J. Derrida, Różnia

16
Jacques Derrida Marginesy filozofii Przełożyli Adam Dziadek, Janusz Margański i Paweł Pieniążek w y D A W N I C T W o K R Warszawa-2002 -- ---- ------------------- -- ----------

Transcript of J. Derrida, Różnia

Page 1: J. Derrida, Różnia

•Jacques Derrida

Marginesy filozofiiPrzełożyli Adam Dziadek, Janusz Margański

i Paweł Pieniążek

w y D A W N I C T W o K RWarszawa-2002 -- ---- ------------------- -- ----------

Page 2: J. Derrida, Różnia

RÓŻNIA1

A zatem będę mówił o jednej literze.Pierwszej, jeśli jeszcze wierzyć alfabetowi i większości spekulacji,

jakie w tym zakresie podjęto.O literze bowiem a - tej pierwszej literze, której wprowadzenie

tu i ówdzie do pisowni słowa diffćrence (różnica) wydawało siękonieczne; i to w trakcie pisania o pisaniu, a także pisania w pisaniu,którego rozmaite ścieżki w bardzo określonych punktach napotykająoto jakby pospolity błąd ortograficzny, uchybienie regułom pisowni,prawa zawiadującego pisaniem i utrzymującego je na odpowiednimpoziomie. Owo uchybienie zawsze da się, de facto czy de iure,zatrzeć bądż pomniejszyć i - w zależności od przypadku, któryzawsze należy przeanalizować, co i tak tu na jedno wychodzi- uznać, że jest poważne, niestosowne czy, w wypadku największejnaiwności, zgoła zabawne. Toteż nawet jeśli chciałoby się pominąćmilczeniem takie wykroczenie, to i tak będzie można poznać,powiedzieć, że zainteresowanie, jakie wzbudzi, zapisała niema ironia,nieuchwytne dla ucha przestawienie liter. Zawsze też można postąpićtak, jakby nie stanowiło to żadnej różnicy. Toteż od razu wypadapowiedzieć, że moje dzisiejsze wystąpienie będzie nie tyle jegouzasadnieniem, ani tym bardziej usprawiedliwieniem, ile intensy-fikacją gry jego natarczywości.

Ale też z kolei mnie samemu przyjdzie się usprawiedliwić, skoro- przynajmniej w domyśle - będę odwoływał się do tych czy innychtekstów, jakie zdarzyło mi się opublikować. Chciałbym bowiemspróbować wjakiejś mierze-nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku

I Referat wygłoszony we Francuskim Towarzystwie Filozoficznym 27stycznia 1968 roku, opublikowany jednocześnie w .Bulletin de la societefranęaise de philosophie" (lipiec-wrzesień 1968) i w Theorie d 'ensemble, "TelQuel", Seuil, Paris 1968. [Przekładając tytuł oryginału La differance jako"różnia", korzystam z propozycji terminologicznej Joanny Skoczylas, autorkipierwszego przekładu tego tekstu Jacques'a Derridy, dlatego że ta propozycjawydaje się trafna i, co nie mniej ważne, zadomowiła się w polszczyźniefilozoficznej - przyp. tłum.]

Page 3: J. Derrida, Różnia

30 Marginesy filozofii

jest to z istotnych powodów niemożliwe - połączyć w jedną wiązkęrozmaite wytyczne, które umożliwiły mi użycie, a raczej narzuciływ nowym zapisie to, co prowizorycznie określę nazwą czy pojęciemróżni, co i tak nie jest, jak - dosłownie - zobaczymy, ani nazwą, anipojęciem. Trzymam się słowa wiązka z dwóch powodów: ponieważ- z jednej strony - nie idzie (choć i to można by zrobić) o to, żebyopisać dzieje, opowiedzieć o ich etapach tekst po tekście, kontekst pokontekście, wykazując za każdym razem, jaka ekonomia mogłapodyktować taką graficzną nieregularność, lecz o ogólny system tejekonomii; z drugiej zaś - słowo wiązka wydaje się odpowiedniejsze,ponieważ pozwala podkreślić, iż takie połączenie ma zawikłanąstrukturę splotu, plecionki, w której można wyodrębnić różne wątkii rozmaite kierunki sensu - lub sił - i która zarazem zawsze możepowiązać ze sobą kolejne.

Tytułem wstępu przypomnę zatem, że owa nieznaczna ingerencjagraficzna, której nie dokonano wyłącznie z myślą o gorszeniuczytelnika bądż gramatyka, została obmyślona w trakcie pisemnegoopracowywania zagadnienia pisania. Otóż okazuje się - rzekłbym, iżmocą faktu-że owa graficzna różnica (a zamiast e), wyrażna różnicamiędzy dwoma tylko pozornie dżwiękowymi zapisami, różnica mię-dzy dwiema samogłoskami, ma charakter czysto graficzny: pisze sięczy też czyta, lecz się nie słyszy. Nie można uchwycić jej słuchem,a zobaczymy, w jaki sposób omija również porządek rozumienia.Objawia się przez niemą oznakę, przez milczący monument, rzekłbymnawet piramidę, mając na myśli nie tylko kształt litery, kiedy zostajewydrukowana majuskułą, lecz również ów tekst z Encyklopedii naukfilozoficznych Hegla, w którym fizyczny korpus litery zostaje porów-nany do piramidy egipskiej. Zatem a będące przedmiotem różnicypozostaje w difference milczące, tajemnicze, skryte, ciche jak grobo-wiec - oikesis. Zaznaczamy w ten sposób - tytułem zapowiedzi-owo miejsce, tyleż rodową siedzibę, co grobowiec tego, co własne,gdzie jako różnia urzeczywistnia się ekonomia śmierci. Ów kamień- pod warunkiem że się wie, jak odczytać wyryty na nim napis - toomal powiadomienie o śmierci dynasty.

