Sparks Kerrelyn - Love At Stake 04 - Wampir z sąsiedztwa

download Sparks Kerrelyn - Love At Stake 04 - Wampir z sąsiedztwa

of 131

description

Trzy sygnały, że coś dziwnego dzieje się z twoim nowym facetem: -Śpi cały dzień ... co byłoby irytujące gdyby nie fakt, że jest niezwykle oddany w nocy. -Jest atakowany przez napastników uzbrojonych w miecze, ale sam daje sobie z nimi radę. -Nigdy nie wydaje się starzeć. Heather Westfield zawsze miała spokojne życie, ale to wszystko zmieniło się, kiedy pomogła bardzo przystojnemu i tajemniczemu nieznajomemu. Było coś nie tak z Jean-Lucem, ale ona nigdy nie była z mężczyzną tak uroczym, atrakcyjnym ... tak cudownym. Teraz jeśli tylko pozbędą się tego krwiożerczego łotra, będą mogli żyć długo i szczęśliwie.

Transcript of Sparks Kerrelyn - Love At Stake 04 - Wampir z sąsiedztwa

  • Kerryelyn Sparks

    Wampir z ssiedztwa

    Przekad Katarzyna Makaruk

    Amber

  • Rozdzia 1

    Heather Lynn Westfield bya w sidmym niebie. Kto by uwierzy, e sawny paryski dyktator mody Jean-Luc Echarpe otworzy ekskluzywny salon w rodku hrabstwa Teksas Hill? Cokolwiek pi Jean-Luc Echarpe, gdy podejmowa t decyzj, musiao by do mocne, eby wyskoczy ze skarpetek. W tym wypadku - jedwabnych skarpetek z haftowanym synnym logo w ksztacie fleur-de-lis1 za dwiecie dolarw para.

    Heather chciaa kupi jaki drobiazg na pamitk wielkiego otwarcia Le Chiue Echarpe i skarpetki byy najtasz rzecz, jak udao jej si znale. Hm, czy powinna wyda pienidze na co, czego kompletnie nie potrzebuje, czy te zapaci kolejn rat za chevroleta z napdem na cztery koa? Prychna i odrzucia skarpetki z powrotem na szklan pk.

    Przyszed jej do gowy genialny pomys. Moe przecie zwin ktr z darmowych przystawek, zapakowa w plastikow torebk, opatrzy etykietk Wielkie Otwarcie ekskluzywnego butiku Echarpe'a" i trzyma w zamraarce w nieskoczono.

    - Heather, dlaczego przygldasz si mskim skarpetkom? - Zdumienie na twarzy Sashy ustpio miejscaprzebiegemu umieszkowi. - Och, ju wiem! Chcesz kupi co dla nowego kochanka.

    Heather rozemiaa si, zabierajc krabowe ciasteczko przechodzcemu obok kelnerowi. - Chciaabym.

    Nigdy nie miaa kochanka. Nawet byy m nie podpada pod t kategori. Zawina ciasteczko w papierow serwetk i wsuna do maej czarnej torebki.

    Klientki przechadzay si dumnie w sukniach, ktre kosztoway tyle, e wystarczyoby na odbudow Nowego Orleanu. Ich szpilki stukay na szarej marmurowej posadzce. Heather miaa nadziej, e nie zauwa, e swoj czarn koktajlow sukienk uszya sama.

    Na szklanych ladach wyoono torebki i apaszki sygnowane nazwiskiem projektanta. Na pitro prowadziy eleganckie krcone schody. Cz wyszej kondygnacji oddzielono szkem refleksyjnym. Lustra weneckie, domylia si Heather. Wszystko kosztowao tu tyle, e pewnie armia ochroniarzy obserwowaa zza nich klientw z czujnoci jastrzbi.

    ciany na parterze miay delikatny szary odcie i pyszniy si seri czarno-biaych fotografii. Podesza, eby przyjrze im si z bliska. No, no, no, ksina Diana w sukni Echarpe'a, Marilyn Monroe w sukience Echarpe'a, Cary Grant w smokingu Echarpe'a. Facet zna wszystkich.

    - Ile lat ma Echarpe? - spytaa Sash. - Siedemdziesit? - Nie wiem. Nigdy go nie spotkaam. - Sasha odwrcia si, jakby bya na wybiegu, i rozejrzaa wokoo, eby sprawdzi,

    kto na ni patrzy. - Nigdy go nie spotkaa? Przecie kilka tygodni temu braa udzia w jego pokazie w Paryu? Odkd Heather i jej najlepsza przyjacika Sasha odkryy, e ich lalki Barbie maj duo fajniejsze ciuchy ni ktokolwiek w

    malekim miasteczku Schnitzelberg w Teksasie, obie marzyy o wspaniaej karierze w wiecie wielkiej mody. Heather bya teraz nauczycielk, Sasha natomiast zostaa wzit modelk. Ogromna duma z przyjaciki walczya w Heather z niechtn zazdroci.

    Sasha parskna przez chirurgicznie pomniejszony nos. - Nikt ju nie widuje Echarpe'a. Jakby go ziemia pochona. Niektrzy twierdz, e pad ofiar swojego geniuszu i

    postrada rozum. - Jakie to smutne. - Heather si skrzywia. - Zupenie przesta si zajmowa pokazami. I na pewno nie zawracaby sobie gowy salonem firmowym w rodku takiej

    guszy. Od tego s maluczcy. - Sasha wskazaa szczupego mczyzn po przeciwnej stronie sali i szepna: - To Alberto Alberghini, osobisty asystent Echarpe'a. Zastanawiam si, jak bardzo osobisty.

    Heather zmierzya wzrokiem jego lawendow koszul z abotem. Klapy czarnego smokingu ozdabiay koraliki i cekiny. - Chyba wiem, co masz na myli. Sasha nachylia si jeszcze bardziej. - Widzisz te dwie kobiety obok staruszka z lask?

    - Tak. - Heather zdya zauway dwie wychudzone postacie o nieskazitelnej bladej skrze i dugich wosach. - To Simone i Inga, synne modelki z Parya. Mwi, e Echarpe z nimi romansuje. Z obiema. - Rozumiem.

    Moe Echarpe bardziej przypomina Hugh Hefnera ni Liberace. Heather przyjrzaa si modelkom. Waya pewnie tyle co one obie razem wzite. Nonsens. Rozmiar dwanacie jest normalny. Odwrcia si, eby podziwia mia czerwon sukni na biaym manekinie.

    - Media nie mog si zdecydowa, czy Echarpe jest gejem, czy te woli wielokty - wyszeptaa Sasha. Sukienka musiaa by w rozmiarze dwa.

    1 * Heraldyczny znak lilii (przyp. tum.).

  • W yciu bym si na co takiego nie zdecydowaa. - Na trjkcik? Ja te ju si na to nie pisz. Heather zamrugaa. - Sucham?

    - Cho pewnie podobaoby mi si bardziej, gdybym bya z dwoma facetami. Lepiej by w centrum zainteresowania, nie sdzisz?

    - Sucham? - Ale znajc moje szczcie, pewnie wicej uwagi powicaliby sobie. - Sasha podniosa do i zacza si jej przyglda. -

    Zastanawiam si, czy nie wstrzykn sobie troch kolagenu w rk. Mam takie kociste kykcie. Heather potrzebowaa chwili, eby to wszystko przyswoi. O matko! Zdaje si, e ona i Sasha nie miay ze sob ju zbyt

    wiele wsplnego. Po skoczeniu szkoy ich ycie potoczyo si w dwch wyranie rnych kierunkach. - Moe zamiast chirurgii plastycznej sprbowaaby czego naprawd radykalnego? Na przykad jedzenia? Sasha zachichotaa. Mczyni na sali odwrcili si, eby na ni popatrze, a ona nagrodzia ich, odrzucajc do tyu dugie

    blond wosy. - Jeste taka zabawna, Heather. Ja jem. Przysigam, e wcale tego nie kontroluj. Dzi wieczorem zjadam dwa grzyby. - Powinna zosta za to wychostana. - Wiem. Chod, poka ci now sukni, ktr bd nosia. Zaprowadzia Heather do szarego manekina upozo-wanego na szczycie czarnego byszczcego szecianu. Manekin mia na

    sobie oszaamiajc bia kreacj bez plecw z dekoltem a do ppka. Oczy Heather si rozszerzyy. Choby si namylaa sto lat, i tak nie znalazaby w sobie do odwagi, by woy tak

    sukni. A nawet gdyby si zdecydowaa, przez nastpne sto nie znalazby si zapewne nikt, kto chciaby j w niej oglda. - O rany! - To bardzo przylegajcy materia - wytumaczya Sasha - wic nie mog mie pod spodem niczego ze szwami. Bd

    wygldaa niewiarygodnie seksownie. - O tak. - Moe wystpi w niej za dwa tygodnie, na pokazie na cele dobroczynne. - Syszaam o tym. - Dochd mia zosta przekazany miejscowemu wydziaowi szkolnictwa, pracodawcy Heather. - To

    bardzo mie ze strony Echarpe'a. Sasha pomachaa kocist doni w powietrzu.

    - Och, Echarpe nie ma z tym nic wsplnego. To Alberto wszystko zorganizowa. Strasznie jestem podekscytowana tym pokazem.

    - Gratulacje. Mam nadziej, e uda mi si go zobaczy. - Mam wyj tylko raz. - Sasha wysuna wypenion kolagenem doln warg. - To nie fair. Simone i Inga pojawi si dwa

    razy. - Och, tak mi przykro.

    - Prbuj si nie przejmowa, bo od tego robi si zmarszczki. Sowo daj, z kim trzeba si tu przespa, eby zaczli czowieka szanowa?

    Heather si wzdrygna. - Moe po prostu powinna porozmawia z Albertem?

    - O, to dobry pomys. - Sasha pomachaa do modego mczyzny. - Sasha, kochanie, wygldasz bajecznie! - Alberto pospieszy do niej i ucaowa j w oba policzki. - To moja najlepsza przyjacika ze szkoy redniej, Heather Lynn Westfield. - Gestem wskazaa Sasha. - Mio mi pozna. - Heather umiechna si i wycigna rk.

    Alberto pochyli si, eby ucaowa jej do. Czarujca. - Oczy mu si rozszerzyy, gdy zauway jej sukienk. A niech to, Heather poczua si jak prostaczka. Otworzya usta, eby co powiedzie, ale Sasha j uprzedzia. - Alberto, kochanie, moglibymy znale jakie ustronne miejsce? - Oplota rkami jego rami i spod sztucznych rzs

    rzucia mu powczyste spojrzenie. - Chciaabym z tob... porozmawia. - Niedaleko mam biuro - powiedzia Alberto ze wzrokiem utkwionym w gbokim dekolcie Sashy. - Tam moemy...

    porozmawia. - Cudownie! - Sasha przysuna si do niego jeszcze bliej, tak e jej piersi napieray teraz na rami Alberta. -Czuj, e

    jestem w bardzo... rozmownym nastroju. Heather przygldaa si temu zafascynowana. Jakby si znalaza w mydlanej operze, ktra rozgrywa si na ywo. Czy Sasha

    poczua si uraona tym, e Alberto rozmawia z jej piersiami? Czy jej piersi byy prawdziwe? Czy w nastpnym odcinku spoliczkuje Alberghiniego, czy pjdzie z nim do biura? A co z Albertem? By gejem czy mczyzn metroseksualnym? I czy faktycznie bd rozmawiali?

    Asystent projektanta poprowadzi Sash przez sklep. Koniec przedstawienia. Heather westchna. Zawsze bya tylko obserwatork, nigdy bohaterk dramatu.

    Przyjacika obejrzaa si za siebie i jej usta bezgonie wypowiedziay jedno sowo: Bingo!"

  • Heather pokiwaa gow z nagym uczuciem deja vu. Znw byo tak jak w liceum. Seksowna Sasha obciskuj-ca si w klasie i Pomocna Heather na stray przy szafkach. I tak ma by ju zawsze? Czy cho raz to ona nie moga by t mia? Dlaczego nie miaaby woy ktrej z tych seksownych, wydekoltowanych kiecek?

    No c, przede wszystkim na adn nie moga sobie pozwoli. Poza tym byo jej troch za duo. Okrya sukni, o ktrej wspomniaa Sasha. I co z tego, e nie moga jej woy ani kupi. Moga sobie uszy co podobnego. I pewnie daoby si to zrobi za pidziesit dolcw.

    Biel nigdy nie bya jej kolorem. Miaa za jasn i za bardzo piegowat skr. Nie, dla niej najlepsza byaby suknia ciemnogranatowa. A zamiast sigajcego do ppka dekoltu daaby wycicie do szczytu piersi. I jeszcze plecy. I rkawy. Pomysy zaczy pojawia si tak szybko, e przestaa za nimi nada. Otworzya torebk i znalaza owek oraz bloczek, ktry dostaa w sklepie z artykuami elaznymi podczas ostatniej wyprzeday sprztu ogrodniczego.

    Jean-Luc Echarpe mg sobie te swoje metki z sumami opiewajcymi na wiele tysicy porozrzuca z wiey Eiffla. Moe i bya jedn z les miserables*2, ale wcale nie musiaa na tak wyglda.

    - Za Jeana-Luca i jego pity salon mody w Ameryce! -Roman Draganesti unis kieliszek do szampana wypeniony bubbly blood.

    - Za Jeana-Luca! - Wznieli toast pozostali, trcajc si szkem.

    Jean-Luc upi yk i odstawi swj kieliszek. Mieszanka syntetycznej krwi i szampana podniosa go nieco na duchu. - Dzikuj, e zechcielicie przyby, mes amis. Dziki temu moje wygnanie jest atwiejsze do zniesienia. - Nie myl o tym w ten sposb, brachu. - Gregori poklepa go po plecach. - To wielka biznesowa szansa. Jean-Luc obrzuci wiceprezesa do spraw marketingu w firmie Romana poirytowanym spojrzeniem. - To wygnanie.

    -Nie, nie, to si nazywa rozszerzanie rynku. W Teksasie yje mnstwo ludzi i moemy bezpiecznie zaoy, e wszyscy nosz ubrania. No, w kadym razie wikszo. Syszaem, e niedaleko Austin jest jezioro, gdzie...

    - Dlaczego Teksas? - przerwa mu Roman. - Shanna i ja mielimy nadziej, e zatrzymasz si w Nowym Jorku, blisko nas. Jean-Luc westchn. Dla niego to Pary by centrum wszechwiata - w porwnaniu z nim kade inne miejsce wydawao si

    ponur dziur. Nowy Jork zajmowa jednak pozycj numer dwa. - Bardzo bym chcia, mon ami, ale media w Nowym Jorku za dobrze mnie znaj. Tak jak w Los Angeles. - Aye - zgodzi si Angus MacKay. - adne z tych miejsc nie byoby dobre. Jean-Luc musi... - Angus, przysigam - wszed mu w sowo Jean-Luc -e jeli powiesz a nie mwiem", wepchn ci twj miecz do garda. Angus unis wyzywajco brwi.

    - Ostrzegaem ci ju dziesi lat temu. A potem znowu przed piciu laty. - Byem zbyt zajty rozwijaniem interesu - zaprotestowa Jean-Luc. Echarpe w 1922 roku rozpocz produkcj strojw wieczorowych wycznie dla wampirw, ale w roku 1933 rozszerzy

    dziaalno na hollywoodzk elit. Gdy przekona si, ilu miertelnikom podobaj si jego projekty, w 1975 roku dokona przeomu. Zacz projektowa ubrania na wiksz skal. Niebawem sta si gwiazd w wiecie miertelnych. Ostatnich trzydzieci lat unosi si na fali sukcesw. Kiedy ma si ponad pisetk, to jak mgnienie oka.

    Angus MacKay go ostrzega. Sam zacz wiadczy usugi w zakresie bezpieczestwa w 1927 roku i teraz wystpowa w roli wnuka zaoyciela firmy.

    Jean-Luc wzi z biurka egzemplarz Le Monde'a". - Widzielicie ostatnie nowiny? - Niech no spojrz. - Robby MacKay chwyci paryski dziennik i przejrza artyku. By potomkiem Angusa i pracowa w

    jego firmie ochroniarskiej, przez ostatnich dziesi lat zajmujc si bezpieczestwem Jeana-Luca. - Co pisz? - Gregori zerkn mu przez rami. Robby zmarszczy brwi, tumaczc artyku. - Wszyscy w Paryu zastanawiaj si, dlaczego przez ponad trzydzieci lat Jean-Luc si nie zestarza. Niektrzy twierdz,

    e mia ju z p tuzina operacji plastycznych, inni, e odnalaz rdo modoci. Uciek, ale nikt nie wie dokd. Jedna grupa sdzi, e schroni si w zakadzie psychiatrycznym, gdzie dochodzi do siebie po zaamaniu nerwowym, druga twierdzi, e podda si kolejnemu liftingowi twarzy.

    Jean-Luc z jkiem opad na krzeso za biurkiem. - Ostrzegaem ci. - Angus uchyli si w prawo, gdy Jean-Luc rzuci w niego linijk. Roman zachichota.

    - Nie martw si, Jean-Luc. miertelnicy nie potrafi zbyt dugo powica czemu uwagi. Jeli przez jaki czas pozostaniesz w ukryciu, zapomn o tobie.

    - I przestan kupowa moje towary - ze skarg w gosie powiedzia Jean-Luc. - Jestem zrujnowany. - Wcale nie jeste - zaprotestowa Angus. - Masz teraz w Ameryce pi sklepw. - Sprzedajcych ubrania projektanta, ktry znikn -warkn Jean-Luc. - atwo ci mwi, Angus. Twoja firma dziaa w

    tajemnicy. Ale kiedy ja znikam, zainteresowanie moimi strojami moe znikn razem ze mn. 2 * Les miserables (fr.) - ndznicy (przyp. tum.).

  • - Wydamy owiadczenie dla prasy, e robie sobie operacje plastyczne - zaproponowa Robby. - To moe pooy kres spekulacjom. - Non! - Jean-Luc obrzuci go gniewnym spojrzeniem.

    Gregori wyszczerzy zby w umiechu. - Och, moemy im powiedzie, e kompletnie zewirowae i siedzisz zamknity w psychiatryku. W to wszyscy uwierz.

    Jean-Luc spojrza na niego, unoszc brwi. - Albo e zamknli mnie w wizieniu za zamordowanie parszywego wiceprezesa do spraw marketingu.

    - Jestem za - odezwa si Angus. - Hej! - Gregori poprawi krawat. - Tylko artowaem. - A ja nie - mrukn pod nosem Jean-Luc. Angus si rozemia.

    - Cokolwiek postanowisz, nie pozwl, eby kto ci zrobi zdjcie. Musisz pozosta w ukryciu przynajmniej dwadziecia pi lat. A potem bdziesz mg wrci do Parya jako swj syn.

    Jean-Luc opad do tyu, spogldajc aonie w sufit. - Dwadziecia pi lat na zesaniu w kraju barbarzycw. Lepiej od razu mnie zabijcie. Roman zachichota. - Teksas nie jest krajem barbarzycw. Jean-Luc pokrci gow.

    - Widziaem filmy. Strzelaniny, Indianie, jakie miejsce o nazwie Alamo, o ktre wci walcz. - Stary, jeste strasznie nie na czasie - parskn Gregori.

    - Tak sdzisz? A widziae ludzi na dole? Jean-Luc zerwa si i podszed do okna w biurze, ktre

    wychodzio na sklep. - Mczyni nosz przy szyi sznurki. - To krawaty. - Gregori wyjrza przez weneckie lustro. -Jezu, nie ma wtpliwoci, e jeste w Teksasie. Widz faceta w

    smokingu i dinsach. I w kowbojkach. - To musz by barbarzycy. Nosz kapelusze w pomieszczeniu! - Jean-Luc zmarszczy brwi. - Przypominaj hikorn,

    ktry nosi Napoleon, tylko e tu wkadaj go bokiem. - To kowbojskie kapelusze, brachu. Co si przejmujesz? Popatrz, wydaj pienidze. Mnstwo pienidzy. Jean-Luc opar czoo o zimn szyb. Po pokazie na cele dobroczynne, ktry mia si odby za dwa tygodnie, Simone, Inga i

    Alberto wrc do Parya. A wtedy Jean-Luc zamknie interes pod pretekstem, e ponis cakowit klsk. Pozostae butiki Le Chiue Echarpe w Paryu, Nowym Jorku, South Beach, Chicago i Hollywood przy odrobinie szczcia powinny nadal prosperowa, ale ten w Teksasie musi zosta opuszczony i zapomniany. Jean-Luc bdzie mgt tu nadal projektowa stroje i doglda interesw, ale przez dwadziecia pi dugich lat nie bdzie mu wolno nigdzie publicznie pokaza twarzy.

    - Po prostu mnie zabijcie. - Nie - odpar Angus. - Jeste naszym najlepszym szermierzem, a Casimir wci pozostaje w ukryciu, gromadzc swoj

    armi za. - Racja. - Jean-Luc rzuci staremu przyjacielowi cierpkie spojrzenie. - To byaby prawdziwa strata, gdybym umar tutaj

    zamiast w bitwie. Usta Angusa drgny. - Aye, wanie. Rozleg si dwik brzczyka przy drzwiach. - Twoja ona, Angus - zaanonsowa Robby, otwierajc. Angus przywita on umiechem.

    Zut. Jean-Luc odwrci wzrok. Najpierw Roman, a teraz Angus. Obaj onaci i szaleczo zakochani. To byo enujce. Dwch najpotniejszych przywdcw klanw w wam-pirzym wiecie zredukowanych do roli kochajcych mw. Jean-Luc bardzo chcia si nad nimi litowa, ale smutna prawda bya taka, e im zazdroci. Cholernie zazdroci. Takie szczcie jego samego mogo nigdy nie spotka.

    - Cze, chopaki! - Emma MacKay wesza do rodka i pomaszerowaa prosto w ramiona ma. - Wiesz co? Kupiam urocz torebk. Alberto mi j pakuje.

    - Znowu torebka? - zdziwi si Angus. - Przecie masz ju ich z tuzin. Jean-Luc wyjrza przez okno, eby zobaczy, ktr torebk pakowa Alberto. - Dobre wieci, mon ami, to jedna z najtaszych. - Och, cae szczcie. - Angus przytuli on. - Oui - Jean-Luc si umiechn - tylko osiemset dolarw. Zaszokowany Angus zrobi krok do tyu. Oczy mu si rozszerzyy. - A niech to! Moe jednak skrc twoje mki. Roman si rozemia. - Angus, przecie moesz sobie na to pozwoli. - Ty te - z pobaliwym umiechem zwrci si do starego przyjaciela Jean-Luc. - Widziae, co kupuje twoja ona? Roman pospieszy do okna. - Na rany Boga - wyszepta. Trzymajc siedemnastomiesicznego synka na biodrze, Shanna Draganesti wypeniaa spacerwk ubraniami, butami i

    torebkami.

  • - Ma dobry gust - zauway Jean-Luc. - Powiniene by dumny. - A bd spukany. - Roman z rozpacz obserwowa rosnc na wzku stert. Jean-Luc zlustrowa wzrokiem salon wystawowy. Tak jak narzeka na dobrowolne wygnanie, tak te cieszyo go wizienie,

    ktre sam dla siebie zaprojektowa. Przytulone do wzgrz rodkowego Teksasu, ssiadowao ze Schnitzelbergiem - miasteczkiem zaoonym sto pidziesit lat wczeniej przez niemieckich imigrantw. To bya senna, zapomniana okolica, z poronitymi mchem hiszpaskimi dbami i biaymi domami w stylu krlowej Anny z koronkowymi zasonami w oknach.

    Wszystkie salony Echarpe'a w Ameryce szczyciy si podobnym wystrojem, ten w Teksasie by jednak inny. Obejmowa ogromn podziemn kryjwk, w ktrej Jean--Luc mia przebywa podczas wygnania. Kryjwka musiaa pozosta tajemnic, dlatego Alberto, miertelny asystent Jean-Luca, zawar z kontrahentem odpowiedzialnym za budow magazynu umow. Kontrahentem bya miejscowa rada do spraw edukacji, Jean-Luc zgodzi si wic przekaza lokalnemu wydziaowi szkolnictwa hojn dotacj w postaci zyskw z najbliszego pokazu mody. Dopki Jean-Luc bdzie dla Schnitzelbergu szczodry, dopty miasto bdzie trzymao w tajemnicy bankructwo ekskluzywnego sklepu, ktry cudzoziemiec otworzy na jego peryferiach.

    Na wszelki wypadek Robby teleportowa si do biura kontrahenta i usun wszystkie plany i ustalenia dotyczce tego miejsca. Po pokazie razem z Jeanem-Lukiem wyma kilka wspomnie i ju nikt nie bdzie pamita, e pod opuszczonym domem mody znajduje si gigantyczna piwnica. Pierre, miertelnik pracujcy dla MacKay Security and Investigation, mia pilnowa budynku za dnia, w czasie kiedy Jean-Luc bdzie pogrony w miertelnym nie.

    Echarpe obserwowa imprez poniej. Simone i Inga flirtoway z biaowosym wiekowym mczyzn pochylonym nad lask. Musia by bogaty, inaczej nie traciyby na niego czasu.

    Jean-Luc omit wzrokiem wntrze sklepu. Zawsze lubi obserwowa ludzi. Myl o tym, e budynek bdzie sta opustoszay przez kolejnych dwadziecia pi lat, bya cholernie przygnbiajca. C, trudno, przyzwyczai si do samotnoci.

    Zauway now modelk, ktr Alberto zatrudni przy okazji ostatniego pokazu w Paryu. Sasha Saladine. Rozmawiaa z kim ukrytym za manekinem. Podszed Alberto i Sasha przedstawia mu osob towarzyszc. Alberto uj wycignit z wdzikiem do i j pocaowa. Kobieta. Wacicielka rki, ktra nie przypominaa patyka. Nie modelka. A zatem klientka. Z duym prawdopodobiestwem miertelna.

    Alberto i Sasha oddalili si razem i zniknli. Co takiego? Ale nie zastanawia si nad tym zbyt dugo, bo jego wzrok powdrowa z powrotem do klientki i tam ju pozosta. Pojawia si w polu widzenia i c to by za widok! Krge ksztaty. Piersi. Pupa, ktr mgby chwyci mczyzna. Wok ramion burza krconych kasztanowych wosw. Przypominaa mu krzepkie oberystki ze redniowiecznych pubw, ktre miay si w gos i kochay z pasj. Mon Dieu, jake uwielbia takie kobiety.

    Bya jak dawne gwiazdy filmowe, dla ktrych ubstwia projektowa. Marilyn Monroe, Ava Gardner. Jego mzg mg pracowa nad strojami w rozmiarze zero, ale reszta tsknia za dorodnymi kobietami o penych ksztatach. I oto mia przed sob tak wanie pikno. Czarna sukienka opinaa pontn figur w formie klepsydry. Ale najistotniejszy element - twarz nieznajomej - wci pozostawa w ukryciu. Przesun si w lewo i zbliy do szyby.

    Mign mu obuzerski nosek, leciutko zadarty na czubku. Nie klasyczny jak u modelek, ale jemu si podoba. By naturalny i... milutki. Milutki? Takiego okrelenia nigdy nie uyby w odniesieniu do dziewczyn z wybiegu. Wszystkie dyy do ideau, nawet za pomoc sztucznych rodkw, i w rezultacie wszystkie wyglday podobnie. W dodatku w tym deniu co im umykao. Traciy osobowo i iskr niepowtarzalnoci.

    Tymczasem obserwowana kobieta odgarna gste krcone wosy za uszy. Miaa wysokie, szerokie koci policzkowe i sodki owal twarzy. Due oczy patrzyy w skupieniu na bia sukni. Zastanawia si, jaki maj kolor. Przy tak mocno kasztanowych wosach mia nadziej, e bd zielone. Usta do szerokie, ale ksztatne i delikatne. adnego kolagenu. Naturalna pikno. Anio.

    Wyja co z torebki - may notes i dugopis. Nie, owek. Zacza pisa. Nie, szkicowa. Otworzy usta ze zdumienia. Zut! Rysowaa jego now sukni, krada projekt!

    Oczy mu si zwziy. Co za czelno tak otwarcie kopiowa sukni na oczach wszystkich. Kto to, u diaba, w ogle jest? Przyjechaa z Nowego Jorku razem z Sash Saladine? Pewnie pracuje dla ktrego z wielkich domw mody. Z dzik rozkosz powitayby kopie jego ostatnich projektw.

    - Merdel - Chwyci smoking wiszcy na oparciu krzesa. - Gdzie si wybierasz? - spyta zawsze czujny Robby. - Na d. - Wzruszy ramionami, wkadajc smoking.

    - Do sali? - Angus zmarszczy brwi. - Nay, kto mgby ci rozpozna. Nie powiniene ryzykowa. - To tutejsi - odpar Jean-Luc. - Nie bd wiedzieli, kim jestem. - Nie bd taki pewny. - Robby przesun si w stron drzwi. - Jeli potrzebujesz czego ze sklepu, to ci przynios. - Nie chodzi o rzecz. Tylko o osob. - Jean-Luc podszed do okna. - Na dole jest szpieg, ktry kradnie moje projekty. - artujesz?! - Emma rzucia si do szyby. - Gdzie go widzisz? - Nie jego, tylko j. - Jean-Luc wyjrza na zewntrz. -Obok biaej... Nie. Zut, podesza do czerwonej sukni. - Pozwl, e my si ni zajmiemy. - Angus doczy do Robby'ego stojcego przy drzwiach. - Nie. - Jean-Luc przemierzy pokj i zatrzyma si przed blokujcymi wyjcie Szkotami. - Przesucie si. Musz si

    dowiedzie, kto jej paci.

  • Angus podnis nieustpliwie brod, zaoy rce na piersi i ani drgn. Jean-Luc, unoszc brew, spojrza na starego przyjaciela.

    - Angus, to ja zatrudniam twoj firm. - Aye, pacisz, ebymy ci chronili. Ale przestaniemy, jeli bdziesz si tak gupio zachowywa. - Mwi ci, e tutejsi ludzie mnie nie znaj. Wszystkim zajmowa si Alberto jako mj porednik. Pozwl mi przej,

    zanim ten cholerny szpieg zniknie z projektami. Angus westchn.

    - No dobrze, ale Robby pjdzie z tob. - Szeptem przekaza instrukcje praprawnukowi. - Nie pozwl, eby ktokolwiek zrobi mu zdjcie. I miej oko na tyy. Jean-Luc ma wrogw.

    Echarpe prychn i wyszed z biura. W kilku susach dopad tylnych schodw. Angus ma go za miczaka? Ju on wie, jak si broni. Pewnie, e by na czarnej licie Casimira. Tak jak oni wszyscy. Mia te innych wrogw. Trudno przey ponad piset lat, eby nie nadepn na odcisk kilku wampirom. A teraz zyska nowego nieprzyjaciela. Zodzieja o twarzy anioa.

    Zbieg na d i ruszy korytarzem do sali. Kroki Ro-bby'ego zadudniy na schodach za jego plecami. Gdy wszed do butiku, w jego stron zwrciy si wszystkie gowy, zaraz jednak zebrani wrcili do swoich spraw. Dobrze.

    Nikt go nie rozpozna. Owiona go wo rnych grup krwi. Sodki, apetyczny ludzki bufet. Kontakty towarzyskie ze miertelnikami przedstawiay pewn trudno dla jego samokontroli, dopki w 1987 roku Roman nie wynalaz syntetycznej krwi. Teraz Jean-Luc i jego przyjaciele opijali si ni, nim odwayli si pojawi wrd ludzi.

    Zauway, e Robby przesuwa si dokoa sali, rozgldajc si za fotografami. Albo zabjcami. Jean-Luc wymin staruszka z lask i ruszy w stron zodziejki. Zatrzyma si kilka centymetrw za ni. Bya wysoka, czubkiem gowy sigaa mu do brody. Jej krew pachniaa wieo i sodko. miertelniczka.

    - Bardzo przepraszam, mademoiselle. Odwrcia si. Miaa zielone oczy. Zut. I te pikne oczy rozszerzyy si, gdy na niego spojrzaa. Nie ma nic smutniejszego ni upady anio. Zmarszczy brwi.

    - Prosz mi poda powd, dla ktrego nie miabym pani aresztowa.

    Rozdzia 2

    Heather zamrugaa. - Sucham?

    Potrzebowaa chwili, eby oswoi si z francuskim akcentem zachwycajcego mczyzny, ale mogaby przysic, e zagrozi jej aresztem. Umiechna si promiennie i wycigna rk.

    - Mio mi pana pozna, jestem Heather Lynn Westfield. - Heather? Jego osobliwa wymowa sprawia, e przeszed j dreszcz. Brzmiao to jak Eh-zer", mikko i sodko niczym pieszczota.

    Uj jej do i zamkn w obu rkach. - Tak? Wci si umiechaa, majc nadziej, e do zbw nie przyklei jej si aden kawaek szpinaku z ciasteczka francuskiego

    z takim wanie nadzieniem. Spoglda na ni piknymi niebieskimi oczami. A jego twarz - tak wyrzebiona szczka i usta mogyby nalee do greckiego posgu.

    Mocniej cisn jej do. -Prosz mi powiedzie prawd. Kto pani przysa? Sucham?

    Sprbowaa wyswobodzi rk, on jednak trzyma mocno. Za mocno. Ciarki przeszy jej po plecach. Niebieskie oczy si zwziy. Widziaem, co pani zrobia.

    O Moe, wie o krabowym ciasteczku! Pewnie to kto w rodzaju ochroniarza. -Ja... ja zapac. -Kosztuje dwadziecia tysicy dolarw.

    - Krabowe ciasteczko?! - Wyrwaa do z jego ucisku. - Co za skandaliczne miejsce. - Posapujc, wycigna z torebki

    serwetk. - Prosz. Niech pan sobie wemie to gupie ciasteczko. Ju go nie chc. Popatrzy na owinit w serwetk przystawk na jej doni.

    - Wic jest pani szpiegiem i zodziejk? - Nie jestem szpiegiem. Skrzywia si. Czyby wanie si przyznaa, e jest zodziejk? Mczyzna zmarszczy brwi.

    - Nie ma potrzeby kra jedzenia. Jest za darmo. Jeli jest pani godna, powinna pani to zje.

  • - To miaa by pamitka, jasne? Wcale nie jestem godna. Wygldam na kogo, kto przegapi posiek? Jego wzrok powoli powdrowa po jej ciele z intensywnoci, ktra przyprawia Heather o przyspieszone bicie serca. No

    c, jak Kuba Bogu... Te mu si dokadnie przyjrzaa. Czy te czarne loki na gowie byy tak mikkie, jak na to wyglday? Mia kopoty z ich rozczesywaniem? Jezu, zwaywszy na dugo jego rzs, je te pewnie trzeba byo rozpltywa.

    Odchrzkna. - Nie sdz, eby aresztowa pan ludzi z powodu kra-bowych ciasteczek. Wic ju sobie pjd. Ich oczy si spotkay. - Jeszcze z pani nie skoczyem. - Och. - Moe zawlecze j gdzie i zniewoli? Nie, takie rzeczy zdarzaj si tylko w ksikach. - Co pan ma na myli? - e odpowie pani na kilka pyta. - Podszed do kelnera i upuci upapran serwetk na tac. - Kto pani zatrudnia? - NSOS. - To jaka rzdowa agencja?

    - Niezaleny Schnitzelberski Okrg Szkolny. Przechyli gow zdezorientowany. - Nie jest pani projektantk? - Chciaabym. A teraz, jeli pan wybaczy... - Odwrcia si, eby odej. - Non. - Zapa j za rk. - Widziaem, jak kopiowaa pani bia sukni. Kosztuje dwadziecia tysicy dolarw. Jeli tak

    pani interesuje, powinna j pani kupi. - Za adne skarby wiata! - prychna. - Co takiego? - Jego brwi wystrzeliy do gry. - Przecie to dobry projekt. - Pan artuje? - Wyswobodzia si z uchwytu. - Co ten Echarpe sobie myli! Dekolt do ppka?! Ta sukienka ma rozcicie

    jak std do Dakoty Pnocnej. adna kobieta przy zdrowych zmysach nie pokazaaby si w czym takim publicznie. Zazgrzyta zbami. - Modelki s szczliwe, mogc j nosi. - Ot to! Te biedne kobiety s tak niedoywione, e nie s w stanie rozsdnie myle. Wemy na przykad moj

    przyjacik Sash. Jej zdaniem na trzydaniowy posiek skada si odyka selera, pomidor koktajlowy i rodek prze-czyszczajcy. Katuje si, eby si dopasowa do tych ubra. Kobiety takie jak ja nie mog nosi podobnych sukienek.

    Znw omit j wzrokiem. - Myl, e pani by moga. Wygldaaby pani... superbe. - Piersi by mi wypady. - Wanie. - Kciki jego ust powdroway w gr. - Nie pokazuj swoich piersi publicznie - sapna. Oczy mu zamigotay. - A prywatnie?

    Niech pieko pochonie jego samego i te cudne niebieskie oczy. Musiaa si chwil zastanowi, eby sobie przypomnie, jaki by cel tej rozmowy.

    - Zamierza mnie pan aresztowa czy bdzie si pan lini? - A mog jedno i drugie? - Umiechn si. Ten mczyzna sprawia, e miaa zamt w gowie.

    - Nie zrobiam nic zego. To znaczy poza krabowym ciasteczkiem. Nie wziabym go, gdybym moga sobie pozwoli na cokolwiek innego.

    Jego umiech zgas. - Potrzebuje pani pienidzy? Chce pani sprzeda skopiowane projekty innemu domowi mody? - Nie. Miaam zamiar uszy sobie tylko jedn tak sukni sama. - Kamstwo. Mwia pani, e za adne skarby wiata nie woyaby pani takiej sukni publicznie. Kamstwo? Ten facet wci rzuca pod jej adresem pode oskarenia. - Niech pan posucha. Nigdy nie woyabym adnej z tych sukni, tak jak je zaprojektowa Echarpe. Prosz mi wierzy, e

    ten facet jest cakowicie oderwany od rzeczywistoci. Czy on w ogle zna jakich prawdziwych ludzi? - Nie takich jak pani - mrukn pod nosem i wycign rk. - Prosz mi pokaza swoje szkice. - W porzdku. Jeli to pomoe wyjani sytuacj. -Podaa mu swj notatnik. - Ta pierwsza to biaa suknia, tylko

    poprawiona.

    - Poprawiona? Z trudem mona j rozpozna. - Wiem. Teraz wyglda duo lepiej. Mogabym j woy i unikn aresztowania pod zarzutem obnaania si w miejscach

    publicznych. Zacisn zby. - Nie jest a tak za. - Gdyby mnie w niej zobaczyo jakie dziecko, trafiabym na internetow list przestpcw seksualnych. Ale to tylko

    gdybanie, bo przede wszystkim nigdy nie mogabym sobie na adn z tych sukni pozwoli. Nie mogabym tutaj kupi nawet pary skarpet, eby mi bank nie zaj samochodu.

  • - Te rzeczy zostay zaprojektowane dla garstki wybracw. - Och, prosz mi wybaczy. Wanie widz, e Cheeves przyprowadzi rolls-royce'a. Musz si jako przeturla na

    lotnisko, skd prywatny odrzutowiec zabierze mnie z powrotem do willi w Toskanii. Usta mu drgny, gdy przewraca stron. - A to czerwona?

    - Tak, ale z moimi poprawkami wyglda duo lepiej. Znajdzie pan tu jeszcze cztery projekty. Przyszo mi do gowy tyle pomysw, e musiaam wszystkie szybko naszkicowa, eby nie przepady. Jeli wie pan, co mam na myli.

    - Tak si skada, e wiem. - Spojrza na ni dziwnie. To naprawd byo niezwyke. Wcale nie wyglda na kogo, kto by rozumia ulotno procesu twrczego. Przypomina raczej atlet, ale o budowie pywaka, nie ciarowca.

    Rzeczywicie mg j aresztowa? Te dziwne oskarenia w poczeniu z atrakcyjn powierzchownoci wprawiy j w takie pomieszanie, e zacza ple trzy po trzy, jakby bya jak niezrwnowaon idiotk. Musi si odpry i zachowywa milej.

    - Naprawd bardzo mi przykro. Nie zamierzaam niczego kra. Mam kopoty? Zerkn na ni z cieniem umiechu na twarzy. - A chciaaby pani?

    Powstrzymaa si, eby nie powiedzie: tak. Dobry Boe, ten facet by taki seksowny! Zbyt cudowny - na swoje nieszczcie. Z takimi szerokimi barami i dugimi nogami na pewno trudno mu byo znale odpowiednie ubrania. I z kobietami pewnie te nie mia atwo. Wystarczyo jedno spojrzenie, eby zupenie przypadkowo gubiy w jego towarzystwie czci garderoby.

    Oho! To wanie zrobi, jeli j zaaresztuje. Zoy mu siebie w ofierze. Jakie to szlachetne. A jakie mieszne. Nigdy by si nie odwaya.

    Skoczy oglda jej rysunki. - W zasadzie s cakiem dobre. Widz, e kobieta o... bardziej pontnych ksztatach wygldaaby w nich korzystniej. Czy naprawd pochwali naszkicowane przez ni projekty? Serce Heather uroso z radoci i dumy. Spodobao jej si te, e

    zostaa nazwana pontn. - Dzikuj. I dzikuj, e nie nazywa pan kobiet takich jak ja grubymi. Zesztywnia.

    - Dlaczego miabym powiedzie co takiego, skoro to nieprawda? Hola! Ten mczyzna oznacza prawdziwe kopoty. Nie tylko jest wspaniay, ale te wie, co naley powiedzie kobiecie.

    Podwjne niebezpieczestwo. I podwjna zabawa? Nie, trzepna si w mylach po apach. Dopiero co pozbya si jednego nieszczcia w spodniach. Nie ma mowy, eby zafundowaa sobie repet.

    - Lepiej ju pjd. - Ruszya do wyjcia. - Zapomniaa pani szkicw. Odwrcia si do niego. - Pozwoli mi je pan zatrzyma? - Pod jednym warunkiem. - Zerkn na co, co dziao si za jej plecami. - Zut. Musimy std i. Obejrzaa si przez rami. Wielki facet w kilcie konfiskowa modej kobiecie komrk z aparatem. - Ale ja chciaam zdjcie do mojego boga - zaprotestowaa kobieta. - Chodmy. - Cudowny ochroniarz zapa Heather za rami i poprowadzi j w stron podwjnych drzwi z napisem

    Pomieszczenia prywatne". - Chwileczk. - Heather zwolnia. - Dokd mnie pan zabiera?

    - Gdzie, gdzie bdziemy mogli porozmawia. Porozmawia? Czy przypadkiem nie jest to sowo

    klucz, ktre znaczy co cakiem innego? Dobry Boe, wlecze j gdzie, gdzie bdzie mg j zniewoli! - Aha, ale ja nie rozmawiam z nieznajomymi. - Ze mn pani rozmawia. - Obrzuci j kpicym spojrzeniem i popchn przez podwjne drzwi na korytarz. -Zagadaa mnie

    pani prawie na mier. - No c - obejrzaa si w stron sali sklepowej - mam tylko nadziej, e nie spodziewa si pan niczego wicej. Zatrzyma si przed kolejnymi podwjnymi drzwiami i zwrci jej notatnik. Gdy chowaa go do torebki, wystuka numer na

    klawiaturze. - To, co zamierzam pani pokaza, jest poufne. O Boe, tego si obawiaa. - Ma pan na myli co bardzo osobistego?

    - Wanie. Wiem, e jest pani surowym krytykiem, ale myl, e bdzie pani pod wraeniem. Wzrok Heahter powdrowa w d. - Z pewnoci. - Heather.

    Wymawia jej imi tak mikko, e czua, jak caa w rodku topnieje. Podniosa oczy i napotkaa jego spojrzenie. Usta mu si wygiy.

    - Czy mwimy o tym samym?

  • - Nie wiem. - Serce Heather walio w piersi. Trudno jej byo zebra myli, kiedy spoglda na ni w ten sposb.Zamierzam pokaza pani reszt jesiennej kolekcji.

    - Och. - Zamrugaa. - Jasne. Tak wanie mylaam. - Oczywicie. - Bysk w jego oku by podejrzany. Otworzy drzwi i wprowadzi j do rodka. - Ciemno tu... - Zamilka, kiedy zapalio si wiato. Szybki rzut oka na wysoki sufit pozwoli Heather

    stwierdzi, e wczy tylko poow wiate. Jej wzrok powdrowa w d. Pomieszczenie byo ogromne, duo wiksze ni sala sklepowa. Wzdu cian biegy pki pene bel przepiknych tkanin. wierzbiy j palce, eby tego wszystkiego dotkn. Z tyu dostrzega dwie maszyny do szycia. Odbijay si w nich szyby francuskich drzwi na tylnej cianie. Po lewej znajdoway si dwa stoy krawieckie, a po prawej stojaki, na ktrych wisiay bajeczne stroje. W samym rodku zastpy ustawionych w koo mskich i kobiecych manekinw wyglday jak jakie Stonehenge wiata wielkiej mody.

    Dobry Boe, co by daa, eby mie tak pracowni! Tu byo jak w niebie! - To tu si dziej czary. - Czary? - Zamkn drzwi. - Ja bym to nazwa cik prac.

    - Ale to jest magia. - Podesza do pierwszego stojaka, stukajc obcasami po drewnianej pododze. - To tu pomysy zamieniaj si w pikno.

    Ruszy za ni. - Wic podoba si pani studio?

    - O tak! - Na pierwszym stojaku dostrzega zrcznie skrojone marynarki i spdnice. - Zachwycajce. - Potara materia

    midzy palcami i zmarszczya brwi. - Co nie tak? - To wena. - Bo to zimowa marynarka. - A to Teksas. Moe j pan sprzeda w Panhandle, ale eby co takiego woy tutaj, trzeba by najpierw wczy

    klimatyzacj. Nawet zim. - Nie wiedziaem. - Skrzyowa rce na piersi i zmarszczy brwi. - Cho krj jest niezwyky. - Z podziwem popatrzya na marynark. - Ten facet to geniusz. - Mylaem, e jest cakowicie oderwany od rzeczywistoci. Rozemiaa si. - To te. - Przesuna si do drugiego stojaka. - Sama pani uszya swoj sukienk? - To a tak oczywiste? - Skrzywia si. Wzruszy ramionami.

    - Bardzo dobrze zrobiona. Materia jest wprawdzie kiepski, ale w dzisiejszych czasach to powszechna bolczka. - O tak. Niektre rzeczy dosownie rozpadaj si po dwch praniach. Zatrzymaa si przed ozdobionym koralikami boler-kiem, gdy wtem przysza jej do gowy pewna myl. Odkd to

    ochroniarze wiedz cokolwiek na temat materiaw? - To pani projekt? - zapyta.

    - W pewnym sensie. Lubi czy elementy rnych wzorw, eby stworzy co... niepowtarzalnego. Pokiwa gow.

    - Jest niepowtarzalna. - Dzikuj. - Kim by ten facet? - Czy... czy pan pracuje dla Echarpe'a jako projektant? - A pani by chciaa? Szczka jej opada. - Sucham?

    - Przekonaa mnie pani, e zaniedbuj pewn cz rynku, a kobiety takie jak pani zasuguj na to, by wyglda jak

    najlepiej. - Och. - Myl, e wikszo tych strojw mona by dostosowa do peniejszej figury, i pani mogaby si tym zaj. - Och. - Jeli chce pani zacz, prosz przyj w poniedziaek wieczorem. - Och. - Dobry Boe, zachowywaa si jak idiotka. -Mogabym tu pracowa? W tym czarodziejskim miejscu? - Tak. - Mj Boe! - Oczywicie, e ten facet nie by ochroniarzem. - Jest pan tu menederem? Mam... nadziej, e nie poczu si

    pan uraony moimi sowami. Powiedziaam, e Echarpe to geniusz. - I e jest kompletnie oderwany od rzeczywistoci. I e musiaa pani poprawi jego projekty. - Troch mnie ponioso. - Heather si skrzywia. - Ale to tylko dlatego, e moim zdaniem kobiety takie jak ja mog

    wyglda rwnie dobrze, jak ich szczuplejsze siostry. - Jest w pani pasja. - Gestem wskaza na jej sukienk. - I talent. Inaczej bym pani nie zatrudni. Na twarzy Heather wykwit umiech. - Och, dzikuj! Moje marzenie stao si rzeczywistoci! - Przycisna do do piersi. - Jestem tak podekscytowana,

    panie... eee. Jak mam pana nazywa? Skoni si lekko. - Prosz pozwoli, e si przedstawi. - Oczy mu zalniy, a na twarz powoli wypez umiech. - Jestem Jean--Luc Echarpe.

    Rozdzia 3

    Jean-Luc spodziewa si zajmujcej reakcji i takiej te si doczeka. Szczka Heather opada. Jej liczne zielone oczy rozszerzyy si w wyrazie zgrozy. Caa krew odpyna jej z twarzy - zblada tak, e nawet piegi zblaky.

    Wyszczerzy zby w umiechu. Nie mia tyle uciechy od lat. Otworzya i zamkna swoje adne usteczka, ale poniewa nie wydobyo si z nich adne sowo, wygldaa jak ryba. Zachwycajca rybka.

  • Przechyli gow. - Co takiego? Udao jej si wydoby z siebie kilka stumionych piskw. - Jak moe by pan... Ja... ja mylaam, e jest pan naprawd stary. Unis brew. - To znaczy... O Boe, przepraszam. - Odrzucia gste loki do tyu, torebka upada jej na podog. - A niech to! Schyli si, eby j podnie. - Nie, ja to zrobi. - Chwycia torebk tak szybko, e podnoszc j, a si zachwiaa. Chcia j podtrzyma. - Wszystko w porzdku, nie trzeba. - Wycigna rk, eby przytrzyma si ktrego ze strojw. Jak na zo ubrania

    rozstpiy si niczym Morze Czerwone, ona za poleciaa na podog. - Aaa! - Mam pani! - Zapa j za rkaw. Trach. Runa w d, on za zosta z rkawem w doni. Merde. Pochyli si nad ni. - Nic pani nie jest? - Spdnica podjechaa jej do gry, odsaniajc ksztatne nogi. Nic nie mg poradzi na to,

    e wyobrazi je sobie oplecione wok swojego pasa. Albo szyi. - Naprawd Jean-Luc Echarpe to pan? - spytaa. - Oui. Jkna i zakrya twarz domi.

    - Ma pan moe piwnic, do ktrej mogabym si wczoga i schowa na jakie pidziesit lat? Tak si akurat skadao, e mia, i kusio go, eby j tam zaprosi. Z pewnoci potrafiaby mu umili dugie wygnanie. Ale

    nie mia prawa wizi miertelniczki tylko dla wasnej przyjemnoci. Usiad obok niej na pododze. - Nie ma si czego wstydzi. - Jestem zaenowana. Niech mnie pan po prostu zabije. Zachichota.

    - Prosiem dzi ju o to samo. Jestemy troch za bardzo melodramatyczni, non? - Powiedziaam o panu kilka okropnych rzeczy. -Opucia rce. - Naprawd strasznie mi przykro. - Niech mnie pani nie przeprasza za szczero. To mi si podoba. W wiecie mody niewielu ludzi sta na szczero. Usiada i skrzywia si na widok tego, co stao si z jej spdnic. Szybko j poprawia. - Nie rozumiem, jak moe by pan taki przys... mody. Projektowa pan stroje dla Marilyn Monroe! Omal nie nazwaa go przystojnym? Umiech jednak mu zblad, kiedy si zorientowa, e nadszed czas kamstwa. Zut. A

    ona bya z nim taka szczera! - Jestem... synem pierwszego Jeana-Luca Echarpe'a. Moe mnie pani nazywa Jean, eby nie myli z ojcem. - Och! To wspaniae, e odziedziczy pan jego talent. Jean-Luc wzruszy ramionami. Nie znosi oszustw.

    Dlatego zwykle wola towarzystwo wampirw. Wszelkie zwizki ze miertelnikami wymagay mnstwa kamstw, zwaszcza teraz, gdy mia si ukrywa. Wrczy Heather urwany rkaw.

    - Przykro mi, e si rozdaro. - Nie ma sprawy. - Schowaa go do torebki. - Tak jak pan mwi, kiepski materia. - Rozejrzaa si po pomieszczeniu i

    rozpromienia si. - Nie mog uwierzy, e siedz w prawdziwej pracowni krawieckiej ze synnym projektantem! Umiechn si, wstajc. - Przyjdzie pani w poniedziaek do pracy? - Wycign do, eby pomc jej si podnie. - Och, no pewnie! Dla mnie to marzenie, ktre stao si rzeczywistoci. - Pooya rk na jego doni. Podcign j tak szybko, e uderzya o jego pier. Natychmiast otoczyy j jego ramiona. Popatrzya licznymi oczami do

    gry. Taka ciemna, soczysta ziele. Sysza, jak przyspieszyo jej serce, kiedy znalaza si w jego objciach. Podobao mu si to. - Wiesz, jaka jeste pikna? Pokrcia gow. Najwyraniej by te w stanie odj jej mow. Podanie buzowao mu w yach. Bya taka ciepa i sodka. Musia jednak

    przesta, zanim oczy zaczn mu pon czerwieni. Stanowia zbyt wielk pokus, on za zawsze pilnowa si, eby unika prawdziwych zwizkw.

    Uwolni j z obj. - Obawiam si, e mog pani zatrudni tylko na dwa tygodnie. Kiedy zamkn sklep, jedynym miertelnikiem w rodku bdzie jego stranik Pierre. - Rozumiem. - Cofna si, a twarz jej posmutniaa. -Zdaj sobie spraw, e nie mam adnego dowiadczenia. No i bd

    musiaa wrci od wrzenia do szkoy. - Boi si pani, e zauwa pani braki? Rumieniec, jakim pokrya si w odpowiedzi, wiadczy o tym, e poruszy czu strun. Podejrzewa, e pod za-dziornoci

    kryje si otcha niepewnoci siebie. Rozpozna ten wybieg, bo sam si do niego ucieka. Ale dlaczego Heather Westfield miaaby by niepewna siebie? Czyby kto prbowa zgasi jej ducha? Jeli tak, to poczu

    nagle nieprzepart potrzeb, eby rbn tego kogo pici w twarz. - Wcale nie spodziewam si, e bd z pani niezadowolony. Wrcz przeciwnie. Mogoby si okaza, e bybym zadowolony

    a nadto. Za bardzo kusioby go, eby j zatrzyma, by zagodzia samotno jego wygnania. Przekna gono lin.

    - Mam te zasad, ktrej jestem wierny. Nigdy nie wi si uczuciowo z ludmi, ktrych zatrudniam. Bez wzgldu na to, jak bardzo mnie pocigaj. - Pozwoli sobie powdrowa wzrokiem po jej pontnym ciele.

    - Mj Boe - wyszeptaa. Cofna si jeszcze o krok. -Ja... ja wcale nie szukam... Nie jestem gotowa... To znaczy ja... - Czyby temat zwizku odj pani mow? - Raczej przerazi. - Skrzywia si. - Och, nie chodzi o pana. Tylko w ogle. Rok temu musiaam przej przez

    nieprzyjemny rozwd i... Podnis rk, eby j uciszy. - Bd grzeczny. - Umiechn si powoli. - A pani? - Oczywicie. Zawsze jestem... grzeczna. - Sprawiaa wraenie odrobin nieszczliwej z tego powodu. Czyby potajemnie chciaa by niegrzeczna? Znowu zalaa go fala podania. Zacisn pici, eby nie pochwyci jej w

    ramiona. Mino tyle czasu, odkd... Odepchn od siebie t myl. miertelniczki musi zostawi w spokoju. Nauczy si tego w najbardziej bolesny sposb.

    Ruszya midzy wieszakami, delikatnie dotykajc po drodze ubra. - wietne.

  • Zatrzymaa si przed narczem paskw ze skry, mosidzu i srebra. - Pierwszy raz zaprojektowaem paski. - Podszed bliej. Tylko miertelne modelki mogy nosi paski ze srebrem. Simone i

    Inga trzymay si z dala od wszystkiego, co mogoby poparzy ich delikatn skr. - Co pani o nich myli? - liczne. Zwaszcza te due, masywne, do noszenia na biodrach. Stuk. Arcyczuy such Jeana-Luca wyapa dwik. Unis do i Heather zamilka z pytaniem w oczach. Odgos krokw i

    kolejny stuk. Nie sysza skrzypnicia drzwi. Tylko kto, kto zna kombinacj, mg je otworzy. Gdyby teleportowa si tu jaki wampir

    spoza budynku, uruchomiby si alarm. A zatem ten kto musia si teleportowa ze rodka. Jego przyjaciele zawoaliby go, istniao wic prawdopodobiestwo, e go nie by przyjacielem.

    Jean-Luc przyoy palec do ust, nakazujc Heather milczenie. Zrobi kilka ostronych krokw w stron rodka pracowni. Zerkn midzy ubraniami a dugim prtem, na ktrym wisiay.

    I oto tam by. Staruszek z lask. Stuk. Stawia lask na drewnianej pododze, po czym przesuwa stopy do przodu. Wci by przygarbiony, jego twarz pozostawaa w ukryciu.

    Jean-Luc pocign nosem. Zapach Heather, wyranie miertelny, mia za plecami, niczego jednak nie czu od nie-znajomego.

    Starszy mczyzna zatrzyma si, po raz ostatni stukajc lask. - Wiem, e tu jeste, Echarpe. Jean-Luc zesztywnia. Mon Dieu, to Lui! Nie widzia swojego najgorszego wroga od ponad stu lat. - Jestem cierpliwym czowiekiem. Wiedziaem, e z czasem staniesz si mniej ostrony. I oto prosz, nieuzbrojony, bez

    swoich ukochanych stranikw. - Staruszek powoli wyprostowa krgosup. - Nie sposb byo ci dosign w Paryu. Dniem i noc otoczony przez p tuzina ochroniarzy. - Unis brod.

    Echarpe zaczerpn gboko tchu, gdy zobaczy oczy mczyzny. Przez wieki Lui przyjmowa rne tosamoci i zawsze stara si wyglda inaczej. Z wyjtkiem oczu. Te pozostay ciemne, zimne i pene nienawici.

    Jean-Luc ostronie wycofa si do Heather, podczas gdy Lui cign dalej swoje przechwaki. - Popenie swj ostatni bd, Echarpe. Przybywaem na otwarcie kadego twojego magazynu, ty jednak pozostawae w

    ukryciu jak tchrz, ktrym jeste. Teraz wreszcie si zjawie. To twj ostatni wystp. Jean-Luc dotar do Heather i unis palec do ust. Pokiwaa gow, patrzc z niepokojem. Wyszepta jej do ucha:

    - Nie pozwl, eby ci zobaczy. Uciekaj cicho tylnymi drzwiami. Biegnij! Otworzya usta, eby zaprotestowa, ale powstrzyma j, przyciskajc palec do jej warg. Id ju!", powiedzia bezgonie. Pchn j delikatnie w stron koca przejcia midzy wieszakami. - Wychod, ty tchrzu! - krzykn Lui. - Postanowiem z tob skoczy raz na zawsze. auj, e nie bd mg ci

    trzyma i torturowa, ale Casimir zaproponowa olbrzymi sum. Nie mogem odmwi. Jean-Luc pomaszerowa midzy stojakami na rodek pracowni. - Zut alors, mylaem, e nie yjesz. Ale to bez znaczenia, bo i tak zaraz bdziesz trupem. - By lepszym szermierzem ni

    Lui, niestety nie mia przy sobie broni. Wysa psychiczn wiadomo na zewntrz. - Sysz - szydzi Lui - jak skomlesz, eby przybyli przyjaciele i ci uratowali. Jean-Luc wyszed na otwart przestrze. - Sam staczam swoje bitwy. Powiedz, ile czasu zajo ci przyjcie do siebie po naszym ostatnim spotkaniu? Jeli mnie

    pami nie myli, wypruem z ciebie flaki. Z warkniciem Lui odkrci gak w swojej lasce i wycign z drewnianej pochwy cienki miercionony floret. Odrzuci

    pochw na bok, a ta upada z oskotem na podog. - Twoi przyjaciele przybd za pno. - Zaatakowa. Jean-Lui skoczy w bok, chwyci najbliszy manekin

    i zamachn si nim, eby odeprze pierwsze natarcie. Lui ci ostrzem, pozbawiajc manekin gowy. - Ach, wracaj sodkie wspomnienia Wielkiego Terroru. - Zamachn si znowu, rozprawiajc z tuowiem. Jeanowi-Lucowi do obrony pozostaa tylko noga manekina. Przynajmniej w rodku miaa metalowy prt. Za chwil bdzie

    tu Robby z prawdziw szpad. Zrobi unik, syszc nad sob furkot, gdy floret tamtego przeci powietrze. Rzuci si w prawo, postawi nog manekina na

    pododze i odbijajc si od niej jak od tyczki, wskoczy na st krawiecki. Lui zakoysa si na nogach, ale Jean-Luc ju wyldowa na pododze daleko za kracem stou. I gdy Lui ruszy w prawo,

    eby go pochwyci, on te przesun si w prawo. Mgby przytrzyma tak nieprzyjaciela, taczcego wok stou, pki nie pojawi si Robby ze szpad.

    Zdyli zrobi jedno okrenie, kiedy Jean-Luc zauway ruch za Luim. Zamar. Heather podkradaa si do wampira uzbrojona jedynie w narcze paskw. Co ona sobie myli?! Nie odway si krzykn, eby j powstrzyma. To by zaalarmowao Luiego, ktry natychmiast pchnby j floretem. Merde\ Zrobi min i ruchem gowy kaza jej, eby si, do diaba, wynosia.

    Zignorowaa go, skupia wzrok na Luim. Jedyne, co Jean-Luc mg zrobi, to odcign uwag wroga. Pobieg na rodek sali i wymachujc nog manekina, wcign

    Luiego w potyczk. Kawaki gipsu poleciay w powietrze, gdy Lui zacz rba marn bro przeciwnika. - Przesta! - zdeterminowana Heather zamachna si paskami na Luiego. Lui zesztywnia, gdy srebro trafio go w ty gowy i kb dymu unis si do gry. Odwrci si do Heather z twarz

    wykrzywion grymasem blu. - Ty poda suko! - Podnis bro. - Heather, uciekaj! Jean-Luc skoczy do przodu i z caej siy waln Luiego w gow nog manekina. Metalowy prt sprawi, e Lui potkn si i polecia w bok. Floret z brzkiem upad na podog. Jean-Luc zanurkowa po

    bro i zaraz odskoczy, kiedy Heather po raz kolejny zamachna si na Luiego. - A masz, kanalio! - Oczy jej byszczay z podniecenia. Wampir podnis rk, eby ochroni gow, i srebro

    z sykiem opado na jego do. Zaskwierczaa nieosonita skra. Drzwi wejciowe otworzyy si z hukiem i do rodka wbiegli Angus i Robby z wycignitymi mieczami. Robby rzuci

    Jeanowi-Lucowi jego szpad. Echarpe zapa bro i odwrci si do Luiego. Bastard zdy si wycofa i ukry wrd stojakw z ubraniami. Ktem oka

    Jean-Luc zauway, e Angus wlizguje si midzy wieszaki. Wyranie zamierza zaj ajdaka od tyu. Jean-Luc wrczy floret Luiego Heather. - Jeli bdzie ci ciga, nie wahaj si go uy. Pokiwaa gow, jego oczy napotkay jej wzrok. Serce

  • mu zwolnio. Mon Dieu, w co on j wplta! - Wrc po ciebie, Echarpe - oznajmi Lui. - Ale najpierw zabij twoj kobiet. Bdzie jak za dawnych czasw, non? - To nie jest moja kobieta! Zostaw j w spokoju! - Ach, ale widz, e ci na niej zaley. Ciekawe, czy bdzie rwnie przychylna, jak twoja ostatnia kochanka. - Cholera. - Jean-Luc ruszy w stron stojakw. - Pilnuj jej! - krzykn do Robby'ego i puci si biegiem midzy

    wieszakami. Zauway, e Angus zblia si z przeciwnej strony. Zacz gorczkowo rozsuwa ubrania w poszukiwaniu Luiego. - Szlag by trafi - mrukn Angus. - Musia si teleportowa. Rozejrz si jeszcze. - Znikn z wampirz prdkoci. - Masz go?! - zawoaa Heather. - Nie. Uciek. - Jean-Luc wrci na rodek pracowni. Wcieky i sfrustrowany, smagn szpad powietrze. Oczy Heather si

    rozszerzyy. Robby chodzi dokoa niej, ciskajc w rku miecz. - Musz przeszuka teren. Natychmiast. Echarpe pokiwa gow. - Le. Robby pogalopowa do francuskich drzwi i wybieg na zewntrz. Jean-Luc wzi gboki wdech. - Jeste caa? - Zdaje si, e tak. - Heather rzucia pasy i floret Luiego na st krawiecki. - Ale nie rozumiem, co si dzieje. O co chodzi z

    tymi szpadami? I dlaczego kto miaby chcie zabi projektanta?To duga historia. - I bolesna. - Lepiej by byo, gdyby ucieka, tak jak mwiem.

    - Chciaam, ale kiedy zobaczyam, e rusza na ciebie ze szpad, a ty masz tylko manekina... Sama nie wiem. Powinno mnie to przerazi, ale cae ycie si baam i mam ju do. No i cay ten gniew si ze mnie wyla. Wcieko na siebie, e jestem takim miczakiem. Zo na byego za to, e okaza si takim dupkiem. Po prostu musiaam co zrobi. I... i byam cakiem nieza!

    Jean-Luc uj jej do. Podejrzewa, e niewiara we wasne siy to sprawka jej eksma. Ale walczya z tym i jego serce przepeniaa duma.

    - Bya bardzo dzielna. By moe uratowaa mi ycie. Policzki jej si zarowiy. - Nie sdz, eby to bya moja zasuga. wietnie sobie radzie. Kim by ten facet? - Nie wiem, jak ma naprawd na imi. Ja go nazywam Lui. - Louie? - Non, Lui. Zmarszczya brwi. - To wanie powiedziaam. Jean-Luc westchn. - Lui to po francusku on". To zabjca o wielu imionach. Jacues Clement, Damiens, Ravaillac. Morduje ludzi i czerpie

    rozkosz z zadawania mierci. Jej rce zadray. - Dlaczego chce ci zabi? - Bo od wie... wielu lat prbuj go powstrzyma. Raz mi si udao i od tamtej pory chce, ebym cierpia. - cisn jej do.

    - Heather, z przykroci musz stwierdzi, e znalaza si w niebezpieczestwie. Twarz jej poblada. - Tego si obawiaam. Myli, e jestem...

    - Uwaa ci za moj kochank. Uwolnia rk z ucisku.

    - Lepiej wic, ebym trzymaa si z dala. Zdaje si, e po tym wszystkim nie mog tu pracowa. - Au contraire, powinna tu pracowa! Mam ochron, ktra zaopiekuje si te tob. Waciwie powinna tu zamieszka,

    dopki nie... zajmiemy si Luim. - Nie mog tu zamieszka. Mam dom w Schnitzebergu. - Musisz. Lui zabi ju dwie kobiety. Heather przekna lin. - Twoje przyjaciki? - Tak. Przykro mi, e ci to spotkao. Ostrzegaem, eby mu si nie pokazywaa. Skrzywia si. - Powinnam bya zrobi tak, jak mwie. - Ale wtedy mgbym ju nie y. Prosz, pozwl, ebym ci chroni, Heather. Jestem ci to winien. - Nie mog tu zosta. Moja crka... - Non. - Jean-Luc poczu, jakby kto go zdzieli w odek. - Masz crk? - Tak. O Boe! Mylisz, e ona te jest w niebezpieczestwie? Echarpe z trudem przekn lin. Przed oczami przemkny mu obrazy okaleczonych cia. Yvonne w 1757 roku i Claudine

    w roku 1832. Nie zniesie znowu tego blu i poczucia winy. - Nie bj si. Ochroni was obie.

    Rozdzia 4

    Powinna bya si domyli, e nie jest doskonay. Kady mczyzna tak cudowny jak Jean-Luc Echarpe musia mie kilka zasadniczych wad. Wada numer jeden: uparty jak osio. Kiedy min pierwszy szok, Heather odrzucia propozycj ochrony ze strony projektanta. Wyglda na zaskoczonego, zaraz jednak znowu oznajmi swoje zamiary, jak gdyby tym samym ustanawia prawo.

    Po szeciu latach maestwa ze wirem, ktry maniacko j kontrolowa i ustala zasady dotyczce wszystkiego, nawet tego, jak bielizn moe sobie kupowa, aprobowane przez niego biae baweniane majtki wci budziy w Heather panik. Musiaa ucieka przed dominujcymi mczyznami. Potrzebowaa te nowej bielizny - czego dzikiego, co symbolizowaoby jej nowo odkryt odwag. Dziki Bogu po drodze do domu miaa ogromny sklep dyskontowy. Gdzie indziej taka niezalena laska jak ona mogaby kupi koronkow bielizn i naboje do strzelby za jednym zamachem?

    - Panie Echarpe, doceniam pask askaw propozycj, ale naprawd nie potrzebuj obrocy. - Ruszya w stron zamknitych drzwi. - Jeli tylko mnie wypucisz...

  • - Chwileczk. - Skrzywi si, spogldajc na drzwi. -Nie sdz, eby zdawaa sobie spraw z tego, jak niebezpieczny jest Lui.

    Wrrr. Ten facet nigdy si nie poddaje. - Nie sdz, eby by a tak niebezpieczny. Wyranie zmik, kiedy go zdzieliam paskami. A ty walczye z nim

    poamanym manekinem. Jak na takiego okrutnego otra atwo da si pokona. - Wcale nie byo atwo! Tak ci si tylko wydawao, bo jestem najlepszym szermierzem w Europie! Wada numer dwa: przerost ego. Cho w tej kwestii musiaa troch wyluzowa. Nigdy jeszcze nie spotkaa mczyzny,

    ktry nie cierpiaby na t przypado. - Moe wy tam, w Europie, wci jeszcze walczycie na szpady, ale my tu, w Teksasie, korzystamy z broni palnej. Gdybym

    miaa ze sob strzelb, Louie byby ju w drodze do kostnicy. Jean-Luc cign brwi w grymasie nagego niezadowolenia. - Twierdzisz, e lepiej by sobie z nim poradzia ni ja? - Na pewno bardziej ufam strzelbie ni jakiemukolwiek mczynie. - Ale ja prbuj ci ocali! - I dziki Bogu jestem ocalona. Alleluja! A teraz otwrz drzwi i mnie wypu. Oczy mu si rozszerzyy, wyglda na rozgniewanego.

    - Nie mog pozwoli ci odej, dopki si nie zgodzisz, ebym ci chroni. - No to przygotuj si na dugie czekanie, bo wcale nie zamierzam si godzi.

    - Niewdziczna kobieto! - Arogancki mczyzno!

    Serce walio jej jak oszalae. Dobry Boe, to byo rwnie ekscytujce, jak rozkwaszenie ciasta na twarzy byego ma. Prawd mwic, nawet bardziej. Ciasto byo aktem desperacji skaonym smutn wiadomoci, e ich maestwo to poraka. To za bya cudowna deklaracja niepodlegoci. Heather nigdy nie czua si silniejsza ani bardziej nieustraszona. Wysmaganie Louiego pasami sprawio, e czua si jak Wonder Woman. I bardzo jej si to podobao.

    - Mio mi byo pana pozna, Echarpe. I doceniam ofert pracy. Ale w tych okolicznociach mam wraenie, e dla nas obojga lepiej bdzie, jeli si ju nie spotkamy. - Odwrcia si, dumna ze swojej przemowy, i pomaszerowaa w stron drzwi. Przeklestwa mamrotane za jej plecami sprawiy, e si umiechna. - Otwrz tylko...

    Drzwi otworzyy si gwatownie i do pracowni wpad tum ludzi. - Rycho w czas - zagdera Jean-Luc.

    Szkot w kilcie zatrzasn drzwi i opar si o nie plecami. Surowy wyraz twarzy i dugi miecz w doni wiadczyy, e nie ma z nim artw. Pene godnoci wyjcie Heather przepado. A nawet wicej ni przepado. Znalaza si w puapce. Jakim cudem Jeanowi-Lucowi udao si wezwa wsparcie.

    Wada numer trzy: bardziej ni uparty. Wrcz nieustpliwy. Przedstawi Heather swoim przyjacioom, ona jednak ledwo zwrcia na nich uwag. To byo cholernie frustrujce. Zanadto

    frustrujce. Ciko walczya, eby nauczy si troszczy o sam siebie i swoj crk Bethany. Czua, e gdyby teraz pozwolia temu mczynie, eby j chroni, byby to gigantyczny krok wstecz.

    A mimo to musiaa przyzna, e Echarpe pocztkowo sprawia wraenie czarujcego. Heather bardzo pochlebiao, e uwaa j za atrakcyjn. Ona z ca pewnoci uznaa go za pocigajcego, zanim ujawni si jego kompleks Napoleona. Zaproponowa jej prac marze. Szanse takie jak ta nie trafiay si czsto, dlatego fakt, e musiaa j zaprzepaci, doprowadza Heather do szalestwa. Czy zareagowaa zbyt gwatownie, bo nacisn nieodpowiedni guzik? Naprawd by apodyktyczny, ale w kocu straci dwie przyjaciki. Jego desperacja bya zrozumiaa.

    Ten facet chcia by bohaterem. Czy to tak le? Tylko co ona o nim wiedziaa? Jeliby sdzi czowieka po przyjacioach, Jean-Luc powinien by oddany i lojalny. Tacy

    wanie wydawali si jego przyjaciele. Prosz, oto wysoki, powany mczyzna, Roman Dragon-cotam, z jasnowos on i synkiem. Kolejny facet, Gregori, duo si mieje. Dwch Szkotw o nazwisku MacKay. Moe bracia. Ten, ktry mia na imi Robby, wci pilnowa drzwi. Drugi, Angus, mia pikn on, brunetk o imieniu Emma. Waciwie jak si zastanowi, to wszyscy byli wyjtkowo urodziwi.

    - Jestecie modelami? - spytaa Heather, kiedy mczyni pospiesznie odcignli Jeana-Luca, zostawiajc j z kobietami i dzieckiem.

    Shanna rozemiaa si, podrzucajc synka w ramionach. - Ale skd. Ja jestem dentystk, mj m wacicielem Romatech Industries, a Gregori to jeden z jego wiceprezesw.

    Angus jest szefem MacKay Security and Investigation. - Och. - Heather zerkna w stron drzwi. Robby wci sta na stray. Na razie nie moga si std ruszy. Emma umiechna si do niej. - Bardzo dzielnie walczya. - Dziki. - Dosza do wniosku, e skoro jest ju uwiziona, rwnie dobrze moe sprbowa zdoby troch wicej

    informacji. - Co wiecie o Louiem? Shanna poprawia pulchnego malucha na biodrze.

    - To smutna historia. Przeladuje Jeana-Luca ju od duszego czasu. - Angus wyjani mi co nieco po drodze - wczya si Emma z leciutkim brytyjskim akcentem. - Lui zamordowa dwie

    przyjaciki Jeana-Luca. - Ale ja nie jestem jego dziewczyn - mrukna Heather. - Poznaam go dopiero dzi wieczorem. - To bez znaczenia - powiedziaa Emma. - Dopki Lui myli, e jestecie par, bdziesz dla niego celem. - Dobrze rozumiem twoj niech, eby przyj pomoc Jeana-Luca - przyznaa Shanna. - Mnie te kiedy Roman musia

    chroni. To byo jeszcze przed lubem. Heather zerkna na zbitych w grupk mczyzn po drugiej stronie pracowni. Szeptali o czym gorczkowo.

    Bardzo przystojne zgromadzenie, byo w nich jednak co dziwnego, co niepokojcego. - Troch czasu mi zajo, zanim lepiej poznaam Romana - cigna Shanna. - Rozumiem wic twj opr przed zaufaniem

    nieznajomemu, ale znam Jeana-Luca ju dwa lata i wiem, e to facet, na ktrym absolutnie mona polega. Najsodszy z moliwych. Zawsze by bardzo opiekuczy wobec Romana i mnie.

    - Mnie te uratowa - dodaa Emma. - To najlepszy szermierz w Europie. - Tak, syszaam. - Heather westchna.

  • Jego przyjaciele troch przesadzali. Spojrzaa na Echarpe'a. Cakiem sprawny facet, bez wtpienia. Mia ciao atlety i sama widziaa, jak szybki i pomysowy by w dziaaniu. Elegancki smoking nie mg ukry otaczajcej go aury siy - wida byo, e to grony przeciwnik. W smokingu wyglda po prostu jak James Bond. A James Bond zawsze na kocu zdobywa liczn dziewczyn.

    Serce jej si cisno. Boe dopom, chciaa by t licznotk. Wada numer cztery: zbyt olniewajcy.

    - Nie sdzisz, e jest przystojny? - szepna Shanna. Heather a podskoczya. A niech to! Zostaa przyapana na tym, jak poera go wzrokiem.

    Emma posaa jej porozumiewawczy umiech. Nawet dziecko na biodrze Shanny zamiao si razem z mam. - W porzdku, niele si prezentuje. Ale to nie znaczy, e potrzebuj jego pomocy - zaprotestowaa Heather. -Sama

    potrafi o siebie zadba. Umiech Emmy zblad. - Nie wiesz, jak straszny jest Lui. - Facet zwia, kiedy tylko straci przewag. Wcale nie jest a tak twardy. Emma zniya gos. - Zaryglowane drzwi go nie powstrzymaj. Potrafi przenikn do twojego domu, kiedy tylko zechce. Nie usyszysz go.

    Umie pojawia si w dowolnej chwili znienacka za plecami. Rozpata ci gardo, zanim zdysz si zorientowa. Heather przekna lin i zwalczya gwatown potrzeb, eby si obejrze przez rami. Cholera, prbuj napdzi jej

    stracha. - Nie moe by a tak straszny. Przecie nie jest tak, e facet moe si pojawia i znika wedug wasnego widzimisi.

    Mwicie o nim, jakby to bya istota nadprzyrodzona, jaki nocny potwr! - Jej sowa gonym echem rozniosy si w cichej nagle sali.

    Grupka mczyzn odwrcia si i wszyscy spojrzeli na ni. Twarz Heather obla rumieniec. Nawet w liceum Guadalupe nigdy nie zdarzyo jej si przycign a tak powszechnej uwagi.

    Cisza przeduaa si, mczyni wymienili spojrzenia. Emma i Shanna popatrzyy po sobie, po czym wybuchny miechem. Maluch zapiszcza i zamacha rkami w stron Heather.

    - Chce, eby go wzia na rce - powiedziaa Shanna, podajc jej dziecko. Chopiec chwyci Heather za wosy, przywoujc sodkie wspomnienie niemowlctwa Bethany. Umiechna si, patrzc na

    jego pucoowate czerwone policzki i jasne niebieskie oczy. - Cudny. Jak ma na imi?

    - Constantine - odpara Shanna. - Syszaam, e masz crk. Heather wiedziaa, do czego to zmierza. Zamierzaj wykorzysta jej creczk, eby wzbudzi w niej poczucie winy i skoni

    do przyjcia propozycji Jeana-Luca. - Czteroletni. I potrafi ochroni nas obie. Zostaa mi strzelba po ojcu. Shanna zrobia kwan min.

    - Trzymasz bro w domu, w ktrym jest dziecko? Heather zacisna zby. Niczego nie traktowaa z wiksz powag ni bycia dobr matk.

    - Nie jest nabita. Oczywicie teraz bd musiaa kupi naboje. Oczy Emmy zawieciy si z aprobat. - Umiesz strzela? - Tak. Ojciec nauczy mnie, jak bezpiecznie obchodzi si z broni. By specjalist. - Co si z nim stao? - spytaa Shanna. - Zosta... zastrzelony. Shanna si skrzywia. - Na subie - dodaa Heather. - By miejscowym szeryfem. - Niestety, to tylko dowodzi, e nawet najlepszych zawodowcw mona zabi - stwierdzia Emma. - Potrzebujesz pomocy,

    eby ochroni crk. Nie bdziesz w stanie zachowa czujnoci dwadziecia cztery godziny na dob. - Fidelia te ma bro. Shanna gwatownie wcigna powietrze. - Pozwalasz, eby czteroletnie dziecko miao dostp do broni? - Ale skd! - oburzya si Heather. - Nigdy bym si nie zgodzia na adn bro w pobliu mojej crki. - Przygryza warg.

    To nie bya do koca prawda. Fidelia jasno daa do zrozumienia, e nigdzie si nie rusza bez swoich pistoletw. - Fidelia to niania Bethany i stara przyjacika rodziny. Mieszka z nami. Zrobiaby wszystko, eby nas obie ochroni.

    - Czyli masz w domu dwie kobiety, ktre potrafi strzela? - spytaa Emma z umiechem. - Moe chciaaby mie trzy? Shanna rozcigna usta w umiechu. - wietny pomys! - Jaki? - Heather posadzia sobie maego Constantine'a na biodrze. - Mylisz, e Angus nie bdzie mia nic przeciwko? -Shanna pochylia si w stron Heather, ciszajc gos. - To nowoecy. - Jestemy maestwem ju od roku, wic nie sdz, eby kilka nocy osobno Angusa zabio - zaprotestowaa Emma. - Co o

    tym mylisz, Heather? - To bardzo mie, e chcesz pomc, ale... - Heather skrzywia si, kiedy dziecko pocigno j za wosy. - Jestem wiceszefem MacKay Security and Investi-gation - wyjania Emma. - Pracowaam te wczeniej dla MI6 i CIA,

    byabym wic bardzo dobrym ochroniarzem. To zrobio na Heather wraenie. - Naprawd doceniam twoj propozycj, ale mam ograniczone fundusze i... - Bezpatnie - przerwaa jej Emma. - Jean-Luc pomg nam z Angusem, kiedy mielimy kopoty. Jestem jego du-niczk.

    - To idealne rozwizanie - podsumowaa Shanna. Constantine znowu pocign Heather za wosy, spojrzaa wic na niego. Oczy dziecka przykuy jej uwag.

    - W cigu dnia jestem... zajta, ochraniaabym was tylko nocami - cigna Emma. - Ale dziki temu ty i niania mogybycie si przespa, eby za dnia lepiej si broni.

    - Rozumiem. - Do serca Heather, gdy tak patrzya na umiechajce si do niej dziecko, zacza si powoli przescza akceptacja. - Dzikuj, Emmo. Jestem bardzo wdziczna, e chcesz mi pomc.

    - wietnie! Powiem panom, co zdecydowaymy, a potem moemy i. - Pomaszerowaa do grupki mczyzn. Constantine uwolni wosy Heather z ucisku. - Moesz mnie ju postawi.

  • Zamrugaa. Dziecko powiedziao to niewiarygodnie wyranie. Jego oczy byszczay niezwyk inteligencj. Postawia maego na ziemi.

    - Ile ma? - Siedemnacie miesicy - odpara Shanna. Heather patrzya, jak powoli idzie do matki. - Niezwyky z niego maluch. Shanna umiechna si z dum. - O tak, niezwyky. Trzydzieci minut pniej Heather parkowaa swoj p-ciarwk na podjedzie przed domem w Schnitzelbergu. - Uroczy dom. - Emma otworzya drzwi od strony pasaera, eby wysi. - Mam go po rodzicach. Heather kochaa stary dom w stylu krlowej Anny, z duym gankiem i bujan hutawk. Kochaa zdobienia wok ganku i

    balkon na pitrze. Najbardziej jednak podobao jej si to, e swoj crk moga wychowywa w domu, w ktrym sama dorastaa.

    Chwycia torebk i torb z zakupami, w ktrej znajdowaa si nowa koronkowa bielizna oraz naboje do strzelby. Emma nie mrugna nawet okiem na sklep dyskontowy, w zwizku z czym Heather natychmiast j polubia.

    - Tdy. - Ruszya w stron schodw przed frontowymi drzwiami. Emma przewiesia swoj torb przez rami i obrzucia wzrokiem podwrko przed domem. - Nie ma piwnicy? - Pochylia si, eby si lepiej przyjrze. - adnej? - Chciaabym, eby mia. Przydaoby si troch dodatkowego miejsca. Otworzya zamknite na klucz drzwi. Ze rodka dobiegy j dwiki telewizora. Moe Fidelia jeszcze nie pi. Emma zmarszczya brwi, wchodzc na ganek. - Dom jest uroczy, ale podatny na atak. Czyj pokj ma balkon?

    - Mj, ale okna i drzwi s zamknite. Nie zrobio to na Emmie wraenia. - Pozwl, e wejd pierwsza. Heather podskoczyo serce. - Mylisz, e Louie tu jest? - Z niepokojem pomylaa o creczce. - Wol nie ryzykowa. - Emma wyszukaa w torbie kij

    0wesza do rodka. Kij? Cichszy ni strzelba, ale Heather wtpia, czy bardziej skuteczny. Podya za gociem i zamkna za sob drzwi. Emma zajrzaa do pokoju i wyszeptaa: - Czy to Fidelia? Heather zerkna do rodka. Fidelia drzemaa na kanapie, a telewizor rycza na cay regulator po hiszpasku. - Tak. Salon wychodzi na jadalni, ktra wydawaa si pusta. Emma przelizgna si obok schodw na tyy i skierowaa w stron wahadowych drzwi prowadzcych do kuchni. Heather nie starczyo cierpliwoci. Musiaa wiedzie, czy z Bethany wszystko w porzdku. Popdzia schodami na gr do

    pokoju crki. Nocne wiato ledwie owietlao rowe re, ktrymi Heather za pomoc szablonu ozdobia cian wok okien. Za dnia

    biae koronkowe firanki przepuszczay soce, teraz jednak aluzje byy opuszczone. Mina ogromny domek dla lalek i wiklinowy wzek i na palcach podesza do ka przykrytego narzut z Sunbonnet Sue,

    ktr uszya jej matka. Torebk i torb z zakupami upucia w nogach. Stopy jej creczki sigay tylko do poowy materaca. U wezgowia na poduszce leay rozrzucone rudoblond loki. Ten widok zawsze ciska Heather za serce. Odgarna wosy creczki na bok, odsaniajc delikatny policzek. Gdyby nie udao jej si zrealizowa adnego marzenia, gdyby nigdy nie moga projek-towa ani zobaczy Parya, nie byaby to wielka strata, bo ju udao jej si stworzy najdoskonalsze arcydzieo.

    - Ochroni ci, kochanie. Podesza do okna, eby sprawdzi, czy jest zamknite. - Nie uciekaj wicej ode mnie - wyszeptaa ledwo syszalnie Emma w drzwiach. Heather si odwrcia. - Musiaam si upewni, czy z moj crk wszystko w porzdku. Emma pokiwaa gow, wchodzc do rodka. - Parter jest czysty i pozostae pokoje na pitrze te. O rany, bya szybka. I skrupulatna. - Po drugiej stronie korytarza jest pokj gocinny. Moesz korzysta z niego do woli. - Dzikuj, ale nie trzeba. - Emma zarzucia torb wyej na rami. - Ca noc bd na nogach. - Wic si nie krpuj i bierz z kuchni, co chcesz. Heather musiaa przyzna, e duo atwiej bdzie jej

    zasn ze wiadomoci, e Emma czuwa. Dziki Bogu, e udao si unikn obecnoci Jeana-Luca Echarpe'a. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowaa, to kolejny dominujcy mczyzna. A sawny projektant? Pewnie przejrzaby jej szaf i wszystko wyrzuci. Albo, co gorsza, stanby i zacz si mia.

    Emma podesza do ka Bethany i wyszeptaa: - liczna. Heather pokiwaa gow. - Jest dla mnie wszystkim. - Rozumiem. - W umiechu Emmy czai si cie smutku. - Chciaabym obejrze strych.

    - Tdy. - Heather wysza na korytarz i pocigna za lin, eby rozoy drabink. - Potrzebujesz latarki? - Cakiem dobrze widz w ciemnoci. - Wdrapaa si na drabin. Chwilk spdzia na strychu, po czym zesza. -Czysto.

    Chciaabym jeszcze raz sprawdzi na zewntrz. - W porzdku. - Zoya drabin i pozwolia, eby z powrotem powdrowaa na poddasze. Emma zdya tymczasem zej

    po schodach i wyj, Heather postanowia wic przygotowa si do snu. Zabraa torebk i torb z zakupami z pokoju Bethany i posza do wasnej sypialni. Zasuna aluzje we francuskich drzwiach

    wychodzcych na balkon. Co za noc. Propozycja pracy od sawnego projektanta i miertelne zagroenie -wszystko w jeden wieczr. Odtworzya sobie w mylach ostatnie wydarzenia, przesuwajc krzeso spod biurka do szafy. Dlaczego miertelnie grony zabjca miaby nastawa na projektanta mody? Chyba e... Jean-Luc by kim wicej ni tylko projektantem. Otaczaa go tajemnicza aura agenta 007.

  • Z prychniciem odrzucia t nierealn teori. Midzynarodowy szpieg nie zainteresowaby si Schnitzelbergiem w Teksasie. Wdrapaa si na krzeso, wymacaa strzelb na najwyszej pce i zabraa ze sob na ko. Czy przypadkiem Jean-Luc nie wspomina, e Louie uywa te innych nazwisk? Cadillac? Nie, to byo co innego. Woya do komory dwa naboje.

    Moe gdyby si troch odprya, przypomniaaby je sobie. Zawsze miaa wietn pami. Zafundowaa Cody'emu, swojemu byemu mowi, najwikszy szok ycia, kiedy w sdzie powtrzya kad obelg i grob, ktre wypowiedzia pod jej adresem.

    Rozebraa si i woya ulubion zielon jedwabn piam. Uwielbiaa dotyk jedwabiu na nagiej skrze i to uczucie zawsze j uspokajao. Usiada na puszystej szeni-lowej narzucie, przytulia si do poduszki i zamkna oczy. Zabjca o wielu imionach. Nie Cadillac, ale Ravaillac. Jean--Luc powiedzia, e powstrzyma Louiego i e to dlatego tamten chce si na nim zemci.

    Jaki projektant mgby powstrzyma zabjc przed realizacj jego zbrodniczych planw? W gowie Heather wczya si muzyka z Jamesa Bonda. Nie, tak by nie moe. Wyobrania jej si rozszalaa. Uruchomia komputer i przysuna krzeso z powrotem do biurka. Wpisaa Ravaillac" w Google'a i usiada osupiaa. To

    byo bardziej szalone ni teoria z Jamesem Bondem. Francois Ravaillac zosta stracony w 1610 roku za zamordowanie krla Henryka IV. Cztery konie rozerway go na kawaki.

    Jezu, ciekawe, czy wystawili poczwrne wiadectwo zgonu. Jedno byo pewne, facet stanowczo by martwy. Nawet gdyby Louiemu udao si przey czterysta lat, nie mg by Ravaillakiem. No i zgodnie z zarzdzeniem francuskich wadz niesawnego nazwiska nigdy wicej nie mona byo wymawia.

    Na dole znajdowa si link do strony powiconej innemu zabjcy, Damiensowi. To nazwisko take wymieni Jean-Luc. Klikna w link.

    Robert-Francois Damiens prbowa zamordowa krla Ludwika XV w 1757 roku. Nie udao mu si, ale mimo to zdoby gwn nagrod - mier przez powiartowanie. I znw Francuzi zabronili wymawiania jego nazwiska.

    Poszukiwania Jacques'a Clementa przyniosy podobny rezultat. W 1589 roku zamordowa krla Henryka III. Dla Heather, nauczycielki historii, wszystko to byo fascynujce, ale te zbijao z tropu. Po prostu nie miao sensu. Albo Jean-Luc si myli, albo celowo kama, albo... dziao si tu co bardzo dziwnego.

    I tak na licie mankamentw Jeana-Luca pojawia si wada numer pi: skonno do niedomwie. Jak moga mu zaufa, skoro jego opowie nie miaa sensu?

    Rozlego si dyskretne pukanie, wic Heather szybko zminimalizowaa wyszukan stron. - Tak? Skrzypny drzwi i do pokoju zajrzaa Emma. - Chciaam tylko, eby wiedziaa, e wszystko w porzdku. Moesz si spokojnie zrelaksowa. Zabior si tu przed

    witem. - Dzikuj. - Fidelia si obudzia, wic jej powiedziaam, co si dzieje. Nalegaa, eby mi przepowiedzie przyszo. - Och, no tak. - Heather pokiwaa gow. - Stawia tarota kademu, kto przyjdzie do domu. To jej sposb na to, eby nas

    chroni. - To i pistolety? Ciekawe. - Emma zerkna na komputer. - Sprawdzasz poczt? - Tak. Zaraz si kad. - W porzdku. Zostaw, prosz, drzwi uchylone, ebym moga zajrze do ciebie w nocy. - Dobra. Poczekaa, a Emma wyjdzie, i odwrcia si z powrotem do komputera. Wpisaa w GoogIe'a Jean-Luc Echarpe" i znalaza

    kilka stron sprzedajcych jego stroje. Zignorowaa je, szukajc informacji osobistych. Znalaza zdjcie zrobione rok wczeniej, na pokazie w Paryu. Ciemne loki, niebieskie oczy, lady doeczkw w czarujcym umiechu. Jezu, czy ten facet mgby by jeszcze bardziej olniewajcy? Wracamy do wady numer cztery: zbyt przystojny.

    Znalaza najnowszy artyku, przekad z paryskiego Le Monde'a". Wszyscy zastanawiali si, jakim cudem Jean--Luc przez trzydzieci lat si nie postarza. Hm, musia dotyczy Jeana-Luca ojca. Ten Jean-Luc, ktrego poznaa, wyglda na zaledwie trzydziestk. Najwyraniej starszego Jeana-Luca nie widziano od kilku miesicy. Media podejrzeway, e podda si kolejnemu liftingowi twarzy.

    Heather znalaza te inny artyku, datowany na trzydzieci lat wczeniej. Przy nim rwnie byo zdjcie. Kurcz, facet na fotografii wyglda dokadnie tak jak ten, ktrego spotkaa dzi wieczorem. Bez sensu. Poszukaa daty urodzenia Jeana-Luca, ale nie udao jej si znale adnych informacji osobistych.

    Wada numer pi. Niektre kobiety aur tajemniczoci mogyby uzna za zalet, ale Heather, jeli chodzi o mczyzn, nie lubia niespodzianek. Cho byo to intrygujce...

    Dlaczego Jean-Luc miaby nazywa Louiego nazwiskami, ktre znikny wieki temu? I dlaczego po trzydziestu latach wyglda dokadnie tak samo? Chirurgia plastyczna czy...? Przemkn jej przez gow pewien pomys. Cakowicie szalony - bez wtpienia efekt pnej pory i jej nazbyt wybujaej wyobrani.

    To zawsze by jej ulubiony program telewizyjny - niemiertelni Highlanderzy, ktrzy yli przez stulecia i walczyli z odwiecznymi wrogami na miecze. Tumaczyoby to, dlaczego Jean-Luc i jego przyjaciele posugiwali si bia broni. I czemu Echarpe wspomina zabjcw yjcych przed wiekami. Mia nawet za przyjaci Highlanderw w kiltach. I kiedy tak wszyscy stali zbici w grupk po drugiej stronie pracowni, szepczc midzy sob, wygldali na goci, ktrych czy tajemnica.

    Czy Jean-Luc mg by niemiertelny? Heather prychna i wyczya komputer. Jej teorie staway si coraz mieszniejsze. Niemiertelny? Rwnie dobrze moga

    zacz wierzy w elfy i dobre wrki. Niestety, jeli chodzi o trolle, to na wasnej skrze przekonaa si, e istniej. Przez sze lat ya z przedstawicielem tego gatunku pod jednym dachem.

    Kiedy zesza na d po szklank wody, zauwaya, e telewizor jest wyczony. Usyszaa gos Fidelii z leciutkim akcentem. - Odwrcony Pustelnik moe oznacza, e doskwiera ci poczucie gbokiego osamotnienia. Nie wygldao na to, e chodzi o Emm. Heather zatrzymaa si w drzwiach do salonu. Otworzya usta. Nie, nie chodzio o

    Emm. Jean-Luc wsta. Smuka szpada opieraa si o fotel. Niebieskie oczy zamigotay, kiedy zauway piam Heather. - Wstpiem, eby ci zobaczy. Emma mnie wpucia. Podeszli j. Zacisna zby. Powinna bya wiedzie, e

    Emma jest po stronie tego faceta. - Gdzie Emma? - Na grze, pilnuje Bethany. - Fidelia mrugna do Heather. - Ten mody czowiek twierdzi, e jego obowizkiem jest

    chroni ciebie. Muy macho, prawda?

  • Jean-Luc si skoni. - Do usug. Heather powstrzymaa si przed gniewn ripost. Ten mczyzna nie przyjmowa do wiadomoci odmowy. Wracamy do

    wady numer jeden: uparty jak osio. A sposb, w jaki si ukoni, by starowiecki. Wyjtkowo starowiecki. Ciekawe, ile lat moe mie ten osio.

    Rozdzia 5 Bya pikna, nawet kiedy si zocia. Jeana-Luca zachwycay skrzce si zielonym pomieniem oczy Heather. A to, w jaki sposb jedwabna piama opinaa piersi, te byo nie do pogardzenia. Spiorunowaa go wzrokiem i podpara si pod boki. Ten ruch sprawi, e jej biust leciutko podskoczyI. Nic nosia stanika. Jean-Luc zawsze mia oko do szczegw.

    - Jean-Luc - mrukna. - Nie spodziewaam si ciebie. - Prosz, mw mi Jean.

    Tak atwo byoby wsun rce pod jej piam i poczu w doniach sodki, mikki ciar. Przenis wzrok na twarz Heather i zauway zarumienione policzki. Wyowi zapach krwi napywajcej delikatnymi naczynkami do twarzy. Grupa AB.

    Gd sprawi, e Jeanowi-Lucowi cisn si odek, a ciao przeszy dreszcz podania. Na szczcie mia w samochodzie zapas syntetycznej krwi, ktra powinna zaspokoi potrzeb fizyczn. Powoli jednak zacz sobie uwiadamia, e drczy go inny gd - gd spowodowany latami abstynencji. To prawda, e brakowao mu seksu, ale chodzio te o co gbszego. Tskni za spenieniem, kojcym zadowoleniem, jakie daje poczucie emocjonalnej wizi z kochajc kobiet. Lui sprawi, e taka rado bya dla niego niemoliwa.

    Heather skrzyowaa rce i lnicy materia jeszcze mocniej napi si na jej piersiach. - Tylko mi nie mw, e zamierzasz spdzi tutaj noc. - Musz. Moim obowizkiem i zaszczytem jest ci chroni. - Jakie to romantyczne - odezwaa si Fidelia z kanapy i wychylia kwadratowe ciao, eby spojrze na stojc w drzwiach

    Heather. - Nie sdzisz? - Nie. - Heather popatrzya na ni, marszczc brwi. -Narzucanie si nie jest romantyczne. - On wcale nie prbuje ci uwie, chica. Po prostu chce ci chroni. - Zerkna na Jeana-Luca i oczy jej zamigotay. - W

    kadym razie tak twierdzi. Uwie j? Jean-Luc trzyma si z dala od miertelni-czek, odkd w 1832 roku zostaa zamordowana Claudine. Honor nie

    pozwala mu naraa kolejnej niewinnej kobiety na szalon zemst Luiego. Tylko e Lui zdy tymczasem doj do wniosku, e Jean-Luc jest zwizany z Heather. I tym samym najpowaniejszy powd, dla ktrego miaby si opiera swojemu podaniu, znikn.

    Uwied j. Przecie wiesz, e jej pragniesz, nakazywa sobie w mylach. Ale jakim cudem miaaby przyj jego zaloty? W kocu to z jego powodu ycie Heather i jej crki znalazo si w

    niebezpieczestwie. Chtniej pewnie by go spoliczkowa-a, ni daa si porwa namitnemu pocaunkowi. Zrobi gboki wdech. - Zapewniam was, mes dames, e moje intencje s szlachetne. Heather prychna i spojrzaa na niego sceptycznie. Czyby podawaa w wtpliwo jego honor? Merde. Miaa racj, wziwszy pod uwag kierunek, w jakim biegy jego myli. - Z tego, co mwia Emma, ja te mog by w niebezpieczestwie. - W brzowych oczach Fidelii zamigotay figlarne

    ogniki. - Gdzie si podziewa mj anio str? Ma pan moe co w rodzaju, eee, katalogu? Jean-Luc zamruga.

    - Mog chroni was obie, ale gdyby wolaa pani wasn ochron, poprosz, eby Robby... - Roberto? - Fidelia poprawia dugie bujne czarne wosy, ujawniajc przy tym kilkucentymetrowe siwe odrosy. - Czy jest

    tak samo muy macho jak pan? - N-nie mam pojcia. - Jean-Luc wycign komrk z wewntrznej kieszeni smokingu. - To Szkot w kilcie - mrukna Heather. - Ma jeszcze wikszy miecz ni Jean. Co to, do diaba, miao znaczy? Jean-Luc zatrzyma si w poowie wybierania numeru i napotka jej wyzywajce

    spojrzenie. - Szkocki miecz calymore jest z natury wikszy od szpady, mademoiselle, ale jego ciar sprawia, e szermierz staje si

    powolniejszy. Popatrzya na niego beznamitnie. - Powolno jest dobra. Lubi powolno. Zrobi krok w jej stron. - Lepsza jest finezja. Nie wolno te zapomina o dowiadczeniu i doskonaym wyczuciu czasu. Jestem w tym mistrzem, nie

    syszaa? - Syszaam. - Ziewna. - Ale sam wiesz, jak to jest. Wielko nie ma znaczenia tylko wedug tych, ktrzy cierpi na jej

    niedostatek. Zacisn zby. - Niczego mi nie brakuje, moja panno. Z ogromn chci tego dowiod. Tak powoli, jak sobie tylko mademoiselle zayczy. Fidelia wybuchna miechem. - A niech mnie! Gdybym tylko miaa dwadziecia lat mniej. No dobrze, moe trzydzieci. Tak czy owak, nie interesuj

    mnie ani miecze, ani mczyni w spdniczkach. Miaam ich do. Jean-Luc oderwa wzrok od Heather i przenis go na niani. - Nie chce pani Robby'ego? - Do diaska, pewnie e nie. Tak tylko artowaam. -Podniosa ogromniast torebk, pooya na kolanach i zacza grzeba

    w rodku. - Po co mi Szkot, skoro mam swojego miego niemieckiego muchacho, pana Glocka. -Wycigna pistolet, poklepaa go czule i pooya na poduszce obok.

    A potem wycigna kolejny. - Jest jeszcze pan Makarw z Rosji z wyrazami mioci. - Pooya pistolet obok pierwszego. - I moje woskie soneczko,

    pan Beretta.

  • Wsuwajc komrk z powrotem do kieszeni, Jean-Luc zauway, e wszystkie pistolety Fidelii miay dodatkowe zabezpieczenia.

    - Ile ich pani ma? - Po jednym na kadego ma. Te zotka przynajmniej nie strzelaj lepakami. - miejc si, wsuna pistolety z powrotem

    do torebki. - Swojego ulubieca, pana Magnum, trzymam na grze w sypialni. Jest za wielki do torebki. - Mrugna. - A skoro mowa o rozmiarze...

    - Fidelio, potrzebuj czego z kuchni. - Heather kiwna gow, wskazujc na tyy domu. - No to id i sobie we. - Oczy niani rozszerzyy si, kiedy Heather ponownie wskazaa gow kuchni. - Ach, dobrze,

    pomog ci. - Wstaa, tulc torebk do wielkiej piersi. - Zaraz wracamy, Juan. Nigdzie nie odchod. - Oczywicie. - Skoni si lekko, gdy Heather wysza na korytarz. Fidelia podreptaa za ni, szeleszczc dug spdnic. Zerkna za siebie i umiechna si znaczco. - No to ruszamy na poszukiwanie straconego rozumu. Jean-Luc ostronie wyjrza za nimi na korytarz i gdy

    tylko drzwi do kuchni przestay si koysa w zawiasach, z wampirz prdkoci pogna do swojego bmw. Wycign ze schowka butelk syntetycznej krwi i wy-dudli a do dna. Nie znosi zimnych posikw, ale w tych

    okolicznociach to byo najlepsze, co mg zrobi. Dla wampira zimna krew to odpowiednik zimnego prysznica -tego wanie potrzebowa, jego gd bowiem nie dotyczy wycznie jedzenia.

    Przeprowadzi inspekcj pitrowego drewnianego domu Heather. Niebieski z biaymi wykoczeniami. Taki ciepy i uroczy. Jake rny od jego kamiennego zamku na pnocy Parya - idealnego, nieskazitelnego, zimnego jak mauzoleum. Ten dom ttni yciem i wyglda na...zamieszkany. Jean-Luc mia oko do szczegw, zauway wic wszystkie oznaki. Par nieduych wilgotnych trampek na ganku. Niedokoczon szydekow robtk wysuwajc si z koszyka przy kominku. Poduszki na kanapie porzucone w artystycznym nieadzie. Wyszywank na cianie z prob, by Bg mia w opiece to domostwo. Niezwykle ekspresyjny rysunek, wykonany najwyraniej przez creczk Heather i wyeksponowany z dum na gzymsie kominka.

    To by prawdziwy dom. I prawdziwa rodzina. Taka, jakiej nigdy nie mia. Merde. Mona by pomyle, e w cigu piciuset lat powinien si z tym pogodzi. Jedno byo pewne - nie pozwoli Luiemu tego zniszczy. Czekaa go jednak trudna batalia, nie wiedzia bowiem ani kiedy, ani gdzie przeciwnik uderzy.

    Najkoszmarniejszy lk Jeana-Luca - poczucie bezsilnoci - czai si w cieniu, tylko czyhajc na chwil saboci. Nie wolno mu si podda. Z powodu Heather. Musi j ochroni i pokona Luiego.

    Zlustrowa jeszcze podwrko i ulic, po czym byskawicznie wrci do domu. Zamkn za sob cicho drzwi. Dziki wyczulonym wampirzym zmysom usysza szept Fidelii.

    - Dlaczego nie pozwolisz, eby ci chroni. Co masz przeciwko niemu? Nastpia pauza. Bezszelestnie przekrci klucz w drzwiach. - Jest w nim co dziwnego - odezwaa si w kocu Heather. - Poza ewidentnymi wadami jest jeszcze co, czego nie potrafi

    rozgry.

    - Jakimi ewidentnymi wadami? - spytaa Fidelia. Wanie, jakimi? Marszczc brwi, Jean-Luc ruszy ostronie korytarzem.

    - Jest zbyt przystojny - oznajmia Heather. Wyszczerzy zby w umiechu.

    - I zbyt arogancki - dodaa, a jego umiech zblad. -Przysigam, e jeli jeszcze raz usysz o jego mistrzostwie, wezm ten jego miecz i sprawi, e zapiewa jak Farinelli.

    Echarpe zamruga. - Nie bd gupia - sykna Fidelia. - Jak si zaczniesz bawi mskimi zabawkami, to na co ci bdzie mczyzna? - Od czterech lat si nad tym zastanawiam - mrukna Heather. Jean-Luc powstrzyma si przed wkroczeniem do kuchni i rzuceniem panny Heather Westfield na st w celu jej pilnego

    owiecenia. Fidelia zachichotaa. - No c, jeli zostanie do dugo, moe uda ci si znale odpowied. Tak, do diaba! Pokiwa gow. - Nie zostanie tutaj - powiedziaa z naciskiem Heather. Nie, do diaba! Posa drzwiom gniewne spojrzenie. Heather ciszya gos. - Musz wiedzie, czy wyczuwasz od niego jakie dziwne wibracje. - Na razie nic. Wiesz, e wikszo moich wizji przychodzi podczas snu. - To id do ka. Fidelia wybuchna miechem. - Nie mog zagwarantowa, e mi si przyni... Ale tobie owszem. Zdaje si, e wpad ci w oko. Jean-Luc podszed na palcach do kuchennych drzwi. Chcia usysze, co odpowie Heather, ale zamiast tego do jego uszu

    dotary odgosy poszukiwania. - Skoczyy nam si lody czekoladowe? - Poirytowana Heather trzasna drzwiczkami lodwki. - To ci tylko wyjdzie na dobre - oznajmia Fidelia. - Och, jestem w peni wiadoma, e mam nadwag, ale wcale mi to nie przeszkadza i mam ochot na lody. - 'Ib, e si w kocu zainteresujesz jakim mczyzn, wyjdzie ci na dobre - odparta niania. - A cho prbujesz zaprzecza,

    to masz ochot na Juana.

    - Ma na imi John. Jean-Luc si skrzywi. adna z nich nie wymawiaa jego imienia poprawnie. - Jest bardzo przystojny - wyszeptaa Heather. - Ale zbyt dominujcy. - Nie, nie, chica. Wcale nie jest taki jak twj byy. Po prostu teraz wydaje ci si, e wszyscy mczyni s li. - Jest w nim co dziwnego, co, czemu nie ufam. Fidelia zacmokaa. - To pozwl, ebym skoczya mu wry. Zobaczymy, co powiedz karty. Jean-Luc rzuci si z powrotem do salonu i zajrza w karty lece na stoliku. Fidelia potasowaa je i poprosia, eby wybra

    siedem. Jak dotd odsonia tylko jedn, cholernego Pustelnika. Zwykle nie wierzy w takie bzdury. Przez setki lat naoglda si do szarlatanw. Mimo to, gdy usysza, jak kto oznajmia wiatu o jego samotnoci, zranio to jego dum.

    Rzecz jasna, by samotny. Jak mgby zabiega o kobiet, wiedzc, e Lui bdzie prbowa j zabi? - Nie mam pewnoci, czy jest tym, za kogo si podaje - dobiegy go z kuchni ciche sowa Heather. - Ma swoje... sekrety. Spostrzegawcza kobieta. Jean-Luc pochyli si nad stoem i odkry nastpn kart. Serce mu zamaro.

  • Kochankowie. No wanie. Nadzieja na szczliw przyszo i wspaniay zwizek z kochajc kobiet bya taka kuszca. Tylko jakim cudem miaoby si to uda z Heather? Nawet gdyby przeya spotkanie z Luim i wybaczya Jeanowi-Lucowi, e narazi j na niebezpieczestwo, jak mogaby zaakceptowa nieumarego kochanka?

    Usysza, e kobiety wychodz na korytarz. Szybko chwyci Kochankw i wsun z powrotem do talii. Na chybi trafi wycign inn kart i pooy koszulk do gry w miejscu, gdzie wczeniej znajdowaa si miosna przepowiednia, po czym usiad w fotelu i przybra znudzony wyraz twarzy.

    - Wrciymy! Fidelia wmaszerowaa do pokoju, szeleszczc dug spdnic. Opada w zagbienie porodku kanapy, a torebk postawia

    obok. - Przynie ci co do picia? - Heather machna w stron kuchni rk, w ktrej trzymaa szklank wody z lodem. Kostki

    zastukay o siebie niczym dzwoneczki. - Nie, dzikuj. Jean-Luc zacisn donie na porczach fotela, eby nie wsta. Przey kilka stuleci, kiedy to dobre maniery nakazyway

    mczynie sta, gdy stoi kobieta. Takie nawyki trudno wykorzeni, ale jeszcze trudniej si z nich wytumaczy. Heather i tak bya ju zanadto podejrzliwa.

    - A moe skoczylibymy wry? - Fidelia pochylia si do przodu, opierajc okcie na kolanach. Heather postawia szklank na podstawce nieopodal talii. - Nie bdzie wam przeszkadzao, jeli popatrz? - Nie, nie mam nic do ukrycia. - By takim kamc. Spojrzaa na niego podejrzliwie, sadowic si na oparciu kanapy. Wycigna bkitn szenilow poduszk, pooya sobie

    na kolanach i zacza bawi si frdzelkami. - W porzdku, nastpna. - Fidelia signa, eby odkry kart. Dziki Bogu, e pozby si Kochankw. Cokolwiek pojawi si w zamian, bdzie lepsze. - Gupiec - oznajmia niania. Jean-Luc zamruga. Heather zachichotaa, a kiedy na ni zerkn, zagryza wargi. - To nie znaczy, e jest pan gupcem - powiedziaa z umiechem Fidelia. - Tylko e w skrytoci ducha chciaby pan rzuci

    si w nieznane i rozpocz nowe ycie.

    - Och! Mogo tak by. Zerkn na Heather. Przycisna poduszk do piersi, delikatnie wodzc palcami po mikkim szenilu. Lubi materi. Lubi dotyka i czu przedmioty. Jego krocze zareagowao. Moe twarde przedmioty sprawiaj jej tak sam

    przyjemno jak mikkie. Fidelia odwrcia kolejn kart i zmarszczya brwi. - O Boe! Dziesitka mieczy. - Czy to le? - Gupie pytanie, zwaywszy na to, e karta przedstawiaa martwego mczyzn na ziemi z dziesicioma

    mieczami w plecach. - Nieutulony al - odpara Fidelia. - ciga pana los, a pan nie moe zrobi nic, eby go unikn. - Louie - szepna Heather i mocniej cisna poduszk. - Nie pozwol mu ci skrzywdzi - zapewni j Jean-Luc. Fidelia odsonia czwart kart. - Odwrcona semka mieczy. Przeladuje pana przeszo. Poprawi si na krzele. Troch za bliski strza, eby mg czu si komfortowo. Fidelia signa po pit kart. - Rycerz mieczy. - Pokrcia gow skonsternowana. - Te niedobra karta? - Nie, dobra. Jest pan odwany jak Lancelot, prawdziwy obroca kobiet. - Westchna. - Po prostu to dziwne, e wycign

    pan tyle mieczy. S jeszcze trzy inne kolory. Bardzo rzadko si zdarza, eby kto wybra karty tylko jednego rodzaju. Jean-Luc wzruszy ramionami. - Jestem szermierzem.

    - Miecze pojawiy si z okrelonego powodu. - Fidelia /mruya oczy. - To musi znaczy, e skupia si pan na intelekcie i ignoruje potrzeby serca.

    - Nie miaem wyboru. Nie mogem sobie pozwoli na aden zwizek z powodu Luiego. - Ile lat ma Louie? - wyszeptaa Heather. Jean-Luc zesztywnia, po czym zmusi si, eby przybra niedba poz.

    - Ma... wicej ni ja. Heather spojrzaa na niego uwanie, krcc palcami w mikkimi materiale, ktrym obszyta bya poduszka. - To znaczy ile? Merde. Nie ufa mu. Jak zreszt mg zdoby jej zaufanie, skoro wci musia kama. - Nie wiem dokadnie. - To przynajmniej byo prawd. Fidelia odkrya szst kart. - Ksiyc. - Spojrzaa na niego dziwnie. Jean-Luc przekn lin. - Czy to ma co wsplnego z polowaniem? - Nie, oznacza oszustwo. - Fidelia zerkna znaczco na Heather. - Moe take znaczy co nadnaturalnego. Oczy Heather si rozszerzyy. Jean-Luc przesun si do przodu. - Nie da