MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie...

8
JEDNODNIÓWKA NA 112. ROCZNICĘ POWSTANIA ŁÓDZKIEGO ŁÓDŹ 2017 GAZETA BEZPŁATNA Sto dwanaście lat temu ulice Łodzi były niemymi świadka- mi demonstracji, wieców i straj- ków, gromadzących dziesiątki tysięcy mieszkańców i miesz- kanek. Miasto stało się jednym z ważniejszych ośrodków bun- tu w czasie wydarzenia, które przeszło do historii pod nazwą Rewolucji 1905 roku. Całe Kró- lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo- łeczny i narodowy, któremu przewodzili robotnicy i robot- nice. Walczono o wolność poli- tyczną, demokrację oraz godne warunki życia i pracy, a było o co się bić: większość miesz- kańców Łodzi żyła w przelud- nionych, wilgotnych lokalach, ciasnych i nieskanalizowa- nych suterenach, zadymionych przez sąsiadujące kominy fa- bryczne. „Szeregi robotnicze” pracowały za głodowe staw- ki w szkodliwych warunkach – w miejscach bez wentylacji, w zaduchu szwalni, w tok- sycznych oparach farbiarni. Zależnie od zakładu, dzień pracy trwał po 12, a czasem nawet 15 godzin. Pracownicy nie mieli prawa do zrzesza- nia się w związki zawodowe, nie było urlopów ani emerytur czy ubezpieczeń od wypad- ków, a pełnię władzy dzier- żyli surowi majstrzy i kierow- nicy. W szczególnie trudnej sytuacji były kobiety, które na przełomie XIX i XX wieku stanowiły połowę kadry ro- botniczej. Oprócz kilkunasto- godzinnej pracy w fabrykach miały na głowie dom i dzieci. Dyrekcje zakładów chętnie de- cydowały się na zatrudnianie kobiet, bo przyjęło się im płacić pensję nawet o połowę niższą od zarobków mężczyzn. Mieszanka nadziei i frustracji spowodowała, że do tej pory milcząca większość sięgnęła po prawo do buntu. Nie było urlopów macierzyń- skich i nie istniały instytu- cje zapewniające opiekę nad dzieckiem, takie jak żłobki czy przedszkola. Szkoły przyfa- bryczne czy ochronki powsta- wały rzadko, z łaski fabrykan- ta, ale nie zajmowano się tam dziećmi w pełnym wymiarze czasu pracy. Fatalne warun- ki powodowały, że co czwarte dziecko nie dożywało dorosło- ści, a śmiertelność niemowląt wynosiła ponad 40%. Zwykle po osiągnięciu 10. roku życia szło się pracować do fabry- ki, bo pozwalała na to ustawa o pracy małoletnich. Typowym przykładem jest los Aleksego Rżewskiego, pierwszego pre- zydenta Łodzi w II RP i rewo- lucjonisty, który w wieku 12 lat trafił do jednej z łódzkich przędzalni. Jak wspominał po latach: Na własnej skórze po- znałem dolegliwości ustroju kapi- talistycznego, a więc: niska płaca, 12 godzinny dzień roboczy, praca ponad siły, niedostatek w domu, ciasne mieszkanie, w którym mu- siało się pomieścić osiem osób, sło- wem, życie zwykłe proletariusza łódzkiego, wytwarzającego milio- ny dla krezusów bawełnianych. Na przełomie XIX i XX wieku osoby poniżej 20. roku życia stanowiły około jednej trzeciej ogółu robotników przemysło- wych. Dla większości miesz- kańców i mieszkanek Łodzi ży- cie stało się nie do wytrzymania. Ciasno było, duszno, i człowiek tylko wyglądał skądkolwiek choć iskry, która by wszystkie nagro- madzone prochy zapaliła. W koń- cu mieszanka nadziei i frustra- cji spowodowała, że do tej pory milcząca większość sięgnęła po prawo do buntu. Fot. Milena Moździerz MASZ PRAWO DO BUNTU OD REDAKCJI (dokończenie na str. 2.)

Transcript of MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie...

Page 1: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

JEDNODNIÓWKA NA 112. ROCZNICĘPOWSTANIA ŁÓDZKIEGOŁÓDŹ 2017 GAZETA

BEZPŁATNA

Sto dwanaście lat temu ulice Łodzi były niemymi świadka-mi demonstracji, wieców i straj-ków, gromadzących dziesiątki tysięcy mieszkańców i miesz-kanek. Miasto stało się jednym z ważniejszych ośrodków bun-tu w czasie wydarzenia, które przeszło do historii pod nazwą Rewolucji 1905 roku. Całe Kró-lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili robotnicy i robot-nice. Walczono o wolność poli-tyczną, demokrację oraz godne warunki życia i pracy, a było o co się bić: większość miesz-kańców Łodzi żyła w przelud-nionych, wilgotnych lokalach, ciasnych i nieskanalizowa-nych suterenach, zadymionych

przez sąsiadujące kominy fa-bryczne. „Szeregi robotnicze” pracowały za głodowe staw-ki w szkodliwych warunkach – w miejscach bez wentylacji, w zaduchu szwalni, w tok-sycznych oparach farbiarni. Zależnie od zakładu, dzień pracy trwał po 12, a czasem nawet 15 godzin. Pracownicy nie mieli prawa do zrzesza-nia się w związki zawodowe, nie było urlopów ani emerytur czy ubezpieczeń od wypad-ków, a pełnię władzy dzier-żyli surowi majstrzy i kierow-nicy. W szczególnie trudnej sytuacji były kobiety, które na przełomie XIX i XX wieku stanowiły połowę kadry ro-botniczej. Oprócz kilkunasto-godzinnej pracy w fabrykach

miały na głowie dom i dzieci. Dyrekcje zakładów chętnie de-cydowały się na zatrudnianie kobiet, bo przyjęło się im płacić pensję nawet o połowę niższą od zarobków mężczyzn.

Mieszanka nadziei i frustracji spowodowała, że do tej pory milcząca większość sięgnęła po prawo do buntu.

Nie było urlopów macierzyń-skich i nie istniały instytu-cje zapewniające opiekę nad dzieckiem, takie jak żłobki czy przedszkola. Szkoły przyfa-bryczne czy ochronki powsta-wały rzadko, z łaski fabrykan-

ta, ale nie zajmowano się tam dziećmi w pełnym wymiarze czasu pracy. Fatalne warun-ki powodowały, że co czwarte dziecko nie dożywało dorosło-ści, a śmiertelność niemowląt wynosiła ponad 40%. Zwykle po osiągnięciu 10. roku życia szło się pracować do fabry-ki, bo pozwalała na to ustawa o pracy małoletnich. Typowym przykładem jest los Aleksego Rżewskiego, pierwszego pre-zydenta Łodzi w II RP i rewo-lucjonisty, który w wieku 12 lat trafił do jednej z łódzkich przędzalni. Jak wspominał po latach: Na własnej skórze po-znałem dolegliwości ustroju kapi-talistycznego, a więc: niska płaca, 12 godzinny dzień roboczy, praca ponad siły, niedostatek w domu,

ciasne mieszkanie, w którym mu-siało się pomieścić osiem osób, sło-wem, życie zwykłe proletariusza łódzkiego, wytwarzającego milio-ny dla krezusów bawełnianych. Na przełomie XIX i XX wieku osoby poniżej 20. roku życia stanowiły około jednej trzeciej ogółu robotników przemysło-wych. Dla większości miesz-kańców i mieszkanek Łodzi ży-cie stało się nie do wytrzymania. Ciasno było, duszno, i człowiek tylko wyglądał skądkolwiek choć iskry, która by wszystkie nagro-madzone prochy zapaliła. W koń-cu mieszanka nadziei i frustra-cji spowodowała, że do tej pory milcząca większość sięgnęła po prawo do buntu.

Fot. Milena Moździerz

MASZ PRAWO DO BUNTUOD REDAKCJI

(dokończenie na str. 2.)

Page 2: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

2

W 1905 roku, pod wpływem petersburskiej „krwawej nie-dzieli”, robotnicy i robotnice wyszli na ulice zaprotestować:

Na oddalonych od środka miasta ulicach zebraliśmy się w gromady, które różnymi ulicami szły do fa-bryk, wszędzie ogłaszając strajk i wzywając do łączności pracują-cych. Rzuciliśmy w tłumy nasze międzynarodowe hasło proleta-riackie: 8 godzinny dzień roboczy i minimum płacy (...). Jak ta la-wina w górach, czarna uzbrojona masa braci roboczej szła, pędząc przed sobą policję, i triumfalnym pochodem weszła na główną ulicę, pełną pałaców i gmachów okaza-łych – Piotrkowską (...) Na drugi dzień ogłosiliśmy strajk powszech-ny we wszystkich warsztatach.1

Ruch rewolucyjny, demokra-tyczny, wyszedł od robotni-ków i przeniknął w różne gru-py społeczne i zawody. Własne postulaty ogłaszali pracowni-cy i pracownice fabryk, warsz-tatów, aptek, redakcji gazet czy nauczyciele i nauczycielki. Żą-dano wolności politycznych, prawa do zakładania związ-ków zawodowych, ubezpie-

czeń społecznych i urlopów oraz bezpłatnych szkół dla dzieci. Przez dwa lata Łódź i całe Królestwo Polskie wrza-ły od strajków, demonstra-cji i walki zbrojnej z funkcjo-nariuszami carskimi – policją i wojskiem. Kobiety odegrały w tym ruchu dużą rolę: brały udział w agitacji, organizacji strajku szkolnego i ruchu na-uczycielskiego, były „droma-derami” od przemytu bibu-ły i broni. Walczyły zbrojnie i uczestniczyły w strajkach, takich jak okupacja łódzkich zakładów Heinzla i Kunitzera z kwietnia 1905 roku. Wspo-minał o tym po latach Artur Walczak na łamach „Głosu Ko-biet”): Robotnice z heroicznym spokojem i zaciętością znosiły głód, pragnienie przez trzy doby. Bowiem pozbawieni byliśmy zu-pełnie żywności, wody, światła i ciepła. Również nie mniej wy-trwałości okazały kobiety w straj-ku okupacyjnym w Niciarni. Nie pomogły groźby różnych pachoł-ków kapitalistycznych – robotni-ce, przeważnie dziewczęta, trwały w walce prowadzonej z kapitalistą o głodzie i chłodzie pod groźbą ko-zackich nahajek.2

