PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

42

description

Osoby będące w redakcji włożyły wiele pracy, abyście mogli przeczytać coś absolutnie świeżego, niesztampowego. Więc jest, drugi numer Piłkarskiej Prawdy!

Transcript of PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Page 1: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014
Page 2: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014
Page 3: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Piłka Nożna

2

WydawcaPiłkarska Prawda

Redaktor naczelnyMikołaj Kortus

ZastępcyMichał Jurek, Marcin Maciejewski

Oprawa graficznaDawid Haczyk Kaźmierczak

Karol Dolata

Magazyn współtworzyliMichał Jurek, Michał Łopienski,

Krystian Działowy, Mateusz Rzepecki, Sandra Kacperczyk, Wiktor Dziamski,

Mikołaj Kortus, Damian Panek, Dawid Brilowski, Szymon Kraśkiewicz,

Marek Wawrzynowski, Michał RygielAndrzej Gomołysek, Kuba Kaczmarek,

Patryk Kipigroch, Paweł Skorb, Piotr Przyborowski, Karol Jaroni

Mateusz Świerkowski,Kamil Skrzypiński, Łukasz Mackiewicz

PrzygotowaniePrzemysław Augustyn

[email protected]

Październik, 2014/2

Page 4: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Październik był niesamowity. Piłkarsko przede wszystkim. Nie tak często przecież pokonuje się mistrzów świata. Tak, orły Nawałki dokonały czegoś historycznego, co zapamiętamy na lata. 2:0 na Stadionie Narodowym w meczu o punk-ty eliminacji Mistrzostw Europy i pierwsza wygrana w historii. Reprezentacja, którą krytykowano i wyśmiewano sta-ła się „legendarna”. Kilka dni później w meczu z Szkocją, co prawda mogło być lepiej, ale nie narzekajmy. Siedem punktów po trzech meczach w tychże eliminacjach, jeszcze przed ich rozpoczęciem wziąłbym w ciemno z pocało-waniem ręki. Na dodatek, mistrz naszego kraju w fazie grupowej Ligi Europy z trzema zwycięstwami lideruje w ta-beli, pokonując kluby, które wydawałyby się na papierze mocniejszymi od Legii. Jednak nie od dziś wiemy, że pie-niądze nie grają. Do nuty szczęścia wystarczyło dołożyć zaangażowanie i komplet oczek w garści. Piękny widok, co?

Wiele wydarzyło się również na ligowych boiskach, bo nie zapominajmy, ten futbol jest najpiękniejszy. Zawi-szę z marazmu próbuje wyprowadzić trener Rumak, wspaniałą ligową passę ma Probierz z Jagiellonią, a w ta-beli przewodzi Berg ze swoją Legią. Ot, taki skrót tego, co przeczytacie w tekście Mateusza Rzepeckiego.

Drugi już numer magazynu Piłkarskiej Prawdy tworzyliśmy wraz z nowymi twarzami w redakcji. Choć dopiero co prezentowaliśmy pierwszy numer, to ten znacznie różni się od swojego poprzednika. Wbrew pozorom znaj-dziecie tutaj rzeczy, o których być może nie słyszeliście, a powinniście. Muszę przyznać, że z numeru na nu-mer co raz bardziej się rozkręcamy. Nie pozostaje mi nic innego, jak wziąć głęboki oddech i… cała naprzód.

Pozdrawiam, Mikołaj Kortus

3

Page 5: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

szyscy dobrze wiemy jak ciężko jest być trenerem w naszej Ekstraklasie. Wystarczy kilka porażek, słabsza dyspozycja podopiec-

znych przez pewien okres czasu, by posadę szkoleniowca przejął ktoś inny. Kluby zwalniają osoby prowadzące zespół na potęgę, nie wyciągając przy tym żadnych wniosków. I tak stabilności szukają m.in. Niebiescy. Ruch Chorzów zwolnił Jana Kociana, najlepszego tren-

era sezonu 2013/14, który wprowadził swoich podopiecznych na 3. miejsce w ligowej tabeli, choć wszyscy zakładali walkę o utrzymanie, a ostatnio godnie reprezentował naszą ligę w europe-jskich pucharach, niespodziewan-

ie eliminując FC Vaduz i Esbjerg fB. Najwidoczniej to nie wystarczyło wład-zom klubu, które zdecydowały się na rozwiązanie kontraktu ze Słowakiem. W jego miejsce pojawił się uwielbiany przez tamtejszych kibiców Waldemar Fornalik, z którym wiązane są spore nadzieje. Niemal natychmiast byłego selekcjonera obwołano wybaw-cą Ruchu, będącego w piłkarskim dołku. Oczekiwania są spore i pomi-mo przegranego meczu z Cracovią, kibice wierzą, że ta osoba odmieni

na nowo oblicze ich klubu. Nam nie pozostaje nic innego jak dać trenero-wi czas na wprowadzenie swojej filo-zofii gry i ocenienie w późniejszym czasie pracy z zespołem. Powracając do Kociana - szybko okazało się, że

Słowak długo bezrobotny nie będzie. Kilkanaście dni po utraceniu posady w Chorzowie, zwolniło się miejsce w Pogoni Szczecin, skąd odszedł Dariusz Wdowczyk. Zarząd nie był zadowolony z uzyskiwanych przez 52-latka wyników, czego efektem było jego zwolnienie. Zobaczymy, jak długo trener Wdowczyk będzie oczekiwał na oferty z innych ekstraklasowych klubów. Patrząc na to, co dzieje się w naszej lidze, można stwierdzić, że niewiele. No ale zobaczy-my co czas przyniesie. Trenerska karu-

zela trwa w najlepsze i nikt się tym nie przejmuje, choć w tym sezonie doszło już do szóstej zmiany szkoleniowca w Ekstraklasie. Trenerów zmieniano już w Lechu (Rumak, Chrobak, Skorża), Lechii (Machado, Unton), Zawiszy (Paixao,

W

4

Piłka Nożna

Page 6: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Rumak) i we wcześniej wspominanych Ruchu oraz Pogoni. Zobaczymy, co owe zmiany wniosą. Miejmy tylko nadzieję, że trenerzy będą mieli szansę wdrożyć swoją filozofię gry i nie zostaną zwol-nieni po kilku tygodniach współpracy.

Zawisza zaskakuje, trzy punkty otrzy-muje!Dokładnie, Rycerze Pomorza w końcu zwyciężyli! Zespół prowadzony przez Mariusza Rumaka pokonał na własnym boisku GKS Bełchatów, dzięki czemu zakończył trwającą dokładnie trzy miesiące serię bez zwycięstwa. Istotną rolę w tym małym sukcesie odegrał kapitan drużyny - Michał Masłowski, w którym było widać ogromną chęć do gry. To właśnie ten zawodnik wniósł sporą jakość do gry zespołu oraz dał Zawiszy zwycięstwo, strzelając bramkę na 2:1 i choć nic wcześniej na to nie wskazywało, bydgoszczanie pokonali świetnie spisującego się beniaminka z Bełchatowa. To zwycięstwo umoż-liwiło im zmniejszenie straty punk-towej do Korony i Ruchu, którzy w chwili obecnej mają zaledwie o jedno oczko więcej. Jednak to nie pora na zachwyt, bowiem przed nimi jedno z najcięższych spotkań w tym sezonie - bój z Legią Warszawa. Jest się czym martwić, biorąc pod uwagę pozycję klubu ze stolicy w tabeli Ligi Europy i Ekstraklasy. Ponadto Zawisza zmierzy się jednocześnie z najskuteczniejszym zespołem w Ekstraklasie i jednym z tych, którzy tracą najmniej bramek, przy czym zespół Mariusza Rumaka do najsil-niejszych w obronie nie należy, a nawet pod tym względem jest najsłabszy w lidze, mając 32 stracone bramki w 12 kolejkach. Mimo to Bydgoszczanie nie zwracają na to uwagi, a sam trener zapewnia, że nie musi nikogo moty-wować do walki. Zawodnicy poczu-li w końcu sprzyjający wiatr i będą chcieli to jak najlepiej wykorzystać.

Białostocka niespodziankaNikt nie spodziewał się tak świetnej gry Jagiellonii. W końcu to zespół, nie mający w swoich szeregach żadnych gwiazd. Była jedna, jasno świecąca na tle Ekstraklasy, ale niestety Quintana

pożegnał się z klubem, wybierając większe pieniądze i nie można mieć o to do niego pretensji. Co prawda piłkarz powiedział, że wróci, ale nie wiadomo, jak będzie się prezentował po kilku latach gry w Dubaju, gdzie poziom sportowy nie jest za wysoki. Mimo odejścia Hiszpana, sytuacja kadrowa nie jest żadnym problemem Michała Probierza. Braku gwiazd nie można zaliczyć in minus, gdyż zespół bez nich prezentuje się znakomicie. W drużynie brylują młodzi zawodnicy - Drągowski, Frankowski, Pawłowski, czy młody Mystkowski, który śmiem twierdzić, że z biegiem czasu w pełni załata dziurę po Quintanie (o ile będzie otrzymywał szanse gry), a także ci bardziej doświ-adczeni. Sezon życia rozgrywa Mateusz Piątkowski, pewnie kroczący po koronę króla strzelców. W chwili obecnej na swoim koncie ma 11 bramek i jeszc-ze wiele spotkań przed nim, by ten dorobek powiększyć. W Jagiellonii nie ma lepszych i gorszych, wszyscy sta-nowią jedność i to jest w tym chyba najlepsze. Michał Probierz jest osobą, która w pełni wykorzystuje potencjał klubu, czego efektem jest zajmowane przez nich miejsce na podium. Pewnym jest, że głodni sukcesu zawodnicy walczą o europejskie puchary, bo do grupy mistrzowskiej powinni spoko-jnie awansować. Rutyna połączona z młodzieńczą finezją - oto, czym jest, a właściwie czym staje się Jagiellonia, która w 12. kolejce udowodniła swoją siłę, gromiąc na własnym, nowo otwartym stadionie Pogoń Szczecin 5:0. Co więcej Jagiellonia jest niepokonana od sześciu kolejek, a najbliższe spot-kania wydają się być w obecnej sytuacji spacerkiem - Piast Gliwice, GKS Bełchatów, Ruch Chorzów... Czyżby szykowała się zmiana lidera?

Informacje w pigułce:

1 9 - l e t n i b r a m -karz Legii Warszawa - A l e k s a n d e r W a n d z e l ,

zakończył piłkarską karierę. Podjęcie tej trudnej decyzji zostało wymuszone przez dręczące go kłopoty zdrowotne.

D a w i d o w i N o w a k o w i grozi kilku-letnia dysk-wal i f ikac ja . U zawod-

nika Cracovii wykryto substancje dopingujące, w skutek czego rzecznik dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski podjął postępowanie wyjaśniające, a sam zawodnik został odsunięty od pierwszego zespołu. Cała spra-wa wyjaśni się po przeprowadze-

Paweł Brożek a w a n s o w a ł w “Klubie 100”, dzię-ki bramkom zdobytym w

meczu 12. kolejki Ekstraklasy. Hat-trick strzelony Górnikowi Zabrze sprawił, że napastnik znalazł się na 17. miejscu, wyprzedzając Piotra Reissa, Andrzeja Szarmacha oraz Henryka Reymana.

B u d o w a S t a d i o n u Miejskiego w Białymstoku w końcu d o b i e g ł a

końca. Mogący pomieścić 22 tys. kibiców obiekt po czterech latach budowy został oddany do użytku.

Rumak) i we wcześniej wspominanych Ruchu oraz Pogoni. Zobaczymy, co owe zmiany wniosą. Miejmy tylko nadzieję, że trenerzy będą mieli szansę wdrożyć swoją filozofię gry i nie zostaną zwolnie-ni po kilku tygodniach współpracy.

Zawisza zaskakuje, trzy punkty otrzy-muje!Dokładnie, Rycerze Pomorza w końcu zwyciężyli! Zespół prowadzony przez Mariusza Rumaka pokonał na własnym boisku GKS Bełchatów, dzięki czemu zakończył trwającą dokładnie trzy mie-siące serię bez zwycięstwa. Istotną rolę w tym małym sukcesie odegrał kapitan drużyny - Michał Masłowski, w którym było widać ogromną chęć do gry. To wła-śnie ten zawodnik wniósł sporą jakość do gry zespołu oraz dał Zawiszy zwycię-stwo, strzelając bramkę na 2:1 i choć nic wcześniej na to nie wskazywało, bydgoszczanie pokonali świetnie spisu-jącego się beniaminka z Bełchatowa. To zwycięstwo umożliwiło im zmniejszenie straty punktowej do Korony i Ruchu, którzy w chwili obecnej mają zaledwie o jedno oczko więcej. Jednak to nie pora na zachwyt, bowiem przed nimi jedno z najcięższych spotkań w tym sezonie - bój z Legią Warszawa. Jest się czym martwić, biorąc pod uwagę pozycję klubu ze stolicy w tabeli Ligi Europy i Ekstraklasy. Ponadto Zawisza zmierzy się jednocześnie z najskutecz-niejszym zespołem w Ekstraklasie i jednym z tych, którzy tracą najmniej bramek, przy czym zespół Mariusza Rumaka do najsilniejszych w obronie nie należy, a nawet pod tym względem jest najsłabszy w lidze, mając 32 stra-cone bramki w 12 kolejkach. Mimo to Bydgoszczanie nie zwracają na to uwagi, a sam trener zapewnia, że nie musi nikogo motywować do walki. Zawodnicy poczuli w końcu sprzyjający wiatr i będą chcieli to jak najlepiej wykorzystać.

Białostocka niespodziankaNikt nie spodziewał się tak świetnej gry Jagiellonii. W końcu to zespół, nie mający w swoich szeregach żadnych gwiazd. Była jedna, jasno świecąca na tle Ekstraklasy, ale niestety Quintana poże-gnał się z klubem, wybierając większe

pieniądze i nie można mieć o to do niego pretensji. Co prawda piłkarz powiedział, że wróci, ale nie wiadomo, jak będzie się prezentował po kilku latach gry w Dubaju, gdzie poziom sportowy nie jest za wysoki. Mimo odejścia Hiszpana, sytuacja kadrowa nie jest żadnym problemem Michała Probierza. Braku gwiazd nie można zaliczyć in minus, gdyż zespół bez nich prezentuje się znakomi-cie. W drużynie brylują młodzi zawodni-cy - Drągowski, Frankowski, Pawłowski, czy młody Mystkowski, który śmiem twierdzić, że z biegiem czasu w pełni załata dziurę po Quintanie (o ile będzie otrzymywał szanse gry), a także ci bar-dziej doświadczeni. Sezon życia rozgry-wa Mateusz Piątkowski, pewnie kroczą-cy po koronę króla strzelców. W chwili obecnej na swoim koncie ma 11 bramek i jeszcze wiele spotkań przed nim, by ten dorobek powiększyć. W Jagiellonii nie ma lepszych i gorszych, wszyscy sta-nowią jedność i to jest w tym chyba najlepsze. Michał Probierz jest osobą, która w pełni wykorzystuje potencjał klubu, czego efektem jest zajmowane przez nich miejsce na podium. Pewnym jest, że głodni sukcesu zawodnicy wal-czą o europejskie puchary, bo do grupy mistrzowskiej powinni spokojnie awan-sować. Rutyna połączona z młodzieńczą finezją - oto, czym jest, a właściwie czym staje się Jagiellonia, która w 12. kolejce udowodniła swoją siłę, gromiąc na własnym, nowo otwartym stadionie Pogoń Szczecin 5:0. Co więcej Jagiellonia jest niepokonana od sześciu kolejek, a najbliższe spotkania wydają się być w obecnej sytuacji spacerkiem - Piast Gliwice, GKS Bełchatów, Ruch Chorzów... Czyżby szykowała się zmiana lidera?

19-letni bramkarz Legii Warszawa - Aleksander Wandzel, zakoń-czył piłkarską karierę. Podjęcie

tej trudnej decyzji zostało wymuszone przez dręczące go kłopoty zdrowotne.

1.

D a w i d o w i Nowakowi grozi kilkuletnia dys-k w a l i f i k a c j a . U zawodnika Cracovii wykry-

to substancje dopingujące, w skutek czego rzecznik dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski podjął postępowanie wyjaśniające, a sam zawodnik został odsunięty od pierwszego zespołu. Cała sprawa wyjaśni się po przeprowadze-niu analizy próbki odwoławczej B.

2.

Paweł Brożek awansował w “Klubie 100”, dzięki bram-kom zdobytym w meczu 12.

kolejki Ekstraklasy. Hat-trick strzelony Górnikowi Zabrze sprawił, że napastnik znalazł się na 17. miejscu, wyprzedza-jąc Piotra Reissa, Andrzeja Szarmacha oraz Henryka Reymana.

3.

Budowa Stadionu Miejskiego w Białymstoku w końcu dobiegła końca. Mogący pomieścić 22

tys. kibiców obiekt po czterech latach budowy został oddany do użytku.

4.

5

Page 7: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

a pewno swoje piętno pozostawiły liczne kontuz-je, które prześladowały zawodnika. Także więc jego kariera piłkarska w pewnym momencie mocno przy-

hamowała. Do czasu... transferu do Wisły Kraków. Niczym mityczny Feniks po raz kolejny odradza się na naszych oczach i wraca do piłkarskiego życia. Jednak zacznijmy od początku. Maciej Sadlok jest wychowankiem Pasjonata Dankowice. Drużyna występowała wówczas IV lidze. W sezonie 2006/2007 za kwotę zaledwie 15 tysięcy złotych trafił do drużyny „Niebieskich”. A więc powiedzmy sobie szczerze, że za „czap-kę gruszek” chorzowianie pozyskali świetnego gracza. W tym miejscu należy podkreślić całkiem niezłą smykałkę do intersów chorzowskich działaczy. Podobną drogę przebył do zespołu w tym okresie Artur Sobiech, który przybył do drużyny z Grunwaldu Ruda Śląska (w sezonie 2010/2011 sprzedany za rekordową sumę w historii klubu 1 miliona euro do Polonii Warszawa). Jednak wróćmy do Maciej Sadloka. Jego przeskok o klika klasa rozgryw-kowych był znaczący i oczywiście całko-wicie normlany. W końcu był młodym piłkarzem dopiero „raczkującym” na piłkarskich boiskach. W Chorzowie roz-począł spokojnie budować swoją pozy-cję na boisku. W pierwszym sezonie na boiskach ekstraklasy wystąpił w 8 mec-zach ekstraklasy (łącznie 192 minuty), a także krótki epizod w Pucharze Polski (5 minut). Przełomowym okazał się kole-jny rok. Otóż w sezonie 2008/2009 Sadlok wystąpił już 17 spotkaniach ekstraklasy. Uzbierał na swoim koncie 1448 minut. Jak na 20-letniego młoko-sa całkiem niezłe osiągnięcie. Sadlok zaliczył łącznie w Ruchu Chorzów w tym

okresie łączną liczbę 68 meczów i jedno trafienie do siatki przeciwników. Kolejne dobre występy na ligowym podwórku zostały zauważone przez ówczesnego trenera drużyny narodowej, Franciszka Smudę. Selekcjoner od meczów z Rumunią i Kanadą rozpoczynał w 2009 roku swoją pracę z drużyną narodową. W obu tych spotkaniach Sadlok zagrał. Łącznie dla Biało-Czerwonych zagrał 15 razy. Jak się później okaże z popularnym „Franzem” będzie „Sadloczkowi” po drodze. A więc jako podsumowując ten okres kariery Sadlok był zdecydowanie na szczycie. Jako 20-latek miał ugrun-towaną pozycję na ligowym podwórku oraz pukał do bram drużyny narodowej. Dalej mogłoby się wdawać, że może być wyłącznie lepiej...Kolejnym etapem w jego karierze tego nominalnego środkowego obroń-cy był transfer do Polonii Warszawa. Włodarzem „Czarnych Koszul” był w tym czasie Józef Wojciechowski. Ekscentryczny milioner ze stolicy posta-nowił wyłożyć w 2010 roku za Macieja Sadloka niebagatela 2,7 mln złotych. Czyli sumka całkiem pokaźna jak na 20-latka. Piłkarz do końca rundy jesi-ennej został wypożyczony do Ruchu. Ostatecznie w barwach Polonii roz-począł grę w rundzie wiosennej tego sezonu. Sadlokowi wraz z grą w Polonii zaczęły doskwierać coraz to nowe kon-tuzję. W ciągu dwóch sezonów roze-grał łącznie 31 spotkań. Wychowanek Pasjonata Dankowice, po niezbyt uda-nej przygodzie w warszawskim klubie postanowił powrócić w 2012 roku spowrotem do Ruchu Chorzów. Powrót na „stare śmieci” wydawał się rozsądną decyzją, aby odbudować swoją kari-erę. Jednak kolejny raz los nie sprzy-jał zawodnikowi. Uległ on kolejnemu urazowi. Drobny uraz pięty po nieod-

N MACIEJ SADLOK

OBROŃCA

WISŁA KRAKÓW

Kariera Macieja Sadloka przypomina istny roller-coaster. Chłopak niewąt-piliwe papiery na granie posiada. Lecz niekoniec-znie potrafił zademon-strować swoje umiejęt-ności. Na pewno swoje piętno pozostawiły kon-tuzje, które prześladowa-ły zawodnika. Także więc jego kariera piłkarska w pewnym momencie mocno przyhamowała. Do czasu... transferu do Wisły Kraków. Niczym mityczny Feniks po raz kolejny odradza się i wraca do piłkarskiego życia.

