M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

299

Transcript of M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Page 1: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 2: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Spis treści

Wstęp 7

ROZDZIAŁ 1Mówieniu „nie” mówimy „tak” 9

ROZDZIAŁ 2Zgoda na radość, smutek i złość.Dlaczego wszystkie emocje są dobre 43

ROZDZIAŁ 3Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 71

ROZDZIAŁ 4„Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 97

ROZDZIAŁ 5E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 127

ROZDZIAŁ 6Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 153

ROZDZIAŁ 7Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 175

ROZDZIAŁ 8Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 193

ROZDZIAŁ 9Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 217

Page 3: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 10DDA i DDD. Samotność dziecka 241

ROZDZIAŁ 11Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 265

ROZDZIAŁ 12Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem”.„Przepraszam” 283

Page 4: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Wstęp

Małgosia: Będziemy rozmawiać o dzieciństwie. To brzmi tak zwyczajnie, chociaż dotyczy nadzwyczajnie ważnego okre­su w naszym życiu. Rozmowy będą dotyczyć każdego z nas, bo wszyscy byliśmy i w jakiejś mierze nadal jesteśmy dziećmi. Wielu z nas tworzy też już świat własnym dzieciom. Jak to ro­bimy, zależy w znacznym stopniu od tego, jak zostaliśmy wy­chowani. To sztafeta pokoleń. Czasami warto zatrzymać się i ją przerwać, coś zmienić.

Tomek: Często słyszę, że skupianie się na dzieciństwie jest bez sensu, a szukanie w nim źródeł naszych zachowań, postaw i przekonań to masochizm i niepotrzebne babranie się w prze­szłości.

Małgosia: Ale celem jest zobaczenie swojego dzieciństwa z per­spektywy człowieka dorosłego, a nie pozostanie w przeszło­ści. Powrót do przeszłości może służyć temu, by w końcu z niej wyjść. Uwolnić się od wszystkiego, co zamknięte w pokoju dziecięcym cały czas uwiera, boli i nami rządzi. Nie idziemy do lekarza jedynie po diagnozę, lecz przede wszystkim, aby ustalić, co trzeba zrobić, by wyzdrowieć. Diagnoza nie leczy, ale jest po­czątkiem drogi.

Tomek: No to chodźmy!

Bohaterowie historii, które przytaczamy w tej książce, nie znajdują wiernego odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Page 5: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 1

M ó w ien iu „n ie ”

m ó w im y „ t a k ”

Page 6: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Magda

Mój jedynak miał może cztery latka, kiedy zamęczał mnie

prośbami: „Mamo, ja chcę braciszka” . Co gorsza - on

pragnął starszego braciszka! Cierpliwie tłumaczyłam synko­

wi, że to niemożliwe, bym urodziła kogoś od niego starsze­

go. Wbrew moim nadziejom temat nie zniknął. Przeciwnie!

Synek uznał, że to kwestia mojej woli i decyzji, więc dręczył

mnie przez wiele miesięcy! W końcu przestał, ale nie zro­

zumiał, że jego marzenie było pozbawione logiki. Do mnie

natomiast dotarło, jak dziwnie poukładany jest świat małe­

go dziecka, tak bardzo niedostępny i niezrozumiały dla do ­

rosłych.

Paulina

Miałam chyba pięć lat. Podczas wakacji koleżanka nazwa­

ła moją mamę macochą. Dla mnie to słowo brzmiało wtedy

jak najgorsza obelga. W bajkach macochy to przecież ta­

kie złe kobiety, teraz powiedziano by - zimne suki. I ja tak to

odebrałam - moja mama została potwornie obrażona przez

tę dziewczynkę. Pobiłam gówniarę. Poleciała na skargę i jej

mama przybiegła do mojej z krzykiem: „Pani dziecko pobiło

moją córeczkę!” . Oczekiwała, że zostanę ukarana. A ja się

spodziewałam, że kiedy opowiem mamie o tym, jak stanę­

łam w jej obronie, zrozumie i teraz ona mnie obroni. Byłam

tego pewna! Stało się inaczej - chociaż opowiedziałam,

Page 7: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak”

co zaszło, mama tego nie zrozumiała i uznała, że „maco­

cha” to wcale nie jest obraźliwe słowo. Mam ponad czter­

dzieści lat i do tej pory robi mi się smutno, kiedy wracam

pamięcią do tamtego wydarzenia.

Page 8: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

12 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Tomek: Jesteśmy dziećmi konkretnych rodziców i rodzi­cami konkretnych dzieci. Wspólnie tworzymy coś w rodzaju sztafety pokoleń. Kiedy sportowcy biegną po bieżni, widać pałeczkę, którą sobie przekazują kolejne osoby. W sztafe­cie pokoleniowej niełatwo określić, co jest tą pałeczką - co wziąłem od rodziców i co daję swoim dzieciom. To mogą być zarówno rzeczy, które powodują, że żyje się trudniej, jak i te dobre, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwsi.

M ałgo sia : Kiedy dobrze sobie radzimy w życiu — w przestrze­ni zawodowej i tam, gdzie chcemy kochać, być kochani, prze­żywać bliskość, umieć ją tworzyć i utrzymać — nie musimy do­strzegać tego, co jest tym przekazem. Niestety, są też przekazy rodzinne (i o takich również będziemy mówić), z którymi może­my nieświadomie wtłoczyć innym ludziom — także dzieciom - niedającą szczęścia wizję świata, sposób funkcjonowania, prze­żywania różnych sytuacji. Taki ze wszech miar niekorzystny skrypt, który działa jak program szpiegujący. Zakłóca pracę sys­temu, odbiera zadowolenie z życia. Będziemy szukać odpowie­dzi na pytanie, co zrobić, żeby nasze dzieci były szczęśliwe, ale też co my, dorośli, możemy uczynić, żebyśmy sami byli szczę­śliwi. Jeśli tak się nie czujemy — może trzeba wrócić do okresu, w którym tworzono nam świat, czyli kiedy byliśmy dziećmi?

I znaleźć moment, kiedy wgraliśmy programy szpie­gujące w nasz system funkcjonowania - przyjęliśmy jako swoje, ponieważ myśleliśmy: „Taki jest świat”.

Traktujemy wiele poglądów jak prawdę objawioną. Uzna­jemy za niezmienne i niepodważalne bez poddawania reflek­sji. Nie mamy świadomości, że przyjmujemy je bezkrytycznie.

Page 9: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 13

Bez zastanowienia, podobnie jak mówimy „dzień dobry”, gdy wchodzimy do pomieszczenia, w którym są inni ludzie, a kie­dy wychodzimy — mówimy „ do widzenia”. Na podobnej zasa­dzie uruchamia się w nas wiele postaw, przekonań, myśli, z któ­rych automatycznie korzystamy. Kłopot w tym, że te wzorce zachowań, pomysły na życie, wizje świata i postrzeganie siebie nie zawsze są dla nas dobre. Dlatego warto je poznać, nazwać, bo mamy wtedy szansę zobaczyć, że właśnie przez te przekona­nia nie biegniemy po własnym torze, w swoim rytmie, w swoim tempie i do swojego celu.

A nasza książka ma być pomocą w znalezieniu własnego toru i podjęciu decyzji: „To mi się podoba, to jest dobre i to zostawiam, a z tego rezygnuję, to nie jest moje i choć być może nie będzie łatwo, chcę wyrzucić to ze swojego życia”.

Tak. Zdarza się, że jakieś przekonania czy wartości nie są obiektywnie rzecz biorąc złe, ale stały się już nieaktualne, nie pomagają nam się rozwijać na obecnym etapie naszego życia. Być może program realizowany przez nas wcześniej albo jego część nie pasuje do tego, kim jestem w roku 2013, 2014 i tak dalej.Bezwiednie używamy czegoś, co już nie jest nam potrzebne — robi­my to odruchowo, z przyzwycza­jenia, nie wiedząc, co nami rządzi, dlaczego zachowujemy się tak a nie inaczej. W tej książce poroz­mawiamy zarówno o tym, czego nie chcemy przekazać swoim dzieciom, jak i o tym, dlaczego coś może przeszkadzać nam samym w codziennym życiu.

Zdarza się, że jakieś

przekonania czy wartości nie

są obiektywnie rzecz biorąc złe,

ale stały się już nieaktualne, nie

pomagają nam się rozwijać na

obecnym etapie naszego życia.

Page 10: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

14 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Przed nami długa wyprawa w krainę dzieciństwa. Od czego zaczynamy?

Od odmawiania dziecku prawa do mówienia „nie”, bo z mo­jej perspektywy wynika, że to jedno z doświadczeń szczególnie brzemiennych w skutki w dorosłym życiu.

Odebranie dziecku tego prawa jest paradoksem. Doro­sły przyznaje sobie prawo do odmawiania, a dziecku mo­że odmówić nawet prawa do własnego zdania. Niechby spróbował postąpić tak z drugim dorosłym! Przypomi­na mi się opowieść mojej szwedzkiej znajomej, pedagoż­ki i psycholożki, która w latach 60., gdy była po raz pierw­szy w Polsce, zauważyła, że rodzice najczęściej zwracali się w jej obecności do dzieci z zakazami: „nie rusz”, „nie idź tam”, „nie biegaj” ... Jej zdaniem teraz to się zmieniło — ży­cie dzieci nie jest określane głównie przez zakazy.

Ja chyba nie postrzegam tak optymistycznie tej zmiany. Mam wrażenie, że wielu rodziców częściej mówi dzieciom, cze­go im nie wolno robić, w jakiej dziedzinie nie spełniają one ich oczekiwań, kiedy nie zachowują się tak, jak zdaniem dorosłych powinny. Stosują zakazy, które pozwalają szybko rozwiązać pro­blem, bo dorośli mają bardzo mało czasu dla dzieci. A przecież „spacyfikowanie” sprzeciwu dziecka lub wręcz uniemożliwianie mu wyrażenia opinii czy emocji jest skuteczne tylko na krótką metę, natomiast w odniesieniu do jego dalszego, także dorosłe­go życia, zdecydowanie niekorzystne.

Dlaczego? Czy zadaniem rodzica nie jest zapewnie­nie dziecku bezpieczeństwa? Kiedy maluch chce dotknąć

Page 11: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak’ 15

ognia, mamy z nim o tym dyskutować? Takie pytanie może paść z ust rodziców.

I pada. Jednak nasze „nie” skierowane do dziecka naprawdę nie zawsze dotyczy zagrożenia życia! Codzienność dziecka jest pełna sytuacji, w których mogłoby ono powiedzieć: „chcę”, „nie chcę”, „lubię”, „nie lubię”, „boję się”, „potrzebuję”, „nie potrze­buję” itp. Dzięki temu ono doświadcza, że może wyrażać swoje potrzeby, odczuwać i przeżywać emocje w sposób jawny.

Oczywiście w sprawie dotykania ognia czy wychylania się z okna nie ma dyskusji (skuteczność zakazów zależy także od te­go, jak je tworzymy, ale do tego jeszcze wrócimy). My jednak nie pozwalamy dziecku wybierać ubrań, decydować o tym, jakie ko­lory będą w jego pokoju, czy też, co i kiedy chce zjeść. Być może dlatego, że sami słyszeliśmy w dzieciństwie: „Nie marudź”, „Nie mam czasu”, „Szybciej”, „To nie jest ważne”. A to jest niezwy­kła ważne! W ten sposób dziecko uczy się mówienia o swoich potrzebach. Wyobraźmy sobie, że istnieje tunel łączący miejsce, w którym rodzą się w nas uczucia i odczucia (czy mi to smaku­je, czy mi się to podoba, czy to jest moje, czy nie), z przestrzenią na zewnątrz. Często ten tunel jest całkiem zarośnięty chwastami - nie mamy kontaktu ze swoimi emocjami, nie nauczyliśmy się ich wyrażać. Bo nie mogliśmy! Kiedy jako małe dzieci zaczyna­liśmy o nich mówić, słyszeliśmy: „Nie!” „Nie rób tego!” „To nie­ważne!”. Jako terapeutka uczę dorosłych kontaktu z własnymi uczuciami. Nawet na takim podstawowym poziomie - z którego kubka masz dzisiaj ochotę napić się herbaty? A może wolisz wo­dę? Poczuj, czego TY chcesz. I powiedz to na głos.

Pewnie słyszysz od tych ludzi, że to nie jest ważne, że to nie ma znaczenia?

Page 12: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

16 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Tak! Mówią: „Proszę, sama wybierz, mnie jest wszystko jed­no”. A kiedy zagłębiamy się w życie tego człowieka, on sam do­strzega, że nie tylko w kwestii kubka, ale i w znacznie poważ­niejszych sprawach oddaje innym prawo do decydowania. Ten przykładowy kubek, to, czy chcę włożyć dzisiaj czerwony czy nie­bieski sweter — są takimi niewielkimi codziennymi ćwiczeniami z kontaktu z samym sobą: patrzysz na coś i czujesz: na to mam ochotę, tego chcę. Nie dajemy dzieciom prawa wyboru także dla­tego, że nie jesteśmy jedynie rodzicami, ale mamy też inne za­dania, bywamy zmęczeni, chorzy, zaabsorbowani problemami w pracy albo w relacji z partnerem. Rozumiem to, jednak trze­ba mieć świadomość, jakie konsekwencje powoduje postawa, w myśl której jedyne, co dziecko ma prawo i obowiązek robić, to słuchać rodziców. Wychowanie w ślepym posłuszeństwie, zgodnie z zasadą „swoje zdanie uzgodnij ze mną”, nie uczy samodzielno­

ści ani brania odpowiedzialności za własne decyzje i nie pozwa­la żyć szczęśliwie, także w związ­ku z drugim człowiekiem. Jeśli więc nie uczymy dziecka mówie­nia „nie”, róbmy to z pełną świa­domością, tak jak wtedy, kie­dy rezygnujemy z mycia zębów, chociaż wiemy, jakie będą tego konsekwencje. Dziecko trakto­

wane w ten sposób jako dorosły człowiek będzie miało problem z asertywnością, czyli mówieniem wprost i jasno o swoich emo­cjach i potrzebach. Asertywność nie polega przecież na powtarza­niu formułek wyuczonych na jakimś szkoleniu, to musi być stan wewnętrzny — przekonanie, że naszym prawem jest tak czuć, tak myśleć, tego chcieć. I kiedy mamy taki stosunek do samych

Wychowanie w ślepym

posłuszeństwie, zgodnie z zasadą

„swoje zdanie uzgodnij ze mną” ,

nie uczy samodzielności

ani brania odpowiedzialności

za własne decyzje i nie pozwala

żyć szczęśliwie, także w związku

z drugim człowiekiem.

Page 13: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 17

siebie i dobre doświadczenia w wyrażaniu na głos tego, co czu­jemy, mówimy to tak, że każdy musi nas usłyszeć, uwzględnić, uszanować. Nikt nam nie wejdzie na głowę.

Ważne jest nie tylko doświadczenie z wyrażaniem uczuć, ale przede wszystkim z ich rozpoznaniem. Z umie­jętnością rozeznania, co właściwie czuję.

Więcej! Z rozpoznawaniem, gdzie moje „ja” się zaczyna, a gdzie kończy. Z tej umiejętności korzystamy, kiedy szukamy w życiu swoich pasji, swojego zawodu - toru swojego biegu, własnego tempa. Ta umiejętność lub jej brak decydują też o na­szym miejscu w związkach, w które wchodzimy, o tym, czy jest centralne czy peryferyjne, gdzieś w kącie.

W tym drugim wypadku nie mówimy partnerowi, że nas coś boli albo że coś nie sprawia nam przyjemności czy że chcemy czegoś innego.

Właśnie! A należy to mówić, i to bez konieczności przepy­chania słów przez gardło, bez poczucia winy, że przeżywamy coś inaczej niż drugi człowiek. Potrafią to tylko osoby, które w dzie­ciństwie zostały nauczone, że mogą czuć i myśleć inaczej niż ich mama czy tata. Rolą rodzica nie jest uczenie dziecka, jak skrywać uczucia, tłumić je, ale jak je wyrażać we właściwej formie. Tymcza­sem rodzice nie tylko chcą wyeliminować niepożądane przez nich formy wyrażania emocji - szczególnie płacz czy krzyk dziecka, bo to z nimi mamie i tacie najtrudniej sobie poradzić — ale w ogóle zabraniają dziecku cokolwiek czuć. Co oczywiście jest niemożliwie.

W jaki sposób rodzice eliminują uczucia dzieci?

Page 14: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

18 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

W niedogodnych dla nich sytuacjach mówią dziecku, że jest niegrzeczne, że się źle zachowuje. A przecież powiedze­nie „nie” to po prostu wyrażanie niezgody, niechęci, sprzeci­wu, a więc umiejętność bardzo potrzebna w życiu. Nazywanie jej niegrzecznym zachowaniem pozbawia dziecko, a potem do­rosłego człowieka zdolności do zachowań asertywnych. Doro­śli, z którymi pracuję, mówią: „Rodzice mieli ze mną trudno, bo ja byłem niegrzeczny”, „Sprawiałem rodzicom kłopoty”. Nie zgadzam się z tym! Wszystkie kłopoty, jakich dzieci przysparza­ją rodzicom, są tylko próbą radzenia sobie w dostępny dziec­ku sposób w rzeczywistości, w której ono żyje. Czasami poprzez zwracanie na siebie uwagi. Na przykład dziecko ubiera się dłu­go nie tylko dlatego, że nie ma jeszcze wprawy, ale także dlate­go że jedynie wtedy rodzic jest przy nim fizycznie, a nie siedzi przed komputerem. Dziecko przynosi kolejną uwagę ze szkoły i wtedy rodzice rozmawiają z nim o jego zachowaniu. Nie jest to miła rozmowa, ale jeśli tylko taka jest możliwa, to dziecko myśli: „Lepsze to niż nic”. Dlatego według mnie tak zwane nie­grzeczne zachowanie to wyłącznie objaw. Czego? Może braku zainteresowania rodziców, którzy zwracają na dziecko uwagę, tylko wtedy gdy ono ich złości? A może dziecko wcale nie było niegrzeczne, a jego rzekomo naganne zachowanie jest po pro­stu przejawem prawidłowego rozwoju: dziecko poznaje świat i uczy się stawiać własne granice oraz reagować na te, które inni mu stawiają. Rzecz w tym, z jaką reakcją najbliższego otocze­nia spotyka się ta nauka. Taka normalna, zwykła nauka, którą powinno przejść każde dziecko. Niestety ono słyszy: „Nie jesteś w porządku, kiedy tak się zachowujesz, ale przede wszystkim kiedy tak czujesz!”. Do tego rodzice nierzadko czynią dziec­ku wyrzuty: „Ja się dla ciebie zaharowuję, wszystko robię dla ciebie, a ty mi się tak odwdzięczasz?”. Takie słowa wzbudzają

Page 15: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 19

poczucie winy i uczą dziecko, by nigdy więcej nie ujawniało swoich „niegrzecznych” emocji.

Powiedziałaś wcześniej, że dzieci nie wiedzą, co im wol­no, bo słyszą tylko o tym, czego im nie wolno. Ale w wielu domach dowiadują się, że wolno im mieć porządek w po­koju, zawsze czyste paznokcie i słuchać rodziców.

I za to jest nagroda, ale zazwyczaj milcząca. Bo kiedy dziec­ko spełnia oczekiwania, panuje cisza! To przecież jego obowiązki, tak właśnie powinno być. Ono musi tak postępować i nie ma po­wodu, by nagradzać je za to, że się stara. Ale kiedy sobie z czymś nie radzi, zapomina, coś mu się nie udaje, zaraz dostaje kry­tyczny komunikat. I dlatego wielu ludzi opuszcza dom rodzin­ny z doskonałą i rozległą wiedzą na temat tego, w czym nie byli tacy, jak być powinni. Bo właśnie to jest najczęściej nagłaśnia­ne, a zalety i osiągnięcia już nie. I nasza samoocena, która po­wstaje w dzieciństwie z cudzych opinii na nasz temat, jest niska, ponieważ ciągle słyszeliśmy o naszych wadach i niedostatkach. Jeśli z takim bagażem wchodzimy w dorosłość, trudno dobrze żyć. Co prawda potem możemy tę ocenę zmieniać, modyfiko­wać, przejść proces „dowychowa­nia się”, ale nasza pierwsza samo­ocena składa się zawsze z cudzych sądów, przede wszystkim ze słów rodziców. Ich opinie są dla nas najważniejsze, najistotniejsze. To cegły tworzące nasz fundament.

Ograniczanie dziecka wynika z postrzegania go jako ży­wiołu - jest rzeką, którą trzeba uregulować.

Nasza pierwsza samoocena

składa się zawsze z cudzych

sądów, przede wszystkim ze słów

rodziców. Ich opinie są dla nas

najważniejsze, najistotniejsze. To

cegły tworzące nasz fundament.

Page 16: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

20 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

I słusznie, bo tej rzece trzeba w dzieciństwie nadać tor. Także ze względów bezpieczeństwa.

Ale rzeki można różnie regulować: umocnić ich brze­gi albo zamknąć je w podziemnym kanale. Dziecko, jak rzeka, ma swoją naturalną dynamikę. I niekiedy tak jak woda hałaśliwie przybiera, tak dziecko też zachowuje się głośniej, biega, krzyczy. Dla wielu rodziców to nie do przy­jęcia, to niemal powódź! A dziecko musi się powygłupiać - w sposób przyjemny dla siebie i bezpieczny dla otoczenia.

W wychowywaniu dzieci zapominamy, że my jako ludzie nie stanowimy sumy cech rodziców. Rodzice powinni mieć tego świadomość i wykazywać gotowość zdobywania wiedzy, która pozwoli im zapewnić dziecku szczęśliwe dzieciństwo. Sama wie­dza jednak nie wystarczy, ponieważ w żadnej książce nie prze­czytamy o naszym konkretnym dziecku, z określonym tempe­ramentem, osobowością, historią. Wyzwaniem, któremu należy sprostać, jest pozwolenie dziecku, by pod naszym okiem pły­nęło w swoim nurcie, a nie w narzuconym. To wymaga nie tyl­ko miłości, lecz także spostrzegawczości i zrozumienia, jak wielką wartością jest umożliwienie dziecku poznania siebie sa­mego, swojej istoty, swojego miejsca w życiu. Nie pomoże nam w tym lektura poradników o wychowaniu, chociaż bardzo je polecam, ponieważ uczą psychologii rozwojowej: jak rozmawiać z małym dzieckiem, jak uwzględniać jego możliwości intelek­tualne i emocjonalne. Dzięki temu łatwiej nam będzie stwarzać mu bezpieczny świat, czyli opiekować się nim. Natomiast wy­chowanie to trochę inny proces; polega na poznawaniu dziec­ka, wspieraniu go adekwatnie do jego wieku, możliwości, zdol­ności. Dziecko może być zupełnie inne niż mama i tata, jest

Page 17: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 21

odrębną indywidualnością. By zrozumieć konkretnego małego człowieka, którego urodziłyśmy, nie możemy traktować siebie ja­ko punktu odniesienia. Dziecko nie jest naszą kopią. Może mieć inny temperament, odmienne zainteresowania, których nikt w rodzinie dotąd nie przejawiał. I to wymaga nie tylko naszej miłości, bo tę czuje każdy rodzic, lecz także wiedzy.

Ale kiedy dziecko chce rzucić szkołę...

O nie, to zbyt duży przeskok! Żadnego dowodu matematycz­nego nie zaczyna się od piątego działania, tylko od pierwszego! Kiedy dziecko chce rzucić szkołę, zazwyczaj ma już kilkanaście lat. A dorośli, którzy sami w młodości znaleźli się w takiej sy­tuacji, mówią podczas terapii: „Byłem krnąbrny, bo chcia­łem rzucić szkołę”. Brzmi to tak, jakby ich życie w tej rodzi­nie zaczęło się dopiero w tamtej chwili. A przecież mieli już za sobą kilkanaście lat życia w tej rodzinie, budowania samo­oceny, kształtowania takich, a nie innych umiejętności bycia wśród ludzi. Zajmowali określone miejsce w rodzinie i przypi­sano im w niej konkretną rolę! Dlatego kiedy słyszę od doro­słych ludzi, że w sumie mieli dobry dom, bo rodzice nie pili, nie bili ich, były pieniądze i wyjazdy na wakacje, tylko oni ja­ko dzieci byli niewdzięczni, głęboko mnie oburza, że całą od­powiedzialność za swoje zachowanie biorą na siebie. I często z rozmowy z nimi wynika, że mieli samotne dzieciństwo. Bra­kowało bliskich relacji z rodzicami, dobrego wspólnie spędzane­go czasu, rozmów, śmiechu, sporów. Owszem, zapewniono im

Dziecko nie jest naszą kopią.

Może mieć inny temperament,

odmienne zainteresowania,

których nikt w rodzinie dotąd nie

przejawiał. I to wymaga nie tylko

naszej miłości, bo tę czuje każdy

rodzic, lecz także wiedzy.

Page 18: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

22 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

bezpieczeństwo fizyczne, mieli co jeść i gdzie spać. Zdaję sobie sprawę, że w wielu rodzinach problemy finansowe czy sytuacje losowe takie jak choroba albo śmierć przekreślały spokojne, cie­płe dzieciństwo, w którym nie było miejsca na bliskość z rodzi­cami, dzielenie się problemami, mówienie o swoich potrzebach, marzeniach, o tym, co dobrego lub złego stało się w przedszko­lu, w szkole, na podwórku. Chociaż jako dorośli jesteśmy w sta­nie to zobaczyć i zrozumieć, nie zmienia to faktu, że jako dzie­ci potrzebowaliśmy czegoś więcej. Przecież nawet dorosłym do szczęścia nie wystarczają pełny talerz i łóżko do spania. Dziec­ko chce się czuć kochane i ważne. Jeśli rodzice mu tego nie da­ją, szuka poczucia ważności gdzieś poza domem, a to nie zawsze jest dla niego bezpieczne.

Pewnie wcześniej to dziecko nie buntowało się tak spektakularnie.

Może przeżywało tylko bunt wewnętrzny, bo było bar­dzo grzecznym dzieckiem. Miało bóle głowy i żołądka, nerwi­cę szkolną, było ciche, spokojne, zestresowane. Często to bar­dzo wycofany, ale grzeczny uczeń. Wręcz ugrzeczniony, taki, mówiąc współczesnym językiem, „sformatowany”. Wzorowy uczeń, który dostawał nagrody za kolejne szóstki, więc tym bar­dziej się starał, bo dzięki temu był zauważony i doceniony przez rodziców. Tylko brakowało mu przyjaciół i nie miał komu po­wiedzieć o tym, że czuje się jak piąte kolo u wozu. A w grupie rówieśników zachowywał się jak obserwator - fizycznie blisko, a tak naprawdę poza kręgiem tych ludzi. Takie osoby w doro­słym życiu mówią, że zawsze czuły się starsze niż ich rówieśnicy, bo nie miały z nimi wspólnej przestrzeni. I, co smutne, były po­zbawione możliwości rozmawiania o tym z rodzicami.

Page 19: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 23

Takie sformatowane dziecko jest premiowane w szkole, bo nie sprawia kłopotów i się nie stawia. A co się stanie, kiedy trafi na kogoś, kto będzie stawiał żądania zagrażają­ce dziecku?

Bywa, że od tego, czy dziecko umie powiedzieć „nie”, za­leży jego bezpieczeństwo, fizyczne i emocjonalne, a nawet ży­cie. Jedną z najważniejszych umiejętności, jakie trzeba przeka­zać dziecku, jest mówienie „nie” w odniesieniu do swojego ciała. Tymczasem rodzice uczą córkę czy syna posłuszeństwa. Kie­dy przychodzą ciocia albo wujek, których dziecko widziało rok wcześniej (co z jego perspektywy oznacza, że nigdy ich nie wi­działo), każemy dziecku pocałować gościa. A jeśli ono odmawia, naciskamy, by to zrobiło. Tym samym sprzeciw dziecka zwią­zany z tworzeniem intymnego doświadczenia jest kompletnie ignorowany! Chcemy być mili dla cioci i wujka, a w ten sposób uczymy dziecko, że kiedy ktoś obcy chce je pocałować i dotknąć — może to zrobić! Pokazujemy, że w takich sytuacjach dziecko nie rządzi swoim ciałem, że nie wolno mu się sprzeciwiać do­rosłemu, zamiast uszanować wolę dziecka i podpowiedzieć mu, że jeśli nie ma ochoty pocałować cioci, może podać jej rękę na przywitanie i powiedzieć: „dzień dobry”. Tymczasem dziecko słyszy: „Pocałuj ciocię! Jak możesz?! Ciocia dała ci prezent!”. A więc mały człowiek otrzymuje dodatkową naukę: jeśli dosta­niesz prezent, masz być wdzięczny, a to oznacza, że twoje ciało jest do dyspozycji ofiarodawcy. To przestrzeń, z której korzysta­ją także pedofile. A my, rodzice, z jednej strony bardzo się tego boimy, a z drugiej, nieświadomie, wpajamy dzieciom przeświad­czenie, z którym one mogą wejść w taką relację i nie umieć, nie móc się sprzeciwić, zaprotestować. Powiedzieć bardzo głośno: „nie”! Rodzice są całym światem dziecka, na początku jedynym,

Page 20: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

24 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

w którym ono uczy się też swoich praw. A jednym z podstawowych jest prawo do decydowania o swoim ciele. Dlatego trzeba wytworzyć w dziecku przekonanie, że ma prawo nie chcieć, żeby ktoś je dotykał lub przytulał.

Dzięki temu, gdy coś niedobrego się zdarzy, dziecko przyjdzie do nas i o tym opowie. A jeśli uczymy je, że powinno pozwalać, by dorośli dotykali je wbrew jego woli, to dlaczego ma do nas przyjść po pomoc, gdy coś takiego je spotka?

A kiedy dziecko okazuje strach na widok zbliżającego się psa, rodzice ciągną je za rękę i mówią: „Chodź, nie bój się, on ci nic nie zrobi!”. Przy okazji przekazują komuni­kat: „Nie słuchaj swojego lęku”.

Wiem to, bo zawsze miałam psa w domu. Kiedy człowiek się go boi, pies to wyczuwa, a wtedy wzrasta ryzyko, że za­atakuje. Rodzice, którzy hołdują takim zasadom, na basenie są w stanie wrzucić dziecko do wody, bo znów ignorują jego lęk. Potem ono przez trzydzieści lat omija baseny, bo ma uraz i uzasadniony lęk przed wodą. Jeśli nie będziemy się wsłuchi­wać w strach dziecka, nie damy córce czy synowi poczucia bez­pieczeństwa. Dzieci mówią, że czegoś nie chcą, boją się i wtedy

często słyszą: „No co ty!”. Jednak z te­go powodu wcale nie przestają się bać, chociaż rodzice kierują się dobrymi in­tencjami, chcą oswoić dziecko ze świa­tem. Ale przecież oni sami nie przesta­ją się bać, tylko dlatego że usłyszą takie słowa.

Jeśli nie będziemy się

wsłuchiwać w strach

dziecka, nie damy córce

czy synowi poczucia

bezpieczeństwa.

Trzeba wytworzyć w dziecku

przekonanie, że ma prawo

nie chcieć, żeby ktoś je

dotykał lub przytulał.

Page 21: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 2 5

Powiedzieliśmy już sporo o konieczności akceptowania dziecięcego „nie”. Czasem jednak można odnieść wraże­nie, że małe dziecko buntuje się przeciwko czemuś tak dla sportu.

Ależ oczywiście! Około trzeciego roku życia dziecko progra­mowo zaczyna się buntować. I jest to absolutnie prawidłowe zachowanie, bo ono sprawdza granice. Ma przecież nie tylko zdolność przemieszczania w przestrzeni, lecz także posługiwa­nia się mową. To ważny czas w naszym życiu, bo wtedy dziec­ko testuje, co się stanie, kiedy zrobi tak, powie to, zachowa się w określony sposób. Wówczas powstają w głowach dzieci ta­kie schematy: „Wiem, jak zareagują rodzice, kiedy krzyczę lub płaczę”. Ono zobaczyło, co mu wolno, a czego nie. Widzi, czy dane zachowanie jest skuteczne. Czy rodzice w końcu ulegają, gdy ono krzyczy, czy też to na nich nie działa. To jest ekspery­mentowanie. A ty nie eksperymentujesz, kiedy wchodzisz do nowej grupy?

Owszem. Sprawdzam, ile mi wolno.

Dziecko właśnie wchodzi w świat i dla niego to jest zupeł­nie nowe doświadczenie. Sprawdza, jak może tu funkcjonować. A rodzice odpowiedzą mu, co oni na to. Zadaniem dziecka jest próbować, a rodzica — odpowiednio na to reagować.

Kiedyś pod moją opieką został pięciolatek. Był niezwy­kle zainteresowany płytą CD z programem komputero­wym, bo myślał, że jest na niej bajka. Zacząłem w pewnym momencie stawiać na kartce kreski, by sprawdzić, ile ra­zy w ciągu dnia usłyszałem prośbę o płytę. Doświadczyłem

Page 22: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

26 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

całego wachlarza prób — od płaczu przez złość, grzeczne prośby aż po szantaż. Odpowiedziałem: „nie” aż sześć­dziesiąt cztery razy - policzyłem kreski! To całkiem nie­źle ustawiło naszą relację. Z jednym zastrzeżeniem — ja też reaguję na jego „nie”, na prośby, i kiedy się uma­wiam, dotrzymuję słowa. I mam wrażenie, że jest nam teraz łatwiej, ale liczę się z tym, że za jakiś czas pięciola­tek znów pomyśli sobie: „Spróbuję jeszcze raz, może coś się zmieniło”.

Jak każde inteligentne, dobrze rozwijające się dziecko!

Czyli trzeba się cieszyć...

Oczywiście! Nasze dziecko będzie od czasu do czasu sprawdzać umowę między nami. Będzie się jej uczyło. To jest jak powtarzanie

lekcji, a naszym zadaniem jest mu tę lekcję zorganizować.

Zdarza się, że rodzice nie za­kreślają żadnych granic i dziec­ku wolno wszystko, a czasem granice są zbyt sztywne i w do­mu wolno naprawdę niewiele.

Na szczęście istnieje jeszcze trzecia możliwość — właściwe proporcje. Powszechne jest i było przekonanie, że nie liczy się ilość, ale jakość czasu spędzanego z dzieckiem. Jednak nie można nadrobić całego tygodnia w niedzielne przedpołudnie, przy obiedzie, i dopiero wtedy stworzyć dziecku szansę na opowiedzenie tego, co się zdarzyło w miniony poniedziałek.

Nasze dziecko będzie od czasu

do czasu sprawdzać umowę

między nami. Będzie się jej

uczyło. To jest jak powtarzanie

lekcji, a naszym zadaniem jest

mu tę lekcję zorganizować.

Page 23: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 27

Czy dzieci mają to sobie zapisywać, żeby zrelacjonować w nie­dzielę? Co więcej, jeśli ktoś ma niedzielnych rodziców, to nie chce zakłócać sielanki swoimi problemami i emocjami. Prze­cież ma być miło.

Opłaca się nam to nasze „nie”.

Tak. Pozwala być bliżej z ludźmi. Dzięki niemu ustala­my granice, które dają nam później w relacjach poczucie bez­pieczeństwa. Potrafimy zadbać o siebie w związku. Umiemy jednoznacznie (bez zażenowania wynikającego z braku wpra­wy w mówieniu „nie”) tworzyć zasady, których trzeba prze­strzegać, żeby móc z nami być. Jeśli w dzieciństwie nie zosta­liśmy nauczeni, że możemy wyrażać sprzeciw, to jako dorośli nie potrafimy o siebie zadbać, unikamy konfrontacji, które są potrzebne do tworzenia zdrowych związków. Jeśli ciągle uni­kamy mówienia o swoich uczuciach, to bycie z kimś nas nie uszczęśliwia, bo mamy w sobie za wiele żalu, smutku, złości. A to zawsze nas odsuwa od dru­giego człowieka. Choć czujemy potrzebę miłości, bliskości, waż­ności, potrzebę satysfakcjonują­cego układu zawodowego i pry­watnego, nie mamy narzędzi do tworzenia tych relacji. Inni mo­gą czuć się z nami wygodnie, ale my sami w relacjach z nimi tak się nie czujemy.

Obce są nam dobre doświadczenia i co więcej prześla­duje nas przekonanie, że nie mamy do nich prawa.

Jeśli w dzieciństwie

nie zostaliśmy nauczeni, .

że możemy wyrażać sprzeciw,

to jako dorośli nie potrafimy

o siebie zadbać, unikamy

konfrontacji, które są potrzebne

do tworzenia zdrowych

związków.

Page 24: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

28 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Bo tego zostaliśmy nauczeni — dzieci i ryby głosu nie mają. Korzystamy z tej wiedzy podświadomie, odruchowo. Ja to na­zywam programami szpiegującymi. Nawet nie wiemy, jak bar­dzo nami rządzą i w jak dużym stopniu zakłócają inne elementy naszego życia.

Chyba możemy je jakoś namierzyć?

Namierzamy je właśnie teraz podczas tej rozmowy. Kiedy przekonujemy się, że asertywne zachowania, których nam bra­kuje, nie są cechą wrodzoną jak kolor oczu, ale nabytą. Aser­tywność jest stanem wewnętrznym, który musimy wypracować. Możemy się jej nauczyć, nawet jeśli otoczenie nie będzie za­chwycone, bo przecież z nami grzecznymi i zawsze miłymi było tak wygodnie i przewidywalnie!

Mamy odpowiedzieć pani w sklepie na propozycję, że nam nie wyda kilku groszy - „nie”?

Tak! I śmiało prosić o wymianę cebuli, jeśli jest zepsuta.

Jedna próba nie wystarczy, żeby uwierzyć, że ja mogę, umiem.

Ale możemy takie zachowania trenować i słyszeć siebie na zewnątrz, a nie tylko w środku, w głowie. Czyli zaczynamy od­chwaszczać tunel, przez który różne słowa do tej pory nie mo­gły wydostać się na zewnątrz.

Jednak większości ludzi asertywność kojarzy się wyłącz­nie z mówieniem „nie”.

Page 25: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 2 9

Ja to nazywam asertywnością korporacyjną, którą ćwiczy się podczas szkoleń w dużych fir­mach, bez kontaktowania się ze swoim wnętrzem. Jej głównym celem jest stawianie granic. To ważne, ale dopiero w połącze­niu z umiejętnością mówienia o tym, co mi się podoba, co lu­bię, tworzy asertywną postawę wobec życia i ludzi. Wszyst­kie emocje są dobre, ale musimy nauczyć się wyrażać je we właściwej formie. I jedynie wtedy, kiedy osiągnę odpowiedni stan wewnętrzny i zrozumiem, że mam prawo to czuć, mam prawo tak myśleć - mogę mówić to, co czuję, myślę, czego chcę - spokojnie, stanowczo i jednoznacznie. Bez takiej posta­wy wobec swoich uczuć i potrzeb zaczynamy oscylować mię­dzy uległością a agresją. Jeśli nie czujesz - tak naprawdę, głę­boko - że coś może ci się podobać albo nie podobać, także wtedy, gdy twój rozmówca uważa inaczej, mówisz to w spo­sób nieprzekonujący, który sygnalizuje, że nie trzeba się tym przejmować. Twój ton głosu, oczy, ciało mówią więcej niż two­je słowa. A swoje nieskuteczność, uległość, lęk przed mówie­niem bez ogródek odreagujesz potem albo w stosunku do tego samego człowieka (awantura o drobiazg, choćby krzywo po­stawione kapcie), albo wyżyjesz się na słabszym (dziecku - to szczególnie dramatyczne) czy obcym (pani w sklepie). I odbije się to także na tobie - możesz zachorować na depresję lub cho­roby psychosomatyczne.

Mówimy o prawie dziecka do określenia swojego świa­ta, swoich potrzeb poprzez mówienie: „nie”. Ale to „nie” musi przysługiwać obu stronom. „Nie” rodzica też jest bardzo potrzebne.

Wszystkie emocje są dobre,

ale musimy nauczyć się wyrażać

je we właściwej formie.

Page 26: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

30 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Ono jest bezwzględnie ważne. I to jest takie „nie”, przy którym musimy konsekwentnie trwać, bo jesteśmy odpowie­dzialni za dziecko. Bez względu na to, jak bardzo dziecko jest na nas z tego powodu wściekłe! Bez względu na to, jak bar­dzo krzyczy. A także - uwaga — bez względu na to, jak trud­no jest nam wytrwać w swoim postanowieniu i niezależnie od tego, jak bardzo dziecko się buntuje. To my, rodzice, mamy wiedzę, co może szkodzić rozwojowi emocjonalnemu dziecka, i kierując się nią, musimy utrzymać w mocy naszą decyzję, że córka czy syn nie będą oglądali tego filmu, że nie kupimy tej gry komputerowej itp. Rodzice w takich sytuacjach tłumaczą dziecku, że ten film nie jest dla dzieci, i oczekują, że ono ta­ki argument przyjmie, zaakceptuje i się uspokoi. Ale dziec­ko tego nie zrozumie! Musimy zmierzyć się z tym, że ono zostanie w swojej złości na nas i w swoim żalu, bo nie może oglądać filmu dla dorosłych lub wypić niezdrowego napoju, który zawiera samą chemię. Powinniśmy trwać przy swoim „nie”, ponieważ to my mamy wiedzę i ponosimy odpowie­dzialność za dziecko, które samo nie jest w stanie ocenić sytuacji.

A kiedy dziecko się buntuje, u rodzica pojawiają się...

...najczęściej trudne emocje, poczucie winy, że dziecko przez niego plącze. Albo myśl, że nie wytrzyma już dłużej tego płaczu, która może prowadzić do kapitulacji i cofnięcia zaka­zu. W takim wypadku dziecko, które próbuje wymusić zmianę decyzji („Zobaczę, co z tego wyniknie”), otrzymuje informację, że warto próbować! I to nie tylko w kwestii filmu czy gry, któ­rych dziecku zakazaliśmy. Ono to uogólnia i nabiera przeko­nania, że warto stosować tę metodę i każdą prośbę próbować

Page 27: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 31

przeforsować płaczem łub złością - tym, co poprzednio po­skutkowało.

Aż strach pytać o skutki braku konsekwencji rodziców dla psychiki dziecka.

Dziecko zaczyna żyć w chorym świecie, w którym rodzic w trosce o to, by o godzinie 21.00 pewnego dnia mieć wreszcie spokój, łamie się i pozwala mu oglądać coś, na co powinno po­czekać jeszcze kilka łat. Dziecko będzie bez przerwy wymuszało na dorosłych coś, co jest dla niego niekorzystne, ale oni nie bę­dą umieli postawić mu granic. Naturalnym zachowaniem każ­dego dziecka zdrowego emocjonalnie jest podejmowanie prób. A obowiązkiem rodzica jest reagować na to i stawiać granice wtedy, kiedy to może zaszkodzić dziecku. Jak mu wytłumaczyć, że to jest film dla dorosłych? Przecież nie pokażemy mu frag­mentu tylko po to, by to udowodnić i powiedzieć, że nie po­winno go oglądać! Musimy więc przyjąć, że są i będą sytuacje, w których nie zdołamy w pełni wytłumaczyć dziecku naszej de­cyzji. Owszem, możemy na przykład opowiadać mu o dużej ilo­ści chemii w niezdrowym napoju, nawet przeprowadzić pewne eksperymenty, pokazać, jak wysoka jest zawartość cukru, ale niewykluczone, że dziecko i tak uzna to za nieprzekonujące.

Ale rodzice chcieliby wprowadzić raz na zawsze jakiś zakaz. Oczekują, że zostanie uszanowany. I pojawia się złość, bo dziecko znowu próbuje go złamać!

I ty, i ja wiemy, że jak nam ktoś raz powie „nie”, to my, lu­dzie dorośli, nie od razu (jeśli w ogóle!) przyjmujemy to do wia­domości. A od dziecka oczekujemy, że po jednym komunikacie

Page 28: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

32 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

zaakceptuje nasz zakaz bez żadnych protestów. Nie wymagaj­my od dziecka więcej niż od siebie, a sami przecież potrzebu­jemy czasu, żeby uszanować pewne granice w relacji z drugim człowiekiem. Jeśli jednak dziecko tak nie robi, uznajemy meto­dę tłumaczenia i konsekwentnego stawiania granic za niesku­teczną. A ona jest jednorazowo nieskuteczna, ponieważ trzeba ją wielokrotnie powtarzać, aby dziecko, które będzie nas spraw­dzać, zrozumiało w końcu, że niczego w ten sposób nie wskóra. I trzeba to powtarzać konsekwentnie - na przykład: „Nie ku­pię ci tej drogiej zabawki” - i z głębokim przekonaniem, że od­mowa służy dziecku. Jeżeli rezygnujemy z tego sprzeciwu, nie kierujemy się dobrem dziecka, tylko spełniamy swoje marzenie

o świętym spokoju. Albo powo­duje nami wstyd, że inni widzą, jakie niegrzeczne jest moje dziec­ko. Nie powinniśmy się przejmo­wać tym, co pomyślą obcy ludzie, ale dbać o to, by stworzyć dziec­ku odpowiedni świat i nauczyć je dobrze w nim funkcjonować.

A my chcemy się spalić ze wstydu, kiedy nasze dziecko leży na podłodze w sklepie i drze się tak głośno, że słychać je w połowie powiatu!

Właśnie ten przykład (sklep, krzyk dziecka, wstyd rodzica i jego kapitulacja, czyli kupienie np. czołgu) pada najczęściej podczas rozmów z rodzicami. Tylko on mnie zupełnie nie prze­konuje, ponieważ jeśli dziecko tak się zachowuje w sklepie czy na ulicy, to tak też zachowuje się w domu. Nie wierzę, że dziec­ko w sklepie rzuca się na podłogę i wyje przy tym niczym wóz

Nie powinniśmy się przejmować

tym, co pomyślą obcy ludzie,

ale dbać o to, by stworzyć

dziecku odpowiedni świat

i nauczyć je dobrze w nim

funkcjonować.

Page 29: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 3 3

strażacki, a w domu jest całkiem inne. Nie ma dziecka, które w domu respektuje określone normy zachowania i wie, że kiedy rodzice mówią „nie”, to znaczy „nie”, a potem idzie do sklepu i zmienia się w „dzikiego luda”. Zawsze gdy dziecko próbuje coś wymusić, należy mu mówić: „Rozumiem, że możesz się wście­kać, rozumiem, że jest ci przykro, że możesz być zły, ale zdania nie zmienię”. Zgadzamy się na treść - czyli emocje dziecka, ale absolutnie nie zgadzamy się na taką formę jej wyrażania, gdy dziecko obraża rodzica, bije go, kopie.

A co się stanie, jeśli dziecko nie wyniesie z domu prze­konania, że niektóre sytuacje są zero-jedynkowe?

Potem z taką łatwością szantażowania płaczem i histerią wy­chodzi do rówieśników i do innych ludzi. A poza domem nikt nie będzie się naszym ukochanym dzieckiem zajmował z miło­ścią i obchodził z nim jak z jajkiem — ono będzie nielubiane i odtrącane. Doświadczenie odmowy i usłyszenie „nie” od rodzi­ca jest potrzebne także po to, by potem dziecko umiało się od­naleźć w grupie innych łudzi.

Rodzicami powoduje niekiedy wstyd, ale zdarza się, że mówią: „Tak mało czasu spędzamy ze sobą, to niechże bę­dzie przyjemnie i niech ono ma, co chce”.

Po to, by nie mieć poczucia winy, że dokonuje się takich, a nie innych wyborów życiowych, zaniechać wychowywania dziecka? To jest dopiero powód do czucia się winnym. Bo to nie w porządku wobec dziecka. Skoro oczekujemy od niego, żeby było grzeczne, musimy brać udział w tworzeniu świa­ta, w którym ono potrafi funkcjonować. Jeśli chcemy być

Page 30: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

34 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

weekendowym świętym Mikołajem albo dobrą wróżką przez kilka chwil wieczorem, kiedy widzimy się z dzieckiem, bo nie mamy więcej czasu — i w zasadzie niczego od dziecka nie wymagamy — to nie przygotowujemy go do życia poza drzwia­mi naszego domu. Rodzice są pierwszymi osobami, które tego uczą. Jeśli więc nie stawiają granic, postępują tak nie ze wzglę­du na dobro dziecka, ale raczej, by zagłuszyć wyrzuty sumie­nia. Może to być też próba rekompensaty za złą atmosferę pa­nującą między rodzicami.

Nie dość że nas, rodziców, często nie ma w domu, to nawet kiedy jesteśmy, też nie wychowujemy dziecka.

Czasem nam się wydaje, że robimy coś dla dobra dziecka, i jesteśmy przekonani, że kierujemy się głęboką miłością, kiedy mu odpuszczamy. Trzeba odróżniać miłość do dziecka od wie­dzy, czym jest jego wychowanie, co sprzyja jego rozwojowi. Jeśli tego nie zrobimy, może się okazać, że tak jak spontanicznie ko­chamy, tak samo spontanicznie w procesie wychowania powie­lamy wzorce, które wcale nie sprzyjają szczęściu.

Albo próbujemy się od nich odciąć i w efekcie popada­my w drugą skrajność: „Mnie wszystkiego zabraniano, ja swoje dzieci wychowam inaczej!” .

„U mnie w domu panował pruski dryl, czułam się jak w ko­szarach, więc chcę, by moje dziecko żyło jak w bajce”. I właśnie przez to ono nie doświadcza bajki.

W porządnej bajce bohater musi przeżyć coś trudnego i zwykle przechodzi różne próby.

Page 31: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak’ 35

W bajce są też elementy prozy żyda! I zadaniem rodziców jest przekazać dziecku ten element realizmu — nauczyć je, jak żyć, jak porozumiewać się z ludźmi, odnaleźć się w grupie. Jeśli ono tego nie potrafi, to jak ma się dobrze bawić w towa­rzystwie innych? Skoro jest samotne, to jak ma przeżyć bli­skość? Kiedy moje dziecko było małe, zawsze smuciły mnie i złościły pytania o to, co było na obiad, które rodzice zada­wali swoim synowi czy córce, kiedy odbierali ich z przedszkola lub szkoły. Do tego sakramentalne: „Wszystko zjadłeś?” - i na tym koniec pytań. Zastanawiało mnie, czy oni oddali dziecko do stołówki? Za najważniejsze uważałam pytania: „Jak się dzi­siaj bawiłeś?”, „Z kim się bawiłeś?”, „Co dobrego ci się dzisiaj przydarzyło?”, „Kto jest twoim najlepszym kolegą w szkole?”, „Jak spędziłeś przerwy?”. Przecież o lekcjach, o postępach dziecka w nauce dowiemy się od nauczycieli, z dzienniczka, z tabelki na stronie internetowej. Oczywiście, należy zapytać, jak poszło na klasówce, ucieszyć się z tego, że dziecku uda­ło się poprawić ocenę. Jeśli ma problem z nauką, trzeba się tym przejąć i poszukać rozwiązania. Jednak niewielu rodzi­ców wie, jak ich dziecko spędza przerwy, z kim się bawi i czy się bawi — a to obszar, który powinien być dla nich szczegól­nie ważny. Czy nasze dziecko potrafi być z innymi ludźmi? To zależy przede wszystkim od nas, jest konsekwencją naszej re­lacji z dzieckiem, procesu wychowywania. To zależy także od tego, czy dziecko potrafi mówić „nie”. Czy umie wyrazić swój sprzeciw i zająć dobrą pozycję w grupie? A może zostanie ko­złem ofiarnym, bo nauczono je, że ma zawsze ustępować i dzie­lić się wszystkim, na przykład

Jednak niewielu rodziców wie,

jak ich dziecko spędza przerwy,

z kim się bawi i czy się bawi

- a to obszar, który powinien być

dla nich szczególnie ważny.

Page 32: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

36 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

z młodszym rodzeństwem? Przygotowaliśmy je tylko do tego, by było miłe, ciche i grzeczne?

Skoro jesteśmy w szatni przedszkolnej, to przychodzi mi do głowy jeszcze jedno niewłaściwe zachowanie rodzi­ców, które może podkopać zaufanie dziecka do własnych spostrzeżeń. Mama, która pyta dziecko, czy było grzeczne, gdy słyszy odpowiedź twierdzącą, mówi: „Taaak? Zapytam o to panią”. Dla dziecka to komunikat: „Nie mogę polegać na tym, co mówisz. Poszukam informacji u pewniejszego źródła”.

Gdy odbieramy dzieci z przedszkola lub ze szkoły, nieraz musimy wysłuchać od nauczycieli listy skarg i zażaleń na na­szego syna czy córkę, którzy są przy tym obecni. Rzadko padają pozytywne informacje na temat dziecka. Komunikat jest jeden — dziecko nie było grzeczne, nie dało sobie rady, źle się zacho­wało w takiej czy innej sytuacji. Wyobrażasz sobie, Tomku, jaką miałbyś motywację do dalszych starań i pracy nad sobą, gdyby zauważano tylko twoje niepowodzenia? A to wyłącznie czyjaś perspektywa, bo ty możesz zupełnie inaczej siebie oceniać. I tu wracamy do początku naszej rozmowy — czy dziecko na pewno jest niegrzeczne, czy po prostu eksperymentuje? A może jemu się wydaje, że starało się w wystarczającym stopniu, tylko my, rodzice, mamy zbyt wysokie oczekiwania? Trzeba umieć spoj­rzeć na sytuację z perspektywy dziecka. Jeśli ono kogoś uderzy­ło, to musimy jasno powiedzieć, że nie ma zgody na takie za­chowania. I koniecznie przeprowadzić poważną, i to niejedną, rozmowę o nietykalności fizycznej, o zasadach, których należy przestrzegać. A zwykle kończy się na zwróceniu uwagi na nie­dopuszczalną w kontaktach międzyludzkich formę reagowania,

Page 33: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 3 7

czyli bicie. Tymczasem warto też dowiedzieć się od dziecka, co je tak rozzłościło, i o tym porozmawiać. Na formę absolutnie nie wyrażamy zgody, i to jest sytuacja zero-jedynkowa - nikt nie ma prawa bić ciebie, ale ty też nie masz prawa nikogo ude­rzyć. Możesz się bronić, przytrzymać komuś ręce, jeśli nimi wy­machuje w twoim kierunku. Nie musisz bezczynnie stać i cze­kać na razy. Przeważnie jednak nawet jeśli dojdzie do rozmowy, pomijana jest przyczyna konfliktu, a cała uwaga skupia się na jego konsekwencji, czyli bójce. A może dziecko poczuło się nie­sprawiedliwie potraktowane? Usłyszało coś, co je zabolało? Nie można tego lekceważyć. Trzeba się dowiedzieć, w jakiej sy­tuacji dziecko zareagowało agre­sją. Co ważnego się zdarzyło?Wielu z nas w dorosłym życiu nosi w sobie wspomnienie kara­nia, któremu wciąż towarzyszy poczucie niesprawiedliwości. Bo to kolega zachował się nie w po­rządku, bo naprawdę nas spro­wokował. ..

Mnie z kolei w rozmowach rodziców z dziećmi braku­je jasnych zasad. Rodzice mówią: „Nie obejrzysz dobra­nocki, bo nie posprzątałeś po zabawie”. Ale wcześniej nie powiedzieli: „Jeśli chcesz obejrzeć dobranockę, pozbieraj klocki”.

Należy używać jasnych i precyzyjnych komunikatów. Nawet jeśli pokój w oczach rodziców jest stajnią Augiasza, dziecko, gdy usłyszy polecenie: „sprzątnij pokój”, ograniczy się do pozbiera­nia ubrań wiszących na oparciu krzesła. W świecie pięciolatka

Wielu z nas w dorosłym życiu

nosi w sobie wspomnienie

karania, któremu wciąż towarzyszy

poczucie niesprawiedliwości.

Bo to kolega zachował się

nie w porządku, bo naprawdę

nas sprowokował...

Page 34: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

38 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

to jest sprzątnięty pokój. Co więcej, dziecko nie widzi nic złego w tym, że książki leżą na podłodze. Dywan przecież też tam le­ży. Ale z perspektywy rodzica schowanie ubrań do szafy to za­ledwie namiastka porządku. Różnica w postrzeganiu problemu i inne oczekiwania powodują odmienne oceny: dziecko uważa, że posprzątało, a rodzic jest przekonany, że dziecko nic nie zro­biło. Ono może nie wiedzieć, co znaczy porządek w rozumie­niu rodziców - trzeba mieć tego świadomość. Jeśli formułuje­my jasne komunikaty, adekwatne do możliwości percepcyjnych dziecka, możemy oczekiwać dobrych efektów. A kiedy nasz przekaz nie jest klarowny, dziecko zostaje z poczuciem: „Ja się starałem, co ja mam jeszcze zrobić? Przecież sprzątałem”. I czu­je, że potraktowano je nie fair. Bo być może się postarało, zaj­rzało nawet pod łóżko i wyjęło stamtąd klocek, bo pamiętało, że podczas zabawy tam się potoczył. A potem przychodzą ma­ma, tata, babcia lub dziadek i mówią: „Przecież ty prawie nic nie zrobiłeś!”. Dziecku to się wydaje niesprawiedliwe. Zdarza się, że oczekujemy od dziecka za dużo i nie uwzględniamy przy tym jego możliwości.

To dorosły ma wziąć odpowiedzialność za to, jak dziec­ko wyobraża sobie świat. A jedną z małych cząsteczek, które składają się na tę całość, jest chociażby mówienie mu, co to znaczy porządek.

Bez tego dziecku będzie towarzyszyło poczucie, że nie zado­wala dorosłych, wciąż robi coś nie tak i ciągle musi się bardziej starać. A jeśli w dodatku słyszy: „Nie przykładasz się, pew­nie nie kochasz mamusi”, czuje się tak, jakby ktoś przebił mu serce zatrutą strzałą. Bo przecież ono bardzo kocha mamusię! I ten mały człowiek już sam nie wie, co ma zrobić, bo jemu się

Page 35: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 3 9

wydawało, że posprzątał! A potem w pierwszej klasie usłyszy, że nie przyniósł wystarczającej liczby słoneczek, „a przecież ty nie masz nic innego do roboty, jak tylko się uczyć!”. To nieprawda, że dziecko ma się tylko uczyć.

I to jest wychowywanie w poczuciu winy.

Taki efekt daje powtarzanie dziecku, że ciągle jest nie w po­rządku. A tymczasem warto się przyjrzeć, dlaczego ono nie przynosi lepszych ocen ze szkoły. Może nie lubi matematyki, ale uwielbia historię i polski? I trzeba to zrozumieć, a nie oczekiwać na świadectwie piątek czy szóstek od góry do dołu.

Ale maturę z matematyki trzeba będzie kiedyś zdać!

Oczywiście, ale to tylko zadanie do wykonania, dzięki które­mu można pójść na studia. I niekonieczna jest batalia o szóstki z tego przedmiotu. Dobrze, by dziecko inwestowało czas i uwa­gę w to, co je naprawdę interesuje. Przecież my też, na przy­kład kiedy kupujemy książki, dokonujemy w księgarni szybkiej selekcji — przy tym dziale się zatrzymam, bo lubię fantastykę, a przy tym nie, bo kryminały mnie nie interesują. To nie zna­czy, że dziecko ma zacząć uczyć się matematyki dopiero wte­dy, kiedy zacznie ją lubić. Robimy w życiu wiele rzeczy, których nie lubimy, bo dzięki temu osiągamy coś, na czym nam zale­ży. I tak przedstawmy sprawę dziecku: „Nie musisz lubić ma­tematyki. Uczenie się tego przedmiotu to część procesu, dzięki któremu wydarzy się coś pozytywnego - zaliczysz klasę, skoń­czysz szkołę, a potem poradzisz sobie podczas zakupów w skle­pie i w innych sytuacjach życiowych. A jeśli uporasz się z mate­matyką, będziesz mógł nadal chodzić na treningi piłki nożnej

Page 36: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

40 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

albo poświęcić więcej czasu na przyjemności. Warunkiem cho­dzenia na treningi jest zdanie do następnej klasy, a tego bez za­liczenia matematyki nie da się zrobić”.

Pachnie szantażem...

I tak, i nie. Zadaniem rodziców jest przygotowanie dziecka do tego, że w dalszych etapach życia zetknie się z zadaniami, które nie będą mu sprawiały przyjemności. Każdy z nas jednak je wykonuje. Staramy się ograniczyć je do minimum, ale pew­nych rzeczy nie da się uniknąć.

Trzeba płacić rachunki, chodzić do lekarza, czasem poja­wiać się u dentysty, robić zakupy, chociaż to nie jest miłe. Mnó­stwo rzeczy musimy robić, bo tego wymaga pragmatyczna stro­na życia. Dlatego nie należy ciosać dziecku kołków na głowie i mówić: „Jak możesz tego nie lubić?”. Lepiej zawrzeć umowę z dzieckiem, że oczekujemy od niego pewnego minimum, któ­remu musi sprostać. Dość powszechne oczekiwanie, że dziecko będzie miało szóstki od góry do dołu - kosztem swojego wol­nego czasu, kontaktu z rówieśnikami, czytania książek, słucha­nia muzyki, rysowania, biegania, beztroskiego patrzenia w sufit - to wychowywanie do etosu pracy bez etosu przyjemności. Na początku powiedzieliśmy o zachwaszczonym tunelu, z którego nie wydobywa się na zewnątrz moje „chcę”, „nie chcę”, „lubię”, „nie lubię”. Jeśli muszę się tylko uczyć, to nie mam czasu spraw­dzać, czego naprawdę chcę, odkrywać swoich pasji ani rozwijać zainteresowań. Nieprawda, że najważniejsza jest nauka. Za każ­dym razem, gdy to mówię, reakcją jest zdziwienie lub oburzenie. Jednak kiedy jesteśmy dorośli, wspomnienia godzin spędzonych z nosem w książce nie należą do przyjemnych. Dlatego że wte­dy w każdym środowisku - i w szkole i w domu — byliśmy tylko

Page 37: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Mówieniu „nie” mówimy „tak” 41

uczniami. W chwili pójścia do szkoły wielu z nas traciło prawo do zabawy, do czasu wolnego. Uważam, że na­uka jest równie ważna jak czas wol­ny, i to, jak nauczymy się z niego ko­rzystać, jaką wartość w naszym życiu mu nadamy.

Uważam, że nauka jest

równie ważna jak czas wolny,

i to, jak nauczymy się

z niego korzystać,

jaką wartość w naszym

życiu mu nadamy.

Page 38: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 39: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 2

Z g o d a na radość, sm u te k i złość.

D la c ze g o w szystkie emocje

są dobre

Page 40: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Hanka

Poszłam na pierwsze spotkanie z terapeutą, bo w moim mał­

żeństwie się nie układało. Chciałam wiedzieć, co mogę zro­

bić, by mój mąż się zmienił i w końcu przestał się tak bardzo

bać swoich rodziców i tak sumiennie ich słuchać. O pow ia­

dałam niemal przez godzinę o wszystkich upokorzeniach,

które znosiłam ze strony teściów, i oczekiwałam od tera­

peuty, by potwierdził, że mam rację - to ich zachowanie by­

ło niewłaściwe, a mój mąż rzeczywiście nie czuł się jak mąż,

tylko synek rodziców. Terapeuta jednak siedział jak mumia.

W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że mógłby mi ja­

koś pomóc. Spojrzał na mnie i stwierdził: „Ale ty nie chcesz

siebie zmienić, tylko ich” . To był koniec mojej terapii. Wróci­

łam do domu i przez kolejne pięć lat nic się nie poprawiło.

Przeciwnie - w tym czasie mąż mnie zdradził. Przebaczyłam

mu. Zdradził drugi raz i znowu mu wybaczyłam, ale pojawiły

się u mnie duszności, które nie miały medycznego uzasad­

nienia. Lekarz zasugerował terapię. Znalazłam nowego psy­

choterapeutę, opowiedziałam o mojej pierwszej sesji, o tym,

że tamten terapeuta mnie nie wsparł, kiedy chciałam spra­

wić, by otoczenie mnie szanowało. I wtedy usłyszałam pyta­

nie: „A czy panią trzeba szanować?” . Coś we mnie pękło.

Dotarło do mnie, że mnie nie trzeba szanować.

