiły go głupoty jego małpy po głowach podłych pochlebców skaczącej, albo ze

swym błaznem gadał. A tymczasem starcy, pod których rozkazami jako sierżant służył, Dołgorucy,

Golicynowie, Sałtykowie i wszyscy inni, czekali byle tylko oko ku nim zwrócił, żeby mu się znowu co

rychlej do nóg rzucić"24.

Płaszczenie się wyższej szlachty rosyjskiej przed wybrańcem carycy stanowiło nieunikniony rytuał,

choć niektórzy wykonywali go zgrzytając zębami. Oto co pisał hrabia Roztopczyn do hrabiego

Woroncowa, ambasadora w Londynie:

„Hrabia Zubow jest i kropka. Tylko jego wola się liczy. Jego władza jest większa niż księcia Potiemkina.

Zawsze jest leniwy i tępawy jak i był, chociaż Caryca każdemu w koło wmawia, że on jest największym

geniuszem jakiego rosyjska ziemia wydała, że Bóg jeden docenić potrafi jego gorliwość i zasługi, że on

sam przyłączył do Rosji Kurlandię i gubernie polskie"25.

Dobry przykład gadulstwa Zubowa, które wystarczało do uzyskania przez niego miana wielkiego

specjalisty od kwestii polskiej, stanowią Propozycje P. A. Zubowa dotyczące koniecznych zarządzeń

do podjęcia w guberniach polskich do Cesarstwa Rosyjskiego przyłączonych z 27 lipca 1795 roku. Na

dwudziestu wielkich arkuszach kaligrafowanych wychwalał on jakość gruntów ornych na południu,

radosne perspektywy rozwoju handlu dzięki budowie w przyszłości nowych portów na Morzu

Czarnym, otwierających wyborne szlaki dla płodów pochodzących z ogromnych terytoriów zabranych

Polsce. Ów tekst jest jednym wielkim pochlebstwem dla carycy i samowychwalaniem własnego

poświęcenia dla miłościwe panującej i dla ukochanej ojczyzny. Przelotnie pojawiło się w tyradzie

Zubowa marzenie, które rozwinie w projekcie, które zanalizujemy później, o „osiedleniu wielkiej

liczby poddanych, którzy go nie mają", co uznał on za równie ważne jak troskę o zdrowie publiczne.

Ale w tym emfatycznym elaboracie jedyna konkretna propozycja, wysławiana we wręcz obsesyjnych

dłużyz-nach, polegała na gromadzeniu jak największych rezerw zboża, by zapewnić wszędzie wojsku

zaopatrzenie. W związku z tym Zubow sugerował nawet wydanie zakazu eksportu zboża przez

polskich ziemian. Innymi słowy, położenie rosyjskiej łapy na ukraińskiej pszenicy uczynił on kwestią

pierwszej potrzeby26.

Wiara Katarzyny w kompetencje tego 29-letniego mężczyzny, który na sześć miesięcy przed śmiercią

carycy wręczył jej tak przekonujący plan rozwiązania kwestii polskiej szlachty, nie była całkowicie

bezpodstawna. Ale źródeł owej kompetencji nie należy szukać w całkiem niedawno przejętym

majątku na Litwie. Zubow mógł uchodzić od roku 1793 za wybitnego znawcę i doradcę w sprawach

Polski, Turcji i Persji, ponieważ umiał zasięgać rad specjalistów, z którymi stykał się z racji pełnionych

obowiązków. Poza władzą alkowy, dysponował on funkcją dowódcy artylerii, namiestnika trzech

guberni noworosyj-skich: Jekaterinosławia, Wozniesieńska i Taurydy, a więc regionów sąsiadujących z

zabraną w roku 1793 Ukrainą prawobrzeżną.

22 PSZ, seria 1, t. 23, nr 17469.

23 J. Sikorska-Kulesza, Deklasacja drobnej szlachty..., s. 15.

24 E. A n i s i m o w, Żenszczyny na rossijskom priestole, Sankt Petersburg 1997, s. 396.

25 F. P. Rostopczyn do S. R. Woroncowa, 20 lipca 1795. cyt. za: E. N. Marasi n owa, Psihologija

eiityossijskogo dworianstwa pośledniej trjeti XVJH w., Moskwa 1999, s. 300. O aktywnej roli braci

Zubow w zamordowaniu Pawła I w roku 1801 zob. S. Cwetkow, Aleksandr I 1777-1825, Moskwa

1999, s. 137-141, 146-147, który przejął liczne informacje z obszernej monografii N. K. Schildera,

Imperator Aleksandr Pierwyj, jego żizń i carstwowanije, t. 1-4, 1897-1898.

'" Rossijskij Gosudarstwiennyj Istoriczeskij Archiw, Sankt-Petersburg (RGIA) fond 468, opis 43, dieło

.m.

84

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

W lipcu 1796 roku, po wręczeniu swego planu carycy, został on jeszcze mianowany dowódcą floty

czarnomorskiej. Organizacja tej strefy stepowej, nadal bardzo słabo zaludnionej, lecz nader ważnej

strategicznie wymagała, między innymi, rady Polaków. Książęta Czartoryscy, którzy świeżo ściągnęli

do Petersburga jako zakładnicy dla ocalenia majątku, byli jeszcze zbyt młodzi, ale książę Adam

wspomniał w swoich Pamiętnikach, że przyszły milioner podolski Komar i przyszły generał Poradowski

byli blisko związani z Zubowem, co może tłumaczyć dobrą orientację faworyta carycy27. Zetknął się

on z kwestią polską w wyniku sprawowania funkcji w Nowej Rosji. Pojawiła się ona w ukazie o

reorganizacji sotni kozackich w związku z nowymi granicami, szczególnie zaś w związku z obecnością

w strefie przygranicznej ogromnych majątków nabytych od księcia Lubomirskiego. W ukazie pojawiła

się również kwestia czynszowników szlacheckich tworzących „szczególny gatunek ludzki, który w inne

miejsca przesiedlony będzie". Ten ukaz, wydany tego samego dnia co ukaz o całej szlachcie

czynszowej (5 czerwca 1796 roku), ujawnia, że Zubow ściśle - i dziwacznie -łączył kwestię kozacką z

kwestią szlachty bez ziemi oraz z kwestią zaludnienia guberni południowych28.

Przed oficjalnym zatwierdzeniem w formie ukazu, którego egzekucja zostanie jemu osobiście

powierzona, Zubow przedłożył swoje pomysły Katarzynie II w postaci memoriału dwa dni wcześniej, 3

czerwca 1796 roku. Ów memoriał znajduje się w zbiorach archiwalnych wspólnie z wieloma

projektami deportacji polskiej szlachty, a zatem tekst był znany wysokim funkcjonariuszom i służył za

punkt odniesienia, ilekroć kwestia szlachty powracała29.

Płaton Zubow uznał za właściwe, nie bez racji, wyjaśnić carycy, czym jest nieznana w Rosji kategoria

szlachty czynszowej. I choć uzyskane przez niego informacje o ich sytuacji gospodarczej i położeniu

materialnym były znakomite, to jednak Zubow wyciągnął z nich wnioski iluzoryczne:

„Pośród mieszkańców w regionach dawniej należących do Rzeczypospolitej a obecnie z Cesarstwem

Rosyjskim złączonych, znajduje się gatunek ludzi, których zwie się czynsewaja szljachta".

Co począć z „herbową golota"?

H.S

27 O karierze Zubowa zob. J. P. Le Donnę, Frontiers Govemors General 1772-1825. II The Southern

Frontier, „Jahrbucher fur Geschichte Osteuropas" 2000, nr 48, s. 170, 171. O jego polskich kon-tak-

tach zob. L. B a z y 1 o w, Polacy w Petersburgu..., s. 57, 58.

28 Ukaz o reorganizacji regimentów kozackich figuruje pod numerem poprzedzającym ukaz o

szlachcie, to znaczy PSZ, t. 23, nr 17468. Chodzi tu o regimenty utworzone przez wszechmocnego

poprzedniego faworyta carycy, G. A. Potiemkina, który kupił od Lubomirskiego w roku 1787 ogromne

majątki na lewym brzegu Dniepru, a w styczniu 1790 dorzucił sobie do tytułu księcia Taurydzkiego,

hetmana Kozaków jekaterinosławskich i czarnomorskich w nadziei wszczęcia powstania na Ukrainie

przeciwko Polakom i zapisać się chlubnie w dziejach ekspansji na południe, czyli w urzeczywistnianiu

„greckiego planu" Katarzyny II. Zob. A. Z o r i n, Kormia dwuglawogo orla, Moskwa 2001, s. 145-150.

Ciągłość tytułów i funkcji Potiomkina i Zubowa jest oczywista.

"' P. A. Zubow do Katarzyny II, kopia RGIA, fond 1285, opis 1 dieło 7, f. 15-31. Wydaje się, że tego

planu nie zauważyła E. I. Drużinina, Siewiemoje Priczernomorje w 1775-1880 gg., Moskwa 1959.

Nie znalazłszy odpowiednika rosyjskiego, Zubow posłużył się polską nazw;). Dla usprawiedliwienia

przygotowywanej manipulacji, położył nacisk na wyzysk, którego owa kategoria pada ofiarą,

ponieważ „żadnej własności ziemskiej nic mając, od dawna w niewolnictwie tamtejszych możnych

pozostaje", zamieszkuje ziemie, które nie są jej własnością, płaci czynsz, to znaczy obrok w wielkości

co najmniej 25 rubli, a niekiedy nawet 30 rubli od pługa w srebrnej monecie oraz wykonuje rozmaite

prace oraz usługi dla właściciela majątku. Ponieważ owa szlachta głosowała na sejmikach (jak już

wiemy - rzeczywistość wyglądała inaczej), posiadała pewien wpływ na rozwój wydarzeń, więc z tego

powodu panowie zabiegali o jej względy. Jednak w obecnej sytuacji, często buntownicze sejmiki

utraciły, według Zubowa, wszelki sens i należy pilnie zaopiekować się ową grupą, która nieuchronnie

ubożeć będzie coraz bardziej:

„Bo właściciele ziemscy, nie mając już powodu, by o kreski zabiegać, zmuszą ich niewątpliwie do

płacenia jeszcze większych czynszów za ziemię uprawianą (to ostrzeżenie nie było pozbawione sensu)

i jakichkolwiek by Rząd nie podjął środków, by gwarantować ich prawa, niezmiennie pozostawać

będą na pańskiej ziemi i zawsze tak się wydarzy, że panowie znajdą sposoby, żeby ich uciskać i na

wszelkie sposoby przymuszać".

Te wielkoduszne pomysły wydają się godne człowieka Oświecenia i częściowo zdają sprawę z

rzeczywistego wyzysku, którego ofiarami padała szlachta go-łota. Chociaż Zubow starał się pokazać

jako jej obrońca, zatroskany o szlachecką pomyślność a nawet wolność, to nie mógł ukryć, że ta

preambuła kryje cel odmienny i właściwy: przejęcie tej siły roboczej z rąk polskich i przekazanie jej

rosyjskiemu imperium. Zubow nie uwzględnił dwóch trudności, których nie uda się Rosjanom

przezwyciężyć przez całe stulecie: mimo wyzysku gospodarczego, komitywa szlachecka i idea

szlacheckiej równości pozostawała dość silna. Ponadto owa szlachta, często ruskiego pochodzenia,

bardzo mocno była związana ze swą ziemią rodzinną, więc nadzieje faworyta carycy na to, że zgodzi

się ona łatwo na przesiedlenie - były płonne.

Zubow tak bardzo pragnął przekonać kochankę do swych pomysłów, że zaczął przesadzać:

„Jeszcze za czasów byłego rządu polskiego, bardzo zagniewana na opłaty wygórowane żądane od

właścicieli za wynajem ziemi, [szlachta czynszowa] często przedkładała ówczesnemu gubernatorowi

Jekaterinosławia, Kachowskiemu, prośby o pozwoleństwo na osiedlenie się na wolnych ziemiach w

tej guberni, a kilku z nich nie prosiło nawet o najmniejsze wsparcie od Skarbu. Przeto nie należy

wątpić, że i dzisiaj zgodzą się z radością uczynić to samo, jeśli Wasza Cesarska Mość zechce im

wyznaczyć ziemie wolne i żyzne w zamian za dotychczasowe ich siedziby, w których szczeznąć i

zmarnieć im przyjdzie".

Oczywiście gubernatorem owej ziemi obiecanej był Zubow.

W tym czasie Zubow nie mógł jeszcze wiedzieć, ile czynszowej szlachty mieszkało na Ukrainie, ale już

wiedział, że było jej dużo. Na skutek znajomości z Kozakami wybrzeża czarnomorskiego

(powierzchownej, bo siedział głównie w stolicy), Zubow palnął w swym projekcie jedną z

zasadniczych niedorzeczności. Przyjął mianowicie, że szlachta tak mocno przywiązana jest do

wojaczki,

II

Nf>

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową golotą"

87

Lii wo<i i.| da się wcielić do regimentów żołnierzy-oraczy w guberni woznie-

'.kici (Wo/nicsicńsk - miasteczko nad Bohem, na południe od Humania

' wio|iol,i, w pr/.yszłej guberni chersońskiej) i w okolicach Jekatierinosławia,

i i .c i/yns/.ownicy mogliby szybko zmienić się w dobrych rolników-hodow-

• ; „niiy.ym u nas odnodworcy" (pomysł ten powrócił z powodzeniem czter-il/u-Sci lat później, ale nie

w Nowej Rosji). Szlachta polska broniłaby swej własności dzielnie, a więc broniłaby też swej nowej

ojczyzny. Niektórzy mogliby, /godnie z duchem gotowych już projektów, zostać wcieleni do sotni

kozackich, |.ik na przykład szlachta z byłych majątków księcia Lubomirskiego lub osiedleni na wolnych

terenach w guberni wozniesieńskiej liczących 1 milion dziesięcin i mogących przyjąć 100 000 dusz...

Projekt ów szczegółowy i zakrojony szeroko, choć oparty na złudzeniach, powrócił w równie

zwariowanym wariancie w latach 1831-1834, w którym deportacja była jak zawsze przedstawiana

jako dobrodziejstwo i łaska. Totalitaryz-my dwudziestego wieku i rozwój kolei żelaznych pozwoliły na

urzeczywistnienie masowych deportacji, ale marzyła już o nich Semiramida Północy, czytając

natchnione płody umysłu swego kochasia.

Zubow zaś napisał, że z czasem większość spośród tych opatrznościowych kolonistów skieruje się do

powiatów mariupolskiego nad brzegami Morza Azow-skiego i do Nowej Moskwy na Krymie

(Taurydzie) przy ujściu Dniepru w okolicach Melitopola, i że wszyscy oni uzyskają pomoc, którą

wyliczył w siedmiu punktach:

1. W powiatach guberni wozniesieńskiej i chersońskiej znajduje się ponad 65 565 dziesięcin żyznej

ziemi do rozdzielenia. Szlachta znajdzie tu wystarczające ilości trzciny i słomy na strzechy swych

domów. Odległość do przebycia nie jest zbyt wielka. Drewno budowlane znajduje się w obfitości

wzdłuż brzegów Kodymy. Wzdłuż tej rzeki można zainstalować 2000 dymów, drugie dwa tysiące w

guberni chersońskiej i 200 w mieście Wozniesieńsku.

2. Pomiędzy twierdzą Aleksandrowsk i twierdzą Petrowsk, które dzieli 150 wiorst, w guberni

jekatierinosławskiej oraz wzdłuż brzegów krymskich rzek, świetnej ziemi i wody jest pod dostatkiem.

Osiedlenie na tych terenach 800 rodzin zagwarantuje bezpieczeństwo na szlaku między Dnieprem i

Morzem Azo-wskim. Rozwój powinien szybko postępować. Żołnierze-oracze mogliby, w razie

potrzeby, służyć na linii Kubania lub Taurydy. Wszystkie narzędzia i utensylia już zostały spławione

Dnieprem z Białorusi do Chersonu. Każda rodzina mogłaby dostać po 30 dziesięcin na wieczystą

własność zwolnionych od podatku gruntowego:

„Tego rodzaju dotacja gruntowa na własność wieczystą zachęci innych szlachciców do opuszczenia

ziemi, która do nich nie należy, i za których uprawianie muszą teraz płacić czynsz, uczyni ich panami w

ich własnych dobrach".

Obietnice tego rodzaju szczodrobliwych dotacji dyktowała niewiedza o tradycji indywidualizmu

panującej na polskiej Ukrainie, jak wynika z kolejnego punktu.

3. Można by pierwszym 4000 osobom przesiedlonym udzielić pożyczki w wysokości 30 rubli,

zarówno posiadaczom, jak i nieposiadającym, ale w sposób ogólny, na zasadzie wspólnej kaucji. Tu

ujawniło się odwieczne rosyjskie marzenie o wzajemnym nadzorowaniu się charakteryzującym miry,

które powróciło raz jeszcze po roku 1830 w projektach reorganizacji szlachty wysuwanych przez

ministra Kiseliewa. Marzenie polegało na uzyskaniu kaucji „od całej wspólnoty, co mogłoby taką

korzyścią się ujawnić, że każdy z poszczególnych przesiedlonych miałby oko na innego". Pożyczki

można by zwracać w ciągu czterech lat. W sumie Cesarstwo pożyczałoby 120 000 rubli, do których

należy dorzucić kolejnych 200 000, jeśli rząd pokryłby koszta budowy domów, licząc 50 rubli od

komina. Poniesione koszta budowy również należałoby później zwrócić.

4. Oczywiście, do przesiedleńców należy żywić ograniczone zaufanie: nie trzeba, twierdził Zubow,

grupować w jednym osiedlu więcej niż 50 domów i przede wszystkim nie zezwalać poszczególnym

wioskom na nawiązywanie ze sobą kontaktu.

5. W celach wojskowych należy przewidzieć formację pułków i zachęcać ochotników specjalnym

ukazem.

6. Wolne i nieskrępowane praktykowanie religii winno być kolonistom zapewnione:

„I żeby jeszcze mocniej przyciągnąć ich na te ziemie oraz wzbudzić w ich sercach wdzięczność,

zaufanie i miłość do naszej władzy zapewniającej wszelką pomyślność im oraz ich potomstwu, czyż

Najjaśniejsza Pani nie raczy uznać za godne i właściwe nakazanie, bym z kredytów mi przyznanych

kazał pobudować kościół: jeden na 200 rodzin oraz porozumiawszy się z biskupem katolickim,

przykazał mu mianować księży tego wyznania, co do których wierności i słuszności opinii byłbym

przekonany".

7. Należałoby ponadto zezwolić tym rodzinom na sprzedaż lub na zabranie ze sobą wszystkiego, co

do nich należy w dotychczasowym miejscu zamieszkania, i przewidzieć osoby odpowiedzialne za

powodzenie tego przedsięwzięcia, których obowiązkiem stanie się czuwanie, żeby nie doznali oni

żadnej przeszkody ze strony właścicieli majątków, w których mieszkali, tak żeby „moc prawa Waszej

Cesarskiej Wysokości ich stała się udziałem". Zubow najwyraźniej wiedział, że wyjazd czynszowników

zrywałby umowy zawarte, mniej lub bardziej honorowo, z bogatym ziemiaństwem i mógłby wywołać

protesty właścicieli ziemskich.

Rozważania te znalazły oczywiście uznanie Katarzyny, która powierzyła wykonanie projektu ich

autorowi: „Znalazłszy owe dyspozycje najzupełniej korzystne dla tego rodzaju ludzi i zgodne z

aktualnym rzeczy porządkiem, akceptujemy każdą z jego części" - czytamy w „Ukazie osobistym dla

księcia Zubowa, gubernatora generalnego Jekaterinosławia, Wozniesieńska i Taurydy, dotyczącym

przemieszczenia szlachty czynszowej z majątków prywatnych w guberniach przejętych od Polski na

ziemie do Cesarstwa przynależące".

Jednak pewne istotne zastrzeżenie ograniczyło operację, mimo zamaszystego tytułu na papierze, do

niewielkiego eksperymentu. Katarzyna przeniosła do

HH

C/.ctó pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową gołotą"?

89

picrwn/y punkt projektu i rozkazała, by do tego się na razie ograniczyć, tu n\M/y bezzwłocznie

założyć 4000 dymów wzdłuż brzegów Kodymy, w pob-ll>u Wo/nicsicńskn oraz w wyznaczonych

punktach wokół Chersonu, Jekatieri-iiml.iwu i na Taurydzie. Zubow miałby sfinansować eksperyment

z budżetu lyili mibrmi. Tekst ukazu nie wykluczał rozwoju operacji „jeśli znajdzie się wię-it|

chętnych".

Niczego nie wiadomo o ewentualnej realizacji projektu, który - jak się oka-y.iijc - bardziej przeraża

przesłankami niż zasięgiem. Nawet jeśli zaczęto go wcielać w życie - to został szybko poniechany. W

cztery miesiące po śmierci knl.irzyny II, w dziesięć miesięcy po wydaniu ukazu przez matkę, Paweł I

rozpowszechnił za pośrednictwem prokuratora generalnego Senatu następujący lakoniczny rozkaz:

„Jego Cesarska Mość raczyła przerwać przesiedlanie szlachty czynszowej z guberni polskich do

dawnej guberni wozniesieńskiej"30. Tak oto projekt, który pozostał martwą literą, stał się źródłem

legendy. Podobny mechanizm powtarzać się jeszcze będzie w przyszłości często. Trzeba jednak

powiedzieć, na usprawiedliwienie historyków, którzy ową legendę powielali, że pomysł

przeprowadzenia czystki na szlachcie długo jeszcze będzie pojawiał się w głowach kolejnych

czynowników, o czym świadczą liczne zapomniane dotąd dokumenty, które należy wyciągnąć z

mroku archiwów.

Tak więc w roku 1800, wicegubernator Nowej Rosji, radca stanu Newerow-ski prosił Dyrekcję

Majątków Państwowych o przesiedlenie szlachty czynszowej z Kijowszczyzny i Podola na tereny przez

niego administrowane i posłużył się podobnymi jak Zubow pretekstami. Minister spraw

wewnętrznych Koczubej tak relacjonował w roku 1806 projekt wicegubernatora Nowej Rosji:

„Pisał on, że niektórzy spośród szlachty czynszowej w tych guberniach zwracali się do Izb Skarbowych

z prośbą o wpisanie ich na listy kolonistów państwowych (kazennoje posielenije) z powodu ich

ubóstwa i z braku własnej ziemi, i że liczba tych ludzi mogła dochodzić do 20 000 osób"31.

Newerowski w swej prośbie z roku 1800 proponował osiedlenie owej szlachty dość blisko swego

miejsca urodzenia, w powiecie olwiopolskim, na lewym brzegu Bohu i przyznanie po 15 dziesięcin

dobrej ziemi każdej „duszy męskiej", jak również wyzwolenie od podatku przez dziesięć lat, a po

upływie tego czasu wyznaczenie podatku na 5 kopiejek od dziesięciny zamiast ciężkiego obroku.

Jednak szacunki liczebności szlachty czynszowej (bardzo prowizoryczne, jak zobaczymy później)

dokonane przez Dyrekcję Majątków Państwowywch opiewały w obu guberniach na 162 577 osób płci

obojga, pośród nich tylko 17 mężczyzn z Kijowszczyzny i 14 z Podola udało się namówić na

dobrowolny wyjazd, co całkowicie krzyżowało pierwotne plany przesiedleńcze.

Ponadto Senat w ramach innego dochodzenia zmierzającego do administracyjnego rozwiązania

kwestii szlacheckiej, powrócimy do tego w dalszych partiach tego studium, wyliczył 218 025 szlachty

gołoty płci męskiej na całym obszarze byłych ziem polskich i wyznaczył im 25 września 1800 roku

termin dwuletni na dowiedzenie szlachectwa przed wpisaniem ich do kategorii opodatkowanych.

Należało więc czekać na wygaśniecie owego terminu.

Na krótko przed ostateczną datą, 11 sierpnia 1802 roku, Wincenty Nowosielski, Polak w carskiej

służbie, dzięki swemu czynowi radcy tytularnego i prawdopodobnie odpowiednim znajomościom,

zdołał wyjednać audiencję u cara Aleksandra I w celu przedłożenia mu projektu kolonii szlacheckiej w

wiosce Ternow-ka, w pobliżu miasta Nikołajew, w której pozostało jeszcze kilka budynków z kamienia

i stary meczet turecki. Cesarz poprosił znanego skądinąd tajnego radcę Nowosilcowa o

przedstawienie projektu rzeczonego Nowosielskiego grupie „młodych przyjaciół" w Dyrekcji

Majątków Państwowych do oceny32.

Oryginalność inicjatywy polegała na tym, że przedłożył ją Polak, który najwyraźniej chciał odegrać

jakąś rolę w przedsięwzięciu. Jego projekt wyjaśniał raz jeszcze, że szlachta czynszowa składa się z

ubogich potomków szlachty gołoty, mieszka w majątkach prywatnych i płaci rodzaj obroku równie

wysokiego jak muzyki w rosyjskich majątkach państwowych. Owa potrzeba kolejnego wyjaśniania

ujawnia, jak znaczącą anomalię stanowiła ta kategoria w oczach Rosjan. Za każdym też razem

przypominanie o nędzy czynszowników sprawiało wrażenie działania z pobudek charytatywnych.

„Wymaga się od tej szlachty ponadto - twierdził autor - licznych posług, często jest ona

prześladowana przez właścicieli, a ich bieda tak ich przyciska, że wszystko muszą znosić".

Nowosielski twierdził ze swej strony, że takiej szlachty musi być na terenie całego Cesarstwa co

najmniej z 50 000 rodzin i sugerował, by ich spisać - czego już próbowano - za pośrednictwem

marszałków szlachty w każdej zachodniej guberni. Polak również się łudził: „Myślę, że wielu z nich

zgodzi się przemieścić". A oto co naprawdę motywowało wysiłki Nowosielskiego i jaka była jego z

lekka tylko ukrywana intencja: w celu wykonania całej operacji, dobrze by było gdyby cesarz powołał

funkcję opiekuna {popieczytiela) i powierzył ją komuś, do kogo owi ludzie mieliby zaufanie, który by

ich chronił, pomagał w ich troskach i potrzebach, a ponadto czuwałby nad przydziałem ziemi w

ścisłym porozumieniu z gubernatorem i z Izbą Skarbową. Do jego zadań należałoby ponadto

informować zainteresowanych, że Najjaśniejszy Pan, współczuwszy ich nędzy i głodowi ziemi oraz ich

ciężkim obowiązkom, raczył wyposażyć ich w grunta na wieczystą własność w takim oto miejscu i

jaśnie oświeconą opiekę nad nimi roztoczyć dla zaludnienia kolonii szlacheckich i raczył rozkazać, że

nie zapłacą żadnego podatku pogłównego w zgodzie z „Gramotą" szlachectwa. Należałoby ponadto

wręczyć im książkę z regulaminem prowadzenia się i czuwać - to powtarzająca się obawa - żeby

właściciele majątków nie czynili im trudności w prze-

30 PSZ, seria I, t. 24, nr 17872, 7 marca 1797. Mowa w rozkazie o „byłej guberni", ponieważ właśnie

dokonano modyfikacji mapy administracyjnej południowej części imperium.

31 RGIA, fond 1285, opis 1, dieło 78, f. 2.

" Wid., dieło 7, f. 1-14.

'Ml

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Mnllriim, Gdyby do tego doszło, należałoby wydać surowe rozkazy gubernato-Ktin cywilnym, to

znaczy wystąpić o pomoc policyjną lub wojskową. Nowosielski /.układał, ze taka oferta przyciągnie

wielu kandydatów.

21 Myc/nia 1803 roku Wydział Majątków Państwowych wręczył Nowosilco-wowi odpowiedź33

ujawniającą, że wpływy grupy „młodych przyjaciół" cara w łonie Komitetu rosły, szczególnie zaś

księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, który prowadził w Rosji politykę obrony polskiej szlachty jako

całości, podobnie jak czyniła to większość polskich magnatów przed rozbiorami Rzeczypospolitej.

Wydział zapewnił Nowosilcowa, że zarówno projekt Nowosielskiego, jak i Newerowskiego jest

„niewystarczająco przemyślany i nieuzasadniony". Wydział zwrócił też uwagę, że Nowosielski

sugeruje implicytnie swoją osobę na organizatora i kierownika całej akcji. Czyż można sobie

wyobrazić - czytamy w odpowiedzi Wydziału - że osoby rozproszone w ośmiu guberniach w małych

grupach (na terenie całych ziem zabranych), oddzielonych od siebie kilkoma tysiącami wiorst, zaufają

osobie prywatnej, powierzą jej swój los i będą jej posłuszne? Decyzja o wyborze terenów do

osiedlenia musi podejmować osoba kompetentna i posiadająca autorytet, tymczasem na terenach

sugerowanych przez Nowielskiego brakuje wody. Ponadto zostały już one przydzielone kolonistom

bułgarskim, nad którymi czuwa naczelny dowódca regionu czarnomorskiego. Najwyraźniej autor

projektu jest oszustem, który chciałby dostać ziemie państwowe i zaciągnąć na nie siłę roboczą, którą

wyzyskiwałby tak samo jak ziemianie, których nadużycia piętnuje. Członkowie biura nieco ubolewali,

że do Skarbu nie wpłyną opisywane zyski z operacji, ale jednocześnie przyznali, iż rzadkie próby tego

rodzaju podejmowane bez zgody zainteresowanych zawsze kończyły się niepowodzeniem i

wywoływały niezadowolenie oraz skargi (to najwyraźniej aluzja do autorytarnych decyzji Dzierżawina,

ministra sprawiedliwości od 8 września 1802 roku, do których powrócimy). Jeśli niektóre rodziny

szlacheckie by sobie tego życzyły, powinny - za pozwoleniem władzy - same wybrać sobie miejsce

osiedlenia. Gubernatorzy cywilni powinni inspirować tego rodzaju inicjatywy, ale trzeba jeszcze

wiedzieć, gdzie takich kandydatów należy szukać i czy właściciele ziemscy nie będą stawiać przeszkód.

„Wydaje się jednak wątpliwym - czytamy w konkluzji - że znajdą się kandydaci do wyjazdu", a

ponieważ kwestie szlacheckie należały do innego resortu, Wydział pozostawiał Nowosil-cowowi

wolną rękę w podejmowaniu decyzji.

W tym czasie najbliższe otoczenie Aleksandra I było rozsierdzone z powodu zawziętości Dzierżawina,

starego poety i dworzanina Katarzyny II, dla której pisał nieustannie uniżone i pompatyczne ody, a

którego nowy car uczynił na krótko swym ministrem sprawiedliwości. Cesarscy doradcy byli jednak

znacznie bardziej powściągliwi (z wyjątkiem Koczubeja). Dzierżawin podczas pobytu na ziemiach

polskich za cara Pawła I, zdał sobie sprawę z rozległości kwestii żydowskiej i szlacheckiej, dwóch

populacji słabo reprezentowanych na terenie Cesar-

33 Ibid., f. 22-25 i jawna kopia przesłana Nowosilcowowi 27 stycznia 1803, f. 26-31.

Co począć z „herbową gołotą"?

91

stwa Rosyjskiego przed rozbiorami Rzeczypospolitej. Dzierżawin Żydów i Polaków szczerze

nienawidził. Z pewnością problemy dotyczące obu grup ujawniły się już po pierwszym rozbiorze w

roku 1772 w regionach białoruskich, wokół Witebska i Mohylewa34, ale dopiero po całkowitym

poćwiartowaniu Polski, stary piewca wdzięków nieporównywalnej Felicy ruszył do ataku przeciwko

obecności po wsiach dawniej polskich „Żydów trucicieli" włościan. Zanim zginął Paweł I, Dzierżawin

przedłożył Senatowi „Opinię o Żydach", która stała się podstawą prac „Komitetu Urządzenia Żydów",

powołanego przez cara Aleksandra I 9 listopada 1802 roku, w którego skład wchodzili: Walery Zubow,

Ko-czubej, Czartoryski i Seweryn Potocki35. Komitet również rozważał możliwości przesiedleń.

Wymuszone przesiedlanie Żydów ze wsi do miast na podstawie ukazu z 9 grudnia 1804 roku zostało

przeprowadzone częściowo dopiero w roku 1807, ponieważ wielkie wrażenie zgromadzenia Żydów

zwołanego przez Napoleona w Paryżu powstrzymało zapędy Rosjan.

Związek pomiędzy Żydami i Polakami oraz pomysły równoległego rozwiązywania obu kwestii

związanych ze zjawiskiem społecznym niemieszczącym się w oficjalnych klasyfikacjach rosyjskich

ujawnił się u Dzierżawina wyraziście i owe pomysły staną się przedmiotem również naszych

rozważań. Szlachta - pisał były minister w roku 1812 (wtedy redagował swe Pamiętniki) - „to sprawa

nie mniej istotna niż kwestia żydowska"36. I zaczął od nowa wyjaśniać, z wyraźną pogardą, kim są owi

ludzie, którzy zwą się szlachcicami, i których liczba - według ocen Dierżawina - sięga miliona w całej

„bywszej" Rzeczypospolitej i pół miliona w części należącej obecnie do Rosji. Przedstawił on szlachtę,

zgodnie ze stereotypem, jako podopiecznych magnatów, którzy potrzebowali jej na sejmach, a

następnie wyjaśnił, że całkiem stracił do niej pobłażanie, kiedy niektórzy spośród niej w majątku

białoruskim przyznanym po konfiskacie generałowi Jermołowowi, a następnie przez niego

odsprzedanym, rozpoczęli pisanie skarg na nowego właściciela, który przesiedlił ich do innego

majątku, w pobliżu Chersonu, bo „niepotrzebna mu była swołocz taka"37.

Zatem on, Dzierżawin (który mówił o sobie w trzeciej osobie i powtarzał swe nazwisko) „zebrawszy

wszystkie niezbędne informacje tej sprawy dotyczące i dowiedziawszy się, że zmarła caryca

zamierzała tę szlachtę deportować (Dzierżawin znał plan Zubowa) ze względów politycznych (ten

szczegół dodał od siebie minister) na ziemie guberni południowych" opracował projekt deportacji

tych „nierobów" (?!) do guberni chersońskiej, astrachańskiej i saratowskiej, do Ufy i do Symbirska

żeby „oczyścić" (oczystif) prywatne majątki polskie i za jednym zamachem przerwać wszelkie

dyskusje z ową szlachtą, pozbawiając magnatów (Dzierżawin podzielał wyobrażenie, że szlachta

czynszowa zamieszkiwała

"A. K a p p e 1 e r, La Russie, empire multiethniąue, z niem. tłum. G. Imart, Paryż 1994, s. 90, 91.

Komitet o błagoustrojenii jewriejew. Zob.: Soczinienia Dierżawina, t. 6 (korespondencja i pamiętniki

1794-1816), Sankt Petersburg 1876, s. 760.

'" Nie mienjeje żidowskogo ważnoje dielo; ibid., s. 764, 765. " Nie imieja nużdy takoj swoloczy.

92

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

wyłącznie w latyfundiach magnackich) tych tłumów zawsze skorych „do najgorszej jurności i

zamieszek". Dzierżawin też uważał, że przesiedlenia stanowiłyby wygodny sposób zaludniania kresów

Cesarstwa i pozbycia się niewygodnej populacji, pozostawiwszy jej, jeśli to konieczne, pewien czas na

dowiedzenie ich tytułów szlacheckich i jednocześnie włączywszy ją do służby w oddziałach straży

granicznej (ciągle ta sama asymilacja z Kozakami). „Gdyby to słuszne przedsięwzięcie zakończyło się

sukcesem - pisał Dzierżawin - znacznie mniej spośród nich uciekałoby w ukryciu do legionów

Napoleona Bonaparte".

Ale jak ten projekt mógł się udać? Aleksander powierzył go Komitetowi Żydowskiemu, w którym rej

wodzili wielcy panowie polscy, tacy jak Czartoryski lub Potocki. Oberprokurator w Senacie, Baranów

opowiedział Dzierżawinowi zaraz po usunięciu go ze stanowiska ministra sprawiedliwości w roku

1803 (Aleksander, wbrew wszelkim oczekiwaniom, szybko zniechęcił się do przyjaciela swojej babki),

że memoriał byłego ministra w sprawie szlachty wraz z odpowiednimi ukazami przekazanymi

wspomnianemu Komitetowi dostał się w ręce Czartoryskiego, który go wrzucił do kominka, a

Baranowowi udało się wyciągnąć z ognia tylko kilka strzępków. Nie odnaleziono kopii tego projektu.

Marzenie o czystce nawiedzało jednak regularnie umysły ludzi z różnych warstw społecznych. Nie

należy z pewnością przywiązywać zbyt wielkiej wagi do projektu kolejnych dwóch Polaków:

Gorochowskiego i Jaworskiego, którzy podrzucili 6 sierpnia 1806 roku petycję samemu Koczubejowi

za pośrednictwem niejakiego porucznika Wolskiego, w której obiecywali, że własnymi siłami

zainstalują ponad 400 spośród szlachty czynszowej, która „chciałaby" wyjechać do guberni

chersońskiej. Wystarczy - twierdziła cała trójka - by wydać rozkaz, żeby „zaprosili" jeszcze z tysiąc

rodzin, a pospieszą oni, by ziemię tamtejszą użyźniać i ojczyźnie wiernie służyć. Ale było jeszcze za

wcześnie na takie suplikacje. Minister wiedząc o precedensach, nie nadał petycji biegu

służbowego38.

W latach 1807-1808, w okresie kiedy refleksja o sposobie zorganizowania szlachty czynszowej

przybierała, być może, kształty najbardziej rozlegle i najbardziej otwarte, pośród licznych tekstów

świadczących o zakresie dyskusji, jeden wyróżnia się szczególną brutalnością, godną najzajadlejszych

„czyścicieli". Napisał go ówczesny minister wojny - słynny Arakczejew. Po dwóch latach niełaski za

Pawła I, „kapral z Gacziny" zajął eksponowane miejsce na dworze Aleksandra I. Jako pyszałek i

fanfaron bardzo się tu podobał, od kiedy Kutuzow, przegrawszy pod Austerlitz, został odstawiony na

kijowskiego gubernatora wojskowego. Arakczejew przywrócił carowi trochę wiary w armię, mocno

nadszarpniętej po porażkach poniesionych przeciwko Napoleonowi i mógł sobie pozwolić na

przeciwstawienie się ideom stosunkowo postępowym w tamtej epoce, szczególnie tym, które zaczął

rozpowszechniać Sperański.

W obszernym zbiorze rozmaitych propozycji opracowanych przez Komitet Żydowski, który zasiadał

później jako Komitet Szlachecki, a następnie rozpatrywanych przez Radę Stanu, opinia Arakczejewa

uderza pogardliwym tonem wo-

38 RGIA, fond 1285, opis 1, dieło 78, f. 1.

Co począć z „herbową gołotą"?

93

bec kategorii osób jakże różnych od szlachty rosyjskiej, gotowej znosić „upodlenia albo służyć

niewolniczo, zamiast pracować dla dobra Państwa". Jako wojskowy służbista zastanawiał się, czy

stosowne władze zauważyły, jaką nikłą gorliwość wykazywał ten element w latach poprzednich w

czasie mobilizacji, a jak liczna była milicja szlachecka w guberni kijowskiej, gdzie wymagano od

szlachty czynszowej, by wystawiała tyle samo rekrutów co chłopi z majątków państwowych i

prywatnych. Z tego wniosek, że tych ludzi można przyciągnąć na dwa sposoby: pieniędzmi, jak to się

praktykuje podczas branek pośród chłopstwa, albo po prostu cesarskim rozkazem. I nie trzeba

wcześniej o to prosić Rady Stanu, jak by tego chcieli niektórzy członkowie Komitetu. „To będzie tylko

strata czasu i powstałyby niepotrzebne plotki". Warunkiem powodzenia łapanki - sekret.

Arakczejew uważał, iż należy niezwłocznie osiedlić całą szlachtę - ani dane liczbowe nie interesowały

ministra, ani nie przebierał on w środkach - na terenach dziewiczych i zakazać im pracy dla właścicieli

ziemskich, bo „to jest niegodne klasy szlacheckiej" (niepriliczno dworianskomu klassu). Zrozumiałe, że

tylko reżim wojskowy, rychło wprowadzony w słynnych koloniach chłopskich, wydał się ministrowi

właściwą formą organizacji tej społeczności. Nieustająca służba wojskowa to jedyna droga

zaprowadzenia posłuchu - pisał Arakczejew. Przesiedlenie powinno zakończyć się w ciągu roku. Ci,

którzy posiadali skrawek ziemi (szlachta zagrodowa lub cząstkowa też często musiała w celu

zwiększenia swych dochodów pracować dla wielkich właścicieli) mogli na nim pozostać z jednym

synem, ale wszyscy pozostali synowie musieli opuścić domy wraz z masą deportowanych. Na

początek otrzymaliby oni stopień sołdata oraz po 20 rubli na głowę, co nie stanowiłoby nadmiernego

obciążenia państwowej kasy i odpowiadałoby, mniej więcej, sumie dawanej rekrutom, żeby ich

przyciągnąć. Minister nalegał, by dziewicza ziemia była przydzielana na terytorium rdzennie

rosyjskim, a nie w guberniach „polskich" (to znaczy: litewsko-ruskich)39.

Jak wynika z powyższych analiz, projektów rozwiązań ekstremalnych nie brakowało, ale żaden z nich

nie wszedł w fazę realizacji. Jednak wydają się one ważne dla zapoznania się z postawą najbardziej

radykalnych czynowników. Za panowania Aleksandra I zwolennicy radykalnej czystki już się nie

ujawniali, ale po wstąpieniu na tron Mikołaja I, w szczególności w latach 1827-1829, kiedy powstała,

jak jeszcze zobaczymy, komisja złożona z trzech wysokich rangą czynowników, której zadanie

polegało na kolejnym opracowaniu statutu szlachty, zawisło też od nowa widmo deportacji. Pojawiło

się ono z zimnego wyrachowania, ponad trzydzieści lat po rozbiorach i w okresie zupełnego pokoju,

kiedy już rosyjska administracja mniej więcej przywykła do istnienia dawnych struktur szlacheckich i

w żadnym razie nie przewidywała wybuchu powstania listopadowego, a tym bardziej rozszerzenia się

insurekcji na Ukrainę. Powróciły wtedy szalone pomysły Zubowa, na których realizację mógł pozwolić

sobie dopiero

'" RGIA, fond 1147, opis 1, dieło 517, f. 91-94 oraz streszczenie dla Rady Stanu; ibid., dielo 320,

wyciąg z dziennika Rady, 27 lipca 1808, f. 1.

i

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową gołotą"?

95

Stulili pod koniec lat trzydziestych dwudziestego wieku dzięki „postępowi technicznemu", deportując

wszystkich Polaków z Ukrainy przede wszystkim do Kazachstanu.

Ostatni projekt deportacji przed insurekcją listopadową i popowstaniowymi represjami powstał w

petersburskim biurze pod niecierpliwym nadzorem Miko-l.i|.i 1, który zamierzał skończyć raz na

zawsze z ową grupą, uparcie wystającą poza carskie normy. Jego autorem był pułkownik Jurieniew,

członek nowej komisji, przedstawiciel ministerstwa wojny. Tytuł projektu brzmiał następująco: „O

osiedleniu szlachty bez stałego miejsca zamieszkania na ziemiach położonych w Nowej Rosji". Termin:

„bez stałego miejsca zamieszkania" (nie imieju-szczej postojannogo żitielstwa) podkreślał i

dramatyzował fakt, że owa szlachta nie posiadając ziemi, nie była też związana z jakimś konkretnym

miejscem, co stanowiło warunek sine qua non dziedziczenia stanu szlacheckiego. Projekt

przewidywał, że operacja odbędzie sie zgodnie z przyjętymi powszechnie regułami zasiedlania, że

nadane ziemie staną się własnością wieczystą, że przesiedlonym udzieli się pożyczek etc. Jednak

projekt nie został zatwierdzony, ponieważ ewentualne „korzyści" oceniono jako niewystarczające w

stosunku do kosztów, a przyznawane swobody zbyt duże „jak na tę klasę osobników"40.

Odkrycie związku pomiędzy owymi wcześniejszymi projektami i ogromnym wybuchem nienawiści z

lat 1831-1836, na której fali dotychczasowe pomysły wróciły wzmocnione i rozwinięte, posiada

kapitalne znaczenie. Dzięki takiemu zestawieniu można zrozumieć, że formy represji

popowstaniowych nie były spontaniczne i improwizowane, lecz korzystały z zasobów wypracowanych

i przemyślanych.

Nowe plany masowych deportacji z tego okresu omawiamy w innym miejscu41.

Trzeba też koniecznie przypomnieć, że te wszystkie srogie pogróżki pozostały czczą retoryką. Bezwład

władzy niezdolnej do stosowania uchwalonych praw ujawnia prawdziwe oblicze carskiego reżimu

samozniewolonego, mocnego tylko w słowach, i który w końcu zostawił dość duży margines

praktycznej autonomii - jak zobaczymy w rozdziale dotyczącym rozwoju szkolnictwa, tym, którym tak

zaciekle wygrażał. Brzegi Newy były zbyt odległe od zakoli Dniestru.

Zobaczmy teraz, w jaki sposób carat starał się narzucić polskiej szlachcie status porównywalny ze

szlachtą rosyjską.

40 RGIA, fond 1341, opis 1, dieto 346; to bardzo bogaty i potężny blok archiwalny zawierający blisko

700 źle posegregowanych arkuszy dotyczących wyłącznie szlachty. Projektu Jurieniewa dotyczy s.

631. Wypada żałować, że żadnego z analizowanych projektów nie uwzględnia praca A. Grigorian-z a,

Les Damnes de la Russie: le Deplacetnent de population comme metbode de gouvernement, Paris

2002, w której deportacje Polaków zajmują jedynie strony 37^ł5. W każdym razie książka ta obfituje

w analizy ściśle z naszymi związane.

41 Zob. część druga niniejszego tomu.

Paweł I, Dzierżawin, Czartoryski: trzy prowizoria statusu szlachty gołoty

Ocalenie od furii niszczycieli nie oznaczało jeszcze, że szlachta gołota wiodła przez pierwsze

trzydziestolecie dziewiętnastego wieku żywot idylliczny, chroniona przed caratem przez wielkich

właścicieli ziemskich, o czym stara się przekonywać polska literatura, w pewien sposób przez

Petersburg zapomniana. W taką jej niemalże idylliczną egzystencję sam niegdyś wierzyłem, czemu

dałem wyraz w pierwszej wersji swej pracy42. Większość Rosjan, czynowników we wszystkich

kancelariach, pogodziła się co prawda z egzystencją tej nietypowej w strukturze imperium grupy, ale

bardzo też liczni urzędnicy - liczniejsi niż się sądziło dotychczas, tym bardziej, że historycy prawie nie

tykali tego zagadnienia - łamali sobie głowę, jakie można by z tej egzystencji wyciągnąć korzyści.

Minister finansów widział w szlachcie czynszowej potencjalnych podatników, minister wojny -

rekrutów a nawet oficerów, albo zastanawiał się, jak nie dopuszczać, by ukrywali oni dezerterów lub

zbiegów, minister sprawiedliwości oburzał się na rolę, którą nadal odgrywała ona w sądach

ziemskich, a nawet w sądach grodzkich, minister spraw wewnętrznych i policji z pewnością miał z

nimi do czynienia. Szlachta niepokoiła również Senat. Paradoksalnie - lecz logicznie -Heroldia bardzo

niewiele razy zabierała głos w jej sprawie, co dowodzi wegetacji szlacheckiego plebsu na marginesie

stanu szlacheckiego.

Przed rokiem 1800, mimo świadomości niektórych wysokich czynowników o znacznej liczebności

drobnej szlachty, dla carskiej administracji pozostawała ona masą dość trudną do identyfikacji i do

dokładnego policzenia. W owym okresie drobna szlachta ujawniała się w małych grupach, najczęściej

protestując przeciwko nadużyciom, których padała ofiarą w majątkach polskich lub przeciwko

próbom wtłoczenia jej do kategorii podatników - na wzór chłopów państwowych - w majątkach

skonfiskowanych. Izby Skarbowe, reprezentujące w poszczególnych guberniach ministerstwo

finansów, pierwsze zainteresowały się nowymi, porozbiorowymi źródłami dochodów. Już 11 lipca

1789 roku Katarzyna II wydała ukaz, który dotyczył Białej Rusi i terytoriów zabranych w wyniku

pierwszego zaboru. Niektórzy czynszownicy zamieszkujący ziemie zabrane zostali zaliczeni do

kategorii podatników i zobowiązani do płacenia pogłówne-go {w podusznom okladie). Ten ukaz

pozwalał im przedkładać w Senacie liczby dotyczące posiadanych dusz i dowody szlachectwa43. Owe

dowody - w liczbie 21 - wyliczała opublikowana cztery lata wcześniej „Gramota szlachectwa".

Przyjmowano jako dowód potwierdzony herb, akty donacji ziemskich, świadectwa sprawowania

wyższych urzędów lub służby oficerskiej, godności kościelnych itd., a więc żądano rzeczy, których

wymaganie od szlachty czynszowej wyglądało na kpinę.

" D. B e a u v o i s, Polacy na Ukrainie..., s. 99.

41 N. K. I m i e r e t i ń s k i j, Dworianstwo wotyńskoj gub...., t. 1, s. 348.

1

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Na Ukrainie, co zauważył Zubow, podobny problem ujawnił się po drugim rozbiorze w czterech

powiatach należących pierwotnie do Nowej Rosji, ale które nieco później znalazły się w wyniku

reformy administracyjnej na terenie Kijo-wszczyzny. W powiatach: zwinogródzkim, humańskim,

czerkaskim i czyhyryń-skim znajdowały się ogromne majątki, jak na przykład Smile (powiat czerkaski)

sprzedane Potiemkinowi w roku 1784 i odkupione przez Cesarstwo po jego śmierci w roku 1791, lub

nie mniejsze majątki Stanisława Potockiego, rozmaite ziemie skonfiskowane, kontrolowane przez

państwo itd. Już noworosyjska izba skarbowa niepokoiła się niejasnością statusu 9833 szlachciców

czynszowych mieszkających w tych majątkach i zaliczonych do chłopstwa w wyniku spisu z 1795

roku44, gdyż Katarzyna II w ukazach z 27 marca i z 27 września nie troszczyła się zupełnie o tę grupę.

Najważniejsze były w owym czasie gwarancje dla polskich latyfundiów, o ile ich właściciele

zaprzysięgli wierność. Pilnie należało się też zająć kontrolą chłopstwa w tych guberniach, które -

według manifestu Kreczetnikowa - „niegdyś prawdziwie do Rosji przynależało, jedno plemię tworzyło

(jedinoplemienniki), wychowane i kształcone w jednej wierze chrześcijańskiej, do dzisiejszego dnia

wyznawanej". Tę właśnie wiarę caryca chroniła przed: „bezbożnymi polskimi buntownikami, którzy

rewolucję francuską na pomoc przyzywali". Katarzyna II nie miała więc czasu zastanawiać się nad tym

„rodzajem ludzi", jak powiadał Zubow. Ukaz z 3 maja 1795 roku dla generała Tutol-mina dotyczył

częściowo „tych ludzi":

„Zezwala się wszystkim szlachcicom, posiadającym własność czasową, nadaną, zastawną, wynajętą

lub zakontraktowaną na terenach prywatnych lub państwowych prosić zgromadzenia szlacheckie o

przyjęcie i wpisanie do rejestru szlachty, żeby każdy z nich cieszyć się mógł prawami szlachcie

przynależnymi"45.

Ukaz ten nie został prawdopodobnie rozpowszechniony i praktycznie nie dotyczył szlachty

czynszowej, ponieważ w przeważającej ilości wypadków zawierała ona tradycyjnie z właścicielami

majątków umowy ustne, które nie przyznawały żadnej własności. „Zezwolenie o proszenie" o wpis

musiało też bezpośrednio zainteresowanym wydać się niezrozumiałe - jeśli w ogóle potrafili ukaz

przeczytać - ponieważ dla nich szlachectwo było czymś samo przez się oczywistym. Drugi ukaz dla

Tutolmina, z 17 maja 1795 roku, dotyczył przede wszystkim ziemiaństwa, czyli - dla Rosjan - jedynej

prawdziwej szlachty. Trzeci punkt ukazu dotyczył warunków uczestnictwa w szlacheckich elekcjach i

czynił tylko dość luźną aluzję do szlachty okolicznej i czynszowej, stanowiącą jednak pierwszy sygnał o

uznaniu (a więc i tolerowaniu) istnienia tych dwóch kategorii. W tym okresie Rosjanie zupełnie nie

zdawali sobie sprawy z zasięgu tego fenomenu i ukaz sprawiał wrażenie, że uznaje za przynależną do

stanu rycerskiego

" Wyciąg liczby szlachty męskiej według wsi w majątkach państwowych w owych powiatach; RGIA,

fond 1341, opis 1, dieło 246, t. 1, f. 7-16.

45 Ukaz osobisty Katarzyny II do generała Tutolmina, odpis w RGIA, fond. 1347, opis 64, dieło 497,

Co począć z „herbową gołotą"?

97

całą szlachtę czynszową wpisaną do rejestrów szlacheckich pod warunkiem dostarczenia przez

zainteresowanych odpowiednich dowodów, które w przekonaniu Rosjan szlachta czynszowa

niewątpliwie posiadała. Do początku 1797 roku rosyjskie izby skarbowe, uznawszy tę kategorię

szlachty zaliczanej przez władze fiskalne dawnej Rzeczypospolitej do grupy niepodlegających

opodatkowaniu, „nie wymagały od nich aż do dnia dzisiejszego żadnego podatku"46.

Jednak w roku 1796 ujawniły się już pierwsze wątpliwości, kiedy ogłoszono wyniki spisu

przeprowadzonego w roku 1795 w guberniach zabranych i kiedy w kilku wypadkach

zakwestionowano wpisy. Sprawa zaczęła się od szlachty czynszowej w majątkach jednego z

najbardziej znanych Polaków, co z pewnością szybko przyciągnęło uwagę carskiej administracji,

mianowicie w dobrach Stanisława Poniatowskiego, synowca króla, który - jak pamiętamy - zjechał do

Petersburga jedną karocą ze swym stryjem. Majątki Stanisława Poniatowskiego na Litwie i na

Ukrainie zostały zajęte, ale on porzucił Rzym, by umizgać się do Katarzyny II, a później stał się osobą

znaczącą w otoczeniu Pawła I47. 214 czynszowników zamieszkujących majątek Stanisława

Poniatowskiego w pobliżu Bogusława oraz 175 panien lub niewiast zostało wpisanych jako chłopstwo

podlegające pogłównemu i natychmiast podniosło protest. Izba skarbowa spytała 24 lipca 1796 roku

dyrekcję budżetu (gosudarstwiennych szczotów) w Ministerstwie Finansów czy można tych ludzi

uznać za wolnych i uzyskała odpowiedź dwuznaczną. Ministerstwo Finansów porównawszy ową

grupę do starowierów i do Zaporożców przyznało, że ci urodzeni Polacy, mogący przemieszczać się z

jednego majątku do innego, mieszkać w nim czasowo na zasadzie najmu, byli na terenie niedawno

odzyskanych guberni potraktowani jak chłopi, to znaczy zobowiązani do płacenia pogłównego w

wielkości 7 grzywn (siemigriwiennaja podat), ale skoro izby skarbowe nie posiadają niepodważalnych

dowodów na to, czy są to ludzie wolni, czy też nie są, czy należeli oni do właścicieli ziemskich, czy też

nie należeli, to nie mogą od nich wymagać, by wybierali przynależność administracyjną (izbranije

roda żizni) ale, oczywiście, ponieważ podejrzani osobnicy mogli się pośród nich znaleźć, nie należy ich

zostawiać w „tym rodzaju położenia, który im nie odpowiada"48.

6/17 listopada 1796 roku caryca zmarła na apopleksję i jej syn z właściwą mu pasją podejmowania w

stosunku do podjętych przez matkę dokładnie przeciwnych decyzji, zaledwie w miesiąc po jej śmierci

wydał 4 grudnia osobisty ukaz dotyczący szlachectwa, który szybko okazał się niemożliwy do

wprowadzenia w życie. Paweł I obwieścił mianowicie, że wydawanie świadectw: „wyłącznie w gestii

leży suwerennej Jego władzy, od Boga samego pochodzącej", to znaczy, że car zamierza sprawdzić

osobiście szlachectwo każdego. W żadnym wypadku zamiar cara nie rozwiązywał problemu 9833

czynszowników z byłych majątków Lubomirskiego, ani 389 z majątku Poniatowskiego. Senat

skrępowa-

'" Ibid., raport do Senatu z 26 lutego 1797, RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 3.

<7 J. Ł o j e k (red.), Pamiętniki synowca Stanisława Augusta, Warszawa 1979.

¦" RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 294; O nasielenii kijewskoj gubernii, f. 153-159.

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

ny carskim ukazem zalecił 24 stycznia 1797 roku zainteresowanym izbom skarbowym, by nakazały

one spornej grupie płacenie tymczasowo tych samych podatków, które muszą uiszczać mieszkańcy

majątków państwowych i zaczął przebąkiwać o wyznaczeniu terminu dowiedzenia szlachectwa49.

Nie można jednak mówić o oficjalnym ukonstytuowaniu kategorii szlachty skazkowej, o jej uznaniu i

wyodrębnieniu, jak uczyniła to Rychlikowa. Wpisanie w skazki, czyli na listę chłopów zobowiązanych

do pogłównego, nadal pozostawało w wypadku szlachty czasowo ograniczone; szlachta mogła być z

tych list wykreślona i powtórnie uznana za prawdziwą szlachtę. Ponadto wpisanie na chłopskie listy

dotyczyło bardzo nielicznych i zależało od kaprysów carskich urzędników dokonujących spisu w roku

179550.

Ukaz z 19 marca 1797 roku, w którym Paweł I zachęcał wszystkich szlachciców, by wysłali swoje

papiery do Heroldii51 najprawdopodobniej nigdy do zainteresowanych nie dotarł i dlatego 11

października 1797 roku Kurakin ponaglał pierwszy departament Senatu, by jak najszybciej rozwiązał

problem przysparzany przez „wolnych ludzi" w wiadomym majątku Poniatowskiego, który z

pewnością już interweniował, by rozwiązanie się znalazło. Jak bardzo egzystencja owej małej grupy

(daleko jeszcze do odkrycia rzeczywistej liczebności całej populacji) wydawała się niedopuszczalna,

wynika z ukazów, które Senat przedłożył cesarzowi 26 października i 11 listopada 1797 roku. Ukazy

przypominały, że w „guberniach odzyskanych" trzeba wszystkim uświadomić, że „ktokolwiek mieszka

w Rosji musi koniecznie prowadzić żywot według uznanych kategorii" (niepriemienno kakowoj-libo

izwestnoj rod sostojanija). Innymi słowy, egzystencja kogokolwiek poza oficjalnie wyznaczonymi

podziałami społecznymi (sosło-wia) - nie była możliwa52.

Na zachętę do „prowadzenia życia wedle uznanych kategorii" szlachta goło-ta z majątku Stanisława

Poniatowskiego zareagowała 7 maja 1798 roku na fali rosnącego oburzenia z powodu zepchnięcia jej

w roku 1795 do kategorii opodatkowanych. Kijowski gubernator cywilny Milaszewicz poinformował

Senat o wpłynięciu licznych skarg, w których zainteresowani zapewniali, że otrzymali certyfikaty

szlachectwa od księcia Poniatowskiego, który - podobnie jak magnaci z czasów Sejmu Wielkiego -

zamanifestował w ten sposób solidarność szlachecką z najbardziej ubogimi braćmi. Autorzy

wszystkich skarg powtarzali, że należą do grupy wolnych ludzi (w czisle wolnożywuszczych) i

prowadzą wolny żywot {wolno] porody liudi). Czuli się więc obrażeni z powodu zachęcania ich do

„wyboru sposobu życia" i interpretowali na swój sposób ukaz o potwierdzeniu szlachectwa Katarzyny

II. Zapewniali oni - twierdził Milaszewicz - że „nie należą do nikogo we własności prywatnej zgodnie

zresztą z prawem carskim". Dlatego też rzeczona szlachta ze swymi świadkami (zgodnie ze

staropolską tra-

Co począć z „herbową gołotą"?

99

dycją potwierdzania tytułu szlacheckiego) pewna poparcia książęcego, nie zawahała się oskarżyć

rosyjskiej władzy o chęć narzucenia jej statusu chłopstwa pańszczyźnianego i o prześladowania.

Jednocześnie czynszownicy podkreślali, że Poniatowski pozwolił im pozostać na tych ziemiach, jak

długo zechcą, albo jeśli zechcą - je opuścić. Poniatowski opowiedział się za nimi i prosił, by zostali

zwolnieni od pogłównego. Rząd zdziwił się nawet, że ten problem, podnoszony w czerwcu 1796 roku

w Senacie, nie znalazł jeszcze swego rozwiązania. Zgodnie z sugestią ministra finansów ogłoszono

owych pierwszych kontestatorów ludźmi wolnymi na wzór starowierów53. Tożsamość owej szlachty

pozostawała dla carskich czy-nowników równie trudno uchwytna, jak żywot Kozaków i Żydów!

Ale kolejny przypadek najwyraźniej przeczył zasadzie szlacheckiej komitywy i solidarności pomiędzy

szlachtą ziemiańską i szlachtą gołotą. 7 kwietnia 1798 roku 92 głowy rodzin ze wsi Buszynka w pobliżu

Jampola na Podolu, ludzie wolni płacący tylko czynsz złożyli w sądzie powiatowym skargę na hrabiego

Dunina, który - jak twierdzili - chciał zmienić ich w chłopów pańszczyźnianych i maltretował. Zgodnie

z pisemną umową zawartą z poprzednimi właścicielami: z księciem Lubomirskim, a następnie z hrabią

Worcellem, mieli oni prawo swobodnego poruszania się i pracowania dla kogo im się żywnie

podobało. Poprzedni właściciele, pisali oni do sądu, przestrzegali podjętych zobowiązań, ale od czasu

kupienia majątku (wraz z ich wioską) przez hrabiego Dunina, zostali zmuszeni do wykonywania

dodatkowych prac oraz do płacenia podatków przedtem nieistniejących, które jedynie chłopstwo

pańszczyźniane musiało płacić. Dunin zabronił im ruszać się z wioski i groził karami w wypadku

nieposłuszeństwa. W ten sposób zamienił ich w chłopów pańszczyźnianych, zmusił do pańszczyzny i

w dodatku tłukł bez miłosierdzia. Wszystkie papiery też im zabrał54. Nie znamy orzeczenia sądu.

Wydaje się jednak pradopodobne, że nie wszczęto w tej sprawie dochodzenia, ponieważ szlachecka

sprawiedliwość była notorycznie stronnicza.

Konflikty pomiędzy właścicielem i czynszownikami przypominające podobne przypadki

osiemnastowieczne i pogłębiające się wraz z „Prawem o sejmikach" dołączonym do Konstytucji 3

maja, znalazły kolejną egzemplifikację w sporach, które wybuchły w roku 1798 i trwały do roku 1802

w majątkach bogacza - Szczęsnego Potockiego. Targowiczanin nie poczuwał się, w przeciwieństwie do

Stanisława Poniatowskiego do żadnej komitywy, a jego całkowite zaprzedanie Rosji nie przeszkadzało

mu w „liberalnej" trosce o własne interesy, wyrażającej się w zapatrywaniach „postępowych"

przypominających poglądy reformatorów z okresu Sejmu Wielkiego. W latach 1795-1805 chłopstwo

zostało zwolnione w jego majątkach od pańszczyzny i płaciło obrok. Następcy Szczęsnego

pańszczyznę przywrócili, ale warto też pamiętać o nowoczesnej postawie źle widzianego przez

historyków magnata. Ta „nowoczesność" odniosła

,f. 154-159.

L. S. G i s c o w a (red.), Sielianskij ruch..., s. 291, 292. Przekład dokumentu sądowego z polskiego na

ukraiński. Brak sentencji.

KM)

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

y do pożądanego skutek, gdyż Szczęsny postanowił podnieść szlachcie i/.ynsz. Ponieważ szlachta w

zaściankach Rybań i Ryżyn odmówiła płacenia, Szczęsny Potocki wysłał swego ekonoma Candera,

żeby ją wyrugował, a kiedy si.iwiłn opór - kazał zniszczyć jej domy z pomocą miejscowego chłopstwa,

wykorzystując w ten sposób nienawiść rusko-polską. Dziewiętnaście rodzin zostało zakutych w dyby i

wywiezionych na wozach poza granice powiatu. Ten obraz zupełnie nie przypomina sarmackich

obrazów z Pamiątek Soplicy, przedstawiających szlachtę spojoną przez magnata i wiezioną radośnie

furami na sejmik. Połączony sąd ziemski humańskiego i zwinogrodzkiego rozpatrzył skargi

poszkodowanych mieszkańców i orzekł, że szlachta nie mając co z sobą począć, ma „prawo"

rozproszyć się po różnych familiach, co oznaczało uznanie zniszczenia jej domów de facto. Sąd zalecił

tylko Potockiemu, by w przyszłości unikał tak krańcowych decyzji. Kto mógł jednak sprzeciwić się woli

Szczęsnego55?

Wydaje się jednak, że te przypadki wyłomów w solidarności szlacheckiej, zagrzebane pośród akt

powiatowych sądów, nie docierały do Petersburga, ponieważ w stolicy nadal nie podejmowano

żadnych decyzji w sprawie szlachty czynszowej. 22 kwietnia 1t799 roku izba skarbowa Nowej

Rosji, nadal zajmująca się podatkami powiatów przyłączonych do Kijowszczyzny, skarżyła się w

Senacie na „brak decyzji". Trudności prawne dodatkowo narastały z powodu skargi dwóch

szlachciców z wioski Krasnopol należącej do Branickich, którzy do tego stopnia byli zbici z tropu, że

chcieli być zapisani w poczet chłopów państwowych. Senat odpowiedział, najwyraźniej z odrobiną

ironii pod adresem Pawła I, że od 4 grudnia 1796 roku tego rodzaju decyzje „zależą wyłącznie od

decyzji sa-modzierżnej władzy przez Boga Najjaśniejszemu Cesarzowi udzielonej"56.

Władze carskie na Ukrainie niepokoiły się szczególnie z powodu licznych majątków na Wołyniu,

Podolu i na Kijowszczyźnie, które w czasach Rzeczypospolitej były starostwami, czyli donacjami

królewskimi, a więc powinny stać się na powrót dobrami państwowymi. Z wyjątkiem majątków

skonfiskowanych, wiele ogromnych starostw pozostawało nadal w posiadaniu dawnych polskich

beneficjentów. Jeden z radców, Kotłubicki, porachował, że gdyby starostwa odzyskać, przynosiłyby

one rocznie skarbowi państwa ponad 2 miliony rubli rocznie. W 6 punkcie memoriału, który

przedłożył w Senacie, Kotłubicki napisał o istnieniu w tych majątkach zaścianków szlacheckich i

szlachty gołoty, której liczebność mogła dochodzić, wedle jego ocen, do 100 000 dusz męskich.

Twierdził on, że z łatwością uda się ich przerobić na chłopów państwowych, wziąwszy pod uwagę

pożałowania godne ich traktowanie przez ekonomów owych majątków. Spośród szlachty należy też

brać rekruta. Podobnie myślał Zubow, tylko bez przesiedlania; Kotłubicki zaś prosił Senat o powołanie

komi-

55 Centralnyj Derżawnyj Istorycznyj Arhiv Ukrainy (CDIAU), fonds 533, opis 1, dieło 61, f. 37, 38; cyt.

za: I. I. Kriwoszeja, W. W. Kriwoszeja, Dworianstwo Umańszczyzny w kinci XVHI-perszij tretynyXIXst.,

Kyiw 1998, s. 68-69. I. Rychlikowa również powołuje się na te fakry i dodaje, że Branic-cy rychło poszli

w ślad za Potockim w swych niezmierzonych majątkach wokół Białej Cerkwi.

56 RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 17; Noworosyjska kaziennaja palata do Senatu, 22 kwietnia

1799 i odpowiedź Senatu, f. 1, 2, z 20 czerwca 1799.

Co począć z „herbową gołotą"?

101

sji, która zajęłaby się zamianą starostw w majątki państwowe. Jednak książę Imeretinski, referujący

projekt radcy, słusznie doszedł do wniosku, że nie mógł on się powieść, ponieważ miejscowymi jego

wykonawcami byli powiatowi marszałkowie szlachty wspomagani przez powiatowych mierniczych,

których łapów-karstwo stało się przysłowiowe. Władze fiskalne musiały więc obejść się po sta-

rostwach tylko smakiem57.

Rok 1800 świadczył o znacznie większym zainteresowaniu Rosjan kwestią statutu szlachty, ale

podejmowane decyzje nadal były najwyraźniej nieuzgadnia-ne. Polacy w otoczeniu Pawła I i w

Senacie postarali się, by projekt Kotłubickie-go okroić i zaproponowali 19 marca 1800 roku carowi

podpisanie ukazu przypominającego prawa kardynalne szlachty i bojarów; kładli nacisk na

konieczność podkreślenia równości w stanie rycerskim i wymieniali poszczególne konstytucje

sejmowe w historii Rzeczypospolitej potwierdzające tę naczelną zasadę. Ukaz przypominał więc

przywileje z lat: 1374, 1463, 1690, 1699 i 1768 i kończył się następująco: „Na mocy tych wszystkich

postanowień szlachta i bojarzy nie doznają w ich przywilejach żadnego uszczerbku"58.

Nieco później jednak znowu pojawił się problem szlachty już zaliczonej do kategorii opodatkowanych,

tym razem na Białorusi, gdzie dwie osoby zwane Pozniak i Leszek, uznane szlachcicami w guberni

mohyłowskiej podczas weryfikacji z roku 1792 przeprowadzonej zgodnie z „Prawem o sejmikach", nie

przestawały wnosić skargi w imieniu 1096 rodzin znajdujących się w tym samym co oni położeniu. 9

kwietnia 1800 roku Senat wydał zdecydowany ukaz, który wyrażał zdziwienie z powodu ignorancji

skarżących się w sprawie procedury: najpierw powinni oni wysłać dowody szlachectwa do Heroldii,

następnie poddać się osobistemu rozpoznaniu przez cara i w tym czasie nie zarzucać więcej

administracji swymi skargami. Ukaz wymagał ponadto, by wszyscy gubernatorzy na terenach

przyłączonych, którzy procedury dotąd nie znali, zapoznali się z nią jak najrychlej59. Najwyraźniej nie

dostrzegano w takim postępowaniu żadnej sprzeczności wobec ukazu cara z 19 marca. Zdeklasowani

musieli pogodzić się z deklasacją, nie wiadomo na jak długo.

Senat, pragnąc zapobiec przedłużaniu się tej niejasnej sytuacji (która trwać jeszcze będzie przez

dziesięciolecia), wydał dwa ukazy, jeden po drugim: 13 i 15 czerwca 1800 roku. Pierwszy wyznaczał

9833 szlachcicom czynszowym uznawanym za podlegających opodatkowaniu na terenach

administrowanych przez państwo na Kijowszczyźnie i Podolu okres dwuletni na dowiedzenie swego

szlachectwa, a w dwa dni później kolejny ukaz rozszerzał ten obowiązek, w ciemno, bez rozpoznania

liczebności zainteresowanych, na całą szlachtę czynszową i okoliczną we wszystkich byłych

guberniach polskich60.

57 N. K. Imere ty nski j, op. cit., s. 351.

'" Ibid., s. 352.

" PSZ, t. 26, nr 19375.

'" RGIA, fond 1347, opis 64, dieło 497; Zapiska po dieiu czinszewoj szlahcie nahodiaszczejsia w

prisojedinniennych ot Polszy guberniach, i. 7. Tylko W. I. Nieupokoew podaje dokładną datę 15

czerwca. I. Rychlikowa, J. Sikorska i S. Łysenko powtarzają błąd Imeretińskiego, który podał 25

września, prawdopodobnie datę otrzymania ukazu w guberniach.

102

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

2 lipca 1800 roku, Obolianikow, faworyt Pawła I, oberprokurator Senatu i z tego względu

odpowiedzialny za Heroldię, w celu uniknięcia pomyłek przy wpisach do sosłowii, przedłożył swym

kolegom bardzo szczegółowy raport wraz z kilkoma uzupełnieniami proceduralnymi dotyczącymi

rejestracji szlachty w nowo przyłączonych guberniach. Raport przypominał, by zgromadzenia

szlacheckie przesyłały do Heroldii odpisy swoich ksiąg z adnotacją przy każdym nazwisku o

przedłożonych dowodach szlachectwa. Powiatowi marszałkowie (nie zwano ich jeszcze wtedy

priedwoditielami) powinni informować Heroldię o każdych narodzinach dziecka płci męskiej z

imionami matki i ojca i kopią aktu wpisu do miejscowych ksiąg. Miejsca zamieszkania i nazwy

posiadanych wiosek winny w nich być skrupulatnie notowane. Przekazywanie informacji powinno się

odbywać za pośrednictwem gubernatorów cywilnych, którzy powinni z kolei czuwać nad wysyłką

danych na początku każdego roku. Do raportu dołączono następujące dokumenty: typowy schemat -

wzorzec drzewa genealogicznego i formularz - wzorzec deklaracji podzielonej na sześć następujących

rubryk:

1. nazwisko, stopień, stosunek do służby,

2. stan cywilny: żonaty, wdowiec, samotny, liczba dzieci, ile z nich na służbie,

3. liczba posiadanych wiosek i dusz,

4. numer wpisu noworodków w genealogiach,

5. data wpisu do herbarza,

6. czy postulant otrzymał już odmowę ze strony Heroldii?

Te wszystkie szczegóły znalazły się w ukazie z 25 sierpnia 1800 roku, który zastrzegał wyraźnie, że nie

dotyczy on guberni rdzennie rosyjskich, w których szlachectwo zostało już potwierdzone61.

Należy już teraz zauważyć, że owej procedury, bardzo niechętnie przestrzeganej przez ziemiaństwo,

nie mogła przestrzegać szlachta czynszowa. Marszałkowie szlachty nigdy jej nie wszczynali, by nie

ściągać uwagi rosyjskiej administracji na wielką liczbę osób bez dokumentów (najczęściej rejestrowali

jedynie osobników protestujących przeciwko wpisaniu ich do kategorii opodatkowanych) i wydaje

się, że Heroldia stopniowo odkrywając stan zamieszania na byłych ziemiach polskich, starała się go

nie powiększać. Dopiero w latach czterdziestych Bibikow zabrał się do tej kwestii w inny sposób.

Potężna księga świadectw szlachectwa wydanych przez Heroldię do roku 1841, in folio i w skórzanej

oprawie, ujawnia, że do roku 1812 żadne świadectwo nie zostało wydane w żadnej z trzech guberni

na prawobrzeżnej Ukrainie. W kolejnych latach świadectwa wydawano w następujących ilościach:

1813 - 1, 1816 - 1, 1817 - 2, 1818 - 3, 1819 - 5, 1820 - 7, 1821 - 22, 1822 - 24. Każdego roku liczba

wydawanych świadectw rosła, ale jednak pozostawała zadziwiająco niewielka (1826 - 83). W życiu

szlachty w guberniach zabranych Heroldia odgrywała więc znikomą rolę. Świadectw żądała

najczęściej, jak się wyda-

61 Noty przygotowawcze i drukowany tekst ukazu cesarskiego, RGIA, fond 1341, opis 61, dieło 289-

iPSZ, t. 26, n 19531.

Co począć z „herbową gołotą"?

103

je, administracja lub wojsko, w celu wyznaczenia odpowiedniej rangi według słynnej Tabeli, jednak z

danych zawartych w analizowanej księdze wynika, że wiele osób zostało wcielonych do wojska lub do

służby cywilnej bez weryfikacji ich pochodzenia, a więc sprzecznie z prawem. Również w szkołach, o

czym przekonamy się później, często nie wymagano świadectwa szlachectwa62.

Kiedy na początku roku 1800 Obolianikow rozpoczął swój szczegółowy raport przypominający

procedury figurujące w „Gramocie" z roku 1785, przypuszczalnie nie zdawał sobie zupełnie sprawy,

jak licznej grupy ludzi one dotyczą, a problem ujawnił swój zasięg tuż przed wydaniem ukazu, 25

sierpnia tego roku.

20 lipca 1800 roku główny skarbnik ministerstwa finansów poinformował Senat, że według jego

rachunków na terenach ośmiu odebranych Polsce guberni znajduje się 218 025 osób płci męskiej

należących do szlachty czynszowej. Dane nie były ostateczne i zostały oszacowane - jak się okaże -

znacznie poniżej rzeczywistej liczby, ale wynikały z pierwszych wyliczeń ogólnych służb podatkowych i

prezentowały się bardzo imponująco. Ową liczbę mechanicznie powtarzano przez wiele lat. Skarbnik

uważał, iż dane dotyczące szlachty czynszowej prezentują się wystarczająco poważnie, by jak

naszybciej przepisać jak najwięcej nazwisk do klas opodatkowanych.

W statystykach ogólnych, dotyczących byłych ziem polskich, trzy gubernie prawobrzeżnej Ukrainy

prezentowały się następująco (zestawienia różnią się nieco od siebie: w wypadku Wołynia

uwzględnione dane brakujące w dwóch pozostałych guberniach)63:

Kijowszczyzna szlachta rodowa 511

szlachta folwarczna 1 181

szlachta czynszowa 40 373

Razem 42 065

62 Spisok familiam i licam utwierżdiennym okonczatjelno w dworianskom doistoinstwie s 1725 po

1841 god, RGIA, fond 1343, opis 41, dieto 607. Brakuje danych o liczbie szlachty polskiej z prowincji

zabranych służącej w Cesarstwie. Studia takie jak W. C a b a n a (Służba rekrutów z Królestwa

Polskiego w armii carskie) 1831-1873, Warszawa 2001) nie podają w tej sprawie danych. Studium

zapowiadane przez autora tej pracy wspólnie z L. Gorizontowem o polskich generałach w Rosji XIX w.

przyniesie być może nowe informacje..

" RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 28, 29. Liczby powstały w wyniku spisu z roku 1795. Pokrywają

się one prawie całkowicie z danymi w studium W. M. Kabuzana iS. M. T r o i c k i e g o, Iz-mienienija w

czislennosti..., s. 164 (38 448 osób płci męskiej na Wołyniu, 51 584 na Podolu; jedynie dane na

Kijowszczyźnie są mniejsze niż podane przez wspomnianych autorów - 45 300). Tak znaczna liczba

szlachty była nie do pomyślenia na pozostałych obszarach Rosji. A. Romanowicz-Słowatyn-s k i

(Dworianstwo w Rosji) stwierdził, że liczba szlachty nie przekraczała 1% ludności w guberni

petersburskiej, smoleńskiej i chersońskiej. Wszędzie indziej była jeszcze niższa. Jeśli przyjmiemy liczbę

mieszkańców trzech guberni ukraińskich za 3 320 000, pomiędzy 1805 i 1810 (zob. rozdz. I), 262 500

szlach-ly obojga płci (wszystkich kategorii) reprezentuje 7,9% ludności. Dane demograficzne tamtej

epoki nie \.\ pewne. W corocznym raporcie za rok 1815 gubernator wołyński Giżecki (Polak) podaje

liczbę 44 657 s/l.idiciców na Wołyniu, na 541 946 ludności płci męskiej, co daje 8,24% (zob. RGIA,

fond 1409, (.pis 1, dieło 1844).

104

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Wołyń szlachta rodowa 2 453

szlachta folwarczna 2 225

szlachta czynszowa i okoliczna 27 349

szlachta służbowa 6 275

bojarzy 8

sołtysi 103

szlachta tatarska 33

Razem 38 448

Podole posesjonaci 465

szlachta czynszowa 46 099

Razem 50 753

Łącznie mieszkało więc w tym okresie około 131 266 szlachty płci męskiej i około 262 500 osób obu

płci.

Słownictwo używane w tej statystyce wydaje się bardzo interesujące. Kategoria szlachty folwarcznej

oznaczała w zasadzie szlachciców zamożnych, którzy uprawiali ziemię należącą do bogatych

właścicieli, wynajmując ją od nich po cenach rynkowych na podstawie arendy lub najczęściej

uprawiających ziemię na zasadzie zastawy. Na Podolu nie robiono nawet różnicy pomiędzy takimi

dzierżawcami i właścicielami. Szlachtę ową zaliczano do grupy posesjonatów. Zauważmy, że z

powyższych danych wynika, iż liczba dzierżawców lub zastawników (szlachta folwarczna) na Wołyniu

była mniej więcej podobna do liczby pełnoprawnych ziemian, a podwajała się na Kijowszczyźnie.

Obecność na Wołyniu około setki sołtysów pokazuje przywiązanie do tradycji osadzania kolonistów w

czasach feudalnych. Sołtysami byli przywódcy zaścianka szlacheckiego, dawni pośrednicy pomiędzy

kolonistami i panem, którzy dziedziczyli ten tytuł z ojca na syna64. Obecność ośmiu bojarów, to

ostatnie świadectwo bardzo dawnej tradycji sprzed dwustu lat: dwa wieki wcześniej większość

czynszowników zwałaby się bojarami. Szlachta służbowa to grupa służących, spotykana już w

siedemnastym wieku, wspominał o niej, jak wiadomo, Beauplan. Szlachta tatarska jest lepiej znana

dzięki badaniom Rychlikowej. Na Wołyniu popełniono w rachunkach pomyłkę. Liczenie wspólne

szlachty czynszowej i szlachty okolicznej było niemożliwe. Szlachta okoliczna posiadała własny

skrawek ziemi, co powodowało, że należała do kategorii właścicieli, bardzo drobnych, ale jednak coś

posiadających. Jej egzystencja jednak w niewielkim stopniu wpływa na wnioski ze statystyk

ministerstwa finansów: prawobrzeżną Ukrainę zamieszkiwało 60,19% spośród 218 025 szlachciców

czynszowych spisanych za zachodzie Cesarstwa, to znaczy znacznie więcej niż na Litwie i na Białorusi

razem wziętych. Owa szlachta, wedle ówczesnego rozpoznania, zamieszkiwała poszczególne gubernie

w następujących proporcjach: Kijowszczyzna -40 373; Wołyń - 27 349 + 6 275 szlachty służbowej;

Podole - 46 099. Razem: 121 096 mężczyzn.

' Z. G ó r a 1 s k i, Encyklopedia urzędów i godności w dawnej Polsce, Warszawa 2000, s. 143-144.

Co począć z „herbową gołotą"?

105

Po porównaniu tej liczby z 131 266 mężczyznami podającymi się łącznie w trzech guberniach

ukraińskich za szlachciców okazuje się, że liczba szlachty bez ziemi sięga 92,25%. Zatem liczba

szlachty czynszowej obojga płci, nawet jeśli identyfikacja wszystkiej szlachty gołoty pozostawała

bardzo niepełna z powodu rozmaitych dysymulacji (właściciele ziemscy podobno nie zgłaszali

wszystkiej szlachty czynszowej, albo odległe zaścianki nie figurowały w spisach rosyjskich), sięgała w

roku 1800 na Ukrainie około 242 000 osób65.

Z tych pierwszych obliczeń statystycznych nie można było uzyskać perspektywy na najmniejsze

choćby korzyści fiskalne, ponieważ ukaz z 15 czerwca 1800 roku wyznaczał dwuletni okres na

udowodnienie szlachectwa i dopiero w wypadku nieprzedstawienia wystarczających dowodów -

wpisanie do kategorii opodatkowanych. Owa zwłoka zupełnie nie odpowiadała prokuratorowi

mińskiemu, którego raport Obolianikow przekazał do Senatu. Prokurator wspominał, iż izby skarbowe

w tej guberni żądały natychmiastowego wpisania szlachty w starostwach na listy opodatkowych, czyli

w skazki, jak chłopów państwowych, by lepiej ją osadzić w jednym miejscu i skuteczniej

kontrolować66. Niektórzy właściciele ziemscy na Ukrainie byli nie mniej zainteresowani w

kontrolowaniu szlachty czynszowej - cennej siły roboczej. Jej swoboda poruszania się powodowała, że

często znikała i podążała do Legionów Dąbrowskiego. Marszałek szlachty kijowskiej F. Kozłowski

posunął się nawet do wręczenia gubernatorowi cywilnemu Tepłowowi supliki o zniesienie ukazu z 15

czerwca. Gubernator suplikę przyjął i nieopatrznie ją przekazał do Petersburga. Kosztowało go to

utratę stanowiska, a marszałek Kozłowski został na krótko aresztowany. Najwyraźniej jednak zasięg

fenomenu przyciągał uwagę Rosjan. Kijowski gubernator wojskowy, Fensch, kierował tajnym

dochodzeniem przeprowadzonym wraz z dwoma specjalnie wysłanymi na miejsce senatorami:

Mitusowem i Tor-biewem. Później rozpoczęła się w Senacie wielka dyskusja, podczas której zderzyły

się dwa sprzeczne stanowiska. Z jednej strony polski hrabia Iliński, butny posiadacz wielkiego majątku

na Wołyniu, prezentował identyczny punkt widzenia jak marszałek szlachty kijowskiej, a więc wrogi

wszelkiej swobodzie szlachty: „uważając, że jej przemieszczanie się z miejsc, gdzie się aktualnie

osiedliła i gdzie, na mocy zapisów w inwentarzach majątków lub jako wpisana przebywać powinna,

zabronione być musi aż do czasu przedstawienia przez nią dowodów szlachectwa". August Iliński,

neofita gorliwości dla cara uważał, że przy-

65 W roku 1988 I. Rychlikowa podała znacznie mniejsze liczby w polemice z moimi pracami

dotyczącymi lat 1840-1850. Por. Deklasacja..., s. 146, liczby Rychlikowej przyjmuje również R.

Jurkowski w niedawno wydanej pracy: Ziemiaństwo polskie kresów pólnocno-wschodnich 1864-1904,

Warszawa 2001, s. 35-36 i przyp. 3 i 32. Wiedząc, że łączna liczebność ludności w trzech guberniach

ustalona powyżej wynosiła około roku 1810 blisko 3 320 000 i według spisu z roku 1834 osiągnęła

ćwierć wieku później 5 150 000, nie ma powodu zakładać, że ludność polska uniknęła „boomu"

demograficznego wynoszącego aż 35,4%. Logiczne wydaje się założenie, że pomiędzy 1800 i 1834

rokiem zwiększyła się z 262 500 do 350 000 osób.

M RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, 20 sierpnia 1800; Obolianikow do Senatu, f. 7.

106

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

czyni się w tej sposób do podjęcia decyzji o przypisaniu do ziemi elementu czysto „inwentarzowego".

Ostateczna decyzja zgadzała się jednak z wolą Pawła I (wiadomo zresztą o jego łaskawości wobec

Kościuszki i polskich więźniów), ponieważ większość senatorów opowiedziała się w sieprniu 1800 za

łagodnym potraktowaniem tej grupy. M. N. Murawjew, I. N. Nieklujew, O. P. Kozodawlew i hrabia A.

S. Stroganow doszli do przekonania, że szlachta w byłych guberniach polskich:

„nie powinna doznać najmniejszego uszczerbku w swych przywilejach, nie należy ograniczać praw i

wolności szlachty czynszowej, zakazując jej przemieszczania tam, gdzie jej się żywnie spodoba. Trzeba

więc pozostawić ją w takim położeniu, w jakim obecnie przebywa, aż do czasu opracowania

zasadniczego regulaminu cesarskiego"67.

Po raz pierwszy pojawił się pomysł osobnego regulaminu. Otwierała się przed nim obiecująca

przyszłość, ale nie wcielił go w życie Paweł I, zamordowany 11 marca 1801 roku.

Ten polityczny wstrząs nie sprzyjał konsekwentnej polityce, której zręby zostały zresztą ledwie

wyznaczone. Sprzeczne postawy ujawniły się znowu w roku 1802. Z jednej strony główny skarbnik,

senator Wasiliew, zwolnił 25 kwietnia 1802 roku od pogłównego grupę 2572 szlachciców

mieszkających w skonfiskowanych majątkach prywatnych na Kijowszczyźnie, o których miejscowa

izba skarbowa sporządziła 4 czerwca i 23 listopada 1800 roku dwa długie raporty. Z drugiej jednak

strony, 4 grudnia 1802 roku kijowski gubernator cywilny Pan-kratiew napisał do ministra spraw

wewnętrznych, że trzeba koniecznie zmusić szlachtę czynszową do płacenia podatków dla korzyści

dla państwa i dla zobligowania jej do wyjaśnienia własnego statusu68.

Chęć osadzenia i kontrolowania elementu zanadto mobilnego podzielał też Czyż, Polak, marszałek

szlachty wileńskiej, który ubolewał nad opuszczeniem przez szlachtę czynszową przydzielonego mu

kawałka starostwa w Dziśnie koło Mińska i nad jej wyjazdem w kierunku zachodnim (do Legionów).

Obolianikow który niedługo utraci swoje stanowisko na rzecz Bekleszowa, nie ukrywał w Senacie, że

chętnie zaspokoiłby prośbę Czyża i wpisał, nie czekając na upływ dwuletniego terminu wyznaczonego

w roku 1800, całą te grupę w skazki69.

Jednak oficjalna weryfikacja tytułów szlacheckich, zgodnie z ukazem z 15 czerwca 1800 roku

wyznaczającym dwuletni termin na wyjaśnienie każdej sytuacji została rozpoczęta. Nawet skrótowa

analiza sposobu, w jaki owa weryfikacja przebiegała, pozwala zaobserwować, że musiała zakończyć

się niepowodzeniem, prawdopodobnie niepowodzeniem chcianym i zamierzonym przez sa-

67 RGIA, fond 1347, opis 64, dieło 497, f. 8.

68 RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 294, raport kijowskiej izby skarbowej, 4 czerwca i 23 listopada

1800; potwierdzenie jego wpłynięcia, 14 maja 1802, decyzja zwolnienia od podatku przez głównego

skarbnika z 25 kwietnia, f. 175-202. Rekomendacja przeciwna kijowskiego cywilnego gubernatora

Pan-kratiewa, 4 grudnia 1802, powtórzona w jego raporcie generalnym z roku 1804; RGIA, fond 1281,

opis 1, dieło 56, f. 37.

69 RGIA, fond 1347, opis 64, dieło 497, f. 13, 28 lipca 1802 roku.

Co począć z „herbową gołotą"?

107

mych jej wykonawców. Na Wołyniu, gdzie ziemianie najchętniej zachowywali się tak, jakby

panowanie władzy rosyjskiej niczego prawie nie zmieniło w ich życiu i nadal spotykali się na sejmikach

gromadzących wyłącznie bogatych posiadaczy, postanowiono najpierw - według informacji księcia

Imereryńskiego na podstawie ksiąg z tej guberni konsultowanych przez niego w roku 1893

zweryfikować najpierw tych, którzy ponad wszelką wątpliwość dysponowali tytułami szlacheckimi, co

wykraczało poza ukaz. Komisja powstała 20 października 1801 roku, składająca się z Olszewskiego,

nowogródzkiego marszałka powiatowego i Wilgi, marszałka kowelskiego potrzebowała roku, by

stwierdzić, że nie dysponuje tytułami wszystkiej szlachty i marszałek gubernialny Worcell,

następujący po Miączyńskim, kazał rozprowadzić (nie wiadomo kiedy i do ilu osób) wezwanie, by

przedkładali oni świadectwa marszałkom powiatowym. Dziesięciopunk-towy regulamin przewidywał,

że rewidenci będą urzędować codziennie od godziny 8 do 13. Marszałek dubieński winien

nadzorować zakładanie odpowiednich ksiąg. Przewidziano składki za usługi kancelaryjne. Komisja

miała prawo wydawać zaświadczenia na papierze ofrankowanym za 30 kopiejek. Do uznania

ważności tytułu szlacheckiego potrzebnych było co najmniej 12 podpisów. Jednak w obawie przed

posądzeniem o protekcję, zaświadczeń nie wystawiano zbyt wiele, przede wszystkim uzyskiwali je

bogaci. Szlachta gołota, zbyt niewygodna, nie została dopuszczona do tej operacji i komisja po

upływie dwóch lat potwierdziła szlachectwo tylko 4703 rodzin, to znaczy nie uzyskała żadnych

nowych informacji w stosunku do tego, co wiedziano przedtem, na podstawie ankiety fiskalnej z roku

1800 o liczbie dziedzicznych właścicieli ziemskich70. Cel operacji został zapomniany, właścicielom

ziemskim udało się nawet udawać, że zapomnieli o istnieniu dziesięciokrotnie bardziej od niej

licznego tłumu niezwery-fikowanych.

W pozostałych dwóch guberniach ukraińskich przyjęto postawę mniej wyzywająco elitarną. Nie

udawano w nich, że niczego się nie wie o istnieniu szlachty gołoty, ale weryfikacji nie

przeprowadzono metodycznie, a jej rezultaty pozostały nieprzekonujące. Na Kijowszczyźnie, po roku

działania analogicznej komisji w ramach zgromadzenia szlacheckiego, marszałek Kozłowski, przez cały

czas ściśle nadzorowany przez gubernatora wojskowego Fenscha, wysłał wspólnie z nim do

Petersburga rodzaj wyznania niemocy, nad którym pochylił się młody hrabia Koczubej, świeżo

mianowany (18 września 1802 roku) ministrem spraw wewnętrznych przez Aleksandra I. Obaj

czynownicy pisali, że gubernię zamieszkuje ponad 40 000 szlachty czynszowej. Na terenie Rosji

znalazła się ona od niedawna, jej historia była burzliwa, bałagan wewnątrz tej grupy ogromny,

najeżdżali ją Tatarzy, wiele aktów własności i innych aktów prawnych zginęło, spaliło się lub znajduje

u krewnych w zaborach austriackim lub pruskim, dokąd zainteresowani nie mogą się udać z powodu

ubóstwa. Komisja nie mogła więc

'" N. K. Imierietinski, Dworianstwo wołyńskoj guberni..., sierpień 1893, s. 355-356 wraz 1.

przykładami dostarczonych świadectw. Analogicznie wyglądała sytuacja na Podolu. Zob. S. Ł y s e n -k

o, J. Czerneckyj, Prawobereżna szljachta..., s. 27.

108

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

zakończyć swych prac w ciągu wyznaczonych dwóch lat. Te usprawiedliwiania, stanowiące

precedensy na przyszłość, Koczubej przedłożył młodemu carowi, który niczego nie zrozumiał i na

marginesie raportu odręcznie dopisał: „Przyspieszyć bieg rzeczy w Senacie". 17 grudnia 1802 roku

Senat wysłuchał raportu i 12 stycznia 1803 roku stwierdził, że tak ciężka praca na Kijowszczyźnie (do

końca kwietnia Senat nic nie dostał z Podola, a Wołyń, jak wiemy, udawał, że nie słyszy) wymaga

przedłużenia terminu jej wykonania o kolejny rok. Senat zażądał dodatkowego raportu o liczbie

wydanych zaświadczeń i o liczbie sprawdzonych przypadków. Decyzję wysłano do Kijowa 13 marca

1803 roku, podobnie jak do pozostałych gubernatorów cywilnych, którzy potwierdzili jej odbiór na

początku kwietnia.

29 kwietnia 1803 roku podolski gubernator cywilny przesłał jako ostatni raport równie wyzbyty treści

jak jego koledzy z pozostałych guberni. Stwierdził on, że szlachecka komisja rewizyjna sprawdziła do

stycznia 4078 przypadków, co odpowiada - podobnie jak na Wołyniu - mniej więcej liczbie ziemian,

których szlachectwo było niepodważalne. Komisja twierdziła, że pozostało jej jeszcze do sprawdzenia

4783 przypadków, co stanowi wielkość nieprawdopodobnie zaniżoną, ponieważ w rzeczywistości

tereny te zamieszkiwało dziesięć razy więcej szlachty, o której milczano71.

Minister Sprawiedliwości Dzierżawin zdążył jeszcze, przed usunięciem go ze stanowiska przez cara

Aleksandra, natchnąć Senat do wydania 26 marca 1803 roku ukazu w duchu Obolianikowa.

Przewidywał on nakazanie wszystkim, którzy nie zdołali dowieść szlachectwa w przewidzianym

terminie, przesłanie swych papierów do Senatu. Decyzja absurdalna, ponieważ to właśnie brak

dokumentów powodował niemożliwość weryfikacji. Decyzja ujawniała, że Petersburg nadal miał

mgliste pojęcie o kwestii szlacheckiej i nie doceniał jej zasięgu. Drugi punkt decyzji senackiej zaskoczył

klan sprzyjający oświeceniowym ideom młodego cara i jego polskim przyjaciołom. Klan rychło

przystąpił do kontrofensywy. Przyjaciołom Dzierżawina udało się umieścić w senackiej decyzji

rozesłanej po wszystkich izbach skarbowych zakaz, którego życzyli sobie wrogowie szlacheckiej

komitywy w rodzaju Ilińskiego, zakaz: „przemieszczania się poza miejsca, w których zostali zapisani

wedle inwentarzy majątków lub spisów tak długo, jak długo nie dostarczą odpowiednich dowodów".

Innymi słowy, dokument przewidział całkowite „przypisanie do ziemi"72 szlachty gołoty, inne zaś

projekty - jak widzieliśmy - jej deportację.

Podwójna akcja na górze i na dole piramidy została podjęta, by oddalić ewentualne

niebezpieczeństwa.

Górę tworzyła ta sama co w sierpniu 1800 roku nieliczna grupa rosyjskich senatorów, których wiedza

o problemach związanych z legislacją w dawnej Rze-

71 RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, raport Kozłowskiego i Fenscha; dodatkowy rok przyznany

przez Senat, 12 stycznia-6 kwietnia 1803, f. 64-66; raport z 29 kwietnia 1803 z Podola, f. 69.

Potwierdzenie odbioru w Kijowie, CDIAU, fond 533, opis 1, dieto 383, L. 5.

72 RGIA, opis 64, dieło 497, ukaz senacki, 26 marca 1803, f. 16.

Co począć z „herbową gołotą"?

109

czypospolitej wzbogaciła się o kolejne przesłanki. Owa wiedza dotyczyła nie tylko zobowiązań i

przywilejów szlacheckich ujętych w poszczególnych konstytucjach, lecz także „Statutu litewskiego".

Uwzględnienie owych przesłanek przez główną instancję ustawodawczą Cesarstwa Rosyjskiego miało

doniosłe znaczenie, ponieważ uświadamiało - przynajmniej kilku wpływowym osobistościom -że

zabory nie oznaczają jeszcze całkowitego podporządkowania ziem zabranych rosyjskiemu systemowi

prawnemu, lecz wymagają stopniowej i łagodnej adaptacji systemu dawnego do nowego. Pomiędzy

kwietniem i sierpniem 1803 roku główni zwolennicy tego rodzaju opcji politycznej wypowiadali się na

piśmie przeciwko decyzji z 26 marca. Pierwszy chwycił za pióro hrabia A. S. Stroga-now, potem

senator i tajny radca Nieklujew, który sporządził najbardziej wyczerpującą dokumentację w celu

odwrócenia biegu rzeczy. Przetłumaczył on bowiem wiernie na rosyjski 1, 2, 5, i 10 paragraf trzeciego

rozdziału „Statutu litewskiego". Można przyjąć, że inicjatorem kontrataku był książę Adam Czartorys-

ki, który kazał skopiować odpowiednie fragmenty ustaw i konstytucji z lat 1374, 1457, 1463, 1699 i

1768 gwarantujących przywileje szlacheckie, uznane osobiście przez cara Pawła I, 12 kwietnia 1800

roku. „W świetle powyższego nie można i nie należy odbierać szlachcie czynszowej wolności

poruszania się, ponieważ oznaczałoby to przywiązanie do ziemi" - kończył Nieklujew. Jego uwagi

znalazły się w protokołach obrad Senatu. W czerwcu senator Kozodaw-lew, w sierpniu Murawiew

wypowiedzieli się w podobnym duchu73. Czartory-skiemu w tym czasie nie wypadało i nie należało

odmawiać, skoro miał zostać właśnie mianowany ministrem spraw zagranicznych (24 stycznia 1804

roku) i bardzo troszczył się - według ustaleń autora biografii księcia - o wiele spraw: wyjednywał u

swego cara-przyjaciela zezwolenia na powrót z Sybiru, na zwalnianie z sekwestru lub oddawanie

skonfiskowanych majątków, a nawet skłaniał cara do interwencji za granicą (na przykład w sprawie

wypuszczenia Kołłątaja z twierdzy austriackiej w Spielbergu)74. Przypomnijmy, że przyczynił się też

znacznie do odrzucenia drakońskich metod wobec szlachty sugerowanych przez Dzierżawina.

Wydaje się, że Czartoryski pobudził również protesty na dole piramidy. Marszałkowie szlachty zaczęli

nadsyłać do stolicy supliki dowodzące, że akcja weryfikacji tytułów w wyznaczonym terminie okazała

się niemożliwa i proszące o dodatkową zwłokę.

Po raz kolejny kijowski marszałek Kozłowski i nawet gubernator cywilny w latach 1802-1810

Pankratiew, pierwsi zwrócili uwagę na prace już wykonane i na zadania na przyszłość. Wysłali oni do

Petersburga prezentowaną tu dalej tabelę:

73 Wid., list A. S. Stroganowa, 17 kwietnia 1803, f. 18; memoriał I. N. Nieklujewa, 11 czerwca 1803, f.

17 wraz z załączonymi fragentami przetłumaczonego na rosyjski „Statutu Litewskiego", f. 23, 24, 25a;

list P. P. Kozodawlewa, 22 czerwca 1804, f. 19; list M. N. Murawiewa, 17 sierpnia 1803, f. 20.

7A M. H a n d e 1 s m a n, Adam Czartoryski, t. 1, Warszawa 1948, s. 59; J. Skowronek, Antynapo-

leońskie koncepcje Czartoryskiego, Warszawa 1969, s. 191.

110

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Powiaty Dusze według spisu zr. 1795 i dodatków o szlachcie gołocie Liczba spraw

przyjętych pomiędzy r. 1800 i 1.01.1803 Szlachta zweryfikowana Żądane świadectwa

dodatkowe Odmowy Przypadki niezwery-fikowane Przypadki nieprzed-stawione do

weryfikacji

Kijów 676 528 383 141 1 3 148

Radomyśl 2 795 1 603 1 257 284 62 1 192

Skwira 4 671 2 008 180 226 1602 2 663

Wasyłków 6 937 3 393 250 153 2 990 3 544

Machnówka 7 964 2 449 290 152 2 007 5 515

Lipowiec 4 096 2 396 392 194 1 810 1700

Taraszcza 7 022 3 440 280 75 3 085 3 582

Humań 3 166 1 900 126 146 4 1 624 1266

Zwinogródka 2 477 1 755 89 64 3 1 599 722

Bogusław 2 040 1 060 130 — 930 980

Czyhyryn 771 706 106 8 592 65

Czerkasy 982 672 162 — 510 310

Razem 43 597 21 910 3 645 1443 8 16 814 21 687

Autorzy tabeli doszli do wniosku, że w ciągu sześciu miesięcy, które im pozostały, nie uda im się

zakończyć weryfikacji75. Pankratiew wysyłając tabelę 18 czerwca 1803 roku, tym razem stał się mniej

agresywny i życząc, by owa szlachta „okazała się użyteczna dla rządu", to znaczy opodatkowana,

przedstawił się jako czuły jej obrońca. Pisał do Koczubeja: „Wszystkie okoliczności czynią mym

obowiązkiem upraszanie Waszej Wysokości o opiekę i obronę tej ubogiej i licznej gromady". Minister

spraw wewnętrznych zgodził się przedłożyć Senatowi wszystkie „historyczne" argumenty marszałka

Kozłowskiego, przede wszystkim o Tatarach, którzy dokonali znacznych spustoszeń i z ich powodu od

wielu już pokoleń trzeba koniecznie opierać się w dowodzeniu szlachectwa na świadectwach

sąsiadów: dwóch od strony ojca i dwóch od strony matki. Tak postępowano już w latach 1347, 1502,

1601 itd. - twierdził marszałek Kozłowski - a bunt Chmielnickiego jeszcze pogorszył sytuację.