Grobowiec, którego nie można zmusić, żeby przemówił. Bo teżfaktycznie nie mogę tym przemówieniem, słowami przed chwiląwygłoszonymi we Francuskim Towarzystwie Filozoficznym, zasyg-nalizować Państwu, o jakiej różnicy mówię, kiedy o niej mówięwłaśnie. Omówić tę graficzną różnicę mogę jedynie w nader okrężnejwypowiedzi na temat pisma, i to pod warunkiem że za każdym razemuściślę, czy odnoszę się do difference przez e, czy też do differanceprzez a. Niczego nam to dzisiaj nie ułatwi, a przysporzy, Państwui mnie, wielu kłopotów, przynajmniej wtedy gdy będziemy chcieli się

Roźnia 31------------------------------zrozumieć. W każdym razie ustne wskazówki, jakich będę udzielał_ kiedy mówię "przez e", a kiedy "przez a" - będą się odnosiłyniedwuznacznie do tekstu pisanego, tekstu, który patronuje mojemuwystąpieniu, tekstu, który będę czytał i ku któremu z koniecznościbędę usiłował zwrócić Pańsrwa oczy i ręce. Nie będziemy mogli sięobejść bez wędrówki przez tekst pisany, wymknąć się regule nieregu-larności, jaka się w nim urzeczywistnia, i o to właśnie przedewszystkim mi chodzi.

Piramidalne milczenie graficznej różnicy między e i a możeoczywiście funkcjonować jedynie w ramach pewnego języka bądźgramatyki historycznie powiązanej z pismem fonetycznym, tak jaki z całą kulturą, z którą jest nierozerwalnie związane. Powiedziałbymjednak, że już to właśnie - milczenie funkcjonujące wyłączniew ramach tak zwanego pisma fonetycznego - w jak najodpowiedniej-szej chwili wskazuje nam bądż przypomina, iż wbrew jakiemuśstrasznemu przesądowi coś takiego jak pismo fonetyczne nie istnieje.Nie istnieje pismo czysto i ściśle fonetyczne. Pismo zwane fonetycz-nym może funkcjonować - z zasady i de iure, a nie tylko z powoduempirycznej bądź technicznej niewydolności - jedynie dzięki temu,że włącza do swego systemu "znaki" niefonetyczne (interpunkcję,odstęp itd.), w odniesieniu do których bardzo trudno zastosowaćpojęcie znaku, o czym prędko się przekonamy, badając ich strukturęi funkcję. Lepiej - grą milczenia jest sama różnica, będąca - co deSaussure jedynie przypomniał - warunkiem umożliwiającym funk-cjonowanie każdego znaku. Niesłyszalna jest różnica między dwomafonemami, a tylko dzięki niej one jako takie istnieją i funkcjonują. To,co niesłyszalne, udostępnia rozumieniu oba fonemy w takiej postaci,w jakiej się uobecniają. Jeśli więc nie istnieje pismo czysto fonetycz-ne, to dlatego że nie istnieje czysto fonetyczna phone. Różnica, którauwypukla fonemy i pozwala je uchwycić we wszystkich znaczeniachtego słowa, sama pozostaje niesłyszalna.

Łatwo o zarzut, iż z tych samych powodów także różnica graficznaginie w ciemności, że nigdy nie jest w pełnym znaczeniu tego słowauchwytna zmysłowo, lecz rozsnuwa niepostrzegalną wzrokowo rela-cję, nić niewidocznego związku między dwoma obrazami. Niewątp-liwie. Ale też to, że w tej perspektywie różnica między e i a, jaka sięzaznacza w differ( )nce, umyka wzrokowi i słuchowi, stanowi chybafortunną podpowiedź, iż w tym wypadku należy odwołać się doporządku, który już nie podpada pod to, co uchwytne dla zmysłów.Tym bardziej jednak nie do pojmowalności, idealności, która nie przezprzypadek łączy się z obiektywnością theorein bądź pojmowania;należy więc tym razem odwołać się do porządku, który jest odporny natkwiące u podstaw filozofii przeciwieńst~o między tym, co uchwytne

Page 4: J. Derrida, Różnia

32 Margines)' filozofii

zmysłowo, a tym, co uchwytne rozumowo. Porządek, który jest na toprzeciwieństwo odporny, a to dlatego że sam je w sobie nosi, dajeo sobie znać w dynamice różni, owej differance (przez a) zachodzącejmiędzy dwiema różnicami [d[fferences] czy też dwiema literami,różni, która nie dotyczy ani głosu, ani pisma w potocznym sensie,a która utrzymuje się - niczym osobliwa przestrzeń, jaka będzie nasłączyć mniej więcej przez godzinę - między mową a pismem i poza tąniezmąconą naturalnością, jaka wiąże nas to z jednym, to z drugimi niekiedy utwierdza w złudzeniu, że jest i jedno, i drugie.