Page 41: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 45

Anka

Wróciłam od fryzjera do domu. Zmieniłam kolor włosów

na rudy. Pytam moją czteroletnią córeczkę: „I jak ci się po­

dobam?” . „Wyglądasz jak rura” - usłyszałam. Zamarłam,

bo uważam, że powiedzenie „ty ruro” brzmi bardzo wul­

garnie. Na szczęście nie poszłam tropem swoich skojarzeń

i zapytałam, dlaczego jak rura? Okazało się, że w pobliżu

placu zabaw, na którym córka spędza sporo czasu, leżą ru­

ry po wymianie. Są zardzewiałe, czyli - rude.

Kinga

Poszłam na terapię małżeńską. Sama. Mąż nie chciał

w niej uczestniczyć, bo jak stwierdził - nie on ma proble­

my ze sobą, tylko ja. Terapeuta poprosił, żebym zamknęła

oczy i przez chwilę wyobraziła sobie, że rozmawiam z mę­

żem, z którym wręcz bałam się rozmawiać o czymś dla mnie

ważnym. Potem zapytał mnie, na ile lat się czuję w tym mo­

mencie. Od razu znalazłam odpowiedź - czułam, że mam

nie więcej niż dziesięć lat. Przypomniało mi się, jak w domu

rodzinnym zawsze musiałam słuchać rodziców, a szczegól­

nie taty. Nie mogłam mu przerwać, wyrazić swojego zdania.

Nawet nie pamiętam, czy je miałam. Pewnie tak, ale nie od­

ważałam się go powiedzieć na głos. Tak, mój mąż dotąd

mógł mnie nie słuchać, bo dziecka nie trzeba słuchać. Du­

żo czasu musiało jeszcze upłynąć, bym pamiętała w trakcie

rozmowy z mężem, że mam już metr siedemdziesiąt wzrostu,

a nie metr dwadzieścia. Na początku były awantury, mąż

denerwował się na mnie, wykrzykiwał, że przewróciło mi się

w głowie, bo bardzo się zmieniłam. No tak, zmieniłam się.

Dorosłam. Ale mąż zaczął mnie słyszeć.

Page 42: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

46 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Porozmawiajmy o emocjach, które towarzyszą każde­mu, ale traktujemy je bardzo różnie. Chociaż i w tej kwe­stii można sięgnąć do przekazów rodzinnych i sprawdzić, z przeżywaniem jakich emocji miewamy problemy, a któ­re łatwo nam wyrażać. A więc złość, radość, gniew, strach, duma, wzruszenie...

Kiedy pracuję z ludźmi i pytam o ich emocje, słyszę: „O któ­re pytasz - dobre czy złe?”. Bo oni stosują taki podział. Strach, wstyd, złość lądują pod kreską, bo są oceniane negatywnie, a ra­dość, spokój są uznawane za dobre. Jest też inny schemat, który często się pojawia: jeśli czuję tak, to jestem w porządku, a jeżeli czuję inaczej - to nie w porządku. Nosimy w sobie od dzieciń­stwa to rozróżnienie, kiedy jesteśmy grzeczni, a kiedy nie. Od czasu do czasu warto jednak otworzyć te szufladki i przejrzeć ich zawartość, żeby sprawdzić, czy ten podział nadal nam słu­ży, czy jest nam potrzebny? Rozmawialiśmy o tym, że nasza do­rosła samoocena — jeśli niczego nie zmienimy w trakcie naszego życia - jest złożona z tego, co wynieśliśmy z dzieciństwa, czyli z cudzych ocen. I ona wpływa na nasze postrzeganie siebie i na podejmowanie różnych decyzji życiowych - prywatnych, zawo­dowych.

Czyli kiedy ktoś się złości, ponieważ szef obiecał mu podwyżkę, ale nie dotrzymał słowa, to taki pracownik czuje się nie w porządku, bo nie powinien się złościć? To mu nie przystoi.

Tak, albo kiedy się złości, bo po raz kolejny ma sprzątać po całej rodzinie talerze ze stołu, to coś jest z nim nie tak! Je ­śli ma dość ciągłego oczekiwania, żeby zawsze on wszystko

Page 43: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 47

organizował, i zaczyna go to doprowadzać do szału, to słyszy: „O co ci chodzi? Dlaczego się złościsz?”.

Albo słyszy, że zawsze ma za wszystko zapłacić.

Bo gdybyś był prawdziwym mężczyzną, to z całą pewnością zachowałbyś się inaczej! A dobra matka poświęca się dla rodzi­ny, a szczególnie dla dzieci. I jeśli nas to złości, to myślimy so­bie, że z nami coś jest nie tak. „Może faktycznie jestem niemę­ski?” albo „ A jeśli naprawdę jestem niedobrą mamą?”.

Takie informacje zapadają głęboko.

To, co wiemy o sobie, i jaką mamy samoocenę, decyduje o naszych wyborach.

Ale to nieprawda.

Ciągłe poczucie winy, zaszczepione w dzieciństwie, często staje się blokadą w życiu codziennym - kiedy czujemy złość, czegoś się boimy, czegoś nie potrafimy. Wtedy, zamiast pójść za głosem tego uczucia, walczymy, żeby je wyhamować, nie czuć tego! Złość na przykład to emocja, którą próbuje się wyelimi­nować z życia dziewczynek. Ale to niemożliwe, więc ta emocja schodzi do podziemia. Można w dziewczyn­ce, a później w kobiecie, wzmocnić trzymanie złości w podziemiu stwier­dzeniami: „Grzeczna dziewczynkasię nie złości”, „Złość piękności szko­dzi”, „Jesteś złośnicą, histeryczką!”.

Ciągłe poczucie winy,

zaszczepione w dzieciństwie,

często staje się blokadą

w życiu codziennym - kiedy

czujemy złość, czegoś się

boimy, czegoś nie potrafimy.

Page 44: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

48 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Wtedy kobieta zamiast powiedzieć: „Tak, złoszczę się, jestem na to zła!”, „To mnie wkurza!”, „To mnie irytuje!” — zaczyna się tłumaczyć, że wcale się nie złości. A przecież to robi, ponie­waż ktoś jest wobec niej nie w porządku! Kiedy drugi człowiek przekracza jakąś naszą granicę, narusza istotną wartość - po­czucie bezpieczeństwa, godności — musimy reagować!

Każde uczucie, każda emocja, którą przeżywamy, jest obja­wem i konsekwencją czegoś, a zarazem sygnałem dla nas. Tak jak ból fizyczny niesie informację, że coś złego dzieje się w na­

szym organizmie, tak emo­cje — strach, lęk, złość — poja­wiają się, gdy został naruszony świat naszych wartości. Tak jak śmiech, radość są skutkiem za­bawnej sytuacji, tak złość też jest następstwem czegoś! My jednak, zamiast szukać źródła tej emocji, mówimy dziecku, że to uczucie jest niewłaściwe. Jak mały człowiek zachowuje się w tym momencie i jak po­

stępują dorośli w ten sposób wychowani? Automatycznie zaczy­nają ukrywać te uczucia, przestają je okazywać. Umieją je ze­pchnąć na dno, w końcu trenowali przez całe dzieciństwo. Tyle że brak umiejętności przeżywania tych uczuć w „świetle dzien­nym” bardzo przeszkadza w budowaniu relacji z innymi ludź­mi — w szkole, na podwórku, potem w pracy, związkach przyja­cielskich, miłosnych. Bo w tych wszystkich sytuacjach dochodzi do konfrontacji, dzięki którym uczymy się naszych granic, prze­konujemy się, gdzie one są. Trzeba umieć zatrzymać dru­giego człowieka, powiedzieć mu wprost: „Stop, dalej cię nie

Każde uczucie, każda emocja,

którą przeżywamy, jest objawem

i konsekwencją czegoś, a zarazem

sygnałem dla nas. Tak jak ból

fizyczny niesie informację,

że coś złego dzieje się w naszym

organizmie, tak emocje - strach,

lęk, złość - pojawiają się,

gdy został naruszony świat

naszych wartości.

Page 45: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 49

wpuszczę”, „Tu musi być tak, jak ja chcę”, „Jestem głęboko przekonany, że to istotna dla mnie wartość”. Jeśli o to nie za­dbam, pojawią się problemy w relacji z drugą osobą.

A złość będzie sygnałem, że ktoś wkroczył na moje te­rytorium.

Tak, chociaż zawsze warto się zastanowić, czy te emocje na pewno wynikają z relacji z daną osobą, czy może są to nasze emocje z przeszłości, które często dochodzą do głosu w nowym związku, choć nie jesteśmy tego świadomi.

Jako dzieci przestajemy uzewnętrzniać emocje, któ­rych rodzice nie akceptują, bo robimy to, za co oni nas kochają. Nie chcemy ryzykować, że będą z nas niezado­woleni.

I ten przekaz, który musieliśmy respektować jako dzieci, bo pod tym warunkiem byliśmy akceptowani, rządzi nami nadal, nawet gdy już opuściliśmy dom rodzinny.

Lęk przed utratą uczucia rodziców potrafi na całe życie zamknąć niektóre emocje w szafie pancernej.

Ale przecież dziecko nigdy nie straci miłości matki czy ojca. Oni nie kochają mniej wtedy, kiedy się złoszczą na dzie­ci. Jednak ta prawda dociera do nas dopiero, gdy sami zostaje­my rodzicami. Dziecko może nas bardzo rozzłościć, ale nawet na chwilę nie znika nasza miłość do niego! Tylko że dziecko te­go nie wie, a rodzice muszą o tym pamiętać. Jako dzieci stara­my się być grzeczniejsi, bo dzięki temu wierzymy i czujemy, że

Page 46: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

50 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

rodzice są z nas bardziej zadowoleni, jest lepiej, spokojniej, cza­sem - domy bywają różne - po prostu bezpieczniej.

Bo złość może wywoływać przemoc.

Tak, emocjonalną, a często nawet i fizyczną, i emocjonalną. Zdobyte wcześniej doświadczenie może spowodować, że w ży­ciu dorosłym sięgamy po te rozwiązania z dzieciństwa, któ­re pozwalały się uchronić przed eskalacją złości, niebezpieczeń­stwem. Tylko że one mogą stać się przekleństwem, ponieważ utrudniają przeżywanie bliskości z drugim człowiekiem.

Dlaczego mamy sobie pozwalać na uzewnętrznianie złości? Przecież ona może prowadzić do krzyku, awantur, do niszczenia przedmiotów.

To jest agresja, czyli zachowanie będące często wynikiem skumulowanych emocji, tak mocno w nas skrywanych, że nie­mal rozrywających nas od środka. Zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że złość jest zła, dlatego odruchowo ją ukrywa­my. Przeżywamy ją i odczuwamy, ale nie mamy poczucia bez­pieczeństwa przy jej uzewnętrznianiu. Nie znamy samych siebie

w tym stanie, nie wiemy, co będzie, kiedy ją uzewnętrznimy. Nie ma­my takiego doświadczenia, że oka­zaliśmy złość i nie doszło do kata­strofy, świat nas nie odrzucił ani nie porzucił. Ludzie, którzy w co­dziennym życiu ciągle się kontro­lują, po jakimś czasie stają się sfru­strowani, pełni żalu i agresji. Często

Zostaliśmy wychowani

w przekonaniu, że złość jest

zła, dlatego odruchowo ją

ukrywamy. Przeżywamy ją

i odczuwamy, ale nie mamy

poczucia bezpieczeństwa

przy jej uzewnętrznianiu.

Page 47: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 51

doświadczają wzgardy od innych ludzi. I wtedy niewiele trze­ba, żeby dali upust złości. Nie są w stanie powstrzymać agresji. Czasem wręcz wpadają w furię, nie przebierają w słowach, które celnie ranią kogoś obcego albo kogoś, kogo kochają. Niestety, tym kimś nierzadko bywa dziecko.

A jeśli ludzie nie dadzą upustu złości i nie wybuchną, ale całymi latami łykają swoją złość, ona obraca się prze­ciwko nim.

To prawda. Prowadzi do fizycznego wycieńczenia albo zakłó­cenia pracy organizmu - czyli uszkodzenia serca, depresji lub chorób psychosomatycznych. I nawet jeśli lekarz zapisze nam tabletki, bez zmiany trybu życia efektów nie będzie. Czasami dopiero choroba zatrzymuje nas w biegu albo zmusza do ujaw­nienia głęboko skrywanych emocji. I w takim wypadku poja­wienie się choroby, choć przykre, jednocześnie jest zbawienne. Niejednokrotnie gdyby nie ból, który odczuwamy, nigdy nie zajęlibyśmy się sobą - nie poszlibyśmy do lekarza, nie przyjrze­libyśmy się jakości naszego życia.

Ciekawe, dlaczego spośród tylu emocji uznawanych za negatywne wzięliśmy na warsztat akurat złość.

Złość jest uczuciem najbardziej wycofywanym z życia dziec­ka; właśnie ją mały człowiek często może przeżywać tylko w formie zastępczej. Czasem robi to podczas gry komputero­wej, kiedy na jej dziesiątym poziomie zabija kolejnych prze­ciwników. Albo próbuje sobie sam poradzić z tymi emocja­mi i dlatego sięga po różne używki. To są często reakcje na to, że dziecko nie może się jawnie złościć, że nikt nie chce go

Page 48: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

52 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

rzetelnie wysłuchać, akceptując przy tym to, jakie ono jest, i to, co czuje.

Złość wyzwala mnóstwo energii — nawet na poziomie fi­zycznym - czasami przecież dosłownie trzęsie nas ze złości.

Pod wpływem stresu mięśnie zaczynają się napinać — to jest atawistyczny odruch przygotowania się do obrony. Takie na­pięcie musi znaleźć ujście. Tymczasem rodzice żądają od zde­nerwowanego dziecka: „Nie krzycz!”, „Bądź cicho!”. Bardziej przejmują się tym, co pomyślą o nich sąsiedzi zza ściany, gdy usłyszą wrzask dziecka. A przecież sąsiedzi nie są najważniej­si, więc może warto powiedzieć dziecku: „Teraz razem krzyczy­my. Możesz poznać siłę swojego głosu. Aaaaaaaaaaaaa!!! Na ca­łe gardło, ze wszystkich sił!”. W ten sposób okazujemy dziecku nasze zrozumienie tego, że ono coś czuje. Małe dziecko nie po­trafi określić źródła tego stanu, ale my je uczymy, że może uze­wnętrzniać przeżywanie czegoś. Małe dziecko nie powie jeszcze, co się w nim dzieje, jakie emocje nim targają i dlaczego. Ono po prostu coś czuje i ma potrzebę wyrzucenia tego z siebie w taki sposób, w jaki umie to zrobić.

Chce odczuć ulgę. Ale źródłem złości jest często rela­cja z rodzicem. A więc kiedy zalecasz, by matka czy ojciec krzyczeli razem z dzieckiem, to chyba za dużo od nich wy­magasz.

Pamiętam rozmowę z pewną kobietą, która poprosiła nasto­letnią córkę, by powiedziała jej wszystko, co o niej myśli, kiedy się kłócą. „Wyrzuć z siebie te wszystkie słowa, które międlisz w środku - po prostu. Wytrzymam to!”. Córka kilkakrotnie się

Page 49: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 53

upewniła, czy po tej rozmowie nadal będzie miała gdzie miesz­kać i jakie mogą być konsekwencje takiej szczerości. Gdy na­stolatka zaczęła wyrzucać z siebie słowa, które w złości kiero­wała w myślach pod adresem matki, cały czas z niepokojem się jej przyglądała, w obawie, czy ta je przeżyje. Matka szczęśliwie— bo to mądra kobieta — dzielnie wszystko zniosła, a rozmowa okazała się oczyszczająca dla ich relacji. Oczywiście cudów nie ma — jedna rozmowa nie załatwi wszystkiego raz na zawsze, ale dla dziewczyny stanowiła przełom - jej mama odważyła się zejść z piedestału i zdecydowała się zobaczyć siebie i swoją rela­cję z córką jej oczami.

No tak, ale jak ta historia ma się do tego, że trzeba dbać o formę przekazu?

Rzeczywiście nie powinniśmy mówić na głos słów, które ra­nią. Zmieszanie kogoś z błotem powoduje, że potem nie ma szans na porozumienie. Ale w tej relacji istotny był przekaz skierowany przez matkę do dziecka: „Ja też mogę cię wkurzać, rozumiem, że masz prawo się na mnie złościć. Możemy spróbo­wać budować naszą relację tak, żebyś nie czuła w stosunku do mnie takich emocji”. To doświadczenie było ważne dla dziew­czyny, która do tej pory nie ujawniała swoich przykrych emo­cji związanych z matką. I nagle ona powiedziała córce: „Możesz czuć do mnie złość”. Możesz się złościć na drugiego człowieka— to normalne. Złościmy się także na tych, których kochamy. A może czasami na nich jeszcze bardziej”. Sytuacja, którą opi­sałam, była wyjątkowa - miała oczyścić ich wzajemną relację z wielu zadr. To wymagało dużej odwagi z obu stron. A zgoda na brak „kulturalnej” formy nie była w ich relacji codzienno­ścią, ale wyjątkowym wyzwaniem.

Page 50: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

54 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Zastanawiam się, czy pomysł, by pozwalać dziecku na mówienie rodzicom, co je w nich złości, nie wyda się nie­którym z nich piłowaniem gałęzi, na której siedzą.

W rozmowach na ten temat pojawia się kwestia auto­rytetu rodziców. Tylko co to znaczy — ten autorytet? Rodzi się z przestrzegania pewnych zasad w stosunku do drugiego człowieka, okazywania mu szacunku. Nie bierze się z wła­dzy. Ona budzi jedynie strach, podczas gdy autorytet budzi szacunek. Tak wielki, że uwzględnia się w swoich działaniach poglądy tej osoby nawet wtedy, kiedy nie ma jej obok nas. A z władzą jest inaczej — gdy rodzic choć na chwilę się od­wróci, dziecko i tak postąpi po swojemu. Bo nas nie szanuje. Wiem, że wkładam kij w mrowisko, ale kiedy słyszę od rodzi­ca: „Smarkacz ma mnie szanować, bo ja jestem jego matką czy ojcem”, myślę, że przede wszystkim my, rodzice, musimy nauczyć dziecko szanowania ludzi — nie możemy krzyw­dzić dzieci, bić ich i znieważać, czyli wyrażać naszych emo­cji w niewłaściwej formie. Szacunek i autorytet wynikają wła­śnie z tego, że my też szanujemy uczucia naszych dzieci. Nie wykorzystujemy swojej przewagi, którą mamy jako rodzice, do wprowadzenia jedynowładztwa, do spacyfikowania dziec­ka, do lekceważenia jego uczuć, bo tak nam wygodniej. Tyl­ko pod tym warunkiem możemy oczekiwać, że dziecko bę­dzie nas szanowało. Nie da się szanować za nic. Dzieci nigdy

nie przestają kochać rodziców. W ży­ciu zdarza nam się zmieniać partne­ra i przyjaciół, ale miejsca taty i mamy nikt inny nigdy nie zajmie. Zawsze bę­dą dla nas niepowtarzalni, nie do zastą­pienia. Im jesteśmy dojrzalsi i im lepiej

Szacunek i autorytet

wynikają właśnie z tego,

że my też szanujemy

uczucia naszych dzieci.

Page 51: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 55

wiemy, jak powinna wyglądać relacja między rodzicem a dziec­kiem — tym wyraźniej dostrzegamy, że zachowanie naszej mat­ki czy ojca ułatwiało nam uznanie ich autorytetu, a nie władzy. Szanowaliśmy ich, a im starsi jesteśmy, tym bardziej doceniamy to, jak nas traktowali.

Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do wspomnianej szczerej rozmowy córki z matką. Rodzice mogą się oba­wiać, że skoro dziecko już raz im powiedziało, co do nich czuje, i nie były to miłe słowa, następnym razem sięgnie po ten sam arsenał.

Tamta córka nigdy wcześniej nie wypowiedziała takich słów głośno, ale one w niej tkwiły, ponieważ matka je w niej wyzwalała. Wcześniej jednak nauczyła córkę, że nie wolno się zwracać do drugiego człowieka w sposób agresywny, wulgar­ny, bolesny i przykry, bez względu na to, jakie emocje na­mi targają. Szczera rozmowa pozwoliła matce przyjrzeć się samej sobie, zobaczyć, jak wygląda w oczach swojego dziec­ka. Z kolei córka dzięki temu doświadczeniu będzie umiała w dorosłym życiu mówić, czego chce, a czego nie lubi i co ją złości.

Jak najlepiej uczyć dziecko wyrażać uczucia we właści­wej formie?

Jeśli usiądziemy przed dzieckiem i zrobimy mu wykład, to nic nie da, bo nauka odbywa się inaczej. Ono przygląda się te­mu, jak my, rodzice, wyrażamy swoje emocje, także złość, którą czujemy do naszych partnerów i do dzieci. Widzi, które emocje są w jego domu wyrażane jawnie, a które nie.

Page 52: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

56 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

A więc jeśli nasi rodzice niezbyt dobrze radzili sobie ze swoimi emocjami, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że my też nie będziemy umieli sobie radzić?

Niestety, tak. A jedną z konsekwencji jest problem z zaci­śniętym gardłem, widoczny przede wszystkim u kobiet, które chcą wyrazić złość. Mówią zmienionym głosem, mają ściśnięte gardło, są całe napięte, ponieważ brakuje im doświadczenia w wyrażaniu złości czy smutku. Boją się, że ktoś je odrzuci albo zakrzyczy. Mówią tak, że można ich nie słuchać, bo nie są sta­nowcze ani pewne siebie. W ich głosie słychać brak wiary w to, że mają prawo czegoś chcieć albo czegoś nie chcieć.

Mówiliśmy o braku treningu w wyrażaniu złości u dziewczynek. Kiedy myślę o swoim dzieciństwie, wydaje mi się, że chłopakom łatwiej się wybacza, na przykład jeś­li wyjdą z domu, trzasnąwszy drzwiami. Dziewczynkom nie wypadało tak się zachowywać.

Ja akurat trzaskałam.

Ale za to trzaskanie drzwiami czasami dostawało się w ty­łek. A chłopcom też wielu rzeczy nie wolno było przeżywać.

Na przykład chłopcom nie wolno było płakać.

To jak mają przeżywać smutek?

Smutek albo inne emocje, bo płaczemy też ze strachu, z lęku, z bezradności. Twierdzenie, że chłopcy nie płaczą, jest absurdem, bo przecież ludzie płaczą. I dotyczy to w równym stopniu przed­

Page 53: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 57

stawicieli obu płci. Kobiety i mężczyź­ni nie mają innych fizjologicznych możliwości przeżywania smutku czy złości. Natomiast różne wzorce kultu­rowe, przekazy rodzinne i wynikające z nich przekonania albo nam umożli­wiają przeżywanie czegoś, albo nam to utrudniają. Chłopcy i dziewczynki płaczą, chłopcy i dziewczyn­ki się złoszczą. A osoby, które nie okazują złości, przeżywają ją, tyle że spychają te emocje do podziemia. Po latach takiego życia to podziemie pęka już w szwach.

A może całkiem pęknąć wtedy, kiedy jesteśmy słabsi, mamy gorszy dzień.

Albo kiedy jakieś słabe ogniwo znajduje się blisko nas - i to może być na przykład dziecko.

Niektórzy ukrywają swój strach. Znam kilka osób, którym chyba nie pozwalano na okazywanie lęku, i prawdopodobnie dlatego dzisiaj nie lubię z nimi jeździć samochodem, bo mam wrażenie, że mogą mnie zabić na każdym zakręcie - pędzą po mieście sto osiemdziesiąt kilometrów na godzinę.

Kiedy ja jadę z takimi osobami, odruchowo nieustannie wy­konuję czynności hamowania, chociaż siedzę na miejscu pasaże­ra. Niemal robię nogą dziurę w podłodze.

Słyszę niekiedy: „A może to nawet fajne, że się czegoś nie czuje? Ten, kto się nie będzie bał, poradzi sobie. Bo to nie są czasy dla tych, którzy się boją”.

Osoby, które nie okazują

złości, przeżywają ją,

tyle że spychają te emocje

do podziemia. Po latach

takiego życia to podziemie

pęka już w szwach.

Page 54: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

58 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Gdy do pewnego himalaisty ktoś powiedział: „Pan to się chyba niczego nie boi”, usłyszał: „Jak to się nie boję? Lęk to jest mój największy przyjaciel, sygnał, który mnie ostrzega i da­je szansę na przeżycie, wzmaga moją czujność. Coś się dzieje na zewnątrz mnie, co może zagrozić mojemu życiu, a ponie­waż chcę żyć, szanuję te sygnały, uwzględniam je ...”. Ktoś, kto prowadzi samochód i rozwija maksymalną prędkość, lubi wzrost poziomu adrenaliny, ale też odczuwa potrzebę kontro­li: „Ja mam władzę, ta kierownica to moje berło, ja tutaj rzą­dzę”. Znam wiele kobiet, które całe lata tłamszą w sobie różne emocje, a za kierownicą zachowują się tak, jakby brały udział w wyścigu Formuły 1! A jak przy tym przeklinają! Dobrze, że nie ma głośników na zewnątrz auta! Znam też kilku bardzo spokojnych mężczyzn, których otoczenie nie posądziłoby o to, co w nich wstępuje, kiedy prowadzą samochód. Czują się, jak­by byli na wojnie, a dotyk kierownicy to sygnał do rozpoczę­cia szarży. Teraz to oni sprawują kontrolę. Na co dzień, w wielu różnych relacjach, inne osoby nad nimi panują, a oni nie potra­fią tego zmienić, więc próbują w ten sposób odreagować.

Dla odmiany porozmawiajmy o radości. Wydaje się, że to jest pożądana emocja, ale są domy, w których nie wol­no się cieszyć. Często szukam odbicia naszych zachowań i postaw w języku: „Nie ciesz się, bo jeszcze będziesz pła­kał”, „Nie ciesz się za bardzo”, „Kto się w piątek śmieje, ten w niedzielę płacze”. Niektórzy mówią, że boją się cie­szyć, bo wtedy coś się zepsuje.

Boją się zatracić w radości, przeżyć ją autentycznie, być tu i teraz, nasycić się tym wszystkim, co czują, przeżyć to do­głębnie. Mają w sobie jakiegoś wewnętrznego strażnika, który

Page 55: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 59

ostrzega: „Bez przesady z tą radością!”.I to też jest wynik treningu, któremu te osoby były poddawane w domu ro­dzinnym, gdzie wszystkie ekstremal­ne uczucia i zachowania: rozbrykanie, absolutne dziecięce szczęście, głośny śmiech, były ukrócane. Dzieci nie ma­ją wewnętrznego strażnika ograniczającego ich przeżywanie emocji, choćby głośność. To dorośli mówią, żeby były ciszej, bo przeszkadzają innym, bo oni są teraz zmęczeni, właśnie wróci­li z pracy. Dziecko ciągle dostaje informację, że ma się mieścić w stanach średnich, gdzieś między 3 a 6 w skali od 0 do 10. Nie wolno mu złościć się czy płakać, bo to przeszkadza otoczeniu. Nie może też cieszyć się całym sobą. Ono ma się ciągle kontro­lować, żeby nie było ani za bardzo śmiejące się, ani za bardzo płaczące. Takie wymagania wobec reakcji dziecka nie obowią­zują na szczęście we wszystkich rodzinach. Ogromny żal mam o to, że również w przedszkolu dzieci dostają od nauczycie­li przykaz, że mają być cicho, bo przeszkadzają innym. W ten sposób uczy się małego człowieka kontrolować wszystkie uczu­cia, niczego nie przeżywać spontanicznie. A przy okazji dziec­ko ma świadomość, że kogoś zawiodło, bo nie jest takie, jak po­winno być.

A my to poczucie niesiemy w przyszłe życie. Co moż­na nam powiedzieć okropnego, na co my nie zareagujemy, chociaż powinniśmy?

Słyszymy, że jesteśmy rozhisteryzowani, płaczliwi jak ba­ba, apodyktyczni. Albo że nie jesteśmy prawdziwą kobietą lub stuprocentowym mężczyzną. Mogę długo wymieniać, bo

Dziecko ciągle dostaje

informację, że ma się

mieścić w stanach

średnich, gdzieś między

3 a 6 w skali od 0 do 10.

Page 56: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

60 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

wariantów jest mnóstwo, ale reakcja zawsze taka sama — bez­radność, cisza, zaciskanie zębów. Zachowujemy się często po­dobnie jak w dzieciństwie. Co więcej, inni ludzie, w tym nasi partnerzy, wyczuwają, jak radzimy sobie z tymi emocjami. Ma­my nadzieję, że wystarczy powiedzieć „nie”. Ale to tylko słowo. Jego siła, jak już wcześniej mówiłam, tkwi w naszym głosie, w języku ciała. Zbyt dużą wagę w relacji z drugim człowiekiem przypisujemy znaczeniu słów, a nie sposobowi ich wypowiada­nia. Podczas terapii dorosłe osoby mówią: „Ale ja jej tyle razy to powtarzałem”. Być może, liczy się jednak to, czy ty sam uwa­żasz, że masz wewnętrzne prawo to przeżywać i o tym mówić.

I to prawo przyznajemy sobie tak po prostu?

Jak najbardziej możemy to zrobić. Jeśli ktoś uważa inaczej, ma poczucie, że jest nie do końca w porządku, to próbuje ko­rzystać z tego prawa ukradkiem.

W poczuciu winy.

Bo przecież grzeczny chłopiec czy grzeczna dziewczyn­ka, która wciąż w tobie tkwi, podpowiada: „Nie mogę tak, nie wolno mi”. W swojej pracy podczas terapii czasem jestem świadkiem olśnień ludzi, którzy nagle mówią: „O rany! Ja na­prawdę nie muszę odpowiadać na każde zadane mi pytanie!”, „A więc to nie tylko ktoś może mnie nie chcieć! Ja też mogę kogoś nie chcieć, jeśli on mnie nie słucha, nie uwzględnia moich potrzeb!”. Dla tych ludzi takie zdania - choć dla nas brzmią całkiem zwyczajnie — mają siłę rewolucji. „Ja naprawdę mogę podejmować decyzje!”. „Jestem dorosły! Już nie muszę speł­niać cudzych oczekiwań, dzięki którym będę akceptowany”.

Page 57: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 61

„A może ja nie potrzebuję twojej akceptacji, żeby zostać przy swoim zdaniu? Ja też rozdaję tu karty, mam własną talię, nie­znaczoną!”, „Eureka! Mogę! Ja mogę!”.

To wydaje się oczywiste, ale przecież bywa niełatwe.

Dlatego kiedy o tym mówię i mam przed oczami twarze osób, które to w sobie odkryły, aż mnie ciarki przechodzą. To jest dla tych ludzi doświadczenie uwalniające, przełom w ich życiu. I nie chodzi tu o to, by od chwili tego olśnienia zacząć robić partnero­wi awantury, by w ruch szły noże czy talerze, ale by odważyć się wyrażać sprzeciw, złość. Mówić o tym, jak my się czujemy w da­nej sytuacji: „Złości mnie, kiedy to robisz”. Na przykład ja nie lu­bię, kiedy ktoś mówi do mnie „Gośka”, wolę inne formy mojego imienia. Jeśli chcę o siebie zadbać, mówię ludziom, żeby się do mnie w ten sposób nie zwracali. Zwykle dostaję to, o co proszę, co znaczy, że komunikuję to skutecznie. Gdybym o to nie prosiła, zapewne niektórzy ludzie o wysokiej kulturze osobistej i tak nie zwracaliby się do mnie w taki sposób, ale inni mówiliby tak, jak mają ochotę. Chociażby po to, by próbować przejąć kontrolę nad naszą relacją, sprawdzaliby, jak zareaguję na formę: „Gośka”.

Jak się wgrywa ten program szpiegujący?

Gdy jako dzieci mówimy o tym, że coś nam się nie podoba, często słyszymy: „Nie zwracaj mi uwagi. Dopóki mieszkasz pod moim dachem, będziesz postępować tak, jak ja chcę. Ja jestem twoją mamą, twoim tatą, żądam posłuszeństwa”.

Mijają lata i... jaki jest skutek? Z czym taki dorosły człowiek zostaje?

Page 58: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

6 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Zawsze zachowujmy się tak,

jak się czujemy. Na dłuższą

metę nie da się udawać

kogoś, kim się nie jest.

Gdy teoretycznie już możemy mówić wszystko — nie umiemy z te­go korzystać. Nawet kiedy zdecydu­jemy się powiedzieć, nasz głos i na­sze ciało zdradzają, jak trudny to dla nas moment. Powtarzam jak mantrę

- zawsze zachowujmy się tak, jak się czujemy. Na dłuższą metę nie da się udawać kogoś, kim się nie jest. Jeśli wewnątrz jeste­śmy zalęknionym dzieckiem pozbawionym praw do wielu rze­czy; dzieckiem, któremu nie wolno się złościć, płakać, bać się— wcześniej czy później stanie się to widoczne w różnych rela­cjach. Z jednej strony chcemy przeżyć miłość, bliskość, przy­jaźń, z drugiej - nie mamy na to szans, skoro nie umiemy zbu­dować satysfakcjonujących nas relacji z ludźmi, bo to wymaga mówienia, czego potrzebujemy, by było nam dobrze. Nieumie­jętność budowania relacji pcha młodych ludzi do szukania bli­skości w internecie. To bardzo smutne, ale w sieci dzieci często szukają właśnie bliskości.

Jeśli rodzice mają poukładane swoje emocje i ich wyra­żanie nie sprawia im kłopotu...

...to życie ich dzieci będzie o wiele łatwiejsze. Nauczą się i zostaną nauczone, jak wyrażać swoje uczucia. Zyskają fajną ściągę, z której mogą korzystać. Odruchowo będą prawidłowo funkcjonować — nie pozwolą wejść sobie na głowę.

A jeśli jestem rodzicem, który nie umie wyrażać emocji?

Kiedyś podczas sesji terapeutycznej jedna z kobiet powie­działa do mnie głęboko poruszona: „Ostatnio widziałam swoją

Page 59: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 63

córeczkę razem z jej koleżanką z klasy — i moja mała ciągle tam­tej ustępowała! Bez słowa robiła wszystko, czego chciała ta dru­ga dziewczynka! Wiesz, jaka jestem zła na siebie? Moja córka jest taka jak ja! Wszystkim ustępuje!”. W momencie, kiedy to sobie uświadomiła, ta kobieta dostała szansę, by nauczyć swo­je dziecko, że bycie w porządku wobec drugiego człowieka nie oznacza zawsze ustępowania mu i zapominania o sobie. Tyle że ta matka musiałaby zacząć od siebie, zmienić swoje zachowanie. W każdym momencie życia wszyscy możemy to zrobić, nawet jeśli nie otrzymaliśmy w domu stosownej lekcji.

Jak mamy to zrobić? Zapisać się na terapię? Do grupy rozwojowej?

Każdy sposób jest dobry. Nawet mądry przyjaciel. Czasa­mi to jakieś zdarzenia uświadamiają nam, że realizujemy wizję, która kiedyś została nam przekazana, ale nam nie służy. Terapia też bywa konieczna. Nikt sam nie może zobaczyć swoich ple­ców. Do tego jest nam potrzebny drugi człowiek.

Jak zareagować, gdy dziecko mówi to, co czuje, ale to kogoś rani, na przykład maluch oznajmia: „Babcia jest głupia”. Tak jak głupia bywa zabawka albo bajka, która zbyt szybko się skończyła.

Najczęściej dziecko słyszy: „Jak możesz tak mówić o bab­ci?!”. I rzeczywiście - pod żadnym pozorem nie wolno tak mó­wić ani o babci, ani o nikim innym (lub do niego), bo to jest słowo obraźliwe. Należy jednocześnie sprawdzić, czy dziecko wie, że słowo „głupia” ma taki wydźwięk. Jeśli nie, może je po­wtarzać i nie spodziewać się burzy, którą wywołuje. Naszym

Page 60: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

64 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

zadaniem jest to uporządkować: sprawić, by tego typu wyrazy w głowie dziecka trafiły do właściwej szuflady z napisem: „nie wolno korzystać z tych słów”. Trzeba się zainteresować, co za­szło w relacji z babcią, że wywołało w dziecku aż takie emocje? I może się okazać, że na przykład babcia namawiała wnuka, by oddał swoją ulubioną zabawkę młodszemu kuzynowi, któremu ona się bardzo spodobała.

Zachowanie babci mogło być prawidłowe, tylko nie­akceptowane przez dziecko.

Jeśli na przykład babcia zakazała dziecku oglądania filmu dla dorosłych, zachowała się odpowiedzialnie, więc możemy ją tylko wesprzeć, czyli powiedzieć dziecku, że my też nie pozwo­lilibyśmy, by obejrzało ten film. „Babcia postąpiła tak, jak ja bym to zrobił”.

Pewna mama zapytała mnie kiedyś, czy właściwie po­stępuje, gdy pozwala swojej pięcioletniej córce za każdym razem wygrywać w warcaby. Robi tak, ponieważ jej i mę­żowi trudno znieść złość i frustrację dziewczynki, które ta przeżywa po przegranej. Zapytałem, co się stanie, kiedy dziewczynka będzie przegrywać w życiu, gdy to już nie bę­dą warcaby.

Rodzicom trudno znieść reakcję córki. I oni, dla własnej wy­gody, uniemożliwiają jej doświadczenie czegoś, co jest nieod­łącznym elementem zwyczajnego życia. Jednocześnie wierzą, że w ten sposób chronią córkę i dbają o jej dobro. A tak napraw­dę izolują ją od sytuacji, z którą nieraz spotka się w życiu. Tylko czy dziewczynka pozbawiona tego doświadczenia będzie umiała

Page 61: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 65

potem przyjąć porażkę i nie traktować jej jako tragedii? Oba­wiam się, że gdy pójdzie do szkoły, nie zdoła zaakceptować in­nej oceny niż szóstka.

Czyli to rodzice swoim zachowaniem przygotowują cór­kę do tego, że zawsze będzie wygrywała?

Można to nazwać treningiem do takiego życia, którego nie będzie. Bo ono nie istnieje poza domem, a właśnie do funkcjo­nowania poza nim należy przygotować dziecko. Dlatego trze­ba dać mu okazję do przeżycia przegranej, do posmakowania, jak to jest być drugim, trzecim, ostatnim. W przeciwnym wy­padku każda ocena inna niż szóstka i lokata inna niż pierw­sza będą odbierane jako przegrana. Tak traktowane dzieci wy­rastają na perfekcjonistów, którzy są ciągle zestresowani, bo przeżywają katusze, jeśli coś im się nie udaje albo nie wycho­dzi idealnie.

Mówiliśmy już trochę o tym, że dziecku nie wolno bić innych. Jak je tego nauczyć?

Pod żadnym pozorem nie wolno bić drugiego człowieka i dziecko powinno ponosić skutki tego, że podnosi rękę na in­nych — w tej kwestii rodzice muszą być konsekwentni. Trzeba zakodować dziecku, że nikt nie ma prawa naruszać czyjejś ciele­sności. Ale to również oznacza, że my nie możemy bić dziecka. Zawsze należy szukać przyczyny zachowania dziecka, spróbo­wać zobaczyć sytuację jego oczami, porozmawiać z nim, pod­powiedzieć inne sposoby reagowania. Ważne, by mądrze prze­prowadzić tę rozmowę. Musimy formułować proste, krótkie zdania.

Page 62: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

6 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Może więc warto najpierw pozwolić dziecku się wy­gadać, nawet jeśli ono cztery razy powtórzy, z czego jest niezadowolone. Być może potrzebuje się odwentylować, obniżyć napięcie? Przecież kiedy my opowiadamy zna­jomym, że wkurzyła nas szefowa, też nie mówimy zbyt składnie. Ale czujemy ulgę, bo się wygadaliśmy. Dzieci też tego pragną, a my nie powinniśmy się na nie z tego powo­du irytować.

Oczywiście, że tak, trzeba dać im szansę rozładowania emo­cji. Mogą też walić nogami i rękami w pufę czy w poduszkę, że­by wyładować napięcie mięśniowe, które pojawiło się pod wpły­wem stresu i złości.

W pufę i w poduszkę - tak, a w co nie?

Nigdy w drugiego człowieka, ale w pufę, poduszkę — dla­czego nie? To nikogo nie boli. Kiedy podpowiadamy dziecku, jak rozładować napięcie, i zgadzamy się, by to robiło, uczy­my je, że złość to akceptowalne uczucie. Trzeba je tylko odpo­wiednio wyrażać i nie wolno bić drugiego człowieka. A teraz powtórzę: uczmy też nasze dziecko, że ma prawo się bronić przed agresją fizyczną. Nie tylko powiedzmy, lecz także po­

każmy mu, że komuś, kto chce je uderzyć, ma prawo przy­trzymać ręce. I to mocno - tak by atakujący poczuł sprzeciw i złość naszego dziecka. Ponie­waż jest mu trudno wyobrazić sobie taką sytuację — zainsceni­zujmy ją.

Uczmy też nasze dziecko, że ma

prawo się bronić przed agresją

fizyczną. Nie tylko powiedzmy,

lecz także pokażmy mu, że komuś,

kto chce je uderzyć, ma prawo

przytrzymać ręce.

Page 63: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 67

Jak to zrobić?

Sam stajesz albo kucasz przed dzieckiem i wyciągasz ręce, by uderzyć syna czy córkę (ale oczywiście markujesz to!), a wtedy dziecko chwyta cię mocno za nadgarstki i blokuje ci ręce. Może przy tym powiedzieć mocnym, stanowczym głosem: „Trzymaj rę­ce przy sobie”. I kiedy poczujesz, że dziecko naprawdę potrafi za­chować się w tej sytuacji zdecydowanie i stanowczo, zapewnij je o czymś ważnym. Obiecaj, że staniesz za nim murem, kiedy ktoś później powie w przedszkolu czy w szkole: „Pana dziecko ścisnęło ręce mojemu dziecku”. Wtedy ty odpowiesz: „Wyraziłem na to zgodę, bo uczę moje dziecko, że nikt nie może go bezkarnie ude­rzyć. Nie wolno mu bić innych, ale ma prawo i obowiązek bronić siebie, gdyby ktoś chciał je uderzyć”. Ludzie, którzy czują swoją siłę psychiczną, zdecydowanie rzadziej są obiektami ataków. Bo inni czują w nich tę silę. Jeżeli my sami jesteśmy przekonani, że nie wolno nas bezkarnie uderzyć, to nikt nie będzie próbował. Ponieważ nie nosimy w sobie zachowań kozła ofiarnego.

A jak towarzyszyć dziecku, kiedy przeżywa coś przy­jemnego? Jak się o tym dowiadywać?

Zazwyczaj proszę rodziców, żeby odbierając dziecko ze szko­ły czy z przedszkola, pytali: „Co fajnego ci się dzisiaj zdarzy­ło? Powiedz o trzech rzeczach, które ci się podobały”. Na ogół dziecko mówi: „Nie, no dzisiaj to nic się nie zdarzyło”. Wte­dy pomóżmy mu wychwycić pozytywne rzeczy. I okaże się, że ktoś podał mu brakujący klocek, z kimś bawiło się lalką, a na obiad był ulubiony kompot. Ten prosty sposób pozwala uczyć dziecko tego, że nie tylko święty Mikołaj z workiem prezentów może być miłym akcentem dnia. Pomagamy córce czy synowi

Page 64: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

68 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

zauważyć ważną zależność — jeżeli ktoś się z tobą bawi, to zna­czy, że jesteś łubiany.

Taką okazję do rozmów z dzieckiem mogą stanowić wspólne posiłki.

Byłoby cudownie, ale czasem słyszę od dorosłych, że oni nie­nawidzili wspólnych posiłków, tak zwanych obiadów rodzin­nych. Celebrowano je — wszyscy mieli być mili, grzeczni, wy­prostowani, odświętnie ubrani. Rodzina dostojnych pingwinów. Kompletnie niezrozumiała jest dla mnie zasada respektowana w wielu domach, w myśl której przy jedzeniu się nie rozmawia.

A czy kiedy idziemy do restauracji, to milczymy? Jak chodzimy na randki do kawiarni, to milczymy? Dlaczego w ta­kim razie uczymy dziecko, że przy je­dzeniu się nie rozmawia? Z pełnymi ustami — oczywiście nie, ale kiedy już przełkniemy dany kęs, jak najbardziej tak. Wspólny posiłek stwarza okazję,

by opowiedzieć o tym, co dobrego się przydarzyło, o swoich emocjach, o tym, co nas zezłościło, a co ucieszyło. To szansa na rozmowę o naszym dniu, o tym, co się dzieje w naszym życiu, w naszym domu.

Zamiast tego często padają pytania: „Co się działo pod­czas lekcji?”, „Odpowiadałeś?”, „Jakie masz stopnie?”. Jak­by ważne były tylko wiadomości ze szkoły.

Wspólne obiady często są świetną okazją do przesłuchania. Tak wiele osób ich nie znosi, bo jako dzieci musiały odpowiadać

Kompletnie niezrozumiała

jest dla mnie zasada

respektowana w wielu

domach, w myśl której

przy jedzeniu się

nie rozmawia.

Page 65: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Zgoda na radość, smutek i złość 69

na pytania: „A dlaczego tylko czwórka?”, „A może byś się bar­dziej postarał?”. Mama czy tata nie pomyśleli — a szkoda — że przez to dziecko zamiast cieszyć się na wspólny posiłek z rodzi­ną, siada do stołu pełne napięcia i niecierpliwie wyczekuje koń­ca tej biesiady.

A kiedy dzieci zaczynają mówić, że sobie z czymś nie radzą, że są smutne czy złe, słyszą: „Nie smuć się, to już dawno minęło”.

Niesłusznie — trzeba pozwolić dziecku się wyżalić, przytulić je, pogłaskać, zapytać, czy jeszcze chce sobie popłakać. Dajmy mu do zrozumienia, że może to robić tak długo, jak chce, a my przy nim będziemy. Wspierajmy je w tym, by swój smutek wy­lało na zewnątrz. Jeśli w dzieciństwie takie doświadczenie stało się naszym udziałem, to później potrafimy płakać, kiedy czuje­my taką potrzebę i mamy powód, a nie robimy tego zastępczo, na przykład podczas oglądania filmu. Kiedy nie możemy prze­żyć jakichś emocji — przede wszystkim smutku i żalu, co czę­ściej dotyczy mężczyzn — zdarza się nam popłakać w kinie na widok zranionej sarenki w filmie animowanym. W życiu co­dziennym nie pozwalamy sobie na łzy, bo nasze emocje wię­zi lęk przed odrzuceniem, przed brakiem akceptacji. Kobiety boją się jawnie złościć i znajdują powody zastępcze: bałagan w domu, niepozmywane naczynia w zlewie itd. A prawdziwą przyczyną złości może być poczucie niedocenienia wynikające z tego, że ich wkład w życie rodzinne często nie jest szanowa­ny, ponieważ nie przekłada się bezpośrednio na pieniądze.

Smutno mi, kiedy pomyślę, jaki bagaż wleczemy ze sobą przez całe życie. Ćwierć wieku temu babcia mi

Page 66: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

70 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

powiedziała, że kiedy nierówno ustawiani kapcie obok łóż­ka, one się kłócą przez całą noc. Do dzisiaj, zanim położę się do łóżka, niby od niechcenia poprawiam kapcie.

Grzeczny Tomuś!

Trafiłaś! Tego zdrobnienia mojego imienia nie znoszę. Ale babcia byłaby zadowolona.

„Grzeczny wnusio! Pamiętaj, dorosłych trzeba słuchać”. Te słowa mogą wrócić do nas, jako do rodziców, rykoszetem. Bo nie zawsze są prawdą. Dorośli zdają sobie sprawę, że ma­ją wokół siebie różnych ludzi: mądrych i mniej mądrych, faj­nych i mniej fajnych, kierujących się chorymi wizjami świa­ta albo odurzonych poczuciem władzy. Dzieci — nie, one to, co im się mówi, przyjmują bezkrytycznie. A nie każdy dorosły ma rację... Dlatego kiedy przyglądamy się własnemu dzieciń­stwu, zastanówmy się, czy nie została nam „sprzedana” tego ty­pu wiedza, i nawet teraz, chociaż mamy już kilkadziesiąt lat, wewnątrz nadal jesteśmy małymi dziećmi, które muszą słuchać dorosłych.

Page 67: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 3

Bicie. N ie w id o c zn e ślady,

które zo s ta ją

Page 68: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Marek

W dzieciństwie byłem bity przez obydwoje rodziców. Od

mamy dostawałem ścierą, ręką, a od ojca czym popadło.

Uznawałem to za normalne, podobnie zachowywali się ro­

dzice moich kolegów. Ożeniłem się z dziewczyną, która by­

ła inna - nie wiem, co ona we mnie zobaczyła, bo według

mnie mogłaby mieć każdego. Urodził się nam synek. Kiedy

miał około roku, pierwszy raz dostał ode mnie w tyłek. Przez

pieluchę, więc nie mogło go boleć, ale zaczął płakać. Moja

żona powiedziała mi wtedy tak twardym głosem, że zamar­

łem: „Jeśli jeszcze raz uderzysz nasze dziecko, odejdę od

ciebie razem z nim” . Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę,

przecież ja nie pobiłem synka! Jak ona chce go wychować

bez klapsów?! W domu nastały ciche dni. W końcu moja

żona odezwała się pierwsza i opowiedziała mi swoją histo­

rię. Była bita przez matkę, która sama ją wychowała. I do­

tąd nie zapomniała, jak bardzo ciągle się bała, że znów do­

stanie. Jak trzęsła się ze strachu, gdy musiała powiedzieć, że

zgubiła klucze do domu. Wolała skłamać, więc powiedzia­

ła, że ktoś ją napadł i je ukradł. Wiele razy wymyślała róż­

ne historie, byleby nie oberwać pasem. Obiecała sobie, że

ona swojego dziecka nigdy nie uderzy. Powiedziała też coś,

co mnie zaskoczyło - że ona sama czasami z trudem się po­

wstrzymuje, by nie potrząsnąć synkiem, nie uderzyć go, kie­

dy płacze, bo czegoś chce, a ona jest bardzo zmęczona.

Wtedy mocno zaciska pięści i zęby. Walczy sama ze sobą.

Page 69: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 73

Do tej pory nie przyszło mi do głowy, że może być coś złego

w uderzeniu dziecka, ale pełna bólu twarz żony przypomnia­

ła mi, jak w dzieciństwie sam chciałem powstrzymać rękę

rodzica, ale się bałem, że to tylko pogorszy sytuację.

Paula

Rozmawiałam z kuzynką o miłości. Obie rok wcześniej wyszły­śmy za mąż. Ponieważ ona wychowała się w domu, w którym

nie panowała pokojowa atmosfera, wręcz przeciwnie - wujek

był cholerykiem, zapytałam ją, jaki jest dla niej mąż. Powie­

działa, że to zaprzeczenie jej taty. Któregoś dnia spotkałam

ją na targu - miała grubą warstwę makijażu, ale i tak zoba­

czyłam siniaka wokół oka. To była sprawka jej męża. Byłam

w szoku. Ona też, bo - jak powiedziała - do tej pory nigdy jej

nie uderzył. I wtedy dodała coś, czego nie zapomnę - nigdy

jej nie uderzył „z pięści” . Nie zrozumiałam, więc wyjaśniła, że

dotąd uderzał ją jedynie „z liścia” , a „z liścia” to nie jest bi­

cie. Nie znałam tych określeń, a ona nie mogła zrozumieć, że

są mi obce. Wytłumaczyła: „z pięści” to mocne uderzenie -

i tak, to jest przemoc, a „z liścia” to uderzenie otwartą dłonią,

bez pozostawienia śladu - i to nie jest przemoc.

Ich związek trwa nadal, mają nawet dziecko - cichego, wy­

straszonego chłopca. Moja kuzynka zamknęła się w sobie, nie

przychodzi na rodzinne spotkania. Wiele razy próbowałam

nawiązać z nią kontakt, ale mnie unika. Pracuję jako pedagog

w poradni szkolnej i dlatego wiem, że jej synek ma problemy

- jest źle traktowany przez kolegów, nikt nie chce się z nim ba­

wić. Spróbuję mu pomóc, ale wiem, że bez współpracy z ro­

dzicami niewiele zdziałam. Jego matka jest ofiarą przemocy

domowej - najpierw była nią jako dziecko, teraz jest jako żo­

na. Ojciec chłopca to tyran. Kto więc ma pomóc ich synkowi?

Page 70: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

74 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Poprzedni rozdział poświęciliśmy emocjom, ale w tym wcale nie będzie ich mniej. Bo mamy rozmawiać o biciu. I trzeba by zacząć od tego, co to znaczy bić dziecko. Bo nieraz słyszę od różnych osób, że klaps to nie jest bicie.

A jaka jest różnica? Potrafią ją wskazać? Wyznacza ją siła ude­rzenia czy może miejsce, w które trafia się ręką? A może to, czy używa się ręki, smyczy, kabla czy jakiegoś innego przedmiotu?

Słyszę dużo emocji w twoim głosie.

Tak, bo wciąż można bezkarnie, publicznie opowiadać się za biciem i uznawać je za metodę wychowawczą. Nadal wielu lu­dzi głęboko wierzy, że jeśli biją swoje dziecko, pomagają mu, chronią je przed niebezpieczeństwem i wyznaczają granice.

Właśnie tak przebiega ten podział: bicie to katowanie, a klaps to metoda wychowawcza.

Co to za metoda wychowawcza, która uczy bicia drugie­go człowieka? Bo przypomnę, że dziecko uczy się żyć głównie

przez naśladownictwo. Wychowy­wanie nie jest niczym innym jak tylko tłumaczeniem dziecku świa­ta w sposób adekwatny do jego możliwości wiekowych i emocjo­nalnych. Dorosły musi wiedzieć, że wielu kwestii dziecko nie zrozu­mie, i to rodzice muszą go pilno­wać. Dlatego nie wolno mieć do dziecka pretensji, a tym bardziej

Wychowywanie nie jest niczym

innym jak tylko tłumaczeniem

dziecku świata w sposób

adekwatny do jego możliwości

wiekowych i emocjonalnych.

Dorosły musi wiedzieć, że wielu

kwestii dziecko nie zrozumie,

i to rodzice muszą go pilnować.

Page 71: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 75

bić go za to, że nie potrafi samo siebie upilnować na ulicy. To tak, jakby od dorosłego oczekiwać znakomitej jazdy po auto­stradzie po trzech pierwszych lekcjach prowadzenia samocho­du! Wychowywanie to codzienne próby zobaczenia rzeczywisto­ści oczami dziecka. Tego konkretnego dziecka, które stoi przed nami. Mówienie mu, by czegoś nie robiło albo nie mówiło, bo spotka je kara fizyczna, jest nieskuteczne. Dziecko nie robi wówczas czegoś tylko dlatego, żeby uniknąć kary, a nie dlatego, że zrozumiało, z jakiego powodu nie wolno tego robić.

I może nie mieć świadomości, że to, co robi, jest złe czy niewłaściwe.

I kiedy tylko dorosły zniknie z pola widzenia, dziecko będzie robiło to, za co przy rodzicu czy opiekunie groziłoby mu lanie. Bicie niczego nie uczy. Dziecko nie będzie wiedziało, dlaczego coś jest niebezpieczne ani dlaczego czegoś nie wolno, bo rodzic mu tego nie pokazał, nie wytłumaczył. Mama czy tata, którzy biją swoje dziecko, tracą też prawo mówienia mu, że nie wolno bić słabszych, podnosić ręki na drugiego człowieka, bo przecież sami właśnie tak postępują.

Zacznijmy od wspomnień.

O tak! I to zacznijmy od naszych wspólnych wspomnień! Kilka lat temu w studiu radiowym rozmawialiśmy o biciu. By­ła to audycja skierowana do ludzi młodych i większość słucha­czy nie miała jeszcze własnych dzieci. I oni dosłownie zalali nas mailami i esemesami o przemocy, jaką wobec nich stosowa­li rodzice. W tych listach było tyle emocji wciąż żywych, na wierzchu. I nie chodziło tylko o bardzo drastyczne formy, jak

Page 72: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

76 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

bicie pasami, które rozcinały skórę do krwi, zdarzały się lata­jące ścierki, uderzenia w policzek, walnięcia w plecy. To było także...

...pociągnięcie za ucho, za włosy.

Albo uderzenie w pośladki. Całe spektrum możliwości i, co ciekawe, żadna z osób, które wtedy się do nas odezwały, nie używała terminu „klaps”, lecz wręcz przeciwnie - traktowały swoje doświadczenia jako przemoc emocjonalną i fizyczną. I pa­mięć o nich cały czas wywoływała ból. Tylko nieliczni słuchacze uznawali podział na bicie i klapsy, dostrzegali różnicę między jednym a drugim uderzeniem. Kilka tygodni później brałam udział w programie skierowanym do starszych odbiorców, czy­li ludzi najczęściej będących już rodzicami. Temat był niemal identyczny, ale opinie rozkładały się zupełnie inaczej. Dorośli i zarazem rodzice uważali bicie za metodę wychowawczą, po­wtarzali: „Ja byłem bity i wyrosłem na porządnego człowieka, więc będę tak samo wychowywał swoje dzieci”.

Pamiętam tę audycję. Niektórzy słuchacze deklarowali swoją wdzięczność wobec rodziców za to, że ci ich bili, bo właśnie dzięki temu wyrośli na porządnych ludzi.

Natomiast podczas audycji dla ludzi młodych słowo „wdzięczność” nie pojawiało się prawie wcale. Wręcz przeciw­nie, młodzi mieli dużo żalu, złości, smutku, że bili ich rodzice, czyli ludzie, których kochali. I chociaż minęło wiele lat, te sy­tuacje były dla nich wciąż bardzo bolesne. Jednak często ci sami ludzie — których nikt nie uczył, jak inaczej rozwiązywać proble­my wychowawcze — kiedy stają się rodzicami, biją swoje dzie-

Page 73: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 77

ci. Bezradność i złość, które dziec­ko często wywołuje w rodzicach, oni rozładowują tak jak kiedyś ich mama czy tata. Niestety większość tych, którzy biją, była bita w dzie­ciństwie. Na szczęście nie wszyscy tak postępują, choćby dlatego, że pamiętają, jak się czuli, kiedy byli bici. Ale to „upilnowanie ręki” wymaga trudnej pracy nad sobą. Pamiętam spotkania z kobietą, która była bita — nie do krwi, ale smycz w jej domu rodzinnym nie służyła tylko do wyprowa­dzania psa. W przekonaniu jej rodziców, także do wyprowadze­nia jej na ludzi. Była bita w tak zwanym dobrym domu, inte­ligenckim, w którym stało pianino, wyjeżdżało się na wakacje. Ta kobieta obiecywała sobie, że gdy sama zostanie mamą, nigdy nie uderzy swojego dziecka. Kiedy je urodziła, przez dwa lata pracowała nad sobą. Odruchowo chciała swoje zmęczenie, fru­strację, bezsilność - zwykłe stany, które zna każdy rodzic — roz­ładować fizycznie na dziecku. Powstrzymywanie się od karania dziecka za własną bezradność i niewiedzę, jak sobie z tym po­radzić, wymagało wytężonej pracy nad sobą. Po dwóch latach kobieta oznajmiła, że to niesamowite, ale odruchowa reakcja — chęć, by uderzyć dziecko — całkowicie minęła. Pozbyła się tego odruchu na zawsze. Nigdy nie uderzyła własnego dziecka. Na­uczyła się reagować inaczej, kiedy płakało albo histeryzowało. Czytała sporo o psychologii rozwojowej malucha i zaczęła ro­zumieć jego perspektywę, uświadomiła sobie, jak ono postrze­ga świat. Ta wiedza, bardzo przydatna w wychowaniu dziecka, pokazuje, jak należy reagować na pewne sytuacje, które zacho­wania rodziców są skuteczne, a które nie. Jak postąpić, kiedy dziecko coś wymusza, histeryzuje, rzuca się na ziemię.

Niestety większość tych, którzy

biją, była bita w dzieciństwie.

Na szczęście nie wszyscy

tak postępują, choćby dlatego,

że pamiętają, jak się czuli,

kiedy byli bici.

Page 74: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

78 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Bicie wynika też z fałszywego założenia, że ja, dorosły, rozdaję karty i zawsze musi być tak, jak ja chcę. Klaps ma przypomnieć, kto tu rządzi — ustawić hierarchię ważności, jak mówią sami dorośli „złamać dziecko”.

Stoi za tym przekonanie, że dziecko zawsze musi słuchać do­rosłego. Czasami chcemy jakąś sytuację szybko załagodzić, za­kończyć. I wtedy zdarza się, że nasze niewłaściwe zachowanie nie daje na to szansy. Bo jeśli wrzeszczymy do histeryzującego dziecka: „Nie krzycz!”, „Nie płacz”, ono na pewno nie przesta­nie krzyczeć ani płakać. Dziecko to chodzące emocje i będzie w dalszym ciągu krzyczało. Zwłaszcza jeśli wrzeszczą na nie ukochani mama lub tata. Powiedziałeś coś bardzo radykalnego, że rodzice chcą złamać swoje dziecko.

I pewnie tak bywa.

To brzmi trochę psychopatycznie. Według mnie wielu za­chowaniom, w których rodzice używają przemocy fizycznej czy emocjonalnej — a każda przemoc fizyczna jest również emocjo­nalną — naprawdę przyświeca przekonanie, że to właściwa meto­

da wychowawcza. I teraz przytoczę historię, którą można by opatrzyć tytułem „Nie do wiary”. To była rozmowa z ojcem małego dziecka, który prosił mnie o pomoc, bo jest mu niezwykle trudno. A to dlate­go, że kiedy „wychowawczo” bije swoje dziecko, oraz widzi i słyszy jego płacz, to serce mu się kraje, ale przecież nie ma innego wyjścia,

Niektórzy rodzice naprawdę

głęboko wierzą, że biją swoje

dzieci z miłości. Są przekonani,

że jeśli nie będą stosować

tej metody, dziecko wpadnie

pod pociąg, zrobi sobie

krzywdę, nie poradzi sobie

w relacjach z rówieśnikami.

Page 75: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 79

bo musi je wychować! Niektórzy rodzice naprawdę głęboko wie­rzą, że biją swoje dzieci z miłości. Są przekonani, że jeśli nie bę­dą stosować tej metody, dziecko wpadnie pod pociąg, zrobi sobie krzywdę, nie poradzi sobie w relacjach z rówieśnikami.

Czyli scenariusze są różne — czasem rodzice wierzą, że jeśli uderzą dziecko, to ono nie dotknie gorącego. A kie­dy indziej zabrakło opanowania i ręka jakoś... sama po­leciała.

To nie jest kurs dla świętych, ale książka dla żywych łudzi. Ja też jestem mamą, znam wiele osób, które mają dzieci. I zdaję sobie sprawę, że kiedy wracamy do domu albo odbieramy dzieci z różnych miejsc — szkół, przedszkoli — nie jesteśmy wyłącznie rodzicami, ale też osobami, które właśnie wyszły z pracy, być może zmęczone i zestresowane, akurat są chore, czują się przy­tłoczone obowiązkami i brakiem perspektyw relaksu tego dnia. Nie mamy chwili oddechu, doba wydaje się za krótka na wypeł­nienie obowiązków, wszystko w nas w środku jest tak ściśnię­te, że prawie pękamy. I może się zdarzyć, że stracimy nad sobą kontrolę. Tę dobrą wynikającą z wiedzy, czego nie wolno robić, bo jest to naruszenie poczucia bezpieczeństwa dziecka w relacji z nami. Ale jeżeli coś takiego nam się zdarzy, to wychowawcze, mądre i w gruncie rzeczy korzystne dla nas - o czym rozmawia­liśmy już w poprzednim rozdziale - jest powiedzenie: „Przepra­szam, przekroczyłem granicę, nie wolno bić, a ja to zrobiłem”.

A co takie uderzenie powoduje w dziecku?

