Makuszynski Kornel - Awantura o Basie

download Makuszynski Kornel - Awantura o Basie

If you can't read please download the document

description

Kornel Makuszyński - Awantura o Basię

Transcript of Makuszynski Kornel - Awantura o Basie

SCAN-dal.prv.plKornel MakuszyskiAwantura o BasiI Jeden pocig przychodzi, a drugi odchodzi3II Sowa wane naley ry na miedzi, a nie na papierze12III Polowanie na pana z ulicy Chmielnej22IV Wielki pisarz i maa dziewczynka31V owy na grubego zwierza41VI Nowy sd Salomona51VII Tak si musiao skoczy61VIII Oj, Basiu, Basieko72IX Umiech krwawego Heroda83X Intryga i mio92XI Gos zza wiata101XII Szukanie duszy112XIII Narodziny czowieka124XIV Znowu zaczyna si wiosna132IJeden pocig przychodzi,a drugi odchodziOpowie t, tak prawdziw jak wiosna i tak pen radosnych umiechw jak pogodny dzie, musimy - z serdecznym alem serca - rozpocz wspomnieniem zdarze bolesnych i smutnych. Jak spoza cikich, czarnych, burzliwych chmur soce wreszcie jasn smug wytrynie i ozoci lady klski i zniszczenia, tak i w tej opowieci przewali si musz chmury przez pierwsze stronice jak przez czyste obszary nieba. Jak w yciu, jak w yciu... Jedna szczliwa godzina rodzi nastpn, znaczon zami, a smutek zeleje i znowu jasn godzin przywoa. Nie cenilibymy radoci, gdyby bya wiecznotrwaa i snua si nieprzerwanie. Gorycz blu i dotkliwo cierpienia tym sodsz nam czyni rado, co si zjawi. Nie byoby radoci bez smutku. Nikt by nie wiedzia, e to rado wanie. Tym skwapliwiej witamy dzie, e przed nim snua si mroczna, olepa noc.To co si zdarzyo przed rozpoczciem tej niezwykej historii, byo noc, smutkiem i mierteln przygod. Poniewa serce nasze dry jeszcze na wspomnienie tego, co si stao, opowiemy krtko o wszystkim. Wystarczy niewiele sw, a kade, bdzie miao ksztat zy.Nigdy nie mona byo odgadn, kim bya moda pani w aobnej sukni, wiodca za rk ma, moe picioletni dziewczynk. Wysiada z pocigu na wzowej stacji kolejowej, po ktrej w rne strony czogay si pocigi jak olbrzymie gsienice. wiadkowie opowiadali, e pieszya si bardzo, pragnc zdy do bufetu, gdzie chciaa nakarmi dziewczynk; mwili inni, e w czasie podry bya dziwnie milczca, a w duych jej oczach zna byo niepokj; wioza rozemiane dziecko i jak wielk zgryzot. Samotne kobiety w czerni nie wdruj zazwyczaj ze szczciem w sercu. Nikt nie umia powiedzie wiele wicej o tej smutnej pani, bo chocia wsptowarzysze podry odznaczaj si nadmiern ciekawoci, jej nie zadawano pyta. Jej blada, pikna twarz i oczy zamglone, jakby w pustk patrzce, oniemielay ludzi. Przysuchiwano si jej rozmowie z dzieckiem, ktra bya waciwie nieustann gadanin dziewczynki przerywan rzadko jej cichym sowem: "Tak, Basieko!" albo: "Nie, moja maleka!" Ostatnie jej powiedzenie, ktre syszano, byo zapowiedzi, e na najbliszej stacji dziewczynka dostanie mleka. Zaraz potem zdarzyo si nieszczcie. W skisym, zadeszczonym mroku wieczornym pani ta zy obraa kierunek, by te moe, e zamylona, nie zdawaa sobie sprawy, e wychodzi z pocigu przez drzwi niewaciwe. O, Boe miosierny! Jak grzmot po ziemi si toczcy, jak zwierz straszliwy, dudnicy straszliwoci elaznego zgieku, wypad z mroku pocig. Kobieta w czerni ostatnim, okropnym wysikiem zdoaa odrzuci dziewczynk...Odmwmy wszyscy cichutko modlitw za bohatersk matk, co ostatnim ruchem wyrwaa swoje dziecko mierci jak tygrysowi.- Prdko! Owka i kawaka papieru! - zawoa duszonym gosem lekarz, blady ze wzruszenia.Marszczc czoo, jak gdyby chcia sobie dokadnie przypomnie zasyszane sowa, pisa co na kartce, ktr poda urzdnikowi.- To zdoaa wyszepta - rzek gucho.- Jaki adres?- Tak. Tam naley skierowa dziecko. Biedna maleka... Gdzie ona jest?- W drugim pokoju.- Co robi?- Nie rozumie, co si stao... Wci pyta o matk.- Chodmy tam do niej - rzek bardzo cicho. Dziewczynka spojrzaa na wchodzcych, jakby zdziwiona, e wrd nich nie byo matki. Siedziaa na krzele, odziana w niebieski paszczyk. Spod mikkiej czapeczki wymykay si jasne, krtko przystrzyone woski. Gdyby nie sukieneczka, mona by mniema w pierwszej chwili, e to jasnooki, pucoowaty chopczyk.Trzech panw, jakby oniemielonych, zatrzymao si przy drzwiach, ktre szybko za sob zamknli, a lekarz zbliy si do dziewczynki. Patrzy na ni dugo i dugo nie przemawia, jak gdyby sowa nie mogy przecisn si przez jego gardo. Wreszcie pooy rk na jej gwce i lekko j pogadzi.- Jak ci na imi, maleka?Dziewczynka spojrzaa na niego zalkym spojrzeniem i nie odpowiedziaa.- Nie bj si, kochanie - mwi lekarz drcym, mikkim gosem. - My wszyscy bardzo ci kochamy... Bardzo, bardzo... Pewnie si nazywasz Marysia?- Nie Marysia... - odpowiedziaa cichutko.- Wic Jadzia?- Jadzia te nie...- Moe Basia?Dziewczynka umiechna si.- Tak. Basia nazywa si Basia.- A jak dalej?- Dalej nie wtem. Mamusia wie. Niech pan zawoa mamusi!Lekarz przymkn oczy.- Basieko kochana... - zacz mwi z trudem. - Twoja mamusia. . Och, jaki Basia ma liczny paszczyk! A jakie woski...- Jak chopczyk! - owiadczya z powag dziewczynka. - Mamusia mi obcia.- Tak, tak...Pochyli si nad ni i otoczy ramieniem.- Posuchaj, Basieko... Twoja mamusia odesza...- Ale zaraz przyjdzie?- Nie, maleka. Ju nie przyjdzie...- Czemu nie przyjdzie? Ja chc spa!- Bo twoja mamusia posza daleko, bardzo daleko...- Czemu daleko? Gdzie to jest daleko?- Posza a do nieba...- Teraz przecie ciemno - mwia dziewczynka patrzc na niego podejrzliwie.Lekarz stropi si i nieporadnie rozoy rce. W ten sposb mona byo wie z dzieckiem rozmow bez koca. Tar rk czoo i w ten starodawny sposb wygrzeba w stroskanej gowie myl bardzo rozsdn.- Zatelefonuj po on - rzek do trzech panw przysuchujcych si w milczeniu.Nie. upyno p godziny, a pani doktorowa znalaza si na miejscu smutnych wypadkw. Objaniona zwizym szeptem o nieszczciu i niedoli dziecka, zaatwia spraw ze wzruszajc prostot.- Pjdziemy spa, maleka! - rzeka do Basi gosem sprytnie udajcym gos bardzo wesoy.Dziewczynka daa zna umiechem, e nie mogc doj do adu z jkajcym si mczyzn, chtnie i bez protestw gotowa jest do gorcej przyjani z t pani, odzian podobnie jak jej matka.Serduszko wiedziao o tym, e to kto inny i kto obcy, senne spojrzenie jednak nie umiao ju da sobie rady z mglistoci zarysw. Pani doktorowa, kobieta zaywna i energiczna, czerstwoci zdrowia zaszczyt przynoszca lekarskiej sztuce ma, wzia j na rce i ze wzruszajc tkliwoci przytuliwszy do piersi wyniosa j z kolejowego budynku.- pij, biedactwo - szepna patrzc na dziecko. Z niesychanym zasobem mikkich sw, porwna, przenoni i przykadw, z caym arsenaem sposobw, znanych jedynie kobiecemu sercu, zdoaa nazajutrz wyjani dziewczynce, e jej matka nigdy ju nie powrci. Basia poja tylko tyle, e j okropnie skrzywdzono, o czym oznajmia dugim paczem. Pani doktorowa usiowaa scaowa zy z jej oczt, co musiao by prac uciliw, gdy i w jej oczach zaczy si one gromadzi, gwatowne i niepowstrzymane. Dwie kobiety pakay cichutko, przytulone do siebie tak, e nie mona by powiedzie dokadnie, do ktrej z nich ktra za naley.Innych jednak rzeczy te nie mona byo odgadn. Najcilejsze poszukiwania do niczego nie doprowadziy; nie znaleziono adnych dokumentw w torebce nieszczliwej kobiety, a w wagonie adnych walizek ani zawinitek. Najrozsdniejsze wydawao si, przypuszczenie, e albo j w drodze okradzione, albo biedna ta pani, gboko jak trosk przejta, pogubia to, co ze sob wioza. Wiele susznoci mogo tkwi w przypuszczeniu, e jechaa tam, gdzie j wszystko oczekiwao. Nie znaleziono ani wistka papieru, tylko niewielk ilo bezimiennych pienidzy i bilet kolejowy do Warszawy.- Jakie nieszczcie gnao t nieszczliw - mwi lekarz. - Albo zapomniaa o wszystkim, albo nie moga myle o niczym innym. Niech j Bg przyjmie miosiernie, bo bardzo musiaa cierpie. Cae szczcie, e miaa jeszcze tyle si, aby wyszepta kilka sw.Patrzy na kartk, na ktrej zanotowa kilka wyrazw.- Do znane nazwisko - mwi jakby do siebie. - Jak mylisz? - zwrci si do ony, na ktrej kolanach siedziaa dziewczynka. - Co teraz naley zrobi?Pani doktorowa spojrzaa na Basie zamylona. Zdawao si jej, e dziecko pojmuje roztropnie, i o nim jest mowa, rzeka wic szybko:- Pomwimy o tym pniej..Do niezdarn bya dyplomacja dobrej kobiety, wida bowiem byo, e umylnie odwleka chwil rozstania si z dziewczynk. Usiowaa wmwi we wszystkich, e naley czeka jakich wieci od krewnych nieszczliwej pani w aobie, ktrzy po przeczytaniu w gazetach wiadomoci o okropnym wypadku zgosz si niewtpliwie pojwszy z opisw, kim bya ta matka podrujca z dzieckiem. Nikt si jednak nie zgasza. Mino dni kilka, a znikd nie nadszed ani list, ani depesza.- Trzeba dziecko odesa pod tym adresem - rzek lekarz. - Rzecz dziwna, e ta osoba nie zgosia si sama. Przecie czyta chyba gazety.- Jeli jest osob rozsdn, to nie czyta - mrukna jego ona.- Wszystko jedno. Dziecka przetrzymywa nie moemy.- Czy tak bardzo ci przeszkadza? To rozkoszne dziecko?- Bynajmniej! Wcale mi nie przeszkadza. C za przypuszczenie! Ty by je, oczywicie, zatrzymaa na zawsze.- Och! Z najwiksz radoci!- Wiem o tym, bo od kilku dni wyprawiasz przedziwne sztuki. Nie, moja kochana... Caym sercem do niego przylgnem, ale czas najwikszy, aby je odesa. jutro napisz list wedle adresu, aby Basi oczekiwano na dworcu w Warszawie, a pojutrze dziewczynka pojedzie.- Jak to pojedzie? Sama?- Do Warszawy niedaleko. Wsadzi si j do wagonu, odda pod opiek podrnych, a w Warszawie j odbior. Adres jest wyrany.- Czy nie lepiej bdzie wysa j poczt? - zapytaa pani doktorowa z irytacj.- W Anglii zdarzy si taki wypadek...- Ty by nawet mnie wysa poczt...- Niemoliwe. Poczta przyjmuje pakunki jedynie do dwudziestu kilogramw. Ciary o wadze osiemdziesiciu wysya si ciarowym pocigiem... - odrzek on z powag.Basia nie wiedzc o tym, e jest przedmiotem burzliwych konferencji, przebrnwszy przez kilka dni, jakich ponurych, rozpakanych, bardzo dziwnych i strasznych, powrcia ju do swego bkitnego kraju, nad ktrym umiecha si czyste niebg Przez kilka dni szukaa matki zdziwionymi oczami i czua trwog w serduszku. Wieczorem, zanim usna w ramionach pani doktorowej, zdawao si jej, e syszy kroki mamusi; zdawao si jej raz jeden, e j widzi. Potem, powoli, znana posta zacza si rozpywa w srebrzyst mg, zamazywa i nikn. Zwalista postura tej pani, co j cauje i pieci, zasonia swoim ogromem to wszystko, co si dotd ukazywao tu przed jej oczkami. Znowu si na wiecie uczynio niebiesko.Wielkie zdarzenia nie mogy si zmieci w jej serduszku; najmniej j obchodziy dugie narady tego pana z t pani. Dopiero kiedy ta pani chwycia j nagle w objcia i zacza gono paka, Basia, uznawszy, e przez kobiec solidarno naley to rwnie uczyni, bekna te, bolenie pochlipujc. Pakanie jest tak sam dobr zabaw jak kada inna, jeli tylko nie trwa zbyt dugo, bo to nie ma wielkiego sensu. Troch jednak popaka zawsze mona, tym bardziej, skoro to tej dobrej pani zdaje si robi przyjemno.zy pani doktorowej paday jak deszcz z burzliwej chmury. Pan doktor wysa list, dokadny, obszerny, wszystkie smutne wypadki najcilej opisujcy, i prosi osob, ktrej Basia zostaa powierzona, aby we rod o godzinie pitej po poudniu oczekiwaa na dworcu, gdy dziewczynka pojedzie sama. List by polecony, osobicie przez lekarza nadany, adres za podkrelony czerwonym owkiem, aby zwrci uwag poczty na jego wano. Zachowane zostay wszystkie rodki ostronoci.