O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1...

28
O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów czyli relacja z podróży* CZĘŚĆ TRZECIA ostatnia Jakub Karolczak *ZAWIERA NORMALNĄ DAWKĘ WULGARYZMÓW

Transcript of O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1...

Page 1: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

O tym jak

1 człowiekna

2 kołachzwiedził

9 krajóww

29 dniprzejeżdżając

10 000 kilometrów

czyli relacja z podróży*

CZĘŚĆ TRZECIAostatnia

Jakub Karolczak

*ZAWIERA NORMALNĄ DAWKĘ WULGARYZMÓW

Page 2: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

20 lipca (Dos Hermanas>Guadalupe>Lisboa)------------

4305-5095km (790km)

Motto dnia:

„Miś: Ahaa, największa rzecz bym zapomniał… kamyk, o który pan prosił z… Jeleniej Góry przywiozłem.

Janek: Z Jeleniej?!Miś: Z Jasnej Góry oczywiście! Pamiątka. Pan wie, kto po nim stąpał…”

(film „Miś”)

Poranek w Sewilli to... tym razem zachmurzone niebo i "tylko" 28 stopni. Jesień, czas stąd spierdalać, hehe. Do pakowania się pogoda idealna, przynajmniej nie będę cały mokry po 5 minutach. Szybko zwijam sprzęt i ruszam na północ, do sanktuarium w Guadalupe, gdzie znajdować się ma rzeźba Matki Boskiej wykonana (podobno) przez św. Łukasza Ewangelistę.

Nie było tego w moim pierwotnym planie podróży, ale Mama poprosiła mnie o jakiś wizerunek Matki Boskiej z miejsca które będę odwiedzał, a że ze względów psychologicznych (patrz motto dnia) raczej odpadało kupienie jakiejś podróby w Madrycie i oszukanie Mamy, że to z Fatimy, po krótkiej analizie przewodnika i mapy wybór padł właśnie na Guadalupe, w którym melduje się po kilku godzinach jazdy w standardowym upale (chmury zniknęły 40km za Sewilla).

Samo opactwo to ciekawy architektonicznie budynek, ale największe wrażenie robi figura Matki Boskiej. Faktycznie czuć coś specyficznego w tym miejscu i nie chodzi mi o przyjemny chłód wewnątrz kościoła, ani zapach stęchlizny - ja, który się z generalnej niechęci do rytuałów nie modlę po katolicku (czyt. na kolano i ręka północ-południe-wschód-zachód) właśnie tam tak zrobiłem. To chyba najlepsze potwierdzenie wyjątkowości tego miejsca. Po tej duchowej strawie i zakupie medalika, znów ruszyłem w drogę, w stronę Badajoz i dalej do Portugalii, która musi być z Hiszpania od dawna w dobrej komitywie, bo nie było nawet tabliczki sygnalizującej zmianę kraju. Po prostu nagle w napisach zauważyłem literki, których w języku hiszpańskim nie ma :)

Page 3: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Na liczniku już 250km przebiegu, wiec czas rozejrzeć się za stacją i zatankować Trampka. Jak na złość, przez najbliższe 30km żadnego dystrybutora. W końcu zdesperowany jak stara panna po 40tce zjeżdżam do jakiegoś miasteczka. Portugalia od razu kojarzy mi się z Polską, może dlatego, że pierwszy napotkany żywy osobnik jest napierdolony jak szpadel i ledwo trzyma się na nogach, ja jednak go zagadnąłem i zmusiłem do wyjaśnienia mi gdzie mogę nabyć "gasoline". O dziwo, jego wskazówki były bardzo precyzyjne, szkoda tylko, że stacja w niedzielę zamknięta. „Damn! I co teraz?” Na szczęście po drugiej stronie placu był Repsol, otwarty. Uff, tankuje 17 litrów (bak ma 18) co oznacza, że mogłem przejechać jeszcze jakieś 20km. W międzyczasie właściciel stacji gada z kierowcą autobusu, a ja łapię ostre schizy po raz pierwszy w życiu słysząc rozmowę po portugalsku. „Po jakiemu oni gadają?” Najpierw myślałem, że po słowacko, potem że po rosyjsku. Wszystko przez dużą ilość "ż", która to głoska zarezerwowana jest dla Słowian :) Portugalczycy są bardzo mili, ciężko nam się dogadać (za cholerę nie przypomina w mowie hiszpańskiego, choć niektóre słowa są podobne) ale udaje mi się opowiedzieć co nieco o swojej podroży jako cel podając Lizbonę i chyba za to dostaję 3% zniżki (a paliwo drogie, po 1,53 Euro) i uścisk dłoni kierownika stacji - uczę się też, ze "dziękuje" to u nich „obrigado”, żadne tam „gracias”.

Ruszam w dalsza drogę. Godzina spędzona na portugalskich drogach pozwala mi stwierdzić, że Portugalczycy jeżdżą beztrosko i dość niebezpiecznie, czyli poczułem się jak w Polsce. W Portugalii zegarek cofnąłem o godzinkę, do tego słońce spadało bez końca, co sprawiło że do Lizbony dotarłem za dnia, o 21:00 czasu lokalnego. Oczywiście w miejscu wpisanym do nawigacji jako kemping była znowu niespodzianka - tym razem ciężkie getto cygańskie. Napotkane dwie kobiety na widok mojej odblaskowej kamizeli dostają prawie zawału i zaczynają coś krzyczeć. Podjeżdża auto, wysiada cygański osiłek bez zęba, w środku siedzi jego chudy kolega, który w oczach ma obłęd. Piękna para jak kiedyś Majdan i Doda. Cygan pyta o co mi chodzi, wyjaśniam, że szukam kempingu. Sytuacja niby się rozładowuje, staruszka proponuje mi spanie na trawniku pod blokiem - jaaasne, a rano motor byłby już rozłożony na części zamienne :) śmieję się głośno z tego pomysłu, przyłącza się Cygan i po chwili staruszka. Niby jest wesoło, rechoczemy razem, ale czuję wyraźnie, że chłopaki ciągle ogarniają co ze mnie za typ i czy mi przyjebać czy może lepiej nie. Nie zamierzam tak od razu uciekać, na wszelki wypadek nie gaszę jednak motocykla, mam zapięta jedynkę i jestem gotów strzelić ze sprzęgła i zniknąć w uliczkach. Mimo wszystko kontynuuję rozmowę, skoro powiedziałem, że jestem z Polski to nie wypada spierdalać, nie takim typom nasi dawali rade. Chudy też wysiada z auta i coś bełkocze do starszego kolegi. Cała grupka ciasno mnie otacza, rozmowa ciągle jest oczywiście o kempingu, ale napięcie można wyczuć w powietrzu. W końcu pada pytanie czy chcę kupić hasz i kokę, bo maja dobre. Wiem, że to test. Chyba myślą, że jestem jakimś podstawionym agentem, pieprzona kamizelka odblaskowa. Odpowiadam, że nie, ale że kiedyś lubiłem zapalić i mówię o Amsterdamie. Od razu czuję, że cały ładunek emocjonalny prysnął, Chudy dostaje prawie konwulsji ze szczęścia (kokę chyba faktycznie mają dobrą), a osiłek się wreszcie szczerze uśmiecha. Mówią, żebym spytał kogoś na pobliskim lotnisku i przybijamy żółwika, oczywiście jestem teraz ich nowym "my friend". Całkiem fajne zakończenie sytuacji, która w pewnym momencie była mocno napięta. Honor kraju i własny pysk uratowane :)