Kiedy wracamy po latach do swoich dziecięcych miejsc, nie­raz ze zdumieniem stwierdzamy, że to, co zapamiętaliśmy jako

Page 76: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

80 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

duże, jest takie małe! Mówimy: „Wydawało mi się, że ten plac zabaw był wielki jak Stadion Narodowy, a zagajnik koło domu to była niemal dżungla”. Tymczasem plac zabaw można obejść w minutę, a dżungla to pięć drzew na krzyż. Jednak z dziecię­cej perspektywy wszystko wydaje się duże. Wyobraźmy sobie dziecko, które ma metr dziesięć wzrostu, i stojącego nad nim, niemal dwukrotnie większego, masywniejszego, dorosłego czło­wieka wykrzywionego ze złości, z zaciętą twarzą. Co więcej, to osoba, którą dziecko kocha: mama albo tata. Jak ono mo­że się czuć? Z tą dysproporcją, z lękiem spowodowanym zmia­ną zachowania rodzica, groźnym wyrazem jego twarzy, często z krzykiem. Ale także brakiem możliwości odreagowania tego, co w tej chwili dziecko czuje. Kiedy ktoś nas atakuje, odrucho­wo chcemy mu oddać, chcemy się bronić. A co w takiej sytuacji może zrobić dziecko? Nic. Być może „odda” rówieśnikowi albo bratu lub siostrze. A ponieważ dziecko jest bite przez kogoś, kogo kocha, to jednocześnie otrzymuje bardzo groźny przekaz: „W miłości jest miejsce na przemoc”.

Czym to skutkuje w życiu dorosłego człowieka?

W związku miłosnym z drugim człowiekiem, który jest dla nas ważny, możemy pozwalać się źle traktować, bo zostaliśmy naucze­ni, że to jest normalne. Wpojono nam, że miłość może boleć, bo jest

w niej miejsce na przemoc. Rodzice nie nauczyli nas, że powin­niśmy na to reagować. Przeciwnie - nie mogliśmy reagować, bo przecież nasi rodzice nam to robili. I dlatego potem pozwalamy

W związku miłosnym z drugim

człowiekiem, który jest dla nas

ważny, możemy pozwalać się

źle traktować, bo zostaliśmy

nauczeni, że to jest normalne.

Wpojono nam, że miłość może

boleć, bo jest w niej miejsce

na przemoc.

Page 77: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 81

innym się krzywdzić. Kiedy coś złego dzieje się w naszych związkach, gdy czujemy się krzywdzeni, przyjrzyjmy się na­szym relacjom z rodzicami. Władza rodzicielska nie uprawnia do fizycznego i emocjonalnego krzywdzenia, choć w praktyce często właśnie tak się dzieje.

Fizyczna i emocjonalna. Chociaż to rozróżniasz, to każ­da krzywda boli.

Może być tylko przemoc emocjonalna - wyzywanie dziec­ka, pozbawianie go godności, obrażanie. Często jednak słyszę o podziale na przemoc fizyczną i emocjonalną, z tym że fizycz­na zawsze łączy się z emocjonalną! Oprócz ciała zawsze boli nas dusza. Po latach skóra nie piecze już od uderzenia, dawno się za­goiła, zwykle nawet nie zostały blizny, nie pamiętamy tego bólu. A jednak w dalszym ciągu, kiedy ktoś obok nas zbyt gwałtownie machnie ręką, odsuwamy się, bo ten ból jest zakodowany w na­szej świadomości. Pozostał lęk, że ktoś może uderzyć nas w twarz.

Jeśli człowiek nigdy nie przeżył pożaru, można przy nim spokojnie zapalić świeczkę — i on będzie widział świeczkę. Na­tomiast osoba, która przeżyła pożar, na widok świeczki może się cała skurczyć i być przerażona. Świeczka uruchomi cały jej strach przed ogniem. Jeżeli ktoś nadal nosi w sobie żywy obraz pożaru, to wciąż rządzi nim przeszłość. Jedyną strategią takich osób jest ucieczka. Podobnie jest z biciem — kiedyś rozwiąza­niem było zamknięcie się w sobie, potraktowanie swojego cia­ła jak pancerza, pod którym się chowam, gdy jestem bity, by mniej czuć. Tyle może dziecko, żeby się ochronić.

W dorosłym życiu ktoś taki też będzie uciekać? Znaj­dzie inne pancerze?

Page 78: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

82 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Często tak właśnie się dzieje. Tym pancerzem czasem nadal jest nasze ciało, ale możemy się też chronić przez zamykanie się przed ludźmi. Niedopuszczanie, by kontakty z nimi przeradzały się w bliskie relacje.

Jeśli tak wyglądało moje dzieciństwo, mogłem się też nauczyć, że to siła rozstrzyga - ten, kto jest mocniejszy fi­zycznie, wygrywa. I jeśli wzrastałem w takim przekonaniu, potem sam podobnie rozgrywam różne sprawy.

Tak postępuje ktoś, kogo nauczono, że skuteczny jest argument siły, a nie siła argumentu. Poza tym nikt nie pyta dziecka, jak się czuje, gdy jest bite. Ono milczy, a żal, złość, poczucie krzywdy ku­

muluje w sobie. I po latach w doro­słym życiu bije swoich partnera albo partnerkę. Jeśli tak byliśmy wycho­wani, to nie przychodzi nam do gło­wy, że nikt nie ma prawa nas bez­karnie szarpnąć, pstryknąć, klepnąć, uderzyć. Nie istnieje żaden powód usprawiedliwiający takie zachowa­nia! Natomiast osób, którym rodzice wpoili przekonanie, że nikt nie mo­że ich bić, w dorosłym życiu nikt nie uderzy. Po pierwsze dlatego, że one wysyłają otoczeniu sygnał: „nawet

nie próbuj”. A po drugie, jeśliby nawet ktoś się odważył, spotka się z tak jednoznaczną reakcją, że kolejnych prób nie podejmie.

Ale kiedy człowiek nie ma takiego przekonania, nie sta­wia granic, jest „wygodny” we współżyciu, bo z nim nie

Osób, którym rodzice wpoili

przekonanie, że nikt nie może

ich bić, w dorosłym życiu

nikt nie uderzy. Po pierwsze

dlatego, że one wysyłają

otoczeniu sygnał: „nawet

nie próbuj” . A po drugie,

jeśliby nawet ktoś się odważył,

spotka się z tak jednoznaczną

reakcją, że kolejnych prób

nie podejmie.

Page 79: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 83

trzeba się liczyć. Jako dziecko nie sprzeciwiał się rodzico­wi, a ten może pomyśleć, że świetnie je wychował. Wygrał!

Tak, ale gdzie tu jest wygrana? Trudno o niej myśleć, gdy ktoś uczy własne dziecko, że można je krzywdzić. Praca z doros­łym człowiekiem, który doświadczał przemocy fizycznej i emo­cjonalnej, jest trudna. Pojawia się opór przed uświadomieniem sobie tego, że nasz własny rodzic przekroczył istotną granicę i zrobił coś, co się nigdy nie powinno zdarzyć, czyli naruszył na­szą fizyczność. Naruszył też poczucie godności i bezpieczeństwa. To są wartości o ogromnym znaczeniu. U podłoża racjonalizo­wania (czyli zmiany interpretacji doświadczenia), uzasadniania sobie, że rodzic zrobił coś dobrego, a nie złego, leży w znacznej mierze lęk przed wnioskiem: „A jeśli mój rodzic mnie nie ko­chał?”. W większości domów, w których stosuje się kary cie­lesne, nie brakowało miłości, ale rodzica, kiedy był dzieckiem, zapewne też tak traktowano i on wierzy, że to metoda wycho­wawcza. I potem kolejne pokolenie wysyła w świat człowieka, który nie umie się chronić przed przemocą i jest przekonany, że można się tak zachowywać wobec dziecka. Zrozumienie, że bi­cie zawsze jest złe, wymaga zmierzenia się z całym bólem, który trzeba było zamknąć w sobie, kiedy w dzieciństwie stawali nad nami ukochany tata albo ukochana mama z twarzą wykrzywio­ną ze złości.

Co więcej, potem zazwyczaj nie przepraszali.

A nierzadko nawet przypisywali winę dziecku: „Zobacz, co zrobiłeś, do czego mnie doprowadziłeś!”. Po latach ten dorosły człowiek żyje w przekonaniu, że jeśli nie spełni czyjegoś ocze­kiwania, można go źle traktować: bić, obrażać itd. To straszne.

Page 80: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

84 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Po taką metodę się sięga, ponieważ jest najprostsza. Ła­twiej uderzyć niż szukać innych rozwiązań. Zresztą pew­nie wielu rodziców zapytałoby: „No dobrze, co jest alter­natywą? Bezstresowe wychowanie?”.

Ale co to znaczy bezstresowe wychowanie? Bo to nie jest brak stawiania granic, który zresztą byłby niezwykle stresujący dla dziecka. Ono musi dostawać wskazówki, samo z siebie prze­cież nie wie, co to znaczy gorące, zimne, ostre, śliskie. Nawet jeśli nasz trzylatek jest niezwykle rozsądny, spokojny i grzeczny jak na swój wiek, to nie oznacza, że ma wiedzę, która pozwoli mu przewidzieć skutki każdego zachowania. Dlatego zostawia­nie młodszego rodzeństwa pod opieką pięciolatka, a następnie karanie go za niedopilnowanie brata czy siostry jest okrutne. Nie można oczekiwać od dziecka opieki nad innym dzieckiem. Ono nie jest w stanie przewidzieć skutków tego, co może zrobić dwulatek.

Jeśli rodzice wymierzają mu klapsa, to z czego on wynika?

Z nieznajomości dziecka? Z frustracji? A powinni zezłościć się na samych siebie.

Ze nie przewidzieli, że nie zabezpieczyli...

Oczywiście i powinni puknąć się w czoło, a dziecko przepro­sić za to, że oczekiwali od niego czegoś, do czego ono jeszcze nie jest emocjonalnie i fizycznie zdolne.

Poznałem dwie rodziny z małymi dziećmi, obydwie wy­budowały sobie domy. W każdym był kominek. Powie­

Page 81: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 85

dziano dzieciom, że gorąca szyba kominka stanowi zagro­żenie, ale w każdym domu zrobiono to inaczej. W jednym mama zorganizowała odprawę przy kominku: „To jest ko­minek, on jest gorący, macie nie dotykać!”. W drugim do­mu tata przeprowadził eksperyment. Kazał synowi odsu­nąć się od rozgrzanej szyby i wyciągnąć przed siebie dłoń. Potem małymi kroczkami zbliżali się do kominka, a syn sprawdzał, na jaką odległość może podejść, żeby nie opa­rzyć ręki. W ten sposób ustalili, jaki mniej więcej jest bez­pieczny dystans. W dodatku synek wiedział już, co to zna­czy „gorący”. I nie było problemu. Ale w pierwszym domu po tygodniu jedno z dzieci dotknęło przy zabawie szyby i poparzyło sobie rękę. Było dużo cierpienia, pomoc le­karza i uraz na długo. Mama z pierwszego domu powie­działa tacie z drugiego domu, że nie ma czasu na ekspery­menty, ona musi wytłumaczyć wszystko szybko. Okazało się jednak, że straciła znacznie więcej czasu na opiekę nad przestraszonym dzieckiem z poparzoną ręką. Bilans cza­sowy nie wypada na korzyść rozwiązania błyskawicznego (nie wspominając o bólu). Wracamy do tego, że wychowa­nia nie da się załatwić w kwadrans.

I że wychowanie to również wiedza. Mamie z pierwszego do­mu nie przyszło do głowy, że dla dziecka „gorący” to tylko i wy­łącznie słowo. Nie byłoby żadnej różnicy, gdyby użyła wyrazów: „śliski”, „rozmemłany”, „kolosalny”. A przecież mogła postawić przed dzieckiem miseczki z wodą o różnych temperaturach, od najniższej do najwyższej, i poprosić malucha, by zanurzał dłoń w kolejnych miseczkach. Do ostatnich dziecko już ręki nie wło­ży. W ten sposób, przez doświadczenie, można przybliżyć kil­kulatkom abstrakcyjne pojęcie.

Page 82: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

86 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Skoro już proponujesz konkretne rozwiązania, to jak nauczyć dziecko trzymania się z daleka od okna?

Małe dziecko samo się nie upilnuje i — będę uparcie powta­rzać - my musimy go pilnować, ale możemy mu też tłumaczyć, dlaczego wychylanie się z okna jest niebezpieczne i co może się stać, jeśli coś z niego wypadnie. Można na przykład sprawdzić, czy nikt nie stoi pod domem, i wyrzucić przez nie pomidora, a następnie razem z dzieckiem zejść na dół, by zobaczyć, co się z nim stało. Celem takich eksperymentów jest pokazanie dziec­ku zależności między przyczyną a skutkiem jakichś zachowań. To bardziej przekonujące niż mówienie o tym. Jeśli zapytam cię, czy lubisz ratatuję po nicejsku... No właśnie widzę, że ty nie wiesz, czy ją lubisz.

Mam niewyraźną minę?

Tak. Bo ja właśnie wymyśliłam tę nazwę, nie wiem, co to jest i czy w ogóle coś takiego istnieje. Masz prawo nie wiedzieć, jak smakuje, ale możesz mnie zapytać: „Czy ona smakuje jak pizza, czy raczej jak ciasto z rabarbarem?”. A ja ci odpowiem: „Z tej dwójki raczej jak pizza, ale jeszcze bliżej jej do maka­ronu z pesto”. Natomiast u dziecka na przykład słowo „gorą­cy” nie budzi żadnych skojarzeń, nie ma punktu odniesienia. I rodzice muszą mu to odniesienie stworzyć w połączeniu z do­świadczeniem.

Zdarza się, że dzieci wiedzą, czego się od nich oczeku­je, ale i tak tego nie robią. I trudno im się dziwić. Czasem obserwuję dzieci zabierane przez rodziców na imieniny ich znajomych. Wszyscy siedzą przy stole i opędzają się od

Page 83: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 87

dzieci, w nadziei, że one same jakoś się sobą zajmą. Tym­czasem one się nudzą i wtedy bywają niegrzeczne, więc ro­dzice wyprowadzają je z pokoju i mówią z wyrzutem: „Daj nam spokojnie porozmawiać!”.

Oczekiwania dorosłych bywają nierealne. Jak mają się za­chowywać dzieci, które się nudzą? Nikt nie pomyślał o ich po­trzebach, o zapewnieniu im jakiegoś zajęcia - maluchy ma­ją siedzieć i czekać. A jak my sami się czujemy, kiedy siedzimy w poczekalni w przychodni i nie wiemy, o której przyjmie nas lekarz? Jeśli to trwa trzecią godzinę, dostajemy szczękościsku, denerwujemy się, męczy nas to i złości. A nasze dzieci w analo­gicznej sytuacji mają siedzieć jak aniołki. I co? Grać w szachy? Dyskutować o Kancie? Czy podczas takich spotkań ktoś dba o to, by znalazły się tam jakieś zabawki? Inna sprawa, że dzie­ci często rzeczywiście nie umieją się bawić, ponieważ czas wolny najczęściej spędzają przy komputerze, a nie na tworzeniu nie­wirtualnej relacji z drugim dzieckiem.

Klaps bywa sposobem na wyegzekwowanie czegoś.

Nie klaps, ale uderzenie. Nie chciałabym tworzyć kategorii lżejszej i uznawać klapsy za coś mniej naruszającego od bicia. To uderzenie dziecka — a uderzenie jest biciem. Z perspektywy dziecka to roz­różnianie nie ma znaczenia. W naszej rozmowie dążę do takiego zero-jedyn­kowego postrzegania zjawiska, jakim jest bicie. Ono, niezależnie od sytua­cji i siły, z jaką uderzamy dziecko, ni­gdy nie będzie dobrym rozwiązaniem.

Nie chciałabym tworzyć

kategorii lżejszej i uznawać

klapsy za coś mniej

naruszającego od bicia.

To uderzenie dziecka -

a uderzenie jest biciem.

Page 84: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

88 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Bicie się zdarza, ale zawsze jest wyrazem naszej bezradności, gorszej chwili, w której przestajemy myśleć o dobru dziecka, bo puszczają nam inne hamulce. Jestem zwolenniczką przyjęcia jednoznacznego stanowiska wobec bicia. Zrozumienia, że ono jest złe i że zawsze zostawia ślady.

Rodzice, którzy biją dzieci, przytaczają jeszcze jeden ar­gument: „Przecież wszyscy to robią, tylko się nie przyznają”.

Teza, że wszyscy biją, nie jest prawdziwa. A niektórzy spo­śród tych, którzy bili, przestają, gdy uświadamiają sobie, że wy­rządzają swoim dzieciom krzywdę.

Jakiś czas temu piętnastoletni chłopak opowiadał, że u niego w domu dostaje się lanie za różne rzeczy, ale czasami opłaca się spróbować przekroczyć jakąś granicę, przedłużyć wyjazd o dwa dni i wyłączyć komórkę, bo te dwa dni są fajne, a potem wystarczy przeżyć lanie i będzie w porządku.

Smutne.

Pomyślałem, że przerażająca jest taka kalkulacja. Czy opłaca mi się zaryzykować, czy nie? Ten chłopak nawet nie próbuje zadzwonić do rodziców i zapytać, czy mógłby zo­stać dwa dni dłużej. Wie, że oni mają na wszystko jedną odpowiedź: „nie”. A skoro da się przeżyć lanie, to warto zostać. Jaka będzie przyszłość tego chłopaka?

Być może będzie kłamał. Wcześniej czy później to wyjdzie na jaw, ale on skłamie dla tej jednej chwili, w której będzie mógł

Page 85: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 89

zrobić coś, co chce, o czym marzy, co lubi, ale czego mu nie wolno. Skłamie, mimo że nikt nie będzie mógł go ukarać, po­nieważ jest już dorosły. W ciele dorosłego człowieka nadal tkwi małe dziecko, które nie ma odwagi powiedzieć — „ja tak chcę”.

Albo inny scenariusz dorosłego życia tego chłopaka, ta­ki jak z filmu Biała wstążka Michaela Hanekego. Niektó­rzy interpretują ten film jako obraz źródeł hitleryzmu. Dzieci, które mają tylko być posłuszne, realizować wyłącz­nie potrzeby rodziców, ignorują swój głos wewnętrzny, ale zawsze szukają wodza. W przyszłości to będzie szef w fir­mie albo przywódca, który krzyczy głośniej niż inni. Mło­dzi bohaterowie tego filmu albo są grzeczni, albo są bici.

Dziecko, kiedy jest bite, chce tylko jednego — żeby bicie ustało. Umie milczeć i rozpoznawać sygnały zbliżającego się niebezpieczeństwa. Skrzywienie na twarzy rodzica, drgnięcie mięśnia, zmieniony ton głosu wystarczają, by wiedziało, że on jest niezadowolony. A to może zakończyć się przemocą. Dzieci wzrastające w takiej atmosferze jako dorosłe osoby, gdy czegoś chcą, sondują, jaka będzie reakcja bliskich, ważnych dla nich łu­dzi. Jeśli nie od razu pozytywna, błyskawicznie się wycofują. Bo z przeszłości wyłania się lęk — „Uważaj, z tego może wyniknąć przemoc”. Może nie zostaniemy uderzeni, ale ktoś na nas na­krzyczy.

Ktoś nas odrzuci.

Tak! Bicie dziecka jest odrzucaniem jego emocji i potrzeb. Dlatego tak mnie złości, kiedy bagatelizuje się problem bicia i próbuje „naukowo” dowieść, że właśnie dzięki biciu jestem

Page 86: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

90 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

teraz przyzwoitym człowiekiem. Bite dziecko zamyka się w so­bie, nie ujawnia swoich uczuć, a potem, kiedy jest dorosłe, na­dał pozostaje w tym zamknięciu. Jeśli już decyduje się mówić o swoich emocjach, potrzebach, poglądach, robi to w taki spo­sób, żeby w razie czego móc się z nich wycofać. Wystarczają­cym impulsem są dezaprobata, niechęć i niezadowolenie innych w odpowiedzi na jego zachowanie.

To może wywołać zupełnie nieracjonalne interpreto­wanie różnych sytuacji! Jakbyśmy nie wiedzieli do końca, kim jesteśmy.

Mój znajomy psychoterapeuta prowadził terapię grupową dla DDA (Dorosłe Dziecko Alkoholika). Takie osoby zawsze noszą w sobie wiele obrazów przemocy emocjonalnej i — więk­szość z nich — fizycznej. Jednym z uczestników tej terapii był młody mężczyzna, bardzo dobrze zbudowany, ale zachowują­cy się jak mały chłopiec. Potulny, wycofany. Po kilku miesią­cach spotkań stanął obok terapeuty i nagle go olśniło: „Przecież ja jestem od ciebie większy! Wyższy!”. A był taki od począt­ku, przez cały czas trwania terapii! Jednak w relacjach z męż­czyznami zatrzymał się na etapie patrzenia na siebie z pozycji małego chłopca. Jego ojciec go bił. Dopiero kiedy ten młody mężczyzna w trakcie terapii zaczął uwalniać się od bolesnych obrazów, wyrzucił z siebie tony żalu, złości, wściekłości — do­rósł do swojego wieku, uświadomił sobie, że jest dużym face­tem. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że jeżeli nie przejdzie się procesu oczyszczania z rządzących nami obrazów z dzieciństwa, w których zastygliśmy jak zatrzymani w kadrze — możemy nie móc korzystać z tego, co daje nam dorosłość, czyli zmiany swo­jego zachowania. Ofiary przemocy fizycznej i emocjonalnej po­

Page 87: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 91

winny skorzystać z terapii, by dorosnąć do swojego właściwe­go wieku i zacząć z tego korzystać. To trudne, bo trzeba znowu zajrzeć do pokoju, w którym jest dużo bólu. Jednak żeby wyjść z tamtego pokoju, należy najpierw do niego wejść i zrobić po­rządek. Nazwać rzeczy po imieniu i . ..

...zobaczyć to oczami dorosłego człowieka.

I powściekać się na ludzi, którzy nas skrzywdzili. I móc w końcu wyjść z tego pokoju. On na zawsze zostanie częścią na­szego doświadczenia, ale już nie będzie nami rządził.

No dobrze. W takim razie jak należy karać dziecko? A może wcale nie trzeba go karać. Albo dać odczuć kon­sekwencje własnych czynów?

Tak! Wyciąganie konsekwencji jest potrzebne, jednak ono musi następować po wcześniejszym wielokrotnym powtarzaniu dziecku danej zasady i próbach tłumaczenia zakazu, w sposób adekwatny do wieku dziecka.

Ostatnio obserwowałem malucha idącego po krawężni­ku, z którego mógł spaść.

Ale dlaczego on idzie po krawężniku, za którym jest jezdnia? Musimy zażądać od dziecka zejścia z krawężnika. Ono może się wściekać, krzyczeć, a my mamy — niezależnie, czy to się dziecku podoba, czy nie — wziąć je za rękę i poprowadzić chodnikiem. A potem, już przed domem, możemy pokazać dziecku, co się stanie z jakimś owocem albo pustą puszką, które potoczą się na jezdnię, kiedy najedzie na nie auto.

Page 88: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

92 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

A tymczasem to idące przede mną dziecko słyszało raz po raz: „Idź ładnie, bo zaraz dostaniesz”.

A wiesz, że rodzicom do głowy nie przychodzi, że straszenie biciem to też przemoc? Szczególnie jeśli dziecko doświadczyło wcześniej bicia albo było jego świadkiem, a więc już wie, o co chodzi. Dziecko straszone biciem boi się. I znowu to powtó­rzę: „Bardzo bym chciała, żeby na początku rodzicielstwa każdy poczytał trochę o tym, jak wychowywać dziecko, co robić, jak reagować, kiedy na przykład ono krzyczy, próbuje coś wymusić na otoczeniu. Jak się zachować, kiedy dziecko nas bije albo uży­wa obraźliwych słów, chociaż już wie, że są obraźliwe.

Jak chociażby tych skierowanych do mamy: „Jesteś głu­pia”. Już o tym wspominaliśmy, ale powiedz, czy powinni­śmy karać za to dziecko?

Absolutnie nie wolno dziecku nazywać matki głupią! Nie na­leży na to pozwalać. Ono może się złościć na rodziców, bo cze­goś mu nie dali, ale nie wolno mu ich obrażać. Tak jak rodzicom nie wolno obrażać dziecka. Możemy dziecku powiedzieć: „Rozu­miem, że się złościsz. Ponieważ jednak wiesz, że słowo „głupia” jest obraźliwe, a mnie jest smutno i przykro, gdy mnie tak na­zywasz, nie zgadzam się, żebyś się w ten sposób odzywał”. I jeśli dziecko nadal będzie przekraczało tę granicę i próbowało obra­żać rodzica, trzeba wyciągać konsekwencje: nie obejrzy dobra­nocki albo będzie musiało posiedzieć w fotelu piętnaście minut i przed upływem tego czasu nie wolno mu z niego zejść. Gdy dziecko przekracza granicę, musimy zareagować, bo w przeciw­nym razie zostawiamy mu uchylone drzwi: „Niewykluczone, że jednak można tak postąpić”. W ten sposób działamy na własną

Page 89: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 9 3

szkodę, bo nie wskazujemy dziec­ku jasnej granicy, a ono tego po­trzebuje. Nie może być tak, że za to samo przewinienie raz wyciąga­my konsekwencje i dziecko musi siedzieć kwadrans w fotelu, a in­nym razem odpuszczamy, bo je­steśmy zmęczeni. Taką karę warto ustalić z dzieckiem, by wiedziało, co je czeka. Trzeba to zrobić wcześniej, a nie wtedy kiedy już coś się dzieje.

Ustalić z dzieckiem karę, czyli zawrzeć umowę?

Swego rodzaju kontrakt: „Jeżeli nazwiesz mnie głupią albo mnie uderzysz, spotkają cię takie, a nie inne konsekwencje”. Trzeba jednak pamiętać, by taką rozmowę przeprowadzić w od­powiedni sposób. Nie stójmy nad dzieckiem, by nie musiało za­dzierać głowy do góry. Usiądźmy razem przy stole, na którym możemy nawet postawić ciastka, by nadać tej rozmowie odpo­wiednią rangę. Nie mówmy jednak do dziecka zbyt długo, bo wtedy ono w myślach będzie już budowało zamek z klocków, choć my możemy sądzić, że nadal nas słucha. Dlatego warto poprosić, by powtórzyło, na co się umawiamy. Kiedy to zrobi, jesteśmy szczęśliwi, że teraz już nastanie spokój. Niestety, nic z tego! Mija dzień, dwa i dziecko łamie umowę.

Gdy dziecko przekracza

granicę, musimy zareagować,

bo w przeciwnym razie

zostawiamy mu uchylone drzwi:

„Niewykluczone, że jednak

można tak postąpić” .

Rodzic myśli: „To zła metoda była...”.

To dobra metoda była, ale zanim reguła się utrwali, dziec­ko musi podjąć wiele prób — bo może jednak uda się złamać za­sady i nie ponieść konsekwencji. Wtedy naszym zadaniem jest

Page 90: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

94 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

przypomnienie umowy i tego, czym grozi jej złamanie, a więc odsyłamy dziecko na fotel. I choćby sto razy z niego schodzi­ło, to jeśli rzeczywiście chcemy w tym miejscu postawić grani­cę, musimy odprowadzać dziecko na fotel. To niezwykle trudne, bo ludzie mówią: „Ale ja nie mam czasu, bo rano muszę dziecko odprowadzić do przedszkola, do szkoły, a ono się wtedy drze”. Rozumiem, ale właśnie dlatego czasem musimy „zmarnować” weekend, parę dni wolnego, część urlopu. Pokazanie dziecku, że umowa naprawdę obowiązuje i konsekwencje jej nieprzestrze­gania go nie ominą, bardzo nam procentuje. Bo w ten sposób załatwiamy nie tylko jedną kwestię, ale dajemy coś więcej: do­świadczenie, które dziecko uogólnia. Zaczyna rozumieć, że kie­dy rodzic mówi: „nie”, to „nie” jest komunikatem ostatecznym. Do małego człowieka dociera, że nie ma uchylonych drzwi, że została stworzona reguła. To zaowocuje mniejszą liczbą sytuacji konfliktowych, będzie mniej przepychania się, nerwów i stresów, a więcej czasu i okazji do przyjemnego spędzania czasu razem.

Przepychania się?

Tak! Rodzice mówią, że są zmęczeni ciągłymi przepychan­kami z dzieckiem. A ja pytam: „Jakie są reguły?”. Bo jeśli co­dziennie mamy happening i loterię: „Jak dziś będzie?”, to żyje­my w ciągłym napięciu. A jeśli człowiek jest spięty - i rodzic, i dziecko — to trudno się do siebie przytulić.

I to jest nieustająca rywalizacja, kto kogo przepchnie o dwa centymetry. Przypominam sobie mamę, która stwier­dziła, że nie będzie katowała swojego dziecka, kiedy miała je po raz kolejny tego samego wieczoru odprowadzić do łóż­ka w pokoju dziecięcym. To chyba przejaw mocno poprze-

Page 91: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Bicie. Niewidoczne ślady, które zostają 95

suwanych granic. Przecież pokazywania dziecku, że pewne ustalenia są stałe, nie można porównać z katowaniem.

Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że odpro­wadzanie dziecka do łóżka szesnaście razy w ciągu jednego wie­czoru jest wielkim wyzwaniem. Dziecko płacze tak rozpaczliwie, że serce się kraje, albo wścieka się tak, że skacze nam ciśnienie. Jednak zrezygnowanie z tych prób, by przerwać „chwile gro­zy”, to przejaw zadbania o nasz — rodzicielski - święty spokój. Tyle że zyskamy go tylko na tę jedną noc, bo naszym zadaniem jest nauczenia dziecka spania we własnym łóżku, a nie w sy­pialni rodziców. Ono musi zrozumieć, że to między innymi po­kój intymności rodziców, i - chociażby z tego powodu - dziec­ko powinno zapukać, zanim otworzy drzwi i tam wejdzie. To, co teraz powiedziałam, u wielu rodziców wywołuje szok: „Dla­czego sypialnia rodziców ma nie być dla dziecka tak samo ła­two dostępna jak inne pokoje w domu?”. Bo sypialnia rodzi­ców jest terenem eksterytorial­nym. To nie pokój zabaw ani miejsce, w którym dziecko ma swobodę i może robić, co tylko chce przez całą dobę. Im dziec­ko jest starsze, tym ważniejsze staje się uczenie go, że ma pukać i nie może wchodzić do środka bez zaproszenia. Rodzice mają też prawo zamknąć drzwi sypialni na klucz, jeżeli akurat chcą być tylko we dwoje, bez stresu. Czasami podczas terapii słyszę, zwłaszcza od kobiet, stwierdzenia: „W ogóle nie mamy szans na to, żeby pobyć tylko we dwoje z mężem, bo przecież dziecko

„Dlaczego sypialnia rodziców

ma nie być dla dziecka tak samo

łatwo dostępna jak inne pokoje

w domu?” . Bo sypialnia rodziców

jest terenem eksterytorialnym.

To nie pokój zabaw ani miejsce,

w którym dziecko ma swobodę

i może robić, co tylko chce

przez całą dobę.

Page 92: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

96 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

może wejść w każdej chwili”. Ja pytam: „Co tam jest? Zasłon­ka?”. Okazuje się, że nie, są drzwi! A kiedy pytam, dlaczego ich nie zamkną, słyszę, że może dziecko będzie chciało wejść. „Ale dziecko może nie móc wejść” — odpowiadam, a wtedy mama martwi się, że córce czy synowi będzie smutno. „No to mu bę­dzie smutno. A czy będzie mu mniej smutno, kiedy się okaże, że rodzice przeżywają kryzys, bo nie ma między nimi intymno­ści, bliskości, czasu na rozmowę, randek i czułości?”. Dziecko nie będzie mniej smutne, kiedy dojdzie do rozwodu, bo rozpad­nie się związek rodziców, którzy z powodu posiadania dziecka nie przestają być kobietą i mężczyzną. A córkę czy syna trzeba nauczyć, że bycie w rodzinie nie ogranicza się do ról rodziców i dzieci. Dzięki temu nie będą odczuwali lęku przed założeniem własnej rodziny, nie będzie im towarzyszyło poczucie, że bycie ojcem czy matką to 24-godzinny kierat, w którym jest miejsce jedynie na pracę oraz domowe i rodzicielskie obowiązki. Będą wiedzieli, że rodzic ma prawo do własnych, intymnych, odręb­nych przestrzeni. Odrębnych od dziecka, ale też odrębnych od partnera czy partnerki.

Page 93: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 4

„Jesteś ś w ie tn y!” .

S ło w a , które nas tw o rzą

Page 94: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Daria

Przez czterdzieści lat nie wiedziałam, że jestem inteligentna -

każdy swój sukces uważałam za dzieło przypadku albo sku­

tek czyjejś pomocy. Nie wiedziałam, że jestem ładna - kom­

plementy traktowałam jak kłamstwa, a spojrzenia mężczyzn

sprawiały, że sprawdzałam w najbliższym lustrze lub szybie

wystawowej, czy nic mi się nie stało. Przez czterdzieści lat

nie wiedziałam, jaka jestem - a niech tam, w końcu to po­

wiem - inteligentna i atrakcyjna. Moi rodzice nie zdawa­

li sobie sprawy, jak bardzo będzie mi przeszkadzał w życiu

brak przekonania, że jestem w czymś dobra. Oni nigdy mi

tego nie mówili. Bardzo ich kocham i oni mnie kochali, ale

ich milczenie dużo mi zabrało.

Marta

Mój syn miał wtedy trzynaście lat. Podczas przedstawienia

szkolnego, w którym grał jedną z ról, dopadła go trema.

Kilka razy się zacinał, zapominał tekstu, ale w końcu go so­

bie przypominał i jakoś dobrnął do końca. Potem uciekł

ze sceny i schował się w jednej z klas. Przypomniała mi się

wtedy się podobna historia z mojego dzieciństwa i dosłow­

nie poczułam, jak podle musi się czuć teraz moje dziec­

ko. Znalazłam go i mu pogratulowałam. Opowiedziałam,

że ja w podobnej sytuacji zeszłam kiedyś ze sceny w trak­

cie przedstawienia, nie wytrzymałam napięcia, a on sobie

Page 95: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 9 9

poradził! Wytłumaczyłam mu, że każdego może dopaść tre­

ma, gdy robi coś nowego, ale nie każdy zostanie na scenie

do końca - i dla mnie to on jest bohaterem tego przedsta­

wienia. Syn spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale kiedy

padła propozycja zrealizowania kolejnego przedstawienia,

zdecydował się wziąć w nim udział.

Page 96: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

100 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Mam koleżankę, której sernika nie pochwalę już chyba nigdy, ponieważ za każdym razem, kiedy mówiłem, że jest pyszny i bardzo mi smakuje, słyszałem: „Właściwie on się nie udał: przypalił się z jednej strony i tak naprawdę nie powinien ci smakować”. Po kilku próbach przekonania jej, że wiem, co czuję na języku, postanowiłem odpuścić. Kie­dy zacząłem się nad tym zastanawiać, dotarło do mnie, że to bardzo skromna osoba, która chce tylko służyć innym, i przyjęcie do wiadomości, że zrobiła coś dobrze, jest dla niej trudne.

A jednocześnie to pewien rodzaj gry: ona zaprzecza temu, co mówisz, więc zaczynasz podkreślać, że jednak ci smaku­je, i ostatecznie koleżanka dostaje parę razy takie zapewnienie z twojej strony. Zamiast jednego bukietu otrzymuje kilka, ale problem w tym, że i tak nie umie się cieszyć z tych kwiatów. W każdym razie tego nie widać.

Tak! Co więcej, zaczynam się źle czuć z tym, że wpro­wadzam ją w stan pewnego dyskomfortu! Dlaczego ona mi to robi? A raczej: dlaczego ona sobie to robi?

Może dlatego że pobrzmiewa jej w głowie zdanie, że nie wy­pada się chwalić. Wyobrażam sobie dom jej dzieciństwa, w któ­rym słyszała, w czym nie jest wystarczająco dobra, w czym się nie sprawdza, co robi źle. Natomiast najprawdopodobniej nie mówiono nic, gdy coś jej się udało i spełniła oczekiwania, nie sły­szała, że jest ładna ani że dobrze sobie z czymś radzi. Zabrakło pozytywnych wzmocnień. Każdy człowiek ich potrzebuje - ty, ja i każda z osób czytających tę książkę - i dlatego będziemy zawsze szukać okazji, żeby je usłyszeć.

Page 97: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 101

Wielu rodziców obawia się, że chwalenie zepsuje ich dziecko. Tylko w takim razie kiedy i od kogo ono ma się dowiedzieć, że zachowuje się dobrze, jest fajnym, warto­ściowym człowiekiem?

Nie można nic zepsuć, skoro dziecko, a potem dorosły czło­wiek, nie wie, w czym jest dobry, wyjątkowy, ładny. Taki człowiek ma w sobie ważną szufladę świecącą pustkami, brakuje w niej karteczek, do których można za­glądać: „W tym jestem dobry, potwierdzenie na to dostałem od ważnych dla mnie osób. Rodzi­ce powiedzieli: »Jasiu, Małgosiu, to wyszło ci świetnie! Fantastycz­nie to ci się udało. Ale masz pięk­ne włosy! Pięknie rysujesz sło­nia! Robisz pyszne grzanki! Masz zdolności matematyczne!«”. Gdy słyszymy takie słowa, zapisują się one na tej karteczce, do której możemy sięgać, kiedy szukamy potwierdzenia swojej wartości. Z treści tych karteczek czerpiemy przekonanie, że warto próbować, i odwagę do poszukiwania ko­lejnych dziedzin, w których jesteśmy dobrzy.

W punkcie wyjścia, kiedy się rodzimy, u każdego czło­wieka ta szuflada jest pusta, nic nie jest skatalogowane.

Na początku zawsze jest pusta. Od tego, czy istnienie tej szuflady zostało uwzględnione w procesie wychowawczym — czy rodzice wiedzieli, jak istotna okaże się dla jakości życia ich dzieci - zależy, czy ona w ogóle coś zawiera, a jeśli tak, to co. Jak już wiemy, samoocena powstaje z cudzych ocen. Jako małe

Taki człowiek ma w sobie ważną

szufladę świecącą pustkami,

brakuje w niej karteczek,

do których można zaglądać:

„W tym jestem dobry,

potwierdzenie na to dostałem

od ważnych dla mnie osób.

Page 98: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

102 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

dzieci wiemy o sobie to, co usłyszymy od bliskich ludzi, ale nie tylko. Część naszej samooceny nie wynika wyłącznie z przeka­zu werbalnego, konkretnych słów, ale z mimiki, tonu głosu, ko­munikatu, który często jest ukryty między wierszami. Dzieci są jak radary: precyzyjnie wychwytują z otoczenia wszystkie sy­gnały będące reakcją na swoje zachowanie. A im bardziej kogoś kochają i im bardziej od tych osób zależy ich poczucie bezpie­czeństwa, tym bardziej są wyczulone na ich reakcje.

I dzieci przyjmują te oceny i reakcje zupełnie bezkry­tycznie.

A do czego one mają to porównać? Jeśli ci powiem, że nie znasz angielskiego, to ta informacja spłynie po tobie jak po kaczce, ponieważ wiesz, że to nieprawda. Bo masz już doświad­czenie w tym zakresie. Dziecko natomiast nie ma punktu od­niesienia, który mógłby spowodować, że informacja o nim nie wpadnie do szuflady z napisem „samoocena”.

Jak to się dzieje, że dla niektórych z nas zdanie innych jest ważniejsze niż własna opinia o sobie samym? Jak stwo­rzyć fundament, który każe zaufać sobie, temu, co się czu­je wewnątrz?

Wspominaliśmy już o tym, że od chwili urodzenia, kiedy coś się dzieje, my nie tylko sami odczuwamy jakąś emocję, lecz tak­że odbieramy reakcję otoczenia na to, co i jak przeżywamy. Jeśli wzrastamy w świecie, w którym rodzice pozwalają nam przeży­wać wszystkie emocje, uczą nas sposobu ich wyrażania, ale nie odbierają nam prawa do ich treści, to jako dorośli nie przyjmu­jemy bezkrytycznie tego, co mówią inni, ani nie traktujemy jak

Page 99: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 103

prawdy objawionej. Taką postawę przyjmują ci, którzy w dzieciństwie mogli się nie zgadzać z rodzicami i wyrażać swoje zdanie. Ty jesteś te­go przykładem, kiedy mi mówisz, że może komuś nie podoba się twój angielski, ale ty się tym nie przej­mujesz i zgodnie z tym, co czu­jesz, odpowiadasz: może nie mówię z oksfordzkim akcentem, ale mnie zadowala mój poziom.

Chodzi o to, by pozwolić sobie na bycie takim, jakim się jest?

Osoby, które znają swoją wartość, nie tracą gruntu pod no­gami, gdy słyszą słowa krytyki czy jakieś uwagi pod swoim adresem, ale sprawdzają w sobie, co one o tym sądzą. Zastana­wiasz się na przykład, jaki poziom znajomości angielskiego jest ci potrzebny, i stwierdzasz, że to, co umiesz, ciebie satysfakcjo­nuje. A jeśli komuś to się nie podoba, to nie twoja sprawa, bo ty nie jesteś od tego, by rozwiązywać czyjeś problemy.

Niejeden człowiek martwi się tym, co sobie pomyśli ktoś przysłuchujący się jego rozmowie prowadzonej nie­doskonałą angielszczyzną, na przykład szef, mąż, żona, chłopak, dziewczyna. A co będzie, jeśli zabraknie mu ja­kiegoś ważnego słowa?

Nic. Przecież nie jesteśmy robotami zaprogramowanymi tak, że jeśli popełnimy błąd, to cały system nam się zawiesza.

Jeśli wzrastamy w świecie,

w którym rodzice pozwalają

nam przeżywać wszystkie

emocje, uczą nas sposobu ich

wyrażania, ale nie odbierają

nam prawa do ich treści, to

jako dorośli nie przyjmujemy

bezkrytycznie tego, co mówią

inni, ani nie traktujemy

jak prawdy objawionej.

Page 100: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 04 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Uczenie się, próbowanie wiążą się z tym, że coś może się nam nie udać, że będziemy popełniać błędy. Mamy do tego prawo, nasze zachowanie może się komuś nie podobać. Błąd jest „ro­dzaju ludzkiego”, to nie żadne przewinienie. I nie możemy go traktować jak obelgi. Ani wtedy, kiedy ja mówię o sobie, że po­pełniłam błąd, ani wtedy, kiedy ktoś mi powie: „Tu chyba jest błąd”. Osoby mające wysoką samoocenę traktują to wyłącz­nie jako informację, którą albo biorą pod uwagę, albo ignorują. Przez pryzmat naszej samooceny, którą ktoś kiedyś nam two­rzył — w największym stopniu rodzice - zaczynamy przyglądać się światu i decydować, jakie miejsce w nim zajmiemy. Kim bę­

dziemy? Czy będziemy śpiewać, czy nie, czy pójdziemy na studia, czy nie? Rządzi nami nasza samo­ocena. Ale to jest pewien rodzaj oprogramowania, które może być kompletnie nieadekwatne do na­szego potencjału.

Zazwyczaj jest nieadekwatne, jeśli mamy zaniżoną samo­ocenę. A kiedy ona się tworzy?

Od pierwszych chwil naszego życia. Gdy dziecko płacze i słyszy: „Nie płacz”. Albo się śmieje, a rodzice mówią: „Nie śmiej się tak głośno”. Czyli dziecko jest cały czas bombardowa­ne komunikatami, jakie ma być, by było dobre. Tworzy mu się wiedzę, jak może żyć: gdy zachowuje się głośno lub płacze, sta­je się złe, niegrzeczne. Dziecko, które zaczyna rysować i słyszy, że powinno użyć innych kolorów, już wie, że nie umie dobierać kolorów. To, jak rysuje, nie podoba się, czyli nie umie rysować. Dlatego przestaje to robić.

Rządzi nami nasza samoocena

Ale to jest pewien rodzaj

oprogramowania, które może

być kompletnie nieadekwatne

do naszego potencjału.

Page 101: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 1 0 5

Dziecko dowiaduje się nie tylko o swoich kompeten­cjach albo głównie o ich braku, lecz także o swoim wyglą­dzie i o tym, jak inni je odbierają.

To dopiero obszerny temat! Szczególnie brzemienne jest to dla dziewczynek, którym się nie mówi, że mają ładne oczy, włosy itd. Często pracuję z dorosłymi kobietami i widzę, jak to wpływa na ich życie. Zwłaszcza kobiety mają jasno wytyczone kryteria wyniesione z domu rodzinnego, według których by­ły ocenianie jako atrakcyjne lub nie. One nadal oceniają siebie same według tego wzorca. I większość z nich wie, co od nie­go odstaje, ale nie wiedzą, co w nich jest ładnego. Sporo do­brze wykształconych pań mających dobrą pozycję zawodową nie uważa się za atrakcyjne jako kobiety, tylko - jak to kiedyś określiła jedna z nich — czują się takie dziurawe. I z tym poczu­ciem nieatrakcyjności wchodzą w relacje, a całą energię prze­znaczają na to, by tych „dziur” nie było widać. Każdy ma ja­kiś słaby punkt: odstające uszy, szpecące znamię itd. A przecież nie istnieje człowiek: ani kobieta, ani mężczyzna (bo i ich do­padają kompleksy), który by nie posiadał w sobie czegoś ład­nego i pociągającego, z czego może czerpać poczucie atrakcyj­ności. A ono daje nam również świadomość własnej wartości i poczucie swobody w relacjach z innymi ludźmi. Paradoksalnie zdarza się, że bardzo ładnym dziewczynkom rodzice nie mówią dobrych rzeczy.

Żeby im się w głowie nie przewróciło?

Właśnie tak! I one tak naprawdę wiedzą o sobie niewiele dobrego.

Page 102: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 0 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

To jakich konkretnie słów potrzebuje mały człowiek od rodziców, od otoczenia?

Kiedy dziecku naprawdę coś się udało, warto powiedzieć: „Świetnie ci to poszło”. A kiedy nie wyszło — pochwalić za to, że próbowało, i starać się pomóc, sprawdzić, gdzie popełniło błąd. Ale nie należy mu mówić, że spisało się fantastycznie, kiedy dziecku ewidentnie coś nie wyszło. Rodzice, którzy tak robią, szkodzą dziecku. Ono potem kompletnie nie radzi so­bie ze zwykłą, konstruktywną krytyką, nie potrafi się pogo­dzić z tym, że coś mu się nie udało, że nie okazało się w czymś najlepsze. A takie sytuacje są nieuniknione, dlatego trzeba na­uczyć dziecko przeżyć „przykrość”, ale też rozumieć, że to, co się stało, nie wpływa na całokształt. Świat się nie zawalił dla­tego, że coś mu nie wyszło, i to wcale nie znaczy, że jest nie­udacznikiem.

Czyli na pytanie rodziców: „Chwalić dziecko czy nie”, można by odpowiedzieć: „Trzeba dawać mu informację zwrotną. Prawdziwą”. Wielu rodziców krytykuje dziec­ko za jego stosunek do nauki, kiedy ono przynosi ze szko­ły trójkę. Albo dwóję czy jedynkę. Piątkę i czwórkę pomi­jają milczeniem, bo obowiązkiem dziecka jest dobrze się uczyć, więc nie ma o czym gadać.

Teraz są jeszcze szóstki, wobec tego w wielu domach czwórka to już tragedia! To prawda, że obowiązkiem dziec­ka jest się uczyć. Ale nie jest jego obowiązkiem mieć świetne oceny ze wszystkich przedmiotów, bo nie w każdej dziedzinie musi być wybitne. To możliwe, tylko jeśli ktoś ma wyjątkowe wszechstronne uzdolnienia i świetną pamięć, a odsetek takich

Page 103: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 107

osób w każdym społeczeństwie jest nikły. A więc to niepraw­da, że gdyby dziecko tylko się postarało, miałoby na świadec­twie piątki i szóstki od góry do dołu. Takie oczekiwania są w wielu wypadkach nierealne albo kończą się tym, że dziec­ko rzeczywiście jest najlepsze z najlepszych, ale nie ma inne­go życia poza szkolnym. Nie jest dzieckiem, tylko uczniem. Nie zgadzam się z tym, że obowiązkiem dziecka jest przynosić same piątki i szóst­ki. To tak, jakbyśmy ocze­kiwali od siebie, że codzien­nie w pracy będziemy odnosić sukcesy we wszystkim, co ro­bimy. Przecież my też mamy zakres zawodowych obowiąz­ków, w których jesteśmy lepsi, i taki, w których jesteśmy gorsi. Jednego dnia wszystko idzie nam jak po maśle, a na­zajutrz mamy gorszy dzień i jesteśmy mniej skuteczni. Nasze dzieci są takimi samymi ludźmi jak my, ale z dużo mniejszy­mi niż nasze możliwościami odreagowania stresu. My może­my nawet rzucić pracę, możemy się wściec na szefa, wszyst­ko mu wygarnąć. Albo przynajmniej zwierzyć się partnerowi, przyjacielowi, od których dostajemy zrozumienie i wsparcie. A dziecko słyszy ciągle, że powinno przynosić piątki, bo „co ono innego poza nauką ma do roboty?”, więc dusi ten stres w sobie. I stara się produkować piątki i szóstki jak w fabry­ce, żeby dzięki temu usłyszeć, że jest świetne. A kiedy dosta­nie dwóję, nikt mu nie powie, że każdemu się zdarza. I ono już do końca życia w swoim mniemaniu nie będzie mogło dostać żadnej dwói! Poprosiłam pewną świetną dziewczynę, której zaczęło się znacznie lepiej powodzić w ważnej dla niej

Nie zgadzam się z tym,

że obowiązkiem dziecka jest

przynosić same piątki i szóstki.

To tak, jakbyśmy oczekiwali

od siebie, że codziennie w pracy

będziemy odnosić sukcesy

we wszystkim, co robimy.

Page 104: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 08 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

dziedzinie życia, by oceniła, w ilu procentach to się popra­wiło. Znajdowała się niemal u celu, ale jako perfekcjonistka uznała, że to „jedynie” 80 procent.

To przypomniało mi historię chłopaka, który po po­wrocie z ogólnopolskiego konkursu dla młodych in­strumentalistów, gdzie zajął drugie miejsce, usłyszał od ojca: „W porządku, synu, ale postaraj się, żeby za rok to było pierwsze miejsce”. Wtedy on zakończył swoją przy­godę z muzyką. Co kieruje niektórymi rodzicami? Chcą zmotywować swoje dzieci? Ustawić poprzeczkę jeszcze wyżej?

Przeważnie mają dobre intencje. Wierzą, że zachowu­jąc się tak wobec dziecka, postępują właściwie, bo tak sa­mo postępowano wobec nich. Powielają schemat wychowaw­czy własnych rodziców. Wierzą, że dobre oceny zagwarantują dziecku w przyszłości dobrą pracę i poczucie bezpieczeństwa finansowego. Ale to nieprawda. Ludzie mający wyłącznie ży­cie szkolne albo życie z instrumentem, lub tylko własny po­kój z biurkiem, podręcznikami i klawiaturą, są samotni. Nie potrafią być z innymi ludźmi — śmiać się, bawić, kłócić, go­

dzić. Często wysoka inteligencja, świetne świadectwa nie przekłada­ją się na późniejsze sukcesy, także finansowe. Bo niezbędne są umie­jętności interpersonalne, sztuka bycia z ludźmi i czucia się z nimi

bezpiecznie. A tego trzeba się uczyć w praktyce, przeżywać to, najlepiej w dzieciństwie.

Często wysoka inteligencja,

świetne świadectwa nie

przekładają się na późniejsze

sukcesy, także finansowe.

Page 105: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 1 0 9

Rodzic musi znaleźć równowagę.

Pamiętam bardzo fajną matkę, której dziecko było uzdolnio­ne humanistycznie, a matematyka i fizyka stanowiły jego piętę achillesową. Umówili się, że syn z przedmiotów ścisłych może mieć oceny ledwie zaliczające, bo dzięki temu zdoła poświęcić więcej czasu przedmiotom humanistycznym i zyskać z nich lep­sze oceny: czwórki, piątki, nawet szóstkę, ponieważ go na to stać. Miał przyłożyć się do tych przedmiotów, bo one go rozwi­jają, satysfakcjonują, w nich się sprawdza. Dobre stopnie, które dostaje, wzmacniają jego samoocenę. Przedmioty ścisłe po pro­stu musi zaliczyć po to, żeby móc iść dalej. Ich zaliczenie by­ło zadaniem do wykonania. Nie musiał odczuwać przyjemności podczas nauki, były przedmiotami, które trzeba zaliczyć i już. Podoba mi się model, w którym rodzice potrafią podążać za własnym dzieckiem, rozpoznać, gdzie jest jego potencjał, i zro­zumieć, że to od niego zależy przyszłość dziecka. Nie tylko za­wodowa, bo może stąd czerpać swoje poczucie wartości, atrak­cyjności, ważności.

Ale rodzice i tak będą patrzeć na to przez okulary swoich doświadczeń i twierdzić, że dla humanistów pracy nie ma, więc niech dziecko się przemęczy z fizyką, niech się jej pouczy, a potem znajdzie dobrą pracę jako inżynier i więcej zarobi.

Nie zarobi. Ja nic nie zarobiłabym jako inżynier, bo przede wszystkim nie byłabym w stanie nim zostać. Gdybyś widział moje oczy tęskniące za rozumem, kiedy siedziałam nad za­daniami z rachunku prawdopodobieństwa... Mam zdolno­ści w innym zakresie. Też musiałam zaliczać przedmioty ścisłe,

Page 106: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 1 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

natomiast z pewnością nie była to kwestia mojego wyboru. Nie­prawda, że „gdybym chciała naprawdę, tobym się postarała”. Nie. To tak, jakby komuś, kto ma wadę wzroku, powiedzieć, że gdyby się postarał, lepiej by widział. Jeśli ktoś ma wybitne uzdolnienia muzyczne, to nie jest kwestia jego decyzji ani je­go zasługa. Każdy ma do czegoś talent, w jakiejś dziedzinie jest lepszy niż przeciętnie, ma zdolności do rysowania albo wrażliw­sze kubki smakowe. I zadaniem rodziców oraz - teoretycznie - szkoły, jest dostrzec, co w ich dziecku warto rozwijać, z cze­go ono może budować poczucie własnej wartości. Zamożność, której rodzice tak bardzo pragną dla swoich dzieci, nie sprawi, że one potem nie będą się czuły samotne. Pieniądze rozwiązują tylko jeden problem: finansowy, ale jeśli czegoś nie potrafimy, one tego za nas nie załatwią. Kariera zawodowa nie przekłada się na szczęście osobiste. Bo to jest osobny nurt, w którym mu­simy się zanurzyć - nurt emocji. Bycie z ludźmi trzeba przeżyć na własnej skórze i rodzice powinni mieć to na uwadze, zamiast traktować kontakty dziecka z rówieśnikami wyłącznie w kate­goriach rozrywki czy zabawy.

Gdybyśmy mogli przenieść się w czasie i wrócić na chwilę do naszego domu rodzinnego, by zobaczyć, skąd biorą się nasze zachowania, choćby zdenerwowanie przed rozmową o pracę...

Znów kłania nam się samoocena i te szufladki, w których mamy tylko informacje o tym, co z nami jest nie tak, ponieważ jeśli robiliśmy coś zgodnie z oczekiwaniami, kwitowano to mil­czeniem. Gdy rodzice uczą dziecko kłaść się o godzinie 20.00 do łóżka, zwracają mu uwagę, jeśli tego nie zrobi. Ale kiedy grzecznie leży pod kołdrą, mama całująca je na dobranoc nie

Page 107: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

mówi: „Cieszę się, że tak od razu się położyłeś, czytanie ci bajki sprawia mi większą przyjemność”. Kiedy dziecko odniesie talerz do zlewu, warto mu powiedzieć: „To miłe, że mogę się z tobą umówić, a ty tej umowy pilnujesz, starasz się jej dotrzymywać”. Nie chodzi o to, by mówić dziecku, że jest wspaniałe za każdym razem, kiedy wypełnia swoje obowiązki. Ale w praktyce jest od­wrotnie: reakcją na wypełnianie obowiązków przez dziecko pra­wie zawsze jest milczenie.

Bo przecież tak powinno być.

Tak! Ale jeśli dziecko nie odniesie talerza, od razu otrzymuje komunikat. Czyli kiedy jest w porządku, nie dostaje informacji, a kiedy nie jest — dostaje. I dlatego potem dziecko ma w swo­jej szufladce z samooceną wyłącznie informację o tym, w czym jest złe, w czym się nie sprawdza. A jako człowiek dorosły może wymienić jednym tchem to, co wie o sobie. Ale tylko to, co jest złe. Taka osoba czuje się natomiast skrępowana, kiedy ma po­wiedzieć o sobie coś dobrego, pochwalić się samą sobą.

Już w starożytności mówiono: słowa uczą, ale przykłady wychowują. Nie chodzi przecież tylko o dziecko.

Źródłem informacji o tym, czy można mówić o sobie do­brze i jak to robić, jest również relacja między rodzicami. Tyl­ko jeśli oni mówili sobie pozytywne rzeczy, dziecko miało szan­sę osłuchania się z tym, że można mówić o sobie dobrze. Było przecież świadkiem sytuacji, gdy mama wracała z pracy i oznaj­miała: „Ale mi się dzisiaj udał ten projekt!”. Albo tata wpa­dał do domu z radością: „Dzisiaj miałem takie owocne spotka­nie, naprawdę byłem mistrzem!”. Słyszało też pewnie: „Co jak

„Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 1 1 1

Page 108: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 1 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

co, ale ta zupa to mi dzisiaj znakomicie wyszła”. To przykłady z codzienności. Dziecko, które żyje w takim domu, uczy się, że można się pochwalić samym sobą, cieszyć głośno ze swoich suk­cesów. Dlatego kiedy dostanie piątkę z polskiego, a nawet trój­kę z matematyki (bo taka ocena z tego przedmiotu to dla niego spore osiągnięcie), pędzi jak na skrzydłach do rodziców, by im to powiedzieć. A kiedy narysuje coś, co mu się bardzo podoba, pochwali się tym rodzicom, a swoje dzieło powiesi w pokoju.

A z czego wynika postawa przeciwna: człowiek wierzy, że jest najlepszy na świecie i praca mu się należy, więc roz­mowa kwalifikacyjna bywa rozczarowująca, bo oni się na nim nie poznali?

Jako dziecko nigdy nie przegrał z rodzicami w warcaby czy karty, a w każdym szkolnym konflikcie rodzice uznawali, że on jest tym niewinnym, na którego wszyscy się uwzięli. Stąd taka postawa życiowa: „Mnie się należy, bo nikt nie jest lepszy ode mnie”. Skoro nie chcą go zatrudnić, widocznie się nie zna­ją. W przeciwnym razie z pewnością by go przyjęli. Jeśli jed­nak okazuje się, że w kolejnym miejscu nas nie chcą, następni ludzie nas nie akceptują, znajomi o nas nie dbają, nie pamię­tają o naszych imieninach, urodzinach - czas się zastanowić, jak jesteśmy postrzegani przez innych. Może rządzi nami pro­gram szpiegujący, który uniemożliwia nam bycie drugim, po­godzenie się z przegraną? Może jesteśmy dużym dzieckiem, które zawsze musi dostawać szóstki? Kiedy pracuję z taki­mi ludźmi, mam dla nich dużo ciepłych uczuć, ponieważ są bardzo samotni. I nielubiani, dlatego że wydają się tacy har­dzi, mocni, pewni siebie. W przeciwieństwie do osób, które w sposób widoczny dla otoczenia nie wierzą w siebie i przez

Page 109: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 11 3

to wzbudzają współczucie, uczucia opiekuńcze. I do pewnego stopnia są w lepszej sytuacji. Do pewnego stopnia, bo na dłuż­szą metę nie chcemy się z nimi wiązać. Ich bierność, pasyw­ność, niezaradność zmuszają nas do tego, by w relacji z nimi cały czas mieć na dłoniach białe rękawiczki - bo inaczej mo­glibyśmy ich dotknąć, zranić, bo mogliby sobie nie poradzić, rozpaść się na naszych oczach. Tworzenie z nimi stałych rela­cji jest męczące, podobnie jak z koleżanką od sernika, o której wcześniej wspominałeś.

Drżę na samą myśl o tym serniku.

Bo to męczy. Ale ci ludzie, przynajmniej w doraźnych re­lacjach, wzbudzają w innych potrzebę zadbania o nich. Nato­miast postawa życiowa, którą przed chwilą scharakteryzowałeś, wywołuje agresję, „bo ten sobie na pewno poradzi”. A ci ludzie są samotni i nie wiedzą, dlaczego ciągle ktoś ich nie chce. Czę­sto rzeczywiście mają przekonanie, że są świetni. Tak zostali wy­chowani. Tymczasem inni nie chcą ich ani w swoich zespołach, ani w życiu prywatnym, bo oni są przemądrzali.

To wcale nie muszą być ludzie niezdolni ani nieinteli­gentni.

Wręcz przeciwnie - są często bardzo dobrze rozwinięci inte­lektualnie, mają skończone studia MBA, kursy i szkolenia, są absolwentami różnych uczelni. Jednak brakuje im umiejętno­ści interpersonalnych, nie potrafią być z ludźmi. Nawet progra­my komputerowe pisze się w zespołach i trzeba umieć się poro­zumieć, podzielić się pracą, wywiązywać się z umów, wysłuchać czyichś uwag, czasem krytycznych. A tych ludzi w dzieciństwie

Page 110: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 14 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

nie nauczono, że błąd jest czymś normalnym i każdemu może się zdarzyć.

Tylko jak rodzic, który sam nie słyszał w dzieciństwie słów wsparcia, może wpaść na pomysł, by mówić je swoje­mu dziecku?

To, że ktoś nie zaznał czegoś w dzieciństwie, o niczym nie przesądza. Kiedy wychodzimy z domu rodzinnego, zyskujemy nowe doświadczenia, inne niż te, które dali nam rodzice. Zdo­bywamy nową wiedzę i możemy z niej świadomie korzystać. Te­mu też służy zaglądanie do przeszłości, o którym już mówiliśmy: czasami trzeba się z czymś pożegnać i zacząć uczyć się czegoś na nowo. Kiedy po raz pierwszy zaczniemy mówić o sobie dobrze,

a nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, będziemy się czuli nieswojo, nawet jeśli to się odbędzie bez świadków. Możemy czuć ucisk w gardle, kie­dy mówimy: „Mam zmysł estetycz­ny” albo „Lubię gotować” „Dobrze prowadzę samochód”, „Lubię swój głos”, „Podobają mi się moje oczy”.

Albo „Umiem stworzyć fajną atmosferę, kiedy przycho­dzą znajomi”, „Lubię swoje poczucie humoru”.

I wypowiadając te zdania, czujemy się nieswojo. Nigdy wcześniej nie mówiliśmy o sobie dobrze. Usłyszeć swój własny głos i dobre słowa o nas samych! Ludzie mają problem nawet z napisaniem o sobie czegoś pozytywnego. Także wtedy, kiedy robią to na kartce, której nie zamierzają nikomu pokazać.

Kiedy po raz pierwszy

zaczniemy mówić o sobie

dobrze, a nigdy wcześniej

tego nie robiliśmy, będziemy

się czuli nieswojo, nawet jeśli

to się odbędzie bez świadków.

Page 111: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 1 15

Ale kiedy pokonamy opory, jest już chyba tylko łatwiej?

I tak, i nie. W końcu się przełamujemy i zaczynamy nad so­bą pracować, ale jednocześnie dociera do nas, że nie zostaliśmy nauczeni czegoś cennego. Pojawia się żal, że teraz w dorosłości musimy to nadrabiać, i z tego powodu straciliśmy trochę sma­ku i jakości życia. Pomaga wówczas zrozumienie, że nasi rodzice prawdopodobnie jako dzieci również byli pozbawieni pochwał. Ale my możemy być tymi, którzy zmienią bieg wydarzeń w na­szym rodzie - nie podamy pałeczki kolejnemu pokoleniu, po­żegnamy pewne wzorce, wprowadzimy nowe, lepsze, i prze­każemy je dalej, naszym dzieciom, a one swoim.

Od kilku lat prowadzę szkolenia z zakresu komunika­cji interpersonalnej. I kiedy proszę ludzi o wypisanie ich mocnych stron, wiele osób już na wstępie deklaruje, że ani jednej nie poda, bo ich nie ma. A ja mógłbym kilka wy­mienić, chociaż znam tych ludzi zaledwie od paru godzin. Co mają zrobić ci, którzy chcieliby się nauczyć dostrzegać swoje zalety?

Pomocne będą treningi interpersonalne, podczas któ­rych możemy zobaczyć samych siebie oczami innych. Siadamy w grupie kilkunastu osób i szczerze mówimy sobie wzajemnie o tym, jakie emocje wzbudzamy, co o sobie myślimy. I trudno zignorować fakt, że ośmiu z dziesięciu ludzi mówi podobną do­brą rzecz na nasz temat. Nawet jeśli to nie stanie się od razu, może później ta prawda do nas dotrze?

Człowiek, który ma bardzo dużo kompleksów i przekona­nie, że nie radzi sobie z wieloma rzeczami, wkłada mnóstwo energii w ukrywanie tego. To zadanie bardzo absorbuje. Takiej

Page 112: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

116 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Człowiek, który ma bardzo dużo

kompleksów i przekonanie,

że nie radzi sobie z wieloma

rzeczami, wkłada mnóstwo

energii w ukrywanie tego.

osobie nie przychodzi nawet do głowy, że ludzie odbierają ją ina­czej. Dostrzegają, że jest sympa­tyczna, uczciwa, że można na nią liczyć, bo dotrzymuje słowa. Wi­dzą w niej to, czego ona w sobie ani nie zauważa, ani nie ceni. Ta­

ka sytuacja podczas terapii zawsze mnie zasmuca. Siedzi przede mną ktoś, kto podoba mi się jako człowiek. Słucham jego hi­storii, jak radził sobie z trudami życia, czasami z koszmarnym dzieciństwem. Podziwiam go za to, że mimo bagażu doświad­czeń nie chce przekazać złych wzorców swoim dzieciom, aby nie skrzywdzić kogoś, kogo kocha. Natomiast na siebie ten czło­wiek tak nie patrzy — głównie „podłącza się” do tego, co mu nie wychodzi, zamiast skupić się na swoich pozytywnych stronach. Myślę sobie: „Jaka szkoda, że on z tego nie korzysta. Inni mają z nim fajniej niż on sam ze sobą”.

Wewnętrzne oprogramowanie jest wadliwe?

Tak. Świetnie powiedziane. To tak, jakby do nowoczesnego komputera próbować wgrać oprogramowanie sprzed dwudzie­stu lat. Nie da się, dlatego cały system się zawiesza, nie działa.

Jak zainstalować nowy system? Nie ma gotowca z pu­dełka z napisem „Adam 2 0 1 3 ” .

Nie ma gotowca. Dlatego wielką wartością jest spojrzenie na siebie oczami innych. My już od kilkudziesięciu lat podłączeni do listy „Jestem beznadziejny” przeżyliśmy tak kawał życia, doko­naliśmy wielu wyborów. Stworzyliśmy też takie a nie inne rela-

Page 113: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 1 1 7

cje i obraz samych siebie w oczach wielu ludzi. A teraz czas na zmianę: zaczynamy powolutku korzystać też z tego, co nam po­wiedzieli inni, choćby podczas treningu interpersonalnego. Ina­czej reagujemy, chcemy nie tylko dawać, lecz także brać. Mówić o tym, co nam się nie podoba: „Nie lubię, gdy się spóźniasz”.

I dodać: „Następnym razem daj znać, że się spóźnisz”.

Albo: „Czekam dziesięć minut, a potem wychodzę”. I trzeba naprawdę wyjść. Mówimy: „Następnym razem ty robisz zaku­py”, „Następnym razem to ja biorę samochód, a ty jedziesz do pracy autobusem”. Powoli uczymy się nie być wygodni nie tyl­ko dla innych, lecz także dla siebie. Uczymy się tworzyć swój świat z przekonaniem, że nasze po­trzeby są równie ważne. Dlatego „żeby móc ze mną być, też musisz coś zrobić”. Znajdujemy powód, by szanować samych siebie. Dociera do nas, że nie jesteśmy byle kim. To, co wiemy o sobie, sprawia, że myślimy:„Hmm... Takich ludzi jak ja trzeba szanować”.

Wyobrażam sobie ludzi, którzy czytają te słowa i czują przerażenie. Bo oni jeszcze „tam” nie byli.

Oczywiście. I wiesz co... Rozumiem ich przerażenie. Tam­to życie stworzone według listy przynajmniej znają, potrafią się w nim poruszać. I tu pojawia się właśnie pewna pułapka związana ze zmianą oprogramowania. Ktoś, kto się na to decyduje, ocze­kuje, że od razu wszystko będzie działać idealnie. Tymczasem, po

Uczymy się tworzyć swój świat

z przekonaniem, że nasze

potrzeby są równie ważne.

Dlatego „żeby móc ze mną

być, też musisz coś zrobić” .

Znajdujemy powód,

by szanować samych siebie.

Page 114: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 1 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

pierwsze, najpierw trzeba się oswoić z samym sobą w tym no­wym stanie. Po drugie, musimy się liczyć z tym, że nie od ra­zu odniesiemy sukces. Nikt nas nie przyjmie z otwartymi ramio­nami, zwłaszcza że w poprzedniej wersji byliśmy wygodniejsi dla otoczenia. Ono zawsze stawia opór. Bo przedtem można się było bezkarnie spóźnić, powiedzieć: „Nie dam ci samochodu”. A teraz słyszą: „Nie, dziś ja biorę samochód” wypowiedziane tonem su­gerującym, że nie wolno nas lekceważyć. Nie zawsze jednak od razu przynosi to oczekiwany skutek, co jest dla samych zaintere­sowanych źródłem rozczarowania. Liczyli na to, że inne zachowa­nie od razu spowoduje trwałą zmianę: „Przecież ja próbowałam, ja to zrobiłem” - mówią rozgoryczeni. Po latach trwania relacji opór drugiej strony jest naprawdę duży i trzeba to uszanować, dać temu drugiemu człowiekowi czas.

Ale czy otoczenie będzie mnie lubić, kochać, kiedy bę­dę inny?

Część ludzi może przestać nas lubić, a nawet kochać, ale warto zadać sobie nowe pytanie: „Jak MY chcemy być kocha­ni?”, „Jaka jest nasza definicja miłości?”, „Jakich ludzi chcemy mieć w swoim życiu?”. Zastanówmy się, jak wyobrażamy sobie bycie z kimś, kto nas kocha, i czego od niego oczekujemy? Mo­że pytamy o to po raz pierwszy, bo dopiero teraz do nas dotarło, że my w ogóle możemy od niego czegoś oczekiwać. Nie jeste­śmy już podłączeni do smutnej listy i nie zamierzamy rezygno­wać ze wszystkiego tylko dlatego, że ktoś chce z nami być.

Czasem ludzie „łapią okazje”. Skoro ktoś się mną za­interesował, to muszę skorzystać, bo taka sytuacja może się nie powtórzyć.

Page 115: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 1 1 9

Jest takie bardzo gorzko brzmiące zdanie, że głodny zje by­le co. Jeśli nie mamy wysokiej sa­mooceny, a jednocześnie, jak każdy człowiek, jesteśmy spragnieni uczu­cia, bliskości, relacji, miłości, to za­dowolimy się byle jaką relacją, byle jakim traktowaniem.

Zdarza mi się rozmawiać z menedżerami, którzy opo­wiadają, jakim wyzwaniem są dla nich pracownicy mający zaniżoną samoocenę.

Z pewnością tak jest. Ci menedżerowie dostrzegają kompe­tencje takiego pracownika, doceniają jego pracę, ale ten czło­wiek nie wierzy w siebie i umniejsza swoje zasługi, a kiedy sły­szy pochwały, czuje się skrępowany. To wszystko sprawia, że menedżerowie, którzy źle się z tym czują, zaczynają dbać o sie­bie i dlatego nie chcą przeżywać takich sytuacji. Przestają więc chwalić pracownika, nie dają mu awansu. Ale chętnie powie­rzają mu trudne zadania, ponieważ wiedzą, że zostaną świetnie wykonane.

Słyszę też, że osoby z niską samooceną są „męczą­ce” . Bardzo dużo energii trzeba zużyć, żeby się z ni­mi porozumieć, przekazać informację zwrotną, że coś trzeba jeszcze dopracować. Wielu z nich „rozpadnie się” pod ciężarem tych słów jak pod miażdżącą kryty­ką. Bo są więźniami listy, o której mówiłaś, i kiedy ktoś prosi tylko o poprawienie tabelki, oni słyszą, że są do niczego.

Jeśli nie mamy wysokiej

samooceny, a jednocześnie,

jak każdy człowiek, jesteśmy

spragnieni uczucia, bliskości,

relacji, miłości, to zadowolimy

się byle jaką relacją,

byle jakim traktowaniem.

Page 116: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

120 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Nie dociera do nich informacja, że tylko tabelka wymaga modyfikacji, myślą, że cały projekt jest do niczego.

Prawidłowa samoocena jest niczym fundament, dzięki któremu człowiek wie, jaki jest, w co może się zaangażo­wać, bo mu dobrze idzie, a co go nie pociąga. Co twoim zdaniem młody człowiek powinien słyszeć od rodziców, kiedy ma rok, cztery, osiem lat, a potem dziesięć i siedem­naście? O czym z dzieckiem rozmawiać?

Przede wszystkim mówić mu, jakie jest wspaniałe i dlacze­go. Powtarzać, co nas w nim zachwyca, zauważać, że w czymś jest lepsze od nas, podkreślać, że wie coś, czego my nie wiemy. Wskazywać sytuacje, w których dziecko sobie poradziło, ale też szukać odpowiedzi, dlaczego mu coś nie wyszło, na przykład: „Masz, kochanie, inne zainteresowania i talenty niż malowanie. Możesz tego nie umieć tak dobrze, jak potrafisz na przykład grać w piłkę, śpiewać, pisać wypracowania”.

I warto pokazywać dziecku świat. Różnorodny. Czyli taki, w którym każdego dnia jest wiele emocji, potrzeb, wiele róż­nych sytuacji. Niektóre z nich wywołują śmiech, inne łzy albo złość. Kiedy opowiadamy dziecku, jak nam minął dzień, mów­my o tym, co nam się podobało, co nam się udało. Możemy też opowiedzieć dziecku o tym, co nam nie wyszło, i nie zalać się łzami. Jeśli zobaczy, że to nie jest katastrofa, lepiej zrozumie, że jemu też czasem coś się może nie udać.

I że to można przeżyć...

Tak, to jest normalne, że mogło nam się coś nie udać. Dziec­ko zaczyna podobnie postrzegać swoje życie. Przez obserwowa­

Page 117: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 121

nie różnorodnych reakcji rodziców na to, co ich spotyka, dziec­ko uczy się podobnych zachowań. I potem ono też bez strachu mówi, że coś mu nie wyszło, a kiedy jest z siebie zadowolone, chwali się tym rodzicom. A oni są z niego dumni i to okazują. Nie znaczy to oczywiście, że mamy się zachwycać, gdy dziec­ko pomaluje ścianę w pokoju pastą do butów. Nie powiemy mu wtedy: „Jaka piękna kreska”, ponieważ to nie jest miejsce do malowania. Nie możemy tego robić, bo mamy nauczyć dziecko funkcjonowania w świecie, w którym nie maże się po ścianach (chyba że są do tego przeznaczone). Wierszyk ułożony przez dziecko z użyciem brzydkich słów też nie zasługuje na pochwa­lę, nawet jeśli jest inteligentny i dowcipny. Nie ma nic zabaw­nego w tym, że dziecko używa słów, przez które poza domem będzie źle traktowane, może wręcz usłyszeć parę przykrych uwag. I nie będzie wiedziało, o co chodzi, bo przecież rodzice zachwycili się wierszykiem, w którym były te słowa.

Niekiedy rodzice zachwyca­ją się takimi rzeczami, że zasta­nawiam się, czy ktoś w tej ro­dzinie jest w ogóle dorosły!

Nie rozumiem rodziców pu­blicznie okazujących zachwyt, gdy ich dziecko mówi, że są głu­pi. Cieszą się ze szczerości dziec­ka. A to przecież nie jest szcze­rość, tylko brak wychowania. Nie można wypuścić w świat czło­wieka, który nie będzie rozumiał, że nie wolno kierować do ludzi

Nie rozumiem rodziców

publicznie okazujących zachwyt,

gdy ich dziecko mówi, że są

głupi. Cieszą się ze szczerości

dziecka. A to przecież

nie jest szczerość, tylko brak

wychowania. Nie można

wypuścić w świat człowieka,

który nie będzie rozumiał,

że nie wolno kierować

do ludzi takich słów. Ktoś,

kto tak postępuje, jest skazany

na odtrącenie - i w życiu

prywatnym, i zawodowym.

Page 118: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

122 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

takich słów. Ktoś, kto tak postępuje, jest skazany na odtrącenie — i w życiu prywatnym, i zawodowym.

Ale...

Zawsze jest jakieś „ale”.

„Bardzo ładnie, ale— ” albo „Pięknie rysujesz, ale mógłbyś nie wyjeżdżać za linię” lub „Dobrze się uczysz, ale z chemii stać cię na trochę lepsze oceny”. I już jadąc po bandzie: „Mamusia cię kocha, ale mógłbyś mieć porządek w pokoju i postarać się być grzeczniejszy”.

„Gdybyś kochał mamusię, to miałbyś lepsze oceny, bardziej byś się starał”.

Brr... Nad stołem trochę cię głaszczę, ale pod stołem cię kopnę - to jest taki komunikat. Często wygłaszany w nadziei, że zadziała: dziecko będzie się lepiej uczyć albo dokładniej sprzątać pokój. Widzę w tym duże ryzyko — po­łączenie miłości z tym, że trzeba na nią zasłużyć. Chociaż­by stopniami w szkole.

Doszliśmy do ważnego tematu, jakim jest miłość bezwarun­kowa. Rodzice często wpajają dzieciom przekonanie, że na mi­łość trzeba zasłużyć, należy się odpowiednio zachowywać, żeby ją utrzymać albo żeby w ogóle była. A dzieci mogą kierować się tą zasadą także w dorosłym życiu. I przekazać to kolejnemu po­koleniu. Jednym słowem: cały czas trwa egzamin — „Zdam czy nie zdam?”. Kiedy przynosimy ze szkoły dobre oceny, wtedy dostajemy miłość w zamian. To jest pewna transakcja. „Jesteś

Page 119: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

„Jesteś świetny!” . Słowa, które nas tworzą 1 23

grzeczny — mamusia, tatuś cię kocha”. Zdrowym fundamentem dla każdego małego człowieka jest przeżycie miłości bezwarun­kowej. Takiej, w której nie istnieje żadna zależność między mi­łością rodziców a zachowaniem dziecka. Wszystko jedno, jaki jesteś i co robisz - i tak cię kocham. Miłość rodzicielska to mi­łość bezwarunkowa. Jeśli ją przeżyjemy, później nie szukamy jej kompulsywnie w dorosłym życiu, w którym już takiej miłości bezwarunkowej — ani w relacjach miłosnych, ani przyjacielskich — nie można doświadczyć. Jest duża grupa dorosłych ludzi, któ­rzy mają poczucie, że na miłość muszą zasłużyć, czyli zrezygno­wać z dużej części własnych potrzeb.

Tu się pojawia zasadnicza różnica między miłością ro­dzicielską a każdą inną miłością...

Miłość rodzicielska ma dać dziec­ku poczucie, że ona jest trwała, bę­dzie istniała zawsze, i to bezwarun­kowo. A kiedy zakochujemy się jako dorośli, jest inaczej. Jeśli bę­dziemy kochać drugiego człowieka byle jak albo będziemy go byle jak traktować, to on może zniknąć...Dlatego w dzieciństwie musimy przeżyć miłość, którą rodzice obda­rzają nas w taki sposób, że ją czuje­my, niezależnie od tego, czy jesteśmy prości, krzywi, błyskotli­wi, zagapieni, na piątkę, na dwóję, czy mieliśmy starte kolano, czy zapomnieliśmy wiersza w połowie, czy wyrecytowaliśmy go idealnie. Wiemy, że jesteśmy kochani, świadczą o tym wszyst­kie znaki na ziemi i na niebie — zachowanie rodziców, ale też ich

Miłość rodzicielska ma dać

dziecku poczucie, że ona jest

trwała, będzie istniała zawsze,

i to bezwarunkowo. A kiedy

zakochujemy się jako dorośli,

jest inaczej. Jeśli będziemy

kochać drugiego człowieka

byle jak albo będziemy go

byle jak traktować, to on

może zniknąć...

Page 120: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 24 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

słowa. Jeśli ktoś taką bezwarunkową miłość przeżyje w dzieciń­stwie, może potem tworzyć zdrowe relacje, bo nie próbuje prze­żyć w dorosłym życiu czegoś ważnego, czego nie doświadczył jako dziecko. Ci, którzy tego nie dostali, mają w sobie ciągle małe, płaczące dziecko, gdy wchodzą w relacje z drugim doro­słym człowiekiem. Z jednej strony wciąż szukają tej bezwarun­kowej miłości, a z drugiej — by na nią zasłużyć, redukują swo­je potrzeby i nie stawiają warunków („żeby ze mną być, musisz mnie szanować: za to, za to, za to”).

Jest jeszcze jeden problem. W naszej kulturze nie pre­miuje się mówienia o sobie dobrze. Deklarację: „Jestem w tym świetny” odbiera się negatywnie: „Samochwała w kącie stała!”.

Tak, kiedy zaczynamy mówić o osobie dobrze, bo zyskaliśmy świadomość swojej kompetencji, atrakcyjności — także fizycznej - otoczenie często reaguje zdziwieniem, uszczypliwie to komen­tuje. Jest zgoda na to, byśmy wypowiadali się o sobie krytycz­nie, samobiczowali się, umniejszali swoje zasługi i podkreślali niedoskonałości. Mówienie o sobie dobrze sprawia, że od razu zyskujemy etykietkę: „Chwalipięta, zarozumialec pozbawiony skromności!”.

W polszczyźnie jest sporo przysłów, sformułowań i po­wiedzeń piętnujących tę postawę: „Stój w kącie, a znajdą cię”, „Pokorne ciele dwie matki ssie”.

To przekonanie jest bezsensowne. Wyobraź sobie pokój i człowieka stojącego w kącie. Takiego skulonego, cichutkie­go, z pochyloną pokornie głową. To niemożliwe, żeby do tego

Page 121: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Jesteś świetny!”. Słowa, które nas tworzą 1 2 5

człowieka ktoś przyszedł i powiedział: „Przepraszam bardzo, przepraszam, że przeszkadzam. Czy ja mogę panu zapropono­wać stanowisko prezesa banku?”. To, czy w przestrzeni swoje­go życia jesteśmy w kącie, czy stoimy pośrodku, ma ogromne znaczenie. To wpływa na naszą relację ze światem, na to, jak nas można traktować. Proponuję, żeby we wszystkich kątach takie­go pokoju, który jest metaforą naszego życia, postawić miotłę. Kąt jest miejscem na miotłę, nie na nas.

Co musi się wydarzyć, żebyśmy nie zostali w kącie na miotły?

Nasza samoocena zagania nas do tego kąta. I tkwimy w nim tak odruchowo, bezrefleksyjnie. Po latach jednak coś może się w nas obudzić. Jakaś niezgoda na to, by nasze życie nadal tak wyglądało. Nie wiemy jeszcze, co miałoby się zmienić, ale do­tarło do nas, że musi być inaczej niż do tej pory. I zaczynamy szukać odpowiedzi na pytanie: „Inaczej to znaczy jak?”. Wte­dy pomaga spojrzenie na siebie oczami innych, o czym już mó­wiłam, i dostrzeżenie w sobie tego, z czego my nie korzystamy, a inni — tak. Złości mnie, gdy ktoś mówi: „Ja mam szczęście do ludzi”. Guzik prawda! Nie ma czegoś takiego jak szczęście do ludzi! Skoro inni chcą cię wspierać, przyjaźnić się z tobą, to znaczy, że na to zasłużyłeś tym, jakim jesteś czło­wiekiem. Nie żyjemy na bezludnej wyspie. Każdego z nas otaczają setki ludzi. I to, kogo zaprosimy do nasze­go życia, z kim będziemy się przyjaź­nić, wynika z tego, że właśnie z tą oso­bą chcemy budować bliskie relacje.

Nie ma czegoś takiego

jak szczęście do ludzi!

Skoro inni chcą cię

wspierać, przyjaźnić się

z tobą, to znaczy,

że na to zasłużyłeś tym,

jakim jesteś człowiekiem

Page 122: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 2 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Dlatego że w tym jest dla mnie świetny, a tamto w nim cenię.

Tak, wyznaje takie wartości, które uważam za atrakcyjne, bo są mi bliskie. W tym, że ktoś decyduje się nam pomóc, nie ma przypadku (chyba że to anonimowa wplata na konto). Ale je­śli ktoś nas zatrzymuje w swoim życiu, robi to dlatego, że widzi w nas to, czego my sami nie dostrzegamy, bo skupiamy się tyl­ko na tym, co próbujemy ukryć przed innymi — na swoich kom­pleksach, zwykłym, ludzkim „Nie umiem”, „Boję się”. Nikt nie jest masochistą, każdy wybiera sobie przyjaciół, współpracowni­ków, znajomych. Mamy na to wpływ i z niego korzystamy.

Page 123: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 5

E -ży c ie . C ze g o n ig d y

nie zn a jd zie m y w sieci?

Page 124: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Andrzej

Zacząłem randkować w internecie w połowie studiów.

Z dziewczyną, jeszcze z liceum, jakoś nam nie wyszło.

Wchodziłem na czaty, a potem założyłem profil na portalu

randkowym. Na początku myślałem, że będę szczery i nie

zacznę przestawiać „cyferek” w opisie. Wiek był w porząd­

ku, ale wiedziałem, że kilogramy mogą odstraszać. Z cza­

sem „odchudzałem się” więc wirtualnie. Najpierw kilka ki­

lo, do okrągłej liczby, potem jeszcze jeden kilogram w dół,

bo 89 wyglądało lepiej niż 90. Potem trochę urosłem. Wy­

brałem najlepsze zdjęcia. Kilka z nich poprawił mi na kom­

puterze współlokator. Zdrowa cera, zero trądziku, z którym

nie mogłem sobie poradzić od ósmej klasy podstawówki.

Spodobałem się sobie w tym nowym wydaniu.

Nie polubiłem czatu. Zbyt duży natłok informacji, gubiłem

się. Ale mój profil miał powodzenie. Zacząłem flirtować

z kilkoma dziewczynami, wymienialiśmy maile, wysłaliśmy

sobie kolejne zdjęcia. Kumplowi wcześniej zajmującemu się

przeróbką moich fotek pokazałem zdjęcia dziewczyny, któ­

ra najbardziej mi się podobała. Powiedział, że też zostały

upiększone. Pokazał mi wycięte worki pod oczami, rozjaś­

nione białka oczu, powiększone usta. Postanowiłem umówić

się na spotkanie. Ona mieszkała w Bydgoszczy, ja studio­

wałem w Toruniu. Pojechałem do niej. Poszliśmy do cukier­

ni nad Brdą, ale widziałem, że po drodze lustrowała mnie

Page 125: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 129

niechętnie. Nie pozostałem jej dłużny. Usta rzeczywiście by­

ły powiększone, w dodatku na zdjęciu brakowało blizny nad

górną wargą.

To była najdziwniejsza randka w moim życiu. Ona powie­

działa, że kilogramów mam chyba więcej, niż pisałem.

Wkurzyłem się i zapytałem o bliznę, a wtedy ona odparo­

wała, że centymetrów też chyba sobie trochę dodałem. Za­

pytałem, czy ma prawo mnie osądzać, skoro sama nie była

lepsza? Nie doczekaliśmy się kelnera, u którego zdążyliśmy

już zamówić ciastka. Wyskoczyła stamtąd jak oparzona, a ja

czułem się jak dureń. Wróciłem do Torunia i skasowałem

zdjęcia profilowe. Na randki z osobą poznaną przez internet

poszedłem potem jeszcze tylko trzy razy. Zawsze przypomi­

nało to zabawę: „Znajdź szczegóły, którymi różnią się dwa

obrazki” .

Bogna

Moje małżeństwo zmarło śmiercią naturalną długo przed

rozwodem, czyli kobietą nie czułam się od prawie dziesięciu

lat. Byłam już gotowa wejść w nowy związek, chociaż bar­

dzo się bałam. Zalogowałam się na jednym z dużych portali

randkowych, ale nie zamieściłam swojego zdjęcia. Uparłam

się, że poszukam mężczyzny, który odezwie się do mnie ze

względu na to, co napiszę na profilu. Dopiero potem mogę

mu przesłać swoje zdjęcie. A w opisie byłam szczera do bó­

lu - interesuje mnie tylko stały związek i żadnych mężczyzn

z „wadą prawną” , czyli żonatych czy w separacji. Napisa­

łam, że lubię czytać kryminały i nie chcę więcej dzieci. Nie

ukrywałam, że mam już córkę. Moja koleżanka, kiedy zoba­

czyła ten opis, stwierdziła, że „to się nie sprzeda” , że ta ofer­

ta nie jest „rynkowa” . Wiem o tym, ale ja nie chcę spotkać

Page 126: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 3 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

kogoś, kto się złapie na reklamę, szukam mężczyzny, któ­

ry doceni mnie taką, jaka jestem. I dlatego nie wyślę żad­

nego starannie wybieranego i „obrobionego” zdjęcia, ale

zwyczajne, na którym siedzę w swoim fotelu z filiżanką w rę­

ku. Może będę musiała długo czekać na to, aż ktoś się

mną zainteresuje. Może na tym portalu nikogo nie znajdę.

Trudno, zależy mi na tym, by spotkać kogoś, kto się zainte­

resuję mną, a nie kimś, kogo stworzę na użytek randkowe­go profilu.

Joanna

Myśleliśmy z mężem, że mamy wyjątkowe szczęście i los

oszczędził nam kłopotów typowych dla rodziców nastolat­

ka. Nasz syn nie sprawiał problemów wychowawczych: nie

ciągnęło go na imprezy, nie palił, nie pił. Zawsze był dosyć

spokojny, więc uznaliśmy, że widocznie i ten trudny etap roz­

wojowy przejdzie spokojnie. Pasją syna był komputer. Prze­

siadywał przed monitorem naprawdę długo, ale nam nie

przeszło nawet przez myśl, że to może być niebezpieczne.

Uzależnienie kojarzyło się nam jedynie z alkoholem i nar­

kotykami. Do czasu, kiedy zimą pojechaliśmy na parę dni

w góry i okazało się, że tam, gdzie mieszkaliśmy, nie ma za­

sięgu. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam, że z naszym synem

dzieje się coś niedobrego - złościł się, że przywieźliśmy go

do jakiejś dziury, krzyczał, że chce wracać do domu, szu­

kał telefonem zasięgu poza kwaterą, chociaż było napraw­

dę mroźno. Przez dwa dni był taki podminowany i niespo­

kojny - nie dało się z nim o niczym porozmawiać, jakby

był za szybą. Nie chciał nawet jeść swoich ulubionych piero­

gów. Postanowiliśmy pojechać we trójkę na obiad do jakiejś

knajpki. I dopiero na miejscu, kiedy się okazało, że tam jest

Page 127: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 131

zasięg, syn się rozluźnił i uspokoił. Po powrocie do domu za­

częliśmy szukać w internecie informacji o tym, co może być

przyczyną takiego zachowania. Zbyt dużo objawów składa­

ło się na obraz typowy dla uzależnienia. Zadzwoniliśmy pod

numer telefonu zaufania, w którym pracowali specjaliści od

uzależnień. Minęło pół roku od wyjazdu w góry. Syn chodzi

na swoją terapię, a my z mężem na swoją. Nie jest nam ła ­

two, ale dociera do nas, że cisza w pokoju naszego syna

była złowroga. Uczymy się rozmawiać z naszym dzieckiem.

Ściska mnie z bólu, kiedy sobie uświadamiam, jak niepo­

radnie idą nam te rozmowy i jak bardzo czujemy się wszyscy

onieśmieleni, kiedy nie są włączone radio ani telewizor.

Page 128: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

132 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Jednym z ważnych punktów na mapie mojego dzieciń­stwa było podwórko. Bardzo dużo się tam działo: zabawy, wyścigi, ale to, co z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się nie do przecenienia, to docieranie się dzieciaków. Uczyli­śmy się siebie nawzajem, porozumiewania się ze sobą, roz­wiązywania konfliktów.

O tak, i ja pamiętam własne podwórko — był to poligon doświadczalny, miejsce treningu umiejętności społecznych, uczenia się drugiego człowieka i siebie w grupie. Żeby zwo­łać całą grupę potrzebną do zabawy, stało się przed blokiem i krzyczało: „Małgosiu, możesz wyjść?”. A po paru godzi­nach szaleństw na podwórku, wołałam do mamy: „Maaaa­moooo, mogę jeszcze zostać?”. Sporo się teraz zamieniło. Ze względów bezpieczeństwa małe dzieci rzadko wypuszcza się na dwór bez opieki dorosłych. Dlatego jeśli nie ma kogoś dorosłego, kto popilnowałby dziecka na podwórku, kiedy ro­dzice pracują do późna, kilkulatek może oglądać podwórko tylko przez okno.

Ale starsze dzieci, czyli młodzież, mogą wyjść bez opieki.

Ostatnio byłam świadkiem następującej sceny — na jednej z podwórkowych ławek, kiedyś zarezerwowanych dla starszych ludzi, siedziała grupa nastolatków, z których każdy zajmował się swoim telefonem komórkowym. Pełno tam było ruchu... kciuków. Nawet na siebie nie patrzyli. Mam nadzieję, że przy­najmniej nie wysyłali esemesów do siebie nawzajem.

Mówisz trochę jak dinozaur.

Page 129: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 1 3 3

Bo nim jestem, tak jak wielu rodziców, zważywszy na to, w jakiej rzeczywistości my się urodziliśmy, a w jakiej nasze dzie­ci. My musimy ten ich świat poznać. Przed laty, kiedy telefony komórkowe nie były jeszcze tak popularne, a internet dopiero raczkował, ktoś przysłał mi informację zakończoną dwukrop­kiem i nawiasem. I ja w ogóle nie wiedziałam, co to znaczy. Każdy znak z osobna rozumiałam, ale połączenie było dla mnie nieczytelne. Tak się zetknęłam z piktogramem uśmiechu, emoti­konem, którego sama teraz używam. Ale wtedy po raz pierwszy przekazano mi realny uśmiech przy użyciu znaków graficznych.

Trochę się boję, że jako psychoterapeutka skupisz się na tym, co świat wirtualny nam odbiera, a ja mam ogromną potrzebę, by powiedzieć, jak dużo z niego czerpię i jak wie­le spraw mi ułatwia. Także w kontakcie z innymi ludźmi.

To cię zaskoczę, bo prędkość przesyłu danych ma dla mnie znaczenie. Z każdego narzędzia, które się pojawia, należy umie­jętnie korzystać. Musimy tylko wiedzieć, czego unikać, by - jak w przypadku internetu — zmniejszyć zagrożenia z tym związane. Uniknąć nieodwracalnego odarcia z prywatności, ale też uza­leżnienia od sieci. Musimy wiedzieć, jak korzystać z wirtualnej rzeczywistości, by czerpać z niej jak najwięcej zysków i ponosić jak najmniej strat. Podobnie jest ze sposobem odżywiania - jeśli ma nam służyć, powinien być zbilansowany: trzeba dostarczać wszystkich niezbędnych składników, i to w odpowiednich ilo­ściach, żeby nie dopuścić do otyłości. Internet to z jednej strony bardzo pożyteczne narzędzie, a z drugiej — sieć, w którą można wpaść. Wielu rodziców dopiero w dorosłym życiu zetknęło się z internetem. Przeżyliśmy bez niego wiele lat, całe dzieciństwo. A nasze, rodziców, dzieciństwo było tak różne od dzieciństwa

Page 130: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

134 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

naszych dzieci, że nie rozumiemy, co złego może się przydarzyć naszemu dziecku. Bo jeśli nie nauczymy się właściwie korzystać z internetu, nie poznamy również jego pułapek.

Ale to tylko jedna linia podziału wśród użytkowników internetu. I wśród dorosłych, i wśród dzieci znam takich, którzy wpadają w sieć po uszy i spora część ich życia tam się przenosi. A inni zanurzają w tym oceanie tylko jedną stopę. W pierwszej grupie jest chyba sporo ludzi, którzy nie do końca odnajdują się w relacjach z innymi ludźmi, za to stają się lwami salonowymi na czatach. Co decyduje o tym, w jaki sposób używamy internetu?

To samo, co decyduje o większości naszych zachowań — samo­ocena. Poczucie własnej wartości i szacunek dla samego siebie sprawiają, że czujemy się bezpiecznie w realnym świecie. Wtedy dobrze funkcjonujemy w obu światach - w rzeczywistym, ale też wirtualnym, gdy do niego zaglądamy. Mamy jednak powód, by

z niego wyjść - przyjaciół, kogoś, kogo kochamy, rodzinę. Dla tych, którzy nie mają swojego świata poza siecią, prze­strzeń wirtualna jest „zamiast”. I w do­datku wydaje się przestrzenią bezpiecz­niejszą, bo kiedy coś staje się za trudne, wystarczy kliknąć i już jest się offline.

Dla kogo świat wirtualny jest „zamiast”? Dla tych, któ­rzy czują się niekomfortowo z dala od komputera? Tak by­wa z dorosłymi. A co z dziećmi?

Też tam utkną. I to często zupełnie niezauważone.

Poczucie własnej wartości

i szacunek dla samego

siebie sprawiają,

że czujemy się bezpiecznie

w realnym świecie.

Page 131: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 135

Wszystkie?

Nie. Te, które mają ciekawe doświadczenia wspierające ich rozwój, dobre życie w świecie rzeczywistym, będą chciały na­dal w nim uczestniczyć. Dziecko, któremu dobrze się rozmawia z rodzicami, bo czuje się przez nich rozumiane i wspierane, nie będzie przebierać palcami po klawiaturze, by usłyszeć, że jego zdanie jest interesujące, a ono samo wyjątkowe. Tak postąpią dzieci, z którymi się nie rozmawia, a one bez problemu znajdą w sieci akceptację. I będzie to dla nich łatwiejsze, bo nie potra­fią rozmawiać!

Odwiedziła nas kiedyś nastoletnia kuzynka. Miała coś do załatwienia w Warszawie i zatrzymała się u nas na weekend. Po powrocie do domu chcieliśmy pogadać, za­pytać, co u niej słychać, ale byliśmy zbywani pomrukami znad komputera. Pomyślałem, że jest w złym nastroju i nie chce rozmawiać, ale potem zobaczyłem, że ma aktywny status na Gadu-Gadu, więc odezwałem się do niej przez internet. I okazało się, że dziewczyna siedząca dwa i pół metra za moimi plecami jest w stanie ze mną rozmawiać, nawet dosyć długo. Ale tylko wtedy, kiedy piszemy do sie­bie na ekranie, a nie, gdy mówimy do siebie, słyszymy się i widzimy swoją mimikę. Pewnie niektórzy powiedzą, że tak też można.

Właśnie nie można, ponieważ w takiej relacji nie przeżyje­my wszystkiego. Jeśli nie nauczymy naszych dzieci rozmawiać, to potem i my, i one będziemy szukać sytuacji, w których ta nieumiejętność nie wyjdzie na jaw. A wszyscy, niezależnie od wieku, potrzebujemy drugiego człowieka, z którym chcemy

Page 132: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 3 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

przeżyć czułość, miłość, bliskość. Ale bliskości nie możemy do­świadczyć wirtualnie. Kiedy nasze życie toczy się w sieci, nie mamy treningu w przebywaniu z drugim człowiekiem twarzą w twarz, w obserwowaniu jego mimiki, słuchaniu jego głosu, odczuwaniu jego bliskości i dotyku. Nie przeżywamy z drugą osobą w jednej przestrzeni emocji, którymi się wzajemnie obda­rzamy i na które reagujemy. Bez kreowania siebie w sieci i bez emotikonów.

Kobieta, która pracuje z nastolatkami, opowiadała mi, że jeden z jej podopiecznych nie umiał odpowiedzieć na pytanie, jak się czuje. Umówili się więc, że on będzie ryso­wał emotikony, a ona spróbuje dopasować do nich nazwy emocji. Dla tego chłopaka takie słowa jak „wstyd”, „lęk”, „zakłopotanie” znaczyły tyle co nic. Znał za to złożony kod emotikonów - czasem rysował czerwone wypieki wskazu­jące na zawstydzenie, kiedy indziej kąciki ust sygnalizujące niechęć. Pomyślałem, że chłopak nie ma treningu w mó­wieniu o emocjach. W Polsce chyba u większości z nas wy­stępuje taki deficyt.

Mówisz o treningu w nazywaniu emocji, ale kiedy ktoś za­myka się w sieci, nie ma też sposobności, by ćwiczyć rozpozna­wanie tych emocji u drugiego człowieka lub u siebie samego. Faktycznie często nie umiemy nazywać emocji, a ciągłe wpa­trywanie się w monitor jeszcze pogarsza sprawę. Gdyby to był chociaż Skype albo inny komunikator, w którym mamy i dźwięk, i obraz - brakuje bezpośredniego kontaktu, ale jest przynajmniej podwójny przekaz: widzimy i słyszymy. To połą­czenie, które daje w miarę pełny obraz drugiego człowieka. Sły­szymy ton głosu, dostajemy wiele wskazówek niewerbalnych,

Page 133: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 137

które albo pozostają w harmonii ze słowami — i wtedy mamy poczucie spójności — albo nie, i wtedy otrzymujemy sygnał, że język ciała jest inny niż przekaz werbalny. Nie można dostrzec tych rozbieżności, jeśli się tylko z kimś pisze.

Myślisz, że w internecie jesteśmy trochę bardziej szcze­rzy, tacy, jacy naprawdę jesteśmy? Pozwalamy sobie na tro­chę więcej? W każdym razie na forach i w komentarzach do artykułów — można pisać anonimowo, a więc ostrzej, bez ogródek.

Kiedyś usłyszałam taką opinię: „Jesteś głupi jak komentarz w internecie”. To niestety często smutna prawda — ludzie pró­bują wyleczyć wiele kompleksów i wylać mnóstwo frustracji przez wypisywanie potwornych komentarzy. Tyle że one niko­go nie leczą, a w dodatku krzywdzą innych. Trzeba mieć tego świadomość i uczyć dzieci, czego nie wolno zamieszczać w sieci, bo bezwzględność komentujących może głęboko zranić. A dzie­ci nawet doprowadzić do tragedii.

Przesuwają się granice i wydaje się, że można więcej. Niektórzy twierdzą, że to działa w dwie strony: na im wię­cej pozwalamy sobie w internecie, tym bardziej przesuwa­my granice w życiu realnym. Zaczynamy tolerować oplu­wanie innych?

Tracimy pewną wrażliwość, normą stają się zachowania jesz­cze do niedawna nieakceptowane. Każdy, kto przegląda opinie wypisywane w internecie, niezależnie od tego, czego dotyczą, zauważy pewną prawidłowość. Proporcje między pozytywny­mi a negatywnymi, czasami dramatycznie nieprzyjemnymi,

Page 134: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

138 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

wpisami są mocno zaburzone. W świecie wirtualnym piszemy przede wszystkim o tym, co nam się nie podoba, i wylewamy frustrację. To często jest przesunięta agresja, którą odreagowu­jemy w sieci. W realnym świecie tego nie potrafimy lub nie mo­żemy sobie na to pozwolić. Musimy się podporządkować róż­nym regułom i ograniczeniom, a w internecie możemy komuś bezkarnie dokopać, dopiec.

Czyli transfer emocji do świata wirtualnego.

Tak. Kontakt z drugim człowiekiem wymaga od nas nie tyl­ko wyrażania emocji, lecz także ich jednoczesnego kontrolowa­nia. Jeżeli chcemy pozostawać w relacji z drugim człowiekiem, nie możemy sobie pozwolić na agresję czy chociażby wyrażanie złości w niegrzecznej formie. Przestrzeń wirtualna natomiast nie wymaga od nas umiejętności prawidłowego wyrażania emocji, zgodnego z normami społecznymi, a więc nie daje też okazji, by się tego uczyć. A umiejętność wyrażania emocji we właściwej formie jest nam potrzebna, między innymi do zdrowego kłóce­nia się z drugim człowiekiem. Szczególnie jeżeli ten ktoś jest dla nas ważny. Z różnych powodów: osobistych czy zawodowych. A jeśli chcemy zadbać o to, byśmy w tych relacjach czuli się wy­godnie i bezpiecznie, nie unikniemy sporów. W świecie wirtu­alnym nie musimy rozwiązywać problemów, wystarczy kliknąć i z niego wyjść.

Pewien młody człowiek porównał lampki zapalane na grobach do „lajków” na Facebooku. Jeśli masz dużo zni­czy, to tak, jakbyś miał dużo kliknięć — to znaczy, że lu­dzie cię lubili. Niektórzy udają kogoś innego właśnie dla tych lajków.

Page 135: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 1 3 9

Nie do końca się zgadzam z porównaniem „lajków” ze zni­czami na nagrobkach. Odnoszę wrażenie, że w „łajkach” jest coś płytkiego. Tak łatwo kliknąć „lubię to”, nie do końca nawet wiedząc dlaczego. Taki ruch nie potwierdza ważności relacji. Można zrobić to ze względów towarzyskich albo z obawy przed tym, co się stanie, jak tego nie zrobię. Jeśli natomiast idę na czyjś grób, by zapalić tam świecę, jest to dla mnie potwierdze­nie mojej relacji z tym człowie­kiem, którą uważam za ważną, także mojej tęsknoty, pamięci.A nie wiem, czy za kimś, komu dałam „łajka”, tęskniłabym na tyle, że gdyby zmarł, poszłabym do niego na cmentarz.

Czyli twoim zdaniem dany komuś „lajk” to jest pozór kontaktu?

Bardzo często tak, dlatego smuci mnie, kiedy dziecko, ale także dorosły, traktuje to serio i od liczby „lajków” od znajo­mych uzależnia poczucie własnej wartości. A jeśli liczba kliknięć „lubię to” spada albo nie rośnie tak jak u innych, grunt pod no­gami zmienia się w ruchome piaski.

Chwalenie się fotkami wrzucanymi na Facebooka, Naszą Klasę czy inne portale społecznościowe przypo­mina mi scenę z filmu o Kargulach i Pawlakach, kiedy robili zdjęcie, żeby wysłać je do Ameryki. Wynieśli przed dom telewizor i paprotkę, bo tak budowali swój prestiż. Pokazywali, jak dobrze się im żyje. To odrealnia rzeczy­wistość.

W „łajkach” jest coś płytkiego.

Tak łatwo kliknąć „lubię to” ,

nie do końca nawet wiedząc

dlaczego. Taki ruch nie potwierdza

ważności relacji.

Page 136: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

140 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Albo tworzy taką rzeczywistość.

Tylko potem trzeba ciągle odstawiać taką szopkę.

I trzeba ciągle pilnować swojego wizerunku. Co więcej, sie­dzę w sieci, teraz już jako niewolnik świata, który sam stworzy­łam, bo co będzie, jeśli z niego wyjdę i okaże się, że ja nie mam tego drogiego samochodu czy pięknej willi i w realu wyglądam inaczej niż na zdjęciach? I na co dzień jest mi trudno z moją nor­malnością, bo chciałabym prezentować się tak jak na zdjęciu poprawionym w photoshopie. W rzeczywistości nie jestem ta­ka gładka albo nie mam tak szerokich barów, wzrost też nie po Guliwerze. Jeżeli korzysta się z portali społecznościowych, trze­ba dużej dojrzałości, by ukazywać swoje różne stany emocjonal­ne i czasami napisać: „Potrzebuję pomocy” albo: „Dzisiaj mam dola, chcę się z kimś osobiście spotkać i pogadać”. A wielu ludzi zamieszcza na portalach społecznościowych jedynie zdjęcia i in­formacje związane z wyjściem do knajpy albo wakacjami. Kie­dy się ogląda fotografie na portalach randkowych, można dojść do wniosku, że prawie każdy Polak ma jacht. Wielu użytkowni­ków tych portali ma więcej niż jeden życiorys, a gdy dochodzi do spotkania twarzą w twarz, druga strona myśli, że na randkę przyszedł ktoś inny. Tak duża jest różnica między kreowanym a prawdziwym wizerunkiem. Poza tym kiedy ludzie się spotyka­ją, słyszą swój głos, widzą mimikę, a na ekranie są tylko wyrazy i statyczne zdjęcie. Wszystko jest płaskie, ma jeden wymiar.

Ale można się w tych wyrazach zakochać.

Jeśli nasza znajomość z kimś jest wyłącznie wirtualna i nie mamy okazji nawet usłyszeć jego głosu, to istnieje duże ryzyko,

Page 137: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 141

że on nas uwiedzie słowami. Być może wklepywanymi w tajemni­cy przed żoną lub mężem. Może nas okłamuje? To jest właśnie ca­sus portali randkowych. One są i będą. Trzeba tylko z nich umie­jętnie korzystać. Jeśli natomiast szybko przechodzimy do spotkania w świecie realnym, możemy znaleźć odpowiedź na pytanie, czy wszystkie informacje skła­dają się nam w całość. Mamy wielką zdolność instynktownego wyczuwania, że coś nie gra, choć niekiedy trudno nam to spre­cyzować. Słowa i deklaracje wydają się sprzeczne z zachowa­niem jakiejś osoby. Namawiam, by nie ignorować takich sygna­łów, ale szukać wyjaśnienia. Znajomość wirtualna niesie ze sobą ryzyko, że po swojemu zinterpretujemy słowa, które widzimy na ekranie, przypiszemy im nasze emocje, nadamy własny sens. I albo niesłusznie będzie nam się wydawało, że kogoś dobrze rozumiemy, bo używa słów, które ładnie brzmią. Albo się ze­złościmy, bo jakieś słowa przeczytamy ze swoją emocją, i już tego nie wyjaśnimy, tylko się obrazimy i zerwiemy kontakt. Zo­staniemy przy naszej wersji zdarzeń, interpretacji, i ona będzie punktem odniesienia do tworzenia dalszej relacji. Jeśli przeczy­tamy coś, co chciałyśmy usłyszeć, uwierzymy, że spotkałyśmy księcia z bajki. A zdarza się i tak, że ktoś użyje sformułowania, które budzi w nas bolesne skojarzenia. I potraktujemy to jako prawdę o człowieku, bez sprawdzania, jakie były jego prawdzi­we intencje. Pamiętam rozmowę z dziewczyną, do której po­znany na portalu randkowym chłopak napisał: „niunia”. Ona była gotowa natychmiast zerwać z nim kontakt, bo to określe­nie źle jej się kojarzyło, odbierało jej kobiecą godność. Niemniej podjęła decyzję, że mu o tym szczerze napisze. I okazało się, że

Jeśli nasza znajomość z kimś jest

wyłącznie wirtualna i nie mamy

okazji nawet usłyszeć jego głosu,

to istnieje duże ryzyko, że on nas

uwiedzie słowami.

Page 138: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

142 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

jego babcia zwracała się w ten sposób do jego siostry, a swojej ukochanej wnusi, podczas gdy jego traktowała gorzej. Dla tego chłopaka określenie „niunia” było wyrazem czułości i pieszczo­tliwości. Wiele razy idziemy za swoją interpretacją zdarzenia, nie sprawdzamy, jakie były intencje drugiej strony, sami zgadu­jemy, co autor miał na myśli - i albo się obrażamy, albo jeste­śmy w siódmym niebie. Kiedy ktoś napisze: „Moja ty królew­no”, nam się to spodoba i nie pomyślimy, że może traktuje nas jak maskotkę, bo taki ma stosunek do kobiet. My, dorośli, daje­my się uwieść słowami, a co dopiero nasze dzieci!

z

Świat wirtualny pozwala szybciej zdobywać informacje, nie wymaga od nas wytrwałości. Znam zagorzałych ency­klopedystów, którzy odżegnywali się od Wikipedii, a dzi­siaj ich encyklopedie kurzą się na półkach, a oni szukają informacji w internecie.

Mądry poszukiwacz korzysta z kilku źródeł, a nie ufa bez­granicznie Wikipedii. Różnicowanie źródeł, by uzyskać pełny przekaz, jest też ważne w relacjach z innymi ludźmi: podczas spotkań w realu dostajemy więcej sygnałów niż w wirtualu.

Mnie chodzi o to, że w internecie wszystko szybko się dzieje. I przyzwyczajamy się, że nie musimy na nic czekać. Kiedy ktoś nam dłużej nie odpowiada, to się niecierpliwi­my. Bo wszystko powinno być na teraz. I taka niecierpli­wość może się przenieść na relacje między ludźmi, na sto­sunek do świata w ogóle.

Nawet w rozmowie najistotniejsze jest czekanie na odpo­wiedź. Bywa, że my sami nie dajemy sobie czasu na zastanowię-

Page 139: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 1 43

nie, bo uważamy, że musimy odpowiedzieć natychmiast (a wca­le tak nie jest - może to kolejny program szpiegujący?). A jeśli u naszego rozmówcy też napięcie rośnie, bo minęły dwie sekun­dy, a my nadal milczymy, to już jest katastrofa, a nie rozmowa. Dlatego trzeba uczyć dziecko, że zawsze może się zastanowić, zanim udzieli odpowiedzi, i wprost o tym powiedzieć.

Wierzysz, że są możliwe prawdziwe relacje międzyludz­kie w internecie?

Nie. Tylko w świecie rzeczywistym można poznać dru­giego człowieka. Jeśli nasze kontakty ograniczają się do sie­ci, możemy go sobie tylko wyobrażać. Wcześniej czy później każdy człowiek, który się zakocha — a może raczej zauroczy — będzie ma­rzył, żeby się do tego wybranego człowieka przytulić, przeżyć z nim in­tymność. W internecie możemy się z kimś skontaktować, ale poznać się możemy wyłącznie w świecie rzeczywi­stym. Internet jest cudowną platformą do nawiązania kontaktu i do wymiany informacji, ale nie do budowania i pie­lęgnowania relacji.

Internet wiąże się w dużej mierze z rozrywką, wiele osób wciągają gry komputerowe. Jakiś czas temu zlikwi­dowałem konto na portalu społecznościowym, gdy się zorientowałem, jak dużo czasu zabiera mi przeglądanie informacji, które w gazecie by mnie nie zainteresowa­ły. Poczułem, że tracę czas. Ale może to dobrze, że kiedy

W internecie możemy

się z kimś skontaktować,

ale poznać się możemy

wyłącznie w świecie

rzeczywistym. Internet

jest cudowną platformą

do nawiązania kontaktu

i do wymiany informacji,

ale nie do budowania

i pielęgnowania relacji.

Page 140: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

144 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

człowiek wraca z pracy i chce się wyluzować, to sobie po­bębni na konsoli albo na komputerze i pozabija trochę potworów. A potem wraca do rodziny zrelaksowany, spo­kojny, rozładowany.

Nie mam nic przeciwko temu, żeby dorosły człowiek pograł sobie na komputerze, a potem wrócił do rodziny i swojego real­nego życia. I w tej rzeczywistości umiał się odnaleźć i uszczęśli­wiać siebie i bliskich. Jeśli natomiast on tylko podczas gry kom­puterowej czuje się dobrze, a nie umie rozmawiać z ludźmi, to granie pełni funkcję zastępczą. W sieci realizujemy nasze po­trzeby intelektualne i dbamy o dostarczanie sobie rozrywki, ale musimy też pamiętać, że równie ważna jest potrzeba wchodze­nia w relacje z ludźmi. Kiedyś, gdy istniał jeszcze Związek Ra­dziecki, powtarzano taki dowcip: naukowcy radzieccy wymyśli­li paszę zero kaloryczną bardzo tanią w produkcji. Postanowili karmić nią jedną klacz w stadzie. Okazało się, że je, żyje, więc zdecydowano się wezwać naukowców z innych krajów, żeby się pochwalić zdobyczami nauki radzieckiej. Zaproszeni przyjecha­li, wysłuchali wykładu o tym, jak tania w produkcji jest ta pa­sza i jak łatwo dostępna. Po czym zaprowadzono ich do wzorco­wej klaczy. Patrzą, a klacz leży. Patrzą, klacz nie żyje. Nie mogą uwierzyć. Dziwią się: „Tak dobrze żarła, a zdechła!”. Podobnie jest ze światem wirtualnym. Jeśli on nam daje rozrywkę, ko­munikację, szybkość w zdobywaniu informacji, jeśli jest dla nas szansą na poznanie ludzi, którzy mogą się potem okazać fajni i chcemy ich zatrzymać w swoim życiu - świetnie. Jeżeli nato­miast sieć ma nam zastąpić część naszego życia, w której są ży­wi ludzie, przyjaźń, miłość, dotyk, czułość i wszystkie emocje będące elementem każdego związku, to jakaś część nas umiera z tęsknoty, bo jest niespełniona. Człowiek nie ogranicza się do

Page 141: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 145

mózgu i ilorazu inteligencji, zdolności do przeżywania rozryw­ki, do koordynacji wzrokowo-ruchowej potrzebnej przy grach na konsolę. Jesteśmy też nastawieni na drugiego człowieka w naszym życiu. Internet w naszym życiu jest w porządku, ale jako jego część, a nie całość. A dla wielu dzieci internet jest ca­łym światem.

Rodzice, którzy urodzili się i dorastali, kiedy kompute­ry nie były w powszechnym użyciu, mogą mieć trudności ze zrozumieniem tego, co dziecko robi, kiedy siedzi przed monitorem. W niektórych domach komputer jest trakto­wany jak wróg, coś obcego i niezrozumiałego.

O technologii, która teraz jest codziennością, kiedyś moż­na było jedynie przeczytać w książkach science fiction. Chcia­łam przybliżyć synowi czasy mojego dzieciństwa, więc znalaz­łam w internecie kroniki filmowe i poprosiłam, by je obejrzał. Po kilku z nich musiał zadać mi szereg pytań — okazało się, że nie mógł oglądać kronik sam, bo przedstawiały świat tak dla niego abstrakcyjny, że bardziej realne wydawały się Gwiezdne wojny. A prze­cież ja nie urodziłam się tuż po dru­giej wojnie światowej! Rodzice muszą tłumaczyć dzieciom swój świat, a sami potrzebują dziecka, by ono objaśniło im własny świat, nauczyło ich, jak on funkcjonuje.

No tak. To jak Anglik może zrozumieć komedię Miś Stanisława Barei? A może każde pokolenie różni się od te­go następnego i nie da się porównać ich doświadczeń?

Rodzice muszą tłumaczyć

dzieciom swój świat,

a sami potrzebują

dziecka, by ono objaśniło

im własny świat, nauczyło

ich, jak on funkcjonuje.

Page 142: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 4 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

To prawda, teraz nastąpiło gwałtowne przyspieszenie tech­nologiczne, wcześniej niespotykane. Realia, w jakich żyłam ja i moi rodzice, były inne, całymi latami czekało się na telefon stacjonarny. Między moim synem a mną jest przepaść w tej sfe­rze — dziś, jeżeli rozum i portfel pozwalają, można mieć tyle te­lefonów komórkowych, ile się chce. Jeśli rodzic nie potrafi po­prosić dziecka, by wytłumaczyło mu swój świat, to odczuwa lęk, bo nie rozumie córki czy synka. I to jest smutne, że zamiast się tego świata „douczyć”, często traktują komputer jak wroga. A przecież nie pozbawimy dziecka dostępu do komputera tylko dlatego, że sami nie rozumiemy, jak działa. Możemy natomiast wpływać na to, w jaki sposób dziecko korzysta z internetu. I to jest nasze zadanie.

Znałem kilka matek, które zabierały ze sobą do pracy kabel od komputera, żeby dziecko nie mogło z niego ko­rzystać. Dzisiaj już się tak nie da.

Czasem nie pomaga nawet stosowanie hasła. Znam młode­go mężczyznę, który jako nastolatek łamał każde hasło bloku­jące dostęp do komputera. Teraz jest świetnym programistą. Zabieranie kabla nic nie da, bo dostęp do sieci jest nawet w te­lefonie komórkowym i, niestety mamy coraz mniejsze moż­liwości ograniczania dziecku dostępu do internetu. Dlatego trzeba przywiązywać szczególną wagę do uczenia dziecka, jak bezpiecznie korzystać z sieci. A przede wszystkim zapewniać mu na co dzień wystarczająco dużo uwagi, ciepła, gotowości wysłuchania, dawać mu poczucie ważności, by nie musiało szu­kać w sztucznym świecie czegoś prawdziwego - zrozumienia, które da mu wirtualny przyjaciel. Dziecko bardzo łatwo mo­że paść ofiarą uwiedzenia. Emocjonalnego, a w konsekwencji

Page 143: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 147

nawet i fizycznego. Wiem, że to może być dla wielu ludzi bardzo trudna prawda, ale tak naprawdę dziecko szuka w internecie dobre­go rodzica.

Skoro świat realny mi tego nie daje, sam to sobie znajdę?

Dziecko ma nadzieję, że w sieci znajdzie to, czego brakuje mu w realnym życiu. Natomiast my — mówię z perspektywy lu­dzi dorosłych - musimy wiedzieć, że w internecie możemy naj­wyżej coś zacząć, ale nie skończymy tego tak, jak byśmy chcieli - z całą gamą uczuć, doświadczeń i przeżyć.

Ale bywa ciekawie. Możemy co tydzień poznawać kogoś nowego, co tydzień się zakochiwać. To zapewnia płodo­zmian.

To prawda. I, masz rację, będzie płodozmian. Ale zbiory okażą się marne, a my i tak nie będziemy czuli się najedzeni.

No to nie pozostaje nic innego, jak zaglądać dziecku przez ramię i sprawdzać, co ono tam robi. W końcu sko­ro rodzic kupuje komputer, może wpływać na to, do cze­go dziecko go wykorzystuje. Ono samo przecież nie będzie wiedziało, co jest dla niego nieodpowiednie.

Jeśli chodzi o edukację dotyczącą korzystania z interne­tu, stawiam znak równości między szkołą a domem. Zadaniem wszystkich dorosłych jest przekazywanie dzieciom technicznej wiedzy o tym, jak korzystać z internetu, jak również informację,

Wiem, że to może być dla wielu

ludzi bardzo trudna prawda,

ale tak naprawdę dziecko szuka

w internecie dobrego rodzica.

Page 144: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 4 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

czego nie należy udostępniać w sieci: nie ujawniać numeru te­lefonu, nie publikować prywatnych zdjęć, także rodzinnych, w tym pokazujących dom czy samochód. Warto uświadomić dzieciom, że film czy zdjęcie raz zamieszczone w sieci, zostają tam na zawsze. W jednej z warszawskich szkół podczas lekcji nauczyciel pokazał uczniom film krążący w internecie, na któ­rym rówieśnicy wyśmiewali i upokarzali nastolatka. Ucznio­wie mieli się wypowiedzieć, jakie konsekwencje to może spo­wodować. Snuli różne scenariusze, ale żaden z nich nie odgadł, co się zdarzyło. Chłopak, który był szykanowany, popełnił sa­mobójstwo. I wszyscy gnębiący kolegę, i ci, którzy wrzucili ten film do sieci, będą musieli do końca swoich dni żyć ze świado­mością, że ktoś nie wytrzymał tego, co mu zrobili — upokorze­nia go, sfilmowania i udostępnienia filmu milionom internau­tów. Uważam, że nie tylko blokowanie dostępu do określonych stron albo komunikatorów internetowych, lecz także pokazy­wanie możliwych konsekwencji określonych zachowań jest waż­ne. Dzięki temu dziecko będzie miało w samym sobie strażnika chroniącego je przed ryzykownymi zachowaniami.

Czy rodzic powinien sprawdzać w komputerze dziecka, na jakie strony ono wchodziło?

Mamy obowiązek strzec dziecko na przykład przed wcho­dzeniem na strony pornograficzne, bo ono nie jest na to jeszcze emocjonalnie przygotowane. Są różne blokady, których więk­szość rodziców nie stosuje, bo nie potrafi, ale warto skorzystać z pomocy fachowca i zainstalować je na domowym komputerze. Nie wyeliminują wszystkich treści pornograficznych, ale przy­najmniej ograniczą (choćby te strony, które same wyskakują, mimo że dzieci ich nie szukają).

Page 145: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 1 4 9

A jak wytłumaczyć trzynastolatkowi, że nie może grać we wszystko, na co ma ochotę, bo gra jest oznaczona na opakowaniu jako produkt dla osiemnastolatków.

To podobna sytuacja jak z programami telewizyjnymi, o czym już mówiliśmy. Na przykładzie nie da się tego wytłumaczyć, po­nieważ wtedy trzeba by pokazać dziecku tę grę, więc musimy się ograniczyć do informacji, że nie jest dla niego. Problemem bywa często postawa rodziców. Łatwo wytłumaczyć mamie czy tacie siedmiolatka, że oglądanie krwawych scen czy niemal pornografii jest dla niego szkodliwe. Trudniej wyjaśnić różnicę między grami komputerowymi 12+ a 18+. Rodzice nie biorą pod uwagę, że gdyby tylko było możliwe dopuszczenie danej gry od 12. roku życia, producent na pewno by z tego skorzystał, bo w ten sposób zwiększyłby sprzedaż i zyski. Skoro gra jest dozwolona od 18. ro­ku życia, to znaczy, że przepisy nie pozwalają, by sięgały po nią młodsze osoby. Dlatego trzeba poważnie traktować oznaczenia, tak zwane PEGI, które na opakowaniach filmów i gier wskazują kategorie wiekowe: 3, 7, 12, 16 i 18 lat.

A jak odeprzeć argument: „Jeśli nawet nie zobaczy tego w domu, to obejrzy u kolegów”?

Z tego powodu, że nie mamy wpływu na wszystko, nie mo­żemy rezygnować z decydowania o tym, co leży w naszej ge­stii. To prawda, że nie obronimy dziecka przed całym światem.Możemy jednak zareagować, jeś­li wiemy, że nasze dziecko u ko­legi ogląda filmy pornograficzne albo korzysta z gier dla starszych.

Z tego powodu, że nie mamy

wpływu na wszystko, nie możemy

rezygnować z decydowania

o tym, co leży w naszej gestii.

Page 146: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

150 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Należy powiedzieć o tym rodzicom kolegi. Być może nie wie­dzą, co ogląda ich dziecko, a może po prostu nie widzą w tym problemu. Wtedy warto zaproponować, żeby dzieci spotyka­ły się w naszym domu, gdzie nie mają dostępu do niedozwo­lonych treści. Gotowe recepty nie istnieją. Sama jestem mamą i wiem, że nie mam takiej mocy, by wychowywać cały świat. Możemy też szukać wsparcia w szkole - poprosić o zorganizo­wanie spotkania rodziców, by wspólnie podjąć działania chro­niące dzieci przed zagrożeniami. W jednej ze szkól informatyk nauczył rodziców uczniów, jak blokować strony z niepożąda­nymi treściami, co zrobić, by dziecko nie było głównym użyt­kownikiem komputera i nie mogło samo zmieniać ustawień. W tej grupie rodziców panowała zdrowa solidarność — „Nie umiemy tego robić, ale chcemy się nauczyć. Wiemy, jakie to ważne”.

Można tej pomocy poszukać też indywidualnie, właśnie w internecie.

Działa wiele organizacji pozarządowych zajmujących się ochroną dziecka w sieci, które udzielą informacji, jak zabloko­wać dziecku dostęp i jak sprawdzać, w jakim zakresie korzysta ono z sieci. Rodzicom często brakuje wiedzy merytorycznej, by jasno wytłumaczyć dziecku, dlaczego nie może korzystać z gry, która powinna mieć tytuł: „Zabijanie na śniadanie” albo „Do­rwij i skop słabszego”. Nie zawsze też są świadomi, że ich dziec­ko nie potrafi odróżnić świata wirtualnego od prawdziwego i nie ma jeszcze ukształtowanego prawidłowego obrazu norm społecznych. I dla niego zabijanie w grze jest także wizją realne­go świata, w którym trzeba się ciągle atakować. A przecież nie przychodzi nam do głowy, by pozwolić dwunastolatkowi usiąść

Page 147: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

E-życie. Czego nigdy nie znajdziemy w sieci? 151

za kierownicą samochodu.Nie poczęstujemy dziesię­ciolatka wódką, tylko dla­tego że ma na to ochotę, ponieważ wiemy, jakie są konsekwencje. I podobnie należy traktować gry kom­puterowe, bo skutki ko­rzystania z produktów przeznaczonych dla starszych mogą być opłakane. Nawet jeśli rówieśnikom naszego dziecka rodzice ku­pują gry od 18+ , nie idźmy w ich ślady. Sami odpowiadamy za swoich córkę czy syna, za to, jak oni będą sobie radzili w życiu.

Nie poczęstujemy dziesięciolatka

wódką, tylko dlatego że ma na to

ochotę, ponieważ wiemy, jakie są

konsekwencje. I podobnie należy

traktować gry komputerowe, bo skutki

korzystania z produktów przeznaczonych

dla starszych mogą być opłakane.

Page 148: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 149: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 6

N u u u d z ę się!

W p is z przyjem ności

do k a le n d a rza

Page 150: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Monika

Po 1989 roku, kiedy w Polsce nastała gospodarka rynkowa,

moi rodzice z trudem wiązali koniec z końcem. Parę lat zaję­

ło im dostosowanie się do nowej sytuacji, ale bardzo dba­

li o to, żebym tego nie odczuła. Chcieli dobrze, bo bardzo

mnie kochają. Chodziłam na wszelkie możliwe lekcje dodat­

kowe - na angielski trzy razy w tygodniu i na zajęcia teatral­

ne, które miały mi pomóc zwalczyć nieśmiałość, a także na

basen. Potem jeszcze zafundowali mi korepetycje z matema­

tyki. Skończyłam dobre studia, prowadzę małą firmę. I nic

więcej, chociaż moi rodzice uważają, że odniosłam suk­

ces. Tylko ja nie wiem, co robić po pracy ani z kim spędzać

czas wolny. Znajomi ze studiów założyli rodziny, doczekali

się dzieci, a mnie nie brakuje pieniędzy, ale nie mam poję­

cia, co z nimi począć. Ostatnio poszłam na przesłuchanie

do chóru - od dziecka lubiłam śpiewać, ale to hobby nie jest

„przyszłościowe” , więc moi rodzice nie wysłali mnie na lekcje

śpiewu. Podczas tego przesłuchania stało się coś dziwnego

- poczułam, że jest mi tam dobrze, z tymi ludźmi, że lubię tę

atmosferę i siebie śpiewającą. Pierwszy raz zrobiłam coś dla

przyjemności. Powoli próbuję poznać samą siebie. Całą.

Michał

Kiedy miałem kilka lat, nie wyjeżdżałem na wakacje. Nie by­

ło nas stać na wyjazdy. Lipiec i sierpień, od rana do późnego

Page 151: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 155

wieczora, spędzałem z kuzynami w ogrodzie u babci, w na­

szym miasteczku. Mieliśmy rowery, żadnych innych zabawek

nie pamiętam, a mimo to wcale się nie nudziliśmy. Pamię­

tam zabawę, która jednego lata towarzyszyła nam niemal

przez całe dwa miesiące. Kilka domów dalej wakacje spę­

dzało rodzeństwo z Warszawy, mniej więcej w naszym wie­

ku. W ogródku ich dziadka leżała pryzma żwiru. Codzien­

nie zakopywaliśmy w niej wąż ogrodowy, którego końcówka

wystawała ze szczytu naszej góry. Zainspirowani serialem te­

lewizyjnym, budowaliśmy ze żwiru i patyczków małe chatki,

ogrodzenia - całe miasto. Bo to miały być filmowe Pompe­

je. Do południa ofiarnie budowaliśmy, a tuż przed obiadem

nadchodził wielki finał. Odkręcaliśmy kran, a fala lawy zmy­

wała Pompeje. I choć wiedzieliśmy, że nasze dzieło jest ska­

zane na zagładę, co dzień staraliśmy się zbudować lepsze,

ciekawsze Pompeje. Po południu wyprawialiśmy się do la­

sku nazywanego Małpim Gajem albo urządzaliśmy wyścigi

rowerowe na naszej ślepej uliczce - od zielonej bramy do

grubego drzewa. Dorośli czuwali nad nami, ale to były na­

sze wakacje.

Page 152: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

156 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Poznałem kiedyś człowieka, który chyba nigdy w życiu się nie nudził.

To biedny człowiek.

Posłuchaj dalej, może zmienisz zdanie! On zawsze znaj­dował sobie jakieś zajęcie. Kiedy rodzina siedziała na ka­napie i oglądała film, który go nie wciągnął, on zaczynał porządkować szafy i szuflady. Albo segregował papiery i tylko jednym okiem zerkał na ekran. Nigdy nie wyjechał na urlop, jeśli całe dwa tygodnie, które miał tam spędzić, nie były rozpisane co do godziny.

Nie zmieniłam zdania. Opowiadasz coraz smutniejszą historię.

Też mi się taka wydaje. Ale w tej opowieści jest czło­wiek, który - jak sam stwierdził podczas terapii, gdy w końcu na nią dotarł...

I pewnie się tam nie nudził?

Nie, zupełnie. On przyszedł tam popracować, bo na tym według niego polegało życie. Po wielu spotkaniach te­rapeutycznych doszedł do wniosku, że jego dom rodzinny to był obóz pracy.

Taki zakład pracy z rozpisanymi zadaniami od godziny ósmej do szesnastej, a potem druga zmiana, z przerwą na posiłki i spanie?

Z zakładu pracy można się zwolnić, z obozu - trudniej. Jego rodzina traktowała czas wolny jako czas na zrobienie

Page 153: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 157

dodatkowych rzeczy. Urlop przeznaczano na malowanie mieszkania.

Czyli to nie był czas wolny?

Wolny od obowiązków zawodowych. Ale oni w zasadzie zawsze coś robili. Słuchając tej opowieści, czułem się coraz bardziej zmęczony.

I co zrobiłeś, kiedy poczułeś się zmęczony?

Doradziłem temu człowiekowi terapię, a sam musiałem się położyć, tak bardzo byłem wyczerpany.

A nie próbowałeś spożytkować wolnej chwili na wykonanie jakiegoś zadania? Ten człowiek pewnie by tak zrobił. Ty podda­łeś się zmęczeniu - nie wstałeś i nie zacząłeś porządkować szafy, ale pozwoliłeś sobie na odpoczynek. A dom rodzinny człowie­ka, o którym opowiadasz, okazał się jego teraźniejszością. Bo on wcale nie opuścił tego domu i zachowywał się jak chomik w ko­łowrotku, który cały czas musi przebierać łapkami, choć mimo włożonej pracy wciąż tkwi w tym samym miejscu. Muszę coś robić, „nie mogę się zatrzymać” - ten nakaz pochodzi z pokoju dziecięcego. Chociaż teoretycznie nie muszę już być posłusznym synkiem czy grzeczną córeczką i mogę samodzielnie podejmo­wać decyzje, odruchowo wciąż korzystam z możliwości, któ­re poznałem jako dziecko. A więc cały czas muszę mieć zajęcie. Wychowujemy swoje dzieci tylko w etosie pracy — a przedtem jako dzieci sami byliśmy tak wychowywani - i dzięki temu po­trafimy pracować, uznajemy ważność pracy. To jest nadrzędna i właściwie jedyna wartość. Nie nauczyliśmy się wypoczywania.

Page 154: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 5 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Bo przez całe życie jesteśmy podda­wani treningowi pracy. Dzieci ciąg­le słyszą: „Najważniejsze, żebyś się uczył”. „Najpierw obowiązki, po­tem przyjemności”. Pierwszą zmia­nę od godziny ósmej do piętnastej czy szesnastej spędzają w szkole, a druga zmiana upływa im na od­rabianiu lekcji. Nie ma czasu na to, żeby się ponudzić. Uważam, że od początku należy uczyć dziec­

ko zachowywania równowagi między pracą a wypoczynkiem. Tej równowadze trzeba podporządkować rozkład zajęć dziecka, a także własny. Jeśli dorosły człowiek nie potrafi wydać pienię­dzy na swoje przyjemności, nie umie powiedzieć: „A teraz bę­dę czytać, teraz mam na to ochotę, teraz koniec pracy, pole­żę i obejrzę film”, i zrobić to bez poczucia winy - przyczyny tkwią w dzieciństwie. Jeśli rodzice nas nie nauczyli, że można wypoczywać i nic nie robić, to w dorosłym życiu odpoczynek fizyczny, czytanie książki, leżenie na plaży mogą wywoływać niepokój, napięcie. A dbanie o swoje przyjemności jest szalenie trudne.

Może się wydawać, że obowiązkowości trzeba nauczyć, bo po przyjemności każdy i tak sięgnie sam.

Obowiązkowości trzeba uczyć, ale obowiązki i tak nas do­padną. Listonosz wsunie rachunek pod drzwiami, esemesem przyjdzie informacja, że trzeba zapłacić za telefon. Przyjemności trzeba sobie świadomie zorganizować, a z tym wielu z nas ma duży problem. Potem czujemy się zmęczeni, zniechęceni, nie

Wychowujemy swoje

dzieci tylko w etosie procy

- a przedtem jako dzieci sami

byliśmy tak wychowywani

- i dzięki temu potrafimy

pracować, uznajemy

ważność pracy. To jest

nadrzędna i właściwie jedyna

wartość. Nie nauczyliśmy się

wypoczywania.

Page 155: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 1 5 9

podoba się nam nasze życie. Gdyby­śmy nie byli zdolni do radości, relaksu, gdybyśmy nie umieli przeżywać takich stanów, nie tęsknilibyśmy za przeży­waniem takich emocji. Ale jest inaczej: jeśli ich nie przeżywamy, jakaś część w nas „chodzi głodna”. Mamy w sobie wiele pól, które musimy obsadzić róż­nymi doświadczeniami. Chyba najtrud­niej zagospodarować pole z napisem:„czas wolny”. Trzeba systematycznie dbać o to, by mieć przed sobą perspektywę przyjemności. Je­żeli czekają nas tylko obowiązki (kredyt do spłacenia, wymiana uszczelki, odprowadzenie córki czy syna do szkoły, a w wypad­ku dziecka wyłącznie nauka i zajęcia dodatkowe), to ta szarość nas przytłacza, odbiera energię do działania.

Rodzice mówią: „Skoro masz czas wolny, to mógłbyś jeszcze powtórzyć biologię albo zajrzeć do historii”.

Oczywiście, nauka jest ważna. Ale jeśli nie ma choćby jedne­go dnia w tygodniu, w którym dziecko budzi się bez poczucia, że musi jeszcze coś zrobić, to kiedy ono odpocznie? Kiedy bę­dzie dzieckiem?

Co to jest odpoczynek? Każdy wypoczywa inaczej, ale może są takie uniwersalne wymogi, które powinny być spełnione, by odpoczynek przynosił efekt regeneracyjny?

I tu znów wracamy do pokoju dziecięcego. Gdy mały czło­wiek mówi, że się nudzi, to jest cudowny komunikat! Każde

Jeżeli czekają nas

tylko obowiązki (kredyt

do spłacenia, wymiana

uszczelki, odprowadzenie

córki czy syna do szkoły,

a w wypadku dziecka

wyłącznie nauka i zajęcia

dodatkowe), to ta szarość

nas przytłacza, odbiera

energię do działania.

Page 156: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

160 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

dziecko powiedziało to swoim rodzicom wiele razy. Pytanie, jak oni na to zareagują.

„Tyle masz zabawek! Pobaw się czymś”.

„A tak w ogóle czy odrobiłeś lekcje?”. Reakcja rodzica na komunikat dziecka: „nudzę się” jest bardzo istotna. Lepiej nie organizować dziecku czasu, ale powiedzieć: „Rozumiem, że się nudzisz, powiedz, co by cię interesowało, albo idź do pokoju i zastanów się, co by ci sprawiło przyjemność”. I choć dziecko jeszcze przez długi czas może zawodzić, że się nudzi, w końcu przestanie i zacznie się zastanawiać, co lubi robić. W dzieciń­stwie ono musi mieć czas i przestrzeń na takie poszukiwania i na uczenie się, że odpoczynek i zabawa są ważne. Podobnie jak stwarzanie dziecku możliwości przeżywania różnych doświad­czeń. Co jednak zrobić, jeśli dziecko, które chciało uczyć się gry na gitarze, po kilku lekcjach traci zapał? Rodzice w takich wy­padkach często się złoszczą, że mają niezdecydowane dziecko, i każą mu nadal chodzić na te lekcje. Okazuje się więc - i to po­tem zostaje jako przekaz na cale życie - że jeśli chcę sprawdzić, czy coś mi odpowiada, to potem nie mogę z tego zrezygnować. Po takim doświadczeniu dziecko już nigdy nie będzie chciało czegoś spróbować, bo wie, że jeśli to zrobi, musi zostać niemal mistrzem w tej dziedzinie.

Albo nim nie zostanie, bo się postawi, ale potem usłyszy wyrzuty, że pieniądze, które rodzice wydali na te zajęcia, zostały zmarnowane.

I nawet jeśli dziecko odkryje w sobie nowe zainteresowanie, po takich wyrzutach zamilknie. Ono musi mieć poczucie, że

Page 157: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 161

może powiedzieć rodzicom: „To mi się jednak nie podoba. Nie jest tak, jak myślałem”. Przecież my też, zanim się przekonamy, czy smakuje nam jakaś potrawa, musimy jej skosztować. Cza­sem coś wygląda kusząco, ale smak nam nie odpowiada. Podob­nie jest z pasjami dzieci — a naszą rolą jest dawać im okazję do ich sprawdzania. I pozwolić im pobyć trochę w tym doświadcze­niu, ponieważ dopiero po jakimś czasie one mogą stwierdzić, czy dana aktywność je interesuje. Muszą przynajmniej trzy razy wy­brać się na basen, by się przekonać, czy chcą się uczyć pływać. Jeśli nie, nie należy mieć do nich pretensji, można natomiast sprawdzić, z jakiego powodu dzieci chcą z czegoś zrezygnować. Dziecko, któremu wolno próbować, w dorosłym życiu też się te­go nie obawia. Wie, że nie podpisuje cyrografu. Nie dudnią mu w uszach komunikaty rodziców: „Za­płacone, trzeba zjeść”, „Spróbowałeś, musisz dokończyć, bądź konsekwent­ny”. Jakim cudem cztero-, pięcio-, dziesięciolatek ma zdecydować, że coś będzie mu na sto procent odpowiada­ło, skoro dorosłym po roku czy dwóch zdarza się zmieniać kierunek studiów?Trzeba zawrzeć z dzieckiem umowę, że pójdzie na dane zajęcia kilka razy, a potem zdecydujecie, co dalej.

Wiele osób powie zapewne, że proponowana przez cie­bie umowa to uczenie dziecka braku wytrwałości.

Jeśli to nie dotyczy obowiązków, ale przyjemności, to dla­czego mamy być wytrwali? Skoro coś nam nie odpowiada, po co się dręczyć i nadal to robić? Dziecko można przymusić, by

Dziecko, któremu wolno

próbować, w dorosłym życiu

też się tego nie obawia.

Wie, że nie podpisuje

cyrografu. Nie dudnią

mu w uszach komunikaty

rodziców: „Zapłacone,

trzeba zjeść” , „Spróbowałeś,

musisz dokończyć,

bądź konsekwentny” .

Page 158: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 62 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

chodziło na taniec przez rok. Tylko po co? Oczywiście inaczej traktujemy obowiązki: szkołę czy sprzątanie. Nie będziemy co­dziennie dyskutować z dzieckiem, czy pójdzie do przedszkola, czy będzie odrabiało lekcje albo myło zęby. Są obowiązki nie­zbyt przyjemne, takie jak wynoszenie śmieci. Niektóre wyko­nujemy po to, by potem mogło zdarzyć się coś innego, na przy­kład przyjemności.

Z próżnego i Salomon nie naleje. Trudno, żeby rodzice, którzy sami nie wiedzą, jak się spędza wolny czas, zapro­ponowali dziecku coś ciekawego.

Niekiedy ludzie nie mają pomysłu na to, jak spędzać czas z dziećmi. W galerii handlowej można spotkać rodziny, które nie przyszły na zakupy, ale na spacer, chcą jakoś zagospodaro­wać wolne chwile. Raz po raz opędzają się od dzieci i powtarzają, że im czegoś nie kupią. Cała uwaga jest skierowana na wystawy, a nie na rozmowę z dziećmi. A ta nie powinna dotyczyć tego, co było w szkole, tylko opowiadania o dzieciństwie naszym albo naszych dzieci. One uwielbiają słuchać po raz sto pięćdziesiąty, jak to było, gdy się urodziły, stawiały pierwsze kroki. Przepadają za opowieściami o swoich rodzicach i dziadkach. Możemy rów­nież opowiadać bajki przez nas wymyślone albo te znane, choć­by o królewnie Śnieżce, która nam się ostatecznie pomyli z Fio­ną i wyjdzie za Shreka. To nieistotne. Ważne, żeby dać dzieciom poczucie bliskości, żywy kontakt. A w centrach handlowych nie ma na to szans, to jest bycie obok.

W konsekwencji dzieci mogą nie umieć rozmawiać. A ro­dzice będą mieli pretensje: „On mi nic nie mówi! Wszystkie­go muszę się dowiadywać od matek kolegów ze szkoły!”.

Page 159: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 1 63

Oczywiście, ale gdzie dzieci mają się tego nauczyć? W szko­le muszą powtarzać cudze zdania, bo często uczą się odtwór­czo. Program nauczania jest tak przeładowany, że rzadko daje okazję do wymiany myśli. A to podstawowa umiejętność po­trzebna w relacjach interpersonalnych. „Nie boję się publicznie odezwać”, „Znam siebie wyrażającego na głos swoje zdanie”, „Byłem słuchany” — takie doświadczenia są nam niezbęd­ne. Oglądałam niedawno Służące — fantastyczny film, w któ­rym czarnoskóra niania mówi codziennie do malej dziewczyn­ki słowa, a ta ma je powtórzyć: „Jesteś mądra, dobra i ważna”. I dziewczynka powtarza: „Jestem mądra, dobra i ważna”. Ma­rzy mi się, by każde dziecko doświadczyło tego w domu ro­dzinnym. To bardzo istotny posag, ogromny potencjał, z jakim wkroczy w dorosłe życie. I w przeciwieństwie do wielu drogich rzeczy, które rodzice chcą dać swoim dzieciom, nic nie kosztuje. A jest ważniejsze niż drogie atrakcje.

Mam wrażenie, że wielu osobom coraz trudniej spędzić czas wolny bez wydawania pieniędzy. Ludzie mówią, że nie mają możliwości odpoczynku czy relaksu, bo ich na to nie stać. Wyjście z domu oznacza konieczność płacenia za lody lub za wycieczkę. Pamiętam, jak kiedyś rozmawialiśmy o tym podczas audycji ze słuchaczami. Niektórzy mówili, że nie mo­gą nigdzie wyjechać. Na pytanie, czy mają rower i plecak, do którego można włożyć kanapki i termos, i czy jest miejsce, do którego mogliby się udać, niektórzy przyznawali, że w zasa­dzie tak. Ale im samym to do głowy nie przyszło. Bo zrobie­nie czegoś przyjemnego dla siebie kojarzy się z wydatkiem.

Wypożyczenie książki z biblioteki jest bezpłatne. Spotkanie ze znajomymi i spacer też. Mogłabym znaleźć inne przykłady.

Page 160: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

164 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Owszem, często przyjemności są związane z wydatkami. Zresz­tą po to też zarabiamy pieniądze, żebyśmy ich część przeznaczy­li - świadomi znaczenia wypoczynku — na przeżycie czegoś wy­jątkowego. Czegoś, co będzie spełnieniem naszych marzeń, na co długo odkładamy pieniądze. I nie jest to remont mieszkania czy kupno nowego samochodu. To ma być coś ekstra, jak wy­kwintny deser, którego nie jadamy na co dzień.

Ale przecież są jakieś priorytety!

Tak, ale jeśli myślimy w ten sposób, możemy ugrzęznąć w przedmiotach i w czterech ścianach. Kiedy pracuję z dojrza­łymi ludźmi, którzy mają już ustabilizowaną pozycję życiową, obserwuję, jak zaczyna do nich docierać, że kupno nowego sa­mochodu czy drogich ubrań nie sprawia im satysfakcji. Nie po­zwala smakować życia, nie daje poczucia sytości. Przecież każ­dej potrawie smak nadaje przyprawa. Nie wystarczy ugotować mięsa w samej wodzie, sztuką jest je doprawić. Dosypać szczyp­tę soli, pieprzu, papryki, tymianku... Pytanie, czy my mamy takie elementy w swoim życiu? Różne przyprawy, które doda­ne do głównej potrawy sprawiają, że wszystko razem nam sma­kuje? Ludzie, którzy już osiągnęli wymarzony dobrobyt, często nadal nie przeżywają przyjemności w życiu. Nie znają swoich przypraw. Albo ich nie używają, bo jeszcze nie pora. Boją się zatrzymać, żeby ich ktoś nie prześcignął w wyścigu za dobrami

materialnymi. Albo nie umieją korzy­stać z przyjemności! Dlatego wielką wartością jest dbanie o przyjemność każdego dnia. W zwykły poniedział­kowy ranek czy czwartkowe popo­łudnie należy szukać odpowiedzi na

Ludzie, którzy już osiągnęli

wymarzony dobrobyt,

często nadal nie przeżywają

przyjemności w życiu.

Page 161: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 1 65

pytanie: „Na co mam ochotę?”, „Gdzie chcę usiąść, żeby wy­pić kawę?”, „Jakiej muzyki posłucham?”. Bardzo namawiam, szczególnie rodziców, żeby to robili, i to w sposób zauważal­ny dla swoich dzieci. Warto mówić świadomie: „Mam ochotę zrobić sobie teraz przyjemność, przerwę od obowiązków, dla­tego posłucham muzyki, poczytam książkę, poleżę sobie. Przez pół godziny mnie nie ma”. Dzięki temu dziecko zrozumie, że ono też ma prawo powiedzieć: „Potrzebuję odpoczynku, chwi­li przyjemności. Mam ochotę zagrać w warcaby. Lubię nasze wspólne spacery”.

Załatwimy to podczas urlopu! Będą całe dwa tygodnie tylko dla nas, dla rodziny!

Nie wystarczą dwa tygodnie wolnego raz w roku, jeśli przez pozostałe dni żyjemy w sposób, który nas wycieńcza zarówno fi­zycznie, jak i psychicznie, tak że kiedy już wyjedziemy, nie ma­my na nic siły i nic nas nie cieszy.

Nie każdy potrafi sięgać po przyjemności, bo niektórzy nie umieją wydawać pieniędzy na swoje zachcianki, czyli na coś innego niż to, co konieczne.

To ważne, by umieć to robić, i to w sposób jawny. Nie ukry­wać, że kupiłyśmy sobie nową bluzkę czy fajny gadżet. Mamy do tego prawo.

A dziecku przydałby się nowy plecak...

W porządku, ale są plecaki w różnych cenach. Mogę po­wiedzieć: „Mam taką kwotę, z czego tyle przeznaczam na twój

Page 162: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 6 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

plecak, a reszta idzie na moją przyjemność, bo marzą mi się ta książka, ta szminka, ten pasek, czy ten koncert”.

Co za matka...

Dlaczego zakładasz, że to musi być matka?

No bo szminka...

Ale koncert jest już obupłciowy! Mężczyźni też kupują książ­ki. Chociaż trafiłeś — kobiety mają niestety większą tendencję do tego, by się poświęcać.

To wróćmy do zdania: „Ja teraz czytam, będę mieć dla ciebie czas za pół godziny”. Niektórych pewnie zjedzą wy­rzuty sumienia. Nie będą rozumieli, co czytają, i wrócą do dziecka albo pozwolą mu do siebie przyjść.

To zależy, z czym ono przychodzi: czy źle się czuje, bo się czegoś boi, albo płacze, bo coś mu się stało? Wtedy żaden mą­dry rodzic nie wybierze książki ani filmu. Nie mówimy o takich okolicznościach, tylko o zwykłej sytuacji, w której dziecko cze­goś chce i musi to mieć już. Może dlatego, że dotychczas zawsze natychmiast dostawało to, czego zapragnęło? Rodzic musi umieć powiedzieć dziecku: „Poczekaj z tym pół godziny, teraz zajmuję się sobą”. Pod warunkiem że dziecko nie widuje rodzica wyłącznie w weekend, ale dużo czasu spędzają wspólnie.

W uszach dzwoni mi głos rodziców: „No, niech ja dam dziecku możliwość odpoczywania, czas na przyjemności, to ono nigdy nie odrobi lekcji”.

Page 163: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 167

Takie stawianie sprawy nie ma sensu. Nikt nie mówi, że nie trzeba dbać o to, by dziecko odrobiło pracę domową. Ale ucze­nia dziecka tego, że odpoczynek jest wartością, nie znaczy, że ono ma zaniedbywać naukę. To dwa obowiązki, które musimy mu wpoić. Powinnością dziecka jest wypełnianie pewnych zo­bowiązań, takich jak chodzenie do szkoły i uczenie się, lecz tak­że poznawanie świata i poszukiwanie odpowiedzi na pytania: „Kim jestem”, „Co lubię?”, „Co sprawi mi radość?”, „Jak lubię odpoczywać?”.

Dzieci — weźmy dziesięciolatki — przychodzą do kolegi i od razu włączają komputer. I co wtedy?

Nic strasznego. Wchodzimy do pokoju dziecka i mówimy: „Pozwolę wam włączyć komputer za godzinę. A na razie spę­dzajcie czas w inny sposób”. Dzieci z całą pewnością nie bę­dą siedziały przez godzinę w ciszy, coś się zacznie między nimi dziać. Nawet jeśli będzie to skarżenie się na koszmarną mamę, która nie pozwala włączać komputera. Ale zaczyna się rozmo­wa, pewna wymiana, relacja. Wątek mamy szybko się wyczer­pie, bo to nudny temat. Wcześniej czy później zaczną się ba­wić, sięgną po zabawki lub porozmawiają o tym, co się dzieje w szkole albo w przedszkolu.

Podsumujmy: czas wolny to istotna wartość. Jak wobec tego zagwarantować go sobie? Wpisać jako jedną z pozycji do kalendarza?

Wpisywanie sobie do kalendarza miłych chwil, które pla­nujemy z wyprzedzeniem — kino, teatr, spotkanie z przyjaciół­mi — to dobry pomysł. Dzięki temu przynajmniej nie będziemy

Page 164: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

168 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

się bać własnego kalendarza, bo nie jest wypełniony wyłącz­nie obowiązkami. Ale nie wpi­szemy sobie do kalendarza: „Wstać dziesięć minut wcześniej i spokojnie wypić poranną kawę, dokończyć rozdział książki, po­łożyć sobie maseczkę i nie bie­gać w niej po domu, bo przecież mogę jednocześnie umyć naczy­

nia. Naczynia nie zając, nie uciekną”. Cudownie jest mieć tak­że wspólne rodzinne marzenia, plany i dążyć do ich spełnienia. Znam rodzinę, która żyje skromnie, ale co roku szykuje sobie wspólną wyprawę. Długo przed nadejściem lata szukają atrak­cyjnych tras w Polsce, przygotowują się do nich, zdobywają in­formacje o miejscach, które chcą odwiedzić. Ustalanie najcie­kawszej trasy to też ich wspólnie spędzany czas, bo wszyscy żyją tym wyjazdem przez wiele miesięcy.

Czas wolny spędzany wspólnie, taki jak święta, budzi przerażenie u tych, którzy mają niewyjaśnione sprawy, nie­domówienia, bolesne doświadczenia.

Boją się urlopu.

Kilka wolnych dni spędzonych razem...

I to w sytuacji, gdy jedyną w ciągu roku wspólną rzeczą jest wyjście do supermarketu czy do galerii handlowej.

A w Wielkanoc są zamknięte i co tu ze sobą zrobić?

Wpisywanie sobie do kalendarza

miłych chwil, które planujemy

z wyprzedzeniem - kino, teatr,

spotkanie z przyjaciółmi

- to dobry pomysł. Dzięki temu

przynajmniej nie będziemy się

bać własnego kalendarza,

bo nie jest wypełniony

wyłącznie obowiązkami.

Page 165: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 1 6 9

Brakuje pomysłu. Bo wspólny czas bez takich zewnętrz­nych rozpraszaczy - wystaw, zakupów — jest czymś, czego ta rodzina nie zna. Jeśli się okazuje, że mamy jechać razem na urlop, to jak to przeżyć? Co ze sobą począć? Urlop się kończy i nikt specjalnie za nim nie tęskni, czasami wręcz chce o nim zapomnieć. Tylko że się nie da. Często o tym słyszę, gdy roz­mawiam z dorosłymi już ludźmi o ich wspomnieniach z ro­dzinnych wyjazdów.

Niektóre dzieciaki mają swój pierwszy kalendarz w wie­ku sześciu lat, i przypomina on kalendarz menedżera. Gęsto w nim od zajęć z uwzględnionym czasem dojazdu z dodatkowej matematyki na kurs kreatywności. Czasu wolnego nie ma.

Przypuszczam też, że wielu menedżerów było takimi dziećmi.

Które prosto z lekcji fortepianu biegły na lekcje tenisa?

A potem się uczyły słówek, następnie miały zajęcia ze śpie­wu i łucznictwa. I jeszcze kursy szybkiego zapamiętywania. Te dzieci nie znały innego życia, dlatego posłusznie wstawały wcześnie rano i cały dzień biegały z jednych zajęć na inne. Nie mam wątpliwości, że taki trening zapewnił im świetne kompe­tencje. Dzięki niemu jako dorośli też są znakomicie zorganizo­wani i zostali cenionymi menedżerami. Uważają, że żyją w spo­sób najlepszy z możliwych i jedyny, jaki mogą zaakceptować. Przecież ich życie zawsze podobnie wyglądało. Często popada­ją w pracoholizm, który oznacza też samotność. Nierzadko nie ma w ich życiu tego drugiego człowieka. A nawet jeśli jest - lub jeszcze jest - oni nie potrafią z nim być, tak po prostu, bo

Page 166: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 7 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

nie przeżyli w dzieciństwie rozmawiania, nudzenia się, takiego zwykłego czekania, aż jakieś pomysły wpadną im do głowy.

Rodzice pewnie zakładają, że na to przyjdzie czas, a te­raz, kiedy umysł jest najbardziej chłonny, trzeba się skupić na nauce.

To jest niezrozumiałe! Zakładamy, że w dzieciństwie nale­ży maksymalnie wykorzystać chłonność umysłu dziecka dla jego dobra, dla korzyści, jakie dzięki temu będzie czerpać w dalszym życiu. Nie bierzemy pod uwagę, że to jest też czas, w którym dziecko nawiązuje pierwsze kontakty ze światem, znajduje swoje miejsce, buduje poczucie własnej wartości - czyli ważna inwesty­cja na przyszłość! Co z tego, że dziecko będzie miało wysoki iloraz inteligencji i rozległą wiedzę, skoro nie będzie umiało tego spo­żytkować? Zyska potencjał intelektualny i mnóstwo wiadomości, ale strach i wstyd nie pozwolą mu podnieść ręki i odezwać się podczas lekcji. Albo zabierze głos w klasie, bo tam jest ktoś doro­sły - nauczyciel, często zresztą lubiący takiego wszechwiedzące­go ucznia — natomiast nie potrafi się odnaleźć wśród rówieśników

na przerwach, śmiać się z nimi, roz­mawiać, wyrazić swoje zdanie. Takie dzieci nie mają normalnego dzieciń­stwa, w którym jest czas na rozwój nie tylko intelektualny, lecz także emocjo­nalny. Nie mają okazji nauczyć się żar­tować z rówieśnikami, jawnie złościć ani walczyć o swoją pozycję w grupie. I z takimi deficytami wchodzą w do­rosłe życie. Wyrastają na ludzi, którzy potrafią tylko pracować.

Co z tego, że dziecko

będzie miało wysoki iloraz

inteligencji i rozległą

wiedzę, skoro nie będzie

umiało tego spożytkować?

Zyska potencjał intelektualny

i mnóstwo wiadomości, ale

strach i wstyd nie pozwolą

mu podnieść ręki i odezwać

się podczas lekcji.

Page 167: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 171

Czasem słyszę od rodziców, że sprawia im problem wy­myślenie dla dziecka zajęcia tak atrakcyjnego, żeby syn czy córka dali im odpocząć. Mówią, że jeśli nie włączą im tele­wizora, nie będą mieli spokoju. Włączamy telewizor — wy­łączamy dziecko.

Dużo zależy od wieku dziecka. Jeśli jest małe, trzeba je za­inspirować, by potem mogło się bawić samo. Choć z naszej per­spektywy to nudne, budowanie wieży z trzech klocków jest dla malucha wyczynem. Musimy pokazać dziecku, do czego służą klocki, kredki, modelina, ciastolina itp. Im mniejsze dziecko, tym ważniejsze, byśmy mu pokazali, jak można się bawić, za­chwycali się tym, co robi, i cieszyli z inwencji, bo to buduje po­czucie pewności siebie i motywuje do kolejnych działań. I nie trzeba poprawiać kolorów na rysunku dziecka, by były ideal­ne, ani budować prostych ścian domku, bo dziecko potrafi zro­bić tylko takie krzywe. A przekaz: „Dobrze ci idzie” sprawi, że będzie chciało nadał budować i wznosić coraz bardziej skom­plikowane konstrukcje. Inwestowanie w wyobraźnię dziecka, rozwijanie w nim odwagi do próbowania, zaowocują za kilka­naście lat. Wiele razy się zdarza, że trzylatek, który bawi się kolejką z tatą, tak naprawdę staje się jedynie biernym uczest­nikiem przedstawienia, bo to tata jest wszystkim: zawiadow­cą, konstruktorem, maszynistą, a dziecko słyszy: „Nie ruszaj, bo popsujesz”. Albo rodzic buduje z klocków bardzo skompli­kowane konstrukcje, nieosiągalne dla dziecka, co tylko je znie­chęca. Wyobraźmy sobie, że ktoś zaczyna nas uczyć języka an­gielskiego na utworach Szekspira — od razu poczulibyśmy się zdezorientowani i zniechęceni. Podobnie dzieje się z dzieckiem, jeśli stawiamy poprzeczkę za wysoko. Natomiast jeśli nauczy­liśmy dziecko się bawić, to i my czerpiemy z tego korzyści,

Page 168: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

17 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Komputer i telewizor są

do użytku, ale pilot musi być

w naszych rękach.

kiedy chcemy mieć chwilę dla siebie, bo maluch zajmie się sobą. Kompu­ter i telewizor są do użytku, ale pi­lot musi być w naszych rękach. To my decydujemy, co dziecku wolno

oglądać. Może to być coś, co wcześniej nagraliśmy, bo wtedy mamy pewność, że nie obejrzy czegoś nieadekwatnego do je­go wieku. Na przykład ogromnej dawki reklam, które wzbudzą w nim chęć posiadania. Kiedy nie ma nas w pokoju z telewi­zorem, a dziecko włada pilotem, może trafić na treści dla sie­bie szkodliwe. A my nie wiemy, dlaczego ono budzi się w nocy z krzykiem.

Zastanawiając się nad tym, co dziecko może oglądać, trzeba spojrzeć na treści programowe z jego perspektywy, bo coś może być niewłaściwe dla pięciolatka. Chociażby doniesienia w programach informacyjnych.

Dziecko, które godzinami ogląda telewizję albo gra na kom­puterze, nawet w gry edukacyjne, nie uruchamia wyobraźni, bo dostaje wszystko z gotowymi obrazami. Jeśli dziecku się nie czyta, nie opowiada bajek i różnych historii, to w jego głowie nie powstają wyobrażenia słyszanych treści. Komputer i telewi­zor, ciągle ulepszane, będą zawsze, a czas na zdobywanie umie­jętności społecznych przypada na dzieciństwo. Jeśli go właści­wie wykorzystamy, dziecko lepiej przejdzie cały proces uczenia się, bo jest śmiałe, umie rozmawiać, potrafi zaznaczyć swoją obecność, a więc nie stanie się kozłem ofiarnym w grupie, nie pozwoli się źle traktować. Oczywiście każdy z nas, już jako do­rosły człowiek, może mieć jakieś deficyty z dzieciństwa, które da się nadrobić. Ale zadaniem rodziców jest dbać o to, by nie

Page 169: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Nuuudzę się! Wpisz przyjemności do kalendarza 173

zostawiać zbyt dużej liczby lekcji do nadrobienia. Sprzyja temu przyjrzenie się własnemu dzieciństwu i relacjom, które panowa­ły w naszym domu. Co się działo w naszym dzieciństwie, czego brakowało, co dostaliśmy, ale nie w takim wymiarze, który da­wałby nam poczucie spokoju, szczęścia i bezpieczeństwa? Teraz wiemy, jak bardzo tego brakuje w dorosłym życiu. I mimo że potrafimy już dostrzec cały kontekst, to i tak czegoś musimy się douczyć, z czymś musimy się zmierzyć.

Page 170: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 171: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 7

W łasna s za fk a . P ryw a tn e

i in tym n e życie dziecka

Page 172: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Emil

Mój tata jest listonoszem, mama pracowała wiele lat na po­

czcie. Już jako małe dziecko słyszałem o tajemnicy kore­

spondencji. Pamiętam, że kiedyś wróciłem z wakacji i zoba­

czyłem, że jeden z listów adresowanych do mnie jest otwarty.

Tata był zdenerwowany, bo go wyjął z koperty, myśląc, że

list zaadresowano do niego. Obydwaj mamy imiona na li­

terę „J” . Zwykła pomyłka, ale przepraszał mnie ze trzy razy.

Bardzo szanuję prawo do prywatności i nie lubię nawet czy­

tać komuś przez ramię gazety w środkach komunikacji. Ale

mój chłopak wyniósł z domu zupełnie inne doświadczenia.

U niego każdy mógł zajrzeć każdemu do biurka, torby, szaf­

ki, dosłownie wszędzie. Tajemnica korespondencji? Mowy

nie ma! Zero prywatności. Ze swoją pierwszą miłością z wa­

kacji pisali do siebie szyfrem. Mój chłopak też grzebał w do­

kumentach i zapiskach rodziców. Kiedy zamieszkaliśmy ra­

zem, przeżyłem szok, jak zobaczyłem, że czyta moje maile,

„bo komputer był włączony” . A kiedy poszedłem do łazien­

ki, przeglądał moją komórkę. Najpierw wydawało mi się, że

jestem przewrażliwiony. Ale gdy zastałem otwarty list adreso­

wany do mnie, miarka się przebrała. Awanturę było chyba

słychać na całym osiedlu. Patrzył na mnie szeroko otwartymi

oczami. Bo to przecież były tylko druki promocyjne z ban­

ku, nic wielkiego. Może i tylko druki, ale przysłano je mnie!

Musiałem mu długo tłumaczyć, co znaczy, że coś jest moje

Page 173: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 177

i w związku z tym nienaruszalne. Poczta, maile, komórka,

komputer, kalendarz, notes. Nie wolno do nich sięgać. Ścię­

ło mnie z nóg, kiedy powiedział, że przecież w rodzinie nie

ma się przed sobą tajemnic. „Może w twojej!” . Spisałem

z nim umowę. Wymieniłem w niej, jaki ma być zakres mojej

prywatności i w czym mojemu chłopakowi nie wolno grze­

bać. Przyjęcie tego do wiadomości zajęło mu kilka miesięcy.

Ale ostatnio zwrócił swojej mamie uwagę, żeby nie otwie­

rała listów, które przychodziły do niego na adres rodziców.

I tym razem on spotkał się z ogromnym zdziwieniem.

Sylwia

Nie znosiłam imienin ciotki D. Miałam wrażenie, że jestem

na targu. Od wejścia się tam plotkowało. Najpierw o lu­

dziach z telewizji, potem o sąsiadach, a na końcu o ro­

dzinie. Także tej obecnej przy stole. Ciotka nie miała żad­

nych hamulców. Krojąc tort, opowiadała, że jej dorastający

syn ma hemoroidy. Albo że bratanicy urosły już takie piersi,

jakimi ciotka nie mogła się pochwalić, nawet gdy szła do

ślubu. Niektórzy próbowali jej przerwać, ale inni wchodzili

w to gładko i opowiadali o nocnym moczeniu swoich dzie­

ci, o nadciśnieniu mężów. A nawet o tym, że już niedługo on

„tego” też nie będzie mógł robić. Moi rodzice jak Iwy rzucali

się na ciotkę, kiedy próbowała wypytywać o moich chłopa­

ków i o plany życiowe. Co ciotka kwitowała zdaniem: „Wy

to zawsze jacyś dziwni, przecież tu sami swoi!” .

Page 174: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 7 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Niektórym rodzicom dziecko może powiedzieć: „To moje prywatne sprawy” lub „Mam prawo do intymności” dopiero wtedy, kiedy wyprowadza się z domu.

To stosunek rodziców do odrębności, prywatności i intym­ności dziecka decyduje o tym, czy ono jako dorosła osoba wie, co znaczą prywatność i intymność. Co gorsza, jeśli do rodziców wcześniej nie docierało, że ich dziecko jest odrębną osobą, to z powodu jego wyprowadzki z domu fundują mu poczucie wi­ny. Ono chce mieć własne życie, prawo do swoich spraw wol­nych od ingerencji i ciekawości rodziców, a oni nie umieją zaak­ceptować tego, że ono idzie swoją własną drogą życiową.

Kiedy budzi się w nas to poczucie odrębności?

Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że to się dzieje wtedy, kie­dy jesteśmy małymi dziećmi. Noworodek, a potem niemowlak w każdym aspekcie życia jest uzależniony od innych: musi być przez nich ubrany, nakarmiony, przewinięty. Z czasem jednak dziecko staje się coraz bardziej świadome i chce samo dokonywać różnych wyborów — niektóre pokarmy mu smakują, inne nie, jedne zabawki czy ubrania mu się podobają, a za innymi nie prze­pada. Lubi ciocię Zosię, nie lubi Marysi. Naszym zadaniem jest to obserwować i uczyć się własnego dziecka, próbować je rozumieć.

Zajmijmy się wobec tego pojęciem intymności - co to znaczy? Po co i jak uczyć dziecko intymności?

Uczymy dziecko, czym jest intymność, także po to, by nikt nie mógł go skrzywdzić! Ani wtedy, gdy jest dzieckiem, ani w dorosłym życiu. W naturalny sposób dziecko interesuje się

Page 175: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 1 7 9

swoim ciałem. Kiedy dowiaduje się, jak się nazywają jego poszczególne części, powinno też otrzymać od ro­dziców jasny przekaz: „Twoich in­tymnych części ciała nikt, oprócz rodziców podczas mycia i oprócz le­karza, nie może dotknąć”. Gdyby tak się stało, doszłoby do naruszenia intymności dziecka, które powinno wtedy krzyczeć, wzywać pomocy, przybiec do rodziców. Jeżeli uczymy dziecko w ten sposób patrzeć na własne ciało, ono nie stanie się tak łatwo ofiarą molestowania seksualnego. Kiedy usłyszy od chorego człowieka, że to tylko zabawa, nie ulegnie te­mu bezkrytycznie. Niestety, dorośli często jak ognia unikają roz­mów z dziećmi o intymności, bo bardzo się boją, że w ten sposób wprowadzają temat seksualności.

Obawiają się, że rozbudzą coś w swoich dzieciach?

Rodzice czują się skrępowani tym, że ich dziecko to także istota seksualna. A celem takich rozmów jest przede wszystkim uświadomienie dziecku, że nikt nie może go dotykać, szczególnie intymnych części jego ciała. I to dotyczy także nas - rodziców!

Ale sama powiedziałaś, że małe dziecko wymaga naszej pomocy przy myciu!

Tak, ale kiedy dziecko jest trochę większe, rodzice już go nie myją, jedynie asystują przy myciu, a wcześniej tłumaczą dziec­ku, jak powinno to robić. Musimy szanować intymność dziec­ka. Podobnie kiedy siedzi na nocniku - zanim wejdziemy do ła­zienki, pukamy i czekamy, aż dziecko powie: „proszę”. To ma

Uczymy dziecko, czym jest

intymność, także po to,

by nikt nie mógł go skrzywdzić!

Ani wtedy, gdy jest dzieckiem,

ani w dorosłym życiu.

Page 176: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 8 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

ogromne znaczenie, ponieważ dzięki temu dziecko się uczy, że łazienka to miejsce czynności intymnych i każdy, kto ją zaj­muje, ma prawo decydować, czy i kiedy ktoś inny może wejść. Tymczasem niektórzy rodzice co prawda pukają, ale potem od razu wchodzą i nie czekają na odpowiedź dziecka.

I takie pukanie to jest tylko sygnał ostrzegawczy: „wchodzę”!

A przecież pukanie tak naprawdę oznacza pytanie: „Czy mo­gę?”. To jest jedna z wielu sytuacji z życia codziennego, przez którą uczymy dziecko, że ono ma w tej kwestii coś do powie­dzenia, i przekazujemy mu informację ważną na całe życie: nikt bez jego zgody nie może zrobić nic z jego ciałem. Czasem pracuję z dorosłymi kobietami, które nie potrafią się ochronić przed klepnięciem po pośladkach, dotykaniem piersi, choć tego nie cierpią, a często też nie umieją zareagować na wulgarne sek­sualnie komentarze czy żarty rodem spod budki z piwem. Gdy cofamy się do ich dzieciństwa, okazuje się, że w domu rodzin­nym nie istniało pojęcie „prawa do intymności”. A często się słyszy, że gdyby jej się to nie podobało, to przecież coś by po­wiedziała. Niestety, nie! Bo w domu prawdopodobnie nie bar­dzo mogła mówić o tym, co czuje, a przede wszystkim nie zo­stała nauczona, że ona decyduje o tym, co się dzieje z jej ciałem. Nieprzekazanie dzieciom wiedzy o intymności, intymnych czę­ściach ciała i zachowaniach czyni je bardziej podatnymi na mo­lestowanie seksualne (i w dzieciństwie, i w dorosłości).

Rodzice omijają temat cielesności i seksualności, a w do­datku mają nadzieję, że sam się nie pojawi, a jeśli nawet, to jeszcze nie teraz. Przez to dzieci, zwłaszcza nastolatki,

Page 177: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 181

mogą być nieprzygotowane na to, jak zachowają się wobec nich rówieśnicy.

Dziewczynki nie potrafią wtedy podczas imprezy odmówić chłopcom, którzy chcą różnych form kontaktów intymnych, seksualnych.

Czują się bezradne. Nie potrafią odmówić, bo nie chcą zostać posądzone na przykład o to, że są staroświeckie.

Właśnie, a w dodatku często są wychowane w przekonaniu, że skoro ktoś czegoś od nich chce, to one są od tego, by speł­niać te oczekiwania, nie mogą odmówić. Co więcej - nie potra­fią odmawiać! Jeśli do tego dziewczyna widzi, że mama nie mówi wprost, co czuje, tylko „daje to do zrozumienia” i nie podejmu­je żadnych działań, chociaż otoczenie na to nie reaguje, to cór­ka potem postępuje podobnie. Jej mama nie jest asertywna, więc i córka nie potrafi się tak zachować. A jeżeli brak asertywności matka wykazuje w relacji z partnerem, córka uczy się, że potrze­by i oczekiwania kobiet są mniej ważne. A więc ona nie może się jawnie sprzeciwiać, nie ma prawa być w zgodzie ze sobą, ale ma po cichutku cierpieć. Jeśli rodzice nie uczą dziecka, że tylko ono może dysponować swoim ciałem, ono w dorosłym życiu nie po­trafi jednoznacznie zareagować i powiedzieć choćby: „Nie mam dzisiaj ochoty na seks”. Bez za­słaniania się bólem głowy czy zmęczeniem szczerze powiedzieć, że nie ma ochoty. A wiele kobiet, zamiast tego, wchodzi w stan - jak go dosadnie określiła jedna

Jeśli rodzice nie uczą dziecka,

że tylko ono może dysponować

swoim ciałem, ono w dorosłym

życiu nie potrafi jednoznacznie

zareagować i powiedzieć choćby:

„Nie mam dzisiaj ochoty na seks” .

Page 178: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 82 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

z nich — znieczulenia się i przejścia w fazę gumowej lalki, takiej z sex-shopu. Kobieta emocjonalnie oddziela się od ciała, które le­ży na łóżku, wykonuje nim nawet jakieś ruchy, sugerujące part­nerowi zaangażowanie, ale ona nie identyfikuje się z tym ciałem podczas seksu. Nie przyjdzie jej do głowy, że może powiedzieć wprost: „Dzisiaj nie mam ochoty na seks”. Nie zdobyła się na to, ale potem czuje się upokorzona, samotna w związku, oddala się od swojego mężczyzny. Intymność coraz bardziej kojarzy jej się z naruszeniem cielesności. Mimo to nie potrafi powiedzieć, czego chce, a czego nie, i kiedy, ale coraz bardziej ucieka w żal i samot­ność. A jej mężczyzna nie wie, dlaczego ona się do niego oddala.

Rozmawialiśmy już o tym, że rodzice boją się mówić o intymności, ponieważ ona budzi skojarzenia z seksem. Wielu rodziców zwleka z podjęciem tego tematu. Tylko je­śli oni o tym nie porozmawiają, dziecko i tak się dowie. Tyle że z internetu albo od kolegów, a wówczas nie mamy wpły­wu na język i obrazy, które zostaną z seksem skojarzone.

Wysoce prawdopodobne, że jeżeli dziecko dowie się o tym z internetu, seks zacznie mu się kojarzyć z brutalnością i instru­mentalnym traktowaniem drugiego człowieka. I często z jakąś formą wynaturzenia. Dla kilkuletniego dziecka, które pozyska­ło właśnie taką wiedzę wspartą obrazami, strasznym przeżyciem jest odkrycie, że jego rodzice także uprawiają seks.

Jak więc pomóc dziecku przeżywać swoją intymność?

Mycie się i korzystanie z nocnika, o których już mówiliśmy, nie są jedynymi sytuacjami, w których powinniśmy szanować intymność dziecka. Zadbajmy o to, by nikt nie przyglądał mu

Page 179: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 1 83

się, kiedy się ubiera. Pamiętam rozmowę z kobietą, która po­wiedziała, że kiedy się ubiera, nawet jeśli jest sama w pokoju, najczęściej odruchowo zasłania się kołdrą, a bieliznę wkłada wy­łącznie pod przykryciem. A wszystko dlatego, że w domu ro­dzinnym każdy wchodził do jej pokoju bez pukania. Nie mogła powiedzieć: „Ubieram się, proszę nie wchodzić”, bo wtedy sły­szała, że jest córką swoich rodziców i chyba nie ma przed nimi żadnych sekretów. „Co ja innego zobaczę, niż już widziałam?” — tak często mówi do dorastającej córki mama czy tata, którzy ją kiedyś przewijali. „Przecież ja cię urodziłam!”. Tak, ale to nie znaczy, że córka jest twoja. Ty ją urodziłaś, ale ona jest odrębną osobą, sama rozporządza swoim ciałem i ma prawo nie chcieć, by ktoś oglądał ją nieubraną.

Dzieci chcą odkrywać własne ciało: przyglądają mu się, dostrzegają, że dziewczynki mają w majtkach coś innego niż chłopcy, że siusiak reaguje tak albo inaczej... Te natu­ralne zainteresowania mogą wywołać oburzenie rodziców: „Wstydź się, nie oglądaj tego! To nieładnie! Odłóż to!”.

Na półkę???

Oby to tylko wywoływało taki śmiech jak u nas.

To jest tylko do siusiania!

A w ogóle nie rozmawiajmy o tym - taki jest generalny komunikat.

Tak naprawdę to jest komunikat: „Ja, twój rodzic, nie ra­dzę sobie z tym tematem”. Dziecko wyczuwa, że ten wątek

Page 180: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

184 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

wywołuje zmieszanie rodziców i ich niechęć do rozmowy, i cho­ciaż miałoby ochotę o coś zapytać, co zresztą jest zdrowe i zu­pełnie normalne...

...to dostaje od rodzica pozawerbalną informację: „Na mnie nie licz”.

I szukaj odpowiedzi gdzie indziej. A z zachowania rodzi­ca dziecko wnosi, że to temat wstydliwy. Rodzic czuje się tym skrępowany i ono doskonale to wyczuwa. Dostaje też informa­cję, że zajmowanie się tymi zagadnieniami jest złe, niewłaściwe.

Rodzice często sugerują dziecku, że nie powinno się in­teresować sprawami ciała i pytać o nie rodziców. Zastana­wiam się, jak potem przebiega wizyta u ginekologa i jak wyglądają pierwsze kontakty seksualne, kiedy człowiek ma warstwę wstydu na tym kawałku ciała?

Myślę, że dla dzieci z takich domów to może być bardzo trudne doświadczenie. Uważam, że mama powinna umawiać córkę na pierwszą wizytę u ginekologa, ponieważ to wyraz ak­ceptacji, zgody na dojrzałość i kobiecość córki. Matka daje cór­ce do zrozumienia, że ma świadomość jej dojrzewania. Tego, że to czas dla niej ważny. I daje przyzwolenie na mądre korzy­stanie z tej dojrzałości, w którym ona chętnie pomoże, zawsze gotowa do rozmowy o intymności i odpowiadania na pytania dotyczące choćby fizjologii. Córka, której matka przyjmuje ta­ką postawę, ma odwagę powiedzieć, że dostała pierwszą mie­siączkę. Oczywiście dojrzewanie dziecka u większości rodziców wywołuje ambiwalentne uczucia. Z jednej strony ich cieszy, że córka staje się kobietą. Z drugiej - budzą się w nich rozmaite

Page 181: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 185

lęki, zresztą uzasadnione. I refleksja, że ich dziecko przestaje być dzieckiem, niedługo wyfrunie z gniazda. Trudno się z tym pogodzić, dlatego niektórzy rodzice, niegotowi na dojrzewa­nie swojego dziecka, udają, że tego nie widzą. A świętowanie przez oboje rodziców pierwszej miesiączki córki jest dla niej wspaniałym doświadczeniem. To komunikat, że weszła w no­wy, cudowny czas, i ma akceptację nie tylko mamy, lecz tak­że taty. Wie, że może swobodnie dzielić się z rodzicami swo­imi wątpliwościami i rozterkami, jej dojrzewanie nie jest czymś wstydliwym. W wielu domach jest jednak inaczej i dlatego du­żo młodych dziewczyn nie mówi swoim rodzicom o pierwszej miesiączce.

Po prostu kupują po cichu środki higieniczne?

Tak. Wstydzą się powiedzieć.

Wraca wątek wstydu związanego z własnym ciałem. To jest prawdziwe wyzwanie — oddzielić intymność od za­wstydzania. Pokazać: to jest zastrzeżone dla pewnych sy­tuacji, nie z każdym i nie w każdym miejscu o tym się roz­mawia, ale to jest naturalne.

Opowiem ci cudowną historię kilkulatka, który uwielbiał filmy przyrodnicze. Często pada w nich słowo „kopulacja”. Otóż ten chłopiec, siedząc z mamą w pizzerii, zapytał bardzo głośno: „Mamo! A co to jest kopulacja?”. Wokół zaległa cisza, a spojrzenia wszystkich gości, które natychmiast skierowały się na jego mamę, wyrażały nieme pytanie: „Jak ona sobie z tym poradzi?!”. A kobieta powiedziała swojemu synowi tak: „Słu­chaj, to jest interesujące pytanie. Ale ponieważ dotyczy bardzo

Page 182: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 8 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

intymnej przestrzeni w życiu człowieka, porozmawiamy o tym w intymnej sytuacji, czyli kiedy będziemy sami”. Zakładam, że później rzeczywiście porozmawiała z chłopcem. Jej reakcja była właściwa: nie zawstydziła się, nie uciszyła chłopca, powiedziała mu, że jego ciekawość i pytanie są w porządku, tylko porozma­wiają o tym gdzie indziej.

Żyjemy w tak rozerotyzowanych czasach, dookoła jest mnóstwo golizny, reklam środków na potencję. Jeżeli ro­dzice nie uświadomią dzieci - a wielu z nich nadal uważa, że rozmowa o seksie to otwieranie puszki Pandory — zro­bią to agencje marketingowe.

Masz rację. Jeśli dziecko usłyszy albo zobaczy reklamę pre­paratu na potencję, a my na pytanie dziecka: „Co to jest erek­cja?”, odpowiemy: „Przesłyszałeś się, chodzi o erupcję, chodzi o wulkany (co skądinąd, pod pewnym względem, jest zjawi­skiem nieco podobnym do efektów erekcji), to stosujemy cen­zurę obyczajową. Być może wobec nas podobnie postępowa­li kiedyś nasi rodzice, którzy z seksualności człowieka uczynili temat tabu, a my edukowaliśmy się na podwórku. Teraz jed­nak żyjemy w znacznie mniej bezpiecznych czasach, bo pisma

i filmy pornograficzne mogą być w każdym telefonie komórko­wym, w każdym komputerze. A, jak już mówiłam, dopuszcze­nie do tego, by one stały się je­dynym źródłem wiedzy dziecka, to katastrofa dla jego rozwo­ju. Przecież nie ma żadnego po­wodu, żebyśmy nie rozmawiali

Przecież nie ma żadnego powodu,

żebyśmy nie rozmawiali z córką

czy synem o naszej fizjologii

i potrzebach seksualnych.

Tak samo jak rozmawiamy

o enzymach trawiennych

i kubkach smakowych.

Page 183: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 1 8 7

z córką czy synem o naszej fizjologii i potrzebach seksualnych. Tak samo jak rozmawiamy o enzymach trawiennych i kubkach smakowych. Jeśli będziemy przemilczać te tematy, ciekawość dziecka nie zniknie, tak samo jak nie znikną jego potrzeby i re­akcje ciała.

Kiedy byłem nastolatkiem, w telewizji sporo mówiło się o prawie do własnej szafki. Czyli miejsca, które jest tylko moje i rodzice mają tam nie zaglądać. Wiem, że dla wie­lu rodziców ta szafka to wyzwanie. Jedna z mam, z którą o tym rozmawiałem, powiedziała: „A jak mój syn zacznie kraść i zrobi sobie tam schowek, to ja nie będę wiedziała”. Dlaczego ta szafka jest taka ważna?

Ta szafka czy biurko są po to, by nasze dziecko w dorosłym życiu umiało się sprzeciwić, gdy ktoś bez pozwolenia prze­gląda jego rzeczy, otwiera korespondencję, czyta maile. Przy­zwyczajenie do tego, że jakieś miejsce jest tylko nasze i nikt nie ma prawa się tam wdzierać, pomoże nam odmówić, gdy partner będzie chciał, żebyśmy założyli wspólne konto mailo­we, lub zacznie się domagać wglądu w nasz telefon komórko­wy (w myśl zasady: nie możemy mieć przed sobą żadnych ta­jemnic). Mamy prawo do własnego konta i do tego, by nikt nie czytał naszych esemesów ani nie śledził połączeń wychodzą­cych i przychodzących. Nawet ktoś, kogo kochamy. Tu trze­ba zrobić pewne zastrzeżenie: to rodzice odpowiadają za swo­je dziecko, które w wieku pięciu, sześciu, dziesięciu, a nawet piętnastu lat ma ograniczoną zdolność do przewidywania kon­sekwencji swoich działań. Jeśli więc coś nas niepokoi w zacho­waniu dziecka, to niezależnie od tego, że uczymy je prawa do posiadania swojego terytorium, intymności, tajemnic...

Page 184: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 8 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

...zrobimy nalot na jego szafkę? Tylko jeśli przedtem używaliśmy wielkich słów o prawie dziecka do intymności, ono może nam zarzucić, że co innego mówimy, a co inne­go robimy.

Tak, ono poczuje się zdradzone, oszukane. Dlatego bardzo ważne jest, co wtedy usłyszy od rodzica. Nie można mu powie­dzieć: „Zwariowałeś? Muszę wiedzieć o tobie wszystko, bo za ciebie odpowiadam”, lecz „Rozumiem, że jesteś zły, wściekły, ale się o ciebie martwiłam. Szanuję twoją prywatność i nie zro­biłabym tego, gdyby twoje zachowanie mnie nie zaniepokoiło. Bałam się, że dzieje się w twoim życiu coś złego”. Warto po­wiedzieć dziecku, co w jego zachowaniu sprawiło, że zdecydo­waliśmy się na taki krok. Może jednak coś się z dzieckiem dzie­je? Może nie są to używki, których rodzice boją się najbardziej, ale nieszczęśliwa miłość?

Zaniepokojony rodzic będzie chciał działać — to oczy­wiste!

Pierwszym skojarzeniem rodzica, który zauważy, że nastola­tek zachowuje się dziwnie, inaczej niż zwykle, będą narkotyki. Jeśli sam nie wie, jakie objawy może powodować ich branie, to poszuka takich informacji: zadzwoni do poradni leczenia uzależ­nień lub pod jeden z wielu numerów telefonów, które odbierają specjaliści. Warto szukać informacji o narkotykach w internecie, tam też można sprawdzić, jak wyglądają, by się nie okazało, że rodzic uznał za nie paczkę cukierków, którą zobaczył u dziecka.

Widzimy, że coś się dzieje, znajdujemy tego przyczynę i szukamy pomocy?

Page 185: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 189

A potem musimy się też zmierzyć z szukaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego moje dziecko sięga po narkotyki. Czasami przyczyną jest niebezpieczna w skutkach ciekawość i brak wie­dzy o konsekwencjach. Niewykluczone jednak, że tylko dzięki temu dziecko może należeć do jakiejś nieformalnej grupy? I tyl­ko tam czuje się ważne, potrzebne i doceniane? A może chcia­ło coś w sobie wyciszyć? Pytania, które w takich sytuacjach za­dają sobie rodzice, są dla nich bardzo bolesne. Zastanawiają się, dlaczego ich dziecko nie umiało odmówić. Szukanie odpowiedzi nie służy temu, by rodzice mieli poczucie winy, ale żeby zoba­czyli, co im umknęło. Także dlatego, że ich dzieciństwo przy­padło na zupełnie inny czas i dlatego nie potrafią sobie wyobra­zić potencjalnych pułapek.

Może dziecko funduje sobie takie doświadczenia dlate­go, że w domu nie ma własnego kawałka przestrzeni? Mo­że nie ma swojej szafki, nie wolno mu słuchać ulubionej muzyki, ubierać się tak, jak by chciało? Nie może zapra­szać znajomych, bo rodzice za nimi nie przepadają? Więc kiedy robi coś, co nie spodobałoby się rodzicom, czego nie widzą i nie mogą kontrolować, to bierze sobie swój kawa­łek wolności, której oni mu nie dali.

Tak, a jedyną formą rozmowy jest odpytywanie z tego, co było w szkole.

Pewien mężczyzna opowiadał mi, że był przeraźliwie chudym dzieckiem. W czasie spotkań rodzinnych ściąga­no z niego koszulkę, żeby pokazać, „jakie to dziecko jest chude!”, chociaż bardzo dużo je, jest zdrowo karmione. On do dzisiaj ma problemy z akceptacją własnego ciała,

Page 186: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 9 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

ponieważ był wystawiany, w jego ocenie, na pośmiewisko. Pokazywano go ku uciesze gawiedzi, nie licząc się z jego odczuciami.

Ten dorosły człowiek wciąż postrzega siebie oczami dziec­ka. Cały czas ma do siebie taki stosunek, jaki mieli jego rodzi­ce. Nie wynikało to z braku miłości, ale z braku wiedzy, jakie będą konsekwencje. Gdyby rodzice mogli zobaczyć, jak dziec­ko odbiera ich zachowania i w jaki sposób one wpływają na je­go dalsze życie, nie popełniliby wielu błędów wychowawczych.

Komuś, kogo nie nauczono, jak chronić swoje ciało i intymność, nie przychodzi nawet do głowy, że nie musi, jak grzeczny chło­piec czy grzeczna dziewczynka, odpowiadać na każde zadane mu pytanie. Dla jednej z kobiet, z którymi pracowałam, praw­dziwym odkryciem było uświa­

domienie sobie, że nie musi odpowiadać na pytania o to, czy wyjdzie za mąż, czy nie. Dlatego w końcu wszystko, co według niej było jej prywatnością, zaczęła przenosić do wewnętrznej szuflady z napisem: „Moja intymność”. A do tego, co się tam znajdowało, zaczęła mieć inny stosunek: „Ja tu rządzę. To jest moje, ja decyduję, kogo tutaj wpuszczę”. Czy większość z nas wie, że ma prawo do dysponowania swoim ciałem, prawo do re­agowania na to, co nam się nie podoba, prawo do koresponden­cji, prawo do odrębności w domu?

Jesteśmy dorośli, odwiedzamy rodziców, a mama pyta: „Jak ci się układa z Ryśkiem? Z Moniką?”.

Komuś, kogo nie nauczono,

jak chronić swoje ciało

i intymność, nie przychodzi

nawet do głowy, że nie musi,

jak grzeczny chłopiec czy grzeczna

dziewczynka, odpowiadać

na każde zadane mu pytanie.

Page 187: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Własna szafka. Prywatne i intymne życie dziecka 191

Jeśli mamie wystarczy odpowiedź „dobrze”, to w porządku. Problem się zaczyna, kiedy ona uważa, że może pytać o więcej, a jej dorosłe dziecko odpowiadanie na każde pytanie uznaje za swoją powinność. Hola! To dorosłe dziecko nie opowiada już tyl­ko o swoim życiu, lecz także o intymności swojego partnera, a to jest niedopuszczalne. I partner ma prawo sobie tego nie życzyć. Bo intymność ich dwojga nie należy do żadnego z rodziców.

A jeżeli rodzice wychowali mnie w przekonaniu, że całe moje życie jest ich i oni mają do tego prawo, bo mnie kochają?

To nieprawda! Miłość rodzi­cielska nie daje prawa do wni­kania w intymność dziecka ani do bycia we wszystkich prze­strzeniach jego życia.

Wynika z tego, że osoby, których intymność i prywat­ność są naruszane w dzieciństwie, mogą w przyszłości po­zwalać na to innym. Same też mogą naruszać prywatność i intymność innych osób, bo nie znają granic.

Nie doświadczyły poszanowania swojego prawa do prywat­ności i intymności. Przeciwnie: spotkały się ze złymi reakcjami najbliższych, kiedy chciały coś takiego przeżyć.

Albo ci ludzie nawet nie dowiedzieli się, że nie należy przekraczać pewnych granic. I ktoś może im to uświado­mić dopiero w dorosłym życiu, gdy powie: „Słuchaj, zrobi­łeś coś strasznego. Nie odpala się cudzego komputera bez zgody tej osoby”.

Miłość rodzicielska nie daje

prawa do wnikania w intymność

dziecka ani do bycia we wszystkich

przestrzeniach jego życia.

Page 188: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 9 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Tak może się stać. Ludziom wydaje się też często, że muszą swojemu partnerowi, który tego żąda, opowiedzieć ze szczegó­łami o poprzednim związku.

Nie musimy — to jest moja szafka.

Tak, i mam prawo nie otwierać jej przed kolejnym partnerem. Oboje przecież wiemy, że jesteśmy dorośli i nie urodziliśmy się wczo­raj, a więc każde z nas już coś przeżyło. I każde z nas wie, że ktoś przed nim był, ale nie musi znać szczegółów! Jeśli jednak nie ma­my pewności, że ta szafka należy do nas i to my nią rządzimy, łatwo nami manipulować. Wystarczy powiedzieć: „Chyba mnie oszuku­jesz, skoro masz przede mną jakieś tajemnice. W związku powinno się mówić partnerowi o wszystkim!”. Tak, ale ta zasada obowiązu­je tylko w odniesieniu do tego, co dotyczy naszego związku. A in­tymności poprzednich związków zdecydowanie nie obejmuje.

Wygląda na to, że nauka intymności nam się po prostu opłaca.

Oczywiście, daje nam świadomość granic, których nikomu nie pozwalamy przekraczać, i w ten sposób chronimy nasze re­lacje zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Człowie­kowi, który wie, że nie musi być jak otwarta księga - dostęp­ny dla wszystkich i zawsze — łatwiej tworzyć szczęśliwe relacje.

On nie unika ludzi, którzy są ekspansywni, często autorytar­ni, manipulują innymi, ani im nie ulega, ale potrafi im do­syć szybko i skutecznie powie­dzieć: „stop”.

Człowiekowi, który wie, że nie musi

być jak otwarta księga - dostępny

dla wszystkich i zawsze - łatwiej

tworzyć szczęśliwe relacje.

Page 189: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 8

R o d ze ń s tw o . Ci sam i ro dzice ,

ró żn e dzieciństw o

Page 190: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 191: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Wojtek

Mój brat, młodszy o dwa lata, urodził się z wadą serca.

Rodzice ciągle jeździli z nim do lekarzy, nie wolno mu by­

ło za dużo biegać ani się męczyć. Teraz, kiedy o nim my­

ślę, jest mi go bardzo żal. Jako dziecko jednak nie rozumia­

łem, co to znaczy wada serca, docierało do mnie jedynie

to, że przez brata mnie też zabraniano wielu rzeczy. Nie mo­

głem biegać, bo bratu będzie przykro, musiałem mu dawać

zabawki w tej samej sekundzie, gdy tego zapragnął, bo on

nie mógł się denerwować. Irytowało mnie, że płakał, gdy

ja wychodziłem z dziadkiem na dwór, a on musiał zostać

w domu. Odkąd się urodził, ja ani razu nie wyszedłem na

podwórko z rodzicami. Kiedy miałem osiem lat, mój brat

zmarł. Czułem się winny, że to przeze mnie, bo źle mu życzy­

łem, nie lubiłem go. Moja mama się załamała, i o to tak­

że się obwiniałem. Uważałem, że jestem zły i należy mi się

kara, bo brat przeze mnie zmarł. Jestem w trakcie terapii

i dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, że to mnie cze­

goś rodzice nie dali. W bólu po śmierci dziecka, a przed­

tem w ciągu paru lat lęku o jego życie zapomnieli o mnie,

swoim zdrowym dziecku. W pewnym sensie ich rozumiem,

ale żal mi też mojego dzieciństwa i trochę mnie złości, że

to ja od najmłodszych lat ciągle muszę rozumieć problemy

moich rodziców.

Page 192: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

196 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Rafał

Chyba nigdy się nie lubiliśmy. On jest ode mnie starszy

o dziewięć lat. Kiedy byłem mały, rodzice ciągle zostawiali

mnie pod jego opieką. A on miał już swoje sprawy i ciągle

mu w czymś przeszkadzałem. Poza tym mama nieustannie

mnie wypytywała, czy brat pali, z kim się spotyka, co robi,

kiedy idziemy dokądś razem. A ja zwykle nie pamiętałem,

co brat kazał mi mówić albo o czym zabronił wspominać.

W konsekwencji ciągle się na mnie wściekał. Pamiętam, że

gdy miałem siedem albo osiem lat, mama kazała, by zabrał

mnie ze sobą na ognisko, tuż po zakończeniu roku szkol­

nego. Zrobił to, ale nie chciał mnie niańczyć, zwłaszcza że

spotykał się wtedy z A. i na tym ognisku po raz pierwszy mie­

li się pojawić jako para. On był tym bardzo przejęty, wy­

stroił się jak nigdy, nawet użył perfum ojca. Kiedy dotarliśmy

nad rzekę, ognisko już się paliło. Po przyjściu A. brat wsadził

mnie do łódki przycumowanej przy pomoście i kazał mi się

stamtąd nie ruszać. Ale nie byłbym sobą, gdybym usiedział

w miejscu. Zacząłem chodzić po łódce, udawać, że wiosłu­

ję. Grzebałem wiosłem w wodorostach i w pewnej chwili,

kiedy wychyliłem się z łódki za bardzo, by wyjąć coś z wo­

dy, skąpałem się! Woda była płytka, ale wpadłem w pani­

kę i zamiast kierować się do brzegu, rzucałem się i zaczą­

łem tonąć. Na szczęście zobaczyła to A. i wskoczyła za mną

do wody. Jak mnie z niej wyciągnięto, mój brat i ja od razu

pobiegliśmy do domu. Zanosiłem się od płaczu, a mój brat

powtarzał, że matka go zabije. Nie zabiła go. Podziękowa­

ła A. za uratowanie mi życia. Ale mój brat nigdy więcej ni­

gdzie mnie nie zabierał. Od tamtych wakacji minęło pra­

wie dwadzieścia lat, a ja dopiero od pięciu lat normalnie

z nim rozmawiam. Po jednej z Wigilii u rodziców odwoził

Page 193: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 197

mnie do domu i zaczął rozmowę o tamtym zdarzeniu. Po­

wiedział, jak bardzo mnie wtedy nienawidził. A potem przez

wiele lat miał wyrzuty sumienia, że mógł tak myśleć i czuć.

Dopiero w trakcie rozmów ze swoją żoną uświadomił sobie,

jak wyglądało nasze wspólne dzieciństwo. Poczułem gigan­

tyczną ulgę i radość, że znowu zaczęliśmy rozmawiać. Przez

kilkanaście lat ja się go bałem i wierzyłem, że on nie chce

mnie w swoim życiu.

Page 194: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

1 9 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Kiedy rozmawiam z ludźmi o rodzeństwie, oni często mówią: „Tak, mam brata, mam siostrę” i opowiadają o tym od razu w kontekście: „Miałem najgorzej”, bo byłem środ­kowy, albo pierwszy czy ostatni.

W każdym razie nie byłem jedyny.

Na co odzywają się jedynacy: „Mieliście dobrze, bo przynajmniej nie byliście sami tak jak ja. Cała uwaga ro­dziców skupiała się na mnie i ja miałem gorzej niż wy wszyscy”. Nie chcę rozstrzygać tego rankingu na najwięk­szą krzywdę.

Bo nie ma tylu pierwszych miejsc!

Ten, kto nie jest jedynakiem, ma kogoś, z kim wycho­wuje się od urodzenia albo od któregoś momentu dzieli życie. I to już jest pierwsze rozróżnienie.

Chciałabym się przyjrzeć temu, co dzieje się w rodzinie, kie­dy przychodzi na świat kolejne dziecko. Czy rodzice zdają so­bie sprawę z tego, co czuje dwu-, trzy-, cztero- czy pięcioletnie dziecko, któremu rodzi się brat lub siostra? Powinni wtedy sta­rać się spojrzeć na zmianę zachodzącą w ich rodzinie oczami ich starszego dziecka.

Co powinni zobaczyć?

Jeśli do tej pory ich dziecko było jedynakiem, to pojawienie się brata lub siostry jest dla niego zawsze rewolucją. Owszem, marzyło o rodzeństwie, bo chciało nareszcie mieć się z kim

Page 195: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 1 9 9

bawić. Nawet odkładało zabawki dla siostrzyczki lub braciszka. Rodzice często nie zdają sobie sprawy, że w gruncie rzeczy dzie­ci chcą mieć kolegę lub koleżankę do zabawy, a nie niemowla­ka, leżącego i płaczącego, z którym jeszcze długo się nie poba­wią. Co więcej, czas pokaże, że ten maluch odebrał im uwagę rodziców. Zdetronizował ich, stał się konkurentem, ulubieńcem dziadków, cioć i znajomych. Wobec tego starsze dziecko jest złe na młodsze i o nie zazdrosne. Na emocje, które zwykle towarzy­szą przyjściu na świat drugiego dziecka, rodzice reagują różnie. Niektórzy zdają sobie sprawę z uczuć tego starszego i starają się bardzo o nie zatroszczyć, by nie odczuło aż tak wielkiej zmia­ny w swoim życiu. Rozumieją, że dziecko ma powód, by czuć się zaniepokojone, zdezorientowane, a nawet złe. I właśnie ta umiejętność zobaczenia rzeczywistości oczami starszego dziec­ka ma fundamentalne znaczenie dla późniejszej relacji między rodzeństwem. Jeśli natomiast starsze dziecko spotyka się z bra­kiem akceptacji dla swoich emocji i słyszy od rodziców: „Jak ty możesz to czuć? Jak możesz być zazdrosna o młodszego brata? Przecież jesteś teraz starszą siostrą, starszym bratem”, to kładzie się cieniem na relacji między dziećmi...

Rodzice uważają, że starszy to znaczy mądrzejszy, od­powiedzialny, a więc ma już wyznaczone odpowiedzialne zadania?

Otóż nie! Dziecko jest starszym bra­tem lub siostrą, ale przede wszystkim ono nadal chce być dzieckiem swoich rodziców. Pragnie znaleźć się u nich na rękach, być brane na kolana, przytula­ne... tak jak dotychczas. Wiele dzieci,

Dziecko jest starszym

bratem lub siostrą,

ale przede wszystkim ono

nadal chce być dzieckiem

swoich rodziców.

Page 196: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

200 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

gdy pojawia się w ich życiu ro­dzeństwo, wraca do zachowań, z których już wyrosło - chce pić przez smoczek z butelki, bo wi­dzi, że młodsze dostaje w ten spo­sób coś, czego ono już nie otrzy­

muje. Czułość, uwagę, czas — i starszemu wydaje się, że to małe jest obdarowywane miłością, a ono nie. Dla dziecka miłość wią­że się z pewnymi zachowaniami, a nie tylko naszym rodziciel­skim stanem umysłu. Jeśli kilkulatek słyszy słowa o miłości, ale nie doświadcza jej tak samo jak „konkurent”, a w dodatku ro­dzice oczekują, że zrozumie i zaakceptuje rewolucyjne zmiany, jakie zaszły w jego życiu — to czy on może się czuć kochany? Skoro rodzice, jak mówią, „nadal go kochają”, to dlaczego nie chodzą tylko z nim na plac zabaw? Dlaczego nie może się przy­tulić, kiedy tylko chce, tak jak kiedyś? Dlaczego on powinien rozumieć jakiegoś rozwrzeszczanego malucha, jeśli dorośli nie mogą pojąć, że on ma tylko trzy albo pięć lat? Trzeba znaleźć czas na zaspokajanie potrzeb starszego dziecka takich jak po­ranne przytulanie czy przyjście do łóżka rodziców. Jeśli tego za­braknie, zaczyna się dziać coś, czego rodzice zwykle nie rozu­mieją. Starsze dziecko nie zezłości się na nich, bo ich potrzebuje, ale w młodszym rodzeństwie zacznie widzieć wroga, bo to ono jest powodem niekorzystnych zmian w jego życiu. Czasami na­wet jako dorośli ludzie nadal patrzymy w ten sposób na młod­sze rodzeństwo. Ale to nie ono zmieniło nasze życie na gorsze. To wina rodziców, bo oni nie zauważyli albo zapomnieli, że my nie jesteśmy wyłącznie starszym bratem lub starszą siostrą, któ­rzy muszą zrozumieć sytuację i stanąć na wysokości zadania. My nadal jesteśmy dziećmi. Co więcej, kiedy ten młodszy bę­dzie miał trzy lata, a my już sześć, trzylatek nie musi niczego

Dla dziecka miłość wiąże się

z pewnymi zachowaniami,

a nie tylko naszym rodzicielskim

stanem umysłu.

Page 197: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 201

rozumieć ani nikomu ustępować. A my trzy lata wcześniej, kie­dy byliśmy w jego wieku, musieliśmy to robić, ponieważ on się urodził. To niesprawiedliwe i starsze dziecko w ten sposób to odbiera.

A co zrobić, by starsze dziecko poczuło, że jest nadal ważne i kochane? Czy warto uwrażliwiać przychodzących gości na to, że w domu jest dwoje dzieci, a nie tylko jedno, do którego pielgrzymuje rodzina z prezentami?

Ostatnio coraz częściej zwraca się uwagę na tę kwestię rodzi­com, którzy czekają na drugie dziecko. Kiedy przychodzą go­ście, by poznać nowego członka rodziny, prezent powinno do­stać przede wszystkim starsze dziecko, bo to ono świadomie przeżywa tę sytuację, dostrzega, czy jest zauważone czy nie. Te­mu małemu jest wszystko jedno, czy dostanie grzechotkę czy nie. A dla starszego ogromne znaczenie ma, czy dostanie lalkę, samochód albo książkę i usłyszy: „Gratuluję ci, że zostałeś star­szym bratem, starszą siostrą”. To zachowanie nobilituje dziec­ko. Jeśli więc prezent będzie jeden, to powinien być przezna­czony dla starszego dziecka. Warto też, by rodzice uhonorowali fakt, że ich pierworodne dziecko zostało starszym rodzeństwem, i bardzo się pilnowali, by nie oczekiwać od niego zrozumienia i ustępowania.

Wspomniałaś o nobilitacji, a to często brzmi jak zobo­wiązanie: Jesteś starszym bratem, więc musisz...

Rzeczywiście, czasem to sprowadza się do oczekiwania, że starsze dziecko będzie trzecim dorosłym, trzecim rodzicem. To nie w porządku. Rodzeństwo ma siedzieć na tej samej grzędzie,

Page 198: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

202 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

przeznaczonej w tej rodzinie dla dzieci. Nie może być tak, że na najwyższej grzędzie są rodzice, pośrodku jest starsza siostra lub starszy brat, a na najniższej siedzi najmłodsze, którym mają się opiekować ci wszyscy, którzy znajdują się nad nim. I w gruncie rzeczy ten najmłodszy rządzi, rozdaje karty. Chociaż wcale tego nie chce, bo on nie podjął tej decyzji, że jest młodszym bratem czy siostrą ani że chce coś zabrać tym starszym. To rodzice tak, a nie inaczej, rozkładają swoją uwagę i troskę. I liczą, że star­sze dziecko to zrozumie. A jak my, dorośli, się czujemy, kiedy ktoś, kogoś kochamy, nagle przestaje poświęcać nam tak wiele uwagi jak dotychczas? Nie czujemy z tego powodu żalu, smut­ku, odtrącenia, złości? Tylko że my możemy już nazwać, a na­wet powiedzieć na głos, co czujemy, a także skierować swoje emocje do właściwej osoby: „Przestałeś na mnie zwracać uwagę, nie rozmawiamy ze sobą tyle, ile przedtem, brakuje mi tego”. A co może pięciolatek, który nie jest w stanie rozpoznać w sobie takich emocji i odpowiednio ich nazwać? On coś czuje, coś go uwiera, męczy, a rozumie tylko to, że przyczyną jest ten młod­szy. Gdyby on się nie pojawił, wszystko byłoby w porządku, tak jak dawniej.

Powiedziałaś o prezencie dla starszego dziecka, o waż­nych słowach. A czego nie powinno zabraknąć w nowej codzienności? Może należy zarezerwować godzinę dzien­nie tylko dla starszego dziecka?

Młodsze jest z mamą, wydziera się wniebogłosy lub jest właśnie kąpane (co zresztą wcale nie wyklucza ćwiczenia płuc), a tata nadal czyta starszemu książeczki lub opowiada bajkę. Chodzimy we dwójkę na boisko, podwórko, basen czy do ki­na. Być może od czasu do czasu jesteśmy w stanie pójść, jak

Page 199: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 2 0 3

dawniej, we troje, bo dziadkowie zajmą się młodszym wnu­kiem. Na co dzień dokładamy wszelkich starań, by to starsze nadal czuło się naszym ukochanym dzieckiem. Ono musi wcho­dzić w nową rzeczywistość stopniowo, by nie miało poczucia, że na starcie straciło wszystko, co przedtem miało. Wyobraź sobie, że do twojego domu przychodzi ktoś ci bliski i mówi: „od dzi­siaj wszystko się zmieni”, i rzeczywiście wszystko jest inaczej. Ja zareagowałabym złością.

Jest inaczej, w dodatku wcale nie przyjemniej.

Nawet znacznie gorzej, a ty jeszcze masz to zrozumieć! Dlaczego? Bo jesteś starszy, starsza. „Jak możesz się złościć? No jak możesz?”. I rodzice wzbudzają w dziecku poczucie wi­ny, że ono zachowuje się niewłaściwie, kiedy się złości. W dru­gim rozdziale rozmawialiśmy o tym, z jakim trudem rodzice akceptują złość u dzieci. A w takiej sytuacji zazdrość i złość mają prawo się pojawić. Ciekawa jestem, ile osób, czytając te słowa, przypomina sobie, jak bardzo nie lubiły swojego młod­szego rodzeństwa, kiedy pojawiło się w ich domu? Powodem niechęci mogło być to, że musiały po lekcjach czekać na sio­strę czy brata w szkole, żeby razem wracać do domu, a przez to nie mogły pójść z kolegami. Albo nagle trzeba było się po­dzielić pokojem, który przedtem należał tylko do nich. To bardzo stresujące doświadczenia w życiu dziecka. Na wyspie, na której miało być ono, mama i tata, nagle pojawił się jeszcze mały intruz.

A jaka jest perspektywa intruza?

On jest Bogu ducha winny.

Page 200: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 0 4 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

A ja już zacząłem wie­rzyć, że ten starszy ma naj­gorzej.

Ten młodszy też obrywa nie za swoje winy. Z jego per­

spektywy wygląda to tak: starszy z niewiadomych przyczyn go odrzuca. Często się na niego złości, coś na nim odreagowuje. Ewidentnie go nie chce! Nie tylko dlatego, że” ich umiejętności i poziom zabawy są różne, ale często także z powodu podskór­nej złości na młodszego.

Co więcej, rodzice nie mogą poświęcać młodszemu stu procent swojej uwagi, czego przez pewien czas doświad­czało pierwsze dziecko, bo teraz mają już dwoje.

Tak, ale to drugie tego nie doświadczyło, nie przeżyło zmia­ny. Doświadcza za to emocji wynikających ze zmian zachodzą­cych w życiu tego pierwszego. Tak naprawdę dzieci są bez wi­ny, a to, o czym teraz rozmawiamy, jest naturalną koleją rzeczy, kiedy rodzina się powiększa. Najistotniejsze, by rodzice potrafili zawczasu zrozumieć specyfikę tego procesu i emocje, jakie wy­wołuje u dzieci. I uwzględniali to w budowaniu relacji między rodzeństwem. Jak już mówiłam, trzeba pamiętać, że starszy jest przede wszystkim dzieckiem, i tak samo jak młodszy potrzebu­je rodziców na wyłączność. Tak samo musi mieć własne zabaw­ki, którymi nie trzeba się dzielić. Zanim rodzice zaczną naciskać na starsze dziecko, by oddało młodszemu swój samochodzik, powinni sobie uświadomić, że to nie jest tylko starszy brat, ale przede wszystkim małe dziecko! Ono nie chce dać swojej za­bawki. I ma do tego prawo, a młodsze dziecko musi przeżyć to,

Ten młodszy też obrywa nie za swoje

winy. Z jego perspektywy wygląda to

tak: starszy z niewiadomych przyczyn

go odrzuca.

Page 201: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 2 0 5

że czegoś nie dostanie. To my, rodzice, uruchamiamy w młod­szym bracie czy siostrze postawę roszczeniową wobec starszego rodzeństwa: „To mi się należy”.

Tak dużo w relacji między rodzeństwem zależy od ro­dziców. A ile zależy od dzieci? Od ich temperamentów, osobowości, od tego, jakie są?

Nie mamy wpływu na to, że rodzimy się z różnymi tempe­ramentami, osobowościami, wrażliwością. Nasi rodzice muszą nas poznać i zaakceptować. Nie powinni się złościć na dziec­ko, że jest jak żywe srebro lub jak żółw. Nie wolno porównywać dziecka do siebie i oczekiwać, że skoro ja, twój rodzic, poradzi­łem sobie z czymś w dzieciństwie, to ty też się z tym uporasz. To nieprawda, nie ma takiego przełożenia. Zresztą może zapo­mnieliśmy, że co prawda daliśmy sobie z czymś radę, ale wciąż nie wspominamy tego dobrze. Nie można oczekiwać od pełne­go temperamentu kilkulatka, z którym nikt nie wyjdzie na po­dwórko, by mógł się wykrzyczeć i wybiegać, że będzie siedział cichutko w domu, dlatego że dzidziuś śpi.

Każde z rodzeństwa ma trochę innych rodziców. Po pierwsze, mają rodziców w różnym wieku (to zależy od da­ty urodzenia). Po drugie, mogą się pojawić jako dziecko lu­dzi, którzy dotąd nie mieli dzieci albo mają ich już pięcioro.

Tak, pierwsze dziecko bywa też wersją testową.

U jednych najbardziej wychuchaną, bo pierwsze, u in­nych może nieporadnie traktowaną. Czyli mama inna, choć PESEL ten sam. Z tatą podobnie. I to pobrzmiewa

Page 202: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 0 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

w bardzo różnych opowieściach - zdawałoby się - o tych samych domach rodzinnych i o tym, jacy są rodzice. Ale z tego może też wynikać podział ról: ktoś będzie córecz­ką tatusia albo synkiem mamusi. Ile jest zmiennych, które wpływają na to, jak nasza sytuacja będzie wyglądała! Nie da się stworzyć wzoru na rodzeństwo. Ale czy rodzice są w stanie traktować swoje dzieci jednakowo?

Niektóre dzieci jest nam łatwiej wychowywać. Ich osobo­wość, zainteresowania są nam bliższe, bardziej dla nas zrozu­miałe, łatwiej nam spędzać z nimi czas wolny albo im ten czas organizować. Pamiętam wyprawy z synem do Muzeum Woj­ska Polskiego, gdzie oglądałam setki karabinów, czołgów, my­śliwców. Tomku, jak ja się tam nudziłam, ale mimo to cho­dziłam! Temperament dziecka może być diametralnie inny od naszego i kiedy my, z natury energiczni, już kończymy coś ro­bić, ono, z natury flegmatyczne, dopiero zaczyna swoje zada­nie. A nas to złości i często przypisujemy takie zachowanie decyzji dziecka, bo nie wiemy, że temperament jest cechą wro­dzoną, jak kolor oczu czy wzrost. Może więc być tak, że z któ­rymś z dzieci łatwiej nam budować relację, ponieważ mamy więcej wspólnego. Ale jeśli nawet nasza relacja z dzieckiem jest świetna, a nagle porzucamy je dla młodszego - bo tak to wy­gląda z perspektywy starszego - to pojawiają się w nim smu­tek i zazdrość.

Jeśli wtedy nie nauczymy dziecka radzić sobie z zazdro­ścią, to ona odezwie się szybciej, niż myślimy.

Dziecko samo nie może się tego nauczyć. To, co się sta­nie z uczuciem zazdrości wzbudzonym w starszym dziecku,

Page 203: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 2 0 7

zależy jedynie od rodziców. Od tego, czy oni sami rozumie­ją, że zazdrość — oczywiście mówimy o zwykłej, a nie patolo­gicznej zazdrości - jest rzeczą ludzką. Warto mówić dziecku: „Rozumiem, że pojawienie się Zosi czy Piotrka to dla ciebie re­wolucja. Wiem, że teraz jest ci trudno. Obiecuję, że będę sta­wać na głowie, byśmy wychodzili razem na spacery i na basen, wspólnie oglądali filmy i robili różne inne fajne rzeczy, które są dla ciebie ważne”. Przeprowadzenie takiej rozmowy to dla dziecka sygnał, że rodzic je rozumie, a więc jeśli ono czuje złość czy niechęć do rodzeństwa, to nie świadczy o nim źle. Wie, że nadal jest ukochanym dzieckiem i dostało tego dowód. Nie ma powodu do zazdrości o to młodsze. Wrócę do obrazowe­go porównania, którego wcześ­niej użyłam: „Dzieci muszą sie­dzieć na jednej grzędzie”. Dzięki temu potem, kiedy są dorosłe, łączy je taka sama relacja, nie dzielą ich żadne zadawnione ża­le. A jeśli tak jest, to dopiero wtedy pióra lecą!

Zajrzyjmy na tę dolną grzędę. Kiedy nad relacją ro­dzeństwa nie sprawują pieczy rodzice, różne rzeczy mogą się wydarzyć...

Oj, tak, i one się dzieją. I z całą pewnością nie jest to kome­dia romantyczna, ale chwilami raczej horror.

Albo co najmniej manewry na poligonie. Czyli film wo­jenny, thriller albo czeski film, bo nie wiadomo, o co cho­dzi, gdy między rodzeństwem kotłują się jakieś emocje.

„Dzieci muszą siedzieć na jednej

grzędzie” . Dzięki temu potem,

kiedy są dorosłe, łączy je taka

sama relacja, nie dzielą ich żadne

zadawnione żale. A jeśli tak jest,

to dopiero wtedy pióra lecą!

Page 204: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 0 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Rodzeństwo to pierwszy poligon do doświadczania i wy­próbowania różnych rzeczy. Braci czy siostry mamy pod ręką, oni nie mogą wyjść i wrócić do swojego domu, bo mieszkamy razem, a więc wiadomo, że musimy się jeszcze spotkać.

Gorzej! Mamy tych samych rodziców.

I nigdy się nie rozłączymy. Możemy nie utrzymywać kontaktów w dorosłym życiu, ale jesteśmy związani na zawsze.

Więzy krwi są czymś metafizycznym. Możemy nie mieć ze sobą kontaktu emocjonalnego, a nawet fizycznego, ale mimo to jesteśmy ze sobą związani. Zarówno żalem o to, jak między na­mi bywało, jak i smutkiem, że nasza relacja nie wygląda tak jak powinna (nie przyjaźnimy się ze sobą, nie wspieramy). Wtedy warto się zastanowić, gdzie i kiedy pojawił się ten rozłam - czę­sto jego źródłem jest wspólny pokój dziecięcy, wspólne dzieciń­stwo, wspólni rodzice.

Co - poza problemami, które wynikają z samego faktu narodzin drugiego dziecka - może sprawić, że nie powsta­je dobra więź między rodzeństwem?

Dość często na relacjach między ro­dzeństwem cieniem kładzie się to, że ro­dzice wciągali je w konflikt między sobą. Albo w mniej lub bardziej jawny sposób dokonywali podziału: „Ja zajmuję się jednym dzieckiem, a ty drugim”. I nie

Dość często na relacjach

między rodzeństwem

cieniem kładzie się to,

że rodzice wciągali je

w konflikt między sobą.

Page 205: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 2 0 9

mówię jedynie o sytuacji, w której rodzice się rozwodzą lub je­den z nich wyprowadza się z domu. Oni często mieszkają ra­zem, ale każde tworzy więź głównie z jednym z dzieci. Co wte­dy dzieje się z relacją między rodzeństwem? Każde z nich, żeby być z tym rodzicem, do którego zostało przypisane, dystansuje się wobec drugiego. I ten dystans przenosi się także na relacje między rodzeństwem: „Jesteś przecież z tego drugiego obozu”. Pojawia się wzajemna zazdrość o mamę czy tatę, których ja nie mogę mieć w takim stopniu jak ty. Niestety, rodzice zamiast ze sobą rozmawiać i rozwiązywać konflikty, często w nich tkwią i wciągają w nie dzieci. W ten sposób osłabiają więź między ni­mi, rozdzielają rodzeństwo.

Ale nie zawsze niedojrzałość rodziców jest przyczyną braku dobrego kontaktu między rodzeństwem.

Masz rację, czasami dzieje się tak dlatego, że w rodzinie zdarzył się jakiś dramat, na przykład któreś z dzieci jest po­ważnie chore. Przez to uwaga rodziców, czas i pieniądze są przeznaczane w większym stopniu na to chore dziecko. Jeże­li w takiej rodzinie jest tylko dwoje dzieci, jedno z nich zosta­je zupełnie samo. Jeśli ma jeszcze innego zdrowego brata lub zdrową siostrę, to mogą być dla siebie wzajemnie wsparciem, towarzystwem do zabawy. Ciężka choroba w rodzinie - dziec­ka czy rodzica - zawsze odciska piętno na dzieciństwie, dra­matycznie je zmienia. Dziecko jest świadkiem czyjegoś cier­pienia, choroby, bólu, ale jemu też jest trudno. Ma zrozumieć sytuację, której jako dziecko zrozumieć nie jest w stanie. Sta­ra się jak może, ale jednocześnie tęskni za dzieciństwem, jakie miało „przed chorobą” i jakim wciąż cieszą się jego rówieśnicy. Musi być bardziej dojrzałe, rozumieć trudy życia, istnienia, ból

Page 206: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

210 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

i skomplikowany świat dorosłych. Staje się dorosłym w ciele małego dziecka.

Są też inne sytuacje, które powodują, że dzieci się od siebie oddalają. Jedno jest wyjątkowo uzdolnione muzycz­nie, gra na pianinie, a więc na nim skupia się uwaga rodzi­ców. W cieniu brata lub siostry można żyć całe lata i mieć trudność ze zbudowaniem fajnej relacji - zdrowej, part­nerskiej.

Tak, ponieważ to rodzeństwo zostało wyniesione na piede­stał. Albo wybitne zdolności brata lub siostry powodują, że stają się dla rodzeństwa nieosiągalni, nie ma wspólnej płasz­czyzny porozumienia. Kiedy rozmawiam z dorosłymi, którzy byli tymi wybitnymi dziećmi, słyszę: „No tak, ale poza tym, że uwielbiałem grać na pianinie, miałem też ochotę się poba­wić na podwórku, ale nie mogłem, bo przecież musiałem dbać o ręce. Co więcej, zazdrościłem bratu, który mógł kopać pił­kę, a ja musiałem wtedy ćwiczyć. Lubiłem to, ale też chciałem tak sobie pobiegać. Co gorsza, mam wrażenie, że to mój brat mnie nie lubił”. Nie lubił, dlatego że tamten był taki idealny. A ten idealny z kolei chciał być trochę taki jak ten jego „zwyk­ły” brat. Ale nie mieli szansy spotkać się we wspólnej prze­strzeni. A być może właśnie w niej obydwaj mogliby się poczuć rodzeństwem czy dziećmi wspólnych rodziców. Na przykład podczas wędrówki po górach, gdy obaj byliby tak samo zmę­czeni - chociaż niewykluczone, że ten, który gra w piłkę, miał­by lepszą kondycję.

Rodzice też czasami psują relacje między dziećmi, po­nieważ je porównują.

Page 207: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 211

Ludziom, z którymi pracuję, nawet po wielu latach pięści się zaciskają, kiedy przypominają sobie brata. Bo to on staranniej sprzątał pokój, ładniej śpiewał, lepiej się uczył, był grzeczniejszy.

Grzeczność rozumiana jako pomaganie w domu, bycie adiutantem rodzica.

Najczęściej tak. A z czasem temu gorszemu z rodzeństwa za­czyna być wszystko jedno. Nie dostrzega szansy na zmianę swo­jej pozycji w rodzinie na lepszą, więc będzie tą „czarną owcą”, za którą i tak go uważają. A idealny brat czy siostra też nie widzą wyjścia - muszą być grzeczni, bo gdyby się zbuntowali, stracili­by zaszczytną pozycję, którą mają tylko dzięki temu, że tak się zachowują. I oboje w dorosłym życiu ponoszą tego konsekwen­cje. Pamiętam rozmowę z mężczyzną, który powiedział: „Jak ja marzyłem, żeby moja siostra nauczyła mnie kiedyś kłócić się tak, jak ona z naszymi rodzicami! Jak ja jej zazdrościłem, gdy tak na nich krzyczała! Ale ona mogła sobie na to pozwolić, rodzice ak­ceptowali ją taką rozwrzeszczaną, pyskującą. A ja musiałem być zawsze rozsądny, zrównoważony, ułożony. Spełniałem te oczeki­wania, żeby nie stracić akceptacji rodziców, i przestrzegałem że­laznej zasady: „Swoje zdanie uzgodnij ze mną”.

Rodzice mogą zupełnie nieświadomie i bez złej woli skategoryzować dzieci: „Ty będziesz pomagać, a tobą bę­dziemy się chwalić przed znajomymi”.

„Ty jesteś ten zdolniejszy, a ty jesteś ta ładniejsza...”. Te sło­wa podyktowała miłość, ale niezależnie od intencji, jakimi kie­rują się rodzice, gdy wypowiadają takie słowa, one rozdziela­ją rodzeństwo. Nie należy stawiać jednemu dziecku drugiego

Page 208: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

212 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

za przykład, ale wychować każde z nich tak, by wiedziało o sobie jak najwięcej dobrego. Każdy ma jakiś talent, jest w czymś ponadprzecięt­ny. Przypominam sobie rozmowę z młodym mężczyzną, który ciągle wracał do wydarzenia sprzed kilku­

nastu lat. Upiekł ciasto, czym wzbudził zachwyt i zdziwienie. „Jak dziecko może upiec takie dobre ciasto?”. Te entuzjastycz­ne reakcje były dla niego niby pęk balonów, który przeniósł go do siódmego nieba, bo on wcześniej przy swoim zdolnym bra­cie niczym się nie wyróżniał. Teraz jest szefem kuchni. Tamten dzień był dla niego przełomowy — usłyszał, że jest zdolny, rodzi­ce się nim zachwycili. Nagłe się okazało, że on też jest w czymś wybitny, ponadprzeciętny.

A więc problemy, jakie może wywołać pojawienie się brata lub siostry, czasem ciążą nad relacją rodzeństwa dłu­gie lata.

Tak, bo jeśli rodzice tworzą dzieciom niewłaściwe warunki do budowania relacji między nimi — dlatego że nie uwzględniają tych wszystkich procesów, o których rozmawialiśmy — zaczyna się tworzyć bałagan. Oczywiście zawsze można bałagan zlikwi­

dować, posprzątać, nawet kiedy jeste­śmy już dorośli. Trzeba się zastanowić, jaki był udział rodziców w tworzeniu tych relacji. Zadać sobie pytanie, kto podejmował kontrowersyjne decyzje, które psuły nasze kontakty. Kto decy­dował o tym, że musiałem się dzielić

Nie należy stawiać jednemu

dziecku drugiego za przykład,

ale wychować każde z nich

tak, by wiedziało o sobie jak

najwięcej dobrego.

Świadome przypisanie

przyczyn właściwym

zjawiskom i właściwym

osobom jest szansą

na pewien rodzaj zbliżenia.

Page 209: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 213

zabawkami lub słyszałem: „Ustąp mu, bo jesteś starszy?”. Świa­dome przypisanie przyczyn właściwym zjawiskom i właściwym osobom jest szansą na pewien rodzaj zbliżenia.

To wszystko ma się odbywać poza rodzicami?

Rzadko się zdarza, by po latach rodzice umieli obiektywnie ocenić sytuację i doszli do wniosku, że mają swój udział w tym, że ich dzieci nie potrafią się porozumieć. Chociaż dobrze by by­ło, gdyby wzięli za to odpowiedzialność i powiedzieli to swoim dzieciom.

Chciałbym, żebyśmy skupili się przez chwilę na kon­sekwencjach bycia tym, który musi ustępować rodzeń­stwu. Czy taka osoba będzie się podobnie zachowywała w relacji z innymi ludźmi?

Tak, ktoś tak traktowany w rodzinie poza nią też zachowu­je się, jakby był tym starszym albo tym mądrzejszym, który ma rozumieć wszystkich wokół: chłopaka, dziewczynę, żonę, męża, koleżankę, kolegę, sąsiada. A kiedy chce zająć inną niż do tej pory pozycję w grupie, od razu ma poczucie winy. Pragnie być ważny, tęskni za tym, ale nie zna siebie w takiej relacji. Czuje się mniej więcej jak ci, którzy zostali nauczeni dawania, ale nie brania czy mówienia: „Ja chcę”.

Ale jest też to, o czym rozmawiamy od początku, czyli rodzinna sztafeta pokoleń. Tu również, jak diabeł z pudeł­ka, może wyskoczyć przekonanie, że najstarsze albo naj­młodsze dziecko coś powinno. Rodzice przecież też od ko­goś przejęli pałeczkę.

Page 210: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

214 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Oczywiście. Jeżeli wychowaliśmy się w rodzinie, w której starszy zawsze opiekował się młodszymi, uznajemy to za na­turalne. Jako dorośli możemy jednak przyjrzeć się strukturze rodziny, roli starszego dziecka w życiu młodszego rodzeństwa (i odwrotnie), by zdecydować, czy chcemy przekazywać ten wzorzec kolejnemu pokoleniu. To oczywiście nie znaczy, że we wzajemnym pomaganiu sobie jest coś złego. Członkowie rodzi­ny nie są scaleni wyłącznie więzami krwi i prawem do dzie­dziczenia. Rodzina to nie tylko struktura formalna, ale przede wszystkim wartość, idea wyrażająca się między innymi tym, że jej członkowie wzajemnie się wspierają. I także tego rodzice powinni nauczyć swoje dzieci. Starszy brat coś daje, ale ma też dostać coś od młodszego. Nie uczmy dzieci, że ten starszy ma być dawcą, a młodszy w efekcie staje się roszczeniowym bior­cą (bo skoro on coś chce, to musi dostać). W ten sposób nie kształtujemy u młodszych umiejętności wymiany i dawania. To my, rodzice, odpowiadamy za to, że młodsze dzieci wyrasta­ją czasem na osoby rozkapryszone i roszczeniowe (przekonane, że wszystko im się należy). Kiedyś na plaży byłam świadkiem znamiennej sceny: młodsze dziecko koniecznie chciało łopat­kę, którą bawiło się starsze. Rodzice zapytali starszego, co on by chciał w zamian. I okazało się, że ten młodszy nie ma na wymianę nic, czym ten starszy byłby zainteresowany. Ale ta­tuś wpadł na fajny pomysł. Powiedział: „OK, to jest łopatka twojego brata. Ty chcesz ją pożyczyć. Pożyczyć, potem oddasz, tak? Tylko teraz twój brat nie będzie miał czym kopać. Mia­łem wam potem kupić po batonie, ale w tej sytuacji propo­nuję, żebyś ty pożyczył łopatkę, ale za to ja obydwa kupione batony dam twojemu bratu”. Młodszy chłopczyk się na to nie zgodził, ponieważ chciał mieć i łopatkę, i batona. „No to nie” — zakończył dyskusję tata. Jego postawa wyrażała dbałość o to,

Page 211: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzeństwo. Ci sami rodzice, różne dzieciństwo 2 1 5

żeby starszy syn nadal mógł być dzieckiem i żeby razem z bra­tem siedzieli na tej samej grzędzie. Zabawki starszego dziecka zwykle wydają się młodszemu atrakcyjniejsze, ale nie odwrot­nie, bo starszy nie zechce prostych klocków. A jeśli musi od­dawać zabawki rodzeństwu, nie ma poczucia, że one do niego należą, a posiadanie czegoś na wyłączność jest dla dzieci nie­zwykle ważne.

W tym przykładzie starszy jest tym, który może stra­cić. Z kolei młodszy często musi nosić ciuchy po starszym. I ma poczekać na różne rzeczy po bracie.

Dobrze, że to mówisz. Dzięki temu również możemy spoj­rzeć na nasze wspólne dzieciństwo z perspektywy tej drugiej strony.

Niektórzy nie mają silnej więzi z rodzeństwem.

Mają, tyle że związki bywają trudne. Czasami nawet bo­lesne.

Znam ludzi, którzy mówią, że są nierodzinni. Nie ciąg­nie ich do rodziców, do rodzeństwa.

Trzeba się zastanowić, dlaczego tak jest. Jeśli w naszej wspól­nej, rodzinnej przeszłości narosło wiele urazów czy żalów, one nadal w nas tkwią, a bezpośrednie spotkania ożywiają te trudne emocje. Stąd potrzeba rozluźnienia kontaktów.

Są jednak rodzeństwa, które odnajdują się po latach, chociaż w dzieciństwie nie było im po drodze.

Page 212: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 1 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Odnajdują się, bo tęsknią za rodziną. W relacji z rodzeń­stwem tkwi ogromny potencjał, można przeżyć bliskość, za­ufanie, przyjaźń. Zakładamy też, i zwykle to się sprawdza, że to bezpieczna relacja, w której nikt nikomu nie zrobi świństwa. Jeśli rodzeństwo się nie przyjaźni, warto szukać przyczyny we wspólnym dzieciństwie.

Page 213: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 9

Dorosłość. U w a ż a j,

bo w yp a d n ie sz z g n ia zd a !

Page 214: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 215: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Piotr

Zawsze uważałem, że mam rewelacyjny kontakt z mamą.

Koledzy mi jej zazdrościli - gdy do mnie przychodzili, żarto­

wała z nimi i podawała kanapki. Na studiach poznałem K.,

dziewczynę, którą moja mama była zachwycona. Zaprzyjaź­

niła się z nią - zapraszała do nas na obiad, dawała ciuchy,

które kupiła dla siebie, ale jakoś nagle przestawały jej od­

powiadać. Moja dziewczyna czasami mówiła, że czuje się aż

zażenowana opiekuńczością mamy. Nie wie, jak nie przyjąć

zaproszenia na obiad, bo czuje, że odmowa zraniłaby ma­

mę. A ona przecież jest dla niej taka serdeczna. Nie dostrze­

gałem w tym jeszcze niczego niepokojącego, chociaż za­

częło mnie drażnić, kiedy mama często w mojej obecności

namawiała K. do pilnowania, bym się więcej uczył albo ina­

czej ubierał czy poszedł do lekarza. Po studiach postanowili­

śmy wziąć ślub i wtedy się zaczęło! Mama uznała, że to ona

urządzi nam ślub, wesele i całe życie. Nasze nieśmiałe su­

gestie, że chcemy mieć skromny ślub i nie będziemy miesz­

kać na piętrze jej domu, tylko wynajmiemy kawalerkę, wy­

woływały ataki histerii. Usłyszałem, że jestem niewdzięczny,

i ustąpiliśmy. Ślub był wystawny, zamieszkaliśmy na piętrze.

Teraz mija pięć lat od mojego ślubu, a miesiąc od rozwodu.

Moja była już żona nie wytrzymała, a ja za późno zrozumia­

łem, że moja mama nie pozwoli mi odejść bez bólu. Swoje­

go, ale i mojego.

Page 216: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

220 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Krzysztof

Moi rodzice zawsze bardzo o mnie dbali. Miałem wygodne

życie. Czasem trzeba było pomagać na działce, czego nie

znosiłem, ale zazwyczaj wszystko miałem podane na talerzu.

Nie musiałem się przemęczać. O moją przyszłość też byłem

spokojny. Mieszkałem w Warszawie, w świetnym miejscu.

Rodzice bardzo wcześnie kupili mojemu bratu mieszkanie

- piętro niżej, w tej samej klatce. Kiedy poszedłem na stu­

dia, zaczęli rozglądać się za mieszkaniem dla mnie. Sprze­

dali ziemię po babci, jakiś obraz - rodzinną pamiątkę, wzię­

li niewielki kredyt i kupili mi dwupokojowe mieszkanie. Trzy

przystanki tramwajowe od nich. Wynajęli je, żeby móc spła­

cić kredyt. Miałem w nim zamieszkać, kiedy się usamodziel­

nię. Po skończeniu studiów i znalezieniu pracy postanowiłem

się wyprowadzić. Czułem się skrępowany, gdy przyprowa­

dzałem dziewczyny do domu. Ze względu na charakter mo­

jej pracy często wyjeżdżałem, więc rodzice postanowili po­

móc mi przy remoncie mieszkania. W zasadzie wzięli go

na siebie. Czasem dzwonili z pytaniem, czy wolę tapety, czy

pomalowane ściany, albo jaki kolor chciałbym mieć w ła ­

zience. Remont ciągnął się w nieskończoność, ale było mi

to na rękę. Przez pół roku pracowałem trzy dni w tygodniu

w Krakowie, nie spieszyło mi się do pustego mieszkania.

Nie lubiłem prasować, a do pracy musiałem chodzić w ko­

szulach. Zresztą mama prasuje lepiej ode mnie. Ale w koń­

cu poszedłem „na swoje” . Mieszkałem tam już tydzień, ale

dopiero kiedy odwiedził mnie serdeczny przyjaciel, zoba­

czyłem to mieszkanie cudzymi oczami. Okazało się, że nie

ma w nim pralki, chociaż łazienka jest duża i zmieściła się

w niej wielka wanna. W kuchni, owszem, jest mikrofalów­

ka, ale mój przyjaciel zapytał, dlaczego zamontowałem taką

Page 217: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 221

małą kuchenkę, tylko z dwoma palnikami, skoro mam ty­

le miejsca. W szafkach były nawet kieliszki do wina kupione

przez rodziców, ale tylko jeden garnek, w dodatku malutki.

Lodówka miała ogromny zamrażalnik. Po co? Dlaczego ro­

dzice wybrali właśnie taką? Zadzwoniłem potem do mamy.

Powiedziała, że do lodówki tata będzie mi przywoził mro­

żonki, żebym mógł sobie odgrzać obiad nawet w środku

nocy, gdyby mi przyszła ochota. Do odgrzewania wystarczy

jeden palnik, więc zdecydowali, że nie zainstalują większej

kuchenki. A pralka nie jest mi potrzebna, bo brudne rzeczy

będę przecież przywoził do mamy i odbierał już wyprasowa­

ne. Poczułem się, jakbym nie był u siebie. I dopiero wtedy

zrozumiałem, dlaczego mój brat wynajął mieszkanie kupio­

ne przez rodziców i wyprowadził się do kawalerki na drugim

końcu miasta.

Page 218: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

222 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Kilka razy w naszych rozmowach powtarzało się zda­nie: „Rodzice wychowują swoje dziecko do życia poza do­mem, poza gniazdem rodzinnym”.

Tak powinno być. Mówiliśmy też sporo o tym, jaka korzyść dla rodziców wynika z takiego wychowania dziecka i że o wiele łatwiej jest tak wychowanym dzieciom być dorosłymi.

Ale krok wcześniej, przed założeniem, gniazda, jako ro­dzice na pewno uważamy, że rodzący się człowiek to od­rębna jednostka, która nie istnieje po to, żeby coś w ro­dzicach dopełnić, żebyśmy my zaspokoili swoje deficyty. A potem to przekonanie się zmienia.

Dziecko ma zaspokajać potrzebę posiadania dziecka, przeżycia rodzicielstwa. Tylko i aż. I spełniamy ją, kiedy dziecko przycho­dzi na świat. A potem pojawia się pytanie, jak rozumiemy rolę rodzica. Mnie uszczęśliwia fakt, że mam dziecko, dzięki które­mu mogę przeżyć macierzyństwo. Czuję się w tym zakresie w stu procentach spełniona. Jednak czasami - nawet nie, szczerze mó­wiąc, często - rodzice chcą, by dziecko zapewniło im coś jeszcze.

Na przykład to, żeby mama nie była samotna.

Ani towarzysko, ani uczuciowo. I żeby dziecko stało się na­szym celem i sensem życia. Oczywiście, dziecko nadaje sens i wytycza cel, ale jedynie części nas. Jesteśmy przecież nie tylko rodzicami. A jeśli oczekujemy, by dziecko wypełniło także in­ne przestrzenie naszego życia (ambicje, poczucie ważności, po­trzebę przeżycia bliskości i miłości), to nie traktujemy go jak kogoś, komu my powinniśmy coś dawać, ale jak istotę mającą

Page 219: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 2 3

ciągle coś dawać nam. A przecież to zadaniem naszym, rodziców, jest dawać, a dziecka - brać i wy­tyczać własne ścieżki. Spokoj­nie, bez poczucia winy, że budu­je swoje samodzielne życie. Może iść naprzód i to robić, bo czuje wsparcie rodziców.

Co rodzice mają dawać dziecku, by mogło brać?

Powinni mu dawać bardzo wiele, a przede wszystkim po­zwolić, by dziecku wyrosły skrzydła. Nie mogą się na tych skrzydłach wieszać, ale dać mu poczucie bezpieczeństwa, pra­wo do autonomii, odrębności, z których będzie mogło korzy­stać bez lęku, że rodzic z tego powodu przeżywa trudne emocje - odrzucenie, niezrozumienie, brak uszanowania, nielojalność.

Zacznijmy od słowa „poświęcenie” i związanego z nim „odwdzięczania się”.

Nie lubię tego zestawu słów w odniesieniu do rodzicielstwa. To, że dziecko znalazło się na świecie, jest efektem świadomej decyzji jego rodziców. Tak samo jak nasze przyjście na świat by­ło skutkiem decyzji naszych rodziców, a my jako dzieci za nią nie odpowiadaliśmy. Za co więc mamy być wdzięczni?

Powinniśmy się zrewanżować, bo jesteśmy dłużni.

Nie przychodzimy na świat z długiem. I nie zaciąga­my go przez to, że rodzice nas wychowują, opiekują się nami,

A przecież to zadaniem naszym,

rodziców, jest dawać, a dziecka

- brać i wytyczać własne ścieżki.

Spokojnie, bez poczucia winy, że

buduje swoje samodzielne życie.

Może iść naprzód i to robić,

bo czuje wsparcie rodziców.

Page 220: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 2 4 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

zapewniają nam byt, bezpieczeństwo i czułość! To nam się od nich należy, bo wynika z charakteru naszej wzajemnej relacji. A jeśli zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że zaciągamy dług (co może być przekazywane mniej lub bardziej dosłownie, czasa­mi wystarczy mimika, jednoznaczne westchnienia albo pojedyn­cze zdania, które zapadają nam w pamięć), to z większą determi­nacją odsuwamy się od rodziców. I nawet kiedy sami zostajemy mamą czy tatą, to nadal jest między nami a naszymi rodzicami wiele trudnych emocji. Kochamy ich, ale to trudna miłość. Tak­że dlatego, że kiedy chcemy odejść z domu i zacząć samodzielne życie, rodzice wysyłają za nami mniej lub bardziej zwerbalizowa­ne emocje: „Porzucasz mnie, a ja się tak dla ciebie poświęciłam”. I ten głos jak echo w nas brzmi, czasem przez kilkadziesiąt lat.

W niektórych rodzinach pogląd, że dziecku coś się na­leży, będzie uznany za rewolucyjny. Przy założeniu, że nie mówimy o rzeczach, ale o potrzebach dziecka.

Oczywiście, dziecko potrzebuje nie tylko przedmiotów, za­bawek i zaspokojenia podstawowych potrzeb takich jak jedze­nie, spanie, ubrania.

Ono potrzebuje obecności rodziców.

Jak już mówiliśmy, dziecko potrzebuje obecności, zrozumie­nia i, uwaga, czasu rodziców! I to bezpiecznego czasu, w któ­rym dziecko wie, że może pobyć swobodnie z rodzicami i nie ma między nimi zegarka, który nieustannie pospiesza.

Przypomina mi się opowieść pewnego chłopaka. W dzie­ciństwie żył w poczuciu, że kradnie czas swoim bardzo za­

Page 221: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 2 5

jętym rodzicom. Bo oni zawsze się do czegoś spieszyli, a on chciał jeszcze chwilę z nimi pobyć. Doszło do tego, że za­czął symulować choroby, bo tylko wtedy dostawał to, na czym mu zależało.

Często stykam się z tym problemem podczas terapii. Ludzie, którzy do mnie przychodzą, przepraszają, że nie potrafią tak szybko i składnie, najlepiej w ciągu minuty, powiedzieć, z czym mają problem. Przepraszają, że zajmują mi czas. A każdy z nich w tym momencie, w tej relacji ze mną, jest pępkiem świata i ma prawo bezpiecznie przeżywać te chwile. Każdy człowiek jako dziecko powinien w relacji z rodzicami mieć poczucie, że jest pępkiem świata. Nie przez cały czas, bo nie może być tak, że dziecko ciągle czegoś chce, a my wszystko rzucamy, by od ra­zu spełniać jego zachcianki. Kiedy jednak dziecko coś przeżywa albo chce z nami pobyć, to powinniśmy być cali dla niego i tyl­ko dla niego. Tak jakby czas nie istniał.

Ale chociaż dorosły powinien słuchać o trudnościach w życiu dziecka, to ono nie powinno być powiernikiem swojego rodzica.

Masz rację. Relacja rodzic — dziecko nie jest relacją dwukie­runkową, w której zwierzamy się sobie wzajemnie z problemów. I to w zasadzie nie powinno się zmieniać przez cale życie, szcze­gólnie jeśli tematem zwierzeń miałoby być nasze życie intymne.Dorosłe dziecko może ostatecz­nie opowiadać rodzicom o swoich trudnościach w relacji z kimś dla niego ważnym, ale rodzice nie

Relacja rodzic - dziecko nie jest

relacją dwukierunkową, w której

zwierzamy się sobie wzajemnie

z problemów.

Page 222: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 2 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

powinni opowiadać o swoich problemach z partnerem, który często jest też rodzicem naszego syna czy córki, bo to narusza ich poczucie bezpieczeństwa. Wstrząsają mną rozmowy, podczas których słyszę, jak wiele dziecko wie o intymności swoich rodzi­ców. I to nie dlatego, że przypadkiem coś podsłuchało czy zo­baczyło, ale wskutek rozmów, które prowadzą z nim rodzice. Dziecko słyszy od mamy, dlaczego jest jej źle z tatą, w jaki spo­sób on ją krzywdzi, a tata opowiada dziecku, jaka niewdzięczna, wredna albo zła jest jego matka. I jeśli nawet od tych rozmów minęło kilkadziesiąt lat, ludzie nadal pamiętają bezradność, ja­ką odczuwali, kiedy rodzice wciągali ich w swoje konflikty. Ciągle poddawano ich testowi: „Czy ty mnie rozumiesz? Bo jeś­li tak, to będę dla ciebie lepszą mamą”. Z tego typu problema­mi rodzice muszą radzić sobie sami, nie wciągać w nie dziecka.

Co nie znaczy, że dziecko nie powinno nigdy widzieć rodzica smutnego albo złego.

Oczywiście, że nie! To zresztą niemożliwe, by nigdy przy dziecku nie być złym czy smutnym. Nie uda się nam ukryć tych stanów, ponieważ dziecko jest jak radar i natychmiast je wyczuwa. Tak samo jak dziecko bezbłędnie wyczuwa czyjeś na­pięcie, nienaturalne zachowanie. Można to zaobserwować, gdy ktoś pochyla się nad małym dzieckiem i mówi do niego sztucz­nym, przesłodzonym tonem. Choć dziecko nie rozumie znacze­nia słów, zaczyna płakać, bo wyczuwa w tym człowieku, w jego głosie, napięcie. Nie liczy się to, co ktoś mówi, ale w jaki sposób to robi. Jeżeli więc rodzice mają usta rozciągnięte w uśmiechu, ale oczy, ton głosu i gesty sygnalizują, że jest im źle, dziecko wyczuwa tę niespójność. I kiedy słyszy od rodzica, że wszystko jest w porządku, ogarnia je niepokój. Znacznie lepiej w takiej

Page 223: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 2 7

sytuacji powiedzieć: „Miałem zły dzień i potrzebuję teraz chwi­li samotności”. Nie warto udawać przed dzieckiem, że wszystko jest w porządku. Ale też nie zagłębiać się w szczegóły i nie mó­wić, dlaczego nam jest źle, jeśli to są sytuacje, które zburzą spo­kój dziecka.

Kiedyś oglądaliśmy razem film i naszą uwagę zwróci­ła ta sama scena. Mama kapitalnie pożegnała dzieci, które wyjeżdżały na dłużej z miasta. Dzięki temu one wyjechały z obrazem mamy, która już tęskniła - popłakującej, ale jed­nocześnie uśmiechniętej. Ten uśmiech był jak komunikat: „Miejcie się dobrze i świetnie się bawcie. Nie zamartwiajcie się tym, czy mama przeżyła to rozstanie”.

O tak, dzieci patrzą na twarz rodzica i chcą z niej wyczytać odpowiedź na pytanie, czy mogą się cieszyć z wyjazdu, rado­śnie go przeżywać, czy mają cały czas myśleć o tym, że mama jest samotna i smutna, ponieważ wyjechały. I swoim zachowa­niem, i słowami rodzic powinien przekazać pozytywny komu­nikat: „Będę za wami tęsknić i jest mi trochę smutno, że się rozstajemy, bo was kocham, ale też bardzo się cieszę, że przeży­jecie coś fajnego”. Dziecko, które wyjeżdża z takim przekazem od rodzica, może potem wrócić i opowiadać, że było świetnie. Kiedy mój syn pierwszy raz wyjeżdżał sam, mówił, że będzie za mną tęsknić. Odpowiadałam mu: „To oczywiste, bo ja też będę za tobą tęsknić. Gdy nie ma przy nas tych, których kochamy, budzi się tęsknota. Ale jednocześnie to cudowne, że będziesz na tym obozie ze swoimi kolegami. Cieszę się z tego, nie mogę się doczekać twoich opowieści o tym wyjeździe”. Jesteśmy bar­dzo złożonymi istotami. Tłumaczenie dziecku od najmłodszych lat, że może czuć różne emocje jednocześnie, uczy je prawdy

Page 224: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 2 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

o człowieku. Jeśli wpoimy dziecku, że nie musi wybierać mię­dzy sprzecznymi uczuciami, to potem będzie mu łatwiej zacząć samodzielne życie, ze świadomością, że odchodzenie „na swoje” nie oznacza pozbawienia się tęsknoty. I jeżeli mama mówi, że tęskni, to nie oznacza: „Zostań, bo ja tu bez ciebie nie przeży­ję”. Mówi: „Tęsknię, bo kocham, ale idź spokojnie przed siebie”.

Niestety, w życiu nie zawsze tak jest. Zdarza się, że gdy nastoletnie dziecko wychodzi z domu na dyskotekę ze zna­jomymi, słyszy od matki: „Idź, a ja tu sobie sama posiedzę i będę na ciebie czekać”. Pachnie to na kilometr szantażem.

Rzadko jest to komunikowane tak wprost. Ale tworzymy dzieciom domy, z których spokojnie wyjść nie można, bo czują się trochę zobowiązane, żeby jednak zostać. Albo przytłoczone tym, że chcą wyjść, i mają z tego powodu poczucie winy. A na­wet wrażenie, że krzywdzą rodziców. Pamiętam przypowieść o ojcu i synu. Do ojca przyszedł syn i pyta: „Tato, czy ja mogę już odejść do swojego życia, bo jestem dorosły?”. Ojciec odpo­wiada przecząco i każe synowi wracać do swoich zajęć. Po paru latach sytuacja się powtórzyła, ale odpowiedź była taka sama. Minęły kolejne lata, syn, już siwy, przychodzi do ojca i mówi: „Tato, jestem już siwy. Czy mogę wreszcie odejść do swojego ży­cia?”. Ojciec jak zwykle odesłał syna do swoich zajęć. Syn po­słusznie wrócił. Ojciec spojrzał za nim i się rozpłakał.

Ludzie, którzy słyszą tę przypowieść, dzielą się na dwie gru­py: jedni od razu wiedzą, o co chodzi, a inni pytają: „Ale dla­czego on się rozpłakał?”. Dla mnie reakcja na tę przypowieść jest podpowiedzią, z jakiego domu pochodzi mój rozmówca. Ci, którzy nie rozumieją łez ojca, nie wiedzą, że dorosłe dzie­ci po prostu mają obowiązek odejść. Taka jest kolej rzeczy, że

Page 225: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 2 9

odchodzimy do własnego gniazda. A ro­dzic ma za zadanie wychować dziecko tak, by ono mogło odejść bez pytania o pozwolenie. To były łzy rodzica, który zrozumiał, że źle wychował swoje dziec­ko. I dlatego mimo upływu lat, a nawet siwizny na skroniach, ten syn nadal był dzieckiem, bo oczeki­wał, że rodzic da mu prawo do dorosłości. Jeśli dziecko pyta ro­dzica, czy może korzystać z dorosłości, to nie jest dorosłość.

A czy okres nastoletniego buntu nie służy właśnie te­mu, żeby próbować wystawić nogę za próg?

Tak, ale nasze dziecko wiele lat wcześniej zaczyna odchodzić z domu. Już wtedy, kiedy przynosi z podwórka, z przedszkola, a potem ze szkoły historie, w której nas, rodziców, nie ma.

Ale może bardzo lubi panią w przedszkolu czy ciocię i nagle się okazuje, że jakiś obcy dorosły jest istotny w je­go życiu?

Tak, pani z przedszkola może być autorytetem, a nie ma­ma czy tata. Reakcja rodziców na autorytet z zewnątrz pokazu­je dziecku, czy ono ma prawo do swojej odrębności, do swojego świata. To, jak burzliwie przebiega bunt nastolatka, czyli ma­nifestacja jego potrzeby samodzielności, jest pochodną tego, co się działo podczas wielu wcześniejszych lat. Nastolatek różni się od kilkulatka głównie wagą i wzrostem oraz tym, że jest już sa­modzielny fizycznie i wygląda jak dorosły, z czego zresztą mo­że korzystać w mniej lub bardziej bezpieczny sposób. Nastola­tek próbuje żyć po swojemu, szuka odpowiedzi na pytanie, kim

A rodzic ma za zadanie

wychować dziecko tak,

by ono mogło odejść

bez pytania o pozwolenie.

Page 226: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 3 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

jest. Od tego, czy rodzice będą umieli w tym mądrze uczestni­czyć, czy zrozumieją naturę tych potrzeb, zależy, jak my i nasze dzieci przeżyjemy ten wspólny czas.

Co to znaczy: „mądrze w tym uczestniczyć”?

Czasami oczekujemy od nastolatka zbyt wiele, choćby pod­jęcia w istotnej sprawie decyzji, której nigdy nie zmieni. Gdy patrzymy na dzieci, które wyglądają niemal jak dorośli, zapo­minamy, że one nie są w stanie w pełni świadomie podejmować decyzji i przewidywać ich konsekwencji. Mają po 14-15 lat i do­piero od 12-13 potrafią mówić. Stopy niektórych z nich są więk­sze od naszych, ale to przecież nie znaczy, że możemy traktować nastolatków jako partnerów, którym powiemy: „Uważaj, zadbaj o siebie”, a oni potrafią to zrobić. Odpowiedzialność rodzicielska polega też na tym, że mamy świadomość ograniczoności nasze­go dziecka. Powinniśmy ją uwzględniać, a nie poprzestawać na komentarzu: „A nie mówiłam?”, gdy dziecko zrobi coś głupie­

go. Musimy nadal nad nim czuwać, tylko już inaczej, bo nasze dziecko może wyjść ze swojego pokoju i, co więcej, może nie wrócić na noc. Je­go fizyczne możliwości sprawiają, że już sobie poradzi poza domem.

Rodzice boją się błędnych wyborów swoich dzieci. Ale w którymś momencie trzeba zacząć dziecku pozwalać na podejmowanie decyzji i ponoszenie ich konsekwencji. Bo w przeciwnym wypadku można doprowadzić do absur­du. Mam przed oczami ponadpięćdziesiecioletnią kobietę, której matka mówi: „O nie! W tej spódnicy nie pójdziesz

Odpowiedzialność rodzicielska

polega też na tym, że mamy

świadomość ograniczoności

naszego dziecka.

Page 227: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 231

do kościoła!”, i ona, dorosła kobieta, zmienia spódnicę na taką, która zadowoli mamę. Kiedy człowiek powinien za­cząć sam decydować o sobie?

To szalenie trudne pytanie. Byłoby fantastycznie, gdybym umiała — także dlatego że sama jestem mamą — znaleźć klarow­ne kryteria, które umożliwiłyby każdemu rodzicowi posługiwa­nie się odpowiednią tabelką.

Nie spodziewam się, że postawisz mi jakąś granicę.

Sama bym chciała, ale nigdy nie będziemy w stu procentach pewni, że każda nasza decyzja jest najwłaściwsza. Cały czas roz­mawiamy o tym, że proces wychowania to podążanie nie tyl­ko za swoim dzieckiem, lecz także za sobą samym szukającym odpowiedzi, jak to dziecko kochać najmądrzej i wychować naj­lepiej. Możemy się wielokrotnie pomylić, ale najważniejsze, co się dzieje później. Czy potrafimy się przyznać do błędu? Czy sa­mi słyszeliśmy to przed laty od rodziców, a teraz umiemy po­wiedzieć własnym dzieciom: „Tak, to rzeczywiście nie był dobry pomysł, miałeś rację”. Jak już mówiłam, jedną z najistotniej­szych rzeczy w życiu jest świadomość, że człowiek ma prawo do błędu. A najlepiej się tego nauczyć w domu rodzinnym. Dlate­go to takie cenne, jeśli rodzice potrafią przyznać się do pomyłki i powiedzieć: „Przepraszam, miałeś rację”. Przecież dziecko nie tylko w wieku nastoletnim, ale i dużo wcześniej w jakichś spra­wach na pewno miało rację!

Myślę o tym, co mnie usamodzielniało. Na przykład ko­lejne wyjazdy harcerskie, z coraz mniejszym udziałem do­rosłych. Milowym krokiem w usamodzielnianiu się był

Page 228: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

232 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

wyjazd do dużego miasta na studia. Koledzy z roku, którzy pochodzili z Warszawy, zazdrościli nam czasem wolności, bo sami nadal mieszkali z rodzicami. Ale jeśli w domu jest zapewniona nieustanna obsługa i...

... nie ma żadnych obowiązków.

Nikt nie stawia żadnych wymagań, to w takim do­mu cudownie się żyje. We Włoszech zaobserwowano zja­wisko nazywane „il mammismo”, polegające na tym, że trzydziesto-, a nawet czterdziestoletni ludzie nadal miesz­kają z rodzicami, choć są w związkach, pracują, skończy­li szkoły.

Ale nie ma to jak u mamy, tak?

Ponieważ mama zawsze przygotuje makaron, a czyste koszule i skarpety same odrastają w szafach, tak jakby by­ły tam...

.. .podlewane.

Po co się wyprowadzać, skoro jest tak wygodnie? Ponie­waż w Polsce nadal mieszkamy w dość małych mieszkaniach, opuszczenie domu i usamodzielnienie się bywa często poszu­kiwaniem wygody. Nie chcemy siedzieć komuś na głowie.

To nie tyle kwestia przestrzeni, ile postawy rodzicielskiej, któ­ra sprawia, że uczymy nasze dziecko zadbać o siebie: prać, praso­wać, sprzątać, przewidywać choćby to, że jutro rano będą nam potrzebne skarpetki, a dziś włożyliśmy ostatnią czystą parę.

Page 229: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 3 3

Uczymy, jak obsłużyć pralkę, która nie jest rakietą kosmiczną, więc nie wyleci w kosmos, gdy włoży się coś do środka i naciśnie przycisk. To są bardzo istotne zadania, do których często nie przy­gotowujemy swoich dzieci, bo na co dzień je w tym wyręczamy.I kiedy one się przekonują, że nie umieją tego robić, przeżywają stres na myśl o odejściu z domu. Przerastają je wyzwania, którym musiałyby sprostać, a to powoduje, że wolą zostać z nami.

Dla rodzica obsługa dzieci to dodatkowy etat!

Kiedyś pewne małżeństwo opowiadało mi o swoich reakcjach na kolejne dziewczyny syna. Dopóty przyprowadzał ciągle no­we, niemal za każdym razem inną, wszystko było dobrze. Ale kiedy z jedną z nich zaczął przychodzić częściej, matka poczu­ła, że w jej życiu zbliża się katastrofa. Syn z dziewczyną wynajęli mieszkanie i zamieszkali razem, a jego matce zawalił się świat - dotarło do niej, że w codzienności nic jej nie łączy z mężem, a to ją przeraziło. Dotąd wszystko, co robiła, było związane z organi­zowaniem życia dorosłemu już dziecku. Teraz zauważyła, że kie­dy zostaje w kuchni sam na sam z mężem, czuje się skrępowana. Dzięki temu zrozumiała, dlaczego nie chciała, by syn się usamo­dzielnił. Na szczęście on mimo to odszedł z domu, co wynika­ło po części z jego mądrości życiowej, a po części zapewne z te­go, czego jednak nauczyli go rodzice. A matka podjęła wyzwanie i postanowiła się zmierzyć z tym, jak ponownie zapełnić pustą przestrzeń między sobą a mężem, co na szczęście im się udało.

Nierzadko obecność dziecka w domu dużo załatwia między rodzicami, ono jest katalizatorem ich sporu albo sprawia, że w jego obecności oni inaczej się do siebie zwra­cają lub ze względu na nie czegoś nie robią.

Page 230: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 3 4 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Rodzice się powstrzymują, ale dziecko też cementuje i orga­nizuje, dlatego, jak już podkreślałam, za tak ogromną wartość uważam pamiętanie od samego początku o tym...

...że nie jesteśmy tylko rodzicami?

Nie jestem tylko mamą czy tatą. Mówiliśmy już o tym, że dzieci z domów, w których są tylko mama i tata, a nie ma żo­ny i męża, często czują lęk przed założeniem rodziny, bo koja­rzą je z rezygnacją ze wszystkiego, z „udręką bez ekstazy”. Mio­dy człowiek mówi mi: „Może bym nawet założył rodzinę, ale wtedy nie będę mógł jeździć na quadach...”. Pytam, dlaczego

miałby nie jeździć, i słyszę: „Bo przecież być może zostanę tatą, a poza tym jestem dorosły”. On jako dziecko nigdy nie widział swoich rodziców szykujących się na randkę, oni nigdy nie wyjeż­dżali bez dzieci, choć było ich na to stać.

Dorzuciłbym jeszcze, że ci rodzice mogą przeżywać też coś albo samodzielnie, albo z innymi ludźmi.

Tak, mogą się przyjaźnić, bo oni są nie tylko rodzicami i nie tylko małżonkami, ale też osobnymi jednostkami, które mają swoje zainteresowania i swoich znajomych. Dobrze wychowy­wać się w rodzinie, w której ojciec lub matka mówią do swo­ich partnerów: „Ty dzisiaj zostajesz z dziećmi, bo umówiłam się do kina, albo idę dzisiaj na mecz piłki nożnej”. A druga strona traktuje to normalnie, w jej oczach nie pojawiają się smutek,

Dzieci z domów, w których są

tylko mama i tata, a nie ma żony

i męża, często czują lęk przed

założeniem rodziny, bo kojarzą

je z rezygnacją ze wszystkiego,

z „udręką bez ekstazy” .

Page 231: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 3 5

złość ani przerażenie. „No tak! A ja się tu będę męczyć z dzieć­mi?”. Nie wzbudzają w partnerze poczucia winy, tylko mówią: „Idź, przeżyj coś przyjemnego, nie musimy być ciągle razem”. I to jest kolejna nauka, którą powinno się wynieść z domu ro­dzinnego. Dzięki temu jeśli ktoś taki w dorosłym życiu znaj­dzie się w podobnej sytuacji, kiedy na przykład chce wyjechać na dwa dni z koleżanką i napotyka opór partnera, nie daje się wpędzić w poczucie winy. Wie, że ma takie prawo, i nie uwie­rzy, że w ten sposób kogoś krzywdzi. Jeśli ludzie budują wza­jemną bliskość tak, że każde z nich zachowuje własną prze­strzeń, może mieć coś osobno, to, paradoksalnie, mają większą ochotę być razem. A dzieci wychowane w takiej rodzinie wie­dzą, że chociaż są żoną i matką czy mężem i ojcem, to mogą jeszcze być czyjąś przyjaciółką, mogą mieć ambicje zawodowe.

I nadal pozostają dziećmi swoich rodziców.

Tak, z takimi rodzicami jest im zawsze po drodze, bo kiedy jako dorośli ludzie mówią, że wyjeżdżają z przyjaciółmi, spoty­kają się z akceptacją. A dorosłe dzieci wychowane w domach, w których rodzic się poświęcał, słyszą: „No wiesz... ja nigdy nie wyjeżdżałam” albo: „I co? Zostawisz dzieci same?”.

No dobrze, to załóżmy, że te dzieci nawet się wyprowadzą z domu, ale rodzice zatrzymają klucze do ich mieszkania, bo „jakbym zrobiła więcej kotletów, to tata wam podrzuci”. A „gdybyście jechali gdzieś na weekend, to zawsze dobrze doglądać takiego mieszkania, żeby nic złego się nie stało”.

A w ogóle mieszkanie to myśmy wam kupili, w związku z tym...

Page 232: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 3 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

...krzesła nie powinny być białe.

I będziemy do was wpadać w niedziele po kościele albo przed kościołem, bo będziecie w domu, prawda?

Moi znajomi załatwili to w prosty sposób. Mianowicie dziewczyna otworzyła rodzicom chłopaka drzwi...

Nago?

Prawie nago. Od tamtej pory rodzice obsesyjnie dzwo­nią, sprawdzają, czy to jest na pewno właściwy moment na ich odwiedziny. W ten sposób granica została wyzna­czona.

Zabawna historia, tyle że za tego chłopaka coś istotnego za­łatwiła jego dziewczyna. To my jako dorośli ludzie mamy sta­nąć przed naszymi rodzicami i powiedzieć: „Biorę swoje życie w swoje ręce. Nie czekam, aż mi je dacie; nawet jeżeli nie chce­cie mi go dać, to sam je biorę”. Sami musimy powiedzieć ro­dzicom: „Proszę, żebyście zawsze dzwonili, kiedy chcecie do nas przyjść. Rozmawiam teraz z wami o moim prawie do prywatno­ści, a nie o tym, czy was kocham lub nie kocham, bo oczywiście was kocham”. Nie delegujemy naszych partnerów do załatwia­nia takich spraw.

Rodzice uważają, że przecież nic złego nie robią, jeśli „tata tylko zostawia słoiki na wycieraczce”.

Zostawianie na wycieraczce jest jakimś rozwiązaniem. To na­turalne, że rodzice chcą sprawiać przyjemność swojemu dziecku,

Page 233: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 3 7

my też możemy im pomagać, na przykład jeśli nie mają samocho­du, a trzeba przywieźć szafkę ze sklepu. Ale to ma być wzajemne wspieranie się, z szacunkiem dla odrębności naszych światów. Jed­nak każdy kij ma dwa końce - je­żeli uważam, że jestem dorosły i chcę sobie radzić sam, to rodzice nie muszą rezygnować ze swoich przyjemności, bo nam się urodziło dziecko. A więc nie mogę też oczekiwać, że dziadkowie zajmą się wnukiem i będą na każde nasze zawołanie.

Bo od czego ty, mamo, jesteś babcią?

Jestem babcią, a nie rodzicem zastępczym. Jeżeli chcemy, by rodzice uszanowali naszą dorosłość, to musimy się liczyć z tym, że ułatwianie nam codziennego życia przestaje być ich obowiąz­kiem. To, że rodzice zarabiają znacznie więcej od nas, bo mają wypracowaną pozycję zawodową, nie znaczy, że mają nam fun­dować luksusowy urlop. Ich już stać na to, żeby jechać do Puer­to Rico, a dziecko, które właśnie wyprowadziło się z domu, spę­dzi urlop pod namiotem nad Bałtykiem.

Co oznacza również wyrzeczenie się siedzenia w kiesze­ni u rodziców.

Tak.

Bo jeżeli chcemy prowadzić swoje życie to... za swoje?

To naturalne, że rodzice chcą

sprawiać przyjemność swojemu

dziecku, my też możemy im

pomagać, na przykład jeśli

nie mają samochodu, a trzeba

przywieźć szafkę ze sklepu.

Ale to ma być wzajemne

wspieranie się, z szacunkiem

dla odrębności naszych

światów.

Page 234: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 3 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Tak, to jest w pakiecie. Oczywiście rodzice mogą zrobić dziecku prezent, ale okazjonalnie. Opuściliśmy już pokój dzie­cięcy w domu rodziców i wybraliśmy dorosłość. Sami musimy pamiętać o płaceniu rachunków i powinniśmy na nie zarobić. Jeśli trzeba, należy poszukać dodatkowej pracy, by unieść cię­żar odpowiedzialności za swoje życie. Zobacz, właśnie wracamy do początku naszych rozmów: że trzeba mówić dziecku: „Nie wszystko w życiu jest przyjemne, są zadania do wykonania. Je ­żeli chcesz żyć samodzielnie, to wiążą się z tym pewne kosz­ty. Trzeba wstawać wcześnie rano, szanować pracę, a w domu prać, prasować i myć toaletę. Nie będziesz tego robić dopiero wtedy, kiedy zacznie ci to sprawiać przyjemność”. Taka posta­wa: „Robię tylko to, co lubię” nie przygotowuje do samodziel­nego życia.

A jeśli młody człowiek nie chce spędzać świąt z rodzi­cami, bo ma ochotę jechać w tym czasie na narty? Rodzice mówią: „Będzie babcia i my będziemy. A ty się nas wyrze­kasz? Tego w naszej rodzinie nigdy nie było!”.

Jeżeli rzeczywiście padają słowa o wyrzekaniu się rodziców, to się nie dziwię, że dziecko nie chce z nimi spędzać świąt. My­ślę, że gdyby w domu rodzinnym święta były naprawdę świę­tem, a nie...

. . . festiwalem udręki.

Udręki i takiego właśnie poświęcania się, pastowania, sprzą­tania.

I kochania przez żołądek.

Page 235: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Dorosłość. Uważaj, bo wypadniesz z gniazda! 2 3 9

O tak!

„Zjedz jeszcze kawałeczek!”.

Jeśli tak się nie dzieje, to święta są taką bajką, którą chcemy przeżyć. Bo jest gwarno i wesoło. Jeśli natomiast czas przed­świąteczny i świąteczny nie mają nic wspólnego z takim nastro­jem, to dorosły człowiek, który może już samodzielnie podej­mować decyzję i powiedzieć „nie”, po prostu z tego korzysta. Nie postąpiłbyś podobnie?

Nie zawsze bywałem w domu rodzinnym w święta.

Dobrze jest móc nie zawsze być. Ale jeśli ktoś naprawdę konsekwentnie nie chce być, to przyjrzałabym się jakości tych świąt. W tak wielu domach panuje gęsta od złych emocji atmo­sfera, która - wiemy to z doświadczenia - w końcu doprowadzi do wybuchu.

I tu wracamy do wątku rodziców dawców. Oni będą czekać na dziecko w święta, że może ono przyjedzie albo nie przyjedzie, ja też mogłem powiedzieć: „W tym roku ...”

„W tym roku wyjeżdżamy w gó­ry...”. W dobrej rodzinie o wszyst­kim się rozmawia. I żadne moje za­chowanie, żadna moja potrzeba, która jest inna niż twoja, nie zaprzecza mo­jej miłości do ciebie. Spokojnie możemy powiedzieć dorosłemu dziecku: „Słu­chaj, jedziemy w Alpy”.

W dobrej rodzinie

o wszystkim się rozmawia.

I żadne moje zachowanie,

żadna moja potrzeba,

która jest inna niż twoja,

nie zaprzecza mojej miłości

do ciebie.

Page 236: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 4 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Albo do cioci do Małkini.

Tak. Dziecko również może powiedzieć: „W tym roku wy­jeżdżam ze znajomymi na święta” albo „Jadę do rodziców mojej dziewczyny”. Oczywiście, że kiedy się kochamy i to jest dobra, bezpieczna miłość, która nie powoduje zaciśnięcia żołądka, to podczas świąt będę myśleć: „W zeszłym roku przy tym stole sie­działa z nami nasza córka”. I pojawi się smutek. Z drugiej stro­ny dziecko, które ma odwagę powiedzieć: „nie”, wystawia rodzi­cowi jak najlepsze świadectwo: to znaczy, że stworzył z nim taką relację, w której ono nie musi kręcić, kłamać. Każdy rodzic prze­żywa, że jego dziecko staje się dorosłym człowiekiem, każdy mu­si się rozstać z dzieciństwem swojego dziecka. Pytanie, czy uzna ten proces za naturalny, czy próbuje trudne emocje zredukować, zagłuszyć i zatrzymać dziecko na siłę w domu.

Bo na przykład dziecku coś w życiu nie wyszło: rozwiodło się, więc lepiej niech wróci i znów zamieszka z mamą i tatą.

Jeżeli to komunikat wygłaszany ze źle skrywaną satysfakcją: „A nie mówiłam, to był zły wybór, wracaj. Tu ci będzie najle­piej”, to rozumiem twój sarkazm. Ale takie zdanie można po­wiedzieć bez podtekstu. Rodzina jest od tego, żeby się wzajem­nie wspierać, więc kiedy komuś powinie się noga, bliscy powinni mu pomóc przetrwać trudny okres. Pomoc dorosłemu dziecku powinna prowadzić do tego, by ono, przy naszym wsparciu, od­zyskało siły i mogło znowu wrócić do swojego gniazda.

Do swojego życia.

Tak. Wracaj do swojego życia i szczęśliwie w nim sobie lataj.

Page 237: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 10

D D A i D D D . Sam otność dziecka

Page 238: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 239: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Tatiana

Mój partner jest Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. Nasze

pierwsze święta Bożego Narodzenia. Proszę go, by ubrał

choinkę. Co słyszę? „O nie, ja tego nie mogę zrobić, bo

mam traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa związane

z ubieraniem choinki!” . Aż mi się serce ścisnęło z żalu nad

jego dzieciństwem, a przecież to tylko choinka, ma być miło

i świątecznie, więc sama ją ubrałam.

Takich sytuacji choinkopodobnych było potem coraz więcej.

Kochałam partnera, więc zawsze go rozumiałam. Do cza­

su, kiedy po czterech latach naszego związku złamałam no­

gę i nie mogłam sama ubrać tej cholernej choinki. Ale on też

nadal nie mógł! Nie mieliśmy przystrojonej choinki, byłam

wściekła, a on nadal był tym biednym. Coś we mnie pękło,

już nie chciałam się nim opiekować i rozczulać się nad je­

go krzywdą. Chciałam mieć przy sobie dorosłego, odpowie­

dzialnego faceta, a nie skrzywdzone dziecko wzbudzające we

mnie poczucie winy tylko dlatego, że czegoś od niego chcę.

Paweł

Uwalniam się od ciebie, strachu. Powoli, ale żegnam się

z tobą. Kiedy śledzisz każdy mój krok, moją myśl, ja się

odwracam i patrzę ci w oczy. Już wiem, skąd pochodzisz,

i mam skuteczną broń - widzę cię, poznaję i to ci odbiera

władzę nade mną. Kurczysz się. Idź do diabła! Tyle lat mną

Page 240: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

244 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

rządziłeś, tyle mi odebrałeś, nienawidzę cię! Trzy lata temu

się zakochałem - pierwszy raz w życiu ktoś tak na mnie pa­

trzył. Ale ty mi ciągle szeptałeś: „Pewnie cię zdradza, porzu­

ci, nie kocha cię, bo lubi spotykać się ze swoją przyjaciół­

ką, zamiast z tobą” . Posłuchałem cię wtedy i w końcu... ona

mnie rzuciła. Teraz wiem, że nie wytrzymała moich huśtawek

nastrojów, ale wówczas podziękowałem ci za opiekę. Za to,

że jesteś przy mnie. Teraz już cię nie potrzebuję. Wytrzymam

w życiu bez ciebie, nauczę się radzić sobie sam. Ja napraw­

dę nie chcę żyć tak jak moi rodzice! A z tobą, strachu, tak

właśnie wyląduję.

Kaśka

Kochani rodzice, bardzo wam dziękuję, że dla mojego do­

bra utrzymaliście rodzinę i się nie rozwiedliście. Dziękuję, że

mimo ciągłych zdrad taty, twojego cierpienia, mamo, gdy

przeszukiwałaś jego ubrania, wytrzymaliście ze sobą. Jestem

wam wdzięczna, że dzięki temu miałam najzimniejsze na

świecie święta - życzenia składane lodowatym głosem bę­

dę pamiętała do końca życia. Dziękuję wam za to, że wy­

jeżdżaliśmy na wspólne wakacje, bo dzięki temu teraz wiem,

jak wytrzymać ciszę, która potrafi zabić. Wiem też, jak za­

biegać o uwagę - wystarczy spełniać czyjeś zachcianki, czy­

tać w jego myślach, odgadywać je z twarzy, tonu głosu, ge­

stu. Tak, zabiegałam o was. Byłam grzeczna i ciągle miałam

nadzieję, że się do siebie uśmiechniecie, przytulicie. Kiedy

przypadkiem się dotykaliście, marzyłam o tym, byście pa­

dli sobie w ramiona i... No właśnie - tego, co dalej, nie

wiedziałam. Nie wiem do tej pory, co to ciepło rodzinne.

Ludziom, którzy okazują sobie czułość, przypatruję się jak

kosmitom. Też chciałabym być takim kosmitą.

Page 241: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 245

Iza

Mój ojciec ciągle zdradzał mamę, a ona to ciągle przeżywa­

ła - płakała, błagała, by to był ostatni raz. On jej to oczy­

wiście obiecywał, a potem i tak znów ją zdradzał. Matka

całe lata przeszukiwała jego rzeczy, nasłuchiwała, z kim roz­

mawia przez telefon, rozliczała z każdego spóźnienia. Mnie

i siostrze powtarzała, że gdyby nie my, dawno by się z nim

rozstała. Widząc, jak bardzo dla nas cierpi, jak się poświę­

ca, próbowałam jej pomóc, pocieszałam. Nigdy mi do g ło ­

wy nie przyszło, że ona też nie jest wobec nas w porządku!

To tata był tym złym. Kiedy sama urodziłam dziecko, coś się

we mnie „przestawiło” , a może raczej odblokowało. Nie

z dnia na dzień, ale powoli do mnie docierało, że moim

zadaniem jako mamy jest dbać o to, by moje dziecko nie

czuło się obarczone problemami dorosłych - ani moimi, ani

taty. Bardzo pilnujemy z mężem, żeby nasze kłótnie nie do ­

cierały do córeczki. Przysięgłam sobie, że ona będzie miała

spokojne dzieciństwo.

Page 242: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 4 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Kiedy przy bliższym poznaniu, podczas zażyłej roz­mowy, rozpoznaję u ludzi zachowania charakterystycz­ne dla Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA) albo Doro­słych Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych (DDD), pojawia się wątek domu rodzinnego i pytanie, czy taki sposób funk­cjonowania może wynikać z tego, w jakim domu ktoś się wychowywał. Mój rozmówca wówczas robi wielkie oczy i mówi: „Taki po prostu jestem, ja już tak mam”. Nie wi­dzi, że jego dom rodzinny był specyficzny.

Ty słyszałeś o syndromie DDA i DDD, dzięki czemu roz­poznajesz u ludzi taką postawę wobec nich samych i świata. Natomiast oni uważają, że po prostu tacy są, dopóki nie do­trą do prawdy, że to dom rodzinny nadaje ich życiu taki kieru­nek, a oni nie są szczęśliwi wcale nie z powodu własnej natury. Co najsmutniejsze, czują się winni i odpowiedzialni za ten stan. A to dom rodzinny daje nam bagaż, z którym idziemy w dal­sze życie. Dopiero jako dorośli ludzie możemy zobaczyć, co nam zostało zapakowane, a z czego nieświadomie korzystamy. Czasami ciągle trafiamy na rafy, ale uznajemy, że musimy tak żyć, bo my tak, niestety, mamy. Jednak to nieprawda. I kie­dy ludzie uświadamiają sobie istnienie takiego bagażu — docie­ra do nich, że to rodzice są za niego odpowiedzialni, ale teraz już jako dorośli mogą zdecydować, co zrobić z jego zawarto­ścią - przeżywają uwalniające uczucie. Jeśli uznają, że część bagażu jest kompletnie nieprzydatna, mogą ją wyrzucić. Za­wartość bagażu stanowi tylko oprogramowanie. Często pracu­ję z ludźmi, którzy zaczynają rozumieć, że pochodzą z rodziny dysfunkcyjnej (źródłem dysfunkcji był alkohol, inne uzależnie­nie, przemoc emocjonalna, fizyczna). Bywa, że kiedy do mnie przychodzą, już o tym wiedzą, bo informacje o DDA i DDD

Page 243: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 2 4 7

znaleźli w internecie lub publikacjach. To początek drogi. Do­wiadują się, że ich życie nie musi wyglądać tak jak dotąd, a po­dobny los i poczucie samotności są udziałem także innych ludzi.I odczuwają wielką ulgę, choćby dzięki temu, że ktoś inny opo­wiadając o sobie i swoich emocjach, odwołuje się do własnego dzieciństwa. Uświadamiają sobie również, że mają wpływ na to, jak żyją, bo to nie jest kolor oczu, którego nie da się zmienić, tylko zespół zachowań nabytych. Bez nich nie daliby sobie ra­dy w rodzinie dysfunkcyjnej. Ale teraz, kiedy są dorośli, mo­gą świadomie podjąć decyzję, co zrobić z tym dziedzictwem. Wtedy warto zajrzeć do prze­szłości, chociaż to bywa bar­dzo bolesne. Także po to, by tego dziedzictwa nie przeka­zać kolejnemu pokoleniu. Po­wstrzymać sztafetę pokoleń — nie tylko nauczyć się szczęś­liwie żyć, lecz także do takie­go życia wychowywać swoje dzieci.

Przyjrzyjmy się, na czym to polega. Po czym można roz­poznać, że jest się DDA albo DDD? Alkohol łatwo do­strzec w historii swojej rodziny...

Właśnie nie. Alkohol jest w tych rodzinach normą, i nieko­niecznie w spektakularnym wydaniu, kiedy któreś z rodziców leży brudne i pijane pod stołem czy pod murem. Można po­chodzić z rodziny alkoholowej, w której normą były codzien­ne popołudniowe drinki, piwa po pracy, weekendy z biesia­dą alkoholową. Mógł to być też dom, w którym nie piło się od

Warto zajrzeć do przeszłości,

chociaż to bywa bardzo bolesne.

Także po to, by tego dziedzictwa

nie przekazać kolejnemu pokoleniu.

Powstrzymać sztafetę pokoleń

- nie tylko nauczyć się szczęśliwie

żyć, lecz także do takiego życia

wychowywać swoje dzieci.

Page 244: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 4 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

poniedziałku do piątku po południu, ale rzeka alkoholu płynęła w każdy weekend — do niedzieli po południu, a potem być mo­że profesor wracał na uczelnię albo mama do pracy w biurze. Inny wariant to tak zwane ciągi alkoholowe — rodzic nie pije kilka tygodni albo miesięcy, a po nich przychodzi parę tygodni albo miesięcy kompletnego zamroczenia. Alkoholiczkami są też kobiety i wtedy dzieciństwo jest jeszcze trudniejsze niż w wy­padku nałogu ojca. A najdramatyczniejsza sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy oboje rodzice piją. Tak więc uzależnienie od alko­holu przybiera różne formy (informacje na ten temat są dostęp­ne w bardzo wielu miejscach). Ważne, by zrozumieć, że właśnie człowiek pochodzący z rodziny alkoholowej może nie zauważyć, jak bliscy mu ludzie zaczynają się uzależniać od alkoholu.

Wobec tego jeszcze trudniej dostrzec przemoc emocjo­nalną. Albo to, że byłem samotnym dzieckiem, bez rodzi­ców, którzy całkowicie poświęcili się pracy. Dom, w którym dziecko nigdy nie jest przytulane - to też jest dom dysfunk­cyjny. A kiedy w dorosłości nie układa nam się w związku i nie mamy satysfakcji z życia, nie przychodzi nam do głowy, by szukać przyczyn w domu rodzinnym, że tam są korzenie.

Wspólną cechą większości ludzi z domów dysfunkcyjnych są przede wszystkim zaniżona samoocena i nieumiejętność wcho­dzenia w bliskie relacje. Bardzo pragną przeżyć dobrą, dającą po­czucie bezpieczeństwa i bliskości więź, ale nie znają takiego sta­nu. W ich życiu miłość łączyła się z bólem, lękiem, niepokojem. To często ludzie niezwykle zaradni, bo od zawsze musieli sobie sa­mi ze wszystkim radzić. Ponieważ jednak nie słyszeli o sobie wie­le dobrego, nie wiedzą, jacy są fantastyczni. Swoją samodzielność i skuteczność uznają za coś naturalnego i nie dostrzegają w nich

Page 245: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 249

swoich mocnych stron. Nie wiedzą, że to ich wyróżnia. Są znako­mitymi pracownikami i bardzo ciekawymi - i atrakcyjnymi - po­tencjalnymi towarzyszami życia. Ale to inni korzystają z tych za­let, a nie oni sami, bo najpierw musieliby zrozumieć, że to dom rodzinny stał się źródłem ich problemów, i zmierzyć się z bólem, który wywołują doświadczenia z dzieciństwa.

I z lękiem, bo dom był miejscem, w którym zabrakło przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa, stałości, prze­widywalności.

Nie mieli okazji nauczyć się być sobą. Zabrakło im poczucia: „mo­gę być taki, jaki jestem”. Nieste­ty, wiedza DDA/DDD o samych sobie sprowadza się przeważnie do informacji o tym, w czym są źli.W ich domach wszystko się zmieniało, nie było stałych przeka­zów. Jeden z młodych mężczyzn opisał to tak: „Raz słyszałem, że jestem dobry: «Świetnie, że przyniosłeś piątkę», a innym ra­zem: «A tobie to się, gówniarzu, w głowie poprzewracało! Co? Profesorem chcesz zostać? Po co ci ta piątka?». Raz mój pokój był świetnie sprzątnięty, a godzinę później okazywało się, że to chlew i trzeba jeszcze umyć okna. Byłem ukochanym synkiem, a chwilę później zostałem zwymyślany”. Te wszystkie złe słowa tworzą w dziecku jego samoocenę, obraz samego siebie, który potem rządzi nim przez wiele lat.

I nawet jako człowiek dorosły pamięta, że nie nale­ży wierzyć w to, co mówią inni, bo to się może zmienić w każdym momencie. I wie, że należy być czujnym.

Niestety, wiedza DDA/DDD

o samych sobie sprowadza się

przeważnie do informacji

o tym, w czym są źli.

Page 246: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 5 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

To jest cały czas taki stan...

...gotowości obronnej?

Tak. To bardzo męczące życie, wymaga ciągłego skupiania na wszystkim, co jest na zewnątrz. Na sygnałach, z których trzeba wydobyć informację, sprawdzić, czy jest bezpiecznie, czy nie. Doświadczenia z domu rodzinnego nauczyły mnie, że nie mogę zaufać nikomu ani niczemu. Bo rodzice non stop mnie za­wodzili, bo oboje byli nieprzewidywalni. Zamiast być dla mnie oparciem, stanowili zagrożenie. Nie od mojego zachowania, ale od ich humoru, nastroju zależało, czy byłem chwalony czy nie, akceptowany czy poniżany, obrażany, odrzucany. Mój dom był jednym wielkim chaosem.

Ludzie, którzy wychowali się w rodzinach dysfunkcyjnych — przemocowych albo alkoholowych - odczuwają często lęk przed

ciszą, którą postrzegają jako spokój przed burzą. Takie są ich doświad­czenia z dzieciństwa. Kiedy zbyt dłu­go jest spokojnie, przeżywają lęk (któ­rego źródła nie są świadomi), że za chwileczkę coś się zdarzy. Zęby rozła­dować napięcie, nieraz sami prowoku­ją kłótnię. Dzięki temu zyskują pozor­ne poczucie kontroli i bezpieczeństwa.

Prowokują, żeby już na tę awanturę nie czekać.

Zęby mieć ją już za sobą. W domach dysfunkcyjnych jedy­nym momentem, w którym ma się przez chwilę poczucie bez­pieczeństwa, doświadcza spokoju i oddycha z ulgą, jest cisza

Ludzie, którzy wychowali się

w rodzinach dysfunkcyjnych

- przemocowych albo

alkoholowych - odczuwają

często lęk przed ciszą, którą

postrzegają jako spokój

przed burzą.

Page 247: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 251

po awanturze. To właśnie moment spustowy, do którego ci ludzie nieświadomie dążą w dorosłym życiu. Chcą chociaż na moment pozbyć się napięcia, żeby móc swobodnie oddychać. To pokazuje, jak często naszym życiem rządzi cykl zamknię­ty w bagażu z dzieciństwa. Właśnie jego zawartość sprawia, że nierzadko nie układa nam się w związkach. Nieświadomie uruchamia się w nas dawny odruch, który kiedyś dawał szansę na uchronienie się przed niebezpieczeństwem. Bo może trzeba było uciekać z domu albo pospiesznie chować gdzieś ulubione przedmioty, by nie wylądowały za oknem. Myślę, że jeśli ktoś pochodzący z takiego domu czyta te słowa, to w tym momen­cie może go ściskać w żołądku, bo wracają różne obrazy, emo­cje, które czuł. Ale jeżeli ktoś, kto musiał tak żyć, teraz nie zobaczy u siebie tego cyklu (napięcie związane z ciszą przed burzą - ulga po awanturze), to on nadal będzie obecny w waż­nych dla niego relacjach. Takich, w których on chce nie tylko przetrwać, lecz także przeżyć miłość, przyjaźń, ale to się nie uda, jeśli więź będzie regulowana lękiem przed burzą i spoko­jem tuż po niej.

Warto to podkreślić: choć samym zainteresowanym się wydaje, że ich życie przebiega normalnie, program szpie­gujący się odzywa i psuje nam szyki. Sprawia, że choć bar­dzo chcemy stworzyć udany związek, nasze zachowania prowadzą do rozstań.

Ale z takiego rozstania też coś wynika — nie przeżyję cze­goś, czego nie potrafię przeżywać: konfrontowania drugiego człowieka z moimi potrzebami, emocjami. Umiem się pako­wać i uciekać, nie umiem mówić o uczuciach ani zadbać o sie­bie w relacji. Wiem już, że chcę się z kimś związać, kochać i być

Page 248: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

252 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

kochany, ale nie wiem, czym jest związek. Jak to jest być z kimś spokojnie, bez lęku, rozmawiać z nim, mówić otwarcie o swoich potrzebach albo nawet w ogóle mieć jakieś potrzeby! Nauczono mnie milczeć, a nie mówić! Przecież dziecko z takiego domu nie powie rodzicom: „Bardzo proszę, żeby nie było awantur, i pro­szę, żeby nie było więcej alkoholu”. Po pierwsze, często w ogó­le nie wie, że tego alkoholu jest za dużo, bo przecież jest dziec­kiem i to jest jego jedyny świat, a po drugie, w takich domach dzieci się nie słucha. One są orbitami, które krążą tak, jak ro­dzicowi akurat się podoba. Nigdy nie znajdują się w centrum.

I dostosowują się do sytuacji, choć czasem płacą za to wysoką cenę.

Tak, to nie są dzieci, które do­świadczyły bycia dla kogoś pęp­kiem świata. W rodzinach dysfunk­cyjnych dziecko musi ciągle patrzeć

na mamę i tatę, obserwować, co się z nimi dzieje, rozpoznawać ich nastroje i dostosowywać się do nich.

Na dodatek są nieustannie zmuszane do tego, żeby znieść jeszcze więcej, wybaczyć i nie powiedzieć, że to było nie w porządku. A niejednokrotnie także udźwignąć ciężar obowiązków, które powinny spoczywać na dorosłych, bo w takich rodzinach role często się odwracają.

Zawsze tak jest, ponieważ w tych domach to dzieci opiekują się rodzicami. Ze wszystkich sił ich wspierają, szczególnie osobę współuzależnioną, którą najczęściej jest matka, i nie mówią jej

W rodzinach dysfunkcyjnych

dziecko musi ciągle patrzeć

na mamę i tatę, obserwować,

co się z nimi dzieje,

rozpoznawać ich nastroje

i dostosowywać się do nich.

Page 249: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 2 5 3

o własnych problemach czy trudnych emocjach, by nie dokła­dać jej zmartwień.

Co więcej, chętnie jej wysłuchają i staną się powiernikami.

Tak jest bardzo często. Matki czynią ze swoich dzieci po­wierników, obarczają je swoim cierpieniem, oczekują zrozumie­nia i współczucia. Nawet po wielu łatach dzieciom z rodzin dys­funkcyjnych trudno pogodzić się z tym, że ten lepszy rodzic też się nie sprawdził w swojej roli. Taka świadomość jest bolesna i potęguje uczucie osamotnienia, bo matka, którą postrzegamy jako ofiarę, jest w naszym wyobrażeniu nieskazitelna. Rzeczy­wiście, jej dysfunkcja jest mniej spektakularna w porównaniu z ojcem, który zniszczył nam dzieciństwo, pił i bił. Jednak ofia­rą jest wyłącznie dziecko! Tak jak rodzic stosujący przemoc nie powinien był tego robić, tak ten drugi miał obowiązek chronić dziecko przed przemocą, a nie oczekiwać od niego współczu­cia i zrozumienia. Jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni nie tyl­ko za to, co zrobiliśmy, lecz także za to, czego nie zrobiliśmy. Wiem, że niektórzy czytający te słowa mają ochotę rzucić książ­ką, i rozumiem ich złość, ale... To nie zmienia faktu, że zada­niem rodzica jest chronić dziecko! Jeżeli żaden z rodziców tego nie robił, to żaden nie sprawdził się w swojej roli. Ten drugi ro­dzic wszedł w rolę ofiary i przez to ja, dziecko, nie byłem ofiarą, nie mną się zajmowano, nie mnie chroniono, co więcej - często to ja miałem chronić przed przemocą młodsze rodzeństwo i ma­mę, a może jeszcze kogoś. Kiedy ludzie opowiadają mi o kosz­marze swojego dzieciństwa: nocnych awanturach, ucieczkach przed agresywnym ojcem, wstydzie z powodu pijanego ojca le­żącego na podwórku, chcę im zadać jedno pytanie, ale muszę to robić ostrożnie. To pytanie brzmi: „A gdzie był wtedy twój

Page 250: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

254 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

drugi rodzic, co zrobił dla ciebie, dla swojego dziecka?”. Uzna­nie zasadności tego pytania jest niezbędne do zrozumienia przez DDA/DDD, czym dysfunkcja przejawiała się w ich rodzinie. Bez tego nie sposób przejść do kolejnego etapu uwalniania się od przeszłości, czyli do zrozumienia, na czym polega norma.

Jakim mam być rodzicem i skąd mogę wiedzieć, na czym polega rodzicielstwo, jeżeli ja wiem tylko, jak nie po­winno być?

Już sama świadomość, co w moim domu rodzinnym by­ło nieprawidłowe, jest wielkim krokiem do przodu. Sięgam do przeszłości i ponownie przeżywam swoje dzieciństwo, ale teraz mogę już nazwać wszystko, co się zdarzyło w mojej rodzinie. Kolejnym etapem jest uczenie się, jak powinno być - jakie są obowiązki rodziców wobec dziecka. Zanurzamy się w naszą bo­lesną przeszłość, ponieważ dzięki temu zdobywamy wiedzę, że nie powinno być tak, jak było. To pozwala nam reagować nie­zgodą i złością, gdy spotkamy się z podobnymi zachowaniami: ktoś nie będzie chciał nas słuchać albo będzie lekceważył nasze potrzeby. Wtedy zaczynamy wyznaczać w sobie granicę, bo już wiemy, że to nie jest prawidłowe zachowanie. Przestajemy tłu­mić w sobie nasze „sygnały niezgody” i zaczynamy je wyrażać.

Ale powrót do przeszłości może spowodować, że nie powtórzymy błędów swoich rodziców, lecz zaczniemy przesadzać w drugą stronę. A chodzi o to, żeby zobaczyć optimum.

Tak, ten powrót służy temu, by uwolnić się od krzyw­dy, poczucia winy, zaakceptować i szanować siebie. Pozwala

Page 251: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 255

zrozumieć, na czym polega rodzicielstwo i jak powinno wyglą­dać dobre dzieciństwo. Nie chodzi jedynie o tworzenie przeci­wieństw: jeśli w domu rodzinnym rządził alkohol, to nie wy­starczy, by jedyną wartością w domu, który sam tworzę, był zakaz picia alkoholu. Dziecko chce być przytulane, wysłuchiwa­ne, kochane. Potrzebuje mądrych zasad tworzonych przez ro­dziców i możliwości przeżywania różnych emocji. Ważne, żeby zobaczyć, dlaczego trudno nam być dobrym rodzicem — może blokują nas emocje i obrazy z przeszłości, może mamy bardzo wiele programów szpiegujących, które nami rządzą. Chociażby tę ciszę wywołującą niepokój albo lęk przed dotykiem, wynika­jące z tego, że byliśmy bici. Często próbujemy sobie wmówić, że nie mieliśmy aż tak fatalnego dzieciństwa, bo w innych ro­dzinach było jeszcze gorzej. Ale to nie jest cala prawda - każde dziecko potrzebuje bezpieczeństwa, czułości i uwagi. I nic nie usprawiedliwia stosowania przemocy wobec dziecka. Jeżeli po­bije mnie obcy człowiek, będę miała poczucie krzywdy i wściek­nę się na niego, a gdy zrobi to w dzieciństwie rodzic, to wywoła inny rodzaj bólu - poczuję się skrzywdzona i zła, ale też głęboko zraniona, zawiedziona, zrozpaczona i bezradna. Ludzie, których rodzic bil np. smyczą, pamiętają to ze szczegółami, choć dawno zatar­ły im się wspomnienia podwórko­wych bójek. I choć zachowanie oj­ca nie zostawiło śladu na ich skórze, zostaje blizna emocjonalna. Potem już jako dorosłym ludziom trudno im się oswoić z dotykiem, blisko­ścią, zaufaniem, często też biją swo­je dziecko. Pamiętam kobietę, któ­ra przeżywała wewnętrzny skurcz

Jeżeli pobije mnie obcy

człowiek, będę miała

poczucie krzywdy i wścieknę

się na niego, a gdy zrobi

to w dzieciństwie rodzic, to

wywoła inny rodzaj bólu —

poczuję się skrzywdzona i zła,

ale też głęboko zraniona,

zawiedziona, zrozpaczona

i bezradna.

Page 252: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

256 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

wystraszonego dziecka za każdym razem, gdy tylko ktoś obok niej wykonał gwałtowniejszy ruch, ponieważ w dzieciństwie była bita, często dostawała w twarz albo w plecy.

Zostaje życie między poczuciem krzywdy a poczuciem winy, które rodzice doskonale umieli wzbudzać: „Zdener­wowałeś tatusia i, zobacz, on przez ciebie poszedł pić”.

„Lepiej się ucz, bo ja mam już tyle problemów z twoim tatą i teraz jeszcze z tobą?”. W dorosłym życiu DDA i DDD może być zawieszony między poczuciem winy a poczuciem krzywdy albo machać jak sztandarem swoją postawą: „Bo ja taki jestem i już”. Wcale tacy nie jesteśmy. Mamy inteligencję i potencjał, które możemy wykorzystać, by dostrzec związek między na­szym dzieciństwem, a tym, jak teraz żyjemy — i go przerwać. Zrozumienie, że zostaliśmy skrzywdzeni w dzieciństwie, jest bardzo istotne i często oczyszczające. Nie daje nam jednak pra­wa do oczekiwania od osób dla nas ważnych, by stosowały wo­

bec nas taryfę ulgową i nie traktowały nas jak ludzi, od których mogą ocze­kiwać dorosłych postaw. Zespól cech DDA/DDD to nie zapis DNA, na który nie mamy wpływu.

Ale czasem służy w związku jako argument: „No wiesz, jakie miałem dzieciństwo” i dlatego będę się tak zacho­wywał.

Pewnie taki związek wcześniej czy później się rozpadnie, a jeśli przetrwa wiele lat, nie będzie szczęśliwy. Sama diagno­za nie leczy, daje tylko szansę na wyleczenie, a od nas samych

Zespół cech DDA/DDD

to nie zapis DNA, na który

nie mamy wpływu.

Page 253: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 2 5 7

zależy, czy z niej skorzystamy. To trudne, choć możliwe, i nie­którym ludziom udało się podczas pracy nad sobą pozbyć z ba­gażu tego, co jest przeszkodą na ich drodze do szczęścia. Nie wolno się poddawać, bo ktoś wymachuje sztandarem nieszczęś­liwego dzieciństwa. Co więcej taka niezgoda daje drugiemu człowiekowi szansę, by w ważnych dla niego relacjach zajął się tym, czym należy - przyszłością. Po to, by przeszłość przesta­ła nim rządzić, by to on zaczął nią zarządzać. Kiedy ktoś ma­cha nam przed oczami wspomnianym sztandarem, poddaje nas testowi: „Czy będziesz mnie kochał bezwarunkowo?”. Nieświa­dome pragnienie doświadczenia bezwarunkowej miłości, której nie przeżyliśmy w dzieciństwie, sprawia, że w dorosłym życiu szukamy w drugim człowieku dobrego, opiekuńczego rodzica.

A my nie mamy być dla niego czułą mamą ani troskli­wym tatą.

Nie, nawet gdybyśmy się starali, i tak nam się to nie uda, bo tak naprawdę nie od nas on potrzebuje takiej miłości. Jeże­li jednak ulegniemy i pozwolimy się poranić tym sztandarem, zaczniemy powoli rezygnować ze swoich potrzeb, aż w koń­cu nie wytrzymamy i będziemy chcieli zakończyć ten związek. I wtedy DDA czy DDD znowu przeżyje odrzucenie i powie so­bie: „Jak zwykle. Znowu mnie to spotkało...”.

Do tego wszystkiego rzeczywiście znowu doświad­czy samotności, a to przywoła wspomnienia z przeszłości. A związek...

...związek się rozpada. Dlatego jeżeli mamy partnera z ro­dziny dysfunkcyjnej, to dobrze o tym wiedzieć, ale nie należy

Page 254: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 5 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Dorosły człowiek pamięta,

że dbanie o siebie w związku

przynosi korzyść obojgu

partnerom i ich relacji.

wchodzić w rolę rodzica czy terapeu­ty. Nie być pielęgniarzem czy pie­lęgniarką opatrującymi rany, któ­re nie powstały w naszym związku. Co więcej, jeżeli ktoś wchodzi w ta­ką rolę, powinien się zastanowić, co

sprawia, że tak łatwo rezygnuje z bycia dorosłym człowiekiem na rzecz bycia rodzicem. Dorosły człowiek pamięta, że dbanie o siebie w związku przynosi korzyść obojgu partnerom i ich re­lacji. Jeśli normą staje się to, że jesteśmy opiekunami naszego partnera, przestajemy dbać o siebie, wcześniej czy później nas to zmęczy. A partner DDA czy DDD ma nieuświadomioną po­trzebę sprawdzania - czasami wręcz prowokowania — jak zare­aguje druga strona, gdy będę dobry, zły, grzeczny, niegrzeczny. Czy w przeciwieństwie do tego, czego doświadczyłem w dzie­ciństwie, teraz znalazłem miłość bezwarunkową i zostanę za­akceptowany z całą moją różnorodnością? Ale miłość między dwojgiem dorosłych ludzi to inna miłość - nie przetrwa nieza­leżnie od tego, co się zdarzy, może się skończyć. Uświadomie­nie sobie tych różnic pomoże nam być dobrym rodzicem - nie uwiązać do siebie dziecka tylko dlatego, że nareszcie ktoś mnie kocha bezwarunkowo. Jeśli jesteśmy wobec niego zaborczy i utrudniamy mu odejście z domu, to tak naprawdę próbuje­my kosztem krzywdy dziecka, którą nieświadomie mu wyrzą­dzamy, zasklepić swoje bolesne rany z przeszłości. Dziecko daje nam poczucie, że jesteśmy ważni, kochani i niezastąpieni.

Tego można próbować doświadczyć w pracy. Być tym, który się poświęci...

Próbować można.

Page 255: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 2 5 9

Człowiek zostanie po godzinach, będzie wyręczał in­nych, byle tylko się zasłużyć i w końcu usłyszeć, że jest w porządku, że jest dobry, spełnia oczekiwania.

Może zarabiać jedną trzecią tego, ile dostaje ktoś na podob­nym stanowisku, albo nawet ktoś na niższym stanowisku, ale przecież nie o pieniądze chodzi. Ale o to, że ktoś go chwali, a on ma poczucie ważności.

Ale przecież nie jest skazany na zajmowanie najniższych stanowisk. Zdarzają się różne scenariusze.

Ludzie z rodzin dysfunkcyjnych zajmują wysokie stanowiska, po­nieważ są często bardzo samodziel­ni, rzetelni, inteligentni, dobrze wykształceni. Jednak ich niska sa­moocena sprawia, że swój sukces przypisują szczęściu lub zbiegowi okoliczności...

Tym razem się udało.

Właśnie. A gdzieś w nich czai się lęk, że to się wyda. Wyj­dzie na jaw, że to, co do tej pory osiągnęli, to przypadek, a oni tak naprawdę nadal niewiele umieją, więc idą na kolejne studia, kurs, szkolenie.

To przypomina wannę bez korka. Dolewasz, a odpływa.

O! To porównanie bardzo mi się podoba.

Ludzie z rodzin dysfunkcyjnych

zajmują wysokie stanowiska,

ponieważ są często bardzo

samodzielni, rzetelni,

inteligentni, dobrze

wykształceni. Jednak ich niska

samoocena sprawia, że swój

sukces przypisują szczęściu

lub zbiegowi okoliczności...

Page 256: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 6 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Ktoś powiedział, że gdyby z misją Apollo 13 polecia­ły same dorosłe dzieci alkoholików, nikt nie usłyszałby „Houston, mamy problem”, ponieważ DDA/DDD musi sobie poradzić samo. I nie przyzna się, że coś mu nie wy­chodzi, albo że potrzebuje pomocy, bo w dzieciństwie nie miał do kogo kierować takich komunikatów.

Dlatego powiedziałam, że DDA i DDD to są często ludzie, którzy nie wiedzą, jak ogromny jest ich arsenał umiejętności, niedostępny wielu ludziom z tak zwanych normalnych rodzin. DDA i DDD szybko nauczyli się samodzielności, bo musie­li wcześniej wejść w dorosłe życie. Tak naprawdę nigdy nie by­li dziećmi. Nie doświadczyli beztroski. Nie mogli zaangażować się w zabawę, w relację, zaprosić kolegów do domu, bo musieli się troszczyć o rodziców i sprawdzać, czy nie nadciąga awantura.

Jedni kończą kolejne studia, a inni zupełnie sobie od­puszczają i uznają, że rzeczywiście...

...do niczego się nie nadaję. Podświadomie dostosowuję się do opinii rodziców — przecież to od nich słyszałem, że nic mi się nie uda, z niczym sobie nie poradzę, niczego nie osiągnę.

I nie będę kończyć żadnych studiów. Jeszcze jednym programem szpiegującym jest przeświadczenie, że może tak naprawdę wyolbrzymiam, niepotrzebnie widzę wszyst­ko w czarnych barwach.

Tu włączają się nasze mechanizmy obronne. Nie chcemy czuć bólu, nie chcemy uświadamiać sobie krzywdy doznanej od rodziców. Jednak każdy człowiek rodzi się z takimi samymi

Page 257: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 261

potrzebami i jeśli w dzieciństwie doznał wiele bólu, lęku, stra­chu, potem trudno mu szczęśliwie żyć. On nawet nie wie, co to znaczy. W grupach wsparcia i grupach terapeutycznych dla ludzi pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych może posłuchać historii, które zna z własnego życia. Świadomość, że w innych domach działo się podobnie, jest przygnębiająca, ale potrzebna ludziom, którzy żyli w przekonaniu, że tylko oni tak mieli.

Przez co są najgorsi na świecie i tacy...

...napiętnowani. W trakcie terapii dociera do nich, że nie są jedyni, i że mogą się pozbyć balastu z dzieciństwa. Ale za­nim zrozumieją, że stała im się krzywda, spotkają się z wyjąt­kowo niesprawiedliwymi i okrutnymi zachowaniami i osądami otoczenia: „No tak, córka alkoholika, czego się można po niej spodziewać?”. „Czego oczekiwać od syna tego tyrana? Pewnie też będzie łobuzem”. Te słowa padają na podatny grunt stwo­rzony z bardzo trudnych emocji, bolesnych doświadczeń, ranią­cych słów. „To ja nawet nie mam co próbować zmieniać swojego życia, ja po prostu jestem zły, beznadziejny . . .”.

Mój przyjaciel, pytany, jak się czuje, powiedział: „Tak jak zwykle, czyli nijak”. Nijak, czyli jak?

Bezpiecznie. Zatrzaskuję drzwi z napisem „uczucia”, bo jeśli je uchylę, to te uczucia mnie zaleją.

I się rozpadnę?

Tego się obawiam, chociaż tak wcale nie musi być. Może przez chwilę rzeczywiście będzie bardzo trudno, ale w końcu

Page 258: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 6 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

te uczucia znajdą ujście i nie będą już zalegać, dławić, a po­tem ustąpią miejsca czemuś nowemu. To dzieje się w terapii dla DDA i DDD.

Mogę nie szukać pomocy, ale kolejne niedobre doświad­czenia sprawią, że będę musiał sobie z nimi jakoś poradzić i zacznę to robić w sposób najgorszy z możliwych, czyli to ja będę pić.

Życie nam się nie układa i próbujemy sobie radzić tak, jak zo­staliśmy tego nauczeni. To jest przecież taki łatwy, tani i dostępny sposób zredukowania napięcia, które się w nas pojawia. A w do­datku jesteśmy w grupie ryzyka. I tę świadomość trzeba mieć. Jednym z rodzinnych obciążeń jest skłonność do uzależnień.

Czasami ten układ rodzinny trwa i w roli dziecka pozo­stajemy nawet wówczas, gdy od dawna jesteśmy dorośli — opiekujemy się rodzicami tak samo jak wtedy, kiedy mieli­śmy osiem albo siedemnaście lat.

I cały czas rola, którą gramy w rodzinie, na przykład opieku­na, jest naszym obowiązkiem.

Jest nam przypisana na stałe.

Co więcej, kiedy chcemy się od niej uwolnić, natychmiast zo­stajemy unieruchomieni poczuciem winy. A to przecież drugie imię DDA i DDD. Natomiast słowo „przyjemność” pochodzi z innej planety. Obowiązki? Ile dasz, tyle udźwignę! Ale zadbać o siebie, zrobić coś dla siebie - na przykład kupić bilet i pole­cieć do Barcelony? To dopiero wyzwanie. Więc jak już się uda

Page 259: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

DDA i DDD. Samotność dziecka 2 6 3

i możesz kupić sobie buty nie tylko dlatego, że stare właśnie się rozleciały, ale dlatego, że marzyłaś o drugich czółenkach, i wca­le nie czarnych pasujących do wszystkiego, tylko żółtych albo...

...fioletowych, które będziesz nosić tylko do jednej su­kienki.

O! To wielki sukces! Takie odcinanie ograniczającej nas prze­szłości. Kiedyś nie mogłam przeżywać przyjemności, ale teraz myślę sobie: „Hmm, to chyba są moje pieniądze, sama je zara­biam. Skoro ludzie zostali stworzeni także do przeżywania przy­jemności, to ja też”. Owszem, mam z tym jeszcze problem, ale próbuję to zmienić i okazuje się, że świat się nie zawalił. Mo­że nawet usłyszałam od znajomych, partnera, partnerki czy ro­dzica: „Przewróciło ci się w głowie”, ale teraz, chociaż jest mi przykro, to się od tych słów nie przewracam, nie biegnę oddać butów. Przeżywam w sobie te słowa, ale...

...sprawdzam pierwsze dwie cyfry PESEL-u...

...I okazuje się, że mam już prawo wyborcze! I proces się uruchamia. Choć nie dzieje się z dnia na dzień. To długi pro­ces odgrzebywania naszych różnych przekonań: „Czego ja nie mogę?”, „Co powinienem?”, a potem zadawanie sobie pytania: „Czy to przekonanie ma sens?”, „Czy teraz, kiedy jako dorosły człowiek słyszę je w sobie lub od kogoś, chcę z tego korzystać?”.

Page 260: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n
Page 261: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 11

R o zsta n ie rodziców .

Ż ycie po pęknięciu

Page 262: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Marlena

Nie lubię swojego dzieciństwa. Na wspomnienie tego, co

działo się przed rozwodem rodziców - nauczycieli - i po

nim, zawsze chce mi się płakać. Mieszkaliśmy w małym mia­

steczku, gdzie każdy o każdym wszystko wiedział, a ja ja­

ko dziecko nauczycieli byłam bacznie obserwowana. Więc

trzymałam wszystkie emocje pod kontrolą, żeby wizerunek

mojej rodziny był idealny. Nikomu nie mówiłam, że w domu

z każdego słowa, które rodzice wypowiadają do siebie na­

wzajem, sączył się jad. Zawsze chcieli sobie dokopać. Bar­

dzo inteligentnie, bez krzyku, ale celnie. Po takiej wymianie

zdań każde z nich szukało mnie wzrokiem i niemo pytało:

„Widzisz, jak mi jest źle?” . Po latach, kiedy z jednej strony

marzyłam o dziecku, a drugiej przerażała mnie wizja związ­

ku i mieszkania z kimś pod jednym dachem, dotarło do

mnie, jak bardzo byłam samotna jako dziecko. Zrozumia­

łam, dlaczego ciągle bolała mnie głowa. I że tak napraw­

dę w moim domu rodzinnym jedynie pluszowy misio mnie

przytulał.

Łukasz

Po rozwodzie ojciec spotykał się ze mną, jeśli mógł, a ra­

czej - jeśli mu się chciało. Moje potrzeby miał gdzieś, ale

zawsze czekałem na jego: „Chcę się z tobą spotkać, synku” .

Czasami się umawiał i w ostatnim momencie odwoływał

Page 263: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 2 6 7

spotkanie, a bywało, że nawet o tym zapominał - a ja cze­

kałem na niego z nosem przyklejonym do szyby. Po każdym

spotkaniu z ojcem (nie potrafię o nim powiedzieć „tata” ),

mama patrzyła na mnie, jakby pytała: „Jak było?” . A po­

tem mocno mnie przytulała. Zawsze często mnie przytulała.

Na każde, nawet najmniejsze skrzywienie ojca, stawałem na

baczność, bo bałem się, że zniknie, jeśli jego zdaniem bę­

dę niegrzeczny. Może się na mnie obrazi? Teraz, po latach,

zrozumiałem, że jako dziecko ciągle zabiegałem o miłość

i obecność ojca. Wciąż nie potrafię mu wybaczyć, że tyle ra­

zy nie miałem do kogo powiedzieć „tato” .

Beata

Moja mama po rozwodzie robiła wszystko, żeby tata nie

mógł się ze mną kontaktować. Nie wiem dlaczego. Stało się

coś, o czym nigdy nie chciała mi powiedzieć. I już się te­

go nie dowiem, bo rok temu zmarła. Wiem, że i ojciec pa­

rę lat wcześniej zginął w wypadku. Tylko tyle mi powiedziała.

Mam 35 lat i przez większość mojego życia czułam, że tata

całkiem mnie porzucił, zapomniał, wymazał ze swojego ży­

cia. Po śmierci mamy porządkowałam jej dokumenty i zna­

lazłam druki przelewów z poczty. To były wpłaty alimentów.

Do tej pory nie mogę w to uwierzyć - znalazłam ślad swoje­

go istnienia w życiu mojego taty - przez prawie dwadzieścia

lat co miesiąc szedł na pocztę, by przesłać pieniądze. Pa­

miętał o mnie. Kiedy to do mnie dotarło, zaczęłam płakać,

niemal wyć. Poczułam ulgę i nadzieję, że jednak byłam dla

taty ważna. Jakaś część mnie, która przez lata była pusta,

została troszeczkę zapełniona.

Page 264: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 6 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Kiedy rodzice się rozstają, to rozstaje się dwoje doro­słych ludzi.

Ważne, by rzeczywiście rozstało się dwoje dorosłych ludzi, których dojrzałość wyrazi się także w tym, że nie rozstaną się jako rodzice wspólnego dziecka lub dzieci. To, co muszą za­łatwić między sobą, powinni starać się zrobić tak, by w jak naj­mniejszym stopniu dotknęło to ich dziecka. Dorosłość rodziców polega również na zrozumieniu, że dziecko w nowej sytuacji bę­

dzie czuło smutek, złość, rozpacz, zagubienie — różne, często niewy­godne dla rodziców, emocje, a oni muszą mu pozwolić na ich ujaw­nienie. Nie mogą chować głowy w piasek ani obrażać się na dziecko czy też oczekiwać, by to ono zrozu­miało rodziców.

Zacznijmy od tego wzorcowego scenariusza „dorosłe­go” rozwodu. Jaki on jest? Kiedy dziecko powinno się do­wiedzieć o rozstaniu?

Dopiero wtedy, kiedy jesteśmy absolutnie pewni, że nie chcemy być ze sobą. Nie mogę się jednak powstrzymać przed powiedzeniem, że według mnie ludzie rozstają się zbyt pochop­nie. Często nie próbują dotrzeć do tego, dlaczego jest im ze so­bą źle. Myślę, że odpowiedzi na pytanie, czemu nam nie wyszło, mogą również szukać we własnej przeszłości. Kiedy jednak mię­dzy dwojgiem ludzi nie ma już miłości, za to jest niechęć, wro­gość i dochodzi do rozstania, nadrzędnym celem rodziców po­winno być niedopuszczenie do tego, by dziecko dotknęło naszej

Ważne, by rzeczywiście

rozstało się dwoje dorosłych

ludzi, których dojrzałość

wyrazi się także w tym,

że nie rozstaną się jako rodzice

wspólnego dziecka lub dzieci.

Page 265: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 2 6 9

złości do partnera. Bo utrudni ona dziecku to, do czego ma pra­wo i czego potrzebuje: kochania obydwojga rodziców - mamy przy tacie, a taty przy mamie.

Powiedz mi, co to znaczy.