- Dziecku nic si sta nie moe - uspokaja on. - Dziecko jest nadzwyczaj roztropne i da sobie rad. A ty nie pojedziesz... Trzy razy bya w Warszawie. Dwa razy ci okradli, raz wpada pod auto i zamaa nog. Teraz nie uszaby z yciem.Pan doktor mia o stolicy wyobraenie zgoa ponure.Pani doktorowa, zamknwszy si z Basi na tajnej naradzie gabinetowej, usiowaa jej wyjani, jakie ogromne czekaj j przedsiwzicia. Uspokajaa j wymownie, e dzieci czsto podruj same, nawet na ogromnych przestrzeniach, e dziecka nikt nie skrzywdzi, a w Warszawie zajm si ni serdecznie Dziewczynka suchaa uwanie i nie zgosia adnego sprzeciwu. Owszem, to moe by zabawne.Narada trwaa dwie bite godziny; uczestnicy wyprawy do bieguna pnocnego mniej s przewidujcy ni pani doktorowa. Omwione zostay wszystkie, nawet najmniej prawdopodobne, wypadki, jak: porwanie upienie podrnego za pomoc zatrutych papierosw i zepsucie si lokomotywy. Czarne sowa pani doktorowej przeleciay jak burza przez jasn gowin i po chwili nie byo z nich ladu. Jeden tylko kolorowy ptaszek polata nad dziewczynk i piewa o nadzwyczajnej podry.Dobra kobieta zaprowadzia Basi na dalekie miejsce poza miastem, gdzie rosy drzewa i krzye, i tam kazawszy jej uklkn" dugo do niej mwia szeptem cudownie serdecznym. Soce wiecio bladozocicie a czerwone licie paday z drzew cichutkim szelestem. Basia powiedziaa tak samo cichutko:- Bd zdrowa, mamusiu!We rod, nakarmiwszy dziewczynk na zapas tak obficie, jak gdyby miaa przepyn Atlantyk, przezorna pani zawiesia na jej szyi tabliczk z tektury i atramentowym owkiem napisaa na niej adres odbiorcy. Ofiarowaa jej ma torebk nadzian do rozpuku cukierkami, czekolad i wszelk sodk pociech cielcych lat czowieka, potem, na godzin przed odejciem pocigu, rozpocza uroczysto poegnania. Tych czuoci, tych okrzykw, tym napomnie, tych ez i pocaunkw, pocaunkw i ez ludzkie piro nie opisze. Maym urozmaiceniem tej ceremonii by okrzyk burzliwy, nagy, huczcy i najmniej spodziewany:- Mu! Jeli temu dziecku co zego si stanie, bdziesz przeklty!Powiedziane, raczej zakrzyknito byo to z tak moc e pan doktor zadra.- C mu si moe sta, u Boga Ojca! rzek nie do niepewnie.Wyszych dziesi tysicy miasteczka w skromnej liczbie omiu najwaniejszych obywateli podzielao roztropne to zdanie. Wprawdzie Warszawa jest miastem arocznym, ale dzieci tam nie jedz. Starano si artobliwie uciszy niepokoje pani doktorowej i doda jej ducha, co byo niejak przesad, sdzc bowiem z nadmiaru cielesnej powoki i duch jej musia mie pokane rozmiary.Wszyscy znali niedawne dzieje dziewczynki, wic tkliwo dla osieroconego dziecka, ktre - sdzc z aobnego stroju jej matki - nie miao ju zapewne i ojca, przywioda wszystkich dobrych ludzi na dworzec kolejowy. Brak byo jedynie pana starosty i fotografa, gdyby bowiem udao si te osobistoci zaangaowa do zespou zebranego na dworcu, odjazd Basi nie rniby si niczym od uroczystego wyjazdu ministra. Sprawiedliwie jednak przyzna naley, e jeszcze adnego ministra na wiecie nie egnao tyle ez, ile ich popyno z oczw pani doktorowej. Poniewa umysy zrwnowaone przestrzegaj dokadnych terminw wszystkich czynnoci, zacna kobieta zacza roni zy o godzinie drugiej pitnacie, na kwadrans przed odejciem pocigu; przedtem postanowia bacznym suchym okiem obejrze wszystko, co mogo mie zwizek z podr. Energicznym krokiem pobiega w stron dychawicznie sapicej lokomotywy, na elaznego potwora pobiene tylko rzucia spojrzenie, lecz dugim i przenikliwym zajrzaa w oczy maszynisty. Zdumia si nieco poczciwy ten czowiek, na wskro bystrym wzrokiem, jak ostrym gromieniem, przewiercony. Potem uczyni to, co mu si wydao najrozsdniejsze: wzruszy ramionami. A pani doktorowa dojrzawszy zapewne w jego oczach powag, pozbawion wszelkiej lekkomylnoci i skonnoci do burzliwych awantur, pocza przebiega wagony i zaglda we wszystkie przedziay. Wreszcie, po dugim wahaniu wybraa jeden.Nie chcemy naraa na nage pknicie ani wasnego, bardzo czuego serca, ani tkliwych serc czytelnikw, dlatego nie opiszemy sceny poegnania. Miao ono by wprawdzie uroczystoci zbiorow, cay jednak ceremonia pogruchotaa pani doktorowa. Nie miaa wasnego dziecka, wic wszystk niezmierzon mio, wypeniajc jej zacne serce, chciaa da na drog biednej dziewczynce. Wyrywaa j z kadych ramion, nikomu nie pozwolia jej pocaowa, przerywajc wszystkie czuoci okrzykiem: Czy chcecie zamczy dziecko? - tulia j i ciskaa, z nadejciem za waciwej pory wybuchna paczem. Na wasnych rkach zaniosa j do wagonu. Otarszy wielkie zy, aby nie kapay na sowa, rzeka do zgromadzonych w przedziale:- Prosz pastwa! Ta dziewczynka jedzie sama do Warszawy! Sama! A dlatego sama, e jest sierot. Adres ma na piersi, na tekturowej kartce... Jedzenie w torebce. W Warszawie po ni si zgosz... Prosz na ni uwaa, prosz si ni zaopiekowa... Niech si nie zblia do okna! Niech si nie zazibi1. Prosz pana, aby pan nie pali papierosw! Przecie przez dwie godziny moe si pan powstrzyma! O, pani jako przyzwoicie wyglda... Niech pani na ni uwaa... Prosz jej nie dawa owocw, bo pewnie nie umyte, a mj m mwi, e o cholera atwo... Czy mog liczy na wszystkich tu zebranych!- Dobrze, dobrze, prosz pani - bkn kto w imieniu spoeczestwa.Pani doktorowa jednake postanowia zastosowa na wszelki wypadek lekk grob:- Bo inaczej Pan Bg by was pokara!Zdumiaa si zebrana gromadka, lecz pani doktorowa nie zwrcia na to uwagi.- Maleka - zwrcia si do dziewczynki. - Ci pastwo zaopiekuj si tob. Ale jedz tylko to, co ja ci daam, i nie bierz od nikogo. Nikomu dzisiaj wierzy nie mona. Aha! Gdyby ci si chciao... (nachylia si do ucha Basi i tumaczya jej co bardzo zawile) - to powiesz o! tej pani, a ta pani ci zaprowadzi. Pan konduktor! Dobrze, e pan tu przyszed, panie konduktorze.Uchwyciwszy go palcami za guzik od munduru, objania dokadnie o jego straszliwej odpowiedzialno i zakla na wszystkie moce niebiaskie i piekielne aby co kwadrans zajrza do przedziau.Zirytowany gwizd lokomotywy i nawoywania wszystkich zebranych przed wagonem day zna pani doktorowej, e rozpoczyna si akt ostatni.Kto unis dziewczynk na rkach, tak e moga wyjrze przez okno.Pani doktorowa chciaa jeszcze krzykn, ale nie moga. Co j dawio w. gardle, wic tylko spojrzeniem woaa tak serdecznie... tak serdecznie... liczna, jasna gwka migna tak jak bysk odbity z lusterka. Zdawao si, e kto postawi kwiatek za szyb wagonu.Kiedy zachanny las pokn pocig, pani doktorw staa jeszcze, patrzc spojrzeniem smutnym i jakby rozalonym.- Chodmy ju - rzek lekarz.- Przedtem jednak zayj jaki proszek na upienia sumienia. Mam takie przeczucie, e posalimy to dziecko na zgub, a moim przeczuciom moesz wierzy. Czy przed trzema laty nie powiedziaam ci, e ci spotka nieszczcie, i czy nie zamae wtedy nogi?- Zamaem nog, bo na chodniku leaa pestka liwki. Czemu nie przeczua, e kto bdzie jad liwki Twoje przeczucia s mizerne. Dziewczyna zajadzie zdrowa, bo ja mam takie przeczucie.- A czemu ci, do ktrych wysae list, wcale ci nie odpisali?- Najpierw dlatego, e s to Polacy, a Polacy mao kiedy odpisuj na listy, a nastpnie dlatego, e nie mieli na co odpisywa.- I Basia jedzie do takich barbarzycw, co nie odpisuj na listy! Kto nie odpisuje na listy, moe rwnie dobrze zagodzi dziecko albo bi je przy kadej sposobnoci. No! Niechby co podobnego doszo do mojej wiadomoci! Uprzedzam ci, e za jaki miesic pojad do Warszawy, aby si przekona, co tam wyprawiaj z dziewczynk. Czego ta figura chce od ciebie?- Jaka figura? A, ten...Z unionym ukonem zbliy si do lekarza modzian zapowietrzony omdlewajcym zapachem zabjczych perfum.- Wanie szedem do pana doktora - mwi z przejciem. - Czy pan doktor nie byby askaw odwiedzi babuni?- Przecie byem u niej onegdaj - odrzek lekarz bez entuzjazmu. - Babunia zdrowa jak grenadier.- By moe. Babunia jednak dosza do przekonania, e ma solitera, bo j bardzo mdli.- Chyba nie soliter, tylko te perfumy - mrukna doktorowa.- To siedemdziesita sidma przypado w tym roku - rzek doktor. - Wic o co idzie?- O jaki rodek na mdoci. Babunia od dwch dni niczego nie bierze do ust, oprcz kapusty i kawaka wieprzowiny. Czy pan doktor bdzie askaw?- Bd askaw - rzek doktor niecierpliwie. - Czekaj pan! Zaraz panu zapisz.Zacz grzeba w kieszeniach i znalazszy jak kartk, szybko na niej pisa, uywszy torebki pani doktorowej jako podkadki.- Ma pan, do nastpnej choroby wystarczy...Zapowietrzony wnuk znkanej babuni wzi t osobliw recept na jaki niewinny rodek i zdziwi si, e na odwrotnej stronie karteczki wypisany by jaki warszawski adres. Pan doktor znany by jednake z roztargnienia. A przed chwil wydawa si jeszcze bardziej roztargniony ni zwykle.IISowa wanenaley ry na miedzi,a nie na papierzeBasia siedziaa w przedziale wagonu jak skowronek wrd puchaczw. Podrni zawsze na pocztku podry s napuszeni i dopiero po niejakim czasie ukadaj pira, aby je nastroszy znowu, ile razy nowy podrny wchodzi do przedziau. Wtedy wszyscy, jak gdyby zmwieni, milkn i staraj si przybysza odstraszy. Poniewa o tych obyczajach wszyscy wiedz, nikt sobie przeto wiele nie robi z gronych min i bezwstydnie zajmuje wolne miejsce. Podrni zazwyczaj przypatruj si sobie spode ba, wedle ceremoniau zachowanego od czasu wynalezienia kolei elaznej. Tym razem zaniedbano lekkomylnie tego roztropnego obyczaju, gdy wszyscy obserwowali dziewczynk. Zajcie si t okruszyn byo tak ywe, e zaniedbano rwnie wzajemnych zapyta: Czy pan(i) daleko jedzie? Z podnieconego przemwienia pani doktorowej wiedziano, e ta maa jedzie do Warszawy, nie miao wic sensu pytanie jej o cel podry. Wiele jednak w tym wszystkim byo punktw nie wyjanionych: dlaczego ten berbe jedzie sam, kim jest ta wymowna mama, ktra im grozia boskim skaraniem, skd ta gwatowna troska o dziecko nazwane sierot? Z tych tajemnych zagadnie wypynie oczywicie jeszcze kilka innych.W przedziale siedziay dwie panie i jeden pan. Basia skulona w kciku, bya czwarta. Panie nie wygldaa na wielkie panie i rniy si zaledwie tym, e jedna miaa czerwony kapelusz, a druga zielony. Poza tym nie posiaday cech wybitnych i jaskrawych, ktrymi mogy si odrni w gromadzie stu tysicy pa. Obie miay oblicza pomazane margaryn umiechu i te same musiay mie przyzwyczajenia, nie upyno bowiem p godziny, a obie wydobyy z koszyczkw smakowite zapasy i zaczy je. Jest to sprawa godna podziwu filozofa, o ile nam jednak wiadomo, aden dotd filozof nie usiowa rozwika zagadnienia, dlaczego ludzie podrujcy zawsze jedz. S dane, e jedzenie, szczeglnie jajek na twardo, znakomicie skraca podr i jest wybornym lekarstwem na jej rozcigliw nud. Naley przyzna, e obie panie - i kapelusz zielony, i kapelusz czerwony - jady z mniejszym entuzjazmem, niby si tego mona byo spodziewa. Czyniy to raczej w celu podtrzymania dobrego zwyczaju. Tajemnicza dziewczynka pozbawiaa je apetytu.Naprzeciwko Basi, tu przy oknie, siedzia jedyny w tym damskim zgromadzeniu mczyzna. Byoby przesad nazwanie go egzemplarzem okazaym. Nie ulega wtpliwoci, e wielki rzebiarz grecki Fidiasz nie zatrzymaby si na widok tej postaci i nie zapaby si z zachwytu za gow. Jegomo by mocno zaywny, tak e przy kadym gwatowniejszym ruchu twarz jego oblewaa si czerwieni. Na twarzy tej malowaa si ywa niech do caego wiata i niezadowolenie z jego urzdze; wzrokiem, wyranie jadowitym, spojrza na obie damy i wzruszy ramionami, z czego mona byo domyli si, e wzruszenie prawego ramienia przeznaczone byo dla kapelusza czerwonego, lewe za skrzywio si na obraliw intencj kapelusza koloru szpinaku; nastpne spojrzenie byo tpym sztyletem, ktry zagrozi morderstwem Basi, reszt za spojrze, chmurnych i zabarwionych smo piekieln, rozdzieli sprawiedliwie pomidzy okno, drzwi, lamp, lustro i hamulec bezpieczestwa. Ukoczywszy t rewi oddzieli si od ycia i jego maych spraw, nieczuy na wszystko, i z pasj, godn lepszej sprawy, chwyci gazet, obok lec. Mona byo oczekiwa, e po chwili gazeta, dotknita jego spojrzeniem, zatli si i zacznie dymi albo si zacznie roi od straszliwych morderstw i nieszczliwych wypadkw. w dziwny jegomo przypomina ywo elazny imbryk, w ktrym bulgoce ukrop wody. Naley doda, e wprawdzie do rzadko, ale za to gwatownie zgrzyta zbami.Kapelusz czerwony, zauwaywszy bystrze te wewntrzne niepokoje miotajce jegomociem, spojrza wymownie na kapelusz zielony, ktry wyda westchnienie, jak gdyby chcc powiedzie:- wiat, moja pani, przepeniony jest wariatami!Obie damy wykreliy natychmiast owego mruka z towarzyskiego zespou i uznawszy, e ju wielki czas zaj si dziewczynk, rozpoczy wywiady:- Moe zdejmiesz paszczyk, kochanie - zaproponowaa czerwona papryka.