Lodolamacz 034 [35]
-
Upload
matylda-stanowska -
Category
Documents
-
view
219 -
download
0
description
Transcript of Lodolamacz 034 [35]
uwaga – tu Nowa Huta !!!/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
bezpłatny dwutygodnik nowej hutynr 34 [35] / 8–21 lipca 2013/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Zdję
cie:
Joan
na U
rban
iec
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Parasol napraw, nie wyrzucaj
/// strona 8
Autostop nie do zatrzymania
/// strona 10
Szybowcem ponad kominami
/// strona 11
mamy wakacje
człowiek Góry
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///32///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Z każdym pokonanym metrem kolejne codZienne problemy maleją. rośnie natomiast ZnacZenie prZyrody, pojawiają się pytania – cZy i tym raZem natura poZwoli się odwiedZić? o otwarciu się na świat i Zdobywaniu nieZnanych sZcZytów opowiada alpinista piotr picheta. Gdy pytano jedneGo Z najwybitniejsZych himalaistów i alpinistów XX wieku jerZeGo kukucZkę o to, co cZuje, stojąc na ośmiotysięcZniku, odpowiadał: nic, trZeba schodZić. jak jest w twoim prZypadku?Największa radość jest dopiero w domu, na spokoj-nie, kiedy oglądam zdjęcia. Na górze staram się nie rozprężać. We wspinaczce fascynujący jest przede wszystkim sam proces zdobywania. Gdy ktoś pyta, po co jeżdżę w góry, to nie wiem, co odpowiedzieć. Gdybym wiedział, to pewnie bym już to osiągnął i przestał jeździć. Wiem na pewno, że to zmienia moją optykę postrzegania świata. Na co dzień żyjemy w murach, wśród różnych emocji, bardzo często ne-gatywnych. Patrząc na ogrom gór i przyrody, dostrze-gam, że przyziemne problemy są mało warte. Będąc na szczycie, zaczynam się uśmiechać.
żeby osiąGnąć sZcZyty, trZeba ZacZąć od sameGo podnóża. opowiedZ o swoich pocZątkach. Zacząłem się wspinać, mając dziewiętnaście lat. Mój dobry kolega Darek Rosnowski zaprowadził mnie na ściankę, pokazał, jak się wspinać i posługiwać sprzę-tem. Później ruszyliśmy na skały. Pod Krakowem mamy bardzo dużo rejonów wspinaczkowych. Zaczęliśmy od Zakrzówka. To jest bardzo dobre miejsce, żeby zacząć. Dla nas to był poligon, gdzie nabyliśmy doświadczenie. Po kilku latach poczułem, że to dla mnie za mało. Zapisa-łem się do Klubu Wysokogórskiego Kraków, tam zrobi-łem kurs skałkowy. Udało się – wszedłem w to środowi-sko. Spotkałem osoby, które tworzyły historię polskiego alpinizmu i himalaizmu, np. Mariana Bałę czy Andrzeja Skwirczyńskiego. Ci ludzie byli dla mnie przykładem. To mnie napędzało. Zaczęły się wyjazdy w coraz wyższe góry. Coraz mniej się bałem, coraz więcej chciałem.
jak wyGlądają prZyGotowania do wyprawy?Wszystko zależy od tego, dokąd jedziemy: czy na skały, czy na lodowiec. Odpuszczamy przygotowania na si-łowni, bo wspinanie to jest sport wytrzymałościowy, aerobowy. Nam potrzebna jest przede wszystkim wy-trzymałość mięśni, a dopiero później siła. Najlepszym treningiem jest samo wspinanie się. A my wspinamy się cały rok. Tworzymy zgraną grupę, każdy coś wnosi od siebie. Dzieliliśmy się zadaniami: jeden jest od logi-styki, drugi zajmuje się wyposażeniem, kolejni stroną internetową czy poszukiwaniem sponsorów.
ile macie wypraw rocZnie?Dużą, zagraniczną wyprawę organizujemy raz w roku. Do tego dokładamy wspinanie się w Polsce, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, w Tatrach, czasem w Alpach. Na długie wyprawy jeździmy zwy-kle latem, łatwiej wtedy o urlop i stabilniejszą pogodę. Zimą wspinamy się głównie w Tatrach. Kilku z nas pierwszy zagraniczny wyjazd zaliczyło w austriac-kich Alpach w maju 2008 roku. Zdobyliśmy wówczas najwyższy tamtejszy szczyt – Grossglockner. Potrak-towaliśmy ten wyjazd treningowo, jako przygotowa-nia do sierpniowej podróży do Gruzji. Tam dopiero doświadczyliśmy prawdziwej przygody górskiej. Wybraliśmy rejon mało odwiedzany, postrzegany przez turystów za najniebezpieczniejszy, gdzie daw-niej wielokrotnie dochodziło do porwań dla oku-pów. Wbrew zapowiedziom spotkaliśmy się z dużą otwartością i szczerą przyjaźnią miejscowych. Mity prysły. Byłem akurat po lekturze książki rosyjskiego alpinisty Aleksandra Kuzniecowa „A w dole Swane-cja” na temat tego regionu. Poznałem wszystkie pięk-ne rzeczy opisane w książce. Zdobycie najwyższego szczytu tych gór, Laili Lekheli (4008 m n.p.m.), zajęło nam trzy dni wspinaczki przez dzicz, bez kontaktu z cywilizacją. W Gruzji spędziliśmy miesiąc. W tym samym roku wybuchła tam wojna. Niemal w ostat-niej chwili uciekliśmy przed Rosjanami do Tibilisi, skąd ewakuowano nas do Armenii. Stamtąd samo-lotami rządowymi wróciliśmy do Polski. Przygoda niesamowita, ale żal nam było Gruzinów. To krewki, ale bardzo przyjazny naród. Wiele o tym kraju napi-sałem w blogu na stronie www.climbe.pl. Co do Eu-ropy, to w tym roku odwiedziliśmy Albanię, a kon-kretnie Bałkański Park Pokoju.
w posZukiwaniu sZcZytów dotarliście aż do aZji.W 2010 roku przyszła pora na Kirgizję. Obraliśmy sobie za cel Kokszał-tau, potężne pasmo górskie na pograniczu Kirgizji i Chin. Może 20 procent jego szczytów jest zdobytych, reszta jest dziewicza, ni-gdy nienazwana. Niektóre szczyty zdobyliśmy jako pierwsi i nazwaliśmy je po swojemu. Te nazwy są za-twierdzone przez prestiżowy amerykański serwis
„American Alpain Journal”. W kolejnym roku poje-chaliśmy do Pakistanu, w góry Karakorum. Niestety, wybrany przez nas szczyt obronił się dwa razy, po 33 godzinach wspinania brakło nam zaledwie i aż 50 metrów, ale szczyt aklimatyzacyjny Kuti Pokush (5750 m) został pokonany.
jak Zdaliście sobie sprawę Z teGo, że jednak nie dacie rady?Zdrowy rozsądek i intuicja. To było jedyne słuszne rozwiązanie, inaczej mogłoby się źle skończyć. Cza-sami trzeba po prostu odpuścić. Mówi się, że zdo-bywa się szczyty, a tak naprawdę to natura decyduje, czy pozwoli nam wejść na górę. Kiedyś chcieliśmy wejść na Mount Blanc. Mimo że był to maj, nasypało bardzo dużo śniegu. Drogę, którą w lecie pokonuje się w 6 godzin, my przeszliśmy w kilka dni i jej nie ukończyliśmy. Trochę działa szósty zmysł, trochę racjonalne przesłanki. Ale zwykle udawało mi się osiągać cele. W Kirgizji czasami koledzy nie mieli sił, odpoczywali, to ja, niesiony przypływem energii, sam zdobywałem niektóre szczyty.
a ile trwają i kosZtują takie eskapady?Pakistan i Kirgizja po około sześć tygodni. Gruzja miesiąc. Albania, w której byłem dwa razy, po 7-10 dni, podobnie wyjazdy alpejskie. Co do kosztów,
to staramy się je zawsze minimalizować. Jeździmy jednym samochodem, śpimy w namiotach, bierzemy jedzenie ze sobą. Wyjazd 7-8 dniowy przy rozsądnych działaniach to koszt około 350 zł. Albania kosztowała 500 zł, Kirgizja 3500 zł. Wyprawa do Pakistanu kosz-towała aż 5000 zł ze względu na sytuację kryzysową: żeby zdążyć na samolot, musieliśmy wynająć jeepa, bo zepsuł nam się autobus. Wyjazdy zagraniczne spędzamy, nie tylko wspinając się na góry. Nigdy nie odmawiamy sobie poznawania miejscowej kultury. Wspinaczka to jest sport. A lokalna kultura, kontakt z ludźmi, wędrowanie po uliczkach sprawia, że na-biera to smaczku. Obawiałem się wypraw do Indii czy Pakistanu. Ale czasem wystarczy się uśmiechnąć do ludzi na ulicy, żeby podeszli, zaczęli rozmawiać.
wspinanie posZerZa horyZonty, a cZy poZytywnie wpływa na Zdrowie?Zdecydowanie. Mamy lepszą kondycję, potrafimy się sprawniej i dynamiczniej poruszać. Zanim zacząłem się wspinać, miałem do czynienia ze sporem. Grałem w koszykówkę, trenowałem karate u Jana Dyducha na osiedlu Stalowym. Próbowałem to łączyć ze wspi-naniem się, ale po trzech miesiącach byłem prze-męczony, jak zombie. Teraz jestem skupiony tylko na wspinaniu, poza tym prowadzę od kilku lat zajęcia ze wspinaczki. Ogólnie ten sport jest bardzo popular-ny w naszym kraju, w każdym mieście są kluby zrze-szające po kilkuset członków.
a jak bliscy reaGują na twoją ekstremalną pasję?Rodzice zawsze się bali, gdy jechałem w wysokie góry, ale nigdy mnie od tego nie odciągali. Byli ze mnie dumni – z tego, co widziałem, gdzie byłem i co osią-gnąłem. Mama mówi, że spełniam jej marzenia: chciała chodzić po górach, ale nie miała takiej możli-wości. Swoją pasję łączę z graficznymi i artystyczny-mi umiejętnościami swojej kobiety, Kasi Kowalskiej: mamy sklep internetowy z koszulkami w alpinistycz-nym, wspinaczkowym designie.
