Pasieka 2014nr06 [68] wywiad z prof woykejerzy_woyke.users.sggw.pl/2014_wywiad_z_prof_woyke.pdf ·...

3
Pasieka 6/2014 = :,=<7Ċ 8 „Bywało tak, że na koniec roku studenci pychodzili z bukietami kwiatów dziękując, że takie świet- ne były zajęcia. To jest dla mnie ważniejsze niż dyplom z ministerstwa.” :\ZLDG ] SURI -HU]\P :R\NH &]ĊVWR E\ZD WDN ĪH SV]F]HODU] PD PDU]HQLD MHGQH Vą ]ZLą]DQH ] SUR- ZDG]HQLHP JRVSRGDUVWZD SDVLHF]QHJR LQQH ] F]\PĞ RGPLHQQ\P 0RLP ZLHONLP PDU]HQLHP MDNR SV]F]HODU]D E\áR VSRWNDü 3URI -HU]HJR :R\NH R NWyU\P FKFLDáE\P 3DĔVWZX RSRZLHG]LHü Z W\P Z\ZLDG]LH 2 3DQX 3URIHVRU]H PRĪQD E\ QDSLVDü JUXEą NVLąĪNĊ D QLH W\ONR NLOND NDUWHN &KFLDáE\P DE\ WHQ Z\ZLDG XND]Dá 3DĔVWZX HNVSHUWD L ZLHONLHJR PLáRĞQLND SV]F]yá Piotr Szyszko: Czy Pan Profesor pochodzi z rodziny z pszelarskimi koeniami? Profesor Jey Woyke: Szee mówiąc w moim domu pszół nie było. Pochodzę z rol- niej rodziny. Mieszkaliśmy na Pomou koło Gdańska. Ojciec posiadał ziemię 90 ha i można powiedzieć, że był entomolo- giem – zbierał motyle, by je obserwować i badać. Nieraz razem zbieraliśmy z dew powarki, po ym obserwowaliśmy jak wychodzą z nich motyle. Obserwowaliśmy również wiele innych owadów, ja wykopywałem tmiele i wkładałem je do ecjal- nych ulików. Nawet gniaz- da os były obiektem na- szego zainteresowania. P. Sz.: Panie Profesoe, we wszystkich publikacjach, które z wielkim zainteresowaniem peytałem, niestety nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na nuujące mnie pytanie, które teraz chciałbym zadać. Proszę więc powiedzieć: dlaego pszoły i jak się zaęła Pana pygoda z tymi owadami? W 1939 r. ojca powołano do wojska. Po wkroeniu Niem- ców zabrano nam goodar- stwo. Z matką mieszkaliśmy w 1 pokoju. Aby było co jeść chowałem króliki. Wobec tego chciałem zrobić dla nich klat- kę, taką jaka być powinna i za- ąłem szukać informacji na ten temat... W kalendau zna- lazłem opis jakiegoś domku, pomyślałem: zbuduję im taką klatkę. Gdy zaąłem wnikli- wiej ytać, okazało się, że był to projekt budowy ula oraz opis biologii i chowu pszół. Zain- teresowało mnie to. Zaąłem ytać wszystkie stare kalenda- e, w których były jakieś infor- macje o pszołach. W połowie 1940 r. Niemcy wyucili nas z goodarstwa zabierając wszystko. Z rodziną wyjechaliśmy do Warszawy. Zainteresowany pszołami chciałem kupić pierwszą książ- kę o nich. Na ulicy Złotej był sklep pszelarski Pana Stani- sława Bósko, ęsto tam cho- dziłem i ytałem książki. Bar- dzo chciałem kupić chociaż jed- ną, le nie mieliśmy pieniędzy. Wreszcie znalazłem osób aby na nią zarobić. W tych asach wszystkiego było mało i nie można było kupić tyle ile by się chciało, na pykład u Wedla jedna osoba mogła kupić tylko 10 dag toffi. Teba było stać w bardzo długiej kolejce. Owszem można było kupić większe ilości, ale w jednej kolejce nie więcej niż 10 dag. Dlatego niektóy nie chcieli stać w kilku kolejkach, więc robiłem to ja. Potem cho- dziłem na ulicę Chmielną, gdzie był sklep ożywy Pakulskich, w którym eda- wałem toffi. Myślę, że może z 20-40 razy musiałem chodzić i tak edawać, by kupić tę jedną książkę. Na sam koniec okazało się, że kupiłem nie tyl- ko tę jedną książkę, le nawet dwie następne. Będąc w War- szawie teoretynie wszystko już wiedziałem o pszołach, le pszół jesze nie miałem. P. Sz.: Jak wszedł Pan w posiadanie pierwszej rodziny pszelej? 3URI - :R\NH ]H ]GMĊW\P SODVWUHP $ GRUVDWD 3RRQD ,QGLH U IRW -HU]\ :R\NH

Transcript of Pasieka 2014nr06 [68] wywiad z prof woykejerzy_woyke.users.sggw.pl/2014_wywiad_z_prof_woyke.pdf ·...