Łódzka robotnica Bronisława Wojciechowska kolportowała ulotki rewolucyjne wśród żoł-nierzy rosyjskich i wzięła udział w Powstaniu Łódzkim z czerw-ca 1905 r. Przeżyła olbrzymi zryw mieszkańców, nierów-ną walkę z rosyjskim wojskiem oraz szybki upadek powstania (Patrzyłam, jak ginie barykada przy Wólczańskiej. Była tak potężna, że wojsko w żaden sposób nie mogło jej rozebrać. Dopiero ogień ją zmógł), ale nie zaprzestała walki – aresz-towano ją dopiero w 1907 r.Stefania Sempołowska, dzia-łaczka oświatowa i patronka

jednej z łódzkich ulic, opieko-wała się więźniami polityczny-mi. Angażowała się w ruch re-wolucyjny na wsi z ramienia Polskiego Związku Ludowego. Współorganizowała nielegal-ny zjazd nauczycieli ludowych w Pilaszkowie z października 1905 r., który dał początek dzia-łającemu do dziś Związkowi Nauczycielstwa Polskiego. Po-pierała strajk szkolny, walcząc o wolną od rusyfikacji i demo-kratyczną szkołę. Na wiecu nauczycielskim w Filharmonii Warszawskiej z grudnia 1905 r. mówiła: Szkoła stanie się polską nie przez szyld, język, wprowa-dzenie historii Polski. Musi w niej zapanować duch narodowy – ma wychowywać wolnych obywateli wolnego społeczeństwa.

W 1906 r. aż osiem kobiet wzięło udział w przygotowa-niach do zamachu na generała--gubernatora warszawskiego, Gieorgija Skałona, oraz w sa-mym zamachu: Irena Dowgierd, Wanda Gawrońska, Beata Łysiń-ska, Władysława Ocieszko, Ma-ria Paschalska, Zofia Owczar-kówna, Albertyna Helbertówna oraz Wanda Krahelska. Ta ostat-nia, związana z Polską Partią

Socjalistyczną, została później odznaczona Krzyżem Niepod-ległości z Mieczami oraz meda-lem „Sprawiedliwy wśród Na-rodów Świata” za działalność w czasie II wojny światowej. Była współtwórczynią Tymcza-sowego Komitetu Pomocy Ży-dom „Żegota”. Podczas procesu sądowego z 1907 r., w związku z zamachem na Skałona, mó-wiła zdecydowanie: Jeżeli chodzi o Skałona i kozaków, to oni tyle wy-rządzili nam krzywdy, że co do nich nie miałam skrupułów. Skałon był wyraźnym i zdeklarowanym wro-giem naszej narodowości, terroryzo-wał wszelkie objawy życia polskiego, i dlatego musiał zginąć.

Zaangażowanie Wojciechow-skiej, Sempołowskiej czy Kra-helskiej, to tylko pierwsze z brzegu przykłady aktywności kobiet w ruchu rewolucyjnym lat 1905-1907. Roli kobiet będą poświęcone tegoroczne obcho-dy Powstania Łódzkiego.

Przypisy:1 „Strejk powszechny w Łodzi” [w:] „Robotnik. Organ PPS, 11 III 1905, s. 6–72 „Głos Kobiet” 1 V 1938, nr 8, s. 3

(ciąg dalszy ze str.1.)

Wydarzenia, które rozgrywa-ły się w Królestwie Polskim w latach 1905–1907, nie były tylko czasem chwały i bohater-stwa. Podobnie jak wszystko, co wiąże się z radykalną mo-dernizacją, pokazały one rów-nież i swoje janusowe oblicze. Co charakterystyczne dla wy-darzeń o charakterze przeło-mowym, rewolucja 1905–1907 miała w sobie wyraźny aspekt odnowy moralnej, zerwania z tym, co dotychczasowe, i rzu-cenia się w nieznane. Zawsze w takich chwilach lud, sięga-jący po zabierane mu przez całe lata prawa, cechuje silna chęć odegrania się na opraw-cach, ukarania winnych wła-snej niedoli i tych wszystkich, których postępowanie nie li-cowało z normami przyjętymi w konserwatywnym środowi-sku. Nie inaczej było w przy-padku robotników, którzy jak mało kto mieli prawo do gnie-wu. Zarazem jednak rewolucyj-na sprawiedliwość nader często bywała ślepa i nie potrafiła pra-widłowo odróżnić ofiar od po-szkodowanych, zaś przemoc, będąca pokłosiem potrzeby społecznego samooczyszcze-nia, łatwo ulegała zdegenero-waniu. W połowie wieku od-ruch tego typu doprowadził do rabacji galicyjskich dworów. W połowie maja 1905 roku do-szło natomiast w Warszawie do wydarzenia dającego sporo

do myślenia i niejako zwiastują-cego gorsze, krwawe oblicze lat 1905–1907. Wydarzeniem tym był… „pogrom” warszawskich domów rozpusty, który przero-dził się w krwawą rozprawę ze wszystkimi posądzanymi o do-konywanie przestępstw i wyzy-skiwanie ubogich.

25 maja „Kurier Warszawski”, największy dziennik Królestwa Polskiego, donosił: Wczorajsze sceny krwawych rozpraw i sądów doraźnych, dokonywanych przez tłum żydowski na sutenerach, zło-dziejach i podobno lichwiarzach, po-nowiły się dziś z rana. Zaczęło się tym razem od hal targowych, gdzie gromada Izraelitów, uzbrojonych w kije, drągi i noże, ścigała zna-nych złodziejów kieszonkowych, będących utrapieniem tej dzielnicy i odstraszających publiczność od hal targowych. Ścigane szumowiny atoli rychło wyniosły się stamtąd, a tłum pociągnął na ulicę Kroch-malną, mającą najgorszą reputa-cję w Warszawie, jako stałe siedli-sko wszelkiego rodzaju złodziejów. Stołeczna gazeta informowała: Okropny obraz spustoszenia przed-stawiają między innemi domy pu-bliczne przy ulicy Wielkiej nr 48, Zielnej nr 28 i 34, Pańskiej nr 5 i 13 oraz przy ulicy Próżnej róg Zielnej. Pierze z poduszek i pierzyn zaścieła ulice, na podwórzach leżą stosy potrzaskanych mebli, pozry-wanych firanek, odzieży itp. Z ka-wiarni pokątnej przy ulicy Zielonej

nr 17, gdzie zbierali się pośrednicy we wstrętnym handlu żywym to-warem, pozostały tylko nagie ścia-ny. Naczynia i meble powyrzucano na ulicę przez porozbijane szyby. Również porozbijano domy pu-bliczne na Lesznie nr nr 6, 13 i 18. Mieszkańcy ulic powyższych przy-patrują się temu obrazowi zniszcze-nia z widocznym zadowoleniem1.

„Pogrom” domów rozpu-sty był szeroko komentowany w prasie. Jeden z felietonistów podkreślał: Mnóstwo ludzi ma na dnie duszy jakieś ciche sympatje dla tych, którzy robią „porządek”. Mówiono z naciskiem ogromnym o motywach etycznych „lynchu”, opowiadano sobie, że tłum karze, niszczy, ale nie rabuje, słowem nie miano odwagi powiedzieć wy-raźnie, że to, co się dzieje, jest do-bre, ale w sądach ludzkich błąkały się jakieś nuty sympatji dla terro-rystów”. Precyzował: Wiem do-brze, że w uczuciach tolerancyj-nych wobec „lynchu” było coś odruchowego, wiem, że prostytu-cja z przyległościami dała się War-szawie dotkliwie we znaki i budzi-ła słusznie coraz silniejszy strach i odrazę, ale to wszystko nie tłuma-

czy jeszcze tych dziwnych sądów, które w pierwszych chwilach po-gromu słyszało się nawet z ust lu-dzi poważnych. Dopiero, gdy stało się to, co przewidzieć można było od pierwszej chwili rozruchów, gdy tłum nie poprzestał ani na mordo-waniu sutenerów, ani na burzeniu lupanarów, lecz rozpoczął formal-ny rabunek, brał okup od metres, odgrażał się aktorkom, ba! znisz-czył nawet kilka takich mieszkań, którym rozpusta była obca zupeł-nie, a które tylko złość ludzka – czy to jakaś kucharka wypędzona, czy jakiś stróż mściwy a łakomy na ochłapy „pogromu” – wskaza-ła motłochowi rozpasanemu, wtedy dopiero zaczęła się budzić reakcja, przerażenie ogarnęło miasto2.

Podczas gdy opinia publiczna była zszokowana wydarzenia-mi w Warszawie, publicysta łódzkiej gazety pisał: Wyrzu-canie majstrów z fabryk z byle ja-kiego powodu, wglądanie w ży-cie prywatne jednostek, mających własne cele na widoku, lub też oso-by kierujące ruchem robotniczym, nie mają wpływu na szersze masy. Nie będziemy jednak zastanawiali się dłużej nad wyjawieniem przy-czyn niepożądanych zajść i gwał-tów, a wprost powiemy, o co nam chodzi. Dopuszczanie się jakie-gokolwiek gwałtu mogłoby być usprawiedliwione, jeśli nie ma innej drogi wyjścia, lecz jeśli kto chce poszukać dobrze, to drogę tę wynaleźć może i uniknąć gwał-tów, a nawet zbrodni wydarzają-cych się w czasach ostatnich. Pro-szę tylko czytać pisma miejscowe, a znajdziemy tam takie np. notat-ki: „na majstra X. napadli dwaj robotnicy i poranili go nożami”. Albo: „Majstra Y. wyrzucono z fabryki i zażądano usunięcia go przez administrację fabryczną”. Bez sądu, bez wysłuchania obrony strony przeciwnej pakuje się nóź

pod żebro, albo wyrzuca z fabryki ojca rodziny licznej!3

Oczywistym jest, że rewolucyjna sprawiedliwość była wyjątko-wo ślepa, a dotknięci rewolucyj-nym zapałem łódzcy i warszaw-scy robotnicy, często szukając pomsty na swych wieloletnich oprawcach, od sutenerów przez lichwiarzy po majstrów, nie-rzadko działali po omacku. Wydarzenia z maja 1905 roku, szczerze trwożące opinię pu-bliczną, zwiastowały jednak zarówno horror walk bratobój-czych, jak i – symbolizowanych zwłaszcza sprawą Stanisława Brzozowskiego – powszech-nych oskarżeń o zdradę, które to zjawiska stały się negatyw-nym dziedzictwem lat 1905–1907, kładącym się długim cie-niem na ocenę rewolucji przez jej współczesnych. Pokazały one szerokim kręgom społecznym, jak niewiele dzieli oczyszcze-nie moralne od nagiej przemo-cy, cnotę od jej braku i rozum od nierozumu. Moderniza-cja, zwłaszcza tak dogłębna jak ta rewolucyjna, i tym razem nie mogła dokonać się bez ofiar.