6

Piłka Nożna

Page 8: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

pięty po nieodpowiednim lec-zeniu przerodził się w poważną kontuzję. Rana na pięcie nie pozwalała piłkarzowi normal-nie trenować i opóźniała jego powrót na boisko. Okazało się ,że doszło do zakażenia ścięg-na Achillesa. Wycięto kawałek przyczepu mięśnia. W czasie tej nieprzyjemnej kontuzji Sadlok poważnie rozważał ... zakończenie kariery piłkar-skiej. Po perypetiach związa-nymi z kontuzją piłkarz w kwietniu 2014 roku powrócił na boiska ligowe w meczu z Koroną Kielce. W każdym razie jego pozycja w drużynie Jana Kociana nie było mocna...To jednak mało powiedziane. Sadlok w ekipie z Chorzowa był po prostu niechciany.

Kiedy wydawało się, że ten ciągle mimo wszystko młody piłkarz przepadł w ligowej szarzyźnie...na jego drodze ponownie stanął Franicszek Smuda. Tym razem już jako trener Wisły Kraków. Do „Białej Gwiazdy” trafił mały „zaciąg” Ruchu Chorzów. Wraz z Sadlokiem przybyli Maciej Jankowski oraz Michał Buchalik. Franiszek postanow-ił ustawić Sadloka na niezbyt lubianej przez samego zawod-nika lewej obronie. Efekty gry Sadloka w tym sektorze boiska przerosły wszystkich ekspertów naszej rodzimej ligi. Odrodzenie Feniksa ide-alnie pasujące powiedzenie. Jego świetna postawa na boisku została dostrzeżona również przez selekcjonera Adama Nawałkę. Sadlok otr-zymał po 3 latach powołanie do reprezentacji. Jednak w meczu z Gibraltarem nie zagrał. Kolejny raz kariera tego obrońcy zaczęła nabierać rozpędu i kolejka wracała na odpowiednie tory.Sadlok nie tylko poprawił

swoją grę defensywną. Nie ulega wątpliwości, że popraw-ie ulagła jakość jego gry w ofensywie. W swoich doty-chczasowych występach na ekstraklasowych boiskach Sadlok nie słynął z dużej liczby strzelanych bramek. W poprzednich klubach w łącznie 140 meczach we wszystkich rozgrywkach (Ekstraklasa,Puchar Polski, europejskie puchary) zdobył zaledwie jedną bramkę. Natomiast w tym sezonie w barwach Wisły zdobył już 2 bramki. Do swojego dorob-ku dorzucił również 2 asys-ty. Wiślacy zajmują obecnie 4 pozycję w tabeli i tym samym powalczą o wysoką lokatę w tym sezonie. Sadlok tworzy blok defensywny „Białej Gwiazdy” wraz doświadc-zonymi Dariuszem Dudką, Arkadiuszem Głowackim, a także nie mającym tak bogat-ego CV jak wcześniej wymie-nieni, Łukaszem Burligą. Cała linia defensywna Wisły zbi-era pozytywne recenzję za swoją grę w dotychczasowych rozgrywkach. A Sadlok jest jedną z jaśniejszych postaci drużyny Franciszka Smudy. Kto wie może pojawiła się nowa alternatywa na pozyc-ję lewego obrońcy w kadrze narodowej. Czas pokaże na co jeszcze stać Maćka Sadloka...

7

Page 9: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

JANKES

WISŁA KRAKÓW

POMOCNIK

MACIEJ JANKOWSKI

Jeszcze kilka lat temu, gdy grał pod wodzą Waldemara Fornalika w Ruchu był jednym z bardziej pożądanych graczy na rynku transferowym. Po świetnym debiutanckim sezonie potwierdził swoje umiejętności i wydawało się, że jego odejście do większego klubu jest tylko kwestią czasu( i pieniędzy). Niestety, w sporcie jak w życiu – kiedy przegapi się swoją szansę zwykle przepada ona bezpowrotnie. Czy tak stało się w przypadku Macieja Jankowskiego? I tak, i nie.

amy połowę sezonu 2011/2012. Dla pop-ularnego „Jankesa” jest to tak naprawdę drugi

rok w poważnej, ekstraklasowej piłce. Mimo to wówczas 20-letni wychow-anek Sarmaty Warszawa bez większych kompleksów radzi sobie w naszej lidze, mając po 15 kolejkach 5 bramek na kon-cie i dorzucając do tego kilka asyst. Ruch Chorzów, prowadzony przez Waldemara Fornalika jest rewelacją rozgrywek, a o Jankowskim coraz częściej zaczyna

się mówić w kontekście transferu do większych klubów. Szczególnie konk-retne zainteresowanie wykazywała Legia Warszawa, która skłonna była wyłożyć za niego niemałą - oczywiście jak na nasze warunki - kwotę 500 tys. euro. Podobno sam zawodnik zrezygnował z przejścia do stołecznego klubu, twierdząc, że jest jeszcze za wcześnie na odejście z drużyny „Niebieskich”. Wtedy można było to zro-zumieć, bowiem przeprowadzając się do Warszawy musiałby liczyć się z rywal-izacją z takimi piłkarzami jak Danijel

Ljuboja czy też Michal Hubnik. Kolejny sezon w wykonaniu zarówno bohatera artykułu, jak również i jego drużyny był rozczarowaniem. Ruch cudem uni-knął spadku, a Jankowski coraz częściej miał problemy z utrzymaniem miejsca w podstawowym składzie. Tym większą niespodzianką mogło być ponowne zain-teresowanie ze strony Legii, która pod koniec okienka starała się go pozyskać. Transakcja jednak znów nie wypaliła i 1-krotnego reprezentanta Polski czekał kolejny, już czwarty sezon w Chorzowie.

M

8

Piłka Nożna

Page 10: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

W jego poczynaniach widoczne było zahamowanie w rozwoju, pewna stag-nacja której doznał poprzez tak długą grę w jednym klubie. Grający głównie na prawym skrzydle piłkarz często lądował na ławce, nie dawał już tak wiele jak w poprzednich latach swo-jej drużynie toteż zainteresowanie ze strony belgijskiego Mons było lekkim zaskoczeniem. Niestety, po raz kolejny Jankowskiemu nie dane były przenosiny i było jasne, że wcześniej niż przed końcem umowy z dotychczasowym pracodawcą nigdzie się nie ruszy.

25 maja 2014 roku „Jankes” oficjal-nie ogłosił, że po sezonie nie przedłuży kontraktu z Ruchem, tym samym zamykając za sobą czteroletni etap w karierze. Podsumowując, w barwach „Niebieskich” strzelił on 26 bramek w 111 spotkaniach, ponadto dzięki dobrym występom w ekstraklasie zagrał jedno spotkanie w kadrze Polski złożonej z samych ligowców. Oczywiście, dla samego zawodnika okres ten na pewno był udany, bowiem to właśnie w Ruchu zadebiutował w ekstraklasie, a następ-nie strzelił swojego pierwszego gola. Jednak mimo wszystko, po pierwszym jakże udanym sezonie. oczekiwania wobec niego były zdecydowanie większe i na pewno patrząc obiektywnie na jego chorzowską przygodę można odczuć pewien niedosyt. Kolejna ważna data to 6 czerwca tego samego roku. To właśnie wtedy Jankowski parafował umowę z nowym klubem, którym okazała się Wisła Kraków. Wraz z nim z Chorzowa do stolicy małopolski przenieśli się również jego dwaj klubowi koledzy – Michał Buchalik i Maciej Sadlok. Jednak to chyba właśnie z Jankowskim związane były największe oczekiwania, bowiem wszyscy byli zdania, że ta przeprow-adzka może wyjść mu tylko na dobre i znów zacznie grać na miarę swojego talentu. Czy w istocie tak się stało?Nie przez przypadek do tytułu artykułu postanowiłem dodać taki, a nie inny przymiotnik. Bo jak tu inaczej określić futbolowe losy Macieja Jankowskiego? Gdy przychodził do Wisły większość postrzegała go raczej jako prawego skrzydłowego bądź też napastnika. Co

prawda nigdy nie przekroczył on bariery dziesięciu bramek w lidze, jednak mimo to wydawało się, że 24-latek będzieoperował raczej bliżej pola karnego rywali. Tymczasem zupełnie inne plany związane z jego osobą już od począt-ku ma Franciszek Smuda. Popularny „Franek” od dawna chwali się, że w jego taktyce każdy musi – pisząc wprost – zapierdalać, zarówno w obronie, jak i w ataku. Nieprzyzwyczajony do takiej gry „Jankes” nie miał wyjścia i z mie-jsca starał się przystosować do nowej sytuacji. Trudno tak naprawdę określić pozycję na jakiej występuje on bar-wach „Białej Gwiazdy”. Posługując się więc terminologią Football Managera nie mogłem się oprzeć, by nazwać go po prostu wolnym elektronem, czyli graczem wciąż szukającym sobie miejsca na placu gry, mającym do pewnego stop-nia wolną rękę w poczynaniach boiskow-ych. U Jankowskiego widać dryg do gry kombinacyjnej, w tym sezonie już nie-jeden raz popisywał się niezłymi dogra-niami do lepiej ustawionych partnerów.

Niestety, zmieniając swoją boiskową funkcję urodzony w Warszawie piłkarz przestał dawać wymierne korzyści swojemu zespołowi. Na próżno szukać u niego większej ilości asyst, czy też bramek, bo po prostu jest ich wyjątkowo mało. Tylko jedno trafienie, w drugiej kolejce z Piastem to zdecydowanie za mało, ponadto w tym samym meczu nie zdołał umieścić piłki w pustej bramce. Dodajmy do tego jeszcze trzy słupki, w tym jeden po przepięknym uderzeniu głową ze swoim byłym klubem, Ruchem Chorzów i mamy pełen obraz pecho-wego piłkarza. Jakby tego było mało, nasz bohater przed ostatnim, gładko wygranym przez podopiecznych Smudy wyjazdowym spotkaniu z Górnikiem Zabrze(0:5) nabawił się kontuzji i nie wspomógł swoich kolegów w bom-bardowaniu Zabrzan. Kto wie, czy to nie w tym spotkaniu Jankowski przełamał-by swoją niemoc, tak jak zrobił to Paweł Brożek wraz z Semirem Stiliciem. Tak więc, czy przyjś-

cie „Jankesa” do Wisły można ocenić jednoznacznie? Raczej nie, bo mimo rozczarowujących liczb pokazuje on, że ma pewien potencjał, którego nie jest w stanie w pełni wykorzystać. Tak więc, czy przyjście „Jankesa” do Wisły można ocenić jednoznacznie? Raczej nie, bo mimo rozczarowujących liczb pokazuje on, że ma pewien potencjał którego nie jest w stanie w pełni wyko-rzystać, jednak styl gry który preferuje jego szkoleniowiec nie pozwala mu do końca na rozwinięcie skrzydeł. Mimo wszystko, gdy Jankowski rozpoczynał swoją karierę na poziomie ekstraklasy oczekiwania wobec niego były znacznie większe i wygląda na to, że zamiast wskoczyć na wyższy poziom popadł w ligową „szarzyznę” z której może być mu niezwykle ciężko się wydostać.

9

Page 11: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

„Tym daję radę chorobie, że nic z niej sobie nie robię”.

Jakub Ławecki wcielał sentencję Jana Sztaudyngera odkąd dowiedział się, że cho-ruje na białaczkę. Ówczesny piłkarz Motoru Lublin w 2010 roku ostatecznie, w skutek swojej dolegliwości, w wieku zaledwie dwudziestu sześciu lat odszedł do wieczności.Warto przytoczyć historię wychowanka Lublinianki, gdyż był obdarzony ogrom-nym talentem, o czym świadczy otar-cie się o młodzieżową reprezentację Polski czy transfer do krakowskiej Wisły.Po trzech sezonach spędzonych w bar-wach „Wojskowych” Łowiecki przeniósł się do rywala zza miedzy, Motora Lublin, gdzie spędził kolejny rok. Nie był to czas zmarnowany, swoimi walorami piłkar-skimi przykuł uwagę samego Henryka Kasperczaka, który ściągnął go pod Wawel. „Biała Gwiazda” wówczas była mistrzem Polski, Jakub stale uczestniczył w trenin-gach pierwszego zespołu, występował jednak w drużynie rezerw. Broniąc barw II zespołu Wisły rozegrał 25 mec-zów raz wpisując się na listę strzelców.Wrócił z powrotem do Lublina. W sezonie 2004/2005 znów był członkiem ekipy Motoru. Następnym etapem w karierze uniwersalnego gracza (Jakub grał zarów-no w pomocy, jak i obronie) okazała się drugoligowa Szczakowianka Jaworzno, gdzie brał udział w 27 spotkaniach.Mimo, ze klub z Jaworzna zajął przedo-statnie miejsce w tabeli i spadł o klasę niżej, to indywidualna postawa Lublinianina sprawiła, że przeszedł do Stali Stalowa Wola. To był punkt zwrotny w karierze Łowieckiego. Dobre występy w „Stalówce” zaowocowały powołaniem na towarzyski mecz kadry U21 przeciwko Węgrom, gdzie zaliczył jedyny występ z orłem na piersi.

Ustabilizował się, spędził w tym klubie trzy sezony, zaliczył 58 meczów i zdobył 4 bramki. Wróżono mu transfer do najwyższej klasy rozgrywkowej. Po udanej rundzie jesien-nej roku 2008, jego życie przewróciło się do góry nogami. Zimę spędził w szpita-lu. Podejrzewano grypę i mononukleozę. Ostateczna diagnoza stała się bezlitosna. Lekarze stwierdzili u niego białaczkę złośliwą.To wielka tragedia. Był moim przyjacielem. Trenowałem go od trampkarza do junio-ra starszego. Z każdym dniem czynił duże postępy. Całe swoje życie podporządkow-ał piłce, która była dla niego wszystkim. Mimo że był chory, miał przed sobą wiele planów. Menedżerka lub praca z małymi adeptami futbolu – powiedział Waldemar Leszcz, trener Ławeckiego w Lubliniance.

Jakub był silny psychicznie, nie podłamał się, przeszedł zabieg przeszczepu szpi-ku kostnego. Wszystko wskazywało na powrót do pełnej sprawności. Reakcja trenera i włodarzy Stalowej Woli nie była odpowiednia, jednakże jego koledzy z boiska, jak i fani z całej pols-ki wspierali nie tylko słowem, lecz i czy-nem. Organizowali turnieje czy zbiórki krwi.W jednych z halowych rozgrywek wzięły udział zespoły tj. Sokół Nisko, Bukowa Jastkowice, Unia Nowa Sarzyna, Tłoki Gorzyce i drużyna byłych graczy Stalowej Woli.

- Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w turnieju. Nikt nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji jak Kuba Ławecki, teraz przyda mu się każda pomoc - mówił Paweł Wtorek.

Nie mając możliwości regularnych tren-ingów Ławecki realizował się w życiu zawodowym i osobistym. Studiował, marzył też o zawodzie dziennikarza. W 2009 roku, wespół z Tomaszem

Jasiną skomentował I-ligowy mecz pomiędzy Motorem i Stalą Rzeszów w telewizji. Niespełna 12 miesięcy później wziął ślub z Małgorzatą, która stale dodawała mu oparcia i otuchy w kryzysowej sytuacji.Przez cały okres choroby, Jakuba wspier-ała Małgorzata, z która kilka tygodni temu wziął ślub. – To złota dziewczyna. Była oczkiem w głowie Kuby – podsumował Maciejewski, kolega Jakuba z Motoru Lublin.Ostatni raz w meczu ligowym wystąpił 15 listopada 2008 roku. Wówczas Stal zremis-owała z Wartą Poznań. Swoją finalną bram-kę zdobył we wrześniu tego samego roku.22 kwietnia 2010 roku Ławeckiego pochowano na lubelskim cmentar-zu. Zgromadziło się multum piłkarzy z klubów, w jakich występował. Grób pokryły znicze, ozdobiły kwiaty.Jego osobowość i podejście przed pochówk-iem w czasie mszy św. spuentował miejscowy ksiądz- Jak wygląda twój mecz bracie i sios-tro? Czy robisz wszystko, jak dużo ćwiczysz, by rzeczywiście wygrać swój najpiękniejszy mecz? - pytał ksiądz. Teraz Kuba Ławecki zagra już w innej, niebiańskiej drużynie - zapewne z numerem 20, bo właśnie z takim występował na zielonej murawie. Widocznie tam, na górze, potrzebowano go bardziej..Kto wie czy diagnoza lekarzy nie przekreśliła furtkę do większej kariery dwudziestopa-rolatka. Wniosek płynie tylko jeden – niech każdy młody adept piłkarski weźmie sobie do serca, że warto chwytać każdy dzień. Szlif piłkarski bowiem może przeszkodzić czynnik niezależny od nas, a na spełnienie boiskowych marzeń może być już za późno..

10

Piłka Nożna

Page 12: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

11

Page 13: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

ychowanek Polonezu Warszawa. W latach ‘80 nie mogąc znaleźć klubu wylatuje do USA. I to tutaj zaczyna się jego historia. Roczne zarobki - 200tys.

dolarów. Wówczas w Polsce była to olbrzy-mia fortuna. Dla porównania - Polacy zara-biali 20 dolarów miesięcznie. Człowiek bezkompromisowy, co dzisiaj uważa się za główną przyczyne jego niepowodzeń.

Na ,,nieudany” mundial w Argentynie w 1978r. nie pojechał z powodu kontuzji. Jak wiadomo - reprezentacja Jacka Gmocha przegrywa z gospodarzami i nie ma szans na medal. Mówiono wówczas o szansach na złoto. Kolejny mundial - w Hiszpanii - również nieobecny. Tym razem na drodze stanęła afera na Okęciu przed wylotem na mecz z Maltą. Bramkarz Józef Młynarczyk przy-jechał nietrzeźwy na lotnisko. Selekcjoner Ryszard Kulesza podejmuje decyzję o wydal-eniu go z kadry. Po stronie golkipera staje m.in. Terlecki. Posypały się kary z PZPN’u, w tym dyskwalifikacje dla Bońka, Żmudy, Młynarczyka i Terleckiego. Ostatni jako jedy-ny nie przyznaje się do winy i już nigdy nie założył koszulki z orzełkiem na piersi. Reszta wróciła i zdobyła brązowy medal mistrzostw świata po meczu z Francją (4:3). Ryszard Kulesza po aferze rezygnuje z pracy i zastępu-je go Antoni Piechniczek. Trzy strzelone bramki dla reprezentacji nie zostały uznane, ponieważ nie były to mecze oficjalne.

