Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed...

25
KATARZYNA BAZARNIK „Ksi¹¿ka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberatur¹ Na początku lat sześćdziesiątych ubieglego wieku Michel Butor, francuski pisarz i krytyk, opublikowal dwa artykuly: „Le livre comme objet” („Książka jako przedmiot”) i „Sur la page” („O stronie”) 1 , w których dokonal analizy zagadnień znaj- dujących się obecnie w samym centrum zainteresowania twór- ców liberatury, a mianowicie: materialności książki, przestrzeni dziela literackiego i integralności formy zapisu z przekazywaną treścią. Wydaje się, że inspiracją dla niego byl nieslychany roz- wój technik drukarskich i idąca za tym masowa dostępność książek, oraz rozwój innych technik zapisu informacji – chociaż o komputerach osobistych wtedy jeszcze nikomu się nie śnilo. Analizując ówczesną sytuację Butor stwierdzal, że książka w tej formie, w jakiej ją znamy, nie jest nieodzowna i niezastąpiona, a cywilizacja slowa drukowanego może zostać z powodzeniem zastąpiona przez cywilizację innej formy zapisu, na przyklad „cy- wilizację nagrań”. Powinno to zmusić pisarzy do przemyślenia ich stosunku do książki. Trzeba tu podkreślić, że Butorowi nie chodzilo o stosunek do rodzajów czy gatunków literackich, ale o stosunek do książki jako przedmiotu – fizycznego obiektu, który móglby aspirować do miana dziela sztuki, gdyby tylko pi- 171 1 1 Eseje te wchodzi³y pierwotnie w sk³ad Répertoire II, 1963. T³umaczenie frag- mentów „Le livre comme objet” i „Sur la page” na podstawie Essais sur le roman, Gallimard, Collection tel 2000. Wszystkie cytaty z artyku³ów Butora w niepubliko- wanym przek³adzie Rados³awa Nowakowskiego.

Transcript of Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed...

Page 1: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

KA TA RZY NA BA ZA R NIK

„Ksi¹¿ka jako przed miot” Mi che laBu to ra czy li o li be ra tu rze przed

li be ra tur¹

Na początku lat sze ś ć dzie siątych ubiegłego wie ku Mi chelBu tor, fran cu ski pi sarz i kry tyk, opu b li ko wał dwa ar ty kuły: „Leli v re com me ob jet” („Książka jako przed miot”) i „Sur la page”(„O stro nie”)1, w któ rych do ko nał ana li zy za gad nień zna j -dujących się obe c nie w sa mym cen trum za in te re so wa nia twó r -ców li be ra tu ry, a mia no wi cie: ma te ria l no ści książki, prze strze nidzieła li te ra c kie go i in te gra l no ści fo r my za pi su z prze ka zy wanątre ścią. Wy da je się, że in spi racją dla nie go był niesłycha ny roz -wój te ch nik dru ka r skich i idąca za tym ma so wa do stę p nośćksiążek, oraz roz wój in nych te ch nik za pi su in fo r ma cji – cho ciażo ko m pu te rach oso bi s tych wte dy je sz cze ni ko mu się nie śniło.Ana li zując ów czesną sy tu a cję Bu tor stwier dzał, że książka w tejfo r mie, w ja kiej ją zna my, nie jest nie od zo w na i nie zastąpio na,a cy wi li za cja słowa dru ko wa ne go może zo stać z po wo dze niemzastąpio na przez cy wi li za cję in nej fo r my za pi su, na przykład „cy -wi li za cję na grań”. Po win no to zmu sić pi sa rzy do prze my śle niaich sto sun ku do książki. Trze ba tu pod kre ślić, że Bu to ro wi niecho dziło o sto su nek do ro dza jów czy ga tun ków li te ra c kich, aleo sto su nek do książki jako przed mio tu – fi zy cz ne go obie ktu,któ ry mógłby aspi ro wać do mia na dzieła sztu ki, gdy by ty l ko pi -

171

1

1 Ese je te wcho dzi³y pie r wo t nie w sk³ad Répertoire II, 1963. T³uma cze nie fra g -men tów „Le li v re com me ob jet” i „Sur la page” na pod sta wie Es sa is sur le ro man,Gal li mard, Col le c tion tel 2000. Wszy stkie cy ta ty z ar ty ku³ów Bu to ra w nie pu b li ko -wa nym przek³ad zie Ra dos³awa No wa ko wskie go.

Page 2: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

sa rze wzię li pod uwa gę mo ż li wo ści drze miące w sa mej jego ma -te ria l nej kon stru kcji.

Dla te go te¿ ka ¿ dy ucz ci wy pi sarz sta je dzi siaj przed pro ble mem ksi¹¿ki. Czy przed miot ten, dziê ki któ re mu tyle siê wy da rzy³o, ci¹gle je sz cze jest przy da t ny, aje œli tak, to dla cze go? Na czym po le ga wy ¿szoœæ, je œli ta ko wa ist nie je, tego spo -so bu prze cho wy wa nia na szych wy po wie dzi nad in ny mi? Jak je sz cze le piej wy -ko rzy staæ te za le ty?

Gdy by po dejœæ do tego pro ble mu wy sta r czaj¹co trze Ÿwo, od po wiedŸ wydasiê oczy wi sta, wywo³a ona jed nak pe w ne kon se k wen cje, któ re mog¹ zbiæ z tro pumniej prze ni kli wych kry ty ków: je dyn¹, lecz ja k ¿e znacz¹c¹ prze wag¹, jak¹ po -sia da nie ty l ko ksi¹¿ka, lecz pi s mo w ogó le, w sto sun ku do in nych spo so bów bez -po œred niej re je stra cji, bez po rów na nia wie r nie j szych, jest sy mu l ta ni cz neprzed sta wie nie na szym oczom tego, co uszy mog¹ chwy taæ ty l ko su kce sy w nie.Ewo lu cja fo r my ksi¹¿ki, od ta b li cy do ta b li cz ki, od zwo ju do ze szy tu znak³adaj¹cymi siê na sie bie ka r tka mi, za wsze by³a zo rien to wa na na wy eks po no -wa nie tej w³aœ nie ce chy2.

Wy po wiedź Bu to ra za wie ra wnio ski dokład nie od wro t ne doprze my śleń Les sin ga. Twó r ca „Lao o ko na” post rze gał li te ra tu ręjako sztu kę te m po ralną – li ne arną i roz wi jającą się w cza sie –bliższą mu zy ce. Na to miast Bu tor wy su wa na pie r wszy plan fi zy cz -ność książki, jej ist nie nie w prze strze ni, jej trój wy mia ro wość, cozbli ża li te ra tu rę do rze ź by czy ar chi te ktu ry, wzo r co wych sztukprze strzen nych. Na le żałoby tu zwró cić uwa gę na fakt, że za sad -ni czym pun ktem wyj ścia w ana li zie po rów na w czej ma la r stwa,któ re Les sing za li czał do sztuk prze strzen nych, i li te ra tu ry jestdzieło Ho me ra – czy li dzieło, któ re było roz po wszech nia ne po -przez re cy ta cję, a za tem rze czy wi ście było bli ż sze mu zy ce niżma la r stwu. Do pie ro wpro wa dze nie pi s ma, nie uchron nie gubiącjed ne wa lo ry (in to na cję, te m po, pa u zy dra ma ty cz ne) od kryłoprzed twó r ca mi nowe mo ż li wo ści. Fran cu ski kry tyk nie za prze -cza su kce sy w no ści wy po wie dzi, ale za uwa ża, że dzię ki umie sz -cze niu te kstu na płasz czy ź nie stron i w trój wy mia ro wej prze -strze ni two rzo nej przez gru bość wo lu mi nu, li te ra tu ra zy skaławłaś nie to, co ma do dys po zy cji ma larz i widz w ga le rii: mo ż li -wość sy mu l ta ni cz ne go prze ka zu i sy mu l ta ni cz ne go od bio rudzieła. Według nie go jest to im ma nen t na ce cha takiej fo r my za -pi su. Szcze gółowo oma wia, w jaki spo sób sy mu l ta ni cz ność prze -

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

1722

2 „Le li v re com me ob jet”, s. 131 (da lej cy to wa ne jako „Le li v re...”).

Page 3: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

ja wiała się w hi sto ry cz nym roz wo ju książki i co osta te cz nie za de -cy do wało, że książka przy brała zna ny nam kształt. Wa r to przy -wołać ten fra g ment w całości, bo wiem una o cz nia on de cy zjetwó r cze, któ re „li be ra ci”3 po dej mują świa do mie, a inni li te ra ci,nie wra ż li wi na ten aspekt swej twó r czo ści, przy j mują za pe w niki w ogó le się nad nim nie za sta na wiają:

Do brze wie my, ¿e pierwsz¹ ko rzy œci¹ p³yn¹c¹ z pi s ma jest utrwa le niemowy, ver ba vo lant, scri p ta ma nent, ale pra wdzi wym cu dem nie jest to, ¿e po -zwa la nam ono od two rzyæ wy po wiedŸ, „przejœæ” przez ni¹ w ca³oœci, dzie siêæ,sto razy, ale ¿e za trzy mu je ono ka ¿ dy ele ment tej wy po wie dzi w chwi li jego po ja -wie nia siê, od daj¹c do dys po zy cji na sze go wzro ku to, co na sze ucho ju¿ prze pu -œci³o, po zwa laj¹c uchwy ciæ wszy stko od razu.

Gdy by wy po wiedŸ zna j do wa³a siê w ca³oœci na jed nej pro stej, wte dypocz¹tek bar dzo szy b ko sta³by siê trud no do stê p ny dla wzro ku kon ty nu uj¹cegoprze su wa nie siê. Jak œcie œ niæ tekst tego ro dza ju, by sto sun ko wo du¿¹ jego czêœæda³o siê ogarn¹æ w tym sa mym cza sie? „Bu stro fe don” (jed na li ni j ka biegn¹ca wjedn¹ stro nê, dru ga li ni j ka biegn¹ca w drug¹ stro nê, ja k by skry ba by³ ora czem za -wra caj¹cym za przêg z wo³ami do tar³szy do kra wê dzi pola; lecz taka fo r mu³a od -zna cza siê nie do god no œci¹, gdy¿ pra wie unie mo ¿ li wia roz po zna wa nie zna kówod wra ca nych co li nij kê); na wi ja nie na cy lin dry (lecz wte dy jed na czêœæ li ni j kiprzy kry wa drug¹ i st³ocze nie jest do syæ zna cz ne) itd. – lu dzie pró bo wa li ró ¿ nychroz wi¹zañ; jak dot¹d naj le p szym wy da je siê po dzie le nie li nii te kstu na od cin ki iumie sz cze nie ich je den pod dru gim tworz¹c w ten spo sób ko lu mnê.

Oczy wi œcie, ide a l nie jest, gdy to dzie le nie ko re spon du je z czymœ w te k œcie,a ten z ko lei ma byæ ar ty ku³owa ny mia ro wo. Ka ¿ da li ni j ka za pi su, a za tem ka ¿ deprze su niê cie wzro ku, ko re spon du je z pewn¹ jed nostk¹ zna cze niow¹, s³uchow¹;czas, w któ rym wzrok prze ska ku je z jed nej li ni j ki na drug¹ t³uma czy siê za wie -sze niem g³osu. Wów czas trans kry p cja jest ca³ko wi cie sa ty s fa kcjo nuj¹ca: mamyprzed sob¹, jak to mówi Mallarmé, „wers, czy li li ni j kê do sko na³¹”.

W ko lu m nie pro zy li nia jest prze ci na na w do wo l nym mie j s cu, zgod niez modu³em ilo œci zna ków, co po zo sta je do sko na le obo jê t ne w sto sun ku do te -kstu; w in nym wy da niu wy bie ra siê inny „ju stu nek”4 i ciê cie wy pa da w in nychmie j s cach – nie ma to ¿ad ne go zna cze nia. Za cho wu je my siê, ja k by w ogó le tegociê cia nie by³o. Ja k by œmy nie mie li cza su na za sta na wia nie siê nad miar¹ iuk³adem, wiêc prze cho dzi my nad tym do porz¹dku dzien ne go...

Tak, jak trze ba poci¹æ wstê gê wy po wie dzi na li ni j ki, któ re na zy wa my wer -sa mi, gdy ciê cie to jest uza sa d nio ne czymœ in nym ni¿ przy pa d ko wo œci¹ edy cji,tak te¿ bar dzo szy b ko przy cho dzi nam poci¹æ ko lu mnê na fra g men ty, któ re, je œlito po ciê cie jest uza sa d nio ne, na zy wa my stro fa mi lub aka pi ta mi.

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

173

3 3 Omó wie nia te r mi nów: „li be ra tu ra” i twó r ca „li be ra cki” zna j duj¹ siê w „Dla -cze go od Joyce’a do li be ra tu ry” oraz „Li ry ka, epi ka, dra mat, li be ra tu ra”, patrz s.V–XVI i s. 233–239 ni nie j sze go tomu.4

4 Gra s³ów: ju sti fi ca tion po fran cu sku to za rów no „ju stu nek”, jak i „uspra wie d li -wie nie, wyt³uma cze nie” (przyp. t³um).

Page 4: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

Stro fa do sko na³a, stro na do sko na³a, ni czym „wers, czy li li ni j ka do sko na³a”.

W zwo ju anty cznym fra g men ty ko lu m ny by³y u³o¿o ne je den obok dru gie gowzd³u¿ osi rów no leg³ej do prze bie gu s³ów, co spra wia³o, ¿e do syæ szy b ko ob ja -wia³y siê nie do god no œci ta kie, jak w przy pa d ku pie r wo t ne go zwi ja nia. Ksi¹¿kaw swej obe cnej fo r mie przy no si zna cz ny po stêp, wy ko rzy stuj¹c umy œl nie trze ci¹oœ (gru boœæ), pro sto pad³¹ do dwóch po prze dnich. Fra g men ty ko lu m ny uk³ada nes¹ za tem w stos, je den na dru gim, tak jak li ni j ki.

Spo sób, w jaki ge o me tria czy ni u¿y tek ze s³owa vo lu me (ob jê toœæ), ety mo lo gi -cz nie wy wodz¹cego siê z ³aci ñ skie go vo lu men, do brze uz mys³awia oczy wi stoœæpo ja wie nia siê trzech wy mia rów w ksi¹¿ce w mo men cie przy jê cia przez ni¹ swejobe cnej fo r my.

Tak, jak oko mo¿e ogarn¹æ ca³¹ li ni j kê jed nym spo j rze niem, prze biec nad -zwy czaj szy b ko stro nê, by spra w dziæ, czy zna j du je siê na niej to lub inne s³owo,tak samo, z po moc¹ zrê cz nej rêki, mo¿e prze ka r tko waæ ca³y tom (wo lu min), son -duj¹c go tu i ów dzie, po bie raj¹c pró b ki, by szy b ko zi den ty fi ko waæ kon kre t ny ob -szar.

Ksi¹¿ka, taka jak¹ j¹ zna my dzi siaj, to umie sz cze nie li nio wej wy po wie dziw prze strze ni trój wy mia ro wej, pod porz¹dko wa ne pod wó j ne mu modu³owi:d³ugo œci li ni j ki i wy so ko œci stro ny, uk³ad, któ ry ma prze wa gê w sto sun ku do„zwi niê te go” te kstu, gdy¿ daje czy te l ni ko wi ogromn¹ swo bo dê prze mie sz cza niasiê, za pe w nia mu wielk¹ mo bi l noœæ, któ ra naj bar dziej zbli ¿a siê do sy mu l ta ni cz -ne go przed sta wie nia wszy stkich czê œci dzie³a5.

Nawiązując do ge o me trii, Bu tor pod kre śla, że – mniej czybar dziej świa do mie – od bie ra my utwo ry li te ra c kie nie jako abs -tra kcje trwające w cza sie, nie za le ż ne od ma te ria l ne go two rzy wa,na któ rym je „przez przy pa dek” za pi sa no, ale jako two ry or ga ni -cz nie z nim związane. Było to dość oczy wi ste dla lu dzi śred nio -wie cza, dla któ rych księ ga jawiła się „na tu ra l nie jako »mo nu -ment« (exe gi mo nu men tum aere pe ren niun), coś trwa l sze go odpo mni ka z brązu”. Pa ra do ksa l nie, uma so wie nie „pro du ktu”, ja -kim stała się książka, z jed nej stro ny pod kre śliło jej ma te ria l nośći przed mio to wość – tra ktu je się ją jak to war, kon su mu je i wy rzu -ca „re sztki” – z dru giej stro ny pod kre śliło też ulo t ny i te m po ra l nycha ra kter pi sa r stwa i pi sa nia. Łatwość dru ko wa nia, po wszech nado stę p ność oraz te m po kon su m pcji już wte dy wy da wały się Bu to -ro wi po wa ż nym za gro że niem dla „pa pie ro wej” li te ra tu ry (błys ka -wi cz ny roz wój In ter ne tu i książek ele ktro ni cz nych przy niósł ty l -ko po twier dze nie jego in tu i cji sprzed pół wie ku). Au tor Od miancza su pod kre ślał jed nak, że do ty czy to głów nie twó r czo ści z ni ż -

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

1745

5 „Le li v re...”, s. 132–134.

Page 5: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

szej półki, hi sto ry jek pu b li ko wa nych w cza so pi s mach i ga ze tachoraz czy ta deł do pod ró ży:

Jest oczy wi ste, ¿e ksi¹¿ka jako taka ska za na jest na zni k niê cie, na wy pa r cieprzez ma ga zy ny ilu stro wa ne, a prze de wszy stkim przez ma ga zy ny ra dio we i te le -wi zy j ne. Wy da w ca, któ ry nie po tra fi uz naæ swe go fa chu za tro chê inny ro dzajdzien ni ka r stwa, pod ci na ga³¹Ÿ, na któ rej sie dzi. Je œli taka hi sto ria na pra wdê niemusi byæ prze czy ta na je sz cze raz, je œli co fa nie siê jest ab so lu t nie nie po trze b ne, to dla cze gó¿ by nie wys³uchaæ jej za po œred ni c twem ra dy j ka tran zy sto ro we go, ma -g ne to fo nu albo gra mo fo nu, ³ad nie prze czy tan¹ przez ja kie goœ akto ra, zgod nie zmod¹, co przy wró ci wszy stkim s³owom ich in to na cjê?

Z ca³¹ pe w no œci¹ to w³aœ nie roz wój ta kiej kon ku ren cji dla ksi¹¿ki zmu szanas do prze my œle nia tu taj wszy stkich jej aspe któw. Do pro wa dzi to bo wiem dood rzu ce nia wsze l kich nie po ro zu mieñ, ja kie je sz cze na wa r stwiaj¹ siê wokó³ksi¹¿ki, przy wró ci ksi¹¿ce god noœæ mo nu men tu i po sta wi po no w nie na pie r -wszym pla nie wszy stkie te aspe kty, któ re zo sta³y ze pch niê te na bok przez sza lo -ny wy œcig z co raz to szybsz¹ i dra pie ¿ niejsz¹ kon sumpcj¹.

Ga ze ta, ra dio, te le wi zja, kino ka¿¹ ksi¹¿ce staæ siê co raz „piê k niejsz¹”, co razbar dziej na sy con¹. Z przed mio tu kon su m pcji w naj bar dziej try wia l nym sen sie tegos³owa, zmie nia siê ona w przed miot stu diów i kon te m p la cji, któ ry ka r mi, nie bêd¹ckon su mo wa nym, prze kszta³ca spo sób, w jaki wi dzi my œwiat i w jaki go za mieszku -je my6.

In te re sujące, że mniej wię cej w tym sa mym cza sie, wy cho -dząc z nie co od mien nych przesłanek, do po do bnych wnio skówdo szedł an gie l ski pi sarz Bryan Stan ley Jo h n son7. On rów nieżnie wi dział sen su opo wia da nia hi sto rii w taki spo sób, jak to ro -bio no do tej pory, sko ro o wie le spra w niej może to zro bić film.Na to miast dla pi sa rzy, któ rzy rolę li te ra tu ry widzą ina czej, sy tu -a cja ta stwo rzyła nie po wta rzalną szan sę – spra wiła, że „od naj du -je my książkę jako przed miot ko m p le t ny. Ja kiś czas temu spo so -by jej pro du kcji i dys try bu cji zmu szały do mó wie nia ty l ko o jejcie niu. Zmia ny, ja kie nastąpiły w tych dzie dzi nach, po roz ry wałyza słony. Książka za częła uka zy wać na szym oczom swe pra wdzi -we ob li cze”8.

Pla nując ka ż dy ele ment swe go dzieła, Jo h n son podążał dro -gą wy zna czoną przez Mallarmégo, do któ re go Bu tor odwołujesię jako do wzo r ca no wo cze s nej po sta wy pi sa r skiej w ese ju

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

175

6

6 Ta m ¿e, s. 136–137.7

7 Por. „An gie l ska po wieœæ eks pe ry men ta l na: B.S. Jo h n son”, s. 125 oraz „Czy tynie za wcze œ nie pi szesz wspo mnie nia” s. 195 w ni nie j szym to mie.8

8 „Le li v re...”, s. 137–138.

Page 6: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

„O stro nie”: „Od rzu cam książkę i ów cud prze ni kający jej stru -ktu rę, je śli nie mogę świa do mie wy ob ra zić so bie tego mo ty wuw fo r mie ja kiejś kon kre t nej prze strze ni, stro ny, wy so ko ści”9. Coisto t ne, za rów no Mallarmé, jak i Jo h n son w swych po szu ki wa -niach byli so lid nie za ko twi cze ni w przeszłości – mo to rem ich po -szu ki wań nie była chęć ze r wa nia z tra dycją, ale wyciągnię ciatwó r czych wnio sków z do ko nań po prze dni ków. W przy pa d kuan gie l skie go po wie ścio pi sa rza byli to prze de wszy stkim La u ren ceSte r ne i Ja mes Jo y ce, w przy pa d ku fran cu skie go po ety –osiągnię cia sze s na sto wie cz nej ty po gra fii. Bu tor z ko lei za in spi -ro wa ny jest po stę pem te ch ni cz nym, choć nie le kce wa ży do świa d -cze nia kla sy ków. Jed nak i Bu tor, i B.S. Jo h n son nie mogą zro zu -mieć, dla cze go współcze ś ni im pi sa rze zda wa li się zupełnie ig no -ro wać te za gad nie nia, tym bar dziej że kwe stie te ch ni cz ne niestały już na prze szko dzie:

Obe c ne me to dy, je œli ty l ko tro chê siê je po stu diu je, po zwa laj¹ re a li zo waæw pro sty spo sób uk³ady, któ re kie dyœ wy ma ga³y nies³ycha nie de li ka t nej pra cy.Wy sta r czy spo j rzeæ na ga ze ty, og³osze nia, pod rê cz ni ki szko l ne, dzie³a i wy da w -ni c twa na uko we. Œro d ki od da ne do dys po zy cji pi sa rzy s¹ tak wie l kie, ¿e nie wol -no ich d³u¿ej ig no ro waæ. Po trze ba ty l ko tro chê od wa gi10.

Prze szkodą nie po win ny być też przy zwy cza je nia czy te l ni -ków. W da l szej czę ści ese ju o książce jako przed mio cie Bu tordo wo dzi, że nie li ne a r ny układ te kstu wca le nie jest tak rza d ki,ja k by nam się to mogło wy da wać. Pro blem w tym, że mimo iżjest to zja wi sko do brze zna ne prze cię t ne mu czy te l ni ko wi, nieko ja rzy mu się wca le z li te ra turą „wy soką”.

Ale wiê kszoœæ ksi¹¿ek, z któ rych ko rzy sta my, nie jest skon stru o wa na w tenspo sób. W za sa dzie nie czy ta my ich w ca³oœci. S¹ one za so ba mi wie dzy, z któ -rych mo ¿e my cze r paæ i któ re s¹ tak zo r ga ni zo wa ne, ¿e mo ¿e my z naj wiêksz¹³atwo œci¹ zna leŸæ w nich in fo r ma cjê po trzebn¹ nam w da nej chwi li. Ta kie s¹s³ow ni ki, ka ta logi, prze wod ni ki, na rzê dzia nie zbêd ne do fun kcjo no wa nia no wo cze -s ne go spo³eczeñ stwa, czy li ksi¹¿ki naj czê œciej czy ta ne i stu dio wa ne; a je œli, ja k ¿e czê sto, maj¹ one nie wie l kie wa lo ry li te ra c kie, to tym go rzej dla nas. Da siê ¿yæ ta -k ¿e w mie œcie, gdzie domy s¹ brzy d kie, ale ¿yje siê w nim zna cz nie go rzej.

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

176 9

9 Wy powiedŸ Mallarmégo przy to czo na za „Sur la page”, s. 125.10

10 „Sur la page”, s. 128.

Page 7: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

Jedn¹ z cech cha ra kte ry sty cz nych dzie³ tego ro dza ju jest to, ¿e s³owa czê stonie s¹ ufo r mo wa ne w zda nia – s¹ za to zo r ga ni zo wa ne w ogro m ne li sty11.

Na wet po zo r nie zwy cza j ny tekst może za wie rać roz ma i te re -la cje prze strzen ne, któ re mo ż na wy ko rzy stać, je śli za sto su je sięna przykład nie kon we ncjo nalną ty po gra fię. Wspo mnia ne przezBu to ra wy li cze nia i li sty, je śli są wy ró ż nio ne gra fi cz nie, od kry wająi una o cz niają głęboką stru ktu rę zdań, po do b nie jak gra ma ty cz newy kre sy, tzw. drze w ka. Ob na ża się tu cha ra kter da ne go ję zy ka.

Opo wia da nie, esej, wszy stko to, co mo¿e two rzyæ wy po wiedŸ, któr¹ mo ¿ nawys³uchaæ od pocz¹tku do ko ñ ca, za pi sy wa ne jest na Za cho dzie wzd³u¿ osi po -zio mej, od le wej do pra wej. Wia do mo, ¿e to ty l ko kon we n cja – w in nych cy wi li -za cjach przy jê to inne.

Dwa inne kie run ki i wy mia ry tomu: dla ko lu m ny z góry na dó³, dla stron odnaj bli ¿ szej do naj da l szej, uwa ¿a my ra czej za zde cy do wa nie dru go rzêd ne w sto sun -ku do pie r wszej osi. Wszy stkie powi¹za nia, któ ry mi zwy kle za j mu je siê gra ma ty -ka, za pi sy wa ne s¹ zgod nie z kie run kiem dzia³ania tej ho ry zon ta l nej si³y, ale kie dyna po ty ka my pewn¹ li cz bê s³ów, któ re pe³ni¹ tê sam¹ fun kcjê w zda niu, na przyk³ad ci¹g okre œleñ dope³nie nia bli ¿ sze go, ka ¿ de z nich za cze pio ne jest w ten sam spo -sób; powi¹za nia te re a li zuj¹ siê w tym sa mym mie j s cu i od bie ram to jako za trzy ma -nie ru chu tej li nii; ta kie wy li cze nie jawi siê w pe w nym sen sie jako pro sto pad³e dore szty te kstu.

Je œli wy ra ¿ê ty po gra fi cz nie tê pro sto pad³oœæ, wszy stko bê dzie kla ro w nie j -sze, „uze w nê trz niê” gra ma tyczn¹ fun kcjê tych okre œleñ. Stru ktu ra zda nia od razu sta nie siê wi do cz na i bêdê móg³ prze sko czyæ tê czêœæ wy li czan ki, by zo ba czyæ,co dzie je siê da lej i wró ciæ do niej tro chê pó Ÿ niej12.

Taka bu do wa i taki „eks cen try cz ny” za pis nie musi mieć jed -nak wyłącz nie ilu stra cy j nej fun kcji i nie jest wyłącz nie cechąksiążek „uży t ko wych”. Po zio mo - pio no we powiąza nia wy ko rzy -sty wa li z po wo dze niem naj wy bi t nie j si pi sa rze, sto sując ich roz -ma i te od mia ny.

W ten oto spo sób, w XXII roz dzia le Ga r gan tui Rabelais’go,do wia du je my się, że ol brzym gry wał

w po daj da lej,w pry mê,w „moja two ja”,w ku p ki,w ¿¹de³ko,

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

17711

11 „Le li v re...”, s. 138–139.12

12 Ta m ¿e, s. 139.

Page 8: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

w mi zer kê,w „co upad³o, to prze pad³o”,w sze œ æ dzie si¹t szeœæ,w trzy dzie œci je den,w para nie para,...

(wy li cze nie za wie ra dwie œcie osiem na œcie gier, ale uk³ad pio no wy po zwa la namprze sko czyæ od razu na ko niec:)

...w pi kie tê,w myd³o,w szczu pa ka,w mun sztu czek,w za mek,w trzy rz¹dki,w do³ki,w chra p kê, w ro ¿ek,w ka pu cy na.Za czym, sko ro siê do brze na ba wi li, na igra li, na fi glo wa li i na za bi ja li cza su,

go dzi³o siê wy piæ co nie co; ot, ja kieœ je de na œcie ga r n ców na g³owê; a po tem, za -raz po ta kim ³ycz ku, do brze by³o przy legn¹æ na ³awe cz ce albo zgo³a roz ci¹gn¹æsiê na ³ó¿ku i prze spaæ ja kie dwie lub trzy go dzin ki, bez z³ej my œli i nie czy ni¹ctym krzy w dy ni ko mu...13

Na stę p nie Bu tor wy li cza inne od mia ny stru ktur pio no wych,przy po mi na, że sto so wa no je od naj da w nie j szych cza sów: w Bi b -lii, u Ho me ra, w tra ge diach gre c kich, i szcze gółowo opi su je, naja kie ka te go rie mo ż na je po dzie lić. Mamy za tem li sty:

otwa r te i za mkniê te(je œli pi szê: „dwu na stu apo sto³ów” i wy mie niam dwa na œcie imion, moja li -

sta jest pe³na, jest to zbiór za mkniê ty, do któ re go nie mogê nic do rzu ciæ, ale mojali sta mo¿e po zo staæ otwa r ta bêd¹c w ca³oœci do sko na le okre œlo na; przyk³adówjest wie le i za pra szam czy te l ni ka do wy szu ka nia i do da nia in nych – umie sz cze nie „i tak da lej” jest oczy wi stym zna kiem ta kie go otwa r cia).

amo r fi cz ne i uporz¹dko wa ne(do brym po wo dem u³o¿e nia s³ów wzd³u¿ osi pio no wej, z góry na dó³, wy da -

wa³oby siê u³o¿e nie ich w porz¹dku hie ra r chi cz nym, jed nak pe wien uk³adnies³ycha nie isto t ny dla ca³ej na szej cy wi li za cji po zwa la za wie siæ wszy stkiezwi¹zki po miê dzy porz¹dkiem ko lu m ny i ja ki m ko l wiek porz¹dkiem obie kty w -

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

178 13

13 Ta m ¿e, s. 140. Wszy stkie cy ta ty z Ga r gan tui i Pan ta gru e la wed³ug Bo y a-¯ele -ñ skie go.

Page 9: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

nym, umo ¿ li wiaj¹c przy tym nie zwy kle szy b kie na mie rze nie ka ¿ de go ele men tu;cho dzi o porz¹dek al fa be ty cz ny, któ ry mo ¿ na za sto so waæ z de fi ni cji do ja kie go -ko l wiek zbio ru s³ów i któ ry jest czyst¹ kon wencj¹ – jest to je dy ny spo sób uzy ska -nia wy li cze nia na pra wdê amo r fi cz ne go, od da le nia wszy stkich wnio sków, ja kiemo ¿ na by wyci¹gn¹æ z re la cji s¹sie dz twa po miê dzy ró ¿ ny mi ele men ta mi na stro -nie.)

· spie szy my przy po mnieæ, ¿e cho cia¿ porz¹dek al fa be ty cz ny nie opie ra siêw ¿a den spo sób na obie kty w nych re la cjach po miê dzy by ta mi okre œlo ny -mi przez s³owa, mo¿e jed nak de te r mi no waæ re la cje miê dzy tymi by ta mi;ka ¿ dy z nas pa miê ta, jak¹ rolê w jego ¿y ciu ode gra³a sy tu a cja na al fa be ty -cz nej li œ cie ucz niów w jego kla sie,

· re la cje s¹sie dz twa, je œli nie s¹ za wie szo ne przez porz¹dek al fa be ty cz ny,mog¹ siê roz win¹æ ju¿ to w spo sób pro sto li nio wy (li sta ucz niów wed³ugocen za wy pra co wa nie, od naj le p sze go do naj go r sze go, od naj bli ¿ sze godo naj da l sze go), ju¿ to ko li sty, ³¹cz¹c osta t ni z pie r wszym (jak dwa na œciemie siê cy, czte ry pory roku, sie dem ko lo rów tê czy itd.), mog¹ przy bie raækszta³t wsze l kich fi gur, hie ra r chi zo waæ siê na tysi¹ce spo so bów14.

pro ste i z³o¿o ne(wy li cza nie ele men tów mo¿e przy braæ fo r mê wy li cza nia ka te go rii, grup itd.;

mamy wte dy kla sy fi ka cjê, któ rej naj kla ro w nie j szy uk³ad im p li ku je ki l ka ko lumnprze su niê tych jed na wzglê dem dru giej, lub ki l ka wy li czeñ, któ rych po szcze gó l -ne ele men ty ko re spon duj¹ ze sob¹

· tak otrzy mu je my fo r mê ta be li; ksi¹¿ka te le fo ni cz na jest w ca³oœci utwo -rzo na przez ogromn¹ ta be lê wspó³za le ¿ no œci)15.

Bu tor oma wia też inną od mia nę wy li czeń, którą na zy wa sko sa -mi, znów przy wołując Rabelais’go i cy tując dia log po mię dzy Pan ta -gru e lem i Pa nu r giem, będący wy li cza niem epi te tów słowa „bła -zen”. Dia log wy dru ko wa ny jest w dwóch ko lu mnach, któ re na le życzy tać prze ska kując wzro kiem z jed nej do dru giej, tak ja k by śmyw rze czy wi sto ści pa trzy li raz na jed ne go, raz na dru gie go roz mów cę.

Pan ta gru el: Pa nurg:

B³az nem fa ta l nym, B³az nem wy so kie go lotu,

B. na tu ra l nym, B. w B-dur i b-mol,

B. nie bia ñ skim, B. zie m skim,

B. jo wi szo wym, B. ucie sz nym i fi gla r nym,

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

179

14

14 Ka pi ta l nym przyk³adem tego typu uk³adów s¹ li sty imion ir lan dz kich po sta cihi sto ry cz nych i mi to lo gi cz nych, za mie sz czo ne przez Joyce’a w XII epi zo dzie Ulis se -sa – „Cy klo pi”. Wed³ug wê gie r skiej ba da cz ki Ma ria ny Guli, s¹ one zo r ga ni zo wa ne w uk³ady trój ko we: dwie po do b ne po sta cie po³¹czo ne s¹ z trze ci¹, któ ra re pre zen tu jeich przeciwie ñ stwo (re fe rat wyg³oszo ny pod czas Zu rich Ja mes Jo y ce Wor ks hop, sie r -pieñ 2002).15

15 „Le li v re...”, s. 142–143.

Page 10: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

B. mer ku ria l nym, B. ³ad nym i sk³ad nym,

B. lu na ty cz nym, B. z po mpo ni ka mi,

B. b³êdnym, B. z dzwo ne cz ka mi,

B. eks cen try cz nym, B. z gwi z da w ka mi,

B. ete ry cz nym i ju no nia ñ skim, B. œmiej¹cym i we ne ry cz nym,

B. ar kty cz nym, B. mu suj¹cym,

B. he ro i cz nym, B. szu mo win nym

... ...

(tym ra zem wy li cze nie za wie ra sto trzy pod wó j ne okre œle nia)

... ...

B. ko szto w nym, B. re bu so wym,

B. wa r to œcio wym, B. pa tro na l nym,

B. fa na ty cz nym B. uka p tu rzo nym,

B. fan ta sty cz nym, B. g³êbo ko myœl¹cym,

B. li m fa ty cz nym, B. da ma s ce ñ skim,

B. pa ni cz nym, B. mi ste r nej ro bo ty,

B. ala m bi ko wym, B. aze mi no wym,

B. nie na trê t nym, B. ba ry to no wym,

B. eni g ma ty cz nym, B. cê t ko wa nym,

B. spe ku la ty w nym, B. og nio trwa³ym.

Jak dot¹d te ustê py Rabelais’go nie do cze ka³y siê ze stro ny hi sto ry ków i te o -re ty ków li te ra tu ry uwa gi, na jak¹ zas³uguj¹; jed nak wy ra Ÿ nie wi daæ tu pod wójn¹wspó³za le ¿ noœæ: po ziom¹ i pio now¹, na któr¹ nak³ada siê uko œ ny wp³yw jed nejre pli ki na drug¹. By po³o¿yæ na cisk na te powi¹za nia, trze ba zna leŸæ spo sób, byzmu siæ oko do ru chów po sko sie w sto sunku do tej po zio mo - pio no wej ramy16.

Po dobną, uprze strzen niającą fun kcję mogą pełnić przy pi syi od syłacze, rów nież zmu szające czy te l ni ka do wę dro wa nia wzro -kiem, a na wet do fi zy cz nej ma ni pu la cji książką – ob ra ca nia jej,ka r t ko wa nia, zakłada nia pa l cem, przy trzy my wa nia w ręku strondzie lących przy pis na ko ń cu od te kstu, do któ re go ten się od no si17.

Pro ce dur¹ naj po wszech niejsz¹ jest odsy³acz: przy po mo cy jed ne go zda niamo ¿ na sk³oniæ czy taj¹cego do spo j rze nia na dru gie, lub przy po mo cy jed ne gos³owa, na przyk³ad tytu³u has³a w en cy klo pe dii, albo przy po mo cy oz na cze nia

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

180

16

16 Ta m ¿e, s. 145–146.17

17 Najs³yn nie j szy mi przyk³ada mi twó r cze go za sto so wa nia przy pi sów s¹ „Zie mia ja³owa” T.S. Elio ta i „Bla dy ogieñ” Na bo ko va. W ni nie j szym to mie wiê cej uwa gitemu za gad nie niu po œwiê ca Finn For d ham w „Po wie œciach jako pod zie mnych œwia -tach”. Patrz: s. 151 i 157–163 w ni nie j szym to mie.

Page 11: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

(gwia z d ki, nu me ru przy pi su itd.) po wtó rzo ne go w in nym mie j s cu na stro nie lubw ksi¹¿ce. Na wet gdy za sto so wa ny znak mia³ dla mnie wcze œ niej wa r toœæ je dy -nie kon we ncjo naln¹, to sam fakt, ¿e móg³by byæ po wtó rzo ny poza no r ma l nymto kiem, po zio mym lub pio no wym, spra wia, ¿e re a li zu jê to powi¹za nie. Wia do mo zreszt¹, ¿e po wtó rze nie tego sa me go s³owa na pocz¹tku ka ¿ de go cz³onu toku pio -no we go jest jed nym z le p szych spo so bów przy ci¹gniê cia do nie go uwa gi.

Im po do b ne zna ki s¹ li cz nie j sze i bli ¿ sze, tym bar dziej przy ci¹gaj¹ moj¹uwa gê, tworz¹ uk³ad dy na mi cz ny w tle stro ny. Wszy stko to, co prze bie ga od jed -ne go do dru gie go bie gu na tych re pryz, nak³ada siê na dwa pod sta wo we kie run ki:od le wej do pra wej i z góry na dó³18.

Dy na mi cz ny układ stro ny mo ż na ta k że uzy skać, wy ko rzy -stując ma r gi ne sy. To właś nie na ma r gi ne sach umie sz cza się przy -pi sy, glo sy, do pi ski, żywą pa gi nę.

Zdanie na ma r gi ne sie, cz³on zda nia, s³owo, nie s¹ wca le przy pi sa ne bez po -œred nio do cze goœ, co je po prze dza lub po nich na stê pu je w prze bie gu li nii, w tejroz wi jaj¹cej siê wstê dze, lecz s¹ ni czym og ni sko dy fu zji pe w nych wy ja œ nieñ,tym bar dziej od czu wa l ne, im jest siê go bli ¿ej; to ja k by pla ma atra men tu, któ rawch³ania, któ ra za ga r nia i któ ra zo sta nie za ga r niê ta i wch³oniê ta na dro dze dy fu -zji przez na stêpn¹ pla mê. S³owo dzia³a ta k ¿e jak ko lor. Ro dza je ko lo rów i wszy -stko, co two rzy fa ktu rê po wie rz ch ni lub prze strzeñ bêd¹ mia³y bar dzo istotn¹moc dy fun do wa nia na stro nie.

Wy ró ¿ niaj¹c pe w ne s³owa te kstu mo ¿ na kon tro lo waæ bar dzo pre cy zy j niekie ru nek, ska lê dy fu zji, mniej lub bar dziej re du ko waæ glo sy do przy pi sów.

(...)Na to miast kie dy brak przy pi sów na dole stro ny czy glos na ma r gi ne sach, wy da -

w ca czê sto zwie ñ cza blok te kstu na stro nie ki l ko ma s³owa mi zwa ny mi „¿yw¹ pa -gin¹”. W wiê kszo œci przy pa d ków cho dzi w efe kcie o tytu³ dzie³a ci¹gleprzy po mi na ny ni czym zna ki przy klu czo we na piê cio li nii; ale w XIX wie ku ¿ywapa gi na mog³a ju¿ byæ ró ¿ na na ró ¿ nych stro nach, przy po mi naj¹c tytu³y roz -dzia³ów albo cha ra kte ry zuj¹c ka¿d¹ stro nê, pod su mo wuj¹c j¹, by u³atwiæ czy te l -ni ko wi orien ta cjê19.

Wre sz cie po dobną fun kcję pełnią in de ksy, ta be le, roz ma i teapen dy ksy or ga ni zujące za wa r tość książki według je sz cze in ne -go porządku, do da wa ne nie ty l ko przez wy da w ców dzieł na uko -wych, ale rów nież przez twó r ców li te ra tu ry pię k nej:

Na pie r wo t ny porz¹dek pa gi na cji, któ ry w t³uma cze niu rów no leg³ym sta jesiê pod wójn¹ pa gi nacj¹ rów no leg³¹, mo ¿ na na³o¿yæ wsze l kie go ro dza ju

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

18118

18 „Le li v re...”, s. 146.19

19 Ta m ¿e, s. 148-149.

Page 12: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

uporz¹dko wa nia, do któ rych za pra sza nas sam tekst (tak oto Ste r ne prze ska ku jeroz dzia³ i pro po nu je nam jego le ktu rê du¿o pó Ÿ niej), albo przy pi sy, zna ki, apen -dy ksy, wy li cze nia wsze l kie go ro dza ju. Na ko niec Ksiêgi Czwa r tej Ra be la is do -rzu ca s³ow ni czek „Brief ve Déclaration d’aucunes Di c tions plus ob scu res”,Ca r lo Emi lio Gad da po swo ich no we l kach – d³ugie noty hu mo ry sty cz ne i uczo -ne, Fa u l k ner do re e dy cji Wœciek³oœci i wrza sku – ge ne a lo gie ro dzi ny Co m p so -nów wraz z ko men ta rza mi.

To nie ty l ko blok te kstu na stro nie mo¿e byæ zewsz¹d oto czo ny, mo¿e to ta k ¿edo ty czyæ wo lu mi nu i ca³ego dzie³a, wszy stkich fun kcji spo ty ka nych na tym po zio -mie20.

Mimo po wy ższych przykładów Bu tor ubo le wa, że tego typuukłady i chwy ty spo ty ka się głów nie w dziełach na uko wych, pod -rę cz ni kach czy roz pra wach, „gdzie z li te ra c kie go pun ktu wi dze -nia ru ty na sta je się na nie szczę ście regułą”. Wi dzi tu ogro m nemo ż li wo ści ar ty sty cz nej eks pre sji, do tej pory wy ko rzy sty wa nety l ko przez nie li cz nych twó r ców.

Oso b ne mie j s ce po świę ca fran cu ski kry tyk te kstom w te kstach.Za miast opi sy wać inne te ksty, naj pro ściej jest po pro stu umie -ścić je w całości, wko m po no wać w płasz czy z nę stro ny. Takdzie je się, gdy pi sa rze przy ta czają ko re spon den cję, fra g men tydzien ni ka, ogłosze nia, pla ka ty itp. Kie dy Jo y ce na ko ń cu Po r tre -tu ar ty sty „cy tu je” fra g men ty dzien ni ka Ste fa na, czy te l nik do cie -ra do osta t niej, najgłęb szej wa r stwy „po rtre tu” – do cen trum la -bi ryn tu, ma bez po śred ni wgląd w my śli bo ha te ra, już bez po -śred ni c twa na rra cji. Prze no si się na inny po ziom – nie czy ta jużre la cji o, ale w pe w nym sen sie wcho dzi w świat po wie ści. Two rzyto zupełnie inne na pię cie mię dzy ele men ta mi utwo ru niż zwy kłycy tat. Jest to je sz cze wy ra ź niej wi do cz ne w głoś nej książceMar ka Z. Da nie le wskie go Ho u se of Le a ves, gdzie prze cho dze -nie do ko le j nych te kstów w te kstach imi tu je scho dze nie w głąbpi w nic tytułowe go domu (nota bene książka Da nie le wskie gojest jed nym z nie li cz nych przy pa d ków au ten ty cz nie twó r cze gowy ko rzy sta nia po ten cjału tkwiącego w ty po gra fii, mo de lo wymwręcz przykładem za sto so wa nia w pra kty ce tez Bu to ra)21. Na to -miast au tor Od mian cza su po ka zu je ten me cha nizm na przy kład -zie dość za ska kującym, u pi sa rza, któ re go nie po dej rze wa li by -śmy o ty po gra fi cz ne „eks pe ry men ty” – Honoré de Ba l za ca:

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

182 20

20 Ta m ¿e, s. 156-157.21

21 Por. „Po wie œci jako pod zie m ne œwia ty...”, s. 156–168 w ni nie j szym to mie.

Page 13: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

183

Page 14: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

184

Page 15: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

Tak oto Ba l zac w Mu zie z za œcian ka ka¿e nam czy taæ ki l ka stron ze zmy œlo nejcza r nej po wie œci Oly m pia ou les Ven ge an ces ro ma i nes w in nym porz¹dku ni¿ ten,jaki te stro ny win ny mieæ w swo jej ksi¹¿ce, daj¹c nam jed nak wszy stko, co po trze -ba, by zre kon stru o waæ ten porz¹dek, do ce niæ roz ziew ist niej¹cy miê dzy tymi dwo -ma na r ra cja mi. Ta kie od two rze nie wy wie ra na czy te l ni ku zupe³nie inne wra ¿e nieni¿ cy tat, z o s t a j e m y b o w i e m s k o n f r o n t o w a n i z p r z e d -m i o t e m j a k o t a k i m (pod kre œle nie K.B.).

Fakt, ¿e ko niec li ni j ki w ko lu m nie pro zy jest uwa ¿a ny za obo jê t ny, pro wa -dzi, w przy pa d ku gdy stro na jest wy od rê b nio na, do uwy da t nie nia isto t nych s³ów, do mi mo wo l nej po ezji, z któ rej mo ¿e my wyci¹gaæ ko rzy œci. Tak oto pie r wszyustêp Oli m pii za czy na siê od osta t nie go s³owa zda nia, co zmu sza nas, aby œmywy ob ra zi li so bie to, co je po prze dza, przy zna li li ni j ce istotn¹ moc wyd³u¿a nia siê.S³owo ca ve r ne (ja ski nia), któ re nie jest spre cy zo wa ne gra ma tycz nie, w sto sun kudo ki l ku na stê puj¹cych po nim zdañ ma od gry waæ rolê pra wdzi wych krzy ¿y kówlub be mo li i to ono okre œla to na cjê ca³ej stro ny; jego moc ewo ko wa nia za ba r wiaca³¹ stro nê22.

W isto cie tym „przed mio tem jako ta kim” jest Oly m pia, któ ra po do b nie jak dzien nik Ste fa na De da lu sa ist nie je ty l ko jako tedwie kon kre t ne stro ny, któ re czy te l nik trzy ma w ręku. Co cie ka -we, przy ta cza ny przez Ba l za ca fra g ment po wie ści w po wie ści za -czy na się od słowa „ca ve r ne”, tak ja k by au tor chciał nam za sy g -na li zo wać, że oto wcho dzi my w głąb te kstu, do śro d ka książki.(Ko re spon du je to z te za mi For d ha ma, któ ry dosłow nie od naj du je „pod zie m ne świa ty” w ana li zo wa nych przez sie bie książkach.)

Da lej Bu tor ana li zu je inne mo ż li wo ści drze miące w ty po gra fii:roz miar i kształt czcio nek, roz mie sz cze nie słów na stro nie, fo r mo -wa nie ich w kształty (po esia fi gu ra ta), wre sz cie stro ny ve r so i re c totra kto wa ne jako dy p tyk, cze go naj le p szym przykładem może byćtłuma cze nie rów no ległe, w któ rym ory gi nał zna j du je się na stro -nach le wych, zaś tłuma cze nie na stro nach pra wych. W tym mie j s cuod da je ukłon w stro nę naj wię ksze go, jego zda niem, mi strza or ga ni -za cji tomu – Laurence’a Sterne’a, któ ry w Tri stra mie Shan dy „wy -do był z tego aspe ktu książki naj bar dziej wy bo r ny kon tra punkt”.

Je śli cho dzi o czcion ki, to au tor In ter val le po stu lu je, że pi sa -rze po win ni na uczyć się nimi posługi wać, jak mu zy cy ró ż ny miin stru men ta mi. Tak właś nie dzie je się w Oka - le cze niu23, jed nymz bar dziej cha ra kte ry sty cz nych dzieł li be ra tu ry, w któ rym ka ż da

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

185

22

22 „Le li v re...”, s. 154.23

23 Ze non Fa j fer, Ka ta rzy na Ba za r nik, Oka - le cze nie, wy da nie pro to ty po we, Kra -ków 2000.

Page 16: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

186

Page 17: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

po stać ma przy pi sa ny inny ro dzaj czcion ki – ka ż da mówi in nymgłosem: gru bo, cien ko, pi skli wie, ci cho, głośno. Opis, ko men -tarz czy di da ska lia zastąpio ne są ele men tem wi zu a l nym. Na pie r w -szy rzut oka za sto so wa nie ta kiej ilo ści czcio nek może da waćwra że nie cha o su, tak jak cha o sem wy da je się z początku gwarroz mów spo rej gru py lu dzi, z cza sem jed nak czy te l nik os wa ja sięz tą sy tu acją i ze strzę pów słów za czy na re kon stru o wać „za -słyszaną” hi sto rię. In nym cie ka wym przykładem tego typu pra k -tyk może być trze cia część Ta j nej kro ni ki Sa bi ny au to r stwa Ra -dosława No wa ko wskie go24. Jest to (po zo r nie) mo no log małejdzie w czyn ki, któ ra snu je re fle ksje na te mat tego, co ją ota cza,ży cia co dzien ne go i sy ste mu wa r to ści, w ja kim jest wy cho wy wa -na. Spra wy tam po ru sza ne są wca le po wa ż ne, ale No wa ko wskiwy my ślił dla tej opo wie ści spe cjalną czcion kę, opartą na li ter -kach - pieczątkach zro bio nych przez jego cór kę. Tekst wy da je sięwy dru ko wa ny nie co cha o ty cz nie: raz tra dy cy j nie, to zno wupołożo ny jest na boku i bie g nie od dołu do góry. Taki dzie cin nyza pis i „nie po wa ż na” czcion ka prze wro t nie pod wa żają wagę po -ru sza nych tam spraw, po zwa lają po czuć do nich dys tans, jaki za -pe w ne czu je dzie c ko słuchające po wa ż nych dys ku sji ro dzi ców.

Ko lo sa l ne zna cze nie ma nie ty l ko czcion ka, ale i układ tekstu:

Stro na wi dzia na w ca³oœci, za nim je sz cze roz szy fru je my pie r wsze s³owo,ude rza nas okre œlo nym kszta³tem: pro stok¹t pe³ny albo po ciê ty na aka pi ty, opi sa -ny lub nie tytu³ami, stru mieñ wer sów, strof re gu la r nych albo fan ta zy j nie swo -bod nych jak u La Fontaine’a. Tekst jawi siê od razu jako zwa r ty lub roz wia ny,amo r fi cz ny, re gu lar ny lub nie re gu la r ny. Mo ¿ na by na daæ tym fi gu rom bar dziejokre œlo ny sens25.

Bywa, że słowa tworzą ry su nek. We wspo mnia nym Oka - le -cze niu są to stwo rzo ne ze zwykłych słów ide o gra my, Bu tor z ko -lei przy ta cza li cz ne przykłady po ezji fi gu ra l nej:

Mog¹ one two rzyæ ry su nek roz po zna wa l ny na pie r wszy rzut oka: tak jestw przy pa d ku „Fle t ni Pana” Te o kry ta, „Skrzy de³” lub „O³ta rza” George’a Her be -r ta, bu te l ki Rabelais’go. Mó wi my wte dy o ka li gra mach.

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

187

24

24 Patrz ta k ¿e „Dla cze go moje ksi¹¿ki s¹ ta kie ja kie s¹” te go¿ au to ra, s. 215–232w ni nie j szym to mie.25

25 „Le li v re...”, s. 152.

Page 18: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

Ka li gra my Apollinaire’a, choæ to nie kie dy piê k ne wie r sze, maj¹ po wa¿n¹wadê po le gaj¹c¹ na tym, ¿e w wiê kszo œci s¹ je dy nie te kstem roz mie sz czo nymwzd³u¿ kre sek ry sun ku bar dzo Ÿle wy ko na ne go ty po gra fi cz nie. Ka li gra my Te o -kry ta, Rabelais’go, Her be r ta, Le wi sa Ca rol la czy Dy la na Tho ma sa s¹ bar dziej in -te re suj¹ce, po nie wa¿ fi gu ra cja na da je tu taj kszta³t ca³emu prze bie go wi le ktu ry,two rzy fi gu rê pla styczn¹ bêd¹c¹ jed no cze œ nie fi gur¹ ry t miczn¹26.

Oczy wi ście otwie ra to cały sze reg mo ż li wo ści, bo układ te ks -tu może albo pod kre ślać zna cze nia nie sio ne przez słowa, albonieść tre ści do da t ko we, wzbo ga cając utwór, albo wręcz słowomza prze czać. Pod su mo wując wy wo dy na te mat iko ni cz no ści ty -po gra fii, a ta k że roli ilu stra cji, Bu tor znów odwołuje się doprzeszłości, wzy wając, by śmy otwo rzy li się na nie wy cze r pa ne za -so by sztu ki pi s ma: „świąty nie egi p skie, fran cu skie go be li ny, ob -ra zy Van Ey cka, któ re mają dzi siaj nie zli czo nych na stę pców: ko -mi ksy, pod rę cz ni ki te ch ni cz ne, fo l de ry re kla mo we (...). Cho dzio sku pie nie całej tej dzi sie j szej po pu la r nej sztu ki prze mysłoweji pod nie sie nie jej na taki po ziom, by mogła ry wa li zo wać z da w -ny mi dziełami”27.

Oso b ne mie j s ce po świę ca Bu tor Mallarmému i ty po gra fiiRzu tu ko ści. Tu taj, na kon kre t nym przykład zie po ka zu je, co mana my śli, pisząc o czcion kach jako in stru men tach, współgra niuukładu te kstu ze zna cze niem słów i dy p ty ku two rzo nym przezobie stro ny rozłożo nej książki:

Eks pre sy j na ty po gra fia Mallarmégo opie ra siê na czte rech pod sta wo wychza sa dach:1. Ró ¿ ni ce w in ten sy w no œci, z jak¹ wy po wia da my s³owa, przek³adaj¹ siê na ró -

¿ ni ce w wie l ko œci czcio nek. S³owa wy ma wia ne mo c no i któ re w przy pa d kutego po ema tu na le¿¹ do zda nia g³ów ne go, s¹ dru ko wa ne wiêksz¹ czcionk¹.Sto p nio wa nie in ten sy w no œci jest u Mallarmégo ek wi wa len tem sub or dy na -cji.

2. Puste mie j s ca oz na czaj¹ ci szê: pu ste mie j s ca miê dzy aka pi ta mi lub stro fa mi,wiê ksze lub mnie j sze, pu ste mie j s ca po miê dzy li ni j ka mi, kró t sze i d³u¿ sze,a prze de wszy stkim mnie j sze lub wiê ksze prze su niê cia jed nych li ni jekwzglê dem dru gich. Mu si my tu taj wzi¹æ pod uwa gê dwa prze ciw sta w ne efe -kty: le ktu ra pro zy przy zwy cza ja nas do ig no ro wa nia cza su po trze b ne go naprze j œcie z jed nej li ni j ki w ko lu m nie do dru giej; tym cza sem, gdy pocz¹tekna stê p nej li ni j ki jest prze su niê ty w pra wo, jak to siê dzie je w przy pa d ku roz -po czê cia aka pi tu, pie r wsze s³owo jest po prze dzo ne cisz¹, któ rej brak

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

188 26

26 Ta m ¿e, s. 152.27

27 Ta m ¿e, s. 153.

Page 19: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

189

Page 20: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

190

Page 21: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

191

Page 22: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

192

Page 23: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

193

Page 24: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

zak³óci³by ogóln¹ p³yn noœæ te kstu. I na od wrót, gdy na stê p na li ni j ka jest prze -su niê ta w lewo, sk³onni je ste œ my szu kaæ wy ¿ej ko lu m ny, do któ rej z pe w no -œci¹ to roz po czê cie na le ¿y i w efe kcie za wra ca my. To pod kre œla ci szê, któr¹czy te l nik musi za zna czyæ, akcen tuj¹c jej dwa „brze gi”, s³owo po prze dzaj¹ce i na stê puj¹ce, pod czas gdy w przy pa d ku prze su niê cia w pra wo musi, wprostprze ciw nie, j¹ za ba r wiæ, roz my waj¹c jej brze gi, zmnie j szaj¹c in ten sy w noœæs³ów po ka ¿ dej stro nie.

3. Pe w ne jest, ¿e Mallarmé przy naj mniej szu ka³ ja kie goœ ek wi wa len tu dla wy -so ko œci dŸwiê ków, in to na cji. Chcia³, by góra stro ny od po wia da³a wy ¿szymdŸwiê kom, a dó³ – ni ¿ szym, tak jak w przy pa d ku piê cio li nii. Ale to mog³obyæ za sto so wa ne w po ema cie je dy nie w jego krê gos³upie, w zda niutytu³owym „Un coup de dés ja ma is n'a bo li ra le ha sard” wy dru ko wa nym naj -wiêksz¹ czcionk¹, po nie wa¿ nie za j mu je ono ni g dy wiê cej mie j s ca na stro nie ni¿ jedn¹ li ni j kê. Kie ru nek pio no wy z góry na dó³ jest tak de te r mi nuj¹cy, ¿ena wet gdy jest ty l ko ki l ka li ni jek, zmu sza nas do tego, je œli chce my trzy maæsiê dos³ow nie za sa dy Mallarmégo, by stro ny za czy na³y siê za wsze od wy so -kich to nów i ko ñ czy³y za wsze na ni skich. W Rzu cie ko œci w mia rê od da la niasiê od zda nia g³ów ne go za sa da ta bar dzo szy b ko prze sta je byæ prze strze ga -na.

4. Na to nak³ada siê bar dzo wy ra Ÿ ne zró ¿ ni co wa nie po miê dzy dwo ma „ko lo ra -mi” ty po gra fi cz ny mi: antykw¹ i ku r syw¹, co od po wia da trans kry pcji tonulub g³osu28.

Mallarmé był wi zjo ne rem, za któ rym podążyło nie wie lu. Naprze szko dzie stoi nie ty l ko he r me ty cz ność czy no wa to r stwo jego pro po zy cji. Wy da je się, że główną prze szkodą w wy ko rzy sta niupo ten cjału tkwiącego w książce jest po pro stu kon se r wa tyzm pi -sa rzy, a ta k że przy zwy cza je nia czy te l ni ków i kry ty ków. Bo prze -cież li ne a r ny za pis i ko nie cz ność li ne a r nej per ce pcji, którą takdługo uz na wa no za oczy wi stość, do ty czy w grun cie rze czy ty l kope w nej czę ści utwo rów:

Odk¹d otwo rzy³y nam siê oczy, wi dzi my, ¿e ta kie pomy³kowe po tra kto wa -nie ksi¹¿ki jako przed mio tu kon su m pcji typu spo ¿y w cze go by³o mo ¿ li we ty l kodla pe w nej ka te go rii dzie³, któr¹ to ka te go riê uz na li œmy, zmu sze ni przez przy -zwy cza je nia kry ty ków i hi sto ry ków li te ra tu ry, za je dyn¹ wa¿n¹ i naj li cz niej re -pre zen to wan¹, co da le ko od bie ga od sta nu rze czy, sko ro wie my, ¿e s¹ one wza sa dzie za pi sem ja kiejœ wy po wie dzi prze bie gaj¹cym od pocz¹tku do ko ñ ca wo -lu mi nu, re lacj¹ lub ese jem, jest to za tem no r ma l ne, ¿e czy ta my je za czy naj¹c odpie r wszej stro ny, by sko ñ czyæ na osta t niej, od twa rzaj¹c w ten spo sób czas hi po -te ty cz ne go s³ucha nia. Ty l ko w tym przy pa d ku jest ewi den t ne, ¿e mo ¿e my po stê -

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹ki

nrazaB a

nyzrata

K

19428

28 Tam¿e, s. 149–151.

Page 25: Katarzyna Bazarnik „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą

po waæ tak, ja k by pie r wsze li ni j ki za cie ra³y siê, zni ka³y, pod czas gdy mydo cie ra my do osta t nich29.

Ist nie je jed nak i za ist nieć może sze reg dzieł, któ re nie pod dają się tej lo gi ce. Wspo mi nam o nich we wstę pie, wie le z nich oma wia Bu tor, nie któ re z nich sam stwo rzył (Mo bi le czy In ter val le). Mimo to „Książka jako przed miot” ko ń czy się pe sy mi styczną nutą:„Wszy stko to i tak ni cze go nie zmie ni w ze w nę trz nym wyglądziewo lu mi nu ani w obe cnym spo so bie jego wy twa rza nia. Ale z pe w -no ścią łatwo wy ob ra zić so bie ró ż ne wa rian ty”30.

W tym właś nie mie j s cu za czy na się li be ra tu ra.

O li be ra tu rze przed li be ra tur¹K

atarzyn

a Bazarn

ik

V29

29 Tam¿e, s. 138.30

30 Ta m ¿e, s. 157.