Subiektyw nr 7

24
05/2010 05/2010 ISSN 2080-2994 ISSN 2080-2994 Nr 7 Nr 7 Subiektyw Subiektyw ma³y zeszyt kulturalny ma³y zeszyt kulturalny

description

mały zeszyt kulturalny

Transcript of Subiektyw nr 7

Page 1: Subiektyw nr 7

05/201005/2010ISSN 2080-2994ISSN 2080-2994

Nr 7Nr 7

Subiektyw Subiektyw ma³y zeszyt kulturalnyma³y zeszyt kulturalny

Page 2: Subiektyw nr 7

maj 2010 3

SubiektywdwumiesiêcznikAdres redakcji:ul. Mickiewicza 3362-090 Rokietnica

Redaktor naczelny: Micha³ Piszora

Zespó³ redakcyjny: Karolina GodlewskaAnna KomendziñskaKatarzyna £ukaszekMateusz Mas³owskiPaulina RezmerMartyna RubinowskaNatalia StêpieñAgata SzulcKrzysztof WojciechowskiJoanna ̄ abnicka

Korekta:Redakcja

Ilustracje:Agnieszka NowackaPatrycja Œwiêtos³awskaDorota WojciechowskaMagdalena Zwierzchowska

Sk³ad graficzny: Project Studio Design

Druk:Project Studio Design

Wydawca:Micha³ Piszora

Nak³ad:1000 szt.

Rozpowszechnianie materia³ów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.Redakcja nie zwraca materia³ów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nades³anych tekstów i nie odpowiada za treœæ reklam.

Dziecko siedzi na œrodku pomieszczenia, wokó³ niego setki r¹k podaj¹ przedmioty, których w tym momencie akurat nie po-trzebuje. Trzyma swoj¹ gazetê, czyta Subiektyw, ma w nosie ró¿aniec, flagê, krzy¿yk, portfel, zeszyt, karabin, p³ytê, telefon. Wpad³ w amok i nie mo¿e przestaæ. W jego oczach widzê fascy-nacjê granicz¹c¹ z przera¿eniem. Co tam czytasz, ma³y ch³op-czyku? Przecie¿ ty jeszcze nie umiesz czytaæ, a ju¿ siê za gazetê zabra³eœ. Jeszcze nie wiesz co to poezja, a czytasz wywiad z Soœnickim i pytasz mnie „kto to Pañstwo P.”? PóŸniej, ze zdzi-wieniem wertujesz dalej gazetê i mówisz: „Czy ja jestem poko-leniem III RP?” A ja ci odpowiadam, ¿e nie, ¿e ty ju¿ jesteœ dzieckiem Nowych Czasów, czytasz Subiektyw i kiedyœ zacz-niesz tworzyæ coœ nowego. Nagle zaczyna siê seria niewy-godnych pytañ: „Kto to gej? Czemu Gej te¿ cz³owiek?” Tylko co mam ci, dziecko, odpowiedzieæ? Ja nie potrafiê, naprawdê nie umiem! Omijasz to, czego nie mo¿esz zrozumieæ, dochodzisz do Izolacji i zaczynasz od pocz¹tku: „Kim by³ Ian Curtis? Tato, czemu on siê zabi³?” ¯e ty znasz takie s³owa synku… Nie, on tylko poszed³ i… nie wróci³. „Tato! kto to punk? Co to emo?” Wiesz to s¹ takie poprzebierane ludki i na stronie siedemnastej jest napisane, ¿e ich podobno nie ma. Dalej ju¿ nic nie rozu-miesz, ogl¹dasz obrazki, czytasz recenzjê Trupa z Teatru Pol-skiego i œpiewasz piosenkê: „Ian Curtis – trup, trup, trup/Mój przyjaciel Sub, Sub Sub/ Powiedz mi kochany Subie/Czemu ja ciê nie rozumiem/Czemu jedno z drugim mieszasz/Czemu na suszarce wieszasz/Wtedy kiedy potrzebujê/Twych ojcowskich r¹k/Twych ojcowskich r¹k”. I na koniec zadajesz mi to najtrud-niejsze pytanie:„Tato, po co to wszystko?”Nie wiem, synku. Naprawdê nie wiem.

SPIS RZECZY:............str. 2

…...................str. 4

....................................str. 8

...........................................str.11

.................................................str. 12

......................................................str. 14

.....................str.

......................str. 18

..................str. 19

.................str. 22

.............................................str. 23

.

Pokolenie III RP – debata

Plemiê koczownicze

Izolacja.........

„Jestem, jestem wszystkim (...)”

– debata

Jak trup siê poœciele, tak siê wyœpi

Kill da Chill! vol. 2

M³odzi, media i kultura

SPIS RZECZY:Przepraszam. Odbi³o mi siê...................

.…...................str. 4

Pokolenie III RP – debata....................................str. 8

Plemiê koczownicze...........................................str.11

.................................................str. 12

Izolacja...............................................................str. 14

„Jestem, jestem wszystkim (...)”.....................str.

M³odzi, media i kultura – debata......................str. 18

..................str. 19

Jak trup siê poœciele, tak siê wyœpi.................str. 22

Kill da Chill! vol. 2.............................................str. 23

............str. 2

Wœród przedmiotów – rozmowa

z Dariuszem Soœnickim

Gej te¿ cz³owiek

17

Podsumowanie pracy Subiektywu

maj 2010maj 2010

hcê byæ mieszany z b³otem. Chcê wracaæ póŸno, nie maj¹c si³ na to, by samo-dzielnie zaparzyæ herbatê. Rozebraæ siê z ciuchów, które widzia³y moj¹ katorgê Ci wrzuciæ je do pralki, co nie rozumie wagi rozgrywaj¹cych siê wydarzeñ. Pralki

nieœwiadomej, ¿e ub³ocone spodnie, które krêc¹ siê w jej naiwnym, nic niepodejrze-waj¹cym kalejdoskopie, zdolne s¹ kreowaæ ca³e pokolenia. Tworzyæ. Byæ sztandarem wolnoœci s³owa. Wolnoœci, której nie da siê zanieœæ bez wilczych do³ów, bez œcie¿ek zdrowia i porachowanych koœci.

Chcê rzuciæ siê w szaleñcz¹ pogoñ za ideami, których sam nie rozumiem, a jednak siê z nimi uto¿samiam. Chcê byæ w takiej niewiedzy, chcê tworzyæ w tej niewiedzy i napawaæ siê zdro¿n¹ myœl¹, ¿e jestem po dobrej stronie. ̄ e ci inni to politycznie uwarun-kowani najemnicy pióra, podczas gdy ja – bur¿uj s³owa – jestem prawdziwie wolny. Chcê mieæ œwiadomoœæ, ¿e ginê ka¿dego dnia za moje ub³ocone spodnie, chcê móc mieæ mo¿li-woœæ zanieœæ tê nowinê œwiatu w niezale¿nej, podziemnej Biblii. Biblii nielegalnej i szpie-gowanej, której zamaskowani redaktorzy poszukiwani s¹ listem goñczym; przed którymi siê salutuje z niemym szacunkiem. Których podobizny zdobi¹ nieformalne komisariaty; przeciw którym wysy³a siê najemnych pisarczyków za piêæ z³otych, ¿eby napisali pluga-w¹ satyrê, naszkicowali karykaturê trzês¹cymi siê od nadmiaru w³adzy d³oñmi. Chcê byæ celem tej karykatury, chcê, ¿eby siê ze mnie naœmiewali, ale naœmiewali z cichym sza-cunkiem. Naœmiewali, bo tak nale¿y, a nie dlatego, ¿e jestem œmieszny w tym, co robiê. Chcê byæ powa¿ny i pisaæ o powa¿nych sprawach. A niech to bêd¹ nawet sprawy grobo-we! Na grobach naj³atwiej zbudowaæ legendê, naj³atwiej wyhodowaæ œwiadome swej buñczucznej myœli pokolenia. Nic tak nie mobilizuje jak groby, chcê wiêc przeciw nim wyst¹piæ.

Wyst¹piæ najlepiej poezj¹, która by trafia³a tylko do tych, którzy chcieliby i umie-li rozumieæ. Niech to bêdzie ma³a grupa, niech bêdzie elitarna, ¿eby nikt potem nie wypomina³, ¿e robi³em cha³turê. ̄ e pisa³em dla proletariatu, ¿e hañbi³em siê prost¹ myœl¹ utopion¹ w setkach metafor i epitetów. Chcê gardziæ tanimi chwytami. Chcê pluæ na komercjê i jednoczeœnie siê ni¹ bawiæ, wykorzystywaæ j¹ i naginaæ dla w³asnych potrzeb. Chcê byæ wrogiem publicznym, uprawiaæ „wdupiemiejstwo” wobec wszystkich, którzy s¹ wbrew mnie. Rozumieæ tych, którzy mnie nie rozumiej¹, ale siê z nimi nie zgadzaæ. Chcê byæ takim intelektualnym hipokryt¹, który jest œwiadom tego, ¿e pisze to, co elita intelektualnej hipokryzji chce przeczytaæ. Chcê karmiæ tê w¹sk¹ grupê, byæ jej najwier-niejszym i najbardziej cenionym kucharzem. Chcê, by pod moim zdjêciem w podrê-cznikach by³y kontrowersje, a nie tylko daty urodzenia i œmierci. Chcê, ¿eby czytaj¹cy te s³owa znawcy kiwali z politowaniem g³owami, niech im myœl krytyczna lekk¹ bêdzie.

Mówi³em ja – zadufane w sobie, pe³ne wyrzutów, pró¿ne i nieznaj¹ce prawdzi-wego cierpienia, m³ode pokolenie. (Zachêcam te¿ do przeczytania tekstu w wersji dos³ow-nej.)

Mateusz Mas³owski

maj 20102

Przepraszam. Odbi³o mi siê

Page 3: Subiektyw nr 7

maj 2010 3

SubiektywdwumiesiêcznikAdres redakcji:ul. Mickiewicza 3362-090 Rokietnica

Redaktor naczelny: Micha³ Piszora

Zespó³ redakcyjny: Karolina GodlewskaAnna KomendziñskaKatarzyna £ukaszekMateusz Mas³owskiPaulina RezmerMartyna RubinowskaNatalia StêpieñAgata SzulcKrzysztof WojciechowskiJoanna ̄ abnicka

Korekta:Redakcja

Ilustracje:Agnieszka NowackaPatrycja Œwiêtos³awskaDorota WojciechowskaMagdalena Zwierzchowska

Sk³ad graficzny: Project Studio Design

Druk:Project Studio Design

Wydawca:Micha³ Piszora

Nak³ad:1000 szt.

Rozpowszechnianie materia³ów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.Redakcja nie zwraca materia³ów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nades³anych tekstów i nie odpowiada za treœæ reklam.

Dziecko siedzi na œrodku pomieszczenia, wokó³ niego setki r¹k podaj¹ przedmioty, których w tym momencie akurat nie po-trzebuje. Trzyma swoj¹ gazetê, czyta Subiektyw, ma w nosie ró¿aniec, flagê, krzy¿yk, portfel, zeszyt, karabin, p³ytê, telefon. Wpad³ w amok i nie mo¿e przestaæ. W jego oczach widzê fascy-nacjê granicz¹c¹ z przera¿eniem. Co tam czytasz, ma³y ch³op-czyku? Przecie¿ ty jeszcze nie umiesz czytaæ, a ju¿ siê za gazetê zabra³eœ. Jeszcze nie wiesz co to poezja, a czytasz wywiad z Soœnickim i pytasz mnie „kto to Pañstwo P.”? PóŸniej, ze zdzi-wieniem wertujesz dalej gazetê i mówisz: „Czy ja jestem poko-leniem III RP?” A ja ci odpowiadam, ¿e nie, ¿e ty ju¿ jesteœ dzieckiem Nowych Czasów, czytasz Subiektyw i kiedyœ zacz-niesz tworzyæ coœ nowego. Nagle zaczyna siê seria niewy-godnych pytañ: „Kto to gej? Czemu Gej te¿ cz³owiek?” Tylko co mam ci, dziecko, odpowiedzieæ? Ja nie potrafiê, naprawdê nie umiem! Omijasz to, czego nie mo¿esz zrozumieæ, dochodzisz do Izolacji i zaczynasz od pocz¹tku: „Kim by³ Ian Curtis? Tato, czemu on siê zabi³?” ¯e ty znasz takie s³owa synku… Nie, on tylko poszed³ i… nie wróci³. „Tato! kto to punk? Co to emo?” Wiesz to s¹ takie poprzebierane ludki i na stronie siedemnastej jest napisane, ¿e ich podobno nie ma. Dalej ju¿ nic nie rozu-miesz, ogl¹dasz obrazki, czytasz recenzjê Trupa z Teatru Pol-skiego i œpiewasz piosenkê: „Ian Curtis – trup, trup, trup/Mój przyjaciel Sub, Sub Sub/ Powiedz mi kochany Subie/Czemu ja ciê nie rozumiem/Czemu jedno z drugim mieszasz/Czemu na suszarce wieszasz/Wtedy kiedy potrzebujê/Twych ojcowskich r¹k/Twych ojcowskich r¹k”. I na koniec zadajesz mi to najtrud-niejsze pytanie:„Tato, po co to wszystko?”Nie wiem, synku. Naprawdê nie wiem.

SPIS RZECZY:............str. 2

…...................str. 4

....................................str. 8

...........................................str.11

.................................................str. 12

......................................................str. 14

.....................str.

......................str. 18

..................str. 19

.................str. 22

.............................................str. 23

.

Pokolenie III RP – debata

Plemiê koczownicze

Izolacja.........

„Jestem, jestem wszystkim (...)”

– debata

Jak trup siê poœciele, tak siê wyœpi

Kill da Chill! vol. 2

M³odzi, media i kultura

SPIS RZECZY:Przepraszam. Odbi³o mi siê...................

.…...................str. 4

Pokolenie III RP – debata....................................str. 8

Plemiê koczownicze...........................................str.11

.................................................str. 12

Izolacja...............................................................str. 14

„Jestem, jestem wszystkim (...)”.....................str.

M³odzi, media i kultura – debata......................str. 18

..................str. 19

Jak trup siê poœciele, tak siê wyœpi.................str. 22

Kill da Chill! vol. 2.............................................str. 23

............str. 2

Wœród przedmiotów – rozmowa

z Dariuszem Soœnickim

Gej te¿ cz³owiek

17

Podsumowanie pracy Subiektywu

maj 2010maj 2010

hcê byæ mieszany z b³otem. Chcê wracaæ póŸno, nie maj¹c si³ na to, by samo-dzielnie zaparzyæ herbatê. Rozebraæ siê z ciuchów, które widzia³y moj¹ katorgê Ci wrzuciæ je do pralki, co nie rozumie wagi rozgrywaj¹cych siê wydarzeñ. Pralki

nieœwiadomej, ¿e ub³ocone spodnie, które krêc¹ siê w jej naiwnym, nic niepodejrze-waj¹cym kalejdoskopie, zdolne s¹ kreowaæ ca³e pokolenia. Tworzyæ. Byæ sztandarem wolnoœci s³owa. Wolnoœci, której nie da siê zanieœæ bez wilczych do³ów, bez œcie¿ek zdrowia i porachowanych koœci.

Chcê rzuciæ siê w szaleñcz¹ pogoñ za ideami, których sam nie rozumiem, a jednak siê z nimi uto¿samiam. Chcê byæ w takiej niewiedzy, chcê tworzyæ w tej niewiedzy i napawaæ siê zdro¿n¹ myœl¹, ¿e jestem po dobrej stronie. ̄ e ci inni to politycznie uwarun-kowani najemnicy pióra, podczas gdy ja – bur¿uj s³owa – jestem prawdziwie wolny. Chcê mieæ œwiadomoœæ, ¿e ginê ka¿dego dnia za moje ub³ocone spodnie, chcê móc mieæ mo¿li-woœæ zanieœæ tê nowinê œwiatu w niezale¿nej, podziemnej Biblii. Biblii nielegalnej i szpie-gowanej, której zamaskowani redaktorzy poszukiwani s¹ listem goñczym; przed którymi siê salutuje z niemym szacunkiem. Których podobizny zdobi¹ nieformalne komisariaty; przeciw którym wysy³a siê najemnych pisarczyków za piêæ z³otych, ¿eby napisali pluga-w¹ satyrê, naszkicowali karykaturê trzês¹cymi siê od nadmiaru w³adzy d³oñmi. Chcê byæ celem tej karykatury, chcê, ¿eby siê ze mnie naœmiewali, ale naœmiewali z cichym sza-cunkiem. Naœmiewali, bo tak nale¿y, a nie dlatego, ¿e jestem œmieszny w tym, co robiê. Chcê byæ powa¿ny i pisaæ o powa¿nych sprawach. A niech to bêd¹ nawet sprawy grobo-we! Na grobach naj³atwiej zbudowaæ legendê, naj³atwiej wyhodowaæ œwiadome swej buñczucznej myœli pokolenia. Nic tak nie mobilizuje jak groby, chcê wiêc przeciw nim wyst¹piæ.

Wyst¹piæ najlepiej poezj¹, która by trafia³a tylko do tych, którzy chcieliby i umie-li rozumieæ. Niech to bêdzie ma³a grupa, niech bêdzie elitarna, ¿eby nikt potem nie wypomina³, ¿e robi³em cha³turê. ̄ e pisa³em dla proletariatu, ¿e hañbi³em siê prost¹ myœl¹ utopion¹ w setkach metafor i epitetów. Chcê gardziæ tanimi chwytami. Chcê pluæ na komercjê i jednoczeœnie siê ni¹ bawiæ, wykorzystywaæ j¹ i naginaæ dla w³asnych potrzeb. Chcê byæ wrogiem publicznym, uprawiaæ „wdupiemiejstwo” wobec wszystkich, którzy s¹ wbrew mnie. Rozumieæ tych, którzy mnie nie rozumiej¹, ale siê z nimi nie zgadzaæ. Chcê byæ takim intelektualnym hipokryt¹, który jest œwiadom tego, ¿e pisze to, co elita intelektualnej hipokryzji chce przeczytaæ. Chcê karmiæ tê w¹sk¹ grupê, byæ jej najwier-niejszym i najbardziej cenionym kucharzem. Chcê, by pod moim zdjêciem w podrê-cznikach by³y kontrowersje, a nie tylko daty urodzenia i œmierci. Chcê, ¿eby czytaj¹cy te s³owa znawcy kiwali z politowaniem g³owami, niech im myœl krytyczna lekk¹ bêdzie.

Mówi³em ja – zadufane w sobie, pe³ne wyrzutów, pró¿ne i nieznaj¹ce prawdzi-wego cierpienia, m³ode pokolenie. (Zachêcam te¿ do przeczytania tekstu w wersji dos³ow-nej.)

Mateusz Mas³owski

maj 20102

Przepraszam. Odbi³o mi siê

Page 4: Subiektyw nr 7

Wœród przedmiotów

Ok³adka tomiku sugeruje, ¿e coœ wziê³o nad ludŸmi górê; to, co w pewien sposób wtórne, góruje nad tym, co oryginalne. Tomik chyba próbuje unaoczniæ to zja-wisko...Po raz pierwszy spotykam siê z tak¹ inter-pretacj¹, ale wydaje mi siê bardzo dobra, chêtnie siê na ni¹ godzê. Jak siê pani do-myœla, nie ja stworzy³em ok³adkê. Wygl¹-da na to, ¿e grafik, którego poprosi³em o projekt, przys³u¿y³ siê ksi¹¿ce.W recenzjach tomiku podkreœlano nie-mal historyczno-kulturowe opisy rzeczy-wistoœci. Czy pomimo tego Pañstwo P. nie jest podejrzewane o winê? Czy st¹d ten inicja³?Mo¿e zacznê od koñca. W mojej ksi¹¿ce nie ocenia siê bohaterów, w ogóle wysta-wianie ocen rzeczywistoœci nie bardzo mi odpowiada. Wydaje mi siê, ¿e œwiat jest na tyle ró¿norodny i ciekawy, ¿e wystarczy go dobrze pokazaæ, na przyk³ad wykadrowaæ jakiœ jego fragment. Szybkie wyci¹ganie wniosków, a tym bardziej ocenianie, zaw-sze zaczyna siê od uproszczenia. Poza tym nie mam kwalifikacji moralnych, ¿eby ko-gokolwiek oceniaæ, i wcale za nimi nie têskniê. Wiêc jeœli znalaz³a Pani w Pañ-stwie P. oceny, to chyba pope³ni³em b³¹d w sztuce.Postawi³am to pytanie, poniewa¿ rozpa-trujê ten tomik w kontekœcie Pana Cogi-to, a „spo³eczn¹” poetykê Herberta cha-rakteryzuje pewnego rodzaju impera-tyw. Czyli jest Pan w opozycji.Rozumiem. Tak, rozmawiam czasem z wier-

szami Herberta i czêsto s¹ to polemiki, zw³aszcza, gdy nawi¹zujê do jego, nazwij- my to tak, œwiatopogl¹du, zw³aszcza antro-pologii. Oczywiœcie nienachalnie, bo lubiê Herberta, podobnie jak lubiê wielu innych wybitnych poetów polskich XX wieku. W ogóle wydaje mi siê, ¿e z ka¿dym warto porozmawiaæ, a dopiero potem ewentual-nie wyci¹gaæ wnioski i zajmowaæ stano-wisko. Ale jeœli dla pani Herbert jest kimœ, kto przede wszystkim ocenia, to chcia³bym byæ na antypodach jego sposobu myœlenia o poezji i œwiecie.Czy uwa¿a Pan, ¿e ta poezja ma szanse wróciæ do ogólnego obiegu w odœwie¿o-nej interpretacji?¯yjemy w czasach, w których co jakiœ czas pojawia siê nowa perspektywa krytyczno-literacka i czêsto okazuje siê w tej nowej perspektywie, ¿e pewne rzeczy, które dawno ju¿ zosta³y uznane za nieaktualne, od¿ywaj¹. Myœlê, ¿e Herberta czeka jesz-cze kilka ciekawych odczytañ, bo to dobry

maj 20104 Styczeñ 20106maj 2010 5

dzi, podobnie dalsze podró¿e, zw³aszcza te bez celu. Ale nie dr¹ szat, bo chyba tak naprawdê nigdy nie chcieli uwolniæ siê od siebie. Bohaterowie tomu s¹ nieco bierni, coœ decyduje o nich. Mówi o tym chocia¿by pierwszy wiersz.Nie wiem, czy biernoœæ to najlepsze s³owo.