Tekst: Tomasz PiwowarczykZdjęcia: Joanna Urbaniec oraz z archiwum Piotra Pichety
Osiągam niezdObyte szczyty
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
aktualności aktualności
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///54///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
disco na wypasie!Grill maNHattan B.B.Q to nie tylko
wędzone przysmaki, których można smakować podziwiając piękno fauny i flory Zalewu Nowohuckiego. To tak-że imprezy plenerowe. Po niedawnym sukcesie Dnia Dziecka pora na cyklicz-ne wydarzenia dla wszystkich nowo-hucian. Od lipca rusza projekt Disco
maNHattan. Bywalcy grilla, zajadając całą noc (!) fileta z kurczaka, pstrąga lub kiełbaskę będą mogli posłuchać szlagierów disco-polo oraz przebojów z lat siedemdziesiątych i osiemdzie-siątych. Szykują się smakowite, letnie noce na ulicy Bulwarowej!
(TP)
dZiało się! małopolski piknik lotnicZyiX edycja wyjątkowego wydarzenia
w kalendarzu lotniczym w tym roku upłynęła pod znakiem dwóch dni pikniku na terenie byłego lotniska Rakowice – tuż przy sąsiadującym Mu-zeum Lotnictwa.
Imprezę odwiedziło dziesiątki widzów, przyciąganych widokiem stat-ków powietrznych, które prezentowały swoje możliwości nad krakowskim nie-bem. Program pokazów był jak zawsze bogaty: organizatorzy pomiędzy stałe punkty programu ulokowali pokazy akrobacji, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem publiczności.
W podniebnym balecie można było ujrzeć takie gwiazdy, jak Jurgis Kairys na swoim wyjątkowym samo-locie do akrobacji Suchoj Su-26, wy-stępujący w towarzystwie grupy Aero-batic Yakkers (Ioan Postolache, Daniel Stefanescu) – latającej na Jakowlewie Jak-52TW. Pojawili się stali bywalcy Pikniku: Grupa Żelazny, tym razem
w doborowej obsadzie dwóch Zlinów 50 LS, pilotowanych przez Piotra Ha-berlanda i Tadeusza Kołaszewskiego, oraz Extra 330LC, za której sterami wystąpił Wojciech Krupa.
Niestety powoli staje się tradycją płatająca podczas pikniku figle po-goda. Na szczęście mimo wiszących niepokojąco czarnych chmur obyło się bez deszczu. Jednak niekorzyst-ne warunki meteorologiczne, które opanowały w tym czasie Europę, nie pozwoliły na przybycie na czas wszyst-kim zaproszonym. Tak jak w ubie-głych latach, na imprezie można było zobaczyć grupę rekonstruktorów hi-storii, zabytkowe samochody i sprzęt wojskowy. Przez dwa dni publiczności towarzyszył głos wyśmienitego histo-ryka lotnictwa Jana Hoffmanna, który na bieżąco relacjonował wydarzenia w powietrzu, udzielając przy tym nie-zapomnianej lekcji historii.
Tekst i zdjęcie: Filip Michno
FotoGraFuj i wyGrywajludzka pamięć bywa ulotna. Jednym
z najlepszych sposobów na utrwale-nie mijających dni jest robienie zdjęć. Zachęcają do tego nowohuckie pod-mioty, które na czas wakacji zorganizo-wały kilka konkursów fotograficznych.
Ośrodek Kultury Kraków-Nowa Huta oraz Stowarzyszenie Przyjaciół Nowej Huty zapraszają osoby powyżej pięćdziesiątego roku życia do udzia-łu w akcji „Wakacyjna Małopolska w obiektywie seniora”. Nabór prac odbywa się w trzech kategoriach: Ple-nery Małopolski, Obiekty Małopolski oraz Małopolskie Wydarzenia. Każdy uczestnik może zgłosić jedną fotografię. Termin upływa 22 września. Najlepsze zdjęcie wybierze jury, będzie też osob-
ne glosowanie internautów. Oprócz tego Stowarzyszenie Przyjaciół Nowej Huty zaprasza na bezpłatne warsztaty fotograficzne. Zgłoszenia przyjmowa-ne są do 10 lipca. Więcej informacji na temat akcji pod numerem telefonu 12 644 68 10 (wewnętrzny 25).
konkurs dla wszystkich organizuje na-tomiast C-2 Południe Cafe. Zabawa
polega na zrobieniu najlepszego waka-cyjnego zdjęcia w kawiarni na osiedlu Górali 5. Do wygrania jest możliwość bezpłatnego wynajęcia lokalu na im-prezę zamkniętą. Konkurs przeprowa-dzony jest na profilu facebookowym kawiarni i trwa do 1 października.
(TP)
nowohuckie centrum latajak wypełnić lukę pomiędzy wakacyj-
nym obozem w górach, a rodzinnych wyjazdem na Mazury? Odpowiedź zna Nowohuckie Centrum Kultury, które przygotowało bogatą ofertę na okres wakacyjny.
Dział artystyczny przygotował kursy tańca towarzyskiego dla mło-dzieży i dorosłych. Program obejmuje dziesięć tańców towarzyskich (stan-dardowych i latynoamerykańskich) oraz elementy salsy i disco. Oprócz tego na panie czeka kurs kubańskich technik tanecznych i zumba. Z myślą
o paniach w NCK-u odbywają się też letnie zajęcia gimnastyczne. Pracownia plastyczna zaprasza dzieci na codzien-ne zajęcia plastyczne i ceramiczne. Sek-cja Edukacji Kulturalnej oferuje kurs języka migowego i pierwszej pomocy. Natomiast Dział Politechniczny zachę-ca dzieci i młodzież do odwiedzenia pracowni modeli latających.
Dokładny program oraz szcze-góły zapisów znajduje się na stronie www.nck.krakow.pl. Informacje uzy-skać też można pod numerem telefonu 12 644 02 66.
koło w kwadraciew weekend 12–13 lipca w klubie
„SCK Kwadrat” przy ul. Skar-żyńskiego 1A odbędą się II Otwarte Mistrzostwa Krakowa w darcie kla-sycznym – czyli popularnych lotkach. W piątek o godz. 19.30 rozegrany zostanie deblowy turniej rozgrzew-kowy, zaś w sobotę zawody singlo-we męskie (od godziny 13) i żeńskie (od godziny 15).
Dla wszystkich widzów wstęp wolny, a dla chętnych do rywalizacji istnieje możliwość sprawdzenia swo-ich umiejętności rzucania lotką i wy-startowania w otwartych turniejach. Na miejscu istnieje możliwość wy-pożyczenia lotek oraz noclegu w aka-demikach Politechniki Krakowskiej. Dla najlepszych przewidziano na-grody pieniężne oraz kupony do wy-korzystania w barze. Organizatorem imprezy jest Polskie Stowarzyszenie Darta Klasycznego.
joGa w oGrodZiew Nowej Hucie jest coraz więcej ini-
cjatyw, które pokazują, że dzielnica to nie PRL-owski skansen, a atrakcyj-ne miejsce do spędzania czasu wolnego. Jedną z nich jest „Joga w Ogrodzie”.
— Ciągle słyszę, że Nowa Huta to szare blokowiska, a tak na prawdę to najbardziej zielona przestrzeń miejska w Krakowie! – mówi Jacek Paweł Dargie-wicz - pomysłodawca akcji „Joga w Ogro-dzie”. — Wyobraź sobie niedzielne popo-łudnie wypełnione jogą, w nowohuckim ogrodzie, którego jeszcze nie znałeś… – dodaje, zapraszając na bezpłatne zajęcia do ogrodu Klubu Kombinator.
Wakacyjne, niedzielne spotkania w ogrodzie połączone z zajęciami jogi mają pokazać, że Nowa Huta jest atrak-cyjnym miejscem spędzania wolnego czasu. Zajęcia jogi odbywać się będą popołudniami w każdą niedzielę wa-kacji. Prowadzić je będzie Magdalena
Gąsior, nauczycielka jogi, jednocześnie studiująca medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. — W swym nauczaniu łączę znajomość medycyny zachodniej, anatomii i fizjologii człowieka, z wie-dzą z zakresu filozofii i medycyny Da-lekiego Wschodu – opowiada Magdale-na. — Na zajęcia zapraszamy zarówno już ćwiczących, jak i tych pragnących rozpocząć swoją przygodę z jogą – do-daje trenerka. — Akcja nabiera rozma-chu: już zgłosiła się do nas firma Body Sculpture, która zaoferowała sprzęt do jogi. Dzięki temu osoby, które nie mają własnej maty, będą mogły ćwi-czyć na profesjonalnym sprzęcie – cie-szy się Jacek Dargiewicz.
Każdy kto chciałby wziąć udział w zajęciach proszony jest o zapoznanie się z regulaminem dostępnym na stro-nie www.jogawhucie.pl, tam też znajdu-je się dokładny harmonogram zajęć.
będę brał cię na misie w mej nysienowa huta po raZ trZeci Gościła rajdoZlot samochodów Z epoki prl-u. Z michałem chacińskim, spiritus movens wydarZenia roZmawiamy o starych samochodach i kobietach, cierpliwie ZnosZących chłopięce Fanaberie.
jakie były pocZątki rajdu?W 2010 roku pomyślałem, że w Nowej Hucie powinna się odbywać impreza cykliczna, która dodałaby kolorytu tej dzielnicy, w której dzieje się za mało. Tu się urodziłem, moi dziadkowie budowali Hutę, pomyślałem, że może wyjść z tego fajne połączenie – Nowa Huta i zabytkowe samochody, który-mi się pasjonuję. Z pomocą wielu osób i instytucji przetarliśmy szlaki, ale i tak większość rzeczy robiłem sam.
ile ZałóG ZGłosiło się rajd?W tym roku gościliśmy 170 uczestni-ków w prawie stu samochodach.
jakie samochody dominują?Przeważają samochody polskiej pro-dukcji: duże Fiaty, małe Fiaty.
a jak wyGląda rajd od kuchni?Nasza impreza nie polega na tym, by przyjechać samochodem w dane miej-sce, rozłożyć namiot i pić piwo. U nas cały czas dzieje się coś, co ma związek z epoką PRL-u – obiad w barze mlecz-nym, wynajem „ogórka”, zwiedzanie miejsc charakterystycznych dla Nowej Huty. Chcę utrwalić w uczestnikach inny obraz Nowej Huty. Nie tej, w któ-rej chodziło się w gumiakach, bo nie było chodników, ale jako miejsce waż-ne w historii.
co na to wsZystko twoja żona?Jest kochana. Zawsze podzielała moją pasję, dlatego trzy tygodnie temu ku-piłem jej samochód. Malucha, młode-go, bo zaledwie szesnastoletniego, za to w bardzo damskim kolorze wrzosu. Jeździmy razem na zloty, bardzo lubi jeździć syrenką. Wiem, że dla wielu jest to problem, ale w moim przypad-ku nie. Mam szczęście.