Wkrótce, pytając kolejnych tubylców o drogę (musiałem zdjąć kamizelkę bo wszyscy uciekali, tu chyba każdy ma coś na sumieniu), docieram do całkiem sporego i ładnego kempingu blisko centrum. Rozpakowuję się, otwierając kolejne kufry. Nagle chrrrrup i kluczyk od bocznej walizy rozpada się na drobne kawałeczki. No to jestem uziemiony na dłużej w Lizbonie - bez kluczyka nie ruszę dalej (kufra nie zostawię), a zamiennik jest w

Page 4: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Lodzi. Szybki kontakt z Ojcem, obiecuje wysłać kluczyki nazajutrz. Pozostaje czekać na DHL :)

21-22 lipca (Lisboa)------------

5095km (0km)

Motto dni:

"I'm stuck to you... just like glue" (Prodigy, Stuck On You) – genialny sample swoją drogą

http://www.youtube.com/watch?v=si3IxP-z6uA

Utknąłem więc w Lizbonie na parę dni w oczekiwaniu na zapasowy kluczyk. Cóż, będzie szansa wypocząć i wyprać ciuchy :) no i oczywiście lepiej poznać miasto. Pierwsza wyprawa po okolicy i już natrafiam na portugalski towar eksportowy - slumsy.

Page 5: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Poza tym mogę już stwierdzić, że w Portugalii widać syf i brak edukacji - Portugalczycy są bardzo sympatyczni i... niewiele więcej. Ich potęga oparta była na kruchej podstawie wyzysku Brazylii i innych kolonii, trudno się wiec dziwić, że bez tych źródeł kraj musiał podupaść. Wiedza to potęga, wole jednak być wyedukowanym, polskim cwaniakiem niż sympatycznym, portugalskim przygłupem. Zwiedzanie Lizbony to głównie oglądanie starych, zaniedbanych budynków. Jak byście mieli kiedyś ochotę zobaczyć, jak wygląda imperium po upadku to zapraszam właśnie tutaj. Syf, smród, bród i odległe wspomnienia dawnej świetności. Poza tym, tylu meneli nie widziałem nigdy w życiu, nawet na Włókienniczej. Z radością wracam na w miarę ogarnięty kemping z równo skoszonym trawnikiem - prawdziwa oazę europejskości w morzu Trzeciego Świata. Jeśli Portugalczycy są od 1986 w UE i maja tak zaniedbaną stolicę, to nie za dobrze o nich świadczy. Zbudowali 3 autostrady na krzyż i dostali Euro, może i nam się uda? Powiecie, ze najeżdżam na Portugalię, ale fakty są takie, ze po tym co zobaczyłem, nieprędko będę chciał tu wrócić. Skreślam też Porto z planu podróży, chcąc jak najszybciej znaleźć się znowu w cywilizowanej Hiszpanii, gdzie ludzie wykazują elementarna chęć zrobienia czegoś ze swoim życiem i gdzie rozumiem chociaż trochę z tego co się do mnie mówi :)

Murowany lizboński syf

Plaza de Comerco, jedno z nielicznych miejsc bez tony śmieci

Page 6: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Kluczyk dociera 22.07 po południu, co bardzo cieszy, bo kolejny dzień spędzony w Portugalii byłby już meczący jak opieka nad dzieckiem z ADHD.

23 lipca (Lisboa>Fatima>Santiago de Compostela)------------

5095-5661km (566km)

23.07 z nieukrywana radością pakuję swoje rzeczy, aby wyruszyć w dalsza podróż i UFF... opuścić Portugalię. Przedtem jednak jeszcze "sakralna atrakcja" - wizyta w Fatimie (po drodze z Lizbony na północ). Sanktuarium okazuje się być całkiem inne od moich wyobrażeń (jak zwykle), niewielki kościół, natomiast wybetonowany przed nim plac wielkości Belgii.