Konstytucja z 1654 roku zatwierdzić więc musiała świadectwa uproszczone, a już w roku 1658

zezwalano na pięcio- lub sześcioletnią zwłokę w gromadzeniu dowodów. Bunt czerni {czernogo

naroda), czyli rzeź humańska w roku 1768, dodatkowo zwiększył niepowetowane straty. Do tej litanii

katastrof Kozłowski dorzucił jeszcze krańcową biedę, by usprawiedliwić trudności w odnalezieniu

dowodów, przede wszystkim przez tę połowę szlachty, która nawet nie stanęła do weryfikacji76.

75 Odnotujmy, że w dwa i pół roku po opublikowaniu danych przez Izby Skarbowe w roku 1800,

liczba szlachty goloty płci męskiej w tej guberni wzrosła już z 40 373 do 43 597. Różnicę stanowiła

szlachta czynszowa „zapomniana" podczas spisu w roku 1795 i „odnaleziona" na skutek decyzji o

weryfikacji z 1 grudnia 1799 r. Pierwsza lista uzupełniająca z 3476 mężczyzn, została opublikowana

przez Izbę Kijowską 23 lipca 1801 r., do niej dołączono jeszcze 185 nazwisk; RGIA, fond 1341, opis 1,

dieło 346, f. 53, opinia Pankratiewa, 18 czerwa 1803, ibid., f. 121.

76 Raport W. Koczubeja do Senatu, 16 sierpnia 1803, według listu Kozłowskiego z 1 maja; ibid., f.

117.

Co począć z „herbową gołotą"?

111

Na Wołyniu weryfikację potraktowano ze zwykłą dezynwolturą i marszałek Worcell wystrzegał się

pilnie przed wysłaniem podobnego sprawozdania z prac komisji. Stwierdził on jedynie, nie wdając się

w detale, że na 38 452 szlachty w guberni, 22 058 zdążyło się legitymować (nie wiadomo co właściwie

Worcell miał na myśli, czy „legitymować" znaczyło „uznać" lub „weryfikować"?), a pozostało jeszcze

16 394 do sprawdzenia. Worcell nie omieszkał zręcznie zaznaczyć, że prośbę o udzielenie dodatkowej

jednorocznej zwłoki na przeprowadzenie operacji podsunął mu hrabia Tadeusz Czacki, bardzo bliski

przyjaciel księcia Czartoryskiego. Tadeusz Czacki, marszałek szlachty powiatu łuckiego, również

usprawiedliwiał licznymi kataklizmami brak papierów: Setka rodzin straciła je, jak twierdził, w pożarze

miasta. Wypada również podkreślić ton i formę listu wołyńskiego. Po raz pierwszy oficjalny dokument

zredagowano w dwóch wersjach językowych, w dwóch kolumnach: po lewej stronie - po rosyjsku, po

prawej - po polsku, co odzwierciadlało dość dobrze ambicje i złudzenia elity szlacheckiej. Odwadze

posłużenia się mową wykreśloną z rejestru języków urzędowych towarzyszyła uniżoność supliki do

cara Aleksandra. Najmiłościwiej panującego monarchę błagano najpokorniej o łaskawe ponowne

rozważenie decyzji senackiej z 26 marca.

„Choć wiemy - pisał Worcell do Koczubeja - że każdy ukaz Senatu Cesarskiego stanowi dla nas

nienaruszalne prawo, to widząc w Jego Najjaśniejszej Cesarskiej Mości Pana i Ojca, wiedząc jak

łaskawie wysłuchuje próśb każdego ze swych poddanych, czytając w jego ukazach, z jaką przychylną

uwagą pochyla się On nad sprawami tyczącymi dobra obywateli..." etc, etc.

Worcell był pewien, że minister spraw wewnętrznych wyjedna u cesarza odroczenie77...

Wydaje się prawdopodobne, że w tym samym czasie wicegubernator wołyński, polski hrabia

Grocholski, skierowany do współpracy z gubernatorem G. S. Reszetowem, postanowił odciągnąć

uwagę rządu od tak trudnej do indentyfika-cji szlachty i sprawić wrażenie wielkiej aktywności w

poszukiwaniu „wolnych ludzi" {wolnyje liudi), czyli chopów zwolnionych od pańszczyzny, stosunkowo

licznych w Kurlandii lub na Litwie, ale nie na Wołyniu. Opasłe raporty wysyłane w tej sprawie od

października 1803 do sierpnia 1804 roku miały sprawiać wrażenie, że akcja dotycząca szlachty

czynszowej, również „wolnych ludzi", toczy się pełną parą. Grocholski powoływał się na ukaz

Tutolmina z 1795 roku, który nakazywał wyszukanie owych chłopów i „wybranie dla nich miejsca

osiedlenia". Długie wywody dotyczące niektórych spośród nich, służących u ziemian pokazują, że

„wolni ludzie" byli używani dokładnie do tych samych zatrudnień jak szlachta gołota, ale liczyli

zaledwie 11 000 osób. Chodziło prawdopodobnie o liczbę zbiegów do wojsk napoleońskich, bardzo

niepokojących dla caratu. Senator F. A. Gołubcow został zobowiązany do przedłożenia carowi prośby,

zredagowanej i przyjętej w sierpniu, o rewizję specjalną ich statusu.

" Ibid., Worcell do Koczubeja, 5 stycznia 1804, f. 115, 116.

112

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Wołyńska izba skarbowa zarządziła jej „rozpowszechnienie w dialektach rosyjskim i polskim, żeby

mieszkańcy regionu mogli lepiej wyrozumieć, w jakim celu rewizja została zarządzona, i żeby nikt o

niej nie mógł nie wiedzieć". Wyznaczono termin do 1 grudnia, „aby od nowego roku kwestia wolnych

ludzi została wreszcie rozwiązana", a sprawa podatków należycie uporządkowana. Tekst niejasny i

skomplikowany, wyliczający rozmaite sposoby wpisywania, pozostał nieuchronnie martwą literą, w

dodatku najzupełniej niezrozumiałą. Dokument wyliczający kary dla ukrywających się lub zbiegów,

podobnie jak wzorzec formularza, nie robił na nikim najmniejszego wrażenia, jeśli nawet został po

zapadłych wioskach ukraińskich metodycznie rozpowszechniony. W tym czasie rozwijała się już i

zaczynała prosperować sieć szkół przeznaczonych dla szlachty, założonych przez ministra oświecenia

publicznego. Nie należało zanadto zakłócić spokoju, ani zbyt publicznie mówić o dezercjach. Ukazem

nikt się nie przejmował, ślimaczyła się procedura. Dwie stroniczki z 17 września 1815 roku

informowały Senat, w jedenaście lat później, że obiekt procedury poszukiwania zbiegów zniknął na

podstawie amnestii z 30 sierpnia 1814 roku78. Sytuacja godna pióra Gogola. Rewizorów czekała

świetlana przyszłość. Liczne „dusze ulotne" nadal błądziły po zielonej Ukrainie.

Pod koniec 1803 roku wileński marszałek szlachty przyłączył się do głosów marszałków z

Kijowszczyzny i z Wołynia i prosił o przedłużenie terminu weryfikacji tytułów szlacheckich. 13 lutego

1804 roku Koczubej prosił Senat o rozpatrzenie tych próśb. Senat prośby rozpatrzył 14 kwietnia 1804

roku na rozkaz cesarza, a 28 lipca 1804 roku nowy ukaz, rozesłany do wszystkich byłych polskich

guberni, wyznaczał nową datę zakończenia operacji: 1 stycznia 1806 roku79.

Wyrozumiała łagodność charakteryzująca pierwsze lata panowania Aleksandra I wobec weryfikacji

polskiej szlachty była skutkiem działań grupy ludzi tymczasowo wpływowych. Od marca do maja 1804

roku na Kijowszczyźnie rozegrały się wydarzenia świadczące o ciągłej obecności zwolenników

brutalnych rozwiązań kwestii szlacheckiej, szczególnie po zastąpieniu Dzierżawina na stanowisku

ministra sprawiedliwości przez księcia Łopuchina. Od 1799 roku posiadał on w powiecie

bogusławskim (później czerkaskim) w swym wielkim majątku rozliczne wioski, między innymi Korsuń -

w którym urodził się w roku 1814 narodowy poeta ukraiński Taras Szewczenko - zamieszkiwany przez

800 „dusz męskich", które podczas spisu w roku 1795 zaliczono do grupy opodatkowanych i od tego

czasu bezustannie protestowały. Wojskowy gubernator Tormasow wielokrotnie już wzywał w celu

zaprowadzenia porządku miejscową policję szlachecką, a więc prawie zupełnie bezradną, starając się

uspokoić rzecznika protestu, Antoniego Sochaczewskiego „wołającego się szlachcicem", który

78 Ibid., dielo 402; O prowadzeniu nowej rewizji wolnych ludzi w guberni wołyńskiej, referat Gro-

cholskiego dla Senatu, 13 października 1803, f. 1, 2; raport do cara F. A. Gotubcowa, 18 listopada

1803, f. 3-5; aprobata cesarska, 22 marca 1804, f. 6-10; dyrektywy drukowane, 13 kwietnia 1804, f.

15; rozpowszechnienie wersji dwujęzycznej, 5 sierpnia 1804, f. 16-18; wnioski z 1815 r., f. 24.

79 Ibid., dielo 346, f. 112: prośba z Wilna; f. 114: W. Koczubej do Senatu, 13 lutego 1804; f. 127-135:

rozpatrywanie w Senacie i ukaz z 28 lipca 1804 r.

Co począć z „herbową gołotą"?

113

wmawiał dawnym czynszownikom, że zaliczenie ich do mieszczan byłoby znacznie dla nich

korzystniejsze, niż zaliczenie ich do chłopów. W marcu Sochaczew-ski oskarżył kapitana Ławrowa,

ekonoma Łopuchina o prześladowania, a Ław-row oskarżył Sochaczewskiego i jego towarzyszy o

nieposłuszeństwo. Tormasow wysłał trzech sędziów z sądu ziemskiego w towarzystwie powiatowego

marszałka szlachty, mimo słusznej nieufności zbuntowanych przeciwko temu sądowi. Jednak

mieszkańcy Korsunia nie tylko nie zrezygnowali ze swych szlacheckich ambicji, lecz przyjęli postawę

jeszcze bardziej wojowniczą. Gubernator wojskowy uciekł się więc do sposobu, który w

dziewiętnastym stuleciu będzie jeszcze często używany: wezwał sotnię Kozaków dońskich i oddał ją

pod komendę radcy stanu i szefa policji na Kijowszczyźnie - Jergolskiego. Policjant otrzymał też ze

strony gubernatora carte blanche. Kazał więc zgromadzić wszystkich ojców rodzin i odczytał im ukaz

nadający majątek Łopuchinowi na własność łącznie z całym „inwentarzem" (by nie rzec: z trzodą).

Nikt nie zgodził się zostać poddanym ministra. Zatem każdego z nich przywołano osobno i proszono,

by wyrzekł się „wolnościowych mrzonek", ale nikt nie ustąpił, powołując się na dawne przywileje,

potwierdzone przez Stanisława Augusta w roku 1792, po uchwaleniu „Prawa o sejmikach" i po

przeprowadzonej wówczas weryfikacji. Nie przekonały ich też papiery, z których wynikało, że stali się

własnością rosyjskiego księcia. Dwudziestu sześciu zostało odstawionych pod eskortą Kozaków do

sądu w Wasylkowie i Bogusławiu, „by wybili sobie głupstwa z głowy". Gubernator cywilny, tajny radca

Pankratiew, postanowił najpierw rozproszyć krnąbrny element po innych wioskach wśród

ukraińskiego chłopstwa. Ale w zakończeniu swego raportu z 30 maja 1804 roku dla księcia ministra

Tormasow zaznaczył, że tego rodzaju rozproszenie będzie trudne do przeprowadzenia, więc - na razie

- aresztowani wykonywali przymusowe prace pod strażą Kozaków80. Pewien szczegół dotyczący

zakończenia całej sprawy, pominięty w sprawozdaniu, znalazł się w corocznym raporcie Pankratiewa,

który wspomniał o sposobie, w jaki Jergolski „wybijał z głowy mrzonki o wolności": co dziesiąty

dostawał publicznie baty w jego obecności. Chłostę organizował bogusławski isprawnik - Baranów.

Jergolski dostał za to pochwałę od cara. Dwudziestu sześciu buntowników zostało w końcu zesłanych

na Sybir na zaludnienie81.

To gwałtowne roztrzygnięcie pomiędzy Tormasowem i Łopuchinem niemalże jak „w rodzinie", w

niczym nie zmieniło faktu, że szlachtę nadal kontrolowano z trudnością i w praktyce dysponowała

ona wolnością poruszania się. Pankratiew musiał 9 marca 1805 roku przyznać, że komisje

weryfikacyjne działają

"" CDIAU, fond 533, opis 1, dieło 288, f. 72, 73; cyt. za: Z. Giscowa, Siełanskij ruh s 299-102.

"' Raport za rok 1804 Pankratiewa, kijowskiego gubernatora cywilnego; RGIA, fond 1281, opis 11,

iliclo 56, f. 9. Wieś Korsuń nazywa się obecnie Korsuń-Szewczenkowskyj. W tym samym raporcie

rocznym Pankratiew wyjaśniał, jak już to czynił w liście do ministra spraw wewnętrznych z dnia 4

grudnia IH02 roku, że nie rozumie, dlaczego w oczekiwaniu na potwierdzenie tytułów nie podda się

całej szlachty czynszowej płaceniu podatków, co w niczym nie przeszkodzi w zachowaniu prawa

służenia Cesar-Mwu; f. 37.

114

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

na zwolnionych obrotach i mógł jedynie przesłać przybliżoną listę 160 rodzin, których szlachectwo w

jego guberni zostało potwierdzone. W tej sytuacji Aleksander I nakazał 26 października 1805 roku

kolejne rozpatrzenie tej dotkliwej kwestii. Czartoryski mianowany senatorem na początku roku, na

miesiąc przed klęską pod Austerlitz, osiągnął szczyt swych wpływów. Senat świadomy władzy

przyjaciela cara przyznał, na wniosek ministra finansów, dwuletnią zwłokę, do 1 stycznia 1808

roku82.

Apogeum oficjalnej przychylności

Odrętwienie trwałoby nadal, gdyby nie Napoleon.

Rok 1806 minął bez wyraźniejszego postępu w kwestii szlacheckiej. Wypada jedynie odnotować, że

10 marca 1806 roku Senat rozpatrzył raport generała Tormasowa, który skarżył się, że szlachecki

plebs, byli żołnierze lub więźniowie, powracają do jego guberni, nie posiadają żadnego miejsca

stałego pobytu, nie płacą podatku, „nie wybierają żadnej życiowej pozycji". Koczubej wydał kolejny

ukaz, w którym nakazywał spisanie również tego rodzaju „wolnych ludzi" we wszystkich guberniach

zachodnich83. Najwyraźniej chodziło jeszcze raz o powrót dawnych legionistów.

W styczniu 1807 roku Napolon powołał w Warszawie Radę Rządzącą. Po klęskach rosyjskich w

czerwcu pod Iławą i Friedlandem, po spotkaniu dwóch cesarzy 25 czerwca w Tylży nastał pokój. U

bram Rosji powstał 27 lipca rząd konstytucyjny i Księstwo Warszawskie. Do końca roku 1810

pomiędzy cesarzami: Aleksandrem I i Napoleonem I kwitła przyjaźń podszyta cynizmem. Należało w

tej sytuacji sprawiać wrażenie, że Polakom w Rosji nie dzieje się gorzej niż Polakom w Księstwie

Warszawskim. Co prawda, Czartoryski stracił stanowisko ministra spraw zagranicznych, ale nadal

pozostawał użyteczny.

Zaraz po zjawieniu się Francuzów na ziemiach polskich, władze napoleońskie zainteresowały się

stanem społeczeństwa. W jednym z dwóch raportów wysłanych do Talleyranda w styczniu 1807 r.

przez Parandiera, dawnego agenta Stanisława Augusta, znajdujemy bardzo wytrwane opisanie

szlachty bezrolnej. Świadczy to o pewnej świadomości wielkiej wagi tego problemu. Na uwagę

zasługuje w tym tekście podkreślenie podniesienia poziomu intelektualnego tej warstwy dzięki

trzydziestoletniej działalności KEN. Najbardziej otwarte głowy cesarstwa rosyjskiego mogły oczywiście

dojść do tego samego wniosku. Tym bardziej, że problem był w cesarstwie ostrzejszy niż w granicach

Księstwa Warszawskiego.

„Wśród szlachty bezrolnej nieposiadającej tzw. dobrodzieja, pisał Parandier, są tacy tak nędzni, że nie

sposób ich odróżnić od chłopstwa w starostwach. Różnią się jedynie tym, że

82 RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, list Pankratiewa, 9 marca 1805, f. 155, termin do 1 stycznia

1808, f. 166-168.

83 RGIA, fond 1286, opis 1, dieło 27, raport Tormasowa, 10 marca 1806, dyskusja z 11 maja i ukaz z

27 listopada 1806, f. 1-14.

Co począć z „herbową gołotą"?

1 IS

się zwą szlachtą. Są pewne wsie pięćdziesięcio- lub studymne zamieszkane wyłącznie pr/r/. szlachtę

tego rodzaju. Każda rodzina ma kilka mórg ziemi, chatę i wspólnotową łąkę. Nic bardzo dbając o

pochodzenie, żenią się z sąsiadkami-chłopkami, którym przekazują swoje przywileje. Nikomu nie chce

się im przeszkadzać [...].

Do tej biednej szlachty zalicza się szlachta czynszowa. Część południowa dawnej Rzeczypospolitej,

tzn. wołyńskie, podolskie i bracławskie województwa (tu Parnider już przekraczał granice Księstwa!)

zaludniona jest prawie wyłącznie przez taką szlachtę. Wielcy właściciele są tam liczni. Długie

zaburzenia w tych województwach oddaliły ich od majątków. Szlachta czynszowa uprawiała ongiś

kilka mórg ziemi w zamian za kilka niewielkich świadczeń, a przede wszystkim musiała oddać

magnatom lub ich ludziom swoje głosy na sejmikach. Magnaci, udając się na sejmiki wraz ze

wszystkimi swoimi dzierżawcami i innymi ludźmi ze swojej partii, którym przysługiwało się

szlacheckie prawo głosowania, zachowywali wpływ w sejmikach wojewódzkich. Dla uniknięcia tych

nadużyć [tu dobrze widać siłę głęboko zakorzenionego, ale fałszywego mitu - D. B.] sejm z 1791 r.

ograniczył prawo głosowania jedynie do szlachty - posesjonatów.

Na ogół drobna, czyli biedna szlachta, całkowicie oddaje się uprawie ziemi i wiejskiej gospodarce. Jej

zwyczaje są takie proste jak jej byt. Jest gościnna, waleczna, bezinteresowna, mało wie o sprawach

świata. Cieszy się i myśli tylko o swoich polach, o rolnictwie. Przed przejściem pod cudze jarzmo,

wydarzenia ze stolicy należały do rzeczy, które ją interesowały. Jej widnokrąg zamykał się w uczeniu

się prawa, historii kraju, lekturze łacińskich autorów klasycznych. Ta wiejska szlachta lubiła ćwiczenia

wojskowe i kolekcje broni, które przekazywała swoim dzieciom z wielkim pietyzmem. Kimisja

Edukacyjna, utworzona dwadzieścia pięć lat temu na ruinach jezuityzmu, walnie przyczyniła się do

propagowania oświecenia. Utworzenie konkursu i nagród dla podręczników ułatwiło oświatę i miłość

do niej. Ci, którzy znali Polskę i język dawnych sejmów, bardzo się zdziwili w czasie sejmu z r. 1791,

słysząc, jak młodzi ludzie po raz pierwszy opuściwszy swą prowincję, wyrażali się wymownie, mądrze i

godnie. Ostatnie ich wysiłki przeciwko ciemięzcom ich ojczyzny są dowodem ich enregii i

męstwa..."84

Tego rodzaju atmosfera wyraźnie dała się odczuć w byłej Komisji Ludności Starozakonnej, zajmującej

się odtąd prawie wyłącznie kwestią szlachty czynszowej. Od drugiej połowy roku 1807 do pierwszych

miesięcy roku 1809, sposób myślenia Komisji i uwaga, z jaką jej prace śledziły najwyższe instancje

państwowe, świadczy o przejściowej woli humanitarnego rozwiązania tego problemu, mimo ciągłego

pojawiania się opinii przeciwstawnych. W tym okresie można wydedukować kierunki myślenia

Komisji na podstawie cennego dziennika jej czynności, projektu dotacji ziemskiej dla czynszowników

opracowanego przez jej członków, protokołów posiedzeń, które odbyły się na podstawie

rozporządzenia cesarskiego w Senacie i w Radzie Stanu, opinii rozmaitych ministrów oraz

gubernatorów aż do momentu przekazania go Speranskiemu.

Skład Komisji zajmującej się szlachtą czynszową zmienił się w związku z nowym rozdaniem tek

ministerialnych. W dzienniku znajdują się podpisy hrabiego Rumiancewa, nowego ministra spraw

zagranicznych od czasu zawarcia pokoju w Tylży (po Czartoryskim i Budbergu), księcia Łopuchina -

ministra sprawiedliwości, hrabiego Koczubeja, hrabiego Nowosilcowa - dożywotniego tajnego

"" Archiwum MSZ w Paryżu, C.P. Pologne 324/C.P. Pologne MD 34.

116

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

radcy cara, oraz dwóch Polaków mocno zaangażowanych w organizację sieci szkolnictwa w

„guberniach polskich": księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, kuratora okręgu wileńskiego i hrabiego

Tadeusza Czackiego, którego obecność w Komisji, chociaż nieznana historykom, jest najzupełniej

logiczna.

Czacki, który wchodził w skład Komisji Skarbu Rzeczypospolitej w roku 1786 i już wtedy znał się na

statystyce, niemalże utracił jeden ze swych majątków w okresie ostatnich rozbiorów. Katarzyna II, by

go ukarać za „jakobińskie" poglądy, ofiarowała należące do Czackiego starostwo Brusiłów z 11

wsiami, położone o 60 wiorstw od Kijowa, hrabiemu Fersenowi, zwycięzcy Kościuszki. Jednak hrabia

Fersen, po rycersku, odmówił. Podobnych skrupułów nie miał Tutolmin, który zajął Brusiłów, mimo

„kurtuazyjnej" wizyty Czackiego u Zubo-wa. W końcu majątek, ku wściekłości Tutolmina, oddał

hrabiemu Paweł I: Czacki przybył wraz z innymi Polakami na jego koronację do Moskwy w roku 1797.

Tadeusz Czacki z pasją organizował od roku 1803 polskie szkolnictwo w guberniach na prawobrzeżnej

Ukrainie: to on był założycielem słynnego gimnazjum (później: Liceum Krzemienieckiego), z

pewnością był najaktywniejszą osobowością na Ukrainie w dziedzinie kultury i spraw społecznych.

Sprawował funkcję marszałka szlachty łuckiej, był inspiratorem adresów wołyńskich Worcella do cara,

zresztą na Wołyniu przebywał najchętniej, szczególnie w swym majątku Poryck, jako dawny starosta

nowogrodski. Do tej pory przyjmowało się, że obecność Czackiego w Petersburgu w roku 1807 była

obecnością wymuszoną, rodzajem aresztu domowego, na skutek napoleońskich sympatii hrabiego.

Kutu-zow, nowy (po Tormasowie) kijowski gubernator wojskowy, w niełasce po Au-sterlitz,

rzeczywiście odesłał Czackiego do Charkowa, a stamtąd - pod eskortą -do Petersburga85, ale wydaje

się, że chociaż przybył tu jako podejrzany, to jednak został przyjęty jako przyjaciel Czartoryskiego i

specjalista, którego wiedza i doświadczenia powinny zostać spożytkowane. Czacki dał się poznać w

roku 1800 jako autor rozprawy O litewskich i polskich prawach, a w roku 1805 napisał Rozprawę o

Żydach, którą Kołłątaj powierzył do tłumaczenia Malawskie-mu86, więc jego obecność w Komisji była

nie tylko uzasadniona, ale wpłynęła też w znacznym stopniu na przyjęty przez nią kierunek prac.

Komisja o prawnej organizacji szlachty zwiększyła swą aktywność na początku 1807 roku na skutek

niecierpliwości okazanej przez hrabiego Wasiliewa, ministra finansów, który życzył sobie ukazu

Senatu. Nowosilcow poprosił w związ-

85 P. C h m i e 1 o w s k i, Tadeusz Czacki, jego życie i działalność wychowawcza, zarys biograficzny,

Sankt Petersburg 1898. W sprawie jego sporów z Tutolminem i restytucji Brusiłowa przez Pawła I zob.

RGIA, fond 1374, opis 4, dieło 266, f. 3-22. O zmianie traktowania Czackiego przez Rosjan, którym

zależało tylko na oddaleniu najbardziej aktywnych obywateli z Wołynia, o manifestacyjnej nawet

uprzejmości cara, zob. R. Przybylski, Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych, wyd. Sic,

Warszawa 2003, s. 82-86.

86 F. Kojsiewicz (red.), Hugona Kollątaja korespondencja listowna z Tadeuszem Czackim, t. 3,

Kraków 1844 (wraz z dwoma pierwszymi rozdziałami historii Żydów), s. 347-382. Wbrew temu co

napisali: L. Bazylow {Polacy w Petersburgu..., s. 68-69) i R. Przybylski (Krzemieniec..., s. 85—86),

Tadeusz Czacki nie stanął przed komisją zwołaną przez Koczubeja, Łopuchina i Nowosilcowa, lecz

zasiadł w niej razem z nimi!

Co począć z „herbową gołotą"?

117

ku z tym Koczubeja, by zwołał Komisję i przezwyciężył impas87. Zebrani dygnitarze, dysponując

terminem do roku 1808, podsumowali najpierw wszystkie dotychczasowe posunięcia i nadal

przekonani, że w dziewięciu zagarniętych guberniach nie znajduje się więcej niż 218 000 dusz

męskich, tak jak mniemano w roku 1800, doszli do wniosku, że trud weryfikacyjny nie jest możliwy do

zakończenia, przypomniawszy argumenty wysuwane przez, na przykład, marszałków szlachty:

wołyńskiego i kijowskiego. Przede wszystkim podkreślali, że czas nie sprzyja działaniom zbyt

widocznym. Pozostało do zweryfikowania co najmniej 190 000 dusz męskich - twierdzili członkowie

Komitetu - więc: „nie należy wywoływać nadmiernego niepokoju tych ludzi o ich losy, gdyż czują się

oni zagrożeni w ich najdawniejszych sposobach bytowania". Owe zagrożenia miały oczywisty sens

polityczny: zniesienie pańszczyzny, uznanie wolności narodowej, wprowadzenie Kodeksu Napoleona

w Księstwie Warszawskim zmuszało Rosję do umiejętnego rozgrywania, jak za czasów Katarzyny,

innego rodzaju wolności - wolności szlacheckiej, dorzucając do niej szczyptę liberalizmu

ekonomicznego.

Kilku marszałków szlachty zrozumiało, na czym polegało zagrożenie i w celu uniknięcia zamieszania

(Polacy w Komisji potrafili zręcznie rozgrywać kartę strachu) zgodziło się zatwierdzić szlachectwo

wielu na podstawie zwykłych świadectw osób trzecich. Zastanawiano się przede wszystkim nad

użytecznością weryfikacji generalnej, ponieważ kilka podejrzanych przypadków ujawniło się tylko w

skonfiskowanych przez carat starostwach, stosunkowo nielicznych. Cała szlachta była szlachtą od

zawsze i powinna szlachtą zostać, ponieważ jej szlachectwo zostało potwierdzone w cesarstwie zaraz

po rozbiorach. Czartoryski i Czacki uważali, że totalna rewizja całej kategorii byłaby

niesprawiedliwością z powodu kilku przypadków odosobnionych. Owa szlachta była uznana jako taka,

to fakt równie niepodlegający dyskusji, jak niemożliwy do udowodnienia. Akcja weryfikacji jest

równie dokuczliwa i kosztowna dla państwa, jak i dla weryfikowanych.

Końcowa rekomendacja brzmiała jednoznacznie. To nie dodatkowa zwłoka jest potrzebna, lecz

poniechanie tych wszystkich szykan. To była od bardzo długiego czasu najbardziej wspaniałomyślna

propozycja. I najbardziej wspaniałomyślną pozostała przez cały wiek dziewiętnasty. Nawet po

zniesieniu w Rosji, w roku 1861, pańszczyzny, polskie ziemiaństwo nadal odmawiało nadania swym

czynszownikom ziemi, do czego namawiał carski rząd. Czartoryski twierdził, że księgi szlacheckie

powinny pozostawać otwarte dla całej szlachty i nie powinno się brać pod uwagę pojedynczych

podejrzeń lub wątpliwości właścicieli ziemskich w stosunku do szlachty czynszowej (podobno w

osiemnastym stuleciu arystokraci łudzili się co do dobrych zamiarów średniej szlachty). Dwóch

polskich arystokratów przywróciło ducha dawnej szlacheckiej komitywie i pragnęło przekonać doń

swych rosyjskich partnerów. Łatwo sobie jednak wyobrazić, co o tym myślał Łopuchin, który

zachował się w Korsuniu tak, jak opisaliś-

"' RGIA, fond 1147, opis 1, dieło 517, f. 2-16; dziennik posiedzeń Komisji, 22 sierpnia 1807. Streścimy

go poniżej.

L¦*"*¦>,

118

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

my powyżej. Łopuchin jednak milczał: może ze wstydu, a może z musu - ze względu na okoliczności.

Napoleon stanął u granic Cesarstwa.

Obrońcy szlachty czynszowej poczynili kilka pozornych ustępstw na rzecz caratu. Wyrazili na przykład

zgodę na przesiedlanie szlachty czynszowej na tereny państwowe, ale jedynie na obszarze danej

guberni, doskonale przy tym zdając sobie sprawę, że takich terenów na prawobrzeżnej Ukrainie nie

było. Nie wykluczyli ponadto możliwości wyjazdów do Nowej Rosji, pod warunkiem jednak, że będą

to wyjazdy dowolne, wiedząc dobrze, że nikt spośród szlachty nie opuści rodzinnej ziemi, milszej

bardziej szlachcie niż chłopstwu. A jeśli przypadkiem znaleźliby się ochotnicy, powinni zostać

zwolnieni od służby wojskowej (z wyjątkiem obowiązku obrony „własnych granic", niepokrywających

się z pewnością z granicami Cesarstwa Rosyjskiego), od pogłównego i podatku gruntowego.

Zanim Komisja w swej rekomendacji dla ukazu Senatu raz jeszcze podkreśliła konieczność

„zaprzestania zbędnych poszukiwań pochodzenia szlachty czynszowej", przedstawiła też propozycję

w duchu rodzącego się liberalizmu gospodarczego, stanowiącą, być może, najwcześniejsze ogniwo

przyszłej reformy rolnej w skali całego imperium, przypominającą emancypację chłopstwa w Kurlandii

lub przechodzenie w różnych regionach z pańszczyzny na obrok. Propozycja ta wykazywała ponadto

pewne podobieństwa z opracowywanym w tym samym czasie przez Czartoryskiego - nadaremnie -

projektem poprawy losu chłopów przypisanych do Uniwersytetu Wileńskiego88.

Projekt w formie aneksu do ukazu, który nigdy nie został wydany, był dla polskiego ziemiaństwa

nowatorski, ponieważ starał się wypełnić lukę w Konstytucji 3 maja, która nie przewidywała żadnego

ułożenia socjoekonomicznego dla drobnej szlachty pozbawionej obywatelstwa. W przeciwieństwie

do projektów zawartych w pracy zatytułowanej O ugodach dziedziców z włościanami, napisanej przez

wielkiego i oświeconego właściciela ziemskiego Waleriana Stroynow-skiego (ukazała się ona w tym

samym, 1808 roku) lub do prób zmierzających w tym samym kierunku pisanych przez F. Karpia na

Litwie, tekst przygotowany przez Komisję89 nie przewidywał zniesienia pańszczyzny, uznawał i

potwierdzał szlacheckie wolności zasadnicze właściwe stanowi rycerskiemu od czasu jego powstania,

których liczni wielcy właściciele ziemscy chcieli szlachcie czynszowej odmówić. Gdyby projekt Komisji

został wcielony w życie, stwarzałby kategorię małych polskich wolnych farmerów, których konkretne

prawa byłyby potwierdzone na piśmie, również prawo do dzierżawy. Poważną wadą tego tekstu było

pominięcie wysokości opłaty dzierżawnej, którą właściciele ziemscy zapewne chcieliby znacznie

podnieść w stosunku do tradycyjnego czynszu, co z pewnością bezpośrednio zainteresowani

przyjęliby niechętnie. Poza tym projekt przewidywał skrupulatnie regularyzację życia szlachty

czynszowej, począwszy od powierzchni uprawnej, pastwiska, ogrodu, aż do kształtu domu i zagrody.

Wymie-

88 D. Beauvois, Lumieres et societe en Europę de l'Est, t. 1, Paryż 1977, s. 129, 130, lub Szkolnictwo

polskie..., t. 1, Lublin 1991, s. 115-116.

89 Projekt usłowij na otdaczu szliachcie ziemiel w ariendnoje sodzierżanie, patrz przyp. 85, f. 30—40.

Co począć z „herbową gołotą"

119

rżenie gruntu należało do obowiązków właściciela, który mógł także udzielać pożyczek lub zwolnić

najemcę na pewien czas od płacenia dzierżawy. Wysokość dzierżawy powinna zostać jednoznacznie

określona, a właściciel nie miał prawa wymagać od dzierżawcy niczego więcej, w szczególności

żadnych innych usług w majątku. Dzierżawca miał ponadto prawo do wypasu swej trzody, do

założenia pasieki oraz innych aktywności. Każdy mógł warzyć lekkie piwo do spożycia domowego.

Ponadto umowa dzierżawna przechodziła po śmierci ojca na syna i powinna być podpisywana na

okres od dziesięciu do pięćdziesięciu lat, co stwarzało solidną gwarancję stabilności. W zamian do

obowiązków dzierżawcy należała troska o ziemię, do budowania się wedle określonych zasad. Nie

miał on prawa do destylowania i handlu okowitą, wycinania drzew w lasach należących do majątku, z

wyjątkiem wyznaczonych zrębów. Dzierżawca winien gromadzić zapasy ziarna na wypadek klęski

nieurodzaju lub rekwizycji. Dzierżawca nie miał prawa żądać więcej niż przewidywała umowa, musiał

zgodzić się z arbitrażem właściciela majątku w wypadku ewentualnych konfliktów sąsiedzkich, a w

ostatniej instancji - z wyrokiem sądu ziemskiego. Dzierżawa mogła zostać przerwana w wypadku

popełnienia wykroczeń.

Protokoły dyskusji toczonych pomiędzy członkami Komisji ujawniają rezerwę Rosjan i presję Polaków

wspieranych od czasu do czasu przez Nowosilcowa, który zgadzał się na przykład na zwolnienie

szlachty od służby wojskowej: „z wyjątkiem przypadków koniecznych przez Rząd zdecydowanych".

Łopuchin i Rumiancew byli stanowczo bardziej krytyczni. Łopuchin w ogóle nie był przychylny

definitywnemu poniechaniu legitymacji i życzył sobie, by wyznaczyć nowy dwu- lub trzeletni termin

pozwalający na jej zakończenie: „Ta sprawa ciągnąć się inaczej będzie bez wątpienia jeszcze bardzo

długo, a pretensji do szlachectwa ludzie owi nigdy się nie wyzbędą". Rumiancew sformułował

zastrzeżenie ogólniejszej natury związane z istotą szlachectwa w wersji rosyjskiej. Odrzucał on

projekt, ponieważ:

1. Klasa szlachecka jest już w Rosji dość liczna i decyzje podjęte powiększałyby ją dodatkowo o jakieś

kilkadziesiąt tysięcy (liczba wciąż przekraczała rosyjskie poczucie miary).

2. Projekt stwarzałby dodatkowe trudności związane z odpowiednim zapewnieniem szlachcie służby

państwowej, do której już obecnie było trudno się dostać, na co często szlachta rosyjska się skarżyła.

3. Po co w końcu zmieniać status tej grupy? „Nic nie przeszkadza w pozostawieniu jej w takim

położeniu, w którym ona obecnie sie znajduje, przynajmniej do czasu, kiedy znajdą się wiarygodne

sposoby, by uczynić ją użyteczną dla społeczeństwa". Tu Rumiancew powrócił do marzenia, które tak

trudno było urzeczywistnić: „Osiedlając ją na terenach niezaludnionych albo jakoś inaczej, na co by

należało przede wszystkim położyć uwagę"90.

Powyższym obiekcjom książę Czartoryski i hrabia Nowosilcow, wciąż jeszcze zaprzyjaźnieni,

przeciwstawili argumenty zdecydowane, ale tylko pozornie prawdziwe. Teza o zbyt licznej szlachcie

nie jest do przyjęcia:

"' lbid., f. 44.

120

Część pierwsza. Okres przedlistopa\|

owy

„Ten stan nie powiększy się o nowych szlachciców, poni& cznie szlachta uznana przez Jej Cesarską

Mość świętej pamięd Cesarską Mość świętej pamięci Imperatora, zatwierdzona więl wreszcie kres

wszelkim wątpliwościom, powtórnie uznaje s, w żadnym razie pozbawić jej nie godzi się".

Książę Czartoryski mógł sobie pozwolić na tak wiedział, że pokój z Francuzami, a więc i z Polaka

uczynienia kilku gestów wobec tych Polaków w im1 niem i z zazdrością spoglądali w stronę

Warszawy.

!3Ż należy do niej tylko i wyłą-Imperatorową oraz przez Jego jest powszechnie. Aby położyć j jej

przywileje, których i tak

stanowczy głos, ponieważ ii z Księstwa, zmuszał do >erium, którzy z utęsknie-Jwiazda Sperańskiego

za-

czynała w tym czasie jaśnieć coraz bardziej. Salony petersburskie były oczarowane nowym

ambasadorem Napoleona, markizem de ^aulaincourt i zapomniały o brutalności Savary'ego. Zaczęto

mówić o wspólnej francusko-rosyjskiej kampanii przeciw Anglikom w Indiach. To wszystko ba dzo nie

podobało się orędownikom Matiuszki-Rosiji, szczególnie ArakczejeWowi, ministrowi wojny, którego

Aleksander trzymał dla przeciwwagi dla obi zu frankofili i kosmopoli-tów. Chwilowo jednak car nie

mógł sobie pozwolić na zniechęcanie się Polaków. W oczekiwaniu na dodatkową opinię Rady Sta'iu

(projekt przekazano tajnemu radcy Weidemeyerowi 21 stycznia 1808 roku)1' Senat wysłuchał

osobistego ukazu cara z 6 marca, który uznawszy niemożli^bść dostarczenia wymaganych świadectw

od szlachty z „guberni polskich", przedłużył termin „aż do nowego rozporządzenia"91. Czartoryski

odniósł znaczrY sukces, ale nie na miarę swych oczekiwań. ^

12 marca 1808 roku, Komburlej, cywilny guberrator wołyński od czerwca 1806 do końca 1815 roku,

do którego ukaz jeszcze : ie dotarł, wysłał do Kura-kina, nowego ministra spraw wewnętrznych, plan

s^nierzający do pogodzenia stanowiska Arakczejewa i tendencji propolskich przeciwstawionych

Napoleonowi. Ponieważ jego gubernię zamieszkiwało, jak twie dził, ponad 30 000 czynszowej szlachty

polskiej płci męskiej (dane nadal z rcAj<u 1800), której kategorie wyliczył (po polsku): okoliczna,

służbowa i czynsze, wa, najlepszym rozwiązaniem byłoby utworzenie z niej regimentów na modłi c

kozacką - pomysł militaryzacji nie mógł nie przypaść do gustu ministrowi .^ojny, zwolennikowi

rozciągnięcia kontroli nad wszelkimi grupami „niestabilnymi", ale by „obudzić

w nich gorliwość do służby - podkreślił Komburlej n należałoby nadać owym oddziałom jakąś polską

naz ska, Kawaleria Narodowa, Legion szlachecki, etc." mysłem, zażądał 20 kwietnia 1808 roku, by

Komisja a Arakczejew uzyskał od cara, by bez zwłoki przystą] kolejny - wszystkich młodych mężczyzn

w wieku od szlachty we wszystkich guberniach „przyłączonych' 8 lipca 1808 roku z zaleceniem, że

jego wykonanierj ska i miejska oraz w celu pomyślnego przeprowadzę

91 RGIA, opis 1, dieło 346, f. 178. Termin ostateczny zniknął, ale no. Zob. PSZ, t. 30, nr 22873.

wstępie swego projektu -

'ę, na przykład: Straż Pol-

]esarz zainteresowany po-

rzychylnie go rozpatrzyła,

iić do spisywania - po raz

! 7 do 35 lat należących do

Ukaz trafił do Kurakina

ma się zająć policja wiej-

_ia mobilizacji, a następnie

i

weryfikacji jako takiej nie zniesio-

Co począć z „herbową gołotą"?

121

szkolenia regimentów, należy wymóc na rekrutach, by nlL " ™

czasowych miejsc pobytu. , ....

r> • -i ¦ • " i, i • j oAi\3i przez drugie biuro

Pojawiła się oczywista sprzeczność. Kurakin odpowie^21 , ,

senackie, że nie tylko ostateczna decyzja dotycząca statusu , Y • ciągle zawieszona i zależy od

opinii Rady Stanu, któr3 n^al obraduje nad raportem byłego Komitetu Żydowskiego, lecz także ukaz

Se"Jatu z. 9 marca 18UJ

roku, nie wyznaczając już końcowej daty zakończenia \very" a'r)1 z aJe S1(? su|

. . ¦ • • ct\r\e\ szlachty polskiej92,

rowac, ze zmierza się w stronę masowego uznania wszyStKiw ^ / r >

Ministrowi wojny nie pozostało nic innego, jak szybko z^ , ,

• jdjc u ¦ u • - ministrom wchodzącym

nio do Rady Stanu, by swoje pomysły przeciwstawić mi'1 n '

w av ¦ t i j v ¦ \ nośrod planów depor-

w skład Komitetu. 1 e pomysły przedstawiliśmy powyżej, P . \ . r

tacji. Widzimy zatem, z jakim impetem generał przeciwstawia sie- PanuHce w owym czasie klimatowi

łagodności. W celu skuteczniejsi P

dy Stanu do swych projektów, sprowadził swego przyjaciel3' g

ui i j -j i d- i • \-,-,<;ów Pawła I, którego

wa, byłego naczelnego dowódcę wojsk na Białorusi z cza? . . ' . °

przedstawił jako eksperta, a który miał obstawać za pomy*ła™ mimstra wo'ny-W protokołach Rady

Stanu zachowały się przemówienia obu ' .

Filozofów przypomniał, że za Pawła I dostał w Mińsku P T Je >

wręczoną przez muftiego, by uformować z nich oddział W°l j^' )

niej bywało za czasów polskich królów. Paweł I wyraził zg° , v .... .1. i ¦ , i ,,

, ., . , . . „niskimi szlachcicami9^.

io ich za mało, próbowano uzupełnić regiment ubogimi P° ,

Ponieważ jednak wszystkich Polaków zaliczono w końcu ^ >tt

wej, a Paweł I uznał ich szlachectwo 19 marca 1800 roku, nawet możliwość za-• ¦ • i i

• i r- ii„ zwykłego sołdata, nie

ciągnięcia się do wojska w stopniu podoficera, a nie tylko /• > & \

t-i xt • i T--i c i i i podobnie jak minister

pociągała nikogo. Następnie generał riłozorow ubolewa*, Y ,,

wojny, nad dekadencją członków tej warstwy, która >czym latarzy> popadła w niewolnicze służalstwo

albo schłopiała", a przecież całki^j11 i 7

dycji. Generał udając współczucie, chciał szlachtę dla jej a^orn^° ° ra WC1 Iić do wojska:

c ¦•,¦¦' i -i - ¦ . . . . . uv odzyskali godne, stałe i

sprawiedliwość wymaga, by zmiłować się nad ich położeniem, t>7 ./ °

¦ , : , . . , , f . t„łbie ich prawdziwej O]czy-

uznane miejsce, by otworzyła się przed nimi droga do kariery w sfuz17

Zgadzając się oczywiście z Arakczejewem, sugerował on> ^ __ ?

tarów zainstalować na dziewiczych ziemiach, które nalepy ^yznaczyc w porozumieniu z

gubernatorami terytoriów przeznaczonych do zasi^ enia-

„Tym sposobem - podkreślał zwolennik polityki silnej ręki - ta »J . ¦ i r> • ¦ n •

j • • j i • • „nowie będzie przeciwko

pobudzona, z Rosją się całkiem pogodzi, wigor odzyska i szaniec sta*

« RGIA, fond 1147, opis 1, dieło 517. Projekt Komburleja, odpowi^ Kurakin3' P^0^3 Ara" kcnejewa i

reakcja Kurakina, f. 46-56. o-,

-Wid., dieło 320, 27 lipca 1808, f. 1-5 oraz tekst rozwinięty, ta sa^a ^natu" co w **">¦ 92'

f. 77-83 i 84-90. . . ,

*,„.,, . ,, ...._,.,, p;-sku informu]e rzeczywiście

O próbach utworzenia wspólnego oddziału z Tatarów i szlachty w 'in

I'SZ, t. 24, nr 17903 z kwietnia 1797 r.

122

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

buntom w polskich regionach możliwym [mylne złudzenie - D. B.], a sama nie zazna pokusy, by w

ruchawkach uczestniczyć".

Ta wojenna diatryba nie była dobrze widziana na półtora miesiąca przed idyllicznym spotkaniem

Aleksandra i Napoleona w Erfurcie, podczas którego padły ogromnie wzruszające deklaracje o

przyjaźni rosyjsko-francuskiej, ale jej marsowy ton już niedługo powróci do łask. Fiłozofow nie

rozumiał rolniczych tradycji szlachty czynszowej i myślał, że - podobnie jak szlachta rosyjska - ciągnie

ona do służby wojskowej. Kończył swą przemowę wyrazem nadziei, że większość szlachty sama się do

wojska zaciągnie. Dzięki temu mogłoby powstać z łatwością dziesięć chorągwi lekkiej jazdy. Fiłozofow

ani słowem nie napomknął już o polskich nazwach. Dodał natomiast, że jeśli zabraknie ochotników,

to trzeba wziąć w sołdaty co dwudziestego.

Minister sprawiedliwości i skarbnik państwa - Gołubcow nie ukrywali, że podzielają opinię generałów.

Jednak Rada Stanu nie ośmieliła się otwarcie zaaprobować deportacji wymyślonej przez Arakczejewa

ani mobilizacji sugerowanej przez Komburleja i Fiłozofowa. Rada doszła do przekonania, że,

naturalnie, służba wojskowa byłaby pożyteczna, ale że odmienne upodobania, warunki lokalne,

liczebność owej grupy eta, eta, skłaniają do tego, by zwrócić się o projekty do gubernatorów, ale

przede wszystkim nie rozpoczynać spisywania: „gdyż wywołałoby ono rozmaite komentarze,

niepokoje i alarmy", co w obecnej chwili jest zupełnie niepożądane.

Już nazajutrz, 28 lipca 1808 roku, Weidemeyer spytał na wszelki wypadek Gołubcowa, ile dziewiczych

terenów można by znaleźć w „guberniach polskich", ale ponieważ żadnej odpowiedzi nie dostał, cała

sprawa, rozpoczęta w roku 1807, została przekazana 11 stycznia 1809 roku Sperańskiemu, nadal

rosnącemu w siłę, by otrzymał on od cara decyzję w kłopotliwej sprawie statusu czynszowników95.

Pomysł administracyjnego rozwiązania kwestii szlachty gołoty pozostał w zawieszeniu „aż do nowego

rozporządzenia" do roku 1815, ponieważ dotykanie wszystkiego, co polskie nieuchronnie wiązało się

z wielką grą o losy Polski toczoną w owym czasie pomiędzy Napoleonem i Aleksandrem.

Aleksander symulował pomoc dla Napoleona, wysuwając oddziały rosyjskie do Galicji w marcu 1809

roku, kiedy Austria przystąpiła do ofensywy. Następnie jednak triumfalny pochód księcia

Poniatowskiego i zwłaszcza powstanie w Galicji przeraziło cara (nie bez pewnej racji): bał się on

insurekcji w „guberniach polskich". Rozwój wypadków tłumaczy wyczekującą postawę władz carskich

w podejmowaniu decyzji w jednej z nielicznych spraw dotyczących szlachty czynszowej, którą

Rosjanie mieli wtedy do rozpatrzenia.

Sprawa ta dotyczyła trzydziestu rodzin z Podola, zamieszkujących znowu majątek skonfiskowany po

rozbiorach, należący w czasach Rzeczypospolitej do niejakiego Chmielnickiego, a obecnie, wraz z

chłopami pańszczyźnianymi, do

torf., dieło 517, s. 95,96.

Co począć z „herbową gołotą"

123

rodziny Bezborodko. Decyzja dotycząca owej szlachty była równie trudna do podjęcia, jak we

wszystkich opisywanych poprzednio przypadkach. Każdy niższy stopień władzy bał się podejmować

decyzję i odsyłał sprawę o szczebel wyżej. Po wyczerpaniu wszystkich instancji na Podolu, sprawa

trafiła do trzeciego departamentu w Senacie, a następnie na jego posiedzenie ogólne, skąd generał-

reketmeister pchnął wszystko do ministra spraw wewnętrznych, który zwrócił się z kolei do Rady

Stanu, gdzie rzecz została pozostawiona Sperańskiemu96.

Szlachta ze wsi Czerniłówka przedłożyła, w związku z deklasacją, dokument z roku 1558 przyznany ich

naddziadowi - Ignacemu Gałuzinowi (zwróćmy uwagę na ruskie brzmienia nazwiska) i Lucjanowi

Czerniłowskiemu oraz ich dzieciom, ale dokument ów nie precyzował czy Czerniłówka została nadana

Gałuzinowi i Czerniłowskiemu dziedzicznie, stąd spór pomiędzy szlachtą i bratem generała Katarzyny

II, spadkobiercą carskiego nadania. Administrator majątku donosił, że szlachta: „bez przerwy skargi

wnosi, bałagan powoduje i burdy czyni" i domagał się ich „przesiedlenia w jakieś inne miejsca".

Miejscowy sąd ziemski (jak w czasach Rzeczypospolitej szlachecki i polski) „obwieścił im, że powinni

się przygotować na wysłanie gdzie indziej", ale: „mimo wielu tego'ro-dzaju oznajmień, nigdzie ruszyć

się oni nie chcieli, tak wielki w nich był upór". Sąd szlachecki precyzował, że cały ich majątek

sprowadzał się do jednej izby na rodzinę, małego zapasu zboża i kilku zwierząt.

Czewkin, cywilny gubernator podolski w latach 1801-1808, zauważywszy, że brak im źródeł

utrzymania, rozważał możliwość wyrugowania tej szlachty na dziewicze tereny państwowe na

obszarze swej guberni, ale ich nie znalazł. Doszedł zatem do wniosku, że aplikacja podjętych wobec

nich decyzji doprowadziłaby do zupełnej ruiny tych rodzin, które stałyby się bandą żebraków lub

próbowały uciec „zagranicę" (to znaczy do Księstwa Warszawskiego). Czewkin poprosił więc ministra

Kurakina, żeby pozwolił pozostać na miejscu zarówno rodzinom już skazanym na deportację, jak i

tym, które skazane mogą zostać w przyszłości. Minister spraw wewnętrznych przypomniawszy o

trwających pracach nad statutem szlachty czynszowej, doszedł do wniosku, że można by ich

wszystkich rzeczywiście pozostawić na miejscu, ale że właściciel, tym bardziej że Rosjanin, „też

pozostać nie może bez żadnego zysku", a zatem, że powinni mu płacić pod nadzorem gubernatora i

wedle zawartej umowy, czynsz w pieniądzach lub w ziarnie. Rosyjcy beneficjenci byłych polskich

majątków przejmowali zatem również czysto polskie tradycje feudalne, co przejawiało się nawet w

warstwie językowej: w rosyjskim sformułowaniu: po lennomu prawu tkwi polskie „prawo lenne".

Gubernator dodał, że należy po przeprowadzeniu tej operacji przekonać ich, by więcej nie

protestowali: „Żeby już przestali wszczynać zamieszki w majątku właściciela". Car wyraził zodę, a

gubernator powinien decyzję wcielić w życie.

393.

RGIA, fonds 1146, opis 1, dieło 30, protokoły posiedzeń rady Stanu, 22 listopada 1809 r., f. 390-

124

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Znaczące, że Rada Stanu, do której przekazano ten ukaz, „by włączyć go pod rozwagę na ogólnej

debacie o szlachcie czynszowej", nie wyciągnęła z niego żadnych wniosków. Zadowoliła się jedynie

przypomnieniem w dzienniku z 27 lipca 1808 roku, że ta kwestia została już półtora roku wcześniej

przez Radę gruntownie przemyślana oraz że przygotowywuje ona regulamin ogólny:

„Z tego względu - twierdzili Rumiancew, Stroganow, Łopuchin etc. (Czartoryski był w Warszawie,

Czacki na Wołyniu, ale rosyjsko-francuska sielanka jeszcze się nie skończyła) -kiedy regulamin ten

zostanie ukończony i przyjęty, szlachta z Czerniłówki również zostanie powiadomiona o swym

położeniu i sytuacji".

Pobożne życzenia nie miały się szybko urzeczywistnić. Na wiosnę 1810 roku Czartoryski marzył o

znacznie ważniejszej i donioślejszej sprawie włączenia ziem zabranych do Księstwa Warszawskiego,

opracowaniu Konstytucji i stworzeniu Królestwa Polskiego pod rosyjską kuratelą. W marcu 1811 roku

pięć dywizji rosyjskich ściągniętych z księstw naddunajskich wkroczyło na Wołyń i Podole, wywołując

zaniepokojenie Francuzów. Sperański, zajęty tytaniczną pracą modernizacji rosyjskiej społeczności,

pilniejsze miał sprawy na głowie i przede wszystkim musiał odpierać ataki mocnego klanu

konserwatystów. Arakczejew ostentacyjnie podał się do dymisji, by zamanifestować sprzeciw wobec

„francuskiej orientacji". Karamzin wręczył carowi 11 marca 1811 roku za pośrednictwem wielkiej

księżnej Katarzyny Pawłownej swój memoriał O dawnej i nowej Rosji pod względem politycznym i

obywatelskim. Zbliżał się koniec etapu prób reform oraz nadciągał upadek Sperańskiego. „Ostoją

Rosji jest autokracja. Nietykalność jej granic jest koniecznie potrzebna dla jej szczęścia" - grzmiał

Karamzin.

Stary Dzierżawin, pisząc w roku 1812 swe pamiętniki, dławił się z nienawiści do swych następców,

szczególnie zaś do Sperańskiego. Swego następcę na stanowisku ministra sprawiedliwości, Łopuchina,

oraz Walerego Zubowa, członków Komisji zajmującej się szlachtą, oskarżył o sabotaż projektu - jego

projektu - ponieważ oni sami posiadali nadane majątki, w których wioski i zaścianki „zapchane były

szlachtą i Żydami wszelkiej maści", ale „prawi synowie Ojczyzny" dobrze wiedzą, w jaki sposób

Sperański „załatwił" kwestię żydowską i kwestię szlachecką. Judasz sprzedał Chrystusa za 30

srebrników, a oni za ile Rosję sprzedali? Dzierżawin oskarżył Sperańskiego, że go Żydzi kupili97.

Wspierani tego rodzaju argumentami przeciwnicy reformatora powitali jego upadek jako pierwszy

znak zwycięstwa nad „duchem francuskim". Ciekawe, że zaliczenie szlachty i Żydów do ciemnych sił

knujących przeciwko Rosji powróciło w ukazie z 17 sierpnia 1810 roku, oddającym obie te grupy pod

nadzór ministerstwa spraw wewnętrznych98.

97 Soczinienia Dierżawind..., t. 6, s. 766. Decydująca rola memoriału Karamzina w zmianie kierunku

polityki rosyjskiej i w jej nastawieniu antyfrancuskim i antyzachodnim została podkreślona we

wstępie do jego reedycji przez J. S. Piwowarowa (Moskwa 1991) oraz w studiach: R. Pipesa,

Karamziris Me-moir on Ancient and Modem Russia, Cambridge (Mass.) 1959; J. M. Ł o t m a n,

Karamzin, Sankt Petersburg 1997; A. M. M a r t i n, Romantics, Reformers, Reactionaries: Russian

conservative Thought and Po-litics in the Reign odAlexander /, De Kalb 1997.

98 PSZ, t. 31, nr 24326. Wspominał o tym S. Ły senko, Prawobereżna szljachta..., s. 32.

Co począć z „herbową gołotą"?

125

W roku 1811 nastąpił kolejny spis ludności, który wykazał, że na Kijow-szczyźnie - w jedynej guberni,

w której przetrwała gorliwość deklasatorów -znajdowało się jeszcze więcej zapomnianych dusz

szlachty gołoty niż to wynikało z list uzupełniających dostarczonych w roku 1803. Gorliwość ta

pobudzała chęć znalezienia potencjalnych podatników, a sprowokowała ją interwencja służb

gubernialnego policmajstra (gubernskoje prawlienije), który zażądał od komisji szlacheckich od

dawna zobowiązanych do przeprowadzenia obliczeń, przedstawienia dwóch list: tych, którzy

figurowali w spisach już w roku 1795 oraz nowych, odnalezionych po tej dacie. Policja chciała

„wiedzieć skąd oni przybyli i jak się tu znaleźli". W tym okresie wielkiej mobilności żołnierzy

przemierzających kordony pomiędzy zaborami, podejrzenia o szpiegostwo mogły uzasadniać

policyjną czujność oraz interwencję carskiej władzy w rachunki wszak teoretycznie nietykalnych

marszałków szlachty. Ale policja chciała upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: oskarżała szlachtę o

zatajanie prawdy i sama oszukiwała, podając fałszywe liczby.

W roku 1811 rzekomo znajdowało się na Kijowszczyźnie tylko 36 520 szlachty płci męskiej zapisanej

przed 1795 rokiem. Na listę „odkrytych później" wpisano 4524 szlachty czynszowej i 7883 szlachty

służbowej w różnych miejscach pobytu, czyli łącznie 12 407 „dusz męskich" pretendujących do

szlachectwa. Druga lista została wysłana w roku 1812, według późniejszego raportu gubernatora

cywilnego z roku 1815, do policyjnego sprawdzenia, ale jej funkcjonariusze zmobilizowani na wojnę z

Napoleonem powrócili dopiero do swych zwykłych zajęć w roku 1814". W kwestii nas interesującej

archiwa rzeczywiście milczą przez dwa lata. Ledwo 15 listopada 1812 roku znajdujemy w nich prośbę

A. N. Olenina do Rady Stanu w imieniu pierwszego departamentu Senatu, żeby ludzie starający się o

uznanie tytułu szlacheckiego, lecz w roku 1795 zaliczeni do kategorii podatników rzeczywiście płacili

podatki i w dodatku podlegali brance. Sołdatów bardzo brakowało100, ale w listopadzie 1812 roku

nie brakowało też wielu innych poważnych zmartwień: Rosjanie przygotowywali kontrofensywę

przeciwko Napoleonowi po zajęciu przez Wielką Armię Moskwy. Ogromnie brakuje informacji o

postawie drobnej szlachty na Ukrainie podczas rosyjskiej kampanii Napoleona. Profrancuskie

złudzenia nie były tu z pewnością tak silne jak na Litwie. W regionie znajdowało się 46 000 żołnierzy

„armii obserwacyjnej" Tormasowa, przede wszystkim stacjonujących w Łucku. Ku-tuzow wrócił do

łask i zaznał znowu chwały po manewrze pod Tarutyno niedaleko Moskwy. Arakczejew też odzyskał

sympatię Aleksandra I. Po przegonieniu Wielkiej Armii z Cesarstwa w roku 1814, policja powróciła

ochoczo do dzieła

w RGIA, fond 1286, opis 2, dieło 159, f. 5-9; raport gubernatora kijowskiego do ministra policji S. K.

Wjazmitinowa, 23 czerwca 1815 r.

'"" Ibid., fond 1151, opis 1, dieło 104, f. 1-10. Kratkaja zapiska dołączona do tej prośby odwoływała

nie do przykładów z guberni rosyjskich, gdzie tego rodzaju procedurę stosowano od dawna. Dopiero

6 maja 1814 roku brulion ukazu zmierzającego w tym kierunku został skierowany do ministra

sprawiedliwości.

126

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

i w guberni kijowskiej postanowiła sprawdzić listy znajdujące się w jej posiadaniu od 1811-1812 roku.

Aleksander I, opuszczony na pewien czas przez Czartoryskiego, zjawił się jednak w jego towarzystwie

w Paryżu. Wyższa szlachta polska nie traciła więc nadziei, że księciu uda się urzeczywistnić swe

marzenia z roku 1810 o połączeniu guberni polskich z Księstwem Warszawskim. Adres hrabiego

Piotra Potockiego, marszałka szlachty guberni kijowskiej z 24 marca 1815 roku do ministra policji

Wiazmitinowa (Potocki nie wiedział jeszcze, że cztery dni wcześniej Napoleon zjawił się z powrotem

w Paryżu) ujawnia, jak bardzo żywa pozostała idea solidarności szlacheckiej i jak mocno szlacheccy

przedstawiciele pragnęli zapewnić komitywę w przyszłości. Potocki nie obawiał się otwarcie

piętnować w tym liście policyjnych szykan Rosjan wobec szlachty czynszowej, szczególnie szykan,

którym gubernskoje prawlenije Kijowa poddawało szlachtę czynszową, którą zmuszało do przybycia

do Kijowa i do przedstawienia tytułów szlachectwa. Weryfikacja szlachectwa, twierdził stanowczo,

należała do kompetencji miejscowego zgromadzenia szlacheckiego zatwierdzonego przez „Gramotę"

z roku 1785. Szlachta czynszowa skarżyła się hrabiemu, ponieważ policja sama z siebie twierdziła, że

ich papiery nie stanowią wystarczających dowodów.

Z adresu można wyczytać, że weryfikacja policyjna powiązana była z formą przemocy, oraz że

policjanci dokonywali sprawdzeń wymaganych po spisie z roku 1811, posługując się pretekstem o

wyłapywaniu żebraków, włóczęgów i dezerterów ukrywających się rzekomo pośród szlachty. Policja

oskarżała nawet sądy, zarówno ziemskie, jak i grodzkie, o zbyt dużą wyrozumiałość. Marszałek

szlachty protestował więc przeciwko pretensji carskiej policji do tych ludzi:

„perturbowaniu i zakłócaniu spokoju biednej szlachty czynszowej rezydującej w majątkach

prywatnych albo po starostwach, zmuszaniu jej do przedkładania dowodów szlachectwa, skoro

weryfikacja, co już wcześniej wyjaśniałem, wcale ich nie dotyczy, albo zmuszaniu ich do stawiania się

osobiście, co pociąga grube wydatki na podróże [...], a to wszystko w sprzeczności stoi z ukazem

cesarskim z 6 marca 1808 roku".

Owo przypomnienie było, być może, nieostrożne. Brak końcowego terminu zakończenia weryfikacji

nie przeszkodził w ponownym uruchomieniu machiny administracyjnej tym szybciej, że adres

Potockiego kończył się nieco wyniosłym pytaniem: jeśli od tego czasu wydano kolejne ukazy, dlaczego

nie został o nich poinformowany?

Ryzyko rozzłoszczenia carskich dygnitarzy powiększała dołączona do adresu kopia listu, jeszcze

bardziej zuchwałego, który Potocki wysłał dzień wcześniej do szefa policji kijowskiej, zawierającego

sporo szczegółów. Sprawa dotyczyła znowu szlachty z Korsunia, buntującej się już w roku 1804 w

majątku należącym - z donacji - do księcia Łopuchina. Szczególnie dwóch czynszowników skarżyło się

Potockiemu, że zostali wezwani do Kijowa, co na długo oddaliło ich od domów, kosztowało drogo i

ściągnęło naganę na miejscowy sąd, który poprzednio uznał ważność ich papierów. Innym

mieszkańcom Korsunia pozostawał wybór między wojskiem i deportacją. Potocki wskazywał na

niewczesną

Co począć z „herbową gołotą"?

127

gorliwość w tej sprawie miejscowego policmajstwa Orobojewa i pytał, jakim prawem gwałci on

zasady organizacji stanowej i szlacheckie obyczaje101.

Afera wstrząsnęła ministerstwami, kijowskim gubernatorem cywilnym i policją, a prokurator napisał

11 kwietnia 1815 roku bezpośrednio do nowego ministra sprawiedliwości Troszczyńskiego oburzony

raport o tych mniemanych szlachcicach podejrzewanych, że nadciągnęli z północnego zachodu i

chcieli się podszyć pod szlachtę w guberni kijowskiej, by uniknąć podatków i branki. Trzy dni później

gubernator oburzenie jeszcze powiększył listem do Senatu, który ten przekazał 10 maja znowu

Troszczyńskiemu. Gubernator opisał niesforną grupkę jako gniazdo oszustów: „ludzi nieznanej

konduity, którzy podają się za szlachtę". W dalszych partiach list stawał się coraz drapieżniejszy: brak

papierów, brak przypisania do jednej z carskich kategorii, niepłacenie podatków, niedo-starczanie

rekruta - gubernator przedstawił jako prawdziwy skandal. Prawdopodobnie stolica nie zareagowała

wystarczająco szybko, zatem gubernator 17 maja wystąpił o pozwolenie i środki do sprawdzenia tych

dziwacznych przybyszy, którzy pojawili się z pewnością z powodu groźnych wypadków tamtej epoki.

Ponieważ Senat nakazał mu 18 lutego spisanie młodych mężczyzn nadających się do pójścia w

rekruty, powstałym w tym celu komisjom powiatowym się wydawało, że: „w różnych miejscach

dostrzeżono ludzi niewiadomego stanu, uchylających się od państwowych podatków, którzy chcieliby

uchodzić za szlachtę czynszową". Wyglądało to na zaraźliwą obsesję. Gubernator prosił więc owe

komisje, żeby wyselekcjonowały podejrzanych i uporały się z nimi do końca roku102.

Minister policji Wiazmitinow zwrócił się ze swej strony do gubernatora o wyjaśnienia dotyczące

skargi marszałka szlachty. Gubernator opowiedziawszy całą historię od początku: od chwili „odkrycia"

w 1795 roku 40 057 „osób (mężczyzn) narodowości polskiej" (liczby po raz kolejny zmienione)

zwanych szlachtą czynszową lub okoliczną (jak zwykle mylono obie grupy), mnożył szczegóły o

niewytłumaczalnym pojawieniu się pośród „szlachty prawdziwej, lecz zrujnowanej, płacącej obrok i

usługującej właścicielowi", ludzi z „prostych klas", którzy próbowali uchylać się od... eta, etc. Zaliczył

do nich 43 uciekinierów z Litwy, o których wspominał już gubernator miński 10 czerwca 1809 roku,

„wolnych ludzi" bez przydziału, „służbę (z pewnością ukraińską) co się polskiego wyuczyła",

uciekinierów z Galicji i z Księstwa Warszawskiego, a nawet rosyjskich dezerterów, którzy pozmieniali

nazwiska. To wszystko się jeszcze pogorszyło przez wspominane powyżej „weryfikacje",

przeprowadzane po spisie zroku 1811103.

"" Ibid., fond 1286, opis 2, dieło 159, f. 1, 2. Listy P. Potockiego, marszałka szlachty kijowskiej do

kijowskogo gubernskogo prawlenija, 23 marca 1815 i do S. K. Wjazmitinowa, 24 marca 1815.

'"¦' Ibid., fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 205-209, prokurator kijowski do ministra sprawiedliwości, 11

kwietnia 1815, f. 195-203; gubernator kijowski do Senatu, 14 kwietnia, f. 204, przekazane ministrowi

sprawiedliwości 10 maja; f. 93, prośba o środki do rządu, 17 maja 1815 r.

"" Ibid., fond 1286, opis 2, dieło 159, f. 5-9; prośba Wjazmitinowa, 21 maja 1815 r. i odpowiedź

gubernatora z 23 czerwca.

198

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

„Skandalu" nie pogłębiał minister policji, który 22 lipca 1815 roku zadowolił się krótką odpowiedzią,

że komisje policyjne „nie powinny się dopuszczać najmniejszych prześladowań lub krzywdzić" tej

ludności. Zdawał sobie sprawę, że porządek na wsi zależał w bardzo znacznym stopniu od policji

szlacheckiej, więc wolał unikać prowokacji104. Natomiast minister finansów Guriew skorzystał z

okazji, by przypomnieć, że całość kwestii związanych ze statutem szlachty czynszowej pozostaje w

zawieszeniu od czasu ukazu cesarskiego z 6 marca 1808 roku, odkładając „aż do nowego

rozporządzenia" ostateczny termin składania niepodważalnych dowodów szlachectwa.

Straty podatkowe rozdmuchano znowu jako największy skandal. Guriew powtórzył argument często

przytaczany przed 1808 rokiem o nienormalnym wyjątku, który obejmuje „gubernie polskie", w

których osoby starające się dowieść szlachectwa pozostawiono w spokoju, podczas gdy w innych

guberniach Cesarstwa, jeśli podobne przypadki się zdarzały, postulantów automatycznie zaliczano do

klas opodatkowanych, z których się wydostali, gdy udowodnili swe szlachectwo, jak należy.

Tymczasem owe osoby - jak z naciskiem podkreślał minister, chociaż nie wdawał się w szczegóły -

tworzyły na zachodzie Cesarstwa masę liczącą ponad 200 000 dusz męskich. A w dodatku pośród nich

pojawił się ten podejrzany element, o którym pisał gubernator kijowski, i którego przykłady minister

finansów wyliczał z rosnącą furią, dodając jeszcze, że liczba 12 047 podejrzanych, którzy się pojawili

od roku 1795, została ustalona tylko dzięki gorliwości rewizorów guberni kijowskiej. Ta rzekoma

nowa szlachta -grzmiał Guriew - zupełnie nie potrafi powiedzieć, skąd pochodzi, kim jest i nie ma

żadnego dokumentu. Najwyraźniej nie mając pojęcia o historii, minister dodał jeszcze, że na pewno

nie pochodzą z Ukrainy, ponieważ mówią po polsku, a chłopi mówią tu po rusku. A w dodatku są

katolikami, więc musieli przybyć

skądinąd105.

W tej następującej po wojennym podnieceniu atmosferze - znacznie przeraźliwiej i znacznie bardziej

przerażająco bał się wszystkich, którzy wracali z wojny tylko Stalin — rozpoczęło się polowanie na

fałszywą szlachtę. Przedłożone powyżej nieco błazeńskie argumenty posłużyły za podstawę ukazu z

20 stycznia 1816 roku, który powtarzał słowo w słowo elaborat Guriewa napisany według wskazówek

gubernatora kijowskiego. Ukaz przewidywał „selekcję (razbor) podejrzanych", których ujawnił

przegląd w roku 1814 spisu z roku 1811106. Se-

m Ibid., f. 10. Wielka różnorodność zdań w sprawie statusu szlachty bezrolnej, tak władzy, jak i zie-

miaństwa, ujawniała się też w sąsiednim dawnym Księstwie Warszawskim, gdzie nie bardzo oczuwało

się wpływ Kodeksu Cywilnego Napoleona. W ankiecie włościańskiej z roku 1814 bogata szlachta

wypowiedziała się tam za pozbawieniem ubogich braci wszelkich wolności. Patrz: Z. Stankiewicz,

Szlachta -ziemianie w świetle ankiety włościańskiej 1814 r., [w:] Ziemiaństwo polskie 1795-1945, red.

J. Leskie-wiczowa, Warszawa 1985, s. 117.

mlbid., fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 223-227, raport D. A. Guriewa do Senatu, 18 września 1815 r.

106 Ibid., f. 233, 234, drukowany tekst ukazu O uczinieniju po Polskim gubernijam razbora nieizwiest-

nym liudjam, wpisawszimsja pri 6°j rewizji w klass staroj szlachty, 20 stycznia 1816. Przedruk w PSZ, t.

33, nr 26108.

Co począć z „herbową gołotą"?

129

nat zaproponował komisjom ustalającym skazki (to znaczy listy opodatkowanych), czyli miejscowym

zgromadzeniom szlacheckim, przeprowadzenie selekcji i przesłanie raportów o jej wynikach policji

oraz izbom skarbowym, które prześlą je z kolei do ministerstwa finansów. W sformułowaniu „stara

szlachta" użytym w dokumencie ujawniła się wyraźnie nieco już groteskowa ignorancja - prawie

wszyscy czynownicy na fotelach ministerialnych zmienili się w ciągu kilku lat -„stara szlachta" miała

wskazywać na grupę zaliczoną do stanu rycerskiego w roku 1795, by ją odróżnić od „nowych

szlachciców", a priori podejrzanych. Oczywiście „stara szlachta" nie była ani mniej, ani bardziej pewna

niż „nowa". W każdym razie plony rewizyjne zdradzały, że carat chciał powyszukiwać we wszystkich

guberniach osoby dotychczas pomijane107.

Deklasacja gotowa już przed powstaniem listopadowym

Aleksander I, odtąd monarcha Królestwa Kongresowego, mimo umizgów wobec Polaków, mimo

swych podróży do Warszawy przez Kijów w roku 1816 i 1817, mimo swego słynnego przemówienia

wygłoszonego w Sejmie w Warszawie w roku 1818, podczas którego powtórzył swe obietnice o

przyłączeniu terytoriów rusko-litewskich do Królestwa Kongresowego, wahał się aż do śmierci, jaką

wybrać drogę: europejskiego liberała czy wielkoruskiego zamordysty. W roku 1816 przeznaczył 60

000 rubli na wydanie pierwszych ośmiu tomów Historii Gosudarstwa Rosyjskiego Karamzina. Nie

porzucił więc opcji autokratycznej. A kiedy w roku 1819 prosił Nowosilcowa, by kazał on

przetłumaczyć z łaciny tekst Unii Polsko-Litewskiej, dając tym - być może - upust swoim zapędom

liberalnym, to Karamzin znowu zaprotestował przeciwko takim ciągotom w Opinii obywatela

rosyjskiego. Arakczejew stał się wszechobecny ze swymi zwariowanymi planami kolonii wojskowych

w celu skrupulatnego kontrolowania rosyjskiego chłopstwa i znowu dał o sobie słyszeć w „guberniach

polskich". Kolonie takie powstały już zresztą w roku 1810 na Białorusi. Wielki Książę Konstanty

odegrał w militaryzacji życia swoją znaczną rolę, zarówno na terenie Królestwa Kongresowego, jak i w

„polskich guberniach", zgodnie z duchem swego ojca.

Niejasny status większości szlachty nadal nie ulegał więc zmianie. Aż do roku 1825 rosyjscy

czynownicy do znudzenia próbowali wymóc wykonanie ukazu / 1816 roku. Z kolei pierwsze lata

panowania Mikołaja I charakteryzowała nowa faza nadaktywności organizacyjnej. Mimo że szlachta

nie wykazywała żadnych oznak buntu lub niezadowolenia, carska administracja zaczęła przygoto-

"" A. Romanowicz-Słowatinskij (Dworianstwo w Rossiji..., s. 110-113) ujmował tę kwestię l.iko

problem „uzurpatorów" szczególnego rodzaju. W. I. Nieupokojew (Prieobrazowanije...) słusznie

dostrzega w nim raczej refleks trudności finansowych Rosji po wojnie. Do inflacji, asygnat i rozmai-

lyili problemów monetarnych dołączył się kryzys ekonomiczny - zatem szukanie podatków za wszelką

icnę może w pewnym stopniu wyjaśniać zajadłość Guriewa.

130

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową golotą"

131

wywać szczegółową procedurę redukowania, które spadnie na szlachtę jeszcze przed klęską

powstania listopadowego.

W rok po wydaniu ukazu o nowych poszukiwaniach, pod koniec lutego 1817 roku, rosyjskie władze

cywilne Wołynia i Podola poinformowały Senat

0 dość niewyraźnym przebiegu tej akcji, której sukces, jak twierdziły, nadzorują

1 zamierzają przyspieszyć. Dodatek z 12 lutego 1816 domagający się, by kontrole zostały zakończone

do 15 sierpnia, pozostał bez żadnego echa. Zarówno policja, jak i gubernatorzy, których zdolność

operacyjna zależała od mniej lub bardziej dobrej woli marszałków szlachty, powtarzali ich skargi o

braku środków oraz ich przeprosiny za milczenie od czasu wydania ukazu. Cała korespondencja

ujawnia pomieszanie pomiędzy selekcją ewentualnych włóczęgów i dezerterów, o których wyłącznie

wspominał ukaz z 20 stycznia 1816 roku oraz generalną weryfikacją szlachty czynszowej. Ukaz został

słusznie postrzeżony jako wznowienie pogróżek zawieszonych w roku 1808. Nie można już było liczyć

w tym wypadku na dawny wpływ Czartoryskiego. Policja na Podolu i na Wołyniu wciąż jeszcze

złożona z Polaków twierdziła tylko, że nie jest w stanie odszukać każdego szlachcica orzącego w polu,

siejącego albo młócącego itd., albo raz jeszcze przeglądać pliki z wynikami spisu z roku 1795 i

porównywać je ze spisem z roku 1811. Każde gubiernskoje prawlienije wskazywało na bezwład

powiatowych zgromadzeń szlachty podejrzewanych o wspólnictwo, które nie przejmują się

stopniowo wzmaganą nieustępliwością ministerstwa finansów i które, mimo przywołań do porządku,

nadal czerpią chytrą przyjemność z udawania, że niczego nie rozumieją108.

Z listów wysłanych przez Guriewa 16 kwietnia 1817 roku do gubernatorów cywilnych i ich

czynowników, by jak najszybciej zakończyć „badanie szlachty czynszowej", przebijało wyraźnie

zniecierpliwienie. Guriew powrócił do formuły uogólniającej. Nie dostrzegał on tych trudności w

sięganiu do ustaleń spisu z roku 1795. Komisarze przeprowadzający spis w roku 1811 mogą łatwo

ustalić listę nowych osób, które się na niej pojawiły. Ci, którzy udowodniliby swoje szlachectwo,

zostaliby zostawieni w spokoju, a reszta zostałaby wpisana do różnych kategorii wiejskich lub

miejskich. Operację można przeprowadzić bez najmniejszych trudności, ponieważ wyniki spisu z roku

1811 były znane od dawna. Fałszywa naiwność? Perfidna ironia? Pobożne życzenie? W każdym razie -

biurokratyczna niemoc109.

Guriew prosił Senat, by zażądał od gubernatorów cywilnych dokładniejszych spisów i przeczytawszy

nowy raport radcy kolegialnego Stanisława Pawłowskie-go, gubernatora podolskiego w latach 1815-

1822 (prawdopodobnie Polaka) o tym, że rzeczy toczą się opieszale, zaczął się gorączkować.

Pawłowski podał liczbę „nowych", którzy pojawili się w roku 1811 (od 150 do 1000, zależnie od

powiatu), ale dokument ten, po dokładniejszych oględzinach, nie sprawiał wrażenia poważnego.

Pawłowski prosił o dodatkową zwłokę, bu ustalić rzeczywiste

pochodzenie tej grupy, po czym każdy wybrałby sobie nareszcie „życiowe przypisanie" (rod żyzni),

czyli status socjalny110. Wyjaśnienia dostarczone przez gu-bernialną policję o panującym bałaganie

kilka dni później, 7 sierpnia 1817 roku, sprowadzały się do wytartych uników. Minister finansów

wydobył w Senacie ukaz carski z 23 sierpnia 1817 roku, który wyrażał prawdziwe niezadowolenie z

sytuacji111. Należało szybko rzecz skończyć.

Raport z 27 listopada 1817 roku o „zakończeniu" rachowania przesłany przez policję wołyńską nie

zadowolił niestety Guriewa. Łączna liczba szlachty w tej guberni ustalona w roku 1800 na 38 448 dusz

męskich spadła nawet do 37 698. W tej liczbie znajdowało sie w roku 1800 27 349 osób należących

do szlachty czynszowej i okolicznej przy mylnym założeniu, że te dwie kategorie były identyczne.

Natomiast w roku 1817 znaleziono 5817 przedstawicieli szlachty okolicznej, to znaczy posiadającej

kawałek ziemi bez chłopów pańszczyźnianych, co zmniejszyło liczbę szlachty czynszowej do 23 368.

Jak więc znaleźć w tym wszystkim „nowych", mitycznych dezerterów, żebraków i włóczęgów, których

biurokraci chcieli koniecznie wytropić? Nie wspominano nawet o szlachcie służbowej; najwyraźniej

zaniedbano dochodzenie w tej sprawie112.

Prawdopodobnie zaniedbania prowokowało umyślnie zgromadzenie szlacheckie w Żytomierzu, gdzie

hrabia Filip Plater, dusza sarmacka, pragnął zostać duchowym spadkobiercą Tadeusza Czackiego

(zmarłego w roku 1813). Nakłaniał on bogatą szlachtę ziemiańską do manifestowania swej autonomii

w sposób często bardzo rzucający się w oczy. Niemniej wydaje się prawdopodobne, że postawa

bojkotowania zarządzeń Petersburga wywołała pierwszą ingerencję rządu carskiego w życie

zgromadzenia szlacheckiego i pierwsze unieważnienie podejmowanych przez nie decyzji. 24 maja

1818 roku Senat nakazał wołyńskiemu zgromadzeniu szlacheckiemu wyłączenie ze swych ksiąg:

„wszystkich osobników uznanych za szlachtę jedynie na podstawie ustnego świadectwa osób

prywatnych albo na podstawie tylko spisów i metryk (po rewizskim skazkam i me-trikam)Ui.

Ten drakoński nakaz na pewno nie został wprowadzony w życie, w każdym razie nie odnalazł się

żaden ślad świadczący o jego zastosowaniu. Niewykluczone, że dobrze wtedy notowany w

Petersburgu Filip Plater (który akurat został

1

108 Raport do Senatu policji wołyńskiej, 27 lutego 1817; RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 271-

276; ibid. dla Podola, f. 290-293; ibicL, gubernatorzy tych dwóch guberni, f. 258.

109 Ibid., L 247-250.

"" Raport S. Pawłowskiego, gubernatora podolskiego do Senatu, 12 maja, pośród raportów z Grodna,

Witebska etc, ponieważ wszystkie „gubernie dawniej polskie" były ukazem objęte; RGIA, fond 1286,

opis 5, dieło 648a, f. 35-50.

'" Wyjaśnienia policji podolskiej z 7 sierpnia 1817 r.; ibid., fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 267-270

oraz drukowany tekst ukazu z 23 sierpnia 1817: O priedpisanii grażdanskim gubernatoram i

gubiernskim prawlenijam o niemjedliennom okonczanii razbora czinszewoj szliachty, f. 257 i PSZ, t.

34, nr 27014.

'"Wid., f. 311-318. Raport wołynskogo gubiernskogo prawlenija do Senatu, 27 listopada 1817 r. W

stosunku do roku 1800 pojawiło się jeszcze kilka innych trudności. Podczas gdy w roku 1800 poda-

wJiio liczbę 2455 właścicieli dziedzicznych i 2225 dzierżawców dziedzicznych, kategorie te zostały w

roku 1817 podzielone, co dało 2045 właścicieli pełnoprawnych i 421 na dożywociu. Dzierżawcy

dziedzi-i/ni zostali podzieleni następująco: 820 „normalnych" (?), 684 „tradycyjnych" (?), 127 na

ziemiach pań-Mwnwych i 155 byłych wojskowych. To wszystko sprawia wrażenie całkowitego

pomieszania.

'" CD1AU, fond 481, opis 3, dieło 1, f. 3, cyt. za: S. Łysenko, J. Czerneckyj, Prawobereżna uliachta..., s.

34.

132

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową gołotą"?

133

wicegubernatorem) potrafił wstrzymać akcję. Gdyby jednak do tego doszło, konsekwencje okazałyby

się bardzo poważne, równie poważne jak wykluczenia z lat 1830 i przede wszystkim z roku 1840.

Niektórzy historycy mieszając, a działo się to często, decyzje z ich realizacją i tym razem mówili o

masowym wykreślaniu w owym okresie szlachty gołoty114. Można z pewnością zauważyć w tym

czasie pewne niezadowolenie wobec szlachty wołyńskiej. Księgi i akta zgromadzeń szlacheckich

musiano redagować i prowadzić po rosyjsku, co potwierdza, że w tym konkretnym momencie

szlachta została upomniana, ale to wcale nie zmniejszyło autonomicznych wymagań elity. Jak

zobaczymy w następnym rozdziale, był to okres bardzo śmiałego adresu do cara obywatelstwa

wołyńskiego w innych sprawach dotyczących życia publicznego115

W ostatnim okresie panowania Aleksandra I niezadowolenie carskich władz przejawiało się, każdego

roku, w coraz bardziej ostro formułowanych dokumentach przeciwko bezwładowi zgromadzeń

szlacheckich i przeszkodom przez nie mnożonym, co świadczy o tym, że ziemiaństwo nie zamierzało

na razie odcinać się od ubogiej szlacheckiej braci. Bez wątpienia odnowienie przejawów polskiej

solidarności posiadało dodatkowy aspekt patriotyczny: po klęsce nadziei napoleońskich jedność

stanowa stawała się z powrotem jednością narodową. Później jednak zobaczymy, że z patriotyzmem

nie należy przesadzać. Scalenie pozostawało kruche. Tkwiła w nim nadal zadra z roku 1791.

Kwestia szlacheckiej biedoty ujawniała się we wszystkich „guberniach polskich". W lecie 1819 roku

gubernator białoruski z pewnością dlatego, że liczbowo problem był na tym obszarze mniejszy (tylko

13 777 szlachty czynszowej w guberni mohyłowskiej) oraz ponieważ próby zmilitaryzowania tej grupy

podjęte przez Fiłozofowa w roku 1797 i Arakczejewa w roku 1810 wyznaczyły drogę deklasacji bez

skrupułów, zaproponował rozwiązanie, które czekała świetlana przyszłość po roku 1831. Polegało

ono na włączeniu szlachty okolicznej i zagrodowej do kategorii „odnodworców", istniejącej w Rosji od

roku 1719, a ci którzy nie mieli osiedlosti, czyli według carskiej biurokracji podpadali pod kategorię

„bez stałego miejsca zamieszkania", powinni być wcieleni do kolonii wojskowych rosnących jak

grzyby po deszczu. Tak się jednak nie stało116.

Na prawobrzeżnej Ukrainie zapał nie opuszczał kijowskiej policji. To właśnie miejscowa policja puściła

w ruch nową weryfikacyjną machinę w roku 1814, wzbudziła poruszenie w sprawie „obcych" i

„podejrzanych" na listach z roku

"" T. Korzon mówił bez przytoczenia dowodów o wykluczeniu ze szlachty 60 000 osób pomiędzy

rokiem 1810 i 1830 (Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta, s. 130-135), zacytowawszy

ukaz z 1818 r. Podobnie A. Zajączkowski (Szlachta polska, kultura i strukrura, Warszawa 1993, s. 103-

104) i W. I. Nieupokojew (Prieobrazowanije..., s. 6), podają ogromne liczby, ale dotyczą one akcji

Komitetu Guberni Zachodnich, to znaczy po roku 1831. Wszystkie nieporozumienia powtarzaj. Si-

korska-Kulesza,Deklasacja..., s. 16-17.

115 Na przejście na rosyjski w aktach zgromadzenia szlacheckiego w Żytomierzu wskazał N. K. I m i e -

t i n s k i j, Dworianstwo wołynskoj gub..., s. 360. Naszą ostrożność podzielają S. Łysenko i J. Czerni e c

k i j, Prawobereina szliachta..., s. 34.

1161. Rychlikowa, Carat wobec polskiej szlachty..., s. 79-83 i dwa cenne przypisy: 102 i 103 z bogatą

bibliografią o odnodworcach i o koloniach wojskowych Arakczejewa.

1811 i oczekiwała podobnych reakcji od prokuratorów wołyńskich i podolskich. Policja twierdziła

nawet, że można posunąć się jeszcze dalej, że do zweryfikowania pozostał stos spraw. Prokurator,

ominąwszy gubernatora, wysłał 5 października 1819 roku do nowego ministra sprawiedliwości,

księcia Łobano-wa-Rostowskiego cierpkie słowa pod adresem asesora Goroszeńskiego, którego czynił

odpowiedzialnym za powolność w przeprowadzaniu kontroli. Minister skierował 27 października do

Senatu gorzkie wyrzuty z powodu owej opieszałości, z powodu niewykonania ukazu z 20 stycznia

1816 roku, którego treść przypomniał i wezwał senatorów do: „podjęcia najsurowszych środków, by

rzeczony ukaz niezwłocznie wykonany został"117.

Minister uzyskał nawet upomnienie od samego cara, który 20 lutego zalecił ze swej strony Senatowi,

by wymógł on wcielenie w życie ukazu z 1816 roku. Upomnienie to pokazuje niezbicie, że nie chodziło

tu już więcej o kwestię, w końcu trzeciorzędną, włóczęgów lub szpiegów. Ukaz z roku 1816 był w nim

przedstawiony zgodnie ze swą treścią jako Ukaz o razborie czinszewoj szliachty (Ukaz o weryfikacji

szlachty czynszowej). Policja kijowska dała się w ten sposób złapać we własne sidła, ponieważ

musiała tłumaczyć, dlaczego nie dokończyła procesu sprawdzania sytuacji szlacheckiej drobnicy we

własnej guberni. Czy-nownicy z Kijowa tłumaczyli zatem rozwlekłą logoreą, z jakimi niesłychanymi

trudnościami rzetelna kontrola musiała się borykać, na jaki bierny opór w zgromadzeniach

szlacheckich napotykała, jak zasłaniały się one wyłącznością przywilejów. Czynownicy wspominali o

przypadkach wątpliwych, które pragnęli sprawdzić osobiście, o komplikcjach w docieraniu do źródeł i

zapewniali, że tę kolosalną pracę trzeba nadal wykonywać. Z dwudziestoletnim wyprzedzeniem

carscy urzędnicy dojrzewali do pomysłu wsadzenia kija w mrowisko. Kij wsadził Bibikow w roku 1840.

Na razie, mimo trudności nastręczanych przez kwestię szlachecką, Petersburg nie mógł ciągle

zrozumieć, w jakim poniżeniu znalazła się szlachta gołota i jeszcze dbał o formy, o „godność"

szlachecką w nadziei, że wszystko uda się uregulować administracyjnie118.

9 września 1820 roku Senat wysłał jeszcze długą naganę - wszyscy oskarżali wszystkich - do lokalnej

policji, zarzucając jej bezwład. Tekst nagany rozesłanej dopiero 22 listopada przypominał wszystkie

trudności w powoływaniu i uruchamianiu komisji szlacheckich, przypominał funkcjonariuszom o

grzywnach, klórymi trzeba było je karać, wypominał niechlujstwo w redagowaniu raportów,

rejestrację podwójną, a nawet potrójną, wysyłanie liczb, z których nic nie wynikało, krótko mówiąc -

wielki gniew znakomicie odsłaniał niemoc i bałagan pilnujący w carskiej administracji. Eksplozja

kończyła się tak jak należy: serią pogróżek pod adresem członków gubjernskogo prawlenija o

wszczęciu postępo-w.mia, które rzekomo trafi do ministerstwa sprawiedliwości119.

'" IUJIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, t. 1, f. 326.

"" Ibid., i. 345-348. Raport gubiernskogo prawlienija do Senatu, Kijów, 14 marca 1820 r. "* llml., f.

349-357; Senat do policji kijowskiej, 9 września 1820 r.

134

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

W niektórych guberniach, jak na przykład w guberni wileńskiej, przebiegłość i zuchwałość marszałków

szlachty w okazywaniu solidarności z najuboższymi braćmi przybierała formy niemożliwe do

osiągnięcia na Ukrainie. Na przykład ukaz z 27 sierpnia 1820 roku, który zwalniał od września tego

roku od weryfikacji, umożliwił zgromadzeniu szlachty tej guberni pozostawienie szlachty goło-ty w

spokoju aż do roku 1827. Dopiero wtedy minister spraw wewnętrznych wykrył zręczną interpretację

ukazu poczynioną przez zgromadzenie: ukaz z 1820 roku zabraniał jedynie niewpisanym do rejestru

brania udziału w wyborach do zgromadzeń szlacheckich (do sprawy tej powrócimy w następnym

rozdziale), ale marszałek wileński udał, że rozumie go inaczej i wyinterpretował go jako zezwolenie na

całkowite przerwanie weryfikacji. Nowy ukaz z 31 grudnia 1827 roku musiał być wydany, by wyjaśnić

to wygodne nieporozumienie120.

Dziwne, że cały skandal rozpoczął się w roku 1815 właśnie od policji kijowskiej i Petersburg wyrzucał

jej to stale aż do śmierci Aleksandra I, podczas gdy, wedle źródeł archiwalnych, policje wołyńska i

podolska mimo totalnej pasywności nigdy nie były przywoływane do porządku.

Być może zacietrzewienie przeciwko Kijowowi wyniknęło właśnie z nadmiernej gorliwości lokalnej

policji, która jako jedyna za każdym razem odpowiadała na wezwania, za każdym razem pogarszając

swą sytuację. A zatem w bezpośrednim liście do ministra sprawiedliwości z 25 maja 1821 roku, szef

kijowskiej policji musiał wyznać, że poszukiwania zakończyły się całkowitym fiaskiem. Jego poczucie

winy z powodu niewypełnienia obowiązków wynikających z ukazu z roku 1816 i prześladująca go

obsesja, że nie wyłapał tajemniczej grupy wrogich indywiduów nękających imaginację carskiego

czynownika, osiągała na kolejnych stronach jego epistoły kolejne szczeble coraz wyraźniejszego

pomieszania. Cóż było bardziej dla caratu podejrzane niż anonimowość, bardziej naganne niż brak

identyfikacji? Minister Łobanow-Rostowski, zdający sobie sprawę ze swej ministerialnej mocy

napawania trwogą, nie zawahał się kompleks winy w urzędniku pogłębiać. W miesiąc później, 20

czerwca 1821 roku, prosił Senat o naganę dla tego biednego policmajstra i „podjęcie najsroższych

kroków, by ukarać zaniedbanie, ze względu na wagę tej sprawy, która wiąże się z interesem Skarbu"

(zmuszenie do płacenia podatków ukazało się dla ministra znacznie ważniejsze niż łapanie widm)121.

W roku 1821 dokonano jeszcze trzykrotnie podobnych wymian epistolar-nych, które z powodu

stężenia biurokracji przyprawiać mogą o zawrót głowy; na szczęście jednak szlachty, z wyjątkiem

bardzo ograniczonych przypadków, rozsierdzenie czynowników nie dotknęło. 21 lipca Senat wysłał

żądaną naganę z nakazem sporządzenia dodatkowych wyjaśnień (cóż jeszcze pozostało do

wyjaśniania?), z nakazem szybkiego zakończenia całej sprawy i kilku ogólnymi pogróżkami na okrasę.

13 sierpnia gubiernskoje prawlienije odpowiedziało, że do-

12(1 PSZ, 2 seria, t. 2 (1827), nr 1674.

121 RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346, t. 1, f. 359; policja kijowska do ministra sprawiedliwości, 25

maja 1821; minister sprawiedliwości do Senatu, 20 czerwca 1821, f. 358.

Co począć z „herbową gołotą"?

135

chodzenie zostało zakończone w czterech powiatach: humańskim, radomyskim, czerkaskim i

czyhyryńskim, a dla szybszego zwieńczenia działań dołączyły do akcji dodatkowo trzy osoby. Sześć

miesięcy później, w dzienniku posiedzeń nadzwyczajnie pobłażliwego Senatu odnotowano z

satysfakcją, zapomniawszy o innych guberniach, że wszystko niedługo się szczęśliwie zakończy122.

Rewizorzy dodatkowi musieli być szczególnie bezczynni, ponieważ 22 kwietnia 1822 roku

policmajster znowu musiał wyznać, że jego polowanie na „obcych" trwa i 26 maja 1822 roku znużony

Łubanow-Rostowski powiadomił Senat, że już pięć razy nakazywał, by zakończyć razbor. Kiedy

wreszcie podejmie się skuteczne środki przeciwko tym gnuśnym policjantom? W tej sytuacji

pozostała xxxjedynie ucieczka do cara - namiestnika Bożego na ziemi. Sprawę przedłożono od nowa

Jego Cesarskiej Mości, który stwierdził, że Senat powinien wreszcie pożądnie zżandarmieć. 11

sierpnia 1822 roku Senat przygotował historyczną rewizję sprawy. Kopiści zaostrzyli pióra, spisali na

siedmiu nieskończenie długich stronach i rozesłali 18 września całe dzieje problemu, wieńcząc dzieło

następującą konkluzją: „w sposób najbardziej stanowczy i po raz ostatni" trzeba z tym wreszcie...

skończyć. Szefowi policji kijowskiej groziła kibitka. Czemu, u diaska, decyzje z końca sierpnia 1821

roku pozostały martwą literą? - dopytywał się Senat123.

Po przełknięciu najbardziej gorzkich piguł, policja przyznała 17 października, że wiele popełniono

błędów, że nadal brakuje wykwalifikowanego personelu, że musiała stawiać czoła wielu innym

zadaniom, i że robiła, co mogła. Gotowe już dokumenty zostaną wkrótce porównane ze spisami z

roku 1795, a rezultaty niezwłocznie przesłane124.

Jeśli czytelnikowi tej korespondencji nie przypada do gustu jej aspekt komiczny, może w niej znaleźć

dobry temat do refleksji o skuteczności działania carskiej administracji. Pozwala to lepiej zrozumieć

jedną z głównych przyczyn trwałości dawnego sposobu życia, właściwie niespecjalnie zakłócanego w

trzydzieści lat od rozbiorów, zdać sobie sprawę z powolnego upływu czasu, o którym nasza

pospieszna epoka zupełnie zapomniała.

Jak ten epizod się skończył?

Gubiernskoje prawieni]e w Kijowie wysłało 28 listopada 1822 roku tylko raport zapowiadający wyniki

częściowe, do którego jednak brakowało załączników, o czym dowiedział się sam cesarz i zażądał po

raz kolejny od Senatu zdecydowanych kroków. Zatem 20 grudnia 1822 roku powstało osiem bitych

stron repytycji i ostrzeżeń. Polowanie na „obcych, dezerterów i włóczęgów" ciągle się nie zakończyło.

Kolejny ukaz, który miał w intencji zastraszać, został wydany 28 maja 1823 roku125.

122 Wid., f. 360-363; Senat do policji kijowskiej, 21 lipca 1821 r., f. 364, 365; odpowiedź z 13 sierpnia;

f. 366-368; wyciąg z dziennika Senatu z 21 grudnia 1821 r.

I2J Ibid., f. 369-377.

"Ubid.,L 378-380.

'•'' Ibid., f. 381-389 i ukaz z 23 maja 1823 r. Dierżawnyj Archiw Kyiwskoj Oblasti (DAKO), fond 1, opis

295, dieio 7570, f. 3, cyt za.: S. Ły s e n k o, J. C z e r n e c ky j, Prawobereżna szljachta..., s. 34.

136

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

W końcu policmajster z Kijowa, zaszczuwany i wystraszony, podał rezultaty swoich „poszukiwań". Nie

można wykluczać, że ta cała gra na zwłokę, którą zwierzchnicy wzięli w końcu za bezczelność, była

skutkiem łapówek wręczonych przez zgromadzenie szlacheckie, ale tego dowieść się nie da. Łącznie

znaleziono 16 126 podejrzanych osobników płci męskiej. Pogrupowano ich według powiatów i

przypisano im najbardziej niewiarygodne powody, dla których stali się podejrzani. Zaproponowano,

by większość spośród nich sprawdziła Heroldia, co stanowiło wygodny sposób umycia rąk. W

podsumowaniu stwierdzono, że 624 spośród nich uznano za szlachciców bez trudności. 6988, którzy

nie zostali uznani za szlachtę w roku 1795, zapisani do klas opodatkowanych (prawdopodobnie

chodziło o ludność w starostwach, której protesty porozbiorowe analizowaliśmy) dostarczyli

dowodów szlachectwa po wydaniu ukazu z roku 1816. Dowody te uznano za niewystarczające, a

zatem pozostaną w klasie opodatkowanych. 1476 osób nie dostarczyło żadnych dowodów: pracowali

oni jako woźni, komornicy, mierniczy lub osiedlili się na prawie kollokacji. 1832 osoby w ogóle nie

stawiły się przed komisjami powiatowymi. 2076 osób było „ludźmi nieznanej kondycji żyjących w

różnych powiatach i podających się za szlachtę". Dorzucono do tego 122 cudzoziemców, 135 Żydów

podających się za szlachtę, 13 znajdów oraz inne dziwaczne grupki podejrzanych osobników.

W sytuacji takiego pomieszania, żądane przez władze wykluczanie i przegrupowanie w zupełności

odbyć się nie mogło. Kijowska izba skarbowa oczywiście wysłała natychmiast do Senatu żądania, by

ci, którzy znaleźli się w klasie opodatkowanych, rzeczywiście podatki płacili i wydaje się mocno

prawdopodobne, że 6988 osób, którzych komisjom szlacheckim i rosyjskiej policji nie udało się

uratować, nie mieli już innego wyjścia. Ten szlachecki drobiazg zamieszkujący dawne starostwa,

zdeklasowany już w roku 1795, buntujący się wielokrotnie i zażarcie broniony przez marszałka

Potockiego jeszcze w roku 1815, został prawdopodobnie przyłączony do państwowego chłopstwa. O

losach pozostałych decydowało nadal... gubiernskoje prawlienije: to policja przesądzała do jakiej

kategorii ich zaliczyć, co gwarantowało, że sprawa ciągnęła się jeszcze nieskończenie długo. Słuch o

nich wreszcie zaginął126. Jednak blisko siedmiu tysiącom mężczyzn odmówiono uznania szlachectwa:

stanowiło to pierwszą definitywną deklasację przeprowadzoną przez carski rząd. Jednak przede

wszystkim znakomita większość szlachty czynszowej w tej guberni w majątkach prywatnych i

wszystka szlachta w pozostałych dwóch guberniach nie stała się obiektem żadnego dochodzenia. Od

czasu do czasu jak refren powtarzano, że liczyła ona 218 000 dusz męskich we wszystkich guberniach

przyłączonych po rozbiorach. Jednak uczciwiej byłoby zgodzić się księciem Chowańskim, białoruskim

gubernatorem generalnym (Witebsk, Mohylów i Smoleńsk), który w roku 1823 oświadczył, że nie ma

pojęcia, ilu szlachty jest rzeczywiście, ponieważ nie można wiedzieć, ile osób nie starało się dowieść

szlachectwa. Wszystkie uczynione do-

126 Raport z danymi liczbowymi policji kijowskiej, 18 września 1823 r., RGIA, fond 1341, opis 1, die-lo

346, t. 1, f. 39CM03 i list izby skarbowej kijowskiej do Senatu, 27 października 1823 r., ibid., f. 410.

