Sparks Kerrelyn - Love At Stake 03 - Wampiry wolą szatynki

download Sparks Kerrelyn - Love At Stake 03 - Wampiry wolą szatynki

of 217

description

Dobry wampir to martwy wampir. To motto nieustraszonej pogromczyni wampirów - do czasu gdy spotka najbardziej seksownego nieumarłego w swojej zabójczej karierze. Serce Angusa MacKaya z pewnością zabiłoby szybciej na widok Emmy Wallace, gdyby nie to, że zatrzymało się na zawsze pięćset lat temu. A teraz Angus może spodziewać się tylko, że wybranka potraktuje je dość brutalnie - Emma to pogromczyni wampirów, najlepsza w swoim fachu. Angus by ujść z życiem, musi ją przekonać, że mają wspólnego śmiertelnie niebezpiecznego wroga. W tym celu zamierza wykorzystać swój niesamowity nieodparty urok...

Transcript of Sparks Kerrelyn - Love At Stake 03 - Wampiry wolą szatynki

  • Sparks Kerrelyn

    Wampiry wol

    szatynki

    Dobry wampir to martwy wampir. To motto nieustraszonej pogromczyni wampirw - do czasu gdy spotka najbardziej seksownego nieumarego w swojej zabjczej karierze. Serce Angusa MacKaya z pewnoci zabioby szybciej na widok Emmy Wallace, gdyby nie to, e zatrzymao si na zawsze pidset lat temu. A teraz Angus moe spodziewad si tylko, e wybranka potraktuje je dod brutalnie. Emma to pogromczyni wampirw, najlepsza w swoim fachu. Angus, by ujd z yciem, musi j przekonad, e maj wsplnego miertelnie niebezpiecznego wroga. W tym celu zamierza wykorzystad swj niesamowity, nieodparty urok...

  • Rozdzia 1 Angus MacKay teleportowa si niejeden raz w cigu czterystu dziewiddziesiciu trzech lat swojego ycia, ale zawsze gdy tego dokona, niespokojnie zaglda pod kilt, by upewnid si, e wszystko ma na swoim miejscu. S pewne obszary, w ktrych aden mczyzna, miertelny czy nie, nie chciaby okazad si niesprawny. Dzi jednak powstrzyma si, bo nie by sam. Znalaz si w gabinecie szefa Romatech Industries. Roman Draganesti siedzia za biurkiem i przyglda mu si spokojnie. - A wic, drogi przyjacielu, kogo mam dzi dla ciebie zabid? - Angus wyj miecz z pochwy. Roman si umiechn. - Zawsze jeste gotw do dziaania. Dziki Bogu, e si nie zmieniasz. Angus by zaskoczony. Przecie artowa. - Jak to... Naprawd chcesz, ebym kogo zabi? - Nie. Licz, e wystarczy, jeli go przestraszysz. - Och. - MacKay dostrzeg ktem oka, e drzwi si uchyliy. - Dlaczego ja, nie Connor? Przecie strasznie wyglda. - Syszaem! - Connor wszed do rodka. Mia ze sob akta. Angus usiad i pooy sobie na kolanach pochw z ulubionym mieczem. - Wic o co chodzi? - Zabjca wampirw znw zaatakowa. Wczoraj w nocy w Central Parku zgin wampir - wyjani Roman. -Malkontent z klanu rosyjskiego. - wietnie. - O jednego otra mniej. Malkontenci nie chcieli id z duchem czasu i pid sztucznej krwi produkowanej przez Romatech. - Wcale nie - sprzeciwi si Roman. - Przed chwil dzwonia Katia Miniskaja i oskarya nas o t zbrodni. Ledwie pado jej nazwisko, twarz Angusa staa, zacisn doo na rkojeci miecza. - Dziwi mnie, e klan godzi si na jej przywdztwo. Connor usiad koo Angusa. - Jest wystarczajco za i przebiega. Podobno niektrzy Rosjanie narzekali, e szefuje im kobieta, ale mao ktry doy nastpnej nocy. - Aye, synie z okrucieostwa. - Angus poczu na sobie wspczujce spojrzenie Romana i szybko odwrci gow. Byy mnich wiedzia zbyt wiele. Na szczcie Angus mia pewnod, e nigdy nie puci pary z ust. - Katia nam grozi - cign Connor. - Zapowiedziaa, e jeli zginie jeszcze jeden wampir z jej klanu, wypowie nam wojn.

  • - Cholera. Wic kto morduje Malkontentw w Central Parku? Co prawda namiesza nam ten zabjca, ale te zasuy na medal. - Angus popatrzy na podwadnego. Connor si achn. - Ani ja, ani moi ludzie nie maczalimy w tym palcw. Ochraniamy Romana, jego on i firm, a jest nas tylko trzech. Nie mamy czasu, eby si wczyd po Central Parku. Angus skin gow. Jego firma Agencja MacKay -Usugi Detektywistyczne ochraniaa wielu przywdcw klanw, w tym take Romana. Ostatnio uszczupli oddzia Connora o piciu Szkotw. - Przykro mi, e zabraem ci ludzi, ale musz mied w terenie tylu, ile si da. Najwaniejsze, ebymy zlokalizowali Casimira, zanim... Wola nie mwid tego na gos. Ba, nie chcia o tym nawet myled. Przez trzysta lat sdzili, e najokrutniejszy wampir na wiecie nie yje, tymczasem okazao si, e tylko si przyczai, wci jest owadnity dz mordowania. - Znalelicie go? - zainteresowa si Roman. - Nay. Same faszywe tropy. - Angus bbni palcami w skrzan pochw na kolanach. - Masz jakie podejrzenie, kim jest pogromca wampirw? Moe to ta sama osoba, ktra latem zabia kilku Malkontentw? - Niewykluczone. - Roman opar si na okciach. - Connor uwaa, e to kto z CIA. Angus zamruga. - miertelny mordowaby wampiry? Mao prawdopodobne. - Naszym zdaniem to kto z ekipy realizujcej projekt Trumna". - Connor spojrza na plik dokumentw, ktre przynis. Na okadce widnia wyrany napis: Trumna". Zapada kopotliwa cisza. Wszyscy wiedzieli, e na czele tej komrki CIA stoi miertelny, ted Romana. Angus odchrzkn. - Uwaacie, e za atakami stoi ojciec Shanny? Roman, nie mam nic przeciwko twojej onie, ale chtnie nastraszybym troch Seana Whelana. Draganesti westchn. - Jest... niewygodny. Angus te tak uwaa, ale uyby mocniejszego okrelenia. - Ilu wampirw zgino w lecie z jego rki? - Trzech - odpar Connor. MacKay zmruy oczy. - Na jaki czas przyczai si, a teraz znw atakuje? - Przypomnia o sobie na pocztku marca. Do tej pory w Central Parku zgino dwoje miertelnych. Podernito im garda - powiedzia Roman. - eby zamaskowad lady kw - mrukn Angus. Stara wampirza sztuczka. - Zaczli Malkontenci, a pogromca si mci.

  • - Tak. - Roman skin gow. - Po zabjstwach zagroziem Katii, e wypdz j i jej klan. Nic dziwnego, i zakada, e to my. - Aye. Nikt nie uwierzy, e miertelny pokona wampira. - Szkot zmarszczy brwi. Fatalny moment. Nie mia czasu na poszukiwania miertelnika, nie teraz, gdy Casimir zbiera potn armi, przemieniajc kryminalistw i mordercw. Trzeba go powstrzymad, zanim Malkontenci urosn w si i wybuchnie kolejna wojna wampirw. Dlatego Malkontenci cigle wywoywali zamieszanie. Chcieli odcignd uwag Angusa i jego ludzi od najwaniejszego celu. - Czed wszystkim! - Drzwi otworzyy si szeroko i wszed Gregori. - Co tam? - Spowania, widzc ich grobowe miny. - Jejku, nastrj jak na pogrzebie. Co jest, MacKay? Oczko ci poszo w pooczoszkach? - To nie pooczochy - odburkn Angus. - Akurat. Cokolwiek powiesz, mskie jak cholera. Och, ju wiem, co si stao. Woye kilt ty na przd, a potem usiade i... Au! Agrafka wbia ci si w tyek. Szkot unis brew i spojrza najpierw na niego, potem na Romana. - Jak to moliwe, e jeszcze go nie zabie? Gregori zamruga. - Co prosz? Draganesti zachichota i otworzy szuflad. - Bdcie grzeczni, kiedy wyjd. - Wychodzisz? - zdziwi si Angus. - Id z Shann do lekarza. - Postawi na biurku butelk czerwonobursztynowego pynu. Zdobi j napis: Blissky". - To dla ciebie, stary. W przyszym tygodniu zaczynamy sprzeda. - wietnie. - Angus wsta i wzi butelk. Wreszcie doczeka si kolejnego napoju fusion. - Brakowao mi smaku szkockiej whisky. - Na zdrowie. - Roman szed do drzwi. - Wrc mniej wicej za godzin. Gregori powie mi, co zdecydujecie. Angus oderwa spojrzenie od butelki. Dlaczego ona Romana, miertelniczka, chodzi do lekarza w rodku nocy? - Jaki problem z dzieckiem? - spyta wprost. - Nie. Wszystko w porzdku. - Draganesti unika jego wzroku. Cholera, jednak co jest nie tak. Klecha nigdy nie umia kamad. - Bracie, musisz zobaczyd Shann. Jest ogromna! -Gregori rozoy rce, jakby opisywa hipopotama. Roman odchrzkn. - Ale oczywicie urocza jak zawsze - doda szybko Gregori. Draganesti umiechn si pod nosem.

  • - Pniej porozmawiamy, Gregori. Angus, dziki za pomoc w poszukiwaniach pogromcy. - Znasz mnie przecie, wiesz, e zawsze chtnie ruszam na owy. - Poczeka, a za Romanem zamkny si drzwi i zapyta: - Dobrze, panowie. Co z dzieckiem? - Nic. - Connor posa Gregoriemu ostrzegawcze spojrzenie, a ten odpar pospiesznie: - Nic, absolutnie nic. - Przewrci oczami, obszed biurko i usiad na miejscu Romana. MacKay zmarszczy brwi i otworzy butelk blissky. Jeszcze zdy wycignd z niego prawd. Teraz napawa si aromatem dobrej szkockiej whisky. - Do rzeczy. - Connor pooy teczk na biurku. -Mamy tu profile i fotografie czonkw ekipy odpowiedzialnej za Trumn", oczywicie bez Austina Ericksona, ktry teraz pracuje dla nas. - Moe Austin wie, kto jest pogromc. - Owszem. W lecie mwi mi, e przekona pogromc, by da sobie spokj. - Cholerny wiat! I nie powiedzia ci, kto to? - Nay. - Connor westchn. - auj, e go wtedy nie przycisnem. Dzwoniem do niego, ale s z Darcy w terenie, gdzie na Wgrzech, szukaj Casimira. - Cholera. - Angus upi spory yk blissky. Mieszanka sztucznej krwi i doskonaej whisky palia w gardle, pyna gorcym strumieniem do odka, zostawiajc delikatny posmak na jzyku. Energicznie odstawi butelk. - Wyborne. - Pachnie smakowicie. - Gregori sign po butelk, ale MacKay zabra j i przysiad na blacie. - Nasz pogromca to kto z tej czwrki - powiedzia Connor z umiechem, otwierajc teczk. Gregori wzi pierwszy folder. - Sean Whelan. Zgio przepadnij, sio nieczysta. Id o zakad, e to on. - Whelan nas nienawidzi, tym bardziej e jego crka wysza za Romana. - Connor zabra mu akta. - Ale Austin chroni tosamod pogromcy, a wtpi, czy tak troszczyby si o byego szefa, ktry da mu wilczy bilet. Angus rozkoszowa si kolejnym haustem blissky. - Whelan nie wchodzi w gr. To musi byd kto z jajami. - Garrett Manning. - Connor poda mu nastpny folder. - Eje! - Gregori zerwa si na rwne nogi, wpatrzony w zdjcie Garretta. - W lecie bra udzia w naszym reality show! - Spojrza na Connora ze zdumieniem. - Mwie, e Austin udawa uczestnika, ale o tym kolesiu nie wspominae.

  • - Nie byo powodu, by ci to mwid. Wzruszy ramionami. - Aye. - Angus skin gow. - Nie jeste na tyle wany, by wszystko wiedzied. - Spadaj - fukn Gregori, a Connor parskn miechem. - Nie sdz, e pogromc jest Garrett. Ma niewielkie zdolnoci paranormalne, a w lecie, gdy doszo do pierwszych zabjstw, by zajty na planie programu. - Kogo jeszcze mamy? - Gregori odoy akta Garretta. - O rany, ale laska. - Zostay jeszcze dwie kobiety - powiedzia Connor. - miertelna kobieta, ktra morduje wampiry? - Angus odstawi butelk na biurko. - Niemoliwe. Gregori si rozemia. - Tyle, jeli chodzi o twoj teori, e do tego trzeba jaj. -Wycign rk po butelk, ale Angus wsta i zabra flaszk ze sob. Connor poda mu akta kolejnej osoby. - To, e w gr wchodzi pogromczyni, tumaczyoby opiekuoczod Austina. - A niech mnie, ale laska! - Gregori chwyci fotografi. Angus czyta profil Alyssy Barnett. Zdolnoci paranormalne; pid w skali od jednego do dziesiciu. Bya nowa w CIA. Nie miaa dowiadczenia w pracy w terenie. - Nie. To nie ona. - Cholera. - Gregori sign po ostatni dokument. -A ta? Emma Wallace. - Z tych Wallace'w? - Angus zrobi wielkie oczy. - e niby krewna Bravehearta? - Gregori te nie mg uwierzyd. - Co wy, znalicie go? - Zamordowano biedaka na dugo przed nami - powiedzia Connor. - To dzi popularne nazwisko. - Nazwisko godne wojownika. - Angus wyrwa akta z doni Gregoriego. Zdolnoci paranormalne: siedem. Czarny pas w tylu sztukach walki. Pracowaa w MI6, zajmowaa si zwalczaniem terroryzmu. Czu, jak serce bije mu coraz mocniej. Czyby to bya prawda? Pogromca jest kobiet? - adniutka. - Gregori poera wzrokiem dziewczyn na zdjciu. Angus odstawi butelk i wzi fotografi. Dech mu zaparo. Nic dziwnego, e Gregori wszy jak pies gooczy. Dziewczyna miaa delikatne rysy, jasn cer i burz ciemnych gstych wosw. W piwnych oczach poyskiway bursztynowe iskierki. Widzia w nich inteligencj, zdecydowanie i pasj, ktra zdradzaa dusz wojownika. - To ona - szepn. Connor pokrci gow. - Nie mamy pewnoci, pki nie zapiemy pogromcy na gorcym uczynku.

  • Angus odoy zdjcie. Mia wraenie, e czuje na sobie jej badawczy wzrok. - I wanie to zrobimy dzi - owiadczy stanowczo. - Connor, ty zajmiesz si pnocn czci parku, ja poudniow. - Pjd z wami. - Gregori sign po flaszk i pocign yk. - Z daleka wypatrz adn kobiet. - Eje! - Angus odebra mu butelk. Zafascynowany fotografi panny Wallace, nie zauway, e Gregori dobra si do jego blissky. - A co zrobisz, kiedy powali ci na ziemi i wyjmie koek? - Litoci, chopaki! - Gregori poprawi sobie krawat. -adna dziewczyna nie zabije dobrze ubranego faceta. - Angus ma racj. - Connor poskada akta i zamkn teczk. - Nie jeste przygotowany na konfrontacj z pogromc wampirw. Zostaniesz tu i powiesz Romanowi, co ustalilimy. - Cholera. - Gregori wygadzi mankiet koszuli. - To nie fair. Angus wyj ze sporranu piersiwk i napeni j blissky. - Zanosi si na dug noc, a to mnie rozgrzeje. - Wezm miecz i ruszamy. - Connor szed do drzwi. - Momencik. - Gregori si umiechn. - Chopaki, idziecie do Central Parku w rodku nocy wystrojeni w kiecki? Nikt nie uwierzy, e szukacie dziewczyny. - Nie zabraem spodni - przyzna nieco zaenowany Angus. - Wic zdarza ci si je nosid? - wyzoliwia si Gregori. - Nie ma si czym przejmowad. - Connor ju by przy drzwiach. - Dzi dzieo witego Patryka. W miecie jest mnstwo mczyzn w kiltach. Nikt nie zwrci na nas uwagi. - Co zrobicie, kiedy j znajdziecie? - zagadn Gregori. - Pogadamy sobie - mrukn Connor, wychodzc. Angus przypomnia sobie oczy Emmy Wallace, koloru whisky, i jej kuszce usta. Miby ochot na co wicej ni rozmow. Zakrci piersiwk, wzi miecz i ruszy do drzwi. Czas na owy. - W takim razie zostan tu, skoro tak bardzo wam na tym zaley. - Gregori wzi butelk Angusa z biurka. - Zaopiekuj si tym do waszego powrotu.

    *** Emma Wallace przestpowaa z nogi na nog. Nocny chd nie doskwiera, pki sza, ale kiedy zbyt dugo chowaa si za drzewem, drtwiay jej nogi. Ta czd Central Parku bya martwa, wymara nawet dla nieumarych. Zarzucia na rami pcienn torb i z przyjemnoci suchaa kojcego grzechotu drewnianych kokw. Wysuna si z kryjwki i wrcia na chodnik. Wyposzya ptaki spomidzy drzew i cisz przerwa gony trzepot skrzyde.

  • W czarnym ubraniu, kurtce i spodniach, wtapiaa si w mrok. Nie do wiary, e idc dalej na poudnie, dojdzie do ulic ttnicych yciem po dzisiejszych paradach. Chyba dlatego park zalegaa gboka cisza. Moe wampiry dzi poluj na ulicach. Po caym dniu raczenia si zielonym piwem i whisky mao kto skojarzy, co si dzieje. Nage chodnik sta si szerszy, lepiej owietlony. Emma spojrzaa na ksiyc. Prawie penia. Chmury rozpyny si, by widoczny w caej okazaoci. Niewyrany ruch zwrci jej uwag. Spucia wzrok. Nieco dalej, od poudnia, na granitowym gazie dostrzega jak postad. Mczyzna, sta tyem do niej. Jzyk mgy muska jego kilt. wiato ksiyca odbijao si w ciemnorudych wosach. Wydawa si nierzeczywisty jak duch szkockiego wojownika. Westchna. Wanie tego dzi potrzeba wiatu - wojownikw, rycerzy chccych zwalczad zo. Czasami przytaczaa j wiadomod, e siy za wci si odradzaj i tak trudno je pokonad. Z tego, co wiedziaa, na caym wiecie jest tylko jeden pogromca wampirw - ona. Ale nie dlatego byo trudno je pokonad. Wikszod ludzi nie wie nawet o istnieniu wampirw. Miaa al do szefa, sabego i nieskutecznego. Sean Whelan nie chcia doprowadzid do starcia z wampirami, kaza swoim ludziom tylko obserwowad i ledzid przeciwnika. A zdaniem Emmy to za mao, przynajmniej od tamtej koszmarnej nocy przed szeciu laty. Nie chciaa teraz o tym myled, przekonaa si, e istniej lepsze sposoby, by uporad si ze smutkiem, ni roztrzsanie przeszoci. Wiedziaa, jak pokonad wroga. Rzecz w tym, by zapad wampira, kiedy si posila, i wtedy go zabid, jednym szybkim ciosem koka w serce. Kady unicestwiony przez ni krwiopijca, wampir zamieniony w proch, sprawia, e czua si bezpieczniej. Poklepaa torb z kokami. Oznaczya je niezmywalnym flamastrem - na jednej napisaa Mama", na drugiej Tata". Sprawdzay si bez zarzutu. Miaa ju cztery wampiry na koncie. A to dopiero pocztek. Wrcia wzrokiem do mczyzny w kilcie na granitowym gazie. Gdzie si podziali prawdziwy mczyni? Wojownicy gotowi samotnie zmierzyd si z niebezpieczeostwem? Mga rozpyna si i Emma widziaa jego sylwetk w srebrzystym wietle ksiyca. Zaparo jej dech w piersiach. Robi wraenie. Wysoki, barczysty, mia na sobie ciemny sweter i kilt, ktry trzepota na wietrze, odsaniajc muskularne uda. Dobry Boe. Byby z niego wspaniay wojownik. Silny i bezlitosny w walce.

  • Nagle pochyli si, unis skraj kiltu i zajrza pod spd, by zaraz pucid kilt i pomajstrowad poniej pasa. Emma si skrzywia. Zabawia si ze sob? Unis co do ust i zacz pid. wiato ksiyca odbijao si od metalu. Piersiwka. Niele. Nie dod, e zboczeniec, to jeszcze alkoholik. Westchna, odwrcia si i ruszya na pnoc. Co za gupota marnowad czas na fantazje o dzielnym szkockim wojowniku. Moga si domylid, e to jeden z tysicy przebieraocw, ktrzy rozochoceni parad wcz si pijani po miecie. Zreszt w jej zawodzie nie moe sobie pozwolid na emocje. Wrg jest przecie bezwzgldny. Trzasna jaka gazka, Emma stana i nasuchiwaa. cieka zakrcaa w lewo, nie widziaa, co si tam kryje, ale syszaa szelest lici pod stopami. Kroki si zbliay; wstrzymaa oddech. W jej stron szed mczyzna. Mia na sobie dugi czarny paszcz, taki sam, jak wampir, ktrego zabia poprzedniej nocy. Moe wszystkie zaopatruj si w tym samym sklepie dla krwiopijcw? Postawia torb na ziemi i wyja koek. Zblia si. atwiej jest zabid wampira, gdy si poywia, ale nie widziaa w pobliu adnej ofiary. To nic, zwabi go, sama bdzie przynt. Spojrzaa na niego niewinnie. - Chyba zabdziam. Wie pan, jak std wyjd? Zatrzyma si i umiechn. - Miaem nadziej, e spotkam kogo takiego jak ty. Akurat. rdo poywienia. Pieprzony krwiopijca. Emma szerzej rozstawia nogi, by nie stracid rwnowagi, gdy zaatakuje. Za plecami zacisna doo na koku. - To dobrze. - Wspaniale! - Rozwiza pasek w paszczu. Dopiero wtedy zobaczya owosione ydki. Dobry Boe, on nie ma na sobie spodni! - Ta-dam! - Zamaszystym ruchem rozchyli poy paszcza. Cholera! Nie ma na sobie absolutnie nic! To si nazywa pech - chciaa zapolowad na wampira, a spotkaa ekshibicjonist. - I co ty na to? - Dumnie demonstrowa swoje klejnoty. - Niezy, co? - Przepraszam na moment. - Wypucia z doni koek, za to signa po komrk przymocowan do paska. Zadzwoni po policj, niech go zgarn, zanim przyprawi jak biedn staruszk o zawa serca. - O rany, moesz nim robid zdjcia? - wykrzykn-z zachwytem. - wietny pomys! Wrzucisz je do Internetu? Poczekaj, lepiej si ustawi. - Stan bokiem, eby erekcja bya lepiej widoczna. - Super. Wytrzymaj jeszcze chwil. - Otworzya klapk telefonu i wtedy ciemny cieo zasoni jej widok.

  • Natychmiast signa za siebie. Faszywy alarm. Wypucia koek z doni. To nie wampir. Ale jej serce i tak bio jak szalone, bo przed ni sta mczyzna w kilcie.

    Rozdzia 2 Z bliska zrobi na niej jeszcze wiksze wraenie. Emma skarcia si w mylach, gdy zdaa sobie spraw, e si na niego gapi. Jak moga zapomnied, e kilka minut temu zaglda sobie pod kilt? Dlaczego faceci maj obsesj na punkcie swojego sprztu? Zerkna za siebie. Ekshibicjonista wci prezentowa wiatu swoje przyrodzenie, jednak pojawienie si mskiej konkurencji sprawio, e troch... oklap. - Pomc pani? - Mikki gos mczyzny w kilcie askota jej nerwy, tak jak szkocki wiatr muska wrzosowisko. Nis wspomnienie lepszych czasw, gdy bliscy Emmy yli i caej rodzinie mieszkajcej w Szkocji niczego nie brakowao do szczcia. Zmarszczya brwi. Nie moe sobie pozwolid na luksus wspomnieo, przynajmniej dopki nie pomci pamici najbliszych. - Ten mczyzna pani napastuje? - Szkot nie dawa za wygran. W spojrzeniu intensywnie zielonych oczu Emma dostrzega inteligencj i jeszcze co, czego nie umiaa nazwad. Ciekawod? Zdawa si czego szukad. - Sama dam sobie rad, dzikuj. - Uniosa podbrdek. Ekshibicjonista zarechota. - O tak, skarbie, zajmij si mn! Skrzywia si. Fatalny dobr sw. Ekran jej komrki zgas, wic wczya go i wcisna dziewitk. Mczyzna w kilcie podszed do ekshibicjonisty. - Radz, eby zostawi pani w spokoju. - Byem tu pierwszy - warkn ekshibicjonista. - Spadaj, kole. Emma stumia jk. Jeszcze tego brakowao. Pijany Szkot i ekshibicjonista zaraz si o ni pokc. Wcisna jedynk. - Och, bardzo mi przykro, e si wtrciem, zwaszcza e ty zachowujesz dobre maniery. - Unis brew. -Paradujesz po parku z obwisym ptakiem na wierzchu. - Nie jest obwisy! Twardy jak skaa! - Spuci wzrok. - A przynajmniej by, pki nam nie przeszkodzie. - Jego doo powdrowaa w d. - Nie martw si, skarbie, ani si obejrzysz, a bd w peni si.

  • - Nie musisz si spieszyd, jeli o mnie chodzi. -Schowaa telefon. Nie zadzwoni po policj. Gdyby musiaa tu zostad i zeznawad, z polowania nici. - Musz ju id. Zapomniaam nakarmid kota. - Pewnie dlatego, e nie miaa go wcale. - Poczekaj! - Zawoa za ni ekshibicjonista. - Nie zrobia zdjcia! - Nie, ale zapewniam ci, e ten widok utrwali si w mojej pamici. Mczyzna w kilcie si rozemia. - Spadaj, czowieku. Nikt nie chce ogldad twojego maego paszka. - Maego? Jak miesz! Id o zakad, e jest wikszy ni twj. Szkot splt rce na piersi i stan w rozkroku. - No to przegrae. - Tak? Udowodnij! - Panowie, prosz! - Emma pojednawczo uniosa rce. - Naprawd nie musz ogldad... - Zagryza usta i opucia donie. Co si niby stanie, gdy Szkot zadrze kilt? Robi to ju dzi; nie ma prawa mu zabraniad, to wolny kraj. Spojrzaa na Szkota. Kciki jego ust uniosy si w umiechu, w oczach czaiy si figlarne iskierki. O nie! Podejrzewa, e ona chce zobaczyd jego mskod! Poczerwieniaa. - Na co czekasz, Szkocie? - Ekshibicjonista promienia, pewny zwycistwa. - licznotka bdzie sdzi -oznajmi. Cofna si i pokrcia gow. - Nie mam odpowiednich kwalifikacji. Ani ochoty. - Nie martw si, skarbie, jestem przygotowany. - Wyj z kieszeni paszcza may okrgy srebrzysty przedmiot. -Musisz tylko nam zmierzyd i powiedzied, ktry ma duszego. Szkot unis brew. - Nosisz przy sobie miark? - Oczywicie. - Ekshibicjonista si napuszy. - Prowadz pamitnik i dbam o dokadny zapis. - Opar donie na biodrach. - To dla mnie bardzo wana sprawa. - wietnie - mrukna Emma. - No c, panowie byo... ciekawie, ale na mnie ju czas. Sami sobie zmierzcie. - Odwrcia si i ruszya do drzewa, za ktrym zostawia torb z kokami. - Nie! - wrzasn ekshibicjonista, rzucajc si za ni. Zostaa wietnie wyszkolona i wiedziaa, kiedy nastpi atak, odgadywaa to po ruchu powietrza za plecami. Odskoczya i przybraa ulubion poz. Zareagowaa byskawicznie, jak zawsze, ale Szkot by szybszy. W uamku sekundy sign za siebie, wyj miecz i opar ostrze na szyi ekshibicjonisty. Emma znieruchomiaa, ekshibicjonista wybauszy oczy ze strachu.

  • - Mwiem ci, e mj jest wikszy - warkn Szkot. -Jeszcze krok w jej stron, a skrc ci o gow. - Nie rb mi krzywdy. - Przeraony mczyzna cofa si, zapinajc paszcz, podczas gdy Szkot szed za nim i wci trzyma ostrze przy jego grdyce. - Radz, eby od tej pory pamita o majtkach. A teraz wyno si. - Jasne. Co tylko chcesz, czowieku. Ekshibicjonista znikn za zakrtem. Szkot unis miecz, z cichym zgrzytem wsun go do pochwy na plecach. Emma wpatrywaa si w niego zafascynowana gr mini na jego potnych ramionach, ale zaraz przywoaa si do porzdku. - Dlaczego nosisz miecz? - To claymore - szkocki miecz dwurczny. Nie obawiaj si, ju nic ci nie grozi. - Mam si czud bezpiecznie w towarzystwie nieznajomego z wielkim mieczem? Umiechn si powoli. - Mwiem, e mj jest wikszy. Typowo mska arogancja. - Miaam na myli twj miecz, a nie twojego maego ptaszka. Spojrza na ni uraony. - Obraasz mnie? Nie mam wyjcia, musz si bronid, dokonujc prezentacji. To kwestia honoru. A ja jestem honorowy. - I pijany. mierdzisz whisky. Zrobi wielkie oczy. - Owszem, wpiem odrobin, ale nie jestem pijany. -Podszed bliej i ciszy gos. - Przyznaj, dziewczyno. Liczya, e co nieco poka. No, tego ju za wiele! - Id. Dobranoc. - Podesza do drzewa, eby zabrad torb. Bya na siebie za. Co za wstyd. Takiej jak ona profesjonalistki nic nie moe dekoncentrowad, a ju na pewno nie szeroka klatka piersiowa czy zielone oczy jakiego przystojniaka. - Jestem ci winien przeprosiny. Zarzucia torb na rami. Staraa si go ignorowad, ale co j w nim pocigao. - Zazwyczaj nie omawiam szczegw anatomicznych, zanim si nie przedstawi - cign. Stumia umiech. Moe to szkocki strj albo akcent obudzi nostalgiczne wspomnienia i zatsknia za ojczyzn? Przebywaa w Stanach od dziewiciu miesicy. Zerkna na niego, a kiedy umiechn si, serce jej mocniej zabio. Cholera. Powinna ju id.

  • Wyja koek zza paska i wrzucia do torby. Bya spita, czua na sobie baczne spojrzenie Szkota. Gos rozsdku nakazywa odejd, ale zwyciya ciekawod. Kim jest? Dlaczego spaceruje po parku z mieczem? - Przyjechae na parad? - Przyjechaem dzi - odpar po chwili wahania. Unika odpowiedzi. - Dla przyjemnoci czy w interesach? - Intryguj ci, prawda? - Kcik jego ust drgn w umiechu. Wzruszya ramionami. - Ciekawod zawodowa. Pracuj w subach policyjnych; to normalne, e zainteresowaam si, dlaczego nosisz broo. Umiechn si szerzej. - Moe chcesz mnie rozbroid? Dumnie uniosa gow. - Zapewniam ci, e gdybym chciaa, mogabym to zrobid. - A niby jak? - Wskaza jej torb. - Mj claymore kontra twoje patyczki? Nie bdzie mu tumaczyd, dlaczego nosi ze sob drewniane koki. Skrzyowaa rce na piersi i zmienia temat. - Jak ci si udao zabrad miecz na pokad samolotu? I przejd przez kontrol celn? Naladujc jej gest, zaplt rce na piersi. - Dlaczego po nocy sama wczysz si po parku? - Lubi sobie pobiegad. Teraz ty odpowiedz. - Nikt ci nigdy nie mwi, e niebezpiecznie jest biegad z zaostrzonym patykiem? - Suy mi do obrony. Twoja kolej. Po co ci miecz? - Suy mi do obrony, dziki niemu przegoniem tego napastnika. - Wystarczyo mocniej tupnd. Umiechn si. - Chyba masz racj. Zagryza usta, eby nie odwzajemnid umiechu. Denerwowa j, ale i pociga. - Miae mi powiedzied, dlaczego biegasz po Central Parku z mieczem. - Lubi mied go pod rk. W kadej sytuacji. Wyobrazia go sobie w ku. Nagiego. Z wielkim... mieczem. - Nie rozumiem. Z tak postur i bez broni dasz sobie rad. - Mio, e to zauwaya. Zauwaya? Oby tylko. W wyobrani ju go rozbieraa, a jeli wierzyd byskom w jego oczach, drao wyczu, e zrobi na niej wraenie. Przelizgna si wzrokiem po niebiesko-zielonym kilcie i dostrzega rkojed noa w skarpecie. Serce zabio jej szybciej. Facet jest uzbrojony po zby. Moe powinna go obszukad. I wezwad pogotowie.

  • - Nazywasz si jako? - Aye. Wci si umiecha. Denerwujcy typ. - Niech zgadn. Conan Barbarzyoca? Rozemia si. - Angus. - A nazwisko masz? - Aye. - Otworzy torebk zawieszon u pasa. Cofna si, w obawie, e szuka broni. - Co tam masz? - Sporran by zniszczony, jakby korzysta z niego na co dzieo. - Nie obawiaj si, szukam wizytwki. - Wyj piersiwk, ktr widziaa ju wczeniej, i szpera w skrzanej sakiewce. Zaplota rce na piersi i czekaa. - To, czego szukasz, zawsze jest na samym dnie, mam taki sam problem z torebk. ypn na ni gniewnie. - To nie torebka; rzecz wywodzca si ze starej szkockiej tradycji. Bardzo mska. - Wyglda jak torebka. - Spojrzaa na niego niewinnie. Zazgrzyta zbami. Trafia w czuy punkt. - To sporran. Zacisna usta, eby si nie rozemiad. Nic dziwnego, e facet przypad jej do gustu. Przy nim umiechaa si, a mino sporo czasu, odkd czua si beztrosko i swobodnie. Misja przesaniaa wszystko inne, liczya si tylko walka z wrogiem. - Co tam masz oprcz whisky? Resztki haggisu? - Bardzo mieszne - burkn, chod jego usta wygiy si w umiechu. - Skoro ju musisz wiedzied, mam telefon komrkowy, tam klejc... - Tam? - Bya rozbawiona. - Nie doceniasz jej zalet. Tama klejca wietnie si sprawdza przy krpowaniu rk i ng. - Chcesz kogo skrpowad? - Spojrzaa na niego ze wspczuciem. - Biedaku, tak trudno ci znaled chtn kobiet? Umiechn si. - Sprawdza si te doskonale w uciszaniu rozgadanej buzi. - Zatrzyma spojrzenie na jej ustach. I spowania. Serce Emmy bio coraz szybciej. Wpatrywa si w ni tak intensywnie, e prawie przestaa oddychad. Czua narastajce napicie. Podkulia palce u stp.

  • W jego zielonych oczach dostrzega co wicej ni podanie; widziaa w nich inteligencj. Wcale nie jest pijany, uwiadomia sobie. I widzi wicej ni mczyni, ktrych znaa do tej pory. Miaa wraenie, e stoi przed nim cakiem naga. Podszed bliej. - A jak ty si nazywasz? Boe drogi, kiedy na ni patrzy, jej puls przyspiesza, a mzg zwalnia. We si w gard, dziewczyno. - Emma. - Wolaa nie ryzykowad, przedstawia si tylko z imienia, jak on. - Bardzo mi mio. - Skoni si lekko i poda jej pogniecion wizytwk. - Masz moe latark w sporranie? - Ksiyc znw skry si za chmurami; nie moga odczytad drobnego pisma. - Nie, w ciemnociach widz jak kot. - Spojrza na wizytwk. - Prowadz ma agencj detektywistyczn. - Och. - Wsuna kartk do kieszeni, pniej j obejrzy. - Jeste zawodowym ochroniarzem? - Potrzebujesz ochrony? Dziewczyna, ktra lubi wczyd si noc po parku, powinna mied ochroniarza. - Potrafi o siebie zadbad. - Poklepaa torb z kokami. Zmarszczy brwi. - Wybraa dziwn broo. - Ty te. Jak ochronisz klienta, gdy zaatakuje go kto z broni paln? Nie obra si, ale claymore jest odrobin przestarzay. - Mam te inne atuty - odpar z umiechem, podchodzc bliej. - Na pewno. - Zascho jej w gardle. - Mgbym zapytad o to samo. Jak chcesz obronid si lichym kokiem, gdy napastnik ma broo paln... Albo miecz? Przekna lin. - Chcesz mnie sprowokowad? - Wolabym nie, walka nie byaby fair. Znw ta mska arogancja. - Nie doceniasz mnie. Przechyli gow i przyglda si jej uwanie. - Byd moe. Mog zobaczyd ten twj patyczek? Zawahaa si. - Czemu nie. - Signa do torby i podaa mu koek. Gdyby co gupiego przyszo Szkotowi do gowy, byskawicznie kopnie go w nadgarstek. - Koki to kiepska broo - powiedzia, przyjrzawszy mu si dokadnie. - Nieprawda. Okazay si bardzo przydatne w... - Skrzywia si. Drao j podpuszcza, chcia eby si wygadaa. - S bardzo uyteczne. - Do czego? - Przesun palcem po ostrzu. - S ostre, zapewniaj mi ochron. Zmarszczy brwi, obracajc koek w doniach.

  • - Co tu jest napisane. - Nic wanego. - Wycigna rk po koek, ale Angus cofn si. - Mama? - Zrobi wielkie oczy. Emma si skrzywia. Naprawd dobrze widzia po ciemku. Przyglda si jej badawczo. Chciaa wyrwad mu z rki koek. Szarpna, ale zacisn doo. - Dlaczego napisaa na koku Mama"? - szepn. - Nie twoja sprawa. - Wyszarpna koek i wrzucia do torby. - Och, dziewczyno... - W jego gosi byo wspczucie. Rozzocio j to. Jak on mie rozdrapywad stare rany? Nikomu nie wolno kruszyd jej zbroi. - Nie masz prawa... - Ty nie masz prawa niepotrzebnie ryzykowad - przerwa jej gniewnie. - Wczyd si po parku noc, majc tylko kilka kokw do ochrony? To szaleostwo. Jest przecie kto, kto ci kocha. I na pewne nie chce, eby ryzykowaa ycie. - Nie! - Dgna go palcem. - Nie wa si prawid mi kazao. Nic o mnie nie wiesz. - A chciabym. - Nikt mnie nie powstrzyma! - Odwrcia si na picie i pobiega wsk alejk. Niech go szlag trafi. Owszem, byli tacy, ktrzy j kochali, ale ju nie yj. - Emma! - zawoa za ni. - Znajd ci, jeli tu jutro przyjdziesz. - Nie licz na to! - krzykna ze zoci, nie odwracajc si. Niech go szlag! Mam prawo pomcid rodzicw! Powinna bya mu pokazad, co potrafi; rozbroid Angusa i skrpowad jego wasna pieprzon tam. Zwolnia. Kusio j, by zawrcid i dad mu nauczk. Zerkna za siebie. Alejka bya pusta. Dokd poszed? Chyba nie wystraszy si i nie uciek z podkulonym ogonem. Rozejrzaa si dokoa. adnego ruchu wrd drzew. Chodny powiew wiatru rozwia jej wosy. Odgarna je z twarzy i nasuchiwaa - przede wszystkim umysem, wyczulona na myli innych. Nagle przeszy j dreszcz. Zapia kurtk na suwak, postawia konierz. Czua si dziwnie. Nie syszaa adnych myli, ale wiedziaa, e kto j obserwuje. Signa do torby po koek. Dobrze chocia, e to tylko jedna osoba. Czyby Angus? Kim waciwie jest? Sprawdzi go, gdy wrci do domu. Brama parku znajdowaa si niedaleko. Emma przebiega kamienny mostek i sza wzdu stawu. Intrygowa j przystojny, seksowny Szkot. Przyjemnie si z nim rozmawiao, pki nie zacz jej karcid jak maej dziewczynki. Co go napado? Sta si nieznony, gdy wzi koek w donie. Dlaczego facet z wielkim mieczem denerwuje si na widok maego koka? Zatrzymaa si gwatownie. Boe, nie.

  • Serce walio jej jak motem. Nie on, tylko nie on. Na pewno nie jest wampirem. A moe? Odwrcia si gwatownie. Spojrzaa nawet na wod, jakby oczekiwaa, e on wynurzy si z toni. Spokojnie. To nie wampir. Przecie wiedziaaby to. Poczuaby. Nie zaatakowa, tylko prawi kazania o bezpieczeostwie. Czua whisky w jego oddechu. A ktry wampir pija co innego ni krew? Co wicej, pi ze srebrnej piersiwki. Srebro parzy wampiry. Par miesicy temu, tu po przyjedzie, czytaa raporty z wydarzeo zeszego lata, gdy chopcy z Trumny" wypatrzyli grup wampirw. Tu, w Central Parku, z crk szefa. Niektrzy towarzyszcy Shannie nosili kilty. Szkoci, uzbrojeni w miecze. Wygldao, e piersiwka Angusa jest srebrna, co nie znaczy, e wykonano j z tego kruszcu. Moe z aluminium. Albo z cyny. O Boe. Niewykluczone, e jest wampirem. Trzeba byo go zaatwid, gdy miaa po temu okazj. Podesza do bramy, wbiega schodami na Pit Alej. Cholera, Angus widzia koki. Wie, e ona tropi wampiry. I pewnie je uprzedzi, e czyha na nie pogromczyni. Zamara, machajc na takswk. Mijay j samochody, z oddali dobiega stukot kooskich kopyt, przejechaa doroka. Odgosy miasta Emma syszaa jak przez mg, bya przeraona, gdy uwiadomia sobie prawd. Angus wiedzia, kim ona jest. Noce bezkarnych polowao to ju przeszod. Teraz wampiry wezm odwet. Zadaj jej gowy. Ale pragnienie, by pomcid rodzicw, dodawao Emmie si. Nie odpuci, bdzie walczyd.

    Rozdzia 3 Niech to szlag trafi. Wszystko zepsu. Angus obserwowa, jak Emma przechodzi przez kamienny mostek szybkim, zdecydowanym krokiem. Zamiast j przekonad, by daa sobie spokj, podsyci w niej tylko chd do wykorzystania tych przekltych kokw. Roman i Jean-Luc mieli racj. Jest w gorcej wodzie kpany. Ale, do cholery, wkurzao go, e taka adna moda dziewczyna naraa si na niebezpieczeostwo. Podejrzewa, e chce pomcid kogo wicej ni ofiary Malkontentw z Central Parku - swoj matk. Std to jej zaangaowanie i pasja, co nie zmienia faktu, e sama prosi si o kopoty. Prowadzia niebezpieczn gr, mogc wiadczyd o braku rozwagi, ale przecie Emma Wallace nie byo gupia czy nierozwana. Od razu zauway, e jest bystra i szybka. Miaa zdolnoci paranormalne, wyczua jego obecnod, chod udao mu si zamaskowad swoje myli i

  • pooenie. Moe bdzie musia przygwodzid j do ziemi, zmusid w ten sposb, by go wysuchaa. Kiedy sobie wyobrazi, jak pod nim ley, poczu, e nabrzmiewa. Cholera. Zerkn na sporran - przekrzywi si nieco. Nie wrci przecie do Romana w takim stanie. Byby pomiewiskiem wszystkich przez najblisze sto lat. Patrzy, jak Emma biegnie na Pit Alej. Porusza si bezgonie, utrzymujc bezpieczn odlegod, jednak dobrze j widzia dziki wyostrzonemu wzrokowi. Gdy zatrzymaa takswk, miaa w oczach strach. I dobrze. Najwyszy czas, by do niej dotaro, e igra z ogniem. Musi co zrobid. Jeli Malkontenci przyapi dziewczyn na gorcym uczynku, zabij bez chwili wahania. Dla nich miertelni to tylko rdo poywienia. Wampiry s szybsze i silniejsze ni ludzie. Emma nie ma szans. Chyba e on j powstrzyma. Patrzy, jak zwinnie wlizguje si do takswki. Taka liczna. I niesamowita. Wyczuwa w niej si. Trzy zabjstwa w lecie, jedno tej wiosny. Nieza z niej wojowniczka. Ciekawe, gdyby wykorzystaa energi w inny sposb... Nabrzmia jeszcze bardziej. Cholera. Ma ponad pidset lat, a stan mu jak modzikowi. Sam nie wiedzia, miad si czy pakad. Mino tyle czasu, odkd ostatnio mia erekcj, mg wic uwaad, e jest bardziej ywy ni martwy, co w jego pooeniu miao sens. Z westchnieniem skierowa si w stron kamienicy Romana na Upper East Side. Wola si nie teleportowad, chcia mied czas do namysu. I odczekad, a uspokoi si burza pod kiltem. Dlaczego w taki sposb nie reaguje na niemiertelne kobiety? Jest mnstwo chtnych wampirzyc, chodby w jego haremie. Owszem, s adne, ale-ich prnod i wymagania bywaj irytujce. Emma to co innego. Bystra, niezalena, odwana. Ma wszystkie cechy, ktre ceni u mczyzn. Ba, nawet umie walczyd. Ze zdumieniem uwiadomi sobie, e Emma jest taka jak on. Chocia nie. Jest duo modsza i bardziej ywa. No i ma kobiecy wdzik. Jednak pocigao go w niej co wicej ni uroda. Bya wojownikiem jak on, mierzya si ze zem. Oboje chcieli chronid sabszych, niewinnych. Wyczuwa w niej pokrewn dusz. Uwiadomi jej to, a wtedy Emma stanie si sprzymierzeocem, nie wrogiem. W oknach domu Romana byo ciemno, odkd harem wyprowadzi si, a on sam zamieszka w White Plains z on, miertelniczk. Zostali jedynie Connor i dwaj inni stranicy, an strzeg budynku, Dougal pilnowa Romatechu. Angus zawsze zatrzymywa si tu podczas pobytu w Nowym Jorku. Za dnia bezpieczeostwa lokatorw strzegy aluminiowe aluzje w oknach, a ochroniarzami byli pracownicy Agencji MacKay.

  • Emma Wallace na pewno sprawdzi jego firm, kiedy tylko przeczyta wizytwk. Pewnie domyli si, e nie jest zwykym miertelnikiem. I dobrze. Nie chcia, eby dzieliy ich tajemnice. On te zamierza j sprawdzid, zebrad jak najwicej informacji o Emmie Wallace. Dziki temu bdzie wiedzia, co zrobid, by j przekonad do ich sprawy. Wojna psychologiczna. Nie tak bezporednia jak zwyke metody, ale te ta sprawa jest nietypowa. Nie moe przecie ot, tak, walnd jej claymore'em. Musi byd bardziej subtelny. Bardziej... uwodzicielski. Umiechn si. Czas na walk. Rozejrza si i wbieg po schodach do drzwi. Uliczka bya ciemna i cicha. Idealna okazja, by wyprbowad system alarmowy, ktry zainstalowa kilka miesicy temu. Odkd Roman teleportowa si bezporednio do siedziby klanu rosyjskiego, Angus obawia si, e Rosjanie sprbuj tej samej sztuczki. Upewni si, e na ulicy nikogo nie ma, i teleportowa -si do ciemnego holu. Ledwie si zmaterializowa, rozleg si alarm - dwik o wysokiej czstotliwoci, syszalny jedynie dla psw i wampirw. Drzwi do kuchni otworzyy si gwatownie i kto ju przy nim sta. To an zareagowa byskawicznie. Kilt falowa mu wok kolan. Trzyma n przy gardle Angusa. - A, to ty. - an wsun n do pochwy u pasa. - Mao brakowao, a nadziabym ci na ostrze. Angus poklepa modziutkiego wampira po plecach. - Szybki jak zawsze, co? Mio ci widzied. - Podszed do kontrolki przy drzwiach i dezaktywowa alarm. - Gdyby patrzy na monitor, zobaczyby mnie przy drzwiach i nie zdziwioby .ci, e nagle znalazem si w rodku. an zwiesi gow, speszony, e opuci stanowisko. - Byem w kuchni. Mamy towarzystwo. - Czyje? - Angus poszed do kuchni. Spod przymknitych drzwi wypywaa smuga srebrzystego wiata. Pchn je lekko i zobaczy Gregoriego, ktry sczy blissky. MacKay, skarci go wzrokiem. - Co tu robisz? Czemu przeszkadzasz anowi? Powiniene byd w Romatechu. Gregori si skrzywi. - Milutki jeste, nie ma co. Roman oczekuje raportu w sprawie pogromcy, ale ty i Connor przepadlicie bez ladu. Zreszt chciaem zrobid ci przyjemnod i odnied twoj flaszk. Angus podnis butelk pod wiato. Sporo z niej ubyo. Gregori si umiechn.

  • - Do poowy pena. - Spowania, gdy MacKay ypn gronie. - No dobrze, wypiem odrobin, ale jest do poowy pena. Gdy do kuchni wszed an, Gregori powiedzia: - On te pi. - Tylko may yczek - tumaczy an. - Wiem, e jestem na subie. - No wanie. - Angus zagryz usta, eby si nie umiechnd. Nowy napj fusion na pewno okae si przebojem. - Zadzwoo do Connora i daj mu znad, e tu jestem. -Skin na lana, dajc do zrozumienia, e ten ma wyjd. - Jasne. - Mody wampir wzi komrk ze stolika i wyszed do holu. - I co mi powiesz, wielkoludzie? - Gregori rozpiera si na krzele. - Znalelicie pogromc? To jedna z tych laseczek? - Komicznie poruszy brwiami. Angus zgromi go spojrzeniem. - Moe daruj ci, e wypie moj blissky, jeli powiesz mi, co jest nie tak z maleostwem. - Z czym? Mw po ludzku, kolego. - Z maleostwem, z dziecitkiem. Co jest nie tak. - Och. - Gregori spowania. - To sprawa osobista. - Twoje jaja te. Jeli chcesz wci je mied, powiesz, co si dzieje. - Co?! Odpud sobie te sterydy, bracie. - Nie potrzebuj dragw. Jestem wredny z natury. - Wanie widz. - Gregori zmruy oczy. - Chyba nie skrzywdzie tej maej, stary? MacKay si umiechn. Zaczyna rozumied, czemu Roman tak bardzo polubi Gregoriego. - Wiesz co? Ty mi powiesz o dziecku, a ja ci o laseczce. - Dobra. - Wskaza mu krzeso naprzeciwko. Angus pooy miecz na rodku stou i usiad. - Dziecitku co zagraa? - Nie wiadomo. Nasi lekarze twierdz, e nic mu nie jest. - To chopiec? - Tak. auj, e nie widziae twarzy Romana, kiedy mi to mwi. Pka z dumy. - Wic w czym rzecz? Tylko mw prawd. - Angus skrzyowa rce na piersi i zmruy oczy. - Zawsze wyczuwam kamstwo, a chyba nie chcesz, ebym si rozgniewa. - Jasne. Umieram ze strachu. - Gregori przewrci oczami. - No dobrze. Kilka miesicy temu Shanna zauwaya, e dziecko pi za dnia, za to uaktywnia si w nocy. Roman zacz wtedy panikowad. Angus opar si na okciach.

  • - Obawia si, e maleostwo to istota nocy? I dlatego chodz do lekarza wampira? Ale przecie posuy si ludzkim nasieniem? - Tak, ale usun z niego DNA dawcy i wprowadzi swoje. - eby to on by ojcem. Nie widz problemu. - Angus zerkn w bok, do kuchni weszli Connor i an. - Mam nadziej, e miae wicej szczcia ni ja. -Connor wyj z lodwki butelk sztucznej krwi i wstawi do mikrofalwki. - Przez ca noc wczyem si po pnocnej czci Central Parku i zdybaem tylko pary kochankw. - A niech to! - Gregori uderzy pici w st. -Wiedziaem, e powinienem z tob id. Zapada cisza. Trzej Szkoci wpatrywali si w niego, a Gregori poczerwienia. Niespokojnie poruszy si na krzele. - Chyba przydaaby mi si dziewczyna. - Nam wszystkim - mrukn an. Zadwiczaa mikrofalwka i Connor wyj butelk. -Zanim zaczniemy opakiwad stracone mioci, chc dowiedzied si o pogromcy. Znalaze j, Angus? - J? - zdziwi si an. - Aye, znalazem. - Spojrza na Gregoriego. - Ale najpierw on opowie mi o maleostwie Romana. Gregori zerkn na Connora. - Powiedzia, e nic mi nie powie o pogromcy, pki nie dowie si o dziecku. Connor skrzywi si i pocign yk z butelki. - Roman chcia zatrzymad to w tajemnicy. - Mylisz, e nie umiem trzymad jzyka za zbami? -obruszy si MacKay. - Dochowaem wicej sekretw, ni moesz sobie wyobrazid. Naprawd musz ci przypominad, e pracujesz dla mnie? - Aye, ale wiem, e mam chronid Romana i wanie to robi. - Powiedz, w czym rzecz. Connor z westchnieniem opar si o blat. - Roman przeprowadzi rne testy, eby si przekonad, czy moe znw stad si miertelny. - Tak jak Darcy Newhart. I co? - Okazao si, e procedura jest moliwa, tylko jeli ma si pierwotne DNA wampira z czasw, gdy by miertelny -cign Connor. - Podczas badao nad naszym DNA odkry co... dziwnego. Ale wtedy Shanna ju bya w ciy. - Co chcesz przez to powiedzied? Connor znw pocign spory yk. - Nasze DNA mutuje. Minimalnie, ale jednak. Jest inne ni u miertelnika. - Wic dziecko Romana...

  • - Moe byd takie jak my - dokooczy Connor. - Ju nie jestemy do kooca ludmi. Angus poczu na plecach zimny dreszcz. Jakie bdzie to maleostwo? Nie cakiem czowiekiem. Cholera. Gregori nerwowo bbni palcami w st, a ten dwik doprowadza Angusa do szau. Pomyla o Emmie. Niby jak ma j przekonad, e jest dobry, skoro nie jest nawet czowiekiem? Zacisn pid. Nagle mia ochot komu przyoyd. Gregori nadawa si do tego doskonale. - Shanna wie? - Aye - odpar Connor. - Ale twierdzi, e jej to nie przeszkadza, e kocha Romana i dziecko te, bez wzgldu na wszystko. - Wyjtkowa kobieta. - Angus spiorunowa wzrokiem Gregoriego, liczc, e ten przestanie bbnid w st. Zadziaao. Przesta i pochyli si nad stoem. - Wyobraacie to sobie? - mwi. - Jestemy mutantami! Jak wojownicze wie ninja! Angus zamruga. - Jestemy... jak wie? Gregori parskn miechem, a an tylko pokrci gow. - Nie, nie jestemy jak wie, mamy wampiryczne DNA - powiedzia Connor. Gregori klepn si w kolano, rozbawiony. - A niech mnie! Przeraziem ci, co? MacKay zmruy oczy. - Connor, jeli ty go nie zaatwisz, ja to zrobi. Sam si prosi. an zakry usta, tumic miech. Connor skrzyowa rce na piersi i spojrza ze znudzeniem na Gregoriego. Ten wytar zy z oczu. - Nie moecie mnie zabid. Odpowiadam w Romatechu za marketing. Angus unis brew. - Uwaasz, e jeste niezbdny? - No pewnie. Zajmuj si promocj napojw fusion. Widzielicie reklamy w Digital Vampire Network? To moje dzieo. MacKay wyj sgian dubh z pochwy pod sporranem i wbi wzrok w zabjcze ostrze. - Rzadko ogldam telewizj. Nie mam czasu, cigle zabijam. Gregori spowania. - Bracie, wyluzuj. Kup sobie now kieck. Ciesz si yciem. - Ciesz si prac, a im wicej przelewam krwi, tym lepiej. - Zerkn na Connora. - Chcesz to zrobid czy zostawisz mi ten zaszczyt? Usta Connora drgny w umiechu.

  • - Nie moecie mnie skrzywdzid - wykrzykn Gregori, zrywajc si z krzesa. - Roman mnie potrzebuje, sprzedaj jego produkty. - A co, jeli przestaniesz krcid reklamy, wampiry przerzuc si na produkt konkurencji? - zainteresowa si Angus. Gregori zmarszczy czoo i poluzowa krawat. - Przecie nie ma adnej konkurencji. Tylko Draganesti produkuje krew syntetyczn. - Och. - MacKay przesuwa palcem wzdu ostrza sgian dubh. - Widzisz, ogldaem czsto telewizj, i to wystarczyo, by wiedzied, jak nazywa si takich jak ty. Jeste zbdnym elementem. Pitym koem u wozu. Gregori wybauszy oczy. - Nie zrobisz mi krzywdy. Roman mnie lubi. - Jeste tego pewny? Connor zachichota. - Dosyd artw, Angus. Powiedz o pogromcy. MacKay wsun sgian dubh do pochwy i umiecha si do lana i Connora. Promienieli. - Zawsze moemy zaatwid go pniej. - Do diaba! - Gregori spiorunowa wzrokiem Szkotw. - Macie idiotyczne poczucie humoru. - Odsun claymore'a Angusa na bok i przysiad na blacie. - Ciekawe, jak wasze durne miecze spisz si w starciu z pogromc z bazook. Angus skin gow. - Zanim to wszystko si skooczy, twoje yczenie moe si spenid. - A wic miae racj? - zainteresowa si Connor. - To-Emma Wallace? - Aye. Spotkaem j w parku, miaa torb pen kokw - Zniszczye je? - wtrci si an. - Nie. - MacKay wsta i wzi miecz ze stou. - Ale dopilnowaem, eby wysza z parku. Dzi ju nikogo nie zabije. - A jutro? - spyta. - Rozmawiae z ni? Przekonae, eby daa sobie spokj? - Jutro si z ni spotkam. Powiedzcie Romanowi, e nie ma si czym martwid. Zajm si Emm Wallace. - Wyszed szybkim krokiem. - Chwila. - Connor doczy do niego w holu. - Jaka ona jest? Da si przekonad? - Bardzo zaangaowana, uparta. I dumna. - To mi kogo przypomina. - Chcesz powiedzied, e ona i ja jestemy nieco podobni? Te tak czuj. Connor ciszy gos. - Potrzebujesz pomocy? - Nay. - Sdzc po minie Connora, odpowiedzia zbyt ostro. Odchrzkn. - Sam to zaatwi.

  • - Pomylaem, e nasza wersja moe okazad si atwiejsza do zaakceptowania, gdy potwierdzi j kto oprcz ciebie. - Nay. - Angus chwyci porcz schodw. Skd ta naga zaborczod, gdy chodzio o Emm Wallace? Czy odmwi Connorowi, bo Emma stanowi wyzwanie, z ktrym sam chcia si zmierzyd? A moe to co wicej? - Zajm si tym. Sam. Connor pochyli gow. - Jak chcesz. Angus sta przy schodach, skd bez problemu mg si teleportowad na kade pitro. Szybciej znajdzie si na pitym pitrze. - To fajna dziewczyna - szepn za nim Connor. Angus zmierzy go gniewnym wzrokiem, ale Connor ypn znaczco. Drao. - Roman bdzie zy, jeli skorzystam z jego gabinetu? - Nay. Chcesz dowiedzied si czego o pannie Wallace? - Aye. Wiedzc, dlaczego zabija, postaramy si usund powd i... - Przestanie zabijad - dokooczy Connor. - Dobry plan. - Mam nadziej stad si jej sprzymierzeocem. Connor westchn. - Od wroga do sprzymierzeoca daleka droga. - Austin Erickson przeszed na nasz stron. - Ale nigdy nie mordowa wampirw. Panna Wallace zabia czterech naszych pobratymcw, przynajmniej o tylu wiemy. Jest bardziej zawzita, ni Austin kiedykolwiek by. - Aye, stanowi wyzwanie, ale nie popenimy bdu. -Angus podnis gow. - Mnie nie pokona. Connor si wycofa. - A zatem dobranoc. - Dobranoc. - Angus teleportowa si na pite pitro, do gabinetu Romana. Wczy komputer, wyj butelk syntetycznej krwi z lodwki. Grupa zero, taka sama jak krew Emmy. Niektrzy uwaaj j za zbyt md i nijak, ale on gustowa w prostych posikach. Ogrza butelk w mikrofalwce i wciga wiey, smakowity zapach. Taki jak Emma. Dostatecznie mocny, by dodad energii. Wrci do gabinetu, popijajc krew. Do kolejnego spotkania jutrzejszej nocy bdzie wiedzia wszystko, co konieczne. Ju nie mg si doczekad.

    *** Emma rzucia torb kokw na stolik w kuchni i podesza do lodwki, by poszukad czego na niadanie. A moe na kolacj, czy jak tam okrelid posiek po caej nocy pracy. Zaburczao jej w brzuchu. Otworzya lodwk.

  • - wietnie - mrukna, wpatrzona w maleoki pojemnik jogurtu o obnionej zawartoci tuszczu i zwidnit saat. W drodze do domu zapomniaa wpad do sklepu. To wina tego Szkota. Wci o nim mylaa; jest wampirem czy nie? Z westchnieniem signa po jogurt truskawkowy. Moe Angus to normalny facet. Zdara wieczko z jogurtu, odkleia yeczk. W tym mczynie nie byo nic zwyczajnego. Mdry, przystojny, czarujcy, idealny pod kadym wzgldem, ale czy ywy? Rzucia okiem na drzwi wejciowe. Byy zamknite na trzy zasuwki, mrugajce wiateko wskazywao, e system alarmowy dziaa. Ale przecie wampir moe si teleportowad. Jej maleokie mieszkanko w SoHo daoby si obejd w kilku krokach. Zostawia jogurt na niskim stoliku i podesza do okna. Wyrwnaa aluzje. Wkrtce wstanie sooce, a za dnia bdzie bezpieczna. Na ulicy byo pusto, nie liczc sznura zaparkowanych samochodw i kilku rannych ptaszkw, ktrzy wyszli z psami na spacer. Zwierzaki zaatwiay swoje sprawy, a zaspani waciciele czekali z kubkiem kawy w jednej rce i torebk na psie kupy w drugiej. Emma opucia aluzje i podesza do jaskrawoczerwonej kanapy. Moe powinna sprawid sobie psa - wwczas ju nigdy nie byaby sama. Trudno decydowad si na zwizek, skoro z nikim nie mona porozmawiad o pracy czy swoich tajemnicach. Niestety, niewykluczone, e polowanie na wampiry wkrtce przestanie byd tajemnic. Jeli Angus jest wampirem, doskonale wie, po co jej koki. Pytanie tylko, czy zdradzi j przed pozostaymi wampirami? Wycigna jego wizytwk z kieszeni. Biay arkusik z godem jego klanu w lewym grnym rogu, ozdobiony paskiem zielono-niebieskiego tartanu; taki sam wzr by na kilcie Angusa. Poniej widniao jego nazwisko i napis: Usugi Detektywistyczne", oraz adresy w Londynie i Edynburgu. MacKay Usugi Detektywistyczne? Brzmiao znajomo. Otworzya laptopa i zajrzaa do bazy danych. Na ekranie pojawio si logo realizatorw projektu Trumna". Zajadajc jogurt, szukaa informacji o firmie Angusa. Skoro agencja miaa siedzib w Londynie i Edynburgu, co on robi w Nowym Jorku? Komputer skooczy szukad. Firma Angusa MacKaya zajmowaa si ochron koncernu Romatech Industries. Emma przekna lin. To jeszcze nie dowd, e Angus jest wampirem, ale na pewno informacja, e ma konszachty z wrogiem. Wacicielem Romatechu by najpotniejszy, najbogatszy wampir na Wschodnim Wybrzeu, przywdca klanu, Roman Draganesti, wynalazca i producent syntetycznej krwi i zid Seana Whelana, szefa Emmy.

  • Sean i ludzie z ekipy cay wysiek kierowali na poszukiwania crki. Emma nie zgadzaa si z tym, ale nie moga dyskutowad z przeoonym. Sumiennie pracowaa w biurze, a potem sza na polowanie. Zabijanie wampirw powinno byd gwnym zadaniem. Wanie dlatego doczya do ekipy. Seana interesowao gromadzenie informacji. Emm interesowao jedynie, czy delikwent jest wampirem. Jeli tak, musi umrzed. Wpisaa adres witryny internetowej z wizytwki Angusa. Strona agencji wypenia ekran. Pod nazw, mniejsz czcionk: Zaoona w 1927". I na dole strony - adresy w Londynie i Edynburgu oraz informacja: Konsultacja wycznie po wczeniejszym ustaleniu terminu". Podano take link. Emma klikna go i znalaza si w zakadce mejlowej. Napisaa licik. To wiadomod dla Angusa MacKaya. Zastanawiam si, czy jeste martwy, czy ywy". Wahaa si, czy wysad. A jeli odpowie? Ttno jej przypieszyo na t myl. Wysaa. Nie powinna porozumiewad si z wrogiem, ale z drugiej strony, nie wiedziaa na pewno, e nim jest. Jego strona internetowa nie pomoga. Waciwie to tylko jeden ekran. Niechtnie udziela informacji o sobie. Odblokowaa telefon komrkowy. Przy odrobinie szczcia, jej byy szef, pracoholik, z MI6 wci siedzi w biurze. Zawsze mawia, e terroryci nie maj wolnych weekendw, wic dlaczego on miaby mied? Wybraa numer. Jeden dzwonek, dwa, trzy. Signa po jogurt. - Robertson. Przekna szybko. - Brian, tu Emma. - Emmo, moja droga, witaj! Jak jankesi? Dobrze ci traktuj? - Tak. W porzdku. Ja... Zastanawiaam si, czy nie wiesz czego o firmie z Londynu i Edynburga. Agencja MacKay. - Sprawdz. Poczekaj. Zajadaa jogurt i czekaa. Kim jest Angus? Na pewno nie stara si dziaad potajemnie. Facet w kilcie ze szkockim mieczem obosiecznym nie moe dziaad w ukryciu. To cud, jeli poowa kobiet na Manhattanie jeszcze nie stracia gowy na jego widok. Mama zawsze nalegaa, by tata wkada bielizn pod kilt. On droczy si z ni, mwi, e zapomnia, a mama wtedy zacigaa go do sypialni, eby sprawdzid, czy jest odpowiednio ubrany. Kontrola trwaa zazwyczaj co najmniej godzin. Emma si umiechna. Miaa trzynacie lat, gdy poja, czemu to zawsze tak dugo trwa. - Emma? - Gos Briana wyrwa j z zadumy. - Tak, jestem.

  • - Agencj MacKay zaoy w 1927 Angus MacKay Trzeci. W 1960 prezesem by Alexander MacKay. W 1995 firm przej Angus MacKay. - Rozumiem. - Wic Angus jest synem Aleksandra i wnukiem zaoyciela, Angusa Trzeciego. Chyba e... by nimi trzema. - S jakie zdjcia? - Nie. Staraj si nie zwracad na siebie uwagi. Nie reklamuj si. Nie ma ich nawet w ksice telefonicznej. - Dziwne. - Przypuszczam, e prowadz interesy na tyle dugo, by mied wszystkich klientw, jakich potrzebuj. O, to ciekawe... - Co? - Firma dobrze si sprawdzia w tajnej misji podczas drugiej wojny wiatowej. Angus Trzeci uzyska tytu szlachecki. Emma zamrugaa. - Naprawd? Zastanawiam si, w czym okazali si lepsi od wojska czy innych sub. - No. Wyglda na to, e Angus Czwarty oddaje przysugi krlowej. - artujesz. Na przykad? - Chwila milczenia. Emma wysuchiwaa, jak jej byy szef narzeka. - Cholera. Dane usunite. Rozmawiaa, chodzc po saloniku. Im wicej wiedziaa o Angusie, tym wikszy miaa zamt w gowie. Nie wyglda na wroga. - A wic jego firma peni tajne misje dla rzdu i krlowej. - Tak. O rany! Angus MacKay ma wskanik dziewid. Wysoki, jak mj. I znacznie wyszy ni wskanik Emmy. - Niemoliwe. To cywil. - Domylam si, e chodzi o supertajne misje. W kadym razie cieszy si wielkim zaufaniem. Co jeszcze chcesz o nim wiedzied? Poza tym, e chciaaby go rozebrad? Powinno jej ulyd, e jest godny zaufania. Dobry Boe, nawet krlowa mu ufa. Ale ochrania najpotniejszego wampira na Wschodnim Wybrzeu. A kto zapewniby Draganestiemu lepsz ochron ni inny wampir? Tak, Angus zapewne jest jednym z nieumarych. Usiada na kanapie. - Masz list jego klientw? - Zastanwmy si. Ochrania kilku czonkw parlamentu, kilka grubych ryb z BBC i projektanta mody w Paryu. To chyba nie wampiry. Moe jednak jest czowiekiem? Cholera, wci nie miaa pewnoci. - Dzikuj, Brian. Bardzo mi pomoge. - Rozczya si. Jak mgby byd wampirem, skoro krlowa mu ufa? I co to za misje, ktrym nie mogli sprostad agenci wywiadu czy kontrwywiadu? Skrzywia si. Wampir

  • mgby dokonad rzeczy, o ktrych ludziom si nie nio. Dwik w laptopie oznajmi now wiadomod. Zerwaa si z kanapy. Sprawdzia nadawc. Angus MacKay. Serce jej zatrzepotao. Otworzya wiadomod. Szanowna panno Wallace, moje biuro w Londynie przesao pani wiadomod. Prosz spotkad si ze mn jutro w Central Parku, o smej, w tym samym miejscu, gdzie widzielimy si dzi wieczorem. Odpowiem na wszystkie pani pytania". No prosz. Bardzo rzeczowy. Bya... prawie rozczarowana. Brakiem kokieterii? Rozmowa z nim sprawiaa jej przyjemnod, zanim zacz j pouczad. Usiada i zastanowia si chwil, zanim napisaa: Bd. W spodniach. Nie zapomnij o torebce". Wysaa. Zerwaa si z miejsca i przechadzaa po saloniku. Co ona wyprawia? Przekomarza si z wampirem. Przecie one nie maj poczucia humoru. A jednak Angus artowa z ni w parku. Komputer znw brzkn. Odpowiedzia? Otworzya poczt. Zostawi torebk w domu, jeli zdejmiesz spodnie". Sapna. A to drao! Rozemiaa si i nagle zamara. Nie moe byd czowiekiem. Na pewno jest wrogiem. Opada na kanap. Co robid, do cholery. Flirtowanie z wrogiem. Dlaczego jest tak nieprzyzwoicie atrakcyjny? Musi ustalid priorytety i zaplanowad strategi na nastpn noc. Zazwyczaj zabijaa wampiry, gdy traciy czujnod zajte polowaniem. Z Angusem tak nie bdzie. Musi wymylid... puapk. I sposb, by go powstrzymad. Przerazi j dwik telefonu. Czyby Angus zdoby jej numer? - Halo? - Emma, tu Brian. Wanie otrzymaem dziwny telefon z ochrony danych i pomylaem, e powinna wiedzied. - Tak? - Kto zaglda do akt personalnych przed mniej wicej dziesicioma minutami. Legalnie, ale intruz si nie przedstawi, std zaniepokojenie w kadrach. Zanim go zidentyfikowali, cign jeden plik. - Brian odchrzkn. -Uznaem, e powinna to wiedzied.

  • Emm przeszed dreszcz. - Czyje dane cignito? - Twoje. - Rozumiem. - Jej gos dobiega jakby z daleka. -Dzikuj. - Rozczya si i odetchna gboko, eby si uspokoid. Angus j sprawdza. Dowie si wszystkiego. Wbia wzrok w zalotn wiadomod do niego. Jeli jest wampirem, jutrzejsza noc bdzie dla niego ostatni noc. I nawet krlowa nie uratuje jego piknego tyka.

    Rozdzia 4 Za dwadziecia sma Emma przygotowaa zasadzk; lin zamaskowaa lidmi. Bya w rodku lasku w Central Parku, daleko od najczciej uczszczanych cieek - nie musiaa si martwid, e kto przypadkiem wpadnie do jej puapki - ale blisko miejsca, gdzie spotkaa Angusa MacKaya poprzedniej nocy. Miaa na sobie czarne dinsy i czerwony sweterek -wyraniej widoczny w mroku. Zanim schowaa torb z kokami pod rododendronem, ukrya cztery koki za paskiem. Za pitnacie sma. Zjawi si na czas? Minuty przecigay si, pyny nieznonie powoli. Jak to jest, mied przed sob niekooczcy si cig nocy? Albo umiejtnod teleportowania si w jednej chwili? Ze wzgldu na wyjtkowe umiejtnoci Emma rozumiaa, dlaczego wampiry maj wysokie mniemanie o sobie. Z drugiej strony, wszyscy seryjni zabjcy uwaali si za lepszych od innych. A wampiry s seryjnymi zabjcami. Z ponadprzecitnymi zdolnociami, ktre pomagaj im w morderstwach. Tylko jedno jest w tych potworach dobre - fakt, e ju nie yj. Nie musiaa chwytad ich pojedynczo i czekad, a wolno dziaajce organa sprawiedliwoci wydadz wyrok. Nie musiaa czekad na zadoduczynienie. Gdy znalaza wampira, zabijaa go. Dziesid minut do smej. Obesza dokoa db, do ktrego przymocowaa lin. Musi mied wyrobione minie i bystry umys. Nie rozpraszad si. Nie myled, jaki Angus jest przystojny, jakim ciekawym jest rozmwc. Przed ni dwa zadania. Odkryd, kim jest - czowiekiem czy potworem. I zabid go, jeli okae si wampirem. Wzdrygna si na sam myl, e zobaczy, jak gasn jego liczne zielone oczy. Do tej pory nigdy nie rozmawiaa z wampirem przed zabjstwem. Zabia

  • ju czterech; atakowali kobiety i ywili si ich krwi, i je gwacili. Nic nie mogo jej powstrzymad, by oprawcom wymierzyd sprawiedliwod. Nie potrafia sobie wyobrazid Angusa robicego co takiego. Pospieszy jej z pomoc, karcc za lekkomylnod, i przegoni ekshibicjonist; usyszaa wykad o zapewnieniu bezpieczeostwa. Co wampir chciaby osignd t drog? O Boe, modlia si, niech nie bdzie wampirem. Niech okae si bohaterem krlowej i wnukiem bohatera wojennego z tytuem szlacheckim za zasugi. Niech bdzie mczyzn jej marzeo. Dzielny, honorowy wojownik, ktry mgby walczyd ze zem u jej boku. - Dobry wieczr, panno Wallace. Odwrcia si, ale z daleka ledwie rozpoznawaa ciemn sylwetk mczyzny. Serce zabio jej gwatownie. Podszed do niej. Wyglda doskonale. Niebezpiecznie. - Dzikuj za przybycie. Musimy porozmawiad - powiedzia. - Tak. - Wzmocnia blokady swojego umysu. Gdyby by wampirem, sprbowaby ni manipulowad. Przechodzc na rodek polanki, zwabia go w puapk. - Ju mylaam, e nie przyjdziesz. - Dotrzymuj sowa. Ale czy yjesz? To najwaniejsze pytanie. Jeli by wampirem, nie wie, co to uczciwod, honor. Mia na sobie taki sam kilt jak poprzedniej nocy, niebiesko-zielony, i niebieski sweter. Nie przynis miecza, ale sgian dubh by na miejscu, w skarpecie na prawej nodze. Zatrzyma si, przechyli gow i przyglda si jej. Wstrzymaa oddech. Podejrzewa co? Jeszcze dwa kroki i Szkot znajdzie si w puapce, zawinie gow w d. Wiedziaa, e wampir nie zostanie dugo w takim pooeniu. Po prostu si teleportuje. - Ukrya koki za paskiem. Wzruszya ramionami. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Zmarszczy brwi. - Ze mn jeste bezpieczna, dziewczyno. Nigdy ci nie skrzywdz. - Masz n. - Zwyky odruch. Nie wziem miecza, by przekonaa si, e nie ywi wobec ciebie zych zamiarw. - Przyznajesz, e jeste wrogiem? - Nay. Mgbym byd prawdziwym przyjacielem. Wygldao, e mwi szczerze. A jeli rzeczywicie jest wiernym sug krlowej, naraa ycie dla kraju, nie proszc o uznanie? Mg byd bohaterem. Mg byd wszystkim, o czym kiedykolwiek marzya, mylc o mczynie swojego ycia.

  • - Panno Wallace? - Coraz bliej. Wpada w panik. Nagle nie chciaa znad prawdy. Chciaa wierzyd, e silni, pikni ludzie w kiltach to bohaterowie, nie demony. Uniosa rk. - Stj! Za pno. Wszed prosto w ptl, ktra zacisna si mocno wok jego kostki. Spojrza na Emm, zanim lina szarpna go w gr. Wstrzs, gniew, wiadomod zdrady? Widziaa to wszystko w jego oczach. Cholera! Nic innego nie moga zrobid. Musiaa wiedzied, czy to przyjaciel, czy wrg. Ale serce j zabolao. Wyrwaa koek zza paska. Jeli ma do czynienia z wampirem, nie moe dad si zaskoczyd. Popatrzya w gr i otworzya usta z wraenia. Koek wypad jej z rki. Dobry Boe. Zamrugaa. Angus MacKay wisia do gry nogami i kilt plta mu si wok szyi. Gapia si na niego oszoomiona. Mia wskie biodra, ksztatne, jdrne poladki i gadk skr muskan srebrzystym wiatem ksiyca. Ga zakoysaa si pod jego ciarem, tak e huta si delikatnie w gr i w d. Gowa Emmy poruszaa si w tym samym rytmie - jak zahipnotyzowana wpatrywaa si w jego seksowne poladki. - Panno Wallace? Syszy mnie pani? Oprzytomniaa. Dugo ju do niej mwi? - Przepraszam? - Moe bd zwracad si do ciebie po imieniu, wyglda na to, e poznalimy si lepiej. Poczerwieniaa. Gupio, e stoi jak sup, poerajc wzrokiem jego zadek. Ale cokolwiek by sobie mylaa, ogldajc faceta od tyu, czy nie lepiej zajd go od przodu, by mied jeszcze lepszy widok? Wykrci gow, usiujc spojrzed na Emm. - Dlaczego mnie powiesia jak szynk do wdzenia? -zagadn znw. - Moemy ucid sobie pogawdk oko w oko. Nie oczy Angusa j interesoway. - Bardzo prosz, mw. - Przesuna si wolno. Na razie si nie teleportowa. Czyby by miertelny? Alleluja! Oczywicie, to znaczy, e jest mu winna przeprosiny Umiechna si do siebie. Zrobi to z radoci. Zaparo jej dech w piersiach. O tak. Byaby bardzo skruszona. Mikki szelest zwrci jej uwag. Kiedy dynda jak ryba na haczyku, musia poluzowad n w pochwie i sztylet si wysun. Angus podcign si i sign do skarpety. Jego palce zacisny si wok rkojeci.

  • - Nie! - Kopniciem wybia mu n z rki i odskoczya, eby znaled si poza zasigiem Angusa miotajcego przekleostwa; pobiega sprintem w stron, gdzie upad n. - Przestao! - krzykn za ni. Przeturlaa si po ziemi i zerwaa na rwne nogi z noem w doni. Wycelowaa w Szkota ostre dwudziestocentymetrowe ostrze. A on znikn. Tylko lina nietknita zwisaa z drzewa. Rozejrzaa si, szukajc go. Poczua serce w gardle. Nie by bohaterem, mczyzn jej marzeo. Nie zda testu i si teleportowa. To wrg. Musi go zabid. Rozczarowanie sprawiao bl, ale nie czas na sentymenty. Bitwa si zacza. Zdawaa sobie spraw, e on widzi lepiej ni ona. Jest te silniejszy, ale nie ma broni. Powoli odwracaa si, przeczesujc wzrokiem las. Cisz zakci jaki dwik, ktry sprawi, e oddychaa coraz szybciej. Tam! Tak, to on, dostrzega zarys ciemnej sylwetki. ajdak opiera si o drzewo, sta ze skrzyowanymi ramionami, przybrawszy nonszalanck poz. Wycelowaa w niego noem. - Znam prawd o tobie. Regulowa zapicia w swoim kilcie. - A ja o tobie. Czego to kobiety nie zrobi, eby zajrzed pod kilt. Podobao ci si? achna si. - To nie ma nic do rzeczy. Wiem, e jeste wampirem. - Wiem, e mordujesz. - Odepchn si od drzewa. -I musisz z tym skooczyd. Chce mnie zabid, pomylaa. Stana w rozkroku i przygotowaa si do ataku. - Dzi wieczorem umrzesz od wasnej broni. Wzruszy ramionami. - Ju raz umarem. Niezbyt mi si to podobao. -Podszed do niej. Uniosa rk, ostrze znalazo si na wysokoci jego szyi. - Od n, wtedy moemy rozmawiad. - By poirytowany. - W walce nie dasz mi rady. - Podejd bliej, to si przekonasz. Przyjrza si jej i kiwn gow, jakby podj decyzj. - No dobrze. Przekonasz si, o czym mwi. Zamrugaa, gdy przemkn obok niej byskawicznie. Odwrcia si, by nie tracid go z pola widzenia. Zatrzyma si na skraju polany. - Nie atakujesz - zauway. Wampiry to banda arogantw. Sprbuje wykorzystad jego dum przeciwko niemu.

  • - Nie spodziewaam si, e uciekniesz jak tchrz. Zmarszczy czoo. - Mylaa, e bd czeka, a dgniesz mnie w serce? - Mam nadziej, e zachowasz si po msku i staniesz naprzeciw mnie. - A wic, eby dowied swojej mskoci, powinienem zachowywad si jak ciel w rzeni? - Zachichota. - Zabij mnie. Jej usta drgny w umiechu. Bya rozbawiona. Do licha, dlaczego nie pozna ywego, atrakcyjnego mczyzny? Wszyscy fajni faceci s albo onaci... albo martwi. Znw przemkn koo niej, ale tym razem bya szybsza, klepna go w poladki. Rozemia si i wci miga po polanie jak pika w automacie. - W porzdku, rozumiem. Moesz si przemieszczad byskawicznie. Nie zaatakowa jej. Na razie. Ale miaa zawroty gowy, ledzc ruchy Angusa. Chcia j zdekoncentrowad, zanim zaatakuje? Jego ciao byo niewyran plam, gdy j mija. - Tchrz! Stj! Nagle zapa j od tyu, przycign mocno do siebie, chwyci doo, zacinit na rkojeci noa. Sapna. Oddycha szybko, muska wosy na jej skroni; klatka piersiowa unosia si i opadaa gwatownie, Emma czua ten ruch na plecach. - Wystarczy? - szepn jej do ucha. Przeszed j dreszcz. - Pud mnie. - Nie tylko jestem szybszy, ale i silniejszy. - Prbowaa si wyrwad, draa z wysiku; odpucia, gdy zgi jej rk i poczua ostrze na szyi. Przekna lin. Zwykle w takiej sytuacji, z caej siy nastpiaby napastnikowi na nog i walna go w ebra okciem, ale nie moga si ruszyd. Krpowa jej rce. - Wystarczy, dziewczyno? - szepn. - Nie dam si zabid. - Kochanie, chc tylko porozmawiad. - Pieci oddechem jej szyj, sprawiajc, e woski na karku si zjeyy. - Nie wa si mnie ugryd! - Emma. - Puci j. - Ranisz mnie. Odskoczya, odwrcia si, by zadad mu cios. Uchyli si, wyszarpn jej n i cisn na bok. Ostrze ze wistem wbio si w pieo drzewa. Emma wycigna koek zza paska. Zapa j za nadgarstek i wyrwa koek. - Ukochana, jeli wci bdziesz usiowaa mnie zabid, trudno bdzie si nam rozmawiao. - Nie mamy o czym rozmawiad. - Odsuna si. Oddychajc z trudem, pocieraa nadgarstek. - Ojej, zadaem ci bl. Nie chciaem tego. Prychna.

  • - Jakby to ciebie w ogle obchodzio. Przez lata ywie si ludmi. Ilu zabie? Rzuci koek daleko w las, stan naprzeciw niej, marszczc brwi. - Zabiem wicej, ni chc pamitad, ale zabijam tylko na wojnie. Tak jak dzi wieczorem. Krew zastyga jej w yach. - Jeli masz odrobin honoru, walcz uczciwie. - Dziewczyno, ju zadecydowaa, e jestem zy. Dlaczego potwr miaby mied honor? Punkt dla niego. Przekna lin. Nawet nie zaprzecza, e jest zy. Ugia kolana, przyjmujc pozycj obronn. Czekaa. Wycigna koek zza paska. - Niech to licho - mrukn. Skrzyowa ramiona na piersi. - Masz czarny pas w taekwondo? - Przecie wiesz. Czytae moje akta. - Tak. Od koek, jeli walka ma byd uczciwa. -Rozejrza si dokoa. - Bdziemy walczyd tam. - Ruchem gowy wskaza miejsce na polanie. Trawa jest mikka, mniej ci zaboli, kiedy upadniesz. Sapna. - Nie ja, ty. - Zobaczymy. - Odwrci si i skierowa na plac boju". Arogancki wampir. Wcisna koek za pasek. Po paru krokach wybia si, skoczya i kopna go z caej siy. - Aagh. - Miaa wraenie, e uderzya w mur z cegy. Wyldowaa na ziemi, przybraa obronn poz. A on nawet si nie zachwia. Niech go szlag. Odwrci si z umiechem. - Napalona dziewczyna. To mi si podoba. Spojrzaa na niego z pogard. - Typowa arogancja wampira. To twoja najwiksza sabod, ale jeste zbyt zadufany w sobie, by zdawad sobie z tego spraw. Naburmuszy si. - Ukochana, bd uczciwa. Byem aroganckim ajdakiem duo wczeniej, zanim zostaem wampirem. Miaa ochot zapytad, ile ma lat, ale jego historia to nie jej sprawa. Niczym nie rni si od innych. Morderca. Przybraa ulubion postaw do ataku. - Uczciwa walka. adnych krtactw. Kciki jego ust uniosy si w gr. - Na mj honor. Zaatakowaa szybk seri kopniakw i ciosw pici. Zablokowa wszystkie. Odskoczya do tyu i przygotowaa si do nastpnej rundy. Cholera, by dobry. - Gdzie trenowae? - W Japonii. Pobieraem tam lekcje przez dwiecie lat. Otworzya usta. Dobry Boe, ile rzeczy musia widzied.

  • - Ile masz lat? - Pidset dwadziecia szed, jeli liczyd czas jako miertelny. Przekna. Chodzce muzeum. Przey odrodzenie, restauracj Stuartw, epok owiecenia. Nosi tamte ubrania, chadza botnistymi ulicami, historia dziaa si na jego oczach. - Sporo widziaem - wyszepta. Zesztywniaa. Przeczyta jej akta personalne. Wiedzia, e studiowaa histori na Uniwersytecie St. Andrew w Edynburgu. Tkwia w tajemnicach przeszoci a do tamtej zimnej nocy, kiedy morderstwo rodzicw cigno j na ziemi. Odoya na bok ksiki i marzenia, dawne zainteresowania ustpiy miejsca prawu, broni, sztukom walki. - A niech ci. - Rzucia si do przodu, chcc kopnd jeszcze raz. Blokowa kady ruch. Cofna si, przyja poz do ataku. Czeka. I wtedy to sobie uwiadomia. Tylko si broni. Gdyby zaatakowa, wiedziaa, e pokonaby j. By arogancki, nie moga si powstrzymad, musiaa go sprowokowad. - Dlaczego nie atakujesz, wampirze? Nie masz apetytu? Opar rce na biodrach, rozdraniony. - Od osiemnastu lat nie piem ze miertelnika. Moje posiki pochodz z butelki. - Uwaasz wic, e jeste szlachetny? A pozostae pidset lat? - ywiem si ludzk krwi, gdy musiaem, ale nigdy nie zabijaem dla poywienia. - Pomkn spojrzeniem w d i wrci do jej twarzy. - Tak naprawd, zostawiaem kobiety... zaspokojone. Draa. Prawie mu uwierzya. - Twoje ofiary odnosiy bdne wraenie. Kontrolowae ich umysy. - Sprawiaem im przyjemnod. - Poszed bliej. - Duo przyjemnoci. - Stj. - Wyszarpna koek zza paska. - Kontrolujesz umys krlowej? Czy dlatego brytyjski rzd myli, e jeste pewnego rodzaju bohaterem? - O, sprawdzia mnie. To mi pochlebia. - Naprawd? Westchn, gdy podniosa koek. - Ukochana, nie moemy porozmawiad bez tego patyka? - Przestao nazywad mnie ukochan i odpowiedz na moje pytanie. Rzdzisz umysem krlowej? - Skde. Zawsze byem lojalnym poddanym. - Wzruszy ramionami. - Oprcz czasw, gdy popieraem jakobitw Ale suyem temu, kogo uwaaem za prawowitego krla.

  • Naprawd zna Bonniego Prince'a Charliego? Boe drogi, pytania, ktre chciaaby zadad. Na pewno kusi j celowo, uwodzi, by staa si atwiejsz ofiar. - Czytaem, e twoi rodzice zostali zamordowani - powiedzia cicho. Zacisna rk na koku. - Nie twj interes. - Mylia si; on jej nie kusi. To by bezporedni psychologiczny atak. ajdak. - Zginli te twj brat i ciotka. - Patrzy ze wspczuciem. - Wiem, jakie to bolesne stracid ukochane osoby. Zagotowaa si z wciekoci. Litod od wampira? Niczym nie rni si od demonw, ktre zamordoway jej rodzicw. - Zamknij si! - Rzucia si na Angusa, liczc, e go powali i wbije mu koek w serce. Odskoczy do tyu, przykucn i zaatakowa; zwali j z ng. - Cholera. - Wyldowa obok niej ze zdumiewajc prdkoci. - Co? - Wpatrywaa si w niego, oszoomiona. Lea przy niej i podtrzymywa jej gow par centymetrw nad ziemi. Pochyli si nad ni nisko, zauwaya e jego wosy lni czerwonawym blaskiem. Co on wyrabia? Bada jej szyj? - Przestao! - Machna kokiem. - Dod! - Wyrwa jej koek i odrzuci. Miaa za paskiem jeszcze jeden, ostatni. Musi uwaad. Zaatwi wampira przez zaskoczenie. Na razie bdzie spokojna i potulna. Wci podtrzymywa gow Emmy. Czua jego oddech na twarzy, zadziwiajco sodki. adnie pachnia, to by wiey, bardzo mski zapach. - Co robisz? - szepna. Wolno opuci jej gow na ziemi, ale nie wysun rki spod karku. - Nie chciaem, eby upada na to. - Pokaza jej ostry odamek skay, ktry trzyma w drugiej rce. - Lea na ziemi, omal nie uderzya w niego gow. -Wyrzuci kamieo. - Ty... prbowae mnie chronid? - Przepraszam, e ci powaliem, ale byem troch zy, chciaa mnie kopnd w czue miejsce. - Przyglda si jej z ukosa. - A co z walk fair? - Jeste szybszy i silniejszy. Musiaam co zrobid, aby mied chod cieo szansy. - Zacieka wojowniczka. - Zatrzyma spojrzenie na jej ustach. - Jestemy bardziej podobni, ni nam si wydaje. Emm przebieg dreszcz. Czyby naprawd chcia j chronid? Przecie nie ma czego takiego jak miy wampir. To pewnie wojna psychologiczna. - Czego chcesz ode mnie?

  • Spuci wzrok, miaa wraenie, e wpatruje si w jej szyj. - Jeli mnie ugryziesz, przysigam, zabij ci. - Dusisz w sobie wciekod. - Przelizgn si wzrokiem niej. Przesun rk po jej udzie i dotkn biodra. -Ale s inne sposoby, by si jej pozbyd. Serce jej bio coraz szybciej. Znw si pomylia. To co wicej ni wojna psychologiczna. Prbowa manipulowad jej umysem, i zawadnd ciaem. A iskry, ktre pod jego delikatnym dotkniciem paliy skr, nie pomagay. Wstrzymaa oddech. Niele. Ona rwnie moe zagrad w t gr. Zdekoncentruje go i uyje ostatniego koka. Opara donie na jego przedramionach, przesuna na wyrobiony biceps. Dobry Boe, nic dziwnego, e z tak atwoci wymachiwa cikim mieczem. - A ty pewnie jeste odpowiednim czowiekiem, eby mi pomc? - Pooya mu donie na ramionach i posaa kuszce, miaa nadziej, spojrzenie. Sapa. Jego oczy lniy czerwonym blaskiem. Cholera, to zapewne znaczy, e jest godny. Musiaa dziaad szybko i zachowad spokj. Ju nie wbijaa mu paznokci w ciao, tylko wodzia doomi po klatce piersiowej. - Jeste taka pikna - szepn, odgarniajc jej wosy z karku. O Boe, przygotowuje sobie szyj. Ale Emma spodziewaa si tego. Zsuwaa rce coraz niej, a zatrzymay si na linii pasa. Zacinit pici uderzya Angusa w brzuch i wyszarpna ostatni koek zza paska, by wycelowad w jego martwe serce. - Niech to diabli, kobieto. - Chwyci koek i wbi w ziemi tu przy gowie Emmy. Gwatownie nabraa powietrza i odwrcia wzrok. Koek wystawa z ziemi na dwa centymetry. Ju by nie ya, gdyby wbi go w ni. Szkot warkn i wepchn go gboko w ziemi, a zrobi si doek. Patrzy na ni spode ba, wci mia czerwone oczy, tyle e mniej wiecce. - Byem gupcem, mylc, e mogaby mnie polubid. Dziwne, ale poczua si le na myl, e sprawia mu zawd. - Musiaam si bronid. Chciae mnie ugryd. - Nieprawda, chciaem ci pocaowad. Prychna. - Jasne. Pocaunek z zbami. Patrzye na moj szyj. Miae czerwone i wiecce oczy. Gd ci doskwiera. - Ach, dziewczyno. - Zamkn oczy. Kiedy je otworzy, znw byy zielone jak wiosenny las. - S rne rodzaje godu. Czego pragnie wampir oprcz krwi? Poznaa odpowied na to pytanie, gdy odsun na bok skrzan torebk i poczua jego mskod. Jkna. Napiera na

  • ni. Mocno. Bardzo duy. Bardzo twardy. Zimny, martwy potwr mg byd a tak pobudzony? I niby dlaczego a swdziay j rce, eby go dotknd? Na pewno igra z jej umysem. - Ty... usiujesz mnie zahipnotyzowad. Kciki jego ust drgny. - A co, masz nieprzyzwoite myli? - Nie! Ja... - Nie wiedziaa, co powiedzied ani co myled. Powinna zabijad wampiry, a leaa obok potwora z potn erekcj. Rzucia okiem w stron rododendrona, gdzie czekaa torba kokw. Nie dotrze do niej, jeeli j zaatakuje. - Jeli sprbujesz mnie gwacid, bd ci poszukiwad, aby... - Emma. - Szarpn j. - Nigdy nie chciaem ci skrzywdzid. - Nie musiaby. Kontrolujc mj umys, nakazaby mi posuszeostwo. Tak robisz z kobiet ofiary? - Nie chc, eby bya moj ofiar. Podziwiam twoj si i zapa. Naprawd? Nie. Emma poczua przyjemne ciepo, ale zaraz si upomniaa. Jeli chodzi o wampiry, o przyjemnym cieple nie ma mowy. - Prbujesz mn manipulowad. Nie pozwol, eby igra z moim umysem. - A z ciaem mog? - Umiechn si. - Zostaw mnie w spokoju. Kiwn gow, posmutnia. - Masz racj. Nic dobrego z tego nie wyniknie. - Wsta. Poczua chd, gdy nie byo go obok. Usiada, otulia si ramionami. Byo jej zimno. Podszed do drzewa, w ktre wbi si n. - Dam ci spokj, jeli obiecasz mi - wycign ostrze -e skooczysz z zabijaniem wampirw. - Nigdy. - Wstaa. - Twoi wspbracia morduj ludzi. Musz chronid niewinnych. - Znam ze wampiry, dziewczyno. Walcz z nimi od wiekw. - Jasne. - Zakpia. - Wic dlaczego ich tak duo? Nie spisae si. - Oczywicie wcale mu nie uwierzya. - Przewyszaj nas liczebnie, to prawda. - Wsun n-do pochwy pod skarpetk. - Jak widad, pomagam ci przechylid szal zwycistwa na twoj stron. Wiem, co robi. - Nay, nie wiesz. - Wyprostowa si, marszczc brwi. -Nigdy nie przeya prawdziwej walki. Straciem rachub, ile razy mogem ci zabid dzi wieczorem. Uniosa hardo brod. - Nie zmusisz mnie, ebym przestaa.

  • - W takim razie musz byd bardziej przekonujcy. -Spojrza tak, e jej serce zabio szybciej. - Zobaczymy si jutro. - Podnis koek, ktry upucia przy puapce, podszed do rododendrona i chwyci torb kokw. - Prosz si pogodzid z faktami, panno Wallace. To ju koniec. - Nie powstrzymasz mnie. Mam wicej kokw w domu. Umiechn si. - A zatem powinienem zoyd ci wizyt. SoHo, prawda? Przekna lin. Ona i jej niewyparzony jzyk. - W co seksownego - szepn i znikn. Rozejrzaa si - moe zmaterializuje si za ni. Albo wrd drzew. Ale nie, odszed. Wiedzia, e bez kokw ona nie moe polowad. W co seksownego". Mia zamiar pojawid si w jej mieszkaniu dzi wieczorem? Moe nie powinna wracad do domu. A moe jednak tak. Cholerny drao. Eksperymentowa z jej umysem. To przecie proste. Wampiry s ze i zasuguj na mierd. Nie zada jej blu podczas walki. Chroni j. To wszystko gra, chce zacignd j do ka? I co dalej? Wypiby jej krew do ostatniej kropli jak ajdacy, ktrzy zabili jej rodzicw? Wolno zwijaa lin, ktrej uya, zastawiajc puapk. Jedno jest pewne: Szkot bdzie si wtrca. Chce j uwied. A zatem musi go unieszkodliwid. Zabid. W samoobronie, prawda? Wczoraj wieczorem ta decyzja wydawaaby si suszna. Teraz budzia wtpliwoci. Niech go szlag. Metody wojny psychologicznej Angusa MacKaya ju skutkoway.

    Rozdzia 5 Na pitym pitrze kamienicy Romana, Angus rzuci z brzkiem torb pen kokw na biurko. Teleportowa si na Upper East Side od tylu lat, e nie potrzebowa przewodnika. Trasa tkwia w jego paranormalnej wampirycznej pamici. Musia tylko zamknd oczy, skupid si i po chwili ju tu ldowa. Na wszelki wypadek unis kilt, by upewnid si, e dotar na miejsce cay. Cholera. By wci nabrzmiay. Co z nim, do diaba? Podad kobiety miertelnej to jedno, ale takiej, ktra chciaa go zabid? Draganesti miaby niezy ubaw, analizujc to. Angus od wiekw polega na dawnym mnichu, szuka u niego rady i wsparcia. Roman zapewne chciaby ogaszad, e dobry stary Angus przechodzi kryzys wieku redniego i usiuje dowied swojej

  • modzieoczoci, uwodzc pikn miertelniczk, dod mod, by bya jego pra-, pra-, pra- prawnuczk. Chod chyba troch za mao tych pra. Gupiec z niego. Musi tylko z ni rozmawiad. Przekonad j, e nie powinna zabijad. Niewane, e go nie polubi. To nie wchodzi w gr. Czemu zadrczad si, pragnc niemoliwego? - To ty. - Ian sta za nim. MacKay szybko opuci kilt i si odwrci. - Wanie wrciem. Ian kiwn gow i spojrza na przekrzywiony sporran Angusa. - Wydawao mi si, e sysz tu jakie haasy. - Zerkn na biurko. Angus wyj piersiwk ze sporranu i poprawi skrzany mieszek. - Miaem wanie sobie dolad. Moe yczka? - Aye. Dziki. Mao kto proponuje mi alkohol. - Dlaczego? - Angus szed w stron lodwki, Ian prychn. - Byy harem Romana otworzy wampiryczny klub nocny, ale pieprzony bramkarz nie chce mnie wpucid, mwi, e jestem za mody. - Idiotyzm. - Angus odtworzy butelk blissky. - Masz prawie tyle lat, ile ja. - Nikt w to nie wierzy. MacKay rzuci okiem na starego druha, ktry mia gadk, modzieocz twarz. Znalaz lana miertelnie rannego na polu bitwy Solway Moss w 1542 roku, i odmieni go tam po ciemku, wrd jkw umierajcych onierzy. Co jeszcze mg zrobid? Zostawid pitnastolatka, eby umar? Wtedy wydawao mu si to strasznym, tragicznym marnowaniem modoci, i myla, e to wielka przysuga dla modego onierza. Ale Ianowi zostaa na wieki twarz nastoletniego chopca. Angus westchn i napeni dwie szklanki. No wanie, sam tego dowiadczy. Z angaowania si w sprawy miertelnych nigdy nie wynika nic dobrego, tylko baagan i kopoty. Nie powinien pozwalad sobie na uczucia do Emmy Wallace. - Znalelicie zabjc? - Ian zajrza do torby na biurku. - To jej koki? - Aye. - Angus nala blissky do piersiwki. Cholera. W butelce ju widad dno. - Par kokw chciaa przetestowad na mnie. - Naprawd? - Oczy lana powikszyy si. - Wszystko w porzdku? - Aye, nic mi nie jest. - Przenis szklanki do gabinetu i poda jedn Ianowi. - Ale mam trudnoci z przekonaniem jej, e miy ze mnie facet. - Ciekawe, czemu mnie to nie dziwi? - Ian umiechn si, gdy Angus posa mu wcieke spojrzenie. - Moe powiniene z ni rozmawiad. - Jego umiech przygas. - O mnie nikt nigdy tak nie myli. MacKay poklepa go po plecach.

  • - Budzisz strach na polu bitwy. - Wychyli szklaneczk i si skrzywi. Cholernie mocne. Ale dziki blissky troch nasyci gd i nie tak bardzo poda Emmy Wallace. Wysypa z torby koki na biurko. Wzi jeden - byo na nim napisane Mama". - A niech mnie. Wydaj si bardzo ostre - mrukn an. - Aye. Mog nas zabid. - Angus podnis inny koek. Tata". Cholera. Nic dziwnego, e nie cierpi wampirw. - Masz mejla od Michaia, z Moskwy. - an wskaza komputer. - wietnie. - Angus okry biurko i usiad przed komputerem. Poprzedniej nocy cign akta personalne Emmy. Dowiedzia si wielu ciekawych rzeczy, przede wszystkim, e szed lat wczeniej jej rodzice zostali zamordowani w Moskwie. Napisa do rosyjskiego tajnego agenta, eby dowiedzied si wicej. Uwzgldniajc rnic czasu, Michai spa teraz pewnie jak kamieo, ale ju wczeniej wysa raport w sprawie morderstw. W rodku nocy teleportowa si na posterunek policji i skopiowa akta sprawy. Zaczy je. Pierwszy zacznik to dokumentacja po rosyjsku, drugi zawiera tumaczenie Michaia na angielski. By bardzo dokadny. Godzin pniej wysa drugiego mejla - z tumaczeniem raportu koronera i zdjcie z miejsca przestpstwa. Zdaniem koronera ofiarom podernito garda, w ich ciaach nie zostaa nawet kropla krwi. Angus przeanalizowa zdjcie. Pod zwokami ani wok nich nie byo krwi, wic ofiary nie krwawiy w miejscu, w ktrym je znaleziono. Policja pewnie zakadaa, e ciaa przenoszono. Typowa wampiryczna prba zatuszowania faktw. Podcid gardo, eby nie pozostay lady kw. Policja uznaa, e za morderstwo odpowiedzialna jest mafia, i to wanie powiedziano Emmie. Ona jednak jakim cudem poznaa prawd. Miod do rodzicw przerodzia si w nienawid do wampirw. Takich jak on. Angus westchn. - To dziwne. - Ian sczy blissky i oglda koki. -Wszystkie podpisane - Mama" albo Tata". - Jej rodzice zostali zamordowani przez wampiry. - Co tumaczy jej zawzitod - doda Ian. - Aye, ale nie wiem, jak si dowiedziaa. Rosjanie powiedzieli jej, e to sprawka mafii. Dlaczego podejrzewaa wampiry? Skd w ogle wiedziaa, e istniejemy? Ian wzruszy ramionami. - Moe bya wiadkiem ataku. Angus pokrci gow.

  • - Nie zostawiliby jej przy yciu. - Klikn na folder z jej aktami. - Zreszt wtedy bya w Edynburgu. Ian opar si o biurko. - Ale ma pewne zdolnoci nadnaturalne, nie? Angus rzuci okiem na raport. - Czyby bya wiadkiem morderstwa rodzicw? W umyle? To by tumaczyo jej wciekod i chd zemsty. - Przekonae j, eby daa sobie z tym spokj? - zapyta Ian. - Nie. Jest bardzo uparta. - Nic dziwnego. Szkotka. - Aye. I dobra wojowniczka. - MacKay pokiwa gow. - Gregori mwi, e to nieza laska. - Gregori bdzie mied szczcie, jeli przeyje kolejny tydzieo. Usta lana drgny. - Poskary si na ciebie Romanowi. Angus wzruszy ramionami i napisa mejla do Michaia. Twoje nastpne zadanie: zlokalizowad wampiry, ktre zamordoway rodzicw Emmy Wallace". Moe to niemoliwe, ale Michai zrobi wszystko, co w jego mocy. Angus wysa wiadomod, an wci krci si w gabinecie. - Co jeszcze? - Aye. Roman chce ci widzied. Shanna rwnie. Mwi, e mino p roku, odkd ostatnio si badae. Angus pokiwa gow i si umiechn. Nie ma nic, czego Roman nie zrobiby dla swojej ukochanej ony. Nawet otworzy przychodni stomatologiczn przy Romatechu, eby Shanna moga pracowad w bezpiecznym miejscu. Wikszod wampirw denerwowaa si, gdy miertelna kobieta majstrowaa im przy kach, wic Angus pierwszy podda si badaniu, eby dad dobry przykad. A potem dyskretnie zasugerowa wszystkim swoim pracownikom, e powinni zrobid badania kontrolne. Wszystko, eby pomc Romanowi. Mnich uratowa mu ycie i da powd do ycia. Angus chcia, by jego stary druh by szczliwy, ale nie mg zrozumied, jak maeostwo ze miertelniczk mogoby si udad. miertelni yj krtko. Rzdz nimi emocje. Ich rany s wiee, bolesne, a wampiry wiedz, e wieki agodz niczym balsam ble i ciosy. Emma Wallace to idealny przykad. Jej ycie krcio si wok zemsty. Ale jej ycie jest krtkie. Nie powinna go marnowad, szukajc zemsty na

  • potworach, ktre bd istniay dugo po tym, jak ona umrze. Musi si z ni zobaczyd, zabrad reszt kokw. Wyj z jej akt kartk i zapisa adres. - Halo! - Ian zamacha mu rk przed oczami. - Roman czeka. Jest w Romatechu z Shann. - Nie dzi. - Najszybciej dostanie si do mieszkania Emmy, jeli do niej zadzwoni i teleportuje si, kierujc si jej gosem. Tylko czy nie sposzy dziewczyny gupi uwag, e ma woyd co seksownego? - W porzdku. - Ian skin gow. - Powiem mu, e jutro przyjdziesz na msz. - Co? - Angus by zy, e Ian odwraca jego uwag od wanego problemu. - Na msz? - Aye. Ojciec Andrew odprawia dla nas msze o jedenastej w nocy. Roman urzdzi kaplic w Romatechu. A Shanna wpada na wietny pomys: po naboeostwie rozdajemy napoje fusion, za darmo. I teraz okoo trzydziestu wampirw zjawia si regularnie. - aden kapan nie musi modlid si za mnie. W przeciwieostwie do Romana jako wampir jestem bardzo szczliwy. - Nie aujesz? Angus wzruszy ramionami. Kady czego auje, a im dusze ycie, tym wicej pretensji. - Zawsze robiem to, co w danej chwili wydawao mi si suszne. I liczyem, e inni przez to nie ucierpi. Spojrza na wiecznie mod twarz lana. - Jednak zdarzay mi si... bdy. - A zatem zobaczymy si jutro. - Powiedz Romanowi, e przyjd, ale nie wiem kiedy. - Angus westchn. - Musz codziennie spotykad si z Emm, pki jej nie przekonam, eby daa sobie spokj z zabjstwami. - Connor uwaa, e nie powinnimy zostawiad ci z tym samego. - Myli si - wycedzi Angus, piorunujc go wzrokiem. - Jasne. - Ian szeroko otworzy niewinne niebieskie oczy. - Ty jeste szefem. - Cofn si w stron drzwi. Angus gniewnie spojrza na adres Emmy. - Ma wicej kokw u siebie w domu. - Idziesz do niej sam? Bdzie walczyd jak lwica. Pozwl, e pjd z tob. - Nie. Sam j zaatwi. - Zamordowaa cztery wampiry, o ktrych wiemy... - Powtarzam, sam j zaatwi. Ian, z rk na klamce, powiedzia: - Nie jeste niemiertelny, Angus. aden z nas nie jest. Z twarzy MacKaya znikn grymas niezadowolenia.

  • - Wiem. Wszystko bdzie dobrze, synu. Zobaczymy si, gdy wrc. Ian kiwn gow. - Dobrze. - Wychodzc z pokoju, odwrci gow i rzuci przez rami: - Przynajmniej j zaskoczysz. Angus si skrzywi. Nie, wcale nie. Jaki z niego gupiec. Za to ona jest mdra i zadziorna. Zapewne ju szykuje puapk. Nabrzmia w oczekiwaniu. Boe dopom, postrada rozum.

    *** Katia Miniskaja umiechna si uprzejmie, gdy czonek jej klanu wszed do gabinetu. Borys, jeden z wiecznie niezadowolonych. Alek informowa j ju dwa miesice temu, e Borys j obgaduje. Martwi si, e dwch z jego mazgajowatych przyjaci ucierpiao w nieszczliwych wypadkach, do ktrych doszo za jej kadencji. Wskazaa krzeso przy biurku. - Co ci do mnie sprowadza? Zatrzyma spojrzenie na jej krtkiej koronkowej koszulce na ramiczkach, zanim usiad. - Alek mwi, e oferujesz nagrod temu, kto zabi miertelnych w Central Parku. - Owszem. - Podejrzewaa, e Borys mia z tym co wsplnego. Podejrzewaa rwnie, e jest na tyle gupi, by poknd przynt. - Mwisz, e zabie jednego? - Moe. - Podnis gow i ypn na ni gronie. -Moe zabiem wszystkich trzech. Jaka to nagroda? Wstaa powoli. Wci miaa na sobie strj do polowania - czarn koronkow koszulk na ramiczkach i obcis spdnic z rozporkiem po prawej stronie a do biodra, nie miaa bielizny. Tak ubrana, zazwyczaj zdobywaa kolacj w pid minut. Mona powiedzied, e miertelni ustawiali si w kolejce, ofiarujc swoj krew. Pia z kilku, igraa z nimi, jeli byli przystojni, a potem odsyaa do domw ze zmodyfikowan pamici i erekcj, ktrej nie potrafili wytumaczyd. Przysiada na brzegu biurka i zaoya nog na nog, tak e prawa bya odsonita po biodro. - Na jak nagrod liczye? Obliza wargi. - Mylaem o pienidzach albo wikszej trumnie. Albo moe... - Poera wzrokiem jej ciao. - O tobie. Zacisna donie na kancie biurka, ale wci si umiechaa. - Wic przyznajesz si do morderstw w Central Parku? - Tak, do cholery, zabiem te kobiety. Najpierw je pieprzyem, a potem wypiem z nich krew, do ostatniej kropli.

  • - Cudownie. - Podesza do fotela i usiada. Borys wzruszy ramionami. - Jest ich bez liku. Przecie nie czeka nas gd. -Umiechn si. - No to jak? Co dostan? - Jestem twoj zwierzchniczk, nie dziwk. Wsta, mierzc j wciekym spojrzeniem. - Galina nie ma takich oporw. Teraz jest na grze, zabawia Miroslava i Buriena. - Wic ustaw si w kolejce. Galina lubi podnosid morale za pomoc obrotowych drzwi. Ja mam co innego na gowie: cay klan i powane sprawy do zaatwienia. Prychn. - Znalaza si na szczycie tylko dlatego, e zabia Ivana. - Czego ty nie miae odwagi zrobid. Otworzya najwysz szuflad i woya strzak do dmuchawki ustnej. - Atakujesz bezbronne kobiety i nazywasz siebie mczyzn? - Zabijanie miertelnych to nie przestpstwo. To nasze prawo. - Zmruy oczy. - Nie ma adnej nagrody, tak? Powinienem domylid si, e jeste kamliw suk. - Ale owszem, jest nagroda. - Podniosa dmuchawk do ust i pchna strzak prosto w szyj Borysa. - Ja... - Zachwia si, toczc nieprzytomnym wzrokiem. Wyszarpn strzak z szyi. - Nightshade? - Cisn j na podog. - Szybko dziaa, nie sdzisz? - Podesza do sparaliowanego Borysa, opara stop na jego klatce piersiowej. Wbia w ni wysoki obcas. - Jak ci si podoba nagroda? Oczy mczyzny zamgliy si blem i strachem. - Widzisz, zwykle nie mam nic przeciwko zabijaniu miertelnych. Sama wielu zabiam. Ale nie podoba mi si twoja motywacja. Usiujesz wywoad wojn midzy moim klanem a klanem Draganestiego. Mylisz, e kiedy wybuchnie, strac wadz. I e jestem za gupia, by na to wpad. Ale wiesz co? - Pochylia si nad nim. - Nie zamierzam std odejd. Ale ty, mj drogi... Zadzwoni telefon. - Cholera. - Rzucia okiem na aparat i wrcia spojrzeniem do Borysa. - Nie odchod, dobrze? - Ze miechem podesza do biurka i odebraa telefon. - Halo? - Czy to Katia Miniskaja, jedna z dwch szefowych klanu rosyjskich wampirw w Ameryce? - W mskim gosie wyczua szyderstwo przy sowach: dwie szefowe. Stumia gniew. Mczyzna wampir nigdy nie spotkaby si z takim brakiem szacunku. Tylko jeden dostrzega jej talent i potencja. Chwali j za to, czego

  • inni nie chcieli dostrzec. Zamierzaa go uwied dla zabawy, ale wpada we wasne sida. Zakochaa si, a ajdak j porzuci. Powinna bya go zabid. Odepchna wspomnienia. Teraz stoi na cze