Page 1: Pasieka 2014nr06 [68] wywiad z prof woykejerzy_woyke.users.sggw.pl/2014_wywiad_z_prof_woyke.pdf · rem ważyłem go. Wie Pan, że w ciągu dnia p.ybędzie do 8 kg a do rana już ubędzie

Pasieka 6/2014 Pasieka 6/2014

nia się na odpowiednim forum, gdzie doświad3eni koledzy po-mogą poznać konie3ne słow-nictwo…

Gdzie szukać informacji? O3ywiście, najlepiej u źródeł. Jeśli jednak w naszym oto3e-niu nie ma doświad3onego, skłonnego do dzielenia się swo-ją wiedzą psz3elaFa, waGo ponownie włą3yć komputer i poszukać wyjaśnienia niezro-zumiałych dla nas terminów. Wiele Jron internetowych poświęconych psz3elarJwu wśród swoich zakładek zawiera np. „Słownik pojęć używanych w psz3elarJwie” 3y „Niektó-re pojęcia używane w języku psz3elarskim”. Większość tych słowników ma charakter ency-klopedy3ny – po proJu wyja-śnia, co kryje się pod tajemni3o bFmiącą nazwą. Inne to także miniporadniki podpowiadające np. jak poprawnie posługiwać się danym naFędziem, np.: Pod-ku)a+ – u)ądzenie do wytwa-)ania dymu pomagające w pra-cach p)y psz+ołach. Zbudowa-ny je@ z metalowego zbiorni+-ka nakrytego wie+kiem z komi-nem oraz skó)anego mieszka do wtła+ania powiet)a do zbior-ni+ka. W metalowym zbiorniku umiesz+a się próchno (najlepsze z d)ew liścia@ych), trociny, su-che łodygi słone+nika, a nawet suchy torf. Materiały te rozpa-lone i zamknięte w pojemniku powodują dymienie p)y każ-dym podmuchu z mieszka. (Po-gó)ański Związek Psz+ela)y w Jaśle http://pogo)anskizp.pl/index.php/slowni+ek).

Języka psz3elaFe u3ą się najintensywniej wtedy, kie-dy z teoretyków zmieniają się w praktyków. Tak jak dziecko u3y się od rodzica, tak po3ąt-kujący psz3elaF u3y się od nau3yciela: Miałem doświad-+onego mi@)a za nau+yciela. Pomagając ojcu, poznawałem

nie tylko tajniki hodowli psz+ół, le+ także słownik terminów, nazwy pot)ebnego P)ętu itp. – wUomina Bogdan.

NiezaJąpione są też od-powiednie lektury. Psz3elaFe sięgający po fachową literaturę zdeFają się ze UecjaliJy3nym słownictwem, jednak biorąc do ręki książkę 3y branżowy aGykuł mają pewność, że nie zagubią się w poto3nej psz3e-larskiej gawędzie urozmaiconej wUominanymi regionalizmami 3y zaśmieconej błędnymi for-mami wyrazów lub słowami użytymi w niewłaściwym zna-3eniu.

Co radzi Bogusław? P)ede wszy@kim polecam książki. Je@ taka jedna, pod@awowa tzw. bi-blia psz+elar@wa, to „Hodowla Psz+ół”. Są tam opisane nie tyl-ko terminy prac, le+ także biolo-gia, bez której żaden psz+ela) nigdy nie będzie dobrym psz+e-la)em. Je@ tam słownik psz+e-larski. Po p)e+ytaniu najlepszą nauką je@ praktyka i u+enie się na własnych błędach. Podobną opinię ma Michał, który także podkreśla rolę literatury: Jak wszędzie pod@awa to literatu-ra. Dobry podrę+nik będzie wy-posażony w glosariusz, a to coś, co da dam solidne pod@awy. W ten właśnie Posób p)yswo-iłem sobie pod@awowe termi-ny. Jednak +ym innym je@ na-u+yć się zna+enia słowa „pie)-ga” a +ym innym zoba+yć ją w psz+elim pla@)e. W ten Posób słownictwo na pewno lepiej się koduje, głębiej zapada w pamięć, ale, aby nie pogubić się tak w żargonie, jak i w ogó-le w psz+elar@wie, waWo zna-leźć dobrego nau+yciela. Proces u+enia się terminologii będzie wów+as niezauważalny – +y-@a p)yjemność.