Jakże więc mam do tego podejść, by mówić o a w differance'łRozumie się samo przez się, że nie sposób tego wyłożyć. Wyłożyćbowiem można tylko to, co w pewnej chwili może stać się obecne,może się ujawnić, co może się ukazać, uobecnić jako obecne, bytobecny w swej prawdzie, prawdzie tego, co obecne, bądż obecnościtego, co obecne. Otóż jeśli różnia jest (,jKt" również przekreślam)tym, co umożliwia uobecnienie bytu-obecnego, to sama nigdy jakotaka nie może się uobecnić. Różnia nigdy nie oddaje się obecności.Nikomu. Zastrzegając się dla siebie, siebie nie eksponując, w tymwłaśnie momencie w ustalony sposób przekracza porządek prawdy,nawet nie kryjąc się -: jak jakieś coś, jakiś tajemniczy byt - w nie-wiedzy tajemnej bądż w jakimś otworze, którego obrzeża dałoby sięjakoś określić (na przykład w topologii kastracji). Wystawia ją każdawykładnia: będąc znikaniem, naraża się na zniknięcie. Mogłaby sięukazać: zniknieniem.

Do tego stopnia, że wszelkie wybiegi, okresy, składnia, do jakichczęsto będę się musiał odwoływać, do złudzenia przypominają te, którymiposiłkuje się teologia negatywna. Wypadło nam już zaznaczyć, że różnianiejest, nie istnieje, nie jest jakimś bytem-obecnym (on), czymkolwiek byon był; będziemy natomiast musieli podkreślić również to, czym niejest,to znaczy wszystko; że nie ma zatem ani istnienia, ani istoty. Nie podpadapod żadną kategorię bytów - obecnych ani nieobecnych. Ajednak to, żeróżnia w ten sposób się zaznacza, nie ma nic wspólnego z teologią aninawet z najbardziej negatywnym porządkiem teologii negatywnej, którązawsze, jak wiadomo, zaprzątało dążenie do wyodrębnienia jakiejśnadistności ponad ograniczonymi kategoriami istnienia i istoty, to znaczyobecności, i która zawsze śpieszyła z przypomnieniem, że skoro Boguodmawia predykatu istnienia, to po to, by mu przyznać wyższy sposóbistnienia, niepojęty, niewypowiadalny. Tym razem, co okaże się w trakciewywodu, nie o taki manewr chodzi. Różni nie można zredukować dogestu zawłaszczenia na gruncie ontologii czy teologii - ontoteologii.Mało tego, to ona, już tylko otwierając przestrzeń, w której ontoteologia- filozofia - tworzy swój system i własne dzieje, włącza ją \III siebie,wpisuje i bezpowrotnie przekracza.

Roźnia 33

Z tego też powodu nie wiem, od czego rozpocząć rozrysowywanieowej wiązki wytycznych czy też diagramu różni. Albowiem właśniepostulat prawowitego początku podaje się tu w wątpliwość, postulatabsolutnego punktu wyjścia, zasadniczej odpowiedzialności. Prob-lematyka pisania otwiera się wraz z podważeniem wartości arche.Toteż to, co tu zaproponuję, nie będzie miało charakteru jedyniewywodu filozoficznego, który wychodząc od jakiejś zasady, postula-tÓW, aksjomatów czy definicji, rozwijałby się zgodnie z dyskursywnąlinearnością porządku kolejnych racji. Szlak różni to na każdym krokusprawa strategii i ryzyka. Strategii, ponieważ żadna prawda transcen-dentna i uobecniona poza sferą pisma nie może w sposób teleologicz-ny rządzić całością tej sfery. Ryzyka, ponieważ nie chodzi o jakąśzwykłą strategię w tym sensie, w jakim się mówi, że ukierunkowujeona taktykę w zależności od ostatecznego celu - telosu czy teżmotywu związanego z ogarnięciem, opanowaniem i ostatecznymzawłaszczeniem jakiegoś mechanizmu czy jakiejś sfery. Wreszciestrategii bez celu, którą można by nazwać ślepą taktyką, empirycznymbłądzeniem, gdyby pojęcie empiryzmu nie nabierało sensu właśniew opozycji do filozoficznej odpowiedzialności. Skoro na szlaku różninastępuje pewne zbłądzenie, to nie trzyma się ona już wytycznychdyskursu logiczno-filozoficznego ani jego - nierozerwalnie z nimzwiązanego - symetrycznego przeciwieństwa, dyskursu logiczno--empirycznego. Poza tym przeciwstawieniem pozostaje pojęcie gry,które zapowiada, tuż przed filozofią i poza nią, jedność przypadkui konieczności w niemającym końca rachunku.

Toteż pozwolą Państwo, że tak jak zaplanowałem i zgodniez regułami gry, odwracając samo to zagadnienie, w myśl o różniwnikniemy od strony zagadnienia strategii i forteli. Uzasadniającrzecz wyłącznie strategią, chciałbym jedynie podkreślić to, że tematy-ka różnicy z powodzeniem może i musi zostać kiedyś podjęta, bo teżnawet jeśli nie da się jej w żaden sposób zastąpić, to można jąprzynajmniej włączyć w sekwencję, którą ona sama zapewne nigdynie będzie sterować. Co z kolei oznacza, że nie ma ona charakteruteleologicznego.