Tekst: Jakub KusyZdjęcie: nhzlot.pl
sZachowe i brydżowe potycZkiośrodek Kultury im. C. K. Norwida
zaprasza do siebie 19 lipca wszystkich miłośników szachów i brydża. Tego dnia na osiedlu Górali 5 odbędzie się otwar-te spotkanie brydżystów i szachistów: okazja do spotkania się z innymi gracza-mi i sprawdzenia swoich umiejętności. Ośrodek zapewnia kilka kompletów sza-chów i kart do brydża. Początek o godzi-nie 17 w sali nr 11. Wstęp wolny.
nowohucki pierwiastek letnic2okn – to wzór na wakacyjną
miksturę, którą na 19 lipca przyrządza C-2 Południe Cafe, Ośrodek Kultury im. C. K. Norwida oraz ARTzona OKN. Efekty zobaczymy na skwerze przed budynkiem na osie-dlu Górali 5, w godzinach od 15 do 22.
Na najmłodszych czekają m.in. warsztaty z Małą ART Zoną NH Bańki MydLane, malowanie twarzy i tatuaży, zabawy z chustą Klanza, Chodnikowy Obraz oraz gra w klasy. A dla wszyst-kich: makieta Nowohuckie Ziomki
– „Strzel Se Fotkę”, Dancing przy Gra-MoFoNie, LeżaKowanie, Nóg w Soli Moczenie oraz Kino z ProJekTora. Ka-wiarnia C-2 Południe Cafe zaprasza dodatkowo na eNHemiczne menu. Bę-dzie wybuchowo! (TP)
po raZ piętnasty – juliadacoroczny Młodzieżowy Festiwal Sportu
to krakowska tradycja ciągnąca się od 1999 roku. Przez cały lipiec młodzi spor-towcy rywalizują ze sobą w sumie w dzie-sięciu dyscyplinach sportowych. W po-przedniej edycji w Juliadzie wzięło udział aż osiemnaście tysięcy młodych ludzi.
W tym zainteresowanie także jest ogromne. Młodzi krakowianie mają
do wyboru takie konkurencje sportowe jak: streetball, piłka ręczna, tenis sto-łowy, futsal, piłka nożna, badminton, siatkówka, szachy, breakdance i wspi-naczka. Więcej informacji na temat zapisów uzyskać można w Com Com Zone przy ul. Ptaszyckiego 6 w godzi-nach 12-18 lub za pośrednictwem stro-ny www.mlodziez.info. (TP)
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Zdję
cie:
Joan
na U
rban
iec
taniec
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///76///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
dawid dec, bardZiej Znany jako „decó”, to bboy, raper i producent. urodZił się w świdnicy, ale od wielu lat miesZka w krakowie, GdZie tańcZy, tworZy i prowadZi warsZtaty tanecZne. break dance’em, a właściwie bboyinGiem Zajmuje się od 1992 roku.
bboying to prawdziwa nazwa tego tańca – tłumaczy Decó. — Ter-min „break dance” wymyśliły amerykańskie media, bo był bar-
dziej chwytliwy, i tak się już przyjęło.W 1999 roku Decó założył grupę
taneczną i muzyczną Stylowa Spółka Społem (www.stylowa.com), którą ak-tualnie współtworzy z DJ-em Przepla-chem. Grupa wydała do tej pory trzy rapowe albumy („Powrót do przeszło-ści”, „Podróż po przeszłości” i „Powrót po przeszłości”), na których Decó od-powiedzialny jest za wokale i produk-
cję. Do rapowania podchodzę na luzie. — Jeśli mam coś do powiedzienia, to mówię, a jak nie, to albo kleję nowy bit, albo jestem w sklepie z winylami, albo tańczę. Brzmienie Stylowej Spół-ki Społem jest klasyczne, „pozytywne”, nawiązujące do wczesnych lat hip-hopu. Podobnie jak brzmienie Szpilersów, drugiej ekipy Deca, którą obok niego tworzą perkusista Panda i DJ Sad Man
– i która właśnie zakończyła pracę nad albumem „zDECydowanie”.
Decó nie szufladkuje się jako tan-cerz albo raper czy producent. – Naj-
ważniejszy dla mnie jest hip-hop, jako kultura i forma wyrażania siebie, re-prezentowania swojego stylu – mówi. Największe sukcesy Decó notuje jednak w tańcu. Jest laureatem wielu krajowych i międzynarodowych konkursów dru-żynowych, ale – jak sam twierdzi – nie przykładał nigdy większej wagi do zwy-cięstw. — Jest kilka wygranych, które miło wspominam, ale na zawody za-wsze jeździlem przede wszystkim dla spotkań z ludźmi, porównania swoich umiejętności i pewnego rodzaju lekcji. Poza tym kiedyś w jury często siedzieli kolesie, którzy z bboyingiem mieli mało wspólnego, więc traktowaliśmy je raczej z przymrużeniem oka.
Dzięki zdobytej renomie od jakie-goś czasu Decó sam często zapraszany jest na konkursy taneczne w charakte-rze sędziego. Nie uznaje jednak tytułów typu „mistrz Polski” czy „mistrz świata”:
— Dla mnie dzień, w którym ten taniec stanie się dyscypliną olimpijską, będzie ostatnim dniem prawdziwego bboyingu.
Jego umiejętności doceniają nie tylko tancerze i fani tańca – Decó kilka-krotnie współpracował jako choreograf z krakowskimi teatrami (m.in. z Łaźnią Nową czy Teatrem Ludowym), wziął też udział w paru spektaklach, a w 2008 roku wystąpił nawet w filmie („Senność”). Cały czas udziela się również w licznych pokazach tanecznych (m.in. przy okazji imprez na 750-lecie Krakowa i 60-lecie Nowej Huty). Organizuje też własne cy-kliczne imprezy pod nazwą „Kontrola Stylu”. Przede wszystkim jednak skupia się na treningach prowadzonych dla mło-dzieży (m.in. od ponad 10 lat w NCK-u). W roku 2007 został wyróżniony przez Stowarzyszenie Promocji Tańca i Sportu
„XD” w Krakowie jako Najbardziej Ak-tywny Trener. – Dzięki tym zajęciom po-znałem różne osobowości – mówi. Przy-
chodzą do mnie czegoś się nauczyć, ale to tak naprawdę działa w obie strony: sam dużo nauczyłem się o sobie i swoim tań-czeniu, pokazując im podstawy bboyingu.
Jego wychowankowie zdobywają nagrody na krajowych i zagranicznych konkursach, uważani są obecnie za jed-nych z najlepszych tancerzy w Polsce.
– Wśród nich widzę wielu godnych na-stępców. Kiedy patrzę z perspektywy lat na chłopaków, których początki bboyin-gu związane są ze mną, jestem z nich dumny. W wielu przypadkach zdecydo-wanie mnie przegonili, co mnie cieszy – bo poznać mistrza po uczniach jego.
Dwa lata temu ukazał się ostatni do tej pory album Stylowej Spółki Spo-łem, który promował singiel „Don’t Stop the Body Rock po 30tce”, zresztą mocno przesiąknięty bboyingiem. Ale czy de-klaracja z tytułu kawałka jest zgodna rzeczywistością? Na pytanie o taneczną emeryturę Decó się śmieje. — Każdy le-karz, u którego do tej pory byłem, radzi mi już wyluzować. Przez 20 lat zajmo-wania się tańcem miałem wiele kontuzji, a najwięcej krzywdy wyrządziłem sobie na początku, robiąc wszystko po swo-jemu – bez rozgrzewek czy rozciągania. Wiek robi swoje: odczuwam obniżenie sprawności, dłużej muszę się rozgrze-wać, żeby czuć się swobodnie w tańcu, częściej coś pobolewa. Ale szybko do-daje: — Teraz więcej myślę podczas tań-czenia, nie szaleję już tak bardzo – robię wszystko własnym tempem, bez spinki. A nawet gdy mam gorsze dni, liczy się to, że ciągle mogę kontynuować to, czym podjarałem się za małolata. Bez trenin-gów po prostu źle mi się żyje, więc póki co nie planuję żadnej emerytury…
Tekst: Wojciech LulekZdjęcia: prywatne archiwum Deca
Body rock po trzydziestce,czyli: bez treningów źle się żyje
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Jazda Konna
ośrodek jaZdy konnej peGaZ to coś, cZym nowa huta może się pochwalić. klub Z ulicy łowińskieGo od 1981 roku sZkoli adeptów jeźdZiectwa. niepowtarZalny klimat sprawia, że kto ZacZynał jeźdZić prZed laty – wraca, a pasja jeźdZiecka prZyciąGa kolejne pokolenia.
Założycielem klubu jest Bogdan German, wy-chowanek majora Adama Królikiewicza, pierwszego polskiego medalisty olimpijskiego w konkurencji indywidualnej (na Igrzyskach
Olimpijskich w Paryżu 1924 roku). — Zaczynałem w Krakowskim Klubie Jazdy
Konnej, podobnie jak wielu jeźdźców z Nowej Huty. Jednak chciałem zorganizować coś u nas, na miejscu – wspomina nowohucianin. Dzięki przychylnemu spoj-rzeniu władz i pokonaniu ówczesnych problemów (np. z przydziałami na owies) – udało się wystartować.
— Jeździectwo jest jeszcze często uważane za eli-tarny sport, nie dla każdego dostępny – mówi Joanna Nowak, członkini klubu. — Po części jest to prawda: bo sprzęt i utrzymanie koni są nadal stosunkowo drogie. Poza tym to dość czasochłonne zajęcie, wy-magające przede wszystkim regularności. Jednak są miejsca, gdzie przyjść i uczyć się jazdy może każ-dy kto rzeczywiście chce poznać tajniki jeździectwa. Na przykład nasz klub – dodaje. Przygodę z końmi w klubie zaczynają już dzieci siedmioletnie, które uczą się jeździć na kucyku szetlandzkim (młodszym ośrodek proponuje tzw. „oprowadzanki”). W klubie jest kilkudziesięciu członków i sympatyków oraz spore grono niezrzeszonych miłośników jeździectwa. Do ich dyspozycji jest w sumie osiem koni łącznie z kucykami. Kilka koni jest prywatnych, które ujeż-dżane są jedynie przez swoich właścicieli. Joanna
Nowak jest w klubie od około dziesięciu lat, a od czte-rech jeździ na swoim koniu o imieniu Wolant.
Konie to zwierzęta stworzone do galopu, więc tym żyjącym w ośrodkach jeździeckich trzeba przede wszystkim zapewnić odpowiednią ilość ruchu, np. wyprowadzając na padoki lub poprzez trening pod siodłem. Poza tym należy zadbać o odpowiednie wy-żywienie oraz opiekę weterynarza i kowala. A przede wszystkim trzeba się z koniem „dogadać”: poznać jego nawyki, temperament, przyzwyczajenia. Bez tego nie ma mowy o udanej współpracy.
— Jeździec i koń to są dwa żywe organizmy. Mu-szą się lubić, rozumieć i być ze sobą zgrani – mówi Joanna. A ci najlepiej współpracujący mogą cieszyć się sukcesami w zawodach jeździeckich.
raz w roku, zazwyczaj w ostatni weekend maja, organizowane są otwarte mistrzostwa klubu. Jeźdźcy rywalizują w dwóch konku-rencjach: skoki przez przeszkody i ujeżdże-
nie. Konkurencja skoków polega na pokonaniu parcour’u w jak najkrótszym czasie, z jak najmniej-szą ilością strąconych przeszkód. Ujeżdżenie to na-tomiast wykonanie sekwencji określonych figur na czworoboku. W pegazowych zawodach startują zawodnicy w wieku od kilku do kilkudziesięciu lat. We wrześniu odbywają się zawody klubowe. Trze-cie zawody, tzw. Hubertus, kończą jesienią sezon skokowy. Poza tym członkowie Pegaza rywalizują na arenie ogólnopolskiej. Klub ma w kolekcji me-dale Mistrzostw Polski.
Klubowicze spotykają się nie tylko w trakcje zawodów, ale również przy okazji rajdów oraz świąt. Bo jest to miejsce gdzie nie tylko „wpada się na jazdę”, ale w którym się „spędza czas”.
— Świetlica pęka w szwach – opisuje „klubowe opłatki” Joanna. Członkowie klubu bardzo się z nim utożsamiają. I na nich liczy pan Bogdan, zapytany o przyszłość ośrodka.
— Nadzieja jest w ludziach. Na szczęście mamy bardzo zaangażowanych członków – mówi, wspomi-nając o ich pracy społecznej na rzecz klubu. Pegazo-wi pomaga też miasto przyznając granty na poczet szkolenia młodzieży. Czego życzyć przeszło trzy-dziestoletniemu ośrodkowi? „Końskiego zdrowia”? Niekoniecznie. — Konie to wbrew pozorom bardzo delikatne i wrażliwe zwierzęta – mówi pani Joanna głaszcząc swojego, szczerzącego ogromne zęby, ważą-cego ponad pół tony pupila.
Tekst: Tomasz PiwowarczykZdjęcia: Anna Szałaj
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
galOp nOwOhuckiegO pegaza
seZon oGórkowy nie dla hiphopowcównadchodZi cZas roZpocZęcia prób do projektu, w którym Głos Zostanie oddany hiphopowcom. wyłonieni podcZas castinGu ucZestnicy spektaklu - koncertu, który wyreżyseruje ewelina marciniak, to młodZi ludZie mający nam wsZystkim coś ważneGo do powiedZenia. jak w łaźni nowej FreestylerZy tworZyli swoje nowe światy, prZekonamy się jesienią. już teraZ trZymamy kciuki, by chłopakom udało się wsZystkich ZaskocZyć siłą prZekaZu i Falą poZytywnej enerGii!
tradycjaRzemiosło
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///98///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
roZmowa Z małGorZatą jaGiełło, cZeladnikiem parasolnictwa, właścicielką jedyneGo Zakładu naprawy parasoli w nowej hucie.
w prZeciąGu ostatnich dni, kiedy sZalały desZcZe, kupiłam parasol Z któreGo jestem bardZo Zadowolona. jednak Gdyby mi się Zepsuł, to chyba beZ więksZeGo sentymentu bym się Go poZbyła.Ostatnio przyszła do mnie klientka, której synowa wy-rzuciła parasol do śmieci, bo był potargany. Przeszyłam na maszynie jeden i drugi klin, pani zapłaciła parę gro-szy i wyszła zadowolona, z parasolem prawie jak nowy. A mogłaby go nie mieć, gdyby w porę nie zareagowała. Po co od razu wyrzucać? Lekko zniszczonych butów czy trochę przetartych spodni człowiek od razu się nie pozbywa, to dlaczego tak postępować z parasolem?
bo w Gruncie rZecZy chyba niewiele osób wie, że istnieje punkt naprawy parasoli.To prawda, chociaż nie do końca. Najbardziej zasko-czeni są młodzi ludzie, którzy tędy przechodzą. Stają przed witryną, niekiedy wchodzą i pytają: „Tutaj się naprawia parasole? Myśmy nie wiedzieli, że coś takie-go istnieje!”. Nikt im nie przekazuje, że taki przed-miot jak parasol można naprawić, a nie od razu wy-rzucać. A zakład istnieje w tym miejscu od 1963 roku!
i pani dZiała w nim od sameGo pocZątku?To był zakład mojej teściowej, która była mistrzem parasolnictwa. Przyszłam tutaj w 1972 roku na prak-tykę, przyuczyć się do zawodu – i tak już zostało. Właściwie można powiedzieć, że jestem tutaj od 1978 roku, z małymi przerwami.
w chwili obecnej w krakowie Znajdują się dwa teGo typu Zakłady.Mój i jeszcze jeden, w Podgórzu. Kiedy zdobywałam dyplom na czeladnika parasolnictwa, zakładów w sa-
mym Krakowie było prawie 15. Teraz już tego nie ma, mało tego, obawiam się, że kiedy ja nie będę mogła już pracować, to nasze rzemiosło się po prostu skoń-czy. Ludzie przyjeżdżają do mnie z każdego zakąt-ka Krakowa, ostatnio nawet jeden pan przesłał mi pocztą parasol z Zakopanego, bo w jego pobliżu nie ma nigdzie zakładu naprawy parasoli, a bardzo mu na tym parasolu zależy.
cZyli jednak w dobie jednoraZówek ZdarZają się parasole, do których cZłowiek może mieć ZwycZajnie sentyment.Oczywiście. Są i jednorazówki, i porządne parasolki, zarówno nowsze, jak i starsze, po kimś odziedziczone. Dużo jest przypadków, że młodzi ludzie dziedziczą mieszkania po swoich dziadkach i tam znajdują cały ich dobytek, między innymi takie właśnie zabytko-we parasole. Ostatnio robiłam pokrycie na parasol, który miał na pewno 40 lat – przyniosła go dwójka młodych ludzi i strasznie się wzruszyłam, bo ja się jeszcze na takich przyuczałam do zawodu! Dla mnie jest to ogromna radość, że ktoś z takim parasolem przyjdzie i jeszcze zechce go naprawić, żeby mieć go do użytku albo nawet po prostu na pamiątkę.
ZdarZają się tak popsute parasole, że nie nadają się do naprawy, tylko od raZu do kosZa?Różne rzeczy w parasolu się psują. W dobie automa-tów i parasolek składanych rączka psuje się bardzo rzadko. Najczęściej naprawa dotyczy samego mecha-nizmu, drutów albo pokrycia. Ale zdarzają się różne przypadki. Ostatnio zajęłam się parasolką dziecię-cą – była tak zniszczona, nigdy nie widziałam cze-goś podobnego. Zostały jej tylko dwa druty z ośmiu!
Zaczęłam więc składać ten parasol jakby od nowa, zaczęłam go sztukować – brałam części z jednego parasola, z drugiego, obcięłam druciki, nawierciłam, podszlifowałam i udało mi się zrobić nową parasolkę. Klient mnie aż pocałował w rękę i powiedział, że ma naprawdę ogromny szacunek do takiego rzemiosła, które jeszcze istnieje, i że naprawdę muszę kochać ten zawód, skoro potrafię robić takie cuda.
i chyba się Zbytnio nie pomylił?Od samego początku chyba dobrze mi szło w tym, co robię. Zdarzają się takie momenty, że mam dwa, trzy dni wolnego i niby odpoczywam, ale jednak czuję, że czegoś mi brakuje, że ciągnie mnie tutaj, do zakładu. Najchętniej już bym przyszła, już bym coś robiła, wyszła między ludzi. Bo wiadomo jak to jest – klient przyjdzie zostawić parasol do napra-wy, ale też chwilę porozmawia, opowie coś o sobie. Każdy tego potrzebuje i jest to bardzo miłe, w pew-nym sensie też stanowi jakąś część tego, co robię.
a ludZi będZie chyba w najbliżsZym cZasie sporo, bo lato Zapowiada się podobno desZcZowo…Jeżeli pada deszcz – faktycznie, coś się dzieje w in-teresie. A tak dzień potrafi być do dnia niepodobny. Dawniej wyglądało to tak – nasz zakładowy „sezon” rozpoczynał się w marcu i kończył w połowie lip-ca, bo każdy chciał też spakować parasol do walizki na wakacje. Potem był urlop i na nowo zaczynało się we wrześniu aż do stycznia. Teraz bywa róż-nie, bo pogoda bywa naprawdę bardzo kapryśna. Na przykład w listopadzie zeszłego roku nie spadła ani jedna kropla deszczu!
cZyli oprócZ Zdrowia i ruchu w interesie należy pani życZyć także „ulewnych desZcZy”?(śmiech) Nie, po prostu żeby od czasu do czasu coś po-padało, wtedy każdy sobie przypomni, że ma w domu parasolkę. Chociaż w gruncie rzeczy parasole powin-no się naprawiać nie wtedy, kiedy pada deszcz, tylko właśnie wtedy, kiedy świeci słońce – żeby już wcze-śniej być w pełni przygotowanym na deszczowe dni.
Tekst: Anna PiwowarczykZdjęcia: Marcin Kądziołka
poGotowie dla parasoli/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Zakład istnieje w tym miejscu od 1963 roku!
podróże fascynacje
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///1110///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
– kurcZę, niGdy nie byłam w holandii – roZmarZyła się lidka. – ja też nie. a pojechałabym – Zorientowała się olka. – no to jedZiemy! – dośki nie trZeba było dłuGo namawiać.
rozmowa, przeprowadzona ponad dziesięć lat temu w Nowej Hucie, była krótka.. Narada też, decyzja podjęta błyskawicznie. Długa
miała być jedynie podróż trzech nasto-letnich buntowniczek na zachodni kra-niec jednoczącej się Europy. Pobieżny rzut oka na mapę, kierunek: zachód! Transport: samolot, pociąg, autokar? Za drogo i bez sensu. Auto? Za drogie paliwo. Jedziemy autostopem!
Nim jednak nasze bohaterki za-częły zdobywać ucywilizowany zachód, miały już na koncie pierwsze wyprawy na wschód Polski, a konkretnie w Biesz-czady w poszukiwaniu festiwalowych klimatów. Dojazd nad Solinę był skom-plikowany: PKS-em dostać się można było co najwyżej do Sanoka lub Leska, dalej trzeba było kombinować. Ale w su-mie co to za różnica, skoro i tak wariant oszczędnościowy musiał dotyczyć całej trasy? Więc w sumie bez znaczenia, czy pociąg jedzie do końca czy do Brzeska, i tak całą trasę trzeba pokonać stopem.
Kogo najlepiej i najłatwiej złapać? Tych, co jeżdżą zawodowo, regularnie i daleko, czyli kierowców TIR-ów. Wy-godnie (zwłaszcza dla jadącej w kabinie z łóżkiem), w miarę bezpiecznie i przede wszystkim zajechać można było daleko. Kierowców ograniczał tachograf, więc wsiadając, miało się zapewnione osiem godzin jazdy. A co życzliwsi kierowcy, korzystając z technicznych możliwości, układali naszym koleżankom dalsze etapy podróży, informując kolegów o po-trzebie zabrania trzech podróżniczek z miasta B do C. Czasem jednak nie było to takie proste i cały wyjazdowy łańcu-
szek się zacinał. Pewnego razu nie po-zostało nic innego jak rozbić swój obóz w parku w jakimś miasteczku w połowie drogi. A tu z rana niespodzianka: park ten był centralnym punktem miasta, to-też od wczesnych godzin życie toczyło się swoim spokojnym rytmem, a tłumy ludzi bacznie przyglądały się biwakującym, już nie do końca spokojnym obieżyświatkom. Niekiedy opatrzność objawiała się nad dziewczynami bezpośrednio – poprzez duchownych. Zwykle chętnie przyjmo-wali zabłąkane owieczki pod strzechę plebani. Poza jednym przypadkiem.
— Szczęść Boże, czy mogłybyśmy przenocować w parafii? Jesteśmy we trzy i nie mamy gdzie spać. Przyjechałyśmy z Krakowa – brzmiała z radością i nadzie-ją recytowana sprawdzona regułka.
— A ja z Warszawy – odpowiedział, szczerze uśmiechając się od ucha do ucha jegomość w koloratce, po czym… trza-snął drzwiami.
Gdy w zasięgu wzroku nie było plebani ani parafii, żeby nie wspominać o kasie na hotel, nasze wędrowniczki po prostu szukały schronienia wśród pospolitych mieszkańców. Wbrew pozo-rom – ludzie się nie bali i zapraszali pod dach. Kto by nie przyjął trzech dziew-czyn? Pewnie przed chłopakami byłyby większe opory. Bo przecież autostop to nie tylko zajawka nastolatek. Nasza trójca spotkała na szlaku podróżującego w ten sam sposób siedemdziesięcioletnie-go profesora matematyki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pośród napotkanych dobroczyńców wyróżnić należy wice-mistrza Holandii w boksie. Ananasów można było spotkać także wśród kierow-
ców. Pewna pani, zanim wpuściła Olkę na pokład holenderskiego samochodu, sprawdziła zaufanie do niej za pomocą wahadełka. Dziewczyna zdała celująco i miała okazję przejechać się niewielkim fordem. Po godzinie drogi wyszło na jaw, że podwożąca ją pani to Polka. Sami swoi. Troszkę nieswojo można było się natomiast poczuć po opowieści, że owa pani od czasu do czasu widuje na trasie Jezusa w trójkącie. Dobrze, że na trasie czuwał też św. Krzysztof, bo mogłoby być krucho. Skończyło się na nieodłącz-nym, choć nie dominującym elemencie wypraw – strachu. Jakiś tam zawsze był, w końcu jedzie się w nieznane. Ale na to są sposoby. Przede wszystkim: bun-towniczki-nierozłączki – zawsze podró-żują razem. Nawet gdy się zgubią, to mają ustaloną bazę. Po drugie: przyczajony kozik gdzieś tam musi być. Po trzecie: uśmiech i życzliwość do całego świata! A gdy to nie pomagało, to czasem trzeba było dać dyla z pędzącego TIR-a...
W końcu bezkresna podróż się koń-czy, adrenalina opada. Pora na relaks, czy-li najważniejszy punkt każdego wyjazdu
– imprezy. Co kraj, to obyczaj. Hiszpania, Portugalia – typowe południe: czerwo-ne wino, gitara, śpiew, roztańczone uli-ce. Holendrzy specjalizują się natomiast w imprezach w opuszczonych fabrykach. Pięć wielkich pomieszczeń, a w każdym inna muzyka. Niemcy to z kolei najlepsze imprezy techno. Choć sztywno-gotyckie klimaty, białe rękawiczki nie każdemu mogą pasować. Brytyjczykom do szczę-ścia wystarczy morze piwa i wcinane kur-czaki z frytkami.
Jak już jesteśmy w Wielkiej Brytanii: pewna historia zakwaterowania wiąże się ze Szkocją. Największy rozdźwięk po-między planowanym pobytem a rzeczy-wistością. Dziewczyny pojechały na trzy
tygodnie, a zostały osiem miesięcy. Wy-obrażając sobie widok z okna, trudno się dziwić: morze, a na morzu wyspa, którą co jakiś czas zalewało.
Nie samą imprezą człowiek żyje, a pięknymi widokami się nie naje. Szkoda pieniędzy na jakieś bzdury, skoro wszyst-ko, co trzeba, jest w zasięgu ręki lub... wędki. Skoro jest jezioro, to są ryby. I hoj-ni rybacy, obdarowujący chętnie błysz-czącymi przysmakami w sam raz do pie-czenia na ognisku. Ostatecznie można też skorzystać z miejskiej oferty socjalnej.
Mimo zawężonego do granic absur-du budżetu, czasem nie starczało fun-duszy i trzeba było pomyśleć o zarabia-niu. Kombinować trzeba było zwłaszcza przy dłuższych wyjazdach. Tu pomoc przy roli, tam zbieranie truskawek, jesz-cze gdzie indziej sprzątanie na budo-wie. W Hiszpanii uprawa pomarańczy, a w Holandii – jakżeby inaczej – praca w największej fabryce kwiatów.
Kwiatami obsypywał pewien Por-tugalczyk jedną z naszych podróżniczek. Bo jak w każdej historii i tutaj nie mogło braknąć wątku miłosnego. Lidka za-durzyła się po uszy w Jose, zapewniając przy okazji koleżankom lokum na cały miesiąc. I to jakie: dom na skale, palem-ki, kaktusy... Miłość autostopowiczki nie przetrwała próby czasu i odległości.
A czy uwielbienie do zwariowanych podróży przetrwa zmieniające się czasy, wszędobylski Internet, wygodę i oferty last minute? Internauci wymieniają się na forach „autostopowiczów” informa-cjami o sposobach dojazdu, noclegach, darmowym jedzeniu. Nie tędy droga! Nieważna wygoda, nieważna pogoda, li-czy się tylko dobra przygoda!
Tekst: Tomasz PiwowarczykWspółpraca: Aśka
sZybowcem ponad kominamiKrakowski Aeroklub powstał 30 stycz-nia 1928 roku w lokalu Stowarzyszenia Studentów Akademii Górniczo-Hut-niczej w Krakowie. Początkowo nazwa klubu brzmiała „Aeroklub Akademicki” z uwagi na zrzeszające go liczne grono młodzieży akademickiej. Nazwę, pod którą znany jest do dzisiaj, otrzymał w 1931 roku, kiedy na swoim koncie miał już własną imprezę samolotową, jaką był Lot Południowo-Zachodniej Polski, w której sukcesy odnosili m.in. tacy uznani lotnicy jak Franciszek Żwir-ko i Stanisław Wigura.
Szkolenia lotnicze nie od zawsze odbywają się na terenie lotniska w Po-biedniku Wielkim. Aeroklub przeniesio-no tu w 1953 roku z lotniska w Bodzowie.
— Myśmy dostali lotnisko, które w czasie II wojny światowej było polo-wym lotniskiem, właśnie tu, w Pobied-niku – opowiada prof. Edward Popiołek, który do klubu dołączył niewiele później.
— Po wojnie mieszkałem tuż obok lotniska w Czyżynach, które wtedy było lotniskiem wojskowym. Akurat nad moją szkołą codziennie przelatywał krąg samolotowy, a młodzi ludzie mają to do siebie, że zaczynają się czymś in-teresować wtedy, kiedy coś konkretnego zobaczą. W klasie maturalnej, w 1957 roku, dołączyłem do Aeroklubu – kole-dzy akurat szli się zapisać, jakoś tak się złożyło, że do nich dołączyłem i tak już zostało. Właściwie to latam już 57 lat, niektórzy mówią, że to połowa historii światowego lotnictwa, które liczy się od pierwszych prób lotu braci Wright w 1905 roku.
Profesor rozpoczął szkolenie szy-bowcowe na równi ze studiami, które również zaczął w 1957 roku. Był to też okres rozbudowy kombinatu w Nowej
Hucie. Jak mówi profesor, przeniesienie Aeroklubu do Pobiednika Wielkiego było niejako złączeniem z Nową Hutą, wtedy jeszcze w pełni powstającą.
— Wraz z kolegami podpatrywali-śmy budującą się Hutę i widziałem, jak ona się rozrasta. Było to imponujące, mieliśmy możliwość oglądania jej z lotu ptaka, bo nie było jeszcze zakazu latania w tym rejonie – wspomina prof. Popio-łek. - Mój kolega pisał pracę dyplomową z inżynierii środowiska i badał zanie-czyszczenie powietrza nad kombinatem w taki sposób, że pobierał próbki latając szybowcem nad kombinatem.
ZakaZ wlotu w chmury!Tradycje Aeroklubu są duże. Jest dru-gi co do wieku, po klubie działającym w Warszawie i jednym z najprężniej działających w Polsce.
— Polska ma najlepszych pilotów w świecie, jeżeli chodzi o pilotów pre-cyzyjnych i rajdowych, a najsilniejszą grupę stanowi grupa krakowska – mówi Edward Popiołek.
Jak wygląda proces szkolenia lot-ników? Zaczyna się całkiem niewinnie i bezpiecznie – od modelarstwa lotni-czego, żeby potem przejść na kolejny etap, jakim jest szkolenie na szybowcach, po których – jeżeli takie będą chęci – można zrobić kurs na latanie samolotem.
— Tak wygląda normalna droga, któ-ra przez lata funkcjonowała. Na szybow-cach można się niejako oswoić, co pozwa-la nabyte doświadczenie i zaczerpnięte nauki wykorzystać później w lataniu sa-molotem – tłumaczy profesor.
Bo dobrze wyszkolony pilot to taki, który potrafi przewidzieć niebezpie-czeństwo, jakie może się pojawić w trak-cie lotu. A te bywają różne, choć do naj-częstszych należy zaliczyć te związane
z warunkami meteorologicznymi. Ina-czej jest, kiedy chodząc po ziemi widać pogodę, która paręset metrów nad zie-mią potrafi być jeszcze bardziej zmien-na i kapryśna.
— W ciągu 5 tysięcy godzin, jakie wylatałem, najmocniejsze wspomnie-nia związane z niebezpiecznymi sytu-acjami, dotyczą właśnie zaskoczenia przez złe warunki pogodowe – mówi prof. Popiołek.
Co robi pilot w przypadku zasko-czenia przez pogodę?
— Trzeba przewidzieć, że może być sytuacja, która nie pozwoli pilotowi na dalszy lot. W tej chwili jest tak zna-komita służba meteorologiczna, każdy przed lotem może w komputerze zna-leźć aktualną pogodę, jak i pogodę dłu-goterminową, w dowolnym miejscu.
Nie może dojść do sytuacji, w któ-rej pilot nie miałby możliwości bez-piecznego odwrotu. Trzeba znać mapę, orientację, nie wolno wlecieć w chmurę. W chmurę można wlecieć tylko wtedy, kiedy ma się pewność, że jest się zawsze wyżej niż najwyższy obiekt w terenie. W przeciwnym wypadku może dojść do tragedii o jakich nieraz się słyszy w mediach – tłumaczy profesor.
sZybowce GórąTeoretycznie latać może każdy. Nie ist-nieją żadne ograniczenia, wystarczy tylko dobre zdrowie, chęć, lecz także pokora. Nie tylko wobec natury, z któ-rą trzeba się liczyć wzbijając się w nie-bo, ale również dla tych, którzy prze-kazują swoje doświadczenie. Jeżeli ktoś bowiem nie nadaje się do tego sportu, niech się liczy z tym, że prędzej czy póź-niej usłyszy o tym od instruktora.
— Jeżeli chodzi o predyspozycje do latania, to posiada je każdy, w zbio-
rze ogólnie predysponowanych do tego sportu – śmieje się profesor Edward Popiołek. — Wielu było takich, którzy zaczęli się szkolić, a widać było od razu, że się do tego, niestety, po prostu nie nadają. Czasem dochodzi do zbyt szyb-kiego awansu młodych pilotów, którzy mając środki finansowe zaczynają się szkolić, kupują potem samolot, a nie mają tego wprowadzania w postaci szkolenia np. na szybowcach. Tym sa-mym, ludzie nie mają szacunku przed zagrożeniem, które może się pojawić. A tu trzeba mieć naprawdę dużo rozsąd-ku, orientację w terenie i szacunek wo-bec sił wyższych, i to są kluczowe zasady do bycia dobrym lotnikiem.
Oprócz sekcji modelarskiej, szy-bowcowej i samolotowej, w krakowskim Aeroklubie istnieje jeszcze sekcja balono-wa. Do każdej z nich można się zapisać w każdej chwili, choć latanie balonem i szybowcem możliwe jest tylko w mie-siącach od kwietnia do października
Profesor Popiołek obecnie posiada tylko licencję samolotową, choć jak przy-znaje, siadanie za sterami szybowca jest tym, co może w lataniu być najpiękniejsze.
— W lataniu samolotowym na pew-no odbywają się ciekawsze zawody, mistrzostwa. Jest ich po prostu więcej, bo i sezon może trwać dłużej, nie jest aż tak bardzo zależny od pór roku. Pod względem czysto sportowym samolot jest z pewnością bardziej ciekawym urządzeniem – przyznaje profesor. — Natomiast latanie szybowcem… Proszę sobie wyobrazić – szybowiec wykręca się na trzy i pół tysiąca metrów i nagle jest się nad Krakowem na takiej wyso-kości… To jest właśnie piękno latania.
Tekst: Anna PiwowarczykZdjęcie: Archiwum Aeroklubu
Autostopowiczki nie do zatrzymania!
Zdję
cie:
Joan
na U
rban
iec
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
piękno latania
trZeba mieć dużo roZsądku, orientację w terenie i sZacunek wobec siły wyżsZej jaką jest poGoda
– o lotnictwie sportowym mówi proFesor edward popiołek – kierownik katedry ochrony terenów GórnicZych wydZiału GeodeZji GórnicZej i inżynierii środowiskowej akademii GórnicZo – hutnicZej w krakowie, pasjonat teGo sportu, wielokrotny mistrZ polski i mistrZ świata w samolotowym lataniu precyZyjnym i rajdowym, cZłonek aeroklubu krakowskieGo. druGi Z najstarsZych aeroklubów w polsce obchodZi w tym roku jubileusZ 85-lecia istnienia.
turystykanurkowanie
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///1312///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
kiedyś ZanurZenie się w podwodny świat, o cZym śpiewali the beatles w prZeboju „yellow submarine”, było rarytasem. dZiś wcale nie trZeba być posiadacZem łodZi podwodnej, by ZobacZyć skarby ukryte na dnie oceanów. pasjonat nurkowania, FotoGraF Z Zamiłowania i wielbiciel Zatopionych wraków robert kacZmarcZyk prZybliża nam kulisy swojej pasji i sekrety podwodnej FotoGraFii.Zainteresował się pan nurkowaniem, bo klasycZna turystyka się panu ZnudZiła?Lata temu mój wuj zaraził mnie dwie-ma pasjami: nurkowaniem i moto-cyklami, których mam dziś cztery. Pierwszy raz nurkowałem w Egipcie, jak zresztą wielu tamtejszych turystów. Z tą różnicą, że niektórym wystarcza jeden raz pod wodą, a innym nie. By-łem zachwycony Morzem Czerwonym, które wygląda jak gigantyczne akwa-rium. Wiedziałem, że to nie będzie mój ostatni raz. Zrobiłem kurs i otrzyma-łem pierwszy certyfikat. Tak zaczęła się moja przygoda z nurkowaniem.
w podwodnym świecie ma pan swoje ulubione miejsca? W Polsce nurkuję głównie na Zakrzów-ku, bo jest to świetny zbiornik wodny
– i dla doświadczonych, i dla począt-kujących płetwonurków. Na dnie jest autobus, do którego można wejść, ka-wałek samolotu, a nawet tablica Jana Pawła II! Niedawno zatopiono tam drewniany statek zrobiony przez ma-niaków nurkowania, specjalnie po to, by go potem tam zwiedzać. Na Za-krzówku jest – jak na polskie warun-ki – bardzo dobra widoczność, między innym dlatego staje się on coraz bar-dziej popularny. Niestety to sprawia, że czasami potrafi być tu nawet stu nurków, więc dla komfortu staramy się jeździć tam poza godzinami szczy-tu. Ale przyznam, że najbardziej lubię ciepłe klimaty i najchętniej nurku-ję w Adriatyku. W Chorwacji mamy trzy polskie bazy nurkowe, gdzie dwie z nich są krakowskimi bazami – kra-
kowska Nautica na wyspie Hvar oraz Nautilus w pięknych malowniczych Je-zerach, gdzie odpoczywamy z rodziną. Do Chorwacji jeżdżę nawet trzy, cztery razy w sezonie, bo wrażenia stamtąd są niesamowite, a rzeźby skalne pod wodą – unikalne. Poza tym nurkuję w Oceanie Indyjskim, byłem na Mau-ritiusie i na Morzu Karaibskim.
kolumb podcZas swoich wypraw posłuGiwał się różą wiatrów – a jakich prZyrZądów używają dZiś nurkowie?Nawigacja jest pod wodą bardzo waż-na. Tego uczy się podczas kursu, jed-nak schodząc pod wodę, nie polegamy wyłącznie na sobie. Bardzo pomocna jest technika informująca o wszystkich parametrach. Mamy mapy, komputery, które sygnalizują, na jakiej jesteśmy głę-bokości, i kompasy. Oprócz tego jesteśmy wyposażeni w manometry informujące, ile mamy powietrza w butli. Ważny jest też odpowiedni strój, czyli pianka mokra albo suchy kombinezon – w zależności od temperatury wody, butla z powie-trzem, automaty, płetwy, kamizelka ra-tunkowo-wypornościowa, maska.
istnieje lista prZeciwwskaZań dla potencjalnych płetwonurków?Jedynym przeciwwskazaniem, o ja-kim słyszałem od lekarza, jest ciąża. Wiadomo że osoby z nadciśnieniem też muszą szczególnie uważać, ale
ja cierpię na tę przypadłość i nie wi-dzę u siebie żadnych negatywnych objawów. Nurkować może każdy, a krakowski klub Nautica organizu-je nawet nurkowanie dla osób nie-pełnosprawnych. Wbrew pozorom to bardzo bezpieczny sport, choćby dlatego że nurkujemy w parach i mo-żemy zawsze liczyć na pomoc partnera. A co do możliwych niebezpieczeństw
– uważam, że w wodzie największym zagrożeniem są ludzie, a nie zwierzęta czy rośliny.
Ze swoich podwodnych podróży prZywoZi pan jakieś skarby? Raczej pamiątki w postaci fotogra-fii. Kiedy rozpoczynałem przygodę z nurkowaniem, chciałem podzielić się z innymi tym, co widziałem. Kupiłem więc pierwszy aparat i obudowę pod wodę, ale zdjęcia, które wtedy robiłem, były dość słabe. Dopiero po jakimś czasie zaopatrzyłem się w lustrzankę, dedykowaną obudowę do niej i profe-sjonalne lampy. Nigdy nie skończyłem żadnego kursu fotografii, ale staram się cały czas uczyć czegoś nowego od profesjonalistów. Początkowo foto-grafowałem rybki, rafy koralowe albo wraki. Fotografią podwodną na po-ważnie zająłem się po mojej wyprawie na Mauritius, gdzie poznałem innego nurka – również Roberta, z którym wpadliśmy na pomysł fotografowa-nia ludzi pod wodą. Nie płetwonur-ków, ale np. nowożeńców. Pierwszą taką sesję zrobiliśmy w Nowej Hucie, na basenie przy hotelu „Orient”. Jed-nak jedną z najbardziej niesamowi-tych sesji zrobiliśmy koledze, który ma niedowład nóg. Wciągnęliśmy go pod wodę na wózku inwalidzkim i w gar-niturze! Całą sesję można zobaczyć na www.zdjeciapodwodne.pl.
morskie Głębiny mają prZed panem jesZcZe sporo tajemnic. marZy pan o odkryciu atlantydy? Każde nurkowanie to niesamowita przygoda i nowe doświadczenie. Choć widziałem już wiele i odwiedziłem sporo miejsc, to wciąż jednak mnó-stwo zakątków pozostaje dla mnie niezbadanych. Na pewno chciałbym pojechać do Australii i do Meksyku, bo tam jeszcze nie nurkowałem. Pięk-ne widoki nie pociągają mnie tak jak wraki zatopionych statków. Można powiedzieć, że jestem fanem podwod-nego metalu (śmiech). Przed nurkowa-niem staram się poznać historię wra-ku, cel rejsu, informacje na temat tego, co przewoził – bo to sprawia, że wy-prawa jest jeszcze ciekawsza. Moim marzeniem jest móc nurkować jak najdłużej, bo interesujących miejsc na pewno nie zabraknie.
Tekst: Marzena RogozikZdjęcia: Anna Szałaj, z archiwumRoberta Kaczmarczyka
ilu ludzi, tyle różnych pomysłów na spędzanie wolnego czasu. Jedni wolą wygrzewać się na plaży, od cza-su do czasu leniwie wdrapując się na dmuchany materac, by podry-fować przy brzegu. Są jednak i tacy,
którzy zgodnie z nowymi trendami preferują aktywny wypoczynek. Coraz popularniejsze stają się czynne formy relaksu – począwszy od joggingu, przez wyprawy rowerowe, na wycieczkach górskich kończąc. Do zwolenników tej ostatniej aktywności należy rodzina Doroty i Marka Szalów, członków Hut-niczo-Miejskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznaw-czego w Krakowie przy ul. Bulwarowej 37.
— Od zawsze lubiliśmy wędrować i zwiedzać, między innymi dlatego parę lat temu związaliśmy się silniej z górami i Hutniczo-Miejskim Oddziałem PTTK w Krakowie – mówi Dorota Szala. – Pra-wie na wszystkie wycieczki wyruszamy z naszymi córkami. Choć każde z nas ma inne pasje i zainteresowania, góry są tym, co nas łączy. Lubimy nasze ro-dzinne wyprawy, a szczególnie te or-ganizowane przez Komisję Turystyki Górskiej. Ich trasa wiedzie Głównym Szlakiem Beskidzkim przez najpiękniej-sze tereny polskich Beskidów i mimo że w ubiegłym roku przeszliśmy ten szlak w całości w ciągu 18 dni z Wołosatego w Bieszczadach aż do Ustronia na Śląsku, to postanowiliśmy przemierzyć go raz jeszcze, etapami w przeciwnym kierun-ku. Jest niezwykle piękny i myślę, że jesz-cze nie raz na niego wrócimy.
Hutniczo-Miejski Oddział PTTK w Krakowie istnieje od 60 lat. W tym czasie w inicjowanych przez niego wy-cieczkach wzięło udział ponad 2 milio-ny osób. Niektórzy na wyprawy wyru-szają systematycznie, inni okazjonalnie. Oprócz wycieczek PTTK organizuje również wiele imprez turystycznych. W dziewięciu kołach i trzech klubach każdy może znaleźć coś dla siebie, bez względu na wiek czy poziom turystycz-nego wtajemniczenia. Koło Emerytów i Rencistów organizuje dla seniorów regularne grzybobrania i wycieczki
krajoznawcze. W podobnych aktywno-ściach biorą udział również osoby nie-pełnosprawne, które zrzesza Integra-cyjne Koło „Matragona”, bo góry mogą być przyjazne również dla nich.
Na tegoroczne wakacje oddział jak co roku przygotował bogatą ofertę turystyczną, nie tylko dla tych, któ-rzy postanowią w ten sposób spędzić swój urlop. Ci, którzy na aktywny odpoczynek mogą poświecić wyłącz-nie jeden dzień, również wybiorą coś z tegorocznej oferty PTTK. Wycieczki są bowiem zarówno kilku, jak i jed-
nodniowe. Cennik jest zróżnicowany: niektóre wyprawy to koszt zaledwie 30 zł, za inne – zagraniczne – trzeba za-płacić nawet 1600 zł. Także oferta jest urozmaicona. Prócz wycieczek gór-skich można zapisać się na zwiedzanie miast, spływy kajakowe czy grzybobra-nia. Kalendarz zaplanowanych na ten rok imprez pęka w szwach. W lipcu można skorzystać z sześciu wycieczek, a w sierpniu aż z jedenastu!
— Wycieczki organizowane przez Hutniczo-Miejski Oddział PTTK mają bogate walory poznawcze, uczą nie tylko historii, ale przede wszystkim przyrody i geografii. Dzięki nim poznajemy kultu-rę i tradycję regionów, przez które wędru-jemy. Zaś góry, które przemierzamy, uczą czegoś bardzo ważnego: odpowiedzial-ności za drugiego człowieka. To dzięki ludziom z PTTK nauczyliśmy się, jak bezpiecznie wędrować po górach, i dzię-ki temu możemy dziś sami się zorganizo-wać i wyruszyć na górskie szlaki - mówi Marek Szala, sekretarz Klubu Turystyki Górskiej „Wierch” Hutniczo-Miejskiego Oddziału PTTK w Krakowie.
Dorota i Marek Szalowie często bio-rą udział w wycieczkach organizowanych przez PTTK. O szczegółach każdej wy-prawy, przebytych trasach i atrakcjach, jakie mieli okazje zobaczyć, piszą na swo-im blogu „Zanim znów wyruszysz w góry” (www.gorskiewedrowki.blogspot.com). Dla nich aktywny wypoczynek w gronie
rodzinnym to najlepsza forma spędzania wolnego czasu.
Wszystkie wycieczki organizowane przez Hutniczo-Miejski Oddział PTTK w Krakowie dostępne są dla każdego – nie trzeba być członkiem towarzystwa. Wystarczy spakowany plecak, odpo-wiednie obuwie i szczere chęci. A kiedy już znajdziemy się na szlaku, można beztrosko zanucić „oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba…”
Tekst: Marzena RogozikZdjęcia: Archiwum PTTK
wraZ Z hutnicZo-miejskim oddZiałem pttk w krakowie promujemy aktywny wypocZynek na łonie prZyrody! Za Górami, Za lasami... cZekają na was bajkowe krajobraZy.
podążając górskim szlakiempOdwOdne ekspedycje
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
redakcja
lodołamacz///bezpłatny dwutygodnik nowej hutylodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 2013///1514///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Lodołamacz, bezpłatny dwutygodnik Nowej Huty. Nakład: 10 tysięcy egzemplarzy. Redaktor Naczelna: Matylda Stanowska. Redaktor prowadzący: Tomasz Piwowarczyk. Stała współpraca: Sonia Kozińska, Eliza Kubiak, Weronika Kupiszewska, Katarzyna Kąkolewska, Filip Michno, Anna Lepszy, Anna Piwowarczyk, Marzena Rogozik, Anna Szałaj, Anna Szczygieł, Joanna Urbaniec, Jarosław Tochowicz, Małgorzata Wąsik, Małgorzata Wierzchowska, Jacek Paweł Dargiewicz, Marcin Kądziołka, Jakub Kusy, Łukasz Lenda, Tomasz Bohajedyn. Projekt graficzny i łamanie: Creator.pl/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /Adres redakcji: Teatr Łaźnia Nowa, osiedle Szkolne 25, tel. 12 425 03 20 w. 41, 42; tel. kom. 500 641 948; [email protected]; Lista dystrybucji: www.facebook.com/Lodolamacz.PismoLudziWalczacych. Reklama: Barbara Hoffmann, tel. 12 680 23 41; Wydawca: Teatr Łaźnia Nowa. Druk: Polskapresse./ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania nadesłanych tekstów. Nie zwracamy materiałów niezamówionych. Nie uzasadniamy powodów niepublikowania tekstów. Redakcja i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń. Poglądy i opinie przedstawiane w publikowanych artykułach i opiniach czytelników niekoniecznie są zgodne z poglądami wydawcy i redakcji. Reprodukowanie bez zgody wydawcy jakichkolwiek materiałów zawartych w czasopiśmie Lodołamacz jest niedozwolone.