Nauka języka psz3elarskie-go idzie w paFe wraz z rozwi-janiem swojej pasieki. Słow-

nictwo psz3elarskie ewoluuje jak każde inne. JeJ to związane głównie z pojawianiem się no-wych desygnatów, które potFe-bują swoich nazw, a więc z uno-wo3eśnianiem pasiek. O swoich obserwacjach opowiada Michał: Etymologia niektórych termi-nów sięga co najmniej XIX wie-ku. Skoro były dobre p)ez 200 lat, to pewnie mogą funkcjono-wać p)ez kolejne 100 dla p)y-kładu. Ewolucja słownictwa po-@ępuje jednak konsekwentnie, co uwarunkowane je@ choćby rozwojem technologi+nym pa-siek. T)ydzieści lat temu pewnie mało kto wiedział, +ym je@ pa-ją+ek lub p)egonka. Dziś są to terminy pod@awowe.

IJnienie tak rozwinięte-go języka psz3elaFy świad3y o tym, jak silną grupę zawodo-wą twoFą. Pewna pula termi-nów je@ w ciągłym użyciu, co z jednej @rony bardzo ułatwia i p)yPiesza wymianę informa-cji, a z drugiej dla po@ronnych +yni ją momentami zupełnie nie+ytelną. Czasem, gdy Poty-kam się z kolegami psz+ela)a-mi i ich rodzinami, dochodzi do dłuższych rozmów o psz+ołach. My angażujemy się w nie bez reszty, nasze rodziny po kwa-dransie mają nas dość. – relacjo-nuje Michał.

WUólny język związany jeJ nie tylko z komunikacją niejako utajnioną, do której doJęp ma jedynie pewna grupa osób zna-jąca obowiązujący kod. WUól-ny język to także wUólne ele-menty, które nazywa i o których mówienie umożliwia, a więc wUólna Fe3ywiJość, wUólny świat. Właśnie to, obok języka, świąt, tradycji i literatury, łą3y psz3elaFy i Urawia, że twoFą tak zwaGą i silną grupę.

Paulina Gnatkowska

„Bywało tak, że na koniec roku @udenci p)ychodzili z bukietami kwiatów dziękując, że takie świet-ne były zajęcia. To je@ dla mnie ważniejsze niż dyplom z mini@er@wa.”

-

Piotr Szyszko: Czy Pan Profesor pochodzi z rodziny z psz+elarskimi ko)eniami?

Profesor Je5y Woyke: Sz3eFe mówiąc w moim domu psz3ół nie było. Pochodzę z rol-ni3ej rodziny. Mieszkaliśmy na PomoFu koło Gdańska. Ojciec posiadał ziemię 90 ha i można powiedzieć, że był entomolo-giem – zbierał motyle, by je obserwować i badać. Nieraz razem zbieraliśmy z dFew po3warki, po 3ym obserwowaliśmy jak wychodzą z nich motyle. Obserwowaliśmy również wiele innych owadów, ja wykopywałem tFmiele i wkładałem je do Uecjal-nych ulików. Nawet gniaz-da os były obiektem na-szego zainteresowania.

P. Sz.: Panie Profeso)e, we wszy@kich publikacjach, które z wielkim zainteresowaniem p)e+ytałem, nie@ety nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na nuWujące mnie pytanie, które teraz chciałbym zadać. Proszę więc powiedzieć: dla+ego psz+oły i jak się za+ęła Pana p)ygoda z tymi owadami?

W 1939 r. ojca powołano do wojska. Po wkro3eniu Niem-ców zabrano nam goUodar-

Jwo. Z matką mieszkaliśmy w 1 pokoju. Aby było co jeść chowałem króliki. Wobec tego chciałem zrobić dla nich klat-kę, taką jaka być powinna i za-3ąłem szukać informacji na ten temat... W kalendaFu zna-lazłem opis jakiegoś domku, pomyślałem: zbuduję im taką klatkę. Gdy za3ąłem wnikli-

wiej 3ytać, okazało się, że był to projekt budowy ula oraz opis biologii i chowu psz3ół. Zain-teresowało mnie to. Za3ąłem 3ytać wszyJkie Jare kalenda-Fe, w których były jakieś infor-macje o psz3ołach.

W połowie 1940 r. Niemcy wyFucili nas z goUodarJwa zabierając wszyJko. Z rodziną wyjechaliśmy do Warszawy. Zainteresowany psz3ołami chciałem kupić pierwszą książ-kę o nich. Na ulicy Złotej był

sklep psz3elarski Pana Stani-sława BFósko, 3ęJo tam cho-dziłem i 3ytałem książki. Bar-dzo chciałem kupić chociaż jed-ną, le3 nie mieliśmy pieniędzy. Wreszcie znalazłem Uosób aby na nią zarobić. W tych 3asach wszyJkiego było mało i nie można było kupić tyle ile by się chciało, na pFykład u Wedla

jedna osoba mogła kupić tylko 10 dag tob. TFeba było Jać w bardzo długiej kolejce. Owszem można było kupić większe ilości, ale w jednej kolejce nie więcej niż 10 dag. Dlatego niektóFy nie chcieli Jać w kilku kolejkach, więc robiłem to ja. Potem cho-dziłem na ulicę Chmielną, gdzie był sklep Uożyw3y

Pakulskich, w którym UFeda-wałem tob. Myślę, że może z 20-40 razy musiałem chodzić i tak UFedawać, by kupić tę jedną książkę. Na sam koniec okazało się, że kupiłem nie tyl-ko tę jedną książkę, le3 nawet dwie naJępne. Będąc w War-szawie teorety3nie wszyJko już wiedziałem o psz3ołach, le3 psz3ół jesz3e nie miałem.

P. Sz.: Jak wszedł Pan w posiadanie pierwszej rodziny psz+elej?

Page 2: Pasieka 2014nr06 [68] wywiad z prof woykejerzy_woyke.users.sggw.pl/2014_wywiad_z_prof_woyke.pdf · rem ważyłem go. Wie Pan, że w ciągu dnia p.ybędzie do 8 kg a do rana już ubędzie

Pasieka 6/2014 Pasieka 6/2014

Jakiś &as później p.epro-wadziliśmy się na wieś. To było w zimie i tam było kilka uli. Cieszyłem się, że będę się zajmował psz&ołami. Wiedząc jak Erawdzić &y psz&oły żyją, &y też nie p.yłożyłem ucho do wylotka i zapukałem w każdy ul i nieHety nic nie usłyszałem, diagnoza była proHa: psz&oły nie żyją, co mnie bardzo zasmu-ciło. Otwo.yłem jeden ul, pa-t.ę – psz&oły się w ogóle nie ruszają. Wziąłem jedną na rękę; wiedząc, że psz&oła to zwie.ę zmiennocieplne za&ąłem na nią chuchać a ona ruszyła nogą, po-myślałem zadowolony: „można je jesz&e odratować”. Wobec tego cały ul wziąłem i poHa-wiłem w kuchni, żeby się og.a-ły. ZoHawiłem je na noc li&ąc, że wszyHko będzie dob.e. Kiedy wróciłem wszyHkie psz&oły wyleciały do lam-py, która się właśnie świeci-ła. W ulu nie było żadnego pokarmu. P.ygotowałem ciaHo miodowo-cukrowe dla psz&ół, które musiałem z powrotem Erowadzić do ula. Wymyśliłem, że p.y wylotku umiesz&ę małą zapaloną lampkę a górne światło wyłą&yłem. Jak je zgasiłem, psz&oły wróciły do ula... i tak się to wszyH-ko za&ęło.

P. Sz.: Zwykle p(ygoda z psz/ołami za/yna się niewinnie od go5odarki w paru ulach, prowadzenia pasieki dla p(yjemności, pozyskania psz/elich produktów i zwykle psz/ela(e na tym pop(e?ają. A jak było w Pana p(ypadku? Czy pasja rozwijała się powoli, /y może psz/oły zainteresowały Pana na tyle, iż od młodzień/ych lat w zamyśle była kariera naukowa w dziedzinie psz/elar?wa?

Nie zajmowałem się E.eda-żą miodu jak większość psz&e-

la.y. To co pozyskałem odda-wałem rodzinie i znajomym. P.ede wszyHkim interesowała mnie biologia i doświad&enia. Gdy wojna się skoń&yła, wró-ciliśmy z rodzicami z powrotem do domu, w rodzinne Hrony i o&ywiście wtedy założy-łem pasiekę. Psz&ół dookoła w ulach było pełno. Mieszkali-śmy na granicy wolnego miaHa Gdańsk. Ja p.ywiozłem sobie kilka uli i od samego po&ątku robiłem doświad&enia: jeden ul Hał na wadze i rano i wie&o-rem ważyłem go. Wie Pan, że w ciągu dnia p.ybędzie do 8 kg a do rana już ubędzie 4 kg – Pan sobie to wyobraża? W nekta.e jeH 80% wody a 20% cukru, na-tomiaH w miodzie p.eciwnie, wobec tego psz&oły muszą tyle

