ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer...

14
Cena numeru 20 groszy ORSAN ZWIĄZKU LOTNIKOWI POLSKICH* PISMO DLA WSZYSTKICH POŚWIĘCONE SPRAWOM LOTNICTWA CYWILNEGO I WOJSKOWEGO Przedpłata: kwartalnie 1,25 zł z przesyłką poczt w kraju . 1,50 zagranicą . . . . . . . . 1,80 Wychodzi 1 i 15 każdego miesiąca Wydawca: Związek Lotników Polskich. Redaktor: Pilot B. Ostrowski. Adres Redakcji i Administracji: Poznań, ul. Sieroca nr. 2. Telefon 36 75. Adres telegr.: Lotnik. Przedruk artykułów i w : idomości dozwolony tylko za wskazaniem źródła. Cena ogłosze.i: 1 strona 150 Via strony 25 zł 'li strony 75 zł w tekście 7« Strony 60 Zł . „kłarlrn >/i strony 40 zł ' na okładce Va strony 30 zł 50% drożej RACHUNEK CZEKOWY W POLSKIM BANKU HANDLOWYM I ODDZIAŁACH ORAZ W P. K, O. Nr. 205183. Komitet redakcyjny: Inż. pilot M. Bohatyreff, Dr. pilot Z. Dalski, Red. Z. Marynowski, Inż. Gustaw Mokrzycki, ll»±. ^iotr Tułacz, por.-pilot Wawrzyniak Czesław Prezes Z. L. P., Inż. W. Zalewski. Nr. 16. Poznań, dnia 1 grudnia 1924. Rok I. Komunikacja z Paryża do Moskwy, Fotograf ja płatowca pasażerskiego „Coudron", którego opis umieści liśmy w poprzednim numerze „Lotnika". Platowiec ten przybył do Warszawy dnia 5. XI. br. z 8 pasażerami, 2 pilotami i mechanikiem. Wyposażony jest w 2 silniki Louraine Dietrich 450 M. K. i 2 silniki Salmson po 220 M. K. Samolot ten wyleciał dnia 7. listopada br. do Moskwy via Wilno, aby zbadać warunki ewentualnej komunikacji.

Transcript of ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer...

Page 1: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Cena numeru 20 groszy

ORSAN • ZWIĄZKU • LOTNIKOWI POLSKICH*PISMO DLA WSZYSTKICH POŚWIĘCONE SPRAWOM LOTNICTWA CYWILNEGO I WOJSKOWEGO

Przedpłata:kwartalnie 1,25 złz przesyłką poczt w kraju . 1,50 złzagranicą . . . . . . . . 1,80 złWychodzi 1 i 15 każdego miesiąca

Wydawca: Związek Lotników Polskich.R e d a k t o r : Pilot B. Ostrowski.

Adres Redakcji i Administracji: Poznań, ul. Sieroca nr. 2.Telefon 36 75. Adres telegr.: Lotnik.

Przedruk artykułów i w:idomości dozwolony tylko za wskazaniem źródła.

Cena ogłosze.i:1 strona 150 zł Via strony 25 zł

'li strony 75 zł w tekście7« Strony 60 Zł . „kłarlrn>/i strony 40 zł ' n a o k ł a d c e

Va strony 30 zł 50% drożej

R A C H U N E K C Z E K O W Y W POLSKIM BANKU HANDLOWYM I ODDZIAŁACH ORAZ W P. K, O. Nr. 2 0 5 1 8 3 .

K o m i t e t r e d a k c y j n y : Inż. pilot M. Bohatyreff, Dr. pilot Z. Dalski, Red. Z. Marynowski, Inż. Gustaw Mokrzycki, ll»±. ^iotr Tułacz,por.-pilot Wawrzyniak Czesław Prezes Z. L. P., Inż. W. Zalewski.

Nr. 16. Poznań, dnia 1 grudnia 1924. Rok I.

Komunikacja z Paryża do Moskwy,

Fotograf ja płatowca pasażerskiego „Coudron", którego opis umieści-liśmy w poprzednim numerze „Lotnika". Platowiec ten przybył doWarszawy dnia 5. XI. br. z 8 pasażerami, 2 pilotami i mechanikiem.Wyposażony jest w 2 silniki Louraine - Dietrich 450 M. K. i 2 silnikiSalmson po 220 M. K. Samolot ten wyleciał dnia 7. listopada br. doMoskwy via Wilno, aby zbadać warunki ewentualnej komunikacji.

Page 2: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str. 2 L O T N I K Nr. 16

Główne podstawy rozwoju lotnictwa polskiego.VII.

Jeżeli jeszcze dwa lata temu na łamach pism fa-chowych i codziennych, spotykaliśmy wyłącznie nawo-ływania do zrozumienia przez społeczeństwo potrzebyistnienia lotnictwa u nas, to w dobie obecnej byłobyśmiesznem podnosić nawet tę kwestię.

Społeczeństwo nasze, choć i mające dużo wad dobypowojennej, jednak pod względem zrozumienia „służbyspołecznej" jest bez zarzutu. Bądź co bądź przeżywamyczas krytyczny. Ozdrowienie radykalne skarbu zmuszaspołeczeństwo do ciężkich ofiar pieniężnych, a jednakże...ofiary na lotnictwo płyną, fundusze wzrastają do po-ważnych rozmiarów, liczne „Koła" i- „Komitety" stojąprzed pytaniem — co robić z tymi pieniędzmi. Jakinadać kierunek pracy „wykonawczej" i realizowaniutych dobrych chęci, które ze wszystkich warstw spo-łeczeństwa się wyłaniają. W tym wypadku właśniespotykamy nieco nie właściwe, pod względem facho-wym, rozwiązanie zadania.

Już kilkakrotnie podnosiliśmy na łamach naszegopisma szereg głównych zasad, którymi powinniśmy siękierować przy pracy nad budowaniem lotnictwa pol-skiego, a wszędzie decydującym motywem była ścisławspółpraca społeczeństwa z czynnikami fachowymi.

Niestety dotychczas, jeżeli ktoś stosował się do tejzasady, to był to wypadek wyjątkowy. Doświadczenienas uczy, że z powodów powyższych wytwarza sięniepotrzebna niechęć i niedowierzenie szerszego ogółudo poczynań instytucji o szlachetnym . celu i niezmier-nern znaczeniu dla wzrostu, siły obronnej w kraju.

Nastcpuje właśnie nadzwyczaj ważny moment w ży-ciu Ligi Obrony Powietrznej Państwa — realizacja ce-lów, dążeń i 'wprowadzenie w czyn pięknych i wznio-słych haseł. Minął tydzień lotniczy i bez wątpienia oby-watel polski niejeden grosz złożył na fundusz obronynarodowej i właśnie w momencie, kiedy te funduszemuszą przyczynić się do założenia pewnych poważnychkamieni fundamentalnych pod przyszły gmach potęgipowietrznej, pozwolimy sobie i my podać swój skromnyglos.

Kilkakrotnie, czytając rezolucje zebrań ogólnychlicznych-kół L. O. P. P. zwracaliśmy uwagę na jedną

i tą samą treść uchwał:, „zakupić dla Państwa 1 pła.tp-wiec bojowy" lub „zakupić eskadrę bojową". Nie wątpi-my nigdy w najszlachetniejsze pobudki, tych zebrań, alepozwolimy sobie wątpić w skuteczność tego rodzajupoczynań. Wyobraźmy sobie, że wszystkie koła L. O.P. P. zakupią jednorazowo 100 płatowców bojowych.Koszt tych maszyn bez zaopatrzenia i uzbrojenia wy-niesie 2 500 000 do 3 000 000 złotych.

Suma, jak widzimy, jest olbrzymia. Czy rzeczy-wiście te 100 płatowców, które wchodziłyby do jedno-stek wojskowych stopniowo, • wzmocniłyby poważniesilę bojową lotnictwa? Bardzo wątpimy. W każdymbądź razie przez pierwszy rok wyszłyby z użytkui cala ofiarna praca społeczeństwa zginęłaby bez śladu.Natomiast zadanie L. O. P. P. polega na wzmocnieniulotnictwa, nadaniu mu siły swoistej i możliwości sta-wienia czoła potęgom powietrznym ewentualnych wro-gów. Naszym zdaniem, może Liga osięgnąć cele po-wyższe, idąc w kierunku zaspokojenia potrzeb rzeczy-wistych lotnictwa naszego, a mianowicie: 1) fundującaparaty szkolne, 2} urządzając doroczne międzynarodo-we loty okrężne i wyznaczając wysokie i zaszczytnenagrody dla uczestników, 3) ustalając poważne nagrodydla konstruktorów i pilotów aparatów typu polskiego,4) organizując młodzież, 5) stwarzając instytut aero-dynamiczny ną skalę europejską, 6) stwarzając BankLotnictwa, w którym skupiałyby się fundusze Ligii który mógłby finansować wszystkie poważne przed-sięwzięcia.

Tak my rozumiemy pracę Ligi. Jesteśmy bardzodalecy od chęci bezpodstawnej krytyki, wyrażamy tylkopogląd człowieka stojącego bardzo blizko życia lotni-ctwa polskiego, który widzi-i odczuwa jego dążenia i bo-lączki. Wiemy, że wszyscy stojący na czele organizacjispołecznej pracują w najlepszej wierze i chęci i niewezmą za złe naszej uwagi. Brak właśnie wyszczegól-nionych powyżej instytucji hamuje najwięcej rozwójlotnictwa polskiego;. Zachód musimy dopędzić. Pamię-tajmy zawsze, że siła lotnictwa leży nietylko w zna-czeniu militarnem, ale i ogólno-kulturalnem, a jesteśmy,przecież państwem europejskiem.

laż. pilot Michał BohatyreiL

Rys historyczny rozwiązania problemu latania środkami technicznemi.II.

Historia właściwego lotu ślizgowego zaczyna sięod francuzów Le Bris i Mouillard'a, którzy miarę'iformęwzięli z ptaków'zwanych Albatros (rodzaj mew). Naszerszą drogę rozwoju pchnął go właściwie Li-lienthal. Obliczył on, że człowiek nie może zdobyćsię na siłę potrzebną do lotu skrzydłowego i dlategopostanowił, budując ślizgowce własnego pomysłu,, wy-korzystać siłę ludzką jedynie--do regulacji płaszczyznw powietrzu, by móc odpowiednio wyzyskać prądy po-wietrzne. Pierwszy aparat zbudował o podwójnych nad

sobą. leżących płaszczyznach o rozpiętości 5 i % m.,a o powierzchni 9 m. Kierował on płatowceni p.rzeno-sząc odpowiednio ciężar ciała; n. p. lądował przechyla-jąc ciało> ku tyłowi i osiągał przez to wielki kąt na-tarcia na płaszczyznę. Człowiek ten był bez wątpieniajednym z największych pionierów lotu. Dokonał całegoszeregu studjów i około 100 wzlotów. Niestety na nastę-pnym tyipie płatowca, z powodu niewytrzymałości ma-teriału, uległ katastrofie przy pierwszym locie próbnym.W Ameryce próbował Chanute ulepszyć typ Lilienthalaprzez' dodanie mu automatycznej stateczności, lecz nieosiągnął pozytywnych rezultatów. Pilcher w Anglii

ARTUR GAEDECENTRALA: POZNAŃ, UL ŚW. WOJCIECHA 29/30.s|{ sje -!» 'U Specjalność: Benuś, Souvenier, Herbavit.

rektyfikacja spirytusu, wódek i likierówPoznań - Toruń - Działdowo - Katowice

Telefon 5282, 4127.

sjs :•: i\: i\i

skaner2
Pływające pole tekstowe
brak stron 3-4
Page 3: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Nr. 16 L O T N I K Str. 5

B. O.

Jakie my jednak piękne myśli potrafimy rozgła-szać, by z czasem o nich najzupełniej zapomnieć!

Nie pamiętam już dokładnie kiedy, ale było tozdaje się w 1922 r. usłyszałem w rozkazie wojskowymtak piękne zdanie, że poprostu zapisałem je sobie w no-tesie. Oto ono: „Chcąc stworzyć silne-lotnictwo, tębroń przyszłości, potrzeba dostarczyć mu ludzi zdol-nych i chętnych do pracy, których nie zrażą żadnetrudy ani niebezpieczeństwa, ludzi zdolnych do czynui poświęcenia dla idei. Rząd uznając powyższe, roz-porządzeniem Rady Ministrów uchwalił na mój wniosekniżej wymienione dodatki w przekonaniu, że gronooficerów polskich i cala młodzież ochotnie stanie w sze-regi lotnicze". — Piękne! — Prawda? — Ba! kiedyzawsze bywają potem jakieś ale. "

Myśl powyższa nie jest i nie była wynalazkiempolskim. Tak samo zapatrywały się Rady Ministrówzagranicy na rozwój lotnictwa, chociaż •—• powiedzmy

*sobie otwarcie — my musimy jeszcze intensywniejpracować, by. dogonić to, czego my jeszcze nie mamy.0 czem marzyć ledwie nam wolno, a co na zachodziejest przestarzalem. Stwierdzając równość wysiłkówustnych czy piśmiennych —jak kto woli — należałobyprzypatrzeć się, o ile zapowiedzi, tak dla lotnika jak1 dla obywatela, rozumiejącego potrzebę silnego lot-nictwa, przyjemne, sprawdziły się, to jest zostały wpro-wadzone w czyn.

Że młodzież polska i wojskowa tak oficerowie jaki podoficerowie „są ludźmi zdolnymi do czynu i dopoświęcenia dla idei" i że „młodzież ochotnie stanęław szeregi lotnicze'" wiemy wszyscy doskonale, ale-drugostronnie prawie ńic nie było zrobionem, by tych •polskich lotników w zapale i chęci do latania utrzymać.Zagwarantowany powyższym rozkazem'dodatek lotni-,czy w „wysokości płacy podstawowej i ryczałtu , naumundurowanie stopnia porucznika", kurczył się corazbardziej, •—• już nie z powodu dewaluacji — bo skoń-czył się do wyrównania z poborami sierżanta. Czy tozasadniczo wpływa dodatnio na frekwencję szkół lotni-czych? Myślę, że nie. Przyznać trzeba, że jak dotądnie wpłynęło ujemnie, bo lotnictwo samo przez się maniesłychany urok dla. młodzieży i wierzę, że choćbywarunki bardzo się pogorszyły, szkoły lotnicze byłybyzawsze pełne i będą pełne, jest to jednak tylko zasługąmłodzieży. Czy jest jednak wolno tak traktowaćrozwój lotnictwa?

Z prawdziwą przyjemnością słyszeliśmy w osta-tnich czasach, że władze lotnicze i w szczególnościobecny szef lotnictwa p. gen. Zagórski zajął się. po-wyższą sprawą i że nareszcie o uposażeniu lotnika za-czyna się mówić. -

System wynagrodzenia, ten który stosuje się obe-cnie jest jednym, a może''i jedynym, najlepszym jakiw Polsce można zastosować.. Polega" on na z góryokreślonym dodatku miesięcznym z warunkiem by każdylotnik odbył co pół roku specjalnie określone ćwiczeniaczyli warunki. Prócz tego zastosowuje się osobne wy-nagrodzenie za oblatywanie platowca, który wychodziz remontu płatne od sztuki oraz instruktorzy pobierająosobne'opłaty za każdy lot z uczniem. Wynagrodzeniezasadniczo od szarży nie zależy i dodatek lotniczy jestrównym dla generała-lotnika i szercgowca-lotnika.

W ostatnich jednak czasach zaczęły się snućw związku z planowaną podwyżką dodatku inne plany,które uważać za szczęśliwe nie mogę.

Słyszałem między innymi o projekcie, który w sto-sunkach polskich jest prawie niemożliwym, mianowicie0 zastosowaniu wynagrodzenia za godziny lotu.. Każdykto sobie zdaje sprawę z stosunków na lotnisku wie0 tem dobrze, że przeciętny pilot zawsze chce latać,ale nie zawsze jest płatowiec do dyspozycji. Pozatempodobne płacenie może wywołać konieczność wydaniazakazu częstszego latania jak T raz co. drugi dzień."Łatwo zdarzyć się może, że chętny zarobku lotnikbędzie latał i dwa razy dziennie, a taki wysiłek ani jużnie jest treningiem dla pilota, który prędko się wyczer-pie a i dla platowca czy , płatowców też wątpliwejwartości. Ile to będzie „kraks"!

Jest jeszcze jeden nowy projekt,, w zasadzie woj-skowo idealny, ale czy stosowanie regulaminu pie-choty do lotnictwa jest ideałem to jest także pyta^'nie. Wynagrodzenie podług szarży. To jest już tro-chę dziwaczne. Dlaczego np. pułkownik, który łamiezasadniczo — tak z przyzwyczajenia — podwozia—• ma pobierać więcej jak porucznik, który nie maani jednego podwozia1 na sumieniu. Wszystkie szarżebardzo przepraszam, dotknąć ich nie chcę, ale wy-padki podobne zajść mogą.. Albo —. dlaczego lotnikstarszy szarżą, który normalnie ma więcej do pracyw kancelarii pułku czy innej jednostki ma mieć więcejod lotnika, który jest tylko lotnikiem i cały dzień siedzina lotnisku i często lata. Różnicę'w płacy daje szarżaw zasadniczej pensji, ale zdaniem mojem każdy z lo-tników równomiernie naraża się na niebezpieczeństwo

1 równomierna nagroda za to mu się należy.

I należy mu się za to nie pensyjka, za którąledwie coś kupi, — a należy mu się wynagrodzenie,które lotnikowi da możność prowadzenia odpowiedniegożycia dostatniego, — boć to życie choć dostatnie, alezawsze na włosku wisi, a dla lotnika pokój nie istnieje,

Lotnik jest zawsze na froncie!

skaner2
Pływające pole tekstowe
brak stron 3-4
Page 4: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str, 6 L O T N I K Nr. 16

Urzędnik-lotnikiem.Aczkolwiek o lotnictwie miałem dotychczas takież

zielone pojęcie, jak nie przymierzając pewien mój zna-jomy recenzent teatralny o sztuice, nocy ubiegłej okołogodziny pierwszej zupełnie nieoczekiwanie wsiadłem dosamolotu i wyruszyłem w podróż powietrzną, jak naj-wytrawniejszy z pilotów.

Przy startowaniu ogarnął' mię, co prawda, pewienniepokój i lęk niewyraźny, gdy jednak po kilku chwilachaltimetr przekona! mię, iż jestem już na wysokości 300

• metrów nad ziemią, duma rozparła mą wątłą pierśurzędniczą i, mając zupełną pewność, iż nie mogę byćusłyszany w tej chwili przez moją „władzę", głośnowykrzyknąłem:

— To ci dopiero podwyżka! Nie jakieś głupie 40punktów mnożnej, a całe 300 metrów!...

Lediwie przebrzmiał ten okrzyk, a już arcymądryprzyrząd,- altimetrem zwany, oznajmił mi, iż wzniosłemsię ponad 1000 metrów.

Dech mi zaparło z radości jako że w tak krótkimczasie tak wysoko „awansowałem".

Ja — mizerny ufzędniczyna, zginający dotychczas• czolobitnie swój kark przed byle zatabaczonym radcą,

lnie mówiąc już o naczelniku-, czy też jakim jeszcze wyż-szym dygnitarzu, na którego nawet spojrzeć nie śmia-Jem, bojąc się w jegoi wzroku wyczytać zabójczo-kosz-marny dla mnie i dla kolegów moich.wyraz „redukcja"',spozierałem teraz z góry (ba, w tej chwili z wysokości2000 metrów!) na całe miasto i wszystkich jego miesz-kańców, wśród których przecież był sam prezes ml-.njstrów.

Dla całokształtu satysfakcji pozwoliłem sobie na-wet na ostentacyjne splunięcie... •

. Moralnie czułem się znakomicie: bujając w prze-stworzu nie odczuwałem możliwości żadnego karko-łomnego wypadku, natomiast odnosiłem wrażenie, żebujam się podczas urlopu wypoczynkowego w. hamaku,którego jeden koniec umiocowano na księżycu, drugi zaśuwiązano do dyszla „wozu".

Silnik pracował z taką werwą, jak daktylografkaw chwili odebrania zawiadomienia o udzieleniu jej za-liczki w wysokości 2-tniesięcznych poborów, spłacanejw dwunastu' ratach.

Ciepły, prawie wiosenny wiatr muskał moją twarzlak pieszczotliwie, jak obietnica rychłej stabilizacji,niebo roziskrzone gwiazdami przypominało mi pierśkamerdynera pewnego ministra spraw zagranicznych,udekorowana mnóstwem orderów i medali. - .

Mói Boże! jakże odpowiednia była to chwila -donajwznioślejszych marzeń i nadzwyczaj trafnych spo,-strzeżeń. /• , ! , ;

Dopiero tu w przestworzu przekonałem się, jakmało brakuje człowiekowi do szczęścia, o ile posiądzie

prawdziwa wolność obywatelską i namacalnie przekona .się o- swej-samowystarczalności!

Ze- zgryźliwą ironją uprzytomniłem sobie paskar-skie groszoróbstwo mych współobywateli — tam naz:emi ojczystej — napychających w żarłocznej ekstazie .wory swe i kasy ogniotrwałe złotem, a przynajmniejmnóstwem „złotych" i nie troszczących się wcale o to.,aby -stworzyć godną mocarstwowego stanowiska Pol-ski flotę powietrzną, któraby uszczęśliwiła ich wszyst-kich taik, jak sam czułem się w tej chwili szczęśliwym,opancerzając jednocześnie kraj cały przed napademwroga, zabezpieczając własne ich mienie przed grabieżąnajezdców.

Zaślepieni sobkiOStwem, ryjami swymi obwąchująpleśniejącą w ich skarbcach prywatnych walutę, jakregistrator — butwiejące akta bakcylotwórcze, zamiastw podniosłem uniesieniu paitryjotycznem sypnąć hojniegroszem, tworząc olbrzymią fundację na powietrznąflotę polską.

Rozmyślania moje przerwane zostały ogłuszającemtrajko laniem mnóstwa silników...

Spojrzałem przed siebie i ujrzałem całą chmuręsamolotów, ozdobionych (raczej — oszpeconych) zna-kiem pięcioramiennej gwiazdy czerwonej — kilka ty-sięcy śmiercionośnych ptaków bolszewickich krążyłonad Polską.-

Słysząc także szum poza niemi plecami, obejrzałemsię wstecz ii z przerażeniem dostrzegłem, iż kilkanaścietysięcy latawców, oznaczonych godłem krzyżackiem,otacza mię półkolem i skierowuje, na mnie lufy działszybkostrzelnych.

1 wobec tej nawały latawców wrażych samolot"mój, ozdobiony znakiem amarantowo-białym, był samjeden, jak okruszyna w przestworzu...

Czyż mogłem myśleć o stawieniu czoła takiej prze-wadze wroga?

Szarpnąłem stery, skierowując samolot ku ziemi.

Nade mną rozległ się chichot złośliwy i obelżywewyzwiska szwabsko - bolszewickie, skierowane podadresem patryjotyzmu polskiego.

W -chwilę później koła moijej maszyny lekko ude-izyly o ziemię i — jak to zwykle się dzieje — zbudziłemsię w lnojem własnem ubogiem łożu z kroplami zimnegopotu na czole.

. A więc ja — mizerny urzędniczyna — byłem lot-nikiem polskim tylko we śnie. Lecz sen ten był skąd-inąd zupełnie zgodny z rzeczywistością i pragnę, abysię przyśnił wszystkim obywatelom Polski, a możewówczas pozbędą się swego obłędu grosżoróbstwajałowego i nie będą odkładali tworzenia potężnej pol-skiej floty powietrznej ad acta.

Szerszeń.

Page 5: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Nr. 16 L O T N I K Str. 7

Zginęli śmiercią lotnika pod Warszawądnia 8 listopada 1924 na platowcu A. 300

Cześć ich pamięci!Sp.

por.-pilot Poteć JanCzłonek Związku Lotników Polskich

sierź. mech. Mucha Wirgiljusz

KRONIKAAMERYKA.

Pożar na lotnisku. Na 'lotnisku Cheyenne, które jestjednern z lotnisk nocnej poczty lotniczej, wybuchł pożarod reflektora przy którym nastąpiło krótkie spięcie. Pa-stwą płomieni padł hangar i, 7 płatowców w nim sięznajdujących.

ANGL]A.Lot do Ifidyj. - 25 listopada lądował w Warszawie

angielski pilot Alan J. Kopham, znany ze swych długichprzelotów. Jako pasażer towarzyszył mu wice-mar-szałek Sir Sefton Branoker szef angielskiego lotnictwacywilnego. Celem lotu, który odbywa się, na płatowcuD. H. 50 (Siddeley Puma) jest zbadanie warunków lotuz Anglji do Indii oraz konferencja z władzami indyjskiemiw sprawie budowy wielkiego portu lotniczego dla ste-rowców. Droga, którą wybrano posiada długość około14 000 mil i prowadzi przez Paryż, Berlin, "Warszawę,Bukareszt, Konstantynopol, Angorę, Aleppo, Bagdad,wzdłuż zatoki Perskiej do Karaszi, i wreszcie Kalkuta.

Wypadek lotniczy. W ostatnich dniach listopadawodno-płatowiec angielski startujący z Portlaudu zacze-pił przy odlocie skrzydłem o maszt barki stojącej w por-cie. Pilot major Bonę i czterech wojskowych obserwa-torów i mechaników zostali z płatowcem wciągnięci podwodę. Szybka pomoc uratowała wszystkich.

Skrzydło płatowca w morzu. Około 15 listopadaznaleziono koło wybrzeża Anglii w hrabstwie Northurn-berland skrzydło płatowca .znaczone numerem „F. S.32 389" i datą 12 i 26 lipca. Z stanu w jakim znajdują sięokucia stwierdzono, że skrzydło długo w wodzie nieleżało.

ARGENTYNA.Naokoło świata. Major Zanni, który jak . „Lotnik"

doniósł, wyleciał we wrześniu z Amsterdamu w podróżnaokoło świata znajduje się obecnie w Tokjo, gdzie ocze-kuje na korzystną pogodę celem przelotu nad północnączęścią oceanu Spokojnego do Alaski.

CZECHO-SŁOWACJA.Rekord lotu płatowcem bez motoru. Na ostatnim

konkurs ie Czecho-słowackim ustanowiono wspaniały,jak n a m ł o d e p a ń s t w o lotnicze, rekord lotu bezsilniko-w e g o . Major Skala ut rzymał się w powietrzu w prze-ciągu 2 godz. 21 min. 51 sek. (Ula informacji podajemyinne r e k o r d y : ś w i a t o w y (Francja) 9 godzin 4 minuty,

1 niemiecki 9 godzin 42 minuty. Major Skala jestuczniem por.. T l iore fa , który ustanowił światowyrekord. Do osiągnięcia tego czasu użył major Skalaś l izgowca Devoit ine. W czasie konkursu w którym brałoudział ki lkanaście p ł a t o w c ó w konstrukcji czeskiej otrzy-m a n o bardzo ładne wyniki. Z d a r z y ł y się dwa wypadki,jednak bez ż a d n y c h p o w a ż n y c h następstw.— -•-••

FRANCJA.Nowy irancuskj rekord szybkości. W ostatnich

dniach listopada został pobity rekord szybkości weFrancji, który dotąd należał do Sadi-Lecointe (pJałowiecNieuport-Delage — 375,132 m, na godz.). Nowy rekordustanowiony został przez pilota Bonnefa na platowcu„Ferbois", który os.ięgnął szybkość 389 km. i 890 m. na'godz. Jednopłatowiec Ferbois posiada silnik Hispano-Suiza 450 KM. i śmigło metalowe Levasseur (licencjaRead'a).

Konkurs szybowców i płatowców z słabym silni-kiem. L'Association Francaise Aerienne uzyskało po-zwolenie na urządzenie wielkiego konkursu szybowcóww przyszym roku. Konkurs ten III z kolei odbędzie sięw Vauville. W ustaleniu nagród bierze udział społe-czeństwo i rząd, który zapowiedział znaczniejszą sumędo dyspozycji L'A. F. A.

HOLANDJALot Amsterdam — Batavia. Jak „Lotnik" doniósł

-wylecieli z Amsterdamu piloci holenderscy celem doko-nania przelotu do Batavji na Jawie. Dolatując 3 pa-ździernika do Philiipopolis przy lądowaniu przymiisowem,spowodowanem pęknięciem chłodnicy złamali podwozie.Wysłani mechanicy naprawili uszkodzenia 1 listopadai 2 listopada wystartowali piloci przez Konstantynopoldo Bagdadu i Busziry i według ostatniej wiadomościosiągnęli już Bender-Abbas.

W ostatniej chwili dowiadujemy się, że lot ten zostałukończonym szczęśliwie. Trzech „Latających Hobn-

Page 6: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str. 8 L O T N I K Nr. 16

darów", M. van der Hoop, van Weerden Poelman i M.van der Broeke,. wylądowali szczęśliwie w Batawji 24istopada. W czasie teg:o lotu .przelatywali 18 listopadanad Silngapore i 21 nad wyspą Sumatrą. Prezes Towa-rzystwa Lotniczego Wschodnich Indii Holenderskichwypłacił im nagrodę w sumie 15.000 guldenów (około32.000 zł), a gubernator udekorował dzielnych lotnikówkrzyżami Królowej Holandii. Lotnicy przelecieli przę-

• strzeń 15.000 mil w 27 dniach, wyłączając 28-dniówezatrzymanie w Philipopolis. .

NIEMCy.500 km. powietrzem z silnikiem motocyklowym.

W ostatnich dniach pilot Boetscli przeleciał przestrzeńz Darmsztadu do Berlina (500 km.) w 3 i 7, godz. osiąga-jąc przeciętną szybkość 140 km./godz, Płatowiec do tegocelu użyty jest jednopłatem z silnikiem Blackburne 2-cy-lindrowym. Podwozie przypomina bardzo kształtempodwozie płatowca angielskiego A. N. E. C. .

POLSKA.Tragiczny wypadek. Dnia 8. 10. br. zginęli śmier-

cią, tragiczną ,por. pilot Poteć Jan i mechanik MuchaWirgiljusz, przyczyna wypadku dotychczas nie jest pe-wna — jak jednak słyszeliśmy, powodem było zbytsłabe okucie łączące skrzydło z kadłubem, a w na-stępstwie oberwanie się skrzydła podczas lotu. Do-kładne dane będziemy mogli umieścić w naszem piśmiepor zdariki relacji' przez Komisję, specjalnie do tegopowołaną.

Por. pilot'Poteć Jan, urodzony w Olechpwie dnia26 maja 1892 r., po ukończeniu gimnazjum w Dębicyoraz 4 semestrów politechniki w Wiedniu, jako poboror'wy wstąpił do armi;i austriackiej w roku 1914. . Do nie-woli francuskiej dostał się w roku 1918 i Jamjakoi ' Polak"wstąpił do armii generała Hallera; tam też'.poi pewnymczasie ukończył Szkołę Pilotów i powrócił do krajuz tąż armją. Tu przez cały czas pełnił służbę, jako pilotw pierwszym pułku lotniczym.

Sierżant Mucha Wirgljuisz, ' ur. dn. 27 lutego 1899w Okułicach po w. Bochnia, wstąpił doi W. P. dnia 12grudnia 1918 r., przez cały czas pełnił służbę jatko me-chanik płatowcowy. , • •. . • •

I tak dzień 8. 11. br. stał się' kresem, ich owocneji pełnej trudu, doczesnej wędrówki.

Cześć ich pamięci!

Wyładowanie wodnopłatowców w Pitcku. Dnia19 listopada przybył do Pucka pierwszy transport za-mówionych we Francji wodnopłatowców, a mianowiciedwa wodnopłatowce typu Liore et Olivier — trzysie-

. dzeniowe aparaty wywiadowcze i po części niszczyciel-skie z dworna motorami Hispano-Suiza a 150. KM. .

Oba wodnopłatowce zostały już wyładowane i zde-ponowane w hangarze warsztatów, gdzie w najbliż-

. szych dniach przystąpił się, po dokonanem przyjęciuprzez komisję odbiorczą, do ich montowania.

Wyładowanie tych kolosów napotykało na ogromnetrudności, ze. względu na brak odpowiednich środkówwyładowczych,, jak ramp, żórawi i t. p . : i środkówprzewozowych. Pod wprawnem jednakowoż kierowni-ctwem dowódciy lotnictwa morskiego, pana pułkownikaLeonkowa — wyładowanie, dokonane w zupełnie pry-mitywny sposób, poszło jak z płatka.

Wyipada zaznaczyć, że lotnisko morskie," leżącewprawdzie nad bocznicą kolejową Puck-port, pozba-wione jest wszelkich udogodnień wyładowczych, budo-wę pojedynczej rampy, zapotrzabowanei przed latami,

odkłada się z roku na rok, a kiedy nareszcie zostanieona uskuteczniona? Bóg raczy wiedzieć.

Założenie Polskiego Koła Lotniczego z siedzibąw Poznaniu. Absolwenci I Kursu Szkoły Lotniczej orazzałożyciel i prezes Kółka Modelowego p. Bolesław Gra-jeta, podjęli wspaniałą myśl założenia Polskiego KołaLotniczego, mając na celu budowę modeli pokazowychdla szkół, budowę modeli latających i szybowców a wdalszym planie szkolenie zastępów zwolenników na pi-lotów polskich na szybowcach, a w miarę rozwoju To-warzystwa przewidziano ewentl. zakupienie płatowcówsłabo-silnikowych.

Zebrana ad noc Komisja Organizacyjna, której prze-wodniczył niestrudzony w dziedzinie lotnictwa p. Gra-.jęta, opracowała statut.

W dniu 5 bm. zwołano Zebranie Organizacyjnew cukierni Warszawianka, przy ul. Podgórnej, któremuprzewodniczył p. Grajeta. P o zagajeniu i przed przej-ściem do właściwego porządku obrad i.wyboru Zarządu,oddał głos obecnemu na saii przedstawicielowi L. (XP. P. gen. Sekr. Ligi p. Wasilewskiemu. Ten przemówiłkrótko lecz treściwie, akcentując dobitnie doniosłość zna-czenia nowo tworzącej się placówki, jako^ najbardziejpowołanej do krzewienia idei lotnictwa wśród młodzie-ży, zapewniając zarazem życzliwą pomoc L. O. P. P.

Następnie przystąpiono do dalszego punktu progra-mu Zebrania t. j . do wyboru Zarządu i uchwalenia Sta-tutu. . ,

Do Zarządu weszli: jako prezes p. Grajeta, na wice-prezesów obrano pp. Stęszewskiego i ' Łukomskiego,sekr. p. Czarneckiego, skarbnikiem p. Kowalewskiego, bi-bliotekarzem p. Urbańskiego, jako członkowie komisjirewizyjnej gen. sekretarz L. O .P. P. p. Wasilewski i p.E. Mr.ozowski. Przemówił następnie prezes.. P. K. L.przedstawiając zgromadzonym cel Koła, przegląd pracktóre go czekają, niełatwych,, wymagających dużo na-kładu pracy, rozpoczynając od budowymodel i poka-zowych, tak,. by w kwietniu n. r. urządzić wystawę.Program prac, który rozwinął prezes, spotkał się z naj-wyższem uznaniem obecnych, a przedstawiciel L. O.'P. P. stawił P. K. L. potrzebne na ten cel warsztaty dodyspozycji." ,

Po ożywionej dyskusji zamknął prezes Zgromadze-nie o godz. 9-tej wieczorem.

Zaznaczyć należy, że znaczna ilość członków Kołaskłada się z kolejarzy, którzy -po za swoją pracą za-wodową okazują dużo inicjatywy i chęć przysłużeniasię Ojczyźnie na innych polach pracy, a zwłaszcza napolu lotnictwa. : : '.:

'Chętnym do współpracy (z zaznaczeniem jednak,że tylko ograniczoną ilość członków na razie się przyj-muje, ze względu na brak miejsca w warsztatach dotądnie rozbudowanych,' jak to programem jest objęte) po-daje'się do wiadomości, że Sekretariat P. K. L. mieścisię w gmachu Dyrekcji Kolei Państwowych pokój 37(Sekr. L. O.-P. P.), dokąd należy kierować wszelkiezgłoszenia na razie na drodze pisemnej, aż do ustaleniagodzin urzędowych.

Nowej placówce życzy się pomyślnego rozwoju.Szczęść Boże. .. .,'\ \\ ;•; •

Związek Awiatyczny Studentów Politechniki Lwo-wskiej doniósł nam o ukonstytuowaniu się nowego Wy-działu na rok naukowy 1924/25: Kurator: jWPan prof.M. H-uber;. Komisja Rewizyjna: inż. E. •EJoland, inż. M.Ztowodzki, asys. Porębski, K. Michalewski;, Wydział:R. Pitera, E. Małecki, J. Nalborczyk, E. Kalinka, J. Dem-biiczak, T. Filip, W. Czerwiński.

Page 7: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Nr. 16 L O T N I K Str. 9

SZWAJCAR JA.Wypadek lotniczy. Samolot typu C. H. 90 prowa-

dzony przez pilota Naper z Aeroklubu Losanna naglezapalił się, na szczęście pilot zauważył to na czas i udałomu się szczęśliwie wylądować. Samolot został tylkouszkodzony.

WŁOCHY.

Konkurs płatowców bez silnika. Liga Aerea Nazio-nale w połączeniu z dziennikiem sportowym w Milanozorganizowała konkursy płatowców bez silnika, którerozpoczęły się 6 bm. Konkurs dzieli się na próby: od-ległości, wysokości, czasu najdłuższego utrzymania sięw powietrzu i dokładności lądowania. Niemcy biorążywy udział. 25 pilotów, pomiędzy którymi są zwy-

cięzcy z Rohu Martens i Papenmayer przyjechało wrazz platowcami. Przy pierwszych próbach, pomimo sła-bego wiatru osiągnął Martens czas 4 min. 8 sek. prze-latując 3 kim. Papenmayer 8 min., i 4.250 m. Pisma wło-skie sądzą, że lotnicy niemieccy będą próbować pobićrekord światowy.

Nowy płatowiec metalowy. Zakłady Cantieri Idro-V:ó'lanti Alta Italia zbudowały nowy płatowiec metalowy,jednosiedzeniowy. Ś. 52. .posiada silnik H. S. 42. 300 KM.powierzchnię nośną 24 m., wagę 800 kg., ciężar uży-teczny 300 kg., obciążenie na 1 m. powierzchni 45.500 gr.,obciążenie na 1 MK 3,5 kg., zasięg 3 godz., szybkośćnajwiększą 280 km/godz., szybkość najmniejszą 95km/godz., szybkość wznoszenia się . 1000 m. 1. min.45 sek., 5000 m. 14 min. (L'Ala ditalia). współczynnikwytrzymałości 12.

Z kursu strzelania w Biedrusku.ZoirganizOiWanie stałego i systematycznie prowa-

dzonego kursu strzelania dla pilotów i obserwatorówz samolotów w powietrzu, w przeróżnych brakachw naszem lotnictwie wojskowem z pewnością przede-wszystkieni odczuwano 1 rozumiano. A że dotąd bardzomało albo wogóle nic się o tem nie słyszało, musiałyskładać się przeciwko . temu najrozmaitsze prze-szkody czynników innych, z któremi dopiero z cza-sem uporać się było można. Po szczegółowem opraco-waniu planu i podziału personelu latającego wszystkichpułków lotniczych na. poszczególne grupy, wyruszyłapierwsza w driiu 25. IX; do Bie-druska a w czasie od 27.do 8. X. odbyła właściwy kurs; Była to grupa złożonaz pilotów samolotów jednomieiseowych czyli myśliw-skich, a że do eskadr myśliwskich (przydziela się zasad-niczo najzdolniejszych, więc można twierdzić, że w owejgrupie znajdowała się cała elita naszych, skrzydlatychrycerzy. Zgodnie z programem rozpoczęto w dniu 27.ćwiczenia wstępne polegające na podchodzeniu do celu(tarczy) bez i z celowaniem. Przy tem dopiero okazałosię, jak trudno jest utrzymać cel w linlii przez celownik,z okiem, tymbardiziej!, że najkrótsze zbliżenie się doowego celu by to dopuszczalne do 100, obniżenie zaś do50 metrów. Pierwsze strzelanie musiało się odbywaćna tę samą odległość, gdyż niestosującemu się wykła-dano* w jednej chwili umówiony.znak oznaczający roz-kaz przerwania ataku i natychmiastowe lądowanie. To-też wyniki były bairdzi nikłe, zaledwie 1—3% od wy-strzelonych naboil było w celu. Dla dokładnego zobra-zowania muszę tutaj dodać, że do strzelania na jeden-warunek przeznaczone było po 100 naboi a procent tra-fionych obliczano od ilości wystrzelonych.

Po wylądowaniu niikt nie uszedł mniej lub więqejostrej krytyce. Ogólnie jednak przyjmowano, że małyprocent strzałów celnych, należy przypisać szybkościsamolotów jak również dość silnym jesiennym wiatrom,które jak by specjalnie dla nas. i czas naszego pobytutamże, wybrały sobie ową prawie bezludną, jednak

"bardzo uroczą miejscowość , lotniska, .-wielkiego placućwiczebnego' w Biedrasku. Najrozmaitszym wnioskomi uprzedzeniu, że wiatry i szybkość ,,Balill" są temuwinne, położył kres dowódca kursu, który jako do-

świadczony pilot frontowy, 'znając doskonale taktykęstrzelania, nie zwracając na poprzednio przez siebie da-wane, wskazówki, podlatuje jakna-jbliżej! do celu i jednąsalwą wbija w cel około 35%. Zagadka-została rozwią-zaną,, ale też i przestrzegania co do> podchodzenia dotarczy miało również swój cel. Mianowicie przyzwy-czajenie pilota do szybkiej orientacji i pewność orazdokładność ocenienia odległości samolotu od celu. Prze-liczenie się bowiem w takim ataku o 1 lub 2 metrymogło by mieć dla pilota jaknajgorsze skutki,kończące się przeważnie śmiercią. Wiedząc tedy, żechcąc jakie takie, w. każdym- jednak razie dodatnie osię-gnąć wyniki, trzeba oprócz dobrego celowania starać sięstrzelać z jalknajkrótszej odległości, gdyż wyłożonycel-tarcza rozmiaru 3—4 m z odległości 400 i jakich200 metrów wysokości przedstawia się bardzo małąa zatem'trudną do trafienia. Zezwolonoi wi'ęc na pod-chodzenie bliższe. Rezultaty, były zadowalńiające.Pierwiszy, który rozpoczął strzelanie na jaknajkrótsząoidległość, podchodząc przedtem dziewięć razy nie tra-fiając nic, wbija odrazu w tarcz 80% strzałów. Następ-ni! strzelali; również bardzo dobrze i najlepszy wynikwynosił 82% strzałów w tarczy. Szkoda tylko, że ter-min kursu się już kończył i wszyscy ze strzelania na jak-najk-rótszą odległość skorzystać nie mogli, bo niewąt-pliwie ogólny wynik wynosiłby1 nie 25% równające sięwykonaniu warunku, ale przeciętnie około 50%.

Jak widzimy żmudna, trudna a tak niewdzięcznapraca i poświęcenie naszych pilotów nie idą na marnei można z tego wnioskować,- że potrzeba by tylko daćim do dyspozycji więcej samolotów, treningu i swobodyczynów AV wykonaniu swego zawodu, a wtenczas niepodziwialibyśmy tak bardzo cudzych rekordów lotni-czych, wiedząc dobrze o tem, że wśród własnych pilotówgotowych do dokonania podobnych a bodaj czy i nieciekawszych lotów, spore mamy zastępy.

Nie mogę też na tem. miejscu pominąć względniezapomnieć o naszych mechanikach i rusznikarzach,którzy w czasie trwania owego kursu dalii dowód pra-cowitości i dokładnej znajomości- swego tak bardzo od-powiedzialnego zawodu. Należało by mi tutaj niejed-nego tak z pilotów jak i całej obsługi wymienić imien-

Page 8: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str. 10 L O T N I K Nr. 16

nie, nie czynię jednak tego, gdyż wszyscy mieliby dotego równe prawo i zbyt obszernie. musiałbym sięrozpisywać a zresztą my brać lotnicza nie mamy pre-tensji i nie chcemy tak długo dopóki całe społeczeń-stwo nie okaże większego zainteresowania się nami,samii swoich nazwisk wyjawiać; nadmienię więc tylko,że o ile piloci latając starali się pirzedewszystkiem za-dowolić własną ambicję i temsamem być jednym z naj-lepszych, o tyle obsługa wykonywała swe obowiązki niez ulegania konieczności ani też rozkazu, ale z poczuciawłasnego sumienia i obowiązku. Najlepiej może świad-czyć o tem ciągła gotowość samolotów do startu i anijeden defekt silników, gdzieby im winę lub niedbałośćmożna przypisać.

Wśród uczestników panowała przez cały czas zu-pełna harmonja i mocno żałowano, że czas tak bardzopożyteczny minął tak -szybko. Rozjeżdżając się z po-wroitem do pułków żywili wszyscy nadzieję, że wkrótcesię znowu tak razem i na dłużej zjedziemy, a przyby-łym kolegom samolotów dwumiejscowych na -nowykurs życzyli jaknajlepszego powodzenia. (Może któryz nich zechce nam o tem. w następnym. Nr. cośkolwieknapisać). W końcu muszę jeszcze zaznaczyć troskli-wość tamtejszego kasyna o podtrzymanie naszej siłyfizycznej, co jednak przy naiszych poborach w drugiej

. połowie miesiąca nader dotkliwie dałoby się odczuć, bojuż po dwóch tygodniach spieszono co prędzej na pociągido Warszawy, Poznania i Grudziądza z nadzieją otrzyma-nia „kiomenderówki". Ale to są już rzeczy drobniejszejwagi i wierzymy, że w przyszłości będzie inaczej,' a za-tem do zobaczenia w niedługiem i lepszym czasie.

Uczestnik.

Od Redakcji.Numer niniejszy jest pierwszym postrejkowym nu-

merem naszego pisma. Czas streiku mimo bardzo cięż-kich warunków przetrwaliśmy szczęśliwie, nie obeszło -się jednak' bez wielkich niedomagań, za które Szanowa-nych Czytelników przepraszamy.

Numer następny ukaże się 20 grudnia i będzie nu-merem gwiazdkowym o podwójnej objętości i wspania-łych zdjęciach, oraz będzie zawierał korespondencjęRedaktora pil. Ostrowskiego, który wyjeżdża naWszechświatową Wystawę Lotniczą do Paryża.

Od Administracji.Administracja prosi wszystkich chcących ogłosić

się w gwiazdkowym nu-merze „Lotnika" o jaknajwcześ-niejsze zgłoszenia, celem zarezerwowania odpowiednichmiejsc.

Wszystkich prenumeratorów, którzy zalegają z pre-numeratą prosimy o uregulowanie tejże na nasze kontow P. K. O. 205 183. Równocześnie prosimy o uregulo-wanie prenumeraty na rok przyszły (względnie I. kwar-tał) do 31 grudnia br.

Ze Związku Lotników Polskich.Hojny dar.

, Popieranie lotnictwa polskiego przez p. Dyr. Za-chodnio Polskiego Zjednoczenia Spirytusowego stajesię wprost przysłowiowem. Obywatel ten, w ostatnichtygodniach zainicjował o-fiairowanie dla Cywilnej Szkoły

.Pilotów organizowanej przez Związek Lotników -Pol-skich samolot szkolny, ą obecnie za jego pośrednictwemToiw. Akcyjne „Centrala Spirytusowa" zamiast składkina budowę, samolotu dla wymienionej szkoły ofiarowałasamochód osobowy „Renault"; jako samochód sani-tarny. Zarząd Związku Lotników Polskich czujesię w obowiązku złożyć panu Dr. Nenckiernuw imieniu lotnictwa polskiego najserdeczniejsze po-dziękowanie i wyrazić życzenie, by tak wielki przykładnie pozostał bez echa.

Koniec części redakcyjnej.

Za d z i a ł r e d a k c y j n y o d p o w i a d a p i l o tBolesław Ostrowski.

ZDZISŁAW MARYNOWSKI.

IKAR ZWYCIĘZCA.Powieść.

(Ciąg- dalszy.) .

5.

Najmniej bawił się Marek, lecz mimo to czul sięzupełnie szczęśliwy. Sani bal mało go obchodziłi gdyby nie Liii napewno nie wpadłoby mu do głowyprzyjść tutaj. Przyszedł tylko dla niej. Tylko dla tego,żeby ani jednej chwili nie stracić bez możności patrze-nia na nią, słuchania jej głosu, odczuwania jej obecności.

Tańczył niewiele. Z nią zaledwie raz i czuł, że źle •tańczy. Czas wojny natworzył tyle nowych tańców,o których nie miał pojęcia. Zaledwie odważył się naodwiecznego walca, lecz okazało się, że nie zna naj-nowszej metody. Mimo to Lii nie zrobiła mu żadnejuwagi, choć bał się tego, sadzając ją na kanapie. Niepróbował też więcej szczęścia. Dla przyzwoitości za-tańczył jeszcze z jakiemiś, poznanemi świeżo, panien-

kami, poczem zasiadł pod ścianą, niemal dumny z roliopiekuna jej etoli i torebki. • .

Bez zazdrości patrzył na szereg tancerzy kolejnoobejmujących jej kibić, ufny i pewny swego szczęścia.Wodził za nią wzrokiem gdy tańczyła, starając się nicstracić jej z oczu, gdy chwilami ginęła w natłoku par,by -za chwilę wypłynąć dalej lekka, zgrabna, promie-'niejąca urodą i zadowoleniem. W krótkich skrzyżowa-niach spojrzeń witali się porozumiewawczem mrugnię-ciem powiek, przelotnym uśmiechem, od którego błogispokój rozlewał się pd Markowem sercu. W przerwach,zaledwie mieli czas-zamienić parę wyrazów, gdy pory-wał ją znów inny tancerz, unosząc w odległy koniecsali.

. Roman bawił się nie gorzej od Liii, tańczył bez-ustannie, zawiera! znajomości, uśmiechnięty i zwinnyjak baletmistrz, ukazywał się niemal w trzech miej-

Page 9: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Nr. 16 L O T N I K Str. 11

scach jednocześnie. Werwy i humoru miał nieprze-brane zapasy.

Marek specjalnie był mu wdzięczny za to, żezawsze jak z pod ziemi potrafił wyróść przed Liii,ilekroć swym kocim krokiem usiłował się do niej zbli-żyć Zabielski.

• Roman zaś poprostu, jakby dla sportu, postawiłsobie za zadanie, uniemożliwienie małemu porucznikowizabawy, a widząc przytem jego maskowaną usilniewściekłość, tembardziej był czujny. W rezultacie Za-bielski nie tańczył z nią ani razu, a gdy mu żartobliwymtonem zrobiła o to wymówkę, nie mógł pohamowaćirytacji.

— Jest pani dobrze strzeżona!Skarciła go wzrokiem za ten wybryk. Na szczę-

ście ani Marek ani Roman słów jego nie słyszeli. Zdzi-wiło ich tylko, gdy po kolacji zniknął z balu, nie po-żegnawszy się. Pogodnego nastroju nikt już teraz, niemącił swą obecnością.

Do> Marka przysiadł się Tarczewski, starszy jego-mość, sąsiad ze wsi. Wypytywał o różne rzeczy, cie-•szył ze spotkania, winszował zwolnienia z wojska, leczwidać było, że chodzi mu o coj innego. Lawirowałdość długo wśród różnorodnych tematów, aż nagle'z głupia-frant zagadnął.

— Pan podobno się żeni. — Nie? — Sądziłem. Ktośmi nawet o- tem mówił. Panna Liii jest bardzo miłąosobą, może tlko nieco — wpatrzył mu się w oczy ba-dawczo — nieco zbyt ....samodzielna. Chociaż to naweti zaleta — dodał szybko.

Marek mimowoli ściągnął brwi. Nie podobała musię ta uwaga, wypowiedziana zagadkowym tonem.

— Jak pan to rozumie? — zapytał,-siląc się na obo-jętność.

Tarczewski szerokim gestem pogładził rzadkiewłosy, uśmiechając się konwencjonalnie.

— Nite miałem nic ria myśli. 'Samodzielność zasad-niczo jest cechą- dodatnią. Jeśli mówiłem o „zbytniej"'samodzielności mimowoli stosowałem miarę należnąjejf płci. Znam jednak dobrze Macieja Łunickiego, którynie mając syna, przelał jego męskie prerogatywy nacórkę.'

— Pan jednak uważa to za błąd, tak sądzę przy-najmniej z tonu tych uwag.

Starszy jegomość uśmiechnął się ponownie.•—• Nie miałem zamiaru tego twierdzić. — My ludzie

starzy, często mamy teraz fałszywy sąd o rzeczach —dodał ciszej i wolniej, jakby do siebie wyłącznie kie-rując te słowa, dźwięczące ledwie dostrzegalną nutąironji. A po krótkiej pauzie: Panna Liii bawi się do-brze Widzę także pana Romana. —

Obrzucił szybkiem spojrzeniem etolę i torebkę Liii,któremi opiekował się Marek. Zdawało się, że nie za-kończy! zdania, akcentując milczeniem jakiś w triembrak, jakieś próżne miejsce, które nie powinno byćniezajęte.

— Pani Szumska jest cierpiąca, przyszliśmy wobectego sami — bezwiednie, nerwowo- uzupełnił Matek.

Zapadło milczenie. Tarczewski. obojętnym wzro-kiem lustrował tańczących, od czasu do czasu, Iekldemskinieniem głowy, zdaleka kłaniając się znajomym. Niezdradzał ochoty do przeniesienia swego punktu obser-wacyjnego \v inny koniec sali.

— Przyszedłem dość późno — odezwał się po chwili• — i rad jestem, że trafiłem na tak miłe towarzystwo.

Marek wysilił się na uprzejmy uśmiech. Naprawdęjednak wcale nie był zachwycony tem spotkaniemi perspektywa spędzenia reszty balu na rozmowie z są-siadem domu. Ta zwłaszcza okoliczność psuła mu

humor. Tarczewski oczywiście przy pierwszej sposob-ności nie omieszka podzielić się swemi wrażeniamiz balu w sposób równie subtelny ze starym panemSzarskim. A ojciec nie należy do ludzi hołdującychnowym zwyczajom, zwłaszcza jeśli idzie o tak zwanykonwenans. Człowiek starszej daty, dżentlemen naszlachecko-arystokratyczny ład,, pełen pogody życio-

' wej i werwy, niegasnącej z wiekiem, lecz zarazem stróżpilny pewnych zwyczajów i form, z któremi zrósł sięw dziedzinie życia' towarzyskiego. Marek już nie razstaczał na tem tle drobne utarczki, z których wychodziłani. nie pobity, ani nie zwycięski, ale zawsze nerwowonadszarpnięty i rozgoryczony. Pan Stanisław Szarskinie narzucał swego zdania, ale przy niem obstawał, cobyło dla Marka przykre 1. męczące, ile że nie zawszesam był pewny słuszności.

Tarczewski tymczasem w dalszym ciągu obserwo-wał salę, rzucająci od czasu do czasu jakąś uwagę,swym nizko brzmiącym, matowym głosem i tonemświatowca.

Gdy Liii wróciła na miejsce, powitał ją z serdecz-nością dobrego znajomego. Nie opuścił ich już dokońca balu, „matkując" całemu towarzystwu, jak samżartobliwie nazwał swą rolę.

Wracali do domu pieszo, Liii bowiem pragnęła sięprzejść przed snem.

Miasto powoli zaczynało się budzić do życia. Nabłękitnem tle śniegu i mgły porannej gdzieniegdzie roz-błyskiwały już rude plamy świateł elektrycznych,Przenikliwy odgłos tramwajowego dzwonka wpadał cochwila pomiędzy, oblepione jeszcze pleśnią nocnegoszronu, mary kamienic, mieszając się z jazgotliwem po-brzękiwaniem janeżarów końskiej uprzęży. Ruch byłdość duży. Mijały się ze sobą dwa prądy ~ budzącegosię życia, i zamierającej zabawy.

- Krokiem drobnym i szybkim pod ścianami sunęłyszare postacie z kołnierzami' wysoko podniesionemi,Ktoś od czasu do czasu biegł kilka kroków, stukającmocniej podeszwami o twardy, skrzypiący śnieg, dlarozgrzewki. Ktoś - prędkim ruchem ręki, zagrzanejw kieszeni paltota, osłaniał szyję osuwającym się koł-nierzem i biegł dalej, wzdrygając się od przenikliwegozimna 'styczniowego brzasku. Ktoś chuchał w palcezziębnięte....

Naprzeciw płynęła fala inna, powolna, leniwa, niewrażliwa na ten mróz i pośpiech. Wdechając świeże,rzeźwe powietrze, powoli wlokąc obolałe, nogi szli ci,którymi noc zeszła pracowicie na tańcu. Z pod rozpię-tych futer i pali błyskały białością, przymiete już nieco,gorsy i krawaty; na śniegu ubitym lśniło lakierowane'obuwie. Nikt się nie spieszył. Nogi odmawiały zby-tecznego wysiłku, rozgrzane ruchem ciało pragnęłochłodu, zmęczone zaduchem płuca ssały czyste, nie-zbrudzone jeszcze pracą dnia, powietrze.

Robiło się coraz jaśniej. Urok błękitnego porankarozpraszał się, roztapiał, wsiąkał w szarą biel dnia.

•Resztki czarów nocy, ukryte w fałdach sukien balowych. i fraków, chowały się po domach, zostawiając na ulicyjedynie coraz bardziej rosnący pośpiech ludzi, biegną-cych z podniesionemi kołnierzami paltotów.

Liii odważnie krocząca na początku spaceru, ledwiesię już posuwała, -zbliżając do domu, wsparta z dwuchstron na ramionach Romana i Marka. Bezgraniczne.zmęczenie i senność ogarniała ją coraz bardziej. '

Zatrzymali się przed domem.— Teraz żegnaj Królowo — rozpoczął swym gro-

teskowym tonem Roman. — Kto wie kiedy się znówdrogi nasze skrzyżują.

Page 10: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str. 12 L O T N I K Nr. 16

— Zapewne dziś wieczorem — zaważyła sennie.— O, niestety, nie. Jedziemy przecież z Markiem

do domu. Wczoraj telegrafowałem po> konie.Ożywiła się nagle.— Dziś wyjeżdżacie? To bardzo nieładnie z waszej

strony. Myślałam, .że przez te dwa dni mego pobytudotrzymacie , mi towarzystwa. A fe! Tego . się niespodziewałam.

Spojrzała z wyrzutem na Marka,, który się zmieszałpod jej wzrokiem i zaczął jej niepewnie tłomaczyć obo-.wiązek wobec rodziców." • Kręciła główką, nieprzeko-nana o niemożliwości odłożenia tego obowiązku na dwadni.

— Mam myśl! — zawołała wreszcie. — Niech panRoman jedzie, skoro się tak bardzo przy tem upiera i zadwa dni wyszle konie po pana' Marka — zgoda? •

— Królowoi, niemożliwe .— protestował Roman.— Tak, tak, ja bardzo proszę — zwróciła się do

Marka tonem zalotnej prośby.Był zakłopotany i niezdecydowany.— Zatem o siódmej czekam na pana! — dodała

stanowczo, przecinając dyskusję i zniknęła w otwartejbratnie.

Obaj bracia zamienili szybkie spojrzenia. Marekspuścił oczy, Roman zaś ujmując Tarczewskiego. podręikę, spojrzał na zegarek.

— Ósma-dochodzi. Mój Boże, ledwie ze trzy go-dziny można będzie, się przespać.

Marek o pół kroku postępował za nimi, zamyślonyi chmurny.

6.

Roman niespokojnie spoglądał na zegarek. — Je-• szcze pięć minut pozostało, do odejścia pociągu, a Marek

nie nadchodził.' Przedziały zapełniały się teraz pospiesznie. W

ostatniej, chwili napływały coraz większe fale pasaże-rów. Tragarze obładowani' stosami waliz, przebiegaliperon, roztrącając bezceremonialnie publiczność. Z tru-dem trzeba było bronić zarezerwowanego dla Markamiejsca,

Roman, jedną nogą oparty o stopień wagonu, war-tował przy otwartych drzwiach coupe drugiej' klasy,wychylając. głowę ponad rozgorączkowany tłum- po-dróżnych. Nadąrmo- wypatrywał brata, co chwilaprzenosząc wzrok z otwartych drzwi stacyjnej pocze-kalni na tarczę* wieżowego zegar u. Natomiast w tłumienagle ukazała się wielka sportowa czapka Tarczew-skiego. Szedł: krokiem .elastycznym z maleńką walizkąw dłoni, rozglądając się i zdała badając wzrokiemwnętrze przedziałów. Spostrzegłszy Romana zbliżyłsię z wyciągniętą ręką. , . •

— Jedziemy więc razem. — Pan kogoś jeszcze wy-patruje? A gdzie pan Marek?

: _ Właśnie czekam na;niego i bronię jego miejsca.Tarczewśki uśmiechnął się pobłażliwie ! rozejrzał

po peronie. •. , •Tragiczna sytuacja. Zdaje się, że nie znajdę miejsca.—Niech ,pan siada z nami. Pomieścimy się we

trzech na dwuch miejscach.Wziął jego walizkę i rzucił- na półkę obok swojej.Nagle ruch stacyjny szybko, począł się uspokajać,

jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozległosię trzaskanie drzwi wagonowych— konduktorzy za-mykali przedziały. , Peron raptownie opustoszał.

Roman wszedł do przedziału i przez odsunięte oknowypatrywał jeszcze brata.. Pociąg ruszył 'powoli,punktualnie w oznaczonym terminie. Marek nie przy-szedł. , '; ; '.'. ; ••'! : i ; r \

— Zaspał bestja, — zaklął Roman, podnosząc szybęokienna. ' .

— Za dwa dni niech pan wyszle konie na stację, —z ledwie dostrzegalnym iironicznem uśmiechem przy-pomniał Tarczewśki.

Marek zaś bynajmniej nie zaspał. Nawet prze-ciwnie — mimo nieprzespanej nocy •— oka zmrużyć niemógł. Tysiąc sprzecznych myśli walczyło w nim, spę-dzając sen z oczu.

Przebiegł myślą wypadki ubiegłych,dwuch dni. —Powrót, spotkanie pierwsze z Liii, teatr, kolacja, potembal — i to wszstko. Teraz zaś tfzeba wyjechać i lichowie kiedy się znów z nią zetknie. Sytuacja pozostanieniewyjaśniona w dalszym ciągu. A jednak trzeba jąwyjaśnić! ••• •

Trzeba wreszcie pomówić z nią rozsądnie. Minęłyczasy pogodnego dzieciństwa, kiedy mogli nie myśleć0 tem co będzie. Trzeba to wszystko sprowadzić najakieś tory wyraźne i formalne. :

A jeżeli zbędzie to żartem? — Boże, co za dziwnaistota! Ileż to razy tak już było.'— Ani tak, ani nie.-'Mamy czas na tak poważne rzeczy. To był jej stałyrefren; I Marek pozostawał znów w największej nie-pewności, lawirując pomiędzy najpiękniejszemi nadzie-jami i złudzeniami szczęścia, a czarną rozpaczą zwąt-pień,

Ileż to razy bywało tak, że gdy sobie wyobrażał,że wreszcie zdobył Ją ostatecznie i na zawsze, naglezmieniała się nie do poznania. Stawała się złą i bez-',•względną, głuchą i ślepą na wszelkie jego cierpienia,na rozpacz, która go żarła, jak straszliwa choroba.

Mimo wszystko jednak tym • razem postanowiłostatecznie się z nią rozmówić. — Te dwa dni pogody1 serdeczności dodawały mu otuchy.

Nie był jednak pewien zwycięstwa. Tysiąc razyprzypominał sobie wszelkie szczegóły .rozmów, spoj-rzeń, uśmiechów, by na nich wybudować nieomylnyhoroskop i tysiąc razy walczył między nadzieją a zwąt-pieniem. • • '..

W dodatku zjawiła się ta nagła, nieoczekiwanaprzeszkoda — wyjazd. Był zły na Romana za ten poś-piech. Dla czego koniecznie dziś? Co znaczą te dwadni jeszcze? Zapewne, i on sam radby zobaczyć znówdom, którego nie widział tak dawno. Ale właśnie dlatego, że to już tak dawno, że dwa dni nie mogły ważyćwiele.

Ten brak zapału do odwiedzenia domu, za którymtak tęsknił Roman, nie był wcale dowodem, jakiejśMarkowej oziębłości. Czułby się z pewnością dotkniętywielce, gdyby go ktoś o to posądził. — Tylko że w tejchwili właśnie.... " _

Cziił, że jechać powinien, że Roman w gruncierzeczy ma rację i dla tegoi tembardziej tej myśli sięprzeciwstawiał, buntował przeciw, niej i przeciw bratu.Pośpiech wydał mu się jakimś Romanowym realnyminteresem.— ułożył sobie poprostu, że tyle i tyle dni,w tym i w tym czasie ma poświęcić spirawom rodzin-nym i z właściwą bezwzględnością przy tym planieobstaje. Przecież, gdy się zwolnił, z wojska nie pojechałna drugi dzień zaraz, tylko, zajął się swojemi „speku-lacjami". Wtedy nie było mu tak pilno — myślał, za-jadliwie. V

Liii ma być przez dwa dni i przez te dwa dni na-leżało jej dotrzymać towarzystwa we własnym inte-resie; Przecież ii jemu wolno mieć interesy, (nie takprozaiczne jak „polskie drzewo") do djabła! — Burzyłsię wewnętrznie. •: ,

Page 11: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Nr. 16 L O T N I K Str. 13

Zamiast myśleć o śnie, jął chodzić po pokoju, wal-cząc z brakiem decyzji, bo mimo, wszystko nie czul sięzdecydowanym ani na podróż, ani na pozostanie. De-nerwował się tylko walką argumentów obydwóch mo-żliwości.

Kazał sobie zrobić kąpiel. Z irytacją zrzuca} fraki cały balowy rynsztunek, rozmyślając wciąż gorącz-kowo. Miał już nie wiele czasu na powzięcie decyzji.

Gdy siedział w wannie przyszło mu na myśl, jakiewrażenie zrobiłoby to w domu, gdyby przyjechał tylkosam Roman.

Zobaczył nagle zupełnie wyraźnie zgaszoną twarzojca i ciężkie westchnienie wydobywające się z jegopiersi. Stare, poczciwe oczy zatroskane 'obojętnościąsyna, którego tak koahał, jakby nań spojrzały z pozaodległej mgły. .— Zrobiło mu się nieprzyjemnie.

— Bądź co bądź nie. widziałem go blizko rok —zauważył z pewną czułością.

Kąpiel działała nań uspokajająco. Myśli rozpierz-chłe i zgorączkowane zaczęły się u kładać jakoś lo-giczniej.

— Trzebaby tylko napisać parę słów do Liii —myślał już na pół zdecydowany. — Niech mi da znaćkiedy znów przyjedzie.

Przy herbacie ułożył sobie treść listu i podarłszykilka arkuszy papieru wreszcie napisał. Tiomaczył, że

•musi jechać, choć wolałby zostać i że ją prosi, by naręce portiera hotelowego- napisała kiedy się znów wy-biera do Warszawy.

Zrezygnowany, ale spokojny kazał wysłać list za-raz i zabrał się do pakowania walizy. Teraz dopieropoczuł zmęczenie i senność. Ogarniała go prawie apa-ija i niechęć do wszystkiego. Bylejak powrzucał do

kufra części garderoby i zatrzasnął zamek. Miał jeszczegodzinę czasu, z którym nie wiedział co zrobić.

Wyciągnął jakąś książkę i zagłębił się w wygod-nym fotelu. Czytanie mu jednak nie szło, oczy siękleiły, natrętne ziewanie nie dawało spokoju. Zasnąłz książką w ręku.

Obudziło go stukanie.— Wejść — krzyknął, budząc się.Był to numerowy.— Nie było odpowiedzi. Posłaniec wrócił.Marek nie zrozumiał w pierwszej chwili.— Co takiego?— Jaśnie pan posyłał z listem.Aha, prawda, teraz sobie dopiero przypomniał.— Zawołać dorożkę? — pytał sługus, obrzucając

wprawnem okiem walizę.• Uświadomił sobie, że ma odjeżdżać. Jak długo

spał? Czy nie za późno już? Z niepokojem spojrzałna zegarek. — Nie, akurat czas.

Nie było odpowiedzi — przypomniały mu się stówanumerowego. Coprawda nie spodziewał się jej — Liiiprzecież śpi. Jednakże wiadomość ta niemile zadźwię-czała mu w uszach. I nagle myśl o odjeździe ziryto-wała go.

•— Zawołać dorożkę? — powtórzył numerowy,chwytając za ucho walizy.

Nagły bunt podrzucił nim, jak prąd elektryczny,Wyirwał walizę z rąk zdumionego służącego.

•— Nie trzeM. Zostaję — warknął z irytacją.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

warsztatówSMńliffilfifiMfflhffiiifflliffiilffilMlffii''^li t"fltjfl

A-

Precyzyjne śliiowanie cylindrów mo-torów samochodowych i lotniczych

od 75 mm średnicy zwyż

J= Wykonanie części silnikówI • jak

6 Wentyle z najlepszej stali niklowejV Sprężyny, Czopy zaworowe, Koła

zębate i t, p.

1 Wyborowy materjał — precyzyjne wykonanie Ą

SP AKC. SAMOLOTPOZNAŃ - ŁAWICA

|ihfiii

IJfiii

1=

Ijflijfl)ii

s(i

•I!•ijfi

„BRISTOL"właśc. Klemens Balcer

iii WINIARNIA

.i|i=ii

iilHIll | ili

=i

KAWIARNIA CUKIERNIACentrala : Ftlja &

Bydgoszcz,Mostowa 5 Torań, Szeroka 23 -̂Telefon 308 Telefon 104 fl

Największe i najnobliwsze lokale £t

miasta Bydgoszczy i Torunia g•i

¥ Telefon 65-27 Telefon 65-27

Codziennie pierwszorzędny koncert ^artystyczny * S

ui!<i sTiHWiRiiiiiS.1*! im ••Subaru "JCimn' uaMarn" iii!" "S! s^^aaMBriKBUMirnuattMSS

Page 12: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str. 14 L O T N I K Nr. 16

Polska linja lotnicza „Aerolloyd"Rozkład lotów na rok 1924

ważny od dnia i. listopada 1924 r.Komunikacja codzienna z w y j ą t k i e m niedziel !

R o z k ł a d l o t ó w :

Czas

1 3 . - j16.- i13.— '1 6 - I9.30

12.- ,.

ri

Kierunek Czas

WarszawaGdańskWarszawaLwówWarszawaKraków

12.—9 —

s 12.—9.—

16.3014 —

Cena bilelulotu w z\

65. -

6 5 . —

5 0 . -

U w a g i : Zniżkę 50°/0 otrzymują w roku bieżącym — zaprzedstawieniem legitymacji:

1. Senatorowie i posłowie sejmowi.2, Oficerowie Wojsk Polsk , urzędnicy państw, i samorząd.3, Członkowie Ligi Obrony Powietrznej i Aeroklubu.4. Inwalidzi wojenni.

Przewóz pasażerów, poczty lotniczej i towarów.Pocztę lotniczą należy nadawać w Głównych Urzędach poczt.— Pocztę i towary dostawia się w tym samym dniu —

I n f o r m a c j e :Warszawa, Nowy Świat Nr. 24 tel 9-00.

Lwów', Hotel George ulica Legionów, tel. 6-10,Gdańsk-Wrzesżcz, Lotnisko, tel. 27-46,

Kraków, B'uro Kolejowe, Szpitalna 36, tel. 25-00.

ENRYKZAK POZNflN

FABRYKA AKUMULATORÓWŁYSIŃSKI, POZNAŃ

dostarcza: BATERJE STACYJNE, PŁYTY ZAPASOWE SYSTEMU „TUDOR'«-©-

Biuro montażowe, ofertowe, warsztaty reperac, szlamowanie baterji pod adresem.

ZAKŁADY ELEKTROTECHNICZNE INŻYN. ŁYSIŃSKIEGOPOZNAŃ, ULICA 27 GRUDNIA 5. - - - - TELEFON !329 1221

Page 13: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Nr. 16 L O T N I K Str. 15

CZOOOOOOO OO-OOOOOOOOO-OB IU!!!11Ioooooooco

SSIlliw

Pracownia siodlarska oraz fabryka sztylp.

Skład towarów galanteryjnych, kufrów i walizek

w BYDGOSZCZY, UL. POMORSKA 8a

=O==

o

Restauracja - Winiarnia

GASTRONOMJABYDGOSZCZ

ul. Dworcowa 87 nar. ul. Gamma. Tel. 841-- poleca

KUCHNIĘ POLSKO-FRANCUSKĄBufet Warszawski w wielkim wyborze

o JEDYNY LOKAL BEZ MUZYKI o

A PA RATY FOTOG RAFi CZN Enajnowszych konstrukcji jak: Kodaka,Ica, ContGasfi-Nnttol, J£mflm;inna. Zeissit

i t. <1 w wielkim wyborzePrzybory ioiogrnflrłiie Jałt:pjyty,fiiiny,xjapier3*,plyny ziiwszo świeże.Wywolyw^kopjowanle, retuszów, itd.wyKonujB się szybko i nartzw. starannie

I.'sluga facliowa!Objaśnienia z deledziny fotogr. udzielasi(j chętnie bez zobowiązanui zakupuMagazyn aparatów i przyborów fotograficznych

TADEUSZ CYLKOWSKI, BYDGOSZCZnaprzeciw Teatru Miejskiego (Jagiellońska 15) — Tel 1561Artykuły kosmetyczne i drogeryjne, krajowe i zagrań.

CENTRALNA DROGERjA

J. CZEPCZYŃSKI, POZNAŃSkład detaliczny: Magazyny hurtowe:

Stary Rynek 8. Tel. 3324 ul. Woźna 23. Tel. 3288Konto czekowe: P. K. O. Poznań 200546.

Najtańsze źródło

ZAKUPU DŁA KAŻDEGOSPECJALNOŚĆ:- Farby, lakiery, pokosty, pendzle.

Oliwy, tłuszcze do maszyn, smary na osie. 6

S S ""Hllllli illllli l|]ll <ill||l lllllm Hllllli lllll lll! yt

I W. N0WAK0WSK11| POZNAŃ, GRUNWALDZKA 23 |

Pracownia wykwintnejodzieży męskiej, dam-skiej i umundurowania

Wielki wybór w materiałach |

m u " mii" mu" mi • iiin>"

AKWAWIT S, A.poleca = 5 =

M najlepsze wódki i likiery 1

Czystą i\i Gładką Ąi Słoniówkę :•:Jarzębiniówkę :-c Wiśniówkę wy-trawrną-i- Wiśniówkę krystalizową ;i;Kminkówkę krystalizową M» Sena-torski i\i Reformacki ;S* Miętówkę i\i

w

i inne

Specjalność:

Cherry Brandy-Orange- mCuracao blanc *

• ••• ^ s

ODDZIAŁ DESTYLACYJNY W POZNANIU WŁ

MAŁE GARB ARY 2

Page 14: ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHIbcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2689/15lot24_nr16.pdfCena numer 2u0 groszy ORSAN • ZWIĄZK •U LOTNIKOW POLSKICHI * PISMO DLA WSZYSTKIC POŚWIĘCONH

Str. 16 L O T N I K Nr. 16

WIELKOPOLSKA WYTWÓRNIA SAMOLOTÓW

„SAMOLOT" SP. AKC.POZNAŃ - ŁAWICA

I. Budowa samolotów wszelkich typów według własnych projektów i licencji, dlawojska, szkół technicznych, żeglugi powietrznej i sportu, oraz części zapasowych.

II. Remont silników spalinowych, specjalnie rektyfikowanie i szlifowanie cylindrów,wyrób części motorowych.

III. Masowa produkcja artykułów drzewnych. Własne laboratorjum wytrzymałości ma-terjałów, przeszło 50 obrabiarek do drzewa i metalu.

Popierajcie przy konkursach na dostawy fabrykę Związku Lotników Polskich

Świetne dzieje Wenecji średniowieczazostały uwieńczone w obrazie p, t,;

uuKRWAWY TRON DOZO Wmy

yy

8 potężnych aktów ilustracyjnych tra-giczne przejścia rodziny panującej Doży.:-: Niebywały przepych wystawy. :-;

TEATR PAŁACOWY, pl Wolności 6y

yycacac acac ac ac ae e ac ac ac ac ayKupujcie li tylko praktyczne

PODARKI GWIAZDKOWEdla żony, męża i dziecka polecamy najstosowniejsze podarki w naszych oddziałach:

KONFEKCJI MĘSKIEJ ' ^ j g y FUTER * OBUWIAKONFEKCJI DAMSKIEJ \Y\) ARTYKUIÓW MĘSKICHKONFEKCJI DZIECIĘCEJ W KAPELUSZY DAMSKICH

Oddziały nasze są od nsijtańszych do najlepszych gatunków jaknajobficiej zaopatrzone

DOM KONFEKCYJNY TOW.AKC.BYDGOSZCZ POZNAŃ GRUDZIĄDZ

1ś=*fCzesankami Drukarni św. Wojciecha, w Poznaniu.