Przede wszystkim wydawało mi się, że skoro różnia nie jest aniwyrażeniem, ani pojęciem, to ze względów strategicznych najłatwiejją przemyśleć czy nawet opanować; przy czym samo to przemyśleniewłaśnie pozostaje w pewnej relacji, mającej charakter konieczności, zestrukturalnymi granicami panowania, a więc z tym, co w naszej"epoce" najbardziej fundamentalne. Toteż, strategicznie, zaczynam odmiejsca i czasu, w którym "my" się znajdujemy, jakkolwiek w ostate-cznym rozrachunku takiego początku i tak nie sposób uzasadnić, skorozawsze jedynie na podstawie różni i jej "dziejów" możemy się

Page 5: J. Derrida, Różnia

34 Marginesy filozofii

domyślać, kim jesteśmy i gdzie jako "my" jesteśmy, oraz tego, czymmianowicie mogą być granice "epoki".

Jakkolwiek "różnia" nie jest ani wyrażeniem, ani pojęciem,zaryzykujemy powierzchowną, przybliżoną analizę semantyczną, któ-ra ustali stawkę tej gry.

Jak wiemy, czasownik "różnić się" tdifferer; z łac. dijJerre) madwa bodaj zupełnie odrębne znaczenia; u Littrego na przykładpoświęcono mu dwa osobne hasła. W tym też sensie łacińskie dijJerrenie jest zwykłym przekładem greckiego diapherein, co nie jest dla nasbez znaczenia, jako że wskazuje na związek naszych rozważańz konkretnym językiem, i to językiem, który uchodzi za mniejfilozoficzny, pierwotnie mniej filozoficzny niż greka. Układ bowiemznaczeń w greckim diapherein nie obejmuje jednego z dwu znaczeńłacińskiego dijJerre, mianowicie odkładania czegoś na później, licze-nia się z czymś, liczenia się z czasem oraz z różnymi czynnikamiw ramach działania, które zakłada rachunek ekonomiczny, dokonaniaobejścia, zwłoki, opóźnienia, zastrzeżenia, zastępstwa - wszystkie tepojęcia zamknąłbym w jednym słowie, którym nigdy się nie po-służyłem, a które można by w ten ciąg wpisać: odwlekanie. W tymsensie differer to tyle, co odwlekać, świadomie bądź nieświadomi eodwoływać się do czasowej i uczasowiającej mediacji, jaką stanowiwybieg, który zawiesza ziszczenie, spełnienie "pragnienia" bądź"woli", i to w taki sposób, że równocześnie uchyla bądź moderujeskutki działania. A jak przekonamy się później, owo uczasowienie tozarazem rozsunięcie w przestrzeni, stawanie się czasem przestrzenii stawanie się przestrzenią czasu: "konstytucja źródłowa" czasui przestrzeni, jak można by to wyrazić w języku metafizyki czyfenomenologii transcendentalnej - niestosownym w tym miejscui krytykowanym.

Drugie znaczenie differer jest jak najbardziej potoczne i rozpo-znawalne: to tyle, co nie być identycznym, być innym, możliwym doodróżnienia itp. Jeśli zaś chodzi o differenititd), słowo, które możnapisać dowolnie, z t bądź d na końcu, bez względu na to, czy mowao braku podobieństwa, niechęci czy o różnicy zdań, między różnymielementami musi wytworzyć się aktywnie, dynamicznie, poprzeznieustępliwe powtarzanie, przerwa, odległość, rozsunięcie.

Otóż słowo difference (przez e) w ogóle nie mogło odsyłać ani dodifferer jako odwlekania, ani do differend jako polemos. To właśnieten niedostatek znaczenia w pewien sposób rekompensuje - w sensieekonomicznym - słowo differance (przez a). Odsyła ono jakbyrównocześnie do całej konfiguracji swych znaczeń, dane jest od razuw całej swej nieredukowalnej polisemii, co z kolei nie jest bez różnicydla wywodu, który tu usiłuję przeprowadzić. Odsyła do niej nie tylko

Rożnia 35

rzez wypowiedź, w której występuje nie tylko kontekst ~nterpretacyj~py _ co jest oczywiste w wypadku każdego znaczenia - ale teznoniekąd przez siebie, a na pewno bardziej niż jakiekolwiek inne~łoWO,gdyż a pochodzi bezpośrednio z imies!owu cza~~ tera~niej~szego i tym samym przybliża ~as do. sa~eJ. czynnos~1 ~plsaneJW czasownik differer, nawet zanim pOJaWIaSIę efekt, jaki tworzydifJerent czy dijJerenc.e(przez. e). W ~ontekście ~Ias~c~nej po~ę~iowo-ści i związanych z mą rygorow mozna by powiedzieć, ze differanceoznacza przyczynowość konstytutywną, wytwórczą i źródłową, pro~ces rozpadu i podziału, którego produktami bądź ukonstytuowanymiefektami byłyby: differents, "różne rzeczy" bądź differences, "róż-nice". Ale ponieważ differance (przez a) bardziej zbliża nas dobezokolicznikowego i aktywnego rdzenia differer, wobec tego neu-tralizuje to, co bezokolicznik oznacza po prostu jako aktywne, tak jakmouvance nie oznacza w naszym języku po prostu faktu poruszania,poruszania się czy bycia poruszonym. Resonance nie jest też aktemrozbrzmiewania. Należy więc wziąć pod rozwagę to, że w naszymjęzyku użycie końcówki -ance waha się między stroną czynną i biernąI przekonamy się, dlaczego to, co daje się oznaczyć jako .różnia"[d((ferance], nie jest ani zwyczajnie czynne, ani zwyczajnie bie~e~lecz zapowiada bądź przywołuje raczej coś na kształt strony pośrednieji oznacza działanie, które nie jest działaniem, takie, które nie daje sięscharakteryzować ani jako doznawanie, ani jako oddziaływanie w re-lacji między podmiotem i przedmiotem, ani od strony działającego,ani od strony tego, na kogo oddziałuje, ani też ze względu naktórykolwiek z członów tej relacji. Otóż chyba właśnie ową stronępośrednią, jakby nieprzechodniość, filozofia, tworząc się pod tymnaporem, zaczęła rozróżniać stronę bierną i stronę czynną.

Różnia jako zwłoka, różnia jako rozsunięcie. Jakże jedno z drugimpołączyć?

Ponieważ jakoś w to już weszliśmy, zacznijmy może od prob-lematyki znaku i pisma. Znak, powiada się zwykle, zajmuje miejsce

. samej rzeczy, rzeczy obecnej, "rzeczy", która oznacza tu zarównosens, jak i odniesienie. Znak reprezentuje to, co obecne, pod jegonieobecność. Zajmuje miejsce tego, co obecne. Kiedy nie możemychwycić czy też pokazać rzeczy - powiedzmy tego, co obecne,bytu-obecnego - kiedy to, co obecne, nie uobecnia się, wówczasoznaczamy to, przechodzimy obejściem, jakim jest znak. Znakiodbieramy bądź dajemy. Znak czynimy. Stanowiłby on wobec tegoobecność odroczoną. Bez względu na to, czy chodzi o znak słowny,czy opisany, znak monetarny, reprezentację wyborczą czy partiępolityczną, obieg znaków odracza chwilę spotkania z samą rzeczą,kiedy możemy nią zawładnąć, zużyć ją, dysponować nią, dotknąć Jej,

Page 6: J. Derrida, Różnia

36 Marginesyfilozofii

widzieć i posiadać ją w jej obecnej naoczności. Opisuję tutaj oto,z myślą o zdefiniowaniu -- w całej banalności jego cech -- znaczeniajako różni odwlekającej [ditferance de temporisationi, klasyczniezdeterminowaną strukturę znaku: zakłada ona, iż znak, który wszakodracza obecność, daje się pomyśleć jedynie w odniesieniu doobecności, którą odracza, i ze względu na odroczoną obecność, doktórej odzyskania dąży. Zgodnie z tą klasyczną semiologią pod-stawienie znaku w miejsce samej rzeczy ma charakter tyleż wtórny cotymczasowy: wtórny względem pierwotnej a utraconej obecności, odktórej znak miałby się wywodzić; tymczasowy wobec tej ostateczneja nieobecnej obecności, w stosunku do której znak znajdowałby sięw relacji zapośredniczenia.

Gdyby pokusić się o zakwestionowanie tej wtórności i tym-czasowości substytutu, można by zapewne dostrzec, jak pojawia sięcoś na kształt żródłowej różni, ale też nie można by już wtedy nazywaćjej różnią źródłową czy ostateczną, ponieważ takie pojęcia, jakpoczątek, archia, telos, eschaton itp., zawsze wskazywały na obecność-- ousia, parousia itp. Zakwestionowanie wtórności i tymczasowościznaku, przeciwstawienie mu "źródłowej" różni prowadziłoby dotakich oto konsekwencji:

l. Różni nie można byłoby już objąć pojęciem "znaku", którywszak zawsze wyrażał intencję reprezentowania jakiejś obecnościi zawsze konstytuował się w granicach systemu (myślenia czy języka)kształtowanego na podstawie obecności i nastawionego na obecność.

2. Podważa się tym samym panowanie obecności i jej prostego,symetrycznego przeciwieństwa -- nieobecności bądź braku. Rewidujesię zatem granicę, która zawsze nas krępowała i nadal krępuje,sprawiając, że my, mieszkańcy pewnego języka i pewnego systemumyślenia, musimy kształtować sens bycia w ogóle w kategoriachobecności bądź nieobecności, bytu lub bytowości (ousia). Tak otodochodzimy, jak już widać, do kwestii typu -- powiedzmy -- heideg-gerowskiego, różnia zaś prowadzi nas, jak się zdaje, do różnicyontyczno-ontologicznej. To odniesienie niech mi wolno będzie od-łożyć na później. Chciałbym jedynie zaznaczyć, iż między różnicąjako odwlekaniem-uczasowieniem, która jest już nie do pomyśleniaw horyzoncie obecności, a tym, co Heidegger mówi w Sein und Zeito uczasowieniu jako transcendentalnym horyzoncie kwestii bycia,którą należy uwolnić od tradycyjnej i metafizycznej dominacjiobecności i teraźniejszości, zachodzi ścisły, choć nie do końcakonieczny związek.

Najpierw jednak pozostańmy może przy problematyce semiologi-cznej, by zaobserwować, jak łączą się w jej obszarze różnia jakozwłoka i różni a jako rozsunięcie. Większość badań semiologicznych

Rożnia 37------------------------------------------------------cZY językoznawczych, które zdominowały dzisiaj dziedzinę refleksji,odwołuje się, słusznie czy nie -- już to z racji swych wyników, już todlatego, że wszędzie funkcjonują jako uznany model regulatywny_ do de Saussure'a jako prawdodawcy. Otóż de Saussure to przedewszystkim ktoś, kto arbitralność znaku i jego dystynktywny charakterumieścił u podstaw semiologii ogólnej, zwłaszcza językoznawstwa.A oba te motywy -- arbitralność i dystynktywność -- są w jegoprzekonaniu, jak wiadomo, nierozłączne. O arbitralności może byćmowa tylko dlatego, że system znaków tworzą różnice, a nie elementypozytywne. Cząstki znaczeniowe funkcjonują nie dzięki czynnikomskupionym w rdzeniach, lecz dzięki siatce przeciwieństw, które jewyróżniają i sytuują we wzajemnych odniesieniach. "Dowolny i róż-nicujący -- mówi de Saussure -- są to właściwości współzależne'".

Otóż zasada różnicy jako warunku znaczenia dotyczy całościznaku, to znaczy zarówno aspektu znaczącego, jak i znaczonego.Aspekt znaczony to pojęcie, sens idealny; znaczący zaś jest tym, co deSaussure nazywa "obrazem", "wyrazem psychicznym", zjawiskiemmaterialnym, fizycznym, na przykład akustycznym. Nie chcemy tuzagłębiać się w całą problematykę, przed jaką stawiają te określenia.Poprzestaniemy na przywołaniu interesującego nas fragmentu z deSaussure'a:

Jeśli część pojęciowa wartości składa się wyłącznie ze związków i różnicz innymi składnikami języka, to to samo można powiedzieć o jej częścimaterialnej [...] Wszystko, co zostało powiedziane, sprowadza się do tego,że w języku istnieją tylko różnice. Co więcej: różnica na ogół zakładaistnienie składników pozytywnych, między którymi jest ustalana, alew języku istnieją tylko różnice bez składników pozytywnych. Czy weź-mierny element znaczący czy znaczony, język nie zawiera ani wyobrażeń,ani dźwięków, które istniałyby przed systemem językowym, lecz tylkoróżnice pojęciowe i różnice dźwiękowe wypływające z tego systemu. To,co znajduje się w znaku z wyobrażenia lub materiału dźwiękowego, mamniejsze znaczenie niż to, co się znajduje wokół niego w innych znakach"

Stąd pierwszy wniosek, jaki można wysnuć, że znaczone pojęcienigdy nie jest obecne samo w sobie obecnością wystarczającą, któraodsyłałaby do samej siebie. Każde pojęcie de iure zostaje z istotywpisane w łańcuch czy też system, w granicach którego odnosi się doinnego pojęcia i innych pojęć za sprawą systemowej gry różnic. Taka

2 Ferdinand de Saussure, Kurs językoznawstwa ogólnego, przełożyła Krys-tyna Kasprzyk, PWN, Warszawa 1961, s. 126.

3 Tamże, s. 128.

Page 7: J. Derrida, Różnia

38 Margines)' filozofii

gra, różnia, nie jest ju~ wówczas je.dy?ie pojęciem, lecz możliwościąpojęciowości, procesu l systemu pojęciowego w ogóle. Z tego samegopowodu różnia, która nie jest przecież pojęciem, nie jest wyrażeniem,t~ znacz?, c~mś, co przedstawia się jako spokojną, obecną, odnoszącąSIę do siebie jedność pojęcia i fonii. Nieco dalej zobaczymy, na iledotyczy to słowa w ogóle.

Różn.ica ~dif.[erence~,o której mówi de Saussure, nie jest więcsama am pojęciem, aru słowem takim jak inne. To samo możnaa f~rtiori, powiedzieć ~ r,óżni idifferancei. I tak stajemy przedkoniecznością wyjasmerna Ich wzajemnego stosunku,

. W języku, w systemie językowym istnieją tylko różnice, MożnaWIęC za pomocą jakiejś operacji taksonomicznej ułożyć jego sys-te~atyczny, st:atystyczny i klasyfikujący inwentarz. Z tym, że--zjed-nej stro~y -:-.Jest ~osr« różnic: w systemie językowej, jednostkowej~YPowledz!,~ak również w trwającej między wypowiedziami wymia-me. Z drugiej zaś strony owe różnice same w sobie są skutkami, Niespadły z ni~ba w goto.wej postaci, nie zostały zapisane w żadnym toposnoet.os aru w ~zarej tkance mózgu. Gdyby słowo "historia" niezawler~ło ~ s~ble mo~ ostatecznego stłumienia różnicy, to możnab~ p,owledzlec, ze tylko I wyłącznie różnice mogą od samego początkurmec charakter na wskroś "historyczny".

Rćżnia jest wobec tego dynamiką gry, która "wytwarza" -- zaP~~?cą czegoś, co nie jest po prostu jakąś aktywnością -- owerozmc~, ow~. e!'ekty różnicy. Nie oznacza to, jakoby różnia wy_~arzająca.roz~lce poprzedzała owe różnice w jakiejś prostej obecno-SCI,w sobie mezmodyfikowanej, nie-zróżnicowanej. Różnia to nie-pełne, nie-proste .źródło", ustrukturowane i różnicujące różnice.Nazwa "źródło" wobec tego nie pasuje do niej,

Skoro system językowy, o którym de Saussure powiada, że jestklasyfikacją, me spa~ł z nieba, wobec tego różnice zostały wy_tworzone, .są s!mt~aml ~orzonymi, ale też takimi, których przy-czy~ą, me jest ja~s podmiot czy substancja, jakaś rzecz w ogóle, bytgdzieś ~?ecn~, ktory s~m wymyka się grze różni. Gdyby tego rodzajuobecnosc, najklasyczniej w świecie, miała mieścić się w pojęciuprzyczyny w ogóle, to należałoby wobec tego mówić o skutku bezprzyczyny, C? ba~dz,~ prędko doprowadziłoby do tego, że w ogóleprzestałoby SIę mowie ? skutku, Usiłowałem już wskazać drogę pozam~ry t~go schematu, mianowicie "ślad", który o tyle nie jest skutkiem,o Ile n~~ma przyczyny, ale to nie wystarcza, aby poza tekstem mogłonastąpić konieczne wykroczenie poza ten schemat.

Ponieważ ani przed różnicą semiologiczną, ani poza nią nie m'amo~ o ~becności, wobec tego na pojęcie znaku w ogóle możemyrozetągnąc to, co de Saussure pisze o systemie językowym:

Rożnia 39------------------------------------------------------

Językjest warunkiemkoniecznymzrozumiałościmowyjednostkowejoraztego,bywywołałaonawszystkiesweskutki,ale teżmowajednostkowajestwarunkiemkoniecznymwzględemjęzyka, który za jej sprawą się ustala;historycznie,pierwszyjest zawsze fakt mowyjednostkowej'.

Zachowując przynajmniej schemat, jeśli nie treść warunku sfor-mułowanego przez de Saussure'a, za pomocą różni oznaczymydynamikę, zgodnie z którą język czy też każdy kod, każdy systemodniesień w ogóle konstytuuje się "historycznie" jako tkanina różnic,"Konstytuuje się", "wytwarza się", "tworzy się", "dynamika", "histo-rycznie" itp. -- wszystko to należy rozumieć poza językiem metafizy-ki, w którym słowa te są pochwytywane wraz ze wszystkimi swoimiimplikacjami, Należy zatem wykazać, dlaczego pojęcie wytwarzania,tak samo jak pojęcia konstytucji i historii, mają w tej perspektywiecokolwiek wspólnego z tym, o czym tu mowa, ale to zaprowadziłobymnie za daleko, w stronę teorii przedstawiania "kręgu", w którym, jaksię zdaje, jesteśmy zamknięci, toteż owe pojęcia, tak jak tyle innych,wykorzystam jedynie w charakterze strategicznych udogodnień i poto, by uruchomić dekonstrukcję ich systemu w punkcie, który jest dlaniego w danym momencie najważniejszy. A w każdym razie dziękikołu, w którym jakoby tkwimy, pojmiemy, że w różni [differance], takjakją tutaj zapisujemy, nie więcej jest statyczności niż genetyczności,nie więcej strukturalności niż historyczności. Ani nie mniej. Natomiasto niedoczytaniu, przede wszystkim niedoczytaniu tego, co tu uchybiaetyce ortografii, świadczyłyby zarzuty odwołujące się do najstarszychopozycji metafizycznych, na przykład do opozycji punktu widzeniageneratywnego i strukturalno-taksonomicznego. Co zaś się tyczysamej różni, to tego rodzaju opozycje pozbawione są wszelkiejdoniosłości, a to niewątpliwie nie ułatwia namysłu i nie zapewniakomfortu.

Gdyby teraz wziąć pod uwagę sekwencję, w której różnia,w zależności od potrzeby i kontekstu, daje się zastąpić pewną liczbąsubstytutów niebędących synonimami, to po co z kolei sięgać do"odwodu", "pra-pisma", "pra-śladu", ,,rozsunięcia" albo do "sup-lementu" czy do farmakonu, a nawet do hymenu, marginesu-mar-kowania-marchii itp.? .

Zacznijmy od początku, Różnia -- za jej sprawą dynamikaznaczenia jest możliwa jedynie wtedy, gdy każdy tak zwany "uobec-niony" element pojawiający się na scenie obecności odnosi się doCzegoś innego niż on sam, zachowując w sobie piętno elementuprzeszłego, i pozwala już odcisnąć na sobie piętno elementu przy-

, Tamże, s. 388.

Page 8: J. Derrida, Różnia

40 Margines)' filozofii

szłego, ślad, który do tego, co nazywamy przyszłością, odnosi sięw nie mniejszym stopniu niż do tego, co nazywamy przeszłością,konstytuujący zaś to, co nazywamy teraźniejszością, właśnie zasprawą odniesienia do tego, czym ona nie jest: nie jest w sposóbbezwzględny, to znaczy nie jest nawet przeszłością czy przyszłościąjako modyfikacjami teraźniejszości. Jeśli teraźniejszość ma byćteraźniejszością, to od tego, co nią nie jest, musi oddzielać ją jakiśodstęp, ale też ten sam odstęp, który ją konstytuuje jako teraźniejszość,nieuchronnie wobec tego wprowadza podział do samej teraźniejszości,dzieląc tym samym wszystko, co na podstawie teraźniejszości da siępomyśleć, to znaczy wszelki byt, a zwłaszcza - ujmując rzeczw języku naszej metafizyki - substancję lub podmiot. Ow dynamicz-nie konstytuujący się, tworzący się w podziale odstęp można nazwaćrozsunięciem, uprzestrzennieniem czasu i uczasowieniem przestrzeni(odwlekaniem). I właśnie ta konstytucja teraźniejszości jako synteza"źródłowa" i w sposób nieredukowalny nie-prosta, a więc sensu strictenie-źródłowa, piętn, śladów retencyjnych i protencyjnych (by nazasadzie analogii odwołać się tymczasem do języka fenomenologiitranscendentalnej, który wnet okaże się nieadekwatny), jest - zgod-nie z moją propozycją nazewniczą - archi-pismern, archi-śladembądź różnią. To (zarazem) rozsunięcie (i) odwlekanie.