odparować. Miałem również dwa ule, z których jeden chciał się roić. Zrobiłem taki ładny wy-kres, z którego wynikało, że te psz&oły, które chciały się roić, już tydzień p.ed rójką nosiły mniej nektaru do ula i ubywa-ło wrę& pokarmu z tej rodziny. Zapisałem się na Hudia w Po-znaniu na Wydział Leśny, gdzie był p.edmiot psz&elnictwo

prowadzony p.ez prof. A. Kozi-kowskiego. Jesz&e jako Hudent poszedłem do profesora i poka-załem mu moje doświad&enia. On tak pat.ył, pat.ył i mówi: „Wie Pan, to byłby dobry temat na pracę magiHerską”. I tak się Hało, zrobiłem badania do pra-cy magiHerskiej p.ed Hudia-mi. Od samego po&ątku mia-łem więc taki kierunek: „co, jak i dla&ego?”

P. Sz.: Zwiedził Pan pod/as podróży naukowych wiele miejsc. Czy któraś z podróży była sz/ególnie zaskakująca? Jak wiadomo, co podróż to p(ygody, ale /y je? taka jedna sz/ególna „perełka”?

JeH, proszę Pana, jeH! Jedną taką sz&ególną perełką jeH... moja broda! Ja nigdy nie mia-

łem brody, moja żona jej nie znosiła. W Indiach iH-nieje brma farmaceuty&na o nazwie Dabur, wytwa.a-jąca lekarHwa hinduskie. Jej ekEerci doszli do wnio-sku, że w ciągu najbliższych lat draHy&nie zwiększy się popyt na miód. ZainweHo-wali więc milion dolarów w rozwój psz&elnictwa. Zbu-dowali duże i nowo&esne centrum w Nepalu. Ściągnę-li tam najpierw prof. Wilde a On potem mnie. W Hima-lajach żyje psz&oła skalna (Lis laboriosa). Ona zo-Hała zbadana już p.ed 140 laty, le& potem już nikt jej nie badał i nie widział. Wo-bec tego poHanowiliśmy, że

konie&nie musimy tę psz&ołę zoba&yć. Z kolegą Wilde wzię-liśmy 2 traga.y i udaliśmy się w Himalaje na górę Annapurnę. Właściwie mieliśmy tylko apa-rat fotograb&ny i kamerę, by ją sfotografować i wrócić tego samego dnia. Po całym dniu wdrapywania się, znaleźliśmy je na himalajskim klibe (urwisku). Było tam 17 gniazd psz&oły

skalnej. P*enocowaliśmy, po-robiliśmy fotogra:e i prof. Wil-de mówi: „no to się zbieramy” a ja *ekłem: „jak ja już tu do-szedłem, to ja Fąd nie pójdę!” - „No, ale jak nie pójdziesz, p*e-cież nic ze sobą nie masz?” - od-parł profesor. - „Ja zoFaję, wy idźcie, a za tydzień p*yślijcie mi traga*a” – powiedziałem. P*ez tydzień prowadziłem bardzo in-teresujące badania. Nie miałem jednak możliwości, by się ogo-lić. Urosły mi bardzo duże wąsy i broda. Żona Rodziewała się, że wrócę za 2 tygodnie, a ja wró-ciłem wTeśniej nie informując żony o tym wyda*eniu. Po po-wrocie do domu zadzwoniłem do d*wi i wychodzi goRo-dyni, a ja mówię: „Niech Pani otwo*y”, na co słyszę: „co Pan chce?”, po Tym wychodzi moja żona i pyta o to samo. Wresz-cie wybiegł pies i zaTął się do mnie łasić. Żona pat*y, pat*y Temu pies się łasi, gdyż zawsze na obcych szTeka. Po chwi-li słyszę... „Jurek?” - „A co, nie poznajesz mnie?” - zapytałem. I to taka p*ygoda z moją brodą. Potem miałem ją zgolić, leT gdy poszedłem do Zakładu SGGW pracownicy powiedzieli: „A wie Pan co? Pan profesor bardzo ko-*yFnie wygląda z tą brodą”. Mówię: „no to zoFawię” i tak zoFała do tej pory. Wyglądam w niej bardziej poważnie.

P. Sz.: Polska je) liderem na skalę światową w sztu6nym unasienianiu matek psz6elich w porównaniu z innymi krajami. Czy je) to sukces w dziedzinie psz6elar)wa dla Polski? Czy Pan jako naukowiec je) dumny, że Pańska Becjalizacja wyróżnia Polskę w tej dziedzinie?