Przypisy:1Krwawy sąd doraźny, „Kurier Warszawski” z 25 maja 1905, nr 143, s. 7-8.2Kaprys, O czem mówią?: Męty, „Kurier Warszawski” z 31 maja 1905, nr 149, s. 5-6.3Wuem, Chwasty: Czy to ro-botnicy?, „Goniec Łódzki” z 30 maja 1905, nr 140-a, s. 4-5.

Autor: Kamil Śmiechowski, historyk z Uniwersytetu Łódz-kiego. Prowadzi badania nad dziejami łódzkiej klasy robot-niczej, historią społeczną i poli-tyczną Łodzi oraz jej wizerun-kiem w prasie okresu przed II wojną światową.

Stefania Sempołowska, Fot:Wikipedia

REWOLUCJA 1905:

OCZYSZCZENIE MORALNE CZY NAGA PRZEMOC?

KAMIL ŚMIECHOWSKI

Modernizacja, zwłasz-cza tak dogłębna jak ta rewolucyjna, nie mogła dokonać się bez ofiar

Page 3: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

3

W czerwcu w naszej fabryce był, jak już wiecie „bunt”. Robotnice, spiesząc z pomocą jednej ze swych towarzyszek, bezczelnie napasto-wanej przez dyrektora Kunzego, obiły go i wyrzuciły z fabryki. Policja wezwała kozaków, kilka-set robotnic aresztowano za ten „bunt”, lecz reszta solidarnie za-żądała uwolnienia ich i usunięcia Kunzego. Ze wszystkich fabryk zaczęli ruszać robotnicy, co wi-dząc władza policyjna pośpieszy-ła spełnić żądanie robotnic. Obec-nie jednak zjazd sędziów skazał 10 robotnic za pobicie dyrektora na tydzień aresztu policyjnego. Sprawiedliwość carska musiała przecież być wykonana!

„Czerwony Sztandar”, organ SDKPiL, 1902 r., nr 7, korespon-dencja z fabryki Scheiblera

Poszukiwanie historii ko-biet robotnic to zwykle wy-łuskiwanie słabych głosów ze szczelin dostępnych obra-zów i podań. Jeszcze częściej to po prostu mierzenie się z murem masowego milcze-nia. Poniżej przytoczę kilka opowieści o kobietach biorą-cych udział w Rewolucji 1905 r. w Łodzi, ale przy każdym aka-picie tego tekstu powinny-ście i powinniście pamiętać, że to tylko szepty w wielkim, masowym milczeniu, jakie po-zostawiły po sobie niepiśmien-ne kobiety z klas ludowych. Nasze przodkinie.

Mój edytor tekstu właśnie znów podkreślił „przodkinie” na czerwono, mimo że jest to słowo poprawne, funkcjo-nujące w Słowniku języka pol-skiego. Klikam prawy przycisk myszy i opcję „Dodaj do słow-nika”. Zróbcie to samo przy najbliższej okazji.

Pośród wyłuskanych szeptów jest kilka głosów tych, które postanowiły zaangażować się politycznie, mimo że wszelka taka działalność była wtedy nielegalna, oznaczała groźbę carskich represji, aresztowań i zsyłek. Poza tym kilka wspo-mnień – niejednoznacznych, uchwyconych ponad pół wie-ku po Rewolucji przez bada-czy i badaczki środowiska ro-botniczego Łodzi.

Niezbyt ufam literatom, więc nie opowiem Wam o „łódz-kich babach rewolucyjnych”, które Zygmunt Bartkiewicz opisał jako zajadłe, bezwzględ-ne, niemal krwiożercze – tęgiej piersi, a niech gorset niżej opuści, to ładuj choćby i dziesięć składa-nych mauserów. Prócz noszenia broni pod gorsetami (co akurat jest udokumentowanym fak-tem) zajmowały się rzekomo rozszarpywaniem ofiar i ku-szeniem bojowców. Znacznie

bardziej przekonuje mnie za-niepokojony łódzkimi losami Iwan Timkowskij-Kostin, któ-ry w jednym ze swoich ma-łych reportaży wysyłanych do Petersburga opisał przej-mującą scenę gwałtu kozaków carskich na dwunastoletniej dziewczynce w wigilię Bożego Narodzenia 1906 r. Ale pośród jego przenikliwych obserwacji nie ma cytatów – głosów robot-nic, które uczestniczyły w tej ważnej cząstce historii. Kobiety nie miały wtedy w Królestwie Polskim prawa do decyzji po-litycznych, do edukacji wyż-szej albo rzemieślniczej, nawet do podejmowania pracy bez zgody męża. Rzadziej niż bra-cia miały szansę choćby na na-ukę podstaw alfabetu. Na rów-ni z mężczyznami mogły wyjść w proteście na ulicę i w geście strajku odejść od maszyn. Ale nawet we wspólnej walce nie były równe mężczyznom.

Najwięcej głosów przynosi okres po II wojnie światowej. To wtedy wspomnienia z Re-wolucji, już odległe, wysnuwa-ne przez osoby u schyłku życia, zbierane były przez historyków i etnografki. Bronisława Wojcie-chowska zaczęła od wyznania:

Miałam cztery córki i żadna z nich już nie żyje. Odeszły ko-chane dzieci moje, zostałam sama na świecie. Mam 81 lat i dobrze się czuję, nic mi nie dolega. Nasze pokolenie było chyba jakieś odpor-niejsze na trudy życia, sporo mo-ich rówieśników dotrwało do dzi-siejszych czasów. W 1906 roku nosiłam ulicami Łodzi, w zawi-niątku ukrytym pod chustką, pięć browningów dla pięciu bojowców, którzy mieli zgładzić carskiego szpicla. […] Wiele okrucieństwa, lecz i wiele szlachetności widzia-łam i zaznałam w moim długim życiu. Najdroższym moim mia-stem jest Łódź, bo tutaj się uro-dziłam i tutaj po dziś dzień mogę spotkać tych, z którymi na wspól-nej walce upłynęły mi młode lata.

Wojciechowska, przez towa-rzyszy walki zwana „Joasią”, do końca życia nosiła bliznę po ciosie kozacką nahajką, któ-ry spadł na nią 1 maja 1905 r. pod fabryką Poznańskiego, znaną nam dzisiaj jako Manu-faktura. Na Cegielnianej (dzi-siaj ul. Jaracza) stale musztro-

wali się żołnierze sprowadzeni do Łodzi przeciwko robotni-kom. „Joasia” widywała ich co-dziennie z okien swojej fabryki.

Któregoś dnia przyszedł do mnie pewien towarzysz z innego pię-tra i poprosił, żebym podała ulot-ki żołnierzom […]. No dobrze, ale jak to zrobić? […] Wycze-kałam na moment, kiedy żołnie-rze mieli przerwę w ćwiczeniach. Zaczęłam pukać w szybę, ro-bić oko i posyłać całusy do tych, co stali najbliżej. Wzięłam ich do swojej maszyny, pokazałam, jak się obsługuje warsztat tkac-ki, żeby ich jakoś zająć. Następ-nego dnia przyprowadzili jeszcze dwóch, a potem to już przycho-dziło po dziesięciu i więcej. Ko-biety z sali złym okiem na mnie patrzyły, że kokietuję sołdatów […]. Od tej pory prowadziłam wśród żołnierzy regularną agita-cję. Sami przychodzili po odezwy, a ja, nie odrywając się od pracy, niepostrzeżenie wciskałam im do rąk bibułę.

Bibułę roznosiła potem też po mieście pod ukryciem sukienki i niewinnej miny dziewczęcej. Podczas walk ulicznych budowała razem z kolegami barykadę na ul. Młynarskiej (obecnie wciąż ul. Młynarska). W kolejnych latach przeżyła dwa areszto-wania – drugie, będąc w ciąży – i zsyłkę do Orenburga z nie-mowlęciem na ręku.

Józefa Barjasz bardzo chcia-ła wstąpić do organizacji bo-jowej – ale dziewcząt nie przyj-mowali. Jak większość kobiet zajęła się więc konspiracyj-nym kolportażem publika-cji, przenośnych drukarni, czcionek. Z pobytu w więzie-niu na ul. Gdańskiej (obecnie Muzeum Tradycji Niepod-ległościowych) zapamiętała łomot blaszanek i krzyk do-biegający ze wszystkich cel z oknami wychodzącymi na dziedziniec, na którym kato-wano więźniów politycznych: Nie bić towarzyszy, hańba prze-śladowcom!

Tylko te dwie kobiety znalazły się w opracowaniu Wspomnienia weteranów rewolucąji 1905 i 1917 roku, opublikowanym w 1967 r.

W archiwach Instytutu Etno-logii i Antropologii Kulturo-wej UŁ kryją się inne skrawki opowieści. Większość znajdu-jących się tam wywiadów do-tyczy trudów codziennego życia i różnych zwyczajów śro-dowiska robotniczego, zako-rzenionych jeszcze w kulturze ludowej. Wesela, chrzciny, po-grzeby. Wiele zabawnych przy-śpiewek, pieśni skargi i buntu.

Usiłuję w głowie połączyć te obrazy – one nie są sprzeczne,

tylko nigdy nie nauczono nas ich łączyć: dziewczyna, któ-rej na ślub kościelny wkłada-no na głowę mirtowy wianek, a pod nogami tłuczono szkla-ne skorupy (na szczęście, żeby przepędzić wszystko, co złe), to ta sama kobieta, która wy-chodziła na ulicę razem z set-kami strajkujących robotników, która chodziła agitować żołnie-rzy carskich albo uciekała przed nimi, kiedy chcieli gwałcić. Ta sama, która słuchała z zaan-gażowaniem odezw politycz-nych czytanych jej na głos przez tych, którzy umieli czytać, i być może ta sama, która kilka lat później spluwała na dźwięk na-zwy którejkolwiek z partii, kie-dy miasto zaczęło „płużyć się we krwi”. A może ta sama, któ-ra brała udział w walkach. Nie-które fragmenty uświadamiają mi, że wciąż niewiele wiemy o tym, co tak naprawdę ozna-czały dla łódzkiej społeczności osławione bratobójcze walki międzypartyjne.