Brak sukcesów reprezentacyjnych z naw-iązką nadrabiał jego pobyt w Stanach Zjednoczonych. Dom w Dolinie Krzemowej z basenem, ogrodnikiem i czyścicielem basenów. Sama posiadłość warta była 700 tys dolarów, ale jak sam niedawno przyznał kupił ją po znajomościach za 300tys. dolarów. Wybrany do jedenastki ligi w USA razem z Franzem Beckenbauerem, Cruyffem,

Neeskensem i Gerdem Muellerem. Piłkarze klasyki, którzy zapisali złote karty na mun-dialowych boiskach. Nie wydawał jednak fortuny jak leci. Inwestował w nierucho-mości licząc, że zapewni mu to ciągły dochód po przejściu na emeryturę. Wielu jednak mówiło mu, że tych pieniędzy nie da się stracić. On dowiódł, że można.

Pod koniec lat ‘80 wraca do kraju gdzie gra w ŁKS Łódź. W liczbach - 40 meczów i 5 bramek. Piłkarsko przygasał, w końcu miał już ponad 30 lat. Karierę skończył w Polonii Warszawa. Dzisiaj nie mieszka w willi z basenem, a w małym mieszkanku zbudowanym w latach ‘50 w Pruszkowie z mamą, którą się opieku-je. ,,Nie ma nic lepszego niż opiekowanie się na starość kimś bliskim” powtarza. Czy szczerze? O swój los obwinia służby komu-nistyczne i władzę, która jak uważa, rządzi nawet dziś. To oni stoją za odsunięciem go od kadry, za tym, że jest dzisiaj samotny i bez pieniędzy, a mecze ogląda w telewizorze, który pamięta obietnice wyborcze Lecha Wałęsy. Nie zachwyca go żaden z współcze-snych piłkarzy, uważa, że gdyby był spowro-tem w ich wieku, byłby lepszy. Syn ma go za chorego psychicznie i nie chce go znać. Próba samobójcza i kłopoty finansowe przypom-niały o nim mediom, głównie brukowcom.

Zawsze ciężko opowiada się o czyimś upa-dku. Tym bardziej jeżeli nie widać promyka nadziei do tego aby jego los się polepszył. 3 razy startował w wyborach, ale nigdy nie uzyskał 5%. Dla mnie i wielu innych zostanie jednak na zawsze gwiazdą naszej piłki, mimo braku medalu mistrzostw świata, którym mogą pochwalić się jego koledzy z tam-tej reprezentacji.

WSTANISŁA TERLECKI

NAPASTNIK

Był talentem, którego nigdy nie zobaczyliśmy na mistrzostwach świa-ta. Zarobił jednak więcej niż jego reprezentacyjni koledzy.

12

Piłka Nożna

Page 14: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

isja: Futbol. Cóż to takiego? Kolejny utopi-jny pomysł Dawida Brilowskiego? Nie tym razem. Jest to misja, którą dobrze przemy-ślałem i, mam nadzieję, poprowadzę zgod-nie z oczekiwaniami swoimi i Waszymi.

Być może pamiętacie to, co działo się jeszcze nie-dawno? Przed mistrzostwami świata w Brazylii założyłem na youtube program pod tytułem „Misja: Mundial 2014”. Wówczas nie myślałem o dużym roz-roście tego. Chodziło o jak najlepsze przedstawienie mistrzostw, zrobienie swoistego „skarbu kibica”, ale nie pisanego, tylko... mówionego. Niektóre odcinki – te, do których zapraszałem gości – miały nawet bardziej przypominać typowe telewizyjne show.

O tym jak bardzo będę tęsknił za tym programem, przekonałem się w dniu nagrywania ostatniego odcinka, podsumowującego całe MŚ. Najpierw zwlekałem z podejściem do nagrania kilka godz-in, potem... doznałem wielkiego wzruszenia po wyłączeniu mikrofonu i kamerki. Zrozumiałem, że to była wielka Misja. Misja, którą wypełniłem w 99%.

Ten 1% tworzył mimo wszystko niedosyt. Chodziło o stronę internetową, na której dodatkowe uzu-pełnianie nie wystarczało mi czasu. Wiedziałem, że do „Misji” wrócę. Zapowiedziałem to w ostat-nim z odcinków. Tym razem jednak starałem się wykombinować jakiś zamiennik dla strony www.

Udało się! Znalazłem rozwiązanie, które może okazać się bardzo dobrym pomysłem! Od teraz wyniki i tabele będę zapisywał w jednym z ogól-nodostępnych programów internetowych, a link podawał w opisie do filmiku. W ten sposób każdy słuchacz będzie mógł wizualnie prześledzić to, o czym akurat mówię. Ponadto postanow-iłem co tydzień zbierać najważniejsze rzeczy w felietonie i zamieszczać na sport.juventum.pl.

No ale... piszę cały czas o formie. A przecież najważnie-jsza jest treść! Czego będzie zatem dotyczyć „Misja: Futbol”? Wymyśliłem sobie, że będę opowiadał o wszystkich najważniejszych rozgrywkach reprezen-

tacyjnych. A zatem każde mistrzostwa kontynentu. Oczywiście najbardziej szczegółowo opisywać będę EURO 2016. Inaczej będę traktował inne imprezy. Choć i tak nie zamierzam robić tego„po macoszemu”.

Na każde mistrzostwa powołałem osobną „odnogę” Misji. W ten sposób powstały: „Misja: EURO 2016”, „Misja: PNA 2015”, „Misja: AsianCup 2015”, „Misja: Copa America 2015”, „Misja: GoldCup 2015”, „Misja: PNO 2016”, „Misja: Rio 2016”. Jak widzicie będzie zatem o każdym kontynencie – od kwalifikacji po sam finał! Dodatkowo cotygodniowy felieton na juventum postanowiłem wzbogacić o rozgrywki Ligi Mistrzów każdego kontynentu. Tak, aby czytel-nicy mogli nabyć kilka dodatkowych informacji.

W całej „Misji”, chodzi głównie o to, aby opow-iedzieć Wam jak najwięcej o EURO 2016 i przygot-ować na to wielkie sportowe święto. Chciałbym jednak także przekonać Was do rozgrywek, które odbywają się poza naszym kontynentem. Stworzyć coś, dzięki czemu zobaczycie, że Puchar Narodów Afryki czy Gold Cup to nie żadne niszowe rozgryw-ki i warto czasem zajrzeć na turniej tego pokroju.

Uważam zatem, że będzie bardzo ciekawie. Jeśli chcecie być na bieżąco z rozgrywkami reprezen-tacyjnymi, zapraszam na kanał „Misja: Futbol” na youtube. Czytajcie też koniecznie kolejne felietony, w każdy poniedziałek na sport.juven-tum.pl! A jakbyście mieli jakieś sugestie... piszcie na mojego maila: [email protected].

To tyle ode mnie. Mam nadzieję, że się w Wami spotkam! Czy naprawdę warto mnie słuchać/czytać? Wydaje mi się, że tak, ale to tylko krypto-autorekla-ma. Przekonacie się dopiero, gdy sami spróbujecie...

M

13

Page 15: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

JAN BANAŚ

NAPASTNIK

Wszystko przez naiwność. Ale czy można podejrzewać własnego ojca? Jan Banaś nie podejrzewał. A może tylko dał się namówić, bo obu skusiły łatwe pieniądze? Z dzisiejszego punktu widzenia jego problemy wydają się abstrakcyjne. Jan Banaś do dziś zastana-wia się co by było gdyby…To on strzelił dwie bramki w wygra-nym 3:0 meczu z Bułgarią, który dała nam awans do Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Ale w złotej drużynie nie zagrał. A potem miał swój udział

przy bramce w wygranym 2:0 meczu z Anglią. Był to przełomowy moment dla drużyny Kazimierza Górskiego, która stała się największą polską leg-endą. Ale Banaś nie jest jej częścią. Na mistrzostwa świata w 1974 nie pojechał. Wszystko przez złe wybory, a może zwykłe wybory dokonane w złym czasie, w złym systemie politycznym.Urodził się w Berlinie jako Hans Dieter Banaś. Jego ojciec, Paul Helwig poznał Edytę Banaś, polską pielęgniarkę. Niemiecki żołnierz stacjonował we

Lwowie, a polska księgowa pracowała w jednej z tamtejszych firm. Paul wrócił do kraju, a ona miała do niego dołączyć. Na miejscu dowiedziała się, że narzeczony nie żyje. Przez pół roku mieszkała w Berlinie, a potem, już z małym Hansem, wyjechała do Katowic. Helwig jednak nie zginął. Potem wyszło na jaw, że w swojej ojczyźnie ma rodzinę. I to pier-wsza część historii rodzinnej. Druga ma miejsce 23 lata później, w 1966 roku.Polonia Bytom wyjechała na mecz Pucharu Intertoto do szwedz-

14

Piłka Nożna

Page 16: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Norrkoping. Paul Helwig skon-taktował się z nim i namówił na spróbowanie szansy w Niemczech. Banaś uciekł razem z Norbertem Pogrzebą i Konradem Bajgerem.Była to wielka afera na tamte czasy, bo przecież miał już 13 meczów w kadrze.- Przez 23 lata ojciec nie przysłał nawet czekolady i nagle się zjawił, sporo naobiecywał – wspomina piłkarz. W Niemczech, w Hoff, gdzie pracował ojciec, dostał posadę szofera u dyrekto-ra miejscowego supermarketu. - Ojciec namawiał mnie: „Podpisz teraz ze mną umowę, że od każdego twojego transferu biorę 10 pro-cent”. Nie zgodziłem się i kontakt znowu się urwał – dodaje Banaś.W Niemczech był na testach w FC Köln. Prawie się dogadał, ale FIFA nie wyraziła zgody na jego prze-jście. - Nie znałem konsekwencji ucieczki, wcześniej nie było takich głośnych przypadków. Miałem dopiero 23 lata i nie mogłem żyć bez piłki. Dlatego wróciłem do Polski. Zaraz mnie odwiesili - mówi.Władze przymknęły oko na jego wyskok, bo był doskonałym piłkarzem. Znowu był królem Bytomia, wielką gwiazdą. A potem Górnika, który zapłacił za niego, jak mówi sam zawodnik, „kilka wagonów węgla”. Jeździł po Śląsku Fordem Mustangiem, jed-nym z pięciu takich modeli w Polsce. Może nawet nie przejął się zbytnio gdy nie dostał powołania na Igrzyska Olimpijskie. Jak wiele stracił dowied-ział się po latach. Wspomniany mecz z Bułgarią, w którym strzelił dwie bramki i dwukrotnie strzelał w słupek, niewiele pomógł. Sytuacja powtórzyła się przed mundialem w 74 roku.Obowiązująca wersja jest taka, że nie mógł wyjechać do Niemiec ze względu na swoją ucieczkę, ale selekcjoner Kazimierz Górski utrzymywał, że wyjazd do Niemiec nie był konsekwencją ingerencji politycznej. W swojej książce „Pół wieku z piłką” przedstawia sytuację inaczej.„W Chicago zaskoczył jeden z tam-tejszych działaczy pytaniem:- Czy pan też wzmocni naszą drużynę, oczywiście w charakterze trenera?

- Co to znaczy też? – zaint-eresowałem się niezwłocznie.- Pozyskaliśmy Banasia – pochwalił się.Nie odkładałem wobec tego ani na chwilę pogawędki z Jasiem. W międzyczasie zasięgnąłem jeszcze języka w drużynie. - On już prowadził pertraktacje Toronto na temat gry w jednym z tamtejszych klubów, w Meksyku również zamier-za rozpoznać teren – usłyszałem w odpowiedzi. A zatem ostatni dow-iedziałem się co w trawie piszczy.- Jak to z tobą Jasiu – zagaiłem,

nawet nie próbował udawać, że nie wie o co mi chodzi.- To pan już się dowiedział? –bąknął ze skruszoną miną. - Szkoda tylko, że tak późno. Nie wystawiałbym cię do gry wiedząc, że masz czym innym głowę zajętą.- Kiedy na boisku staram się jak najlepiej.- Właśnie widzę. Powiedz przy-najmniej co postanowiłeś. - Niech pan się nie oba-wia, wrócę z drużyną do kraju.- Ja się nie obawiam, sobie byś największą krzywdę wyrządził, znasz przepisy i wiesz, że związek ma prawo cię zdyskwalifikować.- Wiem, przeczekałbym karencję, pode-jmując jakąkolwiek pracę zarobkową. Ale nie o to chodzi. Pan za mnie poręczył i nigdy bym panu nie zrobił świństwa.

Ale po powrocie zacznę się starać o wyjazd, nic na to nie poradzę, że mnie ciągnie w świat, już bym nie mógł na miejscu usiedzieć, w Bytomiu czy gdzie indziej, mówię panu o tym otwarcie.- Dziękuję i za to, rozumiejąc, że nie mogę już na ciebie liczyć w przyszłości .- Jeśli się tylko do czegoś przy-dam, proszę bardzo, ale ze swoich planów nie zrezygnuję.”W konsekwencji Górski zrezyg-nował z Banasia i zaczął stawiać na Grzegorza Latę. Sam Banaś zawsze

utrzymywał jednak, że sprawa była polityczna.Inna sprawa, że na Górskiego nacis-kał minister Ociepka.„Prasa, bodajże «Bild», odgraża się, że wywlecze całą aferę, jak tylko Banaś zjawi się z reprezentacją w Monachium. Chodzi o pieniądze pobrane od jed-nego z zachodnioniemiec-kich klubów”- pisał Górski.Nie wiemy co byłoby gdyby Banaś grał na mundialu. On sam z perspektywy czasu może żałować wiel-kiej szansy, choć wiado-mo, że przede wszystkim żałuje Igrzysk Olimpijskich.- Przepadły medale i... renta. Dzisiaj miałbym

1800 złotych więcej - oblicza.Na zachód wyjechał dopiero w 1975 roku, do Stanów Zjednoczonych. Powodziło mi się doskonale, Mustanga zamienił na Corvettę, zarabiał świetne pieniądze. Miał zarobić trochę pieniędzy i wracać do narzeczonej.- Sporo sobie obiecywaliśmy, planow-aliśmy wspólne życie. Wyjechałem za granicę, miałem zarobić trochę kasy i wracać. I nie wróciłem. Później też nie. Z dwóch planowanych lat zro-biło się kilka… - wspomina z żalem. - Chwytałem wiele srok za ogon, ale do ołtarza nie dałem się zaciągnąć. I tylko na starość nie ma się do kogo odezwać.

15

Page 17: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Andrzej Gomołysek:

ie licząc epizodu u Franciszka Smudy, Sebastian Mila na swoją szansę w kadrze czekał przez 8 lat. Obok Arkadiusza Milika jest on największym

wygranym październikowych starć naszej reprezentacji. Gol w spotkaniu z Niemcami oraz bardzo dobra zmiana ze Szkocją sprawiły, że pozycja Mili w kadrze stała się na ten moment niepod-ważalna. Jego powołanie na kolejne spotkania jest niezagrożone, a pojawi-ające się zewsząd głosy namawiają do powierzenia mu w kadrze większej roli.

Historia pomocnika Śląska to pasmo wzlotów i upadków, które potrafiły przychodzić po sobie zaskakująco szyb-ko. Niedługo po triumfalnym pocho-

dzie Dyskobolii przez Puchar UEFA nie odnalazł się w Austrii Wiedeń. Po 2006 popadał w zapomnienie, szuka-jąc formy w Norwegii i Łodzi. Lepsze czasy przyszły dopiero we Wrocławiu, jednak i tu po latach tłustych szyb-ko znalazł się na cenzurowanym. Po problemach z odpowiednia formą fizy-czną odstawiono go na boczny tor. Wrócił po raz kolejny, w wieku 32 lat strzelając po raz pierwszy w życiu bramkę dla kadry w meczu o punkty.W czasach kiedy piłka coraz bardziej bazuje na przygotowaniu fizycznym i szybkości, Sebastian Mila ciągle wydaje się reliktem zeszłej epoki. To zawodnik, który bazuje przede wszyst-kim na swoich (jak na polskie warun-ki bardzo dobrych) umiejętnościach technicznych oraz kreatywności. To,

co dawało mu przewagę w starciach w Europie 10 lat temu i z powodze-niem starczało obecnie tylko w spot-kaniach naszej ligi, gdzie tempo nie było zbyt szybkie, a pomoc i obro-na rywali zostawiała sporo miejsca.W starciach z lepiej zorganizowanymi rywalami, Mila jednak już nie błyszczał. Gdy Śląsk docierał do dalszych rund pucharów, intensywniejszy pressing na pomocniku nie pozwalał mu na rozwinięcie skrzydeł. Widać to było w starciu z Helsingborgiem, który, mając mimo wszystko słabszych zawodników pod kątem indywidualnych umiejęt-ności, przejechał po Mili i spółce jak walec. Z drugiej jednak strony, kiedy przeciwnik zostawiał miejsce, nawet mimo braków Śląska jako całości – Mila wypadał całkiem nieźle, jak w

N

JOKER

SEBASTIAN MILA

POMOCNIK

SLĄSK WROCŁAW

16

Piłka Nożna

Page 18: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

jak w meczach z Hanowerem czy z Brugią.Niemcy to jednak zespół słynący z morderczego pressin-gu. Wydawać by się mogło, że wpuszczanie Mili w starciu z takim przeciwnikiem to niezbyt dobre rozwiązanie. Pomocnik Śląska pod kątem obrazu gry rewolucji nie przyniósł. Nie rozkręcał akcji Polaków, nie tworzył przewag ani swoimi podaniami, ani tym bardziej indywidualnymi akcjami. Bardzo pracowicie przesuwał się z pressingiem i znalazł się doskonale przy podaniu Lewandowskiego. Było to jednak jedno z niewielu produktywnych zagrań Mili, zaś występ można określić mianem co najwyżej przeciętnego. W świat poszła jednak strzelona bramka i wynik, który zamazał w najlepszym wypadku poprawny występ biało-czerwonych.W meczu ze Szkocją Mila wchodził już w innej roli. Tu Nawałka nie potrzebował zachowania stanu dotychczaso-wego, konieczna była zmiana obrazu gry. Mimo, że Szkoci byli znacznie bardziej cofnięci od Niemców w momencie , gdy nasz bohater pojawił się na boisku, w tym spotkaniu znacznie bardziej był w stanie dorzucić coś od siebie. Przede wszystkim, nie czekał na to, że rywale stworzą mu mie-jsce. Bardzo intensywnie przemieszczał się bez piłki, tworząc partnerom możliwość podania. Dzięki temu był cały czas pod grą i otrzymał sporo piłek. Umiejętnie też rozciągał obronę rywala, co stwarzało w ich szeregach luki. Dzięki temu wyciąganiu przeciwników z linii stwarzał okazję kolegom nie tylko podaniami, ale tworzeniem wolnej przestrzeni. Szkoci w swoim pressingu nie byli aż tak agresywni jak Niemcy. Mimo głębokiej gry ich niezdecydowanie i problemy z przemieszcza-niem się względem siebie Mila świetnie wykorzystywał.Skoro tak, czy Mila byłby w stanie wnieść do gry reprez-entacji jeszcze więcej? Tu pojawia się problem. Pomocnik Śląska grał na bardzo wysokim poziomie intensywności.

Można jednak mieć uzasadnione wątpliwości, czy zniósłby taką grę kondycyjnie od początku spotkania. Nawet inteli-gentne przemieszczanie się wymagało bardzo dużo energii. Mila od momentu pojawienia się na boisku był najbardziej ruchliwym zawodnikiem. Ponieważ grał przez mniej niż 30 minut w każdym spotkaniu, mógł sobie na to pozwolić. Gdyby jednak zmuszony był do gry przez dwukrotnie dłuższy czas, prawdopodobnie jego intensywność by spadła. A to w dużej części dzięki niej był w stanie „zrobić różnicę”.Dochodzimy tu do paradoksu. Mila bardzo mocno wyróżnił się w kadrze i zasłużył na to, żeby grać w niej więcej. Dostając jednak więcej czasu na boisku, wcale nie musi wykorzystywać go lepiej. W starciach ligowych, przy mniej naciskających rywalach, jest w stanie utrzymać ten sam poziom przez 90 minut. Przy większej intensywności mogłoby być o to ciężko. Nadal jednak lata zebranych doświadczeń i ponadprzeciętne umiejętności sprawiają, że w talii Nawałki jest świetnym jok-erem. Nawet jeśli ten joker nie do końca ma kogo zastępować.