Jest tez i figura naszego Joao Paulo II - oblegana, jest kolejka chętnych do zdjęcia z pomnikiem! Po drodze spotykam sporo Polaków. Wewnątrz świątyni groby trójki pastuszków, w tle z głośników sączy się schizowy podkład, dobre oświetlenie - całość robi wrażenie, a jeśli dołożyć do tego fakt, że jest to uznane przez Kościół objawienie... cóż, na mnie podziałało, ale ja jestem podatny na sugestie. Niech każdy osadzi sam, warto się wybrać w każdym razie będąc w okolicy :)

Page 7: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Dalsza droga to próba jak najszybszego wydostania się z Ukrainy zachodniej Europy., czyli jazda autostrada. W końcu sukces! Żegnam Portugalię wyprostowanym środkowym palcem. Tablica Espańa, a za nią nareszcie napisy po ludzku :) okazuje się, ze ta część kraju (Galicja) bardzo przypomina Polskę (jest zielono i pochmurno), a nawet nasze Bieszczady - są bardzo podobne pagórki. Od razu bardzo polubiłem ten region Hiszpanii. W dodatku mówią łatwo zrozumiałym hiszpańskim, nie zjadając liter i nie rozpędzając słowotoku jak Bone Thugs N Harmony. Wieczorem docieram do Santiago de Compostela, tym razem bez przygód odnajduję kemping. Dostaje z przydziału wyznaczone miejsce, które okazuje się być stromym pagórkiem. Wjechanie i umiejscowienie tam motocykla tak, aby się nie stoczył jak Violetta Villas okazuje się zadaniem na dobre 15 minut. W końcu maszyna staje po skosie, na biegu. W sama porę rozbijam namiot, bo zaczyna kropić (!). Jestem w lekkim szoku, w końcu od prawie 3 tygodni jedynymi opadami jakie zaliczyłem były krople wody z klimatyzatorów na budynkach. Podoba mi się tu - jest soczyście zielono i przyjemnie chłodno, w przeciwieństwie do spieczonego słońcem południa Półwyspu (które też mi się podoba, ale mila jest taka odmiana).

24 lipca (Santiago de Compostela)------------

5661km (0km)

Motto dnia:

"Damn, I hate it when it rain" (Method Man, Say)

http://www.youtube.com/watch?v=dE0hWB0rvGs

O 7 rano budzi mnie dawno zapomniany dźwięk deszczu napieprzającego w tropik namiotu. Ręcznik, który powiesiłem wczoraj na sznurku żeby wysechł, wygląda teraz jakby potrzebował na to tygodnia w Sewilli. Cale niebo wytapetowane jest warstwą sino szarych chmur, nie ma więc specjalnej nadziei na poprawę pogody. Wracają wspomnienia wakacji nad Bałtykiem :)

Deszczowy dzień spędzam włócząc się po uliczkach starego miasta Santiago. O 13tej docieram pod katedrę, ale jest jakieś nabożeństwo i taki tłum, ze nie ma szans wejść do środka. Postanawiam wrócić później, a wolny czas spędzam jak tradycyjna, polska, katolicka rodzina w niedziele po mszy - w centrum handlowym :) Area Central w Santiago to akurat bardzo ładna galeria, przypomina z wyglądu kampus uniwersytecki (może to przez dziedziniec).

„Are you motherfuckers ready to paaaaaaaaaaarty?”

Page 8: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Katedra

Pod wieczór wracam do kaplicy i trafiam - znów - na nabożeństwo. Z zaciekawieniem wysłuchuję czytania i kazania po hiszpańsku. Nawet łapię z tego co nieco :) później schodzę wąskimi schodkami w dół pod ołtarzem, gdzie znajduje się grób św. Jakuba Starszego, jednego z Apostołów. Nasz papież też odwiedził to miejsce w 1982r., o czym świadczy pamiątkowa tablica. Przyklękam na chwilę, ale oczywiście dowcipny los o spokojnej kontemplacji każe mi zapomnieć - zaraz przechodzący ksiądz wywala przede mną cały kielich z komunią i już jest co robić :) tradycyjne zwiedzanie kaplicy to jeszcze uścisk rzeźby św. Jakuba i powrót w coraz silniejszym deszczu na kemping. Nazajutrz w Santiago największe święto w roku, tłumy pielgrzymów już szczelnie wypełniają miasto co oglądam w wieczornej transmisji w TV Gallega. Ja jednak pokłon Apostołowi oddałem, a swoje imieniny wole spędzić w drodze, z dala od tłumów. Mam też jedno proste życzenie pielgrzyma - żeby rano nie padało jak będę zwijał namiot :)

Już mam się kłaść, kiedy tuż przed północą rozpoczyna się MEGA niesamowity festiwal ogni sztucznych, który oglądam ze wzgórza, na którym zlokalizowany jest kemping. Dodatkowo dzieje się mały cud, rozstępują się chmury :) czuje się jak w Sylwestra. Zawsze zlewałem swoje imieniny, od dziś obiecuje je świętować jak w Santiago - z pompą :)

Dopisek nocny:PS. Skandal! Jest 4.15 rano a skurwysyny napierdalają na tym wiejskim odpuście jakieś techno tak, że tropik mi faluje w namiocie, mimo że z kempingu do centrum są 3-4 km. Rozumiem, ze to fiesta Apostoła i jakby dewoty wyły "Alleluja" przez 5 godzin to mógłbym to pojąć, ale na co pielgrzymom w co najmniej średnim wieku, z obandażowanymi stawami

Page 9: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

i kijami do nordic walking, techno??? Chyba, że zamiast komunii ecstasy rozrzucali w tłum. Bas idzie stamtąd taki, ze w grobowcu św. Jakub pewnie uderza o wieko trumny.

25 lipca (Santiago de Compostela>plaża w Asturii k/Gijón)Moje imieniny :)

------------5661-6069km (408km)

Motto dnia:

„That ain't workin' – that's the way you do it... play the guitar on the MTV” (Dire Straits, Money For Nothing)

http://www.youtube.com/watch?v=aNaKWXqXkhw

Św. Jakub mocno się wkurzył za wczorajszą Love Parade i od rana pokarał pielgrzymów deszczem i mgłą gęstą jak zupa krem z borowików. Szybko się zwinąłem, wysuszyłem namiot w łazience, nie zważając na fochy pań sprzątających (liście i tak tam już były!) i ruszyłem w trasę. Deszcz bardzo szybko ustal, a ja podążałem droga do Lugo, mijając ciągnące z naprzeciwka ostatnie grupy pielgrzymów zmierzających do Santiago. Trochę przypominało to naszych wędrowców zmierzających na Jasna Gore.

Z Lugo skierowałem się prosto na wybrzeże, gdzie trasa nadmorską (zajebiste zakręty!) podążałem leniwie na wschód, zerkając od czasu do czasu na ocean. Wspaniale chwile, puste, kręte drogi i rajskie widoki (palmy, sosny i duuużo zieleni). Zachęcony widokami znów (jak na Costa del Sol) zjeżdżam na plaże jak z folderu :)

Po chwili znów ruszam w drogę, poganiany ciągnącymi za mną chmurzyskami. W ten sposób docieram aż za Gijón, gdzie zajeżdżam na przesympatyczny kemping blisko plaży. Bajka, do chwili aż zaczyna się nawałnica - akurat jak rozbijałem namiot. Już po 5 minutach szmatą wybieram wodę z wnętrza namiotu, aż mnie dreszcze przechodzą na myśl, że będę musiał położyć się tam spać. W celu odwleczenia tej przykrej konieczności, idę poszwędać się po plaży. Trafiam akurat na koncert rockowy w barze na klifie i na półtorej godziny zapominam o deszczu, syfie i wszystkich problemach. Niech żyje muzyka na żywo :) a najlepszy kawałek, który zagrali, dedykuję sobie – znajdziecie go w motto dnia :)

Page 10: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

26 lipca (plaża w Asturii k/Gijón)------------

6069km (0km)

Motto dnia:

„Asturias – paraiso natural” (hasło reklamowe regionu, zgodne z prawdą)

Kolejny dzień to typowe plażowe lenistwo, więc nie ma za bardzo o czym pisać. Pogoda zmienna jak nastroje kobiety z PMS, ale udało mi się posmażyć i skorzystać z wywołanych wiatrem fal. Miałem plan posiedzieć tu parę dni, ale znalazłem w necie kemping kolo Bilbao, gdzie podobno są najlepsze fale Europy wiec mój niespokojny duch oczywiście zmusił mnie do opuszczenia pięknego Costa Verde już po 2 noclegach. I nie pożałowałem tej decyzji!

Z serii „Dziwne Znaki” (Asturia) - „Spierdalamy ze szkoły!!!”

27 lipca (plaża w Asturii k/Gijón>Mundaka, kraj Basków)------------

6069-6392km (323km) Motto dnia:

„Euskadi eta Askatasuna” - („Kraj Basków i Wolność”)ETA, nazwa baskijskiej organizacji terrorystycznej

27 lipca, po 259km zajeżdżam do przepięknego miasteczka Mundaka - w dole widać wspaniałe, długie fale o grzywach jak hipisi.

Page 11: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Tablica informująca o wjeździe do miejscowości – dość nietypowa :)

Podobno najlepsze fale do surfingu w Europie – całkiem możliwe

Kraj Basków to istny cud natury, wiec zamiast wylegiwać się w słońcu, odpinam kufry (wreszcie!), wsiadam na motocykl i ruszam na wycieczkę objazdowa. Transalp bez bagażu jedzie jakby dostał podtlenek azotu :) Na pierwszy ogień idzie Gernika (Guernica). Miasteczko to zostało zbombardowane w czasie hiszpańskiej wojny domowej przez naczelnych barbarzyńców Europy - ekipę niemiecką (ćwiczyli mordowanie ludności cywilnej, co potem z powodzeniem wykorzystali w czasie nalotu na Wieluń).

W Guernice oglądam słynne drzewo, pod którym królowie Hiszpanii musieli przysięgać zachowanie praw Basków (niezłe kozaki, każdy Bask był wolnym, niezależnym szlachcicem) i gdzie zbierał się baskijski parlament.

Page 12: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

El arbol czyli słynne Drzewo w Guernice

„Estado Espańol – estado terrorista” - tak Baskowie kochają władzę :)

Potem udaję się do malowanego lasu - zaczyna się niewinnie, jakby przedobrzone malowanie szlaku turystycznego, ale wyżej wygląda naprawdę schizowo. Czy ma to jakiś związek z występowaniem na tym terenie dużych ilości grzybów halucynogennych z gatunku psilocybe semilanceata? Oceńcie sami, moim zdaniem na pomysł pomalowania lasu ciężko wpaść na trzeźwo :)

Page 13: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Objeżdżam trasę widokową prowadzącą przez dolinę, gdzie oglądam wioski baskijskie z domami z kamienia i... zakochuję się w tym regionie. Jest tu po prostu idealnie - las, góry, ocean, ciepło, interesujące kobiety i jeszcze grzybki halucynki w sezonie na tony - czego chcieć więcej?

Po powrocie na kemping wyszukuję to i owo o Baskach - a lud to dość niezwykły. Jest to najstarsza etnicznie grupa zasiedlająca półwysep Iberyjski (80-100 tys lat p.n.e.), opierali się ostro praktycznie wszystkim, którzy próbowali ich podbić i zawsze zachowywali wolność i niezależność. Na represje gen. Franco zareagowali założeniem jednej z najsłynniejszych organizacji terrorystycznych świata - ETA. Mało tego, okazuje się, że Baskowie są wynalazcami... freestyle'u! Ludowy śpiewak miał melodię i musiał układać piosenkę na żywo na zadany przez publikę temat - cóż to jest jak nie freestyle tematyczny, coś co spotkać można na każdej bitwie freestylowej :)

Kolejny dzień pełen niesamowitych wrażeń, coraz większą mam ochotę na podróż bez końca, ale kiedyś trzeba będzie wrócić do domu :)Kontynuując spacer po Mundace, natrafiam na baskijski dom starców. Staruszkowie siedzą przykuci do foteli jak Hawking, a wokół nich krząta się pielęgniarka. Widok mają fajny, bo na piękną zatokę, ale co z tego skoro sięgniecie po herbatę jest dla niektórych ponad siły? Zatrzymuję się tam na chwilę, patrzę na to wszystko i przychodzi mi refleksja, że to jest dla

Page 14: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

mnie najlepszy czas na podróżowanie. Co z tego, ze na kredyt - mam czekać do 65 roku życia, licząc na ochłapy z ZUS i OFE i jeździć klimatyzowanym busem z punktu A do B rozmawiając o poziomie cholesterolu i o tym komu co wycięli? Nie ma mowy o takim scenariuszu, wole już teraz skonsumować przyszłe dochody i korzystać z życia póki mogę się schylić żeby zawiązać buty.

28 lipca (Bilbo/Bilbao)

------------6392-6480km (88km)

Poranek mocno pochmurny, wiec zamiast plażowania - zwiedzanie Bilbao. Miasto bardzo zadbane, wszystko wysprzątane, ścieżki rowerowe, oprócz tego dużo nowego się buduje - to lubię! Nie to co menelska Lizbona (wiem, wiem, dość już o tym slumsie, nie kopie się leżącego chyba ze to MMA :). Od razu kieruje się do muzeum Guggenheima – jest to maszkaron budowlany projektu amerykańskiego architekta (tak, wiem, nie znam się na sztuce. Dla mnie to potwór, wygląda jakby go upośledzony umysłowo projektował – ale przynajmniej nie jest NUDNY!!!).

W środku ogromne przestrzenie, co niestety mocno męczy podczas zwiedzania. Nie wolno robić fotek, wszędzie ganiają strażnicy, ale udało mi się sfotografować wystawę „Materia czasu”:

Page 15: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Po obejrzeniu wystawy surrealistów (ohyda, jak kiedyś jakiś dekorator wnętrz powie Wam, że inspiruje go surrealizm to spuśćcie go ze schodów, najlepiej tak, żeby surrealistycznie upadł na potylicę) mam już dość "sztuki" w tym wydaniu i ewakuuję się z muzeum jak personel amerykańskiej ambasady z Kuwejtu w 1990r.

Zmęczony zwiedzaniem postanawiam coś zjeść. Niestety, przez godzinę nie udaje mi się znaleźć czynnej restauracji. W końcu mocno wkurwiony (wiadomo, Polak jak głodny to zły) napotykam bar FresCo, a tam ciekawa opcja - za 8,50 Euro bufet "all you can eat". „Do woli? No to dawajcie talerze” :) siedzę tam ponad godzinę i non stop jem. Samych porcji kurczaka było z sześć, kiku talerzy innych frykasów czy samodzielnie kręconych z maszyny lodów włoskich na koniec nie liczę (o zupie nie wspominam bo to w 90% woda). Jestem pewien, że nie zarobili na mnie ani centa :) Na drobnej postury Basków może to i jest jakaś opcja, ale u nas taka knajpa nie miałaby racji bytu, jakby chłopaki wpadali tam po siłowni na posiłek regeneracyjny to by zbankrutowała po 2 tygodniach :) lepszy patent mieli w podobnym bufecie Chińczycy w Amsterdamie - tam głodnym jak etiopskie dzieci, najaranym haszyszem turystom serwowali jajko w grubej panierce + makaron w różnych konfiguracjach. Takie kombo syci błyskawicznie i pozwala zarobić, natomiast zdrowa żywność z Kraju Basków na pewno nie pozwoliła im zarobić na mnie. Wyszedłem stamtąd podwójnie szczęśliwy, bo wiadomo - najeść się jest fajnie, ale kogoś przechytrzyć - tak po polsku - jeszcze lepiej :)

Z serii „Dziwne Znaki” (Bilbao) - „Nie daj się nabrać!”

Page 16: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Maskotka Bilbao :) (ciekawe czy nafaszerowany dynamitem przez ETA?)

29 lipca (Mundaka i rezerwat Urdaibai)------------

6480-6544km (64km)

Pobliskie jaskinie Santimamińe próbowałem eksplorować już w niedzielę, niestety penetracje jak zwykle coś uniemożliwiło - wtedy zamknięta krata :)

dziś jednak załapałem się na "guided tour" i z całkiem fajna baskijską przewodniczka oraz grupa turystów z kraju pedofilii i czekolady (wiecie już, o które państwo chodzi) schodzimy do jaskiń, gdzie znaleziono ślady ludzkiej bytności od 14000r. p.n.e. Niesamowite wrażenie robią na mnie takie miejsca, przy paleniskach odczucie to się pogłębia, czuje się trochę jak człowiek pierwotny (może dlatego, że się rano nie myłem).

Page 17: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Paleniska – czarna warstwa oznacza, że przez 6 tysięcy lat w tym samym miejscu ludzie palili ogniska.

Od kilkuset lat mieszkamy w murowanych pudełeczkach, a przecież mamy za sobą wiele tysięcy lat bytowania w takich miejscach i całej otoczki dziczy, mordu i pokątnego seksu. Tego się nie da tak łatwo zmienić za pomocą artykułów w prasie promujących pedalski styl bycia.

Druga część popołudnia to testowanie podobno najlepszych fal w Europie. Faktycznie fale są przednie, wysokie i długie, fajnie potrafią wytargać jak egzotyczny narkotyk z amsterdamskiego smartshopu :)

Po kąpieli ruszam na wzniesienia, zobaczyć z góry cale ujście rzeki. Za rada baskijskiej przewodniczki jaskiniowej kieruję się na miejscowość Akorda. Na wzgórzu dociera do mnie, że to juz ostatni wieczor w kraju Basków i... trochę smutno, bo naprawdę podoba mi się włóczęga po tym Hiszpanii; z drugiej strony wypełniło mnie dużo radości na myśl o ponownym spotkaniu z rodziną i przyjaciółmi - to się nazywa "mieszane uczucia" :)

Najpiękniejsza chwila całego wyjazdu – zachód słońca nad Zatoką Biskajską

Kolacje postanawiam zjeść w słynnej Gernice, przy okazji podsumowując 3-dniowe spostrzeżenia na temat baskijskich kobiet. Może nie są to kandydatki na miss świata, ale maja "to coś" - taki tajemniczy urok. I nie chodzi mi o opaleniznę ani ciemne, kręcone

Page 18: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

włosy - po prostu są "inne" i to bez warstw tapety na twarzy, bardzo przyjemnie się je obserwuje. Kolejny (duży) plus dla Euskadi!

30 lipca (Mundaka>Lourdes>Pobla de Segur)------------

6544-7153km (609km)

Obudziłem się o 7 rano, więc zamiast próbować dospać do 9tej, szybko zwijam sprzęt i już o 8.30 jestem na trasie. Droga do Biarritz mija bardzo szybko, podobnie jak podróż autostradą w kierunku Lourdes. Do wjazdu do miasteczka nic nie zwiastuje tłumów, które tam podobno są. Jednak w samym centrum, szybko okazuje się, że przez Lourdes płynie wielka RZEKA ludzi, z dużymi dopływami ludzi na wózkach, odrębnym nurtem Hindusów (całkiem sporym) i odnogami Polaków, Maorysów (niezłe tatuaże :) i Nigeryjczyków. Cały świat! Zostawiam motocykl w centrum i ruszam do sanktuarium, a właściwie groty, gdzie nastąpiły objawienia. Chętnych jest oczywiście sporo, więc jest i kolejka.

Powoli przesuwam się wzdłuż ściany skalnej niecki i próbuję wyczuć co takiego niezwykłego jest w tym miejscu, że odwiedza je tyle osób. Przy źródle czuję po prostu wielka fale miłości w sercu, jak po dwóch tabletkach MDMA. Tylko i aż tyle? Wytatuowany Maorys szczerzy do mnie zęby w uśmiechu, jakby na potwierdzenie moich przemyśleń.

Podbudowany wizytą w (kolejnym) świętym miejscu ruszam na przeprawę przez Pireneje, z powrotem do Hiszpanii. Moim celem jest Andora, ale po drodze chce zaznać trochę górskich serpentyn.

Page 19: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Oj zaznam ich aż za dobrze, o czym jeszcze nie wiem, z entuzjazmem wspinając się na przełęcz Col du Tourmalet, która jeszcze niedawno gościła kolarzy Tour de France. Wszędzie pełno klonów Armstronga, cyklistów w żółtych koszulkach lidera, okularach przeciwsłonecznych, anorektycznie chudych, opalonych na mahoń, z trudem łapiących powietrze i spaliny z rury wydechowej mojego motocykla.

Na przełęczy pomnik cudu farmakologii, widoki oczywiście zapierają dech w piersiach jak astma oskrzelowa. Po kolejnej godzinie i następnych trzech przełęczach czuje się wreszcie nasycony, jeśli chodzi o zakręty.

Page 20: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Indie? Nie, Pireneje :) Belgowie czują się tu jak w domu

Jeszcze tylko zjazd 3-kilometrowym tunelem w dol i jestem znów w Hiszpanii. !Hola! Tylko co to, dalej góry i zakręty? Przejeżdżam pasma Sierra Ferria i Sierra Negra i na własnej skórze odczuwam, co to przesyt. Zakręty, ten motocyklowy raj zmieniają się w koszmar. Od kilku godzin jedyne co robie to składam maszynę raz w lewo raz w prawo, pokonując kolejne serpentyny poskręcane jak jelita. Najgorsze, ze średnia prędkość podróżna spada do 60kmh, a miejscami nawet do 40kmh (zakręty o 180 stopni). Wlokę się więc niemiłosiernie, odczyt temperatury w jakimś miasteczku pokazuje +32ºC.

„Kiedy skończą się te pieprzone zakręty???”

Gorące powietrze spod silnika parzy mi nogi, słońce dopełnia reszty smażąc moje plecy. Krótkie przerwy niewiele pomagają jak woda utleniona na otwarte złamanie kości, wiec zaciskam zęby i jadę dalej. Jazda przestaje być przyjemnością, a ja poznaję nowy wymiar

Page 21: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

bólu - tortury za pomocą motocykla. Krzyczę w myślach "dajcie mi do cholery kawałek długiej prostej żebym mógł znów się rozpędzić i ochłodzić pędem powietrza!". Drogowcy pozostają głusi na moje wołania, mapę dróg musiał chyba robić tu Gaudi, nie ma ani jednej linii prostej i tak przez kolejne 150km. W końcu wyczerpany, ok. 100km przed granica z Andorą, zjeżdżam na kemping na jakimś zadupiu, a tam prawdziwe freak show. Upośledzony umysłowo (tak naprawdę) Włoch z komórką dłubie jakieś smsy przy barze, a jego opiekun próbuje go namówić na koniec tej zabawy. Niemiec ze stawami powykręcanymi jak precelki zamawia kawę, bar obsługują dwie cycate katalońskie nastolatki, a na placu zabaw chudy, rudy chłopak robi wymyki na drążku, do tego wszędzie tłumy tych cholernych Belgów. Aż chce się ich spytać "Kto został w domu żeby pilnować krów, skoro wszyscy jesteście w Hiszpanii?". Spać, spać, spać, moje sny na pewno nie będą dziwniejsze niż ci ludzie :) i możliwe, że nie przyśnią mi się Belgowie.

31 lipca (Pobla de Segur>Andora>kemping k/Cannes)------------

7153-7924km (771km)

Kolejny dzień zaczynam od kontynuowania przeprawy przez Pireneje. Popatrzcie na te barwy, już wiem czemu jedno pasmo nazwali Sierra Ferrera :)

Szybko docieram do granicy z Andorą. To już czas opuścić Hiszpanię, mam łzy w oczach wyjeżdżając z tego kraju... na pewno jeszcze tu wrócę. Na poprawę humoru nie ma nic lepszego niż wydać trochę grosza :) a księstwo żyje z handlu papierosami i alkoholem, co widać na każdym rogu (same sklepy). Robię to, co wszyscy tutaj, czyli zakupy :) wszystko naprawdę tanie, kupuję za 20 Euro 0,7l 15-letniej whisky Cutty Sark. Prawda, że dobra cena? Woda mineralna, która w hiszpańskich marketach była po 1,10 Euro tu jest po 0,30 Euro. Nie ma to jak nie okradać swoich obywateli za pomocą podatków!

Po udanych zakupach, które z trudem upycham po kufrach, ruszam dalej przez Pireneje. Mam już szczerze dość tych pieprzonych zakrętów. „Kurwa, ile można?” to jedyna myśl. Kiedy w końcu docieram do autostrady pod Perpignan, moje szczęście nie zna granic jak przemytnik. Szybko połykam kolejne kilometry na południu Francji, zmierzając w stronę Lazurowego Wybrzeża. Na Lazurowym kolejne bramki, gdzie pobierają myto za przejazd.

Page 22: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Kiedy zajęty jestem pakowaniem wszystkich drobiazgów (karty, paragonu) po zapłaceniu i przejechaniu za bramkę, słyszę – a właściwie czuję w całym ciele – niesamowity grzmot. Jeżą mi się wszystkie włosy na skórze, dźwięk jest niezwykle głęboki i przeszywający i dochodzi z lewej strony. Odruchowo mówię tylko „Łoooooooooo...” z nadmiaru emocji i gdy podnoszę wzrok, widzę już tylko znikający błyskawicznie w oddali czarny, sportowy samochód, przy w pełni otwartej przepustnicy. Porażający dźwięk, za coś takiego nasze blachary wydrapałyby sobie oczy. Myślałem wtedy, że to DB9, ale posłuchałem później DB9 w Monte Carlo i to było coś DUŻO lepszego. Jeden z najpiękniejszych dźwięków w ogóle – nie tylko samochodu. Wcale nie był głośnym jazgotem jaki wydaje z siebie Lambo – był po prostu POTĘŻNY. Teraz sobie myślę, że to mogło być jakieś Maserati Quattroporte, wcześniej mijałem jakieś w kolejce do płacenia. Nieziemski odgłos.

Dość rozmyślań o autach, trzeba znaleźć jakiś nocleg, bo już późno – wybór pada na Cannes. Najpierw jednak szybki przejazd po promenadzie, a lans w Cannes to podstawa. Koło mnie na światłach zatrzymuje się białe Lamborghini. Rusza spod świateł z solidnym rykiem (jak to Lambo, współczynnik lansu maksymalny) mija toczące się wolno Ferrari, czym prowokuje kierującego czerwonym autem do małego wyścigu. Jadę za nimi usiłując nadążyć na moim rumaku i oglądam ten niezwykły popis. Czuję się jak w grze komputerowej :) po chwili oba auta zwalniają i zjeżdżają na pobliski parking celem lansowania postojowego.

Znalezienie kempingu w Cannes okazało się dziecinnie proste, natomiast wyżebranie choć skrawka trawnika na rozłożenie tam namiotu – niemożliwe. Wszędzie te cholerne żabojady mówiły „fermee” i z dziką satysfakcją mnie przeganiali. Na pewno nie pomagało to, że mówiłem po angielsku, ale co można odpowiedzieć facetowi, który na twoją prośbę o pozwolenie na przenocowanie tylko do bladego świtu mówi ci z okropnym, francuskim akcentem „Oh, so you wanna be ze boss now and tell me what to do?”. Ręce opadają, w końcu wbiłem się do hotelu za 49 Euro (ciężki cios dla mojego budżetu), do ostatniej chwili wahając się czy nie zrobić sobie noclegu na dziko gdzieś w krzakach (zwyciężyła troska o wizerunek naszego kraju w Cannes).

1 sierpnia (Cannes>Monte Carlo>Riva del Garda)------------

7924-8456km (532km) Motto dnia:

„Nigga you's a window shopper...” (50 Cent, Window Shopper)

http://www.youtube.com/watch?v=74nylouvtYc

Myślałem, że w hotelu wyśpię się lepiej - chyba przyzwyczaiłem się do namiotu :) Zrywam się wcześnie, bo dziś w planie „Mielno dla bogatych” czyli Monte Carlo. Przyznam szczerze, że Monako pojawiło się w planie mojej podróży tylko dlatego, że bardzo podoba mi się piosenka 50 Centa „Window Shopper” (patrz Motto dnia), a teledysk do niej Fifciak nakręcił właśnie tutaj.

Page 23: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Droga wjazdowa do księstwa Monaco to oczywiście jeden wielki korek, w którym z trudem się przeciskam z szerokimi kuframi. Od razu kierujeęię na Monte Carlo > Casino. Po drodze mijam Ferrari, ale ekscytacja spada, gdy widzę drugie, trzecie, kilka DB9, a Porsche to jak Cinquecento w Łodzi - multum.

To James Bond? Raczej cały batalion Bondów, DB9 stoi tam na każdym rogu

Page 24: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Parkuję motocykl w samym centrum i ruszam na foto-sesje. A jest co oglądać - oceńcie sami, ile forsy jest w tych kadrach :)

Ile forsy jest w tej fotce?

A tutaj?

Samo M.C. to miejscówka gdzie bogaci pokazują jak BARDZO są bogaci na tle innych bogatych. Czyli krótko mówiąc jeden wielki przepych. Po godzinie od tego splendoru chce się rzygać, czy taki ma być sens i cel kultury konsumpcyjnej? Przesada, jak się okazuje, nie jest zdrowa w żadnej dziedzinie. Ferrari jest wspaniałe gdy jest wisienką na torcie albo rodzynkiem w serniku, ale gdy widzisz całą torbę czereśni albo kilogram rodzynek, nie robi to po chwili już żadnego wrażenia.

Page 25: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Za 85 Euro można poprowadzić najpopularniejsze auto w Monaco :)

Przed wejściem do Kasyna

Page 26: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Co się w życiu liczy? Umiejętności!!! Kto ma pomnik w Monte Carlo, najbogatszy? Nieeeeee, najlepszy :) kierowca, zwycięzca pierwszego Grand

Prix de Monaco, William ''Williams'' Grover

Zabieram swój używany, 12-letni motocykl po przejściach i mijając czerwone Ferrarki i czarne Rolls Royce'y oraz zostawiając w tyle białe jachty, ruszam w dalsza podróż. A podróż przede mną nie byle jaka, bardzo interesującą autostradą na Genuę – po drodze co 500m tunel wykuty w skale albo wysoki wiadukt, naprawdę można się zachwycić kunsztem inżynierii włoskiej (!). Z Genui kieruję się „skrótem” na Piacenzę. Skrót ten okazuje się morderczą drogą SS 45 (co za faszystowska nazwa) przez góry. W miejscowości Bóbbio dopada mnie największy kryzys w całej podróży. Jestem przegrzany (słońce pali jak w Hiszpanii, silnik grzeje od spodu przy jeździe 40km/h), potwornie zmęczony (zobaczcie dzienne przebiegi z ostatnich kilku dni), mam skurcze łydek (brak magnezu i potasu związane z ciągłym poceniem się), chce mi się spać (od miesiąca powtarzam sobie „wyśpię się w domu”), jestem głodny (oczywiście wszystkie włoskie knajpy serwują obiady od 19:00 a jest 16:30), zaczyna brakować mi paliwa (a po drodze żadnej stacji), a na dodatek styl jazdy Włochów doprowadza mnie do furii – u nich skręcenie w lewo tuż przed twoim nosem czy wyjechanie z podporządkowanej tak, że musisz ostro hamować uznawane jest za manewr najwyższej klasy. Zatrzymuję się w Bóbbio w jakimś barze i podliczam gotówkę, na dodatek okazuje się, że jak bym nie liczył, to pieniądze skończą mi się gdzieś w Czechach. „Kurwa, nigdy już nie wrócę do kraju, zostanę na zawsze na tym zasranym południu Europy.” myślę sobie. Gdy tak siedzę w przydrożnym barze przy najtańszym napoju jaki mieli, zastanawiając się co mam zrobić, dostaję SMS od Ojca - „Przelałem Ci pensję.” Yeeeeah! Dawno się tak z forsy nie ucieszyłem :) I kto mówił, że pieniądze szczęścia nie dają? Mnie dały :) Od razu zrobiło mi się lepiej i ruszyłem dalej. Na tej euforii dotarłem aż za Brescię, nad wielkie jezioro, do miejscowości Riva del Garda. Widoki niesamowite, ale ze zmęczenia nie chce mi się już nawet cykać fotek, po prostu pakuję się do namiotu i zasypiam.

Page 27: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

2 sierpnia (Riva del Garda>Kudowa Zdrój)------------

8456-9376km (920km) Motto dnia:

„I’m comin’ home, I just can’t wait to get back home” (Montell Jordan, Comin' Home)

Cały 2 sierpnia można określić jednym słowem - „jazda!!!”. Szybko wydostaję się z Włoch i gnam autostradami przez Austrię (piękne drogi), Bawarię, Czechy (Praga>Hradec Kralove), aż do przejścia granicznego Nachod/Kudowa Słone. Po prostu wiele godzin jazdy, a kiedy docieram do przejścia granicznego i wjeżdżam do Polski, wpadam wprost w euforię. Nareszcie w naszym pięknym kraju!!! Zjeżdżam też zaraz do pierwszego hotelu przy trasie i ... oczywiście nie mogę zasnąć na zwykłym łóżku. Przez chwilę zastanawiam się nawet, czy nie rozłożyć sobie namiotu w pokoju :)

3 sierpnia (Kudowa Zdrój>Tomaszów Maz.>Łódź)------------

9376-10000km (624km)

Rano podliczam kilometraż i okazuje się, że jak pojadę najkrótszą drogą do domu, to skończę z wynikiem jakichś 9800km, co nie brzmi tak imponująco jak 10000km :) Wybieram więc dłuższy wariant przez A4 na Katowice i Częstochowę, po drodze odwiedzając Maćka w Tomaszowie. Wspólnie robimy jeszcze małą objazdówkę do okolicy (Inowłódz), aby „dobić” mi kilometrów. Jestem potwornie zmęczony, ale decyduję się wracać z Tomaszowa przez Piotrków, to powinno pozwolić mi osiągnąć upragniony wynik 10000km :) Ostatnie kilometry pokonuję z wielkim spokojem jadąc 50kmh; szkoda byłoby się wyłożyć na samym końcu wyprawy. Jeszcze tylko ostatnie tankowanie niedaleko domu, w czasie którego ogarnia mnie wielki smutek, że to już nieuchronny koniec. Wierzcie lub nie, ale zajeżdżając pod bramę domu, mam równiuteńkie 10000km.

Siadam na ławeczce pod klatką, zdejmuję buty i wcale nie zamierzam wchodzić na górę. Niech ta podróż potrwa jeszcze chwilę :) siedząc w ciuchach motocyklowych pod klatką obdzwaniam rodzinę i znajomych, dzieląc się wrażeniami i przedłużając moment powrotu do domu. W końcu komary zmuszają mnie do zakończenia wyprawy – kończy się ona dokładnie w momencie, w którym wkładam klucz do zamka.

Jeszcze tylko po wniesieniu kufrów odstawiam motocykl na parking i dziękuję mu za wyprawę - obalany na obie strony, katowany niemiłosiernie, wszystkie urazy, a czasem i obelgi ("pieprzony motorower") zniósł z godnością :)

PODSUMOWANIE

Czas wyprawy: 29 dniKoszt wyprawy: 9000zł (noclegi na kempingach, paliwo, 1 posiłek

dziennie w restauracji, autostrady płatne)Najpiękniejsze miasto: SewillaNajpiękniejsza przyroda: rezerwat Urdaibai / góry Sierra NevadaNajpiękniejszy widok: ze szczytu The Rock of GibraltarNajpiękniejsze kobiety: AndaluzjaNajpiękniejsza trasa: droga Granada > Sierra Nevada (30km)Najtrudniejszy moment: opanowanie shimmy na niemieckiej autostradzie

Page 28: O tym jak 1 człowiek 2 kołach 9 krajów 29 dni › relacje › 2009 › jakub3.pdf · O tym jak 1 człowiek na 2 kołach zwiedził 9 krajów w 29 dni przejeżdżając 10 000 kilometrów

Największe odkrycie: można się kłócić samemu ze sobąNajwiększe rozczarowanie: Lizbona. Od dzieciństwa to miasto na krańcu

Europy jawiło mi się jako kraina magiczna przez swoje położenie i historię. W wieku 27 lat zzostałem boleśnie odarty z iluzji. Wyraz „Lizbona” to dla mnie od dziś synonim angielskiego „shithole”

Czy było warto? Oczywiście, że TAK!!!

Gratulacje dla wszystkich, którzy dobrnęli do końca, mam nadzieję, że mieliście choć w połowie tak dobrą zabawę czytając to, jak ja – pisząc!

Do następnej wyprawy :)

PS. Zbieram ekipę chętnych na przejechanie wynajętym autem USA od NYC do LA w maju 2009; czas wyprawy - jakiś miesiąc. Dokładna trasa do ustalenia. Jakby ktoś był chętny, niech pisze: [email protected]