Koleżanka moja i jej rodzice mieszkali na ulicy Krucza nr 4 […] miała rodzeństwo, pewno było ich troje czy czworo, jedna z jej sióstr należała do esdeków, a on [jej narzeczony] do par-tii socjalistycznej, i traf chciał, że on wyciągnął gałkę czarną i musiał ją zabić, pomimo że była jego narzeczoną. […] A ona już się wystrzegała, ale tym razem nie uchroniła się. Kiedy zmiarko-wała, że jest śledzona, […] to już pędziła, ale […] przed Czarną Sotnią zamykano furtki. […] By-łaby zdążyła, lecz drzwi były za-mknięte, a on od niej był jakieś 15 kroków i ona łomoce, a on do niej dał strzał, jeden, drugi i padła na tych schodkach.

W tym samym archiwum przy-kuwa uwagę jedna z męskich

opowieści z roku 1905, która do-tyka kolejnych wrażliwych ob-szarów milczenia:

Po roku siostra zaszła w ciążę. Ojciec jej zrobił okropną awantu-rę. Nazajutrz przyszedł B. i zło-żył oświadczenie, że pod groź-bą broni dokonał na niej gwałtu. A tak wcale nie było, po prostu ukartowali sobie tą drogą pójść do ołtarza [...]. Trzeba przyznać, że gwałty na dziewczynach nie-pełnoletnich, przy groźbie użycia broni zdarzały się w tym roczni-ku często. No cóż, każda matka ma swoje ofiary...

Aniela w czasie Rewolucji miała 10 lat. Nie wspomina-ła żadnych wydarzeń rewo-lucyjnych, ale na zakończenie wywiadu przeprowadzane-go z nią w latach 60. XX wie-ku stwierdziła: – Co jaka rewolucja była, to się ludziom po-lepszyło. Za cara brakowało chle-ba, po strajkach 1905 r. był chleb, świeży. Po I wojnie był już sma-lec, a teraz to ludzie raj mają.

To znów słabo nam się skleja w głowach – że kobiety, które według prawa były „wieczy-ście małoletnie”, które pamię-tały głód podczas lokautów, które nie chodziły do szkoły i ledwo mogły przeczytać swo-je fabryczne książeczki regu-laminowe, wciąż jeszcze żyły w czasach, kiedy rodzili się i dorastali nasi rodzice. Mogły-by być naszymi prababkami. Były naszymi prababkami.

Autorka: Marta Madejska, kulturoznawczyni związana ze Stowarzyszeniem Topogra-fie i Łódzką Gazetą Społeczną Miasto Ł, przygotowuje książ-kę o włókniarkach dla Wy-dawnictwa Czarne.

REWOLUCYJNE SZEPTYMARTA MADEJSKA

Źródło: The University of Wisconsin Collection

Kobiety nie miały w Królestwie Polskim prawa do decyzji politycznych, do edukacji wyższej albo rzemieślniczej, nawet do podejmowania pracy bez zgody męża.

Page 4: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

4

W XIX wieku na terenie Im-perium Rosyjskiego – pod wpływem romantycznych idei rewolucyjnych – zaczęły się roz-wijać organizacje nawołujące do obalenia caratu. We władzy absolutnej cara widziano źródła zgnilizny toczącej wschodnioeu-ropejskiego kolosa. Przejawem działalności tych organizacji był druk nielegalnych wydawnictw. Na ich funkcjonowanie władze nie mogły sobie pozwolić.

Wot wam i Gutienberg! – wykrzyk-nąć miał jeden z oficerów aresz-tujących Józefa Piłsudskiego po wykryciu tajnej drukarni PPS w Łodzi przy ulicy Wschodniej. Na wydrukowanych już stro-nach 36 numeru pisma, przygo-towywanego na 25 lutego 1900 r., widniał tekst pt. „Tryumf swo-body słowa”, podpisany pseudo-nimem „Wiktor”, który wówczas nosił przyszły marszałek. Felieton dotyczył zniesienia w Monarchii Austro-Węgierskiej tzw. stempla dziennikarskiego, wysokiego po-datku nakładanego na wydaw-nictwa prasowe. Jego istnienie po-wodowało, że dostęp do prasy był ograniczony. Czasopisma, na ogół drogie, trafiały tylko do wąskiego grona elit, co pogłębiało wyklu-czenie społeczne pozostałych.

Już w 1881 r. we lwowskim pi-śmie satyrycznym „Szczutek” tak odpowiadano na pytanie, czym jest stempel dziennikarski: Jest to akcyza nałożona na myśl samo-dzielną i kara ściągana z tych, któ-rzy nie chcą urzędowemu wajdelocie oddać mózgu swego w arendę. Jak wspominał po latach Piłsudski, w swoim felietonie postawił tezę, że druk – wynalazek Gutenberga – miał służyć ludzkości, aby mo-gła zdobywać wiedzę o świecie. Stempel dziennikarski, ogranicza-jący dostępność wolnego słowa, dusił tę ideę w zarodku, zapew-niając dostęp do wiedzy jedynie tym warstwom, które dysponu-ją odpowiednim kapitałem. Jak przekonywano w szeregu arty-kułów, istnienie stempla podno-siło ceny czasopism na tyle, że ro-botnikowi, który za niską pensję zmuszony był utrzymać siebie i rodzinę, pozostawało mało pie-niędzy na zdobywanie informa-cji o świecie. Stąd też w organiza-cjach o charakterze rewolucyjnym ogromny nacisk kładło się na kol-portaż darmowych wydawnictw (gazet, broszur, a nawet książek).

Jednym z takich wydawnictw było pismo „Robotnik” – organ praso-wy Polskiej Partii Socjalistycznej. Gazetę powołano uchwałą II zjaz-du PPS w lutym 1894 r. Zdecydo-wano, że pismo wydawane będzie w kraju. Informacje miały być ak-tualne, a teksty odpowiadać bie-żącym potrzebom. Nie chodziło tu jedynie o sprawne dostarczanie wiadomości, ale także o wojnę psy-

chologiczną z władzami carskimi. Od czasu likwidacji w 1886 r. tzw. I Proletariatu władzy zależało, aby na terenie dawnych ziem polskich nie było widać realnej działalności żadnych organizacji o charakterze rewolucyjnym. Miało to sprawiać wrażenie, że były one jedynie epi-zodem i że w społeczeństwie nie ma gruntu dla ich dalszej działal-ności. Pojawianie się w obiegu nie-legalnych i wychodzących regu-larnie wydawnictw mogło tej tezie przeczyć.

Dla utrzymania pozorów nie-istnienia polskiego ruchu rewo-lucyjnego starano się wyjaśniać obecność druków tym, że powsta-ją one na Zachodzie, a na ziemie polskie są jedynie dostarczane. Próbowano udowadniać, że pa-pier, na którym drukowane są pe-riodyki, przypomina ten tłoczony w Londynie. Podawane na nim in-formacje były jednak tak aktualne, że nie sposób było osiągnąć tego wyłącznie w oparciu o doniesie-nia korespondentów. Działalność na terenie kraju miała tę zaletę, że różne sytuacje polityczne moż-na było komentować na bieżąco, zabierać głos w najważniejszych dyskusjach, wkładać kij w mrowi-sko, kiedy temat był gorący i inte-resował opinię publiczną. Potęgo-wało to wrażenie, że partia działa prężnie i jest silna pod względem osobowym i organizacyjnym, a na dodatek trudno jej zarzucić intelektualną impotencję.

Dlatego istnienie drukarni było tak ważne dla PPS, a jej zlikwido-wanie – tak istotne dla władz car-skich. Te ostatnie dokładały zatem wszelkich starań, aby poprzez kontakty z półświatkiem, prosty-tutkami czy płatnymi agentami dotrzeć do drukarzy. Drukarnia działała pod ciągłą groźbą prze-nosin, a jej pracownicy zmuszeni byli do maksymalnej ostrożności. Piłsudski – który od 7 numeru stał się redaktorem „Robotnika” – wspominał, że osoby odpowie-dzialne za druk były odizolowane od świata, a ich kontakty ograni-czały się do kilku zaledwie osób, dostarczających ręcznie spisane teksty i informacje. „Wiktor” do ta-kiej pracy nadawał się znakomi-cie. Małomówny samotnik, który wolał stronić od ludzi, a ich tyrady słowne zbijać półsłówkami, izola-cji nie traktował jako kary.

Początkowo „Robotnika” druko-wano w Warszawie, ale szybko

– bo już w grudniu 1894 r. – dru-karnię przeniesiono do Lipniszek na Wileńszczyźnie, a po kilku ko-lejnych miesiącach do Wilna, gdzie działała aż do jesieni 1889 r. Przez wiele lat była więc nieuchwytna, co rosyjskich żandarmów musia-ło doprowadzać do furii. Po fali aresztowań członków PPS zdecy-dowano się na kolejne przenosiny. Tym razem na siedzibę drukarni wybrano Łódź. Nie była to decy-zja przypadkowa. Dobre połącze-nie kolejowe z Warszawą, umoż-liwiające szybki transport bibuły, anonimowość Piłsudskiego w tej części Imperium, no i wreszcie sam charakter miasta, a zwłasz-cza szerokie grono potencjalnych odbiorców – to wszystko miało sprzyjać przeprowadzce.

Do Łodzi z Piłsudskim mieli się udać Stanisław Rożnowski – zecer – i Maria Juszkiewiczowa, z któ-rą „Wiktor” w lipcu 1899 r. wziął ślub. Do końca nie wiadomo, czy było to małżeństwo z miłości, czy raczej z przyczyn organizacyjno--konspiracyjnych. Możliwe, że po-łączono w nim obydwie okolicz-ności. Juszkiewiczowa nie była bowiem w drukarskim tercecie li tylko ozdobą, lecz miała odpowia-dać za kwestie logistyczne i kol-portaż wydruków. Ponadto mło-de małżeństwo przybyłe do Łodzi w poszukiwaniu szczęścia stano-wiło dla miasta coś tak powsze-dniego, że nikt nie zwrócił na nie większej uwagi. Koszty przepro-wadzki pokrył w dużej mierze brat Piłsudskiego Bronisław.