Page 19: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

ie każdy młody zawodnik ma możliwość gry w T- Mobile Ekstraklasie. Rynek trans-ferowy w naszym kraju oszalał do tego stopnia, że najczęściej prezesi polskich

klubów wolą sprowadzić tańszego obcokra-jowca z zagranicy niż postawić na niedoś-wiadczonego Polaka. Z tego powodu po boiskach 1 i 2 ligi biega wielu młodych chłop-ców, którym marzy się dostanie do klubu z najwyższego polskiego topu. Idealnym przykładem takiej kariery jest Maciej Gajos. Wypatrzony przez Tomasza Hajtę i Dariusza Dźwigałę w Rakowie Częstochowa został ściągnięty do Jagiellonii Białystok i teraz dzięki dobrej grze zasługuje na powołanie do reprezentacji Polski. Czy takich utalen-towanych chłopców jest w 2 lidze więcej?Patrząc na aktualne statystyki ligi ( stan na 19 października ) nie sposób nie dostrzec Łukasza Sekulskiego- lidera klasyfikacji str-zelców. 23- letni napastnik Stali Stalowa Wola z dziesięcioma bramkami wyraźnie wyprzedza innych konkurentów. Były piłkarz Wisły Płock, która przed rozpoczęciem obec-nego sezonu pozbyła się młodego napast-nika, golami odpłaca się za zaufanie, jakim go obdarzono. Drużyna prowadzona przez Jaromira Wieprzęcia jest wiceliderem 2 ligi, a bramki Sekulskiego stanowią 56 % wszystkich goli zdobytych przez „Stalówkę” w lidze. Jeżeli młody napastnik utrzyma swoją formę, to możliwe, że zainteresuje się nim jakiś klub z wyższej klasy rozgrywkowej.Kolejnym wyróżniającym się piłkarzem jest drugi w klasyfikacji strzelców- Jakub Arak. Wypożyczony z Legii Warszawa napastnik Zagłębia Sosnowiec 7- krotnie ukąsił swoich rywali w tym sezonie i po cichu depcze po piętach Łukaszowi Sekulskiemu. Drużyna Mirosława Smyły to pierwszy seniorski klub tego 19- latka i wydaje się, że roczne wypoży-czenie może pomóc w zwróceniu na siebie uwagi trenera Henninga Berga. Norweski

opiekun mistrzów Polski nie boi się stawiać na młodych zawodników i możliwe, że w następnym sezonie to właśnie wychowanek warszawskiego zespołu będzie zmiennik-iem Orlando Sa lub Marka Saganowskiego. Jednak nie samą utalentowaną młodzieżą 2 liga stoi! Przeglądając kadry większoś-ci zespołów nie sposób nie znaleźć jak-iegoś nazwiska, które miało związek z ekstraklasą lub 1 ligą. Co więcej, piłkarze o których jeszcze niedawno rozpisywały się wszystkie znaczące gazety w Polsce, teraz stanowią o sile swoich drużyn. Jednym z takich zawodników jest Dariusz Pawlusiński. Była gwiazda Cracovii, a obecnie pomocnik i zarazem najlepszy strzelec Rakowa Częstochowa to podpora swojej drużyny. Na swoim koncie ma już 5 bramek, kilka asyst i wydaje się, że ciągle chce osiągać więcej. Kolejnym piłkarzem, który nie zam-ierzał zawiesić butów na kołku i dobrze radzi sobie na boiskach 2 ligi, jest Tomasz Wróbel. Były pomocnik GKS Bełchatów, z którym w sezonie 2006/2007 zdobył wicemistrzostwo Polski jest wyróżniającym się zawodnikiem Rozwoju Katowice. Urodzony w Tarnowie pomocnik w każdym spotkaniu pokazuje swoje nieprzeciętne umiejętności, ale kibi-com najbardziej w pamięci zapadnie jego występ z Okocimskim Brzesko. Dwie asysty i gol przyczyniły się do zwycięstwa jego drużyny, a on sam znalazł się w jedenastce kolejki tygodnika „Piłka Nożna”. Ostatnim z ekstraklasowej gwardii jest Sebastian Dudek- w poprzednim sezonie pomocnik Zawiszy Bydgoszcz. Wychowanek Promienia Żary, aktualnie broniący barw Zagłębia Sosnowiec jest liderem klasyfikacji najlepszych asys-tentów ligi wraz ze swoim kolegą klubowym Dawidem Ryndakiem. To naj-lepszy dowód, że nie zapom-niał jak dogrywa się piłki napastnikom swojego zespołu.

N 2 LIGA

NAJLEPSI ZAWODNICY

Tym razem postanow-iliśmy sprawdzić co sły-chać w polskiej 2 lidze i przedstawiamy wam najważniejsze posta-cie tej klasy rozrywkow-ej. Jak sami się zaraz przekonacie, niektóre nazwiska okażą się dla was bardzo znajome.

17

Piłka Nożna

Page 20: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Europa ZachodniaCzy ktoś wyobraża sobie race na Camp Nou? A może rozwścieczony tłum na Santiago Bernabeu? Zauważmy, że w Hiszpanii takie rzeczy się nie zdarzają. Kultura kibicowan-ia za zachodzie Europy jest istotnie wielką kulturą. Co więcej, w Anglii na przykład na stadionach wprowadzono zakaz używa-nia niektórych słów. Dzięki temu nie tylko nie można obrażać rywali, ale... kibice są kreatywniejsi. Obelgi wyrażane są bow-iem w inny, milszy dla ucha, sposób. No i... częściej słychać takie piękne pieśni jak choćby „You’ll Never Walk Alone”. Kultura Europy Zachodniej dotyczy oczywiście nie tylko Hiszpanii i Anglii. Rozciąga się po całym zachodzie. Charakteryzuje kibiców dopin-gujących głośno, ale uporządkowanych, nie pragnących afer.Europa ŚrodkowaInną sytuację dostrzegamy w Europie Środkowej. To widzimy choćby po naszych, polskich stadionach. Można by rzecz „My Słowianie wiemy jak futbol na nas działa...”, lubimy pokrzyczeć w kierunku sędziów, wysłać bluzgi do rywali. Często zdarza się, że gwiżdżemy również na... swoich zawod-ników. Kibice z Europy Środkowej nigdy nie kryją dezaprobaty. Jeśli coś im się nie podoba, pokazują to w najbardziej dosadny sposób. Na przestrzeni kilku lat poprawił się jednak jeden aspekt – nie dochodzi do częstych aktów przemocy, a trybuny są raczej bezpieczne. No, tylko nasłuchać się można...BałkanyPrzejdźmy na Bałkany. Tu dopiero mamy kocioł! Kibice z tego regionu są niepo-hamowani. Działa to w obie strony, jednak zdecydowanie częściej... in minus. Żadna z drużyn nie lubi wyjazdów w tej rejon świata. Fani z Bałkanów często rozpraszają piłkarzy przeciwnika, prowokują kibiców rywala. Poza tym często gwiżdżą i obrażają. Najlepszy przykład iście „bałkańskiego” meczu miel-iśmy niedawno – gdy Albańczycy pobili się z

Serbami o... drona i flagę. Naprawdę niew-iele tu trzeba, aby doszło do skandalu. Kibice z Bałkanów znani są także z innej niezbyt pochlebnej rzeczy – są w stanie zrujnować nawet... własny stadion. Zrobili to choćby kilka lat temu w lidze greckiej, nie chcąc, aby... odwieczny rywal zagrał na ich obiek-cie...Bliski WschódJeśli na Bałkanach mamy kocioł, to co jest na Bliskim Wschodzie? Tutaj nienawidzi się przeciwnika. Ale... jeszcze bardziej nienawid-zi się swojej drużyny, kiedy jej nie wychodzi. Większość krajów z Bliskiego wschodu nie jest zbyt popularna, jeśli chodzi o piłkę, ale „dzikość” tamtejszych kibiców zobaczymy choćby w Turcji. Pamiętamy mecze reprez-entacji tego kraju, w których kibice (podczas meczu) „napadali” na przeciwników. W lidze napada się nawet na swoich... Przykład? Tegoroczny Trabzonspor, którego autokar jest regularnie obrzucamy kamieniami, jeśli tylko drużyna przegra. Kibice z Bliskiego Wschodu charakteryzują się nerwowością, chęcią do sprzeczki, a nawet bójki. Jeśli tylko coś nie wychodzi – potrafią obrócić się nawet przeciwko swojej drużynie.AzjaWróćmy do cywilizacji! Azjatyccy kibice są już poukładani... Zbyt poukładani. Można by rzec nawet „nudni”. Cóż, próżno oczekiwać żywiołowych okrzyków na trybunach sta-dionów największego kontynentu globu. No ale za to mamy coś innego – bardzo specy-ficzne i wyszukane figury, jakie fani potrafią stworzyć. Cóż, na pewno jest barwnie i... dosyć zabawnie. Filmiki dopingu z Korei czy Japonii często widoczne są na filmikach w internecie – warto spojrzeć na niektóre z nich.AfrykaKibice Afrykańscy są natomi-ast żywiołowi i kolorowi. Z try-bun słychać przeróżne dźwię-ki, lecz najczęściej używanym i

zapewne najbardziej przeraźliwym z nich jest wuwuzela. Poznaliśmy ten instrument bardzo dobrze podczas mundialu w RPA i... chyba się z nim zaprzyjaźniliśmy. To charak-terystyczne brzęczenie kojarzyć się może tylko i wyłącznie z „Czernym Lądem”. Tutejsi fani lubią przede wszystkim dobrą zabawę. Dlatego tańczą i śpiewają... nie przywiązując większej uwagi do wyniku spotkania.Ameryka PółnocnaPiłka nożna nie jest najpopularniejszym sportem w Ameryce Północnej. Nie oznacza to jednak, że brakuje tu kibiców. Doping przypomina w dużej mierze ten z Europy Zachodniej. Mimo to, fani nie są aż tak przywiązani jak ci „nasi”. Tutaj nie umiera się za barwy klubowe, a na mecze przychodzi się raczej bardziej po to, aby oglądać dobre widowisko, niż po to, aby znieważać rywali.Ameryka PołudniowaCudownych kibiców mają natomiast zespoły Ameryki Południowej. Tutaj szaleństwo na trybunach trwa wiecznie! Kibice naprawdę wspierają swój klub, nie obrażając przy tym rywala. Widzieliście jak bawili się argentyńs-cy kibice po półfinale MŚ z Holandią? Albo jak wygląda... typowy doping San Lorenzo? Jeśli nie, polecam zobaczyć! Aż serce rośnie! Tak właśnie powinno się kibicować – głośno, radośnie i całym sercem!Jak widzicie, stylów kibicowania jest wiele. Moim ulubionym jest ten z Ameryki Południowej. Lubię jednak także afrykański i... zachodnioeuropejski. Lubię, gdy kibice z całych sił dopingują swoich, oszczędzając przy tym epitetów rywalowi i arbitrom. Tak chyba powinno być...

18

Page 21: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski, powołany do reprezentac-ji. Mimo swojej krótkiej kariery dla wielu pozostaje symbolem walki i niczego niezawinionego cierpienia. Waldemar Piątek dla wielu kibiców poznańskiego Lecha i nie tylko stał się legendą. Może gdyby nie choro-ba mielibyśmy jeszcze większy prob-lem z obsadą reprezentacyjnej bram-ki. Boruc, Szczęsny i może Piątek...

Waldemar Piątek urodził się 2 listopa-da 1979 roku w Dębicy. Powszechnie miasto to nie jest wiązane z futbolem, raczej z prężnie działającą tam fabryką opon. Jednak co bardziej zaintereso-waniu piłką skojarzą to miasto z jed-nym z najstarszych klubów Podkarpacia, a dokładniej z Wisłoką w której to przyszły bohater Kolejorza stawiał pierwsze kroki. Nie tylko w Poznaniu zawdzięczają dużo temu klubowi. Na Śląsku często można zauważyć mocną zgodę między kibicami Górnika Zabrze, a Wisłoką. By równowaga pozostałą zach-owana Wisłoka obdarowała, także Legię swoim wychowankiem, i to nie byle jakim. Leszek Pisz bo to o nim mowa, zagrał w klubie ponad dwieście spotkań, po drodze zostając Piłkarzem Roku, by zwieńczyć karierę trafiając do galerii sław. Obecnie klub zakotwiczył w trzeciej lidze, jednak ich obecne miejsce w tabeli predestynuje do potyczek w przyszłym sezonie z rywalami co najmniej egzoty-cznymi w IV lidze. Jednak największą dumą klubu jest sekcja zapasów która wychowała wielu olimpijczyków.

Jednak Pan Waldemar wybierając sport, nie miał większego wyboru poszedł po prostu w ślady swoich starszych braci. Wybór pozycji też nie należał do niego, gdy jeszcze był chłopcem wykryto u

niego wadę serca. Gdy przeszedł oper-acje, lekarz stwierdził, że może uprawiać piłkę nożną, jednak tylko na pozycji bram-karza. Swój niski wzrost jak na bramkar-za wetował skocznością, zwinnością, a przede wszystkim odwagą. Porównanie do pewnego hiszpańskiego bramkarza jest pewnie na wyrost, jednak nasuwa się samo. Po debiucie w 1996 i reg-ularnym bronieniu na wysokim pozio-mie, dało się zauważyć, że trzecia liga robi się powoli za ciasna dla młodego bramkarza. Doskonałe występy zaowo-cowały transferem do KSZO Ostrowiec, gdzie wciąż młody bramkarz, mógł na nauczyć się naprawdę wiele, gdyż termi-nował pod okiem samego Janusza Jojko, świetnego goalkeepera którego karierę przysłoniła fatalna samobójcza bramka.

W Ostrowcu Świętokrzyskim nie zagr-zał za długo miejsca, swoimi umiejęt-nościami zwrócił uwagę największych klubów w Polsce łącznie z Lechem, Legią czy krakowską Wisłą. Piątek jednak wybrał poznański klub, czego jak zawsze podkreśla nie żałuje. Początki przy Bułgarskiej nie należały do najłatwie-jszych, jednak kontuzja, a także słabsza forma pierwszego bramkarza, przy-czyniły się do tego, że Piątek na dobre stanął między słupkami Kolejorza. Sezon 2003/04 był wyjątkowy Lech zdobył Puchar Polski i Superpuchar. W obu tych sukcesach duży udział miał skrom-ny bramkarz z Podkarpacia. Po sezonie doceniono jego wyśmienitą formą w sposób chyba najbardziej wartościo-wy dla piłkarza, a mianowicie przyszło powołanie do reprezentacji. Trener Janas powołał Piątka na mecz towarzys-ki ze Stanami Zjednoczonymi w Chicago, chyba lepszego miejsca do debiutu na obcej ziemi nie można sobie wymarzyć. ‘’Wietrzne miasto’’, ostoja polskości

w USA, to właśnie w takich miejscach nabiera znaczenia popularny okrzyk ,,gramy u siebie”. Jednak wszystkie te wielkie rzecz nie były pisane Piątkowi, przesiedział cały mecz na ławce rezer-wowych, a pełne 90 minut zagrał wtedy początkujący Artur Boruc. W wywia-dach Piątek nie ukrywa żalu i smut-ku z tego powodu, szczególnie że na stadionie było dużo jego znajomych a także powiewały flagi jego ukochanej Wisłoki. Selekcjoner pewnie nie wid-ział niczego nadzwyczajnego w posadze-niu perspektywicznego bramkarza na ławce, ponieważ kolejne powołania i debiut bramkarza Kolejorza w reprez-entacji były tylko kwestią czasu, jednak tego co zdarzyło się latem następnego roku nikt nie był w stanie przewidzieć.

Trwały rozmowy na temat przedłużenia kontraktu z Lechem, tymczasem Piątek zauważył, że z jego organizmem nie wszystko jest w porządku. Był osłabi-ony, nawet zwykły trucht wokół boiska sprawiał mu problemy, kręciło mu się w głowie. Badania nic nie wykazały. Waldemar znany był z tego, że na tren-ingach nigdy się nie obijał więc zgod-nym chórem stwierdzono „przemęcze-nie”. Jednak po momencie odpoczynku nic się nie zmieniło. Zawodnik został wysłany na szczegółowe badania, i tym razem już stwierdzono przyczynę złej dyspozycji. Stwierdzono wirusowe zapalnie wątroby typu C, to zabrzmiało jak wyrok, nagle z dnia na dzień jeden z najlepszych bramkarzy w Polsce musiał zawiesić buty na kołku i podjąć się naty-chmiastowemu leczeniu. Jak na ironię można mówić o szczęściu gdyż wielu z zarażonych w ogóle nie zdaje sobie sprawy z zarażenia, co skutkuje brak-iem leczenia i w ostateczności rakiem i marskością wątroby. Stopniowo jego

19

Piłka Nożna

Page 22: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

-ział, że musi się leczyć. Wciąż wtedy jeszcze wierzył w swój powrót na boisko. Starał się brać udział w treningach, jednak jego organizm był wciąż za słaby.

Klub Lech Poznań w tych ciężkich chwilach wciąż był przy nim, zarówno kibice jak i przyjaciele z szatni wspierali go w każdy możliwy sposób. Piotr Reiss był jednym z pomysłodawców organizacji meczu charytatywnego na rzecz Waldemara Piątka, w którym wzięło udział wielu znanych polskich ligowców. Wyrazy wsparcia przesyłali choćby tacy piłkarze jak Radosław Majdan, czy Tomasz Hajto. W czasie tego meczu zebrano pokaźną kwotę, dodatkowo sami piłkarze zebrali pieniądze, fundusze pochodziły też z licznych aukcji i zbiórek.

Niestety piłkarz musiał wkrótce zrozumieć, że już nigdy nie powróci na murawę. Oczywiście potrzebował dużo czasu by nawet spokojnie obejrzeć mecz w telewizji. Jednak jego najświętszą radością jest to że pozostał wciąż przy piłce nożnej. Postanowił zostać trenerem, chciał przekazać swoją wiedzę młodszym, by chociaż oni mogli zdobyć to czego jemu się nie udało. Pracował między innymi jako trener bramkarzy w Wiśle Płock czy Kolejarzu Stróże. Teraz jednak zajmuje się juniorami w czym wspaniale się odnajduje. Jest trenerem w Akademii Wisłoki oraz pomaga przy juniorskiej reprezentacji Polski.

20

Page 23: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

21

Piłka Nożna

edenaście plag egipskich, znaczy dziesięć egipskich i jedenasta to ta szczecińs-ka, bo nie sposób inaczej wytłumaczyć ciągu zdarzeń i skutków jakie niestety

dla Pogoni Szczecin przydarzyły się na przestrzeni ostatnich tygodni.W Szczecinie tym nie nadmorskim mieś-cie słynącym z paprykarza jest klub od sezonu 2012/13 regularnie występujący w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Postrachem boisk rywali na pewno drużyna nie jest, ale potrafi (czasami) w piłkę pograć na dobrym Polskim poziomie (Polski poziom różni się od Europejskiego, ale to nie odkrywcza teza.) Ostatnimi czasy, a w zasa-dzie od 6 kolejki zaczęli grać przeciętnie. Na począt-ku sezonu plasowali się nawet na „pudle” jednak z każdym dniem coraz gorzej. Po 12 spotkaniach mają 16 punktów i zajmują dziesiątą pozycję w tabeli. Coś musiało jednak spowodować słabsze wyniki i to jeszcze przed koń-cem rundy, a gdzie tutaj koniec sezonu? Szukając winnego niczym detektyw Rutkowski nasuwa mi na myśl kilka aspektów, którymi już się z Wami dzielę. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to błędy w przygotowaniu piłkarzy przed sezonem, skoro zawodnicy siadają po 6 meczach, a po 12 to już leżą, to coś na pewno jest nie tak. Zaraz po przeczytaniu powiecie, że się nie znam i nie powinienem wypowiadać, a przy-najmniej spuścić z tonu. Nie byłbym sobą gdybym tak zrobił, bo prawda jest taka, że amatorzy w najniższych ligach w kraju też mają do rozegrania 12

meczy, a czasami zdecydowanie więcej. Podobnie sytuacja wygląda w I, II, III, IV lidze. Różnice są, ale oglądając mecze niższych lig dostarczają one więcej atrakcji niż mecze Pogoni, bo wątpię, że powtórzą jeszcze gdziekolwiek zabawę z Jagiellonią. Przygotowanie to podsta-wa w piłce, bo amatorzy z brzuszkami i ubogimi umiejętnościami technicznymi potrafią grać 12 meczy na równym

poziomie, a w Szczecinie sinusoida. Mecze piękne i mecze okropne prze-platają się, ale ostatnio wyrównuje się to na niekorzyść Pogoni, tak być nie może. Nie sposób w sporcie wyeliminować kontuzji, które nawiedziły Portowców i stały się jednym z czynników, które zdecydowały o słabej postawie w ostatnich meczach. Najlepszy strzelec drużyny Marcin Robak nie zagra praw-dopodobnie do końca roku. Jeden z filarów, który trzyma resztę drużyny upada, a więc kto ma go zastąpić? Powiedziałbym, że może Akahoshi, ale klub pragnął tak pieniędzy, że zapomniał o wzmacnianiu zespołu, a przynajm-niej o utrzymaniu w nim równowagi i zdolny zawodnik wyjechał na wschód. Jeśli jesteśmy przy aktualnym składzie

i jego brakach to nie sposób zauważyć, że obecni piłkarze zanotowali spadek formy. Piłkarze, którzy na początku sezonu grali jak Beethoven teraz to raczej Miley Cyrus. Pogoń ograła na inaugurację Podbeskidzie Bielsko – Biała. Nie jest to jakiś wyczyn, ale warte odnotowania, kolejne zwycięstwo to już ogranie 4:1 Śląsk Wrocław, a to cenna wygrana. Później niestety coraz gorzej.

Remisy z Koroną, Piastem, Lechem – tak uważam, że Lech to słaba drużyna i remis z nią to nic nadzwy-czajnego. Porażka w Łęcznej z Górnikiem 4:2 czy remis z Ruchem Chorzów to również nie są optymistyczne wyni-ki. Zwycięstwo z Lechią Gdańsk czy Zawiszą nie przyćmią sromot-nej porażki doznanej w Białymstoku, gdzie podopieczni Probierza

rozklepali dzieci Wdowczyka 5:0

Po tym właśnie spotkaniu wyleciał tren-er Dariusz W. Człowiek, który swoją kontrowersyjną postawą budził skra-jne odczucia. Jedni wielbili, a inni kpili. Ja należę do tej drugiej grupy, ale to mogliście zauważyć. Dlaczego? – zapyta-cie, a ja odpowiem z chęcią. Trener, który nie potrafił poskromić zawodnika i wręcz dał mu pozwolenie na rozrabianie to nie fachowiec, a po prostu człowiek o zagubionych wartościach. Mówię o Małeckim, który może dosłownie robić co chce, bo tak powiedział sam trener. Myślę, że to również nie ma dobrego wpływu na szatnie, bo skoro jest „Święta krowa” mogąca robić wszystko, a inni zawodnicy muszą podporządkować się

J

Page 24: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

22

do jakiś zasad, to finalnie i tak wywoła niesnaski w drużynie. Wdowczyk nie jest geniuszem taktycznym czy solidnym fachow-cem, a raczej krzykaczem, któremu czasem coś się udaje. Całe szczęście, że będziemy mogli odpocząć od Wdowczyka i jego nieprzeciętnego zachowania, bo charakteru ten facet nie ma. Zmiana trenera i może Pogoń wyjdzie z tej piaskownicy, w której posadził ją Wdowczyk i jak facet zacznie się bić. Jan Kocian, który po zwolnieniu z Ruchu Chorzów nie został długo bezrobotny ma teraz naoliwić wszystkie tryby i uruchomić w końcu tą maszynę, która sięgnie po coś więcej niż środek tabeli. Uważam, że to złudne nadzieje, ale nie twierdzę, że Kocian to zły szkoleniowiec, bo potrafi on pociągnąć drużynę do sukcesów, ale czy jest ich głodny? Został zwol-niony i chwilę później znalazł nowego pracodawcę, a może gdyby odpoczął i w przyszłym sezonie przejął drużynę, wów-czas świeże spojrzenie i głód sukcesów byłoby cenione, a póki co to wątpiłbym w sukcesy w wykonaniu portowców. Reasumując, trudne czasy w Szczecinie mogą być już prz-eszłością i może te chmury zostaną rozwiane przez słońce o nazwisku Kocian, który miotłą wymiecie zło i zostawi samo dobro. Bardzo optymistyczna wizja, ale wierzę, że przy odrob-inie chęci wszystkich stron zły okres skończy się w klubie, a zostanie już tylko dobry. Małecki w końcu przestanie być pros-

tackim, rozkapryszonym dzieckiem, bo jego umiejętności nie są na tyle wysokie żeby wybaczać mu wszystko, czyli Jan Kocian przystopuje trochę jego charakter. Zespół lepiej przygotuje się na rundę wiosenną, a pomysł na grę trenera zostanie wprowad-zony w życie i może wykrzesze jeszcze kilka iskier z tych zawod-ników, żeby rozpalić ognisko, które zapłonie napędzając tą lokomotywę, która napsuje krwi trochę w górnej części tabeli.

Page 25: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

lavio Paixao oraz Marco Paixao znajdują się w gronie zawodników, których w swoich szeregach posiada wrocławski Śląsk. Ten pier-wszy do zespołu dołączył

nieco później, natomiast wcześniej do stolicy województwa dolnośląskiego przybył Marco, imponując swoja sku-tecznością strzelecką. Obecnie jeden gra, natomiast drugi leczy kontuzję... Co będzie, gdy Flavio i Marco zagrają w tym saym zestawieniu, w jednakowym szczy-cie formy? Warto ten temat bardziej rozszerzyć, bowiem jest on ciekawy nie tylko w kontekście samego Śląska Wrocław, ale i całej T-Mobile Ekstraklasy.Zajmijmy się najpierw prześledze-niem sylwetek obu piłkarzy. Flavio i Marco są bliźniakami i urodzili się 19 września 1984 roku, mają zatem na chwilę obecną 30 lat. Zawodnicy pochodzą z Portugalii, a ich nominal-na pozycja, to napastnik. Bracia Paixao występowali w portugalskich i hiszpańs-kich klubach, a aktualnie reprezentu-ją barwy wrocławskiego Śląska. Trochę bardziej zawiła była historia Flavio, który przed zespołem ze stolicy województwa dolnośląskiego występował w jednej z

irańskich drużyn, która później stwarzała Portugalczykowi podpisanie kontraktu z nowym pracodawcą. Wszystko jednak pomyślnie się zakończyło dla 30-latka i 7 marca 2014 roku Międzynarodowa Federacja Piłkarska uprawniła napast-nika Śląska Wrocław do debiutu na boiskach T-Mobile Ekstraklasy.Zarówno jeden, jak i drugi wyróżniają się niebywałą skutecznością strzelecką. Gdyby obaj mogli jednocześnie reprez-entować formację ataku we Wrocławiu, to trener - Tadeusz Pawłowski - mógłby zagrać na dwóch napastników. Łączyłoby się to z jeszcze większą siłą rażenia, a o komunikację pomiędzy braćmi raczej nie ma co się obawiać. W ostatnich latach Śląsk miał spore problemy ze strzela-niem bramek. Obecny sezon pokazuje, iż problem ten wydaje się być przeszłością, bowiem portugalska gwardia w stol-icy Dolnego Śląska wykonuje dokład-nie taką pracę, na jaką oczekiwano. Nie tylko umiejętności strzeleckie, ale i “cegiełka” dołożona do atmosfery w zespole działa na plus portugalskich piłkarzy. Dla Śląska są oni na chwilę obecną ważną podporą. Nie jest jed-nak wykluczone, iż w najbliższym czasie pojawią się ciekawe oferty ich wyk-

upienia, które włodarze kluby zapewne będą chcieli przeanalizować. Wydaje się jednak, że tak łatwo nie sprzedadzą swoich skutecznych zawodników, więc zainteresowane drużyny będą musiały wyłożyć pokaźną sumę pieniężną.Jak dalej będzie rozwijała się forma Flavio Paixao i Marco Paixao? O tym przekonamy się w najbliższym czasie, ale jedno jest pewne - Śląsk Wrocław tymi dwoma transferami może sprawić, iż walka o tytuł mistrzowski w kontekś-cie tego klubu będzie całkiem realna..

F

23

Piłka Nożna

Page 26: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

asło „Nigdy się nie pod-dawaj” w środowisku kibicowskim istnieje od bardzo dawna. Najczęściej kojarzone jest z kibicami

poznańskiego Lecha, którzy używa-ją je często i gęsto. Ma ono stanowić motto dla ludzi, którzy upadli, żeby nie odpuszczali, tylko walczyli do samego końca, bo warto. W slangu kibiców jest jeszcze wiele innych haseł prze-wodnich. Najlepszym przykładem jest chociażby Arka Gdynia, która używa hasła „Nigdy Nie Zostaniesz Sam”. Jednak taka moda nie panuje tylko i wyłącznie w Polsce, przenieśmy się chociażby do Anglii, a tam odnajdzie-my Liverpool i hasło „Never Give Up”.

Jednak dziś nie zajmiemy się tem-atem kibicowskim, lecz piłkarskim. Konkretniej piłkarzami, którzy upadli, po to, aby podnieść się jeszcze bardziej silniejsi. Swoją postawą zaimponowali nie jednemu młodemu człowiekowi i przede wszystkim, nigdy się nie podda-li. W tym artykule omówię szczególne przypadki, takich osób jak Marcina Wasilewskiego, Damiana Radowicza, Dawida Janczyka czy Eduardo da Silvy. Natomiast w dogrywce kilka moich uwag, które ukażą, że jednak bez czynnego grania w piłkę można żyć i odnaleźć zamiłowanie do innych rzeczy, nie odłączając się całkowicie od sportu.

Zacznijmy od Marcina Wasilewskiego. Piłkarz znany z nieustępliwej walki i gry do samego końca. Po transferze z Lecha Poznań do Anderlechtu Bruksela miał swoje przysłowiowe pięć minut. Szybko podbił serca kibiców, do tego wszystkiego imponował grą w defensy-wie i często strzelał bramki, najczęściej robił to głową po rzutach rożnych, W

końcu przyszedł szlagierowy pojedynek ze Standardem Liege. Mecz w Belgii, który wywołuje sporo emocji – coś jak w Polsce mecze Legii z Lechem, ich małe derby. Był to mecz, który chcąc, czy też nie, ale Marcin zapamięta do końca swojego życia. Niestety, z tej gorszej, a wręcz dramatycznej strony. To była 25 minuta meczu, kiedy Axel Witsel zaatakował reprezentanta Polski. Szczerze mówiąc, tego nie można naz-wać atakiem, a terrorem na nogi Wasyla. Pierwszy moment, niedowierzanie, że to się stało naprawdę. Ogromny krzyk z bólu, otwarte złamanie kości strzałkowej i piszczelowej. Niewyobrażalna kontuzja dla zawodnika jakiegokolwiek sportu, nie ważne czy gra w kosza, siatkę czy nogę, po prostu tragedia. Początkowe diagnozy były wręcz dramatyczne. Pojawiały się nawet scenariusze, że nasz zawodnik może już nigdy nie zagrać w piłkę. Na szczęście, to były tylko pogłoski. Lekarze odwalili kawał dobrej roboty, ale to nie wystarczyło. Oni wyko-nali tylko i aż, to co do nich należy, czyli poskładali kości na swoje miejsce.

Następna część, jeszcze większa i znacznie trudniejsza należała do samego Marcina. Już tylko od niego zależało jak będzie przykładał się do rehabilitacji. Nasz obrońca jednak od samego począt-ku zapowiedział, że wróci na boisko jeszcze w tym samym sezonie. I fakty-cznie, tak się stało. Pokazał niesamowity charakter udowadniając, że niemożliwe nie istnieje. Godziny ciężkiej pracy przy-niosły oczekiwane efekty. Wszystko to potrafili docenić fanatycy Anderlechtu, którzy od tamtego momentu, regular-nie, co mecz u siebie w 25 minuc-ie meczu przerywali doping i przez sześćdziesiąt sekund skanowali „Wasyl! Wasyl!”. ¬¬Łączyli się wówczas z pol-

skim piłkarzem, pokazując że ma on ich pełne wsparcie. W późniejszym czasie Marcin narzekał na ból w tej noce, więc trzeba było przejść dodatkowe operacje, które później okazały się jak najbardziej słuszne. Polski obrońca już nie odczu-wał bólu, wiec mógł wrócić do wysok-iej formy. Odbudował się, docenił to Franciszek Smuda i dał mu szansę w reprezentacji. Ten grał wówczas na tyle dobrze, że zagrał na Euro 2012. Później przeszedł do wymarzonej ligi angielskiej. Znalazł zatrudnienie w Leicester City. Rok później udało mu się awansować do angielskiej Premiership. Powrót po kontuzji wymagał od niego dużo cier-pienia i poświęcanie, jednak nie byłby sobą, gdyby nie walczył. Zawsze musi postawić na swoim. Dobra, przecho-dzimy do kolejnego zawodnika. Drugi przypadek, bardzo trudny. W zasadzie nie ma słów, aby go opisać, ale spróbu-jmy. Piłkarz ten stracił dużo czasu na leczenie kontuzji. Był młodym i dobrze zapowiadającym się pomocnikiem, chociaż dla większości anonimowym.

Dopiero niedawno usłyszała o nim cała piłkarska polska, poprzez filmik jaki umi-eścił YouTube, który opowiada o jego historii - „Upadł po to, aby wstać mocnie-jszy”, Mowa oczywiście o Damianie Radowiczu. Wychowanek Widzewa Łódź przez ostatnie trzy lata miał (i ma) tyle pecha, co inny człowiek nie ma go przez całe życie. Kontuzja, operacja, rehabil-itacja, komplikacje, operacja i znowu rehabilitacja… I tak w kółko. Największe pasmo nieszczęść, jakie tylko było można sobie wyobrazić. Na obozie przy-gotowawczym w Cetniewie przed sezo-nem 2011/2012 Damian dawał z siebie maksimum i jeszcze więcej. Czesław Michniewicz został nowym trenerem, wiec młody piłkarz chciał zaimponować,

H

24

Page 27: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Organizm nie wytrzymał i pach, stało się. Zaczęło się od zapalenia Achillesa, a skończyło na 704 dniach przerwy. Dla młodego piłkarza to najgorsze co może się przytrafić. Pierwszy zabieg niby się udał, ale później było już tylko gorzej. Ból powrócił, potrzebna druga oper-acja. Rana się rozeszła, pojawiło się ryzyko kalectwa. Konieczne były kole-jne operację, które niby się udały. Damian zaczął powoli wracać do pełni sił. Rehabilitacja i pierwsze truchtanie. W końcu, można powiedzieć sukces – powrót na boisko. 31 sierpnia 2013, to data, która dla Damiana będzie na pewno wyjątkowa. Po tak długim czasie wrócić na boisko - wspaniałe uczuc-ie, zresztą sam tego doświadczyłem, po części. Odbudował się i chciał, a w zasadzie miał taki zamiar, wrócić do profesjonalnego futbolu. Był na testach w Śląsku, Widzewie, ale nigdzie go nie zatrudnili, jeszcze nie był w odpowied-niej dyspozycji. Ostatecznie udało mu się, pomocną dłoń wyciągnął klub UKS Mechanik Radomsko. Ale koszmar trwa, w zasadzie nigdy się nie skończył, tylko na chwilę schował się w cień. „ Mój drugi oficjalny mecz. Zaczynam w pier-wszym składzie. Pierwsza połowa w żar-

gonie piłkarskim określiłbym kopaniną i rzeźnią. W drugiej połowie natomi-ast zrobiło się trochę więcej miejsca, zacząłem się coraz bardziej cieszyć z gry. W pewnym momencie „przeczytałem” podanie w środku pola, wyprzedziłem pomocnika i przejąłem ją. Jednak do piłki bliżej miał obrońca przeciwników. Wybił piłkę lewą nogą i prawdopodobnie prawą nogą zawadził moją nogę post-awną. Ja zrobiłem nagły zwrot, stopa została w miejscu, kolano poszło w bok i TRACH… Jeden wielki trzask i ból… Padłem na ziemię i zacząłem krzyczeć. Czułem, że będzie źle. Lód, karetka i dra-mat w głowie. Zasłaniałem twarz koszu-lką, bo nie byłem w stanie patrzeć na innych… Dzień później potwierdziło się najgorsze.” – opisuje Damian na swoim blogu. Najgorszy scenariusz potwierdził się, czyli zerwane więzadła krzyżowe przednie i uszkodzone boczne, do tego dochodzi zgnieciona chrząstka. Nie ma inne możliwości, jak kolejna operacja.

Obecnie Rado dochodzi do pełni zdro-wia, walczy o kolejny powrót, a przy tym dzieli się swoimi wrażeniami. Prowadzi blog, na którym systematycznie doda-je wpisy, jak przebiega leczenie oraz

daje wskazówki, jak przetrwać. Ostatnio gorącym towarem na rynku jest Dawid Janczyk. Każdy zna jego historię. O tym zawodniku już wiele napisano i powied-ziano, dlatego my nie będziemy się zbyt-nio rozdrabniać nad nim tylko dodamy kilka słow od siebie. Dawid pokazał, że był na dnie, a mimo to zdołał się podnieść. Nie poddał się, mimo, że był w czarnej dupie. Walczył, aż wywalczył swoje, czyli powrót do Ekstraklasy. Za to dla niego należy się mega szacunek. Kilka dni temu też dotarła do nas bardzo smutna wiadomość. Aleksandr Wandzel, młody bramkarz zakończył karierę. No właśnie, zakończył karierę, której na dobrą sprawę jeszcze nie zaczął. Młody i obiecujący zawodnik, miał pójść ślada-mi Dudka, Boruca czy Szczęsnego. Nie poszedł, chociaż niewykluczone, że nie pójdzie… Bo nigdy nie mów nigdy, tak jak nigdy się nie poddawaj. Tutaj Olek się poddał. Trzy lata stracił na leczenie kontuzji. Mało czasu spędzał na boisko, a dużo u lekarzy. Zdrowie nie pozwoliło, wiec powiedział stop. Czy słusznie?

Trudno powiedzieć, bo ile się można męczyć? No właśnie, można i to długo, do skutku. Gdyby tak sobie odpuścił

25

Piłka Nożna

Page 28: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

6

usłyszał. Dlatego mam ogromną nadzieję, ze syn współwłaścicie-la warszawskiej Legii nie powiedział ostatniego słowa i powróci do piłki, za jakiś czas. Zmieni decyzję, przezwycięży, to co niemożliwe i udowodni, że warto. Da przykład młodym, że jeśli coś się chce, to można zrobić. Przeskoczyć wszystkie bariery. Niech chociaż 20-letni zawodnik spróbuję podjąć walkę. No chyba, że sytuacja wygląda nieco inaczej i odpuścił, bo istnieje poważne zagrożenia dla życia. Aczkolwiek to jest mało praw-dopodobne, bo nic takiego Olek nie mówił, tylko tyle, że już nie ma do tego siły. Sport jest piękny, kochamy go, ale jeśli mamy tracić zdrowia nieodwracalnie, to jednak nie warto. Na początku wymieniony również był chorwacki piłkarz bra-zylijskiego pochodzenia, Eduardo da Silva. Niegdyś doznał bardzo poważnej kontuzji w meczu z Birmingham City. Ból był tak potworny, że zawodnik na boisku stracił przytomność i prawie nogę. Eduardo prawie nie miał stopy, brzmi idioty-cznie, ale faktycznie tak było. Groziła mu nawet amputacja.

Na szczęście, podobnie jak w przypadku Wasilewskiego lekarze odwalili kawał dobrej roboty i Chorwatowi udało się powrócić do zdrowia. Jednak do wysokiej formy już nie, pograł trochę w Arsenalu, ale uraz w głowie pozostał aż do teraz. Dziś gra sobie spokojnie w rodzinnej lidze i na więcej już go raczej nie stać. Takich przykładów można mnożyć w nieskończoność, jednak tutaj przedstawiłem wam ludzi z „jajami”. Natomiast już na koniec, chcę dodać coś od siebie, trochę z własnego doświadczenia. Dla młodego dzieciaka, zresztą, jak każdego innego, zawsze liczyła się piłka. Każdą wolna chwilę poświęcał na ganianie za futbolówką. Jednak kilka lat temu przyszedł taki dzień, w którym nagle cała rzeczywistość obróciła się o 180 stopni. Podczas jednych badań kontrolnych u okulisty stwierdzono poważną chorobę oczu, która uniemożliwiła mu dalszą grę, a

nawet uprawianie jakiegokolwiek sportu. Dla młodego chłopa-ka to tragedia. Coś co było dla Ciebie codziennością, jest teraz jak końcem świata. Pierwsza operacja, druga wydaje się, ze jest dobrze, a historia znowu zatacza koło. W końcu trzeba się pogodzić z faktem i uświadomić, ze rzeczywistości jednak nie oszukamy. Uprawianie czynnego sportu zeszła na boczny tor, ale nie trzeba od razu się z nim rozstawać. Postanowiłem działać w dziennikarskie i dziś tego nie żałuję. Każdy minus ma swój plus i tak było w moim przypadku. Nie ukrywam, że gdzieś czasami brakuje gry, wiec czasami pójdę sobie pograć piłkę, ale dla czystej przyjemności, żeby poczuć ten ”głód”, no a po wszystkim wracam do domu, siadam za biurkiem i pisze kolejny artykuł. Pisze o tym z bardzo prostego powodu. Po prostu wiem, że ja sam nie jestem w takiej sytuacji. Takie osoby można spotkać na każdym kroku. Czają się za rogiem, tylko my ich nie dostrzegamy. I to jest przekaz dla tych właśnie osób. Jeśli masz możliwość powrotu do sportu to walcz o to, natomiast jeśli zdrowie wygrało, to jeszcze nie koniec świata, chociaż racja, początkowo tak to się wydaje. Znajdziesz inną pasję, która zastąpi granie w piłkę. Jest wiele innych czynności powiązane ze sportem, w której być może się sprawdzisz i zro-bisz większa karierę, niż miałeś piłkarską. Obejrzyj się dookoła. Możesz zostać dziennikarzem, trenerem, analitykiem i kim tylko zechcesz. Tylko nie załamuj się, bądź twardy. Przemysł parę spraw, poukładaj to co musisz i do dzieła, bo to jest Twoja szansa i warto ją wykorzystać. Nawet gdybyś upadł tak nisko, to pamiętaj o tych czterech, świętych literach, które poprow-adzą Cię do zwycięstwa. Po prostu, Nigdy Się Nie Poddawaj.

26

Mój drugi oficjalny mecz. Zaczynam w pierwszym składzie. (...) Wybił piłkę lewą nogą i prawdopodobnie prawą nogą zawadził moją nogę postawną. Ja zrobiłem nagły zwrot, stopa została w miejscu, kolano poszło w bok i TRACH… Jeden wielki trzask i ból… Padłem na ziemię i zacząłem krzy-czeć. Czułem, że będzie źle. Lód, karetka i dramat w głowie. Zasłaniałem twarz koszulką, bo nie byłem w stanie patrzeć na innych… Dzień później potwierdziło się najgorsze.”

Page 29: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

6

olejne dwie kolejki spot-kań eliminacyjnych do EURO 2016 przy-niosły nam wiele emoc-ji. Przede wszystkim za

sprawą Polaków, ale... także w innych spotkaniach było niezwykle gorą-co i warto zwrócić na nie uwagę.

Rozpocznijmy jednak od tego, co intere-suje nas zdecydowanie najbardziej, czyli dwa kolejne spotkania biało-czer-wonych. Mieliśmy ten komfort, że oba odbyły się na Narodowym i nie musiel-iśmy się przemieszczać. Nie dało to co prawda dużo w kwestii zmęczenia, ale... jednak jakaś przewaga psychiczna była.

Zaczęło się od meczu z Niemcami. Wielki pojedynek i dzień, który zostanie zapamiętany na długo. 11 października 2014 roku przeszło do historii. Mecz zaczęliśmy dobrze, od kilku ataków. Później stopniowo forma naszego zespołu jednak spadała. W ostatnich minutach pierwszej połowy tylko Wojtek Szczęsny bronił Polskę przed utratą gola. Do szatni schodziliśmy jednak z bardzo dobrym wynikiem 0:0. A po powrocie... nasi piłkarze na prawdę się rozszaleli. W 51. minucie Piszczek dośrodkował per-fekcyjnie na główkę Arka Milika, a ten pokonał zdezorientowanego Neuera, a Polska wyszła na prowadzenie. W tej chwili większość kibiców chciała, aby mecz już się zakończył. Ale przed nami było jeszcze 40 minut pięknej gry. Biało-czerwoni zagrali znakomicie w obronie. Pochwalić należy także atak, który był niezwykle skuteczny i wykorzystał nie-mal każdą okazję do zdobycia bramki. W 88. minucie nasz joker – Sebastian Mila, który ledwie 10 minut wcześniej wszedł z ławki rezerwowych, otrzymał podanie od Lewandowskiego i – co tu

dużo mówić – dobił Niemców, strze-lając drugą bramkę. W tym momen-cie nikt nie potrafił już nic poradzić. Polska była wielka! Polska triumfowała! Po raz pierwszy w historii pokon-aliśmy Niemców! I to w momencie, gdy są oni najlepszą drużyną globu! No był cudowny mecz naszej drużyny!

Po spotkaniu z Niemcami, bałem się jednak bardzo o drugi mecz. W końcu nasza drużyna była bardzo zmęczona, a rywal... grający na dobrym pozio-mie i w sumie wypoczęty (Szkocja w poprzednim meczu mierzyła się z Gruzją). Jednak już pierwsze kilkanaś-cie minut mnie uspokoiło. Zagraliśmy dobrze i – przede wszystkim – wyszliśmy na prowadzenie. Później jednak coś się w grze reprezentacji Polski popsuło. Nie potrafiliśmy utrzymać poziomu defen-sywy, przez co oddaliśmy pole Szkotom. Ci najpierw wyrównali, a potem – już w drugiej połowie – dołożyli bramkę na 2:1. Na szczęście jednak biało-czer-woni podnieśli się na ostatnie 20 minut. Gra znowu przyspieszyła, postaw-iliśmy na ofensywę. Na boisku – tak jak w meczu poprzednik – pojawił się Sebastian Mila, który przyczynił się do zdobycia przez Milika bramki wyrównu-jącej. Na 2:2 nie musiało się zakończyć. Świetną akcję miał jeszcze przecież Grosicki. Niestety, piłka po jego uderze-niu odbiła się od słupka. Do wyrówna-nia nie doszło, ale wynik 2:2 także powinien dawać nam wiele radości.

Szczególnie, że inne mecze toczyły się po naszej myśli. Irlandia zremisowała na wyjeździe z Niemcami 1:1, wcześniej Szkocja ograła 1:0 Gruzję. Dzięki takim rezultatom prowadzimy w grupie z 7 punktami na koncie. Tyle samo „oczek” ma Irlandia. Niemcy i Szkocja pozosta-

ją natomiast z 4 punktami. Następny mecz będzie dla Polaków bardzo cięż-ki. Mamy bowiem wyjazd z Gruzją. W przypadku zwycięstwa jednak, sta-niemy o krok od EURO 2016. Liczę więc na to, że tak właśnie się stanie.No ale, napisałem o naszej grupie, a nie tylko ona grała. Najciekawsze rzec-zy działy się w grupie A. Tam szale-je Islandia, która rozgromiła Łotwę na wyjeździe 3:0, po czym wygrała także z Holandią 2:0. Bardzo dobrze spisują się także Czesi, którzy odnotowali zwy-cięstwa nad Turcją (2:1) i Kazachstanem (4:2). Dużo gorzej spisują się „Oranje”. Holendrzy, którzy niedawno zdobywali brąz MŚ, teraz mają zaledwie 3 punk-ty na koncie i... bić się będą raczej o baraże, niż o bezpośredni awans.

Niezwykle interesująco jest także w grup-ie G. Tutaj wszystkich zaskoczyła Austria, która po zwycięstwach z Mołdawią (2:1) i Czarnogórą (1:0), objęła stanowisko lidera. Zawiodły drużyny Czarnogóry i Rosji. Ci pierwszy niespodziewanie stracili punkty w Liechtensteinie (0:0), drudzy natomiast na własnym stadionie zremisowali ledwie z Mołdawią 1:1. Nie zachwycają także Szwedzi, którzy po 3 seriach spotkań mają jedynie 5 „oczek”.

W innych grupach także padały niespodziewane wyniki: Słowacja pokonała Hiszpanię, Irlandia Północna rozprawiła się z Grecją na wyjeździe. Do tej dwójki dopisać należy jeszcze Walię, której wyniki co prawda nie zachwycają, ale... Walijczycy prowadzą w tabeli swo-jej grupy, a to nie lada niespodzianka.

Na koniec nie można nie wspomnieć o wielkiej bójce w meczu Serbii z Albanią. Z niewyjaśnionych przyczyn, nad stadion w Serbii nadleciał... dron z flagą Albanii.

K

27

Piłka Nożna

Page 30: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Sprowokowało to Serbskich kibiców do wszczęcia ogromnej bójki, przez którą mecz musiał zostać przerwany. Skończyło się sądem UEFA, który orzekł walkower 3:0 dla Serbii oraz... odjęcie Serbom trzech punktów z tabeli. Czyli, krótko powiedziawszy, obie drużyny mają to, na co zasłużyli ich „fani” - nic. Do tego mecz rewanżowy odbędzie się prawdopodobnie przy pustych trybunach.

28

Page 31: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Przez lata traktowany po macoszemu, z transmisjami rzucanymi po różnych kanałach i momen-tami niemal bez widzów na trybunach – taki właśnie bardzo często w ostatnich latach był Puchar Polski. Za obecnej kadencji Zbigniewa Bońka ma to się jednak zmienić i z każdym sezo-nem zmiany Polskiego Związku Piłki Nożnej w tych rozgrywkach są coraz częściej widoczne.

29

Piłka Nożna

Page 32: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

iedy wybudowano Stadion Narodowy wiele osób zastanawiało się, czy oprócz reprezentac-ji Polski obejrzymy na

nim jeszcze inne mecze piłkarskie. Oczywiście bowiem planowano, by na największym tego typu obiekcie w naszym kraju planowano rozgrywać spotkania o Puchar oraz Superpuchar.

Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Po pierwsze, sam stadion został oddany do użytku z dużym opóźnieniem. Po drugie, gdy już Superpuchar 2011 miał się na nim odbyć, to bezpieczeństwo na nim zakwestionowała policja i ostatec-znie do starcia Wisły z Legią nie doszło.Po wielu tego typu sytuacjach wydawało się, że pierwszy klubowy mecz na Narodowym zobaczymy w niekrótkim czasie. Gdy jednak Zbigniew Boniek zos-tał prezesem PZPN-u, to jakby wszystko się zmieniło. Co prawda pierwszy finał za jego kadencji odbył się w nietypowej formie dwumeczu (notabene bardzo udanym, bo zarówno na stadionie Legii jak i Śląska zasiadło po 30 tysięcy kibiców), ale już w zeszłym sezonie wreszcie udało się rozegrać na jednym z teatrów Euro 2012 finał Pucharu Polski pomiędzy Zawiszą Bydgoszcz i Zagłębiem Lubin.Wielkie to firmy w istocie nie są, nawet na polskim podwórku. Niemniej już wtedy władze PZPN-u naprawdę postarały się o to, by na trybunach pojawiła się całkiem niezła suma kibiców. Tańsze niż na zwykły mecz ligowy bilety, kampania finału w medi-ach i ogólnie rzecz biorąc duża promocja tego spotkania sprawiła, że pojedynek na Stadionie Narodowym obejrzało prz-eszło 37 tysięcy kibiców. Tylu widzów na meczu Pucharu Polski nie było od lat.Mocni n ie o lewają W tym sezonie liczba kibiców pod-czas finału może być jeszcze bardziej imponująca. W najważniejszym meczu rozgrywek może bowiem dojść do starcia drużyn, które w Polsce mają zdecydowanie najwięcej fanów.O ile Legia od trzech lat jest w pucha-rze niepokonana i to do niej należą trzy ostatnie zwycięstwa, to Lech

miewał potknięcia, o których w tym sezonie, przynajmniej na razie, mowy być nie wolno. „Kolejorz”, który w ostatnich latach odpadał z drużyna-mi z niższych lig (Olimpia Grudziądz, Miedź Legnica czy Stal Stalowa Wola), tym razem ma chrapkę na coś więcej.Należy chwalić postępowanie Macieja Skorży, który postanowił nie odpuścić tej najprostszej drogi do europejskich pucha-rów, mimo bardzo wąskiej kadry. Tego problemu nie ma z pewnością Henning Berg, który ma do dyspozycji wielu zawodników, toteż w meczach pucha-rowych stawia momentami i na młodych, i na tych, co grają po prostu mniej.Niespodzianki to już standardW każdym europejskim kraju co sezon w pucharze zdarzają się jakieś niespod-zianki. W Polsce od lat mamy jednak do czynienia z istnym ich apogeum, a i w tym roku mieliśmy ich już kilka. Bo jak inaczej nazwać obecność w ćwierć-finale Błękitnych Standard Szczeciński, których jeszcze niedawno mogłem oglądać w meczu z Wartą w II lidze. Również obecność Znicza Pruszków, który miał wcześniej furę szczęś-cia (po przejściu Zagłębia piłkarze spod Warszawy dostali wolny los), to i tak wielka niespodzianka.Na etapie ćwierćfinału będziemy mieli też jednak kilka solidnych ekip. Oprócz Legii i Lecha do 1/4 finału zak-walifikowały się jeszcze cztery ekipy z południa Polski, które na co dzień występują w T-Mobile Ekstraklasie i, co najśmieszniejsze, większość z nich wcale w niej nie jest jakąś dominującą siłą.Cracovia gra niczym panna z humor-ami, miewa momenty, ale ogólnie poczynania „Pasów” nie powalają na kolana. Podobnie jest zresztą z Piastem, z którym hiszpański szkoleniowiec Ángel Pérez García wykonuje jednak całkiem niezłą pracę, patrząc przez pry-zmat bardzo chłodnych co do gliwiczan zapowiedzi tego sezonu. Nieco wyżej w tabeli plasuje się nato-miast Podbeskidzie Bielsko-Biała, które już przez wielu nie było nazywane drużyną, a stylem życia. Jeśli do tego musimy dodać

trenera, którym jest Leszek Ojrzyński, to chyba już nic nie musimy pisać.Drabinka jest jednak bezlitosna i dlat-ego też w ćwierćfinale dojdzie do hitu. Przeciwko mistrzom Polski stanie Śląsk Wrocław, czyli jedna z rewelacji tego sezonu. Mimo że ekipa Tadeusza Pawłowskiego musi radzić sobie bez powoli powracającego po fatalnej kon-tuzji Marco Paixão, to i tak spisuje się bardzo dobrze, czego efektem jest mie-jsce w samej czołówce Ekstraklasy. Trochę szkoda, że już na tym etapie pożegnamy się jednak z którąś z tych dobrych ekip.Oprawa na poziomieW tym sezonie kibice nie muszą już (przynajmniej w przypadku tych rozgry-wek) skakać po różnych platformach telewizyjnych, bowiem wszystko oglądać mogą na sportowych antenach Polsatu, który wykpił prawa do poka-zywania PP na dwa lata za 4,5 mil-iona złotych. Wcześniej Orange Sport, który prawami dzielił się z TVN Turbo, płacił PZPN-owi zaledwie 800 tysięcy.Mecze zyskały też specjalną oprawę, którą przygotowuje firma Live Park – ta sama, która na co dzień realizuje spot-kania T-Mobile Ekstraklasy. Wreszcie więc rozgrywki są też należycie trak-towane przez telewizję (chociaż i OS swoje robiło), ale przede wszyst-kim każde spotkanie można obe-jrzeć w jakości HD, o czym w Orange Sport moglibyśmy tylko pomarzyć.Puchar Polski wchodzi więc w fazę ist-nego renesansu. Coraz więcej kibiców na trybunach, oprawa na naprawdę światowym poziomie oraz, być może przede wszystkim – chyba lepszy poziom sportowy. Kluby nie olewają już PP (no może poza Wisłą w tym sezonie), bo wiedzą, że zdobycie go oznacza awans do europejskich pucharów, a przez to kasę, bez której w nowoczesnym futbolu nie masz szans przetrwać. I żeby jeszcze w tej Europie coś by dało się osiągnąć…

K

30

Page 33: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Piłka Nożna

tym się nie mówi – to cykl felietonów, które mają wam przybliżyć futbol, o którym w komercyjnych mediach nie poczytacie. Niewielu wie o ich istnieniu, a właśnie

tam odnosimy największe sukcesy. Mam nadzieję, że owe teksty spowodują, iż inaczej spojrzycie i zrozumiecie hasło „Polska Mistrzem Świata”. Zaczynamy!

Czy ktoś z was słyszał może o „Polskiej Lidze Piątek Piłkarskich” w Londynie? Być może znajdą się tacy, choć założę się, że w niewielkim stopniu. Sama nazwa nie jest wielce tajemnicza, więc pewnie nikogo nie zaskoczę, gdy pow-iem, że jest to gra piłkarska – jak każda inna – tylko rozgrywana w składach sześcioosobowych (bramkarz + pięciu zawodników w polu), choć to nowość, bo nie tak dawno grano jeszcze w pięcioosobowych składach. Co jeszcze różni tą odmianę gry w piłkę nożną, to fakt, że jest ona rozgrywana na jed-nej połowie normalnego boiska piłkar-skiego. Cała liga dzieli się na dwa pozio-my rozgrywkowe – I oraz II liga, jak również turniej zwany „Pucharem Ligi”. Mecze rozgrywane są na boiskach ze sztuczną nawierzchnią, znajdujących się na przedmieściach Londynu, zwanym Wembley. Obiektami na których rozgry-wane są mecze w ramach PLPP, to kole-jno: Vale Farm Sports Centre, Watford Road, North Wembley, Middlesex oraz HA0 3HG. Sam system rozgrywek jest bardzo prosty, ponieważ każdy gra z każdym, a sezon jest podzielony na dwie rundy: wstępną (jesienną) i rewanżową (wiosenną). Koszt udziału w takiej lidze to 800£, czyli przeliczając na nasze złotówki, to równo 4268,80 PLN. Na początek trochę historii…Cała liga powstała w 2004 roku, a w

pierwszym sezonie zagrały 24 drużyny, które swoje mecze rozgrywały jeszcze na hali. Dopiero rok później, kiedy liga rozszerzyła się do 30 zespołów, posta-nowiono podzielić ją na dwa poziomy rozgrywkowe i rozpocząć rywalizację na otwartych boiskach ze sztuczną naw-ierzchnią (choć pod koniec roku pow-rócono na halę). Przełomowym okazał się kolejny rok, 2006, kiedy to do zarzą-du ligi zgłosiło się jeszcze 18 zespołów i utworzono trzeci poziom rozgrywkowy. Tym samym liga stała się największą polonijną ligą na świecie, dzięki czemu przedmieścia Londynu zostały opanowane przez Ligę Piątek Piłkarskich.W roku 2007 w skład zarządu wchodziło siedem osób, które zarejestrowały ligę w Angielskiej Federacji Piłkarskiej (FA). Co ciekawe i warte zwrócenia uwagi, na pierwszym finale „Pucharu Ligi” gościem specjalnym był były premier, Kazimierz Marcinkiewicz, z którym zarząd-cy zjedli wcześniej uroczysty obiad.

Każdy sezon wieńczy impreza chary-tatywna, która jest znakiem rozpoznaw-czym ligi i głównym jej założeniem. Często zjawiają się na nich ważne osobistości z naszego kraju, takie jak: były trener reprezentacji Polski, Janusz Wójcik, i olimpijczyk Szymon Kołecki. Takie spotkanie jest również dobrą okazją do rozdania nagród za miniony sezon, a „pod młotek” idą tak war-tościowe rzeczy, jak chociażby: koszulka i medal mistrzowski Legii Warszawa, koszulki Jakuba Błaszczykowskiego, Radosława Sobolewskiego i Adama Małysza oraz wiele innych. Koszulkę Jerzego Dudka wraz z podpisami wszyst-kich zawodników Liverpoolu sprzeda-no za 1300 funtów! Pieniądze z auk-cji są przeznaczane na domy dziecka w Polsce i inne potrzebujące dzieci. 3 maja 2008 roku przedstawiciele Zarządu Ligi wręczyli nagrody dla trzech najlepszych zespołów w finałach Mistrzostw Polski Domów Dziecka

O

31

Page 34: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

rozgrywanych w Warszawie. Natomiast druga połowa zebranych rok wcześniej pieniędzy trafiła w ręce Rodzinnego DOMu Dziecka Stowarzyszenia „PRO FAMILIA” w Krakowie.Jak widać PLPP to nie tylko piłka nożna, ale i też sposób na zebranie pieniędzy, które mogą pomóc wielu dzieciom w Polsce. Tym szczyci się owa liga i nie zamierza tego zmieniać. Za to należą się jej ogromne podziękowania i szacunek.

Piłka jest okrągła, a bramki są dwieChoć wydawałoby się, że na mniejszym boisku można grać bez ustanku, to same mecze do najdłuższych nie należą. Gra się systemem 2x20 minut z maksymal-nie 3 minutową przerwą. Na ławce może

zasiąść sześciu rezerwowych, a zmiany są egzekwowane jak w hokeju, czyli bez limitu i w trakcie meczu (bez wstrzyma-nia akcji). Czy są przerwy na żądanie? Jak najbardziej! Kapitan zespołu ma prawo do jednej takiej przerwy, ale musi ona trwać nie dłużej, jak minutę. Warto również wspomnieć, iż wślizgi są dozwolone tylko gdy piłkarz znajduje się nie mniej niż 2 metry przed piłką, a co jeszcze ciekawsze – nie ma spalonych. Puchar Ligi rządzi się zgoła innymi prawami. Cały turniej rozpoczyna się

fazą grupową, gdzie mecze rozgrywane są po 15 minut (bez drugiej połow-ie). Na szczęście w fazie pucharowej możemy już cieszyć się dłuższymi mec-zami, które trwają 2x 15 minut, a cała faza przebiega systemem pucharowym (kto przegrywa, odpada). Wieńczący turniej finał gra się 2x 20 minut.Oczywiście istnieje również możliwość nie przystąpienia do meczu, jednak to wiąże się z karami i tym samym walkow-erem (ostatnio drażliwy temat w pol-skiej piłce). W piłce jedenastoosobowej wiąże się to ze stratą 3 bramek i brakiem punktów, ale PLPP wystosowała własne odmienne przepisy. Drużyna decydująca się na walkower musi pogodzić się ze stratą pięciu bramek, zerowym dorob-

kiem punktowym oraz karą pieniężną w wysokości 50 funtów. Kolejne takie posunięcia są karane wyższą kwotą (odpowiednio 60 i 70£), natomiast trze-ci raz równa się z wycofaniem zespołu z rozgrywek. Myślicie, że to koniec kar? Oczywiście, że nie. Każda żółta kartka to 3£ w plecy, a przy czerwonej już 6£. Co więcej, jeśli kibice oraz piłkarze będą zachowywali się niewłaściwie przed, w trakcie i po meczu, to ich zespołowi grozi usunięcie z rozgrywek. Aż strach pomyśleć, co by to było, gdyby

podobne zasady panowały w normal-nej piłce (może byłby większy spokój…).Równie ciekawie jest skonstruowane okienko transferowe. Tak, dobrze przeczytałeś! Tutaj również docho-dzi do wymiany zawodników, ale trwa to tylko przez tydzień dwa razy w roku (od niedzieli do soboty 23:59). Kluby oraz reprezentacjaAktualnie w I i II lidze występuje po 10 zespołów. Po zakończeniu sezonu dwa ostatnie zespoły z najwyższej klasy rozgry-wkowej spadają do niższej ligi, a mis-trz II ligi automatycznie zapewnia sobie awans. Miejsca od 2 do 5 biorą udział w turnieju barażowym, którego zwy-cięzca również awansuje do wyższej ligi. Najstarszą drużyną jest „Piątka Bronka”,

która funkcjonuje od 2004 roku. Przez te 10 lat najwyżej plasowali się na dru-gim miejscu oraz zdobywali puchary w różnych turniejach (The Nike Five Challange, Zdobywca Pucharu im. Związku Polskich Spadachroniarzy w Slough, dwukrotny zdobywca Pucharu im. Gen. Andersa w Slough). W obecnym sezonie, po sześciu meczach, znajdują się na 6 miejscu z dorobkiem ośmiu punktów

Aktualnym mistrzem PLPP są zawod-nicy zespołu FC Cobalt, w którym gra

32

Page 35: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

„śmietanka” piłkarska mająca czym się chwalić. Choć w poprzednim sezonie końcówka nie należała do najlepszych, to dzięki dobrej postawie w I fazie rozgrywek udało się zdobyć mistrzostwo, a dziś nadal prowadzą w tabeli swojej ligi. Sporą niespodzianką jest natomiast postawa beniamin-ka, Joga Bonito, który ma na swoim koncie 10 punktów i zajmuje trzecią pozycje! Niestety drugi z nich Warriors of God nie sprostuje wyzwaniu i zajmuje ostatnie miejsce (choć do przedostatniego miejsca ma tylko 1 punkt straty). Jak wygląda sytuacja w II lidze? Na drugim froncie ton rozgrywkom również nadaje beniaminek. Drużyna RSVM zdobyła 15 punktów i straciła jedynie 8 bramek. Świeżo upieczony spadkowicz, FC Polska plasuje się w środku tabeli, a całą stawkę zamykają FC Cosmos.Jak w każdym sporcie tutaj również mamy swoją reprezentację kraju. Najważniejszym turnieju w tej odmianie piłki nożnej jest turniej Inner City World Cup. W turnieju bierze udział 20 reprezentacji z całego świata. Można powiedzieć, że jesteśmy czołówką na świecie, ponieważ już raz – dokładnie w 2008 roku – wygraliśmy ten turniej, który rozgrywa się podobniej jak Puchar Ligi. Bezapelacyjnie byliśmy najlepszą ekipą turnie-ju, a fachowców zaskoczył nie sam sukces Polaków, ile jego rozmiary. Nasi zawodnicy w całym turnieju zagrali w sumie 7 spotkań, w których odnieśli komplet zwycięstw, tracąc jedynie dwa gole (tylko w fazie grupowej), aplikując przy tym rywalom aż 16 bramek! Podobny sukces udało się odnieść również w 2010 roku, również zdobywając mistrzostwo.

Tegoroczna edycja była równie wyjątkowa. Wynik naszych kadrowiczów od samego początku stał pod wielkim znak-iem zapytania, bo piłkarze w składzie, w jakim obecnie występują, zagrali raptem kilka razy. Tym bardziej Jackowi Pobiedzińskiemu należą się wielkie słowa uznania, bo wraz ze swoim sztabem szkoleniowym potrafił wykrzesać z młodego zespołu aż tak wiele. Przed turniejem nie brakowało bowiem krytyków, którzy nie dawali im żadnych szans, nawet na awans z grupy eliminacyjnej. Tymczasem turniej zakończyliśmy na 3. miejscu, a walkę o finał przegraliśmy dopiero w konkursie rzutów karnych (w regulaminowym czasie gry był remis 1:1).

Jak można przeczytać „Polska Liga Piątek Piłkarskich” to dobrze zorganizowana liga mająca mocnych zawodników, co świadczy o wysokim poziomie, który z roku na rok wzrasta. Jedno jest pewne – jeśli będzie kiedyś w Londynie to koniecznie prze-jedźcie się do Wembley, aby wesprzeć naszą polonijną ligę!

33

Piłka Nożna

Page 36: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

34

d poprzedniego wpisu I liga rozegrała tylko cztery kolejki, a mimo to udało się klubom grającym na zapleczu Ekstraklasy

pokusić o kilka zaskakujących rozstr-zygnięć. W dodatku w ćwierćfina-le Pucharu Polski nie zobaczymy ani jednego pierwszoligowca. Do przerwy zimowej już bliżej niż dalej, a sytuacja w tabeli zaczyna powoli się klarować. Jedynym powodem, dla którego w stawce co chwila dochodzi do prze-tasowań jest absolutny brak stabilnoś-ci, który przekłada się na niewielkie różnice punktowe. Kluby przeskakują przez plecy rywali w jednej rundzie, żeby w następnej schylać się i dać się przeskakiwać. Ten stan rzeczy może, a raczej na pewno utrzyma się do końca jesiennych zmagań drugiego poziomu rozgrywkowego. Sprawdźmy, jak układa-ją się siły na zapleczu Ekstraklasy pod koniec października i przy okazji zwery-fikujmy moje wróżby sprzed miesiąca.

Termalica wystrzeliła z bloków star-towych, demolując niemalże każdego rywala na swojej drodze, po 9 kolejk-ach mając na koncie 25 zgromadzon-ych punktów. Wydawało się, że nie ma dla nich godnego przeciwnika, że Piotr Mandrysz znakomicie poukładał try-biki w swojej maszynie, a dla małej miejscowości z Małopolski droga w kierunku Ekstraklasy jest usłana różami. Tymczasem nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością. Tylko dwa punkty w czterech ostatnich spotkaniach, sensa-cyjna porażka z Chojniczanką Chojnice i będąca jej pokłosiem katastrofa na własnym terenie przeciwko Wiśle Płock. Oczywiście jedyne możliwe skojarze-nie dla kibica interesującego się I Ligą to Flota Świnoujście, której przypadku

nie trzeba przypominać. Czy Termalica wróci jeszcze na właściwe tory? A może uznali, że przy tak spłaszczonej tabe-li oni również dodadzą trochę emocji do rozgrywek, żeby w odpowiednim momencie znowu wcisnąć pedał gazu i wreszcie ruszyć po awans? Najbliższe kolejki pokażą, w którym kierunku zmierza wciąż jeszcze lider I ligi.

Weryfikacja wróżby: przed miesią-cem pisałem, że największym rywalem Termaliki może być ona sama, ale zgodność moich przewidywań z rzeczy-wistością nie jest wielką sensacją. Od dawna wiadomo, że Nieciecza nie kwapi się do awansu. Może warto wyjąć z klubu najlepszych zawodników, w końcu pokazali już, że potrafią grać w piłkę.

Przyczajony tygrys, ukryty Płock

Zanim o bardziej oczywistych kandy-datach do walki o awans, więcej mie-jsca trzeba poświęcić Wiśle. Płocczanie w ładnym stylu odprawili Niecieczę, a wcześniej dołożyli jeszcze sześć oczek i po cichu wdrapali się na trzecie miejsce. Trener Marcin Kaczmarek przemeblował zespół po stracie Filipa Burkhardta i większą odpowiedzialnością obarczył Krzysztofa Janusa, a prawoskrzydłowy odpłacił się fantastycznymi występami, zostając liderem zespołu. W obronie okrzepli Hiszpański i Sielewski, a Janusa w środku pola wspiera defensywny pomocnik Jacek Góralski. Co prawda Nafciarzom posłużył terminarz (wygrane z Widzewem i Miedzią Legnica), ale przecież rozbicia Niecieczy nie można włożyć do szufladki z naklejką „łatwy terminarz”. Wisła w tym sezonie oprócz Termaliki pokonała też Zagłębie oraz zremisowała z Olimpią Grudziądz. Siedem punktów z trzema sąsiadami z tabeli to

wynik umożliwiający płocczanom ciche marzenia o powrocie do Ekstraklasy.

Weryfikacja wróżby: pisałem, że Wisłę stać na sprawienie niespodzianki, ale też myślałem, że nie będą w sta-nie włączyć się na dobre do czołów-ki. Zatem ½ trafione. Tym razem nie jestem w stanie ze stuprocentową pewnością przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy Nafciarzy, ale zaryzykuję. Podopieczni Marcina Kaczmarka będą skakać między 4 a 7 miejscem i na którejś z tych pozycji zakończą rok 2014.

Skuteczni nudziarze

Ze wschodniej połowy Polski przeno-simy się na zachód kraju. Zagłębie i Olimpię Grudziądz dzielą w tabeli led-wie dwa oczka, ale łączy je prezentow-any styl gry. Na pewno nie można go nazwać efektownym – raczej to kon-sekwentne ciułanie punktów, które w konsekwencji może przynieść obu tym zespołom promocję do Ekstraklasy. Kibice obecnego wicelidera i czwartej drużyny I ligi mają problem. Z jednej strony na pewno płacąc za bilet i zjawi-ając się w chłodne jesienne popołudnia liczą na dobre spotkania w wykonaniu ich ulubieńców, z drugiej jednak na co im widowisko, gdy nie ma punktów?

Zagłębie i Olimpia poza bezpośred-nim spotkaniem (mecz zakończony remisem 2-2 po udanym comebacku Miedziowych) nie generują wielkich piłkarskich emocji, a skupiają się na skutecznym „męczeniu buły”. Ostatnie cztery mecze lubinian to: 1-0, 2-2, 1-0 i 1-0, zaś grudziądzan: 2-1, 0-0, 2-1 i 2-2. Dla trenerów na pewno ważnie-jsze jest regularne punktowanie, a odpowiedni styl gry przyjdzie z czasem.

O

Page 37: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Oba zespoły mają swoich liderów – Dariusz Kubicki może cieszyć się z wysok-iej formy Denisa Popovicia, który wresz-cie zaaklimatyzował się w Grudziądzu i obecnie od niego rozpoczyna się ust-alanie składu Olimpii, natomiast Piotr Stokowiec nie wyobraża sobie wyjścio-wej jedenastki bez Arkadiusza Woźniaka. Popularny Wąski znalazł wreszcie opty-malną dyspozycję i kibice w Lubinie na pewno odetchnęli z ulgą, gdy wybiegł na boisko przeciwko GKS-owi Tychy. Ledwo tydzień w c z e ś n i e j mógł się pożegnać z grą do końca roku, lecz na szczęście pra-woskrzydłowy Z a g ł ę b i a nie zerwał w i ę z a d e ł .

We r y f i ka c j a w r ó ż b y : Olimpia miała utrzymać się w czołówce, ale też prez-e n t o w a ć dalej sku-teczny choć niezbyt efektowny futbol. Zagłębie zaś typowałem do dalszej walki o każdy punkt. Dwa trafienia, więc skoro poszło mi tak dobrze, to czas na kolejne przepowiednie. Oba zespoły wyprzedzą w nadchodzących kolejkach Termalicę i przy okazji następnego wpisu Zagłębie będzie już liderem, zaś Olimpia z kilku-punktową stratą zajmie lokatę wicelidera.

Wykorzystać drugą szansę

W tym segmencie trzeba poświęcić tro-chę miejsca zespołom plasującym się wyżej, niż się przed sezonem spodziewa-no – Stomil, Flota i Chojniczanka tworzą mocną grupę rewelacji z północnej Polski.

Zacznijmy od zespołu Mirosława Jabłońskiego. Olsztynianie w 5 kolejk-ach obecnego sezonu zajmowali pozycję wicelidera i sprawiali wrażenie dobrze poukładanej drużyny. Niestety w ostat-

nich kolejkach remisowali co popadnie. Wydawało się także, że zgarną punkcik w meczu z GKS-em Katowice, ale w brutalny sposób wyrwał im go Dariusz Zapotoczny. Mimo chwilowego przesto-ju Stomil i tak wykręcił wynik ponad stan, a przecież musimy pamiętać, że miał w ogóle w I lidze nie grać.

Ta sama historia tyczy się Floty Świnoujście, która wraz ze Stomilem na tyle wyhamowała Niecieczę, że w

kolejnych dwóch spotkaniach lider nie zdobył choćby punktu. Podopieczni Tomasza Kafarskiego prezentują dobry futbol, przez co właściciel Miedzi Legnica Andrzej Dadełło umieścił szkoleniowca Floty na liście kandydatów do zostania trenerem Miedzianki. Mocnym punk-tem zespołu jest dobra gra w defensy-wie – zaledwie 10 straconych bramek to drugi wynik w lidze, zaraz za Stomilem Olsztyn. Jednak gracze ze Świnoujścia o niebo lepiej prezentują się w ofen-sywie i dlatego zajmują piątą lokatę.

Po siedmiu kolejkach Chojniczanka miała na koncie sześć punktów i zajmowała ostatnie miejsce w tabe-li. Od tego momentu zaczął się marsz w górę tabeli. Od 14 września tylko Wisła i Zagłębie punktowały lepiej. Mariusz Pawlak dokonał cudów, wresz-cie organizując defensywę (tylko 3 bramki stracone!) i poprawiając ofen-

sywę. Nie zabrakło także szczęścia, jak w przypadku meczu z Niecieczą, ale jak wiadomo, szczęście sprzyja lepszym.

Weryfikacja wróżby: oto co pisałem o trzech wymienionych wyżej zespołach- Flota – bez wielkich zmartwień Tomasz Kafarski powinien utr-zymać Flotę na powierzchni- Stomil – ciężko Stomilowi przychodzi zdobywanie bramek, jeżeli to się nie zmie-ni, ciężko będzie o pozostanie w czołówce

- Chojniczanka - do końca będzie ocierać się o strefę spadkową.Po raz kolejny poszło mi dość nieźle, dwa na trzy trafione. W kwestii nowych p r z e w i d y w a ń – Flota i Stomil raczej zos-taną w górnej połowie tabe-li, dla zespołu ze Świnoujścia miejsce 6, dla olsztynian 8. F a n t a s t y c z n a p a s s a

Chojniczanki dobiegnie końca i w nas-tępnym wydaniu zobaczymy ich bliżej strefy spadkowej, typuję miejsca 11-12.

Przeciętność i przeciętność

GKS Katowice nie jest w stanie złapać właściwego rytmu, nawet jeśli sposobem na zwycięstwa miałoby być pójście w ślady Olimpii i Zagłębia. Wyrwanie zwy-cięstwa Stomilowi w ostatnich momen-tach spotkania to jedyny komplet punk-tów w ostatnich czterech spotkaniach. GieKSa przegrała z Miedziowymi i zespołem Dariusza Kubickiego, a zremis-owała w Głogowie. Kazimierz Moskal nadal utrzymuje kontakt z czołówką, ale nie można powiedzieć, że o to kibicom przy Bukowej chodziło. Kluczowe pyt-anie o GKS – kiedy Goncerz przestanie strzelać? Im dłużej potrwa jego passa, tym większe szanse na wybudzenie reszty drużyny i chociaż podjęcie walki.

35

Piłka Nożna

Page 38: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

Dolcan zaś, określany przez angielskich obserwatorów naszych rozgrywek jako Drawcan, kompletnie się pogubił. Do 11. kolejki zmagań była to najlepsza defensy-wa w lidze, podopieczni Marcina Sasala stracili zaledwie cztery bramki w 10 spotkaniach, ale gdy Zagłębie dwukrot-nie rozmontowało obronę zespołu z Ząbek, worek z bramkami otworzył się na dobre. Trzy gole dołożył Chrobry, dwa razy piłkę z siatki trzeba było także wyciągać w meczu z Olimpią. Wygląda na to, że środek tabeli to maksimum możliwości Dolcanu w tym sezonie. Weryfikacja wróżb: GKS przez swoją nieprzewidywalność miał mieć proble-my z ciągłym dopływem punktów i tak też się dzieje, natomiast zespół Sasala typowałem do dalszego zajmowan-ia pozycji bezpiecznej, bez rewelacji. Patrząc na dyspozycję obu drużyn nie zamierzam zmieniać zdania.

Beniaminkowie do odpowiedziBytovia potrafi pokonać Sandecję 6-1, żeby następnie przegrać 2-3 z GKS-em Tychy, ale na przełomie września i października punktowała na tyle dobrze, żeby wygrzebać się z miejsc oznaczają-cych degradację. Pogoń Siedlce już od dawna nie zagrała dobrego spotkania i zasłużenie okupuje strefę spadkową, na razie to najsłabszy z beniaminków. Ireneusz Mamrot pozbierał swój zespół po ciężkim początku sezonu i od tej pory nie wrócił na miejsca 16-18, skacząc między lokatami 9-12.

Najbardziej wyróżniają się Wigry, które systematycznie dokładają punkty poz-walające im na zajmowanie lokaty tuż za górną połową tabeli i jednocześnie trzymać się na bezpieczny dystans od strefy spadkowej. Zbigniew Kaczmarek wykonuje w Suwałkach bardzo dobrą robotę i jeżeli wywalczeniem awansu w brawurowy sposób nie przekonał kogoś do swojej osoby, to wyniki na zapleczu Ekstraklasy z pewnością go bronią. Weryfikacja wróżb: zbiorowa przepow-iednia dotycząca Wigier, Bytovii i Pogoni nie do końca się sprawdziła. Pisałem, że stać te kluby na pojedyncze niespod-zianki, ale nic więcej, a w dodatku jeden z trzech zespołów spadnie. W przypadku

Bytovii i Pogoni może się nie pomyliłem, ale Wigry to jednak osobny przypadek i powinny stworzyć duet z Chrobrym, którego typowałem do miejsca w środku tabeli. Co się odwlecze, to nie uciecze i w tym momencie oficjalnie ogłaszam – Wigry razem z Chrobrym zajmą bezpiec-zne lokaty w okolicach 11 miejsca.

Duet pełen nerwów? W Nowym Sączu już zdążyli zmienić trenera, ale Piotr Stach na razie niezbyt ma pomysł na grę Sandecji. Co prawda udało mu się zdobyć komplet punktów z Chrobrym, lecz jego podopieczni nie pokazali absolutnie niczego w starciu z Zagłębiem Lubin i przegrali ze słabiut-ką Pogonią Siedlce. Nie zanosi się na poprawę rezultatów, Sandecja ma teraz przed sobą mecze z Olimpią, Katowicami, Dolcanem i Stomilem, najczarniejszym i prawdopodobnym scenariuszem jest punkt, może dwa. Takie rezultaty z pewnością zepchną Sandecję do strefy spadkowej. No, chyba że...

GKS Tychy pójdzie w ich ślady i również będzie grał katastrofalnie, a do tego dojdzie do zmiany trenera. Przyznam, że typowałem tyszan do pełnienia roli czarnego konia rozgrywek. Przemysław Cecherz + Maciej Kowalczyk, do tego doświadczeni skrzydłowi – Radzewicz i Wodecki, w trakcie sezonu przyszedł Trochim. Zgrane karty powinny przynieść lepsze wyniki. Tymczasem GKS obecnie zajmuje miejsce oznacza-jące konieczność gry w barażach o utr-zymanie. Podopieczni Cecherza mają jeszcze do zagrania mecze z Chrobrym, GKS-em Katowice, Olimpią i Dolcanem, co podobnie jak w przypadku Sandecji może skończyć się nieciekawie.Weryfikacja wróżby: oba kluby typowałem do zajęcia bezpiecznych pozycji w dolnej połowie tabeli, kosztem Wigier czy Bytovii. Tymczasem może być o to ciężko i uważam, że przynajmniej jeden zespół z tego duetu zakończy pier-wszą rundę zmagań na pozycji spadkow-ej. W dodatku w Tychach może pojawić się nowy szkoleniowiec.

Raport ze zmiany treneraNa razie najlepiej na zmian-

ie trenera wyszła Arka, wygrzebując się ze strefy spadkowej i rozpoczyna-jąc marsz w górę tabeli. W ostatnich czterech spotkaniach zdobyła połowę posiadanych punktów. Grzegorz Niciński poprzestawiał parę trybików w maszynie i choć nadal czasami coś zgrzyta, to jest zdecydowanie lepiej niż było. W Gdyni mogą jednak zapomnieć o awan-sie, Arka powinna teraz przeładować i szukać zawodników na kolejną próbę powrotu do Ekstraklasy.

Miedź teoretycznie nie ma jeszcze nowego trenera, Andrzej Dadełło wciąż szuka odpowiedniego kandydata. Musi się przyłożyć do tego procesu, w końcu nie wypada mieć szóstego szkoleniowca w ciągu kilku lat. Z drugiej strony czas nagli, w końcu już na początku listopada derbowe starcie z Zagłębiem, nie byłoby chyba lepszego momentu na zagranie kartą „efekt nowej miotły”. Czy Tomasz Kafarski skusi się na przenosiny do Legnicy? Niezależnie od tego, kto zost-anie wybrany, musi to być ruch gwaran-tujący zwycięstwo Dadełły. Pat będzie oznaczał tkwienie w strefie spadkowej, a spadek Miedzi to byłaby sensacja.O Widzewie pisać nie chcę, z szacunku dla marki, jaką kiedyś był ten klub.Weryfikacja wróżby: - Miedź miała potrzebować czasu żeby nauczyć się grać „po Stawowemu” i w rezultacie opuścić strefę spadkową- Arka miała wybić się na bezpieczną pozycję- Widzew był wielką niewiadomąStawowego w Legnicy już nie ma, Arce się powiodło, a Widzew obrał już chyba kurs na spadek. Zatem jeszcze raz – Arka podskoczy do górnej połowy tabe-li, Widzew nie wygrzebie się ze strefy spadkowej, a Miedź znajdzie trenera i powoli zacznie odbudowęWróżbita może być ze mnie kiepski, ale przecież pierwsza liga to styl życia, a to, jak doskonale wiadomo, jest absolutnie nieprzewidywalne. Do przeczytania w następnym wydaniu!

36

Page 39: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

37

Piłka Nożna

istoria Konińskiego Klubu Piłkarstwa Kobiecego Medyk Konin sięga roku 1985, kiedy obecny trener, a zarazem prez-

es Roman Jaszczak, który był wtedy nauczycielem wychowania Fizycznego, założył szkolną drużyn piłki nożnej dziewcząt w Zespole Szkół Medycznych w Koninie. Kobieca odmiana piłki nożnej była wtedy w Polsce dyscypliną niezbyt popularną. Były to czasy, gdy zawod-niczki na terenach pokopalnianych zara-biały pieniądze na opłaty transportu i sędziów, sadząc drzewa, a na boisku przegrywały prawie każdy mecz. Jednak już w 1993 roku drużyna składająca się tylko z wychowanek konińskiego klubu awansowała do najwyższego szczebla rozgrywkowego w Polsce i rozpoczęła marsz po sukcesy. Marsz, który teraz kontynuuje ekipa Anny Gawrońskiej, Ewy Pajor i Natalii Pakulskiej pod wodzą tego samego trenera. Trenera, który przez niecałe 30 lat istnienia klubu może pochwalić się tytułami ośmio-krotnego vice-mistrza Polski, pięcio-krotnego zdobywcy Pucharu Polski, a także Mistrza Polski z roku 2014.

Ostatniego sezonu piłkarki Medyka wzi-ęły ze stołu wszystko, co na nim leżało - Mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Roman Jaszczak, spytany kilka dni po odebraniu obu trofeów o najbliższe cele drużyny, odpowiadał jasno- „chcemy być wśród czołowych szesnastu zespołów

Europy”. By to osiągnąć, „maluchy” - bo tak pieszczotliwie nazywa trener swoje podopieczne - musiały wygrać turniej eliminacyjny. Nie mogło być inaczej. Medyczki odleciały z Sarajewa z kom-pletem zwycięstw i bilansem bramek +20. Koninianki zrobiły z rywalkami mniej więcej to, co Mamed Khalidov za każdym razem, gdy wchodzi do oktagonu. Trudno nie żyć nadzieją przed 1/32 Ligi Mistrzyń, gdy demo-luje się mistrzynie Macedonii, Bośni i Hercegowiny, a nawet szanowanej w damskim świecie piłkarskim Finlandii.

Po pokazie umiejętności, zgrania i potencjału „maluchów” w eliminacjach Polki wylosowały Mistrzynie Szkocji-Glasgow City, a więc poprzeczka zos-tała zawieszona dosyć wysoko, bowiem jest to klub odpowiadający poziomem w Europie męskiemu Celticowi. Nic więc nie ma dziwnego w tym, że pier-wszy mecz ze Szkotkami na stadionie w Koninie nazwanym ‘Największą i najbardziej medialną imprezą w his-torii Konina” obejrzało około 4 i pół tysiąca widzów, którzy wsparli Medyczki w boju o 1/8 Ligi Mistrzyń. Początek meczu pokazał, że ten poje-dynek nie będzie kolejnym „spacerk-iem” dla piłkarek Romana Jaszczaka. Raczej bliżej mu było do półmaratonu. Postawione przez media rola fawory-ta zdecydowanie odpowiadała piłkar-kom Glasgow, grały atakiem pozycy-jnym, przeważały, chwilami pokazywały

umiejętności wyższe od Medyczek. Koninianki odgrażały się czasem rywal-kom kontrami tak szybkimi, jak szyb-ko ze stratosfery spadał Baumgartner, lecz na tablicy wyników po pierwszej połowie wciąż można było zobaczyć jedynie dwa zera. Przerwa dobrze zro-biła szczególnie młodziutkiej Ewie Pajor, która to w 54 minucie popędziła nic-zym struś w bajkach Warnera Brosa do dokładnego crossa od Żigić i uderzyła po długim słupku, nie dając szans szkock-iej bramkarce. Kolejnego gola zdobyła 10 minut później Aleksandra Sikora po asyście kapitanki Anny Gawrońskiej. W końcowych minutach meczu gra była zacięta, lecz wynik nie uległ zmi-anie. Radość i euforia po ostatnim gwizdku nie miały końca. Medyk był jedną nogą w 1/8 finału Ligi Mistrzyń.

By dopełnić dzieła, należało tylko utrzy-mać zwycięstwo w dwumeczu. Wygrana 2-0 z znaną i cenioną marką w Europie na własnym boisku była dosyć sporą zaliczką przed rewanżem w Glasgow rozgrywanym na sztucznej nawier-zchni. Do 77. minuty Medyk był 1/8 LM, lecz po golu Fairlie do rozstrzy-gnięcia zespołu lepszego potrzebna była dogrywka. W pierwszych minu-tach dogrywki Polki znowu straciły gola i pożegnały się z Ligą Mistrzyń. Pozostały wspomnienia, a postawiony przez Prezesa i zarazem trenera tegoroc-zny cel trzeba odłożyć na przyszły rok.

H

Środa 8 października, punktualnie o 15:30 na murawę Stadionu Miejskiego im. Złotej Jedenas-tki Kazimierza Górskiego w Koninie wychodzą piłkarki konińskiego Medyka oraz szkockiego Glasgow City. Gdy już ustawiły się w szeregu, by przywitać liczną tego dnia grupę kibiców, z głośników wybrzmiał długo wyczekiwany w Polsce hymn Ligi Mistrzów. Medyk Konin wygrał pierwszy mecz 1/16 finału Ligi Mistrzyń i niewątpliwie było to prawdziwe święto nie tylko dla Konina, lecz dla całej piłkarskiej Polski.

Page 40: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

38

Co ma Medyk Konin, a nie ma potęga kobiecego futbolu Paris Saint Germain? Odpowiedź jest prosta- EWĘ PAJOR. Niespełna osiemnastoletnia zawod-niczka, wychowanka Orląt Wielenin, mistrzyni Polski 2014 z Medykiem Konin, zdobywczyni Pucharu Polski 2013 i 2014 z Medykiem, mistrzyni Europy U-17, najlepsza piłkarka do lat 17 według UEFA - tak w skrócie o piekielnie zdolnej, utalentowanej a przy tym skromnej i sympatycznej piłkarce Medyka Konin i reprezentacji Polski. Roman Jaszczak absolutnie zaprzecza jakimkolwiek spekulacjom na temat Ewy do jednej z potęg kobiecego futbolu. Mówi się o Chelsea, Turbinie Potsdam, a także właśnie o PSG. Można tylko się zastanawiać, spekulować, co by było, gdyby Ewa Pajor została kupiona przez paryski klub. Ja wiem tylko, że byłby to transfer na skalę większą niż Cristiano

Ronaldo do Realu. Ta młoda zawod-niczka ma w sobie tyle talentu i umi-ejętności, że ośmieszyłaby niejednego zawodnika naszej rodzimej ekstraklasy. Ponadto w PSG nie wystąpiłby prob-lem aklimatyzacji, gdyż w Paryżu broni Katarzyna Kiedrzynek i na pewno wspo-mogłaby czołową zawodniczkę Medyka w zapoznaniu się z drużyną.Jednak jak powszechnie wiadomo, młodość bez rutyny i doświadczenia jest tak samo wartościowa, jak rutyna i doś-wiadczenie bez młodości. Te dwie strony potrzebują się wzajemnie, by współpra-cować i osiągać sukcesy. Przykładem tego może być wyżej już przedstawio-na Ewa Pajor oraz Anna Gawrońska. Ta druga to 35-letnia napastniczka i zarówno asystentka trenera jest także kapitanką Medyka Konin. Obie zawod-niczki świetnie się uzupełnia-ją, widać, że w rozwoju Ewy

także pani kapitan miała swój udział. Piłka nożna to sport zespołowy i doskonale widać kolektyw w drużynie Medyczek. Niewątpliwie jest to owoc pracy trenera Jaszczaka. Świetnie umie scalić kobiecy zespół, nauczyć zawod-niczek współpracy. Świetnie rozu-mie się z piłkarkami, co daje spodzi-ewane efekty. Dobra atmosfera w drużynie jest na wagę sukcesu. Tym razem sukcesem okazał się wspaniały dla wszystkich koninian sezon uwieńc-zony Mistrzostwem, Pucharem Polski i zaistnieniem w europejskich pucharach. Teraz tylko czekać na osiągnięcie podob-nego którejś z polskich męskich drużyn i oby to było jeszcze przed ostatnim odcinkiem „Klanu”.

Page 41: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014

39

Piłka Nożna

iedyś Stano napisał o sobie to i ja mogę. A co mi tam. Powód będzie podobny. Efekt pewnie dużo gorszy. Ale jak trzeba - to trzeba. A, że pisać lubię i chcę, to

tych kilka zdań możecie przeczytać. Sprawa ma się następująco. Kiedy jeszc-ze chodziłem w dennym, jeansowym mundurku do miejscowej podstawówki, chłonąłem cały sport. Piłka zawsze była na pierwszym miejscu, ale loty Małysza i jego tych nawet najbardziej niepo-radnych konkurentów śledziłem - na wzór Adama - z rozdziabionymi usta-mi. Jak była potrzeba, to dmuchałem w telewizor, a jak przychodziła trwoga - Mistrzostwa Świata w 2003 roku w Predazzo - to po cichu szeptałem pacior-ki do obrazu Matki Bożej w pokoju mojej babci. Potrafiłem wtedy też wymienić jednym tchem skład czy to Resovii Rzeszów czy Anwilu Włocławek. Leszek Laszkiewicz i reszta hokejowej reprez-entacji sprawiała, że wraz z bratem płonęliśmy przed telewizorem, gdy reszta kumpli grała w Counter Strike’a. Tak, tak kiedyś żyłem. Lekkoatletyka? Oczywiście też. Marcin Urbas, Anna Jesień, Paweł Czaplewski i jego bujna czupryna atakująca na ostatnim okrąże-niu z końca stawki. To były cudowne lata. Wszystko, czego mi było potrzeba. Taki obiekt westchnień stanowił pakiet C+. Bo jak to, mogę oglądać rodzima siatkówkę, koszykówkę, a ekstraklasy (wówczas Orange Ekstraklasy) nie? Z czasem ten dostęp uzyskałem. Piłka zaczęła mi przesłaniać inne sporty. Ale w między czasie ruszyłem do gimnaz-jum. Niestety, wraz z tym zakończyły się nasze kilkuletnie mecze w rolku (po prawdzie, to nawet nie pamiętam kiedy się one zaczęły, pamiętam jak byśmy grali tam zawsze). To był jeden

z gorszych okresów. Problemy kardio-logiczne zblokowały mnie przed klasą sportową i dalszym trenowaniem piłki. Ale kiedy dziś patrzę na to wszystko, to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć i przydarzyło, to zakiełkowanie pasji dzi-ennikarskiej. Jako szczeniak komentow-ałem własne mecze w FIFĘ, co doprow-adzało mojego brata do potężnej iry-tacji. Pamiętam, że sam byłem wtedy z siebie dumny. Podobało mi się w jakim stylu to robiłem. Byłem przekonany, że robię to świetnie. Pamiętam także, że kilkukrotnie, ale to już w późniejszych latach, przekonywałem tatę, że studio przed meczem jest fajniejsze niż sam mecz. Tak, wiem. Jest w trochę herezji, ale tak czułem. W końcówce gimnaz-jum było znowu ciekawie. Skarżyłem sie mamie, ze taki Borek czy Iwanow to mają życie. Oglądają mecz nie dość, że za darmo, to jeszcze im płacą. Ale to jeszcze nie był moment decyzji.

Najważniejszy moment mojego życia zawodowego przyszedł w liceum. Przeszyłem na Weszło, przypadkowo bo jeszcze wtedy portalu nie śledziłem, tekst Stanowskiego - “czas się poznać”. I poszło. Zacząłem oglądać Asa Wywiadu, założyłem Twittera i zaczęło się kręcić. Napisałem jeden tekst, drugi - ale nikt nie chciał ich czytać. Odpuściłem pisanie, ale światek dzien-nikarstwa chłonałem. Obudziłem się w ostatniej klasie liceum. Rok wcześniej zacząłem dużo czytać. Miałem tylko jeden cel. Zacząłem zauważać, że piszę coraz lepiej. Mówili mi to nauczy-ciele. I ruszyłem do Piłkarskiej Prawdy. Spełniałem się, miałem długie wakacje, mnóstwo czasu na tzw. dziennikarze-nie. Przed studiami zrobiłem wywiad z Mateuszem Święcickim do poprzed-

niego numeru magazynu, wcześniej robiłem fajną robotę podczas mundi-alu. Kładłem się spać o 5 rano, kiedy na zewnątrz było już kompletnie jasno. Ale wiedziałem po co to wszystko.

Wszystko co robiłem, robiłem z pasji. Robiłem z nadzieją, że marze-nia naprawdę się spełniają. A wied-ziałem, że tak, bo samo pisaniem z takim skutkiem jakim pisałem było spełnie-niem najskrytszych marzeń. Naprawdę najskrytszych. Do dziś nie mal nikt w mojej rodzinie nie wie, że pismakuje. W końcu poszedłem na studia, wzorem Tomka Ćwiąkały, wybrałem filologię. I tu zaczęły się schody. Wybrałem taki, a nie inny kierunek, żeby zyskać dodat-kowy atut w dziennikarstwie. Co się okazało? Nie mam na dziennikarzenie zwyczajnie czasu. Taki paradoks. Tak sobie ostatnio myślę, ze czas podjąć w końcu męską decyzję i z jednej z tych rzeczy zrezygnować. To co, pomoże-cie? Mam zostać w dziennikarstwie - łapka w górę, dajcie mi jakiś znak. Mam odpuścić pismakowanie - olejcie mnie. Pozdrawiam. Najlepszy dziennikarz Piłkarskiej Prawdy, dla kolegów Skalmar.

K

Page 42: PiłkarskaPrawda.pl | Październik, 2014