Co począć z „herbową gołotą"

137

tychczas próby doliczenia się szlachty stają się z tego względu ułomne i powodują, że próby ustalenia

faktów przez historyków na podstawie wszelkich ówczesnych wyliczeń skazane są na niepewność127.

Okres panowania Aleksandra I zakończył się w atmosferze niezaspokojonej wrogości, która coraz

bardziej odsuwała w niebyt szczodre projekty integrujące szlachtę i nadające jej ziemię, które

zaakceptowała w roku 1808 Komisja Ludności Starozakonnej pod naciskiem Czartoryskiego i

Czackiego. W ostatnim ukazie cara z 24 lutego 1825 roku, skierowanym do Senatu zgodnie z

propozycją Rady Ministrów, powracało właśnie dziwne skojarzenie tych dwóch podejrzanych grup -

Żydów i szlachty - które nieustannie wymykały się bezpiecznej klasyfikacji kategorii społecznych.

Prace publiczne dla wspólnego dobra w każdej guberni, szczególnie zwózki oraz pańszczyzna piesza

(to znaczy roboty wykonywane bez konnego zaprzęgu) nakazywane przez lokalne sądy ziemskie,

wykonywali dotychczas - co potwierdzał ukaz z 28 lutego 1821 roku - wyłącznie chłopi z majątków

prywatnych lub chłopstwo państwowe i finansowane z chłopskiego obroku. To były tak zwane

ziemskie powinnosti. Ukaz z 1825 roku rozszerzał obowiązek fiskalny na kahały żydowskie, szlachtę i

na chłopów z dóbr kościelnych (Kościół rzymskokatolicki i Kościół grekokatolicki posiadały na Ukrainie

znacznie więcej ziem niż Cerkiew prawosławna - mocno rozbudowana, lecz uboga). Ta decyzja

cesarska i ministerialna likwidująca częściowo zwolnienie od podatku, stanowiła dla szlachty początek

zamachów na przywileje właściwe stanowi rycerskiemu. To był nieoczekiwany zamach na świat

ułudy, w którym żyła miejscowa szlachta, bardzo wyraźny krok w stronę asymilacji drobnicy

szlacheckiej z chłopstwem128.

Mikołaj I zaraz po wstąpieniu na tron, ujął rzecz w swoje ręce w sposób zdecydowanie bardziej

energiczny. 25 kwietnia 1824 roku Aleksander I (zmarł on w listopadzie 1824 roku) powierzył całość

spraw szlacheckich w guberniach dawniej polskich jednej instytucji: Trzeciej Sekcji Piątego

Departamentu Senatu.

1271. Rychli kowa, Carat wobec polskiej szlachty..., s. 83, w konkluzji artykułu. Gubernator generalny

Chowański widział w tym braku precyzji znakomity pretekst do wysłania całej czynszowej szlachty

białoruskiej do kolonii wojskowych Arakczejewa - taki był sens raportu z 22 lutego 1824 r., czytanego

na posiedzeniu plenarnym Senatu 27 lutego. Ta zdecydowana propozycja wydała się tak interesująca,

że bardzo często Senat nią się zajmował aż do roku 1828. Zob. RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346 t 1 f.

411. ' '

PSZ, 1 seria, t. 40, nr 30258. Oczywiście należy się zastanowić nad wcieleniem w życie tej decyzji.

Honor szlachecki został do tego stopnia dotknięty, że protestacje mogły decyzję sparaliżować, o czym

pisała J. Sikorska-Kulesza, Deklasacja..., s. 23, nie wyjaśniła jednak, w jaki sposób ów protest się

przejawił, w każdym razie nie można założyć, że dotyczył on zmuszania szlachty do fizycznego

wykonywania prac. Szlachta czynszowa była tylko opodatkowana. Z raportów gubernatorów wynika,

że w guberni kijowskiej, w ciągu trzech lat (1827-1829), płacili oni po 2,20 rubla od duszy na ziemskie

powinnosti i po 2,28 rubla od duszy na zgromadzenie szlacheckie (fiskalnie komitywa funkcjonowała

nadal) oraz na powiatowe sądy. W roku 1830 te opłaty zostały zmniejszone odpowiednio do 1,6-1,15

rubla. Na Wołyniu ziemskije powinnosti były opłacane od 1829 r. w wysokości 4,5 rubla dla szlachty

okolicznej i 2,98 rubla (w asygnatach, to znaczy dość mało) dla szlachty czynszowej. Na Podolu

podatki te zupełnie nie były ściągane przed rokiem 1830. Zob. RGIA, fond 1286, opis 5, dieło 648a, f.

377-380, 428-436, 440^454.

138

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

To ona właśnie zredagowała ukaz z 29 października 1826 roku w imieniu nowego cesarza. Od czasu

przyłączenia guberni do Rosji - czytamy w tekście ukazu - polska szlachta miała wystarczająco czasu,

żeby pozapisywać się w rejestrach. Ci, którzy nadal nie znaleźli dowodów, a tłumnie zaludniający

rzeczone gubernie, „którzy pod pretekstem ich fałszywego szlachectwa nie przystąpili do służby

państwowej, żadnego podatku do skarbu nie płacili, żadnych zobowiązań wobec społeczności nie

mieli, ale wiedli nędzny żywot prostego ludu", dysponują jeszcze okresem dwuletnim, by

odpowiednie papiery przedłożyć. Policja i marszałkowie szlachty muszą ich o tym niezawodnie

powiadomić. Gubernatorzy cywilni muszą też czuwać, żeby wszystkie dokumenty z największą

starannością zostały złożone w zgromadzeniach szlacheckich. Po upływie tego terminu, osobnicy,

których szlachectwo się nie potwierdzi, zostaną wpisani do klasy „wolnych ludzi", będą płacili podatki

miejscowe i państwowe, zachowawszy prawo do dowiedzenia swego szlachectwa w przyszłości. W

ten sposób zostaną oni włączeni do kategorii użytecznej dla państwa - stwierdzało trzecie biuro

piątego departamentu w ukazie. Po upływie wspomnianego terminu, jedynie zatwierdzona szlachta

podlegać będzie szlacheckiemu sądownictwu129.

Zauważmy dwa nowe elementy tkwiące w tekście ukazu: oficjalizację weryfikacji generalnej całej

szlachty, kiedy dotychczas poszukiwano jedynie hipotetycznych „podejrzanych", których

przyuważono w roku 1814. Ponadto po raz pierwszy podejrzenie ogarniało wszystkich a priori.

Pejoratywne określenie „tak zwany szlachcic" powtarzało się odtąd stale.

W celu natychmiastowej identyfikacji szlachty sprawdzonej, Rada Ministrów zatwierdziła w tym

samym roku propozycję gubernatora podolskiego o wydawaniu specjalnych paszportów

wewnętrznych, w których stosunek do własności ziemskiej ich posiadaczy oraz ich ranga lub czyn

zostałby jednoznacznie określone. W paszportach obok kategorii „posesjonat" lub „oficjalista"

figurował czyn i wpis do księgi szlacheckiej. Możliwe, że dokumenty te nie zdążyły się

upowszechnić130, ale oddzielenie „prawdziwych" od „fałszywych" szlachciców coraz mocniej jawiło

się jako konieczność.

Marszałkowie powiatów guberni kijowskiej musieli w połowie 1827 roku podporządkować się

kolejnym rozporządzeniom podążającym w ślad nakazów z lat 1814-1824: dostarczyć mianowicie listy

szlachty spisanej w roku 1795 -

129 Ukaz otnositielno itnianujuszczichsja szlachciczami bez predstawlenija o ich szliachectwie

dostatecznych dokazatielstw, f. 464, 465. Minister spraw wewnętrznych przekazał ten ukaz policjom

lokalnym, 5 stycznia 1827, RGIA, fonds 1286, opis 4, dieto 102, f. 92. Podobny problem mógł się

ujawnić też w Rosji właściwej, ale w proporcji nieskończenie skromniejszej. 1 listopada 1825 r.

generał Balaszow, generalny gubernator Riazania, Tuły, Oriela, Woroneża i Tambowa pytał, czy wolno

wtrącić do armii 1700 szlachciców rosyjskich, którzy zgubili swe papiery. Wahania ministra spraw

wenętrznych i rady Stanu ujawniają, że nie było wiadomo, do jakiej rangi ich przypisać i do jakiej

kategorii podłączyć; ibid., fond 1263, opis I,dieło423.

130 O propozycji gubernatora podolskiego i jej akceptacji wspominają: W. S z a n d r a,

Administratiwni ustanowy Prawobereżnoj Ukrainy, Kyiw 1998, s. 35, cyt. przez: S. Łysenko, J.

Czernecky j, Prawo-bereżna szliachta..., s. 36.

Co począć z „herbową gołotą"?

139

informacje sprzed trzydziestu dwóch lat - i ułożyć je w następujące kategorie131: 1. szlachta

zatwierdzona przez zgromadzenie guberni, 2. szlachta, od której wymagano dodatkowych

dokumentów, 3. szlachta, której dokumenty odrzucono, 4. szlachta, której potwierdzenia odmówiła

Heroldia, 5. szlachta wpisana do kategorii opodatkowanych.

Możliwe, że lektura tej niesłychanie długiej listy skłoniła Radę Stanu do przedłożenia Mikołajowi I już

28 lutego 1828 roku, a więc przed upływem terminu dwuletniego wyznaczonego w październiku 1826

roku, opinii o „nadużyciach wykrytych w nadawaniu tytułu szlacheckiego osobom nieposiadającym

do niego prawa", o nadużyciach, które - jak podkreślali ministrowie - popełniano nadal. Rada Stanu

przewidywała powołanie przy Senacie specjalnego komitetu rewizyjnego, który sprawdzi wszystkie

papiery osobiste i rodzinne i określi procedurę postępowania na przyszłość. Mikołaj I zatwierdził tę

propozycję w dniu jej wpłynięcia. Rozpoczął się okres, w którym wola rzeczywistej eliminacji szlachty

przestała być ułudą. Szlachta czynszowa znalazła się w centralnym kręgu podejrzeń. Ale nikt nie

wyobrażał sobie, jak wielki trud oczekuje jej eliminato-rów. Ta niewiedza ujawniła się jeszcze

wyraźniej w ukazie uzupełniającym z 5 marca 1828 roku, który podwajał kontrolę sprawowaną przez

komitet kontrolą sprawowaną przez Heroldię132. Ta instytucja, zajmująca się tylko sprawami

dotyczącymi arystokracji, nie była w żadnej mierze przygotowana na stawienie czoła tak

gigantycznemu zadaniu.

Jedyny głos pomiarkowania, który ówcześnie się ujawnił, należał - rzecz dziwna - do ministra

finansów Kankrina, który praktycznie zrezygnował z podatków, od tak dawna wyczekiwanych, od

„200 000 dusz" z guberni przyłączonych, zrozumiawszy, że w chwili rozpoczęcia wojny z Turcją byłoby

rzeczą politycznie niestosowną wzbudzanie niezadowolenia na Ukrainie, na której samo

utrzymywanie wojska ciężko dawało o sobie znać. W długim memoriale do Senatu z 16 marca 1828

roku, minister zdobył się na odwagę, by przypomnieć, że jeśli wszystkie kolejne dotychczasowe

komisje nie zdołały odróżnić prawdziwych szlachciców od fałszywych, podjęcie od nowa polowania

na osobników podejrzanych zwących się szlachcicami i zmuszenie do płacenia podatków wszystkich,

którzy nie uzyskali świadectw szlachectwa, wydaje się operacją skomplikowaną, której nie uda się

zakończyć, a która wywołałaby niepotrzebnie niepokój.

„Byłoby wręcz niesprawiedliwie - twierdził Kankrin w podsumowaniu memoriału - pozbawiać tej

szlachty godności, której co prawda dowieść nie może, ale z której od kilku stuleci korzysta. To

mogłoby doprowadzić do niejakich buntów..."

Wyborna przenikliwość na dwa lata przed rokiem 1830. Minister dodawał, że łagodność w podejściu

do kwestii przejawić się powinna rozwiązaniem Komisji, zachowaniem w stosunku do tej grupy nazwy

gatunkowej: osiedlają szlach-

'" DAKO, fond 1, opis 295, dieło 7570, cyt. przez jw., s. 36.

112 Obydwa ukazy przygotowujące komitet i awizo Heroldii cytowane przez N. K. Imierietinskij,

Dworianstwo wolynskoj gub..., cz. 1, s. 362-363.

140

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

ta i określeń: „okoliczna" bądź „czynszowa", że powinna nadal się cieszyć swą wolnością

przemieszczania się do innych wiosek i miast, w których zwałaby się „szlachtą miejską". Kankrin

sugerował, że można by tę szlachtę przymusić do służby wojskowej, ale tylko ośmioletniej i bez

stosowania kar cielesnych. Szlachta okoliczna posiadająca kawałek ziemi mogłaby jako jedyna płacić

podatek specjalny, ale nie pogłówne, lecz podymne, jak w wypadku wolnych liudiej na Litwie, którzy

już płacą po 7 rubli i 30 kopiejek.

Mało kto był podobnie pojednawczego zdania. Minister spraw wewnętrznych odniósł się do

propozycji Kankrina wrogo, Weldbrecht, szef Pierwszego Departamentu w Senacie ją odrzucił.

Władze zajęły się już głównie militaryzacją szlachty na Białorusi. Wybiła godzina twardego kursu133.

Kankrin okazał się zresztą znacznie mniej wyrozumiały wobec Białorusi, na której od długiego już

czasu srożył się Arakczejew, i na której w skonfiskowanych przez carat majątkach można było

przeprowadzać najradykalniejsze eksperymenty. Nie uwzględnił on w tym regionie rad Nowosilcowa

z roku 1826 namawiającego go do pomiarkowania, by uniknąć całkowitego zniewolenia szlachty

czynszowej w majątkach państwowych. Dość ostra polemika, która wybuchła w tej kwestii pomiędzy

tymi dwoma czynownikami, ujawnia wyraźnie, jak wyglądała sytuacja w majątkach tego typu,

stanowczo liczniejszych niż na Ukrainie. Jak to często się zdarzało, rosyjscy dygnitarze, którym

zabrane majątki przypadły w udziale (dotyczyło to byłego „klucza" słonimskiego), generałowie:

Paskiewicz i Włodek oraz tajny radca Drużinin zatrudniali polskich rządców. W wypadku kłótni

Nowosilcowa z Kankrinem chodziło o majątek, który był zarządzany przez radcę stanu - Pusłowskiego.

To on zwrócił się do Wielkiego Księcia Konstantego, naczelnego dowódcy - między innymi - tzw.

Korpusu Litewskiego, o pozwolenie zamienienia na pańszczyznę długów w płaceniu czynszu.

Pusłowski zręcznie żonglował na analogii pomiędzy należnościami szlachty czynszowej i obrokiem

płaconym przez chłopów w majątkach państwowych i nie zawahał się zrównać szlachty czynszowej z

chłopami. Posługiwał się językiem godnym orędownika niewolnictwa i dowodził Konstantemu, że

skrajna nędza podnoszona przez czynszowników była jedynie pretekstem, i że należy ich przymusić

do robót:

„co i dla Skarbu pożytecznym się okaże, chłopi przyzwyczają się do wykonywania swoich

obowiązków, a lenistwo z nich się precz wygna [...]. Gospodarz w majątku do Skarbu należą-

13) RGIA, fond 1341, opis 1, dieło 346: memoriał ministra finansów, 16 marca 1828 r., f. 471^486;

odrzucenie go przez 1 departament Senatu, 7 września 1828 r., f. 552. Przesunięcie szlachty do „klas

opodatkowanych" nabrałoby sensu, gdyby rzeczona szlachta mogła ów podatek płacić. Jednak dwa

ukazy ujawniają, że stopień nędzy niektórych spośród tych, którzy zgodzili się na wpis do kategorii

mieszczan lub kaziennych kriestian był tak wielki, że te wspólnoty kategorialne odmawiały ich

przyjęcia. By im „pomóc" Skarb postanowił, w kilku przypadkach, zwolnić ich od podatku na pięć lat.

Zob. PSZ, seria II, t. 4, nr 2149, 11 lipca 1828 r. Na podstawie raportu M. J. Daszkowa, ministra

sprawiedliwości, cesarz wyraził zgodę na rozszerzenie tej „pomocy" na całą drobnicę szlachecką

(skarga napłynęła z Wołynia), która znalazła się w podobnym położeniu na skutek niemożności

przedłożenia dowodów szlachectwa; ibid., t. 5, (1), nr 3663, 14 maja 1830.

Co począć z „herbową gołotą"?

141

cym nie ma innego sposobu przymuszenia upartego chłopa, który zna swe prawa i zupełnie się nie

troszczy o wypełnianie obowiązków przewidzianych w inwentarzach..."

Na to Nowosilcow, który w tamtym czasie (kwiecień 1826) próbował umocnić swą pozycję na Litwie,

zastrzegał, że w stosunkach agrarnych różnica pomiędzy czynszem i obrokiem w majątkach

państwowych została wyraźnie zdefiniowana 28 maja 1806 roku. Otwarcie podejrzewał Pusłowskiego

o nadużycia i żądał wszczęcia dochodzenia. Wielkość czynszu wydała mu się przesadna i nie

dopuszczał, by tłumaczyć opóźnienia w opłatach - lenistwem. Jednak Kankrin argument lenistwa

przyjmował za ważny i po prostu poradził Pusłowskiemu, by nie dopuszczał się nadużyć. W

następnych latach podobny proceder rozszerzył się na majątki państwowe na Wołyniu i na

Podolu134. Status szlachecki zanikał, a bezpośrednio zainteresowani nie mogli protestować tym

bardziej, że nieco później, na mocy jednomyślnej decyzji Senatu podjętej na podstawie ukazów

carskich z 26 października i 30 listopada 1828 roku i 25 stycznia 1829 roku, zorganizowanie na

wojskową modłę całej szlachty białoruskiej zostało przesądzone. Drukowany regulamin służby

wojskowej szlachty, przedłożył Senatowi 18 grudnia 1829 roku Dołgorukow, minister

sprawiedliwości135.

W takiej atmosferze apetyt rósł w miarę jedzenia i rosyjscy czynownicy postanowili załatwić wszystkie

problemy nastręczane przez szlachecką drobnicę we wszystkich ziemiach zabranych i we wszystkich

majątkach prywatnych. Powróciły pomysły opracowania statusu ogólnego przez specjalną komisję,

podobnie jak w roku 1808, lecz w jakże odmiennym duchu. Założenia projektu przedłożył 11 czerwca

1829 roku Dołgorukow w bardzo długim elaboracie dla Senatu, na którym Mikołaj I dopisał

własnoręcznie: „Zająć się tym statusem bezzwłocznie, przedłożyć go najpóźniej w grudniu"136. Po

zatwierdzeniu przez Senat, książę Golicyn w imieniu Rady Państwa kazał wydać 22 czerwca 1829 roku

rozkaz utworzenia takiej komisji. Bieg wypadków nabrał niespotykanego przyspieszenia137.

Po pobycie na Podolu na początku 1829 roku i po spotkaniu z marszałkiem szlachty, hrabią K.

Przeździeckim, Mikołaj I zdał sobie sprawę z rozmiarów problemu i nie zamierzał kierować się

wyrozumiałością. 21 sierpnia Rada Pań-

114 Ibid., fond 379, opis 3, dieło 887: O zezwoleniu posesorom majątków rządowych w guberniach

od Polski odzyskanych zastąpienia czynszu lub obroku przez robociznę, 3 kwietnia 1826, f. 1, 2;

komentarz Nowosilcowa z kwietnia 1826, f. 5-16.

'" Ibid.; fond 1341, opis 1, dieło 346, ukaz z października i listopada 1828 r., 25 stycznia 1829,

regulamin wojskowy drukowany, f. 552-562. Dziwne, lecz o zaliczeniu szlachty do chłopstwa

państwowego nie wspomina N. M. Drużinin, chociażby we wstępie do swojej książki pt.

Gosudarstwiennyje krie-ttitinie i reforma P. D. Kisieliewa, t. 1, Moskwa-Leningrad 1946.

""W. I. Nieupokojew (Prieobrazowanije..., s. 6, 7)iS. Łysenko iCzerneckijj (Prawobe-rttna szliachta..., s

37) podają pomyłkowo datę 22 kwietnia 1829 r. i streszczają bardzo sumarycznie na-Mępsrwo

wypadków. Raport ministra sprawiedliwości z adnotacją cara z 11 czerwca 1829 r., ibid., f, h(M-627.

"' PSZ, seria II, t. 4, nr 2948. Gorączkowej aktywności komisji dotyczy dokumentacja licząca 475 Mnm.

Zob. RGIA, fond 1286, opis 5, dieło 648a; Dielo proizwodiwszejesia w komisu wysoczajsze

uttreidiennoj dla sostawlienija położenija o szlachcie.

142

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

stwa mianowała trzech członków komisji, którzy mieli za zadanie zgromadzić dokumentację i

przygotować projekt. W jej skład wchodził reprezentant cesarskiego sztabu generalnego, pułkownik

Jureniew (o którym była już mowa z okazji projektów deportacyjnych), czynownik ministerstwa spraw

wewnętrznych w „misji specjalnej", radca stanu Żukowski i wicedyrektor wydziału podatkowego w

ministerstwie finansów - Enkholm. Od 28 sierpnia tych trzech urzędników informowało Senat o

postępie w pracach. Członkowie komisji wywołali nadzwyczajny rozgardiasz podczas szukania

dokumentów, ale należy przyznać, że mimo ich początkowej absolutnej ignorancji w przedmiocie,

którym się zajmowali, po kilku miesiącach udało im się doprowadzić do rezultatu dość spójnego, choć

nadal iluzorycznego.

Na rozkaz Mikołaja I członkowie komisji musieli przedkładać Senatowi cotygodniowe sprawozdania.

Przeminęła epoka kilkuletnich terminów na dowiedzenie szlachectwa. W celu nadzorowania i

harmonizowania prac komisji, Senat zaproponował cesarzowi, by dodać jej przewodniczącego, który

posiada szczególne kompetencje, ponieważ ze szlachtą miał już wiele do czynienia - ministra spraw

wewnętrznych. Mikołaj skreślił odręczną odnotację: „Zgoda. Skończyć z tym bezzwłocznie"138.

Dokumentacja zgromadzona przez trójkę czynowników nadzwyczaj ich zdziwiła. Przede wszystkim jej

członków uderzyło, że ludzie, którzy zwą się sami szlachcicami, płacą czynsz bardzo zróżnicowany w

zależności od miejsca, jakości uprawianej ziemi, etc. oraz że tę sumę uwzględniają inwentarze

majątku, w kontrakcie z właścicielami lub zarządcami, że jest on niekiedy płacony ekonomom, a

niekiedy właścicielom lub - w wypadku majątków państwowych - izbom skarbowym i, ponadto, ci

ludzie są wolni. Członkowie komisji zdziwili się i postanowili działać jeszcze żwawiej: sprawdzić

wnioski Komisji Ludności Sta-rozakonnej, odnaleźć wszystkie przepisy, poprosić o opinie

gubernatorów, a kiedy ci będą zwlekać, poprosić ich raz jeszcze, szperać w archiwach wszystkich

ministerstw i zdawać sprawę przewodniczącemu z postępów w przebiegu prac: mimo luk, 15

października 1829 roku ułożyli już zarys statutu. Stwierdzili, że wkrótce wypełni je konkretna treść.

Rzeczywiście: już w tydzień później pracowali nad redagowaniem pierwszej części o „obowiązkach tej

klasy ludzi" i naszkicowali kolejną, dotyczącą pogrupowania ich we wspólnoty, w zależności od ich

liczebności w danym powiecie, we wspólnoty zachowujące pewną wewnętrzną autonomię,

wybierające swych przedstawicieli i posiadające własne sądownictwo. Wszystkie poprzednie prawa,

projekty deportacji, wszelkie najrozmaitsze raporty zostały ponownie przeczytane, opatrzone

komentarzami, a ich fragmenty skopiowane. Kopiści pracowali zresztą w pocie czoła: wedle rozkazu

Mikołaja I, w wyznaczonym przezeń terminie: 13 września 1829 roku, minister spraw wewnętrznych

przedłożył w Senacie obszerny projekt: Położenije o szliach-cie („Rozporządzenia o szlachcie"), który -

jak sądzono - winien rozwiązać wszelkie problemy139.

"8 PSZ, seria II, t. 4, nr 3151, 10 września 1829.

139 RGIA, fond 1286, opis 5, dieto 648a: rozpoczęcie prac komisji, f. 79; prośby różne do administra-

Co począć z „herbową gołotą"?

143

Co by było, gdyby powstanie listopadowe nie wybuchło?

Refleksji o tym, jaki los by spotkał szlachtę, gdyby nie wzięła dość licznego udziału w powstaniu 1830

roku, nie dyktuje skrupulatność miłośnika roztrząsania zbędnych hipotez. Potrzebna jest ona dla

podsumowania ewolucji postawy carskiej władzy wobec szlachty śledzonej przez trzy dziesięciolecia,

do zrozumienia natury przemian, zapowiadających się w nowym prawie, sprawdzenia wiarygodności

owych zmian, uchwycenia różnic lub podobieństw pomiędzy zapowiadanym tekstem i rozwojem

sytuacji, sytuacją rzeczywistą sprowokowaną falą brutalnych represji popowstaniowych, które spadły

już nie na „gubernie dawniej polskie", ale na „gubernie zachodnie".

W tekście wypracowanym przez komisję najbardziej uderza, po raz kolejny, jego „petersburska"

tonacja i charakter biurokratyczny, całkowicie odcięty od rzeczywistości. Projekt „Rozporządzenia"

dzielący się na dwie części i 149 paragrafów, mimo chęci uzyskania kontroli nad szlachtą, mimo

pozorów obłudnej przychylności, której towarzyszyły wątki otwierające implicite przesłanki akcji

znacznie bardziej twardej, przeprowadzonej po 1831 roku, pozostawał elaboratem gabinetowym,

rozwlekłym, którego możliwość wcielenia w życie - i tak lepsza niż to, co się później stało -

pozostawała wątpliwa. Tekst projektu był znany jedynie bardzo nielicznym i wydaje się niezwykle

znamienny dla wyobrażeń rozpowszechnionych po gabinetach carskich biurokratów, których

nastawienie Polaków powinno by jednak skłaniać ku większej ostrożności. „Rozporządzenie" było

typowym tworem czynowników, którzy szlachtę czynszową chcieli koniecznie utożsamić z elementem

aspołecznym. Cel projektu polegał na próbie wymazania odrębności szlachty gołoty, zrównania jej w

jak największym stopniu z chłopstwem, przy zachowaniu kilku ozdobników w celu uniknięcia zbyt

głośnego szemrania. W wielu wypadkach zajadłość czynowników osłabiała ich niemoc. Spekulacyjny i

ideologiczny charakter roboty poczętej w gabinetach ujawni się lepiej, jeśli po dokonaniu analizy

treści „Rozporządzenia" porównamy ją z opiniami trzech gubernatorów ukraińskich, które nadeszły -

jak zwykle - zbyt późno, ale które ujawniają, że ich autorzy dysponowali znacznie bardziej

wyostrzonym poczuciem rzeczywistości.

95 artykułów pierwszej części dokumentu140 prezentowało rozmaite odmiany szlachty polskiej, a

raczej wizję szlachty wymyśloną przez czynowników. O ile artykuł 4 poprawnie definiował szlachtę

czynszową, artykuł 5 wyjaśniający, kim była szlachta okoliczna, czynił z niej worek, do którego można

było wrzucać wszystko: na przykład drobnych właścicieli o niepotwierdzonym szlachectwie,

beneficjantów dożywocia, zastawników, dzierżawców: na podstawie umowy ustnej lub dzierżawy

wieczystej. To oznacza, że carscy legislatorzy ni-

i|i, f. 83 i nast.; raporty tygodniowe f. 102-129; synteza chronologiczna podstawowych praw, w

dwóch wersjach: Zapiska o szliachcie, f. 212-303 i Kratkaja wypiska iz uzakonienij otnosjaszczihsja do

szliachty, I. 304-340; tekst projektu Rozporządzenia o szlachcie, f. 143-211.

"" Ibid., O mzdieleniji szljachty na razrjady, o prawach i powinnostiach sjego soslowija.

144

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Co począć z „herbową gołotą"?

1-łS

czego nie wiedzieli ani o pochodzeniu historycznym szlachty, ani o sensie samej nazwy. Liczne

artykuły dotyczące szlachty uznanej za „prawdziwą" nie stwarzały problemów, ponieważ od

rozbiorów jej prawa były identyczne z prawami szlachty rosyjskiej. Warunki służby państwowej ujęte

w artykułach 20-31 świadczyły o rozbrajającym wishfull thinking władz carskich, ponieważ

przeważająca więk-szość szlachty żyjącej na wsi w ososobnieniu nie mogła ani nie chciała „służyć" na

sposób rosyjski.

Artykuł 32, pośród nieco rozwlekłych rozważań, starał się niepostrzeżenie przemycić trudność, o

którą rozbijali sobie czoła wszyscy rosyjscy asymilatorzy od czasu rozbiorów; kto jest szlachcicem,

jakie są akceptowalne kryteria szlachectwa, kto je uznaje i - jak zawsze - w jakim sprawdzenie

powinnno odbyć się terminie. Odpowiedź pozwalała przewidywać długie jeszcze lata wahań i sporów

w tej kwestii; nie wiedziano przecież jeszcze, że w roku 1839 zjawi się niejaki Bibikow i zaprowadzi

porządek. Na razie zadowalano się następującymi sformułowaniami: „ci jedynie, którzy są

potwierdzeni przez zgromadzenie szlacheckie w powiecie i w guberni mogą zachować prawa aż do

czasu zatwierdzenia przez Heroldię". Widać chęć wprowadzenia bardziej ścisłej kontroli przez carską

władzę decyzji dotychczas świętych i nienaruszalnych, podejmowanych przez lokalne zgromadzenia.

Grzmoty i pioruny 1831 roku, aż do roku 1839, potwierdzały jedynie, że weryfikacja w Petersburgu

nie była możliwa. W roku 1829 zadowalano się wiarą w taką możliwość. Gorzej, ci którzy nie zostali

zatwierdzeni - pilnie baczono, by nie przypominać ich liczby - „musieli, według artykułu 32, być pilnie

zidentyfikowani, żeby ich to prawo dłużej nie obejmowało. Do zadań władz, od których

potwierdzenie szlachectwa zależy, wymaga się zakończenia tej sprawy bez najmniejszej zwłoki".

Nowe dyspozycje nie wymagały więc wiele więcej niż wymogi sprzed lat trzydziestu. W artykule 145,

jak zobaczymy później, pojawiło się w tej sprawie coś w rodzaju wyrzutu sumienia.

Pomysły deportacyjne przedłożone na nowo przez pułkownika Jurieniewa nie zostały, jak wiemy,

przyjęte. Artykuły 39^ł4 wspominały, bez nadmiernych złudzeń, o możliwości dobrowolnego wyjazdu

na dziewicze ziemie państwowe. Przedstawicielowi ministerstwa finansów udało się natomiast

wstawić do artykułów 48-50 uwagę, że szlachta powinna płacić podymne (podatek określony w

dokumencie polskim słowem: „ofiara"), że powinna wykonywać prace publiczne zadekretowane w

latach poprzednich, brać udział w robotach z zaprzęgiem i w aprowizacji wojska. Długie fragmenty

(artykuły 60-79) dotyczyły dostawy rekruta, odtąd obowiązkowej, ale na okres służby znacznie

krótszej niż służba chłopska, z przeznaczeniem do oddziałów stacjonujących na Ukrainie, z

elementem polskim w nazwie. Te szlachetne obietnice zniknęły, rzecz jasna, po roku 1831.

Część druga141, jeszcze bardziej niż pierwsza, stanowiła zapowiedź tego, co zostanie postanowione

po upadku powstania - przekształcenie wszystkiej szla-

1 Ibid., Ob ustrojstwie szliachty, uprawlenii onoju, o objazannostiacb, nadzorie i otwietswiennosti.

chty w „jednodworców guberni zachodnich". Część ta sprawiała niemiłe wrażenie sztywnej

hierarchizacji, której podlegali wszyscy Rosjanie, bez naśladowania zresztą ekscesów Arakczejewa na

Białorusi. Zawierała ona jednak propozycje ożywienia środowiska ogarniętego bezwładem,

przywrócenia mu na dolnych szczeblach hierarchii społecznej roli polityczno-administracyjnej, którą

posiadało, teoretycznie, w czasach Rzeczypospolitej. Owo uznanie możliwości odgrywania przez

szlachtę roli skromnej, lecz realnej w administracji, pokrywało się ze znacznie wcześniej wyrażanymi

intencjami kilku kierowników instytucji szkolnych, ale nastąpiło ono zbyt późno. Zainteresowani nie

mieli zamiaru przyjmować takiej propozycji, a poza tym taka wizja roli szlachty okaże się już w rok

później nie do przyjęcia dla rządu, który stanie się zdecydowanie antypolski.

Artykuły 96-116 zapowiadały to, co Kisieliew, minister majątków państwowych zaproponuje w roku

1837 w sprawie nadania struktur nowej kategorii jednodworców. Trzej komisarze wyobrazili sobie,

nie mając żadnego pojęcia

0 proporcjach, że podzielą szlachtę na trzy gatunki: czynszową, okoliczną

1 miejską. Każdą ze wspólnot, na wzór chłopskiego miru, winni zakładać gubernatorzy, a

kontrolować je izby skarbowe. Owe wspólnoty liczyłyby od 600 do 1500 dusz lub od 200 do 500

dymów, a w miastach byłyby mniejsze - od 150 do 400 dusz lub od 50 do 150 dymów. Oczywiście, w

tego rodzaju spekulacjach duch biurokracji ujawnił się w całej krasie. Rzeczywistość socjalna na

Ukrainie na nic podobnego nie pozwalała, ale w stolicy budowano społeczność wyimaginowaną.

Każda ze wspólnot posiadałaby „radę szlachecką" (szliachec-koje prawlenije), kierowaną przez wójta

(odpowiednik rosyjskiego starsziny u chłopów) wspomaganego przez zastępcę i sekretarza. Całą

trójkę wspólnota wybierałaby na trzy lata. Te mało chwalebne resztki autonomii szlacheckiej

musiałyby zatwierdzać izby skarbowe. Przewidywano płacę w wyskości od 200 do 250 rubli

asygnacyjnych rocznie dla wójta, od 300 do 400 dla sekretarza oraz pieczęć. Papier i księgi

rachunkowe (księgi podatkowe - to wszak najważniejsze) dostarczałyby izby skarbowe. Rola

wybranych przedstawicieli w tak wymyślonej wspólnocie byłaby niemała: policyjna, gospodarcza,

sądownicza w pierwszej instancji, nadzorcza wobec chłopów uciekinierów, strzegąca dobrych

obyczajów oraz dobrych stosunków z policją i przede wszystkim polegałaby na organizowaniu branki

rekruta i pobierania podatków. Tak prezentowała się utopia czynowników o tresowaniu szlachty.

Artykuł 145 dodawał in ex-tremis, że wszystkie osoby, których rzecz dotyczy, powinny się same

zapisać do wspólnoty, w terminie nieprzekraczającym roku od chwili ogłoszenia „Rozporządzeń".

Kok 1830 mijał na badaniu projektu przez rozmaite departamenty Senatu /. osobna, a potem przez

połączony Senat, na odesłaniu go do ministra spraw wewnętrznych dla konsultacji z hrabią

Czerniszewem, ministrem wojny i hrabią Kiinkrinem, ministrem finansów, którzy sprawą byli

bezpośrednio zainteresowani, a następnie cały projekt został na długie miesiące powstania

listopadowego zawieszony, a w końcu po prostu unieważniony, po nowym obrocie kwestii

146

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

szlacheckiej, jaki przybrała ona po ogłoszeniu słynnego ukazu z 19 października 1831 roku o

organizacji jednodworców na wsi oraz tak zwanych „grażdan" w miastach. Senat uznał zadanie

komisji za wykonane 14 listopada 1832 roku, co potwierdził minister spraw wewnętrznych... 14

kwietnia 1834 roku142.

Przeanalizujmy obecnie, dla porównania z wizją nieco marzycielską petersburskich czynowników, w

jaki sposób postrzegali ubogą szlachtę w przededniu powstania trzej gubernatorzy prawobrzeżnej

Ukrainy. Zauważmy najpierw, że projekt „Rozporządzeń" popierał jedynie Katierinicz, gubernator

kijowski, który jako pierwszy wysłał 31 października 1829 roku odpowiedź na zapytania komisji.

Dwóch pozostałych gubernatorów, którzy byli Polakami, nie spieszyło się z odpowiedzią. Hrabia

Mikołaj Grocholski wysłał ją z Podola 27 października 1929 roku. Raport gubernatora wołyńskiego,

Butowta-Andrzejkowicza, nadszedł dopiero 19 lutego 1830 roku. Żadna z nadesłanych przez nich

informacji nie trafiła do projektu redagowanego w pośpiechu, nie tylko na skutek opóźnienia, ale

przede wszystkim na skutek ich nikłej wartości informacyjnej oraz ducha sprzeciwu ożywiającego

raporty dwóch ostatnich nadawców143.

W sprawie liczby szlachty każdej kategorii zamieszkującej w tych guberniach, w których nie

przeprowadzano spisów od roku 1811, tylko gubernator kijowski dostarczył tabelę stwarzającą

pozory prawdziwości, którą reprodukujemy poniżej (dotyczy szlachty płci męskiej).

Powiaty Czynszownicy Czynszownicy miejscy Okoliczni Razem

wiejscy państwowi prywatni

Kijów 535 164 — — 699

Wasyłków 4 159 9 — — 4 168

Bogusław 1 438 — 93 — 1 531

Radomyśl 1 766 40 — 780 2 586

Zwinogródka 2 365 92 — — 2 457

Skwira 5 929 239 — — 6 168

Taraszcza 5 944 82 — — 6 026

Lipo wiec 3 763 — 171 — 3 934

Machnówka 6 565 — — — 6 565

Humań 2 425 — 100 — 2 525

Czyhyryn 832 — — — 832

Czerkasy 625 29 — — 654

Razem 36 346 655 364 780 38 145

Prezentowane dane, jak zawsze, zależały od informacji przekazanych przez polskich marszałków

szlachty. Nie mogły być dokładne, ponieważ interes właś-

142 Ibid., fond 1341, opis 1, dieło 346, f. 633-643, raporty do Senatu, 20 stycznia 1830 r. i

korespondencja różna przed likwidacją, f. 647-665. Pomiędzy uwagami dotyczącymi projektu

Rozporządzeń z 13 grudnia 1829 r., jedną z najbardziej liberalnych sformułował radca Sumcow,

zalecając popieranie dostępu biednej szlachty do nauki, by zachęcić ją do awansowania w czynach.

Znakomity pomysł w przedzień likwidacji Uniwersytetu Wileńskiego! Wid., przypis poprzedni, f. 381-

386.

"" Ibid., fond 1286, opis 5, dieło 648a, raport z Kijowa, f. 428^136; z Wołynia, f. 455^ł57 oraz 377-

380; z Podola, f. 440-454.

Co począć z „herbową gołotą"?

147

ucięli ziemskich polegał na ich zaniżaniu. Łączna liczba, zmniejszona w stosunku do lat 1795-1800 (35

145 wobec 40 373) mogłaby się okazać jeszcze mniejsza, gdyby odjąć 7000 wykluczonych w roku

1823, ale najwyraźniej nie o nich w tym wypadku chodzi. Przeciwnie, liczba ta powinna okazać się

znacznie większa ze względu na znaczny przyrost demograficzny. Krótko mówiąc, te dane były

fałszywe, ale dawały mgliste wyobrażenie o liczebności grupy. Raport Butowta-Andrzejkowicza z

Wołynia był jeszcze mniej wiarygodny: żadnego szczegółu na szczeblu powiatów ani informacji

kategorialnych; twierdził on, że szlachta w jego guberni liczyła tylko 19 728 dusz męskich, chociaż już

dane za rok 1795 oceniały liczbę szlachty na 33 624, łącznie ze służbą. Grocholski z Podola nie podał

żadnej liczby. Brak poważnych danych statystycznych zapowiadał ogromne trudności, które

napotykali autorzy akcji deklasacyjnych i eliminacyjnych po roku 1831.

Nadesłane odpowiedzi dostarczają jednak kilku interesujących informacji. W guberni kijowskiej na

przykład, proporcje szlachty czynszowej w miastach kształtowały się następująco: 1019 szlachciców

mieszkało w 400 domach w miastach państwowych i w 150 domach w miastach prywatnych.

Dowiadujemy się ponadto, że na Wołyniu, w głównym mieście Żytomierzu znajdowało się 240

domów zamieszkiwanych przez 1041 osób spośród szlachty gołoty. Ogólny jednak profil miejskiej

szlachty gołoty nie jest możliwy do uchwycenia. Z podolskiego raportu wynika, że ta gubernia nie

posiadała żadnej okolicy, można zatem wnioskować, porównując z dwiema guberniami sąsiednimi, że

na Ukrainie liczba wiosek szlacheckich była niewielka. Były one liczniejsze na Wołyniu (powiat

owrucki), niż na Kijowszczyźnie (780 dusz męskich w powiecie Radomyśl). Według gubernatora

wołyńskiego, 19 728 spisanej w guberni szlachty zamieszkiwało 6576 dymów: 1852 dymy szlachty

okolicznej (prawie jedna trzecia) i 4724 szlachty czynszowej.

Nie zatrzymując się dłużej nad liczbami trudnymi do wyzyskania, spróbujmy >kupić się, w zakończeniu

niniejszej części studium, nad ocenami celowości pro-icktu z 13 grudnia 1829 roku sformułowanymi

przez poszczególnych gubernatorów. Opinia Katierinicza, gubernatora kijowskiego nie zaskakuje. Jako

Rosjanin ocenił on, że ta kategoria niepłacąca państwu podatku, która nigdy nie sta-r.iłj się o rangę i

czyn, której szlachectwo nigdy nie zostało potwierdzone, jest bezużyteczna. Pozostał on wierny

duchowi ukazu z 20 stycznia 1816 roku podkreślającego konieczność czystki pośród uciekinierów i

obcych, którzy się po-vi ńil tej rzekomej szlachty ukrywali, podejrzanej zresztą jako takiej. W roku

1831 podejrzewanie zamieni się w diabolizowanie.

Dwóch polskich gubernatorów w roli wysoko postawionych carskich czynowników pozostawiło cenne

świadectwa: usiłowali oni ocalić jedność szlachecki), uniknąć zerwania z prastarym porządkiem, który

udawało się ochronić pi7.cz ostatnich trzydzieści pięć lat i zamanifestowali jeszcze solidarność

chwalo-n,| pr/.i1/. magnatów w roku 1791.

Biiiowt-Andrzejkowicz z Wołynia był dość lakoniczny, ale nie ukrywał, że I >i/.oprowadzane ówcześnie

kontrole policyjne całkowicie wystarczają: nikt nie

148

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

mógł się przemieszczać bez wewnętrznych paszportów (piśmiennyje widy). Gubernator doszedł do

następującego wniosku: „W sprawie organizacji życia cywilnego, żadnej jego nowej organizacji nie

potrzeba". Nie dostrzegał on też żadnej potrzeby zmiany trybu życia szlachty czynszowej. I tak żyje jak

chłopi. Jest wolna. Po co zabraniać jej przemieszczania się, a nawet wędrówki najuboższych? To

nędza ich w drogę wygania. Trudno im zabronić wyboru miejsca, do

którego chcą się udać.

Takiego ewangelicznego podejścia do szlachty nie dzieliła biurokracja rosyjska. Hrabia Mikołaj

Grocholski, któremu kilka polonizmów poprawiła w raporcie ołówkiem ministerialna ręka, wykładał

ze znacznie większą emfazą i przekonaniem powody, dla których wszyscy wielcy właściciele ziemscy

powinni zachowywać jak największą liczbę Polaków do swych usług pośród coraz bardziej wrogiego

żywiołu chłopstwa ukraińskiego. Grocholski nie ukrywał, że jego odpowiedź opóźniła się ze względu

na zastrzeżenia kilku marszałków powiatowych. Przeczuwali oni, że tego rodzaju dochodzenie nie

wróży niczego dobrego. Zaczęła więc krążyć plotka o nadciągającej deklasacji.

Hrabia gubernator starał się przekonać Petersburg o walorach mitycznego pochodzenia drobnej

szlachty. Wszyscy oni - pisał - pochodzą ze starej polskiej szlachty, tytuły uzyskali dzięki poświęceniu i

wiernej służbie królom polskim, stąd ich przywileje. Wszyscy oni byli potomkami obrońców granic

przed Turkami i Tatarami, którzy bez końca kraj najeżdżali. Wszyscy też, niestety, popadli w ruinę

oraz mizerię i najczęściej dzieci swoich nie mieli za co wyprawić do szkoły. Stali się zatem zwykłymi

czynszownikami-rolnikami, musieli się osiedlić na ziemiach bogatszej braci, dom postawić i czynsz

płacić.

Gubernator napisał też, że znaleźć ową szlachtę można wszędzie, we wszystkich majątkach

prywatnych, w starostwach, majątkach państwowych, w miastach (kilkuset), w dobrach kościelnych i

w dobrach fundacyjnych Komisji Edukacji (pojezuickich). Czynsz, w zależności od miejsca, pobierały

izby skarbowe lub gospodarze w majątkach państwowych, nadzorcy w majątkach prywatnych, księża,

mnisi oraz dzierżawcy Komisji Edukacji w zależności od powierzchni gruntów ornych.

Niski czynsz podawany przez polskiego gubernatora wskazywał wyraźnie na jego zaniżanie dzięki

szlacheckiej komitywie, ale jednocześnie podział szlachty czynszowej na kategorie bardzo mocno

przypominał podział w obrębie chłopstwa pańszczyźnianego na Ukrainie, zdradzał również częste

zakusy właścicieli ziemskich, by czynsz podnosić i po prostu zamieniać czynszownika w chłopa.

Szlachta gołota została tu podzielona na rolników pieszych (bez konia), następnie na rolników

dysponującyh jednym, dwoma lub trzema końmi. Czyn-szownikowi pieszemu przydzielano dziesięcinę

gruntu ornego i dziesięcinę łąki. Temu, który miał jednego konia - dwie dziesięciny gruntu ornego i

dwie łąki. Temu, który miał dwa konie - trzy dziesięciny gruntów ornych i trzy łąki. I tak dalej.

Wielkość czynszu ustalano w zależności od powierzchni w rublach asyg-nacyjnych, o wartości

znacznie mniejszej niż ruble srebrne (rubel asygnacyjny był w tym czasie wart mniej więcej jedną

czwartą rubla srebrnego).

Co począć z „herbową gołotą"?

149

Czynsz pieszego wynosił od 10 do 15 rubli asygnacyjnych na rok; jednokonnego - od 15 do 25 rubli

asyg.; dwukonnego - od 25 do 35 rubli asyg.; trzy-konnego - od 35 do 50 rubli asyg.; czterokonnego -

od 50 do 70 rubli asyg.

Istnieli ponadto szlachcice tak zubożali, że wynajmowano im tylko chałupę z warzywnikiem

(chałupnicy), którzy płacili od 6 do 8 rubli asygnacyjnych rocznie, a niektórzy, mogący sobie pozwolić

jedynie na pomieszkiwanie u czynszow-ników lub tylko u chałupników (komornicy) płacili połowę

czynszu chałupnika. Wielkość czynszu podanego przez gubernatora wołyńskiego (od 8 do 12 rubli

asygnacyjnych za grunt orny i od 2 do 3 za chałupę z warzywnikiem) wydaje się bliska sytuacji na

Podolu.

Grocholski starał się w ten sposób wykazać, że właściciele latyfundiów wykazywali wobec tych ludzi

bezinteresowność i jednocześnie tłumaczył pożytki płynące z ich obecności i z ich dotychczasowego

statusu: dają oni kwatery wojskom przechodzącym w okolicy, mogą wzmacniać straże graniczne

wzdłuż Dnie-stru, zajmować niektóre stanowiska w sądach ziemskich (zobaczymy w rozdziale

następnym, w jakim stopniu zaniepokoiło to carską władzę) lub służyć w charakterze woźnych w

powiatach. Ponieważ są ludźmi wolnymi, ich dzieci czasem chodzą do szkoły, kilku z nich zostaje

dzięki temu jurystami, księżmi albo oficjalistami. Powrócimy dalej do sprawy awansu przez szkołę.

Szlachta czynszowa nie podlegała - twierdził Grocholski - karom cielesnym, cieszyła się zatem:

„jednym słowem wszelkimi przywilejami i prawami właściwymi stanowi szlacheckiemu, jednak bez

brania udziału w wyborach, ponieważ nie posiadała własności ziemskiej (potniestija)".

Zadziwiającej i odważnej obronnie szlachty czynszowej w roku 1829 przez gubernatora, który dobrze

wiedział, że zwraca się do komisji powołanej do tego, by zniszczyć wszystko to, co starał się ocalić, nie

brakowało szczerego zapału. Wyznając niemożność oceny liczby owej szlacheckiej drobnicy,

gubernator wolał od podawania przestarzałych danych wypowiedzieć się za przeprowadzeniem

nowego spisu przez komisje powiatowe. Te komisje ustaliłyby nareszcie prawdziwe dane dotyczące

liczebności szlachty zatwierdzonej przez lokalne zgromadzenia, szlachty, która żadnych dokumentów

nie posiada, oraz tej, która takowe dokumenty co prawda posiada, ale nie przedłożyła do weryfikacji.

Gubernator nie wypowiadał się przeciwko włączeniu niektórych osobników nie-inogących udowodnić

szlachectwa do mieszczan lub do chłopstwa w majątkach państwowych, ale bez ograniczania ich

wolności. Jako godny przedstawiciel bo-Uatego ziemiaństwa, Grocholski proponował, by większość

szlachty czynszowej pozostawić pod obserwacją wielkich właścicieli ziemskich, którzy wystawialiby na

przykład zaświadczenia o pobycie lub wyjeździe, ale w pozostałych sprawach szlachta powinna

zależeć od marszałków powiatowych, jedynych arbitrów w wypadku sporów z właścicielami

majątków.

Ta obrona starego porządku, w którym wolność od szesnastego stulecia była wartością najwyższą,

przynajmniej w teorii, i który pozwolił niektórym - podkreślał gubernator - zdobyć wykształcenie

zgodnie z prawami nadanymi przez cesarza (aluzja do systemu szkolnictwa zreformowanego w końcu

osiemnastego

150

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

stulecia i rozwijanego od trzydziestu lat), doprowadziła do tej samej konkluzji, którą kończył swój

raport gubernator wołyński: „Wypada pozostawić wszystkie przywileje szlacheckie w ich obecnej

mocy". Z pewnością na skutek takiej obrony hrabia Mikołaj Grocholski utracił swe stanowisko w roku

1831.

Wydaje się rzeczą dość niezwykłą, że te opisane przez nas powinowactwa nie z wyboru pomiędzy

carskimi czynownikami i polskimi wielkimi właścicielami ziemskimi, ukryte w archiwach jakże długo

nieprzeniknionych, zostały prawie całkowicie wymazane ze świadomości historycznej. Trzydzieści lat

kombinowania, równie ożywionego, co nieskutecznego - lecz ujawniającego mentalność uczestników

wydarzeń w sposób rewelacyjny - przygotowywało wielką „pułapkę na szlachtę" z lat 1830-1840,

operacyjnie dobrze przygotowane, lecz nadal nieskuteczne aż do roku 1914. Szlachta rosyjska nie

znała i nie rozumiała szlachectwa polskiego. Nie mogło zatem dojść do miksacji dwóch odmian

szlachectwa. Możliwy był tylko odrzut szlachectwa w wydaniu polskim.

Przyjrzyjmy się obecnie losowi tych, z którymi Rosjanie wiązali swe polityczne nadzieje.

Rozdział trzeci

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

Nie siląc się na prezentację wszystkich aspektów życia polskich ziemian na Ukrainie, chcielibyśmy

sprawdzić, co pozostało z ich wewnętrznej organizacji, z owej słynnej wolności szlacheckiej, która w

poprzednich stuleciach jawiła się jako forma demokracji. Z drugiej strony pragnęlibyśmy

przestudiować metody i rezultaty carskiej kontroli rozciąganej nad ziemiaństwem. W pierwszej części

tego studium pokazaliśmy, na jakim poziomie fikcji znalazła się demokracja i komitywa szlachecka w

okresie Sejmu Czteroletniego. Jednocześnie zauważyliśmy, że rosyjskie pojęcie szlachectwa, oparte

na pomiestje, czyli na posiadaniu majątku ziemskiego, nie było odległe od wyobrażeń działaczy obozu

patriotycznego w roku 1791. W jaki sposób przystosowali się oni do utraty ich uprawnień do

samostanowienia i do prawodawstwa na sejmikach, w jaki sposób przyzwyczaili do zniknięcia Sejmu?

Czy ukaz z 27 września 1793 roku, gwarantujący nienaruszalność ich majątków, stanowił dla

ziemiaństwa wystarczające pocieszenie, a kolejne ukazy: z 20 października i z 14 grudnia 1794 roku,

nadające im te same co szlachcie rosyjskiej przywileje, szczególnie władzę nad chłopstwem

pańszczyźnianym, pocieszyły ich wystarczająco? Sejmiki zmieniły nazwę na zgromadzenia szlacheckie.

Czy zmiana nazwy wiązała się ze zmianą znaczenia? Czy zgromadzenia stały się, czy też nie stały

zwykłymi ośrodkami wykonawczymi carskiej władzy? Czy to wystarczyło, by ziemiaństwo

zachowywało, zgodnie z „Gramotą szlachectwa" nadaną przez Katarzynę II w roku 1785, swe

uprawnienia sądownicze oraz tradycyjne tytuły w herbarzach?

Skoncentrujemy się na dwóch, nierozdzielnie za sobą połączonych, aspektach życia szlachty: na

wyborach, które wyznaczały hierarchię wewnętrzną szlachty, przede wszystkim w organach

sądowniczych oraz na przebiegu zgromadzeń szlacheckich, które określały wszelkie formy aktywności

ziemiaństwa. Sposób w jaki sprawy te były komentowane, postrzegane, a nawet sterowane zarówno

przez samych zainteresowanych, jak i rozmaite instancje władzy, pozwoli zrozumieć nastawienie

caratu i przedstawić w nowy sposób powolne zaciskanie pętli przez Rosjan w guberniach, w których

wszystko - z wyjątkiem chłopskiej religii - było dla nich obce.

Troska o kontynuację systemu sądowniczego, to znaczy - nade wszystko -o utrzymanie

dotychczasowych porządków na wsi oraz o kontynuację, bez wstrząsów, pańszczyzny legła u podstaw

dalszej działalności sejmików szlacheckich. Łatwo było mianować wojskowego gubernatora w Kijowie

i rozłożyć żoł-

154

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Łącznie zatem prawobrzeżną Ukrainę zamieszkiwało 11 026 „posesjona-tów", którzy wysyłali swych

reprezentantów na wybory zwołane przez Pawła I, które odbywały się w Kamieńcu od 16 do 21

kwietnia 1797 roku i w Żytomierzu od 1 do 5 maja. Protokoły z guberni kijowskiej nie zachowały się.

Możliwe, że zbyt mała liczba właścicieli ziemskich uniemożliwiła przeprowadzenie normalnych

wyborów gubernialnych.

Porównanie danych ze spisu i dwóch sprawozdań z wyborów ujawnia słabą reprezentatywność. Na

mniej więcej równą liczbę posiadaczy ziemskich na Wołyniu i na Podolu, tylko po 260 elektorów

stawiło się we wspomnianych stolicach guberni (liczby przebliżone, ponieważ w zależności od dnia,

liczba elektorów się zmieniała). 260 głosujących z Podola reprezentowało 5,5% tamtejszej szlachty

ziemiańskiej. Nie wiadomo, niestety, w jaki sposób zostali oni wybrani w swych powiatach i jak

dużym cieszyli się poparciem. Nie wiadomo nawet, czy zostali wybrani, czy wyznaczyli się na

elektorów sami, co sporo by mówiło o świadomości obywatelskiej 94,5% nieobecnych na wyborach w

guberni. W tej kwestii otrzymamy odpowiedź pośrednią, po przeanalizowaniu, nieco później,

regulaminu z 3 marca 1805 roku. Nie wiadomo o frekwencji wstępnej, ale z pewnością ta mała grupa

tworzyła „klub właścicieli ziemskich", o którym marzyli polscy autorzy „Prawa o sejmikach" z roku

1791. Nieco zaskakująca zbieżność z „Gramotą" szlachty rosyjskiej wyraźnie w tym miesjcu wychodzi

na jaw.

Z kolei przykład Podola pokazuje, że wybory nie odbywały się dokładnie według zaleceń ani

„Gramoty", ani ukazów. Raport rosyjskiego wicegubernato-ra podolskiego wprowadza nas w sekrety

urn, podając liczbę głosów uzyskanych przez każdego wybranego marszałka powiatowego.

Głosowano „za" za pomocą białej kulki; „przeciw" - za pomocą kulki czarnej.

Pierwsi marszałkowie szlachty podolskiej rekrutowali się, zgodnie z oczekiwaniami, spośród

najznakomitszych miejscowych rodzin, tylko kilka nazwisk było mniej znanych. Oto lista marszałków:

Kamieniec - Piotr Stadnicki,

Uszyca - Józef Witosławski,

Proskurów - Michał Przeździecki,

Latyczew - Szymon Bykowski,

Lityn - Michał Orłowski,

Winnica - Czesław Jaroszyński,

Bracław - Jan Szweykowski,

Hajsyn - Antoni Jaroszyński,

Jampol - Józef Potocki,

Mohyłów - Łukasz Urowski,

Bałta - Michał Węcki,

Olgopol - Fortunat Michałowski.

Kilku z nich nie krępowało się podać do Petersburga swych dawnych tytułów i funkcji, które w

nowych warunkach trąciły nieco myszką: Bykowski podał się za chorążego zwinogrodzkiego, Orłowski

- ogłosił pułkownikiem jazdy pan-

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

155

cernej polskiej, Potocki - starostą halickim, Urowski - podczaszym podolskim, Michałowski -

porucznikiem jazdy pancernej polskiej. Dwunastu elektorów powiatowych, troszczących się o

zachowanie przestiżu w nowym reżimie, wybrało /. kolei marszałka guberni, który już pełnił tę

funkcję od dwóch lat - hrabiego Teodora Potockiego.

260 elektorów obsadziło się z kolei wzajemnie na stanowiskach sądowych, które obieralne co trzy

lata, gwarantowały całkowitą władzę ziemiaństwa nad życiem społecznym i agrarnym do roku 1831.

Wziąwszy pod uwagę liczbę funkcji do rozdania, praktycznie wszyscy zapewnili sobie jakiś tytuł

powiatowy lub gubernialny. Najważniejsze stanowiska obejmowały tytuły czterech przewodniczących

pierwszego i drugiego departamentu sądów ziemskich (w sprawach cywilnych) i grodzkich (w

sprawach kryminalnych), nadal nazywanych po polsku, które - oprócz przewodniczącego - liczyły

ponadto po trzech podsędków. Wszystkie inne funkcje sprawowała w zasadzie szlachta dziedziczna,

ale ponieważ stanowisk była masa: 180 (15 na powiat), udało się w kilku wypadkach uzyskać je kilku

dzierżawcom, a w Uszycy sekretarzem został nawet czynszow-nik. W każdym powiecie znajdowały się

trzy trybunały: sądy podkomorskie, ziemskie i grodzkie, których polskie nazwy zachowały się w języku

rosyjskim: sąd podkomorski rejestrował wszystkie akty własności ziemskiej, akty notarialne i

rozpatrywał spory dotyczące własności. Przewodził mu podkomorzy z pomocą komornika

(mierniczego). Działał też sąd ziemski z sędzią, dwoma asesorami i sekretarzem, rozpatrujący procesy

cywilne oraz dawny sąd grodzki, który został zamieniony w rosyjski posterunek policji z rosyjską

nomenklaturą: na jego czele stał isprawnik kierujący trzema śledczymi {zasiedatielami). Wszyscy, aż

do woźnych włącznie, uzyskiwali prawo do godności na mocy urodzenia, kompetencje sądowe -

ewentualnie - uzyskiwano je poprzez praktykę.

Kumoterstwo podwajane korupcją zżerało szlachecką sprawiedliwość. Była ona piętnowana przez

pisarzy od czasów Renesansu (Rey, Klonowic), aż do osiemnastego stulecia (Naruszewicz, Kitowicz),

ale ten system stanowił tak istotny element życia szlachty, że było jeszcze stanowczo za wcześnie, by

Rosjanie zaatakowali go frontalnie, jak to zresztą uczynił Wiedeń w zaborze austriackim. Liczebność

szlachty na Ukrainie i Litwie powodowała, że przeprowadzenie reform okazywało się znacznie

trudniejsze politycznie w zaborze rosyjskim niż w Galicji. Paweł I, który postanowił posłusznych

Polaków nagradzać, ustanowił 14 października 1799 roku dożywotnią funkcję marszałka szlachty, ale

Aleksander I przywrócił elekcję od maja 1802 roku4. Zobaczymy jednak, że po roku 1820 niektórzy

marszałkowie gubernialni byli wybierani na całe dziesięciolecia.

* T. Bairaszauskajte, O litewskich marszałkach gubernialnych i powiatowych do 1863 r., „Przegląd

Wschodni" 1997 (Warszawa), t. 4, z. 2 (14), s. 427^141. Wg A. B. Zakr ze wski ego, (Marszałek

powiatowy Wielkiego Księstwa Litewskiego, marszałkiem sejmikowym (XV1-XVIII), [w:] Parlament,

prawo, ludzie. Studia ofiarowane profesorowi ]. Bardachowi, Warszawa 1996, s. 356—361), ta

funkcja nie istniała w Koronie. Stwierdzamy jednak, że mimo przyłączenia Ukrainy do Korony, na

Ukrainie ta instytucja ściśle zdefiniowana w trzeciej wersji „Statutu litewskiego", zachowała całą

swoją

156

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Zgromadzenia szlachty polskiej, mimo nadużyć i archaizmów, przetrwały do mniej więcej 1860 roku,

ponieważ carska władza, niezdolna do wysłania do guberni ukraińskich wystarczającej liczby

czynowników, nie zaprzestała korzystać ze „szlachty wyborowej" w sprawie pobierania podatków i

dostawy rekruta, starając się jednocześnie przez cały czas ugniatać ją na swą modłę. W ten sposób

marszałkowie, podkomorzy z podsędkami podpierali czynowników i przez długie lata wsparci

wzajemnie na sobie czuwali, by nic się nie zmieniało w sprawie pańszczyzny. O reformie wymiaru

sprawiedliwości zaczęto nieśmiało przebąkiwać w Petersburgu dopiero po roku 1831. Przed tą datą,

tylko kilka poprawek bez znaczenia zakłóciło nieco sobiepańskie panowanie „obywatelstwa". Stąd

może dewaluacja tych pięknych słów w języku rosyjskim, gdzie obywatel znaczy filistra, a honor

(gonor) - butę, choć trudno też oczywiście doszukiwać się tych walorów u rewizorów, ale taka jest siła

stereotypów narodowych.

Szafowanie stanowiskami w sądach w pierwszych latach po rozbiorach stwarza okazję do

zastanowienia się nad rzeczywistym uznaniem posesjonatów lub dzierżawców w pełni ich praw

szlacheckich w stosunku do dziedziców „pozostających poza wszelkim podejrzeniem". 19

października 1798 roku Paweł I postanowił zlikwidować sądy w trzech powiatach: Wasyłkowie, w

Czerkasach i w Humaniu (w guberni kijowskiej) pod pretekstem, że w tych powiatach nie było

wystarczająco wiele szlachty, żeby sądy utworzyć. Władzę sądowniczą nad pierwszym z tych

powiatów powierzono trybunałowi bogusławskiemu, nad drugim - przydzielono Czyhyrynowi, nad

trzecim - Zwinogródce. Następnie w listopadzie 1800 roku, gubernator cywilny Milaszewicz

kontynuował podobne redukcje, aż w końcu 6 września 1804 roku tylko siedem powiatów na

dwanaście w guberni kijowskiej posiadało normalny aparat sądowniczy: sąd podko-morski i

dwustopniowy sąd ziemski5.

Przywoływany powód braku wystarczającej liczby szlachty wydaje się nieco stronniczy, chyba że dane

wynikające ze spisu pozostały tajemnicą, ponieważ, choć rzeczywiście trzykrotnie mniejsza niż na

Wołyniu i Podolu, liczba posesjonatów na Kijowszczyźnie wynosiła jednak 1692 osoby, co powinno

wystarczyć do obsadzenia stanowisk w sądach powiatowych. To prawda, że — na przykład - całość

powiatu humańskiego należała w roku 1797 do Szczęsnego Potockiego ze stu siedemnastoma

wioskami zamieszkanymi przez 60 000 dusz płci obojga. Nie sposób sobie wyobrazić, żeby tak

wielkiego magnata obchodził wymiar sprawiedliwości szczebla podstawowego. Jego dobra nie

ograniczały się zresztą do powiatu humańskiego; Szczęsny miał w sumie 312 wiosek. Jego kuzyn Piotr

Potocki był nieco biedniejszy, podobnie jak familia Czartoryskich ze swymi 194 wioskami, jak

Braniccy, Woronicze, Lubomirscy, Rzewuscy albo Ossolińscy6. Ale zakładanie, że nikt spośród 511

spisanych dziedzicznych właścicieli ziem-

5 Dzieje tej redukcji przypomina ukaz z 6 września 1804 roku; PSZ, seria 1, t. 28, nr 21440.

6 O ogromnej przewadze magnaterii pośród szlachty w tym regionie i problemach z elekcją, zob. W.

W. Kriwoszeja, Dworianstwo Utnanszczyny w kinci XVHI-perszij tretyni XIX st., Kyiw 1998, s. 38, 57.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

skich nie miał ochoty zasiadać w sądach, ani też kierować najmniejszym nawet zgromadzeniem

szlacheckim, wydaje się wątpliwe, a jeszcze bardziej dziwi, >c nie chciano powierzyć tych funkcji

komuś spośród 1181 dzierżawców, których ujmował spis w guberni kijowskiej. Czy należy z tego

wyciągać wniosek, >r magnaci na Kijowszczyźnie w czasach Pawła I postanowili sensu strieło

interpretować ukaz Katarzyny II z 3 maja 1795 roku, który w punkcie trzecim mówił wyłącznie o

posiadaniu ziemi na własność, nie zaś o dzierżawie lub o zastawie? Czy też należy raczej rozumieć, że

brak wszelkiego wymiaru sprawiedliwości w pięciu powiatach zezwalał na jeszcze większą samowolę

magnatów, co im najzupełniej odpowiadało?

W każdym razie taka sytuacja nie mogła trwać długo, gromadziły się stosy chłopskich skarg, a

transakcje ziemskie szlachty nie były wpisywane do ksiąg wieczystych. Chociaż gubernator wojskowy,

proszony o przeprowadzenie spisu w guberni i prawdopodobnie przekupiony łapówkami twierdził w

roku 1804, że na Kijowszczyźnie mieszka nie więcej niż 401 szlachciców dziedzicznych i 426

dzierżawców, czyli w sumie 827 „obywateli" (to połowa liczby ustalonej w spisie z roku 1795), to

jednak Senat uznał, a car nakazał, że należy przywrócić pięć brakujących sądów: w Bogusławie, w

Czyhyrynie, w Lipowcu, W Mach-nówce i w Humaniu. Car nakazywał, wbrew praktyce rosyjskiej,

zgodnie z którą sędziowie musieli być miejscowi, wybrać „obywateli" z powiatów sąsiednich lub - jeśli

okazałoby się to niemożliwe - wyznaczyć czynowników rosyjskich z gubjernskowo prawlenija, co nie

byłoby jednak dobrym rozwiązaniem: „wziąwszy pod uwagę miejscowe używanie jurysprudencji

opartej na dawnych prawach w tym regionie" (czyli posługiwanie się „Statutem litewskim" nadal

jeszcze wtedy bardzo mało znanym przez Rosjan)7. Historyk ukraiński Kriwoszeja zauważył, iż -

rzeczywiście - aż do roku 1809 marszałkowie powiatu humańskiego nie posiadali w nim dóbr, ale

Szczęsny Potocki umarł w roku 1805 i jego gigantyczny majątek rozpadał się, dzielony pomiędzy

licznych spadkobierców. Wiele terenów wystawiono na sprzedaż i pojawili się nowi średnio zamożni

właściciele (bardzo często dawni dzierżawcy), a więc zjawiły się nowe okoliczności na skutek

„demagnatyzacji", która pozwoliła na organizowanie elekcji, liczba szlachty bowiem okazała się

szybko wystarczająca8.

Aleksander I, jak widzieliśmy, szybko zajął się harmonizacją życia szlachty polskiej w Cesarstwie z

życiem szlachty rosyjskiej, ale też musiał z wolna sobie uświadomić, że występują pomiędzy nimi

różnice. Zniósł on w maju dożywocie funkcji marszałka szlachty i wzbudził w Czartoryskim nadzieję, że

wszystkie problemy zostaną szybko rozwiązane9. W istocie, o wyborach i funkcjach szlacheckich

wiele mówiło Uczrieżdjenije o gubierniach opublikowane \9 maja 1802 roku, ale ów tekst bardzo

ogólnikowy, szybko przestał gubernatoro-ni wy-

7 PSZ, t. 28, nr 21440.

" W. W. K r i w o s z e j a, op. cit., s. 57-65.

9 W liście do ojca książę pisał: „Mam nadzieję, ie może wkrótce wyjdzie układ dla prowincyiów

polskich względem elekeyów", A. J. Czartoryski do A. K. Czartoryskiego, 7 maja 1802, Biblioteka

Czartoryskich, Kraków 6340.

158

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

starczać i zaczęli wprowadzać do niego poprawki. Podobnie krytycznie spoglądali nań najbardziej

hardzi członkowie zgromadzeń szlacheckich, którzy - od kiedy klimat polityczny zaczął im na to

pozwalać - próbowali inicjatyw zupełnie odbiegających od tradycji pokornego posłuszeństwa szlachty

rosyjskiej. Na przykład plenipotent szlachty wołyńskiej, książę Kalikst Poniński poprosił zaraz po

wydaniu ukazu z 19 maja, żeby stanowiska niemożliwe do obsadzenia w jego guberni przez właścicieli

ziemskich - chodziło raczej o odrazę wobec zajęć podrzędnych, niż niewystarczającą liczbę

ewentualnych kandydatów - piastowała szlachta czynszowa. Wniosek księcia Ponińskiego został

prowizorycznie zatwierdzony w następnym miesiącu10.

Tego rodzaju poprawki już całkowicie odbiegały od ujednolicenia obyczajów szlachty rosyjskiej i

polskiej. Przebieg wyborów na Podolu rozpoczętych, zgodnie z ukazem z 19 maja, 25 sierpnia 1802

roku dowodzi pod wieloma względami, że obywatele-ziemianie nadal traktowali zgromadzenia-

sejmiki jako okazję do wrzasków, brania się za czuby i manifestowania „złotej wolności" jak za starych

czasów. Gubernator wojskowy Rosenberg, który czuwał nad przebiegiem tego wielkiego

zgromadzenia, oraz gubernator cywilny Czewkin byli nieźle zadziwieni tym, co zobaczyli i posłali do

Petersburga swoje raporty.

Ich raporty pozwalają na rekonstrukcję skandaliku według dawnych recept „demokracji szlacheckiej"

i ujawniają pierwsze próby rosyjskiej ingerencji w to zamknięte środowisko11. Wedle relacji

Rosenberga, szlachta tłumnie (to znaczy: dwie lub trzy setki) nadciągnęła do Kamieńca w

wyznaczonym terminie, „wykazując przeto jak bardzo ceniła sobie ów honor". Po tradycyjnej

przysiędze w wielkiej sali domu szlacheckiego, gubernator Czewkin przemówił: „zapewniwszy o

przychylności dla nich cesarza i wzywając, by wybrali spośród siebie na marszałka człowieka

uczciwego, zasłużonego, doświadczonego, któremu prawda zawsze sercu miła, bo jemu nie tylko

powierzy się sprawy szlachty dotyczące, ale też jej losy". Nad przebiegiem dyskusji i głosowaniem

czuwał Witosławski, ale bardzo szybko gubernator wojskowy został poinformowany, że wybory

przebiegały nieprawidłowo, że w wielu powiatach liczba czynowników (Rosjanin zastąpił rosyjskim

terminem - polskiego „posła") nieposiadających żadnej własności była zbyt liczna, z czego wynika, że

bogaci nie interesowali się funkcjami podrzędnymi. Tak znaczna liczba - twierdził Rosenberg - była

sprzeczna zarówno z „Gramotą", jak i z ukazem z 19 maja 1802 roku, więc nie zawahał się on, po

daremnym przypomnieniu regulaminu przewodniczącemu zgromadzenia, zwrócić się do prokuratora

gubernialnego i do szefa policji z prośbą o zaprowadzenie kontroli, co z kolei pozostawało w jawnej

sprzeczności z immunitetami poselskimi, autonomią szlachecką i okazywało się po prostu

natychmiast nie do zrealizowania. Niezadowolenie i nieporządek sięgnęły szczytu, kiedy zarówno w

sali obrad, jak i w mieście pojawiły się pamflety na niektórych członków zgromadzenia, co świadczyło

o tworzeniu się stronnictw, czyli o zja-

10 RGIA, fond 1286, opis 2, dieło 113, f. 66, 67, ukaz cara do Senatu z czerwca 1802 r.

11 Ibid., fond 1374, opis 5, dieło 114, f. 1-22.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

159

wisku niemożliwym do zakceptowania przez carski system autorytarny. Gubernator wojskowy

nakazał komendantowi twierdzy kamienieckiej, generałowi Hahnowi i Czewkinowi odnalezienie

autorów i wydawców owych przynoszących wstyd i sprzecznych z prawem utworów (oczywiście

pamflety nie przeszły przez carską cenzurę, zresztą pozostającą dopiero w stanie organizacji). Próżny

trud. Najważniejsi notable, których pamflety dotyczyły, opuścili zgromadzenie.

Na mocy artykułu 39 „Gramoty" z roku 1785, w wyniku burzliwej elekcji, zaproponowano

gubernatorowi cywilnemu Czewkinowi dwóch kandydatów na stanowisko marszałka szlachty.

Czewkin stwierdził, że jeden z nich, Raciboro-wski, właściciel ziemski o niepewnej większości, który

nie pełnił dotyczas żadnej funkcji w żadnym powiecie - nie spełnia kryteriów. Czewkin wolał

kandydaturę Peszyńskiego, który był przynajmnej chorążym w powiecie latyczowskim od roku 1797, a

potem marszałkiem powiatowym od roku 1800. Peszyński spełniał, w przybliżeniu, rosyjski wymóg

„służby". Gubernator zapewniał, że jego wyborem kierował wyłącznie szacunek dla woli cesarza i dla

prawa. Myśląc, że zadanie wypełnione, Rosenberg wyruszył w innych obowiązkach do Odessy.

Popełnił błąd, bo nie znał „demokracji szlacheckiej". Zaledwie ujechał trzydzieści pięć wiorst, kiedy 7

września 1802 roku dopadł go list od Czewkina, który oznajmiał, że Peszyński zrezygnował ze swojej

funkcji, ponieważ nie czuł się zdolnym do jej wykonywania. Do listu dołączona była petycja po polsku

i po rosyjsku, sporządzona przez członków zgromadzenia, wyjaśniająca, że Peszyński zrezygnował z

przyczyn zdrowotnych i z powodu braku doświadczenia. Właściciele ziemscy domagali się

zatwierdzenia Raciborowskiego, który otrzymał większość (125 głosów). 8 września ci sami autorzy -

powiatowi marszałkowie szlachty i świeżo wybrani sędziowie - napisali po polsku do cesarza, by mu

wyjaśnić, że Peszyński, który otrzymał tylko 100 głosów, został wystawiony tylko dlatego, że prawo

nakazywało wystawienie dwóch kandydatów oraz, że - co nie było wiadome - stał się on obiektem

nadzoru policyjnego. „Fakt, że ten, który mniej się nadawał wedle życzenia publiczności, został

zatwierdzony jako marszałek szlachty w guberni, niedobre wywarło wrażenie" - pisali kontestato-rzy,

dołączywszy kilka „komplimentów" pod adresem carskiego poczucia sprawiedliwości.

Sposób i motywy decyzji nie były co prawda najdelikatniejsze, ale decyzja raz podjęta przez carskiego

czynownika nie mogła zostać cofnięta. W chwili, kiedy Rosenberg dostawał list Czewkina wraz z

petycją, nadjechał kolejny umyślny z listem od Peszyńskiego, w którym pisał on, że nie tylko nigdy z

niczego nie rezygnował, ale przeciwnie - z wdzięcznością przyjmuje uczyniony mu zaszczyt. Czewkin

dostał podobne oświadczenie. Rosyjskie poparcie pozwoliło Peszyń-skiemu wygrać z większością

„obywatelstwa".

W przedłożonych pod koniec grudnia ministrowi sprawiedliwości Dierżawi-nowi wyjaśnieniach, obaj

carscy czynownicy podkreślali, że poparty przez nich marszałek gorliwie wywiązuje się ze swoich

obowiązków. Oczyścili go też z wszelkich podejrzeń o nadzorowaniu przez policję. Przypomnieli mu

tylko po prostu, że powinien zapłacić za sprzątanie miejsc obrad szlacheckich w roku

160

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

If.l

1801. Peszyński zapłacił, a ten kto chciał głosowanie unieważnić, sam został pozbawiony prawa głosu.

Sedno całej intrygi - według obu Rosjan, ale ich hipoteza wydaje się prawdopodobna wziąwszy pod

uwagę klanowy charakter świata ziemiańskiego — tkwiło w tym, że poprzedni marszałek,

Witosławski, inspirator petycji do Aleksandra I, był szwagrem Raciborowskiego. Ujawniło się zatem w

pełni znaczenie związków rodzinnych w życiu szlachty, podobnie jak manipulacja głosami kilku

szlachciców nieposiadających ziemi, w kontekście bardzo słabej frekwencji. Kontrolowanie

sądownictwa oznaczało wszak sprawowanie kontroli nad wszystkimi transakcjami ziemskimi i

stosunkami agrarnymi.

Troska o zachowanie wpływów miejscowych i przewagi ziemiaństwa była bardzo odległa od carskich

wyobrażeń o roli i zadaniach szlachty. Ujawnia się to jeszcze w praktycznie zerowym odzewie

wywołanym na Ukrainie przez cesarski ukaz do Senatu z 4 lutego 1803 roku, który precyzował rolę

Heroldii12. Ten najwyższy organ do spraw stanu rycerskiego, kierowany przez heroldmei-stra i dwóch

asesorów, podlegający jednocześnie ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu

Senatu, był całkowicie nieprzystosowany, jak stwierdziliśmy powyżej, do przeprowadzenia weryfikacji

tytułów szlachty polskiej w zaborze rosyjskim, jeśli nawet w tym okresie nie było to jeszcze tak

oczywiste. Wtedy car łudził się jeszcze, że może ukazem wpłynąć na to, by akceptowano tylko

świadectwa szlachectwa poza wszelkim podejrzeniem, ideał nigdy na Ukrainie niezrealizowany.

Obszerny fragment ukazu wskazywał też na istnienie głębokiej przepaści pomiędzy dziedzicznymi

właścicielami ziemskimi uznanymi na Ukrainie i ich odpowiednikami w Rosji właściwej. Mianowicie

wskazywał na procedurę przydziału do służby cywilnej, do eksponowanych stanowisk w administracji

carskiej i przypominał, że kandydaci do takich rang i czynów muszą figurować na listach

przedkładanych Heroldii co trzy lata, że powinny ich delegować zgromadzenia szlacheckie i zaznaczać,

gdzie mianowicie kandydaci pragnęliby służyć. Następnie ukaz wyliczał listę stanowisk podlegających

takowym staraniom.

Zdarzało się, niezwykle rzadko co prawda, że kilku polskich arystokratów z Ukrainy zajmowało bardzo

wysokie stanowiska: Filip Plater został wiceguber-natorem Wołynia po roku 1815, Giżecki i Grocholski

zostaną nawet gubernatorami w latach dwudziestych, ale należy wątpić, czy otrzymali owe

stanowiska na skutek przedstawionej powyżej procedury elektoralnej: dobre stosunki na carskim

dworze okazywały się znacznie skuteczniejsze. Ziemiaństwo na Ukrainie, z kilkoma naprawdę

nielicznymi wyjątkami, nie przejawiało żadnej chęci robienia kariery w taki sposób. Książę

Imeretyński, studiując szlachtę wołyńską w roku 1893, dziwił się - i oburzał - znalazłszy w Heroldii

tylko dwa potwierdzenia służby państwowej pomiędzy 1803 i 1818 rokiem, po jednym w roku 1818,

1819 i 1820, żadnego w roku 1821 i 1822, dwa - w roku 1823

i tylko lekką poprawę w późniejszym okresie: od jednego do dziesięciu w I.h.k Ii 1824-183013.

Z pewnością dla uniknięcia nieprzyjemnego wrażenia o niekontrolowanym funkcjonowaniu sędziów

powołanych na swe stanowiska w wyniku wyborów podobnych tym, które opisaliśmy powyżej, ukaz

cesarski z 19 lipca 1804 roku decydował, że czterech przedstawicieli porządku wybranych do sądów

powiatowych (zasiedateli) nie będzie już wykonywało swych funkcji honorowo, lecz pobierało

skromne wynagrodzenie w wysokości 200 rubli asygnacyjnych rocznie i podlegało hierarchicznie

Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Żadna aluzja nie wspominała o integracji w drabinę czynów, co

świadczyło, że te funkcje elekcyjne o feudalnych tradycjach traktowne były jako przejściowe. W

trybach biurokratycznej machiny carskiej pozostały hybrydą14. Pozostałe funkcje sądownicze

przydzielały nadal zgromadzenia, o czym poniżej.

Prawo wyborcze z roku 1805 i dialog pozorowany

Dla scentralizowanej władzy istnienie sądownictwa tak zależnego od miejscowych klanów oraz od

warstwy ziemiańskiej, równie nieprzenikalnej co powikłanej, stanowiło niewygodę; z tego też

względu carat podjął w latach 1805-1808 kilka prób zaprowadzenia w nim jakiegoś porządku.

Ofensywę przeciwko dotychczasowym formom sądownictwa rozpoczął kijowski gubernator cywilny

Pankratiew i Senat opracował kilka zmian dotyczących szlacheckich elekcji.

Pośród bardzo starannych i cennych raportów sporządzonych przez gubernatorów, raport

Pankratiewa za rok 1804, dokładnie przeczytany i poznaczony ołówkowymi komentarzami przez

ministra spraw wewnętrznych Koczubeja, tworzy interesującą krytykę systemu sądowego

pozostającego w polskich rękach i pokazuje, że bardzo wcześnie ten system został postrzeżony przez

Rosjan jako pięta achillesowa polskiej dominacji na Ukrainie. Na razie jednak podważenie tego

systemu odbywało się powoli i ostrożnie. Fundamenty sądownictwa szlacheckiego, określone przez

„Statut litewski" zostały zniszczone dopiero pomiędzy 1831 i 1840 rokiem.

Od czasu swej nominacji, Pankratiew zwracał uwagę na utrudnienia stwarzane przez tradycyjny

wymiar sprawiedliwości powodujące, że rząd nie może nawiązywać bezpośrednich kontaktów z

chłopstwem bez pośrednictwa struktur polskich sięgających aż do „nieprawomyślnych ekonomów w

majątkach". Ta skarga do ministra spraw wewnętrznych z 4 grudnia 1802 roku została powtórzona w

jego raporcie za rok 1804 i obszernie udokumentowana15. Gubernator

dii.

PZS, t. 27, nr 20608; O prawilach dlia jedinoobraznogo i uspieszniejszego tieczenija dieł po gerol-

" N. K. I m i e r e t i n s k i j, Dworianstwo wołynskojgub..., s. 362.

14 O zapłacie oficjalnej dla czterech zasiedatielej w sądach wspomina adres wołyńskiego

gubiernskogo prawlenija do Senatu z roku 1822, RGIA, fond 286, opis 3, dieło 208, f. 1-8.

15 RGIA, fond 1281, opis 11, dieło 56, raporty kijowskiego gubernatora cywilnego 1804-1810.

Fragment o władzy sądowniczej, f. 30—36.

162

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

planował już wtedy reorganizację sądownictwa, któremu w dotyczasowym szlacheckim wydaniu

brakowało środków, personelu, a przede wszystkim sądy owe wymykały się kontroli. Jedyną instancją

odwoławczą od decyzji sądów szlacheckich był Senat, ale nikt nie odważał się doń zwracać. Należy

więc stworzyć gu-bernialny sąd apelacyjny. Ta propozycja nie została wzięta pod uwagę. Natomiast

uważnie zostało wysłuchane to, co Pankratiew mówił o policji powiatowej. Wszyscy wybrani

szlachcice nie mogli skutecznie wykonywać swojej pracy, ponieważ byli oni, przeważnie, bardzo

drobnymi właścicielami i otrzymywali jedynie mały dodatek do dochodów dzięki składkom

szlacheckim wpłacanym na ten cel do skarbu państwa (skarb przyjmując ziemskije powinnosti był

tylko pośrednikiem). Isprawnik otrzymywał tylko 250 rubli asygnacyjnych rocznie, a jego policjanci

(zasiedatieli) tylko po 200 rubli asygnacyjnych rocznie. Ta suma miała pokryć koszty wynajmowania

biura i kwatery, koszta podróży służbowych we dnie i w nocy, według rozkazów i potrzeb śledztwa, z

własnymi lub najętymi końmi, bez kosztów popasu. Należy bezwzględnie zwiększyć te sumy oraz

dodać isprawnikom nowych lepiej opłacanych sekretarzy i kopistów! Ci zarabiają dotychczas od 30 do

70 rubli rocznie, więc dlatego tylko szlachta czynszowa godziła się na zajęcia tak nędznie opłacane.

Następnie Pankratiew wyłuszczył swą ideę główną. Nie zamierzał całkowicie podważać idei

elekcyjności funkcji sądowych i zgadzał się, by pomocnicy szefa policji byli nadal wyznaczani przez

zgromadzenie szlacheckie: „aby dokładnie przestrzegać świętej zasady" - którą miejscowa szlachta

musiała Pankratiewowowi kłaść do głowy często - wedle której „każdy winien być sądzony przez

swoich". Jednak wybór isprawnika nie mieścił się już w „świętej zasadzie". Isprawnik winien stać

ponad poszczególnymi grupami oraz interesami i reprezentować wyłącznie Prawo. A Prawo - to on,

gubernator:

„Jeśli wybór zależnym pozostaje jedynie od ziemian, to czyż on na tyle rzetelnym będzie, żeby nie

baczył tylko, czy w przyszłych wyborach ponownie na to stanowisko obrany będzie. Z tego też

względu kapitalne się zdaje, by nominacja szefa powiatowej policji jedynie zależała od gubernialnej

władzy".

Najlepiej by się stało, pisał gubernator bez ogródek, wiedząc jednak, że budżet Ministerstwa

Sprawiedliwości na to nie pozwoli, żeby wzorem trybunałów w Rosji właściwej: „przyznać

gubernatorom odpowiednią sumę do dysponowania, a wszelkich zasiłków pobieranych na mocy

prawa polskiego zabronić". Dużo jeszcze czasu pozostało do takiej reformy zasadniczej.

Nieprzenikalne dla rosyjskiej władzy życie ukraińskiej wsi (zarówno białoruskiej jak i litewskiej)

głęboko irytowało Pankratiewa już w roku 1804. Polska szlachta wyznaczała tradycyjnie pośród

swego chłopstwa pańszczyźnianego setników i dziesiętników, którzy współtworzyli chłopską policję,

ale to ten właśnie zwyczaj powodował, że owa policja pozostawała całkowicie bezsilna. „Setnik -pisał

do Petersburga - nie ma ani siły, ani nie odważy się słowem pisnąć przeciwko swemu właścicielowi

albo ekonomowi". Dlatego też należało utworzyć chłopską policję państwową. Jak można wierzyć w

sprawiedliwość wymierzaną przez sądy pierwszej instancji, jeśli isprawnik każe setnikowi zrobić

jedno, a ziemianin albo ekonom każą mu zrobić drugie i to całkiem na odwrót?

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburgi

IM

„Toć zawsze właściciel miał ostatnie słowo, bo miał nad nim wlad/.e i mógł mif-icm Vm \< wychłostać

każdego setnika, który by się okoniem postawił, a isprawnik nikogo p.iknii .1.. tknąć nie może, bo woli

w zgodzie pozostawać z tymi, co go wybrali".

Z wszystkich tych uwag gubernatora przejęto jedynie nominację isprawnikti, ale nawet tę rosyjską

decyzję udało się szlachcie wołyńskiej zamrozić w roku 1816. W każdym razie kierunek działań został

wyznaczony. W raporcie za rok 1805 Pankratiew dziękował Koczubejowi za uzyskanie owej decyzji od

cara. Napisał on, że ograniczenie szlacheckich prerogatyw lokalnych spowoduje, ze prawo będzie

egzekwowane sprawniej oraz ponownie przekonywał o konieczności podwyżki uposażenia

isprawników, a nawet podniesienia ich na wyższy szczebel w hierarchii czynów, wzorem

wojskowych16.

Tekst carskiego ukazu dla Senatu z 3 marca 1805 roku dotyczący nominacji isprawników nakazywał

wyznaczanie ich przez gubernatorów cywilnych i zatwierdzanie przez Senat. Powinni być oni

wybierani: „spomiędzy osób kompetentnych" wedle opinii gubernatorów, którzy mogą też ich

odwoływać ze stanowiska. W ukazie znalazła się aluzja do trudności w rekrutacji policjantów w

guberniach Rosji właściwej, co świadczy o tym, że na Ukrainie większość policjantów miała w dalszym

ciągu wywodzić się spośród Polaków, ale ich status nie wiązał się już w żadnym stopniu ze szlachecką

komitywą. Stawali się oni agentami caratu. Stopniowo coraz więcej czynszowników dawało się skusić

do objęcia tej funkcji17.

Tego samego dnia, kiedy szefowie lokalnej policji zostali wyjęci spod kompetencji zgromadzeń

szlacheckich, wydano jeszcze jeden ukaz o znacznie ogólniejszym zasięgu, który jasno wyznaczał

procedurę dotyczącą przebiegu wyborów i funkcji zgromadzeń szlacheckich w „guberniach

polskich"18. Tekst ukazu dzielił się na cztery części: 1. o prawie głosu, 2. o obieralności, 3. o zasadach

szczególnych w rzeczonych guberniach, 4. o uprawnieniach marszałków. Cały tekst zawierał

dwanaście paragrafów.

Ów tekst pragnął być wyczerpujący i połączyć prawo rosyjskie z prawem polskim i ze „Statutem

litewskim", przez co obfituje w definicje dość dwuznaczne i niemalże sprzeczne. Zezwalał on w

każdym razie na rozmaite interpretacje, których w następnych latach nie brakowało.

Głosować mogli, jak stanowiła „Gramota", właściciele majątków przynoszących co najmniej 150 rubli

dochodu. Definicja „majątku" (pomiestia) była znacznie bardziej skomplikowana. Najbardziej

niepodważalny był majątek dziedziczny. Ale majątkiem okazywały się również ziemie dierżawione,

obciążone hipoteką lub puszczone w dożywocie. Ziemia należąca do majątku powinna być

zamieszkana przez „ludzi należących do właściciela" (chłopstwo pańszczyźnia-

'* lbid., raport za rok 1805 (z 15 lutego 1806 r.), f. 108.

" lbid., fond 1286, opis 2, dieto 113, f. 68, 69. Tekst ukazu podpisany przez Aleksandra. Okaże się, iv

po roku 1831 owymi agentami będą głównie prawosławni pochodzący ze szlachty-gołoty.

'" PSZ, t. 28, nr 21646; O poriadkie dworianskich wyborów w guberniach ot Polszy prisojedinien-nych,

3 marca 1805.

164

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

ne) lub „osiadłych na tych ziemiach na kontraktach i trudniących się jej uprawą" (szlachta czynszowa).

Wioski (sielenia) zamieszkane przez tych ludzi nie powinny liczyć mniej niż osiem dymów. Zatem ani

minimalna powierzchnia gruntów, ani minimalne zaludnienie nie zostało jeszcze przewidziane -

nastąpiło to po roku 1831 - chociaż „Gramota" oraz przepisy dla guberni wielkoruskich uznawały, że

dochód 150-rublowy odpowiada 25 duszom męskim. Odniesienie do ośmiu dymów zostało

wyciągnięte ze „Statutu litewskiego", który coraz bardziej interesował prawników rosyjskich i

zapewniał pewne złudzenie ciągłości. W rzeczywistości te wymogi precyzowały i potwierdzały

„obywatelskość" -a przynajmniej to, co pozostało z praw obywatelskich - zarezerwowaną dla nikłej

mniejszości bene nati et possessionati, której liczebność pośród szlachty odpowiadała mniej więcej

liczebności rosyjskiego dworianstwa.

W tej części ukazu widniał ponadto warunek, że owa szlachta, by zostać dopuszczona do głosowania,

powinna opłacić podatek państwowy i osiągnąć wiek 18 lat. W wypadku wspólnoty majątkowej

między ojcem i synami, minimalna liczba dymów była mnożona przez liczbę synów (16, 24 itd.).

Druga część dotycząca wybieralności była krótka. Wymagany był wiek 23 lat, by zająć funkcje

elekcyjne, podczas gdy artykuł 62 „Gramoty" ustalał ten wiek na 25 lat dla Rosji właściwej.

Najwyraźniej uwzględniono tu odrazę szlachty do sprawowania niższych funkcji w sądownictwie.

Trzecia część, opisująca procedurę wstępnej selekcji, by nie dopuścić do głosowania szlachty

niespełniającej wcześniej określonych warunków, nosiła tytuł: „Obrona praw szlachty różniącej się od

tej w innych guberniach Cesarstwa". Ta obrona, to znaczy eliminacja, została powierzona

powiatowym marszałkom szlachty, a dokument zdradza drobiazgową troskę o nadzorowanie przez

carską biurokrację liczby i jakości uczestników elekcji. Każdy powiatowy marszałek szlachty powinien

zatem sporządzić przed każdymi wyborami opieczętowany rejestr (sznurowaja kniga), zawierający

listę tych, którzy uzyskali od niego „poz-woleństwo" wzięcia udziału w elekcji na mocy

wyszczególnionych wyżej kryteriów. Owe listy sporządzone według wzorca dostarczonego przez

ministerstwo spraw wewnętrznych, powinny zostać złożone u gubernatorów cywilnych za

pośrednictwem marszałków gubernialnych, którzy zachowują po jednym egzemplarzu rejestru i

czuwają, by wszelkie zmiany (dotyczące własności ziemskiej, rezydencji etc.) zostały skrupulatnie

nanoszone. Marszałkowie mogą stanąć przed sądem w wypadku wszelkich fałszywych deklaracji a

gubernator -dziwaczna formuła -

„Choć to mu nie daje prawa - co się samo przez się rozumie - do interweniowania w przebieg

wyborów, może sam zrobić, albo kazać zrobić, wyciągi z tych rejestrów, by czuwać nad prawidłowym

przebiegiem wyborów, a marszałkowie nie mogą przeciwko temu protestować, pod warunkiem że

wyciągi sporządzi się na miejscu".

Prawdopodobnie ta procedura potwierdzała istniejącą praktykę nigdzie dotychczas niesformułowaną

na piśmie: jedynie nieliczna grupa właścicieli ziemskich, których papiery genealogiczne znajdowały się

w zupełnym porządku, mogła się udawać do miasta powiatowego na wybory. W tych warunkach nikt

ich nie de-

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

legował, nie byli deputowanymi, lecz ostańcami po sejmikach, iwor/^cymi nl>r cnie klub dobrze

urodzonych dżentelmenów. Sejmiki powiatowe zanik.ily, Im nie miały już racji bytu, przemienione w

mizerne lokalne „zgromadzenia" W miastach powiatowych nadal znajdowały się biura

marszałkowskie, ale l>yl\ one tylko aneksami biur gubernialnych. „Narodu szlacheckiego" - już nic

l>ylo Wypadki tolerowania nieposesjonatów pozwalały jedynie obsadzać najbardzici pogardzane

urzędy.

Czwarta część ukazu, definiująca prerogatywy marszałków, odsyłała zwięźle do „Gramoty" z roku

1785 i do uczreżdienia o gubierniach z 19 maja 1802 roku. Marszałek gubernialny przewodził

wyborom, marszałkowie powiatowi byli odpowiedzialni za rejestry, za kasę zgromadzenia oraz za

podział ziemskich po-winnosłii9.

Kiedy mowa o prawodawstwie w Cesarstwie Rosyjskim, należy zawsze odróżniać ukazy sprawiające

wrażenie, iż problemy zostały definitywnie rozwiązane od sytuacji rzeczywistej, często zupełnie

odrębnej. Życie społeczne polskiego ziemiaństwa na zachodzie imperium 3 marca 1805 roku

pozostawało zorganizowane tylko na papierze. Ogromna masa szlachty czynszowej nieposiadającej

ziemi (w każdym razie niektórych spośród nich), o której mówiliśmy w rozdziale poprzednim, nie

chciała się łatwo pogodzić z jej wykluczeniem z życia obywatelskiego. Z kolei gubernatorzy nie godzili

się łatwo z pozostawieniem losu pańszczyźnianych chłopów ukraińskich na łasce zgromadzeń

szlacheckich. Uczestnicy owych zgromadzeń wyczekiwali na dogodne politycznie momenty, by głośno

i stanowczo przypominać o swym niepodważalnym szlachectwie i zapewnić sobie ciągłość

przywilejów jako gospodarze kraju. Wszystkie te trzy grupy uaktywniać się będą w latach 1806-1808

ze zmiennym szczęściem.

Szlachta gołota jeszcze przez długi czas, choć nielicznie, zgłaszać będzie pretensje do uczestnictwa w

wyborach, ponieważ, jak już zauważyliśmy, liczyła na to, że przypadną jej w udziale wraz z lichymi

subsydiami niższe funkcje w sądownictwie szlacheckim, traktowane pogardliwie przez ziemian.

Kijowski gubernator cywilny Pankratiew, zamiast wyjaśniać im, że prawo nie przewiduje dla nich

żadnych prerogatyw „obywatelskich", doszedł do wniosku, że korzystnie będzie zarobić przy tej okazji

trochę grosza dla siebie i utworzył rodzaj podręcznej skarbony, do której kazał każdemu szlachcicowi

zgłaszającemu się z pretensją do bycia uznanym w „obywatelstwie swoim", wrzucać odpowiednią

opłatę. Ten lukratywny pomysł przyniósłby może gubernatorowi nie lada zyski, gdyby bezpośrednio

zainteresowani, oburzeni takim kupczeniem ich przywiązaniem do starodawnej równości

szlacheckiej, nie napisali protestacji do ministra spraw wewnętrznych, który kazał 4 lipca 1806 roku

zbadać sprawę Senatowi. Gubernator wyznał, że zebrał sumę „zaledwie" 2599 rubli, którą wpłacił do

" Ten sam tekst z kilkoma krótkimi komentarzami znajduje się w RGIA, fond 1341, dieło 443. Nie

odnaleźliśmy listy szlachciców posiadających prawo uczestnictwa w wyborach, które odbyły się zaraz

polem, ale powinna się ona znajdować w archiwach gubernialnych; T. Bairaszauskaite, O litewskich

marszałkach..., s. 429 wspomina o jednej z list na Litwie z roku 1811. W dalszej części skomentujemy

li-Mc za rok 1827, która się odnalazła.

166

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

skarbu państwa, a szlachta czynszowa wystrychnięta na dudka nie wskórała niczego. Ta historia

ujawnia z jednej strony względność poszanowania prawa, a z drugiej — chciwość czynowników20.

Ukaz z 3 marca 1805 roku teoretycznie pozbawiał szlachtę gołotę czynnych i biernych praw

wyborczych, ale wicegubernator wołyński sprawujący funkcję gubernatora przed nominacją

Komburleja (Cumberleya) uznał za możliwe na początku roku 1806 wyzyskać jednomyślne życzenie

zgromadzenia szlacheckiego, by zezwolić (podobną zgodę uzyskał Poniński w roku 1802) na objęcie

stanowisk prostych policjantów {zasiedatielej) w sądach wybranym szlachcicom nieposiadającym

własnych gruntów. Problem okazywał się szerszy i dotyczył ziem całego zaboru rosyjskiego, ponieważ

analogiczną prośbę w tym samym czasie przedłożył gubernator grodzieński. Senat w serii listów z 16

kwietnia, 7 czerwca i 20 lipca odmówił pozwolenia na stosowanie jakichkolwiek wyjątków, podkreślił,

że wspomniane stanowiska pozostają zarezerwowane dla szlachty oficjalnie uznanej, zarówno w

sądach podkomorskich, jak i ziemskich i grodzkich, od najwyższych rangą urzędników aż do ostatnich

woźnych. Z tej okazji ukaz z roku 1805 po raz kolejny odwołał się - i odwołania te pojawiać się będą

coraz częściej - do artykułu 8 rozdziału IV oraz do artykułu 16 rozdziału IX „Statutu litewskiego", który

nakazywał od roku 1566: „wybierać woźnych w sądach spośród szlachciców uczciwych i majątek w

powiecie posiadających". Autorytet dawnych praw nie wywierał specjalnego wrażenia na szlachcie,

bo chociaż Senat powtórzył 11 października 1807 roku, że marszałkowie powiatowi odpowiadają

przed prawem za wszystkie nieważne wpisy, to jednak najwyraźniej stanowiska policyjne pierwszej

instancji były nadal często powierzane szlachcie gołocie. Szczególnie rażący pod tym względem okazał

się przypadek wyborów w Pińsku na Białorusi w roku 1808. W związku z wyborem szlacheckich

urzędników w sposób niezgodny z prawem, rozpoczęła się procedura unieważniająca i Senat

zdecydował 11 czerwca 1811 roku, że w wypadku sytuacji analogicznej wybory będą unieważnione i

trzeba będzie przeprowadzić je na nowo21.