Piłsudscy, którzy wówczas przy-jęli nazwisko Dąbrowscy, przyby-li do Łodzi w październiku 1899 r., w listopadzie zarejestrowano ich jako mieszkańców miasta. Wyna-jęli mieszkanie w kamienicy na ul. Wschodniej. Wbrew dotychcza-

sowym zwyczajom konspiracyj-nym małżeństwo Dąbrowskich zamieszkało na pierwszym pię-trze, choć drukarnie powstawały najczęściej na parterach, co wyni-kało z przyczyn pragmatycznych. Po pierwsze ciężką – ważącą po-nad 100 kg – maszynę drukar-ską trudno było wnieść na piętro, po drugie zaś odgłosy pracy mo-gły wzbudzić podejrzenia u sąsia-dów mieszkających na parterze. W Łodzi tego drugiego problemu nie było, bo pod Piłsudskimi mie-ścił się skład bawełny.

Mieszkanie wynajęte przez Pił-sudskiego było kilkupokojowe. Zaraz po przybyciu wynajęto słu-żącą. Wbrew dotychczasowym zwyczajom nie była to towarzysz-ka partyjna, lecz osoba z zewnątrz. Jak twierdził Piłsudski, byłoby mu niezręcznie, gdyby miała mu usłu-giwać osoba z PPS; obawiał się też, że zbyt przyjacielskie stosun-ki, jakie mogłyby się wytworzyć, zaczęłyby budzić podejrzenia mieszkańców kamienicy. Warunki mieszkaniowe i obecność służącej sprawiały, że w opinii sąsiadów Piłsudski uchodził za prawnika. W późniejszym śledztwie zezna-wali ponoć, że ponieważ przy-szły marszałek rzadko wychodził z domu, sądzili, że po prostu pra-cuje nad jakimiś papierami.

Drukarnia mieściła się w od-dzielnym gabinecie. Kiedy znaj-dował się w nim Rożnowski z Piłsudskim, nikt nie miał tam wstępu, łącznie z Marią. Służą-ca mogła tam wejść tylko rano, żeby posprzątać. Nie wolno jej było jednak czyścić stojącego w gabinecie biurka. Ten obowią-zek zarezerwowany był dla żony Piłsudskiego, która w czasie po-rannego sprzątania zawsze to-warzyszyła pokojówce.

Praca drukarza była ciężka i wymagająca. Poświęcano na nią przynajmniej 8–9 godzin dzien-nie, czasem nawet 11. Druk 1500 egzemplarzy mógł pochła-niać 15–16 dni pracy żmudnej i w gruncie rzeczy nudnej. Du-żym problemem był dobór ilości tuszu drukarskiego. Ze względu na adresatów, do których kiero-wano „Robotnika”, druk musiał być wyraźny, ale nie rozlany. Zdawano sobie sprawę, że jeśli robotnicy potrafią czytać, to za-zwyczaj niezbyt dobrze, dlatego wymagają bardzo czytelnych li-ter. O dziwo, niewielkim kło-potem były dźwięki wydawane przez maszynę drukarską. Tzw. bostonka, sprowadzona z Londy-nu przez Stanisława Wojciechow-skiego, późniejszego prezydenta RP, była dość cicha, a zabezpie-czona dodatkowo odpowiednimi smarami i uszczelkami stała się prawie bezszelestna.

Łódzka drukarnia wpadła przez przypadek i nieostrożność. Gdyby nie to, prawdopodobnie mogłaby działać jeszcze długo. Inna sprawa, że na przełomie 1899 i 1900 r. car-ska policja wzmogła wysiłki, któ-rych celem miały być odszukanie i likwidacja drukarni. Wykryto ją dzięki inwigilacji Aleksandra Ma-linowskiego „Kazimierza”. 19 lu-tego Malinowski przyjechał do Ło-dzi w celu uzgodnienia przewozu do Warszawy nowego numeru „Robotnika”. Przed wyjazdem został poproszony o zakup sporej ilości papieru w składzie Tybera na skrzyżowaniu Zielonej i Piotr-kowskiej. Śledzący go agent w ten właśnie sposób trafił na adres dru-karni przy Wschodniej 19. „Kazi-mierza” aresztowano na Dworcu Fabrycznym 21 lutego, zaś 22 lu-tego o 3.00 rano żandarmi weszli do mieszkania Piłsudskiego, aby aresztować jego i Marię. Zatrzy-manych osadzono w więzieniu przy ul. Długiej (dziś Gdańska 13).

Gdy 36 numer „Robotnika” wy-szedł w końcu w kwietniu 1900 r., rozpoczynała go krótka informa-cja o wpadce, kończąca się zda-niem: Gdyby jednak i ta drukarnia wpadła w ręce żandarmów, to i to nas nie zgnębi i „Robotnik” będzie wycho-dził nadal tak długo tajnie, aż zaświta na ziemi naszej słońce wolności, które pozwoli nam mówić i działać jawnie. „Robotnik” na ziemiach Królestwa Polskiego wychodził z drobnymi przerwami aż do 1918 r., na krótko – między kwietniem 1915 a listo-padem 1916 – zyskując status pra-sy legalnej. Przez większość czasu drukowano go jednak w ukryciu.

Autor: Sebastian Adamkie-wicz, doktor nauk humanistycz-nych, historyk, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, publicysta portalu Histmag.org, prowadzi badania z zakresu hi-storii propagandy, mitów w hi-storii, oraz kształtowania się toż-samości narodowej.

CEL: ODNALEŹĆ DRUKARNIĘSEBASTIAN ADAMKIEWICZ

Praca drukarza była wymagająca. Poświęcano na nią przynajmniej 8–9 godzin dziennie, czasem 11. Druk 1500 egzemplarzy mógł pochłaniać 15–16 dni.

Page 5: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

5

Działalność społeczno-poli-tyczna łódzkich lekarzy zwią-zanych z „Czasopismem Lekar-skim” przełomu XIX i XX w.

Przełom XIX i XX w. stanowił okres prężnego rozwoju Łodzi. Miasto było stolicą przemysłu włókienniczego w kraju oraz naj-większym ośrodkiem produkcji bawełny w Europie Środkowej. Wzrost liczby zakładów prze-mysłowych przyniósł masowy napływ do miasta ludności wiej-skiej. Przybywający w poszu-kiwaniu pracy i lepszego życia chłopi zostawali robotnikami, po-zbawionymi edukacji i kwalifika-cji. Liczba mieszkańców wzrosła ponad dziesięciokrotnie, z 40 ty-sięcy w 1865 r. do prawie 480 ty-sięcy w 1914 r.

WARUNKI ŻYCIAW MIEŚCIEMimo intensywnego rozwoju przemysłu Łódź była miastem zaniedbanym pod względem sa-nitarno zdrowotnym. Duże za-gęszczenie ludności przy braku wodociągów i kanalizacji stwa-rzało podatny grunt dla rozwo-ju chorób oraz było przyczyną wysokiej śmiertelności, przede wszystkim wśród dzieci. Na stan zdrowia osób zatrudnionych w przemyśle niekorzystnie wpły-wały także szkodliwe warunki pracy i przemęczenie pracowni-ków, niemających czasu na od-poczynek. Ciasne, niewietrzone hale sprzyjały rozprzestrzenianiu się gruźlicy – zwłaszcza wśród kobiet i dzieci, które stanowiły 50% zatrudnionych. Brak proce-dur związanych z higieną i bez-pieczeństwem pracy oraz nie-zabezpieczone maszyny były przyczynami częstych wypad-ków, które stanowiły oddzielny, ogromny problem. Pomoc le-karska dla robotników była bar-dzo ograniczona, a w przypadku małych zakładów – praktycznie niedostępna. O ile w zaborach pruskim i austriackim istniał już system powszechnych ubezpie-czeń, o tyle w zaborze rosyjskim kasy chorych – zapewniające po-krycie kosztów leczenia – two-rzone były tylko przy dużych za-kładach. Choć rolą kas chorych miało być zapewnianie pomocy ambulatoryjnej, leczenia szpital-nego i leków, w praktyce działa-ły one na zasadzie kas zapomo-gowo pożyczkowych; pozostając w rękach fabrykantów, którzy pomimo pobieranych składek nie zapewniali pełnych świadczeń.

Wielki problem dla łódzkich leka-rzy stanowiły też warunki życia mieszkańców miasta. Przelud-nione i pozbawione infrastruk-tury komunalnej mieszkania

były główną przyczyną wysokiej umieralności wśród dzieci i nie-mowląt. Niskie zarobki nie sprzy-jały poprawie stanu zdrowia mieszkańców, panował notorycz-ny głód lub niedożywienie. Łódź miała najwyższy w Królestwie wskaźnik zachorowań na cho-

roby zakaźne: ospę, cholerę, dur brzuszny, czerwonkę, płonicę, błonicę, odrę i krztusiec. Poprawa warunków bytowych ludności stała się więc ważnym punktem działalności lekarskiej.

LEKARZE –PUBLICYŚCII SPOŁECZNICYSzerszą działalność społecz-ną na tym polu podjęto dopiero w latach 90. XIX w. Wcześniej było to niemożliwe z powodu braku lekarzy (w 1860 r. w Łodzi prak-tykowało ich zaledwie sześciu, w 1886 – 32, a w 1900 – już 130). W roku 1898 w łódzkim środo-wisku medycznym pojawiły się pomysły utworzenia czasopisma poruszającego temat pracy zawo-dowej i poprawy stanu zdrowia społeczeństwa. W rezultacie po-wstało „Czasopismo Lekarskie” – pierwsze w Królestwie Polskim o takiej tematyce. Jego inicjatora-mi byli łódzcy lekarze Seweryn Sterling i Józef Koliński. Czaso-pismo ukazywało się w latach 1899–1908 i publikowało artykuły z zakresu wszystkich specjalizacji medycznych, porady zawodowe dla lekarzy oraz teksty na tema-ty prozdrowotne i higieniczne. W zamyśle twórców miało być przeznaczone dla lekarzy pro-

wincjonalnych oraz zajmujących się ludnością pracującą fizycznie. Za niezwykle istotne uznano lecz-nictwo zapobiegawcze i higienę. Środkami służącymi zapobiega-niu chorobom miały się stać walka z nieodpowiednimi warunkami mieszkaniowymi i niedożywie-niem oraz poprawa warunków pracy. Na łamach „Czasopisma Lekarskiego” przedstawiano

zdrowotne problemy społecz-ne i sposoby ich rozwiązywa-nia. Autorzy tekstów pochodzili z odległych obszarów Królestwa. Wśród 35 lekarzy redagujących byli Polacy, Niemcy, Rosjanie, Żydzi – wyznawcy religii kato-lickiej, prawosławnej, ewangelic-kiej i mojżeszowej. Wszyscy nale-

żeli do poważanych towarzystw naukowych. Większość auto-rów stanowili mężczyźni; wśród nielicznych lekarek były: Adela Trenkner-Zieleniewska – pedia-tra ze szpitala Anny Marii – oraz Zofia Garlicka.

LEKARKA REWOLUCJONISTKAZofia Garlicka była bardzo ciekawą postacią. Urodzona w 1874 r. córka zesłańców po po-wstaniu styczniowym, osiedlo-

nych w Niżnym Żmigrodzie, po ukończeniu gimnazjum pod-jęła studia lekarskie w Gene-wie. Dyplom lekarza uzyska-ła w 1899 r. Specjalizowała się w ginekologii i położnictwie. Sama po studiach ciężko praco-wała, aby utrzymać matkę, córkę i męża. Była członkinią Polskiej Partii Socjalistycznej, należała do Koła Inteligencji PPS w Czę-

stochowie i działała w 1905 r. w Organizacji Bojowej PPS, transportując broń i materia-ły wybuchowe. W 1907 r. prze-niosła się do Łodzi i zatrudniła w fabryce Scheiblera jako lekarka zakładowa. Oprócz pracy w re-dakcji „Czasopisma Lekarskie-go” udzielała się także w orga-nizacji Kropla Mleka, zajmującej się dożywianiem dzieci. W cza-sie II wojny światowej działa-ła w konspiracyjnym ZWZ-AK. Pomagała Żydom, uciekinierom z obozów jenieckich oraz cicho-ciemnym. Za działalność tę zo-stała aresztowana wraz z córką przez gestapo i osadzona na Pa-wiaku. Zmarła w Auschwitz-Bir-kenau w 1942 r.

WALKA O OŚWIATĘDla członków komitetu redak-cyjnego „Czasopisma Lekarskie-go” działalność społeczna była niezwykle ważna. Obok pracy klinicznej zajmowali się również edukacją i działalnością na rzecz niepodległości. Niektórzy z nich byli członkami lub sympatykami partii rewolucyjnych, takich jak PPS (wspomniana Zofia Garlicka czy Seweryn Sterling) lub SDK-PiL (Mieczysław Kaufman). Wie-lu miało duży wpływ na rozwój szkolnictwa w Łodzi. Wielkim

problemem miasta był wówczas analfabetyzm – w 1897 roku 55% mężczyzn i 60% kobiet nie umia-ło czytać i pisać, a ogromna liczba dzieci nie uczęszczała do szkoły. Walczono więc o nauczanie w ję-zyku polskim, jak również o po-wszechne i bezpłatne szkolnic-two. Akcję poparli J. Brudziński, S. Sterling, S. Skalski i H. Trenk-ner. To wówczas utworzono łódzkie Towarzystwo Krzewie-nia Oświaty.

KROPLA MLEKAW 1904 r. z inicjatywy łódzkich lekarzy i działaczy społecznych Stanisława Serkowskiego i Józe-fa Marzyńskiego powstała or-ganizacja Kropla Mleka (będąca sekcją oddziału Warszawskie-go Towarzystwa Higieniczne-go), której zadaniem była wal-ka ze śmiertelnością niemowląt i wspieranie matek w opiece nad nimi. Nierzadko fatalny stan zdrowia niemowląt i ma-łych dzieci spowodowany był szybkim zaprzestaniem karmie-nia naturalnego przez matki oraz niedoborem i niskimi wartościa-mi odżywczymi mleka dostęp-nego w sprzedaży. Produkty mleczne były często niewłaściwie przygotowywane i zanieczysz-czone, co powodowało u dzieci biegunki oraz inne groźne cho-roby, z gruźliczym zapaleniem mózgu włącznie. W 1906 r. or-ganizację przekształcono w spół-dzielnię, co pozwoliło zwiększyć zasięg pomocy. Ubodzy rodzice otrzymywali mleko bezpłatnie, zamożniejsi mogli kupić porcję mleka za niewielką opłatą – 1,5 li-tra kosztowało 2 kopiejki. Kropla Mleka udzielała pomocy wszyst-kim, bez względu na wyznanie i narodowość. W latach 1904–1907 wydawała dziennie 250 porcji mleka, a za bezpieczeń-stwo produktu odpowiadał wy-znaczony lekarz. Oprócz przygo-towywania pokarmu organizacja troszczyła się także o matki, za-chęcając je do karmienia piersią i propagując wiedzę o odpowie-dzialnym rodzicielstwie.

Działalność łódzkich lekarzy i lekarek okresu rewolucyjne-go może być przykładem po-stępowej, wyprzedzającej swo-ją epokę aktywności społecznej, przede wszystkim w zakresie promocji profilaktyki zdrowot-nej, oraz świadectwem ofiarnej pracy u podstaw i patriotyzmu. Pokazuje też, jak wielkie znacze-nie może mieć społeczne zaan-gażowanie, stając się podwaliną nowoczesnego i demokratyczne-go społeczeństwa.

Autor: Maciej Kloc, student medycyny Uniwersytetu Me-dycznego w Łodzi, działacz społeczny.

PRZEWODNIKIEM LUDZKOŚCISTAĆ SIĘ MUSI LEKARZMACIEJ KLOC

Łódź była zaniedbana pod względem sanitarno-zdrowotnym. Pomoc lekarska dla robotników była ograniczona, a w małych zakładach – praktycznie niedostępna.

Krwawy tydzien w Łodzi - Adam Setkowicz, Nowości Ilustrowane, nr 27, 1 VII 1905, s. 1.

Page 6: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

6

My prawie wszyscy jeste-śmy robotniczymi dzieć-mi. Nawet dzisiaj ludzie są dumni ze swojego po-chodzenia. Fińska ary-stokracja i szlachta była bardzo słaba w porów-naniu z polską, fińskich bogaczy i kapitalistów było niewielu. A nasza klasa średnia i intelektu-aliści zawsze pamiętali, że pochodzą z robotni-ków lub chłopów.

Rozmawiają:

Pertti Haapala, profesor historii Uniwersytetu w Tampere, dyrek-tor Fińskiego Centrum Dosko-nałości w Badaniach Historycz-nych, badacz fińskich dziejów XX wieku, m.in. przebiegu i skut-ków Rewolucji 1905 roku;

Magdalena Rek-Woźniak i Wojciech Woźniak, socjologo-wie z Katedry Socjologii Struktur i Zmian Społecznych Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego.Rewolucja 1905 roku to ważne wydarzenie w historii Euro-py, ale chyba mało jest miejsc, gdzie jej wpływ był tak znaczą-cy, jak w Finlandii?

To prawda. To prawie równie ważne wydarzenie, jak odzyska-nie niepodległości w 1917 roku. To był początek reformy parla-mentarnej. Efektem Rewolucji w Finlandii było zorganizowanie w 1906 roku powszechnych wy-borów i wprowadzenie po raz pierwszy na świecie powszech-nego czynnego i biernego pra-wa do głosowania dla kobiet i wszystkich klas społecznych. Czteroizbowy sejmik opar-ty o przynależność stanową zastąpił jednoizbowy parla-ment Eduskunta.

A w efekcie wyborów w 1907 roku największą frakcją parla-mentarną zostali socjaliści i so-cjaldemokraci, zdobyli 80 z 200 mandatów w parlamencie, zna-lazło się w nim także około 30 kobiet. Niemieckie gazety kpi-ły, że w Finlandii nawet służą-ca może głosować i zostać wy-brana do sejmu, a to przecież nie ma żadnego sensu. Wydarzenia 1905 roku stały się symbolem demokracji. Nawet partie bur-żuazyjne w Finlandii nie mo-gły się przeciwstawić tej refor-mie; ludzie z klas wyższych byli oczywiście przeciw powszech-nemu prawu wyborczemu, ale nie mogli tego mówić głośno. Równe prawa miały dotyczyć wszystkich Finów, wbrew Rosji. Czy można powiedzieć, co wówczas było ważniejsze: walka o większą suweren-ność czy postulaty społeczno--ekonomiczne?

Narodowa polityka była tu po-wiązana z polityką klasową, na-

rodowy parlament stworzył forum dla sporu i dyskusji or-ganizacji politycznych. Wcze-śniej partie robotnicze były dosyć małe, to wybory pozwoliły im się zorganizować. 1905 rok i strajk generalny kojarzą się z niezwy-kłym momentem zwycięstwa narodowej jedności. Nowe pra-wa miały obowiązywać wszyst-kich. Zaraz po strajku zaczęły się podziały polityczne, ale…

Dopiero po, a nie jak u nas: i przed, i w trakcie, i po…?

Tak. Chociaż gdy powstał parla-ment, rozpoczęto prace nad zmo-dernizowaniem tutejszej legislacji i zaczęła się tradycja współpracy wszystkich partii politycznych; wszystkie partie miały być czę-ścią systemu politycznego, po-szukując konsensusu.

Tampere było w owym czasie centrum polityki fińskiej?

Tak, to tu działy się najważniej-sze wydarzenia. To tu odczy-tano „Czerwoną deklarację”, w której domagano się konsty-tucji i parlamentu dla Finlandii. Mikołajowi II oczywiście nie po-dobało się, że powstanie zgro-madzenie narodowe wybierane przez Finów, nawet jeśli będzie miało odpowiadać przed nim. Ta idea narodziła się właśnie tu, w Tampere. Wiemy, że Rosjanie przygotowali wojska do wysła-nia do Finlandii, by upewnić się, że strajk generalny nie przerodzi się w prawdziwą rewolucję. Ale car w końcu zdecydował, że zgo-da na wybory w Finlandii to nie-wielka cena. Najbardziej bał się, że rosyjscy żołnierze z jego floty podchwycą idee rewolucyjne.

Ale w końcu miejscowi fabry-kanci z Tampere nie wezwali cara do przysłania kozaków dla zdławienia strajków.

Nie wezwali. Myślę, że najwięk-szą różnicą między doświad-czeniem tego okresu w Polsce i Finlandii jest właśnie kwestia przemocy politycznej. W cza-sie strajku fabryki wciąż płaciły robotnikom. W Finlandii pra-wie nie było przemocy, zama-chy na przedstawicieli władz carskich były sporadyczne. Wprawdzie miejscowi fabry-kanci w Tampere mieli swoje re-lacje z caratem, ale…

Armii tu nie było…

Zgadza się. I wszyscy uczestni-czyli w demonstracjach, nie tylko robotnicy. Wolność, równość i bra-

terstwo rozumiano jako coś, co się rzeczywiście należy wszystkim i czego nie będzie można odebrać. W trakcie protestów nie śpiewa-no tylko pieśni robotniczych, ale i „Marsyliankę”, i protestanckie hymny. W Helsinkach było tro-chę ostrzej, bo tam były rosyjskie wojska, ale do wielkiej eskalacji nie doszło. Ja zresztą zawsze mówię, że gdy Polacy protestowali i się burzyli, Finowie pozostawali lojal-ni i byli za to nagradzani. W 1863 roku fińskie wojska były w Polsce, pacyfikując powstanie. Kluczowa różnica to kwestia wielkości Fin-landii i braku doświadczenia nie-podległego państwa.Ale doświadczyliście też ru-syfikacji?

Ten termin pojawił się na począt-ku XX wieku, ale trzeba pamiętać, że to nigdy nie była etniczna ru-syfikacja. Było inaczej niż w Pol-sce. Chodziło raczej o obecność rosyjskiej floty w Helsinkach, za-pewnienie spokoju. Rusyfikacja miała na celu zharmonizowanie fińskich praw, wciąż opartych na dawnym prawie szwedzkim, z rosyjskimi, stworzenie w Wiel-kim Księstwie Finlandii instytucji takich, jakie były w całym Impe-rium. Sprzeciw wobec rusyfikacji był często prezentowany przez nacjonalistów jako część szerszej walki o niepodległość, ale w rze-czywistości była to raczej walka o zachowanie fińskiej autonomii prawnej. W 1905 roku te zmiany zostały cofnięte. Druga faza ru-syfikacji przyszła później, miała związek z personalnymi decyzja-mi cara. W rzeczywistości moim zdaniem Finlandia nigdy nie była zrusyfikowana w żadnym głębszym sensie, fińska kultura i język bywały wspierane przez rosyjską administrację jako prze-ciwwaga dla szwedzkich wpły-wów kulturowych. Rosjanie

nie wierzyli, że Finlandia, taka mała, może kiedykolwiek stać się samodzielna, więc uznawa-li, że warto tu inwestować i libe-ralizować gospodarkę znacznie wcześniej niż w innych częściach Imperium. „Czerwona deklaracja” to był ważny dokument? Pamięta się o nim?Jest wciąż aktualna pod wielo-ma względami.

W jakim sensie?

Pierwsze zdanie („Nikczemni służalcy, którzy senatorskie fo-tele zdobyli czołobitnością wo-bec rosyjskiej biurokracji i któ-rzy perfidnie podeptali nie tylko prawo własnego ludu, ale i jego najgłębsze poczucie sprawiedli-wości, muszą natychmiast ustą-pić z urzędu” – tłum. Marek Je-dliński) pewnie brzmi aktualnie w wielu miejscach. Uczniowie czytają ją w szkołach. Deklaracja do pewnego stopnia przewiduje przyszłość i niepodległość. Jak wygląda upamiętnianie 1905 roku w Finlandii?

Były uroczystości w 100. i 110. rocznicę, sfinansowano nam wówczas duży projekt badaw-czy, była ceremonia w parla-mencie.

A w Tampere?

W setną rocznicę były oczywi-ście oficjalne, miejskie i pań-stwowe obchody, seminarium itd. Pomnika nie ma, ale my nie za bardzo lubimy pomniki (a jak już je postawimy, to nigdy ich nie burzymy). Ludzie wiedzą, znają historię. Tampere i Łódź to miasta, gdzie na peryferiach Europy w po-dobnym momencie rozkwitł kapitalizm. Kiedy myślę o Tam-pere globalnym, myślę o in-

westorach z zewnątrz, ale kie-dy myślę o Tampere fińskim, to myślę przede wszystkim o tutejszych robotnikach. I wy-daje mi się, że o nich się naj-bardziej pamięta. Jest muzeum przemysłowej historii miasta (Vapriikki), skansen ukazują-cy warunki życia codziennego robotników (Amuri), a także centralne fińskie muzeum pra-cy (Werstas).

To prawda. Ale ludzie w Tampe-re zawsze identyfikowali się z tu-tejszymi robotnikami, są dumni z historii przemysłowej, z robot-niczej reputacji Tampere. Kie-dy Nokia i inne firmy nowocze-snych technologii inwestowały tutaj, nawiązywały do tych tra-dycji. Przemysł wysokich tech-nologii to po prostu kontynuacja.

W Finlandii nie ma niczego dziwnego w tym, że czci się robotników, także tych bezi-miennych?

Nie ma. My prawie wszyscy je-steśmy robotniczymi dziećmi. Nawet dzisiaj ludzie są dumni ze swojego pochodzenia. Fińska arystokracja i szlachta była bar-dzo słaba w porównaniu z pol-ską, fińskich bogaczy i kapitali-stów było niewielu. A nasza klasa średnia i intelektualiści zawsze pamiętali, że pochodzą z robot-ników lub chłopów. Działacze ruchu pracowniczego zawsze bardzo starali się o upamiętnia-nie swoich bohaterów, często ze wsparciem państwa. Nawet dzi-siaj, gdy ruch ten jest mniej liczny i pojawia się w nim nowe pokole-nie młodych działaczy.

Kiedy byliśmy w Tampere pół roku temu, zwiedziliśmy pierwsze muzeum, które miało pokazać historię z punktu wi-dzenia inwestorów, fabrykan-tów. Powstało dopiero teraz.

Milavida to pierwsze finanso-wane przez miasto muzeum upamiętniające fabrykantów i właścicieli fabryk, konkretnie – rodzinę estońskich Niemców von Nottbecków, którzy przy-nieśli do Tampere wiedzę, kapi-tał i technologię. Nie było wokół tego kontrowersji, ludzie uznali, że to sprawiedliwe.

Wcześniej nie było prób upa-miętniania fabrykantów?

Nie, przecież i tak wszyscy zna-li ich nazwiska, wiedzieli o nich.

Czyli znów konsensus?

Fińskie społeczeństwo i polity-ka były zawsze oparte na kon-sensusie. Finowie są nacjonali-stami w tym sensie, że wskazują na sukces Finlandii jako sukces całego społeczeństwa, całej fiń-skiej demokracji. I to jest nacjo-nalistyczne, ale pełni też funk-cję integracyjną. Nie wyklucza się nikogo, to nie jest etniczny nacjonalizm. Mamy też prze-świadczenie, że cały dzisiejszy sukces jest efektem tej jedności i poszukiwania konsensusu.

NAWET SŁUŻĄCA MOŻE KANDYDOWAĆSKUTKI REWOLUCJI 1905 ROKU W FINLANDII

Czerwony manifest wygłoszony 1 XI 1905 r. w Tampere (Arch. Tampere)

Efektem Rewolucji w Finlandii było wprowadzenie po raz pierwszy na świecie powszechnego czynnego i biernego prawa do głosowania dla kobiet

Page 7: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

7

DOŁĄCZ DO NAS.Jeśli chcesz wspomóc naszą inicjatywę: współtworzyć obchody Rewolucji 1905 roku, prowadzić spacery historyczne czy rewolucyjne Zaduszki oraz zdobywać wiedzę o historii społecznej – dołącz do nas! NAPISZ e-mail na adres: [email protected] ZADZWOŃ: 609 393 938 ZAJRZYJ na stronę: http://rewolucja1905.pl

Walka i życie kobiet będzie głównym tematem tegorocz-nych obchodów 112. rocznicy Powstania Łódzkiego, na któ-re serdecznie zapraszamy.

Obchody odbędą się w Łodzi, 24 czerwca, w sobotę, o godzi-nie 19:05, start na rogu ulic Wschodniej i Rewolucji 1905 roku. Organizatorami wyda-rzenia są Łódzkie Stowarzy-szenie Inicjatyw Miejskich Topografie oraz Klub Krytyki Politycznej z Łodzi.

Gazeta „Łodzianka” została zrealizowana

dzięki współpracy z EduKABE Fundacją

Kreatywnych Rozwiązań.

ZESPÓŁ REDAKCYJNY „ŁODZIANKI”:

Grupa historyczna „Łodzianka”: Marek Cieślik, Michał Gauza, Ewa Linek, Marek Jedliński, Magdalena Rek-Woźniak, Wojciech Woźniak, Maciej Kloc,

Współpraca: Katarzyna Koziara, Beata B. Nowak, Marta Madejska, Sebastian Adamkiewicz, Kamil Śmiechowski.

PIOTR ZAREMBAHistoryk, dziennikarz, pisarz, wicedyrektor TVP Kultura, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „wSieci”.

Rewolucja 1905 jawi mi się jako zjawisko ważne i bliskie. Może dlatego, że mój cio-teczny dziadek był socjalistą i według ro-dzinnej tradycji często do niej nawiązywał. A pewnie i z powodu Jerzego Treli, który w serialu Andrzeja Wajdy „Z biegiem lat z biegiem dni” słowami Piłsudskiego tłuma-czył ówczesne racje niepodległościowych PPS-owców, choć w dekoracjach całkiem nierewolucyjnego Krakowa. Ten serial po-dobnie jak film Agnieszki Holland o Rewo-lucji 1905 „Gorączka” był jednym z rozlicz-nych znaków, zapowiedzi Sierpnia 80.

Ale możliwe, że i bez tych rodzinnych oraz artystycznych linków ta rewolucja zapadła-by mi w serce. Ze świadomością wszystkich jej ułomności i paradoksów. Nie miała szans choćby na wywołanie wielkiego wstrząsu w kraju, gdzie proletariat był w stanie ro-dzenia się, a część robotników odwróciła się na dokładkę plecami od „agitatorów”, z po-wodów bytowych czy ideowych.

Z kolei jeśli traktować Rewolucję jako na-rodowe powstanie, też trudno nie zauwa-żyć jej słabości. Była kołataniem do serc nie-podatnych w dużej większości na jej hasła. Stąd musiała się zagubić w kontrowersyj-nych, terrorystycznych metodach. Ba, sta-nowiła punkt wyjścia do wojny polsko-pol-skiej, do wzajemnej nienawiści – między socjałami i narodowcami. Wreszcie zaś py-tanie na ile oba jej wątki: socjalny i niepod-ległościowy do siebie przystawały. Ujawni się ta sprzeczność wkrótce konfliktem we-wnątrz PPS.

Jedni rewolucjoniści nie byli szczerymi so-cjalistami, inni nie do końca pojmowali sens wojowania z Rosją w imię romantycznych haseł wyzwolenia ludów. Ja to wszystko wiem. Ale wierzę, że Rewolucja to był jed-nak krok w kierunku uobywatelnienia mas, nawet jeśli dotyczyło to początkowo bynaj-mniej nie większości. Wierzę, że również dzięki niej mieliśmy po 1918 roku przyzwo-ite, choć nie zawsze przestrzegane ustawy socjalne. Wierzę wreszcie, że ci romanty-cy wojujący bombą i rewolwerem (czasem i strajkiem) byli szlachetnymi ludźmi, wzo-rami do naśladowania. Nawet jeśli płacili najwyższą cenę, nie tylko życia, ale i niezro-zumienia. Narody takich bohaterów (rów-nież) potrzebują. No i ja ich potrzebuję.

RAFAŁ WOŚDziennikarz tygodnika „Polityka”, autor książki „Dziecięca choroba liberalizmu”, lau-reat m.in. nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwa ekonomicznego oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa.

Rewolucja roku 1905 to nasz polski od-powiednik rewolucji francuskiej. Po raz pierwszy tak dosadnie i w sposób tak sko-ordynowany przemówiły klasy społeczne, które dotąd nie brały udziału w działalności

politycznej. Rok 1905 otworzył Polsce szansę (inna sprawa, czy wykorzystaną) na budowę prawdziwej wspólnoty de-mokratycznej. Prawdziwej, to znaczy ta-kiej, w której władza polityczna nie nale-ży do wąskiej garstki uprzywilejowanych elit, lecz jest dostępna dla wszystkich lu-dzi, niezależnie od ich statusu społecznego, majątku czy wykształcenia. Dlatego każdy prawdziwy demokrata powinien darzyć szacunkiem to, co wydarzyło się w Łodzi, Warszawie czy Zagłębiu Dąbrowskim w la-tach 1905–1907. A jeśli tego szacunku nie ma, powinien zadać sobie pytanie, czy aby na pewno jest szczerym demokratą.

PROF. ANDRZEJ FRISZKEProfesor zwyczajny, historyk, pracownik In-stytutu Studiów Politycznych PAN, członek korespondent PAN. Specjalista od historii Polski XX wieku.

Rewolucja 1905 roku jest bardzo ważna za-równo w historii polskiego społeczeństwa, jak i ze względu na istotne tradycje politycz-ne. Rewolucja to pierwszy moment, w któ-rym społeczeństwo polskie wystąpiło w ska-li masowej. Poruszenie obejmowało cały kraj i wszystkie warstwy. Różne grupy społecz-ne musiały się samookreślić, wyrazić swoje interesy i relacje względem innych. Tysiące ludzi przeszło przez próbę zbiorowych do-świadczeń samoorganizacji, protestów, de-monstracji i strajków. Jeżeli szukać w naszej historii punktu, w którym następowało doj-rzewanie do aktywności społecznej i rodziło się poczucie, że nie jesteśmy tylko sumą jed-nostek, to rewolucja 1905 roku ma znacze-nie zasadnicze – szczególnie dla robotników, ale także dla różnych grup mieszczaństwa oraz chłopów. To moment powstania nowo-czesnego polskiego społeczeństwa. To tak-że czas eksplozji słowa drukowanego, które wcześniej było domeną tzw. warstw oświe-conych; rewolucja poprzez swoją masowość i odwołanie do doświadczeń zwykłych ludzi spowodowała, że słowo drukowane – prasa i ulotka – stało się częścią obiegu masowe-go. Rewolucja przyniosła ożywienie narodo-we w szerokiej skali. Poczucie polskości oraz próba określenia, jakie są cele narodowe, sta-ły się nie tylko częścią dyskusji elit, ale przede wszystkim dyskusji zwykłych ludzi. W od-niesieniu do tradycji politycznych, rewolu-cja jest przede wszystkim ważna dla polskiej lewicy, reprezentowanej głównie przez Pol-ską Partię Socjalistyczną. Mamy do czynie-nia z legendą strajków czy działań Organiza-cji Bojowej i zamachów antycarskich, chętnie porównywanych przez ówczesne pokolenie z powstaniem styczniowym. Niewątpliwie był to pierwszy od powstania moment, gdy nastąpiło starcie zbrojne pomiędzy działa-czami niepodległościowo-rewolucyjnymi a władzą carską i jej aparatem. Legenda re-wolucji będzie bardzo istotna np. w okresie międzywojennym w ramach budowania polskiej tradycji politycznej czy nawet woj-skowej i państwowej. Z drugiej strony rok 1905 to także kwestia pęknięcia w ruchu so-cjalistycznym – na nurt akcentujący, że naj-

ważniejsza jest walka narodowa (PPS i póź-niejszy obóz piłsudczykowski), oraz na tych, dla których najistotniejsze będą cele klasowe. Rewolucja jest także okresem praktycznego dojrzewania ideologicznego nurtów na pra-wicy. Narodowa Demokracja zmienia się z partii elitarno-inteligenckiej w ruch o cha-rakterze masowym. Bardzo silnie określa się jako ruch antyrewolucyjny i antylewicowy – jako partia porządku, głosząca hasła solida-ryzmu klasowego. To wtedy znajdują zasto-sowanie chwyty propagandowe, które będą używane przez prawicę przez cały okres międzywojnia, a nawet do dnia dzisiejszego, a więc silne podkreślanie wartości narodo-wych, łącznie z elementami mitotwórczymi, oraz antysemityzm i wrogość do obcych – przede wszystkim do Żydów, choć nie tylko. Podsumowując, można uznać, że rewolucja 1905 roku to okres szalenie ważny; jest to po-czątek dwudziestowiecznej historii Polski.

DR MAGDALENA REK-WOŹNIAK Socjolożka z Uniwersytetu Łódzkiego, zajmu-je się przemianami struktury społecznej oraz polityk publicznych i polityki klasowej w mia-stach poprzemysłowych.

Postulaty socjalno-bytowe wyrażane przez uczestników rewolucji 1905 roku stanowią fundament państwa opiekuńczego. Dzisiaj uznajemy je za elementarne standardy cy-wilizacyjne, tak oczywiste, że nawet nie za-uważamy, gdy znowu pozwalamy je sobie po kawałku odbierać… Nigdy więc dość przypominania, że prawo do godnej, bez-piecznej i należycie wynagradzanej pra-cy – ale też do strajku, odpoczynku czy za-bezpieczenia w razie wypadku i choroby – nie spadło z nieba ani nie zakwitło samo w umysłach światłych elit. Uznanie potrzeb i interesów zwykłych ludzi jest możliwe na drodze konfliktu politycznego, ale wy-maga zbiorowego zaangażowania i samoor-ganizacji. Oczywiście w świetle późniejszej ewolucji polskiej debaty socjalnej, a zwłasz-cza jej ostatniej odsłony po 1989 roku, moż-na się zastanawiać, gdzie podziało się dzie-dzictwo rewolucji 1905 roku. Warto jednak pamiętać, że to właśnie wydarzenie otwo-rzyło pole dla poważnej politycznej dysku-sji nie tylko o kapitalistycznych stosunkach pracy, ale i zobowiązaniach nowoczesnego państwa wobec obywateli.

DR AGATA ZYSIAK Socjolożka związana z Uniwersytetem Łódz-kim i Uniwersytetem Warszawskim. Zajmuje się historią łódzkiej tożsamości zbiorowej i ba-daniami wielkoprzemysłowej klasy robotni-czej w Łodzi i Detroit.

Rewolucja 1905–07 to historia nas wszyst-kich. Walczono w niej o godne życie, spra-wiedliwy świat i uczciwą płacę. Było to jed-no z najważniejszych wydarzeń w historii Środkowej Europy, Polski i Łodzi – zryw masowy, nowoczesny, przerażający i fascy-nujący zarazem. W kontraście do powtarza-nego często frazesu o Łodzi jako „mieście bez historii”, mamy być z czego dumni. To, w jaki sposób – i czy w ogóle! – pamiętamy o Rewolucji, działa jak papierek lakmusowy współczesnej polityki historycznej. Przery-sowane uroczystości okresu PRL czy kom-pletna amnezja okresu transformacji mówią więcej, niż może się wydawać, o roli warto-ści, o które walczono w 1905 roku. Równość, bezpieczeństwo socjalne czy godna płaca dziś także wymagają walki i obrony.

WIELOGŁOSO REWOLUCJI

Druk dofinansowano ze środków zadania Grant na lepszy start 2017 współfinansowanego ze środków

Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich realizowanego przez Ministerstwo Rodziny,

Pracy i Polityki Społecznej.

Rys. Antoni Kamieński

Page 8: MASZ PRAWO DO BUNTUrewo1905.idl.pl/content/uploads/2017/07/Lodzianka-20171.pdf · lestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw spo-łeczny i narodowy, któremu przewodzili

Wydarzenie artystyczne i przemarsz

24 czerwca, sobota, godz. 19:05

Wystąpią: Teatr CHOREA, Krakowski Chór Rewolucyjny, Warszawski chór rewolucyjny „warszawianka”

Skrzyżowanie ulic Rewolucji 1905 r. i Wschodniej

www.rewolucja1905.pl facebook.com/rewolucja1905

organizatorzy: partnerzy: patronat honorowy:

Dofin

anso

wan

o ze

środ

ków

UM

Ł

patronaty medialne: