NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

8

Click here to load reader

Transcript of NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

Page 1: NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

Nowak Jerzy Robert

Chwalca stanu wojennego(Daniel Passent)

Wśród kilku dziennikarzy oskarżonych o współpracę ze służbą bezpieczeństwa najostrzej zareagował filar postkomunistycznej "Polityki" Daniel Passent. W felietonie publikowanym w "Polityce" 16 grudnia 2006 r. Passent rzucał gromkie pogróżki wobec oskarżających go dziennikarzy, zwłaszcza tych, którzy uczestniczyli w telewizyjnej "Misji specjalnej", zapowiadał swą autolustrację. Poczekajmy więc na autolustrację Passenta dla pełnego wyjaśnienia prawdy o jego przeszłości, a tymczasem zajmijmy się tym, co jest związane z jego działalnością prasową, głównymi tendencjami jego publicystyki. Passent wychowywał się pod egidą wuja Jakuba Prawina, jednego z tych żydowskich komunistów, którzy zrobili w czasach stalinizmu iście napoleońskie kariery (wspominałem o nim w "Nowych kłamstwach Grossa"). Prawin w ciągu zaledwie 5 lat, od 1941 r. do 1946 r., awansował z szeregowca do generała brygady i szefa Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie.

Młody Passent przez rok (od 1955 roku) studiował na sławetnym Uniwersytecie Żdanowa w Leningradzie, po czym przeniósł się na Uniwersytet Warszawski. W 1962 r. pojechał do Stanów Zjednoczonych na studia w Princeton. Tam entuzjazmował się murzyńskimi rewolucjonistami. Fascynacja ta zakończyła się zatrzymaniem go przez amerykańską policję wraz z dwoma innymi Europejczykami podejrzanymi o agitowanie Murzynów na rzecz komunistów. W 1966 r. był tłumaczem międzynarodowej misji rozjemczej w Sajgonie i Hanoi. W następnych latach w paszkwilancki sposób atakował Amerykanów za ich rolę w Wietnamie, prezydenta L. Johnsona nazywał "głównym twórcą wietnamskiej rzezi". Anita Gargas przypomniała w "Gazecie Polskiej" z 28 lutego 1996 r., z jaką werwą Passent atakował liderów Polonii amerykańskiej, zarzucając im rzekome "szkalowanie kraju swoich ojców" w "chórze imperialistycznym, syjonistycznym czy innym". Passent atakował Polonię za jej udział w krytyce komunistycznych rządów W. Gomułki. Równocześnie nie miał dość słów uznania dla działań lewicowego ruchu studenckiego na Zachodzie czy antyimperialistycznych buntów w Ameryce Łacińskiej, ze szczególną swadą wysławiając dzienniki jednego z czołowych tamtejszych rzeczników totalitaryzmu komunistycznego - Che Guevary. W czasie największego dynamizmu działań "Solidarności" w latach 1980-1981 Passent od początku stanął po "odpowiedniej" partyjnej stronie. Jak przypomniała A. Gargas we wspomnianym już tekście z "Gazety Polskiej": "W okresie pierwszej 'Solidarności' Passent używał całego dziennikarskiego kunsztu, by zasiać wątpliwości wokół postulatów Sierpnia (strajki są szkodliwe, pomysł wolnych sobót - pochopny); groził konsekwencjami dążeń niepodległościowych (nie można odebrać komunistom władzy w środku Układu Warszawskiego, nie ryzykując rozlewu krwi bratniej)".

Już jesienią 1981 r. miałem wątpliwą przyjemność osobistego zapoznania się z wyrafinowanymi metodami Passenta, wówczas zastępcy redaktora naczelnego

Page 2: NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

"Polityki", przy doborze i publikacji tekstów. W lecie 1981 r. napisałem do "Polityki" artykuł "Stracone lata" o Węgrzech 1953-1956, pokazujący, jak wielką cenę zapłacono tam za blokowanie niezbędnych zmian przez kierownictwo węgierskiej partii komunistycznej. Pod węgierskim kostiumem wydarzeń starałem się maksymalnie przemycać sugestie, że podobne blokowanie koniecznych zmian w Polsce może skończyć się i u nas równie katastrofalnymi skutkami jak na Węgrzech w 1956 roku. Passent doskonale wyczuł, o co chodzi w tekście. Artykuł blokowano przez kilka miesięcy, aż w końcu wydrukowano go dopiero 19 września 1981 roku. Zrobiono przy tym rzecz szczególną. Mój tekst wydrukowano z odrębnym komentarzem Passenta jako zastępcy naczelnego "Polityki", który stanowczo przestrzegał czytelników, by nie ulegali moim konkluzjom. Było to coś zadziwiającego - redakcja "Polityki" drukowała jakiś artykuł, a równocześnie z góry przestrzegała swoich czytelników przed jego "niebezpiecznym" interpretowaniem zgodnie z wymową, którą mu nadał autor. W tekście pt. "Polska 1980, Węgry 1955?" Passent chwalił mój artykuł, nazywał go "ozdobą numeru", ale równocześnie zaraz potem przestrzegał przed "zbyt łatwymi analogiami do naszej dzisiejszej sytuacji, które nieodparcie nasuwają się podczas lektury 'Straconych lat'". Pisał: "Teza naszego szanownego współpracownika JRN jest następująca: ponieważ system stalinowski na Węgrzech był niebywale represyjny, a polityka partii niezwykle dogmatyczna, wobec tego zapoczątkowany w 1953 r. proces liberalizacji i destalinizacji mógł uchronić kraj przed tragedią 1956 r., gdyby nie konserwatyzm, krótkowzroczność oraz egoizm grupy Rákosiego i Gerö, która - mając większość w KC - zmiany te sabotowała, rozgromiła reformatorskie skrzydło Imre Nagya (...). J.R. Nowak operuje przy tym tak sugestywnie szczegółami (...), że analogie nasuwają się same: jeżeli sprawy w Polsce potoczą się równie tragicznie jak na Węgrzech, to winne będzie tylko konserwatywne, defensywne kierownictwo partii". Dalej Passent stwierdzał, że ostrzega czytelników przed moimi "łatwymi analogiami", przyznając, że ja "nigdzie nie piszę wprost, że taka analogia istnieje, ale sugestia kryje się w każdym zdaniu", napisanym przeze mnie.

Polemizując z wymową mego tekstu, sugerującego między wierszami, że całą winę za katastrofalne blokowanie zmian ponosi kierownictwo polskiej partii, Passent zapewniał, że jest wprost przeciwnie, bo to kierownictwo jest reformatorskie. A ogólnie rzecz biorąc, to ogromnie różnimy się dziś - w 1981 r. z tamtymi Węgrami z 1955 r. - jesteśmy "przede wszystkim o niebo bardziej wolni". Passent pisał to wszystko 19 września 1981 r. na niecałe trzy miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego!Już w tamtym przypadku zaznaczyła się wyrafinowana metoda pisarstwa Passenta: pochwalić, aby potem uderzyć. Pisarstwo Passenta porównywano do ciągłego boksowania na dwie strony, raz w prawo, raz w lewo, aby się nadmiernie nie wychylić. Felietonom - ciosom lewym prostym w ludzi betonu towarzyszyły zaraz potem felietony - prawe sierpowe, w ludzi z opozycji czy nawet w popularyzującego "Solidarność" słynnego angielskiego dziennikarza Timothy Garton Asha (por. felieton Passenta: Półuczony, półdziennikarz, "Polityka" z 8 czerwca 1985 r.).

Jak Passent aprobował "czystki" w prasie

Niedawno "Niezależna Gazeta Polska" z 3 listopada 2006 r. przypomniała jeden z najbardziej ponurych faktów z życia D. Passenta - jego aprobatę dla brutalnych czystek w prasie doby stanu wojennego. Oto, co pisał Passent w "Polityce" z 1982 roku: "Zgadzam się z Urbanem, że wiarygodność pewnych ludzi, a

Page 3: NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

także prasy po 13 grudnia wymagała, aby część aktywu odeszła, aby ludzie najbardziej krótkowzroczni i zacietrzewieni, którzy utracili poczucie rzeczywistości i stracili tę niezbędną dla dziennikarza kwalifikację, usunęli się, niekoniecznie na zawsze, ale przynajmniej na czas otrzeźwienia i kaca. Słowem - problem polityczno-kadrowy w dziennikarstwie istniał. Ani Urban, ani weryfikanci go nie wymyślili". W kontekście tych uwag Passenta o "krótkowzrocznych i zacietrzewionych dziennikarzach" przypomnijmy, że w dobie stanu wojennego z pracy w mediach usunięto prawdziwy kwiat polskiego dziennikarstwa. Przy różnych okazjach Passent starał się maksymalnie usprawiedliwić wprowadzenie stanu wojennego. W tekście "Chwytanie równowagi" ("Polityka" z 1 października 1983 r.) z werwą akcentował: "Wprowadzenie stanu wojennego powstrzymało upadek kraju i to jest już historycznym krokiem tego rządu (...). Realnej lepszej alternatywy nie było". Jacek Kaczmarski dedykował Passentowi piosenkę zaczynającą się od słów: "Jestem postacią na wskroś tragiczną. Najtrudniejszegom dokonał wyboru. Między obozem dla nieprawomyślnych, a honorami i łaską dworu".Przez całe lata jaruzelszczyzny Passent zajadle rzucał się na publikacje opozycyjne w kraju i za granicą, próbując maksymalnie wyszydzić i skompromitować ich autorów. Jeszcze w 1989 roku Jerzy Szperkowicz zdumiewał się na łamach "Gazety Wyborczej" (nr z 7 grudnia 1989 r., pt. "Dlaczego Passent to robi?"), pisząc o zajadłości, "z jaką red. Passent wyszydza i pomniejsza wszelkie alty niezależności duchowej, wszelkie odruchy niepogodzenia, wszelkie zwycięstwo godności osobistej nad uległością. Po wznowieniu 'Polityki' w stanie wojennym Autor oddawał się wyśmiewaniu własnych kolegów, którzy wzgardziwszy szansą bezpiecznej egzystencji pod skrzydłami współsprawcy stanu wojennego Mieczysława F. Rakowskiego opuścili redakcję". Atakując opozycjonistów, Passent tym mocniej wychwalał publicystykę Rema (Urbana) w ogromniastym tekście "Od przekory do polityki", "Polityka" z 19 stycznia 1985 roku. W "Tu i teraz" (nr 31 z 1982 r.) Passent dał swoisty wykład "agresywnego konformizmu", jak to określono w jezuickim "Przeglądzie Powszechnym" (nr 2 z 1983 r.). Pisał tam m.in., że nie wierzy w Boga, nie wierzy w żaden system myślowy, wierzy tylko w maszynę do pisania. Nawiązując do tej tak spektakularnej ideologii passentowego konformizmu, słynny felietonista katolicki Stefan Kisielewski (Kisiel) pisał, iż: "Passent (...) wyraźnie chce służyć na WSZYSTKICH NOWYCH ETAPACH". ("Tygodnik Powszechny" z 31 lipca 1988 r.).

Ucieleśnienie cynizmu

Wciąż udający rzekomego "reformatora" Passent jeszcze w 1988 roku, (nr 13 "Polityki" z tego roku) ostrzegał w tekście zatytułowanym "Widma demokracji" przed zbyt pośpiesznym zawieraniem kompromisów z opozycją, pisząc: "To, co w polityce liczy się naprawdę, to władza i walka o nią (...) proponowane neokompromisy i pakty nic by nie pomogły w realizacji niepopularnych posunięć w rodzaju podwyżek cen, zamrażania płac, dociskania pasa itp., itd. Powinni to zrozumieć zwłaszcza ci obserwatorzy krajowi i zagraniczni, którzy stwierdzają jednym tonem - władza nie ma żadnego oparcia i dlatego powinna wprowadzić demokrację, czyli założyć sobie stryczek na szyje". Z oburzeniem komentował tekst Passenta Ryszard Bugaj, pisząc w "Tygodniku Powszechnym" z 29 maja 1988 r. o cynizmie wyrażonym w tekście Passenta. Jak pisał Bugaj: "D. Passent odrzuca pluralizm społeczny jako podstawę kompromisu i podstawę programu modernizacji systemu. Zamiast - proponuje kosmetyczne korekty".

Celnie określił stosowane przez D. Passenta metody Andrzej Zięba na łamach

Page 4: NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

"Przeglądu Tygodniowego" z 27 maja 1996 r., pisząc, że cechuje go "umiejętne, umiarkowane stosowanie prawdy, niczym przypraw podczas podawania gościom niezłego bigosu". Rzecz znamienna, przez cały okres jaruzelszczyzny, od 1981 do 1989 r., Passent w wyrafinowany sposób dawał do zrozumienia, że on też pragnie rzeczywistych reformatorskich zmian, tyle że nie można teraz na ich rzecz występować, bo nie ma do tego wciąż realnych warunków. W 1989 r. przyszedł upadek PRL i nagle wyszło szydło z worka. Passent, zamiast popierać dążenie do rzeczywistych głębokich zmian, które stały się nie tylko realne, ale i nieodzowne, stał się jednym z ich najostrzejszych przeciwników. Wszedł do swego rodzaju czołówki wybielaczy PRL-u.

W 1994 roku zapytywał z głupia frant na łamach "Polityki": "Jakże można rozstać się definitywnie i rzeczowo z PRL? Odrzucić połowę albo i całe swoje życie. Uznać, że wszystko, co się robiło - książki i felietony, które się pisało, filmy, w których się grało, teatry, do których się chodziło, nawet tabliczkę mnożenia - wszystko to było równie bez sensu jak księżycowa ekonomia i równie zbrodnicze jak stalinizm?". Powyższy tekst Passenta został uznany za widomy przykład "intelektualnego szalbierstwa" nawet na łamach tak wyrozumiałej dla postkomunistów gazety jak "Gazeta Wyborcza". Łukasz Ramlau pisał w niej (w numerze z 12 września 1994 r.): "(...) nie chodzi przecież, aby odrzucić wszystko, co działo się w czasach PRL. Trzeba się tylko umieć zdobyć na ocenę tych książek, felietonów, filmów. Bo jedne były kłamliwe, inne podłe, inne uczciwe, a niektóre po prostu żadne. Tak samo było z ludźmi".Passent skrajnie wychwalał Urbana (tekst "Polska walcząca", "Polityka" z 20 sierpnia 1994 r.), pisząc, że po 1989 r. "Urban, będąc całkowicie pokonany i wzgardzony, rzucił wyzwanie trzem największym siłom w Polsce, kiedy były u szczytu potęgi: Kościołowi, 'Solidarności' i Wałęsie". Krętaczunio Passent przemilczał prosty fakt, że właśnie cała działalność Urbana po 1989 r. dowodzi nie potęgi, ale niebywałej słabości i arcypobłażania "Solidarności" dla najbardziej zajadłych nawet wrogów demokracji. W normalnie funkcjonującym demokratycznym państwie prawa przykładnie rozliczono by Urbana za wszystkie jego podłości z okresu jaruzelszczyzny. Przede wszystkim za wszystkie podjudzania przeciw bezbronnym ofiarom komunizmu (w sprawie księdza J. Popiełuszki, matki G. Przemyka etc.). I nie tylko nie miałby możliwości wydawania tygodnika i niebywałej łatwości uzyskania nań taniego lokalu, ale otrzymałby co najmniej dziesięcioletni zakaz druku za kolaborację ze zbrodniczym systemem (za de Gaulle'a niektórych kolaborantów dziennikarzy i pisarzy potraktowano o wiele ostrzej).

Typowy dla stylu Passenta, pełnego napaści na dziennikarzy postulujących głębsze zmiany, był jeden z jego tekstów z 1991 r. ostro atakujący Porozumienie Centrum i takich występujących na rzecz zmian dziennikarzy jak Maziarski czy Iłowiecki. Passent donosił na nich, że przecież sami kiedyś też pracowali w "Polityce", a więc nie mają jakoby prawa domagać się głębszego zerwania z PRL-em. Warto przytoczyć tu ostrą ripostę, z jaką spotkał się ten tekst Passenta w artykule Lecha Dymarskiego "Anatomia tupetu" w "Tygodniku Solidarność" z 1 listopada 1991 roku. Dymarski zapytywał, jakie prawa do pouczania byłych kolegów, którzy odrzucili stan wojenny, ma Passent, który "inaczej niż koledzy poparł stan wojenny (...). Tupet, ludzie, tupet zsowietyzowanego umysłu nie zna miary! Kilka lat temu, gdy odrodziło się Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, na zebraniu członków, przerwał dyskusję o kryteriach naboru jeden młody, zdolny: 'Nie ma co dalej dywagować, proszę państwa, bo powiedzmy sobie szczerze - każdy umoczył'.

Page 5: NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

Zerwał się starszy, taki raczej dziwak, z krzykiem: 'Mówić w swoim imieniu, psiakrew!'.

Postawę Passenta nader dobrze ilustrowały jego dywagacje na temat przeprowadzonej przez "Politykę" wśród czytelników miniankiety na temat "chamstwa w polskim życiu publicznym" w Polsce. W tekście "Szczyt chamstwa zdobyty!" ("Polityka" z 22 maja 1993 r.) Passent z zapałem perorował, jak to czytelnicy "Polityki" właściwie zawyrokowali o różnych politykach, periodykach i książkach, piętnując je za rzekome "chamstwo". Twierdził, że "walkę o tytuł najbardziej brutalnego polityka Trzeciej RP" bezapelacyjnie wygrał Jarosław Kaczyński, gazetą był "Nowy Świat", a sekundowały mu katolicki "Ład" i "Tygodnik Solidarność", "za najbardziej chamską książkę został uznany bezapelacyjnie 'Lewy czerwcowy'" (przypomnijmy - książka bardzo ostro atakująca obalenie rządu J. Olszewskiego). Jak widać, tendencyjność D. Passenta i "Polityki" wyraźnie nie miała granic. Można by długo wyliczać przykłady niebywałych popisów stronniczości Passenta w jego atakach na ludzi pragnących głębokich zmian dekomunizacyjnych. By przytoczyć chociażby jego tekst "Partia nienawiści" ("Polityka" z 4 maja 1991 r.) zajadle piętnujący zwolenników dekomunizacji, oskarżający ich o "nietolerancję, brak poszanowania wszelkich reguł i umów", etc. etc.!

Tropiciel "antysemityzmu"

Warto przypomnieć jeszcze jedną cechę dość szczególnego pisarstwa Passenta, który po odejściu z "Polityki" M.F. Rakowskiego stał się faktycznym "mózgiem" tej redakcji w latach 80. i na początku lat 90. To Passent był głównym odpowiedzialnym za kontynuowanie skrajnie antynarodowej linii w "Polityce", za rozliczne publikacje tropicieli polskiego "nacjonalizmu" i "antysemityzmu" typu Kałużyńskiego, Garlickiego, Grońskiego, Toeplitza czy Koźniewskiego. To Passent od lat zaprzyjaźniony z autorem antypolskiego "Malowanego ptaka", żydowskim pisarzem hochsztaplerem Jerzym Kosińskim zrobił najwięcej dla jego skrajnego rozreklamowania w Polsce (por. osławiony tekst Passenta w "Polityce" z 30 maja 1987 r. "Życie, dziękuję ci za Kosińskiego"). Trzeba przyznać, że Passent wciąż uparcie bronił Kosińskiego również w latach 90. pomimo całkowitego zdemaskowania jego oszustw w USA (por. np. pełny tupetu tekst Passenta: Zamach na Kosińskiego, "Polityka" z 6 maja 1995 r.). Passent należał do panegirycznych chwalców skrajnego tropiciela "polskiego antysemityzmu" Jana Błońskiego. Wysławiał go za jego haniebny atak na Zofię Kossak-Szczucką (por. tekst Passenta: Sprawiedliwy z Krakowa, "Polityka" z 3 września 1994 r.). Passent gwałtownie przeciwstawiał się sugestiom, by deportować z Polski chorego z nienawiści do Polaków rabina A. Weissa, twierdząc, że "ludzi o odmiennej tradycji niekoniecznie trzeba zaraz odstawiać na Okęcie i deportować z Polski". Mimo że chodziło o nieposiadającego polskiego obywatelstwa amerykańskiego rabina, awanturnika-recydywistę. Dużo wcześniej, w 1985 r., ze względów politycznych, ten sam Passent nie miał żadnych skrupułów gdy chodziło o poparcie, zablokowania wjazdu do Polski dla posiadającego obywatelstwo polskie, ale opozycyjnego S. Blumsztajna (tę dwulicowość zachowań Passenta wypomniano mu nawet w "Gazecie Wyborczej" z 5 września 1994 r.).

Postkomuniści hojnie nagrodzili zajadłą walkę Passenta z rzecznikami dekomunizacji i zwolennikami prawdziwie przełomowych zmian w Polsce. Wysłano go na ambasadora do Chile. Po powrocie Passent "wsławił się" m.in. ordynarną

Page 6: NOWAK JERZY ROBERT - CHWALCA STANU WOJENNEGO (Daniel Passent)wysłany

napaścią na czołową postać Polonii w Południowej Ameryce, tak zasłużonego dla jej rozwoju Jana Kobylańskiego.