Nieugięty gubernator kijowski, o którego determinacji biegnącej w kierunku odwrotnym - mianowicie

o chęci rządowego kontrolowania mętnego porządku panującego wśród szlachty, już pisaliśmy,

kontynuował starania przeciwne do sugestii gubernatora wołyńskiego. Nominacja isprawników

uzyskana w roku 1805 powinna stanowić zaledwie pierwszy etap.

„W przeciwieństwie do isprawników, składy sądów zwyczajnej policji - pisał on w raporcie za rok 1808

- wybierane są przez szlachtę co trzy lata, ale dla lepszej skuteczności działania policji, przede

wszystkim w tym regionie, gdzie ziemiaństwo za żadne skarby nie chce obejmować stanowisk tego

typu i gdzie wybiera się na nie przedstawicieli spośród najmniej-

szej drobnicy szlacheckiej - to znaczy ludzi tępawych, głupawych, którym /.uil.ic nic mu/na jest rzeczą

absolutnie konieczną, by zasiedatieli z niżnych ziemskich siultuf (po!ii|tiuiriw w niższych sądach

ziemskich) mianował Rząd"22.

Dla autora raportu było więc oczywiste już wówczas - jego pomysł zosi.imc wcielony w życie dopiero

po roku 1831 - że całą policję włościańską trzeba wy jąć spod polskich wpływów. Przypomnijmy, że

nawet w jego guberni, w której carska kontrola sprawowana była najbardziej rygorystycznie, ukaz z 3

marca 1805 roku nie został ściśle wcielony w życie, a szlachta gołota była pojedynczo dopuszczana do

elekcji po to, by można było obsadzić funkcje policjantów. Na tym przykładzie widać jasno, jak

wyglądała relacja ziemianie - chłopi. Chociaż oficjalnie odcięta od stanu rycerskiego, część

szlacheckiego plebsu pozostała koniecznym ogniwem w funkcjonowaniu życia wiejskiego. Ten

fragment raportu Pankratiewa został osobno wypisany dla Senatu. 11 lipca 1809 roku minister spraw

wewnętrznych zanotował na jego marginesie: „Do właściwego zastosowania". Następnego roku

Pankratiew umarł, a rozwój wypadków politycznych takim reformom już nie sprzyjał.

Jak widzieliśmy w rozdziale poprzednim, lata 1807-1809 - „szczyt dobrych intencji" w stosunku do

szlachty polskiej w związku ze zbliżeniem z Napoleonem, nie sprzyjały projektom jastrzębi w rodzaju

Arakczejewa, Fiłozofowa czy Pankratiewa. Te lata okazały się natomiast dla polskiego ziemiaństwa,

szczególnie bujnego na Wołyniu, najbardziej pomyślnymi i szczodrymi w nadzieje na pełne

zachowanie przywilejów i nawet na odzyskanie władzy.

Wołyńskie zgromadzenie szlacheckie, któremu przewodził hrabia Stanisław Worcell, ojciec

późniejszego przywódcy Towarzystwa Demokratycznego Polskiego na emigracji w Paryżu, senator i

tajny radca na petersburskim dworze, zaczął nieśmiało w roku 1806 prosić o zawieszenie ukazu z 1

lipca 1803 roku, który znosił arendy i dzierżawy wieczyste nadawane przez królów Rzeczypospolitej i

zwolnione od lenna. Dzierżawa wieczysta bardzo przypominała donację: umowę zawierano na od

osiemnastu do dziewięćdziesięciu dziewięciu lat. Ukaz z roku 1803, który pozbawiał beneficjantów

tych dóbr pochodzących z nich dochodów, był w zasadzie uzupełnieniem ukazu z 7 lutego 1801 roku,

który określał warunki dzierżawienia skonfiskowanych majątków osobom prywatnym. Według

procedury ustalonej przez senatora - hrabiego Ilińskiego, bardzo blisko związanego z Pawłem I,

umowy na dzierżawienie tych majątków zawierano tylko na lat dwanaście, opłaty za trzy pierwsze

lata były pobierane z góry i chociaż eksploatacja chłopów pańszczyźnianych i ziemi pozostawała

nieograniczona (jedyny zakaz dotyczył podnajmowania karczm Żydom), ceny, które płacić musieli

dzierżawcy oraz szybka rotacja wynajmujących powodowały, że dzierżawy stały się znacznie mniej

atrakcyjne, a dawni dzierżawcy na tym dużo tracili23. Sam książę Adam Jerzy Czartoryski starał się

spowodować zwrot

RGIA, fond 1281, opis 11, dieło 56, raport gubernatora kijowskiego za rok 1806 (15 lutego 1807), f.

145.

21 Przypomnienie naruszeń ukazu z 3 marca 1805 zostało sporządzone z powodu zauważenia

podobnych wykr

oczeń na Podolu w roku 1814, o których powiemy później. Zob. ibid., fond 1341, opis 15, dieło 594.

22 Ibid., fond 1281, opis 11, dieło 56, raport gubernatora kijowskiego za rok 1808, 3 lutego 1809, f.

291.

23 Ibid., fond 1341, opis 1, dieło 361; O ariendzie kaziennych imienij w zapadnom kraje i w Kurlandii,

materiały o zasadach przydziału, składaniu ofert, licytacjach eta, ze wzorem kontraktu pomiędzy iz-

168

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

zabranych majątków właścicielom sprzed rozbiorów, podobnie jak spowodował powrót zesłańców z

Syberii lub próbował ocalić status szlachty gołoty. Posunął się on nawet do przedłożenia w Radzie

Stanu memoriału zatytułowanego O liennych i emfiteuticznych imienijach po polskim guberniam24,

w którym stanowczo poparł życzenia hrabiego Stanisława Worcella. Książę sugerował, by sprawę tę

powierzyć komisji, ale rzecz wydała się zanadto powikłana Strogano-wowi i Koczubejowi, którzy

woleli niczego nie zmieniać.

Te skromne postulaty ziemskie wydały się wkrótce bogatej szlachcie na Ukrainie całkowicie nie na

czasie i uznawała je ona za zanadto bojaźliwe: zie-miaństwo czuło, że termin końcowy weryfikacji

tytułów zostanie rychło zawieszony oraz że zmienia się wobec niej nastawienie; ciepło

promieniowało z nieodległego wszak Księstwa Warszawskiego.

5 sierpnia 1808 roku, po wielu spontanicznych zebraniach wołyńskich ziemian, marszałek Stanisław

Worcell zhardział do tego stopnia, że wysłał na ręce ministra spraw wewnętrznych, z okazji

trwających wyborów, długą suplikę do Aleksandra I, napisaną recto - po rosyjsku i verso - po polsku.

Autorzy supliki zamierzali najwyraźniej potwierdzić ich regionalną autonomię i tak właśnie została

ona postrzeżona przez petersburskich lektorów25. Dwie pozostałe gubernie nie prosiły o tyle

wolności, ale „obywatelstwo" Wołynia przemawiało niejako w ich imieniu. Hrabia Tadeusz Czacki, tak

od roku dopieszczany przez cara, zapewne był jednym z najbardziej gorliwych inicjatorów supliki. Jeśli

sejmik żyto-mierski wystąpił w roli „rzecznika" całego „obywatelstwa", odnajdując, nawet w stylu,

ferwor i dawną sejmikową emfazę, stało się tak oczywiście dlatego, że Napoleon, sojusznik

Aleksandra, nadał polskości o kilka wiorst bardziej na zachód niespodziewany blask, ale jednocześnie

tego rodzaju posunięcie, nie było -szczerze powiedziawszy - sprzeczne z prawem rosyjskim. Artykuł

46 „Gramo-ty" z roku 1785 roku przewidywał, że zgromadzenia szlacheckie realizują postulaty

gubernatora dla wspólnego dobra, ale artykuł 47 głosił, że mogą też mu czynić propozycje dotyczące

ich własnych potrzeb. Postulaty mogły być nawet adresowane do Senatu albo do samego cesarza „w

granicach prawa" - precyzował artykuł 48, zaraz grożąc, w artykule 49, grzywną 200 rubli „za każdy

postulat niezgodny z prawem".

Postulaty do gubernatora w danym wypadku najwyraźniej nie zostały przedstawione całkiem zgodnie

z prawem, o czym przekonamy się później, ale chociaż wiele spośród nich nie zostało

zaakceptowanych, to jednak nie zostały one w stolicy postrzeżone jako sprzeczne z prerogatywami

szlacheckimi. Wywołały nawet dyskusje. Po raz pierwszy od piętnastu lat doszło do wymiany opinii

pomiędzy carską władzą i przedstawicielami polskiej szlachty. Świadczyła ona

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

bą skarbową i dzierżawcą. Przydzielane Rosjanom starostwa były prawie zawsze dzierżawione, a

nawet odsprzedawane Polakom, f. 210.

24 Ibid., fond 1146, opis 1, dielo 27, memoriał dołączony do dziennika Rady Stanu za rok 1806, f. 415-

420, po sprawozdaniu debaty w tej kwestii, f. 408^*14.

25 Ibid., fond 1286, opis 1, dieło 20; O proszeniach dworian o miestnom uprawlienii, S. Worcell,

marszałek wołyński do ministra spraw wewnętrznych, 5 sierpnia 1808, f. 1-11.

o nowym klimacie w Petersburgu oraz o woli „obywatelstwa" uczestnictw.i w administracji lokalnej -

chociaż była ona wyjątkowo powściągliwa w staraniach o służbę rządową. W dwunastu punktach

ziemiaństwo przedstawiło syntezę swych ambicji, interesujące uwagi o swej misji oraz pozostawiło

skondensowaną próbkę mentalności kresowej dla historyka. Szlachta ukraińska pragnęła też

zamanifestować swą lojalność i w pewnym zakresie nawiązać do aktywnej roli, którą odgrywali, jak

mniemała, jej przodkowie w dawnej Rzeczypospolitej, pragnęła też wymknąć się spod dość sterylnej

rutyny przydzielania stanowisk w sądownictwie, na którą dotąd była skazana.

Suplika rozpoczynała się od wiernopoddańczej deklaracji dla nowego pana wyrażanej w „imieniu

wszystkich obywateli". Uniżoność tonu owego dokumentu była tak uderzająca, że jej adresat, „Sfinks

tajemniczy" z Petersburga musiał się uśmiechać podczas lektury takich na przykład fraz: „Obywatele

guberni wołyńskiej, przeniknięci najgłębszym uczuciem nieskończonej wdzięczności, jakie wzbudza w

nich przywiązanie do najłaskawszego z Monarchów, Jego Cesarskiej Mości Aleksandra Pierwszego,

łaskawie panującego ku naszej radości, którego powszechna w Europie opinia jako Tytusa Północy

wystawia", albo czytając uniżoną prośbę do tronu o pozwoleństwo ustawienia w sali zgromadzeń

szlachty w Żytomierzu marmurowego biustu z podpisem: „Aleksander I czyli Tytus Północy".

Po wstępie bardziej niż uniżonym następowały konkrety. Skoro przybliżał się moment - pisało polskie

obywatelstwo (równie jak Rosjanie przerażone determinacją Sperańskiego) - kiedy trzeba wcielić

ukaz cesarski z początku panowania, wymagający, by cała szlachta uzyskała jakiś czyn przez służbę

rządową, aby utrzymać prawo głosu w zgromadzeniach szlacheckich, a ponieważ w guberniach

polskich niewielu, by nie rzec - żaden szlachcic w takim położeniu się nie znajdował, najpokorniej

prosili, by polskie godności i funkcje - jak widzieliśmy przede wszystkim sądownicze - znalazły się w

tabeli czynów. Do tej pory nic w tym kierunku uczynione nie zostało. Autorzy supliki udawali, że nie

wiedzą, że polskie stanowiska i godności przyznawane w bardzo dużych ilościach i czasem osobom,

których przynależność do stanu szlacheckiego była wątpliwa, mogłyby po prostu rozsadzić

dotychczasowy porządek rosyjskiego stanu rycerskiego. Nie dostrzegali, że ich ambicje integracyjne

zawsze rozbijały się o tę przeszkodę. Słyszeli o groźbach gubernatora kijowskiego dotyczących

nominowania - a nie wybierania - sędziów i miejscowych policjantów, ale nie zdawali sobie sprawy,

że prosząc: „by sposób, w jaki elekcje dotąd się odbywały pozostawiony i zatwierdzony został",

popadali w nieuchronną i nieprzezwyciężalną sprzeczność.

Jeszcze bardziej śmiały i w dużej mierze dowodzący znacznej lekkomyślności okazał się trzeci punkt

owej supliki: „Rozliczne przykłady dowodzą - pisali wołyńscy ziemianie - że parochowie ruscy

nieznośne trudności kolatorom czynią26, swojej wyższej hierarchii na nich donosząc, a ona nie tylko

przychylnym uchem donosów słucha", lecz także używa aparatu państwowego, żeby paro-

'" Kolator po polsku w tekście supliki.

170

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

chom przyznać rację, więc „obywatele" prosili - nieco naiwnie - że jeśli ci duchowni mieliby jakieś

skargi pisać, to niech to czynią drogą „normalną istniejącej sprawiedliwości, oficjalnie prawem

uznanej" (to znaczy: szlacheckiej).

Ta krótka rewendykacja ujawnia w gruncie rzeczy, w kilku zaledwie słowach, istnienie podskórnej

„wojny o dusze" zarówno w sensie religijnym, jak materialnym - dotyczącej pańszczyzny i toczącej się

na wsi. Sprawa ta nie była dotąd dokładniej przestudiowana i wymagałaby osobnej książki. Znaczne

ograniczenie zasięgu prawosławia na rzecz religii grekokatolickiej na prawobrzeżnej Ukrainie w

siedemnastym i osiemnastym wieku, to fenomen ustalony i nawet opisany27, ale jak się wydaje -

naskórkowy: ryt grekokatolicki nie przeniknął do chłopstwa, co wyjaśniałoby i szybkie powroty po

rozbiorach na Ukrainie do prawosławia. Wielu parochów pochodzenia chłopskiego łatwo poddawało

się akcji „dezuniatyzacji" aktywnie podejmowanej przez Rosjan i przez Cerkiew po roku 1793. Kilku z

nich pozostało wiernych katolicyzmowi obrządku greckiego, aż do czasu przymusowego

przechodzenia na prawosławie zdecydowanego w roku 1839. Byli to przede wszystkim bazylianie lub

księża uniccy pochodzenia polskiego (w roku 1797, w powiecie humańskim było ich 35 na 80 parafii;

12 spośród nich wywodziło się z rodzin ziemiańskich, 23 z drobnej szlachty. Pa-rochowie, którzy po

zaborach przemienili się w popów, popadali w częste konflikty z polskimi ziemianami dotyczące

parafii znajdujących się na terenie ich majątków. Dziadowie lub pradziadowie ukraińskich ziemian

popierali grecki katolicyzm i chętnie nadawali tereny na parafie, ale ich potomkowie nie mieli

najmniejszej ochoty pozostawiać owych donacji popom, którzy odciągali chłopów pańszczyźnianych

od resztek polskości. Stąd napięcia, a nawet manifestacje nienawiści, kiedy popi tracili ziemie, które

uznawali za swą własność. Popi skarżyli się Rosjanom, za co Polacy ich karcili28. Można zrozumieć, że

szlacheccy sędziowie chcieliby załatwiać te sprawy na swój sposób, ale dziwi jednak, że autorzy

supliki łudzili się, iż Petersburg nie skorzysta ze znakomitej okazji, by rozważać kwestię w duchu

Pankratiewa.

Dziewięć kolejnych postulatów, dość chaotycznych - z wyjątkiem może jednego - również wiązało się

ściśle z obroną i rozszerzeniem przywilejów. Cesarstwo mogłoby przyciągać arystokrację pod

warunkiem zagwarantowania identycznego prestiżu, którym dysponowała ona w Rzeczypospolitej,

więc punkt czwarty domagał się ekwiwalentów godności i odznaczeń polskich w wersji carskiej.

Najbogatsi nie obawiali się manifestowania swej pogardy dla sprawowania niższych funkcji

policyjnych i w sądach ziemskich. Autorzy supliki wyznawali

27 M. K o j a 1 o w i c z, htorija wossojedinienia zapadnoruskich uniatow starych wremen, Sankt

Petersburg 1873; S. Litak, Kościół łaciński w Rzeczypospolitej około 1772 r., Lublin 1996; W. Kołbuk,

Kościoły wschodnie w Rzeczypospolitej około 1772, Lublin 1998; M. Rad wan, Kościół katolicki w

archiwach Departamentu Wyznań Obcych rosyjskiego MSW, Repertorium, Lublin 2001; idem, Kościół

greckokatolicki w zaborze rosyjskim około 1803 r., Lublin 2003; idem, Archiwum diecezji łucko-żyto-

mierskiej, Repertorium, Lublin 2003.

281. K r i w o s z e j a, Dworianstwo Umanszczyzny..., s. 70-73 prezentuje kilka przypadków

wyjaśniających tę sytuację. Zob. także W. A. S m o 1 i j, Wozzjednannja..., s. 84.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

171

otwarcie, że wymagane kryterium posiadania 25 dusz lub 8 dymów wydaje im się zawyżone i

ponowili prośbę o pozwolenie na sprawowanie owych funkcji przez szlachciców nieposiadających

własnych majątków, których rzetelność poświadczyliby ziemianie (osiedlyje potnieszcziki).

Formułując taki postulat, autorzy supliki zapomnieli, że podobne rozumowanie powiększało grono

zwolenników powierzenia owych funkcji urzędnikom państwowym (punkt piąty). Częste rozkładanie

się obozem rosyjskiego wojska w majątkach prywatnych było dokuczliwe i wyrządzało szkody, więc

„obywatele" prosili o odszkodowania (punkt szósty). Punkt siódmy zdawał się podyktowany

względami humanitarnymi, ale nie należy też wykluczać w tym wypadku kalkulacji ekonomicznej: jeśli

chłopi wzięci w sołdaty na lat dwadzieścia pięć umierali w wojsku, ich żony nigdy nie były o ich

śmierci zawiadamiane. Kobiety te nie mogły więc wychodzić powtórnie za mąż: „przez co region cały

dużo tracił, bo się wyludniał". Ponieważ władze wojskowe wiedzą, z których powiatów pochodzą

rekruci, ziemianie prosili, by świadectwa zgonu były regularnie nadsyłane.

Punkt ósmy powracał do spraw sądowo-policyjnych i starał się zahamować próby rozciągania zakresu

kontroli nad życiem szlachty w wyniku odgórnego mianowania czynowników - prawdopodobnie

isprawników - i prosił, by owi czynownicy „nie mieli żadnej władzy decyzji w sądach w sprawach

obywatelskich, a to dlatego że jusrysprudencja na polskim prawie spoczywa". Tylko klimat polityczny

1808 roku mógł ośmielić polskie ziemiaństwo do takiej zuchwałości, by brała rosyjską władzę za nic.

Następnie pojawiło się kilka postulatów, w których autorzy starali się zredukować udział szlachty w

wydatkach publicznych i w magazynowaniu ziarna dla chłopstwa do minimum. Gromadzenie takiej

rezerwy było obowiązkowe od wydania odpowiedniego ukazu w roku 1807. „Obywatele" twierdzili,

że nieurodzaj oraz działania wojenne przeszkodziły im w jej zgromadzeniu. Prosili o rozdzielenie

dostawy na trzy lata, to znaczy o trzykrotne zmniejszenie jej wielkości. Poprosili ponadto o umorzenie

długów zgromadzeń szlacheckich w izbach skarbowych oraz o prawo obserwacji sposobów

przydzielania ziemskich powinnosti, które wpłacali izbom skarbowym (punkty dziewiąty, dziesiąty i

jedenasty).

Memoriał kończył się dodatkową prośbą dotyczącą funkcjonowania sądownictwa, które było

zwornikiem i jedyną rzeczywistą pozostałością administracyjnego prestiżu szlachty, ale jednocześnie

najwyraźniej uciążliwą. Ponieważ mandaty wyborcze posiadały trzyletnią ważność, w tym czasie

delegaci do sądów gubernialnych zaniedbywali swe domowe obowiązki i dla służby publicznej

ponosili znaczne koszta w Żytomierzu. Wybieranie po dwóch przedstawicieli zamiast jednego do

przewodnictwa posiedzeniom w sądzie, dzieliłoby zadania również na dwie połowy.

Sposób, w jaki owe rewindykacje zostały przyjęte, jest co najmniej równie ciekawy jak ich zawartość.

Najpierw ujawnił się problem związany z przekazaniem dokumentu, świadczący o złych stosunkach

pomiędzy zgromadzeniem szlacheckim i gubernatorem Komburlejem. Mniej odczuwając chwilowe

ociep-

172

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

lenia klimatu pomiędzy stolicą i „guberniami polskimi", zareagował on tak, jakby to uczynił

gubernator kijowski. Ocenzurował prośby, ograniczając je dla wyższych kół do czterech: wyznaczenia

ekwiwalentów dawnych polskich funkcji w drabinie czynów, prawa do wybierania szlachty

nieposiadającej ziemi, odszkodowań za postój wojsk, informowania żołnierek o śmierci ich mężów.

Jednak nieufne „obywatelstwo", przewidziawszy ten manewr, wysłało drugi egzemplarz supliki

bezpośrednio do Petersburga, a Komburlejowi przekazało tekst już od początku spreparowany, w

którym „zapomniano" umieścić „delikatnych" punktów trzeciego i ósmego. Gubernator jednak

dowiedział się o wszystkim, kiedy Aleksiej Kurakin, minister spraw wewnętrznych, spostrzegł

manipulację i dociekał jej przyczyn29.

Świeżo wybrany marszałek szlachty Alojzy Gostyński otrzymał dwie odpowiedzi na petycję: jedną

szybką, ale częściową od Komburleja, drugą późniejszą, lecz bardziej kompletną - od Kurakina30.

Uznawszy memoriał za „niezgodny z procedurą ustaloną przez obowiązujące prawa", gubernator

cywilny odpowiedział najpierw na artykuł o popach w sposób świadczący o tym, że nie dał się zwieść

pozorom. Podkreślił mianowicie, że „właściciele ziemscy nie mogą i nie powinni obruszać się z

powodu dochodzeń prowadzonych z pozewnictwa księży", ponieważ mają oni prawo do obrony jak i

inni, a ponadto ziemie kościelne podlegają, zgodnie z ukazem o organizacji guberni, takim samym

przepisom jak ziemie państwowe. Następnie Komburlej odpowiedział jedynie na te punkty, które

uznał godnymi odpowiedzi. W sprawie magazynownia ziarna już dwukrotnie termin bywał

przekładany, więc nie widzi on żadnego powodu przesuwania go po raz trzeci, tym bardziej, że dwa

ostatnie zbiory znakomicie się udały. „Obywatele", zdaniem gubernatora, powinni dostrzegać

korzyści dla nich samych płynące z gromadzenia rezerw, których sami będą mogli użyć w miarę

potrzeb. Nie rozumiał on zupełnie takiej obojętności dla dobra publicznego. Nie wykrył ponadto

żadnych długów skarbu państwa wobec ziemian. Marszałkowie powiatowi zawsze byli informowani o

sposobach wyzyskania obowiązkowych opłat lokalnych. Podzielenie na dwóch mandatu

przewodniczących trybunałów, żeby mogli czuwać na sprawami osobistymi, jest niezgodne z prawem

i z duchem szlachectwa. Tego rodzaju zaszczytny obowiązek spełniany dla dobra ogółu stanowi wyraz

społecznego zaufania, po cóż się więc od niego uchylać? W końcu brak zaufania do funkcji

urzędników państwowych wstrząsnął gubernatorem do głębi. Urzędnicy (rosyjscy) koniecznie są

potrzebni, by czuwać nad przestrzeganiem prawa, „ponieważ ludzie wyznaczeni przez ziemiaństwo -

nie ukrywał gubernator - nie budzą zaufania, którego sprawowanie tych stanowisk stanowczo

wymaga".

2* RGIA, fond 1286, opis 1, dielo 20, f. 12; przekazanie przez M. I. Komburleja ministrowi spraw

wewnętrznych supliki skróconej do czterech artykułów, 15 sierpnia 1808 r.; prośba o wyjaśnienie

Kurakina do Komburleja, 15 września 1808, f. 15.

30 Ibid. Odpowiedź Komburleja do Gostyńskiego i do Kurakina, 30 września 1808 r., f. 16-21.

Odpowiedź Kurakina Gostyńskiemu, ibid., 16 lutego 1809, f. 42-46.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

173

Z kolei minister sprawiedliwości, skonsultowawszy się z ministrem wojny, ministrem finansów etc. i z

carskim błogosławieństwem z ostatniego okresu „miodowego miesiąca" spędzanego z Napoleonem

(co zobowiązywało jeszcze do kurtuazyjnego zachowania wobec Polaków), odpowiedział w sposób

prawie tak samo negatywny, ale w odróżnieniu od brutalnej repliki gubernatora, odpowiedź nie

przekreślała dalszego dialogu z wołyńską szlachtą.

Odpowiedź ministerialna wyrażała zgodę, bez zaznaczenia jednak, że podstawą decyzji stała się

sugestia zawarta w memorandum, na obowiązkowe informowanie żołnierek o śmierci ich mężów.

Arakczejew znalazł zresztą ukaz Senatu w tej sprawie z roku 1781, który je nakazywał, co powtarzał

ukaz z 27 kwietnia 1809 r.31 Prośba o odszkodowaniach za postoje wojska również została przyjęta;

władze wojskowe powinny w zasadzie wydawać właścicielom ziemskim kwity na poniesione straty.

Poza tym Aleksander nie odmówił już w żadnym punkcie racji swemu gubernatorowi cywilnemu.

Cesarz podkreślał nawet, że próba skracania mandatu byłaby czynem niegodnym szlachcica:

„Każdy szlachetnie urodzony służbę z oddaniem i radością wykonywać powinien, a stan szlachecki

właśnie ku temu powołany został i powszechne zaufanie do stanu rycerskiego z tego właśnie

powołania się bierze".

Oczywiście nie podnosił on różnic i korzyści płynących ze służby w rządowej hierarchii czynów, ale

Kurakin podkreślał jednocześnie, że Senat szuka ekwiwalentów pomiędzy funkcjami szlacheckimi i

czynami. Kwestia nigdy nie znalazła rozwiązania, ale odpowiedź sformułowano kurtuazyjnie.

Ponadto odpowiedź po raz kolejny zdecydowanie odrzucała wybieranie szlachty niezatwierdzonej na

niższe funkcje policyjne, z tego powodu, że gwarancje dane przez ziemian wpływałyby szkodliwie na

funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości: tacy sędziowie lub śledczy zależeliby od tych, którzy

potwierdzili ich szlachectwo. Czy minister nie wiedział, że tego rodzaju przypadki zdarzały się

nagminnie w wielu powiatach, mimo prawa z roku 1805? W końcu podobnie jak Komburlej, ale

trochę spokojniej, minister wzywał ziemian, by się nie obrażali na popie skargi, które są zgodne z

prawem obowiązującym w Cesarstwie Rosyjskim. O pohamowaniu postępów rządowej religii na wsi

nie mogło być mowy.

Żaden z ministrów ani tym bardziej Aleksander I, nie uznał za stosowne ustosunkować się do pomysłu

ustawienia biustu „Tytusa Północy", ale Wołynia-cy zachowali wrażenie dialogu z władzą, złudzenie o

„wolności", które miało jeszcze manifestować się w przyszłości przynajmniej pośród najbardziej

prorosyj-sko nastawionych ziemian. Poglądy opisane powyżej podzielały bowiem, nie zapominajmy o

tym, najwyżej dwie lub trzy setki szlachty wyborowej, szlachty uczestniczącej w zgromadzeniach

szlacheckich guberni, utożsamiającej się mniej więcej z dworianstwem, ale reprezentującej

jednocześnie tylko 1/20 właścicieli

" Ukaz cesarski drukowany i rozdany we wszystkich regimentach, ibid., i. 59-60 oraz podobny rozkaz

Arakczejewa, ministra wojny do wszystkich gubernatorów w Cesarstwie; ibid., f. 62, 63.

174

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

ziemskich. Niewiele wiadomo o opiniach 19/20 pozostałych. Zobaczymy, że wielu spośród tej

milczącej większości spoglądało tęsknie w stronę Napoleona.

Reakcja antyfrancuska i fala konfiskat

W otoczeniu Aleksandra I nie brakowało również Rosjan, którzy bardzo niechętnym okiem patrzyli na

zbliżenie z Francuzami i ganili najmniejsze nawet oznaki pobłażania w stosunku do Polaków w

guberniach przywłaszczonych. Bała-szow - minister policji, Guriew - minister finansów, cesarzowa

matka - Maria Fedorowna, Karamzin - historyk, francuscy emigranci, jezuici z otoczenia Jo-sepha de

Maistre'a, rozdmuchiwali nienawiść wokół Sperańskiego. Historycy prezentują w zasadzie

ówczesnego Aleksandra I jako osobę rozdzieraną wątpliwościami, jeszcze pragnącą oszczędzać swego

sojusznika Napoleona. Ale też podkreślają, że kiedy 29 marca 1809 roku arcyksiążę Ferdynand d'Este

zaatakował Księstwo Warszawskie, armia Aleksandra I wysłana do Galicji teoretycznie dla wspierania

Napoleona pozostała bierna. Wielu spośród historyków przypomina ponadto, że armia ta miała raczej

służyć za kordon bezpieczeństwa przed wojskami księcia Józefa Poniatowskiego, którego zwycięski

pochód przez Galicję mógł doprowadzić do wybuchu polskiego powstania na Ukrainie. Jeśli tego

rodzaju wizja nie jest fałszywa, nie jest również wystarczająca. Analiza oficjalnego stanowiska Rosjan

wobec ziemiaństwa na Ukrainie pozwala ujawnić, że nastawienie antyfrancuskie było znacznie

silniejsze oraz ujawniło się znacznie wcześniej, niż sądziło się dotąd - znacznie przed rozpoczęciem

przez Napoleona kampanii moskiewskiej w roku 1812. Najwyraźniej słowa księcia Golicyna („Bardziej

lękam się mych przyjaciół niż mych wrogów") potwierdzały swoją celność. Przyjaciele już dawno stali

się wrogami.

Wydaje się, że w zasadzie dla Polaków z Ukrainy idea, by wspomóc zbrojnym ramieniem rodaków w

Galicji, mogła wydać się konsekwencją decyzji cesarza Rosji o interwencji w Austrii i jako taka nie

mogła wydać się naganna politycznie. Ale jednak w praktyce, ci którzy ośmielili się takiego wsparcia

udzielić, zostali srogo ukarani. Długa jest lista polskich majątków skonfiskowanych przez carat na

skutek „opuszczenia" ich przez właścicieli. Rozpoczęta w roku 1808 lista owa wydłużała się aż do roku

1813. Konfiskaty zostały spisane w grubym foliale liczącym 400 stron, sporządzonym przez ministra

finansów32, zawierają-

32 Ibid., fond 379, opis 3, dieto 104, departament majątków państwowych ministerstwa finansów:

0 majątkach skonfiskowanych ludziom rozmaitych kondycji, którzy dobrowolnie oddalili się zagranicę

w byłych guberniach polskich i zasadach regulaminowych administracji owych majątków. Te

świadectwa antypatii rosyjskiej w stosunku do Napoleona umknęły A. Ratchińskiemu (Napoleon et

Aleksander I: la Guerre des idees, przedni. J. Tulard, Paryż 2002); ponadto wiele o tym okresie mówi

studium N. A. T r o i c k i e g o, Alieksandr i Napoleon, Moskwa 1994. Inne argumenty dotyczące tych

samych relacji w: W. Adadurow, Ukraińcy z Galicji w koncepcjach polityki polskiej Francji i Austrii,

1805-1812, „Ukraina i minule" 1996 (Kyiw-Lwiw), nr 9, s. 38-60. Rozkwit nastrojów

antynapoleońskich

1 antypolskich od r. 1809 oznaczał powrót na polityczną scenę grupy konserwatystów takich, jak

Dzier-żawin, Sziszkow, Pietrow, Roztopczyn eta, którzy uaktywnili się mocno w latach 1806-1807,

przypo-

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

175

cym również korespondencję świadczącą o spotęgowanej nienawiści rosyjskiej administracji wobec

Polaków. „Prawdziwi synowie ojczyzny" bali się, że na ich oczach Polska powstanie na nowo i stracą

rychło łup Katarzyny.

Pierwszy uderzył na alarm w początkach 1809 roku podolski gubernator cywilny - Litwinów,

sprawujący tę funkcję w latach 1808-1812, kiedy spostrzegł, że ziemian Kickiego i Sierakowskiego nie

ma w ich majątkach. Każdy wiedział dokąd się udali. Gubernator wysłał do marszałka szlachty

jednoznaczne ostrzeżenie, w którym groził, że: „nikt nie wymknie się surowemu śledztwu". Policja,

która bezpośrednio podlegałaby władzy carskiej wykazałaby jeszcze większą przydatność. Aleksander

osobiście parafował raport Litwinowa na ten temat i nakazał, by w wypadku powrotu tych

szlachciców „poddać ich rygorom prawa". Ale gubernator już zdążył skonfiskować ich majątki. 28

czerwca Aleksander zaniepokojony zasięgiem zjawiska, zaprzestał wszelkich pozorów łaskawego

dialogu manifestowanych rok wcześniej i rozpoczął okres działalności zdecydowanie antypolskiej,

zażądawszy od Rady Ministrów spisu wszystkich ziemian, którzy oddalili się ze swego majątku33.

2 lipca generał-major Hahn, odpowiedzialny militarnie za Podole, doniósł Arakczejewowi, ministrowi

wojny, że okołu trzydziestu jeźdźców, należących prawdopodobnie do szlachty, przekroczyło granicę

z Galicją siłą, otworzywszy ogień z broni palnej. Cesarz wściekły na wieść, że w ten sposób zakpiono z

jego rozkazów o pasywnym zachowaniu oddziałów rosyjskich, natychmiast rozkazał Hahnowi i

Jermołowowi, stacjonującym na Wołyniu, zesłanie jako prostych soł-datów na Sybir wszystkich

schwytanych podczas próby takiego przedarcia się przez granicę. Jak jednak rozkaz ten można było

wykonać? Jermołow napisał ze swej strony Arakczejewowi 17 lipca 1809 roku, że od pewnego czasu

na przejściu granicznym w Brodach, między Galicją i Wołyniem, niedaleko Krzemieńca, zawieszono

orły francuskie, co wywarło wielkie wrażenie na „obywatelach" tej guberni. Dodawał, co było zresztą

oczywiste, że granicę w tym miejscu przekraczała szlachta z majątku Czasnówka (a więc szlachta

czynszowa) i że zdarzyło się już wiele podobnych przypadków. Wszyscy ci szlachetkowie i sporo

ziemian służyło obecnie w armii Józefa Poniatowskiego. Jermołow skarżył się mocno na rzekomą

wyrozumiałość Komburłeja, gubernatora cywilnego i życzył sobie, by uciekinierzy nie mogli powracać

spokojnie do domów po zakończeniu wojny. Wywierał on na ministra spraw wewnętrznych presję, by

zlecił gubernatorom cywilnym odpowiednie kroki34.

minając również postacie Minina i Pożarskiego (którzy przegnali Polaków z Moskwy w roku 1613 i

wystawiając im pomnik na placu Czerwonym. To oni również zredagowali 30 listopada 1806 r.

manifest do szlachty rosyjskiej wzywający, nadaremnie, do masowego powstania przeciwko

Francuzom. Zob. A. Z o r i n, Kormia dwuglawogo orla..., s. 159-186.

11 Ibid., f. 53-60, wyciąg z dziennika komitetu ministrów z 9 lipca 1809 r., o konfiskacie dóbr zbie-

|JÓW.

M Ibid., f. 57-59, Hahn i Jermołow do Arakczejewa, 2 i 17 lipca 1809 r. Ucieczki do Księstwa

niepokoiły Rosjan od r. 1806. Pamiętniki Joanny Żubrowej podają, że już wtedy latyczowski marszałek

Ka-nuński rozdawał na Wołyniu apele na rzecz Napoleona. Zob. Dał nam przykład Bonaparte..., t. 2,

Kra-kc'iw 1984, s. 8-13. Ale zapaleńcy stanowili zapewne mniejszość. Hugo Kołłątaj pisał zaś w swych

sekret-

176

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburgi

I//

Arakczejew pospiesznie odpowiedział na wezwanie Jermołowa i prosił Radę Ministrów o wysłanie

generałowi posiłków, by uniemożliwiać przedostawanie się zbiegów do Galicji znajdującej się obecnie

pod władzą Napoleona. Chodziło o przeszkodzenie w wyjazdach szlachty posiadającej majątki lub ich

nieposia-dającej, która przekraczała granicę w znacznie bardziej pokaźnej liczbie niż wynikałoby to z

oficjalnych źródeł. Trzy pułki Kozaków dońskich stacjonujących w Brześciu na Litwie, skierowano do

Radziwiłłowa położonego naprzeciw Brodów, by strzec granicy35.

Komburlej, nie chcąc być gorszy, wysłał do Kurakina równie stanowczy raport o nadziejach

rozbudzonych pośród szlachty w jego guberni pogłoskami

0 pokoju pomiędzy Francją i Austrią i o przyłączeniu w konsekwencji zaboru austriackiego do

Księstwa Warszawskiego. Gubernator nie ukrywał swych obaw przyszłego wskrzeszenia Polski przez

Napoleona, o którym jawnie się mówiło pośród szlachty. Łączność przez granice utrzymywana była

ciągle. W celu pokazania swej srogości i zdecydowania proponował środki represyjne, podając kilka

przykładów osób, wobec których można by, dla postrachu, je zastosować

1 w ten sposób ostudzić zapał tej części „obywatelstwa". Ponieważ bardzo silne podejrzenia

koncentrowały się na niektórach Wołyniakach, takich jak hrabiowie Czacki i Chodkiewicz lub na

słynnym generale legionów Napoleona -Kniaziewiczu: „wzorcowe nieprzejednanie wobec jednego

lub wobec kilku spośród nich, mogłoby powstrzymać tych ludzi przed podejmowaniem szkodliwych

przedsięwzięć". Rada Ministrów, po wysłuchaniu owych sugestii doszła do wniosku, że koniecznie

należy opublikować tekst jednoznacznie grożący konfiskatą majątków wszystkim, którzy spiskowaliby,

przekroczyli granice lub stanęli pod bronią. Dwa dni później tę groźbę rozciągnięto na dzieci

uciekinierów oraz na członków rodziny, którzy na prośbę zbiegów doglądali ich majątków. W końcu

24 sierpnia wszystkie te groźby znalazły się w ukazie cesarskim dla Senatu, w którym oprócz

konfiskaty majątków dziedzicznych, znalazła się groźba branki w sołdaty, a nawet przymusowe roboty

dla innych, to znaczy dla szlachty czynszowej36.

Jednak ociężałe cielsko carskiej biurokracji nie było w stanie od razu zamienić słów w czyny. Kiedy

gubernator podolski wyjechał na rekonesans w teren, jego zastępca napisał do Gołubcowa, dyrektora

skarbu w Ministerstwie Finansów, że znalazłszy broń i polskie mundury u hrabiego Włodzimierza

Potockiego niedaleko Bałty, kazał sekwestrować jego majątek. Gorliwy sługa cara widział już oczyma

duszy licytację, która pozwoliłaby oddać te ogromne dobra w dzierżawę i zasilić dzięki temu skarb

państwa, ale jednocześnie przewidywał kłopoty z powodu dzierżawców już w majątku osiadłych na

mocy kontraktów zawar-

tych z Potockim i przede wszystkim z powodu ukazu z 24 grudnia IK07 roku, zabraniającego

zorganizowania licytacji przed upływem trzech lat, potrzebnych na reorganizację zarządzania.

Podolska izba skarbowa nie dysponowała odpowiednim personelem, by zająć się tak wielkim

majątkiem. A co zrobić z innymi konfiskatami? Czynownik wyczekiwał rozkazów.

Komburlej napotkał na Wołyniu na podobny problem i proponował Radzie Ministrów nie dzierżawę,

lecz natychmiastową sprzedaż zajętych majątków, w celu uniknięcia niezręcznej administracji

przejściowej i rujnacji gospodarstw. Ale pod koniec września 1809 roku ministrowie nadal nie

wiedzieli, ile właściwie majątków pozostaje w dyspozycji skarbu państwa. Rada Ministrów uznała

sprzedaż za przedwczesną, a ponadto komu sprzedawać? Kupowaliby przecież znowu Polacy!

Obstawali ponadto przy swoim: niektórym, jak sądzili ministrowie, udałoby się udowodnić

niewinność i skonfiskowane majątki trzeba by oddawać. Należy zatem, chcąc nie chcąc, powierzyć

tymczasową administrację izbom skarbowym. O nowych środkach mowy nie było37. Jeszcze nikt nie

podejrzewał, że drapieżnik nie zdoła strawić swego łupu, przede wszystkim z lat 1812-1813, nie

wiadomo było też, że później zmieni się znowu koniunktura i nastąpi amnestia 1814 roku.

Komburlej nie cofając się przed niczym, nakazał radcy gubiernskogo prawlie-nija, prokuratorowi

wołyńskiemu i sekretarzowi sporządzić listę opisową skonfiskowanych majątków, a Rada Ministrów

ustaliła 13 października kilka reguł owego opisu. Aleksander I, być może nieco zatrwożony akcją,

która nie mogła nie podsycić polskiego oburzenia, opatrzył owe reguły pewnym zastrzeżeniem:

należało wyznaczyć uciekinierom termin powrotu i dopiero po jego przekroczeniu zarekwirować

majątki na dobre. Sytuacja komplikowała się jeszcze bardziej, ponieważ Litwinów sygnalizował, że z

Podola uciekali głównie młodzi ludzie, których ojcowie twierdzą, że nie mają pojęcia o motywach ich

ucieczki, lub że starali się wyjazdom zapobiec. Ponadto w armii Księstwa Warszawskiego służyła

szlachta, która zaciągnęła się do niej legalnie w czasie pokoju i czerpała dochody ze swych majątków

na Podolu „na szkodę Rosji". Rada Ministrów posłusznie wyznaczyła termin sześciomiesięczny. O

możliwości powrotu w terminie półrocznym bez konfiskaty majątków poinformowały gazety rosyjskie

i zagraniczne38.

Kłopoty w administrowaniu skonfiskowanymi majątkami szybko narastały. Z jednej strony

szczegółowo opisywano wielkie majątki, jak na przykład majątek Augustyna Trzecieckiego na Podolu,

ale jednocześnie protestował tłum pretendentów, jak hrabia Ksawery Stadnicki, marszałek powiatu

uszyckiego, który skarżył się samemu Gołubcowowi, że pożyczył uciekinierowi pieniądze pod za-

nych listach do Davout, że zbyt śmiałe reformy społeczne w Księstwie (zawieszenie pańszczyzny,

Kodeks Cywilny itd.) straszą obywateli.

35 Ibid., f. 56, memorandum Arakczejewa do Rady Ministrów, 4 sierpnia 1809 r.

36 Ibid., {. 60-62, wyciąg z dziennika Rady Ministrów, 18 sierpnia 1809; f. 61-63, ibid., 20 sierpnia; f.

66, tekst ukazu z 24 sierpnia.

37 Ibid., i. 1, gubernator podolski w zastępstwie do Gołubcowa, 25 sierpnia 1809 r.; f. 64, gubernator

wołyński do Rady Ministrów, 29 września 1809 r.

'" Ibid., f. 4, Mołczanow, sekretarz Rady Ministrów (z wyciągiem dziennika Rady z 13 października i

decyzją cesarza z 30 listopada) wysłany do Gołubcowa, dyrektora Skarbu, 7 grudnia 1809 r., f. 65,

raport gubernatora podolskiego, Litwinowa, 27 października 1809 r.

I

178

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

staw hipoteczny jego ziem, więc nie może być niesłusznie krzywdzony i pozbawiony ich pod lada

pretekstem. Cały rok 1810 upłynął na próbach rozwiązywania niesłychanie zagmatwanych sytuacji

dotyczących własności ziemskiej i odpowiedzialności finansowej tych, którzy mogli się upomnieć o

długi lub zastawy. Tylko opis sytuacji hrabiego Tarnowskiego w powiecie krzemienieckim na Wołyniu

zajął osiem długich stron, niezbyt jasno zredagowanych39.

W sumie pomiędzy majem i grudniem 1810 roku, izby skarbowe trzech guberni ukraińskich wysłały

do Guriewa, ministra finansów listy szlachciców, którzy nie powrócili, a więc których dobra ulegają

sekwestracji. W tym samym czasie Aleksander I udawał jeszcze, że z Napoleonem łączą go dobre

stosunki, złożył mu gratulacje z okazji cesarskiego ożenku z Marią Luizą, ale - podobnie jak poniechał

projektu „zanadto francuskiego" kodu cywilnego Sperańskiego, karał też polską szlachtę z guberni,

która za bardzo uwierzyła w ich przyłączenie do Księstwa Warszawskiego. Tej szlachty nie było za

dużo na Kijowszczyźnie, zbyt odległej od granicy, tu znaleziono tylko dwa majątki do zarekwirowania:

Bie-rzyńskiego i Zapolskiego. Na Podolu izba skarbowa zapragnęła położyć łapę na dziesięć majątków:

Augustyna Trzecieckiego, Józefa Dwernickiego, Józefa Leś-kiewicza, Klemensa Rogowskiego, Justyna

Modzelewskiego, Piotra Popowskie-go, Michała Berezowskiego, Michała Prokopowicza i dwóch

znacznych dzierżawców: Jana i Karola Sierakowskich. Oczywiście nie można było niczego zająć

czterdziestu trzem szlachicom nieposiadającym ziemi, którzy również ruszyli do armii Księstwa

Warszawskiego. Oczekiwano nadal na informacje w sprawie stanowiska księcia Mikołaja Sapiehy i

Szweykowskiego, byłego marszałka kamie-nieckiego.

Na Wołyniu carat zebrał najobfitsze żniwo w konfiskatach i aresztowaniach: czterdziestu czterech

właścicieli ziemskich i trzydziestu pięciu szlachty (to znaczy czynszowników; termin „szlachta" w tym

znaczeniu upowszechniał się coraz bardziej). Liczba owej szlachty była z pewnością zaniżona,

ponieważ z punktu widzenia izb skarbowych nie miała ona żadnego znaczenia. Właściciele ziemscy

zostali spisani według powiatów, w których znajdowały się ich majątki. W powiecie krzemienieckim

hrabia Tarnowski, Kajetan Sobieszczański i mieszkaniec Dubna - Chruszcz, nie powrócili. Następnie

spisano powiat starokon-stantynowski (Erazm Trzebiński i synowie Kajetana Danilewicza, Józef

Pietrzy-kowski, Kazimierz Kwiatkowski, Kajetan Teleszyński); powiat nowogródzko--wołyński (synowie

Izbickiego, Karola Pruszyńskiego, dwóch synów Malinow-skiej i dzierżawca bez nazwiska); powiat

zasławski: (hrabia Włodzimierz Potocki, Kajetan Minuszewski); powiat ostrogski (synowie T.

Sarnackiego); powiat równieński (Alojzy Pruszyński, Antoni Postrucki, Mikołaj Worcell, Adam Bie-

rzyński, Piotr Czarnak); powiat łucki (syn Wilczyńskiego, Zawadzki, Jaworski, oraz Kolberg, były

pułkownik wojsk polskich); powiat kowelski (Kajetan Czar-niecki); powiat włodzimierski (trzej synowie

Widziacza, Adam Stecki i Błędow-

39 Ibid., f. 41-53, opis dóbr A. Trzecieckiego, 31 października 1809 r., f. 8, 9; protest K. Stadnickie-go,

20 grudnia 1809 r; raport o Wołyniu, f. 73-80.

Polskie ziemiaństwo pod okiem IVimhurftU

ski); powiat owrucki (Antoni Pruszyński, Feliks Trzeciak i lwowski, l»yly |uil kownik); powiat

żytomierski (dwóch synów Zakrzewskiego, synowie Irkucki i Platera, Teleżyńskiego, Ryszkowskiego,

Abramowicza i sami ziemianie: Sokoliiw ski, Pieńkowski, Antoni Piotrowski, Rogoziński, Żabokrycki,

Litwiński)'"1.

W stosunku do łącznej dla Wołynia i Podola liczby 9000 ziemian, luleJ.y uznać liczbę znanych

uczestników wojny w Galicji za ograniczoną, ale równie ograniczona była liczba uczestników

miejscowych zgromadzeń szlacheckich. Aktywne zaangażowanie polityczne nie było widoczne ani po

stronie Napoleona, ani po stronie Aleksandra. Należałoby znaleźć sposób na rozpoznawanie

milczących sympatii...

Łatwo zrozumieć, że w tych warunkach dotychczasowa rutyna życia szlacheckiego uległa zakłóceniu.

Minister spraw wewnętrznych Kurakin w raporcie

0 nieporządkach podczas zgromadzeń szlachty podolskiej i wołyńskiej w roku 1809 wysłanym do

Rady Ministrów, starał się nie wskazywać na patriotyczne podniecenie ziemian i wyciągnął stary

argument „anarchii" wywołanej przez „masy" szlachetków podjudzanych przez „partie". Specjalnie

pominąwszy milczeniem bardzo słabą frekwencję wyborczą i ograniczenie narzucone przez samą

carską administrację, posłużył się mocno przestarzałym schematem

„spróchniałego składu samego stanu szlacheckiego, w którym bardziej poszanowania godni ziemianie

mają takie samo prawo do uczestniczenia w zgromadzeniach i ten sam głos, jak ten, którego zwie się

szlachcicem, a słowo to oznacza prawie zawsze człowieka pozbawionego jakiegokolwiek wyobrażenia

o honorze, pozbawionego własności i często prowadzonego na pasku jakiejś partii. Należy oczyścić

stan szlachecki z tej tłuszczy nawykłej do skandali

1 zniszczyć wszystko co anarchię dawnych dietines [po francusku w tekście - to odpowiednik

francuski słowa »sejmiki«] w Polsce przypomina, te zbiegowiska narodowe, gdzie wola kilku partii

doprowadza państwo do upadku i podtrzymuje się krzykami tych, którzy dali się podkupić"41.

Taka karykaturalna i przestarzała, bardzo stereotypowa, wizja stosunków szlacheckich pozwalała na

ograniczenie swobody wypowiedzi oraz wyrażenia świadomości narodowej na zgromadzeniach

szlacheckich, tym bardziej że na Litwie, gdzie polski patriotyzm był bez wątpienia silniejszy niż na

Ukrainie, zgromadzenia również przebiegały źle. Litewski historyk, Tamara Bairaszauskaite znalazła w

Wilnie dokumenty o zamieszkach pośród szlachty w powiecie telszew-skim, w roku 1809. Krążyły

drukowane donosy na despotyzm i na malwersacje miejscowego marszałka, Jana Chryzostoma

Piłsudskiego i szczególnie piętnowały jego brak zainteresowania szlachtą pozbawioną prawa głosu, to

znaczy szlachtą czynszową. Ulotki zostały skonfiskowane przez miejscową policję i jej autor Jerzy

Jakowicz - sądzony42. Tego rodzaju protestacja nie byłaby możliwa bez po-

40 Ibid., f. 69-111, raporty izb skarbowych z trzech guberni do D. A. Guriewa, maj-grudzień 1810.

Należy zaznaczyć, że jeszcze więcej majątków skonfiskowano w guberniach litewskich. Ich lista

znajduje się w tym samym zespole archiwalnym.

""A. Romanowicz-Słowatinskij, Dworianstwo w Rossiji..., s. 484, 485.

42 T. Bairaszauskaite, O litewskich marszałkach..., s. 430.

180

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

ruszenia wywołanego powiększaniem się Księstwa Warszawskiego i związanymi z nim nadziejami. Na

Podolu wybory były po prostu gwarne, ale reakcje rosyjskich władz nieproporcjonalne do wrzawy i

pełne sprzeczności ujawniają stopień ich poddenerwowania i ogólnego uprzedzenia, które wyraża

raport Kura-kina43.

Oficjalne raporty nie mówią, dlaczego pięciu ziemian zostało aresztowanych przez carską policję,

podczas wyborów w Kamieńcu w roku 1809, która - jak zwykle - nadzorowała przebieg zgromadzenia,

ale można przypuszczać, że wymiana inwektyw nie nadawała się do utrwalenia na papierze.

Policmajster Rawicz oświadczył po prostu wicegubernatorowi, że kazał aresztować hrabiego

Stadnickiego i ziemian: Modzelewskiego, Wilczka, Golińskiego i Marchockie-go, ponieważ trzech

pierwszych „hałasy wszczęło i go lżyło", a dwóch ostatnich „wmieszało się do tego, co ich obchodzić

nie powinno". Tak niejasna afera wydaje się burzą w szklance wody, chociaż niewykluczone, że w tej

kłótni padły i aluzje do polityki i do Księstwa Warszawskiego. Ale Cesarstwo szlacheckiej godności nie

ważyło sobie lekce. Sprawa została podana do Senatu, który uznał dość logicznie, że to raczej

denuncjacja policmajstra Rawicza okazuje się niewystarczająco umotywowana, że wmieszał się do

wyborów, nietykalnego przywileju, i że powinien dostać naganę. Senat zwrócił tylko uwagę

Golińskiemu, że skoro pochodzi z Kamieńca, to nie powinen się wtrącać w sprawy Uszycy. Senat

zganił także Marchockiego, znanego z porywczego charakteru, który w utarczce ze swym

marszałkiem, hrabią Stadnickim, oświadczył, że: „na jego cienkie pienia może odpowiedzieć basem".

Senatorowie doszli do przekonania, że „wypowiedziane słowa nie pasują do godności ich autorów ani

do miejsca, gdzie wypowiedziane zostały". Sprawa musiała się na tym zakończyć, tym bardziej że

Senat dodał, że „winni" już zostali wystarczająco ukarani oraz że wypada podczas przyszłych

wyborów przypomnieć im, że: „tego rodzaju poczynania tolerowane być nie mogą w społeczności

dobrze zorganizowanej oraz że w przyszłości ściśle stosować się będzie przepisy prawa". Rawicz

podlegający gubernatorowi nie był w końcu niepokojony.

Najwyraźniej nie brano pod uwagę trwogi i drżenia godnej pióra Gogola, którą polska szlachta

napawała zbliżone do władzy kręgi w Petersburgu. W rok później jednak, 10 września 1810 roku,

Aleksander I, zmieniwszy już swój stosunek do Napoleona, ujrzawszy decyzję Senatu, zażądał -

przeciwnie - nagany dla wszystkich wymienionych szlachciców i prosił Łopuchina, ministra

sprawiedliwości o przedstawienie Radzie Ministrów dodatkowego raportu w taki sposób, by uzyskać

zakaz głosowania na trzy lata dla wszystkich. Wolę cara ministrowie pospiesznie wykonali i

zredagowali w tej sprawie ukaz44.

43 Opis owych wyborów istnieje w dwóch wersjach bardzo podobnych: RGIA, fond 1146, opis 1,

dieło 30; protokoły z posiedzenia Rady Państwa za rok 1809, f. 364, 365; O dworianach sużdiennych

za biezporiadki i bujstwo pri wyborach dworiańskich w Kamieniec-Podolskom, 1 listopada 1809 r.,

ibid., fond 1147, opis 1, dielo 587, f. 3, 4.

44 Ibid., fond 1151, opis 1, dieło 121, f. 1, 2, 28 lipca, 10 i 24 września 1810 r.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

181

Takie drobiazgi nie miałyby większego znaczenia, gdyby nie stanowiły niepokojących oznak atmosfery

nadmiernej nieufności i wrogości wobec dawnych guberni polskich, która towarzyszyła również

procesowi konfiskat. Wrogość wisiała w powietrzu i co chwila wybuchała, jak w wypadku Kurakina,

który straszył widmem zgromadzeń szlacheckich sabotowanych przez „fałszywych szlachciców",

którzy zakradali się do nich, by szerzyć tradycyjną „polską anarchię". W tym duchu należy rozumieć

tajną instrukcję Bałaszowa, ministra policji do gubernatora podolskiego Litwinowa z 27 października

1810 roku, by zwrócił on szczególną uwagę na ukaz z 3 marca 1805 roku oraz żeby stanowiska

wybieralne „zostały przydzielone tylko prawdziwym właścicielom, a nie podstawionym osobnikom

znanym ze swych nieprawomyślnych poglądów"45. Te fluktuacje zależały naturalnie od poziomu

napięć z Napoleonem.

Nowa fala konfiskat z początku 1813 roku zapowiadała się jeszcze bardziej obiecująco niż w roku

1809, choć jeszcze nie wszystkie komplikacje jej dotyczące zostały rozwikłane. Podczas kampanii

rosyjskiej Napoleona, od czerwca 1812 roku, część ziemiaństwa i szlachty czynszowej na Ukrainie

wstąpiła do Wielkiej Armii, ale z pewnością jej liczba była mniejsza niż na Litwie lub na Białorusi. Do

grudnia 1812 nikomu nie wpadło do głowy, by ową szlachtę porachować, ale sukcesy armii rosyjskiej

obudziły w carze stare odruchy, chociaż z drugiej strony odpowiedzialność za gubernie wcielone do

Rosji przez jego babkę wymagała od niego szczególnej ostrożności. Należało wziąć pod uwagę

względny spokój panujący na Ukrainie prawobrzeżnej w czasie kampanii francuskiej. Nominacja

Tadeusza Mostowskiego przez Marata na stanowisko komisarza prowincji południowych nie zmieniła

wyczekującej postawy ziemiaństwa. Wojsko rosyjskie bez trudu dało odpór krótkiej akcji generała

Antoniego „Amil-kara" Kosińskiego, próbującego przekroczyć Bug i wkroczyć na Wołyń. A kiedy

bardzo niepewny sprzymierzeniec Napoleona, książę Karol Szwarcenberg, wtargnął z kolei do tej

guberni, to większość obywatelstwa schowała się u krewnych lub przyjaciół na Podolu. Nawet mocno

podejrzewany o sympatie pro-napoleońskie Tadeusz Czacki siedział do końca października niedaleko

Kamieńca u Ksawerego Malczewskiego, a następnie 2 stycznia 1813 roku skwapliwie otwierał znowu

gimnazjum wołyńskie. Zachowania te mogły sprawiać wrażenie lojalizmu. W dniu swych urodzin, 12

grudnia 1812 roku, przed balem wydanym na cześć Kutuzowa w jego wileńskim domu, Aleksander

podpisał warunkową amnestię wywoławszy niezadowolenie generała, który wołałby rzucić zaraz

polskie majątki na pastwę swoim oficerom.

Aleksander I, nie bez pewnego poczucia nadrzędnego porządku władzy zwierzchniej oraz nie bez kilku

śladów mistycyzmu, który zaczynał błąkać mu się po głowie, dał szansę tym, którzy chcieliby z niej

skorzystać. Zdając sobie sprawę i. nadziei, niemalże powszechnej, którą obudził Napoleon,

Aleksander postanowił owe nadzieje przejąć i skupić wokół swojej osoby. Jego proklamacja zaczy-

" Ibid., fond 1341, opis 15, dieło 594, f. 26-29.

182

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

nała się dość retorycznie od podziękowań dla tych wszystkich, którzy pozostali mu wierni, a następnie

cesarz rzucał gromy na tych, którzy poszli z Francuzami, przeciwko tym:

„Co jeszcze przed najazdem ich ziem złączyli się z obcym krajem intruza i podnosząc broń przeciwko

Nam, woleli stać się jego podłym niewolnikiem niż pozostać naszymi wiernymi poddanymi. Tych

ukarać powinien by miecz sprawiedliwości [...] ale usłuchawszy wołającego w Nas głosu miłosierdzia i

litości, obwieszczamy łaskawie nasze przebaczenie ogólne i poszczególne".

Łaska była tymczasowa: osoby, które opuściły swe majątki, by przyłączyć się do wroga, miały dwa

miesiące na powrót; w wypadku zwłoki - konfiskata.

Sformułowanie „gubernie dawniej polskie", które zwyczajowo wymknęło się carowi na początku,

zostało zdecydowanie odrzucone, w duchu Katarzyny, na końcu dokumentu:

„Mamy nadzieję, że nasze ojcowskie przebaczenie u winnych skruchę wywoła i szczerą wolę poprawy

spowoduje oraz dowiedzie wszystkim mieszkańcom tego regionu w ogólności, że nigdy i nigdzie jako

lud mówiący jednym językiem od zawsze i jedno plemię tworzący (jedinojazycznyj i

jedinopliemiennyj), pełnej szczęśliwości i bezpieczeństwa zupełnego nie zazna jak tylko łącząc się

najzupełniej i jedno tworząc ciało z Rosją potężną i szczodrobliwą"46.

Już następnego miesiąca, przed zakończeniem wyznaczonego terminu, podolska izba skarbowa, licząc

nie bez słuszności, że najbardziej zaangażowani i najbogatsi tak rychło nie powrócą, przygotowywała

się do poważnych akwizycji na rzecz Cesarstwa. Skoro książę Hieronim Sanguszko zmarł, a jego syn

Eustachy zniknął wraz z przybyciem Francuzów, urzędnicy skarbowi zaproponowali Guriewowi zajęcie

15 990 chłopów pańszczyźnianych rozmieszczonych w wielu różnych majątkach zarządzanych przez

potężnych plenipotentów w rodzaju Mańkowskiego. Po wygaśnięciu wyznaczonego terminu, izby

skarbowe zabrały się do namierzania i zajmowania polskich majątków z takim impetem, że

Ministerstwo Finansów wydało specjalny regulamin tej operacji47.

Akcja rozpoczęta na Litwie wymagała ogromnego wysiłku biurokratycznego, którego nie mogły

spełnić istniejące dotychczas kancelarie. Komisje konfiskacyj-ne terroryzowały dzierżawców lub

rodziców, których synowie ruszyli za Napoleonem. Liczba suplikacji, zajadłość Rosjan, szukanie

kruczków prawnych przekroczyły poziom z lat 1772, 1793, 1795 i 1809. Konfiskujący nie posiadali się

z radości, gromadzili stosy papierów, rozwikłali sprawy; konfiskowani, którzy powrócili za późno,

prosili o interwencję osoby wysoko postawione, mnożyły się łapówki48. Po upływie

dwumiesięcznego terminu Komburlej prosił o pozwo-

46 Ibid., fond 379, opis 3, dieło 104, f. 146, 147.

47 Ibid., i. 137, list podolskiej izby skarbowej do D. A. Guriewa, ministra finansów, 24 stycznia 1813 r.

i f. 162-171; Prawiła dla konfiskaty imienij i dlia uprawlienija onymi, w dwóch częściach i 22

paragrafach.

48 Ibid., i. 172—413, raporty i statystyki ze wszystkich guberni zabranych.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

lenie powołania komisji konfiskacyjnej w swojej guberni, nad któr.| K.ula Mim strów debatowała 10

marca i 23 maja 1813 roku.

Pojawiły się jednak nieoczekiwane trudności. Aleksander I, który pod koniec stycznia 1813 roku

przebywał już w Warszawie, wznowił - nie bez zastrzeżeń -kontakt z księciem Adamem Czartoryskim.

Książę proponował, zgodnie z wyobrażeniami współziomków, odbudowanie Polski z guberniami

zabranymi włącznie pod władzą wielkiego księcia Michała Pawłowicza. Aleksander potrzebował

polskiego księcia, którego prawie wszystkie majątki znajdowały się na Ukrainie, i który zgodnie ze

swymi przekonaniami oraz interesem mógłby odwrócić uwagę Polaków od żałoby po Księstwie

Warszawskim.

„By cel ten osiągnąć - odpowiedział car Czartoryskiemu - koniecznie pan, Mości Książę i pańscy

rodacy musicie mi pomóc. Potrzeba, żeby pomógł mi pan, Mości Książę oswoić Rosjan z moimi

planami, które najzupełniej potwierdzają Naszą znaną panu ku Polakom przychylność i ku

wszystkiemu co ślady nosi drogich Nam ideałów... Niechże pan, Mości Książę, zaufa Nam i Naszemu

charakterowi i Naszym przekonaniom, nadzieje pańskie zawiedzione nie będą..."

Chociaż słowa cesarza zapowiadały już utworzenie przyszłego Królestwa Kongresowego w roku 1815,

Aleksander I nie zamierzał ani niczego powierzać swojemu bratu, ani - nade wszystko - odrywać od

Rosji guberni Rzeczypospolitej zabranych i przyłączonych przez jego babkę do imperium:

„Niech pan nie zapomina, Mości książę, że Litwa, Podole i Wołyń [Kijowszczyzny car nawet nie

wymieniał, uznawszy, że jest ona całkowicie zrośnięta duchowo z Rosją - D. B.] uznają się same za

regiony rosyjskie i żadne rozumowanie na świecie nie przekona Rosji, że mogłyby się znaleźć pod

innym niż Jej panowaniem"49.

Potrzebą chwili okazało sie zatem nie karanie zdrajców, którzy poszli za uzurpatorem, potworem z

Korsyki i Antychrystem, lecz zdobycie ich zaufania. W tym czasie nowy gubernator Podola, Armand-

Emmanuel de Saint-Priest [wymowa nazwiska: „Pri"], sprawujący swą funkcję do roku 1815, zwrócił

uwagę rządu w poufnym liście do ministra finansów z 9 lutego 1814 roku na kwestię rzadko

poruszaną, chociaż zasadniczą dla umacniania fikcji założycielskiej „jednego narodu jednakowej rasy"

- na problem chłopstwa ukraińskiego.

Armand-Emmanuel de Saint-Priest był jednym z trzech synów byłego ambasadora Francji w

Konstantynopolu i ministrem Ludwika XVI. Cała trójka wyemigrowała do Rosji. Armand-Emmanuel

poślubił w roku 1800 księżniczkę Go-licyn i cieszył się solidną pozycją na dworze. Sprawował funkcje

przewodniczącego trybunału kupieckiego w Odessie przy Richelieu w roku 1808, a gubernatorem

cywilnym w tym mieście został w roku 1810. Po przybyciu w roku 1812 do Kamieńca, był świadkiem

poruszenia wśród ziemian w roku następnym oraz myślał o głębszych konsekwencjach zachodzących

wydarzeń, o których pisał

*" Ibid., f. 387, sprawozdanie z posiedzenia Rady Ministrów z 10 marca 1813 r.; odpowiedź

Aleksandra 1 dla A. J. Czartoryskiego, styczeń 1813, cyt. za: S. C wie tkow, AleksanderI..., s. 347, 348.

184

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

w liście do Guriewa. Nie ukrywał on, że należałoby jak najmniejszy rozgłos nadawać ukazowi

pozbawiającemu właścicieli ziemskich wszystkich praw po konfiskacie majątków, ponieważ:

„jeśli nawet nie stanie się on powodem poruszenia wśród chłopstwa, może przynajmniej zrodzić

pośród niego poczucie o godnych pożałowania skutkach [...]. Nie będzie można nigdy zupełnej mieć

pewności, czy chłopi nie objawią zupełnego nieposłuszeństwa dla nowego pana, kiedy chłopami

państwowymi nazywać się ich zacznie. To jedno może nieprzyjemne rządowi sprawić niespodzianki i

tak znacznie pomnożyć przypadki samowolnych oddaleń, że rząd nie będzie już w stanie więcej im

zapobiec"50.

Wizja wielkiego poruszenia pośród chłopów pańszczyźnianych, buntujących się i czujących się

wolnymi, chociaż tylko zmienili właściciela, musiała wywołać w Petersburgu silne wrażenie. Kto lepiej

od Polaków trzymał chłopstwo w ryzach? Nagle konfiskaty okazywały się operacją wcale nie tak

nieskończenie dla Cesarstwa korzystną. Ponadto Aleksander I zasypywał w Paryżu Polaków

grzecznościami, komplementował dowódców Legionów, generałów Dąbrowskiego i Sokolnickiego

oraz pułkownika Szymanowskiego i nawet podziwiał ich umiłowanie wolności. Pozwolił na powrót

wojsk Księstwa Warszawskiego pod komendą wielkiego księcia Konstantego. Car spotkał się nawet z

Kościuszką pod Paryżem. Wyrozumiałość cara zjednała mu przestiż europejskich tronów oraz

wdzięczność polskich poddanych w Cesarstwie, którego administracja nie potrafiła strawić

skonfiskowych ziemiaństwu dóbr.

30 sierpnia 1814 roku Aleksander I ogłosił manifest o amnestii generalnej. Przebaczenie „obejmuje

wszystkich, których bez pozwoleństwa się oddalili". Car kazał oddać im „majątki zajęte i pod

sekwestrem pozostające"51.

W ten sposób zakończył się okres ekstremalnego napięcia pomiędzy polskim ziemiaństwem na

Ukrainie i na Litwie, zapoczątkowanego w roku 1809. Konfiskaty, które okazały się niestrawne

gospodarczo, niebezpieczne socjalnie i ryzykowne politycznie stały się okazją do wykonania

wspaniałomyślnego gestu.

Na Podolu - rygor, na Wołyniu - wielkoduszność: problemy integracji w roku 1815

Wrażenie słabości i niezdecydowania sprawiane przez carską władzę w stosunku do polskiej szlachty

obejmuje nie tylko czas, lecz także przestrzeń. Trudno zrozumieć, dlaczego sąsiadujące ze sobą

Podole i Wołyń traktowane były odmiennie. Na Podolu, gdy tylko zapanował pokój, szykany

rozpoczęły się w najlepsze, podczas gdy na Wołyniu powróciły pewne formy dialogu w prawnie

dozwolonej formie kilku rewindykacji.

50 Ibid., f. 387, list A. E. de Saint-Priesta do D. A. Guriewa, 9 lutego 1814 r.

51 Ibid., f. 395.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

185

Armand Emmanuel de Saint-Priest prawdopodobnie rzadko bywał w Kamieńcu, więc kontrolą elekcji

na Podolu w roku 1814 zajął się wicegubernator, Stanisław Pawłowski z gorliwością i zaciekłością

godną rewizora. Weryfikacji dokonał tak szczegółowo i tyle wyłowił przekroczeń prawa

obowiązującego od 3 marca 1805 roku, że zasłużył sobie na stanowisko gubernatora w latach 1815-

1822. Carat mógł być dumny z tak oddanego szpicla52.

Jego dochodzenie opierało się na osobistych znaleziskach, ale też na zadziwiająco licznych donosach

samej szlachty. Pawłowski rozpoczął od kontroli, zgodnie z obowiązującym prawem, listy szlachty

dopuszczonej do głosowania, na której figurowali nieprzepisowo bracia zapewniający o swych

minimalnych dochodach 150 rubli, lub synowie i ojciec deklarujący dochody analogiczne. Wielu

deklarowało posiadanie ośmiu dymów, chociaż ich nie miało. Niektórzy gospodarze ziem pod

hipoteką nie deklarowali daty hipotekowania, co było sprzeczne z prawem. Wpisali się też nieletni.

Kilku z nich nie zadeklarowało nabytków gruntowych w powiatach sąsiednich dla uniknięcia płacenia

cła. Znaczna część majątków została wpisana bez podania ich lokalizacji. W księgach genealogicznych

figurowały, według licznych donosicieli, osoby tam wpisane, które nie miały prawa głosu. Pawłowski

zażądał, zgodnie z obowiązującym prawem, sporządzenia wypisów z owych ksiąg i eksplikacji od

wicemarszałka ka-mienieckiego, Raciborowskiego, który nie wszystko zdołał wyjaśnić.

Wicegubernator nie zawahał się wtedy przekroczyć swych uprawnień i dokonał ingerencji w strukturę

stanu rycerskiego. Uzyskał wsparcie od kamieniec-kiego gubernatora wojskowego, generała

Bachmetiewa, którego prosił o usunięcie z rejestrów szlachty jedenastu rodzin z powiatu

łatyczowskiego, również jedenastu z powiatu lityńskiego, sześciu z hajsyńskiego, trzech z

bałtańskiego. Należało, utrzymywał wicegubernator, utworzyć komisję dla sprawdzenia wszystkich

ksiąg i „skuteczniejszego znalezienia winnych". Jego aktywność wyprzedzała o dwadzieścia pięć lat

akcję Bibikowa i traktował tak szlachtę lokalnie potwierdzoną niczym szlachtę czynszową. Książę Józef

Czetwertyński wybrany marszałkiem guberni utrzymał się na stanowisku tylko przez rok, ponieważ

Petersburg, poinformowany o tych wszystkich strasznościach, raz jeszcze unieważnił elekcję w roku

1815.

Najdziwniejsza jednak wydaje się niezgoda pomiędzy szlachtą w tym małym światku uprawnionych

do głosowania, który ocalał po kolejnych obostrzeniach. Szlachta wyborowa nie wahała się wywlekać

swoich antagonizmów na oczach Rosjan i żądać od nich interwencji. Chociaż ziemianie wykazywali

zdecydowaną i rozpowszechnioną niechęć w stosunku do niższych stanowisk w sądownictwie i

tolerowali na nich szlachtę czynszową, to - paradoksalnie - donosiciele starali się wykluczyć z gry

właśnie przedstawieli tej szlacheckiej grupy. Może dlatego, że owych dwustu lub trzystu uczestników

elekcji tworzyło krąg właścicieli ziemskich najbardziej skłonnych do ekskluzywizmu i najbliższych

rządowi.

v Ibid., fond 1341, opis 15, dieło 594; O dworianskich wyborach Podolskojgubierni 1814 g., f. 44-55;

raporl wicegubernatora S. Pawłowskiego do Senatu, 7 października 1814 r.

186

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

O ile jesz' skiego, mar;

:ze donos księcia Abamelika, który nie był Polakiem, na Czarnom-i;ałka powiatu bałtańskiego, że

wpisał on na listę elekcyjną szlachtę

gołotę, a W łączył autentycznych obywateli, można uznać za zrozumiały, to ć zupełny brak

solidarności szlacheckiej w powiecie lityńskim i so-przeciwko marszałkowi Zawrockiemu przez

właścicieli ziemskich ipski, Radziejowski, hrabia Kasper Orłowski i dziesiątki innych, iii zgromadzenie,

ponieważ marszałek chciał wybrać szlachtę nie-iemi? To prawda, że w powiecie mohyłowskim nad

Dniestrem sta-sznaczone dla czynszownika nie było wcale podrzędne, ponieważ

czym wyjasr jusz zawart) takich, jak którzy opus posiadającą' nowisko pr; szło o funkc1

ę przewodniczącego sądu podkomorskiego. Książę Fryderyk Lubo-

mirski, Szcz sny Bocheński, Leon Czajkowski napisali do gubernatora protesta-cję, w którev

stwierdzili, że ten honor ze względu na doniosłość miejsca zastrzeżony jest dlr „prawdziwej szlachty

(otlicznych dworiań) cieszącej się powszechnym zaufan ;m". Warto się zastanowić, czy te

zdecydowane denuncjacje w stosunku do srlachty nieposiadającej ziemi, wszakże wybranej, nie

oznaczają też początków kierowania się w obsadzaniu funkcji kryteriami kompetencji i wykształcenia,

podczas gdy dotychczas panowało niepodzielnie kryterium urodze-Obroń^y prawdziwej szlachty

stanowili zatem kwiat konserwatyzmu.

ma.

W powieciefjjczyckim Stanisław Stempowski i kilku innych denuncjowało Kazimierza Jastfyębskiego

wybranego pisarzem, oskarżając go o sporządzenie dla siebie, by zostać wybranym, aktu kupna ziemi

we wsi Kałówka, który nie był ważny. Nigi;.y w wysyłanych donosach nie znajdowały się oczywiście

ani uwagi o cechach osobowości wybranego, którego się chce pozbawić stanowiska, ani powody, óYa

których większość uznała go wybrania godnym. Może chodziło o walkę zwolenników nowej

inteligencji z jej przeciwnikami?

Możliwe1 .też, że rozpad jedności szlacheckiej w tym zgromadzeniu był rezultatem niedawnych

animozji pomiędzy zwolennikami Francuzów i zwolennikami Rosjan, '^laczego w tym samym

powiecie uczyckim właściciel wielkiego majątku, Józef*jWeleżyński tak bardzo nastawał, by

powiadomić Rosjan, że podkomorzy Paw(^t Lipiński nie dostarczył dowodów szlachectwa, więc nie

można zatwierdzić jęto nielegalnego wyboru? Kto wyjaśni motywy działania bardzo bogatych zierr

an, takich jak Jełowicki lub Michał Sobański w powiecie hajsyń-

skim (w ktć

ku

Z JUŻ WS

i zatwierdź unieważnił deusza Cza: ziemskiej w donosili po

W końc dzaj skurcz przez Rosj; wstrząsach

(ym sąd obejmował również teren powiatu olgopolskiego (w związ->ominanym brakiem

wystarczającej liczby szlachty zweryfikowanej nej na Kijowszczyźnie), którzy napisali do

wicegubernatora, by lekcję dwóch nieszczęsnych podsędków: Kaspra Prochockiego i Ta-aeckiego, pod

stale powtarzającym się pretekstem braku własności powiecie? Obydwaj bogaci ziemianie

podkreślali, że już na nich raz Jczas poprzednich wyborów. Można z tego wnosić, a contrario, że

istniała zdec /dowana większość zwolenników ich wybrania.

można by interpretować to pospolite ruszenie delatorów jako ro-i pochlebstwa i lojalizmu w

środowisku, które wiedziało, że jest n mocno podejrzewane i w ten sposób próbowało dowieść, po

oku 1812, swego przywiązania do carskiego tronu, wierząc jedno-

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

187

cześnie, że broni swej elitarności. W powiecie jampolskim ziemianin Mateusz Dobrzański donosił na

wybranego sędziego sądu podkomorskiego, Seweryna Jaroszyńskiego, ponieważ nie osiągnął on

jeszcze pełnoletności oraz jednocześnie na sędziego Majewskiego, ponieważ nie posiadał on żadnych

dóbr. Prawie wszyscy donosiciele życzyliby sobie powołania osobnych komisji do sprawdzenia

papierów, co oznacza, że nie ufali już tradycyjnym zgromadzeniom szlacheckim i spoglądali w stronę

carskich kryteriów szlachectwa. To pęknięcie w łonie szlachty jest ważne, ale jednocześnie względne:

wyraża nastawienie mniejszości szlacheckiej, najbardziej legalistycznie nastawionej szlachty

wyborowej i wyraża jej ekskluzywistyczny opór; nie dotyczy natomiast zdecydowanej większości

ziemian53.

Tego rodzaju fala donosów była błogosławieństwem dla wicegubernatora (sam Saint-Priest, jak łatwo

sobie wyobrazić, również ultralojalista, nie bardzo mógł się połapać w subtelnościach rosyjsko-

polskich), z którego nie omieszkał on uczynić należnego pożytku. Sporządził listę-tabelę wszystkich

podejrzanych i doszedł do 214 nazwisk, wpisanych wbrew ukazowi z 3 marca 1805 roku! Nazwiska

owe wypisał starannie, powiat po powiecie, w kolumnach zawierających imiona i nazwiska, liczbę

uzyskanych przez nich głosów za i przeciw podczas ostatniej elekcji i motywy, dla których ich wybór

należało unieważnić. Następnie wysłał raport i tabelę do Senatu. Nie czekając na reakcję, rewizor kuł

żelazo póki gorące. Wszyscy podejrzani zostali zawieszeni w funkcjach i tymczasowo zastąpieni przez

wybranych w poprzedniej elekcji (którzy, oczywiście, nie byli ani mniej, ani bardziej wiarygodni!),

podczas gdy nowy marszałek guber-nialny i przewodniczący sądu ziemskiego, do którego dołączył

szef policji państwowej, radca Korolenko, stanęli na czele komisji nadzwyczajnej dla weryfikacji

rejestrów szlacheckich54.

Osobna komisja nadzwyczajna powstała w powiecie lityńskim, którego wice-gubernator pragnął

ujawnić nadzwyczajny, panujący pośród szlachty, bałagan. Gubernator cieszyłby się z dowiedzenia, że

ponieważ w tym powiecie leżała Stara Sieniawa, jeden z wielkich majątków księcia Adama

Czartoryskiego z 7571 chłopami pańszczyźnianymi, to książę lepiej by zrobił, gdyby zajrzał do swych

dóbr od czasu do czasu, zamiast siedzieć w Warszawie, albo gonić po całej Europie i czerpać tylko

zyski. Komisja w Litynie uparła się dowieść, że wiele dzierżaw było w rzeczywistości sprzedanych i

odwrotnie, że mnożyły się fałszywe donacje, że bardzo wiele transakcji ziemskich nigdy nie było

zgłoszonych do podatków, że w licznych majątkach niepodzielnych, wszyscy współwłaściciele

deklarowali tych samych chłopów pańszczyźnianych jako swoją własność i wszyscy deklarowali tę

samą ich liczbę jako dowód szlachectwa. Szperano w księgach podatkowych, w izbach skarbowych,

żeby sprawdzić wiarygodność zeznań o rocznym dochodzie 150 rubli, minimum potrzebnym do

uzyskania prawa głosu. Innymi słowy, na skalę powiatu przeprowadzono akcję w stosunku do właś-

" Ibid., i. 44, 55. 54 Tabela w: f. 56-63.

188

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

cicieli ziemskich lub rzekomych właścicieli, którą Bibikow przeprowadził w roku 1839 wobec całej

szlachty na obszarze wszystkich trzech guberni55.

Generał Bachmetiew sporządził podobny raport dla Senatu, dorzucając uwagę o konieczności

przeprowadzenia równie szczegółowego dochodzenia w powiecie bałtańskim przez czynowników

godnych zaufania (błagonadieżnyje czy-nowniki), ale zwracał też uwagę na zbyt małą liczbę szlachty

wyborowej na listach zezwalających na udział w elekcjach i przypominał, że we wszystkich wyborach

poprzednich uczestniczyła szlachta niespełniająca wymagań ukazu z 3 marca 1805 roku. Generał

długo się rozwodził nad perfidią tych półszlachciców pragnących funkcji elekcyjnych, by wśliznąć się

do ksiąg szlacheckich i przypominał

0 ich wybiegach. Niektórzy dogadywali się z bogatymi w sprawie fikcyjnego zakupu ziemi i uzyskania

minimum ośmiu dymów, choćby w dzierżawę wieczystą. Ich papiery nie miały oczywiście, zdaniem

generała, żadnej wartości. Inni udawali, że pożyczyli pieniądze i korzystali z hipotek, jakby

przypadkiem wystawionych na osiem dymów, albo chwalili się fikcyjnymi donacjami. Wszystkie te

transakcje istniały tylko na papierze w porozumieniu z właścicielami. Ponieważ jest prawdopodobne,

że skargi generała były dokładne i prawdziwe, potwierdzają one hipotezę, że solidarność szlachecka

pomiędzy wielkimi i drobnymi właścicielami majątków ziemskich, a nawet szlachtą gołotą, była

jeszcze bardzo żywa. Proponując przeprowadzenie na nowo wyborów w Lityniu i w Balcie,

gubernator wojskowy nie miał złudzeń i uznawszy podany przykład za wymowny, radził w innych

powiatach pozostawić na stanowiskach osoby poprzednio wybrane.

8 marca 1815 roku Senat, po konsultacji z carem w dniu 11 lutego 1815 roku, potwierdził całkowite

unieważnienie wyborów w roku 1814 na Podolu

1 pozostawienie na obieralnych funkcjach osób wyłonionych podczas elekcji w roku 1811 oraz

całkowitą ich wymianę w Bałcie. 15 marca Osip Kozodaw-liew, nowy minister spraw wewnętrznych,

wystąpił do Senatu z wnioskiem przeprowadzenia od nowa elekcji w Litynie, po długim

przypomnieniu wszystkich zasad legislacyjnych jej dotyczących. Sprecyzował on, że na stanowiskach

uzyskanych w wyniku elekcji w roku 1811 powinni pozostać tylko ci, którzy spełniają wszystkie

wymagania określone przepisami oraz odpowiadając Bach-metiewowi dodał, że gdyby brakowało

szlachty do obsadzenia stanowisk w sądownictwie, należy znaleźć ludzi w gubiernskim prawlieniju, a

gdyby i tutaj odpowiedni kandydaci się nie znaleźli, odwołać się trzeba do czynowników z Heroldii56.

Do bezpośredniej intruzji czynowników z Petersburga w „autonomiczną" administrację szlachecką w

guberni nie doszło, ale taka groźba pełniła rolę straszaka i przygotowywała teren do nowych

poczynań.

" Ibid., f. 65-94; Lista szlachty powiatu lityńskiego i jej prawo zapisu do ksiąg elektorów.

56 Wid., f. 26-29, ukaz Senatu do gubernatora podolskiego, 8 marca 1815; f. 18-23, expose ministra

spraw wewnętrznych do Senatu, 15 marca 1815; f. 109-119, nowy ukaz Senatu do gubernatora

podolskiego, 10 maja 1815 r.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburgi

\H'>

Sprawa nie posunęła się dalej i została odłożona na półkę w listopadzie I S I roku, ale elekcje na

Podolu pozostaną przez długi czas na carskim celowniku.

Można jedynie odnotować jeszcze w tej sprawie słabą obronę szlachetków, którzy chcieli chronić swe

skromne stanowiska, na które zostali wybrani w powiecie lityńskim; donosił o niej we wrześniu 1815

roku gubernator wojskowy. Wielu z nich nie miało pojęcia o rosyjskich przepisach i protestowali w

imię ważności ich elekcji. Zaznaczając, że ziemi nie posiadają wystarczająco wicie, jednocześnie

deklarowali, że płacą podatek od 150 rubli dochodu. Najdziwniejsze było ich przekonanie, że służą,

nie rozumiejąc, co właściwie służba oznaczała w Rosji. Wielu z nich pisało, że służyło podczas wojny

na miejscu lub za granicą, nie wspominając, po której stronie. Dla nich służba znaczyła sumienną

pracę lub wykonywanie obowiązków gospodarskich, które wypełniały im życie i wiązały ich

egzystencję z wielkimi majątkami senioralnymi. Powiadali oni, że brali udział - z pewnością jako

ekonomowie lub zarządcy - w brance rekruta, to znaczy zabierali chłopów pańszczyźnianych, których

właściciele postanowili wysłać w sołdaty oraz w dostawach bydła dla wojska, etc. W wielkim

pomieszaniu wskazywali na autorów donosów, na skutek których zostali praktycznie wyrzuceni poza

stan szlachecki. To wina nowego marszałka Szczeniawskiego, który jest tylko podnóżkiem wielkiego

ziemianina Lipskiego, albo Brzozowskiego, członka komisji rewizyjnej, który jest powinowaty z hrabią

Orłowskim...57 Spłoszona drobna szlachta nie myliła się specjalnie. Arystokraci starali sie sprawiać na

carskiej władzy wrażenie czystych i niezłomnych strażników szlachty „wyborowej".

Podobnie głęboką nieufnością darzyło polską szlachtę i jej instytucje na Wołyniu otoczenie

gubernatora-senatora Komburleja, ale nie bardzo mogło się z nią ujawniać, ponieważ zarówno

gubernator, jak i jego zastępca Chruszczow, zamieszany w poważną aferę łapówkarską, musiał

opuścić stanowisko pod koniec 1815 roku i w administracji zapanował okres zamieszania, z którego

miejscowa szlachta skorzystała, by głośno zamanifestować swoją obecność. Najpierw krótkie

zastępstwo w styczniu-lutym 1816 roku sprawował Saint-Priest, a następnie gubernia została

powierzona prowizorycznie dwóm Polakom: Dąbrowskiemu, przewodniczącemu drugiego

departamentu sądu w Żytomierzu i generałowi Stanisławowi Potockiemu, a następnie senatorowi

Sieviersowi, który przybył tu przeprowadzać dochodzenie, a w końcu - 13 kwietnia 1816 roku i aż do

roku 1824 - Wołyń po raz pierwszy został powierzony gubernatorowi polskiemu, bardzo silnie

związanemu z caratem, hrabiemu Giżeckiemu, który posiadał stopień generała-majora w armii

rosyjskiej i był zięciem zamożnego hrabiego Ilińskiego, dawnego przyjaciela Pawła I, w latach 1816-

1817 guber-nialnego marszałka szlachty. Jeśli dodamy do tego, że po śmierci hrabiego Czac-kiego w

roku 1813, błyskotliwy hrabia Filip Plater otrzymał stanowisko wizytatora szkół na prawobrzeżnej

Ukrainie i on też został wicegubernatorem Giżec-

" Ibid., f. 131-145, raport gubernatora wojskowego do Senatu, 29 września 1815 r.

190

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

kiego, zdamy sobie sprawę z różnicy pomiędzy Wołyniem i Podolem oraz faworami, jakimi elita

wołyńskiej szlachty cieszyła się w Petersburgu.

Nieoczekiwana promocja w duchu podobnym ogólnej amnestii z 30 sierpnia

1814 roku wywołała zgrzytanie zębów wśród zwolenników polityki prawdziwie rosyjskiej (istinno

russkoj). Przyjaciele Komburleja, hrabia i hrabina Starożyło-wowie, posunęli się nawet do

dyskretnego przesłuchiwania podróżnych o stanie ducha i prosili o wyjaśnianie przyczyn opuszczenia

stanowiska przez gubernatora, który na pewno padł ofiarą „polskiego spisku". Radca dworu Opytow

chętnie przytakiwał tym hipotezom w liście napisanym z Wiednia w lipcu 1818 roku, a więc w czasie,

kiedy rosyjscy konserwatyści oburzali się z powodu przemówienia cara w Warszawie, kiedy po raz

kolejny pojawiła się kwestia przyłączenia guberni dawniej polskich do świeżo utworzonego Królestwa

Kongresowego. Świadectwo owego podróżnego jest interesujące ze względu na opisanie, w sposób

bardziej otwarty niż w oficjalnych raportach, schematów i uprzedzeń panujących w pewnych kręgach,

których wyrazicielami byli, na przykład, Szisz-kow lub Karamzin, nacjonaliści avant la lettre5S. Autor

powiadał w liście, że zatrzymał się po drodze w Berdyczowie, w Żytomierzu, w Dubnie i w

Radziwiłłowie, by, „poinformowawszy się o rewolucji, która wybuchła na Wołyniu w roku

1815 i 1816, przedłożyć Pani okolicznościowe wiadomości o sposobach, w jaki wstrząs moralny

przyczynił się do zguby tylu niewinnych istot, wśród których i pani krewni się znaleźli". List sięga

daleko w przeszłość, by wykazać, że Wołyń był zawsze ziemią zdrajców.

To w powiecie owruckim zamordowano księcia Olega, to w Krzemieńcu Dymitr Samozwaniec przyjął

tonsurę duchowną, zanim ogłosił się carem z pomocą polskich bojarów, „by na swoją prawdziwą

ojczyznę rękę podnieść". W Ostrogu znajduje się cerkiew, w której Samozwaniec poślubił Marynę. W

Nowogrodzie i w Starokonstantynowie polscy ziemianie cerkwie wydali Żydom. W Żytomierzu

podczas rewolty hajdamackiej (1768) zmasakrowali 10 000 chłopów „naszych współwyznawców". W

Łucku i Włodzimierzu, podczas kiedy Polska zdychała, komitety buntowników zabijały kolporterów,

kupców i popów... Widzieliśmy jak się oni zachowywali podczas wszystkich wojen: w 1798, 1799,

1806, 1807, 1809 i 1812, jak wiele ich dzieci wysłali do Księstwa Warszawskiego, „byle tylko stanąć

zbrojnie przeciwko Rosjanom". Nie ma takiej rodziny, która nie opłakiwałaby lub żałoby nie nosiła po

dziecku, bracie lub kuzynie „zabitym w bitwach wydanych przez Polaków Rosjanom". I teraz, po

amnestii, widzi się ich wracających bezwstydnie do swych rodzin i oddających wszelkim występkom...

W dalszej części listu autor stara się wykazać, że od czasu rozbiorów, wszyscy kolejni gubernatorzy

cierpieli z powodu ducha republikańskiego i od nienawiści do wszystkiego, co rosyjskie. Oskarżenia

spadały na głowy Kreczetnikowa, Tutolmina, Szeremietiewa i na kolejnych gubernatorów, a „w

Żytomierzu bale

58 lbid., fond 1101, opis 1, dieło 344, f. 1—4. List radcy dworu Opytowa do hrabiny Starożyłowej,

lipiec 1818, kopia niedokończona, kolekcja I. I. Kuszniewskij.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

191

i muzykę każdego wieczoru słychać było, podczas gdy ze wsi tylko płacz i lament muzyków dobiegał".

Opytow wskazał palcem kilku ziemian, na przykład Steckiego, który pozwolił umrzeć z głodu

kilkudziesięciu chłopom, ale przede wszystkim obecnych rządców guberni: Giżeckiego, który

odznaczył się tym, że biednego popa do pługa zaprzągł i Ilińskiego, który pijaństwa urządzał na zamku

w Romanowie. Te plotki, powtarzane niekiedy od piętnastu, a nawet dwudziestu lat, nie wpływały

jednak łagodząco na szczególną nienawiść przyjaciół Komburleja do Polaków; nie potrafili oni pojąć,

dlaczego tyle cesarskiej łaski spływa na Polaków z Wołynia.

Łaska owa wydaje się rzeczywiście zadziwiająca w porównaniu z szykanami elekcyjnymi, które

spadały w tym samym czasie na zgromadzenie szlacheckie na Podolu. Zachęcona być może otwartym

przyjęciem jej memoriału z sierpnia 1808 roku przez Radę Ministrów (z pamiętną propozycją

ustawienia biustu Tytusa Północy), postawą antynapoleońską manifestowaną od roku 1811 do 1814

przez gubernialnego marszałka szlachty, Wacława Hańskiego (przyszłego męża kochanki Balzaka,

która w roku 1814 liczyła zaledwie lat trzynaście), bezpośrednimi kontaktami Filipa Platera z

Razumowskim, ministrem oświecenia publicznego i przede wszystkim stosunkami na dworze, które

posiadał generał Bartłomiej (Warfołomiej) Giżecki, dwukrotny marszałek szlachty w latach 1814-

1816, nie zważając na dozór nad zgromadzeniem, szlachta wołyńska złożyła u stóp tronu kolejną

suplikę. Była ona znacznie dłuższa niż poprzednia i zawierała 23 punkty.

I tym razem ministrowie, odrzuciwszy wiele ziemiańskich postulatów, nie odmówili poważnego

rozbioru dokumentu, a więc od nowa nawiązał się rodzaj pozorowanego dialogu pomiędzy carską

władzą i szlachtą na Wołyniu. Analizy memorandum dokonano na wyraźne polecanie cara59 i

zakończyła się ona kilkoma decyzjami korzystnymi dla szlachty.

Podobnie jak w roku 1808, wiele próśb dotyczyło interesów gospodarczych Polaków na Ukrainie.

Eksport zboża do Austrii, zakazany podczas wojny, był znowu dozwolony. Reperacja uszkodzeń na

traktach komunikacyjnych postępowała coraz szybciej. Oferty na dostawy dla armii, bardzo

lukratywne, ogłaszano jedynie w stolicach guberni, co - jak twierdziło ziemiaństwo - za bardzo

faworyzowało Żydów, którzy dowiadywali się o nich najszybciej. Oferty miały być zatem odtąd

publikowane również we wszystkich miastach powiatowych, ale minister finansów nie przychylił sie

do propozycji szlachty, by ona sama organizowała rynek dostaw, ponieważ pozostawały one pod

kontrolą izb skarbowych. Prośba o zaprzestanie stacjonowania wojsk po majątkach i oficerów po

dworach została odrzucona, tylko uchylono instalowanie w nich szpitali polowych utworzonych w

czasie wojny. Wiele pytań dotyczyło umocnienia władzy szla-ihcckiej w administracji miast, która

kierowała się własnymi regułami i wybie-t.ililości ławników - ten postulat został odrzucony, podobnie

jak prośba o bra-

" lbid., fond 1286, opis 2, dieło 113, f. 1-56, kopia dziennika posiedzenia Rady Ministrów poświę-

iiiiirK<> rozbiorowi 23 punktów memorandum.

192

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

nie rekruta w miastach: z pewnością chodziło tu o zmniejszanie się z tego powodu liczb chłopów po

majątkach. W sumie, kilka nowych ustępstw na rzecz szlachty, jak na przykład pozwolenie na

wyznaczanie przez sejmik naczelników poczty i organizowanie etapów pocztowych dzięki dostawie

koni nieco powiększało wpływ szlachty na życie publiczne.

Najkorzystniejszym przejawem dobrego nastawienia do szlachty wołyńskiej był sukces szlacheckiej

prośby o zaprzestanie mianowania isprawników przez władze: gubernatorów i ministrów.

Pamiętamy, w jakim duchu wymógł ją Pan-kratiew w roku 1805. W końcu Wiazmitinow chyba pojął,

że znalezienie w każdym powiecie nieskończenie oddanych rządowi policjantów nie było jeszcze

możliwe. Nastąpiło to dopiero po roku 1831. Na prośbę szlachty powrócono więc do wybierania

urzędników przez zgromadzenie szlacheckie, zgodnie z ustaleniami zawartymi w Organizacji Guberni

z 19 maja 1802 roku. Nikt nie zauważył (albo udawał), że chodziło tu o milczącą zachętę wybierania

jeszcze większej liczby szlachty nieposiadającej ziemi lub posiadającej jej bardzo mało, ponieważ tylko

taka szlachta godziła się objąć owe funkcje. Różnica sytuacji na Wołyniu wobec szykan na Podolu była

uderzająca. A ponadto ukaz w tej sprawie, wydany 10 lutego 1816 roku, obejmował wszystkie

gubernie „dawniej polskie" i uzasadniony był niestosownością „nominowania isprawników, którzy nie

mają wystarczającego pojęcia o procedurze sądowej i o szczególnych prawach w tym regionie".

Natomiast liczba policjantów (zasiedatieli), która w czasie wojny w guberniach przygranicznych

wzrosła, została zredukowana do wielkości przedwojennej. W ten sposób zniknęło kilka stanowisk dla

szlachty, ale powrót do wybierania lokalnej policji przez zgromadzenie gubernialne był znacznym

zwycięstwem szlacheckiego ducha60.

Podobnie daleko posunięta łaskawość wobec szlachty z guberni emanuje z projektu ukazu, który

został najprawdopodobniej zredagowany z inspiracji lub w otoczeniu carewicza Konstantego, brata

Aleksandra, który starał sie zjednać sobie przychylność szlachty w tych guberniach, nad którymi

obejmował dowództwo wojskowe. Polscy doradcy musieli pracować nad redagowaniem tego

tekstu61. Obok bardzo liberalnej konstytucji nadanej przez cesarza zamiast konstytucji Księstwa

Warszawskiego, w tym samym zespole znajduje się elaborat oparty na „Statucie litewskim", starający

sie wykazać, że rosyjska tradycja służby wojskowej wywodzi się w prostej linii z tradycji Wielkiego

Księstwa Litewskiego.

Projekt ukazu zwraca się wprost, w imieniu Aleksandra I, do szlachty guberni „przyłączonych", której

wyśmienita rola, poprzez wyczyny wojskowe i służbę cywilną, stanowi podporę tronu i ojczyzny, a

więc szlachta owa, podobnie jak w „Gramocie" z roku 1785, znajduje się na jednym poziomie ze

szlachtą rosyjską. Ostatnie lata nieposłuszeństwa uległy zapomnieniu!

601bid., f. 59, wyjaśnienia Wiazmitinowa, 10 lutego 1816 r. i f. 64; Projekt ukaza ob isprawnikach i

zasiedatieliach po gubierniam ot Polszy prisojediniennych, ta sama data.

61 Ibid., fond 1101, opis 1, dieło 317, f. 1-41, Projekty o polskom dworianstwie, 1815, bez podpisów.

Projektowi ukazu cesarskiego (f. 1-11) towarzyszą Wyciągi z praw polskich o służbie wojskowej

szlachty (f. 18-38) i Zasady Konstytucji Królestwa Polskiego podpisane w roku 1815 przez Aleksandra,

Lanskoja, Czartoryskiego, Nowosilcowa, Wawrzeckiego, Lubeckiego, Szaniawskiego; i. 40, 41.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

193

„Szlachta z guberni dawniej polskich Cesarstwa Rosyjskiego zawsze była uznawana przez Nas i przez

naszych przodków jako ze sobą równa - czytamy w tekście - jest zwolniona od kar cielesnych, posiada

własne sądy z możliwością odwoływania się do Senatu i na każdym miejscu znajduje środki odparcia

oszczerstwa i zachowania niewinności. Jej bezpieczeństwo i jej majętność gwarantuje cesarz.

Zauważamy jednak ze smutkiem - czytamy w kolejnym fragmencie projektu ukazu - że wielka jej

część, w szczególności ubodzy w tych guberniach, nie czują wystarczająco chwały swego imienia,

zdobnego tyloma przywilejami, które powinny ich kierować na drogi godne ich urodzenia. Niektórzy

nie chcą korzystać z hojności, którą My dla ich własnego dobra w wykształceniu publicznym

przedkładamy. Wielu spośród nich, chociaż żadnej własności ziemskiej nie posiada, nie garnie się też

do sprawowania funkcji publicznych. Traci przeto czas i marnuje się w szkodliwym lenistwie, w

którym dopatrywać się trzeba źródła wszelakiej zbrodni, a jakże mało godnym szlacheckiego honoru".

Zarzut o odmowie służby był paradoksalny, bo przecież nie przestawano szlachty od stanowisk

odsuwać, ale bez wątpienia chodziło o pretekst, by wysunąć rozwiązanie „gojące ranę, co się ciągłe

powoli jątrzyła".

Owo rozwiązanie polegało na nowym spisie połączonym z weryfikacją, którego założenia opierały się

na ciągu artykułów „Statutu litewskiego", „Statutu koronnego" oraz konstytucji polskich i litewskich,

których tytuły zostały nawet podane po polsku z odpowiednimi datami i odsyłaczami do

odpowiednich stron. Odpowiedzialnymi za przeprowadzenie tej operacji - dziwny kredyt zaufania —

mieli zostać funkcyjni wybrani w powiatach: marszałek i jego zastępca, chorąży, sędzia i dwóch

kancelistów oraz sekretarz pochodzący z wyboru:

„Mamy nadzieję, że ci urzędnicy (lapsus czy rzeczywista niewiedza o różnicach pomiędzy funkcjami

szlacheckimi i czynem?), pamiętając o swych cnotach i o honorze, ze względu na które brać

szlachecka tak wysokim zaufaniem ich obdarzyła, wolą Naszą wypełnią z największą dokładnością".

Zgodnie ze „Statutem litewskim", zwalniającym szlachcica ze służby poza jego prowincją, projekt

ukazu gorąco zachęcał do służby w guberni. Ponadto znajdujemy w nim zachętę do nauki, rzecz

bardzo rzadką w oficjalnych dokumentach z tamtej epoki, co pozwala sądzić, że w jego redagowaniu

brali udział przywiązani do kwestii edukacji i dobrzy znawcy „Statutu litewskiego" jak Ana-stasiewicz

w Petersburgu lub Kontrym w Wilnie:

„Spodziewać się można, a przychylni rozszerzaniu edukacji do tego jesteśmy stopnia, że każdy, nie

tylko ci, którzy jedynie na skromne wydatki pozwolić sobie mogą w kształceniu nic w naukach

odpowiednich stanowi szlacheckiemu, lecz nawet całkiem ubodzy, bez najmniejszych wydatków ze

strony rodzicieli będą kształceni na koszt państwa, że każdy przeto whchcic dysponujący środkami,

które rząd dla niego przeznaczy, będzie miał na sercu edukację swych potomków do 18 roku życia,

aby uczynić ich zdolnymi do służby dla ojczyzny".

Te szczodre intencje powrócą jeszcze w orbitę naszych zainteresowań w roz-il/iale następnym, ale już

teraz możemy zauważyć, że autor tego projektu upali ywał dla wykształconej szlachty jedynie pracę w

szkolnictwie, która nie mogła zaspokoić wszystkich potrzeb. W rzeczywistości najważniejsza część

szlachty nie

194

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

była upatrywana do nauk, ale - jak chłopi Arakczejewa - do wojska. Co prawda nie do służby

dwudziestopięcioletniej jak chłopi pańszczyźniani, ale - co zawsze podkreślano - w duchu szczytnych

litewskich tradycji rycerskich do służby w kawalerii przez lat dziesięć, pomiędzy 18 i 28 rokiem życia:

„by naśladować zapał przodków". Cóż za piękna i nieprzeliczona armia powstałaby w ten sposób dla

Konstantego!

Projekt ukazu posunął się w schlebianiu polskiemu stanowi rycerskiemu bez wątpienia za daleko, a

jego tradycje zbytnio gloryfikował. W chwili kiedy Gu-riew rozpętywał, jak widzieliśmy w rozdziale

poprzednim, kampanię poszukiwań podejrzanych, którzy wślizgiwali się wszędzie w czasie wojny,

tego rodzaju uniesienia nie mogły spodobać się „prawdziwym Rosjanom". „Nie wątpimy -twierdził

projekt ukazu dla cara - że szlachta rywalizować będzie między sobą w gorliwości postępowania na

polu marsowym, które jest jej swojskie i drogie jej godności...", a następnie wyliczał przewagi

przyznawane stanowi rycerskiemu. Każda gubernia utworzy pułk kawalerii noszący jej nazwę: Wilno,

Podole itd., dzielący się na sześć szwadronów noszących z kolei nazwy miast powiatowych,

dowodzonych przez rodowitych Polaków. Pierwszeństwo w zaciągu będą mieli ci, którzy przybędą z

całym ekwipunkiem, konno. Możliwa byłaby zamiana w stosunku: dwóch sołdatów za szlachcica.

Sołdaci mogliby zostać brani spośród chłopów pańszczyźnianych lub spośród szlachty gołoty i byliby

wymieniani, gdyby któryś z nich zginął. Ranni otrzymywaliby rentę, nawet w wypadku niewysłużenia

dziesięciu lat. Po dziesięciu latach mogliby otrzymać stopień porucznika, kilka medali i dostać 24

dziesięciny ziemi - nie wiadomo skąd wziętych - lub sumę 250 rubli.

Te pomysły, jakkolwiek wydają się naiwne i kłopotliwe, chciały doprowadzić do integracji polskiej

szlachty z Cesarstwem Rosyjskim. Autorzy pomysłów sądzili, że odpowiadają one aspiracjom

miejscowym dzięki dość ogólnikowemu powołaniu się na chwalebne, choć przebrzmiałe, tradycje

rycerskie, krótko mówiąc - że wychodzą naprzeciw Polakom, choć owe propozycje świadczyły raczej o

rosyjskich wyobrażeniach o Polakach. Projekty te współgrały z wysiłkami podejmowanymi w latach

1815-1819 przez samego cara, by okazać swą monarszą troskę o dobro szlachty na Ukrainie: car

dwukrotnie zawitał do Kijowa w drodze do Warszawy w roku 1816 i 1817, raczył bawić u Branickich w

Białej Cerkwi, wygłosił słynne przemówienia na pierwszym posiedzeniu Sejmu Królestwa Polskiego na

przełomie marca i kwietnia 1818 roku. Wtedy też car nie szczędził nowych obietnic o przyłączeniu

guberni zachodnich do Królestwa Kongresowego. Po zakończeniu tego posiedzenia Sejmu, car kazał

Nowosilco-wowi przygotować konstytucję dla Rosji, która zwałaby się Gramotą Państwową. Owa

Konstytucja musiałaby więc przypominać Konstytucję Królestwa. Konserwatystów zaniepokoiła

wiadomość, że Deschamps, francuski sekretarz senatora Nowosilcowa już ją zredagował oraz że

Wiazemski przełożył ją na rosyjski i podsunął carowi w lecie 1819 roku. Kiedy w celu zredagowania

aktu końcowego Nowosilcow musiał zająć się przekładem z łaciny kilku tekstów układów polsko-

litewskich z roku 1419 i 1551, poprzedzających zawarcie Unii

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

195

Lubelskiej w roku 1569, Karamzin ośmielił się, jak wiemy, podnieść głos przeciwko carowi, jak to już

uczynił w roku 1809. Przeczytał on w gabinecie cesarskim w Carskim Siole napisany przez siebie tekst:

„Opinia rosyjskiego obywatela", który kładł kres powyższym projektom: Czy Wasza Cesarska Mość

może z całą świadomością odebrać nam Białoruś, Litwę, Wołyń, Podole, własność rosyjską odzyskaną

jeszcze przed rozpoczęciem panowania Waszej Cesarskiej Mości? -pytał nadworny historyk. - Niech

sobie mówią poniektórzy, że rozbiory Katarzyny były niesprawiedliwe,

„ale Wasza Cesarska Mość uczyniłaby jeszcze niesprawiedliwiej, gdyby zechciała odkupić Jej błąd

rozbiorami Rosji. Podbiliśmy Polskę mieczem - miecz jest naszym prawem! Czyż wszystkie państwa

nie tym właśnie prawem stoją? Wszystkie powstały z podbojów. Polska jest legalną własnością Rosji.

W polityce dawne prawa nie istnieją, bo w przeciwnym razie należałoby odtworzyć chanaty kazańskie

i astrachańskie, republikę nowgorodzką, księstwo riazańskie, etc. Albo wszystko, albo nic"62.

Bardzo podejrzana polska policja na wsi

W ten sposób w guberniach zabranych toczyło się życie szlachty: pomiędzy drobnymi ustępstwami

carskiej władzy i pomiędzy drobnymi ubytkami w autonomii; żaden znaczący program integracyjny

nie został podjęty. Na obszarze legalnej własności Rosji istniały nadal osłabione polskie formy

administracji, nad którymi carat i tak nie potrafił całkowicie zapanować. Sednem trudności, jak na

początku, pozostawało szlacheckie przeludnienie (w porównaniu z resztą imperium), które budziło

wątpliwość dotyczącą autentyczności całej tej grupy oraz -również ze względów politycznych i

narodowych - wywoływało niechęć do włączenia jej do hierarchii czynów. System elekcyjny dawnej

Rzeczypospolitej trwał więc nadal siłą rzeczy, mimo swego coraz bardziej oczywistego

nieprzystosowania do systemu administracyjnego Rosji.

Niektóre wypadki opisywane w masie listów wymienianych pomiędzy wszystkimi aktorami tej

skomplikowanej gry dobrze pokazują sytuację stałej blokady. Na przykład pierwszy polski gubernator

Wołynia mianowany w roku 1816, stwierdził w roku następnym braki personelu w swej kancelarii,

który wydał mu się paradoksalny ze względu na liczbę biednej szlachty w zasięgu ręki; mogła wszak

ona znakomicie wykonywać kancelaryjne obowiązki. Jedynie Senat mógł podjąć decyzję o

uzupełnieniu państwowych stanowisk. Gubernator wołyński wystąpił zatem do Senatu o pozwolenie

„spożytkowania oficjalistów z innych oddziałów administracji cywilnej" (prisustwiennych miest),

którymi nie mogli nic być urzędnicy szlacheccy wybrani do sądów przez zgromadzenie szlacheckie.

Sądy szlacheckie nie zgodziły się oczywiście na oddelegowanie sędziów, podsedków lub woźnych do

kancelarii gubernatora, lecz stwierdziły, że mogą

M N. M. Karamzin, Mnienije russkogo grażdanina, [w:] Starizna i nowizna, zbiór tekstów history-

Htiych, i. 2, Sankt Petersburg 1898, s. 14, 15.

196

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

wyznaczyć innych, którym trzeba będzie zapłacić. Senat zgodził się na tę propozycję 8 marca 1817

roku, nie bardzo rozumiejąc, kogo ma opłacać i Wiazmiti-now również wyraził na to zgodę, na krótko

przed swoją śmiercią, 31 maja 1817 roku: „w oczekiwaniu na utworzenie nowych stanowisk

budżetowych". Szlachta uznała, że nadarza się okazja uzyskania czynu, ale Giżecki znalazł inny sposób

jej opłacania: nałożył specjalną taksę na zgromadzenia szlacheckie w każdym powiecie (300 rubli) i na

każde miasto (1000 rubli). Ponieważ owe podatki nie były uzgodnione ze zgromadzeniem, Giżecki

przekraczał swe uprawnienia gubernatora, ale jednocześnie wysunął wobec Polaków argumenty nie

do odrzucenia: żeby zmusić wszystkich powiatowych marszałków szlachty do zbierania się u niego i

wyrażenia zgody na taksy zagroził, że w wypadku nieposłuszeństwa ujawni wszystkie zaległości

wobec skarbu. Owe zebrania, w których uczestniczyli również isprawniki oraz zasiedatieli powiatowi

w charakterze dodatkowych „argumentów", oburzyły całą szlachtę i marszałek wołyński Ledó-

chowski napisał protest do ministra spraw wewnętrznych. Rada Ministrów zapoznała się z tą

skandaliczną aferą 24 października 1821 roku i 29 października postanowiła przesłać gubernatorowi

naganę.

Polak na stanowisku gubernatora nie położył więc kresu zwyczajowym waśniom. Ledóchowski

twierdził, że został poważnie przez Giżeckiego znieważony, podkreślał, że te dziwaczne zebrania były

sprzeczne z 38 artykułem „Gramoty", która pozwalała na zwoływanie zgromadzeń co trzy lata i tylko

w celu przeprowadzenia elekcji, że przemieszczanie się na koszt wezwanych było bardzo drogie i że

wszelkie podatki na rzecz kancelarii były nielegalne. Giżecki indagowany przez Koczubeja starał się

nadal prezentować jako obrońca interesu skarbu, ale jego argumentacja została całkowicie

odrzucona. Cała ta żałosna i niekończąca się guerilla biurokratyczna stanowi typowy skutek paraliżu

socjoadmini-stracyjnego w „guberniach dawniej polskich". Z pewnością państwo powinno opłacać

sekretarzy gubernatora, ale po co obiecywać utworzenie licznych stanowisk dla polskiej drobnicy

szlacheckiej? Okazuje się, że w tym samym dzienniku posiedzeń Rady Ministrów, która musiała

zbierać się w październiku 1821 roku dwukrotnie, żeby spór rozstrzygnąć, znajduje się o miesiąc

wcześniejsza odpowiedź na analogiczną prośbę zgromadzenia szlacheckiego z Kurska, które prosiło o

wprowadzenie do hierarchii czynów wybranych szlachciców sprawujących dotąd swe funkcje

honorowo. Trzylinijkowa pozytywna decyzja wprowadzała zainteresowanych w IX klasę czynu, na

trzyletni okres sprawowania mandatu. Kursk jednak leży w Rosji właściwej - na tym polega różnica63.

Gubernator wołyński potrafił jednak zebrać plon ze swojej akcji, sytuując się na granicy przyjętych

norm i uzyskać znaczące wzmocnienie policji powiatowych, w których narzucił obecność - podobnie

jak w wypadku isprawników -polskiej szlachty, prawie wyłącznie gołoty, ale wybranej przez ziemian.

W stycz-

63 RGIA, fonds 1263, opis 1, dieło 260, f. 504-511, Koczubej, minister spraw wewnętrznych do Rady

Ministrów, 24 i 29 października 1821 r.; tenże do zgromadzenia szlacheckiego w Kursku, 20 września

1821 r., f. 138-140.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

197

niu 1822 roku Giżecki tłumaczył ministrowi spraw wewnętrznych, że w jego przygranicznej guberni

więcej jest spraw cywilnych i kryminalnych niż gdzie indziej, i że czterech policjantów (zasiedatieli)

wybieranych przez zgromadzenia szlacheckie w każdym powiecie i od roku 1804 wynagradzanych z

kasy państwowej - nie wystarcza. Gubernator uważa, że afery przemytnicze wymagają do takowych

dwóch agentów policji na powiat. Minister finansów pozostał na te prośby głuchy - wiązały się one z

koniecznością włączenia owych policjantów w hierarchię czynów - więc gubernator sugerował, by

zostali oni wybrani przez zgromadzenie szlacheckie, dodając przy okazji garść szczegółów o zbiegach i

o żebrakach do pilnego wyłapania. Hrabia Koczubej zgodził się na to i przeznaczył na każdego spośród

sześciu wybranych w każdym powiecie 200 rubli przewidzianych na tego typu obowiązki. Po raz

kolejny ujawniła się sprzeczność pomiędzy chęcią wyeliminowania szlachty gołoty z życia publicznego

i potrzebą jej wykorzystania z powodu braku kadr niepolskich64.

Niedostatek liczebny policji i szlacheckiego sądownictwa ujawniał się w całej pełni podczas masowych

buntów chłopskich, w owym okresie mniej licznych niż po roku 1830. Ale już wtedy ujawniała się

tendencja do zawierania cichego porozumienia pomiędzy ziemiaństwem i carską władzą, jakże

częstego w okresie późniejszym. To przecież sąd ziemski w Humaniu, który poinformował 26 maja

1817 roku gubernatora kijowskiego i jego gubiernskoje prawlenije, że 1016 dusz męskich z wsi

Podwysokie należącej do Tekli Potockiej, jednej z dziedziczek części fortuny Szczęsnego, zbuntowało

się na wieść o aresztowaniu kilku chłopów. Bunt uśmierzyła armia i aresztowała 140 zbuntowanych,

co okazało się niewystarczające. W roku 1825 znowu trzeba było wołać wojsko, wysłać do Kijowa 60

chłopów, wychłostać ich publicznie i dwóch zesłać na katorgę. W roku następnym miejscowa policja

okazała się bezsilna, wojsko znowu zajęło wieś. Na 91 chłopów wychłostano 59, do więzienia trafiło

22 (6 w nim zmarło), dwóch zesłano. Senat wyroki zatwierdził 28 lipca 1926 roku65.

Podobnie Rada Ministrów nie mogła nie zaaprobować 1 czerwca 1818 roku interwencji wojska we

wsi Stepan w powiecie równieńskim na Wołyniu, należącej do byłego marszałka szlachty i tajnego

radcy Worcella. Isprawnik, który sporządził nieco wcześniej raport, nie mógł nie być wybrany przez

zgromadzenie szlacheckie w Żytomierzu, kiedy gubernatorem był Giżecki. Ten sam polski dygnitarz

sygnalizował ponadto w swym raporcie za rok 1818 kolejne bunty chłopskie w Czartorysku w

powiecie łuckim, należącym do Pocieja, gdzie rewolta wydarzyła się już w roku 1814 oraz we wsi

Kiryłówka, w powiecie żyto-mierskim, w którym buntu wywołanego nadużyciami popełnionymi przez

ziemianina Morzkowskiego nie mogła stłumić miejscowa policja66.

M Ibid., fond 1286, opis 3, dieło 208, f. 1-10, gubernator wołyński do ministra spraw wewnętrznych, 4

stycznia i 31 sierpnia 1822, odpowiedź ministra i zgoda, 11 października 1822 r., potwierdzenie

Aleksandra I, 27 stycznia 1823 r.

"' I. G u r ż i j, Borotba sielian i robitniki w Ukrainy proti feodalnokriposnickoho hnitu z 80h rokiw XVIII

st. do 1861, Kyiw 1958, s. 95 i Krestianskoje dwiżenije w Rossif w 1796-1825 g. Zbiór dokumentów,

Moskwa 1961, s. 453-458, 734-738, 816, dok. 155.

" L. Z. Gi sco w a (red.), Sielanskij ruch..., s. 322-324, 328, 329, 333.

198

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

W latach dwudziestych pojawiły się próby, często jeszcze daremne, częstszego szukania przez

chłopstwo ukraińskie sprawiedliwości u Rosjan niż u Polaków. Nadejdzie czas, kiedy wstawianie się za

chłopstwem pierwsi uznają za sposób wypierania drugich. Tego rodzaju postawa ujawni się przede

wszystkim, co oczywiste, pośród chłopów w majątkach państwowych, pochodzących z konfiskat lub z

zakupów z czasów Katarzyny II, w których jednak nadal obowiązki ekonomów i nadzorców, z braku

innej możliwości, sprawowali Polacy. Znacząca obecność liczebna Polaków w majątkach powstałych

ze starostw powodowała, że sądownictwo, podobnie jak gdzie indziej, pozostawało tu domeną

zgromadzeń i sądów ziemskich. Skarga mieszkańców 28 wiosek z okolic Zwino-gródki do ministra

sprawiedliwości z 6 września 1818 roku przeciwko ich „po-sesjonatom", polskim szlachcicom:

Ciszewskiemu i Kulesiowi pozostała bez odpowiedzi, mimo nadużyć popełnianych przez nadzorców

od roku 1810: zawyżaniu podatków, zmuszaniu do wykonywania nieprzewidzianych usług,

zajmowaniu chłopskich gruntów przez nich samych lub przez ich krewnych, biciu i znęcaniu się,

zakazywaniu wstępu do lasów, przekupieniu isprawnika i innych policjantów. Ci ostatni chwytali

najbardziej aktywnych chłopów, szczególnie tych, którzy umieli pisać i wymagali od nich

zobowiązania, że nie będą już więcej redagować skarg.

Podobną sytuację przedstawili chłopi ze wsi Wiśniówce w starostwie latyczo-wskim na Podolu,

należącej do radcy kolegialnego Dordet [d'Ordet? - prawdopodobnie emigrant francuski], który w

roku 1818 kazał aresztować, obić i uwięzić na rok chłopskiego emisariusza podczas podróży cara po

guberni. Chłopi nie stracili jednak animuszu i starali się przekazać kolejną skargę senatorom

bawiącym z wizytą w okolicy w roku 1820, ale dwóch umyślnych zostało zatrzymanych przez

oficjalistę Dordeta, Strzeleckiego, który kazał zakuć ich w kajdany. To wszystko opowiedzieli w

trzeciej skardze do Wielkiego Księcia Konstantego, żaląc się gorzko na zupełny brak jakiejkolwiek

opieki i na policję, która u nich po to tylko istnieje, żeby chronić panów, „którzy żadnej władzy nad

sobą nie mają". Chłopi nie rozumieli, dlaczego dzika zbrodnia Strzeleckiego, który zgładził trzy osoby,

nie została ukarana przez sąd powiatowy67.

Nigdy się nie dowiedzieli, dlaczego tak się stało. Natomiast zgromadzenia szlacheckie dysponowały

tysiącem sposobów, by dotrzeć do stóp tronu i pokazać, że tworzą podporę carskiego

samodzierżawia, że pozostają gorliwymi sługami chwały cesarza, nawet jeśli stali się przedmiotem

podejrzeń. Zrozumiało to doskonale ziemiaństwo na Kijowszczyźnie, kiedy w roku 1821 minister

finansów zainteresował się bardzo z bliska użytkiem czynionym z funduszy znajdujących się w kasie

zgromadzenia i gotował się powierzyć kontrolę rachunkową specjalnej komisji. Hrabia Gustaw Olizar,

który zastąpił na stanowisku marszałka gubernialnego hrabiego Piotra Potockiego, doszedł do

przekonania, że najlepszy efekt sprawi publikacja pełnej emfazy deklaracji, która sprawi też od-

I

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

199

powiędnie wrażenie na władzy i zostanie rozesłana do wszystkich ziemian w guberni. Ów tekst: po

rosyjsku na papierze niebieskim i po polsku - na białym, formatu 20 na 30 centymetrów wyjaśniał

jakże szlachetne zadanie i jakże szczytny obowiązek przypadł marszałkowi w udziale: wyjaśnienie jego

współobywatelom przeznaczenia znajdujących się w kasie funduszy. W rzeczywistości retoryka

sejmikowa prawie niczego nie wyjaśniała oprócz tego, że w roku 1821, 24 szlachciców zapłaciło

podatek proporcjonalny do ich stanu posiadania w celu uznania ich tytułów szlacheckich i zapisania

do ksiąg genealogicznych. Zwróćmy raz jeszcze uwagę na niewielką liczbę zapisanych. Owe podatki

wynosiły od 5 do 100 rubli od rodziny i po dodaniu do funduszy z innych lat, tworzyły mały kapitalik

wielkości 42 480 rubli asygnacyjnych, przynoszących z racji ich ulokowania, 2548 rubli asygnacyjnych

zysku. Pieniądze te służyły utrzymaniu lokalu dla szlachty, tuzina sekretarzy, archiwistów, służby. To

ubogie sprawozdanie okazałoby się całkowicie bezużyteczne, gdyby nie pewna niespodzianka.

Najważniejszą część funduszu, której wielkość Olizar przemilczał, tworzyły dobrowolne składki na

budowę w Kijowie kościoła rzymskokatolickiego pod wezwaniem Bożej Opatrzności, ku chwale

Najjaśniejszego Pana, cara Rosji, pod wezwaniem Świętego Aleksandra. Na razie jednak gorący apel

marszałka Olizara służył udowodnieniu nieskończonego oddania szlachty dla cara:

„Byłbym szczęśliwy - kończył swój adres Olizar - gdybym z jednej strony zdołał potwierdzić jakże

pochlebne mi zaufanie, którym moi współobywatele zechcieli mnie obdarzyć, z drugiej zaś, gdybym

przebudził gorliwość do składania datków u tych, którzy potąd z niechęcią garnęli się ku

kwestarzom".

Gorliwość budziła się dość opieszale i kościół rzymskokatolicki ku chwale Aleksandra stanął w stolicy

prawosławia dopiero w roku 184668.

Potrzeba najbogatszych, by utwierdzić ich pozycję, niemożność zupełnego egzekwowania systemu

pańszczyźnianego przez szlacheckich urzędników wybranych przez zgromadzenia, brak personelu w

kancelariach gubernatorów -oto paradoksy regionu ciągle niedostatecznie kontrolowanego przez

Rosjan. Administracja rosyjska ograniczona w sposób ekstremalny ukazem z roku 1805 o elekcjach

szlacheckich i maltuzjanizmem hierarchii czynów, nie mogła proponować w tym regionie kariery

nawet tym ziemianom, którzy chcieliby wkroczyć na drogę carskich awansów, a tym bardziej szlachcie

bezrolnej.

Elitarna wyłączność stawała się przeszkodą, nawet jeśli lojalny arystokrata zostawał gubernatorem.

Widzieliśmy, jak niewielką możliwością manewru dysponował Giżecki na Wołyniu. Na początku lat

dwudziestych podobna sytuacja powstała na Podolu. W roku 1822 hrabia Mikołaj Grocholski został

mianowany tymczasowo gubernatorem, a następnie otrzymał oficjalną nominację na to stanowisko

w roku 1823, które sprawował do roku 1831. Jego głównym interlokutorem był marszałek

gubernialny, hrabia Konstanty Przeździecki, szambelan dworu, kawaler orderu Świętej Anny drugiej

klasy, dekorowany medalem „na

' Ibid., s. 346-348, 368.

RGIA, fond 899, opis 1, dieio 1266, proklamacja Gustawa Olizara, styczeń 1822 r.

200

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

201

pamiątkę roku 1812", właściciel 4538 dusz męskich, którego długość sprawowania szlacheckiego

urzędu na Ukrainie daje się porównać jedynie z długością mandatu marszałka Kijowszczyzny:

Konstanty Przeździecki pozostawał marszałkiem w latach 1820-1850, podczas gdy hrabia Henryk

Tyszkiewicz w latach 1826-1854. Trzej Polacy nie mieli większej swobody postępowania niż ich

koledzy i sąsiedzi rosyjscy.

Jedyna koncesja uzyskana 12 listopada 1827 roku przez Grocholskiego była analogiczna do wołyńskiej

z roku 1822: Uzyskał on mianowicie prawo obsadzania znaczniejszej liczby stanowisk w policji i w

sądach powiatowych przez funkcjonariuszy wybieranych przez zgromadzenia szlacheckie. W

uzasadnieniu Gro-cholski podnosił znaczną liczbę afer przemytniczych, konieczność nadzorowania

karczm, nawał spraw sądowych zlecanych niekiedy osobom trzecim z powodu nadmiaru

obowiązków. Grocholski otrzymał dodatkowe posady od Wielkiego Księcia Konstantego, którego rolę

w policji i w wojsku w tym regionie potwierdził już w Warszawie Aleksander I69. Podobnie jednak jak

w pozostałych guberniach ukraińskich, tego rodzaju porozumienie dotyczące zwiększenia potencjału

administracyjnego wymagało sporej dozy hipokryzji. Nie można było nie wiedzieć, że te stanowiska

obsadzi szlachta niewybieralna. Posunięcie bardzo zbliżone do tego, którym posługiwano się na

pozostałym obszarze imperium, na którym wyznaczano do tych funkcji pogardzanych przez

wyborową szlachtę raznoczyńców.

Hipokryzja trwała jeszcze w pierwszych latach panowania Mikołaja I, który najpierw musiał się zająć

innymi, ważniejszymi sprawami. Przeprowadzono z okazji elekcji na zgromadzeniach szlacheckich w

każdym powiecie kolejne kontrole równie bezskuteczne, co próbujące wywrzeć odpowiednie

wrażenie. Szczegółowe dochodzenia były wszak przeprowadzane na Podolu, po wyborach w latach

1797, 1802, 1809, 1814. Wybory z roku 1823 również spowodowały wylanie rzeki atramentu.

Wygląda na to, że gubiemskoje prawlenije z Kamieńca chciało sprawić niemiłą niespodzankę

Grocholskiemu i marszałkowi Przeździec-kiemu, chyba, że to Grocholski chciał zrobić wbrew

Przeździeckiemu. Policja państwowa stwierdziła znowu, że 177 szlachciców zostało wybranych w

sposób wątpliwy. Ta liczba reprezentowała ponad połowę wybranych. W celu podważenia

rezultatów, policja rządowa wygrzebała 26 września 1823 roku ukaz Senatu z 9 grudnia 1815 roku,

wykluczający spod amnestii z 30 sierpnia 1814 roku szlachciców kandydujących do stanowisk

wybieralnych, przeciwko którym toczyło się postępowanie karne. Funkcjonariusze wykazali

nadzwyczajną gorliwość, by dowieść, że wszystkim 177 osobom wytoczono procesy. Oskarżenia były

najróżniejsze: prześladowanie chłopów, odmowa wyznaczenia ludzi do eskortowania koni do granicy,

odmowa dostaw rekruta na rozkaz marszałka, ukrywanie uciekinierów, próby uduszenia, kradzieże

różne, szlachectwo niedo-wiedzione (75 przypadków).

Szczyt absurdu: afera przekroczyła znacznie trzyletni mandat. Scu.it *i|il.il dodatkowych wyjaśnień 26

czerwca 1825 roku, a Lanskoj, minister spraw wew nętrznych dostarczył je Senatowi dopiero 22

grudnia 1828 roku. Senat tilask.i wił większość przestępstw pospolitych, choć niekiedy dziwacznych:

pościg /..i chłopami pańszczyźnianymi zbiegłymi na terytorium austriackie, grę w karty n.i pieniądze,

przyjmowanie kobiet oskarżonych o czary, rąbanie drzew w lasach państwowych etc. Wybór

szlachciców niezatwierdzonych został surowo zganiony, podobnie jak sprawców bijatyk, fałszerzy

dokumentów, ale czemu miał służyć ukaz przekazany 28 lutego 1829 roku do wykonania? Nie było

czego wykonywać, mandat owej szlachty dobiegał końca70.

Resztki autonomii szlacheckiej w przededniu 1830 roku

Problem afektacji na stanowiska cywilne i stosunek szlachty do owych stanowisk dotyczył całego

imperium. Lanskoj podjął z tego powodu ogromne dochodzenie i wysłał 12 listopada 1827 roku do

wszystkich gubernatorów w Rosji drukowany okólnik, w którym żądał od nich dostarczenia do

Petersburga, w związku z wyborami szlacheckimi w roku 1829,

„list zawierających nazwiska szlachty, która przez pochodzenie i wielkość własności ziemskiej ma

prawo głosować i brać udział w wyborach szlacheckich, z uwzględnieniem liczby dusz przez każdego

ze szlachciców posiadanej oraz liczby tych spośród nich, którzy brali udział w trzech ostatnich

elekcjach"71.

Nadesłany stos papieru nie mógł zostać przez rząd wyzyskany, ale historyk czerpie z nich pewne

informacje o sytuacji ziemiaństwa w przededniu powstania listopadowego.

Jedynie Kijowszczyzna była zdolna nadesłać listę ziemian upoważnionych do głosowania i określić, kto

spośród nich rzeczywiście głosował w latach 1820, 1823 i 1826. Podole nie dostarczyło listy

uprawnionych, lecz tylko liczbę rzeczywiście uczestniczących w trzech elekcjach z listą obejmującą

wybory w roku 1826. Wołyń, bardzo chaotyczny, przedłożył jedynie wiarygodną liczbę uczest-

69 Ibid., fond 1281, opis 11, dieło 107, f. 1-109, raport gubernatora Grocholskiego za rok 1828, 1

maja 1829, w szczególności f. 6-9.

70 Ibid., fond 1286, opis 4, dieło 800, O razsmotrienii raporta Podolskogo gubiernskogo prawlienija o

dworianach sostojaszezich pod sudom, f. 1-24.

71 Ibid., fond 1286, opis 4, diela 603 (w 3 tomach pogrupowanych według alfabetu rosyjskiego).

Raport z Kijowszczyzny znajduje się w tomie b, f. 386-494; Podola w tomie v, f, 162-203; Wołynia,

ibid., i. 428-700. Raport z Kijowszczyzny jest zredagowany najlepiej. Wołyński zawiera trzy długie listy

imienne za lata 1820, 1823 i 1826 bez żadnych danych szczegółowych, co powoduje, że są

bezużyteczne. To okazałe przedsięwzięcie obejmujące całe imperium pozwala dostrzec, że nie cała

szlachta cudzoziemska traktowana była w jednakowy sposób w „cesarstwie wielonarodowym". Do

wyborów na Krymie sporządzono listy mirzów tatarskich, których integracja również napotykała na

poważne problemy. Natomiast w roku 1827 nadano szlachcie gruzińskiej takie same prawa jak

szlachcie rosyjskiej, bez wymogów służby. Zob. PSZ, seria II, t. 2, nr 921 i certyfikaty szlachectwa z

Kurlandii, nigdy niesięgające poza rok 1654, zostały wszystkie przyjęte 18 listopada 1830 r.; ibid., t. 4,

nr 4104.

202

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

ników za lata 1823 i 1826, z informacjami o własności pełnymi luk. Dane sumuje poniższa tabela:

Kijowszczyzna Podole Wołyń

Liczba posesjonatów (właściciele i dzierżawcy w 1797 r.) 1692 4654 4680

Liczba uprawnionych do głosowania wr. 1828 606 >

Liczba uczestników elekcji w r. 1820 wr. 1823 wr. 1826 273 327 281 668 585 675 } 892 862

Z powodu braku danych późniejszych, należy przyjąć informacje z roku 1797 dotyczące przybliżonej

łącznej liczby majątków posiadanych na własność, dzierżawionych, zastawionych etc. Zestawienie

musi być zatem z konieczności niepewne, ale nie musi być nieinteresujące. Zauważmy najpierw, że w

ponad dwadzieścia lat po ukazie z roku 1805 wymagającym dostarczania list uprawnionych do

głosowania, dwie gubernie na trzy nie są w stanie ich dostarczyć. 606 pozwoleń na uczestnictwo w

głosowaniu na Kijowszczyźnie reprezentuje tylko 35,81% ogólnej (przypuszczalnej) liczby

posiadających i mniej niż połowa posiadających realnie prawo głosu: 281 głosujących na

Kijowszczyźnie w roku 1826 reprezentuje jedynie 16,60% posesjonatów, czyli oznacza absencję

83,40%, a więc życie obywatelskie mniej więcej równie ograniczone, jak tuż po rozbiorach.

Na Podolu i na Wołyniu udział w „sejmikach" był co prawda więcej niż podwojony w stosunku do

1797 roku (260 głosujących), ale pozostał bardzo słaby w stosunku do ogólnej liczby posiadających:

675 na Podolu, w roku 1826, reprezentowało 14,50% (85,50% absencji) i 892 na Wołyniu, w roku

1823 co stanowiło 19,05% posiadających (80,95% nie głosowało). Wszędzie zatem udział w

zgromadzeniach był bardzo ograniczony. Oficjalne wyjaśnienie tego stanu rzeczy dostarczone w

dołączonych przez marszałków i gubernatorów listach utrzymywało, że na Kijowszczyźnie wielu

szlachciców nie zostało jeszcze wpisanych do ksiąg genealogicznych, nie mogło więc zostać

umieszczonych na liście uprawnionych do głosowania, że wielu danych dotyczących posiadanej liczby

chłopów pańszczyźnianych nie ma z powodu braku ich rejestracji przez izby skarbowe i zgromadzenia

szlacheckie. Na Podolu ubolewano, że obowiązek służby rządowej ogranicza liczbę głosujących, że

kolokacje nie są brane pod uwagę, że szykany dotyczące położenia prawnego są zbyt liczne i że to

wszystko zmusza do wybierania wielu synów z ubogich rodzin, by ułatwić im przeżycie. Fałszywa

dobroczynność, jak wiadomo. W raporcie z Wołynia liczba posiadanych chłopów pańszczyźnianych

została często zapomniana lub gdy nawet widniała, w wypadku małych majątków podano ją w

dymach, co pozwalało zejść poniżej teoretycznie obowiązkowego progu 25 dusz lub nawet 8 dymów.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

203

Obrachunek drobnych właścicieli (poniżej 100 dusz męskich, próg obowiązujący po roku 1831)

wykazuje, że byli oni wszędzie liczni, co tłumaczy właśnie niechęć bogatych do sprawowania

wybieralnych urzędów o niewielkim prestiżu. Na Kijowszczyźnie było ich 113 na 606 uprawnionych do

głosowania: 54 spośród nich posiadało jedynie od 50 do 100 dusz, a 59 tylko od 25 do 50 dusz. Ich

realny udział w wyborach musiał być jeszcze większy, co wynika z informacji dotyczących pozostałych

dwóch guberni. Szczególnie wyraźnie widać to na Podolu, gdzie pośród 675 głosujących w roku 1826

nie zawahano się, w jawnej sprzeczności z obowiązującym prawem, wpisać 88 właścicieli

posiadających mniej niż 25 dusz obok 90, którzy mieli jedynie od 25 do 50 dusz i obok 70

dysponujących od 50 do 100 duszami. W tej guberni znalazło się zatem 248 ziemian posiadających

mniej niż 100 dusz męskich, co oznacza, że ponad jedna trzecia wyborców (i prawdopodobnie

wybranych) stanowiła grupę drobnych lub bardzo drobnych właścicieli ziemskich72, którzy utracą

swe pełne prawa obywatelskie po roku 1831.

Geograficzne rozmieszczenie głosujących w roku 1826 wyglądało następująco:

Podole Wołyń

powiaty liczba uczestników wyborów powiaty liczba uczestników wyborów

Kamieniec 122 Żytomierz 116

Uszyca 54 Owrucz 83

Płoskirów 77 Nowogród Woł. 58

Latyczew 59 Ostróg 85

Liryn 57 Równe 59

Winnica 48 Włodzimierz 66

Bracław 28 Kowel 54

Jampol 77 Krzemieniec 92

Hajsyn 40 Łuck 104 (dane z 1823)

Olgopol 28 Dubno 53

Bałta 34 Starokonstantynów 60

Mohylów 51 Zasław 32

Razem 675 Razem 862

Stan służby wybranych na stanowiska elekcyjne, który był odtąd sprawdzany bardzo dokładnie i

wysyłany do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ujawnia, że w zdecydowanie nielicznych

przypadkach stawiano znak równości pomiędzy funkcją obieralną i czynem. Przeździecki, marszałek

przez trzy dziesięciolecia

72 Niniejsze obliczenia opierają się na cytowanych raportach. Wypada również odnotować, że

potwierdzenia szlachectwa, które w tym momencie zdały się przyspieszać, nie miały wpływu na

udział w zgromadzeniach szlacheckich, ponieważ, szczególnie na Wołyniu, liczni szlachcice

nieposiadający chłopów pańszczyźnianych, żyjący na swych kawałkach ziemi, szczególnie zaś szlachta

okoliczna z Ow-rucz.i, byli włączeni do genealogii. N. K. I m i e r i e t i n s k i j, Dworiaństwo wołyńskoj

gub..., s. 364-365 twierdzi, że widział w Żytomierzu 33 tomy oprawne in folio, ze złoceniami, których

kopie zostały przesiane do Heroldii w roku 1828, zawierające atestacje 7518 rodzin. To wszystko

uległo rewizji po roku 1831, ale już w chwili zakończenia owe rejestry nie posiadały żadnej wartości w

oczach Petersburga. l'alrz: reakcja Mikołaja I poniżej.

204

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

i prawdziwy ordieronosiec, podkreślał z dumą wypełnianie od 29 lipca do 21 września 1826 roku

zaszczytnych obowiązków kamergera podczas przygotowań do uroczystości koronacyjnych Mikołaja I

w Moskwie i uzyskanie awansu w hierarchii czynów na radcę stanu, ale nawet przewodniczący

głównego sądu Fabian Lipiński, udekorowany orderem Świętej Anny trzeciej klasy i Świętego

Włodzimierza czwartej klasy, nie miał czynu wyznaczonego. Pośród jego trzech asesorów, dwóch było

radcami tytularnymi. W całym zgromadzeniu spotykało się jeszcze ponadto kilku sekretarzy

kolegialnych i sekretarzy guberialnych. W powiatach - niekiedy registratorów kolegialnych, ale też nie

zawsze. Liczni wybrani przez zgromadzenia szlacheckie nie mieli żadnego czynu, a ich „służba" nie

miała niczego wspólnego ze „służbą" w rozumieniu carskim i polegała na dostarczaniu rekruta, koni,

bydła dla wojska w roku 1812, prewencji w czasie zarazy, mierzenia gruntów państwowych.

Sędziowie w owych dokumentach wzmiankowali o pierwszych procesach, w których uczestniczyli.

Niektórzy „służyli" jedynie na stanowisku prostych policmajstrów73.

Elita ziemiańska pozostawała więc prawie całkowicie, podobnie jak szlachta gołota, na marginesie nie

tylko carskiej służby, lecz także unikała lokalnych stanowisk obieralnych. Pozostawała ona w pewnej

autarchii i oddawała nadzorowaniu majątków. Car wizytujący Podole na wiosnę 1829 roku dziwił się

tym anomaliom i dobrowolnej marginalizacji stanu rycerskiego. Jak Arakczejew w roku 1808 i jak jego

brat Konstanty w roku 1815, życzył sobie, by wszyscy młodzi szlachcice kontynuowali przynajmniej

tradycje wojskowe i wstępowali do armii. Adiutant cara, generał Benkendorf, przedstawił cesarską

wolę Dołgo-rukowowi, pełniącemu obowiązki ministra sprawiedliwości, a Mikołaj I szybko zrozumiał,

dzięki swemu otoczeniu, że jego życzenie było trudne do urzeczywistnienia, bo inne panowały na

Ukrainie warunki niż w pozostałych częściach imperium.

Hrabia Przeździecki, marszałek podolski, owszem, poinformował ministra sprawiedliwości, że

wszystkie księgi genealogiczne zostały „zaktualizowane" przez komisję specjalną, powołaną w tym

celu przez jego zgromadzenie, oraz że wydaje mu się normalne, iż odtąd młodzieńcy zweryfikowani

przez to zgromadzenie i zatwierdzeni przez ministra wstępować będą do służby zarówno wojskowej,

jak i państwowej, ale jednocześnie ubolewał, że Heroldia nie uznała tych pięknych tomów ze

złoceniami, które jego gubernia, podobnie jak Wołyń, posłała do Petersburga. Dodał również, że

młodzi szlachcice bardzo wyraźnie tracą zapał z powodu przeszkód i opieszałości Heroldii. Benkendorf

przedłożył to wszystko carowi. Stało się to w chwili, kiedy komisja międzyministerialna powołana do

opracowania Projekta położenija o szliachcie sądziła, że może w końcu znajdzie właściwe miejsce dla

szlachty gołoty i kiedy narastała irytacja z powodu tej nieuchwytnej dla carskiej biurokracji masy (zob.

rozdział poprzedni). Mikołaj I własnoręcznie napisał na raporcie Benkendorf a:

73 RGIA, fond 1286, opis 4, dieło 575 a i b (2 tomy), lista wybranych na szlacheckim zgromadzeniu

podolskim za okres 1826-1829 i dane osobistego każdego z nich.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

205

„Księga genealogiczna musi być najpierw sprawdzona przez Heroldię, a następnie już nic nie stanie na

przeszkodzie przyjmowaniu szlachty do służby, wyłącznie na podstawie atestacji marszałka"74.

Wiadomo już, że ogromny tom sporządzony w roku 1841, wyliczający wszystkie rody szlacheckie

zatwierdzone przez Heroldię od roku 1725, zawierał corocznie jedynie kilka nazwisk Polaków z

prawobrzeżnej Ukrainy. Decyzja Mikołaja I, który nie mógł nie wiedzieć o tym maltuzjanizmie i bez

wątpienia nań przyzwalał, jeszcze cięższy łańcuch i kłódkę zawieszała na polskiej szlachcie, która nie

będzie miała innego wyjścia, przynajmniej w wypadku najbardziej gorących głów, jak wziąć udział w

nadciągającej insurekcji.

Niezależnie od idei politycznych, często antagonistycznych, prowadzących w stronę powstania, o

konsekwencjach bardzo poważnych dla trzech guberni (idei rozwijanych przede wszystkim w

Warszawie), których analiza wykracza poza ramy niniejszego studium, wypada powrócić w

zakończeniu niniejszego rozdziału, podobnie jak postąpiliśmy w rozdziale poprzednim, do sygnałów

zwiastujących - niezależnie od faktu, czy powstanie by wybuchło czy też nie — że sytuacja prawie

zupełnego braku integracji polskiej szlachty z caratem stawała się coraz widoczniejsza. Jak mogliśmy

stwierdzić, w ciągu trzydziestopięcioletniej historii porozbiorowej, piętą achillesową polskiej

społeczności szlacheckiej okazał się jej niemalże monopol na władzę sądowniczą. W przededniu

wybuchu powstania listopadowego, carat był już mocno zaangażowany na drodze do wykorzystania

tej aż nazbyt oczywistej słabości poprzez zręczne przejmowanie kontroli nad chłopstwem

pańszczyźnianym.

Kilka nowych dotkliwych przykładów antagonizmu pomiędzy polskimi ziemianami i chłopstwem

podsunęły carskiej administracji pomysły, jak wyciągnąć dla siebie korzyści z konfliktów. Gubernator

wołyński, Butowt-Andrzejkowicz, został zobowiązany w roku 1825 do poinformowania Senatu o

ogłoszonym przez siebie wyroku po krótkiej rebelii Ukraińców we wsi Czartorysk (gnieździe rodowym

Czartoryskich), położonym w pobliżu Łucka i należącym do ziemianina Pocieja, znanego już wcześniej

z brutalności. Na skutek branki przeprowadzonej z użyciem siły - liczbę sołdatów do dostarczenia

wojsku przekazywał ziemianom marszałek szlachty, co stwarzało okazję do pozbycia się najbardziej

krnąbrnych - ekonom Szczerbicki zamknął, jak to miał we zwyczaju, trzech chłopów wyznaczonych w

sołdaty, ale wszyscy mieszkańcy wsi starali się temu zapobiec: zbuntowali się i uzbroiwszy w

sztachety, złamali ramię Szczerbickie-mu, a następnie wtargnęli kupą do biura rządcy Oleszy, żądając

uwolnienia rekrutów.

u lbid.y fond 1286, opis 5, dieło 648a, f. 329. Ten dokument, dotyczący weryfikacji szlachty

prezentowanej jako prawdziwa przez zgromadzenie podolskie znajduje się w zbiorze materiałów

dotyczących d/.iałania komisji z roku 1829 w sprawie zorganizowania gołoty - dowód ogólnej

nieufności, niezależnie od stopnia zamożności polskiej szlachty. Reakcja Mikołaja I opublikowana w:

PSZ, seria 2, t. 4, nr 3092, antydatowane: 13 sierpnia 1829.

206

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Gubernator nie mógł oczywiście zaakceptować takiej krnąbrności chłopów pańszczyźnianych:

spośród nich jedenastu zostało skazanych na kary chłosty, większość na sześćdziesiąt rózg, reszta na

od piętnastu do trzydziestu oraz pięciu zostało skazanych dodatkowo na sześć tygodni więzienia.

Sentencja została wydana przez nadzwyczajny carski trybunał kryminalny, ponieważ w tej aferze sąd

szlachecki został również zganiony. Gubernator zwrócił uwagę Senatowi, że zasiedatiel Eismont

zebrał i uwzględnił wyłącznie zeznania panów, i że żaden członek sądu szlacheckiego w Łucku nie

wymagał niczego innego, ani nawet nie zapisał sprawy w swoich protokołach. Wskutek tak

wybornego dowodu wadliwego funkcjonowania „szlacheckiego wymiaru sprawiedliwości", Eismont

musiał zapłacić 10 rubli grzywny, członkowie sądu po 20 rubli, a podsędek, który protokół podpisał -

25 rubli. Senat, by pokazać, że wiedza o sposobach funkcjonowania dawnych regionalnych przepisów

prawnych nie kryje przed nim żadnych tajemnic oraz - inaugurując nieoczekiwany użytek z tego

rodzaju afer na przyszłość - dorzucił do decyzji podjętych przez gubernatora kilka dodatkowych kar

przewidzianych w dawnym „Statucie litewskim"75.

Nieco później, we wsi Hermanówka, na Kijowszczyźnie, gubernator Katieri-nicz nie ośmielił się

przyznać racji chłopom, którzy dawniej przypisani do starostwa zostali odsprzedani przez carat

polskiemu ziemianinowi o nazwisku Pro-skura. Przejście od „własności państwowej" - od takich

chłopów wymagano tylko płacenia obroku, a więc zezwalano im na pewną swobodę poruszania się -

na „własność prywatną" oznaczało poddaństwo znacznie sroższe. Wywołało ono protest chłopstwa

spisany dzięki pomocy pewnego bezrolnego szlachcica, ale sąd w Kijowie przyjąwszy skargę, skazał

buntowników na rózgi i na deportację na Syberię, bez niepokojenia dwóch ekonomów Żytkowskiego i

Orłowskie-go, którzy jednak przyznali się do stosowania siły. Kiedy sześciu chłopów pańszczyźnianych

skazanych na chłostę zostało odprowadzonych przez ispraw-nika z kijowskiego aresztu do rodzinnej

wioski, mimo eskorty piętnastu sołda-tów tłum wieśniaków starał się ich odbić, hprawnik, utraciwszy

kontrolę nad sytuacją, ściągnął liczniejsze oddziały wojska z Czernichowa, które zaprowadziły

porządek bagnetami, podczas gdy stu szesnastu chłopów oblegało siedzibę powiatowego sądu

szlacheckiego. Kolejne oddziały wojska zaprowadziły wreszcie porządek, dzięki rozkwaterowaniu

sołdatów w każdej chałupie, którzy wbili wreszcie chłopom do głów, że nie są już państwowi, ale

pańscy. Lanskoj, minister spraw wewnętrznych potwierdził 25 lipca 1825 roku zsyłkę sześciu

prowodyrów na Syberię i jednocześnie nakazał ziemianom i ekonomom, by w żadnym wypadku nie

przekraczali pańszczyzny przewidzianej w inwentarzach76.

Gdyby polskie ziemiaństwo nie narażało się na krytykę z powodu podobnych nadużyć, Bibikow nie

wpadłby na pomysł w dziesięć lat później, by je wyzyskać jako pretekst do prawie całkowitego

zniszczenia systemu szlacheckiego

" L Z. Giscowa (red.), Sielianskij ruch...; raport z Wołynia z 27 maja 1825 r. 76 Kriestianskoje dwiżenije

wRossiiw 1796-1825 g. ..., 746, 747, dok. 186.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

207

w tym regionie, ale przyznać trzeba, że ukraińskich panów oraz wiciu ówczesnych Rosjan łączył

jednakowo karygodny stosunek do pańszczyzny.

Oto co pisał hrabia Grocholski, polski gubernator na Podolu, do cara Aleksandra I w swym raporcie z

roku 1823:

„Chłopi żyją w stanie wielkiej nędzy. Choć jej przyczyny mogą być rozmaite, wedle największego

prawdopodobieństwa najważniejsza i podstawowa jej przyczyna polega na braku gorliwości i

deprawacji obyczajów wywołanej katastrofalną sytuacją w regionie w czasie najazdów tatarskich,

które spodowoły straszliwe zniszczenia i grabieże. Do tego dokłada się przechodzenie spod jednej

władzy pod inną, wpływy systemu feudalnego oraz w końcu, nierozumne zarządzanie kilku właścieli

ziemskich i ich nadużycia. Te okoliczności osłabiając siłę duchową ludu, doprowadziły nieuchronnie

do jego dekadencji moralnej i obecnego najgorszego jego położenia.

Można stwierdzić nad wszelką wątpliwość, że prosty lud guberni podolskiej zupełnie nie jest w stanie

wykonywać czegokolwiek, co wiąże się z jakimkolwiek pomyślunkiem. Mimo nędzy i braku

zaspokojenia najbardziej elementarnych potrzeb, chłopstwo lubi zbytkowanie, oddaje się lenistwu i

pijaństwu.

Jako że tu Żydów wielu mieszka [w innym fragmencie raportu Grocholski pisał, że na 1 084 812

mieszkańców guberni Żydów jest 112 000 - D. B.], ten naród chytry i przewrotny, korzystając ze złych

skłonności chłopstwa, pozbawia ich ostatnich środków, dzięki którym mogliby oni ulżyć nieco losowi.

Wypada ponadto zauważyć, że kilku ziemian niesprawiedliwie się zachowuje i nie strzeże należycie

równowagi między swoimi prawami i prawami chłopów, zezwala Żydom na wyszynk i młyny, na

prześladowania na różne sposoby, na zostawianie chłopom najgorszej ziemi etc.

Wioski dzierżawione na krótki lub długi termin cierpią szczególnie, a jeszcze bardziej te przejęte za

długi, na mocy prawa litewskiego.

Dobroczynny wpływ obecnego Rządu, dzięki środkom podjętym dla poprawy chłopskiego losu w

majątkach prywatnych, jak przez skrócenie czasu pańszczyzny lub zabronienie jej odrabiania w dni

świąteczne etc, poprawi niewątpliwie ich sytuację pod wszelkimi względami".

Kolejny fragment dotyczył niemoralności Żydów, co pozwalało Grocholskie-mu uniknąć rachunku

własnego sumienia77.

Korespondencja pomiędzy Grocholskim i Nowosilcowem, pełniącym ówcześnie obowiązki carskiego

doradcy do spraw polskich, jest jeszcze bardziej znamienna.

Wymianę listów sprowokowała skarga do Wielkiego Księcia Konstantego w Warszawie polskiego

dzierżawcy z dóbr państwowych na Litwie - Pusłow-skiego, w sprawie niemożności wyegzekwowania

od chłopstwa obroku w administrowanym przezeń majątku w Słonimie. Wspominaliśmy o tej skardze

w rozdziale poprzednim. Dzierżawca prosił o zezwolenie na przymuszenie niewypłacalnych chłopów

do dodatkowej pańszczyzny. Konstanty nie widział żadnych

" RGIA, fond 1409, opis 1, dieło 4234, f. 9. Spokojne sumienie ziemiaństwa występowało również w

pamiętnikarstwie tej epoki, gdzie wyłącznie podkreślano miłosierny stosunek panów wobec

chłopstwa, szczególnie w czasie częstych głodów. Patrz Henryka z Działyńskich Błędowska, Pamiątka

przeszłości, wspomnienia z lał 1794-1832, oprać, i wstępem poprzedziły K. Kostenicz i Z. Makowiecka,

Warszawa 1960, s. 385.

208

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

przeszkód, by wprowadzić pańszczyznę w majątkach państwowych i poprosił nawet Nowosilcowa, by

narzucił on pańszczyznę we wszystkich byłych „polskich guberniach przyłączonych" (nazwa

utrzymana do roku 1830). Senator znalazł najwyraźniej tę propozycję niebezpieczną i,

poinformowawszy Grochol-skiego o pomyśle Konstantego, podjął niezliczone środki ostrożności, by

decyzja o pańszczyźnie w dobrach państwowych nie wywołała kolejnych nadużyć, stosowała się tylko

do chłopów zalegających z obrokiem, przy najciślejszym przestrzeganiu zapisów inwentarzowych i w

„żadnym razie nie służyła do oszukiwania niepiśmiennych wieśniaków". Ta rozwinięta obrona

chłopów przez Nowosilcowa jest bardzo interesująca, ale dla naszej problematyki odpowiedź

hrabiego Grocholskiego jest jeszcze ciekawsza.

Gubernator zauważył na wstępie, że tego rodzaju prośba nie ma na Podolu racji bytu, ponieważ nie

ma tu żadnych majątków państwowych. Starostwo Po-bereże, skonfiskowane przez carycę Katarzynę

Lubomirskim zostało sprzedane i znajduje się w rękach innych polskich właścicieli prywatnych. Dzięki

Bogu, wszędzie obowiązuje pańszczyzna. Ponieważ ziemia podolska jest żyzna i rozległa - pisał

Grocholski, wyrażając bez wątpienia przekonanie wszystkich ziemian - nigdy nie myślano o zamianie

pańszczyzny na obrok (Grocholski nie wiedział o oświeceniowych projektach Czartoryskiego sprzed

roku 1815). Taka zamiana byłaby nieopłacalna ekonomicznie i szkodliwa społecznie:

„Wywołałaby w konsekwencji upadek rolnictwa, dała powód do rozleniwienia ludu, który bez tego

nawet mało jest skłonny do pracy. To dostarczyłoby im sposobu na utrzymywanie się dzięki innym,

niegodnym rolnika aktywnościom, bliższym przemysłu".

Oczywiście i niewątpliwie - ironizował hrabia - wszyscy chłopi na Podolu byliby szczęśliwi, gdyby

musieli płacić należność w monecie, „wyłącznie by wyzwolić się od pracy na rzecz swych panów i

zdobyć więcej czasu na lenistwo", ale taka postać organizacji pracy zrujnowałaby rolnictwo, pierwsze

źródło bogactw narodu i w końcu „doprowadziłaby do zepsucia obyczajów, do którego lenistwo

nieuchronnie prowadzi".

Nowosilcow musiał poczuć się podniesiony na duchu, ale nie skopiował hymnu na cześć pańszczyzny

do swej bardzo powściągliwej odpowiedzi dla Konstantego z lipca 183 O78.

Inni jeszcze lepiej pojęli, jak skutecznie opcja niewolnicza wybrana przez Polaków może się obrócić

przeciwko nim. Pamiętamy, że od roku 1810 Pankra-tiew, gubernator Kijowszczyzny, rozwijał

argumentację o chłopach pańszczyźnianych wydanych na łup niesprawiedliwościom lokalnych sądów

szlacheckich. Mimo kilku chłopskich rebelii, argument ten nie był dalej rozwijany, ale w roku 1827

Mikołaj I zażądał od wszystkich gubernatorów wojskowych raportów z powierzonych im inspekcji.

Kijowski gubernator wojskowy, generał lejtnant

78 lbid., fond 379, opis 3, dieło 887, f. 1-64, szczególnie list Nowosilcowa do Grocholskiego,

gubernatora cywilnego Podola, 27 stycznia 1830 r., f. 19-25 i odpowiedź tegoż, 17 lutego 1830 r., f.

23-30; raport Nowosilcowa do Wielkiego Księcia Konstantego, 10 lipca 1830 r., f. 58-64.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

209

/'.ehuchin nie szczędził starań. Jego raport do cara z 8 listopada przepełniał Unicw niezwiązany

jeszcze przecież z nadciągającą insurekcją79. Rewizor nie pozostał też wyrozumiały wobec carskiej

administracji. Wszędzie zastał tylko bezład i zaniedbania. Pozostawiając na stronie wyrzuty wobec

administracji miejskiej i gubernatora cywilnego Kowaliewa, którego od lutego 1828 roku zastąpił

Katierinicz, zatrzymamy się przede wszystkim nad dwoma wątkami tego raportu, najbardziej

interesującymi dla naszej problematyki, które zostaną wcielone w życie po roku 1831: wątkiem

reformy sądownictwa i rusyfikacji administracji.

Żełtuchin był przerażony tym, co zobaczył w sądzie głównym w Kijowie, w którym zalegały stosy

nieruszonych spraw, i do którego sądy powiatowe, uprzedzone o przybyciu gubernatora, przesłały w

panicznym pośpiechu powiatowe akta do zatwierdzenia. Rewizor znalazł tylko dwóch dobrych

isprawni-ków. w Humaniu i w Czerkasach, cała reszta była - jak twierdził - notorycznie

skorumpowana, o czym świadczyły niezliczone skargi, anonimowe lub podpisane, które zewsząd

otrzymywał. Najwięcej donosów dotyczyło zasiedatieli w sądach powiatowych, wybranych w znanych

już nam okolicznościach, których niekompetencje gubernator piętnował i którzy odsyłali wielokrotnie

te same sprawy, zabierali dokumenty do domu, nie sporządzali żadnych protokołów, 7. niczego

nikomu nie zdawali sprawy.

„Większość zasiedatieli - pisał gubernator wojskowy - zostało wybranych zgodnie z zaleceniami

bogatych ziemian, bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia i z tego względu nie tyle przykładają się

oni do działania i do wykonywania swych obowiązków, ile czuwają nad interesami ziemian,

prowadząc lub przerywając wedle ich woli dochodzenia, by uciskać chłopów i utrudniać działania

administracji".

Samowola panująca w sądownictwie powiatowym została zatem dostrzeżona na długo przed

pogłębionym dochodzeniem Bibikowa z roku 1838 i przedstawiona carowi. Żełtuchin oburzał się, że

próbowano wprowadzić porządek do dziennika rozpraw w lipcu i w sierpniu 1827 roku, kiedy

dowiedziano się o przyjeździe rewizora. W ciągu dwóch miesięcy otrzymał on ponad czterysta skarg i

rozmaitych próśb. Pamiętamy o skłonnościach delatorskich na Podolu. Według gubernatora,

należałoby wymienić co najmniej dwustu urzędujących, to znaczy prawie tylu, ilu zostało wybranych -

lecz kto miałby ich zastąpić? Rewizor wskazał jako zły przykład zasiedatiela z sądu ziemskiego w

Kijowie Wysze-trawkę, odpowiedzialnego za więzienie, który urządził celę we własnym domu, |->y

prowadzić w nim przesłuchania więźniów; isprawnika Dobrowolskiego z Kadomyśla, który wziął 2000

rubli łapówek od Żydów, nie licząc wójtów Ra-domyśla i Skwiry, którzy pobili i poranili swych

podwładnych.

'" Wid., fond 1409, opis 2, dielo 4997, f. l-14n, raport inspekcji generalnej kijowskiego gubernatora

wojskowego dla Mikołaja I, 8 listopada 1827. Ta inspekcja nie pozostawała bez związku z ogólnym

w/.mocnieniem sił policyjnych. Zob. Gr. A. N. Benkendorf o Rossiji w 1827-1830, raporty roczne dla Ul

sekcji korpusu żandarmerii, [w:] A. Siergiejew (red.), Krasnyj Archiw, 1929, t. 6 (37).

210

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Powróciwszy do zasadniczego powodu zaistniałej sytuacji, gubernator napisał osobno do ministra

spraw wewnętrznych (którym ponownie został Koczu-bej):

„Nie sposób oczekiwać od zasiedatieli w sądach powiatowych, by wykonywali starannie i bezstronnie

swoje obowiązki, dopóki na stanowiska te nie zostaną wyznaczeni funkcjonariusze wedle ich

zdolności i zalet, a pozostawać będą na nich osobnicy przez widzimisię ziemian na nie wyniesieni; z

tego też względu uważam za konieczne, dla dobra służby i mieszkańców, wprowadzenie na

Kijowszczyźnie zasad cesarskich wyznaczonych dla guberni polskich dotyczących nominacji połowy

wszystkich zasiedatieli przez państwo. Myślę, że skoro tego rodzaju zasady zostały uznane za

niezbędne w guberniach polskich [zauważmy to wyodrębnienie - D. B.], tym bardziej potrzebne są

one na Kijowszczyźnie, gdzie chłopstwo jest małoruskie (dziwne, że Żełtuchin był skłonny uznawać

chłopstwo podolskie i wołyńskie za narodowściowo odrębne!), gdzie ziemianie są polscy, gdzie te

dwie klasy od zawsze dzieli nienawiść wzmagana różnicami religii, przez drapieżną administrację w

majątkach puszczonych w dzierżawę, i gdzie wreszcie chłop zrujnowany nie może znaleźć obrony w

sądzie powiatowym całkowice od pańskiej woli zależnym".

Widać wyraźnie, że kierunek ataku przeprowadzonego w latach trzydziestych został jasno wytyczony.

Raport kijowskiego gubernatora wojskowego podnosił jeszcze jedną kwestię, rozpoczynając proces o

zasięgu jeszcze ważniejszym dla przyszłości prawobrzeżnej Ukrainy - problem językowy.

Najciekawsze, że zapoczątkował on namysł nad koniecznością rusyfikacji administracji opierając ten

imperatyw na... „Statucie litewskim". Warto tej sprawie poświęcić dwa dygresyjne paragrafy.

Wielokrotnie zauważaliśmy, że znajomość tego zbioru praw polepszyła się wśród carskich dygnitarzy

w ciągu trzydziestolecia po rozbiorach, co wydawało się naturalne, „Statut" bowiem z szesnastego

wieku tworzył bazę praw i sądownictwa utrzymanego w użyciu po aneksji polsko-litewskich prowincji,

które stały się guberniami Cesarstwa Rosyjskiego. Wiadomo dzisiaj doskonale - trzy wersje „Statutu"

z roku 1529, 1566 i 1588 stały się przedmiotem licznych badań naukowych - że oryginały tych

kodeksów zostały napisane w oficjalnym języku Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli po

starobiałorusińsku i rozpowszechnione w przekładach polskich i łacińskich80. Na Ukrainie, druga

wersja z roku 1566, znana pod nazwą „Statutu wołyńskiego", obowiązywała do początków

osiemnastego wieku. Znanych jest obecnie około dwudziestu kopii rękopiśmiennych po rusku (oprócz

czterdziestu po polsku i po łacinie), zawierających formy językowe bliższe ukraińskiego niż

białoruskiego. Tym językiem mówili posłowie szlacheccy z dawnych województw kijowskiego,

bracławskiego i wo-

80 Obszerna bibliografia podstawowa w artykule N. Jakowenko, Szliachecka prawoswidomisł..., s. 80-

105, a także w: J. Bardach, Statuty litewskie a prawo rzymskie..., s. 5-159, gdzie podane podstawowe

wydania statutów. Zob. także noty 22, 30 i 31, rozdz. I, a także artykuł W. Kulisiewicza, Trzeci Statut

litewski w dobie porozbiorowej, „Czasopismo prawno-historyczne" 1992 (Poznań 1993), t. 44, z. 1-2,

s. 73-89.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

211

łyńskiego, który jednocześnie był językiem instrukcji, które otrzymywali oni oil swych wyborców.

Patricia Kennedy Grimsted, która odkryła te instrukcje i aku rozproszone w wielu archiwach,

opublikowała w roku 2002 w Kijowie wydanie Ruskiej (wołyńskiej) metryki za lata 1569-1673.

Oczywiście ten język ruski nie był dawną formą języka rosyjskiego, lecz wypracowaną postacią mowy

ruskie1], którą posługiwała się wschodnia połowa Rzeczypospolitej. Kiedy w roku 169H Sejm zabronił

używania tego języka w aktach oficjalnych, polski i łacina poczyniły takie postępy, że tylko kopie

polskie, nieustannie przedrukowywane, „Statutu litewskiego" (w wersji z roku 1588) były używane na

wschodzie Rzeczypospolitej i prawie zapomniano o ruskim oryginale tego tekstu.

Dziwne, że po pierwszym rozbiorze Rosjanie, którzy przecież już przedtem znali „Statut" i sięgali do

niego w czasach Aleksego Michajłowicza, najwyraźniej zapomnieli o jego oryginale, a kiedy zajęcie

regionów Witebska i Mohylewa wymagało pewnej znajomości prawa obowiązującego potąd na

terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, dokonali tłumaczenia niedokładnego i pełnego błędów z

polskiej edycji z roku 174481. Dzięki pracom komisji kodyfikacji praw powołanej w początkach

panowania Aleksandra I82, w której działała sekcja porównująca prawo polsko-litewskie i rosyjskie,

kierowana przez dr Adama Po-wstańskiego oraz jego asystenta - niezmordowanego sekretarza

Czartoryskiego - Bazyla Anastasiewicza, „Statut litewski" został na nowo przełożony z polskiego na

rosyjski w całości i wydany w wersji dwujęzycznej polsko-rosyjskiej w roku 1811, w dwóch tomach. Za

podstawę przekładu przyjęto ostatnią polską edycję trzeciej wersji „Statutu" z roku 1786.

Anastasiewicz dostał za tę pracę gratyfikację od cara. Chociaż każdy artykuł opatrzono komentarzami

rosyjskimi i rosyjskim indeksem, całość, na skutek specyficznego słownictwa, była mało użyteczna w

lokalnych trybunałach. Dlatego też w guberniach „dawniej pol-skich"posługiwano się dwukrotnie

wydanym w latach 1808 i 1810 podręcznikiem Buczyńskiego, również członka Komisji, po rosyjsku83.

W roku 1816 Sa-

" Wydanie cytowane obszernie w: Sobranije malorossijskich praw 1807 g., Instutut Prawa Ukraiń-ikicj

Akademii Nauk, 1993. Wydawca K. A. Wisłobokow zasygnalizował, że 258 artykułów „Statutu

litewskiego" zostało powtórzonych spośród 488 zbioru przeznaczonego również dla Ukrainy

lewobrzeżnej.

"' A. J. Czartoryski brał oczywiście ważny udział w powołaniu owej komisji, do udziału w pracach klńrrj

poszukiwał specjalistów od września 1801 r. Jego ojciec pisał do niego z Puław 16 października I HO I

r., po francusku: „Mówiłeś mi w jednym z poprzednich listów o projekcie, według którego można l>>

wypracować Kodeks Cywilny dla prowincji dawniej polskich i zabranych obecnie przez imperium...".

K«i.)/c Adam Kazimierz, były starosta generalny ziem podolskich, znajdował się w dobrej pozycji do

iiłl/irlunia rad swemu synowi, przebywającemu w Petersburgu, ale osoba, którą polecał najgoręcej,

Sliiiyimwski, zostawszy rektorem Uniwersytetu Wileńskiego, nie mógł się tym zająć. Książę pisał: „Co

iiinjr nic zdarzyć najfortunniejszego prowincjom pod panowaniem cesarskim Rosji, to wola

panującego iMibiiu wszystkim prowincjom przyłączonym, przez które rozumiem całą Litwę z

Mińskiem, Wołyń, 1'i'ilulr i Ukrainę [Ukraina oznaczała w tym wypadku Kijowszczyznę - D. B.], praw

Statutu Litewskiego * mlnici, oczyszczonych z nowych przydatków wprowadzonych oraz z przepisów,

które w niepamięć |>nłiii* wypada z powodu złagodzenia obyczajów...; Biblioteka Czartoryskich,

Kraków, nr 6285, s. 145-

147.

" Rucinoj shwar, iii kratkoje sodierżanije polskich i litowskich zakonów. Ten wyciąg, bardzo prakty- (Ilu

upor/.ądzama protokołów z procesów dla Petersburga, został również przetłumaczony na polski.

212

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

muel Bogumił Linde wręczył osobiście Aleksandrowi I wielkie studium o „Statucie litewskim" wydane

w Warszawie. Najważniejszym ośrodkiem, w którym „Statut litewski" - pomnik prawa europejskiego

był najgruntowniej studiowany, stał się Uniwersytet Wileński: nakładem oficyny uniwersyteckiej w

roku 1819 ukazało się kolejne wydanie „Statutu", tylko po polsku. To pobudziło w roku 1821

Łopuchina, przewodniczącego Rady Stanu, do wznowienia prac kodyfikacji praw Cesarstwa, w

uśpieniu od czasu niełaski Sperańskiego w roku 1812. Łopuchin nawiązał z Lindem korespondencję,

który z kolei utrzymywał ścisłe kontakty z Anastasiewiczem ciągle przebywającym w Petersburgu i

wszyscy współpracowali z profesorami prawa z Uniwersytetu Wileńskiego porównującymi kopie

„Statutu". W maju 1822 roku powstała w Wilnie komisja do opracowania nowej edycji trójjęzycznej

pod przewodnictwem Jana Znoski, z Kontry-mem jako sekretarzem, w składzie: Lelewel, Daniłowicz i

Łobojko. Komisja już prawie kończyła swe prace, z błogosławieństwem Rumiancewa, kiedy jej

działalność została wstrzymana na skutek procesu filomatów, filaretów i młodzieży szkolnej

wileńskiej z roku 1824. Centrum przygotowań przeniesiono z Wilna do Petersburga, gdzie w roku

1828, w osobistej kancelarii cara (Druga Sekcja) Sperański, powróciwszy do łask, rozpoczął

wydawanie słynnego Kompletnego Zbioru Praw Cesarstwa Rosyjskiego (PSZ) oraz gdzie Franciszek

Małewski, syn byłego rektora Uniwersytetu Wileńskiego, ściągnął najlepszego ówcześnie znawcę

„Statutu" Ignacego Daniłowicza, który wcześniej publikował wiele w Niemczech. To był początek roku

1830. Daniłowicz dysponował tylko okresem dziesięcioletnim do dalszej pracy, zanim Mikołaj I nie

rozkazał wymazania wszelkich odniesień do tego kodeksu praw.

Powyższe wyjaśnienia służyły jedynie pokazaniu, że żadne wydanie w oryginalnym języku ruskim nie

ukazało się do chwili, kiedy kijowski gubernator odwołał się w listopadzie 1827 roku do „Statutu

litewskiego", by „uzasadnić" swój projekt rusyfikacji. Czy jednak można było nie wiedzieć, że „Statut"

nie został napisany po rosyjsku? Być może, wziąwszy pod uwagę rozziew czasowy pomiędzy

badaniami naukowymi i codzienną o nich wiedzą. Być może również istnienie pierwszych przekładów

rosyjskich zmąciło perspektywę oglądu gubernatora. Wydaje się jednak, że Żełtuchin znakomicie

potrafił manipulować filologią i przechwycić spuściznę kulturową tego kraju.

Rewizor ubolewał, że praktycznie wszędzie w administracji i w sądownictwie używano języka

polskiego, nawet w powiatach kijowskim i wasylkowskim, chociaż ukaz z 14 grudnia 1797 roku

nakazywał używanie rosyjskiego: „skąd biorą się - pisał gubernator - największe trudności

mieszkańców, w większości Mało-rusinów". Dla Rosjanina nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że

ukraiński jest bliższy rosyjskiego niż polskiego. Pisał on dalej, że kłopoty tego rodzaju wystę-

Słownik był zbudowany tematycznie, w porządku alfabetycznym łacińskim, co czyniło go mniej

operacyjnym dla Rosjan. Został wydany anonimowo w roku 1783 przez Grolla. Informacje wg

znakomitej rozprawy R. W. Wołoszyńskiego, Polsko-rosyjskie związki w naukach społecznych 1801-

1830, Warszawa 1974; o znajomości „Statutu litewskiego" przez Rosjan: s. 417^25.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

21?

powały nie tylko w wymienionych powiatach, lecz także dotyczyły powiatów: czerkaskiego,

czyhyryńskiego i zwinogrodzkiego, gdzie poza Polakami, mieszkają Małorusini i Rosjanie. W rejestrach

język rosyjski ciągle miesza sie z polskim. Urzędnicy znają rosyjski bardzo słabo lub nie znają go wcale.

W Bogusławiu jeden sędzia mówi po rosyjsku, drugi - po rosyjsku. W ogóle się nie rozumieją.

W tym momencie gubernator wyciągnął argument „historyczny" wprost ze „Statutu litewskiego":

„Wedle polskich praw pozostawionych w tym regionie zgodnie z wolą cesarza, w rozdziale IV,

artykule 37, w paragrafie 1 »Statutu litewskiego" napisano: »Sędzia i sekretarz muszą znać język

ruski« i w drugim paragrafie pierwszego punktu tego samego rozdziału: »Se-kretarz powiatowy musi

pisać wszystkie dokumenty, wyciągi i wezwania po rusku w wyrażeniach i w ruskim alfabecie a nie w

jakimś innym języku, albo w innej gwarze«".

Świadomie lub nie, Żełtuchin przekonał cara i Radę Ministrów, na której jego raport był czytany i

dyskutowany, o konieczności podjęcia działań na podstawie fałszywej lektury „Statutu". Oryginał

mówił o konieczności utrzymania w wieku szesnastym, wobec bardzo niepokojącej ekspansji

polszczyzny, języka rusińskiego lub ruskiego. Podobieństwo fonetyczne pomiędzy „ruski" i „russkij"

było łatwe do przechwycenia i manipulacji w celu fałszywego imputowania, że od szesnastego wieku

juryści z Wielkiego Księstwa Litewskiego troszczyli się o narzucenie rosyjskiego - języka Moskali.

Gubernator, posłużywszy się fałszem lingwistycznym, dorzucił do niego fałsz historyczny, próbując

wykręcić zgrabny paradoks:

„Przeto kiedy Rosjanie te ziemie zamieszkujący [czyli Ukraińcy - D. B.] zależeli od Polski, rozprawy były

prowadzone w ich mowie [gubernator udawał że nie wie lub nie wiedział, że ruski został wykluczony

przez Polaków z użycia na sejmikach od roku 1698], a teraz, kiedy podlegają Rosji, to rozprawy toczą

się po polsku".

Na mocy swego paralogicznego rozumowania, gubernator pytał, czy polski nie mógłby zostać

wyeliminowany wszędzie, a przede wszystkim z sądów z powiatów: czerkaskiego, czyhyryńskiego i

zwinogrodzkiego. Ponadto wszelka korespondencja z władzami cywilnymi w innych powiatach

powinna odbywać się obligatoryjnie po rosyjsku, a z sądami - po rosyjsku winna zostać zalecana.

Należałoby ponadto zobowiązać szlachtę do wybierania osób znających język rosyjski i skłaniać ją do

języka tego używania, co mogłoby stać się warunkiem bycia wybranym. W powiatach kijowskim i

wasylkowskim, na mocy ukazu z 14 grudnia 1797 roku, już nakazano używanie wszędzie rosyjskiego

przy spisywaniu inwentarzy i rejestrów, których wzorce zostały dostarczone przez gubiern-skoje

prawlienije, i które powinny być używane regularnie.

Raport powracał na końcu do niedostatków w życiu publicznym, nad którym nadzór sprawowały

zgromadzenia szlacheckie, a które - zgodnie z prawem rosyjskim - winny przeznaczać osobne sumy na

utrzymywanie w prowincji lub na opiekę w majątkach nad wdowami i sierotami. Dworianskie opieki

powinny składać sprawozdania rządowi na podstawie starannie prowadzonych ksiąg. To

214

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

wszystko nie było dotąd sprawdzane, ponieważ marszałkowie dobrze się układali, by najczęściej

wybierać kuzynów lub członków swoich stronnictw. Gubernator wskazał, dla przykładu, na gęsty

mrok spowijający kwestię opieki w majątku generała Józefowicza w powiecie czerkaskim. W celu

ukrócenia autonomii szlacheckiej, gubernator wnosił o zamrożenie ukazu z 28 lutego 1817 roku

pozwalającego powiatowym marszałkom szlachty na posługiwnie się sekretarzami pochodzącymi z

wyboru, zamiast wyznaczonych protokolistów - jak na pozostałym obszarze Cesarstwa - z urzędu

przez ministra sprawiedliwości. Gubernator nie zastanawiał się jednak, skąd ich wziąć.

Dołgorukow, minister sprawiedliwości, informował 22 listopada 1827 roku Murawiewa, że do tej

ostatniej sugestii się nie przychylił, ale jeśli chodzi o resztę, to prosił już Senat o nakazanie użycia

języka rosyskiego w wymienionych regionach: zgodnie ze „Statutem litewskim". W tym momencie

przekłamanie lingwistyczne stało się całkowite, ponieważ minister użył sformułowania: upo-

trieblienije rossijskogo jazyka. 27 listopada minister policji ogłosił, że przedłoży ze swej strony Radzie

Stanu projekt nominacji połowy zasiedatieli w guberni kijowskiej84.

Raport Żełtuchina odegrał w ten sposób istotną rolę w przygotowywaniu znacznie bardziej srogich

działań, które zostaną podjęte po powstaniu listopadowym. Ale nawet wtedy całkowita likwidacja

polskiego prawa mogła przebiegać tylko etapami; jednak w trzydzieści pięć lat po rozbiorach, zasadę

generalną takiej likwidacji określał drukowany ukaz Mikołaja I z 27 sierpnia 1828 roku. Z okazji decyzji

o ukaraniu protektorów zbiegłych chłopów pańszczyźnianych -przypadek nieprzewidziany w „Statucie

litewskim" - Dołgorukow przedstawił raport rewizora kijowskiego na posiedzeniu Rady Ministrów, a

ministrowie, z błogosławieństwem cara, poprosili nawet Senat o wyjście poza propozycję Żełtuchina.

Od 11 lipca 1828 roku Mikołaj I zamierzał nie tylko wprowadzić wszystkie prawa rosyjskie do guberni

kijowskiej, lecz także we wszystkich guberniach, w których „Statut litewski" pozostawał w mocy85. W

następnym rozdziale zobaczymy, że decyzję o rusyfikacji szkół na Kijowszczyźnie również uzyskał od

cara gubernator wojskowy na dwa tygodnie przed wybuchem powstania 1830 roku.

W konkluzji dotyczącej trzydziestu pięciu lat polskiego życia szlacheckiego, którego archaiczny urok

tak wybornie przedstawia Pan Tadeusz i tak ciepło choć i karykaturalnie prezentują Pamiątki Soplicy,

możemy potwierdzić, że ży-

84 RGIA, fond 1409, opis 2, dieło 4997, f. 14-16; list ministra sprawiedliwości do przewodniczącego

Rady Stanu, 22 listopad 1827 r. i ministra policji; ibid., 27 listopada 1827 r.

85 21 października 1829 r. Senat próbował jeszcze bezskutecznie zastąpić rejentów i pisarzy

wybranych przez zgromadzenia szlacheckie przez osoby nominowane. Reorganizacja a la russe

rozpoczęła sie dopiero w roku 1832. Etapy tego procesu zawiera potężny zbiór dokumentów RGIA,

fond 1341, opis 33, dieło 881: Ob obrazowani! prisutstwiennych miest w wozwraszczennych ot

Polszy guberniach, f. 481-508. Opinie gubernialnych marszałków szlachty, gubernatorów i sądów w

sprawie funkcji wybieralnych w powiatach znajdują się w drukowanej broszurze z roku 1826, f. 481-

508; ukaz drukowany o rozciągnięciu praw rosyjskich z 27 sierpnia 1828 r. (potwierdzony przez

Mikołaja I, 11 lipca 1828 r.), f. 156.

Polskie ziemiaństwo pod okiem Petersburga

215

wot sielsko-anielski wiodło pozornie na Ukrainie w latach 1795-1830 ponad dziesięć tysięcy ziemian.

Nasze studium pozwala na znaczne zrelatywizowanie opinii o ziemiańskiej izolacji, niemalże

wyspiarskiej. Ujawnia wolę carskiej władzy - z pewnością niezbyt konsekwentną i biurokratycznie

obciążoną, ale jednocześnie stałą i upartą - do otoczenia, ściśnięcia i zmniejszania liczby

nieposłusznych ziemian. Jasne, że przed 1830 rokiem przede wszystkim warstwa bardzo nieliczna -

kilkaset osób — uczestnicząca w zgromadzeniach szlacheckich, w jedynej możliwej formie życia

publicznego, wybierana na stanowiska w sądownictwie, stała się przedmiotem uważnego nadzoru ze

strony Petersburga. Sądzimy, że śledząc z bliska sposoby i skutki tego nadzoru, udało nam się

pokazać, jak w ciągu trzech dziesięcioleci gwarny polski sejmik szlachecki zamienił się w try-bik

rosyjskiej machiny. Porównanie nastawienia Rosjan wobec Polaków z lat 1827-1830 z nastawieniem

po roku 1832 pozwoli stwierdzić, że powstanie listopadowe stało się czynnikiem pogarszającym

sytuację, ale niedeterminującym -wyrok na szlachtę już został wydany.

Rozdział czwarty

Klejnot albo/i wykształcenie

Polską szlachtę bez ziemi, o której była mowa w rozdziale II, Petersburg postrzegał jako byt

pozbawiony formy, wymagający dopiero ukszałtowania. Szlachtę ziemiańską, o której była mowa w

rodziale III, z pewnością uznawał i rozpoznawał nieco lepiej, ale - jak widzieliśmy - szlachta owa

posiadała ograniczone możliwości podejmowania inicjatywy. Jeśli nawet uwzględnimy kilka

wypadków „dialogu" caratu z wołyńskim zgromadzeniem szlacheckim i rolę odegraną przez kilku

nielicznych polskich gubernatorów, to jednak trzeba przyznać, że w zasadzie szlachta na Ukrainie była

w latach 1793-1830 przedmiotem manipulacji caratu, a nie aktywnym podmiotem politycznym w

imperium.

Zamiłowanie do Oświecenia ujawnione w początkach panowania Aleksandra I i przede wszystkim

sposób interpretacji idei oświeceniowych oraz próby wcielania ich w życie w „guberniach dawniej

polskich", wymaga przemyślenia. Pomimo skrajnej sztywności stanów rosyjskich (soslowii), wśród

hierarchii elit społecznych pojawił się, być może, pewien przełom: względne uznanie kompetencji

wiedzy, który jeśli nie objął klas opodatkowanych, czego życzył sobie Piotr Wielki, stwarzając „Tabelę

rang", to przynajmniej spowodował rodzaj ag-giornamento: zaczęto bardziej cenić szlachcica

wykształconego niż ignoranta.

Tego rodzaju idea, budząca grozę pośród szlachty rosyjskiej, którą Sperański próbował

urzeczywistniać od 6 sierpnia 1809 roku, nie była skutkiem jego osobistych upodobań, lecz logiczną

konsekwencją oświeconych zasad, o których zredagowanie Czartoryski prosił Stroynowskiego, i które

przedłożył Tajnemu Komitetowi w Petersburgu 4 października 1802 roku pod tytułem „Zasady

edukacji w Cesarstwie Rosyjskim". Znalazło się w nich bardzo wiele idei polskiego Oświecenia

wyrażanych od 1773 roku w pracach polskiej Komisji Edukacji Narodowej1. Jeszcze bardziej ujawniło

się to w Tymczasowym Regulaminie Oświecenia Publicznego, który car zatwierdził 24 stycznia 1803

roku, stwarzając osobne ministerstwo oraz dzieląc imperium na sześć ogromnych okręgów szkolnych,

spośród których okręg wileński powierzył kuratorowi - księciu Adamowi Jerzemu Czartoryskiemu. Ten

okręg szkolny obejmował dokładnie obszar wszystkich „byłych prowincji polskich", łącznie z ziemiami

zabranymi przez Ro-

1 S. T r u c h i m, Współpraca polsko-rosyjska nad organizacją szkolnictwa rosyjskiego w początkach

XIX w., Łódź 1960. Studium dowodzi, że we wszystkich tekstach fundacyjnych rosyjskiego systemu

•tkolncgo i uniwersyteckiego w latach 1802-1804 znajduje się bardzo wiele polskich zapożyczeń.

218

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Klejnot albo/i wykształcenie

219

sję podczas pierwszego rozbioru na Białej Rusi. Ukraina prawobrzeżna tworzyła południowy region

tego okręgu szkolnego. Artykuły: 24 i 26 Regulaminu przewidywały już, że „w żadnej guberni, w pięć

lat po zorganizowaniu okręgów [...] nikt do administracji przyjęty nie zostanie, na stanowiska

wymagające wiedzy prawnej albo innej, jeśli studiów nie ukończy w szkole publicznej lub

prywatnej"2. Statut uniwersytetów ratyfikowano w maju 1803 roku, logiczne więc, że pięć lat później

zajmowano się poziomem wykształcenia urzędników. Zasada zakładania uniwersytetów

zwieńczających sieć państwowego szkolnictwa zapowiadała więc nadejście wielkich zmian. Zanim

zobaczymy, czy te dyspozycje zmodyfikowały dogłębnie struktury społeczne, które przemodelować

powinny, należy sprawdzić, w jaki sposób idee Oświecenia były interpretowane, a w jaki sposób

deformowane na interesującym nas obszarze.

Naród szlachecki, tożsamość polska, poddaństwo rosyjskie

Hrabia Tadeusz Czacki do swej śmierci w lutym 1813 roku był spiritus mo-vens, osobistością

najważniejszą w kwestiach edukacyjnych na Wołyniu, na Podolu i na Kijowszczyźnie. Wspominaliśmy

o jego działalności w Petersburgu, w Komisji Żydowskiej, zamienionej w Komisję Szlachecką lub na

Wołyniu w charakterze głównego działacza zgromadzenia szlacheckiego. Książę Adam Czartoryski

prosił, by po powstaniu okręgu wileńskiego, Czacki został jego wizytatorem. Hrabia przyjął to

stanowisko jako rodzaj mecenatu i apostolatu polskości na Ukrainie, co przekraczało zakres jego

obowiązków służbowych, ale odpowiadało przekonaniom i jego wielkopańskiemu stylowi życia3.

Główny cel działalności Czackiego polegał na zapobieganiu rusyfikacji i ocaleniu polskości, mocno na

Ukrainie wszak zakorzenionej. Współczesny Polak musi zapewne oddać hołd działalności Tadeusza

Czackiego, ale niekoniecznie w stylu Ryszarda Przybylskiego, którego hurrapatriotyczne peany (zob.

Krzemieniec, opowieść

0 rozsądku zwyciężonych, Warszawa 2003) często mijają się z prawdą i nie uwzględniają naszych

ustaleń zawartych w pracy wydanej po francusku w roku 1977, a po polsku w roku 1991.

Tadeusz Czacki był przedstawicielem jednego z rodów o starych tradycjach

1 wielkiej kulturze, którą w dużym stopniu ukształtowali encyklopedyści. Na dworze zmarłego króla

Rzeczypospolitej stykał się około roku 1784 z Albertan-dim i Naruszewiczem. W tym samym roku

szukał rud wzdłuż Dniestru jako członek Komisji Mineralogicznej. Zajmował się statystyką, pisał - jak

pamiętamy - rozprawy o Żydach i o prawie litewskim. Kolekcjoner starych książek, cie-

2 Ibid., s. 129-133.

3 Czacki miał właściwie wolną rękę do końca sprawowania funkcji ministra przez P. W. Zawado-

wskiego, czyli do kwietnia 1810 r. Zawadowski, Kozak z pochodzenia, urodzony w roku 1738,

wychowany w tradycjach łacińskich przez jezuitów w Orszy, następnie w duchu prawosławia w

duchownej akademii kijowskiej, mówił i pisał po polsku.

kawy wszystkiego, został wybrany w roku 1801 członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk,

tolerowanego przez Berlin w Warszawie, ale nade wszystko poświęcił się z nieporównywalnym

zapałem życiu intelektualnemu Polaków na Ukrainie, któremu od czasu założenia Uniwersytetu

Wileńskiego poświęcił się całkowicie. W zasadzie podlegał on wyłącznie rektorowi uniwersytetu -

najpierw Stroynowskiemu, a od roku 1807 Śniadeckiemu, ale pozostawał z wybitnym astronomem w

stałym konflikcie. Ten polski hrabia z Wołynia, gdzie znajdował się jego rodzinny majątek Poryck,

któremu nigdy nie podobała się za bardzo władza królewska, źle znosił władzę cara (władza cesarza

Francuzów wyraziła się raczej niedotrzymywanymi obietnicami), uważał więc, że nie musi się

nadmiernie liczyć z uczonym pedantem, rektorem odległego uniwersytetu na Litwie, jakże odległej, i

przez Czackiego nieco lekceważonej. Czackiego stale inspirował Kołłątaj: radził się go we wszystkim

(Austriacy wypuścili wtedy Kołłątaja ze Spielbergu). Ich korespondencja dotycząca polityki kulturalnej

i szkolnictwa liczy cztery tomy. Tadeusz Czacki uznawał w praktyce tylko jednego zwierzchnika:

księcia kuratora Czartoryskiego, który czasami bardzo delikatnie karcił hrabiego w listach za jego

nieco sarmacką z ducha krnąbrność.

Czacki podziwiał hojność księcia Demidowa, który przeznaczył ogromne sumy na rzecz uniwersytetu

w Moskwie i postanowił odegrać analogiczną rolę na Ukrainie z polską werwą i w stylu „zastaw się, a

postaw się". Czartoryski prosił polskich biskupów, by wspomagali Czackiego i w roku 1805 „Dziennik

Wileński"

opublikował, przy biciu w dzwony, bardzo dokładne sprawozdanie na podstawie przeprowadzonego

rok wcześniej rozpoznania o polskich szkołach na Ukrainie, które przetrwały rozbiory4. Czacki prosił

osobiście wszystkich marszałków szlachty w trzech guberniach, by pozostawali do jego dyspozycji. Z

apeli Czackiego w duchu wojującego Oświecenia, które brzmiały niewątpliwe nieco uzurpatorsko5,

przebijała wizja edukacji narodowej, w której idea narodu, jak w dawnej Rzeczypospolitej, wyrażała

jedynie ambicje szlacheckie, a nie aspiracje ogółu ludności, co można było wnioskować z zasad

przedłożonych w Petersburgu i prób urzeczywistniania takiego właśnie ideału (niestety przerwanych)

na Uniwersytecie Wileńskim. Ten ideał na pozostałych obszarach Cesarstwa Rosyjskiego też nie został

wcielony w życie, ale w „guberniach polskich" silna przewaga liczebna szlachty - niewątpliwej lub

wątpliwej - powodowała, że kontyngent szlacheckich uczniów był zawsze znacznie większy niż w Rosji

właściwej i to oni zajmowali przeważającą liczbę, a właściwie całość, miejsc w szko-l.icli. Odpowiadało

to najzupełniej życzeniom hrabiego Tadeusza Czackiego, który nie ustawał w pracach organizacyjnych

w swoich trzech guberniach, nie przejmując się nadmiernie ani Petersburgiem, ani Wilnem, ale też

dbał, by jego

' „Dziennik Wileński" w zbiorach Biblioteki Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie, fond 9 seria 1048.

' Listy pisane do biskupów (rzymskich i unickich) w Łucku, Kamieńcu i do prowincjała bazylianów M

tierpnia 1803 r. w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie, nr 3446, a listy pisane do marszałków szlach-

ly: 15 sierpnia 1803 r.: Biblioteka Narodowa w Warszawie, III, 3296.

220

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

działania wspierały wielkie rody: Mniszchowie, Radziwiłłowie, Platerowie, Oli-zarowie. Zakres władzy,

którą dysponował Czacki, pozwalał na wyzwolenie jedynej ich aktywności społecznej, poza

niezmierzonym zasięgiem władzy gospodarczej, którą dysponowali.

Główny pomysł Tadeusza Czackiego polegał na ignorowaniu dość skromnego budżetu

przeznaczonego przez carskie ministerstwo na potrzeby szkolnictwa średniego szczebla (czteroletnie

szkoły powiatowe lub sześcioletnie gimnazja, których zarządzanie pozostawało w rękach nauczycieli) i

na dowiedzeniu, że dzięki hojności wielkich polskich właścicieli ziemskich można zdziałać wiele

więcej. Czacki doszedł do przekonania, że z tego względu powinien mieć wgląd w program i w

metodykę nauczania. Uważał, że rozwiązanie idealne polegałoby na masowym mecenacie

ziemiaństwa, które godziłoby się na dopuszczenie do szkół uczniów wywodzących się z ubogiej

szlachty i jednocześnie pozostawał źle ustosunkowany do nominacji wykładowców oraz do

wyznaczania jednolitego programu nauczania przez Wilno.

Na prawobrzeżnej Ukrainie w roku 1803 pozostało pięć polskich szkół średnich, dawniej jezuickich i

od roku 1773 podlegających Uniwersytetowi Krakowskiemu. Na Wołyniu mieściły się one w

Żytomierzu, Łucku i Krzemieńcu; na Podolu: w Winnicy i w Kamieńcu. Te szkoły powinny zostać

akademickie, to znaczy podlegać świeckiemu zarządzaniu przez Wilno. Szkoły wyznaniowe były

liczniejsze - one również były zobowiązane do przestrzegania wileńskiego programu nauczania. Na

Wołyniu znajdowała się jedyna szkoła protestancka w Słucku, pijarzy prowadzili dwie w Międzyrzeczu

i Dąbrowicy, karmelici -jedną w Ołyce. Szkół bazyliańskich było sporo - zakon unicki rozwijał się na

tych terenach intensywnie w siedemnastym i w osiemnastym wieku - w Owru-czu, Włodzimierzu i

Lubarze na Wołyniu: w Barze na Podolu; w Kaniowie i w Humaniu na Kijowszczyźnie. Ten potencjał,

mimo wysiłków Czackiego, powiększył się niewiele. Za jego życia jedynie karmelici otworzyli w roku

1811 nową szkołę w Berdyczowie na Wołyniu, a nieliczni darczyńcy pojawili się dopiero po jego

śmierci: Zofia Potocka, wdowa po Szczęsnym, wznowiła w roku 1815 starą fundację rodzinną w

Niemirowie na Podolu. Książę kurator Czarto-ryski otworzył w roku 1819 dwie szkoły w swych

majątkach: w Międzybożu na Podolu i w Klewaniu na Wołyniu. Sapiehowie, jako ostatni, otworzyli w

roku 1822 szkołę w Teofilpolu, na południu Wołynia6.

Tych siedemnaście lub osiemnaście (w zależności od okresu) szkół na Ukrainie stanowiło jedną trzecią

potencjału okręgu wileńskiego, ale od początku Tadeusz Czacki organizował szkolnictwo na Ukrainie

w sposób nieodpowiadający woli Wilna, które przewidywało duże gimnazja w stolicach guberialnych

w Żytomierzu, w Kamieńcu i w Kijowie oraz skromniejsze szkoły w miastach powiatowych. Liczne

powiaty pozostały nadal bez szkół, ale przede wszystkim wizyta-

6 D. B e a u v o i s, Lumieres et societe en Europę de l'Est..., t. 2, mapy, s. 557bis i 689, tabela, s. 689

lub i d e m, Szkolnictwo polskie na ziemiach litewsko-ruskich 1803-183Z, t. 2, Rzym-Lublin 1991, s. 92

i 258. Tabela dotycząca wczesnej sytuacji edukacyjnej (1789) w: Kijewskaja starina, t. 23, 1888, s. 101.

Klejnot albo/i wykształcenie

221

tor narzucił hierarchię placówek odzwierciedlającą preferencje narodowe, społeczne i ideologiczne,

bez wątpienia unikalne w Cesarstwie Rosyjskim. W Kijowie brakowało gimnazjum do roku 1810 z

powodów, które poznamy później, w Kamieńcu - nie powstało nigdy; gimnazjum na Podolu założono

pod przymusem dopiero w roku 1814 w zapadłej Winnicy. Te niezgodności wobec ustaleń kuratora

wynikały z osobistej polityki hrabiego Czackiego, który wolał ściągać wszelkie środki finansowe, a

nawet konfiskować przybory i wyposażenie, jak na przykład biblioteki z małych szkół zakonnych i

przede wszystko organizować wśród obywatelstwa potężne kwesty dla popierania w sposób

niezależny jedynego gimnazjum wołyńskiego, które postanowił założyć nie w mieście powiatowym,

lecz w pobliżu swej własnej rezydencji, w klasztorze pojezuickim w Krzemieńcu, niedaleko granicy z

Austrią, licząc na przyciągnięcie również -jak powiadał - uczniów z Tarnopola i z całej Galicji7.

Decyzja Czackiego o utworzeniu gimnazjum w małym miasteczku zdecydowanie wysuniętym na

zachód posiadała głęboki sens polityczny. Chodziło o stworzenie twierdzy kultury polskiej, centrum

jedynego i wyjątkowego dla całej polskiej Ukrainy. Taką twierdzą Krzemieniec stał się rzeczywiście i

nią pozostał do roku 1831. Kołłątaj przypominał zresztą z naciskiem, że Ugoda Hadzia-cka z roku

1658, podpisana z efemerycznym hetmanem Wyhowskim, przewidywała utworzenie

Rzeczypospolitej Trzech Narodów, czyli wyodrębnienia Ukrainy jako osobnej całości, różnej od

Korony i Litwy oraz stworzenie odrębnej akademii. Ta stara idea autonomii regionalnej - w której nie

było już oczywiście mowy o substancji ruskiej — tłumaczy wszelkie działania secesjonistyczne

wizytatora, które zresztą szybciej zostały postrzeżone przez Wilno niż przez Petersburg.

Czartoryski na próżno starał się przekonać Czackiego, by trzymał się budżetu ministerialnego, że

lekcje astronomii do gimnazjum nie pasują, że kształcenie guwernantek lub położnych jest

pożyteczne, ale nie w ramach programów dla s/.kół tego typu, podobne zresztą jak cyrulików-

chirurgów, których kształcenie zarezerwowane jest dla istniejących uniwersytetów. Czacki ledwo

ukrywał, że jego polityka faktów dokonanych zmierzała do utworzenia w niezbyt odległej przyszłości -

właśnie uniwersytetu. To szybko popsuło stosunki z Wilnem, a dwaj pierwsi rektorzy coraz trudniej

znosili dziwactwa i uzurpacje wizytatora8. Jednak hrabia nadal budował swą twierdzę. Pod koniec

1803 roku, spadkobiercy Stanisława Augusta Poniatowskiego sprzedawali bibliotekę królewską

pozostawioną na Zamku (15 680 tomów) oraz królewski gabinet historii naturalnej z kolekcją medali.

Czacki kupił wszystko i przekazał w roku 1810, w orygi-

' 7. tego powodu szlachta na Podolu nie była zadowolona. Adam Czartoryski musiał tłumaczyć przed

marszałkiem Peszyńskim, ale go nie przekonał; 11 października 1803 r., BN, Polska, II,

" Nieporozumienia są widoczne w korespondencji księcia kuratora z rektorami i z samym Czackim

(«ol>. pr/.yp. porzedni) oraz w licznych listach Czackiego i Kołłątaja. Patrz Hugona Kollątaja korespon-

tUncjti listowna z Tadeuszem Czackim, Kraków 1844, na przykład: 8 stycznia i 19 lutego 1804 r., t. 2, l,

21K; uwagi Uniwersytetu Wileńskiego i odpowiedzi hrabiego, t. 3, s. 1—47.

222

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

nalnych witrynach mahoniowych z królewskim monogramem, profesorom i uczniom starszych klas

gimnazjum krzemienieckiego. Młody Joachim Lelewel korzystał z tych kolekcji jako jeden z

pierwszych. Owe kolekcje bogaciły się dzięki darowiznom i zakupom, a potem zostały zrabowane

przez Mikołaja I i przeniesione do utworzonego w roku 1834 Uniwersytetu w Kijowie.

O wyjątkowości gimnazjum krzemienieckiego świadczyły również znajdujące się w nim dzieła sztuki:

w galerii szkolnej można było podziwiać płótna Rafaela, Rubensa lub Guido Reniego ofiarowane przez

ziemianina Drzewickiego, dawnego oficera napoleońskiego, który przywiózł te dzieła sztuki z Włoch

lub kolekcję grawiur ofiarowanych przez Stanisława Kostkę Potockiego. Gimnazjum chronione przez

arystokrację, kolebka szlacheckiej elity, nie mogło nie mieć ogrodów. Sapieha ofiarował teren i

założył ogród botaniczny, który służyć miał studentom agronomii. To wszystko powędrowało do

Kijowa w roku 1834.

Jeśli dodamy do tego kolekcję minerałów, gabinet chemiczny, fizyczny i zoologiczny z okazami i

wszelkimi dostępnymi w owych czasach przyrządami do wykonywania doświadczeń, łatwo sobie

wyobrazić jak wielkie wrażenie wywierało gimnazjum krzemienieckie w całym regionie. Być może na

to wszystko przymknięto by jeszcze oko, gdyby Czacki nie wprowadzał w Krzemieńcu programu

zupełnie nietypowego, znajdującego się na przeciwnym biegunie niż programy w pozostałych

placówkach oświatowych znajdujących się w okręgu wileńskim. W celu zaspokojenia upodobań

ziemiańskich i jednocześnie zjednania dalszych faworów, w programie znalazło się dużo miejsca na

kursy tańca, jazdy konnej, fechtunku, ale przede wszystkim nauczanie trwało lat dziesięć, a cztery

pierwsze lata poświęcone były prawie całkowicie nauce języków obcych. Ten system naśladował

edukację domową w pałacach, w których młodzi ludzie wychowywani byli na Europejczyków, to

znaczy uczyli się francuskiego, niemieckiego, łaciny i włoskiego. Stroynowski i Śniadecki daremnie

protestowali, że tego typu edukacja produkuje kosmopolityczne marionetki; Czacki nadużył dobrej

woli starego Zawadowskiego w Petersburgu, a 29 lipca 1805 roku Aleksander I parafował status

specjalny gimnazjum krzemienieckiego. Czacki sam zdumiał się własną zuchwałością i chwalił się

sukcesem w liście do Kołłątaja9. Być może Czacki niepotrzebnie tak głośno triumfował, ponieważ

niepodważalny sukces gimnazjum krzemienieckiego, metody hrabiego i jego pronapoleońskie

sympatie, wywołały podejrzenia kijowskiego gubernatora wojskowego, którym w latach 1806-1809

nie był nikt inny, tylko generał Kutuzow, pokutujący za dotkliwą klęskę pod Austerlitz. Z Kijowa został

wysłany na analogiczne stanowisko do Wilna, a jego karierę od roku 1812 - znamy.

Prawdę powiedziawszy, Rosjanie mieli wiele powodów, by spoglądać złym okiem na gorliwość

wizytatora, który przywracał Polakom - co prawda tylko lokalnie - ich kulturową godność, podczas

gdy carat robił wszytko, żeby Polaków w sferze socjopolitycznej osłabić. Jedynym miastem na

Ukrainie prawo-

'Ibid., 14 września 1805 r., t. 3, s. 234.

Klejnot albo/i wykształcenie

brzeżnej kontrolowanym przez Rosjan od roku 1686, i z którego chcieliby om uczynić ośrodek

centralny, położonym na drugim krańcu regionu i w dodatku nie miastem nawet, lecz mieściną - był

Kijów, otoczony wielkimi majątkami n.i-leżącymi do Polaków, ale jednocześnie był sercem

prawosławia i starych tradycji dawnej Rusi. Kołłątaj nie wahał się podpowiadać wizytatorowi, że

dobrze robi, zaniedbując wszystko z wyjątkiem Krzemieńca i kładł nacisk na wielką stawkę, jaką jest

rząd nad duszami ruskiego ludu, ale Rosjanie mieli podobne projekty związane - jakże symbolicznie

dla prawosławnych - z gubernią kijowską.

Czacki, który w raporcie generalnym za rok 1804 pisał, że w guberni kijowskiej obok 43 597 mężczyzn

ze szlachty, mieszka pół miliona chłopów pańszczyźnianych; Kołłątaj nie wahał się odradzać

hrabiemu, w razie zakładania ludowych szkół parafialnych, prowadzenia w nich nauki po rosyjsku.

Należy narzucić język panów:

„Języka rosyjskiego nie umieściłem w szkole parafialnej, bo pospólstwo tego języka nie potrzebuje w

sposób uczony, w sposób zaś wulgarny posiada go tyle, że się może rozmówić z rodowitym

Rossyanem. Gdyby zaś chcieli dawać xięgi dla nauczyciela i ludu w tym języku, nie rozumielibyśmy się

ani z ludem, ani z nauczycielem, nie rozumielibyśmy xiążek, a tu idzie o prędkie oświecenie, i prędką

rolnictwa poprawę; prócz tego na co się zda, żeby lud nas, a my ludu nie rozumieli?"10

Szybko też należało wyjaśniać, dlaczego nie powstało gimnazjum w Kijowie. Książę Adam Czartoryski,

polski minister spraw zagranicznych Rosji, pragnął dać, jako kurator, przykład niczym niezmąconej

współpracy i radził Czackiemu porozumieć się - w wypadku strony rosyjskiej - z gubernatorem

cywilnym Pan-kratiewem lub z Zawadowskim, który właśnie w czerwcu 1805 roku bawił przejazdem

w Kijowie11. Nie wiedząc o tych staraniach księcia kuratora, 159 ziemian podpisało na zjeździe

szlachty guberni kijowskiej apel do władz dla budowy w Kijowie gimnazjum polskiego (2 września

1805 r.).

Hrabia jednak nie szukał żadnego porozumienia. Obawiał się tylko jednego: by wielka akademia

duchowna w Kijowie, kształcąca popów dla całego Cesarstwa (w roku 1805 kształciło się w Kijowie

1146 seminarzystów), nie została przekształcona w uniwersytet, co przekreśliłoby wołyńskie projekty

Czackiego. W najgorszym razie zgodziłby się uruchomić niedaleko stolicy prawosławia starą szkołę

powiatową w Radomyślu, ale pod warunkiem, że byłaby to szkoła polska. Na razie minister (zmiana

nastąpiła po 1834 roku) nastawał na symboliczne otwarcie gimnazjum - ale gimnazjum rosyjskiego -

w Kijowie. Czacki walczył dzielnie do roku 1812, tłumacząc, że w na całej Kijowszczyźnie przebywa

tylko 189 rosyjskich czynowników i skarżył się do księcia kuratora:

„Któż zatem, proporcje uwzględniwszy, ma prawo do nauki w swoim języku? [...] Mamy prawo,

mówił, spodziewać się, że nasz język nie będzie zatracony [...] Kijów jest starym mia-

'"Ibid., 1 lutego 1804 r., t. 2, s. 334.

" P. Chmielowski, Tadeusz Czacki, jego życie i działalność wychowawcza, Petersburg 1898, s. 99, 100.

224

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Klejnot albo/i wykształcenie

225

stem ruskim, które ciągnie się przez wiele wiorst, część zadnieprzańska przynależy okręgowi

[szkolnemu] w Charkowie, ale zachodnia największa część należy do Polski"12.

Stawka w grze dla prawosławnych była nazbyt duża.

Rosjanie dobrze wiedząc, że Kijów nie miał jeszcze w tamtej epoce charakteru czysto rosyjskiego, lecz

tylko charakter metropolii cerkiewnej, przez kilka lat wahali się, jakie zająć stanowisko wobec

stawianych przez Czackiego przeszkód. Zawadowski nie wiedział, czy powinien połączyć gimnazjum -

przewidziane prawem z roku 1803 w każdej stolicy gubernialnej - z akademią religijną, czy też ze

szkołą kadetów, której otwarcie również zapowiadano. Kutuzow próbował w latach 1807-1808, kiedy

Napoleon stanął u granic, odesłać niesfornego wizytatora do stolicy, ale ten - jak widzieliśmy - jeszcze

bardziej umocnił swoją pozycję. Zaraz po powrocie na Ukrainę w styczniu 1808 roku, Czacki

zorganizował petycję szlachty z Kijowszczyzny wzywającą do włączenia szkolnego budżetu guberni do

budżetu jakże wszak odległego Krzemieńca. W celu uzasadnienia fuzji, placówka przyjęła nazwę

gimnazjum dwojga guberni i elita zgromadzenia szlacheckiego (Rzewuski, Filip Plater, Hański,

Poniatowski, Butkowski, Morzkowski, Zakrzewski) podpisała z Worcellem, marszałkiem-senatorem z

Wołynia i z samym Czackim promesę nieco fantazyjną do przeznaczenia jednego rubla od posiadanej

duszy, czyli sumę 450 438 rubli, która dawałaby rocznie 22 521 rubli procentu13.

Nieco bardziej realistycznie nastawiony rektor Uniwersytetu Wileńskiego, Sniadecki starał się

przypomnieć, że hierarchicznie jest jedyną upoważnioną osobą do podejmowania decyzji o

sposobach organizacji szkolnictwa w podległym mu okręgu i starając się znaleźć kompromis, poprosił

Czartoryskiego o wyznaczenie dyrektora gimnazjum kijowskiego jeszcze przed jego powstaniem.

Kandydat Myszkowski był zrusyfikowanym Polakiem, który mógł spełnić wymagania wszystkich

zainteresowanych stron14. Czacki nadal twierdził, że żaden lokal w Kijowie na gimnazjum się nie

nadaje, z wyjątkiem - prowokacja naprawdę zuchwała — rezydencji gubernatora Pankratiewa.

Czartoryski czując, że

12 Listy T. Czackiego do A. J. Czartoryskiego, Bibl. Czart., Kraków, 6387, 29 stycznia i 24 lutego 1805 r.

Kiedy w roku 1596 Rzeczpospolita starała się nawrócić wszystkich prawosławnych na katolicyzm

obrządku greckiego, szkoła prawosławnego bractwa kijowskiego założona w roku 1615 stała się

ośrodkiem oporu, potem, kiedy Rzeczpospolita na nowo dozwoliła na prawosławie w roku 1632,

metropolita Piotr Mohyła rozwinął w Kijowie kolegium, które po jego śmierci nazwano jego imieniem

(1694) i które uzyskało tytuł akademii dzięki Mazepie i Piotrowi Wielkiemu. O humanistycznym

oddziaływaniu i otwarciu na Zachód tego ośrodka oraz następującemu w XVIII stuleciu stopniowemu

podporządkowaniu Moskwie i kwestiom teologicznym, zob. A. Joukovsky, Uacadetnie de Kiev — lieu

de for-mation de Skoi/oroda, [w:] Skovoroda, philosophe ukrainien, Paris 1976, IES, s. 17-31; W.

Sierie-briennikow, Kijewskaja Akademija s połowiny XVIII v. do prjeobrazowanija jej w 1819 g., Kiew

1897.

13 Petycja z listem T. Czackiego do księcia kuratora, ibid., Biblioteka Czartoryskich, 28 stycznia 1808

r. Osobista rola każdego z tych wielkich ziemian zasłużyłaby na studia podobne do tych o Józefie

Ciołku Poniatowskim (1762-1845), jednym z pierwszych przemysłowców na Kijowszczyźnie, pióra

E.Orman, Pułkownika Józefa Poniatowskiego życie codzienne w Tahańczy, „Rocznik Bibl. Naukowej

PAU i PAN w Krakowie", R. XLVIII (2003), s. 291-319.

14 J. Sniadecki do A. J. Czartoryski, ibid., 6396, 30 listopada 1808 r.

konflikt staje się coraz bardziej jadowity, wysłał na inspekcję polskiego arystokratę o większym niż

Czacki prestiżu, hrabiego Ludwika Platera, który 13 czerwca 1809 roku poddał się i napisał do

Czartoryskiego, że w Kijowie nieuchronnie gimnazjum trzeba będzie otworzyć, które musi być

rosyjskie, a polski będzie traktowany w nim z konieczności jako język obcy. Liczna polska szlachta na

Kijowszczyźnie musiała postawić, zgodnie z wolą Czackiego, na gimnazjum krzemienieckie, chyba że

powstałoby w końcu gimnazjum na Podolu15.

Objęcie ministerstwa oświecenia publicznego przez hrabiego Razumowskie-go położyło kres

odwlekaniu i 9 października 1811 roku rosyjskie gimnazjum w Kijowie zostało otwarte. Otrzymało

status osobny - podlegało bezpośrednio kontroli ministra. Gimnazjum było nadzwyczaj nędzne,

ponieważ żaden polski szlachcic do niego się nie zapisał (w roku 1816 liczyło tylko 83 uczniów), ale tu

chodziło o symbol. Książę kurator, odtąd źle w Petersburgu widziany, mógł w tej sytuacji wyciąć - jak

mawiali Polacy na Kresach - szczutkę w napisanym po francusku liście:

„W guberni Kijów [ortografia polska - D. B.] jedynie samo miasto i jego powiat zaludniają mieszkańcy

rosyjscy z pochodzenia (des habitants russes d'extraction), podczas gdy resztę powiatów, wziętych z

prowincji dawniej polskich, zamieszkują jedynie poddani tej narodowości [chłopi pańszczyźniani

musieli mieć, według księcia, tę samą narodowość co ich panowie - D. B.] [...] . Najjaśniejszy Pan

przyznał polskim poddanym te same przewileje, którymi cieszą się poddani niemieccy, czyli prawo

używania ich języka w sądach i w szkołach, przeto niesprawiedliwym się wydaje w tym przypadku

pozbawianie ich tego prawa wyłącznie w guberni kijowskiej, która wchodzi w skład ośmiu guberni

dawniej polskich".

Żeby uniknąć posądzenia o brak patriotyzmu w okresie silnych pokus napoleońskich, którym na czas

krótki uległ też kurator, książę Adam tłumaczył się przed Czackim:

„Z żalem dowiedziałem się o kształcie, w jakim gimnazjum kijowskie utworzone zostało. Inny by

wzięło obrót to dzieło, gdybym był przytomnym w Petersburgu. Łączę tu kopię listu, com z tego

względu do ministra pisał. Ujrzą z niego obywatele guberni kijowskiej, żem nie zamilkł w tym razie, i

że, ile ode mnie zależało, usiłowałem rzecz sprostować podług sprawiedliwości i prawdziwej

dogodności kraju"16.

Czacki musiał inaugurować 30 stycznia 1812 roku tę placówkę tak obcą swym zapatrywaniom, z

pewnością jednak wygłoszone przez niego przemówienie o roli kulturowej polskości w spajaniu

dwóch gałęzi słowiańskich wyrastających z jednego pnia stanowiło dlań rodzaj rewanżu. Zrezygnował

jednak z odpowiedzialności za szkolnictwo na Kijowszczyźnie, a Czartoryski powierzył ją hrabiemu

Adamowi Rzewuskiemu. Kilka kolejnych lat zajęła mu instalacja dwóch polskich szkół powiatowych w

Radomyślu i Machnówce, a mogło się to dokonać jedynie po definitywnym oddzieleniu nie tylko

samego Kijowa, lecz

I

15 Ibid., 5448.

" A. J. Czartoryski do A. K. Razumowskiego, 17/29 listopada 1811 r., po francusku; ibid., 6395 oraz T.

Czacki, 5 kwietnia 1812 r., ibid., 6387.

226

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Klejnot albo/i wykształcenie

227

też całej guberni od zależności od Wilna, którego kurator zbyt silnie był związany z przeszłością

litewsko-ruską i zbyt ostentacyjnie związanego z polskością. Ukaz z 23 września 1818 roku oddał

wszystkie szkoły na Kijowszczyźnie pod kuratelę uniwersytetu w Charkowie z powodu wygody.

Decyzja ta wywołała jeszcze kilka protestów Czartoryskiego, ale wydaje się prawdopodobne, że ciągły

wzrost znaczenia polskiego nauczania w gimnazum krzemienieckim i przede wszystkim coraz bardziej

sarmackie i widoczne akcje następcy Czackiego od roku 1813 na stanowisku wizytatora - hrabiego

Filipa Platera, spowodowały, że minister Razumowski, a później jego następca Golicyn,

przeprowadzili operację podziału okręgu szkolnego na Ukrainie. Czyż Plater nie proponował zuchwale

w sierpniu 1813 roku ministrowi wysyłanie do polskich szkół popów na naukę z powodu ich zacofania

i ciemnoty, która powinna być poprawiona?17

Jak już wspomnieliśmy, na Kijowszczyźnie działały tylko dwie polskie szkoły: w Humaniu (448 uczniów

w roku 1816 i 600 w roku 1830) i w Kaniowie (165 uczniów w roku 1816 i 200 w roku 1830). Obie

prowadzone były przez bazylianów, którzy również odgrywali ważną rolę w nauczaniu na Podolu i

Wołyniu, z wyjątkiem Krzemieńca. To coraz bardziej irytowało Rosjan. Bazylianie byli kongregacją

silnie powiązaną ze szlachtą, posiadającą - często na skutek usunięcia w siedemnastym i osiemnastym

stuleciu mnichów prawosławnych - około trzydziestu bardzo bogatych klasztorów ze znacznymi

majątkami ziemskimi. Unici stanowili symbol hegemonii Rzymu i Polski nad duchowieństwem

prawosławnym, znacznie biedniejszym, a nawet nad unickim duchowieństwem świeckim, zwanym

białym, równie ubogim. Od czasów Katarzyny II Rosjanie przyglądali się bazylianom bardzo uważnie i

głowili, jak wcielić ich do prawosławia18.

Ukaz z 17 maja 1804 roku zarządzał konfiskatę wszystkich klasztorów bazy-liańskich nieprowadzących

działalności pedagogicznej w celu poprawy sytuacji materialnej znacznie liczniejszego duchowieństwa

świeckiego, ale Czartoryskie-mu i Czackiemu udało się doprowadzić do zawieszenia aplikacji ukazu,

dzięki przedłożeniu kontrpropozycji o zaangażowaniu wszystkich w finansowanie szkolnictwa.

Krzemieniec zyskał dzięki temu dodatkowy sposób na zdobycie kredytów, zastrzegł prawo do

kształcenia nowicjatu bazyliańskiego na całą Ukrainę z obligacją do uczenia w szkołach prowadzonych

przez zakon przez lat piętnaście. Po ratyfikacji umowy przez cara, metropolita unitów oznajmił, że

tego rodzaju decyzje zmierzają do jeszcze większego nasycenia katolicyzmem szkół bazyliańskich.

Dopiero po wojnie na memoranda i wymowne raporty, Aleksander I zatwierdził 2 października 1810

roku dotychczasową egzystencję szkół bazyliańskich, cały czas dając do zrozumienia, że może podjąć

też decyzję

17 O reakcjach Czartoryskiego na oddzielenie Kijowa, zob. listy do rektora Malewskiego w Wilnie, 18

lutego, 29 marca, 2 listopada 1818, ibid., 2993; o propozycjach Platera dotyczących popów i

odpowiedzi Razumowskiego; RGIA, Petersburg, fond 733, opis 62, dieło 254.

18 D. B e a u v o i s, Les Lumieres au carrefour de l'orthodoxie et du catholicisme: le cas des uniates

au debut duXDCsiecle, [w:] Cahiers du monde russe et sovietique, Paris 1979, nr 1, s. 429^(41.

o konfiskacie klasztorów „nieużytecznych" na rzecz „białego" duchowieństwa lub prawosławia.

Powolne rozszerzanie się rosyjskiej religii państwowej nabierało nieoczekiwanego zabarwienia

socjalnego: popi nieszlacheckiego pochodzenia, parochowie nieszlacheckiego pochodzenia lub

wywodzący sie spośród szlachty gołoty, zaczynali zagrażać pozycji arystokracji i bogatych ziemian, z

którymi bazylianie byli ściśle związani i spośród których się wywodzili. Nie należały do rzadkości

wypadki, kiedy rzymscy katolicy zostawali bazylianami, by zagwarantować ciągłość unickiego

dziedzictwa w orbicie polskości. Czartoryski w długim memoriale z 24 kwietnia 1822 roku, chwaląc

pedagogiczny zapał mnichów, wyjaśniał Golicynowi, że są oni gotowi do przekształcenia ich szkół w

Owru-czu, Lubarze lub Humaniu, jak również innych na terenie Litwy, w gimnazja.

Jednak książę kurator stracił swoje wpływy i do głosu dochodziła polityka „prawdziwego Rosjanina"

Sziszkowa. Dochody licznych klasztorów bazyliańskich na Ukrainie: w Żydyczynie, Dubnie, Dermaniu i

w innych miejscowościach zostały skonfiskowane na rzecz „białych", a dominacja „polsko-łacińska" w

nauczaniu stawała się obiektem coraz większego skandalu. Tolerowana jeszcze na Litwie, na Ukrainie

kłuła solą w oku - Rosjanie uznali, że nauczanie nie tylko powinno zostać wyjęte spod kompetencji

kuratora, ale też spod opieki Wilna. Nie brakowało pretekstów, by przekazać szkoły na Wołyniu i na

Podolu pod rosyjską kuratelę uniwersytetu w Charkowie, jak to stało w roku 1818 w wypadku

Kijowszczyzny. Żona pewnego rosyjskiego czynownika na Wołyniu, której dwóch synów zostało

wyrzuconych ze szkoły w Żytomierzu z powodu braku mundurów, skarżyła się w roku 1820, że zostali

znieważeni, ponieważ byli Rosjanami. Podkreślała też, że nie mieli oni żadnej możliwości uczenia się

religii prawosławnej. Od następnego roku minister zażądał obecności popa w każdej szkole

rzymskokatolickiej lub unickiej19, następnie kiedy w roku 1824 proces studentów Uniwersytetu

Wileńskiego i młodzieży szkolnej wskazał na kilka luźnych kontaktów ze szkołami na Ukrainie,

Charków domagał się rosyjskiej dyrekcji wszystkich szkół na Wołyniu i na Podolu. Jednak zostały one

zde-polonizowane dopiero po roku 183120.

Po raz kolejny jedynie Kijowszczyzna służyła za laboratorium depolonizacyj-nc w dziedzinie nauczania

„na zimno", zanim powstanie listopadowe nie dostarczyło pretekstu do przeprowadzenia

depolonizacji zasadniczej „na gorąco".

Inicjatorem owych zmian był kijowski gubernator wojskowy, ten sam Żełtu-diin, który bez zmrużenia

oka twierdził, że już „Statut litewski" nakazywał, żeby mówić po rosyjsku. 15 listopada 1830 roku, na

dwa tygodnie przed wybuchem powstania listopadowego, napisał do księcia Liewena, ministra

oświecenie publicznego, że mimo nakazów Charkowa, bazylianie z Humania i z Kaniowa

I

" Raporty w tej sprawie, pośród nich jeden Wacława Hańskiego; RGIA, fond 733, opis 62, dieło

"' Do napisania pozostaje obszerne studium o okresie, w którym polskie szkoły na Ukrainie,

szczególnie Liceum Krzemienieckie, przechodziły pod kuratelę Charkowa, aż do utworzenia w roku

1834 Uniwersytetu Kijowskiego. Fond 710 (598 tek) CDIAU w Kijowie, dotyczące lat 1819-1834

stanowią materiał badawczy dla historyka.

228

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Klejnot albo/i wykształcenie

229

nadal nauczali wyłącznie po polsku i że żaden szlachcic spośród setki uczniów nie mówił po rosyjsku.

Żełtuchin prosił też, by zmusić szlachtę do używania rosyjskiego podczas zgromadzeń, w oficjalnej

korespondencji i w sądach oraz szybko uzyskał od Mikołaja I nakaz „zupełnego zaprzestania

nauczania po polsku w szkołach guberni kijowskiej". Dyrektywę przekazał Murawiew Lieweno-wi,

który przedłożył swój projekt do aprobaty cara 10 grudnia 1830 roku. Obawiał się on pretensji

dwudziestu dwóch profesorów, pośród nich piętnastu bazylianów i proponował przemieszczenie ich

na tereny, które nadal jeszcze należały do okręgu wileńskiego: „bo tracą swoje miejsca, chociaż nie

można obwinie ich o żadne uchybienie". Jeśli zaś chodzi o uczniów, byłoby lepiej znosić nauczanie po

polsku stopniowo, sprowadzać rosyjskich profesorów z Charkowa, albo zamknąć szkoły21. Powstanie

z 29 listopada 1830 roku i jego rozprzestrzenienie się w roku 1831 uzasadniało, w oczach Rosjan,

zastosowanie tych środków nie tylko na Kijowszczyźnie, ale też we wszystkich „guberniach polskich".

Czacki piętnaście lat wcześniej przeczuwał presję, jaką kultura rosyjska będzie wywierała na polską

kulturę na Ukrainie, ale nie mógł nie wiedzieć o działaniach w latach 1805-1810 kijowskiego

gubernatora cywilnego - Pankratiewa. Hrabia Tadeusz Czacki przewidział akcje rusyfikacyjne i z tej

perspektywy lepiej można zrozumieć jego determinację, by utworzyć gimnazjum w Krzemieńcu, ale

należy jeszcze sprawdzić, jak jego intencje rozumiało ziemiaństwo, co pozwoli jeszcze lepiej uchwycić

mentalność tej warstwy.

Tadeusz Czacki w celu zachowania tak drogiej mu autonomii chciał pokazać, że społeczne

zaangażowanie całego obywatelstwa, zgodne z duchem Oświecenia, dotyczące oświaty, znacznie

przekracza wszelkie rosyjskie propozycje w tej dziedzinie oraz - to jeszcze inna sprawa - wykracza

poza wyobrażenia biednych profesorów, którzy nie mieli żadnego pojęcia o prestiżu związanym z

urodzeniem.

Kwestia finansowania Krzemieńca zmusza do bardziej szczegółowego przyjrzenia się wielkoduszności

przypisywanej przez Czackiego ogółowi współobywateli. Bogate ziemiaństwo z zapałem pragnęło

umacniać polskość na tych ziemiach. Z tego powodu miało w teorii przeznaczać ze swych fortun

sumy, które pozwalałyby na funkcjonowanie gimnazjum krzemienieckiego, placówki naprawdę

niezwykłej i tradycji polskiej szlachty godnej. Pierwsze kalkulacje wykazały, że na gimnazjum

krzemienieckie potrzeba cztery razy więcej funduszy niż na gimnazja przewidziane gdzie indziej.

Czacki zadbał o poparcie zgromadzeń szlacheckich ze wszystkich powiatów i guberni dla zapewnienia

skuteczności swych działań:

„Zapisy te wszystkie są na ogół pożytku gimnazjum do mego rozporządzenia, aby nie mieć rąk

związanych [...] to wszystko się czyni za fundusze obce Imperatorowi, i tymi funduszami ja

rozrządzam; mogę tedy, pewnie mieć prawo żądać, kogo chcę na rektora..."22.

21 Materiały o likwidacji polskich szkół w guberni kijowskiej z 15 listopada 1830 r. i 13 stycznia 1831

r.; RGIA, fond 733, opis 62, dieło 185.

22 H. Kołłątaj, Korespondencja..., t. 1, s. 232; 12 września 1803 r.

Hojność donatorów nie spełniała jednak oczekiwań. Ich spisy się zachowały. Spis z powiatu

włodzimierskiego sporządzony pod koniec roku 1804 opiewa na 73 nazwiska, spośród których 62

osoby dały od 100 do 500 złotych (złoty był prawie dziesięciokrotnie mniej wart niż rubel), 8

donatorów dało od 500 do 1000 złotych i 6 donatorów ponad 1000 złotych. Najhojniejsi donatorzy

nosili znane nazwiska: Mniszech, Chodkiewicz, Czartoryski, Stecki, Sanguszko23. Darowizny

gwarantowane posiadłościami zatwierdził miejscowy sąd ziemski.

Chociaż podczas inauguracji gimnazjum krzemienieckiego Czacki oświadczył, że jest przekonany, iż

uzyska co roku sumę 15 420 rubli niezbędną do fun-cjonowania placówki, bardzo szybko pojawiły się

wątpliwości dotyczące poczucia obywatelskiego obowiązku. Książę kurator Czartoryski zauważył, że

wiele donacji było obciążonych hipoteką lub obejmowały one dobra zapisane w przeszłości innym

szkołom. Czartoryski żądał, lecz nie usyskał prawnych dowodów na pochodzenie darowizn, ale

wizytator uznał za oburzające podawanie w wątpliwość słowa honoru danego przez obywateli24.

Rektor Sniadecki nie ustawał w przedkładanej Czartoryskiemu krytyce tej polityki pozorów i mówił o

„niewiarygodnym bałaganie w finansach Krzemieńca": niektórzy wykładowcy nie byli opłacani. Czacki

nie słuchał nikogo i sam popadł w długi25.

Niewielki szacunek arystokracji dla nauczycielstwa ujawnił się jeszcze bardziej, kiedy 21 grudnia 1807

roku Uniwersytet Wileński postanowił powołać dwie komisje: jedną na Litwie i drugą dla trzech

guberni ukraińskich do sporządzenia inwentarza dóbr pojezuickich, pozostałych po kasacji zakonu w

roku 1773 i przekazanych przez Komisję Edukacji Narodowej dzierżawcom. Komisja Edukacji

zdecydowała w swoim czasie, że dzierżawcy 4% rocznych dochodów przeznaczać będą na jej

potrzeby i stworzą w ten sposób Fundusz Edukacyjny. Z powodu nielegalnego przywłaszczenia sobie

pojezuickich dóbr oraz zwlekania z wpłacaniem obiecanych procentów powstał wielki bałagan. Wielu

spośród posesjonatów uznawało te ziemie, po upływie lat czterdziestu, za swoje i nie miało zamiaru

grzebać w przeszłości tym bardziej, że Sejm w roku 1788 pozwolił na odsprzedawanie tych

posiadłości. Hrabia Czacki w porozumieniu z obywatelstwem starał się na próżno przekonać

Czartoryskiego, by zapobiegł próbom realizacji pomysłów profesorów z Wilna. Pisał listy, w których

znajdowały się patetyczne diatryby:

„W każdym narodzie są pewne epoki, w których łupiestwo publiczne przybrane zostało w prawość. U

nas na przykład lata 1505, 1569, 1666 stanowią takie pamiątki. Historia sądzi ludzi. Prawo zachowuje

jej dzieła. Nie zaczynajmy wojny o własności. Ojciec i matka będą nam złorzeczyć, a synowie mogąż

nas kochać?"26.

" Lista skierowana do sądu powiatu włodzimierskiego, 23 listopada 1804 r. Biblioteka Czartory-ikich,

Kraków, 6387.

" T. Czacki do A. J. Czartoryskiego; ibid., 3346, 26 lipca 1804 r. " J. Sniadecki do A. J. Czartoryskiego,

ibid., 6396, 9 marca 1810 r. '" T. Czacki do A. J. Czartoryskiego, ibid., 6387, 6 maja 1807 r.

1

230

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Jednak Czacki zmuszony do powołania komisji sam stanął na jej czele i otoczył się bogatymi

dziedzicami: Olizarem, Borejką, Sobańskim, Chodkiewiczem, po których nie należało się spodziewać,

że podadzą w wątpliwość prawo własności. Po śmierci Czackiego, w nowym kontekście politycznym,

członkowie tej komisji nadali jej nawet nieoczekiwaną ważność, przekształcili w ośrodek promocji

miejscowych ideałów szlacheckich. Na razie Uniwersytet Wileński był bezsilny i nie potrafił wydobyć

od komisji wołyńskiej danych w sprawie długów i opóźnień. Sniadecki ostro grzmiał w każdym liście

do Czartoryskiego, widząc jak Czacki bez przerwy lawiruje, myśląc, że go ziemianie przeklną i woli

zapewnić bezpieczne poparcie kilku rodzin na rzecz publicznego dobra, o którym bezustannie prawił.

Rektor szybko zrozumiał cel takiego postępowania: komisarze, którzy byli praktycznie pozbawieni

możliwości oddziaływania w zgromadzeniach szlacheckich, w komisji znaleźli dogodne miejsce, by

skutecznie czuwać nad całością swych majątków, dzięki dostępowi do wszystkich umów

dzierżawnych zawartych przed wymaganym uporządkowaniem sytuacji dóbr pojezuickich. Komisarze

uzyskali więc rodzaj swobody działania: mogli, udając poszukiwanie zaległych należności, poniechać

wszelkiego wyroku skazującego, który plamiłby honor rycerski. Czy zresztą obywatelstwo nie było

samo gwarantem Prawa i Honoru?27

Kłopoty z darczyńcami stały się powodem, dla którego wizytator ukraiński mógł rozwijać bliskie jego

sercu gimnazjum krzemienieckie tylko kosztem innych placówek szkolnych i pozostałych dwóch

guberni. Podole znalazło się w nieco lepszej sytuacji niż Kijowszczyzna, ponieważ szkoły już istniejące

były tu liczniejsze, ale za życia Czackiego gimnazjum na Podolu nie powstało. Wiele szkół prowadzili

duchowni i hrabia nie krępował się sięgać do księżej kasy. Bazylianie, poczuwszy się zagrożeni, płacili

bez wahania wszelkie należności. Budynki przeznaczone na szkoły akademickie w Kamieńcu i

Żytomierzu popadły niemalże w ruinę - wszystkie kredyty poszły na Krzemieniec. Żydzi, którzy często

sami utrzymywali chedery, również musieli łożyć na polskie gimnazjum, choć żaden z nich nigdy w

nim nauk nie pobierał. 15 października 1810 roku, kahały we Włodzimierzu, Lubomlu, Dubnie, Kowlu,

Ostrogu, Stepanie, Krzemieńcu, Barze, Lachowicach, Ołyce, Równem zobowiązały się do wpłacania w

latach 1813-1827 znacznych sum. Niektóre wpłaty sięgały 40 000 złotych28.

Na ministrze Zawadowskim ta dymna zasłona sprawiła jednak niemałe wrażenie w czasie pobytu

wizytatora w Petersburgu, więc potwierdził on, 31 sierpnia 1807 roku, statut szkół parafialnych, który

Czacki przygotował dla całego okręgu wileńskiego, zapowiadając szybki rozwój oświaty ludowej w

duchu Koł-łątaja, ale szkoły te po ich otwarciu służyły przede wszystkim elementarnemu kształceniu

szlachty bez ziemi. Zatwierdzenie statutu umożliwiło w dodatku pozyskanie dla gimnazjum dochodów

ze starostwa krzemienieckiego nadanego przez cara, to znaczy przekształciło gimnazjum

krzemienieckie we właściciela

27 J. Sniadecki do A. J. Czartoryskiego, ibid., 6396, 28 lutego i 3 listopada 1809 r.

28 Umowa z kahałami, Biblioteka Uniwersytetu Wileńskiego, KC 40, s. 27.

Klejnot albo/i wykształcenie

231

ziemskiego z prawem posiadania chłopów pańszczyźnianych29. Tylko proces tworzenia szkół

parafialnych przebiegał niezgodnie z optymistycznymi projektami Tadeusza Czackiego. 5 października

1810 roku wizytator wysłał raport do ministra Razumowskiego, przygotowany przez członków komisji

wołyńskiej -zgodnie z przyznanym statutem szkoły parafialne działały tylko dzięki ofiarności

darczyńców - z imponującą listą 89 szkół tego typu i to tylko w guberni wołyńskiej. Jednak aż przy 32

szkołach widniał dopisek: „jeszcze nie istnieje", z wymienieniem niezbędnej sumy zadeklarowanej,

ale jeszcze niepokwitowanej. Podobne zastawienie dla Podola ujawniało stan jeszcze bardziej

potencjalny: na 52 szkoły, tylko 11 rzeczywiście już powstało. Pozostałe, jak dyskretnie zaznaczyli

sygnatariusze, winny otworzyć podwoje na początku 1812 roku30.

Podsumowując ewolucję kwestii oświaty w czasach niezmordowanej aktywności Tadeusza Czackiego,

należy, uznawszy ogromny sukces gimnazjum krzemienieckiego (do którego powrócimy), podkreślić,

że dzięki niemu właśnie idea narodowa, polska i szlachecka osiągnęła na Ukrainie szczyty. Trzeba

jednak też zauważyć, że patriotyzm ten krył się nieraz za pozorami niezgodnej z prawdą reklamy.

Akcja Czackiego współbrzmiała z zaskakującym adresem wołyńskiego zgromadzenia szlacheckiego do

cara z roku 1808, analizownego w rozdziale poprzednim. Dotacje szlachty okazały się powściągliwe,

odmowa rewizji przywłaszczeń majątków pojezuickich - stanowcza, pańszczyzna w tych majątkach,

którą Czartoryski starał się bezskutecznie w roku 1809 znieść - powszechna31. To wszystko

potwierdza, że szlachta starała się nade wszystko o najbardziej rygorystyczną eksploatację majątków i

chłopstwa pańszczyźnianego oraz że była mocno przekonana o swej wyższości nad Rosjanami.

W czasie wojny z Napoleonem nagle pojawił się nowy samozwańczy wizytator, który przesunął

centrum politycznego ciążenia polskiego ziemiaństwa. Bardzo szybko dostrzegło ono pewne korzyści

z podążania za myślą rosyjską.

Szkoły na Ukrainie i szlachecki paternalizm

W Petersburgu zaczęły przeważać opinie prawdziwych Rosjan, a oświeceniowe zasady z lat 1802 i

1803 poszły w zapomnienie, kiedy tylko dostrzeżono, jakie niebezpieczeństwa groziły strukturom

szlacheckim z powodu prób zastoso-

29 D. Beauvois, Lumieres et societe en Europę de l'Est..., t. 2, rozdz. 10: Les ecoles paroissiales..., s.

827-900 lub przekład polslg: Szkolnictwo polskie..., t. 2, s. 367^126.

30 RGIA, fonds 733, opis 62, dieto 101.

31 W roku 1809 książę Czartoryski nie znajdował się jeszcze na etapie konserwatyzmu i proponował

oczynszowanie chłopów pańszczyźnianych w dobrach pojezuickich przejętych przez Komisję Edukacji

Narodowej, co oznaczało w tych kilku majątkach po prostu zniesienie pańszczyzny. Propozycja

Czartoryskiego spowodowała protesty szlachty, która twierdziła, że zniesienie pańszczyzny

rozpowszechni wśród chłopstwa nędzę, pijaństwo i ciemnotę podobną do tej, która nęka... szlachtę

gołotę, od dawna wszak płacącą czynsz. Zdaniem szlachty, pańszczyzna broniła chłopów przed

zezwierzęceniem. Opinia komisji wołyńskiej względem urządzenia dóbr edukacyjnych, 10 lutego 1810

r., Biblioteka Jagiellońska, Kraków, 4569.

232

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Klejnot albo/i wykształcenie

233

wania owych zasad przez Sperańskiego. Karamzin, który w początkach panowania Aleksandra z

entuzjazmem witał narodziny nowego systemu szkolnego, przyłączył się do konserwatystów, pisząc w

roku 1809 O starej i o nowej Rosji i pragnął skończyć z encyklopedystami:

„Dotąd w oświeconych państwach wymagano od urzędników tylko wiedzy pożytecznej w

sprawowaniu przez nich funkcji: wiedzy technicznej dla inżynierów, znajomości prawa dla sędziów i

innych. A tu do tego dochodzi, że u nas marszałek zgromadzenia szlacheckiego musi znać Homera i

Teokryta, sekretarz Senatu musi wiedzieć, jakie są właściwości tlenu i wszelakich gazów,

wicegubernator musi studiować figury Pitagorasa, a dozorca w domu wariatów orientować się w

prawie rzymskim, bo inaczej wszyscy wymrą jako radcy kolegialni lub radcy tytularni"52.

Antyoświeceniowa diatryba wiązała się ściśle z narastającą obawą przed możliwym awansem w Rosji

raznoczyńcow, podejrzewanych o rozprzestrzenianie niebezpiecznego ducha francuskiego. Objęcie

stanowiska ministra oświecenia publicznego w kwietniu 1810 roku przez Razumowskiego całkowicie

zdominowanego przez pełne obskurantyzmu odezwy hrabiego Josephe'a de Maistre'a, który zarzucał

go memorandami i wytaczał tyraliery argumentów33, szybko przejawiło się powołaniem 10 sierpnia

1810 roku Liceum w Carskim Siole, ekskluzywnego instytutu szlacheckiego, który stanowił pierwszy

wyjątek w teoretycznie powszechnym systemie nauczania ustanowionym w roku 1803.

Rok później, 26 sierpnia 1811, minister wprowadził kolejną poprawkę do pierwotnej teorii

autonomicznego środowiska uczonych i nauczycieli, zezwalając ziemiaństwu na wgląd w działalność

szkół. Chodziło tu, w duchu de Mai-stre'a, by nie pozostawiać nauczania jedynie w rękach „pedantom

z kollegiów". „Wiadomo ile przesądów szerzy się po małych miasteczkach", powiadał Razu-mowski,

mając na uwadze urzędników bez innego zajęcia niż nauczanie, którzy wyrobili sobie nazwisko tylko

pośród uczonych.

„Dyrektorzy szkół, którzy ani czynu odpowiednio wysokiego nie posiadają, ani własnego majątku,

rzadko kiedy respekt budzą. Szkoły też na tym cierpią. Gdyby zaś dyrektorzy wybierani byli spośród

ziemian, to wzbudziliby zaufanie szlachty dla szkolnych instytucji oraz dobre nastawienie publiczności

do pobierania nauk. Ta decyzja spowodowałaby jednak utratę miejsca licznych dyrektorów i ich

jedynych perspektyw".

Zostawiono ich zatem w spokoju, ale jednocześnie stworzono ciało paralelne dyrektorów

honorowych spełniających powyższe kryteria34.

Ciekawe porównanie artykułów Karamzina: O nowom obrazowanii narodnogo proswieszczenija w

Rossji (1803) oraz: O drewniej i nowo] Rossiji, [w:] E. S c h m i d t, Istorija średnich uczebnych zawie-

dienij, Sankt-Petersburg 1878, s. 20, 21 i 71.

" J. de Maistre, Correspondance diplomatiąue 1811-1817, wyd. A. Blanc, Paris 1851 oraz przede

wszystkim: Cinq lettres sur teducation en Russie, [w:] Lettres et opuscules inedits du comte ]. de

Maistre, t. 2, Paris 1851, s. 299-362.

3" Pierodiczeskije soczinienije ob uspiechach Narodnogo Proswieszczenija, wyd. ministerstwa t 31 s.

218.

Jawna w Rosji niechęć do nauczycieli-„intelektualistów" - co przeczy ustaleniom Alaina Besancona,

dla którego inteligent w Rosji był poważany, bo był rzadki35 - ujawniła się w mentalności szlacheckiej

na Ukrainie wcześniej. W roku 1804 Uniwersytet Wileński odparł podobne zakusy ze strony

Czackiego, który sugerował ścisłą współpracę pomiędzy marszałkami zzzszlachty i szkolnictwem,

przewidując udział marszałków w egzaminach kończących rok szkolny w każdym powiecie, w którym

szkoła się znajdowała.

Teoretycznie paternalistyczna opieka nad szkołami ze strony ziemiaństwa nie musiała się wydawać

tak niezbędna w „guberniach polskich", jak w rdzennie rosyjskich częściach imperium, ponieważ,

oprócz nielicznych cudzoziemców, wszyscy wykładowcy - od 500 do 600 - uczący w szkołach

powiatowych i w gimnazjach w całym okręgu wileńskim wywodzili się ze szlachty, zawsze bardzo

ubogiej, ale ich szlachecki rodowód winien w wystarczającym stopniu gwarantować edukację w

duchu solidarności i cnót obywatelskich. Jednak troska paternalistyczna objawia po raz kolejny, że w

obrębie stanu rycerskiego istniała rysa, a nawet „ciało pedagogiczne" było traktowane jako grupka

osobna, o której szlacheckim rodowodzie zapominano, i która ewoluowała na mocy odrębnej logiki.

Połowa ciała pedagogicznego składała się z mnichów (wśród których bazylianie, jak widzieliśmy, byli

względnie zamożni) druga połowa (zaledwie 100 nauczycieli na Ukrainie) tworzyła zespół, który mógł

uchodzić za wyodrębniony z życia szlacheckiego i który - pod nieobecność na Ukrainie raznoczyńcow -

stanowił w tamtym okresie prawdziwą nowość: zarodek inteligencji szlacheckiego pochodzenia, która

starała się odnaleźć herbowy blask pokryty pyłem zapomnienia, dzięki wartości całkowicie nowej, a

więc trudnej do nadzoru - dzięki wiedzy zawodowej, opłacanej kompetencji.

Niepokój szlachty wołyńskiej spowodowany pojawieniem się tej grupy był szczególnie zręcznie

wyzyskiwany i łączony z niepokojem Rosjan przez następcę Czackiego - hrabiego Filipa Platera, który

dzięki działaniu w jeszcze bardziej stanowczo barokowym i hałaśliwym stylu, wkradł się w łaski

władzy do tego stopnia, że sprawował w latach 1818-1824 stanowisko wicegubernatora wołyńskiego.

Po śmierci Tadeusza Czackiego w lutym 1813 roku, Filip Plater nie kładł zbyt mocnego nacisku na rolę

gimnazjum krzemienieckiego jako twierdzy polskości, lecz czynił co w jego mocy, by placówka ta

jawiła się jako twierdza socjalna, jako ośrodek wzorcowego szlachectwa przeciwstawiany

uniwersyteckiej małostkowości i przeciętności. W ten sposób po pięciu latach gimnazjum

krzemienieckie uzyskało statut Liceum Krzemienieckiego, to znaczy zostało uhono-

I

35 A. Besancon, Education et societe en Russie, Paris 1974, s. 21-22. Autor zdaje się zapominać o

świadectwie Hercena i o Mądremu biada Gribojedowa (1825). Przewaga liczebna w szkolnictwie i

wyższym nauczaniu w guberniach polskich nad resztą imperium jest niezauważana przez

historiografów rosyjskich. Zob. B. A. U s p i e n s k i j, Russkaja intelligencia kak specificzeskij fienomen

russkoj kultury, Rossija/Russia, wyp. 2 (10); Russkaja intelligencjia i zapadnyj intellektualizm: istorija i

tipologia, Moskwa 1999.

234

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

rowane tak samo jak Liceum w Carskim Siole z przeznaczeniem głównie dla polskiego ziemiaństwa na

Ukrainie.

To wyróżnienie świadczyło o zdecydowaniu ziemiaństwa wołyńskiego, którego wybitniejsi

przedstawiciele tworzyli zgromadzenie szlacheckie i komisję edukacyjną. Owa grupa wyzyskała

chwilową niełaskę, w której znalazł się książę kurator Adam Czartoryski w początkach wojny z

Napoleonem, by nawiązać bezpośrednie kontakty z Petersburgiem, co wydawało się tym bardziej

oczywiste, że Napoleon zajął Wilno pod koniec czerwca 1812 roku. Jeszcze za życia Czackiego, od

sierpnia 1812 roku Filip Plater uznał za stosowne poinformowanie Razumowskiego, jakie sposoby

ewakuowania gimnazjum w Krzemieńcu przewidziała miejscowa szlachta. Z tego względu minister

zezwolił młodemu hrabiemu na bezpośredni z nim kontakt (we francuskim oryginale - w tym języku

korespondowano - czynownik cara zabawnie przekręcił francuskie słowo), co utwierdziło Filipa

Platera w przekonaniu o możliwości szybkiej kariery. Przeto nie zawahał się on, z poparciem

obywatelstwa, przedstawić swą kandydaturę po śmierci Czackiego, na stanowisko wizytatora, wbrew

kandydaturze Podolanina, księcia Dymitra Czetwertyńskiego, wysuwanej przez Czartoryskiego36.

Mimo że Filip Plater oficjalnie nie został zatwierdzony na stanowisku wizytatora trzech guberni, ciągle

wykorzystywał poparcie Razumowskiego, by zmusić Czartoryskiego do zmiany poglądów w sprawie

społecznej roli oświaty. Czartoryski, niepewny swego losu, coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę, że

jego powrót na stanowisko kuratora okręgu wileńskiego odbędzie się za cenę wyrzeczenia się idei

oświeceniowych sprzed 1812 roku. Następował proces przyspieszonego wchodzenia w orbitę

Świętego Przymierza. Czartoryski z roku 1815 ulegał już mocnym wpływom wołyńskich

konserwatystów, bliższych de Maistre'owi niż Oświeceniu i dawnej Komisji Edukacji Narodowej.

Szlacheccy mentorzy edukacji nie zwlekali dłużej z otwarciem gimnazjum na Podolu. W roku 1812

znajdowali jeszcze preteksty, by oddalić dyrektora proponowanego przez Wilno, ale w roku 1814

zgodzili sie w końcu na dyrektora gimnazjum w Winnicy, pijara Maciejowskiego, który najpierw

zrzuciwszy sutannę ożenił się, a potem rzucił żonę i ponownie wstąpił do pijarów, w czasach wojny z

Napoleonem zdobywszy sobie poparcie Rosjan w Białymstoku. Inauguracja tego gimnazjum położyła

kres monopolowi Krzemieńca i ułatwiła dialog z Petersburgiem. Odtąd rewindykacje szlacheckie

mogły się skupić wokół obrony i zwiększania „wolności" w stosunku do uzurpacji „uczonego ciała".

Celem stała się jeśli nie likwidacja, to maksymalne ograniczenie działania komisji funduszowej, by nie

podnosiła więcej kwestii własności ziem pojezuickich. List Filipa Platera do Adama Czartoryskiego,

napisany tuż po pogrzebie Czackiego, 11 lutego 1813 roku, zmierzał w tym kierunku. Plater sugerował

mianowicie zmniejszenie liczebności komisji do trzech dożywotnich członków stałych i trzech

dożywotnich sekretarzy. Praca ich polegałaby nie na egzekwowaniu zo-

36 Ambicje Platera zawierają listy do A. K. Razumowskiego z 2 września 1812 r. i z 24 lutego 1813 r.;

RGIA, fond 733, opis 62, dieło 233. A. J. Czartoryski, chociaż źle na dworze notowany, przedstawił

kandydaturę D. Czetwertyńskiego na miejsce Czackiego 13 lutego 1813 r.

Klejnot albo/i wykształcenie

235

lx wiązań podjętych w przeszłości, lecz na gospodarowaniu funduszami bieżącymi rzeczywiście

pozostającymi do jej dyspozycji oraz na uzgadnianiu personelu i programów szkolnych z władzami

administracyjnymi, podczas gdy dotąd sprawy te należały do prerogatyw dyrektorów szkół (w

Krzemieńcu - profesor Sci-borski, wierny wykonawca woli Wilna). Plater nalegał we wspomnianym

liście, żeby wszystkie fundusze podlegały kontroli komisji złożonej z ziemiaństwa, której członkowie -

interesujące sformułowanie - byliby z oczywistych względów wybrani spośród obywateli, którzy

posiadają nie tylko kompetencje, ale i dobra na straży ich cnoty. To jasne, że strażnik 1600 chłopów

pańszczyźnianych nie mógł nie być całkiem cnotliwy. Plater prócz siebie, wysuwał do nowej komisji

hrabiów: Rzewuskiego i Moszyńskiego37

Filip Plater, nie dysponując żadnym potwierdzeniem swej funkcji wizytatora, wysłał 20 sierpnia 1813

roku do Razumowskiego długi raport o sytuacji szkolnej, wypełniony duchem dawnej złotej wolności

szlacheckiej. Nie zabrakło w nim pomysłów mutacji lub nagradzania wykładowców ani nieszczęsnej

idei zmuszania popów do pobierania nauk w polskich szkołach (pomysł ten zasmucił ministra na

długo), ani idei przemiany gimnazjum krzemienieckiego w uniwersytet. Ta idea stała się sprężyną

aktywności Filipa Platera38.

Żeby dopiąć celu, trzeba było wykonywać rozmaite gestykulacje. Ich aspekt dworacko-rytualny nie

powinien zasłaniać wielkości stawki w grze o kulturę ani faktu, że wołyńskie ziemiaństwo, które

przedłoży wkrótce carowi drugą wielką petycję (zob. rozdział poprzedni), dawało w ten sposób upust

swym ambicjom krępowanym przez Rosjan.

Jedna z idei arystokracji - nie bardzo wszak szczodrej - wyrażała się w przekonaniu, że kto daje

pieniądze, może postępować według swojej woli. Idea działania dla wspólnego ogólniejszego dobra

nie sprawiała na niej wielkiego wrażenia. Statut szkół z roku 1803 przewidywał, że nad kasą

gimnazjum krzemienieckiego sprawował pieczę dyrektor Sciborski, szkatuła była zamknięta na dwa

spusty, a klucze do niej powierzone opiece dwóch różnych profesorów. Filip Plater najzwyklej w

świecie skonfiskował kasę w marcu 1814 roku, by powierzyć ją Komisji Wołyńskiej wyłonionej

spośród obywatelstwa. Dyrektor gimnazjum krzemienieckiego został w ten sposób zdegradowany do

roli egzekutora woli ziemian i energiczne protesty rektora Sniadeckiego z Wilna przeciwko temu

zamachowi na prawa obowiązujące w kuratorium na nic się nie zdały. Snia-decki, który przyjął funkcję

ministra edukacji w Rządzie Tymczasowym Napoleona na Litwie popadł w niełaskę i jego czas był

policzony. „Duch stronnictw zawsze osłabiał ludzi uczonych (uczenych sosłowij), doświadczenie

stuleci, świadectwo historii dowodzi tej smutnej prawdy i wskazuje na potrzebę tworzenia

komitetów, według obszernego projektu, który miałem honor przedłożyć Waszej Ekscelencji w roku

1813" - pisał Plater do ministra39.

17 F. Plater do A. J. Czartoryskiego, 11 lutego 1813 r. Biblioteka Czartoryskich, Kraków, 6394. 1H

RGIA, fond 733, opis 62, dieło 254.

111 bid., dieło 287, F. Plater do A. K. Razumowskiego, 20 marca 1814 r.; J. Śniadecki do tegoż, 10

maja 1814 r. i odpowiedź ministra, 31 maja 1814 r.

236

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

„Komitety" z tego „obszernego projektu" zostaną rychło nazwane „izbami dozorczymi". Plater

zauważywszy, że od roku 1814 akcje Czartoryskiego znowu wzrosły, ponownie zaczął się do niego

zwracać i często o izbach mu przypominał, informując jednocześnie, iż wybiera się w tej sprawie do

Petersburga i będzie go również prezentował na zgromadzeniu szlacheckim (Plater posługiwał się

nadal słowem: „sejmik")40.

Styl wygłaszanych na owych sejmikach przemówień Rudzkiego, sekretarza komisji wołyńskiej

ujawnia, jak silnie w Żytomierzu potrząsano straszakiem „uczonych" jako odrębnej klasy zagrażającej

istniejącemu ładowi społecznemu:

„Srogą Polacy znoszą dotąd pokutę, że Rząd Krajowy, obojętny na instrukcję publiczną, opuścił ją

całkowicie zgromadzeniu uczących. To zgromadzenie, przez dwa przeszło wieki utrzymując ją

wyłącznie w swym ręku, używało jej jedynie jako dzielnej sprężyny do jego wzrostu przyczynić się

zdolnej, bez żadnego względu na ogólną narodu potrzebę i korzyść"41.

15 listopada 1814 roku Filip Plater pisał do Czartoryskiego, że minister go zapewnił, że uniwersytet w

Krzemieńcu wkrótce powstanie i zachęcił go do opracowania jego projektu. Filip Plater dodał, że

obawia się tylko zazdrości ze strony Wilna i oczekuje na powrót z Paryża Aleksandra I. Projekt, mimo

wpisanej weń megalomanii, został przedłożony Razumowskiemu w początkach 1815 roku42 i

doprowadził do przekształcenia gimnazjum wołyńskiego nie w uniwersytet, lecz w Liceum

Krzemienieckie. To lepiej odpowiadało życzeniom przyjaciela de Maistre'a o odosobnieniu elity

społecznej w wieży z kości słoniowej. Nowe przykłady: liceum Biezborodki w Nieżynie, na prawym

brzegu Dniepru lub liceum diuka Richelieu w Odessie dowodziły skuteczności tego rodzaju działań.

By osiągnąć swój cel, Filip Plater musiał jeszcze toczyć ciągłe spory z Wilnem i wywierać nieustanną

presję na Czartoryskiego, a owe zabiegi jeszcze wyraźniej wydobywały na jaw cechy szlacheckiej

mentalności. Ściborski, dyrektor gimnazjum, ośmielił się przesłać do Wilna gorzkie uwagi dotyczące

stanu finansów komisji: dawniejszego i obecnego, który ujawniał „dziurę" na 12 000 rubli asyg-

nacyjnych. Plater, wściekły, wysłał do Razumowskiego prośbę o naganę dla im-pertynenta, który tykał

„święte pamiątki" i zapomniał, że pan nie ma żadnych rachunków do przedkładania, a słowo

„obywatel" jest wystarczającą gwarancją pomyślności dla Krzemieńca. Plater dodał, że to wszystko

jest skutkiem spisku profesorów, a dyrektor był manipulowany przez trzech braci Jarkowskich,

„terroryzujących" ciało pedagogiczne. Przygotowanie budżetu należało powierzyć jemu, Platerowi:

„Józef II najsłuszniej powiadał, że woli dowodzić czterema armiami, niż dwoma uczonymi"43.

40 F. Plater do A. J. Czartoryskiego, 8 października, 6 i 15 listopada, 19 grudnia 1814 r., Biblioteka

Czartoryskich, 6394.

41 Przemówienie z 1817 r., Biblioteka Jagiellońska, 4569, s. 382.

42 F. Plater do A. K. Razumowskiego, 19 luty 1815 r., RGIA, fond 733, opis 62, dieło 233. 4i Md., 24

grudnia 1815r., dieło 287.

Klejnot albo/i wykształcenie

237

Czartoryskiemu, ciągle niezatwierdzonemu na stanowisku kuratora - nastąpiło to dopiero po przyjściu

do ministerstwa Golicyna - udzielił się w końcu zapał wołyńskiego „obywatelstwa". W grudniu 1815

roku, bez żadnego innego upoważnienia oprócz poparcia zgromadzenia szlacheckiego, Plater

obwieścił uczniom i wykładowcom w Krzemieńcu, że wyrusza ze swym wielkim projektem do

Warszawy, by przekonać doń księcia Czartoryskiego. Hrabia Plater wyznaczył swoim „zastępcą"

hrabiego Steckiego, a zabierał ze sobą profesora Łu-czyńskiego, przyjaciela hrabiego Jana Potockiego,

uczonego pisarza, który serdecznie Uniwersytetu Wileńskiego nie znosił. Filip Plater nie omieszkał

przy okazji wygłosić panegiryku na cześć Komisji Wołyńskiej i zapowiedział, że wystąpi dla jej

członków w Petersburgu o krzyże Świętego Włodzimierza trzeciej klasy i Świętej Anny drugiej klasy.

Na co minister odpowiedział, że wolałby widzieć wreszcie klarowną rachunkowość.

Klarowność, czyli skuteczne ukrycie nadużyć, można było uzyskać tylko po całkowitym odsunięciu

członków ciała pedagogicznego od rachunkowości. Profesor Malewski wysłany w maju 1816 roku

przez Wilno, by przyjrzeć się sytuacji w szkołach na Wołyniu, był przerażony; obywatele zamierzali

głosować na sejmiku gubernialnym kwestie podziału funduszy, oficjalnego pozbawienia wpływu

przedstawicieli kuratorium wileńskiego w zarządzaniu nimi i zmniejszenia oprocentowania wpływów

z majątków pojezuickich na cele edukacyjne. Pozostali jeszcze w Wilnie obrońcy ducha Oświecenia

napisali protest przeciwko powrotowi do anarchicznego systemu zarządzania, „który zgubił kraj",

przeciwko „powrotowi do dawnej polskiej anarchii", ale nikt już w Wilnie protestów nie słuchał:

Czartoryski skierował się na drogę Świętego Przymierza44.

Kurator rzeczywiście zgodził się przyjąć 23 września 1816 roku w Warszawie delagację szlachty

wołyńskiej w składzie: Plater, Jabłonowski, Stecki i Feliks Czacki. Delegacja starała się przekonać

księcia, że prace komisji prawnej dobiegły końca, że należy ją odtąd zastąpić gubernialnymi „izbami

dozorczymi", to znaczy szlacheckimi izbami administracji szkolnej, których zadań nie warto zbyt

głośno obwieszczać, by nie wywoływać protestów nauczycieli. W celu uzyskania przychylnego

nastawienia księcia, który zamierzał sprawdzić osobiście na miejscu warunki, na których gimnazjum

krzemienieckie zamierzano przekształcić w liceum, Rudzki, sekretarz komisji (który po raz pierwszy

użył słowa „liceum"), wysłał do Czartoryskiego w początkach 1817 roku serię memoriałów,

powtarzając w nich niestrudzenie, na jakich warunkach materialnych szlachta zamierza oprzeć

zapowiadaną prywatyzację tej instytucji szkolnictwa półwyższego. W nowej sytuacji dawnym

funduszem Edukacji Narodowej mogły się najwyżej interesować izby skarbowe, czyli państwo, a

funkcjonowanie Liceum Krzemienieckiego będą odtąd zapewniały izby dozorcze. Żadne doszukiwanie

się dóbr pojezuickich nie jest już potrzebne oraz możliwe. Wszelkie przywłaszenia zostają

przedawnione. Tym krokom towarzyszył projekt nauczania równie imponu-

44 Uwagi nad prośbami Komisji Wołyńskiej, 1816 r., Biblioteka Uniwersytetu Wileńskiego, KC 41, s.

213.

238

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

jacy jak za czasów Czackiego, choć nieco fantazmatyczny w mieścinie, w której brakowało

brukowanych ulic. Zamierzano powiększyć bibliotekę, założyć najrozmaitsze laboratoria, zbudować

szpital, instytut weterynaryjny, warsztat mechaniczny, nowe stajnie, pensjonat, szkołę powiatową,

planowaną od dawna szkołę dla guwernantek, stworzyć katedry architektury, położnictwa, chirurgii,

trygonometrii i astronomii45.

W roku 1817 Czartoryski pojechał do Wilna, gdzie powołał dyrekcję szkół powierzoną czterem

profesorom. Książę kurator powrócił stamtąd dość niekon-tent, już wcześniej przekonawszy się o

słuszności postawy szlachty ukraińskiej. W kwietniu 1818 roku, po Sejmie w Warszawie, na którym

Aleksander I najwięcej przyrzekł niedotrzymanych obietnic w sprawie połączenia z Królestwem

Kongresowym „polskich guberni" Cesarstwa, i podczas którego Czartoryskie-mu udało się szepnąć

kilka słów w sprawie Liceum Krzemienieckiego46, książę wyruszył na rodzinną Ukrainę. Spędził na niej

całe lato 1818 roku po ślubie z Anną Sapieżanką (ona miała lat osiemnaście, on - czterdzieści siedem)

i postanowił przekonać się osobiście, w jakim stanie znajdują się szkoły. Wizytował ich kilka,

powiatowych, a nawet parafialnych: w Łucku, Woronczynie, Lubarze, Wołosówce, Machnówce,

Żytomierzu, Winnicy pozostawiając w rejestrach trzech guberni uwagi o treści nauczania, o materiale

do przerobienia itd. Ufundował nawet szkołę powiatową w jednym ze swych pałaców - mianowicie w

Międzyborzu47. Podczas wizytacji zastał jedynie dyrektorów, ale nie uczniów - trwały wakacje. Pobyt

księcia składał się zatem z serii spotkań w eleganckim towarzystwie, wszystkie wielkie rodziny

prześcigały się w staraniach o prezentację wielkiemu przyjacielowi cara, a przynajmniej przyjaciela

domniemanego. Postawa polskiego ziemiaństwa najwyraźniej sprawiała księciu przyjemność, gdyż

pisał do swego staruszka ojca:

„Wielu tu obywatelów się zjechało [...], Oprócz tego książę Eustachy [Sanguszko - D. B.] i kilku

powiatowych marszałków, niemniej gubernator, generał Giżycki, tu przez kilka dni bawili. To

zgromadzenie nastręczało nam okazję do licznych balów, na których moja żona zrazu wiele

tańcowała"48.

Długi pobyt kuratora na Ukrainie odegrał zasadniczą rolę w przygotowaniu gimnazjum

krzemienieckiego do transformacji w liceum, zgodnie z wolą szlachty i w duchu Petersburga. Książę

podjął decyzję - mimo sprzeciwów Uniwersytetu Wileńskiego - o oddaleniu upartego dyrektora

Sciborskiego i innych niewygodnych nauczycieli. Emigracyjni absolwenci liceum utworzyli w roku

1837 w wytwornej restauracji paryskiej tak zwaną „Biesiadę Krzemieniecką". Członkowie tego małego

towarzystwa nie mogli się nachwalić swej elitarnej przewagi i szczególnie podkreślali dawne zasługi

Józefa Drzewieckiego, byłego powstańca

45 Projekt F. S. Rudzkiego (1817), Biblioteka Jagiellońska, Kraków, 4569.

46 A. J. Czartoryski do A. N. Golicyna, 7 maja 1818 r., Biblioteka Czartoryskich, Kraków, 6388, po

francusku.

47 Zapiski brulionowe księcia Czartoryskiego, Biblioteka Czartoryskich, Ew. 6374.

48 A. J. Czartoryski do A. K. Czartoryskiego, 27 czerwca 1818 r., ibid., 6032.

Klejnot albo/i wykształcenie

239

kościuszkowskiego, żołnierza Legii Naddunajskiej Kniaziewicza, którego wybr.i-no w roku 1817

marszałkiem szlachty powiatu krzemienieckiego. W roku 2003 Ryszard Przybylski zawtórował tej

autoreklamie paniczów. Książę-kurator skądinąd spełnił stare marzenie Razumowskiego, kiedy ten

powoływał dyrektorów honorowych. Znalazł idealnego kandydata na dyrektora Liceum

Krzemienieckiego.

Tym idealnym kandydatem był wielki właściciel ziemski na Wołyniu i jeden /.najbardziej znanych

poetów neoklasycznych - Alojzy Feliński, autor, między innymi, hymnu koronacyjnego w Królestwie

na cześć Aleksandra I: Boże coś Polskę, oraz wziętych tragedii. Alojzy Feliński, podobnie jak Jan

Potocki, łączył dobry smak, wyborne wykształcenie z zamiłowaniem do literatury i sztuk pięknych

oraz ze znaczną fortuną, co powodowało, że był świetnym kandydatem na dyrektora dla ziemiaństwa

pragnącego sprawować pieczę nad szkolnictwem. Alojzy Feliński nie posiadał co prawda żadnego

stopnia ani tytułu naukowego, ale w Europie królów wracających na trony, w Rosji Arakczejewa i na

Wołyniu Filipa Platera stanowiło to raczej zaletę niż wadę. Czartoryski starał się przekonać

profesorów w Wilnie, bez większego skutku, że osoba o takiej pozycji będzie cieszyła się

nieskończenie większym prestiżem niż skromny uniwersytecki uczony49.

Wszystko już było gotowe do transformacji zgodnej z duchem ziemiańskiej elity: 4/16 grudnia 1818

roku Aleksander I podpisał ukaz fundacji Liceum Krzemienieckiego:

„Uwzględniwszy, że Nasze dyspozycje z aktu wydanego 29 lipca 1805 roku dotyczące gimnazjum na

Wołyniu do dnia dzisiejszego spodziewanych rezultatów nie przyniosły oraz że trzy gubernie: Podole,

Wołyń i Kijowszczyzna, mocno od Wilna oddalone, koniecznie potrzebują zakładu wyższego

ukształcenia, który, choćby w stopniu niejakim, uniwersytet zastępował dla szlacheckiej młodzi,

nakazujemy zmianę imienia gimnazjum na liceum i szybkie zastosowanie się do powyżej nadanego

statutu, wedle środków na cele edukacji przewidzianych"50.

„Zastosowanie się" nie było wcale takie szybkie, i tylko nazwa uległa zmianie, ponieważ statut Liceum

Krzemienieckiego, zanadto zmodyfikowany, nigdy nie został zatwierdzony, z różnych powodów.

Główna przyczyna - to brak obecności księcia kuratora, który uznawszy rzecz za załatwioną oddalił się

na dwa lata, obwożąc swoją małżonkę po wszystkich stolicach europejskich. W tym czasie

profesorowie wileńscy przystąpili do kontrataku. W Rosji natomiast reakcja wygrywała (nie

zapominajmy, że w roku 1818 gubernia kijowska została wyłączona spod kurateli Wilna) i zdano sobie

sprawę, że popieranie wołyńskiej szlachty, chociaż stanowczo samolubnej, oznacza jednak popieranie

pewnej idei polskości. Ponadto Feliński zaraz po swej nominacji zmarł, ku rozpaczy Czartoryskiego.

Kiedy książę powrócił - było już za późno.

' A. J. Czartoryski do J. Śniadeckiego, 18 stycznia 1819 r., Biblioteka Jagiellońska, 3104. ' Biblioteka

Czartoryskich w Krakowie, 6374, s. 103 i n.

240

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Projekt statutu Liceum Krzemienieckiego stanowił wyzwanie wobec cienkiej warstwy światłych,

którzy starali się dokonać przemian w strukturach socjalnych. Czartoryski, dawniej tak pasjonujący się

prądami oświeceniowymi, przejął się obecnie większością sugestii zawartych w memorandach

Rudzkiego. Liceum znalazło się pod wyłączną pieczą kuratora, jedyna łączność z Wilnem ograniczała

się do corocznych sprawozdań „dla informacji". Ponieważ fundusze pochodziły od jedynego

mecenasa, kontrolę - nie tylko materialną - nad funkcjonowaniem liceum, zgodnie z założeniami,

powierzono izbie dozorczej, której trzech członków wybierać miało zgromadzenie szlacheckie. W ten

sposób zakres uprawnień zgromadzenia szlacheckiego ujęty w „Gramocie" nadanej przez Katarzynę II

został w jaskrawy sposób naruszony, nie wspominając nawet o zasadach nauczania powszechnego z

roku 1803. Izbie winien przewodzić w powiecie dyrektor honorowy (Drzewiecki) oraz dwaj duchowni

wyznaczeni przez biskupów rzymskokatolickich w Łucku i Kamieńcu, co zapowiadało koniec świeckich

tendencji odziedziczonych po Komisji Edukacji Narodowej. Notable wybierani na trzy lata i zbierający

się cztery razy do roku decydować mieli

0 afektacji, nominacji i zwalnianiu nauczycieli, o programie oraz o przedmiotach nauczania. „Uczone

ciało" miało spełniać rolę edukatorów na pasku i sakiewce hojnych darczyńców51.

Minister Golicyn sformułował wiele innych zastrzeżeń, ponieważ nastąpił okres maltuzjanizmu w

rozdzielaniu rang i czynów (o którym będzie jeszcze mowa) i Rosjanie nie mogli się zgodzić z myślą, że

uczniom Liceum Krzemienieckiego można przyznać stopień studenta lub kandydata, ponieważ

student

1 kandydat należał do tabeli carskich rang. Golicyn nie mógł też przełknąć dawnej już ambicji

Krzemieńca do niezależnego od cenzury carskiej kontrolowania publikacji na Ukrainie, a ponadto nie

pogodził się z przedawnieniem nielegalnego zajmowania ziem pojezuickich i chciał ciągnąć tę sprawę

do końca.

Walka prowadzona przez otoczenie Filipa Platera i osobiście przez księcia Czartoryskiego do roku

1824, kiedy carat oficjalnie administracyjnie przyłączył szkoły na Wołyniu i na Podolu do Charkowa,

kładąc w ten sposób ostateczny kres polskim ambicjom kulturalnym - ujawnił impas powstały w

wyniku zderzenia dwóch substancji społecznych: skostniałych struktur zniewolonych knutem i

rozkazem z nowym podmiotem, którego siła polegała na wiedzy.

W roku 1821 i 1822 piórem Rudzkiego autorzy projektów wołyńskich uparcie starali się sprzeciwiać

niechęci Wilna, pisząc do kuratora lub do ministra. Wołyniaków oskarżano w Wilnie o dziedziczną

skłonność do polskiej anarchii, natomiast oni sami, najaktywniejsi członkowie żytomierskiego

zgromadzenia szlacheckiego, występowali w roli rzekomych spadkobierców Komisji Edukacji

Narodowej. W górnych perorach dowodzili, że podobnie jak ich przodkowie troszczący się o wolność

stanu rycerskiego, wykazują zwyczajną postawę obywateli, których bezinteresowna aktywność nigdy

nie została spożytkowana

' Ibid., Ustawa Liceum Krzemienieckiego, czyli dodatek do dyplomata, początek 1819 r.

Klejnot albo/i wykształcenie

241

przez polski rząd. Stanowcza prezentacja siebie samych w roli jedynych ohroń-ców cnót

obywatelskich była rodzajem obrony antycypującej przyszłe zagrożenie ze strony absolwentów szkół,

którzy przejęci ideami swych nauczycieli muliliby się stać rzeczywistym niebezpieczeństwem dla

przywilejów urodzenia.

Aż do tamtych lat „obywatelstwo" sądziło, że ono tylko tworzy grupę zdolną utrwalać i rozwijać

jedyną pozostałą jej strefę władzy: zarządzanie wiedzą. Na wezwanie Golicyna z 12 stycznia 1821

roku, by dostarczono mu wreszcie konkretny kalendarz ustalania własności dóbr pojezuickich,

wołyńscy komisarze odpowiedzieli elaboratem z 4 listopada 1821 roku, w którym wyrazili nec plus

ultra arystokratyczne teorie o koniecznym sprawowaniu kontroli nad treściami nauczania.

Przedawnienie wszelkich malwersacji ziemskich, zapewnienie status quo właścicielom, autorzy

„Projektu" przedstawiali jako warunek konieczny zapobieżenia niebezpiecznemu szerzeniu się „ducha

korporacji" pośród kadry akademickiej. Sygnatariusze tego znaczącego tekstu twierdzili, że nie

rozumieją, dlaczego zabrania się im uczestniczenia w pracach ciała pedagogicznego, kiedy kolejni

rosyjscy ministrowie bronili owej zasady. Co prawda „obywatelstwo" nie posiada dyplomów, ale czyż

nie jest ogólnie wykształcone i kulturalne? Profesorowie starający się wyodrębnić w osobną kastę

zachowywali się - zdaniem „obywatelstwa" - skandalicznie i pyszałkowato. Uniwersytet Wileński,

zamiast powołać na katedry profesorów spośród uczciwych szlachciców, woli: „je zapełniać

osobnikami miernymi, ale wybranymi spośród swoich [...], rząd zatroskany o potrzeby kraju,

powinien sobie uświadomić konieczność powierzenia odrębnym organom kontroli nad instytucjami

zajmującymi się kształceniem i wychowaniem". Ponieważ miejscowe instytucje szlacheckie zachowały

swe prerogatywy sądownicze i gorliwie (?!) je wypełniają, nie jest rzeczą normalną, by jedynie

Ministerstwo Oświecenia Publicznego pozostawało pozbawione jakże cennego wspomożenia.

Następnie ujawniła się pogarda dla „uczonych":

„W obecnej sytuacji jedynym w południowych guberniach sprawcą wszelkich działań w dziedzinie

oświaty jest uniwersytet; urzeczywistnia je poprzez swoich członków, którzy również kontrolują, to

znaczy, że jest on zarazem sędzią i stroną [...]. Jest prawie niepodobieństwem, aby takie ciało,

złożone z osób zajętych wyłącznie teoriami naukowymi i skutkiem tego specjalnego powołania

niemogące szczegółowo zapoznać się z potrzebami kraju, mogło przystosować system oświaty do

życia publicznego i właściwie oceniać rezultaty swoich działań".

Odrzuciwszy wszelką promocję dzięki zasługom, polski stan rycerski na Ukrainie, jakże odległy od

ducha buntu przenikającego młodzież szlachecką w Wilnie, która, podobnie jak radykalne ruchy

młodzieżowe w ówczesnej Europie, zakładała tajne związki i stowarzyszenia (do których należała - co

prawda procentowo - niewielka grupa uczniów i studentów), marzył jedynie o dokładnym odcięciu i

wyizolowaniu elity szlacheckiej w obrębie Cesarstwa Rosyjskiego i łudził się, że taką izolację

Petersburg zaakceptuje. Pragnąc sprawować kontrolę nad kształceniem przyszłych pokoleń,

„obywatelstwo" pragnęło nie tylko zachować przywileje ziemskie oraz moc wpływów sądowych, ale

sądziło, że bierze także udział w politycznej walce z rewolucyjną Hydrą:

242

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

„Takie obustronnie moderujące oddziaływanie zapobiegłoby wytworzeniu się sytuacji, do jakiej

doszło obecnie w Europie wszędzie tam, gdzie Ojców Rodzin i Obywateli pozbawiono wszelkiego

wpływu"52.

Uniwersytet Wileński, poinformowany o pretensjach Wołyniaków (minister niewątpliwie nie bez

satysfakcji obserwował pogłębianie się schizmy między Wilnem i Krzemieńcem i nie zwlekał z

wyzyskaniem konfliktu, ale za pomocą zupełnie innej separacji niż ta, którą sugerowało

„obywatelstwo"), odpowiedział zdecydowaną ripostą podającą w wątpliwość „ducha obywatelstwa"

ziemian. Profesorowie wileńscy przedstawili ciało pedagogiczne nie jako społeczność pasożytów, lecz

rzeczywistych wychowawców narodu (który nie oznaczał w tym wypadku tylko narodu szlacheckiego)

i śmiało odrzucili wyobrażenia

0 szlacheckiej przewadze53.

Jeśliby książę kurator był obecny podczas tej debaty teoretycznej o kapitalnym znaczeniu,

prawdopodobnie skłaniałby się w stronę argumentów szlachty ukraińskiej, ponieważ wyruszając w

swą długą podróż w roku 1819 skierował do dyrektorów honorowych rekomendacje ujawniające do

jakiego stopnia był on teraz przekonany o konieczności wprowadzania ziemian do życia szkolnego:

wychowawczego, pedagogicznego i materialnego. Zerwanie Czartoryskiego z Oświeceniem ujawniło

się w tym wypadku z wyjątkową jasnością. Pisał on, że należy przede wszystkim zabiegać o to, by

szkoły, ośrodki nauki i ducha obywatelskiego, stały się również ośrodkami religii i obyczajności. W

tym celu koniecznie należało utrzymywać ścisłe stosunki z miejscowym duchowieństwem

1 książę, niegdyś tak zdecydowany zwolennik Oświecenia, deklarował, że młodzieniec moralny

musiał mieć pierwszeństwo przed dobrym uczniem. Należało położyć tamę fali zdemoralizowania, z

którym w owym czasie walczyła oficjalna Rosja jak z bestią. Prawdziwi dyrektorzy, podobnie jak

nauczyciele, byli zanadto podejrzani, by godnie sprzeciwiać się złu, ale dyrektorzy honorowi, zbrojni

cnotą osobistej fortuny, powinni stać się nie tylko strażnikami wiary, ale również społecznej

stabilności, wymagającej szczególnie pilnego nadzoru w Krzemieńcu, do którego po nauki wysyłała

swych synów aż nadto licznie szlachta czynszowa.

Czartoryski pisał, iż do głównych przyczyn zepsucia w kraju należy zaliczyć ową nierozumną żądzę

wybicia się, niechęć dzieci do kondycji społecznej swoich ojców, co można niestety zauważyć wśród

całej polskiej młodzieży. Dobre obyczaje kształtują się w domu, pod okiem rodziców. Jakże dziecko

może zachować skłonność do cnoty, jeśli uczy się gardzić pozycją rodziców, ich sposobem myślenia i

postępowania? Nie ma potrzeby wyliczania przykrych skutków takiego nastawienia umysłów.

Dyrektorzy honorowi sami osądzą, jak ważną jest rzeczą, aby uczniowie, studiując potrzebne im

przedmioty, nie powzięli niechęci do swego stanu, żeby rozumieli wyraźnie, iż ten, kto usiłuje wznieść

się ponad granice

52 Projekt o komisjach dozorczych i list z 4 listopada 1821, Biblioteka Jagiellońska, Kraków 4569, s.

271-289; brulion, s. 288-295, tekst na czysto.

53 O projektach ustanowienia osobnej administracji funduszu edukacyjnego, 8 kwietnia 1822 r., ibid.,

s. 304-308.

Klejnot albo/i wykształcenie

243

swoich możliwości, gotuje sobie gorzką przyszłość i niepokój na całe życie, i ze wykształcenie powinno

przede wszystkim pomóc nam w dobrym wypełnieniu roli właściwej naszemu stanowi i obowiązkom,

które z niego wypływają54.

Chociaż polska szlachta na Ukrainie pozostawała w ten sposób w zgodzie z ewolucją idei

edukacyjnych dokonującą się w całej Rosji (dyrektywy Czartoryskiego wyrażały zasady polityki

szkolnej Golicyna i zapowiadały formułę Szisz-kowa z roku 1824, który twierdził, że wykształcenia,

podobnie jak soli, potrzeba tylko krztynę), podobnie jak szlachta na Litwie nie mogła już ocalić

autonomii, z której korzystała dotąd w dziedzinie kultury, ponieważ czynnik narodowy stawał się

przeszkodą. Ostatnia próba Czartoryskiego ocalenia statutu Liceum Krzemienieckiego podjęta w roku

1824, w której podnosił on spokój panujący pośród uczniów, w odróżnieniu od poruszenia

politycznego na pozostałych obszarach okręgu55, okazała się daremna. Czartoryski utracił

stanowisko. Nadzór nad polskimi szkołami na Ukrainie, które pozostawały w uśpieniu do czasu ich

całkowitej rusyfikacji w roku 1831, należał już odtąd do Charkowa.

Jednak należy starannie podkreślić fakt o kapitalnym znaczeniu, który stał się rezultatem powstania

sieci szkół w tym regionie. Protointeligencja, tak mocno popierana przed rokiem 1815, a następnie

tak zażarcie zwalczana, w trzecim dziesięcioleciu wieku dziewiętnastego rozwijała się i poważnie

zaczynała zagrażać starym strukturom stanowym. Kiedy w roku 1828 Stroganow zamierzał jeszcze

silniej posłużyć się ziemiaństwem do kontrolowania szkolnictwa w Cesarstwie, Sperański,

przywrócony do łask, a nawet odgrywający rolę podpory reżimu Mikołaja I, sformułował niesłychanie

wymowne zastrzeżenie: dworiaństwo z pewnością wnieść wiele może, ale koniecznie trzeba

„wykluczyć szlachtę z okręgów dorpackiego i wileńskiego z powodów właściwych samym instytucjom

tam się mieszczącym oraz z powodu przesadnej skłonności mieszkańców do kształcenia się, która nie

wymaga zabiegów rządowych wykraczających poza zwykłą miarę"56.

Szkoły szlacheckie: otwarcie czy impas?

Owa „przesadna skłonność" stawała się rzeczywiście niepokojąca i naruszała równowagę kulturową

głównych składników socjonarodowościowych carskiego imperium. Władza nie mogła tego faktu

ignorować.

W roku 1809, w pięciu okręgach szkolnych (Petersburg, Moskwa, Charków, K.i/.ań i Wilno) w 32

gimnazjach kształciło się 2838 uczniów, pośród tej liczby l.ł()5, czyli prawie połowa, zamieszkiwała

okręg wileński. W 126 szkołach powiatowych Cesarstwa uczyło się 12 838 uczniów, w tym 7422

podlegało Wilnu, czyli znacznie więcej niż połowa. W roku 1824 względny ciężar „polskich Kiibcrni" w

łącznej liczbie uczniów zmalał, ale 22 720 uczniów w szkołach pod-M.twowych i średnich, stanowiło

30,2% wszystkich pobierających nauki w Ce-

1 Archiwa Polskiej Akademii Nauk, Warszawa, zbiory Chmaj 90.

A. J. Czartoryski do A. N. Golicyna, 29 kwietnia 1824 r., Biblioteka Czartoryskich 6388. " K. S c h m i d

t, Istorija sriednich..., s. 265.

244

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Klejnot albo/i wykształcenie

245

sarstwie, co tworzyło liczbę prawie dwukrotnie większą niż liczba uczniów w pierwszym pod tym

względem okręgu - czyli charkowskim (12 660)57.

Pośród polskich szkól średnich szkoły ukraińskie wyróżniały się wielkością. Gimnazjum, a potem

Liceum Krzemienieckie stało się, od roku 1810, największym zakładem edukacyjnym w okręgu,

wyprzedzającym wileński. Przed przyłączeniem do okręgu charkowskiego liczebność uczniów w tym

zakładzie wyglądała następująco:

1805:280 1806:422 1807:434 1808:404 1809: 413

1810: 612 1811: 693 1817: 519 1818:545 1819: 567

1820: 630 1821: 678 1822:685

Spośród największych pod względem wielkości polskich szkół trzy mieściły się na prawobrzeżnej

Ukrainie. Przyjmowały one, w zależności od roku, od 400 do 500 uczniów: gimnazjum w Winnicy,

szkoły bazyliańskie w Barze i w Luba-rze (do których należy też dodać szkołę w Humaniu przyłączoną

do Charkowa w roku 1818, ale utrzymywaną z językiem polskim do roku 1830). Szkoła powiatowa w

Międzyrzeczu przyjmowała od 300 do 400 uczniów w roku 1822, a w tym samym roku szkoły w

Owruczu, Berdyczowie i Niemirowie liczyły od 200 do 300 uczniów. Pozostałe były mniej licznie

uczęszczane. Żytomierz, Łuck, Teofilpol, Włodzimierz, Kamieniec, Międzybóż przyjmowały od 100 do

200, podczas gdy Klewań, Dąbrowica i Ołyka - mniej niż 100 uczniów.

Ewolucja liczby uczniów w szkołach polskich na Ukrainie w poszczególnych guberniach przedstawiała

się następująco:

Wołyń Podole Kijowszyzna 1803 1808 1816 1822

1571 1621 605 1978 1397 762 2070 1728 569 2673 1461

Razem 3797 4137 4367 4134 co najmniej 4700 łącznie z Kijowszczyzną

Na osiem guberni zabranych, Wołyń zajmował drugie miejsce pod względem liczby uczniów (20,5%),

Podolu przypadło około 10%. Inaczej było w Wilnie, które pomiędzy rokiem 1803 i 1831 stało się

największym ośrodkiem w Cesarstwie (300 uczniów szkół średnich w roku 1808; 900 - w roku 1824;

1300 -w roku 1830), wyprzedzając znacznie Moskwę i Dorpat. Pośród 825 studentów w roku 1822 -

1823, tylko 6,66% przybyło z Wołynia, 3,51% z Podola i 2,06% z Kijowszczyzny.

Bez wchodzenia w szczegóły dotyczące treści nauczania, warto niewątpliwie zauważyć, że

niepokojąca Sperańskiego „nadmierna skłonność do kształcenia

" Te oraz dalsze liczby, wykresy i tabele podaję za: D. B e a u v o i s, Lumiere et Societe..., t. 2, s. 688-

691, lub i d e m, Szkolnictwo polskie na ziemiach litewsko-ruskich..., t. 2, s. 249-254.

się" świadczyła o nadziejach i zaufaniu uczniów oraz rodziców do oświaty. Wartość nauczycieli oraz

program nauczania nie były w zasadzie w żaden sposób podważane przez wymownych

arystokratycznych mentorów krzemienieckich. Ogólnie rozpowszechnione, choć nieco

powierzchownie traktowane dziedzictwo Oświecenia wystarczało, by upatrywać w szkole źródła

wiedzy i kultury równie koniecznej w życiu codziennym, jak przydatnej w staraniach o zachowanie

tożsamości. Chociaż tradycja oświeceniowa pozostawała na tych terenach wymieszana z nieco barską

postawą rozumiano, że szkoła zapewnia socjalizację i pielęgnuje ideały, do których realizacji region

aspirował od pięćdziesięciu lub więcej lat. Z pewnością program nauczania przedmiotów

praktycznych nie został wcielony w życie, specjalizacja zawodowa nawet na uniwersytecie nie

otwierała nadmiernych możliwości awansu (medycyna, szkolnictwo, duchowieństwo), ale

uwzględniwszy wszelkie zaistniałe przeszkody, dyrekcja szkół podległych Wilnu, przygotowująca

podręczniki dla wszystkich placówek i opracowująca dla nich dyrektywy pedagogiczne, nadawała

całemu procesowi nauczania jedność i pobudzała ducha, który ożywiać będzie przyszłe pokolenia

oraz mógłby sprzyjać powstaniu inteligencji, gdyby były liczniejsze możliwości działania (zresztą

niektórzy przedstawiciele tej grupy na emigracji po roku 1831 zostaną inżynierami, lekarzami,

technikami, pisarzami, publicystami). Prawodawstwo niezbędne w procesie modernizacji,

pozostające w społeczeństwie szlacheckim rodzajem ornamentu, ponieważ wszystkie funkcje w

sądownictwie i w policji łączyły się z przywilejem urodzenia, było - paradoksalnie - wykładane w

szkołach średnich według podręcznika Stroynowskiego, który powoływał się na wszelkie pryncypia

„prawa naturalnego", innymi słowy przedkładał zasady wychowania obywatelskiego, które musiały

nieuchronnie stawiać w nowym świetle polskie archaizmy i carski bezwład. Podobnie na lekcjach

Chońskiego, profesora ekonomii z Krzemieńca, autora podręcznika opartego na ideach Smit-ha, Saya

i Jacoba, uczniowie uzyskiwali wszelkie przesłanki teoretyczne uzasadniające konieczność zerwania z

pańszczyzną i zmiany światopoglądu. Wszystkie przedmioty nauczania odkrywały ideały głęboko

różniące się od tych, z którymi uczniowie zapoznawali się w rodzinie. W szkołach ukraińskich uczyli się

wszak poeci: Seweryn Goszczyński (Humań) i Juliusz Słowacki (Krzemieniec), którzy wyrazili w swych

późniejszych utworach tragiczne relacje pomiędzy polskimi panami i ukraińskim chłopstwem

pańszczyźnianym.

Przez ciemne świecidło Świętego Przymierza spójrzmy raz jeszcze na bezwład i paraliż socjalny na

Ukrainie, najwidoczniej rozmyślnie prowokowany.

Prawie wszyscy uczniowie w szkołach ukraińskich pochodzili ze szlachty -ziemiańskiej lub czynszowej -

i to stanowiło oryginalny rys w stosunku do całe-K<> Cesarstwa. Zatem „polskie gubernie" nie zaznały

narastającego lęku, którym k/.hiditę w Rosji właściwej napawała ekspansywność raznoczyńców.

Statystyka /.i rok 1826 pokazywała, jak ową ekspanywność wyrażał skład społeczny uczniów w

gimnazjach rosyjskich w porównaniu z prawie zupełną nieobecnością tyiiów raznoczyńców w

szkołach podlegających okręgowi wileńskiemu. Na 4.109 uczniów gimnazjalnych podlegających

Petersburgowi, Moskwie, Charko-

246

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

wowi, Kazaniowi i Dorpatowi, 1691 - to byli synowie dworiaństwa lub dygnitarzy carskiego dworu.

Pozostali byli synami czynowników, kupców, mieszczan, rzemieślników, żołnierzy, popów, wolnych

chłopów, a nawet kilku chłopów pańszczyźnianych. W okręgu wileńskim - przeciwnie - 1952

szlachciców figurowało pośród 2224 uczniów gimnazjalnych. Pośród nielicznych nieszlachciców

spotykało się tu synów mieszczan (121 uczniów), popów, prawdopodobnie księży unickich (65

uczniów) i kilkudziesięciu synów chłopskich (85 uczniów) z pewnością raczej litewskich niż

ukraińskich58.

Z powyższych danych wynika, że uczniowie z guberni podlegających Wilnu nie musieli się zbytnio

obawiać pierwszych decyzji dotyczących zachowania struktur społecznych w niezmienionej postaci

podjętych przez Razumowskiego w roku 1811. Paragraf 14 Aktu Założycielskiego Uniwersytetu z roku

1803 przyznawał studentowi szlacheckiego pochodzenia, zaraz po wstąpieniu na uniwersytet,

czternasty stopień czynu; kandydat otrzymywał stopień dwunasty, magister - dziewiąty, a doktor -

ósmy. Ukaz z 10 listopada 1811 roku wyzwalał studentów z klas opodatkowanych dopiero po

zaliczeniu kursu uniwersyteckiego (bez określenia, w jakim terminie studia należało ukończyć). Ten

przepis, wedle ukazu, winien zapobiegać zapisywaniu się tych, którzy chcieli uniknąć w ten sposób

płacenia poglównego lub swobodnie oddawać się lenistwu59. Od 11 marca 1811 walka z

pospólstwem została wzmożona. Razumowski zdecydował, że stopień studenta nie będzie już wcale

przyznawany przedstawicielom klas opodatkowanych. Należało ich uznawać za „wolnych słuchaczy"

bez wpisywania do tabeli czynów. Odtąd od wstępującego na uniwersytet żądano dowodu

szlachectwa60.

Rektor Uniwersytetu Wileńskiego Jan Śniadecki sprzeciwił się temu wymogowi tym bardziej

stanowczo, iż wiedział, że jego stanowisko jest stracone:

„To rozporządzenie - pisał do ministra - pomniejsza klasę ludzi wykształconych \gens de lettres - we

francuskim oryginale listu; warto zwrócić uwagę na świadomość Śniadeckiego odrębności tej grupy -

D. B.] i umieszcza ją na poziomie najniższej klasy mieszkańców kraju. Uniwersytet pozostawał w

obligacji obwieszczenia tego ukazu, co spowoduje ostudzenie zapału uczniów w guberniach do nauki.

Wycofanie tego prawa, które zdaje się tylko po to ustanowione, by szkody wyrządzać szerzeniu

Oświecenia, które przeto w zupełnej sprzeczności pozostaje z dobroczynnymi zamiarami Cesarza,

wydaje się najniezbędniej konieczne"61.

W liście do Adama Jerzego Czartoryskiego, rektor wskazywał na sprzeczność z zasadami ogłoszonymi

w roku 1803, które zakładały nauczanie powszechne, a nie zmonopolizowane przez jeden tylko stan.

Człowiek uzyskujący rangę nie może tym samym być przypisywanym do kategorii opodatkowanych,

najniższy

58 E. S c h m i d t, Istoria sriednich..., s. 236.

59 RGIA, fond 733, opis 86, dieło 271.

60 S. W. Rożdziestwienskij, Sosłownyj wopros w russkich uniwersitetach w pierwoj czetwierti XIXu/.,

„Żurnal ministerstwa narodnogo proswieszczenija" (maj) 1907, cz. 9.

61 J. Śniadecki do A. K. Razumowskiego, bez daty (1814), Biblioteka Uniwersytetu Wileńskiego, KC

41, s. 271, po francusku.

Klejnot albo/i wykształcenie

247

czyn bowiem już z nich wyklucza. Razumowskiego określał mianem „najgorszego wroga ludzkości" i

podkreślał, że kraj nie będzie miał ani wykształconych ludzi, ani talentów, jeżeli nie doszuka ich się we

wszystkich klasach narodu. Ludzie bogaci nie zawsze skłonni są do studiów. Skazki opodatkowanych

są więc śmiercią ludzkości i oświaty62.

Śniadecki wiedział, że większość studentów i uczniów w jego rozległym okręgu wywodziła się ze

szlachty. Czyż zatem nie oburzał się raczej tylko retorycznie, dla zasady? Z całą pewnością nie, gdyż

nie tylko szczerze wierzył w oświeceniowe ideały o konieczności kształcenia nie tylko szlachciców, ale

również przeczuwał, jakie konsekwencje może spowodować żądanie od uczniów „z polskich guberni"

przedkładania świadectw szlachectwa.

Masowa obecność populacji, którą carska administracja starała się nadaremnie prezentować jako

fałszywywch szlachciców, mogłaby okazać się dewastator-ska dla systemu szkolnego i

uniwersyteckiego, gdyby carskim czynownikom zamiar ten w końcu się udał. Polska szlachta

czynszowa stanowiła dla struktur socjalnych Cesarstwa podobne zagrożenie jak raznoczyńcy w Rosji

właściwej.

Utrzymanie przywileju szlachty czynszowej wyrażającego się w prawie posyłania synów do szkoły

stanowi być może najtrwalszy i najbardziej wymowny przejaw solidarności szlacheckiej. Ta zasada

pozwalała zachować szlachcicom „nieobywatelom" znak dystynktywny - wykształcenie. Aż do końca

dziewiętnastego wieku liczba „wykształconych chudopachołków" wprawiała carat w osłupienie: wielu

z nich ukończyło szkoły przed powstaniem listopadowym.

W rejestrach wydziałów Uniwersytetu Wileńskiego uderza brak informacji

0 społecznym pochodzeniu studentów. Kolumna przewidziana na odnotowanie świadectwa

szlachectwa po roku 1814 pozostawała prawie zawsze pusta aż do roku 1823-1824. W rubryce w

najlepszym wypadku znalazła się następująca uwaga: „Przedłożył certyfikat od marszałka szlachty

odpowiedniego powiatu". Wiadomo, że wartość owych świadectw była często żadna. Czasami

pisano: „Winien przedłożyć zaświadczenie". Najczęściej student nie dostarczał go nigdy.

Zgodnie z tym co wiemy już o tendencjach elitarnych i wpływie przywódców zgromadzeń

szlacheckich na Wołyniu na „klasę ludzi wykształconych", wydaje się oczywiste, że rekrutacja

najpierw do gimnazjum, a następnie do Liceum Krzemienieckiego miała prawdopodobnie bardziej

arystokratyczny charakter niż w wypadku innych szkół. Zresztą warunkiem przekształcenia gimnazjum

w liceum była „czystość elitarna" i Golicyn czuwał nad nią równie starannie jak Czartoryski. W roku

1817 Czartoryski wyraził w liście do Golicyna zdziwienie, że zakład zgodził się przyjąć w poczet swych

519 uczniów 5 młodzieńców pochodzących z klas opodatkowanych. Dyrektor Ściborski musiał się

tłumaczyć

1 dowieść, że owi synowie mieszczan zostali zwolnieni od płacenia pogłównego przez gorodniczych,

czyli naczelników miast, co pozwoliło na ich przyjęcie do Liceum Krzemienieckiego63.

62 J. Śniadecki do A. J. Czartoryskiego, 4 lutego 1814 r. Biblioteka Czartoryskich, Kraków 6397.

63 A. J. Czartoryski do A. N. Golicyna, 26 lutego/10 marca 1817 r., Biblioteka Czartoryskich, Kraków

6388.

248

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

Natomiast we wszystkich pozostałych szkołach na Ukrainie większość uczniów rekrutowała się

najwyraźniej spośród szlachty ubogiej lub szlachy gołoty, która z wykształceniem wiązała nadzieje na

awans i znalezienie się w grupie protointeligencji. Z bardzo starannego raportu sporządzonego przez

wizytatora Moniuszkę z inspekcji szkół ukraińskich przeprowadzonej w roku 1824 wynika, że

uczniowie pochodzący spoza szlachty byli tu jeszcze bardziej nieliczni niż na Litwie, natomiast

synowie ubogiej szlachty byli obecni wszędzie i przybywali do istniejących szkół niekiedy z powiatów

bardzo odległych. Ich miejsce zamieszkania świadczyło o tym, jak bardzo chcieli się uczyć: z

Kijowszczyzny, na której oprócz szkół bazyliańskich nad brzegiem Dniepru prawie nie było szkół

polskich, synowie szlacheccy przyjeżdżali na Podole - do Niemirowa, gdzie uczniowie z Kijowszczyzny

stanowili 1/6 wychowanków i przede wszystkim do Winnicy, gdzie miejscowe gimnazjum

przyjmowało 134 uczniów z Kijowszczyzny na łączną liczbę 505. Bliskość instytucji oświatowej

dodatkowo zachęcała do pobierania nauk: 185 uczniów w Winnicy pochodziło z tamtejszego powiatu,

ale jednocześnie 45 nie zawahało się przyjechać z Jampola; 39 - z Lityna; 26 — z Bałty. W dużej szkole

bazyliańskiej w Barze było można zaobserwować podobną różnorodność geograficzną, lecz wszędzie

występowała dominacja szlachecka. Bazylianie przyjęli w roku 1808 w Barze tylko trzech

nieszlacheckich synów; w roku 1814 karmelici w Berdyczowie - dwóch. Inspektor Podczaszyń-ski

naliczył 11 uczniów nieszlacheckiego pochodzenia w Teofilpolu w roku 1826; Moniuszko w roku 1824

odnalazł w Winnicy tylko jednego na 505 uczniów.

Moniuszko jako jedyny usiłował ustalić rozwarstwienie pośród szlachty i jego spis dotyczący ponad

pół tysiąca uczniów szlacheckiego pochodzenia w win-nickim gimnazjum może posłużyć jako

modelowa próbka pozwalająca uchwycić proporcje. Odnalazł co najmniej setkę uczniów

pochodzących ze szlachty „wyborowej" i nieco ponad stu uczniów - synów dzierżawców. Trzystu

kolejnych, to znaczy 3/5, było synami szlachty gołoty, służby lub rozmaitych pracowników najemnych

w wielkich majątkach, zwanych „służbą ziemską" i „rolnictwem czynszowym"64.

Skoro Rosjanom nie udało się porachować i oddzielić „prawdziwej szlachty" od szlacheckich

uzurpatorów było jasne, że wysiłki Razumowskiego, by dostęp do oświaty zapewnić tylko synom

„szlachty wyborowej" również musiały spełznąć na niczym.

Rosjanie wymyślili całą serię utrudnień, by uniemożliwić owej większości wywodzącej się ze szlachty

ubogiej i niepotwierdzonej otrzymanie rang i czynów, nawet jeśli niektórzy jej przedstawiciele

pragnęli zrobić karierę w ten właśnie sposób. Ta droga integracji, oficjalnie wpisana w dokument

założycielski z roku 1803, została również zamknięta przed profesorami Uniwersytetu, którzy przed

rokiem 1815 wiele razy występowali na piśmie o oficjalne uzyska-

64 Raport z inspekcji K. Moniuszki, 1824; Biblioteka Jagiellońska, Kraków 6334 III.

Klejnot albo/i wykształcenie

249

nie czynu odpowiadającego ich stopniom65. Po roku 1815 awans na podstawie zasług stawał się w

Cesarstwie Rosyjskim coraz bardziej problematyczny, dwo-riaństwo trwożyło się coraz bardziej

rosnącym znaczeniem raznoczyńców oraz „wątpliwych szlachciców" z „polskich guberni". W roku

1816 minister spraw wewnętrznych Kozodawliew piętnował tytułomanię, uznawszy, że szkodzi ona

integralności dworiaństwa. Jego memorandum: O nadmiernym przywiązaniu urzędników cywilnych

do rang i o środkach zapobiegania złu z niego wynikającemu66 podważało zasady, którymi kierował

się sto lat wcześniej Piotr Wielki. W celu lepszego wykazania, że studia nie powinny być uznawane za

powód do awansu, Golicyn, minister oświecenia publicznego, wyznaczył całkowicie maltu-zjański

system nadawania stopni uniwersyteckich i zastrzegał dla samego siebie nadzorowanie, by nie były

one „nadużywane". Trzydzieści dwa tytuły „kandydatów" nadane przez Uniwersytet Wileński w roku

1821 wydały mu się stanowczo zbyt hojne67.

Zanim jeszcze kuratorem został mianowany w roku 1824 Nowosilcow, Czartoryski, który już wcześniej

kazał wyczyścić niemało programów i podręczników w duchu zgodnym z ówczesnymi tendencjami

rosyjskimi i europejskimi, próbując bezskutecznie ocalić swe stanowisko narzucił w Wilnie

„Regulamin szkół i gimnazjów", który jego następca wcielił w życie. Ów tekst rezygnował z

uniwersalizmu nauczania i jasno wyznaczał cel kształcenia w perspektywie predestynacji społecznej.

Zasadniczy błąd systemu - pisał Czartoryski, chociaż sam ów system wprowadził dwadzieścia lat

wcześniej - polega na jego wyłącznym nastawieniu w stronę Uniwersytetu, podczas gdy tylko bardzo

nieliczni nań wstępują i pozostają z bagażem wiedzy niepraktycznej. Należało więc raz jeszcze

zastanowić się, dla jakich stanów oświata jest przeznaczona. Pierwszy artykuł „Regulaminu" brzmiał

następująco:

„Wszystkie w ogólności zakłady kształceniowe powinny mieć wyraźnie określony cel i zakres

działania, których nie mogą przekraczać. Tylko trzymając się ściśle tych zasad, szkoły mogą przynieść

korzyści, jakich oczekuje od nich troskliwy i opiekuńczy rząd".

Art. 2: w tym celu należy szkoły ustopniować:

„stosownie do rozmaitości klas, z jakich składa się społeczeństwo, tudzież stosownie do

poszczególnych, właściwych im zajęć".

Ta społeczna predestynacja dotyczy:

„1) Klasy, do której należą rolnicy i rzemieślnicy.

2) Ludzie wykonujący zawody, sztuki, rzemiosła, które wymagają pewnego zasobu wiedzy i długiej

praktyki, do tej klasy należy również zaliczyć uboższą szlachtę, tak liczną w guberniach polskich.

" D. Beauvois, Lumieres et Societe..., t. 1, s. 145, 146, lub idem, Szkolnictwo polskie..., t. 1, s. 130-132.

** Por. bardzo sugestywny komentarz do tego memoriału A. W. Przedtieczeńskiego, Oczerki

obszczestwiennoj i politiczeskoj istorii Rossii w pierwoj czetwierti XIX w., Moskwa 1957, s. 321 i n.

" Położenije o proizwodztwie w uczenyje stiepieni, 20 stycznia 1819 r.; APAN, Warszawa, Chmaj 97.

listy Golicyna do rektora Malewskiego, sierpień-listopad 1824; RGIA, fonds 733, opis 62, dieło 557.

250

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

3) Tych, którzy posiadają środki, aby zapewnić swoim dzieciom staranniejsze wykształcenie i

przygotować je bądź do użytecznej służby państwowej, bądź też do zajęć przynoszących pożytek

ogółowi"68.

W ten sposób szkoły powiatowe zostały przeznaczone od roku 1824-1825 dla synów szlachty

nieposiadającej majątku, która traciła ostatni przejaw swej wolności: teoretyczną możliwość

nieograniczonego zdobywania wykształcenia. Gimnazja rezerwowano dla elity. Stawały się one

szkołami przygotowawczymi do Uniwersytetu. 19 sierpnia 1827 roku Mikołaj I rozszerzył ten system

na całą

Rosję.

„Regulamin" wpisywał się w ducha owego czasu tym bardziej, że w Radzie Stanu zakończyła się

właśnie wtedy wielka debata dotycząca propozycji ministra finansów Kankrina, którego niepokoił

brak stanu trzeciego w Rosji, i który należał do nielicznych dostrzegających potrzebę stwarzania

dogodniejszych pozycji społecznych na podstawie kryterium zasługi, a nie tylko urodzenia. To był

początek procesu zakończonego późniejszym powołaniem do życia w Rosji tytułu „obywatela

honorowego". W roku 1826 Kankrin nazywał owych „nowych ludzi" po prostu obywatelami

(grażdanie) i proponował przyznawanie tego tytułu, podobnie jak tytułu szlacheckiego, dożywotnio

lub dziedzicznie. Wszyscy ministrowie w Radzie Stanu sprzeciwili się takiej innowacji, w której

postrzegli zamach na integralność i przywileje dworiaństwa oraz na ustalony porządek so-słowij.

Debatę charakteryzowały pisemne wypowiedzi jej uczestników, co pozwala na uchwycenie

autodefinicji dworiaństwa rosyjskiego w tamtej epoce, minister sprawiedliwości, książę Łobanow-

Rostowski wypowiedział się również w imieniu swych kolegów ministrów: wojny i marynarki, ale

najważniejszą opinię sformułował dwa miesiące wcześniej książę Wasilczikow, generał-adiutant cara,

który wypracował swoistą definicję rosyjskiej szlacheckości. Nie zawahał się on podać w wątpliwość

systemu czynów Piotra Wielkiego, który w teorii dopuszczał możliwość zaliczenia w poczet szlachty

zasłużonych reprezentantów spoza stanu rycerskiego. Pomysł Kankrina został więc postrzeżony jako

bardzo niebezpieczna nowinka i Wasilczikow podzielał opinię Kozodawliewa z roku 1816 „o

nadmiernej pochopności do awansu przez czyny".

„Niemożliwe jest - pisał adiutant cara69 - by całkowie pozbawiać tych »obywateli« możliwości

uzyskania prawdziwego szlachectwa, jednakże wydaje się użytecznym wyznaczenie na granicy

oddzielającej te dwie kategorie wymogów takich, którym jedynie wyjątkowe talenty i nadzwyczajne

dokonania mogłyby podołać".

Oczywiście nie analizował on zasadności przywilejów szlacheckich, które były dlań oczywiste same

przez się i dodawał: „Pragnę, by zwrócono uwagę na zło tkwiące aktualnie w tym, że przynależność

do szlachty właściwej osiągnąć moż-

68 Tekst zredagowany na posiedzeniach od 14 listopada do 21 grudnia 1823 r. przez rektorat

Uniwersytetu Wileńskiego według wskazówek kuratora; APAN, Warszawa, Chmaj 88.

69 Kopia sporządzona przez A. N. Olienina, sekretarza Rady Stanu z memorandum księcia Wasilczi-

kowa, rozważanego 28 czerwca 1826 r.; RGIA, fond 1149, opis 2, dieło 48b, k. 1-7.

Klejnot albo/i wykształcenie

25 1

na zbyt łatwo". Podobnie jak szlachta wołyńska w stosunku do ciała akademickiego, wyolbrzymiał on

zagrożenie, ponieważ zjawisko awansu tego rodzaju nic było jednak masowe.

Książę rozwijał swą ideę, utrzymując, że pragnie dobra dla ludzi zasłużonych, którzy będą bardziej

użyteczni, jeśli pozostaną na swych dotychczasowych pozycjach w hierarchii społecznej. Pozwolić

owym ludziom na uzyskanie szlachectwa (co nie było w zasadzie istotą propozycji Kankrina)

oznaczałoby:

„pozbawienie społeczności jej najlepszych członków, tych którzy mogliby pozostać jej wsparciem i

ozdobą [innymi słowy tych, którzy powinni pozostać tam, gdzie są, D. B.]. To odciągnęłoby ich od

zajęć niezbędnych dla Państwa, do których, przez swe urodzenie zostali przeznaczeni [znana

koncepcja predestynacji z Woli Bożej, D. B.] i do których wypełniania posiadają, by tak rzec,

wrodzone skłonności; to oddaliłoby ich od środowiska, w których ukształtowały się ich wyobrażenia,

do których przywykli przez właściwy im sposób życia oraz przez wychowanie, i w których siłą rzeczy

pozostają użyteczni; a przeniesienie ich do innych warunków, których ani reguł, ani właściwości nie

znają, ani nawet odpowiedniego ukształce-nia dla wykonywania swych nowych zadań nie posiedli,

uczyniłoby z nich nie tylko członków społeczności bezużytecznych, ale wręcz szkodliwych oraz wręcz

by ich poniżało".

Szlachecka „wyborowość" nie dawała się pogodzić z żadnym zewnętrznym wkładem, zatem

Wasilczikow dowodził, że idee Piotra Wielkiego wprowadziły zamęt:

„Przykłady wszystkich oświeconych Rządów dowodzą, że dworiaństwo dziedziczne taką godność

posiada, która tylko i wyłącznie pewną kategorię ludzi cechować może, a zdobyć jej w żaden sposób

nie mogą ci co do pozostałych klas przynależą, a chociaż w służbie z pewnością rangi są potrzebne, to

jednak dają one tylko poszczególne awansowanie, ale prawa do uznanego szlachectwa nie dają".

Książę stanowczo wymagał segregacji:

„Im bardziej granica dzieląca jedne kategorie od drugich wyraźna, tym lepiej one rozkwitają. Piotr

Wielki z pewnością przywiązywał do czynów wiele wagi, ale warunki zmieniły się zasadniczo.

Dworiaństwo było mniej liczne i nie postrzegało służby jako koniecznej powinności. Obecnie szlachty

namnożyło się tyle, że Państwo ma już wystarczająco wiele czynowni-ków. Rytm promocji w

hierarchii czynów również bardzo wzrósł. Każdego roku pojawia się - pisał - kilka tysięcy nowych

właścicieli. Łaska udzielania szlachectwa winna przynależeć tylko Cesarzowi osobiście. Należy

przestać uznawać rangi chorążego za wystarczającą do uzy-ukania szlachectwa, a w służbie cywilnej

już nie przyznawać go po uzyskaniu klasy ósmej".

Minister sprawiedliwości i jego koledzy zgadzali się70, że „zbyt wielu dostępuje szlachectwa przez

czyn i że trzeba to zło ograniczyć", ale nie zgadzali się na /.byt jaskrawą sprzeczność z wybitnie

symboliczną legislacją z roku 1722 oraz

'" Po predmietu priobrietjenija nasledswtwiennogo dworiaństwa posredstwom czinow. Memoriał mi-

iu»lr.i sprawiedliwości, księcia Łobanowa-Rostowskiego, 1 września 1826 r.; ibid., k. 8-10. Wypada

od-niiłować, że pomysł Kankrina stworzenia kategorii grażdan został podjęty w celu wchłonięcia

szlachty mirjhkiej w ukazie z 1831 r., który utrwalał rozdział szlachty posiadającej od nieposiadającej:

szlachta wic|»ka stawała się odnodworcami, szlachta miejska to byli grażdanie.

! I

252

Część pierwsza. Okres przedlistopadowy

z zasadami narzuconymi przez „mędrca reformatora Rosji", który popierał właśnie awans wiernych

sług, „nawet spośród motłochu się wywodzących". Przyznawali oni nawet rację Kankrinowi, że nie

byłoby właściwe „odbieranie nadziei na uzyskanie szlachectwa poprzez służbie, bo znaczyłoby to

niszczenie najlepszego elementu i spychanie w dół ludzi o największych uzdolnieniach". Ostrożnym

ustępstwom towarzyszyło jednak tyle zastrzeżeń, że powyższe wnioski zgadzały się prawie całkowicie

z poprzednimi konkluzjami.

Carscy dostojnicy nie omieszkali przypomnieć, że dostąpienie zaszczytu zaliczenia w szeregi szlachty

dziedzicznej w żadnym razie nie mogło być i nie było łatwe. Katarzyna II mocno utrudniła do niej

wstęp 16 grudnia 1790 roku nakazując, że radca tytularny nieszlacheckiego pochodzenia musi służyć

przez dwanaście lat, a asesorem kolegialnym może zostać dopiero po dwudziestu pięciu latach

służby. „Nadużycia" z czasów Pawła I i z początków panowania Aleksandra I zostały zauważone przez

niego samego; dostrzegł on mianowicie: „przeraźliwe rozmnożenie czynu" i próbował powstrzymać

ten proces ukazem Spe-rańskiego, który „niestety" nie został wprowadzony w życie. Łobanow-

Rostow-ski widział raczej początki domniemywanych „nadużyć" w uzyskiwaniu szlachectwa dzięki

awansowi w tabeli czynów w nazbyt szczodrej polityce nadawania odznaczeń i orderów, więc radził

przede wszytkim zmniejszyć ich dystrybucję, a powiększyć wymagania w wypadku promocji z klas od

trzynastej do ósmej. Oszczędne nadawanie orderów Świętej Anny i Świętego Włodzimierza nie

naruszałoby „Tabeli rang" i nie prowokowało „plotek i zbędnych komentarzy".

Debata prowadzona w najwyższych kręgach władzy w początkach panowania Mikołaja I daje pojęcie

o stopniu społecznej blokady, którą opisywały poszczególne rozdziały naszego studium. Żadnej

nadziei dla raznoczyńców i żadnej też nadziei dla szlachty bezrolnej zachodniej strefy cesarstwa; oto

klasa wolnych ludzi skazana na zniknięcie i na coraz większą marginalizację.

Jeśli gęstość sieci szkolnej i liczba uczniów nadawała temu regionowi Cesarstwa Rosyjskiego

wyjątkowy charakter, wyjątkowy był też tutaj stopień frustracji i wyjątkowa siła eksplozji w roku

1831.

Bardzo nielicznym uczniom, którym udało sie wstąpić na Uniwersytet i jeszcze mniej licznym, którym

udało się go ukończyć po zdobyciu konkretnego zawodu, należy przeciwstawić zgorzkniały tłum

„półinteligentów", wystarczająco wykształconych, by zrozumieć beznadziejność swego położenia,

który współtworzył jedną z głównych cech „wielonarodowościowego imperium", które z taką

trudnością trawiło wielokulturowość.

Dlaczego owi szlacheccy synowie wtłoczeni w tryby sztywnych struktur mieliby do końca pozostawać

w szkołach, jeśli zdawali sobie sprawę, że ten system prowadzi do nikąd? Duże gimnazjum w Winnicy,

którego przykład był już przywoływany, znowu pokazuje, w jaki sposób ujawniało sie zniechęcenie:

po pobraniu wstępnych nauk w domach, chłopcy licznie uczęszczali do gimnazjum przez pierwsze trzy

lata, ale przez kolejne trzy ich liczba gwałtownie spadała; zaledwie jeden uczeń na dwudziestu

kończył szkołę. Wizytator Moniuszko zanotował w roku 1824 następujące liczby, według

poszczególnych klas:

Klejnot albo/i wykształcenie

253

1 rok 2 rok 3 rok 4 rok 5 rok 6 rok

130 104 105 81 45 22

Program dziesięcioletni praktykowany w gimnazjum, a następnie w Liceum Krzemienieckim, był

oczywiście skierowany do innej publiczności, ale spadek frekwencji był jednakowy we wszystkich

innych szkołach. Moniuszko odnotował zresztą w tym samym raporcie, że spośród 1500 uczniów,

którzy w latach 1814-1824 przewinęli się przez gimnazjum w Winnicy, zaledwie 127 otrzymało

zaświadczenie o ukończeniu szkoły, tak zwany patent, a tylko 39 kontynuowało nauki na

Uniwersytecie Wileńskim. Poza nielicznymi, którzy przezwyciężywszy być może odrazę do służby w

carskiej armii lub w służbie medycznej, zaczęli tam pracę, cóż poczęła ze sobą reszta, której pozostał

lub nawet nie pozostał w kieszeni certyfikat o ukończeniu gimnazjum? Niewiele otwierało się przed

nimi możliwości poza posadami pisarzy w powiatowych sądach proponowanymi przez miejscowe

zgromadzenia szlacheckie. Wielu znajdowało zajęcie w charakterze korepetytorów po majątkach lub

w charakterze rachmistrzów, zarządców, intendentów, ale oni również nie mieli wpływu na ewolucję

struktur społecznych opartych na zasadzie dobrego urodzenia.

Smutna reputacja polskiej szlachty, o której mówią niektóre pamiętniki71, pożałownia godny stan

umysłów palestry, okrucieństwo wobec chłopów pańszczyźnianych, zachowanie się „herbowej

służby", ekonomów i zarządców, którzy oddawali swe nie zawsze wyborne umiejętności właścicielom

ziemskim była rezultatem zgryzoty - demoralizacji w podwójnym znaczeniu tego słowa. Część szlachty

wolała uczestnictwo w powstaniu skazanym na klęskę, wybierała śmierć lub emigrację. Jednak

zdecydowana większość szlachty na Ukrainie, ze swym nieprzydatnym bagażem szkolnym, jeszcze

silniej niż Rosjanie odczuwać musiała okrzyk z Gribojedowa: „Mądremu biada!"

W roku 1852 carski generał żandarmerii na Białej Rusi, Kuczyński dokonał jeszcze raz ogólnego

podsumowania:

„Wyższa szlachta nie podziela idei demokratycznych. Doskonale rozumie, że nigdy jej lepiej nie

będzie, niż pod ochroną silnego Rządu. Całe zło bierze się z drobnej szlachty, z tego plemienia

adwokatów, ekonomów, pisarczyków i innych raznoczyńców [zestawienie wtedy już całkiem

uzasadnione - D. B.]. [...] Gubernie zachodnie charakteryzują się ogólną skłonnością do oświaty, to

cecha charakterystyczna tej krainy [przypomnijmy podobne spostrzeżenie Sperańskiego w roku 1828

- D. B.]. [...] Znajdziemy tu wykształconych chudopachołków na każdym kroku [...]. Liczba

oświeconych szelmów, którzy pogardzają pochodzeniem ojców bez przerwy w tym regionie

wzrasta"72.

Powiedzmy raczej, że w pewnym stopniu, chociaż w proporcjach społecznych bardzo odmiennych,

owa szlachta - dalsze jej dzieje, jak zobaczymy, były tragiczne - stała się odmianą Usznych liudej -

„zbędnych ludzi".

71 A. Przygałowski, Pamiętniki, [w:] Pamiętniki polskie, red. K. Bronikowski, t. 1, Paris 1844, >. 75-80.

" Cyt. za: N. N. U ł a s z c z i k, Priedposyłki kriestianskoj rieformy 1861 g. w Litwie i Bielorussi, Mo-

•kwa 1965, s. 450.

CZĘŚĆ DRUGA

Okres międzypowstaniowy

i

Rozdział pierwszy

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

Długotrwała kolonizacja

Bardzo osobliwą mentalność przeważającej części Polaków na Ukrainie najlepiej pokaże analiza ich

związków z ludnością miejscową: z chłopstwem ukraińskim mówiącym innym językiem, wyznającym

w przeważającej większości odmienną religię, zmuszanym z dziada pradziada do najbardziej

bezwzględnego poddaństwa. Jeśli chcemy ogarnąć rzeczywistość społeczną, w której żyli Polacy na

Ukrainie, przestudiowanie tych związków jest rzeczą konieczną.

Liczby mówią same za siebie i kilka szczegółowych nieścisłości, wynikających i. niezbyt precyzyjnych

metod, którymi posługiwała się carska administracja, w żadnym stopniu nie narusza zasadniczych

proporcji. Według ósmego spisu ludności Cesarstwa Rosyjskiego z roku 1834, którego ustaleniami

posługiwali się wszyscy gubernatorzy aż do roku 1850, podział ludności obu płci był nastę-

pujący

i.

Chłopstwo ukraińskie Szlachta polska Żydzi

Gubernia wołyńska 1 453 027 139 007 177 622

Gubernia kijowska 1394 329 129 503 164 762

Gubernia podolska 1 435 083 141 702 115 143

Razem 4 282 439 410212 457 547

' Raport wołyńskiego gubernatora cywilnego za rok 1850; RGIA, fond 1281, opis 5, dieło 59; Idem,

kijowski gubernator cywilny, ibid., dieło 61; idem, podolski gubernator cywilny, ibid., dieło 78a. I'.mc

te precyzowały liczbę chłopów podaną w raporcie generał-gubernatora trzech guberni za rok 1X40,

ibid., fond 1409, opis 2, ed. 6344 i wyzyskane przez W. M. Kabuzana w pracy pt. Narodona-tirlrnije

Rossiji w XVIII i w pierwoj połowinie XIX w. [Ludność Rosji w XVIII i w pierwszej połowie XIX wieku],

Moskwa 1963. Liczbę Polaków otrzymuje się, dodając liczbę szlachty właściwej do liczby k/ljcluy

zdeklasowanej ijednodworcy + grażdanie); por. rozdziały następne niniejszego studium. W roku IK.SK

łączna liczba Polaków w tych trzech guberniach rusińskich wynosiła 493 767, co wskazuje na bar-il/i)

duży przyrost naturalny. Por. W. M. Zajcew, Socjalno-soslownyj sostaw uczastnikow wosstanija Wbig.

[Skład socjalny uczestników powstania 1863 roku], wyd. „Nauka", Moskwa 1973, s. 196. /wróćmy

uwagę na ilość polskiej szlachty. W roku 1789 w całej Francji było tylko 110 000-120 000 władny, czyli

25 000 rodzin. Por. G. Chaussinand-Nogaret, La noblesse au XVIII siecle [Szlachta w XVIII wieku],

Hachette, Paryż 1976, s. 47-49.

I

258

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Wynika z tego, że pańszczyźniane chłopstwo ukraińskie było dziesięć razy bardziej liczne niż Polacy.

Oficjalne statystyki nie wymieniały co prawda liczby Rosjan, którzy stali się prawnymi władcami tych

ziem od czasu rozbiorów Polski w latach 1793 i 1795, ale nie dajmy się zwieść pozorom. Chociaż

liczba urzędów centralnej administracji (kancelarie trzech gubernatorów cywilnych, policja) była

niewielka, rosyjska potęga znajdowała się wszędzie. W roku 1840 stacjonowało w guberni kijowskiej

21 175 żołnierzy carskiej armii, 15 799 na Podolu i 18 824 na Wołyniu2.

Od tej nowej potęgi i od dawnego jarzma polskiego ziemiaństwa zależał los Ukraińców. Okres, który

stał się przedmiotem naszych badań, mimo wyraźnej aktywizacji niewielkiej grupy intelektualistów

ukraińskich, był przede wszystkim okresem walki między tymi dwoma imperializmami. Stawką w tej

grze były ukraińskie dusze. Dusze w znaczeniu administracyjnym: jednostki wykonujące pracę

poddańczą, oraz w znaczeniu bardziej dosłownym: obiekty przetargu, które należało wyrwać spod

polskich wpływów i przerobić w wiernych poddanych cara.

Stan posiadłości Polaków prawie nie uległ zmianie. W wyniku rozbiorów u schyłku XVIII wieku, a

następnie powstania 1831 roku, Rosjanie dokonali pewnych konfiskat, do których powrócimy nieco

później, ale zasada dziedzicznego posiadania ziemi wraz z przypisanymi do niej chłopami pozostała

przywilejem prawie wyłącznie polskim.

Rządowi carskiemu udało się w roku 1840 zapanować tylko nad następującymi grupami chłopów

pańszczyźnianych3:

Gubernia kijowska Gubernia podolska Gubernia wołyńska

Chłopi pańszczyźniani podlegli Ministerstwu Wojny 49 282 71707 —

Chłopi pańszczyźniani z dóbr skonfiskowanych, czekający najirzypisanie — 2 600 91 946

Chłopi rządowi 14 004 87 859 97 902

co daje w rezultacie liczbę 415 000 chłopów odciętych od wszelkich zależności z Polakami. Trzeba do

niej jeszcze dodać kilkadziesiąt tysięcy chłopów, należących od czasów Katarzyny II do prywatnych

właścicieli rosyjskich (por. rozdz. III niniejszej części), ale wszyscy oni stanowili tylko znikomą grupę w

stosunku do rzesz chłopskich całkowicie uzależnionych ekonomicznie od dawnych właścicieli. Właśnie

tych Ukraińców rząd carski nie przestawał podburzać przeciwko szlacheckim panom. Przynależność

chłopów pańszczyźnianych wyglądała następująco4:

2 Raport generała-gubernatora Bibikowa 1840; RGIA, Petersburg, fond 1409, opis 2, ed. 6344.

3 lbid.

4 lbid.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

259

Gubernia kijowska Gubernia podolska Gubernia wołyńska

Chłopi pańszczyźniani w dobrach szlacheckich 1 029 377 934 389 910 273

Chłopi pańszczyźniani poddani Kościołowi katolickiemu 7 556 16 347 16 133

Rząd carski wpajał im przekonanie, że Polska już nie istnieje i że powinni w swoim własnym interesie

uznać cara za swego prawowitego pana, skoro Ukraińców i Rosjan łączy ta sama religia. Prawosławie

było na tych terenach religią panującą. Unia przed rozbiorami przeważająca, nie miała już wielu

zwolenników. W roku 1840 generał-gubernator mógł już z zadowoleniem pisać

0 wcieleniu w życie ukazu z roku 1839, który zakładał między innymi przyłączenie małych grup

unitów na Ukrainie - 130 000 dusz - do Cerkwi. Liczba 579 402 chłopów wyznania katolickiego we

wszystkich trzech guberniach (70 061 w guberni kijowskiej, 224 353 na Podolu i 284 988 na Wołyniu)

była bardzo nieznaczna w porównaniu z przeszło trzema milionami chłopów prawosławnych5; nie

trzeba było zresztą szczególnej propagandy, aby rozniecić, słabszą lub silniejszą, ale w każdym

wypadku zagorzałą wrogość między chłopstwem a Polakami.

Nie wszyscy Polacy byli posiadaczami ziemskimi, chociaż - jak wiemy -wszyscy zaliczali się do szlachty.

Chłopi nienawidzili również tych bez skrawka gruntu, ponieważ biedota szlachecka bardzo często

pozostawała na służbie u ziemian, pełniąc obowiązki zarządców, ekonomów itd. We wszystkich

polskich pamiętnikach pochodzących z tych terenów jedna data wciąż pozostaje szczególnie ważna:

rok 1768 - rok straszliwej rzezi dokonanej na szlachcie polskiej w Humaniu. W wieku XVIII poseł

kijowski, Chojecki, wskazywał na ekonomów - najczęściej słusznie - jako bezpośrednich wyzyskiwaczy

ludu:

„W dobrach humańskich i białocerkiewskich [tzn. we włościach Potockich i Branickich -przyp. D. B.] -

pisał Chojecki - jest z tysiąc szlachty w służbie; mają oni swe folwarki, słobo-dy, a są

»gubernatorami«"6.

Nienawiść do Polaków i szlachty rozpętała się wtedy w stopniu niebywałym, jej przerażający obraz

odnajdujemy w Zamku kaniowskim Seweryna Goszczyń-skiego (1828). Bohater tego poematu, Kozak

Nebaba, przywódca zbuntowanego chłopstwa z roku 1768, tymi słowy zachęcał swych towarzyszy do

ścigania

1 napadania na polską szlachtę:

Komu rózgami ojciec zasieczony, Czyja się panu podobała żona, Komu najmilsza córka pogwałcona,

Kogo pozbawiono lubej narzeczonej Na ojca boleść, na smutek matczyny,

5 lbid.

sZob. T. Kor z o n, Weumętrzne dzieje Polski w latach 1764-1794, t. 1, Warszawa 1897, s. 88.

260

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Na hańbę dzieci, na łaskę dziewczyny Tego zaklinam, wołam po imieniu, Niechaj wyjedzie i stanie tu

przy mnie!...

To wezwanie zamienia się w krzyk dzikiej zemsty:

Kto w pańskim za to umierał więzieniu, Że jak pies podły o głodzie i zimnie Dla usług jego

przemarnował lata; Kogo najdroższa boli przez to strata Kto chce odemścić te krzywdy, te zbrodnie

Zaklinam tego na zemstę, swobodę, Niech idzie zaraz, gdzie ja go powiodę!7

Wystarczy cofnąć się do początkowego okresu obecności Polaków na Ukrainie, aby zrozumieć, że

nigdy nie była ona całkowicie zaakceptowana. W sowieckim zbiorze materiałów i dokumentów

odnajdujemy zestawienia buntów chłopskich, począwszy od XVII wieku. Ich nieprzerwany łańcuch

jest przerażający8.

Stosunki między Polakiem i Ukraińcem przypominały najczęściej stosunki między panem i

niewolnikiem. W omawianym przez nas okresie polski pisarz J. I. Kraszewski był jednym z nielicznych -

jeśli nie jedynym - który potrafił napiętnować sposób traktowania chłopów przez swoich rodaków i

pokazać, że nadużycia, które spowodowały wybuch wojen kozackich w wieku XVII i rzezie w wieku

XVIII, pogłębiły się jeszcze bardziej w XIX wieku. Powołując się na współczucie, które towarzyszyło

polskim świadectwom zdającym sprawę z tego siedemnastowiecznego zniewolenia, jak w wypadku

świadectwa S. Twardow-skiego9, Kraszewski podkreślał, że:

„Niesłychany był bowiem ucisk na Rusi od Panów, który po części sprowadził, a przynajmniej wiele

dopomógł Chmielnickiemu, do tego straszliwego buntu, który tyle krwi kosztował. Coraz

przybywająca ilość danin, czynszów, opłat różnych, wkrótce połączona z ciężarem stacji żołnierskich,

stała się prawie niepodobna do zniesienia. Od rodzących się dzieci, od żeniących się wymagano po

dydku - dziś jeszcze na Polesiu i Wołyniu utrzymał się zwyczaj noszenia darów do dworu, jako kury

czarnej, płótna, kaszy, wódki, placka, czerwonego pasaitd...".

7 Liczba 150 000 ofiar podana przez W. Wielhorskiego, Ziemie ukrainne Rzeczpospolitej, zarys

dziejów, „Pamiętnik Kijowski" (Londyn) 1959, t. 1, s. 70, jest z całą pewnością przesadzona, ponieważ

reprezentuje nie — jak powiada autor - 1/5 ludności polskiej guberni kijowskiej, lecz całą populację.

Fragmenty poematu cyt. za: Zamek kaniowski, cl. 2, w. 270-276 i 279-287. Tego tematu krwawej

zemsty podjął się kilka lat później Taras Szewczenko w poemacie Hajdamacy.

* L. Z. G i s c o w a i in., Seljanśkyj ruch na Ukrajini, seredyny XVI-persza czwert' XIX stolittja. Zbir-nyk

dokumentiw i materialiw [Ruchy chłopskie na Ukrainie od polowy XVI do pierwszego ćwierćwiecza

XIX wieku. Zbiór dokumentów i materiałów], Kijów 1978, wyd. „Naukowa Dumka", s. 534. Drugi tom

dotyczący wieku XIX w przygotowaniu. Zob. także: A. A. Djadyczenko, Istorija seljanstwa Ukra-jinśkoji

RSR [Historia chłopstwa Ukraińskiej Republiki Sowieckiej], t. 1, wyd. „Naukowa Dumka", Kijów 1967,

rozdz. ostatni.

9S. Twardowski, Wojna Domowa z Kozaki i Tatary... za panowania Jana Kazimierza... tocząca się,

1681, w czterech księgach. Oprócz tego świadectwa, cytuje również relacje Grądzkiego oraz

francuskiego kartografa Beauplana.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

Żydzi, którzy również wyzyskiwali chłopów pańszczyźnianych, ponosili skutki wybuchów społecznego

protestu podobnie jak właściciele ziemscy, ale zasadnicza odpowiedzialność spoczywała jednak -

według relacji Kraszewskiego -który sam zresztą był ziemianinem, na tych ostatnich: „zaiste

sprawiedliwość być powinna wszędzie i nie wiem jak pogodzić oświatę, o którą się staramy, ze

zdzierstwem nieludzkim widnym prawie wszędzie"10. Inny polski pamiętnikarz tak pisał w roku 1841

o podolskich chłopach:

„Tatarowie zastaliby kmiotków takimi, jakimi ich na początku XVI wieku zostawili. Jednakowe

potrzeby i przemysł, ciemnota i nędza. Praca ich podobna do pracy bydlęcej. Trzeba nią rozporządzać,

sobie samym zostawieni kmiotkowie nie robiliby ani dla panów, ani dla siebie"11.

Aura niewolnictwa otacza również ówczesne malarstwo: ukraińscy chłopi malowani przez Kajetana

Kielesińskiego (1808-1849) są często pijani i skłóceni. Mnożyły się przesądy, zabobony, nie

próbowano nawet gasić chałup ogarniętych pożarem, ponieważ ogień traktowano jako przybysza,

którego trzeba dobrze ugościć: to wszystko wyjaśnia, dlaczego można było z taką łatwością

utrzymywać chłopstwo pod kontrolą, wyzyskiwać jego naiwność oraz pobożność i wymagać, aby

bezustannie padało do nóg pana. I tylko naturalna urodzajność wschodniego czarnoziemu

powodowała, że żyli oni nieco lepiej tu, niż za granicą Królestwa12. Zasadniczo - a sytuacja taka

utrzymywała się często aż do roku 1917! - właściciele ziemscy nigdy nie przeznaczali na działki dla

chłopów więcej niż jedną trzecią część posiadanej ziemi, chłopi zaś musieli, do uwłaszczenia w roku

1861, uprawiać za darmo pozostałe dwie trzecie gruntów, przeważnie najbardziej urodzajnych13.

Właśnie to jarzmo poddaństwa stało się przyczyną wszystkich buntów. Zanadto wyszukana wydaje

się spekulacja, że bandy chło-pów-rozbójników - jak np. licząca 2700 ludzi banda Ustima Karmeliuka,

terroryzująca ziemian na Wołyniu i Podolu od roku 1812 do 1835, czasu schwytania i egzekucji jej

herszta - są przejawem budzącej się świadomości narodowej. Poczucie świadomości narodowej u

chłopów było w owym czasie słabe14.

'" J. I. Kraszewski, Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, t. 1, Wilno 1840, s. 170-181.

"A. Przeździecki, Podole, Wołyń, Ukraina, t. I, Wilno 1841, s. 78.

J. I. Kraszewski, op.cit., s. 175 zauważa, że kobiety, im bliżej Kijowa, tym lepiej ubrane, u chłopskie

zaprzęgi liczniejsze itd.

"A. Z. B a r a b o j, Obezzemlennja pomiszczykamy kriposnych seljan Podilśkoji huberniji i posyłennja

eltspluataciji jich w period mii „inwentarnoju" i „seljanśkoju" reformamy [Przywłaszczanie ziemi przez

foniadaczy pomiędzy Inwentarzami i zniesieniem pańszczyzny], „Naukowi zapysky Instytutu Istoriji

AN URSR", vol. 12, Kijów 1958; W. Z. Hancowa-Bernykowa, Z żyttja seljanstwa Kyjiwszczyny za l>rt>iu

połowynu XIX stolittja [Życie chłopstwa na Kijowszczytnie w pierwszej połowie XIX wieku], „Ukr.ijina",

vol. 21, Kijów 1927; F. Rawita-Gawroński, Konfiskata ziemi polskiej przez Rosję po mitu I HM i 1863,

Kraków 1917, s. 7-20.

" W. A. Serczyk, Historia Ukrainy, Ossolineum, Wrocław 1979, s. 224.

262

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Nowy rygor poddaństwa

Jakkolwiek by było, łatwo zrozumieć, dlaczego wezwanie o pomoc skierowane w roku 1831 przez

polskich powstańców do chłopów15 spotkało się ze słabym odzewem, a nawet z wrogością (wiadomo

przecież na przykład, że wuja Juliusza Słowackiego, brata Salomei, Jana Januszewskiego zamordował

w maju 1831 r. chłop ukraiński), a także dlaczego Rosjanie starali się wygrać na swoją korzyść starą

antypolską nienawiść. Zobaczymy później, że polityka tego rodzaju nie była pozbawiona ryzyka,

ponieważ buntowanie chłopów przeciwko panom ponownie stawiało przed nimi samą kwestię

poddaństwa, a Rosjanie - nie mniej niż Polacy zainteresowani utrzymaniem niewolniczego wyzysku w

swoich własnych dobrach - obawiali się buntu również przeciwko carskiej władzy. Gra między trzema

osobami - Polakiem, Ukraińcem i Rosjaninem - była zatem wyrafinowana i złożona.

Nie bez zdziwienia Komitet Guberni Zachodnich w Petersburgu zapoznał się w roku 1839 z odezwą

proklamowaną osiem lat wcześniej, w roku 1831, przez generała Sackena, dowódcę pierwszej armii

rosyjskiej wysłanej przeciwko polskim powstańcom na Ukrainie:

„Poddani, którzy dochowaliście posłuszeństwa tronowi!

Oświadczamy, że rebelianci oszukują was i obiecują, czego dotrzymać nie są w stanie po to, aby

uczynić was współwinnymi ich zbrodni i wzbogacić się waszą krzywdą. Nie wierzcie im, a tych, którzy

będą was nakłaniać lub zmuszać do buntu, starajcie się pochwycić i postawić przed zwierzchnością.

Nie będziecie więcej należeć do panów, którzy powstali przeciw prawowitej władzy"16 [podkreślenie

moje - D. B.].

Generał-gubernator Bibikow, który najpierw przedstawił Mikołajowi I okoliczności towarzyszące

sprawie, przypominając tę nieostrożną obietnicę złożoną ludowi ukraińskiemu, chciał udowodnić

osobom zasiadającym w Komitecie Guberni Zachodnich, że pewne ustępstwa na korzyść chłopów

stają się niezbędne, szczególnie w chwili, gdy został odkryty spisek Konarskiego, działającego w

imieniu ludu.

Komitet Guberni Zachodnich od czasu swego powstania rozpatrzył tylko jedną sprawę chłopa

dochodzącego praw zwolnienia z poddaństwa, gdyż wydał on władzom w maju 1831 roku swego

pana, T. Lewickiego, powstańca z Wołynia. Dzięki świadectwu pięciu innych chłopów Siemion

Burdeliuk otrzymał wolność, potwierdzoną przez cara 30 lipca 1835 roku17. Inni zaś, podkreślał

15 P. A. Ławro w, Ukrajinśke seljanstwo i polśke powstannja 1830-1831 roku na Prawobereżnij

Ukrajini [Chłopstwo ukraińskie i polskie powstanie w latach 1830-1831 na prawobrzeżne) Ukrainie],

[w:] Zapysky istorycznoho fakulteta Lwiwśkoho derżawnoho Uniwersytetu im. 1. Franka, vol. 1, Lwów

1940; H. J. Serhi jen ko, Z istoriji powstannja 1830-1831 roku na Prawobereżnij Ukrajini, [w:] Isto-

ryczni doslidżennija, witczyznjanna istorija, Kijów 1979, wyp. 5, s. 63-77; T. Łepkowski, Społeczne i

narodowe aspekty powstania 1831 roku na Ukrainie, „Kwartalnik Historyczny" 1967, nr 6.

" RGIA Petersburg, fond 1266, opis 1, dieto 24 (rok 1839). Tajny memoriał Bibikowa rozpatrywany

1,24 i 25 lutego 1839 roku.

17 Ibid., dieło 18 (rok 1836). Nota ministra spraw wewnętrznych, 29 września 1836 roku.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

263

D. G. Bibikow w swoim memoriale z 1839 roku, czują się bardzo zawiedzeni, że musieli wrócić do

swych panów, co podważyło zaufanie do obietnic centralnej władzy. Polskiego poddaństwa uniknęli

tylko ci chłopi, którzy zamieszkiwali tereny skonfiskowane w wyniku powstania, ale ci również nie

zostali usatysfakcjonowani, ponieważ w większości poddani byli kontroli Ministerstwa Wojny i

regulaminowi Arakczejewa przewidzianemu dla „kolonii wojskowych"! Sprzyjało to - stwierdzał z

goryczą Bibikow - polskim właścicielom ziemskim, którzy mogli przekonywać chłopów, że służba u

nich jest mniejszym złem niż wcielenie do kolonii wojskowych.

Widzimy zatem, że chłopstwo ukraińskie stało się na tym terenie stawką w grze o wpływy.

Generał-gubernator, wskazując na takie niebezpieczeństwo zmiany nastrojów, niepokoił się, że w

związku ze śledztwem w sprawie organizacji Konarskiego nie wpłynął od chłopów żaden donos. Kilka

miesięcy później, w maju 1839 roku, w innym memoriale, adresowanym do szefa tajnej policji

carskiej Ben-ckendorffa, Bibikow stwierdzał, że chłopi w jego guberniach „próbują, wiernie służąc

Polakom i z oddaniem wypełniając powinności, zaskarbić sobie ich łaskę i w ten sposób poprawić

swój los"18.

To, co Bibikow uważał (lub udawał, że uważa) za zbliżenie pomiędzy chłopstwem pańszczyźnianym i

polskimi panami, było tylko rezultatem narastającego terroru, którego mechanizm możemy

dokładnie przestudiować na podstawie archiwów policji kijowskiej od roku 1831, to znaczy od

upadku powstania. Pogrzebawszy nadzieje na wskrzeszenie Polski, ziemianie znowu wysunęli na plan

pierwszy swój interes stanowy i swoją pozycję społeczną. Policji carskiej nie obchodziły obietnice

ogłaszane kilka miesięcy wcześniej za pośrednictwem wojska i - podobnie jak ziemianie - tzw.

sprawnicy (isprawniki) życzyli sobie, żeby status quo ante został jak najściślej utrzymany. Jesteśmy

zatem świadkami swoistego porozumienia polsko-rosyjskiego, zawartego bardzo szybko w celu

obrony pańszczyzny w momencie wstrząsu wywołanego powstaniem.

Odnajdujemy również zdumiewające skargi adresowane do władz rosyjskich przez marszałków

polskiej szlachty różnych powiatów. Marszałek powiatu wa-syłkowskiego, Borowicki, skarżył się 17

czerwca 1831 roku wojskowemu gubernatorowi Kijowa B. J. Kniaźninowi, że ze dwudziestu chłopów

należących do S. Proskura odmówiło pańszczyzny i włóczy się bez celu. Podobną skargę złożył

Podwysocki, marszałek szlachty powiatu kijowskiego, przeciwko chłopom ze wsi Szpitki. Ziemianie

zwracali się również ze skargami bezpośrednio ilo Rosjan, jak np. Chojecki z powiatu skwirskiego. Inni

karali chłopów chłostą za brak solidarności w powstaniu, nie ściągając na siebie żadnych uwag ze

strony policji rosyjskiej19.

'" Ibid., dieło 24, 8 maja 1839 roku; Nota o moralnej postawie Polaków pod względem politycznym

jiitorsrwa D. G. Bibikowa, przedstawiona Komitetowi przez Benckendorffa.

" CDIAU, Kijów, fond 533 (kancelaria kijowskiego gubernatora wojskowego, dział policyjny), opis I,

dieto 911, 1003, 1005, 1015.

264

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Ale bywało jeszcze gorzej. W dobrach Sobańskiego, bardzo bogatego polskiego ziemianina, chłopi ze

wsi Miedwiediówka, Mielniki, Gołodówka, Osota, Kosary (powiat czehyryński) łatwo uwierzyli w

sierpniu 1832 roku w rosyjskie obietnice: na podstawie skargi Sobańskiego żytomierski gubernator

wojskowy, Lewaszow, skierował część ułanów wołyńskich pod dowództwem pułkownika Pankowa z

„misją specjalną" przywrócenia porządku, to znaczy przymusowego odrabiania pańszczyzny. Gdy 13

sierpnia 1832 roku porządek został już przywrócony, marszałek tamtejszej szlachty wystosował do

gubernatora uniżony list dziękczynny: w imieniu całej polskiej szlachty w powiecie wyrażał nadzieję,

że odtąd stosunki z chłopstwem ułożą się harmonijnie, że dotychczasowe wypadki nie osłabią

szlacheckiej władzy sprawowanej nad poddanymi. Wzburzenie wśród chłopstwa przeciągnęło się do

końca 1832 roku; przywódcy zostali skazani - trzech na 30 batów, jeden na oddanie w sołdaty, jeden

na zsyłkę na Sybir20.

Wypadki tego rodzaju nie były odosobnione. Kijowski gubernator wojskowy zawiadomił 30 czerwca

1832 roku sejmiki szlacheckie, że każdy chłop zsyłany na Sybir musi być wysiedlony wraz z rodziną21.

W ten sposób przywracano porządek.

Polscy ziemianie jeszcze brutalniej zaczęli traktować swoich chłopów, odkąd mogli liczyć na

bezkarność i mścili się w ten sposób za obojętność Ukraińców dla sprawy polskiej. Mąż słynnej

Eweliny Hańskiej, wielkiej miłości Balzaka, tolerował postępki swoich ekonomów, które dobrze

ilustrują owo przywracanie porządku. Jeden z jego ekonomów, Wróblewski, znany był już z tego, że w

roku 1829 oblał chłopa wrzącą smołą - chłop wkrótce potem zmarł. W kwietniu 1832 roku zaś 56

zrozpaczonych chłopów złożyło u popa skargę na tego samego ekonoma, który wtargnął w niedzielę

palmową do cerkwi w trakcie mszy, wyciągnął sześciu ze wsi Suchołucz (powiat Radomyśl) i kazał

Kozakom wy-chłostać ich nahajkami. Powód: ci hultaje odważyli się zbierać w pańskim lesie trzcinę do

zatykania dziur w strzechach. Ani ekonom, ani Wacław Hański, który był ongiś marszałkiem szlachty

guberni wołyńskiej, nie odpowiedzieli za to przed sądem ziemskim, nie nachodziła ich też rosyjska

administracja22.

Dwunastu chłopów przybyłych z Żytomierza podpisało się znakiem krzyża pod skargą złożoną u

cywilnego gubernatora Wołynia na ekonoma z majątku pana Sorocińskiego, który zmuszał ich do

wysiewania pańskiego lnu na należących do nich skrawkach gruntu; chłopki musiały ów len międlić -

roboty te, podobnie jak pracochłonne wytwarzanie sody z węgla drzewnego - nie były wliczane do

pańszczyzny. Na skutek braku właściwej opieki - rodzice odrabiali pańszczyznę - zmarło dwoje dzieci.

Ponadto ekonom zagroził, że jeśli złożą

20 Ibid., fond 442, opis 131, dieło 8. Inne dokumenty dotyczące tej ważnej sprawy znajdują się w Ob-

łastnom Archiwie w Kijowie, fond 2, opis 3, dieło 5527.

21 List kijowskiego gubernatora do szlacheckiego zgromadzenia, OA Kijów, fond 782, opis 2, dielo

491 (zbiór korespondencji za rok 1832).

22 CD1AU, Kijów, fond 442, opis 131, dieło 110 i OA Kijów, fond 2, opis 3, dieło 5629.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

26'

skargę, zostaną oddani w rekruty. Gubernator skargę odrzucił, twierdząc, te wymagania stawiane

przez ekonoma nie różnią się od zwyczajowo przyjętych21. Rosjanie, podobnie jak Polacy, traktowali

chłopstwo ukraińskie przede wszystkim jako dziką tłuszczę, po której należy spodziewać się

najgorszego. Odezwa, skierowana w październiku 1833 roku przez trzech cywilnych gubernatorów do

marszałków szlachty, wydaje się pod tym względem bardzo znacząca. Chłopskie bunty nad Morzem

Czarnym, szczególnie w guberni chersońskiej, i widmo natychmiastowego rozszerzenia się rebelii na

sąsiednią Ukrainę przeraziły administrację rosyjską do tego stopnia, że wystosowała do polskiej

szlachty następującą odezwę:

„Jego Cesarska Mość po rozważeniu propozycji Rady Ministrów dotyczących sposobów zapewnienia

przez ziemian żywności swoim poddanym, raczyła postanowić, że ponowne niepokoje wzniecane

przez chłopstwo będą niezwłocznie zbrojnie tłumione. Z rozkazu Jego Cesarskiej Mości

głównodowodzący winien rozkazać wszystkim oddziałom pierwszej armii, aby udzielały wsparcia tym

siłom cywilnym, które tego zażądają w celu utrzymania należytego porządku"24.

Chociaż wybuch rebelii na Ukrainie był mało prawdopodobny, kijowski gubernator cywilny wolał

ostrzec marszałka szlachty zawczasu:

„Jeśli ich zuchwalstwa [tzn. chłopskie bunty - przyp. D. B.] osiągną taki stopień, że środki policyjne nie

wystarczą do powstrzymania agresji i jeśli pomoc wojskowa okaże się niezbędna, proponuję, aby

Wasza Ekscelencja dostarczyła mi odpowiedni raport przez umyślnego lub specjalnego oddawcę,

żebym mógł na czas podjąć odpowiednie kroki"25.

Czegóż się spodziewać po paternalizmie?

Widzimy zatem, że przed rokiem 1838-1839 rząd w Petersburgu i ziemiań-stwo polskie łączy

doskonała jedność poglądów na sprawę pańszczyźnianego chłopstwa ukraińskiego. Do wyjątków

należą, zarówno po stronie rosyjskiej, jak i polskiej, przejawy humanitarnego stosunku do chłopów.

Jeśli chodzi o stronę polską, to o obowiązku opieki nad chłopstwem w okresie wielkich głodów

pamiętało tylko kilku arystokratów. Oto świadectwo jednego z nich:

„Nadeszło lato i najsmutniejsze żniwa. Nie miał co zbierać wieśniak i z rozpaczą zwoził do gumien

nieco lichej słomy, zaledwie do karmienia mizernej jego chudoby zdatnej. Cena zboża podniosła się

niesłychanie. Na Wołyniu korzec żyta płacono po 30 złotych, mało co mniej na Podolu i Ukrainie [to

znaczy w guberni kijowskiej - przyp. D. B.]. Zamożni w dawne zbiory obywatele otworzyli swoje toki,

ale i to nie wystarczyło, bo coś oszczędzić było potrzeba na zimowe zasiewy dla siebie i dla

poddanych. Do tej odrobiny udzielonego zboża,

" CDIAU, Kijów, fond 442, opis 128, dieło 961.

24 OA Kijów, fond 1238, opis 1, dieło 3. Okólnik kijowskiego gubernatora cywilnego do marszałków

szlachty w tej guberni, 14 października 1833 roku.

25 Ibid.

266

Część druga. Okres międzypowstaniowy

potrzeba było mieć umieloną korę z drzew słodszych lub słomę pokrajaną i wysuszoną mleć i na chleb

wyrabiać. Tłumy nieprzeliczone prawdziwie biednych, bo zgłodniałych, snuły się po drogach i po

miasteczkach, błagając kawałka chleba...".

Autor podaje przykłady poświęcenia i miłosierdzia hrabiny Ożarowskiej, księżniczki Radziwiłłówny,

hrabiny Działyńskiej i stwierdza:

„Na całym Wołyniu rozciągnięta klęska pobudzała obywateli do dzielenia się tym, co mieli w swych

tokach z poddanymi. Czy wszyscy bezinteresowny robili udział nie wiem, wielu jednak popędem tylko

miłości bliźniego działało..."26.

Jeśli chodzi o stronę rosyjską, to wypada stwierdzić, że prawo z roku 1838 przewidywało konfiskatę

na rzecz państwa gruntów należących do nazbyt okrutnych polskich ziemian (podczas gdy ziemie

należące do Rosjan posądzanych o szczególne okrucieństwo w stosunku do poddanych, były

poddawane tylko nadzorowi szlacheckiego komitetu opiekuńczego), ale prawo to - jak się wydaje -

nie było na początku respektowane. O poprawie doli chłopa można było tylko pomyśleć w majątkach

skonfiskowanych Polakom ze względów politycznych. Dlatego hrabia Benckendorff nakazał 29 marca

1833 roku ministrowi finansów Kankrinowi sprawdzić, czy prawdziwe są skargi chłopów

narzekających, że traktowani byli lepiej przez swoich dawniejszych, polskich panów.

Prawdę mówiąc, cały ten zgiełk szef tajnej policji traktował jako wichrzyciel-ską robotę, którą

należało ukrócić na miejscu: to polscy ekonomowie nadal pełniący swoje funkcje, wywodzący się z

drobnej szlachty „podburzają lud przeciwko władzy". Niemniej podolski gubernator cywilny

sprawdził, czy chłopi nie płacą podatków większych niż to zostało przewidziane (3 ruble od chłopa

posiadającego zaprzęg dwukonny, 1 rubel od chłopa posiadającego zaprzęg jednokonny i 66 kopiejek

od chłopa nieposiadającego zaprzęgu). Kijowski gubernator cywilny dowiedział się o trudnościach ze

zwierzętami pociągowymi i nasionami i został poproszony o wyeliminowanie tych niedopatrzeń.

Gubernator wołyński stwierdził natomiast, że jeśli rzeczywiście ekonomowie w byłych dobrach

Wacława Rzewuskiego, skonfiskowanych opodal Kowla, przesadzają w brutalnym traktowaniu

chłopów, to rządowa służba leśna w borach należących przed konfiskatą do zakonu bazylianów w

Owruczu stosuje nazbyt drakońskie środki. Należałoby więc - jak dawniej - zezwolić chłopom na

handlowanie smołą i dziegciem, które produkowali z pozbieranego drewna. Te lokalne kontrole

pozwoliły kijowskiemu generałowi-gubernatorowi poinformować w końcu Petersburg 4 października

1834 roku, że chłopi „podlegli konfiskacie są wszędzie dobrze traktowani", i że „niekiedy sami

zgodnie dochodzą do przekonania, iż ich obecne położenie jest lepsze w porównaniu ze służbą u

panów"27. Było to, jak widzieliśmy, polepszenie chwilowe, ponieważ na skutek militaryzacji w roku

1837 sytuacja chłopów znów zmieniła się na gorsze.

26 Ramoty starego detiuka o Wołyniu, t. 3, wyd. T. Rawita-Gawroński, Wilno 1914, s. 217.

27 CDIAU, Kijów, fond 442, opis 65, dieło 82.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

267

Jakich więc dobrodziejstw mogli oczekiwać chłopi w życiu codziennym? Pa-triarchalny tryb życia

stwarzał, jak już widzieliśmy, wyłącznie pozory opieki. Rząd rosyjski utrzymywał w guberni kijowskiej

dziewięć szpitali, jeden dom dla obłąkanych, jeden przytułek dla inwalidów i jedno schronisko dla

ubogich założone, podobnie jak w całym Cesarstwie, na podstawie prikaza obszczestwienno-#0

prizrienija, stanowiącego pierwociny opieki społecznej. Na wsi troska o zdrowie chłopów

pańszczyźnianych spoczywała w rękach polskich ziemian -obowiązek ten wypełniali bardzo źle. W

roku 1850 tylko 53 majątki w guberni kijowskiej zadeklarowały wydatki na leczenie swych chłopów.

Większość ziemian zgłaszała leczenie kilkuset chorych, kilku z nich tylko kilkudziesięciu. Wydaje się, że

najwięcej leczonych chłopów (1200 w ciągu roku) znalazło się w dobrach rodziny Branickich (Biała

Cerkiew, Stawiszcze, Śmiała). U Branickich, podobnie jak u 27 innych właścicieli ziemskich, leczenie

było najprawdopodobniej darmowe, jednak pozostali żądali zapłaty. Oczywiście, że wszystko to nie

było wystarczające i wśród chłopstwa szalała niewiarygodna wprost śmiertelność.

Regularnie wybuchały wielkie epidemie. Przede wszystkim siała spustoszenie cholera: ukrywano się

przed nią bezskutecznie po domach. J. I. Kraszewski pisał w liście do matki 15 sierpnia 1848 roku:

„Wszędzie tu na Podolu i Wołyniu cholera grasuje strasznie, zwłaszcza po miasteczkach, ale są

przykłady, że i po wsiach z panującej dyzenterii wyrabia się cholera. Śmiertelność wielka i to

odosobnienie, zerwanie stosunków, cisza, milczenie wśród odgłosów straszliwych ma coś bardzo

przejmującego. Bo jaka wieść skądś przyleci, to i przesadzona, czasem, i w istocie przerażająca. W

Kamieńcu bezprzykładna, w Krzemieńcu, w Dubnie ogromna, w Łucku, w Torczynie choć mniejsza, ale

zawsze wielka jeszcze. Ludzie mrą i mrą. U nas, dzięki Bogu, dotąd cicho, ale czegoś straszno..."28.

Jeśli taka była relacja pana, to jakiej moglibyśmy się spodziewać po pańszczyźnianych chłopach ?

Pańszczyzny nie można było praktycznie uniknąć. Zdarzały się jednak pojedyncze wypadki, kiedy

chłop zdobywał pańską łaskę i, jeśli jego pan był bardzo bogaty, odmieniał swoją dolę. Około roku

1850 wzrost eksportu zboża przez port w Odessie spowodował, że pojawiła się niezbyt liczna grupa

uprzywilejowanych chłopów, czumaków: przewoźników i zaufanych wielkich producentów zboża;

chłopi ci zawozili ziarno do portu i przywozili swoim panom wina i produkty kolonialne z Marsylii.

Inni, mimo że funkcje te spełniała zasadniczo szlachta bezrolna, służyli jako zarządcy, gumienni,

„atamani" (tj. dozorcy bydła), leszcze inni, dzięki snobizmowi na własną „gwardię przyboczną",

panującemu w arystokratycznych domach, służyli jako Kozacy i chodzili w odpowiednich do nazwy

ubiorach przypominających dawne czasy lub w liberiach prezentujących lurwy poszczególnych

wielkich rodów. Byli to chłopi dobierani ze względu na ich budowę fizyczną, wypełniający różne

dyskretne misje, pośredniczący między

'" KCiiA, Petersburg, fond 1281, opis 5, dieło 61, raport gubernatora cywilnego. J. I. Kraszewski, / itty

do rodziny 1820-1863, Wyd. Lit., Kraków 1982, s. 156.

268

Część druga. Okres międzypowstaniowy

dworem, wychowujący dzieci swego pana itd. W ten sposób uprzywilejowani, porzucali swój własny

stan, duszą i ciałem służąc swoim panom.

W nieopublikowanych pamiętnikach Karola Brzozowskiego, pisanych prawdopodobnie w latach

czterdziestych, autor osobny rozdział poświęcił własnym akcjom dobroczynnym. Zauważmy, że

najbardziej „ludzcy" ziemianie, mimo najlepszych w świecie intencji, byli przekonani o infantylizmie

swoich chłopów:

„Rolnik pod swemi nogami ma rozsypane hoynie dary nieba, potrzebuje tylko, aby miał czas po nie

się schylić, a i tego trudu chcący uniknąć należy, żeby był zmuszony. Lud rolniczy potrzebuje

oycowskiej opieki: wielu mylne jest zdanie, że naylepiej zostawić ich samym sobie, a gdy niedostatek

dolegliwie dotknie, wtenczas i leniwy weźmie się do pracy: tak by bydź powinno, ale tak nie jest,

czego doświadczenie nauczy jeżeli szczerze chcemy się oswoić z ludem rolniczym. Miałem szczęście

nabywać dobra w naywiększey nędzy, ubóstwie, głodzie, bez odzienia, w chlewach prawie

mieszkayących i w trzech latach nędza znikła, a w szczęściu byt dobry włościan został zapewniony.

Szrodki do tego są nayważnieysze a razem nayprostsze: każdemu włościaninowi dać gront

naywiększy ile mieyscowość pozwoli i możność rolnika zniesie. Chałupników bez grontu niech nie

będzie, gdyż rolników bez roli niewiedzieć do ia-kiey klassy należy zaliczyć - dzienna pomocnicza

praca może ich utrzymywać, a na wypadek choroby, kalectwa lub starości gotowych z nich będziemy

mieli żebraków...".

Brzozowski wyjaśnia następnie, jakim oryginalnym sposobem rozwiązał sprawę chłopską: udzielał

mianowicie pożyczek wszystkim potrzebującym, a sposób ich wykorzystywania rozważały walne

zebrania we wsiach należących do jego majątku, na których publicznie ganiono utracjuszy. Podobny

system publicznych nagan stosowano jako narzędzie walki z pijaństwem. Chłopi musieli podpisywać

zobowiązania, że nie będą pili przez określony czas; ci, którzy złamali przyrzeczenie, byli zamykani na

siedem dni o chlebie i wodzie oraz dodatkowo dostawali rano i wieczorem po jednej rózdze, gdyż

swoim postępkiem obrazili Boga i dali zły przykład innym...29 Archaiczny porządek powodował -

potwierdzają to nieliczni trzeźwo myślący świadkowie epoki - że w tym zapadłym kącie Europy istniał

świat zabity deskami, którego spokój był podobny ogólnej zastygłości „Świętego Przymierza".

„Właściciel ziemski, mając w ręku swoim władzę administracyjną i wykonawczą, a często i sądowniczą

- pisał August Iwański - był samowładnym panem w majątku i tak przeprowadzał w swoim interesie

zamianę ziemi włościańskiej, zamieniał, a czasem odbierał futory od dawna przez włościan trzymane,

wpływał na rozkład podatków i rekrutację, »ekscypował« przy sprzedaży majątku sługi uzdolnione,

przesiedlając ich do innej wioski, bywał nawet niekiedy arbitrem w sprawach małżeńskich.

Najgodniejszym zastanowienia w stosunkach tych

29 I. S. S 1 a b j e j e w, Z istorii perwisnobo nabromadżennja kapitału na Ukrajini: czumaćkyj promysł i

joho rola u socjalno-ekonomicznomu rozwytku Ukrajiny XVIII-perszoji polowyny XIX stolittja

[Pierwotna akumulacja kapitału na Ukrainie: działalność czumaków i ich rola w społeczno-

ekonomicznym rzowo-ju Ukrainy od wieku XVIII do pierwszej połowy XIX wieku], wyd. „Naukowa

Dumka", Kijów 1964, s. 138; A. Iwański, Pamiętniki 1832-1876, Warszawa 1928, s. 6-7 (wyd. 2, 1968).

Pamiętniki K. Brzozowskiego (ojca Zenona) pt. Pamiątka od dziada dla wnuczek Maryni i Helenki

Grocholskich, udostępnił mi w swoim czasie prof. Karol Górski z Torunia.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

269

było przeświadczenie tak panujących, jak i podwładnych, iż ustrój taki jest jakby przyrodzo nym i

nigdy zmienić się nie może"30.

Przemoc była w tym systemie bardziej istotna niż pańska łaskawość. Jednym z najbardziej okrutnych

jej przejawów była branka do wojska, jeszcze jeden aspekt polsko-rosyjskich konszachtów. Rząd

carski, powierzając ziemianom decyzję o wyznaczaniu corocznego, obowiązkowego kontyngentu

rekrutów do okropnej, dwudziestopięcioletniej służby wojskowej, wkładał im do ręki straszliwą broń.

Na tę prawdziwą kaźń wyznaczano w pierwszej kolejności tych chłopów, którzy próbowali ucieczki. W

obławie na uciekiniera brała udział cala wieś, a następnie skrępowanego zbiega stawiano przed

komisją poborową. Ale stawali przed nią również chłopi za popełnione „zuchwalstwa", to znaczy -

według Iwańskiego - „za wszelkie objawy poczucia ludzkiej godności, co w żadnym razie przez

ówczesną szlachtę tolerowane nie było, gdyż - niestety - nie było ani zrozumianym, ani też

odczuwanym"31. Zakuwano ich w dyby i wywożono.

„Posłuchaj, gdy kogo biorą w rekruty: co za płacz, jaka rozpacz, jakie jęki! Najdziwniej, że w tych

uroczystych chwilach żałoby, kobiety zamiast mówić i płakać, ciągle płaczliwie śpiewają jakby mimo

woli. Idąc za wozem biednego wygnańca, ocierają łzy i jednostajnie smutnym śpiewem prowadzą go

do miasteczka. Wejrzawszy głębiej w przyczyny lez i żalu, ujrzysz w nich zapewne powody materialne,

lecz czego więcej żądać można od tak nieoświe-conego, od tak biednego ludu?"32.

Niewątpliwie lud ten można było edukować i przezwyciężać ciemnotę. Kilku ówczesnych Polaków

dostrzegało ten problem:

„W ręku panów jest dzieło cywilizacji, dzieło chwalebne, dzieło święte przed wszystkimi. Rząd

pozwala zaprowadzać szkółki parafialne po wsiach. Takie szkółki, sale przytułku dla dzieci, szpitale dla

chorych, a nade wszystko gorliwe i czynne starania, w przeciągu lat kilkunastu sprawiłyby odrodzenie

wieluset tysięcy ludzi, których losy Opatrzność Boska w ręce panów pod ciężką odpowiedzialność

oddała!..."33.

Niestety! Taki program, jak zobaczymy później, pozostał jedynie pobożnym życzeniem, gdyż sprawa

szkolnictwa wiązała się z rywalizacją rosyjsko-polską: rząd carski zezwalał na prowadzenie szkół

wyłącznie po rosyjsku, podczas gdy ziemianie chcieli komunikować się ze swymi poddanymi tylko po

polsku. Węzeł nie do rozplatania.

Część kleru katolickiego i postępowi pisarze starali się wpłynąć, bez większego zresztą powodzenia,

na właścicieli ziemskich.

Kościół katolicki, prześladowany i przeżywający po roku 1831 swoisty szok, w niewielkim tylko

stopniu interesował się problemami społecznymi; poniższe

"' A. I w a ń s k i, op. cit., s. 5.

11 Wid., s. 3.

" J. I. Kraszewski, op. cit., s. 174.

" A. P r z e L d z i e c k i, op. cit., t. 1, s. 79.

270

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

271

kazanie włożone w usta fikcyjnego księdza i przeznaczone dla środowiska ziemiańskiego, napisał

literat Tytus Szczeniowski:

„Iluż to z was miłych, przyjacielskich, cnotliwych, pobożnych nawet, nie pojęło szczerze, iż nie nad

bydlętami Bóg was przełożył, i że nie macie się obchodzić z poddanymi jak owe bałwochwalcze

narody Rzymu i Grecji z niewolnikami swymi lub niedawno jeszcze z murzynami... [niejeden] wymyśla

jakby kompletnie na swą stronę obrachować chłopa z pańszczyzny, to jest z dni potu krwawego i

pracy, aby narzutami rozmaitymi podejść go, aby zwalić na niego i na biedną jego żonę ciężar jak

największych robót... A cóż dopiero wyrzec o tych, co nadużywają prawa karania, obchodzenia się

niemiłosiernym i chłostaniem, nie zważając, iż ten lud, z łaski tychże dziedziców nieoświecony,

większego wymaga pobłażania w wykroczeniach, które są po większej części skutkiem nikczemnego

położenia, w którym oni swych poddanych utrzymują... Czy zawsze były bezpieczne od sprośnego

wyziewu rozpusty waszej ich córki, ich żony? Jakiej-że więc kary będą godni ci, co korzystając z

położenia swego nad poddanymi, pchają te biedne istoty w otchłań sromoty?..."34.

Położenie kobiet ukraińskich było sprawą bardzo drażliwą. Szlachta polska wyzyskiwała poddaństwo

w sposób cyniczny i jeśli nawet nie wszyscy mieli tak ogromne fortuny jak hrabia Mieczysław Potocki,

posiadający na zamku w Tul-czynie rodzaj haremu złożonego z urodziwych chłopek35, wielu

utrzymywało intymne stosunki z wieśniaczkami, co często wywoływało oburzenie, któremu w swoich

umoralniających, populistycznych powieściach dawał wyraz J. I. Kraszewski.

Kraszewski i T. T. Jeż stanowią rzadkie przykłady ratowania honoru Polaków na Ukrainie, wskazywali

bowiem środki polepszenia związków szlachty z poddanymi. Kraszewski nie dostrzegał co prawda

różnicy narodowościowej między panami i chłopami, ale w latach 1840-1860, gdy pisał swoje

powieści populistyczne, było to jeszcze wybaczalne. Ich bohaterami byli Ukraińcy, podobnie jak

bohaterami powieści George Sand byli mieszkańcy francuskiej prowincji Berry. W obydwu wypadkach

chodziło o prawdę o życiu na roli. Szczere współczucie wypełniające utwory Kraszewskiego, który sam

gospodarował w latach 1840-1846 w majątku Gródek koło Łucka na Wołyniu, a później w majątku

Hubin, prawdziwa pasja w piętnowaniu wyzysku chłopów i walka o godność skrzywdzonych i

poniżonych przysporzyły mu wielu wrogów wśród przedstawicieli rodzimej warstwy społecznej.

Inaczej w wypadku Teodora Tomasza Jeża (Miłkowskiego). W swojej powieści chłopskiej pt. Wasyl

Hołub (1857) - dawny wychowanek liceów w Niemirowie i Odessie oraz Uniwersytetu Kijowskiego,

uczestnik Wiosny Ludów na Węgrzech (1848) - wyzyskiwał własne wspomnie-

34 T. Szczeniowski, Bigos hultajski, bzdurstwa obyczajowe, t. 1, Wilno 1844, s. 161.

35 T. T. J e ż [Z. Miłkowski], Od kolebki przez życie. Wspomnienia, t. 1, Kraków 1936, s. 121. Bardziej

ogólnie o konflikcie Potockich z ich otoczeniem zob. S. S z a m r a j, Borot'ba Tulczynśkych misz-czan z

hrafamy Potoćkymy 1787-1837 [Walka mieszkańców Tulczyna z hrabiami Potockimi 1787-1837], [w:]

Naukowyj zbirnyk Istorycznoji sekciji UAN, Kijów 1929. Prawdziwie feudalna samowola Mieczysława

Potockiego została opisana na podstawie rękopisu pozostawionego przez jedną z ofiar, Wincentego

Bełżeckiego (Biblioteka PAN w Krakowie, sygn. 1001) przez J. Łojka w książce: Potomkowie

Szczęsnego. Dzieje fortuny Potockich z Tulczyna, Wyd. Lubelskie, Lublin 1980, s. 131-132.

nia. Opowieść Jeża, w której tytułowy bohater ucieka daleko od swego okrutnego pana w stepy

Besarabii, łączy rzetelny realizm z utopią wspólnoty agrarnej.

Utwory te, które mogą się dzisiaj wydawać zbyt melodramatyczne, przedstawiają jednak sytuacje

rzeczywiste, odzwierciedlają smutną prawdę. W Ulanie (1842) Kraszewski pokazał tragiczny los

chłopki uwiedzionej przez swego pana. Zrozpaczony mąż zbił nieszczęsną, za co pan zamknął go w

lochu. Porzucona przez swego amanta powiesiła się, a jej mąż podpalił dwór i również popełnił

samobójstwo. Powieść Historia Sawki (1842) prezentuje charakterystyczny dla tego rodzaju prozy

wątek: polski szlachcic (Lach-ekonom) uwodzi żonę biednego chłopa Sawki, uginającego się pod

jarzmem codziennej roboty. Sawka rani go i ucieka za granicę austriacką. Lud zwykł tłumaczyć swoją

nędzę w kategoriach „gniewu Bożego", winił się za popełnione grzechy; kategorie te wpajały mu

wieki posłuszeństwa. Jednakże Kraszewski wyraźnie wskazywał na właścicieli ziemskich,

posługujących się tylko pięścią i kijem, deprawujących kobiety i dziewczęta, wykorzystujących

korupcję carskiej administracji dla osłony własnych okrucieństw, jako odpowiedzialnych za ten stan

rzeczy. W powieści pt. Ostap Bondarczuk pokazuje nieprzekraczalną barierę dzielącą chłopa, nawet

takiego, któremu udało się zdobyć wykształcenie, od świata panów. Całe zacofanie i ograniczoność

szlachty Kraszewski pokazał również w powieści pt. Historia kołka w płocie, napisanej w roku 1860, a

więc w okresie nasilenia się w całym Cesarstwie dyskusji o przyszłym uwłaszczeniu chłopów. Jest to

opowieść o młodym, bardzo uzdolnionym muzycznie wieśniaku, którego talent zostanie

zmarnowany, podobnie jak - w ujęciu parabolicznym - wspaniały dębczak posłuży jako kołek w płocie.

Piętnowany przez szlachtę, Kraszewski postanowił zerwać krępujące go więzy i wyjechał do Saksonii.

Spośród wszystkich ziem dawnej Rzeczpospolitej, na Ukrainie prawobrzeżnej panowały najbardziej

zacofane stosunki społeczne. Jakaż przepastna różnica między mentalnością Polaków na Ukrainie i

mentalnością polskich uchodźców we Francji, którzy w tym samym przecież czasie dyskutowali o

demokracji, którzy - jak na ironię - jedną z gromad Ludu Polskiego nazwali „Gromadą Hu-mań" przez

solidarność z uciskanym ludem ukraińskim. Jak daleko jest Paryż, daleko od rzeczywistości!

Przywódca tego odłamu demokratów, Henryk Kamieński, zanotował w swoich pamiętnikach

opublikowanych dopiero w roku 1951, że przebywając incognito na Ukrainie w roku 1844

przekonywał tamtejszych chłopów do raju, którym stanie się Polska (to znaczy również Ukraina), gdy

panowie dobrowolnie zniosą pańszczyznę. Zrozumiał jednak szybko bezużyteczność tego typu

argumentów.

1

272

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Zręczne wykorzystywanie wyzysku

Luty 1838 roku, data objęcia urzędu przez nowego generała-gubernatora Dymitra Gawryłowicza

Bibikowa, powinien być uznany za punkt zwrotny w rosyjskiej polityce w stosunku do chłopów

ukraińskich. Od tej chwili Petersburg będzie się starał wyciągnąć maksimum korzyści z nadużyć

popełnianych przez polskich właścicieli ziemskich, aby silniej związać ludność ukraińską z caratem.

Nie naruszając panujących w Rosji zasad poddaństwa, starał się je na tym obszarze złagodzić, aby

zneutralizować wpływy polskie. Czy reguły poddaństwa były rzeczywiście łagodniejsze w Rosji

centralnej niż na Ukrainie? Pobór do wojska i kary cielesne występowały tam co najmniej równie

często36. Czy zwiększenie obroka zamiast pańszczyzny istotnie poprawiło położenie chłopów?-57

Mniejsza o stopień zacofania rosyjskiego ziemiaństwa, należy raczej przyjrzeć się zacofaniu

ziemiaństwa polskiego, co wydaje się zadaniem nietrudnym.

Już w roku 1837 Komitet Guberni Zachodnich zażądał od gubernatorów trzech guberni ukraińskich

wyznaczenia, na mocy prawa z roku 1835, specjalnego urzędnika zajmującego się przyjmowaniem

skarg chłopów, poddanych prywatnym właścicielom lub duchowieństwu katolickiemu, a także

policjanta zajmującego się śledztwem38. Stało się jasne, że nadużywanie zasad poddaństwa miało

służyć jako broń antypolska.

Mikołaj I zarządził 7 stycznia 1838 roku rozpatrzenie przez Komisję „anonimowego" memoriału o

gwałtownie antypolskiej wymowie. Tę metodę car stosował dość często, jeśli chciał wylansować lub

poprzeć ideę, którą uznał za interesującą. W owym memoriale pojawiły się dwa wątki podstawowe:

całkowita konfiskata majątków należących do Kościoła katolickiego - do sprawy tej powrócimy - oraz

ograniczenie władzy ziemian nad chłopstwem. Komisję przeraził radykalizm postulatów, które poparł

tylko książę Dołgorukow, ale drugi wątek nie został zapomniany39. Dziesięć lat później zostanie on

wcielony w życie i zastanowić by się należało, czy autorem owego anonimowego adresu do cara nie

był sam Bibikow, mianowany w miesiąc później generałem-gubernatorem trzech guberni. Wszystkie

inicjatywy podejmowane przez tego nieprzejednanego wroga Polaków, aż do końca sprawowania

przez niego urzędu w roku 1852, szły bowiem w tym kierunku.

Naszą hipotezę wspiera jedna z pierwszych decyzji podjętych przez nowego władcę Ukrainy. Zgodnie

z duchem „anonimowego" adresu do cara, poprosił 16 kwietnia 1838 roku ugołowne pataty, które

miały kontrolować postępowanie sądownictwa polskiego w każdej guberni, o informacje dotyczące

przypadków złego traktowania chłopów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w owym czasie

36 W. A. F e d o r o w, Pomieszcziki krestjanie centralno-promyszlennogo rajona Rossiji XVIII-XDC w.

[Chłopi w majątkach prywatnych w Rosji centralnej w wiekach XVIII-XIX], Moskwa 1974, s. 241-245.

37 Ibid., s. 226.

38 RGIA, Petersburg, fond 1266, opis 1, dieło 42. Dziennik posiedzeń z roku 1837, s. 179-180.

39 Ibid., dieło 22. Anonimowy memoriał przedstawiony przez ministra spraw wewnętrznych i

przedłożony cesarzowi.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

27.1

i jeszcze długo potem wymiar sprawiedliwości w odniesieniu do chłopów spoczywał w rękach

szlachty, zgodnie ze zwyczajem odziedziczonym po ustroju przedrozbiorowym, to zrozumiemy,

dlaczego prośba ta pozostała bez odpowiedzi. Ale uparty Bibikow ponowił swoją prośbę 13 stycznia

1839 roku i tym razem - dał się już poznać jako srogi urzędnik - otrzymał dane za posz czególne

kwartały 1839 roku, niezupełnie jednak wiarygodne. Podolskie sądy ziemskie rozpatrzyły w

pierwszym kwartale 1839 roku trzy przypadki złego traktowania chłopów pańszczyźnianych: pobić i

poranień, nadmiernej chłosty i dwa przypadki zejść śmiertelnych na skutek stosowania przemocy:

żaden wyrok nie zapadł, sprawcami wszystkich przestępstw byli ekonomowie szlacheckiego

pochodzenia. W drugim kwartale również nie zapadło żadne orzeczenie sądowe, mimo jedenastu

wykroczeń, które spowodowały sześć ofiar śmiertelnych wśród chłopów, w tym jedno samobójstwo.

Na Wołyniu sytuacja nie była lepsza: siedem przypadków brutalnego traktowania w pierwszym

kwartale (praca ponad siły, przemoc, poronienia na skutek pobicia) i trzynaście przypadków do końca

roku, z których większość była śmiertelna. Przestępcy nie ponieśli kary. Nazwiska właścicieli ziemskich

podane wraz z geograficznymi nazwami posiadłości, w których dokonano wykroczeń, są bez

wątpienia polskie40.

Generał-gubernator, zaciekawiony uzyskanymi informacjami, nakazał sporządzić oddzielne dla każdej

guberni, bardziej precyzyjne rejestry za lata 1838-1840. Wymowne okazało się zestawienie dwóch

kolumn: jednej, opisującej sądzone przypadki i drugiej, notującej orzeczenia szlacheckich trybunałów.

Trudno znaleźć bardziej przygnębiające świadectwa bezduszności panów w stosunku do swoich

poddanych, świadectwa mówiące o duchu szlacheckiej sprawiedliwości, nie zmienionej od czasów

„Statutu litewskiego". Unieważnienie więc tego „Statutu" w roku 1840 (do którego powrócimy) było

nieuniknione.

Samo zestawienie brutalnych występków i cynizm „orzeczeń sądowych" daje rzeczywiste

wyobrażenie o stosunkach między panami i chłopami. Dlatego też przytaczamy dla przykładu

zestawienie przygotowane przez ugołowną pałatę guberni kijowskiej na podstawie danych sądów

ziemskich41:

16grudnia 1837 roku. Ekonom L. Wierzbowski pobił dwóch chorych chłopów, z których jeden zmarł.

Wyrok: miesiąc aresztu i odbycie zadanej przez księdza pokuty.

18 grudnia 1837 roku. Ekonom K. Kocubiński w majątku Madejskiego „wymierzył karę, która

pociągnęła za sobą zgon". Został wypuszczony na wolność.

2 stycznia 1838 roku. Na skutek razów zadanych przez polskiego ekonoma w majątku Dawidowa

chłopka poroniła. Dwa tygodnie aresztu.

7 stycznia 1838 roku. Właściciel ziemski ze Skwir Swierczewski i jego ekonom zmuszali chłopów do

pracy w niedziele i święta. Dwa miesiące aresztu.

14 stycznia 1838 roku. Ekonom Czajkowski ukarał chłopkę, która zmarła wskutek odniesionych ran.

Miesiąc więzienia na własny koszt.

" CDIAU, Kijów, fond 442, opis 1, dieło 2808.

¦" Ibid., dieło 3127. W tej tece znajduje się podobny rodzaj informacji dotyczącej Podola, dokument t

20 listopada 1840 r.

14 stycznia 1838 roku. Główny zarządca majątku Branickich - Dąbrowski, jak również ekonomowie

Piskorski, Markiewicz, Wiśniewski, Wachnowski wymuszali w sposób niedozwolony pracę w niedziele

i święta. Ponieważ chłopi, którzy wnieśli skargę, przestali odrabiać pańszczyznę, trybunał sprawy nie

rozpatrzył i ograniczył się do zwykłego upomnienia obwinionych.

18 lutego 1838 roku. Ziemianin K. Dobrzański, sądzony za wymierzenie zbyt srogiej kary chłopom

należącym do sąsiada. Jeden z chłopów powiesił się. Szlachcic został „tymczasowo" zatrzymany w

areszcie domowym. Jeśli chodzi o chłopa samobójcę, to rozstrzygnięto, zgodnie z nagminnie

powtarzającą się formułą, że zszedł on z tego świata, bo taka była Wola Boska.

11 marca 1838 roku. Ziemianin T. Tuszyński zabił jednego ze swoich chłopów

pańszczyźnianych. Uwolniony od winy i kary.

28 kwietnia 1838 roku. Ekonom księcia Radziwiłła, J. Zambroszycki, zasiekł chłopa na śmierć.

Uwolniony od winy i kary.

20 maja 1838 roku. Polski ekonom J. Kozłowski pobił na śmierć w majątku księżny Ło-puchiny

jednego z chłopów. Został wypuszczony na wolność z pouczeniem, aby w przyszłości wymierzał kary

zgodne z prawem.

27 maja 1838 roku. Ziemianka Róża Glajer pobiła śmiertelnie jedną ze swych służących. Sprawa nie

była w ogóle rozpatrywana.

19 czerwca 1838 roku. Podobna zbrodnia ekonoma Olszańskiego. Również został wypuszczony na

wolność, gdyż śmierć chłopa nastąpiła z „Woli Bożej". Żeby jednak w przyszłości ekonom ów

powstrzymywał się od podobnych gestów, przetrzymano go przez tydzień na od-wachu na jego koszt.

30 września 1838 roku. Ekonom Z. Dobrowolski zabił jednego z chłopów. Uniknął jakiejkolwiek

odpowiedzialności.

10 grudnia 1838 roku. Ekonom A. Massalski pobił kobietę, która zmarła w trzy dni później. Siedział

przez miesiąc w więzieniu na swój koszt (co oczywiście oznacza, że mógł sprowadzać posiłki i być

obsługiwany przez służących), a następnie, „aby oczyścić sumienie, po odbyciu naznaczonej przez

Kościół pokuty, musiał zapłacić myto".

12 stycznia 1839 roku. Ekonom Trypolskich, A. Nowicki, pobił ciężarną kobietę, która urodziła

martwe dziecko. Za tę „nieostrożność" siedział dwa tygodnie w areszcie na swój koszt.

12 stycznia 1839 roku. Ekonom ziemianina W. Buszczyńskiego, K. Mirowski, za pobicie, które było

przyczyną śmierci, został skazany na trzy tygodnie aresztu oraz - to wypadek wyjątkowej surowości -

otrzymał zakaz wykonywania swojej funkcji.

31 maja 1839 roku. Ekonom Branickich, A. Olechniewicz, śmiertelnie pobił jednego z chłopów.

Sentencja brzmiała: „Uznać tę śmierć za naturalną i nie obwiniać za nią szlachcica". Zwrócono mu

uwagę, że chłopi oskarżali go o wymierzanie kar bez przyczyny i zaapelowano o większe

umiarkowanie.

16 sierpnia 1839 roku. Ekonom K. Krzyżanowski śmiertelnie pobił chłopa. Śmierć tę uznano za zgodną

z Wolą Boską i po upomnieniu zwolniono obwinionego.

19 sierpnia 1839 roku. Ekonom C. Brzozowski pobił ciężarną kobietę, która przedwcześnie urodziła.

Zatrzymano go przez dwa tygodnie w areszcie na własny koszt.

12 listopada 1839 roku. Śmierć służącej o nazwisku Bosiuczkowa, która powiesiła się po chłoście

wymierzonej przez panią H. Jeromińską. Sentencja wyroku: „Uznać to zajście za skutek osobliwej

fantazji Bosiuczkowej" i nie niepokoić właścicielki.

31 grudnia 1839 roku. Ekonom Iwaszkiewiczów, Wierzemski, zachłostał kobietę na śmierć. Został

wyrzucony z pracy i uwięziony przez dwa tygodnie o chlebie i wodzie. Zauważmy, że przypadek ten,

podobnie jak następny, wzbudził nieco większe oburzenie, ponieważ ofiarą była kobieta.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

275

5 stycznia 1840 roku. Ekonom Branickich, W. Gorodecki, był więziony przez 24 tygodnie za podobne

przestępstwo i musiał zapłacić sumę 80 kopiejek (!) na osierocone dzieci.

16 stycznia 1840 roku. Ziemianin A. Augusrynowicz pobił kobietę, która wskutek tego urodziła

martwe dziecko. Był więziony przez trzy miesiące na własny rachunek.

24 stycznia 1840 roku. Ziemianin Karpiela pobił chłopa, który następnie się powiesił. Udzielono mu

surowego napomnienia, ponieważ wymierzył tę karę w czasie Świąt Wielkanocnych.

24 stycznia 1840 roku. Górski, ekonom Branickich, zabił dwóch starców. Przetrzymywano go trzy dni

na policji i zakazano wylniania funkcji, „ponieważ nie zwrócił uwagi, stosując karę, na słabość tych

ludzi, wynikającą z ich wieku".

27 stycznia 1840 roku. Ekonom w dobrach rządowych (skonfiskowanych Potockiemu w powiecie

humańskim), M. Frankowski, za zamordowanie chłopa otrzymał tydzień aresztu i surowe

upomnienie.

Powyższe przykłady wyroków, które wydają się nam dzisiaj po prostu skandaliczne, są tylko niewielką

próbką, ponieważ obejmują okres niecałych trzech lat i obszar jednej guberni. Trzeba sobie wyobrazić

życie pańszczyźnianych chłopów ukraińskich w ciągu ich wielowiekowej niewoli. Zwróćmy uwagę, że

nie uznawano za stosowne umieszczać w sentencjach wyroków, dotyczących w prawie wszystkich

wypadkach ekonomów szlacheckiego pochodzenia, nazwisk ofiar, co pogłębia wrażenie

anonimowości rzesz chłopskich, pogardy, którą żywiła dla nich szlachta.

Szlachta zamieszkująca Ukrainę nie umiała sobie po prostu wyobrazić, że wyroki sądowe mogłyby być

inne. Henryk Rzewuski w Pamiątkach Soplicy (1839) posunął się nawet w swojej prostoduszności do

gloryfikacji tych spośród szlachty, którzy dobrowolnie, bez żadnego policyjnego przymusu, zgłaszali

się do sądu i wymierzali sobie jako pokutę kilka tygodni odosobnienia i skruchy (rozdział pt. Pan

Leszczyc). Czy A. Mickiewicz nie dokonuje w Panu Tadeuszu podobnej gloryfikacji, skoro każe

Wojskiemu wygłosić następującą tyradę:

Ach! wy nie pamiętacie tego, Państwo młodzi! Jak wśród naszej burzliwej szlachty, samowładnej,

zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej; Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa, Była wolność z

porządkiem i z dostatkiem sława.

Z tego samego powodu ksiądz Robak z taką wyrozumiałością rozgrzeszył Klucznika, który jakoś

nieostrożnie pozwolił sobie „bezbronnego zabić niewolnika": zabicie chłopa pańszczyźnianego nie

było po prostu przestępstwem!

Zwróćmy ponadto uwagę, że niewiarygodna wyrozumiałość w stosunku do tych zbrodni stosowała

się wyłącznie do szlachty. Jeśli zaś podobne przestępstwo popełnił chłop, któremu - to wypadek

rzadki - udało się zostać ekonomem, postępowano nadzwyczaj rygorystycznie: 13 września 1839 roku

ten sam sqd w Kijowie skazał chłopa ekonoma, który w porozumieniu ze swym panem, S. Jasińskim,

skrzywdził i spowodował samobójstwo jednego z poddanych, na 25 batów, a następnie na

deportację. Pana nie uznano za współwinnego. Wypadek podobny: ponieważ szlachectwo M.

Bieńkowskiego, ekonoma Branickich,

276

Część druga. Okres międzypowstaniowy

zostało zakwestionowane, skazano go za niedozwolone przymuszanie do pracy na trzy miesiące

aresztu, dużą grzywnę i zakazano wykonywania zawodu (26 listopada 1838). Wyłącznie szlachta miała

zatem przywilej traktowania chłopów pańszczyźnianych gorzej niż było, a przywileju tego zgodnie

strzegła władza sądownicza, złożona wyłącznie ze szlachty.

Bibikow, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zredagował 28 września 1839 roku Projekt

wytycznych dla powiatowych marszałków szlachty z poleceniem jego rozpowszechnienia za

pośrednictwem trzech gubernatorów cywilnych. W projekcie tym, napisanym w pierwszej osobie,

najwyższy namiestnik cara, po zapoznaniu się z faktami, dał wyraz swemu przygnębieniu i apelował

do marszałków szlachty o wyrozumiałość, powołując się na moralność i dobro ich poddanych.

Podobny tekst trafił też do rąk sprawników - naczelników policji w każdym powiecie, by ze swej

strony dbali o porządek42. Oznajmiając o szlacheckich występkach, Bibikow upiekł dwie pieczenie

przy jednym ogniu: z jednej strony przygotował i stworzył podstawy prawne do przejęcia

zwierzchnictwa nad sądownictwem na Ukrainie przez centralną władzę rosyjską, a z drugiej pozbawił

wszelkiej wiarygodności zwolenników S. Konarskiego, „przyjaciela ludu". Od czasu zlikwidowania

„spisku" Konarskiego Rosjanie występowali jako jedyni obrońcy chłopów pańszczyźnianych.

Jak ulżyć doli chłopa?

Generał-gubernator, pragnąc uzupełnić swą dokumentację, posunął się jeszcze dalej i zażądał 28

listopada 1839 roku informacji za rok ubiegły o liczbie chłopów pańszczyźnianych zesłanych przez

panów na Sybir. Tym razem wyniki nie odpowiadały jego oczekiwaniom. Zaledwie trzej polscy

ziemianie z Podola -Siedrocki, Iżycki i Sułatycki - skorzystali z takiej sposobności, znalazło się również

dwóch ziemian z Kijowszczyzny, ale byli to Rosjanie (F. Uwarow i M. Pro-topopow). Nie przeszkodziło

to wcale prokuratorowi tej guberni żądać w liście do Bibikowa z 4 grudnia 1839 roku pozbawienia

szlachty polskiej prawa do zsyłki chłopów. „Wielu spośród szlachty — pisał prokurator - chce wywrzeć

na chłopach zemstę" za to, że byli przez nich denuncjowani w czasie powstania 1831 roku oraz

dlatego, że ośmielają się wnosić na nich skargi do Rosjan. Wprawdzie zarządzenie z 1826 roku

skierowane do marszałków szlachty mówiło o tym, by dawali oni baczenie i wręcz unikali deportacji

chłopów pańszczyźnianych, ale nie można mieć do nich zaufania, ponieważ „sami przynależąc do

grupy właścicieli ziemskich, z pewnością nie mogą pozostać w tej materii bezstronni". Lepiej byłoby

zatem usunąć artykuły 601 t. IX i 319, 320, 321 t. XIV PSZ (Zbiór Kompletny Praw Cesarstwa),

nadające takie prawo

42 Ibid., fond 442, opis 789a, dieło 288. Jak wiemy, niemało z tych sprawników z braku Rosjan

pochodziło z powiatowej szlachty bezrolnej. Jedni czuli się jeszcze związani z sejmikiem i gnębili

chłopów. Inni, klepiąc biedę, nienawidzieli ziemian i szukali łask władz carskich. Ci trzymali stronę

chłopską.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

277

właścicielom ziemskim i w całości powierzyć opiekę nad chłopami policji państwowej43.

Sześć miesięcy później, 2 lipca 1840 roku, Bibikow zwrócił się w kwestii chłopskiej do przedstawicieli

szlachty w sposób znacznie bardziej uroczysty. Wystosował okólnik, drukowany na trzech wielkich

kartkach, adresowany bezpośrednio i osobiście do marszałków powiatowych, wymagając

potwierdzenia odbioru. Podkreślał w nim, że w powierzonych jego opiece trzech guberniach chłopi są

zanadto wyzyskiwani i uciskani oraz zarzucał niedbałość tym właścicielom ziemskim, którzy

pozostawiają całą władzę nad chłopstwem w rękach i-konomów. W następnym rozdziale zobaczymy,

że występki popełnione przez kilku spośród nich posłużą jako pretekst do bezpardonowej i zakrojonej

na wielką skalę walki z całą warstwą polskiej szlachty bezrolnej, ogromnej akcji weryfikacji tytułów

szlacheckich, która skończy się społeczną deklasacją wszystkich. Zauważmy tymczasem, że generał-

gubernator miał w tej grze wszelkie szansę powodzenia; dysponując odpowiednimi dokumentami

sądowymi mógł oświadczyć, że szlachta bezrolna jest „najniżej stojącą w społeczeństwie klasą, źle

wykształconą, niepojmującą żadnych obowiązków, które na niej spoczywają". Ekonomowie ci -

powiadał Bibikow - wybierani są wyłącznie na zasadach solidarności szlacheckiej i są zależni przez

długi od swoich mocodawców. Myślą wyłącznie o tym, w jaki sposób wyeksploatować chłopów do

ostatka, używają do tego celu środków haniebnych: zakuwają ich w dyby, golą im głowy itd. Poruszył

następnie jeden z rzeczywiście najbardziej karygodnych aspektów stosunków między chłopstwem

pańszczyźnianym i właścicielami ziemskimi: przerażającą częstotliwość samobójstw. Bibikow

podkreślał, że liczba samobójstw na Ukrainie jest znacznie większa niż na pozostałych terenach

Cesarstwa. Lęk przed karą do tego stopnia paraliżuje nieszczęśników, że wolą śmierć niż

prześladowanie z ręki pana. Od czasu objęcia swego stanowiska, tzn. od 2 lat i 5 miesięcy, Bibikow

odnotował 500 prób samobójczych pośród chłopów. Tekst kończył się przypomnieniem

rozporządzenia z 6 września 1826 roku, nakładające-Ho na marszałków szlachty obowiązek

przestrzegania właścicieli ziemskich przed prześladowaniem chłopów pańszczyźnianych i meldowania

władzom cywilnym wypadków wykroczeń notorycznych44.

Odpowiedzi na to długie pismo były zazwyczaj bardzo lakoniczne. Adresaci potwierdzali jego odbiór i

obiecywali postępować zgodnie z prawem. Kilku /. nich stwierdziło, że tak już właśnie postępowało.

Dwóch powiatowych marszałków szlachty pozwoliło sobie jednak zgłosić pewne zastrzeżenia, bardzo

i liarakterystyczne dla ich mentalności.

" Ibid., dieło 372.

" Ibid., opis 1, dieło 3125. Według raportów gubernatorów cywilnych, każdego roku zwiększała się In

/ha samobójstw wśród chłopów. W każdym roku i w każdej guberni zdarzało się 100—150 wypadków

Miii<il)ó|Ntw. Ibid., dieła 5392-5531. Częste były wypadki samobójstw wśród dzieci w wieku od 8 do

l<> Ijt, wynikające z lęku przed chłostą za kradzież. W roku 1853 kijowski gubernator cywilny zakazał

pulilik.icji wyników 114 ank-iet przeprowadzonych w sprawach samobójstw. Ibid., dieła 10526-10640.

278

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Marszałek szlachty owruckiej utrzymywał, że rozluźnienie dyscypliny w stosunku do chłopstwa jest

rzeczą trudną, wziąwszy pod uwagę ich wyjątkowe lenistwo i opieszałość w pracy. Nie należy poza

tym - twierdził - dawać wiary wszystkim ich skargom. Bibikow zrobił dobry użytek z tego rodzaju

argumentów i wystosował ostrą odpowiedź, w której przypomniał o konieczności podporządkowania

się wydanym rozporządzeniom, bo - stwierdzał -

„do obowiązków wynikających z piastowanej przez W. Pana funkcji należy obrona interesów szlachty,

której W. Pan przewodzisz, nie możesz zatem W. Pan nie wiedzieć, jaka jest sytuacja, sposób życia i

metody postępowania poszczególnych ziemian..."45.

Odpowiedź marszałka szlachty z Winnicy, W. Zdziechowskiego, jeszcze wyraźniej charakteryzuje

szlacheckie dobre samopoczucie i łatwość wynajdywania argumentów tłumaczących chłopską nędzę.

Jego zdaniem, samobójstwa wśród chłopów pańszczyźnianych są znacznie częściej skutkiem

pijaństwa niż pańskiej bezwzględności. Podobnie kradzieże. Zatem żałować wypada, iż rząd

podejrzewa

0 taki stan rzeczy właścicieli ziemskich. A oto koronny argument, niezmiennie powtarzany i

charakteryzujący polską mentalność zarówno w XVIII, jak i XIX stuleciu: w rzeczywistości - powiada W.

Zdziechowski - przyczyną wszystkiego są Żydzi, ponieważ spijają chłopów wódką. Żydzi stają na

przeszkodzie staraniom o ulżenie doli chłopa. Chłopi porywają się na swoje życie, bo Żydzi wpędzają

ich w nędzę. Ci, którzy rzeczywiście popełnili jakieś przestępstwa, nie zabijają się, lecz uciekają do

Besarabii lub guberni chersońskiej i już nie powracają. Pozbędziemy się Żydów, to uzdrowimy

chłopów, co - jak można się przekonać podczas poboru rekruta - staje się zadaniem coraz

trudniejszym. Zdziechowski nie dostrzega winy u ekonomów, przeciwnie, podkreśla ich moralne

zalety

1 szczere przywiązanie do ludu...

Bibikow musiał przyznać, że spośród wymienionych 500 przypadków samobójstw, które zdarzyły się

w ciągu dwóch lat, „tylko 50 było spowodowanych brutalnością właścicieli", ale zaprzeczył, jakoby

przyczyną pozostałych było pijaństwo; nie wskazał jednak na prawdziwe zło: straszliwą nędzę i

niezgłębioną rozpacz towarzyszącą chłopskiej doli46.

Ponieważ próba natychmiastowej zmiany postawy prywatnych właścicieli ziemskich za pomocą

nacisków nie powiodła się, generał-gubernator miał nadzieję, że łatwiej rozwiąże kwestię polskich

ekonomów, którzy nadal zajmowali swoje stanowiska w majątkach skonfiskowanych i

administrowanych przez państwo. Takich majątków rządowych było wtedy w trzech guberniach

ukraińskich zarządzanych przez Bibikowa 464. Wśród nich 404 było dzierżawionych przez Polaków.

Nie można było według niego w ogóle liczyć na tych Polaków i należało usunąć ich ze stanowisk. Było

to odczuwane jako konieczne posunięcie już w roku 1839, a zostało formalnie zaproponowane w

punkcie 11 pośród 12

s Ibid., odpowiedź Bibikowa, 20 lipca 1840 r.

s Ibid., odpowiedź W. Zdziechowskiemu, 1 marca 1841 r.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

279

wściekle antypolskich zarządzeń przedstawionych Komitetowi Guberni Z;i chodnich na zebraniach w

dniach 3, 20 i 28 kwietnia 1840 roku.

Ciekawe, że zajadli rusyfikatorzy wchodzący w skład Komisji sami nie byli przekonani do idei usunięcia

polskich dzierżawców, zarządców lub ekonomów. Uznali ją za niemożliwą do zrealizowania. Hrabia P.

D. Kisielew, minister Dóbr Rządowych, chętnie skierowałby na teren Ukrainy ekonomów Rosjan lub

Bał-tów „ze względu na ich wartości moralne, które gwarantują niezawodne oddanie zwierzchności",

ale gdzie ich znaleźć? I oto minister musi złożyć nieoczekiwaną deklarację, przeczącą zbyt

uogólniającym oskarżeniom gubernatora kijowskiego: tylko Polacy posiadają odpowiednie

doświadczenie w zarządzaniu majątkami i są po prostu niezastąpieni! Petersburg łagodził zatem

nieprzejednaną postawę Kijowa, która przez swoją zaciekłość wydawała się zbyt jednostronna. Więc

mimo niezaprzeczalnej okrutności stosunków na Ukrainie, okazało się jednak, że Polacy w

przeważającej większości są dobrymi zarządcami.

„Zbyt wielki pośpiech w tej materii - dodawał Kisielew - zmierzający do szybkiego przekształcenia

regionu pod względem politycznym, może spowodować skutki zupełnie przeciwne do zamierzeń".

Byłoby rzeczą całkowicie niewłaściwą - kontynuował - powoływać Rosjan na stanowiska zarządców,

nie mają oni żadnego doświadczenia w uprawie roli, byłoby zatem błędem poświęcić poprawę

dzisiejszego materialnego położenia chłopstwa dla celu tak odległego, gdyż naruszona zostałaby

najpewniejsza gwarancja pomyślnego rozwoju gospodarki, który przecież zależy od tego, czy sposób

jej zarządzania jest dobry czy też zły. Komisja, przekonawszy się o oczywistej wyższości polskich

metod uprawy ziemi, jak również o tym, że jedynie Polacy mogą utrzymać przy życiu majątki

skonfiskowane, zatwierdziła istniejący stan rzeczy, utrzymując, że przede wszystkim ma na względzie

pomyślność chłopów47.

Nie wystarczyło to jednak, by powstrzymać zawziętość Bibikowa, który w obszernym raporcie dla

Komitetu, rozważanym 12 sierpnia 1841 roku, podtrzymywał swoje zarzuty przeciw polskim

dzierżawcom, twierdząc, że nic nie łączy ich z chłopstwem: ani religia, ani język, ani miłość do

cesarskiego tronu i ojczyzny. Wiedząc, że raporty czyta najpierw osobiście car Mikołaj I oraz znając

jego dużą wrażliwość na taką argumentację, Bibikow dodał, iż - w niektórych wypadkach - chłopi,

którzy wydawali powstańców w 1831 roku, dostali się na powrót, już po przeprowadzeniu konfiskat,

w ręce żon lub rodziców owych powstańców. „Jakże to było możliwe?" - oburzył się cesarz, skreślając

dopisek na marginesie raportu. Kisielew musiał długo wyjaśniać, że takie sytu-

41 RGIA, Petersburg, fond. 1266, opis 1, dieło 26. Dziennik posiedzeń z roku 1840. O nieufności Ki-

sielewa wobec rosyjskich dzierżawców patrz: W. J. Szulgin, Jugo-zapadnij kraj pod uprawieniem IX

Bibikowa, [w:] Drewnjaja i Nowaja Rossija, t. 2, 1879, s. 107-108 i gruntowne studium E. D. S ta-

szewskiego, Istoria dokapitalisticzeskoj renty na Prawobereżnej Ukrainie, wyd. Nauka, Moskwa 1968,

s. 84-101.

280

Część druga. Okres międzypowstaniowy

acjc były prawnie nieuniknione, ale że od roku 1840 obowiązki te przejęły Izby Skarbowe (urzędy

miejscowe zajmujące się administracją majątków rządowych) wraz z tajną instrukcją, aby w miarę

inwentaryzacji dóbr rządowych ich administratorzy byli zastępowani przez Rosjan lub przez Bałtów,

albo - w razie ich braku - przez Polaków służących w carskiej armii i przez to bardziej pewnych. Prosił

również gubernatorów, by przedstawili listę Rosjan, ewentualnych kandydatów na te stanowiska i

prosił gubernatora ryskiego, by ogłosił w gazetach spis majątków, w których potrzeba nowych

administratorów. Okazało się jednak - kontynuował swe wyjaśnienia minister dóbr rządowych, a

Bibikow musiał się z nim zgodzić - że w trzech guberniach Ukrainy prawobrzeżnej „nie trafiła się

żadna osoba, którą znaleźlibyśmy godną tego, by powierzyć jej funkcję zarządcy".

Niemniej jednak generał-gubernator kijowski uzyskał w końcu, dzięki poparciu cara, przewagę nad

ministrem, który musiał przyjąć pierwotnie odrzucony kierunek działania. Pośrednio składał dowody

posłuszeństwa: prasa - stwierdzał Kisielew - ogłosiła już listę majątków i kilku chętnych się zgłosiło.

Powtórzymy apel i wtedy liczba rosyjskich ekonomów niewątpliwie się zwiększy. Aby przegonić

Polaków, skłonny jest darować majątki Rosjanom, „by zarządzali nimi bez nadzoru". Kisielew przyjął

również projekt Komitetu, zakładający, że nowi zarządcy będą, po 12 latach dzierżawy, zatrzymywać

nie 10% dochodu, jak w krajach bałtyckich, ale 30 procent. Poza tym, by dodatkowo podnieść

atrakcyjność dzierżawy, chętny otrzymywałby dokument upoważniający go do uczestnictwa w

sejmikach szlacheckich48.

Odciąć chłopów od Polaków

Główny problem jednak polegał na uniezależnieniu chłopów od prywatnych właścicieli ziemskich.

Bibikow w ciągu kilku lat, aż do roku 1847, starał się niestrudzenie ograniczać wpływy i osiągnął w tej

dziedzinie postęp dzięki osławionemu „Prawu o Inwentarzach".

To wielkie zamierzenie - w swej istocie antypolskie, ponieważ co najmniej równie jaskrawe formy

zniewolenia na pozostałych obszarach Rosji, jak twierdzą pisarze rosyjscy od Radiszczewa do

Herzena, nigdy nie były kwestionowane - nabierało rozmachu, w miarę napływu kolejnych informacji

o nadużyciach ze strony ziemian.

Oburzenie władz rosyjskich wywoływało nie tylko stosowanie przemocy fizycznej, liczne zabójstwa i

samobójstwa, lecz także ucieczki chłopów. W październiku 1842 roku marszałek szlachty guberni

kijowskiej otrzymał od gubernatora pisemny dokument, powtarzający przepisy z roku 1826 wraz z

nowym rozporządzeniem, w którym przeciwstawiał się złemu traktowaniu włościan, będącym, jak

twierdził, przyczyną ich częstych ucieczek do sąsiedniej, stepowej,

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

28 I

słabo jeszcze zasiedlonej guberni noworosyjskiej. Minister spraw wewnętrznych życzył sobie, by

nastąpił kres ucieczek i prosił o wykaz środków, które w tej mierze zostały podjęte. Po raz kolejny

reprezentanci szlachty zostali wezwani do wzmożenia czujności wobec swych współbraci-ziemian:

mieli przypominać im o obowiązku przestrzegania prawa oraz konieczności „ludzkiego obchodzenia

się z poddanymi i odpowiedniego zaspokajania ich wszystkich potrzeb"49

Tę podejrzaną miłość wysokich urzędników rosyjskich do ludu ukraińskiego często osłabiało lub wręcz

paraliżowało przekupstwo drobnych. Wypadki, które miały miejsce od lipca do sierpnia 1845 roku we

wsi Buzowa w majątku ziemianina Cywińskiego, charakteryzują sytuację ogólniejszą i trudności

ewentualnej regulacji kwestii chłopskiej.

Żeby samowolę utrwalić i zapewnić ją sobie na przyszłość, ziemianie po prostu przekupywali

rosyjskich urzędników. Dokumenty milczą, po czyjej stronie stanął sprawnik, kiedy w Buzowej, wsi

położonej na terenie guberni kijowskiej, wybuchł chłopski bunt, ale zagadka nie wydaje się trudna do

rozwiązania: w ten sposób gubernatorskie plany traciły na impecie, a nienawiść do Polaków stawała

się bezsilna.

Wiedząc o tym, że car w najbliższym czasie bawić będzie przejazdem w guberni, szesnastu chłopów

ziemianina Cywińskiego postanowiło przedłożyć mu skargę. Niepiśmienni zwrócili się z prośbą o

pomoc do Rogalskiego, jednego /. wielu zubożałych szlachciców, których położenie znacznie bardziej

przypominało los chłopów niż ziemian. Rogalski napisał 19 lipca 1845 roku, że Cywiński oszukuje rząd

na podatkach, wyzyskuje gminną rezerwę zboża na pędzenie wódki, przywłaszcza sobie najlepszą

ziemię, gnębi pańszczyzną, szczególnie zaś przymusową pracą w gorzelni, nie pozostawiając

poddanym ani chwili dla siebie. Pismo trafiło, co oczywiste, do rąk gubernatora cywilnego, który

chciał przekonać się o prawdziwości zarzutów. Zwrócił się zatem do powiatowego marszałka szlachty

Hudym-Lewkowicza, jednego z bardzo nielicznych Rosjan pełniących tę funkcję, zresztą podobnie jak

Polacy zwolennika pańszczyzny, a także do sprawnika. Ci ostatni napisali wspólny list do trzeciej

osoby, która mogłaby zaszkodzić ziemianinowi, to znaczy do popa, z pewnością też sowicie

okupionego. Jak zwykle udało się ominąć najsroższe przepisy i relacja o wypadkach przedstawiona

gubernatorowi przez marszałka szlachty obciążała chłopów pańszczyźnianych.

Zebrali się oni przed kościołem - donosił Hudym-Lewkowicz - żądając, by cesarz obdarzył ich

wolnością i manifestując złowrogie zamiary względem swego pana. Jedna z kobiet, nadzwyczaj

podekscytowana, rozpowiadała, że car przysłał jej srebrny krzyż i podburzała wieś do buntu.

Znieważyła obecnych przy tym obywateli i urząd w osobie sprawnika. Oto jedyna wersja zdarzeń, /.

którą mógł zapoznać się gubernator. Ponadto marszałek szlachty stwierdzał,

" OA Kijów, fond 1238, opis 1, dieło 418. W sprawach dotyczących prześladowań chłopów i częstej

konieczności ucieczek, zob. powieść T. T. J e ża, Wasyl Hołub (1857) oraz jej analizę w pracy S. Koza-k

J, Ukraina w twórczości T. T. Jeża, „Slavia Orientalis" 1969, nr 4, s. 401-413.

282

Część druga. Okres międzypowstaniowy

ze: „chłopi z Buzowej wyróżniają się od lat 30 uporczywą skłonnością do włóczęgi, gwałtów i

samowoli". Ziemianin pozostał czysty i poza wszelkim podejrzeniem. Żeby wyraźnie pokazać, po

czyjej stronie jest siła, przełożony szlachty aresztował i odstawił do Kijowa Rogalskiego, autora skargi

do cara i zażądał sądu nad dwoma chłopami. W następnym rozdziale wypadnie przypomnieć sobie to

charakterystyczne zbliżenie, które nastąpiło pomiędzy zdeklasowaną szlachtą polską i chłopstwem50.

W latach 1844-1845 walka prowadzona przez Rosjan o ukraińskie dusze przyjęła szczególną formę.

Szkoły parafialne prowadzone tu przed rokiem 1832 przez Polaków w duchu Komisji Edukacji

Narodowej pod kuratelą Uniwersytetu Wileńskiego i opieką T. Czackiego, zostały zamknięte po

upadku powstania. Odtąd najwyżej tylko popi mieli prawo - oczywiście po rosyjsku, ponieważ carat

uważał język ukraiński za dialekt - prowadzić nauczanie elementarne. Car otwierał od sierpnia 1832

roku elementarne szkoły rosyjskie na terenie guberni kijowskiej z funduszów zebranych na podstawie

prikazow obszczestwiennogo prizrienija: było ich sześć w głównych miastach powiatowych. Bibikowa

dochodziły jednak słuchy, że w niektórych majątkach nadal nauczano po polsku. Wola kulturowej

dominacji nie znosi konkurencji. A jednak, mimo że rosyjski stał się językiem urzędowym od roku

1831, polszczyzna była często używana w kontaktach prywatnych z chłopstwem ukraińskim51.

Kancelaria generała-gubernatora rozesłała 12 września 1844 roku do wszystkich sprawników w trzech

guberniach ściśle tajny okólnik zalecający sporządzenie wykazu majątków, w których chłopskie dzieci

uczą się po polsku. Raporty policji były w większości wypadków negatywne, najwyżej rejestrowały

występowanie małych kółek chłopskich utrzymywanych przez kilkanaście wielkich rodów

szlacheckich, częściowo w celach edukacyjnych: chłopi ci usługiwali w kościele lub występowali w

tradycyjnych, arystokratycznych teatrach dworskich. Na przykład w dobrach księżnej Marceliny z

Radziwiłłów Czartoryskiej ksiądz spod Równego, z pomocą organisty, nauczał abecadła i katechizmu

ośmioro dzieci w wieku od 7 do 15 lat; nie były to jednak wyłącznie dzieci chłopskie. W tym samym

powiecie, w dobrach należących do hrabiego Platera, znajdowała się szkółka muzyczna, w której

dzieci uczyły się śpiewać po polsku. W majątku Orzeszki w powiecie kowelskim jedenaścioro dzieci, w

tym ośmioro prawosławnych (co podkreślali carscy agenci) uczyło się śpiewać po polsku. W majątku

hrabiego S. Chołonieckiego, w powiecie lityńskim, odbywały się lekcje polskiego, muzyki i rachunków.

U Lamberta Poniatowskiego w powiecie kijo-

50 Ibid., dieło 565. List marszałka szlachty powiatu kijowskiego do gubernatora cywilnego, 28

września 1845 r.

51 Wszystkie cytowane dokumenty znajdują się w CDIAU w Kijowie, fond 442, opis 794, dielo 186.

Ukaz o zamknięciu wszystkich szkół przy parafiach rzymskokatolickich lub unickich został wydany 15

kwietnia 1832 r. W samej guberni wołyńskiej było ich 55, w podolskiej 35. Ibid., fond 1266, opis 1,

dieło 53. Leszek Zasztowt podaje cyfry podwójnie wyższe, ale oparte na raportach dawnej wołyńskiej

komisji funduszowej, która, jak widzieliśmy wyżej, fałszowała statystykę, Kresy 1832-1864,

szkolnictwo na ziemiach litewskich i ruskich dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1997, s. 316-318.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

2Ht

wskim sześcioro dzieci zapoznawało się z językiem polskim, rosyjskim, rachunkami oraz

prowadzeniem rejestrów. U S. Lipeckiego młodzież w wieku od 14 do 18 lat (12 osób) uczyła się grać

na różnych instrumentach i śpiewać po polsku. Mołodecki spod Dubna umundurował swoich uczniów

ze szkółki śpiewu w niebieskie mundurki z wyłogami jak w gimnazjach rosyjskich. Nowowiejski spod

Równego również utrzymywał chór, czytający i śpiewający po polsku, siedemnastu pełnoletnim

śpiewakom zaś (jedenastu prawosławnym i sześciu katolikom) ponadawał włoskie nazwiska:

Paganini, Tartini, Albini, Szczerbini itd.!

Prawdziwy skandal! Bibikow zionął antypolską wściekłością, nie zważając jednak w najmniejszym

stopniu na etniczną odrębność Ukraińców. 28 listopada 1844 roku zażądał za pośrednictwem policji

od inkryminowanych ziemian złożenia pisemnych wyjaśnień, „dlaczego w pewnych majątkach dzieci

uczą się po polsku, chociaż są prawdziwymi Rosjanami, nie muszą mówić żadnym innym językiem niż

rosyjski i nie potrzebują znać innego języka".

Większość obwinionych postarała się w grudniu 1844 roku o to, by nie móc udzielić odpowiedzi.

Czartoryska, Plater, Poniatowski bawili w podróży. Ale naciski nie ustawały. Chołoniecki zaprzeczył

istnieniu jakiejkolwiek szkoły. Li-pecki zapewniał, że to sprawa organisty. Mołodecki kategorycznie

odmówił złożenia wyjaśnień na piśmie, a następnie kazał napisać po rosyjsku jednemu z wybranych

chłopów, że wszyscy świetnie władają tym językiem.

Najbardziej napięta sytuacja wytworzyła się między generałem-gubernatorem i Ignacym Platerem

oraz Lambertem Poniatowskim.

I. Plater - donosił sprawnik z Równego - odmówił podpisania dokumentu w języku rosyjskim,

oświadczając, że zupełnie nie zna tego języka i nie może podpisywać czegoś, czego nie rozumie.

Oświadczył po polsku, że trzyma chłopskie dzieci, podobnie jak zwykł to czynić jego ojciec Antoni od

lat 50, dla swej własnej przyjemności, a jeśli zaś chodzi o języki, którymi mówią lub nie mówią, ta

sprawa nie interesuje go zupełnie, żadnych zresztą języków ich nie uczy (10 stycznia 1845). Bibikow

odpowiedział osobiście 24 marca 1845 roku:

„Nie mogę sobie wystawić jakim sposobem Wasza Ekscelencja, mając u siebie rosyjskich chłopów,

sama nie włada językiem rosyjskim, nie zwraca się do nich po rosyjsku, ani nie zwała na prawo, które

nakazuje, aby posługiwać się rosyjskim sporządzając dokumenty oficjalne, ani też nie wie, że jego

obowiązkiem jest nauczanie rosyjskiego we własnym domu. Pismo Waszej Ekscelencji uważam za

absolutnie niezadowalające, ponieważ nie daje ono odpowiedzi na zadane pytania oraz ponieważ

urąga honorowi szlachcica i obywatela ziemskiego przez niespotykane grubiaństwo, którego nie

powinni się dopuszczać w oficjalnych dokumentach ludzie tak wysokiej kultury... Upraszam, by

surowo zabronić w posiadłościach nale-z.|cych do Waszej Ekscelencji nauczania dzieci języka, który

jest dla nich obcy".

L. Poniatowski oświadczył, że od czasu uwłaszczenia swych włości w roku 1823 uczy wieśniaków

księgowości zarówno po polsku, jak i po rosyjsku, zatem nie założył żadnej szkoły, lecz tylko zajmuje

się zwykłym wychowaniem domowym. Bibikow i to wytłumaczenie uznał za niestosowne i przez

powiatowego marszałka szlachty zakazał Poniatowskiemu 14 kwietnia 1845 roku używania języka

polskiego w swoim własnym domu!:

284

Część druga. Okres międzypowstaniowy

„Nauczanie polskiego włościańskich synów nie jest ani potrzebne, ani pożądane, ponieważ na nic się

im nie przyda. Jeśli chłopi są niezbędni do prowadzenia ksiąg rachunkowych, mogą to robić po

rosyjsku... z tego też względu należy położyć kres wszelkiemu nauczaniu języka polskiego wśród

chłopstwa".

W końcu nawet najbardziej krnąbrni ustąpili, podpisali wymagane od nich oświadczenia. Aby szlachta

nie mogła posługiwać się więcej argumentem religijnym, generał-gubernator 10 marca 1845 roku

przekazał policji we wszystkich trzech guberniach rozkaz, w którym stwierdzał, że: „włościańskim

synom język polski nie jest do niczego potrzebny, nawet jeśli są wyznania rzymskokatolickiego".

Rozporządzenie bardzo mocno godziło w naturalną więź językową, łączącą 579 000 chłopów-

katolików z Polakami. Według Bibikowa polszczyzna nie jest w Kościele katolickim potrzebna,

ponieważ msze odprawia się po łacinie. Przed śmiercią żandarma Europy sterroryzowani Polacy nie

będą mogli podejmować prób utrzymania językowego mostu z chłopstwem. Ostatnie wysiłki w tym

kierunku nastąpią - jak zobaczymy później - około roku 1860 i w latach 1905-1907.

Prawo o Inwentarzach i jego zastosowanie

W takich okolicznościach miało nastąpić pierwsze w dziejach Cesarstwa Rosyjskiego ograniczenie

pańszczyzny. Aby poniżyć Polaków i tym pewniej przechwycić Ukraińców, reformę przeprowadzono

by bez wątpienia znacznie szybciej, gdyby nie istotne trudności w określeniu normy „sprawiedliwej"

pańszczyzny i zakończeniu przeciągających się w terenie „Inwentarzów" - przedsięwzięcia mającego

na celu ochronę przed nadużyciami. Już na posiedzeniu w dniu 16 lipca 1840 roku Komitet Guberni

Zachodnich wysłuchał raportu ministra spraw Wewnętrznych A. G. Stroganowa, który stwierdził, że

„rozpoczęcie obowiązkowej inwentaryzacji w majątkach prywatnych ocenialibyśmy generalnie rzecz

biorąc jako wysoce pożyteczne...", dodając, że potrwałoby to jeszcze długo oraz zostałoby rozpoczęte

od posiadłości wziętych pod kuratelę rządu z powodu złego traktowania chłopów. Stroganow

zamierzał również objąć spisem gubernie utworzone na byłych terenach polskich Mohylewa i

Witebska. Mikołaj I natomiast życzył sobie, aby od razu zacząć inwentaryzację wszystkich polskich

dóbr prywatnych i osobiście dopisał w raporcie, że „jeśli Inwentarze ograniczą prawa właścicieli

ziemskich, bezpośrednio odczują to chłopi pańszczyźniani, nie wolno zatem w żadnym wypadku tracić

z oczu dobroczynnego celu wytkniętego przez Zwierzchność". Cesarz chciał nawet, żeby

przedsięwzięcie zostało rozpoczęte od 1 września 1840 roku, lecz komisarze zwrócili uwagę, że

najpierw należy ustalić pewne normy, wzorując się na dobrach państwowych, że ostatnie

sprawdzanie katastrów odbyło się w roku 1798, a bieżące nie jest jeszcze ukończone52.

52 RGIA, Petersburg, fond 1266, opis 1, dieło 26. Roczny raport kijowskiego gubernatora za rok 1840

zawierał liczne dane o niezgodnym z prawem wyzyskiwaniu chłopów pańszczyźnianych przez

właścicieli ziemskich i ekonomów; ibid., fond 1281, opis 3, ed. 71a, s. 8—11.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

285

1 kwietnia 1844 roku minister spraw wewnętrznych wprawił Komitet w popłoch swoim projektem

formularza o regulacji stosunków między chłopem pańszczyźnianym i jego panem53. Obok

zasadniczej idei, zgodnie z którą na ziemianach miałby spoczywać obowiązek zdawania sprawy ze

swoich poczynań przed rządem, projekt przewidywał nadawanie chłopom rozległych działek pańskiej

ziemi: ugorów lub nawet ziemi uprawnej.

Ten swoisty liberalizm wywołał prawdziwe zdumienie P. D. Kisielewa, który dostrzegł w

przedłożonym mu projekcie „zupełną rewolucję w gospodarce całego kraju". Komitet Guberni

Zachodnich zgodził się jedynie co do tego, że należy określić normę pracy pańszczyźnianej i powołał w

każdej guberni specjalną Komisję do spraw inspekcji i spisu inwentaryzacyjnego w dobrach

prywatnych na terenie Guberni Zachodnich. Komisja taka powinna się składać z gubernatora

cywilnego (przewodniczący), gubernialnego marszałka szlachty, prokuratora i trzech ziemian znanych

z dobrego gospodarowania w swoich majątkach, wybranych na zgromadzeniu szlacheckim, by nie

zachodziło podejrzenie o „jakąkolwiek stronniczość". Skład komisji musiał być oczywiście

zatwierdzony przez generała-gubernatora, natomiast wszystkie koszty jej funkcjonowania

spoczywałyby na zgromadzeniach szlacheckich. Car zatwierdził projekt 15 kwietnia, wyznaczając

termin sześcioletni na zrealizowanie całego przedsięwzięcia54.

Od prawie 10 lat Bibikow czekał na tę chwilę. Bez zwłoki powołał do życia wszystkie trzy komisje

gubernialne i 26 maja 1847 roku car wydał ukaz o rozpoczęciu Inwentarzów na Ukrainie. Mirkowicz -

odpowiednik Bibikowa na białoruskich i litewskich obszarach dawnej Rzeczpospolitej mocno się

wahał przed przystąpieniem do tej operacji55; generał-gubernator kijowski chciał natomiast stanąć

na czele bitwy z Polakami. Nie ufając marszałkom szlachty, w trosce o prawidłowy przebieg

Inwentarzów, nakazał sprawnikom przygotowanie tajnych raportów policyjnych, które będą

przekazywane za pośrednictwem policji gubernialnej specjalnej komórce w Ministerstwie Spraw

Wewnętrznych.

Jaki był zatem zakres „Prawa o Inwentarzach", znanego w niewielkim stopniu zachodnim historykom,

którzy uważają, że w zasadzie reforma z roku 1861 była jedynym przedsięwzięciem rządowym,

mającym na celu zmianę sytuacji chłopów w cesarstwie rosyjskim?56 Nie ulega wątpliwości, że warto

przedstawić w tym miejscu „humanitarne" decyzje prawne przewidziane dla ukraiń-

" Szerzej o tym u E. D. S t a s z e w s k i e g o, op. cit., s. 444 i n.

" RGIA, Petersburg, fond 1266, opis 1, dieło 34, s. 23-94 dziennika posiedzeń za rok 1844.

" Ibid., dieło 36, s. 230-265. Nie ulega wątpliwości, że przyspieszenie sprawy spowodował również

itrach przed rabacją w sąsiedniej Galicji w lutym 1846 r. Zresztą akcja inwentarzowa rozpoczęła się w

Królestwie już po ukazie 7 czerwca 1846 r.

M Również prace rosyjskie nie zawierają dostatecznych informacji o reformie z 26 maja 1847 roku.

Zob. W. I. S e m e w s k i j, Kresiianskij wopros w Rossiji w XVIII i pierwoj poi. XIX w. [Problem

chłopstwa w wieku XVIII i pierwszej poi. XIX wieku], 2. t., Petersburg 1888. Prace ukraińskie dotyczące

kwe-ulii chłopskiej są bardziej kompletne: I. D. H u r ż i j, Rozkład feodalno-kriposnyćkoj systemy w

silśkomu hospodarstwi Ukrajiny perszoj połowyny XIX stolittja [Rozkład feudalno-poddańczego

systemu gospodarki ziemskiej na Ukrainie w pierwszej połowie XIX wieku], wyd. „Derżpolitwydaw"

URSR, Kijów 1954, ». 348-425.

2S6

Część druga. Okres międzypowstaniowy

skich chłopów pańszczyźnianych. Wyznaczają one wąską przestrzeń względnego liberalizmu władz

rosyjskich, ale jednocześnie sygnalizują nieuchronność zniesienia pańszczyzny w carskim imperium -

czyż bowiem tego rodzaju ustępstwa, choć skrajnie ograniczone, mogły nie wywołać oddźwięku

pośród rosyjskiego chłopstwa w innych guberniach?

Głównym celem „Prawa o Inwentarzach", zawierającego 65 artykułów, jest określenie „wzorcowej

pańszczyzny", sprecyzowanie raz na zawsze stosunku: chłopi pańszczyźniani - właściciele ziemscy

poprzez kodyfikację aż do najmniejszych szczegółów zasad współżycia tej paternalistycznej

społeczności. Wszyscy polscy właściciele ziemscy otrzymali na piśmie tekst ustawy. Pańszczyzna

została w niej zdefiniowana jako umowa między chłopem i panem, zgodnie z którą za używanie ziemi

przydzielonej przez pana chłop musiał płacić swoją pracą. Pan miał prawo powiększać lub zmniejszać

chłopską działkę, ale musiał swoje decyzje uzgadniać z gminą - taką rolę pełnił mir na innych

obszarach cesarstwa, nie był on jednak znany na terytoriach zamieszkiwanych przez Polaków.

Liczebność chłopstwa wpływała na wielkość przydzielanych działek, jednak w każdym wypadku

powinna ona odpowiadać zdolności do pracy całej chłopskiej rodziny. Chłopi pańszczyźniani zostali

podzieleni na cztery kategorie: tjagłyj (chłop ciągły), poiutjagłyj (półciągły), ogorodnyj (ogrodowy),

bobył (bezrolny, komorny). Dwie pierwsze kategorie chłopów były zobowiązane do odrabiania

tygodniowo dwóch albo trzech dni pańszczyzny z zaprzęgiem i jednego dnia pańszczyzny

przewidzianej dla kobiet.

Do prac tych zostali wyznaczeni, z wyjątkiem kalek, mężczyźni w wieku od 16 do 55 lat oraz kobiety w

wieku od 16 do 50 lat. Do odrabiania pańszczyzny z zaprzęgiem chłopi powinni się stawiać z parą

zwierząt pociągowych i niezbędnym sprzętem. Do pańszczyzny niewymagającej inwentarza żywego

należało się stawić również z odpowiednim sprzętem. Jeśli w rodzinie chłopskiej była tylko jedna

kobieta, uchylano w stosunku do niej obowiązek pańszczyzny.

Chłopi, którzy chcieliby otrzymać więcej ziemi, powinni zobowiązać się do odrabiania pańszczyzny w

zwiększonym zakresie, jednak pan nie miał prawa rozdzielać członków tej samej rodziny po różnych

gospodarstwach. Podobnie, jeśli pan, w rękach którego nadal spoczywało prawo przesiedlania swoich

chłopów, zechciałby tego dokonać, musiałby przesiedlić całą rodzinę. Obszar ziemi nadanej chłopu na

własność winien stanowić całość nietykalną, wciągniętą do Inwentarza. W wypadku śmierci chłopa

jego działka mogła ulec redystrybucji, nie wolno było jednak usuwać z chałupy jego żony i dzieci ani

pozbawiać ich warzywnika.

Każda zmiana istniejącego stanu rzeczy powinna być przez ziemianina sygnalizowana na piśmie

powiatowemu marszałkowi szlachty, uzgodniona z chłopstwem i niesprzeczna z obowiązującym

prawem. Zmiany te mogły być zresztą dokonywane wyłącznie w wypadkach bezwzględnie

koniecznych i nie powinny były powodować przeniesienia chłopa do innej kategorii. Stałą pieczę nad

wszystkim mieli wspólnie sprawować marszałek szlachty i sprawnik.

Długie i drobiazgowe wyszczególnienie robót w polu, w lesie i zagrodzie nie pozostawiało niczego

przypadkowi. Obowiązywał zakaz przenoszenia tygodnio-

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

287

wej normy pańszczyzny na inny tydzień oraz nakaz przestrzegania dni świątecznych jako wolnych od

pracy. Interesujące, że pomysł zapłaty pieniężnej dla chłopów wiązał się z postępowaniem

umożliwiającym zwiększenie wymiaru pańszczyzny: jeśli pan uznał, że wymiar robót obowiązkowych

nie wystarcza, mógł go powiększyć (najwyżej o dodatkowe dwa dni w tygodniu) za opłatą, zależnie od

rodzaju wykonywanej pracy od 7 i pół do 15 srebrnych kopiejek dziennie. Niemniej każdego lata

chłopi musieli odrabiać 12 dodatkowych dni pańszczyzny nieodpłatnie.

Ostatnie artykuły „Prawa o Inwentarzach" dotyczyły wreszcie zasad karania chłopów

pańszczyźnianych. W żadnym wypadku nie zostało zakwestionowane prawo ziemian do karania

swoich chłopów. Kary cielesne nie zostały osobno wyszczególnione, co oznacza, że były dopuszczalne,

lecz tylko w wypadkach „grubiaństw" w stosunku do pana lub jego pełnomocnika, jak również w

wypadku odmowy wykonywania pańszczyzny - wtedy ziemianin miał prawo pociągnąć winnego do

odpowiedzialności. Dla wszystkich wykroczeń sporządzono listę kar pieniężnych.

Oto niewielkie, ale jakże znaczące ograniczenia rządowe, zmniejszające absolutną władzę polskich

panów nad pańszczyźnianym chłopstwem ukraińskim57.

Niestety, rok, w którym nowe prawo zostało ogłoszone, podobnie zresztą jak lata następne, zupełnie

nie sprzyjał jego spokojnej realizacji. Pomijając nawet fakt, że polska szlachta robiła wszystko, aby

skorumpować sprzedajnych urzędników Bibikowa i uwolnić się od ograniczeń zupełnie obcych jej

przyzwyczajeniom58, niepokoje w Europie odbiją się stłumionym echem na Ukrainie - w guberniach

dalekich jeszcze od asymilacji z carskim imperium. Pod naciskiem sytuacji rząd wahał się, czy należy

ulżyć doli, czy też nadal stosować represje wobec ludu ukraińskiego.

Pojawiło się realne niebezpieczeństwo wybuchu społecznego, który po raz pierwszy przybrałby formę

ukraińskiego nacjonalizmu.

Rozbudzenie ukraińskiego nacjonalizmu wiązało się - przekonamy się o tym później - z obsadzeniem

stanowisk nauczycieli w szkołach rosyjskich przez kilku intelektualistów wywodzących się spośród

duchowieństwa prawosławnego lub kupiectwa. W roku 1844 Mykoła Kostomarow z Charkowa, zanim

znalazł się w Kijowie, został mianowany nauczycielem historii w nowo otwartym gimnazjum w

Równem na Wołyniu. Pantalejmon Kulisz podobne stanowisko zajmował w gimnazjum w Łucku.

Każdy z nich starał się obudzić w swoich uczniach narodową świadomość ukraińską.

W tym samym roku, w którym wprowadzono „Prawo o Inwentarzach", policja carska zlikwidowała w

Kijowie „Towarzystwo Cyryla i Metodego", złożone ze studentów uniwersytetu oraz młodych

intelektualistów takich, jak Taras

" Kgzemplarz „Prawa o Inwentarzach", który otrzymali wszyscy ziemianie, pochodzi z rodzinnego

archiwum Potockich; CDIAU, Kijów, fond 49, opis 1, ed. 418 (majątek Bolesława Potockiego).

w T. Bobrowski, Pamiętnik mojego życia, t. 1, przedni. S. Kieniewicza, PIW, Warszawa 1979, n. 287

(pierwsze wyd. pamiętników Bobrowskiego ukazało się we Lwowie w roku 1900).

288

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

289

Se-

Szewczenko, który w roku 1840 opublikował zbiór ukraińskich wierszy pt. Kobzar. Po zakończeniu

studiów malarskich w Petersburgu powrócił wraz z kilkoma kolegami do Kijowa (Hułak, Kostomarow),

aby założyć wspomniane stowarzyszenie, które głosiło dość naiwnie program idylliczno-słowianofilski.

Kostomarow - uznawany dzisiaj za jednego z inicjatorów narodowego przebudzenia Ukraińców -

napisał Księgi życia narodu ukraińskiego inspirowane stylistycznie Księgami narodu polskiego Adama

Mickiewicza, wydanymi w Paryżu w roku 1832. Zdania członków Towarzystwa co do przyszłości ich

kraju były podzielone: jedni chcieli zachować związki z Rosją, inni stworzyć republikę -wszyscy

niebawem zostali aresztowani. Szewczenko trafił do wojska, z którego powrócił dopiero w roku 1860,

aby w rok później umrzeć.

„Towarzystwo Cyryla i Metodego", pomimo krótkiego okresu swego istnienia, zdołało jednak

oddziałać na chłopstwo, wśród którego pracowali również przybywający z Galicji polscy emisariusze

związani z praskim Komitetem Słowiańskim, który, jak wiadomo, przyczynił się do wybuchu Wiosny

Ludów. Te poczynania zaniepokoiły Mikołaja, gdyż groziły zachwianiem pięknej paternali-stycznej

harmonii, której model wypracował tak niedawno za pomocą „Prawa o Inwentarzach".

W związku z wydarzeniami w Paryżu i Wiedniu car od marca 1848 roku osobiście przeglądał

tygodniowe raporty policyjne o sytuacji politycznej w mniej pewnych guberniach, to znaczy

Guberniach Zachodnich, ulegających -jak wtedy mówiono - zgubnym wpływom „polakerji". W

przeważającej większości wypadków raporty nie donosiły o żadnej agitacji, ale policja sygnalizowała

niepokojące fakty dotyczące kwestii chłopskiej59.

Generał-gubernator Podola donosił, że w Kamieńcu celnik przechwycił broszurę „w dialekcie

małoruskim", to znaczy po ukraińsku, wydaną cyrylicą we Lwowie, wzywającą do wprowadzenia

polskiego w szkołach i urzędach, powoływania urzędników spośród ludności miejscowej i

nierosyjskiej, uwolnienia więźniów politycznych, formowania polskiej armii narodowej z oficerami

pochodzącymi z Galicji oraz zniesienia pańszczyzny. W kościele w Łatyczewie wywieszono 13 czerwca

odezwy Komitetu Słowiańskiego po polsku i rosyjsku. Była to sprawka dwóch studentów z Kijowa,

Stanisława Bieńkowskiego i Ludwika Czajkowskiego. W Kamieńcu znaleziono 20 czerwca wiersze po

rosyjsku i po polsku wzywające do powstania.

Odezwy te mieszały się w chłopskich głowach z ogłoszeniem „Prawa o Inwentarzach", co często

doprowadzało do sytuacji wybuchowej. Generał-gubernator donosił, że na Wołyniu wieść o

Inwentarzach wywołała w 37 majątkach niepokoje, które trzeba było zbrojnie tłumić60.

59 CDIAU, Kijów, fond 442, opis 798, dieło 74, raporty podolskiego i wołyńskiego generałów-guber-

natorów, marzec-czerwiec 1848. M. Woznjak, Kyryło-Metodijiwśke bratstwo [Towarzystwo Cyryla i

Metodego}, Lwów 1921; A. S. Ni font o w {Rosja w roku 1848, Warszawa 1853, s. 93-105) przedstawia

inne polskie ulotki z Galicji.

60Ibid. Na temat tych powstań ukazały się następujące prace: M. Kornylowycz, Bibikowśkyj

obowjazkowyj inwentar i seljanstwo w Wolodytnyrśkomu powiti na 'Wołyni [Prawo Bibikowa o

Inwenta-

Ustawa mająca na celu „ochronę muzyków" obróciła się zatem przeciwko intencjom

projektodawców: rząd rosyjski musiał ponownie odwołać się do polskich ziemian w obliczu wielkiego

społecznego zagrożenia. Rosjanie trzymali stronę chłopów w wypadkach poszczególnych

prześladowań, ale występowali przeciwko nim wspólnie z Polakami, gdy trzeba było poskromić ich

społeczne ambicje.

Przykłady ilustrują pośpiech, z jakim wrócono do polsko-rosyjskiego porozumienia w obliczu

poważnego zagrożenia społecznego porządku. Starzyński, marszałek szlachty olgopolskiej, zażądał od

Bibikowa 6 czerwca 1848 roku wsparcia przeciwo chłopom ze swojego powiatu i otrzymał je już 10

czerwca. W jaki sposób, po latach walki z polskim ziemiaństwem, doszło do tak paradoksalnej

sytuacji?

Opisane przez Starzyńskiego fakty dobrze określają niebezpieczeństwo. Sprawa dotyczyła raz jeszcze

chłopów Hieronima Sobańskiego. Zagrożenie powiększyło się z chwilą śmierci ziemianina. Chłopi

wyzyskali tę okoliczność i odmówili wszelkiej pańszczyzny, następnie w liczbie ponad trzech tysięcy

znieważyli w cerkwi popa, oskarżając go o ukrywanie „prawdziwego" prawa. Marszałek szlachty

zaalarmował rosyjskie wojska i skierował do generała-gubernatora pismo, z którego wynikało, że lęk

Polaków nie był mniejszy od rosyjskiego. Nic lepiej nie demonstruje tendencji polskiego ziemiaństwa

do uciekania się pod skrzydła rosyjskiej opieki, niż nadchodzące widmo chłopskiego buntu:

„Jego Cesarska Mość raczyła nakazać, aby z całą surowością przedsiębrane były odpowiednie środki

w razach nieprzestrzegania przez włościan obowiązku posłuszeństwa. Według mego rozeznania

środki owe powinny być powzięte, jeżeli nie bezwzględnie, to z całą surowością, aby wpajać ludowi

pojęcie władzy rządowej [podkreślenie moje - D. B.] i zaszczepić w duszach prostaczków bojaźń i

trwogę, która powstrzyma ich przed wszelaką agresją. Uwa->.\m, iż właściwy sposób zapewnienia

spokoju polegałby na wydaniu mi pozwoleństwa, abym mógł, w koniecznych rzecz oczywista razach,

zawiadamiać garnizon wojskowy i w przytomności oraz pod osłoną wojska przywołać chłopów do

porządku, ukarać winnych lub podże-"61

Gdy wszystkie trony w Europie zatrzęsły się w posadach, przeciwko chłopstwu łączą się ze sobą

nawet siły antagonistyczne.

Marszałek szlachty powiatu lityńskiego donosił 12 czerwca 1848 roku Bibi-kowowi o identycznym

zagrożeniu. Chłopi w majątku Justyna Kornełowskiego odmówili pańszczyzny i „na każdym kroku

dopuszczają się grubiaństw, zuchwalstw i nieposłuszeństwa". Dzięki obecności sprawnika mógł on

stawić czoła ilumowi, który „na swój sposób tłumaczył sobie Inwentarze", przywrócić spokój,

policzkując podżegaczy, których pochwycił i kazał publicznie wychłostać62.

i/4ili i chłopstwo w powiecie włodzimierskim na Wołyniu], „Ukrajinśkyj archeograficznyj zbirnyk" (Ki-

|iiw) 1926, vol. 1; ogólniejsze: A. Z. Baraboj, Prawobierieżnaja Ukraina w 1848 g., „Istoriczeskoje za-

l<i»ki" 1950, nr 34.

'' Ibid., fond 442, opis 45, dieło 73.

"'Ibid., opis 445, dieło 119.

290

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Generał-gubernator był więc zmuszony tolerować postępowanie sterroryzowanych ziemian, odłożyć

na bok reformę i zgadzać się na fakty, których nie puściłby płazem w innych okolicznościach. Zgodził

się na przykład, gdy chłopi odmówili pańszczyzny w majątku Teodora Rylskiego już w kwietniu 1848

roku, na zwolnienie w październiku ekonoma Głińskiego, dopuszczającego się notorycznie przemocy

wobec chłopów i z tego powodu uwięzionego. Osobnik ten był już dobrze znany z przymuszania do

pracy ponad siły i projektu zesłania na Sybir 26 chłopów, ale - w końcu - to on złożył skargę, że jako

człowiek ubogi i niemogący sobie pozwolić na należytą strawę, utracił w więzieniu siły!63...

Smutny koniec panowania

Trudno powiedzieć, by bilans „Prawa o Inwentarzach" ułożył się pozytywnie. Owszem, władze

rosyjskie, gdy widmo rewolty 1848 roku zniknęło, starały się oczywiście na nowo wziąć chłopstwo

pod swoją kontrolę, ale udawało się to jedynie w rzadkich wypadkach; zasadniczo chłopi

pańszczyźniani nadal byli cynicznie wykorzystywani aż do reform, które rozpoczęły się wraz z

panowaniem Aleksandra II.

„Upokarzającym też było dla nas - pisał liberał August Iwański - że aż satrapa kijowski Bibikow musiał

ograniczyć i unormować wymaganą przez właścicieli pańszczyznę oraz ich inne nadużycia ukrócić,

wydając obowiązujące dla stron obu tzw. Inwentarze w 1848 roku. Już to ze smutkiem stwierdzić

można, że odmalowane przez Szajnochę stosunki, jakie w połowie XVII wieku panowały między

szlachtą a włościanami na Rusi, nie zmieniły się na lepsze w przeciągu dwóch wieków następnych"64.

W archiwach przechowywane są dokumenty wskazujące, że w kilku przypadkach dzięki Inwentarzom

sytuacja chłopstwa uległa poprawie: 30 grudnia 1850 roku książę Radziwiłł zgodził się wydalić

swojego dzierżawcę Frankow-skiego w wyniku akcji podjętej przez chłopów z powiatu skwierskiego

pod przewodnictwem niejakiego Kosiańczuka. Skarga powiatowego marszałka szlachty przeciw

chłopom została oddalona i dzierżawca - na skutek interwencji rosyjskiej policji - musiał zapłacić za

swoich chłopów znacznie większe podatki (w sumie 1460 rubli zamiast 960)65. W sierpniu 1850 roku

sprawnik w powiecie taraszczańskim przyjął chłopską skargę przeciwko A. Bekierskiemu: wymagał on

zbyt wielkiej normy dziennej podczas żniw, zmuszał kobiety do odrabiania karnej pańszczyzny w dwa

lub trzy tygodnie po połogu, kazał „odrabiać" dni świąteczne. Powiatowy marszałek szlachty 14 maja

1851 wysłał Bekierskiemu do podpisu na papierze, gdzie w nagłówku widniał oficjalny znak Minister-

63 OA Kijów, fond 2, opis 3, dieło 119.

64 A. Iwański, Pamiętniki..., s. 4. W ostatecznym rozrachunku zamiast polepszyć los chłopstwa akcja

inwentarzowa w trzech guberniach pozwoliła ziemiaństwu odebrać chłopom 400 000 dziesięcin.

Patrz E. D. S t a s z e w s k i j, op. cit., s. 454-458.

65 OA Kijów, fond 2, opis 164, dieło 219.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

291

stwa Spraw Wewnętrznych, zobowiązanie do przestrzegania „Prawa o Inwentarzach"66. Skarga

wniesiona 15 września 1850 roku przez sprawnika z Lipowca przeciwko hrabiemu Juliuszowi

Krasickiemu, który wydzielił chłopom zbyt małe działki i zmuszał ich do nadmiernej pracy w swoich

włościach spowodowała, że Komisja Inwentaryzacyjna w Kijowie wydała nakaz powtórnego rozdziału

gruntów67.

Mimo to pod koniec panowania Mikołaja I sytuacja chłopstwa ukraińskiego zmieniła się w niewielkim

stopniu. Trudno było sprawować kontrolę nad nadużyciami powtarzającymi się od wieków na tych

rozległych terenach i zawsze znajdowali się marszałkowie szlachty, którzy solidaryzowali się z

ziemianami dopuszczającymi się najgorszych wykroczeń. Uważano na przykład za rzecz naturalną w

powiecie skwirskim karę 15 batów dla chłopów, którzy odmówili pańszczyzny68. Zadowolono się -

biurokratyczna inercja czy ciche porozumienie? - rejestracją skargi młodej chłopki, którą jej pan,

Jurkiewicz, zmusił do pracy bez żadnego wynagrodzenia u ekonoma Tabieńskiego. Dziewczyna

uciekła i ukryła się. Panowie rozpoczęli poszukiwania, zmusili rodziców do wydania im drugiej córki, a

ekonom kazał wychłostać chłopa, który ukrył pierwszą.

Pani Hańska musiała w złej wierze przekonywać Balzaka w trakcie ich podróży do Wierzchowni w

roku 1847, by ten napisał później, że: „Chłopi żyją beztrosko jak dzieci. Żywieni są i opłacani, a

poddaństwo nie jest dla nich ciężarem, lecz źródłem szczęścia i spokoju". Balzak, jak wiadomo

zwolennik carskiego absolutyzmu, był daleki od okazywania doli chłopów najmniejszego współczucia.

Jego muza przekonała go, że nie należy ufać tym ludziom, których ani ona, ani żaden z ziemian nie

miał zamiaru obdarzyć wolnością, pisarz zaś bez sprzeciwu powtarzał wyuczoną lekcję:

„Okrutna ciemnota - oto cecha chłopów. Są sprytni, przebiegli, ale trzeba wieków, żeby ich oświecić.

Słowa o wolności kojarzą im się, podobnie jak Murzynom, z tym, że nie będą więcej pracować. Byłby

to upadek cesarstwa, które posłuszeństwem stoi... gdyby byli wolni, trzeba by zmierzyć się ze

straszną chorobą, jaką jest chłopskie pijaństwo. Obecnie chłopi marzą o zarobieniu pieniędzy tylko po

to, aby zapić się gorzałką. Wyszynk wódki jest jednym /. podstawowych źródeł dochodu ziemian,

którzy odzyskują w ten sposób wszystkie pieniądze, które wcześniej dali chłopom. Zatem dla chłopów

słowo wolność oznacza swobodę upijania się. Jakież opłakane byłyby tego skutki!"69

W majątkach ziemian, którzy utrzymywali zakłady przetwórcze, które będą stanowiły źródło

bogactwa Ukrainy pod koniec XIX wieku, bezprawie szerzyło się w jeszcze większym stopniu,

ponieważ na wady archaicznego systemu gospodarki rolnej nałożyła się nędza pierwszego

proletariatu. Sprawnik starokon-stantynowski donosił 31 stycznia 1849 roku, że w dobrach zmarłego

ziemianina

,175.

** lbid., dieło 220. " Ibid., opis 165, dieło 47. "" lbid., opis 164, dieło 175. ' lbid., dieło 172 (sprawa

młodej chłopki Jurkiewicza oraz H. de B a 1 z a c, List o Kijowie..., s. 574-

292

Część Hmg^Okresmiędzypowstaniowy

Czorby, których spadkobierca mieszkał w Warszawie, ekonom pochodzenia cudzoziemskiego o

nazwisku Pokart zarządzał cukrownią w sposób zupełnie antyhumanitarny Żaden z pracujących bez

przerwy chłopów me był opłacany, me szczędzono za to kijów i zniewag, golono głowy i wysyłano w

sołdaty, zmuszano ich do roboty nie przestrzegając Inwentarzy, kobiety i dzieci pracowały po-

, , . . , . , • -r n,_ „ruknnienie cukrowni przez rodzinę Branickich dobnie jak mężczyźni.

Tylko wykupienie y v

mogło zaprowadzić porządek70. . . r

Chłopom, którzy dostali się w ręce maniaków ,eszcze trudniej było uniknąć prześladowań. Sprawnik

lipowiedd wyśledził 12 kwietnia 1850 roku ze osiemdziesięcioletni ziemianin B. Maszewski, który od

roku 1835 miał zakaz przeby-

• • • • i. m^,-ń\sci nnwrócił do niej i zmuszał chłopów pan-

wama w swojej wsi Łopatynka, powrót ,,.'., u r u

szczyźnianych do płacenia grzywien pod groźbą kar cielesnych. Gminę wzburzył zgon dwóch chłopów,

zakutych w kajdany i osobiście przez Maszewskiego torturowanych w domu stężonym i stojącym na

uboczu. Stary szaleniec nie żałował wcale swojego postępowania, przeciwnie - po aresztowaniu pisał

długie protestacje, w których powoływał się na dobrą opinię w środowisku. Do gubernatora

cywilnego napisał, że ośmielono się go pojmać prawie bez przyodziewku i że ego postępowanie „bez

zarzutu" nie może byc podstawą uw.ęzien.a. Do Bibikowa pisywał przez cały rok 1850, później

zwracał się do ministra sprawiedliwości, do Senatu. Adwokatowi z Kijowa, który podjął się go bronie,

wypłacił 300 rubli asygnacyjnych. Wyrok zapadł w końcu 26 maja 1853 roku: maniak został skazany

na 50 rubli asygnacyjnych grzywny, otrzymał ponownie zakaz przebywania w swym majątku i

podlegał nadzorowi trybunału szlacheckie-

8° Gdyby Maszewsk, nie robił wokół siebie tyle szumu, z pewnością w ogóle nie zostałby ukarany,

ponieważ prawie zawsze marszałkowie szlachty wysyłał, generałowi-gubernatorowi raporty, które

starały się anulować oskarżenia sprawników. Bardzo prawdopodobne, że korupcja zagłuszyła

zupełnie rosyjskie sumienia. W każdym bądź razie wydaje się bardzo dziwne, ze wiele składanych

raportów nie było w ogóle rozpatrywanych, a Inwentarze respektowane w stopniu tak niewielkim.

Marszałek szlachty skwirskie, wyjaśniał 11 kwietnia 1851 roku że raport złożony przez sprawnika,

dotyczący nadmierne, chłosty wymierzonej przez szlachcica Żurakowskiego jednemu z chłopów

pańszczyźnianych jest najzupełniej fałszywy, że ów chłop to nierob i pijak że dostał tylko kilka razy po

karku dla nauczki, a jego żona nie w.ęce, niz p.ęc batów7*... Innym razem ten sam przedstawiciel

szlachty wyjaśniał, że wieśniak, który dostał kije irozgi poranił się sam, bo się szarpał, gdy chciano mu

wymierzyć zasłużoną karę7 ...

Wojna krymska wybuchła w 1853 roku w niewielkie, odległości od ukraińskich guberni. Wywołała ona

nowe napięcia wśród chłopstwa. Niektórzy polscy

70 CDIAU, Kijów, fond 442, opis 451, dieło 7.

71 OA Kijów, fond 2, opis 165, dieło 37. nIbid., opis 164, dieło 173.

nlbid., dieło 174.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

293

historycy najzupełniej błędnie uważają, że bunty podnoszone w owym czasie wyrażały nadzieje

pańszczyźnianego chłopstwa na polską interwencję u boku Anglików i Francuzów74. Złudzenia tego

rodzaju podzielało ówcześnie kilku Polaków, powrócimy do tego później, ale wystarczy posłuchać

przenikliwego świadectwa Bobrowskiego, aby się przekonać, że tym razem, podobnie jak dawniej,

wieś ukraińska dawała jedynie głośne i czynne ujście ludowym marzeniom i pragnieniom.

Chłopi rozgłaszali pomiędzy sobą, że car pozwolił tworzyć sotnie wolnych Kozaków i że można w

związku z tym odmawiać pańszczyzny i danin. W kilkudziesięciu wsiach w powiecie skwirskim chłopi,

posłyszawszy tę wieść, zaczęli się gromadzić, ale na próżno student z Kijowa, J. Rosental, rozdawał

pomiędzy nimi ulotki nawołujące do popierania Polaków w przegonieniu Rosjan. Chłopi pojmali

studenta, który został zesłany na Sybir, i oskarżali polskich panów, że ukryli przed nimi tajemniczy

carski ukaz. Kilku właścicieli ziemskich chłopi utopili w stawach i znany scenariusz powtórzył się

znowu: ziemianie, bardziej troszczący się o pańszczyznę niż o niepodległość, zwrócili się o pomoc do

policji, a gdy to nie wystarczyło - do wojska. We wsi Berezna, w wyniku interwencji wojska, które

rozproszyło tłum złożony z 5000 „muzyków", padło kilkanaście ofiar75.

W chwili śmierci Mikołaja I nie przyświecał chłopskiemu życiu najmniejszy promyk nadziei:

utrwaleniem niewolniczego status quo zainteresowane były równocześnie dwie rywalizujące ze sobą

siły. J. I. Kraszewski, w powieści napisanej w Żytomierzu w roku 1855, przedstawił beznadziejną

samotność pańszczyźnianego chłopstwa. Wielki pan - powiada chłop Parfien -

„ludzi nie widzi i nie rozumie, do nich nie dostąpi; ot sam gadałem z gospodarzem ze wsi, co trzy dni

już stoi w bramie chcąc pana zobaczyć i z nim pogadać... A cóż! Pan go pewnie odeszle do Komisarza,

a Komisarz do ekonoma, na którego przyszedł się skarżyć... A te lokaje to gorzej od panów; ledwie to

siermięgę zrzuciło, już Lacha udaje, ta i gorzej pana się dmie... U nas dwór i wieś to jakby jedno, a tu

w zamku inszy naród, ani pogadać z nimi, ani pożalić się"76...

'4 To wypadek W. Wielhorskiego (por. Ziemie ukrainne...), który cytuje sprzecznie z intencjami autora

na s. 77 fragment pracy Z. Milkowskiego pt. Udział Polaków w wojnie wschodniej 1853-1856, Paryż

1858. Prawdą jest, że francuski minister spraw zagranicznych obserwował te działania ?. uwagą i

kazał sobie w tej sprawie składać raporty. Generał Rybiński zwrócił się w listach do Francuzów, por. A.

E. P a r i s, Memoires et documents, Russie [Pamiętniki i dokumenty, Rosja], t. 44, s. 18-21. Zob.

także: M. Handelsman, Ukraińska polityka ks. Adama Czartoryskiego przed wojną krymską, Warszawa

1937. Najbardziej fantastyczna interpretacja chłopskich niepokojów w początkach 1855 roku znajduje

się w książce M. K u k i e 1 a, Dzieje Polski porozbiorowej 1795-1925, ed. „Spotkania", wyd. 2, Paryż

1983, s. 366, w której tenże powiada, że „chłopi dążyli do zgody z polskimi ziemianami i szukali ich

poparcia przeciwko Moskwie".

75 T. B o b r o w s k i, op. cit., t. 2, s. 57-58. O sprawie Rozentala zob. J. T a b i ś, Polacy na

Uniwersytecie Kijowskim, Kraków 1974, s. 75-77. O likwidowaniu tych ruchów za pomocą siły pisze

wyczerpująco S. S z a m r a j w pracy pt. Kyjiwśka kozaczyna 1855 roku: do istoriji seljanśkych ruchiw

na Kyjiwsz-czyni [Powstanie „kozackie" na Kijowszczyźnie], „Zapysky Istoryczno-Fiłołohicznoho

Widdiłu UAN" (Kijów) 1928, vol. 11 i 20.

76 J. I. K r a s z e w s k i, Dwa światy, Wyd. Lit., Kraków 1967, s. 82-83.

294

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Kto korzysta z liberalizmu?

Ale jednak wśród ciemności zabłysła nadzieja. Na tron wstąpił „car wyzwoliciel", Aleksander II.

Najpierw pojawił się populizm, ruch moralizatorski i poli-tyczno-literacki o dużym zasięgu, który

ogarnął całą Rosję, a w konsekwencji trafił również na Ukrainę. Nie był to, rzecz jasna, ruch ludowy,

ale ludu dotyczył. Pisarstwo Kraszewskiego nie było wolne od wpływów populizmu, który cieszył się

wzięciem na Ukrainie przede wszystkim wśród kijowskich studentów. Folklor i muzykę ukraińską

(Pienia - 1842) spopularyzowali poeci tacy, jak Tymko Padura (1801-1871), który ukończył szkołę

polską w Winnicy. Grupa młodzieży nazywana chłopomanami, której przewodził Włodzimierz

Antono-wicz, rozpowszechniała od roku 1857 teksty nawołujące Polaków do przeprowadzenia

rachunku sumienia, przywdziewania chłopskich świtek, wyrzeczenia się pychy, zniesienia podziałów

klasowych i zjednoczenia się z ludem77. Po stronie rosyjskiej zarówno Turgieniew, Tołstoj, Sałtykow-

Szczedrin, Herzen jak i Uspienski oraz Pisariew uważali kwestię chłopską za podstawowy społeczny

problem Cesarstwa.

W euforycznej atmosferze odnowy, która towarzyszyła pierwszemu okresowi panowania cara

Aleksandra II, rozwinęła się również twórcza i reformatorska działalność Polaków na Litwie i Białorusi.

Byli oni znacznie bardziej otwarci i liberalni niż ich rodacy na Ukrainie. To właśnie szlachta polska

zamieszkująca sześć guberni północnych, utworzonych z ziem zabranych Polsce przez Rosję,

podejmowała starania o zniesienie pańszczyzny. Adres wystosowany do cara przez tamtejszą szlachtę

polską w październiku 1857 roku rozpoczynał ogromną dyskusję nad tym palącym problemem, która

przetoczyła się przez całe Cesarstwo. Polscy konserwatyści na Ukrainie zostali, chcąc nie chcąc,

włączeni do tej akcji, którą nowy car w zupełności aprobował. W adresie do Aleksandra II napisanym

w czasie wyborów na Podolu 31 stycznia 1858 r., szlachta nie ukrywała swego przerażenia, mówiąc

tylko o konieczności zachowania całej ziemi i nadanych jej przywilejów. W obszerniejszym

memorandum do ministra Lan-skoja zaś precyzowała, że nie chce słuchać o nadaniu chłopom ziemi,

na której mieszkają. Będzie to, jak pisał marszałek Jan Sułatycki, niepowetowana strata, a w dodatku

zagrody włościańskie będą potem sprzedawane „złym ludziom, przynoszącym szkodę społeczeństwu,

Żydom". Na domiar nieostrożności, szlachta podolska przekazała ten tekst krakowskiemu „Czasowi",

co wywołało oburzenie na łamach tej gazety, jak również w Paryżu i Londynie. „Czas" ostro piętnował

konserwatyzm podolski:

„Czyżby szlachta ziem ruskich z licznych wycieczek swych za granicę tylko błoto stolic europejskich w

zysku do kraju przywiozła... materializm sobie przywłaściła?... własny dobrze

77 J. O 1 e c h n o w i c z, Polska myśl patriotyczna i postępowa na ziemiach ukrainnych w latach

1835-1863, [w:] Pamiętnik Kijowski, t. 2, Londyn 1963, s. 24-25. Zob. także J. Tabiś, Polacy na

Uniwersytecie Kijowskim..., s. 129-132; R. F. Kircziw, Ukrajinika w polskich almanachach doby

romantyzmu [Ukraina w polskich almanachach doby romantyzmu], Kijów 1965, gdzie „moda na lud

ukraiński" jest dobrze przedstawiona i przede wszystkim: D. Doroszczenko, WolodymyrAntonowycz,

Praga 1942.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

29.S

rozumiany interes nakazuje przeobrażenie milionów ludzi, z nieomal rzeczowego istnienia n.i synów

ziemi, którą zamieszkują..."

- twierdził poznański korespondent krakowskiej gazety, podkreślając anty-chrześcijańską postawę

Podolan78. Monarcha jednak wezwał 9 marca 1858 roku wszystkie sejmiki szlacheckie w guberniach

do wyłaniania komitetów, które bardzo szybko rozpoczęły działalność.

Cytowany już przez nas dość liberalny ziemianin z guberni kijowskiej, T. Bo-browski, w Pamiętnikach

mojego życia precyzyjnie i cierpko przedstawia działalność owych Komitetów szlacheckich dla

poprawy bytu chłopów ziemiańskich, jak je oficjalnie nazywano, lub Komitetów włościańskich, jak

mówiono potocznie, chociaż w ich składzie nie było chłopów. Bobrowski podkreślał, że chociaż

wybrane komitety pracowały poważnie i zajmowały się powierzonym im zadaniem, robiły to bez

najmniejszego zainteresowania ze strony ziemian. W dodatku wybrani przez zgromadzenie

szlacheckie ziemianie, 24 lipca 1858 roku, w proporcji po dwóch z powiatu, a więc po 24 z każdej

guberni, nie odznaczali się, jak można się było spodziewać, przesadnym zapałem do nowatorstwa.

Rozpoczęli posiedzenia 8 września 1858 roku w Kijowie, Żytomierzu i Kamieńcu, które, urozmaicane

rautami, przeciągnęły się aż do wiosny 1859 roku. Nie brakowało licznych zwolenników utrzymania

dotychczasowego systemu pańszczyźnianego, przede wszystkim w komitecie podolskim79, w którym

rej wodzili magnaci w rodzaju Brzozowskiego i Sobańskiego. Niemniej w Kijowie i na Wołyniu

opracowano bardziej złożony projekt zakładający - zależnie od jakości uprawianego gruntu - albo

oczynszowanie chłopów, albo większe przydziały ziemi80.

Propozycje ukraińskich ziemian nie miały skądinąd żadnych szans, aby znaleźć się w przyszłej

reformie na skutek dalszego porządku prac, ułożonego w Petersburgu. Podczas gdy wszystkie

komitety wielkorosyjskie wysłały do stolicy swoich reprezentantów, ziemiaństwo ukraińskie zostało

upoważnione tylko do jednej wspólnej delegacji dla wszystkich trzech guberni. Polacy z Białorusi i

Litwy mieli zaś prawo tylko do jednej wspólnej reprezentacji sześciu guberni. Zatem dwa polskie

komitety reprezentowały w Petersburgu dziewięć guberni. Komitet wspólny trzech guberni

ukraińskich pracował od 19 kwietnia do 26 lipca 1859 roku i wysłał do stolicy czterech

ultrakonserwatywnych delegatów: Sobańskiego z guberni podolskiej, Szostakowskiego z guberni

kijowskiej i Mikuli-cza z guberni wołyńskiej pod przewodnictwem Jaroszyńskiego, który osierocił

delegację zaraz po przyjeździe, uciekając ze swoją kochanką.

78 Szerzej omawia tę dyskusję D. S z p o p e r, Pomiędzy caratem a snem o rzeczy pospolitej. Myśl

polityczna i działalność konserwatystów polskich w gub. zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego w latach

1855-1862, Gdańsk 2003, s. 146-150; podobne reakcje s. 155-157, 171, 175-177.

™/tóL,s. 197-203.

™ Rezultaty otrzymane przez komitety przedstawia T. B o b r o w s k i, op. cit., t. 2, s. 137-211

(komitet kijowski), s. 253-258 (komitet wołyński), s. 264-266 (komitet podolski).

296

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Wiadomo, jaki powolny i strachliwy obrót przybierały prace prowadzone w Petersburgu pod

przewodnictwem ministra Spraści Panina i starego Lanskie-go, ministra spraw wewnętrznych.

Ostatecznie dekret o zniesieniu pańszczyzny z 19 lutego (3 marca) 1861 roku dał bardzo ograniczone

rezultaty, miał być bowiem w pełni wprowadzony w życie dopiero w roku 1863, a wtedy Rosjanie

uznali Ukrainę za obszar objęty polskim powstaniem i zastosowali na tym terenie środki wyjątkowe.

W roku 1861 niewiele zaszło zmian w położeniu chłopstwa ukraińskiego, nie zmniejszyło się też ich

całkowite uzależnienie od polskich ziemian. Paragraf VIII aktu o zniesieniu pańszczyzny, dotyczący

specjalnie trzech „guberni południowych", wprowadzał w tym regionie zwyczajowe instytucje

rosyjskie: mir, wołosf, lecz przede wszystkim utrzymywał rozległe przywileje szlacheckie, dzięki

powołaniu do życia urzędu mirowogo pośrednika, odpowiadającego urzędowi sędziego we

wszystkich konfliktach między chłopstwem i ziemiaństwem. Urzędnik ten miał być powoływany przez

powiatowego marszałka szlachty!81 Owi sędziowie wyznaczali z kolei - nie było to przewidziane w

tekście dekretu - pomniejszych urzędników, takich jak pisarze w woiosti, spośród zdeklasowanej

szlachty polskiej, mniej lub bardziej zasymilowanej z chłopstwem. Wywołało to protest metropolity

kijowskiego Arsenija u generała-gubernatora. Książę 1.1. Wasilczikow, który od roku 1853 zastąpił

Bibikowa, wyjaśniał 30 grudnia 1861 roku, że stanowisko pisarza jest kategorycznie zarezerwowane

dla chłopa82. Zrozumiałe, że dezorientacja mas chłopskich, postawionych po raz kolejny przed

zmianami, które były przeprowadzane w ich imieniu bez ich udziału, przerodziła się znowu w rozległą

falę buntów. Józef Szembek pisał z Ujścia na Podolu do swego teścia Piotra Moszyńskiego wiosną

1861 roku, jak trudno było mu objaśnić chłopom, na czym polegają ich prawa. „Manifest carski

odnoszący się do emancypacji włościan" był według niego niejasno zredagowany; chłopi niesłusznie

rozumieli go jako zniesienie pańszczyzny, co dało powód do ostrych zatargów. Skończyło się

ekspedycją batalionu piechoty i szwadronu kawalerii, blokadą wsi, aresztowaniem „głównych

przywódców z mężczyzn i kobiet" - kobiety były najaktywniejsze i podburzały mężów83.

81 Zob. listę tych arbitrów i komentarz Bobrowskiego dotyczący reformy, op. cit., t. 2, s. 410-416. O

nadziejach uratowania dzięki nim władzy właścicieli ziemskich; D. Szpoper, Pomiędzy cara-tem...,s.

251, 275-280.

82 CDIAU Kijów, fond 442, opis 811, dieło 225. Listy J. Szembeka, 24 III, 15 IV, 9 V 1861; BN w

Warszawie, akc. 11383, t. 3, cyt. przez E. Rostwor o wskiego, Popioły i korzenie, Znak, Kraków 1985, s.

244-245.

83 O. Stepanyszyna, Hospodarstwo hrafiw Branyćkych na Kyjiwszczyni i reforma 1861 roku w ji-

chnich majetkach [Gospodarstwo hrabiów Branickich i reforma 1861 roku w ich majątkach], [w:]

Studiji z istoriji Ukrajiny: doslidżennja katedry istoriji Ukrajiny w Kyjewi, Kijów 1930, vol. 3;S.

Kieniewicz, Powstanie styczniowe, PWN, Warszawa 1972, s. 160; W. K o r o 1 j u k (ed.), Socjalno-

politiczeskoje dwi-żenije na Ukrainie 1856-1862 i 1863-1864 [Ruch spoleczno-polityczny na Ukrainie

1856-1862 i 1863-1864], zbiór teksów, 2 vol., Moskwa-Wrocław-Kijów 1963-1964, s. 551 i 566; G.

Marachow, Pol-skoje wosstanije 1863 g. na prawobereżnoj Ukrainie [Polskie powstanie 1863 roku na

Ukrainie prawobrzeżnej], Kijów 1967; N. N. Leszczenko, Krestjanskoje dwiżenije na Ukrainie w swiazi

s prowiedie-niem reformy 1861 g. [Ruch chłopski na Ukrainie w związku z wprowadzeniem reformy

1861 roku], Kijów 1959, s. 375-415.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

297

Dla nas, poszukujących istoty związków polsko-ukraińskich i śledzących r<>-syjsko-polski wyścig o

rząd ukraińskich dusz, rzeczą zasadniczą staje się działalność, którą strona polska od dawna zupełnie

zaniedbała: nauczanie elementarne. Pamiętamy, że Bibikow już w roku 1845 twierdził, że nawet

Ukrainiec-kato-lik nie odczuwa najmniejszej potrzeby modlenia się lub czytania po polsku. Z kolei

Cerkiew nic dotychczas nie zrobiła, aby wyprowadzić masy chłopskie z analfabetyzmu, ale niezwykłe

poruszenie związane z obietnicami zniesienia pańszczyzny pobudziło wśród popów gorliwość

zarówno duszpasterską, jak i rusyfikatorską. Popi z pełnym poparciem rządu i przy pomocy

wszelkiego rodzaju pedli mogli przy każdej cerkwi nauczać zarówno modlitwy w staro-cer-kiewno-

słowiańskim, jak również czytania i pisania po rosyjsku. Raport kancelarii generała-gubernatora

pokazuje, że tylko w latach 1859-1969, w ośmiu następujących powiatach guberni kijowskiej

założono84:

w powiecie lipowieckim: 90 prawosławnych szkół parafialnych

w powiecie taraszczańskim: 85 jw.

w powiecie zwinogorodzkim: 83 jw.

w powiecie skwirskim: 88 jw.

w powiecie czyhyryńskim: 61 jw.

w powiecie humańskim: 61 jw.

w powiecie czerkaskim: 57 jw.

w powiecie kaniowskim: 23 jw.

Do szkół tych uczęszczało od 50 do 70 uczniów. Mamy więc do czynienia z rzeczywistym postępem,

jeśli nie eksplozją szkolnictwa ludowego, co uwyraźnia się jeszcze bardziej, jeśli zważyć, że

szkolnictwo parafialne stało obok szkół elementarnych zarządzanych przez państwo {narodnyje

ucziliszcza).

Polscy ziemianie, niechętni wszelkim reformom, nie zauważali długo, że ruch ten grozi coraz

większym oddalaniem się od nich ludu ukraińskiego. Pozostali głusi na apele nadsyłane z Paryża, z

emigracji za pośrednictwem „Wiadomości polskich", organu księcia Czartoryskiego, by temu

przeciwdziałać i ubiegać Rosjan85. Później, powołując się na liberalizm Aleksandra II, studenci z

Kijowa ośmielili się założyć „Towarzystwo naukowej pomocy ludowi polskiemu Wołynia, Podola i

Ukrainy". „Lud polski" praktycznie na Ukrainie nie istniał - należało zrozumieć lud ukraiński! Zgodnie

ze swoim statutem, Towarzystwo miało organizować szkółki niedzielne dla rzemieślników i zakładać

szkoły elementarne. Udało się założyć 43 takie szkoły86.

84 CDIAU Kijów, fond 442, opis 810, dieło 192.

85 S. K i e n i e w i c z, op. cit., s. 40.

86 Ibid., s. 41. Te szkółki niedzielne przeznaczone dla miejskich rzemieślników były przedmiotem

dokładnej analizy W. Koroljuka i G. Marachowa (red.), Ruch społeczno-polityczny na Ukrainie w

latach 1856—1862..., s. 93 i n. Już wtedy Petersburg miał szansę całkowicie zrusyfikować lud

ukraiński, gdyby zdecydował się na wprowadzenie powszechnej oświaty, ale tego nie zrobił, nad czym

ubolewa współczesny historyk rosyjski A. I. M i 11 e r, „Ukrainskij wopros" w politikie vlastiej i

russkom obszczest-viennom mnienii (utoraja polouina XIX w.), wyd. Aleteja, Sankt-Petersburg 2000.

¦JM.

298

Część druga. Okres międzypowstaniowy

W rzeczywistości jedyną siłą, od roku 1831 raczej mało aktywa, mogącą przyjść z pomocą w

utrzymaniu chociaż części Ukraińców w orbicie polskich wpływów, był Kościół katolicki. Tylko

chwilowy powiew liberalizmu mógł tłumaczyć ożywienie Kościoła: obecność humanisty Pirogowa jako

kuratora kijowskiego, odpowiedzialnego za szkolnictwo podstawowe na Ukrainie i przede wszystkim

działalność Wielopolskiego, który w Warszawie zaznał smaku autonomii politycznej, posłużyły

Kościołowi jako bodziec do nasilenia działalności.

Jesienią 1859 roku Aleksander II przybył do Białej Cerkwi do hrabiego Bra-nickiego, gdzie brał udział

w polowaniach, a następnie złożył wizytę szlachcie podolskiej w Kamieńcu, która przedłożyła mu

adres, co według zwyczaju było dozwolone w czasie szlacheckich elekcji. Stu dwóch ziemian odważyło

się w nim prosić, „żeby dzieci biednych chłopów wyznania katolickiego mogły uczyć się przynajmniej

podstawowych zasad ich wiary"87. Generał-gubernator Wasilczikow ogłosił 16 stycznia 1860 roku

zadziwiającą odpowiedź Rady Ministrów: „Te same prawa, którymi cieszy się duchowieństwo

prawosławne, przysługują od dzisiaj duchowieństwu rzymskokatolickiemu, jeśli chodzi o nauczanie

zasad wiary". Oświadczenie o jakże poważnych konsekwencjach!

W ten sposób 579 000 chłopów-katolików wraz z 450 000 zdeklasowanej szlachty (patrz następny

rozdział) stało się na powrót stawką w językowo-religij-nej rozgrywce. Pierwsze nowe szkoły przy

parafiach katolickich założone zostały na Podolu w majątkach Aleksandry Potockiej i Czesława

Jarosińskiego; były one likwidowane przez policję, której nie opuścił duch bibikowowski. Sprawnik

hajsyński kazał zamknąć w listopadzie 1860 roku 5 szkół w swoim powiecie, liczących kolejno 39, 18,

10, 7 i 3 uczniów. F. Sobański, marszałek szlachty podolskiej, zaprotestował wtedy u Wasilczikowa88,

podkreślając, jak liczni są chłopi potrzebujący katolickiej edukacji. Pozornie dążąc do ugody, generał-

gubernator wysłał list do biskupów dwóch katolickich diecezji Ukrainy, w którym prosił tylko o to, by

unikano zapisywania do tych szkól dzieci prawosławnych. Jednak prosił równocześnie gubernatorów

cywilnych, by bacznie zwracali uwagę, czy nauki ograniczają się do katechizmu, gdyż w żadnym

wypadku nie mogą się odbywać lekcje czytania i pisania89.

Jesteśmy w okresie szczególnego napięcia: 26 lutego 1861 roku w Warszawie, w Królestwie

Kongresowym, padają pierwsze ofiary śmiertelne, i wszędzie, nawet w odległych guberniach

przyłączonych do Cesarstwa Rosyjskiego, rozpoczyna się odprawianie mszy żałobnych za poległych,

które bardzo rząd carski niepokoją. Rzecz jasna, nie groziło to zachwianiem porządku na wsi - chłopi

wierzyli, pisał T. Bobrowski, że panowie modlą się w intencji przywrócenia pańszczyzny!90 - ale

biskupi wierzyli z kolei, że ograniczając ilość odprawianych nabożeństw, uda się Rosjanom więcej

uzyskać w sprawie szkół parafialnych.

87 T. B o b r o w s k i, op. cit., t. 2, s. 355.

88 List z 17 grudnia 1860 roku, CDIAU, Kijów, fond 442, opis 810, dieło 182.

89 List I. I. Wasilczikowa do Fijałkowskiego, biskupa kamienieckiego i Borowskiego, biskupa lucko--

żytomierskiego z 7 stycznia 1861 roku; ibid.

90 T. B o b r o w s k i, op. cit., t. 2, s. 445.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

299

Widać to wyraźnie w liście biskupa diecezji łucko-żytomierskiej, Kacpra Borkow-skiego, adresowanym

18 marca 1861 roku do I. I. Wasilczikowa. Biskup podkreślał w nim swoje zasługi w unikaniu

odprawiania nadmiernej ilości nabożeństw żałobnych w intencji warszawskich ofiar, czym nawet

podważył zaufanie do siebie wśród własnych owieczek. Prosił w zamian, aby ustały prześladowania

tych prawosławnych, którzy nawrócili się na katolicyzm i przede wszystkim, aby na powrót mogły

działać pozamykane szkoły parafialne91. Wskazywał też na dwa kolejne przypadki zamykania szkół na

terenie Wołynia.

Wszystkie akcje władz cywilnych, szczególnie policji, zmierzały do tego, by wyeliminować z nauczania

chłopów jakiekolwiek akcenty polskie. Szef policji wołyńskiej 14 kwietnia 1861 roku wyraźnie

oświadczył generałowi-gubernato-rowi, że pod tym względem respektuje ukaz z 7 stycznia. Udzielając

księdzu z Biełgorodu pozwolenia na naukę katechizmu i śpiewu, podkreślił z całą surowością, że dba,

aby „pod żadnym pozorem nie dozwolić organizowania szkoły, ani uczyć dzieci innych przedmiotów".

W guberni kijowskiej, policja śledziła poczyniania księdza ze wsi Makarowa, w której szkołę

ufundowali ziemianie Rościszewski i Rylski, „którzy odznaczali się patriotyzmem i wywrotowymi

myślami". Nauka odbywała się na plebanii - donosił raport z 20 czerwca 1961 roku - więc nie sposób

ustalić, jakimi posługiwano się książkami, wiadomo jednak, że prywatny wychowawca jest z

pochodzenia szlachcicem, opłacanym sumą 300 rubli, wspomaganym polskimi darami. Śledztwo

uzupełniające z 27 lutego 1862 roku wykazało, że nauczyciel, Adolf Niewęgłowski, liczy sobie lat 24 i

ukończył liceum w Odessie.

Szkoły parafialne, tolerowane w wypadkach, kiedy po obserwacji Rosjanie dochodzili do wniosku, że

nie naucza się w nich po polsku, były bezlitośnie zamykane, jeśli odkryto w nich rzeczy niedozwolone.

Podolski gubernator cywilny zaakceptował co prawda, 3 listopada 1861 roku, 10 katolickich szkół

parafialnych (w liczbie uczniów, która nigdzie nie przekroczyła 20 - jednodworcy, czyli zdeklasowana

szlachta, stanowili w nich połowę). 26 listopada Wasilczikow natychmiast cofnął pozwolenie na

szkołę, którą ksiądz Chłodkowski chciał otworzyć w okolicach Lipowca, w majątku Kołyski, ponieważ

ten miał zamiar opłacać nauczyciela92.

Minister spraw wewnętrznych wyraził zresztą generałowi-gubernatorowi swe uznanie za przejawianą

nieugiętość i w grudniu 1861 roku zapewnił go, że nowe szkoły dla chłopów powinny być przede

wszystkim zakładane w guberniach wiel-korosyjskich, że szkoły prawosławne istnieją już na

południowym zachodzie wszędzie, zatem zakładanie nowych wydaje się zbyteczne, zresztą

„szkodliwego

" CDIAU Kijów, fond 442, opis 810, dieło 182.

" Ibid. Ówczesne dokumenty zgodnie z oficjalnym nazewnictwem mówią o uczeniu „chłopów", ale 1..

Zasztowt trafił na statystykę rozróżniającą kategorie stanowe w wymienionych 10 szkołach

parafialnych na Podolu. Okazuje się, że było tam aż 72% uczniów należących do zdeklasowanej

szlachty. Jeśliby akcjj utworzenia szkół była podobna wszędzie, to wtedy nabierałaby raczej

charakteru kulturalno-ratun-knwcgo w stosunku do jednodworców, do tego wrócimy w następnym

rozdziale; L. Zasztowt, Kresy ISU~1864...,s. 337-341.

300

Część druga. Okres międzypowstaniowy

wpływu wywieranego na włościan przez nauczycieli polskiego pochodzenia można wybornie uniknąć

dzięki dyspozycjom, które zechciał Pan przyjąć"93.

Odtąd wszystkie „szkółki" i „ochronki" katolickie uchodziły za ośrodki konspiracyjnego nauczania

polskiego i były przez to ciągle narażone na zamknięcie. Nie chciano w żaden sposób dopuścić do

repolonizacji Ukraińców, choćby miała to być jedynie „rekatolizacja". Szef policji we Włodzimierzu

donosił o zamknięciu szkół u Lubomirskich, Czackich, Cieszkowskich, Świderskich. Zamknięcia wiązały

się za każdym razem z policyjnymi rewizjami i aresztowaniem nauczycieli94. Policmajster wołyński

nawet poinformował 6 lutego 1862 roku ge-nerała-gubernatora o poleceniu skierowanym przez

niego do starszyn i starostów gmin chłopskich, aby nie posyłali dzieci do szkół utrzymywanych przez

panów, lecz kierowali je wyłącznie do szkół prawosławnych95.

Rozpoczęła się prawdziwa szkolna wojna. We wszystkich powiatach zamykano elementarne szkoły

katolickie. Była to walka na śmierć i życie o dalsze sprawowanie lub wydarcie części władzy nad

duszami Ukraińców.

Biskup diecezji łucko-żytomierskiej 8 marca 1862 roku ponownie wysłał do Wasilczikowa długi list, w

którym próbował udowodnić, że pierwsze pozwolenie udzielone przez Radę Ministrów nie

wykluczało wcale możliwości udzielania nauczycielom gratyfikacji, wsparcia tym bardziej

uzasadnionego, że księża nie mają czasu zajmować się nauczaniem, ponadto w podobny sposób

postępuje się w parafiach prawosławnych. „My, katolicy, jesteśmy niepocieszeni, że nasze nauczanie

podlega restrykcjom..." - ubolewał biskup i wyliczał wszystkie wypadki zamykania szkół, wskazując

zwłaszcza na przykład Berdyczowa, gdzie „policjant osobiście rozpędził dziatwę, rozkazał swoim

podwładnym wyrzucić ławki i krzesła, i zagroził, że rozbije je na kawałki, jeśli uczniowie zgromadzą się

na powrót". Biskup zwrócił też uwagę na aresztowania wśród nauczycieli i organistów oraz na

przemoc policji, która niszczyła znalezione polskie elementarze96.

Dwuznaczność sytuacji brała się z faktu, że kler katolicki szeroko interpretował uchwałę Rady

Ministrów z 16 stycznia 1860 roku, podczas gdy Rosjanie, przeciwnie, uważali, że dzieci chłopów-

katolików mogą uczyć się modlitwy i śpiewu po łacinie. Marszałek szlachty z Lipowca 10 marca 1862

roku energicznie zaprotestował przeciwko takiej interpretacji, która ograniczała naukę tylko do

ćwiczeń mnemotechnicznych, ale Wasilczikow nie ustępował: 20 marca przekazał nawet

gubernatorom cywilnym instrukcję, według której każda działalność edukacyjna poza Kościołem lub

powierzana osobom trzecim jest nielegalna97. W ten sposób odrzucał już z góry list Antoniego

Fijałkowskiego, bisku-

93 Minister spraw wewnętrznych do Wasilczikowa, grudzień 1861, ibid., opis 811, dieło 255.

94 Raport z 20 stycznia 1862 r.; ibid.

95 Ibid.

96 Ibid., fond 442, opis 810, dieło 182.

97 Ta rosyjska chęć do odcięcia Ukraińców od polskich wpływów jeszcze wyraźniej występuje w liście

Wasilczikowa do ministra oświecenia publicznego A. W. Gołowina, cytowanym przez W. K o r o 1 j u k

a i G. Maracho wa w pracy pt. Ruch społeczno-polityczny na Ukrainie..., dokument 123, s. 251-253.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

301

pa kamienieckiego, który cztery dni później, powołując się na ogromny obszar powierzonych mu

parafii, zabiegał o pozwolenie dostarczania katechizmów do odległych osad. Ograniczenie nauki tylko

do Kościoła - argumentował - oznacza rozbicie wielkiej parafialnej rodziny98.

Ani Polakom, ani Rosjanom nie przyszło oczywiście na myśl - mimo, a może właśnie dlatego, że język

ukraiński silnie rozwijał się w ośrodkach miejskich - iż logicznie rzecz ujmując, lud mógłby się modlić w

swoim własnym języku. Wymiana argumentów pomiędzy obydwiema hegemonistycznie

nastawionymi stronami wystarczająco jasno pokazuje, że ukraiński był i dla Polaków, i dla Rosjan

tylko i wyłącznie wariantem ich własnych języków.

Ponadto Rosjanie obawiali się ówcześnie nade wszystko renesansu polskości na tych terenach. Nie

uszły ich uwadze przygotowania do powstania: w lutym 1862 roku została w Kijowie wykryta

nielegalna drukarnia Stefana Bobrowskie-go. Możemy więc zrozumieć złość przebijającą chociażby z

listu kamienieckiego gubernatora cywilnego, wysłanego 27 kwietnia 1862 roku do Wasilczikowa:

„Chociaż ci chłopi są katolikami z wyznania, są Rosjanami z pochodzenia, a nie ma nic wspólnego

między wyznaniem i pochodzeniem. Nie należałoby więc pozwolić im uczyć się polskiego u księży; ci

naturalnie mogą uczyć katechizmu wedle rytu katolickiego, ale po rosyjsku, który jest bardziej dla

ludu zrozumiały niż polski".

Argument ten bardzo się spodobał generałowi-gubernatorowi, który rozpoznał w nim ideę Bibikowa z

roku 1845 i natychmiast napisał do biskupów. Księża - twierdził - powinni pamiętać, że mają do

czynienia „z chłopstwem katolickim tylko przez wiarę, ale przez narodowość z Rosjanami mówiącymi

dialektem małorusińskim i z tej właśnie przyczyny lepiej rozumiejącymi rosyjski niż polski". Generał-

gubernator wymagał od biskupów złożenia raportów, w których zdaliby sprawę ze środków

podjętych w celu prowadzenia nauki wyłącznie po rosyjsku.

Biskup Fijałkowski nie wierzył własnym oczom i wyjaśnił gubernatorowi 2 maja, że środków takich

zastosować się nie da:

„Dialekt małoruski używany w guberni podolskiej przez chłopstwo katolickie jest nasycony

pierwiastkami polskimi w konsekwencji wielowiekowego stykania się tych dwóch ludów. Przeto nie

istnieją powody, by nie uczyć dzieci polskiego, w którym to języku żegnają się i modlą... Dlatego nie

można pozostawić Małorusinów w religijnej ciemnocie pod pretekstem, że są Rosjanami z

pochodzenia...".

Ponadto - dodawał biskup - księża katoliccy nie przeszkadzają chłopom w uczeniu się rosyjskiego, a

nawet mogą im w tym pomagać99.

98 Po powstaniu prasa rosyjska wyraźnie przedstawiała projekty kleru katolickiego jako

buntownicze. Zob. Tajnyje polskie szkoły w jugo-zapadnom kraje Rossiji do 1863 g. [Tajne szkoły

polskie w południo-wo-zachodnich guberniach Rosji przed 1863 rokiem], [w:] Wiestnik zapadnoj

Rossiji, t. 5, 1865, s. 250-254 i szerzej [w:] Niedawno minuwszeje Wołyni, Żytomierz 1867, nr 127-

134.

99 Fond 442, opis 810, dieło 182.

302

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Ale kamieniecki gubernator cywilny, który był wyraźnie w łaskach u Wasilczikowa, ponieważ otrzymał

kopię odpowiedzi biskupa Fijałkowskiego, rozwinął swą argumentację do końca. Stwierdzał on

mianowicie, że zupełnie nie rozumie wywodów biskupa podolskiego, ponieważ wszyscy katolicy w

Rosji - pisał obłudnie, pomijając milczeniem prześladowania - podobnie jak Włosi, Francuzi, Litwini,

Ormianie mogą się modlić w swoim języku.

„Dlaczego więc katolik rosyjski, w Rosji, pozostaje w takiej zależności, w takiej niewoli u księży

polskich, że nie ośmiela się modlić we własnym języku? Skąd bierze się, że nie uczy się innych

modlitw, jak tylko polskich? Dlaczego od dzieciństwa wszczepia się weń przekonania obce rosyjskiej

rodzinie z powodu, że nie jest prawosławnym, lecz katolikiem rzymskim? Według mego zdania jest to

czysta samowola polskich księży, którzy starają się rozsiewać i popierać na tych ziemiach elementy

polskie ze szkodą dla prawdziwych pierwiastków rosyjskich".

Posunąwszy się tak daleko w logice wywodu, rosyjski urzędnik dopuścił nawet w zakończeniu swego

listu do generała-gubernatora pewną możliwość, której generał-gubernator nie kwapił się wcale

podjąć: prosił mianowicie o to, by chłopi mogli się uczyć swojej religii „w ich macierzystym języku, to

znaczy po rosyjsku lub małorusińsku"100.

Ta epistolarna wojna na wysokim szczeblu toczyła się w lipcu i sierpniu 1862 roku. Podczas gdy

Fijałkowski powtarzał, że „Łaska i Chwała Najwyższego nie zamyka się w jednym języku", a

Wasilczikow oschle nakazywał wykonanie przyjętego polecenia, biskup łucko-żytomierski, Borowski,

nieobecny w chwili podejmowania decyzji przez władze rosyjskie, żywił jeszcze nadzieję na możliwość

obrony polszczyzny:

„Upewniłem się, że we wszystkich parafiach wołyńskich, graniczących z Galicją i Królestwem

Kongresowym, wszyscy chłopi są katolikami i polskiej narodowości, sami zowią się Mazurami. O ile

mogłem słyszeć w kościele, mówią po polsku bardzo dobrze, bardzo dobrze pojmują też naukę

Kościoła i modlitwy... Nie uczą się i nie używają oni mowy małoruskiej, chyba że w kontaktach między

sobą, lecz nie robią z tego miernika swej narodowości"101.

Pod względem językowym bitwa wydawała się dla Polaków przegrana: kler katolicki i ziemianie starali

się jeszcze podejmować pewne kroki, by utrzymać z chłopstwem katolickim, mimo ich ciągłego

oddalania się, możliwie ścisłe związki. Witte, nowy kurator kijowskiego okręgu szkolnego, to znaczy

najwyższy prowincjonalny urzędnik odpowiedzialny za rosyjskie nauczanie, odrzucił 3 września 1862

roku propozycję A. Horwatta, marszałka szlachty guberni kijowskiej, aby przy podstawowych szkołach

prawosławnych prowadzono katolicką działalność katechetyczną. To poderwałoby - odpowiadał -

zaufanie rodziców:

100 Ibid.

101 Ibid. List biskupa Fijałkowskiego do Wasilczikowa z 7 sierpnia 1862 roku i jego odpowiedź z 23

sierpnia; list biskupa Borowskiego z 29 sierpnia 1862 roku. W rzeczywistości Mazurzy, o których pisał

biskup, należeli prawdopodobnie do ubogiej szlachty, a nie do chłopstwa. W tym czasie asymilacja

czynszowników do chłopstwa była już daleko posunięta. Zob. rozdział następny.

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

M)\

„Nieuchronnie powstałyby wśród chłopów podejrzenia, czy aby szkoły działają w dobrym duchu

prawosławia i rosyjskości... Zresztą wpuszczenie księży katolickich do prawosławnych szkół

elementarnych byłoby wielką nieostrożnością - szkoły te rząd powołał właśnie po to, aby krzewiły

wśród włościan wiedzę o ich rosyjskiej narodowości. Język polski w szkołach elementarnych byłby

jeszcze bardziej niewskazany niż w szkołach innego typu".

Witte wolałby w ostateczności, żeby mali katolicy raczej odwiedzali księży, niż żeby ci odwiedzali

rosyjskie szkoły, ale Wasilczikow nie pozwolił ani na jedno, ani na drugie102.

Niektórzy księża katoliccy, jak na przykład ksiądz Ostapowicz, wymieniany w raporcie policyjnym z

Olgopola 14 listopada 1862 roku, usiłował wywierać presję na chłopskiego starszynę gminy, aby w

szkole prawosławnej oddzielał uczniów katolików od prawosławnych i przejął edukację katolików w

swoje ręce, ale policja przeciwstawiła się temu zamiarowi, ponieważ równałoby się to założeniu

szkoły (katolików było 10). „Zresztą podobne szkoły - pisał policmajster z Olgopola - podług informacji

naczalstwa z dnia 31 października, są zakładane przez sekretne stowarzyszenia, które stawiają sobie

za cel szerzenie polskiego fanatyzmu wśród chłopstwa"; ponadto Ostapowicz od dawna zwracał na

siebie uwagę policji, „pozwalając sobie w czasie kazań na przejrzyste aluzje pobudzające polski

nacjonalizm"103.

Wyczerpawszy wszystkie argumenty, biskup K. Borowski schwycił się ostatniej szansy, żeby utrzymać

cienką nić wiążącą z polskością - zwróćmy na to uwagę - tylko 1/6 ukraińskiego chłopstwa. Próba ta

dobrze charakteryzuje ducha konserwatyzmu, który stara się raczej z oddalenia utrzymywać swe

złudne wpływy w dziedzinach narodowej i religijnej, niż rzeczywiście pochylić się z uwagą nad

zmianami zachodzącymi w społecznym statusie chłopstwa. W okresie narastania rewolucyjnego

wrzenia polski biskup łudził się naiwnie, że zostanie wysłuchany przez rosyjskich samowładców. W

liście do Wasilczikowa z 10 listopada 1862 roku pisał, że podobnie jak rząd, on również zaniepokojony

jest szerzeniem szkodliwych idei, często rozpowszechnianych przez nauczycieli rosyjskich, którzy,

wykształceni w carskich uniwersytetach, okazują się niebezpiecznymi socjalistami. Uważa, iż bardzo

prosto i skutecznie dałoby się przeciwdziałać ich wpływom, zatrudniając w szkołach „ludzi prostych i

słusznie myślących": kościelnych, zakrystian i organistów, którzy mogliby wpajać dzieciom

podstawowe umiejętności oraz katechizm.

Oto jakie były troski polskiego kleru na Ukrainie, gdy w Warszawie Polacy, pełni patriotycznego

zapału, przygotowywali powstanie przeciwko carskiemu panowaniu! Proponował on Rosjanom

współpracę w walce przeciwko „szkodliwym ideałom" po to, aby utrzymać resztkę mizernego i

ograniczonego wpływu na małą grupę chłopów. Można śmiało zaufać kościelnym dziekanom -

przekonywał Borowski - jeśli chodzi o wybór odpowiednich kandydatów na nauczycieli; byliby oni -

sprawa istotna - „ludźmi bardzo prostymi, stroniącymi od

'"¦' Ibid., fond 442, opis 811, dieło 255.

"" CDIAU, Kijów, fond 442, opis 810, dieło 182.

304

Część druga. Okres międzypowstaniowy

I

Poddany i jego panowie (chłopstwo ukraińskie)

305

współczesnych nowinek, zachowującymi czyste serca i z pewnością zasłużyliby na więcej zaufania niż

ci, którzy łatwo i błyskotliwie zdają egzamin uniwersytecki..."104.

Oferta nie dotarła do rąk Wasilczikowa, który zmarł. Generałem-gubernato-rem został carski generał

Annenkow, trochę zdziecinniały staruszek. Metropolita kijowski starał się go niezwłocznie przekonać,

że Polacy próbują zinterpretować na swój sposób rozporządzenia dotyczące ludu, wskazywał na

przykład na Heinego, mirowego pośrednika z Berdyczowa, który rozdawał elementarze i „szerzył

polskość ze szkodą dla narodowości prawosławno-rosyjskiej"105. Heine został zdymisjonowany,

podobnie jak wielu nauczycieli w polskich szkołach, którzy nie zastosowali się do instrukcji z 11 maja

1862 roku.

Annenkow polecił 9 lutego 1863 roku wszystkim trzem gubernatorom cywilnym, aby rozpoczęli

bezlitosną walkę ze „szkółkami" polskimi, które znowu zostały potraktowane jako przejaw

działalności tajnych związków106 i jednocześnie 26 lutego przedstawił ministrowi spraw

wewnętrznych i Hessemu, ober-policmajstrowi kijowskiemu listę 17 parafialnych szkół katolickich

działających na terenie guberni kijowskiej, w których uczyło się 221 małych Ukraińców107. Skargi

biskupa Borowskiego z 14 marca 1863 roku w sprawie interdyktów nałożonych na sześciu księży z

Wołynia nie zostały wzięte pod uwagę, gdyż policja już wiedziała, że powstanie, które wybuchło w

Warszawie, grozi rozprzestrzenieniem się na obszar Ukrainy. Policja nie wiedziała oczywiście, jak

niewielu polskich ziemian było skłonnych w tych guberniach słuchać napływających z Warszawy

rozkazów, jak wielu spośród nich opóźniało rozdawanie wśród ludu egzemplarzy Złotej Hramoty,

które, przygotowane w Warszawie, ogłaszały -w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości - że Polacy,

jak będą wolni, przyznają chłopom więcej wolności niż car108. Gdy w maju 1863 roku kilka

sporadycznych powstańczych potyczek - do sprawy tej jeszcze powrócimy - mogło sprawiać wrażenie,

że Ukraina stanęła w ogniu polskiej insurekcji, militarna odpowiedź Rosjan była bezlitosna i raz na

zawsze rozwiała złudzenia dotyczące nawiązywania kontaktów między ziemiaństwem i chłopstwem.

Oberpolicmajster wołyński zaproponował 1 maja 1863 roku Annenkowowi, aby „całkowicie zakazał

nauczania dzieci w parafiach i służby przy ołtarzu pozwalał nauczać wyłącznie w duchownych

seminariach katolickich". Tego samego dnia generał-gubernator nadał tej propozycji moc ukazu. Od

tej chwili nauczanie katolickiego katechizmu na Ukrainie zostało objęte zakazem. Będzie on

obowiązywał przez dziesięciolecia109.

104 Wid.

"" Ibid., raport koadiutora metropolity kijowskiego do kijowskiego generała-gubernatora z 25 stycznia

1863 roku.

"* CDIAU, Kijów, fond 442, opis 811, dieło 225. 101 Ibid., opis 810, dieło 182.

108 Facsimile jednej ze Złotych Hramot zamieści) na przykład J. Olechnowicz, op.cit., s. 32. O

uzasadnionym braku zaufania Ukraińców do Polaków na Ukrainie podczas powstania zob. S. K i e -n i

e w i c z, op. cit., s. 297-300 i przede wszystkim s. 498-499.

109 CDIAU, Kijów, fond 442, opis 811, dieło 255.

W jaki sposób historiografia opisuje stosunki polsko-ukraińskie w tym okresie? Nawet najlepsze

polskie prace nie są wolne od złudzeń dotyczących ewentualnej unii szlachty i chłopstwa w walce z

caratem. Stefan Kieniewicz, autor znakomitego studium o powstaniu 1863 roku, napisał, że „jedną z

podstawowych przyczyn upadku [Rządu Narodowego - przyp. D. B.] było to, że powstanie polskie nie

ogarnęło mas chłopskich Ukrainy i Białorusi"110.

Jakim cudem, w świetle tego wszystkiego, co przedstawiliśmy, masy ukraińskie miały poczuwać się do

jakiejkolwiek solidarności ze swoimi panami, którzy dbając najusilniej o swoje interesy w latach 1863-

1864 o niczym innym nie marzyli, tylko o utrzymaniu pańszczyzny bez żadnych ograniczeń, z jej

wszystkimi okropieństwami? S. Kieniewicz, omawiając sylwetkę R. Traugutta, ostatniego przywódcy

powstania styczniowego, stwierdził, że stanął on przed „najtrudniejszym problemem, jaki miał do

rozstrzygnięcia naród polski", ale wypada zauważyć, że wówczas problemu jakby już w ogóle nie było.

Sprawa dla Polaków z góry była przegrana. Emigracja paryska nie chciała tego zauważyć, a przestrogi

o przepaści, której nie da się już pokonać, wyrażane przez Seweryna Gosz-czyńskiego w jego Królu

zamczyska, wydanym jeszcze w roku 1842, lub apele kilku członków „Gromady Humań", utworzonej

w roku 1835 w wyniku rozłamu w Towarzystwie Demokratycznym Polskim, były wołaniem na

puszczy. T. Bobrowski widział wiele przykładów, że w roku 1863 chłopi garnęli się pod opiekę Rosjan,

marząc tylko o wyrwaniu się spod ucisku swoich panów.

Nie wszyscy jednak spośród nielicznych na tych terenach polskich powstańców byli zagorzałymi

zwolennikami pańszczyzny. Anonimowy pamiętnikarz zapisywał:

„chłopi związali nas i zaprowadzili na Wolost'. Może wyda się dziwne, że daliśmy się powiązać jak

barany, chociaż byliśmy uzbrojeni. Trzeba to zrozumieć, trzeba wiedzieć, źe przysięgliśmy nie czynić

na Rusi użytku z naszej broni przeciwko włościanom i polec raczej, niż przelać krew naszych

zabłąkanych braci. Mieliśmy nadzieję w przyszłości wyprowadzić ich z błędu i objaśnić im, że Moskwa,

a nie my jesteśmy ich wrogami".

Ale chłopi nie widzieli różnicy:

„Zebrali się do kupy, powyciągali wozy - opisywał pamiętnikarz - i nas w nich posadzili, przydzielając

każdemu po strażniku. Wszyscy jechali konno i otoczyli wozy ze wszystkich stron... Włosy podnoszą

się na głowie na samo wspomnienie okrucieństw, których się dopuszczali, a któżby dał wiarę, że

kobiety wiejskie bardziej jeszcze były dzikie niż mężczyźni? Dopuszczały się na ciałach poległych

takich bezeceństw, że żadne słowo w żadnym języku opisać tego nie jest w stanie!"111.

110 S. Kieniewicz, op. cit., s. 703.

"' E. Kozfowski, Rok 1863 na Ukrainie: pamiętnik nieznanego autora, Wyd. Lit., Kraków 1979, s. 50-52.

Inne wstrząsające świadectwo studenta Uniwersytetu Kijowskiego, który z małą grupką ok. 20

kolegów rozdawał Złote hramoty ludowi i z trudem uszedł ż życiem znajdujemy u Stefana W y h o -w

s k i e g o, Memoires d'un combatant de 1863, „Antemurale" (Rzym) 1970, nr 14, s. 47-55.

306

Część druga. Okres międzypowstaniowy

Wielu „czerwonych" zdawało sobie sprawę, że powstanie polskie na Ukrainie jest z góry skazane na

porażkę. Spędzając wakacje na Podolu, młody Emanuel Moszyński pisał do ojca 19 lipca 1862 roku:

„Ludu nie znam, bo go poznać nie mogę, nie znając języka. Obywateli nie znam, bo niewielu mogłem

widzieć, wyjąwszy na imieninach pana Lipkowskiego, ale nigdy do nich nie miałem sympatii i mieć nie

będę. Znajduję, że przez zbytnie staranie o własną kieszeń zapomnieli, że oni są jedynymi

reprezentantami Polski w tym kraju, że każden z nich powinien był być emisariuszem w swoim

majątku, szerzącym zbratanie i oświatę ludu, popierającym sprawę Polski, a oni byli tyranami i katami

ludu, a sługusami wrogów. Patriotyzm pełnili, o ile nie dotykał ich finansów, a miłość ludu szerzyli o

tyle, o ile ta miłość nie stała na przeszkodzie pańszczyźnie i całej ich tyranii. Powstają teraz na tę

młodzież, która przedsięwzięła, może za późno, szerzyć oświatę i pouczać lud o prawach człowieka.

Zwą ich chłopomanami, zarzucając im najczarniejsze zbrodnie; jedni zawstydzeni, że zostali

wyprzedzeni w patriotyzmie przez niższych od siebie, inni przelęknieni, czy nie przyjdzie kara z wielu

miar słuszna.

Opowiadania pozeszłorocznych męczeństw [mowa o zajściach związanych z ogłoszeniem

„emancypacji włościan" - przyp. D. B.], jakie ponieśli ci włościanie za samą myśl dopominania się

praw człowieka, a którymi męczeństwami są godni stanąć obok tych mężów, co za wolność poświęcili

życie i wszystko, rozdrażniły i oburzyły mnie bardzo. Stosując się do odezwy, wydanej przez

Warszawian do wszystkich Polaków, a która teraz powinna być prawem naszym, uważam tych

wszystkich, co dopuścili wojsko na lud sprowadzać na równi zdrajcami, bo przez to może do reszty

wygasili sympatię u tych włościan do sprawy naszej"112.

Petersburg zręcznie wyzyskał w roku 1864 nienawiść ludu do polskiej szlachty. Chłopi na Ukrainie,

inaczej niż na pozostałych obszarach cesarstwa, mogli wykupywać ziemię za czynsz, obowiązkowo

zmniejszony o 20% w stosunku do przewidywanego przez reformę z 1861 roku113. Czy należy się

temu dziwić?

W interesującym nas okresie ponad cztery miliony ukraińskich chłopów stanowiło dla posiadającej

ziemskie majątki szlachty polskiej siłę roboczą i jedyne źródło bogactwa. Chłopi, oddzieleni zupełnie

od swych panów, bez przerwy byli obiektem podstępnych zabiegów Rosjan, którzy coraz skuteczniej

starali się wyzyskiwać ich na swój rachunek, zastąpić starą, coraz silniej zagrożoną hegemonię

imperializmem własnym, dynamicznym i potężniejszym.

Pokazaliśmy, że polskie ziemiaństwo, od chwili wcielenia do Cesarstwa Rosyjskiego, zachowało przez

pół wieku, aż do roku 1863, dominującą pozycję w stosunku do ukraińskiego chłopstwa, ale w

wielkiej rywalizacji między dwiema siłami dążącymi do hegemonii, rosyjską i polską - rywalizacji

społecznej, kulturowej, religijnej i językowej - zawsze wygrywali Rosjanie i stale pogłębiali przepaść

pomiędzy Polakami i Ukraińcami.

"2E. Rostworowski, Popioły i korzenie..., s. 245-246.

113 T. Bóbr o wski, op. cit., t. 2, s. 487 i 506-508. Od 30 lipca 1861 roku generał-gubernator An-

nenkow zyskał sympatię chłopstwa, składając im obietnice w tym względzie. Odtąd Polacy nie mieli

nic więcej do zaofiarowania. Zob. S. K i e n i e w i c z, op. cit., s. 612-613.

Rozdział drugi

Pułapka na szlachtę (szlachta zdeklasowana)

Polacy, których charakteryzowaliśmy w poprzednim rozdziale, to ziemianie lub zarządcy dóbr.

Ukazaliśmy ich w najbardziej drażliwej roli, mianowicie w układzie „pan-niewolnik". W następnych

rozdziałach powrócimy do wewnętrznej organizacji tej grupy i osobliwości społeczno-kulturowych

szlachty ziemiańskiej na Ukrainie, wcześniej jednak należy przyjrzeć się sytuacji i losowi większości

szlachty, drobnej szlachcie - której wyodrębnienie, jak wiemy, jest nader trudne, tak bardzo graniczy

ona z chłopstwem. Tym razem karta się odwróciła - Polacy z prześladowców stali się

prześladowanymi.

Kozły ofiarne

Od czasów Katarzyny II do roku 1830, jak stwierdziliśmy w pierwszej części n.is/.ej pracy, wchłonięta

przez rosyjskie imperium biedota szlachecka, w większości bez ziemi, dzięki „przywilejom" wiodła

mimo wrogich zamiarów i licznych groźnych planów żywot stosunkowo spokojny. To znaczy, że na

mocy pradawnej komitywy szlacheckiej ci szaraczkowie żyli, w mniejszym lub większym stopniu, w

orbicie i na usługach możnych Polaków, płacąc trady-»yjny czynsz i własnoręcznie uprawiając

skrawek ziemi, zamieszkując nienależą-ir iło nich zagrody bądź wypełniając różne pomniejsze funkcje

tytularne, które irilnak pozwalały zachować im poczucie godności. Duma odgrywała w ich życiu

wa>.ną rolę. Byli ludźmi wolnymi, o czym świadczył herb na pierścieniu, jedyny (wiadek zaszczytów,

jakimi niegdyś darzyli ich przodków królowie Polski. Zda-r/.rtly się wśród nich osoby wykształcone,

które uczęszczały do polskich gimna-ł|"w rozkwitających przed 1831 rokiem.

Dlaczego zatem stali się kozłem ofiarnym carskiego reżimu? Ponieważ byli

w IK31 roku, zdaniem Rosjan, najzacieklejszymi bojownikami o odzyskanie

mrpodległości Polski, ponieważ z wielką życzliwością słuchali warszawskich

„irlłcliaiuów". Oskarżenie było tylko częściowo słuszne. Powstanie nie mogło

min' na Ukrainie tak masowego zasięgu jak w jednorodnym etnicznie Króle-

1 • u- Polskim, toteż skromny patriotyczny zryw armia rosyjska zdławiła w ciągu

1 uli miesięcy1: po zwycięstwie pod Boremlo, 19 kwietnia 1831 roku, generał

W. Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830-1831, Warszawa 1930; L. W. Bażenow, Wosstanije