LiTba sztuTnie unasienio-nych matek w Polsce jeszTe niedawno wynosiła 100 tysięcy roTnie. To więcej niż na całym świecie razem wzięte. Prowa-dziliśmy bardzo wiele kursów

inseminacji matek pszTelich. Wiadomo, że rodziny pszTele ze sztuTnie unsienionymi matka-mi są bardziej wydajne. SztuT-ne unasienianie matek pszTelich to jedyna dziedzina w Polsce, która może równać się z całym światem albo go p*ewyższać. LiTba prac naukowych jeF taka jak z całego świata razem wzię-ta.

Podróżowałem po różnych krajach i kursów sztuTnego unasieniania p*eprowadziłem Roro. Zawsze brałem ze sobą aparat do sztuTnego unasienia-nia matek. Wkładałem go do walizki. JeF metalowy i dlatego zawsze podlegał kontrolowali. Pytają mnie: „co to jeF?”, a jak mówię „aparat do sztuTnego unasieniania pszTół”, to w od-powiedzi słyszę: „good joke – słyszeliśmy o unasienianiu krów, ale pszToły? Nie, p*eko-nasz mnie!” No i zaTęli rozkrę-cać wszyFko. Po kursie w Au-Fralii pojechałem na wyRę Samoa na Pacy:ku. Poszedłem do MiniFerFwa Rolnictwa, aby zapytać, Ty są tu jacyś pszTela-*e, bo chciałbym się zapoznać, zobaTyć jak wygląda tu goRo-darka pasieTna. Oni mnie pyta-ją: „co Pan robi?” Zatem mówię, że Recjalizuję się w sztuTnym unasienianiu matek pszTelich. Mówią mi: „ooo wie Pan, to jeF to Tego nam pot*eba. Nam nie o pszToły chodzi, leT o latające lisy, (latające lisy, to duże nieto-pe*e, o delikatnym mięsie eks-pocowane do Japonii - wRo-mina profesor) mamy trudności by je rozmnażać. Gdyby je Pan nam unasiennił, to było by cu-downie”. Mówię, że pszToły i latające lisy latają w powie-t*u, leT ich unasienianie róż-ni się. NieFety, mimo dobrych chęci nie podjąłem się tego za-dania (śmiech).

P. Sz.: Badał Pan wiele gatunków psz6ół, m.in.:

psz6ołę olbHymią, skalną, włoską 6y psz6ołę z Filipin. Czy któraś z tych psz6ół wzbudza u Pana sz6ególny zachwyt, sentyment?

Proszę Pana, właściwie to dwie: pszToła skalna (A. labo-riosa) i pszToła olb*ymia z Fi-lipin (A. dorsata breviligulla). W 2004 roku zorganizowano na Filipinach w Los Banios konfe-rencję naukową Azjatyckiego Towa*yFwa Naukowego na temat azjatyckich pszTół. Wy-głosiłem wówTas referat: Ła-godność pszToły olb*ymiej, o której wiadomo, że jeF agre-sywna. UTeFnicy powiedzieli do mnie: „z pszTołą w Indiach dałeś sobie radę, ale z naszą nie poradzisz sobie na pewno!”. A ja mówię: „ zrobię tak, że po-radzę! Już moja w tym głowa”. Potem pojechaliśmy razem ze wszyFkimi uTeFnikami konfe-rencji do miejscowości Alfonso, gdzie wisiało nisko nad ziemią gniazdo pszToły :lipińskiej A. d. breviligulla. Wziąłem pę-setę, rozebrałem się i wyjąłem jedną pszTołę z gniazda i mó-wię „proszę, żadna pszToła mnie nie użądliła”. Kolega Wil-de mówi: „jedna to mało...” Na-Fępną, którą wziąłem t*yma-ła się kolejnej i naFępnej tak, że zrobił się łańcuszek pszTół. Gdy dalej ciągnąłem łańcuszek nagle p*erwał się i ude*ył w kucynę pszTół, które zaTę-ły latać dookoła i wszyFkich żądlić. UTeFnicy konferencji zaTęli uciekać. Ja byłem najbli-żej i o dziwo mnie pszToły nie atakowały.

P. Sz.: Czy użądlenia psz6ół innych gatunków są bardziej bolesne niż naszej europejskiej?

To nie tylko boli, ale jeF i bardziej niebezpieTne, gdyż pszToły olb*ymie mają 3 razy większy zbiorniTek jadowy. Zda*a się, że nawet t*y pszTo-ły mogą zabić Tłowieka. PszTo-

Page 3: Pasieka 2014nr06 [68] wywiad z prof woykejerzy_woyke.users.sggw.pl/2014_wywiad_z_prof_woyke.pdf · rem ważyłem go. Wie Pan, że w ciągu dnia p.ybędzie do 8 kg a do rana już ubędzie

Pasieka 6/2014 Pasieka 6/2014

ły olb&ymie bardziej wy0uwa-ją zapach jadu pozo7awiony w powiet&u p&ez inne atakują-ce psz0oły. Po tym zapachu po-dążają za 0łowiekiem. Profesor Lindauer z Monachium, którego zaatakowały te psz0oły, nie mógł się ich pozbyć p&ez 2 km, dopiero gdy wsko0ył do wody dały mu Hokój.

P. Sz.: W Indiach badał Pan pięknie ubarwioną psz7ołę olb9ymią, która charakteryzuje się taką agresywnością, iż pobieranie miodu możliwe jeC tylko nocą - wEominał Pan to wyda9enie tak: „Pomimo, że nie miałem żadnego doświad7enia, doszedłem do takiej wprawy, że pod koniec pobytu byłem w Canie rozsuwać kuIynę psz7ół odkrywając plaCer bez użycia dymu, bez siatki, jedynie, w koszulce z krótkim rękawkiem”. Panie Profeso9e, proszę mi powiedzieć w 7ym tkwi sekret, co t9eba robić, by dojść do takiej wprawy?

Nie tylko tam, ale podob-nie pracowałem i z psz0ołami afrykańskimi. Rze0ywiście ci łowcy miodu zabierają miód psz0ołom tylko nocą, gdy nie ma żadnego światła, nawet

księżyc nie może świecić. Ja pracowałem p&y tych psz0o-łach p&ede wszy7kim bardzo Hokojnie, potem, wie Pan, sam na to wpadłem, że nie można oddychać (śmiech). Gdy za0yna się oddychać to psz0oły się zry-wają, wobec tego zbliżałem się do nich na bezdechu. Aby ode-tchnąć, t&eba głowę odwrócić w inną 7ronę. To była cała ta-jemnica.

W Afryce natomia7 są zna-ne zabój0e psz0oły (killer bee). Wiedząc, że są bardzo agresyw-ne razem z kolegą ubraliśmy się w kombinezony oraz grube rękawice. Po skoń0eniu pracy p&y jednym ulu żona poli0yła, że w jednym tylko mankiecie rękawicy pozo7ało 700 żądeł, no a razem w dwóch można sobie wyobrazić. Nawet ludzie z okoli0nych wiosek musieli uciekać p&ed psz0ołami i wie Pan, ja p&y tych psz0ołach pra-cowałem później bez siatki i bez żadnej ochrony. U nas uważa się, że najlepiej pracować w po-&e południowej, gdyż 7arsze psz0oły zbiera0ki, które żądlą, znajdują się poza ulem. Gdy po-jechałem do Afryki, to za0ą-łem tak samo pracować w po-łudnie. Psz0oły jednak bardzo nas żądliły. Za0ąłem je badać i co się okazało, że raz żądliły intensywniej, raz mniej. Robili-śmy te7 ze skó&aną kulką po-ruszającą się p&ed wylotkiem ula. Badaliśmy li0bę żądeł po-zo7awionych w kulce. Okazało się, że psz0oły najmniej żądliły rano a najwięcej w południe, gdy było najgoręcej – wtedy były najbardziej podrażnio-ne, więc p&eciwnie niż u nas – t&eba było pracować: rano i wie0orem. Po drugie, psz0e-la&e używają tam bardzo dużo dymu. Pracując p&y psz0ołach zabierają bardzo duże podku&a-0e i tak bardzo dymią, że z uli wylatuje bardzo wiele psz0ół,

które żądlą wszy7kich dookoła. Ja pomyślałem, że nie chcę, aby w powiet&u było dużo psz0ół. Wobec tego delikatnie rozsuwa-łem ramki i dawałem tylko tro-chę dymu, aby psz0oły weszły do środka ula. Na7ępnie wycią-gam ramkę prawie nie dymiąc, aby psz0oły uHokoić a nie rozdrażnić dużą ilością dymu. W miejscowej prasie w Ghanie napisano, że p&yjechał z Polski 0arownik psz0ół.

P. Sz.: Panie Profeso9e, wśród Pana dokonań sz7ególną pozycję zajęły badania nad sztu7nym unasienianiu matek psz7elich. Proszę powiedzieć dla7ego tę dziedzinę wybrał Pan do swoich badań?

Niewidomy szwajcarski u0ony F. Huber opisał już w 1787 r., że matka psz0ela unasienia się na zewnąt& ula w powiet&u. Nie można więc dokładnie kontrolować dobo-ru rodziców, aby polepszyć ce-chy potomnych psz0ół. Nawet on próbował sztu0nie unasie-nić matkę p&y pomocy włosia zmo0onego nasieniem trutnia. Pierwszego sztu0nego unasie-nienia matki p&y pomocy 7&y-kawki dokonał Amerykanin L. Watson w 1926 r. Do unasie-nienia używał nasienia od jed-nego trutnia. Jednak wiele jaj pozo7awało nieunasienionych. Skute0ność unasieniania nale-żało polepszyć. W 1955 r. wraz z innymi u0onymi odkryłem, że matka psz0ela je7 unasieniana p&ez wiele trutni, a nie p&ez jednego jak dotych0as sądzo-no. Stąd wniosek, że matki na-leży unasieniać nasieniem kil-ku trutni. Nasienie pobiera się z na&ądu kopulacyjnego trut-nia. Dlatego najpierw zająłem się dokładnym zbadaniem tego na&ądu. Badania hi7ologi0ne tego na&ądu p&eprowadziłem na wydziale Zoologi0nym Uni-wersytetu Poznańskiego. W ten

Hosób uzyskałem drugie magi-7erium. Na7ępnie wykazałem, że do unasieniania matek należy używać 8 mm3 nasienia. Stało się to 7andardem światowym. Okazało się, że li0bę plemni-ków, która wchodzi do zbior-ni0ka nasiennego matki można zna0nie zwiększyć, w zależno-ści od wielu 0ynników. Było to p&edmiotem li0nych dalszych badań.

P. Sz.: Panie profeso9e, 7y posiada Pan ulubioną pozycję psz7elarską? Na jakiej pozycji opierał Pan swoją wiedzę za7ynając „psz7elarską p9ygodę”?

Pierwszy był ten kalenda& w 1939 r., w którym profesor L. Weber ze Lwowa opisywał tzw. ul związkowy oraz biologię

i goHodarkę z psz0ołami. Na-7ępne były kupione w Warsza-wie książki: S. B&ósko – „Prak-ty0ne psz0elnictwo” oraz J. Lorentz – „Wzorowa pasieka”. Obecnie z takich klasy0nych to są książki: zbiorowa (któ-rej je7em wHółautorem), red. T. Rinderer – Bee Genetics and Breeding 1986, 7r. 426, F. Rout-tner– Biogeography and Taxo-nomy of Honeybees 1988, 7r. 284, oraz o7atnio wydana zbio-rowa pod redakcją H. Hepburn and S. Radloff - Honeybees of Asia 2011, 7ron 669.

P. Sz.: Czy prenumeruje Pan 7asopisma psz7elarskie? Jeśli tak, to jakie?

Proszę Pana, z tym to była jedyna niezgoda z żoną. Ja zara-białem w Polsce 30$ miesię0-

nie no i żadnych psz0elni0ych 0asopism zagrani0nych nie można było zamawiać. A ku-powałem ze swoich pieniędzy pięć 0asopism psz0elarskich za 500$. Żona no to mówi: „Ty ro0ną pensję wydajesz na 0a-sopisma psz0elarskie”. Obecnie całkiem dobrym 0asopismem je7 polski, 0ę7o 0ytany i cy-towany za granicą „Journal of micultural Science”.

Dalsza 7ęść wywiadu zoCanie opublikowana w nr 1/2015 „Pasieki”.

Rozmawiał:

Piotr Szyszko

ul. Wiejska 5 05-250 Radzymin

tel.: 22 786-62-89woj. mazowieckie

www.radzymin.lyson.com.pl czynne:pon. - czw. od 8 do 18

ul. Jasielska 8c

tel.: 61 842-58-22woj. wielkopolskie

www.osppoznan.plczynne:pon. - pt. od 8 do 16soboty od 8 do 13

Radzymin

ZAPRASZAMY DO NASZYCH HURTOWNI PSZCZELARSKICH

u nas kupisz etykiety

i inne produkty

Posiadamy w ofercie

Prowadzimy skup miodu, wosku i produktów pszczelich

jest jednym

dostawców refundowanego

pszczelarskiego

prowadzimy

wosk

Spirale

33

cm

, 2

× 5

00

W

1470,00 1 590,00 1 720,00

optima

atrakcyjna cena

optymalny wybór

korzystny zakup

Firma zapewnia serwis gwarancyjny i pogwarancyjny

-wych w przypadku reklamacji lub naprawy pogwarancyjnej

-

GWARANCJA

2 lata

50 51