To bardzo ważne, by mały chłopiec łub mała dziewczynka, na­stoletni syn lub córka nadał mogli przy mamie mówić o miłości i o tęsknocie za tatą, a przy tacie o tym, że kochają mamę i za nią tęsknią. Niezależnie od tego, jakie pretensje mama i tata mają do siebie wzajemnie jako kobieta i mężczyzna, powinni pozwalać ich wspólnemu dziecku wyrażać się dobrze o drugim rodzicu. Nieste­ty, bywa tak, że przy jednym wolno mówić o drugim wyłącznie źle. Takie jest oczekiwanie, takie jest zapotrzebowanie, za to moż­na dostać punkty. „Tak, rozumiem cię, dla mnie tatuś też był nie­dobry”. „Mamusia ci tego nie kupiła? No tak, zawsze była skąpa”.

Czasem dziecko słyszy takie opinie od drugiego rodzi­ca, czasem od jego rodziny, na przykład od dziadków.

Poruszyłeś ogromnie istotną kwestię. Gdy się rozstajemy, mu­simy dopilnować, by żaden z klanów, który każdy z rodziców ma za sobą, nie pozwalał sobie na opowiadanie czegoś złego o dru­gim rodzicu przy dziecku. Dla nich to ktoś obcy, a dla dziecka mama lub tata to jedna z dwóch osób najważniejszych na świecie.

Niezwykle trudno pilnować klanu, z którego się pocho­dzi, a który jest rozgoryczony, bo ten facet...

...skrzywdził moją córkę (albo ta córka skrzywdziła moje­go syna). Zgadzam się z tobą, to szalenie trudne, ale zadaniem

Page 266: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 7 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

rodzica jest chronienie dziecka! Często w podobnych sytuacjach słyszę: „No, ale co ja mam powiedzieć swojej mamie? Przecież nie mogę jej pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę”. Jednak wcześniej czy później dziecko i tak powtórzy rodzicowi to, co usłyszało od babci, dziadka, cioci. Jak powinniśmy wtedy zareagować? Jeżeli w tej sytuacji będziemy przede wszystkim „grzecznymi” dziećmi swoich rodziców, a nie rodzicami swoich dzieci, to nasza niezgoda na mówienie źle o drugim rodzicu, na­

wet jeśli ją wyrazimy, zabrzmi tak, że nasi rodzice i tak jej nie uszanu­ją. Zasada jest jedna - pod żadnym pozorem nie wolno przy dziecku mówić źle o jego tacie czy mamie. Szczególnie przy małym dziecku, które nie jest w stanie znieść więcej, niż zniosło z powodu rozstania ro­dziców.

Kiedy mówię coś takiego, słyszę: „Ale przecież to są tak wielkie dramaty, że trudno ukryć przed dzieckiem emocje”.

Bardzo trudno! I nie zawsze się nam to uda, bo emocje i tak widać w naszych oczach, twarzy, ruchach. Dziecko, które z na­mi mieszka, może usłyszeć nasz płacz, zobaczyć zaczerwienio­ne oczy. Ale powinniśmy kontrolować to, co mówimy w jego obecności. We wszelkich innych relacjach możemy się wściekać, kląć, krzyczeć, złorzeczyć.

Trzeba sobie znaleźć jakieś zaplecze, gdzie będziemy chodzić, i tam wylewać żale!

Pod żadnym pozorem nie

wolno przy dziecku mówić

źle o jego tacie czy mamie.

Szczególnie przy małym

dziecku, które nie jest w stanie

znieść więcej, niż zniosło

z powodu rozstania rodziców.

Page 267: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 271

Zdecydowanie jestem za tym, by mieć takie miejsce i ludzi, przy których nie musimy się kontrolować i możemy dać upust emocjom. Dziecko trzeba chronić przed konfliktem lojalności, który mu fundujemy, gdy mówimy źle o drugim rodzicu. Kie­dy będzie starsze, może dorosłe, samo zobaczy więcej, ale wtedy będzie też umiało poradzić sobie z tymi emocjami.

Czy tylko słowa, którymi zaczniemy dyskredytować drugiego rodzica, źle wpływają na dziecko?

Nie zawsze mówimy wprost źle o drugim rodzicu, wystar­czą aluzje: „No, tego się mogłam spodziewać, mnie też zawo­dził, ale nie martw się, mama zawsze będzie o tobie pamiętać”. A ojciec powie: „Taaak, mama zawsze myśli tylko o sobie i dla­tego zapomniała kupić ci zeszyt”. Co słyszy dziecko? Mój tata jest zły, moja mama jest zła... Moja mama zawsze przy mnie będzie, ale mój tata nie jest w porządku. Albo odwrotnie - je­dynie na tatę mogę liczyć. Nie należy tego robić! Dziecko i tak prędzej czy później zobaczy, że rodzic nie dotrzymuje słowa, i wtedy może samo nazwać rzeczy po imieniu. Niektórzy ro­dzice popadają w drugą skrajność: by oszczędzić dziecku roz­czarowań, usprawiedliwiają przed nim rodzica, który zawodzi. Mówią: „Tatuś dużo pracuje, nie ma dla ciebie czasu, ale bar­dzo cię kocha”. Intencją rodzica jest ochronienie dziecka, ale ta­kie słowa wcale go nie chronią. Po pierwsze, miłość do dziecka (i w ogóle do drugiego człowieka) to dbanie o obecność w jego życiu. Ciągłe usprawiedliwianie nieobecności sprawia, że dziec­ko dostaje fałszywy obraz dojrzałej miłości. Po drugie, kolejne usprawiedliwianie ojca, który znów nie przyszedł na spotkanie, albo odwołał je w ostatnim momencie, są dla dziecka przeka­zem: „Takie zachowania wobec ciebie, wobec twoich potrzeb,

Page 268: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 7 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

uczuć, są w porządku. Więc nie bądź zły, a jeśli jesteś, to zacznij mieć z tego powodu poczucie winy: jak możesz nie rozumieć, że mama czy tata mają ciągle coś ważniejszego niż spotkanie lub zabawa z tobą?”. Taki przekaz spowoduje, że dziecko stłumi żal, smutek i złość.

To jak mamy się zachować, kiedy rodzic się nie wywią­zuje, nie staje na wysokości zadania?

Gdy dziecko mówi, że nie rozumie, to mamy być po jego stronie. Powinniśmy chronić nasze dziecko, a nie jego rodzica. Możemy powiedzieć: „Ja też tego nie rozumiem, nie wiem, jak można się umawiać i nie dotrzymywać słowa”. Ważne, by po­wiedzieć to bez jadu w głosie.

Jednocześnie stwierdzając, że to nie jest w porządku?

Tak, a gdy dziecko mówi, że pewnie tata nie chce go wi­dywać, bo było niegrzeczne albo jest złe, to trzeba temu zde­cydowanie zaprzeczać: „Nie, to tata nie jest wobec ciebie w porządku, skoro się z tobą nie widuje łub łamie dane sło­wo. Nikt nie ma prawa najpierw się z tobą umawiać, a po­tem odwoływać spotkania, nie liczyć się z twoimi uczucia­mi. Ty, synku czy córeczko, jesteś absolutnie w porządku”. Usprawiedliwianie niesłownego rodzica spowoduje, że dziec­ko potem pozwoli, by inni traktowali je podobnie. Uczy się też, jak można być mamą czy tatą. Lepiej więc powiedzieć: „Ja tego nie rozumiem. Gdy my się na coś umawiamy, za­wsze dotrzymuję słowa, bo tak należy postępować. Trzeba zawsze dotrzymywać słowa, żeby drugiemu człowiekowi nie było przykro tak jak tobie teraz”.

Page 269: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 273

Kiedy rozmawiałem z moimi znajomymi, których rodzice się rozwiedli, mówili, że najbardziej martwili się tym, jak bę­dzie wyglądało ich życie po rozstaniu mamy i taty. Mojej ko­leżance, która wtedy miała osiem lat, powiedziano, że będzie się widywać z obydwojgiem rodziców, a ona nie wiedziała, co to znaczy. Nie wiedziała też, czy może zadzwonić do taty, gdy będzie miała na to ochotę. Niewiele rozumiała z ustaleń między rodzicami i wspomina to jako ogromny stres.

Dobrze, by dziecko widziało, że rodzice po rozstaniu nadal ze sobą rozmawiają i potrafią coś między sobą uzgodnić, a nie tylko przekazywać sobie informacje (często zresztą za pośred­nictwem dziecka). Jeśli mama i tata nadal umieją się porozu­miewać, dziecko ma szanse poczuć, że jako rodzice się nie roz­stali. I nie ma możliwości wykorzystywania braku komunikacji między rodzicami.

A jak mogłoby to potem wykorzystać? Napuścić mamę na tatę i odwrotnie? Powiedzieć: „A mama mi pozwala”?

To zabrzmiało tak, jakby dzieci robiły to z premedytacją, a one po prostu próbują, sprawdzają granice. Czasami chcą coś zrobić, bo nie wiedzą, że to dla nich groźne. Rodzice, którzy nie współpracują po rozstaniu, stwarzają dziecku bardzo niebez­pieczny świat. Także przez to, że każde z nich ma wobec dziec­ka odmienne oczekiwania, tworzy inne zasady. Mama uważa, że ośmiolatkowi nie wolno sięgać po gry dla szesnastolatków, a ta­ta nie widzi w tym nic złego. Jedno pilnuje, by dziecko zdro­wo się odżywiało, a drugie karmi je fast foodami. Jeden rodzic wymaga, żeby dziecko po posiłku zanosiło naczynia do zlewu, a drugi nie uważa tego za istotny element wychowania.

Page 270: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

274 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Co dziecko powinno usłyszeć od swoich rodziców, któ­rzy się rozwodzą?

Gdy rodzice się rozstają, dzieci najbardziej na świecie boją się, że mama i tata mogą przestać je kochać. Skoro oni już się nie kochają, to u dziecka pojawia się lęk, że miłość do niego też

może zniknąć. W związku z tym za wszelką cenę pragnie połączyć ze sobą rodziców,, bo wierzy, że jeśli wróci miłość między nimi, i ono nie będzie zagrożone. Dlatego radzę ro­dzicom, by tłumaczyli dziecku, że są różne rodzaje miłości. Jest miłość między kobietą a mężczyzną, mię­dzy dorosłymi ludźmi — i ona mo­że się skończyć, bo to miłość ziem­

ska, ludzka. Natomiast miłość rodziców do dziecka i dziecka do rodziców to miłość magiczna — taka, która nigdy nie znika. Im dziecko jest mniejsze, tym to tłumaczenie jest dla niego bardziej oczywiste. Rodzic może również powiedzieć: „Zobacz, ja z mo­ją mamą, czyli z twoją babcią, też się nieraz sprzeczamy, ale cały czas mamy ze sobą kontakt i to się nigdy nie zmieni, bo to jest właśnie przykład miłości magicznej”.

Ale trudno uwierzyć, że tata kocha, skoro zniknął.

Tak. I, szczerze mówiąc, czy prawda nie jest właśnie taka? Co to za miłość, która nie budzi potrzeby widywania się z kimś, kogo się kocha? Jak uboga musi być, jak głęboko niedojrzała, skoro nie uwzględnia uczuć dziecka. Trzeba mieć wyjątkowo mało empatii w stosunku do osoby, której pozwała się cierpieć.

Gdy rodzice się rozstają,

dzieci najbardziej na świecie

boją się, że mama i tata

mogą przestać je kochać.

Skoro oni już się nie kochają,

to u dziecka pojawia się lęk,

że miłość do niego też może

zniknąć.

Page 271: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 275

Nie ma sensu prowadzić akademickiej dysputy, czy to rzeczy­wiście jest miłość, czy też nie. To tylko słowo, które każdy z nas wypełnia zachowaniami i decyzjami. Jeszcze raz powtarzam: nie warto mówić dziecku: miłość może tak wyglądać, bo przez to ono nie będzie szczęśliwe.

Może też przyswoić pewien przekaz. Bywałem w do­mu, w którym trzy pokolenia kobiet uważały, że na męż­czyznach nie można polegać, że nie należy się po nich spodziewać się niczego pozytywnego, że mężczyźni są nie­dobrzy i niepotrzebni. Nastoletnia dziewczyna powtarzała to samo, co mówiły jej mama i babcia — i z takim wyposa­żeniem wchodziła w dorosłe życie.

Tak, i ja spotkałam w swojej pracy wiele kobiet, których ojciec albo zniknął z ich życia w dzieciństwie, albo nawet był w nim obecny, jednak one tego nie odczuwały. Czasami dlate­go, że ciągle pracował, a często dlatego, że nie wymagał szano­wania siebie. Te kobiety rzeczywiście opuszczają domy rodzinne z przekonaniem, że od mężczyzny nie można niczego oczeki­wać, że w ogóle nie należy go traktować poważnie. „Mężczyź­ni to przecież takie duże dzieci” - słyszę od tych kobiet, którym przez myśl nawet nie przejdzie, że oni - tak samo jak my - by­wają różni. Tylko skąd one mają o tym wiedzieć? Denerwują mnie dyskusje, nie tylko publiczne, których celem jest dokopy­wanie płci przeciwnej. Nie ma we mnie zgody na takie uogól­nienia i ocenianie jakiejś pici, bo w każdej z tych grup są lu­dzie mniej i bardziej dojrzali. A traktowanie przedstawicieli płci przeciwnej jak istot z inne planety, rzecz jasna gorszej, do ni­czego nie prowadzi. To jest bardzo krzywdzące, także dla tych, którzy mają taką wizję świata - oni podczas szukania partnera

Page 272: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 7 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

A traktowanie przedstawicieli

płci przeciwnej jak istot

z inne planety, rzecz jasna

gorszej, do niczego nie

prowadzi. To jest bardzo

krzywdzące, także dla tych,

którzy mają taką wizję świata

- oni podczas szukania

partnera nie będą się

kierować swoimi potrzebami

i systemem wartości,

ale zadowolą się kimkolwiek.

nie będą się kierować swoimi potrze­bami i systemem wartości, ale zado­wolą się kimkolwiek.

Dziewczynka uwięziona z mat­ką i babką w antymęskim okopie może mieć trudność w satysfak­cjonującym przeżywaniu miłości do mężczyzny. ,

Oczywiście, bo ona nie wie, co to jest ta miłość ojcowska, gdyż jej ni­gdy nie zaznała. Nie wie, jak to jest

mieszkać z mężczyzną w jednym domu, szczególnie jeśli mama postanowiła nie wiązać się już z nikim innym. Jako dziewczyn­ka nie miała też okazji przeglądać się w oczach swojego ojca: nie usłyszała od mężczyzny, że jest ładna, nie dostała od nie­go wsparcia, kiedy dorastała i stawała się kobietą. A mężczyzna, który został wychowany tylko przez matkę, bez ojca, nie bardzo wie, co to znaczy być mężczyzną, zwłaszcza jeżeli wokół nie­go zabrakło innych mężczyzn. A gdy na domiar złego ten chło­pak cały czas widział, że mama nosi w sobie żal do jego ojca, to on tę swoją męską część wypierał, żeby mu było łatwiej z ma­mą i żeby jej było łatwiej z nim. I jako dorosłemu człowiekowi trudno mu czuć się mężczyzną. Już wcześniej miał problem ze identyfikowaniem się ze swoją płcią, bo słyszał, jacy niegodziwi są mężczyźni. A kiedy matka mówiła: „Jesteś taki podobny do swojego ojca!”, nie były to słowa wypowiadane z zachwytem.

Nie zawsze jednak jest tak, że kiedy znika ojciec, syn jest skazany na brak męskiego wzorca, bo przecież matka

Page 273: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 2 7 7

może się jeszcze z kimś związać. I wtedy takie wzorce po­jawią w życiu młodego człowieka.

Oczywiście, takie dziecko nie jest skazane na brak wzorca. W jego życiu często są na stale obecni inni dobrzy mężczyźni - dziadek, wujek, nowy partner mamy. A jeżeli jeszcze mama akceptuje w dziecku te cechy, które przypominają jej jego ojca, a nawet jest w stanie je doceniać, pochwalić, powiedzieć mu, co fajnego jest w ...

...w tobie z taty.

Tak, na przykład: „Masz taki talent matematyczny jak twój tata. Zdolności językowe odziedziczyłeś po tacie. Obyś miał ta­ki dobry wzrok jak tata, bo ja muszę nosić okulary. Masz ład­ne paznokcie, tak jak twój tata”. Dziewczynka może usłyszeć, że ma taki sam piękny kolor włosów jak jej tata i że tańczy rów­nie dobrze jak on, bo ma takie samo poczucie rytmu. Chociaż­by te słowa z ogromnym trudem przechodziły nam przez gardło, choćbyśmy mieli tony żalu do tego drugiego rodzica, oszczędzaj­my emocje dziecka. Szczególnie tuż po rozstaniu niełatwo zdo­być się na takie zachowanie, ale z czasem w nas, dorosłych, złe emocje mogą wygasnąć. Niewykluczone, że w naszym życiu po­jawi się nowa miłość, ale w dziecku usłyszane słowa zostają, i - co najgorsze — są już na zawsze częścią dzieciństwa... Mówię o tym z pełną świadomością, bo kiedy pracuję z dorosłymi, którzy mają podobne doświadczenia, widzę, że nawet kilkadziesiąt lat później jest w nich wstrząsająco dużo dawnych obrazów i emocji.

Niektórzy powiedzą: „Może lepiej, żebyśmy się nie roz­stawali, skoro to taki stres dla dziecka”.

Page 274: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 7 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Ale dom i rodzina to nie jest przede wszystkim stan praw­ny, tylko bliskość, miłość, wzajemne wspieranie się, rozumie­nie, rozmowy. Jeśli w domu dochodzi do przemocy emocjonal­nej lub fizycznej, panuje chłód, są ciągłe żale, pretensje - czy to jeszcze jest dom? Dziecko nie ma poczucia bezpieczeństwa.

Wiele osób nie decyduje się na rozstanie z partne­rem ze względu na dobro dzieci. ^ one często wy­rastają na ludzi, z który­mi pracują psychoterapeu­ci. Dzieci z takich domów wolą być same niż tworzyć związek, bo to im nie wy­

chodzi. Dziecko ma określone potrzeby - jedną z bardzo istot­nych jest doświadczenie w dzieciństwie dobrej relacji między tatą a mamą, bo dzięki temu potem jako osoba dorosła sponta­nicznie potrafi podobnie tworzyć własne związki. Kiedy widzi­my, że rodzice ze sobą rozmawiają, ale też potrafią się spierać i nie przekraczają przy tym pewnej granicy - nie ubliżają sobie, nie stosują przemocy, to jako dorośli też umiemy stawiać grani­cę i mówić głośno o swoich potrzebach. To jest wielka wartość. Jeżeli dziecko nie wyniesie tych umiejętności z domu, bo tam wieje chłodem - na pozór wszystko jest w porządku, ale nie ma miłości, szacunku albo są ciągłe awantury - opuszcza dom przepełnione lękiem przed stworzeniem związku. Wielu z tych ludzi mówi po latach podczas terapii: „Lepiej by było, gdyby moi rodzice się rozstali”.

Kiedy jedno z rodziców zalewa nas swoim żalem i swo­ją goryczą, to - i tu na chwilę wracamy do poprzedniego

Ale dom i rodzina to nie jest przede

wszystkim stan prawny, tylko bliskość,

miłość, wzajemne wspieranie się,

rozumienie, rozmowy. Jeśli w domu

dochodzi do przemocy emocjonalnej

lub fizycznej, panuje chłód, są ciągłe

żale, pretensje - czy to jeszcze jest dom?

Page 275: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 2 7 9

rozdziału — ten dom jest już dysfunkcyjny, nie można w nim przeżywać swoich emocji.

Tak.

Bo muszę się zająć mamą czy tatą, którym jest źle, więc nieważne, co ja czuję. Wyobrażam sobie, jak silną to może wywoływać niechęć do wchodzenia w bliskie relacje z ludź­mi. Skoro to wymaga zrezygnowania z siebie i oddawania całej swojej uwagi i swoich sił drugiemu człowiekowi.

Tak właśnie jest. Dziecko zachowuje się tak, jakby chciało gdzieś zniknąć ze swoim prawdziwym „ja” - jest takie, jak ocze­kuje rodzic. I on nie musi nawet tego głośno wyrażać. Dziecko to widzi i czuje, kiedy na niego patrzy. Wie, że nie może mówić o swoich potrzebach, więc milczy. Nie powinno się przyznawać do tego, że tęskni za tatą, więc tłumi to w sobie. „Mama jest wyrachowana” - mówi tato, a dziecko tego nie potwierdzi, ale jego milczenie ojciec traktuje jak aprobatę. Jeśli rodzic będzie dążył do tego, żeby dziecko powiedziało, że z nim jest mu lepiej niż u drugiego rodzi­ca, to ono tak powie. Dziec­ko jest w pełni dyspozycyjne — jeśli boi się utraty miłości, zrobi wszystko, czego chce rodzic. Ale jako dorosły czło­wiek też będzie gotowe zro­bić wszystko, czego się od niego oczekuje, jeśli dzięki temu ktoś go nie opuści, i to mu zapewni spokój. Tyle że go nie zazna, bo będzie się czuło wykorzystywane, niedoceniane. Będzie się

Dziecko jest w pełni dyspozycyjne

- jeśli boi się utraty miłości, zrobi

wszystko, czego chce rodzic. Ale jako

dorosły człowiek też będzie gotowe

zrobić wszystko, czego się od niego

oczekuje, jeśli dzięki temu ktoś go

nie opuści, i to mu zapewni spokój.

Page 276: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 8 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

dawało wykorzystywać i pozwalało nie doceniać. To, w jaki spo­sób ludzie się rozstają, wpływa bezpośrednio nie tylko na dzie­ciństwo ich dzieci, lecz także na jakość ich życia jako dorosłych. Czy potrafią być w związkach bez przemilczeń i oczekiwania, że ktoś się domyśli, czego one chcą? I odwdzięczy się za to, że one całe lata zapominały o sobie?

Czy z lęku przed porzuceniem zgodzą się na wszystko?

Tak. Wyobraź sobie swoje życie, dzień po dniu, i to, że nie możesz mówić o swoich potrzebach ani emocjach. Jeżeli rodzice rozstali się w taki sposób, że zranili dziecko, to ono nie będzie potrafiło mówić o swoich uczuciach, a jego pragnienie miłości będzie tak ogromne, że zrobi wszystko, by jej doświadczyć. Jeśli przeżyło porzucenie przez jednego rodzica, jego niedostępność, brak stałości, czasami także nieobecność „duchem” tego rodzi­ca, z którym było na co dzień - to ono się boi, że znowu ktoś je porzuci. Tak jak już wcześniej mówiłam, dziecko musi czuć, że rodzice kochają je bezwarunkowo i są dla niego dostępni. Po­winni zawsze dotrzymywać terminów i godzin spotkań z dziec­kiem. Jeżeli rodzic wyjątkowo nie może, bo zachorował albo zdarzyło się coś dramatycznego, to bierze odpowiedzialność za swoje zachowanie i za uczucia dziecka, czyli mówi: „Bardzo cię przepraszam, wiem że czekałeś, to nie w porządku z mojej stro­ny”. Ale to wyjątek od reguły, w myśl której spotkania z dziec­kiem są dla rodzica najważniejsze. Dlatego dobrze, by oprócz umówionych spotkań zdarzały się też spontaniczne kontak­ty. Ale nie może być tak, że tylko rodzic wie, kiedy spotka się z dzieckiem, bo odwiedzi je, kiedy będzie miał akurat wolną chwilę, a dziecko przez cały tydzień na to czeka. I jeszcze jedno: tata, z którym dziecko nie mieszka, nie może się stać rodzicem

Page 277: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rozstanie rodziców. Życie po pęknięciu 281

tylko od zapewniania rozrywek i atrakcji, rozpieszczania — ta­kim świętym Mikołajem aktywnym cały rok. Rodzic, który nie mieszka z dzieckiem, też powinien chodzić na spotkania do przedszkola, wywiadówki do szkoły, do lekarza.

Jakie są konsekwencje podziału na rodzica od obowiąz­ków i rodzica od przyjemności?

Jedno z rodziców jest obsadzone w roli złego policjanta, a drugie staje się świętym Mikołajem. I tak naprawdę żadne z nich nie przeżywa w pełni rodzicielstwa, bo ono polega na tym, że od dziecka także się czegoś oczekuje, a nie tylko daje mu pre­zenty. Jeśli istnieje taki podział, oboje rodzice powinni się zasta­nowić, jak to wygląda z perspektywy dziecka, które od jednego dostaje tylko prezenty i zabawę, podczas gdy drugi rodzic ko­jarzy mu się przede wszystkim z codziennymi sytuacjami, obo­wiązkami, wymaganiami, a także wyciąganiem konsekwencji.

„Odrobiłeś lekcje?”, „Kładź się już spać” - mówi mama...

I po wywiadówkach też najczęściej rozmawia z dzieckiem tylko mama, z tabliczki mnożenia też ona odpytuje. Rano po­nagla dziecko, żeby zdążyło do szkoły, a potem się denerwuje, że niezjedzona podczas przerwy kanapka stała się zakładką do książki. Nie namawiam drugiego rodzica, by pochylił się nad losem tego, z którym mieszka dziecko, bo on właśnie się z nim rozwiódł i to może go kompletnie nie interesować. Co więcej, może nawet myśleć: „Dobrze jej tak”. Zachęcam do spojrze­nia na sytuację oczami dziecka, które z mamą nie doświadcza miłych chwil lub przeżywa ich zdecydowanie mniej niż z ta­tą. Jeżeli codzienne obowiązki dziecko wypełnia przeważnie

Page 278: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 8 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

w obecności jednego rodzica, to nie za­znaje przy nim beztroski. Albo ma jej zdecydowanie za mało. Zazwyczaj do­tyczy to codziennością z mamą. Warto uczestniczyć w całym życiu dziecka nie ze względu na swoją byłą żonę czy part­nerkę lub też byłego męża czy partnera, ale dla dobra dziecka.

Jeśli dziecko w czasie spędzanym z tatą nie ma żadnych obowiązków, może zacząć myśleć, że są relacje, w których tylko się dostaje, a w innych trzeba dużo dawać.

Nie wiem, czy do końca jest tak, jak mówisz. Myślę, że ra­czej nabiera przekonania, że mężczyzna nie jest od tego, żeby z nim tworzyć codzienny związek. Jeśli kobieta w dzieciństwie nie miała takiego doświadczenia, to dla niej egzotyka. Mężczy­zna z kolei nie bardzo potrafi być innym ojcem niż jego własny, a więc sam jest w życiu dziecka wyłącznie specjalistą od atrak­cji. A dziecko potrzebuje przeżywać z każdym rodzicem i prozę życia, i beztroskę.

Warto uczestniczyć

w całym życiu dziecka

nie ze względu na swoją

byłą żonę czy partnerkę

lub też byłego męża czy

partnera, ale dla dobra

dziecka.

Page 279: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

ROZDZIAŁ 12

Rodzic się m y li.

„ N ie w ie m ” . „ N ie u m ie m ” .

„P r z e p r a s z a m ”

Page 280: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Oliwia

Mój tata zawsze wiedział wszystko. Dzisiaj moje dzieci mó­

wią o nim „Wikipedia” i zamiast grzebać w internecie, dzwo­

nią do dziadka, bo rozumieją go lepiej niż internetowe defi­

nicje. I chociaż tata ma ogromną wiedzę, to - jak sam mówi

- „został w XX wieku razem z drukowaną encyklopedią” . Kil­

ka dni temu mój młodszy syn zapytał dziadka, jak działają

serwery. Tata trochę niedosłyszy, więc uznał, że pytanie doty­

czy serowarów. I kiedy zaczął opowiadać o serwatce i pod­

puszczce, młody przerwał mu zniecierpliwiony: „Przecież nie

o to pytam!” . Dziadek doprecyzował, o co był pytany, i od­

powiedział: „Nie wiem, ale mam pomysł, gdzie to spraw­

dzić.” Uśmiechnęłam się, bo to zdanie słyszałam od dziec­

ka. Tak mocno we mnie utkwiło, że kiedyś podczas studiów

zaskoczona pytaniem egzaminatora, odpowiedziałam: „Nie

wiem, ale mam pomysł, gdzie to sprawdzić!” . Profesor śmiał

się do łez, a ja dostałam piątkę za postawę. Dzięki tacie!

Jędrzej

Moi niedoszli teściowie chyba już zawsze będą dla mnie

punktem odniesienia. Kiedy dziewczyna chciała mnie przed­

stawić swoim rodzicom i pojechaliśmy do nich na weekend,

byłem potwornie spięty. Poruszałem się jak robot, uśmiecha­

łem się mechanicznie i ciągle za coś przepraszałem. Pamię­

tam szczególnie sobotnie śniadanie. Zszedłem na dół, do

Page 281: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 2 8 5

kuchni, gdzie Bogdan siedział z gazetą nad kawą. Powie­

dział z uśmiechem: „Dzień dobry! Jak się spało?” , a ja led­

wie się powstrzymałem, by się nie rozryczeć jak małe dziec­

ko. U mnie w domu takie słowa byłyby nie do pomyślenia.

W sobotni ranek trzeba było zwijać się jak najszybciej do

babci, bo tata na kacu budził się w marnym nastroju. Do

tamtego momentu wydawało mi się, że takie sceny jak ta

w domu teściów są możliwe tylko w amerykańskich filmach.

Zacząłem patrzeć na tych ludzi jak na wzorzec idealnej ro­

dziny. Uczyłem się od nich, jak można się zachować. Bo

model, który znałem, wcale mi się nie podobał, ale dotąd

nie wiedziałem, że może być inaczej. W jeden z kolejnych

weekendów Bogdan pokłócił się ze swoją córką i na nią na­krzyczał. No, pomyślałem, zaraz się zacznie. Wrzeszczenie

na dzieci znałem doskonale ze swojego domu. Jednak po

kwadransie Bogdan przyszedł do kuchni, gdzie siedzieliśmy,

i przy mnie i przy swojej żonie przeprosił córkę za to, że się

uniósł i krzyczał, a to było bez sensu. I znowu siedziałem

oniemiały. Pamiętam to do dzisiaj. I chociaż nie zostali mo­

imi teściami, to są dla mnie dowodem na to, że można po­

stępować inaczej, niż mi się zawsze wydawało.

Page 282: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 8 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Po lekturze poprzednich rozdziałów można dojść do wniosku, że bardzo trudno być rodzicem. To niezmiernie wymagające zadanie.

Ale zarazem niezwykle wciągające i dające wiele radości, któ­rej nie da się przeżyć w żaden inny sposób. Z tego powodu lu­dzie bezdzietni uważają, że z tymi, którzy są rodzicami, nie moż­na wytrzymać. Zachwycają się prawie prosto narysowaną kreską, prawie suchą pieluchą czy koślawo napisanymi słowami: „Ko­cham cię, mamo” albo „Kocham cię, tato”. I taka laurka trafia na ścianę w salonie. Pamiętam, jak syn napisał pierwszy raz moje imię. Co z tego, że zrobił wszystkie możliwe błędy ortograficz­ne, które można popełnić w słowie „Małgosia”. Dla mnie to było niczym cud, bo pamiętałam, jak jeszcze niedawno, niemal przed chwilą, tylko leżał i nic nie umiał, niczego nie rozumiał. Dziec­ko, które gra trawę w przedstawieniu, zdaniem swojego rodzica szumi tak, jak żadne inne na świecie, i zasługuje na Oscara. Bar­dzo mnie ucieszy, jeżeli po lekturze naszej książki zarówno czy­telnicy będący już rodzicami, jak i ci, którzy przypominają sobie swoje dzieciństwo i własnych rodziców, uznają, że to jest praw­dziwa sztuka. To jest sztuka, która ciągle trwa i nie ma goto­wego scenariusza. Zmienia się wiek naszego dziecka, pojawiają się nowe okoliczności, a my jeszcze nie wiemy, jak sobie z nimi

poradzić. Znajdujemy pomysł dopie­ro w trakcie poznawania sytuacji, po­znawania naszego dziecka. Każdy, kto zostaje rodzicem, powinien już na po­czątku przyznać sobie prawo do te­go, że czegoś nie wie, i do poszukiwa­nia odpowiedzi. Takie podejście daje wiele swobody. Dobrze jest zrozumieć

Każdy, kto zostaje

rodzicem, powinien już

na początku przyznać sobie

prawo do tego, że czegoś

nie wie, i do poszukiwania

odpowiedzi.

Page 283: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 2 8 7

pewną zależność: najpierw rodzi się dziecko, a my - jako mama i tata - „rodzimy się” dopiero po jakimś czasie, a nie w tej samej chwili co dziecko. Owszem, kochamy je — miłość pojawia się do­syć szybko. A jednocześnie zaczynamy poznawać nasze dziecko. Warto się uczyć, jakie ono jest, do czego cały czas namawiam, bo w żadnej mądrej książce nie uwzględniono elementów, któ­re są charakterystyczne tylko dla naszej rodzinnej historii, oso­bowości, temperamentów. To samo dotyczy rozumienia naszych rodziców. Kiedy my byliśmy dziećmi, nasi rodzice też dopiero stawali się rodzicami. Musieli się sporo nauczyć, byli osadzeni w jakiejś rzeczywistości historycznej, geograficznej, społecznej, politycznej, też mieli swoje obciążenia, też byli czyimiś dziećmi. To wszystko ma wpływ na rodzicielstwo. Jako dzieci nie umieli­śmy tego uwzględnić, i całe szczęście, bo zadaniem dziecka nie jest zrozumienie rodziców. Dopiero jako dorośli ludzie możemy zobaczyć nasze dzieciństwo w szerszym kontekście.

Chciałbym wrócić później do wątku spoglądania na swoich rodziców z perspektywy czasu, ale pomyślałem, że skoro to takie trudne, skoro uczymy się tego, bo nie do­konuje się to w jednym momencie, tylko jest procesem, to zdarzą się sytuacje, w których dorosły człowiek może nie podołać roli rodzica, może nie wiedzieć, jak coś zrobić, a czasami może się okazać, że...

. . .źle mu się wydawało.

Albo źle mu się wydawało, albo bagaż z jego dzieciń­stwa okaże się nie dość dobrze przepakowany, i to on zde­cyduje chociażby o tym, że „poleci ręka”, o której rozma­wialiśmy w rozdziale o biciu. I co wtedy?

Page 284: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 8 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Wtedy wracamy do naszej roli, którą jest wychowywanie dziecka. Ważną kwestią w tym procesie jest nauczenie dziecka przepraszania. Kiedy przekroczy granicę, którą z nim ustalamy, powinno przeprosić. Ta granica jest wartością, a jej uwzględ­nienie, o czym już mówiłam, pozwoli dziecku szczęśliwie żyć poza domem, wśród znajomych i przyjaciół, a także później ja­ko dorosłemu człowiekowi. I właśnie dlatego, jeżeli to my, ro­dzice, przekraczamy granicę, i na przykład uderzymy dziec­ko albo je oszukamy czy nie dotrzymamy danego mu słowa, powinniśmy powiedzieć: „Przepraszam, byłem nie w porząd­ku”. To bardzo wychowawcze zachowanie. Nie możemy prze­cież oczekiwać od dziecka, że będzie nas przepraszało, skoro sami tego nie robimy. To prawda, trudno się przyznać do błę­du, ale warto pamiętać, że dziecko uczy się przez naśladownic­two. Tylko rodzic, który ma cywilną odwagę i potrafi powie­dzieć: „Przepraszam, zawiodłem cię”, może później oczekiwać od dziecka pilnowania tej granicy. W ten sposób uczy dziecko przyznawania się do błędu, a to wspaniała cecha, niezbędna, by tworzyć dobre relacje w związku. Jeśli coś niedobrego zdarzyło się między dwojgiem ludzi - komuś puściły nerwy, powiedział jedno słowo za dużo - nie da się cofnąć czasu. Ale wiele zale­ży od tego, jak się teraz zachowamy. Jeżeli będziemy udawać, że nic się nie stało, nie uznamy, że została przekroczona grani­ca, i nie przeprosimy, to w drugim człowieku, być może dla nas bardzo ważnym, nawet kochanym, pozostaje lęk. Przed tym, że mamy inny system wartości, że jesteśmy w pewien sposób nieprzewidywalni, że może inaczej rozumiemy np, lojalność, prawdomówność. Trudno być z takim człowiekiem. Powie­dzenie „przepraszam” nie cofnie nieprzyjemnego zdarzenia czy nieadekwatnej reakcji, ale przyniesie partnerowi ulgę. Bo sko­ro usłyszałem „przepraszam”, to ten ważny dla mnie człowiek

Page 285: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 2 8 9

postrzega pewne kwestie podobnie jak ja, też sądzi, że nie należy tak postępować.

Przypominam sobie historię pewnej mamy i sześciolatki. Ma­ma rozmawiała z przyjaciółką przez telefon i zaczęła relacjono­wać wizytę u pediatry. Opowiada­ła, na co choruje dziewczynka.

Rozmawiała przy swojej córeczce?

Dziewczynka bawiła się w drugim pokoju, ale słyszała rozmowę. I przybiegła z oburzeniem i z pretensjami: „Ma­mo! Dlaczego mówisz o mojej chorobie?”. Pamiętam za­skoczenie mamy, że w tej kwestii bardzo się różnią. Dla mamy opowieści o wizytach u lekarzy nie były czymś in­tymnym, a dla córki - tak.

Ale jednocześnie reakcja dziewczynki sugeruje, że pojęcie in­tymności zostało już wprowadzone do jej życia i niewątpliwie zrobili to rodzice. Ta sześciolatka wiedziała, że ma prawo do od­rębności, prywatności, do swojej fizyczności. To, że córka zde­cydowała się coś takiego powiedzieć, świadczy dobrze o mamie! Dziewczynka czuła się bezpiecznie z tym, że może mamie po­wiedzieć: „Nie podoba mi się to, co robisz”. Jeżeli dziecko mówi takie słowa, to rodzicom należy się wielki szacunek! To oni stwo­rzyli warunki, w których dziecko może swobodnie wyrażać swo­je odczucia. Takie sytuacje pokazują, jak ogromny wpływ ma­my na życie naszych dzieci, i jak procentują właściwe działania!

Powiedzenie „przepraszam”

nie cofnie nieprzyjemnego

zdarzenia czy nieadekwatnej

reakcji, ale przyniesie

partnerowi ulgę. Bo skoro

usłyszałem „przepraszam” ,

to ten ważny dla mnie

człowiek postrzega pewne

kwestie podobnie jak ja,

też sądzi, że nie należy

tak postępować.

Page 286: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 9 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

A, jak już mówiłam, celem wychowania jest nauczenie dziecka wyrażania wszystkich uczuć, we właściwej formie. Mama dziew­czynki natomiast, dowiedziała się, w którym miejscu przebiega granica córki, i zaczęła poznawać swoje własne dziecko. Rodzi­cielstwo polega właśnie na przyglądaniu się dziecku, poznawa­niu i szanowaniu go. To nie oznacza, że mamy się na wszystko zgadzać, ale szanujemy odczucia i potrzeby dziecka.

Przypomina mi się pewna historia, którą znamy oby­dwoje, i o której rozmawialiśmy w jednej z audycji radio­wych. W książce Jana Guillou Zło pokazana jest historia skrajna, ojciec bije swojego syna...

...Ojczym.

Faktycznie! To był ojczym. Bije pasierba i po żadnym biciu nie przeprasza, wprost przeciwnie.

Przerzuca na niego odpowiedzialność, a zrzuca ją z siebie. Jakby to nie on, który katuje i upokarza, przekroczył granicę, a „jedynie” zareagował na to, co „złego” zrobił jego pasierb.

Mało, że ojczym go nie przeprasza, on jeszcze każe mu przyjść i się objąć, „ponieważ się przyjaźnimy” - jak mówi. Czyli dziecko, które nie ma szans na przeżycie wyrządzo­nej krzywdy, na dodatek musi zafałszować rzeczywistość. Ma dać dowód bliskości w tej relacji. Jakie są tego kon­sekwencje dla młodego człowieka?

My wiemy, bo doczytaliśmy tę książkę do końca. Ona jest niezwykłe bolesna i niestety wiarygodna, jeżeli chodzi o opisany

Page 287: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 291

proces. W takim dziecku, w takim człowieku rodzi się bardzo silny bunt, który może skutkować przekazywaniem agresji na zewnątrz lub chowaniem jej wewnątrz siebie. Albo będą eks­plozje, albo będą implozje — ten człowiek stanie się agresyw­ny wobec innych, albo będzie się coraz bardziej zakleszczał, za­mykał i coraz bardziej atakował sam siebie. Chłopak, o którym rozmawiamy, walczy z agresją wylewającą się na zewnątrz. Cala książka, którą naprawdę bardzo polecam, to obraz walki chłop­ca o to, żeby zwyciężyła jego potrzeba zachowania swojej god­ności. On nie chce być taki jak ojczym, nie chce oddawać agre­sji, nie chce nikogo krzywdzić tak, jak sam jest krzywdzony. Ale jednocześnie ten młody człowiek ma w sobie bardzo dużo zło­ści z powodu krzywdy, której doznaje. I on walczy - o siebie z samym sobą. Tę walkę widać również, gdy rozmawia o niej z przyjacielem. Ale są dzieci, które wszystkie złe uczucia tłumią w sobie. Potem słyszymy naprawdę dramatyczne historie, że on był taki spokojny, tylko się powiesił albo zaczął brać narkotyki, albo siedzi cały czas w internecie.

Albo w skrajnym wypadku przyniósł do szkoły broń i zastrzelił kilka osób.

W skrajnym wypadku. Nie rozładowywał na bieżąco napię­cia, w jego wnętrzu cały czas trwało bombardowanie, aż w koń­cu nie wytrzymał. Rozmawiamy teraz o bardzo skrajnej sytuacji. Myślę, że większość ludzi, którzy czytają tę książkę, zna takie historie z mediów. Natomiast otacza nas wiele dzieci - często my jesteśmy takimi dziećmi w ciele dorosłego człowieka — które doznawały krzywdy, doświadczyły niesprawiedliwości i musiały się z tym uporać. To, w jaki sposób sobie radziliśmy, często by­wa przekleństwem w naszych obecnych relacjach z ludźmi, bo

Page 288: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 9 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

odsuwa nas od nich albo utrudnia tworzenie więzi.

Mówisz o tym, jak próbujemy sobie radzić w sytuacji, gdy ktoś nie uznaje tego, że przekroczył granicę, zrobił nam jakąś krzyw­dę, zachował się niewłaściwie.

Tak, zawsze czujemy, kiedy ktoś narusza nasze poczucie bezpieczeń­stwa, godności. Dziecko nie zdaje sobie sprawy, że ma być traktowa­

ne inaczej, nie wie, jak powinno wyglądać życie rodzinne. Mimo to, kiedy ktoś je krzywdzi, czuje się z tym źle. Nasze poczucie godności jest czymś bardzo pierwotnym. Rodzimy się z potrzebą nie tylko fizycznego, lecz także emocjonalnego bezpieczeństwa. I kiedy one nie są zaspokajane, my to odczuwamy, tyle że jako dzieci nic nie możemy z tym zrobić. A jeżeli jeszcze po przekro­czeniu granic nie słyszymy słowa „przepraszam”, czujemy się źle i dorastamy w przekonaniu, że nie możemy zareagować, ukła­damy sobie świat zgodnie z tą wiedzą. Zaczynamy wierzyć, że z nami można tak postępować i tak się do nas odnosić. Rodzice,

którzy przepraszają dziecko, przekazują mu informację: „Takie zachowanie wobec cie­bie nie jest w porządku, to, że czujesz się źle, jest adekwatne do sytuacji”. Dzięki temu ja­ko rodzice nie będziemy póź­niej cierpieć z tego powodu,

Rodzimy się z potrzebą

nie tylko fizycznego, lecz także

emocjonalnego bezpieczeństwa.

I kiedy one nie są zaspokajane,

my to odczuwamy, tyle że jako dzieci

nic nie możemy z tym zrobić.

Często my jesteśmy takimi

dziećmi w ciele dorosłego

człowieka - które doznawały

krzywdy, doświadczyły

niesprawiedliwości

i musiały się z tym uporać.

To, w jaki sposób sobie

radziliśmy, często bywa

przekleństwem w naszych

obecnych relacjach z ludźmi,

bo odsuwa nas od nich albo

utrudnia tworzenie więzi.

Page 289: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 2 9 3

że nasze dziecko może być źle traktowane, bo nie umie się przed tym bronić. I nie potrafi odpowiednio zareagować, bo przyzwy­czaiło się do tego, że za wyrządzoną sobie krzywdę ma na przy­kład przeprosić albo przynajmniej ją przemilczeć.

W dziecku tak łatwo można wzbudzić poczucie winy! Ono myśli: „Jeżeli nie rozumiem tej sytuacji, a zdarzyło się coś niedobrego, źle się czuję, to widocznie ja coś źle zrobiłem”.

Potem, nie tylko w dzieciństwie, wchodzimy w związki, któ­re są oparte na relacji poczucia winy z krzywdą. Ten duet tworzy naprawdę bardzo nieszczęśliwą relację. Nie ma w niej miejsca na dobrą, uszczęśliwiającą miłość. Jest miejsce na miłość, którą po­znaliśmy w dzieciństwie — taką, która może boleć, w której nie ma miejsca na szacunek, a wolno mówić i słyszeć złe rzeczy. Jako dorośli ludzie możemy sobie uświadomić, że w dzieciństwie zo­staliśmy nauczeni pewnej wizji miłości, w której jest miejsce na krzywdę, Izy, ból, złowrogą ciszę, napięcie. Taka miłość nie da­je szczęścia. Oczywiście możemy się też zastanawiać, czy relację tego typu w ogóle można nazwać miłością. Miłość to nie tylko piękne, ale i trudne uczucie, jednak nie może wiązać się z cią­głym lękiem, bólem. Niestety wielu dorosłych ludzi, z którymi pracuję, ma taki skrzywiony obraz miłości. Dlatego potem mó­wią, że nie chcą wchodzić w żaden związek, by znów nie przeży­wać tego, co się działo w ich domu rodzinnym. Nie wiedzą, że relacja z drugim człowiekiem może być inna.

Wróćmy do przepraszania. Co się może pojawić zamiast niego? Rodzice będą na przykład umniejszać swoje złe za­chowanie?

Page 290: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 9 4 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Tak, przerzucą część swojej winy na dziecko: „Wyzwałem cię, bo mnie strasznie zdenerwowałeś, sam rozumiesz”. „Ow­szem, uderzyłem cię, ale zobacz, co ty zrobiłeś”. A więc wpaja­my dziecku niebezpieczne przekonanie, że istnieje jakiś powód, dla którego można kogoś zwymyślać albo pobić. To przekona­nie zostaje w podświadomości dziecka, które w dorosłym ży­ciu będzie z niego bezwiednie korzystało. Podczas terapii nieraz słyszę: „Bo mnie się należało”. „Byłem bity, ale tylko z waż­nych powodów.” Taki człowiek uważa, że można naruszyć jego fizyczność, jeśli się spełni określone warunki. Bo on jest przy­zwyczajony, że można to usprawiedliwić. Stoję twardo na sta­nowisku, że tego nie można usprawiedliwiać, za to trzeba prze­prosić. Rodzic musi to zrobić, by dziecko w dorosłym życiu tak nie uważało.

Mówimy o sprawach dużego kalibru, o biciu.

Tak, ale może chodzić też o to, że się spóźniamy albo czegoś zapominamy.

Dziecko pyta, czy rodzic kupił mu zeszyt, bo obiecał, że zrobi to po drodze.

Tak się umówiliśmy.

Rodzic mówi: „No nie przypomniałeś mi, a mogłeś się domyślić, że zapomnę, bo widzisz, ile mam na głowie”. Umówiliśmy się z dzieckiem, że idziemy do zoo w sobo­tę, a tymczasem ono słyszy: „Deszcz pada, zostajemy w do­mu!”. A przecież tak czekało na to wyjście, które uważało za pewnik.

Page 291: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 295

I ono teraz jest fontanną tryskającą łzami, a my mówimy: „Ale o co chodzi, deszcz pada”.

Dlaczego rodzicowi nie przychodzi do głowy, że za to trzeba przeprosić? Nie za deszcz, tylko za to, że nie chce nam się iść do zoo pod parasolem.

Bo mamy dosyć koturnową wizję autorytetu. Często wynie­sioną z własnego dzieciństwa. Wizję autorytetu, który się nie myli, nie może powiedzieć: „nie wiem”. Kogoś, kto nie popełnia błędu, a on jest „rodzaju ludzkiego”, jak już wcześniej wspomi­naliśmy.

Autorytet, który jeśli przeprosi, to runie z pomnika?

To korona mu z głowy spadnie! Niektórzy się obawiają, że dziecko na tym straci, bo jako rodzice musimy być tacy pomni­kowi, bez skazy. Tak kurczowo się trzymamy tej wizji, że nie dostrzegamy, jak szkodzi relacji z dzieckiem stworzenie obra­zu rodzica, który nie jest zwykłym człowiekiem. I dlatego nie może powiedzieć: „Nie wiem”, „Nie umiem”, „Nie rozumiem”, „Jestem zmęczony”, „Zapomnia­łem”, „Przepraszam”. Przeciwnie.Rodzic może się mylić i powinien żyć z poczuciem, że ma do tego prawo. Dziecko, które ma takiego rodzica, zaczyna podobnie trak­tować siebie: ciepło, po ludzku.Wie, że i ono może o czymś zapo­mnieć, czegoś nie lubić i coś zro­bić źle. I ta świadomość sprawia

Nie dostrzegamy, jak szkodzi

relacji z dzieckiem stworzenie

obrazu rodzica, który nie jest

zwykłym człowiekiem. I dlatego

nie może powiedzieć: „Nie

wiem” , „Nie umiem” , „Nie

rozumiem” , „Jestem zmęczony” ,

„Zapomniałem” , „Przepraszam” .

Page 292: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 9 6 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

mu wielką ulgę. Kobiety, gdy czegoś nie potrafią, mówią: „Je­stem nie taka jak trzeba”, „Głupia blondynka ze mnie”. To prawda, że wiele z nich nie potrafi wymienić koła, ale od tego są warsztaty samochodowe. A przecież można kogoś poprosić o pomoc i powiedzieć po prostu: „nie umiem”. Mężczyzna też może przyznać, że nie rozróżnia odcieni kolorów. Chciałabym kiedyś zobaczyć mężczyznę, który gdzieś zabłądzi i po prostu zapyta o drogę, zamiast krążyć godzinami w jej poszukiwaniu.

Do nieumiejętności jeszcze wrócimy, ale teraz chciałem zapytać, czy pomnikowość to jedyny powód, który spra­wia, że rodzic nie przeprasza?

Jeden z głównych, jak sądzę. Co jest o tyle dobrą wiado­mością, że kiedy dostrzeżemy bezsens tego przekonania, mo­że łatwiej zejdziemy na ziemię i zobaczymy, że dopiero wtedy dajemy dziecku poczucie bezpieczeństwa. A ponieważ rządzą nami przekonania, dziecko, które ma zakodowany pomnikowy obraz rodzica, nawet nie pomyśli, że on może być człowiekiem z krwi i kości, a nie ze spiżu i stali. Jeśli pokażemy dziecku, że można się przyznać do błędu, nie będzie musiało przed nami kłamać.

Ooooo!

Tak, bo skoro można się przyznać, że się o czymś zapomnia­ło, i obiecać, że zrobi się to jutro, nie trzeba wymyślać mniej łub bardziej niestworzonych historii, by uniknąć przykrej rozmowy.

Ostatnio bardzo się obruszyłem, gdy usłyszałem zdanie: „Przepraszać trzeba od razu, bo potem się nie liczy”. To

Page 293: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 2 9 7

fantastycznie, jeżeli udaje nam się od razu dostrzec, że po­stąpiliśmy niewłaściwie, ale niekiedy zajmuje nam to wię­cej czasu. I co mamy wtedy robić: udawać, że wszystko by­ło zawsze w porządku, że w ogóle nie było tej sytuacji?

Często przeżywamy tzw. sytuację schodkową: dopiero gdy jesteśmy poza nią, już na schodach, zaczyna do nas docierać, co zaszło. Im dalej jesteśmy od miejsca, w którym właśnie zdarzył się jakiś wybuch, im bardziej opadają emocje, tym wyraźniej­szy obraz nam się tworzy. Możemy ocenić sytuację trzeźwiej, spokojniej i zobaczyć, że to my nie zachowaliśmy się w porząd­ku: dostało się niewinnemu, ktoś oberwał zamiast kogoś inne­go. Ze zostawiliśmy jakąś osobę z dużym poczuciem krzywdy. To często ktoś nam bliski, nasze dziecko; to często byliśmy my jako dzieci. Niewyjaśnianie sytua­cji i czekanie na kolejną podob­ną, by dopiero następnym razem przeprosić, oznacza pozostawianie człowieka z poczuciem krzywdy.A ono w relacji powoduje, że ktoś się odsuwa, zamyka, wnosi poczu­cie lęku, niepokoju, niesprawied­liwości. A jednocześnie ciągle to­warzyszy mu refleksja, że nie wie, dlaczego tak się stało, co z kolei rodzi poczucie nieprzewidywal­ności partnera: „Nie wiem, dlaczego oberwałem albo oberwa­łam”. Taka świadomość zostaje i szalenie utrudnia relację. Jak mówią moi pacjenci: „Nie znasz dnia, godziny ani powodu. Po prostu nagle ktoś przychodzi i robi awanturę. Obrywa zawsze najsłabszy”.

Niewyjaśnianie sytuacji

i czekanie na kolejną podobną,

by dopiero następnym

razem przeprosić, oznacza

pozostawianie człowieka

z poczuciem krzywdy. A ono

w relacji powoduje, że ktoś

się odsuwa, zamyka, wnosi

poczucie lęku, niepokoju,

niesprawiedliwości.

Page 294: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

2 9 8 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

Zastanawiam się, czy chodzi o naukę przepraszania, kiedy rodzice mówią: „Idź i przeproś Łukasza”, „Idź, pocałuj Anię, w tej chwili się przeproście”. Myślę o kilkuletnich dzieciach, które podchodzą do siebie, odgrywają jakiś teatrzyk i mam wątpliwości, czy uzyskujemy efekt, na którym nam zależy.

Jak już wcześniej mówiliśmy, to, że nasze dziecko kogoś przezwało albo uderzyło, jest często jedyną rzeczą, którą zauwa­żamy, i tylko na niej się koncentrujemy. Oczekujemy od dziecka przeproszenia, bo niewątpliwie powinno to zrobić, jeśli kogoś uderzyło czy użyło w stosunku do niego wulgarnych i bole­snych określeń. Dziecko trzeba nauczyć za to przepraszać, także po to, żeby wiedziało, gdzie jest granica.

A wystarczy po prostu powiedzieć: „przeproś!”?

Nie, zawsze trzeba tłumaczyć, co się zdarzyło. I wyjaśniać dziecku, na co nie wyrażamy zgody i że tak nie należy się za­chowywać — nie wolno mu nikogo bić ani wyzywać.

Ono musi wiedzieć, co w tej sytuacji było nie w porządku.

Tak, ale medal ma dwie strony i dziecku może towarzyszyć poczucie, że owszem powinno przeprosić: „Zrobiłem coś nie­właściwego, ale ta druga osoba powiedziała coś, co mnie za­bolało”. I jeśli rodzice nie będą dociekać, jaka była prawda, to dziecko przeprosi, ale zostanie w nim poczucie niesprawiedliwo­ści. I to spowoduje, że z tych przeprosin tak naprawdę niewie­le wyniknie. Taka sytuacja często ma miejsce między starszym a młodszym rodzeństwem. Jedno prowokuje słownie, a drugie reaguje na to z użyciem siły fizycznej. I właśnie dziecko, które

Page 295: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 2 9 9

podniesie rękę na drugie, jest karane, ma przeprosić, a to, które prowokowało i również przekroczyło granicę, uchodzi za niewi­niątko. Musimy nauczyć dziecko, że słowa też ranią i że za ich używanie także ponosimy odpowiedzialność.

Czasami poczucie krzywdy zostaje w nas na długo. Wspominamy, że niesprawiedliwie nas potraktowano, przykro nam, bo ktoś przekroczył nasze granice i tego nie zauważył. Jesteśmy takimi dziećmi, które mają już lat czterdzieści albo pięćdziesiąt, i dopiero teraz zaczynają ro­zumieć, że to było nie w porządku.

Tak, niekiedy musi upły­nąć wiele lat od fizycznego odejścia z domu, zanim od­ważymy się wyjść z niego tak­że emocjonalnie. Często w ja­kimś momencie terapii słyszę od dorosłych ludzi, którzy już wiedzą, że wyrządzono im krzyw­dę: „Byłoby dla mnie ważne, gdyby rodzice zrozumieli, co złe­go zrobili, jakie błędy wychowawcze popełnili”. Ale niektórzy ro­dzice już nie żyją albo nie mają gotowości do tego, żeby dostrzec swoje błędy. Rozumiem potrzebę człowieka, który chce usłyszeć słowo „przepraszam”, co zresztą jest wyrazem jego wielkiej we­wnętrznej przemiany, o czym już mówiliśmy (on widzi, co w jego dzieciństwie było nie tak jak trzeba, i wie, że należą mu się za to przeprosiny). Pozostaje w nim również nieuświadomiona nadzie­ja, że to „przepraszam” wszystko wyrówna, że znikną bolesne obrazy z dzieciństwa. Tak się nie stanie. To, co było, jest i nadal będzie naszą historią. Jednak teraz możemy podjąć decyzję, co z nią robimy. To odpowiedzialność, która się pojawia w nas wraz

Tak, niekiedy musi upłynąć wiele

lat od fizycznego odejścia z domu,

zanim odważymy się wyjść z niego

także emocjonalnie.

Page 296: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

3 0 0 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

z dorosłością: „Co robimy z naszą przeszłością, kiedy się do niej dokopujemy, oświetlamy ją i widzimy, jak determinowała nasze dotychczasowe życie”. Więc jeśli nawet nie padnie to wyczekiwa­ne słowo „przepraszam”, możemy pierwszy raz w życiu usłyszeć siebie mówiących na głos: „Uważam to za krzywdę, wtedy mnie zawiedliście”. Możemy to powiedzieć rodzicom, pierwszy raz w życiu mówimy na głos to, co czujemy! To jest nasze zwycię­stwo. Jednak dobrze jest pamiętać, że rodzice nie przeszli tej dro­gi, którą my już pokonaliśmy. I oni mogą być mocno zdziwieni, zaskoczeni, zniesmaczeni, oburzeni, wściekli, mogą próbować jak zwykle przerzucić odpowiedzialność na nas, wzbudzić poczucie winy. „Myśmy ci tyle dali, a ty się nam teraz tak odwdzięczasz! Masz do nas pretensje, bo ktoś ci chyba namieszał w głowie”. Nasza dorosłość w tej sytuacji będzie się wyrażała w zrozumie­niu, że nasi rodzice po jednym takim zdaniu, czy po jednej roz­mowie nie ujrzą nagłe całego świata naszymi oczami. Może się zdarzyć, że nigdy nawet nie spróbują tak na niego spojrzeć.

To po co wobec tego zaczynać tę rozmowę?

Czasami te słowa już nie mają odbiorców, a jednak warto je wypowiedzieć na głos. W tej rozmowie wcale nie rodzice są naj­ważniejsi, tylko my. Nareszcie możemy nazwać wprost wszyst­ko, co przedtem kłębiło się w nas w postaci różnych uczuć.

Moim zdaniem pocieszające jest to, że w oczach swoje­go dziecka i tak będziemy kimś najsilniejszym i najfajniej­szym. Dziecko w tej sprawie daje duży kredyt.

Kiedy jest małe — tak, bo to prawda, że mamy rozleglejszą wiedzę, jesteśmy silniejsi, więksi i dużo więcej możemy. Potem

Page 297: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 301

dziecko dorasta i zaczyna zdobywać różne umiejętno­ści, ujawniają się jego talen­ty i w jakiejś dziedzinie mo­że być od nas lepsze. Ale czy rodzic jest w stanie z za­chwytem w głosie powie­dzieć dziecku: „Jesteś w tym ode mnie lepszy, gratuluję!”. Cudownie jest dorastać, a potem opuszczać dom z poczuciem, że mama i tata cieszą się z naszych sukcesów. Silny rodzic ma odwagę powiedzieć dziecku: „Nie wiem, nie udało mi się, nie umiem”. To wymaga odwagi. Ła­twiej cały czas puszyć się przed dzieckiem. Łatwiej, a jednocze­śnie trudniej podtrzymywać tę iluzję, więc jest to męczące.

No tak, bo żeby to podtrzymać, musimy zacząć w któ­rymś momencie kręcić, kłamać, odwracać uwagę i mówić: „A ty lekcje już odrobiłeś, że się takimi rzeczami zajmujesz?”

W jednym z domów, w których podczas studiów opiekowa­łam się dziećmi, byłam świadkiem następującej sytuacji. Rodzi­ce już prawie wychodzili do kina, kiedy ich czterolatek zadał ja­kieś pytanie. Rodzice nie zareagowali słowami: „Nie widzisz, że właśnie wychodzimy?”. Co więcej, przyznali, że nie znają odpo­wiedzi na to pytanie. I powiedzieli to z entuzjazmem w głosie, bo sami uznali pytanie za interesujące. To nie wszystko! Tata chłopca zapisał je na kartce, która wisiała w przedpokoju, i do­dał: „Wiesz co, synku, teraz nie mam czasu, bo już wychodzi­my, ale to jest tak interesujące pytanie, że jak tylko wrócimy, od razu poszukamy w encyklopedii odpowiedzi”. Wtedy jesz­cze nie było internetu. Ten tata nie dość że mógł sobie pozwolić

Silny rodzic ma odwagę powiedzieć

dziecku: „Nie wiem, nie udało mi

się, nie umiem” . To wymaga odwagi,

łatwiej cały czas puszyć się przed

dzieckiem, łatwiej, a jednocześnie

trudniej podtrzymywać tę iluzję,

więc jest to męczące.

Page 298: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

3 0 2 SKĄD SIĘ BIORĄ DOROŚLI

na to, by nie znać odpowiedzi, to jeszcze pochwalił ciekawość dziecka. Dzięki temu ono na pewno nie miało obaw przed zada­waniem kolejnych pytań.

Na drugim krańcu będzie powiedzenie: „Daj mi spokój, czym ty mi zawracasz głowę!”.

„Tego nie wiesz?”.

„Ty tego nie wiesz, przecież to ty chodzisz do szkoły! Czego tam cię uczą?”.

„To po co ja płacę za podręczniki, skoro z nich nie korzy­stasz.” Ech... Wydawałoby się, że rozmawiamy o tak błahej kwestii jak powiedzenie: „nie wiem”. Ale zobacz, jaką swobodę w relacji daje nam to, że możemy czegoś nie wiedzieć. Nie mu­simy kontrolować każdej rozmowy, kierować nią tak, by nie ze­szła na niewłaściwe tory. Mogę się nie znać na malarstwie, mogę też przyznać się, że pierwszy raz słyszę termin „dadaizm”, i do­pytać, co oznacza.

Albo swobodnie zadawać pytania. „Nie rozumiem, co pan do mnie mówi, panie doktorze, teraz poproszę duży­mi literami”.

Mam prawo tego nie wiedzieć, bo nie znam się na medycynie.

Skoro już jesteśmy świadomi, że możemy czegoś nie wiedzieć, nie musimy być nadludźmi, a zbliża się koniec naszej rozmowy, to może czas powiedzieć, że o procesie wychowania warto myśleć z przyjemnością?

Page 299: M. Liszyk-Kozłowska - Skąd się biorą dorośli. Dlaczego, u licha, nasi rodzice o tym n

Rodzic się myli. „Nie wiem”. „Nie umiem” 3 0 3

Także z ciekawością, z zainteresowaniem, ze zgodą na to, by powiedzieć: „Kocham moje dziecko, ale bywam nim zmęczona/ zmęczony i potrzebuję przeżyć chwile bez niego”. Wiem też, że nagrodą za zmęczenie, wyrzeczenia, codzienną łamigłówkę, jak połączyć wychowanie z pracą i innymi zadaniami, jest przeży­wanie miłości do dziecka i doświadczanie jego miłości.

To nasza ostatnia rozmowa, ostatnie zdania tej książki. I szu­kam w sobie słów, które pasowałyby do zakończenia. W pierw­szym odruchu zaczęłam układać zdania pełne patosu, ale po co? Powiem to tak po prostu. Dzieciństwo jest ważne. Przez całe życie.