Oni przecie¿ mog¹ nie wierzyæ w realnoœæ zmiany i w g³êbi serca jej nie chcieæ.Podmiot jest szeptaczem rzeczywistoœci, co najwy¿ej zdaje relacjê. Czy nie ma nic do powiedzenia od siebie? W wierszu Pañ-stwo P. rozmawiaj¹ o tym, co domaga siê przekroczenia pada stwierdzenie: „Wnê-trza tak¿e nie ma”.Nie wiem, czy zwróci³a pani uwagê na to, ¿e pañstwo P. czytaj¹ ksi¹¿ki. Jako tacy przej-muj¹ siê ró¿nymi teoriami na temat cz³owie-ka, kultury itd. Nie do koñca w nie wierz¹,

poeta. W ró¿nych okresach na ró¿ne rzeczy k³ad³ nacisk i nie tylko mnie wydaje siê, ¿e we wczeœniejszych ksi¹¿kach by³ ciekaw-szy. Te wczesne wiersze mog¹ daæ jeszcze wiele radoœci czytelnikom.U Herberta Potwór pana Cogito by³ du-sz¹cym bezkszta³tem, u pana wrêcz odwrotnie – jest wyraŸnie zarysowanym

przedmiotem. Czy bezbarwni obywatele s¹ wch³aniani przez atrakcyjny œwiat?To jest dobre pytanie. Nie wiemy, jak skoñ-czy siê przygoda pañstwa P., nie ma ostatnie-go wiersza, który mówi: minê³o kilka lat, nasi bohaterowie s¹ tu i tu, wyci¹gnij, czytel-niku, wnioski. Nie wiemy, co z nimi bêdzie, mo¿e faktycznie rozmyj¹ siê w obliczu jakichœ bardzo atrakcyjnych pokus, które podsuwa nowy wspania³y œwiat. Tymcza-sem – w ksi¹¿ce – ci¹gle siê broni¹, trochê z przekonania, a trochê z powodu przes¹dów i braku si³y. Œwiat ludzi jest zapisany bardziej mar-twymi naturami, ni¿ scenkami rodzajo-wymi, nie ma w wierszach zbyt wiele ruchu, a jeœli w ogóle, to odbywa siê raczej przy udziale poci¹gów i tramwajów…Pani bardzo uwa¿nie tê ksi¹¿kê przeczyta³a, dziêkujê. Có¿, nie zak³ada³em, ¿e moi bohaterowie bêd¹ siê poruszali b¹dŸ nie, to w ogóle nie zajmowa³o mnie przy pisaniu wierszy. I mo¿e tak jest dobrze. Pisanie nie do koñca poddane kontroli autora jest uczci-wsze. Jeœli zaœ chodzi o moje pogl¹dy na temat ludzkiej „natury”, jej dynamiki, to nie bardzo wierzê w eksces i mo¿liwoœæ szyb-kiej, trwa³ej przemiany cz³owieka. Moi bo-haterowie s¹ przywi¹zani do tego wszystkie-go, co ich ukszta³towa³o. Przekraczanie granic nie bardzo im wycho-

Jeœli zaœ chodzi o moje pogl¹dy na temat ludz-kiej „natury”, jej dynamiki, to nie bardzo wierzê w eksces i mo¿liwoœæ szybkiej, trwa³ej przemiany cz³owieka.

FO

T. M

icha³ K

obyl

iñsk

i

Jakie miejsce, z perspektywy everymana, zajmuj¹ dziœ kultura i natura, co dzieje siê z ludzk¹ to¿samoœci¹? O bezruchu, dominacji i niezwykle zwyk³ej codziennoœci pañstwa P. z Dariuszem Soœnickim rozmawia³a Joanna ¯abni-cka.(rozmowa z 14 listopada 2009) D

ariusz Soœnicki

Ok³adka tomiku Pañstwo P.

Page 5: Subiektyw nr 7

Wœród przedmiotów

Ok³adka tomiku sugeruje, ¿e coœ wziê³o nad ludŸmi górê; to, co w pewien sposób wtórne, góruje nad tym, co oryginalne. Tomik chyba próbuje unaoczniæ to zja-wisko...Po raz pierwszy spotykam siê z tak¹ inter-pretacj¹, ale wydaje mi siê bardzo dobra, chêtnie siê na ni¹ godzê. Jak siê pani do-myœla, nie ja stworzy³em ok³adkê. Wygl¹-da na to, ¿e grafik, którego poprosi³em o projekt, przys³u¿y³ siê ksi¹¿ce.W recenzjach tomiku podkreœlano nie-mal historyczno-kulturowe opisy rzeczy-wistoœci. Czy pomimo tego Pañstwo P. nie jest podejrzewane o winê? Czy st¹d ten inicja³?Mo¿e zacznê od koñca. W mojej ksi¹¿ce nie ocenia siê bohaterów, w ogóle wysta-wianie ocen rzeczywistoœci nie bardzo mi odpowiada. Wydaje mi siê, ¿e œwiat jest na tyle ró¿norodny i ciekawy, ¿e wystarczy go dobrze pokazaæ, na przyk³ad wykadrowaæ jakiœ jego fragment. Szybkie wyci¹ganie wniosków, a tym bardziej ocenianie, zaw-sze zaczyna siê od uproszczenia. Poza tym nie mam kwalifikacji moralnych, ¿eby ko-gokolwiek oceniaæ, i wcale za nimi nie têskniê. Wiêc jeœli znalaz³a Pani w Pañ-stwie P. oceny, to chyba pope³ni³em b³¹d w sztuce.Postawi³am to pytanie, poniewa¿ rozpa-trujê ten tomik w kontekœcie Pana Cogi-to, a „spo³eczn¹” poetykê Herberta cha-rakteryzuje pewnego rodzaju impera-tyw. Czyli jest Pan w opozycji.Rozumiem. Tak, rozmawiam czasem z wier-

szami Herberta i czêsto s¹ to polemiki, zw³aszcza, gdy nawi¹zujê do jego, nazwij- my to tak, œwiatopogl¹du, zw³aszcza antro-pologii. Oczywiœcie nienachalnie, bo lubiê Herberta, podobnie jak lubiê wielu innych wybitnych poetów polskich XX wieku. W ogóle wydaje mi siê, ¿e z ka¿dym warto porozmawiaæ, a dopiero potem ewentual-nie wyci¹gaæ wnioski i zajmowaæ stano-wisko. Ale jeœli dla pani Herbert jest kimœ, kto przede wszystkim ocenia, to chcia³bym byæ na antypodach jego sposobu myœlenia o poezji i œwiecie.Czy uwa¿a Pan, ¿e ta poezja ma szanse wróciæ do ogólnego obiegu w odœwie¿o-nej interpretacji?¯yjemy w czasach, w których co jakiœ czas pojawia siê nowa perspektywa krytyczno-literacka i czêsto okazuje siê w tej nowej perspektywie, ¿e pewne rzeczy, które dawno ju¿ zosta³y uznane za nieaktualne, od¿ywaj¹. Myœlê, ¿e Herberta czeka jesz-cze kilka ciekawych odczytañ, bo to dobry

maj 20104 Styczeñ 20106maj 2010 5

dzi, podobnie dalsze podró¿e, zw³aszcza te bez celu. Ale nie dr¹ szat, bo chyba tak naprawdê nigdy nie chcieli uwolniæ siê od siebie. Bohaterowie tomu s¹ nieco bierni, coœ decyduje o nich. Mówi o tym chocia¿by pierwszy wiersz.Nie wiem, czy biernoœæ to najlepsze s³owo.

Oni przecie¿ mog¹ nie wierzyæ w realnoœæ zmiany i w g³êbi serca jej nie chcieæ.Podmiot jest szeptaczem rzeczywistoœci, co najwy¿ej zdaje relacjê. Czy nie ma nic do powiedzenia od siebie? W wierszu Pañ-stwo P. rozmawiaj¹ o tym, co domaga siê przekroczenia pada stwierdzenie: „Wnê-trza tak¿e nie ma”.Nie wiem, czy zwróci³a pani uwagê na to, ¿e pañstwo P. czytaj¹ ksi¹¿ki. Jako tacy przej-muj¹ siê ró¿nymi teoriami na temat cz³owie-ka, kultury itd. Nie do koñca w nie wierz¹,

poeta. W ró¿nych okresach na ró¿ne rzeczy k³ad³ nacisk i nie tylko mnie wydaje siê, ¿e we wczeœniejszych ksi¹¿kach by³ ciekaw-szy. Te wczesne wiersze mog¹ daæ jeszcze wiele radoœci czytelnikom.U Herberta Potwór pana Cogito by³ du-sz¹cym bezkszta³tem, u pana wrêcz odwrotnie – jest wyraŸnie zarysowanym

przedmiotem. Czy bezbarwni obywatele s¹ wch³aniani przez atrakcyjny œwiat?To jest dobre pytanie. Nie wiemy, jak skoñ-czy siê przygoda pañstwa P., nie ma ostatnie-go wiersza, który mówi: minê³o kilka lat, nasi bohaterowie s¹ tu i tu, wyci¹gnij, czytel-niku, wnioski. Nie wiemy, co z nimi bêdzie, mo¿e faktycznie rozmyj¹ siê w obliczu jakichœ bardzo atrakcyjnych pokus, które podsuwa nowy wspania³y œwiat. Tymcza-sem – w ksi¹¿ce – ci¹gle siê broni¹, trochê z przekonania, a trochê z powodu przes¹dów i braku si³y. Œwiat ludzi jest zapisany bardziej mar-twymi naturami, ni¿ scenkami rodzajo-wymi, nie ma w wierszach zbyt wiele ruchu, a jeœli w ogóle, to odbywa siê raczej przy udziale poci¹gów i tramwajów…Pani bardzo uwa¿nie tê ksi¹¿kê przeczyta³a, dziêkujê. Có¿, nie zak³ada³em, ¿e moi bohaterowie bêd¹ siê poruszali b¹dŸ nie, to w ogóle nie zajmowa³o mnie przy pisaniu wierszy. I mo¿e tak jest dobrze. Pisanie nie do koñca poddane kontroli autora jest uczci-wsze. Jeœli zaœ chodzi o moje pogl¹dy na temat ludzkiej „natury”, jej dynamiki, to nie bardzo wierzê w eksces i mo¿liwoœæ szyb-kiej, trwa³ej przemiany cz³owieka. Moi bo-haterowie s¹ przywi¹zani do tego wszystkie-go, co ich ukszta³towa³o. Przekraczanie granic nie bardzo im wycho-

Jeœli zaœ chodzi o moje pogl¹dy na temat ludz-kiej „natury”, jej dynamiki, to nie bardzo wierzê w eksces i mo¿liwoœæ szybkiej, trwa³ej przemiany cz³owieka.

FO

T. M

icha³ K

obyl

iñsk

i

Jakie miejsce, z perspektywy everymana, zajmuj¹ dziœ kultura i natura, co dzieje siê z ludzk¹ to¿samoœci¹? O bezruchu, dominacji i niezwykle zwyk³ej codziennoœci pañstwa P. z Dariuszem Soœnickim rozmawia³a Joanna ¯abni-cka.(rozmowa z 14 listopada 2009) D

ariusz Soœnicki

Ok³adka tomiku Pañstwo P.

Page 6: Subiektyw nr 7

maj 20106

nad witrynami”, „dzieñ wita (...) obwiesz-czeniem w sklepowej witrynie”. To chyba kolejne symptomy, ¿e rekwizyty przejmu-j¹ kontrolê.Tak, to chyba racja. Ale oba obrazy mog¹ mówiæ o czymœ jeszcze: o ograniczonym zaufaniu do naturalnego porz¹dku. Bo jeœli œwiat³o dostrzega siê odbite od szyby, która jest tworem sztucznym, to znaczy, ¿e kontakt z nim jest zapoœredniczony. Pañstwo P. musz¹ to wiedzieæ, albo przynajmniej przeczuwaæ – w koñcu ¿yj¹ we wspó³czes- nym œwiecie.Czêstym motywem w Pañskim tomiku s¹ mapy i atlasy. Ludzie chcieliby znaleŸæ miejsce dla siebie, ale znajduj¹ siê tylko na „parapecie œwiata”. „Jak wyrwaæ siê z dialektycznych side³, by pozostaæ gdzieœ?”. Czy nasza mowa równie¿ podlega zaw³asz-czeniu, np. przez jêzyk marketingu?

To jest na pewno wa¿ny aspekt dzisiejszego œwiata. Uzna³em, ¿e warto poœwiêciæ temu d³u¿szy cykl wierszy. Chcia³em w Pañstwie P. spojrzeæ na cz³owieka nie od œrodka, ale z zewn¹trz, od strony tego, co cz³owieka stwarza w kulturowym sensie. St¹d te wszy-stkie frazeologizmy, komuna³y, z³ote myœli. One d¹¿¹ do skonwencjonalizowania ludzkiego ¿ycia i maj¹ na nas wielki wp³yw; mo¿e akurat najmniej na czytelników poezji, bo ci æwicz¹ siê w nieufnoœci wobec jêzyka. Czytelnik poezji nie da siê z³apaæ na tani jêzykowy chwyt, nie ulegnie ³atwo ideolo-gom, politykom, sprzedawcom niczego. Na-tomiast tacy przeciêtni pañstwo P. mog¹ mieæ ju¿ z tym problem.

ale te¿ nie chc¹ tkwiæ w „starym” bez wzglê-du na okolicznoœci. Czasami dociera do nich, ¿e pewne koncepcje cz³owieka, na przyk³ad ta oparta na antropologii chrzeœci-jañskiej, s¹ dziœ nie do utrzymania, i mówi¹ o tym wprost. Ten wiersz jest opisem ich naj-bardziej postêpowego stanu ducha.Wiêc cz³owiek straci³ na wartoœci, mo¿e nawet œwiadomie podda³ siê dewaluacji…Cz³owiek tradycyjnie pojêty, autonomiczny, z woln¹ wol¹ jako fundamentem tej autono-micznoœci, przetrwa³ w Polsce d³u¿ej, bo to przecie¿ na nim opiera³a siê wiara w skute-cznoœæ oporu wobec z³a, które otacza, pró-buje zaraziæ, z³amaæ. Takiego cz³owieka mo¿na zakuæ w kajdany, pozbawiæ wszys-tkiego, a on i tak zostanie sob¹. Dzisiaj przyj-muje siê do wiadomoœci, ¿e wszystko mo¿e mieæ na nas wp³yw. Wiêc ludzkiego wnêtrza w dawnym sensie ju¿ nie ma, pañstwo P. oczy-

wiœcie czytali w sobotnim wydaniu Gazety Wyborczej ró¿ne eseje na ten temat i trochê siê tym przejêli.Mam wra¿enie, ¿e to przedmioty prowo-kuj¹ ¿yciowe zachowania ludzi. Czy prze-dmiot zaw³aszcza terytoria podmiotu?Tak mo¿e byæ. To chyba konsekwencja os³a-bienia podmiotu; jeœli siê go trochê przygasi, jeœli nie pozwoli siê mu na panoszenie siê, to wszystko, co jest wokó³, bêdzie bardziej wi-doczne. Cz³owiek bez duszy jest w³aœciwie zagubiony poœród przedmiotów, staje siê kolejnym elementem krajobrazu.W poprzednich tomach dominowa³o œwiat³o sztuczne. W Pañstwie P. mamy do czynienia ze s³oñcem, jednak „wschodzi

maj 2010 7

Ja myœlê, ¿e tych œwiate³ek jest ca³kiem sporo. Poezja od dawna potrafi mówiæ o rze-czach nie³adnych, ale jeœli rozmawia siê o niej z kimœ ma³o zorientowanym, to ci¹gle bêdzie oczekiwa³ wznios³oœci, piêknych obrazów, etc. Jestem przekonany, ¿e wiêcej dobrego zrobi w poezji ten, kto nie odcina siê od u³omnoœci œwiata, piêknoduchostwo jest ja³owe i nudne. Czerñ i szaroœæ maj¹ du¿y potencja³.Dziêkujê za rozmowê.Dziêkujê równie¿.

Rozmawia³a Joanna ̄ abnicka

Zrobi³am zestawienie rze-czowników, które nazywa-j¹ wytwory cywilizacji i ele-menty natury. W pierwszej czêœci tomiku jest to œred-nio stosunek 3:1 na rzecz tych pierwszych, niestety…(œmiech) Dlaczego: niestety? To chyba dobrze. Czy pani ju¿ pi³a herbatê?Tak, panujê nad tym, dziê-kujê. Z lektur pañstwa P.: traktat o harmonii wywie-dzionej z zasad naturalnych i Wielka podró¿ Arka i Jarka zrywa z przedstawieniem „nowoczesnego” œwiata. Czy regres mia³by byæ le-kiem na problemy z pier-wszej czêœci?Nie odpowiem wprost, ale przez dygresjê, jeœli pani pozwoli. Zbiór wierszy nie jest traktatem filozoficznym, nie mo¿na zarzucaæ mu

Dzisiaj przyjmuje siê do wiadomoœci, ¿e wszystko mo¿e mieæ na nas wp³yw. Wiêc ludzkiego wnêtrza w dawnym sensie ju¿ nie ma, pañstwo P. oczywiœcie czytali w sobotnim wydaniu Gazety Wyborczej ró¿ne eseje na ten temat i trochê siê tym przejêli.

niekonsekwencji w sferze idei. To jest ju¿ dokonywanie przek³adu z jêzyka poezji na jêzyk filozofii. W ksi¹¿ce poetyckiej chodzi o co innego, na przyk³ad o to, ¿eby by³a wyrazista, dobrze skomponowana, mia³a swoj¹ dramaturgiê czy dynamikê. W Pañ-stwie P. jest kilka wierszy bardzo osobis-tych, Wielka podró¿… jest tak naprawdê elegi¹. Jeœli zastanawia³em siê przez chwilê, czy powinienem umieszczaæ elegiê w tym tomie, to mia³em na myœli jednolitoœæ formaln¹ ksi¹¿ki. Dlatego moja elegia nie ma klasycznej postaci, bo to by³by b³¹d kompozycyjny, na który nie mogê sobie pozwoliæ jako poeta. Jeœli zestawiæ pierwszy i ostatni wiersz, mo¿na zaryzykowaæ stwierdzenie, ¿e pro-tokó³ z tajnego posiedzenia jednak zos-ta³ spisany. To chyba œwiate³ko w tunelu.

rys. Joanna ¯abnicka

Page 7: Subiektyw nr 7

maj 20106

nad witrynami”, „dzieñ wita (...) obwiesz-czeniem w sklepowej witrynie”. To chyba kolejne symptomy, ¿e rekwizyty przejmu-j¹ kontrolê.Tak, to chyba racja. Ale oba obrazy mog¹ mówiæ o czymœ jeszcze: o ograniczonym zaufaniu do naturalnego porz¹dku. Bo jeœli œwiat³o dostrzega siê odbite od szyby, która jest tworem sztucznym, to znaczy, ¿e kontakt z nim jest zapoœredniczony. Pañstwo P. musz¹ to wiedzieæ, albo przynajmniej przeczuwaæ – w koñcu ¿yj¹ we wspó³czes- nym œwiecie.Czêstym motywem w Pañskim tomiku s¹ mapy i atlasy. Ludzie chcieliby znaleŸæ miejsce dla siebie, ale znajduj¹ siê tylko na „parapecie œwiata”. „Jak wyrwaæ siê z dialektycznych side³, by pozostaæ gdzieœ?”. Czy nasza mowa równie¿ podlega zaw³asz-czeniu, np. przez jêzyk marketingu?

To jest na pewno wa¿ny aspekt dzisiejszego œwiata. Uzna³em, ¿e warto poœwiêciæ temu d³u¿szy cykl wierszy. Chcia³em w Pañstwie P. spojrzeæ na cz³owieka nie od œrodka, ale z zewn¹trz, od strony tego, co cz³owieka stwarza w kulturowym sensie. St¹d te wszy-stkie frazeologizmy, komuna³y, z³ote myœli. One d¹¿¹ do skonwencjonalizowania ludzkiego ¿ycia i maj¹ na nas wielki wp³yw; mo¿e akurat najmniej na czytelników poezji, bo ci æwicz¹ siê w nieufnoœci wobec jêzyka. Czytelnik poezji nie da siê z³apaæ na tani jêzykowy chwyt, nie ulegnie ³atwo ideolo-gom, politykom, sprzedawcom niczego. Na-tomiast tacy przeciêtni pañstwo P. mog¹ mieæ ju¿ z tym problem.

ale te¿ nie chc¹ tkwiæ w „starym” bez wzglê-du na okolicznoœci. Czasami dociera do nich, ¿e pewne koncepcje cz³owieka, na przyk³ad ta oparta na antropologii chrzeœci-jañskiej, s¹ dziœ nie do utrzymania, i mówi¹ o tym wprost. Ten wiersz jest opisem ich naj-bardziej postêpowego stanu ducha.Wiêc cz³owiek straci³ na wartoœci, mo¿e nawet œwiadomie podda³ siê dewaluacji…Cz³owiek tradycyjnie pojêty, autonomiczny, z woln¹ wol¹ jako fundamentem tej autono-micznoœci, przetrwa³ w Polsce d³u¿ej, bo to przecie¿ na nim opiera³a siê wiara w skute-cznoœæ oporu wobec z³a, które otacza, pró-buje zaraziæ, z³amaæ. Takiego cz³owieka mo¿na zakuæ w kajdany, pozbawiæ wszys-tkiego, a on i tak zostanie sob¹. Dzisiaj przyj-muje siê do wiadomoœci, ¿e wszystko mo¿e mieæ na nas wp³yw. Wiêc ludzkiego wnêtrza w dawnym sensie ju¿ nie ma, pañstwo P. oczy-

wiœcie czytali w sobotnim wydaniu Gazety Wyborczej ró¿ne eseje na ten temat i trochê siê tym przejêli.Mam wra¿enie, ¿e to przedmioty prowo-kuj¹ ¿yciowe zachowania ludzi. Czy prze-dmiot zaw³aszcza terytoria podmiotu?Tak mo¿e byæ. To chyba konsekwencja os³a-bienia podmiotu; jeœli siê go trochê przygasi, jeœli nie pozwoli siê mu na panoszenie siê, to wszystko, co jest wokó³, bêdzie bardziej wi-doczne. Cz³owiek bez duszy jest w³aœciwie zagubiony poœród przedmiotów, staje siê kolejnym elementem krajobrazu.W poprzednich tomach dominowa³o œwiat³o sztuczne. W Pañstwie P. mamy do czynienia ze s³oñcem, jednak „wschodzi

maj 2010 7

Ja myœlê, ¿e tych œwiate³ek jest ca³kiem sporo. Poezja od dawna potrafi mówiæ o rze-czach nie³adnych, ale jeœli rozmawia siê o niej z kimœ ma³o zorientowanym, to ci¹gle bêdzie oczekiwa³ wznios³oœci, piêknych obrazów, etc. Jestem przekonany, ¿e wiêcej dobrego zrobi w poezji ten, kto nie odcina siê od u³omnoœci œwiata, piêknoduchostwo jest ja³owe i nudne. Czerñ i szaroœæ maj¹ du¿y potencja³.Dziêkujê za rozmowê.Dziêkujê równie¿.

Rozmawia³a Joanna ̄ abnicka

Zrobi³am zestawienie rze-czowników, które nazywa-j¹ wytwory cywilizacji i ele-menty natury. W pierwszej czêœci tomiku jest to œred-nio stosunek 3:1 na rzecz tych pierwszych, niestety…(œmiech) Dlaczego: niestety? To chyba dobrze. Czy pani ju¿ pi³a herbatê?Tak, panujê nad tym, dziê-kujê. Z lektur pañstwa P.: traktat o harmonii wywie-dzionej z zasad naturalnych i Wielka podró¿ Arka i Jarka zrywa z przedstawieniem „nowoczesnego” œwiata. Czy regres mia³by byæ le-kiem na problemy z pier-wszej czêœci?Nie odpowiem wprost, ale przez dygresjê, jeœli pani pozwoli. Zbiór wierszy nie jest traktatem filozoficznym, nie mo¿na zarzucaæ mu

Dzisiaj przyjmuje siê do wiadomoœci, ¿e wszystko mo¿e mieæ na nas wp³yw. Wiêc ludzkiego wnêtrza w dawnym sensie ju¿ nie ma, pañstwo P. oczywiœcie czytali w sobotnim wydaniu Gazety Wyborczej ró¿ne eseje na ten temat i trochê siê tym przejêli.

niekonsekwencji w sferze idei. To jest ju¿ dokonywanie przek³adu z jêzyka poezji na jêzyk filozofii. W ksi¹¿ce poetyckiej chodzi o co innego, na przyk³ad o to, ¿eby by³a wyrazista, dobrze skomponowana, mia³a swoj¹ dramaturgiê czy dynamikê. W Pañ-stwie P. jest kilka wierszy bardzo osobis-tych, Wielka podró¿… jest tak naprawdê elegi¹. Jeœli zastanawia³em siê przez chwilê, czy powinienem umieszczaæ elegiê w tym tomie, to mia³em na myœli jednolitoœæ formaln¹ ksi¹¿ki. Dlatego moja elegia nie ma klasycznej postaci, bo to by³by b³¹d kompozycyjny, na który nie mogê sobie pozwoliæ jako poeta. Jeœli zestawiæ pierwszy i ostatni wiersz, mo¿na zaryzykowaæ stwierdzenie, ¿e pro-tokó³ z tajnego posiedzenia jednak zos-ta³ spisany. To chyba œwiate³ko w tunelu.

rys. Joanna ¯abnicka

Page 8: Subiektyw nr 7

68

dziwnego, ¿e obca nam jest potrzeba buntu. Buntu wobec czego? To nie system mani-puluje nami i odbiera potrzebê indywiduali-zacji. Jeœli ju¿, parali¿uje nas strach g³êbszy – nieufnoœæ odziedziczona po rodzicach. Wchodzimy w nowe realia wyposa¿eniw przyk³ady negatywne. Tylko dziêki empa-tii i tolerancji, które krytykuje siê jako mani-festowan¹ biernoœæ i wymówkê konformi-stów, z wyrozumia³oœci¹ przygl¹damy siê ci¹g³ym rozrachunkom z hitleryzmem i ko-munizmem. Mo¿e tak przebiega proces samooczyszczenia z odziedziczonych oskar-¿eñ i win? Ju¿ w pierwszych klasach szko³y podstawowej dowiadujemy siê, jak wielk¹ krzywdê ludzkoœæ wyrz¹dzi³a sama sobie i by³aby to wiedza nie do zniesienia, gdyby nie zintelektualizowana forma, w jakiej siê j¹ podaje. Rzeczywisty wymiar zbrodni drugiej wojny œwiatowej czy przeœladowañ czasu komunizmu jest, na szczêœcie, niewy-obra¿alny.

¯ycie polityczne stanowi rozdzia³ dla siebie. Przede wszystkim warto siê zasta-nowiæ, czy uzasadnione s¹ pretensje o brak zaanga¿owania? Wyroœliœmy w przekona-niu o postêpuj¹cej specjalizacji wszystkich dziedzin ¿ycia. Zaczynamy chodziæ do tera-peutów, mamy doradców prawnych, finan-sowych, ¿ywieniowych, ktoœ pracuje nad naszym wiza¿em, ktoœ inny zestawia nasz¹

zyta³am tekst Jana Sowy z uœmie-chem na twarzy, który przerodzi³by Csiê w pob³a¿anie dla niezrozumienia

z jakim obserwuje wspó³czesn¹ m³odzie¿, gdyby nie to, ¿e zapewne mia³ on byæ swoist¹ prowokacj¹. Trudno uwierzyæ, ¿e ktoœ ca³kiem powa¿nie zdecydowa³by siê przyk³adaæ dawn¹, PRL-owsk¹ miarê do dzisiejszej sytuacji. Brak jakiegokolwiek oburzenia i dystans, z jakim czyta³am Dyskretn¹ nudê m³odej bur¿uazji, coœ mi uœwiadamia: jesteœmy pokoleniem inteli-gencji emocjonalnej. Nie poczu³am siê ura-¿ona – uczê siê zrozumienia dla cudzych b³êdów. Wychowany w pañstwie totalitar-nym zwolennik teorii spiskowych powie mo¿e, ¿e zmanipulowana przez pañstwo kapitalistyczne nie posiadam „zdolnoœci do wyobra¿enia sobie alternatywy wobec tego, co istnieje”, podczas gdy ja widzê w sobie zgodê na wspó³pracê i twórcze wykorzy-stanie zastanej sytuacji. Mo¿e brak mi „umiejêtnoœci ró¿nicowania prawdy i propa-gandy”, a mo¿e rzekom¹ manipulacjê rozumiem jako umiejêtnoœæ pozyskiwania innych na rzecz porozumienia? Przestrzeñ spo³eczno-gospodarcza, któr¹ starsze pokolenia interpretuj¹ jako system nacisku, jest dla nas obszarem samorealizacji, poszukiwania granic wolnoœci, w ustana-wianiu których sami bierzemy udzia³. Nic

Pokolenie III RP – debata

w odpowiedzi na dyskusjê rozpoczêt¹ w „Tygodniku Powszechnym” (Nr 15, kwiecieñ 2010)

Maj 2010 Styczeñ 20106maj 2010 9

w darze, otrzymujemy krytykê i brak akce-ptacji. Zetkniêcie sprzecznych d¹¿eñ? Czy¿-byœmy mieli do czynienia z odwiecznym konfliktem pokoleñ? Zaskakuj¹ce jest jed-nak, to ¿e starsze pokolenie siê buntuje, a m³odsze stara siê tolerancyjnie ten bunt za³agodziæ.

Maria Franas, ur. 1986, studentka II roku filologii polskiej oraz V roku filologii ger-mañskiej na UAM w Poznaniu

³odzie¿ w artykule Jana Sowy jawi nam siê jako ludzki korpus Msekundê przed rozpoczêciem au-

topsji. Cia³o zamkniête i skoñczone, które nic nie doda i nie ujmie ze swej godnoœci b¹dŸ hañby. Ba, jest to cia³o, któremu wszel-ka godnoœæ i hañba zosta³y nadane z zew-n¹trz przez rozbrykany walec historii pro-wadzony przez nieuwa¿nych, zaœlepionych zburzonym niedawno murem doros³ych – motorniczych Tusków, Michników, Kuro-niów, Gowinów i innych. W jakim stopniu obraz ten odpowiada prawdzie?

Najbardziej wyraŸna u Jana Sowy wydaje siê tendencja do mitologizacji prze-sz³oœci (która poprzez wieszczów przewi-dzia³a, ¿e nadejd¹ pokolenia marnotrawne) – z tym zaœ trudno mi polemizowaæ z kilku po-wodów. Po pierwsze – jest to argument po-kroju stwierdzenia, ¿e kiedyœ to ludzie byli zdrowsi i silniejsi, co deprymuje go wystar-czaj¹co. Drug¹ kwesti¹, która mnie w tej sprawie interesuje jest to, czy Jan Sowa, jako socjolog, przygl¹da³ siê kiedyœ badaniom statystycznym mówi¹cym o uczestnictwie obywateli w wyborach (choæby parlamen-tarnych)? W poczytnym dzienniku widzia-³em kiedyœ, ¿e m³odzie¿ w takich ankietach wypada stosunkowo dobrze, gdy porówna siê jej aktywnoœæ z nieco starszym poko-leniem. Po trzecie – czy brak dostrzegalnych inicjatyw m³odzie¿owych nie jest przypad-kiem spowodowany wykluczeniem starsze-go pokolenia tych¿e? Czy Jan Sowa napraw-

p³ytotekê. Nied³ugo pewnie znajdziemy lu-dzi, którzy za nas poœl¹ dzieci do szko³y i ta-kich, którzy zajm¹ siê schorowanymi dziad-kami. Ale o czyjejkolwiek winie nie mo¿na tu mówiæ, bo taka jest rzeczywistoœæ zas-tana. Jakiego g³osu mamy zatem s³uchaæ w sprawach polityki? Czy ktokolwiek ze starszych pokoleñ jest miarodajnym auto-rytetem? Wœród dziesi¹tków partii poli-tycznych brak osobowoœci, które wzbudza-³yby zaufanie, a odziedziczona po PRL-u agresywna retoryka nie pozwala siê ³udziæ, ¿e mamy do czynienia z gr¹ fair play.

Nie da siê zaprzeczyæ, ¿e roczniki dziewiêædziesi¹te to pokolenia bez kontesta-cji. Dbamy o bezpieczeñstwo i wygodê, w granicach rozs¹dku oczywiœcie, bo nawet zadowolenie z siebie ma swoje granice. Nie bierzemy narkotyków – mog¹ zrujnowaæ ¿ycie. Wiêkszoœæ z nas ju¿ nawet nie pali. Chyba ¿e marihuanê, która, jak wiadomo, o wiele s³abiej uzale¿nia i leczy jaskrê. Pijemy piwo, bo zawiera witaminê B, wino ze wzglêdu na zawartoœæ ¿elaza, wódkê tylko w celach koedukacyjnych. Szanujemy tradycjê i starsze pokolenia, ale nauczeni doœwiadczeniem nie ukrywamy braku entu-zjazmu dla ich ideologii. Jeœli czegoœ nie da siê potwierdziæ z ca³¹ pewnoœci¹, to na wszelki wypadek nie buntujemy siê zanadto. Ufnoœæ daje si³ê, z której rezygnowaæ by³oby nierozs¹dnie. New Age okaza³o siê byæ niepotrzebnym dziwactwem, wiêc albo zas-têpujemy wiarê psychologi¹, albo wiarê powszechn¹ czynimy wiar¹ œwiatow¹ – zeœwiecczon¹ i ogólnodostêpn¹. Nie upra-wiamy kultu odmieñców i indywidualistów, bo i tak nimi jesteœmy – ka¿dy z osobna, a na-wet wszyscy razem.

Dla jednych obraz pokolenia przed-stawia siê alarmuj¹co, inni siê po prostu nad nim nie zastanawiaj¹. Szukamy równowagi miêdzy w³asnymi d¹¿eniami, a przyzwy-czajeniami poprzednich pokoleñ, które, z ca-³ym szacunkiem, nam wydaj¹ siê doœæ niez-drowe. Zamiast wdziêcznoœci za wyrozu-mia³oœæ, któr¹ sk³adamy w³asnej historii

Subiektyw Subiektyw

„Kondycja pokolenia m³odych Polaków jest niepokoj¹ca. S¹ bierni i bezideowi, o nic im nie chodzi, do niczego nie d¹¿¹, na niczym im nie zale¿y, nic nie jest dla nich istotne, nic nie wywo³uje w nich namiêtnoœci, sprzeciwu, buntu.”

Jan Sowa, Dyskretna nuda m³odej bur¿uazji, „TP” nr 15

rys. Mich

a³ K

obyliñ

ski

Page 9: Subiektyw nr 7

68

dziwnego, ¿e obca nam jest potrzeba buntu. Buntu wobec czego? To nie system mani-puluje nami i odbiera potrzebê indywiduali-zacji. Jeœli ju¿, parali¿uje nas strach g³êbszy – nieufnoœæ odziedziczona po rodzicach. Wchodzimy w nowe realia wyposa¿eniw przyk³ady negatywne. Tylko dziêki empa-tii i tolerancji, które krytykuje siê jako mani-festowan¹ biernoœæ i wymówkê konformi-stów, z wyrozumia³oœci¹ przygl¹damy siê ci¹g³ym rozrachunkom z hitleryzmem i ko-munizmem. Mo¿e tak przebiega proces samooczyszczenia z odziedziczonych oskar-¿eñ i win? Ju¿ w pierwszych klasach szko³y podstawowej dowiadujemy siê, jak wielk¹ krzywdê ludzkoœæ wyrz¹dzi³a sama sobie i by³aby to wiedza nie do zniesienia, gdyby nie zintelektualizowana forma, w jakiej siê j¹ podaje. Rzeczywisty wymiar zbrodni drugiej wojny œwiatowej czy przeœladowañ czasu komunizmu jest, na szczêœcie, niewy-obra¿alny.

¯ycie polityczne stanowi rozdzia³ dla siebie. Przede wszystkim warto siê zasta-nowiæ, czy uzasadnione s¹ pretensje o brak zaanga¿owania? Wyroœliœmy w przekona-niu o postêpuj¹cej specjalizacji wszystkich dziedzin ¿ycia. Zaczynamy chodziæ do tera-peutów, mamy doradców prawnych, finan-sowych, ¿ywieniowych, ktoœ pracuje nad naszym wiza¿em, ktoœ inny zestawia nasz¹

zyta³am tekst Jana Sowy z uœmie-chem na twarzy, który przerodzi³by Csiê w pob³a¿anie dla niezrozumienia

z jakim obserwuje wspó³czesn¹ m³odzie¿, gdyby nie to, ¿e zapewne mia³ on byæ swoist¹ prowokacj¹. Trudno uwierzyæ, ¿e ktoœ ca³kiem powa¿nie zdecydowa³by siê przyk³adaæ dawn¹, PRL-owsk¹ miarê do dzisiejszej sytuacji. Brak jakiegokolwiek oburzenia i dystans, z jakim czyta³am Dyskretn¹ nudê m³odej bur¿uazji, coœ mi uœwiadamia: jesteœmy pokoleniem inteli-gencji emocjonalnej. Nie poczu³am siê ura-¿ona – uczê siê zrozumienia dla cudzych b³êdów. Wychowany w pañstwie totalitar-nym zwolennik teorii spiskowych powie mo¿e, ¿e zmanipulowana przez pañstwo kapitalistyczne nie posiadam „zdolnoœci do wyobra¿enia sobie alternatywy wobec tego, co istnieje”, podczas gdy ja widzê w sobie zgodê na wspó³pracê i twórcze wykorzy-stanie zastanej sytuacji. Mo¿e brak mi „umiejêtnoœci ró¿nicowania prawdy i propa-gandy”, a mo¿e rzekom¹ manipulacjê rozumiem jako umiejêtnoœæ pozyskiwania innych na rzecz porozumienia? Przestrzeñ spo³eczno-gospodarcza, któr¹ starsze pokolenia interpretuj¹ jako system nacisku, jest dla nas obszarem samorealizacji, poszukiwania granic wolnoœci, w ustana-wianiu których sami bierzemy udzia³. Nic

Pokolenie III RP – debata

w odpowiedzi na dyskusjê rozpoczêt¹ w „Tygodniku Powszechnym” (Nr 15, kwiecieñ 2010)

Maj 2010 Styczeñ 20106maj 2010 9

w darze, otrzymujemy krytykê i brak akce-ptacji. Zetkniêcie sprzecznych d¹¿eñ? Czy¿-byœmy mieli do czynienia z odwiecznym konfliktem pokoleñ? Zaskakuj¹ce jest jed-nak, to ¿e starsze pokolenie siê buntuje, a m³odsze stara siê tolerancyjnie ten bunt za³agodziæ.

Maria Franas, ur. 1986, studentka II roku filologii polskiej oraz V roku filologii ger-mañskiej na UAM w Poznaniu

³odzie¿ w artykule Jana Sowy jawi nam siê jako ludzki korpus Msekundê przed rozpoczêciem au-

topsji. Cia³o zamkniête i skoñczone, które nic nie doda i nie ujmie ze swej godnoœci b¹dŸ hañby. Ba, jest to cia³o, któremu wszel-ka godnoœæ i hañba zosta³y nadane z zew-n¹trz przez rozbrykany walec historii pro-wadzony przez nieuwa¿nych, zaœlepionych zburzonym niedawno murem doros³ych – motorniczych Tusków, Michników, Kuro-niów, Gowinów i innych. W jakim stopniu obraz ten odpowiada prawdzie?

Najbardziej wyraŸna u Jana Sowy wydaje siê tendencja do mitologizacji prze-sz³oœci (która poprzez wieszczów przewi-dzia³a, ¿e nadejd¹ pokolenia marnotrawne) – z tym zaœ trudno mi polemizowaæ z kilku po-wodów. Po pierwsze – jest to argument po-kroju stwierdzenia, ¿e kiedyœ to ludzie byli zdrowsi i silniejsi, co deprymuje go wystar-czaj¹co. Drug¹ kwesti¹, która mnie w tej sprawie interesuje jest to, czy Jan Sowa, jako socjolog, przygl¹da³ siê kiedyœ badaniom statystycznym mówi¹cym o uczestnictwie obywateli w wyborach (choæby parlamen-tarnych)? W poczytnym dzienniku widzia-³em kiedyœ, ¿e m³odzie¿ w takich ankietach wypada stosunkowo dobrze, gdy porówna siê jej aktywnoœæ z nieco starszym poko-leniem. Po trzecie – czy brak dostrzegalnych inicjatyw m³odzie¿owych nie jest przypad-kiem spowodowany wykluczeniem starsze-go pokolenia tych¿e? Czy Jan Sowa napraw-

p³ytotekê. Nied³ugo pewnie znajdziemy lu-dzi, którzy za nas poœl¹ dzieci do szko³y i ta-kich, którzy zajm¹ siê schorowanymi dziad-kami. Ale o czyjejkolwiek winie nie mo¿na tu mówiæ, bo taka jest rzeczywistoœæ zas-tana. Jakiego g³osu mamy zatem s³uchaæ w sprawach polityki? Czy ktokolwiek ze starszych pokoleñ jest miarodajnym auto-rytetem? Wœród dziesi¹tków partii poli-tycznych brak osobowoœci, które wzbudza-³yby zaufanie, a odziedziczona po PRL-u agresywna retoryka nie pozwala siê ³udziæ, ¿e mamy do czynienia z gr¹ fair play.

Nie da siê zaprzeczyæ, ¿e roczniki dziewiêædziesi¹te to pokolenia bez kontesta-cji. Dbamy o bezpieczeñstwo i wygodê, w granicach rozs¹dku oczywiœcie, bo nawet zadowolenie z siebie ma swoje granice. Nie bierzemy narkotyków – mog¹ zrujnowaæ ¿ycie. Wiêkszoœæ z nas ju¿ nawet nie pali. Chyba ¿e marihuanê, która, jak wiadomo, o wiele s³abiej uzale¿nia i leczy jaskrê. Pijemy piwo, bo zawiera witaminê B, wino ze wzglêdu na zawartoœæ ¿elaza, wódkê tylko w celach koedukacyjnych. Szanujemy tradycjê i starsze pokolenia, ale nauczeni doœwiadczeniem nie ukrywamy braku entu-zjazmu dla ich ideologii. Jeœli czegoœ nie da siê potwierdziæ z ca³¹ pewnoœci¹, to na wszelki wypadek nie buntujemy siê zanadto. Ufnoœæ daje si³ê, z której rezygnowaæ by³oby nierozs¹dnie. New Age okaza³o siê byæ niepotrzebnym dziwactwem, wiêc albo zas-têpujemy wiarê psychologi¹, albo wiarê powszechn¹ czynimy wiar¹ œwiatow¹ – zeœwiecczon¹ i ogólnodostêpn¹. Nie upra-wiamy kultu odmieñców i indywidualistów, bo i tak nimi jesteœmy – ka¿dy z osobna, a na-wet wszyscy razem.

Dla jednych obraz pokolenia przed-stawia siê alarmuj¹co, inni siê po prostu nad nim nie zastanawiaj¹. Szukamy równowagi miêdzy w³asnymi d¹¿eniami, a przyzwy-czajeniami poprzednich pokoleñ, które, z ca-³ym szacunkiem, nam wydaj¹ siê doœæ niez-drowe. Zamiast wdziêcznoœci za wyrozu-mia³oœæ, któr¹ sk³adamy w³asnej historii

Subiektyw Subiektyw

„Kondycja pokolenia m³odych Polaków jest niepokoj¹ca. S¹ bierni i bezideowi, o nic im nie chodzi, do niczego nie d¹¿¹, na niczym im nie zale¿y, nic nie jest dla nich istotne, nic nie wywo³uje w nich namiêtnoœci, sprzeciwu, buntu.”

Jan Sowa, Dyskretna nuda m³odej bur¿uazji, „TP” nr 15

rys. Mich

a³ K

obyliñ

ski

Page 10: Subiektyw nr 7

610 maj 2010 Styczeñ 20106maj 2010 11

Bardzo wywa¿ony wydaje mi siê punkt widzenia pana Krzysztofa Kose³y, z jednym wszak sprostowaniem. Uwa¿am, ¿e pokolenie '89 jest wyj¹tkowe. Nie z po-wodu hase³ i wi¹¿¹cych siê z nim nadziei – pierwsze urodzone w wolnej Polsce, niepa-miêtaj¹ce PRL-u, ¿yj¹ce w nowoczesnym œwiecie. Uparcie demitologizowa³bym po-kolenia wczeœniejsze – szczególne zagêsz-czenie energii w ¿yciu obalaj¹cych socja-lizm nie czyni ich pokoleniami pomniko-wymi. Walka o woln¹ Polskê przesz³a p³yn-nie w nasz¹ walkê – bój o kraj dostatni, roz-s¹dny, o pouk³adanych wartoœciach, odbu-dowanych relacjach, klarownych postawach moralnych i ich ocenach. Racjê ma Edmund Wnuk-Lipiñski, gdy podaje wagê zburzenia mitu za³o¿ycielskiego. Ale jednoczeœnie – jest to kolejny bodziec, by stan¹æ na swoim, by pokolenie '89 odnalaz³o to, co wci¹¿ wy-maga budowy, naprawy.

Nasza dzia³alnoœæ, wbrew s³owom Jana Sowy, jest wspólnotowa. £¹czy nas wspólnota doœwiadczeñ, wspólnota celów, wspólnota pogl¹dów na ¿ycie, politykê i sztukê. Dzia³amy kana³ami, które umykaj¹ uwadze starszych – Internet, performance, ziny. Jesteœmy mobilni i ciekawi œwiata, a co najwa¿niejsze – mamy poczucie, ¿e nieza-le¿nie od tego, co siê stanie – przejmiemy stery.

Krzysztof Wojciechowski, ur. 1989, student II roku filologii polskiej na UAM w Pozna-niu.

Czytaj wiêcej na:www.subiektyw-magazyn.blogspot.com

dê uwa¿a, ¿e w czasach jego lat „górnych i durnych” wszyscy doroœli w jego otoczeniu znali ma³e pisemka literackie, kó³ka zain-teresowañ, znajomoœci, wyprawy, ma³e debaty, w których uczestniczy³?

Transparentne „nie” poprzednich pokoleñ wobec zastanego porz¹dku wydaje siê twórcy artyku³u najwiêksz¹ i niezaprze-czaln¹ zalet¹ urodzonych w PRL-u, której nie sposób przeskoczyæ, czy choæby siê z ni¹ zmierzyæ. W takiej konfrontacji pokolenie '89 wydaje siê z góry skazane na pora¿kê. Sam œmiem jednak s¹dziæ, ¿e nie jesteœmy bezbronni, wydani na pastwê neoliberalnej bestii, która, niczym Maszyna-Szarzyna z powieœci Dukaja, czyni nas identycznymi i obojêtnymi.

Powieœæ O¿arowskiej to coœ wiêcej ni¿ wiwisekcja dokonana gwa³tem na rówieœnikach, demaskuj¹ca ich schematy myœlowe. Pokazanie ma³ego wycinka szero-kiego zjawiska, jakim jest m³odzie¿, z pew-noœci¹ le¿a³o w zamyœle autorki. W takich powieœciach dokonuje siê jednak wiêcej, czêstokroæ s¹ to treœci, z których sama au-torka nie zdaje sobie sprawy. Jesteœmy pokoleniem poró¿ewiczowskim. Pokole-niem tworz¹cym po twórcach Nowej Fali. Po neolingwistach. Jêzyk, tak kiedyœ oczy-wisty, zosta³ poddany w w¹tpliwoœæ – choæ akademicka teoria twierdzi, ¿e jest zbiorem, który wie wiêcej od nas i czêsto ujawnia sw¹ wy¿szoœæ – zaszczepiono w nas nieufnoœæ w stosunku do naszej mowy. Wielcy literaci – Barañczak, Kornhauser ustawili na drodze przysz³ych pisarzy symboliczny znak „stop!”. I choæ nie mówi on: „nie idŸ drog¹ jêzyka”, to jednak uruchamia podejrzenie, które przeradza siê w nieufnoœæ do narzê-dzia, jakim siê pos³ugujemy. Z tym baga¿em musimy siê zmierzyæ – pokolenie '89 musi stworzyæ jêzyk, który bêdzie mog³o nazwaæ w³asnym. I usilnie tego jêzyka poszukuje. Wyników tych prób mo¿na szukaæ choæby w zakoñczonym niedawno Porcie Wroc³aw. Czy owo „milcz¹ce pokolenie” by³o tam nieobecne?

Plemiê koczowniczesem wrêcz pozbawiony komentarza – umieraj¹cy w b³ocie ¿o³nierze, zbombardowane wioski pe³ne cywilów sprawi³, ¿e amerykañskie spo³eczeñstwo cofnê³o swoje poparcie dla tego konfliktu. Kore-spondenci s¹ jednak od tego, by pokazywaæ prawdê i, choæ niektórzy twierdz¹, ¿e ich epoka ju¿ siê skoñczy³a, z przeszkodami, udaje im siê czêsto wskazywaæ nam, widzom, czytelnikom, s³ucha-czom to, co jest naprawdê wa¿ne.

Przydzielani do jednostek wojskowych, gdzie chroni¹ ich ¿o³nierze trac¹ obiektywizm, ich miej-sce w konflikcie zostaje zachwiane. Plemiê koczo-wnicze jest wrogiem wszystkich. Z karabinów mie-rz¹ do nich zarówno ¿o³nierze, jak i terroryœci. Jed-ni nie chc¹ obrazków znêcania siê nad cywilami, nie chc¹ eksponowania okrucieñstwa ka¿dego kon-fliktu, inni boj¹ siê przedstawiania ich jako czar-nych charakterów w s³u¿bie zachodnich, zdegene-rowanych demokracji.

Mamy wœród nich ludzi, których szanujemy – jest wœród nich nasz Waldemar Milewicz, jest za-graniczna galeria s³aw. Simpson z Kabulu – kore-spondent, który wita³ wkraczaj¹ce do stolicy Afga-nistanu si³y amerykañskie i na którego czeœæ stwo-rzono pseudonim na wzór Lawrence'a z Arabii. Wielu innych, zaczynaj¹c od Williama Howarda Russella z 1854 roku, poprzez Winstona Chur-chilla, Lowella Thomasa, Tima Marshalla, Maxa Hastingsa. Ca³a lo¿a dziennikarzy BBC, NBC, wreszcie Fox News, którzy tworz¹ nowo¿ytn¹ his-toriê korespondencji wojennej. Nie zawsze dobr¹ i w³aœciw¹ – czêsto upraszczaj¹c¹, krzywdz¹c¹, obliczon¹ na zysk. ¯egnaj¹c tych, którzy gin¹ – czêsto ¿egnamy ludzi z powo³aniem do tej pracy, ale nierzadko tak¿e oportunistów, nastawionych na sprzeda¿ produktu.

Magdalena Hodalska pisze, ¿e s¹ cyniczni i mil-cz¹cy jak „stare dziwki”. To cena, jak¹ p³ac¹ za ogl¹danie obrazów, które my ch³oniemy rozparci na wygodnych kanapach. Zaczynaj¹ jako dzienni-karze-turyœci, ale gdy s¹ wystarczaj¹co wytrwali – ich reporta¿e wbijaj¹ w fotel, zmuszaj¹ do prze-myœlenia tego, co pokazuj¹. Dlatego te¿ s¹ ple-mieniem koczowniczym, plemieniem osobnym.

Krzysztof Wojciechowski

ielka polityka zawsze szuka sposo-bów, by pokazaæ siê ludziom z jak Wnajbardziej pozytywnej strony. Tu-

szuje niedoskona³oœci, produkuje obrazki ¿o³-nierzy maszeruj¹cych wœród wiwatuj¹cych t³umów, bojowników o wolnoœæ narodów ucis-kanych, o demokracjê i sprawiedliwoœæ. Zado-mowieni przed telewizorami, czytaj¹cy gazetê w tramwaju, s³uchaj¹cy w przerwie na kawê radia – nie mamy szans na dotarcie do miejsc, których ideologia pokazaæ nam nie chce i nie mo¿e, by nie skalaæ swego wizerunku cieniem w¹tpliwoœci. Od tego mamy ich – plemiê ko-czownicze. Korespondentów wojennych. „Ofiarników i ofiary”, jak wznioœle napisa³a Magdalena Hodalska w swojej ksi¹¿ce pod tym samym tytu³em. Lepszych i gorszych, cza-sem stronniczych, innym razem bezkompro-misowych. Lekkoduchów i okropnych cyni-ków. Tych, którzy dla newsa dadz¹ siê porwaæ, i tych, którzy bêd¹ zawsze zd¹¿ali po najmniej-szej linii oporu. Kim s¹?

Bardzo ³atwo w ich opisie popaœæ w sche-maty, wskazywaæ bohaterów i ³otrów, ludzi pewnych siebie, uparcie d¹¿¹cych do prawdy lub bezczelnie manipuluj¹cych opini¹ publicz-n¹. Czy rzeczywiœcie ich postawy, zachowania s¹ na tyle proste, byœmy z ³atwoœci¹ mogli wskazywaæ tych dobrych i z³ych? Ju¿ tak naiwne stwierdzenie budzi pewien opór i w¹t-pliwoœci, wiêc zamiast poddawaæ je pod roz-wagê – wystarczy napisaæ o nich samych.

Relacjonuj¹ wojnê? W dzisiejszych kon-fliktach nawet taki opis wydaje siê czêsto nie-przystaj¹cy do realiów. Informacja jest rzecz¹ bezcenn¹. Mo¿e zabiæ, mo¿e sprawiæ, ¿e nastroje spo³eczne ulegn¹ diametralnej zmianie. Dlatego korespondentów coraz rza-dziej dopuszcza siê blisko konfliktu – sytuacj¹ idealn¹, oczywiœcie nie dla dziennikarza i od-biorcy, jest moment, gdy dziennikarstwo frontowe przeradza siê w relacjonowanie kon-ferencji prasowych organizowanych w szta-bach. Nowoczesny przemys³ wojenny nie mo¿e pozwoliæ sobie na powtórkê z Wietnamu, gdzie prosty, nieskomplikowany przekaz, cza-www.subiektyw.org www.subiektyw.org

Zapraszamy do wspó³pracy!

Page 11: Subiektyw nr 7

610 maj 2010 Styczeñ 20106maj 2010 11

Bardzo wywa¿ony wydaje mi siê punkt widzenia pana Krzysztofa Kose³y, z jednym wszak sprostowaniem. Uwa¿am, ¿e pokolenie '89 jest wyj¹tkowe. Nie z po-wodu hase³ i wi¹¿¹cych siê z nim nadziei – pierwsze urodzone w wolnej Polsce, niepa-miêtaj¹ce PRL-u, ¿yj¹ce w nowoczesnym œwiecie. Uparcie demitologizowa³bym po-kolenia wczeœniejsze – szczególne zagêsz-czenie energii w ¿yciu obalaj¹cych socja-lizm nie czyni ich pokoleniami pomniko-wymi. Walka o woln¹ Polskê przesz³a p³yn-nie w nasz¹ walkê – bój o kraj dostatni, roz-s¹dny, o pouk³adanych wartoœciach, odbu-dowanych relacjach, klarownych postawach moralnych i ich ocenach. Racjê ma Edmund Wnuk-Lipiñski, gdy podaje wagê zburzenia mitu za³o¿ycielskiego. Ale jednoczeœnie – jest to kolejny bodziec, by stan¹æ na swoim, by pokolenie '89 odnalaz³o to, co wci¹¿ wy-maga budowy, naprawy.

Nasza dzia³alnoœæ, wbrew s³owom Jana Sowy, jest wspólnotowa. £¹czy nas wspólnota doœwiadczeñ, wspólnota celów, wspólnota pogl¹dów na ¿ycie, politykê i sztukê. Dzia³amy kana³ami, które umykaj¹ uwadze starszych – Internet, performance, ziny. Jesteœmy mobilni i ciekawi œwiata, a co najwa¿niejsze – mamy poczucie, ¿e nieza-le¿nie od tego, co siê stanie – przejmiemy stery.

Krzysztof Wojciechowski, ur. 1989, student II roku filologii polskiej na UAM w Pozna-niu.

Czytaj wiêcej na:www.subiektyw-magazyn.blogspot.com

dê uwa¿a, ¿e w czasach jego lat „górnych i durnych” wszyscy doroœli w jego otoczeniu znali ma³e pisemka literackie, kó³ka zain-teresowañ, znajomoœci, wyprawy, ma³e debaty, w których uczestniczy³?

Transparentne „nie” poprzednich pokoleñ wobec zastanego porz¹dku wydaje siê twórcy artyku³u najwiêksz¹ i niezaprze-czaln¹ zalet¹ urodzonych w PRL-u, której nie sposób przeskoczyæ, czy choæby siê z ni¹ zmierzyæ. W takiej konfrontacji pokolenie '89 wydaje siê z góry skazane na pora¿kê. Sam œmiem jednak s¹dziæ, ¿e nie jesteœmy bezbronni, wydani na pastwê neoliberalnej bestii, która, niczym Maszyna-Szarzyna z powieœci Dukaja, czyni nas identycznymi i obojêtnymi.

Powieœæ O¿arowskiej to coœ wiêcej ni¿ wiwisekcja dokonana gwa³tem na rówieœnikach, demaskuj¹ca ich schematy myœlowe. Pokazanie ma³ego wycinka szero-kiego zjawiska, jakim jest m³odzie¿, z pew-noœci¹ le¿a³o w zamyœle autorki. W takich powieœciach dokonuje siê jednak wiêcej, czêstokroæ s¹ to treœci, z których sama au-torka nie zdaje sobie sprawy. Jesteœmy pokoleniem poró¿ewiczowskim. Pokole-niem tworz¹cym po twórcach Nowej Fali. Po neolingwistach. Jêzyk, tak kiedyœ oczy-wisty, zosta³ poddany w w¹tpliwoœæ – choæ akademicka teoria twierdzi, ¿e jest zbiorem, który wie wiêcej od nas i czêsto ujawnia sw¹ wy¿szoœæ – zaszczepiono w nas nieufnoœæ w stosunku do naszej mowy. Wielcy literaci – Barañczak, Kornhauser ustawili na drodze przysz³ych pisarzy symboliczny znak „stop!”. I choæ nie mówi on: „nie idŸ drog¹ jêzyka”, to jednak uruchamia podejrzenie, które przeradza siê w nieufnoœæ do narzê-dzia, jakim siê pos³ugujemy. Z tym baga¿em musimy siê zmierzyæ – pokolenie '89 musi stworzyæ jêzyk, który bêdzie mog³o nazwaæ w³asnym. I usilnie tego jêzyka poszukuje. Wyników tych prób mo¿na szukaæ choæby w zakoñczonym niedawno Porcie Wroc³aw. Czy owo „milcz¹ce pokolenie” by³o tam nieobecne?

Plemiê koczowniczesem wrêcz pozbawiony komentarza – umieraj¹cy w b³ocie ¿o³nierze, zbombardowane wioski pe³ne cywilów sprawi³, ¿e amerykañskie spo³eczeñstwo cofnê³o swoje poparcie dla tego konfliktu. Kore-spondenci s¹ jednak od tego, by pokazywaæ prawdê i, choæ niektórzy twierdz¹, ¿e ich epoka ju¿ siê skoñczy³a, z przeszkodami, udaje im siê czêsto wskazywaæ nam, widzom, czytelnikom, s³ucha-czom to, co jest naprawdê wa¿ne.

Przydzielani do jednostek wojskowych, gdzie chroni¹ ich ¿o³nierze trac¹ obiektywizm, ich miej-sce w konflikcie zostaje zachwiane. Plemiê koczo-wnicze jest wrogiem wszystkich. Z karabinów mie-rz¹ do nich zarówno ¿o³nierze, jak i terroryœci. Jed-ni nie chc¹ obrazków znêcania siê nad cywilami, nie chc¹ eksponowania okrucieñstwa ka¿dego kon-fliktu, inni boj¹ siê przedstawiania ich jako czar-nych charakterów w s³u¿bie zachodnich, zdegene-rowanych demokracji.

Mamy wœród nich ludzi, których szanujemy – jest wœród nich nasz Waldemar Milewicz, jest za-graniczna galeria s³aw. Simpson z Kabulu – kore-spondent, który wita³ wkraczaj¹ce do stolicy Afga-nistanu si³y amerykañskie i na którego czeœæ stwo-rzono pseudonim na wzór Lawrence'a z Arabii. Wielu innych, zaczynaj¹c od Williama Howarda Russella z 1854 roku, poprzez Winstona Chur-chilla, Lowella Thomasa, Tima Marshalla, Maxa Hastingsa. Ca³a lo¿a dziennikarzy BBC, NBC, wreszcie Fox News, którzy tworz¹ nowo¿ytn¹ his-toriê korespondencji wojennej. Nie zawsze dobr¹ i w³aœciw¹ – czêsto upraszczaj¹c¹, krzywdz¹c¹, obliczon¹ na zysk. ¯egnaj¹c tych, którzy gin¹ – czêsto ¿egnamy ludzi z powo³aniem do tej pracy, ale nierzadko tak¿e oportunistów, nastawionych na sprzeda¿ produktu.

Magdalena Hodalska pisze, ¿e s¹ cyniczni i mil-cz¹cy jak „stare dziwki”. To cena, jak¹ p³ac¹ za ogl¹danie obrazów, które my ch³oniemy rozparci na wygodnych kanapach. Zaczynaj¹ jako dzienni-karze-turyœci, ale gdy s¹ wystarczaj¹co wytrwali – ich reporta¿e wbijaj¹ w fotel, zmuszaj¹ do prze-myœlenia tego, co pokazuj¹. Dlatego te¿ s¹ ple-mieniem koczowniczym, plemieniem osobnym.

Krzysztof Wojciechowski

ielka polityka zawsze szuka sposo-bów, by pokazaæ siê ludziom z jak Wnajbardziej pozytywnej strony. Tu-

szuje niedoskona³oœci, produkuje obrazki ¿o³-nierzy maszeruj¹cych wœród wiwatuj¹cych t³umów, bojowników o wolnoœæ narodów ucis-kanych, o demokracjê i sprawiedliwoœæ. Zado-mowieni przed telewizorami, czytaj¹cy gazetê w tramwaju, s³uchaj¹cy w przerwie na kawê radia – nie mamy szans na dotarcie do miejsc, których ideologia pokazaæ nam nie chce i nie mo¿e, by nie skalaæ swego wizerunku cieniem w¹tpliwoœci. Od tego mamy ich – plemiê ko-czownicze. Korespondentów wojennych. „Ofiarników i ofiary”, jak wznioœle napisa³a Magdalena Hodalska w swojej ksi¹¿ce pod tym samym tytu³em. Lepszych i gorszych, cza-sem stronniczych, innym razem bezkompro-misowych. Lekkoduchów i okropnych cyni-ków. Tych, którzy dla newsa dadz¹ siê porwaæ, i tych, którzy bêd¹ zawsze zd¹¿ali po najmniej-szej linii oporu. Kim s¹?

Bardzo ³atwo w ich opisie popaœæ w sche-maty, wskazywaæ bohaterów i ³otrów, ludzi pewnych siebie, uparcie d¹¿¹cych do prawdy lub bezczelnie manipuluj¹cych opini¹ publicz-n¹. Czy rzeczywiœcie ich postawy, zachowania s¹ na tyle proste, byœmy z ³atwoœci¹ mogli wskazywaæ tych dobrych i z³ych? Ju¿ tak naiwne stwierdzenie budzi pewien opór i w¹t-pliwoœci, wiêc zamiast poddawaæ je pod roz-wagê – wystarczy napisaæ o nich samych.

Relacjonuj¹ wojnê? W dzisiejszych kon-fliktach nawet taki opis wydaje siê czêsto nie-przystaj¹cy do realiów. Informacja jest rzecz¹ bezcenn¹. Mo¿e zabiæ, mo¿e sprawiæ, ¿e nastroje spo³eczne ulegn¹ diametralnej zmianie. Dlatego korespondentów coraz rza-dziej dopuszcza siê blisko konfliktu – sytuacj¹ idealn¹, oczywiœcie nie dla dziennikarza i od-biorcy, jest moment, gdy dziennikarstwo frontowe przeradza siê w relacjonowanie kon-ferencji prasowych organizowanych w szta-bach. Nowoczesny przemys³ wojenny nie mo¿e pozwoliæ sobie na powtórkê z Wietnamu, gdzie prosty, nieskomplikowany przekaz, cza-www.subiektyw.org www.subiektyw.org

Zapraszamy do wspó³pracy!

Page 12: Subiektyw nr 7

12 13maj 2010maj 2010

Gej te¿ cz³owiekw¹ twórczoœæ znaj¹ wszyscy i prawie tak samo wszyscy uwielbiaj¹. Plakat wykonany jest na podobieñstwo prac twórcy pop artu, Andy'ego Warhola. W bibliotece A. znaleŸæ mo¿na prace znanych i wybitnych. Obecni s¹ miêdzy innymi Virginia Woolf, Oscar Wilde, Jaros³aw Iwaszkie-wicz, Truman Capote i Tomasz Mann. A. wycho-wany od najm³odszych lat na baœniach Hansa Christiana Andersena, nie czuje siê jeszcze na tyle dojrza³y, ¿eby siêgn¹æ po Prousta. Lechonia zwyczajnie nie lubi, Platona zaœ i Sokratesa, choæby chcia³, nie uniknie. W koñcu A. jest produktem zachodniej cywilizacji.

W drodze do kuchni A. w³¹cza radio, w któ-rym, w zale¿noœci od panuj¹cych w eterze nas-trojów, ma szansê us³yszeæ Gershwina, Georga Michaela, Eltona Johna albo któr¹œ z kapel Dave'a Navarro. Jeœli A. nie przypadnie do gustu ¿aden z wy¿ej wymienionych, mo¿liwe ¿e spoœród wielu klasyków wybierze Czajkowskie-go lub Szymanowskiego. Dokonawszy poran-nej toalety, A. otworzy szafê i byæ mo¿e zastano-wi siê, co ubraæ. Œwiadomie czy te¿ nie, dokona wyboru podyktowanego mu przez Versacego, Armaniego, McQueena i Gaultiera. Mo¿e za³o¿y sportowe buty wykonane na podobieñstwo mo-delu Nike Swoopes, które pierwotnie wyprodu-kowano dla koszykarki o tym samym nazwisku. Gdyby A. ¿y³ w USA, prawdopodobnie rozmie-ni³by dolara z wizerunkiem Georga Washing-tona, ¿eby kupiæ porann¹ porcjê kawy. Jeœli A. w drodze do pracy, szko³y czy sklepu, bêdzie przechodzi³ obok koœcio³a lub cmentarza, prawdopodobnie wyrazi lub zachowa szacunek dla symboli chrzeœcijañstwa, którego narodziny zbieg³y siê z rz¹dami rzymskiego cesarza Tyber-iusza.

¯eby zrelaksowaæ siê po ca³ym dniu wype³niania swoich obowi¹zków, A. uda siê do kina na film Almodovara lub wróci do domu, ¿eby obejrzeæ star¹ produkcjê z Jamesem Dea-nem albo Richardem Chamberlainem. Nastêp-nego dnia A. obudzi siê w tej samej rzeczywi-stoœci.

Po czêœci wszyscy jesteœmy A. Ka¿dy z nas korzysta bowiem z dorobku cywilizacji, za

niej lub bardziej, ale wszyscy roœ-cimy sobie prawo do os¹dzania. MPolacy s¹ do tego celu, zdaje siê,

genetycznie i kulturowo zaprogramowani. Wydawanie s¹dów (s¹dów, powtarzam, nie opinii) le¿y w naszej naturze. Jeœli chodzi o homoseksualistów wydaje siê nam, ¿e jesteœmy upowa¿nieni do tego, aby pokazy-waæ im ich miejsce na szczeblach drabiny spo³ecznej. Co wiêcej, zagorzali przeciwni-cy homoseksualizmu przyw³aszczyli sobie prawo do udzielania porad na temat walki z jak¿e straszn¹ chorob¹, „epidemi¹ pedal-stwa wrêcz”. Gama proponowanych wyna-turzonym i zboczonym gejom rozwi¹zañ jest zaskakuj¹co szeroka – od kastracji i izolacji po obozy koncentracyjne i obozy pracy. Jeœli czyta to osoba, która nigdy nie spotka³a siê z wrogim nastawieniem do homoseksualnej natury, niech zg³osi siê do redakcji. Autorka tekstu przewiduje nagrodê za umiejêtnoœæ ¿ycia w œwiecie idealnym.

Autorka bêdzie równie¿ wdziêczna, jeœli po lekturze tekstu iloœæ bezsensownych, pozbawionych merytorycznych argumen-tów dyskusji na temat homoseksualiz-mu/homofobii/legalizacji zwi¹zków homo-seksualnych/adopcji zmniejszy siê choæby o jedn¹.

Zamiast listy za i przeciw, badañ, rapor-tów i dowodów tego sk¹d siê bierze homose-ksualizm, zamiast otwartej dyskusji o tym, czy to kwestia rozwiniêtego mózgu czy nis-kich instynktów, postanowi³am skonstruo-waæ przeciêtn¹ jednostkê pozbawion¹ p³ci, osobowoœci oraz orientacji seksualnej. Niech ka¿dy zrobi to w swojej g³owie na w³asn¹ odpowiedzialnoœæ. Aby unikn¹æ skojarzeñ nie nazwiemy go ani X, ani Y, ani ¿adn¹ z mieszanek dwóch powy¿szych. Niechaj bêdzie A.

Osobnik A. budzi siê co rano w swoim mieszkaniu, otoczony gromadzonymi przez lata wytworami tak zwanej zachodniej cywilizacji. Na œcianie mieszkania A. wisi plakat Freddy’ego Merkury, którego wra¿li-

oprzyj siê na faktach i siêgnij do Ÿróde³. Pa-miêtaj, ¿e ka¿dy cz³owiek ma swoj¹ historiê, która splata siê z tysi¹cami innych historii. Z Twoj¹ tak¿e, Ty te¿ bierzesz w tym udzia³. Pamiêtaj, ¿e gej to te¿ cz³owiek.

Paulina Rezmer

kszta³t której odpowiedzialni s¹ ludzie towarzysz¹cy A. od rana do nocy. Wszyscy wymienieni oraz wielu innych maj¹ b¹dŸ mieli sk³onnoœci homoseksualne. W zale¿-noœci od czasu i krêgu kulturowego, byli i s¹ silniej lub s³abiej piêtnowani przez spo³eczeñstwo. Wszyscy oni poœwiêcili ¿ycie pasji, a bez ich poœwiêcenia nasza rzeczywistoœæ mia³aby dziœ inny wymiar. Zaraz ktoœ powie, ¿e owszem, ale przecie¿ heteroseksualiœci mieli równie wielki wk³ad w historiê. Zaraz ktoœ powie, ¿e mo¿e i racja, ale ¿e wœród gejów wy¿sza przestêpczoœæ, wy¿szy wspó³czynnik sa-mobójstw i zachorowañ na HIV. ¯e obok „gejów-geniuszy” stoj¹ te¿ „geje-morder-cy.” I dobrze, niech mówi. Niech naprawdê wie, co mówi.

Drogi A., kiedy przyjdzie Ci nastêp-nym razem braæ udzia³ w dyskusji na temat obrzydliwych, zboczonych gejów, kiedy w tramwaju lub na ulicy us³yszysz, ¿e miejsce homoseksualisty jest w izolatce, miej, proszê, w zanadrzu argument cz³owieka œwiat³ego. Poczytaj, poszukaj, o

Page 13: Subiektyw nr 7

12 13maj 2010maj 2010

Gej te¿ cz³owiekw¹ twórczoœæ znaj¹ wszyscy i prawie tak samo wszyscy uwielbiaj¹. Plakat wykonany jest na podobieñstwo prac twórcy pop artu, Andy'ego Warhola. W bibliotece A. znaleŸæ mo¿na prace znanych i wybitnych. Obecni s¹ miêdzy innymi Virginia Woolf, Oscar Wilde, Jaros³aw Iwaszkie-wicz, Truman Capote i Tomasz Mann. A. wycho-wany od najm³odszych lat na baœniach Hansa Christiana Andersena, nie czuje siê jeszcze na tyle dojrza³y, ¿eby siêgn¹æ po Prousta. Lechonia zwyczajnie nie lubi, Platona zaœ i Sokratesa, choæby chcia³, nie uniknie. W koñcu A. jest produktem zachodniej cywilizacji.

W drodze do kuchni A. w³¹cza radio, w któ-rym, w zale¿noœci od panuj¹cych w eterze nas-trojów, ma szansê us³yszeæ Gershwina, Georga Michaela, Eltona Johna albo któr¹œ z kapel Dave'a Navarro. Jeœli A. nie przypadnie do gustu ¿aden z wy¿ej wymienionych, mo¿liwe ¿e spoœród wielu klasyków wybierze Czajkowskie-go lub Szymanowskiego. Dokonawszy poran-nej toalety, A. otworzy szafê i byæ mo¿e zastano-wi siê, co ubraæ. Œwiadomie czy te¿ nie, dokona wyboru podyktowanego mu przez Versacego, Armaniego, McQueena i Gaultiera. Mo¿e za³o¿y sportowe buty wykonane na podobieñstwo mo-delu Nike Swoopes, które pierwotnie wyprodu-kowano dla koszykarki o tym samym nazwisku. Gdyby A. ¿y³ w USA, prawdopodobnie rozmie-ni³by dolara z wizerunkiem Georga Washing-tona, ¿eby kupiæ porann¹ porcjê kawy. Jeœli A. w drodze do pracy, szko³y czy sklepu, bêdzie przechodzi³ obok koœcio³a lub cmentarza, prawdopodobnie wyrazi lub zachowa szacunek dla symboli chrzeœcijañstwa, którego narodziny zbieg³y siê z rz¹dami rzymskiego cesarza Tyber-iusza.

¯eby zrelaksowaæ siê po ca³ym dniu wype³niania swoich obowi¹zków, A. uda siê do kina na film Almodovara lub wróci do domu, ¿eby obejrzeæ star¹ produkcjê z Jamesem Dea-nem albo Richardem Chamberlainem. Nastêp-nego dnia A. obudzi siê w tej samej rzeczywi-stoœci.

Po czêœci wszyscy jesteœmy A. Ka¿dy z nas korzysta bowiem z dorobku cywilizacji, za

niej lub bardziej, ale wszyscy roœ-cimy sobie prawo do os¹dzania. MPolacy s¹ do tego celu, zdaje siê,

genetycznie i kulturowo zaprogramowani. Wydawanie s¹dów (s¹dów, powtarzam, nie opinii) le¿y w naszej naturze. Jeœli chodzi o homoseksualistów wydaje siê nam, ¿e jesteœmy upowa¿nieni do tego, aby pokazy-waæ im ich miejsce na szczeblach drabiny spo³ecznej. Co wiêcej, zagorzali przeciwni-cy homoseksualizmu przyw³aszczyli sobie prawo do udzielania porad na temat walki z jak¿e straszn¹ chorob¹, „epidemi¹ pedal-stwa wrêcz”. Gama proponowanych wyna-turzonym i zboczonym gejom rozwi¹zañ jest zaskakuj¹co szeroka – od kastracji i izolacji po obozy koncentracyjne i obozy pracy. Jeœli czyta to osoba, która nigdy nie spotka³a siê z wrogim nastawieniem do homoseksualnej natury, niech zg³osi siê do redakcji. Autorka tekstu przewiduje nagrodê za umiejêtnoœæ ¿ycia w œwiecie idealnym.

Autorka bêdzie równie¿ wdziêczna, jeœli po lekturze tekstu iloœæ bezsensownych, pozbawionych merytorycznych argumen-tów dyskusji na temat homoseksualiz-mu/homofobii/legalizacji zwi¹zków homo-seksualnych/adopcji zmniejszy siê choæby o jedn¹.

Zamiast listy za i przeciw, badañ, rapor-tów i dowodów tego sk¹d siê bierze homose-ksualizm, zamiast otwartej dyskusji o tym, czy to kwestia rozwiniêtego mózgu czy nis-kich instynktów, postanowi³am skonstruo-waæ przeciêtn¹ jednostkê pozbawion¹ p³ci, osobowoœci oraz orientacji seksualnej. Niech ka¿dy zrobi to w swojej g³owie na w³asn¹ odpowiedzialnoœæ. Aby unikn¹æ skojarzeñ nie nazwiemy go ani X, ani Y, ani ¿adn¹ z mieszanek dwóch powy¿szych. Niechaj bêdzie A.

Osobnik A. budzi siê co rano w swoim mieszkaniu, otoczony gromadzonymi przez lata wytworami tak zwanej zachodniej cywilizacji. Na œcianie mieszkania A. wisi plakat Freddy’ego Merkury, którego wra¿li-

oprzyj siê na faktach i siêgnij do Ÿróde³. Pa-miêtaj, ¿e ka¿dy cz³owiek ma swoj¹ historiê, która splata siê z tysi¹cami innych historii. Z Twoj¹ tak¿e, Ty te¿ bierzesz w tym udzia³. Pamiêtaj, ¿e gej to te¿ cz³owiek.

Paulina Rezmer

kszta³t której odpowiedzialni s¹ ludzie towarzysz¹cy A. od rana do nocy. Wszyscy wymienieni oraz wielu innych maj¹ b¹dŸ mieli sk³onnoœci homoseksualne. W zale¿-noœci od czasu i krêgu kulturowego, byli i s¹ silniej lub s³abiej piêtnowani przez spo³eczeñstwo. Wszyscy oni poœwiêcili ¿ycie pasji, a bez ich poœwiêcenia nasza rzeczywistoœæ mia³aby dziœ inny wymiar. Zaraz ktoœ powie, ¿e owszem, ale przecie¿ heteroseksualiœci mieli równie wielki wk³ad w historiê. Zaraz ktoœ powie, ¿e mo¿e i racja, ale ¿e wœród gejów wy¿sza przestêpczoœæ, wy¿szy wspó³czynnik sa-mobójstw i zachorowañ na HIV. ¯e obok „gejów-geniuszy” stoj¹ te¿ „geje-morder-cy.” I dobrze, niech mówi. Niech naprawdê wie, co mówi.

Drogi A., kiedy przyjdzie Ci nastêp-nym razem braæ udzia³ w dyskusji na temat obrzydliwych, zboczonych gejów, kiedy w tramwaju lub na ulicy us³yszysz, ¿e miejsce homoseksualisty jest w izolatce, miej, proszê, w zanadrzu argument cz³owieka œwiat³ego. Poczytaj, poszukaj, o

Page 14: Subiektyw nr 7

maj 2010 15Styczeñ 20106 maj 201014

IzolacjaNie mam prawa do pisania o Ianie Curtisie jako o ikonie mojego m³odzieñczego buntu, bo gdy w Polsce Marek Garztecki puszcza³ po raz pierwszy p³ytê Closer, nie by³o mnie jeszcze na œwiecie. Po obejrzeniu filmu Control odkry³em swoje Joy Division – zespó³, który przez dwa lata istnienia zrobi³ wiêcej dla historii muzyki ni¿ niejeden trzydzie-stoletni dinozaur rocka, który ju¿ dawno powinien zejœæ ze sceny. Oni zeszli ze sceny przedwczeœnie (byli cz³onkowie za³o¿yli New Order), ale czy byliby dzisiaj uznawani za zespó³ kultowy, gdyby Ian Curtis ¿y³?

a zdjêciu widzimy go z papierosem, w czarnym p³aszczu, z przejmuj¹co Nsmutnymi oczami, z których bije

przygnêbienie, zara¿aj¹ce wszystkich doo-ko³a. Ian Curtis, lider Joy Division , grupy, która zrewolucjonizowa³a muzykê rockow¹ na prze³omie lat siedemdziesi¹tych i osiem-dziesi¹tych, sta³ siê dla jednych ikon¹, dla niektórych z kolei by³ po prostu symbolem ich dorastania – czymœ bardziej „osobis-tym”. Podoba mi siê spojrzenie na muzykê Joy Division Jakuba ¯ulczyka, który w tek-œcie sprzed dwóch lat zamieszczonym w Dzienniku, zastanawia siê nad mitem stworzonym trochê na si³ê wokó³ grupy z Manchesteru. ¯ulczyk pisze: „Nagrali dwie p³yty, niespe³na 40 krótkich piosenek. Wystarczy³o by zmieniæ historiê muzyki.” Autor nie kwestionuje wyj¹tkowoœci Curtisa ani tego, ¿e przyczyni³ siê swoj¹ krótk¹ dzia³alnoœci¹ artystyczn¹ do prze³omu w muzyce, ale na pewno nie nazwie go ikon¹ czy gwiazd¹ pokroju Curta Cobaina. Prze-mawia do mnie równie¿ osobiste podejœcie ¯ulczyka, który, opowiadaj¹c o lekturze Kolonii karnej Franza Kafki, mówi o woka-liœcie Joy Division jako o przewodniku pomagaj¹cym mu w znalezieniu ukrytych sensów tej ksi¹¿ki:„Zachowujê pamiêæ o tych miejscach w³aœ-nie dziêki Curtisowi, dlatego nie zaakce-ptujê go jako kolejnego straceñczego, ale sympatycznego ch³opaka z mnóstwem pro-blemów.”

G³os ¯ulczyka w dyskusji nad „poet¹ przeklêtym”, nie jest interesuj¹cy dlatego, ¿e

1

córeczki na rêce (mia³ wtedy 23 lata!), bo mo¿e dostaæ ataku i upuœciæ ma³¹. Nie wie-my, czy nie chcia³ tego robiæ ze wzglêdu na chorobê, czy mo¿e ba³ siê czegoœ wiêcej. Jedno jest pewne – nie chcia³ wzi¹æ odpo-wiedzialnoœci.

W tekstach, oprócz nieustannego lêku, pojawia siê pewna egocentryczna obawa, opieraj¹ca siê na ci¹g³ym zadawaniu sobie pytañ: co JA zrobi³em? Co JA na to mogê poradziæ? Dlaczego ¿ycie jest dla MNIE takie, a nie inne?

Nic mu nie pasuje do JEGO ¿ycia. Traci kontrolê.

Jak mogê odnaleŸæ tê w³aœciw¹ drogê, by kontrolowaæ,Te wszystkie konflikty wewn¹trz i wszystkie problemy obok Kiedy pytania sie rodz¹, a odpowiedzi nie pasuj¹,Do mojego sposobu ¿ycia,Do mojego sposobu ¿ycia

Wszystko dooko³a krêci siê wokó³ pro-blemu pogodzenia ró¿nych ról i funkcji, ta-kich jak zespó³ i rodzina, szarzyzna ¿ycia codziennego i oderwanie od rzeczywistoœci. Nic jednak nie wskazuje, ¿e mo¿na znaleŸæ w sposobie myœlenia Curtisa jakieœ wyjœcie z tej sytuacji. Nie mo¿e poradziæ sobie same-mu ze swoimi problemami i nie potrafi jednoczeœnie dojrzeæ, i pokazaæ, ¿e umie byæ odpowiedzialny. Mimo tego ¿e w swoich tekstach ca³y czas wo³a³ o pomoc, nikt do koñca nie wierzy³, ¿e wszystko skoñczy siê na sznurku suszarki w przedpokoju, gdy bêdzie mia³ 23 lata. Deborah Curtis wspomi-na, ¿e Ian czêsto mówi³ o tym, ¿e chcia³by do¿yæ góra dwudziestu piêciu lat, ale mówi-³a, ¿e to za m³odo, ¿eby podejmowaæ decyzjê o tym, „¿e ¿ycie nie jest warte prze¿ycia”.

„Pomyœla³am, ¿e gdy dojrzeje, z ca³¹ pewnoœci¹ ¿ycie oka¿e siê dla niego zbyt przyjemne, by chcia³ z niego zrezygnowaæ.” Nie wa¿ne czy wyizolowa³ go œwiat, czy sam skaza³ siê na izolacjê. Nie móg³ poradziæ sobie z rzeczywistoœci¹, dlatego próbowa³

2

wyró¿nia siê na tle innych, przyjêtych wizji o micie Joy Division, ale dlatego, ¿e nie pozwala zamkn¹æ Curtisa w schemacie ko-lejnego wokalisty-samobójcy, który „nie poradzi³ sobie z ¿yciem”. Jego Curtis, zupe³-nie odbiega od tego, który zosta³ przedsta-wiony w filmie Control z 2007 roku. Wed³ug mnie, film mocno wybieli³ naszego bohatera i nie wskaza³ kilku bardzo wa¿nych cech, które zupe³nie zmieni³yby jego postrzeganie (chocia¿by nag³e napady agresji, które w Control zosta³y zbyte milczeniem). Film mia³ du¿y wp³yw na moje pierwsze zetkniê-cie z wyidealizowanym Joy Division.

Trochê dystansu do psychodelicznej atmosfery panuj¹cej wokó³ Iana Curtisa wnosz¹ niektóre wspomnienia ¿ony woka-listy, Deborah:

„Jeœli Ian mia³ odgrywaæ na scenie rolê umêczonej duszy, by³o mu ³atwiej, jeœli nie wpatrywa³y siê w niego oczy kobiety, która pra³a mu majtki.”

Trafne stwierdzenie, ale zupe³nie nie pasuj¹ce do mitu o Ianie Curtisie, dlatego fani mog¹ w tym momencie wzburzyæ siê i przestaæ czytaæ dalej, bo przecie¿ to jest subiektywna opinia… i do tego opinia ¿ony! Czasami jednak warto zejœæ na ziemiê i spoj-rzeæ na Joy Division jak na œwietnie wypro-mowany produkt z niezwykle charyzma-tycznym Ianem na czele, który faktycznie – musia³ cierpieæ na scenie. Pozostali cz³on-kowie zespo³u zdawali sobie sprawê, ¿e depresyjna osobowoœæ Iana wyró¿nia Joy Division spoœród reszty kapel graj¹cych w Manchesterze, i ¿e to od niego zale¿y przysz³oœæ Joy Division, ale mimo to, stano-wili odrêbn¹, pewn¹ swoich umiejêtnoœci czêœæ zespo³u. Z jednej strony m³odzi, ambitni muzycy stoj¹cy na progu wielkiej kariery, z drugiej coraz smutniejszy i odda-lony od codziennego ¿ycia wokalista. Nie umia³ wpasowaæ siê w rolê odpowiedzial-nego mê¿a i troskliwego ojca albo najzwy-czajniej w œwiecie ba³ siê odpowiedzial-noœci. Cierpia³ na epilepsjê, w zwi¹zku z czym uwa¿a³, ¿e nie mo¿e wzi¹æ swojej

1Kontrowersyjna nazwa zespo³u odnosi³a siê do grupy

wiêŸniarek niezabijanych przez hitlerowców tylko dlatego,

¿eby s³u¿y³y im jako prostytutki.2Komakino

rys. Pat

Page 15: Subiektyw nr 7

maj 2010 15Styczeñ 20106 maj 201014

IzolacjaNie mam prawa do pisania o Ianie Curtisie jako o ikonie mojego m³odzieñczego buntu, bo gdy w Polsce Marek Garztecki puszcza³ po raz pierwszy p³ytê Closer, nie by³o mnie jeszcze na œwiecie. Po obejrzeniu filmu Control odkry³em swoje Joy Division – zespó³, który przez dwa lata istnienia zrobi³ wiêcej dla historii muzyki ni¿ niejeden trzydzie-stoletni dinozaur rocka, który ju¿ dawno powinien zejœæ ze sceny. Oni zeszli ze sceny przedwczeœnie (byli cz³onkowie za³o¿yli New Order), ale czy byliby dzisiaj uznawani za zespó³ kultowy, gdyby Ian Curtis ¿y³?

a zdjêciu widzimy go z papierosem, w czarnym p³aszczu, z przejmuj¹co Nsmutnymi oczami, z których bije

przygnêbienie, zara¿aj¹ce wszystkich doo-ko³a. Ian Curtis, lider Joy Division , grupy, która zrewolucjonizowa³a muzykê rockow¹ na prze³omie lat siedemdziesi¹tych i osiem-dziesi¹tych, sta³ siê dla jednych ikon¹, dla niektórych z kolei by³ po prostu symbolem ich dorastania – czymœ bardziej „osobis-tym”. Podoba mi siê spojrzenie na muzykê Joy Division Jakuba ¯ulczyka, który w tek-œcie sprzed dwóch lat zamieszczonym w Dzienniku, zastanawia siê nad mitem stworzonym trochê na si³ê wokó³ grupy z Manchesteru. ¯ulczyk pisze: „Nagrali dwie p³yty, niespe³na 40 krótkich piosenek. Wystarczy³o by zmieniæ historiê muzyki.” Autor nie kwestionuje wyj¹tkowoœci Curtisa ani tego, ¿e przyczyni³ siê swoj¹ krótk¹ dzia³alnoœci¹ artystyczn¹ do prze³omu w muzyce, ale na pewno nie nazwie go ikon¹ czy gwiazd¹ pokroju Curta Cobaina. Prze-mawia do mnie równie¿ osobiste podejœcie ¯ulczyka, który, opowiadaj¹c o lekturze Kolonii karnej Franza Kafki, mówi o woka-liœcie Joy Division jako o przewodniku pomagaj¹cym mu w znalezieniu ukrytych sensów tej ksi¹¿ki:„Zachowujê pamiêæ o tych miejscach w³aœ-nie dziêki Curtisowi, dlatego nie zaakce-ptujê go jako kolejnego straceñczego, ale sympatycznego ch³opaka z mnóstwem pro-blemów.”

G³os ¯ulczyka w dyskusji nad „poet¹ przeklêtym”, nie jest interesuj¹cy dlatego, ¿e

1

córeczki na rêce (mia³ wtedy 23 lata!), bo mo¿e dostaæ ataku i upuœciæ ma³¹. Nie wie-my, czy nie chcia³ tego robiæ ze wzglêdu na chorobê, czy mo¿e ba³ siê czegoœ wiêcej. Jedno jest pewne – nie chcia³ wzi¹æ odpo-wiedzialnoœci.

W tekstach, oprócz nieustannego lêku, pojawia siê pewna egocentryczna obawa, opieraj¹ca siê na ci¹g³ym zadawaniu sobie pytañ: co JA zrobi³em? Co JA na to mogê poradziæ? Dlaczego ¿ycie jest dla MNIE takie, a nie inne?

Nic mu nie pasuje do JEGO ¿ycia. Traci kontrolê.

Jak mogê odnaleŸæ tê w³aœciw¹ drogê, by kontrolowaæ,Te wszystkie konflikty wewn¹trz i wszystkie problemy obok Kiedy pytania sie rodz¹, a odpowiedzi nie pasuj¹,Do mojego sposobu ¿ycia,Do mojego sposobu ¿ycia

Wszystko dooko³a krêci siê wokó³ pro-blemu pogodzenia ró¿nych ról i funkcji, ta-kich jak zespó³ i rodzina, szarzyzna ¿ycia codziennego i oderwanie od rzeczywistoœci. Nic jednak nie wskazuje, ¿e mo¿na znaleŸæ w sposobie myœlenia Curtisa jakieœ wyjœcie z tej sytuacji. Nie mo¿e poradziæ sobie same-mu ze swoimi problemami i nie potrafi jednoczeœnie dojrzeæ, i pokazaæ, ¿e umie byæ odpowiedzialny. Mimo tego ¿e w swoich tekstach ca³y czas wo³a³ o pomoc, nikt do koñca nie wierzy³, ¿e wszystko skoñczy siê na sznurku suszarki w przedpokoju, gdy bêdzie mia³ 23 lata. Deborah Curtis wspomi-na, ¿e Ian czêsto mówi³ o tym, ¿e chcia³by do¿yæ góra dwudziestu piêciu lat, ale mówi-³a, ¿e to za m³odo, ¿eby podejmowaæ decyzjê o tym, „¿e ¿ycie nie jest warte prze¿ycia”.

„Pomyœla³am, ¿e gdy dojrzeje, z ca³¹ pewnoœci¹ ¿ycie oka¿e siê dla niego zbyt przyjemne, by chcia³ z niego zrezygnowaæ.” Nie wa¿ne czy wyizolowa³ go œwiat, czy sam skaza³ siê na izolacjê. Nie móg³ poradziæ sobie z rzeczywistoœci¹, dlatego próbowa³

2

wyró¿nia siê na tle innych, przyjêtych wizji o micie Joy Division, ale dlatego, ¿e nie pozwala zamkn¹æ Curtisa w schemacie ko-lejnego wokalisty-samobójcy, który „nie poradzi³ sobie z ¿yciem”. Jego Curtis, zupe³-nie odbiega od tego, który zosta³ przedsta-wiony w filmie Control z 2007 roku. Wed³ug mnie, film mocno wybieli³ naszego bohatera i nie wskaza³ kilku bardzo wa¿nych cech, które zupe³nie zmieni³yby jego postrzeganie (chocia¿by nag³e napady agresji, które w Control zosta³y zbyte milczeniem). Film mia³ du¿y wp³yw na moje pierwsze zetkniê-cie z wyidealizowanym Joy Division.

Trochê dystansu do psychodelicznej atmosfery panuj¹cej wokó³ Iana Curtisa wnosz¹ niektóre wspomnienia ¿ony woka-listy, Deborah:

„Jeœli Ian mia³ odgrywaæ na scenie rolê umêczonej duszy, by³o mu ³atwiej, jeœli nie wpatrywa³y siê w niego oczy kobiety, która pra³a mu majtki.”

Trafne stwierdzenie, ale zupe³nie nie pasuj¹ce do mitu o Ianie Curtisie, dlatego fani mog¹ w tym momencie wzburzyæ siê i przestaæ czytaæ dalej, bo przecie¿ to jest subiektywna opinia… i do tego opinia ¿ony! Czasami jednak warto zejœæ na ziemiê i spoj-rzeæ na Joy Division jak na œwietnie wypro-mowany produkt z niezwykle charyzma-tycznym Ianem na czele, który faktycznie – musia³ cierpieæ na scenie. Pozostali cz³on-kowie zespo³u zdawali sobie sprawê, ¿e depresyjna osobowoœæ Iana wyró¿nia Joy Division spoœród reszty kapel graj¹cych w Manchesterze, i ¿e to od niego zale¿y przysz³oœæ Joy Division, ale mimo to, stano-wili odrêbn¹, pewn¹ swoich umiejêtnoœci czêœæ zespo³u. Z jednej strony m³odzi, ambitni muzycy stoj¹cy na progu wielkiej kariery, z drugiej coraz smutniejszy i odda-lony od codziennego ¿ycia wokalista. Nie umia³ wpasowaæ siê w rolê odpowiedzial-nego mê¿a i troskliwego ojca albo najzwy-czajniej w œwiecie ba³ siê odpowiedzial-noœci. Cierpia³ na epilepsjê, w zwi¹zku z czym uwa¿a³, ¿e nie mo¿e wzi¹æ swojej

1Kontrowersyjna nazwa zespo³u odnosi³a siê do grupy

wiêŸniarek niezabijanych przez hitlerowców tylko dlatego,

¿eby s³u¿y³y im jako prostytutki.2Komakino

rys. Pat

Page 16: Subiektyw nr 7

maj 201016 maj 2010 17

„Jestem, jestem wszystkim, nawet Bogiem... Tylko sob¹ byæ nie mogê...”*

nie by³oby w tym mo¿e nic zdro¿nego, gdyby nie to, ¿e ca³a ideologiczna oto-Iczka, wszystko to, co w subkulturach

najistotniejsze, zesz³o na drugi plan. Po to tylko, by pierwsze skrzypce zagra³y stawia-ne na cukier irokezy, golone na ³yso g³owy czy farbowane na czarno bujne grzywki. Kiedyœ wraz z tymi wszystkimi przejawami m³odzie¿owego indywidualizmu, niero-zerwalnie ³¹czy³a siê chêæ zmiany œwiata na lepsze, dziœ to tylko kostiumy, kolejne maski. I co z tego, ¿e pora¿aj¹ mnogoœci¹ form i kolorów, skoro zdobi¹ tylko puste skorupy szukaj¹ce taniego poklasku? Jesz-cze dwadzieœcia lat temu szokowa³ kolczyk w nosie i dziura w jeansach z Pewexu, dzisiaj tak naprawdê ciê¿ko znaleŸæ coœ, co powo-dowa³oby w nas wiêcej ni¿ chwilowe zacie-kawienie. Ciê¿kie od ³añcuchów p³aszcze, obwis³e od kilogramów wbitego w niemeta-lu twarze, wytatuowane torsy, nogi i g³owy. Wszystko to jest na chwilê, bo za minutê pojawi siê coœ nowego, coœ lepszego, fajniej-szego, modniejszego, coœ, co bêdzie bardziej trendy.

Wystarczy siêgn¹æ pamiêci¹ kilkanaœcie, kilkadziesi¹t lat wstecz, choæby do roku 1995, kiedy to w Czymanowie startowa³ pierwszy Przystanek Woodstock czy te¿ do wczesnych lat '70 XX wieku, gdy to pod nazw¹ Wielkopolskich Rytmów M³odych raczkowa³ festiwal w Jarocinie – ³za siê krêci

Nie mogê oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e Curtis zd¹¿y³ przejœæ okres intensywnego buntu, zachwyci³ siê przez krótki moment ¿yciem, muzyk¹, poezj¹, prze¿y³ mi³oœæ i zestarza³ siê w wieku dwudziestu lat, bo nie by³ w stanie sprostaæ wymaganiom, jakie na niego spad³y (s³awa, zespó³, rodzina). Omi-n¹³ teoretycznie najbardziej „efektowny” okres ¿ycia – doros³oœæ – i sta³ siê od razu m³odym starcem, któremu nie pozosta³o ju¿ nic innego, jak tylko umrzeæ.

W Insight Ian, w wieku dwudziestu trzech lat, patrzy na œwiat z perspektywy nieszczêœliwego, starego cz³owieka, który nagle straci³ sens ¿ycia: „But I remember when we were young.”

Chcia³bym ostatecznie zdystansowaæ siê i spojrzeæ na Joy Division, jak na ka¿dy zespó³ chc¹cy osi¹gn¹æ sukces, ale czytaj¹c teksty Curtisa, patrz¹c na jego zdjêcia, s³uchaj¹c jego wypowiedzi – nie potrafiê. Nawet jeœli momentami menad¿er zespo³u umiejêtnie próbowa³ wykorzystywaæ cho-robê Iana i jego specyficzny image do osi¹gniêcia sukcesu rynkowego, to dla mnie Ian Curtis pozostanie kimœ autentycznym. Wierzê w jego niezdecydowanie, wierzê w jego „ludzk¹ stronê mitu”, wierzê w tê stronê natury cz³owieka, która nie pozwala nam zrobiæ ju¿ ani jednego kroku naprzód.

„Zabi³ siê w sobotê wieczorem. Nie mog³em w to uwierzyæ. Musia³ byæ zupe³nie dobrym aktorem. Nie mieliœmy zielonego pojêcia, co siê dzieje. Starasz siê mu pomóc, na ile pozwala ci na to doœwiadczenie, i robisz, co mo¿esz, ale jak tylko go zosta-wiasz, on cofa siê do pocz¹tku, rozumiesz?”

Peter Hook (basista JD)

18 maja 2010 roku przypada trzydziesta rocz-nica œmierci Iana Curtisa.Wszystkie cytaty pochodz¹ z ksi¹¿ki Deborah Curtis Joy Division i Ian Curtis. Przejmuj¹cy z oddaliT³umaczenie utworów: Ewa FalkiewiczAutor tekstu: Micha³ Piszora

w jakiœ sposób usprawiedliwiæ swoj¹ s³a-boœæ i w³aœnie odseparowaæ siê od wszy-stkiego, czego nie chcia³ i nie rozumia³. W Isolation zwraca siê bezpoœrednio do ma-tki, która nigdy nie zaistnia³a na pierwszym planie w tekstach Joy Division:

Matko, próbowa³em, proszê uwierz miStaram siê jak mogêWstydzê sie rzeczy, które prze¿y³em Wstydzê sie osoby, któr¹ jestem

Momentami zastanawiamy siê, co okro-pnego móg³ prze¿yæ dwudziestolatek, które-go dzieciñstwo przebiega³o bez ¿adnych patologii, którego dojrzewanie przypomina-³o ¿ycie ka¿dego, niepokornego nastolatka. Gdzie maj¹ swój pocz¹tek te krzy¿owania, kolonie, druty? Po co wywo³ywaæ w sobie obrazy œmierci i cierpienia, których nigdy siê nie by³o œwiadkiem? Nigdy nie dowiemy siê, ile z tych wizji Ian zawdziêcza³ lekom, chorobie, stanom lêkowym, a ile w³asnej inwencji twórczej.

Widzia³em prawdziwe okrucieñstwoPrawdziw¹ zbrodniêPochowan¹ w piasku(…)¯yjê w epoce lodowcowej¯yjê w epoce lodowcowejNic siê tu nie utrzymaNic tu nie bêdzie pasowaæDo tego ch³oduBo gdy nie ma uœmiechu na twoich ustach¯yjê w epoce lodowcowej

Wydawa³oby siê, ¿e Ian Curtis nigdy nie doœwiadczy³ staroœci. Przypomnia³em sobie sesjê hipnozy wykonan¹ w domu Bernarda Sumnera (gitarzysty Joy Division) i s³owa Curtisa wypowiadane podczas transu, które zosta³y nagrane na magnetofonie:

„Chocia¿ s³owa by³y ciche i niewyraŸnie mamrotane, Ian upiera³ siê, ¿e za ka¿dym razem, kiedy by³ zahipnotyzowany, na kilka minut cofa³ siê do poprzedniego wcielenia i wierzy³, ¿e by³ wtedy starym cz³owiekiem, le¿¹cym na ³o¿u œmierci.”

3

Maj¹c lat szesnaœcie, marzy³em o d³ugich w³osach, kurtce nabijanej æwiekami, kolczy-kach i podartych jeansach. Nieca³y rok póŸniej, ziœci³em czêœæ tych pragnieñ, tylko po to, ¿eby w wieku lat osiemnastu uk³adaæ na g³owie soczyœcie zielonego irokeza, a jakiœ czas potem mkn¹æ przez miasto na desce, ubrany w szerokie jeansy i bluzê z kapturem. Subkultura – kiedyœ sposób na ¿ycie, ideologia, schemat myœlenia, dziœ sprowadzony zosta³ do roli modowej ciekawostki, chwilowej zachcianki, swego rodzaju kostiumu, zak³adanego wtedy, kiedy przychodzi na to ochota...

3 Ice Age rys. Magda Zwierzchowska*D¿em – Kim jestem - jestem sobie

Page 17: Subiektyw nr 7

maj 201016 maj 2010 17

„Jestem, jestem wszystkim, nawet Bogiem... Tylko sob¹ byæ nie mogê...”*

nie by³oby w tym mo¿e nic zdro¿nego, gdyby nie to, ¿e ca³a ideologiczna oto-Iczka, wszystko to, co w subkulturach

najistotniejsze, zesz³o na drugi plan. Po to tylko, by pierwsze skrzypce zagra³y stawia-ne na cukier irokezy, golone na ³yso g³owy czy farbowane na czarno bujne grzywki. Kiedyœ wraz z tymi wszystkimi przejawami m³odzie¿owego indywidualizmu, niero-zerwalnie ³¹czy³a siê chêæ zmiany œwiata na lepsze, dziœ to tylko kostiumy, kolejne maski. I co z tego, ¿e pora¿aj¹ mnogoœci¹ form i kolorów, skoro zdobi¹ tylko puste skorupy szukaj¹ce taniego poklasku? Jesz-cze dwadzieœcia lat temu szokowa³ kolczyk w nosie i dziura w jeansach z Pewexu, dzisiaj tak naprawdê ciê¿ko znaleŸæ coœ, co powo-dowa³oby w nas wiêcej ni¿ chwilowe zacie-kawienie. Ciê¿kie od ³añcuchów p³aszcze, obwis³e od kilogramów wbitego w niemeta-lu twarze, wytatuowane torsy, nogi i g³owy. Wszystko to jest na chwilê, bo za minutê pojawi siê coœ nowego, coœ lepszego, fajniej-szego, modniejszego, coœ, co bêdzie bardziej trendy.

Wystarczy siêgn¹æ pamiêci¹ kilkanaœcie, kilkadziesi¹t lat wstecz, choæby do roku 1995, kiedy to w Czymanowie startowa³ pierwszy Przystanek Woodstock czy te¿ do wczesnych lat '70 XX wieku, gdy to pod nazw¹ Wielkopolskich Rytmów M³odych raczkowa³ festiwal w Jarocinie – ³za siê krêci

Nie mogê oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e Curtis zd¹¿y³ przejœæ okres intensywnego buntu, zachwyci³ siê przez krótki moment ¿yciem, muzyk¹, poezj¹, prze¿y³ mi³oœæ i zestarza³ siê w wieku dwudziestu lat, bo nie by³ w stanie sprostaæ wymaganiom, jakie na niego spad³y (s³awa, zespó³, rodzina). Omi-n¹³ teoretycznie najbardziej „efektowny” okres ¿ycia – doros³oœæ – i sta³ siê od razu m³odym starcem, któremu nie pozosta³o ju¿ nic innego, jak tylko umrzeæ.

W Insight Ian, w wieku dwudziestu trzech lat, patrzy na œwiat z perspektywy nieszczêœliwego, starego cz³owieka, który nagle straci³ sens ¿ycia: „But I remember when we were young.”

Chcia³bym ostatecznie zdystansowaæ siê i spojrzeæ na Joy Division, jak na ka¿dy zespó³ chc¹cy osi¹gn¹æ sukces, ale czytaj¹c teksty Curtisa, patrz¹c na jego zdjêcia, s³uchaj¹c jego wypowiedzi – nie potrafiê. Nawet jeœli momentami menad¿er zespo³u umiejêtnie próbowa³ wykorzystywaæ cho-robê Iana i jego specyficzny image do osi¹gniêcia sukcesu rynkowego, to dla mnie Ian Curtis pozostanie kimœ autentycznym. Wierzê w jego niezdecydowanie, wierzê w jego „ludzk¹ stronê mitu”, wierzê w tê stronê natury cz³owieka, która nie pozwala nam zrobiæ ju¿ ani jednego kroku naprzód.

„Zabi³ siê w sobotê wieczorem. Nie mog³em w to uwierzyæ. Musia³ byæ zupe³nie dobrym aktorem. Nie mieliœmy zielonego pojêcia, co siê dzieje. Starasz siê mu pomóc, na ile pozwala ci na to doœwiadczenie, i robisz, co mo¿esz, ale jak tylko go zosta-wiasz, on cofa siê do pocz¹tku, rozumiesz?”

Peter Hook (basista JD)

18 maja 2010 roku przypada trzydziesta rocz-nica œmierci Iana Curtisa.Wszystkie cytaty pochodz¹ z ksi¹¿ki Deborah Curtis Joy Division i Ian Curtis. Przejmuj¹cy z oddaliT³umaczenie utworów: Ewa FalkiewiczAutor tekstu: Micha³ Piszora

w jakiœ sposób usprawiedliwiæ swoj¹ s³a-boœæ i w³aœnie odseparowaæ siê od wszy-stkiego, czego nie chcia³ i nie rozumia³. W Isolation zwraca siê bezpoœrednio do ma-tki, która nigdy nie zaistnia³a na pierwszym planie w tekstach Joy Division:

Matko, próbowa³em, proszê uwierz miStaram siê jak mogêWstydzê sie rzeczy, które prze¿y³em Wstydzê sie osoby, któr¹ jestem

Momentami zastanawiamy siê, co okro-pnego móg³ prze¿yæ dwudziestolatek, które-go dzieciñstwo przebiega³o bez ¿adnych patologii, którego dojrzewanie przypomina-³o ¿ycie ka¿dego, niepokornego nastolatka. Gdzie maj¹ swój pocz¹tek te krzy¿owania, kolonie, druty? Po co wywo³ywaæ w sobie obrazy œmierci i cierpienia, których nigdy siê nie by³o œwiadkiem? Nigdy nie dowiemy siê, ile z tych wizji Ian zawdziêcza³ lekom, chorobie, stanom lêkowym, a ile w³asnej inwencji twórczej.

Widzia³em prawdziwe okrucieñstwoPrawdziw¹ zbrodniêPochowan¹ w piasku(…)¯yjê w epoce lodowcowej¯yjê w epoce lodowcowejNic siê tu nie utrzymaNic tu nie bêdzie pasowaæDo tego ch³oduBo gdy nie ma uœmiechu na twoich ustach¯yjê w epoce lodowcowej

Wydawa³oby siê, ¿e Ian Curtis nigdy nie doœwiadczy³ staroœci. Przypomnia³em sobie sesjê hipnozy wykonan¹ w domu Bernarda Sumnera (gitarzysty Joy Division) i s³owa Curtisa wypowiadane podczas transu, które zosta³y nagrane na magnetofonie:

„Chocia¿ s³owa by³y ciche i niewyraŸnie mamrotane, Ian upiera³ siê, ¿e za ka¿dym razem, kiedy by³ zahipnotyzowany, na kilka minut cofa³ siê do poprzedniego wcielenia i wierzy³, ¿e by³ wtedy starym cz³owiekiem, le¿¹cym na ³o¿u œmierci.”

3

Maj¹c lat szesnaœcie, marzy³em o d³ugich w³osach, kurtce nabijanej æwiekami, kolczy-kach i podartych jeansach. Nieca³y rok póŸniej, ziœci³em czêœæ tych pragnieñ, tylko po to, ¿eby w wieku lat osiemnastu uk³adaæ na g³owie soczyœcie zielonego irokeza, a jakiœ czas potem mkn¹æ przez miasto na desce, ubrany w szerokie jeansy i bluzê z kapturem. Subkultura – kiedyœ sposób na ¿ycie, ideologia, schemat myœlenia, dziœ sprowadzony zosta³ do roli modowej ciekawostki, chwilowej zachcianki, swego rodzaju kostiumu, zak³adanego wtedy, kiedy przychodzi na to ochota...

3 Ice Age rys. Magda Zwierzchowska*D¿em – Kim jestem - jestem sobie

Page 18: Subiektyw nr 7

maj 201018

w oku. Wtedy to, co mia³o byæ czarne, takie w³aœnie by³o, a bia³e pozostawa³o bia³ym. Jeœli coœ mia³o oscylowaæ wokó³ pewnych za³o¿eñ, to robiono wszystko, by w³aœnie tak by³o, nie zas³aniaj¹c siê dobrym obyczajem i nie przejmuj¹c siê nawet zdaniem autory-tetów. Punk by³ punkiem, metal metalem, skinhead by³ ³ysy, skate mia³ deskorolkê, a emo d³ug¹ czarn¹ grzywkê. I wierzyli w to, w co chcieli wierzyæ. Wierzyli ca³ym ser-cem, œwiadomi faktu, ¿e to, co ich ³¹czy, to nie sposób w jaki siê ubieraj¹, ale ideologia w³aœnie. Wiedzieli tak¿e, ¿e wyznaj¹c pew-ne wartoœci, wspólne dla ca³ej ich subkultu-ry, nie s¹ skazani na wyrzeczenie siê samego siebie. Zagadk¹ dla mnie pozostaje, kiedy ten sposób myœlenia uleg³ wypaczeniu, które miast ustêpowaæ, z ka¿d¹ chwil¹ siê pog³ê-bia. Ulice przepe³nione s¹ wata¿kami szczy-li myœl¹cych, ¿e w kupie si³a. Internet prze-¿ywa prawdziwe oblê¿enie przeintelektuali-zowanych emo, nieco na wyrost wycenia-j¹cych swoje zdolnoœci pisarskie. Squoty i rockoteki to dziœ rewie mody, w których muzyka ewidentnie straci³a na znaczeniu, zyska³ zaœ wyœcig szczurów walcz¹cych o choæby odrobinê poklasku u swoich towa-rzyszy totalnego upadku.

Tylko gdzieœ tam w tle, zupe³nie z boku, pozostaj¹ prawdziwi wyznawcy starych za³o¿eñ i tradycji. Kiedyœ protoplaœci, dziœ prze¿ytki zesz³ych dziesiêcioleci, ze zgroz¹ patrz¹cy na to, co sta³o siê z duchem m³o-dych buntowników na przestrzeni kilku lat. Czasem pogardzani, innym razem obdarzani nabo¿n¹ czci¹, zastanawiaj¹ siê nad sensem swojej ma³ej krucjaty przeciwko wszystkie-mu i wszystkim, popijaj¹c ze stoickim spo-kojem piwo. Nawet jego smak nie jest ju¿ taki sam.

Jacek Kulupa

maj 2010 19

To ju¿ rok – podsumowanie pracy Subiektywu Pierwszy numer Subiektywu ukaza³

siê w maju 2009 roku. Zespó³ redakcyjny, prawdopodobnie intuicyjnie, zrealizowa³ prawie wszystkie swoje za³o¿enia, z czego to jedno najwa¿niejsze – „pisz tak, ¿eby czytelnicy z niecierpliwoœci¹ czekali na nastêpny numer”. Tematyka krêci³a siê wo-kó³ „problemu znalezienia sobie miejsca w œwiecie” i nawet jeœli brzmi to banalnie, pierwszy Subiektyw (jeœli chodzi o warstwê merytoryczn¹), sta³ na wysokim poziomie. Lekturê mog³a utrudniaæ ma³a czcionka (9!) a momentami za bardzo „œciœniêty” tekst. Ju¿ po przeczytaniu pierwszego numeru mo¿na by³o dostrzec pewn¹ regu³ê, która odzwierciedla³a nazwê gazety – subiektyw-noœæ odbioru tekstów. Najlepsze artyku³y z numeru pierwszego mo¿na znaleŸæ na: www.subiektyw-magazyn.blogspot.com.OK£ADKA: 5TEKSTY: 4 SK£AD I WYDRUK: 2NAK£AD: 170 sztuk

Sta³o siê to, co zazwyczaj dzieje siê po udanym pocz¹tku, kiedy wszystko wskazu-je, ¿e sukces jest nieunikniony – Subiektyw lipcowy nie dorówna³ swojemu poprzedni-kowi. Sta³o siê tak z dwóch powodów: po pierwsze nie zawiera³ „wyrównanych” teks-tów (wyraŸny brak spójnej koncepcji), po drugie, by³ wydawany w okresie waka-cyjnym, kiedy redakcja by³a w rozjazdach. W numerze znalaz³ siê tekst promuj¹cy festiwal Rock Camp ROCKietnica wspó³-organizowany przez Subiektyw. Zawiera³ tak¿e dwa warte uwagi teksty: niezrozu-mia³¹ dla szerszej grupy czytelników Histo-riê pewnego mordercy oraz reporta¿ Czy Gombrowicz móg³ byæ w 1968 roku w Ro-kietnicy…, który spotka³ siê z aprobat¹, ale mimo to numer przeszed³ bez wiêkszego echa. W tajemniczych okolicznoœciach du¿a czêœæ nak³adu zosta³a wycofana, a zespó³ redakcyjny popad³ w sen nocy letniej. OK£ADKA: 5TEKSTY: 2,5 SK£AD I WYDRUK: 3NAK£AD: 170 sztuk

3,63,63,6Œrednia:Œrednia:Œrednia:

3,5

Œrednia:

„Kultura jest plikiem – tekstem, zdjêciem, filmem, piosenk¹, który mo¿na w nieskoñczonoœæ kopiowaæ i przesy³aæ.”dwutygodnik.comMiros³aw Filiciak M³odzi, media i kultura(nr 26, marzec 2010)

Subiektyw :Subiektyw : Zaczynam dzieñ od w³¹czenia lap-topa, sprawdzenia poczty, przejrzenia face-booka, wys³uchania CNN, wiadomoœci w Trójce i, ewentualnie, kawy. Nie muszê siê nikomu t³umaczyæ z tego, ¿e jestem po czêœci cyfrowa. Tym bardziej odk¹d mój dziadek za-³o¿y³ Internet, a babcia nieustannie powtarza, ¿e wspó³czesna m³odzie¿ bez Internetu jest jak bez podstawowych œrodków do ¿ycia. Pamiê-tam swój pierwszy komputer, ale pamiêtam te¿, ¿e moje gry strategiczne wygl¹da³y tak samo dobrze na monitorze komputera jak baza z koca i kija od miot³y. Moi przyjaciele nie dziel¹ siê na tych z Internetu i tych z reala. A fakt, ¿e korzystam z Sieci, ¿eby zobaczyæ, co dzieje siê na Haiti? Mam informacje poda-ne na tacy, wiêc dlaczego z tego nie korzystaæ? Fakt, mam ich za du¿o, co, byæ mo¿e, czyni mój odbiór powierzchownym i ma³o krytycz-nym, ale czy¿ cz³owiek nie uczy siê na b³ê-dach? (...) Chcê podró¿owaæ, zwiedzaæ, by-waæ, poznawaæ ludzi i miejsca, czytaæ ksi¹¿ki, mo¿e nawet bardziej ni¿ kiedyœ. Bo jestem œwiadoma tego, ¿e mam do nich wyj¹tkowy dostêp i grzechem by³oby z tego nie skorzy-staæ. Wierzê, ¿e dobrze skanalizowana infor-macja zostanie dobrze przyjêta i wyda owoce. Wiem na pewno, ¿e odbiór i ekspresja infor-macji czy sztuki zale¿y nie tylko od ludzi, ale te¿ od okolicznoœci i mo¿liwoœci wykorzysta-nia dostêpnych nam narzêdzi. Od czasu i miej-sca. Ale przede wszystkim od chêci. Dwa pro-ste pytania do wszystkich, którzy maj¹ w¹tpli-woœci. Po pierwsze, czy dzie³a Chagalla le¿a-³yby w magazynach sto lat, gdyby mistrz mia³ dostêp do eBay'a? Po drugie, czy gdyby odci¹æ wszystkim chiñskim prowincjom dostêp do szerokopasmowego Internetu, te nagle zaro-i³yby siê od geniuszów pióra i pêdzla, takich w realu? (Paulina Rezmer)

Ci¹g dalszy dyskusji na:subiektyw-magazyn.blogspot.com/

Page 19: Subiektyw nr 7

maj 201018

w oku. Wtedy to, co mia³o byæ czarne, takie w³aœnie by³o, a bia³e pozostawa³o bia³ym. Jeœli coœ mia³o oscylowaæ wokó³ pewnych za³o¿eñ, to robiono wszystko, by w³aœnie tak by³o, nie zas³aniaj¹c siê dobrym obyczajem i nie przejmuj¹c siê nawet zdaniem autory-tetów. Punk by³ punkiem, metal metalem, skinhead by³ ³ysy, skate mia³ deskorolkê, a emo d³ug¹ czarn¹ grzywkê. I wierzyli w to, w co chcieli wierzyæ. Wierzyli ca³ym ser-cem, œwiadomi faktu, ¿e to, co ich ³¹czy, to nie sposób w jaki siê ubieraj¹, ale ideologia w³aœnie. Wiedzieli tak¿e, ¿e wyznaj¹c pew-ne wartoœci, wspólne dla ca³ej ich subkultu-ry, nie s¹ skazani na wyrzeczenie siê samego siebie. Zagadk¹ dla mnie pozostaje, kiedy ten sposób myœlenia uleg³ wypaczeniu, które miast ustêpowaæ, z ka¿d¹ chwil¹ siê pog³ê-bia. Ulice przepe³nione s¹ wata¿kami szczy-li myœl¹cych, ¿e w kupie si³a. Internet prze-¿ywa prawdziwe oblê¿enie przeintelektuali-zowanych emo, nieco na wyrost wycenia-j¹cych swoje zdolnoœci pisarskie. Squoty i rockoteki to dziœ rewie mody, w których muzyka ewidentnie straci³a na znaczeniu, zyska³ zaœ wyœcig szczurów walcz¹cych o choæby odrobinê poklasku u swoich towa-rzyszy totalnego upadku.

Tylko gdzieœ tam w tle, zupe³nie z boku, pozostaj¹ prawdziwi wyznawcy starych za³o¿eñ i tradycji. Kiedyœ protoplaœci, dziœ prze¿ytki zesz³ych dziesiêcioleci, ze zgroz¹ patrz¹cy na to, co sta³o siê z duchem m³o-dych buntowników na przestrzeni kilku lat. Czasem pogardzani, innym razem obdarzani nabo¿n¹ czci¹, zastanawiaj¹ siê nad sensem swojej ma³ej krucjaty przeciwko wszystkie-mu i wszystkim, popijaj¹c ze stoickim spo-kojem piwo. Nawet jego smak nie jest ju¿ taki sam.

Jacek Kulupa

maj 2010 19

To ju¿ rok – podsumowanie pracy Subiektywu Pierwszy numer Subiektywu ukaza³

siê w maju 2009 roku. Zespó³ redakcyjny, prawdopodobnie intuicyjnie, zrealizowa³ prawie wszystkie swoje za³o¿enia, z czego to jedno najwa¿niejsze – „pisz tak, ¿eby czytelnicy z niecierpliwoœci¹ czekali na nastêpny numer”. Tematyka krêci³a siê wo-kó³ „problemu znalezienia sobie miejsca w œwiecie” i nawet jeœli brzmi to banalnie, pierwszy Subiektyw (jeœli chodzi o warstwê merytoryczn¹), sta³ na wysokim poziomie. Lekturê mog³a utrudniaæ ma³a czcionka (9!) a momentami za bardzo „œciœniêty” tekst. Ju¿ po przeczytaniu pierwszego numeru mo¿na by³o dostrzec pewn¹ regu³ê, która odzwierciedla³a nazwê gazety – subiektyw-noœæ odbioru tekstów. Najlepsze artyku³y z numeru pierwszego mo¿na znaleŸæ na: www.subiektyw-magazyn.blogspot.com.OK£ADKA: 5TEKSTY: 4 SK£AD I WYDRUK: 2NAK£AD: 170 sztuk

Sta³o siê to, co zazwyczaj dzieje siê po udanym pocz¹tku, kiedy wszystko wskazu-je, ¿e sukces jest nieunikniony – Subiektyw lipcowy nie dorówna³ swojemu poprzedni-kowi. Sta³o siê tak z dwóch powodów: po pierwsze nie zawiera³ „wyrównanych” teks-tów (wyraŸny brak spójnej koncepcji), po drugie, by³ wydawany w okresie waka-cyjnym, kiedy redakcja by³a w rozjazdach. W numerze znalaz³ siê tekst promuj¹cy festiwal Rock Camp ROCKietnica wspó³-organizowany przez Subiektyw. Zawiera³ tak¿e dwa warte uwagi teksty: niezrozu-mia³¹ dla szerszej grupy czytelników Histo-riê pewnego mordercy oraz reporta¿ Czy Gombrowicz móg³ byæ w 1968 roku w Ro-kietnicy…, który spotka³ siê z aprobat¹, ale mimo to numer przeszed³ bez wiêkszego echa. W tajemniczych okolicznoœciach du¿a czêœæ nak³adu zosta³a wycofana, a zespó³ redakcyjny popad³ w sen nocy letniej. OK£ADKA: 5TEKSTY: 2,5 SK£AD I WYDRUK: 3NAK£AD: 170 sztuk

3,63,63,6Œrednia:Œrednia:Œrednia:

3,5

Œrednia:

„Kultura jest plikiem – tekstem, zdjêciem, filmem, piosenk¹, który mo¿na w nieskoñczonoœæ kopiowaæ i przesy³aæ.”dwutygodnik.comMiros³aw Filiciak M³odzi, media i kultura(nr 26, marzec 2010)

Subiektyw :Subiektyw : Zaczynam dzieñ od w³¹czenia lap-topa, sprawdzenia poczty, przejrzenia face-booka, wys³uchania CNN, wiadomoœci w Trójce i, ewentualnie, kawy. Nie muszê siê nikomu t³umaczyæ z tego, ¿e jestem po czêœci cyfrowa. Tym bardziej odk¹d mój dziadek za-³o¿y³ Internet, a babcia nieustannie powtarza, ¿e wspó³czesna m³odzie¿ bez Internetu jest jak bez podstawowych œrodków do ¿ycia. Pamiê-tam swój pierwszy komputer, ale pamiêtam te¿, ¿e moje gry strategiczne wygl¹da³y tak samo dobrze na monitorze komputera jak baza z koca i kija od miot³y. Moi przyjaciele nie dziel¹ siê na tych z Internetu i tych z reala. A fakt, ¿e korzystam z Sieci, ¿eby zobaczyæ, co dzieje siê na Haiti? Mam informacje poda-ne na tacy, wiêc dlaczego z tego nie korzystaæ? Fakt, mam ich za du¿o, co, byæ mo¿e, czyni mój odbiór powierzchownym i ma³o krytycz-nym, ale czy¿ cz³owiek nie uczy siê na b³ê-dach? (...) Chcê podró¿owaæ, zwiedzaæ, by-waæ, poznawaæ ludzi i miejsca, czytaæ ksi¹¿ki, mo¿e nawet bardziej ni¿ kiedyœ. Bo jestem œwiadoma tego, ¿e mam do nich wyj¹tkowy dostêp i grzechem by³oby z tego nie skorzy-staæ. Wierzê, ¿e dobrze skanalizowana infor-macja zostanie dobrze przyjêta i wyda owoce. Wiem na pewno, ¿e odbiór i ekspresja infor-macji czy sztuki zale¿y nie tylko od ludzi, ale te¿ od okolicznoœci i mo¿liwoœci wykorzysta-nia dostêpnych nam narzêdzi. Od czasu i miej-sca. Ale przede wszystkim od chêci. Dwa pro-ste pytania do wszystkich, którzy maj¹ w¹tpli-woœci. Po pierwsze, czy dzie³a Chagalla le¿a-³yby w magazynach sto lat, gdyby mistrz mia³ dostêp do eBay'a? Po drugie, czy gdyby odci¹æ wszystkim chiñskim prowincjom dostêp do szerokopasmowego Internetu, te nagle zaro-i³yby siê od geniuszów pióra i pêdzla, takich w realu? (Paulina Rezmer)

Ci¹g dalszy dyskusji na:subiektyw-magazyn.blogspot.com/

Page 20: Subiektyw nr 7

Numer s³aby. Subiektyw jest w nim sku-piony na sobie, sztandarowy przyk³ad i za-przeczenie tego jak powinien wygl¹daæ pra-wdziwy Subiektyw. Aby nie zmarnowaæ aka-pitu, warto przedstawiæ w tym miejscu naczel-nego grafika gazety – Magdê Zwierzchowsk¹ (shichinin-tai.deviantart.com), która swoimi ok³adkami wzbudza z numeru na numer coraz wiêksze emocje. W rysunkach ukrywa, czêsto niemal niewidoczne, symbole. Oscyluje miêd-zy grotesk¹ a psychodeli¹ i mimo m³odego wieku, ma ju¿ swój charakterystyczny styl. Ozdobniki, które towarzysz¹ ka¿dej stronie w numerze trzecim, tworz¹ specyficzny klimat gazety, jednak momentami iloœæ „bajerów” zaczyna przypominaæ nieplewiony ogródek, przesycony nadmiarem roœlin, które zamiast zdobiæ, przyt³aczaj¹. Powoli zaczyna wytwa-rzaæ siê g³ówny pomys³ na gazetê, jakaœ wspólna myœl redakcyjna, co gwarantuje ci¹g³oœæ wydawania dwumiesiêcznika.

OK£ADKA: 4TEKSTY: 2 SK£AD I WYDRUK: 2NAK£AD: 170 sztuk

2,6

Œrednia:

3,8

Œrednia:

maj 201020

W styczniu 2010 roku Subiektyw przeszed³ na „druk w³asny”, dziêki czemu, nie zmieniaj¹c kosztów produkcji, zwiê-kszy³ nak³ad czterokrotnie. Ostr¹ dyskusjê w zespole wywo³a³ pomys³ Wojtka Piszory: „Zwiêkszyæ nak³ad, zrezygnowaæ z koloro-wej ok³adki!”. Trzeba by³o podj¹æ decyzjê: jakoœæ czy iloœæ? Uda³o siê za³agodziæ spór obietnic¹, ¿e czarno-bia³a ok³adka to tylko stan przejœciowy. Na ka¿dym numerze odbi-jaliœmy logotyp Subiektyw – ma³y zeszyt kul-turalny. Ma³o kto zorientowa³ siê, ¿e kolo-rowy napis nie jest drukowany jak reszta. Kontynuacja komiksu okaza³a siê prawdzi-wym hitem. Pierwszy odcinek zosta³ wyró¿niony na DeviantArcie nagrod¹ Daily Deviation: „Although this comic is in Polish, the visual part of Chero 1 is just brilliant. The style and atmosphere is so original and breathtaking, that the language barrier doesn't matter anymore.” OK£ADKA: 2TEKSTY: 3,5 SK£AD I WYDRUK: 3,5NAK£AD: 600 sztuk

4,8

Œrednia:

3,0Œrednia:

maj 2010 21

Subiektyw marcowy sta³ siê zwieñ-czeniem pracy zespo³u redakcyjnego, który, powiêkszony o kilka osób, móg³ wreszcie stworzyæ numer z wywiadami, reporta¿em, recenzj¹, felietonem, esejem – jednym s³o-wem – powsta³ numer „kompletny”, pod wzglêdem merytorycznym i formalnym. Zwiêkszyliœmy nak³ad do tysi¹ca sztuk. Mo¿liwe, ¿e próba podsumowania naszej dzia³alnoœci okaza³a siê ostatecznie klap¹, bo pisz¹c ten tekst mam wra¿enie, ¿e wszystkie stare numery porównujê w³aœnie do tego z marca. £atwiej pisaæ o tym co by³o kiedyœ, ni¿ o tym, co wydarzy³o siê miesi¹c temu. W momencie, kiedy myœlimy, ¿e uda³o siê ju¿ uchwyciæ istotê Subiektywu, ¿e stoimy ju¿ prosto na w³asnych nogach, nagle tracimy punkt odniesienia i zaczynamy robiæ nastêpny numer. Bo co innego nam zosta³o? OK£ADKA: 5TEKSTY: 5 SK£AD I WYDRUK: 4,5NAK£AD: 1000 sztuk

Listopad okaza³ siê prze³omowym mie-si¹cem dla Subiektywu. Mo¿na powiedzieæ, ¿e zespó³ „wróci³ z dalekiej podró¿y” i wyprodu-kowa³ numer tematyczny, którego myœl¹ przewodni¹ by³ motyw superbohatera. Tekst W œwiecie naszych superbohaterów by³ pier-wsz¹, wiêksz¹ prób¹ wyjœcia do ludzi i napisania czegoœ na podstawie ich doœwiad-czeñ. Hallowen a sprawa Polska wzbudzi³ niema³e kontrowersje. Pojawi³y siê recenzje i mniej udane „opowiadania”, czêœciej kryty-kowane ni¿ chwalone. Ukaza³ siê pierwszy odcinek komiksu Chero, autorstwa Magdy Zwierzchowskiej (rysunki) i Mateusza Mas³o-wskiego (scenariusz). Subiektyw musia³ za-cz¹æ siê sam utrzymywaæ, dlatego rozpocz¹³ wspó³pracê z reklamodawcami. Druk zosta³ przeniesiony (tylko na jeden numer) do jednego z poznañskich punktów ksero. Wspó³-praca nie przebiega³a zbyt sprawnie, dlatego po numerze czwartym… Subiektyw pozosta³ bez „drukarni.”OK£ADKA: 5TEKSTY: 3,5 SK£AD I WYDRUK: 3NAK£AD: 230 sztuk Subiektyw oceni³: Micha³ Piszora

Page 21: Subiektyw nr 7

Numer s³aby. Subiektyw jest w nim sku-piony na sobie, sztandarowy przyk³ad i za-przeczenie tego jak powinien wygl¹daæ pra-wdziwy Subiektyw. Aby nie zmarnowaæ aka-pitu, warto przedstawiæ w tym miejscu naczel-nego grafika gazety – Magdê Zwierzchowsk¹ (shichinin-tai.deviantart.com), która swoimi ok³adkami wzbudza z numeru na numer coraz wiêksze emocje. W rysunkach ukrywa, czêsto niemal niewidoczne, symbole. Oscyluje miêd-zy grotesk¹ a psychodeli¹ i mimo m³odego wieku, ma ju¿ swój charakterystyczny styl. Ozdobniki, które towarzysz¹ ka¿dej stronie w numerze trzecim, tworz¹ specyficzny klimat gazety, jednak momentami iloœæ „bajerów” zaczyna przypominaæ nieplewiony ogródek, przesycony nadmiarem roœlin, które zamiast zdobiæ, przyt³aczaj¹. Powoli zaczyna wytwa-rzaæ siê g³ówny pomys³ na gazetê, jakaœ wspólna myœl redakcyjna, co gwarantuje ci¹g³oœæ wydawania dwumiesiêcznika.

OK£ADKA: 4TEKSTY: 2 SK£AD I WYDRUK: 2NAK£AD: 170 sztuk

2,6

Œrednia:

3,8

Œrednia:

maj 201020

W styczniu 2010 roku Subiektyw przeszed³ na „druk w³asny”, dziêki czemu, nie zmieniaj¹c kosztów produkcji, zwiê-kszy³ nak³ad czterokrotnie. Ostr¹ dyskusjê w zespole wywo³a³ pomys³ Wojtka Piszory: „Zwiêkszyæ nak³ad, zrezygnowaæ z koloro-wej ok³adki!”. Trzeba by³o podj¹æ decyzjê: jakoœæ czy iloœæ? Uda³o siê za³agodziæ spór obietnic¹, ¿e czarno-bia³a ok³adka to tylko stan przejœciowy. Na ka¿dym numerze odbi-jaliœmy logotyp Subiektyw – ma³y zeszyt kul-turalny. Ma³o kto zorientowa³ siê, ¿e kolo-rowy napis nie jest drukowany jak reszta. Kontynuacja komiksu okaza³a siê prawdzi-wym hitem. Pierwszy odcinek zosta³ wyró¿niony na DeviantArcie nagrod¹ Daily Deviation: „Although this comic is in Polish, the visual part of Chero 1 is just brilliant. The style and atmosphere is so original and breathtaking, that the language barrier doesn't matter anymore.” OK£ADKA: 2TEKSTY: 3,5 SK£AD I WYDRUK: 3,5NAK£AD: 600 sztuk

4,8

Œrednia:

3,0

Œrednia:

maj 2010 21

Subiektyw marcowy sta³ siê zwieñ-czeniem pracy zespo³u redakcyjnego, który, powiêkszony o kilka osób, móg³ wreszcie stworzyæ numer z wywiadami, reporta¿em, recenzj¹, felietonem, esejem – jednym s³o-wem – powsta³ numer „kompletny”, pod wzglêdem merytorycznym i formalnym. Zwiêkszyliœmy nak³ad do tysi¹ca sztuk. Mo¿liwe, ¿e próba podsumowania naszej dzia³alnoœci okaza³a siê ostatecznie klap¹, bo pisz¹c ten tekst mam wra¿enie, ¿e wszystkie stare numery porównujê w³aœnie do tego z marca. £atwiej pisaæ o tym co by³o kiedyœ, ni¿ o tym, co wydarzy³o siê miesi¹c temu. W momencie, kiedy myœlimy, ¿e uda³o siê ju¿ uchwyciæ istotê Subiektywu, ¿e stoimy ju¿ prosto na w³asnych nogach, nagle tracimy punkt odniesienia i zaczynamy robiæ nastêpny numer. Bo co innego nam zosta³o? OK£ADKA: 5TEKSTY: 5 SK£AD I WYDRUK: 4,5NAK£AD: 1000 sztuk

Listopad okaza³ siê prze³omowym mie-si¹cem dla Subiektywu. Mo¿na powiedzieæ, ¿e zespó³ „wróci³ z dalekiej podró¿y” i wyprodu-kowa³ numer tematyczny, którego myœl¹ przewodni¹ by³ motyw superbohatera. Tekst W œwiecie naszych superbohaterów by³ pier-wsz¹, wiêksz¹ prób¹ wyjœcia do ludzi i napisania czegoœ na podstawie ich doœwiad-czeñ. Hallowen a sprawa Polska wzbudzi³ niema³e kontrowersje. Pojawi³y siê recenzje i mniej udane „opowiadania”, czêœciej kryty-kowane ni¿ chwalone. Ukaza³ siê pierwszy odcinek komiksu Chero, autorstwa Magdy Zwierzchowskiej (rysunki) i Mateusza Mas³o-wskiego (scenariusz). Subiektyw musia³ za-cz¹æ siê sam utrzymywaæ, dlatego rozpocz¹³ wspó³pracê z reklamodawcami. Druk zosta³ przeniesiony (tylko na jeden numer) do jednego z poznañskich punktów ksero. Wspó³-praca nie przebiega³a zbyt sprawnie, dlatego po numerze czwartym… Subiektyw pozosta³ bez „drukarni.”OK£ADKA: 5TEKSTY: 3,5 SK£AD I WYDRUK: 3NAK£AD: 230 sztuk Subiektyw oceni³: Micha³ Piszora

Page 22: Subiektyw nr 7

Styczeñ 20106 Maj 201022

Jak trup siê poœciele, tak siê wyœpi

ldon Phelps to m³ody cz³owiek, któ-rego otoczenie bez wahania wskaza-E³o producentce programów telewi-

zyjnych jako najciê¿szy przypadek nieuda-cznika – straci³ pracê, rzuci³a go dziewczy-na, nied³ugo zostanie wyeksmitowany. Gina przychodzi do niego z propozycj¹ udzia³u w tygodniowym programie telewizyjnym, w ci¹gu którego ma za zadanie wydaæ milion dolarów pod czujnym okiem kamery, a na-stêpnie na ¿ywo zadaæ sobie œmieræ. O spo-sobie jego odejœcia zdecyduj¹ oczywiœcie widzowie.

Te siedem dni jest tak naprawdê stresz-czeniem dotychczasowego ¿ycia bohatera – publicznoœæ widzi jego kiepskie stosunki z najbli¿szymi, nastêpnie jest œwiadkiem spe³niania dzieciêcych marzeñ i erotycznych fantazji. Phelps, który dosta³ czas i œrodki na stworzenie w³asnego doskona³ego œwiata, okazuje siê medialnym synem marnotraw-nym, który ostatecznie stara siê wkraœæ w ³aski widzów, aby ta uœmierci³a go jak najmniej boleœnie. Niespodziewanie nieuda-ne ¿ycie staje siê wartoœci¹ nieocenion¹.

Œwietnie zagrana historia ods³ania wielopoziomowe rusztowanie charakteru wspó³czesnego cz³owieka, który mimo tych warstw (póz?), pozostaje p³ytki. Z jednej strony, jest zdesperowany i rozpustny jak Eldon, z drugiej – zdeterminowany i przesi¹-kniêty medialnymi sloganami jak Gina. Tutaj najwy¿sz¹ racj¹ jest popkultura: mo¿na (chcia³oby siê powiedzieæ: nale¿y) pope³niæ samobójstwo, jeœli tego domaga siê telewidz, odejœæ „z pomp¹” na warunkach, które ustala podpisana umowa. SpóŸniona chêæ obrony ¿ycia nie przypomina ju¿ nawet walki o przetrwanie, opiera siê na masowej korupcji: ¿ycie za rozrywkê. St¹d te¿ wspó³-udzia³ widowni jako publicznoœci w studio, muzyka na ¿ywo i wyœwietlane na ekranie reklamy promuj¹ce program.

Trup, Teatr Polski w Poznaniu, re¿. Pawe³ Szkotak, prapremiera polska 6 III 2010

Poza œwietnie sprawdzaj¹cym siê w g³ó-wnej roli £ukaszem Chrz¹szczem, warto zwróciæ uwagê na Ewê Szumsk¹ (Gina), która swoim g³êbokim g³osem, niczym Kaszpirowski, przeprowadza umys³owy drena¿ na widzach, jak gdyby chcia³a unao-czniæ chaos, który dzieje siê w jej g³owie. Postaci drugoplanowe (chocia¿by bezna-miêtny operator Dougie – Piotr B. D¹bro-wski) s¹ doskona³ym dope³nieniem historii o pustostanach duchowych.

Pawe³ Szkotak w przytaczanych przez gazety wypowiedziach mówi o Trupie prze-de wszystkim jako o odkrywaniu autora sztuki Erica Coble'a, dla tej czêœci Europy. Warto zaakcentowaæ równie¿, ¿e spektakl ten jest ostrze¿eniem przed zatracaniem granic rzeczywistoœci: telewizja nie zawsze k³amie.

Tragikomedia? Tak, ale jednoczeœnie dotkliwie gorzka i przeraŸliwie s³odka.

Joanna ̄ abnicka

Kill da Chill! Vol.2 – Eskulap Klub

maj 2010 23

Druga ods³ona imprez z cyklu Kill da Chill!

z pewnoœci¹ nie bêdzie odstawaæ muzycz-

nie oraz jakoœciowo od pierwszej, na której

do 5 rano przewinê³o siê 500 osób, a set

Tom'a Encore'a wyssa³ wiêkszoœæ si³

poznañskiej publiki. Tak jak poprzednio,

i teraz wydarzenie to rozegra siê na dwóch

scenach. Pierwsza z nich, dubstepowa

goœciæ bêdzie dwoje Skandynawów –

Dayn'a oraz Daladabz'a. Obok nich mie-

szankê dubstepu i glitchopu zagraj¹ gospo-

darze – FoxHole. Za drug¹ scenê, na której

królowaæ bêdzie minimal oraz dubtech

odpowiadaj¹ równie¿ cz³onkowie FoxHole,

zapraszaj¹c jednoczeœnie dobrze znanego,

nie tylko poznaniakom, Buszkers. Niestan-

dardowy charakter imprezy dope³ni tak¿e

oprawa instalacyjno-wizualna przygo-

towana przez trzech m³odych artystów.

FoxHole to kompleksowa ekipa DJ-ów,

VJ-ów, scratch DJ-ów, producentów, gra-

fików i promotorów, która za cel wyznaczy-

³a sobie zaszczepiæ zupe³nie nowe podejœ-

cie do utartego schematu imprez elektro-

nicznych. £¹cz¹c dŸwiêki z pogranicza

dub-stepu/drum'n'bassu/glitchopu/dub-

tech/techno/minimalu ze scratchem,

tworz¹ energetyczn¹ bombê, któr¹

odpala publika.

Patronat:

Page 23: Subiektyw nr 7

Styczeñ 20106 Maj 201022

Jak trup siê poœciele, tak siê wyœpi

ldon Phelps to m³ody cz³owiek, któ-rego otoczenie bez wahania wskaza-E³o producentce programów telewi-

zyjnych jako najciê¿szy przypadek nieuda-cznika – straci³ pracê, rzuci³a go dziewczy-na, nied³ugo zostanie wyeksmitowany. Gina przychodzi do niego z propozycj¹ udzia³u w tygodniowym programie telewizyjnym, w ci¹gu którego ma za zadanie wydaæ milion dolarów pod czujnym okiem kamery, a na-stêpnie na ¿ywo zadaæ sobie œmieræ. O spo-sobie jego odejœcia zdecyduj¹ oczywiœcie widzowie.

Te siedem dni jest tak naprawdê stresz-czeniem dotychczasowego ¿ycia bohatera – publicznoœæ widzi jego kiepskie stosunki z najbli¿szymi, nastêpnie jest œwiadkiem spe³niania dzieciêcych marzeñ i erotycznych fantazji. Phelps, który dosta³ czas i œrodki na stworzenie w³asnego doskona³ego œwiata, okazuje siê medialnym synem marnotraw-nym, który ostatecznie stara siê wkraœæ w ³aski widzów, aby ta uœmierci³a go jak najmniej boleœnie. Niespodziewanie nieuda-ne ¿ycie staje siê wartoœci¹ nieocenion¹.

Œwietnie zagrana historia ods³ania wielopoziomowe rusztowanie charakteru wspó³czesnego cz³owieka, który mimo tych warstw (póz?), pozostaje p³ytki. Z jednej strony, jest zdesperowany i rozpustny jak Eldon, z drugiej – zdeterminowany i przesi¹-kniêty medialnymi sloganami jak Gina. Tutaj najwy¿sz¹ racj¹ jest popkultura: mo¿na (chcia³oby siê powiedzieæ: nale¿y) pope³niæ samobójstwo, jeœli tego domaga siê telewidz, odejœæ „z pomp¹” na warunkach, które ustala podpisana umowa. SpóŸniona chêæ obrony ¿ycia nie przypomina ju¿ nawet walki o przetrwanie, opiera siê na masowej korupcji: ¿ycie za rozrywkê. St¹d te¿ wspó³-udzia³ widowni jako publicznoœci w studio, muzyka na ¿ywo i wyœwietlane na ekranie reklamy promuj¹ce program.

Trup, Teatr Polski w Poznaniu, re¿. Pawe³ Szkotak, prapremiera polska 6 III 2010

Poza œwietnie sprawdzaj¹cym siê w g³ó-wnej roli £ukaszem Chrz¹szczem, warto zwróciæ uwagê na Ewê Szumsk¹ (Gina), która swoim g³êbokim g³osem, niczym Kaszpirowski, przeprowadza umys³owy drena¿ na widzach, jak gdyby chcia³a unao-czniæ chaos, który dzieje siê w jej g³owie. Postaci drugoplanowe (chocia¿by bezna-miêtny operator Dougie – Piotr B. D¹bro-wski) s¹ doskona³ym dope³nieniem historii o pustostanach duchowych.

Pawe³ Szkotak w przytaczanych przez gazety wypowiedziach mówi o Trupie prze-de wszystkim jako o odkrywaniu autora sztuki Erica Coble'a, dla tej czêœci Europy. Warto zaakcentowaæ równie¿, ¿e spektakl ten jest ostrze¿eniem przed zatracaniem granic rzeczywistoœci: telewizja nie zawsze k³amie.

Tragikomedia? Tak, ale jednoczeœnie dotkliwie gorzka i przeraŸliwie s³odka.

Joanna ̄ abnicka

Kill da Chill! Vol.2 – Eskulap Klub

maj 2010 23

Druga ods³ona imprez z cyklu Kill da Chill!

z pewnoœci¹ nie bêdzie odstawaæ muzycz-

nie oraz jakoœciowo od pierwszej, na której

do 5 rano przewinê³o siê 500 osób, a set

Tom'a Encore'a wyssa³ wiêkszoœæ si³

poznañskiej publiki. Tak jak poprzednio,

i teraz wydarzenie to rozegra siê na dwóch

scenach. Pierwsza z nich, dubstepowa

goœciæ bêdzie dwoje Skandynawów –

Dayn'a oraz Daladabz'a. Obok nich mie-

szankê dubstepu i glitchopu zagraj¹ gospo-

darze – FoxHole. Za drug¹ scenê, na której

królowaæ bêdzie minimal oraz dubtech

odpowiadaj¹ równie¿ cz³onkowie FoxHole,

zapraszaj¹c jednoczeœnie dobrze znanego,

nie tylko poznaniakom, Buszkers. Niestan-

dardowy charakter imprezy dope³ni tak¿e

oprawa instalacyjno-wizualna przygo-

towana przez trzech m³odych artystów.

FoxHole to kompleksowa ekipa DJ-ów,

VJ-ów, scratch DJ-ów, producentów, gra-

fików i promotorów, która za cel wyznaczy-

³a sobie zaszczepiæ zupe³nie nowe podejœ-

cie do utartego schematu imprez elektro-

nicznych. £¹cz¹c dŸwiêki z pogranicza

dub-stepu/drum'n'bassu/glitchopu/dub-

tech/techno/minimalu ze scratchem,

tworz¹ energetyczn¹ bombê, któr¹

odpala publika.

Patronat:

Page 24: Subiektyw nr 7

ROCK ROCK CAMP IETNICA

www.rokietnica.org

20107 sierpnia

Zagraj¹

Miejsce:Rokietnica – amfiteatr

pleq

hellow doghellow dog

selaterionselaterion patronatpatronat

P.K.B.

musicextremer.com

WO