- Tak, tak, tu bardzo gorco - oznajmi zielony szpinak.- Dobrze! - zgodzia si Basia.Oba zabjcze kolory pochyliy si nad ni, pomagajc jej w zdejmowaniu okrycia, co spowodowao nage zbiegowisko przed wrogiem caego wiata. Rzuci on na obie damy spojrzenie nadziane siark, dynamitem i gazem trujcym, po czym z trzaskiem zmi gazet, czym caej ludzkoci da do poznania, e uczciwy czowiek w tych warunkach czyta nie moe, wic czyta nie bdzie.- Przecie panu nie przeszkadzamy! - rzeka cierpko dama na czerwono.- To si tylko pani tak zdaje - odrzek czowiek ponury.Zdawao si, e wydoby z garda nie gos, lecz nastroszonego je.- Dziecko ma swoje prawa! - ogosi szpinak.- Dziecko nie ma adnych praw, bo dziecko nie spenia adnych obowizkw! - krzykn czowiek ponury.Zdawao si, e nie sowa pady na obie damskie urocze gowy, lecz grad wielkoci kurzych jaj.Oba wspaniale barwne kapelusze pominy milczeniem straszliwie gbok uwag niedwiedzia, uwag ich bowiem -zajo odkrycie owej tajemniczej kartki, zawieszonej na mocnym sznureczku na piersiach dziewczynki.- To ten adres... - szepna papryka.- Ciekawe, bardzo ciekawe! - odszepn szpinak. Szpinak jest to jarzyna, ktra nie jest zdolna do uwag godnych uwiecznienia.Obie damy odczytay kilka sw z niecierpliw ciekawoci, zgoa zachannie, od razu jednak okazay sobie wzajemne rozczarowanie. Nazwisko i adres nie byy czym nadzwyczajnym.- To ty, maleka, nie masz rodzicw? - zapytaa jedna dama.Basia spojrzaa na ni jakby nie rozumiejc pytania. Jegomo-chmura gradowa ni std, ni zowd zacz bbni palcami o szyb, dajc tym do poznania wszystkim obecnym, e zaczyna si w nim przewraca zirytowana wtroba.- Pewnie nie ma - objania druga dama. - Przecie ta pani mwia, e to sierota. A powiedz mi, dziecko, czy ta pani, co ci tu przyprowadzia, to twoja ciocia?- Ciocia! - zgodzia si dziewczynka.Zielone spojrzao na czerwone.- Jacy to dzisiaj ludzie, moja pani - rzeka dama do damy. - Najblisza krewna, a dziecko samo puszcza w dalek podr. Z kartk, prosz pani, wysya jak zajca... Ale krzycze to umie, e nie daj Boe!Czarny jegomo wpad bez rozumnego powodu w jakie nage delirium, gdy przejecha rk po wosach zburzywszy ich przyrodzon, leniw spokojno, i zacz gwatownie porusza szczkami, jak gdyby u kawaek kalosza lub twardy rzemie. Czynno ta bya tak zajmujca, e Basia, spojrzawszy na niego, nie moga ju oderwa wzroku od tej maszynerii. Nagle, ku niezmiernemu zdumieniu obu pa, nastrojonych smtnie jak smutno grajce basetle, zamiaa si jasnym, rozperlonym miechem i pisna:- Ja te tak!Poniewa mode osoby posiadaj w wysokim stopniu mapie zdolnoci naladowania, zacza porusza szczkami, wcale zgrabnie marszczy czoo, po czym zerwawszy z gowy berecik przejechaa rczk po jasnych wosach. Bya to zabawa tak wspaniaa, e cay wiat razem z dam na czerwono i z dam na zielono nie by wart ju uwagi.Jegomo-widmo znieruchomia na moment i rozwar oczy w przeraliwym zdumieniu, co przez dziewczynk zostao przyjte z zachwytem, bo i ona staraa si wydoby z oczt wzrok dziki i straszliwy. Zgrzytn zbami, a Basia uczynia to samo, zreszt do marnie i bez naleytego efektu, ze wzgldu na mizeracki stan uzbienia.Jegomo-upir sta nagle i znieruchomia.- Jeszcze, jeszcze! - prosia dziewczynka.- Dziwne dziecko - owiadczy kapelusz czerwony.- Pomylone dziecko! - krzykn czowiek-cmentarz. - C dziwnego? Dziewczyna!Sowem tym, rzuconym pogardliwym ruchem, dotkn obie damy jak rozpalonym elazem.- Wic c z tego, e dziewczyna? Co si panu w tym nie podoba? Nie wolno si dziecku mia?- Wolno, ale nie ze mnie.Nie wypowiedzia tych sw, lecz je ulepi z gorcej smoy.- Korona panu z gowy nie spadnie! Dobry czowiek sam zabawiby dziewczynk i umiaby si razem z ni. Nie bj si, maleka...- Ja si nie boj! - oznajmia Basia. - Zrb to jeszcze... - zaproponowaa serdecznie mordercy niewinnych dzieci.Herodes w okularach achn si i chcia zazgrzyta penym uzbieniem, ale zatrzyma si w sam por.- Powiedz tym paniom, aby si one te troch pokrzywiy! - rzek zjadliwie.Zdawao si, e nie powiedzia tych sw, lecz je z wielkim sykiem wypuci z syfonu sodowej wody.Obie damy spojrzay z najwikszym niesmakiem na zgrzytajcego awanturnika, potem porozumiewawczo na siebie; czerwony kapelusz dotkn nieznacznie palcem czoa, z czego kapelusz zielony atwo poj, e ponurego jegomocia naley uwaa za czowieka, ktremu brak pitej klepki. Jak wszystkim wiadomo, do prawidowego rozporzdzania rozumem konieczna jest pena liczba klepek piciu. Zatrwoone tym odkryciem i przejte wspczujc trosk o dziewczynk, staray si nakoni j do zerwania wszelkich towarzyskich stosunkw z tym Madejemzbjem. Kapelusz czerwony rzek bardzo przymilnie:- Odsu si, moje dziecko, bo pewnie przeszkadzasz temu panu...- Nie trzeba drani tego pana - pouczy Basie kapelusz zielony.Wida byo od razu, e dobre rady zostay zmarnowane; dziewczynka bya zachwycona czowiekiem poruszajcym szczkami i wci rzucaa w niego umiechy w bogiej nadziei, e i on wreszcie, wedle sprawiedliwych regu gry, te si rozemieje. On jednak patrzy w okno i zdawa si liczy supy telegraficzne; tak si w tym zapamita, e Basia postanowia zwrci na siebie jego uwag, wic go pocigna za po ubrania.- Skaranie boskie! - wrzasn w jegomo. - Czego ten pdrak chce ode mnie?- mia si! - pisna nieustraszona Basia.Zmartwiay obie panie, przewiadczone, e ten Iwan Grony jednym uderzeniem pici zamorduje dziewczyn. Istotnie mier mia w oczach, ale jej nie zabi. Najpierw prychn jak nosoroec, gdy eb z wody wynurzy, potem spojrza spode ba na dwa kolorowe kapelusze. Uderzywszy zbami o zby wykrzesa z nich iskry, ktre prysny w ksztacie sw.- Takie dzieci nie powinny znajdowa si w przedziale... Takie dzieci powinno si wiesza za nog na sznurku poza oknem wagonu... Jeli ta pannica natychmiast nie zaprzestanie swoich igraszek...- To co bdzie?! - krzykna pierwsza dama.- Bdzie nieszczcie! - warkn on.- Niech pan to powie jej, nie nam! - krzykna druga dama. - Dlaczego pan zwraca si do nas?- Mwi gono i po polsku, a kto chce, niech sucha.- Pan nie jest zbyt uprzejmy... Zreszt, do spojrze... Pan utopiby to niewinne dziecko w yce wody.- Trzeba byo t operacj zrobi znacznie wczeniej, bo teraz ju za pno. Chiczycy s mdrym narodem, bo topi dziewczta zaraz po urodzeniu. Szkoda, e szanowne panie nie urodziy si przypadkiem w Chinach...- Gbur! - krzykn kapelusz czerwony, ktry od nagych wzrusze wydawa si jeszcze czerwieszy.Kapelusz zielony nie rzek ani sowa, lecz z lodowat powag, zacisnwszy usta, chwyci Basie i posadzi j przy sobie. Basie bawiy serdecznie te niewinne przekomarzania si starych, wic umiechaa si bez przestanku.Ponury czowiek, uwolniony od wszelkich napaci, zgrzytn raz jeszcze, aby mie ostatnie sowo, i znowu wetkn nos w gazet.Poniewa pocig zatrzyma si na stacji i krzykliwe chopaki drc si wniebogosy oznajmiay caemu jadcemu wiatu, e mog mu zaofiarowa mleko, herbat, pomaracze i lemoniad, czerwony kapelusz orzek, e trzeba dziewczynk napoi ciepym mlekiem.- Pij prdko! - rzeka dama.- Kiedy gorce - odpowiedziaa Basia.- Nie gryma... prdko... prdko!Basia uja szklank i chciaa j podnie do ust. Wtedy stao si mae na pozr, lecz wielkie w rzeczywistoci, nieszczcie: ca szklank mleka wylaa na kartk zapisan chemicznym owkiem. Szklanka upada na podog wagonu, a Basia w nagej rozpaczy, chcc zetrze mleko z sukienki, przejechaa rk po kartce, cierajc i pracowicie rozmazujc litery. Nikt tego nie zauway w pierwszej chwili, jegomo bowiem zapad w zadum jak w czarn smo, oba za damskie kapelusze zajte byy biadaniem i trajkotaniem na temat niezgrabnego gapiostwa dziewczynki.- Ach, ty niezdaro! - krzykna jedna dama. Poniewa Basia przeraona bya i nieszczsnym wypadkiem, i ostrym krzykiem, uczynia w zamieszaniu rzecz najstraszliwsz: przelazszy szybko po awce, przytulia si nagym ruchem do poeracza dzieci, jak gdyby oddajc si pod jego opiek.- Ma pani wdziczno! - krzykna dama numer dwa.Czarny jegomo - o dziwo! - wcale nie wybuchn ani nie wyrzuci Basi przez otwarte okno, lecz zachichota jak puszczyk albo jak mizerny szatan.- To wcale roztropne dziecko - rzek zjadliwie.Damy spojrzay ponuro, lecz zachowujc rozpraw na najblisz przyszo zajy si teraniejszoci.- Odjedamy! - ogosia dama zielona. - Niech pani zapaci za mleko... No i za szklank.- Dlaczego ja?- Dlatego, e to by pani pomys. Ja nie dawaabym dziecku gorcego mleka. Licho wie, co to za mleko.- Najpewniej kozie! - zauway kliwie Herod.- Mog zapaci za mleko - gniewnym gosem oznajmia czerwona. - Owszem, bardzo prosz. Sta mnie jeszcze, aby nakarmi sierot, ale za szklank niech pani zapaci.Cudowna zapowiadaa si awantura, bo dama, zielona na kapeluszu, uczynia si zielona i na obliczu, ca jednak zabaw popsu jadowity jegomo, ktry najniespodziewaniej wpad w humor wisielczy i zacz si mia. Wprawdzie tych bulgota, renia, pomrukw i rykw w najniszej, jakiej grobowej tonacji nie mona byo uwaa za miech ludzki, obie damy jednak spostrzegszy, e impertynencki barbarzyca czyni sobie z nich szataskie igraszki, pogodziy si czym prdzej. Tak skceni Grecy zawierali przymierze, gdy Pers nadciga. Zapaciy szybko po poowie i usiady zdyszane.- Wr tutaj! - krzykna dama, ktra zapacia za mleko.- Po co? - rzeka dama, ktra zapacia za szklank. - Niech tam siedzi... Swj zawsze swego znajdzie...Stropiona dotd dziewczyna nagle zamiaa si gono, co obie panie przejo zgroz; adna z nich nie dostrzega, e czowiek-niedwied trci Basie nieznacznie okciem w bok. Niewinne dziecko w bogiej niewiadomoci zawaro pakt z czortem.By to czort przemylny, ktrego zodziejskiemu spojrzeniu nic, widocznie, uj nie mogo, nagle bowiem zacz z wielkim zainteresowaniem przyglda si tekturowej tabliczce zawieszonej na piersiach dziewczynki. Tabliczka ta przedstawiaa widok aosny. Z wielu liter ocalay tylko niektre, inne spyny w zawych czarno niebieskich smugach; aby odczyta tre tych sw, trzeba by by takim wielkim uczonym, co umie odczyta egipskie hieroglify. Na tabliczce pozostay znieksztacone nonsensy, cay za sens, jako rozmazana plama, mieci si na rkawie dziewczynki.- To bardzo zabawne! - mrukn czarny charakter.Damy spojrzay na siebie, aby sobie oznajmi bez sw, e do pomieszania zmysw, jako bezpatny, nadprogramowy dodatek, naley gadanie z samym sob.- Co zabawne? Powiedz! - pisna Basia.Upir z pocigu nie zaszczyci jej jednak odpowiedzi, lecz zmruywszy oczy patrzy na obie damy. Przez czas duszy miesza arszenik z ci, z sokiem z cebuli i wielu innymi rcymi pynami; uznawszy wreszcie, e trucizna gotowa, nala j w kade wymwione sowo.- Szanowne panie - rzek gucho, jakby mwi z trumny - obiecay zaj si t pannic?Damy usioway nie odpowiedzie, wymowna jednak natura nie moga zdziery.- I c z tego? - zapyta kapelusz czerwony z wyranym lekcewaeniem gadajcego diaba.- Do Warszawy niedaleko - mrucza wilkoak. - Kt si ni zajmie na dworcu?- Co to pana obchodzi? Skd si pan zrobi nagle taki troskliwy?- Przyjd po ni! - powiedziaa twardo dama zielona.- Aha! przyjd... A jeeli nie przyjd?Czowiek-koszmar milcza przez chwil, a potem rzek z nie tajon radoci.- Jeeli nie przyjd, bd szanowne panie miay adny bal, powiadam! Caa rodzina bdzie si moga umia... Ha, ha! Gratuluj szanownym paniom...- Co to wszystko ma znaczy? Moe pan askawie objani?- Ja nie jestem encyklopedia - zachichota pomylony pasaer.Istotnie, mao przypomina powan encyklopedi, raczej ksik o diabach i czarownicach.Damy znowu spojrzay po sobie, jak gdyby jedna chciaa zapyta drug, o czym mwi ten dziki narwaniec. Dlaczego ma by adny bal? Ten zoliwy pawian albo wie o czym, albo wymyli gupi jak sztuczk.- Bdzie przedstawienie! - krzykn on nagle takim gosem, e Basia pocza trz si w napadzie niepowstrzymanej radoci.- To ze dziecko - szepna dama do damy. - Mam do tej caej zabawy.Poniewa w tkliwym jej sercu zrodzi si dziwny niepokj, druga dama zauwaya to bystrym spojrzeniem i zarazia si nim jak odr.- Ten dzikus wplcze nas w jak awantur, zobaczy pani. ebym tak zdrowo dojechaa do Warszawy!- Myli pani, e to nieczysta historia?- Nie myl, tylko jestem pewna. Dziecko z kartk na piersi, krzykliwa jaka opiekunka... Dziwne i niezbyt przyjemne... A skd mona wiedzie, czy ten tu nie jest jak podstawion figur? Czemu pani wstaje? Warszawa dopiero za jaki kwadrans...- Przy wyjciu zawsze jest tok... Wol czeka na korytarzu.- W takim razie ja z pani...Udajc, e si nie piesz, zebray swoje manatki i przygotoway si do wyjcia.- Do widzenia, dziecinko! - rzeka dama.- Bd zdrowa - rzeka druga.- Do widzenia! - zawoaa Basia, miujca cay wiat.- Moje uszanowanie! - rykn czowiek z czarnym sercem.- Nikt od pana nie da uszanowania - rzeka jedna pani stanowczo i dobitnie.- Cofam, cofam! - wrzasn czowiek-skorpion.Gdy pocig zacz podskakiwa na skrzyowaniach szyn przed stacj, ponury jegomo podnis si i mrukn:- Niech si panna ubiera...- Daj mi paszczyk! - rzeka Basia.Wilkoak chcia zgrzytn zbami, ale nie zgrzytn.- Czy wiesz, e mgbym ci udusi?- Udu! - krzykna Basia z zachwytem.- Wdziewaj paszcz! - mrukn. - Teraz beret... Ju wszystko?- Dzikuj - rzeka dziewczynka i do sowa dodaa umiech. - Idziemy?- Ja z tob? - zdumia si herszt zbjcw.- Chod - szczebiotao dziecko ujwszy go za rk.Tak go to zdumiao, e zapomnia wrzasn. W niebotycznym roztargnieniu znis j w morderczych rkach z wagonu i postawi na ziemi.Podrni opucili pocig w popiechu, nikt jednak nie zdoa przecign czerwonego i zielonego kapelusza, ktre gwatownie zmierzay ku wyjciu.Czowiek-potwr, trzymany za rk przez Basie, pocz szuka dokoa spojrzeniem tego kogo, co ma zabra dziewczynk. Dokoa byo pusto. Ostatni podrny podrepta dwigajc cik waliz.- Chod - woaa Basia. - Tu zimno!- Poczekamy! - zawoa krokodyl. - Mnie zaczyna by gorco.Wrs w ziemi i szuka oczami.- Ha, ha! - zawy nagle. - adny bal!Przechodzcy urzdnik kolejowy spojrza na niego z wesoym zaciekawieniem.- Kto tutaj mia czeka na ciebie? - zapyta czowiek-straszydo.- Nie wiem, kto mia czeka...- Pan czy pani? Odpowiadaj!Basia zrobia obraon min, uwaajc to niemdre pytanie za napa na gadkiej drodze.- Nie odpowiadasz? Oczywicie... To najwygodniej! Udaje dziecko, a sprytna jak stara baba. Zostae tutaj sobie i czekaj. Za stary jestem na niak.Wyrwa rk z jej rczki i uczyni dwa kroki. Basia pobiega za nim i chwycia go obiema rkami za poy paszcza.Pasja, ta ktr nauka przypisuje nie wiadomo czemu szewcom, nazywajc j "szewsk pasj", usiowaa zatrz nim gwatownie. Obejrza si i ujrza niebieskie oczta, pene ogromnego zdumienia i aosnego wyrzutu. Ach, c za przewrotna istota, jakie chytre dziewczynisko! Przytulia twarzyczk do jego szorstkiej rki, a on nie znosi adnych tkliwoci i gupich przymila. Jest zy, wcieky, rozarty, i gdyby nie byo na wiecie piwa, piby ludzk krew. Dlatego krzykn gronie:- Jeli si rozpaczesz, to ci zmiad!Potem zgrzytnwszy zbami obj j ramieniem i nis, bo do wyjcia byo daleko. Lew rk dwiga walizk. Tak okropnie by rozgniewany, e nawet nie zauway, jak przytuli swoj krokodyl gb do jej zzibnitej twarzyczki.- Drapiesz! - rzeka Basia.- Na twoj intencj nie bd si goli, ty... ty...Jak ci na imi?- Basia.- Ty... ty... Basiu!IIIPolowanie na panaz ulicy ChmielnejCzowiek-upir by zasadniczo czowiekiem nieszczliwym, a na dodatek aktorem w teatrze. Nic mu si w yciu nie udawao, co go nastroio wojowniczo wobec caego wiata, jak gdyby cay wiat by temu winien. Dlatego stroi takie okropne miny, aby przerazi Europ i Ameryk. Cae szczcie, e ani Europa, ani Ameryka nie wiedziay o tym, e cigny na siebie niech tego ma. W teatrze te mu si nie wiodo; nieforemna jego posta nie nadawaa si do rl znakomitych bohaterw, odznaczajcych si zawsze w teatrze wspaniaoci gestu i piknoci oblicza. Jedynie krl Ryszard III w tragedii Szekspira ma prawo nosi garb i chroma na jedn nog i w tej roli pan Walicki, gdy takie byo jego miano, mgby odnie zwycistwo, cokolwiek posta swoj odmieniwszy. Nigdy jednak nie dano mu jej odegra. Dawano mu do odgrywania role mae, ale naleycie krwawe; poniewa mia w spojrzeniu mier, a gos wychodzi z niego jak z grobu, grywa wszystkich opryszkw, zbjcw, mordercw i innych przeraliwcw. Wiadomo byo powszechnie, e skoro Walicki ukae si na scenie, musi si w sztuce zdarzy nieszczcie i e bdzie mia na rozkadzie dwa lub trzy trupy. Sodkim i tajemnym jego marzeniem byo odegranie postaci szlachetnej, nadobnie mwicej wierszami, ale nie doy tego. Czy pan zmysy postrada? - mwiono mu. - Z t diabelsk gb chce pan gra anioa? Pan Walicki jcza gucho i wychodzi na scen ze sztyletem lub trucizn, ktr komu wsypywa do napoju. Grywa w drugorzdnych teatrach, w srogich i krwi ociekajcych sztuczydach lub wasa si po dalekiej prowincji. Historia teatru zanotuje jednake jedn jego rol, w ktrej go nikt nie zdoa przewyszy. Do tej roli poyczano Walickiego do najwikszych nawet teatrw, gdy grano wspania i niemierteln tragedi Szekspira pod tytuem Hamlet. Hamletowi w tym utworze ukazuje si duch jego zamordowanego ojca i przemawia do niego. Tego ducha odgrywa Walicki nieporwnanie: wydawa z siebie gos tak ponury, tak czarny, tak grobem pachncy, tak przejmujcy, e trwony dreszcz przebiega po suchaczach. Zdarzyo si jednego razu, e stojcy za kulisami straak, usyszawszy z naga przy sobie ten gos, zemdla z przeraenia. By to najwikszy w yciu triumf Walickiego. Z luboci przeto uywa tego miertelnego gosu i na codzienny uytek, co byo z jego strony lekkomylnoci, gdy trwoliw kobiet lub dziecko mg doprowadzi do konwulsji.Powraca on wanie z kilkudniowej wycieczki teatralnej, pozostawiwszy w maych miasteczkach po dwa, a w wikszych po trzy trupy, ale wielki sobie zyska rozgos, chocia teatr zbankrutowa. Walicki mia mae mieszkanko w Warszawie, zajmowane do spki z modym aktorem Szotem; by to aktor pocztkujcy i grywa role nie wymagajce zbytniego wysiku. Wchodzi na scen i mwi uroczycie: Janie panie, powz zajecha! I to byo zazwyczaj wszystko. Z wdzikiem te wnosi tac z kieliszkami lub list na tacy. Mwiono o nim, e nigdy nie wchodzi na scen z prnymi rkami. Walicki nigdy nie zgrzyta na niego zbami ani nie mordowa go spojrzeniem. Szot bowiem by serdecznym, wesoym chopcem, zawsze umiechnitym i zadowolonym z ycia. Wierzy w swoj przyszo i mia si, chocia czsto by godny.Wanie przyszywa sobie guzik do kamizelki, gdy usysza gwatowne kopnicie nog o drzwi i rozpacz wydty gos Walickiego:- Otwieraj!- Otwrz sam! - odkrzykn. - Drzwi nie s zamknite!Przyjaciel wrzasn raz jeszcze okropnym basem:- Otwieraj, otrze!Szot mao sobie robi ze zbjeckich okrzykw, na jeden moment jednak przesta szy, bo inny gosik, cienki jak jedwabna nitka, powtrzy z piskiem: - Otwieraj, otrze!Wiedzia o tym, e Walicki potrafi swj gos, gruby jak okrtowa lina, zmieni w cienki sznurek, ale eby a tak... Zaciekawiony otworzy drzwi i cofn si o dwa kroki. Walicki patrzy w niego ponuro, a dziewczynka na jego rku, we wszystkim go naladujca, usiowaa te okrutn min da wyraz swojemu niezadowoleniu.- Anto! - krzykn Szot. - ebym tak zdrw by... Gdziee to znalaz?- W pocigu - odrzek Walicki okopconym gosem. - Bierz j!Basia, ujrzawszy wycignite po siebie rce, otoczya ramieniem szyj Walickiego, jako swego zaufanego opiekuna, obowizanego do obrony.- Nie bj si - mwi aktor jako tako ludzkim gosem. - To dobry wujaszek.- Dobry... - przyznaa Basia i po krtkim wahaniu zostaa przyjta przez Szota i postawiona ostronie na ziemi.- Zmachaem si... - grzmia Walicki. - Pdrak jest ciki.- Kto pdrak? - zapytaa Basia.- Kobieto, przesta i daj mi odpocz! Zajmij si ni... Zaraz ci wszystko opowiem.Wesoy Szot zdj z Basi paszczyk i posadzi j na krzele; ujrzawszy zamazan kartk rozemia si gono. Dziewczyny nie trzeba byo namawia dwa razy do miechu, wic wcale wesoo uczynio si w smtnym pokoju na trzecim pitrze.Walicki opowiedzia towarzyszowi o caej awanturze, rozdzielajc zdania sapaniem, pomrukami, okrzykami i zgrzytaniem. Basia za pomagaa z caej duszy.__ To strasznie wesoy berbe! - rzek Szot z serdecznym uznaniem, patrzc na pucoowat, zarumienion twarzyczk. - A moe godna? Mam ledzie i odrobin wdki. Nie rb takich min, bo przestraszysz dziecko!- Ja? Przestraszy? Zaraz ci poka.Wybra ze swego repertuaru tak min, ktra poczciwemu czowiekowi moga postawi dbem wszystkie wosy na gowie; wyszczerzy zby, oczy skrzywi zezem i wyda z siebie pomruk rozsroonego niedwiedzia. Basia pisna z zachwytu i podskoczywszy zbliya twarz do jego poczwarnej twarzy udajc, e go straszy.- Widziae? Wcale si mnie nie boi - rzek z alem w gosie.- Wcale si nie boj! - potwierdzia Basia.- A kochasz tego pana? - zapyta Szot.- Bardzo kocham! - ogosia z entuzjazmem.Stary aktor usiowa spojrze na ni czule, ale nadaremnie czyni z gb rozmaite sztuki. Zdawao si, e si zawstydzi.- Dziecko musi by zmczone, niech si przepi, a my pogadamy - powiedzia cicho.Zdj nieszczsn kartk z jej szyi i razem z przyjacielem rozpocz usilne namowy, aby wytumaczy dziewczynce, e przyzwoite, rozsdne osobistoci w jej wieku powinny snem pokrzepi nadwtlone w podry siy. Basia jednak staraa si wytumaczy im na swj sposb, e poznawszy tak miego modzieca, jakim jest pan Szot, nie myli czasu marnowa na sen. Ma by wielka, rozemiana zabawa i jaka huczna awantura, poczona ze skakaniem przez krzesa i apaniem za nog. Pan Szot, modzieniec rozemiany i peen ochoty do ycia, wybornie si do tego nadaje.- Widziae co podobnego?! - krzykn Walicki.- Sam byem taki! - zawoa Szot radonie.- Jaki bye? - zainteresowaa si ciekawa kobieta.- Basiu - rzek Walicki usiujc gos uczyni wielce przymilnym. - Czy pjdziesz spa, jeli ci opowiem bajk?- Pjd!- No, to jazda!- Miarkuj si - zamia si Szot. - Przemawiasz do kobiety!Walicki zabi go na krtki czas morderczym spojrzeniem i czym prdzej przygotowa posanie na ceratowej kanapie. Uoy na niej dziewczynk i rzek:- Spij teraz spokojnie!- A gdzie bajka? - zawoaa Basia z rozaleniem.- Natychmiast opowiedz bajk! - krzykn Szot. - Nie wolno cygani!- Dam ja ci bajk, ty koniu! - zamrucza aktor. - Jak chcesz bajk, Basiu, weso czy smutn?- I weso, i smutn!Walicki zerkajc w stron przyjaciela, czy si z niego nie naigrawa, zacz opowiada ni w pi, ni w dziewi. Przypomniawszy sobie co prdzej kilka bajek, pomiesza je jak groch z kapust, zszywa je niezrcznie i stworzy jaki piekielny utwr, nadziany diabami i gadajcymi zwierztami. Dziewczynka suchaa uwanie, wkrtce jednak wybitny jej umys zrozumia, e miy wujaszek szachruje, a dobry jej smak okaza wyrane zniechcenie.- E! Taka bajka... - powiedziaa sennie.- pi! - szepn Szot. - Uwaaj teraz, aby nagle nie zazgrzyta.- Powinienem ci kark skrci - mwi Walicki, jak tylko umia najciszej - bo mnie kompromitujesz przed dzieckiem, ale to sobie odo na pniej. Dawaj t kartk!Basia spaa, zarumieniona, z rozchylonymi ustami; krtkie jasne wosita w straszliwym byy nieadzie.- Boe, jakie to liczne! -. pomyla stary aktor z rozrzewnieniem, patrzc na ni rwnoczenie zbjeckim wzrokiem. Myli pana Walickiego byy zgoa inne ni jego okrutne spojrzenie.- Nic z tego nie mona odczyta - mwi cicho Szot. - Przynajmniej, bardzo mao.Pochyli si nad kartk pani doktorowej jak przyrodnicy nad mikroskopem.- Same zy! - mrukn aktor. - Ty masz lepsze oczy... Jaka to moe by litera?- W kadym razie wielka litera, bo i plama wiksza. Moe to by T, moe by P. Czekaj! To jest z ca pewnoci t, mae t... Druga litera z rzdu. Przypuciwszy, e jest to imi tajemniczej osoby, "naley pomyle, jakie imiona maj liter t - drug z kolei.- Wiem! - oznajmi Walicki zduszonym gosem. - Ptolomeusz! To musi by chyba Ptolomeusz.- Druga litera w sowie "kretyn" jest r. Zapamitaj to sobie, bo ci si to przyda do prywatnego uytku. Czy ty upad w modoci ze schodw na ciemi? Skd Ptolomeusz? Jaki Ptolomeusz?- Syszaem kiedy o takim imieniu.- Syszae, kreaturo, w teatrze o krlewskiej dynastii egipskiej Ptolomeuszw.- By moe... W kadym razie syszaem. Bd mdrzejszy!- Bd mdrzejszy. To moe by Stefan.- O! To bardzo pomysowe, przyznaj.- Ale to nie jest Stefan...- Czemu uciekasz z dobrego ladu?- Prosta rzecz! Rozmazany Stefan utworzyby plam z szeciu liter, byby krtki, a dugonoga litera f spynaby bardzo w d. Stefan mi nie odpowiada, ze Stefana nie jestem zadowolony. O, osy dardanelskie! Przecie to jest Stanisaw.- Dlaczego Stanisaw jest lepszy?- Bo plama rozciga si wzdu, jest potna i moe pokry dziewi liter.- Nie mam nic przeciwko Stanisawowi, tym bardziej e jedna litera ma ksztat wysoki. To !- Tak. Wida do wyranie , a nad jedn liter, prawie w rodku, ocalaa kropka. Rozsdni ludzie, biegli w ortografii, stawiaj kropki nad chud liter i. Nie ulega najmniejszej wtpliwoci, e w tym atramentowym sosie uton jaki Stanisaw. Teraz to nawet wyranie wida! Bd pozdrowiony, Stanisawie...- A dlaczego ten Stanisaw wyglda jako duej, jakby si rozpdzi? Co tu musiao by poza ostatni liter!Badali obaj bardzo dugo wtpliwe miejsce krcc gowami, co bardzo pomaga przy myleniu, poruszajc mzg.- Nic nie wida - rzek Szot. - Basia musiaa rozmaza rkawem Stanisawa. Wic Stanisaw?- Zrobione! Nie moe by inaczej. To doskonaa zabawa takie odgadywanie. Przyznam si, e si po tobie nie spodziewaem takiej bystroci. Na oko blondyn - idiota, a jednak... spokojnie! Dziecko pi... Szukaj dalej.- Dalej jest atwo. W tym miejscu ocalay cakowicie cztery litery, widzisz? - "0lsz"...- To gowa nazwiska, do ng niedaleko.- I nogi te wida: ski.- Caa trudno, aby ujrze brzuch tej szlachetnej osoby. Ilu liter brak w rodku?- Chyba dwch, na wicej nie ma miejsca. Zreszt po co dugo myle! To jest Olszewski.- Bardzo do niego podobny... Wic razem byoby: Stanisaw Olszewski. Mamy go!- Jeszcze go nie mamy. Przyznaj, e Olszewski sam si naprasza, aby go wcign do tej awantury, jednake rwnie dobre do tego prawa moe mie jaki pan Olszowski. Olszowskich moe by w stolicy rwnie tyle, co Olszewskich, a Olszewskich prawie tyle co olch na naszej rodzonej ziemi.- Zabie mi olchowego klina w gow.- Jest nadzieja, e klin puci pdy, bo olchy lubi wodnisty grunt. Nie dotykaj tego cikiego przedmiotu, bo ja rzuc w ciebie butem. I nie przerywaj wspaniaego mego rozumowania. Musimy si zastanowi, czy w brzuchu tego ma tkwi e czy o.- Zastanwmy si! Jak ty mylisz?- Ja myl, e rozmazane e byoby chude, rozmazane o musi zostawi plam okrg, wcale ksztatn, tak wanie jak ta. Dziewi przeciwko jednemu, e to jest o. Ten tajemniczy pan ma brzuch zaokrglony. Zgdmy si, e Olszowski, ale to jeszcze nie wszystko. Skd my moemy wiedzie, czy to przypadkiem nie jest pani Olszowska?- Jak to skd? ski wida wyranie.Szot pokrci gow, niezadowolony.- Przyznaj, ale po ostatniej literze jeszcze co pywa w atramencie. Co to moe by?- Czy ja wiem? Pewnie zakrtas.- Kto zakrca cudze nazwisko w kozi ogon? Przyznaj, e mnie to cokolwiek niepokoi, ale zbadamy jeszcze t spraw; najpierw musimy odczyta adres, a adres jest bardzo zapakany.- Warszaw widz wyranie "...szawa".- Moe by take Nieszawa.- Nie moe by, bo ta trajkotliwa dama, ktra wsadzia Basie do pocigu, ogosia, e j wysya do Warszawy. Trudno byo nie sysze, bo sycha byo w caym pocigu. Warszawa nie ulega adnej wtpliwoci, Szukaj ulicy. Czy ulica duga, czy krtka?- Raczej krtka. Gdyby to bya Aleja Jerozolimska trzeba by na jej zamazanie dwch litrw mleka, a dziewczynka wylaa jedynie szklank. Poczekaj no! Co tu wita na tej ulicy. Pocztku nie wida, bo boto, ale u wylotu jest nieco czyciej. Mam, jak Pana Boga kocham, mam! Widzisz?- Mao widz, ale bd usiowa ci uwierzy. Czy to dugie i chude nie jest przypadkiem liter "i" Szot otar pot z wysilonego czoa, bystry bowiem jego rozum dawa mu zna w ten sposb, e jest u kresu wysiku. Wpatrzy si drapienym spojrzeniem w niebiesk plam, w ktrej jak rybki w mtnym jeziorka pyway litery. Oczyci tektur pazurkiem i szuka w odmcie.- Widz! - szepta gorczkowo. - Widz zarysy kilku liter. I kropk nad jedn liter!- To i!- Genialnie to pomylae, pao zakuta! Nie przeszkadzaj. Jest!'- Co jest? - spyta gucho Walicki.- Jest: ...ielna?- Co znaczy ielna?- C moe oznacza innego ni "Chmielna"?- Mgby by detektywem - mrukn przyjaciel z gbokim uznaniem. - Ha! Pan Stanisaw Olszowski mieszka przy ulicy Chmielnej. Patrz! Jak ona rozkosznie pi i nie wie, e znalelimy jej opiekuna, moe wuja, moe stryja? Jak jednak znale tego ananasa przy ulicy Chmielnej? Numeru nie wida?- Nie wida. Co takiego poamanego tkwi tutaj, co przypomina 7, ale to niepewne.- Jedna cyfra?- Musiao by ze dwie, ale poczyy si w jedn plam. Cyfry s symbolem oszczdnoci...- Wic jake znajdziemy tego pana? Trzeba bdzie wzdu caej ulicy Chmielnej chodzi od domu do domu. adna robota mnie czeka...- Nie rb tego, bo gdy ci zobacz z tak gb, wczcego si od domu do domu, zaaresztuj ci. Szukajmy inaczej. Zbiegnij, bracie, na d do sklepiku i poycz ksik telefoniczn.Aktor stropi si.- Do sklepiku nie pjd! - owiadczy ponuro. - Mam tam zamazan hipotek, za maso i herbat.- Susznie. Ja te tam nie pjd z tych samych powodw, ale na pierwszym pitrze mieszka dentysta.- A czy to bezpiecznie pj do dentysty? Ha! Czego czowiek nie zrobi dla dziecka...Po chwili przynis opas ksig, ktr zaczli przeglda z gorczkowym popiechem.- Olszewskich jest okoo pidziesiciu pci obojga, ale aden si nie nadaje. Jest nawet i Stanisaw, ale nie mieszka przy Chmielnej. Cae jego szczcie... Policzymy Olszowskich. Anteczku, mam, mam!- Trzymaj go! No i jake?Szot czyta:Olszowski Stanisaw, literat, ul. Chmielna 15.- Literat? - zdumia si Walicki. - Ale ja go znam! To znakomity pisarz, graem w jego sztuce.- To ten? Patrzcie, patrzcie! Taki gony, taki sawny, a tak dugo trzeba byo go szuka. Rozumiem nawet i t sidemk; ta yrafa nie jest wcale sidemk, lecz jedynk. Wszystko si doskonale zgadza, pierwszorzdnie si zgadza.Walicki zazgrzyta zbami z wielkiej radoci.- Kamie spad mi z serca - mwi patrzc na pice dziecko. - Gdybymy byli nie odnaleli tego pana, trzeba by byo odwie ma do tego miasta, w ktrym wsadzono j do pocigu, albo prosi o pomoc policj. A wiesz, co uczynibym najchtniej?- Jako czowiek o wybitnej inteligencji nie odgadn nigdy, o czym moe myle istota na niszym stopniu rozwoju.Stary aktor z ponur twarz puci mimo uszu weso uwag przyjaciela. Mwi w zamyleniu, patrzc w okno:- Najchtniej porwabym t dziewczynk... Sam jestem na tym boym wiecie... Nigdy mi si nie wiodo... Ndzarz, apserdak, azarz i Hiob w jednej osobie... Zawsze w jakiej ciemnej norze, zgryziony, skwaniay i zy... Ja ju sam gb strasz ludzi. To nie twarz to gniew ywiow... Czy umiechn si kto kiedy do mnie? Nie pamitam. Moe to dziecko, moe ta dziewczynka umiechnaby si... O, gdybym by bogaty, gdybym mg j odzia i nakarmi... Basia... Basia... Nazywa si Basia... czy ty wiesz, e to niewinne stworzenie to jedyne dziecko tulio si do mnie? A ja odwracaem twarz, eby jej nie przerazi... Biedactwo drogie! Promyczek, zoty promyczek... O, gdybym j mg zatrzyma! Kamienie tukbym na drodze, pracowabym jak czarny w... Gdyby... Ale nie ma o czym mwi. Nie miej si ze mnie, chocia to wszystko razem jest bardzo mieszne...- Ja wcale si nie miej! - szepn mody aktor, patrzc na nieoczekiwane wzruszenie dobrego czowieka, ktry udawa krokodyla. - Ja si nie miej... To naprawd rozkoszne dziecko i niech je Bg zachowa.Milczeli dug chwil, potem stary aktor ciko westchnwszy rzek:- Trzeba j bdzie zaprowadzi do pana Olszowskiego...- Jeszcze dzisiaj?- Tak, jeszcze dzisiaj. Nie ma jeszcze smej. Trzeba koniecznie, bo gdzie j przytulimy?... Na tym barogu? Czym j nakarmimy? ledziem?- O, zbudzia si! - zawoa Szot.Basia przetara rk oczki i rozejrzaa si, jakby pragnc sobie przypomnie, gdzie si znajduje. Ujrzawszy ponur i straszliwie wykrzywion gb "starego" swego przyjaciela, umiechna si do niego rozkosznie i wycigna ku niemu rce woajc:- Chod, chod tutaj!Stary niedwied zarumieni si jak panna z wielkiego szczcia i tak zgrzytn z radoci zbami, a dziw, i iskry si nie posypay.IVWielki pisarzi maa dziewczynkaZnakomity pisarz, autor dramatu: Dzbanek bez ucha i wielu powieci, wrd ktrych najgoniejsz bya Srebrna topola, wrci do domu po pnocy. Wraca w kiepskim humorze, gdy nudzi si rozpaczliwie na premierze dramatu, w ktrym dziadek zamordowa wnuczk, a to drobne rodzinne nieporozumienie przyprawio dwie osoby o samobjstwo, a jedn o pomieszanie zmysw. Jeden sufler uszed z yciem. Poza tym pada deszcz, a dozorca dugo nie otwiera bramy.Pan Olszowski wszed cicho do mieszkania, aby nie zbudzi swojego sucego, modego chopaka, niezmiernie sympatyczn i weso kreatur, ktry si zwa Micha. O nazwisku nie wspominamy, gdy nie zawayo ono na historii wiata. Delikatno jego pana, stpajcego na palcach, by nie zmci spoczynku przyjemnego urwipocia, bya cokolwiek zbdna. Micha spa tak mocno, e mgby zrobi karier jako smy brat picy. Gdyby nagle zaczto wzywa ludzko na Sd Ostateczny, wszyscy zerwaliby si na rwne nogi, na Michasia jednak musiaby Archanio trbi kilka razy, i te bardzo potnie. Pan Olszowski mg miao wej z wielkim haasem.Sawny autor wszed do sypialni, zapali lamp i ziewnwszy rozdzierajco pocz leniwym ruchem zdejmowa odzienie. W tej chwili zwrci przypadkiem spojrzenie na ko, swoje rodzone ko, i krzykn. J gdyby nie dowierzajc wasnemu spojrzeniu, przetar oczy i spojrza raz jeszcze: w jego ku, szeroko rczki rozrzuciwszy, spaa najrowszym ze snw maa liczna dziewczynka.- Musz mie halucynacje! - rzek zdumiony pan Olszowski do jeszcze bardziej zdumionego pana Olszowskiego.Obaj ci zdumieni panowie w jednej osobie stanli bezradni nad przedziwnym widowiskiem. O halucynacj nie mogo by mowy, bo jeli nawet pica dziewczynka bya zudzeniem wzrokowym, najoczywistsz oczywistoci bya sukienka, paszczyk, torebka i inne fata aszki damskiego rodu, porzdnie uoone na fotelu; proste rozumowanie nasuwao przeraajcy wniosek, e i dziewczynka jest prawdziwa.Moe ja wszedem do cudzego mieszkania? - pomyla pan Olszowski, ratujc tym nieprawdopodobnym przypuszczeniem swj zdrowy rozum od nagej zagady.Rozejrza si i poj dobitnie, e znajduje si we wasnym mieszkaniu. W straszliwym poruszeniu wszystkich wadz umysowych zacz sobie przypomina gwatownie, czy wrd dalszej i bliszej rodziny nie ma przypadkiem takiej dziewczynki, ktr kto bez uprzedzenia przysa do niego z niepotrzebn wizyt. Policzy szybko wszystkie figury w galerii krewnych i nie mg sobie przypomnie, aby kiedykolwiek sysza o takiej istocie. Z bliszej rodziny posiada jedynie ciotk. Wszystko przemawia przeciwko temu, aby ta rowa drobina bya jego ciotk. Ciotka ma metr osiemdziesit siedem wzrostu i malutkie wsiki, tak e przy nieznacznej zmianie charakteryzacji mogaby by napoleoskim grenadierem. Kime przeto, do stu tysicy ksiek, jest ta bezczelna dama zajmujca jego ko?Ogarna go taka piekielna furia, e chcia potrzsn picym malestwem i krzykn:- Prosz natychmiast opuci moje mieszkanie!Ostatek wzburzonego rozsdku powstrzymywa go jednake przed tym gwatownym czynem. Rozsdek wytumaczy mu szybko i dobitnie, e - jak to stwierdzaj najwiksi uczeni - mode osoby, szczeglnie za pci damskiej, nagle zbudzone, podnosz niezrozumiay wrzask i czyni okropny harmider, najczciej oblany zami. Maa dziewczynka, jeli jest odpowiednio uzdolniona w tej mierze, potrafi narobi takiego krzyku, e cay dom stanie na nogach. Wobec tego pan Olszowski myla, e sam rozpacze si z rozpaczy.- To ten opryszek Micha winien jest wszystkiemu! - pomyla gwatownie i pobieg budzi Michasia.Poniewa adne sodkie namowy, adne rozsdne perswazje, adne zaklcia i groby nie zdoay zdrowo picego Michasia doprowadzi do przytomnoci, zirytowany pan Olszowski chwyci dzbanek z wod i obfit jej strug skropi niewinn gow modziana. Modzianowi musia przyni si potop, bo krzykn potnym gosem i, chcc uj mokrej zagadzie, zerwa si z posania. Rozespana dusza nie chciaa jednak w aden sposb wej z powrotem w jego ciao, chocia byo ktrdy, rozwarte bowiem usta serdecznie rozziewanego chopaka tworzyy szerokie wrota. Pan Olszowski wiele straci czasu, zanim ospaego ducha wegna w saniajce si ciao, ktre otarszy oczy objawio przeraliwe zdumienie.- Czy si pali? - krzykn obudzony chopak.- Chod ze mn - mwi gorczkowym szeptem pan Olszowski idc do sypialni.Tragicznym ruchem wycign rk w stron swego ka i spyta gronie:- Kto to jest?- Basia - odpowiedzia chopak. - Albo co?- Basia? Jaka Basia? Odpowiadaj, trutniu, bo bdzie nieszczcie. Kto j tu pooy do mego ka?- Ja! Albo co?- Ty pooye?... Dobrze, dobrze, coraz lepiej! Skd j wzie? Suchaj, chopcze, mw prawd, bo ci wydr serce.Groba bya tak okropna, e Micha, ktry wanie ziewa, z wielkim stukiem kapn zbami.- Za co, prosz pana? Przecie dziecko chciao spa. Tak bya pica, e leciaa przez rce. Co miaem robi?- Ale skd j wzie?- Znikd jej nie braem. Przyszo wieczorem dwch panw z teatru...- Jakich panw, z jakiego teatru?- Jeden mody, z przedziakiem, a drugi starszym i strasznie zy. Tego starszego to ja znam, bo gra wtedy, kiedy pana komedi odgrywali. Walicki si nazywa. Przyprowadzili dziecko i ten starszy mwi, e pan o wszystkim wie i e to bardzo nieadnie, e pan nie czeka na dworcu. Co ja miaem robi? Ten starszy zgrzyta zbami i powiedzia, e mnie udusi, jeeli dziecka nie wezm i nie dam mu je. Przez godzin tu siedzieli, a ten stary pilnowa, eby z dzieckiem byo wszystko w porzdku. Powiedzia, e si pan bardzo ucieszy, bo to bardzo dobra dziewczynka, a pan jest jej wujem.- e ja jestem wujem? - zduszonym gosem krzycza pan Olszowski. - I ty, czorcie, uwierzye w to wszystko?- Czemu nie miaem wierzy? - sennym gosem odpowiedzia Micha. - Chciaem j pooy na dwch fotelach, ale ten stary zacz krzycze na cay dom, e pan moe spa na fotelach, ale ona musi w ku, bo to delikatne dziecko.Pan Olszowski chwyci si obiema rkami za gow.- Id spa! - krzykn. - Jutro o tym pogadamy! Polecenie byo spnione, bo Micha ju spa stojc. Usyszawszy rozkaz, resztk przytomnoci zacz i przed siebie.- Uwaaj, szafa! Nie tdy, wstrtny chopcze...Micha, jak lunatyk, min szaf i trafi we drzwi.Na poduszk siedmiu braci picych! - jak mwi Dickens. Jeszcze si nie pooy, a ju spa.Znakomity autor przedstawia widok godny poaowania. Otumanionym wzrokiem patrzy na pic dziewczynk i usiowa myle, co zrobi z tym fantem.Jaki zwariowany aktor przyprowadzi mu dziecko. Albo si pomyli, albo uczyni nierozumny art. Wszystko to si, oczywicie, wyjani, ale dopiero jutro, lecz co robi w tej chwili?. Naleaoby pj spa, pan Olszowski jednak mniema susznie, e oka nie zmruy. Rni ludzie rne rzeczy znajdowali we wasnych kach, ale jest to rzecz niesychana, aby we wasnym ku znale jakie nieznane dziecko. Spojrza na nie pochmurnie i usiowa przypomnie sobie, czy go gdzie przypadkiem nie widzia. Nie, nie mg widzie, byby je bowiem pamita. Dziecko jest liczne. Rozchylio usteczka i pi cudownie spokojnie.- Jutro bdziemy rozmawiali, moja panno! - rzek cicho.Rozejrza si - zatroskany - rozmylajc, gdzie by j uoy. Ten bawan Micha tak chrapie, e szkoda fatygi, aby go budzi raz jeszcze, a sprawa z urzdzeniem posania jest bardzo zoona. Machn- wic rk, zgasi wiato i przeszed do gabinetu, w ktrym sporzdzi sobie jakie takie legowisko.Do burzliwe mia sny, zdawao mu si bowiem, e jest w ogromnym teatrze, a na kadym krzele siedzi dziecko; aktorowie spywaj ze sceny na skrzydach, kady bierze jedno, leci do jego domu i kadzie dziecko na jego ku. Na tym ku gniecie si ju tysice chyba dzieciakw i nagle wszystkie zaczynaj drze si optanym wrzaskiem. Pan Olszowski, przeraony, usiuje uciec, ale jaki stary aktor chwyta go za nog i ksa go ogromnymi zbami. Pan Olszowski zrywa si z posania w wielkim przeraeniu i otwiera szeroko oczy. Nie widzi gryzcego go w ydk aktora, ale najwyraniej sycha dziecicy, wysoki gosik, peen chichotw i rozradowanych okrzykw. Ki diabe? - myli pan Olszowski w zdumieniu. Naraz przypomina sobie wszystko i rozumie, e ta rozkrzyczana rzeczywisto znajduje si naprawd w jego domu. Po cichu zbliy si do drzwi i zacz nasuchiwa. W kuchni odbywa si jakie nadzwyczaj nie wesoe zebranie: maa dziewczynka czyni piskliwy zgiek, ten drab Micha buczy i huczy przedziwnymi gosami, a jaki trzeci gos, najwyraniej damski, wtruje im dyszkantem. Tak tam jest wesoo, e niedugo rozpoczn si tace. Znakomity autor, niewyspany i zy, zajrza przez uchylone drzwi i ujrza "trjk hultajsk", zoon z Basi, Michaka i ony dozorcy, osoby miej, lecz tak obszernej, e dokoa niej mogoby maszerowa wojsko. Wida, e Micha, nie umiejc sobie da rady z dziewczynk, zawezwa pogotowie ratunkowe w osobie pani Walentowej. Pan Olszowski zadzwoni niecierpliwie.- Przyprowad tutaj to dziecko! - krzykn w stron rozemianego Michasia.Chopak wepchn Basie do gabinetu, sam za wola znikn w bezpiecznym oddaleniu. Dziewczynka wbiega szybko i zrozumiawszy z dotychczasowych dowiadcze, e znalaza si w gronie bardzo przyjemnych i yczliwych ludzi, po krciutkiej chwili wahania zacza wspina si na kolana ozdoby literatury ojczystej. Przyjrzaa si ciekawie nasroonej twarzy nowego pana i najwyraniej kpic sobie z tej srogoci nadstawia policzek.- Pocauj mnie! - powiedziaa.Pan Olszowski zdumia si i przez krtk chwil podobny by do posgu ony Lota, zamienionej w sup soli.- Pocauj mnie! - wezwaa go Basia, ale ju z akcentem zniecierpliwienia.Znakomity pisarz machinalnie dotkn ustami jej powej gwki. Do mizerny by to pocaunek. Basia jednak przyja go askawie za dobr monet i przyzwolia na dusz rozmow. Rozmowa bya jednostronna, gdy pan Olszowski cierpliwie pyta, a Basia odpowiadaa miechem albo chwytaniem go za wsy. Okazao si na ywym przykadzie, e historia: gada dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu - nie jest pozbawiona bystroci. Niczego nie mona si byo dowiedzie od tej dziewczyny. Byo jej dobrze, co dnia zmieniaa miejsce pobytu, kady odnosi si do niej yczliwie, wic wszystko byo w porzdku. Po co sobie zawraca gow czym innym? Wobec tego i pan Olszowski zrezygnowa z dochodze i gorzko umiechnity przyglda si temu tajemniczemu dziecku. Owszem, dziecko jest liczne i niezmiernie mie, co on jednak ma zrobi z tym dzieckiem? U siebie, na kawalerskim gospodarstwie, nie moe go zatrzyma, naley przeto czym prdzej czyni poszukiwania i odda je, komu naley. Michaek wspomnia o aktorze Walickim. Co to za aktor? Pan Olszowski nie mg sobie przypomnie, ale zapewne atwo go odnajdzie. Ostatecznie policja odnajdzie wszystko.Tak gboko rozmyla nad tymi sprawami, e nawet nie zauway, i dziewczynka ujwszy go za rk zaczyna go prowadzi. Szed za ni machinalnie i czyni, co mu kazaa. Na jej danie musia j podnie, aby si moga przejrze w lustrze, musia wyjmowa ksiki z biblioteki, aby ich moga dotkn, musia wreszcie obejrze jej torebk i jaki kawaek tektury. Nagle okaza ywe zainteresowanie. Na tekturze, zamazanej i smtnie zalanej atramentow ciecz, ujrza wypisane wyranie swoje nazwisko i adres. Nie wiedzia o tym, e Szot naprawi uszkodzone litery i wyry je z naciskiem, jakby w spiu. Przyglda si bezradnie tej kartce, obraca j na wszystkie strony i tyle wiedzia potem, co przedtem.- Awantura arabska! - rzek sam do siebie. - Co ja mam zrobi? - krzykn gono.- Skaka! - poradzia mu Basia.Rada bya bardzo rozumna, lecz doroli ludzie sami nie wiedz, czego chc. Ten duy czowiek nie zdradza wcale ochoty do skakania. Przypi si do telefonu i szturmowa wszystkie teatry szukajc aktora Walickiego. Odpowiedziano mu, e azi taki po boym wiecie, nikt jednak nie wie, gdzie mieszka i czy przypadkiem nie wczy si po prowincji.Basia nie opuszczaa go ani na chwil; ogromnie si jej podoba ten wysoki pan, ktry tak zabawnie wykrzykuje do czarnego pudeka. Ze wszystkich dotd spotkanych ten by najprzyjemniejszy, taki sam przyjemny jak Michaek.Pan Olszowski by sawnym pisarzem, nie wiedzia jednak ani w zb, co zrobi ze smarkul, krcc si jak wrzeciono, zadajc szedziesit pyta na godzin i miejc si z najrozsdniejszych odpowiedzi. Zawezwa wic na narad pani Walentow, ktra wtoczya si do pokoju jak cika armata na pozycj i udzielia mu zbawiennych rad.- Wszyscy w caej kamienicy mwi, prosz aski pana, e pan powinien zatrzyma to dziecko! - rzeka uprzejmie.- Jak to: wszyscy?! - krzykn pan Olszowski. - A kt o nim wie?- Wiedz, wiedz... Ju wczoraj, kiedy dziewczyn przyprowadzili, niektrzy przychodzili j oglda, a dzisiaj, kiedy pan jeszcze spa, bya tu cichaczem caa procesja.- O, Boe! - jkn pan Olszowski. - Czy pani oszalaa? To dziecko przyprowadzono do mnie przez pomyk!- Czy przez pomyk, czy nie przez pomyk, tego ju ja nie wiem. Ale to wiem, e Pan Bg je tu przyprowadzi, aby pan mia weselsze ycie. To soce, a nie dziewczyna! I pan j chce odda?- A c j z ni bd robi?! - krzykn pan Olszowski.- Jeeli pan jest bez serca, to j pan wyrzuci na bruk, a wtedy rka boska ciko pana skar, ale jeeli pan ma sumienie, to j pan wychowa.- Wychowam? Przecie mi j odbior!- Niech sprbuj! - zagrzmiaa opasa dama tak potnie, e znakomity autor cofn si jak przed ryczcym naporem burzy. - Kady ze schodw zleci na zaman gb. O, niech pan patrzy, jak si to do pana tuli, jak ptaszyna - dodaa gosem ju mniej grzmicym.Pan Olszowski zrozumiawszy, e "kamienica" przyja Basie skwapliwie na swoje kamienne ono, postanowi dziaa na wasn rk. Zobowiza dzieln pani Walentow do czuej opieki nad dzieckiem, zleciwszy to samo Michasiowi pod grob uderzenia, sam za uda si na poszukiwanie. Obszed wszystkie teatry, wszdzie pytajc o Walickiego. Owszem, znano go i pan Olszowski przecie zna go powinien, aktora ze swej sztuki. Zacz sobie mtnie przypomina, e istotnie widzia oblicze, ktre wedle powszechnego opisu smutne byo jak cmentarz o pnocy. Trzeciego dnia dopiero dowiedzia si o jego adresie i pobieg tam czym prdzej. Jaki modzieniec objani go, e Walicki wyjecha z wdrownym teatrem na kresy, a wrci za miesic. Pan Olszowski jkn gucho.- A jak si miewa Basia? - spyta go nagle blondynowaty modzian.Znakomity pisarz rzuci si na niego jak tygrys.- Czyje to dziecko?! - krzykn.Szot opowiedzia, co wiedzia: e to, sierotka, znaleziona w pocigu, wysana z kartk na szyi pod adresem pana Olszowskiego; e biedne dziecko byoby zgino, gdyby nie Walicki, ktry je odprowadzi.- Ale to jaka straszna pomyka! - mwi gorczkowo autor. - Ja nie mog trzyma u siebie tej dziewczyny.- To sierota... - rzek cicho Szot.- By moe, ale skde ja do tego przychodz?... Czy panowie dobrze odczytali kartk?- Adres nie podlega adnej wtpliwoci. Zbadalimy to starannie. Ja myl, e to dobry los obdarzy pana tym licznym dzieckiem. Mj przyjaciel Walicki zazdroci panu serdecznie.- Tak pan myli? A pan Walicki mi zazdroci? No to sprawa jest prosta: niech sobie panowie wezm t dziewczyn.Wesoy pan Szot bardzo spowania.- Panie autorze! - mwi drcym gosem. - Niech nam pan wierzy, e gdyby istnia chocia cie moliwoci, przygarnlibymy to dziecko obiema rkami. Ale...- Ale co?- Ale...- mwi Szot z trudem - ale... my sami jestemy czsto godni... A dziecko, przecie chyba pan wie... I to jeszcze takie dziecko...- Przepraszam pana -rzek autor, nagle wzruszony. - Bardzo serdecznie przepraszam... Widzi pan... taki nagy kopot... wic jestem nieco kwany. Dziecko jest rozkoszne! Przyznam si panu, e pokochaem t kruszyn... A jeli szukam tych, do ktrych ona naley, to raczej z troski o dziewczyn. Ja nie umiem sobie da z ni rady i nie wiem, jak si wychowuje dziecko.- Ech! - zawoa ju weselszy Szot. - Pan wszystko potrafi, pan jest genialnym czowiekiem. Pisarz zarumieni si lekko.- Przesada, modziecze, przesada! - rzek z tajon radoci. - Ale zrobimy tak: ja zatrzymam dziecko u siebie, nie przerywajc poszukiwa, gdy z ca pewnoci twierdz, e w tym wszystkim tkwi jaka niewytumaczona pomyka. Bd szuka powoli i z rozmysem. Wprawdzie ycie moje bdzie wywrcone do gry nogami, ale trudno... Pan mwi, e to sierota?- Wedle wiadomoci mego przyjaciela zupena sierota. Kto obcy wsadzi j do wagonu i poleci ludzkiej dobroci. Ostatecznie mona byoby poszuka na tej stacji.- I tam poszukamy. Do widzenia, drogi panie... Jest pan zacnym czowiekiem.- Pan jest zacniejszym!- Wobec tego zdaje mi si, e pan dostanie rol w mojej nowej sztuce - zawoa autor.- O, Boe - rzek Szot skadajc rce jakby w zachwyceniu.Gdy Olszowski wrci do domu, Basia przyjrzaa mu si pilniej i zapytaa, nadsana:- Gdzie bye?Znakomity autor zacz jej tumaczy dugo i szeroko, e chodzi po lesie i szuka grzybw.- Ty co kamiesz! - rzeka ona krcc gwk. - A gdzie grzyby?Poniewa nie mg znale w kieszeni grzybw, kamstwo byo oczywiste i oto ku swojemu niezmiernemu przeraeniu autor wielu ksiek mocno si zaczerwieni.Basia prowadzia "cae gospodarstwo", wic pan Olszowski, wyszedszy rano, nie mg, wrciwszy w poudnie, pozna swojego domu. To ju nie by dom, lecz bigos hultajski: wszystko w nim wdrowao z miejsca na miejsce, kade krzeso azio z kta w kt, a ksiki zmieniay miejsce pobytu wedug jej uznania. Urwipoe Michaek nie tylko jej nie przeszkadza w tym piekielnym zajciu, lecz znakomicie pomaga. Przeraliwa jego zuchwao, zrodzona z uwielbienia dla Basi, doprowadzia do tego, e jednego wieczora rzek do swego rodzonego chlebodawcy:- Mgby pan troch wczeniej wraca do domu, bo Basia si gniewa, jak pana dugo nie ma...Pan Olszowski w nagej furii cisn w niego trzynastym tomem encyklopedii, ale nie trafi. Nie da si jednak zatai, e nazajutrz wrci ju o zmierzchu i asystowa przy ukadaniu ksiniczki Barbary do snu. Ucaowaa go mocno, zarzuciwszy rczki na jego szyj, potem szepna mu do ucha:- Co ci powiem!- Co mi powiesz, maleka?- Bdziemy mwi pacierz.Znakomity autor wypchn za drzwi Walentow i rzek cicho:- Dobrze, Basieko. Mwmy pacierz...- To uklknij!Uklk przy jej posaniu, a ona przy nim. Pan Bg wychyli si z nieba i nasuchiwa, umiechnity, jakdziecko gada do Niego niezdarnie popltane sowa, jak swoj wasn modlitw, bez adu i skadu, jakby ptak wiegota.- Ju koniec! - oznajmia z triumfem. - Moesz wsta.Ale pan Olszowski jeszcze klcza i co szepta. Od wielu, wielu lat ani nie klcza, ani nie szepta, wic pewnie dlatego podnis si z niejakim trudem.Rwnie z trudem czyni poszukiwania. Jako mu si odechciao... Nie mia zreszt czasu, gdy obieca solennie, zoywszy przed Basia siedemdziesit siedem przysig, e napisze dla niej przeliczn ksieczk, ale tak, "aby bya mieszna, e strach!" Poniewa nigdy nie pisa takich ksieczek, wic szo mu niesporo. Kadego jednak poranka odczytywa jej gono to, co napisa wieczorem.Zdawao si, e kilkaset widzw w teatrze nie umiao tak cieszy si rozgonie, jak to potrafia panna Barbara. Skakaa, bia oklaski piszczc z nieludzkiej uciechy. Rzucaa si na szyj poecie, caujc go z caej duszy, a poeta czerwieni si i tak by uradowany, jakby go uwieczono laurowym wiecem. Wspaniaa ta ceremonia koczya si niezmiennie kadego ranka wpadaniem sobie w objcia i tacem dokoa pokoju.Caa kamienica wiedziaa, e pan Olszowski przepada za Basia, a Basia y nie moe bez pana Olszowskiego.Cudownie czarujcy by ten cay miesic, miesic ju bowiem mija od owego pamitnego wieczora, kiedy to Basia odbya wjazd triumfalny do mieszkania autora. Pan Olszowski myla o tym ze wstydem, e chcia si pozby tego dziecka. Dawno zaprzesta wszelkich poszukiwa i ju sobie uoy, e zamieszka razem z wsat ciotk, aby odda Basie w kobiece rce, w susznej obawie, e sam rozpuci j tak jak dziadowski bicz. Z niezmiernym trudem udao mu si jeszcze jako tako ocali resztki swej powagi i pasja go braa, kiedy widzia umiechy tego draba Michaka; ten baszybuzuk mia si najwyraniej w kuak, suchajc spoza drzwi, jak jego sawny pan tumaczy si przed Basi: a gdzie by, a co robi, a czemu ma zzibnity nos?Jasno si uczynio w yciu pana Olszowskiego; zdawao mu si, e przez szarzyzn chmur przedar si zoty promie soca i lata po jego mieszkaniu. Jako mu si teraz lepiej pisao, mia si czciej, a tak serdecznie jak nigdy.Basia siedziaa wanie na jego kolanach i jechaa truchtem jak na koniu, gdy Micha wychyli si spoza drzwi.- Czego chcesz, kreaturo? - zapyta go wesoo pan Olszowski.Micha nie odpowiada, lecz dawa jakie nieme znaki.- Basiu! Michaek straci mow! - zawoa autor.Chopak powtrzy swoje znaki i mrugn znaczco.Co mu si stao? - pomyla pan Olszowski. -Czego chcesz? - zapyta wyszedszy do niego.Micha by najwyraniej powany i drcymi rkami podawa mu gazet, pokazujc w niej bez sowa jakie miejsce.- To Basia! - szepn zdumiony autor. - Co to jest? Na fotograficznej odbitce miaa si Basia umiechem "z caego serca", a pod odbitk gruby druk woa czarnym gosem:Zgina dziewczynka picioletnia, imieniem Basia. Ktokolwiek wiedziaby o niej, proszony jest usilnie o natychmiastowe zgoszenie si...Gazeta wypada mu z rk. Usysza cichy szept chopaka:- Czy my j musimy odda, prosz pana?- Nigdy! - krzykn znakomity autor, jakby nagle obudzony. - Do mnie j przysali, u mnie zostanie powiedz Walentowej...- Ona ju wie... Stoi z miot w bramie, a co si kto zbliy, chce go bi. Cay dom ju wie! Bdzie woj na, prosz pana!Pan Olszowski nie sysza, gdy wpadszy do pokoju porwa Basie w objcia i cisn j do piersi.- Udusisz mnie, ty wariacie! - resztk tchu krzykna dziewczynka.Vowyna grubego zwierzaPani Taska miaa wprawdzie siedemdziesit lat, ale ywa bya jak wiewirka; zawsze si pieszya, nigdy jednak nie wiedziaa dobrze dokd i w jakim celu. Wychodzia z domu i przebiegszy drobnymi kroczkami poow ulicy, przystawaa nagle i usiowaa sobie przypomnie, dokd jej tak spieszno. Poniewa nikt jej nie mg objani, a ona sama najmniej, powracaa do domu. Bardzo czcigodna wiercipita. Skoro nie mona si byo z ni dogada, bo gdy kto do Sasa, ona zawsze do asa, wtedy woaa paczliwie:- Dajcie mi spokj, ja mam przecie siedemdziesit lat!Wcale inaczej dziao si, gdy staruszka zjadaa w channanejskiej obfitoci potrawy zbyt zawiesiste, pieprzne i korzenne.- Przecie babcia ma siedemdziesit lat! - woano ze zgroz.- No i co z tego? - woaa obraona. - Czy to taki wiek, aby nie mona zje kawaka baraniny?Trudno byo dogada si z pani Taska, Latajcym Holenderczykiem, bo ona zawsze miaa racj i siedemdziesit lat, ktre tak wysuwaa jak kolce.Wanie rozmylaa nad tym, pocho i powiewnie, dokd pobiec w jakiej urojonej sprawie, gdy wesza Marcysia, jedna z najbardziej wymownych osobistoci ostatniego stulecia.- Prosz starszej pani, list przynieli.- Jaki list?- Polecony, do panienki. Ju pokwitowaam... Babka zerwaa si z fotela sprystym ruchem kangura.- Po co to braa? Kto wie, co to za list? Moe, nie daj Boe, z sdu?- Gdyby by z sdu, toby go przynis policjant. Niech go starsza pani wemie.- Nie wezm, nie chc! Po go na komodzie... Jak mylisz, czy to od mczyzny, czy od kobiety?Dziewoja powchaa list, silnie wietrzc jak ogar.- Trudno pozna... Od mczyzny pachniaby tytoniem, a od kobiety perfum. A ten nie pachnie ani tak, ani siak.Stara pani spojrzaa na list ponuro, jak na wroga, ktry si chytrze ukry w kopercie. Nie lubia listw, nienawidzia depesz. Licho wie, kto pisze do jej wnuczki? Moe to jaka zasadzka? W tych czasach wszystko moliwe.Jej ukochana wnuczka, Stasia, wyjechaa na cay miesic do rodzicw na zapad wie na litewskich kresach.- Moe ten list wysa do panienki? - spytaa Marcysia.- Jeszcze czego! - krzykna babka. - Niech sobie ley i czeka. Ma si dziewczyna stru jak z wiadomoci, to niech j to spotka jak najpniej. - A moe to owiadczyny?- Listownie? Czy oszalaa, babo? Ten, co si bdzie owiadcza naszej panience, bdzie tu, o, tutaj klcza na obu kolanach i bdzie skomle, bo ja go wezm na egzamin.- Bdzie mia czarn godzin - mrukna Marcysia. List lea na komodzie i spa. Powoli zarzucono go gazetami, wreszcie o nim zapomniano.Wnuczka pani Taskiej powrcia po miesicu i przez dwa dni opowiadaa o wszystkim, co si dzieje na wsi. Bya to dziewczyna dorodna, smuka, gibka. Oczy miaa przedziwne: licznie wykrojone, o orzechowym, zotawym poysku; wosy cikie, nie obcite, bogatym wzem zwieszajce si na kark: musiay by cikie, bo miay gorcy blask miedzi. Babka patrzya na ni gorcym spojrzeniem, penym wielkiej mioci; ta smaga dziewczyna bya jej oczkiem w roztrzepanej gowie. Wymoga na jej rodzicach ciko porajcych si upraw kawaka piaszczystej ziemi, e wnuczka bdzie si chowa przy niej i e ona wyda j za m, Z t spraw wloko si cokolwiek, babka bowiem najchtniej wydaaby ja za jakiego nastpc tronu, jednake caa dyplomacja brudzia zacnej babce i do tego mariau nie doszo. Zwyczajnych, mniej wietnych konkurentw babka kada na rozpalonym ruszcie i smaya ich na piekielnym ogniu, tak e znikali czym prdzej z horyzontu. Kady by dla jej wnuczki nieodpowiedni, wic panna Stasia ciko, cho tajemnie, wzdychajc dosza do wieku lat dwudziestu piciu. Czekaa cierpliwie na tego, ktry si wreszcie spodoba kaprynej babce. Wedle wszelkich znakw na niebie i na ziemi taki si jeszcze nie narodzi.Panna Stasia ukoczya wysz szko rolnicz i miaa kiedy zaj si upraw rodzinnej wsi. Na razie uprawiaa babk.Gdy ju zdaa sprawozdanie o kadej gwce kapusty i o zdrowiu kadego cielaka w majtku rodzicw, zapytaa od niechcenia:- Babciu, nie byo do mnie jakich listw? - Babcia wzruszya ramionami.- Listw? Skd do ciebie listy?Sprztajca Marcysia natychmiast "wzia sowo" i rzeka:- Jest list, prosz panienki. Nawet polecony.- Czy babcia zapomniaa? - zapytaa wnuczka.- Moje dziecko, przecie ja mam siedemdziesit lat! - z wielk gorycz odrzeka pani Taska.Panna Stasia szybko rozdara kopert i przebiega list spojrzeniem.- Matko Boska! - krzykna zduszonym gosem.- Mwiam, e jakie nieszczcie - szepna babka. - Marcysiu, wody, prdko, wody, bo panience sabo.Panna Stanisawa opara si ciko o st: Druga rka, w ktrej trzymaa list, nieznonie draa.- Och, babciu - mwia zamanym, penym paczu gosem. - Czemu mi babcia nie odesaa tego listu!...- Przecie ja mam siedemdziesit lat - jkna pani Taska. - Co si stao?- Staa si straszna rzecz... O, Boe, jaka straszna! A ten list ley tu od miesica... Och, babciu... Jak moga, jak moga!...- Co jest w tym licie? Mw prdko!Panna Stanisawa nie moga jednak mwi prdko. W oczach miaa zy. Bya blada i znkana.- Miaam przyjacik... Helenk Bzowsk...- Znam j!- Znaa j, babciu... Wpada pod pocig... Jechaa z crk... Mam fotografi tego dziecka... I to dziecko... O, Boe miosierny!- C z nim, mw prdko!- Helenka miaa tyle jeszcze si i przytomnoci, e wybagaa, aby dziecko posa do mnie. Prosi w tym licie, abym oczekiwaa na dworcu... A to wszystko dziao si przed miesicem... Gdzie jest teraz to dziecko?Pani Taska bya widocznie przeraona.- To straszne... - szepna. - Co pocz, co pocz?Zerwaa si z fotela i zacza truchcikiem biega dokoa pokoju. Nagle przystana i krzykna gromko:- Kto wysa dziecko pocigiem?- ona jakiego lekarza... Natalia Budziszowa. List pisze jej m.- Natalia Budziszowa ma rozum w niezupenym porzdku, skoro dziecko wysya bez opieki. Adres jej jest?- Jest...- Piszmy do Natalii Budziszowej. Niech tu natychmiast przyjedzie. Mona by zadepeszowa, ale jeszcze si przerazi depeszy. A zreszt, pal j licho! Niech si przerazi. Marcysia! Biegnij na poczt i powiedz, e wszystko musi by na jednej nodze... Jeszcze nie wszystko stracone. Chocia mam siedemdziesit lat, ale jeszcze dam wszystkiemu rad. Pisz depesz!Panna Stanisawa, przejta energi babki, rozgorczkowana i zazawiona, od razu zebraa wszystk dzielno. Napisaa: - PROSZ PRZYJECHA NIEZWOCZNIE TRAGICZNE NIEPOROZUMIENIE PRZYSANE DZIECKO PRZEPADO - Sama pobiega na poczt.Do pnej nocy omawiaa pani Taska to okropne zdarzenie.- Musieli pisa w gazetach o tym wypadku, ale ja przez miesic rzadko je czytaam. Babcia nie czytaa?- Przecie ja mam siedemdziesit lat... - odpara babka. - Ani nie czytaam, ani nie syszaam. Powiedz mi jednak, jak to si mogo sta, e dziewczyny nikt do mnie nie przyprowadzi! Ten doktor pisze, e jego ona zawiesia na jej szyi dokadny adres. Czy dziecko zgubio karteczk? A gdzie jest ojciec tego dziecka?- To i o tym babcia nie syszaa? Opowiadaam babci...- Przecie ja mam siedemdziesit... Zreszt wszystko jedno. Gdzie on jest?- M Helenki by gonym uczonym i wyjecha do jakiej puszczy w Ameryce Poudniowej.- Po co go a tam zanioso?- Trzech ich pojechao na badania, nie wiem dobrze jakie. I o wszystkich trzech such zagin.- Zginli?- Nikt tego nie wie, lecz powszechnie utrzymuj, e zginli. Helenka nigdy nie moga w to uwierzy... Mieszkaa w Gdyni i wci oczekiwaa powrotu ma. Skd si znalaza na tej stacji, na ktrej j spotkao nieszczcie, dokd jechaa, o tym wszystkim si dowiemy. A dziecko...- Nie pacz!- Musz paka. Biedna kobieta miaa mnie jedn na wiecie, nikogo poza tym, ani rodzicw, ani krewnych. Podobno s jacy, ale we Francji, bo jej matka bya Francuzk. O, babciu, babciu, jakie to wszystko straszne! Biedna, biedna Basieka!...- To dziecko nazywa si Basia? Tak jak ja... - mrukna pani Taska. - Moe Bg da, e j znajdziemy.Zdaje si, e zrozpaczona pani Taska musiaa si o to modli dugo w nocy, gdy sycha byo jej szepcce gosy.Nazajutrz okoo dwunastej rano wpada do jej mieszkania trba powietrzna.- Jestem doktorowa Budziszowa! - oznajmia potnie. - Co si stao?- Nieszczcie! - rzeka pani Taska.Pani doktorowa usyszawszy o caej tragedii chwycia si rkoma za gow.- To pani wszystkiemu jest winna! - krzykna wskazujc dla wszelkiej pewnoci palcem nieszczsn babk.- Przecie ja mam siedemdziesit lat... - zakwilia pani Taska.- Tym wicej jest pani winna. Od osoby w pani wieku mona by si spodziewa odrobiny rozsdku.- A pani ile ma lat?- Czterdzieci dwa... Co to ma do rzeczy?- To, e gdybym ja miaa czterdzieci dwa lata, nie wysaabym maego dziecka samego do Warszawy. Chyba e w dziecistwie upadabym ze schodw na gow.- Susznie - rzeka pani Budziszowa ponuro. - Ale mj m...- Niech panie dadz spokj tym latom - mwia panna Stanisawa. - Radmy, co robi, aby odnale dziecko. Co pani napisaa na kartce?- To, co mj m zanotowa: Do panny Stanisawy Olszaskiej - Warszawa - ulica Zielna 15. Wprawdzie mj m napisa potem na swojej notatce recept jakiemu bawanowi, ale ja miaam ten adres zapisany w duszy. Czy si zgadza?- Wszystko si zgadza, a dziewczyny nie ma.- Kto j ukrad nic innego, tylko kto j ukrad.- Cyganie... - podszepna babka.- Jacy Cyganie? Ukrad j kto na dworcu albo na ulicy, albo... czekajcie! W przedziale- siedzia taki jeden, co troch wyglda na zbja. Byy tam dwie bardzo przyzwoite panie i on. Musiaam straci rozum, e tego nie zauwayam od razu! Albo kat, albo morderca...- Ja myl - mwia panna Stanisawa - dziewczyna wysza na ulic, kto si ni zaj i teraz sam nie wie, co z ni pocz. Chocia i w to trudno uwierzy, gdy albo daby zna policji, albo ogosi w gazetach.Czyniono wszystkie moliwe przypuszczenia i rozwaano setki moliwoci. Po drczcej kilkugodzinnej naradzie uchwalono: ogosi w gazetach wiadomo o dziwnej zgubie i doczy do ogoszenia fotografi Basi.- Dziecko moje... - szepna pani Budziszowa patrzc na fotografi.Pani Taska i jej wnuczka milczay, bardzo wzruszone.Nagle pani doktorowa krzykna wielkim gosem:- Znajd j, choby pod ziemi!Pani Taska, ujta tym zapaem, przebaczya jej serdecznie cik uwag o odrobinie rozsdku.- Niech pani liczy i na mnie! - rzeka gorco.Ziemia usyszawszy, e trzy dzielne kobiety bd j wywracay do gry nogami w poszukiwaniu Basi, cokolwiek struchlaa. Najbardziej zdawaa si lka pani doktorowej, ktra owiadczya, mocno uderzajc si w piersi:- Moja wina, e ju dawno tutaj nie przyjechaam.Dziwne to byo, e nie miaam od pani adnej wiadomoci, co mi nie dawao spa. Poza tym miaam przeczucia, ze i bolesne przeczucia. Zdawao mi si nieraz, e Basia nawouje mnie rozdzierajcym gosem. Ale c? M mnie wymia...- Mczyni nie powinni mie nic do gadania w takich delikatnych sprawach - rzeka gucho babka.- Ale teraz ja bd miaa co do pogadania z mczyzn - mwia pani doktorowa powoli i dobitnie.Zdawao si, e jedno jej sowo tak si ostrzy na drugim jak n na nou.Zamieszkaa u pani Taskiej, ktra bya kobiet wcale zamon, a poniewa potrzeba jej byo ruchu, wic miaa obszerne mieszkanie. Tam z wielkim niepokojem oczekiwaa odpowiedzi na ogoszenie.Ju nazajutrz przyleciaa pierwsza jaskka, dama w czerwonym kapeluszu, i opowiedziaa ponur histori o jakim Herodzie, co rozgonie zgrzyta zbami i na igrawa si.- I pani pozwolia zabra mu dziecko? - zapytaa stalowym gosem pani Budziszowa.- Kt mg wiedzie, co si stanie? - odpar "czerwony kapelusz". - Przecie pani powiedziaa osobicie i wyranie, e na dworcu zgosi si kto po dziewczynk.Pani doktorowa spojrzaa na ni spode ba.- To i c z tego? Czy pani jest kobiet, czy pani ni nie jest?- Jak pani widzi! Wsw nie mam...- Wic moga pani lepiej upilnowa dziecka kierujc si matczynym uczuciem! Zreszt nie ma o czym mwi... Poznaaby pani tego otra?- W tej chwili. Takiej zodziejskiej gby zapomnie nie mona...- Znajdziemy go! - krzykna doktorowa potrzsajc sowem jak cikimi kajdanami.Kapelusz zielony, ktry przybieg w dwie godziny pniej, potwierdzi sprawozdanie czerwonego i obieca, e po schwytaniu porywacza dzieci zgosi si natychmiast jako wiadek wyrafinowanej zbrodni.Caa sztuka bya w tym, aby schwyta zbrodniarza.Powiadomione o nim wadze nie mogy sobie przypomnie jego istnienia. W zbiorze podobizn synnych przestpcw nie byo jego podobizny. Trzeba byo szuka na wasn rk. Babka Barbara uoya plan, a panna Stasia i doktorowa przebiegay miasto we wszystkich kierunkach. Poniewa panna Stanisawa nie widziaa nigdy zbjcy, wic w roli adiutantw kryy z ni po miecie oba kolorowe kapelusze. Rozsroone panie przeszukiway ogrody i parki zagldajc w twarz kadej dziewczynce i odwiedziy wszystkie przytuki dziecice. Nigdzie nie byo ladu.Pani doktorowa, odbywajc w pojedynk owy na grubego zwierza, mao majc nadziei spotkania dziewczynki, patrzya bystrym, cho czarnym wzrokiem we wszystkie mskie twarze. Cofa si m niejeden, nagle zalky, poczuwszy na sobie cikie spojrzenie nieznajomej damy; inny wielkie okazywa zdumienie widzc, e dama, obejrzawszy go pilnie, odchodzia z gniewem i z niedwiedzim pomrukiem. Jej przyszo na myl, e moe szuka nadaremnie, gdy czowiek z twarz zbrodniarza musia zapewne ju zosta powieszony albo zamknity jest w wizieniu. Oywia j reszta nadziei, e ze straszliw chytroci ocygani sprawiedliwo i e si sprytnie ukrywa.Jednego dnia serce w niej na moment jeden zamaro, a rado odja jej mow, ale te na bardzo krtko. Na przystanku tramwajowym, w penym wietle soca, obraajc wiat swoim widokiem, sta zbrodniarz. Pani doktorowa uciszywszy rozdygotane serce zacza skrada si ku niemu ruchem pantery. Jednym skokiem znalaza si przy nim, chwycia go za konierz i rozdzierajcym gosem zacza woa:- Ratunku! Na pomoc! Ratunku!Zdumieli si dobrzy ludzie nie mogc poj, dlaczego woa o ratunek kto, co me jest napastowany. Uczynio si zbiegowisko i patrzyo z przejciem na ponur twarz czowieka, ktry - niebotycznie zdumiony - usiowa wydoby si z drapienych szponw.- Czego pani chce ode mnie? - rykn wreszcie pan Antoni Walicki.- Dziecko! Gdzie jest dziecko? Gadaj pan natychmiast albo pana udusz! - z krzykliwym, lecz gbokim przekonaniem zagrozia mu doktorowa.- Zamordowa dziecko... dziecko zamordowa... - zaszemrao zbiegowisko.- Z gby mu wida, e to morderca!- Policja! policja!- Gdzie dziecko? - zduszonym gosem pytaa pani Budziszowa.Biedny aktor widzc, e zanim zdoa wyjani ca histori, zostanie ciko pobity przez tum, mwi szybko:- Dziecko zdrowe i bezpieczne... Niech pani nie robi awantur, to powiem... Chodmy std!Pani Budziszowa zastanowiwszy si rzeka:- Dobrze!... Niech pan nie prbuje ucieka!... Trzymam pana za rkaw!Aktor opuci czym prdzej gorce miejsce, cignc za sob wczepion w jego rkaw doktorow. Zatrzymaa ona skinieniem przejedajce auto i wtoczya w nie Walickiego jak pakunek.- Dokd mnie pani wiezie? - zapyta ze zgrzytaniem.- To nie paska sprawa!Po niejakim czasie pan Walicki zosta postawiony przed sdem, ktremu przewodniczya babka. Panna Stanisawa patrzya na niego ze strachem, oba kapelusze z abominacj i ze zwyciskim umiechem. Doktorowa bya prokuratorem.Rozprawa trwaa krtko. Pan Walicki mia przez chwil wraenie, e znajduje si na scenie wobec licznych widzw. Zabi spojrzeniem dwa kapelusze, na babk spojrza ciekawie, z wielk sympati na pann Stanisaw, a czarnym wzrokiem na Budziszowa. Objaniony jej suchym jak pieprz gosem, dlaczego zosta wzity w jasyr, opowiedzia o wszystkim.- Te panie - mwi wskazujc lewym okiem na kapelusz czerwony, a prawym na zielony - pozostawiy dziecko bez opieki, wic ja si nim zajem.- Ach, to tak? - rzeka Budziszowa gucho.- To nieporozumienie! - szepny bolenie kapelusze.- Panie zapewne s bardzo zajte - wtrcia babka. - Dzikuj paniom za pomoc w poszukiwaniach, ale nie moemy jej naduywa. egnam panie!Oba kapelusze wycofay si umiechajc si lekcewaco.- Pani doskonale graaby stare hrabiny! - rzek z uznaniem Walicki.Babcia usiowaa zarumieni si z wielkiego ukontentowania i skromnie przymkna oczta.- Gadaj pan dalej! - krzykna Budziszowa.Walicki barwnie wygosi wielk opowie o mleku i zamazanym adresie, o przenikliwych poszukiwaniach i o nieporwnanej bystroci swego przyjaciela.- Odczytalimy adres z najwikszy