Praca Marek - O Turystyce

342
1 UNIWERSYTET WARSZAWSKI WYDZIAŁ HISTORYCZNY INSTYTUT HISTORYCZNY MAREK OLKUŚNIK PODRÓŻ, TURYSTYKA I WYPOCZYNEK POZAMIEJSKI W ŚWIADOMOŚCI SPOŁECZEŃSTWA WARSZAWY NA PRZEŁOMIE XIX I XX WIEKU Praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Marii Nietykszy WARSZAWA 2013

Transcript of Praca Marek - O Turystyce

Page 1: Praca Marek - O Turystyce

1

UNIWERSYTET WARSZAWSKI

WYDZIAŁ HISTORYCZNY

INSTYTUT HISTORYCZNY

MAREK OLKUŚNIK

PODRÓŻ, TURYSTYKA

I WYPOCZYNEK POZAMIEJSKI

W ŚWIADOMOŚCI SPOŁECZEŃSTWA WARSZAWY

NA PRZEŁOMIE XIX I XX WIEKU

Praca doktorska

napisana pod kierunkiem

prof. dr hab. Marii Nietykszy

WARSZAWA 2013

Page 2: Praca Marek - O Turystyce

2

WSTĘP

Uzasadnienie wyboru tematu.

Podróże i turystyka znane były od zarania dziejów. Do połowy XIX wieku

podejmowały je przede wszystkim wąskie, elitarne kręgi społeczne. Odkąd jednak stały się

ogólnie dostępne, a zwłaszcza odkąd zyskały wymiar masowości – mało kogo pozostawiały

obojętnym. Budziły pragnienia, podziw, zazdrość, a niekiedy drwinę czy wręcz potępienie.

Szczególne znaczenie miały wojaże mieszkańców miast. Miasto tradycyjnie, niemal od

starożytności, budziło – obok podziwu i fascynacji - także niechęć. Już od najdawniejszych

czasów ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, opuszczali przestrzeń miejską, by móc –

choćby na pewien czas - znaleźć się w warunkach bardziej sprzyjających naturalnym

potrzebom człowieka: bliżej przyrody, pośród czystego powietrza i otwartych przestrzeni.

Rzymscy patrycjusze wznosili wygodne wille poza stolicą Imperium. W epoce nowożytnej,

gdy miasta poczęły się przeludniać, monarchowie, arystokraci, najzamożniejsi przedsiębiorcy

starali się spędzać czas w ekskluzywnych rezydencjach z dala od miejskich wyziewów, od

tłumu i zgiełku. We Włoszech narodził się obyczaj wilegiatury. Rozmaite bywały motywacje

towarzyszące dawnym dążeniom. Schyłek wieku XVIII i wiek XIX przyniosły nowe

uzasadnienia dla postaw przeciwnych życiu miejskiemu. Sentymentalizm i romantyzm

zwróciły uwagę na duchowe wartości tkwiące w przyrodzie, w środowisku naturalnym.

Mocnych, racjonalnych argumentów uzasadniających użyteczność, czy wręcz nieodzowność

wypoczynku lub kuracji poza miastem dostarczyły naukowe osiągnięcia doby pozytywizmu.

W Europie Zachodniej mniej więcej od połowy XIX wieku czasowe opuszczenie miasta

uważano za szczególnie istotne dla przedstawicieli środowisk narażonych na uciążliwe

warunki egzystencji i pracy w molochach skupiających dziesiątki i setki tysięcy

mieszkańców. Rozwój komunikacji i pojawienie się kategorii czasu wolnego przyczyniły się

do upowszechnienia modelu wypoczynku poza miastem. Z czasem rekreacja na łonie natury,

kuracje u wód, dalsze podróże a nawet ambitne turystyczne wyprawy stały się na tyle

masowe i częste, że zaczęto traktować je jako trwały, niezbędny składnik codziennego życia

społeczeństw Zachodu1. Nie inaczej działo się na ziemiach polskich. Na ich liczne i wyraźne

1 A. Mączak, Peregrynacje, wojaże, turystyka, Warszawa 2001, s. 298-305; Historia życia prywatnego. Tom 4.

Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, red. M. Perrot, Wrocław 1999, s. 235 – 239.

Page 3: Praca Marek - O Turystyce

3

ślady natrafia każdy, kto analizuje nawet całkiem inne przejawy ludzkiej aktywności.

Socjologowie czy etnologowie, badając społeczeństwo współczesne, wnikliwie opisują

omawiane zjawiska. Bogatą literaturę poświęcili im autorzy zachodni, przede wszystkim

angielscy i amerykańscy, którzy zajmowali się rozmaitymi aspektami podróży w przeszłości,

w tym - co miało dla mnie zasadnicze znaczenie – w wieku XIX2. Historykom polskim

tymczasem wydają się one kwestiami marginalnymi, które choć dostrzegane i znane, nie

stanowią wszakże godnego przedmiotu dogłębnej analizy. Wydaje się, że w Polsce – jak

dotąd – nie podjęto badań nad podróżami w sposób odpowiadający wadze, znaczeniu i

atrakcyjności tego zjawiska.

Nie oznacza to bynajmniej, że temat podróży i wypoczynku nie jest obecny w polskiej

literaturze historycznej. Zagadnienia te omówione zostały w najobszerniejszej syntezie

historii kultury materialnej Polski3. Maria Wojecka – Baranowska, opisując turystykę i

wyjazdy wypoczynkowe, zwróciła uwagę na popularność tych dziedzin aktywności, przede

wszystkim w środowisku inteligencji. Jako popularne formy rekreacji autorka wymieniła

wyprawy rowerowe i kajakarskie, turystykę górską. Wspomniała o organizacjach

turystycznych Galicji i Królestwa Polskiego. Wśród uczestników zagranicznych wojaży

wypoczynkowych dostrzegła przedstawicieli warstw wyższych. Scharakteryzowała obyczaj

wilegiatury i kuracyjnych wyjazdów do uzdrowisk. Bardzo ciekawe, choć – co oczywiste -

krótkie, syntetyczne ujęcie Wojeckiej – Baranowskiej koncentruje się jedynie na materialnym

aspekcie opisanych form wypoczynku.

Nieco miejsca tematowi podróży poświęca także najnowsza synteza dziejów

obyczajów w Polsce4. Przyjęta przez autorów periodyzacja spowodowała, że w jednym,

obszernym rozdziale omówiony został cały wiek XIX wraz z okresem międzywojennym. Nie

wprowadzono przy tym żadnych wewnętrznych cezur. Biorąc pod uwagę nadzwyczajną

dynamikę zmian i wyraźną odrębność Dwudziestolecia, wydaje się to zabiegiem dość

ryzykownym – zwłaszcza w kontekście polskim. We fragmencie poświęconym turystyce i

rekreacji Dobrochna Kałwa wspomina takie formy aktywności jak spacery po parkach,

jednodniowe majówki podmiejskie, lecznicze wyjazdy do uzdrowisk. Wskazuje również na

wzrastającą popularność turystyki, „odkrycie” Tatr, wyjazdy nad morze. Te ostatnie łączy

2 Wiele pozycji literatury anglojęzycznej i rosyjskiej zostało wykorzystanych w rozdziale I niniejszej pracy,

poświęconym Londynowi i Petersburgowi. Tam też zawarte jest dokładne omówienie opracowań i źródeł. 3 Historia kultury materialnej Polski w zarysie, red. W. Hensel, J. Pazdur, Tom VI od 1870 do 1918 roku,

Wrocław 1979, s. 483-490. 4 Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, red. A. Chwalba, Warszawa 2008, s. 294-297.

Page 4: Praca Marek - O Turystyce

4

jednak z okresem międzywojnia. Jako formę podróżowania najuboższych wymienia

pielgrzymki do popularnych sanktuariów i kolonie letnie dla dzieci. Badaczka zwraca również

uwagę na rolę turystyki masowej w poszerzaniu wiedzy o świecie5.

Bogato prezentuje się dorobek polskiej historiografii dotyczący peregrynacji epoki

nowożytnej. Mam tu na myśli zwłaszcza wartościowe, krytyczne wydania opisów wojaży

Polaków6, opracowania relacji osób Polskę odwiedzających

7, czy pracę poświęconą kulturze

podróży wieku XVI i XVII8. Nadzwyczaj interesująca jest monografia wypoczynku w dobie

Polski Ludowej autorstwa Pawła Sowińskiego9. Bogaty materiał źródłowy zawiera antologia

relacji z podróży po Galicji w I poł. XIX w.10

oraz nadzwyczaj ciekawy zbiór fragmentów

utworów dotyczących odkrywania i poznawania Tatr od schyłku XVIII po pierwsze lata XX

wieku11

. Tym niemniej literatura dotycząca wieku XIX nie przedstawia się imponująco.

Istnieje wprawdzie wiele opracowań dotyczących poszczególnych miejscowości (Zakopane12

,

Nałęczów13

, Kahlberg14

[Krynica Morska]); poszczególnych organizacji turystycznych - jak

choćby Towarzystwo Tatrzańskie15

; konkretnych sposobów wypoczynku (np. taternictwo16

)

lub twórców polskiej turystyki17

. Dziejom turystyki na ziemiach polskich poświęcone są

ogólne syntezy w formie skryptów akademickich18

. Znaczną wartość ma wnikliwa, obszerna,

najnowsza praca Krzysztofa R. Mazurskiego, poświęcona turystyce w Sudetach19

. W

ostatnich latach próbę syntetycznego ujęcia materialnego wymiaru funkcjonowania uzdrowisk

na terenie Królestwa Polskiego i ziem zabranych oraz życia codziennego bawiących w nich

5 Tamże, s. 227-229.

6 T. Billewicz, Diariusz podróży po Europie w latach 1677-1678, opr. M. Kunicki – Goldfinger, Warszawa

2004; Jasia Ługowskiego podróże do szkół w cudzych krajach: 1639-1643, opr. K. Muszyńska, przeł. J.

Sękowski, Warszawa 1974. 7 T. Chynczewska – Hennel, Rzeczpospolita XVII wieku w oczach cudzoziemców, Wrocław 1993.

8 A. Mączak, Życie codzienne w podróżach po Europie w XVI i XVII wieku, Warszawa 1980.

9 P. Sowiński, Wakacje w Polsce Ludowej. Polityka władz i ruch turystyczny (1945- 1989), Warszawa 2005.

10 Romantyczne wędrówki po Galicji, opr. A. Zieliński, Wrocław 1987.

11 Tatrami urzeczeni. Dawna turystyka w słowie i obrazie. Wybór i opracowanie R. Hennel, Warszawa 1979.

12 Zakopane. Czterysta lat dziejów, red. R. Dutkowa, t. I, II, Kraków 1991; A. D. Sznapik, Tatrzańska Arkadia.

Zakopane jako ośrodek artystyczno-intelektualny od około 1880 do 1914 roku, Warszawa 2009. 13

M. Tarka, Dzieje Nałęczowa, Nałęczów 1989. 14

D. Barton, Dzieje kąpieliska i kurortu w Krynicy Morskiej, Sztutowo 1997. 15

W. Krygowski, Dzieje Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, Warszawa – Kraków 1988. 16

B. Chwaściński, Z dziejów taternictwa. O górach i ludziach, Warszawa 1979. 17

M. Pinkwart, Zakopiańskim szlakiem Walerego i Stanisława Eljaszów, Warszaw – Kraków 1988; A .Wrzosek,

Tytus Chałubiński. Życie – działalność naukowa i społeczna, Warszawa 1970; B. Petrozolin – Skowrońska, Król

Tatr z Mokotowskiej 8. Portret doktora Tytusa Chałubińskiego, Warszawa 2005. 18

J. Gaj, Dzieje turystyki w Polsce, Warszawa 2008; M. Lewan, Zarys dziejów turystyki w Polsce, Warszawa

2004. 19

K. R. Mazurski, Historia turystyki sudeckiej, Kraków 2012.

Page 5: Praca Marek - O Turystyce

5

kuracjuszy podjęła Elżbieta Mazur20

. Rozmaitym aspektom podróży w II poł. XIX i na

początku XX wieku poświęcone są szkice i artykuły składające się na tom studiów

Europejczyk w podróży, niedawno wydany przez Ewę Ihnatowicz i Stefana Ciarę21

.

Wyjątkowa w polskim dorobku, znana książka Antoniego Mączaka22

, choć mająca

popularnonaukowy charakter, wciąż stanowi zachętę i inspirację do dalszych badań.

W chwili, gdy zakończyłem pracę nad niniejszą rozprawą, ukazała się obszerna

monografia Dariusza Opalińskiego poświęcona polskim, dziewiętnastowiecznym

przewodnikom turystycznym23

. Badacz poddał gruntownej analizie formę i treść bedekerów,

dokładnie przyjrzał się ich autorom, scharakteryzował krąg potencjalnych odbiorców.

Skoncentrował się na wątkach odnoszących się do szeroko rozumianej kultury materialnej

podróży, zwrócił także uwagę na przemiany dokonujące się w mentalności dawnych

wojażerów. Pionierskie opracowanie Opalińskiego będzie stanowić z pewnością cenną pomoc

dla historyków podejmujących badania nad dziewiętnastowiecznymi podróżami Polaków,

zwłaszcza że wciąż wyraźny jest brak solidnej syntezy, która omawiałaby wszelkie aspekty

peregrynacji i turystyki w wieku XIX.

Skromnie przedstawia się wątek podróży i rekreacji w historiografii dotyczącej XIX-

wiecznej Warszawy24

. Stefan Kieniewicz w fundamentalnej syntezie dziejów miasta w latach

1795 - 1914 poświęcił tym zagadnieniom bardzo krótki fragment25

. Dodać należy, że także w

podstawowych opracowaniach dotyczących poszczególnych grup społecznych Warszawy

drugiej połowy XIX wieku temat wypoczynku, a zwłaszcza podróży, potraktowany jest

pobieżnie26

. Nie zmienia to w niczym faktu, że te nadzwyczaj wartościowe prace stanowiły

punkt wyjścia dla podjęcia badań nad interesującą mnie problematyką.

20

E. Mazur, Stan uzdrowisk w Królestwie Polskim i zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego na przełomie

XIX i XX w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2008, nr 1; Życie codzienne w uzdrowiskach w

Królestwie Polskim i zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego na przełomie XIX i XX w., „Kwartalnik

Historii Kultury Materialnej” 2008, nr 2. 21

Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E. Ihnatowicz, S. Ciara, Warszawa 2010. 22

A. Mączak, Peregrynacje, wojaże, turystyka, Warszawa 2001. 23

D. Opaliński, Przewodniki turystyczne na ziemiach polskich w okresie zaborów. Studium historyczno-

źródłoznawcze, Krosno 2012. 24

Wyjątek stanowi ciekawa, popularnonaukowa praca Władysława Lecha Karwackiego, Zabawy na Bielanach,

Warszawa 1978. 25

S. Kieniewicz, Warszawa w latach 1795-1914, Warszawa 1976, s. 286-291. 26

I. Ihnatowicz, Obyczaj wielkiej burżuazji warszawskiej, Warszawa 1971; J. Leskiewiczowa, Warszawa i jej

inteligencja po powstaniu styczniowym, Warszawa 1961; S. Kowalska – Glikman, Drobnomieszczaństwo w

dziewiętnastowiecznej Warszawie, Warszawa 1987; M. Siennicka, Rodzina burżuazji warszawskiej i jej obyczaj,

Warszawa 1998; A. Żarnowska, Robotnicy Warszawy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1985;

J. Żurawicka, Inteligencja warszawska w końcu XIX wieku, Warszawa 1978.

Page 6: Praca Marek - O Turystyce

6

Niniejsza praca nie rości sobie pretensji do wypełnienia istniejącej luki w polskiej

historiografii. Mając świadomość niewyczerpanego niemal bogactwa źródeł, sądzę, że próba

nakreślenia wszechstronnej, pełnej panoramy zjawisk związanych z podróżą i wypoczynkiem

– choćby w samej tylko drugiej połowie XIX wieku – stanowczo przekracza możliwości

jednego historyka. Stąd też, podejmując badania nad tematem niniejszej rozprawy,

ograniczyłem i sprecyzowałem krąg interesujących mnie zagadnień.

Za pole obserwacji przyjąłem Warszawę na przełomie XIX i XX wieku. Większość

poddanych analizie źródeł powstała w ostatniej dekadzie mijającego i pierwszych czternastu

latach nowego stulecia (lata 1890 – 1914), lub dotyczy tego okresu. Ponieważ coraz

powszechniejszemu opuszczaniu miasta w celach wypoczynkowych sprzyjało stworzenie

dogodnej sieci połączeń kolejowych w latach 60-ych, sięgnąłem także do świadectw

wcześniejszych, od lat 70-ych XIX w. poczynając. Pozwoliło to zwrócić uwagę na dynamikę

interesujących mnie zjawisk. Warszawa była w badanym okresie ośrodkiem, którego

społeczność mogła i chciała kopiować mody płynące z Zachodu. Stan infrastruktury

komunikacyjnej umożliwiał rozwój podróży, turystyki i wypoczynku. Przedmiotem moich

poszukiwań badawczych nie były jednak wszelkie aspekty kultury materialnej i duchowej

związanej z tymi formami aktywności. Interesowało mnie miejsce, jakie pozamiejska

rekreacja zajmowała w świadomości badanej społeczności. Zasadniczym celem badań było

prześledzenie, w jaki sposób obyczaje, mody, wzorce związane ze spędzaniem czasu wolnego

poza miastem przenikały pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi. Wojaże, kuracje,

wilegiatura czy choćby krótkie wypady za miasto nie interesowały mnie „same w sobie”. Nie

starałem się odtwarzać precyzyjnie ich obrazu. Pragnąłem zbadać, jak były one postrzegane,

jak je traktowano, oceniano, jaką pełniły rolę w kreowaniu wizerunku poszczególnych

warstw. I wreszcie – jak środowiska składające się na mozaikę społeczeństwa Warszawy II

poł. XIX wieku tłumaczyły, uzasadniały swe dalsze i bliższe wyjazdy ze stolicy. By pogłębić

ocenę analizowanych problemów, dokonałem porównania z analogicznymi zjawiskami,

występującymi w tym samym czasie w Londynie i Petersburgu.

Podejmując zadanie zbadania miejsca podróży, turystyki i wypoczynku w

świadomości społeczeństwa Warszawy, należy przede wszystkim określić, jakie konkretnie

zjawiska związane z opuszczaniem miasta przez jego mieszkańców stanowią przedmiot

niniejszych dociekań. Zdefiniowanie, znalezienie wspólnego mianownika dla wielorakich

form spędzania czasu wolnego poza miastem nie jest sprawą prostą i jednoznaczną.

Zwłaszcza, jeżeli chcieć porównać tak odmienne i różnorodne rodzaje aktywności, jak te

Page 7: Praca Marek - O Turystyce

7

podejmowane przez środowiska arystokratyczne, burżuazyjne, inteligenckie,

drobnomieszczańskie czy wreszcie robotnicze. Z pozoru wydaje się, iż zestawianie ze sobą

luksusowej podróży do modnego uzdrowiska i niedzielnej majówki na Saskiej Kępie jest

pozbawione sensu i że ta druga w żadnym razie nie może być traktowana jako typ podróży

czy choćby pozamiejskiego wypoczynku. Czy rzeczywiście? Wszystkie grupy społeczne

XIX-wiecznej Warszawy pragnęły, choćby na krótki czas, opuścić miasto. Warstwy

zamożniejsze, dysponujące „czasem wolnym” i odpowiednimi środkami finansowymi nie

miały w tym zakresie żadnych ograniczeń i swobodnie wybierały miejsca i sposoby

wypoczynku. Znacznie liczniejsi reprezentanci środowisk gorzej sytuowanych i nie

korzystających na szerszą skalę z dostępności czasu wolnego, musieli zadawalać się

ekwiwalentami dalekiej podróży. Praktykowali to, na co w danej sytuacji mogli sobie

pozwolić. W związku z tym, zasadne wydaje się branie pod uwagę bardzo różnych rodzajów

wypoczynku poza murami Warszawy. Ewentualne wątpliwości rozwiewa odwołanie się do

dorobku warsztatu socjologicznego. Co więcej, myśl socjologiczna sugeruje podjęcie

ciekawych tropów badawczych i interpretacyjnych, które umożliwiają bardziej wnikliwe

przyjrzenie się zasadniczemu wątkowi mojej pracy: sposobom i drogom naśladowania czy

wręcz kopiowania pewnych sposobów zachowań pomiędzy poszczególnymi grupami

społecznymi.

Podróże i turystyka w badaniach socjologicznych.

Współczesna literatura socjologiczna skupia swą uwagę na próbie definicji i

interpretacji zjawisk podróży i turystyki. Socjologowie szukają odpowiedzi na pytania: czym

jest podróżowanie; jakie jest jego znaczenie; jakie pełni funkcje w życiu społecznym; jak jest

postrzegane przez opinię publiczną; do jakich zmian społecznych prowadzi – zarówno wśród

podróżujących, jak i wśród społeczności odwiedzanych? Socjologia traktuje turystykę i

podróż jako atrybuty nowoczesności. Badacze chętnie jednak odwołują się do przykładów z

odległej niekiedy przeszłości. Wskazują na cechy podróżowania wspólne dla czasów

minionych i obecnych. Dla historyka śledzącego społeczne zachowania, postawy, a zwłaszcza

funkcjonowanie aktywności podróżniczej w świadomości społecznej inspirujące i

wartościowe może być odwołanie się do koncepcji i teorii socjologicznych. Szczególnie

interesujące wydają się te, które dotyczą typologii turystów, motywów podróżowania, zmian

dokonujących się w społeczeństwie pod wpływem turystyki. Analizę współczesnych teorii

Page 8: Praca Marek - O Turystyce

8

socjologii turystyki i podróży przedstawili w swych syntetycznych opracowaniach Krzysztof

Przecławski27

i Krzysztof Podemski28

.

Krzysztof Przecławski przedmiot swych zainteresowań nazywa turystyką. Może to

budzić pewne wątpliwości, gdyż mianem tym określa bardzo rozmaite formy aktywności

podróżniczej, które z potocznym rozumieniem turystyki raczej nie są kojarzone. Aby

uzasadnić przyjęcie określonej terminologii, Przecławski dokonuje przeglądu światowej

literatury socjologicznej i zestawia sformułowane przez badaczy definicje podróży i turystyki.

Odwołując się do klasyfikacji wprowadzonych przez L. Nettekovena, M. Boyera i V. Smith,

Przecławski określa turystykę jako aktywność: dobrowolną; związaną ze zmianą stałego

miejsca pobytu – zarówno poprzez podróż polegającą na permanentnym przemieszczaniu się,

jak i poprzez udanie się w określone miejsce na pobyt czasowy; podejmowaną dla

przyjemności, w celach poznawczych lub zdrowotnych (leczniczych); i wreszcie –

wykorzystującą czas wolny od zajęć zarobkowych lub codziennych obowiązków29

. Nie

sposób nie zauważyć, że w takim ujęciu na miano turysty zasługiwałby kuracjusz, poddawany

zabiegom terapeutycznym w stacji klimatycznej, czy utracjusz, trwoniący fortunę w jaskini

hazardu. Kłóci się to zatem ze zdroworozsądkowym pojmowaniem turystyki jako aktywności

nastawionej przede wszystkim na poznawanie miejsc odwiedzanych ze względu na ich

odmienność.

Przecławski ponadto przeprowadza typologię turystów i rodzajów turystyki, dokonuje

klasyfikacji motywów podejmowania podróży. Zwraca uwagę, że za kryteria klasyfikacji

mogą posłużyć następujące zagadnienia: kto turystykę uprawia; jak wiele poświęca na nią

czasu; czy jest ona uprawiana indywidualnie czy grupowo; czy ma charakter kwalifikowany –

specjalistyczny – czy amatorski; kto organizuje wyjazd i jaki jest jego przebieg; jakie są

koszty wyjazdu, rodzaje zakwaterowania, środki transportu; jaki jest cel wyjazdu. Autor

zwraca jednakże uwagę, że tego rodzaju typologia musi mieć charakter czysto teoretyczny,

niepełny i umowny30

. Przecławski przytacza, uznawane za klasyczne, typologie M. Bassanda

i E. Cohena. Rozwijając klasyfikację Bassanda, proponuje wyróżnienie wśród turystów

następujących typów: poznawczego (zainteresowanego obcowaniem z naturą, kulturą lub

napotykanymi ludźmi); integratywnego (dążącego do budowania relacji z grupą);

zadaniowego (stawiającego sobie za cel podejmowanie konkretnych działań); rozrywkowego;

27

K. Przecławski, Człowiek a turystyka. Zarys socjologii turystyki, Kraków 1997. 28

K. Podemski, Socjologia podróży, Poznań 2005. 29

K. Przecławski, op. cit., s. 27-30. 30

K. Przecławski, op. cit., s. 34-37.

Page 9: Praca Marek - O Turystyce

9

wyczynowego; kontemplacyjnego; zdrowotnego31

. Za szczególnie interesującą uznaje

Przecławski typologię turystów, zaproponowaną przez Erica Cohena, który za kryterium

klasyfikacji uznał „głębokość kontaktu z kulturą zbiorowości odwiedzanej”32

. Wyróżnił przy

tym: turystę masowego, podróżującego w sposób zorganizowany; turystę masowego,

podróżującego indywidualnie; explorera – odkrywcę, nastawionego na poznanie, ale z

zachowaniem standardów pewnego komfortu podróży; i, na koniec, driftera – tułacza, dla

którego wędrówka wiąże się z pełną integracją ze środowiskiem odwiedzanym33

. Przytoczone

typologie, przy wszelkich zastrzeżeniach i wątpliwościach, stanowiły dla mnie swego rodzaju

klucze interpretacyjne, które wykorzystałem w niniejszej rozprawie. Pozwoliły one na

dokładniejszą charakterystykę zachowań badanych jednostek i grup społecznych. Umożliwiły

prześledzenie, które z opisywanych przez socjologię typów były szczególnie

charakterystyczne dla poszczególnych warstw i środowisk warszawskiej zbiorowości.

Podobnie, przy analizie różnorakich uzasadnień, jakie towarzyszyły podejmowaniu

podróży i wypoczynku poza miastem przez mieszkańców Warszawy w II połowie XIX

wieku, odwoływałem się do schematu, przytoczonego przez Krzysztofa Przecławskiego za M.

Bocheńską. Model ów wskazuje następujące możliwe motywy aktywności turystycznej:

poznawczy; wynikający z chęci opuszczenia miejsca stałego pobytu; pragnienie spędzenia

czasu z kimś bliskim; poszukiwanie nowych znajomości; zaspokojenie potrzeb

emocjonalnych czy estetycznych; zaspokojenie potrzeb twórczych; względy zdrowotno-

lecznicze34

. Za szczególnie istotne dla koncepcji niniejszej pracy należy uznać przytoczone

przez Przecławskiego „motywy związane z pragnieniem pozostawania w zgodzie ze

stereotypami, z normami obowiązującymi w środowisku, do którego się należy. (…) płynące

ze swoistego snobizmu, z chęci utrzymania lub podwyższenia prestiżu społecznego”35

.

Według mnie właśnie tego rodzaju motywy stanowiły decydujący czynnik w kopiowaniu,

naśladowaniu form zachowań elit przez warstwy usytuowane niżej w hierarchii społecznej.

Zasadniczą część książki Przecławskiego zajmuje przegląd ówczesnego dorobku

socjologii turystyki oraz charakterystyka kierunków prowadzonych badań i teorii

socjologicznych, odnoszących się do tego zjawiska36

. Autor przedstawia własną analizę

31

K. Przecławski, op. cit., s. 38. 32

K. Przecławski, op. cit., s. 39. 33

Tamże. 34

K. Przecławski, op. cit., s. 40-44. 35

K. Przecławski, op. cit., s. 42. 36

K. Przecławski, op. cit., s. 45-60.

Page 10: Praca Marek - O Turystyce

10

turystyki jako czynnika przemian społecznych – wśród gospodarzy, jak i wśród przybyszów37

,

skupiając swą uwagę zwłaszcza na tym pierwszym środowisku. Wiele miejsca poświęca

wychowawczym i etycznym walorom turystyki38

. Fragmenty te odnoszą się bezpośrednio do

zjawisk współczesnych lub wręcz formułują pewne postulaty na przyszłość. Mają przeto

mniejsze znaczenie dla historyka, badającego miejsce podróży i wypoczynku w świadomości

społecznej schyłku XIX wieku.

Nowszą i znacznie bogatszą od krótkiej syntezy Przecławskiego jest Socjologia

podróży Krzysztofa Podemskiego. We wstępie autor uzasadnia przyjęcie terminologii

odmiennej od stosowanej wcześniej przez socjologię. Dystansuje się od stosowania pojęć

„turystyka” i „socjologia turystyki”. Stwierdza, że turystyka jest zjawiskiem odrębnym od

podróży: jest jednym z jej rodzajów. „Turystyka w tym znaczeniu to <<utowarowiona>>

podróż, podróż świadczona jako usługa, produkt na sprzedaż, dobro konsumpcyjne”39

.

Turystyka współczesna, według autora, ma charakter zorganizowany, jest równoznaczna z

usługą - produktem oferowanym przez biura podróży, ma pewną określoną, zamkniętą

formułę.

Tak jednoznaczne ujęcie turystyki budzi pewne wątpliwości. Jest ono może użyteczne

(co zresztą zaznacza Podemski40

) z punktu widzenia marketingowego, komercyjnego jako

kategoria służąca do opisu współczesnego rynku usług „turystycznych”, dostarczanych przez

„touroperatorów”. Nie odpowiada jednak potocznemu, tradycyjnemu rozumieniu turystyki

jako poznawczej aktywności podejmowanej często indywidualnie, poza jakimikolwiek

biurami czy instytucjami.

Krzysztof Podemski, nie chcąc zawężać swych rozważań do form określonych przez

siebie mianem turystyki, wprowadza termin „podróży” i „socjologii podróży”. Za podróż

uważa „mobilność przestrzenną człowieka, której rezultatem jest opuszczenie <<domu>> i

zmiana dotychczasowego środowiska, przynajmniej społecznego (…) i geograficznego (…), a

często i kulturowego”41

. Wiąże się zatem podróż z rzeczywistą zmianą miejsca w przestrzeni i

rzeczywistym, a nie wyimaginowanym znalezieniem się w innym otoczeniu42

, co daje

37

K. Przecławski, op. cit., s. 61-93. 38

K. Przecławski, op. cit., s. 95-151. 39

K. Podemski, op. cit., s. 9. 40

Tamże. 41

K. Podemski, op. cit., s. 8. 42

K. Podemski, op. cit., s. 11.

Page 11: Praca Marek - O Turystyce

11

możność autentycznego, wielozmysłowego kontaktu z odmienną rzeczywistością43

.

Dokonując skrótowej, syntetycznej analizy przemian podróżowania na przestrzeni wieków,

stwierdza Podemski, że zjawisko to stało się nierozerwalnym elementem społeczeństwa

nowoczesnego44

.

Traktowanie podróży jako elementu nowoczesności wynika z interpretacji jej

historycznych form, przytoczonej przez Podemskiego według Hansa Joachima Knebla.

Niemiecki socjolog wyróżnił trzy fazy rozwojowe zjawiska podróży. „Podróż turystyczna”

narodzić się miała wraz z rozpowszechnieniem obyczaju „grand tour” – edukacyjno-

krajoznawczych wypraw młodych przedstawicieli elit w epoce nowożytnej. Epoka

Oświecenia spopularyzowała wyprawy kuracyjne. Knebel oba te zjawiska zalicza do

pierwszej fazy i określa jako podróże „sterowane tradycją”. Druga faza to „podróż

wewnątrzsterowna”, określona potrzebami jednostki . Charakterystyczne są dla niej podróże

„do wód” i peregrynacje romantyczne, związane z modnym na początku XIX wieku kultem

natury. Trzecia faza to „podróż zewnątrzsterowna”, kreowana przez biura podróży i

przewodniki Baedekera45

. Jej początki wyznacza powstawanie pierwszych agencji

turystycznych – Cooka w Wielkiej Brytanii w roku 1841 i firmy Stangen we Wrocławiu w

1863. Jako pierwsze oferowały one podróż jako gotowy, całościowy produkt46

. Korzystanie z

podobnej oferty w kolejnych latach stało się główną formą podróżowania dla przyjemności -

w czasie wolnym.

Obszerną część swej pracy Podemski poświęcił na wnikliwą analizę „teoretycznego

ujęcia podróży w naukach społecznych”47

. Autor omówił najważniejsze koncepcje dotyczące

relacji pomiędzy podróżnikami a odwiedzaną społecznością. Alfred Schultz i Tzvetan

Todorov interpretują je jako styczność – interakcję pomiędzy daną grupą społeczną a

obcym48

. Podemski skupia swą uwagę na kwestii podróży jako kontaktu kulturowego.

Dokładnie streszcza poglądy Louisa Turnera i Johna Asha, postrzegających współczesne

podróże jako swoistą kontynuację kolonializmu: nowocześni turyści to nowe wcielenie

barbarzyńców („The Golden Hords”), poszukujących tym razem „4 x S”: „sun, sand, sea,

sex”49

. Wnikliwie zostały przez Podemskiego przedstawione koncepcje socjologiczne

43

K. Podemski, op. cit., s. 12-13. 44

K. Podemski, op. cit., s. 17. 45

K. Podemski, op. cit., s. 20. 46

K. Podemski, op. cit., s. 16. 47

K. Podemski, op. cit., s. 25-114. 48

K. Podemski, op. cit., s. 27-40. 49

K. Podemski, op. cit., s. 40-44.

Page 12: Praca Marek - O Turystyce

12

odnoszące się do podróży jako rodzaju pielgrzymowania w poszukiwaniu własnej tożsamości

(Victor Turner, Eric Cohen, Nelson H. H. Graburn)50

.

Ze względu na charakter moich rozważań szczególnie interesująca wydaje się, szeroko

omówiona przez Podemskiego, koncepcja Erica Cohena. Bada on podróż jako rezultat

zaciekawienia turysty odmiennością - obcością. Traktuje podróżnika jako jednostkę dążącą

do zapoznania się z czymś nowym, nieznanym. Zdaniem Cohena, istotą turystycznego

doświadczenia jest właśnie chęć zaspokojenia ciekawości. W tym celu turysta opuszcza dom,

udaje się w podróż. Jednocześnie pragnie zachować pewien standard warunków egzystencji,

do jakich przywykł. Chce, by wokół niego rozpościerała się „bańka środowiskowa”,

odpowiadająca jego wymaganiom i dająca poczucie bezpieczeństwa. Dlatego właśnie

nowoczesna turystyka, od chwili jej narodzin w połowie XIX wieku, ewoluowała ku znanemu

współcześnie modelowi „package tour” – wyjazdowej imprezy oferującej dostęp do

wszelkich atrakcji i wygód51

.

Cohen wyodrębnia pięć typów doświadczenia turystycznego: typ rekreacyjny –

nastawiony na poszukiwanie przyjemności; typ poszukujący odmiany; poszukujący

doświadczenia; eksplorujący; egzystencjalny52

. Wskazane przez Cohena typy składają się na

rodzaj panoramy, umożliwiającej klasyfikowanie motywów, jakie mobilizowały do

podejmowania podróży bohaterów niniejszej rozprawy. Krzysztof Podemski zwraca uwagę,

że motywy podróży – cele, uzasadniające jej przedsiębranie, wymagały przekonującej

artykulacji, zwłaszcza dawniej, gdy zjawisko podróżowania upowszechniało się pośród

szerszych warstw społecznych.

Omawiając teorię Nelsona H. H. Graburna, Podemski przypomina, że bardzo mocno

przeciwstawia on podróżowanie – codzienności53

. Graburn dowodzi istnienia wyraźnej

dychotomii: podróż – codzienność, turystyka – praca, przyjemność – obowiązek. W tym

kontekście można spojrzeć na pełne determinacji próby warstw niższych, polegające na

choćby krótkim, ale możliwie spektakularnym opuszczeniu miasta – właśnie po to, by jak

najsilniej doświadczyć odmienności.

50

K. Podemski, op. cit., s. 44-57. 51

K. Podemski, op. cit., s. 46-50. 52

Tamże. 53

K. Podemski, op. cit., s. 55.

Page 13: Praca Marek - O Turystyce

13

Opisując kwestię semiotyki podróży – nadawania temu zjawisku konkretnych znaczeń

– Krzysztof Podemski przytacza interesujące wnioski Judith Adler54

. Socjolożka traktuje

podróż i podróżowanie jako sztukę, szczególnie, gdy ich celem jest odkrywanie nieznanego.

W jej interpretacji dawne, XVIII i XIX-wieczne podróże poświęcone były w głównej mierze

zdobywaniu wiedzy. Wymagały przez to rzetelnego przygotowania, nauki języka. Ich

wartość, wynikające z nich ewidentne korzyści pozwalały na ich szczególne uzasadnianie.

Spostrzeżenia amerykańskiej badaczki wydają się nader interesujące, gdy skonfrontujemy je z

zaleceniami, znanymi z XIX-wiecznej prasy kobiecej. Na łamach czasopism wzywano

czytelniczki, by starannie planowały i organizowały swe wojaże – tak, by jak najbardziej z

nich skorzystać. Warto podkreślić, że Adler w rozważaniach na temat wartości podróży i

sposobów jej uzasadniania stwierdzała, że wojaż służy autokreacji; jest środkiem do

nadawania znaczenia samemu sobie, a także swej grupie społecznej55

. Może zatem być

traktowany jako sposób budowania wizerunku, manifestowania aspiracji i podkreślania

własnego prestiżu.

Spośród omówionych przez Krzysztofa Podemskiego teorii zwraca uwagę koncepcja

Chrisa Rojka. Uważa on podróż za produkt kultury. Dostrzega w niej formę spędzania

wolnego czasu determinowaną przez wzorce stworzone przez kulturę masową56

. Pogląd ten

wyraźnie koresponduje z omówioną w dalszej części tego rozdziału koncepcją Deana

MacCannela.

Osobny rozdział Socjologii podróży jest poświęcony przeglądowi dorobku polskiej

humanistyki na niwie badań zjawisk związanych z tytułową tematyką. Podemski wymienia

poświęcone historii podróżowania publikacje Antoniego Mączaka, historyczno-literackie

badania Janiny Abramowskiej i Stanisława Burkota. Zwraca uwagę na antropologiczne

ujęcie autorstwa Wojciecha Burszty i socjologiczną analizę funkcjonowania człowieka w

krajobrazie przeprowadzoną przez Andrzeja Ziemilskiego57

. Prace wymienionych autorów

(oprócz Peregrynacji, wojaży, turystyki Mączaka) mają mniejsze znaczenie dla niniejszej

rozprawy.

Spośród omawianych przez Krzysztofa Podemskiego koncepcji socjologicznych

szczególną uwagę zwracają dwie – Johna Urry i Deana MacCannella. Zważywszy ich

54

K. Podemski, op. cit., s. 66-69. 55

K. Podemski, op. cit., s. 66. 56

K. Podemski, op. cit., s. 85-91. 57

K. Podemski, op. cit., s. 101-109.

Page 14: Praca Marek - O Turystyce

14

wartość dla prowadzonych przeze mnie badań, poddałem je głębszej analizie i wykorzystałem

do interpretacji zjawisk stanowiących przedmiot mego zainteresowania. Chronologicznie

wcześniejszą, ogłoszoną w roku 1976, a wydaną po polsku w 2002, jest klasyczna dziś praca

Deana MacCannella Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej58

.

Istota jego koncepcji opiera się na przekonaniu, że turystyka może służyć typologii

struktury społecznej. MacCannell wyraża przeświadczenie, że podróże i zwiedzanie – jako

formy spędzania czasu wolnego – stanowią ważny element samoidentyfikacji grup

społecznych. „Potwierdzenie podstawowych wartości społecznych zaczyna dokonywać się

poza pracą i szukać sobie miejsca w rzeczywistości czasu wolnego i próżnowania”59

.

Ponadto, według autora Turysty, zupełnie szczególną rolę w stratyfikacji społeczeństwa

odgrywa światopogląd. Przy czym: „Grupa nie kreuje światopoglądu; to światopogląd kreuje

grupę”60

. Mechanizm formowania światopoglądu związany jest z przeżywaniem

„doświadczenia kulturowego”. Dostarcza ono „modelu”, który poprzez „medium” wywiera

określony „wpływ” na jednostki i grupy społeczne. Całokształt zjawisk związanych z

„doświadczeniem kulturowym” MacCannell określił jako „produkcję kulturową”. Polega ona

na propagowaniu, lansowaniu pewnego „modelu” – na przykład wzorca zachowania czy

elementu obyczaju. Służyć temu może prowadzenie kampanii reklamowych, publikowanie w

prasie atrakcyjnych opisów różnych form aktywności, organizowanie starannie

wyreżyserowanych wydarzeń czy celebrowanie masowych uroczystości. Mają one sprawiać,

że dany „model” staje się modny, pożądany. Coraz szersze kręgi społeczeństwa zaczynają go

uznawać za wartościowy i godny naśladowania. Siła perswazji „produkcji kulturowych”

powoduje, że jest on powielany i upowszechniany. Staje się przez to elementem

nowoczesności61

.

Zdaniem amerykańskiego socjologa „modele kulturowe” cechuje ogromna

atrakcyjność, a co za tym idzie siła oddziaływania, biorąca się z poglądu o ich wyższości nad

doświadczeniem indywidualnym. Stąd też mają one – wraz z całymi „produkcjami

kulturowymi” – istotne znaczenie dla definiowania poszczególnych grup społecznych.

Podatność i reakcja na „produkcje kulturowe” mogą bowiem określać przynależność do

określonych grup, które spaja poczucie wspólnoty wynikające z podobnego postrzegania

58

D. MacCannell, Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej, Warszawa 2002. 59

D. MacCannell, op. cit s. 9. 60

D. MacCannell, op. cit s. 48. 61

D. MacCannell, op. cit, s. 39 – 45.

Page 15: Praca Marek - O Turystyce

15

różnych przejawów rzeczywistości62

. Co ciekawe, MacCannell twierdzi, że ekspansja nowych

stylów życia, wynikająca z „reprodukcji modeli kulturowych”, ma o wiele większe znaczenie

niż zwykłe naśladownictwo elit. Kopiowanie różnych form aktywności wynika bowiem z

faktu, iż podoba się nie tyle to, jakie one są, ale to jak funkcjonują one w zbiorowych

wyobrażeniach.

Dean MacCannell podkreśla ścisły związek swej teorii ze współczesnością, z

nowoczesnym społeczeństwem postindustrialnym. Czy można spróbować zastosować ją do

opisania podróży i wypoczynku warszawiaków przełomu wieków? Przemawiają za tym: po

pierwsze - określone przez MacCannella atrybuty nowoczesności (całkiem pasujące do

interesujących mnie realiów)63

; po drugie - niektóre uważane przezeń za na wskroś

współczesne (a obserwowane i przed wiekiem) zjawiska - na przykład „muzeifikacja pracy”

(na przykład obserwowanie przez turystów autentycznego procesu produkcji w zakładach

przemysłowych)64

; po trzecie - odwoływanie się samego autora do rezultatów badań nad

turystyką początków XX wieku65

. Albo zatem teoria MacCannella ma wymiar uniwersalny i

może być wykorzystana do analizy zachowań turystów i podróżników z przełomu XIX i XX

wieku, albo też ówczesna turystyka posiadała cechy na tyle nowoczesne, że odpowiadałyby

cechom turystyki dzisiejszej. W każdym razie – jak sądzę – pewne elementy koncepcji

MacCannella można odnieść do podróży i wypoczynku niektórych przynajmniej grup

społeczeństwa Warszawy końca XIX wieku. Rozrywkom tym oddawały się bowiem warstwy

zamożniejsze i w pewnym sensie „nowoczesne”: mobilne, wykształcone, aktywnie

uczestniczące w tworzeniu i percepcji kultury, a przy tym zdolne do kształtowania „modeli”

zachowań. Modeli, które – po upowszechnieniu za pośrednictwem „mediów” - były następnie

naśladowane przez szersze rzesze społeczeństwa.

Pracą nowszą, a w dodatku odnoszącą się po części do poglądów MacCannella, jest

książka Johna Urry Spojrzenie turysty (wydanie angielskie – 1989, polskie – 2007)66

. Autor

zdecydowanie opowiada się za stosowaniem terminu „turystyka” dla opisu interesujących nas

form aktywności jednostek i grup społecznych. Wyszczególnia przy tym następujące cechy

„turystyki”: Przede wszystkim podejmowana jest w czasie wolnym. Polega na

przemieszczaniu się, bądź pobycie czasowym poza miejscem zamieszkania i miejscem pracy.

62

D. MacCannell, op. cit, s. 46 – 54. 63

D. MacCannell, op. cit, s. 11. 64

D. MacCannell, op. cit, s. 56. 65

D. MacCannell, op. cit, s. 89 – 120. 66

J. Urry, Spojrzenie turysty, Warszawa 2007.

Page 16: Praca Marek - O Turystyce

16

Wiąże się z przyjemnymi doznaniami. Poprzedzona jest oczekiwaniem, wynikającym z

funkcjonowania w świadomości społecznej swoistej kreacji wizerunku form doświadczenia

turystycznego. Krajobraz i architektura oglądane przez turystów są wyraźnie odmienne od

tych, które otaczają ich na co dzień. Turystyka jest udziałem znacznej części populacji

społeczeństw nowoczesnych i generuje rozległy rynek specjalistycznych usług67

.

Urry krytycznie odnosi się do poglądu, jakoby socjologia turystyki była czymś błahym

i banalnym. Przeciwnie, uważa, że badanie zjawiska niecodziennego, wyjątkowego pozwala

na wyraźniejsze dostrzeżenie tego, co powszechne i normalne68

. Podkreśla wyjątkowe

znaczenie turystyki w świecie nowoczesnym, traktując ją jako wyznacznik statusu

społecznego69

. Obszerną część pracy autor poświęca omówieniu „teoretycznych perspektyw

w badaniach nad turystyką”, dokonując przy tym przeglądu najistotniejszych dyskusji i

kontrowersji w kręgu socjologii turystyki.

Autor Spojrzenia… omawia polemikę pomiędzy Deanem MacCannellem a Danielem

Boorstinem, z których pierwszy twierdził, że turyści poszukują autentyczności – swoistego

sacrum poza własną codziennością, a drugi utrzymywał, że zaledwie zadawalają się sztucznie

preparowanymi dla nich „pseudowydarzeniami70

. Podobnie sprawę ujmuje Maxine Feifer71

.

Urry przywołuje spór, czy nowoczesny turysta jest elementem zamkniętego kręgu – grupy,

barbarzyńcą z The Golden Hordes (Luis Turner, John Ash), czy też znacząca część turystów

zdecydowanie odrzuca turystykę zorganizowaną na rzecz indywidualnego doznania (Eric

Cohen)72

. I wreszcie porusza istotną dla moich tropów interpretacyjnych kwestię, czy

turystyka to po prostu efekt pragnienia odwrócenie porządku dnia codziennego, zaznania

odmienności (Anna Gottlieb), czy też forma pielgrzymki nadającej temu zjawisku szczególny

wymiar społeczny. Formułujący ten drugi pogląd Victor Turner uważa, że udająca się w

podróż jednostka przechodzi przez trzy fazy: oderwania od własnego otoczenia, przebywania

w „antystrukturze” – wśród współuczestników podróży i reintegracji – powrotu do

macierzystego otoczenia, co wiąże się z uzyskaniem prestiżu i wyższego statusu

społecznego73

.

67

J. Urry, op cit .s. 16-17. 68

J. Urry, op cit .s. 14-15. 69

J. Urry, op cit .s. 19. 70

J. Urry, op cit .s. 23-28. 71

J. Urry, op cit .s. 30. 72

J. Urry, op cit .s. 23-24. 73

J. Urry, op cit .s. 28-30.

Page 17: Praca Marek - O Turystyce

17

Kluczowe w rozważaniach Johna Urry jest konsekwentne wiązanie turystyki z

doznaniami zmysłu wzroku. Zdaniem socjologa, to właśnie patrzenie, oglądanie, podziwianie,

a wręcz „gapienie się” jest istotą turystycznego doświadczenia74

. Autor rozwija swą

koncepcję dotyczącą „spojrzenia turysty” odwołując się do teorii innych socjologów.

Przytacza opinię Colina Campbella, że turystyka jest jedną z form konsumpcji i podlega jej

regułom. Sam akt konsumowania poprzedzany jest etapem antycypacji, marzycielstwa –

stanowi „wyobrażeniowy hedonizm”. Oczekiwanie doznań, pragnienie podziwiania

określonych widoków jest przy tym kreowane przez wszechobecną reklamę, podsycającą

rywalizację grup społecznych w dążeniu do oglądania rzeczy coraz bardziej oryginalnych i

niezwykłych75

. Na tym polu funkcjonują swego rodzaju rankingi obiektów, które należy

wręcz zobaczyć, gdyż słyną z tego, że są słynne; mają rangę wyjątkowości lub – same w

sobie zwyczajne – umieszczone są w wyjątkowym kontekście76

. John Urry zwraca przy tym

uwagę, że cechą nowoczesności jest odejście – także i w dziedzinie turystyki – od konsumpcji

masowej: zunifikowanej, „fordowskiej” do konsumpcji zindywidualizowanej,

„postfordowskiej”, w której jednostki samodzielnie wyznaczają cele i kształtują modele

turystycznej aktywności77

.

Bardzo interesujący dla historyka jest rozdział, w którym Urry przedstawia swą

koncepcję narodzin i ewolucji nowoczesnej turystyki. Analizuje przy tym przemiany w

angielskich kurortach nadmorskich od początku XIX do schyłku XX wieku. Stwierdza, że

początki masowej turystyki związane są z procesami rozwoju brytyjskiej klasy robotniczej,

demokratyzacji i urbanizacji78

. Poglądy i ustalenia Urry’ego w tej materii znajdują pewne

odzwierciedlenie w pracach brytyjskich autorów, omówionych we fragmencie niniejszej

rozprawy, poświęconym obyczajom wypoczynkowym w uzdrowiskach Wielkiej Brytanii.

Większość oryginalnych, autorskich rozważań Johna Urry jest w istocie poświęcona

analizie jak najbardziej współczesnych zjawisk związanych z turystyką. Swój historyczny

wywód socjolog wieńczy refleksją nad przemianami aktualnie dokonującymi się w

brytyjskich kurortach nadmorskich i w ogóle w wakacyjnych obyczajach Brytyjczyków79

.

Autor wiele miejsca poświęca przemysłowi turystycznemu. Relacjonuje, jak nadmierny popyt

ze strony wypoczywających wpływa na degradację atrakcyjnych turystycznie obszarów.

74

J. Urry, op cit .s. 30-32. 75

J. Urry, op cit .s. 32-33. 76

J. Urry, op cit .s. 30-31. 77

J. Urry, op cit .s. 34. 78

J. Urry, op cit .s. 38-39. 79

J. Urry, op cit .s. 60-69.

Page 18: Praca Marek - O Turystyce

18

Opisuje, jak zatłoczenie odstręcza przedstawicieli klasy średniej, nastawionych na

„romantyczne” doświadczenie i spragnionych indywidualnej percepcji, od spędzania wakacji

w miejscach masowo odwiedzanych przez gości nastawionych na „zbiorowe doświadczenie

turystyczne”, łaknących wręcz znalezienia się wśród licznych rzesz podobnych im

„turystów”80

. Współczesną turystykę Urry analizuje w kontekście globalizacji81

. Odwołuje się

do pojęć modernizmu i postmodernizmu82

. Przytacza koncepcję „habitus” Pierre’a Bourdieu,

by opisać rolę współczesnej „klasy usługowej” – nowego drobnomieszczaństwa, inteligencji

w tworzeniu wzorów turystycznych zachowań i roli mediów w ich upowszechnianiu83

.

John Urry, podobnie jak Dean MacCannell, skupia swą uwagę na turystyce

współczesnej, nowoczesnej. Wskazywane przez obu autorów znamiona nowoczesności budzą

nieodparte skojarzenia z zachowaniami podróżników – turystów również i w drugiej połowie

XIX wieku. Indywidualne podejmowanie wyzwań, pragnienie obcowania z naturą,

manifestowanie chęci oszczędności84

, odrzucanie zorganizowanych form wakacji, upodobanie

do „prawdziwości”, popularność modelu autentycznej wsi85

- wszystkie te zjawiska

występowały u schyłku XIX stulecia. Może nie powszechnie, w skali masowej, ale z

pewnością możemy je obserwować w relacjach najbardziej świadomych, najambitniejszych

podróżników. Ludzie ci wielką wagę przykładali do nadawania swym wojażom szczególnej

wartości. Można wręcz odnieść wrażenie, że tego rodzaju turyści stanowili w interesującym

nas okresie znacznie większą część środowiska praktykującego podróżowanie niż dzisiaj.

Analizując współczesną, nowoczesną turystykę, Urry określa ją jako grę. Korzystający

z usług turystycznych klienci poddają się tej grze. Na przykład przyjmują rolę dzieci w

zorganizowanych wycieczkach z przewodnikiem, czy poszukują przyjemności w bawieniu się

możliwością łamania przyjętych norm życia codziennego – na przykład w stylu ubierania się,

pory snu, picia alkoholu86

. Przejawem owej gry jest akceptowanie przez turystów

przygotowywanej specjalnie dla nich stylizacji, podziwianie nowo kreowanych obiektów

turystycznych. Jako przykład mnożenia „obiektów” turystycznych podaje autor masowe

80

J. Urry, op cit .s. 73-80. 81

J. Urry, op cit .s. 81-99. 82

J. Urry, op cit .s. 124-130. 83

J. Urry, op cit .s. 133-138. 84

J. Urry, op cit .s. 135. 85

J. Urry, op cit .s. 142-149. 86

J. Urry, op cit .s. 151-152.

Page 19: Praca Marek - O Turystyce

19

tworzenie wciąż nowych muzeów87

, konstruowanie lub rekonstruowanie różnego rodzaju

przestrzeni – tak, by turysta mógł więcej widzieć i samemu być widzianym88

.

Dla Urrye’ego fundamentalnym elementem doświadczenia turystycznego jest

„spojrzenie”, „oglądanie”, „pragnienie, by posiąść wzrokiem”89

. Stąd też za integralną część

rozwoju nowoczesnej turystyki autor uznaje fotografię. Jest ona dlań sposobem materializacji,

utrwalenia doświadczenia. Konstatacja ta prowadzi do odważnej, może nawet nieco

przesadnej, konkluzji: Dokładnie w latach 1839-1841 miały miejsce następujące wydarzenia:

wynaleziono aparat fotograficzny, Thomas Cook zorganizował pierwszą zbiorową wycieczkę,

otwarto pierwszy hotel kolejowy, uruchomiono pierwszy transoceaniczny liniowiec

pasażerski i pierwszy dyliżans na Dzikim Zachodzie. W związku z tym, jak powiada Urry:

„Rok 1840 jest zatem jednym z tych momentów krytycznych, w których świat zostaje

wprawiony w ruch, by przybrać nieodwracalnie nową strukturę. Jest to moment, w którym

<<spojrzenie turysty>>, owa szczególna kombinacja wspólnej podróży, pragnienia

podróżowania oraz technik reprodukcji fotograficznej, staje się centralnym elementem

zachodniej nowoczesności. (…) Od 1840 roku turystyka i fotografia tak się ze sobą zlały, że

ich dziejów nie sposób omawiać osobno”90

. Zdaniem Urry’ego rozwój obu tych związanych

ze sobą zjawisk doprowadził do uczynienia z podróżowania nie tylko atrybutu

nowoczesności, ale też do nadania mu rangi niezbywalnego prawa współczesnego człowieka

– prawa do pokonywania przestrzeni, brania udziału w zdarzeniach „na żywo”, doświadczania

współobecności innych. Podróżowanie stało się po prostu nierozerwalną częścią życia91

.

Ponieważ zasadniczym przedmiotem niniejszych rozważań jest świadomość

społeczna, przystępując do jej analizy i interpretacji wziąłem pod uwagę nie tylko

współczesne koncepcje socjologiczne, ale sięgnąłem również do teorii klasycznych,

dawniejszych. Uznałem za pożyteczne zwrócenie uwagi na te spośród nich, które odwoływały

się do zjawiska czasu wolnego; sposobu kopiowania – naśladowania wzorców zachowań

poprzez poszczególne grupy społeczne; postrzegania rozmaitych form aktywności jako oznak

prestiżu społecznego. Za szczególnie wartościowe uznałem prace Thorsteina Veblena i

Floriana Znanieckiego. Powstały one w czasach, których dotyczy niniejsza rozprawa (Veblen)

lub niedługo po nich (Znaniecki).

87

J. Urry, op cit .s. 155. 88

J. Urry, op cit .s. 199-202. 89

J. Urry, op cit .s. 234. 90

J. Urry, op cit .s. 235-236. 91

J. Urry, op cit .s. 244-247.

Page 20: Praca Marek - O Turystyce

20

Praca Veblena, amerykańskiego socjologa norweskiego pochodzenia, ukazała się w

Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy w 1899 r. Dziś, nieco może anachroniczna,

pozostająca pod wpływem marksistowskiej koncepcji antagonizmów klasowych, wydała mi

się jednak ciekawa, głównie ze względu na to, że diagnozuje ona społeczeństwo w tym

właśnie momencie historii, którego dotyczy moja rozprawa. Dla Veblena, przedstawiciela

klasycznej socjologii, zasadniczym czynnikiem różnicującym społeczeństwo jest praca.

Ściślej - pozycja jednostek i grup społecznych wobec niej, stosunek do niej, jej wpływ na

zachowanie i możliwości działania ludzi. To praca różnicuje społeczeństwo, to ona wpływa

na stratyfikację grup społecznych. Założenie to jest, co należy przypomnieć, odmienne od

tego, które przyjął Dean MacCannel – nawiązując zresztą do veblenowskiej koncepcji.

Veblen, piętnując istnienie „klasy próżniaczej”, twierdzi, iż jedną z jej najważniejszych cech

jest „próżnowanie na pokaz” – ostentacyjne stronienie od pracy i oddawanie się zajęciom

nieprodukcyjnym. Uważa, że manifestowanie posiadania dużej ilości wolnego czasu,

celebrowanie go było atrybutem przynależności do warstw wyższych, uprzywilejowanych, a

zarazem wzbudzających podziw i cieszących się znacznym prestiżem92

. Co więcej, zdaniem

Veblena ów styl życia stanowił przedmiot zazdrości warstw niższych, wydawał się tak

atrakcyjny, że budził chęć naśladowania przez grupy społeczne usytuowane niżej w

hierarchii. Kopiowanie atrakcyjnych wzorców miałoby się odbywać bezpośrednio pomiędzy

warstwami sąsiadującymi ze sobą tak, że powstawałaby swoista gradacja typów

„próżniaczych” zachowań93

. „Klasa próżniacza cieszy się najwyższym prestiżem w

społeczeństwie i uznane przez nią wartości obowiązują w całym społeczeństwie, stają się

miernikami prestiżu. Przestrzeganie w miarę możliwości tych norm obowiązuje wszystkie

klasy znajdujące się niżej na drabinie społecznej. W nowoczesnych społeczeństwach

cywilizowanych linie podziału między klasami częściowo się zatarły, w następstwie czego

normy przyzwoitości i <<wymogi szacowności>> ustawione przez klasę wyższą wywierają w

zasadzie przemożny wpływ na wszystkie klasy społeczne, do najniższych włącznie. Wzorcem

dla każdej z warstw staje się styl życia obowiązujący w najbliższej warstwie wyższej i cała

energia zostaje skoncentrowana na dostosowaniu się do owego wzorca. Pod groźbą utraty

dobrego imienia i szacunku dla samego siebie, trzeba podporządkować się tym

obowiązującym przepisom, przynajmniej na zewnątrz”94

. Analizując funkcjonowanie

zjawiska naśladownictwa sposobów wypoczywania poza miastem w dziewiętnastowiecznej

92

T. Veblen, Teoria klasy próżniaczej, Warszawa 1971, s. 34-62. 93

T. Veblen, op. cit., s. 94-95. 94

T. Veblen, op. cit. s. 77.

Page 21: Praca Marek - O Turystyce

21

Warszawie, uznałem, że koncepcja Veblena znajduje tu potwierdzenie. W istocie

poszczególne grupy społeczne, na tyle na ile były do tego zdolne, starały się wzorować na

sposobach najbardziej prestiżowych, najbardziej pożądanych, a będących udziałem warstw

wyższych.

W rozważaniach nad zachowaniami, obyczajami i nawykami różnych grup

społecznych wziąłem pod uwagę pracę Floriana Znanieckiego Ludzie teraźniejsi a

cywilizacja przyszłości95

. Dzieło napisane w latach 30-ych XX wieku, wzrusza dziś naiwnym

optymistycznym przewidywaniem, że rozwój cywilizacji przyczynić się musi do rozwoju

duchowości, do udoskonalenia człowieczeństwa poprzez obcowanie z osiągnięciami

kultury96

. Zdaniem Znanieckiego, współczesna mu cywilizacja - będąc zdolną do

zaspokojenia potrzeb materialnych ludzkości – generuje dwa rodzaje szczególnych dążności.

Pierwsze – konsumpcyjne, zmierzające do „użycia”, hedonistyczne w swym charakterze.

Drugie – społeczne, ukierunkowane na odznaczanie się lub dorównywanie innym ludziom, by

uzyskać uznanie lub zadowolenie w ocenie własnej osoby. Jednocześnie, stwierdzał

Znaniecki, „(…) możność konsumowania dóbr ponad miarę jest uważana za objaw wyższości

społecznej osobnika, rodziny, rodu, klasy”, a „(…) wielkość konsumpcji staje się jedną z

najważniejszych i najpowszechniej stosowanych miar ważności społecznej jednostki i

grupy”97

. Wynikająca z tych prawideł rywalizacja grup społecznych jawi się jako czynnik

kształtujący uwarstwienie społeczeństwa. Wspólność systemu lub wzoru jest łącznikiem

między ludźmi – tworzy „związek kulturowy”, prowadzi do „wspólnoty kulturowej”, a w

konsekwencji do kształtowania się grup społecznych98

. Poglądy te nieodparcie budzą

skojarzenie z wcześniejszymi przemyśleniami Veblena i póżniejszymi – MacCannella. W

rozważaniach nad postrzeganiem form spędzania czasu wolnego przez różne warstwy

społeczeństwa Warszawy w końcu XIX wieku odgrywają rolę tropu interpretacyjnego.

Zasadniczą częścią dzieła jest oryginalna analiza najpowszechniej występujących,

zdaniem autora, typów osobowości. Znaniecki stwierdza, że osobowość człowieka

„organizuje się” w zależności od wymagań systemu, w którym uczestniczy99

. Wprowadzony

kategoryczny podział budzić musi wątpliwości, ale – przyznać trzeba – wskazuje na pewne

zjawiska, mogące inspirować do tłumaczenia, wyjaśniania praktykowanych zachowań,

95

F. Znaniecki, Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości, Warszawa 2001. 96

F. Znaniecki, op. cit., s. 27-29. 97

F. Znaniecki, op. cit., s. 26.. 98

F. Znaniecki, op. cit., s. 13-18. 99

F. Znaniecki, op. cit., s. 89-95.

Page 22: Praca Marek - O Turystyce

22

aktywności czasu wolnego interesujących nas środowisk. Dotyczy to zwłaszcza typów

osobowości społecznej, określanych przez Znanieckiego jako „ludzie dobrze wychowani” i

„ludzie zabawy”.

„Ludzie dobrze wychowani” to jednostki, których osobowość społeczna została

ukształtowana pod silnym wpływem „kręgów wychowawczych”. Zadbano przy tym, by

jednostka perfekcyjnie odgrywała role, do których pełnienia została przygotowana. Jej

postępowanie stale poddawane było ocenie. Stąd też „ludzie dobrze wychowani” przez całe

życie przejawiają silną potrzebę przebywania w otoczeniu sobie podobnych, potrafiących

należycie ich ocenić. Przyjmując nowe wzorce zachowań, wybierają zwłaszcza takie, za

którymi stoi autorytet osób o uznanej wartości. „Dobrze wychowani” szukają wciąż nowych

kontaktów z kręgami dającymi możność wzajemnego uznania – starannie dobierają kręgi, do

których wchodzą. Elita „ludzi dobrze wychowanych” cechuje się bardzo wysoką samooceną,

otaczana jest podziwem, cieszy się prestiżem. Natomiast większa część tej grupy stanowi tło.

Ma niższą samoocenę. Jej członkowie „(...) starają się być uczestnikami kręgów,

ogniskujących się dokoła pewnych siebie osób z elity”100

. Jednocześnie jednak starannie

odgradzają się barierą prywatności od warstw niższych101

. „Ludzie dobrze wychowani”

uważają, że wartościowe jest to, co zgodne z regułą – powielają obowiązujące wzorce,

naśladują to, co robią autorytety. Najchętniej przyjmują rolę trybików w machinie społecznej,

wypełniając z góry ustalone role102

.

Przedstawiona przez Znanieckiego charakterystyka „ludzi dobrze wychowanych”

dobrze tłumaczy obyczajowość wyższych warstw społeczeństwa Warszawy na polu czasu

wolnego, w tym także - podróży i turystyki. Koncepcja ta pozwala wyjaśnić, atrakcyjność

form spędzania czasu wolnego przez jednostki najzamożniejsze, czy cieszące się

największym prestiżem wśród środowisk usytuowanych niżej w hierarchii społecznej.

Tłumaczy, dlaczego tak chętnie i z taką determinacją przedstawiciele zamożniejszego

drobnomieszczaństwa, inteligencji i wolnych zawodów starali się naśladować zwyczaje

warszawskiej arystokracji czy bogatej burżuazji, dążąc przy tym, by w podróży, podczas

kuracji, wypoczynku znaleźć się możliwie blisko tych, którzy kreowali wzorzec

postępowania, a jednocześnie odseparować od reprezentantów warstw niższych.

100

F. Znaniecki, op. cit., s. 141. 101

F. Znaniecki, op. cit., s. 144-152. 102

F. Znaniecki, op. cit., s. 152-173.

Page 23: Praca Marek - O Turystyce

23

Pokrewna społecznie, ale odmienna osobowościowo jest grupa określana przez

Floriana Znanieckiego jako „ludzie zabawy”. „Ludzie zabawy” mogą znajdować się na

dwóch biegunach społeczeństwa: wśród najzamożniejszych, gdzie nie traktowano poważnie

sprawy wychowania i wśród proletariatu, gdzie uwolnienie od konieczności pracy dokonało

się przez wejście na drogę przestępstwa. W obu przypadkach osobowość „ludzi zabawy”

została ukształtowana przez kręgi rówieśnicze, w których jednostka bawiła się podczas

dzieciństwa i młodości. Nawyki wówczas nabyte determinują postępowanie w wieku

dojrzałym. Wszelka aktywność nastawiona jest jedynie na „(…) osiągnięcie pozytywnego

zadowolenia, jakie daje jej dokonanie”103

. Jednocześnie „ludzi zabawy” charakteryzuje

głęboka zależność od kręgu społecznego, w którym egzystują: „(…) każdy robi nie to, co się

jemu podoba, lecz to, co się podoba otoczeniu. (…) im dłużej należą do kręgu zabawowego

tym mniej korzystają ze swej wolności, tym rzadziej chcą się bawić prywatnie”104

.

Oddziaływanie kręgu „ludzi zabawy” na jednostkę eliminuje autonomię jej osobowości i

zmusza do upodobnienia się do otoczenia. Szczególnie silny w tym środowisku jest

konformizm105

. Jedno ze wskazanych przez Znanieckiego środowisk „ludzi zabawy” –

najzamożniejsi – stanowi ważny przedmiot mojego zainteresowania. Opisane przez badacza

mechanizmy postępowania tego właśnie kręgu mogą posłużyć jako wytłumaczenie

funkcjonowania pewnych praktykowanych modeli spędzania wolnego czasu. Odgrywały one

rolę rytuałów zbiorowo kultywowanych, celebrowanych w określonej zbiorowości.

„Ludzie dobrze wychowani” i „ludzie zabawy” nieodparcie kojarzą się z wyższymi

warstwami społeczeństwa. Oba typy osobowości można utożsamiać z funkcjonowaniem

środowisk, które kształtowały najatrakcyjniejsze, cieszące się największym prestiżem

sposoby wypoczywania i podróżowania u schyłku XIX wieku. Całkowicie odmienną od nich

jest za to kolejna, scharakteryzowana przez Znanieckiego, grupa - „ludzie pracy”.

Kształtowanie ich osobowości dokonuje się pod wpływem „kręgu pracy”. Jednostki

traktowane są w nim jako pomocnicy106

. Muszą nabyć umiejętność współdziałania i zdolność

przystosowywania się do innych. Najważniejszą, przejawianą przez nie, dążnością jest

pragnienie awansu. Aby spełnić swe pragnienia „ludzie pracy” szukają możliwości

protekcji107

. Ponieważ jednak w ich środowisku możliwość awansowania jest ograniczona,

zazwyczaj są oni skazani na przystosowanie się do istniejących warunków. Tylko niektórzy

103

F. Znaniecki, op. cit., s. 225. 104

F. Znaniecki, op. cit., s. 255. 105

F. Znaniecki, op. cit., s. 256. 106

F. Znaniecki, op. cit., s. 174-178. 107

F. Znaniecki, op. cit., s. 184-198.

Page 24: Praca Marek - O Turystyce

24

usilnie, z wielką determinacją, dążą do wyrwania się z rodzimego środowiska108

. Jednostki

najambitniejsze, chcące odmienić swe położenie, próbują z otoczenia „ludzi pracy” przejść do

środowiska „ludzi zabawy”. Jak stwierdza Znaniecki, niektórzy z nich staczają się przy tym

na margines społecznego życia. Niektórym natomiast udaje się związać ze środowiskami

praktykującymi atrakcyjne, bo nie kojarzące się z nadmiernym wysiłkiem formy aktywności.

Wymienia przy tym Znaniecki sport, politykę, zajęcia artystyczne czy kulturalne. Opisany w

ten sposób mechanizm każe zwrócić uwagę na zazdrość, jaką wśród niżej usytuowanych

kręgów budzą obyczaje grup stojących wyżej w hierarchii i jak istotną może być dążność do

upodobnienia się do tego, co pociągające i pożądane. Krąg „ludzi pracy” można utożsamiać z

większością przedstawicieli warstwy średniej i niższej społeczeństwa Warszawy. O ile jednak

nie wszyscy ich reprezentanci podejmowali próby wyrwania się ze swych środowisk, to

zapewne większość – przynajmniej w czasie wolnym, „od święta” – pragnęła zakosztować

tego, co praktykowały warstwy wyższe – choćby namiastki podróży i wypoczynku poza

miastem.

Warszawa II połowy XIX wieku.

Za pole obserwacji funkcjonowania zjawiska podróży i wypoczynku w świadomości

społecznej przyjąłem Warszawę II połowy XIX wieku. Zadecydowało o tym kilka

zasadniczych przyczyn. Wśród nich najważniejszymi były szczególny, dynamiczny rozwój

przestrzenny i demograficzny miasta, gwałtowna industrializacja i postęp cywilizacyjny,

bogata, zróżnicowana struktura społeczna.

W drugiej połowie XIX wieku Warszawa przeżywała prawdziwy boom

demograficzny, gospodarczy i cywilizacyjny. W ciągu nieco ponad trzydziestu lat ludność

miasta powiększyła się o 131 % - z 382 964 osób w roku 1882 do 884 544 osób w roku 1914;

wraz z zurbanizowanymi przedmieściami liczebność mieszkańców sięgała wówczas około 1

miliona109

. Szczególnie intensywny wzrost populacji Warszawy nastąpił w ostatnim

pięcioleciu XIX wieku, kiedy to również wyjątkowo silnie zaznaczył się wpływ migracji na

ogólny wzrost liczby ludności miasta110

. Jak wynika z badań Marii Nietykszy, w drugiej

połowie XIX i na początku XX wieku nastąpił spadek aktywności zawodowej mieszkańców

Warszawy. O ile jednak zmniejszał się wśród ludności czynnej zawodowo odsetek

wyrobników, służby i pracowników administracji, o tyle wzrastał odsetek zatrudnionych w

108

F. Znaniecki, op. cit., s. 207-212. 109

M. Nietyksza, Ludność Warszawy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1971, s. 26-47. 110

Tamże.

Page 25: Praca Marek - O Turystyce

25

handlu (zwłaszcza na początku XX wieku), transporcie i komunikacji oraz w przemyśle i

rzemiośle111

. Z punktu widzenia badań nad turystyką i wypoczynkiem, okoliczności te są

nader interesujące, gdyż zdają się wskazywać na powiększanie możliwości korzystania z

czasu wolnego i spędzania go poza miastem przez coraz szersze kręgi mieszkańców

Warszawy. Sprzyjała temu poprawa sytuacji materialnej i zwiększanie się liczby dni wolnych

od pracy. Zwraca również uwagę fakt, że w okresie 1882 – 1897 znaczący był przyrost

rentierów-kapitalistów112

, a więc ludzi bardzo dobrze sytuowanych, dysponujących

znacznymi zasobami czasu wolnego, a jednocześnie cieszących się szczególnym prestiżem i

budzących zainteresowanie ogółu. To ich aktywność na polu podróży i wypoczynku mogła

działać stymulująco na wyższe i średnie warstwy społeczeństwa Warszawy.

Rozwój demograficzny Warszawy pobudzany był równoczesnym rozwojem

gospodarczym, wyrażającym się między innymi w powstawaniu nowych zakładów

przemysłowych113

. Jak podaje Witold Pruss w okresie 1866-1914 w Warszawie założono

1076 zakładów przemysłowych. I choć przeważały wśród nich zakłady drobne i małe, a wiec

zatrudniające do 50 robotników (806 zakładów), to zakładów średnich (zatrudniających od 51

do 100 robotników) było 153, dużych (od 101 do 500 robotników) – 104, a wielkich (powyżej

501 robotników) – 13114

! Co istotne, przemysł warszawski skoncentrowany był przede

wszystkim w zachodniej dzielnicy przemysłowej – na północ od Alej Jerozolimskich i na

zachód od linii kolei obwodowej115

.

Industrializacja i boom demograficzny miasta wpływały na wzrost uciążliwości życia

mieszkańców. Prowadziły do widocznej intensyfikacji zabudowy i ogromnej gęstości

zaludnienia116

. W 1882 r. gęstość zaludnienia wynosiła 140 mieszkańców na 1 ha

powierzchni miasta, a w 1913 – aż 258,2 mieszkańca na 1 ha powierzchni117

. Towarzyszyły

temu niekorzystne stosunki mieszkaniowe. Na przełomie wieków zdecydowaną większość

mieszkań stanowiły lokale o jednej lub dwóch izbach (69,1% w 1882 r.,67,9 % w roku 1891,

60,7 % w 1914). Wprawdzie ich odsetek systematycznie spadał, ale reprezentowały one

zazwyczaj bardzo niski standard cywilizacyjny i były ponad miarę przeludnione. W 1891 r. w

111

M. Nietyksza, op. cit., s.130-213. 112

M. Nietyksza, op. cit., s.157 113

W. Pruss, Miasto jako obszar produkcyjny, [w:] Wielkomiejski rozwój Warszawy do 1918 r., red. I. Pietrzak –

Pawłowska, Warszawa 1973, s. 155-203. 114

W. Pruss, op. cit. s. 157. 115

W. Pruss, op. cit., s. 171-173. 116

M. Nietyksza, W. Pruss, Zmiany w układzie przestrzennym Warszawy, [w:] Wielkomiejski..., s. 21-43. 117

M. Nietyksza, Ludność, [w:] Wielkomiejski rozwój Warszawy do 1918 r., red. I. Pietrzak – Pawłowska,

Warszawa 1973, s. 74.

Page 26: Praca Marek - O Turystyce

26

mieszkaniach jednoizbowych przypadało 4,2 osoby na izbę, a w dwuizbowych 2,4 osoby.

Wygodniejsze, lepiej wyposażone mieszkania cztero- i pięcioizbowe znajdowały się w

zdecydowanej mniejszości (18,7% w roku 1882, 16,9 % w 1891 r., 19,7 % w 1914). W

mieszkaniach czteroizbowych na jedną izbę przypadało 1,2 osoby, a w pięcioizbowych –

0,9118

.

Należy zaznaczyć, że wszechstronny rozwój Warszawy dokonywał się w sztywnych,

w niewielkim tylko stopniu zmienionych w ciągu XIX wieku, granicach administracyjnych

miasta. Jak stwierdzają Maria Nietyksza i Witold Pruss, „rozwój przestrzenny Warszawy był

hamowany w sposób administracyjny po 1830 r. w wieloraki sposób (...) przez cały wiek

XIX”119

. W tym czasie, nie bacząc na gwałtowny wzrost liczby ludności, władze rosyjskie

zezwoliły jedynie na drobne korekty granic miasta. W 1889 r. przyłączono leżące najbliżej

granic Warszawy posesje przy ulicach Przyokopowej, Karolkowej i Młynarskiej (tzw. Wola

pod cyrkułem). W tym samym roku do Pragi przyłączono osiedla Nowa Praga, Szmulowizna i

Kamionek. W 1900 r. w obręb miasta włączono fragment ulicy Grójeckiej z częścią gminy

Czyste120

. Zasadniczą zmianę przyniosła dopiero tak zwana „wielka inkorporacja” z 1916 r.

Miasto powiększono przyłączając doń tereny z gmin otaczających je z każdego kierunku, co

spowodowało przyrost obszaru z 3273 ha do 11 483 ha. Nowo przyłączone dzielnice

stanowiły zatem bez mała ¾ obszaru miasta, ale mieszkańcy tych terenów stanowili zaledwie

1/7 ogółu ludności Warszawy121

, co wymownie świadczy o ogromnej gęstości zaludnienia

stolicy w wieku XIX.

Czynnikiem, który decydował o wyraźnym upośledzeniu egzystencji i rozwoju

Warszawy w wieku XIX, a zwłaszcza w jego drugiej połowie był czynnik polityczny. Miasto

nader boleśnie odczuwało skutki represji popowstaniowych. Przede wszystkim wyłączone

zostało, podobnie jak całe Królestwo Polskie, z liberalnej rosyjskiej ustawy o samorządzie

miejskim z 1870 r. Już na mocy ukazu z 1842 r., zarządzający miastem Urząd Municypalny

przemianowano na Magistrat122

. Składał się on z mianowanego przez petersburskie

ministerstwo spraw wewnętrznych prezydenta miasta (funkcję te pełnili wyłącznie Rosjanie) i

podległych mu urzędników. Władze miejskie były ściśle podporządkowane władzom

państwowym – generał-gubernatorowi i ministrowi spraw wewnętrznych. Posiadały

118

J.Cegielski, Stosunki mieszkaniowe w Warszawie w latach 1864-1964, Warszawa 1968, s. 128-140. 119

M.Nietyksza, W. Pruss, Zmiany w układzie przestrzennym Warszawy, [w:] Wielkomiejski..., s.40. 120

M.Nietyksza, W. Pruss, op. cit., s. 32-33. 121

M.Nietyksza, W. Pruss, op. cit., s. 43. 122

M.Nietyksza, W. Pruss, op. cit., s. 28; M. Nietyksza, Miasto pod zaborami. Władze Warszawy w XIX wieku.

Próba syntezy [w:] „Rocznik Warszawski” nr XXXVI, Warszawa 2008, s. 247-260.

Page 27: Praca Marek - O Turystyce

27

nadzwyczaj wąskie kompetencje: zajmowały się poborem podatków, projektowaniem

budżetu, nadzorem nad własnością miasta, handlem, gospodarką, drogami, mostami, parkami

i ogrodami. Budżet miasta musiał być zatwierdzany przez ministerstwo spraw wewnętrznych.

Wszelkie wydatki nie przewidziane budżetem (ale tylko do sumy 1000 rb.) musiały być

akceptowane przez gubernatora. Znacznie rozleglejsze od Magistratu kompetencje posiadał

oberpolicmajster warszawski. Szef policji nadzorował opiekę społeczną, lecznictwo, oświatę,

nadzór budowlany, kontrolę ruchu ludności i inne sprawy typowo urzędowe. Tak więc

społeczeństwo nie posiadało żadnych przedstawicieli i pozbawione było wpływu na

kierowanie sprawami miasta123

. Szczęśliwie się złożyło, że w tej niekorzystnej sytuacji

przynajmniej dwaj przedstawiciele władz zaborczych rozumieli potrzeby Warszawy i

przyczynili się do jej rozwoju. Prezydent miasta (w latach 1875-1892) generał Sokrates

Starynkiewicz zainicjował i doprowadził do budowy systemu nowoczesnych wodociągów i

kanalizacji124

. Oberpolicmajster Mikołaj Klejgels w czasie sprawowania swego urzędu w

latach 1887 – 1894 przyczynił się do znacznej poprawy stanu sanitarnego miasta125

.

Generalnie jednak poddana represjom społeczność Warszawy nie mogła w należyty sposób

zaspakajać swych potrzeb.

Wspomniana budowa wodociągów i kanalizacji była gigantyczną inwestycją, której

projekt przygotował inż. William Lindley, a stopniowo - od początku lat osiemdziesiątych –

realizował jego syn William Heerlein Lindley126

. Jak podaje Anna Słoniowa, globalna

wartość inwestycji wyniosła ok. 15 mln rubli. Realizacja tego ogromnego przedsięwzięcia

radykalnie poprawiała stan higieny, a tym samym i zdrowotności. Zarazem jednak

przysparzała dodatkowych, okresowych utrudnień w funkcjonowaniu i tak już

przeludnionego, ciasnego, uciążliwego miasta127

. Podobnie oddziaływał intensywny ruch

budowlany, ożywiający się zwłaszcza w okresach ekonomicznej prosperity128

.

Okoliczności towarzyszące wszechstronnemu rozwojowi Warszawy w ostatnich latach

XIX wieku skłaniały jej mieszkańców do szukania wytchnienia poza murami. Chęć udania się

poza Warszawę wspólna była dla przedstawicieli w zasadzie wszystkich grup społecznych.

Dostępność wypoczynku ograniczały rozmaite okoliczności. Naturalnie, decydujące były tu

123

A. Słoniowa, Początki nowoczesnej infrastruktury Warszawy, Warszawa 1978, s. 56-60. 124

S. Starynkiewicz, Dziennik. 1887-1897, przeł. R. Śliwowski, przedm. S. Konarski Warszawa 2005 125

A. Słoniowa, Początki nowoczesnej infrastruktury Warszawy, Warszawa 1978, s. 63-70. 126

R. Żelichowski, Lindleyowie: dzieje inżynierskiego rodu, Warszawa 2002, s.365-537. 127

A. Słoniowa, Początki nowoczesnej infrastruktury Warszawy, Warszawa 1978, s. 170-193; M. Gajewski,

Zabudowa miasta i urządzenia komunalne, [w:] Wielkomiejski..., s. 106-109. 128

J. Cegielski, op. cit. s. 123-130.

Page 28: Praca Marek - O Turystyce

28

względy finansowe. Duże znaczenie odgrywała nader ograniczona możność uzyskania

urlopów. Na mobilność warszawiaków wpływał również stan świadomości poszczególnych

grup społecznych, a zatem kwestia doceniania potrzeby opuszczenia miasta i gotowości do

poniesienia – znacznych niekiedy – kosztów, by pragnienie zamienić w czyn.

O możliwości wyjazdu poza miasto decydowała infrastruktura komunikacyjna. Jej

rozwój nastąpił w drugiej połowie XIX wieku. Pierwsza linia kolejowa łącząca Warszawę ze

światem zewnętrznym - Droga Żelazna Warszawsko - Wiedeńska otwarta została w 1848

roku. (Poszczególne odcinki – w tym boczne odgałęzienie ze Skierniewic do Łowicza -

uruchamiano począwszy od 1845 r.). Wiodła ona z Warszawy przez Grodzisk, Skierniewice,

Piotrków, Częstochowę, Ząbkowice ku Granicy. Na początku lat sześćdziesiątych (1862)

poprowadzono szlak wiodący z Łowicza przez Kutno, Włocławek, Nieszawę do

Aleksandrowa, co umożliwiało komunikację z Toruniem, Bydgoszczą i Pomorzem

Gdańskim. W tym samym czasie powstała szerokotorowa Droga Żelazna Warszawsko –

Petersburska, biegnąca przez: Tłuszcz, Łochów, Małkinię, Łapy, Białystok, Grodno. W 1867

roku otwarto Drogę Żelazną Warszawsko – Terespolską łączącą Miłosną, Mińsk, Siedlce,

Łuków, Międzyrzec, Białą i Terespol. (W 1871 linia ta uzyskała połączenie z Moskwą, a w

1873 r. z Kijowem). W kontekście wypoczynkowych potrzeb społeczeństwa Warszawy o

wiele istotniejsze było jednak połączenie o bardziej lokalnym charakterze, a mianowicie

otwarta w roku 1877 Droga Żelazna Nadwiślańska. Biegnąc z Kowla łączyła Chełm, Lublin,

Iwangorod (Dęblin), Otwock, Warszawę – Pragę, Nowy Dwór, Ciechanów i Mławę. Jej

boczne odgałęzienia prowadziły: z Nowego Dworu do Nowogieorgiewska (Modlina) oraz z

Dęblina do Łukowa na linii terespolskiej. Koleje prawobrzeżnej części Królestwa z kolejami

części lewobrzeżnej łączyła linia obwodowa, powstała w latach 1873 – 1876, biegnąca

mostem opodal Cytadeli. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych budowano na

obszarze Królestwa Polskiego linie kolejowe, które miały odciążyć szlaki prowadzące do

Warszawy. Dopiero w 1903 r. otwarto nowe połączenie z Warszawy przez Błonie,

Sochaczew, Łowicz, Zgierz, Łódź, Pabianice, Sieradz do Kalisza i granicy pruskiej129

.

Struktura sieci kolejowej czyniła z Warszawy węzeł komunikacyjny o kapitalnym

znaczeniu gospodarczym i strategicznym. Pociągało to za sobą poważne konsekwencje. Po

pierwsze, wpływało na industrializację i rozwój demograficzny. Po drugie, potęgowało

uciążliwość warunków życia mieszkańców. Po trzecie, stwarzało duże możliwości wyjazdu z

Warszawy w celach wypoczynkowych.

129

J. Braun, Warszawski węzeł komunikacyjny, [w:] Wielkomiejski..., s.123 – 126..

Page 29: Praca Marek - O Turystyce

29

Sieć połączeń dalekobieżnych uzupełniały budowane na przełomie wieku XIX i XX

wąskotorowe kolejki podmiejskie. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych uruchomiona

została kolejka wilanowska, wiodąca od rogatki belwederskiej przez Wilanów do Klarysewa

(później dodano kilka odgałęzień). Na przełomie stuleci wybudowano kolejkę grójecką.

Prowadziła ona od rogatki mokotowskiej przez Służewiec, Piaseczno, Górę Kalwarię.

Połączenie z Grójcem oddano do użytku dopiero wiosną roku 1914130

. Prawobrzeżne

przedmieścia Warszawy od lat dziewięćdziesiątych dysponowały kolejką marecką wiodącą z

Targówka przez Zacisze, Drewnicę, Marki do Pustelnika (na przełomie wieków przedłużono

ją do Radzymina). W 1901 r. otwarto kolejkę łączącą Jabłonnę i Wawer. W 1910 r. odcinek

wawerski przedłużono do Karczewa, łącząc ważne miejscowości letniskowe: Miedzeszyn,

Falenicę, Michalin, Józefów, Otwock131

.

Mniejsza rola w obsłudze ruchu turystycznego przypadła żegludze parowej na Wiśle.

Przedsiębiorstwa eksploatujące szlak rzeczny skupiały się przede wszystkim na transporcie

towarów. Ruch pasażerski nie miał natomiast większego znaczenia132

. Pomimo to główni

przewoźnicy, inaugurując sezon żeglugowy, starali się zachęcić potencjalnych klientów do

korzystania ze swych usług. Parostatki nie były jednak w stanie skutecznie konkurować z

pociągami ze względu na swą powolność i słaby rozwój miejscowości o charakterze

wypoczynkowym nad nieuregulowaną Wisłą. Podstawowym atutem decydującym o

przewadze kolei była jednak stosunkowo gęsta sieć połączeń oraz system udogodnień

oferowanych letnikom i ich rodzinom na czas kanikuły. Należały do nich specjalne taryfy,

dogodne połączenia czy bilety abonamentowe.

Dokąd na lato?

U schyłku XIX wieku najbardziej pożądanym, najatrakcyjniejszym i uważanym za

najcenniejszy sposobem spędzania czasu wolnego poza miastem był wyjazd do odległego,

zagranicznego uzdrowiska. Można pokusić się o stworzenie długiej listy kurortów, do których

docierali warszawiacy, lub takich, które przynajmniej konsekwentnie reklamowały się w

prasie warszawskiej. Znajdowały się wśród nich między innymi: Dubbeln – Marienbad koło

Rygi, Bad Hall w Górnej Austrii, Landeck na Śląsku, Wyk na wyspie Föhr, a z najbardziej

renomowanych: Reichenhall, Reinerz, Karlsbad, Marienbad, Davos, Fürstenhof, Meran,

130

J. Braun, op. cit., s. 140 – 146. 131

Tamże. Por. także: J. Braun, Powstanie i funkcjonowanie sieci warszawskich kolejek dojazdowych na

przełomie XIX i XX wieku , „Rocznik Mazowiecki” 1974 (V), s. 73-113. 132

J. Braun, Warszawski węzeł…, op. cit., s. 119 – 122.

Page 30: Praca Marek - O Turystyce

30

Wiesbaden. Za modne i prestiżowe uchodziły także Zakopane, Krynica, Szczawnica oraz

Sopot (Zoppot) i Kołobrzeg (Kolberg).

Zarówno reklamy, jak i zawarte w źródłach relacje z życia kurortów pozwalają na

opisanie zasadniczych elementów obyczajowości bywalców odległych „badów”. Podstawową

formą spędzania tam czasu było, naturalnie, oddawanie się rozmaitym, często nader

wymyślnym zabiegom terapeutycznym. Oferowano kąpiele zimne, ciepłe oraz błotne,

bromowe, jodowe i słoneczne; poranne spacery boso po rosie; masaże – w tym także

elektryczne; cudowne diety, transpirację, świeże wino, serwatkę, kumys i żętycę. Nad

prawidłowością kuracji czuwały zastępy utytułowanych lekarzy, których trud miał skutecznie

zwalczać absolutnie wszystkie rodzaje schorzeń i dolegliwości – od skrofułów i reumatyzmu

poprzez syfilis, choroby układu pokarmowego, oddechowego, nerwowego po anemię i

choroby kobiece. Czas wolny od trudów kuracji przeznaczano na wielkoświatowe rozrywki:

bale, reuniony, wizyty towarzyskie, koncerty, przechadzki po zdrojowych parkach i

promenadach. Nie stroniono od flirtu. Dla wielu mam pobyt z córką w głośnej miejscowości

był okazją do znalezienia odpowiedniego kandydata na męża dla latorośli. Charakterystyczne,

że publiczność uzdrowiskowa schyłku XIX wieku raczej unikała bardziej aktywnych form

wypoczynku, jak choćby zdobywających popularność dyscyplin sportowych (tenis czy

krykiet) lub ambitniejszej turystyki133

. Ciekawą analizę sposobu postrzegania europejskich

uzdrowisk przez polskich gości przedstawił Dariusz Opaliński134

. Autor wykorzystał relacje,

wywodzących się z trzech zaborów, reprezentantów różnych środowisk. Scharakteryzował ich

stosunek do przyjmowanej kuracji oraz sądy formułowane na temat odwiedzanych miejsc i

spotykanych ludzi. Niejako przy okazji badacz zaprezentował zasięg podejmowanych przez

Polaków wyjazdów leczniczych.

Zagraniczna kuracja stanowiła jednak przywilej nielicznych. Na wyjazd „do wód”

mogli sobie pozwolić jedynie ludzie prawdziwie niezależni finansowo: mieszkający w

Warszawie przez część roku arystokraci i ziemianie, osoby wykonujące intratne wolne

zawody, rentierzy, zamożni przedsiębiorcy, wysoko opłacani specjaliści o mocnej pozycji

zawodowej. A i oni często poprzestawali na wysłaniu za granicę swych rodzin. Opisywany

przez prasę, zachwalany w reklamach, popularyzowany przez literaturę piękną styl życia tych

środowisk był maccannellowskim „modelem”. Stanowił przedmiot pożądania i zazdrości.

Wpływał na sposób myślenia i postępowania pozostałych grup społecznych. W pewnych

133

Karlsbad. Echa letnie, „Kurier Warszawski” (dalej cyt. „KW”) 1891, nr 156, s. 2-3. 134

D. Opaliński, „Dusza się tu odrętwia i młodnieje”. Wrażenia Polaków z podróży do kurortów europejskich w

XIX wieku [w:] Europejczyk w podróży, red. E. Ihnatowicz, S. Ciara, Warszawa 2010, s. 227-240.

Page 31: Praca Marek - O Turystyce

31

kręgach opuszczenie Warszawy traktowano wręcz jako pewien przymus, jako podyktowany

przez obyczaj nakaz, któremu należy się poddać135

. Postawa taka charakterystyczna była dla

osób pragnących zamanifestować swe aspiracje do zajmowania wyższej, niż wynikałoby to z

dochodów, pozycji w społeczeństwie. Zaliczyłbym do tej grupy lepiej sytuowanych

pracowników najemnych, urzędników, zamożniejszą inteligencję. Nie mogąc pokonać

wspomnianych wyżej barier, usiłowali oni naśladować atrakcyjne sposoby zachowania,

korzystając z może mniej pociągających, ale na pewno bardziej dostępnych form spędzania

czasu wolnego poza miastem.

Mniej liczni, a nieco zasobniejsi, udawali się do stacji klimatycznych położonych na

terenie Królestwa. Podróż była znacznie tańsza, paszport nie był potrzebny, a i koszty pobytu

przedstawiały się korzystniej. Znaczniejszą popularnością cieszyły się: Busko, Ciechocinek,

Czarniecka Góra, Inowłódz, Nowe Miasto nad Pilicą, Ojców, Otwock, Solec. Miejscowości

te, choć pozbawione tak spektakularnych walorów jak zagraniczne uzdrowiska, starały się jak

najbardziej do nich upodobnić. Liczne reklamy prasowe zachwalały dobrodziejstwa klimatu,

skuteczność zabiegów leczniczych, bogate wyposażenie oraz uroki towarzyskich i

kulturalnych atrakcji136

. Organizowano koncerty, występy trup teatralnych, wieczorki

taneczne. Zapewniano wyrafinowane zabiegi lecznicze. Życie w krajowych uzdrowiskach

jakoby niczym nie różniło się od tego, jakie wiedli kuracjusze daleko za granicą.

W istocie jednak było inaczej. Rodzime stacje klimatyczne pełniły rolę zastępczą.

Pobyt w nich był swego rodzaju surogatem najbardziej pożądanego, zagranicznego wyjazdu.

Skorzystanie z „krajowej” oferty dawało jednak możliwość zamaskowania oczywistej

niemożności dalekiego wyjazdu. Udający się do Ciechocinka, Nałęczowa czy Otwocka nie

chcieli być jednak traktowani jako gorsi, biedniejsi, jako niezdolni do maccannellowskiej

„reprodukcji modelu”, określającego przynależność do wyższej grupy społecznej. Dążyli do

upodobnienia swej aktywności do obyczajów ukazywanych jako najbardziej prestiżowe i

najbardziej nowoczesne. Elżbieta Mazur, na łamach „Kwartalnika Historii Kultury

Materialnej”, przedstawiła ocenę stanu uzdrowisk leżących na terenie zaboru rosyjskiego137

.

Na podstawie przewodników, informatorów, artykułów z prasy fachowej badaczka

zarysowała rodzaje działalności wybranych ośrodków, etapy ich rozwoju, , ofertę zabiegów

135

Z Warszawy, „Biesiada Literacka” (Dalej: „BL”) 1893, nr 32, s. 82; Humor i satyra, „BL” 1898, nr 38, s.

195. 136

„KW” 1893, nr 116, s. 9; „KW” 1893, nr 136; „KW” 1898, nr 86; „KW” Dodatek Poranny 1898, nr 125, s. 4. 137

E. Mazur, Stan uzdrowisk w Królestwie Polskim i zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego na

przełomie XIX i XX w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2008, nr 1, s. 31-44.

Page 32: Praca Marek - O Turystyce

32

leczniczych. W kolejnej publikacji autorka zawarła panoramę różnorakich form aktywności,

jakim oddawali się kuracjusze i wczasowicze, spędzający czas w opisywanych stacjach

klimatycznych138

. Zwróciła przy tym uwagę na zróżnicowany skład społeczny klienteli,

wśród której dominowali przedstawiciele klasy wyższej i średniej.

Nie wszyscy przedstawiciele warstwy przejawiającej wyższe aspiracje mogli pozwolić

sobie na wakacje choćby w najbliższych uzdrowiskach. Niżsi urzędnicy, pracownicy biurowi,

zatrudnieni w handlu najczęściej nie dysponowali prawem do urlopów i ściśle związani byli z

pracą. Prawdziwą kurację zastępowała im wilegiatura – wynajmowanie na wsi, w sezonie

letnim, pokojów lub całych domów. Był to najpopularniejszy sposób spędzania lata przez

warszawiaków. Zjawisko to rozwinęło się u schyłku XIX wieku w miejscowościach leżących

blisko Warszawy, najczęściej w pobliżu linii kolejowych. Wypoczynek nieopodal Warszawy

trudno uznać za pełnowartościowy. Nie sprzyjał on również integracji rodziny. Korzystały

zeń przede wszystkim kobiety i dzieci. Mężczyźni albo musieli codziennie dojeżdżać do

pracy w Warszawie, albo pozostawali w mieście i odwiedzali swych bliskich jedynie w

soboty i niedziele. Mimo tych niedogodności uczestnicy (a właściwie uczestniczki)

wilegiatury usiłowali wytworzyć wrażenie, że i oni oddają się światowej rozrywce

przypominającej ów atrakcyjny, upragniony „model kulturowy”. Dlatego w miejscowościach

takich jak Pruszków, Włochy, Otrębusy, Wołomin, Tłuszcz, Wawer czy Falenica tworzyły się

kółka towarzyskie, flirtowano, aranżowano koncerty, reuniony, zabawy dobroczynne.

Oczekiwaniom letników sprostać miała stale doskonalona infrastruktura – chodniki, ławeczki,

niekiedy oświetlenie ulic. Przedsiębiorczy właściciele nieruchomości w popularnych

miejscowościach letniskowych tworzyli nawet zakłady lecznicze urządzone na wzór

przedsiębiorstw zagranicznych. Gwoli ścisłości należy dodać, że z urokom „letnich

mieszkań” ulegali także i ludzie prawdziwie zamożni. Dla nich jednak pobyt na wsi stanowił

jedynie skromny dodatek do kuracji za granicą139

. Często zresztą korzystali oni z własnych,

wygodnych siedzib. Ogół uczestników wilegiatury nie posiadał wszakże takich możliwości. A

jednak decydowano się na nią po to, by znaleźć się w gronie opuszczających Warszawę –

może nie podróżujących, ale przynajmniej wypoczywających, oddających się kuracji,

obcujących z naturą. „Model”, kreowany za pośrednictwem „mediów”, wykazywał na tym

polu szczególną siłę oddziaływania. Szeroki zasięg zjawiska wilegiatury powodował, że

138

E. Mazur, Życie codzienne w uzdrowiskach w Królestwie Polskim i zachodnich guberniach Cesarstwa

Rosyjskiego na przełomie XIX i XX w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2008, nr 2, s. 169-185. 139

Na letnich mieszkaniach, „KW” 1893, nr 180, s. 3; Na letnich mieszkaniach, „KW” Dodatek Poranny 1893,

nr 232, s. 1; H. Sienkiewicz, Rodzina Połanieckich, Warszawa 1997, s. 563, 601, 668, 695, 698.

Page 33: Praca Marek - O Turystyce

33

ułatwiała ona choćby sezonowe, czasowe niwelowanie różnic pomiędzy niektórymi

warstwami społecznymi. Próbę wszechstronnego opisu kultury materialnej i obyczajów

związanych ze spędzaniem wakacji na wilegiaturze stanowi artykuł zamieszczony w

„Kwartalniku Historii Kultury Materialnej”140

.

Pod urokiem rozpowszechnionych „modeli kulturowych” pozostawać musieli także i

najliczniejsi mieszkańcy Warszawy – ubożsi lub całkiem ubodzy pracownicy najemni,

robotnicy, służba domowa. Grupa ta wprawdzie nie mogła w pełni czerpać z dobrodziejstw

postępu cywilizacyjnego, przecież jednak korzystała z niektórych jego osiągnięć. Dogodna

komunikacja kolejowa, w tym powstające na przełomie wieków kolejki wąskotorowe,

żegluga parowa oferowały możliwość opuszczenia Warszawy choćby na jeden dzień, choćby

na kilkanaście godzin. W niedziele i święta proletariusze masowo udawali się na łono natury

– na Saską Kępę, do Młocin, na Bielany, za rogatki wolskie, czy dalej – do Czarnej Strugi za

Markami, pod Pruszków, Grodzisk, Otwock. Uczestnicy takich „majówek” spędzali czas w

dość banalny sposób: na kocyku, pośród zarośli raczyli się przywiezionym ze sobą

prowiantem, pochłaniali duże ilości alkoholu, tańczyli, śpiewali, biesiadowali w popularnych

gospodach141

. Szczególną aktywność na niwie organizowania krótkich, wypoczynkowych

wyjazdów za miasto przejawiały dwie grupy zawodowe – drukarze i subiekci. Ich huczne

majówki obszernie relacjonowała prasa142

, co stanowiło kolejny element „doświadczenia

kulturowego” upowszechniającego nowoczesny „model” spędzania wolnego czasu przez

całkiem już szerokie rzesze społeczeństwa.

Obserwowane w II poł. XIX wieku na gruncie warszawskim takie zjawiska jak

podróż, turystyka, pobyt w kurorcie, wynajmowanie „letniego mieszkania” czy choćby

podmiejska majówka stanowiły, zgodnie z teorią Deana MacCannella, ważny element

identyfikacji członków poszczególnych grup społecznych. Starania o sprostanie

rozpowszechnianym wzorcom zachowań, wysiłki podejmowane w celu upodobnienia form

aktywności do tych uchodzących za najatrakcyjniejsze, dają obraz systemu wartości i

światopoglądu warstw społecznych, składających się na określoną hierarchię społeczną. Na

jej szczycie znajdowała się elita arystokracji i burżuazji; nieco niżej dobrze sytuowani

pracownicy najemni i przedstawiciele wolnych zawodów; następnie urzędnicy i średnio

140

M. Olkuśnik, Podmiejska wilegiatura warszawiaków u schyłku XIX wieku jako zjawisko kulturowe i

społeczne, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2001, nr 4, s. 367-386. 141

B. Dziubek, Zaczynałem u Lilpopa, Warszawa 1969, s. 27-28. 142

Wycieczka subiektów, „KW” 1893, nr 167, s. 5; Zabawa drukarzy, tamże; Wycieczki korporacyjne, „KW”

Dodatek Poranny 1898, nr 169, s. 2; Wycieczka drukarzy, „KW” 1898, nr 173, s. 4.

Page 34: Praca Marek - O Turystyce

34

sytuowana inteligencja; z kolei szerokie rzesze pracowników handlowych,

wykwalifikowanych robotników; a później najliczniejsi - tworzący grupę proletariatu. W

sferze obyczajowej pomiędzy tymi środowiskami nie obserwujemy konfliktu. Grupy

usytuowane niżej nie kontestowały sposobów zachowania warstw wyższych. Owszem,

niekiedy były one krytykowane i ośmieszane, ale elitarne rozrywki – podróże, kuracje,

turystyka - uznawano zasadniczo za wartościowe i godne naśladowania. Możliwości

powielania upowszechnianych w prasie i literaturze pięknej typów zachowań były jednak

poważnie ograniczone. Dlatego też przedstawiciele środowisk, które chciały być

identyfikowane z warstwami wyższymi, oddawali się zastępczym formom aktywności –

wyjeżdżali do krajowych uzdrowisk lub choćby na wilegiaturę. Reprezentanci grup

uboższych i najsilniej związanych z miejscem pracy starali się w możliwie intensywny i

spektakularny sposób celebrować niedzielne wypady za miasto. Tak oto krzewiony był

nowoczesny obyczaj. „Doświadczenie kulturowe”, o którym pisał MacCannell, kształtowało

nowe społeczeństwo. Czynnikami sprawczymi były podróż i mające zastępować ją surogaty.

A ściśle biorąc - wyobrażenia, sądy i opinie dotyczące tej sfery. Stanowiły one ważny

składnik światopoglądu, kreującego oblicze poszczególnych grup społecznych.

Źródła.

Bazę źródłową do badań nad podróżami, turystyką i wypoczynkiem społeczeństwa

Warszawy w drugiej połowie XIX wieku cechuje prawdziwe bogactwo. W istocie historyk

staje tu przed podwójnym problemem. Po pierwsze, ma do czynienia z ogromną ilością i

objętością źródeł, które winien włączyć do swej kwerendy. Po drugie, musi liczyć się z

faktem, że lektura wielkiej (powiedzmy to szczerze) ilości publikacji prasowych czy

obszernych tomów wspomnień, epistolografii lub literatury pięknej owocuje zazwyczaj

zdobyciem drobnych często wzmianek, które choć niewielkie, rozproszone, dopiero po ich

zebraniu i zestawieniu pozwalają na kreślenie stanu świadomości mieszkańców Warszawy w

materii podróży i wypoczynku.

Za wyjątkowo istotne źródło uznałem najważniejsze tytuły prasy warszawskiej,

ukazujące się na przełomie XIX i XX wieku. Przewodnikiem po tej kategorii źródeł były dla

mnie publikacje Zenona Kmiecika143

i Jerzego Franke144

. Kwerendzie poddane zostały przede

wszystkim: „Kurier Warszawski”, „Przegląd Tygodniowy”, „Biesiada Literacka”, „Tygodnik

143

Z. Kmiecik, Prasa warszawska w latach 1886-1904, Wrocław – Warszawa 1989; tenże, Prasa warszawska w

latach 1908 – 1918, Warszawa 1981. 144

J. Franke, Polska prasa kobieca w latach 1820-1918: w kręgu ofiary i poświęcenia, Warszawa 1999.

Page 35: Praca Marek - O Turystyce

35

Ilustrowany”, „Wędrowiec”, „Bluszcz”, „Tygodnik Mód i Powieści”. Dla uzyskania

szerszego obrazu, sięgnąłem też do tygodników satyrycznych: „Mucha” i „Kolce”. Za

główny cel przyjąłem prześledzenie ewolucji stosunku mediów do podróży i wypoczynku.

Aby uchwycić moment narodzin interesujących mnie zjawisk i długofalowe tendencje,

zdecydowałem się na kwerendę wybranych roczników zasadniczo w odstępach pięcioletnich.

Sięgnąłem do prasy z lat 1873 i 1878, a skoncentrowałem się na latach 1893, 1898, 1903,

1908. (Wykorzystałem również rocznik 1891 „Kuriera Warszawskiego”). Podobną zasadę

przyjąłem przy badaniu prasy petersburskiej („Birżevye Vedomosti”, „Niva”, „Priroda i

Lûdi”, „Rodina”, „Sankt-Peterburgskie Vedomosti” „Strekoza”), sięgając w tym przypadku

do lat 80-ych XIX. Wartość publikacji prasowych dla niniejszej rozprawy polega nie tylko na

dostarczaniu bezcennych, choć jak wspomniano drobnych informacji, ale także, a może

przede wszystkim na możności odtworzenia stanu świadomości społecznej. Publicystyka

zamieszczana na łamach warszawskich periodyków z jednej strony opisywała praktykowane

przez mieszkańców miasta formy wypoczynku, a z drugiej strony dokonywała ich oceny.

Propagując określone sposoby podróżowania lub podmiejskiej rekreacji oddziaływano i na

aktywność warszawiaków i na świadomość poszczególnych grup społecznych145

. Prasę w

związku z tym należy traktować jako maccannellowskie „medium”, umożliwiające

reprodukcję „modeli kulturowych”, a więc wywierające decydujący wpływ na aspekt życia

społecznego, będący zasadniczym przedmiotem niniejszej pracy.

Kategorią źródeł o podobnym znaczeniu i podobnych walorach jest realistyczna

powieść obyczajowa z końca XIX w. Wartość tej części literatury pięknej dla badań nad

historią społeczną, zwłaszcza nad historią życia codziennego, obyczaju, stanu świadomości

dawno już została dostrzeżona i nie wymaga uzasadnienia146

. W badaniach swych

wykorzystałem zarówno znane, sztandarowe dzieła literackie, jak Lalka B. Prusa147

i Rodzina

Połanieckich H. Sienkiewicza148

, ale sięgnąłem również do mniej popularnych, dziś już

prawie zapomnianych, jak Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego J. Weyssenhoffa149

,

Sezonowa miłość G. Zapolskiej150

czy – niegdyś głośna – Felka I. Dąbrowskiego151

. W

145

Por. M. Olkuśnik, Zwierciadło - drogowskaz. Podróż i wypoczynek kobiet poza miastem w prasie

warszawskiej przełomu XIX i XX wieku” [w:] Kobieta i kultura czasu wolnego. Zbiór studiów pod red. A.

Żarnowskiej i A . Szwarca, t. VII, Warszawa 2001, s. 239-263. 146

R. Czepulis – Rastenis, Znaczenie prozy obyczajowej XIX wieku dla badań ówczesnej świadomości i

stosunków społecznych [w:] Historyka. Studia metodologiczne, t. VIII, Wrocław 1978, s. 11-124. 147

B. Prus, Lalka, Warszawa 1956. 148

H. Sienkiewicz, Rodzina Połanieckich, Warszawa 1997. 149

J. Weyssenhoff, Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego, Warszawa 1956. 150

G. Zapolska, Sezonowa miłość, Kraków 1980. 151

I. Dąbrowski, Felka, Londyn 1957.

Page 36: Praca Marek - O Turystyce

36

badanym przeze mnie okresie utwory te w większości ukazywały się w odcinkach w

warszawskiej prasie i periodykach, przez co wywierały przemożny wpływ na postawy i

system wartości czytelników. Ponadto, prestiż, którym cieszyli się autorzy, nobilitował

przesłanie, jakie niosły ze sobą wspomniane powieści. Można uznać zatem, że – przy

zbliżonej wartości źródłowej – proza obyczajowa miała jeszcze większą niż prasa siłę

oddziaływania na społeczność Warszawy, a już z pewnością na tę jej część, która zwykła była

obcować z literaturą.

Nieco inny cel miało sięgnięcie do wybranych dzieł literatury obcej. Sondażowa

kwerenda miała jedynie uzupełnić wykorzystane przeze mnie informacje, zawarte w bogatej

literaturze historycznej. Lektura wybranych utworów posłużyła próbie znalezienia

odpowiedzi na pytanie o rolę kuracji i podróży w życiu i świadomości Brytyjczyków, Rosjan i

Niemców – narodów, z którymi Polacy najczęściej stykali się w najpopularniejszych

zagranicznych miejscowościach wypoczynkowych. Z takim zamiarem wykorzystałem Idiotę

F. Dostojewskiego152

, Czarodziejską Górę153

i Śmierć w Wenecji154

T. Manna, Pokój z

widokiem E. M. Forstera155

.

Prawdziwą skarbnicą wiedzy o realiach podróży, warunkach pobytu w mniej lub

bardziej znanych miejscowościach, a także o wrażeniach, jakie peregrynacje wywierały na

turystach i kuracjuszach jest dziewiętnastowieczna korespondencja. Nawet tylko wydane

drukiem listy osób znanych stanowią materiał trudny do dokładnego zbadania przez jednego

historyka. Aby jednak nie pominąć w kwerendzie tak ważnej kategorii źródeł, zdecydowałem

się na sięgnięcie do części spuścizny epistolograficznej po Elizie Orzeszkowej i Henryku

Sienkiewiczu - postaciach wybitnych, a przy tym wywierających wpływ na ogół polskiego

społeczeństwa. Autorka Nad Niemnem dość słabo była związana z Warszawą. Mimo to, jej

zwyczaje wakacyjne przyciągały uwagę warszawskiej prasy, na łamach której często i

obszernie informowano, gdzie i jak pisarka wypoczywa. Sama zaś korespondencja

Orzeszkowej pozwala na odtworzenie stosunku wybitnej przedstawicielki intelektualnej elity

do różnych form podróżowania i rekreacji. Ważne i interesujące są zwłaszcza listy do

Leopolda Méyeta, przyjaciela Pani Elizy, warszawskiego adwokata, nadzwyczaj aktywnego

152

F. Dostojewski, Idiota, przeł. J. Jędrzejewicz, Warszawa 1971. 153

T. Mann, Czarodziejska Góra, przeł. J. Kramsztyk, J. Łukowski (W. Tatarkiewicz) Warszawa 1982. 154

T. Mann, Śmierć w Wenecji, przeł. L. Staff, [w:] Opowiadania, Warszawa 2009. 155

E. M. Forster, Pokój z widokiem, przeł. H. Najder, Warszawa 2003.

Page 37: Praca Marek - O Turystyce

37

na polu kultury156

. Były to listy prywatne, nie przeznaczone do publikacji. Nie tylko jednak

oddawały stan ducha Orzeszkowej, ale i w pewien sposób wpływały na świadomość

środowiska, które reprezentował adresat. Henryk Sienkiewicz był z kolei bardzo mocno

związany z Warszawą (gdzie faktycznie mieszkał) i warszawską prasą, na łamach której

systematycznie publikował swe utwory. Przyszły noblista w literacką formę listów ubrał swe

korespondencje z wyprawy do Ameryki157

i wspomnienia z podróży afrykańskiej158

. Oba

zbiory przynoszą szereg ciekawych spostrzeżeń z odbytych wędrówek. Dotyczą jednak takich

form podróży, jakie nie były nazbyt często podejmowane - nawet przez przedstawicieli

kręgów elitarnych. Dlatego też swą uwagę skupiłem, podobnie jak w przypadku

Orzeszkowej, na korespondencji prywatnej, nie przeznaczonej do druku. Przede wszystkim

ciekawe są listy do Mścisława Godlewskiego, warszawskiego adwokata, literata i wydawcy –

bliskiego przyjaciela Sienkiewicza; prowadzącego także prawne sprawy autora Trylogii159

.

Obficie korzystałem z klasycznego źródła, jakim jest memuarystyka. Pełny wykaz

dwudziestu, wydanych drukiem, pozycji – wspomnień, pamiętników, dzienników – zawarty

jest w bibliografii. Trzeba podkreślić, że znajdują się wśród nich prace, które przynoszą

bogaty, obszerny, często bardzo ciekawy materiał do badań nad obyczajami

wypoczynkowymi i podróżniczymi, jak i takie, które zawierają drobne, rozproszone

wzmianki, jednak o dużym znaczeniu dla niniejszych rozważań. Do najbardziej

wartościowych zaliczyć należy Powieść mojego życia Ferdynanda Hoesicka160

, Młodość

wydawcy Jana Gebethnera161

, dwa tomy wspomnień Jadwigi Waydel Dmochowskiej162

czy

Dziennik Marii z Łubieńskich Górskiej163

.

Osobną kategorię stanowią nie opublikowane dotąd pamiętniki ze Zbiorów

Rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie: szerzej nie znane, nie wykorzystywane lub

wykorzystywane bardzo rzadko przez badaczy, w ograniczonym zakresie funkcjonujące w

obiegu naukowym. Wnikliwej analizie poddałem dziewięć dzieł polskiej memuarystyki.

Efekty badania przeszły wszelkie oczekiwania. Materiał, z którym się zapoznałem, zawiera

156

E. Orzeszkowa, Listy zebrane. Tom II. Do Leopolda Méyeta. Opr. E. Jankowski, Wrocław 1955, s. 286-289.

(Wstęp E. Jankowskiego). 157

H. Sienkiewicz, Listy z podróży do Ameryki, Warszawa 1978. 158

H. Sienkiewicz, Listy z Afryki, Warszawa 1956. 159

H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, Red. J. Krzyżanowski, Opr. M. Bokszczanin, (Opr. Listów do M.

Godlewskiego – E. Kiernicki), Warszawa 1977, s. 5. 160

F. Hoesick, Powieść mojego życia. (Dom rodzicielski). Pamiętniki, Wrocław – Kraków 1959. 161

J. Gebethner, Młodość wydawcy, Warszawa 1977. 162

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, Warszawa 1959; Jeszcze o dawnej Warszawie, Warszawa 1960. 163

Górska z Łubieńskich M., Gdybym mniej kochała. Dziennik z lat 1889-1895 (t. I), Warszawa 1996; Gdybym

mniej kochała. Dziennik z lat 1896-1906 (t. II), Warszawa 1997.

Page 38: Praca Marek - O Turystyce

38

fenomenalne informacje, o zupełnie zasadniczym znaczeniu dla moich rozważań. Pamiętniki

Zofii z Tyszkiewiczów Potockiej164

, Antoniny z Chłapowskich Górskiej165

i Stanisława

Brzezińskiego166

ukazują, drobiazgowo, ze szczegółami, kulturę życia w podróży

przedstawicieli najwyższych warszawskich elit. Pozwalają przy tym na prześledzenie sposobu

postrzegania różnych form wypoczynku przez to środowisko. Wspomnienia Zofii ze

Święcickich Guzowskiej167

, Łucji z Dunin-Borkowskich Hornowskiej168

czy Władysława

Kiejstuta Matlakowskiego169

stanowią świadectwo obyczajów grupy granicznej – związanego

z Warszawą, nieco zubożałego ziemiaństwa, które mentalnie przynależało do elity, a ze

względu na stan majątkowy – do klasy średniej. Z zamożniejszych kręgów warstwy średniej

wywodzili się Antoni Ziemięcki170

, Stanisław Twardo171

i sławny ilustrator Franciszek

Kostrzewski172

. Łączyło ich także i to, że byli prawdziwymi pasjonatami turystyki, toteż ich

wspomnienia mają wyjątkową wartość.

Konstrukcja pracy.

Niniejsza rozprawa składa się ze wstępu, czterech rozdziałów i zakończenia. We

Wstępie przedstawiłem uzasadnienie wyboru tematu i charakterystykę literatury przedmiotu.

Zarysowałem ponadto miejsce problematyki podróży i turystyki w badaniach

socjologicznych. Omówiłem te koncepcje i teorie, które zwróciły moją uwagę na dostrzegane

przez socjologów aspekty podróży oraz posłużyły jako klucz do interpretacji rodzajów

aktywności poszczególnych grup społecznych. Następnie syntetycznie przedstawiłem

Warszawę jako wybrane przeze mnie pole badań. Omówiłem rozwój demograficzny, warunki

ustrojowo-administracyjne, powstawanie i rozbudowę sieci komunikacyjnej. Krótko

scharakteryzowałem najbardziej rozpowszechnione formy wypoczynku poza miastem.

Zamknięciem wstępu jest dokładne omówienie wykorzystanych źródeł – prasy, literatury

pięknej, epistolografii, pamiętników.

W Rozdziale I: „Londyn i Sankt Petersburg. Wzorce i punkty odniesienia dla

obyczajów czasu wolnego i podróży społeczeństwa Warszawy” przedstawiłem genezę i

funkcjonowanie najbardziej rozpowszechnionych w drugiej połowie XIX wieku sposobów

164

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, Echa minionej epoki. XIX i XX wiek. Moje wspomnienia, Rps BN akc. 11711. 165

A. Górska z Chłapowskich, Wspomnienia. Ostatnia redakcja. Tom I. Lata 1870-1900, Rps BN 9778. 166

S. Brzeziński, Pamiętnik, Rps BN II 10493. 167

Z. Guzowska ze Święcickich , Za moich czasów. Pamiętnik, Rps BN, akc. 8036. 168

Ł. Hornowska z Dunin-Borkowskich, Wspomnienia z lat ok. 1852-1890, Rps BN II 10423. 169

W. K. Matlakowski, Wspomnienia, Rps BN akc. 10875. 170

A. Ziemięcki, Wspomnienia z lat 1885 – 1919. Moja przyjaźń z geografią, Rps BN akc. 9498. 171

S. Twardo, Ogniwa jednego życia, Rps. BN akc. 10430. 172

F. Kostrzewski, Pamiętnik z lat 1844 – 1890, Rps BN IV 6377.

Page 39: Praca Marek - O Turystyce

39

wypoczynku i rekreacji mieszkańców dwóch wymienionych stolic. Ze względu na bogactwo

literatury historycznej, poświęconej wakacjom i podróżom Brytyjczyków, bazą dla opisu

problematyki londyńskiej były przede wszystkim opracowania historyczne. Charakteryzując

realia Londynu, zwróciłem uwagę na wzajemne oddziaływanie skutków rewolucji

przemysłowej, polityki władz, wysiłków reformatorów społecznych i postaw poszczególnych

grup społecznych. Zwróciłem uwagę na poszerzanie zakresu czasu wolnego, dostępnego dla

zatrudnionych, na przemiany obyczajów wakacyjnych, a także na rozwój rynku usług

związanych z wypoczynkiem i podróżami. Wskazałem najpopularniejsze kierunki wyjazdów

wakacyjnych z Londynu. Przedstawiłem rolę, jaką w upowszechnianiu aktywności

turystycznej odegrało przedsiębiorstwo Thomasa Cooka.

W przypadku Petersburga, wobec ubóstwa opracowań historycznych, niezbędne było

przeprowadzenie kwerendy źródłowej – zwłaszcza w prasie petersburskiej. Omówiłem

wykorzystane źródła i opracowania. Scharakteryzowałem podróżnicze i wypoczynkowe

obyczaje mieszkańców rosyjskiej stolicy. Zwróciłem uwagę na wpływ czynnika imperialnego

na rozwój tych form aktywności społeczeństwa Rosji. Opisałem, jak rosyjska prasa traktowała

zagraniczne wojaże elit. Przeanalizowałem sposób postrzegania rosyjskich turystów i

kuracjuszy przez literaturę piękną. Zwróciłem uwagę na stosunek mediów i władz do kwestii

racjonalnej rekreacji przedstawicieli średnich i niższych warstw społeczeństwa.

Wspomniałem o próbach zakładania komercyjnych agencji podróży oraz problemach w

tworzeniu klubów i stowarzyszeń turystycznych. W ślad za autorami rosyjskimi zarysowałem

rozwój takich organizacji i ich rolę w rozpowszechnianiu mody na wędrówki i wycieczki,

zwłaszcza wśród młodzieży szkolnej i studentów. Rozważania dotyczące wypoczynkowych

obyczajów ludności Petersburga zamknąłem opisem zjawiska życia na „daczy”. Rozdział

zakończyłem krótkim porównaniem wypoczynkowych realiów Londynu i Petersburga, wraz z

przedstawieniem wniosków. Obszerne omówienie form rekreacji społeczeństw obu stolic ma

stanowić tło dla opisu i oceny miejsca podróży i wypoczynku w świadomości mieszkańców

Warszawy.

Zasadniczą część rozprawy, opartą na własnych badaniach źródłowych, otwiera

Rozdział II: „Elity w podróży. Wojaże, kuracje i kanikuła na wsi jako wyznacznik

pozycji społecznej”. Wykorzystując prasę i literaturę wspomnieniową scharakteryzowałem w

nim środowiskowy skład opisywanej grupy oraz sposób jej postrzegania przez

współczesnych. Opisałem, jak zwyczaje związane z podróżami, kuracją i wypoczynkiem

wpływały na kreowanie wizerunku warszawskich warstw wyższych i jak ów wizerunek

Page 40: Praca Marek - O Turystyce

40

oddziaływał na resztę społeczeństwa. Przedstawiłem poglądy i opinie na temat

rozpowszechnionych wśród warszawskiego „towarzystwa” form wypoczynku: wakacji w

wiejskich majątkach, kuracyjnych wypraw „do wód”, oddawania się wyszukanym rozrywkom

w modnych europejskich miejscowościach. Wskazałem na krytykę wakacyjnej aktywności

elit - zarówno ze strony części opisywanego środowiska, jak i ze strony prasy. Przytoczyłem

formułowane na łamach periodyków, postulaty podniesienia wartości podróżowania,

wzywające do zwrócenia uwagi na takie aspekty podróży jak walory poznawcze, motywy

patriotyczne, praktykowanie różnych form aktywności fizycznej. W Rozdziale II starałem się

zbadać, czy wszelkie rodzaje wojaży, wypoczynku, terapii i rekreacji, podejmowane przez

warszawskie warstwy wyższe, składały się na wzorzec, który mógł być postrzegany przez

ogół społeczeństwa jako najbardziej atrakcyjny i najbardziej pożądany. W kolejnych

rozdziałach przedstawiłem, jak kręgi, usiłujące wzorować się na arystokracji i burżuazji,

próbowały kopiować obyczaje elity.

Najobszerniejszą częścią rozprawy jest Rozdział III: „Klasa średnia na wakacjach.

Czas wolny poza miastem jako świadectwo aspiracji grupy społecznej”. Na początku

wyjaśniłem, które środowiska zaliczam do warszawskiej klasy średniej, a następnie, jak

przedstawiał się dostęp tej grupy do czasu wolnego. W dalszej części zwróciłem uwagę na

formalne i materialne trudności, jakie napotykali przedstawiciele omawianej warstwy przy

podejmowaniu podróży: dostępność paszportów oraz koszty wędrówek i kuracji. Zwróciłem

uwagę na rozmaite sposoby przezwyciężania wspomnianych barier. Dokonałem zestawienia

podawanych przez prasę i pamiętnikarzy cen pobytów i terapii w odwiedzanych najczęściej

uzdrowiskach oraz sum, jakich żądano przy wynajmie „letnich mieszkań”. Opisałem, jak w

środowisku klasy średniej uzasadniano konieczność wakacyjnych wyjazdów poza mury

Warszawy. Przeanalizowałem sposób artykułowania motywacji zdrowotnych, poznawczych,

patriotycznych. Wspomniałem również takie wątki jak: sprzeciw wobec polityki germanizacji

w zaborze pruskim, zaangażowanie w batalię dotyczącą rozwoju Zakopanego, starania o

stworzenie organizacji turystycznej, czy wreszcie działania filantropijne na rzecz ubogich

mieszkańców odwiedzanych miejscowości.

W rozdziale III zwróciłem także uwagę na problem wakacyjnego rozdzielania rodzin.

Tradycyjny podział ról powodował, że poza Warszawą wypoczywały zazwyczaj matki z

dziećmi lub mężatki, które wyruszały na kurację. Mężowie zazwyczaj musieli pozostawać w

pracy. W tym kontekście opisałem kwestię emancypacji kobiet podczas podróży i

pozamiejskiej rekreacji oraz erotyczny aspekt wypoczynku w kurortach i na wilegiaturze. W

Page 41: Praca Marek - O Turystyce

41

podsumowaniu rozdziału, porównałem aktywność warszawskiej klasy średniej do

analogicznych środowisk Londynu i Petersburga.

W Rozdziale IV: „Na podmiejskim pikniku i w objęciach filantropii.

Wypoczynek i rekreacja warstw niezamożnych i proletariatu Warszawy” omówiłem

warunki egzystencji niższych warstw społecznych, w tym zwłaszcza klasy robotniczej i

służby domowej. Zwróciłem uwagę, że środowisko to dysponowało bardzo skromnymi

środkami finansowymi i ograniczonym dostępem do czasu wolnego. W praktyce było

pozbawione możliwości dłuższych i dalszych wyjazdów wypoczynkowych. Opisałem, jak –

w związku z tym - podejmowano zastępcze formy rekreacji poza miastem - masowe,

świąteczne wyprawy warszawskiego proletariatu do miejsc całkiem bliskich: Bielan, Saskiej

Kępy, Wilanowa i Jabłonnej. Przedstawiłem, jak organizowano zbiorowe, „korporacyjne”

wycieczki subiektów i drukarzy. Przytoczyłem przykłady pokazujące, że podobne imprezy

stawały się w gorącym okresie 1905 roku pretekstem do prowadzenia rewolucyjnej agitacji.

W końcowej części rozdziału scharakteryzowałem działania podejmowane przez kręgi

inteligencji na rzecz zapewnienia uboższym mieszkańcom miasta możliwości spędzenia

choćby części lata poza jego murami. Wspomniałem najbardziej znaczące inicjatywy –

kolonie letnie dla dzieci oraz „wakacje pracownic”.

W Zakończeniu dokonałem podsumowania rozprawy i przedstawiłem wnioski,

wynikające z przeprowadzonych badań. Pracę zamyka bibliografia źródeł i literatury

przedmiotu. Uwzględniłem w niej wykorzystaną memuarystykę – dzienniki i wspomnienia,

epistolografię, polskie i rosyjskie gazety i periodyki, literaturę piękną, niepublikowane

pamiętniki ze zbiorów Biblioteki Narodowej. W wykazie opracowań zawarłem wykorzystane

przeze mnie pozycje literatury polskiej, rosyjskiej i angielskiej.

Page 42: Praca Marek - O Turystyce

42

ROZDZIAŁ I.

LONDYN I SANKT PETERSBURG.

WZORCE I PUNKTY ODNIESIENIA

DLA OBYCZAJÓW CZASU WOLNEGO I PODRÓŻY

SPOŁECZEŃSTWA WARSZAWY.

Historyk badający zagadnienia podróży, turystyki i wypoczynku na ziemiach

polskich w II połowie XIX wieku, winien skonfrontować realia, będące przedmiotem jego

zainteresowania, z ich odpowiednikami zagranicznymi. Zwłaszcza ze sposobami spędzania

czasu wolnego poza miastem w Wielkiej Brytanii i Rosji.

Społeczeństwo brytyjskie przez cały wiek XIX wyznaczało wzorce zachowań w tej

dziedzinie dla całej Europy. Na Wyspach najwcześniej dokonała się rewolucja przemysłowa i

ukształtowała struktura społeczna, charakterystyczna dla epoki industrialnej. Brytyjczycy, z

racji rosnącego dobrobytu, dysponowali środkami, które pozwoliły na utworzenie sieci

komunikacyjnej, ułatwiającej opuszczanie miast i podróżowanie po własnym kraju, oraz

umożliwiły podejmowanie podróży zagranicznych przedstawicielom różnych grup

społecznych. To w Wielkiej Brytanii zrodził się u schyłku nowożytności elitarny obyczaj

grand tour, który następnie – już w wieku XIX - zyskał swoistą kontynuację i

naśladownictwo w formie niemal masowej turystyki.

Przemiany gospodarcze i społeczne doby rewolucji przemysłowej przyczyniły się do

wzrostu zamożności znaczącej części brytyjskiego społeczeństwa i do stopniowego

rozszerzania dostępu do czasu wolnego. Dzięki temu poddani Wiktorii i Edwarda chętnie

wypoczywali w atrakcyjnych miejscach i podróżowali. W rozwoju tych obyczajów istotne

znaczenie miało dynamicznie rozwijające się przedsiębiorstwo Thomasa Cooka – pierwsza w

świecie i długo najważniejsza agencja turystyczna. Upodobania wyspiarzy do podróży

sprawiły, że słowo Anglik stało się w Europie i poza nią synonimem turysty, a mająca służyć

podróżującym infrastruktura – restauracje, hotele, środki komunikacji – tworzona była „na

Page 43: Praca Marek - O Turystyce

43

wzór angielski” - tak, aby schlebiać angielskim gustom i przyzwyczajeniom. W ten sposób

kształtował się swego rodzaju wzorzec – standard, ale i stereotyp, który, jako modny i

atrakcyjny, naśladowany był przez przedstawicieli innych nacji.

Porównywanie Warszawy i Londynu uzasadnia ponadto nieco podobny, zachowując

wszelkie proporcje, charakter obu miast. Tak nad Tamizą, jak i nad Wisłą, mieszkańcy

zmagali się z ogromnym zagęszczeniem i wynikającymi zeń uciążliwymi warunkami

wielkomiejskiej egzystencji. Oba ośrodki cechowała także bardzo zróżnicowana, złożona

struktura społeczna – od bardzo zamożnej arystokracji, poprzez rosnącą w siłę i bogacącą się

burżuazję i klasę średnią, aż po wielkoprzemysłowy proletariat. Naturalnie, warstwy związane

z industrializacją stanowiły wyraźnie większy odsetek ludności w Londynie niż w Warszawie.

Inne zgoła względy skłaniają do przyjrzenia się podróżom i wypoczynkowi

społeczeństwa Sankt Petersburga. Stolica Imperium, miasto rezydencjonalne

absolutystycznego dworu, było jednocześnie siedzibą najwyższej arystokracji, bogatej

szlachty rosyjskiej, a także urzędników wszystkich szczebli, związanych z aparatem państwa.

W II połowie XIX wieku nad Newą pojawiła się dość jeszcze nieliczna bogata burżuazja. W

mieście skupiały się także: inteligencja, drobni przedsiębiorcy, rzemieślnicy i wzrastający w

siłę proletariat.

Wszystkie te środowiska nie kreowały jednak wzorców, które miały zdolność

promieniowania na Europę. Przeciwnie. To raczej najwyższe kręgi społeczności Petersburga

– dwór, arystokracja i burżuazja – usilnie naśladowały formy zachowania elit Zachodu,

przede wszystkim Wielkiej Brytanii. Pod koniec stulecia wiedza o wypoczynkowych i

podróżniczych obyczajach Europy zaczęła rozpowszechniać się i wśród innych grup

społeczeństwa rosyjskiego, wyzwalając - znane już wcześniej na Zachodzie – formy

aktywności, przede wszystkim w dziedzinie aktywnej turystyki i krajoznawstwa.

Oryginalnym za to obyczajem, rdzennie rosyjskim, a wręcz petersburskim (choć

przywodzącym na myśl popularną na Zachodzie wilegiaturę) był natomiast szeroko

rozpowszechniony model spędzania letnich miesięcy na podmiejskiej daczy. W drugiej

połowie wieku zyskiwał on coraz większą popularność, obejmując niemal wszystkie grupy

mieszkańców Sankt Petersburga.

Kultywowane w stolicy Cesarstwa formy podróżowania i spędzania czasu wolnego

poza miastem nie mogły pozostać całkowicie bez wpływu na aktywność Polaków w zaborze

rosyjskim. Petersburskim modom hołdowali Rosjanie pełniący służbę, pracujący, czy po

Page 44: Praca Marek - O Turystyce

44

prostu mieszkający w Warszawie. Informacje o życiu dworu cesarskiego podawała, z

urzędowego obowiązku, warszawska prasa. Ekstrawaganckie, bogate, spektakularne wyczyny

podróżującej rosyjskiej arystokracji były obserwowane przez warszawskie elity, spędzające

czas w tych samych popularnych miejscach w najmodniejszych regionach Europy. W

rozmaity sposób był zatem i Petersburg punktem odniesienia dla społeczności Warszawy.

Jeden jeszcze, istotny powód każe przyjrzeć się dokładniej wypoczynkowi i podróżom

mieszkańców Londynu i Petersburga. Jest to mianowicie konieczność zadania pytania, jak

interesujące nas zagadnienia związane były z politycznymi realiami porównywanych miast?

W Wielkiej Brytanii formy wypoczynku warstw niższych, budziły zainteresowanie władz.

Parlament, politycy, a także organizacje społeczne dążyły do rozszerzania dostępu do czasu

wolnego i jego racjonalnej organizacji – w imię zapewnienia harmonijnego rozwoju

społeczeństwa, gospodarki i państwa. Podróże i rekreacja nie podlegały jednak, zasadniczo,

widocznej kontroli politycznej.

Warszawiacy i petersburżanie, nie korzystali ze swobód obywatelskich, jakimi cieszyli

się londyńczycy. Nie doświadczali też szczególnej troski ze strony państwowych instytucji.

Należy jednak spytać, na ile Warszawa, w sferze podróży, turystyki i wypoczynku, różniła się

od Petersburga? Czy Warszawa doby popowstaniowej, jak całe Królestwo poddana

represjom, była miastem, w którym aktywności czasu wolnego były sferami traktowanymi

przez władze zaborcze w jakiś szczególnie nieprzyjazny sposób? Czy na tym polu

warszawiacy byli traktowani gorzej w porównaniu z mieszkańcami Petersburga? Czy,

przeciwnie, Polacy korzystali ze znaczniejszych swobód? Łatwiej czy trudniej przyswajali

zwyczaje Zachodu, niż egzystujący w cieniu samodzierżawia Rosjanie?

Wielka Brytania i Londyn – wzór dla całej Europy.

Historyk pragnący zapoznać się dziejami czasu wolnego, wypoczynku i podróży

Brytyjczyków, w tym także mieszkańców Londynu, staje w obliczu imponującego dorobku

historiografii poświęconej tym zagadnieniom. Pośród ogromnej ilości prac szczególnie godne

uwagi wydaje się kilka pozycji – zarówno klasycznych, fundamentalnych, jak i nowszych,

niekiedy w popularny sposób prezentujących poszczególne problemy. Jedną z

najważniejszych jest praca Hugh Cunninghama173

. Koncentruje się ona na prześledzeniu

173

H. Cunningham, Leisure in the industrial revolution c. 1780 – c. 1880, London 1980.

Page 45: Praca Marek - O Turystyce

45

narodzin, rozwoju i miejsca w świadomości Brytyjczyków zjawiska czasu wolnego i form

jego spędzania. Gdyby nie stałe poszerzanie przestrzeni leisure wśród poszczególnych grup

społecznych i gdyby nie działania, mające wpływać na rodzaje związanych z nim aktywności,

nie byłaby możliwa prawdziwa ekspansja obyczaju podróżowania i wypoczywania poza

miastem w XIX wieku.

Cunningham konsekwentnie broni trzech zasadniczych tez. Po pierwsze, że jednostki i

klasy społeczne posiadają samoistną zdolność do tworzenia własnych obyczajów, własnej

kultury, a nie są zniewolone, zdeterminowane przez uwarunkowania ekonomiczne. Po drugie,

że – nawet w czasie gwałtownych przemian społeczno-gospodarczych, jak podczas rewolucji

przemysłowej – zachowana zostaje ciągłość z przeszłością i poszczególne grupy społeczne

czerpią z dawnych doświadczeń i nawyków, a nie tworzą ich od podstaw, jako całkiem

nowych, pozbawionych korzeni z czasów minionych. Po trzecie, że sama kategoria czasu

wolnego nie jest ubocznym produktem przemian, odseparowaną częścią „nadbudowy”,

wchodzącą w skład kultury, a stanowi przemian tych istotny element – bierze w tych

przemianach udział, wpływa na nie poprzez powiązania ze zjawiskami gospodarczymi,

społecznymi, politycznymi i kulturalnymi174

.

Cunningham w swych rozważaniach szczególną wagę przywiązuje do kwestii relacji

pomiędzy grupami społecznymi i do miejsca, jakie czas wolny odgrywał w budowaniu

świadomości poszczególnych warstw w dobie rewolucji przemysłowej. Według badacza, w

przededniu wielkich przemian dostęp do czasu wolnego, rozumianego jako przestrzeń dla

przyjemności, „dla siebie”, był przywilejem elitarnej leisure class. Pozostałe grupy społeczne

kojarzyły dostępny im czas bez pracy, bez uciążliwych, obowiązkowych zajęć jako czas

próżnowania, nie-pracowania, bierności, a nie jako sferę realizacji własnych potrzeb.

Pod koniec epoki nowożytnej społeczny zasięg leisure class stopniowo rozszerzał się,

obejmując przybywającą do Londynu gentry i burżuazję. Środowiska te kopiowały

zachowanie elit: udział w wyścigach konnych, polowania, strzelectwo. Równocześnie

hołdujące tym obyczajom kręgi społeczne starały się odróżnić i odseparować od reszty

społeczeństwa. Podejrzliwie i z niechęcią odnosiły się do rozrywek rozwijającej się klasy

robotniczej175

. W obawie o bezpieczeństwo publiczne i spokój społeczny przedstawiciele elit,

władze, Kościoły krytykowały prosty czy wręcz prostacki wypoczynek proletariatu. Starały

174

Tamże, s. 195-199. 175

Tamże, s. 15-26.

Page 46: Praca Marek - O Turystyce

46

się poddać go kontroli, ograniczyć jego wymiar, zamknąć dostęp do przestrzeni publicznej:

parków, czy popularnych podmiejskich terenów leśnych176

. Wywoływało to sprzeciw i opór

środowiska robotniczego, które zamykało się we własnym kręgu, oddając się prywatnym,

skrytym, dość prymitywnym, a przy tym nie poddającym się kontroli zajęciom, jak walki

psów, kogutów, drażnienie byków i borsuków, pijaństwo177

. W ten sposób na przełomie

XVIII i XIX wieku nastąpiła wyraźna separacja grup społecznych i polaryzacja

społeczeństwa. Jak podkreśla Cunningham nie wynikała ona z obiektywnych okoliczności,

związanych z postępującą urbanizacją, a z rozmyślnych działań elit178

.

W pierwszej połowie XIX wieku głębokie zróżnicowanie form leisure, podobnie jak

nasilające się antagonizmy społeczne, zaczęły budzić głębokie obawy rozwijającej się klasy

średniej, szczególnie zainteresowanej harmonijnym rozwojem gospodarki i społeczeństwa. To

z tej grupy społecznej pochodziły projekty rozmaitych reform, mających na celu podniesienie

poziomu spędzania czasu wolnego. Propagowane nowe, charakterystyczne dla epoki

rewolucji przemysłowej zajęcia miały służyć celom „racjonalnej rekreacji”. Otwierano

muzea, publiczne parki, biblioteki, instytuty mechaniczne, organizowano koncerty i

uroczystości służące integracji wszystkich grup społecznych179

. Podejmowano, także na

forum Parlamentu, starania o przywrócenie powszechnego dostępu do sprywatyzowanych i

zamkniętych uprzednio przestrzeni publicznych180

. Zakres podejmowanych przez klasę

średnią wysiłków wynikał z własnych doświadczeń tej warstwy, zdobytych w trakcie starań o

zajęcie wyższego miejsca w hierarchii społecznej i uzyskanie uznania i akceptacji elit. Middle

class chciała przekazać warstwom niższym ukształtowany wówczas system wartości. Liczyła,

że przyczyni się to do konsolidacji społeczeństwa, przeciwdziałania konfliktom, zlikwiduje

patologie, posłuży kontroli klasy robotniczej. Działania na tym polu nasiliły się w połowie

stulecia. Szczególne nadzieje wiązano ze spektakularną Wielką Wystawą Londyńską w 1851

r., prezentującą dorobek Imperium Brytyjskiego w oszałamiającym Crystal Palace. Miała się

ona stać polem integracji respectable – godnych szacunku reprezentantów wszystkich klas

społecznych. Dzięki szerokiej kampanii promocyjnej, Wystawa była masowo odwiedzana

przez gości z całego kraju181

.

176

Tamże, s. 36-46; 58-59. 177

Tamże, s. 21-23. 178

Tamże, s. 80-82. 179

Tamże, s. 87-106. 180

Tamże, s. 151-153. 181

Tamże, s. 110.

Page 47: Praca Marek - O Turystyce

47

Podobnie, intencje „racjonalnej rekreacji” towarzyszyły propagowaniu różnego

rodzaju sportów. Współzawodnictwo i aktywność fizyczna pierwotnie budziły niechęć i

niesmak jako obyczaje ludowe, prostackie, przynależne warstwom niższym. Około połowy

XIX wiek zaczęły być nie tylko uznawane przez klasę średnią, ale i adaptowane do kanonu

zachowania tej klasy. Jej przedstawiciele zaczęli praktykować krykiet, bowling, rugby, futbol.

Organizowano zawody sportowe. Ujęta w ścisłe reguły rywalizacja i widowiskowa oprawa

przyciągały tłumy widzów z różnych klas, dzięki czemu powstawała kolejna płaszczyzna

służąca integracji społeczeństwa. Co więcej, aktywność fizyczna i rywalizacja sportowa

włączone zostały do programu edukacyjnego szkół, w których naukę pobierała młodzież

wywodząca się z klasy średniej. Upowszechniano przekonanie, że sport w szkołach

przyczynia się do kształtowania charakteru i że dzięki niemu odżywają stare angielskie cnoty.

Hugh Cunningham podkreśla, że fenomen miejsca sportu w kulturze czasu wolnego dowodzi,

iż naśladownictwo form zachowania w tej sferze aktywności nie odbywało się tylko poprzez

kopiowanie obyczajów warstw wyższych przez niższe, ale i w kierunku przeciwnym. Z

drugiej strony badacz podkreśla, że klasa średnia, angażując się w organizowanie czasu

wolnego klasie robotniczej, wkraczała na pole tradycyjnie zajmowane przez proletariat i

przyjmowała rolę wręcz paternalistyczną. Postrzegała siebie jako przewodnika – opiekuna,

zdolnego do modelowania obrazu społeczeństwa wedle swoich wartości i wyobrażeń182

.

Wbrew intencjom i nadziejom klasy średniej, robotnicy wytrwale dążyli do zrzucenia

samozwańczego patronatu middle class. Opiekę i sponsoring w klubach sportowych

akceptowali dopóty, dopóki było to niezbędne, by następnie emancypować się, odrzucając

ideologię lansowaną przez patronów. Stąd też, podkreśla Cunningham, integracja

społeczeństwa na gruncie leisure nie powiodła się. Zdecydowała o tym nie tylko niechęć

working class, ale i postępowanie samej klasy średniej. Po pierwsze, ulegała ona urokowi

modnych aktywności wysokich kręgów arystokracji i burżuazji, do których usiłowała się

zbliżyć. Starała się bywać w elitarnych salonach muzycznych, na polowaniach, uprawiała

żeglarstwo, czy wreszcie – co ma decydujący wymiar dla niniejszych rozważań –

podróżowała szlakami wyznaczanymi przez grand tour. Po drugie, wkraczając na grunt

sportu - tradycyjnej, plebejskiej rozrywki, narzucała swoje zasady, co często prowadziło do

odrzucenia środowisk najbiedniejszych i nadawało niektórym z tych rozrywek, na przykład

wioślarstwu, rys swoistego elitaryzmu. Po trzecie, rodzące się w połowie stulecia takie

aktywności jak wspinaczka górska, tenis, golf, czy sport rowerowy od samego początku

182

Tamże, s. 111-123.

Page 48: Praca Marek - O Turystyce

48

anektowane były przez klasę średnią. Tak więc, pomimo zakrojonych na szeroką skalę

działań, czas wolny zachowywał swój partykularny, klasowy charakter183

.

Zdaniem Hugh Cunninghama początek II połowy XIX wieku przyniósł zasadniczy

zwrot w dziejach leisure. Brytyjscy robotnicy zaakceptowali realia kapitalizmu i, zamiast go

kontestować, poszukiwali możliwości osiągania jak największych korzyści. Nowe formy

przedsiębiorczości, nowe technologie, postęp cywilizacyjny stworzyły nieznane dotąd

sposoby spędzania czasu wolnego. Rosły dochody wszystkich grup społecznych. Na

kreowanie nowych obyczajów przemożny wpływ wywierała planowa polityka władz i realia

wolnego rynku. Kluczowe znaczenie dla zjawiska leisure miały podejmowane przez

Parlament kolejne działania, służące regulacji czasu pracy. W trzeciej ćwierci stulecia

zwiększyła się ilość czasu wolnego, dostępnego dla zatrudnionych. Generalnie (przy

znacznym zróżnicowaniu branżowym i geograficznym), począwszy od lat 70-ych, w pełnym

wymiarze godzin – średnio 9 do 10 godzin – pracowano od poniedziałku do piątku, zaś pracę

w sobotę kończono po 6,5 – 7 godzinach. Oprócz niedziel, z czasu wolnego korzystano w

pojedyncze dni świąteczne, których liczba, zgodnie z aktami wydawanymi przez Parlament,

rosła z wolna, acz systematycznie184

. (Szerzej i gruntowniej zagadnienie to zbadał J. A. R.

Pimlott, którego ustalenia zostaną omówione w dalszej części tego rozdziału).

Cunningham podkreśla, że przedstawiciele working class chętnie akceptowali

wydłużanie czasu wolnego, nawet, jeżeli wiązało się to niekiedy z redukcją zarobków.

Priorytetem była dla nich bowiem możliwość odpoczynku od coraz bardziej uciążliwej,

schematycznej i męczącej pracy. Zyskiwali w ten sposób szansę niezależnego dysponowania

swoim prywatnym czasem, wolnym od wpływu pracodawców i zwierzchników. Czasem,

który mogli przeznaczać na indywidualnie wybrane przyjemności, traktowanym jako

przestrzeń realizowania własnych potrzeb i wyrażania własnej tożsamości185

.

W II połowie XIX wieku pojawiło się wiele możliwości spędzania wolnego czasu.

Było to skutkiem działań władz, podejmowanych z inicjatywy społecznych reformatorów,

oraz rezultatem aktywności przedsiębiorców, działających na wolnym rynku. Poprzez kolejne

ustawy parlamentarne kontynuowano, rozpoczęte w poprzednich dekadach, udostępnienie

szerokim rzeszom społeczeństwa muzeów, bibliotek, parków, kąpielisk i łaźni.

Konsekwentnie, na gruncie prawa walczono o otwarcie dla publiczności podmiejskich

183

Tamże, s. 126-136. 184

Tamże, s. 140-149. 185

Tamże, s. 149-151.

Page 49: Praca Marek - O Turystyce

49

kompleksów leśnych, zdając sobie sprawę, jak wielkie znaczenie mają wycieczki poza miasto

dla ludzi pracujących w przemyśle i wiodących uciążliwą egzystencję w zagęszczonych

aglomeracjach186

.

Popularność Wielkiej Wystawy z 1851 i gigantyczny ruch wycieczkowiczów,

przybywających z jej okazji do Londynu, zwróciły uwagę na rolę kolei w kształtowaniu

nowych wzorców spędzania czasu wolnego. Już wcześniej klasa robotnicza statkami

parowymi, lub koleją podejmowała krótkie – jedno- lub dwudniowe wycieczki nad morze,

czy na wieś. Od lat 50-ych podobne wyprawy stały się trwałym elementem spędzania czasu

wolnego przez najszersze rzesze społeczeństwa. Dając możliwość wartościowej rekreacji

poza miastem, stwarzały atrakcyjną alternatywę dla plebejskich rozrywek, traktowanych z

podejrzliwością i niechęcią przez klasę średnią187

.

Niższe warstwy społeczeństwa, wyruszając na podmiejskie wycieczki, spędzając

wolne od pracy dni w nadmorskich miejscowościach, naśladowały na szeroką skalę wzorce

praktykowane już przed okresem rewolucji przemysłowej przez środowiska elit. W innych

dziedzinach postępowała szybka komercjalizacja sfery czasu wolnego. Kształtowały się nowe

zjawiska, charakterystyczne dla kultury masowej. Jej symbolami były popularne teatrzyki,

music halls, spektakle pantomimy, cyrki, wesołe miasteczka. (Barwną, bogato ilustrowaną

panoramę tych zjawisk daje książka Johna Hannavy’ego)188

. Rządziły tu reguły wolnego

rynku, nastawienie na zysk. Dominowała perfekcyjna organizacja, atrakcyjna, obliczona na

zdobycie jak największej popularności forma189

.

Nawet jednak w trzeciej ćwierci wieku, w czasie upowszechniania masowych

rozrywek, poważne organizacje społeczne i religijne nie rezygnowały z oddziaływania na

obyczaje working class. Traktowały one jako część swej misji odpowiednie

zagospodarowanie czasu wolnego niższych kręgów społeczeństwa. Kościół anglikański i inne

związki wyznaniowe z trudem adoptowały się do realiów rewolucji przemysłowej. Czas

wolny tradycyjnie związany był ze świętami religijnymi. Niedziela miała charakter ściśle

sakralny i nie była dotąd postrzegana jako czas dla przyjemności, radości. Gdy w taki właśnie

sposób zaczęto wykorzystywać Dzień Pański, autorytety religijne uznały to za niegodne i

186

Tamże, s. 151-156. 187

Tamże, s. 157-160. 188

J. Hannavy, The Victorians and Edwardians at play, Oxford 2009. 189

H. Cunningham, op. cit., s. 164-178.

Page 50: Praca Marek - O Turystyce

50

potępiły cały szereg najpopularniejszych, niedzielnych rozrywek190

. Z czasem jednak

Kościoły musiały dostosować się do nowych warunków. Dość nieporadnie próbowano

organizować weekendowe wycieczki czy pikniki religijne – i to głównie po to, by

wykorzystać je do prowadzenia ewangelizacji. Mimo to znaczne postępy czyniła

sekularyzacja społeczeństwa, także i w sferze leisure. Jak podkreśla Cunningham, z czasem

nieodzowne stało się organizowanie przez duchownych rozrywek pozbawionych religijnego

wymiaru – już nawet nie po to, by zyskać nowych wyznawców, ale by nie stracić

dotychczasowych191

.

Podobny proces zmiany charakteru tradycyjnej działalności dotyczył świeckich

organizacji społecznych. Paramilitarny The Volunteer Force, jak i edukacyjny Working Men’s

Club, aby zatrzymać dotychczasowych członków, musiały wzbogacić swą ofertę o

aktywności zgoła inne niż pierwotnie zakładano. Organizowano rozgrywki krykieta,

potańcówki, prowadzono chóry i teatry amatorskie, pogodzono się nawet ze zwalczanym

pierwotnie piciem piwa192

.

Praca Cunninghama ukazała się w roku 1980, gdy badania nad stratyfikacją społeczną

i rolą, jaką w życiu społeczeństwa odgrywał czas wolny były w Wielkiej Brytanii poważnie

zaawansowane. Jest ona istotnym, wartościowym głosem w dyskusji brytyjskiego środowiska

historycznego, wpisuje się przy tym w nurt wiodący polemikę z tradycją wywodzącą się ze

źródeł metodologii marksistowskiej. Szczególnie interesujące są poglądy dotyczące

samoistnego, nie poddającego się presji warunków materialnych, kształtowania przez grupy

społeczne systemu norm i obyczajów, a także przekonanie o realnym wpływie kultury leisure

na kierunek zmian społecznych i gospodarczych. Analizując funkcjonowanie zjawiska czasu

wolnego w dziewiętnastowiecznej Warszawie, warto mieć w pamięci wnioski sformułowane

przez Cunninghama. Przede wszystkim te, które dotyczą relacji pomiędzy poszczególnymi

warstwami społecznymi - naśladowania różnych modeli wypoczynku, prób wywierania

wpływu przez klasę średnią na kształt leisure klasy robotniczej.

Odmienny charakter od Leisure in the industrial revolution ... Cunninghama ma praca

J. A. R. Pimlotta The Englishman’s Holidays. A social history193

. Pracę nad nią rozpoczął

autor jeszcze przed II wojną światową, a wydał w roku 1947. Ze względu na jej znaczenie dla

190

Tamże, s. 178-179. 191

Tamże, s. 181-182. 192

Tamże, s. 182-183. 193

J. A. R. Pimlott, The Englishman’s Holiday. A social history, London 1976.

Page 51: Praca Marek - O Turystyce

51

brytyjskiej historiografii, została wznowiona w 1976 roku. Klasyczna ta monografia ma ze

wszech miar pionierski charakter. Jak podkreśla we wstępie do ostatniej edycji John

Myerscough, wszystko, co znalazło się w tym dziele – było pierwsze194

. Ujęcie tematu

zaskakuje po latach wszechstronnością i świeżością spojrzenia. John Pimlott, historyk,

absolwent Oxfordu, nie był typowym akademickim badaczem. Poświęcił się służbie

publicznej jako polityk i urzędnik państwowy. Pracował głównie na polu edukacji. The

Englishman’s Holidays to rozprawa, która relacjonuje dzieje wakacyjnych obyczajów

mieszkańców Wysp Brytyjskich. Świetnie udokumentowana, wykorzystująca bogate i

różnorodne źródła. Jest nieodzowną pomocą przy próbie porównania rzeczywistości

brytyjskiej i warszawskiej. Napisana z zacięciem społecznym, wyraźnymi lewicowymi

sympatiami, konsekwentnie lansuje pogląd o konieczności zapewnienia czasu wolnego każdej

warstwie społecznej. Autor relacjonuje stopniowe poszerzanie zasięgu zjawiska czasu

wolnego w brytyjskim społeczeństwie. Doprowadza swój wywód do chwili, gdy wielkie

pragnienie i wielka konieczność – powszechne płatne urlopy – zostało urzeczywistnione w

roku 1938. Abstrahując od społecznego zaangażowania autora, należy stwierdzić, że jego

książka stanowi znakomite, obszerne wprowadzenie do zagadnienia sposobu spędzania czasu

wolnego i wakacji przez Anglików od połowy XIX do lat 30-ych XX wieku.

Pimlott genezę zjawiska wakacji (holidays) wiąże z desakralizacją czasu

świątecznego, pozbawieniem go motywów religijnych, co dokonywało się stopniowo w

okresie Renesansu i reformacji i było związane z pragnieniem spędzania czasu wolnego od

pracy w sposób mający zapewnić przyjemność195

. Podróże nie należały do tego rodzaju

aktywności, ze względu na nadzwyczajną uciążliwość dostępnych u progu epoki nowożytnej

środków komunikacji. Wyjeżdżano na kurację do wód, peregrynowano w celach

edukacyjnych, ale nie wiązano tego z wakacjami i rozrywką. Z czasem jednak pobyt w

miejscowościach, słynących z wartościowych źródeł mineralnych stał się tak modny, że -

chcąc zaliczać się do elity społecznej - po prostu należało w nich bywać. Zjawisko to

rozpowszechniło się w II połowie XVII wieku, gdy najwyższe warstwy społeczne chciały

odreagować surowe doświadczenia rządów purytańskich196

. Horace Walpole, komentując

nadzwyczajną popularność bywania w kąpieliskach, stwierdził, że „Anglicy są jak kaczki –

ciągle człapią (waddling) w wodzie”197

. „Człapaniu” oddawała się leisure class – dwór,

194

Tamże, New Introduction, s. 1 – 7. 195

Tamże, s. 22-23. 196

Tamże, s. 29-30. 197

Tamże, s. 35-36.

Page 52: Praca Marek - O Turystyce

52

przedstawiciele arystokracji, najwyższej burżuazji. Jak podkreśla Pimlott, pobyty w Bath,

Tunbridge Wells, Epson należy uznać za element społecznej rutyny tych środowisk. Trudno

za to traktować je jako wakacje, gdyż elity dysponowały właściwie nieograniczoną ilością

czasu wolnego. Tym niemniej kreowały one określoną modę i wyznaczały cieszące się

prestiżem modele zachowania. Do przedstawicieli najwyższych warstw próbowali dołączyć

bogacący się parweniusze, pragnąc tym samym zamanifestować swe wysokie aspiracje

społeczne. Według Pimlotta, to właśnie angielskie spa było miejscem, gdzie następowało

przenikanie reprezentantów warstw niższych do najwyższych kręgów społecznych. Stąd też

już w XVIII wieku, wraz z ogromnym wzrostem popularności miejscowości

uzdrowiskowych, wiele z nich traciło swój ekskluzywny, elitarny, arystokratyczny

charakter198

.

Połowa wieku XVIII przyniosła nadzwyczajną popularność miejscowości

nadmorskich. Ich rozwoju, w przeciwieństwie do uzdrowisk w głębi lądu, nie limitowała

liczba źródeł mineralnych - dostęp do morza i plaży był nieograniczony. Rychło

zrezygnowano z zalecanego początkowo przez lekarzy picia wody morskiej (sic!) na rzecz

korzystania z dobrodziejstw kąpieli i morskiego powietrza199

. Decydujące znaczenie w

popularyzacji wśród arystokracji kurortów wybrzeża miał patronat dworu: powtarzające się,

spektakularne wizyty członków rodziny królewskiej – księcia Walii w Brighton, czy Jerzego

III w Weymoth200

. Obyczaje najwyższych kręgów społecznych wpływały na środowiska,

które nie mogły sobie pozwolić na ponoszenie wysokich kosztów podróży i nie dysponujące

dostateczną ilością czasu. Mniej zamożni londyńczycy chętnie spędzali wolne dni w bliższych

i łatwiej dostępnych Margate i Ramsgate. Wszędzie jednak ku uciesze gości urządzano

rozmaite udogodnienia i dbano o atrakcyjne rozrywki201

.

Kluczowe znaczenie dla późniejszych, XIX-wiecznych wakacyjnych obyczajów

Brytyjczyków miał grand tour, rozpowszechniony zwłaszcza w dobie Oświecenia.

Edukacyjna podróż na kontynent, podejmowana przez młodych mężczyzn wywodzących się z

wyższych kręgów społecznych. Miała uzupełnić odbyte studia; zapoznać z instytucjami

politycznymi i gospodarczymi Europy; przybliżyć najwybitniejsze pamiątki historii, zabytki

sztuki i kultury; zapewnić światowe obycie. Szlaki wojażu wiodły przez Francję, Niderlandy,

Szwajcarię ku, darzonym szczególnym respektem, Włochom. Zjawisko grand tour było w II

198

Tamże, s. 43-46. 199

Tamże, s. 56-58. 200

Tamże, s. 59-61. 201

Tamże, s. 62-64.

Page 53: Praca Marek - O Turystyce

53

połowie XVIII wieku na tyle widoczne, że dla potrzeb brytyjskich podróżników stworzono na

kontynencie cały sektor usług komunikacyjnych, noclegowych, żywieniowych. Według

Pimlotta, w samych tylko latach 80-ych do Europy wyruszyło kilkadziesiąt tysięcy

wojażerów202

. Już u schyłku Oświecenia grand tour krytykowano jako niepotrzebne

marnotrawstwo, nic nie wnoszące do edukacji młodego człowieka. Sam Pimlott ocenia, że

zjawisko to stało się elementem mody i podobne wyprawy podejmowano wyłącznie dla

rozrywki i przyjemności203

.

Modne, światowe obyczaje elit były atrakcyjnym wzorcem dla rodzącej się klasy

średniej. Początkowo trudno jej jednak było naśladować wzbudzające zazdrość formy

aktywności. Dopiero następujący w toku rewolucji przemysłowej stopniowy wzrost

zamożności, uzyskanie dostępu do czasu wolnego, poprawa jakości życia zaczęły zmieniać tę

sytuację. Rozwój żeglugi parowej i kolei radykalnie skracały czas i koszty podróży.

Pozwalało to także i niższym warstwom społecznym na systematyczne opuszczanie miasta.

Dążenia takie zaczęły się pojawiać wraz z postępem industrializacji, urbanizacji i wzrostem

uciążliwości życia w wielkich aglomeracjach przemysłowych204

. Na początku XIX wieku

społeczne żądanie, czy choćby oczekiwanie powszechnie dostępnych wakacji nie było jeszcze

formułowane przez przeciętnych zatrudnionych (ordinary wage-earner). Wielka Brytania

była krajem zdecydowanie rolniczym, a Londyn z 865-tysięczną populacją w 1801 roku –

jedynym miastem powyżej 100 tys. mieszkańców205

. Połowa ludności państwa pracowała w

rolnictwie, żyjąc w zgodzie z rytmem natury. Dopiero mechanizacja, koncentracja, uciążliwe

warunki pracy wyzwoliły pragnienia i postulaty rozszerzania czasu wolnego. Tym bardziej, że

uprzemysłowienie prowadziło do ograniczania zakresu leisure. Zdaniem Pimlotta,

postępowanie przedsiębiorców, wspierane autorytetem władz, skutkowało degeneracją życia

klasy robotniczej. Reformatorzy i politycy, świadomi szerzących się patologii, już w latach

30-ych wszczęli działania na rzecz ograniczenia wymiaru czasu pracy dzieci i kobiet (Factory

Act 1833). Z podobnych regulacji częściowo korzystali także i mężczyźni 206

.

Przełom w dziedzinie czasu wolnego dokonał się wraz z pojawieniem się kolei. Jej

rozwój dał szerokim kręgom społeczeństwa możliwość, choćby krótkiego, opuszczenia

uciążliwego, zagęszczonego, zanieczyszczonego miasta. Wedle przytoczonej przez Pimlotta

202

Tamże, s. 65-69. 203

Tamże, s. 70-73. 204

Tamże, s. 76-79. 205

Tamże, s. 78. 206

Tamże, s. 80-86.

Page 54: Praca Marek - O Turystyce

54

metafory, kolej umożliwiła prawdziwe przezwyciężenie feudalizmu - ludzie mogli opuszczać

ziemię, na której żyli207

. Rozwój kolejnictwa był wielkim udogodnieniem dla zamożnych

podróżnych, ale prawdziwym błogosławieństwem dla klasy pracującej. Kompanie kolejowe z

początku nie rozumiały jednak tej prawidłowości i nie dostrzegały rynkowego potencjału,

drzemiącego w faktycznym udostępnieniu kolei – masom. Pierwsze pociągi pasażerskie

zaprojektowano jako szybszy i wygodniejszy wariant wykorzystywanego dotąd przez leisure

class transportu konnego. Na miarę tego środowiska skrojone też były ceny narzucane przez

zarządy kolei. U zarania dziejów kolejnictwa niemal w ogóle nie dostrzegano jednak tego, że

nowy środek komunikacji może być wykorzystywany do celów podróżowania dla

przyjemności. Kolej łączyła początkowo ośrodki miejskie i przemysłowe. Spodziewano się,

że będzie służyć ruchowi towarowemu i, ewentualnie, podróżom w interesach oraz dojazdom

do pracy. Rolę, jaką koleje mogą odegrać w organizacji czasu wolnego, odkrył Thomas Cook,

organizując pierwszą wycieczkę w roku 1841208

.

Stały rozwój kolei i poprawa warunków podróżowania były czynnikami

przyciągającymi niezamożne kręgi społeczeństwa. Już w 1844 roku ustawa parlamentarna

narzuciła kompaniom kolejowym obowiązek wprowadzenia specjalnych, tanich pociągów,

tzw. parliamentary train, ze stałą taryfą „penny-a-mile”. Niezasłużonym komplementem

byłoby stwierdzenie, że oferowały one spartańskie warunki podróży. Trudno wręcz w to

uwierzyć, ale pasażerowie korzystający z tej „oferty” musieli podróżować w pozbawionych

dachów wagonach, na stojąco. Przejazd był raczej torturą i niechętnie zeń korzystano.

Podobnie jak i w innych dziedzinach wypoczynku, istotną zmianę przyniosła Wielka

Wystawa z 1851 roku, a następnie wystawa z 1862. Władze traktowały obie ekspozycje jako

wielkie przedsięwzięcia edukacyjne. Spowodowano, by koleje wprowadziły specjalne pociągi

wycieczkowe, z bardzo niskimi cenami. Dzięki nim setki tysięcy Brytyjczyków udały się do

Londynu, by podziwiać dorobek Imperium. Atrakcyjna oferta kolei zwabiła ogromne zastępy

ludzi prawdziwie biednych, którzy – jak pokazały następne lata – najwyraźniej zasmakowali

w krótkich wycieczkach rekreacyjnych209

.

Niezamożni przedstawiciele klasy robotniczej w pojedyncze dni wolne od pracy

wyruszali koleją do popularnych miejscowości w pobliżu wielkich miast. Oddawali się tam

prostym, tradycyjnym rozrywkom. Szerzenie się tego obyczaju spotykało się z oburzeniem

207

Tamże, s. 87. 208

Tamże, s. 90-91. 209

Tamże, s. 160-162.

Page 55: Praca Marek - O Turystyce

55

kościelnych radykałów. Sabbatarianie próbowali narzucić ścisłe przestrzeganie religijnego

wymiaru niedzieli i świąt. Naciski te budziły zdecydowany opór, który przybrał ramy

organizacyjne. Racjonalną rekreację szerokich mas społecznych propagowała założona w

1855 roku National Sunday League. Atrakcyjność pozamiejskich rozrywek zwyciężyła nad

ponurą dewocją. Jak podaje Pimlott, w 1868 roku Londyn w każdą niedzielę opuszczało

koleją przeszło 250 tysięcy ludzi, udających się na wybrzeże lub na wieś. Fatalna jakość i

ogromne zatłoczenie pociągów dawały się znieść podczas krótkich, podmiejskich

wycieczek210

.

Z czasem polityka zarządów kompanii kolejowych zaczęła się zmieniać. Do końca lat

60-ych perspektywy rozwoju wiązane były niemal wyłącznie z bogatą klientelą. Wraz z

rosnącą aktywnością wypoczynkową working class dostrzeżono potencjał tej grupy. W 1872

roku Middland Company wprowadziła III klasę we wszystkich pociągach w znanej już cenie

1 pen za milę. Jednocześnie radykalnie poprawiono warunki podróżowania w tej klasie, a

także znacząco obniżono taryfy w klasie I i II. Konkurencyjne kompanie, chcąc nie chcąc,

musiały pójść w ślady Middland. Kolej stała się bardziej dostępna, a podróż zyskała na

komforcie. Skorzystały z tego wszystkie grupy społeczne211

.

Koleje wywarły przemożny wpływ na kształt wakacji w miejscowościach

uzdrowiskowych, popularnych już w XVIII wieku - zarówno w głębi lądu, jak i na wybrzeżu.

Zagadnienie to wnikliwie opisał Hugh Cunningham. Wykazał on, że kolej całkowicie

odmieniła wizerunek najpopularniejszych miejsc wypoczynkowych. Z chwilą, gdy stawały się

coraz łatwiej dostępne, przeżywały prawdziwy najazd gości i wycieczkowiczów, nie

przynależnych bynajmniej do wyższych kręgów społeczeństwa. Kameralne dotychczas

Brighton czy Blackpool stały się popularnym miejscem nie tylko dla wypoczynku middle

class, ale także celem jednodniowych cockney’s excursions. Obawiając się nadmiernego

napływu niepożądanych gości, elity próbowały powstrzymywać budowę kolei do

ekskluzywnych resorts. Przedsiębiorcy wahali się przed inwestowaniem w tych

miejscowościach w rozwój i infrastruktury wypoczynkowej i rozrywkowej, spodziewając się,

że tłumy one day trippers przepłoszą stateczne i snobistyczne elity, a moda na masowe

odwiedzanie kąpielisk nadmorskich prędko przeminie. Elitarny charakter kurortów

wprawdzie zanikł, ale niższe grupy społeczne, wypierając zamożnych, na długo zadomowiły

się w popularnych miejscowościach. Formy spędzania czasu wolnego ulegały komercjalizacji,

210

Tamże, s. 162-163. 211

Tamże, s. 164-165.

Page 56: Praca Marek - O Turystyce

56

a wyższe kręgi społeczeństwa podejmowały próby separacji212

. Po 1850 roku z bywania w

Brighton, Weymouth, Southend zrezygnowała rodzina królewska. Arystokracja opuściła

Blackpool213

. O ile sferę leisure uznamy za jedną z płaszczyzn społecznego konfliktu, to

należy uznać, że zwycięsko wyszły zeń klasa średnia i klasa robotnicza. Socjologiczną

interpretację tego procesu przedstawił John Urry214

.

Jak podkreśla Pimlott, ze wzrastającą popularnością spędzania czasu wolnego nad

morzem wiązało się przygotowanie specjalnej oferty, odpowiadającej na popyt middle i

working class. Otwierano coraz prostsze pensjonaty i kwatery, oferowano niezbyt wyszukane

posiłki. Rozpowszechniały się dostosowane do poziomu gości rozrywki – koncerty

popularnej muzyki, rozweselające spektakle, wesołe miasteczka. Symbolem nadmorskich

atrakcji stało się molo. Świadczyło ono o randze danej miejscowości. Stanowiło nieodłączny

element obyczaju, miejsce przechadzek, na którym należało się pokazać215

.

Magnesem przyciągającym rzesze gości na wybrzeże była, charakterystyczna dla

epoki, romantyczna fascynacja dziką, nieokiełznaną naturą morza i wybrzeża. Z żywiołem

obcowano poprzez zażywanie kąpieli. Sposób, w jaki to praktykowano, rzuca strużkę światła

na ówczesną obyczajowość. W ciekawy sposób przedstawia to zagadnienie Pimlott.

Zaznacza, że kurorty nadmorskie ukształtowały nowy, wiktoriański model wakacji. Plaża nie

stanowiła miejsca towarzyskich spotkań – w przeciwieństwie do XVIII wiecznych spa.

Sprzyjało to integracji rodziny i umożliwiało udział dzieci w wakacyjnym życiu rodziców216

.

Kwitły kojarzone z wiktoriańską moralnością cnoty. W imię ochrony publicznej moralności,

obowiązywała restrykcyjnie przestrzegana segregacja płci. Oddzielano miejsce lub czas

kąpieli kobiet i mężczyzn. Panie kąpały się w sutych, maskujących ciało strojach; panowie–

nago. Kąpiel nie oznaczała jednak swobodnego pływania, lecz zanurzanie się w wodzie, do

której „kąpiący się” wwożony był „maszyną kąpielową” – rodzajem budki na kółkach,

zaprzężonej w konia lub osiołka. Mimo tych obostrzeń, szeroko rozpowszechnionym, acz

grubiańskim obyczajem była plaga natarczywego podglądania dam, pragnących zażyć

morskiej kąpieli217

. Wakacje nad morzem i obyczaje seaside resorts stanowią jeden z

głównych tematów badań brytyjskich historyków, zajmujących się problematyką leisure.

212

H. Cunningham, op. cit., s. 160-164. 213

J. A. R. Pimlott, op. cit., s. 118. 214

J. Urry, op. cit., s. 37-52. 215

Tamże, s. 121-131. 216

Tamże, s. 121. 217

Tamże, s. 128-129.

Page 57: Praca Marek - O Turystyce

57

Poświęcona tym zagadnieniom bogata literatura pozwala na bliższe przyjrzenie się

związanym z nimi zagadnieniom218

.

W pracy Johna Pimlotta jednym z głównych wątków jest wnikliwa analiza ewolucji

wymiaru czasu wolnego, dostępnego dla różnych grup społecznych – zwłaszcza dla working

class. Ponieważ kwestia ta wyróżnia Wielką Brytanię na tle innych państw europejskich,

warto przedstawić główne ustalenia autora The Englishman’s Holiday. Istotne zmiany na tym

polu dokonały się w III ćwierci XIX wieku. Do tego czasu niekwestionowaną normą był fakt,

że tylko i wyłącznie niektóre grupy zawodowe – urzędnicy, pracownicy handlowi, prawnicy,

pracownicy banków - cieszyli się przywilejem corocznych jedno-, dwu-, niekiedy nawet

trzytygodniowych urlopów. Ich długość zależała od przedsiębiorstwa i pozycji zajmowanej w

pracy. Pozostałe kategorie zatrudnionych były takich przywilejów pozbawione. Zwykli

pracownicy mogli odpocząć od codziennego trudu jedynie w niedziele, Boże Narodzenie,

Wielki Piątek, Święto Dziękczynienia, drugi dzień Bożego Narodzenia (lub, jeśli przypadał

on w niedzielę, w następujący po nim poniedziałek) oraz – ewentualnie – w dzień

wyznaczony przez Królewską Proklamację na obszarze całości lub części Zjednoczonego

Królestwa. Taki stan prawny regulował akt z 1868 roku219

.

Przełom, zarówno w wymiarze wolnego czasu, jak i w sposobie myślenia o nim

przyniósł Bank Holiday Act z 1871 roku. Jego inicjatorem i gorącym promotorem był sir John

Lubbock. Parlament uchwalił tę ustawę nie bez oporów - zwłaszcza w Izbie Lordów.

Formalnym celem aktu miała być regulacja dni wolnych od pracy dla banków – sprawa

kluczowa dla funkcjonowania systemu płatności i rynku papierów wartościowych, nader

żywo zajmująca londyńskie City. Akt ów tak wszakże został sformułowany, że jego

postanowienia nie ograniczały się jedynie do pracowników bankowych, ale i do innych grup

zawodowych. Beneficjenci otrzymywali dodatkowe cztery dni wolne: Dugi Dzień Bożego

Narodzenia (Boxing Day), Poniedziałek Wielkanocny, Zielone Świątki (With Monday) i

pierwszy poniedziałek sierpnia (August Bank Holiday). Szczególnie to ostatnie święto,

przypadające w lecie, nie poparte żadną tradycją religijną, zyskało nadzwyczajną

popularność, zachęcając prawdziwe tłumy do opuszczania przy tej okazji miast. Z ciepłą

ironią nazywane było Saint Lubbock’s Day, co sprawiedliwie oddaje należne uznanie

218

K. Ferry, The British seaside holiday, Oxford 2009; J. K. Walton, The English seaside resort: a social history

1750-1914, Leicester 1983; J. K. Walton, The British seaside. Holidays and resorts in the twentieth century,

Manchester 2000. 219

J. A. R. Pimlott, op. cit.,, s. 146.

Page 58: Praca Marek - O Turystyce

58

reformatorowi, zwolennikowi udostępnienia możliwości wypoczynku szerokim kręgom

społeczeństwa220

.

W 1875 Parlament przyjął Holidays Extension Act. Rozciągał on obowiązywanie

prawa z 1871 roku na nowe, konkretne grupy zawodowe: dokerów, pracowników magazynów

celnych i celników, urzędników finansowych. Stanowił również, że jeżeli Boxing Day

przypadnie w niedzielę, to dodatkowym dniem wolnym będzie poniedziałek221

. Wprawdzie

ustawa z 1875 roku była ostatnim poszerzeniem Bank Holidays, to w następnych latach

ustanowiono jeszcze powszechnie obowiązujące święta państwowe: Empire Day i pierwszy

poniedziałek lipca222

.

Pod koniec lat 70-ych XIX wieku ogół przedstawicieli working class dysponował

pojedynczymi dniami wolnymi, nie dającymi połączyć się w jeden dłuższy okres. Nie było

mowy o uzyskiwaniu choćby krótkich urlopów – nawet wiążących się z utratą zarobków.

Urlopy płatne były wówczas w ogóle nie do pomyślenia. Zatrudnieni mogli liczyć jedynie na

sporadyczne przerwy w pracy, gdy – z powodów ekonomicznych, na przykład w martwym

sezonie – właściciele zamykali swe przedsiębiorstwa. W dodatku, zasadniczą barierą,

uniemożliwiającą pracownikom wartościowe korzystanie z dni wolnych było ubóstwo. Niski

poziom płac nie pozwalał na ponoszenie wydatków, związanych z rekreacją. Jedynie wśród

robotniczej elity – robotników wykwalifikowanych można było zaobserwować wzrost płac i

poprawę warunków życia. W związku z tym, właśnie to środowisko oczekiwało uzyskania

prawa do wakacji223

.

Niezaspokojona potrzeba poszerzenia zakresu czasu wolnego prowadziła, jak podaje

Pimlott, do rozmaitych patologii: notorycznej absencji, dążenia do jak najintensywniejszego

wykorzystania nielicznych dni wypoczynku. Szerzyło się pijaństwo, hazard, brutalne i

prymitywne rozrywki. Cierpiała na tym dyscyplina pracy i jej efektywność. Sami pracodawcy

zaczęli dochodzić do wniosku, że regularne urlopy powinny przysługiwać nie tylko

pracownikom biurowym, ale i zwykłym robotnikom. Pierwszy odnotowany przypadek

przyznania pracownikom jednotygodniowych wakacji miał miejsce w 1884 r. w firmie branży

chemicznej. U schyłku wieku coraz częściej w publicystyce pojawiały się głosy, zwracające

uwagę na uciążliwość życia w przemysłowym mieście i na konieczność zapewnienia

220

Tamże, s. 144-148. 221

Tamże, s. 149. 222

Tamże. 223

Tamże, s. 149-150.

Page 59: Praca Marek - O Turystyce

59

możliwości wyjazdów najbiedniejszym mieszkańcom, a więc przedstawicielom working

class224

.

Problem rozmiarów i organizacji leisure niższych warstw społecznych nie był jednak,

zdaniem Pimlotta, przedmiotem zainteresowania pracowników społecznych. Na przełomie

stuleci koncentrowali się oni na zwalczaniu ubóstwa, niesieniu doraźnej pomocy najbardziej

potrzebującym. Nawet społeczna organizacja Cooperative Holidays Association nie

traktowała kierowanych przez siebie wycieczek jako formy rekreacji czy wypoczynku, a

raczej jako płaszczyznę edukacji i wychowania robotników225

.

W pierwszych latach XX wieku coraz częściej, zwłaszcza w Londynie i innych

ośrodkach przemysłowych, zdarzało się, że pracodawcy godzili się na kilku-, czy nawet

kilkunastodniowe wakacje robotnicze. Bardzo jednak rzadko wypłacając za ten czas pensje.

Pimlott podkreśla, że brak odpowiednich środków finansowych utrudniał efektywne

wykorzystanie wolnego czasu. Bez niezbędnej nadwyżki pieniędzy nie sposób było utrzymać

siebie i rodzinę, w czasie gdy nie osiągano dochodów. Niemożliwe było ponoszenie

dodatkowych kosztów, wynikających z korzystania z wakacji – transportu, pobytu,

wyżywienia i rozrywek w atrakcyjnej miejscowości. Mogły to zapewnić jedynie powszechne,

płatne urlopy. Świadomość niezbędności takiego rozwiązania rodziła się z wielkim trudem.

Do jej rozpowszechniania przyczyniało się postępujące zagęszczenie ludności w miastach

przemysłowych, a jednocześnie rozwój dogodnej komunikacji i wakacyjnych rozrywek,

reklamowanych w barwny i przekonujący sposób. Narastająca presja przedstawicieli niższych

warstw społecznych wynikała także z potrzeby naturalnego naśladownictwa form obyczajów

pomiędzy grupami społecznymi – z chęci praktykowania tego, co modne i atrakcyjne. W

1911 roku Trade Unions Congress po raz pierwszy otwarcie sformułował żądanie

wprowadzenia powszechnych, pełnopłatnych urlopów. Po długich debatach postulat ten został

spełniony dopiero w 1938 roku226

.

W czasie, gdy na przełomie wieków podejmowano starania o dłuższy czas wolny dla

working class, powszechnie praktykowanym standardem były coroczne dwu- lub

trzytygodniowe wakacje klasy średniej. Korzystali z nich przedstawiciele wolnych zawodów,

drobni przedsiębiorcy, zatrudnieni profesjonaliści. Środowiska te bez szczególnego trudu

zaspokajały pragnienia, związane ze sferą leisure. Podkreślały przy tym swe aspiracje i

224

Tamże, s. 156-159. 225

Tamże, s. 212. 226

Tamże, s. 213-214.

Page 60: Praca Marek - O Turystyce

60

potwierdzały społeczną pozycję. Otworem stały przed nimi kurorty. Agencje turystyczne

oferowały rozmaite warianty zorganizowanych i nie zorganizowanych wycieczek. Gęsta sieć

linii kolejowych udostępniała rozległe tereny samej Wielkiej Brytanii i kontynentu. W drugiej

połowie XIX wieku właśnie za sprawą brytyjskiej klasy średniej rodził się nowoczesny

obyczaj podróżowania dla rozrywki i przyjemności. Środowisko to kreowało różnorodne

modele spędzania wolnego czasu poza miastem. Część z nich była naśladowana przez inne

grupy społeczeństwa brytyjskiego. Wzorce aktywności angielskiej middle class chętnie

powielano także poza granicami Wielkiej Brytanii.

Rozwój kolei w połowie stulecia przyczynił się do popularyzacji wędrówek pieszych i

rowerowych. Te zaś umożliwiły odkrywanie uroków angielskiej wsi. Co ciekawe stało się to

udziałem głównie klasy średniej. Klasie robotniczej, podkreśla Pimlott, brakło wyrobienia,

wykształcenia i wrażliwości, by docenić walory turystyki, tak bardzo zbliżającej człowieka do

natury. W ostatnich dwóch dziesięcioleciach XIX wieku głównym środkiem transportu,

służącym pokonywaniu krótszych dystansów stał się rower. Wykorzystanie go w

krajoznawczych wycieczkach było zjawiskiem bardziej złożonym. Początkowo utrudniał to

fatalny stan dróg i gospód – zaniedbanych po odejściu w przeszłość epoki konnych powozów.

Dopiero w ostatniej dekadzie stulecia Cyclist Touring Club i National Cyclists’ Union

przekonały lokalne władze i prywatnych przedsiębiorców do poczynienia niezbędnych

inwestycji, właśnie z myślą o rowerzystach i ich turystycznej, długodystansowej

aktywności227

.

Zasadnicze - bez przesady można powiedzieć, że epokowe - znaczenie dla

spopularyzowania mody na podróżowanie wśród klasy średniej miała działalność

powstających od połowy XIX wieku agencji turystycznych. Pierwszą i najsławniejszą była

agencja Thomasa Cooka. Odegrała ona gigantyczną rolę w dziejach brytyjskiego

społeczeństwa i jest uważana za jeden z najważniejszych czynników rozwoju cywilizacyjnego

Anglików228

. Opis działalności Cooka jest jednym z wielu wątków monografii Johna

Pimlotta. Ponieważ rola, jaką odegrał Cook, wymaga osobnego omówienia, powrócimy do

tego zagadnienia w dalszej części rozdziału.

Schyłek stulecia przyniósł dalszy rozwój popularnych już wcześniej miejscowości

kuracyjno-wypoczynkowych. Wśród nich nadmorskich kąpielisk, położonych w pobliżu

227

Tamże, s. 166-168. 228

Tamże, s. 169.

Page 61: Praca Marek - O Turystyce

61

wielkich miast przemysłowych, w tym także Londynu. Ośrodki takie jak Brighton, Hastings,

Bournemouth, Margate i Ramsgate były miejscami, gdzie ogromne inwestycje lokowały

zarówno władze komunalne, jak i kapitał prywatny. Obok tradycyjnych form spędzania tam

czasu – kąpieli morskich słonecznych, zabiegów hydropatycznych, zaczęły się pojawiać

nowe zjawiska i atrakcje. W 1901 w Bexhill po raz pierwszy dopuszczono koedukacyjne

plaże. Wspólnym kąpielom kobiet i mężczyzn sprzyjały jednolite kostiumy kąpielowe,

służące skromności, a nie wygodzie. W życiu popularnych miejscowości wypoczynkowych

coraz większą rolę odgrywały rozmaite sporty. Tenis, golf, krykiet podnosiły walory rekreacji

na świeżym powietrzu. Także na tym polu prym wiodła klasa średnia229

.

Postęp w transporcie morskim i kolejowym umożliwił szerokim kręgom

społeczeństwa odbywanie także znacznie dalszych i znacznie ciekawszych podróży. W tym

przypadku wzorce i mody tworzyły elity, których poprzednicy praktykowali dawniej obyczaj

grand tour. Romantyzm znacznie poszerzył krąg zainteresowań angielskich wojażerów. Do

Paryża, Holandii, Włoch - popularnych w dobie Oświecenia – dodał cele, które pociągały swą

tajemniczością i grozą lub malowniczością i ogromem. Chętnie podróżowano szlakiem

germańskich legend wzdłuż Renu. Niemal masowo odwiedzano Alpy. Najzamożniejsi

spędzali wakacje w luksusowych kurortach Riwiery. Obniżenie kosztów i skrócenie czasu

podróży powodowało stały, lawinowy wzrost liczby podróżnych, udających się z Wyspy na

kontynent. W latach 30’ XIX w. Kanał przekraczało rocznie ok. 100 tys. osób; w 80’ – 500

tys.; na początku XX wieku – około 1 miliona. Ruch turystyczny, nie ograniczający się

bynajmniej do najzamożniejszych i do klasy średniej, był tak znaczny, a perspektywy jego

wzrostu tak obiecujące, że na przełomie XIX i XX wieku wskazywano na potrzebę budowy

tunelu pod La Manche. Jak wiadomo, to fantastyczne przedsięwzięcie udało się zrealizować

dopiero na początku XXI stulecia230

.

Jak podkreśla John Pimlott, coroczny turystyczny exodus wyspiarzy miał bardzo

istotne znaczenie społeczne. Dla najzamożniejszych elit był to wciąż po prostu element

wielopokoleniowej tradycji – nie wymagającej ani nadzwyczajnych nakładów, ani poświęceń.

Ta warstwa dysponowała w zasadzie nieograniczoną ilością czasu wolnego i środków

finansowych. Jej obyczaje starała się naśladować klasa średnia. Przedstawiciele wolnych

zawodów: lekarze, prawnicy, artyści, ludzie pióra, wyżsi urzędnicy, przedsiębiorcy, chcieli

upodobnić swe zachowanie do postępowania leisure class tak, jak to czynili ich poprzednicy

229

Tamże, s. 174-182. 230

Tamże, s. 189.

Page 62: Praca Marek - O Turystyce

62

już w II połowie XVIII wieku w angielskich uzdrowiskach. Ważnym motywem było także

rzeczywiste, niekłamane zainteresowanie obcymi krajami, ludźmi, dziedzictwem europejskiej

kultury. To, z kolei, stanowiło konsekwencję charakterystycznego modelu edukacji. Dla

Anglików, w których szkoła i wychowanie rozbudziły ciekawość świata, podróże były formą

koniecznego wzbogacenia samych siebie231

.

Dla większości reprezentantów middle class i warstw niższych zagraniczna podróż

była jednak prawdziwym wyzwaniem. W grupach tych nie było tradycji podróżowania,

trudna do pokonania była bariera językowa. Niełatwe było zorganizowanie transportu, czy

wymiana pieniędzy, przezwyciężenie narodowych i kulturowych uprzedzeń. Wobec

trudności, jakie nastręczało podjęcie tego wyzwania, konieczne było skorzystanie z

odpowiedniej pomocy. Na to zapotrzebowanie odpowiedział Thomas Cook bogatą ofertą swej

agencji232

.

Cook po raz pierwszy powiódł turystów na kontynent w 1855 roku – na Wielką

Wystawę Paryską. Prawdziwy sukces osiągnął w 1867, umożliwiając zwiedzenie kolejnej

wystawy w Paryżu 20 tysiącom swych klientów. Na wystawie w 1878 przewinęło się już 75

tysięcy jego podopiecznych. Równolegle agencja organizowała wyjazdy do Francji, Niemiec,

Szwajcarii, Włoch. Znakomicie zorganizowane i pomyślane cieszyły się wielką

popularnością. Setkom tysięcy ludzi, głównie z klasy średniej, umożliwiły poznanie

największych atrakcji Europy, następnie – całego świata. „Turyści Cooka” byli obecni i

rozpoznawani w najciekawszych miejscach kontynentu. Wprawiali przy tym w konsternację

tradycyjnych podróżników, należących do społecznych elit. Dla nich „Cook’s tourists” byli

symbolem wulgarności i prostactwa. Jak najniesłuszniej zresztą, bowiem często legitymowali

się wykształceniem i cechowała ich prawdziwa pasja poznawcza233

.

Postępująca dominacja warstw średnich i niższych na turystycznych szlakach

oznaczała porzucanie tradycyjnych form spędzania wakacji przez elity. W łonie leisure class

całkowicie zanikła tradycja grand tour. Zblakła jej wyjątkowość. Przestała być

wyznacznikiem prestiżu i atrakcją. Nowym symbolem wysokiej pozycji stało się bywanie w

najbogatszych, najmodniejszych kurortach i spędzanie tam czasu w najwyższym komforcie.

O randze jednostki i grupy społecznej świadczyły już nie zwiedzone zabytki, czy obejrzane

231

Tamże, s. 191. 232

Tamże, s. 191-192. 233

Tamże, s. 192-194.

Page 63: Praca Marek - O Turystyce

63

pomniki przyrody, a ilość roztrwonionych na wyrafinowane rozrywki pieniędzy234

. Rzec

można, że w tym przypadku w pełni ucieleśniał się Veblenowski model conspicuous

consumption – manifestacyjnej konsumpcji i próżnowania na pokaz. Wśród

najznamienitszych brytyjskich elit nadzwyczajną popularnością cieszyły się w drugiej

połowie XIX wieku takie nadmorskie kurorty jak Scheveningen, Ostenda, Dinard, Biarritz,

weneckie Lido, modne i kameralne miejscowości na Istrii i w Dalmacji. Te bardziej

egzotyczne – Azory, Kanary, Tanger, popularne resorts Egiptu - brytyjska arystokracja i

kwiat burżuazji wybierały na swe zimowe rezydencje. Rolę wyjątkową odgrywała jednak

francuska Riwiera.

Fenomen Riwiery do dziś przyciąga uwagę badaczy235

. Zdaniem Pimlotta, Lazurowe

Wybrzeże stanowiło wzorzec dla innych okolic, starających się przyciągnąć angielski

establishment. Uroki Riwiery Anglicy odkryli już w XVIII wieku. Przez sąsiednią Prowansję

prowadziła jedna z odnóg grand tour, wiodąca do Italii. Dodajmy, mniej popularna i,

paradoksalnie, bardziej uciążliwa niż przeprawa przez Alpy. W końcu XVIII wieku zaczęły

powstawać swego rodzaju angielskie kolonie w Montpellier, Awinionie, Tuluzie. W tym też

czasie Anglicy zaczęli docierać do zagubionych rybackich wiosek – Cannes i Nicei;

odwiedzano Monako. Odosobnienie, oddalenie od popularnych szlaków dawało bogatym

Brytyjczykom to, czego w drugiej połowie XIX wieku byli coraz bardziej złaknieni –

poczucie ekskluzywności i elitarności236

. Szeroki strumień turystów z klasy średniej podążał

tymczasem, tradycyjnie, ku romantycznym Alpom i do Włoch. „Turyści Cooka” z rzadka

zaglądali na Riwierę. Otaczała ją zresztą niedwuznaczna atmosfera moralnego potępienia. W

połowie XIX wieku miejscowości Lazurowego Wybrzeża stały się łatwo dostępne. Angielscy

well-to-do ciągnęli tam znęceni nie tylko walorami śródziemnomorskiego klimatu. Zdaniem

Johna Pimlotta, magnesem była „możliwość wyżycia się”. Zamknięcie w elitarnym kole, z

dala od oczu surowej, wiktoriańskiej middle class, dawało możność spektakularnego

kontestowania etycznych zasad epoki. Jądrem bezwstydu i lekceważenia zasad było Monte

Carlo – „Southern Hell”. Złą sławę zyskało za sprawą braci Blanc. Po zjednoczeniu Niemiec

musieli oni zamknąć swe kasyna w Wiesbaden i Hamburgu. Założyli za to nowe – w Monte

Carlo. W krótkim czasie stało się ono Mekką dla bogatych utracjuszy i desperatów z całego

234

Tamże, s. 196-197. 235

J. Hale, The French Riviera. A cultural history, Oxford 2009; M. Nelson, Queen Victoria and the discovery of

the Riviera, London 2007; J. Ring, Riviera. The Rise and Rise of the Cote d’ Azur, London 2004. 236

J.A.R. Pimlott, op. cit., s. 198-199.

Page 64: Praca Marek - O Turystyce

64

świata. Z myślą o nich powstał kompleks najdroższych hoteli, restauracji, miejsc rozrywki,

znakomicie nadających się do praktykowania „manifestacyjnej konsumpcji”237

.

Dla szerszych kręgów brytyjskiego społeczeństwa, dla jego obyczajów związanych ze

sposobami spędzania wolnego czasu, znacznie większe znaczenie miały Alpy. Zagadnienie to

posiada przebogatą literaturę238

. Z historyczno-socjologicznego punktu widzenia nadzwyczaj

interesującą jest monografia Jima Ringa pod znamiennym tytułem How the English made the

Alps239

. John Pimlott dość krótko i syntetycznie charakteryzuje i interpretuje etapy fascynacji

Anglików najwyższymi górami Europy. Omawia zasadnicze, charakterystyczne etapy

poznawania Alp – począwszy od pierwszych, „oświeceniowych” wizyt (związanych jeszcze z

grand tour), poprzez romantyczną fascynację niedostępnymi kolosami, aż po systematyczne

zdobywanie coraz trudniejszych wierzchołków przez kolejne generacje alpinistów. Celnie, jak

się zdaje, zwraca Pimlott uwagę, że na fascynacji wyspiarzy Alpami zaważyły dwa

„genetycznie angielskie” czynniki. Po pierwsze, rozbudzona przez Romantyzm miłość do gór,

których – nawiasem mówiąc – tak bardzo brakowało Anglikom we własnym kraju (poza

niezbyt monumentalnymi wzgórzami Szkocji). Po drugie, upodobanie do uprawiania

aktywności fizycznej, rozbudzone jako reakcja na rewolucję przemysłową240

.

Anglicy, bez cienia wątpliwości, dominowali na każdym z etapów eksploracji Alp. I

jako wspinacze, dokonujący dziewiczych wejść na wybitne szczyty, i jako uczestnicy

popularnych wycieczek do alpejskich dolin, i jako pionierzy sportów zimowych –

łyżwiarstwa, saneczkarstwa, bobslejów, narciarstwa. Wszyscy autorzy piszący o Alpach

podkreślają, że grupą społeczną, która przodowała w poznawaniu i wszechstronnym

doświadczaniu Alp była middle class. Lynne Withey używa wręcz określenia middle-class

professionals241

. Pimlott charakteryzuje to środowisko jako ludzi cieszących się wysokim

stopniem bezpieczeństwa socjalnego oraz silną potrzebą doznawania intelektualnych przeżyć

i fizycznego wysiłku, co pozwalało na ucieczkę od codzienności, konwenansów,

wiktoriańskiej stabilizacji. Alpy wydawały się idealnym azylem –„boiskiem Europy”,

„playground of Europe”242

.

237

Tamże, s. 199-200. 238

A. Beattie, The Alps. A cultural history, Oxford 2006; P. Bernard, Killing Dragons. The Conquest of the Alps,

London 2001; R. Macfarlane, Mountains of the Mind. A history of a fascination, London 2008. 239

J. Ring, How the English made the Alps, London 2001. 240

Tamże, s. 201. 241

L. Withey, Grand Tours and Cook’s Tours. A history of leisure travel, 1750 to 1915, London 1997, s. 207. 242

J.A.R. Pimlott, op. cit., s. 202.

Page 65: Praca Marek - O Turystyce

65

Miłośnicy Alp powołali w roku 1857 w Londynie pierwszą na świecie górską

organizację turystyczną - Alpine Club. Wśród członków przeważali reprezentanci klasy

średniej, przede wszystkim z kręgów inteligencji. Alpine Club prowadził wszechstronną

działalność popularyzatorską, naukową, wydawniczą. Utrwalał w świadomości Brytyjczyków

przekonanie, że Alpy są najbardziej atrakcyjnym celem podróży dla wszystkich grup

społecznych, które tylko mogą sobie na to pozwolić243

.

Kluczowe znaczenie dla szerokiej popularyzacji alpejskich wakacji, nie tylko letnich,

ale z czasem także i zimowych, miało odkrycie i uznanie znakomitych walorów

wysokogórskiego klimatu w leczeniu gruźlicy. Pionierem tej formy kuracji był Niemiec, dr

Hermann Brehmer. Pierwszy zakład leczniczy otworzył w 1854 roku w maleńkiej

miejscowości Görbersdorf (obecnie Sokołowsko) w Sudetach. Görbersdorf cure rychło

przyjęła się w najatrakcyjniejszych miejscowościach Szwajcarii – Davos, St. Moritz, Arosie,

Andermatt. Dla Anglików, doświadczających u siebie wilgotnego, niezdrowego klimatu,

pobyt tam bywał zbawienny. Szukający ratunku nieszczęśnicy stanowili kolejną, obok

wspinaczy i narciarzy, grupę wyspiarzy „kolonizujących” Alpy244

.

John Pimlott wspomina, a Jim Ring szeroko opisuje, że przybywający w Alpy Anglicy

nie tylko wykreowali modne sposoby spędzania wolnego czasu, ale i wyznaczyli standardy

organizacji uzdrowisk i poziom świadczonych w nich usług. Gospodarze – lokalne władze i

przedsiębiorcy skwapliwie dostosowywali się do oczekiwań wymagającej, brytyjskiej

klienteli. Powstawały hotele, pensjonaty, restauracje, lodowiska i tory saneczkowe. Zgodnie z

angielskimi oczekiwaniami i przy walnym udziale angielskich inżynierów stworzono sieć

kolejową, która udostępniła miejscowości zagubione wśród gór. Większość kurortów stała się

łatwo dostępna. Jednak elity także i tu próbowały odseparować się od Cook’s tourists.

Najbardziej luksusowe hotele powstawały w najodleglejszych miejscowościach, a pragnący

zaznać atmosfery ekskluzywności zaczęli przedkładać zimę ponad tradycyjne wakacje w

porze letniej245

.

The Englishman’s Holiday ukazuje szeroką panoramę angielskich obyczajów

wakacyjnych i rolę, jaką odgrywały w świadomości i samoidentyfikacji poszczególnych grup

społecznych. Pimlott zaprezentował tradycyjną interpretację sposobów naśladowania

zachowań warstw wyższych przez niższe, pragnące przez to zamanifestować swe aspiracje i

243

Tamże, s. 203-204. 244

Tamże, s. 204-206. 245

Tamże, s. 208-209.

Page 66: Praca Marek - O Turystyce

66

potwierdzić swe miejsce w hierarchii. Z pewnością nie wszystkie, sformułowane w latach 40-

ych XX wieku, tezy zyskałyby pod koniec lat 70-ych akceptację Hugh Cunninghama. Nie

sposób jednak je zlekceważyć, czy pominąć milczeniem. Dodatkowym, ważnym walorem

rozprawy Pimlotta jest zwrócenie uwagi na XIX-wieczną ewolucję poglądów dotyczących

konieczności zapewnienia czasu wolnego klasie robotniczej i przedstawienie, jak zmieniał się

realny dostęp tej warstwy do leisure. Z pewnością warto natomiast dokładniej przyjrzeć się i

innym wątkom, związanym z kwestią samego zjawiska podróżowania jako najpopularniejszej

i najatrakcyjniejszej formy spędzania czasu wolnego w II połowie XIX wieku. Nieocenioną

pomocą służy tu obszerna, erudycyjna, świetnie udokumentowana praca amerykańskiej

badaczki Lynne Withey - Grand Tours and Cook’s Tours. A history of leisure travel, 1750 to

1915246

.

Withey interesują podróże dalekie, podejmowane w czasie wolnym – dla

przyjemności; takie, które prowadziły do zetknięcia się odmiennych kultur. Autorka zwraca

uwagę, że w opisywanym przez nią okresie – 1750-1915 - nastąpiła całkowita zmiana

charakteru podróży. Utraciły one swoje wybitnie elitarne oblicze, stopniowo były pozbawiane

towarzyszących im dawniej atrybutów – wysiłku, konieczności wyrzeczeń, trudności. Stawały

się coraz bardziej masowe, wygodne, przyjemne. Zarazem jednak, coraz bardziej sztampowe i

schematyczne. Withey uważa, podobnie jak John Pimlott, że podróż zawsze stanowiła

płaszczyznę manifestowania społecznej pozycji i społecznych aspiracji. Przedstawiciele

kręgów elitarnych chcieli odróżniać się od rosnących rzesz mniej zamożnych turystów.

Warstwy wyższe wynajdywały nowe, bardziej odległe, a przez to i droższe cele swych wojaży

lub żądały i oczekiwały wysokiego, zapewniającego wyszukany komfort standardu usług.

Miejsca spędzania wakacji – cele podróży brytyjskich well-to-do – stawały się przez to

niedostępne dla tłumów, od których klasy wyższe chciały się odseparować. Konsekwencją

takiego kierunku ewolucji podróżowania był równoległy rozwój dwóch modeli podróży

wakacyjnych – elitarnego i masowego247

.

Withey drobiazgowo opisuje zwyczaje związane z XVIII-wiecznym grand tour248

i

analizuje zmiany, jakie dokonały się w podróżach na kontynent w pierwszej połowie wieku

XIX. Podkreśla, że po Kongresie Wiedeńskim na europejskie szlaki wyruszyli

przedstawiciele brytyjskiej klasy średniej. Sprzyjały temu relatywnie niskie ceny utrzymania i

246

L. Withey, Grand Tours and Cook’s Tours. A history of leisure travel, 1750 to 1915, London 1997. 247

Tamże, s. VII-XII. 248

Tamże, s. 3-30.

Page 67: Praca Marek - O Turystyce

67

zakwaterowania w państwach włoskich, stanowiących główny cel angielskich podróży.

Względna taniość pozwalała na spędzanie kontynentalnych wakacji w warunkach, w jakich

spędzali je brytyjscy arystokraci. Stwarzało to wrażenie zacierania różnic społecznych, co

dogadzało ambicjom coraz bardziej zamożnej klasy średniej. Powszechnie korzystano z

poprawy środków transportu – usprawnienia żeglugi parowej i rewolucjonizującego warunki

podróżowania rozwoju kolei249

.

Anglicy byli wówczas najliczniejszą, absolutnie dominującą grupą narodową wśród

podróżujących po Europie Zachodniej. We Włoszech słowo Inglesi było synonimem turysty.

Z myślą o nawykach wyspiarzy przygotowywano cały kompleks usług. Standardem było

posługiwanie się językiem angielskim przez obsługę hoteli i restauracji. Sami Anglicy,

zwłaszcza jeżeli należeli do jednej warstwy społecznej, chętnie skupiali się we własnych,

narodowych kręgach. Przez innych turystów – znacznie przecież mniej licznych – było to

traktowane jako przejaw poczucia wyższości, szowinizmu i snobistycznej alienacji250

.

Środowisko angielskich wojażerów, postrzegane przez postronnych jako jednolite, z

biegiem czasu coraz bardziej się różnicowało. Na przełomie lat 30-ych i 40-ych ujawniły się

nawet napięcia i konflikty. Podróżnicy w starym stylu wciąż nieśpiesznie podążali przez

Europę, przeznaczając na to sześć lub więcej miesięcy, hojnie szafując pieniędzmi. Turyści

praktykujący nowe formy wojażu spędzali na kontynencie co najwyżej dwa do trzech

miesięcy; przemieszczali się szybko, zwiedzali intensywnie, redukowali wydatki.

Członkowie elit drwili z nuworyszy, nieudolnie chcących naśladować dawne wzorce, z ich

prostackich obyczajów, powierzchowności doznań, prymitywizmu obserwacji, ze

zdradzającego niskie pochodzenie dialektu cockney, ze słabo skrywanych matrymonialnych

ambicji. Elity czuły się osaczone, zagrożone awansem klasy średniej. Nie życzyły sobie

obcowania z nią. Starały się odseparować tam, gdzie dochodziło do nieuniknionych spotkań z

rodakami nie należącymi do dobrego towarzystwa251

.

Nowi turyści, chcąc uchodzić za zamożniejszych i stojących wyżej w hierarchii

społecznej, szukali jednocześnie sposobów na obniżenie kosztów podróży. Naprzeciw ich

oczekiwaniom wychodzili wydawcy pierwszych przewodników turystycznych. Od roku 1836

publikował je Anglik John Murray; od 1839 Niemiec – Karl Baedecker. Pierwszy rozpoczął

od opisu Włoch i kolejnych regionów Europy, by po latach przygotować dla czytelników

249

Tamże, s. 61-68, 94-101. 250

Tamże, s. 90-93. 251

Tamże, s. 93-96.

Page 68: Praca Marek - O Turystyce

68

przewodnik po kraju ojczystym, a drugi odwrotnie – opisawszy wpierw Niemcy, stopniowo

wzbogacał ofertę swej oficyny o kolejne państwa. Pojawienie się poręcznych, praktycznych

książeczek zbiegło się z nowym etapem w historii podróży. Jego cechami były masowość,

zróżnicowany skład społeczny, systematycznie skracany czas peregrynacji, intensywność

programu i powierzchowność zwiedzania. Przewodniki turystyczne pozwalały jak

najdokładniej wyznaczyć cele i zaprojektować podróż nowego typu252

.

Nową erę w dziejach podróży rozpoczął Thomas Cook. Historycy angielscy poświęcili

mu ogromną liczbę prac253

. Lynne Withey syntetyzuje główne wątki historiografii, dotyczącej

Cooka. Kładzie przy tym nacisk na społeczny aspekt jego działalności. Thomas Cook (1808 –

1892) – wydawca, kaznodzieja Kościoła Baptystów, był aktywistą ruchu abstynenckiego. W

1841 roku wynajął dla 570-osobowej wycieczki członków ruchu pociąg na trasie Leicester –

Loughborough, co znakomicie obniżyło koszty przedsięwzięcia. Pomysł okazał się wielki

sukcesem organizacyjnym i zyskał popularność. Cook zaś poświęcił się odtąd krzewieniu

idei, że dosłownie każdy może i powinien podróżować. Głosił, że podróże mają nie tylko

wielkie znaczenie w odciąganiu szerokich mas od alkoholu, ale służyć mogą wszechstronnej

naprawie stosunków społecznych. Cook w swych pismach głosił, że podróże – choć

podejmowane dla przyjemności, jako rozrywka czasu wolnego – pozwalają na rozszerzanie

wiedzy; doprowadzą do likwidacji barier klasowych i narodowych; rozpowszechnią tolerancję

i braterstwo; przyczyną się do poprawy stanu zdrowia i higieny. Lynn Withey podkreśla, że

przypisywanie takich wartości podróżom znane było w poprzednich dziesięcioleciach

wyższym warstwom społecznym. Cook był zaś nowatorem w propagowaniu ich

udostępnienia warstwom niższym, zwłaszcza robotnikom. Dowodził, że do podróży ma

prawo każdy człowiek. Za swą misję uznał umożliwienie korzystania z tego prawa jak

największej liczbie ludzi254

.

Powziętej na początku lat 40-ych idei Thomas Cook pozostał wierny przez pół wieku

– do końca życia. Gdy w 1846 roku upadła prowadzona przezeń oficyna ruchu

abstynenckiego, poświęcił się wyłącznie organizacji turystyki. Wydawał przy tym

informatory, przewodniki, a także periodyk The Excursionist255

. Systematycznie rozszerzał

działalność. Początkowo wynajmował po zniżkowych cenach pociągi i organizował

wycieczki dla współwyznawców. W drugiej połowie lat 40-ych, pokonując trudności

252

Tamże, s. 69-74. 253

Por. J. Hamilton, Thomas Cook. The Holiday Maker, Phoenix Mill 2005. 254

Tamże, s. 135-139. 255

Tamże, s. 140-147.

Page 69: Praca Marek - O Turystyce

69

związane z koniecznością koordynacji połączeń kolejowych i wodnych, przedsiębrał

zbiorowe, kilkusetosobowe wyprawy w góry Szkocji. Nakłaniał arystokratycznych właścicieli

do udostępniania zwiedzającym ich siedzib – parków i rezydencji. Ponieważ, w związku z

ustawodawstwem Parlamentu, bliskie podróże kolejowe stawały się tanie, łatwo dostępne i

przez to mniej atrakcyjne, Cook uznał, że przyszłość jego przedsięwzięcia leży w

organizowaniu dalszych, atrakcyjniejszych wojaży256

.

Pierwsze doświadczenia, gorzkie i trudne pod względem finansowym, zebrał

organizując masowe wycieczki na Wielką Wystawę Londyńską w 1851. Za sprawą jego firmy

odwiedziło ją 165 tysięcy gości, 3% ogółu zwiedzających, wliczając w to londyńczyków. W

1853 podopieczni Cooka zwiedzali wystawę w Dublinie, a w 1855 w Paryżu. Agencja

sprawnie negocjowała zniżki z towarzystwami kolejowymi, organizowała tysiące miejsc

noclegowych – zróżnicowanych przy tym pod względem cen i standardu. Choć zakrojone na

szeroką skalę przedsięwzięcia nie przynosiły spodziewanych zysków, Cook zdobył znaczenie,

kontakty i – co najważniejsze – markę sprawnego, godnego zaufania przedsiębiorcy257

.

Geograficzny zasięg organizowanych przez agencję Cooka podróży stale się

poszerzał, obejmując w latach 60’ i 70’ tradycyjnie popularne wśród Brytyjczyków regiony

Europy. Przedsiębiorstwo oferowało escorted tours, w pełni zorganizowane wyprawy, z

których wiele osobiście prowadził Thomas Cook - zwłaszcza, gdy były nowością w katalogu

agencji. Spragnionym większej samodzielności turystom firma proponowała circular tours -

niezależne podróżowanie ze specjalnymi kuponami – biletami, umożliwiającymi korzystanie

z połączeń kolejowych oraz z zakwaterowania i wyżywienia w hotelach. „Cook’s Tourists

Tickets” pozwalały na swobodne planowanie trasy i czasu wojażu, w czym – oczywiście –

agencja służyła pomocą258

.

Gigantyczny sukces rynkowy Cooka wynikał z przedstawienia klientom stosunkowo

taniego wariantu podróżowania. Znaczna skala jego działalności dawała szansę na

wynegocjowanie korzystnych stawek za usługi oferowane turystom. Z agencji korzystali w

pierwszym rzędzie przedstawiciele niezamożnych kręgów społeczeństwa. W połowie XIX

wieku chęć odbycia dalekiej, europejskiej podróży dopiero rodziła się w tych środowiskach -

jak opisywali to Cunningham i Pimlott. Dążenia middle class, nie mówiąc już o klasie

robotniczej, były wyszydzane przez elity. Cook sprawił, że szerokie rzesze społeczeństwa

256

Tamże, s. 136-137. 257

Tamże, s. 139-143. 258

Tamże, s. 143-144.

Page 70: Praca Marek - O Turystyce

70

zaczęły jednak kultywować ten obyczaj i uważać go za własny. Szczególnie, gdy w kręgach

klasy średniej upowszechniały się 2- lub 3-tygodniowe urlopy259

.

Klasa średnia, zgodnie ze swym etosem edukacyjnym, dążyła do jak

najintensywniejszego wykorzystania kontynentalnego wojażu. Cook dostosował się do tych

oczekiwań, organizując bardzo szybkie escorted tours z bogatym, wprost przeładowanym

programem, za to za niewielką cenę. Ściągnęło to nań krytykę i satyrę. Zamożniejsi

zbulwersowani byli „hordami” Cook’s tourists, którzy pośpiesznie, powierzchownie,

bezmyślnie oglądają to, co we właściwy sposób mogą docenić jedynie ludzie dobrze

przygotowani, wyedukowani, poświęcający odpowiednią ilość czasu na kontemplację

godnych uwagi miejsc. Według Lynn Withey, zarzuty te dyktowane były przede wszystkim

uprzedzeniami społecznymi – obawą przed zacieraniem się różnic klasowych260

.

Thomas Cook systematycznie rozszerzał swą działalność i, mimo pojawienia się

naśladowców, umacniał pozycję na rynku. W 1865 roku główna siedziba firmy została

przeniesiona z Leicester do Londynu. Początkowo z usług Cooka korzystali dysponujący

urlopami niezamożni przedstawiciele working class i middle class. Z czasem pojawiła się też

nowa klientela, której oczekiwania dotyczące poziomu świadczonych usług były

zdecydowanie wyższe. Biuro Cooka zaczęło proponować wycieczki dalsze, droższe i bardziej

wykwintne. Oferta w latach 60’ objęła całą Europę Zachodnią, a w latach 70’ – Egipt i

Palestynę; w 70’ i 80’ przedsiębiorstwo Cooka organizowało wyprawy do Indii i dookoła

świata; w latach 90’ – do Australii i Nowej Zelandii. Z początkiem lat 80’ kierowanie firmą

przejął syn Tomasa – James Mason. Doprowadził on agencję do stanu rozkwitu. Znacznie

rozszerzył działalność i uczynił ją jednocześnie przedsięwzięciem znacznie bardziej

skomercjalizowanym, zwracając się ku zamożnej klienteli. Firma praktycznie

zmonopolizowała obsługę ruchu turystycznego w Egipcie. Jej znaczenie potwierdzały i

podnosiły takie przedsięwzięcia jak poprowadzenie wyprawy synów księcia Walii na Bliski

Wschód w 1882 roku, organizacja przerzutu wojsk angielskich do Sudanu w 1884 podczas

powstania Mahdiego, czy obsługa pielgrzymki Wilhelma II (Cook’s Crusader) do Ziemi

Świętej w 1894261

.

Biuro Cooka otwierało na całym świecie swe przedstawicielstwa, luksusowe hotele, a

przy tym cały czas prowadziło zorganizowane wycieczki i sprzedawało Cook’s Tourists

259

Tamże, s. 146-156. 260

Tamże, s. 162-166. 261

Tamże, s. 159-160; 257-262.

Page 71: Praca Marek - O Turystyce

71

Tickets dla indywidualnych turystów. Działalność agencji była synonimem sprawności,

wygody, zaufania. Pomimo oferowania coraz droższych i ekskluzywnych usług,

symbolizowała zarazem turystykę masową, dostępną, egalitarną. To, co spełniało oczekiwania

większości, budziło obawy czy niechęć już nawet nie elit, bo i one korzystały z usług Cooka,

co raczej kręgów nad wyraz snobistycznych.

Równolegle z ekspansją masowej oferty Cooka, zaczęły się pojawiać przedsięwzięcia

przeznaczone dla publiczności najbardziej wymagającej i najzamożniejszej; dla środowisk

pragnących zachować ściśle kameralny charakter wypoczynku i podróży – tak, by nie musieć

obcować z Cook’s tourists262

. Zdaniem Lynn Withey uosobieniem przeciwieństwa popularnej

oferty Cooka stały się nazwiska: Pullmann, Nagelmakers, Ritz.

Amerykanin George Pullmann w latach 60’ z sukcesem wprowadził na linie kolejowe

w Stanach Zjednoczonych wyjątkowo komfortowy model wagonu sypialnego, wyposażonego

w udogodnienia, dzięki którym można było wygodnie podróżować na długich,

transkontynentalnych trasach. Sława Pullmanna umożliwiła mu wkroczenie z podobną ofertą

w 1872 do Wielkiej Brytanii, a w 1874 na Stary Kontynent. Niemal równocześnie luksusowe

sypialne wagony wprowadził w Europie Belg Georges Nagelmakers, tworząc Compagnie

Internationale des Wagons-Lits (CIWL). Popularność CIWL zapewniło dostarczenie

wykwintnej salonki księciu Walii, przyszłemu Edwardowi VII, w jego podróży po Europie –

do Berlina i Sankt Petersburga. W następnych latach dwaj konkurenci wyznaczyli swe strefy

wpływów: Pullmann zdominował Brytanię, Nagelmakers - Niemcy i Austrię; Włochy i

Francja były obszarem rywalizacji, z widoczną jednak przewagą Belga263

.

W latach 80’ CIWL oferowała spragnionym luksusu przejazdy na długich dystansach:

Calais – Paryż – Rzym, Petersburg – Lizbona, Petersburg – Cannes, czy wreszcie legendarny

Orient Express: Paryż – Konstantynopol. Przygotowanie tak imponującej oferty wymagało

pokonania wielu przeciwności natury technicznej, organizacyjnej i politycznej – w tym

przezwyciężenia niechęci dworów cesarskich w Berlinie i Petersburgu. Tym bardziej drogie,

wykwintne podróże stanowiły przedmiot pożądania rodowych i finansowych elit nie tylko

Wielkiej Brytanii, ale i całej Europy. Podobne peregrynacje nie służyły już jednak względom

262

Tamże, s. 175. 263

Tamże, s. 175-180.

Page 72: Praca Marek - O Turystyce

72

poznawczym, a podróżowaniu samemu w sobie, dającemu możliwość delektowania się

ekskluzywnością i komfortem264

.

Zachętą, bodźcem do podejmowania najdroższych wojaży była możność spędzania

czasu w miejscach szczególnych. Szczególnych jednak nie ze względu na wyjątkowe wartości

przyrodnicze, krajobrazowe, poznawcze, kulturowe, historyczne czy zdrowotne, ale ze

względu na ich nadzwyczajny luksus i cenę, decydujące o niedostępności dla zwykłych

śmiertelników. Miejscami takimi miały być luksusowe hotele.

Do połowy XIX wieku hotele jako takie były w Europie rzadkością. Dominowały

gospody, zajazdy, mieszkania do wynajęcia. Hotele sensu stricto zaczęły powstawać w latach

50’ z myślą osobach, odwiedzających organizowane w stolicach i wielkich miastach

wystawy. Ich standard pozostawiał wiele do życzenia. Jak podaje Lynn Withey,

przybywający do Europy Amerykanie zdumiewali się tym, że nie zapewniano gościom

prywatnych łazienek. Dopiero pod koniec stulecia zaczęły powstawać nowoczesne,

wyposażone we wszystkie osiągnięcia cywilizacji hotele dla najzamożniejszej klienteli.

Oprócz wielkich miast sytuowano je w kurortach Alp i Riwiery. Symbolem luksusu stała się

sieć, której tworzenie rozpoczął Szwajcar Cesar Ritz, otwierając sławny Hotel Ritz w Paryżu

w roku 1898265

.

Opisywane przez Lynn Withey dwie drogi rozwoju biznesu turystycznego –

zapoczątkowane przez Cooka packege tours i ekskluzywne wyjazdy najbogatszych

ukształtowały dwa modele podróży. Brytyjska klasa średnia i część niższej praktykowały

coroczne 2-3-tygodniowe wyjazdy zagraniczne. Miały one zaspokoić aspiracje i pozwolić

zamanifestować pozycję społeczną. Podróżowano tak, by w jak najkrótszym czasie zobaczyć

jak najwięcej, płacąc za to możliwie niewysoką cenę. Bogaci gustowali w długich pobytach w

najmodniejszych miejscowościach Riwiery, Alp, Egiptu. Magnesem był dla nich

oszałamiający luksus i rozrywki w postaci balów, koncertów, hazardu.

Związane ze zjawiskiem podróży i wypoczynku obyczaje Anglików wyznaczały

standardy dla całej Europy. Także dla społeczeństwa polskiego. Anglików w drugiej połowie

XIX i na początku XX wieku uważano za naród najbardziej ruchliwy, przeważający na

szlakach podróżniczych. Ich powszechną obecność, dominację w popularnych ośrodkach

wakacyjnych czy uzdrowiskowych odnotowywała także literatura piękna. Hans Castorp,

264

Tamże, s. 180-182. 265

Tamże, s. 183-188.

Page 73: Praca Marek - O Turystyce

73

bohater Czarodziejskiej Góry Thomasa Manna, spacerujący niedługo przed I wojną światową

po Davos, często zaglądał do dzielnicy angielskiej. Zaopatrywał się tam w niezbędne do

kontynuowania rozpoczętej kuracji przedmioty, obserwował zmagania saneczkarzy i

łyżwiarzy266

. Jedną z jego towarzyszek w Berghofie, sanatorium dla cierpiących na gruźlicę

była Miss Robinson, która „(…) nie umiała ani słowa po niemiecku i nie chciała się

nauczyć”267

.

Jak wspomniano, do najchętniej odwiedzanych przez Anglików regionów Europy

należały Włochy. Panna Lucy Honeychurch, z powieści Edwarda Forstera Pokój z widokiem,

bawiła wraz kuzynką na początku XX wieku we Florencji. Panie mieszkały w pensjonacie,

który właścicielka signiora Bertolini, „taka angielska”, przygotowała specjalnie z myślą o

Anglikach268

. Był to jeden z przyczółków angielskiej kolonii we Florencji. Mieszkali w nim

turyści, którzy przybyli na krótszy pobyt, a także rezydenci, spędzający tam wiele miesięcy.

Brytyjskie kółko zbierało się na wspólnych posiłkach, wymieniało doświadczenia i

informacje. Przebywanie we własnym, narodowym kręgu dawało poczucie bezpieczeństwa.

Wspólnie odbywano wycieczki, hołdowano wyspiarskim obyczajom. Forster sportretował to

środowisko jako snobistyczne, uważające się za elitarne i szalenie oryginalne. Nieśpiesznie

poszukujące ducha prawdziwych Włoch. Bohaterowie romansu uważali korzystanie z

kuponów Cooka za przejaw złego gustu i symbol sztampowej podróży269

. Akcentowali swą

indywidualność i samodzielność turystycznego doświadczenia. Celowała w tym panna

Lavish, kreująca się na opiekunkę głównej bohaterki:

„Panno Lucy, proszę chwilkę poczekać. Niech ci dwaj ludzie przejdą, bo inaczej będę

musiała z nimi rozmawiać. Nie cierpię konwencjonalnych rozmów. To straszne: oni też idą do

kościoła! Och, ci Brytyjczycy za granicą! (…) Proszę spojrzeć, jak oni wyglądają! (…)

Spacerują po mojej Italii jak para krów. To bardzo nieładnie z mojej strony, ale chciałabym,

żeby w Dover egzaminowano wyjeżdżających turystów: kto nie zda, musi wracać do

domu”270

.

Zawarty w źródłach wizerunek angielskich wojażerów wyznaczał tropy badawcze i

interpretacyjne brytyjskiej i amerykańskiej historiografii. Autorzy anglojęzycznych

opracowań, poświęconych czasowi wolnemu, podróżom i turystyce brytyjskiego

266

T. Mann, Czarodziejska Góra, , przeł. J. Kramsztyk, J. Łukowski, Warszawa 1982, t. I, s. 382-384. 267

Tamże, s. 92. 268

E. M. Forster, Pokój z widokiem, przeł. H. Najder, Warszawa 2003, s. 14-17. 269

Tamże, s. 60. 270

Tamże, s. 27.

Page 74: Praca Marek - O Turystyce

74

społeczeństwa, skoncentrowali swą uwagę na kilku głównych problemach. Zagadnieniem

zasadniczym była kwestia stopniowego poszerzania dostępu poszczególnych grup

społecznych do leisure. Ściśle wiązała się z tym polityka władz i aktywność środowisk

reformatorskich, pragnących zapewnić krajowi stabilny rozwój i poprawić położenie warstw

niższych. Gruntownie opisana została kultura materialna wypoczynku, zwłaszcza stała

poprawa warunków podróży: pojawienie się nowych środków transportu, nowych rodzajów

zakwaterowania, rozrywek, atrakcji, form aktywności – jak sport - czy nowych metod

organizacji turystyki masowej. Badacze zwracali uwagę na znaczenie medycyny i

proponowanych przez nią metod kuracji, przede wszystkim w leczeniu gruźlicy.

Ze względu na przedmiot naszych rozważań, bardzo ważne i wartościowe są,

gruntownie zanalizowane i opisane, wątki dotyczące miejsca podróży w świadomości

brytyjskiego społeczeństwa. Historycy prezentują pogląd, że podróż stanowiła element

tożsamości grupowej, wyznaczała miejsce w społecznej hierarchii, pozwalała na

manifestowanie aspiracji. Najczęstszym zjawiskiem było naśladownictwo sposobów

zachowania warstw wyższych – przez niższe. Brytyjska middle class traktowała sferę leisure

jako dogodne pole do edukowania warstw niższych i starała się zaszczepić im różne formy

„racjonalnego” spędzania czasu wolnego – także poprzez wycieczki kolejowe czy odpowiedni

wypoczynek poza miastem. Elitarne środowiska well-to-do dążyły za to do jak najściślejszej

separacji od warstw niższych, kreując ekskluzywne formy wypoczynku, niedostępne dla

ogółu. Związki pomiędzy zagadnieniem uwarstwienia społeczeństwa a problematyką czasu

wolnego są jednym z najistotniejszych pól badawczych historiografii poświęconej podróżom i

turystyce w Wielkiej Brytanii. Zgoła odmiennie przedstawia się spojrzenie na tę

problematykę badaczy, zajmujących się społeczeństwem Sankt Petersburga i, szerzej,

Cesarstwa Rosyjskiego w II połowie XIX wieku.

Sankt Petersburg i Rosja – punkt odniesienia dla społeczeństwa Warszawy i

zaboru rosyjskiego.

W przeciwieństwie do obrazu aktywności mieszkańców Londynu i społeczeństwa

Wielkiej Brytanii w ogóle, wizerunek zawarty literaturze poświęconej Rosji i Petersburgowi

jest nad wyraz ubogi. Historycy rosyjscy nie poświęcają szczególnej uwagi problematyce

czasu wolnego i podróży, a i liczba prac naukowców zachodnich, dotyczących tych

zagadnień, nie jest imponująca. Podstawowe znaczenie ma niezbyt obszerna monografia G. P.

Page 75: Praca Marek - O Turystyce

75

Dolženki, Istoriâ turizma v dorewolûcionnoj Rossii i SSSR, wydana w 1988 roku przez

Wydawnictwo Uniwersytetu Rostowskiego271

. Moment publikacji książki – czas rozkwitu

pieriestrojki – zaważył na jej charakterze. Dolženko nie tylko nakreślił świetlany obraz

turystyki w czasach władzy radzieckiej, ale – co bardzo cenne – przedstawił genezę zjawiska

podróżowania i organizowania turystyki w Rosji carów. Uwaga autora skupia się na drugim z

wymienionych zagadnień. Głównym tematem „przedrewolucyjnej” części pracy są zatem

próby stworzenia komercyjnych agencji podróżniczych w XVIII i XIX wieku. Praca Dolženki

unika analiz i interpretacji dotyczących społecznego wymiaru podróży i turystyki. Skupia się

na kronikarskim, drobiazgowym odtworzeniu rozwoju i dokonań kilku, istniejących u schyłku

Cesarstwa, stowarzyszeń. Autor próbuje ukazać związek - ciągłość pomiędzy turystyczną

aktywnością społeczeństwa radzieckiego i działaniami przedrewolucyjnych pionierów

podróżowania. Obficie cytuje statuty, manifesty, artykuły i wypowiedzi z okresu rosyjskiej

belle epoque, świadczące o dostrzeganiu wszechstronnych walorów podróży. Autor

podkreśla, że już u schyłku XIX wieku zwracano w Rosji na ich wymiar poznawczy,

patriotyczny, zdrowotny, higieniczny, a przede wszystkim pedagogiczno-wychowawczy.

Zwraca uwagę, że w czasie, gdy w Rosji rodził się ruch turystyczny i upowszechniał obyczaj

podróżowania, dwie grupy były szczególnie aktywne, a jednocześnie traktowane jako

adresaci oferty przygotowanej przez podmioty zajmujące się organizowaniem turystyki. Były

to: młodzież – uczniowie i studenci, oraz nauczyciele – szkół średnich i wyższych.

Praca Dolženki, wartościowa dzięki zaprezentowaniu bogatej faktografii, jest jednak

kronikarska i dość odtwórcza. Brak w niej wspomnianego już poruszenia aspektów

społecznych, socjologicznego ujęcia roli form aktywności czasu wolnego w kształtowaniu się

struktury społecznej, analizy różnorodnych motywacji podejmowania aktywności, będących

przedmiotem książki. Przede wszystkim jednak książka zaskakuje całkowitym brakiem

choćby pobieżnego omówienia bliższych i dalszych podróży, podejmowanych w II połowie

wieku indywidualnie przez przedstawicieli wyższych kręgów rosyjskiego społeczeństwa –

dworu, arystokracji, burżuazji, zamożnej inteligencji. Pominięcie tak ważnych kwestii

tłumaczy, po części, czas powstania książki. U schyłku czasów radzieckich najwyraźniej nie

wyeliminowano jeszcze wszechobecności metodologii marksistowskiej, ignorującej

pozytywną rolę wyższych warstw w rozwoju i dorobku ogółu społeczeństwa. Ponadto, nawet

w momencie rozkwitu glasnost’i, rozpisywanie się o podróżach zagranicznych, które dobrze

271 Dolženko G. P., Istoriâ turizma v dorewolûcionnoj Rossii i SSSR, Rostov 1988.

Page 76: Praca Marek - O Turystyce

76

sytuowani poddani carów podejmowali bez żadnych przeszkód, mogło być traktowane jako

niepożądane, niepotrzebnie rozbudzające pragnienia obywateli radzieckich, dla których - w

ogromnej większości - wyjazd za granicę był niemal całkowicie niemożliwy – tak ze

względów polityczno-administracyjnych, jak i finansowych.

Kolejną istotną pracą jest skromny skrypt Očerki istorii rossijskovo turizma, autorstwa

Grigorija Usyskina272

- bardzo aktywnego i zasłużonego działacza turystycznego w

radzieckim Leningradzie. Książka została wydana w roku 2000, w czasie sprzyjającym

niepomiernie większej swobodzie wypowiedzi. Podróż na Zachód była już wówczas dla

Rosjan łatwo i stosunkowo szeroko dostępna. Odwoływanie się do carskich, rosyjskich,

imperialnych tradycji stało się elementem budowy świadomości społecznej. Wzrastająca w

siłę grupa „nowych Rosjan” swoimi obyczajami nawiązywała, mniej lub bardziej świadomie,

do ekstrawagancji przodków sprzed stu, stu kilkudziesięciu lat. Mimo to praca Usyskina

powiela zarówno zalety, jak i wady książki Dolženki. W znacznym stopniu jest na niej,

oględnie mówiąc, oparta. Autor poświęcił uwagę zorganizowanym formom podróżowania,

zwłaszcza wśród młodzieży i w środowisku nauczycielskim. W kilku przypadkach w sposób

bardziej drobiazgowy opisał działania klubów górskich, turystycznych i rowerowych.

Przedstawił miejsce zagadnień wychowawczych, poznawczych i patriotycznych w

promowaniu podróży w końcu XIX wieku. Nie przeprowadził jednak głębszej analizy

społecznego aspektu turystyki.

Wyjątkowym zjawiskiem w literaturze rosyjskojęzycznej dotyczącej kultury czasu

wolnego i wypoczynku jest artykuł Patricii Deotto, Peterburgskij dačnyj byt XIX veka kak fakt

massovoj ku’ltury, opublikowany we włoskim periodyku „Europa Orientalis” w roku 1997273

.

Krótki ów szkic przynosi ciekawe spostrzeżenia, dotyczące genezy obyczaju spędzania lata na

daczy, kultury materialnej zjawiska i jego społecznego wymiaru - przede wszystkim w

odniesieniu do mieszkańców Sankt Petersburga.

Zasadniczym źródłem dla Deotto, jak i zresztą dla innych badaczy zajmujących się

kulturą życia codziennego rosyjskiej stolicy na przełomie XIX i XX wieku, jest obszerna,

niezwykle bogata, a przy tym opatrzona drobiazgowymi przypisami edytora książka D. A.

272

G. Usyskin, Očerki istorii rossijskovo turizma, Sankt-Peterburg 2000. 273

P. Deotto, Peterburgskij dačnyj byt XIX veka kak fakt massovoj kul’tury, „Europa Orientalis” 16 (1997),

nr 1, s. 357-371.

Page 77: Praca Marek - O Turystyce

77

Zasosova i W. I. Pyzina, Iz žizni Peterburga 1890-1910-h godov. Zapiski očevidcev274

.

Autorzy relacjonują wszelkie aspekty kultury materialnej i duchowej miasta przełomu

wieków. Cały rozdział poświęcają na szczegółową charakterystykę popularnych, najchętniej

odwiedzanych letnisk. Opisują panujące tam obyczaje, sposoby spędzania wolnego czasu,

rozrywki, wydarzenia kulturalne. Zwracają uwagę na wyraźne społeczne zróżnicowanie

poszczególnych osiedli i miejscowości, zasiedlanych w sezonie przez przedstawicieli różnych

warstw i grup petersburżan. Monograficzne wspomnienia Zasosova i Pyzina oraz artykuł

Deotto są w literaturze rosyjskiej pozycjami wyjątkowymi, nasuwającymi skojarzenia z

nowocześniejszym spojrzeniem na historię wypoczynku i podróży. Na szczęście, miejsce

tych zagadnień w dziejach Rosjan i Rosji zostało dostrzeżone, zbadane i opisane przez

badaczy zachodnich. Julian Hale w pracy The French Riviera. A cultural history275

poświęciła

cały rozdział XIX-wiecznym związkom Rosjan z francuskim wybrzeżem Morza

Śródziemnego, zachowaniom, które praktykowali i postrzeganiu spędzanych tam wakacji w

rosyjskiej kulturze. Wyjątkowe znaczenie dla historyka obyczaju ma praca amerykańskiej

badaczki Louise McReynolds Russia at play. Leisure Activities at the End of the Tsarist

Era276

. O ile poświęcone podróżom i turystyce rosyjskie monografie pozostawiają bardzo

silny niedosyt z powodu swej powierzchowności, jednostronności i kronikarskiego ujęcia, o

tyle w książce McReynolds, oprócz prezentacji najpopularniejszych sposobów spędzania

wolnego czasu, znalazła się bardzo interesująca analiza tych właśnie zagadnień. W obszernym

rozdziale The Russian Tourist at Home and Abroad, autorka w syntetyczny sposób

przedstawiła początki zjawiska podróży w dziejach carskiej Rosji, jego miejsce w rosyjskiej

kulturze – zwłaszcza literaturze, rolę dworu cesarskiego w kreowaniu mody na podróżowanie

i kurację u wód. Opisała próby organizowania bliższych i dalszych wypraw przez

indywidualnych przedsiębiorców, firmy komercyjne i stowarzyszenia działające na zasadzie

non-profit. Podobnie jak autorzy piszący o Wielkiej Brytanii, Mc Reynolds zwróciła uwagę

na stale wzrastającą w XIX wieku popularność miejscowości uzdrowiskowych, słynących z

wód mineralnych: leżących na wybrzeżu Morza Czarnego i Bałtyku, jak i w głębi lądu. To, co

szczególnie w Russia at Play interesujące, to zwrócenie uwagi na te aspekty, które

upodabniały rosyjskie społeczeństwo do społeczeństw zachodnich, ale pominięte zostały w

pracach autorów rosyjskich, oraz na okoliczności wyróżniające Rosjan na tle innych nacji

Europy. Amerykańska badaczka zwraca uwagę na społeczny wymiar zjawiska podróży - na

274

D. A. Pyzin, V. I. Pyzin, Iz žizni Peterburga 1890-1910-h godov. Zapiski očevidcev, opr. Stepanov A. V.,

Sankt-Peterburg 1999. 275

J. Hale, The French Riviera. A cultural history, Oxford 2009. 276

L. McReynolds, Russia at Play. Leisure activities at the End of the Tsarist Era, New York 2003.

Page 78: Praca Marek - O Turystyce

78

jego znaczenie dla samoidentyfikacji grup społecznych. Opisuje rolę medycyny w

propagowaniu korzystania z leczniczego wpływu klimatu, analizuje stopniową ewolucję

wypoczynku w popularnych spa – od pobytów ściśle kuracyjnych po wyjazdy w

poszukiwaniu możliwie atrakcyjnych rozrywek. Wskazuje na modernizacyjną rolę

prezentowanych zjawisk, na ich znaczenie gospodarcze – rozwój przedsiębiorczości branży

turystycznej i dostosowywanie się oferty do zmieniających się, coraz bardziej

wyrafinowanych oczekiwań podróżników - turystów. Bardzo interesujące i inspirujące są

rozważania McReynolds o ideologicznym i propagandowym wymiarze rosyjskich podróży.

Autorka przekonująco opisuje znaczenie peregrynacji po świeżo podporządkowanych przez

imperium kresach – Krymie, Kaukazie, guberniach nadbałtyckich. Dowodzi, że odwiedzanie

tych terenów miało istotny wpływ nie tylko na ich oblicze, ale i na myślenie Rosjan o samych

sobie – jako o zdobywcach, zwycięzcach, niosących jednocześnie misję cywilizacyjną.

McReynolds analizuje również sposób postrzegania przez rosyjskich turystów zwiedzanej

przez nich zagranicy, relacje z napotykanymi cudzoziemcami. Opisuje funkcjonowanie w

rosyjskiej świadomości wizerunku Rosji, kreowanego przez obce przewodniki turystyczne,

przeznaczone dla zachodnich podróżników. Wspomina o stosunku carskich władz do

podróżowania poddanych. W pracy McReynolds pojawiają się również refleksje na temat

genderowego wymiaru opisywanych zagadnień. Monografia amerykańskiej badaczki w

istotny sposób wzbogaca obraz podróży i wypoczynku Rosjan na przełomie XIX i XX wieku.

Dostępna literatura, dotycząca Rosji i Petersburga, nie pozwala na syntezę i wnioski,

jakie mogły być sformułowane w przypadku Wielkiej Brytanii i Londynu. Trudno w

zadawalający sposób zbudować na ich podstawie wizerunek, który mógłby posłużyć jako

podstawa do porównań z modelami aktywności czasu wolnego społeczeństwa Warszawy.

Stąd konieczne okazało się przeprowadzenie własnych badań źródłowych. Za kluczowe

uznałem prześledzenie, jak podróż i turystyka były prezentowane przez rosyjską prasę i

literaturę piękną? Na jakie formy i jakie aspekty podróży zwracano przede wszystkim uwagę?

Jakie miejsce w świadomości rosyjskiego społeczeństwa mogły zajmować wojaże krajowe i

zagraniczne, kuracja u wód, spędzanie wakacji na letnisku? I wreszcie, jakie można dostrzec

podobieństwa i różnice pomiędzy obyczajami Rosjan (przede wszystkim petersburżan) a

zachowaniami Brytyjczyków (zwłaszcza londyńczyków) i mieszkańców Warszawy.

Najważniejszymi źródłami były wybrane roczniki tytułów prasowych, wydawanych w Sankt

Petersburgu od lat 80-ych XIX w. do końca pierwszej dekady XX w.: dzienniki - „Sankt-

Peterburgskie Vedomosti” i „Birževye Vedomosti”; tygodniki – „Rodina”, „Niva”, „Priroda i

Page 79: Praca Marek - O Turystyce

79

Lûdi” oraz satyryczna „Strekoza” (ros.: ważka). Sięgnąłem także do miesięcznika „Russkij

Turist” – organu Rosyjskiego Stowarzyszenia Turystów (ROT).

Aby wydobyć, dostrzec specyfikę rosyjską, należy krótko przypomnieć główne cechy

wypoczynku, kuracji, turystyki i podróży Anglików, na które zwracają uwagę badający tę

problematykę historycy. Brytyjską, nadzwyczajną aktywność na tych polach

charakteryzowała ogromna różnorodność form praktykowanych w poszczególnych grupach

społecznych. Z jednej strony, obyczaje czasu wolnego stanowiły wyraz tożsamości tych

środowisk, sferę indywidualnych dążeń, realizacji istotnych potrzeb, obszar wolności i

niezależności, płaszczyznę samoidentyfikacji grupowej, jeden z elementów dokonującej się

wówczas – w końcowej fazie rewolucji przemysłowej – stratyfikacji społeczeństwa. Z drugiej

strony, podróże i wypoczynek były obszarem przedsiębiorczości, ważnym składnikiem

biznesu związanego z kulturą masową, jeden z czynników modernizacji społeczeństwa.

Stanowiły także przedmiot zainteresowania i działań środowisk reformatorskich i władz – w

równej mierze dążących do zapewnienia pokoju społecznego, harmonijnego rozwoju

gospodarki i państwa. Mimo to, w świetle wyników badań historyków, podróże i wypoczynek

Brytyjczyków były wolne od ściśle politycznych nacisków, zwłaszcza od prób narzucania

kontekstów imperialnych czy nacjonalistycznych. Obywatele Wielkiej Brytanii podejmowali

wojaże samodzielnie. Organizowali je indywidualnie, na własną rękę, lub korzystali z

wyspecjalizowanych agencji i biur, które funkcjonowały na zasadach ściśle komercyjnych,

wolnorynkowych i nie były uwikłane w rolę służebną wobec państwa i jego polityki. Anglicy

w tych dziedzinach byli ludźmi prawdziwie niezależnymi i samodzielnymi. Sytuacja

poddanych rosyjskich przedstawiała się zgoła odmiennie.

Pierwszy i najważniejszy wniosek, jaki wynika z lektury rosyjskich źródeł i

poświęconych Rosji opracowań, to konstatacja, że w państwie carów podróżowanie i kuracja

naznaczone były silnym stygmatem politycznym. I nie wynikało to bynajmniej z troski,

dbałości państwa o zdrowie obywateli, czy racjonalny charakter ich wypoczynku - jak w

Anglii. Decydujące było znaczenie, jakie przypisywano tym formom aktywności ze względu

na interesy imperium, szczególnie na obszarach nowo przyłączonych, leżących na granicach,

obcych etnicznie, religijnie i kulturowo. Zdobyte na początku XVIII wieku przez Piotra

Wielkiego terytoria Inflant, Estonii i Karelii zyskiwały w wieku XIX popularność jako

miejsce nadmorskiej kuracji i wypoczynku elit, zwłaszcza petersburskich. Terapię wodami

mineralnym stosowano zaś w leżących na polskiej Grodzieńszczyźnie Druskiennikach,

uznanych za uzdrowisko już w 1837 roku. Z kolei opanowane przez Katarzynę II wybrzeża

Page 80: Praca Marek - O Turystyce

80

Morza Czarnego i Krym równie szybko zaczęły gościć członków rodziny cesarskiej,

przedstawicieli kręgów dworskich, a następnie reprezentantów wyższych warstw

społecznych, złaknionych wypoczynku w znakomitym, ciepłym klimacie. Ostateczne

podporządkowanie Kaukazu, po długich i ciężkich walkach, otworzyło w połowie XIX wieku

i ten rejon dla osób potrzebujących kuracji wodami mineralnymi. W ślad za chorymi, pod

koniec stulecia, zaczęli się tam pojawiać miłośnicy górskich wędrówek i wspinaczki.

Louise McReynolds interpretuje rozwój ruchu wypoczynkowego i leczniczego na

terenach pogranicza jako jedną z metod zagospodarowania limes Imperium. Zwraca przy tym

uwagę, że wyrazem „mentalnego anektowania” świeżo podporządkowanych, niesłowiańskich

kresów było powszechne zmienianie miejscowych nazw. Na Krymie, usuwając tatarskie

toponimy, próbowano nawiązywać do greckiej przeszłości i uwiarygodnić przez to

kontynuowanie przez Cesarstwo Rosyjskie tradycji Bizancjum. (Gezlew przemianowano na

Eupatorię, jako miano półwyspu próbowano lansować nazwę Tauryda). Rusyfikację nazw

miejscowych szeroko praktykowano na Kaukazie (Besh-Tan zmieniono na Piatigorsk) i nad

Bałtykiem (Gungerburg stał się Ust’ Narwą)277

.

W pierwszej połowie XIX wieku obyczaj podróżowania nie był jeszcze w Rosji

rozpowszechniony, oddawały mu się uprzywilejowane elity. Do włączenia do zbiorowej,

rosyjskiej świadomości egzotycznych, atrakcyjnych obszarów południowych walnie

przyczynił się wówczas Aleksander Puszkin. Poeta, zesłany na południe Rosji, przebywał na

Kaukazie, Krymie, w Besarabii. Poświęcił im szereg utworów - „(…) stał się pisarzem –

podróżnikiem poprzez swą poezję”278

. Puszkin na długie dziesięciolecia ukształtował sposób

patrzenia Rosjan na obszary, które w II połowie stulecia były główną atrakcją turystyczną

imperium. Jego poezja budowała psychologiczny związek z pograniczem, idealizowała jego

mieszkańców, a podróżnika – Rosjanina stawiała w roli misjonarza, niosącego zdobycze

cywilizacji, chętnie przyjmowane przez odwiedzaną społeczność. Oddziaływanie twórczości

poety wzmocnił, wykreowany na przełomie XIX i XX wieku, obyczaj „obowiązkowej”

podróży śladami twórczości Puszkina279

.

„Mentalnej aneksji” kresów służyło również publikowanie relacji podróżujących po

cesarstwie urzędników. Gawrił Gierakow na przykład podkreślał już w 1828 roku, że

Tatarów, Gruzinów i Kozaków łączy z rodowitymi Rosjanami ścisły związek, dzięki

277

L. McReynolds, op. cit., s. 156-157. 278

Tamże, s. 159. 279

Tamże, s. 160.

Page 81: Praca Marek - O Turystyce

81

wspólnocie losów i doświadczeń280

. W 1851 Josif Berlow bardzo ciepło opisywał gościnność

i obyczaje Tatarów, za to z dystansem traktował muzułmanów – jako stojących na niskim

poziomie, a zatem wymagających jeszcze cywilizacyjnych zabiegów281

. Hrabia Chwostow,

który w 1818 roku odwiedzał średniowieczne monastyry i święte grody prawosławnej Rusi –

Jarosław, Suzdal, budował na kartach swej relacji z podróży poczucie jedności, spajającej

wszystkich mieszkańców imperium; podkreślał rolę zabytków przeszłości w kształtowaniu

narodu rosyjskiego282

. Puszkin i autorzy opisów wojaży z I połowy stulecia stworzyli model

postrzegania własnego państwa, zwłaszcza jego nadgranicznych terenów, i wskazali, jak

powinni je traktować rosyjscy podróżnicy i turyści. Model ów znalazł odzwierciedlenie w

rozwoju rosyjskich miejscowości uzdrowiskowych – zwłaszcza u zarania ich kariery, ale

także i później, gdy cieszyły się już znacznym uznaniem i popularnością.

Społeczeństwo rosyjskie nie doświadczyło mody na kurację „u wód” w czasach

nowożytnych, w wieku XVII i XVIII, gdy hołdowali jej Anglicy. Obyczaj ów rozpowszechnił

się za to nadzwyczajnie w okresie wojen napoleońskich i po ich zakończeniu. Do

zdobywających coraz większe uznanie miejscowości jeździli oficerowie, leczący rany po

kampaniach wojennych, a także młode wdowy, starające się dojść do równowagi po utracie

małżonków, w wyniku tychże kampanii. Gęsta od namiętności atmosfera uzdrowisk była

kanwą popularnych rosyjskich dzieł literackich i utworów scenicznych tej epoki283

. Jak

podkreśla McReynolds, rozwój rosyjskich spa był ściśle związany z imperialną ekspansją. Nie

przypadkiem jedne z pierwszych romantycznych wizerunków miejscowości uzdrowiskowych

zostały stworzone przez oficerów, pełniących służbę na opanowanych właśnie obszarach.

Aleksander Bestużew-Marlinski, zesłany po Powstaniu Dekabrystów na Kaukaz, ukazał

tamtejszą rzeczywistość w Listach z Dagestanu oraz w Wieczorze w uzdrowisku na Kaukazie

(1832). Michaił Lermontow w Bohaterze naszych czasów (1841) wykorzystał obserwacje

poczynione podczas kuracji w kaukaskim Piatigorsku284

.

Niezależnie od atrakcyjności literackiego wizerunku, podróże na Kaukaz i Krym

wymagały ogromnego samozaparcia. Kaukaskie szlaki, bo trudno nazwać je drogami, były

fatalnej jakości i obfitowały w typowo wysokogórskie niebezpieczeństwa. Do lat

pięćdziesiątych trzeba było w dodatku korzystać z ochrony wojskowego konwoju, gdyż ciągle

280

Tamże, s. 161-162. 281

Tamże, s. 162. 282

Tamże, s. 161. 283

Tamże, s. 171-172. 284

Tamże, s. 172.

Page 82: Praca Marek - O Turystyce

82

groziło niebezpieczeństwo napadu ze strony górali – bojowników walczących przeciwko

rosyjskiej armii. (Krym był bezpieczniejszy, ale porażał prymitywizmem warunków285

).

Pomimo szeregu przeciwieństw, w I połowie XIX wieku rozpoczął się rozwój tak znanych w

późniejszych dekadach kaukaskich miejscowości jak wspomniany już Piatigorsk, Kisłowodsk

(zamienione w cywilne miasta z obozów wojskowych), Jessentuki, Borżomi286

. To ostatnie

uzdrowisko słynęło z powodu znakomitych źródeł leczniczych. W latach 20-ych, jeszcze jako

placówka wojskowa, przyjmowało chorych, którzy przybywali mimo konieczności pokonania

trudnej, długiej, zabierającej około miesiąca drogi287

. Eksplozja rozwoju nastąpiła w dwóch

kolejnych dziesięcioleciach, po tym, jak generał E. A. Gołowin wyprawił tam na kurację swą

córkę i przekazał miejscowość pod zarząd cywilny288

. Po pojmaniu przywódcy kaukaskich

górali Szamila w roku 1859 dokonał się ostatni akt podporządkowania przez Rosję Kaukazu..

W Borżomi powstała rezydencja rodziny cesarskiej, w wysokogórskie tereny dotarł ruch

turystyczny i wspinaczkowy. Stymulującą rolę odgrywało założone w 1860 Towarzystwo

Odnowienia Chrześcijaństwa na Kaukazie, a także prywatni przedsiębiorcy. U schyłku XIX

wieku Borżomi było kwitnącą stacją klimatyczną z licznymi pensjonatami, sanatoriami i

szpitalami. Z sukcesem eksportowało znakomitą wodę mineralną do wielu państw Europy.

Stało się też tętniącym życiem centrum wyrafinowanych atrakcji289

. Podobnie jak angielskie

Brighton czy Blackpool przyciągało, oprócz chorych, także i rzesze zdrowych gości, którzy

pragnęli zaznać uczestniczyć w świetnych koncertach, spektaklach, balach, skorzystać z

możliwości pokazania się w towarzystwie, zawarcia interesujących znajomości, zamieszkania

w najbardziej wykwintnych i prestiżowych hotelach. Popularne stawały się górskie wędrówki

– piesze i konne, wspinaczka. Na przełomie stuleci gości przyciągały już nie egzotyka,

nieznana kultura, obyczaje miejscowej ludności, czy imperatyw cywilizacyjnej misji, ale po

prostu możliwość skorzystania ze skomercjalizowanej, nowoczesnej rozrywki.

Podobna ewolucja dokonała się w Jałcie - czołowym czarnomorskim kąpielisku na

Krymie. Już w 1834 w pobliskiej Liwadii Romanowowie wybudowali swą siedzibę. Przykład

rodziny panującej stworzył gwałtownie rozwijającą się modę, szczególnie gdy osobisty lekarz

Aleksandra II i Aleksandra III Siergiej Piotrowicz Botkin zaczął wysyłać z Petersburga na

Krym „sierpniowych pacjentów”290

. W 1870 Jałtę z Moskwą i Petersburgiem połączyła linia

285

G. P. Dolženko, op. cit., s. 17-19. 286

Tamże, s. 18. 287

Tamże, s. 18. 288

L. McReynolds, op. cit., s. 173. 289

Tamże, s. 173-174. 290

Tamże, s. 174.

Page 83: Praca Marek - O Turystyce

83

kolejowa. Zbudowano kanalizację, powstawały ekskluzywne hotele, wydawano informatory i

przewodniki. Oprócz Jałty na Krymie rozkwitały Eupatoria, Sewastopol, Teodozja. Chętnie

odwiedzano miejsca związane z wojną krymską.291

. Podobnie jak w przypadku brytyjskich

uzdrowisk i kąpielisk, z rosnącej popularności kaukaskich i czarnomorskich spa korzystali

przedsiębiorcy. W luksusowe miejsca wypoczynkowe swe posiadłości przekształcali także

zamożni arystokraci: tak z rodowymi Gagrami nad Morzem Czarnym uczynił książę

Aleksander Oldenburg292

.

W końcu XIX wieku położone na południowych rubieżach imperium uzdrowiska,

ciesząc się znaczną popularnością wśród Rosjan, stanowiły także przedmiot zainteresowania

petersburskiej prasy. W roku 1898 „Sankt-Peterburgskie Vedomosti” w kilku numerach

poświęciły bardzo obszerne artykuły stacjom klimatycznym Kaukazu. Autor relacji,

występujący pod pseudonimem „Turist”, przypominał, że opisywane przezeń ośrodki są od

1884 r. administrowane pospołu przez zarząd, powołany na mocy decyzji ministerstwa dóbr

państwowych, i przez miejscową administrację. Sytuacja taka miała negatywnie wpływać na

ich stan; rodzić konflikty i spory kompetencyjne. Sławny Piatigorsk pilnie wymagał podjęcia

wysiłków reformatorskich. Przygotowane dla gości miejsca zakwaterowania reprezentowały

przyzwoity poziom, jednak ich otoczenie znajdować się miało w stanie opłakanym, a stan

sanitarny miejscowości był wręcz fatalny293

. W podobnie krytyczny ton uderzył również autor

innej relacji, A. Skvorcov. Podkreślił on, że wody mineralne Kaukazu należą do najlepszych

na świecie, ale w żadnym razie nie można tego powiedzieć o samych kurortach. Wspominał o

Piatigorsku, Żeleznowodsku, Kisłowodsku, Jessentuksku. Zwracał uwagę, że przestarzała,

zaniedbana i zbyt uboga jest cała infrastruktura i aparatura lecznicza: wanny, prysznice, ujęcia

wód, budynki kąpielowe. Podkreślał, że ilość wód przeznaczanych dla chorych jest

niewystarczająca. Brakowało odpowiedniej jakości i ilości mleka i kumysu. Według

Skvorcova, kwatery i wyżywienie były wprawdzie bardzo drogie, za to fatalnej jakości, a

oferujący je miejscowi przedsiębiorcy – chciwi i nieuprzejmi294

. Surowa krytyka warunków

panujących w, licznie przecież odwiedzanych, uzdrowiskach zwieńczona była przez obu

wspomnianych autorów konstatacją, że jedynie gruntowna reforma panujących tam

stosunków pozwoli przywrócić im należną popularność i zapobiec masowym wyjazdom

Rosjan do wód zagranicznych. W podobnym tonie opisywano na łamach „Biržewych

291

Tamże, s. 174-175. 292

Tamże, s. 175-176. 293

Turist, Kavkazkie mineralnye vody, „Sankt-Peterburgskie Vedomosti” (Dalej: „SPV”) 1898, nr 144, s. 4; nr

148, s. 3; nr 156, s. 3; nr 171, s. 4. 294

A. Skvorcov, Ničto o našyh kavkazkich mineralnyh vodah, „SPV” 1898, nr 190, s. 1.

Page 84: Praca Marek - O Turystyce

84

Vedomostej” achtinskie wody mineralne w Dagestanie. I w tym przypadku, w jednym tekście

zawarto entuzjastyczną pochwałę jakości tamtejszych wód, krytykę istniejących warunków i

żądanie reform295

.

Również na początku XX wieku, na krótko przed wojną, prasa powracała do

informowania o dobrodziejstwach wód kaukaskich. „Sankt-Peterburgskie Vedomosti”,

opisując wiosną 1908 roku źródło Narzan, decydujące o znaczeniu całej miejscowości o tej

nazwie, zwracały uwagę na pośpiesznie prowadzone prace, mające na celu oczyszczenie

zaniedbanego ujęcia, by zdążyć przed sezonem letnim296

. Tygodnik „Priroda i Lûdi”, piórem

P. N. Samojlovej, informował o kuracji błotnej nad słonym jeziorem Saki koło Eupatorii na

Krymie. Bardzo obszerny materiał, ilustrowany pięcioma efektownymi fotografiami, omawiał

chemiczny skład błot sakskich , ich walory lecznicze, opisywał urządzenia służące gościom i

czekające na nich procedury kuracyjne. Wyliczone zostało kilkanaście rodzajów schorzeń, w

których zalecane było korzystanie z kąpieli błotnych: reumatyzm, zrosty tkanek, leczenie ran,

choroby nerwowe i kobiece, podagra, choroby skórne. Autorka zalecała poddanie się

czterotygodniowej kuracji, po której jeszcze 2 – 3 tygodnie powinno się poświęcić na kąpiele

morskie dla wzmocnienia po wycieńczającym leczeniu błotnym. Odległe od obu stolic

państwa położenie jeziora Saki oraz rekomendowany czas pobytu wskazują, że artykuł

adresowany był do czytelników dysponujących wystarczającą ilością wolnego czasu i

odpowiednim zasobem pieniędzy. P. Samojlova stwierdzała, że sakskie błota corocznie

przyciągają tysiące kuracjuszy, zarazem jednak zauważała, że są zbyt mało znane i warto jak

najszerzej popularyzować ich walory297

. I w tym materiale wyraźnie dawała się odczuć nuta

żalu, że wyższe warstwy społeczeństwa, które mogłyby korzystać z walorów rodzimych,

rosyjskich kurortów, nie darzą ich należytym zainteresowaniem, przedkładając ponad ich

uroki wakacje za granicą.

Jak zauważa Louise McReynolds, kolejnym – po Krymie i Kaukazie – ważnym

rejonem wypoczynkowo-leczniczym Rosji były gubernie nadbałtyckie. O ich znaczeniu dla

różnych form wypoczynku mieszkańców Petersburga decydował szybki i łatwy dostęp. W

porównaniu z kurortami południa Rosji, już samo dotarcie koleją było nieporównanie tańsze i

nie zabierało tak wiele czasu. Umożliwiało to nie tylko dłuższe pobyty, ale także i

przedsiębranie krótkich, kilkudniowych wyjazdów na piaszczyste plaże. Pozwalało także i

295

OŻ, Hronika, K uporâdočeniû mineralnyh istočnikov, „Birževye Vedomosti” (Dalej: „BV”) 1898, nr 180, s.

3. 296

Iz Kislovodska, „SPV” 1908, nr 124, s. 5. 297

P. N. Samojlova, Sakskiâ grâzi, „Priroda i Lûdi” (Dalej: „PiL”) 1908, nr 26, s. 474-478.

Page 85: Praca Marek - O Turystyce

85

przedstawicielom niższych warstw społecznych na szukanie wytchnienia od dusznego,

zatłoczonego, malarycznego miasta. Wybrzeże Bałtyku, choć położone w niemal

bezpośrednim sąsiedztwie stolicy, było postrzegane, z racji niedawnego przyłączenia do

Rosji, jako obszar wymagający wytrwałego zagospodarowywania przez imperium. O ile, jak

stwierdza McReynolds, limes południową traktowano z wyższością, jako teren wymagający

ucywilizowania, o tyle dawne Inflanty i Estonia budziły swoistą irytację z powodu

niemieckich pozostałości w architekturze, obyczajach, języku mieszkańców i widocznego ,

szybkiego „germanizowania” - adoptowania się gości do tamtejszej kultury298

. Amerykańska

badaczka zwraca uwagę na wielką popularność wśród rosyjskich turystów Rygi, uważanej za

jedno z najpiękniejszych miast państwa. Z uzdrowisk nadbałtyckich wymienia Ust’ Narwę i

(co, niestety, świadczy o zupełnej ignorancji geograficznej) Druskienniki. Ust’ Narwa

wkroczyła na ścieżkę rozwoju w latach 70-ych XIX wieku, gdy miejscowy przedsiębiorca A.

F. Gan skłonił innych inwestorów i lokalne władze do poczynienia znacznych nakładów na

rozwój planowanego letniska. Dzięki szybko powstającym pensjonatom, zapewnieniu

atrakcyjnych rozrywek, dobrej komunikacji drogowej, morskiej i kolejowej, Ust’ Narwa

zaczęła cieszyć się wielką popularnością wśród artystycznych elit Petersburga299

.

Petersburska prasa przedstawiała wybrzeże Bałtyku jako teren atrakcyjny dla

turystów, zainteresowanych pamiątkami historycznymi, jak i dla gości pragnących zażywać

leczniczych, morskich kąpieli. „Sankt-Peterburgskie Vedomosti” w 1888 roku stwierdzały, że

mieszkańcom stolicy świetnie znane są kąpieliska w bezpośrednim sąsiedztwie miasta, a

tymczasem nie tak odległy Rewel (ob. Tallin) wybornie nadaje się na letnią rezydencję,

zapewniając wspaniałe powietrze, pełen uroku park, plaże i możliwość morskich kąpieli.

Dodatkowym walorem miasta miały być niskie ceny300

. W 1908 bardzo obszerny i bogato

ilustrowany artykuł poświęcony Rewlowi zamieścił tygodnik „Priroda i Lûdi”301

. Okazją do

publikacji były złożone w tym czasie w Rosji wizyty króla Wielkiej Brytanii Edwarda VII i

prezydenta Francji Armanda Fallières’a. Autor materiału, ukrywający się pod pseudonimem

„Gr F-t”, omówił sojuszniczy wymiar obu wizyt, przy czym podkreślił, że ogromne znaczenie

miał fakt, iż miejscem tak istotnych politycznych wydarzeń było „(…) okno na Europę, (…)

stary port Rewel, odgrywający tak ważną rolę w Rosji niemal od chwili jego założenia”302

.

Większa część tekstu poświęcona została na przybliżenie czytelnikom historii miasta, a raczej

298

L. McReynolds, op. cit., s. 178-179. 299

Tamże, s. 178. 300

Revel v letnem sezone, „SPV” 1888, nr 183, s. 2-3. 301

Revel, „PiL” 1908, nr 37, s. 653-657. 302

Tamże, s. 654.

Page 86: Praca Marek - O Turystyce

86

jej swoistej interpretacji. Zgodnie z nią, dzieje grodu upływały pod znakiem krwawych wojen,

uniemożliwiających normalny rozwój. Dopiero zdobycie Rewla przez Piotra Wielkiego „(…)

wprowadziło miasto na pokojową drogę, Rewel wzbogacił się, obecnie [pisał „Gr F-t”] to

jeden z najważniejszych portów Rosji, prowadzący szeroki handel zagraniczny”303

. Autor

przypomniał estońskie legendy o początkach grodu, ubolewał nad wielką ilością estońskiej

krwi, przelanej w Średniowieczu, podczas zmagań z niemieckimi rycerzami – zakonnikami i

w czasach nowożytnych w czasie walk ze Szwedami. Wolnościowe zrywy Estończyków

wspomagać mieli ofiarnie ruscy książęta, co uzasadniało późniejszą rosyjską obecność na

tych terenach. Autor wyrażał żal, że Inflant nie udało się zdobyć Iwanowi Groźnemu. Uznał

natomiast, że Piotr I dokonał aktu dziejowej sprawiedliwości, kończąc 140-letnie panowanie

Szwedów. Autor opisywał liczne, wspaniałe zabytki Rewla, przedstawione na

zamieszczonych w tekście rycinach. Zauważając, że zachowały się w znakomitym stanie i w

dodatku w liczbie znacznie większej niż w Rydze, kończył swój tekst retorycznym pytaniem:

„A może Rewel nie tak zdecydowanie bronił się przed Rosjanami i, podczas kapitulacji,

zdołał wynegocjować warunki, chroniące miasto przed grabieżą zdobywców?”304

. Swoista

wizja przeszłości, zaprezentowana na łamach popularnego tygodnika, znakomicie pasuje do

tezy, sformułowanej przez Louise McReynolds w odniesieniu do stosunku do terenów

podbitych, iż Rosjanie wraz z „przekształcaniem map”, „przekształcali imperialną

historię”305

.

Nawet okolicznościowa publikacja, zamieszczona z okazji dyplomatycznych wizyt

zachodnich sojuszników, nie mogła być wolna od mocarstwowych akcentów,

przypominających Rosjanom o roli, jaką odgrywali na obszarach, będących popularnymi

miejscami wypoczynku. A przecież czytelnicy dość ekskluzywnego tygodnika musieli mieć

świadomość, że tereny nadbałtyckie rozwinęły się na długo przed ich podbojem przez Piotra,

a ich infrastruktura, architektura, sztuka reprezentowały poziom znacznie wyższy niż w

większości miast rosyjskich. Można wręcz stwierdzić, że podziw dla atrakcyjności i urody

miast takich jak Rewel czy Ryga nie dotyczył wcale osiągnięć cywilizacyjnych, wynikających

z przyłączenia do państwa carów, lecz - przeciwnie – przedmiotem zachwytu były dokonania

Niemców i Szwedów, którym Rosja odebrała te tereny.

303

Tamże. 304

Tamże, s. 657. 305

L. McRynolds, op. cit., s. 157.

Page 87: Praca Marek - O Turystyce

87

Usilne podkreślanie znaczenia rosyjskiego panowania wynikało zatem nie ze stanu

faktycznego, a ze swego rodzaju kompleksu niższości. Zjawisko to było zresztą widoczne we

wszystkich sferach podróży i wypoczynku, gdzie Rosjanom przychodziło stykać się z

zachodnią kulturą i ludźmi Zachodu. Charakterystycznym wyrazem tęsknoty za europejskimi

standardami były nazwy nadawane rosyjskim hotelom i pensjonatom: Evropejskaâ Gostinica,

Bristol, Grand Hotel, Bellevue, San Remo, Angleterre306

. Rosyjskie kompleksy mogły być

uzasadnione. McReynolds, analizując zachodnie publikacje i przewodniki z II połowy XIX

wieku dochodzi do wniosku, że Rosja była dla cudzoziemców państwem zacofanym, źle

zorganizowanym, o prymitywnej infrastrukturze. Podziw wzbudzała dzika przyroda, oburzał

despotyczny system, sympatię wzbudzały próby przeciwstawiania się samodzierżawiu.

Generalnie, zdaniem autorki Russia at Play, człowiek Zachodu postrzegał państwo carów

jako anachroniczne i nie należące do Europy, a jego mieszkańców jako ludzi Wschodu - obcy

turysta patrzył na nich z wyższością i ubolewał, że nie poddają się wpływom zachodniego

liberalizmu. Przewodniki Baedekera i Murraya dokonywały swoistej „orientalizacji” Rosji307

.

Śmiałe tezy amerykańskiej autorki nie są pozbawione podstaw. Nader późne dotarcie do Rosji

wycieczek organizowanych przez Cooka potwierdza, że podróż po imperium była nawet dla

wytrawnego organizatora przedsięwzięciem dość ekstremalnym.

Zdaniem McReynolds, sami Rosjanie zdawali sobie sprawę z opinii na ich temat308

.

Poczucie niższości wobec obcych i wobec zagranicy było dostrzegane i potępiane przez prasę.

„Sankt-Peterburgskie Vedomosti” w 1903 roku piętnowały tych podróżnych, którzy -

odetchnąwszy z ulgą po uciążliwej, rosyjskiej kontroli celnej i paszportowej – dzielili się w

pociągu swymi wrażeniami z pobytu za granicą: zachwycali wspaniałą organizacją transportu

morskiego w Niemczech, doskonałym systemem osuszania pól w okolicach Bremy,

rozkwitającą gospodarką Holandii, Danii i Belgii, przemysłem w Lombardii. Autor z

wyrzutem stwierdzał, że tak rozprawiający o obczyźnie Rosjanie sami wyglądają na

nieudaczników309

.

Mimo pewnego poczucia niższości, Rosjanom trudno było zaakceptować sposób

postrzegania ich przez obcych. Narzekając na swój kraj, starali się zarazem odwracać

rozpowszechniony stereotyp. Służyło temu usilne podkreślanie wyższości rosyjskich wód

mineralnych (Borżomi nad Vichy) czy miejscowości kąpieliskowych (Jałty nad Niceą), gór

306

Tamże. 307

Tamże, s. 184-189. 308

Tamże, s. 189. 309

V wagone. Iz putëvych vpečatlenij, „SPV” 1903, nr 204, s. 3; nr 205, s. 2-3.

Page 88: Praca Marek - O Turystyce

88

(Kaukazu nad Alpami) i w ogóle rosyjskiej kultury i rosyjskich obyczajów nad zachodnimi.

Wyrażaniu takich opinii sprzyjał fakt, że – pomimo ewidentnie wyższego poziomu usług w

zagranicznych kurortach – Rosjanie w ojczyźnie czuli się „u siebie” – swojsko i

swobodnie310

. Ten nurt w rosyjskiej literaturze zapoczątkował Mikołaj Karamzin, który w

latach 1789-1790 podróżował po Niemczech, Szwajcarii, Francji i Wielkiej Brytanii. W

Listach rosyjskiego podróżnika zawarł on przesłanie o wspaniałości rosyjskiego imperium i

jego wyższości nad cywilizacją Zachodu311

. Niekiedy podkreślanie własnej przewagi nad

obcymi przybierało charakter karykaturalny. Bohater powieści Dostojewskiego Idiota, książę

Lew Myszkin, powraca do Rosji po kilkuletnim pobycie w Szwajcarii. Pierwsi, napotkani

jeszcze pociągu rodacy drwią, że z pewnością zagraniczna kuracja była zupełnie bezowocna,

a Myszkina nie tylko nie wyleczono, ale obłupiono do szczętu z pieniędzy312

. W próbie

obrzydzenia czytelnikom zagranicy szczyty absurdu osiągnął jednak „Iw. Mar.”, który w

obszernej relacji opublikowanej w „Sankt-Peterburgskih Vedomostiah” w 1908 roku zwracał

się do czytelników w następujący sposób: „W pierwszej chwili, gdy tylko opuścisz granice

ojczyzny, wydaje ci się, że oddychasz jakby swobodniej. Myślisz, że otacza cię atmosfera

większej wolności, lepszej organizacji życia, że wzleciałeś do następnej sfery – bliżej raju

cywilizacji. Ale już po kliku krokach po błyszczącym asfalcie natykasz się na ślady ludzkiego

cierpienia. Jak to? I tutaj jak u nas? Nie, tu jest gorzej, znacznie gorzej”313

. Autor stwierdzał,

że w Rosji kontrasty społeczne nie są tak widoczne, drabina społeczna jest znacznie krótsza, a

grubiaństwo – znacznie mniejsze. Podróżując po Europie spostrzegawczy sprawozdawca

poczynił zaskakujące obserwacje. W Berlinie jego uwagę zwróciły pokryte strupami dzieci; w

Paryżu - biedna matka, która trzymając na ręku mizerne, wychudzone niemowlę,

sprzedawała wprost na ulicy sznurowadła. W ogóle Paryż głęboko poruszył „Iv. Mar.”: „A

jak męczą tu dzieci! Szarpią je za uszy, za włosy – zupełnie za nic”. Autora oburzyło

pijaństwo Francuzów. Donosił: „Pijanych nie dostrzeże się wzrokiem. Ale ich obecność

zdradza na każdym kroku wasze powonienie”. (Od wszystkich czuć wino). „Pijacy, co

prawda, nie siorbią z butelek wprost na ulicy, w promieniach słońca, odchyliwszy głowę do

tyłu, ale purpurowe twarze i zmętniałe oczy wymownie świadczą o chorobie państwa”314

. Tak

oto czytelnikom głównego petersburskiego dziennika zostały przedstawione Paryż i Francja,

przyciągające w tym samym czasie tysiące rosyjskich podróżnych – głównie z kręgów

310

L. McReynolds, op. cit., s. 190. 311

Tamże, s. 158, 161; G. P. Dolženko, op. cit., s. 28. 312

F. Dostojewski, Idiota, przeł. W. Jędrzejewicz, Warszawa 1971, s. 9. 313

Iv. Mar., Iz Pariža, „SPV” 1908, nr 114, s. 2. 314

Tamże.

Page 89: Praca Marek - O Turystyce

89

arystokracji i burżuazji. Były to kompletne bzdury, zwłaszcza jeśli zestawić je z realiami

rosyjskimi: o prawdziwie powszechnym pijaństwie i brutalnym traktowaniu dzieci szeroko

rozpisywała się prasa, a rażące rozwarstwienie było faktem nie wymagającym komentarza.

Można śmiało stwierdzić, że artykuł z „Sankt-Peterburgskih Vedomostej” miał po prostu

obrzydzić czytelnikom Zachód Europy i zniechęcić do podejmowania wojaży w tym

kierunku.

W podobnym tonie była utrzymana wcześniejsza o dwie dekady relacja z podróży

koleją z Lucerny do Mediolanu, zamieszczona w tygodniku „Rodina”315

. Autor za

najważniejszą cześć wojażu uznał pokonanie pociągiem tunelu pod Przełęczą św. Gotarda.

Jednak nie sam tunel, jako osiągnięcie inżynierskie, postanowił opisać czytelnikom, a

zatrważającą przygodę, która go w nim spotkała. Oto, gdy pociąg pogrążył się w całkowitej

ciemności, autor zwierzył się przygodnemu towarzyszowi podróży z niepokoju, jaki

odczuwał, pomimo że minęły już czasy zbójców i rabusiów napadających na podróżnych.

Życzliwy współpasażer poradził zamknąć okno i – dla uspokojenia – poczęstował

papierosem. Był to jednak podstęp! Papieros okazał się usypiającą trucizną. Szczęśliwie,

przed ograbieniem przez cynicznego złodzieja uchronił bohatera konduktor, który przepłoszył

złoczyńcę. Konkludując, autor przestrzegał czytelników: „Nie palić z obcymi!”, ale wymowa

artykułu była jasna: podróżowanie koleją, w państwach rzekomo spokojnego Zachodu, może

być bardzo niebezpieczne. Taż sama „Rodina”, opisując jedno z najpopularniejszych

kąpielisk morskich Europy – Ostendę, przybliżała czytelnikom obyczaje gości i zamieszczała

dużą, efektowną ilustrację przedstawiającą plażowiczów w różnorakich kostiumach.

Jednocześnie, szydziła z bezsensowności dalekiego wojażu twierdząc, że do Ostendy

zjeżdżają „(…) i zdrowi i chorzy, by wydawać nadmiar pieniędzy”316

. Podobne publikacje

prasowe ściśle współgrały z intencjami władz, które z powodów ekonomicznych i

politycznych starały się ograniczać turystyczne i wypoczynkowe wyjazdy Rosjan za

granicę317

. Obawiano się, że atrakcyjność systemów politycznych Zachodu może mieć

zgubny wpływ na rosyjskich podróżnych. Niepokój petersburskiego ministerstwa spraw

wewnętrznych budziła ogromna ilość pieniędzy, które w sezonie wakacyjnym, corocznie

wypływały z Rosji318

.

315

W. Mazurkevič, V vagone, „Rodina” 1888, nr 8, s. 215-216. 316

Połden’ na morskom kupanii, „Rodina” 1888, nr 26, s. 669-672. 317

L. McReynolds, op. cit., s. 189. 318

Tamże, s. 191.

Page 90: Praca Marek - O Turystyce

90

Pomimo rozmaitych prób zniechęcania do zagranicznych wojaży, zamożni Rosjanie

masowo podróżowali po Europie. Petersburska prasa, choć w wymiarze nieporównanie

mniejszym niż warszawska, nie wspominając już o londyńskiej, publikowała reklamy

zagranicznych kurortów. Na przełomie wieków w ukazujących się nad Newą dziennikach

można było, między innymi, znaleźć obszerne, modułowe anonse takich miejscowości jak

galicyjska Krynica319

, Iwonicz320

, wschodniopruskie Kranz321

, francuskie Vichy322

i fińskie

Gange323

, czy Zoppot prezentujący się jako „Północnoniemiecka Riwiera”324

. Liczba ogłoszeń

zagranicznych ośrodków jest jednak w prasie codziennej naprawdę zaskakująco skromna.

Nieco tylko częściej zdarzały się one w tygodnikach. Na łamach „Niwy” reklamowały się

Bad Hall325

, Franzensbad326

, Wiesbaden327

, Oberbrunnen328

. Niełatwo stwierdzić, co

decydowało o niewielkiej ilości reklam zagranicznych miejscowości wypoczynkowych i

leczniczych w rosyjskiej prasie. Czy jakąkolwiek rolę mogły odgrywać względy polityczno-

cenzuralne? Czy z punktu widzenia władz było niepożądane zbyt częste zamieszczanie

anonsów zachodnich ośrodków? Trudno bowiem przypuszczać, by zarządcy i właściciele

zachodnioeuropejskich kurortów lekce sobie ważyli przebogaty rynek rosyjski. Rosyjskich

klientów – często wręcz nieprzyzwoicie zamożnych, hojnych, wręcz rozrzutnych – świetnie

znano w całej Europie. G. P. Dolženko wprost stwierdza, że zamożni Rosjanie chętnie

przedkładali nad rosyjskie uzdrowiska miejscowości alpejskie, Lazurowe Wybrzeże, Italię,

najbardziej interesujące miasta Europy. Od korzystania z rodzimej oferty odstręczały ich

niezadawalające warunki – zupełnie nieadekwatne do oczekiwań. Finansowe możliwości elit

pozwalały na korzystanie z oferowanego przez Zachód komfortu hoteli, wspaniałej

infrastruktury komunikacyjnej, wyrafinowanych rozrywek329

.

Obecność Rosjan w europejskich kurortach opisywano na kartach literatury pięknej.

Bohater Śmierci w Wenecji Thomasa Manna, Gustaw Aschenbach, obserwował gości ze

Wschodu na weneckim Lido: „Po lewej, pod jedną z budek, które stały prostopadle do innych

i do morza i z tej strony stanowiły zakończenie plaży, obozowała jakaś rosyjska rodzina:

319

„SPV” 1888, nr 203, s. 4; „SPV” 1898, nr 161, s. 4. 320

„SPV” 1903, nr 135, s. 5. 321

„SPV” 1903, nr 131, s. 6. 322

„SPV” 1903, nr 135, s. 5. 323

„SPV” 1903, nr 146, s. 5. 324

Tamże. 325

„Niva” 1888, nr 22, s. 567. 326

„Niva” 1898, nr 14, s. 3. 327

„Niva” 1898, nr 16, s. 2. 328

„Niva” 1898, nr 18, s. 2. 329

G. P. Dolženko, op. cit., s. 18.

Page 91: Praca Marek - O Turystyce

91

mężczyźni z brodami i wielkimi zębami, tłuste i leniwe kobiety, jakaś bałtycka panna, która

siedząc przy sztalugach, wśród okrzyków rozpaczy malowała morze, dwoje dobrotliwych,

brzydkich dzieci, stara sługa w chustce na głowie, z czule poddańczymi manierami

niewolnicy. Rozkoszując się z wdzięcznością, bytowali tam, wywoływali nieznużenie imiona

niegrzecznie harcujących dzieci, długo żartowali za pomocą nielicznych włoskich słów ze

starcem, od którego kupowali słodycze, całowali się wzajemnie w policzki, nie dbając o

obserwatorów ich ludzkiej gromady. (…) [Aschenbach] Ledwo jednak spostrzegł rosyjską

rodzinę, która tam przebywała w zadowolonej zgodzie, gdy chmura gniewnej pogardy okryła

jego twarz”330

.

Inny bohater Manna – Hans Castorp, na kartach Czarodziejskiej Góry, podczas swej

siedmioletniej kuracji w szwajcarskim Davos stale obcuje z Rosjanami, którzy przybywają w

Alpy, w nadziei skutecznej terapii gruźlicy. Reprezentowali oni różne środowiska społeczne,

skoro w jadalni „Berghofu” radcy Behrensa funkcjonowały obok siebie „lepszy” i „gorszy”

stół rosyjski, a siedzący przy nich pacjenci starali się od siebie separować331

. Obecność

Rosjan najwyraźniej intrygowała Hansa Castorpa (a w gruncie rzeczy samego Thomasa

Manna). Rosjanie w oczach człowieka Zachodu musieli się wydawać nacją szczególną,

wyróżniającą się. Do ich obyczajów, sposobu życia, upodobań Mann nieustannie powracał na

stronicach swej genialnej powieści. „(…) goście udawali się grupami na przejażdżki: po

podwieczorku kilka dwukonnych powozów wspięło się z trudem po serpentynie drogi aż na

samą górę i zatrzymało się przed główną bramą, aby zabrać tych, co je zamówili, przeważnie

Rosjan, a mianowicie rosyjskie panie. – Rosjanie zawsze jeżdżą na spacery – odezwał się

Joachim do Hansa Castorpa; (…) - Pojadą teraz do Clavadell albo nad jezioro, albo do

Flüeatal, albo do klasztoru, to mniej więcej są cele ich wycieczek. (…) niska, żywa staruszka,

Rosjanka, sadowiła się w jednym z powozów ze swoją szczupłą siostrzenicą i jeszcze dwiema

paniami; były to Marusia i Madame Chauchat, (…). Wszystkie cztery były w dobrych

humorach i nie przestawały mówić swą miękką, jak gdyby bezkostną mową. Śmiały się i

żartowały z powodu pledu, którym się z trudem okryły, z powodu rosyjskich cukrów w

drewnianej skrzynce wyłożonej watą i papierowymi koronkami; stara ciotka wzięła je ze sobą

na drogę i już teraz nimi częstowała…”332

. Mann najwyraźniej postrzegał Rosjan jako grupę

wyobcowaną, nieskorą do integrowania się z międzynarodowym towarzystwem. Gdy

pensjonariusze sanatorium zbierali pieniądze na gwiazdkowy prezent dla swego dyrektora:

330

T. Mann, Śmierć w Wenecji, przeł. L. Staff [w:] Opowiadania, Warszawa 2009, s. 343-344. 331

T. Mann, Czarodziejska góra, op. cit., t. I, s. 53. 332

Tamże, s. 140-141.

Page 92: Praca Marek - O Turystyce

92

„Zgody nie udało się (…) osiągnąć. Porozumienie z rosyjskim gośćmi nastręczało trudności.

Wśród gości podpisujących listę składkową nastąpił rozłam. Rosjanie oświadczyli, iż na

własną rękę pragną obdarzyć Behrensa”333

. Tym niemniej, to właśnie Rosjanki złamały serca

mannowskich bohaterów. Kuzyn Castorpa, Joachim Ziemssen, był beznadziejnie zakochany

w pięknej Marusi o brązowych oczach i wysokich piersiach. Sam główny bohater przeżywał

gorące, namiętne uczucie do przybyłej z Dagestanu Kławdii Chauchat, która urzekła go swą

nieco egzotyczną urodą. Zauroczenie Castorpa piękną Rosjanką stało się powodem drwin ze

strony jego samozwańczego mentora - Settembriniego: „O, pan preferuje wschodnie

porównania. To zupełnie zrozumiałe. Azja pochłania nas. Gdziekolwiek spojrzeć: tatarskie

fizjonomie. I pan Settembrini dyskretnie obejrzał się za siebie. – Dżyngis-chan – rzekł. –

Świecące ślepia wilka stepowego, śnieg i wódka, nahajka, Szlisselburg i chrześcijaństwo.

Należałoby tutaj w przedsionku ustawić ołtarz Pallas Ateny, jako symbol obrony. (…) Tutaj

jest przede wszystkim dużo Azji w powietrzu – nie darmo roi się od typów z moskiewskiej

Mongolii! Ci ludzie – i pan Settembrini wskazał ruchem brody przez ramie za siebie – niech

się pan nie nastawia wewnętrznie według nich, niech pan się nie zaraża ich sposobem

myślenia, ale niech im pan raczej przeciwstawi swoją własną, swoją wyższą istotę, i niech pan

uważa za święte to, co dla pana, syna Zachodu, boskiego Zachodu – dla syna cywilizacji, z

natury i z pochodzenia jest święte (…)334

.

Czy to opinia samego Manna, czy też zaobserwowany przez pisarza,

rozpowszechniony stereotyp, którego przejaskrawiony wyraz stanowią słowa jednego z

bohaterów? W każdym razie przybywający do europejskich uzdrowisk poddani cara być

musieli grupą wyróżniającą się, przyciągającą uwagę innych gości. I choć rosyjskie elity

podróżowały bardzo chętnie i bardzo często, to na łamach petersburskiej prasy wyjazd za

granicę był traktowany jako coś wyjątkowego. W „Sankt-Peterburgskih Vedomostiah”,

relacjonując wycieczkę grupy uczniów z Petersburga i Peterhofu do Grecji, pytano

retorycznie: „Ale zagraniczna podróż? Któż skrycie o niej nie marzy?”335

. Aura

wyjątkowości, ekskluzywności otaczała powracającego do ojczyzny Księcia Myszkina

(bohatera Idioty Fiodora Dostojewskiego). Kolejni napotykani rodacy, i to z kręgów

zdecydowanie elitarnych, wciąż wyrażają zdumienie: Rzeczywiście z zagranicy? Ze

Szwajcarii?336

. Nawet bardzo zamożna i zajmująca wysokie miejsce w hierarchii społecznej

333

Tamże, s. 328. 334

Tamże, s. 292, 294, 335

N. Šubin, V Elladu, „SPV” 1908, nr 131, s. 2. 336

F. Dostojewski, Idiota, op. cit, s. 19, 59, 103.

Page 93: Praca Marek - O Turystyce

93

rodzina generała Jepanczyna wyjazd za granicę traktuje jako projekt wyjątkowy: „W ciągu

zimy zdecydowano nareszcie wyjazd na lato za granicę, to znaczy wyjazd Lizawiety

Prokofiewny z córkami; generał oczywiście nie mógł tracić czasu na <<błahą rozrywkę>>.

Decyzja ta zapadła po niezwykłym i uporczywym naleganiu panien, które doszły do niezbitej

konkluzji, że rodzice nie chcą ich zabrać za granicę dlatego, iż ciągle troszczą się o to, aby je

wydać za mąż i znaleźć im odpowiednie partie. Bardzo możliwe, że rodzice przekonali się na

koniec, że konkurentów nie brak również za granicą i że wyjazd na jedno lato nie tylko

niczego nie popsuje, ale bodaj nawet <<może się przydać>>”337

. Wyjazd generałowej z

córkami nie doszedł w końcu do skutku, niemniej w rzeczywistości rosyjska arystokracja,

burżuazja, bogata inteligencja, a przede wszystkim środowiska dworskie z upodobaniem

wyjeżdżały na Zachód.

Szczególnym świadectwem obecności Rosjan w europejskich stolicach i uzdrowiskach

jest Dziennik Marii Baszkircew338

. Autorka, urodzona w 1860 roku pochodziła z kręgów

bogatej szlachty. Począwszy od roku 1870 czas spędzała w nieustannej podróży, zatrzymując

się na długie miesiące w Paryżu, Nicei, Rzymie, Florencji, Neapolu. Peregrynowała w gronie

najbliższych, między innymi z matką, dziadkiem, bratem, ciotką, stryjeczną siostrą i

osobistym lekarzem rodziny (Polakiem – Lucjanem Walickim). Poznała Wiedeń, Baden-

Baden, Genewę, Mediolan, Sorrento, Berlin, Biarritz, Madryt, Kordobę, Sewillę… Rodzina

odwiedzała również Rosję – Petersburg, Moskwę, Połtawę. W Rzymie uczestniczyła w

audiencji u papieża Piusa IX339

. Autorka w zasadzie nigdzie nie doświadczała wrażenia

obcości. W każdym odwiedzanym zakątku czuła się „u siebie”340

. Na trasie nieustannej

wędrówki dane było Marii zwiedzać galerie, muzea, świątynie. Pobierała lekcje malarstwa i z

zapamiętaniem oddawała się tej pasji. W Nicei regularnie uczęszczała na nabożeństwa w

tamtejszej cerkwi. Dokądkolwiek dotarli wojażerowie, tam stale obracali się w środowisku

najwyższej arystokracji – rosyjskiej, francuskiej, angielskiej, włoskiej. Treścią ich życia były

bale, rauty, koncerty, wykwintne przyjęcia.

Maria zaczęła spisywać swój diariusz w 1873 roku jako dwunastolatka. Ostatnie słowa

skreśliła na krótko przed śmiercią w 1884. Jednym z motywów permanentnej wędrówki była

postępująca gruźlica dziewczyny. Dziennik, który wyszedł spod pióra młodziutkiej autorki,

337

Tamże, s. 207. 338

M. Baszkircew, Dziennik, przeł. H. Duninówna, wstęp A. Kowalska, Warszawa 1967. 339

Tamże, s. 76. 340

Na motyw „europejskości” podróży Marii Baszkircew zwrócił uwagę D. M. Osiński, Dandyska w podróży po

Europie. Diarystystyczny zapis obecności Marii Baszkircew [w:] Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E.

Ihnatowicz, S. Ciara, Warszawa 2010, s. 445-465.

Page 94: Praca Marek - O Turystyce

94

jest tekstem irytującym. Nawet dramatyczna choroba nie tłumaczy, jak sądzę, niezwykłej

egzaltacji, megalomanii, egocentryzmu i rozkapryszenia. Autorka nieustannie spragniona jest

hołdów, zainteresowania i dowodów podziwu. Biorąc pod uwagę zawartą w źródłach i

opracowaniach opinię na temat podróżujących Rosjan, atmosfera Dziennika może być po

prostu świadectwem obyczajów przedstawicieli najwyższych, rosyjskich elit. W sobotę1

stycznia 1876 roku, bawiąc w Rzymie, Maria Baszkircew zapisała: „Och Niceo, Niceo! Czy

jest na świecie miasto piękniejsze od Paryża? Paryż i Nicea, Nicea i Paryż! Francja, tylko

Francja, żyje się tylko we Francji”341

.

W istocie, francuska Riwiera była jednym z najpopularniejszych rejonów, w którym

spędzali wakacje Rosjanie. Co bardzo ciekawe i bardzo znamienne, trudno jest w prasie

petersburskiej znaleźć relacje dotyczące tej prawdziwej Mekki rosyjskich wojażerów. W

przejrzanych przeze mnie wybranych rocznikach gazet i periodyków od lat osiemdziesiątych

XIX do pierwszego dziesięciolecia XX wieku nie znalazłem ani jednaj wzmianki o Riwierze,

a jej miejsce w świadomości Rosjan było przecież w tym czasie bardzo znaczące. Kwestię tę

dostrzegają angielscy historycy, opisujący rozwój Riwiery i ewolucję sposobów spędzania na

niej czasu. O obecności Rosjan wspomina Lynne Withey, wskazując przy tym na rolę kolei w

udostępnieniu im Lazurowego Wybrzeża342

. Wizyty Aleksandra II, które zapoczątkowały w

Rosji prawdziwą modę na spędzanie lata nad Morzem Śródziemnym, odnotowuje Jim

Ring343

. Najobszerniej jednak zagadnienie to opisuje Julian Hale, która w swej pracy o

Riwierze poświęca mu rozdział „Roubless and Roulette. The Russians”344

.

Autorka przedstawia początki zainteresowania Rosjan Riwierą. Podaje przykłady

Mikołaja Gogola, który w Nicei pisał Martwe dusze w latach 1843-1844; Iwana Turgieniewa,

bawiącego w Hyéres w 1848; Aleksandra Hercena, który wraz z żoną w 1851, przebywając w

Nicei, przeżył śmierć śpieszącego do rodziców syna w katastrofie morskiej. W 1860 w Hyéres

na rękach Lwa Tołstoja zmarł jego brat. To samo Hyéres Michaił Sałtykow Szczedrin,

bawiący w 1875 r. w Pension Russe, określił jako „wyperfumowaną dziurę”. W Nicei bywał

Antoni Czechow: w 1897 leczył tam gruźlicę, w 1900 kończył Trzy siostry345

. Przywoływane

przez Julian Hale wybitne jednostki reprezentowały najściślejszą elitę intelektualną i

artystyczną rosyjskiego społeczeństwa. Stanowiły zarazem drobny element potężnego ruchu,

341

Tamże, s. 71. 342

L. Withey, op. cit. , s. 192-193. 343

J. Ring, Riviera. The Rise and Rise of the Côte d’Azur, London 2004, s. 57, 60. 344

J. Hale, The French Riviera. A cultural history, Oxford 2009. 345

Tamże, s. 85-87.

Page 95: Praca Marek - O Turystyce

95

który docierał na Lazurowe Wybrzeże z Petersburga i innych ośrodków imperium. Prawdziwą

popularność Riwiery wśród rosyjskiej arystokracji i burżuazji zapoczątkowały wizyty

członków rodziny panującej. W 1856 do Villafranca przybyła z liczną świtą cesarzowa

wdowa Aleksandra Fiodorowna. Goście otaczali się nadzwyczajnym przepychem,

organizowali wystawne bale i przyjęcia. Wizytę imperatorowej złożył król Wiktor Emanuel.

W 1864 roku, już na trzeci dzień po otwarciu kolejowego połączenia z Niceą, zjechał –

niezwykle uroczyście witany – Aleksander II. Stałym bywalcem Riwiery był wielki książę

Michał. Jego rezydencja, Villa Kasbek w Cannes, była miejscem, gdzie bawili się

przedstawiciele europejskich dynastii i arystokracji. O panujących tam obyczajach świadczy

opinia, że Michał przekształcił Cannes w najbardziej rozpustne miejsce w Europie346

.

W ślad za rodziną cesarską napływały całe zastępy jej bogatych poddanych. Jak

stwierdza Julian Hale, Brytyjczycy – dominujący wcześniej na Lazurowym Wybrzeżu – w

obliczu napływu gości ze Wschodu, skupiali się w swym własnym, ekskluzywnym kręgu,

przerażeni obyczajami nowo przybywających347

. Wielcy książęta i arystokraci spektakularnie

manifestowali bogactwo. Hołdowali ekstrawaganckim, nader kosmopolitycznym obyczajom.

Opisywany przez Julian Hale „russian style” składał się z dwóch komponentów: rubli i

ruletki. Nie wszystkim jednak wiodło się tak dostatnio i beztrosko. Znaczącą grupę stanowili

nie beztroscy bonvivant’ci, lecz zabijani przez gruźlicę nieszczęśnicy, którzy w Nicei szukali

ostatniego ratunku. Wielu pozostało na zawsze na tamtejszych cmentarzach. Wśród

rosyjskich gości Riwiery byli i tacy, dla których wyjazd związany był z ciężkimi do

uniesienia kosztami. Mimo to podejmowano go, bo tak wypadało, tak było przyjęte w

środowisku wyższych grup społecznych. Wakacje nad Morzem Śródziemnym były oznaką

prestiżu i zajmowanej pozycji społecznej. Według Hale, Riwiera funkcjonowała w

świadomości Rosjan jako symbol zmiennej fortuny, czasem jako wspomnienie minionej,

utraconej świetności rodziny348

.

Rewolucja 1905-1907 przyniosła istotne zmiany w wojażach Rosjan. Zniesione

zostały ograniczenia w podróżowaniu po kraju. Mocna pozycja rubla powodowała, że

rosyjscy turyści byli jeszcze bardziej pożądanymi gośćmi na Zachodzie. Coraz powszechniej,

wręcz na masową skalę zaczęła wyjeżdżać za granicę klasa średnia349

. Podróże do uzdrowisk

europejskich, kuracje w stacjach klimatycznych Alp, wakacje na Riwierze musiały być

346

Tamże, s. 83-84. 347

Tamże, s. 83. 348

Tamże, s. 87-89. 349

G. Usyskin, op. cit., s. 74.

Page 96: Praca Marek - O Turystyce

96

obecne w zbiorowej świadomości Rosjan. Co ciekawe, prasa – podstawowe medium

kształtujące wiedzę o rzeczywistości – nie przekazywała czytelnikom informacji o tej sferze

aktywności zamożniejszych kręgów społeczeństwa. Czy cenzorzy i redaktorzy uważali, że

relacje na ten temat mogą wywrzeć szkodliwy wpływ na sposób myślenia czytelników? Czy

obawiali się rozbudzenia poczucia krzywdy i niesprawiedliwości z powodu dramatycznego

rozwarstwienia społeczeństwa? Czy sądzili, że informowanie o atrakcjach Zachodu może

rozbudzić potrzebę podróżowania i poznawania świata? A może lęk budziła perspektywa

zainfekowania niższych kręgów społeczeństwa – w tym zwłaszcza rodzącej się klasy średniej,

inteligencji – wirusem europejskiego liberalizmu i dążeń demokratycznych? Jaką rolę w

utrzymywaniu stanu permanentnego niedoinformowania odgrywały względy ekonomiczne –

obawa przed pozbawieniem państwa i rodzimych przedsiębiorców dochodów od pragnących

wypoczywać i leczyć się obywateli? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tak

postawione pytania. Każde z nich zawiera jednak sugestię, która wydaje się uprawniona.

Tak jak ułomny i niepełny był prasowy obraz wypoczynku i kuracji za granicą, tak

ubogo i dość rachitycznie przedstawiały się – w porównaniu z Zachodem, zwłaszcza z Wielką

Brytanią – formy organizacji podróży i turystyki; szczególnie te, z których mogliby korzystać

przedstawiciele warstwy średniej i niższej. Autorzy opisujący dzieje rosyjskich podróży

zgodnie wskazują Piotra Wielkiego jako pierwszego rosyjskiego turystę.350

Cóż, gdy dwie

wielkie podróże Piotra – z 1697 i lat 1716-1717 – nie mogły przez następny wiek niemal

zupełnie znaleźć naśladowców. Dalsze, zagraniczne wyprawy podejmowali jedynie nieliczni

kupcy i pełniący państwową służbę urzędnicy. Grigorij Usyskin opisuje jako wyjątkowe

zdarzenia podróże Katarzyny II po Rosji, które były wszak raczej wyprawami inspekcyjnymi.

Wspomina także wojaże do państw zachodnich przyszłego Pawła I i przyszłego Aleksandra

I351

. Na rozwój turystyki stymulująco nie wpłynęło nawet uwolnienie przez Katarzynę II

szlachty z obowiązku służby państwowej, choć to oznaczało uzyskanie przez ten stan

rzeczywistego, prywatnego czasu wolnego352

.

W tych okolicznościach początki aktywności turystycznej w Rosji były nad wyraz

skromne. Pod koniec XVIII wieku najbogatsi mieszkańcy Petersburga zaczęli odwiedzać

wodospad Imatra na rzece Vuoksi w Finlandii. Była to rozrywka na tyle modna, że Grigorij

350

L. McReynolds, op. cit., s. 158; G. P. Dolženko, op. cit. s. 9; G. Usyskin, op. cit. s. 21. 351

G. Usyskin, op. cit., s. 21-22. 352

Tamże.

Page 97: Praca Marek - O Turystyce

97

Usyskin uważa Imatrę za kolebkę turystyki rosyjskiej353

. Zarówno G. P. Dolženko, jak i G.

Usyskin odnotowują pierwszy w historii Rosji projekt zorganizowania zbiorowej wyprawy za

granicę, podjęty przez Beniamina Genscha (Gensza?) – nauczyciela, podróżnika, właściciela

moskiewskiego pensjonatu dla uczącej się młodzieży. Na łamach „Moskovskih Novostej” w

1777 roku Gensch opublikował Plan podróży do obcych krajów opracowany dla potrzeb

zainteresowanych osób przez właściciela sławnego pensjonatu. Przedsiębiorca oferował, za

odpowiednim wynagrodzeniem, poprowadzenie podróży niewielkiej grupy młodych

szlachciców do zachodnich uczelni dla zapoznania z dorobkiem cywilizacyjnym Europy.

Szczegóły projektu nasuwają nieodparte skojarzenia z popularnym w Wielkiej Brytanii grand

tour. Nie wiadomo jednak, czy jego realizacja w ogóle doszła do skutku354

.

Nie zachowały się wprawdzie żadne świadectwa, mówiące o ewentualnym, bardziej

widocznym, naśladownictwie brytyjskich obyczajów przez elity rosyjskie u schyłku XVIII

wieku, ale za to można przypuszczać, że przynajmniej niektórzy Rosjanie zainteresowali się

wojażami po własnym kraju. Na przełomie XVIII i XIX wieku zaczęły się pojawiać pierwsze

przewodniki po Moskwie, Petersburgu i ich najbliższych okolicach. Wojaże wciąż jednak

pozostawały zajęciem wyjątkowo rzadkim, podejmowanym przez nielicznych355

. Znacznie

większe możliwości odbywania dalszych, zwłaszcza zagranicznych podróży pojawiły się w

czasie odwilży posewastopolskiej. Louise McReynolds wiąże to z postępującą

industrializacją, rozwojem komunikacji oraz nadawaniem swobód obywatelskich. Stawia

tezę, że rodząca się wówczas świadomość państwowa powodowała chęć włączenia się Rosjan

do misji integrowania i modernizowania imperium356

. Równocześnie dokonywały się

głębokie przemiany społeczne – kształtowała się klasa średnia. Bogacące się i emancypujące

środowiska chciały poprzez podróżowanie, poprzez obcowanie ze światem podkreślić swoją

wysoką pozycję w hierarchii społeczeństwa357

. Do interpretacji dokonanej przez amerykańską

badaczkę dodać należy konkretne realia, opisane przez Usyskina. Zwraca on uwagę, że

poważną zachętą do podejmowania podróży przez przedstawicieli rosyjskiej szlachty były

ogromne odszkodowania, jakie ziemianie otrzymywali z tytułu uwłaszczenia chłopów. Z

dobrodziejstw nowych czasów korzystali również i inni beneficjenci zmian: inżynierowie,

kadra kierownicza dynamicznie rozwijającego się przemysłu i handlu. Wyprawom za granicę

sprzyjało otwieranie się Rosji na świat i względna łatwość w uzyskiwaniu paszportów.

353

Tamże, s. 21. 354

G. P. Dolženko, op. cit., s. 12-13; G. Usyskin, op. cit., s. 22-23. 355

G. Usyskin, op. cit., s. 23-27. 356

L. McReynolds, op. cit., s. 163. 357

Tamże, s. 155.

Page 98: Praca Marek - O Turystyce

98

Według Usyskina, były one ogólnie dostępne i niedrogie: od przedstawicieli „stanów

uprzywilejowanych” pobierano opłatę 5 rubli za dokument ważny 6 miesięcy lub 10 rubli – za

rok; od kupców i mieszczan – 50 kopiejek za paszport na 5 lat358

.

W II połowie XIX wieku zaczęły się ukazywać pierwsze przewodniki turystyczne

poświęcone obcym krajom359

. Próbowano także organizować pierwsze biura turystyczne.

Początkowo rolę agencji podróży spełniało w pewnym sensie Rosyjskie Towarzystwo

Żeglugi i Handlu (ROPT), założone w Odessie w 1857 roku. Było zasilane rządowymi

subsydiami, obsługiwało ono ruch towarowy i pasażerski na statkach i koleją. Jedną z form

jego działalności było organizowanie zbiorowych wycieczek. ROPT oferowało zniżki dla

większych grup, dla uczniów i studentów360

. W 1885 roku w Petersburgu powstało „Pierwsze

w Rosji przedsiębiorstwo dla grupowych podróży do wszystkich państw”. Jego założyciel –

Leopold Lipson – oferował organizowanie zbiorowych wycieczek do państw Europy

Zachodniej. Zapewniał wzięcie całkowitej odpowiedzialności za wszelkie aspekty podróży:

komunikację, zakwaterowanie, zwiedzanie najciekawszych miejsc, wymianę pieniędzy,

transport bagażu, wynajęcie przewodników. Lipson drobiazgowo określał regulamin wypraw,

zasady relacji między uczestnikami a organizatorami, formy płatności, warunki rezygnacji z

uczestnictwa. Przedsiębiorstwo proponowało cztery programy: 20-dniowy do Finlandii i

Szwecji za 350 rubli; 40-dniowy do północnych Włoch oraz 45-dniowy, obejmujący oprócz

Włoch także Monachium i Wiedeń za 775 rubli oraz wielką 120-dniową wyprawę na Bliski

Wschód – do Palestyny i Egiptu z powrotem przez Włochy i Paryż, w cenie 2500 rubli. Oferta

zbudowana była bardzo nowocześnie i atrakcyjnie. Nieodparcie kojarzy się ona z

wycieczkami oferowanymi przez biuro Thomasa Cooka, z tym wszakże zastrzeżeniem, że w

programie Lipsona priorytetem było dokładne i spokojne kontemplowanie odwiedzanych

atrakcji, a nie – jak u brytyjskiego pioniera – realizacja przesadnie bogatego programu w jak

najkrótszym czasie. Niestety, jedynym źródłem wiedzy o ambitnym przedsięwzięciu Lipsona

jest wydana przezeń broszura reklamowa. Nie zachowały się dosłownie żadne relacje o

działalności firmy, która była - lub mogła być – pierwszą rosyjską agencją turystyczną361

.

Według McRynolds na przełomie XIX i XX wieku w Rosji pojawiły się niewielkie

firmy – efemerydy, próbujące podejmować komercyjną działalność na polu organizowania

358

G. Usyskin, op. cit. , s. 28-29. 359

Tamże, s. 28. 360

L. McReynolds, op. cit., s. 165-166. 361

G. Usyskin, op. cit., s. 29-35.

Page 99: Praca Marek - O Turystyce

99

turystyki. Żadna nie przetrwała więcej niż kilka lat362

. Rosja, a nawet Petersburg, nie były

najwyraźniej terenem, gdzie – pomimo wysiłków entuzjastów – mógł się objawić

przedsiębiorca rodzaju Cooka, który zdołałby odnieść sukces i uzyskać popularność. (Nota

bene, agencja Cooka nigdy nie zdołała otworzyć w Rosji swojego przedstawicielstwa). Co o

tym zdecydowało? Na pewno nie brak zainteresowania ze strony potencjalnych klientów.

Przeciwnie potencjał rosyjskiego rynku wydawał się być obiecujący. McReynolds, analizując

ofertę Lipsona, stwierdza, że wprost idealnie nadawała się ona dla nowo wzbogaconych

kręgów społecznych, które – dysponując środkami finansowymi – potrzebowały jednak jego

doświadczenia, by zrekompensować brak własnego obycia w zagranicznych podróżach363

.

(Nawiasem mówiąc, takie przecież były źródła sukcesu Cooka, który umożliwił

podróżowanie po Europie i świecie Brytyjczykom z klasy średniej i niższej). McReynolds

twierdzi, że Rosjanie przedkładali ponad prywatne, komercyjne agencje oficjalnie

zarejestrowane przez władze towarzystwa364

. Być może decydował o tym fakt, że

organizowały one wycieczki i wyprawy (głównie w rodzime góry i na wybrzeże) nie

nastawiając się na zysk, a propagując walory poznawcze i patriotyczne podejmowanych

przedsięwzięć? A być może wynikało to ze swoistego poczucia lojalności poddanych wobec

państwa i licencjonowanych przez nie stowarzyszeń? Niewykluczone też, co jednak trudno

potwierdzić, że Lipson i jego naśladowcy napotykali na trudności natury administracyjnej lub

politycznej. Wydaje się to dość prawdopodobne. Przesłanką do wyciągnięcia takiego wniosku

może być stosunek prasy do zagranicznych peregrynacji. Należy pamiętać, że także entuzjaści

turystyki, którzy zakładali pierwsze organizacje górskie, napotykali na piętrzone przez władze

niemałe trudności365

.

Najobszerniej dzieje rosyjskich organizacji turystycznych opisał G. P. Dolženko.

Zwrócił on uwagę na rozwój struktur, charakter i formy działalności oraz na wymiar

programowy, czy wręcz ideologiczny. Badacz uznał za protoplastę klubów górskich w Rosji

uznał „Towarzystwo miłośników przyrodoznawstwa i alpejskiego klubu kaukaskiego”.

Organizacja działała w latach 1878-1884 w Tyflisie (ob. Tbilisi). Liczba członów nie

przekroczyła 40, nie zorganizowano też ani jednej zbiorowej wycieczki. Sytuacji pionierów

na pewno nie ułatwiała skrajna niedostępność zupełnie dziewiczego Kaukazu – brak dróg i

362

L. McReynolds, op. cit., s. 166-167. 363

L. McReynolds, op. cit. , s. 166. 364

Tamże, s. 167. 365

G. Usyskin, op. cit., s. 49.

Page 100: Praca Marek - O Turystyce

100

możliwości noclegu, dzikość przyrody, niesprzyjające warunki klimatyczne, całkowita

nieznajomość wysokogórskich terenów366

.

O wiele łatwiejszy dla turystycznej eksploracji był Krym. Dotarcie na półwysep

ułatwiał transport kolejowy i morski. Góry tamtejsze były niższe, klimat łagodniejszy. W

1876 roku profesor geologii uniwersytetu w Odessie N. A. Golovin’ski zorganizował

pierwszą turystyczną wyprawę na półwysep. Zabrał na nią 25 swoich studentów. Ich

specjalistyczny ekwipunek i bojowy niemal wygląd wzbudził sensację na ulicach Jałty (trwała

wówczas wojna bułgarska!). Wyprawa Golovin’skiego, który zresztą wkrótce wydał pełny,

szczegółowy przewodnik po Krymie, przetarła szlaki następcom367

.

W 1890 ministerstwo spraw wewnętrznych zatwierdziło statut Krymskiego Klubu

Górskiego (KGK) z siedzibą w Odessie. Organizacja stawiała sobie za cel prowadzenie badań

naukowych Krymu, ułatwianie jego zwiedzania, ochronę rzadkich gatunków roślin i

zwierząt, wspomaganie rozwoju miejscowego rolnictwa. Już w 1890 klub rozesłał informacje

o swym powstaniu do gazet, urzędów, szkół, uczelni oraz zagranicznych towarzystw

turystycznych. W 1891 roku zorganizował pierwszą zbiorową wycieczkę członkowską na

Krym. Do samego wybuchu wojny światowej KGK prowadził bardzo intensywną działalność.

Licznie powstawały nowe oddziały na terenie całej Rosji, rosła liczba członków. W 1899

klub udostępnił pierwszy znakowany szlak turystyczny w Rosji: od Wodospadu Uczan-su na

szczyt Jajły (Szlak Sztangiewski) oraz uruchomił pierwsze rosyjskie schronisko turystyczne w

Czatyrdahu, koło znanych jaskiń Bin-baszchoba i Suuk-choba. Prowadzono intensywne

badania naukowe, których wyniki publikowano w wydawanych regularnie przez 25 lat

„Zapiskah Krymskovo Gornovo Kluba”. W periodyku popularyzowano głównie góry Krymu

i Kaukazu368

. Początek wieku XX przyniósł nagły wzrost zainteresowania właśnie Kaukazem.

Stosownie do sytuacji, Krymski Klub Górski zmienił w 1901 roku nazwę na Krymsko-

Kaukaski Klub Górski (KKGK). W ten rejon w pierwszej dekadzie XX wieku wyruszały

liczne wycieczki i wyprawy wysokogórskie. Także na innych obszarach poszczególne

oddziały KKGK przygotowywały rozmaite marszruty, które oferowały zarówno swym

członkom, jak i osobom spoza organizacji. Organizowano zbiorowe przechadzki piesze i

przejażdżki konne – wierzchem i ekwipażami. Ogółem, przez blisko ćwierć wieku,

366

G. P. Dolženko, op. cit., s. 21-22. 367

Tamże, s. 23. 368

Tamże, s. 22-25.

Page 101: Praca Marek - O Turystyce

101

skorzystało z nich 120 tysięcy osób369

. Do udziału w wycieczkach zachęcały reklamy: plakaty

i broszury rozsyłane do szkół i uczelni, ogłoszenia w gazetach, cotygodniowe informacje

wywieszane w hotelach i pensjonatach. Dolženko podkreśla, że korzystali z nich przede

wszystkim goście z Petersburga – głównie nauczyciele, ucząca się młodzież, lekarze,

urzędnicy, wojskowi; w mniejszym stopniu – kupcy, rzemieślnicy, przedsiębiorcy370

.

Wielkie zasługi KKGK, a zwłaszcza jego oddział jałtański, położył w organizowaniu,

począwszy od roku 1892 wycieczek uczniowskich dla młodzieży z całego państwa (Dolženko

wymienia, między innymi, wycieczkę na Krym dziewcząt z 3 żeńskiego gimnazjum z

Warszawy!). Uczestniczyło w nich w sumie kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi. Oddział

jałtański zapewniał darmowe noclegi w szkołach, wysokie zniżki w hotelach, tanie

wynajmowanie powozów. KKGK nie zarabiało na tym ani kopiejki, nie otrzymywało

żadnego wynagrodzenia. Działaczami powodowało bezinteresowne poczucie misji,

przekonanie o konieczności propagowania turystyki jako formy działalności służącej zdrowiu,

higienie, poznaniu ojczyzny i wychowaniu patriotycznemu. W 1902 rozpoczęto szkolenie

przewodników dla grup zorganizowanych. Rekrutowali się oni głównie spośród nauczycieli.

KKGK traktował to jako jedną z form propagowania turystyki: adepci kursów powracali na

Krym wraz ze swymi wychowankami. Zdumiewające jest, co bardzo mocno podkreśla

Dolženko, że pomimo tak wielkich zasług, tak wszechstronnej i bogatej działalności, prasa

starała się przemilczeć istnienie KKGK. Dziennikarze nie informowali o jego inicjatywach i

dokonaniach371

. Jest to doprawdy trudne do wyjaśnienia, bo wszak działalność klubu miała

bardzo „błagonadiożny” i państwowotwórczy charakter. Można przypuszczać, że władze

niepokoiła spontaniczność i rozmach tej aktywności oraz okoliczność, że pomysł nie zrodził

się w gabinetach administracji, lecz w umysłach garstki entuzjastów. Może obawiano się, że

nazbyt rozprzestrzeniający się ruch, trudny do kontrolowania, posłuży do rozsiewania

niepożądanych idei?

Władze prawdziwe kłody rzucały pod nogi także inicjatorom powołania Rosyjskiego

Towarzystwa Górskiego – RGO. Założyciele – grono petersburskich naukowców i alpinistów

– trzy lata czekali na zatwierdzenie statutu. Od 1898 do 1901 trwały starania w kancelarii

ministerstwa spraw wewnętrznych w Petersburgu, w kancelariach moskiewskiego generał-

gubernatora i oberpolicmajstra. I niewiele znaczył fakt, że prezesem RGO miał zostać

369

Tamże, s. 25-30. 370

Tamże, s. 31-32. 371

Tamże, s. 32-33.

Page 102: Praca Marek - O Turystyce

102

Aleksandr Karlovič von Mekk, dyrektor Moskiewsko-Kazańskiej Drogi Żelaznej, a

członkami władz towarzystwa – najwybitniejsi rosyjscy geografowie tej epoki.

Wnioskodawcy, aby wykazać swe patriotyczne uczucia, podkreślali: „Nie ma u nas Alp i

dlatego nie możemy nazywać się towarzystwem alpejskim”372

. Stwierdzali również: „Nasza

misja będzie polegała na tym, żeby nieść naszą kulturę do najbardziej oddalonych zakątków

naszej wielkiej ojczyzny, uczyć różnoplemiennych rodaków języka naszej literatury,

utwierdzać podstawy honoru i dobra tam, gdzie ich brak”373

. RGO organizowało liczne

wykłady, prelekcje, wydawało publikacje. Propagowało pogląd, że nie trzeba jeździć w

dalekie i obce Alpy, a wystarczy zwrócić uwagę na przyrodę swej ojczyzny. Popularyzowano

turystykę i wspinaczkę górską. Zakładano schroniska, organizowano przewodników. Samo

RGO nie organizowało wycieczek, ale służyło radą i pomocą wszystkim wybierającym się w

góry374

. W 1909 roku w Moskwie, na XII zjeździe przyrodników i lekarzy, stowarzyszenie

zorganizowało Pierwszą Wszechrosyjską Wystawę Alpinizmu. Zaprezentowano na niej

fotografie, sprzęt wspinaczkowy, mapy regionów górskich. Wydarzenie to odegrało znaczącą

rolę w popularyzacji alpinizmu w Rosji375

, co z kolei sprzyjało powstawaniu nowych,

mniejszych organizacji i prywatnych, komercyjnych inicjatyw, mających udostępnić szerszej

publiczności góry Kaukazu376

.

W pierwszych latach XX wieku Kaukaz był już bardzo popularnym celem wycieczek

podejmowanych przez osoby, nie uprawiające na co dzień ani wspinaczki, ani nawet

ambitniejszej turystyki. Ciekawym świadectwem charakteru kaukaskich wędrówek jest

fragment wspomnień Eugeniusza Janiszewskiego, wychowanego w Odessie syna polskiego

inżyniera. Jako student Politechniki w Kijowie, w lipcu 1914 r., w gronie przyjaciół zwiedzał

niższe partie gór, podziwiał dziką, pierwotną przyrodę, nocował w spartańskich warunkach,

doświadczył nawet prawdziwej choroby wysokościowej. Bawił też w gościnie u księżniczki

Masziko Kajszauri, zwiedził Tbilisi, Erywań, Borżomi, Batumi, Soczi. Dotarł do stóp

Araratu. Z opisu Janiszewskiego przebija atmosfera egzotyki podziwianych miejsc,

monumentalizmu gór, nadzwyczajnej wyjątkowości wyprawy377

.

Prawdziwie imponujący zasięg i zupełnie wyjątkowe znaczenie dla rozwoju turystyki i

obyczaju podróżowania wśród rosyjskiego społeczeństwa miało Rosyjskie Stowarzyszenie

372

G. Usyskin, op. cit., s. 49. 373

G. P. Dolženko, op. cit., s. 35. 374

Tamże, s. 35-37. 375

G. Usyskin, op. cit., s. 54. 376

Tamże, s. 54-62. 377

E. Janiszewski, Wspomnienia odessity 1894-1916, Wrocław 1987, s. 224-238.

Page 103: Praca Marek - O Turystyce

103

Turystów (ROT). Wywodziło się ono z działających od początku lat 80-ych w Petersburgu,

Moskwie i wielu innych miastach lokalnych towarzystw cyklistów378

. Tak oto, co podkreślają

rosyjscy historycy, rower dał początek masowej turystyce w Rosji. Z ekstrawaganckiej

zabawki bogatych stał się u schyłku XIX wieku popularnym środkiem transportu379

.

Środowisko skupione wokół ukazującego się w Petersburgu pisma „Velosiped” już w 1892

roku podjęło starania o zezwolenie na założenie jednolitej organizacji zrzeszającej

rowerzystów, jak i amatorów krajoznawstwa w ogóle. Po trzech latach żmudnych wysiłków,

uzyskano stosowną zgodę ministerstwa spraw wewnętrznych. W 1895 r. formalnie zaczęło

działać Rosyjskie Stowarzyszenie Rowerzystów – Cyklistów (ROWT), używające także

nazwy Russkij Turing-Klub, a w 1901 przemianowane na Rosyjskie Towarzystwo Turystów

(ROT)380

.

Bardzo dynamicznie rozwijały się struktury organizacji. Przedstawicielstwa działały w

ponad stu miastach Rosji. W 1903 liczba członków osiągnęła rekordowe 2061 osób, przy

czym w następnych latach dość szybko malała. (Podobne zjawisko występowało także w

Wielkiej Brytanii, co wiązało się z popularnością wśród zamożnych grup społeczeństwa

samochodu, jako środka transportu). W pierwszych latach istnienia ROWT/ROT

skoncentrowało swe wysiłki na organizowaniu wielodniowych, rowerowych wypraw po

najciekawszych rejonach Rosji z zamiarem propagowania wśród amatorów cyklizmu uroków

ojczystego kraju. Na początku XX wieku działalność ROT zataczała coraz szersze kręgi,

także wśród turystów, którzy nie korzystali z rowerów. Prowadzono wycieczki edukacyjne na

Krym, Kaukaz, Ural, do Azji Środkowej; organizowano kursy dla przewodników. Rozpisano

konkurs na mapy i przewodniki, negocjowano zniżki dla turystów w hotelach i

pensjonatach381

. Za główny cel stawiano sobie umożliwienie podróżowania po kraju osobom

niezamożnym, nie mogącym pozwolić sobie na samodzielne podejmowanie dalszych

wypraw382

. Organizacja prowadziła swą działalność także na forum międzynarodowym. W

1899 ROWT wzięło udział w Międzynarodowym Kongresie Turystycznym w Luksemburgu i

wstąpiło do Ligi Towarzystw Turystycznych. W 8 głównych miastach Europy Zachodniej

działały przedstawicielstwa stowarzyszenia, podpisano umowy z 12 zagranicznymi

organizacjami 383

. Dzięki temu podróżującym po Europie członkom ROWT/ROT

378

G. P. Dolženko, op. cit., s. 41-42. 379

G. Usyskin, op. cit., s. 62. 380

G. P. Dolženko, s. 42; G. Usyskin, s. 62-64. 381

G. Usyskin, op. cit., s. 63-66. 382

Tamże, s. 73. 383

Tamże, s. 65.

Page 104: Praca Marek - O Turystyce

104

przysługiwały, otrzymane na zasadzie wzajemności, takie same przywileje jak członkom

organizacji narodowych: zniżki w hotelach i schroniskach, rabaty na zakup wydawnictw i

serwisowanie rowerów, ulgi celne w Belgii, Szwajcarii i Włoszech384

.

Od początku istnienia ROWT jego organem prasowym był miesięcznik „Velosiped”.

W styczniu 1899 roku został zastąpiony przez miesięcznik „Russkij Turist” Pismo ukazywało

się regularnie do roku 1912. Przez 13 z górą lat patronowało działalności ROWT i ROT.

Propagowało krajoznawstwo, podkreślało, że turystyka nie może się sprowadzać wyłącznie

do wypraw rowerowych, że w istocie powinna ona polegać na konsekwentnym poznawaniu

własnego państwa. Gdy w 1901 roku ROWT przekształciło się w ROT, na łamach pisma

zwrócono się do wszystkich środowisk, by wzmogły działania na rzecz organizowania

wycieczek krajoznawczych, tak aby umożliwić poznawanie ojczyzny wszystkim grupom

społecznym385

. W 1913, po wydaniu jednego, podwójnego numeru, pismo zakończyło

działalność. Upadek miesięcznika zbiegł się w czasie z wyraźnym kryzysem w rosyjskim,

zorganizowanym ruchu turystycznym. „Russkij Turist” w ostatnim numerze apelował do

czytelników – turystów: „Przebudźcie się!” i zwracał uwagę na obumieranie działalności

organizacyjnej. Grigorij Usyskin wiąże ten proces z dwiema przyczynami. Po pierwsze ze

znaczącym wzrostem popularności indywidualnych wyjazdów zagranicznych, które stały się

możliwe po rewolucji 1905 roku.. Po drugie, ze wzmożoną kontrolą i nękaniem ROT oraz

współpracujących z nim organizacji przez ochranę. Zarówno policja, jak i tajne służby pod

koniec pierwszej dekady XX wieku informowały ministerstwo spraw wewnętrznych, że

wycieczki turystyczne nagminnie stają się forum propagandy socjalistycznej. W 1910 r. w

lokalu Komisji Wycieczkowej ROT w Moskwie skonfiskowano skład literatury rewolucyjnej,

maszyny poligraficzne i aresztowano 11 członków SDPRR. Często wybitnymi działaczami

turystycznymi byli znani politycy opozycyjni386

. Zjawiska, których – jak możemy się

domyślać – władze obawiały się w przypadku krymskich i kaukaskich stowarzyszeń górskich,

stały się codzienną rzeczywistością w głównej rosyjskiej organizacji turystycznej, działającej

w obu stolicach imperium. Turystyka i podróże, od samego początku mające w Rosji wymiar

polityczny, imperialny i nacjonalistyczny, zyskały u kresu epoki caratu całkiem nowy

kontekst – opozycyjny i rewolucyjny.

384

G. P. Dolženko, op. cit., s. 44. 385

G. Usyskin, op. cit., s. 66-71. 386

Tamże, s. 74-75.

Page 105: Praca Marek - O Turystyce

105

Pod koniec XIX wieku istotne znaczenie dla kształtowania obyczaju podróżowania

miały „wycieczki edukacyjne”, przeznaczone głównie dla młodzieży szkolnej, studentów i

nauczycieli. Na południowych rubieżach państwa, jak już wspomniano, organizował je

Krymsko-Kaukaski Klub Górski. Na nieporównanie szerszą skalę, obejmując swym

zasięgiem niemal całą europejską część imperium, działało Rosyjskie Stowarzyszenie

Turystów, a z jego inspiracji i we współpracy z nim wiele rozmaitych stowarzyszeń i

instytucji. Przy Oddziale Moskiewskim ROT istniała Komisja Wycieczkowa, specjalizująca

się w prowadzeniu wycieczek nauczycielskich. Jej działacze opracowali bardzo

szczegółowe zasady ich prowadzenia, praktyczne zalecenia dla uczestników, przygotowali

program obejmujący 12 propozycji tras – od 12-dniowej wzdłuż biegu Wołgi za 38 rubli, po

36-dniową wyprawę do Azji Środkowej za 135 rubli. Zaskakująco niskie ceny wynikały z

faktu, że zamiast nocowania w hotelach, korzystano z miejsc udostępnianych przez szkoły i

uczelnie, towarzystwa wzajemnej pomocy nauczycieli, lokalne władze387

. Wycieczkom

nauczycielskim przyświecały względy patriotyczne i państwowotwórcze. Organizatorzy

starali się zapoznać pedagogów z najważniejszymi zabytkami, miejscami związanymi z

historią Rosji, pomnikami przyrody. Odwiedzano między innymi Moskwę, Petersburg,

Borodino, Kulikowe Pole, Jasną Polanę388

.

Konsekwentne propagowanie, ujętego w karby organizacyjne, krajoznawstwa jako

składnika wykształcenia kulturalnego człowieka, zwłaszcza nauczyciela mającego

wychowywać uczniów i studentów, oznaczało nadanie turystyce swego rodzaju

nacjonalistycznego piętna. Motywy takie były szczególnie widoczne w programie

edukacyjnym Sankt-Petersburskiej Ziemskiej Szkoły Nauczycielskiej. Nauka w niej trwała

pięć lat. Na każdym roku słuchacze uczestniczyli w wyprawach po całej Rosji, ze

szczególnym uwzględnieniem kresów: Finlandii, guberni nadbałtyckich, Krymu, Kaukazu.

Szkoła miała znaczący udział w pokrywaniu kosztów podróży studentów389

.

Wychowawczą i polityczną rolę wycieczek młodzieży szkolnej dostrzegali

nauczyciele, a na początku XX wieku także i najwyższe władze oświatowe. Początkowo

wyprawy uczniowskie prowadzili indywidualnie pedagodzy – entuzjaści. Była to jednak

działalność nieskoordynowana i rozproszona. Na tyle jednak znacząca i mająca wymiar

ekonomiczny, że w 1899 roku koleje wprowadziły bezpłatne przejazdy w 3 klasie dla

387

G. Usyskin, op. cit., s. 77-81. 388

G. P. Dolženko, op. cit., s. 46. 389

G. Usyskin, op. cit., s. 85-86.

Page 106: Praca Marek - O Turystyce

106

uczestników wycieczek szkolnych, co znakomicie zwiększyło ich popularność390

.

Zapowiedzią nowej epoki w tej materii był cyrkularz (okólnik) ministerstwa oświecenia

publicznego z 2 VIII 1900 nr 2.185. Zalecono w nim dyrektorom szkół zastąpienie prac

wakacyjnych uczniów – wycieczkami edukacyjnymi391

. W ostatnich latach przed wojną do

współfinansowania ruchu wycieczkowego włączyły się ziemstwa392

. W odpowiedzi na

ogromne zapotrzebowanie, wykładowcy Petersburskiej Szkoły Leśno-Handlowej

przygotowali poradnik pt. Wycieczki szkolne. Rozpoczęto wydawanie fachowych periodyków

– miedzy innymi „Ekskursënnyj Vestnik” i „Russkij Ekskursant”393

. Tuż przed wybuchem

wojny władze zaczęły sprzyjać masowemu ruchowi krajoznawczemu, ściśle go jednak

kontrolując i traktując jako sposób wszechstronnego oddziaływania na edukację i

wychowanie młodych poddanych cara i lojalnych obywateli państwa. Choć brak tu

wystarczających podstaw źródłowych, można sądzić, że coraz bardziej zaostrzająca się

sytuacja międzynarodowa, świadomość nieuchronności zbrojnego konfliktu i polityczne

ożywienie wśród rosyjskiego społeczeństwa sprzyjały wzmożeniu wysiłków na rzecz

zdyscyplinowania obywateli, a jednocześnie rozbudzenia ich patriotycznych uczuć.

Zorganizowane i kontrolowane przez władze wyprawy były znacznie chętniej

opisywane na łamach prasy niż (praktycznie nieobecne w gazetach i periodykach)

zagraniczne podróże przedstawicieli elit. Organ ROT „Russkij Turist” w 1903 roku zachwalał

walory wycieczek edukacyjnych i – jako przykład -relacjonował wyprawę uczniowską do

Kraju Nadamurskiego, zorganizowaną przez Błagowieszczańskie Przedstawicielstwo ROT394

.

Tę publikację możemy jednak uznać za rodzaj autoreklamy stowarzyszenia i to o dość

ograniczonym zasięgu oddziaływania. Znacznie większy wpływ na świadomość czytelników

musiały mieć artykuły w dziennikach i tygodnikach. Znamienne, że pojawiły się one

stosunkowo późno – właśnie w ostatnich latach przed wybuchem wojny. „Sankt-

Peterburgskie Vedomosti” w roku 1908 informowały, że uczniowskie wycieczki do

popularnych miejsc związanych z historią Rosji przynoszą niewątpliwe korzyści i są „(…)

dawno uznane przez świat nauki”. Redakcja stwierdzała, że nadeszła zatem pora na

podejmowanie wypraw dalszych. Jako inspirujący przykład podano wyprawę 61 uczniów z

gimnazjów Petersburga i Peterhofu, którzy pod wodzą 10 pedagogów udawali się w podróż

390

Tamże, s. 87. 391

Tamże, s. 51. 392

Tamże, s. 87; G. P. Dolženko, op. cit., s. 52-53. 393

G. P. Dolženko, op. cit., s. 54-56. 394

D. Tûtûnin, Učeničeskaâ ekskursii i obrazovatelnyâ progulki. Perwaâ učeničeskiâ ekskursiâ ustrojennaâ

Rossijskom Obščestvom Turistov, „Russkij Turist” (Dalej: „RT”) 1903, nr 1, s. 13-14; nr 2, s. 51-52.

Page 107: Praca Marek - O Turystyce

107

przez Kijów, Odessę, Konstantynopol na Korfu i Peloponez395

. W jeszcze bardziej odległe

rejony wybierała się grupa 30 studentów moskiewskiej akademii duchownej, prowadzona

przez profesorów tejże uczelni. Mieli oni dotrzeć do Salonik, Macedonii, Serbii i Włoch396

.

Wydaje się, że nie przypadkiem uczestnicy tych dwóch edukacyjnych podróży, o których z

namaszczeniem informowała gazeta, peregrynowali - w roku napięć dyplomatycznych na

Półwyspie Bałkańskim - do tamtejszych współwyznawców i do bizantyńskiej kolebki

prawosławia. Jeszcze bardziej politycznie i imperialnie zabarwiona była idea wycieczek

morskich dla wychowanków szkół średnich. Miały one zapoznać młodzież z problematyką

morską i warunkami życia na morzu. Organizowała je Liga Odnowienia Floty397

. W pierwszej

udział wzięło 60 uczniów, którzy odbyli dwutygodniowy rejs po Bałtyku na okręcie

„Krejser”, dowodzonym przez uczestnika wojny rosyjsko-japońskiej pułkownika

Filipovskego398

.

Petersburska prasa najchętniej opisywała wyprawy dalekie, specjalistyczne,

egzotyczne, słowem takie, na które zwykli ludzie nie mogli sobie pozwolić. Można odnieść

wrażenie, że wydawcy prasy konsekwentnie starali się ukazać podróż jako sferę aktywności

wyjątkową – powszechnie niedostępną, ekskluzywną. Periodykiem, w którym najczęściej

pojawiały się tego typu publikacje był tygodnik „Niva”. W porównaniu z innymi stołecznymi

tytułami, sprawia on wrażenie nieco bardziej liberalnego i bardziej światowego. Na jego

łamach częściej niż w innych wydawnictwach pojawiały się ciekawostki geograficzne,

obyczajowe, techniczne. Opisywano światowe dokonania w dziedzinie budownictwa i

komunikacji. Informowano o sposobach spędzania wolnego czasu, sporcie i właśnie o

podróżach. W samym tylko 1888 roku czytelnicy „Nivy” mogli zapoznać się z bardzo

obszernym i kompetentnym artykułem o turystyce i wspinaczce alpejskiej, ilustrowanym

bardzo dobrymi, sugestywnymi rycinami399

; z bogatą i równie świetnie ilustrowaną relacją z

podróży do Indii400

; z ekscytującym opisem prawdziwie wysokogórskiej wyprawy rosyjskich

studentów na szczyt Araratu401

. „Niva” odegrała również pionierską rolę w informowaniu o

sportach zimowych, i to zanim jeszcze narciarstwo zawitało w Alpy, gdzie spopularyzowali

je, oczywiście, Anglicy. W 1888 roku na stronicach tygodnika można było obejrzeć ilustracje

395

N. Šubin, V Elladu, „SPV” 1908, nr 131, s. 2. 396

Studenčeskaâ ekskursiâ, „SPV” 1908, nr 137, s. 5. 397

Po povodu morskij ekskursij, „SPV” 1908, nr 111, s. 3. 398

Pervaâ morskaâ ekskursiâ Ligi Obnovleniâ Flota, „SPV” 1908, nr 150, s. 2-3. 399

Alpijskiâ progulki, „Niva” 1888, nr 17, s. 434-435, 438-439. 400

N. N. Karazin, Na puti v Indiû, „Niva” 1888, nr 37, s. 916-920; nr 38, s. 940-943; nr 39, s. 964-967; nr 40, s.

988-990. 401

E. S. Markov, Ekspediciâ russkih studentov na Ararat v avguste 1888, „Niva” 1888, nr 51, s. 1313-1319.

Page 108: Praca Marek - O Turystyce

108

i przeczytać krótki artykuł o wykorzystywaniu nart zjazdowych w zabawach młodzieży i

dorosłych w Osetii, na stokach Kaukazu402

. Znacznie słabiej, co może zaskakiwać –

zważywszy na sam tytuł periodyku, temat podróży i turystyki był reprezentowany na łamach

tygodnika „Priroda i Lûdi”, gdzie materiały poświęcone tym zagadnieniom pojawiały się

sporadycznie. Do takich wyjątków należał, bardzo zresztą ciekawy, choć późny (biorąc pod

uwagę rozwój mody na narciarstwo), materiał zamieszczony w piśmie w roku 1908. Opisywał

on, a piękne ilustracje przybliżały, takie dyscypliny jak saneczkarstwo, bojery, hokej, jazdę na

łyżwach z trzymanym w rękach żaglem (rodzaj surfingu na lodzie), narciarstwo zjazdowe,

jazdę na nartach za koniem i renwolfy – skrzyżowanie nart z sankami. Autor materiału

ubolewał, że w Rosji zupełnie nie wykorzystuje się możliwości rekreacji, jaki daje zima;

podkreślał, jakie znaczenie dla zdrowia ma aktywność fizyczna o tej porze roku i podawał

jako wzorcowy przykład mieszkańców Norwegii403

. Ton tej publikacji i brak podobnych

materiałów w innych periodykach każą przypuszczać, że i ta sfera była traktowana przez

prasę jako elitarna i w niewielkim stopniu nadająca się do upowszechniania.

Badacze rosyjscy, współcześnie zajmujący się tematyką podróży i turystyki, nie

dostrzegają w ogóle znaczenia bliskich, podmiejskich wyjazdów wypoczynkowych,

przedsiębranych przez mieszkańców Petersburga. Wątku tego nie porusza również Louise

McReynolds, znacznie szerzej i nowocześniej traktująca zagadnienie czasu wolnego.

Tymczasem jednodniowe wycieczki i spędzanie lata na daczy były powszechnie

praktykowanymi formami pozamiejskiego wypoczynku. Wiele miejsca poświęcili im

wspominani już petersburscy pamiętnikarze Zasosov i Pyzin404

oraz Patricia Deotto405

.

Według Patricii Deotto, obyczaj „daczy” był zjawiskiem specyficznie rosyjskim, ściśle

związanym z Sankt Petersburgiem i, podobnie jak rosyjska podróż, wywodził się od Piotra

Wielkiego. Car – reformator, zobowiązując ogół szlachty do służby państwowej, nadawał

bliskim dworowi urzędnikom posiadłości w okolicach stolicy – dacze, w których budowali

oni – często bardzo okazałe –rezydencje. Spędzali w nich lato, gotowi w każdej chwili stawić

się przed obliczem imperatora. Pod koniec XVIII wieku te ogromne majątki ulegały

parcelacji. Mniejsze działki kupowali urzędnicy niższych rang i oficerowie, by wznosić na

nich letnie domy. Do połowy XIX wieku spędzanie lata na daczy pozostawało obyczajem

elitarnym i ograniczało się do szczęśliwych posiadaczy własnych realności. Gwałtowną

402

Zimniâ junošeskiâ zabavy Osetin, „Niva” 1888, nr 7, s. 188, 193. 403

Zimnij sport, „PiL” 1908, nr 8, s. 150-151. 404

D. A. Zasosov, W. I. Pyzin, op. cit., s. 217-253. 405

P. Deotto, op. cit.

Page 109: Praca Marek - O Turystyce

109

zmianę przyniosły lata 40’. Rozwój Petersburga, masowa budowa domów pod wynajem,

spowodowały znaczne zagęszczenie miasta, pogorszenie warunków życia, a co za tym idzie -

potrzebę zapewnienia szerokim kręgom ludności stolicy dostępu do otwartej przestrzeni,

zdrowego powietrza, lasów. W bezpośrednim sąsiedztwie stolicy zaczęto budować wille

przeznaczone specjalnie dla coraz liczniejszych letników. Wynajmowano całe domy, lub –

mniej zamożnym klientom – pokoje. Znaczną przedsiębiorczością wykazywali się także

okoliczni chłopi, który uboższym mieszkańcom miasta oferowali bardzo skromne warunki

zakwaterowania. Bogaci, wynajmując siedlisko na cały sezon (od kwietnia do października),

zachowywali mieszkania w Petersburgu. Dysponujący skromniejszymi zasobami, opuszczali

wynajmowany w mieście lokal i przenosili się na całe lato na wieś, by jesienią znów szukać

mieszkania do wynajęcia. Najczęściej jednak w czasie wakacji na wsi przebywały matki z

dziećmi. „Daczni” mężowie dojeżdżali codziennie do pracy w stolicy. Początkowo

komunikację zapewniały statki i łodzie, pokonujące liczne rzeki i kanały. Od lat 30’ stale

kursowały dyliżanse, a w latach 40’ uruchomiono linie omnibusowe, które cieszyły się

nadzwyczajną popularnością, pomimo trudnych warunków podróżowania – stąd nazwa „40

męczenników”. Do radykalnego wzrostu liczby „dacznych” miejscowości przyczynił się

rozwój komunikacji kolejowej. W 1837 roku pierwsza w Rosji linia kolejowa połączyła

Petersburg z popularnym wśród letników Pawłowskiem. Pajęcza sieć komunikacji nie tylko

rozszerzyła zasięg zjawiska daczy, ale też i przyczyniła się do znaczącego zróżnicowania

charakteru poszczególnych miejscowości. Niektóre przyciągały elity dworskie, polityczne,

wojskowe i finansowe. Inne cieszyły się popularnością wśród inteligencji i artystów. Były i

takie, które przyciągały ludzi mniej zamożnych czy wręcz proletariat. Podobnie zróżnicowany

był charakter dostępnych na daczy rozrywek406

.

Niezwykle bogatą, wręcz drobiazgową panoramę „dačnej žizni” przedstawili w swych

wspomnieniach Zasosov i Pyzin. Opisali kilkadziesiąt osad położonych wzdłuż

poszczególnych linii kolejowych, relacjonując atrakcje, z których słynęły. Szczegółowo

opisali wszelkie aspekty życia codziennego na letniskach. Według autorów wspomnień,

największą popularnością cieszyły się miejscowości, w których znajdowały się rezydencje

cesarskie: Peterhof407

i Carskie Sioło408

. Pełne były wojska, policji, panował w nich wzorowy

porządek, cisza i spokój. Na lato osiedlali się tam, na ogół we własnych rezydencjach, ludzie

związani z dworem, najświetniejsza arystokracja, wyżsi wojskowi. Szczególny prestiż zyskał

406

P. Deotto, op. cit., s. 357-361. 407

D. A. Zasosov, W. I. Pyzin, op. cit., s. 227-232. 408

Tamże, s. 241-242.

Page 110: Praca Marek - O Turystyce

110

Pawłowsk, przyjmujący zróżnicowaną, ale ekskluzywną klientelę – od elit władzy i pieniądza

po uboższą inteligencję. Do Pawłowska przybywali na jeden dzień wielbiciele sławnych

koncertów i amatorzy nastrojowych spacerów po wspaniałych parkach409

.

Właśnie w Pawłowsku spędzała lato rodzina generała Jepanczyna i inni bohaterowie

Idioty Dostojewskiego: „- I pan też do Pawłowska? – spytał nagle książę. – Cóż to się dzieje,

wszyscy do Pawłowska?”410

. Czas spędzano w ogólnie przyjęty wśród wyższych warstw

sposób: „Całe towarzystwo miało, zdaje się, zamiar po pewnym czasie, jeszcze przed herbatą,

iść posłuchać muzyki. (…) Willa Jepanczynów była wspaniała, w stylu szwajcarskiej chaty,

wytwornie udekorowana drzewami i kwiatami. Ze wszystkich stron otaczał ją nieduży, ale

prześliczny ogród kwiatowy. Siedziano na tarasie tak jak u księcia: tylko że taras był trochę

obszerniejszy i urządzony z większą elegancją”411

.

W miejscowościach takich jak Goriełowo, Krasno Sieło, Dudergof i Gatczyna, w

których stacjonowały duże jednostki wojskowe, wille mieli przeważnie oficerowie412

. Do

letnisk znacznie mniej efektownych należały Aleksandrowka413

, Ligowo414

, Martyszkino415

,

Rambow416

, gdzie dacze były tańsze i brzydsze, a zabudowa ciasna. Gromadzili się tam

zdecydowanie ubożsi dacznicy, nie brakowało także towarzystwa podejrzanej konduity.

Mimo pewnej „specjalizacji” środowiskowej poszczególnych miejscowości, czas wakacji

spędzały w nich obok siebie różne grupy społeczne petersburżan. Wypoczynek sprzyjał

uwolnieniu od konwenansów, skłaniał do porzucania oficjalnych strojów (np. urzędniczych

mundurów), rezygnacji z przyjętej etykiety. Wprawdzie elity zachowywały dystans, ale

nieuchronnie następowało zbliżenie poszczególnych warstw, oddających się podobnym

zajęciom w jednym miejscu i czasie. Patricia Deotto podkreśla, że życie na daczy zmieniało

relacje między różnymi grupami społecznymi. Dla przedstawicieli klasy średniej spędzanie

lata na daczy było ważnym komponentem prestiżu. Służyło urzędnikom i inteligencji do

podwyższenia statusu społecznego. Byli oni gotowi na znaczne nawet wyrzeczenia w zimie,

by móc latem pokazać, że „nie są zwykłymi, prostymi ludźmi, ale mieszkają na daczy”417

. Na

409

Tamże, s. 242-245. 410

F. Dostojewski, Idiota, op. cit., s. 226. 411

Tamże, s. 369. 412

D. A. Zasosov, W. I. Pyzin, op. cit., s. 237-239. 413

Tamże, s. 218. 414

Tamże, s. 227. 415

Tamże, s. 233. 416

Tamże, s. 235-237. 417

P. Deotto, op. cit., s. 368.

Page 111: Praca Marek - O Turystyce

111

istnienie swoistego społecznego przymusu zwracają także uwagę Zasosow i Pyzin: „Wse

edut, kak że my ne pojedem?”418

.

„Dačnaâ žizn’” była obudowana całą infrastrukturą usług i poddana regułom

szczególnej obyczajowości. Przedsiębiorczy dostawcy oferowali wypoczywającym wszelkie

produkty – od warzyw i ryb po ciasta i lody. Atrakcję stanowili kataryniarze i wędrowni

Cyganie. Powszechnym zjawiskiem było zapewnianie dzieciom, szykującym się do

egzaminów lub poprawek, trwających całe lato korepetycji419

. „Dacznicy” organizowali

amatorskie koncerty i spektakle lub podziwiali występy profesjonalnych artystów. Młodzież

bawiła się na balach i potańcówkach420

. Najbardziej popularne były spacery po wspaniałych,

świetnie utrzymanych parkach. Położone dalej, na północ od stolicy, osady – jak Pełła i Mga

– były otoczone gęstymi lasami, w których zbierano grzyby, jagody, namiętnie polowano,

jeżdżono konno. Kanały, rzeki i morze sprzyjały wędkarstwu; żeglowano po wodach Zatoki

Fińskiej421

. Chętnie praktykowano zyskujące popularność dyscypliny sportu: futbol, tenis,

krykiet, jazdę na wrotkach422

.

Szczególną renomą cieszyły się na przełomie wieków miejscowości leżące na

terytorium autonomicznego Wielkiego Księstwa Finlandii (Ollita, Kukkauna, Terioki,

Tiurisavi). Lato na daczy w tych okolicach traktowane było jako ekwiwalent wyjazdu za

granicę. Finlandzka Droga Żelazna była obsługiwana przez Finów w błękitnych mundurach.

Stację w Teriokach patrolował już nie rosyjski żandarm, a fiński policjant w

charakterystycznym czarnym hełmie. Zamiast rubli obowiązywały fińskie marki. Gości z

Petersburga zaskakiwała nadzwyczajna czystość, wzorowy porządek i absolutna uczciwość

Finów423

.

Wyjazdy na daczę były tą formą spędzania czasu wolnego poza miastem, którą

najczęściej i najobszerniej opisywano na łamach prasy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę

powściągliwość w relacjonowaniu innych sposobów wypoczynku, jak zagraniczne podróże

czy turystyka, to wyraźnie widać, że prasowy wizerunek „dačnej žizni” był naprawdę

imponujący. Przede wszystkim, lektura petersburskich gazet i czasopism nasuwa wnioski, że

było to zjawisko rzeczywiście szeroko rozpowszechnione. Latem, jak pisano, miasto starali

418

D. A. Zasosov, W. I. Pyzin, op. cit., s. 217. 419

Tamże, s. 220-223. 420

Tamże, s. 223-225. 421

Tamże, s. 245-247. 422

Tamże, s. 244-245. 423

Tamże, s. 247-249.

Page 112: Praca Marek - O Turystyce

112

się opuszczać wszyscy. „Sankt-Peterburgskie Vedomosti” na początku sezonu wakacyjnego

uroczyście informowały o wyjeździe pary cesarskiej do Peterhofu424

. Dwór dawał przykład,

który starano się naśladować; wyznaczał standardy obyczajowe. W 1888 roku „Od kurzu,

pyłu, bladego nieba, białych nocy i odoru asfaltu” uciekał, kto tylko mógł425

. Jedynie ubodzy

pozostawali w mieście lub osiedlali się na bliskich przedmieściach, by codzienne dojeżdżać

do pracy. Dziennikarz „Sankt-Peterburgskih Vedomostej” ironicznie stwierdzał, że ponieważ

mało kto porywa się na Ems czy Wiesbaden, a uzdrowiska kaukaskie czy czarnomorskie są

nazbyt odległe i przez to nieatrakcyjne, to przeciętny petersburżanin nie wyjeżdża dalej niż do

Pawłowska, a i to czyni z wielkim strachem426

.

Nie tylko w Petersburgu, ale w całej Rosji poza miasto starali się wyrwać przede

wszystkim ci, którzy zdawali sobie sprawę z dobroczynnego wpływu wypoczynku na wsi. Jak

donosiły „Birževye Vedomosti”, w Kijowie, Kursku, Wilnie, Trokach „(…) inteligencja,

uzyskawszy oblegčenie lub zgoła uwolniwszy się od pracy, stara się wziąć od lata, co tylko

można”427

. Ci, którzy nie dysponowali urlopami, bądź z powodów finansowych nie

wynajmowali daczy na lato, starali się wykorzystać choćby dni świąteczne na jednodniowe

wyjazdy i przechadzki po podmiejskich parkach. Sprzyjały im dogodne połączenia kolejowe i

taryfy. Redaktor „Birževyh Vedomostiej” doradzał Carskie Sioło, gdzie park znajdował się

tuż przy stacji i nie trzeba było tracić pieniędzy na dorożkę428

.

Prasa odnotowywała, że ubożsi starali się pokonywać finansowe bariery i dołączać do

grona daczników. Tygodnik „Rodina” na przykład zachwalał Szuwałowo, przy okazji

stwierdzając, że jest to „najpiękniejsze i najzdrowsze miejsce dla przebywających na daczy” i

że „zjeżdża tam na lato biedniejsza część mieszkańców Petersburga, gdyż oferowane tam

dacze są znacznie tańsze”. Miejscowość obfitowała we wspaniałe, sosnowe lasy, co miało

czynić ją bardziej atrakcyjną od Pawłowska i Carskiego Sioła. Dodatkową zachętą dla

potencjalnych gości była efektowna ilustracja, ukazująca piękny park i staw, po którym sunie

wycieczkowy statek, a wędkarz w łódce skrytej w szuwarach łowi ryby429

. Spędzanie wakacji

na podmiejskim letnisku rozpowszechniało się tak bardzo, że „Birževye Vedomosti”

wprowadzały na czas sezonu specjalną rubrykę Dačnaâ žizn’, w której systematycznie

424

Perejezd Ih Veličestv v Petergof, „SPV” 1903, nr 146, s. 3. 425

Razgovor. Letnie zametki, „SPV” 1888, nr 174, s. 1-2. 426

Tamże. 427

Što dumaût i dełaût v provincii. Letnie razvlečeniâ, „BV” 1898, nr 148, s. 3; Por. Moskovskaâ žizn’. Na

dačah, „SPV” 1888, nr 194, s. 2-3. 428

Letnij prazdničij otdych, „BV” 1908, nr 10547, s. 6. 429

Šuvalovo, „Rodina” 1888, nr 47, s. 1301-1304, 1325-1326.

Page 113: Praca Marek - O Turystyce

113

informowano o codziennym życiu, rozrywkach, atrakcjach i kłopotach daczników. Można się

było dowiedzieć na przykład, że wspaniałe warunki wypoczynku w Starym Peterhofie

zakłócają pijani chuligani, za to w ogóle nie ma ich w Djunach430

.

Na początku XX wieku propagowano przekonanie, że spędzanie lata na wsi powinno

być dostępne dla wszystkich grup społecznych. Mniej więcej w czasie, gdy prasa zaczęła

szerzej informować o szkolnych wycieczkach edukacyjnych, na łamach „Sankt-Peterburgskih

Vedomostej” opublikowano List do redakcji K. Kometsa. Autor zauważał, że wielu

mieszkańców miasta opuszcza je na czas wakacji - wielu robi to dla dobra swoich dzieci.

Zarazem – pisał Komets – ogromna liczba najmłodszych, nie mających rodziców, musi

pozostawać „w smrodliwych murach”. Tym małym mieszkańcom stolicy starało się przyjść z

pomocą Obščestvo Školnyh Dač, które corocznie wysyła na wypoczynek grupy swych

podopiecznych. Autor powoływał się na przykłady innych państw europejskich, zwłaszcza

Danii, gdzie prowadzona była podobna działalność. Apelował, by pod podany adres zgłaszały

się osoby, mogące przyjąć dzieci w swych posiadłościach na wsi431

. Do poruszonego tematu

redakcja dziennika nawiązała w tym samym roku raz jeszcze, informując obszernie o

koloniach dla biednych dzieci, organizowanych przez Obščestvo Ohraneniâ Narodnovo

Zdrawâ432

.

Temat dacz zyskiwał poważny wymiar nie tylko poprzez poruszenie problematyki

zdrowia publicznego. W jego kontekście pojawił się także wątek patriotyczny. W artykule

opublikowanym w 1908 roku w „Sankt-Peterburgskih Vedomostâh” zwracano uwagę na

zwyczaj spędzania wakacji na letniskach w Finlandii. (Zasosov i Pyzin podkreślali

atrakcyjność fińskich miejscowości). Redakcja przyznawała, że panują tam świetne warunki

wypoczynku, ale Finowie tak podbijają ceny, że moda na wyjazdy do Finlandii mija.

Wyrażano życzenie, by powstawały równie ponętne dacze przy innych liniach kolejowych, co

dawałoby szanse wzbogacenia i rozwoju także i rosyjskich wsi433

. Chyba nie przypadkiem

dwa dni przed ukazaniem się niniejszej publikacji także i „Birževye Vedomosti” zwróciły

uwagę na zmniejszanie się popularności fińskich dacz, wywołany – jakoby – zwyżką cen.

Informację o masowym odpływie letników redakcja opatrzyła alarmującym tytułem Dačnij

krizis434

. Pamiętnikarze petersburscy, wnikliwie relacjonujący życie na daczach w przededniu

430

Dačnaâ žizn’, „BV” 1908, nr 10532, s. 2. 431

K. Komets, Pismo v redakcû, „SPV” 1908, nr 135, s. 2. 432

A. Faresow, Detskije kolonii, „SPV” 1908, nr 146, s. 2. 433

Poželejte russkuû derevniû, „SPV” 1908, nr 132, s. 2. 434

Dačnaja žizn’. Terëki. Dačnij krizis, „BV” 1908, nr 10547, s. 3.

Page 114: Praca Marek - O Turystyce

114

wojny światowej, nie wspominają o nagłym spadku popularności Finlandii. Wydaje się, że

opisane w 1908 roku na łamach dzienników sytuacje były albo pobożnym życzeniem

rosyjskich przedsiębiorców, albo może raczej elementem mobilizowania uczuć

patriotycznych.

W relacjach z podpetersburskich letnisk dominował jednak najczęściej ton lekki i

humorystyczny. Żartowano z losu mężów, pozostawianych w mieście przez żony spędzające

lato na daczy. Proponowano stworzenie specjalnej agencji, która opiekowałaby się

osamotnionymi nieszczęśnikami i – jednocześnie – pomagała im spełniać zachcianki

oddających się drogim rozrywkom małżonek435

. Nie szczędzono krytyki fatalnej jakości

domkom, przeznaczanym dla gości. „Birževye Vedomosti” stwierdzały: „(…) Aż dziw, że

wiatr ich jeszcze nie poprzewracał” i podawały, że w Nabierieżnej Czornoj Rieczki na

śpiącego dacznika runął w nocy piec, o mało nie pozbawiając go życia. Poszkodowanego

trzeba było odwieść do szpitala436

.

Barwny, wszechstronny i dowcipny obraz wakacji na daczy zawarty został na łamach

satyrycznego tygodnika „Strekoza”437

. Pismo to od 1875 roku bacznie śledziło rozmaite

absurdy i śmiesznostki rosyjskiej obyczajowości. W sezonie letnim większość żartów

poświęcało podmiejskiemu wypoczynkowi, naigrywając się zeń ryciną i słowem. Lektura

czasopisma pozwala odtworzyć całą listę zagadnień, jakie w świadomości czytelników mogły

zadomowić się w związku z „życiem na daczy”438

. Przedmiotem drwin redaktorów

„Strekozy” było już samo poszukiwanie i wynajmowanie dacz. Przyszli letnicy, brodząc w

błocie, starali się dotrzeć do zachwalanych przez właścicieli siedzib439

. Nęceni perspektywą

wynajęcia wspaniałych rezydencji, odnajdywali zamiast nich rudery, nie nadające się do

zamieszkania. Obiecane wygody w rzeczywistości nie istniały440

. Widokowe werandy

okazywały się chylącymi się do upadku balkonikami, wygodne łazienki - zwykłymi beczkami

na deszczówkę...441

. Przybysze ze stolicy stawiać przy tym musieli czoło beztroskiej

rubaszności, brutalności czy wręcz chamstwu żądnych zysku włościan - „mużyków”442

. Cóż

zatem tak ciągnęło obywateli stolicy do wyszydzanych przez satyryków przybytków?

Prześmiewcy za podstawową, wyjątkową wręcz atrakcję uznawali możliwość

435

G. N. O projekte „Kluba dačnih mužej”, „SPV” 1888, nr 161, s. 2-3. 436

Dačnyje peči, „BV” 1898, nr 198, s. 4. 437

„Strekoza” 1898, nr 18, s.1. 438

M. Olkuśnik, Lato na daczy, „Mówią Wieki” 2004, nr 06/04, s. 34-40. 439

„Strekoza” 1896, nr 15, s.5. 440

„Strekoza” 1897, nr 20, s.5. 441

„Strekoza” 1897, nr 17, s.4. 442

„Strekoza” 1897, nr 17, s.4; „Strekoza” 1897, nr 20, s.5.

Page 115: Praca Marek - O Turystyce

115

nieskrępowanego, nader swobodnego obcowania ze sobą pań i panów443

. Dacza stwarzała,

jeśli wierzyć „Strekozie”, wiele dogodnych sytuacji do nawiązania bliskich, wręcz intymnych

znajomości, przeżycia wakacyjnego romansu czy choćby nasycenia oczu widokiem

roznegliżowanych dam444

. Morskie kąpiele, mecze tenisa, przejażdżki rowerowe wymuszały

przywdzianie strojów uznawanych przez stateczne towarzystwo za frywolne czy wręcz

wyzywające. Dotyczyło to zwłaszcza kobiet, których aktywność sportową traktowano

głównie jako prowokowanie, uwodzenie mężczyzn445

.

Letnie dni na daczy najczęściej jednak płynęły powoli, statecznie, nudno. Jedną z form

walki z usypiającą jednostajnością wakacji na wsi były amatorskie koncerty i przedstawienia

organizowane przez wielbicieli teatru446

. Oprócz tego zawzięcie grano w karty, próbowano

prowadzić rozległe życie towarzyskie, przyjmowano zjeżdżających ze stolicy gości.

Wizytujący „daczników” przybysze często bywali ich utrapieniem. Zakłócali wiejską sielankę

zgiełkiem, wyjadali zapasy, odwiedziny przeciągali ponad miarę – często przez kilka dni.

Podobnie uciążliwi bywali sąsiedzi – letnicy. Ich rozwrzeszczane dzieci, barbarzyńskie

obyczaje, hałasy, całodniowe ćwiczenie na instrumentach muzycznych mogły skutecznie

zatruć odpoczynek.

Satyryczny obraz „życia na daczy” nasuwa ciekawe wnioski. Portretowani przez

autorów „Strekozy” letnicy to bez wyjątku ludzie nowocześni, zamożni, o szlachetnych,

regularnych rysach twarzy, znamionujących przynależność do wyższej sfery. Do swych

wypowiedzi wplatają francuskie zdania, przestrzegają światowych manier. Oddają się oni

prestiżowym zajęciom – polują, grają w tenisa, mkną na rowerach, zażywają jazdy konnej447

.

Nienaganny, modny strój zamieniają jedynie na oryginalny sportowy kostium. Uderzający

jest kontrast z wynajmującymi im kwatery chłopami. Ci ostatni przedstawieni są w typowy

dla ówczesnej ikonografii sposób: brodaci, o fizjonomiach z grubsza ciosanych i

kwadratowych, spracowanych dłoniach. Występują w tradycyjnych koszulach – rubachach, w

miękkich czapkach z daszkiem, w bufiastych spodniach wetkniętych w wysokie buty. Tak

spektakularne zderzenie dwóch światów wydaje się być zamierzone. Zestawienie rosyjskiego

„mużyka” z kosmopolitycznym, petersburskim modnisiem podkreślało światowy, elitarny,

ekstrawagancki charakter wypoczynku na podmiejskim letnisku. Nawet swojska dacza,

443

„Strekoza” 1898, nr 26, s.4-5. 444

„Strekoza” 1898, nr 25, s.5. 445

„Strekoza” 1888, nr 26, s.5. 446

„Strekoza” 1897, nr 17, s.5. 447

„Strekoza” 1903, nr 22, s.5.

Page 116: Praca Marek - O Turystyce

116

najobszerniej opisywany na łamach prasy sposób spędzania wakacji przez Rosjan, była - w

oczach satyryków - przejawem ulegania cudzoziemskiej modzie.

X X X

Próba skonfrontowania wypoczynku i podróży społeczeństwa rosyjskiego i

brytyjskiego nastręcza pewne trudności. Odmienny jest wizerunek źródłowy, inna jest też

tematyka opracowań historycznych. Badacze zajmujący się Rosją w zasadzie pomijają

społeczny wymiar tych zjawisk. O ile historycy opisujący Anglię priorytetowo traktują

znaczenie sposobów spędzania czasu wolnego dla świadomości i stratyfikacji społeczeństwa,

o tyle badacze przeszłości Rosji jedynie krótko wzmiankują te zagadnienia. Wynika to po

części, jak wolno sądzić, z ograniczeń źródłowych. Rosyjska prasa i literatura piękna

niechętnie relacjonowały zróżnicowanie form wypoczynku poszczególnych grup

społecznych. Nie miało to jednak podstaw w rzeczywistości. Rosja była krajem o ogromnym

rozwarstwieniu i wynikających zeń kontrastach. Burżuazja dopiero z wolna się rodziła, a

mieszczaństwo miało raczej plebejski charakter. W przededniu wojny światowej w miastach

mieszkało około 15% ludności imperium448

. Same miasta w większości przypominały duże

wsie. Ogromne przestrzenie państwa nie krępowały ich rozrostu przestrzennego, toteż życie w

mieście – nawet w samym Petersburgu - nie było tak uciążliwe jak na Zachodzie. Podróż i

wypoczynek nie stanowiły naglącej konieczności. Nie dążono do nich za wszelką cenę. Były

raczej oznaką prestiżu, pozycji społecznej, elementem mody. Praktykowali je przedstawiciele

warstw wyższych – nowo wzbogaceni kapitaliści, rosnąca w siłę klasa średnia. Prym wiedli

jednak członkowie elity. Elita ta była wąska i wyjątkowo prominentna. Ograniczała się do

ludzi związanych z dworem, do arystokracji, najzamożniejszej szlachty i bajecznie bogatej,

nielicznej burżuazji. To oni udawali się do zachodnich stolic, na Riwierę, w Alpy.

Okazywanie przez prasę nadmiernego zainteresowania życiem tego środowiska mogło być

uważane przez redakcje pism petersburskich za nietaktowne czy wręcz niebezpieczne, ze

względu na możliwość prowokowania napięć społecznych.

Na drugim biegunie społecznej hierarchii funkcjonowała uboga większość: drobni

urzędnicy, rzemieślnicy, służba. Rodzący się przemysł powodował kształtowanie się klasy

robotniczej. Była ona stosunkowo nieliczna, natomiast egzystowała w dramatycznie złych

warunkach: pozbawiona ubezpieczeń społecznych, czasu wolnego, opieki medycznej, praw

regulowanych ustawodawstwem pracy. Dzień roboczy u schyłku XIX wieku trwał przeciętnie

448

L. McReynolds, op. cit., s. 6.

Page 117: Praca Marek - O Turystyce

117

od 12 do 15 godzin, osiągając niekiedy 18 – 19 godzin. Warunki pracy były fatalne, a

pracownicy - pozbawieni jakiejkolwiek opieki ze strony przedsiębiorców - nie mogli też

liczyć na nadmierne zainteresowanie ze strony władz państwowych449

. Podejmowane na

Wyspach Brytyjskich reformy, zmierzające ku poszerzaniu wymiaru czasu wolnego czy

organizowaniu racjonalnego wypoczynku klas niższych, były w Rosji w ogóle nie do

pomyślenia. Biorąc pod uwagę wyjątkowo prymitywny poziom robotniczych mieszkań, stan

sanitarny ubogich dzielnic, zdrowotność proletariatu i niskie płace, nietrudno skonstatować,

że w tym środowisku dojrzewać musiała głęboka frustracja, grożąca społecznym wybuchem.

Obawiając się – jak sądzę - reakcji klas upośledzonych, dbano, aby prasowy wizerunek

wypoczynku warstw uprzywilejowanych nie był nadmiernie bogaty.

Wydawcy czasopism ograniczali się do prezentowania szerzej dostępnych form

aktywności, nie powodujących niezdrowego zainteresowania cywilizacją Zachodu. Stąd

wyjątkowo obfity wizerunek wakacji spędzanych na daczy - powszechnie znanych,

popularnych nie tylko wśród elity, ale także wśród reprezentantów klasy średniej, w tym

zwłaszcza inteligencji. W petersburskich periodykach z przełomu wieków brak natomiast

zachęty, inspiracji do podejmowania dalszych podróży. Postępowano tak, jakby starano się

uchronić czytelników przed wpływami obcego im świata, jakby w poddanych cara chciano

utrwalić przywiązanie do miejsca, w którym stale mieszkali i definitywnie zniechęcić do zbyt

częstych i dalekich peregrynacji – zwłaszcza zagranicznych.

Niewątpliwie wynikało to z podkreślanego, zwłaszcza przez Louise McReynolds,

upolitycznienia zjawiska podróży. Właściwie od chwili, gdy zaczął się rodzić w Rosji

zwyczaj wyjazdów kuracyjnych, czy turystycznych peregrynacji, nadawano im imperialny,

nacjonalistyczny wymiar. Miały służyć silnemu podporządkowywaniu zdobytych kresów

państwa oraz budowaniu narodowej dumy i wiernopoddańczych uczuć. W tym też celu,

przez cały XIX wiek, aż do wybuchu wojny, w literaturze i publicystyce poświęconej

podróżom bardzo silne były akcenty ksenofobiczne, które z trudem skrywały kompleksy

wobec Zachodu.

Charakterystyczne dla Rosji, i całkowicie odróżniające ją od Wielkiej Brytanii, były

trudności, na jakie napotykali inwestorzy, usiłujący zorganizować komercyjne agencje

turystyczne. Nie ma źródeł, które świadczyłyby o rozwoju tej formy przedsiębiorczości. Tym

bardziej nic też nie wiadomo o sukcesach, które choć w części przypominałyby rozmach

449

L. Bazylow, Historia Rosji, Warszawa 1983, t. II, s.354-357.

Page 118: Praca Marek - O Turystyce

118

działalności Thomasa Cooka. Nie lepiej przedstawiała się sytuacja stowarzyszeń tworzonych

przez bezinteresownych entuzjastów krajoznawstwa. Badacze rosyjscy, skrupulatnie

odtwarzający dzieje rosyjskich organizacji i klubów turystycznych, opisują trudności, na jakie

ze strony władz napotykali ich założyciele. Podkreślają również zdumiewające milczenie

prasy na temat ich aktywności. Najwyraźniej nadmierna spontaniczność poddanych rodziła

obawy rządzących. Czynniki oficjalne dopiero na przełomie wieku XIX i XX zaangażowały

się w popieranie powszechnej akcji wycieczek edukacyjnych – dla uczniów, studentów i

nauczycieli. Jak się zdaje, traktowano je jako formę propagandowego oddziaływania na

społeczeństwo w czasie narastania napięć międzynarodowych, poprzedzających wybuch

wojny

Dwoistość obrazu XIX-wiecznych rosyjskich podróży jest ewidentna. Z jednej strony

udokumentowana jest obecność zamożnych Rosjan w najbardziej znanych zagranicznych

kurortach, tłumne odwiedzanie popularnych miejscowości wypoczynkowych na terenie

imperium i szeroka działalność stowarzyszeń turystycznych. Z drugiej – źródłowy obraz tych

aktywności przedstawia się ubogo. Uprawniony wydaje się wniosek, że sytuacja taka nie była

dziełem przypadku, a zamierzonym efektem polityki władz. Czyniło to sytuację rosyjskiego

społeczeństwa szczególną. Moda na podróżowanie była w Rosji jak najbardziej obecna, ale

miała wymiar nieznany zupełnie w Wielkiej Brytanii. Daleki wojaż był czymś wyjątkowym,

niecodziennym, mającym nieco polityczny posmak. Należy mieć to na względzie, starając się

prześledzić, jaką rolę w obyczajach społeczeństwa Warszawy odgrywały wzorce płynące z

obu, tak odmiennych, stolic – Londynu i Petersburga.

Page 119: Praca Marek - O Turystyce

119

ROZDZIAŁ II.

ELITY W PODRÓŻY.

WOJAŻE, KURACJE I KANIKUŁA NA WSI

JAKO WYZNACZNIK

POZYCJI SPOŁECZNEJ.

Obyczaje i kultura szlachty i arystokracji związanej z Warszawą wciąż czekają na

swego historyka450

. Grupa ta była nieliczna, stanowiła drobny ułamek mieszkańców miasta.

Jej przedstawiciele nie przebywali w Warszawie przez cały rok, a raczej – by tak rzec –

sezonowo. Mimo to ich zwyczaje, sposób bycia, rozrywki budziły zainteresowanie reszty

społeczeństwa. Starały się je naśladować kręgi aspirujące do zajmowania pozycji zbliżonej do

arystokracji i usiłujące przeniknąć do jej szeregów. Wśród nich szczególną rolę odgrywała

najzamożniejsza burżuazja. Charakterystyka obyczajów wielkiej burżuazji została najpełniej

przedstawiona w monografiach Ireneusza Ihnatowicza451

i Marioli Siennickiej452

. Obie prace

ukazują szeroką panoramę życia codziennego oraz materialną i duchową kulturę

warszawskich przemysłowców, bankierów, przedsiębiorców. Podróże są w nich jednak

potraktowane zdawkowo, jako jeden ze sposobów spędzania czasu wolnego, rodzaj rozrywki

sytuującej tę grupę w kręgach zdecydowanie elitarnych.

W pamiętnikach warszawskich arystokratów i bourgeois wątek podróży, kuracji i

wiejskiego wypoczynku bywał poruszany nader często. Autorzy nie poprzestawali na

itinerariach swych wojaży czy relacjonowaniu atrakcji, które były ich udziałem w

odwiedzanych miejscowościach. Z upodobaniem opisywali rolę, jaką w życiu ich sfery

odgrywały wyjazdy bliższe i dalsze. Obyczaje elit śledziła z uwagą warszawska prasa.

Zamieszczane w niej publikacje informowały o aktywności reprezentantów najbardziej

450

(Ciekawe studium na temat życia codziennego ziemianek w miastach Królestwa Polskiego w końcu XIX

wieku napisała Danuta Rzepniewska, zwracając w nim uwagę na specyfikę warunków egzystencji w

Warszawie): D. Rzepniewska, Ziemianki w mieście. Królestwo Polskie w końcu XIX wieku, [w:] Kobieta i

kultura życia codziennego wiek: XIX i XX. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A. Szwarca, t. 5, Warszawa

1997. 451

I. Ihnatowicz, Obyczaj wielkiej burżuazji warszawskiej w XIX wieku, Warszawa 1971. 452

M. Siennicka, Rodzina burżuazji warszawskiej i jej obyczaj, Warszawa 1998.

Page 120: Praca Marek - O Turystyce

120

prominentnych kręgów, a jednocześnie wyrażały i kształtowały społeczną ocenę zachowań

opisywanych środowisk .

„Towarzystwo warszawskie”.

„Latem, po wystawie, towarzystwo warszawskie niknie zupełnie. Wszystko, co żyje

wyjeżdża na wieś, do wód lub co najmniej na letnie mieszkania. (…). Przez lipiec, sierpień i

wrzesień każdy <<szanujący się>> warszawiak, każdy dom zamożniejszy nie może bawić się

w mieście (…)”453

. W ten sposób charakteryzował obyczaje warszawskich elit autor Listów

Baronowej XYZ, prawdopodobnie – Antoni Zalewski, wyśmienity warszawski dziennikarz i

znawca stołecznych stosunków. Z opinią krytycznego, a wręcz złośliwego obserwatora życia

społecznego Warszawy II połowy XIX wieku, współbrzmi wspomnienie reprezentującego

środowisko arystokracji Edwarda Krasińskiego: „Warszawa po wyścigach pustoszała i życie

przenosiło się na wieś; albo też wyjeżdżano na kurację za granicę lub do wód krajowych

(…)”454

. Na podobną powtarzalność, swoistą monotonię warszawskiego kalendarza zwracała

uwagę Anna Leo: „Rok towarzyski w Warszawie rozpoczynał się w połowie września, gdy

koniec wakacji ściągał mieszkańców z letnisk i wód”455

.

Pochodząca z Wołynia Łucja z Dunin-Borkowskich Hornowska u schyłku lat 60-ych

zamieszkała z rodzicami w Warszawie, po przymusowej sprzedaży przez ojca rodowego

majątku. Do krytycznego spojrzenia na obyczaje przedstawicieli ziemiańskich rodzin,

osiadłych w Warszawie zmuszał pamiętnikarkę żal po utracie miejsca szczęśliwego

dzieciństwa, niemożność przyzwyczajenia się do życia w obcym, wielkim mieście, poczucie

osamotnienia. Stąd też obyczaje elit opisywała z dystansem, a nawet z pewną niechęcią: „(…)

warszawskie życie jest pokrajane jak piernik, rozłożone na równe, zawsze takie same kawałki

i przeznaczone na jedne i te same czynności, które wszyscy spełniać muszą w danej chwili:

rozjeżdżać się lub zjeżdżać, zwijać mieszkanie lub takowe urządzać”456

. Autorka

Wspomnień… z pewną goryczą cytowała słowa swej przyjaciółki Felicji Chojeckiej, „córki

referendarza stanu”: „(…) w ogórkowy sezon tylko szewcy zostają w Warszawie”457

.

Opinię pamiętnikarzy o powszechności, masowości wyjazdów pozamiejskich

potwierdzają doniesienia prasowe. Począwszy od lat siedemdziesiątych po wybuch Wielkiej

453

A. Zalewski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki przez Baronową XYZ, opr. R. Kołodziejczyk,

Warszawa 1971, s. 271. 454

E. Krasiński, Gawędy o przedwojennej Warszawie, Warszawa 1936, s. 106. 455

A. Leo, Wczoraj. Gawęda z niedawnej przeszłości, Warszawa 1929, s. 27. 456

Ł. Hornowska z Dunin-Borkowskich, Wspomnienia z lat ok. 1852-1890, Rps BN II 10423, s. 152. 457

Tamże, s. 99.

Page 121: Praca Marek - O Turystyce

121

Wojny, relacjom dotyczącym wakacji towarzyszy pogląd, iż opustoszenie Warszawy jest

zjawiskiem nader widocznym, całkowicie zmieniającym oblicze miasta. „Kurier Warszawski”

w 1873 roku, już na początku maja, donosił: „Z nastaniem dni ciepłych rozpoczyna się wielka

<<wędrówka ludów>>… Miasta wyludniają się, a za to wsie i zakłady kąpielowe kipią

gwarem tłumnych zebrań”458

. Dwadzieścia lat później felietonista „Biesiady Literackiej”

przytaczał słowa warszawianki: „Ależ mój panie, co to prawić nadaremnie! Każdy, kto się

szanuje, wyjeżdża na lato, więc i ja zostać nie mogę; zresztą gdybym została, to bym się na

śmierć zanudziła w tej ohydnej pustce”459

. Felietonista konstatował, że „(…) spotkanie

znajomego należy w obecnej chwili do rarytasów warszawskich”460

. „Tygodnik Mód i

Powieści” utrzymywał w 1893 roku: „Kto mógł zapakował swe bagaże i puścił się na

wędrówkę. Miasto w takich razach nie tylko pustoszeje, ale przybiera wszelkie pozory aresztu

prewencyjnego: kto w nim siedzi jeszcze nie wie za co. Ale siedzieć musi, bo go tu przykuwa

obowiązek, lub… niemożność”461

.

W istocie mury miasta opuszczała drobna tylko część jego mieszkańców. Trudno

precyzyjnie określić liczbę wyjeżdżających na dłuższy, kilkutygodniowy wypoczynek.

Zdaniem publicysty „Wędrowca”, w 1903 roku wakacje poza miastem spędzało około 5 %

warszawiaków, czyli zaledwie około 40 tysięcy ludzi462

. Chciałoby się spytać, skoro tak mało,

to dlaczego, wedle źródeł, było to tak wiele? Wydaje się, że – przede wszystkim – miasto

opuszczali przedstawiciele elity. Elity urodzenia, pieniądza i wykształcenia, czy wreszcie –

prestiżu, jakim cieszyli się przedstawiciele zamożnej inteligencji. Autor Listów Baronowej

XYZ stwierdzał, że w lecie „towarzystwo warszawskie niknie zupełnie”463

. Kogo jednak

zaliczał do „towarzystwa”? „Do <<towarzystwa>> należy każdy i każda, kto ma dobre

wychowanie i wybitniejsze stanowisko społeczne; <<człowiekiem towarzystwa>> może być

równie dobrze hrabia, książę, baron i szlachcic, jak inżynier, adwokat, dziennikarz, lekarz,

artysta, ziemianin itp., jeśli warunki salonowe posiada, ma pewną osobistą wartość,

towarzyskie przymioty i dobrą reputację. (…) Jeśli się u nas mówi, że na jakimś balu,

koncercie, teatrze lub wyścigach była <<cała Warszawa>>, to znaczy, że widziano tam i

historyczne nazwiska, i finanse, i wielki przemysł, i obywatelstwo wiejskie, sfery

458

„Kurier Warszawski” (dalej: „KW”), 1873, nr 95, s. 1. 459

Z Warszawy, „Biesiada Literacka” (Dalej: „BL”) 1893, nr 32. 460

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 33. 461

Z tygodnia, „Tygodnik Mód i Powieści” (dalej: „TMiP”), 1893, nr 29, s. 230-231. 462

O wakacje, „Wędrowiec” 1903, nr 21, s. 402. 463

A. Zalewski, op. cit., s. 271.

Page 122: Praca Marek - O Turystyce

122

adwokackie, literackie, artystyczne, lekarskie itd., słowem wszystko, co miasto posiada

wybitniejszego i zamożniejszego”464

.

Podobnie skład społeczny kręgów elitarnych, cieszących się największym prestiżem i

kształtujących najbardziej atrakcyjne, najbardziej pożądane wzorce zachowania,

charakteryzowała Anna Leo: „Arystokracja stanowiła niemal niedostępny szczyt towarzyskiej

piramidy. Część tak zwanych <<wysokich finansów>> z domami Kronenbergów, a później

Blochów na czele łączyła się z arystokracją, bądź przez związki małżeńskie córek z mniej

zamożnymi posiadaczami mitr i koron, bądź na gruncie wielkich spraw ekonomicznych i

przemysłowych. Przedstawiciele przemysłu, właściciele fabryk, poważnych przedsiębiorstw

handlowych tworzyli osobną grupę, żyjącą hucznie, pracującą zawzięcie, mało – poza

nielicznymi wyjątkami – wrażliwą na rzeczy literatury i sztuki. Inteligencja: ludzie nauki,

palestra, dziennikarze, lekarze, technicy – tworzyli mózg i serce miasta”465

.

Edward Krasiński, wspominając kręgi społeczne, których reprezentanci wyruszali z

Warszawy w dalsze wojaże, pisał: „(…) przy istniejącej zamożności bardzo wiele rodzin

historycznych lub zamożnych szlacheckich, mieszczańskich, kupieckich, przemysłowych,

finansjery, spędzało zimę za granicą, (…) lub też jeździło na lato do wód zamiejscowych. (…)

poważna elita katolicka kierowała rokrocznie swe wyjazdy do papieskiego Rzymu”466

.

Ze szczególnym entuzjazmem i podziwem obyczaje warszawskiej elity wspominał

Stanisław Brzeziński, inżynier – technolog, syn wziętego adwokata Kazimierza

Brzezińskiego. Pamiętnikarz, żyjący w latach 1871 – 1950, swe memuary jął spisywać w roku

1947. Opisując czasy dzieciństwa i młodości, wręcz rozkoszował się iście snobistycznym

podkreślaniem wspaniałości, dostojeństwa, bogactwa środowisk elitarnych, które nadzwyczaj

mu imponowały. Z racji ziemiańskiego pochodzenia i znacznej zamożności rodzina

Brzezińskiego do kręgów tych faktycznie się zaliczała – i to mimo osierocenia przez ojca,

który zmarł w 1876 roku467

. Jak każe wierzyć czytelnikom swych wspomnień Brzeziński:

„W końcu XIX i na początku XX wieku Polska była dość zamożna. Zarówno dwory

wiejskie, jak i domy warszawskie odznaczały się wysoką stopą życia. Wszyscy mieli duże,

piękne mieszkania, żyli bardzo dostatnio i ubierali się wytwornie468

. (…) Cała wielka

464

Tamże, s. 232-233. 465

A. Leo, op. cit., s. 15. 466

E. Krasiński, op. cit., s. 7-8. 467

S. Brzeziński, Pamiętnik, Rps BN II 10493, s. 69-70. 468

Tamże, s. 169.

Page 123: Praca Marek - O Turystyce

123

arystokracja Polski mieszkała wówczas w Warszawie lub w jej najbliższych okolicach i mieli

w Warszawie swoje wspaniałe pałace i wielkie dwory. Najpoważniejszą osobą w moich

dziecinnych latach była hrabina Augustowa Potocka. Miała Wilanów, Jabłonnę i miała pałac

na Krakowskim Przedmieściu obok kościoła Wizytek, w którym mieszkał jej syn, popularny

w całej Warszawie Gucio”469

. Pośród innych znanych i związanych z Warszawą rodów

Brzeziński wymienia także Zamoyskich, Krasińskich, Branickich, Górskich. Jak twierdzi

autor Pamiętnika, w czasach jego najwcześniejszego dzieciństwa, u schyłku lat

siedemdziesiątych, ów kwiat polskiej arystokracji spotykał się podczas letnich miesięcy w

Ciechocinku, „(…) który jako nowa miejscowość ogromnie wszedł w modę”470

. Szczególną

popularnością cieszył się pensjonat „Pod Koroną”, prowadzony przez dwie wdowy, z domu

Kossobudzkie - „z najlepszego towarzystwa obywatelskiego”, o wytwornych formach

towarzyskich, „mówiące przeważnie tylko po francusku”. Skupiać się tam miało

„ziemiaństwo Królestwa, (…) najlepsze towarzystwo z prowincji i z Warszawy”. Wydawano

wspaniałe obiady i słynne bale471

.

Pomimo dość znacznego zróżnicowania środowiska warszawskiej elity, grupy

społeczne wchodzące w jej skład łączyły podobne obyczaje, upodobania, formy aktywności –

w interesującym nas przypadku związane ze sposobem spędzania wolnego czasu, zwłaszcza

wakacji poza murami miasta. Podróż, wojaż, zagraniczna kuracja, egzotyczna rozrywka czy

zwiedzanie najsławniejszych zabytków kultury były dla przedstawicieli elitarnych środowisk

czymś naturalnym, oczywistym, dostępnym. Wynikało to zarówno z materialnych

możliwości, jakimi kręgi te dysponowały, z potrzeb, które domagały się zaspokojenia, jak i ze

standardów zachowań, którym należało sprostać.

Dla Jadwigi Waydel Dmochowskiej, córki znanego adwokata Emila Waydla,

systematyczne, coroczne wyjazdy wakacyjne stanowiły element powtarzającego się obyczaju,

na który się czekało, do którego się przygotowywało472

. Z kolei Ignacy Baliński, prawnik,

wysoki urzędnik Prokuratorii Królestwa Polskiego, notował, że choć w końcu XIX wieku

„(…) zwyczaj niemal masowego przenoszenia się inteligencji latem na tzw. <<letnie

mieszkania>> jeszcze się nie ustalił”473

, to jednak dość powszechne były wyjazdy na

zagraniczne kuracje: „Przy taniości paszportów zagranicznych (15 rubli na pół roku), które w

469

Tamże, s. 174. 470

Tamże, s. 101. 471

Tamże, s. 101-102, 105-106. 472

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, Warszawa 1959, s. 13. 473

I. Baliński, Wspomnienia o Warszawie, przedm. R. Kłodziejczyk, Warszawa 1987, s. 217.

Page 124: Praca Marek - O Turystyce

124

Warszawie dostawało się w kancelarii oberpolicmajstra w ciągu 48 godzin, najłatwiej i

najprzyjemniej było wyjeżdżać do polskich wód w Małopolsce”474

.

Regularne, coroczne wyjazdy chętnie praktykowała także elita warszawskiej

burżuazji. Były one niezbywalnym elementem wakacyjnego obyczaju rodziny Gebethnerów,

współwłaścicieli potężnej, znanej firmy księgarskiej i wydawniczej „Gebethner i Wolff”. Na

przełomie XIX i XX wieku państwo Maria i Jan Robert z piątką dzieci – dwiema córkami i

trzema synami systematycznie spędzali lato w Zakopanem. Zjeżdżano tam niemal „z całym

dworem”. Od Józefa Gąsienicy „Spod lasa” wynajmowano na Bystrem piętrową willę, wraz z

oddzielnym budynkiem kuchennym. Jak wspomina Jan Gebethner w Młodości wydawcy:

„Domek miał cztery pokoje na dole i pięć na górze, akurat dla naszej rodziny, która z całym

kompletem bon i kucharek ledwo mogła się tam pomieścić. Jeden pokój był pokojem

gościnnym, w którym od czasu do czasu mieszkał ktoś z rodziny lub znajomy przyjeżdżający

do Zakopanego. Największy pokój na pierwszym piętrze, z ładną przykrytą dachem werandą,

zajmowała zazwyczaj babcia, która z nami zawsze jeździła do Zakopanego”475

. Wysoki

standard, do którego Gebethnerowie przywykli pod Tatrami, był zapewniony również i

podczas znacznie dalszej wyprawy. W 1907 cała rodzina wybrała się do Francji, na wyspę

Oléron. „Na miejscu rodzice odnajęli całą niedużą willę leżącą niedaleko plaży”476

. Zażywano

tam morskich kąpieli, wyprawiano się z rybakami na połów, mały Jan jeździł na

wypożyczonym rowerze. Wypoczywający Gebethnerowie zwracali uwagę Francuzów: „We

Francji rzadko się spotykało rodzinę z tyloma dziećmi i nas tam nazywano La grande famille

polonaise”. Wolno się domyślać, że – żyjąc na szerokiej stopie – zjednywali wdzięczność

gospodarzy. „Gdy mieliśmy wyjeżdżać, [zaprzyjaźniony rybak] zaprosił (…) nas do siebie i

zrobił wspaniałe morskie przyjęcie. Były homary, ostrygi i krewetki dosłownie łowione przez

niego prosto z morza”477

.

Wyjątkowo przedstawiały się podróże i wyjazdy kuracyjne rodziny Hoesicków.

Zarówno ojciec – Ferdynand Wilhelm, jak i syn – Ferdynand zjeździli wszystkie bodaj,

liczące się uzdrowiska Królestwa i Galicji, poznali też w zasadzie całą Europę. Wedle słów

Ferdynanda, jego ojciec: „Bardzo oszczędny w ogóle, choć bynajmniej nie skąpy, na pewne

rzeczy nie żałował sobie nigdy: na garderobę, w której był wybredny i na podróże, w których

znajdował szczególne upodobanie. (…) z ogromną przyjemnością wybierał się za granicę

474

Tamże, s. 218. 475

J. Gebethner, Młodość wydawcy, Warszawa 1977, s. 82-83. 476

Tamże, s. 93. 477

Tamże.

Page 125: Praca Marek - O Turystyce

125

(…). Marzył o podróży naokoło świata”478

. Upodobania i zwyczaje rodziny Hoesicków

wydają się dość niezwykłe, nawet na tle kręgów uprzywilejowanych. Nie byli jednak

Hoesickowie przykładem odosobnionym. Przynależeli do elity, dla której podróżowanie

stanowiło niezbędny element egzystencji. Wpływało na samoocenę i decydowało o poczuciu

środowiskowej wspólnoty.

Stanisław Brzeziński, portretując wakacyjne obyczaje elit w Ciechocinku, usilnie

podkreślał fakt uczestniczenia jego rodziny w życiu tego środowiska. Bywanie w jednym

miejscu i czasie z przyciągającymi uwagę, cieszącymi się prestiżem, budzącymi szacunek

jednostkami i grupami społecznymi było dlań wyznacznikiem zajmowanej pozycji. Wraz z

poszerzaniem się doświadczenia podróżniczego przybywało autorowi Pamiętnika przesłanek

do zamanifestowania aspiracji własnych i swej rodziny. Wspominając zagraniczne podróże,

odbywane z matką i braćmi, tyleż ze zdrowotnych, co i poznawczych powodów, Brzeziński

nigdy nie omieszkał podkreślić, jakiego to doznawał luksusu i jak bliski był mu

wielkoświatowy szyk. W 1880 roku, na weneckim Lido: „Myśmy się kąpali z benierem,

Włochem, Antonio, którego bardzo polubiliśmy. Mama czekała na nas w restauracji i prawie

zawsze dostawaliśmy po kąpieli dobry, słodki likier włoski”479

.

Po kąpielowej kuracji nad Adriatykiem pani Brzezińska z synami udała się do Ischlu,

jak wspomina Stanisław, „(…) pięknej rezydencji letniej cesarza austriackiego Franciszka

Józefa i ulubionej siedziby jego żony, pięknej Elżbiety Austriackiej. Zastaliśmy już oboje

cesarstwa w ich Keiser-willa”480

. Przybysze z Warszawy zamieszkali w willi „Zum heiligen

Kreuz”, u pani Rothauer. Fakt to niebagatelny, gdyż – jak pisze Brzeziński: „Nad nami takie

samo mieszkanie zajmowała stara księżna Lichtenstein, u której cesarz często bywał i

widywaliśmy go na schodach, zawsze samego, bo asystujący pilnujący go starannie się

ukrywali. To samo było z cesarzową Elżbietą, gdy szła rano ze swej willi do kąpieli. (…)

Cesarstwo byli bardzo popularni i przez wszystkich mieszkańców kochani”481

. Aby

podkreślić wyjątkowość i wysoką pozycję swej rodziny Brzeziński z lubością wspomina

obiady, które jadali w hotelu „Keiserin Elisabeth”: „(…) gdzie już tak nas znali, że jak

wieczorem przechodziliśmy koło otwartych okien od wielkiej kuchni w suterynach, to

478

F. Hoesick, Powieść mojego życia. (Dom rodzicielski). Pamiętniki, Wrocław – Kraków 1959, t. I, s. 102. 479

S. Brzeziński, op. cit., s. 843-844. 480

Tamże, s. 846. 481

Tamże, s. 846-847.

Page 126: Praca Marek - O Turystyce

126

usługujący nam stale kelner wołał stalując u kucharzy: <<Zwei Wienerschnitzel mit

Kartoffelnpuree>>, z czego wszyscy się śmiali”482

.

Rok później, w 1881, państwo Brzezińscy ponownie znaleźli się w Ischlu. I ponownie

obracali się w najlepszym towarzystwie: „Uwaga wszystkich gości Ischlu skupiała się, jak

zawsze naokoło cesarza Franciszka Józefa i cesarzowej Elżbiety. Franciszka Józefa

odwiedził, znacznie starszy od niego, cesarz Wilhelm I, już bardzo wiekowy, który bawił na

kuracji w pobliskim Gastein. Stary Wilhelm miał wtedy 85 lat, a Franciszek Józef 53. Ci dwaj

wielcy cesarzowie (sic!) jeździli po cywilnemu ubrani, w tyrolskich kapeluszach, powozem

po całym Ischlu, bez żadnej eskorty, i wszyscy wołali <<hoch>>, a oni się uprzejmie

kłaniali”483

.

W swym Pamiętniku Stanisław Brzeziński podkreśla nie tylko więź, jaka - dzięki

podróżom - łączyła jego samego i jego najbliższych z najświetniejszym towarzystwem.

Chętnie akcentuje także dystans, dzielący go – przedstawiciela elity – od zwykłych, szarych

ludzi, wśród których przychodziło mu się znaleźć podczas dalekich peregrynacji. Oto w 1881

roku, po górskiej kuracji w Ischlu, Brzezińscy podążyli „na kąpiele morskie” do Spezii koło

Genui, gdzie zatrzymali się „w największym hotelu „Crocie de Malte”. Okna apartamentu

wychodziły na teatr, w którym wystawiano włoskie opery: „(…) co dzień słuchaliśmy

pięknego śpiewu. (…) Zaciekawieni wybraliśmy się raz do loży na operę Il Picolo, ale

byliśmy przerażeni zachowaniem się całej publiczności, która jadła pomarańcze i piła, rzucała

skórkami na scenę, jak była ze śpiewaków niezadowolona. Mężczyźni pozdejmowali ubrania

z powodu gorąca. W nas rzucali pomarańczami i jajkami i musieliśmy po pierwszym akcie

wyjść, bo takie okazywali wszyscy niezadowolenie z powodu intruzów, którzy się na ich

terytorium dostali”484

.

Stanisław Brzeziński, podobnie jak społecznym dystansem, delektował się

kosztownym luksusem, przynależnym jego środowisku podczas podróży. Po drodze na

kolejną hydroterapię, tym razem w Neuheim, w 1882 roku, rodzina czas jakiś zabawiła we

Frankfurcie nad Menem: „Tu stanęliśmy w największym i najbardziej nowocześnie

urządzonym hotelu <<Frankfurter Hoff>>. Były krany wodociągowe i zlewy, po kilka na

każdym korytarzu, więc była poblisko woda do mycia, waterklozety po kilka na korytarzu,

dzwonki elektryczne i inne nowoczesne nowości. Nie było jeszcze ani światła elektrycznego,

482

Tamże, s. 848. 483

Tamże, s. 853-854. 484

Tamże, s. 858.

Page 127: Praca Marek - O Turystyce

127

ani centralnego ogrzewania, ani ciepłej wody, to wszystko zjawiło się znacznie później. Ale

co nam najbardziej imponowało, to wzorowa organizacja i sprawność licznych lokaji (sic!) w

wielkiej restauracji hotelu”485

.

Manifestowanie przez Brzezińskiego pozycji rodziny, jej możliwości finansowych,

przynależności do najzamożniejszej elity budzi pewne zdumienie, by nie rzec – zażenowanie.

Rodzi też pytanie, czy autor aby nie przesadza w uporczywym podkreślaniu otaczającego go

dostatku. Czy aby, opowiadając o wakacyjnych, podróżniczych doświadczeniach, nie opisuje

raczej rodzinnych dążeń, aspiracji, pragnień niźli realnych możliwości? Ciekawe, ale

nieodgadnione, jakim w zasadzie kosztem były organizowane wojaże Brzezińskich? Czy

wiązały się z wyrzeczeniami, oszczędnościami po to, by móc doświadczyć wysokiej pozycji i

– bardziej jeszcze – by móc ją zamanifestować? Skądinąd dowiadujemy się, że po śmierci

ojca, mecenasa Kazimierza Brzezińskiego w 1879 roku (a więc już po pobytach w

Ciechocinku, ale jeszcze przed spektakularnymi europejskimi peregrynacjami) status

materialny rodziny nieco się pogorszył. Wspaniałe, bogate 14-pokojowe mieszkanie na

Miodowej486

przyszło zamienić na nieco skromniejsze, 8-pokojowe na Włodzimierskiej

(obecnie Czackiego)487

. Konieczność liczenia się ze środkami finansowymi nie była więc

rodzinie całkiem obca. Także i w późniejszych latach, gdy Stanisław, już jako student ryskiej

Politechniki, wybierał się na Wystawę Wszechświatową do Paryża, konstatował: „Ale i na to

trzeba było pieniędzy. Obliczyłem, że na dwutygodniowy pobyt na wystawie potrzeba 300

rubli. Bilet kolejowy był ulgowy i postanowiłem bardzo skromnie żyć i mieszkać. Znaliśmy z

poprzedniego pobytu z Mamą (…) mały, skromny hotel <<Therese>>”488

.

Jakkolwiek interpretować podróżnicze dążenia i zwyczaje Brzezińskich, jakkolwiek

oceniać, czy zaspokajali je kosztem pewnych wysiłków, czy też mogli sobie na nie pozwolić z

całkowitą swobodą, wydaje się pewne, że wojażowanie, bywanie w uznanych uzdrowiskach,

zwiedzanie atrakcyjnych miejsc, było dla tej rodziny wyznacznikiem społecznej pozycji.

Pozwalało pielęgnować świadomość przynależności do kręgów elitarnych. Po upływie 60 –

70 lat autor Pamiętnika celebrował wspominanie rodzinnych wojaży. Wynikało to zapewne z

tęsknoty za odległą młodością, ale też i z chęci podkreślenia miejsca, zajmowanego w

społecznej hierarchii. Krzysztof Przecławski – jako socjolog - zwrócił uwagę, że jednymi z

częstszych przyczyn podróżowania są „Motywy związane z pragnieniem pozostawania w

485

Tamże, s. 872. 486

Tamże, s. 55. 487

Tamże, s, 86-90. 488

Tamże, s. 1121.

Page 128: Praca Marek - O Turystyce

128

zgodzie ze stereotypami, z normami obowiązującymi w środowisku, do którego się należy.

(…) A więc motywem wyjazdu jest często po prostu to, aby postępować tak, jak się postępuje

w określonych środowiskach społecznych”489

. Postawa prezentowana przez Brzezińskiego nie

była w jego sferze odosobniona.

Podobną rolę podróżom, wakacyjnym obyczajom i letnim rozrywkom przypisywała

Zofia z Tyszkiewiczów Potocka. Nie możemy mieć najmniejszych wątpliwości, że jej rodzice

– Władysław hrabia Tyszkiewicz i Maria Krystyna z Lubomirskich, właściciele

gigantycznych posiadłości na Litwie ( z gniazdem rodziny – Landwarowem na czele), mogli

sobie pozwolić absolutnie na wszystko, na co tylko mieli ochotę. Ich możliwości finansowe

były wprost nieograniczone. Dla Zofii, która przyszła na świat w 1893 roku, a pamiętniki

spisywała pod koniec życia (zmarła w 1989), wspomnienia z dzieciństwa były okazją do

podkreślenia wyjątkowej pozycji rodziny. Jednym z najważniejszych atrybutów tej pozycji

były tyszkiewiczowskie wojaże. „Pociągi pośpieszne udające się w kierunku granicy nie

zatrzymywały się w Landwarowie, jedynie w wypadkach, gdy członkowie rodu

Tyszkiewiczów wybierali się w podróż. Po porozumieniu się z naczelnikiem stacji, panem

Juszczackim, pociąg przystawał na chwilę niezbędną do wrzucenia waliz, podczas gdy

ładowano do wagonu kolejowego liczne, olbrzymie kufry, bez których w owych czasach

podróż była nie do pomyślenia. Tyle zbytecznych przedmiotów zabierano ze sobą.

Maszynista za postój otrzymywał 25 rubli. Po czem ekspres mknął dalej do granicy.

Komendant celnej placówki w Wierzbołowie, Miasojedow, uprzedzony telegraficznie o

naszym przybyciu, w galowym mundurze i białych rękawiczkach <<glacé>> przyjmował

utytułowanych podróżnych z należnym uszanowaniem, pomagał przy załatwianiu formalności

celnych i paszportowych, komplikujących w dawnych i obecnych czasach podróże

obywatelom pod kontrolą panujących ze wschodu”490

.

Cała rodzina Tyszkiewiczów, rodzice wraz z dziećmi, podobnie jak większość

przedstawicieli najznamienitszych rodów arystokratycznych, żyli jakby w nieustannym ruchu.

W Warszawie spędzano zimę, bawiąc się na karnawałowych balach i przyjęciach. Na część

lata zjeżdżano do rodowych siedzib, by zażyć uroków wsi. Do najatrakcyjniejszych miast i

kurortów Europy wojażowano w różnych porach roku, z powodu rozmaitych okazji, za to ze

489

K. Przecławski, op. cit., s. 42-43. 490

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, Echa minionej epoki. XIX i XX wiek. Moje wspomnienia, Rps BN akc. 11711, t.

III, s. 1-2.

Page 129: Praca Marek - O Turystyce

129

ścisłą regularnością. „Rodzice postanowili prowadzić życie towarzyskie (…)491

. W zimowym

karnawale rodzice brali udział w życiu światowym. Bale i rauty odbywały się często. (…)

Sporo było domów przyjmujących pod koniec XIX wieku. Bardzo zamożni krewni mogli

sobie pozwolić na szerokie, beztroskie życie”492

.

Spośród rodzin, z którymi Tyszkiewiczowie obcowali w Warszawie i które spotykano

w najbardziej prestiżowych ośrodkach Europy, Zofia Potocka wymienia w swym pamiętniku

Lubomirskich, Zamoyskich, Druckich – Lubeckich, Czartoryskich493

. Całe to środowisko tuż

po zimowym karnawale wyruszało w świat. „W okresie Wielkiego Postu udawano się do

Wiednia, Londynu, Paryża po nowe stroje na wiosenny sezon, tak zwany <<Zielony

Karnawał>>, albo do Rzymu lub na Riwierę. (…) W okresie Wielkiego Tygodnia rodzice

powracali z zagranicznych podróży”494

. Wojażowano nie tylko często, ale też długo i

nadzwyczaj wygodnie, wręcz pławiąc się w wyszukanych luksusach.

Zofii z Tyszkiewiczów szczególnie w pamięć zapadła jej pierwsza dalsza wyprawa, w

1904 roku – na Riwierę495

. Zofia, wówczas 11-letnia, wraz z młodszym o rok bratem –

Stefanem, wyprawiona została w podróż pod opieką bony Francuzki. Opuszczające

Warszawę dzieci: „(…) obsypano pudłami słodyczy. Tylko trzy pozwoliła mama zabrać

ze sobą ze względu na trudności przewiezienia przez granicę. Groziłoby poważne cło. (…)

Babunia Zofia Tyszkiewiczowa spędzała zwykle zimowe miesiące w Cannes lub w Antibes.

(…) W 1904 wynajęła dwie duże wille przy bulwarze de la Croiselte, z dobrze utrzymanymi

ogrodami. W jednej z nich - Noémié zamieszkała Babunia z rodziną córki, Zofią Henrykową

Dembińską. Druga przewidziana dla cioci Heli Ostrowskiej z synkiem Leonem – Grotem i

dwa pokoje przeznaczone dla nas. (…) Po trzech nocach dotarliśmy do Cannes. Na dworcu

spotkała nas ciocia Hela Ostrowska. Konną dorożką wylądowaliśmy przed willą Jules. Nasze

pokoje były śliczne, słoneczne. Pełno prezentów znaleźliśmy na wstępie. Po kąpieli udaliśmy

się na powitanie z ukochaną Babką i rodziną Dembińskich496

. (…) Życie w Cannes upływało

nam bardzo przyjemnie. Babunia starała się nam dogadzać na każdym kroku, zaspokajała

nasze zachcianki”497

. Beztroskie wywczasy arystokratów urozmaicały wystawne

podwieczorki w ekskluzywnym „Grand Hotelu”, którego restauracja była „(…) odwiedzana

491

Tamże, t. I, s. 41. 492

Tamże, t. I, s. 53-54. 493

Tamże, t. I, s. 41. 494

Tamże, t. I, s. 57-59. 495

Tamże, t. II, s. 72. 496

Tamże, t. II, s. 72-74. 497

Tamże, t. II, s. 75.

Page 130: Praca Marek - O Turystyce

130

przez elitę towarzyską z sąsiednich miejscowości, jak Nicea, Monte Carlo i przez naszą

rodzinę”498

. Chadzano też na barwne corsa kwiatowe, zajmując najlepsze miejsca na

trybunach wzdłuż trasy przejazdu udekorowanych powozów: „Tutaj ceny biletów były

najwyższe i dla nas dostępne. Bawiliśmy się świetnie”499

. W końcu, do oddających się

śródziemnomorskim rozrywkom dzieci dołączyli i sami rodzice: „Ojciec korzystał w pełni z

towarzystwa swej matki i sióstr. Mama odnalazła w Cannes rodzinę Andrzeja Zamoyskiego z

Podzamcza. (…) Rodzina Zamoyskich spędzała tu zimę w ślicznie położonej, dużej willi”500

.

Wystawne życie na Riwierze płynęło młodej Tyszkiewiczównie podobnie jak i

latoroślom arystokracji rosyjskiej, opisywanej przez Julian Hale501

. Autorka Ech minionej

epoki nie wspomina jednak o jakichkolwiek kontaktach własnej rodziny z jej

przedstawicielami. Swoją drogą ciekawe, jak postrzegano na Lazurowym Wybrzeżu bardzo

zamożnych polskich gości, bez skrępowania manifestujących swe możliwości finansowe

(zupełnie jak bogaci Rosjanie), posługujących się rosyjskimi paszportami? Czy widziano w

nich przedstawicieli pozbawionego niepodległości narodu? Czy traktowano jako część

międzynarodowej, kosmopolitycznej elity? Czy może jako bliskich ziomków rosyjskiego

establishmentu?

Trzy lata później, w 1907, Tyszkiewiczowie w obawie przed szykanami, mogącymi

jakoby spotkać ojca z powodu zaangażowania w życie polityczne w okresie rewolucji 1905

roku, przenieśli się z ziem polskich do Mediolanu. Choć wyrwani z własnego majątku, dalecy

od warszawskiej rezydencji, utrzymywali stałe kontakty z przybywającymi do Włoch

rodakami. Nade wszystko jednak hołdowali tam obyczajom miejscowego high life’u:

„Snobistyczny świat spędzał lipiec i sierpień nad morzem, na Lido lub w modnym w owych

czasach Rimini nad Adriatykiem. (…) Wrzesień spędzano w górach”502

. W Rimini plażowano

wedle zachodnich standardów, nieco zaskakujących przybyszów z dalekich stron: „W

przeciwieństwie do obyczajów panujących w Połądze, panowie i panie kąpali się wspólnie.

(…) Odpoczywano na gustownych mebelkach po nadmiernych wysiłkach w morskiej kąpieli

lub przyjmowano znajomych”503

. Tyszkiewiczowie rychło zadzierzgnęli towarzyskie stosunki

z włoskimi arystokratami z rodu Viscontich di Modrone: „Polski hrabia z rodziną

intrygował wszystkich, zwłaszcza, gdy pojawiła się na plaży nasza Matka, mimo małego

498

Tamże, t. II, s. 77. 499

Tamże, t. II, s. 78. 500

Tamże, t. II, s. 80-81. 501

J. Hale, op. cit. 502

Tamże, t. III, s. 16. 503

Tamże, T. III, s. 16-18.

Page 131: Praca Marek - O Turystyce

131

wzrostu imponująca postawą, zachowaniem, rasą i urodą. Przez ich dzieci i przez nas starali

się dowiedzieć o nasze pochodzenie, nazwisko, jak dawno mamy tytuł hrabiowski, na co bez

namysłu odpowiedziałam: od 400 lat, co zachęciło starszą generację do podtrzymywania

stosunków towarzyskich, a dzieci mogły już bez zastrzeżeń bawić się z nami”504

. Poza

rozrywkami plażowymi Tyszkiewiczowie prowadzili bujne życie towarzyskie: „W <<Grand

Hotelu>> w każdą sobotę wieczorem można się było zabawić, potańczyć, zjeść dobrą kolację,

pokazać nowe kreacje mody damskiej i męskiej. Rodzice nawiązywali znajomości, byli

interesującą atrakcją, tym bardziej, że Mama zwracała powszechną uwagę, jak już

wspomniałam, urodą, rasą, elegancją i bogatą biżuterią”505

.

Sposób, w jaki Zofia z Tyszkiewiczów Potocka opisywała wakacyjne, podróżnicze

zwyczaje swego środowiska, nasuwa kilka wniosków. Przede wszystkim widoczny jest fakt,

że oddawanie się choćby najdroższym, najwymyślniejszym uciechom nie stanowiło dla

przedstawicieli arystokracji najmniejszego finansowego problemu. Było czymś jak

najbardziej naturalnym, zwyczajnym, wręcz konwencjonalnym w swej powtarzalności i

środowiskowej powszechności. Nie powinno zatem budzić jakichś nadzwyczajnych emocji,

nie powinno być podnietą do emanowania dumą i zachwytem nad własną pozycją i

możliwościami. A jednak, przynajmniej w pamiętnikach Potockiej – było. Wziąć, oczywiście,

należy pod uwagę, że wspomnienia spisywała osoba w wieku mocno zaawansowanym,

spoglądająca na czasy dawnej świetności z perspektywy kilkudziesięciu lat. Lat, które

przyniosły dziejowe kataklizmy i utratę nie tylko tych nadzwyczajnych możliwości, ale w

ogóle całości majątku i większości wszelkich materialnych atrybutów pozycji społecznej.

Tym niemniej, jak należy sądzić, duma z pozycji, jaką można było zamanifestować podczas

podróży i właśnie poprzez same podróże, była ważnym elementem świadomości tego

środowiska także i w odległych czasach dzieciństwa autorki, gdy tym niezwykłym wojażom

się oddawano. Rozrywki, kreacje, towarzyskie stosunki, luksusowe wakacyjne siedziby – tak

dobrze zapamiętane i wspominane po dziesięcioleciach – musiały być cenione, celebrowane

również i w dawno minionej epoce. Dawały poczucie miłego dystansu dzielącego od świata

zwyczajnych ludzi. Umożliwiały podkreślenie własnej wyjątkowości. Potrzeba i możliwość

separowania się od warstw średnich czy niższych, spędzających wakacje w atrakcyjnych

miejscach, nie były wyłącznie cechami polskiej, wyniosłej arystokracji. Również angielskie

504

Tamże, t. III, s. 17. 505

Tamże, t. III, s. 21.

Page 132: Praca Marek - O Turystyce

132

elity starały się zachować dystans w stosunku do Cook’s tourists, masowo wkraczających na

grunt zarezerwowany wcześniej dla nielicznych reprezentantów kręgu well-to-do.

Postawa podobna do tej, którą ukazują wspomnienia Zofii z Tyszkiewiczów czy

Stanisława Brzezińskiego, była krytycznie i dość złośliwie scharakteryzowana przez

Thorsteina Veblena. Zdaniem autora Teorii klasy próżniaczej dla przedstawicieli elit schyłku

XIX wieku ważne było nawet nie to, że próżniactwu można się było oddawać, ale

najistotniejsza była możność manifestowania tego faktu. Podkreślano dostępność czasu

wolnego i wręcz obnoszono się z „konsumpcją na pokaz” – starano się ukazać wszechstronne

możliwości korzystania z najbardziej wyrafinowanych rozrywek i przyjemności506

.

Nie wszyscy przedstawiciele elit w tak obcesowy sposób chełpili się swymi

możliwościami oraz podróżniczymi i wakacyjnymi dokonaniami. Nie wszyscy z taką

satysfakcją wspominali manifestowanie swej pozycji na salonach, plażach i deptakach

Europy. Zgoła odmienny stosunek do swego środowiska, a i do własnych doświadczeń

zaprezentowała na kartach wspomnień Maria z Łubieńskich Górska. Była ona osobą

nadzwyczaj majętną, właścicielką, wraz z mężem, podwarszawskiej Woli Pękoszewskiej,

majątku przynoszącego znaczne dochody507

. Żyła w latach 1837 – 1926. Od schyłku lat

osiemdziesiątych spisywała Dziennik, który – oprócz opisu wydarzeń bieżących – obfitował

w obszerne retrospekcje, wspomnienia z czasów dawniejszych. Marii Górskiej nie były obce

żadne rozrywki i atrakcje, wspominane przez Zofię z Tyszkiewiczów Potocką. Podobnie jak

cały krąg społeczny, z którego się wywodziła, autorka Dziennika funkcjonowała jak gdyby w

zawieszeniu pomiędzy Warszawą, gdzie zazwyczaj spędzała zimy, a majątkiem w Woli,

gdzie upływała jej reszta roku – nie licząc, naturalnie, licznych podróży508

. W latach

dziewięćdziesiątych regularnie wyjeżdżała z mężem, lub z dziećmi: a to na wyspę Hohr509

, a

to do Buska510

, a to do Blankenbergu511

, Paryża512

, Davos513

, Zakopanego514

.

Uczestnicząc w życiu środowiska arystokratycznego, Górska nader surowo i

krytycznie oceniała jego obyczaje515

.Po pięciotygodniowym, kuracyjnym pobycie z córką Pią

506

T. Veblen, Teoria klasy próżniaczej, Warszawa 2008, s. 60-87. 507

M. Górska z Łubieńskich, Gdybym mniej kochała. Dziennik z lat 1889-1895 (t. I), Warszawa 1996, s. 36. 508

Tamże, t. I, s. 36, 61, 107-108. 509

Tamże, t. I, s. 124. 510

Tamże, t. I, s. 232. 511

Tamże, t. I, s. 194. 512

M. Górska z Łubieńskich, Gdybym mniej kochała. Dziennik z lat 1896-1906 (t. II), Warszawa 1997, s. 40-41. 513

Tamże, t. II, s. 69. 514

Tamże, t. II, s. 158. 515

Tamże, t. II, s. 135.

Page 133: Praca Marek - O Turystyce

133

w Busku, Górska pisała: „Trzeba tam jeździć z całym dworem, tj. ze służbą, pościelą,

kucharzem i końmi. (…) jak dla kuracji jednej osoby musi jechać dwór z siedmiu ludzi

złożony, (…) ekspedycja cała bardzo drogo wypada”516

. Nawet krótki pobyt w Paryżu w 1897

w gościnie u syna Konstantego – Kocia, skłonił autorkę dziennika do refleksji na temat

możliwości ograniczenia nadmiernej rozrzutności: „Cała podróż zabrała mi dwanaście dni, z

których siedem na Paryż. Usadziłam się, żeby mało wydać i dowieść Jasiowi [mężowi], że

można do Paryża jeździć, a nie zrujnować rodziny. Prawda, że mieszkałam u Kociów, ale na

całą podróż wyszło 120 rubli. Bilet powrotny drugiej klasy z Paryża do Berlina kosztuje 100

marek, a z Berlina do Aleksandrowa 30. Żeby nie ekstra i pokusy, podróżować byłoby taniej,

jak w Woli siedzieć’517

.

Maria z Łubieńskich Górska reprezentowała dość niezwykły, na tle swego środowiska,

stosunek do podróżniczych i kuracyjnych obyczajów elit. Jej rezerwa i krytycyzm były

podyktowane manifestowaną przez autorkę surowością obyczajów i szczególną religijnością,

graniczącą wręcz z zapamiętałą dewocją. Piętnowane przez Górską cechy i nawyki

arystokracji składają się jednak na bardzo wyrazisty wizerunek tej grupy społecznej i jej

świadomości. Równie niepochlebnie potraktowała je synowa Marii Górskiej – Antonina z

Chłapowskich, żona wspomnianego już Kocia. Młodsza o pokolenie od teściowej Antonina

żyła w latach 1870-1959. Wspomnienia spisywała ze znacznej perspektywy czasowej,

rozpoczynając w 1941 roku. Córka Tadeusza Chłapowskiego z Turwi, wnuczka generała

Dezyderego Chłapowskiego wychowywana była w atmosferze surowości obyczajów i

przymusu oszczędności: „Turwia miała (…) ustaloną reputację rządności i czystości w domu,

datności dla drugich, prostoty w życiu codziennym. (…) Nie było też żadnych <<szyków>>

ani w powozach, ani w liberiach”518

.

W tragicznym dla rodziny roku 1879 – po śmierci matki, ojca i dziadka – osierocona

Antonina znalazła się z 10-letnim bratem i dwiema młodszymi od niej siostrami pod opieką

rodziców matki – dziadków Jezierskich519

. Odtąd autorka Wspomnień spędzała czas

dzieciństwa i wczesnej młodości bądź w rodzinnej Turwi, bądź w Warszawie, pod opieką

dziadka i jego stryjecznej siostry – Jadwigi Pusłowskiej: „Dziadzia i Ciocia Pusłowska byli

warszawiakami z krwi i kości, znali i wielki świat i miasto i sfery rządzące. Nie znali tylko i

ignorować chcieli podziemną Warszawę, gdzie zawsze tliły się zarzewia buntu i padały ofiary

516

Tamże, t. I, s. 232. 517

Tamże, t. II, s. 40-41. 518

A. Górska z Chłapowskich, Wspomnienia. Ostatnia redakcja. Tom I. Lata 1870-1900, Rps BN 9778, s. 5. 519

Tamże, s. 58.

Page 134: Praca Marek - O Turystyce

134

w Cytadeli”520

. Środowisko warszawskie, w którym pamiętnikarka się znalazła, napawało ją

głęboką niechęcią: „Świat warszawski, choć tak elegancki, uprzejmy i świetny, przeraził mnie

bardzo: ta powierzchowność, snobizm potworny, zazdrości, intrygi, hipokryzja i romanse, o

których wszyscy niemal głośno mówili. (…) Moja siostra i ja nie posiadałyśmy natur, by

zrobić sobie miejsce w tym świecie, nie byłyśmy też <<heritedkami>>, co zapewniało zawsze

wielkie powodzenie”521

.

Dystans i krytycyzm wobec nowego otoczenia w żadnym razie nie eliminowały

kultywowania obyczajów tej grupy społecznej. Młodziutka Chłapowska i jej rodzeństwo

mimowolnie musieli je kopiować za sprawą swych opiekunów. Osierocone latorośle

świetnego rodu corocznie, pod opieką dziadków, peregrynowały do wód – do Szczawnicy,

Reichenhallu lub do krewnych w Galicji522

. Poznawały także zachodnią Europę: Mentonę i

Monte Carlo na Riwierze, Florencję, Wenecję i Rzym523

. Jak wspomina Antonina Górska, w

stolicy Włoch w 1892 roku spotkali „dużo znajomych Polaków” – z kręgów szlachty i

ziemiaństwa524

.

Wspomnienia obu pań Górskich – Marii z Łubieńskich i Antoniny z Chłapowskich -

przynoszą wyjątkowy dla tego środowiska dystans wobec własnego środowiska, przy

jednoczesnym poddawaniu się jego zwyczajom. O wiele bardziej reprezentatywne dla

sposobu myślenia przedstawicieli tej sfery wydają się być jednak wyznania Zofii z

Tyszkiewiczów. W przypadku tej rodziny wakacyjne obyczaje i nawyki niemal dokładnie

odpowiadały teorii Thorsteina Veblena. Także dla innych reprezentantów środowisk

elitarnych stanowiły one ważny składnik grupowej świadomości, dawały poczucie wspólnoty,

przynależności do jednolitego, elitarnego i dość wyobcowanego kręgu społecznego. Autorzy

wspomnień z upodobaniem podkreślali więc, kto bywał w popularnych kurortach i

miejscowościach, z kim się stykano, kogo spotykano.

Regularnie bawiąca w Nałęczowie Jadwiga Waydel Dmochowska szeroko rozpisuje

się na temat relacji, jakie podczas wakacji łączyły jej rodzinę z Żeromskim, Prusem,

Nałkowską, Marcelim Handelsmanem, Kazimierzem Glińskim, Gustawem Daniłowskim525

.

Natomiast Ferdynand Hoesick skrupulatnie notował nazwiska przedstawicieli warszawskiej

520

Tamże, s. 110. 521

Tamże, s. 115. 522

Tamże, s. 83-84. 523

Tamże, s. 102-107. 524

Tamże, s. 107. 525

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 79-81.

Page 135: Praca Marek - O Turystyce

135

burżuazji, spędzających czas w Nizzy na Riwierze. Oprócz Hoesicków byli to Temlerowie,

Pfeifferowie, Szwedowie, Schielowie, Reichowie, Granzowowie, Goldfederowie,

Rosengartenowie526

. Sam zaś Hoesick, co z dumą podkreślał, jako młody, ambitny literat,

spędzając wakacje w Zakopanem, przebywał wśród najwybitniejszych przedstawicieli

inteligencji i kręgów artystycznych – z Henrykiem Sienkiewiczem i Włodzimierzem

Tetmajerem na czele527

.

Powszechne wśród reprezentantów elit było traktowanie podróży jako wyznacznika

wysokiej pozycji społecznej. Waydel Dmochowska, charakteryzując postać Feliksa

Jasieńskiego – znawcy literatury francuskiej, kolekcjonera sztuki japońskiej i wirtuoza

fortepianu – pisała: „Dużo podróżował, oprócz stolic europejskich zwiedził Sycylię i Egipt,

obracał się głównie wśród artystów, przyjaźnił się z Chełmońskim, Wyczółkowskim,

Podkowińskim, Pankiewiczem, Malczewskim” 528

. Z kolei przyjaciel domu Weydlów,

Bohdan Wydżga – adwokat i radca prawny - nader często opuszczał Warszawę „(…) unikał

utartych szlaków, czyniąc wyjątek jedynie dla Włoch”, a ze swych wojaży regularnie

przysyłał Weydlom kartki pocztowe i przywoził upominki i pamiątki529

.

Świadomość znaczenia zagranicznych wojaży dla funkcjonowania własnego

wizerunku i jego oceny w oczach postronnych miał Ferdynand Wilhelm Hoesick (ojciec). W

liście do syna, dotyczącym rozliczeń z domem wydawniczym Gebethnera i Wolffa, pisał o

jego właścicielach: „(…) przy tym ludzie na każdym kroku zawistni, że drugi sobie na coś

pozwala, a oni nie mogą. Jestem przekonany, że im to solą w oku, że ja wyjeżdżam na zimę:

jaki ja muszę być bogaty, (…) kiedy co roku wyjeżdżam. Nie biorą pod uwagę, że ja to robię

z potrzeby dla zdrowia. Ten stary Wolff powinien się raczej nazywać Fuchs (…)”530

.

Wreszcie sam Ferdynand, tak dobrze znający podróżnicze i kuracyjne obyczaje, zdawał sobie

sprawę ze znaczenia, jakie miały one dla prestiżu i pozycji poszczególnych środowisk

społecznych. Kończąc wspomnienia opisem swego ślubu z Zofią Lewentalówną, pisał: „(…)

żem się żenił bogato, żem brał pannę wychowaną w 14 pokojach, przyzwyczajoną do loży w

teatrze, do własnych koni i karety, do ubierania się u Hersego, do wyjazdu z rodzicami co lata

za granicę, nie tylko do Iwonicza lub Zakopanego, ale do Szwajcarii lub niemieckich

<<badów>> (…) musiałem, jako syn kupca 2-ej gildii, przystosować się do tego, żem się

526

F. Hoesick, op. cit., t. I, s. 601. 527

F. Hoesick, op. cit., t. II, s. 294. 528

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 429. 529

Tamże, s. 375. 530

F. Hoesick, op. cit., t. II, s. 408.

Page 136: Praca Marek - O Turystyce

136

żenił z córką kupca 1-ej gildii. Mniejszy styl musiałem zamienić na większy (…),

wchodziłem w inną sferę burżuazyjną – do warszawskiego patrycjatu”531

.

Beztroski wypoczynek elitarnych środowisk mógł wywierać, wedle teorii Thorsteina

Veblena, wpływ i na postrzeganie elit w społeczeństwie i na aspiracje tegoż społeczeństwa.

Krytyk „klasy próżniaczej” pisał: „Ta właśnie klasa decyduje, w ogólnych zarysach, jaki styl

życia zostanie uznany w całym społeczeństwie za przyzwoity i godny; jej zadaniem jest

również za pomocą nakazów i przykładu propagować tę najdoskonalszą receptę społecznego

zbawienia”532

.

Szczególną rolę w przyswajaniu szerszej publiczności obrazu wypoczynku elit

odgrywały prasa i literatura piękna. Często i chętnie przedstawiały one rozmaite formy

wakacyjnej aktywności kręgów elitarnych. Wpływały przy tym na ich postrzeganie i ocenę.

W drugiej połowie XIX i na początku XX wieku zarówno dzienniki, jak i tygodniki

obfitowały w doniesienia o sposobie spędzania wakacji przez wybitne osobistości i postaci

cieszące się prestiżem wśród ogółu. Prasa, upowszechniając wiadomości o podróżach,

kuracjach, wypoczynku ludzi znanych i uznanych kreowała swoisty wzorzec zachowania,

który – choć dla wielu nieosiągalny – musiał się jawić jako szczególnie atrakcyjny i

pożądany, a już z pewnością przynależny jednostkom i grupom wysoko usadowionym w

hierarchii społecznej.

W sierpniu 1873 roku „Kurier Warszawski” donosił, iż w Zakopanem z dobrodziejstw

górskiego powietrza, żentycznej kuracji i uroków forsownych wycieczek korzystali Bałucki,

Anczyc, Asnyk, malarze Brzozowski i Eljasz, Seweryn Goszczyński i Lucyna

Ćwierciakiewiczowa533

. Wiadomości o wypoczywających w znanych uzdrowiskach sławnych

personach były, w sezonie wakacyjnym, stałym elementem relacji prasowych. Czytelników

„Kuriera Warszawskiego” w 1891 roku informowano na przykład, że Teodor Jeske Choiński

wyjechał na kilka tygodni do Ciechocinka534

, a w Szczawnicy w domu „Pod Batorym”

wypoczywa na łonie rodziny, unikając publiczności, były minister skarbu dr Dunajewski535

.

Korespondent „Kuriera” sprawozdawał z Iwonicza: „Kostrzewski zabawi tu jeszcze przez

kilka dni, po czym w dalszą się puści po Galicji wycieczkę”536

. Wybrane, dla przykładu,

531

F. Hoesick, op. cit., t. II, s. 482. 532

T. Veblen, op. cit., s. 90. 533

„Kurier Warszawski” (dalej: „KW”) 1873, nr 172, s. 3. 534

„KW” 1891, nr 165 ,s. 3. 535

„KW” 1891, nr 225 ,s. 1. 536

„KW” 1891, nr 217 , s. 5.

Page 137: Praca Marek - O Turystyce

137

doniesienia „Kuriera Warszawskiego” z 1891 roku przynosiły wiadomości, że na wilegiaturze

pod Pizą przebywa król Humbert537

, w Sassnitz na Rugii bawi książę neapolitański de

Casanello538

, a premier brytyjski Cecil lord Salisbury przebywa w Puys, gdzie odbywa

przechadzki „(…) kłaniając się wszystkim, z nikim nie rozmawia. (…) Raz tylko rozmawiał z

Aleksandrem Dumas”539

. Korespondenci warszawskiej prasy poświęcali także uwagę

przedstawicielom polskich elit: w Gastein odnotowano obecność: „(…) członka austriackiej

Izby Panów hrabiego Włodzimierza Dzieduszyckiego, ordynata hrabiego Edwarda

Ponińskiego, ojca Karola Koczorowskiego, senatora Arcimowicza, lejb-akuszera profesora

doktora Krasowskiego, pana Władysława Wołowskiego i innych”540

. W 1898 „Kurier”,

między innymi, informował o obecności w Nałęczowie Bolesława Prusa i Samuela

Dicksteina541

. „Świat” w 1908 relacjonował wakacje Orzeszkowej na Nowogródczyźnie542

.

Mnogość prasowych doniesień o korzystaniu z uroków wakacji poza murami

Warszawy, jak i o sposobach spędzania czasu w podróży i w trakcie kuracji mogła oszałamiać

czytelników. Począwszy od schyłku lat siedemdziesiątych aż czasów poprzedzających

wybuch I wojny światowej felietoniści tygodników i korespondenci prasy codziennej donosili

stale – od czerwca do września – o życiu letników na wilegiaturze, czy kuracjuszy w

uzdrowiskach. „Kurier Warszawski” poświęcał tym tematom stały cykl pod tytułem Echa

letnie. Prasowy opis wojaży czy kuracji u wód charakteryzowała wyjątkowa drobiazgowość.

Zarazem traktowano je jako zjawiska pożądane, oczywiste, szeroko rozpowszechnione –

oczywiście wśród kręgów elitarnych. W ten sposób podróż, pozamiejski wypoczynek,

lecznicze zabiegi w modnych miejscowościach zyskiwały rangę form aktywności ważnych i

wartościowych ze względu na to, jak były przedstawiane, postrzegane, jakie budziły

zainteresowanie i jakim cieszyły się szacunkiem. Tak oto stworzony został swoisty wizerunek

wypoczynku. Wizerunek ów stawał się punktem odniesienia dla grup, usytuowanych na

niższych szczeblach drabiny społecznej. Odegrał przez to znaczącą rolę w upowszechnianiu

obyczaju spędzania wakacji poza miastem. Pełnił również rolę modelu kształtującego system

wartości grup, składających się na elitę społeczeństwa, i grup chcących je naśladować.

Zgodnie z maccannelowską koncepcją kreowania świadomości, była ona kształtowana

537

„KW” 1891, nr 223 , s. 2. 538

„KW” 1891, nr 224 , s. 5. 539

„KW” 1891, nr 226 , s. 2. 540

„KW” 1891, nr 228 , s. 2. 541

„KW” 1898, nr 241 , s. 1. 542

„Świat” 1908, nr 41, s. 13.

Page 138: Praca Marek - O Turystyce

138

poprzez naśladownictwo pewnych atrybutów atrakcyjności grupy stanowiącej wzorzec dla

ogółu społeczeństwa543

.

Istotne znaczenie dla funkcjonowania w społecznej świadomości obrazu

pozamiejskiego wypoczynku elit miały opisy zwyczajów bohaterów popularnych, ale też i

wybitnych dzieł literackich epoki. Wspominane, jakby mimochodem, przez Prusa w Lalce

podróże Tomasza Łęckiego i Izabeli stanowiły wyznacznik ich wysokiej pozycji

społecznej544

. Nagły wyjazd Wokulskiego do Paryża był dla Rzeckiego czymś

nadzwyczajnym, świadczącym o ponadprzeciętnych możliwościach bohatera, należącego już,

tym samym, do wyższych kręgów społeczeństwa. Letnie wakacje u prezesowej Zasławskiej –

„wiejskie rozrywki” – symbolizowały wręcz niefrasobliwość, uwolnienie od trosk, swoiste

wyobcowanie arystokracji.

Podobnie w Rodzinie Połanieckich Sienkiewicza, na dalekie podróże mogły pozwolić

sobie jednostki wywodzące się z kręgów elitarnych. Profesor Waskowski bawił w

Reichenhallu, państwo Osnowscy lato spędzali w Ostendzie i Scheveningen, a następnie

wybierali się do Nizzy545

. Poślubna podróż Stacha i Maryni Połanieckich do Włoch, podczas

której zamierzali odwiedzić Wenecję, Florencję, Rzym i Neapol, dostępna dla zamożnego

bohatera, była dla panny z podupadłego dworku, osiadłej w Warszawie, perspektywą wręcz

niewiarygodną w swej atrakcyjności546

.

Godny odnotowania portret podróżniczych obyczajów sfer elitarnych przedstawił

Józef Weyssenhoff w powieści Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego. Autor, znakomicie

znający portretowane środowisko, wywołał swą książką niemałą konsternację. Maria z

Łubieńskich Górska w swym Dzienniku nie bardzo potrafiła sobie poradzić z interpretacją,

by nie rzec ze zrozumieniem dziełka Weyssenhoffa: „(…) rzecz jest naprawdę znakomita,

nowa w pomyśle i ślicznie napisana. Prawie szkoda, że tyle talentu poszło na krytykę tak

lichej sprawy, tak marnego charakteru. (…) Myślę, że zainteresowanie się Podfilipskim

zawdzięcza Józio i temu, że ostro sądzi sfery światowe, egoistycznych elegantów, których

jedynym zadaniem jest umieć sobie życie urządzić. Krytyka, wynosząc książkę, ma

sposobność wypowiedzenia pogardliwych zdań o panach. Myli się jednak i nie rozumie

założenia, bo Józio nie tylko nie poniża arystokracji, ale ją podnosi w osobie Kostków,

543

D. MacCannel, Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej, Warszawa 2002, s. 48. 544

B. Prus, Lalka, Warszawa 1956, t. I , s. 59-65;87. 545

H. Sienkiewicz, Rodzina Połanieckich, Warszawa 1997, s. 477-478, 563, 627. 546

Tamże, s. 329.

Page 139: Praca Marek - O Turystyce

139

jedynym dodatnim typie książki. Dowcip zaś ostrzy na pospolitym dorobkiewiczu i

parweniuszu, jakim jest cały Podfilipski”547

.

Choć, jak już zaznaczaliśmy, sama Górska z Łubieńskich nader krytycznie odnosiła

się do obyczajów swej sfery, to jej ocena Podfilipskiego tchnie jakąś naiwnością, wynikającą

– mimo wszystko – ze środowiskowej solidarności. W istocie Weyssenhoff nie oszczędza ani

trochę kręgów „światowych” i arystokratycznych. Tytułowy bohater powieści, bynajmniej nie

„dorobkiewicz i parweniusz”, ukazany jest jako odrażające indywiduum. W sposób

bezceremonialny wykorzystuje swą kochankę, znajomych, a nawet własnego brata. Myśli

wyłącznie o swojej wygodzie. Celebruje w towarzystwie swą rzekomą doskonałość, obycie,

znajomość obcych krajów. Napawa się i jednocześnie manifestuje, jak znakomicie czuje się z

dala od Warszawy i rodzimego społeczeństwa. Dla Podfilipskiego to, co obce – jest

doskonałe, wzbudza bałwochwalczy podziw. Co swojskie – obrzydliwe, warte jedynie

pogardy: „Kiedy się patrzy na brud naszych chłopów, na brud nieludzki Żydów, na brud ulic,

domów, mieszkań, a nie znajduje się czystości nawet u ludzi zamożnych i osłuchanych o

cywilizacji, człowiek zadaje sobie pytanie: toż to są moi rodacy? – no i wyjeżdża za granicę.

Przecie ja we Francji, w Tyrolu, w Prusach mogę od biedy mieszkać u prostego chłopa”548

.

Według Podfilipskiego oazą wyższej kultury, jedyną przestrzenią, gdzie człowiek

może obcować z tym, co ważne i wartościowe jest zagranica: „Ja potrzebuję jeździć i słuchać

pulsu świata tam, gdzie bije najtężej. A wie pan, gdzie ten puls bije najtężej? Stań pan na

skrzyżowaniu wielkich bulwarów z Avenue de l’Opera, na schronieniu dla pieszych – i

posłuchaj. Po drewnianym bruku, na którym kół nie słychać, toczy się wciąż głuchy grzmot

podków końskich, ludzkiej mowy, nawoływań, śmiechów: szepty same już by stanowiły duży

głos, gdyby je można było z ogólnej wrzawy wyróżnić. Ale pan już tego nie słyszy, bo ma ten

huk w uszach od rana za atmosferę i tło wszystkich wrażeń”549

.

Józef Weyssenhoff, chcąc podkreślić, jak bardzo pobyty arystokracji za granicą

pozbawione są wartości, z jak błahych wynikają zachcianek i jak mało wnoszą do życia

człowieka, opisywał wojaże Podfilipskiego w taki oto sposób: „Wieść o nim wpadała do

Warszawy w postaci burzy, przychodziła, owszem, rzadko i w formie przyjemnej, jak

fatamorgana. Widywano u nas, niby odbitego w zachodnich blaskach chmur, pana Zygmunta

siedzącego przy zielonym stole w Epetant albo w gabinecie u Paillarda; widywano jego

547

M. Górska z Łubieńskich, op. cit., t. II, s. 53. 548

J. Weyssenhoff, Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego, Warszawa 1956, s. 18-19. 549

Tamże, s. 24-25.

Page 140: Praca Marek - O Turystyce

140

ozdobną sylwetkę na trybunach wyścigowych, na wielkich schodach giełdy paryskiej:

widywano go w towarzystwie takiej a takiej pani bez męża, w takiej a takiej ekscentrycznej

wyprawie. Ale gdyby go zobaczono nawet w lichej kompanii lub zaaresztowanego przez

policję (co jest niepodobieństwem), powiedziano by jeszcze jak zwykle: - Ten szelma

Zygmunt umiał sobie życie urządzić! (…) Jak urządzał życie swe za granicą, mniej to nas

obchodzi, bo mniejszą ma wartość przykładu. Ale, siedząc nawet w Paryżu lub u wód,

zajmował się pan Zygmunt sprawami swoimi w kraju, a nawet i sprawą ogólną. Miał

wówczas rozsiane po prowincji i po Warszawie nieruchomości, powierzone rządcom;

zwierzchni jednak nadzór i kontrolę prowadził sam”550

.

Bohater powieści Weyssenhoffa wyłącznie podróże uznawał za właściwą drogę

edukacji: „Ale nie uniwersytet jest szkołą życia, tylko obracanie się w najgorętszych wirach

cywilizacji, picie u źródeł jej najwyższych wyskoków. Ja nie żartuję, panie, ja mówię prawdę.

– Przez bulwary paryskie płynie nauka szersza, mądrzejsza i bardziej przenikająca niż z

katedr Sorbony albo uniwersytetu w Berlinie. Nie walczę ja przeciw nauce ścisłej i formalnej,

tej jednak nabyć można wszędzie: ale doświadczać, uczyć się empirycznie i z prawdziwą

korzyścią można tylko tam…”551

. Autor Żywotów i myśli Zygmunta Podfilipskiego, kreując

tytułową postać powieści, tworzył swego rodzaju syntetyczny, krytyczny portret kręgów

arystokracji. Jako ulubione miejsce pobytu przedstawicieli tego środowiska za granicą

przedstawiał Riwierę, jako najpopularniejszą rozrywkę – hazard552

.

Powieść Weyssenhoffa należy, naturalnie, traktować jak źródło literackie – z całą

ostrożnością i świadomością zamierzonej tendencyjności. Tym niemniej sposób ukazania

bohatera można uznać za świadectwo stanu świadomości społecznej. Można przyjąć, że w tak

właśnie postrzegano związane z podróżami obyczaje i system wartości najwyżej

usytuowanych kręgów społeczeństwa. Z jednej strony, jako atrakcje niedostępne dla ogółu,

budziły one podziw i zazdrość; z drugiej – potępiano rozrzutność i schlebianie najbardziej

przyziemnym gustom i potrzebom.

Literatura piękna przechowała jednak nie tylko tak jednoznacznie krytyczny obraz

wojaży kręgów elitarnych. Piewca i wielbiciel ziemiaństwa i arystokracji Sienkiewicz,

dogadzając snobistycznym upodobaniom tej sfery, przedstawił włoską podróż poślubną

Połanieckich jako niemalże pielgrzymkę do pomników cywilizacji, fundamentów

550

Tamże, s. 72-73. 551

Tamże, s. 226. 552

Tamże, s. 230-244.

Page 141: Praca Marek - O Turystyce

141

chrześcijaństwa i skarbców kultury. W skupieniu i z uwagą Marynia ze Stachem zwiedzali

Wenecję, Florencję i Rzym. Ze czcią i pokorą wzięli udział w audiencji u papieża553

. Ich

podróż, choć bogata i opływająca w luksusy, nie była banalną rozrywką. Pozwalała na

głębokie wzruszenia i rzeczywiste wzbogacenie serc i umysłów jej uczestników.

Pamiętniki i dzienniki reprezentantów kręgów elitarnych oraz traktująca o nich

literatura piękna ukazywały dość jednostronny obraz wypoczynku poza murami miasta.

Przedstawiciele związanej z Warszawą arystokracji, ziemiaństwa, zamożnej burżuazji

zazwyczaj podejmowali podróże zarówno często, jak i łatwo, bez szczególnych wyrzeczeń i

zmartwień. Traktowali je jako coś oczywistego, naturalnego, przynależnego ludziom o

wysokiej pozycji społecznej. Już jednak nieco mniej zasobne rodziny szlacheckie musiały

liczyć się z niemałymi kosztami i nie zawsze mogły sobie pozwolić na beztroską rozrywkę

czy niezbędną kurację.

Łucja z Dunin – Borkowskich, której rodzina – jak wspomnieliśmy – musiała

przymusowo opuścić majątek na Wołyniu, mając niespełna 20 lat wyszła w Warszawie za

mąż za Józefa Hornowskiego – inżyniera, specjalistę od irygacji i drenowania pól. Małżonek,

miast osiąść w kupionym majątku ziemskim w Łochowie, wydzierżawił realność, a część

kapitału umieścił w prowadzonym ze wspólnikami przedsiębiorstwie, spodziewając się

wyjątkowych profitów554

. „Interesy miały zatem na razie pozór bardzo świetny, a my w

sierpniu [1873 r.] wyjechaliśmy 1 klasą do Wiednia (…). Pierwsza ta podróż, gdyż oprócz

Lwowa i Krakowa nic dotąd nie widziałam, podniecała mnie i zachwycała. Zadziwiające

rzeczy widziane na wystawie, zwiedzanie okolic czyniły, iż ten czas przechodził mi

nadzwyczaj przyjemnie, bawiłam się wybornie…”555

. Niestety pozory zamożności okazały się

jedynie pozorami, a rodzinę rychło dopadły katastrofy finansowe i zdrowotne. Dające tyle

radości autorce Wspomnień… podróże stanowczo należało odłożyć. Gdy w dziesięć lat po

wiedeńskiej wycieczce Hornowska zdołała wyjechać do Paryża, obudziło to w niej dawno

tajone tęsknoty: „Paryż 1883. Podróże! Żądza młodości mej nieziszczona - uśpiona – życiem

zgnieciona – odżyła. Wieleż nauki, światła, wrażeń one dają. Jak rozszerzają widnokręgi,

jakie rodzą olśnienia”556

. Podobne odczucia rozbudziła kolejna wyprawa do zachodniej

Europy: „W 1891, późną jesienią odwiozłem Halinę [córkę] na nauki do klasztoru Wizytek w

Wersalu. Podróż przez Szwajcarię rozbudziła we mnie na powrót śpiące pożądania szerszych

553

H. Sienkiewicz, op. cit., s. 344-386. 554

Ł. Hornowska z Dunin – Borkowskich, op. cit., s. 142. 555

Tamże, s. 143. 556

Tamże, s. 193.

Page 142: Praca Marek - O Turystyce

142

widnokręgów, wrażeń, co życie ozdabiają i bogacą, a kilka tygodni spędzonych w Paryżu

dało mi zakosztować wiele nieznanych dotąd rozkoszy”557

.

Pamiętnikarka bardzo pragnęła podróżować. Dalekie wojaże były elementem

obyczajów jej środowiska. Hornowska nie mogła sobie jednak pozwolić na realizację

pragnień. Nie mogła postępować zgodnie z normami, obyczajami przyjętymi w jej sferze.

Uniemożliwiał to wyjątkowy splot tragicznych okoliczności: była osobą wyjątkowo srogo

doświadczoną przez los. Znieść musiała przymusowe wyrwanie z rodzinnego majątku,

finansowe bankructwo, długotrwałą chorobę psychiczną i zgon męża, choroby dzieci, śmierć

córki, nadzwyczaj trudne warunki materialne. Tym silniej odczuwała brak pożądanej,

upragnionej formy aktywności, która pozwalałaby poczuć się lepiej, która pozwalałaby na styl

życia bardziej adekwatny do zajmowanej pozycji społecznej.

Relacjonowane w dziennikach i wspomnieniach, opisywane na łamach prasy i kartach

literatury pięknej podróże czy kuracje, podejmowane przez kręgi elitarne, były niewątpliwie

jednym z czynników spajających, integrujących to środowisko. Wewnętrznie było ono dość

znacznie zróżnicowane, składało się z różnych grup społecznych. Wspólny dla nich obyczaj

kreował wspólną świadomość i samoocenę. Styl życia, swego rodzaju wzorzec zachowania,

jest jednym z atrybutów pozwalających na określenie miejsca jednostek i grup w

społeczeństwie. Jest środkiem samoidentyfikacji, pozwala na zamanifestowanie

przynależności do danej grupy społecznej. Witold Kula określił styl życia jako jeden z

wyznaczników pozycji społecznej – obok dochodów, udziału we władzy i prestiżu

społecznego558

. Z kolei, według Floriana Znanieckiego jedną z najważniejszych potrzeb

jednostek i grup społecznych stanowią „dążności społeczne”, zmierzające „do odznaczania się

wśród innych ludzi lub dorównywania innym ludziom, znajdujące zadowolenie w ocenach

społecznych własnej osoby, opartych na posiadaniu lub zużytkowaniu pewnych wartości”559

.

W przypadku elit Warszawy drugiej połowy XIX wieku możemy uznać, iż elementem

„dążności społecznych” tego środowiska była, zyskująca coraz większą popularność, moda na

podróżowanie czy spędzanie czasu wolnego poza miastem.

Odwołując się do kategoryzacji „osobowości społecznych”, opisanych przez Floriana

Znanieckiego, można podjąć próbę wyjaśnienia mechanizmów zachowań warszawskiej elity

drugiej połowy XIX wieku. Środowiska te należy zaliczyć do kręgu, określanego przez autora

557

Tamże, s. 218. 558

W. Kula, Problemy i metody historii gospodarczej, Warszawa 1963, s. 489. 559

F. Znaniecki, Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości, Warszawa 2001, s. 25.

Page 143: Praca Marek - O Turystyce

143

Ludzi teraźniejszych jako „ludzie dobrze wychowani”. Ich dzieciństwo i młodość upływało

pod znacznym wpływem kręgów wychowawczych. Stąd jednostki należące do tej kategorii

także i w dorosłym życiu starają się zasłużyć na dobrą opinię o sobie. Szukają nowych

styczności i nowych kontaktów „dla wymiany wzajemnego uznania i podniety społecznej”,

(…) „starają się być uczestnikami kręgów, ogniskujących się dokoła pewnych siebie osób z

elity, (…) starannie dobierają kręgi, do których wchodzą”560

. Szczególnie dobrze widoczne są

te mechanizmy w sposobie relacjonowania wakacji przez Zofię z Tyszkiewiczów Potocką i

Stanisława Brzezińskiego.

Teoria Znanieckiego, w tym konkretnym aspekcie, wyjaśnia, w jaki sposób wśród

zamożnych warszawiaków rozpowszechniał się obyczaj wypoczynkowych wyjazdów.

Spędzanie letnich miesięcy poza Warszawą, będące w poprzednich dziesięcioleciach czymś

najzupełniej naturalnym dla arystokratów, bogatej plutokracji, w drugiej połowie stulecia

zaczęło stawać się udziałem średniej burżuazji, a zwłaszcza pragnącej podkreślenia swego

awansu inteligencji. Opuszczenie Warszawy traktowano jako pewien przymus, jako

podyktowany przez obyczaj nakaz, któremu należy się poddać. Postawa taka była

charakterystyczna dla jednostek i grup pragnących zamanifestować swe aspiracje do

zajmowania wyższej pozycji w społeczeństwie. W pierwszym rzędzie postawę tę przyjmowali

ci, którzy mogli sobie pozwolić na kopiowanie, naśladowanie postępowania warstw

uprzywilejowanych. Pozwalało to na zbliżenie się do najwyższych elit, na stanie się ich

częścią.

Pewnym ryzykiem jest stawianie na jednej płaszczyźnie przedstawicieli sfer tak

różniących się pochodzeniem, zamożnością źródłami dochodów. Mimo to uważam, iż grupy

te tworzyły pod względem obyczajowym dość jednolite środowisko. Łączyły je poglądy

dotyczące wartości i sposobów spędzania wolnego czasu. Przekonanie o potrzebie

opuszczenia Warszawy na czas wakacji, o wartości kuracji, podróży stawało się elementem

grupowej świadomości. Według Deana MacCannela: „Grupa nie kreuje światopoglądu: to

światopogląd kreuje grupę”561

. Hołdowanie określonym obyczajom, podobne ich

postrzeganie, przywiązywanie do nich podobnych znaczeń integrowało kręgi przynależne do

elit. Spajała je z jednej strony wysoka samoocena, samoidentyfikacja wywiedziona w tym

przypadku z cieszących się prestiżem form aktywności, a z drugiej strony podziw, jakim były

one otaczane przez resztę społeczeństwa.

560

F. Znaniecki, op. cit., s. 129-144. 561

D. MacCannel,op. cit., s.46-52.

Page 144: Praca Marek - O Turystyce

144

W najnowszej monografii inteligencji polskiej, Magdalena Micińska zwraca uwagę na

znaczenie stylu życia dla relacji środowiska inteligencji z najzamożniejszymi grupami

polskiego społeczeństwa, jak i dla wewnętrznej integracji samej inteligencji. Autorka podaje,

że elity inteligencji właśnie poprzez styl życia łączyły się z arystokracją i burżuazją. Zamożne

rodziny inteligenckie utrzymywały wysoki poziom życia i pielęgnowały towarzyskie

koneksje. Wśród wymienianych przez Magdalenę Micińską składników obyczaju inteligencji,

które przybliżały ją do arystokracji czy burżuazji, odbywanie dalekich podróży czy

posiadanie własnych letnich siedzib odgrywało znaczącą rolę562

. Wybitny warszawski lekarz

Ignacy Baranowski utrzymywał w Zakopanem własny dom, będący ogniskiem

ponadzaborowego życia kulturalnego i systematycznie wojażował po całej Europie. Podobnie

wiele podróżował inny sławny lekarz - Karol Benni. Poza Europą zwiedził azjatycką część

Rosji i Stany Zjednoczone563

.

Dla całego, bardzo zróżnicowanego środowiska warszawskich elit, opuszczanie na

czas wakacji Warszawy stanowiło nie tylko urozmaicenie codzienności, nie tylko rozrywkę,

ale było także elementem środowiskowej tożsamości. Pozwalało na podkreślanie zajmowanej

pozycji i budowanie prestiżu. W świadomości przedstawicieli najwyższych warstw

społeczeństwa Warszawy, jak dowodzą tego świadectwa pamiętnikarzy, bardzo mocno

zakorzeniło się przeświadczenie o wyjątkowości tej formy aktywności. Uważano, że

podróżowanie i poddawanie się kuracji należy do obyczajów przynależnych

uprzywilejowanym grupom społecznym. Taki wizerunek w oczach ogółu upowszechniała

prasa i literatura piękna. Ze względu na rolę, jaką podróże odgrywały w

samoidentyfikacji grup i jednostek, w manifestowaniu aspiracji i – wreszcie – w postrzeganiu

arystokracji, burżuazji i inteligencji przez niżej usytuowane w hierarchii społecznej

środowiska, starano się szczególnie mocno podkreślać motywy towarzyszące wakacyjnym

wyjazdom poza miasto. Niekiedy motywy te formułowane były wprost, wręcz

manifestowane, a niekiedy nie nazywano ich bezpośrednio, ale sam sposób spędzania

wolnego czasu był tych motywów emanacją.

Wiejskie siedziby – sięganie do źródeł.

U źródeł mody na wojaże czy wilegiaturowanie leżały obyczaje środowisk

arystokratycznych i szlacheckich, przebywających latem w rodowych siedzibach. Spędzanie

562

M. Micińska, Inteligencja na rozdrożu 1864 – 1918, Warszawa 2008, s. 39-44. 563

Tamże, s. 41-42.

Page 145: Praca Marek - O Turystyce

145

czasu we własnych wiejskich majątkach lub u bliskiej rodziny darzono wielką estymą.

Wakacjom takim przypisywano szczególne znaczenie. Świadczyły one o stanie posiadania,

koneksjach, możliwościach, zajmowanej pozycji. Także i na tym polu nadzwyczaj wyjątkowe

były możliwości, jakie wzbogacaniu form letniej kanikuły dawała pozycja rodu

Tyszkiewiczów.

Po bogatym warszawskim karnawale, wielkopostnych zakupach w europejskich

domach mody i zakończeniu sezonu wyścigowego cała rodzina zjeżdżała do podwileńskiego

Landwarowa. Majątek ten stanowił ośrodek tyszkiewiczowskich dóbr. Tam też oddawano się

wiejskim rozrywkom564

. Alternatywę stanowiło spędzanie lata w nieodległej, położonej koło

Połągi, Kretyndze. Tę nadbałtycką posiadłość zakupił w 1870 roku dziadek autorki Ech

minionej epoki – Józef Tyszkiewicz. Wykorzystując wspaniałe warunki: piaszczystą plażę,

sosnowy las, Tyszkiewicz „rozwinął kąpiele”, zbudował wille, molo, kurhauz, restaurację,

kupił też i statek, który kursował między Połągą a Libawą, posiadającą połączenie kolejowe

ze światem565

. Zarówno ojciec Zofii – Władysław, jak i jego bracia, mieli pod Połągą

wydzielone przez hrabiego Józefa działki, na których zbudowali wille, służące za letnie

siedziby dla ich rodzin566

. Zarówno w nadmorskiej Kretyndze, jak i w podwileńskim

Landwarowie Tyszkiewiczowie wynajmowali luksusowe wille i apartamenty letnikom.

Przedsiębiorczość Józefa Tyszkiewicza nie była niczym odosobnionym na tle

inicjatyw podejmowanych w tym czasie przez przedstawicieli najbogatszych rosyjskich

rodów arystokratycznych. Jak wspomniałem w rozdziale I, podobne inwestycje czynili

właściciele podpetersburskich dóbr ziemskich, którzy wynajmowali miejsca dla zjeżdżających

na daczę mieszkańców stolicy. Na wielką skalę zakładali luksusowe kompleksy

wypoczynkowe posiadacze majątków na Krymie. Także więc i w tym względzie, podobnie

jak w przypadku wyjazdów na Riwierę, Tyszkiewiczowie podobni byli do rodzimych elit

Rosji.

Wedle świadectwa Potockiej, goście - odwiedzający rodzinne, lecz udostępniane za

opłatą letniska - wywodzili się głównie ze środowiska arystokracji, ziemiaństwa i zamożnej

inteligencji – nie tylko z Warszawy, ale i z Wilna, Petersburga, Rygi567

: „W sezonie Połągę

odwiedzali Balińscy, Dembińscy, Dziewanowscy, Jełowiccy, Lubomirscy, Ogińscy,

564

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. I, s. 26-30. 565

Tamże, t. I, s. 10. 566

Tamże, t. I, s. 99-109. 567

Tamże, t. I, s. 107-109.

Page 146: Praca Marek - O Turystyce

146

Śliźniowie, ks. Sapieżyna z dziećmi, Wodziccy, Zamoyscy, Tyszkiewiczowie i rodzina

właściciela, z nami włącznie. (…) Na sezon zjeżdżała się cała rodzina mojej matki

[Lubomirscy] na wspólne kąpiele i plażowanie, wycieczki do Kretyngi, do Memla, czyli

Kłajpedy, do Płungian itd. końmi sprowadzanymi z Landwarowa”568

.

Dla Tyszkiewiczów i ich kuzynów wakacje w Landwarowie czy Kretyndze były po

prostu odwiedzinami własnych posiadłości, co w naturalny sposób podkreślało status

społeczny rodziny. Należy jednak przypuszczać, że pozostali przybysze ściągali do tych

miejsc nie tylko ze względu na ich oczywiste walory wypoczynkowe, ale też powodowani

chęcią znalezienia się w gościnie w jednej z najznaczniejszych rezydencji arystokratycznych.

Pobyt u Tyszkiewiczów był, jak sądzę, postrzegany nie tylko w kategoriach komercyjnego

wynajęcia komfortowych domków czy pokojów. Dawał poczucie uczestniczenia w

najbardziej prestiżowym wypoczynku najwyższych elit.

Maria z Łubieńskich Górska, żyjąca – jak już wspominaliśmy – pomiędzy Wolą

Pękoszewską a Warszawą, traktowała lato na wsi, we własnych dobrach, jako coś swojskiego,

naturalnego i codziennego. To raczej zimowy pobyt w stolicy, związany z atrakcjami

karnawału, jawił się jako wyjątkowy, wymagający stosownego przygotowania: „1899. 1

października. (…) Zdecydowaliśmy z synami, że na trzy miesiące w zimie ja z Pią

pojedziemy do Warszawy. Pia cieszy się, że świat pozna, ja obawiam się życia, od którego tak

odwykłam i ludzi, do których mnie nic nie ciągnie”569

.

Szczególny stosunek do wiejskich wakacji miał natomiast Stanisław Brzeziński. Dla

pamiętnikarza lato w ziemiańskim majątku stanowiło kolejne doświadczenie, dogadzające

jego snobistycznym pragnieniom. Dawało sposobność utożsamiania się z kręgami

ziemiańskimi czy wręcz arystokratycznymi poprzez hołdowanie odpowiedniemu stylowi

życia. Gościnność kuzynostwa dawała Brzezińskiemu możność spędzania lata na szlachecką

modłę, w sposób zaspokajający jego aspiracje. Brzeziński, jako dziecko, wraz z braćmi,

niemal rokrocznie nawiedzał Lgotkę koło Myszkowa w Kieleckiem, której właścicielami byli

Gorczyccy – Franciszek i Kazimiera, przysposobiona siostra Stanisława, adoptowana przez

jego rodziców570

. Intensywności wiejskich doznań Brzezińskiego nie przyćmiewały

przebogate doświadczenia podróżnicze, których nabywał już jako dziecko w

najatrakcyjniejszych miejscach Europy. Pamiętnikarz, po dziesiątkach lat, z upodobaniem

568

Tamże, t. I, s. 109. 569

M. Górska z Łubieńskich, op. cit., t. II, s. 81. 570

S. Brzeziński, op. cit., s. 50-51, 107.

Page 147: Praca Marek - O Turystyce

147

opisywał rozrywki, jakim – dzięki przemyślności szwagra – mógł się oddawać wraz z braćmi.

Obok pieszych i konnych spacerów, gry w piłkę, krokieta i serso571

, zapamiętale poświęcali

się także myślistwu572

. Atrakcyjności wiejskich wakacji nie przyćmiewał nawet fakt, że

młodym Brzezińskim, w ich szkolnych latach, towarzyszył korepetytor, z pomocą którego

uzupełniali braki w szkolnej wiedzy i sposobili się do kolejnych etapów jej zdobywania573

. Na

entuzjastyczną ocenę kanikuły w Lgotce wpływ miał nie tylko urok dzieciństwa, ale i elitarny,

ziemiański charakter tej formy wypoczynku. Dla pamiętnikarza niesłychanie istotna była

kwestia prestiżu przyjętego stylu życia. Jak pamiętamy, skwapliwie przypominał, kogo w

swych podróżach spotkał, z kim się zetknął, gdzie mieszkał, jakiego zaznał luksusu. Podobnie

uwypuklenie szlacheckiego, elitarnego sposobu spędzania wakacji pozwalało podkreślić jego

środowiskową identyfikację.

Podobnych dążeń i kompleksów nie przejawiał natomiast Józef Mineyko. Przyszedł

on na świat w 1879 roku w ziemiańskim majątku Dubniki na Litwie. Lata 1889 – 1898

spędził w Warszawie, jako uczeń szkoły Wojciecha Górskiego. We Wspomnieniach z lat

dawnych opowiada, między innymi, o pobytach – wraz z rodzicami – w kurortach ziem

polskich i o podróży po Alpach i Szwajcarii, którą podjął już jako samodzielny młodzieniec. I

dla niego także szczególny urok miały letnie miesiące spędzane w rodzinnych Dubnikach.

Nęciły go tam: „(…) swoboda, konie wierzchowe, psy myśliwskie, strzelby, (…) słoneczne

pola, cieniste lasy, zielone łąki”574

. Gdy, zgodnie z lekarskim zaleceniem, zamiast na wieś

mały Józio miał z bratem wyjechać „do wód”, „(…) Rozpacz była straszna, ale nasze

wzburzone umysły zostały trochę umitygowane przez obietnicę, że po skończeniu kuracji

pojedziemy na parę tygodni do Dubnik”575

. Wspominane po latach przez Józefa Mineykę

upodobanie do atrakcji, jakie dawało lato w rodzinnych stronach, było czymś naturalnym,

nierozerwalnie związanym z pochodzeniem społecznym. Na wsi Mineykowie znajdowali się

w swoim naturalnym środowisku. Podobnie jak w przypadku Marii Górskiej nie wydaje się,

aby w szczególny sposób celebrowano wyjazd na lato. Po prostu jechano do siebie.

Dla Łucji z Dunin Borkowskich, postaci tragicznie doświadczonej, wakacje na wsi

były największym pragnieniem. Dawały wytchnienie, poczucie swojskości, świadomość

przynależności do własnego, dobrego świata. Stąd też wyjazdy na wieś odgrywały w życiu

571

Tamże, s. 888-890. 572

Tamże, s. 903. 573

Tamże, s. 888-890. 574

J. Mineyko, Wspomnienia z lat dawnych, Warszawa 1997, s. 78. 575

Tamże, s. 79.

Page 148: Praca Marek - O Turystyce

148

autorki Wspomnień szczególną rolę. Młodziutka Łucja nie mogła się odnaleźć w wielkim,

obcym mieście. Próbowała szukać oparcia u rodzin ziemiańskich z Wołynia i Litwy,

spędzających zimowe miesiące w stolicy Królestwa. Z żalem jednak stwierdzała, że już z

początkiem czerwca „(…) życie towarzyskie usypiać zaczynało, wszyscy się rozjeżdżali

właśnie na letnie miesiące”576

. Także sama autorka wakacje spędzała w rodzinnych stronach,

w Klimaszówce na Wołyniu, w majątku ukochanej babuni, gdzie oddawała się wiejskim

rozrywkom i życiu towarzyskiemu w bliskim sobie środowisku577

. Konieczność powrotu

jesienią do Warszawy była dla Borkowskiej ciężkim przeżyciem: „W październiku, na

ostatnim balu przed wyjazdem, uczułam się nagle smutną. Lato przeszło jak sen. Trzeba

wracać do tych nienawistnych murów”578

. Do Klimaszówki autorka wspomnień powracała

kilkakrotnie w latach 1871 – 1880, zawsze z wielką tęsknotą i radością579

.

Od wyjazdu na Wołyń pamiętnikarkę powstrzymywały jedynie następujące po sobie

ciąże, albo niemowlęctwo kolejnych z czworga dzieci. Przeszkodą uniemożliwiającą wyjazd

bywały też nagłe kłopoty finansowe lub postępująca choroba psychiczna męża. W tych

sytuacjach ekwiwalentem dalszego, szczególnie pożądanego wyjazdu w rodzinne strony były

wakacje w majątku teściowej, w Łochowie nad Liwcem. I tu letni czas biegł znanym z

Wołynia rytmem: dzielony na piesze lub konne wycieczki, lekcje śpiewu czy towarzyskie

spotkania, których ozdobą był Michał Elwiro Andriolli – „zdolny rysownik zaczynający być

sławnym”580

. Pomimo pozorów podobieństwa, dwór w Łochowie i panujące w nim zwyczaje

rozczarowywały Hornowską: „(…) gorzelnia, poczta, wielka obora były głównymi źródłami

dochodu. Co w tamtych [na Wołyniu] stronach dawały złote łany, gleba bujna i hojna, to tu

wyciągało się z przemysłu, gdyż ziemia była chuda, uboga ziemia mazowiecka. Dwór miły,

ale także do dworów tamtejszych niepodobny. Był on raczej piękną willą w nowożytnym

stylu”581

. Podobnie złe wrażenie budził majątek Szepietów, należący do rodziny męża –

Kierznowskich, gdzie, chcąc nie chcąc, przyszło jej spędzać część wakacji w 1873 roku,

podczas gdy mąż prowadził prace inżynierskie. Łucja oceniała kuzynów jako nad wyraz

niesympatycznych. Nie inaczej postrzegała ich włości: „Szepietów to nudna, płaska wieś.

Dwór duży, zaniedbany i wilgotny, ogród żaden”582

. Wyjazdy do położonych opodal

Warszawy majątków Hornowska traktowała jako zło konieczne. Nie odnajdywała w nich

576

Ł. Hornowska z Dunin – Borkowskich, op. cit., s. 98. 577

Tamże, s. 110-112. 578

Tamże, s. 112. 579

Tamże, s. 120, 133, 143, 148, 158. 580

Tamże, s. 125-129. 581

Tamże, s. 125. 582

Tamże, s. 139.

Page 149: Praca Marek - O Turystyce

149

tego, co dawały rodzinne strony – poczucia swojskości, obcowania z tym, co własne,

autentycznie bliskie. W roku 1879 pamiętnikarka, obarczona już tróją dzieci, a spodziewając

się rychło czwartego, postawiona w obliczu bankructwa męża i jego psychicznej choroby,

chciała zapewnić możliwość wytchnienia poza Warszawą przynajmniej najbliższym:

„Postanowiłam matkę ze starszymi dziećmi wysłać na wieś. Ale dokąd? Wsi swojej już nie

mieliśmy. Trzeba było wchodzić w układy – obliczać… O Klimaszówce nie było co marzyć –

za daleko. Szepietów i Łochów najbliżej. Tam pojechali. Ja zaś z malutkim Antosiem i

chorym mężem pozostałam w Warszawie… Ciężki czas… Bóg tylko jeden dawał moc

wytrzymania”583

. Jakże różne od odczuć Łucji z Dunin – Borkowskich Hornowskiej były

wrażenia, które z odwiedzin w majątku rodziny męża wyniosła Jadwiga Weydel

Dmochowska. Z pobytów w należącym do Dmochowskich Burzcu autorka Dawnej Warszawy

zapamiętała wspaniałe lasy, stawy, obfitość zwierzyny, rodzinne polowania584

.

Urok wiejskich siedzib promieniował także i na kręgi zamożnej, nie powiązanej z

ziemiaństwem, warszawskiej burżuazji. Gebethnerowie regularnie spędzali wakacje na

podwarszawskich letniskach. Jan Gebethner wspominał pobyty w Brwinowie585

czy

Milanówku586

z sympatią, ale bez przypisywania im jakiegoś wyjątkowego wymiaru. Zgoła

odmienne, wiele mówiące o znaczeniu wiejskich wakacji, są wspomnienia Ferdynanda

Hoesicka. Doświadczony globetrotter, wytrawny turysta, przedstawiciel środowiska burżuazji

o niemieckich korzeniach, z ogromnym wzruszeniem opisywał wakacje w Drozdach u

wujostwa Jägerów: „(…) śliczny majątek ziemski, (…) ze wszystkim, co stanowi poezję wsi

polskiej”587

. Zjeżdżała doń cała, bliższa i dalsza rodzina właścicieli – Hoesickowie,

Temlerowie. Z zapałem oddawano się charakterystycznym, ziemiańskim rozrywkom.

Spacerowano, kąpano się w stawie, łowiono ryby, polowano. Panie szydełkowały, czytały

książki i gazety588

. Szczególnie mocno w pamięć Hoesicka zapadły jednak wakacje spędzane

w czasach dzieciństwa, a więc na przełomie lat 70-ych i 80-ych, w Wołominie: „Czym

Mickuny dla Słowackiego, a Szafarnia dla Chopina, tym dla mnie był Wołomin; a jeżeli wieś

polska jako najczystszy, najbardziej lechicki wytwór polskiego obyczaju, jako rdzennie

polskie środowisko i otoczenie, dające możność ciągłego i bezpośredniego stykania się z

ludem, nie może pozostać bez silnego wpływu na serdeczne przywiązanie się do ziemi

583

Tamże, s. 170. 584

J. Weydel Dmochowska, Dawna Warszawa, Warszawa 1959, s. 153-155. 585

J. Gebethner, op. cit., s. 91. 586

Tamże, s. 141. 587

F. Hoesick, op. cit., t. I, s. 155. 588

Tamże, t. I, s. 155-157.

Page 150: Praca Marek - O Turystyce

150

rodzinnej, do ojczyzny, to w moim życiu odegrał tę rolę Wołomin. Z Wołomina mam

najwięcej wspomnień wiejskich; to była ta wieś, która we mnie urobiła wyobrażenie o wsi

polskiej, o jej poezji, o polskim i mazowieckim krajobrazie, o ludzie polskim, o życiu na wsi,

zarówno we dworze, jak w czworaku, wśród zabudowań dworskich, jak w zagrodzie

włościańskiej, w karczmie i na plebanii, na targu lub na odpuście, w lecie podczas żniw lub w

zimie podczas sanny. O wszystkim tym nabrałem rzetelnego pojęcia dopiero w

Wołominie”589

.

Wołomin był majątkiem dzierżawionym przez wuja Ferdynanda – Gustawa

Granzowa. Rodzina – rodziną, ale przedsiębiorczy wuj wynajmował kuzynom pokoje,

inkasując po rublu od osoby. Gośćmi Granzowów, oprócz Hoesicków, bywali i

przedstawiciele innych, skoligaconych z nimi rodzin. Wywodzili się z kręgów kupców i

przedsiębiorców, należących do średniej burżuazji niemieckiego pochodzenia, ulegającej

szybkiej asymilacji. Pośród nich autor Powieści mojego życia wymienia Ehestädtów,

Gläcklerów, Hilknerów, Thielów, Temlerów, Pfeifferów. Wołomińscy letnicy oddawali się

tradycyjnym wiejskim atrakcjom – spacerom, polowaniom, grzybobraniom, pomaganiu przy

żniwach, przejażdżkom bryczkami, jeździe konnej590

. Naśladowanie zachowań

charakterystycznych dla polskiej szlachty i arystokracji było, jak się zdaje, formą

podkreślania własnej, wysokiej pozycji społecznej, jak i sposobem adaptacji do polskości.

Spędzanie czasu na wsi, praktykowanie tradycyjnych wiejskich obyczajów pozwalało na

budowanie więzi nie tylko z narodem jako całością, nie tylko z, nieistniejącą bądź co bądź,

Polską jako ojczyzną ideologiczną. Może przede wszystkim pozwalało na kreowanie własnej

zindywidualizowanej ojczyzny prywatnej, „małej ojczyzny”, przez Niemców właśnie

określanej jako die Heimat.

Swoisty, ideologiczny wymiar życia wiejskiego przedstawił w Rodzinie Połanieckich

Sienkiewicz. Bohater powieści – Stach Połaniecki z pewnością nie musiał się asymilować.

Pochodził z dobrej, szlacheckiej rodziny. Mówił jednak o sobie: „Ja jestem tym, co nazywają

<<aferzysta>>. Mam dom komisowo-handlowy na spółkę z niejakim Bigielem. Spekuluję na

zbożu, na cukrze, czasem na lasach i na czym się da”591

. Połaniecki, zamożny przedsiębiorca,

bourgeois o ziemiańskich korzeniach, przez kilkaset stron sienkiewiczowskiej powieści,

tchnącej upodobaniem do konserwatyzmu, dojrzewa do tego, by sprawić sobie letnią siedzibę.

589

Tamże, t. I, s. 252-253. 590

Tamże, t. I, s. 254-261. 591

H. Sienkiewicz, Rodzina Połanieckich, op. cit. , s. 19.

Page 151: Praca Marek - O Turystyce

151

Rozkoszuje się urokami podmiejskiej wilegiatury. Nosi się z zamiarem kupna „wiejskiej

kolonijki”. Na ostatnich kartach powieści wreszcie nabywa Krzemień – majątek należący

dawniej do rodziny jego młodej żony – anielskiej Maryni592

. Tym sposobem zostaje

uświęcony etos Polaka – ziemianina i następuje pochwała bukolicznego, idyllicznego, jedynie

słusznego wiejskiego żywota. Posiadanie realności symbolizuje u Sienkiewicza to, co zacne,

dobre i właściwe. Tak też postrzegano wakacje na wsi, będące i syntezą i, dla wielu,

ekwiwalentem tradycyjnych, ziemiańskich obyczajów.

Podobna atmosfera otacza, opisany przez Bolesława Prusa, pobyt Wokulskiego w

Zasławiu. Autor powieści odpowiedni rozdział zatytułował: „Wielkopańskie zabawy”.

Bohater Lalki, spędzając część lata u prezesowej, obcuje z reprezentantami najściślejszej

warszawskiej elity. Towarzystwo oddaje się właściwym dla swej sfery rozrywkom:

przejażdżkom wierzchem i powozami, zwiedzaniu romantycznych ruin, grzybobraniu,

spacerom, biesiadom. A wszystko to w siedzibie otoczonej powszechnym szacunkiem,

dostojnej matrony593

.

Jadwiga Waydel Dmochowska, relacjonując obyczaje stołecznej elity, opisała rozległą

topografię podwarszawskich letnisk, ściśle związanych z zasięgiem linii kolejowych. Znaczną

popularnością cieszyły się miejscowości leżące przy „linii otwockiej”, wzdłuż kolejki

wąskotorowej do Jabłonny i kolejki wilanowskiej594

. Według relacji autorki szczególnego

znaczenia na początku XX wieku nabrał Konstancin, który „(…) w przeciągu kilku lat (…)

pobił wszystkie letniska podwarszawskie”595

. Miejscowość była popularnym ośrodkiem

niedzielnego, jednodniowego wypoczynku warszawiaków. „Z czasem wymagania się

zwiększyły. Wiele osób z tak zwanych <<wolnych zawodów>>, lekarzy, adwokatów,

rejentów, nabywało albo budowało własne wille w miejscowościach podmiejskich. Tak

powstał Konstancin, który z czasem upodobała sobie warszawska finansjera, Skolimów,

Milanówek i wiele innych miejscowości”596

. Sposoby spędzania wakacyjnych miesięcy, w

rodzinnym gronie, na letniskach nasunęły pamiętnikarce ciekawe, bynajmniej nie

zaskakujące, skojarzenie: „Prawdziwa rosyjska dacza. Kiedy tłumaczyłam niedawno

Wspomnienia Panajewa i opisy wypraw autora z Hercenem i Ketcherem do przyjaciół

592

Tamże, s. 420. 593

B. Prus, Lalka¸Warszawa 1956, t. I, s. 303-336. 594

J. Waydel Dmochowska, Jeszcze o dawnej Warszawie, Warszawa 1960, s. 166-168. 595

Tamże, s. 169. 596

Tamże, s. 173-174.

Page 152: Praca Marek - O Turystyce

152

zamieszkałych na letniskach w majątkach różnych książąt Jusupowych i innych, stawał mi jak

żywy przed oczami Feliksów”597

.

Świadectwa pamiętnikarzy i opinie formułowane na kartach literatury pięknej

wskazują na istnienie zjawiska, charakterystycznego dla związanych z Warszawą elit.

Środowisko to dzieliło egzystencję swą pomiędzy zimę w mieście i lato w majątkach –

własnych lub stanowiących własność krewnych czy kuzynów. Opuszczenie miasta

traktowano jako coś normalnego, zwyczajnego, nierozerwalnie związanego z przyjętym w tej

sferze obyczajem, a przede wszystkim – jako coś koniecznego dla równowagi ciała i ducha.

Miasto uważano za przestrzeń uciążliwą, nieprzyjazną, może i wygodną, a nawet atrakcyjną i

wesołą - od października do maja, ale nie do wytrzymania w pozostałych miesiącach.

Dla rodzin zamożnych, cieszących się stabilną sytuacją finansową, letnia emigracja

poza mury Warszawy do swych włości stanowiła normę. Dla borykających się z materialnymi

problemami – potrzebę, potęgowaną środowiskowym imperatywem obowiązującego

obyczaju. Zaspokojenie takiej potrzeby znacznie ułatwiały rodzinne czy środowiskowe

kontakty. Postronnym obserwatorom – przedstawicielom grup stojących w społeczne

hierarchii poniżej kręgów arystokracji, ziemiaństwa czy szerzej rozumianych elit – kanikuła

w rodowych dobrach czy nawet świeżo nabytych siedzibach musiała się kojarzyć z wysoką

pozycją społeczną i prestiżem.

Dla zdrowia – w szeroki świat.

Wakacyjny wyjazd z Warszawy był przedsięwzięciem drogim. Nie posiadający

wiejskich siedzib musieli ponosić zupełnie oczywiste koszty „wiktu i opierunku”. Bogaci

przedstawiciele arystokracji, ziemiaństwa, burżuazji czy inteligencji udający się „do wód”,

miejsc rozrywki lub podążający ku pomnikom kultury poświęcali znaczne sumy na

zaspokojenie swych pragnień. Podróż, kuracja, letni wypoczynek przez ogół społeczeństwa

były postrzegane jako działania zbytkowne. Propagatorzy i uczestnicy tych form aktywności

starali się zatem w wszechstronnie i przekonywająco umotywować potrzebę sezonowego

opuszczania Warszawy.

W publikacjach prasowych, w których zachęcano do podróży, kuracji czy choćby

wilegiatury, zwracano uwagę, jak destrukcyjny, zgubny wpływ wywiera na człowieka miasto,

a jak zbawienny wpływ ma czas spędzony na wsi, na łonie natury: „Czas od pozytywnych

597

Tamże, s. 172.

Page 153: Praca Marek - O Turystyce

153

zajęć wolny, higiena zaleca (…) spędzać na świeżym powietrzu, na spacerze i gimnastyce

(…) a higieny każdy, kto chce żyć i pracować, musi słuchać. (…) Miasto, ze swoją energią i

inicjatywą, wytworzyło cywilizację, która, jak obecnie chora i zmęczona, szuka dla siebie

odpływu”598

.

Felietonista „Biesiady Literackiej” stwierdzał w 1898 roku: „Pociąg wrodzony do wsi

objawia się w zakładaniu osad letnich dokoła miast, (…) są one potrzebą duchową

mieszczanina (…), który odrywa się (…), aby kilka tygodni, a przynajmniej każdą niedzielę

przepędzić wśród zieleni swojego ogródka, na ganku, z którego widać pola, łąki, równiny lub

góry. I u nas to zamiłowanie już się budzi, ale nie z takim impetem jak u obcych; nasi

przemysłowcy, kupcy pożądają letnich siedzib i kupują ziemię wzdłuż kolei żelaznych, ale ta

przyjemność drogo ich kosztuje”599

.

Pośród najważniejszych powodów, mających skłaniać do opuszczania miasta,

najczęściej wymienianym, zarówno w prasie, jak i we wspomnieniach, była troska o zdrowie.

Bardzo liczne publikacje w dziennikach i periodykach II połowy XIX i początku XX wieku

pozwalają na stworzenie imponującej, długiej listy kurortów, do których rokrocznie ściągali

warszawiacy i tych, które warszawiaków chciały przyciągnąć. Lista obejmuje w sumie

kilkadziesiąt miejscowości uzdrowiskowych Królestwa, Galicji, nadbałtyckich guberni

Cesarstwa Rosyjskiego, pruskiego Pomorza, Śląska, Bawarii, wybrzeża Chorwacji,

francuskiej Riwiery i Bretanii, Alp, Krymu…

Na podstawie gazetowych reklam i dziennikarskich relacji można także sporządzić

wykaz rozmaitych zabiegów terapeutycznych, które ordynowano kuracjuszom. Były wśród

nich: kąpiele zimne, ciepłe oraz błotne, bromowe, jodowe i słoneczne; poranne spacery boso

po rosie; masaże – w tym także elektryczne; cudowne diety; transpiracja; świeże wino,

serwatka, kumys i żętyca; gimnastyka. Nad kuracją pragnących ratować swe zdrowie czuwały

zastępy lekarzy. Znamienne, że na łamach warszawskiej prasy pojawiały się anonse

informujące, że w popularnych uzdrowiskach, zwłaszcza zagranicznych, ordynują w sezonie

lekarze – Polacy. Było to, niewątpliwie, zachętą do podejmowania podróży do tych,

cieszących się wielką popularnością miejsc, skoro można było tam liczyć na troskę i

fachowość doktora – rodaka.

598

B. Lutomski, Wieś i miasto, „Tygodnik Ilustrowany” (dalej: „TI”) 1893, nr 3, s. 34-35. 599

Z Warszawy, „Biesiada Literacka” (dalej: „BL” 1898, nr 25, s. 482-483.

Page 154: Praca Marek - O Turystyce

154

Troska o zdrowie była jednym z głównych motywów regularnych wyjazdów, które

podejmowała rodzina Gebethnerów. Według Jana Gebethnera, taki cel przyświecał

regularnym pobytom w Zakopanem na przełomie XIX i XX wieku600

. W roku 1904 natomiast

„(…) matka z siostrami z polecenia lekarzy pojechała na kurację do Szwajcarii, do

miejscowości Baden pod Zurychem. Były tam cieplice mineralne”601

. Dramatyczne

okoliczności zadecydowały w roku 1910 o dużo dalszej podróży. Wobec stałego pogarszanie

się stanu zdrowia ojca, lekarze zalecili mu wyjazd do Egiptu na „dłuższą kurację”. Jak podaje

pamiętnikarz „Matka postanowiła jechać również, gdyż opieka była konieczna. Prócz tego

pojechał z rodzicami doktor Kopczyński, który był naszym lekarzem”602

. Niestety, mimo

nadziei i zaangażowanych środków, klimatyczna terapia nie powiodła się i Jan Robert

Gebethner zmarł, wkrótce po powrocie z Egiptu603

. W 1913 roku Jan Gebethner odwiózł do

Szwajcarii swoją matkę. Pani Gebethnerowa, której lekarze zalecili dłuższe leczenie,

odbywała je już jednak sama, w sanatorium nad Jeziorem Czterech Kantonów604

.

Wyjątkowo wiele miejsca w swych wspomnieniach poświęcił wojażom

podejmowanym dla poratowania zdrowia Ferdynand Hoesick. Jego rodzice byli ludźmi nader

słabej, według pamiętnikarza, struktury fizycznej. Spełniając zalecenia lekarzy, często

podejmowali kurację i poddawali się wymyślnym zabiegom w Iwoniczu605

, Ciechocinku606

,

Krynicy607

, Kaltenleutgeben608

, Zakopanem609

, Gleichenbergu, Reichenhallu i Meranie610

,

Landeck611

, Nizzy612

. Upodobanie do systematycznego leczenia było w rodzinie Hoesicków

bardzo ważnym, kultywowanym składnikiem obyczaju. W dodatku należycie uzasadnianym:

„(…) z nadejściem wakacji zawsze (…) wyjeżdżało się dla poratowania zdrowia”613

. Wedle

autora Powieści mojego życia, nie było to w środowisku warszawskiej burżuazji niczym

szczególnym. Nawet w odległych uzdrowiskach europejskich rodzice Ferdynanda spotykali

kuzynów i znajomych z Warszawy: Temlerów, Pfeifferów, Schielów, Goldfederów i

600

J. Gebethner, op. cit., s. 57-58. 601

Tamże, s. 91. 602

Tamże, s. 132. 603

Tamże, s. 135. 604

Tamże, s. 182-183. 605

F. Hoesick, op. cit., t. I, s. 166. 606

Tamże, t. I, s. 247. 607

Tamże, t. I, s. 150. 608

Tamże, t. I, s. 248. 609

Tamże, t. I, s. 288. 610

Tamże, t. I, s. 292. 611

Tamże, t. I, s. 495. 612

Tamże, t. I, s. 601. 613

Tamże, t. I, s. 247.

Page 155: Praca Marek - O Turystyce

155

innych614

. Warszawska burżuazja dbała o swoje zdrowie, naśladując przy tym obyczaje

praktykowane od dziesięcioleci w środowisku ziemiańskim.

Wyjazdy do wód zyskujące popularność wśród arystokracji i ziemiaństwa w pierwszej

połowie stulecia stały się normą, gdy Warszawa zyskała dogodne połączenie kolejowe z

Europą Zachodnią, a więc u schyłku lat czterdziestych. Przedstawiciele najbardziej elitarnych

środowisk korzystali z nich powszechnie. Chętnie też zwykłe, poznawcze czy wręcz

rozrywkowe, podróże tłumaczyli względami zdrowotnymi. Maria z Łubieńskich Górska z

Woli Pękoszewskiej w swym dzienniku stale podkreślała, jak pamiętamy, surowość

obyczajów, oszczędność, stronienie od zbytków – cechy, charakteryzujące jej rodzinę. Tym

niemniej właśnie potrzeby zdrowotne były, według autorki, istotną, a właściwie najważniejszą

przesłanką do podejmowania przez Górskich dalszych podróży.

Obyczaj kuracyjnych eskapad praktykowany był już w czasach młodości Marii, w

latach 50-ych, w rodzinie Łubieńskich615

. Poratowanie zdrowia męża było pretekstem do

opuszczenia Królestwa po wybuchu powstania styczniowego, do którego Jan Górski odniósł

się nad wyraz krytycznie616

. Umotywowana względami politycznymi kuracja przeciągnęła się

aż do jesieni 1864 roku. W tym czasie młodzi państwo Górscy odwiedzili Drezno, Meran,

Reichenhall i Wenecję617

. Odtąd stale już Maria Górska wojażowała po Europie. Pierwsze

lecznicze wyprawy w latach 80-ych odbywała wraz z małżonkiem: „W lecie jeździliśmy

zwykle do wód. Mój mąż, po bardzo wytężonej pracy, potrzebował wypoczynku, a teraz

[1889], co przez oszczędność odmawia sobie tego, podupadł na siłach i swobodzie”618

.

Przedsiębrane w latach 90-ych kolejne wyprawy Marii Górskiej były podyktowane

koniecznością leczenia nadzwyczaj chorowitej córki Pii, której główną bolączką była

przewlekła egzema twarzy. Stąd kuracyjne pobyty na wyspie Hohr619

, w Wiedniu620

,

Busku621

, Blenkenbergu622

, Berlinie623

, Davos624

, Lourdes625

, Zakopanem626

. Każdy z

614

Tamże, t. I, s. 601. 615

M. Górska z Łubieńskich, op. cit., t. I, s. 55, 61. 616

Tamże, t. I, s. 87-89. 617

Tamże, t. I, s. 92. 618

Tamże, t. I, s. 107-108. 619

Tamże, t. I, s. 124. 620

Tamże, t. I, s. 211, 232. 621

Tamże, t. I, s. 232. 622

Tamże, t. I, s. 194. 623

Tamże, t. II, s. 6. 624

Tamże, t. II, s. 62. 625

Tamże, t. II, s. 69. 626

Tamże, t. II, s. 158.

Page 156: Praca Marek - O Turystyce

156

wyjazdów był, rzecz prosta, okazją do doznań turystycznych, jednak, wedle relacji autorki

dziennika, to troska o zdrowie kazała wyruszać w świat.

Względy zdrowotne, ale raczej o wymiarze profilaktycznym, były również

zasadniczym motywem podróży synowej Marii Górskiej – Antoniny z Chłapowskich.

Wychowywana w słynącej z surowych zasad Turwi, gdy po śmierci rodziców w 1879 roku

znalazła się pod opieką dziadków, regularnie wyjeżdżała latem „do wód”. Bywała w

Szczawnicy i Reichenhallu627

, dotarła też na Riwierę i do Włoch628

.

Józef Mineyko, ponad wszystko lubiący wakacje w rodzinnych Dubnikach, traktował

konieczność uzdrowiskowej kuracji jako dopust Boży. Dzieckiem będąc, musiał jednak

poddawać się woli rodziców, ściśle wykonujących zalecenia lekarza: „Wyczerpani

naukami i egzaminami, przy trudnym planie nauk, jaki miał miejsce w tych czasach,

potrzebowaliśmy nie tylko wypoczynku, ale i wzmocnienia. I doktor Kosmowski z

największym spokojem wysyłał nas do Iwonicza lub Krynicy. Łzy cisnęły się nam do oczu i

złość do doktora mieliśmy straszliwą”629

.

Z wielkim za to zapałem podróże podyktowane względami leczniczymi praktykowała

rodzina Brzezińskich. Państwo Brzezińscy wzięli ślub w 1854, a pierwszego potomka – syna

Franciszka, doczekali się dopiero w 1867 roku. Wedle wspomnień Stanisława, jego rodzice w

ciągu tych kilkunastu lat corocznie wyjeżdżali latem na zagraniczną kurację, ze względu na

ciężką chorobę pani630

. Troska o zdrowie także i w późniejszych latach zachęcała

Brzezińskich do systematycznych wyjazdów, wraz z małymi dziećmi - Frankiem, Kaziem i

Stasiem, do uznanych kurortów: Liebenstein, Kołobrzegu, Kudowy, Krynicy631

. Po śmierci

mecenasa Brzezińskiego w 1876 roku, sama pani Brzezińska, z trzema synkami, nadal

konsekwentnie wyruszała do zagranicznych uzdrowisk – i to mimo pewnego obniżenia

standardu życia rodziny632

. Jak podaje Stanisław Brzeziński, każdy, dosłownie, wyjazd był

zalecany przez lekarzy, zaniepokojonych „słabowitością Franusia”633

. Pamiętnikarzowi

szczególnie zapadły w pamięć pobyty w Ciechocinku, w końcu lat 70-ych634

. Od lat 80-ych

bracia Brzezińscy, pod opieką mamy, zaczęli poznawać najbardziej renomowane uzdrowiska

627

A. Górska z Chłapowskich, op. cit., s. 83. 628

Tamże, s. 102-107. 629

J. Mineyko, op. cit., s. 79. 630

S. Brzeziński, op. cit., s. 37-38. 631

Tamże, s. 52-54. 632

Tamże, s. 55, 90. 633

Tamże, s. 52. 634

Tamże, s. 101, 105, 108.

Page 157: Praca Marek - O Turystyce

157

europejskie. O celu wakacyjnej wędrówki zawsze decydowały ścisłe zalecenia lekarzy:

„Zbliżały się lata szkolne, a z nas trzech Franuś był ciągle bardzo delikatny i wuj dr Rose,

który się nami bardzo troskliwie opiekował, uznał, że o ile Franuś się nie poprawi, to o

szkołach nie może być mowy. Zdecydowano więc, że i kąpiele morskie i pobyt w górach jest

dla Franusia niezbędny. Postanowiliśmy wraz z Mamą wyjechać na 4 tygodnie na kąpiele

morskie na Lido, pod Wenecję i na dłuższy pobyt do Ischlu, w Salzkamergut635

. (…) Kuracja

ta znakomicie nam zrobiła i zdrowie Franusia znacznie się poprawiło”636

. Rok później „(…)

wuj Rose zdecydował, że Franuś ma odbyć jeszcze podobną kurację, aby się kompletnie

wzmocnić do przyszłych studiów [w III klasie gimnazjum]. Ta tylko była zmiana, że na

początku lata 1881 pojechaliśmy najpierw w góry, a potem do trochę mocniejszych

kąpieli”637

. Dobrodziejstw górskiego powietrza rodzina tradycyjnie doświadczała w Ischlu638

,

za to nad morze udano się do Spezii, koło Genui639

. „Po powrocie do Warszawy, po tak

znakomitej kuracji Franuś czuł się na tyle silnym, że wstąpił do III Gimnazjum

Filologicznego, gdzie zdał egzamin do 3 klasy, a Kazio do 2 klasy do prywatnej Szkoły

Realnej Wojciecha Górskiego”640

. Cóż jednak z tego, skoro w Wielkanoc 1882 roku Kazio

zachorował na „latający reumatyzm” i „Doktorzy zadecydowali, że potrzebne są dla Kazia

silne kąpiele i że najwięcej byłoby wskazane Neuheim, były to wówczas najsilniejsze kąpiele

na takie choroby641

. (…) W Neuheim mieliśmy pozostać dłuższy czas i dlatego, jak w Ischlu

zamieszkaliśmy prywatnie, niedaleko kąpieli. Kazio prawie codziennie brał te silne

kąpiele”642

.

Jak już wspominaliśmy, dla Stanisława Brzezińskiego, w przedsiębranych przezeń

podróżach, niezwykle istotne były względy towarzyskie, środowiskowe. Jak przekonamy się

niebawem, rolę pierwszoplanową odgrywały wszakże aspekty poznawcze, turystyczne. Tym

niemniej pamiętnikarz uważał za konieczne podkreślenie zdrowotnego uzasadnienia

podejmowanych wojaży. Mogło to, jak się zdaje, wynikać z dwóch przesłanek. Po pierwsze,

pozwalało na swego rodzaju usprawiedliwienie dość kosztownej formy aktywności, która

mogła być postrzegana jako rodzaj zbytkownego luksusu. Po drugie, dawało możność

zaprezentowania rodziny Brzezińskich jako szczególnie światłej, świadomej konieczności

635

Tamże, s. 835. 636

Tamże, s. 851. 637

Tamże, s. 852. 638

Tamże, s. 853-854. 639

Tamże, s. 854-863. 640

Tamże, s. 863. 641

Tamże, s. 867. 642

Tamże, s. 874.

Page 158: Praca Marek - O Turystyce

158

dbania o zdrowie i postępującej ściśle według wskazań uzasadnianych najbardziej

aktualnymi poglądami nauki. Tak więc podróż – kuracja świadczyć by miała nie tylko o

pozycji materialnej i społecznej rodziny, ale i o jej obliczu intelektualnym, o wysokiej

świadomości znaczenia dbania o zdrowie.

Znamienne, że względy medyczne potrafiły skłonić do dalszych wojaży także i tych

przedstawicieli elit, którzy popadli w finansowe tarapaty. Łucja Hornowska, mimo widma

bankructwa i niedostatku, z nadzieją wysłała latem 1879 na kurację do Steinerhoffu męża,

pogrążającego się w chorobie psychicznej: „Po sześciu tygodniach doczekałam się powrotu

męża, któremu kuracja zrobiła bardzo dobrze”643

. Mimo znacznych kosztów i wyrzeczeń,

poprawa nie okazała się trwała i Hornowskiego w rezultacie trzeba było umieścić w 1880

roku w zakładzie dla obłąkanych644

.

Ufność pokładana w wyjazdach do „badów” i kurortów wynikała z poważania, jakim

darzono osiągnięcia ówczesnej medycyny i ze swoistej, szeroko rozpowszechnionej mody na

dbanie o zdrowie. Panujące wśród elit przekonanie o nieodzowności zabiegów oferowanych

w uznanych uzdrowiskach, powodowało, że nawet nie wyjeżdżając z Warszawy poszukiwano

ekwiwalentów dobrodziejstw, zapewnianych przez dalekie wyprawy lecznicze. Nie trzeba

było opuszczać murów stolicy, by – na przykład – poczuć się jak „u wód”. Jak wspomina

Stanisław Brzeziński, z początkiem maja otwierano w Ogrodzie Saskim „Ogród wód

mineralnych”. Dostępne w nim były najbardziej renomowane wody z całej niemal Europy,

rekomendowane przez warszawskich lekarzy „niezależnie od letniego wyjazdu za granicę”645

.

Według Brzezińskiego: „Ta kuracja w Instytucie Wód Mineralnych była tak

rozpowszechniona, że nie było rodziny wśród zamożniejszej Warszawy, która by nie

chodziła w maju do Saskiego Ogrodu na wody”646

. Dla przedstawicieli warszawskich elit

przechadzki z kubeczkami po parkowych alejach były jedynie wstępem, preludium do

najbardziej oczekiwanych i pożądanych sposobów dbania o zdrowie, jakimi były dalekie

wojaże. Nie zawsze, choć prawdopodobnie najczęściej, podróże miały charakter rozrywkowy,

odpoczynkowy. Służyły atrakcyjnemu urozmaiceniu codzienności.

643

Ł. Hornowska z Dunin – Borkowskich, op. cit., s. 171. 644

Tamże, s. 174 645

S. Brzeziński, op. cit., s. 559-560. 646

Tamże, s. 560.

Page 159: Praca Marek - O Turystyce

159

Radosna beztroska z dala od domu…

Przedstawiciele wyższych sfer ochoczo oddawali się pozamiejskim rozrywkom,

zupełnie pozbawionym aspektu medycznego, a służącym jedynie uciesze i zabawie. Szukając

wytchnienia, swobody i kontaktu z naturą, udawano się na jednodniowe majówki. Zwyczaj

ten narodził się już na samym początku XIX wieku. Popularnym miejscem pikników,

organizowanych przez kręgi elitarne były wówczas Bielany647

. Z czasem jednak Bielany

zostały opanowane przez proletariuszy, a bardziej stateczni obywatele szukali

spokojniejszych, bardziej intymnych miejsc. Także i na tym polu bogatymi doświadczeniami

mógł się pochwalić Stanisław Brzeziński: „W maju też rozpoczynały się prawdziwe

<<majówki>>. Nie było domu rodzinnego, któryby w maju nie urządzał paru majówek. A

zorganizowanie takiej majówki pociągało wiele kłopotu. Najczęściej kilka rodzin, z licznymi

dziećmi, umawiało się na jakiś dzień, najczęściej na niedzielę lub święto, na ten dzień

zamawiano na poczcie wielki brek. A były na poczcie takie breki na 30 lub 40 osób,

zaprzężone w cztery konie w popręg (bo nie wolno było czterech koni zaprzęgać w lic), z

pocztylionem z trąbką. Jak taki brek zajeżdżał lub ruszał w drogę, to trąbił, ku wielkiej

radości wszystkich dzieci. Najczęściej jeździło się do jakiegoś pobliskiego lasu i panie

zabierały ze sobą całe kosze z prowiantami. Czego tam nie było…”648

.

Jednodniowe wycieczki pod miasto nie wiązały się z jakimiś szczególnymi formami

rekreacji, czy fizycznej aktywności. Ze swobody i kontaktu z naturą najpełniej korzystały

dzieci, nie skrępowane, w tych nadzwyczajnych okolicznościach, zasadami konwenansu.

Dorośli rozsiadali się na przywiezionych specjalnie meblach i godzinami biesiadowali,

pochłaniając wiktuały podawane przez służbę. Mimo że sposób spędzania czasu na tego

rodzaju piknikach nie odbiegał nazbyt od stylu salonowego, to „majówki” bywały przez

pamiętnikarzy wspominane jako zwyczaj mający posmak wakacji, wyrwania się poza

miejskie mury. Łucja Hornowska, niespełniona, niezaspokojona w swym pragnieniu

wojażowania, wspominała, że w pierwszych, szczęśliwszych latach małżeństwa spędzała

wraz z mężem i gronem znajomych święta i niedziele poza Warszawą. Wyruszano do

zaprzyjaźnionych majątków lub choćby do Wilanowa649

.

Krótkie, jednodniowe wycieczki przedstawicieli elit do podstołecznych lasów czy

parków wynikały z prostej potrzeby rozrywki, relaksu. Przez kręgi arystokracji, ziemiaństwa,

647

W. L. Karwacki, Zabawy na Bielanach, Warszawa 1978. 648

S. Brzeziński, op. cit., s . 578-579. 649

Ł. Hornowska z Dunin-Borkowskich, op. cit., s. 119-120.

Page 160: Praca Marek - O Turystyce

160

burżuazji i inteligencji uważane były za miłą i przyjemną, ale jednak jedynie zastępczą formę

autentycznej podróży lub pełniejszego kontaktu z naturą. Tak traktowane, nie wymagały

szczególnego uzasadnienia, wytłumaczenia. Nie były także przedmiotem nadzwyczajnego

zainteresowania prasy. Były stosunkowo łatwo dostępne nie tylko dla najbogatszych kręgów

społeczeństwa, ale też dla warstw średniozamożnych i uboższych.

Za rzeczywisty wyznacznik miejsca elit na drabinie społecznej, związany ze

sposobami spędzania wolnego czasu, była uważana rozrywka w renomowanych

uzdrowiskach, miejscach słynących z dóbr kultury, życia artystycznego lub emocji hazardu.

Prasa z upodobaniem relacjonowała szczegóły życia wyższych sfer w najbardziej

prestiżowych miejscowościach Europy, a i sami uczestnicy najpopularniejszych rodzajów

wypoczynku wręcz szczycili się wymyślnymi atrakcjami, jakie były ich udziałem. Anna Leo,

z pewnym zgorszeniem, konstatowała: „Bezmyślność, dobrobyt i uciecha dążą na dworzec

warszawsko-wiedeński”650

. W stwierdzeniu pamiętnikarki zapewne niemało było racji. Nawet

tak doświadczony, ciekawy świata i wrażliwy podróżnik jak Ferdynand Hoesick nie stronił na

przykład od iście lukullusowych uciech stołu i trwonił znaczne środki na najdroższe hotele,

odbywając podróż przez Niemcy, Szwajcarię i Włochy ze wzbudzającą jego namiętność

tajemniczą panią H.651

.

O ile w przypadku Hoesicka wspomniane ekstrawagancje towarzyszyły prawdziwej

pasji poznawczej, to inaczej przedstawia się sprawa rodzinnych zwyczajów podróżniczych,

opisanych przez Jana Gebethnera. Pamiętnikarz reprezentował dokładnie to samo środowisko

– zarówno pod względem pochodzenia, zamożności, dziedziny przedsiębiorczości. Zwłaszcza

ta ostatnia okoliczność – działalność wydawnicza i księgarska, a więc dająca naturalny

związek z kulturą – kazałaby oczekiwać, że Gebethnerowie powinni przywiązywać

szczególną wagę do poznawczych walorów podróży. Tymczasem obraz wyłaniający się z

Młodości wydawcy zaskakuje. Gebethnerowie jeździli często, daleko, nie żałując zbytnio

pieniędzy. Zastanawia jednak, dlaczego we wspomnieniach Jana brak jest praktycznie

jakichkolwiek świadectw obcowania z pomnikami kultury, muzeami, galeriami. W 1904, gdy

wraz z ojcem odwiedzał matkę i siostry odbywające kurację w Szwajcarii, podziwiał

wprawdzie Alpy (sam pamiętnikarz, jak i jego ojciec byli zapalonymi turystami,

wielbicielami gór), ale nie zwiedził ani Monachium, ani Wiednia, ani Bazylei – mimo, że

650

A. Leo, Wczoraj. Gawęda z niedawnej przeszłości, Warszawa 1929, s. 38-39. 651

F. Hoesick, op. cit., t. II, s. 445-447.

Page 161: Praca Marek - O Turystyce

161

miasta te leżały na trasie wojażu652

. W roku 1907 rodzina wybrała się na wyspę Oléron we

Francji i po drodze zatrzymała się w Paryżu. Jan jednak nie wspomina, by cokolwiek tam

zwiedzano653

. Trudno formułować daleko idące wnioski, ale podróże Gebethnerów, nie licząc

ich turystycznych dokonań w Tatrach, mieszczą się wśród tego rodzaju wojaży

reprezentantów elit, których nikła wartość zwracała uwagę krytyków.

Szczególnie wyraziste, świadczące o nadzwyczajnych możliwościach finansowych i

wyjątkowych stosunkach towarzyskich są wynurzenia Zofii z Tyszkiewiczów Potockiej.

Wielka arystokratka, u schyłku życia, kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej, z nostalgią i

dumą opisywała szczegóły podróży, które jej rodzina podejmowała na przełomie XIX i XX

wieku. Zasadniczym celem kilkutygodniowych wyjazdów rodziców Zofii – Władysława i

Marii Krystyny Tyszkiewiczów, przedsiębranych w okresie Wielkiego Postu, były – jak już

wspomniano – wielkie zakupy w renomowanych, europejskich domach mody, związane ze

zbliżającym się sezonem letnim. „Rodzice odwiedzali Paryż i Wiedeń. Mama zamawiała

toalety w <<Maison Prévest>>. Styl mody wiedeńskiej pasował najlepiej do typu jej urody,

dystyngowany, prosty i spokojny. (…) Do Paryża rodzice jeździli każdego roku i przywozili

nam liczne podarunki. W Paryżu zamawiano stroje balowe w modnych wtedy domach,

angielskie kostiumy u <<Cruda>>, obuwie u bardzo dobrego szewca – Costa. Ten ostatni

stale ubierał małe, śliczne, zgrabne nóżki Mamy. Nawet jeszcze po II wojnie 1939-1945 roku

Stefan [brat Zofii] przywoził z Paryża zamówione sztuki. Ojciec ubierał się u znanego krawca

w Wiedniu, następnie w Mediolanie, u sławnego Prandoni’ego”654

.

Zakupy w europejskich stolicach stanowiły trwały element tyszkiewiczowskiego

obyczaju. Poświęcano na nie bardzo wiele czasu i traktowano jako miłą rozrywkę.

Wspominając wspólny z rodzicami pobyt w Paryżu w 1904 roku, autorka Ech minionej epoki

konstatowała: „Mama spędzała długie, poranne godziny w domach mody. Obstalowywała i

przymierzała wybrane modele na nadchodzący <<Zielony Karnawał>> w Warszawie, na

sezon wyścigów konnych”655

. Jedenastoletnia wówczas Zofia, zmęczona zgiełkiem miasta,

towarzysząc matce, dogłębnie poznawała eleganckie zakłady najbardziej wziętych krawców,

szewców i kapeluszników. Nie dane jednak jej i jej bratu, jako dzieciom, było zakosztować

wszelkich uroków „miasta świateł”: „W Paryżu wieczory spędzaliśmy w hotelu. Zasypialiśmy

652

J. Gebethner, op. cit., s. 91-92. 653

Tamże, s. 93. 654

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. I, s. 57. 655

Tamże, t. II, s. 82.

Page 162: Praca Marek - O Turystyce

162

wcześnie, a Rodzice mogli swobodnie oddawać się rozrywkom i odwiedzinom krewnych i

znajomych”656

.

Uderzające jest to, że w nadzwyczaj bogatych w szczegóły wspomnieniach Zofii z

Tyszkiewiczów zabrakło miejsca dla odnotowania przykładów obcowania z prawdziwie

wysoką kulturą, zabytkami, muzeami, kolekcjami sztuki. I nie wynika to, jak się zdaje, z

naturalnej dla małego dziecka powierzchowności obserwacji. Nie jest też to skutkiem

oszczędzania przez rodziców nadmiaru wrażeń, mogących zmęczyć arystokratyczne latorośle.

Zapewne, jak to krytycznie przedstawiano w prasie i jak ukazywali to niektórzy

pamiętnikarze, podróże najwyższej arystokracji koncentrowały się na lekkich uciechach i

spektakularnych rozrywkach.

Zofia z Tyszkiewiczów Potocka ze swej pierwszej poważnej wyprawy za granicę (na

Riwierę i do Paryża) zapamiętała, oprócz drobiazgowo celebrowanego wyboru kreacji,

sprawy błahe i, choć atrakcyjne, to nie świadczące o nadzwyczajnych ambicjach

poznawczych rodziny. Przede wszystkim, autorka pamiętników rozrzewniała się pisząc o

rozlicznych uciechach stołu, wizytach w cukierniach i restauracjach657

, udziale w barwnym

corso kwiatowym658

. W rybackim miasteczku Antibes rodzina Tyszkiewiczów często, za

stosowną opłatą, spacerowała po parku należącym do amerykańskiego milionera, a następnie

regenerowała nadwątlone siły wystawnymi podwieczorkami w ekskluzywnym Grand

Hotelu659

. Dla Zofii i Stefana wuj Henryk Dembiński zorganizował wycieczkę na stojący na

pełnym morzu francuski okręt wojenny Le Suffren. Wyjątkowo wprost zapadła jednak w

pamięć małej Zosi wizyta w znanej fabryce perfum i kosmetyków w Grasse: „Miejscowy

dyrektor oprowadzał nas po dużych halach zasypanych tonami różnobarwnych kwiatów

segregowanych, rozłożonych barwami i gatunkami. Zapachy, bardzo mocne, przyprawiały o

zawrót głowy i oślepiały wzrok, piękne fiołki, róże goździki i inne, które odpowiednio

przerabiane dawały pachnące perfumy, mydła, kremy itp. Cała nasza rodzina nabyła mnóstwo

tych atrakcyjnych wyrobów, a dyrektor ofiarował nam ślicznie opakowane reklamowe

kamionki, rozsyłane w dużych ilościach do większych firm miejscowych i zagranicznych”660

.

Według Deana MacCannella cechą nowoczesnego społeczeństwa jest zjawisko „muzeifikacji

pracy”, polegające na zwiedzaniu zakładów przemysłowych jako miejsc szczególnie

656

Tamże, t. II, s. 83. 657

Tamże, t. II, s. 74-77. 658

Tamże, t. II, s. 77-78. 659

Tamże, t. II, s. 76. 660

Tamże, t. II, s. 76.

Page 163: Praca Marek - O Turystyce

163

atrakcyjnych z turystycznego punktu widzenia661

. Wydaje się jednak, że dla Dembińskich i

Tyszkiewiczów wizyta w fabryce perfum była rozrywką, pozwalającą przede wszystkim na

zaopatrzenie się w hurtową niemal ilość luksusowych produktów służących pielęgnacji –

jakby to powiedziała Zofia Potocka - „rasy i urody”.

Bogaty obraz mniej lub bardziej wymyślnych rozrywek, jakim oddawali się zamożni

bywalcy zagranicznych i krajowych uzdrowisk możemy odtworzyć na podstawie

niezliczonych publikacji prasowych z drugiej połowy XIX wieku. Każda relacja, każda

korespondencja zawierała szczegółowy opis atrakcji, wypełniających czas gości od ranka do

późnej nocy. Były wśród nich bale, reuniony, koncerty, spektakle - zarówno profesjonalnych

zespołów aktorskich, jak i występy kółek amatorskich – często tworzonych przez samych

wypoczywających. Popularnością cieszyły się corsa kwiatowe, przechadzki po zdrojowych

parkach, promenadach, niezbyt wymagające wycieczki. Żądni mocnych wrażeń odwiedzali

jaskinie hazardu – zwłaszcza w Monte Carlo662

. Praktykowano towarzyskie wizyty,

uprawiano flirt. Letni wypoczynek, pobyt w cieszącym się prestiżem miejscu był często

kolejną, po zimowym karnawale, okazją do kojarzenia małżeństw. Jak podaje Zofia z

Potockich, podczas wakacji: „Często kojarzono małżeństwa, baklowane podczas karnawału, z

dala od plotek i niedyskretnych uwag, zwłaszcza gdy chodziło o wielką partię”663

.

Podobnie miło, lekko i przyjemnie upływał czas członkom rodu Tyszkiewiczów

podczas letnich miesięcy spędzanych w dobrach rodowych na Litwie. W Kretyndze pod

Połągą zażywano morskich kąpieli, biesiadowano, słuchano koncertów, oddawano się życiu

towarzyskiemu wespół z innymi podejmowanymi tam rodzinami ziemiańskimi i

arystokratycznymi664

. Z kolei majątek w Landwarowie, oprócz standardowych rozrywek i

atrakcji „wiejskich” dostarczał Tyszkiewiczom, ich krewnym i kuzynom przeżyć prawdziwie

sportowych. Był bowiem Landwarów, bez przesady rzecz ujmując, prawdziwym ośrodkiem

jeździectwa. Jak wspominała Zofia: „Sport jeździecki miał duże możliwości rozwoju na

terenie Landwarowa, z moją matką na czele. Dobrana paczka sportsmenów i hodowców koni

brała udział w spacerach i rajdach” 665

.

Beztroska, pewna bezrefleksyjność, powierzchowność doznań młodziutkiej Zofii

zmuszają do zastanowienia się nad charakterem tyszkiewiczowskich podróży: nad ich

661

D. MacCanell, op. cit., s. 96-98. 662

F. Hoesick, op. cit. t. I, s. 602 -603. Por. J. Weyssenhoff, op. cit., s. 230-244. 663

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. I, s. 57. 664

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. I, s. 109. 665

Tamże, t. II, s. 49.

Page 164: Praca Marek - O Turystyce

164

wartością, lekceważeniem możliwości wzbogacenia wiedzy i wrażliwości. Co ciekawe,

wspomnienia spisywała sędziwa już dama, świadoma tego, co należy do dobrego tonu i jakie

elementy składają się na wizerunek człowieka światowego, obytego i kulturalnego.

Zdumiewa, że w tej materii zabrakło w pamiętnikach Zofii z Tyszkiewiczów Potockiej

dowodów, świadczących o wybitniejszych walorach jeśli nawet nie intelektu kilku lub

kilkunastoletniego dziecka, to przynajmniej ambicji i pedagogicznej konsekwencji jej

rodziców czy opiekunów. Ten swoisty deficyt w doświadczeniach z odległej przeszłości,

zaważył – jak się zdaje – na charakterze wspomnień, spisywanych po upływie dziesięcioleci.

W efekcie, Echa minionej epoki stanowią świadectwo funkcjonowania obyczaju, na którego

rozpowszechnienie wśród najwyższych elit brytyjskich wskazywała Lynn Withey666

.

Środowisko to, według amerykańskiej badaczki, u schyłku XIX wieku nie podróżowało w

konkretnych celach poznawczych czy choćby kuracyjnych, ale po to, by móc spędzać czas w

spektakularnym luksusie i oddawać się najkosztowniejszym rozrywkom.

Turystyczna aktywność europejskich elit charakteryzowała się przede wszystkim

ogromną skalą geograficzną. Nie inaczej rzecz miała się na gruncie polskim. Pomijając

najdalsze, najbardziej egzotyczne podróże ekscentrycznych arystokratów jak Józef hrabia

Potocki667

, czy dalekie literacko-reporterskie wyprawy uznanych ludzi pióra jak Henryk

Sienkiewicz, dorobek podróżniczy wielu przedstawicieli ekskluzywnych kręgów społecznych

był imponujący. Cała Europa stała przed nimi otworem. Wszędzie czuli się jak u siebie.

Zwiedzając kontynent bez przeszkód korzystali z najwymyślniejszych dobrodziejstw

cywilizacji. Nie musieli liczyć się z kosztami. Stanowili integralną część najzamożniejszych

kręgów społecznych Europy. Hołdowali identycznym obyczajom jak najwyższe warstwy

społeczeństwa brytyjskiego czy rosyjskiego.

W wakacyjnych zachowaniach reprezentantów najznamienitszych środowisk można

się doszukiwać opisywanej przez Thorsteina Veblena „konsumpcji na pokaz”. Arystokraci i

burgeois nie musieli w zasadzie zważać na opinię ogółu. Społeczeństwo, oczywiście,

odnosiło się do samego faktu peregrynacji najzamożniejszych z pewną zazdrością, ale

traktowało je jako coś dla tej grupy normalnego, oczywistego, uprawnionego. Kontrowersje

wzbudzała niekiedy forma tych podróży (ich nadmierna wystawność) i treść, a raczej brak

treści. Prasa zamieszczała doniesienia o wyjazdach lub powrotach znamienitych osobistości

Warszawy beznamiętnie, jako konwencjonalne informacje. Podróżnicze pasje elit traktowano

666

L. Withey, op. cit., s. 190-195. 667

J. Potocki, Notatki myśliwskie z Afryki, Warszawa 2009.

Page 165: Praca Marek - O Turystyce

165

bez nadzwyczajnych emocji – podobnie jak i wędrówki po kurortach, dla których pretekstem

były względy zdrowotne.

Często jednak redaktorzy warszawskich dzienników i periodyków, informując o

dalekich podróżach ludzi zamożnych, ganili traktowanie tych wyjazdów przez kręgi elitarne

jako błahej zabawy, która nie poszerza wiedzy, ani nie wzbogaca człowieka. Felietonista

„Tygodnika Mód i Powieści” wołał oburzony: „Rany Boskie! Po co ci panowie włóczą się po

obczyźnie, tak mało z niej przywożąc, tak wiele w niej zostawiając? Czy uwierzycie państwo,

że mi się udało jednego dotąd spotkać takiego, który widział dużo, bo umiał patrzeć, i który

dowiedział się wiele, bo jest ciekawy, ile potrzeba?”668

. „Bańki mydlane” „Kuriera

Warszawskiego”, niezastąpione w wyśmiewaniu zagnieżdżonych w stereotypach wad i

przywar, kpiły: „Po powrocie z Karlsbadu. - Jaką drogą powracałeś? - Zwykle do Karlsbadu

jeżdżę przez sympatyczną dla mnie Pragę, ale w tym roku, ponieważ nie znałem jeszcze

wcale Drezna, powróciłem na Berlin. - Cóż, zachwycony jesteś galerią drezdeńską? -

Przyznam ci się, że nie byłem w niej: ja już tyle w życiu widziałem rozmaitych galerii!”669

.

Antoni Skrzynecki aż w jedenastu kolejnych numerach „Wędrowca” z końca 1893

roku obnażał zdradliwe pułapki, czyhające na lekkomyślnych, naiwnych wojażerów, którzy

udają się na francuskie wybrzeże Morza Śródziemnego z zamiarem zasmakowania emocji

hazardu. Sprawozdawca poddał miażdżącej krytyce tych, którzy oddawali się niegodziwym,

zgubnym rozrywkom. Opisywał historię kasyn, obyczaje tam panujące, przytaczał mrożące

krew w żyłach przykłady ludzkich tragedii, prowadzących do ostatecznego bankructwa

graczy i kończących się niekiedy – samobójstwem…670

. Riwierę charakteryzował

następująco: „Wszechświatowa szulernia – przez jednych błogosławiona kraina słońca i

ciepła, a przez drugich przeklinana z powodu jaskini zwanej Monte Carlo”671

.

Demaskatorskie artykuły Skrzyneckiego, potępiające bezmyślną rozrzutność

najbogatszych, współbrzmiały ze słowami K. Szaniawskiej, która na łamach „Bluszczu”

stwierdzała: „Wędrówkom naszym brak jest ściśle określonego celu, najczęściej żadnej nie

wyciągamy z nich korzyści”672

. Autorka zauważała, że po Europie podróżuje wiele rodzin

obojętnych na przyrodę, zabytki, kulturę; że ludziom tym brak jest estetycznej wrażliwości, a

cechuje ich naiwność, pustka ducha, czczość i pozory wykwintu. W 1908 r. na łamach

668

Z tygodnia, „TMiP” 1893, nr 39, s. 311. 669

Bańki mydlane, „KW” 1898, nr 238, s. 5. 670

A. Skrzynecki, Tajemnice szulerni (Monte Carlo), „Wędrowiec” 1893, nr 42-52. 671

A. Skrzynecki, op. cit., „Wędrowiec” 1893, nr 42. 672

K. Szaniawska, Ratujmy się sami!, „Bluszcz” 1908, nr 18.

Page 166: Praca Marek - O Turystyce

166

tygodnika po raz kolejny krytykowano gnuśność, powierzchowność i mierną jakość polskich

obyczajów podróżniczych. W obszernym, poważnym tekście pt. Podróżomania. Nieco

spóźnione rozpamiętywania powakacyjne C. Walewska zarzucała przedstawicielom polskich

elit, że peregrynując po Europie i docierając niemal wszędzie, afiszują się szlachectwem,

szastają pieniędzmi, dostosowują do otoczenia, a przywożą nader ubogie „kosmopolityczne

wrażenia”. Ubolewała, że jako naród widoczny w zagranicznych miejscowościach

wypoczynkowych „(…) krytykujemy, nudzimy się, sportów nie używamy, chodzić nie

lubimy, kwasimy się więc”673

.

Nie tylko rozrywka. Poznać świat – wzbogacić siebie.

W świadomości społecznej schyłku XIX wieku dominował mało chwalebny obraz

wojaży najzamożniejszych. Powierzchowność i jałowość podróży, wypełnianie ich

rozrywkami tyleż kosztownymi, co mało wartościowymi, budziły sprzeciw i przyganę części

pamiętnikarzy wywodzących się z kręgów elitarnych. Edward Krasiński na przykład

stwierdzał, że: „(…) wielu zamożnych jeździło nie tylko na odpoczynek, ale częstokroć na

używanie życia bezmyślnie, wydając dużo pieniędzy (…)”674

. Warszawskie wyższe sfery,

które przemierzały krajowe i zagraniczne szlaki i podejmowały kosztowne kuracje w

popularnych uzdrowiskach, traktowały swą wakacyjną aktywność jako wyznacznik pozycji

społecznej i starały się zamanifestować jej wartość. Edward Krasiński, surowo oceniając

zwyczaje swego środowiska, wskazywał jednocześnie na pozytywne aspekty wojażowania.

Według niego dawało ono możność: „(…) obcowania naszych sfer intelektualnych z prądami

zachodu, nie tylko gwoli zabawy i używania, co było częste, ale także w celach

poważniejszych, dla spojrzenia w szerszy świat, gdzie istniały wielkie sprawy, idee socjalne,

międzynarodowe postulaty i ciągły postęp675

. (…) Sfery przez ciąg pokoleń zamożne, z

natury rzeczy, rozpiętością skali przeżyć, przez podróże, stosunki ze światem zewnętrznym,

nabywały kultury, wiadomości i sądziły stosunki polskie miarą porównania z cywilizacjami

innych narodów, jakże potężnie rozwiniętych676

. (…) Wyjazdy za granicę, o ile były

połączone z wykorzystaniem zdobyczy ludzkiej myśli, kultury i cywilizacji, były potężną

673

C. Walewska, Podróżomania. Nieco spóźnione rozpamiętywania powakacyjne, „Bluszcz” 1908, nr 47, s. 521-

522. 674

E. Krasiński, op. cit., s. 63. 675

Tamże, s. 7-8. 676

Tamże, s. 33.

Page 167: Praca Marek - O Turystyce

167

dźwignią do zastosowania tych dobrodziejstw w ojczyźnie, gdzie tyle było potrzeby mądrego

postępu. Nauki odbywane za granicą rozjaśniały umysły młodzieży”677

.

Refleksje Edwarda Krasińskiego, spisywane po latach, stanowiły nie tylko diagnozę

minionej rzeczywistości, ale także były swego rodzaju formułowanym ex post postulatem,

życzeniem, jak najlepiej i najpełniej powinno się wykorzystywać posiadane możliwości.

Szczęśliwie, w czasach, o których pisał Krasiński, wielu przedstawicieli elit wręcz wzorcowo

wykorzystywało dalekie peregrynacje, a i bliższe wyjazdy, do rzetelnego poznawania świata i

ludzi. Nie należy bowiem generalizować i przypisywać cech arystokracji, wyzierających z

pamiętników Potockiej, całej warstwie arystokratycznej, ziemiaństwu, czy – szerzej – elitom.

Najbliższa Zofii z Tyszkiewiczów – pod względem pozycji społecznej, bo nie systemu

wartości – wydaje się być Maria z Łubieńskich Górska. Jak pamiętamy, właścicielka Woli

Pękoszewskiej podróżowała często, długo i daleko. Na kartach Dziennika zawsze podkreślała

walory poznawcze i kulturowe swych peregrynacji. Jeszcze z młodzieńczego pobytu w

Puławach w 1856 roku zapamiętała zbiór narodowych pamiątek, zgromadzonych przez

Czartoryskich678

. Kuracyjny pobyt z Pią w Busku w 1895 skłonił Górską do turystycznej

eksploracji okolic i głębszej refleksji nad ich charakterem: „Busk sam jest brudną żydowską

dziurą, ale okolice śliczne. Wszędzie zabytki dawnej zamożności i kultury, nie tak jak na

naszym Mazowszu, bez ruin nawet i pamiątek. Tam bliskość Krakowa gromadziła koło

stolicy dawne i potężne rody, które też napiętnowały kraj cechą czasu, tj. wiarą i obronnymi

zamkami. (…) Nie mając w Busku znajomych, robiłyśmy co dzień wycieczki i

zapoznawałyśmy się z proboszczami, zwiedzając ich kościoły. (…) W kieleckiej diecezji (…)

duchowieństwo czując się prześladowane, robi wrażenie zupełnej gotowości nawet na

męczeństwo”679

.

Gdy Maria Górska wyruszyła w 1897 roku do Galicji, celem odwiedzenia rodziny,

podróż stała się okazją do pochylenia się nad, bliską religijnej naturze ziemianki, sprawą

lwowskich unitów: „Nigdy tam nie byłam i nie znałam ani św. Jura, ani Bazylianów. (…)

Przypomniałam się więc o. Andrzejowi Szeptyckiemu, chcąc się czegoś o stosunkach

unickich w Galicji dowiedzieć. (…) W Krakowie artyści i artystyczne życie nas zajęło.

Korzystając ze stosunków Kocia [zięcia] z malarzami chodziłam z Pią po ich pracowniach.

Byłyśmy u Malczewskiego, Stanisławskiego, Fałata, Wyczółkowskiego, Mehoffera. Wszyscy

677

Tamże, s. 63. 678

M. Górska z Łubieńskich, op. cit., t. I, s. 61. 679

Tamże, t. I, s. 232-233.

Page 168: Praca Marek - O Turystyce

168

najuprzejmiej zajęli się Pią, a ona z każdym umiała rozmawiać i myślę, że ujęła

wszystkich”680

.

Głęboka religijność, by nie rzec dewocja, przywiodła w 1898 roku autorkę Dziennika

do Lourdes: „Pan Bóg pobłogosławił naszej podróży. Pii Davos bardzo pomógł [sic!], a mnie

Lourdes więcej jeszcze zdziałało. Ogromnie to przejmujące miejsce, czuć, że się tam wielkie

rzeczy działy i dziać mogą. Wielu gorszy forma francuskiego nabożeństwa. Ale mnie ani

woda groty ujęta w krany, ani łazienki urządzone dla tych, co zanurzyć się w cudownym

źródle pragną nie dziwią. Trzeba zrozumieć charakter narodowy, który wszystko chce i umie

organizować porządnie i nie zważając na pozory widzieć tę żywą wiarę, która tam setki

tysięcy ludzi prowadzi. Francja, jak się przez drzwi Lourdes do niej wjeżdża, najlepsze robi

wrażenie. Zapomina się o bezwyznaniowości Paryża na wspomnienie tego przejęcia, z którym

Francuzi umieją się w Lourdes modlić, stawiać kościoły, przytułki, klasztory”681

. Skłonność

do religijnych uniesień, nawet podczas podróży, spowodowała, że gdy Królestwo, a

zwłaszcza bliską Górskiej Warszawę ogarnęła gorączka rewolucji 1905 roku, ona –

zapamiętywała się w kontemplowaniu atmosfery Rzymu. Przeżywała głęboko audiencję u

Piusa X, wspominała męczeństwo pierwszych chrześcijan, zatapiała się w modlitwie. I choć

osobliwie świadczy to o jej wrażliwości patriotycznej czy politycznej, to jednak stanowi

dowód, że jej podróże nie były błahostką, rozrywką i lekką zabawą, ale przeżyciem

poznawczym i niekiedy wręcz mistycznym682

.

W podobnie głęboki sposób swe peregrynacje przeżywała synowa Marii Górskiej –

Antonina z Chłapowskich. Już jako czternastolatka, w 1884 roku, bawiła ze swą babką w

Krakowie. Jak wyznała po latach we wspomnieniach: „Tam poznałam mojego przyszłego

męża Konstantego Górskiego. (…) Chodził na pierwszy rok prawa. (…) Przez trzy dni

oprowadzał mnie po zabytkach i kościołach krakowskich. (…) Nastawił mnie od razu na

właściwą drogę do zrozumienia wielkiej sztuki”683

. Nie dziwi zatem, że gdy osiem lat później

Antonina spędzała lato na Lazurowym Wybrzeżu i we Włoszech (podobnie jak Zofia z

Tyszkiewiczów), zwiedzała wprawdzie Niceę i Monte Carlo684

, ale w pamięć zapadły jej

przede wszystkim pomniki kultury Florencji, Wenecji i Rzymu685

.

680

Tamże, t. II, s. 33-35. 681

Tamże, t. II, s. 69-70. 682

Tamże, t. II, s. 182-185. 683

A. Górska z Chłapowskich, op. cit., s. 84. 684

Tamże, s. 102-103. 685

Tamże, s. 104-107.

Page 169: Praca Marek - O Turystyce

169

W 1894 roku, gdy znajomość z przyszłym małżonkiem zaczynała nabierać cech

bliższej zażyłości, gotowość do świadomego, głębokiego obcowania ze sztuką i kulturą była

już w pełni ukształtowana. Dowodem na to był jesienny pobyt w Rzymie z siostrami Marylą i

Antoniną. „Mieszkałyśmy (…) na Corso w <<Hotel de Roma>> i tam zastałyśmy Karolów

Chłapowskich, ona Helena Modrzejewska. Była to miła niespodzianka. Pierwszy raz byli w

Rzymie. Zwiedzali go ze zrozumieniem artystycznym i świeżym zachwytem i często zabierali

nas ze sobą do muzeów i na wycieczki poza Rzym. Za tym pobytem w wiecznym mieście

widziałam dużo więcej i dużo dokładniej”686

.

Bez wątpienia na charakter, spisywanych po dziesięcioleciach, wspomnień Antoniny

Górskiej, na podkreślanie poznawczych i kulturalnych walorów podróży, przemożny wpływ

wywarły doświadczenia i system wartości ukształtowany w dorosłym życiu. Jej mąż,

Konstanty, był typem uduchowionego, nieco wyobcowanego ze społeczeństwa humanisty –

historyka sztuki, literata. Oddziaływanie środowiska zdaje się tłumaczyć zasadniczą różnicę

w nawykach, obyczajach domów Górskich i Tyszkiewiczów. Z drugiej jednak strony, kwestia

intelektualnego, naukowego etosu, obecnego u Górskich, a wyraźnie nie istniejącego u

Tyszkiewiczów, nie mogła być jedyną przesłanką, decydującą o tak różnych zwyczajach

wakacyjnych obu rodzin. To raczej poczucie finansowej i obyczajowej omnipotencji

litewskich hrabiów odstręczało ich od nazbyt wymagających rozrywek. Z kolei poczucie

swoistej powinności, jakiej należy sprostać, wojażując po ziemiach polskich i Europie,

skłaniało panie Górskie do wzbogacania swych peregrynacji.

Mogłoby się wydawać, że stosunek, jaki do podróży zaprezentowały w swych

wyznaniach obie ziemianki, wynikał z faktu, że – w przeciwieństwie do Tyszkiewiczówny –

podróżowały w wieku dojrzałym, pozwalającym na pełne wykorzystanie możliwości

obcowania z najwybitniejszymi dziełami kultury, co dla córki właścicieli Landwarowa,

choćby z racji wieku, było niedostępne. Należy jednak podkreślić, że we wspomnieniach tej

ostatniej daremnie szukać śladu aktywności na tym polu przynamniej jej rodzicieli.

Najwyraźniej nie uważano tam poznawczego waloru peregrynacji za szczególnie ważny.

Próba tłumaczenia powierzchowności wrażeń Zofii jej wiekiem nie za bardzo da się

obronić, zwłaszcza jeśli pod rozwagę weźmiemy Wspomnienia Stanisława Brzezińskiego.

Pierwsze europejskie wojaże odbywał on jako 9 – 11-latek. Był więc dokładnie w tym wieku,

co bawiąca na Riwierze hrabianka. Brzezińscy, jak pamiętamy podróżowali bardzo aktywnie.

686

Tamże, s. 118.

Page 170: Praca Marek - O Turystyce

170

Stanisław w swych pamiętnikach, pisząc o wojażach, starannie podkreślał, jak bardzo dzięki

nim rodzina zbliżała się do kręgów najwyższej elity. Za zjawisko świadczące o szczególnej

wartości wakacyjnych doświadczeń uważał bogactwo doznań i obserwacji; wielość i

różnorodność poczynionych spostrzeżeń. Wielotygodniowe wyprawy były przedsiębrane

kilkakrotnie na początku lat 80-ych przez matkę Stanisława Brzezińskiego głównie w trosce o

zdrowie małoletnich synów. Tym niemniej każda z podróży, jak zaświadcza pamiętnikarz,

skwapliwie została wykorzystana do wnikliwego, starannego zwiedzenia najcenniejszych

zabytków i pomników kultury. Brzezińscy, w drodze na południe Europy, zawsze

zatrzymywali się w Krakowie, który dokładnie zwiedzali687

. Stałym przystankiem był

również Wiedeń, gdzie zatrzymywali się w hotelu Wandla. Jego pracownik, pan Koneczko,

oprowadzał Polaków po stolicy habsburskiej monarchii, a Brzezińscy kilkakrotnie korzystali z

jego usług, zaznajamiając się z atrakcjami miasta688

. Morskie kąpiele na Lido w 1880 roku

dały natomiast sposobność drobiazgowego poznania weneckich kościołów, pałaców, galerii,

muzeów689

. Podążając z Wenecji do Ischlu, turyści-kuracjusze odwiedzili Triest oraz

rezydencję siostry cesarzowej Elżbiety – Carlotty w Miramare690

. Dwa następujące po sobie

pobyty w Ischlu, w 1880 i 1881, sprzyjały wycieczkom do okolicznych miasteczek i

zagubionych w górach, słynących z urody stawów691

. Gdy w 1881 roku Brzezińscy udawali

się z Ischlu nad Morze Śródziemne zwiedzali atrakcje, zabytki i pomniki Insbrucku, Trydentu,

Mediolanu, Genui. W Carrarze podróżnicy podziwiali kopalnię marmuru. Studiowali

dziedzictwo kulturalne Pizy, Florencji i Bolonii692

.

Medyczne zalecenia, dotyczące kuracji Franusia, przywiodły rodzinę Brzezińskich w

roku 1882 do Neuheim koło Frakfurtu nad Menem. Po drodze zwiedzano Toruń, Berlin,

Drezno693

. Wypoczywając i poddając się zabiegom, rodzina przedsiębrała turystyczne

eskapady do Frankfutu i Wiesbaden694

. Ukoronowaniem kuracji w sercu Niemiec był rejs

statkiem po Renie – z Moguncji do Koblencji: „jedna z najpiękniejszych podróży po

Europie”, jak to określił Stanisław Brzeziński695

. Z Koblencji wyruszono koleją do Kolonii,

specjalnie po to, by obejrzeć katedrę696

. Na trasie typowo poznawczego, starannie i z

687

S. Brzeziński, op. cit., s. 836. 688

Tamże, s. 839. 689

Tamże, s. 843-845. 690

Tamże, s. 845. 691

Tamże, s. 846-854. 692

Tamże, s. 856-862. 693

Tamże, s. 867-871. 694

Tamże, s. 874-877. 695

Tamże, s. 877. 696

Tamże, s. 878.

Page 171: Praca Marek - O Turystyce

171

rozmysłem zaplanowanego wojażu znalazły się także Strassburg, Lucerna, Bazylea, Rigi,

Konstancja, Monachium i, na koniec, ponownie Berlin. Wszędzie pani Brzezińska zadbała,

aby synowie zapoznali się z zabytkami, muzeami, galeriami…697

.

Stanisław Brzeziński swe wspomnienia zaczął spisywać w 1947 roku. Miał wówczas

76 lat. Zmarł w 1950. Czytelnika tego fascynującego źródła zdumiewa i zachwyca bogactwo

relacji: nie tylko niesamowita obfitość szczegółów, ale przede wszystkim sposób

przedstawienia nastrojów, uczuć, myśli towarzyszących opisywanym zdarzeniom, będących

udziałem mniej więcej dziesięcioletniego chłopca. Nie wiemy, czy autor, spisując

wspomnienia z dzieciństwa po niemal siedemdziesięciu latach, wspomagał się zapiskami,

notatkami – własnymi lub kogoś z bliskich. Można podważać, na ile wiernie oddał stan

świadomości, swojej, członków rodziny, z tak odległych czasów. Uderza jednak, przy

lekturze Pamiętnika Brzezińskiego, że podróże, turystyka, poznawanie świata, nabywanie

wiedzy i doświadczenia poprzez wojaż było w jego rodzinie, w jego środowisku czymś

niezmiernie ważnym. W dobie, gdy – jak podaje autor – nie było jeszcze sypialnych

wagonów i starano się podróżować tylko w dzień, a noce spędzać w hotelach698

, wyprawa

samotnej, choć niewątpliwie zamożnej, matki z trojgiem małych dzieci była wyzwaniem

niezwykłym. Zważywszy, jaką uwagę poświęca Brzeziński familijnym peregrynacjom,

można przyjąć, że były one szczególną wartością. Drobiazgowość relacji dotyczącej

zwiedzanych miejscowości, zabytków, pomników przyrody każe stwierdzić, iż motyw

turystyczny, edukacyjny, poznawczy decydował o znaczeniu tych wojaży w kręgu

społecznym, do którego Brzezińscy się zaliczali. Był, jak należy przypuszczać, uznawany za

jeden z atrybutów przynależności do tego środowiska.

Wartości zaszczepione małemu Stasiowi w dzieciństwie owocowały w jego życiu

dorosłym, gdy podjął studia na Politechnice w Rydze. Wspominając jedne ze swych

studenckich wakacji, pisał: „Po powrocie do Warszawy tylko o jednym myślałem, żeby

pojechać na Wystawę Wszechświatową do Paryża”699

. Stolicę Francji poznawał wraz z

bratem- Franciszkiem. Zwiedzali nie tylko ekspozycję Wystawy, ale również zabytki i muzea,

obserwowali zwyczaje i kulturę zwykłych paryżan700

. Autentyczna potrzeba poznawania

świata stale odtąd towarzyszyła Brzezińskiemu i była przezeń traktowana jako cecha

przynależna człowiekowi z jego pozycją społeczną.

697

Tamże, s. 879-887. 698

Tamże, s. 841. 699

Tamże, s. 1121. 700

Tamże, s. 1122-1124.

Page 172: Praca Marek - O Turystyce

172

Zbliżony do Brzezińskich status posiadała rodzina Mineyków. Warszawa nie była ich

rodzinnym miastem. Podobne były natomiast ich doświadczenia podróżniczo-kuracyjne.

Józef Mineyko, jak pamiętamy, w swych szkolnych czasach, wakacje na przełomie lat 80-

ych i 90-ych spędzał przede wszystkim w rodzinnych Dubnikach, ziemiańskim majątku na

Litwie, a kurację odbywał w Iwoniczu lub Krynicy. Głęboko zapadły mu w pamięć wrażenia

z pierwszych, dalszych, choć nie bardzo dalekich, rodzinnych wypraw do Galicji: „(…) paliła

nas ciekawość ujrzenia owej nieznajomej <<zagranicy>>. I doprawdy, gdyśmy wsiedli do

pociągu na Dworcu Wiedeńskim, świat nam się wydał inny, bo i wagony węższe od

rosyjskich, i bieg pociągu szybszy, i nowa mowa wyłącznie polska (…)”701

.

Ciekawość świata, chłonięcie nowych wrażeń, chęć poznania, były cechami wyprawy

Mineyków „za kordon”. Korzystając z leczniczego pobytu w Krynicy, przedsięwzięto

rodzinną wycieczkę do Zakopanego. „Przez naszą ciotkę Szetkiewiczową, która z dziećmi

Sienkiewicza mieszkała przez dłuższy czas w Zakopanem, mieliśmy zamówiony pokój w

porządnej, schludnej chałupie. Dano nam sienniki z pachnącym sianem, kubeł na wodę i

miskę do mycia się. Rzeczka przebiegała zaraz za chałupą. Wzięliśmy z sobą maszynkę

spirytusową, szklanki i inne drobiazgi, a w tym górskim, upajającym powietrzu, mając prze

sobą granitowe skały porośnięte smrekami, czuliśmy się wyśmienicie. (…) Korzystając z

wyjątkowo pięknej pogody zrobiliśmy parę ślicznych wycieczek na Gubałówkę, na Nosal, do

Czarnego Stawu i do pięknych dolin”702

. Dość spartańskie warunki nie odstręczały rodziny,

przywykłej do wysokiego standardu życia, od poznawania miejsc popularnych, modnych,

stanowiących obowiązkowy punkt programu w planie podróży polskiego wojażera.

Swoisty etos podróżniczy, przeświadczenie o potrzebie, konieczności osobistego

poznawania dalszych krajów i obcych kultur, żywione w rodzinie Mineyków, zaważyły i na

późniejszych doświadczeniach Józefa. U progu dorosłości, podobnie jak Brzeziński,

studiował na Politechnice w Rydze. Pod sam koniec lat 90-ych wyprawiony został w podróż

po Europie: „Moja matka postanowiła wysłać nas, mnie i mego młodszego brata, w czasie

wakacji za granicę, dla poznania piękna Alp i Szwajcarii, a także abyśmy się przyjrzeli, jak

ludzie żyją poza granicami Rosji”703

. Jak przystało na przedstawicieli zamożnego

ziemiaństwa, młodzi Mineykowie zapewnili sobie możliwie wszechstronny komfort wojażu.

Udając się w Alpy, na dni kilka zatrzymali się w Krakowie: „(…) aby ustalić naszą marszrutę

701

J. Mineyko, op. cit., s. 79. 702

Tamże, s. 81. 703

Tamże, s. 124.

Page 173: Praca Marek - O Turystyce

173

z Wszechświatowym Towarzystwem Podróży Cook. W Krakowie była jego agencja. Podróż z

pomocą Towarzystwa Cook okazała się bardzo wygodna. Płaciło się z góry za bilety kolejowe

i za pełne utrzymanie w najlepszych hotelach. Po powrocie do miejsca wyjazdu (a więc dla

nas – do Krakowa), załatwiało się ostatecznie rozrachunki z Towarzystwem. (W Rosji Cook

nie był jeszcze znany). (…) Bilety Cooka okazały się dla nas bardzo praktyczne. Nie

posiadając przy sobie dużo gotówki, korzystaliśmy ze wszystkich wygód. Mieliśmy hotele

pierwszej klasy, a po okazaniu kuponów Cooka usługę specjalnie staranną, więc

korzystaliśmy ze spokoju i z prawdziwie miłej podróży”704

.

W ciągu kilkutygodniowej wędrówki bracia zwiedzili Wiedeń, Salzburg, Rapperswil,

Lucernę, Berno, Konstancję, Pragę, podziwiali Jezioro Czterech Kantonów. Wprawdzie na

kartach Wspomnień z lat dawnych wrażenia z odbytego wojażu wyglądają dość blado

(zwłaszcza, jeśli porównamy je ze spektakularnymi opisami u Brzezińskiego), to

kwintesencja oceny podróży zawarta została w słowach: „Po powrocie do Dubnik

przywieźliśmy ze sobą niewyczerpany zapas opowiadań o cudach, które widzieliśmy, i o

krajach, gdzie nikt nie pytał o paszport, gdzie panuje swoboda mowy i życia”705

. Kapitałem,

zebranym podczas alpejskiej peregrynacji, najważniejszą wartością była zatem możność

poznania nowego, nieznanego świata i możność dzielenia się obserwacjami, wrażeniami.

Światowe obycie, erudycja, poparta bogactwem doznań i obserwacji, stanowiły wyznacznik

pozycji, atrybut wizerunku społecznego ziemianina – inteligenta.

Nie inaczej znaczenie podróży pojmowano w burżuazyjnej, ale i intelektualnej

zarazem, rodzinie Hoesicków, zasłużonych księgarzy i wydawców. Trudno o bardziej

budujący przykład podróżnika świadomie, systematycznie i z rozmysłem poznającego ziemie

polskie i Europę niż Ferdynand Hoesick. Bogactwo jego doświadczenia budzi prawdziwy

podziw. Każda podróż, każda kuracja była okazją do wnikliwego zwiedzania okolic

interesujących ze względów przyrodniczych, historycznych, artystycznych, kulturalnych.

Miejsce, jakie w memuarach Hoesicka odgrywają opisy podróży i związanych z nimi doznań,

świadczy o roli, jaką odgrywały one w życiu jego i jego rodziny. Relacje ze swych wojaży

sławny księgarz i literat regularnie zamieszczał na łamach prasy706

. Praktyka ta była nie tylko

jedną z form spełniania pisarskich ambicji, ale też i sposobem kreowania własnego

wizerunku. Był to wizerunek człowieka stale obcującego z dziedzictwem cywilizacji,

704

Tamże, s. 125-126. 705

Tamże, s. 127. 706

F. Hoesick, op. cit., t. II, s. 143-145.

Page 174: Praca Marek - O Turystyce

174

utrzymującego kontakty z luminarzami życia społecznego, świadomego wartości oglądanych,

a nie wszystkim dostępnych atrakcji, wreszcie – człowieka potrafiącego przekazać swą

wiedzę ogółowi.

Autor Powieści mojego życia odwiedził bodaj wszystkie liczące się polskie

uzdrowiska. Był stałym bywalcem Zakopanego i drobiazgowo poznał, a w zasadzie stale

poznawał Tatry, wędrując przez szereg lat po wszystkich, dostępnych wówczas szlakach707

.

Przemierzył całe Niemcy – od Morza Północnego po Alpy708

. Zwiedził Szwajcarię709

,

Włochy710

, Hiszpanię711

, Francję712

, Londyn713

. Był w swej turystycznej aktywności godnym

kontynuatorem pasji ojca. Ferdynand Wilhelm w 1893 roku, wraz z kuzynem – Temlerem –

wybrał się na wystawę do Chicago, a przy okazji zwiedził całe wschodnie wybrzeże Stanów

Zjednoczonych714

. Podróżował po Danii, Szwecji i Norwegii – dotarł aż na Nordkapp715

.

Nawet u schyłku życia Hoesick – ojciec, choć osłabiony chorobą, nie przestał marzyć o

nowych podróżach. Pragnął odwiedzić Egipt i Ziemię Świętą. Jednak z uwagi na stan

zdrowia: „Musiał się zadowolić wyjazdami dla poratowania zdrowia: w zimie do Nizzy, a w

lecie do Zakopanego”716

. Podróże Hoesicków, tak ze względu na ich skalę, jak i

konsekwencję, systematyczność w poznawaniu świata, były – nawet w kręgach elity

warszawskiej – zjawiskiem niezwykłym. Stanowiły w równej mierze rezultat autentycznej

eksploracyjnej potrzeby, jak i efekt dążenia do takiego sposobu spędzania wolnego czasu,

który świadczyłby o miejscu rodziny, dbającej o swój prestiż, w społecznej hierarchii.

Także uczestnicy bardziej rozpowszechnionych, łatwiej dostępnych form spędzania

wakacji poza miastem starali się podkreślać ich wartość, bogactwo i znaczenie. Ukazywali je

jako przynależne środowiskom elitarnym; jako służące wzbogaceniu duchowemu i

zaspokajające aspiracje wyższego rzędu. Jadwiga Waydel Dmochowska, opisując letnie

miesiące w Nałęczowie, wspomina rozmaite formy aktywności, przedsiębrane przez

przedstawicieli elit. Podejmowano działalność filantropijną wśród miejscowej ludności.

Organizowano spektakle - amatorskimi siłami wystawiano Przybyszewskiego, Zabłockiego,

707

Tamże, t. I, s. 288-290, 346, 387-389; t. II, s. 308. 708

Tamże, t. II, s. 445-449. 709

Tamże, t. I, s. 381-386. 710

Tamże, t. II, s. 453-467. 711

Tamże, t. I, s. 610-617. 712

Tamże, t. I, s. 601-608, 616; t. II, s. 139-142. 713

Tamże, t. II, s. 126-137. 714

Tamże, t. II, s. 72. 715

Tamże, t. II, s. 82-99. 716

Tamże, t. II, s. 99.

Page 175: Praca Marek - O Turystyce

175

Fredrę, Wyspiańskiego. Hołdując fascynacji modernizmem, urządzano deklamacje poetów

młodopolskich, ale także Maeterlicka i Verlaine’a. Aranżowano koncerty. Fotografowano717

.

Ku stronom ojczystym, dla dobra narodu.

Szczególnego znaczenia podróżom elit związanych z Warszawą miał przydawać

motyw patriotyczny. Arystokracja, inteligencja, czy pragnąca zamanifestować swe aspiracje

burżuazja chętnie traktowały, a przynajmniej przedstawiały wakacyjne peregrynacje jako

obyczaj pozwalający na zaczerpnięcie swobody, wolności. Wojaże i kuracje ukazywano jako

formę aktywności pozwalającą na, choćby czasowe, przełamanie rozbiorowych kordonów.

Wskazywano na możność poznania dorobku kulturowego i piękna przyrody ziem polskich.

Anna Leo w pełnej egzaltacji stylistyce kreśliła nastrój towarzyszący powrotowi z wakacji w

granice Królestwa: „Wracano… Przez kilka ubiegłych tygodni oddychało się wolnym

powietrzem Europy. Przez kilka tygodni nasycano się nieporównanym pięknem Tatr, Karpat

lub Pienin, a przejeżdżając przez Kraków <<opijało się polskością>>… Czerpali warszawiacy

pełnymi piersiami wolniejszego tchu, rozprawiając śmiało i głośno o rzeczach

<<zakazanych>>, wchłaniając <<zakazane>> książki i radując się bezgranicznie repertuarem

<<zakazanych>> sztuk. Zaś na Zachodzie stykano się z nowymi prądami myśli i polityki

europejskiej… Aliści powrót… Aleksandrów lub Granica… Trzask ostróg lub szabel. (…) Na

peronie nie słychać ani jednego polskiego słowa. (…) Jesteś w ojczyźnie twojej, w twoim

własnym kraju”718

.

Patriotyczny wymiar galicyjskich peregrynacji znalazł szczególne miejsce we

Wspomnieniach… Józefa Mineyki. Wyprawa „za kordon”, do Krynicy i Zakopanego, mocno

wryła się w pamięć kilkuletniego wówczas chłopca. Już samo przekraczanie granicy

stanowiło dla rodziny przeżycie niemal traumatyczne: „(…) i wreszcie granica. Tu ponure

twarze żandarmów ukazują się w wagonie: <<Wasz paszport>> - brzmi rozkaz. Podróżni w

milczeniu i pośpiechu oddają swoje paszporty i czekają z pewnym zdenerwowaniem. Drzwi

wagonów pozostają zamknięte na klucz. Wreszcie sami żandarmi oddają zabrane dowody

pasażerom i pociąg rusza. Jedna chwilka tylko upływa i jesteśmy już na ziemi austriackiej, w

Galicji. Tu komora celna, rewizja, szukają towarów podlegających ocleniu, takich jak tytoń,

717

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 80-84. 718

A. Leo, op. cit., s. 27-31.

Page 176: Praca Marek - O Turystyce

176

słodycze i inne. Robota idzie szybko, jesteśmy zachwyceni widokiem zgrabnie ubranych

urzędników w twarzowych czapkach, mówiących po polsku. Jedziemy dalej”719

.

Wedle świadectwa Mineyki, znalezienie się poza zasięgiem władzy rosyjskiej

otwierało przed Polakami – poddanymi Romanowów zupełnie nowe światy: „Kraków!

Trudno opisać nasze uczucia, które mieliśmy, przede wszystkim uczucie swobody myśli i

mowy. Mogliśmy głośno nie znosić naszych politycznych ciemiężycieli, mogliśmy zaśpiewać

te piosenki, które śpiewaliśmy tylko w mieszkaniu przy drzwiach szczelnie zamkniętych (a

było tych piosenek dużo), mogliśmy kupować sobie w cudownych Sukiennicach orzełki

polskie i rogatywki czerwone, białym barankiem obszyte. Muzea z polskimi pamiątkami,

wspaniałe kościoły, wreszcie wojsko austriackie strojne i eleganckie wprawiały nas w

prawdziwy zachwyt”720

.

Jak podaje autor Wspomnień z lat dawnych, mieszkańcy Galicji byli świadomi potrzeb

i pragnień rodaków, przybywających „zza kordonu”. „W Krakowie i Krynicy w teatrach w

sezonie letnim dawano dla przyjezdnych z zaboru rosyjskiego sztuki patriotyczne, jak Bitwa

pod Racławicami, Gwiazda Północy. Wychodziliśmy z teatru milczący i do głębi przejęci, a

gdy w kościele w Krynicy zaśpiewała artystka teatralna Boże, coś Polskę, to już żadna siła

nie mogła nas powstrzymać od łez, zresztą cała kaplica płakała ze wzruszenia”721

. Podobne

uniesienia przeżywał Jan Gebethner. Jako kilkuletni chłopiec, podczas podróży z Warszawy

do Zakopanego, był wraz z rodzicami i rodzeństwem na spektaklu Kościuszko pod

Racławicami Władysława L. Anczyca. „Sam teatr (a cóż dopiero takie przedstawienie!) zrobił

na mnie duże wrażenie. Po przedstawieniu gdy przechodziliśmy przez Sukiennice i

zobaczyliśmy w jednym z kramów z zabawkami czaka ułańskie, przycisnęliśmy ojca do muru

i musiał nam trzem je kupić, a na dodatek i szable. Zostały one jednak na stałe w Zakopanem,

gdyż rodzice nie chcieli takiego bagażu przewozić przez granicę. W ogóle Zakopane i

Kraków były dla nas miejscem, gdzie można było oddychać innym powietrzem, dosłownie i

w przenośni”722

.

Kuracyjne wyprawy zamożnych rodzin do Galicji sprzyjały nie tylko przeżywaniu

patriotycznych wzruszeń. Powracając z „polskiego Piemontu”, wykorzystywano sposobność i

przedsiębrano nielegalne działania, o na wskroś politycznym charakterze. Wakacyjna podróż,

719

J. Mineyko, op. cit., s. 79. 720

Tamże, s. 79 721

Tamże, s. 79. 722

J. Gebethner, op. cit., s. 88.

Page 177: Praca Marek - O Turystyce

177

nawet dla statecznych obywateli, mogła wiązać się z niebezpieczeństwem i ryzykiem,

podejmowanym dla dobra sprawy narodowej. Jak wspomina Józef Mineyko: „Moja matka,

oddana pracy społecznej, wiozła z Krakowa na sobie jakieś ciężkie medale i medaliki Serca

Pana Jezusa, rzeczy, które u nas nie były dozwolone. Należy zauważyć, że nabożeństwo do

Serca Jezusowego było przez władze prześladowane. Każdego podróżnika przekraczającego

granicę rosyjską uderzał widok cerkwi prawosławnej na znak, że tu jest już prawosławna

Rosja. I wnet ukazywały się surowe twarze żandarmów. Nastąpiło sprawdzenie paszportów,

rewizja bagażu i po godzinie postoju ruszyliśmy do Warszawy. Odetchnęliśmy z ulgą, gdyż

matka mogła się oswobodzić od tych ciężkich, a niebezpiecznych medali. Tak się skończyła

nasza wyprawa kuracyjno-krajoznawcza”723

. Powiązanie wakacyjnej podróży z wątkiem

patriotycznym miało pewne uzasadnienie w faktach. W przypadku Mineyków, religijna

kontrabanda podnosiła wartość wyjazdu, stanowiła dodatkowe uzasadnienie, usprawiedliwiała

niejako oddawanie się bądź co bądź elitarnym rozrywkom.

Motywami politycznymi swe memuary inkrustowała także Zofia z Tyszkiewiczów

Potocka. Dla młodziutkiej arystokratki atrakcje czasu kanikuły były głównie, jak

wspominaliśmy, wesołymi krotochwilami, uderzającymi wręcz swą powierzchownością i

konsumpcyjnym charakterem. Mimo to, sędziwa już matrona we wspomnieniach usiłowała

nadać niektórym swym doświadczeniom wymiar zgoła patriotyczny. I tak na przykład tłumne

stawienie się w tyszkiewiczowskiej Połądze licznych przedstawicieli rodzin

arystokratycznych i ziemiańskich autorka Ech minionej epoki postrzegała jako rodzaj

politycznej manifestacji. „W 1897 roku zjazd w Połądze był nadspodziewanie liczny, gdyż

znaczna ilość warszawiaków, nie chcąc jechać do Niemiec z powodu hecy antypolskiej

hakatystów, przybyła tutaj na morskie kąpiele. Zarząd Zakładu nie był przygotowany na tak

liczny zjazd i nie mógł dostarczyć odpowiedniej ilości mieszkań”724

.

Nawet wyprawienie przez hrabiego Tyszkiewicza i jego małżonkę latorośli – Zofii i

Stefana na Riwierę w 1904 roku, gdzie – jak pamiętamy – bawiono się nader wesoło i

beztrosko, nie szczędząc wydatków na najdroższe atrakcje, przedstawione jest w

dramatycznych barwach. Ponieważ ojcu, według pamiętnikarki, groziły represje za polityczną

aktywność w przededniu rewolucji 1905 roku, stąd gromadne odprowadzenie dzieci na

dworzec miało niemal demonstracyjny charakter725

. Złowroga atmosfera nie przeszkodziła

723

J. Mineyko, op. cit., s. 81. 724

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, o. cit. t. I, s. 107. 725

Tamże, t. II, s. 73.

Page 178: Praca Marek - O Turystyce

178

jednakowoż rodzicom wkrótce dołączyć do swych pociech. Po zakosztowaniu uroków

Lazurowego Wybrzeża cała familia udała się gwoli rozrywki i zakupów w magazynach mód –

do Paryża726

. „Wygnanie” hrabiego Tyszkiewicza okazało się nadzwyczaj krótkie. Po sezonie

wakacyjnym 1904 roku nastąpił bowiem powrót do Warszawy727

. Według świadectwa Zofii,

działalność jej ojca w I Dumie zmusiła jednak Tyszkiewiczów do opuszczenia Cesarstwa

Rosyjskiego na dłużej.„(…) uradzono, że ojciec zamieszka we Włoszech i po pewnym czasie

sprowadzi całą rodzinę728

. (…) Nasz wyjazd do Mediolanu, obranego przez mego ojca na

stałe miejsce pobytu doszedł do skutku w końcu lutego 1907 roku”729

.

Przeniesienie się do Włoch oznaczało kilkuletnie zerwanie przez Tyszkiewiczów

związków z Warszawą. Zachowali wszakże stały kontakt z arystokratycznym środowiskiem

stolicy. Kuzyni, przyjaciele i znajomi gromadnie odwiedzali Italię. Wspólnie oddawano się

urokom podróży i wypoczynku w kolejnych letnich sezonach, w rozmaitych atrakcyjnych

miejscowościach Półwyspu Apenińskiego. Wspominając te chwile Zofia Potocka ani nie

nadaje im patriotycznego wymiaru, ani też nie kreuje emigracyjno-cierpiętniczej atmosfery.

Wakacje, jak dawniej pozostały wakacjami. Śródziemnomorskie atrakcje miały prawdziwie

kosmopolityczny charakter. Nowe okoliczności nie zmieniły nic w upodobaniach i systemie

wartości arystokratycznej rodziny, a przynajmniej nie mówią o tym Echa minionej epoki 730

.

Prawdziwie odmienne przesłanie emanuje z Dziennika Marii z Łubieńskich Górskiej.

Pani na Woli Pękoszewskiej uparcie wskazywała na konieczność świadomego poznawania

ziem ojczystych, na patriotyczny i religijny wymiar podróży. Surowa i bogobojna matrona

piętnowała nierozsądny kosmopolityzm i rozrzutność najwyższej arystokracji. „15 stycznia

1902. (…) bieda w kraju okrutna, (…) kolosalne fortuny wytrzymują i złe lata, i życie

hulaszcze, w Paryżu lub Monte Carlo stale siedzą. W lecie odnawiali pałac Józefa Potockiego

na Nowym Świecie, bo miał do Warszawy na zimę zjechać. Dotrzymał obietnicy, ale

zgrawszy się wprzódy w wiedeńskim klubie na 1,5 miliona rubli. (…) Hakatystyczne pruskie

organy nie mijają się z prawdą, każąc szukać polskich panów w Monte Carlo. Żaden kraj na

świecie nie ma takiej arystokracji jak nasza. Godni to potomkowie i prawi synowie

726

Tamże, t. II, s. 80-82. 727

Tamże, t. II, s. 84. 728

Tamże, t. II, s. 136. 729

Tamże, t. III, s. 1. 730

Tamże, t. III, s. 16-29

Page 179: Praca Marek - O Turystyce

179

Szczęsnych, Branickich, Raczyńskich, Massalskich. Chore w nich serce i chore, a żadne

nieszczęścia uleczyć ich nie mogą, bo nic i nikogo nie kochają na świecie”731

.

Górska, manifestując na kartach Dziennika diametralnie odmienny stosunek do

problemów narodowych, także przy okazji relacji ze swych podróży podkreślała konieczność

zadumy, refleksji nad sytuacją sprawy polskiej. Kontemplując wymowę zabytków okolic

Buska, nie mogła się uwolnić od gorzkich myśli.

„Rząd chce światu pokazać, że Wisła granicę stanowi między Europą a Azją. Ani

jednego napisu nie zobaczysz ani na drogowskazie, ani na szyldzie. W Busku kąpielowe

bilety, <<kurlista>>, taksa dorożek, wszystko po rosyjsku, w zakładzie godzina petersburska.

Rządowe panowanie na całej linii”732

. Maria Górska uznawała głęboką troskę o los rodaków

za swój patriotyczny obowiązek. Zainteresowanie sytuacją włościan, księży uważała za rzecz

naturalną. Podobnie traktowała konieczność poznawania zabytków, dorobku kulturowego

przeszłości. Podróże były dla niej okazją do wywiązywania się z tych powinności. Starała się

poznać i dowiedzieć jak najwięcej. Chciała też podobną postawę zaszczepić swej córce.

Wojaże z Pią uważała za konieczne z powodu jej dolegliwości zdrowotnych, ale

wykorzystywała zawsze do wychowawczego, patriotycznego oddziaływania na dorastające

dziecko. Jak ważny był to dla niej aspekt wojażowania świadczą liczne wzmianki w

Dzienniku733

.

Na poznawczy, a przy tym narodowy i patriotyczny wymiar rodzinnych podróży

zwraca w swych wspomnieniach uwagę Ferdynand Hoesick. Każda podróż do galicyjskich

wód była okazją do poznawania tamtejszych zabytków i cudów przyrody. Szczególnie

dokładnie zwiedzano Kraków, gdzie zatrzymywano się, dążąc niemal rokrocznie do

Zakopanego734

. W bardzo podobny sposób wakacje pod Tatrami wspominał Jan Gebethner.

Oprócz walorów zdrowotnych, czy turystycznych miały one zawsze wymiar poznawczy i

kulturowy. Obcowaniu z kulturą Podhala sprzyjały zabawy z góralskimi dziećmi,

zaprzyjaźnienie z gazdami, od których wynajmowano dom, bliskie relacje ze znanymi

przewodnikami, uczestnictwo w przedsiębranych wycieczkach – wzorem wypraw

Chałubińskiego – góralskich muzykantów735

. Często spotykano się z bliskim znajomym ojca

pamiętnikarza - Stanisławem Witkiewiczem. Firma Gebethnera pięknie wydała głośną

731

M. Górska z Łubieńskich, op. cit., t. II, s. 135-136. 732

Tamże, t. I, s. 233. 733

Tamże, t. I, s. 232; t. II, s. 33-35; s. 158. 734

F. Hoesick, op. cit., t. I, s. 288. 735

J. Gebethner, op. cit., s. 57-59, 82-87, 144-145.

Page 180: Praca Marek - O Turystyce

180

wówczas książkę Witkiewicza Na przełęczy ze wspaniałymi ilustracjami autora736

. Wszystkie

te okoliczności wpływały na traktowanie wakacji pod Giewontem nie tylko jako zwykłego

wypoczynku czy kuracji, ale jako ważnego doświadczenia edukacyjnego.

Jadwiga Weydel – Dmochowska, spędzając letnie miesiące w Nałęczowie,

uczestniczyła w wycieczkach do Puław i Kazimierza, organizowanych przez kręgi

inteligencji737

. Zwiedzała Lublin738

. Autorka Dawnej Warszawy wspominała, że

podejmowane z pobudek patriotycznych wyprawy rozbudzały zainteresowanie warszawskich

elit pomnikami historii – ich dziejami, walorami oraz ich czysto materialnym stanem. W

zmienionej po rewolucji 1905 roku sytuacji politycznej zaowocowało to powołaniem

Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości w 1907 roku. Dzięki jego staraniom

odnowiono kościół św. Jakuba w Sandomierzu i kaplicę zamkową w Lublinie739

. Tak oto

wakacyjne rozrywki nabierały uniwersalnego, ponadczasowego znaczenia i zyskiwały rangę

jednego z pól pracy organicznej, podejmowanej dla dobra ogółu.

Podniesienie wartości podróży elit poprzez nadanie im patriotycznego charakteru było

jednym z postulatów, propagowanych w warszawskiej prasie. Przedstawiciele kręgów

arystokratycznych, ziemiańskich, burżuazyjnych i zamożnych – inteligenckich mieli

zazwyczaj bardzo znaczne możliwości finansowe i dowolnie mogli wyznaczać sobie cele

wakacyjnych wojaży. Do nich przeto, jak mniemam, zwracali się redaktorzy warszawskich

periodyków, zachęcając do poznawania stron ojczystych. Wzywano do wybierania raczej

zdrojowisk krajowych, polskich niźli cudzoziemskich „badów”740

.

Przywiązywanie tak znacznej wagi do obywatelskiego, patriotycznego wymiaru

wypoczynku i podróży elit miało, jak się zdaje, podnosić walor tych form aktywności,

nadawać im wymiar szczególny. Chciano je traktować jako swoistą formę narodowej

aktywności, jako wzorzec zachowania, poprzez który najwyżej usytuowane kręgi społeczne

powinny wywierać dydaktyczny wpływ na resztę społeczeństwa, edukując je i wychowując.

Środowiska, cieszące się społecznym prestiżem, budzące zainteresowanie ogółu miały

wskazywać, jak należy postępować, a przy tym mogły podkreślać własną rolę jako

przewodników społeczeństwa.

736

Tamże, s. 85 737

J. Weydel – Dmochowska, op. cit., s. 73-90. 738

Tamże, s. 86. 739

Tamże, s. 414. 740

Nasze zdrojowiska, „Wędrowiec” 1893, nr 29; Z tygodnia, „TMiP” 1893, nr 30, s. 239; Z Warszawy, „BL”

1898, nr 33, s. 102.

Page 181: Praca Marek - O Turystyce

181

Na polu fizycznej aktywności.

Wydawać się może zaskakującym, że całkiem podobny do patriotycznego wymiar

miało praktykowanie i prezentowanie takich form spędzania wolnego czasu, które mogły być

uważane za szczególnie nowatorskie. Traktowano je bowiem nie tylko jako atrakcyjne

poprzez to, że były modne, ale przede wszystkim dlatego, że sprzyjały modernizacji

społeczeństwa, podniesieniu jego sprawności i zdrowotności. Mam tu na myśli rodzący się

wówczas ruch poważniejszej aktywności fizycznej. Kręgi elitarne, obeznane ze światowymi

trendami, chętnie przenosiły na grunt polski, nowinki z Zachodu. Do jednej z nich należał

tenis. Jednym z pierwszych miejsc na ziemiach polskich, gdzie sport ów uprawiano był

tyszkiewiczowski Landwarów. Tenis, wchodząc właśnie w modę, bardzo dogadzał

snobistycznym upodobaniom arystokracji: „Kort tenisowy urządzał wuj Kocio Lubomirski,

przebywający dużo z nami od czasu swojej separacji z żoną. Po opuszczeniu Rygi był

częstym gościem rodzin angielskich w ich historycznych zamkach. Uprawiał sporty, konną

jazdę, polowanie. Tenis najwięcej przypadł mu do gustu, a powracając do kraju zaopatrzył się

w cały sprzęt, jak siatki, piłki, rakiety. Pierwszy kort na asfalcie założył w Kruszynie,

następny w Landwarowie i nauczył grać nasze rodziny. (…) Biały sport towarzyski szybko

się rozwijał. Mama doszła do ogromnej wprawy, wygrywając partie z mężczyznami.

Urządzano konkursy z nagrodami, z udziałem panów i pań. Starsi śledzili grę, zasiadając na

wygodnych, ogrodowych meblach, przy stole suto zastawionym chłodzącymi napojami i

owocami”741

.

Na popularność tenisa zwróciła także uwagę Jadwiga Weydel Dmochowska, kreśląc

wizerunek elitarnych rozrywek w Nałęczowie. Według autorki Dawnej Warszawy, bacznym

obserwatorem pierwszych tenisowych rozgrywek był Stefan Żeromski742

. Pamiętnikarka, w

drugiej części wspomnień, opowiada, że również na bliższych i dalszych letniskach

oddawano się modnym zajęciom: „Z kortów tenisowych dolatują głosy grających:

<<play>>, <<ready>>, <<game>>. Tenis był jeszcze pewną nowością, liczyło się po

angielsku743

. Na przełomie wieków popularne wśród wypoczywających w Nałęczowie stały

się wyprawy rowerowe744

. Przed samą zaś Wielką Wojną: „Zaczęły wchodzić w modę

741

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. II, s. 85-86. 742

J. Weydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 79. 743

J. Waydel Dmochowska, Jeszcze o dawnej Warszawie, Warszawa 1960, s. 170. 744

J. Weydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 86.

Page 182: Praca Marek - O Turystyce

182

zimowe wyjazdy do Zakopanego na saneczki i bobslej – narty nazywały się jeszcze <<ski>> i

mówiło się o nich trochę jak o żelaznym wilku”745

.

Prawdziwym entuzjastą narciarstwa był Jan Gebethner. Pierwsze nauki pobierał

podczas zimowego pobytu w Zakopanem jako szesnastolatek w sezonie 1910/1911, pod

okiem księdza Popławskiego746

. W pełni rozwinął skrzydła już jako student Uniwersytetu

Jagiellońskiego, w latach 1912 – 1913. W towarzystwie kolegów odbywał liczne, prawdziwie

wymagające wyprawy w Wysokich Tatarach, Gorcach i Pieninach – wówczas terenach

dzikich, w praktyce niezagospodarowanych i stanowiących, zwłaszcza zimą, niemałe

wyzwanie dla turysty – narciarza747

. Biegłość, do jakiej doszedł autor Młodości wydawcy

musiała być znaczna, skoro z powodzeniem startował zawodach narciarskich,

organizowanych przez Beskidenverein w Bielsku748

. Do sprawności i wytrwałości Gebethnera

przyczyniły się jego wcześniejsze doświadczenia turystyczne i taternickie, zdobywane

podczas, wspomnianych już, licznych pobytów w Zakopanem. Jako kilkulatek odbywał wraz

z ojcem łatwiejsze wycieczki – na Nosal, Zawrat, przez Liliowe do Doliny Koprowej749

. W

wyprawach brali udział specjalnie angażowani górale - przewodnicy, w tym tak sławni jak

Klimek Bachleda czy Stanisław Gąsienica „Spod Lasa”750

. Na rok przed maturą, w wieku lat

siedemnastu, Gebethner wraz z Wojciechem Tylką odbył prawdziwie wysokogórską

wielodniową wyprawę, połączoną z trudną wspinaczką. W jej czasie obaj mężczyźni weszli

na Mnicha, Mięguszowiecki Szczyt, a następnie znad Popradzkiego Stawu przez Rumanowy i

Durny, przedostali się na Rysy751

. Dla rodziny Gebethnerów każdy pobyt w Zakopanem był

okazją do kształtowania tężyzny fizycznej. Na cieplicowym basenie w Jaszczurówce Jan

Robert uczył swego syna pływania752

. Również pod Tatrami pamiętnikarz zetknął się ze

sportowym, a zarazem turystycznym wymiarem roweru. Gebethnerów odwiedził tam Wacław

Anczyc, z synem Władysławem, którzy dotarli z Krakowa „(…) po parogodzinnym

pedałowaniu. Mocno mnie zdziwił i zaimponował taki wyczyn”, wspominał Jan753

. Należy

podkreślić, że sport i aktywność fizyczna odgrywały znaczącą rolę w życiu tej dość

wyjątkowej rodziny, reprezentującej kręgi warszawskiej burżuazji. Upodobanie do gór było

jednym z powodów, dla których Gebethner – ojciec postanowił osobiście pojechać po żonę i

745

Tamże, s. 307. 746

J. Gebethner, op. cit., s. 137. 747

Tamże, s. 175-178. 748

Tamże, s. 191-195. 749

Tamże, s. 85-87. 750

Tamże, s. 82-86. 751

Tamże, s. 142-144. 752

Tamże, s. 85. 753

Tamże, s. 88-89..

Page 183: Praca Marek - O Turystyce

183

córki, przebywające na kuracji w Szwajcarii754

. Zabrał ze sobą dziesięcioletniego wówczas

Jana. Wyprawa umożliwiła zaspokojenie turystycznych ambicji. Rodzina, powracając do

Warszawy, odbyła wycieczkę na Furka Pass w Alpach Berneńskich, nocowała w

prawdziwym schronisku, odbyła spacer do lodowca. Ogrom Alp zrobił na chłopcu ogromne

wrażenie755

.

Wyjątkową aktywność w dziedzinie turystyki przejawiał również Ferdynand Hoesick.

Wspomnieliśmy już o poznawczych walorach jego eskapad tatrzańskich. Ale i pod względem

czysto fizycznego wysiłku, jaki autor Powieści mojego życia musiał włożyć w rzetelne

poznanie Tatr, jego dokonania budzą podziw. W towarzystwie najsławniejszych

przewodników zakopiańskich – Klimka Bachledy i Jędrzeja Wali, zgodnie ze standardami

wyznaczonymi przez Tytusa Chałubińskiego, Hoesick zdobywał Zawrat, Świnicę, Rysy,

Łomnicę, Krzyżne, Krywań, Wysoką, Koperszady, Szpiglasową Przełęcz, Kościelec756

.

Księgarz, literat i wydawca swe taternickie dokonania traktował przy tym jako powód do

słusznej dumy i ściśle odnotowywał je we wspomnieniach. Uważał, że nie tyle świadczyły o

jego sile i kondycji (oceniał je dość samokrytycznie), ile raczej były dowodem jego

przekonania, że nawet podczas podróży, podczas wypoczynku należy dążyć do wykazania się

wyższymi aspiracjami i dążeniami, świadczącymi o nietuzinkowej pozycji człowieka w

społeczeństwie.

X X X

Jeden z fenomenów schyłku XIX stulecia na ziemiach polskich polegał na tym, że

szczególną wagę zaczęto przywiązywać do zjawiska tak, zdawać by się mogło, błahego i

ulotnego jak wakacyjny wypoczynek. Czas wolny spędzany poza miastem stawał się

wyznacznikiem pozycji społecznej, atrybutem aspiracji do społecznego awansu, zjawiskiem,

umożliwiającym uzyskanie uznania, prestiżu w oczach grup społecznych. Najwęższe,

najzamożniejsze elity społeczeństwa, jak i grupy zdolne do naśladownictwa obyczajów,

zachowań tych kręgów, szukały także dodatkowych uzasadnień podróżowania i poddawania

się wymyślnym kuracjom. Podkreślano motywy zdrowotne, poznawcze. Ukazywano walory

wzbogacające osobowość, wątki narodowe, patriotyczne. Starano się stworzyć wrażenie, że

wszystkie te aspekty są – poza najzwyklejszą rozrywką – istotnym czynnikiem,

754

Tamże, s. 91. 755

Tamże, s. 92. 756

F. Hoesick, op. cit., t. I, s. 289, 388.

Page 184: Praca Marek - O Turystyce

184

towarzyszącym letnim, a z czasem i zimowym wojażom. W ten sposób na wojażowanie

patrzyli zarówno pamiętnikarze, pisarze i autorzy prasowych publikacji.

Warszawska arystokracja, burżuazja, najzamożniejsza inteligencja w pełni

przypominały, pod względem obyczajów podróżniczych i wypoczynkowych, elity brytyjskie i

rosyjskie. Swobodnie i często podróżowano do Włoch i Francji, poddawano się długim i

kosztownym kuracjom w uzdrowiskach w Tyrolu i nad Morzem Północnym, regularnie

bywano na Riwierze, nie omijając przy tym kasyn w Monte Carlo. Przedstawiciele elity

uprawiali także turystykę górską, wspinaczkę, jeździectwo, grali w tenisa – niczym brytyjscy

well to do i zamożni reprezentanci londyńskiej klasy średniej. Spędzali lato w wiejskich

siedzibach – zupełnie jak petersburska arystokracja „na daczy”. Hołdowanie europejskim, ale

też i elitarnym – rosyjskim modom, było dla członków „towarzystwa warszawskiego” czymś

naturalnym, nieodłącznym składnikiem własnego wizerunku. Prestiż i światowość ich życia

były obserwowane przez ogół warszawiaków. Dzięki temu wykreowany został „model”,

który mocno zakorzenił się w powszechnej świadomości. Ze względu na swą atrakcyjność,

wywierał on przemożny wpływ na zachowania warstw usadowionych niżej w hierarchii

społecznej.

Mieszkańcy Warszawy początku XX wieku, tak mocno związani z ugruntowaną u

schyłku epoki obyczajowością, nie rezygnowali ze swych upodobań nawet w obliczu

nadciągającego światowego konfliktu. Jadwiga Weydel Dmochowska wspominała: „Pomimo

groźnych prognostyków, pomimo nieomylnego znaku zbliżającej się burzy dziejowej, jakim

był zamach w Sarajewie 28 czerwca 1914, warszawiacy tłumnie, jak zwykle o tej porze,

wyjeżdżali za granicę…”757

.

757

J. Weydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 439.

Page 185: Praca Marek - O Turystyce

185

ROZDZIAŁ III.

KLASA ŚREDNIA NA WAKACJACH.

CZAS WOLNY POZA MIASTEM

JAKO ŚWIADECTWO ASPIRACJI

GRUPY SPOŁECZNEJ.

Wzorzec – przedmiot pożądania.

Dalekie, niekiedy egzotyczne wojaże, kosztowne kuracje, odwiedziny w luksusowych

uzdrowiskach czy zwiedzanie najznamienitszych zabytków i cudów przyrody były, jak

zostało to opisane w poprzednim rozdziale, udziałem elit. Związani z Warszawą arystokraci,

przedstawiciele zamożnej burżuazji, świetnie sytuowani literaci, prawnicy, lekarze,

inżynierowie tworzyli szczególny wzorzec postępowania. Kreowali przynależny temu

środowisku standard zachowań. Status kręgów elitarnych zawsze wydawał się pozostałym

grupom społecznym atrakcyjny i godny pozazdroszczenia. Ich aktywność budziła

zainteresowanie i podziw, wreszcie – chęć naśladownictwa. Była szeroko przedstawiana na

łamach prasy. Mówiły o niej reporterskie doniesienia, przybliżały relacje dumnych ze swych

dokonań podróżników. Dzięki temu, obraz rozmaitych form spędzania czasu wolnego

najwyższych warstw funkcjonował w świadomości mieszkańców Warszawy. Zwłaszcza

klasie średniej, sąsiadującej na drabinie społecznej z kręgami elitarnymi, jawił się jako atrybut

prestiżu – symbol pozycji zajmowanej w hierarchii społeczeństwa.

Klasa średnia – zróżnicowanie grupy społecznej.

Środowiska opisane w poprzednim rozdziale bez większych trudności zdobyć się

mogły na dalekie wojaże i związane z nimi atrakcje. Przedstawiciele warstwy średniej

warszawskiej społeczności, podejmując próby naśladownictwa elit, musieli przezwyciężać

rozmaite przeciwności. W większości nie dysponowali ani nieograniczoną ilością czasu

wolnego, ani znacznymi środkami finansowymi. Tym bardziej podejmowane przez nich

podróże – czy to turystyczno-poznawcze, czy lecznicze, czy po prostu wypoczynkowe –

mogą być traktowane jako usilne starania o zamanifestowanie swych aspiracji do zajmowania

Page 186: Praca Marek - O Turystyce

186

wyższej pozycji społecznej. Można je uznać za wyraz chęci podkreślenia swego rodzaju

społecznego powinowactwa ze środowiskami uważanymi za elitarne. Bo choć nie mogły o

tym świadczyć dochody i stan posiadania, to mógł to potwierdzać prezentowany właśnie w

czasie wolnym - styl życia.

Kogo należy zaliczyć do warszawskiej „klasy średniej”, którą chcemy wyodrębnić ze

względu na hołdowanie określonym obyczajom, stanowiącym zasadniczy przedmiot

niniejszych rozważań? Było to środowisko nader zróżnicowane, niejednolite, składające się z

przedstawicieli różnych grup zawodowych, o różnym pochodzeniu społecznym, o rozmaitych

dochodach. Do grupy tej należeli: urzędnicy, nauczyciele, personel techniczny fabryk, dobrze

sytuowani pracownicy najemni prywatnych przedsiębiorstw i instytucji, jak również średni i

drobni przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów, duchowni, lekarze, dziennikarze,

literaci, artyści, prawnicy - adwokaci i notariusze. Wreszcie – młodsze i starsze dzieci z

rodzin należących do tej sfery, które lata nauki spędzały w Warszawie. Zasadniczo można

użyć do nazwania tej zbiorowości terminu „inteligencja”, choć tylko częściowo ramy tej

grupy pokrywają się z kręgiem nas interesującym. Podstawową pozycją, która charakteryzuje

środowisko warszawskiej inteligencji jest klasyczna praca Janiny Leskiewiczowej758

. Autorka

opisuje zróżnicowanie zawodowe badanego środowiska, zwraca uwagę na społeczne

pochodzenie warstwy. Koncentruje się przy tym na aspekcie czysto demograficznym i

zdawkowo traktuje sferę kultury życia codziennego i obyczaju. Znacznie bardziej

wszechstronny obraz warszawskiej inteligencji przedstawiła Janina Żurawicka759

. Szerszy był

zakres chronologiczny jej badań (ostatnie ćwierćwiecze XIX i początek XX wieku), a kwestie

demograficzno-statystyczne zajęły niespełna połowę pracy. Większa część poświęcona jest

zagadnieniom edukacji, warunków materialnych, a także postawom ideowym, kulturze życia

codziennego i różnym formom aktywności bardzo złożonej zbiorowości.

Wielość środowisk, składających się na klasę średnią, powodowała wyraźne

wewnętrzne zróżnicowanie tej grupy. Przede wszystkim rozmaita była sytuacja materialna.

Oczywista wydaje się dysproporcja pomiędzy dochodami dobrze opłacanych fachowców, jak

piastujący dyrektorskie funkcje menadżerowie przedsiębiorstw, a dość skromnym

uposażeniem nauczycieli, urzędników czy dziennikarzy. Status materialny decydował o

możliwości uczestniczenia w różnych formach pozamiejskiego wypoczynku. Na wybór

konkretnych propozycji wpływało także pochodzenie społeczne – ziemiańskie lub

758

J. Leskiewiczowa, Warszawa i jej inteligencja po powstaniu styczniowym 1864-1870, Warszawa 1961. 759

J. Żurawicka, Inteligencja warszawska w końcu XIX wieku, Warszawa 1978

Page 187: Praca Marek - O Turystyce

187

drobnomieszczańskie tradycje, wykształcenie – określające horyzonty i potrzeby

intelektualne, czy wreszcie pozycja w pracy – posiadanie własnego warsztatu, wykonywanie

wolnego zawodu, lub bycie pracownikiem najemnym.

Jakimi środkami finansowymi dysponowali przedstawiciele warszawskiej klasy

średniej? Zestawienie zarobków z terenu Warszawy podał Stanisław Siegel760

. Bardziej

wszechstronny obraz dochodów przedstawicieli różnych profesji należących do tej warstwy

przedstawiła Janina Żurawicka. Autorka zwróciła uwagę na trudne warunki ekonomiczne, w

jakich żyła warszawska inteligencja w końcu XIX wieku i znaczną rozpiętość zarobków,

występującą w tym środowisku. Najlepiej przedstawiała się sytuacja urzędników

państwowych i miejskich, których roczne zarobki wynosiły od około 200 rb. (kancelista,

pisarz), poprzez 675 r. (rachmistrz) do 1450 rb. (kasjer główny)761

. Nauczyciele szkół

rządowych otrzymywali miesięcznie przeciętnie 45 rb. (rocznie 540 rb.) – niewiele więcej niż

wykwalifikowany robotnik. (Nauczyciele - Rosjanie zarabiali wówczas 1500 do 2000 rb.

rocznie). Profesor Uniwersytetu Warszawskiego – Polak - otrzymywał rocznie 3000 rb.;

asystenci, wykładowcy zarabiali od 300 do 800 rb. Trudno wskazać przeciętne zarobki

aktorów Warszawskich Teatrów Rządowych. Wahały się one od 400 do 2000 rubli.

Najpopularniejsi artyści otrzymywali od 1500 do 4200. Największa część polskich

urzędników zatrudniona była na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i w Towarzystwie

Kredytowym Ziemskim. Tu zarobki były wyższe niż w administracji państwowej. Wahały się

od 500 do 2500 rb. Kadra kierownicza otrzymywała znacznie więcej: od 2500 rb. ( naczelnicy

oddziałów), przez 7000 rb. (dyrektor finansowy) po 15 000 rb. – Naczelnik Drogi. Zupełnie

nieźle przedstawiała się sytuacja nauczycieli polskich szkół prywatnych. Uzyskiwali oni od

1500 do 3000 rubli rocznie. Jak podaje J. Żurawicka, trudne do oszacowania są dochody

reprezentantów wolnych zawodów.

Bardzo wysokie były koszty utrzymania. Najważniejszą i największą część budżetu

przedstawiciele klasy średniej pochłaniało komorne. Wynajmowanie mieszkań było

zjawiskiem masowym. Na przełomie wieków czynsz za jedną izbę systematycznie rósł i

wynosił 86 rb. w 1900 i 108 rb. rocznie w 1908. Niemało płaciło się za żywność762

. Janina

Żurawicka stwierdzała: „Ponadto w budżecie należało uwzględnić wydatki na ubranie, na

kształcenie dzieci, urządzenie mieszkania, życie towarzyskie, często ze względów

760

S. Siegel, op. cit., tabl. 82, s. 286. 761

S. Siegel, op. cit. , tabl. 70, s. 271. 762

J. Żurawicka, op. cit., s. 167-176.

Page 188: Praca Marek - O Turystyce

188

prestiżowych przekraczające poziom dyktowany zarobkiem. Nie kończące się kłopoty

finansowe były nieodłącznym zjawiskiem w życiu przeciętnego inteligenta”763

.

Czas wolny – przywilejem.

Czynnikiem stanowiącym zasadnicze ograniczenie, lub dającym możliwości w

opuszczeniu Warszawy w celach wypoczynkowych, był status zawodowy poszczególnych

jednostek czy grup wchodzących w skład badanego środowiska. W przypadku pracowników

najemnych, zatrudnionych w przedsiębiorstwach, urzędach, szkołach, kluczową rolę

odgrywała kwestia urlopu. Dla nauczycieli czy duchownych korzystanie z kilku, a wręcz

kilkunastu tygodni urlopu w ciągu roku było oczywistością, wynikającą z charakteru ich

profesji. Dla innych grup zawodowych uzyskanie podobnego urlopu było w pełnym tego

słowa przywilejem. Kwestii urlopów nie regulowało prawo. Obowiązywały, rzecz prosta,

święta kościelne i państwowe, ale możność dłuższego wypoczynku dającego szansę na

opuszczenie miasta, stanowiła przedmiot indywidualnych umów pomiędzy pracodawcą a

pracownikami. Generalnie prawo do dłuższego, regularnego urlopu było rzadkością i w

źródłach traktowane jest jako wyraz szczególnego uznania, czy wyróżnienia.

Stanisław Twardo, syn zamożnego warszawskiego rzemieślnika – właściciela

wziętego zakładu pozłotniczego na Nowym Świecie, po ukończeniu studiów na Politechnice

Warszawskiej i Praskiej i uzyskaniu dyplomu inżyniera, pierwszą pracę zawodową podjął w

fabryce pomp parowych Rohna – Zielińskiego. Uzyskanie pierwszego urlopu, po kilku

zaledwie miesiącach pracy, wspominał jako nadzwyczajne wydarzenie. Dzięki perfekcyjnie

wykonanym przez Twardo wyliczeniom materiałowym, fabryka uzyskała bajeczny kontrakt

na dostawę pomp wart 1 milion rubli. „Spowodowało to podniesienie mi uposażenia do 250

rubli miesięcznie, co było sensacją i możność urlopu miesięcznego już w czerwcu 1913 r.,

który wykorzystałem na podróż poślubną”764

. Bronisław Dziubek, urzędnik fabryczny –

pomocnik magazyniera w zakładach metalurgicznych „Lilpop, Rau i Loewenstein”, podaje,

że pierwszy urlop - po czterech pełnych latach pracy - uzyskał we wrześniu 1909 r. Ze

względu na zawarcie przezeń małżeństwa przyznano mu 3 tygodnie urlopu765

. Dziubek sporo

uwagi poświęcił we wspomnieniach zwyczajom i pozycji swoich pryncypałów. Odnotował,

że jego bezpośredni przełożony – główny magazynier Aleksander Frölich, posunięty w latach,

cierpiący na rozedmę płuc: „Za swoją uczciwą pracę cieszył się uznaniem dyrekcji, toteż miał

763

Tamże, s. 175. 764

S. Twardo, Ogniwa jednego życia, Ogniwo 11, s. 3. Rps. BN akc. 10430 765

B. Dziubek, Zaczynałem u Lilpopa, Warszawa 1969, s. 73-74.

Page 189: Praca Marek - O Turystyce

189

pewne przywileje, a mianowicie (…) rokrocznie korzystał z urlopu, który wraz z małżonką

spędzał na kuracji <<za granicą>> w Szczawnicy”766

. Tak atrakcyjne wakacje ułatwiała

pensja 120 rubli767

. Podobnie dyrektorowi fabryki - Stefanowi Stattlerowi, zarabiającemu 400

rubli, przysługiwał każdego lata urlop, umożliwiający z kolei wypoczynek w Wiśle, na

Śląsku Cieszyńskim768

.

Sposób, w jaki cytowani pamiętnikarze traktują prawo do dłuższych wakacji,

potwierdza, że przywilej taki był czymś wyjątkowym. Zdecydowana większość pracowników

najemnych nie posiadała podobnych możliwości. Problem ten był na tyle istotny, że zwracał

uwagę ówczesnej prasy. Publikacje na ten temat zaczęły pojawiać się wszakże dopiero pod

koniec XIX wieku, co – jak się zdaje – wynikało ze stopniowego upowszechniania

świadomości potrzeby i walorów pozamiejskiego wypoczynku, jak też i ze złagodzenia

cenzury w kwestii praw pracowniczych. „Kurier Warszawski” w 1898 r. informował: „W

wielu miastach Europy umysły przenikliwe zajmują się pilnie kwestią <<wolnego czasu>>.

Jest to sprawa bardzo rozległa i mająca olbrzymie znaczenie etyczne i społeczne. Chodzi o to,

żeby ludzie wszelkich stanów spędzali czas, wolny od zajęć obowiązkowych, w

odpowiednich miejscach i w odpowiedni sposób”769

. „Kurierowi” wtórował „Wędrowiec”,

który – piórem felietonisty – ubolewał, że „(…) na tzw. wilegiaturze podmiejskiej”

umieszczają swe rodziny „(…) ojcowie nie mogący opuścić zajęć chlebodajnych”770

. W

1903 r. „Tygodnik Mód i Powieści” donosił: „(…) urzędnik, któremu zajęcia pochłaniają

połowę czy trzy czwarte życia, osiedla rodzinę swoją pod miastem, a sam codziennie

przyjeżdża, by wykonać swoją pracę”771

.

U progu sezonu wakacyjnego 1908 r. felietonista „Tygodnika Mód i Powieści” pisał:

„Dzięki warunkom, jakie się w ostatnich latach wytworzyły, tak zwane urlopy mężczyzn,

pracujących, rozumie się po instytucjach i biurach prywatnych, należą do rzadkości. Albo się

dostaje tego rodzaju łaskę raz na kilka lat nb. w żadnym wypadku dłużej jak na przeciąg

pięciu lub sześciu tygodni, albo dla niepsucia sobie marki u zwierzchności, nie upomina się o

nią wcale”772

.

766

B. Dziubek, op.cit., s. 87-88. 767

B. Dziubek, op. cit., s. 76. 768

B. Dziubek, op. cit., s. 74. 769

Kwestia <<wolnego czasu>>, „Kurier Warszawski” (dalej: „KW”), 1898, nr 139, s. 4. 770

Światła i cienie, „Wędrowiec” 1898, nr 22, s. 4. 771

Z rozmyślań, „Tygodnik Mód i Powieści” (dalej: „TMiP”), 1903, nr 7, s. 77-78. 772

W przededniu wakacji letnich, „TMiP”, 1908, nr 20, s. 235.

Page 190: Praca Marek - O Turystyce

190

Postulaty zapewnienia urlopów pracownikom – przedstawicielom klasy średniej, a

wywodzącym się z jej niższych kręgów, prasa warszawska zaczęła głosić w początku lat 90-

ych. W 1893 r. „Kurier Warszawski” i „Biesiada Literacka” entuzjastycznie informowały o

inicjatywie grona warszawskich aptekarzy, którzy urządzili dla swych pracowników „(…)

wakacje w formie 7 – 10-dniowego odpoczynku”. Donoszono, że zatrudnieni uwalniani są

kolejno od zajęć, a koszta zastępcy ponoszą właściciele firm. Zdaniem dziennikarza „Kuriera

Warszawskiego” - „Byłoby wielce pożądane, aby ten dobry przykład znalazł jak najszersze

naśladownictwo”773

. Felietonista „Biesiady Literackiej” przyklaskiwał inicjatywie : „Zwyczaj

to ze wszech miar chwalebny i godny naśladowania. (…) Wypoczynek pozwoli pracować

doskonalej, także oszczędzi zdrowia”774

.

Możliwość skorzystania z dobrodziejstw dłuższego wypoczynku poza miastem przez

pracowników najemnych była w głównej mierze zależna od uzyskania urlopu, a więc od woli

pracodawcy. Inny rodzaj ograniczeń występował w przypadku właścicieli średnich czy

drobnych przedsiębiorstw – środowiska również przynależnego do klasy średniej.

Opuszczenie Warszawy dla odbycia podróży lub kuracji było warunkowane możliwością

pozostawienia firmy. Mogli pozwolić sobie na to ci, którzy poruczali przedsiębiorstwa

wykwalifikowanemu i zaufanemu personelowi, ale już nie rzemieślnicy czy kupcy, którzy

sami pracowali i osobiście musieli nadzorować swój zakład. Powołany do życia przez

Bolesława Prusa Stanisław Wokulski, reprezentujący wyższe kręgi klasy średniej, z ufnością

oddawał prowadzenie interesów w ręce całkowicie godnego zaufania plenipotenta – pana

Ignacego Rzeckiego i wyjeżdżał do Paryża lub oddawał się urokom wsi w Zasławiu. Ojciec

Stanisława Twardo natomiast sporo podróżował po ziemiach Królestwa w związku z

realizacją zamówień, głównie renowacją obrazów, ołtarzy i sprzętów kościelnych. Łączył

przy tym obowiązki zawodowe z wypoczynkiem na wsi i zwiedzaniem interesujących

miejsc775

.

W szczególnej sytuacji, o wiele szczęśliwszej od ogółu pracowników najemnych i

części przedsiębiorców byli nauczyciele i przedstawiciele wolnych zawodów, dowolnie

kształtujący kalendarz swych zajęć w porze lata. Jadwiga Ostromęcka, nauczycielka

pracująca od 1902 r. na pensji Antoniny Walickiej, mogła sobie pozwolić na regularne

spędzanie wakacji z dala od Warszawy – w Zakopanem, Ciechocinku, Druskiennikach czy –

773

„KW” 1893, nr 188, Dodatek Poranny, s. 9. 774

Raptularz powszechny. Wypoczynek dla pracujących, „Biesiada Literacka” (Dalej: „BL”) 1893, nr 30. 775

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 16.

Page 191: Praca Marek - O Turystyce

191

co szczególnie lubiła – w zaprzyjaźnionych majątkach ziemiańskich na Nowogródczyźnie.

Latem 1911 r. Ostromęcka wybrała się nawet w daleką podróż do Skandynawii776

.

Wyjątkowe zgoła możliwości wypoczynku i podróżowania miał sławny rysownik,

malarz, najpopularniejszy bodaj ilustrator prasowy – Franciszek Kostrzewski. We

wspomnieniach ze swadą opisuje rozliczne peregrynacje, które odbywał w poszukiwaniu

„typów ludzkich” i tematów do swych prac. Obowiązki zawodowe nie tylko nie krępowały go

w tym zakresie, ale wręcz stanowiły uzasadnienie wcale nierzadkich wojaży777

.

Inne powody, acz prowadzące do podobnych efektów w postaci regularnego spędzania

letnich miesięcy poza Warszawą, dotyczyły niektórych warszawskich lekarzy. Z początkiem

sezonu wakacyjnego ogłaszali oni w prasie, że w czasie kanikuły będą praktykować w

uznanych, często zagranicznych uzdrowiskach, służąc kuracjuszom. Taka oferta mogła się

wydawać szczególnie atrakcyjna zamożniejszym warszawiakom, chcącym stale pozostawać

pod opieką swych doktorów, a medykom pozwalała łączyć zarabianie pieniędzy – z

wypoczynkiem w atrakcyjnych miejscach.

Ograniczeniom wynikającym z zobowiązań pracowniczych i biznesowych nie

podlegały uczące się dzieci i studiująca młodzież – znacząca liczebnie grupa społeczeństwa

Warszawy, w części przynajmniej korzystająca z letnich wakacji poza miastem. Podróże z

okresu dzieciństwa i wczesnej młodości szczególnie głęboko zapadły w pamięć takich

pamiętnikarzy jak Stanisław Twardo, Władysław Kiejstut Matlakowski, Antoni Ziemięcki czy

Franciszek Kostrzewski. Ton ich wspomnień bardzo wyraźnie wskazuje, jakim kontrastem

dla życia w miejskich murach było opuszczenie Warszawy i obcowanie z przyrodą,

przestrzenią, oddychanie czystym powietrzem. W przeciwieństwie do młodych

reprezentantów warstw wyższych, dzieci dorastające w kręgach klasy średniej doświadczały

wakacji poza miastem jako czegoś wyjątkowego, odświętnego. Lato na wsi nie było, dla

większości z nich, udaniem się po prostu do rodzinnego majątku (choć niektórzy mieli taką

możliwość), ale prawdziwą, oczekiwaną i wymarzoną atrakcją778

.

776

J. Ostromęcka, Pamiętnik z lat 1862 – 1911, opr. A. Brus, Warszawa 2004. 777

F. Kostrzewski, Pamiętnik z lat 1844 – 1890, s. 17-39, Rps BN IV 6377, Mf. 13293. 778

S. Twardo, op.cit.; W. K. Matlakowski, Wspomnienia, Rps BN akc. 10875, Mf. 13293; A. Ziemięcki,

Wspomnienia z lat 1885 – 1919. Moja przyjaźń z geografią, Rps BN akc. 9498; F. Kostrzewski, op. cit.

Page 192: Praca Marek - O Turystyce

192

Z paszportem, czy bez, czyli jak przekroczyć granicę?

Kolejnym niebagatelnym utrudnieniem w podejmowaniu dalszych podróży czy

udawaniu się na zagraniczną kurację była, obok prawa do posiadania „czasu wolnego”,

kwestia uzyskania paszportu. Zagadnienie to, pod względem politycznym dość drażliwe, nie

często było podejmowane przez warszawską prasę. „Kurier Warszawski” w 1898 r. w notatce

„Paszporty zagraniczne” przypominał, że istnieją dwa rodzaje takich dokumentów: za 15 rubli

i za 2 ruble i pytał retorycznie: „Dlaczego więc nie chce wydawać się tych ostatnich”?779

.

Odpowiedź, jak to z retorycznymi pytaniami bywa, nie została na łamach „Kuriera”

udzielona.

Cytowany w poprzednim rozdziale Ignacy Baliński, z pochodzenia ziemianin,

prawnik, wysoki urzędnik w Prokuratorii Królestwa Polskiego, a więc człowiek zamożny,

stwierdzał, że łatwo i przyjemnie podróżowało się do wód zagranicznych dzięki „(…) taniości

paszportów zagranicznych /15 rubli za pół roku/, które w Warszawie dostawało się w

kancelarii oberpolicmajstra w ciągu 48 godzin”780

. Pojęcie taniości było jednak względne.

Nie wszyscy przedstawiciele warstwy średniej mogli sobie pozwolić na beztroskę

Balińskiego. Ponieważ jednak pragnienie odbycia dalszej podróży było bardzo silne, starano

się, dostępnymi sposobami, ograniczać koszty niezbędne do zdobycia dokumentów

umożliwiających przekroczenie granicy Cesarstwa Rosyjskiego.

Andrzej Ziemięcki, jako kilkuletni chłopiec mieszkający w Warszawie, korzystał

regularnie z uroków wiejskiej kanikuły w Świętokrzyskiem, gdzie jego ojciec na początku lat

90-ych zarządzał folwarkiem Maleszowa. Stąd odbył „zagraniczną” podróż do Krakowa:

„Konie były, własna bryczka była, do Krakowa wszystkiego 5 mil – brakło tylko

najważniejszej rzeczy: paszportu. Granica była w Michałowicach i tam trzeba było być

uzbrojonym w odpowiednie papiery. Paszport kosztował 25 rubli [!], co było sumą ogromną

(= 60 cieląt!) [sic!] i służył na jeden przejazd granicy781

. Koszt faktyczny był zresztą znacznie

większy, bo po paszport trzeba było jeździć do powiatowego, a może nawet gubernialnego

miasta. Ani ja, ani mój ojciec za mej pamięci nie mieliśmy nigdy rosyjskiego zagranicznego

paszportu. Jakże więc wyjeżdżało się za granicę”? Możliwość poczynienia pewnych

779

„KW” 1898, nr 33, s. 13. 780

I. Baliński, op.cit., s. 218. 781

Jak podaje S. Siegel, Ceny w Warszawie w latach 1816 – 1914, Poznań 1949, tabl. 26, s. 207,w latach 90-ych

w Królestwie Polskim za 1 funt (ok. 0,40 kg) cielęciny płacono 11-15 kopiejek. Za kopiejek 40 (tyle według

Ziemięckiego miało kosztować cielę) można było zatem kupić nieco ponad 1 kg tego mięsa. Za 25 rubli – ok. 80

kg. Z pewnością autora wspomnień zawiodła pamięć, gdy podawał równowartość ceny paszportu.

Page 193: Praca Marek - O Turystyce

193

oszczędności i ograniczenia formalności dawał „(…) pas graniczny, szerokości trzech mil, w

którym wolno było gminom wydawać ośmiodniowe przepustki na przejazd granicy. (…) Tam

wszystkie formalności (tym bardziej wobec dworskich koni) kończyły się na 1 rublu i

ewentualnym powołaniu się na kogoś ze znajomych wójta, pisarza lub sąsiedniego dworu”782

.

Sumę 25 rubli jako cenę paszportu wymienia także Jan Gebethner. Nie wspomina jednak, by

uzyskanie dokumentu było szczególnie kłopotliwe. Już bardziej sama kontrola paszportów

podczas podróży koleją stanowiła pewną uciążliwość. Należało opuścić pociąg i cierpliwie

czekać na zwrot dokumentów przez żandarmów 783

.

Wydaje się, że pamięć o trudnościach w uzyskiwaniu paszportu zawiodła nieco

Andrzeja Ziemięckiego. Jego świadectwo nie znajduje potwierdzenia w innych zbadanych

źródłach. Tym niemniej sposób przezeń opisany był stosowany również przez innych autorów

wspomnień. Stanisław Twardo, mniej więcej dziesięć lat po krakowskiej wyprawie

Ziemięckiego, w zimie 1900/1901 wyruszył do Zakopanego. Jako student Politechniki

Warszawskiej, działacz społeczny i polityczny, zamierzał u stóp Tatr omówić z Henrykiem

Raabem sprawy organizacji „Zdrowie”: „W drugi dzień Bożego Narodzenia znalazłem się w

Modrzejowie, małym przygranicznym osiedlu, gdyż granicę przejeżdżało się za okazaniem

półpaska wystawionego na przygranicznego mieszkańca. Dokument ten otrzymałem przy

pomocy miejscowych przyjaciół. Przepustka była wydana na przejście przez rzekę graniczną

z mostkiem dla pieszych prowadzącym do miasteczka Mysłowice (zabór niemiecki), skąd

koleją należało jechać do Wadowic, już w zaborze austriackim. Żandarm rosyjski w

Modrzejowie życzliwie ostemplował przepustkę, uprzedzając o dotrzymaniu terminu

powrotu. Wylądowałem w Zakopanem (…)”784

.

Posiadanie paszportu było absolutnie niezbędnym warunkiem podróżowania,

załatwiania za granicą wielu formalności, a także i spokojnego powrotu do zaboru

rosyjskiego. Henryk Sienkiewicz, pełen niepokoju, pisał w 1888 roku z Madrytu do

przyjaciela: „Kochany Mścisławie! Posyłam list do oberpolicm[ajstra] o nowy pasport, bo mi

stary skradziono. Poproś w moim imieniu ks. Chełmickiego, żeby poszedł do biura

pasportowego i poprosił naczelnika o przypilnowanie ekspedycji oraz żeby pasport lub

upoważnienie do wydania takowego wysłano do konsulatu ros[yjskiego] nie w Madrycie, ale

782

A. Ziemięcki, op. cit., s. 18-19. 783

J. Gebethner, op. cit., s.58, 154. 784

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 36.

Page 194: Praca Marek - O Turystyce

194

w Paryżu, dokąd za parę dni wyjeżdżam”785

. Do sprawy paszportu pisarz wracał w kolejnych

listach: „(…) właściwie mówiąc tylko kwestia pasportu zatrzymuje mnie w Paryżu. Jak

dostanę pasport, to i wrócę”786

. Najwyraźniej jednak oczekiwany dokument nie nadszedł, co

spowodowało pewne komplikacje w drodze powrotnej do Warszawy: „Przyjechałem do

Krakowa po wielu trudnościach. Jechałem na Berlin, Wrocław, ale w Szczakowej wymagają

absolutnie pasportu i to wizowanego, a ja nie miałem żadnego – więc nie chciano mnie

puścić. Na szczęście jechała pani Adamowa Potocka, która mi ułatwiła przejazd”787

. Skoro w

1888 roku znany literat, autor Trylogii, doświadczał podobnych kłopotów przy przekraczaniu

granicy austriackiej, to nietrudno sobie wyobrazić, jak ważne dla podejmowania podróży było

dysponowanie stosownym dokumentem przez mniej prominentne osoby.

Podróżować, nie trwoniąc pieniędzy.

Opłacenie paszportu, o ile nie zdobywało się wspomnianej przepustki, było

wydatkiem uciążliwym, ale koniecznym. Jeśli tylko chciało się podróżować za granicę, trzeba

się było z nim liczyć. O wiele większe jednak wyzwania, ale też i możliwości stopniowania,

redukowania wydatków, czy wręcz oszczędności niosły ze sobą pozostałe koszty podróży,

ponoszone na bilety kolejowe, noclegi, wyżywienie, zabiegi lecznicze, rozrywki. Pamiętniki z

epoki, epistolografia, a przede wszytym doniesienia prasowe, pozwalają dość dokładnie

prześledzić zarówno zróżnicowaną ofertę cenową rozmaitych form wypoczynku, z którego

korzystali przedstawiciele warstwy średniej, jak i ich stosunek do wydawania pieniędzy

podczas wojażu i kuracji.

Bohaterowie poprzedniego rozdziału, wywodzący się ze środowiska warszawskiej

elity, zdawali się w ogóle nie liczyć z kosztami podróży. Korzystali z najwymyślniejszych

rozrywek i najdroższych usług. Możliwość nie zwracania uwagi na wysokość wydatków

stanowiła dla nich wręcz powód do dumy788

. Cytowane wcześniej refleksje Marii z

Łubieńskich Górskiej o możliwości oszczędzania w podróży były na tle poglądów jej

środowiska czymś wyjątkowym789

. Zgoła odmiennie wyglądała postawa przedstawicieli klasy

średniej, starających się naśladować warstwy wyższe. W swych wspomnieniach wiele uwagi

poświęcali oni finansowej stronie wakacyjnych eskapad, zwłaszcza sposobom takiego

785

List do M. Godlewskiego, 10 X 1888 r., List 39, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, Red. J. Krzyżanowski, Opr.

M. Bokszczanin, (Opr. Listów do M. Godlewskiego – E. Kiernicki), Warszawa 1977, s. 64. 786

List do M. Godlewskiego, 23 X 1888 r., List 40, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 66. 787

List do M. Godlewskiego, 31 X 1888 r., List 42, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 70. 788

S. Brzeziński, op. cit., s. 846, 857, 872; Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. I, s.57, t. II, s. 75-76, 78, t.

III, s. 1-2. 789

M. Górska z Łubieńskich, op. cit., t. I, s. 232, t. II, s. 40-41.

Page 195: Praca Marek - O Turystyce

195

zorganizowania podróży, zwiedzania czy kuracji, by jak najwięcej z nich skorzystać, a

jednocześnie ochronić stan portfeli i portmonetek.

Materialne troski nie były obce Henrykowi Sienkiewiczowi, odbywającemu w 1881

roku kurację w Fürstenhof w Styrii. Pisarz donosił Mścisławowi Godlewskiemu: „Za 6-ść

tygodni wracam do Warszawy. Tymczasem bądź łaskaw przesłać mi 200 (dwieście) rubli z

wszelkim możliwym pośpiechem, bo tu jest drogo i obawiam się, by mi do tygodniowego

rachunku nie zabrakło, zwłaszcza, że pierwszy tydzień jest najdroższy. Proszę Cię więc, abyś

nie zwłóczył”790

. W ogóle w swych listach Sienkiewicz wiele miejsca poświęcał

relacjonowaniu kosztów podróży. Informował o tym w 1890 r. z Mediolanu -

Godlewskiego791

, z Francji w 1898 - Konstantego Marię Górskiego792

, z Aten w 1886 –

Henryka Anastazego Gropplera793

.

Wielką również wagę przywiązywał Sienkiewicz do jak najkorzystniejszej wymiany

walut. Skrupulatnie pilnował, by nie stracić na takich transakcjach i oszczędzić pieniądze,

pozwalające najpełniej wykorzystać możliwości wojażu. W liście do Godlewskiego,

dotyczącym przygotowań do wyprawy afrykańskiej, oburzał się: „Według jakiego kursu ten

Goldstand [bankier warszawski – przyp. moje] oblicza? Czy sobie każe płacić za odległość?

Przecie to jest różnica, która przechodzi granice przyzwoitości. (…) Wdaliście się z jakimś

diabłem. Co zrobiły Wasze zwłoki z tą akredytywą! Gdym był w Biarritz już po

zaakceptowaniu przez Was moich warunków, rubel stał 3 fr centów 12, to jest miałbym za

6000 blisko 20 000 fr. Dziś mam 15 000, tj. brak mi pięciu tysięcy, za które zapłaciłbym

pobyt w Egipcie i allez et retour do Zanzibaru. (…) i nie byłbym tak ograniczony w środkach,

jak obecnie jestem”794

. W tym konkretnym przypadku przedmiotem troski było zgromadzenie

funduszy na egzotyczną, daleką wędrówkę, ale i w innych, bardziej konwencjonalnych

sytuacjach pisarz, a także i wielu innych przedstawicieli zamożnej inteligencji starannie

obliczało koszty podróży, by możliwie wiele z niej skorzystać.

Podobnie Eliza Orzeszkowa, relacjonując Leopoldowi Méyetowi wyjazd na

kurację do Wiesbaden w 1899 r., podkreślała konieczność liczenia się z kosztami: „(…) we

Frankf[urcie] (…) w Hôtel de Russie izdebeczka na 4-m piętrze, nawet dla nas malutkich

ciasna i droga jak pieprz w średnich wiekach. Więc byłyśmy tam tylko jedną dobę, po czym

790

List do M. Godlewskiego, [1881 r.], List 15, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 36. 791

List do M. Godlewskiego, 22 III 1890 r., List 77, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 111-112. 792

List do K. M. Górskiego, 7 VII 1898 r., List 12, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 303. 793

List do H.A. Gropplera, 13 XI 1886 r., List 3, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 314. 794

List do M. Godlewskiego, [30 XI 1890 r.], List 95, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 139.

Page 196: Praca Marek - O Turystyce

196

do Wiesbadenu, gdzie znowu trochę biedy z mieszkaniem, ale tylko trochę, bo po 3-ch dniach

przebytych w hot[elu] Taunus znalazłyśmy mieszkanko śliczne, wybornie położone i

względnie niedrogie”795

. Ponad miesiąc później, z Interlaken, pisarka donosiła, że zamiast 3

tygodni będzie tam mogła spędzić tylko 2: „(…) bo jest drogo, chociaż mieszkamy w hotelu

drugorzędnym, drogo jest i – zwłaszcza po wiesbad[eńskich] wydatkach a przed tak ogromną

podróżą powrotną – zbyt dla mnie kosztownie”796

. Powracając do kraju przez Zurych, pisała

przyjacielowi: „Pieniędzy mam tyle, aby do domu bez kłopotów dojechać”797

. Pisarka,

zmuszona przez sytuację do rychłego wyjazdu i zrezygnowania ze zwiedzania Szwajcarii,

prosiła Méyeta o przysłanie jej pieniędzy, które umożliwiłyby realizację turystycznych

planów798

.

Autorka Nad Niemnem, podobnie zresztą jak Sienkiewicz, wielką wagę

przywiązywała do kosztów swych podróży i skrzętnie relacjonowała je w prywatnych listach.

Przebywając z Marią Obrębską na kuracji w Wiesbaden w 1897 r., znalazła w Villi Heubel:

„Ładny, dość duży pokój z balkonem, cały w drzewach, z całodziennym utrzymaniem dla

dwóch o, za 12 marek dziennie”799

. W 1903 w Marienbadzie, gdzie Orzeszkowa bawiła z

Jadwigą Nusbaum – Holenderską, panie najęły „(…) miły pokoik z balkonem, w samym lesie

i naprzeciw słynnego Waldmühle, drogi aż strach, go 40 guld[enów] na tydzień sam przez się,

bez niczego, ale z powietrzem czystym i względną ciszą, dwoma warunkami, bez których nie

tylko wyzdrowieć, ale wprost żyć nie mogę”800

, zwierzała się Méyetowi.

Niepokój z powodu wysokich kosztów wypoczynku, towarzyszący znanym i dobrze

opłacanym literatom, był charakterystyczny także dla innych przedstawicieli środowiska

inteligencji. Wyjątkowo mocno odczuwali go ludzie młodzi, którzy dla zaspokojenia

turystycznych pasji podejmowali dużo bliższe wędrówki. Szczególne wrażenie wywierają

relacje dwóch, w pełnym tego słowa znaczeniu, turystów – Franciszka Kostrzewskiego i

Stanisława Twardo. W młodych swych latach nie dysponowali większymi zasobami gotówki.

Jako uczniowie i studenci, w gronie kolegów – rówieśników, podróżowali oni pieszo po

ziemiach Królestwa Polskiego i bliższych rejonach Ziem Zabranych, poznając najciekawsze

zabytki i największe atrakcje przyrodnicze. Kostrzewski, wspominając wojaż z początku lat

795

List do L. Méyeta, 19 VI [18]99 r., List 243, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, red. J. Baculewski, t. II, Do

Leopolda Méyeta, opr. E. Jankowski, Wrocław 1955, s. 202. 796

List do L. Méyeta, 29 VII [18]99 r., List 246, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 204. 797

List do L. Méyeta, 4 VIII [18]99 r., List 247, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 205-206. 798

Tamże. 799

List do L. Méyeta, 23 VIII [18]97 r., List 184, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 138. 800

List do L. Méyeta, 5 VII 1903 r., List 264, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 221.

Page 197: Praca Marek - O Turystyce

197

60-ych, z satysfakcją pisał: „Zapewne rzadko który z czytelników, a może i żaden pieszej po

kraju nie odbywał wędrówki. Inna to podróż, nie w wagonie kolei żelaznej – wiecznie tak

samo biegnącej – stacje migają i nikną – oddycha się dymem i swędem węgla kamiennego.

Koleją aż do Strzemieszyc dojechawszy w kilku wysiedliśmy na stacji i po odejściu pociągu,

gdy cisza nastała, pełni najlepszych nadziei, rozpoczęliśmy wędrówkę. (…) z tornistrami na

plecach, w pysznych humorach ruszyliśmy ku Ojcowu”801

. Blisko czterdzieści lat później, w

1899 r., podobną wycieczkę odbywał Stanisław Twardo: „Letnie wakacje bardzo się

nadawały do wędrówek. (…) W wycieczkach naszych korzystaliśmy z komunikacji

kolejowej, gdy chodziło duże odległości. Zasadniczo jednak były to wędrówki piesze,

przeważnie bocznymi drogami”802

.

Kostrzewski i Twardo, opisując praktykowaną przez siebie formę podróży, zwracali

uwagę na jej wyjątkowość. Byli świadomi, że niewiele osób decydowało się na tak

niecodzienny sposób spędzania wakacji, choć był on łatwo dostępny i nie wiązał się z

ponoszeniem nadmiernych kosztów. Według świadectwa obu pamiętnikarzy, piesi turyści

budzili zdumienie mieszkańców prowincji, a niekiedy wręcz obawy803

. Stanisław Twardo,

podczas wędrówki po Świętokrzyskiem, nocował w Wąchocku, na karczemnym strychu, na

sianie: „Wejście po drabinie, drzwiczki na skobel i kłódkę zamykane, a wnet po wdrapaniu

się ostatniego turysty – słyszymy trzask zamykania drzwi na tę kłódkę nie małej wagi. (…)

[Karczmarz] Takich gości miał w ogóle po raz pierwszy i dopiero rankiem, gdy nam otworzył

, na ogorzałym jego obliczu zjawił się uśmiech, choć nadal nie rozumiał, co my za jedni

jesteśmy”804

. W jednej ze wsi wędrowcy zostali wzięci za wędrownych aktorów. „Wreszcie

rozeszła się wieść, że musimy mieć tajną drukarnię w kasecie, nielegalne wydawnictwa w

plecakach. Długo musiał tłumaczyć zorientowany przez nas ksiądz, że jesteśmy wędrowną

wycieczką młodzieży szkolnej.”805

.

Gdy Twardo z przyjaciółmi rok później, w 1900, przemierzał Puszczę Białowieską,

również spotkał się ze zdziwieniem i nieufnością. Prosząc o nocleg na probostwie w

Szereszewie: „Długo tłumaczyliśmy, że jesteśmy absolwentami szkół z wycieczką z

Warszawy. Ale to nie przekonało gospodarza: <<Takich jeszcze tu nie było! Może bandyci?

Chcecie ograbić plebana?>> W końcu wpuścił, ale nie mógł zrozumieć, po co chcemy

801

F. Kostrzewski, op. cit. s. 9. 802

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 24-25. 803

F. Kostrzewski, op. cit., s. 11-12. 804

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 26-27. 805

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 28.

Page 198: Praca Marek - O Turystyce

198

wędrować po puszczy. (…) Zaufanie do nas nie było jednak bezgraniczne, bo po naszym

ułożeniu się, pokój nasz został zamknięty na klucz”806

. Romantyczna, czy też raczej

pionierskiej atmosfera, towarzyszącej podobnym wyprawom bardzo pociągała młodych ludzi.

Główną przyczyną praktykowania podobnych eskapad był niewątpliwie ich niski koszt.

Uczniowie i studenci, nie nadwyrężając swych zasobów, mogli atrakcyjnie i wartościowo

spędzać wakacje poza Warszawą. Starannie jednak baczyli, by nie przekroczyć limitu

wydatków: „W powrotnej drodze do Warszawy zdecydowano drugą wycieczkę po obliczeniu

pozostałej gotówki i czasu wakacyjnego”807

.

Piesze wycieczki po ziemiach Królestwa, niskobudżetowe, choć oczywiście

nadzwyczaj atrakcyjne ze względów poznawczych i zdrowotnych, nie były jedyną formą

taniego spędzania wakacji przez przedstawicieli klasy średniej. Podróżnicy i kuracjusze,

wywodzący się z tego środowiska, także i w dalszych peregrynacjach dążyli do racjonalizacji

wydatków, szukali różnych sposobów oszczędności. Władysław Kiejstut Matlakowski, jako

kilkuletni chłopiec wraz z matką i siostrą, rokrocznie w połowie lat 90-ych spędzał część lata

w Norderney na Wyspach Fryzyjskich na Morzu Północnym. Koszty takich wakacji były dla

rodziny Matlakowskich bardzo znaczne, zwłaszcza po śmierci ojca – znanego lekarza i

etnografa: „Okazało się, że pokoje blisko morza są kosztowne, zwłaszcza cały rząd willi

hamburskich i bremeńskich kupców wzdłuż plaży były niedostępne dla naszych skromnych

funduszów, przeznaczonych na sześciotygodniowy pobyt. Wreszcie, o jakieś dziesięć minut

drogi od morza, Mamie spodobał się parterowy dom rybaka, z zaciszną werandą opiętą

caprifolium. (…) Obiady jadaliśmy naprzód w restauracji, gdzie stołowały się znajome panie,

dr Tarnowska i bar. Radoszewska, ale wobec tak zwanego <<Weinzwang>> tj. przymusu

picia wina, Mama przeniosła się do tańszego <<Bruns Hotel>>. Mama brała pół butelki

najtańszego wina, które bez końca dekorowało nasz stolik, jednakże maitre d’hotel zbuntował

się wreszcie! Jak bardzo Mama oszczędzała, świadczy o tym fakt, że brała na nas troje dwa

obiady, z których ja zjadałem jeden cały, a Mama nie dojadała, dzieląc się z Kasią, która była

specjalnie dożywiana”808

.

Prawdziwy pasjonat turystyki, żądny nowych wrażeń i doznań Stanisław Twardo,

jeszcze jako student, czy świeżo upieczony absolwent Politechniki, realizował swe pasje,

podróżując z przyjaciółkami, a później z dopiero co poślubioną małżonką. Borykał się przy

806

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 32-33. 807

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 28. 808

W. K. Matlakowski, op. cit., Rozdział 11.Norderney i Norwegia, s. 2-3.

Page 199: Praca Marek - O Turystyce

199

tym z problemami finansowymi, o wiele bardziej dotkliwymi niż zażywający morskich

kąpieli państwo Matlakowscy. Przemożna chęć zwiedzania, poznawania była wszelako tak

silna, że młody wojażer potrafił pokonywać różne bariery finansowe i umiał wyszukiwać

rozmaite sposoby, by móc poznawać świat. Zaprawiony w tanich, pieszych wycieczkach po

Królestwie i ziemiach zaboru rosyjskiego, przyszły wojewoda warszawski, bawiąc w 1903 r.

u swego brata w Paryżu, intensywnie zapoznawał się z bogactwem kulturalnym „stolicy

świata”: „Gdy przychodziło zmęczenie, wywołane różnorodnością wrażeń, wychodziłem –

zgadnijcie dokąd? Do najbliższego domu towarowego <<Au bon Marche>>, gdzie w dziale

spożywczym po wzmocnieniu się kanapkami przygotowanymi przez bratową, popijałem

bezpłatnie wydawane dla reklamy napoje z bardzo różnorodnymi smakami soków, nie

wyłączając i kawowego nektaru”809

.

W roku 1911 autor „Ogniw jednego życia” odbył „miesięczną włóczęgę”, którą

samodzielnie zaplanował tak, by jak najwięcej zobaczyć i możliwie ograniczyć koszty:

„Mając 100 rubli ekstra przysłanych mi przez Wuja z Podola jako premię za ukończenie

studiów i dyplom, nie zrobiłem uczty pożegnalnej, a w głowie zaświtał mi projekt wędrówki

w kraje dalekie jak Szwajcaria i Włochy, oczywiście pieszej /wyjąwszy dojazdy kolejowe z

biletem tzw. <<rundreise>> na określone odcinki/”. Mające mu towarzyszyć dwie znajome

damy uprzedził o „(…) prymitywnym co do wygód charakterze wycieczki”. Po zrealizowaniu

planu wojażu, a nawet zwiedzeniu Rzymu i Wenecji, wędrowiec skonstatował: „Stan mojej

gotówki wymagał jak najkrótszą drogą powrotu przez Triest i Budapeszt do Pragi, a z niej do

Warszawy”810

.

Podobną eskapadę odbył Twardo latem 1913 r. – tym razem miała ona charakter

romantycznej podróży poślubnej. Młodzi małżonkowie, wojażując po południowych

Niemczech, wędrując po Alpach, zwiedzając Szwajcarię, Włochy i Austrię, musieli stawiać

czoło nadzwyczaj prozaicznym problemom. W alpejskim hotelu „Hospiz”, pod przełęczą

Furkapass: „(…) czekała nas zasłużona obiadowa uczta, w której spożywaliśmy dwa buliony,

a jeden befsztyk, przepołowiony co prawda, lecz wielkości talerza, oraz jarzyny – tylko jeden,

choć mieliśmy apetyt na dwa, lecz cena była na naszą kieszeń za wysoka /usiłowałem zastąpić

bezskutecznie nasze apetyty widokiem pięknej Jungfrau”. (…) Wreszcie, na ławeczce przed

hotelem w Brienz „(…) odbył się rachunek nie tyle sił, lecz gotówki – okazało się, że z

trudem zdołamy powrócić do domu zaplanowanym szlakiem. (…) Niekłamana też była

809

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 4, s. 2. 810

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 10, s. 1, 5.

Page 200: Praca Marek - O Turystyce

200

radość, gdy Wanda, spoglądając na roztrącany swym kijem piasek, dostrzegła stopniowo

kilkanaście srebrnych monet i trochę drobnych rozsianych nieoględnie przez zachwyconego

pejzażem wędrowca. To w tym momencie pod adresem roześmianej żony zanuciłem –Twój

uśmiech słodycz ma, Twe oczy kwiaty dwa ! (…) W dalszej drodze ratowała nas opłacona

książeczka <<Rundreise>>”811

.

Romantyczne wspomnienia wakacyjnych niedostatków młodych małżonków są,

naturalnie, świadectwem szczególnego, indywidualnego doświadczenia ludzi owładniętych

pasją podróżowania i gotowych do znacznych poświęceń, by swe pragnienia realizować.

Większość przedstawicieli klasy średniej była, jak należy się domyślać, bardziej stateczna i

staranniej planowała wakacyjne podróże. Skwapliwie obliczano koszty, szacowano wydatki,

starannie porównywano oferty. Wybierano najkorzystniejsze i dostosowane do wymagań i

możliwości rozwiązania. Oszczędzano. Bohaterka „Sezonowej miłości” Gabrieli Zapolskiej,

Tuśka Żebrowska, spędzając lato pod Giewontem, nieustannie doznawała: „(…) błyskawicy,

przejmującej ją po prostu fizycznym bólem. Mąż dał mało pieniędzy na owo Zakopane. I

dlatego nie mogła zajechać do żadnego z zakładów ani pensjonatów. (…) Ona musiała

wynająć pokój w małym domku i teraz siedzi odosobniona, odcięta od ludzi (…).

Przypomniała sobie mozolne zbieranie tych pieniędzy, które obecnie płynęły jak woda na

drobiazgi i życie pełne niewygód, chłodu i pustki”812

. Dla skromnego warszawskiego

urzędnika, jakim był mąż Tuśki, wysłanie małżonki i córki na zagraniczne wakacje było

prawdziwym finansowym wyzwaniem. Podobnie jak dla większości osób tej sfery. Pomocą

średniozamożnym, liczącym się z kosztami, a spragnionym wypoczynku poza miastem

warszawiakom służyła prasa. Dzienniki, a czasem i tygodniki, opisując realia podróży,

kuracji, czy choćby wakacji „na letnich mieszkaniach” obficie podawały informacje

dotyczące cen różnych form i sposobów spędzania letnich miesięcy. Niewątpliwie stanowiło

to ważną i pożądaną informację dla czytelników gazet.

Ile rachować należy?

Mimo trudności finansowych, reprezentanci klasy średniej, a przede wszystkim

inteligencji, usilnie starali się sprostać wymogom obyczaju i spędzać lato poza Warszawą.

Część środowiska, jak dowodzą źródła, mogła pozwolić sobie na dalsze, zagraniczne podróże,

rozrywki i kuracje. Bywanie w modnych uzdrowiskach, poddawanie się szczególnie

811

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 12, s. 6, 8-9. 812

G. Zapolska, Sezonowa miłość, Kraków 1980, s. 29, 89.

Page 201: Praca Marek - O Turystyce

201

popularnym zabiegom, odwiedzanie miejsc uznawanych za nadzwyczaj prestiżowe,

zwiedzanie sławnych muzeów, zabytków – wszystko to pozwalało lepiej sytuowanym kręgom

szeroko pojętej inteligencji i drobniejszej burżuazji zbliżyć się do warstw wyższych. Zbliżyć

się jeśli nawet nie w rzeczywistości, to przynajmniej w sferze świadomości. Kopiowanie,

naśladownictwo obyczajów elit pozwalało zamanifestować własne aspiracje i dać wyraz

własnym potrzebom. Umożliwiało zaprezentowanie swej pozycji na scenie życia publicznego.

W imię takich celów warto było ponosić nawet niemałe koszty.

W badach i kurortach.

Literatura pamiętnikarska, sprawozdania korespondentów prasy warszawskiej, a

przede wszystkim reklamy prasowe każą mniemać, iż szczególnie popularnym, wśród

najdroższych, celem wakacyjnych peregrynacji były uzdrowiska niemieckie i austriackie.

Legitymowały się długą tradycją kuracji, powszechnie uznawanych za skuteczne. Cieszyły się

renomą wyjątkowo komfortowych, porządnych, spełniających cywilizacyjne oczekiwania

współczesnego, kulturalnego człowieka. Wysoki standard oznaczał wszelako wysokie ceny.

W 1891 r. w Bad Reinerz (Duszniki Zdrój) na Śląsku cena wynajęcia jednoosobowego

pokoju wynosiła od 17 do 20 marek za tydzień. Do tego należało doliczyć 2 marki dziennie za

pościel, oraz obiad w cenie 1 marka 60 fenigów. Obowiązkiem było uiszczenie jednorazowej

opłaty klimatycznej – tzw. kurtaksy, wynoszącej 25 marek od kuracjuszy i 15 marek od

wypoczywających813

. W tym samym roku w Crampas – Sassnitz, znanym kąpielisku morskim

na Rugii, wydatki na mieszkanie i wyżywienie szacowano na 6 do 12 marek dziennie814

. W

1893 r. w Kissingen, znanym bawarskim ośrodku leczniczym, słynącym z dobrodziejstw wód

mineralnych, a przede wszystkim corocznych pobytów Bismarcka i kolejnych niemieckich

cesarzy, koszt tygodniowego wynajęcia pokoju wynosił od 12 do 15 marek, a cena obiadu

kształtowała się na poziomie od 1,5 do 5 marek815

. W bardzo popularnym Landeck (Lądku

Zdroju) ceny mieszkań wyglądały podobnie, ale korespondent „Kuriera Warszawskiego”

utyskiwał na wysoką kurtaksę: 15 marek od osoby, 21 – od dwóch, 25 – od rodziny powyżej

trzech osób. Zwracał przy tym uwagę, że obowiązkowa opłata „(…) jednak umożliwia

korzystanie z wszelkich atrakcji”816

. Dość znaczne były koszty kuracji i pobytu w

renomowanym zakładzie hydropatycznym Weissenkirch pod Dreznem – wynosiły one od 70

813

Echa letnie. Bad Reinerz, „KW” 1891, nr 211, s. 1. 814

Echa letnie. Crampas – Sassnitz, „KW” 1891, nr 224, s. 5. 815

Echa letnie. Kissingen, „KW” 1893, nr 218, s. 1. 816

Echa letnie. Landeck, „KW” 1893, nr 210, s. 3.

Page 202: Praca Marek - O Turystyce

202

do 90 marek za tydzień817

. Przeciętnie za to przedstawiały się ceny w Bad Elster w Saksonii,

również słynącym z wodolecznictwa. Za tygodniowy pobyt należało zapłacić od 15 marek, za

obiad 2 marki 50 fenigów, za kąpiel leczniczą w wodzie mineralnej płacono 1,70 marki, za

kąpiel błotną – 3,50818

. W austriackim Karlsbadzie, czyli czeskich Karlovych Varach, które

cieszyły się nadzwyczajną popularnością, trudno było – zdaniem korespondenta „Kuriera” –

odbyć w roku 1893 pełnowartościową kurację za mniej niż 200 rubli819

.

U rodaków w Galicji.

Spośród zdrojowisk zagranicznych, do których wyjazd był możliwy tylko na

podstawie paszportu, szczególną rolę odgrywały miejscowości galicyjskie. W porównaniu z

niemieckimi i austriackimi badami, ich standard był wyraźnie niższy, a i oferowane procedury

kuracyjne nie miały takiej renomy. Atrakcyjniejsze były jednak ceny. Karpackie stacje

klimatyczne przyciągały znaczącą rzeszę mieszkańców zaboru rosyjskiego, a szczególnie

warszawiaków - uchodzących zresztą za nader majętnych. Przybyszy zza kordonu nęcił

przede wszystkim czysto polski charakter i patriotyczna atmosfera, poniekąd kreowana

specjalnie z myślą o nich.

W Żegiestowie 3-osobowy pokój można było wynająć w 1893 r. już za jednego 1

guldena 60 grajcarów, a 1-osobowy za 50 grajcarów. Za obiad płaciło się grajcarów 60820

. W

tymże roku w pobliskiej Krynicy koszt całodziennego utrzymania, według korespondenta

„Kuriera” wynosił 3 guldeny 25 centów, ale bardzo droga być miała kuracja tamtejszymi

wodami mineralnymi821

, cen – niestety – nie podano. Dla porównania w oferującym kąpiele

solankowe Rymanowie w sezonie roku 1898 cena wynajęcia pokoju wahała się od 50 centów

do 2 guldenów za dzień, a obowiązkowa opłata zdrojowa wynosiła 5 guldenów od osoby i 7

od rodziny822

. U schyłku XIX wieku rekordy popularności pośród uzdrowisk galicyjskich

zaczęło bić Zakopane. Na jakość kwater w Zakopanem bardzo narzekał, w napisanym w 1890

roku liście do Mścisława Godlewskiego, Sienkiewicz. Z pewną przesadą stwierdzał:

„Faktycznie jeden jest zupełnie dobry dom, to jest Chałubińskiego, ten, w którym my

mieszkamy. Nająłem go na rok za 700 guldenów – i jeszcze uważam, że to tanio, bo byłem

817

Echa letnie. Weissenkirch, „KW” 1893, nr 201, s. 1. 818

Echa letnie. Bad Elster, „KW” 1893, nr 239, s. 5. 819

Echa letnie. Karlove Vary, „KW” 1893, nr 171, s. 1. 820

Echa letnie. Żegiestów, „KW” 1893, nr 191, s. 3. 821

Echa letnie. Krynica, „KW” 1893, nr 207, s. 3. 822

Rymanów, „KW” 1898, nr 203, s. 2.

Page 203: Praca Marek - O Turystyce

203

gotów dać więcej”823

. Renomowany, a zarazem niemal agresywnie reklamujący się zakład

leczniczy doktora Andrzeja Chramca w 1891 roku oferował pokój, wyżywienie i kąpiele

lecznicze za 2 złote 80 centów za dzień824

. W roku 1898 w willi „Janina” za sam tylko pokój

żądano za dobę 2 złotych 80 centów825

.

Przedstawione powyżej informacje wymagają istotnego uzupełnienia. Należy

wyjaśnić, jak przedstawiały się ceny, żądane w miejscowościach wypoczynkowych Austrii i

Prus w przeliczeniu na ruble. W tym czasie obowiązywał, wprowadzony w państwach

zaborczych pod koniec stulecia, system monetarny oparty na parytecie złota. W obiegu

znajdowały się monety o różnej próbie kruszcu, co wpływało na pewne zamieszanie w

relacjach kursowych. Przytoczone w niniejszej pracy dane dotyczące Prus wyrażone są

wyłącznie w markach i dotyczą – w większości – lat 90-ych XIX i początku XX wieku.

Zasadniczo, relacje parytetowe wynosiły wówczas: 1 rubel = 2,29 marki (1 marka = 100

fenigów). Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana w przypadku Austrii, a więc i Galicji.

Relacja parytetowa wynosiła tu 1 rubel = 2,40 korony (1 korona = 100 halerzy)826

. Ceny

podawane w źródłach i przytaczane w pracy wyrażane są często także w guldenach i

grajcarach (określanych też czasem jako złote /reńskie/ i centy). Jednostki te obowiązywały

do 1899, w 1900 zastąpiły je wspomniane korony i halerze, przy czym wymiana nastąpiła w

stosunku 1 gulden = 2 korony827

. Dla uproszczenia można przyjąć zatem następujący

przelicznik: aby otrzymać przybliżoną wartość w rublach ceny podanej w markach, mnożymy

tę cenę przez 0,44; cenę w koronach mnożymy przez 0,41, a cenę w guldenach (lub złotych

reńskich) – przez 0,82.

W guberniach Cesarstwa.

Warszawiacy, którzy ponad kurację wodami mineralnymi czy walory górskiego

klimatu przedkładali uroki morza, mogli skorzystać z bogatej oferty miejscowości zdobiących

należące do Rosji wybrzeża Bałtyku. Podróżowanie do nich nie wymagało posiadania

paszportu, co też miało swoje znaczenie. Ceny przedstawiały się następująco: Zakład

kąpielowy Pernowo nad Zatoką Pernowską w Guberni Liflandzkiej (ob.Pernau, Estonia)

oferował pokoje za 25 do 50 rubli za sezon letni – sześć tygodni. Kąpiel w ciepłej wodzie

823

List do M. Godlewskiego, 18 VI 1890 r., List 79, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 115. 824

„KW” 1891, nr 90, s. 11. 825

„KW” 1898, nr 136, s. 11. 826

A. Jezierski, C. Leszczyńska, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 2003, s. 207-208. 827

I. Ihnatowicz, A. Biernat, Vademecum do badań nad historią XIX i XX wieku, Warszawa 2003, s. 99-100.

Page 204: Praca Marek - O Turystyce

204

morskiej kosztowała 35 kopiejek, a kąpiel torfowa – 1 rubla828

. Korespondent „Przeglądu

Tygodniowego” donosił czytelnikom w 1893 r., że nad Zatoką Ryską za wynajęcie

kilkupokojowej willi na cały sezon trzeba zapłacić w Majorenhoff 100 do 150 rubli, w

Dubbeln – 70 do 150; za pokój – od 5 do 10 rubli za miesiąc, przy czym koszt miesięcznego

utrzymania stanowił około 25 rubli829

. Zarząd zdrojowiska Libawa, reklamując miejscowość

zwracał uwagę na „szczególne uderzanie bałwanów i czyste powietrze ozonowe” i

informował, że pokoje w kurhauzie można wynająć za 60 – 100 rubli za sezon830

. Zbliżone do

cen w rosyjskich uzdrowiskach nadbałtyckich były ceny na Krymie, który jednak, zapewne ze

względu na dość znaczną odległość, nie cieszył się szczególną popularnością. W Solcach,

gdzie czekały na kuracjuszy lecznicze kąpiele błotne, pokój w hotelu kosztował od 1 rubla do

5 rubli 50 kopiejek za dobę, zaś miejsce w pensjonacie - 75 rubli za 25-dniowy sezon831

.

W uzdrowiskach Królestwa.

Kuracja w dalekich, zwłaszcza zagranicznych stacjach klimatycznych pociągała za

sobą niemałe wydatki. Należy do nich wszak jeszcze doliczyć wysokie koszty biletów

kolejowych. Bariera finansowa bywała trudna do pokonania dla nieco mniej zasobnych

przedstawicieli klasy średniej. Bardziej dostępne były dla nich miejscowości uzdrowiskowe

leżące na terenie Królestwa Polskiego. Obowiązujące w nich ceny wydają się dość

konkurencyjne w porównaniu z tymi, jakie obowiązywały w Niemczech, Galicji czy nad

Bałtykiem.

W Nałęczowie, słynącym z wód mineralnych, w 1891 r. koszt całodziennego

utrzymania wraz z kuracją wynosił 3 ruble, a planując sam sześciotygodniowy pobyt trzeba

się było liczyć z wydatkiem 25 do 60 rubli w sezonie i 15 do 30 rubli poza nim832

. W

zakładzie wodoleczniczym w Busku za pokój w pierwszym sezonie, rozpoczynającym się pod

koniec maja, żądano 12 rubli, obiady zaś oferowano po 35 lub 60 kopiejek833

.

U progu lat dziewięćdziesiątych redakcja „Kuriera Warszawskiego” wysłała w

reporterską podróż po zdrojowiskach Królestwa Czesława Jankowskiego. Jego misja

stanowiła, jak należy mniemać, odpowiedź na zainteresowanie czytelników, pragnących

poznać warunki wypoczynku w popularnych stacjach klimatycznych kraju. Plonem

828

„KW” 1891, nr 116, s. 9. 829

Z nad Bałtyku, „Przegląd Tygodniowy” 1893, nr 37. 830

„KW” 1898, nr 102, s. 11. 831

„KW” 1898, nr 107, s. 9. 832

„KW” 1891, nr 92, s. 10. 833

Echa letnie. Busk, „KW” 1891, nr 156, s. 3.

Page 205: Praca Marek - O Turystyce

205

dziennikarskiej wyprawy był cykl relacji pod tytułem „Z wrażeń letniej wycieczki”,

systematycznie zamieszczanych a łamach „Kuriera”. Sprawozdawca donosił, że w Sławinku,

dokąd kuracjuszy przyciągał zakład zdrojowo-kąpielowy obfity w wody żelaziste, za

„mieszkanie z kuchnią” płaciło się 30 rubli za sezon, a za obiad – 30 kopiejek; w Solcu

obiady były po kopiejek 50, zaś całodzienne utrzymanie wymagało zapłaty 3 rubli, 4 – gdy

aplikowana była kuracja, wykorzystująca miejscowe wody siarczano-wapienne. Podobnie w

Niekłaniu, całodzienne utrzymanie z jedzeniem i opieką możliwe było za 3 do 5 rubli. W

Ciechocinku, słynącym z kąpieli solankowych i błotnych, obiad można było zjeść za 60

kopiejek. Mieszkanie jednej osobie wynajmowano za 1 rubla; 3 ruble płaciła zaś rodzina834

.

„Stacja klimatyczna leśno-górska Czarniecka Góra” pod Niekłaniem, u stóp Gór

Świętokrzyskich, reklamowała się na łamach „Kuriera”, oferując pokoje od 80 kopiejek, a

leczenie wraz z utrzymaniem od 2 rubli 80 kopiejek za dzień835

. Za wynajęcie mieszkania na

całe lato w tej miejscowości trzeba było zapłacić rubli 50836

. W tymże 1893 roku w

Ciechocinku wzięcie 1-osobowego pokoju na cały 6-tygodniowy sezon oznaczało wydatek 10

– 35 rubli; kilkupokojowego mieszkania z kuchnią – 50 aż do 250 rubli837

.

Krajowe uzdrowiska, choć bardziej dostępne dla średnio sytuowanych przedstawicieli

warstwy średniej, i tak mogły wydawać się nazbyt kosztowne dla znacznej części tego

środowiska. Należy ponadto pamiętać, że pobyt nawet w tych miejscowościach wymagał

nakładów podobnych jak w przypadku wakacji w najdroższych kurortach zagranicznych.

Wydatki nie ograniczały się do przejazdu koleją, mieszkania i wyżywienia. Skoro już się do

zdrojowiska przybyło, należało odbyć kilka wizyt u miejscowego lekarza i poddać się

zleconym przezeń zabiegom. Względy obyczajowe wymagały posiadania odpowiednich

strojów – stosownych do pory dnia i okoliczności, umożliwiających wywiązywanie się z

obowiązków towarzyskich. Należało bywać na (stanowiących główną atrakcję tych

miejscowości) koncertach, balach czy reunionach. Wszelkie dodatkowe koszty, wykraczające

daleko poza te, ujęte w cennikach, mogły skutecznie zniechęcać mniej zasobnych do

udawania się do najbliższych nawet stacji klimatycznych.

834

Cz. Jankowski, Z wrażeń letniej wycieczki, „KW” 1891, nr 190, s. 1 (Sławinek); nr 209, s. 1 (Solec);

nr 214, s. 1 (Niekłań); nr 239, s. 1 (Ciechocinek). O walorach miejscowości leczniczych Królestwa: H.

Dobrzycki, Zdrojowiska, zakłady lecznicze i stacje klimatyczne w guberniach Królestwa Polskiego i najbliższych

guberniach Cesarstwa oraz prywatne zakłady lecznicze w Warszawie, Warszawa 1896. 835

„KW” 1893, nr 13, s. 11. 836

Echa letnie. Czarniecka Góra, „KW” 1893, nr 213, s. 1. 837

Echa letnie. Ciechocinek, „KW” 1893, nr 179, s. 3.

Page 206: Praca Marek - O Turystyce

206

„Na letnich mieszkaniach”

Najbardziej rozpowszechnionym, najprzystępniejszym sposobem spędzania wakacji

poza miastem była wilegiatura838

. Polegała ona na wynajmowaniu pokojów, mieszkań lub

całych willi w miejscowościach podwarszawskich, zwłaszcza leżących w pobliżu linii

kolejowych. Letników przyjmowano między innymi w: Pruszkowie, Brwinowie i Grodzisku

przy linii warszawsko-wiedeńskiej; Jabłonnej, Wawrze, Otwocku przy linii nadwiślańskiej

oraz w Wołominie i Tłuszczu przy kolei petersburskiej. Obyczaj wilegiaturowania, podobnie

jak i inne wakacyjne mody, został spopularyzowany przez elity. Najzamożniejsi, jak choćby

rodzina Ferdynanda Hoesicka czy sienkiewiczowscy Bigielowie z Rodziny Połanieckich

posiadali pod Warszawą własne realności, umożliwiające kontakt z naturą podczas kanikuły.

Reprezentanci klasy średniej w zdecydowanej większości nie dysponowali takimi

możliwościami, co zmuszało ich do korzystania z – niezwykle bogatej – oferty „letnich

mieszkań”. Nieocenionym źródłem czerpania wiadomości o topografii, standardzie, cenach

wilegiaturowych kwater są ogłoszenia zamieszczane na łamach warszawskiej prasy. Ich ilość

była dość skromna w latach siedemdziesiątych – po kilka w każdym numerze „Kuriera

Warszawskiego” na początku sezonu wakacyjnego na przełomie maja i czerwca. Wraz z

lawinowym wzrostem popularności podmiejskich letnisk, rosła także liczba anonsów. W

apogeum mody na wilegiaturę, na przełomie stuleci, „Kurier” zamieszczał przez cały

czerwiec, lipiec, a nawet na początku sierpnia po kilkadziesiąt ogłoszeń, zachęcających do

korzystania z gościny przedsiębiorczych właścicieli kwater leżących w bliższym lub dalszym

sąsiedztwie Warszawy.

Ceny tej formy wypoczynku utrzymywały się przez II połowę XIX wieku na dość

wyrównanym poziomie. W 1878 r. za „Mieszkanie letnie, blisko Warszawy: 2 pokoje, na 3

miesiące [żądano] rb. 30”839

. W 1891 r. w willi „Feliksowo” przy stacji Otwock można było

na cały sezon letni wynająć: 4 pokoje z kuchnią za 200 – 210 rubli, 3 pokoje za 180, 2 za 150,

a jeden pokój za 45 do 90 rubli; w Jabłonnej w tym czasie za 6 pokojów z werandą żądano

rubli 300840

. W 1898 r. w „Brzózkach Brzezińskich, 5 wiorst od stacji Szepetowo kolei

warszawsko-petersburskiej” za mieszkanie 4-pokojowe z kuchnią i wygodami żądano 20 rubli

za miesiąc841

. Pod względem finansowym wilegiatura podmiejska z pewnością przedstawiała

838

M. Olkuśnik, Podmiejska wilegiatura warszawiaków u schyłku XIX wieku jako zjawisko kulturowe i

społeczne, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2001, nr 4, s. 367-386. 839

„KW” 1878, nr 163, Dod. s. IV. 840

„KW” 1891, nr 124, s. 8. 841

„KW” 1898, nr 107, s. 6.

Page 207: Praca Marek - O Turystyce

207

się korzystniej od dalszych wojaży. Niebagatelne znaczenie miały znacznie niższe koszty

transportu i uwolnienie od wydatków na kurację, rozrywki i obowiązki towarzyskie. Istotną

rolę odgrywał także fakt, że ojcowie rodzin, umieszczający swe małżonki i dzieci „na letnich

mieszkaniach”, mogli odwiedzać najbliższych w niedziele i dni świąteczne. Można jednak

rozważyć, na ile ten sposób spędzania wakacji był satysfakcjonujący i zaspokajał potrzeby,

także te prestiżowe, klasy średniej.

Pośród podwarszawskich letnisk szczególne znaczenie miały ośrodki leżące wzdłuż

nadwiślańskiej linii kolejowej – przede wszystkim Otwock, słynący ze zdrowego suchego

klimatu i wspaniałych sosnowych lasów. Świadectwa wyjątkowej popularności Otwocka i

sąsiadujących z nim miejscowości znajdują się we wspomnieniach osób reprezentujących tak

różne środowiska jak Jadwiga Waydel Dmochowska842

i Bernard Singer843

. Uwagę badaczy i

popularyzatorów historii przyciąga fenomen tych okolic. Stosunkowo znaczna jest liczba

publikacji poświęconych różnorakim zagadnieniom związanym z ich wypoczynkową i

kuracyjną przeszłością. Autorzy podkreślają, że przełomowe znaczenie dla rozwoju takich

letnisk jak Wawer, Radość, Falenica, Józefów Świder i sam Otwock miało otwarcie kolei

nadwiślańskiej w 1877 roku. Wykorzystali to przedsiębiorcy, którzy nabywali wyprzedawane

majątki ziemskie, a następnie parcelowali je lub sami zakładali osady letniskowe, wznosząc

wille i domki na wynajem. Pionierem na tym polu był znany grafik i ilustrator Michał Elwiro

Andriolli. W 1880 r. założył on nad Świdrem osadę Brzegi. Sława artysty przydała prestiżu

podjętemu przezeń przedsięwzięciu, co znacznie spopularyzowało obyczaj wilegiatury „na

linii otwockiej”. W ślady Andriollego wkrótce poszedł pułkownik Aleksander Westenrick

(założył osadę Aleksandrówka) i właściciel dóbr otwockich Zygmunt Kurtz. Żywo

rozwijające się letniska cieszyły się stale wzrastającym powodzeniem. W roku 1890 powstał

w Otwocku zakład kąpielowy, oferujący zabiegi hydropatyczne, a w 1893 – pierwsze

sanatorium przeciwgruźlicze. Na początku XX wieku w okolicach Otwocka lato spędzało

corocznie około 2 tysięcy osób. Do dalszego rozwoju okolic przyczyniła się budowa kolejki

wąskotorowej Jabłonna – Karczew (odcinek Karczew – Otwock otwarty został dopiero w

kwietniu 1914 roku)844

.

842

J. Waydel Dmochowska, Jeszcze o dawnej Warszawie, op. cit., s. 166-169. 843

B. Singer (Regnis), Moje Nalewki, Warszawa 1993, s. 168. 844

E. Pustoła – Kozłowska, Z dziejów Otwocka – „wzorowej miejscowości leczniczej”, „Mazowsze” 1994, nr

2(3) , s. 3-6; R. Lewandowski, Kronenberg, Andriolli i wilegiatura czyli podwarszawskie letniska linii otwockiej,

Józefów 2012, s. 10-41; Tenże, Brzegi Andriollego, Józefów 2010, s. 42-56.

Page 208: Praca Marek - O Turystyce

208

Warto wspomnieć, że w ostatnich latach prawdziwy renesans przeżywa

zainteresowanie charakterystycznym dla podwarszawskich letnisk stylem „świdermajer”.

Fantazyjne zdobienie drewnianych detali architektonicznych, nasuwające skojarzenia ze

„stylem szwajcarskim” tworzyło specyficzny klimat wilegiatury845

. Na przełomie wieków

„świdermajer” budził, wśród wysmakowanych artystycznie elit, raczej kpinę i lekceważenie.

Waydel Dmochowska ubolewała: „Niestety wille te szpecił jakiś szczególny styl: wycinane w

wymyślne wzory drewniane ganeczki i werandy, od których przez długie lata letniska

podwarszawskie nie mogły się wyzwolić. Coś niby tureckie <<moucharabié>> w

nadwiślańskim ujęciu”846

.

Podwarszawska wilegiatura nieodparcie kojarzy się z opisanym w rozdziale I

obyczajem petersburskiego życia na daczy. Zwracała już na to uwagę, cytowana w

poprzednim rozdziale, Jadwiga Waydel Dmochowska. Analogiczne jest zróżnicowanie oferty

– od możliwości wynajęcia samodzielnych willi, po zajmowanie pojedynczych, skromnych

pokoi. Podobnie sieć letniskowych miejscowości była ściśle uzależniona od zasięgu linii

kolejowych. Niemal identyczne były praktykowane pod Petersburgiem i Warszawą rozrywki.

W obu stolicach współczucie i drwina otaczały mężów, stale dojeżdżających do rodzin. Czy

podobieństwa te były przypadkowe? Czy społeczeństwo Warszawy zupełnie niezależnie

stworzyło model popularnego, podmiejskiego wypoczynku i nadało mu „zachodnią” nazwę

wilegiatury? Czy pewien wpływ na charakter tego zjawiska mógł mieć wzorzec, który nad

Wisłą dotarł wraz z rosyjskimi urzędnikami, przedsiębiorcami, nauczycielami? Nie sposób

jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Fakt ewidentnego pokrewieństwa „daczy” i

„wilegiatury” należy jednak mieć na uwadze.

Przewodnicy, opiekunowie, nauczyciele.

Szanse sezonowego opuszczania Warszawy przez gorzej sytuowanych przedstawicieli

kręgu inteligencji były ograniczane głównie przez uwarunkowania materialne. Powodowało

to podejmowanie nadzwyczaj oryginalnych prób realizacji pragnień dalszej podróży, czy

choćby spędzenia wakacji na wsi. Dział ogłoszeń „Kuriera Warszawskiego” był miejscem,

gdzie swe anonse zamieszczały osoby, które nie dysponowały odpowiednimi środkami

finansowymi, a przemożną chęć wyjazdu latem poza mury miasta zamierzały zaspokoić,

845

R. Lewandowski, Kronenberg, Andriolli i wilegiatura czyli podwarszawskie letniska linii otwockiej, Józefów

2012, s. 47-50; Tenże, Twórcy stylu <<świdermajer>>, Józefów 2012, s. 9-38; J. Szałygin, Drewniana

architektura okolic Otwocka, „Mazowsze” 1994, nr 2(3) , s. 31-34 846

J. Waydel Dmochowska, Jeszcze o dawnej Warszawie, op. cit., s. 167.

Page 209: Praca Marek - O Turystyce

209

oferując swe towarzystwo, pomoc i usługi – zamożniejszym. W połowie czerwca 1878 roku

czytelników gazety zachęcały następujące reklamy: „Na wakacje. Wykwalifikowana

nauczycielka śpiewu pragnie wyjechać na wieś, na parę miesięcy dla udzielenia lekcji.

Wiadomość w Rekomendacji Nauczycielskiej Kamilli Mierkowskiej. Plac Teatralny,

Senatorska ulica nr 16”847

. Lub też: „Osoba wysoko ukształcona, posiadająca dokładnie

znajomość języków obcych, życzy sobie przyjąć obowiązek towarzyszki podróży, przy osobie

płci żeńskiej udającej się na wystawę paryską, nie żądając za to oddzielnego wynagrodzenia,

oprócz pokrycia kosztów podróży. Kto by pragnął skorzystać z tego towarzystwa, raczy adres

swój pozostawić w Redakcji „Kuriera Warszawskiego” pod literami F.Z.25”848

. „Za granicę.

Profesor wyższych zakładów rządowych oraz literat, człowiek młody, znający dobrze kraje

obce i mogący służyć za naukowego po nich przewodnika, pragnie w charakterze opiekuna

młodych lub też towarzysza osoby starszej, wyjechać za same tylko koszta podróży i

utrzymania na czas wakacyjny, za granicę. Adresy prosi składać w kantorze „Kuriera

Warszawskiego” pod literami H. E. nr 104”849

.

Poszukujący możliwości opuszczenia stolicy mogli też liczyć na oferty ludzi

majętnych, gotowych do przyjęcia pod swój dach osób, z których usług chcieli skorzystać:

„Korepetytor na czas wakacji na wieś. Potrzebny jest na czas wakacji na wieś, dla

przygotowania dzieci do szkół rządowych, uczeń klas wyższych, akademik posiadający język

francuski, niemiecki i muzykę. Bliższą wiadomość udzieli księgarnia i skład nut Ferdynanda

Hoesick, przy ulicy Senatorskiej nr 4”850

.

Trudno orzec, jaki był rzeczywisty popyt na usługi „towarzyszy podróży” czy

„opiekunów naukowych” w wycieczkach zagranicznych. Skoro jednak istniała podaż, to –

można założyć – zdarzali się i chętni do korzystania z tego rodzaju ofert. Bez wątpienia

natomiast praktyka angażowania na letnie miesiące korepetytorów była niemal powszechna.

Podobnie zresztą, jak miało to miejsce wśród petersburskich „daczników”. Udzielanie lekcji

dzieciom zamożnych właścicieli wiejskich posiadłości pozwalało wielu młodym ludziom –

głównie studentom – korzystać z uroków lata na łonie natury.

Jak podaje Stanisław Twardo, na początku XX wieku w środowisku akademickim

obyczaj ów traktowano nie tylko jako szansę spędzenia dość atrakcyjnych wakacji, ale i jako

847

„KW” 1878, nr 137, Dod., s. IV. 848

Tamże. 849

„KW” 1878, nr 139, Dod. s. IV. 850

„KW” 1878, n 125, Dod., s. IV.

Page 210: Praca Marek - O Turystyce

210

jeszcze jedną płaszczyznę działalności politycznej: „Na młodzież szkół średnich wywierano

wielki wpływ wychowawczy w okresie letnich wakacyjnych edycji, na które wyjeżdżali

koledzy poszukujący pracy zarobkowej”851

. Z mniejszą powagą wspomina wakacyjne

korepetycje Melchior Wańkowicz: „Zafundowałem sobie na całe wakacje <<korka>>.

Nauczyłem go polować, pływać, jeździć konno i paru mniej chlubnych rzeczy – ale jakoś

matematykę przeoczyliśmy”852

.

Szczególnie wiele miejsca we wspomnieniach poświęcił wakacyjnemu preceptorowi

cytowany w poprzednim rozdziale Stanisław Brzeziński. Zarówno sam pamiętnikarz, jak i

jego bracia, w połowie lat osiemdziesiątych kilkakrotnie spędzali letnie miesiące w należącej

do rodziny Lgotce. Pobyt na wsi częściowo poświęcali na uzupełnianie braków w szkolnej

edukacji. Pomagał im w tym specjalnie zaangażowany przez matkę chłopców student –

Stanisław Kobyłecki. Z upływem lat korepetytor stał się niemalże członkiem rodziny i

towarzyszem zabaw młodych Brzezińskich. Chadzał z nimi na długie piesze wycieczki, grał

w krokieta, serso, piłkę, jeździł konno, strzelał z floweru i dubeltówki853

. Słowem, korzystał z

rozrywek dostępnych dla zamożnych, miał zapewnione utrzymanie i mieszkanie i – jak

wynika z relacji Brzezińskiego – za codzienne, kilkugodzinne zajęcia otrzymywał

wynagrodzenie.

W podobnej do Stanisława Kobyłeckiego sytuacji znajdowało się, jak można sądzić,

wielu młodych ludzi – uboższych, ale wykształconych, reprezentujących odpowiedni poziom

kultury i towarzyskiej ogłady. Wakacyjny trud pedagogiczny, nauczanie dzieci

przedstawicieli warstw wyższych, choć wiązało się z pracą zarobkową, dawało jednak

możność spędzania na wsi czasu wolnego od własnej - szkolnej czy akademickiej - edukacji.

To, co dla korepetytorów było przywilejem i atrakcją, stanowiło normę dla tych

warszawiaków, którzy mogli korzystać z gościny w majątkach czy posiadłościach bliskich

sobie osób.

Nie ma to, jak rodzina! (Lub przyjaciele…).

Obok wszelkich rodzajów wakacji, wymagających ponoszenia niemałych często

kosztów, lub wręcz podejmowania pracy, dużą popularnością cieszyło się odwiedzanie

wiejskich siedzib należących do rodziny i znajomych. Decydującą rolę odgrywało tu

851

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 6, s. 9-10. 852

M. Wańkowicz, Tędy i owędy, Warszawa 1982, s. 28-29. 853

S. Brzeziński, op. cit., s. 889-890, 902-903.

Page 211: Praca Marek - O Turystyce

211

pochodzenie społeczne poszczególnych przedstawicieli klasy średniej. Wynikały zeń

powiązania oraz kontakty rodzinne i środowiskowe, które mogły stwarzać szanse takiego

wypoczynku. Ogromnym ułatwieniem dla liczących się z groszem reprezentantów

interesujących nas środowisk było posiadanie krewnych, kuzynów czy przyjaciół gotowych

gościć przybyszów z Warszawy w czasie kanikuły. Dzięki temu rodziny wywodzące się z

kręgów ziemiaństwa, lub związane z nim towarzysko, mogły liczyć na spędzenie lata poza

miastem.

Wakacje na łonie rodziny nie były bynajmniej postrzegane jako mniej wartościowe i

mniej prestiżowe. Wszak, jak wskazaliśmy w poprzednim rozdziale, wyjazd na lato do

rodzinnych dóbr był praktykowany przez najznamienitsze nawet elity. Tyszkiewiczowie

zjeżdżali do Landwarowa koło Połągi, Mineykowie do Dubnik, Brzezińscy uszczęśliwiali

rodzinę w Lgotce, a Łucja Hornowska – babunię w Klimaszówce na Wołyniu. Przybywali –

„do siebie”. Członkowie klasy średniej w aż tak komfortowej sytuacji zazwyczaj się nie

znajdowali, ale – kultywując obyczaj spędzania wakacji i świąt w majątkach szlacheckich –

mogli się poczuć bliżsi warstwie, na której starli się wzorować.

Zofia ze Święcickich Guzowska w latach 90-ych uczęszczała do pensji Strzemińskiej

w Warszawie. Była mocno związana ze środowiskiem ideowej, lewicowej inteligencji –

mieszkała u swego stryja, Wacława Święcickiego – współtwórcy „Proletariatu”. Jako

utrudzona nauką i miejskimi warunkami dziewczyna, szczęśliwie miała wyborne możliwości

wypoczynku. Jej ojciec przez 14 lat, począwszy od roku 1893, administrował godziszowskim

kluczem majątków, należącym do Ordynacji Zamoyskich854

. Zofia wszystkie niemal dłuższe

przerwy w nauce spędzała właśnie w Godziszowie. Tam, wedle ziemiańskich obyczajów,

hucznie obchodzono Święta Bożego Narodzenia855

. Tam autorka wspomnień podczas letnich

wakacji przeżywała wzruszenia pierwszych miłości856

.

Władysław Kiejstut Matlakowski, którego matka tak bardzo starała się oszczędzać w

Norderney, część lata mógł spędzać w rodzinnym majątku Zbijewo857

. Stanisław Twardo na

przełomie lat 80-ych i 90-ych kilkakrotnie podczas lata bawił u brata matki, księdza

854

Z. Guzowska ze Święcickich, Za moich czasów. Pamiętnik, Rps BN, akc. 8036, s. 77-88. 855

Tamże, s. 129-134. 856

Tamże, s. 144-148, 172. 857

W. K. Matlakowski, op. cit., Czasy gimnazjalne, s. 1.

Page 212: Praca Marek - O Turystyce

212

Rajmunda Babeckiego, proboszcza w Skazińcach na Podolu. Towarzysząc wujowi, odwiedzał

okoliczne dwory i zwiedzał pamiątki kresowej świetności858

.

Przebogate doświadczenia miał natomiast przyszły dyplomata i dziennikarz – Andrzej

Ziemięcki. Jego rodzice wykazywali nadzwyczajną wprost inwencję i przejawiali wyjątkowy

żar rodzinnych uczuć, pielgrzymując w czasie kolejnych wakacyjnych sezonów przełomu lat

80-ych i 90-ych po majątkach rozmaitych kuzynów, rozsianych na terenie Królestwa

Polskiego859

. Dzięki familijnym peregrynacjom przyszły globetrotter mógł z dumą napisać o

sobie: „[W wieku siedmiu lat] Wiedziałem już, jaki krajobraz miało Mazowsze i jakie piaski

Podlasie, znałem czarną po deszczu a szarą w suszę ziemię hrubieszowską (…) i dobrą, pełną

przymiedzowych kamionek kutnowską. Mieszkałem w jedynym bodaj <<całym>> zamku w

Polsce w przedziwnej dolinie Prądnika. Ze środków lokomocji zetknąłem się z końmi, z

koleją i z warszawskim tramwajem (jeszcze konnym)”860

.

Niektórym przedstawicielom klasy średniej możliwość spędzania letnich miesięcy na

ziemiańską modłę - w dworach, na przechadzkach, spacerach, grzybobraniach, polowaniach,

sąsiedzkich wizytach, wystawnych przyjęciach – dawały nie urodzenie czy rodzinne

koneksje, ale pozycja społeczna i kontakty wynikające z działalności publicznej lub pracy

zawodowej. Wspomniana już wcześniej Jadwiga Ostromęcka, właśnie dzięki swej

wcześniejszej pracy pedagogicznej na Suwalszczyźnie, spędzała na początku XX wieku

wakacje w tamtejszych majątkach. Rozległe stosunki w środowisku inteligencji, a przede

wszystkim bliska przyjaźń z Elizą Orzeszkową, zaprowadziły pamiętnikarkę do Florianowa

na Nowogródczyźnie. Tam podczas letnich miesięcy warszawska nauczycielka towarzyszyła

uwielbianej pisarce861

.

Eliza Orzeszkowa we Florianowie dwukrotnie spędzała letnie wakacje: w 1908 i 1909

roku. Zaprzyjaźniona z właścicielem majątku, Tadeuszem Bochwicem, w listach do niego nie

szczędziła zachwytów: „Jeszcze przyjadę do Florianowa sił i zdrowia zaczerpnąć znowu. A

nigdzie ich ani w Marienbadach, ani Nauheimach nie zaczerpnęłam ich tak wiele jak tam

(…)”862

. I, najpewniej, nie były to grzecznościowe zapewnienia. Ponieważ Bochwicowie

858

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 7-15. 859

A. Ziemięcki, op. cit., s. 4-12. 860

Tamże, s. 13. 861

J. Ostromęcka, op. cit., s 232-243. 862

List do T. Bochwica, 2(15) XII 1908 r., List 39, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, red. J. Baculewski, t. V, Do

przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, opr. E. Jankowski, Wrocław 1961, s. 67.

Page 213: Praca Marek - O Turystyce

213

wynajmowali w swym majątku kwatery letnikom863

, pisarka – zwracając się do właściciela w

lutym 1909 r. – dopytywała: „Czytając o tym, że tyle gości letnich się zgłasza, zlękłam się, że

dla mnie miejsca zabraknąć tam może (…) Już przestałam pojmować lato gdzie indziej niż we

Florianowie”864

. Florianów nie był jedynym dworem litewskim odwiedzanym przez pisarkę.

Już wcześniej długie letnie miesiące spędzała miedzy innymi w nadniemeńskich

Miniewiczach, należących do syberyjskiego zesłańca Jana Kamieńskiego. Bawiła tam w 1883

r.; odpoczywała, cieszyła się urokami wsi865

. Wakacje w Miniewiczach były prawdziwie

brzemienne w skutki. W sierpniu 1886 r. Pani Eliza donosiła Leopoldowi Méyetowi: „Na wsi

już jestem od dwóch miesięcy. Z początku nie robiłam nic prócz oddychania pełną piersią

piękną pogodą letnią i wiejską ciszą. Od kilku jednak tygodni zabrałam się do pisania wielkiej

dwutomowej powieści, która będzie miała tytuł Nad Niemnem i w której wielkie, choć może

zwodnicze pokładam nadzieje”866

. Również całe lato 1888 roku Orzeszkowa spędziła w

majątku Kamieńskich867

. W latach 90-ych zaczęła bywać w leżącym również nad Niemnem

Poniemuniu. Listy stamtąd zaczęła słać Méyetowi w roku 1891868

. W maju 1894 r. usilnie

namawiała przyjaciela na przyjazd do Poniemunia869

. W sierpniu wyrzucała przyjacielowi, że

przedłożył pobyt w Zakopanem ponad uroki litewskiej wsi i – zapewne aby wzbudzić w nim

żal – obszernie opisywała uroki wakacji na Litwie: biesiady, przechadzki, kąpiele, łowienie

ryb870

. Kolejne, równie entuzjastyczne relacje z Poniemunia otrzymywał Leopold Méyet w

roku 1895871

.

Łatwy dostęp do dworów ziemiańskich miał Sienkiewicz. Bywał częstym gościem

między innymi u Marii i Jana Górskich w Woli Pękoszewskiej872

oraz u zaprzyjaźnionych

Róży i Edwarda Raczyńskich w Rogalinie873

. W 1880 donosił Godlewskiemu o wakacjach,

spędzanych w majątku swych krewnych – Dmochowskich w Rudzie na Podlasiu874

. Po

863

Wstęp E. Jankowskiego, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, op. cit. s. 304-305. 864

List do T. Bochwica, 14(27) II [19]09 r., List 85, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, op. cit., s. 132. 865

List do L. Méyeta, 29 IX [18]83 r., List 31, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 18-19. 866

List do L. Méyeta, 30 VII (11 VIII) 1886 r., List 48, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 29. 867

Listy do L. Méyeta, 8 VI [18]88 r., List 67; 9 X [18]88 r., List 68 , E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II,

s. 38-39. 868

Listy do L. Méyeta, 27 V 1891 r., List 93; 5 VII 1891 r. List 94, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s.

46. 869

List do L. Méyeta, 24 V [18]94 r., List 113, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 52. 870

List do L. Méyeta, 14 (26) 1894 r., List 115, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 55-56. 871

List do L. Méyeta, 29 IX [18]95 r., List 136, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 78-80. 872

H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 288. 873

List do M. Godlewskiego, 9 IX [18]95 r., List 165, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 231. 874

List do M. Godlewskiego, 18 VIII [1880 r.], List 12, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 32-33.

Page 214: Praca Marek - O Turystyce

214

otrzymaniu w 1900 r. w darze od narodu, na jubileusz 25-lecia pisarstwa, majątku w

Oblęgorku, pisarz spędzał tam wiele czasu, zwłaszcza letnie miesiące875

.

Zgoła mistrzowsko swą pozycję wykorzystywał Franciszek Kostrzewski. Sława

ilustratora i malarza otwierała przed nim ziemiańskie dwory i arystokratyczne pałace. Artysta

z satysfakcją wspominał, że w Poznańskiem bawił w Rydzynie Sułkowskich, gdzie książę

Antoni zaprosił go na zaręczyny swego syna - Józefa876

. Goszczony był również w Turwi

Chłapowskich, gdzie z wdzięczności pozostawił akwarele, będące ilustracjami opowiadanych

przy stole anegdot: „Wszystkie bardzo niecenzuralne i w kawalerskim stylu utrzymane.

Sowicie zapłacony i ufetowany powróciłem nareszcie do mojej Warszawy (…)”877

.

Przyjaźń z Augustem „Guciem” Potockim dała Kostrzewskiemu sposobność

podróżowania z ekscentrycznym arystokratą po Wołyniu. Oryginalni wojażerowie zwiedzili

Zachajce i Sławutę878

. Na Żmudzi bawił Kostrzewski „u pani Burbinej, marszałkowej

Belwederskiej”879

. W Hrubieszowskiem spędzał „(…) któreś lato w zamożnym domu

Władysława Horodyskiego”, ale szczególnie rysownikowi zapadł w pamięć pobyt u

Konstantego Komierowskiego w Rudzie Matenieckiej koło Końskich, gdzie: „Ukochany

Kocio, powszechnie lubiany człowiek, chcąc mnie ufetować, postanowił jeden dzień ku czci

mojej poświęcić, więc skomponował jubileusz”880

. Zaiste, stosunki i możliwości miał

Franciszek Kostrzewski niezwykłe. Mile łechtały jego snobistyczne upodobania i nie bez

dumy tłumaczył je w następujący sposób: „Zarzucać mi mogą zamiłowanie do najlepszego

towarzystwa, to jest arystokracji. Otóż wciągnięty przez dawanie lekcji za lat młodszych

moich do najpierwszych domów – mimo nawet woli – musiałem przywyknąć do tych sfer.

(…) Gdzie mi się tylko zdarzało być na wsi – u najzamożniejszych – zawsze to samo

spotykałem – gościnność, uprzejmość i hulanki, ale o sztukach pięknych wyobrażenia ani

śladu”881

.

Wyznanie znanego ilustratora pokazuje, jak – z jednej strony – talent i popularność

dawały mu szansę zaspokajania pragnień i upodobań, z drugiej zaś, jaki dystans i krytycyzm

zachowywał wobec osób, z których gościny korzystał. Wydaje się, że tolerowanie, znoszenie

ignorancji części elit, znanej Kostrzewskiemu, stanowiło cenę, jaką artysta był w stanie płacić

875

Listy 211 - 219, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 270-276. 876

F, Kostrzewski, op. cit., s. 28. 877

Tamże, s. 29-30. 878

Tamże, s. 31 - 32. 879

Tamże, s. 36. 880

Tamże, s. 36. 881

Tamże, s. 39-40.

Page 215: Praca Marek - O Turystyce

215

za możliwość spędzania czasu w lubiany przez siebie sposób – podróżowania, wypoczywania

na wsi. Swoista chełpliwość, towarzysząca wspomnieniom o odbytych wojażach, każe sądzić,

że dla Franciszka Kostrzewskiego takie formy aktywności stanowiły wyznacznik pozycji

społecznej. Podobne pragnienia i aspiracje przejawiała, jak wolno się domyślać, znaczna

część środowiska klasy średniej. Większość przedstawicieli tego kręgu nie miała jednak tak

wyjątkowych możliwości jak Kostrzewski i musiała korzystać z bardziej dostępnych,

powszechniejszych sposobów spędzania wakacji.

Dla poratowania zdrowia.

Krąg warszawskiej klasy średniej dzieliły – pod względem możliwości wypoczynku i

podróży - wyraźne różnice: materialne, zawodowe, prawne, środowiskowe. Decydowały one

o podejmowaniu różnych form aktywności w czasie wolnym. Materialne atrybuty rozmaitych

sposobów spędzania wakacji tworzyły obraz „życia codziennego” klasy średniej w

uzdrowisku, w podróży czy na wilegiaturze. Składały się na swego rodzaju standard,

charakterystyczny dla tego środowiska.

Mając na względzie sferę obyczajów związanych ze sposobami spędzania czasu

wolnego, można stwierdzić, że podstawowym spoiwem tej grupy był jednak, podobnie jak w

przypadku elit, stan świadomości. Jej przedstawicieli łączyło przekonanie o wspólnocie

sytuacji, o zajmowaniu tego samego miejsca w hierarchii społecznej, o zbliżonych aspiracjach

i potrzebach. Szczególną jednak rolę w kształtowaniu poczucia przynależności do dość

jednolitego kręgu odgrywały uzasadnienia czy też motywacje tłumaczące wakacyjne wyjazdy

z miasta. Artykułowali je sami przedstawiciele tego środowiska lub też były one

formułowane, choćby na łamach prasy, w odniesieniu do szeroko rozumianej klasy średniej.

Szczególnie często przywoływane powody, jakie skłaniały i skłaniać powinny do opuszczania

Warszawy w czasie wolnym, stanowiły rodzaj usprawiedliwienia, wytłumaczenia dla grup,

które – naśladując wzorce przyjęte w warstwach wyższych – sięgały po formy aktywności

dotychczas niedostępne, bo właśnie dla elit zarezerwowane. Ponadto, owe przesłanki - tak

chętnie i często przytaczane - pozwalały na swoiste dowartościowanie zachowań, mogących

uchodzić w oczach ogółu za czczą błahostkę, snobistyczną rozrywkę czy lekkomyślną

rozrzutność.

Spośród najczęściej przywoływanych motywów praktykowania pozamiejskiego

wypoczynku na pierwszy plan, bez wątpienia, wysuwa się zdrowie. Duch epoki kazał ufać

osiągnięciom nauki, w tym zwłaszcza medycyny. Lecznicze motywy podróży – profilaktyka i

Page 216: Praca Marek - O Turystyce

216

kuracja – przyświecały przedstawicielom elity. To oni od dawna hołdowali obyczajowi

udawania się „do wód”. Jednak dla tego środowiska bywanie w zagranicznych kurortach, czy

choćby krajowych uzdrowiskach, nie przedstawiało żadnego problemu. Nie stanowił

ograniczenia dostęp do czasu wolnego, a bariery finansowe nie odgrywały większej roli. We

wspomnieniach arystokratów, przedstawicieli burżuazji czy najzamożniejszej inteligencji nie

ma śladu troski o sferę finansową czy organizacyjną wojażu. Przeciwnie, w dobrym tonie

było podkreślenie, jak łatwo i przyjemnie wydawano znaczne sumy, zarówno na same

lecznicze zabiegi, jak i na towarzyszące im rozrywki i przyjemności. Reprezentanci klasy

średniej nie byli w tak komfortowej sytuacji. Toteż w pamiętnikach i relacjach starali się

uzasadnić, usprawiedliwić, dlaczego – mimo ograniczonych możliwości – wydawali

pieniądze na wyjazdy do stacji klimatycznych lub „na letnie mieszkania”.

Ważnym świadectwem miejsca kuracyjnego wyjazdu w życiu wykształconych i

ambitnych kręgów warstwy średniej jest korespondencja Henryka Sienkiewicza i Elizy

Orzeszkowej. Oboje pisarze, tak ze względu na niemałe dochody, pozwalające na swobodne

podejmowanie podróży, jak i na ogromny szacunek, jakim darzył ich ogół społeczeństwa, bez

wątpienia powinni być zaliczeni do kręgów społecznej elity. Należy jednak pamiętać, że byli

oni najświetniejszymi i najbardziej prominentnymi przedstawicielami polskiej inteligencji i

dla tego środowiska stanowili wzorzec do podejmowania określonych form zachowania.

Sienkiewicz, którego życie prywatne budziło zainteresowanie opinii publicznej i stanowiło

przedmiot częstych doniesień prasowych, o swych wyjazdach kuracyjnych często i

szczegółowo donosił adresatom swych listów. Pisarz regularnie udawał się „do wód” dla

poratowania zdrowia własnego, jak i swych najbliższych. Geograficzny zasięg leczniczych

wypraw autora Trylogii był imponujący. W 1881 korzystał ze źródeł mineralnych w

Fürstenhof, w Styrii882

. Na przełomie 1884/1885 przebywał w Meranie, z powodu

konieczności leczenia choroby płuc córki Marii883

. Systematycznie bywał w zakładzie

hydropatycznym doktora Wilhelma Winternitza w Kaltenleutgeben pod Wiedniem884

. Nie

obce było mu Bad – Kissingen885

. Zimą 1898 r. przebywał z córką na kuracji w Nicei886

. W

1892 i 1900 sam poddawał się leczeniu w Karlsbadzie887

. Wśród miejscowości, które

882

List do M. Godlewskiego, [1881 r.], List 15, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 36. 883

List do M. Godlewskiego, 27 XII [1884 r.], List 17, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 37-38. 884

List do M. Godlewskiego, 9 VI 1888 r., List 30, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 54-56. 885

List do M. Godlewskiego, 1 VI 1889 r., List 53, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 81-82. 886

List do J. Curtina, 15 VIIV [18]98 r., List 4, H. Sienkiewicz, Listy, red. J. Krzyżanowski, opr. M.

Bokszczanin, Warszawa 1977, t. I, cz. 1, s. 166-167. 887

List do M. Godlewskiego, 29 VI 1892 r., List 126, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 181-182; List

do F. Ejsmonda, [4 X 1900 r.], List 4, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 1, op. cit., s. 361.

Page 217: Praca Marek - O Turystyce

217

odwiedzał Sienkiewicz w celach zdrowotnych i które wspominał w licznych listach można

jeszcze wymienić m. in. Monako, Reichenhall, Biarritz, Teplitz888

. Szczególnie często, acz

bez nadzwyczajnego entuzjazmu bywał pisarz w Zakopanem889

.

Dla Sienkiewicza nawet dość kosztowne wyjazdy kuracyjne były oczywistością. Picie

wód mineralnych, hydropatia, korzystanie z walorów klimatu traktował jako niezbędną formę

terapii dla swej rodziny i dla siebie samego. Pogląd o wartości i nieodzowności takich metod

leczenia był powszechny wśród elit, ale też przyjmowany był przez członków warstwy

średniej, aspirujących do przynależności do wyższych kręgów społecznych. Przykład

jednostek takich jak Orzeszkowa i Sienkiewicz miał niewątpliwie istotne znaczenie dla

adoptowania określonego „modelu” zachowania, który powszechnie postrzegany był jako

atrakcyjny i wartościowy.

Eliza Orzeszkowa, która ponad wszelkie sposoby spędzania wakacji przedkładała

długie pobyty na wsi, w nadniemeńskich majątkach, również – niekiedy – decydowała się na

dalsze wyjazdy. Nie czyniła tego jednak nadzwyczaj chętnie. Zmusić ją do tego mogły w

zasadzie wyłącznie względy zdrowotne. Pisarka, będąc już w sile wieku, stale narzekała na

kłopoty ze zdrowiem. Popadała w stany melancholii, chorowała na serce, dokuczał jej

artretyzm. Wybierając się w 1897 do Wiesbaden, pisała do Leopolda Méyeta: „Podróży tej,

którą zrazu przyjmowałam jako zło konieczne, teraz już zaczęłam pragnąć, bo czuję się

ogromnie, ogromnie zmęczoną i rozstrojoną, a ponieważ już muszę żyć, a w dodatku chcę i

powinnam pracować, więc może mnie to skrzepi i trochę otrzeźwi. (…) Więc może ta podróż,

oprócz wyleczenia rąk, wyleczy mię choć w części od przygnębienia i rozłzawienia, w które

popadłam i które strasznie siły odbiera”890

. Przed samym wyjazdem wyznawała

przyjacielowi: „Do Wiesbadenu ciągnie mię zaś już bardzo, bo z ręką coraz mi gorzej, a w

tych dniach takiego w niej bólu doświadczam, że ledwie mogę pisać”891

. Po przybyciu na

miejsce donosiła: „Kurację już rozpoczęłam, bardzo potrzebną, bo artretyzm w prawym ręku i

w lewej nodze bardzo mi dokucza, i co dziwna, że od przyjazdu tutaj daleko więcej niż

przedtem”892

. Autorka Nad Niemnem także kolejny pobyt w Wiesbaden znosiła źle i

narzekała, że kuracja ją „osłabia i męczy”893

. Podobnie żaliła się na uciążliwość leczenia

888

Por. Biografia H. Sienkiewicza [w:] H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 479-489. 889

Listy do M. Godlewskiego: 7 IX 1892 r., List 127; 25 IX 1892 r., List 128; [15 VII 1897 r.], List 183; 23 VIII

[18]97 r., List 184, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. s. 182-185, 252-255. 890

List do L. Méyeta, 23 VII [18]97 r., List 182, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 136. 891

List do L. Méyeta, 7 VIII [18]97 r., List 183, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 137. 892

List do L. Méyeta, 23 VIII [18]97 r., List 184, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 138. 893

List do L. Méyeta, 8 VII 1899 r., List 244, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 203.

Page 218: Praca Marek - O Turystyce

218

zaordynowanego jej w 1903 roku w Marienbadzie894

. Latem 1904 Orzeszkowa wyjechała do

Druskiennik, zmęczona, pogrążona w depresyjnym nastroju, „(…) bardzo chora, z bólami

ischiasowymi w nodze, niezdolna ujść jednym ciągiem pię[ć]dziesięciu kroków, z sercową

dusznością w piersi”895

.

Wypraw do uzdrowisk pisarka nigdy nie lubiła. Nawet wyprawa do niedalekich

Druskiennik budziła w niej odruch niechęci: „Mnie też w tym roku dziwnie nie składa się z

wyjazdem. Przez czas jakiś powstrzymywały mię chłody, które w letnim domku

druskiennickim byłyby bardzo niemiłe i szkodliwe (…). Do Druskiennik pojechać muszę i w

tym roku pojechać jeszcze mogę. (…) kąpieli potrzebuję bardzo”896

. O wiele wyżej, jak

wspomniano, ceniła pisarka pobyty na litewskiej wsi. Tym ostatnim przypisywała także

zbawienny wpływ na swe zdrowie: „(…) powietrze w Poniemuniu zawsze zdrowe, Niemen

piękny (…). Słabą czuję się, niezdolną do pracy, wróciły mi straszne bóle głowy (…). W tych

dniach zacznę pić jakieś wody. Przejdzie to zresztą, jak nieraz przechodziło”897

.

Prywatna korespondencja Orzeszkowej jest swoistym świadectwem przemagania się,

postępowania wbrew istotnym chęciom i pragnieniom, poddawania się nielubianym terapiom

i zabiegom leczniczym. Jej listy pokazują, jak silne było przekonanie o wartości kuracji „u

wód” pośród reprezentantów środowiska inteligencji. Warto zwrócić uwagę, że lecznicze

wyjazdy pisarki wiązały się w równej mierze z dążeniem do poratowania zdrowia

fizycznego, jak i psychicznego. Dziewiętnastowieczni kuracjusze – podróżnicy często nie

oddzielali tych dwóch sfer zdrowia. Stosując długofalową, dość przecież łagodną i powolną

terapię w popularnych miejscowościach, liczono, że będzie ona pomocna przy uzdrawianiu

tak ducha, jak i ciała. John Pimlott, opisując ewolucję stosunku Brytyjczyków do kuracji,

zwrócił uwagę na stopniowe zacieranie się różnicy pomiędzy motywacjami, towarzyszącymi

wyjazdom do popularnych kurortów. Zdaniem badacza, w ciągu XIX wieku rzeczywiste

względy zdrowotne stopniowo ustępowały pragnieniu znalezienia się w atrakcyjnym miejscu.

Zaczęto uważać, że oddawanie się popularnym rozrywkom przyczyni się do poprawy nastroju

i uważano to za ważne i pożądane898

.

Zdrowotny wymiar letnich wojaży szczególne piętno odcisnął na zwyczajach rodziny

Matlakowskich. Ojciec, znany lekarz, przyjaciel Tytusa Chałubińskiego i Stanisława

894

List do L. Méyeta, 5 VII 1903 r., List 264, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 221-222. 895

List do L. Méyeta, 7 VIII 1904 r., List 292, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 245. 896

List do L. Méyeta, 1VI [starego stylu] 1906 r., List 264, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 278. 897

List do L. Méyeta, 8 VI [18]95 r., List 131, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 73-74. 898

J. A. R. Pimlott, op. cit., s. 26-27.

Page 219: Praca Marek - O Turystyce

219

Witkiewicza, praktykował, i jednocześnie próbował ratować swe zdrowie, w Zakopanem. Był

jednym z pionierów spędzania pod Tatrami zimy, co miało mieć zbawienny wpływ na

dotkniętych gruźlicą. Doktor Matlakowski sam jednak pokonany został przez tę straszną

chorobę. Umierając, zalecił małżonce, by ponad wszystko dbała o zdrowie kilkuletnich

wówczas dzieci – syna i córki. Stąd też, jak wspomina Władysław Kiejstut Matlakowski:

„Począwszy od śmierci ojca [w 1895 r.] aż do pójścia mego do gimnazjum, tj. do

zamieszkania w Warszawie [w 1898 r.], stosownie do jego woli – corocznie jeździliśmy latem

nad morze, a zimą w góry do Zakopanego. (…) Tak więc w latach 1895, 1896, 1897 sześć

tygodni byliśmy w Norderney (…). Wybór padł na tę właśnie miejscowość, ponieważ Matka

znała ją z panieńskich czasów, jeżdżąc tam z Babką za poradą doktora Chałubińskiego, który

zalecił Jej kąpiele morskie przeciw blednicy”899

. W przypadku rodziny Matlakowskich

zapobiegawczo-lecznicze podróże do uznanych uzdrowisk były nie tylko rezultatem

lekarskiej wiedzy ojca, ale miały – jak widać – ugruntowaną tradycję.

W środowisku inteligencji z pewnością rozpowszechnione było przekonanie o

zbawiennym wpływie wakacji poza miastem na fizyczną i psychiczną kondycję człowieka.

Stanisław Twardo, jako działacz ruchu studenckiego u progu XX wieku, zaangażowany był w

działalność organizacji „Zdrowie”. Autor Ogniw jednego życia podkreślał we wspomnieniach

patriotyczny, polityczny i ideowy wymiar prac stowarzyszenia. Stwierdzał jednocześnie, że

„Zdrowie” – propagując pieszy ruch turystyczny wśród studentów – kierowało się także

przesłankami medycznymi. Pragnęło zapewnić swym członkom możliwość kontaktu z naturą

i wytchnienia od uciążliwych miejskich warunków900

.

Zofia ze Święcickich Guzowska, w młodości związana z Warszawą, swe wczesne

doświadczenia wakacyjne, jak wspomniano, ograniczyła do pobytów w majątku zarządzanym

przez jej ojca. Po latach, przekroczywszy trzydziestkę, już jako mężatka mieszkała w

Lublinie. Gdy jednak zdrowiu jej zagroziło widmo gruźlicy, przybyła do Warszawy, szukać

porady renomowanego lekarza. Doktor Łogucki zalecił jej jak najszybszy wyjazd do

szwajcarskiego Lugano. Guzowska, choć dysponowała ograniczonymi środkami, to w

sytuacji bezpośredniego niebezpieczeństwa dla zdrowia bez wahania udała się w podróż901

.

W potocznej opinii, społecznością szczególnie dbającą o zdrowie i w związku z tym

systematycznie praktykującą kuracje i wypoczynek byli Żydzi, reprezentujący zresztą różny

899

W. K. Matlakowski, op. cit., Norderney, s. 1. 900

S. Twardo, p. cit., Ogniwo 5, s. 9. 901

Z. Guzowska ze Święcickich, op. cit. s. 236-241.

Page 220: Praca Marek - O Turystyce

220

stan zamożności. Stanowili oni znaczącą, rzucającą się w oczy część klienteli stacji

klimatycznych, korzystali z podmiejskiej wilegiatury. Powodowało to złośliwe, podszyte

prymitywnym szowinizmem uwagi w niektórych tytułach prasowych. Wątki antysemickie

były nierzadkim motywem doniesień na temat wypoczynku i podróży. Zwłaszcza autorzy

„Kuriera Warszawskiego” nie stronili od uzupełniania swych relacji ze znanych miejscowości

komentarzami, mającymi zwrócić uwagę na nadmierną, ich zdaniem, liczbę Żydów w

uzdrowiskach lub na nadzwyczajną przedsiębiorczość, uniemożliwiającą rozwinięcie

działalności Polakom. Szczególną zjadliwością wykazali się dziennikarze, których „Kurier”

wysłał w reporterską podróż w roku 1891. Najpopularniejsze kurorty Królestwa odwiedził

wówczas Czesław Jankowski, a wojaż po Galicji odbył Stanisław Rossowski.

Jankowski po drodze do Sławinka zatrzymał się w Lublinie. Miasto zrobiło na nim

bardzo dobre wrażenie, z jednym wyjątkiem, o którym donosił czytelnikom „Kuriera”:

„Ludność tylko semicka, okrutnie niechlujna, istną plagę miasta stanowi”902

. Na dworcu w

Kielcach Jankowskiego przeraził hałaśliwy tłum Żydów, proponujących przejazd dorożką do

Buska. Autor relacji z ulgą konstatował: „Byłem sam i miałem jeden, jedyny tłumok

podróżny. Ale wyobrazić sobie tylko, co wycierpieć musi rodzina cała, rzucona z dziećmi i

bagażem na pastwę takiej hałastry”903

. Osobliwe były również wrażenia z samej drogi do

Buska: „(…) żydostwo przeciąga gęsto drogami”, w Chmielniku zaś „(…) okrom Żyda

nikogo nie widać”904

. W Solcu, według reportera, czas umilała gościom „orkiestra

ogrodowa”: „Gra ona z rana i po południu dnia każdego, tylko nie w sobotę – dla łatwo

zrozumiałych przyczyn”905

. Opisując Pacanów, autor relacji stwierdzał, że połowę

mieszkańców stanowią Żydzi i ci tylko są widoczni; miasteczko w sobotę całkowicie jest

uśpione – „nawet kóz nie kują”906

. Stanisław Rossowski, penetrujący uzdrowiska galicyjskie,

z nieukrywaną niechęcią stwierdzał, że w Iwoniczu i Rymanowie dominującą większość

stanowią „synowie Izraela”907

. Szczególnie za to zachwalał pobyt w Rabce: „Antysemitów

ciągnie tu zresztą i ta okoliczność, iż nie spotkają się tu ze znienawidzoną rasą, zalewającą

902

Cz. Jankowski, Z wrażeń letniej wycieczki. Sławinek, „KW” 1891, nr 190, s. 1-3. 903

Tenże, Z wrażeń letniej wycieczki. Busko, „KW” 1891, nr 200, s. 1-3. 904

Tamże. 905

Cz. Jankowski, Z wrażeń letniej wycieczki. Z Solca przez Pacanów do Niekłania, „KW” 1891, nr 209, s. 1. 906

Tenże, Z wrażeń letniej wycieczki. Z Solca przez Pacanów do Niekłania. Dokończenie, „KW” 1891, nr 210, s.

1. 907

St. Rossowski, Z wrażeń letniej wycieczki. Iwonicz, „KW” 1891, nr 211 s. 1; Z wrażeń letniej wycieczki.

Kuzyn Iwonicza i dalsza kuzynka, „KW” 1891, nr 215 s. 1.

Page 221: Praca Marek - O Turystyce

221

wszystkie inne nasze zdrojowiska, bo dla synów Izraela bramy pomieszkań w zakładzie

rabczańskim stanowczo zamknięte”908

.

Jaki wpływ mogły mieć tego rodzaju publikacje na stosunek czytelników do podróży i

wypoczynku? Paradoksalnie, zwracały uwagę na wartość kuracji. Żydów postrzegano jako

naród szczególnie dbający o zdrowie. Ich wyjątkowa, jeśli wierzyć źródłom, aktywność na

tym polu mogła budzić zawiść czy zazdrość, ale jednocześnie zmuszała do zastanowienia się

nad koniecznością zatroszczenia się o siebie. Z drugiej jednak strony, sączone przez prasę

złośliwości ugruntowywały w polskim społeczeństwie antysemickie stereotypy. Nie były od

nich wolne wzmianki niektórych pamiętnikarzy: „Żydzi jako naród praktyczny i

wyrachowany dbał o swoje zdrowie. Więc najbiedniejszy Izraelita starał się poświęcić parę

tygodni w ciągu lata na przeprowadzenie dokładnej kuracji”909

.

Bernard Singer, charakteryzując zwyczaje środowiska, z którego sam się wywodził,

tak opisywał miejscowości „(…) leżące wzdłuż nadwiślańskiej linii kolejowej, od Wawra do

Otwocka”: „(…) co lato drewniane, typowe dacze, leżące na piaskach wśród rachitycznych

lasków sosnowych, wypełniały się po brzegi letnikami. (…) Żydowskie

drobnomieszczaństwo, mieszkające w północnej dzielnicy Warszawy, pozbawione zieleni,

ratowało w ten sposób, z porady lekarzy, zdrowie swoich bladych, anemicznych dzieci”910

.

Środowisko warszawskich Żydów uczestniczyło w ważnym nurcie życia miasta. Postępowało

zgodnie ze wskazaniami nauki, a także naśladowało wcześniej ugruntowane obyczaje elit.

W upowszechnianiu argumentów na rzecz wakacji poza miastem uczestniczyła prasa.

W poprzednim rozdziale przywołałem artykuły, których autorzy zwracali uwagę na

szkodliwość miejskiego środowiska dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Omówiłem także

treść reklam, oferujących najprzeróżniejsze zabiegi i procedury lecznicze. Na ich podstawie

zestawiłem listę najbardziej znanych, najczęściej zamieszczających w prasie warszawskiej

swe anonse, kurortów. Podkreślić należy, że adresatami tych publikacji byli przede wszystkim

właśnie przedstawiciele elit. To oni opuszczali miasto, to ich było stać na ponoszenie

wysokich kosztów kuracyjnych podróży. Jednocześnie, obraz prezentowany przez prasę

stawał się opisywanym przez Deana MacCanella „modelem”. Stanowił przedmiot zazdrości i

pożądania. Był traktowany jako atrybut prestiżu. Na nim starała się wzorować klasa średnia.

Wydaje się, że już same relacje mówiące o wypoczynku „u wód” i atrakcyjne, spektakularne

908

St. Rossowki, Z wrażeń letniej wycieczki. Kuzyn Iwonicza i dalsza kuzynka, „KW” 1891, nr 215 s. 1. 909

J. Mineyko, op. cit., s. 80. 910

B. Singer (Regnis), Moje Nalewki, Warszawa 1993, s. 168.

Page 222: Praca Marek - O Turystyce

222

reklamy wpływały na tok myślenia, kształtowanie motywacji – słowem: na stan świadomości

warstwy średniej. Mobilizowały jej przedstawicieli do podejmowania działań uznawanych za

słuszne i potrzebne, do działań pozwalających upodobnić się do grup społecznych otaczanych

estymą i zajmujących wyższe miejsce w hierarchii społecznej. Na chęć „podwyższenia

prestiżu społecznego”, jako jeden z ważniejszych motywów podejmowania podróży, zwrócił

(za M. Bocheńską) uwagę Krzysztof Przecławski911

.

Warszawska prasa zamieszczała również na swych łamach artykuły adresowane

niejako wprost do kręgów społecznych, dla których pozamiejski wypoczynek stanowił

znaczne obciążenie finansowe. Dostarczała argumentów, apelowała, podejmowała polemikę z

krytykami „mody” na podróżowanie. Doktor Henryk Dobrzycki - znany lekarz, propagator

leczenia klimatycznego i popularyzator rodzimych stacji klimatycznych, podjął u schyłku

XIX wieku kampanię na rzecz rozpowszechnienia obyczaju wakacyjnych wyjazdów

profilaktyczno-leczniczych. Wydał informator – przewodnik po uzdrowiskach Królestwa i

Ziem Zabranych912

, wygłaszał odczyty913

, publikował artykuły w prasie. W 1898 roku, na

łamach „Biesiady Literackiej” ubolewał, że pobyt w renomowanych stacjach klimatycznych

jest bardzo drogi i pozwolić mogą sobie nań tylko najzamożniejsi. Krytykował jednocześnie

traktowanie wyjazdów wakacyjnych jako ulotnej mody z jednej strony i jako pola do

uprawiania okazjonalnej dobroczynności - z drugiej. Apelował o to, by mieszkańcy miast

spędzali letnie miesiące blisko natury: by stworzyć im taką możliwość i by sami mieli

świadomość konieczności zadbania o swoje zdrowie: „Istnieje jednak klimat o wiele (…)

gorszy, bo powszechny, ogarniający wszystkie przestrzenie, w których człowiek szczyci się

kulturą i cywilizacją: tym klimatem jest klimat miejski, albo ściślej mówiąc, klimat miast

wielkich. Gruźlica, choroby skrofuliczne we wszelkich możliwych postaciach, różne

cierpienia kości i skrzywienia kręgosłupa, nędzny rozwój fizyczny, niedokrwistość, rozstrój

nerwowy, począwszy od neurastenii, a skończywszy na zboczeniach umysłowych itd. Oto,

jeśli nie wyłącznie, to przeważnie wytwór miast wielkich, gdyż nawet w najlepiej

zbudowanych i urządzonych, większość mieszkańców łaknie światła i czystego powietrza, a

czy bez tych źródeł życia może być o zdrowiu mowa? (…) Dlatego też zwyczaju opuszczania

miasta corocznie w porze właściwej (…) nie możemy żadną miarą uważać za coś tylko

chwilowego, modnego, (…) lecz za rzecz konieczną, za dobrze zrozumiany interes własnego

911

K. Przecławski, op. cit., s. 42-43. 912

H. Dobrzycki, Zdrojowiska, zakłady lecznicze i stacje klimatyczne w guberniach Królestwa Polskiego i

najbliższych guberniach Cesarstwa oraz prywatne zakłady lecznicze w Warszawie, Warszawa 1896. 913

H. Dobrzycki, Gdzie szukać zdrowia?, „BL” 1898, nr 19, s. 367.

Page 223: Praca Marek - O Turystyce

223

zdrowia, za rozumny objaw społecznych dążeń, które z czasem mogą przybrać jeszcze

poważniejsze rozmiary”914

.

Ta sama „Biesiada Literacka”, która udostępniła swe łamy doktorowi Dobrzyckiemu,

nie wolna była od pewnej ambiwalencji w stosunku do zjawiska letniego wypoczynku.

Stwierdzając, generalnie, jego zasadność, utyskiwała: „(…) warszawiaków ogarnęły dwie

manie: bogatsi, a nawet tylko pozujący na zamożność, za szczyt marzeń uważają podróż na

Rivierę w porze zimowej, ludzie zaś średnich zasobów finansowych, gdy ich nie stać na

wody, rujnują się na letnie mieszkania. Juścić odrobiny racji trudno odmówić temu

poglądowi, ale… tylko odrobiny. Gdy ktoś szarpie się, aby wysłać rodzinę na wieś, gdy przez

cały rok wyrównywać musi niedobory w pugilaresie lub nawet brnie w paszczę lichwiarską

dla dogodzenia zachciankom żony i modzie, to czyni źle, bardzo lekkomyślnie (…)915

.

Swoiste rozdarcie między pochwałą i zachętą a krytyką i drwiną było

charakterystyczne dla prasowego opisu letnich wakacji jako pola aktywności klasy średniej.

Wydaje się, że ta dwoistość wynikała z faktu, że w owym środowisku obyczaj podróżowania

dopiero raczkował. Budził kontrowersje i spory. Zwłaszcza aspekt finansowy nasuwał

poważne wątpliwości. To, co dla elit było łatwo dostępne i wręcz tradycyjnie z nimi

związane, w odniesieniu do warstw niższych często jeszcze traktowano jako wyraz

przesadnych aspiracji. Nagminne na łamach gazet i czasopism były kpiny z wojażowania do

„badów” i wiązania przesadnych nadziei z oferowanymi tam zabiegami.

Już w latach 70-ych, a więc gdy kuracyjne wojaże dopiero zaczynały się

upowszechniać, satyryczne „Kolce” kpiły z łatwowiernych rodziców, posyłających „do wód”

swe dzieci. Zamieszczona w 1875 duża rycina przedstawiała surowego ojca, indagującego

młodziana o wyglądzie światowego dandysa. Prowadzili oni następujący dialog: „- Czy

posłużyła ci kuracja?; -Nieszczególnie. Zrobiłem długów około pięciuset guldenów.; - A czy

ty wiesz, łotrze, na co tym sposobem moje imię wystawiasz?; - Wiem proszę ojca. Na

weksel”916

.

„Kurier Warszawski” piętnował międzynarodowe towarzystwo bogatych snobów,

którzy pod pozorem leczenia wszelakich chorób ściągali do Marienbadu, by pić zupełnie

niesmaczną wodę917

. Redaktor „Kuriera”, siląc się na zjadliwą ironię, relacjonował: „Kto

914

H. Dobrzycki, Gdzie szukać zdrowia? c.d., „BL” 1898, nr 22, s. 429-432. 915

Z Warszawy, „BL” 1898, nr 27, s. 2. 916

Powrót z wód, „Kolce” 1875, nr 41, s. 8(328). 917

Marienbad w lipcu, „KW” 1873, nr 162, s. 1.

Page 224: Praca Marek - O Turystyce

224

tylko posiada możność odbycia podróży do jednego z zagranicznych badów, wynajduje w

sobie jakąś chorobę i na gwałt jedzie pić sprudel i ziewać w Kurssalu”918

. Złośliwy

sprawozdawca dzielił udających się na zagraniczną kurację na tych, którzy robią to „dla

dobrego tonu” oraz tych, którzy odbyli „z kaprysu dwie lub trzy podróże do wód, czwartą

odbywają już z potrzeby”. Dostrzegał również „chore na młodość kobiety, chcące kuracjami

zatrzymać czas, a także naprawdę chorych, którym jednak kuracja niewiele pomaga…919

.

Szczególnie wdzięcznym przedmiotem głupawych dowcipów wydawały się

redaktorom natrętne żony, zatruwające swymi zachciankami życie statecznym mężom:

„Kłopoty sezonowe męża.

- O czym tak myślisz?

- Hm, uważasz, myślę, z jakich zaczerpnąć źródeł, aby żonę wysłać do źródeł…”920

.

„Oczywista korzyść. Żona, która już snuje projekty na lato, do męża <<mającego

węża w kieszeni>>:

- Mój mężu, koniecznie, ale to koniecznie musimy wyjechać do Zakopanego!

- Bój się Boga, kobieto, taki wydatek! A zresztą co nam po wyjazdach? Co nam z tego

przyjdzie?

- Jak to, co przyjdzie? – pyta ze zdumieniem pani żona – pozbędziemy się

konieczności myślenia o wyjeździe gdzie indziej!... To mało?...”921

.

„Iksowa wyjeżdża do wód – ma już wszystko gotowe: pieniądze, paszport, kufry,

toalety podróżne. Jednej tylko rzeczy brak do kompletu: Zdefiniowania przez lekarza

choroby, która by pozwalała na najdłuższe korzystanie z paszportu, kufrów i toalet

podróżnych”922

.

„Błogie skutki wód mineralnych. Znudzonemu jednostajnością życia, potrzebującemu

koniecznie jakichś wód mineralnych zamożnemu Iksowi, lekarz A polecił Karlsbad, lekarz B

- Marienbad, a lekarz C – Kissingen. Zaprzyjaźniony lekarz D polecił udać się do

918

„KW” 1873, nr 95, s. 1. 919

Tamże. 920

Bańki mydlane, „KW” 1891, nr 168, s. 5. 921

Bańki mydlane, „KW” 1898, nr 102, s. 5. 922

Bańki mydlane, „KW” 1898, nr 218, s. 5.

Page 225: Praca Marek - O Turystyce

225

miejscowości według gustu i upodobań, nie pić żadnej wody mineralnej. Iks zastosował się do

zaleceń i po trzech tygodniach wrócił z Marienbadu zdrów jak ryba”923

.

Rzekoma absurdalność kuracji została skomentowana przez żartownisiów z „Muchy”

anegdotą i ironicznym wierszykiem: „Pan X. powrócił z Karlsbadu, kuracja poszła dobrze,

ubyło go (to jest pana X.) dziesięć funtów. W tymże czasie pani X. powróciła z Ciechocinka,

kuracja poszła jeszcze lepiej. Pani X. zyskała dziesięć funtów na wadze.

O balneologio! Jakie sprawiasz cuda,

Bez wielkich zachodów i długiej mitręgi.

Za sprawą twoją schudnie człowiek tęgi,

A zyska na wadze kobiecina chuda”924

.

Błahym żarcikom towarzyszyła krytyka ubrana w poważniejsze argumenty.

Przestrzegano przed rzekomo cudownymi zabiegami, uprzedzano, że nawet najbardziej

uznane metody stosowane w sławnych ośrodkach nie zawsze bywają skuteczne. U progu lat

90-ych XIX wieku prawdziwą gwiazdą warszawskiej prasy był proboszcz z bawarskiego

Wörishofen – ksiądz Sebastian Kneipp. W większości publikacji poświęconych duchownemu

hydroterapeucie dominował entuzjazm i podziw. Opisywano szczegółowo stosowane przezeń

„leczenie wodą”, podziwiano perfekcyjną organizację kneippowskiego zakładu925

. Na tle

ogólnych zachwytów jak dysonans brzmiały opinie zamieszczone w „Tygodniku Mód i

Powieści”: „Nie należy jednak brać wszystkich uzdrawiaczy za oszustów, choć w każdym

tkwi kawałeczek szarlatana. Są między nimi i działający w dobrej wierze, w przekonaniu, że

zbawiają bliźnich. (…) Proboszcz z Wörishofenu jest niezaprzeczalnie człowiekiem silnej

wiary i woli dobrej, ale błądzi na punkcie przyznawania natchnienia skutkom, które płynąć

mogą jedynie z mozolnego poznawania natury, z doświadczenia i mądrości nabytej. Bardziej

jednakże błądzą ci, co arkana nauki posiadłszy, pomagają mu w łudzeniu bezwiednych

bliźnich. Ci panowie wiedzą doskonale, że żadne panaceum w medycynie nie istnieje, że

923

Bańki mydlane, „KW” 1898, nr 231, s. 5. 924

„Mucha” 1878, nr 36, s. 2. 925

Wizyta u księdza Kneippa, „KW” 1891, nr 272, s. 1; U księdza Kneippa, „BL” 1893, nr 30; W Wörishofen, „Wędrowiec” 1893, nr 36, s. 564-565.

Page 226: Praca Marek - O Turystyce

226

środków leczniczych uniwersalnych nie ma i że kto w nie wierzy jest półgłówkiem, a kto je

stosuje – szarlatanem”926

.

Opinia publicysty „Tygodnika Mód i Powieści” nie była odosobniona. Sceptycyzm, a

niekiedy i otwarta krytyka ślepej ufności w skuteczność kuracji, zwłaszcza tych najbardziej

kosztownych, nierzadko gościły w warszawskich periodykach. Felietonista „Przeglądu

Tygodniowego” apelował: „Nie wysyłajcie lekkomyślnie zimą ludzi chorych na Rivierę!”.

Wytykał tamtejszym okolicom brak zakładów leczniczych, marny standard hoteli (sic!) i

stwierdzał: „Obraz ten powinien służyć za ostrzeżenie pacjentom i doktorom. Więc może

właściwiej i higieniczniej korzystać z zakładów we własnym kraju?”927

.

W podobnych publikacjach sąsiadowały ze sobą krytyka najzamożniejszych i

przestroga dla gorzej sytuowanych. Podobne ujęcie tematu mogło nieco zniechęcać

przedstawicieli klasy średniej do podejmowania znacznego obciążenia finansowego,

związanego z podróżowaniem do wód, skoro wynik był niepewny, a koszty ogromne. Mogło

stanowić rodzaj usprawiedliwienia dla tych, którzy – pielęgnując dawniejsze obyczaje -

woleliby pozostać na czas letni w domu. Prasa w większości swych publikacji jednak

propagowała wypoczynek poza miastem. W tonie zachęty i perswazji zwracano się do tych

przedstawicieli warstwy średniej, którzy wahali się, czy warto porywać się na taki wysiłek:

„Wielce trudne i skomplikowane zarazem zadanie dla ojca rodziny stanowi w naszym kraju

obmyślenie letniego schroniska spragnionej wypoczynku i powietrza gromadce najbliższych.

Nie mamy tu oczywiście na uwadze tych wszystkich, dla których ten rodzaj sezonowego

kłopotu ogranicza się do nieskrępowanego względami czasu i kosztów wyboru miejsca

przeznaczonego na letnie wczasy. Tym mniej tych, co suggestionując domowemu lekarzowi

to lub owo uzdrowisko, jako najodpowiedniejsze dla podhartowania nerwów, pewni są, że w

końcu ordynacja jego okaże się zgodną z ich własnymi widokami. (…) Wszyscy oni są

uprzywilejowani [i] nieskończenie mniej liczni od całego ogółu rodzin małej, średniej lub

żadnej zamożności, dla których kwestia spędzenia dwóch miesięcy poza obrębem murów

miejskich jest zarazem kwestią nieprzepartej konieczności z jednej, a dotkliwej szczerby w

rocznym budżecie z drugiej strony”928

.

Konstatując kosztowność, a co za tym idzie ograniczony dostęp do zabiegów

leczniczych, publicysta „Bluszczu” z zadowoleniem stwierdzał: „Co jednak odróżnia obecne

926

Uzdrawiacze i uzdrawiani, „TMiP” 1893, nr 34, s. 267-268. 927

Echa warszawskie, „Przegląd Tygodniowy” (dalej: „PT”) 1903, nr 1. 928

W przededniu letnich wakacji, „TMiP” 1903, nr 20, s. 235.

Page 227: Praca Marek - O Turystyce

227

podróże do wód od tych dawno ubiegłych czasów, to to, że wskutek niezmiernego ułatwienia

środków komunikacyjnych stały się one dostępnymi nie tylko dla wybrańców fortuny, ale też

i dla szerszych warstw ludności. Lepiej też dziś pojmiemy istotę i zakres działania podobnych

kuracji. (…) Niedokładność naszych teoretycznych wiadomości co do działania wód

mineralnych, może zastąpić tymczasem doświadczenie lekarzy praktykujących, jako też

lekarzy zdrojowych, którzy, opierając się na licznych i sumiennych spostrzeżeniach,

uzupełniają w ten sposób braki naszej wiedzy. (…) Ale i materialne względy brać należy w

rachubę przy wyborze miejsca kuracyjnego. Na szczęście jednak konkurencja jest tu tak

wielka, a środki komunikacyjne tak ułatwione, że i mniej zamożni są w stanie zaczerpnąć

zdrowia w ożywczej przyrodzie, już to wzmacniając swe ciało pokrzepiającymi kąpielami, już

to wdychając przynajmniej czyste powietrze, które krew ich ożywczymi zasili sokami”929

.

Wymowa prasowych publikacji dotyczących zdrowotnych aspektów podróży klasy

średniej nie była jednoznaczna. Opinie na ten temat u schyłku XIX wieku zaczynały się

właśnie kształtować. Prasa włączając się do dyskusji, a niekiedy ją stymulując, wprowadzała

to zagadnienie do społecznej świadomości. Upowszechniając wiedzę na temat rozmaitych

aspektów wypoczynku poza miastem, podnosiła jego wartość w oczach czytelników,

dostarczała argumentów na jego rzecz, zachęcała do praktykowania. Dzięki tekstom

drukowanym w warszawskich periodykach klasa średnia zyskiwała kolejną płaszczyznę

samoidentyfikacji. Prasa kreowała maccannelowski „model” - punkt odniesienia dla

wspólnych całej grupie celów, wartości i aspiracji. Medyczne uzasadnienie podróżowania

było najbardziej rozpowszechnione i najczęściej przywoływane. Z nim też wiązały się,

przedsiębrane dawniej przez reprezentantów elit, wyjazdy „do wód”. Potrzeby kuracji i

profilaktyki w najbardziej oczywisty sposób tłumaczyły i usprawiedliwiały dążenie do

opuszczenia miasta i ponoszenia wysokich kosztów pobytu w uzdrowiskach, korzystanie z

zabiegów czy choćby spędzanie wakacji na wilegiaturze. Zdrowie było u schyłku XIX wieku

uznaną w świadomości społecznej wartością. Dbanie o nie traktowano wręcz jako obowiązek

– zwłaszcza w sferach „oświeconych” i „inteligentnych”. Reprezentanci klasy średniej

traktowali poddawanie się zaleceniom lekarzy (czy to w stacjach klimatycznych, czy na

letnich mieszkaniach) jako sposób roztropnego, uzasadnionego wypoczynku poza miastem.

Miało to usprawiedliwiać ich wkroczenie na pole zarezerwowane do tej pory dla wąskiej

elity. Równocześnie pozwalało na zaakcentowanie pewnej odmienności odróżniającej klasę

średnią od warstw wyższych. O ile bowiem arystokraci, bourgeois, najbogatsza inteligencja

929

Kuracja u wód, „Bluszcz” 1898, nr 22, s. 174-175.

Page 228: Praca Marek - O Turystyce

228

wojażowała po „badach” bez troski, bez celu i bez realnego uzasadnienia (jak to złośliwie

ukazywała prasa), to reprezentanci klasy średniej – przeciwnie: czynili to z prawdziwej

potrzeby, rachując koszty, należycie dostosowując charakter kuracji do zdrowotnych

wymogów. Zarazem jednak, podnosząc wartość swoich podróży, upodabniali swój styl życia

do najbardziej atrakcyjnego i elitarnego.

Poznać świat – wzbogacić siebie.

Leczniczy motyw podróży nie był jedynym, przywoływanym przez kręgi

manifestujące wyższe aspiracje społeczne. Znaczące argumenty, mające tłumaczyć bliższe i

dalsze peregrynacje, związane były z ich walorami poznawczymi i edukacyjnymi.

Przedstawiciele klasy średniej, pragnąc zaspokoić swe pragnienia poznawania świata, musieli

stawić czoło wielu przeciwnościom, także - co wcale nie było najmniej istotne – opinii

publicznej. Podobnie jak w przypadku wyjazdów zdrowotnych, starannie uzasadniali

aktywność także i w tej sferze. I tu w sukurs przychodziła prasa. Na jej łamach zamieszczano

relacje przybliżające wiedzę o odległych zakątkach Europy i świata. Rozbudzano

zainteresowanie obcymi krajami, inspirowano – jak należy sądzić – turystyczne pragnienia.

Jednocześnie, wraz z upowszechnianiem zwyczaju wojażowania w celach wyłącznie

poznawczych, a może rozrywkowych, redaktorzy warszawskich czasopism stale prowadzili

kampanię na rzecz podniesienia wartości podróży. Liczne publikacje wzywały do

wzbogacenia peregrynacji. Prasa zachęcała mniej zamożnych: skoro już mają się decydować

na podróż, niechaj przyniesie ona szczególne korzyści, niech obdarzy nowymi wrażeniami,

doświadczeniami, wiedzą o świecie. Cóż może być cenniejszego dla ludzi o wyższych

potrzebach, aspiracjach niż rozszerzanie horyzontów, poznawanie różnych aspektów

rzeczywistości? K. Szaniawska na łamach „Bluszczu” w 1908 r. wzywała do wzbogacenia

treści wędrówek, do tego, by podróżować świadomie930

. W podobnym duchu utrzymany był

artykuł zamieszczony w „Kurierze Warszawskim” w 1903 r.: „Podróże letnie stały się

pospolitym szablonem, ale mogą być one <<sztuką>> i dobrze byłoby, aby jak najwięcej

ludzi traktowało je jako sztukę”931

.

Piętnując jałowość wędrówek podejmowanych przez najzamożniejszych, publicyści

zwracali się do tych, od których oczekiwali poważniejszego traktowania letniego

wypoczynku. Namawiali do starannego planowania wojaży, odpowiedniego

930

K. Szaniawska, Ratujmy się sami!, „Bluszcz” 1908, nr 18. 931

O czym mówią? Sztuka podróżowania., „KW” 1903, nr 213.

Page 229: Praca Marek - O Turystyce

229

przygotowywania się do zwiedzania zabytków, muzeów, pamiątek przeszłości. Wzywali do

pełnego, nawet okupionego pewnym wysiłkiem, obcowania z przyrodą. Zgodnie z zasadą, że

nie łatwo być prorokiem we własnym kraju, prasa chętnie odwoływała się do wzorców

obcych. Przytaczano przykłady form aktywności narodów uchodzących za liderów w

dziedzinie turystyki. „Bluszcz” w 1893 r. pouczał swe czytelniczki: „Spójrzcie, co robią

Anglik, Francuz lub Niemiec – mowa tu o płci obojej. Zajrzyjcie do ich podróżnej teki, czy ją

wypełnili przespaniem dni swojej letniej wycieczki? Czy czczem narzekaniem na nudy? (…)

Lubimy bardzo naśladować zagranicę. Ha! Niech i tak będzie, jakoś niewiele do

naśladowania dać sami możemy. Lecz naśladujmy ją w tym, co jest piękne, dobre i może nam

(mam zawsze ogół na myśli) rzetelną korzyść przynieść”932

. Felietonista „Bluszczu” zachęcał

do „rozszerzania widnokręgu, wzbogacania umysłu i serca”. Namawiał, by w czasie letniego

wypoczynku sporządzać zielniki, gromadzić kolekcje owadów, a mieszkając na wsi – zbierać

wyroby ludowe, kopiować stroje, spisywać pieśni i bajki, poznawać obrzędy933

.

Redaktorzy „Bluszczu” uznawali problem wartości podróży za równie aktualny także

po upływie piętnastu lat. W 1908 r., w cytowanym już w poprzednim rozdziale artykule, C.

Walewska za wzór podróżników stawiała Niemców, Anglików i Amerykanów. Twierdziła, że

lordowie angielscy podróżują z oszczędności, unikając wyspiarskiej drożyzny, oddają się

sportom: golfowi, tenisowi, polo; są aktywnymi turystami pieszymi. Średniozamożni

Anglicy, udając się na kontynent, szukają z kolei tanich rozwiązań i chętnie spędzają czas w

klasztorach w Bretanii. Cechami rozpoznawczymi Amerykanów miały być gumowe płaszcze,

pledy, nieprzemakalne czapki, fotograficzne aparaty i Baedeckery w ręku oraz pragnienie, by

zobaczyć i zarejestrować jak najwięcej. Niemców, zdaniem Walewskiej, rozpoznać można

było po kijach podróżnych i plecakach. Niemki – po „spódniczkach pozapinanych na pętelki

lub sznury gumowe w pasie”, które „urągają prawu estetyki”, ale zapewniają wygodę.

Poddani Wilhelma II zasiedlali niedrogie, czyste hotele, nie opuszczał ich „humor, optymizm,

entuzjazm obserwacji”934

.

Prasa upowszechniała negatywny, stereotypowy wizerunek wypoczywających i

podróżujących polskich elit, a jednocześnie przeciwstawiała mu obraz obyczajów

cudzoziemskich. Nie musiało to ściśle odpowiadać rzeczywistości. Taka dwoistość kreowała

jednak określone poglądy, wpływała na sposób myślenia klasy średniej oraz stymulowała

932

Pogawędka, „Bluszcz” 1893, nr 21. 933

Tamże. 934

C. Walewska, Podróżomania. Nieco spóźnione rozpamiętywania powakacyjne, „Bluszcz” 1908, nr 47, s. 521-

522.

Page 230: Praca Marek - O Turystyce

230

postępowanie tego środowiska. Upowszechniano przekonanie o celowości podróży jako

sposobu wzbogacenia jednostki poprzez poznawanie świata. Krytykowano banalność i

powierzchowność przyziemnych uciech praktykowanych przez nieroztropnych wojażerów z

kręgów najzamożniejszych. Kreślone przez prasę idee były bardzo przekonujące. Dowodzą

tego liczne świadectwa pamiętnikarskie i epistolografia. Warstwy średnie dążyły do

odróżnienia się od elit, tak aby podkreślić własną wartość, oraz starały się usprawiedliwiać

wkroczenie na niwę aktywności warstw wyższych. Nawet za cenę finansowych wyrzeczeń,

ludzie mniej zamożni wyruszali na turystyczne wędrówki.

Amatorką dalekich podróży nie była Eliza Orzeszkowa. W zasadzie, jedynie

konieczność poratowania zdrowia mogła zmusić pisarkę do wyjazdu „do wód”. Tym

niemniej, skoro już dane jej było znaleźć się w dalekich, zagranicznych uzdrowiskach,

poczuwała się do obowiązku zwiedzenia atrakcyjnych i sławnych miejsc. W roku 1897,

powracając z Marią Obrębską z Wiesbaden, odwiedziła Drezno. Rozentuzjazmowana

donosiła Leopoldowi Méyetowi: „(…) wielką przyjemność i niejaką korzyść sprawia mi

codzienne oglądanie galerii obrazów. Dziś wyjątkowo zamiast do niej poszłam do

Johan[n]eum, gdzie oprócz zobaczenia mnóstwa pięknych rzeczy przesiedziałyśmy z Marynią

kwadrans pod namiotem zdobytym pod Wiedniem na Turkach p[rzez] Sobieskiego. Nie

wiem, czy odwiedzałeś kiedy to muzeum, które posiada olbrzymi i przepyszny zbiór

porcelany. Oglądając je myślałam o tobie, Drogi Przyjacielu, bo jest to prawdziwy raj dla

amatorów tych ślicznych istotnie rzeczy”935

.

Podczas powrotu z Wiesbaden w 1899 r. ogromne wrażenie wywarła na Orzeszkowej

Szwajcaria. Z Interlaken pisała do Méyeta: „Ta Szwajcaria to raj ziemski; jakam ja uboga, że

po raz pierwszy ją widzę i pewno – ostatni! Od tygodnia tu już jestem, patrzę na Jungfrau,

okrytą wiecznymi śniegami i lodami, siaduję nad szmaragdowym Aarem, oddycham

powietrzem czystym, wonnym i tak świeżym, że żadna spieka słoneczna, choćby najsroższa,

przemóc go nie może. Wczoraj zrobiłam pierwszą stąd wycieczkę; po jeziorze Brienz

popłynęliśmy do wodospadu Giessbach”936

. Tydzień później, żegnając się z Interlaken, pisała:

„Tak mi smutno, tak smutno wyjeżdżać z tego cudnego Interlaken, od tej Jungfrau, co jak

oblubienica nieba stoi w ślubnej szacie z bieli i srebra! Jeszcze tylko pocieszam się tym, że

Zurich i jego jezioro, i może coś jeszcze szwajcarskiego zobaczę, w dodatku na spółkę z

Konopnicką! Wiesz? Dziwię się sama swojej biedzie, że lat swoich dożyłam, tej Szwajcarii

935

List do L. Méyeta, 24 IX [18]97 r., List 186, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 141. 936

List do L. Méyeta, 29 VII [18]99 r., List 246, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 204.

Page 231: Praca Marek - O Turystyce

231

nie znając! A lud tu jaki! Jaka grzeczność, uczciwość, nawet dobroć! Aar cały szmaragdami

płynie”937

. W kolejnych listach, wysyłanych już z Zurychu, z prawdziwym zachwytem

opisywała, jak wraz z Marią Konopnicką i Marią Dulębianką zwiedzały Raperswil938

, Zurych,

Baden, Neuhausen (gdzie ogromne wrażenie wywarł na pisarce Rheinfall „wodospad reński –

ten największy w Europie”939

.

Niekłamany był żal Orzeszkowej, że tak późno, bo wedle ówczesnych pojęć w

starszym już wieku – blisko sześćdziesiątki – zaczęła wyjeżdżać na Zachód. Szwajcarskie i

drezdeńskie doświadczenia wywarły na niej, jak pisała, głębokie wrażenie. Przeżyła je bardzo

intensywnie nie tylko dzięki wyjątkowej wrażliwości, charakterystycznej dla artystki

wnikliwie obserwującej świat. Jako wybitna przedstawicielka inteligencji była wyczulona na

to, że podróż powinna wzbogacać człowieka, dostarczać przeżyć estetycznych i

intelektualnych, poszerzać wiedzę o sztuce, przyrodzie i spotykanych ludziach. Znalezienie

się w nowym miejscu, choćby spowodowane względami zdrowotnymi, powinno owocować

również korzyściami duchowymi. Swym entuzjazmem, zachwytem, poczuciem satysfakcji z

poznania tak wspaniałych rzeczy dzieliła się z bliskim przyjacielem, a zarazem prominentnym

reprezentantem warszawskiej elity intelektualnej. W ten sposób postawa autorki Nad

Niemnem wpisywała się w system wartości tego środowiska. Jego przedstawiciele starali się

wykorzystywać nadarzające się okazje, by poznawać pomniki cywilizacji i przyrody. Właśnie

tak postąpiła Zofia ze Święcickich Guzowska. Jej – wspomniana uprzednio - podróż, podjętą

w celach kuracyjnych, stała się okazją do bogatych, turystycznych przeżyć. Pamiętnikarka w

1908 r. zwiedziła południową Szwajcarię oraz leżące na drodze wojażu Wiedeń i Innsbruck, a

w drodze powrotnej – Mediolan i Wenecję940

.

Podobnie jak w przypadku eskapad „do wód”, tak i w wojażach poznawczych,

turystycznych, świetlanym przykładem dla warszawskiej inteligencji był autor Quo vadis.

Uwielbiany powszechnie pisarz swe podróże wykorzystywał jako materią do twórczej

inspiracji i uwieczniał w licznych korespondencjach prasowych. Najbardziej znanym ich

przykładem były Listy z podróży do Ameryki941

i Listy z Afryki942

. W prywatnej

korespondencji Sienkiewicz bardzo często przedstawiał w bardzo osobisty i szczery sposób

swe odczucia, refleksje, a także problemy i rozterki, jakie towarzyszyły mu podczas wojaży.

937

List do L. Méyeta, 4 VIII [18]99 r., List 247, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 206. 938

List do L. Méyeta, 8 VIII [18]99 r., List 248, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 206-208. 939

List do L. Méyeta, 13 VIII [18]99 r., List 250, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 208. 940

Z. Guzowska ze Święcickich, op. cit. s. 236-241. 941

H. Sienkiewicz, Listy z podróży do Ameryki, Warszawa 1978. 942

H. Sienkiewicz, Listy z Afryki, Warszawa 1956.

Page 232: Praca Marek - O Turystyce

232

O bardzo intensywnej wycieczce po Hiszpanii pisał Mścisławowi Godlewskiemu:

„Objechałem całą Hiszpanię, widziałem nadzwyczajne rzeczy w Kordowie, Sewilli i

Granadzie, a oprócz tego dwadzieścia byków zabitych na igrzyskach (…). W Hiszpanii listów

pisać nie mogłem, bo trzeba było latać, jeździć i zwiedzać. Dość powiedzieć, że byłem w

Barcelonie, Walencji, Kordowie, Granadzie, Sewilli, Madrycie, Toledo, Eskorialu,

Burgos”943

. Bawiąc w 1897 r. w Wenecji, pisarz snuł plany głębszego poznawania uroków

Włoch: „Myślałem trochę o Sienie, której Quatro Cento od dawna mnie nęci, ale na razie

wyrzekam się tej myśli, natomiast może zajrzę tam na parę tygodni po Nowym Roku. Będzie

to zależało od zdrowia i od Krzyżaków”944

. Z kolei podczas pobytu w Atenach w 1886 roku w

liście do Henryka Anastazego Gropplera porównywał obserwacje z wcześniejszymi

wyobrażeniami: „Miasto śliczne, jasne i wesołe. Ruiny i okolice odpowiedziały zupełnie

ideałowi, który sobie wytworzyłem o tej plastycznej ziemi. Wczoraj cały dzień przebiegałem

ulice we wszystkich kierunkach (…)”945

. Bez żadnej przesady można stwierdzić, że

Sienkiewicz wszędzie, dokąd dane mu było dotrzeć, starał się zwiedzać i podziwiać

najciekawsze miejsca. Podróże były dlań nie tylko sposobem kolekcjonowania doświadczeń,

lecz stanowiły nierozerwalny element obyczaju kulturalnego człowieka, którego powołaniem

jest poznawanie dorobku ludzkiej cywilizacji. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że dalekie

wyprawy nie były dla pisarza nadzwyczajnym obciążeniem finansowym, choć – jak

wspomniano – starannie kontrolował ponoszone wydatki.

Ciekawość świata Franciszka Kostrzewskiego, rozbudzona podczas pieszych

wędrówek podejmowanych za młodych lat, mogła być zaspokajana w wieku dojrzałym.

Wkrótce po zawarciu w 1854 roku małżeństwa sławny rysownik mógł poznać zachodnią

Europę: „Dostawszy parę tysięcy rubli od matki żony na podróż zwiedziłem w 1856 Paryż,

Brukselę, Drezno, Berlin, Wiedeń (…)”946

. Podróż Kostrzewskiego, podjęta w czasie, gdy

niewielu jeszcze przedstawicieli jego sfery na taki wojaż mogło sobie pozwolić, posiadała

wymiar przede wszystkim poznawczy, co dla ambitnego artysty miało wielkie znaczenie.

Autor wspomnień nie podaje jednak żadnych szczegółów dotyczących nauk czy studiów za

granicą. Możemy więc przypuszczać, że głównie zwiedzał najsławniejsze kolekcje dzieł

943

List do M. Godlewskiego, 23 X 1888 r., List 40, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 66. 944

List do M. Godlewskiego, 9 IX [18]97 r., List 186, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 256. 945

List do H. A. Gropplera, 13 XI 1886 r., List 3, H. Sienkiewicz, , Listy, t. I, cz. 1, red. J. Krzyżanowski, opr.

M. Bokszczanin, Warszawa 1977, s. 314. 946

F. Kostrzewski, op. cit., s. 22.

Page 233: Praca Marek - O Turystyce

233

sztuki. W pamiętniku podkreśla wartość, jaką miało dlań wojażowanie: „(…) żałuję, żem

dłużej dla wiedzy artystycznej nie został”947

.

Kostrzewski jednocześnie zwracał uwagę na to, jak ważne dla jego twórczości były

bliższe peregrynacje: „(…) zawsze z drugiej strony, jakkolwiek sam wiele braków w technice

mej spostrzegam, tyle jednak zyskałem, że będąc ciągle w kraju, kraj tylko rozumiem,

krajowe postacie i krajowe okolice tylko maluję i zdaje mi się w rysunkach najczytelniejszym

dla swoich zostałem”948

. Jak już wspomniałem, w późniejszych latach, już pod koniec XIX

wieku, sława i znakomite kontakty malarza w środowisku ziemiańskim umożliwiały mu

liczne podróże po ziemiach polskich. Artysta, bawiąc w dworach i pałacach nie ograniczał się

do rozkoszy stołu i powierzchownych rozrywek. Jak starannie akcentuje we wspomnieniach,

podróże wykorzystywał do doskonalenia swego kunsztu malarskiego: „Nie wiem dlaczego,

ale najmilej mi przebywać w lecie w granicach Królestwa – ani Karpaty, ani zabużne kraje,

jakoś nie ciągną mnie bardzo949

. (…) Przecież nasze sosny, wierzby, topole, dęby i tyle

innych drzew stanowią tak cudne wzory! Byłem przecież trochę w Niemczech i we Francji, a

przeważnie spotykałem lasy bardzo porządnie utrzymane, ale bardzo ubogie”950

. Zmysł

obserwacji, pragnienie bliskiego obcowania z przyrodą były czymś naturalnym dla –

popularnego w swoim czasie – pejzażysty. Niemniej usilne podkreślanie tego właśnie aspektu

podróży wydaje się być podyktowane pragnieniem dodania wartości letnim wędrówkom -

odbywanym także dla przyjemności.

Portretującym świat artystą zdecydowanie nie był Stanisław Twardo – aktywista ruchu

studenckiego, działacz polityczny, inżynier. Ale i w jego przypadku ziarno zasiane w

młodości przynosiło plon w latach późniejszych. Ciekawość świata, nawyk poznawania–

rozbudzone (jak w przypadku Kostrzewskiego) podczas uczniowskich, pieszych wędrówek

po ziemiach Królestwa – kazały autorowi Ogniw jednego życia, już jako dorosłemu

człowiekowi, wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję do zaspokajania turystycznych

pragnień. Podczas praktyki w zakładach metalurgicznych w Zaporożu Kamieńskim na

Ukrainie w 1902 r., Twardo odbywał kajakowe wycieczki po Dnieprze, docierając do

krawędzi „Nienasytca – największego z porohów dnieprowskich”951

. Wędrował piechotą

947

F. Kostrzewski, op. cit., s. 22. 948

Tamże. 949

Tamże, s. 36. 950

Tamże, s. 27. 951

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 3, s. 2.

Page 234: Praca Marek - O Turystyce

234

„wśród burzanów i wrzosowisk bezkresnego stepu”952

. Zwiedzał Bachczysaraj, „dawną

stolicę Tatarów krymskich” i wybrzeża Morza Czarnego – od Jałty po Odessę. Dotarł do

Sewastopola953

. Tereny te, jak już wspomniano, były obszarem wzmożonej aktywności

rosyjskich organizacji turystycznych. Wspominając po upływie przeszło pół wieku ukraińskie

wojaże, Twardo przyznawał, jakby z pewnym zawstydzeniem: „Można by wnioskować, że

ówcześnie podobnie uprzystępniona praktyka zawodowa ułatwiła mi tylko szanse realizacji

historyczno-kulturalnych zainteresowań z dziedziny krajoznawstwa”954

.

W istocie jednak tak było. Należy wszakże pamiętać, że Stanisław Twardo był w zgoła

odmiennej sytuacji niż przedstawiciele elit. Nie dysponował znaczniejszymi środkami

materialnymi. Pasje podróżnicze rzeczywiście zaspokajał w głównej mierze dzięki

możliwościom, jakie dawała mu inżynierska edukacja. Podobnie rzecz się miała podczas

wspominanego już, związanego również z praktyką zawodową, pobytu w Paryżu w 1903 r.955

.

Stolicę Francji zwiedził bardzo dokładnie. Powracając z niej Twardo zrealizował dziecięcą

fantazję o rejsie po Renie. Marzył o tym, rozczytując się w legendach o Lorelay956

.

Ukoronowaniem turystycznych dokonań autora Ogniw jednego życia w epoce przed I

wojną światową były dwie niezwykłe wędrówki alpejskie. Ich opis w pamiętnikach Twardy

dziś, po stu przeszło latach, zapiera dech w piersiach świeżością obrazu przyrody i trudów

prawdziwie wysokogórskiej włóczęgi. Imponuje nadzwyczajną determinacją, z jaką zostały

zaplanowane i zrealizowane te śmiałe eskapady. Jest także znakomitym świadectwem

wyjątkowego bogactwa i intensywności wrażeń wyniesionych z obu wypraw przez

przedstawiciela młodej, warszawskiej inteligencji. A pamiętać należy, że przy szczupłych

zasobach finansowych Stanisław Twardo nie mógł liczyć, w przeciwieństwie do większości

przedstawicieli elit, na pomoc i opiekę opłaconych przewodników.

Latem 1911 roku turysta, w towarzystwie dość przypadkowej towarzyszki, wyruszył z

Pragi. Trasa wędrówki wiodła przez Linz, Salzburg, Innsbruck, Brunnen, a następnie po

alpejskich szlakach przez Altdorf, Andermatt, Przełęcz św. Gotarda, ku brzegom Lago

Maggiore i Lago Lugano, by później zwiedzić Turyn, Mediolan, Genuę, Pizę, Rzym,

Florencję i Wenecję957

. Część podróży przypadająca na górskie bezdroża obfitowała w

952

Tamże, s. 3. 953

Tamże. 954

Tamże, s. 7. 955

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 4, s. 1-9. 956

Tamże, s. 9. 957

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 10, s. 1.

Page 235: Praca Marek - O Turystyce

235

prawdziwie, jakbyśmy dziś powiedzieli, ekstremalne doznania: nocleg wprost na piargach,

kąpiele w lodowatych wodospadach, ubogie turystyczne posiłki: „(…) nie mogłem na

kamiennej płycie zbocza, gdzie nocowaliśmy, na spirytusowej małej maszynce uzyskać

zagotowania się wody. Mieliśmy na śniadanie jednak wino czerwone, ser szwajcarski, masło,

pieczywo, no i tę nie gotującą się wodę (…)”958

. Przebogaty harmonogram „miesięcznej

włóczęgi” jej autor kwituje skromnie: „Turystyka, nawet ta międzynarodowa była wówczas

jeszcze w powijakach, ale program ułożyłem i powiadomiłem o tym rodzinę w Warszawie.

Plan trasy (…) obejmował piękno przyrody w krainie gór i dolin, jezior i morza, a miasta jako

pomniki architektury wieków i siedziby muzeów, pełnych światowej sławy dzieł sztuki i

zabytków starożytnej kultury”959

.

Rozbudzone apetyty i nabyte doświadczenia spowodowały, że w podobną podróż

Twardo udał się dwa lata później z młodą swą małżonką, poślubioną w Święta Bożego

Narodzenia 1912 roku. Pierwsza połowa roku 1913 upłynęła szczęśliwej parze „na układaniu

planu wędrówki urlopowej i wykazu tylu przedmiotów – ile mogły zmieścić dwa nasze

krajoznawcze plecaki”960

. Po zwiedzeniu Berlina i Monachium młodzi państwo Twardo

wniknęli w świat alpejskich bezdroży. Wędrowali po lodowcu, podziwiali wspaniałe widoki,

nocowali w niezagospodarowanych kamiennych schronach. Z przełęczy Furkapass zjeżdżali

1000-metrowym zboczem po śniegu, owinięci w turystyczne peleryny. Jak pamiętamy, mimo

oszczędnego trybu życia i spartańskich warunków, zasoby finansowe małżonków wyczerpały

się i należało powracać do Warszawy. Droga wiodła przez Linz, Wiedeń, Kraków, „(…) w

którym nie mogliśmy zdecydować się na odwiedziny przyjaciół z powodu straszliwego stanu

podartej garderoby męskiej, a zwłaszcza kobiecej”961

. Jak z humorem stwierdzał Stanisław

Twardo, czterotygodniowa podróż poślubna obfitowała w „klęski nieuniknione” – upadek do

lodowatego strumienia, poparzenia słoneczne, chwile górskich niebezpieczeństw.

Podsumowując alpejski wojaż, dotykał najgłębszego sensu przedsiębranych przez siebie

wędrówek: „Te drobne stosunkowo incydenty w zestawieniu z niecodziennymi wrażeniami

pionierskiej naszej włóczęgi, nie mogły ostatecznie zepsuć humorów po powrocie do

Warszawy, gdyż możność opowieści przyjaciołom o naszych przygodach, siłą rzeczy opłacała

stokrotnie doznane kłopoty (…)962

”.

958

Tamże, s. 2. 959

Tamże, s. 1. 960

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 12, s. 3. 961

Tamże, s. 9. 962

Tamże, s. 10.

Page 236: Praca Marek - O Turystyce

236

Zgromadzone wrażenia, bogactwo obserwacji, niesamowite doznania, możliwość

podzielenia się spostrzeżeniami – były wartością bezcenną. Wynikało to z głębi przekonań

autora wspomnień, było elementem jego systemu wartości. Zarazem jednak pozwalało

zaprezentować, a może i zamanifestować we własnym środowisku swe aspiracje, swą pozycję

społeczną. Taki trop interpretacyjny byłby zgodny z omawianą przez Krzysztofa

Podemskiego koncepcją Judith Adler. Kanadyjska socjolożka, między innymi, sugeruje

interpretowanie turystyki właśnie jako formy kreowania wizerunku jednostki, a w efekcie i

grupy społecznej963

. Sposób, w jaki Twardo opisywał swoje podróże i towarzyszące im

odczucia, świadczyć może o znaczącym ich miejscu w świadomości kręgu warszawskiej

inteligencji.

Podobną do Twardy determinację w dogłębnym poznaniu obcych krajów wykazywał

inny przedstawiciel tego samego kręgu – Władysław Kiejstut Matlakowski. W 1902 roku,

jako niespełna siedemnastolatek, wraz z matką i siostrą spędzał wakacje w Danii, w

Espergiorde – Snekersten, nad Skagerrakiem. Zwiedzał wówczas Kopenhagę, Fredriksborg,

legendarny zamek Hamleta w Helsingor. Przede wszystkim jednak odbył kilkutygodniową,

samotną wycieczkę do Norwegii, sfinansowaną – jak podaje – przez babcię. Młodziutki

turysta dotarł statkiem do Oslo – wówczas jeszcze noszącego nazwę Christianii. Po

zwiedzeniu miasta, wyruszył do Bergen i Stavanger, również drogą morską, co dało mu

możność podziwiania dzikości fiordów, nasuwających mu skojarzenia z tatrzańskimi

stawami. W Odile, nad Hardangerfiordem, zmienił środek lokomocji, wynajmując

dwukołową „kariolkę”, zaprzężoną w skandynawskiego konika – fiordinga. Samodzielnie

powożąc, wyruszył przez góry Telemarku w powrotną drogę do Oslo. Dziennie pokonywał

około 60 kilometrów964

. Nocował w „sielskich, wówczas drewnianych hotelikach, czystych i

przyjemnych”. Wędrował po lodowcach, podziwiał piękno dziewiczej, skandynawskiej

przyrody. Poznawał wyjątkowy urok niezwykłych wakacji i z zainteresowaniem przyglądał

się obyczajom napotykanych turystów: „W zacisznych, malowniczych zakątkach można było

napotkać nad obfitującymi w ryby strumieniami oberże, idealne miejsce spędzania wakacji

dla odludków, dziwaków, raj dla wędkarzy – w ogóle typów, w jakie obfituje Anglia, a

zwłaszcza Szkocja. Nocowałem raz w takim hoteliku, ukrytym w gąszczu nad strumieniem:

równie milczącego towarzystwa nie spotkałem nigdy”965

. Po zakończeniu norweskiego

963

K. Podemski, op. cit., s. 66. 964

W. K. Matlakowski, op. cit., Rozdział 11. Norderney i Norwegia, s. 8-11. 965

Tamże, s. 11.

Page 237: Praca Marek - O Turystyce

237

wojażu „Kiesio” - statkiem i koleją -powrócił, pełen wrażeń, do oczekującej na duńskim

wybrzeżu rodziny.

Tak jak wyjątkowe były alpejskie wędrówki Stanisława Twardo, tak i niecodzienne

wydają się skandynawskie peregrynacje młodego Matlakowskiego. Tego typu doświadczenia

nie były, naturalnie, reprezentatywne dla obyczajów rozpowszechnionych wśród klasy

średniej. Ukazują potrzeby i pragnienia dość wyjątkowych przedstawicieli tego środowiska.

Obaj turyści wyznaczali nowe, alternatywne sposoby spędzania wakacji. W bezpośrednim

kręgu przyjaciół czy znajomych mogli tworzyć pewien wzorzec. Podróżując, wkraczali na

pole zajmowane do tej pory przez elity, jednak realizując swe niezwykłe pasje, kształtowali

obyczaj, który z czasem stał się elementem etosu klasy średniej, a zwłaszcza inteligencji.

Wartość podróży najaktywniejszych turystów była niezaprzeczalna – była taka, jaką

chcieli ją widzieć cytowani publicyści prasowi. Relacje ambitnych wędrowców, opowieści

snute wśród kręgu znajomych, oddziaływały na styl życia, na decyzje podejmowane przez

innych przedstawicieli środowiska. Stateczna nauczycielka z pensji dla panien, jaką była

Jadwiga Ostromęcka, doceniała przez długie lata uroki spędzania kanikuły w dość

stereotypowy sposób – w Druskiennikach, Zakopanem, w ziemiańskich dworach na Litwie.

Przyszedł jednak czas, że i ona – dobiegając pięćdziesiątego roku życia! – postanowiła

wzbogacić swe doświadczenia wakacyjne. W 1911 roku przedsięwzięła plan dość niezwykły.

Spisując trzy dekady później wspomnienia, uznała za konieczne szeroko uzasadnić swe

turystyczne przedsięwzięcie: „Zbliżający się czas wakacyjny postanowiłam poświęcić na

odświeżenie umysłu i wyjrzenie na szerszy świat, wybierając za granicą jakąś najbardziej

godną zwiedzenia i nadającą się do pobytu w niej miejscowość. Nie nęciły mnie wywczasy

nad lazurowym morzem, gdyż nie chodziło mi o wypoczynek fizyczny, pragnęłam mieć z tej

podróży korzyści moralne i umysłowe, spotkać się z ludźmi o wysokiej kulturze, poznać

zorganizowane przez nich życie i panujące w nim stosunki. Po głębszym namyśle, a

poniekąd pod wpływem interesującej mnie naonczas twórczości pisarzy skandynawskich:

Ibsena, Björnsona, Selmy Lagerlöf i innych, wybór mój padł na Półwysep Skandynawski.

Odświeżyłam posiadane o tych krajach wiadomości historyczne, zaznajomiłam się z paru

ciekawych książek z ich stanem obecnym, nabyłam francuskie wydane nieśmiertelnego

Baedeckera i ułożyłam marszrutę projektowanej podróży, delektując się niejako jej

przedsmakiem. Po ukończeniu roku szkolnego 25 czerwca 1911 roku, wyruszyłam via Berlin,

wyspa Rugia, w celu zwiedzenia przede wszystkim Szwecji, Norwegii, następnie Danii, aby

przez Drezno, gdzie tego lata miała się odbyć powszechna wystawa higieniczna, i kochany

Page 238: Praca Marek - O Turystyce

238

Kraków powrócić do Warszawy”966

. Niestety, pamiętnikarka nie pozostawiła dokładnego

opisu tej wyprawy.

Dalekie, egzotyczne peregrynacje w ciągu całego swego życia podejmował Wincenty

Lutosławski - wybitny filozof, badacz dzieł Platona. Gruntownie zwiedził całą Europę, Stany

Zjednoczone, Bliski Wschód. Ogółem w podróżach spędził kilkanaście lat967

. Próbę

interpretacji znaczenia jego wędrówek podjęła Beata K. Obsulewicz968

. Autorka analizy

zwraca uwagę na nadzwyczajną aktywność Lutosławskiego na tym polu, podkreślając przy

tym, że jednym z najważniejszych motywów jego wojaży była dogłębna, gruntowna

edukacja969

. Zasadniczym przedmiotem rozważań Beaty Obsulewicz jest książka

Lutosławskiego pt. Jak tanio podróżować. I. Wędrówki iberyjskie, która ukazała się w 1909

roku w Bibliotece Dzieł Wyborowych970

. Doceniając wszechstronność i erudycję pracy B.

Obsulewicz, należy podkreślić, że – z punktu widzenia niniejszej rozprawy – nadzwyczaj

istotne jest to, co tekst Lutosławskiego przynosił czytelnikom w chwili publikacji.

Popularne dziełko Lutosławskiego jest świadectwem prawdziwej fascynacji

podróżami. Autor wspomina mimochodem, że wędrował po Europie, Azji, Ameryce i Afryce.

Podkreśla, że w ciągu 12 lat dziewięciokrotnie odwiedzał Hiszpanię, dokładnie poznając ten

kraj971

. Filozof z bezwzględnym krytycyzmem odnosił się do rozrzutności ludzi zamożnych i

jałowości ich wojaży. Nawiązywał przy tym do omówionych w poprzednim rozdziale,

szeroko rozpowszechnionych poglądów: „(…) mało kto istotnie zwiedza świat jako myślący

pielgrzym, choć tysiące naszych rodaków zamożniejszych wyjeżdża za granicę. Jadą

najczęściej do miejsc znanych, o których tyle słyszeli, że prawie nic nowego się nie

dowiedzą, lub na kurację, gdzie spotykają bezbarwny tłum międzynarodowy, a rzadko kto

przekroczy granice środkowej Europy, lub utarte szlaki międzynarodowe turystów. Ci, co

wywożą nadmiar ciała swego utuczonego do Karlsbadu lub Vichy, najmniej są zdolni

prawdziwie użyć podróży i rozszerzyć widnokrąg swego doświadczenia. A ci, co najgoręcej

łakną wiedzy i doświadczenia, najczęściej uważają podróż za niedostępny zbytek”972

.

Lutosławski konstatował, że sytuacja taka wynika z nadmiernie wysokich kosztów

966

J. Ostromęcka, op. cit., s. 244. 967

T. Mróz, Wincenty Lutosławski 1863 – 1954. Jestem obywatelem Utopii, Kraków 2008. 968 B. K. Obsulewicz, Realne koszta tanich podróży. O Wincentym Lutosławskim i jego Wrażeniach iberyjskich,

[w:] Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E. Ihnatowicz, S. Ciara, Warszawa 2010.

969 Tamże, s. 178-179.

970 W. Lutosławski, Jak tanio podróżować. I. Wędrówki iberyjskie, Warszawa 1909.

971 Tamże, s. 9, 22.

972 Tamże, s. 3.

Page 239: Praca Marek - O Turystyce

239

wyżywienia i zakwaterowania w trakcie zagranicznej podróży. Aby pokonać przeciwności,

zachęcał do stosowania lekkiej, bezmięsnej diety, bazującej na warzywach, owocach i

pieczywie. Opisywał specjalną metodę spożywania posiłków, propagowaną przez Horace’a

Fletchera. Polegające na starannym przeżuwaniu jedzenia „fleczerowanie” z powodzeniem

miał stosować sam autor podczas swych licznych wędrówek973

. Lutosławski namawiał do

nocowania w tanich pokojach, zamiast w hotelach, do podróżowania piechotą i radykalnego

ograniczania bagażu do najniezbędniejszych przedmiotów, do nawiązywania kontaktów z

napotykanymi ludźmi: „Tylko trzeba występować skromnie, jako życzliwy pielgrzym, a nie

jako arogancki turysta. I trzeba się zbliżać do ludzi”974

.

Wybitny filozof i podróżnik zwracał uwagę na istotę wartości wędrówek

przedsiębranych tanio, pozwalających na prawdziwe poznanie odwiedzanych okolic: „Podróż

taka byłaby miłym wspomnieniem na starość, zbiorem bardzo ciekawych wrażeń i

doświadczeń, bogatym źródłem rozwoju umysłowego i kuracją od wielu niedomagań

fizycznych. Ten, co się odważy ją przedsięwziąć, będzie liczył o jedną zimę mniej w swoim

życiu, a starczy mu materiału na opowiadanie w ciągu lat wielu”975

. Beata Obsulewicz

stwierdza, że „Ideałem podróżnika jest dla Lutosławskiego <<myślący pielgrzym>>, który

przez wędrówkę <<rozszerza widnokrąg swego doświadczenia>>. W tak pojętej wędrówce

obowiązuje prosta zasada: minimum inwestycji materialnej przekłada się na maksimum

wartości poznawczych”976

. Warto zauważyć, że taki model podróżowania kojarzy się z

rzeczywistymi, opisanymi wyżej zwyczajami podróżniczymi Stanisława Twardo i

Władysława Kiejstuta Matlakowskiego. Co więcej, lansowany przez Lutosławskiego wzorzec

odpowiada także typowi turysty, wyróżnionemu przez Erica Cohena jako drifter – tułacz,

który porzucając utarte szlaki identyfikuje się z napotykaną społecznością977

.

Lutosławski – erudyta, globetrotter, znawca kultury, bywalec uniwersytetów, bibliotek

i salonów – w dobrej wierze i z czystymi intencjami zachęcał ludzi mniej zamożnych do

podejmowania dalekich peregrynacji dla wzbogacenia osobowości, poszerzenia wiedzy o

świecie i – wreszcie – dla możliwości oddawania się formom aktywności, przynależnym

kręgom należącym do społecznych elit – nie tylko materialnych, ale i intelektualnych.

973

Tamże, s. 4-7. 974

Tamże, s. 7. 975

Tamże, s. 12. 976

B. Obsulewicz, op. cit., s. 188. 977

K. Podemski, op. cit., s. 48.

Page 240: Praca Marek - O Turystyce

240

Cudze chwalicie… Podróż patriotyczna.

Wyprawy Twardy, Matlakowskiego i Ostromęckiej, podobnie jak propozycje

Lutosławskiego, odpowiadały lansowanemu w prasie ideałowi podróży „wartościowych”. Nie

mogły jednak stać się powszechnym standardem dla ogółu przedstawicieli warszawskiej klasy

średniej. Wymagały nie tylko nakładów finansowych, ale – przede wszystkim - determinacji,

wysiłku organizacyjnego, dostępu do czasu wolnego. Zdając sobie sprawę z tych ograniczeń,

redaktorzy warszawskich czasopism zachęcali do turystyki krajowej, do wędrowania po

ziemiach polskich. Zwracano uwagę na wielkie walory poznawcze i odwoływano się do

uczuć patriotycznych. Dawał się przy tym zauważyć pewien dystans do zagranicznych

peregrynacji, kojarzonych jako pole aktywności elit. Kształtowany przez prasę obraz mógł

stanowić dla ambitnych przedstawicieli klasy średniej dodatkowe uzasadnienie do rezygnacji

z dalekich wojaży. Jeśli już decydowano się na wyjazd z Warszawy, to – najczęściej –

poprzestawano na okolicach ojczystych. Niektórzy przedstawiciele inteligencji czynili to z

przekonaniem i z przyjemnością.

Autentyczną fascynację swojskością – urokami rodzimego krajobrazu, obyczajami

ludu, fauną i florą – przejawiała Eliza Orzeszkowa. Jej korespondencja z Leopoldem

Méyetem pozwala stwierdzić, że znany powszechnie podziw pisarki dla nadniemeńskiej

przyrody nie był, bynajmniej, literacką, powieściową figurą. Z nadzwyczaj lubianych

Miniewicz, gdzie powstawało Nad Niemnem, donosiła w 1886 r. przyjacielowi: „Dla tej

powieści odbyłam w towarzystwie zagrodowych szlachciców i szlachcianek formalne studia

botaniki miejscowej tudzież pieśni, bajek, zagadek, podań tutejszego polskiego ludu”978

.

Wyznanie to można by uznać za świadectwo traktowania kontaktu ze wsią litewską wyłącznie

jako sposobu pozyskania informacji do wykorzystania w powstającej powieści. Byłby to

jednak wniosek błędny. W 1888 roku, podczas kolejnego lata w Miniewiczach, pisarka

oddawała się botanice, wzbogacała o nowe okazy swój zielnik, wiele czasu spędzała

gawędząc z chłopami979

. Dziesięć lat później, z wielką pasją szykowała się do poznania

Puszczy Białowieskiej. Po odbyciu planowanej wycieczki, zachwycona, ze szczegółami

opisywała Méyetowi tamtejszych mieszkańców, ich obyczaje oraz przyrodę puszczańską980

.

Zainteresowania, upodobania Orzeszkowej – osoby wybitnej, mającej wyjątkowy stosunek do

ojczystego dziedzictwa – nie były powszechne. Pośród przedstawicieli zamożniejszej

978

List do L. Méyeta, 11 VIII (30 VII) 1886 r., List 48, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 29-30. 979

List do L. Méyeta, 9 X [18]88 r., List 68, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 39. 980

List do L. Méyeta, 2 VIII [18]98 r., List 211, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 168-171.

Page 241: Praca Marek - O Turystyce

241

inteligencji, poza nielicznymi udokumentowanymi wyjątkami, jak na przykład Franciszek

Kostrzewski, panowała inna wrażliwość i inne preferencje. To one były przedmiotem krytyki

prasy.

Warszawskie periodyki, ganiąc rozrzutność, jałowość, bezwartościowość podróży

dalekich, zwracały uwagę na ich kosmopolityzm, odarcie z uczuć narodowych. W 1893 roku

na łamach „Wędrowca” pytano: „(…) dlaczego publiczność nasza, mając w kraju i źródła

lecznicze doskonałe i w wielu cierpieniach skuteczne, szuka zdrowia za granicą i wywozi

pieniądze, które na miejscu pozostać powinny?”981

. „Wędrowcowi” wtórował „Tygodnik

Mód i Powieści”, który zwracał uwagę na niepożądane, ekonomiczne skutki mody na

zagraniczne kuracje. Omawiając list czytelniczki, felietonista „Tygodnika…” pisał: „Autorka

jego to zapewne osoba młoda, rozpoczynająca dopiero włóczęgę po badach zagranicznych, bo

nie umie panować nad swoim zachwytem. (…) Nie, łaskawa pani, nie możemy korzystać z

pani entuzjazmu, raz dlatego, że bywa go nadto po innych pismach, po wtóre dlatego, że nie

chcemy szkodzić i tak już srodze pokrzywdzonym błotkom i piaskom miejscowym, a

wreszcie, że ten entuzjazm jest co najmniej zbyteczny, bo ci, którzy ferują wyroki na błotka,

piaski i komfort zagranicy, nasi <<znakomici>> lekarze, nie pozwalają krzywdy robić badom

i trofom, za bogatym, aby je krzywdzić było można”982

.

Nie tylko jednak względy ekonomiczne powinny odstręczać amatorów dalekich

wojaży od opuszczania kraju. Przede wszystkim krytykowano powszechną, zawstydzającą

nieznajomość stron ojczystych wśród tych, którzy radzi byli trwonić pieniądze za granicą.

„Biesiada Literacka” sprowadzała na ziemię amatorów cudzoziemskich peregrynacji

następującymi słowy: „Dla tych, którzy nie znają Kielc i wielce malowniczych okolic

tamtejszych, już samo zwiedzenie ich przedstawia się jako nowość, cóż dopiero mówić o

ludziach wiedzących <<coś niecoś>> o Riwierze, znających <<bady>>, a nie mających

rzetelnego pojęcia o własnym kraju! A kraj własny poznać dobrze – toż to nie bagatela

bynajmniej”983

.

Na przełomie stuleci większość warszawskich periodyków formułowała wezwania

utrzymane w podobnym duchu. W 1900 roku „Przegląd Tygodniowy” zainicjował prasową

akcję, mającą na celu spopularyzowanie krajowych wędrówek poznawczych. Zwracając się

wprost do przedstawicieli klasy średniej, felietonista „Przeglądu” stwierdzał, że ponieważ

981

Nasze zdrojowiska, „Wędrowiec” 1893, nr 29. 982

Z tygodnia, „TMiP” 1893, nr 30, s. 239. 983

Z Warszawy, „BL” 1898, nr 33, s. 102.

Page 242: Praca Marek - O Turystyce

242

powszechny brak doświadczenia, informacji, ram organizacyjnych „(…) odstrasza lub

zniechęca wiele inteligentnych osób do zwiedzania kraju stosownie do czasu wolnego i

środków posiadanych (…), [to] (…) całemu społeczeństwu znakomitą przysługę oddaje

każdy, kto sprawozdaniem z podróży choć trochę ciekawszej, podzieli się z ogółem

wiadomościami praktycznymi, doświadczeniem własnym. Dla tego celu należy otworzyć w

pismach codziennych stałą rubrykę – takąż, jaką dotychczas cieszyły się rozmaite szablonowe

i czcze korespondencje z badów i kurortów. Sądzimy, a każdy przyzna nam łatwo, że

króciutki 50-60-wierszowy opis wycieczki na przykład do Janowa lub na Łysą Górę, również

zajmie czytający ogół – jak wiadomość z Biarritz, że pogoda tam dopisuje, że jest drogo i że

bawi tam hrabianka Różycka ze swym papuńciem”984

.

Wyraźny przytyk do warstw wyższych i zwrócenie się do „osób inteligentnych” miały

podkreślać, że wezwaniem swym „Przegląd” pragnie zainteresować klasę średnią. Redakcja

przypisywała adresatom felietonu wyższe aspiracje. Oczekiwała podejmowania świadomych

podróży - jako wyrazu środowiskowych ambicji. Tym samym nadawała postulowanym przez

siebie formom wypoczynku rolę wyznacznika pozycji społecznej. Rzuconemu przez siebie

wezwaniu „Przegląd Tygodniowy” pozostał wierny. W kolejnych numerach konsekwentnie

zachęcał do podejmowania wycieczek w Góry Świętokrzyskie i do Sandomierza985

, do

Czerska986

, zachwalał uroki Ojcowa987

.

Także inne tytuły prasowe na przełomie wieków systematycznie prezentowały godne

odwiedzenia zakątki ziem polskich, podkreślając, iż poznanie ich ma głęboki wymiar

patriotyczny. „Tygodnik Mód i Powieści” zachęcał do wędrówek po Górach

Świętokrzyskich988

. Zachwalano krajowe uzdrowiska: Ciechocinek, Nałęczów, Busko,

Czarniecką Górę, Niekłań, Nowe Miasto nad Pilicą. Zwracano uwagę na walory

krajoznawcze ich okolic989

. Aby spopularyzować wypoczynek na terenie Królestwa, „Kurier

Warszawski” zamieścił w 1891 specjalny cykl reporterski „Z wrażeń letniej wycieczki”,

będący plonem podróży Czesława Jankowskiego990

.

984

Echa warszawskie, „PT” 1900, nr 25, s. 2. 985

Echa warszawskie, „PT” 1900, nr 28, s. 4. 986

Echa warszawskie, „PT” 1900, nr 30, s. 7; nr 31, s. 2. 987

Echa warszawskie, „PT” 1900, nr 34, s. 2. 988

Nasze góry, „TMiP” 1908, nr 22, s. 3. 989

L. Ćwierciakiewiczowa, W Nałęczowie, „KW” 1891, nr 131, s. 2; Do Ojcowa, „KW” 1891, nr 172, s. 4;

Otwarcie sezonu. Ciechocinek, „KW” 1891, nr 141, s. 2; Echa letnie. Czarniecka Góra w czerwcu, „KW” 1898,

nr 175, s. 2; Echa letnie. Koniecpol nad Pilicą, „KW” 1898, nr 188, s. 3. 990

Cz. Jankowski, Z wrażeń letniej wycieczki, „KW” 1891, nr 190, 196, 200, 201, 209, 210, 214, 228, 229.

Page 243: Praca Marek - O Turystyce

243

Postulat poznawania i wspierania zdrojowisk „krajowych” oraz eksplorowania

atrakcyjnych poznawczo okolic „kraju” nie ograniczał się, bynajmniej, do ziem zaboru

rosyjskiego. Opinia publiczna uczulana była przez prasę, co prawda w dość zawoalowany

sposób, na konieczność pielęgnowania świadomości jedności ziem polskich. Zwracano uwagę

na potrzebę zachowania związków z rodakami z pozostałych zaborów. Pamiętając o

beztroskim kosmopolityzmie elit, których reprezentanci w każdym zakątku Europy czuli się

dość swojsko, przypomnieć przecież należy, że i najzamożniejsi przeżywali wzruszenia,

przekraczając kordon graniczny i sycąc się swobodą Galicji. Cóż dopiero przedstawiciele

klasy średniej, dla których sama już „zagraniczna” podróż była czymś wyjątkowym. Dla nich

doświadczenie to miało szczególny charakter. Wpisywało się w etos inteligencji jako

depozytariusza narodowej tradycji i narodowej jedności. Podnosiło wartość wypoczynku i

podróży, przydając im wymiar patriotyczny. A przy okazji pozwalało na wytłumaczenie

udawania się do miejscowości nie tak atrakcyjnych i prestiżowych jak niemieckie, francuskie

czy austriackie kurorty. Podróż do galicyjskich stacji klimatycznych, nie dysponujących tak

wszechstronną infrastrukturą leczniczą i rozrywkową, traktowana bywała niemal jak

pielgrzymka do narodowych ołtarzy wolności.

Na łamach prasy każdego sezonu szeroko rozpisywano się o walorach galicyjskich

stacji klimatycznych. W 1891 roku przybliżał je czytelnikom „Kuriera Warszawskiego”

Stanisław Rossowski, który – jako specjalny wysłannik dziennika - odbył reporterski rajd od

Iwonicza przez Rymanów, Rabkę, Żegiestów, Szczawnicę do Krynicy991

. Jego relację

drukowano równolegle z doniesieniami Czesława Jankowskiego o uzdrowiskach

Królestwa992

. Szczawnicą zachwycała się sama Lucyna Ćwierciakiewiczowa: „Z takim

powietrzem spotyka się tylko w Ischl, jego okolicach, w Reichanhall, Berchtesgaden i całym

południowym Tyrolu. Ze słów moich widzicie, jaką zwolenniczką jestem Szczawnicy, jako

stacji klimatycznej”993

.

U schyłku XIX wieku prasa publikowała nader systematycznie obszerne informacje o

pięknie przyrody, walorach kuracji i atrakcjach galicyjskich uzdrowisk994

. Wśród nich

wyjątkową rolę odgrywało Zakopane. Już w 1873 roku „Kurier Warszawski” donosił o

przybyciu na wakacje pod Giewontem prominentnych przedstawicieli polskiej kultury

991

S. Rossowski, Z wrażeń letniej wycieczki, „KW” 1891, nr 211, 215, 225, 236. 992

Por. przypis 812. 993

L. Ćwierciakiewiczowa, Echa letnie. Szczawnica, „KW” 1891, nr 183, s. 1. 994

Sezon w Tatrach, „KW” 1893, nr 157, s. 6; Echa letnie. Szczawnica, „KW” 1893, nr 180, s. 5; Echa letnie.

Żegiestów w lipcu, „KW” 1893, nr 191, s. 2; Echa letnie. Rabka w połowie lipca, „KW” 1893, nr 198, s. 2; Echa

letnie. Żegiestów, „KW” 1903, nr 221, s. 2; W Tatrach, „KW” 1903, nr 236, s. 1.

Page 244: Praca Marek - O Turystyce

244

(Bałuckiego, Anczyca, Asnyka), których zwabiła „(…) kuracja żentyczna, powietrze górskie i

forsowne wycieczki”995

. W 1903 roku zasłużony popularyzator turystyki tatrzańskiej, autor

znakomitych przewodników, Walery Eljasz prezentował w „Biesiadzie Literackiej”

ekscytującą relację o prawdziwie wysokogórskiej wyprawie na Kozi Wierch996

. Pięć lat

później Ferdynand Hoesick określał Zakopane jako „letnisko wszechpolskie”, ściągające

rodaków z całego świata997

.

Jak już wspomniano, bardzo częstym gościem pod Giewontem był autor Trylogii. Sam

zresztą przyczynił się do popularyzacji i wręcz nobilitacji góralszczyzny, stylizując język

bohaterów Krzyżaków na gwarę podhalańską, co miało upodobnić go do średniowiecznej

staropolszczyzny998

. W prywatnym liście do Marii Godlewskiej pisarz zawarł jednak

kapitalny, sarkastyczny obraz wakacji w „letniej stolicy Polski”, w lipcu 1896 r.: „Wszędzie

byłoby lepiej i zdrowiej. Chałubiński był wielkim lekarzem, ale jak wszyscy niepospolici

ludzie miał pewne dziwaczne załamania w mózgu, w których kryły się dziwaczne idee – i do

takich dziwactw należy Zakopane. To prosta strata czasu i pieniędzy i najniedorzeczniejsza na

lato miejscowość, do której wysłanie jest owczym pędem lekarskim. (…) Słońca nie

widziałem, żyjemy w dżdżu, w wichrze, słocie, ciemności i wilgoci. (…) W piecach palimy.

Katary, bole zębów, gardła itp. nie opuszczają i nas , i wszystkich. Z rana nie mogę pisać z

powodu zgrabiałości rąk. Wszystko jest mokre, oślizgłe i dzień podobny do nocy. Co się

przez całe miesiące Nizzy zarobiło, to się tu w tydzień traci. I chcą mi wmówić, że to dla

zdrowia dzieci może być dobre. To się nazywa alpejski klimat i świeże powietrze, na które żal

by psa wypędzać”999

. Tak miażdżąca opinia była jednak odosobniona. Sam Sienkiewicz

niejednokrotnie zresztą wracał w Tatry. Świadectwem renomy, jaką cieszyło się Zakopane

wśród polskich elit, mogą również być – nieco ironiczne - słowa Orzeszkowej, skierowane do

Leopolda Méyeta: „(…) rozumiem dobrze, że gdy się ma do wyboru taki wszechstronnie

skromny zakątek jak Poniemuń i tak pyszną miejscowość jak Zakopane, wybiera się

drugą”1000

.

Zakopane na przełomie wieków przyciągało uwagę całego polskiego społeczeństwa, a

rozgrywające się pod Tatrami konflikty szeroko były komentowane były przez prasę.

Galicyjsko-węgierski spór o Morskie Oko traktowany był z najwyższą powagą jako zamach

995

Kronika zagraniczna. Zakopane, „KW”1873 , nr 172, s. 3. 996

W. Eljasz, Nowy szczyt w Tatrach. Wycieczka na Kozi Wierch, „BL” 1903, nr 21, 23. 997

Zakopane – Europa, „KW” 1908, nr 206. 998

J. Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej 1805 - 1939, Kraków 1982, s. 169. 999

List do M. Godlewskiej, [ok. 5 VII 1896 r.], List 186, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 249-250. 1000

List do L. Méyeta, 14(26) VIII 1894 r., List 115, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 55.

Page 245: Praca Marek - O Turystyce

245

na ziemie polskie1001

. Kampania propagująca styl zakopiański mobilizowała zwolenników

stworzenia kanonów sztuki narodowej. Batalia wokół kierunków rozwoju i sposobu

zagospodarowania Zakopanego, zapoczątkowana cyklem artykułów Stanisława Witkiewicza

pt. Bagno, drukowanych w „Przeglądzie Zakopiańskim”, podzieliła polską opinię publiczną,

także na gruncie warszawskim1002

. Nawet w zamieszczonej w „Przeglądzie Tygodniowym”

korespondencji z Petersburga dano wyraz ogólnonarodowemu charakterowi batalii o

Zakopane, potępiając działania doktora Andrzeja Chramca i jego stronników - „(…) gadów

w ludzkich powłokach, wegetujących plugawie w swych ciemnych norach”1003

. Z kolei w

obronie Chramca i środowiska góralskiego wystąpił felietonista „Biesiady Literackiej”1004

.

Obszerne relacjonowanie konfliktów dzielących społeczność „letniej stolicy Polski”

podkreślało ogólnonarodowy wymiar podtatrzańskiej problematyki. I, jeśli weźmie się pod

uwagę rolę, jaką w młodopolskiej epoce odgrywała góralszczyzna, nie ma w tym

stwierdzeniu cienia przesady1005

. Zakopiańskie spory wokół rozwoju najpopularniejszego

galicyjskiego uzdrowiska oddziaływały na świadomość polskich elit i polskiej inteligencji.

Zmuszały do zajęcia stanowiska wobec dramatycznej batalii, czyniąc z niej ważny, narodowy

problem. W tej sytuacji podróż do Zakopanego wiązała się z przeświadczeniem o

uczestniczeniu w czymś ważnym, uniwersalnym, przyciągającym uwagę znaczniejszych

kręgów polskiego społeczeństwa. Zakopiańska batalia o Bagno była ekwiwalentem istotnego

dyskursu między postępem a zacofaniem, między nieco utopijną, szlachetną ideowością a

wyrachowaną żądzą zysku. Trudno przecenić rolę, jaką Zakopane, góralska sztuka i

tatrzańska turystyka odegrały nie tylko w integracji podzielonego rozbiorowymi granicami

społeczeństwa, ale też w kształtowaniu stosunku polskiej inteligencji do podróży i

wypoczynku. Uczestniczenie w letnim życiu Zakopanego jawiło się nie tylko jako kuracja,

rozrywka czy turystyczne poznanie. Stawało się w istocie formą ideowej aktywności.

Manifestacją jednej z dwóch przeciwnych postaw. W szczególnym przypadku Zakopanego

podróż zyskiwała zgoła niezwykły wymiar.

1001

Spór o Morskie Oko. Materiały z sesji naukowej poświęconej 90-rocznicy procesu w Grazu. Zakopane 12-13

września 1992 r., red. J. M. Roszkowski, Zakopane 1993. 1002

M. Olkuśnik, Materia w służbie idei. Geneza i główne płaszczyzny sporu o kierunki rozwoju cywilizacyjnego

Zakopanego na przełomie XIX i XX wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2000, nr 3 - 4. 1003

Głos z północy. Petersburg w marcu, „PT” 1903, nr, 14, s. 162-163. Por. Echa warszawskie, „PT” 1903, nr

18, s. 217. 1004

Z Warszawy. Zakopane w bagnie i złości, „BL” 1903, nr 21. 1005

Analizę fenomenu Zakopanego przedstawiła ostatnio A. D. Sznapik, Tatrzańska Arkadia. Zakopane jako

ośrodek artystyczno-intelektualny od około 1880 do 1914 roku, Warszawa 2009.

Page 246: Praca Marek - O Turystyce

246

Stolica Tatr u schyłku XIX wieku przyciągała ogromne rzesze gości. Frekwencja rosła

lawinowo, przekraczając na początku XX wieku 10 tysięcy osób. Wyjazd do Zakopanego

traktowany był niemal jako powinność, obowiązek każdego Polaka, który na taki wojaż mógł

sobie pozwolić. Pod Giewontem regularnie bawili niemal wszyscy luminarze polskiego życia

artystycznego, literackiego, politycznego. W środowisku lewicowej inteligencji zakopiańskiej

bawiła w 1903 roku Jadwiga Ostromęcka1006

. W 1901 roku na zakopiańskim gruncie sprawy

organizacji „Zdrowie” omawiał z Henrykiem Raabe Stanisław Twardo1007

. Regularnie

spędzał tam wakacje Władysław Kiejstut Matlakowski1008

. Bywalcy podtatrzańscy w swych

relacjach zwracali uwagę na ideowy, patriotyczny wymiar zakopiańskich wakacji.

Poświęcając wiele miejsca i uwagi zdrojowiskom Królestwa czy Galicji, prasa nie

traciła z oczu innych miejscowości, których poznanie miało budować w kręgu podróżujących

warszawiaków poczucie jedności ziem polskich. Zachęcano, między innymi, do odwiedzania

Śląska Cieszyńskiego. „Tygodnik Mód i Powieści” namawiał do beskidzkich wędrówek w

okolicach Wisły i odwoływał się przy tym do uczuć patriotycznych: „(…) obowiązkiem jest

utrzymać łączność z tą cząstką Polski, [która] oderwana, ale mimo starań wszechmanów nie

zatraciła polskości”1009

.

Nie będzie Niemiec… Przeciw germanizacji – na wakacjach.

Na przełomie XIX i XX wieku nastąpiło wyraźne zaostrzenie polityki germanizacyjnej

w zaborze pruskim i, jednocześnie, pewne złagodzenie cenzury w zaborze rosyjskim. Prasa

warszawska podjęła wówczas kampanię piętnującą działania władz niemieckich wobec

Polaków. Około 1900 roku, w czasie kolejnych letnich sezonów, publikacje prasowe

przekonywały polską publiczność do bojkotu niemieckich uzdrowisk, krytykowały panujące

w nich stosunki, zarzucały udającym się do nich rodakom brak patriotyzmu. „Kurier

Warszawski” wołał: „Nie jedźcie do badów niemieckich na lato! (…) Kołobrzeg! Tylko

Kołobrzeg! Nie ma jak Kołobrzeg! Radzili ojcom niektórzy lekarze. Czyżby jeno dla zdrowia

polskich dzieci miała być tak nieodzowną kąpiel w falach germanizmu? Bo inne narody

obchodzą się bez Kołobrzegu”1010

. W tym samym 1898 roku korespondent „Kuriera” tak

relacjonował swój pobyt nad Zatoką Ryską – w Majorenhoffie i Dubbeln: „(…) awantury

hakatystów jednak odstraszyły mnie od <<strandów>> pruskich i dlatego przyjechałem tutaj

1006

J. Ostromęcka, op. cit., s. 191. 1007

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 2. 1008

W. K. Matlakowski, op. cit., s. 16. 1009

Wisła, „TMiP” 1908, nr 19, s. 4. Por. także: Korespondencja. Wisła, „TMiP” 1898, nr 32, s. 311-312. 1010

„KW” 1898, nr 235, s. 4-5.

Page 247: Praca Marek - O Turystyce

247

[podobnie jak wielu Polaków z Kurlandii, Liflandii, Litwy i Królestwa, którzy] (…)

zrezygnowali z Sopotu i Kołobrzegu, by uniknąć starć z hakatystami i junkierstwem

pruskim”1011

. Autor relacji chwalił warunki, rozrywki, kuracje oferowane w odwiedzonych

miejscowościach. Stwierdzał, że z powodzeniem mogą konkurować z uznanymi kąpieliskami

niemieckimi.

Z wielkim zaangażowaniem do kampanii bojkotu pruskich uzdrowisk włączyły się

warszawskie pisma satyryczne. W pierwszych latach XX wieku na ich łamach, zwłaszcza w

sezonie letnim, zamieszczano rysunkowe karykatury, złośliwe wierszyki, a nawet teksty

krótkich jednoaktówek. Obnażano w nich chciwość i brutalność Niemców wespół z

naiwnością udających się do nich w gościnę Polaków. W 1908 roku, w okresie wyjątkowego

nasilenia germanizacji, „Mucha” witała sezon wakacyjny okładką jednego z majowych

numerów. Całą tytułową kartę pisma zdobiła podobizna opasłego Prusaka, który z fajką w

ustach i kuflem w dłoni, wyniośle zwracał się do nieprzebranego tłumu Polaków, taszczących

pękate worki z pieniędzmi: „No ja! Dobrze, dobrze! Ja się już nie gniewam na was, polaków;

możecie wejść, tylko niech mi każdy nasypie dużo pieniędzy i cicho siedzi, gdy mu będę

codziennie wymyślał”. Za plecami Niemca piętrzyły się beczki z napisami: Zopott, Kolberg,

Ems, Kissingen. Naiwni goście wsypywali do nich ze swych worków monety. Tytuł ryciny

brzmiał „Hołd polski w sezonie 1908”1012

. W numerze 21 z tego samego 1908 roku redakcja

„Muchy” zamieściła pastisz: „Ogłoszenie wywieszone w Sopotach”. „Bade – Direktion”

zalecała w nim mieszkańcom, by w celu „(…) odpowiedniego ukarania polskiego

narodowego szowinizmu” okazywali Polakom pogardę, dwukrotnie podnieśli ceny mieszkań i

starali się „(…) wszelkimi sposobami, ustnemi lub ręcznemi (handgreiflich) wpoić w owych

przybyszów uznanie dla kraju niemieckiego”1013

.

Utrwaleniu w świadomości czytelników pism satyrycznych skrajnie negatywnego

stereotypu gospodarzy Sopotu służyła również scenka Pierwszy gość w Sopotach1014

..

Kuracjusz z Warszawy o nazwisku Naiwnicki, doświadczał nadzwyczajnego zakłamania,

wyrachowania, zachłanności i sprytu ze strony burmistrza Polenkollera i miejscowego

obywatela Polenessera, a następnie został brutalnie potraktowany przez niejakiego

Polenfressera i pruskiego żandarma.1015

. Redakcja „Muchy” zamykała symbolicznie sezon

1011

Z wybrzeża Zatoki Ryskiej, „KW” 1898, nr 217, s. 5. 1012

„Mucha” 1908, nr 20, s. 1. 1013

„Mucha” 1908, nr 21, s. 5. 1014

Pierwszy gość w Sopotach, „Mucha” 1908, nr 25, s. 6. 1015

Tamże.

Page 248: Praca Marek - O Turystyce

248

wakacyjny 1908 roku obrazkiem, pokazującym ulicę Sopotu z rzędem świecących pustkami

willi z pokojami do wynajęcia, nieskutecznie kuszących nazwami: „Koscciuschko”,

„Mitzkiewytsch”, „Sobesky”, „Schönes Polenland”, „Monuschko”. Komentarz pod ryciną

głosił: „Wielce miły sercu polskiemu widok z tegorocznego sezonu w Sopotach”1016

. Jeśli dać

wiarę warszawskim periodykom, polski bojkot pruskich uzdrowisk nadbałtyckich był nader

skuteczny. Wręcz budził on niepokój tamtejszych przedsiębiorców1017

. Jak jednak podaje (za

M. Frankiewiczem) Tadeusz Stegner, „Podjęta w 1908 r. przez część polskich środowisk

opiniotwórczych, m. in. „Kurier Warszawski”, akcja bojkotu niemieckiego uzdrowiska w

Sopocie – w zasadzie spełzła na niczym”1018

.

Perswadując czytelnikom plany wyjazdów do „germanizatorów” i „hakatystów”,

dziennikarze odwoływali się do postaw cieszących się uznaniem osób. Tygodnik „Świat”,

relacjonując wakacje Orzeszkowej na Nowogródczyźnie, podkreślał, że: „Pobyt we

Florianowie zrobił jej tego roku lepiej, aniżeli zeszłoroczna kuracja w Neuheim”1019

. Już

zresztą pięć lat wcześniej autorytet pisarki wykorzystywano, by obrzydzić wojażowanie do

nieprzyjaznych uzdrowisk. „Przegląd Tygodniowy” wespół z „Biesiadą Literacką” stanowczo

dementowały, jakoby autorka Nad Niemnem wybierała się wraz z Marią Konopnicką do wód

pruskich1020

. Nie zmienia to faktu, że latem 1903 roku pisarka poddawała się kuracji w

Marienbadzie, w towarzystwie Jadwigi Nusbaum – Holenderskiej1021

.

Próbując powstrzymać wyjazdy wakacyjne do Niemiec, prasa zwracała uwagę, by nie

wyrządzać krzywdy tamtejszej, polskiej ludności – zarabiającej i żyjącej dzięki napływowi

kuracjuszy z Królestwa, przede wszystkim z Warszawy. W obronie interesów Kaszubów,

poddawanych germanizacji na równi z Polakami, występował „Świat”1022

oraz „Bluszcz”,

który wzywał: „(…) pomóżmy ludowi polskiemu na tych ziemiach”1023

. Jak zawsze

racjonalny „Przegląd Tygodniowy” rozważał tę kwestię na konkretnym przykładzie

właściciela sopockiego pensjonatu „Dom Polski” Wiktora Kulerskiego. Zwracano uwagę, że

– przyjmując w swym zakładzie gości z Królestwa – przedsiębiorca zyskuje środki na

wydawnictwa propagujące polskość Pomorza, z „Gazetą Grudziądzką” na czele. Felietonista

1016

„Mucha” 1908, nr 30, s. 7. 1017

W „badach” pruskich, „KW” 1908, nr 193, s. 2. 1018

T. Stegner, Kobieta na wczasach w Sopocie w XIX i na początku XX w. [w:] Kobieta i kultura czasu wolnego.

Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A. Szwarca, Warszawa 2001, s. 355. 1019

Orzeszkowa na letniej siedzibie, „Świat” 1908, nr 41, s. 13. 1020

Echa warszawskie, „PT” 1903, nr 16; Z Warszawy, „BL” 1903, nr 16. 1021

List do L. Méyeta, 5 VII 1903 r., List 264, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 221-222. 1022

Czy Sopoty mają być bojkotowane? „Świat” 1908, nr 41, s. 12. 1023

Przy kominku, „Bluszcz” 1903, nr 11.

Page 249: Praca Marek - O Turystyce

249

„Przeglądu” wzywał wybierających się nad morze, by pozwalali zarabiać i egzystować

Kulerskiemu i innym rodakom, a nie zasilali kieszeni Niemców1024

. Na kwestię kaszubską

zareagowała również „Mucha”. Uczyniła to jednak w sposób dla siebie charakterystyczny –

prosty i jednoznaczny, nie wdając się w złożoność sytuacji narodowościowej na Pomorzu.

Redakcja nie omieszkała przy tym zaatakować konserwatywnego „Słowa”, co zawsze czyniła

ze szczególnym upodobaniem:

„Wielkopańskie <<Słowo>> miewa jednak szusy:

Odwiedzać Sopoty każe, choć to Prusy,

Bo powiada organ realistów luby,

Przez kontakt z Warszawą zyskają Kaszuby.

Zatem do Prusaków znoście pełne wory.

Kto ma czas niech jedzie, czy zdrowy czy chory.

Szwab, gdy mu zapchacie Sopót w każdy kątek,

Pokaże Kaszuba wam na targu w piątek.

O blago bezdenna! Warszawska głupoto,

Co marne świecidło podajesz za złoto,

Co paląc łojówkę, wołasz, że blask słońca,

Czyż na ciebie nigdy już nie będzie końca?”1025

.

Bardzo wyraźna była tendencja do przypisywania walorów patriotycznych lub

światopoglądowych wędrówkom turystyczno-poznawczym, kuracjom czy zwykłym

wojażom. Wiązano je na przykład z walką z wynaradawianiem w zaborze pruskim czy

opowiadaniem się za jedną z postaw etycznych rywalizujących pod Giewontem. Zapewne nie

zawładnęło to całkowicie świadomością warszawiaków udających się na wakacyjne

1024

Echa warszawskie, „PT” 1898, nr 28, s. 333-334. 1025

„Mucha” 1908, nr 20, s. 2.

Page 250: Praca Marek - O Turystyce

250

wędrówki. Tym niemniej podróżowanie zyskiwało głębsze znaczenie, związane z

wywiązywaniem się z narodowych i obywatelskich obowiązków.

Turyści w pelerynach i z plecakami.

Bywanie w zdrojowiskach Królestwa, Galicji, Śląska Cieszyńskiego czy odwiedzanie

polskich pensjonatów na Pomorzu pogłębiało wiedzę o ojczystych stronach i budowało więzi

między rodakami. Za najbardziej efektywny i godny pochwały sposób poznawania świata, a

zwłaszcza ziem polskich, uznawano jednak turystykę pieszą. Samodzielne włóczęgi łączyły

walory edukacyjne, patriotyczne i zdrowotne. Jak już wspominaliśmy, tę formę peregrynacji

w czasie letnich miesięcy uprawiał w latach 60-ych Franciszek Kostrzewski, a na przełomie

wieków Stanisław Twardo. Obaj praktykowali ten rodzaj wojażowania, gdyż był on dla nich –

niezamożnych uczniów – najtańszą formą spędzania wakacji. Obaj też uważali się za

pionierów w tej dziedzinie. Wydaje się, że pogląd ów był usprawiedliwiony, skoro

warszawskie periodyki przez całą drugą połowę XIX i pierwsze lata XX wieku, promując

ideę rozwoju „sportu pieszego”, wciąż ukazywały go jako nowość wymagającą popularyzacji.

Zjawisko podróżowania po ziemiach Królestwa długo budziło zaciekawienie i rodzaj

podziwu. Redakcja „Kuriera Warszawskiego” w 1878 r. za godne odnotowania i pochwały

uznała przedsięwzięcie Michała Elwiro Andriollego: „Andriolli puszcza się na wycieczkę po

kraju! Znakomity nasz rysownik zamierza niewyczerpanym swym ołówkiem odtworzyć

pamiątki historyczne, miejscowości przez naturę hojniej uposażone lub obfitujące w rzeczy

rzadsze, gdzie indziej nie spotykane. Zaczyna od Nowego Miasta i jego okolic. (…)

Pięknemu zamiarowi wróżyć można szczere powodzenie”1026

.

Redaktorom „Kuriera” można zarzucić pewien brak konsekwencji w propagowaniu

pieszych wędrówek, bowiem na początku lat 70-ych na łamach gazety zamieszczano reklamy

i relacje (co prawda dość nieliczne) z takich miejscowości jak Spa1027

, Marienbad1028

,

Zakopane1029

. W 1878 roku, już dość obszernie, informowano o Wystawie Paryskiej1030

,

urokach pobytu w Vichy1031

, Teplitz1032

, Saint Moritz i Graefenbergu1033

. Bohaterami

1026

„KW” 1878, nr 156, s. 4. 1027

„KW” 1873, nr 141, s. 2. 1028

„KW” 1873, nr 162, s. 1. 1029

„KW” 1873, nr 172, s. 3. 1030

S. Wiśniowski, Wystawa Paryska, „KW” 1878, nr 128, s. 1. 1031

Echa kąpielowe. Vichy, „KW” 1878, nr 161, s. 2.

Page 251: Praca Marek - O Turystyce

251

pochodzących z lat 70-ych opisów kurortowych obyczajów byli jednak przedstawiciele elit.

Do nich też, najwyraźniej, były one adresowane. Dalsze wojaże pozostawały wciąż domeną

środowisk najzamożniejszych, dysponujących nieograniczoną ilością wolnego czasu.

Narodziny mody na podróżowanie jako zjawiska masowego były związane z

doprowadzeniem do Warszawy dalekosiężnych linii kolejowych na przełomie lat 60-ych i

70-ych. Nawet jednak wówczas wojaże nie stanowiły jeszcze pola aktywności znaczniejszej

reprezentacji warstwy średniej. Podejmowanie peregrynacji przez szersze kręgi społeczeństwa

pod koniec stulecia oznaczało zarazem zmianę ich zasięgu geograficznego. Klasa średnia,

ograniczona możliwościami finansowymi i dostępem do wypoczynku, decydowała się na

wyprawy bliższe. Znakomitym, dodatkowym dla nich uzasadnieniem były względy

poznawcze i patriotyczne, składające się na etos inteligencki. Na znaczenie rodzącego się

obyczaju zwróciła uwagę Janina Żurawicka: „Niezmierną popularnością cieszyła się wśród

inteligencji warszawskiej turystyka. Na rozwój ruchu turystycznego wpływ duży wywarły

ówczesne badania etnograficzne i terenowe, prowadzone przez znanych etnografów i

socjologów warszawskich, tego okresu (Z. Gloger, S. Ciszewski, J. Karłowicz, E. Majewski).

Prace ich i publikacje potrafiły wzbudzić zainteresowanie dla kultury i życia ludu oraz chęć

poznania kraju ojczystego, co uważano za obowiązek każdego patrioty. W pamiętnikach i w

zachowanej korespondencji wielu przedstawicieli środowiska inteligencji warszawskiej

napotykamy liczne świadectwa organizowanych wycieczek po kraju, niejednokrotnie

pieszych, nieraz w strony bardzo odległe”1034

.

Szczególny klimat, sprzyjający tego rodzaju wędrówkom, tworzyła prasa warszawska.

Dostarczała przy tym argumentów, kształtujących stan świadomości klasy średniej. Od

początku lat 90-ych, wykorzystując złagodzenie rosyjskiej cenzury, dzienniki i tygodniki

systematycznie zachęcały do uprawiania turystyki w pełnym tego słowa znaczeniu. Miała ona

łączyć: świadome poznawanie najbardziej atrakcyjnych miejsc ziem polskich, aktywność i

wysiłek fizyczny oraz relatywnie niskie koszty. Wszystkie te cechy wyraźnie wskazują, że

propagowanie takiej właśnie formy podróżowania skierowane było do klasy średniej, dla

której wymienione aspekty były ważne i atrakcyjne – tak od strony materialnej, jak i ideowej.

Prasa, odnotowując wzrost popularności turystyki pieszej, odnosiła się doń z podziwem, ale

wciąż jeszcze z pewnym zdumieniem. Wędrówki, nawet po dość bliskich okolicach

1032

„KW” 1878, nr 168, s. 5. 1033

Echa kąpielowe. St. Moritz, Graefenberg, „KW” 1878, nr 187, s. 3. 1034

J. Żurawicka, op. cit., s. 266-267. Por. Z. Gloger, Dolinami rzek. Opisy podróży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu

i Biebrzy, Warszawa 1903.

Page 252: Praca Marek - O Turystyce

252

Królestwa, traktowano jako wyzwania wymagające sprawności i determinacji. W 1891 r.

„Kurier Warszawski” z uznaniem przytaczał docierające do redakcji informacje o takich

eskapadach: „Dalsza wycieczka. Sport pieszy rozwija się coraz bardziej. Dowodem tego

liczne wycieczki, odbywane piechotą w dalsze nawet okolice kraju. Wczoraj towarzystwo

złożone z ośmiu osób (w tej liczbie dwie damy) udało się na czterotygodniową ekskursję

pieszą”1035

. I kolejna wyprawa: „Piechotą. W ubiegłą sobotę do Ciechocinka przybyło ośmiu

pieszych turystów, zamierzających w ciągu paru miesięcy obejść znaczną część kraju. Są to

trzej warszawiacy i pięciu młodzieńców z innych stron, wszyscy jednak między sobą od

dawna znajomi”1036

. Podobnym inicjatywom z entuzjazmem sekundował w 1893 r.

felietonista „Biesiady Literackiej”1037

.

Ton publikacji cechowała ciepła życzliwość i zachęta do naśladownictwa: „Tak zwany

sport pieszy, czyli mówiąc językiem zwykłych śmiertelników, piesze wycieczki po kraju

upowszechniają się u nas coraz bardziej. Z prawdziwą przyjemnością czytaliśmy o kilku

takich organizujących się w tym czasie wyprawach, najbardziej atoli ucieszyła nas poważna

wiadomość, iż pewne grono osób, które już z takiej wycieczki wróciło, zamierza drukiem

ogłosić jej opis, zaopatrzony w odpowiednie ilustracje. Wędrówki piesze po kraju same w

sobie mają wielką wartość, jako jedna z najmilszych i najgodziwszych rozrywek, i jako

środek higieniczny, ale dopiero opublikowanie ich opisu przynosi publiczny pożytek. Stanowi

cenny dorobek naukowy” 1038

.

W 1903 roku „Tygodnik Mód i Powieści” informował o szczególnym

przedsięwzięciu mającym promować ideę podróży po kraju. Był nią konkurs dla turystów

pieszych, zorganizowany przez sekcję wycieczek pieszych Warszawskiego Towarzystwa

Cyklistów. Grupy turystów stające do rywalizacji mogły wybrać spośród dwóch rodzajów tras

– 150 wiorstowych, obliczonych na jeden tydzień i 300 wiorstowych, na których pokonanie

przewidziano dwa tygodnie. Uczestnicy mieli być zaopatrzeni w „dowody legitymacyjne”,

świadectwa lekarskie, dokładną marszrutę z oznaczeniem dni, kiedy przybywać będą do

danych miejscowości. Byli zobowiązani do przedstawiania stosownych pisemnych

sprawozdań i książeczek z poświadczeniami pokonania kolejnych odcinków wędrówki. W

konkursie przewidziano nagrody w postaci medali: jednego złotego, dwóch srebrnych i trzech

brązowych. Warunkiem klasyfikacji było pokonanie trasy na własnych nogach, „(…) co się

1035

„KW” 1891, nr 190, s. 4. 1036

„KW” 1891, nr 181, s. 4. 1037

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 28, 31 1038

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 28. Por. także Z Warszawy, „BL” 1893, nr 31.

Page 253: Praca Marek - O Turystyce

253

pozostawia (…) honorowi i sumienności”. Uczestnicy konkursu mogli skorzystać z 10

planów konkursowych wycieczek, ułożonych przez Aleksandra Janowskiego, a

opublikowanych w „Kurierze Warszawskim” 8 czerwca 1903 roku1039

. Inicjatywa

zorganizowania takiego konkursu miała wzmóc zainteresowanie opinii publicznej podobną

formą spędzania czasu wolnego.

Na przełomie wieków najaktywniejszym i najbardziej zasłużonym popularyzatorem

pieszej turystyki w Królestwie Polskim był, wspomniany w cytowanym artykule z

„Tygodnika Mód i Powieści”, Aleksander Janowski. Już w 1898 roku pisał na łamach

„Tygodnika Ilustrowanego”: „Krocie turystów przebiegają corocznie godniejsze widzenia

miejscowości środkowej, zachodniej i południowej Europy. Współczesne te wędrówki

narodów podwójną przynoszą korzyść: dają zwiedzającym sumę wrażeń szlachetnych i

przyjemnych, mieszkańcom zaś znaczne materialne przynoszą korzyści. (…) Co jednak jest

dziwne i smutne, to to, że my sami bardzo mało znamy swój kraj rodzinny, a oprócz

masowych majówek do Wilanowa i dość licznych wycieczek do malowniczego Ojcowa, na

całym obszarze Królestwa Polskiego trudno spotkać wędrowca, dążącego gdzieś dla

zwiedzenia jakiejś historycznej pamiątki, lub piękniejszego widoku. Poznanie własnego kraju

– to zżycie się z nim, to ukochanie i nawiązanie serdecznych węzłów z każdym jego

kącikiem. Toteż gorąco zachęcać należy do jak najliczniejszego zwiedzania ziemi rodzinnej,

tym bardziej, że i czas i umiejętność ludzka niszczą wiele pamiątek, które giną

bezpowrotnie”1040

.

W kolejnych numerach „Tygodnika Ilustrowanego”, przez cały sezon wakacyjny 1898

roku, Janowski zamieszczał dokładne informacje o godnych uwagi miejscowościach,

obiektach, dostępnych warszawiakom poprzez przedsiębranie krótkich, 1-2-dniowych

wycieczek. Artykuły Janowskiego wskazywały, jakie zabytki może zwiedzić ambitny turysta

i omawiały ich walory architektoniczne, artystyczne i historyczne. Dokładnie przedstawiano

sposób i koszty dojazdu, możliwość posilenia się i noclegu1041

. Działalność publicystyczną

na rzecz promocji turystyki Aleksander Janowski stale i systematycznie kontynuował w

następnych latach. Jak informował w 1901 roku „Przegląd Tygodniowy”: „Pan Janowski

1039

Kronika. Wycieczki piesze po kraju, „TMiP” 1903, nr 26, s. 26. 1040

A. Janowski, Jak należy zwiedzać strony ojczyste?, „Tygodnik Ilustrowany” 1898, nr 28, s. 552. 1041

A. Janowski, Jak należy zwiedzać strony ojczyste?, „Tygodnik Ilustrowany” 1898: Wyszogród, nr 31;

Ogrodzieniec nr 33; Sulejów nr 35; Czerwińsk nr 39.

Page 254: Praca Marek - O Turystyce

254

prowadzi dalszą swą robotę nad opisem piękniejszych okolic kraju, służących zwykle za cel

wycieczek naszych turystów, którym nieobcy jest obowiązek poznania tego, co własne”1042

.

Felietonista „Przeglądu” omawiał dotychczasowy dorobek Janowskiego, na który

składały się przede wszystkim książeczki – przewodniki serii Wycieczki piesze po kraju. Jak

wspomina Stanisław Twardo wpływ Janowskiego był bardzo znaczny w środowisku

młodzieży i studentów: „(…) Aleksander Janowski /tzw. <<Wujek>>/ (…) sam prowadził

pierwsze uczniowskie wycieczki krajoznawcze. (…) Wakacyjny ruch wycieczkowy urósł

bardzo, a zewnętrznym jego symbolem były: plecak, kij okuty i peleryna. Nieznane mi bliżej

grono osób ułatwiło też wkrótce wypożyczalnię na okres letnich wakacji tego nieodzownego

sprzętu, na którego nabycie rzadko kto spośród uczącej się młodzieży mógł sobie pozwolić.

Opłata wynosiła 1 rubel (…)”1043

.

Marzenia o organizacji i udogodnieniach.

Stanisław Twardo opisywał sytuację z lat poprzedzających wybuch I wojny

światowej. Nim jednak ruch turystyczny zyskał ramy instytucjonalne, a obyczaj

podróżowania zaczął się rozszerzać, stale odczuwano brak biur i organizacji, które służyłyby

pomocą potencjalnym wędrowcom. W drugiej połowie XIX wieku brak ten doskwierał

przede wszystkim przedstawicielom klasy średniej. Zwłaszcza oni, chcąc zgodnie z rodzącą

się modą poznawać świat, musieli liczyć się z kosztami. Tymczasem panujące w Królestwie

stosunki bardzo długo uniemożliwiały powołanie struktur, odpowiadających potrzebom.

Pierwsze w Królestwie próby organizowania grupowych wyjazdów turystycznych

opisała Elżbieta Kowecka1044

. W 1867 roku, w Warszawie, zostało założone przez Heliodora

Grabowskiego „Przedsiębiorstwo Podróży Towarzyskich”. Reklamowe anonse, zamieszczane

w prasie, zachęcały do uczestnictwa w zbiorowych wycieczkach na Wystawę Paryską. 11-

dniowa wyprawa kosztować miała od 95 do 125 rubli, a w kwocie tej zawierały się: przejazd,

zakwaterowanie i 5-dniowy bilet na wystawę. Niestety, nieznany jest los tego

przedsięwzięcia. W następnych latach inicjatywę przejęły zarządy linii kolejowych, oferując

zniżkowe bilety na „spacery kolejowe” i „pociągi wycieczkowe”1045

.

1042

Echa warszawskie, „PT” 1901, nr 20, s. 6. 1043

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 5, s. 9. 1044

E. Kowecka, Wycieczki kolejowe w Królestwie Polskim w 1867 r., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”

1994, nr 3-4. 1045

Tamże.

Page 255: Praca Marek - O Turystyce

255

Realia warszawskie z końca lat 60-ych przypominały wcześniejsze o ćwierć wieku

praktyki brytyjskie. Problemy w utrzymaniu się na rynku biura czy agencji turystycznej z

prawdziwego zdarzenia budzą za to skojarzenia z trudnościami, jakie występowały na gruncie

petersburskim. Nie powinno to jednak szczególnie dziwić, jeżeli weźmiemy pod uwagę

kłopoty, na jakie napotykali rosyjscy entuzjaści turystyki nawet przy zakładaniu swych

klubów i stowarzyszeń. Skoro samym Rosjanom władze utrudniały tworzenie organizacji

turystycznych i górskich, to tym bardziej należało się tego spodziewać na ziemiach polskich.

W związku z tym prasa witała z wielkim uznaniem pojawianie się prywatnych inicjatyw,

mających umożliwić wojażowanie bardziej masowe, a nie ograniczone do najzamożniejszych

elit. „Kurier Warszawski” donosił w 1891 r.: „Dwaj przedsiębiorcy, pp. Józef Raten i

Stanisław Wijaczyński, urządzają biuro wycieczek po kraju i za granicę. Przedsiębiorcy

doskonale obliczyli, iż przy zbiorowych wycieczkach koszta, rozłożone na pewną liczbę osób,

są mniejsze, więc na amatorach nie powinno zbywać. Na pierwszym planie są trzy wycieczki:

pierwsza tygodniowa obejmie: Dąbrowę, Granicę, Ojców i Góry Świętokrzyskie. Druga

wycieczka zostanie skierowana do Gdańska, Oliwy, Malborka i Torunia w ciągu 10 dni.

Trzecia wreszcie na wystawę do Pragi czeskiej. Wszystkie te wycieczki mają być urządzone

w miesiącu czerwcu. Przedsiębiorcy starają się obecnie o ulgi w opłacie kolejowej,

gwarantując zajęcie kilku wagonów. Po zatwierdzeniu biura, co wkrótce jest spodziewane,

nastąpi szczegółowe ogłoszenie o warunkach i będą przyjmowane zapisy od przyszłych

uczestników”1046

. Nie wiemy, niestety, jaki był los tego przedsięwzięcia, gdyż gazeta nie

powróciła do informowania o inicjatywie. Być może w ogóle nie rozpoczęło ono działalności,

podobnie jak wspomniane w rozdziale I petersburskie biuro Leopolda Lipsona z 1885 roku.

Również bez echa pozostało ogłoszenie mówiące o próbie stworzenia organizacji turystycznej

w 1891 roku: „Prosi się Amatorów sportu pieszego o przybywanie na Chmielną 26 m 13,

między 5 – 7 wieczór, dla podpisywania podania na pozwolenie otwarcia <<Klubu

Pieszego>>1047

”.

Organizowanie zbiorowych podróży było jednak zjawiskiem na tyle odosobnionym,

że prasa informowała o nim, jako o pewnej sensacji: „Przedsiębiorca różnych zbiorowych

wycieczek, pan Keller, zorganizował obecnie dwutygodniową wycieczkę do Pragi, celem

zwiedzenia wystawy, a następnie do Drezna i Berlina. Dziś rano wyjechało z p. Kellerem 36

1046

Wycieczki, „KW” 1891, nr 117, s. 3. 1047

„KW” 1891, nr 166, s. 8.

Page 256: Praca Marek - O Turystyce

256

osób. Każdy płaci 80 rs., za co otrzymuje przejazd 3 klasą, mieszkanie w miejscach postoju i

trzykrotny posiłek w ciągu dnia oraz zwiedzanie wystaw i osobliwości”1048

.

W czasie gdy cała Europa ekscytowała się w 1893 roku Wystawą Światową w

Chicago, „Tygodnik Mód i Powieści” donosił: „Dwie kompanie podróży zbiorowych starają

się o prawo otwarcia w Warszawie swoich kantorów. Jedno jest anglo-amerykańskiem,

drugiem zaś istniejące w Berlinie pod firmą Riesel i spółka. To ostatnie, już bliskie

załatwienia formalności prawnych, ustanowiło w mieście naszym agenta w osobie

dziennikarza angielskiego p. Litten’a. Opłata w owym towarzystwie za 45-dniową podróż

łącznie z pobytem w Chicago ma wynosić 2000 marek”1049

.

Komercyjnym przedsięwzięciom z branży turystycznej nie było łatwo rozwinąć się na

ziemiach Królestwa i Rosji. Działające na terenie całej Europy biuro Cooka jeszcze na

początku XX wieku nie miało swego przedstawiciela na terenie Cesarstwa Rosyjskiego1050

.

Jego oferta była zresztą adresowana głównie do nieco zamożniejszej publiczności. Na

korzystanie z dość luksusowych usług mogli sobie pozwolić raczej przedstawiciele elit – na

przykład Józef Mineyko, udający się w wojaż po Alpach1051

. Szczęśliwcy, którzy zaznali

dobrodziejstw oferowanych przez Cooka nie kryli swego podziwu, jak cytowany już krytyk

hazardu Antoni Skrzynecki: „W Berlinie więc powierzyłem swe losy agencji podróżniczej

Cooka, która mi wydała bilet okrężny z oznaczeniem najszczegółowszej marszruty w obie

strony. Nieoceniona to książeczka z kuponami, gdyż unika się uciążliwego wystawania pod

kasami i wszelkich pomyłek, na jakie turysta nowicjusz może być przy krzyżowaniu się

pociągów łatwo narażony”1052

.

Użyteczność usług kompanii Cooka doceniał Sienkiewicz. Planując w 1890 roku

marszrutę swej afrykańskiej podróży, donosił z Wiednia Godlewskiemu o zamiarze

skorzystania z usług przedsiębiorstwa1053

. Dotarłszy do Kairu w grudniu tego roku, w biurze

Cooka zasięgał porady na temat organizacji wyprawy1054

, a następnie oddał się pod opiekę

firmy: „Tymczasem jednak jutro jadę do Medinet el Fajum, gdzie wielbłądy, namioty itd. już

na mnie czekają. Cztery dni będę koczował na pustyni. Cook bierze za tę wyprawę 10

1048

Zbiorowa wycieczka, „KW” 1891, nr 230, s. 3. 1049

Z chwili bieżącej. Przedsiębiorstwa podróży, „TMiP” 1893, nr 4, s. 31. 1050

J. Mineyko, op. cit., s. 124-125. 1051

Tamże . 1052

A. Skrzynecki, Tajemnice szulerni (Monte Carlo), „Wędrowiec” 1893, nr 42. 1053

List do M. Godlewskiego, 3 XI [18]90 r., List 84, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 124. 1054

List do M. Godlewskiego, 31 XII 1890 r., List 99, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 145.

Page 257: Praca Marek - O Turystyce

257

funtów”1055

. Wyraźnie podekscytowany egipską eskapadą, wyruszał pisarz na szlaki, które

były wówczas jednymi z popularniejszych nie tylko wśród brytyjskiej elity, ale i klasy

średniej1056

. Informacje zawarte w prywatnej korespondencji do Godlewskiego szeroka

publiczność mogła poznać dzięki W pustyni i w puszczy, powieści drukowanej na łamach

„Kuriera Warszawskiego” we latach 1910-1911. Powołani do życia przez Sienkiewicza Staś i

Nel, mieli - podczas wycieczki na pustynię - mieszkać „(…) w namiotach dostarczonych

przez Towarzystwo Podróżnicze Cooka. Tak zwykle urządzają się podróżnicy, którzy z Kairu

wyjeżdżają na dłuższy pobyt do Medinet. Cook dostarcza namiotów, służby, kucharzy,

zapasów żywności, koni, osłów, wielbłądów i przewodników, tak że podróżnik nie potrzebuje

o niczym myśleć. Jest to wprawdzie dość kosztowny sposób podróżowania, ale panowie

Tarkowski i Rowlison nie mieli potrzeby się z tym liczyć, wszelkie bowiem wydatki ponosił

rząd egipski, który ich zaprosił, jako biegłych do oceny i rewizji prac przy kanałach”1057

.

Noblista, w ten sposób opisując usługi najpopularniejszej w ówczesnej Europie agencji

turystycznej, utrwalał wśród polskiego społeczeństwa stereotyp przedsiębiorstwa. Miało ono

zapewniać perfekcyjną organizację choćby najtrudniejszych wypraw, pobierając jednak za to

wysokie opłaty. Dla przeciętnych reprezentantów warszawskiej klasy średniej Cook

pozostawał symbolem atrakcji, które znajdowały się raczej poza ich zasięgiem finansowym.

Mniej zasobni mogli podziwiać i marzyć o dobrodziejstwach oferowanych przez

renomowane towarzystwo. Możliwość korzystania z ułatwień oferowanych przez agencje

turystyczne zapadała głęboko w pamięć przedstawicielom klasy średniej. O dogodnych

biletach rundreise, ułatwiających podróżowanie koleją po Alpach, wspominał Stanisław

Twardo. O podobnym do oferty Cooka rozwiązaniu pisał Władysław Kiejstut Matlakowski,

relacjonując swą skandynawską włóczęgę: „Po wylądowaniu [w Oslo] wykupiłem w duńskim

biurze podróży <<Bennet et C-nie>> karnet, zawierający bony na statki, koleje, hotele, posiłki

i przejazdy konną pocztą”1058

.

Braku poważnego organizatora letniego wypoczynku i podróży oraz świadomość,

jakie ułatwienia może przynosić istnienie takiej instytucji, sprawiały, że za niezbędne

uważano stworzenie organizacji turystycznej. U schyłku wieku, w 1898 r., „Tygodnik

Ilustrowany”, jakby przeczuwając trudności w stworzeniu i zalegalizowaniu takiej

organizacji, studził zapał entuzjastów jej powołania, pisząc: „Zawiązuje się w Warszawie

1055

List do M. Godlewskiego, 7 I [18]91 r., List 100, H. Sienkiewicz, Listy, T. I, cz. 2, op. cit., s. 147. 1056

L. Withey, op. cit., s. 258-260. 1057

H. Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy, Warszawa 1968, s. 17. 1058

W. K. Matlakowski, op. cit., Rozdział 11. Norderney i Norwegia, s. 8.

Page 258: Praca Marek - O Turystyce

258

nowe stowarzyszenie sportowe: <<Klub turystów>>. Po dziennikach i po … cukierniach dużo

się o tym rozprawia; kandydaci na wszystkie strony energicznie są werbowani, grono

prawników w pocie czoła pracuje nad redakcją ustawy specjalnej. Obawiam się, czy nie jest

to wszystko rozpoczynaniem budowy od dachu. Właściwy typ turysty nie może rozwinąć się

w naszym kraju nie dla braku <<klubu>>, lecz dla wielu innych przyczyn, o których

usunięcie przede wszystkim starać się należy. (…) Trzeba wreszcie wziąć pod uwagę, że w

kraju naszym turysta jest jeszcze dziwowiskiem. Nawet w okolicach Warszawy i w pobliżu

wielkich miast gubernialnych czyni on wrażenie czegoś niezwykłego i nienormalnego. Ludzie

patrzą się nań jak na raroga, ze zdziwieniem, a co gorsza z niedowierzaniem. Nie może się

jakoś prowincjonalistom naszym w głowie pomieścić, że znajdują się ludzie podróżujący

<<bez celu>>, to jest nie za <<interesem>>, lecz ot, tak sobie, dla widzenia świata i ludzi.

Stąd turysta bywa u wszystkich, a zwłaszcza u powiatowych i gminnych dygnitarzy w

podejrzeniu, że właściwy cel wycieczek swych ukrywa. Jednym słowem, ciężki jest u nas los

turysty i od ustawy dla klubu turystowskiego pilniejsze jest umożliwienie wycieczek po

kraju”1059

.

Sceptycyzm felietonisty bardziej był chyba podyktowany znajomością warunków

politycznych, uniemożliwiających wszelką szerszą działalność organizacyjną, niż obawami

przed brakiem infrastruktury i niechęcią prowincjonalnej społeczności do wędrowców. W

każdym razie sceptycyzm ten był uzasadniony. Spełnienie nadziei turystów przyniosły

bowiem dopiero przemiany po rewolucji 1905 roku. W zmienionych warunkach politycznych,

w związku z pewną liberalizacją stosunków, władze wydały zgodę na utworzenie w 1906

roku pierwszej organizacji turystycznej w zaborze rosyjskim – Polskiego Towarzystwa

Krajoznawczego. Inicjatorem jego powołania i pierwszym prezesem był Aleksander

Janowski. PTK mogło szeroko rozwinąć działalność i nadać instytucjonalne ramy rozmaitym

przedsięwzięciom turystycznym, mobilizując do aktywności szersze rzesze społeczeństwa1060

.

Po dwóch latach działalności PTK na łamach „Lechity” sumowano jego dorobek, zwracając

przy tym uwagę na wciąż istniejące trudności natury politycznej: „(…) utworzone w 1906

roku liczy obecnie 400 członków. Liczba to maleńka wobec celów tak pożytecznych, jakie

sobie Towarzystwo zakreśliło, a mianowicie: zbieranie wiadomości dotyczących

krajoznawstwa polskiego, gromadzenie danych naukowych – geograficznych,

fizjograficznych, antropologicznych, etnograficznych, statystyczno-ekonomicznych,

1059

Z tygodnia na tydzień, „Tygodnik Ilustrowany” 1898, nr 19, s. 364. 1060

Wycieczki krajoznawcze, „KW” 1908, nr 220, s. 5.

Page 259: Praca Marek - O Turystyce

259

archeologicznych oraz związanych z historią sztuki, dotyczących ziem polskich, historycznie

lub geograficznie z niemi związanych; szerzenie wśród ogółu, a szczególniej wśród

młodzieży, wiadomości dotyczących krajoznawstwa polskiego. (…) warunki anormalne

krępują swobodę ruchów i na każdym kroku przejmują obawą narażenia się”1061

.

Zarówno wcześniejsza aktywność Janowskiego, jak i funkcjonowanie PTK

ukształtowały turystykę ziem Królestwa jako planowe, konsekwentne poznawanie ojczystych

stron i dorobku własnego narodu. Wywarło to istotny wpływ na stan świadomości społecznej,

zwłaszcza warstwy średniej, do której działania te były adresowane. Ugruntowało

przeświadczenie, że nawet bliższe, krajowe wędrówki stanowią wielką wartość dla ludzi

inteligentnych, aspirujących do zajmowania znaczącego miejsca w hierarchii społecznej i są

godną naśladowania, uzasadnioną ideologicznie formą spędzania czasu wolnego.

Dla dobra ludności miejscowej.

Przedstawiciele warstwy średniej, zwłaszcza wywodzący się z kręgów inteligencji,

spędzając wakacje poza miastem, szukali form aktywności, które by dowartościowały

wypoczynek. Zgodnie z tym motywem, mogli podjąć i często podejmowali formułowane na

łamach prasy wezwania do zaangażowania się w życie odwiedzanych miejscowości. W

warszawskich periodykach zachęcano do działań na rzecz „podniesienia” popularnych miejsc

wakacyjnych, do wpływania na właścicieli, zarządy lub gospodarzy zdrojowisk, wreszcie do

poświęcania uwagi miejscowemu ludowi. Ze świadectw wspominanych w poprzednim

rozdziale przedstawicieli elit wynika, że obyczaj prowadzenia „pracy organicznej” w

krajowych miejscowościach wypoczynkowych nie był obcy również niektórym

przedstawicielom tej warstwy.. Część najzamożniejszych kreowała pewien standard

zachowań, tworząc tradycję wakacyjnej dobroczynności. Prasa pochwalała tego rodzaju

aktywność. Odwoływała się przy tym do etosu społecznikowskiego, a więc przynależnego

szczególnie klasie średniej. Wzywała do organizowania się gości popularnych miejscowości

kuracyjnych i do podejmowania przez nich konkretnych działań. Motyw ten stawał się,

zwłaszcza dla wykształconej, posiadającej wyższe aspiracje inteligencji, kolejną przesłanką

podnoszącą wartość wakacyjnych kuracji i podróży. Jak podkreśla Janina Żurawicka,

wszelkie formy filantropii były nierozerwalnym elementem obyczaju inteligencji1062

.

1061

Z wycieczek Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, „Lechita” („Biesiada Literacka”) 1908, nr 26. 1062

J. Żurawicka, Inteligencja warszawska w końcu XIX wieku, Warszawa 1978, s. 242-259.

Page 260: Praca Marek - O Turystyce

260

W roku 1891 sprawozdawca „Kuriera Warszawskiego”, informując o początku sezonu

wakacyjnego w Zakopanem, relacjonował nie tylko stan pogody (jak to w lipcu w Tatrach –

fatalnej!), nie tylko opisywał życie towarzyskie, ofertę pensjonatów i restauracji, ale przede

wszystkim wnikliwie analizował stosunki miejscowe. Wyrażał przy tym głęboką troskę o

górali. Zwracał uwagę na ich lichy stan fizyczny, będący efektem niedożywienia, ubóstwa,

spartańskiego stylu życia. Ubolewał nad skrajną demoralizacją – rozpasaniem seksualnym,

chciwością, skąpstwem i alkoholizmem. Podkreślał przy tym, że są to ludzie bardzo

inteligentni, świetni gawędziarze, znakomici przewodnicy1063

. Głęboka troska, szczere

zainteresowanie i pewien optymizm w ogólnej ocenie środowiska góralskiego stanowiły

przesłanie dla podjęcia działań na rzecz podtatrzańskiego ludu – zwłaszcza przez inteligencję

warszawską, gdyż – jak pisał dr A. S. - „Jak zawsze, tak i tego roku Warszawa dostarczyła

licznego i najwięcej przez górali lubianego zastępu gości1064

. Zakopane, jak już

wspominaliśmy, było miejscem szczególnym. Rokrocznie – jako „letnia stolica Polski” –

gromadziło inteligencję z trzech zaborów, która poczuwała się do obowiązku włączania w

życie uzdrowiska. Prasa warszawska systematycznie informowała o inicjatywach

zwoływanych pod Giewontem „wieców gości”. Gremia te mobilizowały przybyszy do działań

i formułowania postulatów, zgodnych ze społecznikowskimi ideami końca XIX wieku.

Inicjowano udogodnienia cywilizacyjne na rzecz ludności i samej miejscowości, jak budowa

dróg, chodników, zadrzewianie, opieka lekarska czy projekty edukacyjne – na przykład

szkoła koronkarska dla góralskich dziewcząt1065

.

Na łamach periodyków donoszono o podobnych zjawiskach także i w innych, o wiele

mniej prestiżowych miejscach. Z zadowoleniem odnotowano powołanie w Grodzisku, na linii

kolei warszawsko-wiedeńskiej, komitetu sanitarnego. Miał on dbać o czystość, świeże

powietrze, infrastrukturę techniczną, stan kwater „wypuszczanych letnikom”. Wedle relacji

„Kuriera”, goście z radością powitali inicjatywę grodziskich włodarzy i przedsiębiorców,

kierując do nich szereg próśb i projektów. Redakcja kwitowała informację słowami: „Oby i

inne, bardziej uczęszczane, miejscowości przykład Grodziska zechciały naśladować”1066

.

W 1898 roku dr J. Z. ubolewał w „Kurierze Warszawskim” nad stanem miejscowości

wilegiaturowych i oferowanych w nich „letnich mieszkań”. Zwracał uwagę na ciasnotę

kwater, złą wodę, kłopoty z dostawą żywności. Krytykował brak sal do zebrań, przedstawień

1063

Echa letnie. Zakopane, „KW” 1891, nr 193, s. 2. 1064

Tamże. 1065

Ulepszenia w Zakopanem, „KW” 1891, nr 215, s. 5. 1066

Ozdrowienie Grodziska, „KW” 1891, nr 234, s. 1.

Page 261: Praca Marek - O Turystyce

261

czy koncertów, czytelni, restauracji. Twierdził, że: „Każda miejscowość letnia winna

stworzyć rodzaj stowarzyszenia wszystkich właścicieli z zorganizowanym zarządem, który by

zajął się urzeczywistnieniem powyższych wymagań i ścisłym przestrzeganiem przepisów,

które czas by już wielki opracować”1067

. Autor, zwracając się bezpośrednio do inteligencji,

nawoływał do: „(…) utworzenia towarzystwa balneologicznego, które by i schroniska letnie

wzięło pod swoją opiekę. Dotąd myśl ta w czyn się nie oblekła, a sądzę jednak, że jest to

tylko kwestia czasu, bo potrzebę organizacji odczuwa każdy”1068

.

Światłe kręgi społeczeństwa nie mogły w istniejących warunkach politycznych nadać

swoim działaniom ram organizacyjnych, podobnie jak w przypadku zabiegów o utworzenie

towarzystwa turystycznego. Pozostawały zatem wysiłki rozproszone, okazjonalnie

podejmowane w miesiącach letnich we wsiach letniskowych i uzdrowiskach. Aktywność taka

stanowiła rodzaj ekwiwalentu dla szerszej, legalnej działalności społecznej czy politycznej.

Pozwalała na zamanifestowanie troski o krajowe stacje klimatyczne, rodzimych

przedsiębiorców branży wypoczynkowej i miejscową ludność. Wszystkie te aspekty mogły

służyć jako kolejne elementy przyczyniające się do podniesienia wartości wypoczynku i

podróży klasy średniej. Stąd bardzo chętnie manifestowano zaangażowanie w sprawy

odwiedzanych miejscowości.

W 1893 roku „(…) panie z wilegiatury w Nowomińsku zorganizowały zabawę na cel

dobroczynny”1069

. Obyczaj kultywowany był w innych miejscach, w następnych latach. Damy

bawiące w Druskiennikach w roku 1908 wydawały reuniony, zabawy, koncerty – również, a

jakże, z pobudek charytatywnych1070

. U progu sezonu wakacyjnego 1908 roku letnicy i

kuracjusze w Ciechocinku jednoczyli się w poparciu dla idei budowy szpitala dla ubogiej

ludności1071

. W Zakopanem, gdzie wciąż żywe były echa batalii inteligencji z góralami o

kierunek rozwoju stacji klimatycznej, panie przebywające na kuracji zimowej w 1908 r.

organizowały odczyty i pogadanki, w których zachęcały górali do racjonalnego prowadzenia

gospodarstwa, nowoczesnej hodowli, uprawy lnu. Pracowały wytrwale na polu podniesienia

oświaty1072

.

1067

Nasze schroniska letnie, „KW” 1898, nr 190, s. 2. 1068

Tamże. 1069

Na letnich mieszkaniach, „KW” 1893, nr 143, s. 4. 1070

Echa letnie. Druskienniki w sierpniu, „KW” 1908, nr 235, s. 1. 1071

Szpital dla niezamożnych w Ciechocinku, „KW” 1908, nr 181, s. 2. 1072

Z listów do „Bluszczu”. Zakopane w lutym, „Bluszcz” 1908, nr 12, s. 132.

Page 262: Praca Marek - O Turystyce

262

Atmosfera kreowana przez warszawskie periodyki współgrała z systemem wartości

przedstawicieli klasy średniej. Wakacje nie mogły być jałowym czasem banalnej rozrywki.

Musiały być uzasadnione szczególnymi walorami – także ideowymi. Pozytywistyczny,

organicznikowski duch znakomicie się do tego nadawał. U progu XX wieku znaczenia

nabrały także i bardziej wyraziste, radykalne programy. Nie należało o nich zapominać

podczas letniego wypoczynku. Stanisław Twardo we wspomnieniach przypisywał na

przykład szczególną rolę politycznemu, ocierającemu się o idee socjalizmu i niepodległości,

wychowawczemu oddziaływaniu studentów – korepetytorów na swych uczniów z

ziemiańskich domów, którzy pobierali lekcje w czasie wakacji1073

. Na polu edukacji, ale

skierowanej do ludności chłopskiej, działała Zofia ze Święcickich Guzowska. Wypoczywając

w 1894 roku w administrowanym przez ojca Godziszowie na Zamojszczyźnie,

zorganizowała: „(…) tajne nauczanie dla pozbawionej szkół polskich młodzieży wiejskiej. W

długie jesienne wieczory pokój mój rozbrzmiewał gwarem młodych głosów, kilkanaście

płowych i ciemnych głów pochylało się nad stołem, twarde, spracowane ręce, tylko co

oderwane od cepów kreśliły nieudolne litery. (…) A kiedy wracałam do domu, to chociaż

dokoła szumiała posępna, jesienna wichura, w duszy śpiewała mi wiosenna pieśń

upojenia”1074

.

Integracja rodziny czy emancypacja kobiet ?

Wśród argumentów, wysuwanych dla zachęcenia przedstawicieli warstwy średniej do

podróżowania i podejmowania kuracji poza Warszawą, istotne miejsce zajmowało

formułowanie przekonania o dobroczynnym wpływie letniego wypoczynku na

funkcjonowanie rodziny. Autorzy publikacji prasowych, ale też i pamiętnikarze, zwracali

uwagę na szanse, jakie czas wakacji, czas oderwania od codzienności dawał rodzinom, które

w ciągu roku wciągnięte były w wir pracy, nauki, uciążliwych, powszednich obowiązków.

Zwłaszcza na łamach prasy kobiecej akcentowano konieczność podjęcia przez matki swego

rodzaju misji, która pozwoliłaby na integrację rodzin. Zwracano uwagę, że czas kanikuły

powinien przyczyniać się do umacniania więzi między małżonkami. Szczególną jednak

wartość wspólnie spędzane wakacje nieść miały dzieciom. Latorośle, poddane w ciągu roku

szkolnej edukacji, miały stać się latem przedmiotem szczególnej troski rodziców – a

zwłaszcza matek.

1073

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 6, s. 9-10. 1074

Z. Guzowska ze Święcickich, op. cit., s. 146-148.

Page 263: Praca Marek - O Turystyce

263

Na łamach „Przeglądu Tygodniowego” zwracano uwagę na zdrowotny,

profilaktyczno-leczniczy wymiar wypoczynku, instruując przy tym czytelniczki, jak winny

zadbać o to, by przyniósł pociechom jak największe korzyści: „(…) wszystkie matki z

dziećmi uciekają z murów Warszawy, by wzmocnić młode organizmy świeżym powietrzem

pól, lasów i nadmorskich okolic”. Redakcja przestrzegała przed nierozważnym stosowaniem

kuracji, omawiała przeciwwskazania do „kąpieli morskich i powietrza nadmorskiego dla

dzieci nerwowych, chorych na płuca i stawy”. Skrupulatnie omawiano również zasady

postępowania, których winny bezwzględnie przestrzegać matki, pragnące odpowiednio

zaplanować kurację. Przez pierwsze 5 – 6 dni powinny wraz z dziećmi wyłącznie spacerować,

nie godząc się na zażywanie kąpieli. Następnie stopniowo pozwalać na zanurzanie się w

wodzie, nie dłużej jednak jak na 5 minut. Po trzech tygodniach zażyć kilku dni odpoczynku i

dopiero wówczas, czyli w sumie po 5 – 6 tygodniach nad morzem, powrócić do domu1075

.

Piętnaście lat później, w 1908 roku, doktor Władysław Chodecki zalecał znacznie

odważniejsze postępowanie i namawiał wręcz matki do hartowania dzieci przez kąpiele

morskie, rzeczne, górskie wędrówki, ruch i słońce1076

.

Zadaniem stawianym przed matkami, bodaj ważniejszym od troski o zdrowie fizyczne

dzieci, było wzmożenie oddziaływania pedagogicznego. Rodzicielki powinny, jak w

zawoalowany sposób pisała prasa, przeznaczać spędzane z dziećmi wakacje na uzupełnianie

tych braków w edukacji, za które winę ponosiła szkoła. Publicysta „Tygodnika Mód i

Powieści” Stefan Gębarski w artykule pt. Wychowanie. Przed wakacjami, wzywał, by

wypoczynek wraz z dziećmi na łonie natury przeznaczyć na „(...) pielęgnację duchową

dziecka”1077

. Na początku XX wieku Helena Stattler zamieściła, w czterech kolejnych

numerach tego samego pisma, Poradnik dla kobiet. Wychowanie na wakacjach1078

. Autorka w

pełni popierała ideę świadomego angażowania się matki w wychowanie dzieci w czasie

wakacyjnego wypoczynku. Proponowała cały szereg działań, które winny podejmować

kobiety w imię dobra swego potomstwa. W kolejnych częściach swego cyklu Helena Stattler

przedstawiała korzyści płynące z zajęć sportowych dla dzieci, zwłaszcza dla krępowanych

przez konwenans dziewczynek. Wymieniała przy tym „krokiet, lawn – tennis, jazdę konną,

wioślarstwo, gimnastykę”1079

. Sugerowała, by zachęcać dziewczęta do nauki rzemiosł,

1075

Z łanów Eskulapa i Hygiei, „PT” 1893, nr 23, s. 2. 1076

W. Chodecki, O hartowaniu dzieci, „Wędrowiec” 1908, nr 15, s. 284-285. 1077

S. Gębarski, Wychowanie. Przed wakacjami, „TMiP” 1893, nr 24, s. 187-188. 1078

H. Stattler, Poradnik dla kobiet. Wychowanie na wakacjach, „TMiP” 1903, nr 24, s. 285; nr 26, s. 309-310;

nr 28, s.333; nr 30, s.357. 1079

Tamże, nr 24, s. 285.

Page 264: Praca Marek - O Turystyce

264

uprawy ogródka i udziału w pracach polowych1080

, obcowania z przyrodą1081

, hartowania

ciała, kształtowania odporności1082

. Wątek ów pojawiał się na łamach prasy także i później.

Po rewolucji 1905 r. prasa traktowała wychowanie dzieci jako bardzo ważną,

społeczną powinność matki, zwracając uwagę na patriotyczny wymiar oddziaływania

wychowawczego w czasie wakacji. W „Tygodniku Mód i Powieści” Anna Sokołowska

odpowiadała na pytanie: „Jak zająć dzieci w czasie wakacji?”. Zalecała zajęcia sportowe,

pracę w ogródku i bliskie obcowanie z naturą1083

. Na łamach „Bluszczu” zachęcano

czytelniczki do takiego planowania wyjazdów letnich tak, by największą korzyść odniosły z

tego dzieci. Rozważano zalety możliwych wariantów wypoczynku, radzono, jak się doń

przygotować1084

. Dr M. Stefanowska obszernie informowała matki i wychowawczynie, jak

podopiecznym należycie zorganizować wakacje. Wzywała do dbałości o higieniczny tryb

życia, do zapewnienia odpowiednich zajęć fizycznych, do angażowania dzieci w prace

gospodarskie na wsi, do obserwowania przyrody, uczestniczenia w zbiorowych wycieczkach

krajoznawczych, grach i zabawach z dziećmi wiejskimi1085

.

Sugerowany przez prasę, obszerny katalog powinności matki spędzającej wakacje ze

swym potomstwem rodzi pytanie, czy – chcąc sprostać stawianym przed nią zadaniom –

mogła ona po prostu odpocząć, czy w istocie mogła zakosztować czasu wolnego? Trudno to

sobie wyobrazić. Kobieta miała dźwigać ciężar wychowania dzieci, dbać o ich zdrowie,

troszczyć się o aprowizację wypoczywającej rodziny. Pozbawiona oparcia w mężu,

skoncentrowana na potrzebach podopiecznych, nie mogłaby w pełni korzystać z możliwości

stwarzanych przez czas wakacji1086

. Obciążenie wypoczynku kobiet realizacją zadań,

wynikających z nowocześnie pojmowanej roli społecznej matki, było postulatem

nowatorskim. Wydaje się, że miało na celu dowartościowanie czasu wolnego, a już zwłaszcza

czasu wolnego poza miastem jako, budzącej kontrowersje, sfery aktywności pań.

Znamienne, że – opisując obyczaje letniej kanikuły w odniesieniu do warstw średnich

– autorzy skupiali swą uwagę przede wszystkim na formach aktywności kobiet. To

szczególne spojrzenie odróżnia wizerunek wypoczynku warstw elitarnych od obrazu wakacji

warstw średnich. W przypadku arystokracji, bogatej burżuazji, najlepiej sytuowanych

1080

Tamże, nr 26, s.309-310. 1081

Tamże, nr 28, s. 333. 1082

Tamże, nr 30, s. 357. 1083

A Sokołowska, Jak zająć dzieci w czasie wakacji, „TMiP” 1908, nr 27, s. 1-2. 1084

Gdzie jechać z dziećmi na lato?, „Bluszcz” 1908, nr 22, s. 250-251. 1085

M. Stefanowska, Jak dzieci powinny spędzać wakacje na wsi? Wskazówki higieniczno-pedagogiczne dla

matek i wychowawczyń, „Bluszcz” 1908, nr 26, s. 294-295, nr 27, s. 303-304. 1086

W przededniu wakacji letnich, „TMiP” 1903, nr 20, s. 235.

Page 265: Praca Marek - O Turystyce

265

przedstawicieli wolnych zawodów dalekie, wielotygodniowe podróże, przedsiębrane całymi

rodzinami, nie były niczym nadzwyczajnym, wyjątkowym. Pozwalały na to możliwości

finansowe i nieograniczona niemal ilość czasu wolnego, a przynajmniej duża swoboda

dysponowania nim. Takich przywilejów pozbawiona była warstwa średnia. Stąd

najczęstszym, a bodaj czy nie dominującym zwyczajem rodzin należących do tej warstwy

były wyjazdy na wakacje samych tylko kobiet: żon lub matek z dziećmi, podczas, gdy

mężowie pozostawali w mieście – nie uwolnieni od obowiązku pracy. Małżonki

przedstawicieli warstwy średniej najczęściej nie pracowały i zajmowały się domem, toteż ich

„czas wolny” nie był kategorią zinstytucjonalizowaną. Teoretycznie dysponowały nim stale,

w praktyce – stale dźwigały brzemię troski o dom i rodzinę. Tym niemniej, to właśnie żony i

matki mogły korzystać z dobrodziejstw spędzania letnich miesięcy poza miastem.

Choć bliższe i dalsze wyjazdy sprzyjały pedagogicznemu oddziaływaniu na dzieci,

wzmacniały więzi między matką a potomstwem, to jednak nie miały błogosławionego wpływ

na funkcjonowanie rodziny jako całości. Wręcz kłóciły się z postulowanym przez prasę

integracyjnym wymiarem wakacji. Wakacyjna separacja małżonków, rozdzielenie rodzin były

w przypadku reprezentantów warstwy średniej (wbrew intencjom publicystów) – faktem. W

prasowych relacjach z popularnych kurortów stale podkreślano, że dominują w nich kobiety.

Tak było w 1891 roku w Ciechocinku – przeszło 2500 kobiet niespełna 2000 mężczyzn1087

i

w Rabce, gdzie „(…) sezon tegoroczny dostarczył więcej pań niż panów, więc zabawy

kulawo idą”1088

. Podobnie rzecz się miała w Abbazji, skąd relację nadesłała wszędobylska

Lucyna Ćwierciakiewiczowa1089

. Felietonista „Biesiady Literackiej”, opisując podwarszawską

wilegiaturę, zauważał, że „(…) na letnich mieszkaniach rezydują zwykle żony, a mężowie

tylko dojeżdżają”1090

. W 1898 roku w Krynicy „(…) na deptaku roiło się od płci pięknej”1091

,

a w Nałęczowie sprawozdawca „Kuriera” Władysław Rabski wręcz nie mógł oswobodzić się

spod uroku dominujących liczebnie dam i ze skruchą wyznawał: „(…) za mało atencji

okazywałem mężom nauki, literatury i sztuki (…), a zbyt dokładnie studiowałem jakieś tam

kwiatki bezimienne. Oj! Kwiaty, kwiaty! Ile wy złego broicie!”1092

. Jeśli wierzyć

doniesieniom „Kuriera”, zaiste niezwykła sytuacja miała miejsce w tymże 1898 roku w

Połądze: „Tutejsza statystyka kąpielowa wykazuje, że na jednego mężczyznę wypadają 34

1087

Wiadomości bieżące, „KW” 1891, nr 132, s. 1. 1088

Echa letnie. Rabka, „KW” 1891, nr 211, s. 2. 1089

Nad Adriatykiem. Abbazja w październiku, „KW” 1891, nr 289, s. 1. 1090

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 32. 1091

Echa letnie. Krynica, „KW” 1898, nr 196, s. 2. 1092

W. Rabski, Z Nałęczowa, „KW” 1898, nr, 241, s. 2.

Page 266: Praca Marek - O Turystyce

266

białogłowy, toteż anormalny ten stosunek uwidacznia się na każdym kroku, a tym bardziej na

odbywających się w każdą sobotę wieczorach tanecznych”1093

.

Kreślony przez prasę wizerunek nierówności w korzystaniu z letnich wakacji przez

kobiety mężczyzn z kręgów klasy średniej, znajduje potwierdzenie we wspomnieniach i

literaturze pięknej. Zasymilowane żydowskie rodziny, opisywane przez Bernarda Singera,

spędzały czas „na linii otwockiej” zazwyczaj bez ojców, którzy odwiedzali najbliższych

jedynie w weekendy: (…) co piątek w godzinach popołudniowych kolej i kolejka były

przepełnione. Ojcowie i mężowie po zamknięciu sklepów udawali się na linię, do swoich

rodzin, żeby na łonie przyrody spędzić świąteczny dzień sobotni. Natychmiast po przyjeździe

zasiadali do gry w karty, przerywanej jedynie posiłkami. Półtora dnia trwał hazard. Potem

tysiące mężczyzn w niepojętym pośpiechu wracało do Warszawy, by w następny piątek

znowu jechać do Anina, Świdra, Józefowa czy Miedzeszyna na świeże powietrze” 1094

.

Portretowane przez Singera realia podwarszawskiej wilegiatury do złudzenia przypominają

warunki panujące w podpetersburskich miejscowościach letniskowych. Tam, podobnie jak w

przypadku Warszawy, stale dojeżdżali pociągami do swych rodzin „daczni mężowie” –

przedstawiciele kręgów urzędniczych, drobnomieszczańskich, pozbawieni możliwości

wypoczynku z żonami i dziećmi.

Pośród bohaterek literackich nader reprezentatywna jest powołana do życia przez

Gabrielę Zapolską – Tuśka Żebrowska, wyekspediowana przez męża, wraz z córką, do

Zakopanego1095

. Rozliczne świadectwa wielu źródeł świadczą, że samotne wakacje kobiet

były zjawiskiem powszechnym, a już z całą pewnością jako takie funkcjonowały w

społecznej świadomości.

W szczególnej sytuacji znajdowały się kobiety samotne – niezamężne i bezdzietne,

które decydowały się na podjęcie podróży bez męskiego towarzystwa. Jak zauważa Jadwiga

Waydel Dmochowska, właśnie ze względu na wzrost liczby podróżujących kobiet zaczęła się

u schyłku XIX wieku pojawiać nowa kategoria lokum przeznaczonego dla podróżujących

pań, czyli pensjonaty. Mając na myśli Warszawę, pamiętnikarka pisała: „Sądzę, że jedną z

przyczyn mnożenia się pensjonatów była emancypacja kobiet, które zaczęły często

przyjeżdżać z prowincji do stolicy bez nieodzownego niegdyś towarzystwa męża (…). Istniał

zaś głęboko zakorzeniony przesąd, że <<szanująca się kobieta nie może sama zamieszkać w

1093

Echa letnie. Połąga, „KW” 1898, nr 239, s. 3. 1094

B. Singer, op. cit., s. 168. 1095

G. Zapolska, op. cit.

Page 267: Praca Marek - O Turystyce

267

hotelu>>, a co dopiero w pokojach umeblowanych”1096

. Istotnie, Eliza Orzeszkowa, podczas

pobytu w Warszawie wiosną 1909 r., zatrzymała się w pensjonacie p. Wielhorskiej1097

.

Autorka Nad Niemnem była wówczas bardzo znaną pisarką, damą w sile wieku, dobiegającą

siedemdziesiątki i raczej nie względy konwenansowe skłoniły ją do zatrzymania się w

kameralnym miejscu. Być może decydujące były warunki finansowe lub po prostu

przyzwyczajenie. Orzeszkowa bowiem, podczas swych zagranicznych wyjazdów kuracyjnych

mieszkała w podobnych zakładach. Warto przy tym podkreślić, że dla pisarki podejmowane

wcześniej wojaże bywały uciążliwe i krępujące właśnie ze względu na trudność w znalezieniu

odpowiedniego towarzystwa. W liście 1898 roku tłumaczyła Méyetowi odmowę udania się za

granicę: „Za granicę nie pojadę. Dlaczego? Rozmaicie tłumaczę to ludziom, nikomu prawdy

nie mówiąc: Tobie, Drogi Przyjacielu, powiem prosząc, żebyś się nią z nikim nie dzielił. Oto

– po prostu – nie mam z kim jechać. Wydaję się to na pozór rzeczą tak nieprawdopodobną, że

aż śmieszną, a jednak jest prawdziwą. Kobiet starszych i młodszych kręci się koło mnie wiele,

ale kwalifikacje do odbywania wojażów, to jest jaką taką znajomość i świata bożego, i

język[ów] obcych, posiadają tylko dwie: Marynia Obrębska i Marynia Godlewska. (…) Inne

panie (…) o podróżowaniu za granicą pojęcia nie mają, mówić po zagranicznemu (…) nie

umieją i byłyby mi tylko jednym więcej kłopotem, zamiast pomocy. Zapytasz, Drogi

Przyjacielu, dlaczego sama nie jadę? Jeżdżą przecież kobiety same jedne i nawet nieco mniej

roztropne ode mnie! Nie mogę. Zasmuciłabym się i zapłakałabym się w podróży sama jedna

(…)”1098

. Istotnie, wspominane już wcześniej lecznicze wyprawy do „badów” niemieckich w

1897 i 1899 r. Orzeszkowa odbywała w towarzystwie Marii Obrębskiej1099

. Podczas powrotu

z tej ostatniej kuracji obie panie spotkały w Zurychu podobną, charakterystyczną parę – Marię

Konopnicką i Marię Dulębiankę, po czym razem zwiedzały Szwajcarię1100

. W 1903 roku w

Marienbadzie Orzeszkowej towarzyszyła, oprócz Marii Obrębskiej również Jadwiga

Nusbaum – Holenderska1101

. Podróżowanie wyłącznie w żeńskim towarzystwie było pod

koniec XIX wieku, jak się zdaje, dla kobiet samotnych pewną normą. Pozwalało poczuć się

pewniej i uniknąć sytuacji nieprzyjemnych i dwuznacznych. W świadomości społecznej

wciąż jednak pozostawało zjawiskiem dość wyjątkowym.

1096

J. Waydel Dmochowska, Jeszcze o dawnej Warszawie, Warszawa 1960, s. 176-177. 1097

List do T. Bochwica, 5(18) V 1909 r., List 131, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. V, s. 199-200. 1098

List do L. Méyeta, 2 VIII [18]98 r., List 211, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 170. 1099

List do L. Méyeta, 23 VIII [18]97 r., List 184, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 138-139; List do

L. Méyeta, 19 VI [18]99 r., List 243, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 202-203. 1100

List do L. Méyeta, 8 VIII [18]99 r., List 248, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 206-207; List do

L. Méyeta, 13 VIII [18]99 r., List 250, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 208-210. 1101

List do L. Méyeta, 11 VI 1903 r., List 263, E. Orzeszkowa, Listy zebrane, op. cit., t. II, s. 220-221.

Page 268: Praca Marek - O Turystyce

268

Warszawska prasa opisywała dysproporcję w możliwości korzystania z letniego

wypoczynku przez kobiety i mężczyzn. Jednak większość publicystów zdawała się nie

dostrzegać zagrożeń, jakie z tej sytuacji mogły wynikać dla więzi małżeńskich, a także dla

więzi ojca z dziećmi. „Kurier Warszawski” i „Biesiada Literacka” rubasznie dowcipkowały

ze „słomianych wdowców”1102

, obleganych przez nich „mężowskich pociągów”1103

,

flirtujących na wilegiaturze żon1104

i złotej swobody panów, korzystających z atrakcji

miasta1105

.

Poważnie z problemem letniej rozłąki i jej skutków zmierzono się w kilku

warszawskich periodykach na początku XX wieku. „Tygodnik Mód i Powieści”,

charakteryzując obyczaj wilegiatury, najbardziej właśnie wśród klasy średniej

rozpowszechniony, zwracał uwagę na problem dyskryminacji mężczyzn – zwłaszcza tych,

którzy nie dysponują prawem do urlopu: „Wielce trudne i skomplikowane zarazem zadanie

dla ojca rodziny stanowi w naszym kraju obmyślenie letniego schroniska spragnionej

wypoczynku i powietrza gromadce najbliższych. Nie mamy tu oczywiście na uwadze tych

wszystkich, dla których ten rodzaj sezonowego kłopotu ogranicza się do nieskrępowanego

względami czasu i kosztów wyboru miejsca przeznaczonego na letnie wczasy. Tym mniej

tych, co suggestionując domowemu lekarzowi to lub owo uzdrowisko, jako

najodpowiedniejsze dla podhartowania nerwów, pewni są, że w końcu ordynacja jego okaże

się zgodną z ich własnymi widokami. Nie myślimy również o mieszkańcach Warszawy

posiadających własną realność ziemską, bo i dla takich zachód i ambaras ogranicza się do

odesłania futer na letnie przechowanie. (…) Wszyscy oni są uprzywilejowani, nieskończenie

mniej liczni od całego ogółu rodzin małej, średniej lub żadnej zamożności, dla których

kwestia spędzenia dwóch miesięcy poza obrębem murów miejskich jest zarazem kwestią

nieprzepartej konieczności z jednej, a dotkliwej szczerby w rocznym budżecie z drugiej

strony. Dajmy na to jednakże, że u bardziej przewidujących dziesięciomiesięczne

oszczędności systematycznie i z przewidywaniem gromadzone, nie stanowią materialnej

przeszkody, to jeszcze pozostaje i tak kłopot dotkliwy, w jaki sposób rozporządzić tą kwotą –

zazwyczaj dosyć ograniczoną, aby się nikomu z członków rodziny nie stała krzywda. (…)

potrzeba byłoby znaleźć takie pomieszczenie w okolicach Warszawy, z którego by się

codziennie dostać można do Warszawy na owe godziny biurowe, które, jakeśmy, to już

powiedzieli, mała tylko liczba białych murzynów miewa darowane. (…) chodzi o

1102

M.Rodoć, List do Redaktora, „KW” 1893, nr 172, s. 1; 1103

Z Warszawy „BL” 1893, nr 32, s.82; Wiadomości bieżące. Nieporządki kolejowe, „KW” 1898, nr 175, s. 4. 1104

W. Rabski, Rozkosze podróży. Dramat w dziesięciu obrazach, „KW” 1903, nr 197, s. 2-4. 1105

Bańki mydlane. Talent ją zgubił, „KW” 1898, nr 237, s. 8.

Page 269: Praca Marek - O Turystyce

269

pracowników, którzy nie tylko z godzinami, ale i z kwadransami liczyć się potrzebują. Tym

sposobem mała jest liczba tych, którzy ten względny ranny i przedwieczorny wypoczynek

swoją dzielić by mogli – i stąd widzimy, że najczęściej głowa domu pozostaje w Warszawie

przez dni sześć, a tylko na niedzielę lub święto jedzie na owo upragnione świeże powietrze.

(…) Na dobrą sprawę, tego wszystkiego razem wziąwszy letnim wypoczynkiem nazwać się

nie godzi. Ojciec nie korzysta z niego prawie nigdy, matka opłaca wszystkie koszta (…)1106

.

Głębsza analiza problemu spędzania wakacji przez rodzinę, zamieszczona na łamach

„Tygodnika Mód i Powieści”, zawierała postulat równego uczestnictwa męża i żony w

wypoczynku – z pożytkiem dla zdrowia obojga i całej rodziny1107

. W podobnym tonie

wypowiadał się publicysta „Wędrowca”. Uwagę swą skupiał na losie mężczyzn. Konstatując

zbliżający się exodus kobiet i dzieci, mających opuścić Warszawę latem 1903 roku, zauważał,

że w murach miasta zostają ojcowie: „Te prawdziwe woły robocze rodzaju ludzkiego całe

życie pracujące dla innych, zasługują na to, aby i dla nich pomyśleć o wakacjach”1108

.

Zdecydowane, wręcz dramatyczne wezwania do umożliwienia wypoczynku zarówno

kobietom, jak i mężczyznom podkreślały ważność tej sfery życia dla zdrowia fizycznego,

psychicznego, dla więzi małżeńskich i rodzicielskich. Podróż i kuracja nie mogły być

traktowane jako beztroskie rozrywki, ale jako istotne formy aktywności człowieka, do których

należało podchodzić świadomie, starannie je planując i wykorzystując wszelkie ich walory.

Także i te, które przyczynić się mogą do pogłębienia relacji rodzinnych. Praktykujący

wakacje poza miastem przedstawiciele klasy średniej byli przekonani o wyjątkowym

znaczeniu rekreacji i wypoczynku. Wysłanie żony i, ewentualnie, dzieci do uzdrowiska, czy

choćby na wieś, było postrzegane jako swoisty element prestiżu, nawet jeżeli ojciec rodziny

nie mógł wziąć w takiej wyprawie udziału.

Znamienne, że w ten właśnie sposób interpretował sezonowe rozstanie rodzin

Thorstein Veblen. W Teorii klasy próżniaczej, na przełomie XIX i XX wieku, sformułował

tezę o „próżnowaniu zastępczym”, praktykowanym przez przedsiębiorców i pracowników,

nie mogących opuścić warsztatów pracy, za to wysyłających na wypoczynek najbliższych, po

to między innymi, by móc zaprezentować swe możliwości, tym samym, pozycję społeczną:

„(…) w miarę schodzenia w dół po drabinie społecznej dochodzimy do punktu, w którym

obowiązki zastępczego próżnowania i konsumpcji spadają wyłącznie na żonę. Sytuację tę

spotykamy w niższej klasie średniej zachodniego kręgu kultury. (…) Jest rzeczą powszechnie

1106

W przededniu wakacji letnich, „TMiP” 1903, nr 20, s. 235-236. 1107

Tamże. Por. także: Z rozmyślań, „TMiP” 1903, nr 7, s. 77-78. 1108

O wakacje, „Wędrowiec”, 1903, nr 21, s. 402.

Page 270: Praca Marek - O Turystyce

270

wiadomą, że w niższej klasie średniej mężczyzna – pan domu – wcale nie próżnuje.

Obowiązek ten zanikł pod naciskiem okoliczności. Lecz żona w dalszym ciągu spełnia tę

funkcję i próżnuje w zastępstwie męża w celu podtrzymania prestiżu domu i jego pana. (…)

Pan domu w klasie średniej został przez sytuację ekonomiczną zmuszony do zarabiania na

utrzymanie rodziny wykonywaniem zawodów, które bardzo często noszą charakter w dużym

stopniu produkcyjny, jak choćby w przypadku współczesnego biznesmena. (…) Mężczyzna

poświęcający się niezwykle wytężonej pracy po to, by jego żona mogła na wyznaczonym

przez panujące obyczaje poziomie oddawać się w jego imieniu czcigodnemu próżnowaniu –

nie jest obecnie czymś niezwykłym”1109

.

Skoro już z przywileju letnich wakacji korzystały w kręgach klasy średniej głównie

kobiety, to do nich publicyści kierowali wezwania, by jak najlepiej czas ten spożytkować.

Naśmiewano się z obyczajów i turystycznych zainteresowań pań. Wedle znacznej części

czasopism, warszawianki odbywające kurację, bądź przebywające na wilegiaturze, przede

wszystkim: plotkowały, intrygowały, nudziły się, hołdowały kultowi balów i zabaw,

licytowały się zabieranymi do wód kreacjami1110

. „Tygodnik Ilustrowany” pisał:

„Wiadomo, co nasi turyści, a zwłaszcza nasze turystki, oglądają w stolicach

zagranicznych. Uwagę ich zwracają na siebie najpierw magazyny bławatne i sklepy

jubilerskie, potem teatry, cyrki, restauracje i hipodromy, następnie «osobliwości» wymienione

w przewodniku, dalej... Dalej już nic”1111

. Wziąwszy pod uwagę prasowe opisy życia

wziętych uzdrowisk oraz ofertę rozrywek prezentowaną w ogłoszeniach, nie wydaje się, by

były to zarzuty całkiem pozbawione podstaw. Z podobnie złośliwą ironią oceniano efekty

przyjmowanych w uzdrowiskach, a następnie marnotrawionych kuracji. Felietonista „Kaprys”

szydził, iż przez dwa tygodnie po powrocie z kurortu panie: „(...) jedzą mało, wstają

wcześnie, chodzą dużo. Ale potem znów zaczyna się życie haremowe. Pani sypia coraz

dłużej, je wszystko bez wyboru, na spacery nie chodzi, lecz jeździ w wygodnej karecie, no! I

figura zaokrągla się szybko”1112

.

Wraz z wezwaniami do podnoszenia wartości podróży oraz propagowaniem

poznawania stron ojczystych i turystyki pieszej, zwracano się na łamach prasy do kobiet,

zachęcając je do aktywności na tych polach. „Świat”, w obszernym artykule informował o

1109

T. Veblen, Teoria klasy próżniaczej, Warszawa 2008, s. 70-71. 1110

Bańki mydlane. Echo z ubiegłego sezonu, „KW” 1893, nr 272, s. 6; Echa letnie, Żegiestów, „KW” 1903,

nr 221, s. 2; Z Warszawy, „BL” 1893, nr 41, s.226-227; Z Warszawy, „BL” 1903, nr 34, s. 142-143. 1111

Z tygodnia na tydzień, „TI” 1898, nr 11, s. 204. 1112

O czem mówią. Po kuracji, „KW” 1903, nr 253, s. 8.

Page 271: Praca Marek - O Turystyce

271

lwowskim, akademickim Klubie Turystycznym1113

. Specjalizował się on w turystyce pieszej,

zwłaszcza górskiej. Jak jednak zauważał z żalem Mieczysław Orłowicz: „Panie, także

studentki, są również rzadkimi uczestnikami naszych wycieczek. Zbyt forsowne są dla nich

długie marsze, które nieraz dochodzą do 75 km dziennie, przy tym odstraszać musi zupełny

brak schronisk we Wschodnich Karpatach, a co za tym idzie konieczność nocowania przy

ognisku pod gołym niebem i dźwigania prowiantów na plecach.”1114

. Tenże tygodnik,

opisując alpejskie wycieczki kobiet, stwierdzał: „Emancypacja i tu swoje gromkie słowo

wyrzekła. Panie, wynalazłszy sobie odnośny kostium, brną przez lodowce i pola śnieżne, z

odwagą zawstydzającą część płci brzydkiej”1115

. W cytowanym już artykule, poświęconym

wędrówkom tatrzańskim, Walery Eljasz wspominał, że: „(...) panie zdobyły sobie

najzupełniejsze równouprawnienie w turystyce, (...) zasobne w odwagę maszerują żwawo w

góry, wdzierając się na niebotyczne wyżyny i spuszczają się z nich nawet na grzbiecie, jeśli

takich ćwiczeń gimnastycznych stromość skały wymaga”1116

.

Dużo wcześniej odważniejsze podejście do nowych form spędzania czasu wolnego

przez kobiety zaprezentował „Przegląd Tygodniowy”. Piórem Pauliny Kuczalskiej -

Reinschmitt wzywał, w imię poprawy zdrowotności kobiet, do przyzwyczajania już młodych

dziewcząt do ruchu, przechadzek, uprawiania łyżwiarstwa i gimnastyki1117

. Z biegiem czasu,

zwłaszcza od początku XX wieku, publikacje postulujące zerwanie z konwenansami i

oddawanie się sportom oraz rekreacji stawały się częstsze. Nowym wzorcom torowały drogę

przede wszystkim pisma kobiece. „Bluszcz” głosił pochwałę sportu jako lekarstwa dla

wymęczonych trudami macierzyństwa, zdenerwowanych i schorowanych pań; zachwalał

walory pływania, kolarstwa, wioślarstwa, wędrówek po górach1118

. Ruch, choćby w formie

podejmowanych na wilegiaturze przechadzek, a zwłaszcza górskich wycieczek, traktowany

był jako konieczność1119

.

Niemałą inwencję przejawiał na polu zachęcenia czytelniczek do aktywności

„Tygodnik Mód i Powieści”. W obszernym artykule poświęconym tybetańskim podróżom

Angielki Anny Taylor, donoszono, iż: „(...) trafiają się , choć nieczęsto, osobniki żeńskiego

rodzaju obdarzone żądzą zwiedzania krajów, niezupełne przedstawiających bezpieczeństwo

1113

O turystyce polskiej, „Świat” 1908, nr 32, s. 10-11. 1114

Tamże. 1115

W górach, „Świat” 1908, nr 34, s. 13. 1116

Tamże, nr 23, s. 454. 1117

P. Kuczalska Reinschmitt, E pur si muove (kwestia zdrowotności kobiet), „PT” 1893, nr 49, s. 536-537. 1118

Sport i kobiety, „Bluszcz” 1903, nr 27, s. 313-314; nr 28, s. 331-332. 1119

O przechadzce, „Bluszcz” 1908, nr 41, s. 465; nr 42, s. 472.

Page 272: Praca Marek - O Turystyce

272

nawet dla mężczyzn”1120

. Tonowi pewnej ironii towarzyszyło jednak stwierdzenie, że „(...)

trudnego i niebezpiecznego dzieła dokonała kobieta, posiadająca niezłomną wolę, zdolna do

torowania nowej drogi nawet na najbardziej niebezpiecznym gruncie”1121

.

Wątpliwe, by redakcja „Tygodnika” oczekiwała od czytelniczek podejmowania tak

egzotycznych eskapad, wszelako starała się je zachęcać do bardziej dostępnych form

aktywnego wypoczynku. Było to widoczne nawet w ilustracjach, prezentujących modele

wakacyjnych kreacji. W 1903 r. na tytułowych stronach pisma można było podziwiać

elegancką damę w towarzystwie córki na werandzie wiejskiego domku1122

, matkę z dziećmi

na nadmorskiej plaży1123

, ale także kobietę w kąpielowym kostiumie1124

, cyklistkę i

tenisistkę1125

. Pięć lat później nacisk położono na propagowanie mody turystycznej. Obszerny

artykuł Ubranie sportowe podczas zimy1126

, dokładnie omawiał, jak elegancka i praktyczna

pani winna przygotować się do zimowych wycieczek, by „(...) swobodnie rozkoszować się

naturą, robiąc sama efektowne wrażenie”1127

. Potencjalne turystki mogły zapoznać się z

rycinami przedstawiającymi przystosowane do wędrówek kostiumy1128

. Jednocześnie

zachęcano panie do uprawiania jazdy konnej1129

, wycieczek górskich1130

, kąpieli morskich1131

.

Wedle publicystów „Tygodnika Mód i Powieści” kobieta fin de siecle’u powinna korzystać ze

wszystkich form wypoczynku, stworzonych przez cywilizację, powinna na równi z

mężczyznami obcować z naturą, dbać o swe zdrowie, odnajdywać satysfakcję z pokonywania

własnej słabości i czerpać przyjemność z działań, podejmowanych nawet wbrew przyjętym

zasadom i utrwalonym obyczajom.

Idee krzewione na łamach pism kobiecych miały jednak raczej pionierski charakter.

Biorąc wszakże pod uwagę wspomnianą wcześniej skandynawską wyprawę Jadwigi

Ostromęckiej czy dokonania dam, uczestniczących w alpejskich włóczęgach Stanisława

Twardo, wolno przypuszczać, że publicyści warszawskich czasopism mogli liczyć na odzew

wśród niektórych przynajmniej czytelniczek. W świadomości tych zaś pań, które na podobne

trudy prawdziwych wędrówek się nie zdecydowały, pozostawał obraz podróży jako doznania

1120

Miss Annie Taylor i jej podróże po Tybecie, „TMiP” 1893, nr 52, s. 413. 1121

Tamże. Por. W. Kielich, Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy, przeł. M. Diederen –

Woźniak, Warszawa 2013. 1122

„TMiP” 1903, nr 27, s. 313. 1123

„TMiP” 1903, nr 30, s. 349. 1124

„TMiP” 1903, nr 33, s. 385. 1125

„TMiP” 1903, nr 40, s. 469. 1126

Ubranie sportowe podczas zimy, „TMiP” 1908, nr 6, s. 13. 1127

Tamże. 1128

„TMiP” 1908, nr 25, s. 10; nr 29, s. 8; nr 37, s. 8. 1129

Amazonka, „TMiP” 1908, nr 19, s. 3. 1130

Wisła, „TMiP” 1908, nr 19, s. 4; Nasze góry, „TMiP” 1908, nr 22, s. 3. 1131

Nad morzem, „TMiP” 1908, nr 36, s. 5-6.

Page 273: Praca Marek - O Turystyce

273

szczególnego, potwierdzającego wyjątkowość jego uczestników. Także i na tym polu prasa

Warszawy schyłku XIX i początku XX wieku była wręcz wzorcowym maccannellowskim

„medium”, determinującym sposób myślenia i działania swych odbiorców. Starała się

prezentować motywy pozwalające uzasadniać praktykowanie letnich wakacji. Kreowała

pewien szczególny stan świadomości społecznej. Wpajała przekonanie, że wojaż, kuracja,

odpoczynek na wsi są czymś ważnym, niezbędnym, wartościowym. Są wyrazem potrzeb

cywilizowanego człowieka i wyznacznikiem jego pozycji społecznej. Prasowy, a obok niego

także literacki, opis podróży nie ograniczał się do tworzenia rozbudowanego, obszernego

katalogu argumentów, które miały zachęcać klasę średnią do wypoczynku poza miastem.

Obok publikacji o charakterze postulatywnym, czy wręcz programowym, ogromna była też

ilość materiałów przedstawiających letnie wytchnienie jako rozrywkę, dobrą zabawę, czy

wreszcie – jako czas sprzyjający niecodziennym przeżyciom i nadzwyczajnym wydarzeniom.

Niekiedy wręcz wydarzeniom skandalizującym1132

!

Romanse, małżeństwa i erotyka.

Szczególny, emocjonujący charakter wizerunku wakacji objawiał się zwłaszcza w tak

oddziałującej na wyobraźnię sferze, jak realizacja planów matrymonialnych. Dla warstw

wyższych, uprzywilejowanych, jak już wspominaliśmy w poprzednim rozdziale, wakacje

były prostym przedłużeniem karnawału, a wyjazdy do kurortów – okazją do kojarzenia

małżeństw. Obyczaj ten przeniósł się do klasy średniej i był praktykowany we wszystkich jej

środowiskach. Według Bernarda Singera, to właśnie letniskowe miejscowości, leżące „na

linii”, były obszarem łowów małżeńskich: „Lato na linii traktowano jak karnawał w zimie.

Zatroskane matki, których córki przegapiły w zimie narzeczonego, czekały, pełne nadziei, na

sezon letniskowy. (…) Czujne oko matki obserwowało życie towarzyskie córki. Późno

wieczorem, kiedy goście się rozchodzili, w willi zaczynały się ciche rozmowy rodzinne. W

dzień mówiono po polsku, teraz po żydowsku. Z troską lustrowano ewentualnych kandydatów

na męża. Nieraz rozmowy kończyły się późną nocą płaczem córki. Na linii nie tylko i nie

zawsze chodziło o świeże powietrze i o las sosnowy”1133

.

Podobne obyczaje praktykowane były w środowisku chrześcijańskim, wśród

polskiego drobnomieszczaństwa i inteligencji – na wilegiaturze i na letniskach. Zawieranie

1132

Analizę publikacji prasowych dotyczących wypoczynku kobiet zawiera: M. Olkuśnik, Zwierciadło -

drogowskaz. Podróż i wypoczynek kobiet poza miastem w prasie warszawskiej przełomu XIX i XX wieku” [w:]

Kobieta i kultura czasu wolnego. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A . Szwarca, t. VII, Warszawa 2001,

s. 239-263. 1133

B. Singer, op. cit., s. 168.

Page 274: Praca Marek - O Turystyce

274

nowych znajomości, wspólne spędzanie wolnego czasu przez młodych ludzi na

przechadzkach, reunionach, balach pozwalało nie tylko na kojarzenie par i, w efekcie,

zawieranie małżeństw. Na polu tej szczególnej aktywności towarzyskiej następowała

integracja różnych środowisk, należących do warstwy średniej.

„Matrymonialny” wymiar kanikuły był głęboko zakorzeniony w świadomości

społecznej. Sprzyjały temu liczne doniesienia prasowe, często utrzymane w prześmiewczym

tonie. Tygodnik „Kolce” już w latach 70-ych przedstawił syntetyczne spojrzenie na

towarzyskie walory pobytu w miejscowościach uzdrowiskowych. Seria sugestywnych

ilustracji była opatrzona tytułem: Nieomylna kuracja z przepisu Dra Serduszkiewicza1134

.

Pierwszą stronę jednego z czerwcowych numerów pisma zdobiła efektowna rycina ukazująca

elegancką, flirtującą parę na tle tłumu kuracjuszy, raczących się wodami mineralnymi.

Modnie ubrani, zapatrzeni w siebie młodzi ludzie prowadzili następujący dialog: „- Pacjent

powinien wstać o szóstej, pójść do ogrodu rozmówić się z kim ma się rozmówić, następnie (w

braku lepszej!) pójść na kawę do Semadeniego. – Pacjentka, może wstać trochę później,

porozumieć się z kim ma się porozumieć, a następnie pójść na kwaśne mleko, bo to

ochładza…”1135

. Kolejne ilustracje przedstawiały scenki rodzajowe z Eger Franzensbrun,

Karlsbadu, Akwizgranu i Vichy. Podpisy sugerowały, że najważniejszym zajęciem

kuracjuszy nie jest terapia, a: flirt, zabiegi matrymonialne, rozmowy z przyszłymi teściami.

Mimo to, jeden z komentarzy stwierdzał: „Płeć piękna raczy wybaczyć pewną obojętność na

ich wdzięki podczas kuracji, lecz po skończeniu takowej, pacjenci obojej płci mogą

najspokojniej oddać się uczuciom platonicznym”1136

.

Z obyczaju poszukiwania męża „u wód” natrząsał się u progu lat dziewięćdziesiątych

„Kurier Warszawski”1137

i, niemal trzydzieści lat później, „Lechita”1138

. W 1893 autor

korespondencji z Krynicy uspokajał czytelników: „Proszę nie przywiązujcie wiary ani do

jednego słowa z tego telegramu (zamieszczonego gdzieś): <<Posażnych panien ani na

lekarstwo, mężatki same cnotliwe, młodzi ludzie z ogromnym apetytem, ale goli, sezon

fatalny>>”1139

. Wczasowicz z Nałęczowa donosił z kolei, że w uzdrowisku rzuca się w oczy:

„(…) przewaga liczebna żywych kwiatów stworzenia (…), dzięki temu każdy osobnik

1134

Nieomylna kuracja z przepisu Dra Serduszkiewicza, „Kolce” 1875, nr 26, s. 1-2. 1135

Tamże, s. 1. 1136

Tamże, s. 2. 1137

Bańki mydlane, „KW” 1891, nr 96, s. 5. 1138

M. Synoradzki, Z Warszawy, „Lechita” („Biesiada Literacka”) 1908, nr 36. 1139

Echa letnie. Krynica, „KW” 1893, nr 207, s. 2.

Page 275: Praca Marek - O Turystyce

275

rodzaju męskiego czuje się tu podniesionym w cenie. (…) Wzgląd ten pociągać do

Nałęczowa mężczyzn, zwłaszcza chorych na bezżeństwo”1140

.

Ironicznie portretowane przez prasę gorączkowe poszukiwania kandydatów do

małżeństwa mogły śmieszyć, a po trosze i ekscytować czytelników. Uwagę publiczności

prawdziwie jednak przykuwały - jednych oburzając, podniecając innych - relacje o

bulwersujących zdarzeniach erotycznej natury, jakie zdarzały się podczas wakacji. Werytus,

autor zamieszczonego w „Wędrowcu”, a poświęconego Tatrom i Zakopanemu, cyklu W

siedzibie orłów1141

, wzdychał: „O! To Morskie Oko posiada czary i podobno niejedne już,

szukające się na próżno przedtem serca, tam się szczęśliwie znalazły...”1142

. Dostrzegał w

zakładzie doktora Andrzeja Chramca „(...) moc wdówek i panienek, wzdychających do

małżeństwa”1143

. Ganił jednak surowo „(…) postępowanie pewnego odłamu erotyczno-

histerycznych warszawianek z góralami, które nie miało nigdy taktu”1144

. Stwierdzał ponadto,

pełen oburzenia, iż „(...) niektóre warszawianki same swym prowokacyjnym postępowaniem

niejednego już górala uzuchwaliły”1145

. Atmosfera Tatr zapewne szczególnie wyzwalała

drzemiące w damach instynkty, bo także i na łamach „Bluszczu” potępiono skandaliczne

prowadzenie się panien, spoufalających się z góralami1146

.

Zakopiańskie realia musiały, w potocznej opinii, kryć w sobie coś demonicznego,

skoro właśnie tam Gabriela Zapolska kazała, na stronicach Sezonowej miłości, rozwijać się

romansowi statecznej, mieszczańskiej i dość pruderyjnej Tuśki Żebrowskiej z diabelnie

uwodzicielskim aktorem – Porzyckim1147

. Pogoń za sensacją i chęć przyciągnięcia uwagi

czytelników odgrywały istotną rolę w kształtowaniu obrazu wakacji jako pola zdarzeń

niecodziennych, uważanych za niedopuszczalne, ale dziwnie chętnie opisywanych, a zatem i

obserwowanych przez opinię publiczną. Czas podróży był przez to traktowany jako sfera

szczególna, sprzyjająca swobodzie, łamaniu konwenansów w życiu uczuciowym i

erotycznym. W grubiański sposób naigrywała się z tego „Mucha”. Ilustracja zatytułowana

Pociąg mężowski z Ciechocinka przedstawiała szereg wagonów, wypełnionych nadzwyczaj

dorodnymi rogaczami1148

.

1140

Echa letnie. Nałęczów, „KW” 1893, nr 217, s. 2-3. 1141

Werytus, W siedzibie orłów. Zakopane i Tatry, „Wędrowiec” 1898, nr 33, s. 647-649; nr 34, s. 665-667; nr

35, s. 685-687; nr 36, s. 705-708; nr 37, s. 726-728; nr 38, 746-747. 1142

Tamże, nr 34, s. 665. 1143

Tamże, nr 35, s. 687. 1144

Tamże, nr 36, s. 705. 1145

Tamże, nr 38, s. 747. 1146

K. Gliński, Przy kominku, „Bluszcz” 1903, nr 7, s. 74-77. 1147

G. Zapolska, op. cit. 1148

„Mucha” 1878, nr 35, s. 3.

Page 276: Praca Marek - O Turystyce

276

Świadectwa pamiętnikarskie są bardziej powściągliwe i „skromne” w prezentowaniu

intymnej strony wojaży i wypoczynku. Autorzy, piszący z myślą o potomnych, nie ujawniali

nazbyt chętnie swych przeżyć i doświadczeń, jak czynili, poruszający się wszak na polu fikcji

literackiej, pisarze, czy bezosobowo opisujący rzeczywistość dziennikarze. Wyjątkiem

znamiennym są, i w tym także przypadku, pamiętniki Stanisława Twardo. W pierwszej

alpejskiej wędrówce autora Ogniw jednego życia miały mu towarzyszyć dwie damy –

znajome, czy może raczej przyjaciółki, które dość przypadkowo zdecydowały się na udział w

turystycznej włóczędze. Ostatecznie na szlak wyruszyła tylko jedna z nich – Jadwiga

Wójcicka. Wspólne obcowanie z przyrodą, przebywanie w surowych warunkach, konieczność

sprostania trudom wymagającego wojażu zbliżało podróżników. Pewne zachowania byłyby

nie do pomyślenia w codziennej rzeczywistości: „(…) nocleg powyżej Andermattu zmusił

nas, zasypiających na rozsypanych piargach w owiniętych, modnych naówczas długich

pelerynach do ich złączenia /aby nie ulec całkowitemu zamrożeniu/ i do pomysłu wspólnego

owinięcia się w nie, bez erotycznych zamiarów”1149

. Surowa, wysokogórska przyroda

zachęcała Stanisława Twardo i jego towarzyszkę do jeszcze bardziej zaskakujących

poczynań: „Oto kąpaliśmy się pod wodospadami w lodowatej wodzie, nie krępując się

zupełnie nagością – towarzyszka moja przeważnie zanurzała się w małych wklęsłościach

bystrych strumieni, zasilanych z ponad stumetrowej wysokości strug wody ze szczelin ściany

górskiego lodowca płynących, pod które właśnie ja nadstawiałem swój akt, nie czując

absolutnie zimna, lecz niby od bata uderzenia tych sznurów wody błyszczących w

promieniach słońca. Byliśmy pewnie zbliżeni do ludzi pierwotnych”1150

.

Wyzwolona górską atmosferą bliskość dwójki wędrowców prysła jednak na nizinach.

Po pokonaniu alpejskich ścieżek i zwiedzeniu północnych Włoch turyści dotarli do Wenecji:

„Zamieszkaliśmy, jak zwykle, w jednym pokoju dużym – tym razem w hotelu na parterze,

skąd okna wychodziły na <<Canale Grande>>. (…) czasu miałem mało na załatwianie

wyjazdowych formalności, a [Wójcicka] nie krępowała się w wędrówce po sklepach. To mnie

zdenerwowało i może zbyt obcesowo przerwałem dalsze jej towarzyszenie. Rozstaliśmy się

chłodno, choć całkiem po dżentelmeńsku ze względu już choćby na wielu wspólnych

znajomych w Warszawie, którzy w ogóle spodziewali się sensacji. (…) [w Warszawie]

przyjazne mi osoby z ciekawością porównały moje relacje z informacjami udzielonymi im

przez towarzyszkę podróży, która ostatecznie nie była zawiedziona realizacją swych

podróżniczych projektów. Życie przeszło do porządku dziennego nad tym jego

1149

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 10, s. 2-3. 1150

Tamże, s. 4.

Page 277: Praca Marek - O Turystyce

277

odcinkiem”1151

. W rzeczy samej tak się stało. Dwa lata później Twardo wyruszył na alpejskie

szlaki w towarzystwie dopiero co poślubionej małżonki. Może tu właśnie tkwi przyczyna

opisania górskiej wędrówki z Jadwigą Wójcicką jako doświadczenia najzupełniej wyzutego z

jakichkolwiek erotycznych podtekstów?

Identyfikacja środowiska – poczucie wspólnoty.

Podobne obyczaje, nawyki, upodobania, zbliżone możliwości finansowe, aspiracje

manifestowane przez określony sposób spędzania czasu wolnego – wszystkie te zjawiska

stanowiły podstawę do budowania wspólnych wyobrażeń na temat statusu społecznego:

podstawę do tworzenia dość jednolitej samooceny środowisk składających się na warstwę

średnią. Hołdowanie pokrewnym modom, uleganie tym samym uzasadnieniom, motywacjom,

przyjmowanie tych samych argumentów scalało zróżnicowaną społeczność. Biorąc pod

uwagę przeciwności, na jakie napotykali przedstawiciele warstwy średniej, decydując się na

spędzanie wakacji poza miastem, należy stwierdzić, że ta forma aktywności miała dla

badanego środowiska szczególne znaczenie. Reprezentanci inteligencji i zamożniejszego

drobnomieszczaństwa przezwyciężali ograniczenia finansowe i prawne: brak urlopów i

utrudniony dostęp do paszportów. Musieli także mierzyć się ze stereotypem podróży jako

rozrywki warstw wyższych. Starali się wszechstronnie uzasadniać swe wakacyjne eskapady.

Adaptowali jednak, traktowane powszechnie jako wartościowe i atrakcyjne, wzorce

zachowań. Kuracjusze, turyści, wycieczkowicze, letnicy zaspokajali swe rzeczywiste

potrzeby, hołdowali modzie, ale przede wszystkim manifestowali w ten sposób swe dążenia

do zajmowania w hierarchii społecznej miejsca bliższego elitom. Wakacje, i sposób ich

spędzania, stawały się wyznacznikiem tak pożądanego prestiżu i społecznej pozycji.

Realia przełomu XIX i XX wieku znajdują odzwierciedlenie w dzisiejszych analizach

socjologicznych. John Urry przypomina, że - zdaniem Victora Turnera – jednostka

powracająca z podróży uzyskuje wyższy status społeczny1152

. Sam autor Spojrzenia turysty,

odnosząc się do współczesności, stwierdza, iż „Ludzie, którzy nie podróżują, tracą pozycję:

podróżowanie jest symbolem statusu. Poczucie, że podróżowanie i wakacje są koniecznością,

stanowi jeden z elementarnych aspektów nowoczesnej egzystencji. <<Potrzebuję wakacji>>

to jedna z najbardziej oczywistych refleksji nowoczesnego dyskursu oparta na

przeświadczeniu, że aby zachować zdrowie fizyczne i psychiczne, trzeba od czasu do czasu

1151

Tamże, s. 5-6. 1152

J. Urry, op. cit., s. 28.

Page 278: Praca Marek - O Turystyce

278

gdzieś wyjechać”1153

. Biorąc pod uwagę świadectwa źródłowe, wolno stwierdzić, że to, co

zdaniem socjologów jest istotnym atrybutem naszych czasów, zaczynało być naturalną

potrzebą warstw średnich przełomu wieku XIX i XX.

Należy podkreślić, że przedstawiciele warszawskiej klasy średniej, zwłaszcza

inteligencji, przezwyciężając często rozmaite trudności, starali się jak najlepiej wykorzystać

przedsiębrane przez siebie podróże i wyjazdy kuracyjne. Nie dysponując – w przeciwieństwie

do elit – nieograniczonymi środkami finansowymi, dążyli do tego, by jak najwięcej zwiedzić,

zobaczyć, jak najintensywniej przeżyć czas poświęcany na wędrówkę i wypoczynek. Przez to

ich doświadczenia turystyczne były, w świetle większości zbadanych źródeł, bogatsze,

bardziej wartościowe. Wynikało to nie tylko ze środowiskowego etosu i lansowanego przez

prasę imperatywu, ale także z lepszego, świadomego przygotowania do podróży, starannego

jej zaplanowania i z wyznaczenia ambitniejszych celów. Koronnym dowodem na słuszność

niniejszych tez są wspomnienia Stanisława Twardo i Władysława Kiejstuta Matlakowskiego,

jak również korespondencja Orzeszkowej czy Sienkiewicza.

Rozmaite, obszernie uzasadniane motywacje tłumaczyły sens i potrzebę spędzania

czasu wolnego poza miastem. Aspiracje klasy średniej składały się na ideowy, czy raczej

ideologiczny, wymiar podróży, kuracji i wypoczynku tego środowiska. Pragnienie sprostania

wyznaczonym celom, chęć zaspokojenia własnych ambicji prowadziły do konkretnych

działań – zróżnicowanych pod względem formy, jednolitych pod względem celu, jakim była

chęć utrwalenia w świadomości pozycji klasy średniej w społecznej hierarchii. Na szczególne

znaczenie wzorca elit dla form aktywności klasy średniej, a ściśle mówiąc inteligencji, zwraca

uwagę Janina Żurawicka: „Otóż z dawnej kultury ziemiańskiej dużą atrakcyjność zachowały

dla inteligencji kult tradycji i form obyczajowych oraz styl życia towarzyskiego: stanowiło to

przeniesienie w nowe warunki miejskie tradycji współżycia sąsiedzkiego oraz salonów

ziemiańskich. Te formy funkcjonowały bardzo długo, utrzymanie ich dało tytuł

przeświadczeniu o istnieniu getta inteligenckiego. (…) Z obyczajowości szlacheckiej

przyswoiła sobie inteligencja pewne kategorie zachowań, swoiste poczucie honoru, które

decydowało o tym, jakie zajęcia wypadało wykonywać inteligentowi”1154

. Wprawdzie w

cytowanym fragmencie autorka nie wspomina wprost o podróżach i turystyce jako o

zwyczaju przejętym od elit, niemniej podejmowanie wojaży, czy udawanie się „do wód” z

1153

Tamże, s. 19. 1154

J. Żurawicka, op. cit., s. 207.

Page 279: Praca Marek - O Turystyce

279

pewnością wolno zaliczyć do „kategorii zachowań”, które klasie średniej wydawały się

szczególnie atrakcyjne i które zapamiętale starała się ona naśladować.

Warszawska klasa średnia, podejmując u schyłku XIX wieku aktywność na polu

podróży i wypoczynku, wzorowała się nie tylko na polskich elitach społecznych. Podążała

równocześnie drogą podobną do tej, którą od dziesięcioleci przebywali członkowie brytyjskiej

middle class. Jak wskazano w rozdziale I, dla średnio i mniej zamożnych Brytyjczyków chęć

znalezienia się w miejscach uczęszczanych przez kręgi well-to-do była podstawowym

motywem wakacyjnych wyjazdów do miejscowości uzdrowiskowych i nadmorskich kąpielisk

jak Brighton czy Blackpool. Masowe wyruszanie na europejskie szlaki turystyczne, możliwe

głównie dzięki bogatej i atrakcyjnej ofercie przedsiębiorstwa Cooka, stanowiło nawiązanie do

arystokratycznego modelu grand tour. Wyraźne były jednak różnice dzielące ambicje i

działania warszawskiej i londyńskiej klasy średniej. Przede wszystkim znacząca była

dysproporcja pomiędzy stanem zamożności. Stale rosnące dochody angielskich beneficjentów

rewolucji przemysłowej stwarzały szanse dość łatwego odbywania długich, wakacyjnych

wędrówek, poddawania się wartościowym kuracjom i praktykowania takich pasji jak rodzący

się wówczas alpinizm czy narciarstwo. Dodatkowym ułatwieniem dla wyspiarzy był

systematycznie powiększany dostęp do czasu wolnego jako efekt rozmyślnej troski

brytyjskich reformatorów społecznych lub skutek roztropnej kalkulacji tamtejszych

przedsiębiorców – czego z kolei warszawiacy w znacznej mierze byli pozbawieni. Poddanym

Wiktorii i Edwarda, zamierzającym udać się w podróż, nieograniczoną pomocą służyły

przedsiębiorstwa turystyczne, z agencją Cooka na czele. Jak wspomniano, w Warszawie

podobne inicjatywy napotykały na ogromne przeszkody, a przedstawicielstwa Cooka działać,

podobnie zresztą jak w całej Rosji, w ogóle nie mogły. Anglicy bez przeszkód organizowali

się w stowarzyszenia turystyczne, ze sławnym Alpine Club (od 1857 r.) na czele. I choć

Towarzystwo Tatrzańskie swobodnie działało w Galicji od 1873 r., to w Królestwie pierwsza

organizacja turystyczna – Polskie Towarzystwo Krajoznawcze – powstała dopiero w roku

1906.

Warszawska klasa średnia, chcąc realizować swe ambicje, wynikające także z

potrzeby zamanifestowania pozycji społecznej, napotykała na rozliczne trudności. Z

determinacją jednak próbowała je przezwyciężać. Dzięki temu przynależała do kręgu kultury

zachodniej. Obraz jej aktywności, ukazywany w prasie i literaturze pięknej, miał szansę na o

wiele silniejsze zadomowienie się w świadomości społecznej niż w przypadku analogicznych

kręgów społeczeństwa rosyjskiego. Nad Newą dążności warstwy średniej były podobne.

Kłopoty w ich realizacji zbliżone do występujących na warszawskim gruncie. Przynajmniej

Page 280: Praca Marek - O Turystyce

280

jednak, choć nie bez trudności, mogły rozwijać się kluby i organizacje turystyczne. Zgoła

odmienny był za to obraz podróży w petersburskich periodykach. Właściwie, poza obszernym

relacjonowaniem obyczajów związanych z życiem na daczy, temat wypoczynku, a przede

wszystkim wojaży i turystyki, występował w prasie petersburskiej zaskakująco rzadko.

Redakcje czasopism (być może pod wpływem cenzury?) stroniły od zbyt częstych i

atrakcyjnych opisów wakacyjnych wędrówek. Pocieszające jest, że polskiemu społeczeństwu

oszczędzono przynajmniej tego ponurego doświadczenia.

Page 281: Praca Marek - O Turystyce

281

ROZDZIAŁ IV.

NA PODMIEJSKIM PIKNIKU

I W OBJĘCIACH FILANTROPII.

WYPOCZYNEK I REKREACJA

WARSTW NIEZAMOŻNYCH

I PROLETARIATU WARSZAWY.

Uwięzieni w miejskich murach.

U schyłku XIX wieku wypoczynkowe, poznawcze, lecznicze wyjazdy z Warszawy

były stałym, utrwalonym elementem obyczaju warstw wyższych i średnich. W głównej

mierze stało się tak dzięki rozwojowi komunikacji i upowszechnieniu świadomości potrzeby

wytchnienia z dala od miejskich murów. Ogromne znaczenie dla rozwoju zjawiska

pozamiejskiego wypoczynku miała również moda, obejmująca coraz szersze grupy społeczne.

Naśladownictwo rozrywek elit stawało się wyznacznikiem pozycji społecznej. Kuracja,

turystyczny wojaż, pragnienie korzystania z uroków wsi skłaniały każdego lata, na przełomie

stuleci, do wyjazdu z Warszawy około pięćdziesiąt tysięcy jej mieszkańców1155

.

Opuszczający miasto szczęśliwcy, jak już wskazano, wywodzili się przede wszystkim

z kręgów arystokracji i ziemiaństwa, burżuazji, najzamożniejszej inteligencji. Publicyści, a po

latach pamiętnikarze, określali te grupy jako „towarzystwo”1156

. Wakacje poza Warszawą

spędzali także reprezentanci szeroko pojętej klasy średniej – obejmującej wysoko

kwalifikowaną kadrę kierowniczą, urzędników, nauczycieli, przedstawicieli wolnych

zawodów. Stąd też dziennikarze dostrzegali wśród wypoczywających w kurortach

„średniówkę”1157

. Przytłaczającą część warszawskiej społeczności, dla której atrakcje podróży

czy choćby nieco dłuższego wypoczynku poza miastem były zupełnie niedostępne, stanowiły

1155

Z tygodnia, „TMiP” 1893, nr 29, s. 230-231; O wakacje, „Wędrowiec” 1903, nr 21, s. 402. 1156

A. Zalewski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki przez Baronową XYZ, opr. R. Kołodziejczyk,

Warszawa 1971, s. 271; E. Krasiński, Gawędy o przedwojennej Warszawie, Warszawa 1936, s. 106; A. Leo,

Wczoraj. Gawęda z niedawnej przeszłości, Warszawa 1929, s. 27. 1157

Echa kąpielowe (Korespondencja własna „Kuriera Warszawskiego”). Borkum w sierpniu, „KW” 1891, nr

218, s. 1.

Page 282: Praca Marek - O Turystyce

282

warstwy mniej zamożne i ubogie, a więc środowiska dominujące liczebnie wśród

mieszkańców stolicy.

W granicach miasta zatrzymywały tych ludzi przede wszystkim niskie dochody, nie

pozwalające na sfinansowanie podróży, oraz praktycznie całkowity brak wolnego czasu,

wobec niedostępności urlopów. Niedostateczne wykształcenie czy brak świadomości potrzeby

kontaktu z naturą odgrywały rolę mniej istotną. Rzecz prosta, przedstawiciele najniżej

usytuowanych w hierarchii społecznej warstw nie byli raczej wiernymi czytelnikami prasy, a

już zwłaszcza bardziej ekskluzywnych periodyków, rozpisujących się o skuteczności

leczniczych procedur i dobroczynnym wpływie wywczasów na łonie natury. Tym niemniej to

właśnie oni najmocniej odczuwali uciążliwość życia w mieście. Mieszkali w dzielnicach o

równie wątpliwej reputacji, co i standardzie lokali – na Starym Mieście, Powiślu, Woli, nie

wspominając już o dzielnicy nalewkowskiej. Zasiedlali głównie mieszkania jednoizbowe,

gnieżdżąc się w nich całymi, często wielopokoleniowymi i wielodzietnymi rodzinami1158

. Nie

korzystali z takich osiągnięć cywilizacji jak wodociąg i kanalizacja (dopiero zresztą pod sam

koniec stulecia stopniowo wprowadzanych w Warszawie). Z rzadka nawet na drodze swych

codziennych wędrówek do pracy widywali rachityczną, miejską zieleń. Skądinąd było jej w

stolicy wyjątkowo mało, zwłaszcza w porównaniu z innymi znaczniejszymi miastami Europy.

Na jednego mieszkańca Warszawy przypadało 66 metrów kwadratowych terenów zielonych,

gdy w Berlinie było to metrów 119, a w Londynie - 273 1159

.

W drugiej połowie XIX wieku skład społeczny uboższej, proletariackiej części

społeczeństwa Warszawy uległ znaczącym przemianom. Industrializacja i związana z nią

masowa imigracja ludności wiejskiej, poszukującej pracy, wpłynęły na istotne przesunięcia w

strukturze tej grupy społecznej. U progu lat 80-ych XIX wieku liczba osób utrzymujących się

z pracy w przemyśle, rzemiośle oraz komunikacji i transporcie (zarówno czynni, jak i bierni

zawodowo) sięgała niemal 140 tysięcy, co stanowiło blisko 37 % mieszkańców miasta. Pod

koniec lat 90-ych grupa ta liczyła prawie 280 tysięcy i aż 47 % mieszkańców. Zbliżone

poziomem dochodów, wykształceniem, obyczajami, upodobaniem do typu rozrywek

środowisko osób utrzymujących się ze służby domowej i usług osobistych liczyło na początku

lat 80-ych prawie 54 tys. osób, stanowiąc 14 % ludności, a w końcu wieku blisko 78 tysięcy i

1158

J. Cegielski, op. cit., s. 128-131. 1159

A. Zalewski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki przez Baronową XYZ, opr. R. Kołodziejczyk,

Warszawa 1971, s. 23 (przedmowa R. Kołodziejczyka).

Page 283: Praca Marek - O Turystyce

283

12 % ludności1160

. Po zawierusze wojennej 1914-1921, ale także i po latach intensywnego

rozwoju gospodarczego w pierwszym czternastoleciu XX wieku, utrzymujący się z

przemysłu, rzemiosła, komunikacji i transportu liczyli przeszło 420 tysięcy, stanowiąc ponad

46 % ludności. Żyjący z dochodów ze służby stanowili grupę 46 tysięcy, równą 5 % populacji

miasta1161

. W drugiej połowie XIX i na początku XX wieku znacząco zwiększyła się zatem

liczebność, a przede wszystkim odsetek proletariuszy utrzymujących się z dynamicznie

rozwijających się działów uprzemysłowionej gospodarki. Znaczący, bo sięgający 48 %,

wpływ na przyrost ludności Warszawy w latach 1881 – 1914 miała bardzo silna imigracja.

Obejmowała ona głównie ludność wiejską, ubogą, pozbawioną wykształcenia i kwalifikacji,

poszukującą zajęć nie wymagających znaczniejszych umiejętności1162

.

Przemiany demograficzne determinowały obyczaje i kulturę życia codziennego

mieszkańców Warszawy. Następowało swoiste sproletaryzowanie, by nie rzec

sprymitywizowanie rozrywek i form spędzania czasu wolnego niezamożnej części

mieszkańców miasta. Wpłynęły na to adaptacja obyczajów najuboższej części ludności –

pochodzenia wiejskiego, rozluźnienie patriarchalnych więzi, charakterystycznych dla

zakładów rzemieślniczych czy relacji pomiędzy służbą a „państwem”; a wreszcie - naturalne

przemęczenie pracą w warunkach przemysłowych. Pracownicy fabryk, poddawani rygorom

industrialnych obowiązków, dążyli do jak najintensywniejszego wykorzystania ubogiego

zasobu wolnego czasu, jakim dysponowali.

Jak podaje Anna Żarnowska, w rzemiośle niedzielny i świąteczny wypoczynek był

dostępny, choć jedynie na podstawie niepisanych zwyczajów. W przemyśle natomiast dopiero

w 1897 roku wprowadzono prawne gwarancje korzystania z niedziel oraz ze świąt religijnych,

w sumie 21 dni w roku. Dla przedstawicieli proletariatu jakiekolwiek dłuższe urlopy były

całkowicie nieosiągalne. Z czasu wolnego korzystano zatem tyleż systematycznie, co w nader

ograniczonym zakresie – wprawdzie w wymiarze kilkudziesięciu dni rocznie, za to w jedno-,

dwudniowych porcjach1163

.

Dostęp do rozmaitych form rekreacji i wypoczynku poza miastem determinowały

niskie dochody. Na przełomie XIX i XX wieku niewykwalifikowany robotnik mógł liczyć w

1160

M. Nietyksza, Ludność Warszawy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1971, s. 152-153 1161

Tamże. 1162

M. Nietyksza, op. cit., s. 26-78. 1163

A. Żarnowska, Robotnicy Warszawy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1985, s. 176.

Page 284: Praca Marek - O Turystyce

284

Warszawie na dzienny zarobek rzędu 70-90 kopiejek1164

, przy czym należy pamiętać, że

większość dostępnych prac stanowiły zajęcia sezonowe. Robotnicy wykwalifikowani –

murarze, cieśle – osiągali dzienne dochody dwu- i trzykrotnie wyższe1165

, choć również

często nie mieli stałego zajęcia. Cieszący się natomiast stałym zatrudnieniem stróż uzyskiwał

120 rb. rocznie. Do najwyższych należały dochody drukarzy, zarabiających rocznie powyżej

200 rubli1166

.

Warszawscy proletariusze, pozbawieni odpowiedniej ilości czasu wolnego i

jakiegokolwiek zainteresowania warunkami swej egzystencji ze strony przedsiębiorców czy

władz, najczęściej zamykali się we własnym środowisku i praktykowali charakterystyczne

dlań obyczaje. Nasuwa to nieodparte skojarzenia z, mającymi miejsce w pierwszym etapie

rewolucji przemysłowej, zachowaniami robotników angielskich, których brutalne i

prymitywne obyczaje opisywał Hugh Cunningham1167

. Najniższe sfery warszawskiej

społeczności, żyjące w uciążliwych, trudnych warunkach, co najwyżej, z podziwem i

zazdrością przyglądały się wakacyjno-podróżniczym praktykom przedstawicieli elit i klasy

średniej. Część warszawskiego proletariatu, na tyle, na ile umiała i mogła, starała się jednak

naśladować obyczaj opuszczania miasta w celach wypoczynkowych. Równocześnie światłe

gremia, wywodzące się z warstw wyżej usytuowanych w społecznej hierarchii, z troską

konstatowały ograniczone możliwości wyjazdów uboższej ludności i podejmowały starania,

by wyjazdy takie zapewnić tym, którzy najbardziej ich potrzebowali.

Z troską o pokrzywdzonych.

Przedstawiciele inteligencji, na łamach warszawskiej prasy, niejednokrotnie dawali

wyraz przekonaniu o konieczności zapewnienia niezamożnym, czy wręcz ubogim

warszawiakom wytchnienia poza murami miasta. Cytowane w poprzednich rozdziałach

artykuły były adresowane, jak się zdaje, do przedstawicieli kręgów wykształconych i

zamożnych. Zwracano w nich uwagę na walory zdrowotne, poznawcze, edukacyjne

wakacyjnych peregrynacji. Podnoszono kwestię świadomego, wartościowego podróżowania.

Odwoływano się do uczuć patriotycznych. Wreszcie – relacjonowano wypoczynek w

renomowanych uzdrowiskach i na podmiejskiej wilegiaturze. Stołeczni publicyści nie

zapominali jednak o sytuacji i potrzebach ludności, dla której takie atrakcje były niedostępne.

1164

S. Siegel, op. cit., tabl. 68, s. 269. 1165

S. Siegel, op. cit., tabl. 62, s. 260; tabl. 63, s. 261. 1166

J. A. Szwagrzyk, Pieniądz na ziemiach polskich X – XX wiek, Wrocław 1990, s. 268. 1167

H. Cunningham, op. cit., s. 21-23.

Page 285: Praca Marek - O Turystyce

285

Autor artykułu O wakacje, zamieszczonego w „Wędrowcu” w 1903 roku, szacując

liczbę wyjeżdżających latem z Warszawy na 5 % ogółu mieszkańców, z niepokojem i

współczuciem stwierdzał, że przywileju tego nie posiadają szeregowi urzędnicy, subiekci,

szwaczki, modniarki. Przedstawiciele tych profesji, pozostając w mieście: „(…) pracują bez

wytchnienia, bez słońca, bez powietrza, bez widoków na odetchnięcie pełną, szeroką

piersią”1168

. Publicysta dowodził, że ludziom tym należy zapewnić możliwość wypoczynku,

oderwania się nie tylko od pracy, ale i od ponurej, miejskiej egzystencji. Argumentował, że

leży to w interesie samych pracodawców, którym wszak powinno zależeć na zdrowiu i

jakości pracy swego personelu. Twierdził, iż wprowadzenie stałych wakacji nie powinno

nastręczać trudności, a wręcz przedsiębiorcy powinni zapewnić pewne zapomogi, by ich

pracownicy mogli wyjechać na łono natury1169

.

Na łamach tegoż samego „Wędrowca” już dekadę wcześniej, w szczycie wakacyjnego

sezonu, ukazywano przejmujący obraz doskwierającego upału, gorącego oddechu miasta –

szczególnie odczuwalnego w fatalnych, warszawskich mieszkaniach. „Ci warszawiacy, którzy

nie mogli na letni wypoczynek wyjechać, doznają takich wrażeń, jak gdyby pod równikiem

mieszkali”1170

. Rzeczywistość odmalowana przez felietonistę „Wędrowca”, znośna zapewne

dla posiadaczy czy najemców luksusowych lub choćby wygodnych mieszkań, była

szczególnie uciążliwa dla pozbawionych elementarnych wygód proletariuszy. Najmniejszych

co do tego wątpliwości nie pozostawiał swym czytelnikom „Bluszcz”. Dr Kam., odnotowując

powrót letników z wakacji 1908 roku, z głęboką troską stwierdzał, że większość

warszawiaków była pozbawiona tego przywileju. Pracownicy, prowadzący nieustanną walkę

o byt, wieść musieli wegetację w dusznych mieszkaniach, bez możliwości ruchu, skazani na

znoszenie miejskich wyziewów, hałasu, duchoty. Wedle publicysty, realia takie były

całkowicie sprzeczne z zasadami zdrowia i elementarnej higieny1171

.

W prasowych publikacjach formułowano kategoryczne postulaty rozwiązania tych

trudnych, społecznych problemów. „Kurier Warszawski”, w cytowanym już w poprzednim

rozdziale tekście Kwestia <<wolnego czasu>>, domagał się stworzenia przedstawicielom

wszystkich grup społecznych możliwości choćby krótkiego kontaktu z namiastką natury1172

i

proponował konkretne rozwiązania: „Pogoda się ustaliła, bzy kwitną, a jutro jest dzień

1168

O wakacje, „Wędrowiec” 1903, nr 21, s. 402. 1169

Tamże. 1170

Z miasta, „Wędrowiec” 1893, nr 30. 1171

Dr Kam., O przechadzce, „Bluszcz” 1908, nr 41, s. 465. 1172

Kwestia <<wolnego czasu>>, „Kurier Warszawski”, 1898, nr 139, s. 4.

Page 286: Praca Marek - O Turystyce

286

świąteczny. Jak go spędzimy? Zdaje się nieszczególnie. Najszczęśliwsi będą ci, którzy się

wydostaną gdzieś dalej za miasto i tam, wśród pól zieleniejących popatrzą w daleką

przestrzeń, odetchną czystym powietrzem. (…) Warszawiakom brak jest coraz więcej po

prostu przestrzeni dla ruchu i powietrza. Bo świąteczny spacer po alejach w tłoku i kurzu jest

tyleż wart, co powietrze warszawskich podwórek, zwanych <<ogródkami>>. Miasto zatem

samo powinno włączyć <<kwestię wolnego czasu>> do liczby spraw, które je obchodzą na

równi z kanalizacją i oświetleniem elektrycznym, bo dla zdrowia, moralności i dobrobytu

mieszkańców sprawa to nie mniej od tamtych doniosła. Potrzeba nam w mieście lub pod

miastem wielkiego parku z rozrywkami. (…) Przypominamy, że nie przestaniemy wspominać

o sprawie parku dla Warszawy w wigilię każdego święta”1173

.

Niedostatek terenów zielonych był uważany przez redaktorów stołecznych czasopism

za wielką uciążliwość dla życia mieszkańców i poważną wadę Warszawy. Zdawano sobie

sprawę, jak istotne znaczenie ma to zwłaszcza dla ludności niezamożnej, pozbawionej szans

na dłuższy wypoczynek poza murami miasta. Felietonista „Biesiady Literackiej”, relacjonując

w 1893 roku uruchomienie wąskotorowej kolejki wilanowskiej, ze zgrozą informował, że –

podobno – wprowadzony ma być zakaz wstępu do parku wilanowskiego, należącego do

hrabiów Branickich: „(…) a zatem zniknie urok główny, jaki miał spacer kolejką wilanowską.

Wiadomość smutna, ale jeśli się spełni, niech sobie podziękuje sama publiczność, która

cudzej własności szanować nie umie. Nawet Ogród Saski byłby spustoszony, gdyby drzew,

klombów kwiatowych i trawników nie pilnowali liczni stróże. Cóżby się stało z parkiem

wilanowskim, oddanym na pastwę tłumom i rozszampanionej inteligencji, która

wyprawiałaby sobie zabawki na trawnikach tak hucznie i wesoło, jak to się w latach zeszłych

kilka razy trafiało”1174

. Autor zauważał przy tym, że w minionych latach zamknięto dla ogółu

park w Natolinie, Królikarnię i Frascati: „Ci, co w ten sposób rozporządzają swoją

własnością, mają zasadę, przeciwko której sarkać nie wypada, ale i dla ludu potrzeba zabawy

na świeżym powietrzu. Niech kolejka przewozi spacerowiczów świątecznych jak najdalej za

Wilanów, a bliżej Warszawy trzeba urządzić wielki ogród, w którym mogłaby się pomieścić

chociaż część czwarta tłumów, jakie podczas Świąt Wielkanocnych zapełniły plac

Mokotowski”1175

. Zdaniem felietonisty, 60-tysięczne zbiorowisko, mimo że zgromadziło się

na wielkim obszarze, niemal dusiło się z braku świeżego powietrza, gdyż „(…) tłum

1173

Tamże. 1174

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 14. 1175

Tamże.

Page 287: Praca Marek - O Turystyce

287

rozbawiony psuł je w oka mgnieniu”1176

. Niezbędne były zatem radykalne środki zaradcze:

(…) Drzewa, rośliny, ziemia obsiana trawami, pochłoną wyziewy i przefiltrują je na

pierwiastki odżywcze; więc obsiewać wydmy piaszczyste, jakich nie brak pod Warszawą,

zasadzić je brzozą i świerkiem, dać miejsce zdrowe a miłe na wypoczynek ludziom

spracowanym przy warsztacie, stęsknionym w swoich norach staromiejskich do powietrza i

światła, mającym dzieci bez rumieńca, bez uśmiechu, z krzywymi nóżkami. Dajmy, co im się

święcie od nas należy!”1177

. Szczególną próbą stworzenia namiastki pozamiejskiego

wypoczynku był dość osobliwy projekt, przygotowany przez Williama Lindleya. Twórca

warszawskich wodociągów i kanalizacji zamierzał, podobno, wybudować na Polu

Mokotowskim „letnie miasto”, przeznaczone dla zwolenników niezbyt odległej

wilegiatury1178

. Do realizacji owej idei jednak nie doszło.

Determinacja cytowanego felietonisty „Biesiady” wynikała z przeświadczenia o

konieczności podjęcia zdecydowanych działań. Naukowo uzasadniały je względy medyczne.

Autor rozumiał, że kontakt z naturą jest wprost nieodzowny dla setek tysięcy mieszkańców

miasta, łaknących wypoczynku na otwartej przestrzeni, na łonie przyrody. Potrzeba taka

wydawała się dziennikarzowi „Biesiady” tym pilniejsza, że – jak ze zgrozą donosił - „(…)

ludkowi warszawskiemu chcą nawet zabrać Saską Kępę, aby zabudować ją willami i łąki

zamienić na ozdobne ogrody”1179

.

Saska Kępa.

Saska Kępa odgrywała wyjątkową rolę w życiu społeczeństwa Warszawy. W 1735

roku król August III wydzierżawił od miasta nieużytki, leżące na prawym brzegu Wisły, w

większości porośnięte lasem. Ku radości stołecznych poddanych monarcha organizował tam

spektakularne festyny i majówki. Odtąd obszar ów stał się jednym z najpopularniejszych

miejsc niedzielnych i świątecznych zabaw i pikników, urozmaicanych muzykowaniem,

tańcami, przedstawieniami teatrzyków. Atrakcyjność uciech Saskiej Kępy podnosiło

sąsiedztwo rzeki. Już sama przeprawa łodziami, które wytrwale przewoziły z lewego brzegu

tysiące chętnych, budziła emocje. Wiślane, piaszczyste plaże zachęcały do orzeźwiających

kąpieli. Saska Kępa pełniła rolę najpopularniejszego, najłatwiej dostępnego miejsca letnich,

jednodniowych wypadów warszawiaków aż do jej parcelacji i rozpoczęcia stopniowego

1176

Tamże. 1177

Tamże. 1178

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 36. 1179

Z Warszawy, „BL” 1893, nr 14.

Page 288: Praca Marek - O Turystyce

288

zabudowywania. Wkrótce po I wojnie światowej dotychczasowy teren ludowych zabaw i

biesiad przeobraził się w luksusową, willową dzielnicę. W drugiej połowie XIX i na początku

XX wieku Kępa przeżywała jednak czasy swej świetności. Dokumentowały to liczne

doniesienia prasowe oraz wspomnienia przedstawicieli różnych warstw społecznych.

W upalnym lipcu 1893 roku felietonista „Wędrowca” pisał, że dla ogółu

warszawiaków, zwłaszcza niezamożnych, nie mogących pozwolić sobie na dłuższe

opuszczenie miasta, jedynym ratunkiem przed uciążliwościami lata są, działające na Saskiej

Kępie, „letnie łazienki nad Wisłą”1180

. W pierwszych dniach maja 1898 roku „Kurier

Warszawski” witał początek sezonu majówek, popularnych wśród najszerszych kręgów

warszawskiego proletariatu. Sprawozdawca dziennika odnotował rozpoczęcie regularnych

kursów parostatków, przewożących publiczność na praski brzeg Wisły. Stwierdzał, że – na

razie – skorzystała z nich niewielka liczba amatorów plebejskich rozrywek. Informował, iż

spośród miejscowych restauratorów jeden tylko otrzymał koncesję na handel spirytualiami,

zaś pozostali musieli w swych „dworkach” otworzyć „mleczarnie”. Stąd zatem, donosił

żurnalista: „Uprzywilejowane do niedawna zakłady, jak <<Pod Kotwicą>> i <<Pod

Dębem>> świeciły pustkami”1181

.

Lapidarny, literacki obraz wycieczki na Saską Kępę wyszedł spod pióra Ignacego

Dąbrowskiego. Mini-powieść, a właściwie nowela pod tytułem Felka, niegdyś głośna, dziś

całkiem już zapomniana, drukowana była w odcinkach w „Kurierze Warszawskim” w 1893

roku. Bohaterowie utworu wywodzili się z warszawskiego drobnomieszczaństwa i

proletariatu. W przełomowym dla rozwoju akcji momencie udali się na majówkę na praski

brzeg Wisły. Z wrzawą przeprawili się wynajętą łodzią przez rzekę. Wśród zarośli

biesiadowali, obficie racząc się alkoholem. Okoliczności sprzyjały romantycznym

zbliżeniom1182.

Ponieważ w drugie połowie XIX wieku Saska Kępa przyciągała w wiosenne i letnie,

pogodne dni oraz święta przede wszystkim stołeczny proletariat, to poziom praktykowanych

tam rozrywek daleko odbiegał od splendoru uroczystości, jakie chciał ludności Warszawy

ofiarować August III. Nieliczne, i przy tym dość ubogie, jeśli chodzi o kwestię kultury czasu

wolnego, świadectwa pochodzące ze środowiska robotniczego nader powierzchownie ukazują

zwyczaje tego kręgu społecznego. Działacz „Proletariatu” Adolf Kiełza bardzo pobieżnie

1180

Światła i cienie, „Wędrowiec” 1893, nr 28. 1181

Na Saskiej Kępie, „KW” 1898, nr 127, s. 6. 1182

I. Dąbrowski, Felka, Londyn 1957, s. 73-75.

Page 289: Praca Marek - O Turystyce

289

wspominał robotnicze wycieczki na Saską Kępę1183

, a Józef Retke – majówkę zorganizowaną

przez PPS w roku 18991184

.

Znacznie bogatsze od robotniczych są wspomnienia reprezentantów wyższych warstw

społecznych. Na charakterystyczne dla Saskiej Kępy obyczaje spoglądali oni tyleż z

zaciekawieniem, co i z dystansem. W relacjach podkreślali różnicę miejsc zajmowanych w

społecznej hierarchii przez nich samych i opisywanych bohaterów. Bronisław Dziubek,

obszernie cytowany w poprzednich rozdziałach urzędnik fabryczny, a zarazem mieszkaniec

robotniczego Powiśla i częsty bywalec Saskiej Kępy na przełomie XIX i XX wieku, nawet z

pewną sympatią, a na pewno ze znajomością rzeczy opisywał uciechy, czekające na

warszawskich proletariuszy na prawym brzegu Wisły. O udającą się na Kępę klientelę

zawzięcie rywalizowały dwa konkurujące ze sobą przedsiębiorstwa – Fajansa i Górnickiego.

Oferowały one przeprawę łodziami, zabierającymi na chybotliwy pokład po 60 – 80 osób.

Dorośli za emocjonujący rejs płacili 5 kopiejek, a dzieci – 3. Na praskim brzegu na tych,

którzy tym sposobem zdołali wyrwać się z opresji spieczonych upałem murów i bruków,

czekały piaszczyste plaże, dające nieograniczone możliwości kąpieli. Pośród lasków i zarośli

zaszywały się całe rodziny i kompanie przyjaciół. Na kocach i hamakach kontemplowano

bliskość natury. Raczono się przywiezionym w koszykach własnym prowiantem. Amatorzy

trunków szturmowali progi takich świątyń gastronomii jak „Prado”, czy wspominane już

gospody „Pod Kotwicą” i „Pod Dębem”1185

.

Wedle świadectwa Dziubka, świąteczny piknik na Saskiej Kępie stanowił dla

warszawskich robotników, zwłaszcza tych najlepiej znanych pamiętnikarzowi – pracujących i

mieszkających na Powiślu – nie tylko konwencjonalną rozrywkę, zabawę, ale celebrowaną

solennie wyprawę za miasto. Był w istocie namiastką podróży: obyczajem, wymagającym

przygotowań, mobilizującym całe rodziny, stanowiącym dzięki swemu charakterowi istotną

odmianę w szarym, codziennym, miejskim życiu proletariatu. Przeprawa krypą przez Wisłę,

słoneczne i rzeczne kąpiele, tańce, śpiewy, biesiady i pijatyki pośród krzaków i zagajników –

wszystko to stanowiło stosunkowo łatwo dostępny ekwiwalent podróży dalekiej,

nieosiągalnej, kojarzonej z aktywnością warstw uprzywilejowanych.

1183

A. Kiełza, Wspomnienie o Janie Rosole [w:] W pracy i w walce. Wspomnienia robotników warszawskich z

przełomu XIX i XX wieku, opr. J. Durko, Warszawa 1970, s. 37. 1184

J. Retke, Na Grzybowie, Powiślu, na Pradze [w:] W pracy i w walce, op. cit., s. 195. 1185

B. Dziubek, op. cit., s. 25-28.

Page 290: Praca Marek - O Turystyce

290

Stanisław Brzeziński, snobujący się nieco na ścisłą swą przynależność do

warszawskiej elity, wyniośle stwierdzał, że liczne, letnie restauracje Saskiej Kępy przyciągały

niższe sfery, gustujące w niedrogich zabawach z tańcami1186

. Podobnie Jadwiga Waydel

Dmochowska wiązała atrakcyjność Kępy z niewyszukanymi rozrywkami, stanowiącymi

magnes dla warstw plebejskich: „(…) z pierwszą trawką rozpoczynał się sezon piwogródków

i karuzeli”1187

. Autorka Dawnej Warszawy przytaczała słowa popularnej, podwórzowej

piosenki:

„Saska Kępa zielenieje,

tańczą kuchty i złodzieje,

i panowie oficery,

i pospólstwo różnej sfery”1188

.

Popularną tę przyśpiewkę cytuje również Józef Mineyko, który w nadzwyczaj

plastyczny sposób ukazał atmosferę świętowania na prawym brzegu Wisły: „Latem w święta

Saska Kępa raptem się ożywiała. Dwie firmy posiadające statki na Wiśle, Fajans i Górnicki

(obie żydowskie), rozpoczynały pomiędzy sobą konkurencyjną walkę. Więc już od rana

gwizdy syreny, zapraszanie gości, nawoływanie i wychwalanie swoich statków rozlegały się

przez dzień cały. Podróż długa nie była, bo od mostu Kierbedzia na praską stronę do Saskiej

Kępy. Saska Kępa przedstawiała w gruncie mokradła. Wąskie ścieżki prowadziły w głąb

Kępy. Tam jak oazy stały budy. Wewnątrz bud był zwykle jeden pokój trochę obszerniejszy,

gdzie tańczono, zaś na zewnątrz stały bufety z zakąskami, z wódką i piwem. Publiczność

składała się przeważnie z rzemieślników, drobnych kupców i innych mieszkańców miasta

(liczba robotników wtedy w Warszawie [lata 90-e] była nieznaczna [sic!]. Publiczność

wystrojona, spotykały się i cylindry, a wśród młodzieży niejeden kandydat na męża w

lśniących i parzących nogi lakierkach, z kwiatem w butonierce zabawiał zapamiętale ładne

warszawianki. Skrzypce, harmonia i bęben czekały na gości, a gdy muzyka zagrała skocznego

oberka, młodzież rzucała się do tańca. Im dalej, tym żwawiej szła zabawa, bo i rodzice czuli

się młodsi, czas więc wesoło upływał. Jednak w późniejszych godzinach na Kępie rozmaicie

1186

S. Brzeziński, op. cit., s. 358-359. 1187

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 212. 1188

Tamże.

Page 291: Praca Marek - O Turystyce

291

bywało, więc poważne matrony zabierały swoje córy i opornych mężów do domu, aby nie

słuchali i płochych piosenek (…)”1189

.

Z większą jeszcze wyniosłością, bądź co bądź przynależną zajmowanej pozycji

społecznej, wspominała Saską Kępę Zofia z Tyszkiewiczów Potocka: „W latach mojego

dzieciństwa [początek XX wieku] Saska Kępa nie była elegancką dzielnicą stolicy. Gniazdo

szumowin i właściwie niebezpiecznie było udawać się tam samotnie. Jednak podczas

wiosennych i letnich dni świątecznych warszawiacy chętnie spędzali czas na świeżym

powietrzu”1190

. Dodać do wywodów hrabianki należy, że dla znakomitej większości

mieszkańców miasta wyprawa za Wisłę była właściwie jedyną szansą na zakosztowanie

owego świeżego powietrza.

Bielany.

Bardziej atrakcyjnym, ale i nieco trudniej dostępnym miejscem podmiejskiej rekreacji

były Bielany. W leśnych ostępach na północ od granic miasta król Władysław IV ufundował

w I połowie XVII wieku świątynię i klasztor kamedułów. U schyłku wieku XIX okolice

klasztoru miały już za sobą długą i bogatą historię, związaną z wypoczynkiem i

spektakularnymi rozrywkami mieszkańców Warszawy. Za sprawą Stanisława Augusta

Poniatowskiego, począwszy od 1766 roku, Bielany rokrocznie, w dzień Zielonych Świąt były

areną igrzysk, konkursów, biesiad, iluminacji, koncertów i przedstawień. Aż do ostatecznego

upadku Rzeczypospolitej do kniei wokół kamedulskiej pustelni wyruszał monarszy dwór z

całym orszakiem. Towarzyszyła mu licznie arystokracja, ziemianie, bogate mieszczaństwo i

tysiączne rzesze mieszczaństwa, przypatrującego się rozrywkom elit, ale też i zażywającego

uciech, specjalnie dlań przygotowanych1191

.

III rozbiór i pruskie panowanie przyczyniły się do obumierania tradycji, jednak

odrodziła się ona w dobie Księstwa Warszawskiego, by z całą mocą rozkwitnąć w

konstytucyjnym okresie Królestwa Polskiego. W latach dwudziestych XIX wieku, w Zielone

Świątki, wodą – łodziami, lądem – przez luksusową dzielnicę Fawory, ciągnęli ku Bielanom

przedstawiciele najwyższych elit, jak i lud warszawski. Lasy wokół klasztoru były „zielonym

salonem” stolicy. Wyższe sfery celebrowały prezentację najnowszej mody i oddawały się

wysoce kulturalnemu relaksowi. Drobnomieszczaństwo i rzemieślnicy podpatrywali warstwy

1189

J. Mineyko, op. cit., s. 71. 1190

Z. Potocka z Tyszkiewiczów, op. cit., t. I, s. 137. 1191

W. L. Karwacki, Zabawy na Bielanach, Warszawa 1978, s. 9-19.

Page 292: Praca Marek - O Turystyce

292

uprzywilejowane i starali się naśladować ich obyczaje. Lud gustował w beztroskich

biesiadach, śpiewach i tańcach, które z kolei budziły zainteresowanie życzliwie oglądających

je pań i panów z towarzystwa. Jak podaje dziejopis Bielan, Władysław Lech Karwacki,

„Koegzystowały ze sobą wszystkie warstwy, chociaż każda z nich spędzała czas według

własnych upodobań i obowiązujących norm towarzyskich”1192

.

Katastrofa powstania listopadowego zmieniła oblicze bielańskich rozrywek.

Wybudowanie Cytadeli wymusiło zmianę trasy dojazdu do kamedulskiego klasztoru. Upadek

wielu państwowych instytucji i likwidacja narodowej armii osłabiły warszawskie elity.

Tradycyjne odpusty nabrały bardziej ludowego charakteru. Miejsce arystokracji i ziemiaństwa

zaczęła zajmować rodząca się z wolna warszawska burżuazja, która – dawnym wzorem –

łaskawie asystowała w rozrywkach plebejuszy1193

. Raczkująca industrializacja i wzrost liczby

ludności przyniosły innowacje w sposobie peregrynowania na Zielonoświątkowe zabawy. W

połowie lat 30-ych pojawiły się konne omnibusy, a w następnej dekadzie wielką popularność

zaczęły zdobywać statki parowe. Zwolennicy tradycji wciąż jednak korzystali z kryp i łodzi

rybaków i flisaków. Większość spośród 40 tysięcy niezamożnych uczestników odpustów

podążała jednak do kamedułów piechotą1194

.

Od lat 70-ych bielańskie uroczystości zaczęły tracić już jakiekolwiek pozory

elitarności. Bardziej proletariacki, prosty charakter rozrywek zaczął odstręczać ostatnich

reprezentantów arystokracji czy burżuazji. Z bywania na Bielanach rezygnowało także nieco

zamożniejsze drobnomieszczaństwo. Zaczynający dominować plebejusze źle znosili

natarczywe obserwowanie ich zabaw i grubiańsko odnosili się do nowobogackich, którzy

próbowali kontynuować niegdysiejsze zwyczaje. Przedstawiciele warstwy średniej, zarówno

ci o dawniejszej metryce, jak i nowo dołączający do tej grupy, coraz rzadziej pojawiali się na

Bielanach1195

. Podobnie, nie na długo zagościli w podklasztornych lasach cykliści i

wioślarze1196

. Wywodzili się wszak z wyższych kręgów społecznych i dbali o przestrzeganie

towarzyskich norm.

„Model ludowego festynu bielańskiego”1197

ostatecznie ukształtował się pod koniec

XIX wieku. Wstępem była wyprawa statkiem, omnibusem, dorożką lub po prostu na piechotę.

1192

W.L. Karwacki, op. cit., s. 28. 1193

Tamże, s. 30 – 34. 1194

Tamże, s. 35-37. 1195

Tamże, s. 44-52. 1196

Tamże, s. 80. 1197

Tamże, s. 142.

Page 293: Praca Marek - O Turystyce

293

Na miejscu uczestniczono w mszy w pokamedulskiej świątyni, zwiedzano poklasztorne

zabudowania i oglądano tamtejsze zbiory sztuki (nie najwyższych zresztą lotów). Następnie

odwiedzano katakumby i grób Stanisława Staszica, rozdawano jałmużnę żebrakom1198

.

Podniosła i poważna część zielonoświątkowych obchodów czyniła z Bielan, wedle słów

Karwackiego „plebejski Wawel”1199

. Po uroczystościach odpustowych następowały

prawdziwie ludowe zabawy: tańce, śpiewy, biesiady, popisy Cyganów. Szczególną

popularnością cieszyły się diabelskie młyny, karuzele, fotoplastykony, teatry marionetek,

pokazy sztukmistrzów, strzelnice. Regenerację nadwątlonych szaleństwami sił zapewniała

konsumpcja zwiezionych prowiantów. Masowo korzystano z prowizorycznych restauracji,

oferujących produkty niewyszukanej gastronomii: kiełbasę, flaki, grochówkę i sodową wodę.

Obficie raczono się w namiotach piwnych1200

. Bielańskie uciechy końca belle epoque otaczała

atmosfera skandalu. Pośród lasu flirtowano, wymieniano czułości, pary znikały w gęstwinie…

Dochodziło też do pijatyk, bijatyk i burd. Często interweniowała policja1201

. Nie było łatwo

utrzymać porządek wśród 30-40 tysięcznej rzeszy rozochoconego, warszawskiego

proletariatu.

Podobnie jak przypadku pikników na Saskiej Kępie, dla najniższych warstw stołecznej

społeczności eskapada na Bielany być musiała namiastką niedostępnej, dalekiej podróży.

Statek, rzeka, las, uroczysta atmosfera, obcowanie z pamiątkami przeszłości – wszystko to

dawało wrażenie uczestniczenia w podróży i zażywania wypoczynku. Wrażenie tym

intensywniejsze i bogatsze niż w przypadku Saskiej Kępy, że w pełnej krasie rozkwitające raz

do roku – na Zielone Świątki. Nie bez znaczenia był też fakt, że uboższa ludność stolicy,

dążąc corocznie w bielańskie lasy, naśladowała obyczaj zapoczątkowany przez ostatniego

króla Polski i kultywowany długo przez najznamienitsze elity. Pozwalało to na hołubienie w

świadomości warszawskich proletariuszy przekonania o wyjątkowości i nadzwyczajnym

charakterze bielańskich festynów. Elity zaś opuściły w drugiej połowie XIX wieku Bielany

nie tylko z powodu sproletaryzowania tamtejszych odpustów. Znamienny, a nie dostrzeżony

przez W. L. Karwackiego, jest fakt, że nagły spadek popularności Bielan wśród arystokracji,

burżuazji i inteligencji zbiegł się w czasie z narodzinami warszawskiego węzła kolejowego.

Połączenie Warszawy ze światem Zachodu w 1849 roku, a następnie budowa linii wiodących

na wschód w latach 60-ych i 70-ych umożliwiło zamożnej publiczności dużo łatwiejsze

1198

Tamże, s. 80-91. 1199

Tamże, s. 85. 1200

Tamże, s. 90-105. 1201

Tamże, s. 119-125.

Page 294: Praca Marek - O Turystyce

294

opuszczanie miasta. W celu zażywania kontaktu z naturą, pomnikami przeszłości czy choćby

rozrywki podróżowano dalej, częściej i nieporównanie bardziej atrakcyjnie niż w bielańskie

ostępy – raz do roku, w 40-tysięcznym tłumie. Szczęśliwcy, którzy mogli sobie na to

pozwolić, wybierali podróż autentyczną, wartościową. Lud musiał się zadowolić – namiastką.

Źródłowy wizerunek Bielan ukazuje przemożne dążenie proletariatu do jak

najpełniejszego wykorzystania krótkiego wyjazdu za miasto. Zarazem widoczny jest dystans,

jaki coraz bardziej dzielił obyczaje elit i warstw uboższych. Ciekawie funkcjonowanie tych

zjawisk w ostatniej dekadzie XIX wieku nakreślił Józef Mineyko: „W dniu Zielonych

Świątek mieszkańcy Warszawy śpieszyli statkami, wozami lub piechotą do lasku na Bielany.

Tam już od rana korzystało się z pięknej, letniej pogody, świeżego powietrza i możliwości

wyciągnięcia się wygodnie na miękkim mchu lub pachnącej murawie. Śniadanie brało się z

sobą, spożywało się je w lasku, pozostawiając bez troski brudne papiery, puste butelki na

ziemi. Opodal były suto zaopatrzone bufety, nie brakowało więc jedzenia ani wypitki. (…)

gdy słońce zaczynało się już chować poza drzewa, a chłodek wieczorny przypominał, że noc

się zbliża, ten, kto lubił spokój, wolał opuścić uroczy lasek i powrócić bez przeszkód do

domu, bo lasek stawał się burzliwy i nie raz błysnęły tam noże, mitygowane przez energiczną

policję”1202

.

To, co dla wywodzącego się z ziemiaństwa Mineyki było w latach 90-ych passé,

dekadę wcześniej nie wydawało się żadną niestosownością Stanisławowi Twardo. Jego

solidna, mieszczańska rodzina jeszcze kultywowała dawne tradycje. „W kantorze Hegnera

rodzice moi zamawiali <<lando>> dla wyjazdu rodziny wraz z pomocą domową, zapasami,

samowarem i zastawą – na tradycyjną całodzienną wycieczkę na odpust do Wilanowa lub w

Zielone Święta na Bielany. Umawiano się z przyjaciółmi, zapraszano gości, na zielonej

trawce rozkładano wielką serwetę i koce, nastawiano samowar oraz rozkładano zapasy. Idylla

maleńka taka! Wokół grały katarynki, fruwały baloniki, kręciły się wróżki – cyganki polujące

na naiwnych, głośne rozlegały się śmiechy”1203

.

Nadzwyczajną popularność, ale też i ewolucję bielańskich odpustów odnotowywała

warszawska prasa, systematycznie, corocznie informująca o uroczystościach. O wadze i

długowieczności tradycji przypominał czytelnikom w 1898 roku „Wędrowiec”1204

.

1202

J, Mineyko, op. cit., s. 71. 1203

S. Twardo, op. cit., Ogniwo 1, s. 3. 1204

Bielany, „Wędrowiec” 1898, nr 22.

Page 295: Praca Marek - O Turystyce

295

Zmieniające się z upływem lat dziennikarskie doniesienia poddał analizie Władysław

Karwacki1205

.

Lądem i wodą do podmiejskich parków i na zieloną trawkę.

Warszawiacy, złaknieni wypoczynku na łonie natury, udawali się, oprócz Saskiej

Kępy i Bielan także do Wilanowa czy choćby tuż za wolskie rogatki. Niemałą popularnością

cieszyły się rozległe, parkowe tereny majątku Potockich w Jabłonnej. Również i tam ciągnęli

warszawiacy wszelkimi, dostępnymi sposobami. W lipcu 1878 roku „Kurier Warszawski”

donosił o nadzwyczajnej popularności tego miejsca:

„Liczne grono żądnych świeżego powietrza warszawiaków odwiedza w każdą

niedzielę i święto urocze miejscowości Jabłonny i bogaty w starożytne pamiątki pałac.

Karetka pocztowa, kursująca od stacji do samej wsi, ułatwia komunikację. Nie wszyscy

jednakże spacerowicze udają się tą drogą. W ubiegłą niedzielę na przykład spore grono

warszawiaków kołysało się w ozdobnej łodzi po błękitnych falach Wisły, kierując się ku

Jabłonnie. Przebywa tam też wielu warszawiaków na letnim mieszkaniu”1206

.

Jabłonna, jako miejsce pikników mniej zamożnych warszawiaków, ale i atrakcyjne dla

amatorów wilegiatury, była na tyle popularna, że kwestia odpowiedniej komunikacji

stanowiła przedmiot troski stołecznej prasy. W roku 1891 „Kurier Warszawski” ubolewał, że

mieszkańcom stolicy, spragnionym odpoczynku w parku Potockich, musi wystarczać jeden

tylko konny omnibus dziennie. Sprzyjać to miało pazerności dorożkarzy, żądających aż 25

kopiejek za kurs z Warszawy do Jabłonnej1207

! Zagadnienie środków transportu publicznego,

mających uprzystępnić warszawiakom popularne miejsca wypoczynkowe w ogóle traktowane

było przez prasę z wielką uwagą. Cena, częstotliwość kursowania, użyteczność, wygoda

decydowały wszak o możliwościach skorzystania z odpoczynku przez najszersze rzesze tych,

dla których kilkunastogodzinny wyjazd poza rogatki był jedyną formą kontaktu z naturą.

Szczególne nadzieje i oczekiwania wiązano z przedsiębiorstwami żeglugowymi, a zwłaszcza

z wiodącą firmą Maurycego Fajansa. W kwietniu 1873 roku „Kurier” relacjonował

przygotowania do nowego sezonu, zapowiadał uruchomienie wycieczek po Wiśle oraz rejsów

do Płocka i postulował: „Pożądanym by było, ażeby komunikacja z Wilanowem, z tym

1205

W. L. Karwacki, op. cit., s. 46-80. 1206

Wiadomości miejscowe, „KW” 1878, nr 164, s. 2. 1207

Komunikacja z Jabłonną, „KW” 1891, nr 217, Dod. Por. s. 2.

Page 296: Praca Marek - O Turystyce

296

ulubionym miejscem letnich wycieczek warszawian, mogła być nareszcie urządzoną za

pomocą statku parowego”1208

.

Z wielkim uznaniem aktywność przedsiębiorstwa Fajansa opisywał nawet

wymagający i krytyczny wobec rzeczywistości „Przegląd Tygodniowy”. W roku 1900

entuzjastycznie chwalił oferowane przez wiślanego przewoźnika jednodniowe wycieczki

parowcem Wisłą do Czerska i Czerwińska1209

. Rok później natomiast „Przegląd” ganił

Fajansa, że zaniedbuje już organizację dalszych rejsów, rozbudowując za to ofertę krótkich

spacerów statkiem po Wiśle1210

. Najwyraźniej firma dostosowała się do zapotrzebowania

rynku. Należy zatem przypuszczać, że dalsze, kosztowniejsze wycieczki nie cieszyły się

takim wzięciem. Mniej zamożną klientelę zadowalały tańsze i krótsze rejsy, które i tak

dawały miraż wypoczynku, podróży, obcowania z przyrodą. „Przegląd Tygodniowy”, wierny

pozytywistycznym ideom, ubolewał nad tym. Redakcji bardzo zależało, aby najszersze rzesze

warszawiaków mogły korzystać w jak najbardziej wartościowy sposób z rekreacji poza

miastem.

Prawdziwie czarnym charakterem prasowych relacji dotyczących krótkich wypadów

za miasto były przedsiębiorstwa kolejowe. Wiązano z nimi największe nadzieje, wyznaczano

ambitne cele i zawzięcie krytykowano. Sieć połączeń kolejowych, oplatających Warszawę,

dawała bardzo duże możliwości wyjazdu ze stolicy. Z dróg żelaznych, co oczywiste,

korzystali udający się w dalekie podróże przedstawiciele warstw zamożnych. Pociągi służyły

również przebywającym na wilegiaturze. W niedzielę i święta do podwarszawskich

miejscowości na pikniki, podobne do tych, które urządzano w Jabłonnej, na Bielanach i

Saskiej Kępie, udawali się koleją przedstawiciele uboższych warstw społeczności miasta.

Już w 1873 roku „Kurier Warszawski” odnotował popularność „niedzielnych

wycieczek kolejowych” do Pruszkowa, Grodziska i Skierniewic1211

. Niemal dwadzieścia lat

później dziennik donosił o wprowadzeniu na kolei petersburskiej specjalnych biletów

„spacerowych” z upustem 25% i abonamentowych – do najbliższych miejscowości (w formie

książeczek uprawniających do 20 przejazdów) – z upustem 40%. Dostępne były one w

sezonie letnim – od 18 maja do 27 września. Bilety „spacerowe” miały być sprzedawane w

1208

„KW” 1873, nr 82, s. 1. 1209

Echa warszawskie, „PT” 1900, nr 31, s. 2. 1210

Echa warszawskie, „PT” 1901, nr 32, s. 6. 1211

Wiadomości miejscowe, „KW” 1873, nr 135, s. 3.

Page 297: Praca Marek - O Turystyce

297

niedziele i święta1212

. Podobne promocje wprowadzano na innych, konkurencyjnych liniach –

wiedeńskiej1213

, terespolskiej1214

, nadwiślańskiej1215

. Udogodnienia takie umożliwiały

liczącym się z kosztami warszawiakom systematyczne odwiedzanie w porze letniej takich

atrakcyjnych, wówczas, miejscowości jak Wołomin, Tłuszcz i Łochów przy kolei

petersburskiej; Jabłonna, Wawer, Otwock przy linii nadwiślańskiej; Pruszków i Grodzisk –

przy wiedeńskiej; Miłosna i Mrozy przy terespolskiej1216

. W 1891 roku do potężnych

kolejowych przewoźników dołączyła kolejka wilanowska, kursująca „od rogatek

wilanowskich do głównej drogi czerniakowskiej”1217

. To ona właśnie zapewniała połączenie z

Wilanowem.

Sezonowe, letnie bilety były na przełomie wieków oferowane corocznie. Rzec można,

stały się pewną tradycją, chętnie przyjmowaną przez warszawiaków. Tym niemniej jakość

świadczonych przez koleje usług pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Prasa pełna była

doniesień o rozmaitych uchybieniach i kłopotach. Gdy, na przykład, naczelnik stacji w

Jabłonnej odmówił ostemplowania biletów powrotnych i odprawienia wieczornym pociągiem

pasażerów do Warszawy, „Kurier” grzmiał: „Można by to tolerować w omnibusie kursującym

z Muranowa na Pragę, ale nigdy na kolei, która powinna być instytucją ogólnej potrzeby i

ogólnego pożytku”1218

. Prasa, chcąca widzieć koleje jako przedsiębiorstwa jak najlepiej

służące społeczeństwu, gorliwie piętnowała przypadki opóźnień1219

, czy braku miejsc w

wagonach1220

. Stale kpiono z jakości taboru. Celowały w tym zwłaszcza pisma satyryczne.

„Kolce” ilustrację Pociąg świąteczno-spacerowy, ukazującą zatłoczony ponad wszelką miarę

przedział, opatrzyły opinią: „Oszczędność węgla stanowi główną zaletę dobrze

uorganizowanej Administracji; człowiek, czyli tak zwany pasażer, powinien pozostać na

drugim planie, zwłaszcza, że umartwienie ciała jest jednym z głównych warunków

odpustowych”1221

. „Mucha” w 1878 roku zamieściła obrazek przedstawiający szereg

wagonów, w tym także otwartych platform, w których kłębił się gęsty tłum, a pośród głów

1212

„KW” 1891, nr 127, s. 3. 1213

„KW” 1891, nr 130, s. 3. 1214

„KW” 1891, nr 131, s. 3. 1215

„KW” 1891, nr 145, Dod. por., s. 4. 1216

Tamże. 1217

„KW” 1891, nr 135, s. 4. 1218

Nieporządki kolejowe, „KW” 1891, nr 154, s. 6. 1219

Nieporządki kolejowe, „KW” 1891, nr 175, s. 4. 1220

Brak miejsca, „KW” 1891, nr 253, s. 4. 1221

„Kolce” 1875, nr 34, s. 8 (272).

Page 298: Praca Marek - O Turystyce

298

wystawały wierzgające nogi. Za wystarczający komentarz służył podpis: „Pociąg spacerowy

(z powrotem bezpłatnym)”1222

.

Na niedostatek dogodnych dla pasażerów połączeń narzekał „Przegląd Tygodniowy” –

jak zawsze poważny, stroniący od taniej sensacji, domagający się zaspokojenia społecznych

potrzeb. W 1898 roku felietonista „Przeglądu” z sarkazmem stwierdzał, że kolej warszawsko-

wiedeńska wprowadziła na początku letniego sezonu dwa nowe pociągi, które umożliwiały

wyjazd za miasto zaledwie 400 warszawiakom. Tymczasem, wedle dziennikarza, z trzykroć

mniejszego Wrocławia w każde święto wyjeżdżało koleją 20 do 30 tysięcy osób, a z Wiednia,

ze wszystkich dworców, pociągi odchodziły co kwadrans1223

!

Utrzymane w podobnym duchu doniesienia prasowe tworzyły wokół zagadnień,

zdawać by się mogło, czysto komunikacyjnych aurę wyższej społecznej konieczności.

Zapewnienie wypoczynku poza miastem jak najszerszym kręgom społeczeństwa, także tym

najbiedniejszym, traktowano jako misję. Przekonanie o potrzebie, o konieczności

wypoczynku docierało za pośrednictwem takich publikacji do środowisk, które wcześniej, w

pierwszej połowie XIX wieku nie mogły pozwolić sobie na częstsze czy bardziej atrakcyjne

wyprawy za miasto. Dzięki temu w niższych kręgach społecznych zaczęto przedsiębrać

rozmaite inicjatywy rekreacyjne i wycieczkowe. Prasa entuzjastycznie witała i solennie

relacjonowała podobne wydarzenia. Chwaliła je, a przy okazji dostarczała argumentów na

rzecz ich organizowania i upowszechniania.

„Wycieczki korporacyjne”.

Szczególnym zainteresowanie stołecznych periodyków cieszyły się masowe, niekiedy

kilkusetosobowe jednodniowe wyprawy, organizowane przez przedstawicieli określonej

profesji czy środowiska. Przygotowania do „wycieczek korporacyjnych”, zapisy, podobnie

jak i sam ich przebieg, ekscytowały warszawską prasę. Na łamach dzienników i czasopism

poświęcano im bardzo wiele miejsca. Począwszy od lat osiemdziesiątych zbiorowe wyjazdy

rozmaitych grup zawodowych podejmowane były corocznie, miały uświęcony tradycją

program i charakter, integrowały dane środowisko. Wziąwszy pod uwagę entuzjastyczny ton

prasowych relacji, można stwierdzić, że traktowano je jako ważne wydarzenia w życiu

społeczności miasta.

1222

„Mucha” 1878, nr 36, s. 3. 1223

Echa warszawskie, „PT” 1898, nr 26, s. 208.

Page 299: Praca Marek - O Turystyce

299

U schyłku XIX wieku obyczaj gromadnego świętowania początku sezonu letnich

wycieczek skwapliwie praktykowali warszawscy drukarze. W 1891 roku już 17 maja „Kurier

Warszawski” zapowiadał planowaną na 7 czerwca wycieczkę do Młocin. Redakcja zwracała

uwagę, że organizatorzy – zachęceni powodzeniem z poprzedniego roku – zapowiadali nowe,

liczne atrakcje1224

. Tydzień później, budując związane z oczekiwaniem napięcie,

przypominano o mającym nastąpić wydarzeniu i donoszono o kurczącej się liczbie

biletów1225

. 2 czerwca „Kurier” podawał program przygotowywanej imprezy1226

, aż wreszcie

8 czerwca przynosił obszerną, homerycką niemal relację z jej przebiegu. Czytelnicy

dowiedzieli się, iż „szczerze familijne zebranie dziatwy Gutenberga” zgromadziło przeszło

500 osób. Rozpoczęło się o godzinie 7 rano niedzielnym nabożeństwem w archikatedrze. Już

o ósmej wycieczkowicze, wynajętymi w przedsiębiorstwie Górnickiego parostatkami, udali

się do Młocin. Tam gromadnie biesiadowano przy śniadaniu, a następnie słuchano deklamacji

i popisów chóru, pod dyrekcją pana Piętki. Bawiono się przy grach dzieci, puszczano balony.

Podziwiano także „produkcje magiczne” pana Rybki. „Fotograf Twardzicki wysłał swego

reprezentanta, pana Kuliczkowskiego, z aparatem dla zdjęcia ważniejszych momentów

zabawy”. W drodze powrotnej, o 20.30, ze statków na Wiśle puszczano rakiety i sztuczne

ognie. Impreza musiała być naprawdę udana, skoro – jak stwierdzał „Kurier” – „zapełniono

braki, jakie na zeszłorocznej zabawie odczuć się dały”1227

.

Majówki drukarzy na trwałe weszły do kalendarza stołecznych atrakcji. Podobne

wyprawy organizowano systematycznie na przełomie maja i czerwca. Zawsze poprzedzała je

msza, za środek lokomocji służyły jednostki wiślanej floty, a na Młocinach, oprócz

wymienionych już rozrywek praktykowano piesze wyścigi, loterie fantowe, hucznie fetowano

powrót, który zwykle następował koło północy1228

. Trudno, oczywiście, uznać jednodniowe,

choćby najbardziej spektakularne, wyprawy poza miejskie rogatki za podróż czy choćby

minimalistyczną formę turystyki. Wydaje się jednak, że dla środowisk mniej zamożnych, dla

ludzi przywiązanych obowiązkami do warsztatów pracy, stanowiły one ekwiwalent bardziej

wartościowych i atrakcyjnych wyjazdów. Stąd też brało się pragnienie jak

najintensywniejszego przeżycia, doświadczenia, stąd wynikała skłonność do spektakularnej

celebry.

1224

Wycieczka drukarzy, „KW” 1891, nr 135, s. 4. 1225

Wycieczka drukarzy, „KW” 1891, nr 142, s. 5. 1226

Wycieczki, „KW” 1891, nr 151, s. 3. 1227

Do Młocin, „KW” 1891, nr 157, s. 3. 1228

Zabawa drukarzy, „KW” 1893, nr 167, s. 5; Wycieczka drukarzy, „KW” 1898, nr 175, s. 4.

Page 300: Praca Marek - O Turystyce

300

Nie może dziwić fakt, że w prasowych relacjach tak bogato wypadał opis rozrywek

drukarzy. Po pierwsze, było to środowisko robotnicze szczególnie światłe, a z racji

naturalnego związku ze światem prasy i książki świadome panujących mód i trendów. Po

drugie, nie bez znaczenia były kontakty redakcji czasopism z drukarzami, co ułatwiało

przepływ informacji i ciepłą życzliwość w informowaniu o życiu kręgu uczestniczącego w

wydawaniu warszawskich periodyków.

W majówkowej aktywności i nadzwyczajnym upodobaniu do organizowania

wycieczek nie ustępowali drukarzom warszawscy subiekci. Do wręcz widowiskowego

świętowania podchodzili oni z należytą starannością. Również temu środowisku poświęcał

uwagę „Kurier”: „W dniu 31 maja [1891 r.] z powodu procesji Bożego Ciała projektowana

wycieczka zbiorowa za miasto subiektów miasta Warszawy nie przyjdzie do skutku.

Odłożono ją do czerwca. W program zabawy tańce nie wchodzą, natomiast ma być odegraną

przez amatorów jednoaktówka”1229

. Na początku czerwca gazeta donosiła, że subiekci 21

czerwca udadzą się: „(…) statkami Górnickiego do uroczej miejscowości <<Potocka Kępa>>,

niedaleko Bielan”1230

. W obszernym, reporterskim sprawozdaniu z wydarzenia donoszono:

„Wycieczka subiektów. Przede wszystkim – udała się… <<Radziwiak>> Górnickiego

wyruszył do Młocin o godzinie 13.30, unosząc na swym pokładzie i gabarze 291 osób. Wielu

z uczestników wycieczki udało się naprzód ekwipażami i w dorożkach, tak, że po przybyciu

na miejsce znalazło się z górą 350 osób, a w tej liczbie [chór] <<Duda>> Towarzystwa

Wioślarskiego i 23 cyklistów na rowerach i bicyklach”1231

. Jak pisał sprawozdawca, nie obyło

się bez pamiątkowych fotografii, sztuk magicznych, obfitego poczęstunku. Damy

obdarowano bukiecikami róż i pamiątkowymi wachlarzami. „Z kolei oglądano słonia,

próbowano losów w koszach szczęścia, zabawiano się balonem fajerwerkami1232

”. Wielkich

emocji dostarczył powrót – po godzinie 22, wśród grzmotów i ulewy: „Podobno kilkadziesiąt

osób, przeważnie pań, wystraszonych nawałnicą, pozostało w Młocinach w karczmie”1233

.

Gdy w roku 1893 subiekci wybrali się do Jabłonnej, „(…) statek Górnickiego miotany

wodami Wisły, unosił 360 osób”1234

. Uczestnicy majówki tańczyli, ucztowali, wznosili toasty.

Zorganizowano wyścigi rowerowe i wyścigi w workach. Fotografowano, odpalono

1229

Majówka, „KW” 1891, nr 146, s. 3. 1230

Wycieczka, „KW” 1891, nr 127, s. 4. 1231

Wycieczka subiektów, „KW” 1891, nr 171, s. 3. 1232

Tamże. 1233

Tamże. 1234

Wycieczka subiektów, „KW” 1893, nr 167, s. 5.

Page 301: Praca Marek - O Turystyce

301

fajerwerki1235

. Za możność uczestniczenia w wycieczce subiekci stowarzyszeni płacili 2

ruble, a za zaproszonych gości – 3 ruble1236

.

Tak jak drukarze, również i subiekci w kolejnych latach organizowali podobne

przedsięwzięcia1237

. Wolno się domyślać, że i inne grupy zawodowe nie stroniły od

przedsiębrania zbiorowych, hucznych, świątecznych pikników. Doniesienia prasowe na temat

są jednak skąpe. Zapewne nie były to wyprawy ani tak liczne, ani spektakularne. Tradycja

jednak istniała, skoro „Kurier” informował: „Majówka kolejowa. Urzędnicy kolei

dąbrowskiej postanowili urządzić w nadchodzący wtorek majówkę, urozmaiconą

przedstawieniem dramatycznym. Celem wycieczki ma być tym razem [podkr. moje] Saska

Kępa”1238

.

Wypoczynek, rozrywka czy „polityczna robota”?

Gromadne wyjazdy różnych środowisk zawodowych za miasto stały się na przełomie

wieków na tyle popularnym, a nawet powszechnym elementem obyczaju mniej zamożnej

części społeczeństwa Warszawy, że zaczęto je wykorzystywać jako swego rodzaju fasadę,

sztafaż mający skryć cele zupełnie inne niż rekreacja, zabawa, kontakt z naturą. Jeśli zaufać

heroicznym wspomnieniom działaczy socjalistycznych, zebranym przez Jana Durko,

robotnicze wycieczki na Saską Kępę i Pole Siekierkowskie były dogodną okazją dla

aktywistów SDKPiL, jak i PPS, do organizowania pogadanek, odczytów, wygłaszania

wykładów i politycznych przemówień1239

. Śpiewano także rewolucyjne pieśni,

dyskutowano1240

.

Polityczna, agitatorska działalność w ramach robotniczych wycieczek znacznie

ożywiła się w czasie i po zakończeniu rewolucji 1905 roku. Najpewniej podobieństwo jest tu

przypadkowe, ale realia warszawskie przypominają polityczny kontekst wycieczek

organizowanych w tym samym czasie przez rosyjskie stowarzyszenia turystyczne oraz

podejmowane w związku z nimi represje ochrany, o czym wspomniano w I rozdziale. W

Warszawie wyprawy za miasto przedsiębrały zarówno organizacje lewicowe, jak i te

związane z prawicą narodową czy nawet z Kościołem1241

. Aktywność na tym polu nie uszła

1235

Tamże. 1236

Wycieczka dla subiektów, „KW” 1893, nr 176, s. 4. 1237

Wycieczki korporacyjne, „KW” 1898, nr 169, Dod. por., s. 2. 1238

Majówka kolejowa, „KW” 1891, nr 144, Dod. por. , s. 2. 1239

A. Kiełza, op. cit., s. 37-39; J. Retke, op. cit., s. 195. 1240

A. Żarnowska, op. cit., s. 196-198. 1241

A. Żarnowska, op. cit., s. 197.

Page 302: Praca Marek - O Turystyce

302

uwadze władz. W lipcu 1908 roku warszawskie periodyki doniosły, co samo w sobie było już

sensacją, o zatrzymaniu niedoszłych uczestników wycieczki statkiem po Wiśle. „Kurier”

informował, że 26 lipca funkcjonariusze ochrany aresztowali 26-osobową grupę szykującą się

do rejsu pod egidą „Uniwersytetu dla wszystkich”1242

. Tygodnik „Świat” zamieszczał

fotografię i precyzował, że przedsiębrana wyprawa miała się udać trzema parowcami do

Tarchomina, gdzie wspomniany uniwersytet organizował zabawy, koncert i pogadankę

przyrodniczą1243

. Ponieważ w kolejnych dniach i tygodniach prasa nie powróciła już do

podjętego tematu, należy domniemywać, że program eskapady nie był chyba tak zupełnie

niewinny.

„Sprężyści” i ich wielbiciele.

Istotne znaczenie w inspirowaniu podmiejskich wypraw wypoczynkowo-

rozrywkowych miała działalność dwóch, cieszących się wielkim zainteresowaniem i bardzo

zasłużonych, stowarzyszeń: Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego (WTW) i

Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów (WTC). WTW powstało w 1882, a WTC w 1886

roku1244

. W Warszawie schyłku XIX wieku były one w zasadzie jedynymi liczniejszymi

organizacjami społecznymi, na istnienie których zgodziły się władze rosyjskie. Oprócz

prowadzenia działalności czysto sportowej czy rekreacyjnej, odgrywały znaczącą rolę w

organizowaniu życia mieszkańców stolicy. Kajakarskie regaty oraz kolarskie rajdy

przyciągały uwagę warszawiaków, gromadziły tłumy widzów. Zachęcały do spędzania

wolnego czasu poza murami miasta tam, gdzie swym pasjom oddawali się aktywiści obu

towarzystw, zwani z podziwem przez prasę – „sprężystymi”.

Co ciekawe, obie organizacje miały dość elitarny charakter1245

, skupiały ludzi

zamożnych, którzy mogli pozwolić sobie na kosztowny sprzęt sportowy i stosowny strój.

Sama więc jazda na rowerze i wioślarskie wycieczki były raczej udziałem elit, przywilejem

nielicznych. Za to widzowie, wyruszający za miasto, by podziwiać „zwolenników ruchu”,

rekrutowali się w znacznej mierze z uboższych grup społecznych. O działaniach

podejmowanych przez entuzjastów aktywności fizycznej z zapałem informowała prasa.

Rozrywki elit stawały się w ten sposób składnikiem życia całego miasta. Jako atrakcje,

gromadzące złaknionych sensacji widzów, „wyciągały” ludzi poza obręb murów.

1242

Przerwana wycieczka, „KW” 1908, nr 207, Dod. por., s. 2. 1243

Aresztowanie wycieczki, „Świat” 1908, nr 31, s. 23. 1244

S. Kieniewicz, op. cit. s. 288-289. 1245

Tamże; Por. także: S. Brzeziński, op. cit., s. 358-359.

Page 303: Praca Marek - O Turystyce

303

Jednocześnie zaszczepiały w powszechnej świadomości przekonanie, że przebywanie na

świeżym powietrzu, ruch, aktywność, a także podróże – te dalsze i bliższe – są czymś cennym

i wartym naśladowania. Trudno było oprzeć się urokowi doniesienia „Kuriera

Warszawskiego”, który w ten oto sposób witał w kwietniu 1891 roku początek sezonu

warszawskich „sprężystych”: „Pomimo chłodu cykliści już rozpoczęli wyjazdy. W ciągu

ostatnich kilku dni w różnych punktach za rogatkami miasta można było widzieć wielu

cyklistów, dosiadających bicykle, rowery i tandemy. Projektuje się kilka dalszych wycieczek

nie tylko w kraju, lecz i za granicą. Miedzy innymi z inicjatywy pana K. ma być urządzona

taka wycieczka do Pragi Czeskiej na otwarcie wystawy. Wioślarze znów z upragnieniem

oczekują chwil ocieplenia, od tego bowiem zależy otwarcie przystani i rozpoczęcie sezonu

wodnego. Istnieje zamiar otwarcie to połączyć z wycieczką statkiem do halli w

Jabłonnie” 1246

.

Na początku czerwca tego samego roku „Kurier” zapowiadał, wraz ze zbliżającą się

wycieczką drukarzy, „doroczną wycieczkę cyklistów”1247

, a tydzień później dokładnie

relacjonował przebieg imprezy. Rowerzyści zebrali się w swej siedzibie na Dynasach już o

godzinie 7 rano. Przemówienia inaugurujące sezon wygłosili prezes WTC Edward

Chrapowicki i wiceprezes A. Fertner. Po wzniesieniu okrzyków „na rozpoczęcie sezonu”,

zebrani wyruszyli „(…) na stalowych rumakach, zręcznie manewrując przy dźwiękach marsza

<<Cyklista>>.” [Za rowerzystami podążał] „(…) długi na wiorstę wąż bryk i powozów”1248

.

Celem „sprężystych” była Jabłonna, gdzie gości oczekiwał pierwszy prezes WTC August

hrabia Potocki – „Gucio”. Podczas wesołej zabawy spalono „mury” zaimprowizowanego

zameczku „Konsulat w Jabłonnie”. Za zgliszczami czekały na przybyłych „zakąski, flaszki i

bigos”. Sutą biesiadę urozmaicały wyścigi, popisy atletów, puszczanie balonów, monologi.

Zwieńczeniem kolarskiego rajdu był festyn, podobny do tych znanych z Bielan czy Saskiej

Kępy, wszakże bardziej elitarny, na wyższym stojący poziomie1249

.

Z biegiem lat, gdy kolarstwo stawało się coraz popularniejsze i powszechniejsze, prasa

częściej donosiła już nie o okraszanych biesiadami festynach, a o dalszych wycieczkach.

Podejmowane w gronie kilku, kilkunastu, a nawet i kilkudziesięciu osób wyprawy miały też

wybitnie krajoznawczy charakter. Coraz częściej w eskapadach takich brały udział damy. I

tak na przykład w 1893 „Kurier” donosił, że w czterodniową podróż wybrały się panie

1246

Cykliści i wioślarze, „KW” 1891, nr 96, Dod. por., s. 2. 1247

Wycieczki, „KW” 1891, nr 151, s. 3. 1248

Wycieczka cyklistów, „KW” 1891, nr 157, s. 3. 1249

Tamże.

Page 304: Praca Marek - O Turystyce

304

Wnorowska i Truszkowska w towarzystwie braci. Trasa wiodła przez Sochaczew, Łowicz,

Kutno do Kalisza; wracano przez Sieradz, Łask i Łódź1250

. Poważniejsze wyzwanie podjęli

nauczyciel prywatny Józef Staniecki i komisant handlowy Robert Fischl. Na początku maja

1893 roku, odprowadzeni przez towarzyszy, wyruszyli w trzymiesięczną wycieczkę

rowerową do Niemiec1251

.

Amatorom kolarstwa nie było łatwo. 30-osobowa wyprawa do Grójca, również w

maju 1893 roku, została niespodziewanie przerwana. Jej uczestnicy musieli zawrócić do

Warszawy już w Sękocinie „wskutek błota”1252

. Tym niemniej wraz z wydłużaniem się dnia i

poprawą pogody wycieczki cyklistów stawały się coraz częstsze. Już w połowie maja

„Kurier” pisał: „Piękna pogoda wyciąga coraz liczniej zwolenników sportu kołowego extra

muros”1253

. Gazeta informowała, że kilkunastoosobowe grupy cyklistów z Warszawy

docierały do Pułtuska, Nowomińska (Modlina) i Jabłonnej1254

.

Z upływem lat eskapady „sprężystych” przestały budzić takie emocje i

zainteresowanie. Rowery spowszedniały, a warszawiacy przyzwyczaili się do ich

codziennego widoku. W okresie boomu rowerowego na przełomie lat 80-ych i 90-ych

kolarstwo było jednak jedyną, obok dość hermetycznego wioślarstwa, formą aktywności,

która cieszyła się prestiżem i budziła zainteresowanie, będąc kojarzoną z rozrywką elit.

Zarówno dokonania kajakarzy, jak i cyklistów przyczyniały się do popularyzacji spędzania

wolnego czasu poza miastem, na świeżym powietrzu. I odnosiło się to do tych licznych

warszawiaków, których – na razie – nie było stać na zakup „stalowego rumaka” lub kajaka.

Dla najbardziej potrzebujących.

Przeświadczenie o potrzebie, a wręcz o konieczności wypoczywania poza murami

miasta pobudzało, jak to opisano w poprzednim rozdziale, do wyjazdów, podróżowania,

podejmowania kuracji zwłaszcza przedstawicieli warstwy średniej. To głównie inteligencja,

przejmując, naśladując obyczaje elit, przyczyniła się do upowszechnienia tych form

aktywności. Czyniła tak nie tylko z chęci schlebiania modzie i nie tylko ze względu na

dbałość o własny prestiż, determinujący usytuowanie tej grupy na drabinie społecznej.

Jednym z zasadniczych motywów wpływających na spopularyzowanie obyczaju

1250

Wycieczka, „KW” 1893, nr 117, Dod. por., s. 2. 1251

Na rowerach, „KW” 1893, nr 121, s. 4. 1252

Wycieczka cyklistów, „KW” 1893, nr 126, s. 4. 1253

Wycieczki cyklistów, „KW” 1893, nr 133, s. 4. 1254

Tamże.

Page 305: Praca Marek - O Turystyce

305

wojażowania, wilegiaturowania czy poddawania się leczniczym zabiegom była też rzetelna

wiedza na temat dobroczynnego wpływu rozmaitych form pozamiejskiego wypoczynku na

egzystencję jednostki. Pozytywistyczny, społecznikowski duch II połowy XIX wieku kazał

przedstawicielom grup społecznych, aspirujących do przewodzenia społeczeństwu, troszczyć

się o warstwy niższe. Pośród uprzywilejowanych, korzystających z możliwości atrakcyjnej

rekreacji poza murami stolicy, byli i tacy, którzy za swój obowiązek uważali organizowanie

wakacji niezamożnym warszawiakom, niezdolnym do samodzielnego przedsięwzięcia

wyjazdu z miasta. Znakomita większość przedstawicieli środowisk biedniejszych,

proletariackich, nigdy – bez pomocy ze strony światłej i zamożnej części społeczeństwa – nie

zdołałaby zażyć kontaktu z naturą, nie mogłaby cieszyć się dłuższym wytchnieniem od

codziennej pracy czy po prostu od miejskiej, uciążliwej egzystencji.

Jadwiga Waydel Dmochowska oraz Ignacy Baliński, wywodzący się z kręgów

warszawskiej elity, z podziwem wspominali o inicjatywie wysyłania na letnie wakacje dzieci

ubogich mieszkańców miasta. „Najwcześniej jednak zakrzątnięto się koło organizacji kolonii

letnich dla dziatwy najniezamożniejszej ludności”1255

. Jak podaje Baliński, inicjatorem

chwalebnego przedsięwzięcia był naczelny lekarz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej dr

Stanisław Markiewicz, zaś główną organizatorką – Jadwiga z Findeisenów doktorowa

Pawińska. Zakwalifikowane do wyjazdów dzieci ekspediowano do Ciechocinka lub

umieszczano w uczestniczących w akcji dworach ziemiańskich1256

. Bliższe szczegóły na

temat Towarzystwa Kolonii Letnich i postrzegania go przez społeczność stolicy podaje

autorka Dawnej Warszawy. Wspomina, że zawiązano je w Warszawie, w roku 1882, a obok

doktora Markiewicza i Jadwigi Pawińskiej znaczącą rolę w jego działalności odgrywał

Bolesław Prus. Towarzystwo wzorowane było na podobnych organizacjach, istniejących w

Europie Zachodniej (pierwsza powstała w Szwajcarii, w roku 1876). Materialną podstawą

funkcjonowania stowarzyszenia były składki członkowskie i doraźne ofiary: „(…) przez wiele

lat, dzięki pomocy społeczeństwa, zapewniało najbiedniejszym dzieciom wyjazd na lato, coś

w rodzaju wczasów wakacyjnych, na mniejszą oczywiście skalę”1257

.

Kluczowe znaczenie dla powodzenia inicjatywy miała życzliwość zamożnych

właścicieli ziemskich i zarządów stacji klimatycznych. Waydel Dmochowska wspominała, że

Towarzystwo posiadało własne letniska w Łomżyńskiem, ufundowane przez Wilhelma Raua

1255

I. Baliński, op. cit., s . 217. 1256

Tamże. 1257

J. Waydel Dmochowska, Dawna Warszawa, op. cit., s. 345.

Page 306: Praca Marek - O Turystyce

306

(Wilhelmówka, Zofiówka, Michałówka); w Rymanowie – ofiarowane przez jego właścicieli –

Potockich; w Rabce, a także w Ciechocinku, gdzie dzieciom zapewniano także kąpiele

solankowe1258

. Istotną przesłanką powodzenia chwalebnego przedsięwzięcia była atmosfera,

jaką kreowała warszawska prasa. „Kurier Warszawski” w roku 1891 – dziesiątym roku

istnienia Towarzystwa – przypominał czytelnikom: „Dorocznym zwyczajem wkrótce na

mocy upoważnienia władzy będą zbierane dobrowolne składki na rzecz instytucji kolonii

letnich dla biednych, słabowitych dzieci warszawskich; w tym roku ma być takich koloni

10”1259

. Aby zachęcić społeczeństwo do ofiarności i zdać sprawę z dotychczasowych

osiągnięć Towarzystwa, dr Gustaw Fritsche relacjonował na łamach „Kuriera” bilans działań

organizacji: „(…) od 9 lat dobroczynna Warszawa wysyła ubogie dzieci na kilka tygodni na

kolonie, celem pokrzepienia sił i wytępienia zarodka przyszłych chorób. (…) mnóstwo, o

wiele więcej niż kiedykolwiek dzieci zgłasza się z prośbą o wysyłanie ich na wieś”1260

.

Popularność inicjatywy spowodowała, że zainteresowanie środowiska robotniczego

było znacznie większe niż możliwości filantropów. (Jak podaje Anna Żarnowska, w 1903

roku na kolonie letnie zapisało się około 6,5 tysiąca dzieci, a wysłać na kolonie zdołano

jedynie 2,5 tysiąca1261

. Był to już jednak czas znacznego zaawansowania działań na tym

polu). Początki były znacznie skromniejsze. W pierwszym roku działalności (1882) udało się

zorganizować wypoczynek 50 dzieci, w 1890 – już 5401262

. W ciągu 9 lat z dobrodziejstwa

wakacji poza miastem skorzystało 2200 małych warszawiaków. Dr Fritsche wzywał do

hojności czytelników „Kuriera”, zwracał się również z prośbą do ziemian o ofiarowanie na

okres 4 – 8 tygodni miejsca dla 30 pociech. Przedstawiał przy tym optymalne warunki dla

zorganizowania kolonii. Składały się na nie: bliskość kolei, sąsiedztwo lasu, położenie na

suchym gruncie i dostęp do bieżącej wody, zapewniającej możliwość kąpieli1263

. Formowane

przez komitet organizacyjny grupy kolonistów z założenia nie mogły być koedukacyjne.

Osobno wysyłano dziewczynki1264

i chłopców1265

.

Ziemianie przyjmujący kolonistów wkładali w organizację wypoczynku dzieci bardzo

dużo serca. Zapewniali świeże, zdrowe, obfite jedzenie. Dbali o atrakcyjne rozrywki,

aranżowali rozmaite gry i zabawy, udostępniali do przejażdżek wozy i bryczki. Jak donosił

1258

Tamże. 1259

„KW” 1891, nr 124, Dod. por., s. 1. 1260

G. Fritsche, Kolonie letnie, „KW” 1891, nr 143, s. 3. 1261

A. Żarnowska, op. cit., s. 181. 1262

Nieco odmienne dane podaje J. Żurawicka, op. cit., s. 245-246. 1263

Tamże. 1264

„KW” 1891, nr 151, s. 3. 1265

„KW” 1891, nr 162, s. 3.

Page 307: Praca Marek - O Turystyce

307

„Kurier”, fundatorzy jednej z kolonii – Jan Bersohn z małżonką, właściciele

podwarszawskiego Leszna – w ciągu letniego sezonu, począwszy od pierwszej niedzieli

czerwca, przyjmowali ogółem 150 dziewcząt, na trzech turnusach, w grupach 50-osobowych.

Podopiecznym zapewniali przejazd do swego majątku od rogatek wolskich „na wehikułach w

tym celu sprowadzanych”. Uczestniczki kolonii nie musiały też troszczyć się o wymaganą

przez regulamin kolonii odzież i dwie pary trzewików, bo przygotowywała je pani

Bersohnowa1266

. Dziewczynkom czas umilano bogatym programem – przechadzkami, grami,

śpiewami i deklamacjami1267

.

Trudno przecenić znaczenie działalności Towarzystwa Kolonii Letnich dla

kształtowania świadomości uboższych kręgów mieszkańców stolicy. Wakacje na łonie natury,

rekreacja, kontakt z przyrodą – formy aktywności, uchodzące niegdyś za kaprys i przywilej

snobistycznych elit, stawały się udziałem dzieci robotników, służby, warszawskich

proletariuszy. Okazywały się dostępne, a poprzez bezdyskusyjne walory zaczynały być

traktowane jako niezbędne. Korzyści, jakie z letnich wyjazdów wynosiły dzieci, dawać

musiały do myślenia ich rodzicom. Skłaniały do naśladownictwa – w formach i zakresie

dostępnym dla plebejskich warstw ludności. Radość i satysfakcja, z jakimi do miasta

powracały latorośle, skłaniały, jak należy przypuszczać, rodziców do przedłużania chwil

szczęścia swych pociech, choćby poprzez jednodniowe wyprawy na Bielany, Saską Kępę czy

w okolice podwarszawskich stacji kolejowych. Korzystali z tego wszyscy. Maluchy, które

zyskiwały dodatkowy kontakt z naturą, i dorośli, którzy przyjmowali nowy obyczaj. Dzięki

szlachetnej inicjatywie stołecznych filantropów świat warszawskiego proletariatu przyswajał

sobie przekonanie o sensowności, a nawet nieodzowności zachowań, dawniej kojarzonych z

czczą rozrywką, zabawą, a nawet rozpasanym użyciem.

Co ważne, aktywność Towarzystwa Kolonii Letnich skutkowała oddziaływaniem

również na środowiska, do których nie była bezpośrednio skierowana. O ile biedne kręgi

społeczeństwa stolicy mogły starać się wysłać na wakacje swe potomstwo, o tyle z oferty

takiej nie mogli skorzystać przedstawiciele swoistej „grupy granicznej”, usytuowanej

pomiędzy biedotą a klasą średnią. Pewien stopień zamożności odróżniał ich od ludzi

rzeczywiście ubogich, zarazem jednak mierność dochodów nie pozwalała choćby o

umieszczeniu rodziny na wilegiaturze. Ciekawie to zagadnienie podjął „Kurier Warszawski”:

„Dlaczego dzieci biedaków, a więc robotników fabrycznych, służących, oficjalistów i

1266

„KW” 1891, nr 154, Dod. por., s. 2; „KW” 1891, nr 155, Dod. por. s. 2. 1267

„KW” 1891, nr 190, s. 4.

Page 308: Praca Marek - O Turystyce

308

drobnych rękodzielników mają sposobność korzystać z koloni wakacyjnych za darmo, kiedy

ja nie mogę swoich wysłać za opłatą? Tak się do nas skarżył pewien ojciec rodziny, urzędnik

kolejowy, nie posiadający krewnych i znajomych na wsi, gdzie by mógł wysłać swoich

dwóch chłopców dość wątłych i anemicznych. – Napisz pan o tym w głosach publicznych –

chętnie zamieścimy – brzmiała odpowiedź sekretarza redakcyjnego. Czy ten głos <<ojca

rodziny>>, czy też w ogóle sama potrzeba utworzenia pensjonatu wakacyjnego skłoniły

dwóch młodych ludzi, z zawodu nauczycieli prywatnych, do zajęcia się nader ważną

sprawą?”1268

.

Kontynuując poruszoną kwestię, redakcja zapowiadała uruchomienia przez Jana

Chromińskiego i Teodora Gniedysza zakładu kolonijnego dla „chłopców rodziców średnio

zamożnych, z lepszym wychowaniem”. Miał się on znaleźć w Górach Świętokrzyskich, pod

Suchedniowem, „wśród lasu”, w obszernym domu z ośmioma sypialniami po 10 łóżek; sezon

kolonijny przewidziano na czas od 25 maja do 15 września. Chłopcy mieli być podzieleni na

trzy grupy wiekowe od 9 do 17 lat1269

. „Dla każdej z tych kategorii, oprócz dalszych

wycieczek zbiorowych, będą ułożone specjalne regulaminy i programy zajęć dziennych.

Chłopcy z chorobami zakaźnymi lub chronicznie nieuleczalnymi przyjmowani nie będą”1270

.

Koszt tygodniowego pobytu planowany był na 12 rubli. W cenie zawierały się

mieszkanie, wyżywienie, pomoce naukowe, i opieka pedagogiczna ze szczególnym

położeniem nacisku na dobre wychowanie. Redakcja, przekonana o słuszności projektu, z

entuzjazmem przyklasnęła idei1271

. Nie wiemy, niestety, jakie były losy tej inicjatywy,

wszakże sam fakt jej pojawienia się i nagłośnienia wielce jest wymowny. Świadczy o

upowszechnieniu się świadomości wartości wakacji i swoistej presji opinii publicznej, by

umożliwić zaspokojenie takich potrzeb, zwłaszcza tym kręgom społecznym, które własnym

sumptem nie mogły sobie na to pozwolić.

Społeczne inicjatywy i działania filantropów podejmowane z myślą o dzieciach w

naturalny sposób budziły odruchy solidarności i sympatii. Złożenie datków na kolonie

roześmianych, niewinnych dziatek czy przyjęcie pod swój dach gromadki małych

warszawiaków przychodziło z pewnością łatwiej niż pochylenie się nad potrzebami osób

dorosłych, samodzielnych, pracujących i zarabiających na swe utrzymanie. Szczęśliwie i na

1268

Pensjonat wakacyjny, „KW” 1891, nr 190, s. 1. 1269

Tamże. 1270

Tamże. 1271

Tamże.

Page 309: Praca Marek - O Turystyce

309

tym polu część opinii publicznej żywiła przekonanie o potrzebie dopomożenia w

udostępnieniu wypoczynku poza miastem.

Świadomość szczególnych powinności wobec osób niezamożnych, czy może raczej

mniej zamożnych, istniała już bardzo wcześnie, w zasadzie u zarania obyczaju bardziej

masowego peregrynowania do stacji klimatycznych w poszukiwaniu zdrowia. Z „Kuriera

Warszawskiego” w roku 1873 można się było dowiedzieć, że zarząd uzdrowiska w

Ciechocinku ogłosił Przepisy dla otrzymania pozwoleń na bezpłatną kurację u wód

mineralnych w Ciechocinku, zatwierdzone przez Jaśnie Wielmożnego Namiestnika w

Królestwie w dniu 1 (13) marca”1272

. Regulacja ta przewidywała, iż o darmowe zabiegi starać

się mogą ubodzy, duchowni, wojskowi, nauczyciele, emeryci. Tak czy inaczej łaskawość

zarządu i namiestnika spływała tylko na tych, którzy na podróż do Ciechocinka i pobyt w nim

mogli sobie pozwolić, a i wymienionych kategorii (poza enigmatyczną – pierwszą) za

szczególnie dotknięte niedostatkiem uznać nie sposób. Tym niemniej istotne było istnienie i

upowszechnianie na łamach prasy przeświadczenia, że lecznicze procedury były dobrem,

które należy uprzystępniać na warunkach szczególnych - możliwie szerokim grupom

społecznym, a nie wyłącznie kręgom elitarnym, dążącym do zdrojowisk tyleż dla zdrowia, co

i dla uciechy. Musiało jednak upłynąć jeszcze ponad dwadzieścia lat, by narodziły się

inicjatywy na rzecz zorganizowania społecznym wysiłkiem wakacji, podobnych do letnich

kolonii dla dzieci, a przeznaczonych dla niezamożnych dorosłych. W pierwszym rzędzie

zajęto się organizacją wypoczynku kobiet.

„Wakacje pracownic” i „tanie letniska”.

Zamysł zapewnienia letnich wakacji kobietom, które ze względu na status materialny i

społeczny nie były w stanie samodzielnie zdobyć się na wypoczynek poza miastem, powstał

w połowie lat 90-ych. Promotorem idei była Delegacja Pracy Kobiet, działająca przy

Towarzystwie Popierania Rosyjskiego1273

Przemysłu i Handlu, patronującym popularnemu

Muzeum Przemysłu i Handlu w Warszawie. Delegacja powstała w 1894 roku. Jej

założycielkami były Paulina Kuczalska – Reinschmit, Teresa Lubińska i Józefa Bojanowska.

Inicjatywę wspierał prezes Towarzystwa Władysław Kiślański1274

.

1272

„KW” 1873, nr 75, s. 1. 1273

Przymiotnik „rosyjskiego” był dość konsekwentnie pomijany w większości ówczesnych publikacji

prasowych. 1274

C. Walewska, W walce o równe prawa: nasze bojownice, Warszawa 1930, s. 15-29.

Page 310: Praca Marek - O Turystyce

310

Jednym z największych osiągnięć Delegacji Pracy Kobiet była akcja „Wakacje

pracownic”, organizowana systematycznie, począwszy od 1896 roku. Z wielkim

zainteresowaniem i ogromną życzliwością inicjatywie tej sekundowała warszawska prasa –

zwłaszcza kobieca. Zasady organizacji wyjazdów i ich uzasadnienie obszernie omawiał także

„Kurier Warszawski”. W trzecim roku funkcjonowania przedsięwzięcia redakcja

przypominała czytelnikom: „(…) czas wakacji to dla szyjących i haftujących czas letniego

bezrobocia. (…) Delegacja Pracy Kobiet istniejąca przy Oddziale Warszawskim Towarzystwa

Popieranie Rosyjskiego Przemysłu i Handlu urządza już od czterech lat <<wakacje

pracownic>>, na warunkach wzajemnej wymiany usług. Mianowicie wysłana przez

Delegację na wieś pracownica odrabia swoje utrzymanie i zwrot kosztów podróży w obie

strony; przy wymaganiach zaś wykwintniejszej roboty otrzymuje kilkurublową opłatę,

umówioną z góry. Od osób zgłaszających się Delegacja żąda oświadczenia, iż pracownica nie

będzie zatrudniona pracą fachową dłużej nad pół dnia, jest rzeczą bowiem dowiedzioną, że

zapewnienie pracownicom kilkugodzinnego wśród dnia wypoczynku staje się dla nich

bodźcem do gorliwszej i ochotniejszej pracy. Kandydatki wolą w czasie wakacji zajmować

się dziećmi, gospodarstwem, spiżarnią, kuchnią, ogrodem”1275

.

Pragnących przyjąć na czas wakacji „pracownice igły” redakcja zawiadamiała o trybie

składania ofert na długo przed sezonem wakacyjnym, bo już w połowie kwietnia1276

. Wraz ze

zgłaszaniem się chętnych, ”Kurier”, na prośbę Delegacji powiadamiał: „(…) dla bieliźniarek

wakuje parę miejsc na wyjazd letni na wieś. Poszukiwana jest również na wyjazd na czas lata

osoba umiejąca haftować na maszynie Singera. Do redakcji zgłosiły się, wyrażając chęć

wyjazdu, hafciarki złotem i jedwabiem, tudzież pończoszniczki. Przewóz maszyn

pończoszniczych nie przedstawia nadzwyczajnych trudności. Wśród zapisanych na liście

Delegacji kandydatek do wyjazdu znajdują się modniarki (ubierające kapelusze), praczka

rękawiczek i specjalistka w pokrywaniu parasolek. Wszelkich informacji udziela i deklaracje

przyjmuje biuro Delegacji Pracy Kobiet (Krakowskie Przedmieście 66, kancelaria

Towarzystwa Popierania Przemysłu Handlu)”1277

.

Z omówienia reguł rządzących „wakacjami pracownic”, jak i z nader szczegółowego

wykazu profesji kandydatek należy wnosić, że wypoczynek organizowany przez Delegację

był raczej połowiczny. Niemniej dla przemęczonych i pozbawionych innych możliwości

1275

Wakacje pracownic, „KW” 1898, nr 127, s. 2. 1276

Wakacje szwaczek, „KW” 1898, nr 108, Dod. por., s. 1. 1277

Wakacje pracownic, „KW” 1898, nr 169, Dod. por., s. 1.

Page 311: Praca Marek - O Turystyce

311

kobiet wyjazdy te były prawdziwą atrakcją. Wątpliwości co do potrzeby i realnej wartości

takiej formy wypoczynku nie miała redakcja tygodnika „Bluszcz”, która - przedstawiając

inicjatywę Delegacji – zachęcała ziemianki, by zgłaszały oferty przyjmowania pracownic –

letniczek1278

.

W roku 1901, z okazji pięciolecia chwalebnego przedsięwzięcia, „Kurier Warszawski”

dokonał podsumowania dotychczasowych efektów akcji. Ogółem do Delegacji zgłosiło się

387 pracownic igły, ale jedynie 96 zostało zakwalifikowanych do wyjazdów. Pozostałe, jak

należy mniemać, nie spełniały stawianych wymagań. Od chętnych oczekiwano bowiem

przedstawienia „świadectwa uzdolnienia” wystawionego przez pracodawcę, nienagannego

stanu zdrowia, młodego wieku i nienagannej opinii. Gotowość przyjęcia pracownic zgłosiły

184 osoby, ale jedynie 126 Delegacja zaakceptowała. Zdarzało się, że wybrane już przez

organizatorów ziemianki bezwzględnie wykorzystywały goszczone panie, zlecając im na

przykład szycie wypraw ślubnych przez 14 godzin dziennie lub zatrudniając, tanim kosztem,

do skomplikowanych i czasochłonnych zleceń. Niekiedy wręcz żądano od mających

wypoczywać dziewcząt prania, prasowania lub udziału w pracach polowych1279

.

Nieporozumienia, czy wręcz sytuacje skandaliczne wynikały z zupełnego niezrozumienia idei

akcji, której pomysłodawczynie odwoływały się do kobiecej solidarności i ofiarności na rzecz

zdrowia i etycznego poziomu społeczeństwa. Mimo przeciwności i, przyznać to trzeba, dość

ograniczonego zasięgu, akcja rozwijała się wraz z upływem lat. W 1903 roku „Kurier”

przytaczał wrażenia szwaczek, korzystających z gościnności dworów: „<<Jak tylko Pani z

dziećmi jechała do lasu, to mnie zawsze zabierała>> - opowiadała jedna. <<Jedzenie to

miałam bardzo dobre, mleka i owoców tom się naużywała>> - dodawała inna. <<Lokaj

podawał do stołu, a ja, jak domowa, zaraz po Państwie brałam sama z półmiska>> - dorzucała

inna”1280

. W takich warunkach możliwy był nie tylko wypoczynek fizyczny i wytchnienie od

trudów codzienności. Wakacje na wsi miały także gwarantować relaks psychiczny.

Pozwalały na podniesienie własnej samooceny, poczucia własnej wartości. Obcowanie

prostych, niewykształconych dziewczyn ze środowiskiem reprezentującym wysoki poziom

kultury, praktykującym wyszukane formy towarzyskie miało niewątpliwie walor edukacyjny,

wychowawczy. Wydaje się, że takie były intencje inicjatorek owego wypoczynku.

1278

Wakacje szwaczek, „Bluszcz”1898, nr 25, s. 200. 1279

Pięciolecie. Wakacje pracownic, „KW” 1901, nr 139, s. 2-3. 1280

Wakacje pracownic, „KW” 1903, nr 145, s. 2.

Page 312: Praca Marek - O Turystyce

312

Odpowiednie traktowanie, zakosztowanie pewnego komfortu, zetknięcie się z

przedstawicielami wyższej sfery stwarzało szczególny wymiar „wakacji pracownic”. Choć

pobyt na wsi siłą rzeczy łączył się z koniecznością pracy, to zarazem był czymś wyjątkowym,

niecodziennym. Statystyczny wymiar akcji nie był nadzwyczajny, ilość biorących w niej

udział nie była szczególnie imponująca. Tym niemniej Delegacja Pracy Kobiet, poprzez

propagowanie swej inicjatywy, przyczyniała się do upowszechniania pewnego modelu

spędzania wolnego czasu. Swą działalnością dowodziła, że wakacje, kontakt z przyrodą,

wyjazd z miasta są koniecznością także, a w zasadzie zwłaszcza, dla przedstawicielek

najniższych, najciężej pracujących kręgów społeczeństwa. Inwencja Delegacji nie ograniczała

się jedynie do oferty kierowanej do „pracownic igły”.

Publicyści warszawskiej prasy już u schyłku XIX wieku dostrzegli potrzebę

zapewnienia wypoczynku przedstawicielkom innych profesji – zwłaszcza nauczycielkom. Na

łamach „Tygodnika Mód i Powieści” wystąpiono w obronie interesów „pracowników zawodu

obsługiwanego przez ludzi oświeconych”1281

. Mając na względzie wakacyjny wypoczynek,

wzywano ogół do spłacenia długu wobec tej grupy, a same nauczycielki do stworzenia

stowarzyszenia – korporacji. Autor (autorka?) artykułu tak charakteryzowała środowisko

„nauczycielek prywatnych” i ich potrzeby: „Są między niemi takie, które, mając rodzinę, o

środki a sposoby przepędzenia wakacji zupełnie się troszczyć nie potrzebują. Są inne, które

zarabiają tyle i żyją tak przezornie, że im własne oszczędności pozwalają myśleć o

wypoczynku i poratowaniu zdrowia – przeważną musi być liczba takich, dla których

stowarzyszenie się byłoby pod tym względem nader pożądanym (…) Powiedzieć ogółowi, że

nauczycielka prywatna potrzebuje wypoczynku w porze letniej, jest to powiedzieć ogólnik

dobrze znany, a nawet uznany, który jednakże dlatego, że jest komunałem tylko, że nic nie

wykazuje, nie oblicza, i nikogo wyraźnie nie poleca, przebrzmiewa sobie bez żadnego prawie

rezultatu”1282

.

Głosy opinii nie pozostawały bez echa. W 1902 roku Delegacja Pracy Kobiet

wystąpiła z nowym projektem. Tym razem był on skierowany do „kobiet wyższej

inteligencji”. Oprócz nauczycielek zaliczono do nich między innymi buchalterki i

prokurentki. Zasadniczo, akcją „tanie letniska” miały być objęte panie, które - pragnąc

odpocząć po całorocznej pracy i opuścić latem Warszawę – mogły pozwolić sobie na

wydatek 15 – 18 rubli. Taka bowiem suma była potrzebna, by móc wziąć udział w

1281

Kilka uwag w sprawie wakacji nauczycielek prywatnych, „TMiP” 1898, nr 14, s. 134-136. 1282

Tamże.

Page 313: Praca Marek - O Turystyce

313

miesięcznym letnisku, wliczając w to całodzienne utrzymanie1283

. Delegacja zwróciła się z

prośbą o nadsyłanie ofert do „pań wiejskich” – ziemianek z majątków nieodległych od

Warszawy. Oczekiwano zapewnienia wygodnych pomieszczeń, dostępu do zdrowych,

świeżych produktów żywnościowych, sąsiedztwa lasu i kąpielisk. Pragnąc zachęcić

właścicielki majątków, dowodzono, że udział w akcji: „(…) będzie cegiełką dorzuconą do

ogólnego dorobku cywilizacyjnego postępu – jednym z pięknych objawów solidarności

społecznej”1284

.

Akcja „tanie letniska” spotkała się z dużym zainteresowaniem – zarówno ze strony

potencjalnych letniczek, jak i oferujących im gościnę W roku 1903 „Bluszcz” donosił:

„Dzięki życzliwie zaoferowanej przez panią Skokowską willi Baki, o dwie wiorsty od

Pruszkowa, urządzone będzie letnisko dla kobiet pracujących. W letnisku tym pracownice za

opłatą rubli 18 za miesiąc, otrzymują całe utrzymanie wraz z mieszkaniem. Miejscowość

ładna, zdrowa, w bliskości lasek brzozowy, zapewnia letniczkom wygodne i przyjemne

spędzenie lata”1285

. „Kurier Warszawski” przynosił relację z wypoczynku pań w położonych

nieopodal Pruszkowa Bąkach: „Tegoroczny wyjazd na letnisko dla kobiet jest przykładem

wzajemnego samorządu, który daje możność uprzystępnienia pobytu pracownicom na skalę

średnich zarobków. (…) gospodarka w ręku obrotnej towarzyszki, pożywienie zdrowe,

smaczne w obfitej ilości, mleka pod dostatkiem. (…) mimo zmiennej pogody, wiele zabawy

dało nam sianobranie, jazda wozem do pobliskiego kościoła, gry na powietrzu, czytanie

książek i pism”1286

.

Wedle prasowych relacji, dzięki podobnym inicjatywom choćby w części udawało się

zaspokoić jedną z wielu ówczesnych, palących potrzeb. Społeczna ofiarność i solidarność,

choć oczywiście nie likwidowały problemu, pozwalały przynajmniej niektórym, spośród

najbardziej potrzebujących, skorzystać z dobrodziejstwa wakacji. Co jednak wydaje się

najważniejsze, dzięki prasie, do ogółu czytelników trafiała opinia o nieodzowności letnich

wyjazdów. Felietonista „Bluszczu” Kazimierz Gliński przekonywał, że należą się one

zwłaszcza: „(…) nauczycielkom – cichym pracownicom oddającym się także wychowaniu, a

nie tylko – nauczaniu”1287

. Niezamożne, źle traktowane, skazane na uciążliwość miasta,

zmuszone do zadawalania się co najwyżej spacerami po Saskim Ogrodzie czy Łazienkach,

1283

Letniska dla pracujących kobiet, „KW” 1902, (28 V/10 VI)nr 158, s. 2. 1284

Tamże. 1285

„Bluszcz” 1903, nr 28, s. 335. 1286

Letnisko dla kobiet, „KW” 1903, nr 191, s. 4. 1287

K. Gliński, Na werandzie. Pogawędka, „Bluszcz” 1903, nr 24.

Page 314: Praca Marek - O Turystyce

314

narażone były na szybką utratę zdrowia: „Źle odżywiane piersi nie mogą się zasilić

bogactwem wiejskiego powietrza, wypełnić się wonią pól, tym najprzedniejszym ze

wszystkich nektarów. Szczupłość zarobków na to nie pozwala”1288

. Stąd, zdaniem Glińskiego,

konieczność niesienia pomocy i organizowania wypoczynku przedstawicielkom tej ważnej

profesji. W podobne tony uderzał „Tygodnik Mód i Powieści”, zachęcając jednocześnie

nauczycielki i ochroniarki do zgłaszania się do Delegacji Pracy Kobiet i korzystania z

przygotowanej przez nią oferty1289

.

Także na polu „tanich letnisk” działalność społecznikowska rozkwitała wraz z

upływem lat. W roku 1906 ujęto ją w ramy organizacyjne, wykorzystując swobody polityczne

po rewolucji 1905 roku. Założono wówczas Towarzystwo Kolonii dla Kobiet. Inicjatorkami

przedsięwzięcia były między innymi Róża Brunerowa, Aniela Eberhardtowa, Teodora

Mączkowska, Wacława Ryxowa i Stanisława Popławska, a uczestniczyli w nim także Ludwik

Brauman i Tomasz Ruszkiewicz. Jak informował „Kurier Warszawski”, Towarzystwo,

kontynuując dzieło organizacji wypoczynku niezamożnych pań, stawiało sobie za cel przede

wszystkim gromadzenie stosownych funduszy. Miały one pochodzić ze składek

członkowskich, dobrowolnych ofiar, a także aranżowanych na ten cel balów, koncertów i

widowisk1290

. Zapoczątkowaną już w 1902 działalność podsumowywał w roku 1908

„Tygodnik Mód i Powieści”: „Sześć lat temu, grono ludzi dobrej woli, wzruszonych smutną

dolą niezamożnych kobiet, pracujących fizycznie lub umysłowo w warunkach szkodliwych

dla zdrowia, zawiązało towarzystwo, celem wysyłania ich w lecie na wieś, gdzie mogłyby

wypocząć, odetchnąć świeżym powietrzem i nabrać sił do dalszej pracy”1291

.

Początki były skromne, gdyż w pierwszym roku udało się wysłać na wieś zaledwie 17

pań, w drugim – 56, za to w trzecim – już 100. W roku 1907 zgłosiło się 300 chętnych, jednak

komisja kwalifikacyjna zaakceptowała 119 kandydatek, wnikliwie analizując ich zamożność i

„stan moralny”. Akcja mogła się rozwijać dzięki ofiarności panów St. Skarżyńskiego i A.

Daszewskiego, którzy darmo ofiarowali mieszkania dla letniczek w Wierzbicy nad Narwią i

Laskach pod Warszawą. Na przyszłość zapowiadano otwarcie domu dla suchotniczek, który

miał powstać Otwocku, na gruncie ofiarowanym przez Zygmunta Kurtza1292

. Redakcja

„Tygodnika” nie mogła się nachwalić walorów tej wspaniałej inicjatywy: „Dłużej nad cztery

1288

Tamże. 1289

Kronika. Letnisko dla kobiet, „TMiP” 1903, nr 27, s. 323. 1290

Kolonie dla kobiet, „KW” 1906, (27 V) nr 145, s. 3-4. 1291

Towarzystwo kolonii letnich dla kobiet pracujących, „TMiP” 1908, nr 18, s. 4. 1292

Tamże.

Page 315: Praca Marek - O Turystyce

315

tygodnie żadna letniczka nie przebywa na wsi, a jednak ten krótki stosunkowo pobyt jest

nadzwyczaj korzystny pod względem fizycznym i moralnym dla istot, które przez cały czas

schylone były nad maszyną lub nad księgą rachunkową, oddychały zepsutym powietrzem

szwalni lub kantoru. Każda wraca ze świeższą cerą i przyrostem na wadze, pokrzepiona,

weselsza, gotowa dźwignąć na nowo brzemię ciężkich obowiązków. Wiele z nich nie

wyjeżdża nigdy za obręb Warszawy: pobyt na wsi uczy je czytać w wielkiej księdze przyrody,

otwiera im oczy na zjawiska dotychczas nie znane lub nie zrozumiałe, budzi w nich chęć do

nauki, ociepla serca, częstokroć zakrzepłe w twardej walce o byt. Wspólne zabawy i

przechadzki, czytanie książek, pogawędki z odwiedzającymi je delegatkami Towarzystwa, to

wszystko budzi w nich uśpione ich umysły i wywiera dodatni wpływ na dalsze ich życie”1293

.

Redakcja „Tygodnika Mód” dowodziła, że do towarzystwa powinny wstąpić

wszystkie właścicielki magazynów, sklepów, pracowni, by na wakacje mogło wyjechać nie

100 a tysiąc kobiet. Z wyrzutem konstatowano, że tych osób nie ma jednak na liście

dobroczyńców. Aby zawstydzić i skłonić nieobecnych do refleksji jako wzór do naśladowania

podawano następujący przykład: „Największą dbałością o zdrowie swoich pracownic

odznacza się pan Herse, który corocznie wysyła je swoim kosztem na wieś”1294

.

Nagłaśniana przez prasę działalność Towarzystwa Kolonii dla Kobiet miała, podobnie

jak w przypadku inicjatywy „wakacje pracownic”, dość ograniczony zasięg. Z pewnością

wywierała bezpośredni wpływ na jakość życia pań, które mogły skorzystać z tej kuszącej

oferty. Przede wszystkim jednak, obie te idee wpływały na postawy i sposób myślenia

środowisk, do których były adresowane. Zakorzeniało się przekonanie o niezbędności i o

dostępności wypoczynku poza miastem. Skoro zmieniała się świadomość, to w ślad za nią

ewoluowały formy aktywności warstw niezamożnych czy wręcz ubogich.

X X X

Praktykowanie przez różne kręgi warszawskiego proletariatu możliwie rozmaitych

sposobów spędzania wolnego czasu poza miastem, na łonie natury, było warunkowane

rozmaitymi czynnikami. Najniższe warstwy społeczeństwa Warszawy doświadczały

najcięższych warunków egzystencji. Ich przedstawiciele mieszkali i pracowali w najbardziej

uciążliwych warunkach. Niskie dochody ograniczały możliwości efektywnego wypoczynku.

Wyjazdy z miasta, choćby najkrótsze, były życiową koniecznością. Stanowiły namiastkę

1293

Tamże. 1294

Tamże.

Page 316: Praca Marek - O Turystyce

316

kontaktu z przyrodą. Pozwalały na chwilowe oderwanie się od ponurej codzienności. Trudno

oczywiście uznać jednodniowe wycieczki poza miasto za formę podróży czy turystyki,

niemniej warto zwrócić uwagę na towarzyszące im motywacje w kontekście teorii

socjologicznych. Omawiana przez Krzysztofa Podemskiego koncepcja Nelsona H. H.

Graburna dotyczy przeciwstawienia podróży i turystyki – pracy. Podemski zwraca uwagę, że

w interpretacji Graburna turystyka jest formą zabawy, pozwalającą zapomnieć o codziennych

problemach, że pozwala „upiększyć i nadać sens życiu”1295

. Wydaje się, że podobny sposób

myślenia był nieobcy uboższym mieszkańcom Warszawy, gdy wyruszali na podmiejskie

pikniki na przełomie XIX i XX wieku.

Najwcześniej i najpowszechniej warszawski proletariat starał się po prostu, na miarę

swoich możliwości, naśladować zachowanie, obyczaje, formy aktywności reprezentantów

warstw usytuowanych na wyższych szczeblach drabiny społecznej i cieszących się znacznym

prestiżem. Festyny na Bielanach, pikniki na Saskiej Kępie, wycieczki statkami po Wiśle,

gromadne obserwowanie wyczynów wioślarzy i cyklistów stanowiły ekwiwalent podróży,

zabawy, rozrywki, a może nawet i kuracji elit. Celebrowanie jednodniowych, a mówiąc

wprost – kilkunastogodzinnych, świątecznych wypadów za miasto miało charakter swoistej

manifestacji. Przedstawiciele uboższych kręgów społeczeństwa okazywali w ten sposób, że

hołdują modzie, że są zdolni do zażywania atrakcyjnego, spektakularnego wypoczynku.

Naśladownictwo przyczyniało się do upowszechniania elitarnych obyczajów, a jednocześnie

do wzbogacania form spędzania wolnego czasu przez ludzi niezamożnych, czy wręcz

ubogich. Pozwalało to także na swoiste dowartościowanie, poprawę samooceny przez te

najszersze kręgi społeczeństwa stolicy.

Z drugiej strony, pod koniec stulecia, z nowymi inicjatywami wystąpili najświatlejsi

przedstawiciele warstw uprzywilejowanych: przede wszystkim owładnięta społecznikowskim,

pozytywistycznym duchem inteligencja, działacze społeczni, dziennikarze. Podjęli oni

starania o zapewnienie możności korzystania z wypoczynku tym, którzy najciężej pracując i

najmniej zarabiając byli skazani na wegetację w obrębie miejskich murów, w warunkach

wielkiego zagęszczenia ludności i niedostatku zieleni. Wysuwając i realizując pomysły

kolonii dla dzieci, wyjazdów dla szwaczek, letnisk dla nauczycielek, społecznicy przyczyniali

się do rozpowszechnienia poglądu, że podróż, kuracja, wypoczynek i rozrywka na łonie

przyrody nie mogą być jedynie fanaberią i przywilejem elit. Propagowali przekonanie, że

1295

K. Podemski, op. cit., s. 55-56.

Page 317: Praca Marek - O Turystyce

317

wartościowe i atrakcyjne spędzanie wolnego czasu poza miastem jest niezbywalną potrzebą

każdego człowieka oraz, że należy i że można dążyć, by potrzebę tę zaspokoić.

Działalność społeczników warszawskich na niwie organizowania wypoczynku

przedstawicielom niższych warstw społecznych przypominała starania podejmowane przez

brytyjskich reformatorów. Działacze angielscy kierowali się pragnieniem zapewnienia

proletariatowi Londynu „racjonalnego wypoczynku”, dążyli do podniesienia poziomu

rozrywek, praktykowanych w czasie wolnym. Nad Tamizą nie było jednak problemu ze

skłonieniem ubogiej ludności do opuszczania miasta – obyczaj ów był praktykowany

powszechnie od czasów nowożytnych. Celem nadrzędnym działań światłych kręgów

brytyjskich było pokierowanie aktywnością warstw niższych w imię zapewnienia harmonii

rozwoju społecznego. W Warszawie najbardziej świadomi przedstawiciele elit pragnęli

natomiast po prostu umożliwić wyjazd z miasta swym podopiecznym, chcieli zaspokoić

potrzeby, których proletariat samodzielnie nie mógł realizować.

Charakterystyczne dla Warszawy i skrajnie odróżniające ją od Petersburga było

wszechstronne, szerokie informowanie o podobnych inicjatywach przez prasę. Bardzo liczne

publikacje warszawskich periodyków nie tylko mobilizowały do działania, ale propagowały

przekonania o konieczności wyjazdu z miasta dla zdrowia i higieny. Ciekawe, że choć nad

Wisłą rosyjska cenzura nie utrudniała zamieszczania takich materiałów, to w Petersburgu ich

odpowiedniki niemalże nie występowały. I na tym polu, rzeczywistość warszawska,

zwłaszcza stan świadomości mieszkańców, bardziej przypominały standardy Zachodu, niż

Rosji.

Page 318: Praca Marek - O Turystyce

318

ZAKOŃCZENIE - WNIOSKI

Przedmiotem rozprawy była analiza miejsca podróży, turystyki i wypoczynku

pozamiejskiego w świadomości społeczeństwa Warszawy na przełomie XIX i XX wieku.

Zasadniczy cel, towarzyszący badaniu niniejszej tematyki, polegał na sprawdzeniu, jak

poszczególne warstwy, składające się na ogół społeczeństwa Warszawy, postrzegały różne

formy pozamiejskiej rekreacji. Zamierzałem prześledzić, czy i na ile tradycyjne obyczaje,

charakterystyczne dla elit były naśladowane przez grupy usytuowane niżej w hierarchii

społecznej. Chciałem zbadać, jakie motywy decydowały o podejmowaniu wyjazdów poza

miasto i dalszych podróży i jak tłumaczono, uzasadniano przedsiębrane eskapady. Za istotne

uznałem porównanie stosunku poszczególnych warstw społecznych do różnych rodzajów

aktywności. Interesowały mnie zarówno opinie danego środowiska w odniesieniu do samego

siebie, jak i ocena formułowana wobec zachowań innych grup. Aby uzyskać szersze tło,

które pozwoliłoby na bardziej wszechstronną ocenę, prześledziłem interesujące mnie

zagadnienia na gruncie Londynu i Sankt Petersburga. Wnikliwa analiza literatury przedmiotu

i materiału źródłowego pozwoliły na sformułowanie następujących wniosków.

Dla związanych z Warszawą elit (arystokracji, bogatego ziemiaństwa,

najzamożniejszej burżuazji) dalekie podróże, zagraniczne kuracje, wakacje w rodowych

siedzibach były stałym elementem obyczaju i jednocześnie składnikiem wizerunku

powszechnie istniejącego w świadomości społecznej. Sprzyjały temu: nieograniczone

dysponowanie czasem wolnym, posiadane środki finansowe i siła wielopokoleniowej tradycji

– zwłaszcza w przypadku arystokracji. Podejmując wojaże, reprezentanci najwyższej warstwy

społecznej przytaczali - jako najważniejsze - motywy zdrowotne (wyjazdy kuracyjne „do

wód”) i motywy poznawcze – zwiedzanie pomników sztuki i kultury. W badanym okresie

często były to już jedynie uzasadnienia gołosłowne. Jeżdżono raczej bezrefleksyjnie, nie po

to, by korzystać z konkretnych walorów, ale po ty, by znaleźć się w miejscach modnych,

popularnych, cieszących się wysokim prestiżem, których odwiedzanie należało do rytuału

europejskich elit. Oddawano się tam atrakcyjnym rozrywkom i rozkoszowano otaczającym

luksusem. Często prowadziło to do „manifestacyjnej konsumpcji” – zachowania opisywanego

przez Thorsteina Veblena jako jedna z form podkreślania wysokiej pozycji społecznej.

Świadectwem tego rodzaju zachowań są wspomnienia takich osób jak Zofia z Tyszkiewiczów

Potocka i Stanisław Brzeziński, opinie formułowane przez wywodzących się z tej sfery

Page 319: Praca Marek - O Turystyce

319

pamiętnikarzy jak Maria z Łubieńskich Górska czy Edward Krasiński, a zwłaszcza relacje

prasowe, wśród nich zaś te, które surowo oceniają jałowość peregrynacji przedstawicieli

arystokracji i burżuazji.

Należy podkreślić, że funkcjonujący w periodykach i literaturze pięknej – „medialny”

- obraz wypoczynku kręgów najzamożniejszych miał szczególną siłę oddziaływania na resztę

społeczeństwa. W istocie był on opisywanym przez Deana MacCannella „modelem”.

„Model” ów funkcjonował właśnie tak, jak widział to amerykański socjolog. Był postrzegany

jako atrybut wysokiej pozycji społecznej, zasobności, jako świadectwo możliwości

praktykowania zachowań pożądanych, wartościowych, godnych pozazdroszczenia. Ze

względu na swą atrakcyjność wywierał wielki wpływ na pozostałe grupy społeczne.

Kształtował świadomość, wpływał na ocenę obserwowanych zachowań i skłaniał do

podejmowania aktywności w jakiejś mierze naśladujących obyczaje warstw

najzamożniejszych.

Ekskluzywne kręgi warszawskiego społeczeństwa na przełomie XIX i XX wieku

mogły sobie pozwolić na podejmowanie podróży i innych form wypoczynku podobnych do

tych, które równocześnie były udziałem elit londyńskich i petersburskich. Przedstawiciele

najwyższych sfer Warszawy spędzali letnie (lub zimowe) miesiące w tych samych,

najbardziej prestiżowych miejscowościach uzdrowiskowych Bawarii, Tyrolu, Szwajcarii,

Riwiery lub Włoch, w których bawili arystokraci i burżua z Londynu i Petersburga.

Reprezentanci „towarzystwa warszawskiego” udawali się na lato do swych rodowych siedzib

lub wynajętych willi czy pałaców, tak jak najzamożniejsi londyńczycy i petersburżanie. Nie

można dopatrzeć się wyraźnego dystansu pomiędzy charakterem wakacji Tyszkiewiczów na

Riwierze czy Gebethnerów na wyspie Oléron a wojażami ich odpowiedników z Londynu czy

z Petersburga. Środowiska te łączyło, scharakteryzowane przez Lynn Withey, podróżowanie

dla podróżowania – nie w ściśle określonym celu, a bardziej dla wypełnienia obowiązującego

w tej sferze społecznej modnego schematu.

Nie oznacza to bynajmniej, by wszyscy reprezentanci elit ograniczali się do tak

jałowych wędrówek. Byli wśród nich prawdziwi koneserzy sztuki i zabytków – Maria z

Łubieńskich Górska, Ferdynand Hoesick, Stanisław Brzeziński, Józef Mineyko. Niektórzy

podkreślali we wspomnieniach, jak ważny był w ich wojażach wątek patriotyczny, jak starali

się w ich czasie poznawać rodzimą historię i pomniki kultury (Maria Górska, Jadwiga Waydel

Dmochowska). Byli i tacy, dość jednak nieliczni, którzy starali się wykazać na polu fizycznej

Page 320: Praca Marek - O Turystyce

320

aktywności. Arystokracja i ziemiaństwo tradycyjnie uprawiały jeździectwo. W modę

wchodził tenis – u Tyszkiewiczów w Landwarowie czy wśród prominentnych kuracjuszy w

Nałęczowie (Waydel Dmochowska). Amatorem prawdziwej nowości – nart – był Jan

Gebethner. Bardzo duże znaczenie miała turystyka tatrzańska i taternictwo (Hoesick,

Gebethner). Wszystkie te formy rekreacji traktowano jako niekwestionowane wzbogacenie

wypoczynku elit, jako bardzo ważny czynnik podnoszący jego wartość. Chętnie te rodzaje

aktywności opisywała i chwaliła prasa. Pamiętnikarze wspominali o nich z prawdziwą dumą.

Miało to istotne znaczenie dla postępowania pozostałych grup społecznych. O ile dość

mechanicznie naśladowano tradycyjne obyczaje „warszawskiego towarzystwa”, o tyle te

nowe starano się kopiować ze szczególnym zapamiętaniem, tak aby wypoczynek - najbliższej

elitom - klasy średniej jawił się jako ważny, wartościowy i godny szacunku.

Warszawską klasę średnią, przy całym jej zróżnicowaniu i rozwarstwieniu

materialnym, potraktowałem jako jedną grupę społeczną. Między innymi właśnie ze względu

na stosunek do form wypoczynku pozamiejskiego i sposoby jego praktykowania.

Przedstawicieli różnych środowisk, składających się na tę warstwę, łączyły: ograniczony

dostęp do czasu wolnego; ograniczone możliwości finansowe, skutkujące koniecznością

skrupulatnego liczenia się z wysokością wydatków ponoszonych na wypoczynek; relatywnie

wysokie wykształcenie – dominowała tu inteligencja. Wspólne były także, a może przede

wszystkim, aspiracje do zajmowania wysokiej pozycji społecznej. Stąd też przedstawiciele tej

warstwy podejmowali działania, które miały upodobnić ich do warszawskiej elity. Na

istnienie takiego mechanizmu w życiu społecznym zwrócili uwagę socjologowie - Florian

Znaniecki, a później Dean MacCannell. Wskazali go również autorzy opisujący brytyjską

middle class, a także Janina Żurawicka, charakteryzująca inteligencję Warszawy.

Co odróżniało wypoczynkową i podróżniczą aktywność warszawskiej klasy średniej

od budzących powszechne zainteresowanie i podziw zachowań kręgów najwyższych? Przede

wszystkim przymus dopasowywania zamierzeń do możliwości, konieczność starannego

planowania kosztów wojażu i ciągła oszczędność, troska o to, by wystarczyło środków na

wyjazd, a czasem także i na powrót z wakacji. Obawy takie nie były obce zarówno tak

prominentnym reprezentantom inteligencji jak Henryk Sienkiewicz czy Eliza Orzeszkowa,

jak i wielu osobom, nie osiągającym stałych, wysokich dochodów. W zasadzie wszystkie

pamiętniki, dzienniki czy wspomnienia poruszają ten problem. Liczne są też świadectwa

korzystania z gościnności zaprzyjaźnionych dworów lub podejmowania pracy, która

pozwalałaby spędzać lato poza miastem. Podobnie, staranne wyliczenia reporterów

Page 321: Praca Marek - O Turystyce

321

warszawskiej prasy, dotyczące kosztów podróży, pobytu, kuracji czy choćby wynajęcia

lokum na wilegiaturze, adresowane były do klasy średniej jako grupy żywotnie

zainteresowanej minimalizacją kosztów wypoczynku.

Tak staranne przykładanie wagi do kwestii finansowych świadczy o nadzwyczaj

istotnym zjawisku. O ile dla elit podróżowanie nie było kłopotliwe, nie istniały finansowe

bariery, o tyle klasa średnia z ogromną determinacją, samozaparciem, wysiłkiem dążyła do

zapewnienia sobie możliwości letniego wyjazdu. Czyniła tak, ponieważ, jak świadczą o tym

źródła (Stanisław Twardo, Władysław Kiejstut Matlakowski, Franciszek Kostrzewski), w tym

środowisku było to uważane za ważny atrybut pożądanej pozycji społecznej. Motyw ten nie

był jednak formułowany wprost. Poprzestawano na stwierdzeniach, jak bardzo poznawcze

podróże wzbogacają człowieka i jaką wartością jest możliwość podzielenia się z najbliższymi

opowieściami, wspomnieniami z wędrówki. Bardzo za to wyraźnie artykułowano cele, jakie

przyświecać miały podejmowaniu podróży. Rozpisywali się na ten temat pamiętnikarze,

gruntownie uzasadnionych argumentów dostarczała prasa. Katalog motywów nie jest zbyt

zaskakujący i przypomina te, które werbalizowała arystokracja i burżuazja. Na pierwszy plan,

oczywiście, wysuwała się troska o zdrowie, konieczność poddania się leczeniu. W przypadku

elit często był to jedynie pretekst. W sytuacji klasy średniej najczęściej była to paląca

potrzeba, której trzeba było sprostać, ponosząc wysokie koszty.

Zdecydowanie akcentowano względy poznawcze – obcowanie z kulturą, zabytkami,

pomnikami przyrody. Klasa średnia traktowała podróże, podejmowane w tych celach, jako

swego rodzaju „inwestycję w siebie” – w swą wiedzę, obycie, znajomość świata. Trudno

wskazać źródła, które świadczyłyby o marnotrawieniu czasu i oddawaniu się jałowym

rozrywkom przez podróżujących inteligentów. W rzeczywistości ich wyjazdy były o wiele

lepiej przygotowane, przemyślane, staranniej zaplanowane i wykorzystane. Nie licząc tak

wytrawnego podróżnika jak Sienkiewicz, to prawdziwie imponującym dorobkiem

turystycznym mogli się legitymować Twardo, Matlakowski czy Kostrzewski. Nie bez

przyczyny właśnie z kręgów warszawskiej inteligencji pochodziły postulaty i próby tworzenia

biur i organizacji turystycznych. Mogły się one ziścić dopiero po rewolucji 1905 roku. Tym

niemniej już wcześniej – w końcu XIX i na początku XX wieku propagowano i organizowano

piesze wędrówki „po kraju”. Rolę pioniera odegrał na tym polu Aleksander Janowski.

Dodatkowymi elementami, mającymi nobilitować, dowartościowywać peregrynacje klasy

średniej, nagłaśnianymi przez prasę i potwierdzonymi w innych źródłach, były: sprzeciw

wobec germanizacji w zaborze pruskim, hasło bojkotu pruskich uzdrowisk oraz zachęcanie

Page 322: Praca Marek - O Turystyce

322

do działań filantropijnych w stosunku do ludności miejscowej – na polu edukacji i inicjatyw

charytatywnych.

Cechą podróży klasy średniej był ich zasięg, inny niż w przypadku elit. Wynikał on z

barier finansowych. Na dalekie, zagraniczne wojaże mogli pozwolić sobie nieliczni.

Wyjeżdżono do Galicji, uzdrowisk Królestwa. Najczęściej korzystano z podwarszawskich

letnisk. Kwestia kosztów rodziła też konsekwencje, które nie były aż tak rozpowszechnione

wśród najzamożniejszych. Konieczność oszczędzania prowadziła do sezonowej, wakacyjnej

separacji rodzin. Do „badu”, uzdrowiska czy nawet na wilegiaturę zazwyczaj wyjeżdżała

matka z dziećmi. Ojcowie, chcąc redukować wydatki, a często nie mając po prostu urlopu,

pozostawali w Warszawie. Okoliczności te, traktowane przez pamiętnikarzy jako zupełnie

naturalne, były dostrzegane i krytykowane przez warszawską prasę. W licznych publikacjach

domagano się dostępu do wypoczynku dla mężczyzn. Sfeminizowanie wakacji – dominacja

kobiet w uzdrowiskach i ośrodkach wilegiatury – tworzyło wokół nich szczególną aurę

erotyzmu, obyczajowej swobody, matrymonialnych kalkulacji. Ten ostatni aspekt towarzyszył

zresztą także podróżom przedstawicieli warstw wyższych.

Czy warszawska klasa średnia w równym stopniu przypominała swe odpowiedniki z

Londynu i Petersburga, jak było to w przypadku kręgów ekskluzywnych? Czy podejmowane

przez nią formy wypoczynku pozamiejskiego przypominały te znane znad Tamizy i Newy?

Problem ten jest dość złożony. Brytyjska middle class cieszyła się na przełomie XIX i XX

wieku nie tylko swobodami politycznymi, nieskrępowaną możliwością podróżowania i

nieograniczonym dostępem do profesjonalnych agencji turystycznych, z biurem Thomasa

Cooka na czele. W badanym okresie klasa średnia Wielkiej Brytanii w znacznym stopniu

korzystała z kilkutygodniowych urlopów (zazwyczaj bezpłatnych) i charakteryzowała się

bardzo znaczną, jak na warunki europejskie, zamożnością. Stale rosnące w okresie rewolucji

przemysłowej dochody już w zasadzie od połowy stulecia pozwalały regularnie spędzać

wakacje na kontynencie – tam, gdzie od czasów grand tour bywali londyńscy well-to-do.

Wycieczki po wielu zróżnicowanych, atrakcyjnych trasach oferował Cook. Ambitni

londyńczycy mogli się dzięki nim zapoznać z najatrakcyjniejszymi pomnikami przyrody,

sztuki i historii. Badacze zajmujący się Wielką Brytanią zwracają uwagę, że praktykowanie

tego obyczaju nie wynikało jednak wyłącznie z obiektywnego ułatwiania i poszerzania

możliwości podróżowania. Było również wyrazem próby zbliżenia się klasy średniej do

cieszących się prestiżem elit. Podobne wysiłki podejmowała warszawska inteligencja, jednak

w przypadku Anglików, dążenia takie były wcześniejsze i przebiegały w bardziej

Page 323: Praca Marek - O Turystyce

323

spektakularny sposób. Warszawska klasa średnia w żadnej sferze rzeczywistości nie

dysponowała takimi możliwościami jak londyńska. Angielscy turyści i kuracjusze, nawet ci z

kręgów średniozamożnych, byli postrzegani przez Polaków jako awangarda europejskiego

ruchu turystycznego i często stawiano ich za wzór.

Jakie wnioski płyną z porównania klasy średniej Warszawy i Petersburga? Można

przyjąć, że skład społeczny obu grup był dość podobny nad Wisłą i nad Newą. Biorąc pod

uwagę charakter obu miast, petersburska klasa średnia, zwłaszcza inteligencja, była lepiej

sytuowana pod względem materialnym. Nauczyciele, urzędnicy, dziennikarze, artyści

otrzymywali uposażenia, których wysokość nie była warunkowana – jak w Warszawie –

względami narodowościowymi czy politycznymi. Rozwijający się przemysł stwarzał też

ogromne możliwości pracy i zarobkowania dla kadr inżynierskich i kierowniczych. Siła

nabywcza petersburżan była znaczniejsza niż ich warszawskich odpowiedników.

Okoliczności te dawały mieszkańcom stolicy imperium wyraźną przewagę nad

warszawiakami w kwestii korzystania z czasu wolnego, podejmowania podróży lub kuracji.

Jak wyglądało to w rzeczywistości? Kwerenda źródłowa i lektura dostępnych opracowań

doprowadziła do zaskakujących konkluzji. Po pierwsze, i była to konstatacja zdumiewająca,

tematyka poznawczych peregrynacji, wyjazdów leczniczych, życia codziennego w modnych

kurortach (zarówno rosyjskich, jak i zagranicznych) niemal nie występowała na przełomie

wieków w prasie petersburskiej – zarówno w dziennikach, jak i tygodnikach. Pojawiała się

bardzo rzadko, wręcz sporadycznie i zazwyczaj w takiej formie, jakby chciano usilnie

zniechęcić czytelników do podejmowania podróży. Po drugie, większość uzdrowisk i

turystycznych atrakcji Cesarstwa leżała na świeżo przyłączonych terenach nadgranicznych,

które poddawano forsownej asymilacji (gubernie nadbałtyckie, Krym, Kaukaz). Dlatego

podróżowaniu do nich przypisywano szczególny, polityczny wymiar. Po trzecie, Rosjanie

napotykali na podobne trudności jak mieszkańcy Warszawy w tworzeniu agencji i organizacji

turystycznych. Zakładane firmy okazywały się efemerydami, prędko kończącymi swój żywot.

Stowarzyszenia z trudem uzyskiwały zgodę na powstanie, a ich działalność była pomijana

milczeniem przez prasę. I to pomimo bardzo szerokiego zasięgu i masowego korzystania z ich

oferty przez wielu entuzjastów podróży – głównie z szeregów klasy średniej, także ze stolicy

Imperium.

Medialny, prasowy wizerunek podróży, turystyki i wyjazdów kuracyjnych był na

gruncie petersburskim tendencyjny i wypaczony. Stanowiło to, jak sądzę rezultat dążenia

władz do zniechęcenia obywateli, czy może raczej poddanych, do podejmowania

Page 324: Praca Marek - O Turystyce

324

samodzielnych podróży – nie tylko zagranicznych, ale nawet krajowych. Prowadzi to do

wniosku, że choć petersburżanie dysponowali sporymi możliwościami materialnymi i choć,

jak mówią o tym źródła i współczesne monografie, starali się z nich dość powszechnie

korzystać, to ich wojaże otaczał na przełomie XIX i XX wieku niesprzyjający klimat. Prasa

petersburska, w jaskrawym przeciwieństwie do warszawskiej, nie kreowała atrakcyjnego

„modelu”, który dokumentowałby aktywność wyższych kręgów społeczeństwa i jednocześnie

wpływałby inspirująco na system wartości i sposób działania pozostałych warstw.

Zaskakującym wyjątkiem było zjawisko daczy – podpetersburskiego letniska. Lato na

daczy, znacznie bardziej rozpowszechnione od podwarszawskiej wilegiatury, było udziałem

wszystkich grup społecznych – w różnej oczywiście formie. Szczególnie masowo korzystała

zeń klasa średnia, znajdująca przy tym okazję do zbliżenia się do warstw wyższych i

zamanifestowania własnych aspiracji społecznych (Deotto). Dacza była jedynym sposobem

spędzania pozamiejskiego wypoczynku, który bardzo szeroko opisywały, wręcz drobiazgowo

relacjonowały stołeczne periodyki. Mówiła o niej niezliczona ilość publikacji w gazetach

codziennych i karykatur w satyrycznym tygodniku „Strekoza” (skądinąd bardzo

wyrafinowanych pod względem artystycznym). Prasa konsekwentnie upowszechniała obraz

najbardziej pożądanego, popularnego i godnego szacunku korzystania z czasu wolnego poza

miastem. Lansowana przez redaktorów czasopism atrakcyjna perspektywa spędzania lata w

bezpośrednim sąsiedztwie stolicy miała zapewne konkurować z pokusą dalekich, a już

zwłaszcza zagranicznych, wyjazdów i zatrzymywać Rosjan na ojczystym łonie. Klasa średnia

Warszawy, choć w większości pozbawiona znaczniejszych możliwości finansowych, nie była

poddawana takiej indoktrynacji przez prasę. Przeciwnie, znajdowała w niej wzorzec

postępowania, który starała się naśladować.

Przedstawiciele warszawskiego proletariatu – robotnicy, najniżej opłacani pracownicy

najemni (subiekci, szwaczki, służba domowa) pracowali w najcięższych warunkach i

mieszkali w lokalach o najniższym standardzie. Ich sytuacja życiowa nie budziła

zainteresowania ze strony władz i zdecydowanej większości pracodawców. Znajdowali się też

w najmniej korzystnej sytuacji, jeśli chodzi o szanse korzystania z wypoczynku poza

miastem. Faktyczny brak jakichkolwiek urlopów i niskie dochody uniemożliwiały wszelkie

dalsze wyjazdy. W dyspozycji reprezentantów tej sfery pozostawały w najlepszym razie

pojedyncze dni wolne. Wykorzystując oplatającą Warszawę sieć komunikacyjną,

powszechnie praktykowano niedzielne czy świąteczne wyprawy do najpopularniejszych

miejsc niezbyt wyszukanego wypoczynku – na Bielany, Saską Kępę, do Młocin, Wilanowa,

Page 325: Praca Marek - O Turystyce

325

Jabłonnej. Bardziej zintegrowane grupy zawodowe, jak subiekci czy drukarze, organizowali

zbiorowe, kilkusetosobowe „wycieczki korporacyjne”. Często pretekstem wywabiającym

poza miasto tłumy uboższych mieszkańców były, organizowane przez warstwę średnią i

wyższą, zawody sportowe – wyścigi cyklistów i kajakarzy.

Na przełomie XIX i XX wieku altruistycznie usposobione jednostki wyrażały troskę o

położenie proletariatu. Lekarze o społecznikowskim zacięciu i nieliczni przedsiębiorcy

podejmowali charytatywne działania na rzecz zorganizowania wypoczynku dla ubogich

kręgów społeczeństwa Warszawy. Najświatlejsi publicyści prowadzili na łamach prasy

kampanie postulujące zapewnienie proletariuszom dostępu do pozamiejskiej rekreacji.

Wyjątkowe znaczenie, raczej pod względem charakteru niż skali liczebnej, miały inicjatywy

dobroczynne. Na przełomie XIX i XX wieku, dzięki „Wakacjom pracownic”, setki kobiet,

głównie parających się zawodowo krawiectwem lub szeroko pojętym modniarstwem,

spędzały lato w udostępniających gościnę dworach. Równolegle „Towarzystwo Kolonii

Letnich” wysyłało tysiące dzieci na wakacje na wieś, również do ziemiańskich majątków. Tak

oto społeczna aktywność umożliwiała choćby części warszawskiego proletariatu korzystanie z

wakacji poza miastem. Co bardzo ważne, przyczyniało się to do zaszczepiania w kręgach

niezamożnych warszawiaków przekonania o potrzebie i wartości takiego wypoczynku.

Wzmacniało ono oddziaływanie znanego powszechnie wizerunku obyczajów warstw

wyższych. Trudno, oczywiście, założyć, że proletariat warszawski pilnie śledził prasowe

doniesienia o wakacyjnych wyjazdach najzamożniejszych, ale przecież wśród służby,

personelu sklepów, modystek, bon i prywatnych nauczycielek wiedza o tym, co robią

„państwo” była powszechna. W czasie, gdy rekreacyjne aktywności ściśle wiązano z elitami,

proletariat nie dostrzegał możliwości szerszego praktykowania podobnych obyczajów.

Propagowanie wakacji poza miastem dla najuboższych wpłynęło na zmianę stanu

świadomości najniższych warstw w tej materii.

Zjawiska, które w Warszawie pojawiły się na przełomie XIX i XX wieku, w Londynie

były na porządku dziennym już pod koniec I poł. XIX stulecia. Pół wieku później nad Tamizą

niższe kręgi społeczeństwa – robotnicy, niewykwalifikowani pracownicy najemni – nie

dysponowali wprawdzie jeszcze płatnymi urlopami, ale za to masowo, chętnie i w dość

wartościowy sposób korzystali z dni wolnych (bank holidays), wyjeżdżali poza aglomerację, a

nawet spędzali kilkudniowe okresy wolne od pracy w nadmorskich kurortach. Obyczaje te

były konsekwencją kilkudziesięcioletniej walki o prawa pracownicze i poprawę położenia

proletariatu oraz skutkiem działań reformatorów społecznych, pracujących na rzecz

Page 326: Praca Marek - O Turystyce

326

racjonalnego wypoczynku working class. Sprzyjała też temu bogata oferta agencji

turystycznych, adresowana do najliczniejszych – niezamożnych klientów.

Dobrodziejstw takich były pozbawione najniższe warstwy społeczeństwa Petersburga.

Ich sytuacja prawna i materialna zbliżona była do położenia proletariuszy Warszawy. Ubożsi

petersburżanie udawali się na niedzielne czy świąteczne majówki do podstołecznych

miejscowości, znanych jako ośrodki dačnej žizni. (Niektóre z nich, z racji wyjątkowej

frekwencji proletariuszy wątpliwej konduity, miały nienajlepszą reputację). Dość

powszechnie praktykowano opuszczanie wiosną wynajmowanych w mieście lokali,

przenoszenie się na letnisko do dużo tańszych klitek czy altanek i codzienne dojeżdżanie do

pracy w stolicy. Nad Newą znany był też zwyczaj organizowania kolonii dla ubogich dzieci,

podobnie jak to czyniono w Warszawie. Zaskakujący jest za to całkowity brak w prasie

petersburskiej materiałów, wyrażających troskę o wypoczynek proletariatu. Najwyraźniej to,

co rosyjska cenzura uważała za dopuszczalne w Warszawie, traktowano w Petersburgu jako

zagrażające wizerunkowi społeczeństwa i państwa.

Jak można najkrócej sformułować wnioski, nasuwające się po zakończeniu pracy nad

niniejszą rozprawą? Pod względem materialnym – sytuacji i możliwości finansowych

poszczególnych grup społecznych – Warszawa bardziej przypominała Petersburg niż Londyn.

Biorąc pod uwagę stan świadomości społecznej i obraz rzeczywistości, kreowany przez media

– prasę i literaturę piękną – bliżej było znad Wisły nad Tamizę niż nad Newę. Dla najwyższej

warszawskiej elity podróże, zagraniczne kuracje i wakacje w rodowych siedzibach były

czymś naturalnym, wyrastającym z tradycji i stanowiącym element wizerunku tej warstwy

społecznej. Klasa średnia, dążąc do zamanifestowania swych aspiracji, starała się usilnie

naśladować zachowania elit. Musiała przy tym pokonywać rozliczne bariery, a podejmowany

przez nią wypoczynek był bogatszy i bardziej wartościowy pod względem poznawczym niż w

przypadku większości przedstawicieli klasy wyższej. Proletariat Warszawy, korzystając z

możliwości, jakie dawał rozwój komunikacji, starał się wyruszać w dni świąteczne poza

miasto. Naśladował przy tym obyczaje klasy średniej i wyższej, a jednocześnie próbował

wprowadzać w życie zalecenia, formułowane przez światłych reprezentantów tych warstw i

kierowane właśnie pod adresem kręgów najuboższych. Sposób spędzania czasu wolnego poza

miastem był bardzo istotnym elementem określającym miejsce danej grupy na drabinie

społecznej hierarchii. Coraz powszechniej uważano, że pozamiejska rekreacja jest ważna i

potrzebna, ale też, że jej formy świadczą o społecznych aspiracjach.

Page 327: Praca Marek - O Turystyce

327

Świat, stanowiący przedmiot moich badań, przestał istnieć wraz z rozpoczęciem I

wojny światowej. Kolejne dziesięciolecia przyniosły zjawiska, zapowiadające realia

współczesności. Nastąpił spektakularny rozwój komunikacji – zwłaszcza lotniczej. Stałej

poprawie ulegało położenie materialne warstw średnich i niższych, głównie dzięki

upowszechnieniu praw pracowniczych i rozwojowi opiekuńczych funkcji państwa. Nastąpiło

prawdziwe umasowienie wakacji. Przy całym zróżnicowaniu współczesnej oferty,

wypoczynek stał się bardziej egalitarny. Nadal jednak jednostki i grupy społeczne manifestują

swe aspiracje i ambicje przez praktykowanie określonych form podróży i turystyki. Rodzące

się w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku zjawiska są dziś trwałym elementem

rzeczywistości.

Page 328: Praca Marek - O Turystyce

328

BIBLIOGRAFIA

Źródła publikowane – memuarystyka, literatura piękna, epistolografia, informatory.

Baliński, Wspomnienia o Warszawie, przedm. R. Kłodziejczyk, Warszawa 1987

Baszkircew M., Dziennik, przeł. H. Duninówna, wstęp A. Kowalska, Warszawa 1967

Dąbrowski I., Felka, Londyn 1957

Dobrzycki H., Zdrojowiska, zakłady lecznicze i stacje klimatyczne w guberniach Królestwa

Polskiego i najbliższych guberniach Cesarstwa oraz prywatne zakłady lecznicze w

Warszawie, Warszawa 1896

Dostojewski F., Idiota, przeł. J. Jędrzejewicz, Warszawa 1971

Dziubek B., Zaczynałem u Lilpopa, Warszawa 1969

Forster E. M., Pokój z widokiem, przeł. H. Najder, Warszawa 2003

Gebethner J., Młodość wydawcy, Warszawa 1977

Gloger Z., Dolinami rzek. Opisy podróży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu i Biebrzy, Warszawa

1903

Górska z Łubieńskich M., Gdybym mniej kochała. Dziennik z lat 1889-1895 (t. I), Warszawa

1996

Górska z Łubieńskich M., Gdybym mniej kochała. Dziennik z lat 1896-1906 (t. II), Warszawa

1997

Hoesick F., Powieść mojego życia. (Dom rodzicielski). Pamiętniki, Wrocław – Kraków 1959

Krasiński E., Gawędy o przedwojennej Warszawie, Warszawa 1936

Janiszewski E., Wspomnienia odessity 1894 – 1916, Wrocław 1987

Leo A., Wczoraj. Gawęda z niedawnej przeszłości, Warszawa 1929

Lutosławski W., Jak tanio podróżować. I. Wędrówki iberyjskie, Warszawa 1909

Page 329: Praca Marek - O Turystyce

329

Mann T., Czarodziejska Góra, przeł. J. Kramsztyk, J. Łukowski Warszawa 1982

Mann T., Śmierć w Wenecji, przeł. L. Staff, [w:] Opowiadania, Warszawa 2009

Mineyko J., Wspomnienia z lat dawnych, Warszawa 1997

Orzeszkowa E., Listy zebrane, red. J. Baculewski, t. II, Do Leopolda Méyeta, opr. E.

Jankowski, Wrocław 1955

Orzeszkowa E., Listy zebrane, red. J. Baculewski, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica,

Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, opr. E. Jankowski, Wrocław 1961

Ostromęcka J., Pamiętnik z lat 1862 – 1911, opr. A. Brus, Warszawa 2004

Potocki J., Notatki myśliwskie z Afryki, Warszawa 2009

Prus B., Lalka, Warszawa 1956

Sienkiewicz H., Listy, T. I, cz. 1, Red. J. Krzyżanowski, Opr. M. Bokszczanin, (Opr. Listów

do M. Godlewskiego – E. Kiernicki), Warszawa 1977

Sienkiewicz H., Listy, T. I, cz. 2, Red. J. Krzyżanowski, Opr. M. Bokszczanin, (Opr. Listów

do M. Godlewskiego – E. Kiernicki), Warszawa 1977

Sienkiewicz H., Rodzina Połanieckich, Warszawa 1997

Sienkiewicz H., W pustyni i w puszczy, Warszawa 1968

Singer B. (Regnis), Moje Nalewki, Warszawa 1993

Starynkiewicz S., Dziennik. 1887-1897, Warszawa 2005

W pracy i w walce. Wspomnienia robotników warszawskich z przełomu XIX i XX wieku, opr.

J. Durko, Warszawa 1970

Walewska C., W walce o równe prawa: nasze bojownice, Warszawa 1930

Wańkowicz M., Tędy i owędy, Warszawa 1982

Waydel Dmochowska J., Dawna Warszawa, Warszawa 1959

Waydel Dmochowska J., Jeszcze o dawnej Warszawie, Warszawa 1960

Page 330: Praca Marek - O Turystyce

330

Weyssenhoff J., Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego, Warszawa 1956

Zalewski A. (?), Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki przez Baronową XYZ, opr.

R. Kołodziejczyk, Warszawa 1971

Zapolska G., Sezonowa miłość, Kraków 1980

Zasosov D. A., V. I. Pyzin, Iz žizni Peterburga 1890-1910-h godov. Zapiski očevidcev, opr.

Stepanov A. V., Sankt-Peterburg 1999

Niepublikowane źródła rękopiśmienne.

Brzeziński S., Pamiętnik, Rps BN II 10493

Górska z Chłapowskich A., Wspomnienia. Ostatnia redakcja. Tom I. Lata 1870-1900, Rps

BN 9778

Guzowska ze Święcickich Z., Za moich czasów. Pamiętnik, Rps BN, akc. 8036

Hornowska z Dunin-Borkowskich Ł., Wspomnienia z lat ok. 1852-1890, Rps BN II 10423

Kostrzewski F., Pamiętnik z lat 1844 – 1890, Rps BN IV 6377

Matlakowski W. K., Wspomnienia, Rps BN akc. 10875

Potocka z Tyszkiewiczów Z., Echa minionej epoki. XIX i XX wiek. Moje wspomnienia, Rps

BN akc. 11711

Twardo S., Ogniwa jednego życia, Rps. BN akc. 10430

Ziemięcki A., Wspomnienia z lat 1885 – 1919. Moja przyjaźń z geografią, Rps BN akc. 9498

Czasopisma.

„Biesiada Literacka” 1893, 1898, 1903

„Biržewye Vedomosti” (ros.) 1898, 1908

„Bluszcz” 1893, 1898, 1903, 1908

Page 331: Praca Marek - O Turystyce

331

„Kolce” 1875

„Kurier Warszawski” 1873, 1878, 1891, 1893, 1898, 1903, 1908

„Lechita” 1898

„Mucha” 1878, 1908

„Niva” (ros.) 1888, 1898, 1908

„Priroda i Lûdi” (ros.) 1898, 1908

„Przegląd Tygodniowy” 1893, 1898, 1903

„Rodina” (ros.) 1888, 1898, 1908

„Russkij Turist” (ros.) 1899, 1903, 1908, 1913

„Sankt-Peterburgskie Vedomosti” (ros.) 1888, 1898, 1903, 1908

„Strekoza” (ros.) 1888, 1893, 1896, 1898, 1903, 1908

„Świat” 1908

„Tygodnik Ilustrowany” 1893, 1898, 1903, 1908

„Tygodnik Mód i Powieści” 1893, 1898, 1903, 1908

„Wędrowiec” 1893, 1898, 1903, 1908

Opracowania.

Barton D., Dzieje kąpieliska i kurortu w Krynicy Morskiej, Sztutowo 1997

Bazylow L., Historia Rosji, Warszawa 1983

Beattie A., The Alps. A cultural history, Oxford 2006

Bernard P., Killing Dragons. The Conquest of the Alps, London 2001

Billewicz T., Diariusz podróży po Europie w latach 1677-1678, opr. M. Kunicki –

Goldfinger, Warszawa 2004

Page 332: Praca Marek - O Turystyce

332

Braun J., Powstanie i funkcjonowanie sieci warszawskich kolejek dojazdowych na przełomie

XIX i XX wieku , „Rocznik Mazowiecki” 1974 (V).

Braun J., Warszawski węzeł komunikacyjny, [w:] Wielkomiejski rozwój Warszawy do 1918 r.,

red. I. Pietrzak – Pawłowska, Warszawa 1973

Cegielski J., Stosunki mieszkaniowe w Warszawie w latach 1864-1964, Warszawa 1968

Chwaściński B., Z dziejów taternictwa. O górach i ludziach, Warszawa 1979

Chynczewska – Hennel T., Rzeczpospolita XVII wieku w oczach cudzoziemców, Wrocław

1993

Cunningham H., Leisure in the industrial revolution c. 1780 – c. 1880, London 1980

Czepulis – Rastenis R., Znaczenie prozy obyczajowej XIX wieku dla badań ówczesnej

świadomości i stosunków społecznych, [w:] Historyka. Studia metodologiczne, t. VIII,

Wrocław 1978

Czepulis – Rastenis R., Uwarstwienie społeczne Królestwa w świadomości współczesnych

[w:] Społeczeństwo Królestwa Polskiego. Studia o uwarstwieniu i ruchliwości społecznej pod

redakcją Witolda Kuli, Warszawa 1965

Deotto P., Peterburgskij dačnyj byt XIX veka kak fakt massovoj kultury, „Europa Orientalis”

16 (1997), nr 1

Dolženko G. P., Istoriâ turizma v dorevolûcionnoj Rossii i SSSR, Rostov 1988

Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E. Ihnatowicz, S. Ciara, Warszawa 2010

Ferry K., The British seaside holiday, Oxford 2009

Franke J., Polska prasa kobieca w latach 1820-1918: w kręgu ofiary i poświęcenia,

Warszawa 1999

Gaj J., Dzieje turystyki w Polsce, Warszawa 2008

Gajewski M., Zabudowa miasta i urządzenia komunalne, [w:] Wielkomiejski rozwój

Warszawy do 1918 r., red. I. Pietrzak – Pawłowska, Warszawa 1973

Hale J., The French Riviera. A cultural history, Oxford 2009

Page 333: Praca Marek - O Turystyce

333

Hamilton J., Thomas Cook. The Holiday Maker, Phoenix Mill 2005

Hannavy J., The Victorians and Edwardians at play, Oxford 2009

Historia kultury materialnej Polski w zarysie, red. W. Hensel, J. Pazdur. Tom VI od 1870 do

1918 roku, red. B. Baranowski, J. Bartyś, T. Sobczak, Wrocław 1979.

Historia życia prywatnego. Tom 4. Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, red. M.

Perrot, Wrocław 1999

Ihnatowicz I., Obyczaj wielkiej burżuazji warszawskiej w XIX wieku, Warszawa 1971

Ihnatowicz I., Biernat A., Vademecum do badań nad historią XIX i XX wieku, Warszawa 2003

Jasia Ługowskiego podróże do szkół w cudzych krajach: 1639-1643, opr. K. Muszyńska,

przeł. J. Sękowski, Warszawa 1974

Karwacki W. L., Zabawy na Bielanach, Warszawa 1978

Kielich W., Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy, przeł. M. Diederen –

Woźniak, Warszawa 2013

Kieniewicz S., Warszawa w latach 1795-1914, Warszawa 1976

Kmiecik Z., Prasa polska w rewolucji 1905-1907, Warszawa 1980

Kmiecik Z., Prasa warszawska w latach 1886 – 1904, Warszawa 1989

Kmiecik Z., Prasa warszawska w latach 1908 – 1918, Warszawa 1981

Kobieta i kultura czasu wolnego. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A . Szwarca, t.

VII, Warszawa 2001

Kobieta i kultura życia codziennego wiek XIX i XX. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i

A. Szwarca, t. V, Warszawa 1997

Page 334: Praca Marek - O Turystyce

334

Kobieta i małżeństwo. Społeczno-kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX. Zbiór

studiów pod red. A. Żarnowskiej i A . Szwarca, t. VIII, Warszawa 2004

Kolbuszewski J., Tatry w literaturze polskiej 1805 – 1939, Kraków 1982

Kowalska – Glikman S. Drobnomieszczaństwo w dziewiętnastowiecznej Warszawie,

Warszawa 1987

Kowecka E., Wycieczki kolejowe w Królestwie Polskim w 1867 r., „Kwartalnik Historii

Kultury Materialnej” 1994, nr 3-4.

Krygowski W., Dzieje Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, Warszawa – Kraków 1988

Kula W., Problemy i metody historii gospodarczej, Warszawa 1963

Leskiewiczowa J., Warszawa i jej inteligencja po powstaniu styczniowym 1864-1870,

Warszawa 1961

Lewan M., Zarys dziejów turystyki w Polsce, Kraków 2004

Lewandowski R., Brzegi Andriollego, Józefów 2010

Lewandowski R., Kronenberg, Andriolli i wilegiatura czyli podwarszawskie letniska linii

otwockiej, Józefów 2012

Lewandowski R., Twórcy stylu <<świdermajer>>, Józefów 2012.

MacCannell D., Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej, Warszawa 2002

Macfarlane R., Mountains of the Mind. A history of a fascination, London 2008

Mazur E., Stan uzdrowisk w Królestwie Polskim i zachodnich guberniach Cesarstwa

Rosyjskiego na przełomie XIX i XX w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2008, nr 1

Page 335: Praca Marek - O Turystyce

335

Mazur E., Życie codzienne w uzdrowiskach w Królestwie Polskim i zachodnich guberniach

Cesarstwa Rosyjskiego na przełomie XIX i XX w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”

2008, nr 2

Mazurski K. R., Historia turystyki sudeckiej, Kraków 2012

Mączak A., Odkrywanie Europy: podróże w czasach renesansu i baroku, Gdańsk 1998

Mączak A., Peregrynacje, wojaże, turystyka, Warszawa 2001

Mączak A., Życie codzienne w podróżach po Europie w XVI i XVII wieku, Warszawa 1980

McReynolds L., Russia at Play. Leisure activities at the End of the Tsarist Era, New York

2003

Micińska M., Inteligencja na rozdrożu 1864 – 1918, Warszawa 2008

Mróz T., Wincenty Lutosławski 1863 – 1954. Jestem obywatelem Utopii, Kraków 2008

Nelson M., Queen Victoria and the discovery of the Riviera, London 2007

Nietyksza M., Ludność Warszawy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1971

Nietyksza M., Ludność, [w:] Wielkomiejski rozwój Warszawy do 1918 r., red. I. Pietrzak –

Pawłowska, Warszawa 1973

Nietyksza M., Miasto pod zaborami. Władze Warszawy w XIX wieku. Próba syntezy,

„Rocznik Warszawski” nr XXXVI, Warszawa 2008, s. 247-260.

Nietyksza M., W. Pruss, Zmiany w układzie przestrzennym Warszawy [w:] Wielkomiejski

rozwój Warszawy do 1918 r., red. I. Pietrzak – Pawłowska, Warszawa 1973

Obsulewicz B. K., Realne koszty tanich podróży. O Wincentym Lutosławskim i jego

Wrażeniach iberyjskich [w:] Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E. Ihnatowicz, S. Ciara,

Warszawa 2010, s. 171-192

Page 336: Praca Marek - O Turystyce

336

Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, red. A. Chwalba, Warszawa

2008

Olkuśnik M., Kobieta w podróży na przełomie XIX i XX wieku. Między próbą emancypacji a

presją „podwójnej moralności” [w:] Kobieta i małżeństwo. Społeczno-kulturowe aspekty

seksualności. Wiek XIX i XX. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A . Szwarca, t. VIII,

Warszawa 2004

Olkuśnik M., Lato na daczy, „Mówią Wieki” 2004, nr 06/04

Olkuśnik M., Materia w służbie idei. Geneza i główne płaszczyzny sporu o kierunki rozwoju

cywilizacyjnego Zakopanego na przełomie XIX i XX wieku, „Kwartalnik Historii Kultury

Materialnej” 2000, nr 3 - 4

Olkuśnik M., Podmiejska wilegiatura warszawiaków u schyłku XIX wieku jako zjawisko

kulturowe i społeczne, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2001, nr 4

Olkuśnik M., W dalekiej podróży, na wilegiaturze, za rogatkami... O znaczeniu form

wypoczynku poza miastem dla badań nad stratyfikacją społeczeństwa Warszawy przełomu

XIX i XX w. [w:] Społeczeństwo w dobie przemian. Wiek XIX i XX. Księga jubileuszowa

Profesor Anny Żarnowskiej, Warszawa 2003

Olkuśnik M., Zwierciadło - drogowskaz. Podróż i wypoczynek kobiet poza miastem w prasie

warszawskiej przełomu XIX i XX wieku” [w:] Kobieta i kultura czasu wolnego. Zbiór studiów

pod red. A. Żarnowskiej i A . Szwarca, t. VII, Warszawa 2001

Opaliński D., „Dusza się tu odrętwia i młodnieje”. Wrażenia Polaków z podróży do kurortów

europejskich w XIX wieku [w:] Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E. Ihnatowicz, S.

Ciara, Warszawa 2010, s. 227-240.

Opaliński D., Przewodniki turystyczne na ziemiach polskich w okresie zaborów. Studium

historyczno-źródłoznawcze, Krosno 2012

Page 337: Praca Marek - O Turystyce

337

Osiński D. M., Dandyska w podróży po Europie. Diarystyczny zapis obecności Marii

Baszkircew [w:] Europejczyk w podróży 1850 -1939, red. E. Ihnatowicz, S. Ciara, Warszawa

2010

Pimlott J. A. R., The Englishman’s Holiday. A social history, London 1976

Pinkwart M., Zakopiańskim szlakiem Walerego i Stanisława Eljaszów, Warszawa – Kraków

1988

Podemski K., Socjologia podróży, Poznań 2005

Pruss W., Miasto jako obszar produkcyjny, [w:] Wielkomiejski rozwój Warszawy do 1918 r.,

red. I. Pietrzak – Pawłowska, Warszawa 1973

Przecławski K., Człowiek a turystyka. Zarys socjologii turystyki, Kraków 1997

Petrozolin – Skowrońska B., Król Tatr z Mokotowskiej 8. Portret doktora Tytusa

Chałubińskiego, Warszawa 2005

Pustoła – Kozłowska E., Z dziejów Otwocka – „wzorowej miejscowości leczniczej”,

„Mazowsze” 1994, nr 2(3)

Ring J., How the English made the Alps, London 2001

Ring J., Riviera. The Rise and Rise of the Cote d’ Azur, London 2004

Romantyczne wędrówki po Galicji, opr. A. Zieliński, Wrocław 1987

Rzepniewska D., Ziemianki w mieście. Królestwo Polskie w końcu XIX wieku, [w:] Kobieta i

kultura życia codziennego wiek: XIX i XX. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A.

Szwarca, t. 5, Warszawa 1997

Siegel S., Ceny w Warszawie w latach 1816-1914, Poznań 1949

Siennicka M., Rodzina burżuazji warszawskiej i jej obyczaj, Warszawa 1998

Słoniowa A., Początki nowoczesnej infrastruktury Warszawy, Warszawa 1978

Page 338: Praca Marek - O Turystyce

338

Sowiński P., Wakacje w Polsce Ludowej. Polityka władz i ruch turystyczny (1945- 1989),

Warszawa 2005

Spór o Morskie Oko. Materiały z sesji naukowej poświęconej 90-rocznicy procesu w Grazu.

Zakopane 12-13 września 1992r., red. J. M. Roszkowski, Zakopane 1993

Szałygin J., Drewniana architektura okolic Otwocka, „Mazowsze” 1994, nr 2(3) , s. 31-34

Sznapik A. D., Tatrzańska Arkadia. Zakopane jako ośrodek artystyczno-intelektualny od

około 1880 do 1914 roku, Warszawa 2009

Szwagrzyk J. A., Pieniądz na ziemiach polskich X – XX w., Wrocław 1990

Tarka M., Dzieje Nałęczowa, Nałęczów 1989

Tatrami urzeczeni. Dawna turystyka w słowie i obrazie, Wybór i opracowanie R. Hennel,

Warszawa 1979

Urry J., Spojrzenie turysty, Warszawa 2007

Usyskin G., Očerki istorii rossijskovo turizma, Sankt-Peterburg 2000

Veblen T., Teoria klasy próżniaczej, Warszawa 1971

Walton J. K., The British seaside. Holidays and resorts in the twentieth century, Manchester

2000

Walton J. K., The English seaside resort: a social history 1750-1914, Leicester 1983

Withey L., Grand Tours and Cook’s Tours. A history of leisure travel, 1750 to 1915, London

1997

Wrzosek A., Tytus Chałubiński. Życie – działalność naukowa i społeczna, Warszawa 1970

Zakopane. Czterysta lat dziejów, red. R. Dutkowa, t. I, II, Kraków 1991

Znaniecki F., Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości, Warszawa 2001

Żarnowska A., Robotnicy Warszawy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1985

Żelichowski R., Lindleyowie: dzieje inżynierskiego rodu, Warszawa 2002

Page 339: Praca Marek - O Turystyce

339

Żurawicka J., Inteligencja warszawska w końcu XIX wieku, Warszawa 1978

Page 340: Praca Marek - O Turystyce

340

SPIS TREŚCI

WSTĘP……...……………………………………..………………………..…………………2

Uzasadnienie wyboru tematu…..................................................................................................2

Podróże i turystyka w badaniach socjologicznych…….………………………………………7

Warszawa II połowy XIX wieku……………….……………………………………….……24

Dokąd na lato?..........................................................................................................................29

Źródła……………………….…………….…………………………………………………..34

Konstrukcja pracy……….……………….…………………………………………………...38

ROZDZIAŁ I. LONDYN I SANKT PETERSBURG. WZORCE I PUNKTY

ODNIESIENIA DLA OBYCZAJÓW CZASU WOLNEGO I PODRÓŻY

SPOŁECZEŃSTWA WARSZAWY ……………………….……………………...……...42

Wielka Brytania i Londyn – wzór dla całej Europy…………………..……….………….…..44

Sankt Petersburg i Rosja – punkt odniesienia dla społeczeństwa Warszawy i zaboru

rosyjskiego……………………….…………………………………………………………...74

ROZDZIAŁ II. ELITY W PODRÓŻY. WOJAŻE, WAKACJE I KANIKUŁA NA WSI

JAKO WYZNACZNIK POZYCJI SPOŁECZNEJ…........……………………………..119

„Towarzystwo warszawskie”……….……………………………………………………….120

Wiejskie siedziby – sięganie do źródeł…….………………………………………………..144

Dla zdrowia – w szeroki świat….…………………………………………………...………152

Radosna beztroska z dala od domu… ………….………………………………………….159

Nie tylko rozrywka. Poznać świat – wzbogacić siebie…………………………….………..166

Page 341: Praca Marek - O Turystyce

341

Ku stronom ojczystym, dla dobra narodu……………..…………………………………….175

Na polu fizycznej aktywności……..……………………………………………………...…181

ROZDZIAŁ III. KLASA ŚREDNIA NA WAKACJACH. CZAS WOLNY POZA

MIASTEM JAKO ŚWIADECTWO ASPIRACJI GRUPY SPOŁECZNEJ……..……185

Wzorzec – przedmiot pożądania……...……………………………………………………..185

Klasa średnia – zróżnicowanie grupy społecznej……………………………………………185

Czas wolny – przywilejem.….………………………………………………………………188

Z paszportem, czy bez, czyli jak przekroczyć granicę?..........................................................192

Podróżować, nie trwoniąc pieniędzy…….………………………………………………….194

Ile rachować należy?...............................................................................................................200

Przewodnicy, opiekunowie, nauczyciele…..………………………………………………..208

Nie ma to, jak rodzina! (Lub przyjaciele…).…………………………………….………….210

Dla poratowania zdrowia…….……………………………………………………………...215

Poznać świat – wzbogacić siebie…….……………………………………………………...228

Cudze chwalicie… Podróż patriotyczna….…….…………………………………………...240

Nie będzie Niemiec… Przeciw germanizacji – na wakacjach….…………………………...246

Turyści w pelerynach i z plecakami..………………………………………………………..250

Marzenia o organizacji i udogodnieniach….….…………………………………………….254

Dla dobra ludności miejscowej……….….………………………………………………….259

Integracja rodziny czy emancypacja kobiet ?.........................................................................262

Romanse, małżeństwa i erotyka………..……………………………………………………273

Identyfikacja środowiska – poczucie wspólnoty……..……………………………………...277

Page 342: Praca Marek - O Turystyce

342

ROZDZIAŁ IV. NA PODMIEJSKIM PIKNIKU I W OBJĘCIACH FILANTROPII.

WYPOCZYNEK I REKREACJA WARSTW NIEZAMOŻNYCH I PROLETARIATU

WARSZAWY………...………………………………………………………………….…281

Uwięzieni w miejskich murach………………………………………..…………………….281

Z troską o pokrzywdzonych……………….....……………………………………………...284

Saska Kępa……..……………………………………………………………………………287

Bielany…..…………………………………………………………………………………..291

Lądem i wodą do podmiejskich parków i na zieloną trawkę…..…………………………...295

„Wycieczki korporacyjne”………......………………………………………………………298

Wypoczynek, rozrywka czy „polityczna robota”?..................................................................301

„Sprężyści” i ich wielbiciele………..……………………………………………………….302

Dla najbardziej potrzebujących………...….………………………………………………...304

„Wakacje pracownic” i „tanie letniska”…..…………………………………………………309

ZAKOŃCZENIE – WNIOSKI ...…………………….……………………………...……318

BIBLIOGRAFIA...………………………………………………………………………....328