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Gra
fika:
Łuk
asz
Lend
a
wymaGana seGreGacja
stanisław Gawliński w wywiadzie dla Lodołamacza wspo-mniał, że karierę fotografa zaczynał od robienia zdjęć…
śmieciom. Temat z tego sektora jest zawsze na czasie, więc po latach znów publikujemy w prasie zdjęcie odpadów w wykonaniu nowohuckiego fotografa. Zwłaszcza od lipca, po „reformie śmieciowej”, warto być czujnym!
wakacje
Sezon dla obieżyświatównad morZe cZy w Góry? ryZykujemy i licZymy na dobrą poGodę w polsce cZy jedZiemy do ciepłych krajów? bierZemy dZieci Ze sobą cZy rZucamy je na – dosłownie – Głęboką wodę i wysyłamy na nadmorską kolonię? to już ostatni cZas na roZstrZyGanie wakacyjnych dylematów. a dla biur podróży ostatni moment na prZyciąGnięcie klientów.
Firm oferujących wakacyjny wy-jazd jest wiele. Niektóre oferty są bardzo do siebie zbliżone, za-równo pod względem ceny, jak
i standardu. Rywalizacja o turystę ociera się więc też o inne płaszczyzny.
— Dbamy o to, żeby klient nie tylko wykupił u nas turnus, ale także wrócił w kolejnym sezonie – twierdzi Mar-cin Pawlik, właściciel biura Ecotravel z osiedla Niepodległości. – Mocno sta-wiamy na obsługę klienta. Staramy się go dobrze poznać, dowiedzieć się, jakie ma oczekiwania – tłumaczy. Faktycz-nie, wakacyjne oczekiwania Polaków są spore, ale i oferta jest bogata: w miej-sca i warianty wyjazdu. Bez solidnego doradztwa ani rusz.
Jakie są najważniejsze kryteria przy wyborze miejsca wypoczynku? Przede wszystkim cena. Wycieczkę można kupić już za niespełna tysiąc złotych. Górnej granicy raczej nie ma, bo ludzka fantazja turystyczna jest nie-okiełznana. Pojechać można praktycz-nie wszędzie. Wybierane są najczęściej ciepłe kraje, z uwagi na kolejne kryte-rium: pogodę. Niestety, mimo senty-mentu do gór czy polskiego morza nie-którzy po prostu nie chcą ryzykować czekania wielu miesięcy na deszczowy urlop i jadą wygrzać się do Bułgarii, Chorwacji, Hiszpanii czy Tunezji.
Nowohuckie biuro specjalizuje się m.in. w sprzedaży obozów i kolonii dla młodzieży. Rodzice, wybierając wakacje
dla swoich pociech, korzystają głównie z ofert krajowych. I wysyłają na samo-dzielne wczasy już pięcioletnie dzieci.
— Gdy dziecko jedzie pierwszy raz, doradzamy wyjazd nieopodal miejsca zamieszkania – zaznacza pani Edyta Karpała zajmująca się obsługą klien-ta w Ecotravel. — Wówczas rodzic ma możliwość odwiedzić pociechę, gdy-by coś się działo – tłumaczy. Zwykle jednak dzieci doskonale odnajdują się w wakacyjnych klimatach. Zwłaszcza jeśli wakacje będą zgodne z ich zaintere-sowaniami. Obozy są podzielone tema-tycznie: bajkowe, rycerskie, piosenkar-skie, paintballowe, kładowe. Czasami w cenie pobytu zawarte są wszystkie atrakcje, niekiedy dzieci mogą je sobie same dokupić na miejscu. Tematyczne są też niektóre oferty dla dorosłych. By-wają wczasy zdrowotne czy odchudzają-ce. Niektóre mają charakter objazdowy, np. do Skandynawii. Dominują jednak bardziej statyczne tropiki.
Czasem na perspektywę skąpanej w słońcu plaży cień rzucają coroczne
doniesienia o bankrutujących biurach podróży. Dla ich klientów wymarzone wakacje zamieniają się w koszmar.
— Biura padają, nie wytrzymują konkurencji. Często zależy to od ko-niunktury panującej na rynku – twier-dzi Marcin. Na kondycję biur wpływa i zarządzanie, i czynniki zewnętrzne, takie jak na przykład sytuacja poli-tyczna. – Czasami zdarza się, że biura wcześniej wykupują miejsca w hotelach, jednak w wyniku kataklizmów czy wojen wycieczka nie dochodzi do skut-ku – dodaje. Jak twierdzi, wybierając ofertę trzeba dokładnie czytać umowę, dowiedzieć się, kto jest faktycznym or-ganizatorem. I korzystać ze sprawdzo-nych biur, które funkcjonują na rynku od wielu sezonów.
Prowadzone przez Marcina Paw-lika biuro działa już dwanaście lat. Pierwsze szlify organizacji turystyki zaczął jednak zbierać już dużo wcze-śniej, zaraz po liceum.
— Często jeździłem do Ojcowa. W międzyczasie odbyłem kurs przewod-
nika – wspomina początek czterolet-niego okresu oprowadzania wycieczek po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
— Później założyłem działalność o na-zwie „Dolina”. Doświadczenie i kon-takty zdobyte wcześniej w pracy jako przewodnik bardzo mi się przydały
– dodaje. Z czasem wycieczek było tak dużo, że ograniczył się do kierowania ekipą zza biurka. Od pięciu lat działal-ność zlokalizowania jest w budynku na osiedlu Niepodległości.
— Rozsądek, spokój, zwracanie uwagi na szczegóły, bieżąca obserwacja rynku to podstawy – wymienia Marcin, zapytany o tajniki sukcesu prowadze-nia biura podróży. — Każdy klient jest ważny, każdemu trzeba poświęcić czas
– mówi właściciel firmy wysyłającej no-wohucian w świat. A czy zagraniczne biura podróży mogą mieć niebawem w ofercie wycieczkę do Nowej Huty?
— Na pewno są u nas miejsca god-ne zwiedzania, np. dworki czy cała architektura budowana w czasach ko-munizmu. Ale jest dużo do zrobienia – zaznacza Marcin. — Nie ma zbyt wie-le obiektów noclegowych. Sam cały czas myślę o stworzeniu typowego
„nowohuckiego produktu turystycz-nego” – dodaje.
Póki co to nowohucianie objeżdża-ją nasz glob w poszukiwaniu tubylczych produktów eksportowych. I powinno to wyjść naszej dzielnicy na dobre. Jak to się mówi: „podróże kształcą”. Nie można całego roku spędzić na osiedlu. Wyjeżdżanie za granicę i zwiedzanie no-wych zakątków świata wcale nie oznacza braku lokalnego patriotyzmu. Przeciw-nie – obserwując inne światy, można wy-ciągnąć wiele wniosków, poznać rozma-ite rozwiązania i wykorzystać je później w kreowaniu przestrzeni wokół nas.
Tekst: Tomasz PiwowarczykZdjęcia: Joanna Urbaniec
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
uwaga – tu Nowa Huta !!!
lodołamacz///nr 34 [35] / 8–21 lipca 201316///
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Zdję
cia:
Jace
k Pa
ździ
or
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
piccolo coro dell'europajak wyglądałby świat, gdyby rządziły nim dzieci?
Projekt w reżyserii Igi Gańczarczyk inspirowany jest powieścią „Król Maciuś Pierwszy” Janusza
Korczaka, w której główny bohater inicjuje działalność dziecięcego sejmu, żeby wprowadzić szereg ważnych reform, jak i prekursorskimi koncepcjami samego Korczaka, dotyczącymi edukacji i równouprawnienia
dzieci. To również przewrotne nawiązanie do jednego epizodu z „Podróży Guliwera”, satyry Jonathana Swi-fta: Guliwer podczas pobytu w kraju Liliputów, obser-wując lokalne debaty, dochodzi do wniosku, że poli-tykę uprawia się według zupełnie absurdalnych zasad.
Piccolo Coro dell’Europa jest opowieścią o świe-cie widzianym z perspektywy dziecka, które potrafi go
ocenić, a następnie wykreować na nowo we własnym imieniu. To poruszająca historia o współpracy i wy-trwałości, zrealizowana w konwencji zabawy i z du-żym poczuciem humoru. Opowieść osadzona w świe-cie dziecięcych fantazji i zaskakującej pomysłowości, które pozytywnie pobudzają i inspirują zarówno ak-tora, jak i widza.
spektakl adresowany dla dorosłych i dZieci od 9 lat.bilety: normalny – 20 zł, ulgowy – 15 zł, rodzinny 2+1 (dwoje dorosłych i jedno dziecko) – 40 zł (każde kolejne dziecko w ramach biletu rodzinnego – 10 zł)
premiera: piątek, 19 lipca, godz. 19 spektakle: 20-21 lipca, godz. 18
reżyseria: iGa GańcZarcZyk /// scenariusZ: iGa GańcZarcZyk /// choreoGraFia: dominika knapik /// muZyka: daniel piGoński /// warsZtaty edukacyjne i współpraca dramaturGicZna: aGata otrębska /// scenoGraFia, kostiumy, światła: lataladesiGn (daGmara latała, jacek paźdZior) /// obsada: oliwia dębosZ, Gabriela Fielek, anna Gabańska, adam Gilarski, róża Głąbińska, ZoFia Gniadek, kuba kiełbiowski, maria krusZyńska, ZoFia krZysZycha, eliZa kucZyńska, alicja madejska, anastaZja martyniec, damian rusZkowski, dominika rykała, iGor wypiór
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / // / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /