styczen2014

16

description

 

Transcript of styczen2014

Page 1: styczen2014

Rok jubileuszowyJak zwykle na początku każdego roku pojawiają się próby przeniknięcia zasłony zakrywającej przyszłość. Przeważnie okazuje się, że będzie jeszcze dobrzej, niż było - zwłaszcza gdy zasłonę przyszłości próbują przeniknąć politycy.

więcej na stronie 4

StanisławMichalkiewiczZnany polski publicysta oraz autor wielu książek

Głośniej wymawiać słowo „zdrada”Największe wrażenie robi skok rządu na OFE. Chodzi o grube miliardy złotych z prywatnych kont milionów ludzi. Róbcie starszaki fotografie wigilijnego stołu, by w następnych latach było co wspominać i wnukom pokazywać…

więcej na stronie 4

JanPietrzakZnany polski satyryk i publicysta

Z ciszy Świąt w ciszę roku 2014Rozpoczął się kolejny rok życia każdego z nas, ale też rok wydarzeń politycznych, społecznych czy gospodarczych. Oczywiście należy mieć nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego, mnie jednak zajmuje pytanie.

więcej na stronie 10

Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie

Ks. prof.Marek Uglorz

It is commonly held that the United States is a Christian country. Is this really true?From a statistical viewpoint, the US indeed seems to be a Christian country. About 90 percent of all religious groups in the States are ten major Christian denominations.

more on page 5

prof. KazDziamkaThe University of New Mexico

Colorado!

Park Narodowy Gór Skalistych

Kolorado!Dziki Zachód budził zainteresowanie niemal od momentu rozpoczęcia wielkiej kolonizacji tych ziem z początkiem XIX w. Jedne z najbardziej malowniczych jego części znajdują się na obszarze obecnego stanu Kolorado. Żyje tutaj także spora diaspora polska. Szerzej o tym na str. VIII.

The Wild West caught people’s aention already in the XIX century, when the first selers colonized this region. The state of Colorado is located in its most marvelous places. It is also a place where a large Polish diaspora is living. More on page VII.

bezpłatny miesięcznik/free monthly newspaper nr 6 styczeń/januar 2014 www.thepolandtimes.com

AL - AZ - CA - CT - CO - FL - HI - MA - NJ - NM - NY - UT - Ontario - Québec

Wśród uczestników rozlosujemy atrakcyjne nagrody w postaci książek naszych znanych publicystów oraz polskie rękodzieła ufundowane przez firmę My Poland.......................................................... imię i nazwisko

.............................................................. miejscowość

............................................................. telefon/email

Prosimy o wysłanie tego kuponu do 17 lutego na adres redakcji (znajduje się na 2 str.). Ogłoszenie wyników w numerze marcowym.

Kupon nr 2

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

www.mypoland.com.pl

- Julia Szwiec - O nowym programie mieszkaniowym- Anna Maria Pashkovska - Polacy ze Lwowa o eurointegracji- Tomasz Zola - Amerykańska Częstochowa

W tym numerze:

Kalifornia!Już za miesiąc!

Page 2: styczen2014

The Poland Times2Słowo od redaktora naczelnegoEditor in Chief’s Note

Szanowni Państwo,

wraz z Nowym Rokiem przekazuje-my w Wasze ręce 6 wydanie naszego pisma. Jest to też nasz mały jubile-usz, gdyż obchodzimy tym samym półrocze istnienia. W związku z tym faktem pragnę życzyć Wam w imieniu całej redakcji The Poland Times dużo szczęścia, zdrowia i radości w 2014r. oraz byście byli nadal naszymi wiernymi czytelnika-mi.

W tym numerze chcemy kontynu-

ować pomysł przedstawiania kolejnych miejsc w Ameryce i na świecie gdzie polskość odcisnęła swe wyraźne piętno. Tym razem ukazuje-my malowniczy stan Kolorado, który zamieszkuje spora rzesza naszych rodaków. Ponadto zaprezentujemy także Amerykańską Częstochowę w stanie Pennsylwania. Rozpoczęliśmy również stałą współpracę z Polaka-mi na Kresach. Mamy nadzieję, że cykl artykułów o zaburzańskich rubieżach Rzeczpospolitej przypad-nie Państwu do gustu.

W numerze nie zabraknie naszych stałych rubryk. Jest nam też niezmiernie miło, iż będziemy dzięki zaproszeniu uczynionemu przez naszą gazetę gościć w styczniu pana Jana Pietrzaka, który wystąpi m.in. w Kolorado (Denver), Kalifornii (San Diego) i Utah (Salt Lake City) w spotkaniach organizowanych przez

lokalne Kluby Polskie.

Przedstawiamy także wyniki konkur-su świątecznego. Wszystkim laureatom gratulujemy i przypomi-namy, iż do 17 lutego 2014r. możecie Państwo uczestniczyć w kolejnym, noworocznym konkursie.

W składzie redakcyjnym witamy panią Katarzynę Żak, która będzie odpowiedzialna za marketing nasze-go periodyku.

Z życzeniami przyjemnej lektury,

Krystian Żelazny

Ladies and Gentlemen,

Along with the New Year we present the sixth edition of our newspaper. This is also our first- six months anniversary of The Poland Times’

existence. Due to this occasion, on behalf of our staff, I would like to wish you all the best in the year of 2014. We also would like you to continue to read The Poland Times.

In this issue we would like to continue the idea of presenting new locations in the United States, as well as in the world, where the Polish tradition left its mark. This time we show the colorful state of Colorado, where a large amount of Poles is currently living. In addition, we present Czestochowa, a town located in Pennsylvania. We also began to collaborate with the Poles living in the Eastern Borderlands (currently Belarus, Ukraine). We hope that you will like the series of articles about Poles from the eastern side of Bug River.

Our constant authors will continue to

write. Also, we are pleased to inform you that in January, thanks to our invitation, we will host Mr. Jan Pietrzak, who will perform in Denver (Colorado), San Diego (California) and Salt Lake City (Utah). The performances will occur at local Polish clubs.

The final results of the holiday contest are announced in this issue. We would like to congratulate all laureates and inform that anyone who is willing to participate in another, this time new year’s contest, can sign up before February 17th deadline. We would like to welcome Katarzyna Żak as a new member of our staff, who will be responsible marketing.

Wishing you pleasant reading,

Krystian Żelazny

KrystianŻelaznyredaktor naczelnyeditor-in chief

Redaktor NaczelnyEditor in ChiefKrystian Żelazny

Zastępcy Redaktora NaczelnegoV-ce Editor in ChiefRobert Słówko vel Bert Wörtchen (East)Zbigniew Żelazny (West)

Dyrektor ds. marketinguDirector of MarketingAndrzej Gałuszka (Polska)Katarzyna Żak (USA)

Dyrektor ds. dystrybucjiDirector of DistributionCezary Żelazny

Skład i korektaComposition and CorrectionAgnieszka DeleskaKrzysztof Bankert

Obsługa informatycznaIT supportNatalia Kmieć

KontaktContactUSA:Telefon (PL): +1 917 331 0212Telephone (US): + 1 609 529 3959Canada:Telephone: +1 613 274 2661e- mail: [email protected]

Polska: Telefon: +48 667 121 108

WydawcaPublisherCaesar Polonia Publishing, Corpadres: 5918 Catalpa Ave. Ridgewood, NY 11385

Wszystkich chcących zamieścić reklamę na łamach pisma, prosimy o kontakt telefoniczny bądź emailo-wy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów, która jest prywatną własnością intelektu-alną autorów tekstów.

In order to place advertisement with us, please contact us via email of phone.

The Editorial does not take responsibility for the content of articles, which is the private intellectual property of the authors.

www.facebook.com/ThePolandTimes

www.ThePolandTimes.com

Czego można życzyć sobie w nowym roku?

Nadszedł nareszcie długo oczekiwa-ny rok 2014, a wraz z nim chwile refleksji i listy noworocznych postanowień. Pierwszego dnia stycznia często dochodzimy do wniosku, że ostatnie 365 dni nie do końca były takie, jak być powinny. Wówczas postanawiamy, że ten nowy rok będzie o wiele lepszy od poprzedniego i choć 12 miesięcy temu obiecaliśmy sobie dokładnie to

samo, to szczerze wierzymy, że tym razem na pewno się uda.

W Sylwestrową noc żegnamy wszystko, co już minęło bezpowrot-nie, aby dać szansę temu, co jeszcze przed nami. 1 stycznia, to nowy start dla każdego z nas. Wówczas pełni zapału planujemy to, czego możemy dokonać w tym roku. Oby tylko te nasze plany doszły do skutku.

Nowy rok daje nadzieję na zmiany. Niestety często noworoczne postano-wienia nie przynoszą zmiany na lepsze. Gdy brak nam motywacji – tylko dołują i doprowadzają do rozczarowania, kiedy to wszystkie

nasze cele wydają nam się niemożli-we do zdobycia. Co możemy zrobić, aby ten nowy rok przeżyć jak najlepiej?

Przede wszystkim planujmy tak, abyśmy byli w stanie swoje życzenia zrealizować. Wiadomo, że nie powinniśmy oczekiwać od siebie cudów. Dlatego też zacznijmy od tych drobnych postanowień, których na pewno uda nam się dotrzymać.

Liczy się też jakość, a nie ilość. Kiedy postanowień jest zbyt wiele, może nie wystarczyć nam sił ani czasu, aby je wszystkie urzeczywist-nić. Zastanówmy się więc, co tak naprawdę jest istotne i co takiego w naszym życiu wymaga zmian, a później zróbmy wszystko, aby tych

zmian dokonać.

Czego mogłabym życzyć sobie w tym roku? Na pewno zapału do pracy i trafności w podejmowaniu decyzji oraz wytrwałości, której często brakuje, gdy wszystko „zwala się na głowę”. Rok 2014 będzie dla mnie okresem wielkich zmian. To czas najważniejszych w życiu decyzji, dlatego życzę sobie, abym nigdy ich nie żałowała. Tak, jak chyba każdy z nas, chciałabym, żeby ten nowy rok był jeszcze lepszy od poprzednich i przyniósł ze sobą niezapomniane chwile. Chciałabym przeżyć go tak, abym za rok o tej samej porze, gdy znów przyjdzie czas podsumowania, mogła śmiało powiedzieć, że było tak dobrze, że chciałabym to powtó-rzyć.

O to, aby ten rok był lepszy i bardziej owocny sami musimy się postarać. Ważna jest też wytrwałość, bo samo postawienie sobie celu to za mało. I tej wytrwałości właśnie życzę wszystkim, którzy razem ze mną wkraczają w nowy dział pt. „Rok 2014”. Niech ten czas przyniesie nam wiele radości i satysfakcji. Ważne jest, abyśmy nauczyli się cieszyć z sukcesów i wyciągać wnioski z niepowodzeń. Dajmy ponieść się chwili refleksji nad tym, co było dobre. Nie żałujmy też tego, czego nie udało nam się dokonać w minionym roku. Jeszcze nic straco-nego. Teraz mamy kolejną szansę, aby to zrobić.

Więc do dzieła!

KlaudiaBagińskaLicealistka zŁomży

Widziane oczyma nastolatki

Spotykamy się także z licznymi zapytaniami związanymi z bezpośrednim wysyłaniem gazet do Państwa domów.Wszystkich chętnych prosimy o kontakt z Redakcją. Jedynym Waszym kosztem będzie opłata za przesyłkę.

Laureaci/Winners: Cezary Michalowski (ON, Canada), Helena Chramiec (NY, USA), Anita Duszyńska (NY, USA), Jan Majer (CT, USA), Andrew Manik (NJ,USA)

Page 3: styczen2014

Wieści z Kresów - europejskość Lwowa

Patrząc na Panią Marię Zaziemską, myślę o jej życiu, które mogłoby być scenariuszem filmowym z Polską w tle. Mógłby to być dramat o siedemdziesię-cioletniej kobiecie, której serce rwie do ukochanej Ojczyzny mimo lat, które spędziła poza granicami kraju. Ofiarą masowej deportacji Polaków zamiesz-kujących USRR do Kazachstanu padło w latach 1936–1938 co najmniej 8 milionów obywateli, w tym rodzina Zaziemskich. Wśród deportowanych ze względu na narodowość polską byli Polacy, mieszkańcy dawnego terytorium Rzeczypospolitej na wschód od granicy państwowej II RP. Po wojnie zamieszkali w Polsce, a następnie po kilku latach wrócili do Lwowa, by odzyskać stracony majątek. Mimo niezłych warunków życia wśród Rodaków twierdzi, że „Tu, we Lwowie, mieliśmy swój mały kawałek Polski”. Dwójkę dzieci z dzieciństwa uczyła polskiego. Po studiach zamiesz-kali na stale w Chicago.

Po 1991 roku nie było powodów, żeby ukrywać swoje polskie pochodzenie. Właśnie wtedy pojawiły się dobre warunki dla samoidentyfikacji narodo-wej, ponieważ wszystko zależało od własnej woli człowieka, bo tylko jednostka decydowała do jakiej narodowości chce należeć i kim się czuje. Nie czyniono żadnego nacisku, a więc śmiało można było powiedzieć:

„Jestem Polakiem”. W rzeczywistości wyglądało to tak, że wiele osób, które miały polskie pochodzenie, po prostu nie przyznawały się do polskości. Niestety, w niepodległej Ukrainie nie udało się uniknąć asymilacji. Obecnie młode pokolenie nie zawsze przyznaje się do swego polskiego pochodzenia, a zawierając małżeństwa z Ukraińcami, przejmuje zwyczaje i tradycje ukraiń-skie. Takie przypadki zdarzają się coraz częściej, chociaż są także i małżeństwa mieszane, w których to osoba pocho-dzenia ukraińskiego przyjmuje zwyczaje polskie, uczęszcza do kościo-ła rzymskokatolickiego, a nawet bardzo dobrze rozmawia po polsku, lecz takie zjawisko nie należy do częstych. Istnieją także i takie małżeń-stwa, gdzie nikt nie wyrzekł się swego pochodzenia, kultywowane są tradycje obu narodów, w domu rozmawia się w dwóch językach. Małżeństw typowo polskich, czyli takich, w których oboje małżonkowie są Polakami, jest coraz mniej.

Przyczyną zmniejszenia się ilości Polaków jest fakt, że powoli odchodzi starsze pokolenie, które wykazywało się dużym patriotyzmem, było ostoją polskości na tych terenach. Ci ludzie nie ukrywali, że są Polakami.

Jeżeli chodzi o studia w Polsce, to mają one na celu wykształcić młodą inteligencję, a ona natomiast, wyjeż-dżając po ukończeniu studiów w swoje rodzinne strony na Ukrainie, ma krzewić polskość. W rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Przyjeż-dżając do Polski, osoby te pozostają tam już na stałe i nie mają zamiaru

wracać na Ukrainę.

Niektórzy badacze prognozowali, że na przełomie XX i XXI wieku liczba Polaków w tym państwie będzie wynosić od 500-800 tys. do miliona. Oczekiwano, że w zmienionych warun-kach politycznych wiele osób ujawni swoją tożsamość. Wyniki mówią same za siebie. Według spisu powszechnego liczebność Polaków w poszczególnych obwodach wygląda następująco: największe skupisko Polaków na Ukrainie to Żytomierszczyzna (49 tys.), następnie obwód Chmielnicki (23 tys.), potem obwód Lwowski (19 tys.).

„Wydarzenia na Ukrainie historycznie są nieodwracalne, a geopolitycznie prowadzą do transformacji” - ocenia Zbigniew Brzeziński na łamach „Gazety Wyborczej”. Integracja z UE jest nadzieją Kresów Wschodnich na odzyskanie utraconej więzi z Ojczyzną, jest szansą na zmiany w sprawach polepszenia jakości życia, demokracji, gospodarki, postępu naukowo-tech-nicznego, edukacji. Na krótko przed północą ze Lwowa ruszają autobusy i samochody na Kijów, jedzie kolejna zmiana ochotników na Majdan. Większość wybiera się do stolicy Ukrainy na kilka dni, niektórzy po raz trzeci czy czwarty, biorą zwolnienia z pracy, sami opłacają wyjazdy.

Wiemy co dzieje się w Kijowie, wielu Polaków też pojechało wspierać tam Ukraińców. Czy Ukraińcy tak samo jak Polacy kochają wolność i chcą uniknąć totalitaryzmu? Czy Ukraińcy chcą, żeby Polska była pośrednikiem między Ukrainą a Unią, Zachodem? Polacy widzą się w tej roli, a Ukraińcy z wdzięcznością przyjmują to wsparcie

ze strony Polaków. Polacy nas wspiera-ją. To, że Pałac Kultury był oświetlony na żółto-niebiesko było symbolem, kto jest prawdziwym przyjacielem Ukrainy. Ukraińcy doceniają wsparcie Polaków i te dwa bratnie narody muszą w końcu dojść do porozumienia i pojednania.

Polska niestety bardzo mocno odeszła od polityki wschodniej Lecha Kaczyń-skiego. Dlatego na Majdanie można spotkać posłankę na Sejm RP Małgo-rzatę Gosiewską – przyjechała, żeby Ukraina czuła, że Polska wspiera ukraińskie dążenia do zbliżenia się do Europy. „Solidaryzujemy się w trudnej sytuacji, przełomowej dla Ukrainy, ponieważ to co się dzieje od kilku tygodni w Kijowie i w wielu, wielu miastach Ukrainy to jest pewny przełom. Przełom, który następuje również w głowach ludzi tutaj przeby-wających – mówi Pani Poseł, - Mamy budować nowe relacje polsko-ukraiń-skie. Kiedy te relacje polsko-ukraińskie będą przyjazne, możemy rozmawiać o sprawach trudnych.”

Zdaniem prezydenta Bronisława Komorowskiego rola Polski będzie m.in. polegała na tym, aby nie tylko podtrzymywać zasadę otwartych drzwi dla Ukrainy, ale również zachęcać władze Ukrainy aby chciały z tego skorzystać.

„Przyjechaliśmy, żeby wesprzeć dążenia społeczeństwa ukraińskiego do integracji z Unią Europejską, dążenia do tego, żeby być razem” – powiedział Jarosław Kaczyński.

„Chcemy kontynuować to wszystko, co było dziełem mojego śp. brata

prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, który prowadził politykę zmierzającą do tego, by ta część Europy była razem z Unią Europejską i mogła się integro-wać w tej wielkiej całości jaką jest Europa i w tej mniejszej całości jaką jest Europa Środkowo-Wschodnia” – powiedział prezes PiS dziennikarzom w Kijowie.

Bardzo miło jest spotkać na Majdanie przedstawicieli innych narodowości. To już jest społeczeństwo obywatel-skie. Wspólnie działamy na rzecz demokracji, na rzecz godności, na rzecz solidarności, ażeby zawsze i wszędzie na Ukrainie respektowano prawa człowieka, bo niestety dziewięć lat temu nie doprowadziliśmy zwycię-stwa do logicznego końca. Jest jedna Ukraina, bez różnicy językowej czy wyznania mieszkańców tego kraju.

Ta młodzież, która teraz stoi na Majda-nie ma 25-30 lat. Za 10 lat mogą przyjść do władzy, niekoniecznie politycznej. Będą prowadzić firmy i przedsiębiorstwa i będą szli do Europy niezależnie od tego, że Janukowycz kiedyś nie podpisał jakiegoś dokumen-tu. Mamy czego się uczyć i co zostawić za plecami, lecz nie musimy być powodem emigracji kolejnych pokoleń, jak w wypadku dzieci Pani Marii Zaziemskiej. Dziś tworzymy razem naszą przyszłość, państwo, w którym mieszkać będą potomkowie Polaków z terenów teraźniejszej Ukrainy. Różnice w przynależności państwowych i etnicznych coraz bardziej zanikają, teraz wszyscy musimy czuć się przede wszystkim obywatelami Europy – Starego Świata – z wspólną bogatą historią i obfitym dziedzictwem kulturowym.

AnnaPaszkovskaKurier GalicyjskiRadio Lwów

Page 4: styczen2014

4 publicystyka - polska

Rok jubileuszowy

Jak zwykle na początku każdego roku pojawiają się próby przeniknię-cia zasłony zakrywającej przyszłość. Przeważnie okazuje się, że będzie jeszcze dobrzej, niż było - zwłaszcza gdy zasłonę przyszłości próbują przeniknąć politycy. Ci nie mają żadnego interesu w kreśleniu jakichś czarnych wizji, bo jak wiadomo - nadzieja umiera ostatnia, a na instynkcie samozachowawczym zbudowano niejedno imperium. Ale niezależnie od tego, to i owo można jednak przewidzieć, pamiętając, że kto panuje nad przeszłością, ten panuje również nad przyszłością. Zapewne właśnie dlatego w nowo-rocznym przemówieniu prezydenta Komorowskiego znalazły się wyrazy zadowolenia z „wolności”, jakiej zażywamy w III Rzeczypospolitej.

Chodzi oczywiście o 25 rocznicę rozpoczęcia telewizyjnego widowi-ska pod tytułem „Obrady Okrągłego Stołu” i jego późniejsze następstwa w postaci tzw. „kontraktowych” wyborów, w następstwie których - jak za pośrednictwem rządowej telewizji poinformowała wszystkich pani Joanna Szczepkowska - „upadł komunizm”. To telewizyjne widowi-sko było przeznaczone dla opinii publicznej - żeby na własne oczy zobaczyła, jak jej Umiłowani

Przywódcy strasznie osaczają komu-cha, jak osaczony i przyparty do ściany przez Kuronia Michnika (Michnik to nazwisko) komuch spazmatycznie się wije - i tak dalej.

Oczywiście mało kto zdawał sobie wtedy sprawę nie tylko z tego, że reprezentacja Umiłowanych Przywódców została uprzednio i przy wydatnej pomocy wojskowej razwiedki starannie wyselekcjono-wana, a jeszcze mniej z tego, że w miejscach bardziej dyskretnych i w gronie już bardzo zaufanym generał Czesław Kiszczak kładł ustrojowe fundamenty III Rzeczypospolitej, z niepisaną konstytucyjna zasadą: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych” oraz ekonomicz-nym modelem państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, w którym o dostępie do rynku i możli-wości funkcjonowania na rynku decyduje przynależność do sitwy, której najtwardszym jądrem są tajne służby z komunistycznym rodowo-dem.

Słowem - telewizyjne widowisko pod tytułem „Obrady Okrągłego Stołu” miało na celu z jednej strony stworzenie w opinii publicznej wrażenia, że oto nadchodzą wielkie zmiany, natomiast z drugiej - staran-ne ukrycie, że celem tych „wielkich zmian” jest pozostawienie wszyst-kiego po staremu. Wyszło to na jaw dopiero później i niejako przypad-kiem, kiedy to w odpowiedzi na list AK-owców, m.in. Stanisława Jankowskiego „Agatona”, gadatliwy

Stefan Bratkowski ujawnił, że Umiłowani Przywódcy tworzący wyselekcjonowaną „stronę społecz-ną” zagwarantowali generałowi Kiszczakowi, że komuchy nie tylko zachowają dotychczasową pozycję społeczną, ale również, a może nawet przede wszystkim - również to, co sobie nakradli w ramach uwłaszczenia nomenklatury. Dlacze-go generał Kiszczak w te gwarancje uwierzył - to osobna sprawa, która rzuca snop jaskrawego światła na wydarzenia z 4 czerwca 1992 roku, kiedy to próba ujawnienia komuni-stycznej agentury w strukturach „wolnej” III Rzeczypospolitej zakończyła się niepowodzeniem w następstwie jej storpedowania przez obydwie strony umowy „okrągłego stołu”.

Ale o ile przed dwoma laty 20 rocznica udaremnienia ujawnienia komunistycznej agentury w struktu-rach III RP nie była obchodzona, ani oficjalnie, ani nawet nieoficjalnie - bo i po cóż wspominać o sznurze w domu wisielca - o tyle w rozpoczyna-jącym się właśnie 2014 roku 25 rocznica „odzyskania wolności” pod kuratelą generała Kiszczaka i jego konfidentów będzie obchodzona z niebywałym przytupem, podobnie jak 20 i 30 rocznica zainstalowania PRL-u. Wtedy też wszyscy się radowali z niebywałych uspiechów w budowie socjalizmu, dobrobytu, no i oczywiście - wolności - dopóki wszystko się nie skawaliło.

Nietrudno przewidzieć, że niezależ-nie od liturgii państwowej, której głównym celebransem zamierza zostać pan prezydent Komorowski, rocznicę uświetnią rozmaite

nabożeństwa z inicjatywy prywatnej - chociaż oczywiście dostrojone do zatwierdzonej linii. Podobnie było i za komuny; z okazji 20 rocznicy PRL ówcześni celebryci spontanicznie komponowali pieśni w rodzaju dziarskich „Dwudziestolatków”, czy bardziej sentymentalnych „Ona ma 20 lat”. Żeby jednak i dzisiaj sponta-niczna radość z odzyskanej wolności była jeszcze bardziej przekonująca, trzeba będzie pewnie zabezpieczyć ją operacyjnie - podobnie jak w 1974 roku, kiedy to łódzcy bezpieczniacy sporządzili „Ramowy Plan operacyj-nego zabezpieczenia obchodów XXX-lecia PRL”, przewidujący nie tylko objęcie szczególnym nadzorem konfidentów wszystkich społecz-nych środowisk, ale również kontro-lę kazań pod kątem ich prawomyśl-ności. Dzisiaj wprawdzie część tamtych bezpieczniackich obowiąz-ków przejęły niezależne media głównego nurtu z „Gazetą Wybor-czą” na czele, ale nigdy nie ma tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej, więc jestem pewien, że już od początku roku w jakże licznym i rozbudowanym środowisku konfidentów, przede wszystkim w niezależnych mediach głównego nurtu, będzie wprowadzony stan podwyższonej gotowości.

Wzorem poprzednich jubileuszy nie obejdzie się również bez odpowied-niego udelektowania ojców założy-cieli - oczywiście już nie Marcelego Nowotki, czy Bolesława Bieruta, ale generał Kiszczak, podobnie jak inne człowieki honoru z generałem Jaruzelskim, no i rzecz prosta - Lecha Wałęsy, któremu akurat teraz by się to przydało nie tylko ze wzglę-du na utratę szansy na „Oskara”, ale

przede wszystkim ze względu na książkę o „człowieku z teczki”. Skoro w 1974 roku Leonid Breżniew dostał order Virtuti Militari, to czyż prezydent Komorowski poskąpi go dla Lecha Wałęsy, który w słynnym skoku przez płot dokonał przecież cudów męstwa i waleczności. Chyba, że Sejm wymyśli dla Ojców Założy-cieli III RP jakiś okolicznościowy order, np. „Krzyża Zbolałego”, podczas gdy orderem Virtuti Militari zostanie udekorowana Nasza Złota Pani. III Rzeczpospolita nie powinna być przecież gorsza dla swoich protektorów niż PRL dla swoich tym bardziej, że pojawiły się projekty wyniesienia premiera Tuska na szefa rządu całego Eurosojuza.

Już na podstawie tego powierzchow-nego przecież przeglądu widać, że uroczystości mogą wypełnić nam cały rozpoczynający się rok tym bardziej, że 28 lipca przypadnie 100 rocznica wybuchu wielkiej wojny domowej w Europie, nazwanej później „I wojną światową”, 1 sierpnia - 70 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, a 1 września - 75 rocznica wybuchu kolejnej europejskiej wojny, zwanej „II wojną światową”. A tu jeszcze w maju będą wybory do Parlamentu Europejskiego, w związku z którymi Umiłowani Przywódcy jeszcze w ubiegłym roku zaczęli zdradzać objawy amoku. Żebyśmy to wszyst-ko jakoś zdrowo przeżyli!

Artykuł ukazał się także w tygodniku „Nasza Polska”

StanisławMichalkiewiczZnany polski publicysta oraz autor wielu książek

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

Głośniej wymawiać słowo „zdrada”

Mamy dosyć intensywną końcówkę roku. Jest się nad czym zadumać przy wigilijnym łamaniu opłatkiem, przy świątecznym drzewku w gronie bliskich. Dzięki podniosłemu nastro-jowi Bożego Narodzenia łatwiej odpędzić złe przeczucia, ponure prognozy jakie czają się za progiem, za rogiem Następnego Roku.

Największe wrażenie robi skok rządu na OFE. Chodzi o grube miliardy złotych z prywatnych kont milionów ludzi. Róbcie starszaki fotografie wigilijnego stołu, by w następnych latach było co wspominać i wnukom pokazywać…

Napięcie idące od strony Ukrainy też powoduje pewną nerwowość,

zwłaszcza że polskie władze odgry-wają w tej historii mocno dwuznacz-ną rolę. Niby popierają Ukraińców w ich dążeniu do stowarzyszenia z Unią, ale bez entuzjazmu i konkre-tów. Gdzieś w tle czai się jakiś hamulcowy…

Grozą wieje od północy, gdzie ostatnio zainstalowano rakiety Iskandery mogące rozrzucać bombki atomowe nad Polską. W tym kontek-ście słowa gen. Skrzypczaka o „zagarnięciu polskiej kasy i zniszczeniu naszej zbrojeniówki” to zatrważająca diagnoza stanu obron-ności. Miliardy przeznaczone na wojskowe wydatki mogą zostać rozkradzione. Zabiegają o to dwie grupy interesów: ci, co dbają o zanik polskiego wojska i ci, którzy chcą się gwałtownie wzbogacić. Dwa w jednym!

Niepojętym incydentem jest oświad-czenie stołecznej prokuratury, że określenie „polskie obozy zagłady” nie znieważa Polaków. Nie znieważa

i już! Jacyś prokuratorzy przychylają się do hitlerowskiej propagandy. To niebywałe! Na szczęście dyrektorzy muzeów: Auschwitz, Bełżec, Sobibór, Treblinka, Stutthof, Majda-nek… nie dali się jeszcze przekupić Niemcom i wydali mocne oświad-czenie, że prokurator łże. Ale prawdę mówiąc, takie oświadczenie powin-ni wydać zbiorowo: prezydent, premier Sejm i Senat! Polacy mają po to państwo, by w fundamental-nych sprawach zabierało głos w obronie dobrego imienia Polski. Istnie-jąca od roku fundacja Reduta Obrony Dobrego Imienia Polski, prowadzona przez Macieja Świrskiego, współ-pracując z fundacją Towarzystwo Patrio-

tyczne, dwoi się i troi, by opinia publiczna nie poddawała się bezczel-nym antypolskim kłamstwom. Niestety, prywatne środki darczyń-ców nie wystarczają na odpowiednią skalę reagowania… Zwłaszcza, że mamy w kraju bardzo zamożnych obywateli, którzy służą wrogim siłom, spełniając rolę piątej kolumny. Może już czas głośniej wymawiać

słowo „zdrada”? Ale to już w 14-tym roku.

A póki co, śpiewajmy: „podnieś rękę Boże dziecię, błogosław Ojczyznę miłą!”.

Artykuł ukazał się także w tygodniku „Solidarność”

JanPietrzakZnany polskisatyryk ipublicysta

Page 5: styczen2014

5publicystyka - usa

Z cyklu opowiadania Wörtchena - Kącik „Sur”

Kochani,

Doszły mnie słuchy, że wielu się dopomina o historię Kropiwnickie-go..

Czas leci a tu kurna nic.

Sami rozumiecie; czasy są ciężkie, człowiek musi się doszperać, dokopać materiałów, przejrzeć te wszystkie sterty teczek (czasem niedopalonych), mikrofilmy, kosztowne podróże do IPNu a tu w szkatule prześwituje dno. Ale jak wiecie, nigdy się nie poddaję i co się odwlecze to nigdyy nie uciecze;)

Ihhhaaaa!!!- to zarżałem ze szczęścia ja- Koń Poniatowskiego. Jestem wielkim fanem Kropiwnickiego. Gdybym tylko był nieco młodszy (rozmarzył się tu trochę),.. to bym z Kropem po świecie się pobujał, ZCHN bym se z nim założył.

Ach..kurde

Wiśta wio!!

No już Koniu spadaj bo muszę tu się przed czytelnikami rozliczyć z roboty. Marzenia marzeniami- szczególnie tych na emeryturze a my tu musim zapie..

Ale do rzeczy. Jak Kropiwnicki był małym chłopcem, to zwrócił się do rodzicielki (a były to czasy tuż po wojnie- Stalinizm jak jasna cholera):

-Mamo, jak będę duży to chciałbym być ultranacjonalistą. Chciałbym też wpleść w to wszystko Kościół i zrobić taki miks- takąą Zupęę żeby było i CHrześcijańsko, i Narodowo.

-Mamo, myślisz, że Romek Dmow-ski by mnie polubił?? (tu zrobił niewinną minkę dziewięciolatka- oczywiście grając niewiniątko bo był bardzo inteligentny i już od najmłod-szych lat politycznie przebiegły- hehe)

-Oczywiście synku. Tylko musisz takiego samego wąsika puścić jak pan Roman. Wtedy wszystko się

ułoży tak jak sobie życzysz (mamu-sia natomiast jak widać zbyt inteligentna nie była). Tylko pamię-taj, nic o tym w szkole nie mów bo zanim ZCHNek założysz, wszyscy znajdziemy się w kazamatach tych potwornych komuchów- szszsz. A teraz idź już spać. Niech ci się przyśni jakaś wielka prawicowa prowokacja. Kocham cię Juruś. Cmok.

Jurek brnął przez życie. Jak tylko natura pozwoliła, puścił wąsiura- tak jak mama przykazała takiego samego jak Romek. Z początku czar wąsa nie zrobił na nikim powalającego wraże-nia. Ale z czasem Juro zaczął się za jego sprawą umacniać.

Życie Jura jest tak zakamuflowane, że zajęło mi kupę czasu żeby tę notkę spłodzić a jak wiecie, mam talent do rozwikływania nie lada zagadek (patrz na przykład gumiaki Kwaśniewskiej). No więc chodzi o to, że mama przekazała mu również tajną instrukcję, którą zamieściła na szóstej stronie Czerwonej Książeczki Mao (ale jaja!! Mao by się w grobie przewrócił. Prawicowe teksty zakon-spirowane/ zaszyfrowane w jego

ulubionej lekturze, w książeczce z jego cytatami serwowanej miliardo-wi Chińczyków!- pod latarnią jednak zawsze najciemniej) i dopiero kilka tygodni temu odszyfrowne przez zespół specjalistów z PAN;).

Mianowicie, tekst notatki brzmi: „Juro, bądź lampą, żaglem i sterem”. I tu eureka- to dzięki temu tekstowi zaczynamy rozumieć Jurka zamiło-wanie do łódek. Jak wiemy, wiąże się z Ziemią Łódzką. Wyprzedzając nieco naszą historię, zostaje prezy-dentem Łodzi!

Kilka tygodni później kolejny przełom; 16 października zostaje znaleziony rękopis podklejony pod ławeczką Tuwima na Piotrkowskiej w Łodzi. Po przeprowadzeniu dogłębnego śledztwa okazuje się, że jest to sprawozdanie napisane przez sąsiadkę Kropiwnickich, panią Marię B., która ze względu na podejrzenie prawicowych sympatii Kropiwnic-kich zdawała dokładne raporty z obserwacji rodziny w późnych latach czterdziestych i wczesnych pięćdzie-siątych do Urzędu Bezpieczeństwa. Opis z 13 marca 1946r. przywołuje scenkę niemowlaka Jurka, ssającego

pierś matki w parku nieopodal ich domu w Częstochowie. Być może stąd zamiłownie do kobiecych piersi.

I ostatni element łamigłówki; wczoraj słucham sobie Püdelsów. I nagle.. kawałek „Wolność Słowa” i.. odpowiedź!!!:

„..Pani poseł Sierakowska wyszła przypudrować noska. Zaczaił się Kropiwnicki. Pragnie złapać ją za cycki..”

Ależ życie płata nam figle. Ale wszystko na szczęście dobrze się ułożyło i rozwikłaliśmy kolejną zagadkę. Wszystko takie puzzle w życiu. Ale jak się to wszystko do kupy złoży to piękne obrazy się wyłaniają.

Kocham Was kochani. Pozdrawiam. Ku przyszłości usłanej kwiatami. Naprzód!

Ognia!

W następnym odcinku odpowiedź na pytanie dlaczego Niemcy są po lewej a Ruscy po prawej.

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

It is commonly held that the United States is a Christian country. Is this really true?

From a statistical viewpoint, the US indeed seems to be a Christian country. About 90 percent of all religious groups in the States are ten major Christian denominations. Among these “denominational families” (as they are called here), the most numerous are the Roman Catholics (about 51 million), the Baptists (about 34 million), the Methodists (about 14 million), and the Lutherans (about 9.5 million).1 In general, the Christians represent as much as 75 percent of the adult US population.

Everyday life in the US also seems to confirm that it is a Christian country. Every US dollar bill contains now the inscription “In God We Trust,” although this statement appeared as late as early 1950s and became an official national motto during the Eisenhower Administration.

“Pledge of Allegiance” is another such case. It is a homage paid to the American flag by holding the right hand over the heart. It is commonly done by, for instance, children in

schools and by newly-naturalized American citizens. But the formula “One Nation under God,” which is said during the homage, is also an insertion from the 1950s, because the original version of the Pledge, published in 1892 in a youth magazi-ne, did not contain any mention of “God.” The addition was made by Congress in 1954, also during the Eisenhower Administration.

After the tragic terrorist attacks on New York and the Pentagon, one could see “God Bless America!” in every US town. It’s a formula that is being converted into a new religious motto of the US.

But does it all mean that the US is a religious country based on Christia-nity?

No, it does not, despite what is commonly believed both in the US as well as in the world at large. Because in its foundation that is, on the basis of the US Constitution and the intention of its authors America is not, and should never be a faith-ba-sed country, that is, one that promo-tes whatever religion.

The best evidence for this is the obvious fact that the US Constitu-tion, written in 1787, is a completely secular document. In contrast to the

Polish Constitution, there is not a single reference in it to God, Jesus, or any other “higher being.” What’s more, the so-called First Amendment to the American Constitution contains the famous statement that says: “Congress shall make no law respecting an establishment of religion, or prohibiting the free exercise thereof; or abridging the freedom of speech, or of the press; or the right of the people peaceably to assemble, and to petition the Govern-ment for a redress of grievances.”

This clause of the First Amendment, authored by James Madison, the Father of the US Constitution, is according to Henry Steele Comma-ger, a well-known American historian “perhaps the most impor-tant [political] decision that was taken in the New World.” And that is because it not only guarantees freedom to embrace whatever religion but also protects those who are non-religious. What’s more, the 1st Amendment separates state from religion. And this principle of the separation of state from whatever religious institution is an epoch-ma-king event in the history of political thought. It is an unprecedented accomplishment in the development of political thought, not only in the US but also all over the world.

According to Thomas Jefferson Madison’s close associate and, like Madison, one of the founders of the American State the 1st Amendment erects a wall of separation between church and state.” This famous interpretation by Jefferson of the meaning of the 1st Amendment is the most famous metaphor in American political philosophy. No one can hope to understand the essence of the American political system as descri-bed in the American Constitution unless he or she understands this metaphor.

Today’s conservative Christians in the US would like to abolish the “wall,” or at least to weaken it. And this is why they constantly fight to amend the US Constitution so that it contains at least a mention of God and the need to politically protect religion, that is to say, mainly Christianity. The goal of these endless political machinations is to convert a secular, non-religious American State into a Christian republic.

They have forgotten what to the American Founding Fathers was one of the most important problems: to forever separate government from religious institutions in order to avoid the endless horror in the history of religious countries. Jeffer-

son and Madison knew very well Europe’s history, where governments in tandem with Churches were the cause of never-ending religious persecution, of the exploitation and ignorance of the masses, of general political instability and particularly in the case of the Catholic Church of the inquisition, torture, burning of witches, and other murders and crimes induced by religious beliefs.

These are political facts that need to be pointed out if only because of the ongoing debates in Europe about the real contribution by Christianity to European history and because of the attempts to insert an invocation to God in the European Union Constitu-tion.

These conservative Christians have also forgotten what the US govern-ment declared in 1797, several years after the US was founded, in an economic treatise ratified by US Senate during the presidency of John Adams:

The US Government is not in any sense based on the Christian religion.

1 The data come from ARIS (The American Religious Identity Survey) and are available at Adherents.com

KazDziamkaPhD Universityof New Mexico

BertWörtchen

Page 6: styczen2014

Pat polityczny na Ukrainie trwa. Ukraińcy protestują, a rząd robi swoje. Czy jednak tym razem nastąpi prawdziwa zmiana, czy to tylko deja vu z 2004 roku?

Aby dojść do sedna problemu obecnego kryzysu, należy się cofnąć do początku – do roku 1991, kiedy to Ukraina oficjalnie stała się niepodle-głym państwem. Rozpad ZSRR, mimo tendencji odśrodkowych, został przyjęty z mieszanymi odczu-ciami: zachodnia część państwa, zamieszkała w dużych miastach, jak Lwów czy Kijów, dość naturalnie odziedziczyła dawny polski pociąg do zachodu, zaś wschodnie, przemy-słowe regiony dążyły do zachowania status quo, czyli przyjaźni dwóch bratnich narodów. Silne tendencje odśrodkowe można było odnaleźć jedynie na Krymie, zamieszkałym w większości przez Rosjan.

Pomimo różnic światopoglądowych, państwo nie doszło tam do nigdy do wielkich kryzysów politycznych. Wynikało to głównie z typowego procesu odchodzenia od komunizmu w państwach byłego Związku Radzieckiego. Dość szybko powstał „udemokratyzowany” aparat partyj-ny, który powoli zaczął przekształcać

się w nową elitę biznesu – oligar-chów. Nowa klasa, powstała głównie w okręgach przemysłowych wschod-niej Ukrainy, jak Donieck, szybko zrozumiała, iż dla podtrzymania swoich aspiracji konieczne są dobre kontakty z Rosją. Dlatego też dość szybko uformowała swoje ugrupo-wanie polityczne pod patronatem ówczesnego prezydenta, Leonida Kuczmy. W 1997 roku powstała partia matka późniejszej Partii Regionów – Partia Regionalnego Odrodzenia Ukrainy. Układ partii z oligarchami funkcjonał skutecznie, a nawet cieszył się sporym poparciem. W owym czasie przeciętny obywatel wymagał od władz tylko jednej rzeczy: stabilności, a oligarchowie, wspierani pieniędzmi z budżetu i preferencyjnymi warunkami w handlu z Rosją, mogli zapewnić pracę pomimo braku ekonomicznego uzasadnienia.

Wbrew pozorom, ten system nie był skostniały. Powoli następowała pluralizacja życia politycznego. Oczywiście w tym punkcie należy przypomnieć sprawę zabójstwa Heorhija Gongadze, o którego zlecenie wielokrotnie oskarżano Kuczmę. Zgodnie z zeznaniami między innymi byłego ochroniarza prezydenta, miał on mówić podczas narad politycznych o pozbyciu się niewygodnego dziennikarza. Mimo pojawiania się kolejnych przypad-ków, władze tolerowały szereg różnych akcji politycznych, w tym odbudowywanie nacjonalistycznego

ruchu politycznego, jak np. nacjona-liści odwołujący się do postaci Stepana Bandery, znanego między innymi z urządzania rzezi na ludno-ści polskiej podczas i po II wojnie światowej. Idee Bandery w bardzo okrojonej formie przyjęto jako podstawę mobilizacji politycznej zachodniej części kraju. Efekty mobilizacji były widoczne: w 1999 roku wybory wygrał blok byłego Prezesa Banku Centralnego, Wiktora Juszczenki, który przez 2 lata pełnił funkcję premiera. Jednakowoż, system wyborczy wprowadzony przez byłych komunistów spowodo-wał, iż nie miał on większości w Radzie Najwyższej, dlatego też musiał podać się do dymisji 2 lata później. W krótkim czasie po dymisji były premier ogłosił, że zamierza wystartować w wyborach prezydenc-kich w 2004. Dzięki sprawności politycznej zdołał utworzyć szeroką koalicję na rzecz swojej kandydatu-ry, w skład której wchodził później Blok przyszłej premier Julii Tymo-szenko. Szybki przyrost poparcia społecznego i politycznego wywołał niezadowolenie Kuczmy, który najprawdopodobniej był odpowie-dzialny za próbę otrucia Juszczenki, któremu zaaplikowano dioksyny – rodzaj bardzo trującej substancji, szczególnie chętnie stosowany przez KGB. Po ujawnieniu tego faktu popularność opozycji jeszcze wzrosła, co spowodowało nagminne łamanie przez władze prawa wybor-czego i brutalną kampanię. Oficjalne wyniki wyborów ogłoszone przez

Sąd Najwyższy stwierdziły wygraną namaszczonego przez Kuczmę Wiktora Janukowycza. Jednakże opozycja i zachodni obserwatorzy dość szybko spostrzegli, iż różnica pomiędzy oficjalnymi wynikami komisji wyborczych a końcowymi różnią się średnio o ponad 10%. Opozycja rozpoczęła organizowanie masowych protestów. Do protestów szybko dołączyli europejscy polity-cy, w tym Prezydent Kwaśniewski. Naciski protestujących wymusiły ugięcie się władz i powtórzenie wyborów, które wygrał przywódca „pomarańczowej rewolucji”.

Niestety, jak pokazuje historia, rewolucja pożera najpierw swoje dzieci. Juszczenko dość często gubił się w polityce zagranicznej, a pełnią-ca funkcje premier Tymoszenko musiała ratować gospodarkę kraju przez rosyjskimi podwyżkami cen gazu. Dodatkowo coraz bardziej wyraźny stawał się konflikt prezy-denta z premierem, którzy dość wyraźnie dawali do zrozumienia, iż czas się rozejść. Ostatecznym symbolem klęski tego obozu stało się przegranie kolejnych wyborów i powrót do władzy „niebieskich” z Janukowyczem na czele. Już po rozpoczęciu jego kadencji Tymo-szenko została oskarżona o podpisa-nie niekorzystnego kontraktu na zakup gazu od Rosji, za co została skazana na 7 lat pozbawienia wolno-ści. W odpowiedzi elity europejskie publicznie wygłaszały oburzenie i rozpoczęły przymuszanie władz do „uwolnienia” byłej premier w zamian za podpisanie umowy stowa-rzyszeniowej pomiędzy UE a Ukrainą. Dość długo wydawało się,

iż rząd jest w stanie ustąpić na tym polu. Taki rozwój wypadków nie mógł pozostać bez odpowiedzi Rosji, która zaproponowała przyłączenie Ukrainy do Euroazjatyckiej Wspól-noty Gospodarczej, a przy okazji przypomniała o możliwości wystą-pienia komplikacji w handlu oraz ruchu wizowym w przypadku wybra-nia europejskiej ścieżki. Kijów podczas umowy wynegocjował od Unii zapewnienie o pokryciu kosztów ewentualnych strach, jednak dla rządu zaproponowane kwoty były niegodne zainteresowania. Tuż przed oficjalnym zawieszeniem podpisania porozumienia, parlament odrzucił zmiany w prawie pozwala-jące na leczenie Tymoszenko w Niemczech. Ta decyzja wywołała wściekłość opozycji, której symbo-licznym liderem stał się Witalij Kliczko. Opozycja zorganizowała masowe protesty, ale nie zaprzestała dialogu z władzami, który mimo utrudnień – jak remont wejścia w budynku rządowym… odbył się. Nie przyniosły one wiele, gdyż kilka dni później podpisano porozumienie z Rosją, na mocy której Ukraina otrzyma pożyczkę z rezerw Federacji Rosyjskiej; obniżono także ceny gazu. Mimo prób usunięcia protestu-jących, nie udało się przerwać protestów. Scenariusz nawrotu na drogę europejską jest jednak mało prawdopodobny. Na chwilę obecną wydaje się, iż Janukowycz gra na dwa fronty, aby móc skorzystać z dobrodziejstw obu stron – proble-mem pozostaje pytanie, na jak długo Rosja na to pozwoli?

6 publicystyka - świat i kanada

List z Ottawy – Jeśli Bóg zamyka jedne drzwi, robi to tylko po to, aby otworzyć inne

Ciąg dalszy z numeru grudniowego.

Nie jestem profesorem i wiem tylko, że 2 listopada 1942 Kardynał Sapie-ha wystosował list do Hansa Franka i był to list protestacyjny, sprzeciwia-jący się terrorowi stosowanemu przez okupanta wobec Polaków i

Żydów. Już sam fakt wystosowania takiego listu do bezlitosnego okupan-ta niemieckiego był aktem odwagi. Przypomnijmy może raz jeszcze: na ziemiach polskich był terror i krwawa okupacja niemiecka, która w ciągu 5 lat zmiotła 3 miliony obywa-teli polskich pochodzenia żydow-skiego oraz 2,5 miliona obywateli polskich pochodzenia nie-żydow-skiego. Nie istniała i nie funkcjono-wała żadna legalna czy oficjalna polska instytucja ani urząd. Tak samo i nie istniał, oficjalnie, ani też nic nie mógł, Polski Kościół. Polski Kościół

i kler byli tak samo, a może i szczególnie, obiektem terroru i prześladowań. Przytoczmy za Wikipedią (tylko dane, które mogły być udowodnione historycznie i z tej racji zaniżone):

W okupowanej Polsce) „hitlerowcy zamordowali 1832 księży i kleryków diecezjalnych, 357 księży i kleryków zakonnych, 205 braci zakonnych oraz 289 zakonnic polskiego pocho-dzenia. Na terenie samego General-nego Gubernatorstwa zginęło ogółem 466 księży, z czego 117

zostało rozstrzelanych, a pozostali zmarli w obozach koncentracyjnych. Polskich księży więziono w Stutthof, Oranienburgu, Sachsenhausen, Nordhausen, Buchenwaldzie, Gross-Rosen i innych. W samym Oświęcimiu zabito 167 duchownych z 416 tam przebywających. Strat osobowych Kościoła katolickiego pod okupacją radziecką do dziś nie udało się jednoznacznie oszacować. Wynika to ze złożoności problemu, braku źródeł. Przypuszcza się, że były procentowo większe, a wielu księży i duchowieństwa zakonnego

zostało zesłanych w głąb Rosji – zwłaszcza do syberyjskich gułagów.”

Pytanie: „Co zrobiła międzynarodo-wa Diaspora Żydowska w sprawie eksterminacji Żydów, w następstwie raportu The Mass Extermination of Jews in German Occuppied Poland przygotowanego przez Polskie Państwo Podziemne i Polską Armię Podziemną, przywiezionego i prezentowanego na Zachodzie przez emisariusza Armii Krajowej, Jana Karskiego...?” – z sali nie padło.

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

WacławKujbidaredaktorTVNiezaleznaPolonia.orgOttawa

MateuszPiłkadoktorant UP w Krakowie

The Poland Times

Historia lubi się powtarzać…

Tel (English): + 1 609 529 3959

Page 7: styczen2014

The Poland Times 7Comiesięczny wywiad polityczny

polityka www.ThePolandTimes.com

1. Zbliżają się kolejne Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Prezydent Barack Obama zapowiedział, że w proteście przeciwko dyskryminacji gejów i lesbijek nie pojedzie na ich rozpo-częcie. Nie jest dziwnym, że działacz o prawa mniejszości nie protestuje np. w związku z liczny-mi pogromami chrześcijan w Afryce?

A. Górski: To będzie demonstracja, która ma pokazać niezależność polityki Obamy od Rosji i jego poparcie dla Unii Europejskiej. Szkoda, że Prezydenta USA stać tylko na takie jałowe gesty, a nie stać go na realną politykę choćby na Bliskim Wschodzie, że nie jesteśmy świadkami dawniej, mocarstwowej polityki amerykańskiej. Kiedyś mówiło się o Rosji sowieckiej, że jest papierowym tygrysem. Dziś mogli byśmy powiedzieć to o USA pod rządami demokratów. Ale szkoda także, że kwestia gejów staje się centralnym punktem polityki świato-wej, głównym punktem odniesienia dla UE czy USA. Koncentrując się na tej marginalnej kwestii Zachód traci kontakt z rzeczywistością i jest ogrywany przez Rosję, która wzmac-nia kontrolę gospodarczą i polityczną nad kolejnymi krajami, w tym nad należącymi do UE Łotwą i Cyprem. A pogromy chrześcijan? Prezydent Obama zainteresuje się nimi dopiero wówczas, gdy zwróci na nie uwagę prezydent Putin, gdyż polityka amerykańska jest polityką reaktywną w stosunku do polityki rosyjskiej.

A. Dziambor: Polityka powinna być bardzo daleko od sportu, a dokład-niej - powinna nie obrzydzać ludziom rozrywki, która nie powinna być od polityki zależna. Z punktu widzenia prezydenta USA o wiele lepiej jest uderzyć w Rosjan, odwo-łując się do elektoratu, który ze swojej natury ma jasno narysowane, że Rosja to wróg. Afryka nie jest im tak znana i tak bliska, jak realna groźba wojny z Rosją, którą Amery-kanie byli karmieni przez dekady. Jeżeli prezydent Obama zdecydował się na taki ruch, to znaczy, że z pewnych badań, które przeprowa-dzono dla niego, wynikało, że taki ruch będzie pozytywnie odebrany przez elektorat.

2. Jaki jest Pana stosunek do wydarzeń na Ukrainie? Przed

dekadą nasze mocne zaangażowa-nie w wydarzenia Pomarańczowej Rewolucji nadszarpnęło tylko stosunki z Rosją. Nowe, popierane przez nas władze czciły Banterę i UPA.

A. Górski: Spotykamy się z pewnym nieporozumieniem dotyczą-cym tego, co dzieje się na Ukrainie. Z jednej strony mamy Partię Regio-nów i zadeklarowanych komunistów, którzy grają na Rosję, a z drugiej strony całą plejadę partii opozycyj-nych, z których jedną, zresztą wcale nie najpoważniejszą, jest partia "Swoboda", która odwołuje się do banderowskiej tradycji. Jeżeli mamy do czynienia z konsolidacją opozy-cji, z jej jednoczeniem w walce z promoskiewskim układem, to należy oceniać to pozytywnie, bo to oznacza, że ukraińska opozycja potrafi przemawiać jednym głosem, a dziś jest to głos Witalija Kliczki, który wyrósł na lidera opozycji. To są siły polityczne, które chcą niezależnej Ukrainy oscylującej w stronę Zachodu, ku Europie. Polska potrzebuje Ukrainy niezależnej od Rosji, ale przecież nie będziemy mówić Ukraińcom, kto ma należeć do opozycji, kto nam się podoba, a kto nam się nie podoba. Ważne, że my to wiemy, i gdy sprawy na Ukrainie zostaną oczyszczone i powstanie rząd proeuropejski, o pewnych sprawach z historii przypo-mnimy, bo bez prawdy i pamięci w relacjach między narodami nie ma prawdziwej przyjaźni. Dziś jest najważniejsze, aby powstrzymać ekspansję Rosji.

A. Dziambor: Pojawienie się tam polityków z Polski uważam za błąd. Protesty opozycji, która nie ma dużego poparcia w społeczeństwie, nie są miejscem na kreowanie polity-ki międzynarodowej. Do tego docho-dzi temat podkręcania atmosfery przy ew. umowie stowarzyszeniowej z Unią Europejską. To nie powinna być nasza sprawa. Ja bym nie chciał aby ukraińscy politycy szli w naszych marszach anty-rządowych i namawiali do obalenia rządu - takie to proste.

3. Świat walczy z globalnym ociepleniem, wydaje się setki miliardów dolarów, a co się okazu-je... pokrywa lodowca wbrew prognozom zwiększa się się. Czy nie jest to tylko przykrywka do wyłudzenia od podatnika kolejnych pieniędzy, która to walka nie ma nic wspólnego z ekologią?

A. Górski: Nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z "przekrętem wszechczasów", z wielką ściemą, ordynarnym oszustwem. Przypomi-nają mi się słowa Rafała A. Ziemkie-wicza, który chyba bardzo trafnie

ujął istotę rzeczy. Pozwolę sobie go zacytować: "Ja się nie posiadam z podziwu. Co pomyślę, to łapię się za głowę i myślę, że takiego numeru jeszcze nikt nigdy nie wyciął, iż najwięksi cwaniacy historii mogą się schować. Myślę oczywiście o rozpę-taniu histerii wokół rzekomego globalnego ocieplenia. Dotąd, żeby zrobić gigantyczne pieniądze na handlu, trzeba było czymś handlo-wać. Ale zrobić miliardy na niczym - bo przecież 'limity emisji gazów cieplarnianych' to w istocie nic? Wykreować dosłownie z powietrza przedmiot spekulacji i naciąć na niewiarygodne pieniądze rządy niemal wszystkich światowych państw, nie tylko za zgodą podatni-ków, ale wręcz pod ich naciskiem? Coś niewiarygodnego i ze względu na skalę, i ze względu na stopień opętania ofiar, które same pchają spryciarzom miliardy do kieszeni”. Komentatorzy są dość zgodni, że z perspektywy Polski trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywy polityki głębokiej redukcji emisji gazów cieplarnianych, która jest najbardziej korzystna dla krajów najbogatszych, czyli najlepiej rozwiniętych, i najbiedniejszych, które otrzymają istotne wsparcie na rozwój. Polska nie należy, ani do jednych, ani do drugich. Wiemy, że tzw. ekologiczna polityka spowoduje kryzys naszego przemysłu, a wręcz grozi katastrofą dla polskiego górnictwa węgla kamiennego.

A. Dziambor: Sam Pan odpowie-dział w drugiej części pytania. Nie ma czegoś takiego jak Globalne Ocieplenie, a nawet jeżeli faktycznie zmienia się jakoś klimat na ziemi, wszelkie inicjatywy na rzecz "ratowania" sytuacji są podejmowa-ne tylko po to aby jakaś grupa nieudaczników i/lub oszustów miała z czego żyć. Najgorsze jest to, że nasi politycy widzą tego typu tematy jako szansę i dla nich aby się ustawić i tak mamy nieodwracalny proces wprowadzania ludności całego świata w błąd.

4. Pojawiają się nowe propozycje związane z liberalizacją, bądź zaostrzeniem ustawy antyaborcyj-nej. Czy uważa Pan, że którakol-wiek z tych poprawek ma sens?

A. Górski: Najnowszy projekt zaostrzający ustawę antyaborcyjną, który Pan ma zapewne na myśli, powstał w Ministerstwie Sprawiedli-wości. Minister Marek Biernacki zaliczany jest do grupy posłów konserwatywnych i taki projekt mógłby wyjść z jego inicjatywy, gdyby nie to, że znany jest z wielkiej uległości wobec Tuska. Nie zrobi niczego bez decyzji premiera. Dlatego za tym projektem musi stać premier, który, jak wiemy, nie ma takich poglądów. Ale taki projekt jest

akurat Tuskowi potrzebny w tzw. obiegu medialnym. Premier wie doskonale, podobnie jak i wszyscy posłowie, że taki projekt nie ma szans na uchwalenie w obecnym Sejmie, ale jego wyciągnięcie i podgrzewanie przez wiele tygodni będzie powodowało dwie korzyści dla PO. Po pierwsze, będzie to kolejny temat zastępczy, następna wojna światopoglądowa, która ma odwrócić uwagę opinii publicznej od istotnych kwestii społeczno-gospo-darczych, kolejnych afer rządu, w tym położenia państwowej łapy na pieniądzach obywateli zgromadzo-nych w OFE. Po drugie, tym projek-tem PO może szantażować SLD, a zarazem mieszać w głowach tym wyborcom Platformy, którzy byliby gotowi przerzucić swoje głosy na bardziej konserwatywnego Gowina. W głosowaniu oczywiście taki projekt byśmy poparli, ale żadnego głosowania nie będzie. Bo przecież chodzi Tuskowi o to, by gonić króliczka...

A. Dziambor: Nie, uważam że dyskusja o tym jest niepotrzebna, a stanowi pewnego rodzaju zasłonę dymną dla rzeczywistych proble-mów z jakimi przychodzi nam się rozprawiać. Problem społeczeństwa polega na tym, że nauczone jest przejmować się tematami mało znaczącymi, a nie interesować się np. podatkami, ubezpieczeniami, stanem budżetu itp. Martwią mnie ruchy środowisk bardziej konserwatyw-nych, skierowane w stronę zaostrze-nia prawa w tym temacie, bo wiem, że taka akcja musi spotkać się z reakcją drugiej strony. Przypomnę, że druga strona ma o wiele silniejszą machinę medialną aby odpowiednio robić ludziom wodę z mózgu.

5. W 2014 r. odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego oraz do samorządu RP. Jakie przewiduje Pan w nich rozstrzygnięcia?

A. Górski: Wybory do Parlamentu Europejskiego są najbardziej nieprzewidywalne. Faktycznie pojedyńcze mandaty mogą zdobyć nawet małe partie. Liczy na to Ruch Narodowy, ale także Polska Razem Jarosława Gowina i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. Przy czym gdy Ruch Narodowy nie ma w tych wyborach nic do stracenia, to PR i SP będą walczyły o przeżycie na scenie politycznej. Porażka tych partii będzie oznaczała wegetację do wyborów parlamentarnych, a potem ich zgon polityczny. Oczywiście zgodnie z preferencjami wyborców

badanych przez różne sondażownie, główny pojedynek w Eurowyborach rozegra się między PiS i PO. Liczy-my na dobry wynik Prawa i Sprawie-dliwości, ale gdy nie jest on pewny, tak pewne jest, że największe straty w mandatach poniesie PO. Inne partie, w tym lewica, będą żywiły się mandatami Platformy Obywatel-skiej. Wybory samorządowe oczywi-ście mają swoją logikę i w nich rola komitetów partyjnych będzie w jakimś stopniu równoważona przez lokalne komitety obywatelskie, które zresztą często także są przykrywką dla partii politycznych. Pamiętamy taki obraz Polski dwóch kolorów, Polski wschodniej i południowej z Małopolską, w której wygrywa PiS i zachodniej oraz północnej, w której głównym beneficjentem politycz-nym była PO. Teraz ta linia przesunie się na korzyść Polski centralnej na rzecz PiS. Tam, gdzie PO nieznacz-nie wygrywało w samorządach, teraz przegra. Przy czym straty tej partii na korzyść PiS w dużych miastach będą stosunkowo nieduże - tu zmiany preferencji wyborczych zachodzą wolniej - gdy w małych miastach mogą być bardzo duże, gdyż to prowincja jest największą ofiarą polityki rządu PO, który znaczące środki inwestował w duże aglomera-cje miejskie. [email protected]

A. Dziambor: Sądzę, że PiS wprowadzi tym razem więcej niż PO. Trzecią siłą będzie SLD, a zaskoczeniem dla wszystkich będzie wysoki wynik KNP i Janusza Korwin-Mikke w Europarlamencie obok Nigel'a Farage'a. Reszta partii raczej nie przekroczy progu. Proszę brać pod uwagę, że wybory do Europarlamentu nie cieszą się dużym zainteresowaniem, a co za tym idzie - przy prognozowanej frekwencji na poziomie 25% głosować idą tylko rzeczywiście zainteresowani tzw. "twardy" i obowiązkowy elektorat. O wyborach samorządowych porozma-wiamy po 25 Maja, bo sądzę, że nowe rozdanie sił w Europarlamen-cie bardzo wpłynie na rozkład sił w samorządach, szczególnie na pozio-mie Sejmików Wojewódzkich.

Page 8: styczen2014

8 śladami polskości

ColoradoMogę śmiało i z niekrytą dumą powiedzieć, iż Colorado to jeden z najpiękniejszych stanów w Ameryce. Ba! To jeden z najpiękniejszych zakątków świata. Tak jednoznacznie stwierdzili moi rodzice, którzy goszczą u mnie obecnie z wizytą na Święta.

Dlaczego Kolorado?

Dla wielu osób pierwszy kontakt z naszym pięknym stanem związany jest, jak łatwo się domyślić, z wypadem na narty. 75% powierzchni Kolorado położone jest powyżej

10000 stóp, co czyni ten stan jednym z najlepszych terenów narciarskich w całych Stanach Zjednoczonych. Mamy tutaj ponad 25 stoków narciarskich, od tych bardzo łatwych, przez bardziej zaawansowane, do światowej sławy torów narciarskich. Nie ulega wątpliwości, iż najbardziej znanym miasteczkiem narciarskim w Kolorado jest Aspen.

Znam wiele osób, którzy przyjeżdża-jąc po raz kolejny do Kolorado na narty, tak zakochali się naszym stanie, iż zdecydowali się na stałe zamieszkać w Denver. Inni przepro-wadzają się tutaj z powodu atrakcyj-nej oferty pracy, a jeszcze inni ze względu na klimat – Kolorado słynie z ponad 300-tu słonecznych dni w roku!

Historia mojej przeprowadzki do

Denver łączy w sobie wszystkie te elementy. Oryginalnie znalazłam się w Denver w 2005 roku z powodu

studiów i pracy, ale szybko zakocha-łam się w tutejszych krajobrazach i zdecydowałam na stały pobyt.

Polacy w Kolorado

Niestety nie ma dokładnych danych na temat wielkości populacji polonij-nej w Kolorado. Wiadomo jednak, iż dla niewielu Polaków Denver było miejscem docelowym. Dla wielu jednak z nas, Denver to miejsce „przypadku” lub „możliwości nie do odrzucenia”. Duży procent Polonii Kolorado to osoby, które przeprowa-dziły się tutaj z Chicago, z Nowego Jorku lub innych miejsc na wschod-nim wybrzeżu. Ci, którzy zrobili to już wiele lat temu, zajmują się najczęściej hotelarstwem. To górale z krwi i kości odnajdujący w Kolorado swoje drugie Zakopane. Ci, którzy przesiedlili się tutaj w ostatnich latach, podobnie jak ja, to w większości profesjonaliści, którym zaoferowano atrakcyjną ofertę pracy, lub rodziny zmęczone zgiełkiem i pędem wielkich miast-konglomera-tów wschodniego wybrzeża. „Denver to miejsce, w którym można wychować dzieci w spokojnej atmos-ferze rodzinnej” - często słyszę od znajomych.

Nieważne, skąd przybyliśmy, łączy nas silne poczucie tożsamości narodowej oraz chęć kultywowania polskich tradycji. I tutaj właśnie nieocenioną rolę spełniają organiza-cje polonijne w Denver. Do najbar-dziej znanych i aktywnych należy Polski Klub w Denver. Obecnie mam zaszczyt pełnić funkcję Dyrektora Programu w Zarządzie Klubu. W listopadzie planuję wystartować w wyborach na prezydenta. Klub Polski zajmuje się organizowaniem licznych imprez polskich, od kulturalno-rozrywkowych, poprzez te bardziej tradycyjne, jak obchody świąt narodowych i kościelnych. Wszystkie te imprezy mają jeden bardzo ważny cel – promowanie

polskich tradycji, języka, kultury i łączenie Polonii w Kolorado. Klubo-we imprezy, takie jak Andrzejki, Sylwester są okazją do spotkań, spróbowania polskich potraw oraz posłuchania polskiej muzyki. Wieczory poezji to z kolei uczta dla umysłu i okazja do obcowania z bogatą polską literaturą. Coroczne Jasełka oraz Wigilia to bardzo specjalny czas dla tutejszej Polonii – czas wspólnego śpiewania kolęd, zapominania o dawnych sporach i radości z narodzin Chrystusa.

Poza Polskim Klubem w Denver, ważnymi organizacjami polonijnymi są: Polski Kościół pod wezwaniem Św. Jozefa, Polska Szkoła w Denver, Ośrodek Harcerski, Fundacja Przyja-ciół Jana Pawła II, Rycerze Kolumba oraz zespól taneczny „Krakowiacy”. Od listopada na terenie Denver obecny jest również odział organiza-cji Pangea Alliance, zrzeszającej młodych polskich profesjonalistów z całego świata. Jako dyrektor regionalny Pangea Denver, ogromnie cieszę się z nowego wyzwania i zapraszam do współpracy. Wymie-niając polonijne organizacje w Kolorado, nie można pominąć polonijnych mediów, czyli „The Poland Times” i „Życie Kolorado”.

Fakt, iż wszystkie te organizacje dobrze ze sobą współpracują, czyni ten „polonijny krajobraz Kolorado” bardzo pięknym, barwnym i różno-rodnym. Raz w roku, przedstawiciele wszystkich organizacji spotykają się, aby ułożyć wspólny Kalendarz Polonijny.

Pragnę zakończyć stwierdzeniem, iż bardzo cieszę się z istnienia Polonii w Kolorado, i z możliwości jej współtworzenia. Każdemu z nas, „przesiedleńców”, potrzebne jest miejsce, które sprawi, że choć przez chwilę poczujemy się jak w domu.

KatarzynaŻakPolish Club of Denver/ Southern Oregon University

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

Page 9: styczen2014

Książki nie napisałam tylko dla siebie, swoich bliskich z myślą o ich zdrowiu, ich przyszłym potomstwie, ale także dla wszystkich, którzy:

- chcą wziąć swoje zdrowie, swoje życie w swoje ręce,- nie mogą zrozumieć dlaczego jest im źle, albo jest z nimi źle, mimo, że badania na to nie wskazują,- żyją skromnie i nie mają pieniędzy ani na badania, ani na leczenie,- nie mogą się doczekać potomstwa,- znaleźli się na pustyni, albo Antarktydzie i znikąd - znaleźli się na pustyni, albo Antarktydzie i znikąd pomocy, a w kieszeni cytryna i czosnek,- szukają odpowiedzi na niewytłumaczalne objawy z którymi sobie nie radzą,- nie chcą wierzyć, że natura jest od nas mądrzejsza i wcześniej lub później wystawia rachunek każdemu, wszystkim

Maria Ulmed

Szereg sprawdzonych sposobów samoleczeniatom I

Zamawiać możesz:telefonicznie: +1 917 331 0212internetowo: www.mariaulmed.plmailowo: [email protected]

Tylko

$15 + przesyłka

Ze znachorskiej praktyki

Page 10: styczen2014

10 religia

Z ciszy Świąt w ciszę roku 2014

Minęła cisza Świąt Narodzenia Pańskiego, którą za wszelką cenę chcieli wykorzystać właściciele sklepów i politycy. Rozpoczął się kolejny rok życia każdego z nas, ale też rok wydarzeń politycznych, społecznych czy gospodarczych. Oczywiście należy mieć nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego, mnie jednak zajmuje pytanie, czy jest szansa na to, że zaczniemy zbiorowo mądrzeć i w nowym roku będziemy szanować ciszę w nas i wokół nas? A może jest wręcz szansa na to, że nasze dzieci i młodzież zaczniemy po prostu wychowywać do ciszy?

Tylko w ciszy człowiek ma szansę na spotkanie z tajemnicą, jaką jest sam dla siebie. Tajemnica, którą jesteśmy dla samych siebie, wraz z nami przychodzi na świat i wraz z nim odchodzi dalej. I tylko w krótkiej chwili życia, pomiędzy przyjściem a odejściem, pojawia się delikatna szansa na zrozumienie samego siebie, jednak ku temu potrzebna jest cisza.

W najdostojniejszej chwili żałobne-go nabożeństwa, według porządku ewangelickiego, ksiądz wyciąga nad trumną dłoń w geście błogosławień-stwa i wypowiada słowa: „Niech ci błogosławi Bóg Ojciec, który Cię stworzył na swój obraz. Niech Ci błogosławi Bóg Syn, który Cię odkupił i pozyskał krwią swoją. Niech Ci błogosławi Bóg Duch Święty, który Cię poświęcił na swój

przybytek. Łaskawy i miłosierny Bóg, który błogosławił wejście Twoje, niech pobłogosławi i wyjście Twoje odtąd aż na wieki. Amen”.

Człowiek jest istotą, która nieustan-nie poszukuje własnego człowie-czeństwa i ukrytego w nim sekretu. To nie jest pytanie tylko akademic-kie, ponieważ ma charakter egzystencjalny, dotyka ludzkich pytań o przeznaczenie. Przeczuwa-my bowiem, że sam fakt, iż pochyla-my się nad cembrowiną swojej studni, być może prowadzi nas aż do pytania o sens naszego życia. Abym nie musiał kiedyś zapytać: Czyżbym przeszedł obok?

Kto nie rozumie, że pomiędzy krzykiem narodzin a krzykiem śmierci jest krótki czas łaski, aby zdążyć siebie poznać i zrozumieć, odchodzi nieszczęśliwy. Wielu ludzi nie szanuje ciszy i nie potrafi afirmo-wać samych siebie inaczej, aniżeli przez krzyk. Krzyczą całą egzysten-cją, a wokół leją się łzy. Tymczasem pomiędzy pierwszym i ostatnim krzykiem musi nastać cisza. Inaczej wszystko stracone. Pomiędzy pierw-szym i ostatnim krzykiem tylko jeden ciąg głosek jest słowem prawdziwym, dokładnie tak samo, jak miało to miejsce przy pustym grobie Jezusa: „Mario” (J 20,16).

Żeby usłyszeć własne imię, to znaczy rozpoznać i zrozumieć samego siebie w obietnicy, złożonej przez Boga: „Lecz teraz – tak mówi Pan – który cię stworzył, Jakubie, i który cię ukształtował, Izraelu: Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem – moim jesteś!” (Iz 43,1), potrzebna jest cisza.

Jestem pewien, że nasze dzieci powinniśmy wychowywać do ciszy, czyli do cichego spotkania z prawdziwym obrazem człowieka. Cisza jest bardzo potrzebna, aby człowiek usłyszał własne imię i odkrył samego siebie. Wychowywa-nie do ciszy jest szansą współczesne-go pokolenia, które zapomniało, że musi się zatrzymać, stać czujnym i świadomie pilnować, aby hałas nie miał do niego dostępu.

Czy współcześnie potrafimy tak wychowywać, abyśmy przestali biegać wkoło i śpieszyć się, nieko-niecznie wiedząc gdzie i w jakim celu? Niestety wielu rodziców i wychowawców nie chce tego przyjąć do wiadomości, ponieważ dali sobie wmówić, że najważniejszym warun-kiem satysfakcji oraz społecznego i zawodowego sukcesu jest umiejęt-ność reagowania na szybko zmienia-jące się współrzędne życia. Owszem, tak jest. Jednak każdy człowiek, nie tylko dziecko, potrzebuje porządku i stałych punktów odniesienia; potrze-buje przestrzeni i czasu ciszy, dzięki czemu zbiera okruchy swojej osoby.

O dojrzałości człowieka świadczy umiejętność nasycania codzienności świadomą obecnością w świecie. Człowiek ciszy celebruje życie, podczas gdy inni przepuszczają je pomiędzy palcami. Zdaje sobie sprawę z tego, że cielesność jest pierwszym znakiem, którym zazna-cza swoją obecność i komunikuje się z tym, co zewnętrzne. Człowiek ciszy zachowuje ją w sobie i w świecie. Cisza jest oznaką spokoju i pojednania. Cisza bycia oznacza, że człowiek odnalazł azymut, cel wędrówki i nie miota się bezradnie pomiędzy błahymi sprawami tego

świata. Skoro odnalazł prawdziwy obraz samego siebie, potrafi skoncentrować się na życiu.

Dla przykładu obecne pokolenie pełne jest ludzi, którzy entuzjastycz-nie wyznają miłość do Boga, ale w ich życiu tego nie widać, ponieważ są bardzo chaotyczni i pozbawieni zasad. Ludzie takiego ducha dener-wują innych, bynajmniej nie swoim przywiązaniem do Boga czy warto-ści, ale tym, że bez ustanku podkre-ślając swoją miłość do Niego, stawiają siebie oraz swoją pobożność w centrum uwagi. Tymczasem prawdziwie chrześcijańska ducho-wość rodzi delikatną i łagodną kulturę życia, która człowiekowi nadaje szlachetne rysy i ma dobro-czynne działanie na pozostałych ludzi.

Warto pamiętać, że wychowując do ciszy, wychowujemy ludzi, którzy nie krzyczą, to znaczy nie zwracają na siebie uwagi i potrafią przyjmo-

wać oraz pielęgnować dar życia.

Ludzie ciszy odznaczają się wysoką kulturą osobistą i kulturą życia!

Każdemu czytelnikowi The Poland Times w nowym roku życzę czasu ciszy, aby odzyskał prawdziwy obraz samego siebie. A gdy w ciszy podnie-sie się w nim wewnętrz¬ny hałas, wtedy po prostu niech spróbuje go przetrzymać. Zatrzymajmy się i delikatnie dotknijmy krzyczącego serca, aby się uciszyło, a wtedy cisza stanie się dobrodziejstwem, w milczeniu znajdziemy się w samym środku własnej egzystencji, w najświętszym miejscu naszych serc, do których dostęp ma jedynie Bóg. Tam Go spotkamy i znajdziemy odpowiedź na pytanie: Kim jestem?

Ks. Prof.Marek UglorzChrześcijańskaAkademiaTeologiczna wWarszawie

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

Najtrudniejsze pytanie na świecie, czyli dobranoc Europo

Znalazłem najtrudniejsze pytanie na świecie. To nie żart, ani żadna metafora, czy coś w tym stylu. Pytanie, na które współczesny świat nie odpowiada od wielu stuleci, zaślepiony samym sobą i swoimi problemami. Pytanie, na którego samą myśl drży i panikuje, raniąc i krzywdząc pytających. Obok tego pytania nie da się jednak przejść obojętnym i dotyczy zarówno wielkich społeczności, jak i indywi-dualnych osób, pragnących zrozu-mieć sens i wartość swojego życia.

Dosyć teorii, czas na praktykę. „Powiedz, człowieku, jakie to pytanie, bo już nie mogę wytrzy-mać!”. Dobrze, za chwilę. W Ewan-geliach, a w szczególny sposób zauważyłem to w Ewangelii spisanej przez św. Jana Apostoła, Jezus nie nakazuje uczniom ślepo iść za Nim, ale oczekuje zrozumienia Jego drogi. Dlatego też, zaraz na początku Swojego nauczania, pyta ich: „Czego szukacie?”. To samo pytanie zada po Zmartwychwstaniu Marii Magdale-nie („Kogo szukasz?”), a także w trakcie jednego z najbardziej drama-tycznych momentów w historii świata, czyli podczas pojmania Go w Ogrodzie Oliwnym. Wówczas, do „kohorty i strażników” oraz do Judasza mówi: „Kogo szukacie?”.

To pytanie jest najtrudniejsze. Wymaga znalezienia przedmiotu lub podmiotu, za którym podążamy i do którego kierujemy swoje ambicje i myśli. To pytanie o cel. Monika Olejnik, pytana kiedyś o swoje poglądy odpowiedziała, że owszem, ma poglądy „normalne, europej-skie”. Obecna „normalność” i „euro-pejskość” to właściwie brak poglą-dów i ideałów. To absolutny zanik jakiegokolwiek celu, choćby najbar-dziej prymitywnego. Świat, a właści-wie tzw. Stary Świat, powoli zaczyna wierzyć, ze życie to „sztuka dla sztuki” i nie ma nic poza tym. Przyszłość, dzieci, wieczność, zbawienie – to pojęcia obce i zakrawające na śmieszność.

Następca świętego Piotra, papież

Pius II w 1495 roku powiedział: „Turcy nie wahają się umrzeć za swą najwszeteczniejszą wiarę, my zaś nie potrafimy ponieść najskromniejsze-go choćby wydatku czy wytrzymać najdrobniejszej niewygody przez wzgląd na Chrystusową Ewangelię. Jeśli dalej tak będziemy czynić, przyjdzie na nas koniec.” Słowa z końca XV wieku, przyznacie to Państwo, są niezwykle aktualne. Wówczas katolicka Europa zdołała odeprzeć ataki zbrojne innych cywilizacji. Nie była tak barbarzyń-ska. Dziś wojna jest o wiele groźniej-sza. Wrogowie zewnętrzni są, to jasne. Jednak wydaje mi się, że nie stanowią podstawowego problemu, który tkwi we właściwym rozeznaniu swojej drogi i poznaniu samego siebie. Ludzie „cywilizowani” mają

z tym problem. Przy porażce z samym sobą, nic nie jest w stanie pomóc człowiekowi i reprezentowa-nemu przez niego społeczeństwu.

Bez odpowiedzi na wyżej wymienio-ne najtrudniejsze pytanie na świecie, daleko nie zajedziemy. Będziemy mogli sobie jedynie zaśpiewać, parafrazując Zbigniewa Herberta: Dobranoc Europo, lampę zgaś. (...) Już nad głową wznosi się srebrne larum gwiazd, to niebo mówi obcą mową, to barbarzyński okrzyk trwogi. Okrzyk trwogi jest coraz bliżej, a my jeszcze nie odpowiedzie-liśmy sobie uczciwie na pytanie: „Kogo szukacie?”.

MichałŁosiakstudentzarządzania naUJK w Kielcach

Page 11: styczen2014

11historia www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

Do tematyki Powstania Wielkopol-skiego podchodzę nader sentymental-nie. Tradycja tegoż zapomnianego zrywu niepodległościowego jest zakorzeniona w mojej rodzinie od lat gdyż jej część brała w nim czynny udział. Powstanie Wielkopolskie możemy analizować na dwóch różnych płaszczyznach. Trzeba podkreślić, jakże znaczące, zwycię-stwo militarne, które było najwięk-szym sukcesem zbrojnym podjętym przez Polaków od czasu utraty niepodległości w 1795 roku. Powin-niśmy także zauważyć jakże istotne zjawisko jakim było zwieńczenie pewnego procesu społeczno-politycz-nego opartego na zasadach myśli pozytywistycznej. Wiązało się to z budową postaw społeczności wielko-polskiej, która kierując się określony-mi wartościami osiągnęła ostateczny cel wybijając się na niepodległość. Warto zaznaczyć, iż ów proces spowodował rozwój wielu aspektów społecznych, gospodarczych i politycznych, które to skumulowane

razem pozwoliły zainicjować czyn zbrojny. Ważnym elementem dla Wielkopolan było również zwycię-stwo mentalne. Po latach niewoli i upokorzeń, po sporadycznych zrywach i trudnej akceptacji pruskiej rzeczywistości udało im się zwycię-żyć – praktycznie bez jakiegokolwiek wsparcia.

Droga do Powstania

Po wybuchu I wojny światowej Polacy skupili swoje myśli wokół idei odzyskania całkowitej suwerenności. Sytuacja wydawała się idealna – trzej zaborcy znaleźli się w przeciwnych blokach politycznych. Mieszkańcy zaboru pruskiego, a konkretnie Prowincji Poznańskiej Rzeszy niemieckiej, również widzieli w tym konflikcie szansę na wyartykułowa-nie swoich potrzeb i poglądów. Polacy nie działali zbyt gwałtownie wobec zastanej nowej wojennej rzeczywistości. Lata przymusowej germanizacji, działalność komisji kolonizacyjnej, Hakaty czy tzw. rugi pruskie odcisnęły ogromne piętno wśród Wielkopolan. Doświadczeni latami niewoli wiedzieli, że jedyną szansą na odzyskanie niepodległości jest dobrze zorganizowany ruch społeczny, który wykazywałby się na

tyle sprytu i determinacji, ażeby w odpowiednim momencie ruszyć do wielopłaszczyznowego działania. Przez ponad wiek w Wielkopolsce owy ruch społeczny był systematycz-nie budowany. Przede wszystkim poprzez wiarę w pracę organiczną, która w swoim początkowym etapie była scalana z myślą patriotyczną. Taka formacja pokoleń pozwoliła utrzymać wśród wielkopolan pewną gamę wartości niezbędnych do podjęcia, w określonym czasie, decyzji o ewentualnym czynie zbrojnym. Silna gospodarczo Wielko-polska wraz z odpowiednio zbudowa-ną mentalnie społecznością była gotowa stawić skuteczny opór niemieckiemu przeciwnikowi. Warto dodać, iż doświadczenia wielkopolan z 1807 bądź 1848 roku były bardzo zakorzenione w ich umysłach. Wiado-mą rzeczą było, że aby pokonać Niemców trzeba wykorzystać odpowiedni moment. Nie udało się dokonać tej sztuki przy wsparciu Napoleona oraz podczas zrywu Wiosny Ludów. Jesień 1918 roku dawała kolejną szansę. Koniec wojny światowej, wracający z frontu niemieccy żołnierze oraz stopniowy rozwój rewolucji socjalistycznej w Niemczech były czynnikami, dzięki którym zdecydowano się podjąć walkę.

Początki zorganizowanej konspiracji

na terenach Wielkopolski możemy datować już na pierwsze lata od wybuchu I wojny światowej. W wyniku działań sporej części miesz-kańców Poznania, Kalisza czy Gniezna powstawały małe ośrodki konspiracyjne zwane komitetami obywatelskimi. Za zakończenie procesu scalania owych ośrodków możemy uznać jesień 1918 roku kiedy to Centralny Komitet Obywa-telski przejął kontrolę nad tymi licznymi podmiotami. Komitet zyskał masowe poparcie co objawiało się w rekrutacji nowych członków. Tak rozbudowana komórka musiała przyjąć odpowiednią formę, ażeby móc funkcjonować formalnie w tej trudnej dla siebie rzeczywistości. Rewolucja w Niemczech spowodo-wała tworzenie się wszelkiego rodzaju rad ludowych oraz żołnier-skich, które to przejmowały władzę na małych terenach, jeszcze istnieją-cej, II Rzeszy. Również obszar Wielkopolski stopniowo był oddawa-ny pod władzę zwierzchnią Rad. Centralny Komitet Obywatelski widząc w tej sytuacji szansę na uzyskanie wielu profitów dla ludności polskiej postanowił powołać Tymcza-sową Naczelną Radę Ludową, która stopniowo przejmowała kolejne prerogatywy władzy. W grudniu 1918 roku na terenie Wielkopolski Naczelna Rada Ludowa odgrywała na tyle znaczącą rolę społeczną, że Rady

Żołnierskie oraz Ludowe będące pod zwierzchnictwem niemieckim musia-ły się z nią liczyć. W byłej Kongre-sówce rządy swe rozpoczynał Jędrzej Moraczewski, jako pierwszy premier II Rzeczpospolitej, który podkreślał konieczność przynależności Wielko-polski do już odzyskanych, niepodle-głych ziem. Sytuacja ta powodowała zamieszki w Poznaniu czy Gnieźnie gdzie zamieszkujący tam Polacy chcieli jak najszybciej wyjaśnić „sprawę Polską” i odłączyć się od zaborcy.U naszych zachodnich sąsiadów sytuacja wewnętrzna była na tyle skomplikowana, iż na każde ruchaw-ki na terenie Wielkopolski nie mogło być realnej reakcji. Naczelna Rada Ludowa była jedyną ostoją utrzyma-nia spokoju na omawianym terenie, gdyż jako jedyna posiadała autorytet wśród polskiej ludności. Wzywała do zaprzestania zamieszek i manifestacji, które w drugiej połowie grudnia 1918 roku były codziennością. W Wielko-polsce wrzało, przedstawiciele niemieckich Rad Żołnierskich nie byli w stanie zaprowadzić spokoju. Do wybuchu powszechnych walk brako-wało jedynie przysłowiowej iskry, która rozpaliłaby powstańczy ogień.

Dalszy ciąg w kolejnym numerze.

Zapomniane powstanieMichałDworskistudentKatolickiegoUniwersytetuLubelskiego

Danger gender. Problem zastępczy czy dewastacja rodziny?

Gdyby słowo "gender" odmieniało się przez przypadki, byłoby z pewnością najczęściej deklinowanym rzeczow-nikiem w dyskusji publicznej ostatnich czasów. Jako wyraz pocho-dzenia angielskiego jest jednak stosowany tylko w mianowniku liczby pojedynczej. Nie zmienia to jednak faktu, że jest używany nad wyraz często. O gender mówi się w radiu, telewizji, na ambonie i mówni-cy sejmowej, zaś Internet każdego dnia wydaje na wirtualny świat dziesiątki artykułów poświęconych temu zagadnieniu.

Kiedy dyskusja schodzi z "salonów" i przenosi się do przestrzeni podwórko-wo-ulicznej okazuje się, że mamy problem z jego definicją. Mały wywiad środowiskowy pokazał mi, że największy problem z gender polega na tym, że... nie wiadomo czym w sumie jest. Nie chcę pisać o gender jako znawca i obrońca, chcę się natomiast zastanowić, skąd wziął się w przestrzeni publicznej i dlaczego zrobił tyle szumu. Historia gender rozumianego jako nurt naukowy sięga lat 80. XX wieku.

Kierunek narodził się w Stanach Zjednoczonych, jednak swoją popularność zdobył również na ziemiach polskich. Uczelnie wyższe oferują studia podyplomowe z tego zakresu tematycznego, zaś dla studiu-jących na pierwszym stopniu łatwo o odpowiednie fakultety na macierzy-stych wydziałach. Na polskiej scenie politycznej zaistniał stosunkowo niedawno, a jego "odkrywcą" jest Jarosław Gowin. Kiedy pełnił w rządzie Donalda Tuska funkcję Ministra sprawiedliwości, odnalazł w Konwencji Rady Europy słowo "gender". Media "oszalały" na jego punkcie, a prawica zaczęła zastana-wiać się, czym właściwie jest. Słysząc niektóre wypowiedzi "ekspertów" (nie jest to ironia - w dzisiejszych czasach mamy samych ekspertów) mam wrażenie, że nikomu nie udało się jeszcze sformułować poprawnej i przekonującej definicji.

Gender w Kościele

W poprzednią niedzielę, która była dniem Świętej Rodziny wierni katoliccy mieli okazję wysłuchać listu Episkopatu Polski na temat gender. Autorzy listu przyjmują, że założenia tej nauki (której, w liście nie nazywa-ją nauką a ideologią) są wymierzone przeciwko naturze i rodzinie. Muszą zatem budzić najwyższy niepokój próby przedefiniowania pojęcia

małżeństwa i rodziny narzucane współcześnie, zwłaszcza przez zwolenników ideologii gender i nagłaśniane przez niektóre media - możemy przeczytać już na początku. Według hierarchów nurt ten jest bezpośrednio związany z marksi-zmem i neomarksizmem, a osoba, która zaczyna podważać swoją płciowość nie ma szans spełnić się w życiu rodzinnym, społecznym ani zawodowym. Odezwa jest uwieńczo-na apelem do instytucji oświaty, aby wyraziły swój sprzeciw wobec ekspe-rymentów na dzieciach i młodzieży. Dodam, że list był rozesłany do parafii w wersji hard i light. To duchowni decydowali, którą przeczy-tać wiernym. Odczytanie listu nie było obowiązkiem, a zaleceniem ze strony wyższych władz duchowień-stwa.

Jak wynika z ustaleń Marcina Dzierżanowskiego, dziennikarza i publicysty WPROST (mam nadzieję, że jeśli to przeczyta, nie pogniewa się, że ujawniam takie fakty - być może w najnowszym wydaniu jego gazety przeczytacie zgrabniejszą relację, niż ta, którą ja proponuję), nie we wszyst-kich parafiach odczytano list. Na przykład w Rzeszowie w jednej z parafii ksiądz powiedział, że listu nie odczyta, bo może być nieodpowiedni dla dzieci, a było ich wówczas sporo. W warszawskich świątyniach kilku

duchownych podawało adres strony internetowej, na której można samodzielnie przeczytać pismo biskupów. Byli jednak i tacy, którzy list przeczytali wiernym - co więcej - po zakończeniu stworzyli własny komentarz. Z ambony można było usłyszeć, że niektóre środowiska chcą zamknąć Kościołowi usta. Komenta-rze wywołały konkretną reakcję również u uczestników Eucharystii. Jak podają informatorzy kilku z nich po nieco ostrzejszych słowach opuści-ło świątynię. Na pierwszy rzut oka wysuwał się jednak inny wniosek: wielu w ogóle nie zrozumiała treści listu, bo był napisany nieprzystępnym językiem.

"Dewastacja człowieka i rodziny" oraz taneczne protesty na poznań-skiej uczelni.

Wyjście z Kościoła nie jest wielce sensacyjną formą protestu. W wykła-dzie księdza profesora Pawła Bortkie-wicza nie uczestniczyłam (od począt-ku nie miałam takiego zamiaru), jednak relacje, które zobaczyłam na drugi dzień w Internecie szczerze mnie zadziwiły. Wiadomo, że stawia-nie tak radykalnych tez już w tytule wykładu, spotka się z ostrą reakcją opozycjonistów, ale przerwania wykładu przez faceta pląsającego przed księdzem w złotej kiecce nie spodziewałam się. Dotychczas myśla-

łam, że uczelnia wyższa jest miejscem kulturalnej wymiany poglądów. Nawet, jeśli tezy wygłaszane przez wykładowcę uderzały w dobre imię zwolenników gender lub zwyczajnie burzyły ich światopogląd - są inne metody "walki" intelektualnej. Bardziej zdumiewa mnie jednak reakcja policji, a właściwie sama jej obecność na uczelni podczas wykła-du. Jako że nie byłam uczestniczką tych wydarzeń, nie będę narzucała jedynej słusznej wizji. Jedni twierdzą, że policja "przesadziła" używając siły i paralizatorów, drudzy uważają, że było to konieczne. Wykład ostatecz-nie odbył się w auli, jednak nie wpuszczono wszystkich uczestników. Ta "segregacja" wzbudziła duże kontrowersje, bowiem wśród "odrzu-conych" znalazły się osoby, które wykładu nie zakłócały, a chciały go wysłuchać. Reakcją na te wydarzenia był późniejszy protest przed komendą policji na Starym Mieście, gdzie również doszło do przepychanek. Gdy emocje już opadły, zajścia na Uniwersytecie Ekonomicznym komentowano mianem happeningu lub artystycznym wyrazem buntu przeciwko dyskryminującym tezom wygłaszanym przez księdza. Nie trzeba być dyplomowanym specjali-stą socjologii, aby stwierdzić, że źle się dzieje.

Dalszy ciąg w kolejnym numerze.

JoannaKwasigrochUniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu

Page 12: styczen2014

Dla większości amatorów piwa w naszym kraju wszystko, co odbiega od schematu „jasne, lekkie, mocne i w miarę bez smaku” to „wynalazek”. Ileż to razy zaproponowaliście wujkowi Staszkowi jakąś IPA'ę czy nawet pszeniczniaka, a ten tylko skrzywił się z niesmakiem, podrapał po poplamionym podkoszulku nieszczelnie okrywającym sporych rozmiarów owłosiony brzuch i wygłosiwszy pean na temat „naszego najlepszego” czym prędzej pognał do lodówki po puszkowy czteropak?

Z drugiej strony: nawet dla wyrobio-nego piwosza, który z niejednego kraju piwo pił, a dziwaczne ale-srale przyprawiają go o ślinotok, są piwa, które każą postawić pytanie: gdzie jest granica? Czy to już nie przesada? Najbardziej chyba oczywistym przykładem takiego piwa jest Voodoo Bacon Maple Ale, czyli piwo z bekonem i syropem klonowym. Z

mniej znanych – piwo z pizzą o nazwie Mamma Mia Pizza Bier (niestety – albo na szczęście – nie miałem okazji go próbować). Do tego dochodzi cała masa ciekawostek takich jak piwo fermentowane drożdżami z brody piwowara, piwo z pyłem księżycowym itd. Ale tego typu abominacje to nie tylko domena zagranicznych browarów. Niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy także swoje piwne dziwactwa mają!

1. Piwne wina, winne piwa

Kojarzycie Browar Sulimar? To ten, który produkuje piwa marki Corne-lius i Trybunał. Kiedyś, w latach przed „piwną rewolucją”, warzył jako jeden z niewielu polskich browarów piwa górnej fermentacji oraz... Coś jeszcze. No właśnie. Zetknęliście się z czymś takim? Dosyć popularne w moich czasach licealno-studenckich. Nazywane po prostu „Pokusa z cycem”; notabene zapamiętałem je jako bardzo dobre. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że właściwie nie jest to wino, nie jest to nawet napój winopo-

dobny, tylko właśnie aromatyzowany napój piwny! Co ciekawe, takich „piw” Sulimar ma w ofercie całkiem sporo. I o ile sama Pokusa jest teraz „napojem mieszanym”, o tyle dalej można kupić wiele innych jaboli, które są de facto piwami. Można je obejrzeć np. tutaj.

2. Piwo GKS Katowice Produkowane przez nieistniejący już Browar Imielin. Nie oszukujmy się, nie było smaczne. Było wręcz paskudne. I nie było niczym więcej, niż kolejnym głęboko odfermento-wanym, jasnym lagerem. Dlaczego więc postanowiłem je tutaj umieścić? Gdyż to piwo jest tak głęboko odfementowane, że gdyby odfermen-tować je jeszcze bardziej, to w puszce zostałby chyba czysty alkohol z wodą i gwoździami (bo mniej-wię-cej tak to piwo smakowało). Z ledwie 8,1% ekstraktu uzyskano 4,7% alkoholu! Dla porównania – mający taką samą zawartość alkoholu ciemny Budweiser ma ekstraktu 11,9%, czyli prawie o połowę więcej...

3. Dziwaczne piwa smakowe

Może nie są to piwa na miarę niektó-rych piw wymienionych we wstępie, jednak myślę, że też są interesujące. Niezbyt znany w naszym kraju, a liczący sobie już wiele lat Browar Grybów słabo sobie radzi od dłuższego czasu, a z pociągu „piwna rewolucja” wyskoczył na stacji „zostajemy przy jasnych lagerach, ale podniesiemy ich cenę, żeby było, że są premium”. I kiedy sądziłem, że niczym mnie ten browar nie zasko-czy, postanowili stworzyć to: Pilsweiser Aloes & Curacao z miodem oraz jego brat, czyli piwo Trzcinowe! Miałem wątpliwą przyjemność pić tylko to pierwsze, wyglądało jak płyn do mycia naczyń i smakowało trochę jak woda z chemicznym miodem i pomarańczą. Brrr.

Do innych piw z tej „branży” można dodać także wynalazki Browaru EDI (piwo Migdałowe czy Miętowe) czy piwa Bearnard o smaku np. porzecz-ka z miodem albo rumowe.

4. Staropolskie 21%, czyli jedyny polski eisbock

Dobra, to nie do końca dziwactwo. Mało tego – jakby to piwo pojawiło się na rynku, byłbym pierwszy w kolejce do jego kupna! Niestety,

nigdy do tego nie doszło. Ale po kolei.

Browar Staropolski, który zaprzestał produkcji w 2012 roku, przez ostatnie lata swojej działalności rozlewał swoje piwa do plastiko-wych butelek z zamknięciem patentowym. Były to piwa tanie, raczej niezbyt smaczne, stąd moje zdziwienie, gdy usłyszałem o tej sprawie. Tak wysokiego woltażu nie uzyskano przez dodatek spirytusu, jak można by przypuszczać, tylko przez wielokrotne wymrażanie gotowego piwa; o tym procesie wiele informacji można znaleźć w interne-cie. Mocne Eisbocki tego typu, produkowane przez naszych zachod-nich sąsiadów, uchodzą za rarytas, a ich butelki są bardzo drogie. Najmocniejsze piwa świata również produkowane są tą metodą. Tym bardziej szkoda więc, że poza partią próbną, zaprezentowaną w 2010 roku, browar nie odważył się wypu-ścić tego piwa na rynek – może to by go uratowało przed bankructwem?

To tyle z mojej strony. Myślicie, że czegoś brakuje w tym krótkim zestawieniu?

12 kulturawww.ThePolandTimes.com The Poland Times

Jasełka, szopki i inni przebierańcy

Okres od Świąt Bożego Narodzenia do Trzech Króli, a czasem nawet jeszcze dłużej, bo aż do wtorku przed Środą Popielcową, to czas kiedy po wsiach i miasteczkach wędrowali przebierańcy zwani kolędnikami. Można było spotkać chłopców (bo był to męski przywilej) przebranych za kozę, turonia*, koguta, niedźwie-dzia, czy bociana, ale równie często chodziły też grupki z kukiełkami, gwiazdą lub szopką. Czasami oprowadzano również i żywe zwierzęta.

Pominięcie jakiejś chaty przez kolęd-ników uważano za nieszczęście, dlatego też mieszkańcy wsi z niecier-pliwością wyczekiwali tych niecodziennych gości. Ich przybycie oznaczało pomyślność, urodzaj i zdrowie w nowym roku, natomiast zwierzęta, które brały udział w obchodzie symbolizowały odradza-jące się życie. Stąd przybyłe do chaty maszkary najpierw tańczyły, harco-wały lub straszyły domowników, a potem kładły się udając martwe. „Odradzały” się na nowo, dopiero po otrzymaniu podarunku od gospoda-

rzy. A były to najczęściej jakieś dobra natury i smakołyki: jajka, kiełbasa, smalec, chleb czy słodkie wypieki, rzadziej drobne monety.

Osoba, która w grupie kolędniczej niosła gwiazdę, nazywana była gwiazdorem lub gwiaździchem. Gwiazdę wykonywano z papieru, często ozdabiając jeszcze świętymi obrazkami albo kolorowymi pompo-nami. W środku gwiazdy umieszczo-no świecę i tak wędrowano od chaty do chaty, niczym królowie za gwiaz-dą betlejemską.

Przebrani kolędnicy często wysta-wiali też tzw. Herody. Chociaż można było spotkać wiele modyfika-cji tego przedstawienia w zależności od rejonu Polski, w jakim go wysta-wiano, miało one jednak swoje stałe elementy i przebieg. Nie mogło zabraknąć w nim np. postaci króla Heroda, Żołnierza, Śmierci, Diabła oraz Żyda. Najpierw król dowiady-wał się o przyjściu na świat Jezusa, następnie, po przesłuchaniu Żyda, wydawał rozkaz aby zgładzić wszystkich chłopców do lat dwóch. Niestety w wyniku dokładnego wypełnienia rozkazu, ginął również syn króla. Wiadomość tę przynosił przed tron Marszałek. Po śmierci Heroda, Śmierć wraz z Diabłem staczały walkę o jego duszę.

Z kolei w miastach, przy kościołach wystawiano tzw. Jasełka. Były to (i są do dziś) przedstawienia o tematy-ce Bożonarodzeniowej, a ich nazwa wywodzi się od polskiego słowa „jasło” - żłób. Przyjęło się w tradycji, że pierwsze Jasełka wystawił Św. Franciszek z Asyżu. Co ciekawe ok. XVIII w. polscy biskupi ustanowili zakaz wystawiania Jasełek w kościo-łach. Powód był taki, iż zaczęły przenikać do nich elementy ludowe lub postaci nie pasujące do powagi miejsca jakim jest kościół np. śmierć tańcząca z diabłem, czy chłop z szynkarką.

Warto w tym miejscu napisać kilka słów o tradycji związanej z szopka-

mi. Pojawiły się one ok. XIX w. Ich pomysłodawcami byli cieśle i budowniczy z Krakowa i okolic, dlatego, że zimową porą nie mieli oni tyle pracy, co latem. Inspiracją dla tych zachwycających dokładnością szczegółów i wkładem pracy minia-tur, były wspaniałe budowle krakow-skie: Zamek Wawelski, Sukiennice albo kościół Mariacki. Do dziś, co roku, na początku grudnia odbywa się w Krakowie konkurs szopek, a uczestnikiem może być każdy niezależnie od wykonywanego zawodu.

Współcześnie, po 25 grudnia (Naro-dzenie Pańskie) w polskiej kulturze rozpoczyna się czas tzw. kolędowa-

nia. W Kościele katolickim rozumia-ne jest to przede wszystkim jako odwiedziny parafian przez kapłanów, ale też jako wspólne śpiewanie kolęd w kościołach czy domach. Bardzo rzadko można dziś spotkać kolędni-ków przebranych za turonia i wędru-jących z gwiazdą. Warto jednak znać te tradycje, gdyż polska kultura jest bogata w piękne zwyczaje, które wyróżniają nas na tle innych krajów.

*turoń – włochata kukła z rogami imitująca zwierzę. Osoba, która odgrywała tę maszkarę dodatkowo przykrywana była skórą baranią lub końską derką.

KatarzynaGuziakekonomistkawłaścicielka�rmy �nansowej

Polskie piwne cuda i dziwyWojciechTrząskiznawca piwaabsolwentUniwersytetuŚląskiego

Page 13: styczen2014

13regionalizmy

Kaszuby - miejsce odwiecznej wojny, czy wolny rynek idei?

Jeśli pamiętasz, Szanowny Czytelni-ku, pisałem o Hieronimie Derdow-skim. Był to następca prekursora idei kaszubskiej, Floriana Ceynowy. Nie zgadzał się ze swym poprzednikiem co do statusu kaszubszczyzny – uznawał ją za polski dialekt, i narodowości – w Kaszubach widział Polaków. Tenże Hieronim Derdow-ski swoją postawą zapoczątkował trwający w najlepsze spór o to, kim Kaszubi są. Głównym przedmiotem sporu są wspomniane język i narodo-wość. Jedna ze stron silnie podkreśla każdy przejaw polskości, druga akcentuje wszelkie odrębności. I tak cały czas. Młodokaszubi jeszcze w czasach zaboru pruskiego głosili hasło: „Co kaszubskie, to polskie”. Jednakże przekonani byli, że

kaszubszczyzna jest językiem. W haśle chodziło o wszelkie działania dążące do przyłączenia ziem Kaszubskich do Rzeczypospolitej, która się wówczas odradzała. Podkreślali oni jednak każdą rodzimą cechę Kaszubów. Podobnie „Zrzesz Kaszëbskô”, o której już pisałem. Była jednak w międzywoj-niu inna gazeta, wydawana w Wejhe-rowie – „Klëka” („Wiadomość”). To pismo było propolskie – i to jedyne „pro” wśród wielu „anty” – było bowiem antysemickie, antyniemiec-kie, antymasońskie, antykomuni-styczne... W każdym razie, poglądy miało wyraźnie przeciwne Zrzeszy. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie powołane w 1956 roku, stanowiło forum złożone z różnych opcji i poglądów.

Są różne punkty zapalne, różne pola bitew, różne sposoby walki. Spór zapoczątkowany odrzuceniem idei Ceynowy przez jego następcę trwa. W okresie między pisaniem przeze

mnie tych słów, a dotarciem tekstu do druku padnie kilka strzałów – oczywiście nie dosłownie. Aby łatwiej móc zrozumieć trudną sytuację na froncie, nazwijmy zwolenników myśli Ceynowy kaszu-bocentrykami, a następców idei Derdowskiego – polonocentrykami. To oczywiście pewne uproszczenie.

W latach 90. kaszubocentrykami byli członkowie Tatczëzny – grupy studentów kształcących się w Trójmieście. Nie wszyscy z nich zgadzali się w kwestii odrębności narodowej, ale uchodzili za tych bardziej akcentujących odrębności w naszej kulturze. Strona przeciwna, środowisko naukowe i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, na postulaty uznania języka odpowiadało albo pogardą, albo używając jako strasza-ka przykładu ówczesnej sytuacji na Bałkanach – jeśli będziemy chcieli jakichś praw, ludzie wyjdą na ulicę i będzie wojna. Z kolei młodzi kaszu-bocentrycy powoływali się na

tradycje Zrzeszińców. Na przełomie wieków XX i XXI do boju wkroczy-ła Odroda (Odrodzenie) – grupa entuzjastycznie nastawionych studentów, której organem prasowym była gazeta o tej samej nazwie. Powstała w środowisku klubu studenckiego Pomorania, która jest kołem naukowym działającym wewnątrz Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego. Ich głównym dokona-niem jest akcja agitacyjna zachęcają-ca do deklarowania narodowości kaszubskiej i języka kaszubskiego w Spisie Powszechnym w 2002 roku (według tego spisu, Kaszubów z narodowości było 5000).

Spis z 2011 roku stał się kolejnym ważnym wydarzeniem w tym sporze. Pojawiła się wówczas możliwość deklarowania dwóch tożsamości – narodowej i etnicznej. Można więc być Kaszubem-Polakiem, Polakiem-Kaszubem, Kaszubem, Polakiem. Nowe możliwości w spisie oraz okres intensywnego

rozwoju kaszubskiej tożsamości diametralnie zmieniły wyniki sprzed dekady. Kaszubów narodowości polskiej, deklarujących dodatkowo kaszubskie poczucie przynależności, jest 215 tysięcy, Kaszubów z narodo-wości 18 tysięcy, tysiąc Kaszubów deklaruje narodowość kaszubską i drugą, niepolską. Językiem kaszub-skim posługuje się, według wyników spisu, ponad 100 tysięcy osób. Przed Spisem Powszechnym Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie prowadziło kampanię zachęcającą do deklarowa-nia kaszubskości. Jej celem było przekonanie Kaszubów, że najlepiej deklarować posługiwanie się językiem kaszubskim, narodowość polską i dodatkową przynależność kaszubską. Tymczasem środowisko użytkowników strony naszekaszuby-.pl zachęcało do deklarowania kaszubskości w ogóle, każdy miał się deklarować zgodnie z własnym sumieniem.

Dalszy ciąg w kolejnym numerze.

AdamHebelkaszubskidziennikarzTwoja TelewizjaMorska

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

Po co nam Szlak Zabytków Techniki Województwa Śląskiego?

Ciąg dalszy z poprzedniego numeru.

Również obiektywnie patrząc, zabytki historii czy historyczne perły architektury występują na terenie województwa śląskiego w ograni-czonym zakresie, z tego względu tworzenie na Śląsku centrum turysty-ki w typie Krakowa czy Poznania jest skazany na niepowodzenie. Architektura i obiekty przemysłowe, występujące tutaj w dużym zagęsz-czeniu i różnorodności, z pewnością w większym stopniu wpłynęły na rozwój czy dobrobyt ziem wchodzą-cych w skład obecnego wojewódz-twa niż dziedzictwo gotyku czy baroku. Dlatego promowanie ich w podobnym czy nawet większym stopniu niż średniowiecznego czy wczesno nowożytnego budownictwa to także kwestia szczerości wobec przyjeżdżających.

Rola Szlaku w świadomości miesz-kańców

Jednak, że nie tylko dla turystów z zewnątrz jest ten szlak. Myślę, że ogół miejscowej ludności zauważa wpływ industrializacji na życie społeczne, gospodarcze i dobrobyt na poziomie lokalnym, są dumni z istnienia stereotypu „pracowitego Ślązaka” czy „śląskiego etosu pracy”. Szlak stanowi hołd złożony procesom, które w największym

stopniu ukształtowały oblicze ziem Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrow-skiego, i tym samym odpowiada potrzebom miejscowej ludności.

Warto też zwrócić uwagę na postępu-jący w ostatnim dwudziestoleciu odwrót od przemysłu ciężkiego, który jest procesem w podobnie gruntowny co industrializacja sposób zmieniającym krajobraz i społeczeń-stwo. Choć tereny województwa śląskiego na razie nie są liderem tej przemiany, należy liczyć się z tym, że zmiana stopniowo będzie następo-wała. Umiejętna ochrona i promocja zabytków przemysłu ciężkiego zdaje się być po prostu sposobem na utrzymanie obecnie istniejącego dziedzictwa, pod względem skali nieporównywalnego z żadnym innym regionem w Polsce, a – co za tym idzie – utrwalenia ważnego elementu świadomości na terenach województwa śląskiego.Warto też zwrócić uwagę na fakt, że w ramach szlaku promowane są nie tylko zabytki związane z przemy-słem ciężkim, ale i z innymi jego gałęziami – jak choćby bielskie Muzeum Włókiennictwa czy często-chowskie Muzeum Zapałek, ale i zlokalizowane w GOP-ie tyskie zabytki związane z działającymi tam browarami czy gliwickie Muzeum Techniki Sanitarnej. Dzięki takiemu doborowi zabytków, przy okazji promowania sztandarowych dla województwa zabytków pojawia się także szansa na kreowanie nowych atrakcji, a także zwrócenie uwagi na bogactwo lokalnego przemysłu. Szlak natomiast może być ciekawą propozycją zwiększenia wewnętrz-nego ruchu turystycznego wewnątrz,

a zwłaszcza dociążęniu nieco pod tym względem Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego – jako że to w nim i jego okolicy zlokalizowa-nych jest najwięcej obiektów szlaku. Myślę, że posiadając szereg takich atrakcji w okolicy uda się skłonić część ludzi po prostu do wyjścia z domu w wolnym czasie, a także dać powód mieszkańcom Lublińca, Częstochowy czy Żywca do przyjaz-du na teren GOP. Ważnym graczem jeśli chodzi o korzystanie ze szlaku staną się też zapewne szkoły, już obecnie stanowiące 50 procent zwiedzających. W końcu, szlak może przyczynić się do wewnętrznej integracji województwa śląskiego. Wbrew swojej nazwie województwo nie składa się wyłącznie z ziem śląskich ale i ze słabiej kulturowo powiązanych Zagłębia Dąbrowskie-go, części Galicji czy okręgu często-

chowskiego. Poza administracyjny-mi granicami natomiast pozostaje cała część opolska Górnego Śląska, nie mówiąc już o Śląsku Dolnym. Województwo śląskie zostało wydzielone w sposób ahistoryczny, natomiast z pewnością dziedzictwo przemysłowe jest jedną z wartości, na której można budować tożsamość takiego sztucznie wykreowanego regionu. Dzięki temu, że każdy z historycznych subregionów jest reprezentowany w składzie szlaku, projekt ten może aspirować do zmiana wspólnej platformy łączącej ze sobą poszczególne części województwa.

Szlak jako szansa dla województwa

Projekt Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego z całą pewnością broni się. Obecny moment, kiedy dziedzictwo przemy-słowe w coraz mniejszym stopniu

decyduje o obliczu ziem wchodzą-cych w skład województwa śląskie-go, a jednocześnie wciąż żywe są dotyczące ich stereotypy, to idealna pora aby sferę industrialną z balastu przekształcić w autentyczny i niezaprzeczalny atut krajoznawczy. Samo istnienie takiego rozbudowa-nego dziedzictwa na terenie województwa śląskiego nadaje projektowi niezbędnych dla jego powodzenia rys autentyczności i wyrazistości (charakter obiektów jest raczej uchwycony niż odtwarzany), zaś rozpowszechnione opinie o charakterze województwa stanowią siłę napędową idei jego utrzymywa-nia. Szlak to po prostu dobry, odpowiadający na społeczne i kulturalne oczekiwania pomysł, podchwycony we właściwym czasie, mający potencjał do inicjowania i transmitowania istotnych zmian społecznych.

MichałKompałaUniwersytet Śląski / Uniwersytet Karola w Pradze

Page 14: styczen2014

The Poland Timessport i zdrowie

Podróże kształcą! Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Po kilku minutach mojej niedawnej podróży, miałem gotowy materiał na pracę (co najmniej!) magisterską, a był to dopiero początek. Potencjał atrakcyj-ności wyjazdu na mecz Legia – Ruch wykorzystałem w 110%.

Na dworzec PKS dotarłem 30 minut przed czasem. Mroźny wiatr, jednym ze swoich powiewów zasugerował mi pozostanie jeszcze chwili w samochodzie i korzystaniu z ciepła, póki… jest. Stanowisko numer pięć puste. „Czwórka” powoli się zapełnia. Pierwsza przy brzegu stoi, nazwijmy ją, Basia (dla uczczenia Barbórki, wszak historia działa się 4 grudnia). W ręku trzyma wydruko-wany kod – bilet do przejażdżki z orłem na szybie – Polskim Busem. Za nią ustawiają się kolejni podróżni. 9:45 wysiadam z auta. Podchodzę na stanowisko piąte. Czytam tabliczkę, według której to właśnie z tego miejsca miała, rozpoczynać się „warszawska przygoda”. Basia spojrzeniem – ja tu byłam pierwsza, więc nawet nie myśl, że wejdziesz przede mną – dała mi do zrozumie-nia, że chyba się pomyliłem. „Za mną stoją ludzie”- pomyślała kobie-ta. Nie za długo. Podjeżdża czerwo-ny autokar. Pojazd parkuje przy numerze najbardziej żenującej odmiany mamby (podpowiedź – sprawdź, co śpiewa Lou Bega).

Widzę w oczach 60-letniej pani, jak rozczarowanie miesza się ze złością. Ona już wie. Do przerwy 0:1.

Siadając w busie, ulokowałem się w jego środkowej części. Stosunek długości drogi do toalety względem drogi do wyjścia równał się 1. Zaraz przede mną usiadła Baśka. Jej zacho-wanie było przewidywalne. Na dźwięk nagranej podpowiedzi dla pasażerów o zapinaniu pasów i niepaleniu w toalecie, wzdrygnęła się nerwowo, jakby ktoś w ogóle śmiał o tym zapomnieć. Każdy „losowo” zapytany ankietowany familiady, na pytanie: „Kiedy Pani Basia stawiła się na dworcu?”, odpowie: „Za wcześnie”. Karol S. dodałby, że w obawie przed zmianą czasu… (taki żart). Nie spodziewa-łem się, że pani B. jest mnie w stanie zaskoczyć. Jeszcze przed odjazdem udało się jej doprowadzić mnie to zdziwienia. Z jednego z dwóch plecaków podręcznych – jeden przepełniony jedzeniem, drugi lekami zapewne – wyciągnęła aparat cyfrowy i niezwłocznie udała się do kierowcy. „Przepraszam, zrobi mi pan zdjęcie na tle autobusu?” – Dominik – Basia 1:1.

Po mojej prawej stronie siedział około 30-letni, postawny mężczyzna. Od niego sporo się nauczyłem. Polska – syf, nic nie działa jak należy, lekcja 289 – przykłady życia codziennego. Nawet po założeniu słuchawek, słyszałem jak wykrzyku-je do telefonu: „Wy tylko kraść potraficie!”. W czasie przejazdu do stolicy wykonał dwadzieścia połączeń. Wszystkie związane z urządzeniem do pomiaru ciepła,

które zamontowano mu w łazience. „Montując urządzenie firma przestrzegała przed parą wodną i szybką zmianą temperatury. Niech mi pani powie, jak mam się kąpać bez wytwarzania pary? W lodzie?” – „Niech pan dzwoni do spółdzielni” - usłyszał w odpowiedzi. –„Normalna spychologia!” - mówił pod nosem, ale tak, aby wszyscy słyszeli. „Ucz się, ucz, Ciebie też to spotka”.

W Warszawie miałem się spotkać z panem F. (ale nie z Marillion i nie z Kim Nowak). Przyjaciel ów będzie, a właściwie już jest aktorem. 4 grudnia odbywał próby do kolejnego spekta-klu, ale zapewniał mnie, że o 15:00 będzie już wolny. Było to o tyle kluczowe, że zapewniał mi dach nad głową na najbliższe 24 godziny. Po wyjściu z autobusu, już w stolicy, wysłałem mu smsa, informując go o swoim przyjeździe. W odpowiedzi dostałem wiadomość treści: „Próba się przedłuża, idź do mieszkania, Ewa Ci otworzy…” i podaje adres. Dreptam we wskazane miejsce. Kamienica ogromna. Z jednej strony sklepy monopolowe, a obok nich salon muzyczny. Przypadek?! Szybko orientuję się, że wejścia do klatek są z drugiej strony budynku. Znajduję odpowiednie drzwi i dzwonię domofonem. Zero odpowie-dzi. Piszę kolejnego smsa do Filipa, a on odpisuje, podając numer do Ewy. Dzwonię do jego wybranki. Po trzech sygnałach urywa połączenie. Rozładował jej się telefon. Sms numer trzy. Na dworze mroźno. F. z liczbami nigdy nie miał problemów, ale tym razem się pomylił. Podał mi błędny kod, po którego wpisaniu, wszedłbym do budynku. Na szczęście widzę, że z klatki ktoś wychodzi i nie domknął drzwi. Wykorzystuję sytuację. Jestem w środku.

Klatka schodowa, podobna do… klatek schodowych, ale jest winda (występuje problem z nazewnic-twem, no bo jak, „klatka windo-wa”?). Taką jeszcze nie jechałem. Publiczny środek transportu dla lokatorów i gości kamienicy miał specyficzną cechę. Obsługiwał tylko jedno zadanie na raz. Jeśli ktoś na przykład na trzecim piętrze czeka na windę, może się nie doczekać. Z parteru wybierze ktoś zadanie - parter -> V piętro, potem ktoś wsiądzie i wybierze V p. -> parter, na parterze znowu ktoś itd. Niefunkcjo-nalne? Owszem.

Rozmyślając nad dźwigiem osobo-wym, doczekałem się gospodarzy. W trakcie krojenia marchewki do rosołu, dowiedziałem się o kolejnej przygodzie, a zarazem podwalinie pod tezę, że podróże kształcą. „O 16:30 będziecie pilnować z Filipem dziecka” - usłyszawszy, kroiłem z trudem tłumiąc rozbawienie.

Tak właśnie było. Życie aktora to nie bułka z masłem. Za to dziecko aktora. O tak! Ten to ma dobrze. Nie dość, że wszyscy od najmłodszych lat go uwielbiają, to jeszcze za 10 lat, kiedy jego świadomość wzrośnie, będzie mógł chwalić się swoimi ciociami i wujkami: „O, patrz, wujek mnie niańczył w piątki, jak rodzice byli na próbie” - oglądając kolejną polską superprodukcję.

Przyszedł w końcu czas na spełnienie obowiązku, z jakim do stolicy się wybrałem. Relacja z meczu Legia – Ruch. Około 19:15 dotarłem na stadion. No prawie. Widziałem go, był po drugiej stronie ulicy. Przyszedł czas na lekcję nauczania zintegrowanego. WOS i PO zusam-men. Gdzie tylko się nie obejrzałem, widziałem podobieranych w dwójki policjantów. Spytałem napotkanych,

gdzie mogę bezpiecznie przejść na drugą stronę (w domyśle, czy mogę przebiec tutaj, bo przejście jest 99 metrów dalej, a mandatu nie chciałem przywieźć jako urokliwej pamiątki). „Proszę Pana, może Pan skorzystać z wyznaczonej do tego strefy, która jest za parę metrów” - słuchając, widzę, jak za nami jakiś osobnik przeszedł przez jezdnię. O ja głupi, po co pytałem?

Spotkanie Legii Warszawa z Ruchem Chorzów było najdziwniejszym wydarzeniem sportowym, na jakim kiedykolwiek byłem. Po pierwsze: puste trybuny. O decyzji wojewody nie ma co pisać (głupia i tyle). Po drugie: spiker przemawiający do 50 osób – dziennikarzy, z prośbą o kulturalny doping. Po trzecie: taśma z nagranymi okrzykami kibiców „wojskowych”. Paradoks gonił paradoks.

Trybuna prasowa na stadionie przy Łazienkowskiej ma standardy wysokie w porównaniu z innymi ekstraklasowymi obiektami. Zasiadłem na krzesełku z obiciem skórzanopodobnym. Przede mną pleksia, która miała ochronić mnie, a także mój laptop przed śniegiem, który prószył nad Warszawą. Obok mnie usiadł redaktor naczelny „Piłki Nożnej”. Pierwsze co, to zasugero-wał mi nałożenie okrycia głowy. „Bez czapki może Pan nie dosiedzieć do końca” - radził. Dokształciłem się po raz kolejny. Babcia mówiła, mama mówiła, ale jak redaktor Godlewski mówi, to czapkę zakładam.

Ciąg dalszy w kolejnym numerze.

Podróże kształcąDominikMataniakKlubEksperta.Eu

Czas świąteczno-noworoczny sprzyja biesiadowaniu. Dla niektó-rych okres ten kończy się różnymi dolegliwościami gastrycznymi, w większości przypadków niegroźnymi i przemijającymi. Są jednak osoby, które z problemem takim jak zgaga borykają się każdego dnia.

Zgaga jest to uczucie pieczenia, palenia za mostkiem, z promienio-waniem do szyi, często towarzyszy jej odbijanie i dyskomfort w nadbrzuszu, czasem nieprzyjemny zapach z ust. Objawy najczęściej

nasilają się po obfitych posiłkach i po położeniu się. Przyczyną tych dolegliwości jest przede wszystkim refluks żołądkowo – przełykowy (GERD), czyli zarzucanie kwaśnej treści żołądka do przełyku, co powo-duje drażnienie tego drugiego i wystąpienie objawów. W niektórych przypadkach GERD jest przyczyną chrypki czy przewlekłego kaszlu.

Refluks żołądkowo - przełykowy wynika z zaburzeń funkcji mięśnia zwieracza dolnego przełyku. Zaburzenia te są wieloczynnikowe. Rzadko możliwe jest wskazanie jednoznacznej przyczyny. Do czynników ryzyka na pewno zaliczyć należy spożywanie alkoholu, picie kawy, palenie papierosów, otyłość czy przyjmowanie niektórych leków (np. środków antykoncepcyjnych czy

niektórych leków używanych w terapii nadciśnienia tętniczego). W części przypadków choroba reflekso-wa przełyku współistnieje z astmą oskrzelową czy alergią.

Wymienionych przeze mnie dolegli-wości nie należy bagatelizować, ponieważ długotrwale nieleczony refluks prowadzi do przemiany typowego dla przełyku nabłonka wielowarstwowego płaskiego w (typowy dla żołądka) nabłonek gruczołowy. Stan taki nazywany jest metaplazją przełyku lub inaczej przełykiem Barretta i uznawany jest przez współczesną medycynę za stan przedrakowy. W niektórych przypad-kach konieczne jest wykonanie gastrofiberoskopii, czyli zabiegu polegającego na wprowadzeniu kamery do górnego odcinka przewo-

du pokarmowego.

Do objawów alarmujących należy niezamierzona utrata masy ciała, krwawienie z przewodu pokarmowe-go ( fusowate wymioty, smoliste stolce itd.), trudności przy połykaniu pokarmów czy nawet ból podczas połykania.

Podstawą leczenia GERD jest aktual-nie leczenie farmakologicznie. Stosuje się przede wszystkim leki z grupy inhibitorów pompy protono-wej (IPP). Niektóre z nich dostępne są także bez recepty. IPP należy przyjmować z reguły raz dziennie, rano, na czczo, na około 30-60 minut przed posiłkiem. Poprawę powinni-śmy odczuć po około miesięcznym stosowaniu leku we właściwej dawce. Leczenie farmakologiczne w większości przypadków należy stosować przewlekle.

Dodatkowo należy unikać tłustych i obfitych posiłków. Najlepiej spoży-

wać 5-6 posiłków dziennie, ale o małej objętości. Ostatni posiłek powinniśmy spożywać na 2-3 godzi-ny przed snem. Należy także zadbać o wyższe ustawienie wezgłowia łóżka (np. dodatkową poduszkę pod głowę), zaprzestać palenia papiero-sów, zmniejszyć spożycie alkoholu i kawy, a także zrzucić zbędne kilogra-my. W skrajnych przypadkach konieczne jest leczenie operacyjne metodą otwartą.

W ostatnich latach podejmowane są także próby wykonywania operacji antyrefluksowych metodą laparosko-pową (tzw. operacje przez dziurkę od klucza). Dotychczasowe wyniki tych badań pokazują jednak, że w tej chwili efekty leczenia operacyjnego metodą laparoskopową są zbliżone do tych uzyskiwanych przy pomocy leków.

MartaNowickaLekarz

Zgaga – palący problem

14 www.ThePolandTimes.com

Page 15: styczen2014

15prawo i polonia

Mieszkania

Szanowni Państwo,

pierwszy w nowym roku artykuł postanowiłam poświęcić kwestii, która z pewnością może zaintereso-wać zwłaszcza młodych czytelników – nowemu rządowemu programowi wsparcia mieszkalnictwa. Program ten rusza właśnie od 1 stycznia 2014 roku.

Z pewnością wielu spośród Państwa planuje zakup swojego pierwszego mieszkania właśnie w Polsce. Teraz będą mogli Państwo zrobić to z

pomocą programu „Mieszkanie dla Młodych”. Jego celem jest dofinan-sowanie wkładu własnego, który przeznaczają Państwo na zakup nowego mieszkania. Zdaniem rządu, umożliwi to beneficjentom otrzyma-nie kredytu hipotecznego na korzyst-niejszych warunkach. Warto dodać, iż kredyt udzielony musi być Państwu w złotych polskich, a kwota kredytu musi stanowić minimum połowę ceny, którą płacimy za nasz dom czy mieszkanie. Co więcej, jeśli zamierzają Państwo korzystać z programu „Mieszkanie dla Młodych”, należy wziąć pod uwagę, że umowę kredytu muszą Państwo zawrzeć na okres najmniej piętnastu lat.

Mieszkanie lub dom, które chcemy kupić korzystając z programu, musi być nieruchomością pochodzącą z rynku pierwotnego. Nie możemy korzystać z dopłat w celu zakupu

nieruchomości z rynku wtórnego. Jest to swego rodzaju ograniczenie kręgu potencjalnych beneficjentów, chcących skorzystać z dopłat, ponie-waż deweloperzy rzadko budują w mniejszych miejscowościach.

Program „Mieszkanie dla Młodych” oferuje wsparcie na zakup lokalu mieszkalnego o powierzchni do 75 m kw. oraz domu do 100 m kw. W przypadku osób wychowujących minimum troje dzieci, powierzchnia ta może być o 10 m kw. większa i stanowić odpowiednio 85 oraz 110 m kw.

Zapewne zastanawiają się Państwo, ile można zyskać korzystając z programu. Dofinansowania wkładu własnego plasują się różnie – w zależności od rodzaju beneficjentów. Np. dla osób wychowujących co najmniej jedno dziecko, dofinanso-wanie wkładu własnego wynosić

będzie 15 %.

Jak w każdym nowym programie, w tym również spotykamy pewne ograniczenia, jeśli chodzi o możli-wość skorzystania z dofinansowania. Podstawowym warunkiem, który powinni Państwo spełniać, jest kryterium wiekowe. Program przeznaczony jest bowiem dla osób do 35 roku życia. Kolejnym niezbęd-nym aspektem jest, aby osoby korzy-stające z dopłat nie były właściciela-mi innych domów czy mieszkań. Nie może przysługiwać im spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu czy też domu. Nie mogą także posiadać udziałów we współwłasności nieruchomości. Dotyczy to udziałów, które w przypadku podziału fizycz-nego nieruchomości byłyby minimalnie w wielkości jednego lokalu mieszkalnego. W przypadku współwłaścicieli lokali mieszkal-nych, o ile oczywiście spełniają

pozostałe warunki, mogą swobodnie korzystać z programu.

Osobom zainteresowanym progra-mem „Mieszkanie dla Młodych” polecam zwrócić szczególną uwagę na okres, na jaki zaciągają Państwo kredyt. Należy wziąć pod uwagę wszelkie za i przeciw: m.in. obliczyć wcześniej planowaną wysokość ewentualnej dopłaty, którą mogą Państwo zyskać oraz pamiętać, że jest ona inna dla osób będących rodzicami, także dzieci przysposo-bionych, a inna dla singli.

Jeśli mają państwo w powyższej kwestii jakieś pytania, bardzo proszę kierować je na adres Redakcji. Jeżeli natomiast chcieliby Państwo skorzy-stać z mojej pomocy w Polsce, proszę o kontakt mailowy: [email protected]

JuliaSzwiecprawnikabsolwentkaUKSW w Warszawie

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

Każdy Polak, który podróżował po świecie przyzna, że mamy za granicą dwa rodzaje przedstawicielstw. Jedno to urzędnicy z MSZ, pracow-nicy ambasad i konsulatów. Drugie to polscy księża katoliccy, których tysiące rozsianych jest po większości krajów świata. USA, z racji swojej wielkości i wyjątkowo licznej Polonii, od początku swego istnienia przyciąga i oferuje gościnę także dla naszych księży. Wyjątkiem nie mogliby być polscy Paulini, dziś obecni w dziewięciu parafiach na terenie USA. Pamiętam moje pierw-sze spotkanie z nimi w Nowym Jorku. Na dolnym Manhattanie od roku 1872 prężnie działa parafia pw. Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika. Jej opiekunami są właśnie Paulini. Piszę o tym w tym miejscu, bo jest to najstarszy polski kościół w Nowym Jorku. Księża Paulini w Polsce znani są każdemu jako obecni od setek lat opiekunowie Jasnej Góry. Założony w XIII wieku na Węgrzech zakon już wiek później zagościł w Polsce i dziś siedziba główna zakonu mieści się w Często-chowie. Jednak nie tylko na terenie Polski mamy klasztor Paulinów z cudownym obrazem Matki Boskiej Czarnej Madonny. Jest jeszcze taki drugi, tutaj.

W USA często bywa tak, że pragnie-my odtwarzać to, co zostawiliśmy w Ojczyźnie. Robimy tak w małych sprawach i w dużych oczywiście też. Skoro znaleźli się tu księża w białych habitach, to jakby naturalną koleją losu musiało być postawienie pytania

o przeniesienie kultu Czarnej Madonny do Ameryki. Tak też się stało i decyzja o budowie pierwszego w USA klasztoru Ojców Paulinów zapadła. Początki były jednak bardzo skromne, a droga do dzisiejszej świetności długa i kręta.

Za zakup terenu pod klasztor odpowiadał ksiądz Michał M. Zembrzuski – po tym, jak władze diecezjalne zgodziły się na założenie Klasztoru Matki Bożej Częstochow-skiej na terenie Pensylwanii. 40 akrów przy Ferry Road w Doyle-stown weszło w posiadanie zakonu razem z zabudowaniami farmy. Dzięki temu niejako od razu udało się zaadaptować budynek stodoły na kaplicę. Był rok 1955. 26 czerwca ówczesny przeor budującego się klasztoru poświęcił drewnianą kaplicę i dedykował ją Matce Boskiej Częstochowskiej. W kolejnych latach kaplica została przebudowana na sanktuarium. Zdążono na rok 1966, w tysiąclecie państwa polskiego. Oficjalna nazwa angielska to The National Shrine of Our Lady of Czestochowa. Dla nas jest to po prostu Amerykańska Częstochowa. Uroczystość poświę-cenia sanktuarium, 16 października 1966 roku, zgromadziła niewiary-godną liczbę 140 000 ludzi, głównie polskiego pochodzenia. Obecny był prezydent USA, Lyndon Johnson. Niestety komuniści nie wydali paszportu kardynałowi Wyszyńskie-mu, który miał celebrować mszę. Jego miejsce, mimo nieobecności, pozostawiono puste. Położono na nim biało-czerwone kwiaty i ciernio-wą koronę. Lata później sanktuarium odwiedził urzędujący prezydent Ronald Reagan. Dwukrotnie klasztor w Doylestown odwiedził Kardynał Karol Wojtyła, ostatni raz w 1976 roku, dwa lata przed wyborem na

papieża. Mieszkając w Nowym Jorku, przynajmniej raz w roku pielgrzymowałem do Doylestown. Oprócz potrzeby duchowej ciągnęło mnie tam, bo teren przypominał mi moje Beskidy. Wtedy wydawało mi się to tak bardzo sielankowe w porównaniu z betonowym i nieco brutalnym NYC.

Dziś nic już nie przypomina o skrom-nych początkach. Przez lata przyby-wało zabudowań i odwiedzających. Spełniły sie najpiękniejsze sny twórców Amerykańskiej Częstocho-wy. Sanktuarium to oczywiście przede wszystkim kościół, dzieło polonijnego architekta Georga Szeptyckiego, z repliką obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej autorstwa polskiego malarza Bolesława Rutkowskiego. Obraz został poświę-cony przez papieża Jana XXIII 10 lutego 1962 roku. Przy wejściu do kościoła wmurowano urnę z sercem przedwojennego polskiego premiera, ministra spraw zagranicznych i pianisty Ignacego Jana Paderewskie-go. Ołtarz kościoła tworzy wspaniała płaskorzeźba przedstawiająca Trójcę Świętą i chóry anielskie, z wycią-gniętymi trąbkami chwalące Boga. Rozmiar i treść robią wielkie wraże-nie. Na ścianach bocznych kościoła umieszczono dwa olbrzymie okna witrażowe, wschodnie przedstawiają sceny z historii Ameryki, a zachodnie prezentują historię Polski. Na ścianie tylnej umieszczono 65-głosowe organy, zadedykowane Jerzemu Popiełuszce, polskiemu księdzu, który został zamordowany 19 października 1984 roku przez komu-nistyczne służby bezpieczeństwa. Jest też kaplica Matki Bożej z Guadalupe z kopią obrazu naturalnej wielkości. Częścią kompleksu sanktuarium jest też Grota Matki Bożej z Lourdes, centrum pielgrzym-kowe, ośrodek rekolekcyjny, pomnik papieża Jana Pawła II, księgarnia i niezwykły cmentarz z pomnikiem

katyńskim autorstwa Andrzeja Pityńskiego.

Sam cmentarz, oddalony zaledwie krótkim spacerem od kaplicy, z pomnikiem Mściciela (The Avenger) wart jest osobnej wizyty i zadumy nad polskim losem. Dziesięciometro-wy husarz przyklęknął na jedno kolano i wspiera sie mieczem. Ma w sobie niezwykłą siłę. Widnieje tam tablica z cytatem z raportu komisji Maddena. W nim Kongres USA zawarł wyniki śledztwa katyńskiego, które uznało, że niewątpliwymi autorami masowego mordu na polskich oficerach i inteligencji byli Sowieci i NKWD. Na cokole pomni-ka od 2011 roku jest też tablica poświęcona Lechowi Kaczyńskiemu, Marii Kaczyńskiej i członkom polskiej delegacji, którzy zginęli w katastrofie w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Cmentarz jest miejscem pochówku już ponad 5000 ludzi. Jest tam część poświęcona kapłanom, weteranom, zasłużonym. Nieprzy-

padkowo cmentarz w Doylestown bywa nazywany polskim Arlington. Obecność cmentarza w tak bliskiej odległości nadaje sanktuarium dodat-kowej chwały i świętości.

Dziś Amerykańska Częstochowa tętni życiem. Pół miliona pielgrzy-mów odwiedza każdego roku sanktu-arium i obraz Matki Boskiej Często-chowskiej. Są to bardzo często Polacy, Amerykanie polskiego pochodzenia, ale również Ameryka-nie, rzesze Latynosów i Afroamery-kanów. Klasztor prowadzi wiele duszpasterstw, polską szkołę sobotnią, harcerstwo, rekolekcje, program radiowy „Głos z Amerykań-skiej Częstochowy”. Dla Polaka odwiedzającego to miejsce, to prawdziwa podróż w głąb polskiej historii i satysfakcja z wielkości dzieła nasuwającego refleksję o starej prawdzie, że wiele można osiągnąć mając wspólny cel. W Doylestown się udało. Jeśli jeszcze nie byliście, to zachęcam!

Częstochowa w Pensylwanii

TomaszZolapodróżnik,dziennikarz,Utah

Page 16: styczen2014