Czy owa (wytwórcza) (aktywna) dynamika różni nie może poprostu, bez uciekania się do innowacji graficznych, nosić nazwy"różnicowanie" [difJerenciation]? Słowo to jednak - oprócz innychniejasności - nasuwałoby myśl o jakiejś organicznej jedności,źródłowej i jednorodnej, która ewentualnie dopiero może podlegaćpodziałowi, doświadczać różnicy jako zdarzenia. Przede wszystkimzaś słowo to, utworzone od czasownika "różnicować" [diffćrencieri,przekreśliłoby ekonomiczne znaczenie obejścia, opóźnienia spowodo-wanego grą na zwłokę, "odroczenia" [difJerer]' I tutaj przy okazji jednauwaga. Zawdzięczam ją niedawnej lekturze tekstu Koyrego Hegelci Jena, który ukazał się w 1934 roku w .Revue d 'histoire et dephilosophie religieuse" (a następnie został przedrukowany w jegoEtudes d 'histoire de Zapensee philosophique). Koyre cytuje w nim poniemiecku obszerne fragmenty z Logiki jenajskiej i proponuje ichtłumaczenie. Otóż dwukrotnie natrafia w tekście Hegla na wyrażeniedifferente Beziehung. Słowo diflerente ma rdzeń łaciński (diflerent)i rzadko spotyka się je w niemczyźnie, a także.jak sądzę, u Hegla, którymówi raczej versch ieden, ungleich i który różnicę nazywa Untersch ied,różnicę zaś jakościową - Verschiedenheit, Tymczasem w Log~cejenajskiej posługuje się słowem different, i to wtedy gdy chodzi właśnieo czas i teraźniejszość. Zanim dojdziemy do owej cennej uwagi, kilkazdań z Hegla w takiej postaci, jaką Koyre nadał im w przekładzie:

Rożnia 41----Nieskończoność w tej prostocie, jako moment przeciwstawiony temu, cosobie równe, jest negatywna, a w swych momentach, wtedy gdy uobecnia(sobie samej) i w sobie samej całość, (jest) tym, co wyklucza w ogóle,punktem bądź granicą, ale w tym swoim negowaniu odnosi się bezpośred-nio do tego, co inne, i samą siebie neguje. Granica czy też momentteraźniejszości (der Gegen- .•...arl), absolutne czasowe "to", czyli "teraz", toabsolutna negatywna prostota. która absolutnie z siebie wyklucza wszelkąwielość i tym samym jest absolutnie określona; nie jest jakąś całością czyjakimś quantum, szerzącym się w sobie (i) zawierającym w sobie równieżmoment nieokreślony - coś różnego - który w sobie obojętny igleichgul-tig) czy zewnętrzny, odnosiłby się do tego, co inne tauf ein anderesbez6ge), lecz jest to stosunek absolutnie różny od prostego (sondern es istabsolut differente Beziehung).

Koyre objaśnia to w godnym uwagi komentarzu: "Stosunek różny:difJerente Beziehung. Można by powiedzieć: stosunek różnicujący".Na następnej zaś stronie, w kolejnym tekście z Hegla, możnaprzeczytać: Diese Beziehung ist Gegenwart, aZs eine differenteBeziehung ("Ten stosunek jest teraźniejszością jako stosunek różny"),I do tego kolejne objaśnienie Koyrego: "Określenie różny zostaje tuużyte w znaczeniu aktywnym".

Pisownia differant lub differance (przez a) już wtedy mogła okazaćsię przydatna, umożliwiałaby bowiem, bez komentarza czy objaś-nienia, przetłumaczenie tekstu Hegla w tej szczególnej kwestii, którarównież w jego wywodach pozostaje kwestią absolutnie rozstrzygają-cą. Przekład zaś byłby - czym zresztą powinien być zawsze- przekształceniem jednego języka przez drugi. Oczywiście słowo.różnia" może występować również w innych użyciach: przedewszystkim dlatego, że oznacza nie tylko aktywność różnicy "źródło-wej", ale również odwlekające obejście właściwe odroczeniu; nadewszystko zaś dlatego, że mimo iż w taki sposób zapisywana różni aujawnia bardzo głębokie powinowactwa z dyskursem Heglowskim (wjego należycie odczytanym kształcie), to jednak może się okazać, żew pewnym momencie nie będzie w stanie z nim zerwać - co z koleinie ma w żadnym wypadku sensu ani szans na powodzenie - leczjedynie dokonać w nim jakby przemieszczenia, tyleż nieznacznego, coradykalnego, przemieszczenia, które starałem się zlokalizować przyinnej okazji i które trudno byłoby mi tutaj naprędce skomentować.

A zatem różnice są "wytwarzane" -różnione-przez różnię. Aleco różni albo też kto różni? Innymi słowy, czym jest różnia? To pytaniewprowadza nas w inny obszar.

Co różni? Kto różni? Czym jest różnia?Gdybyśmy odpowiedzieli na te pytania bez uprzedniego przyj-

rzenia się ich pytajności, bez odwrócenia ich, nie rzuciwszy podej-

Page 9: J. Derrida, Różnia

42 Marginesy filozofii

rzliwego spojrzenia na ich formę, nawet na to, co wydaje się w nich ja~najbardziej naturalne i konieczne, ponownie wpadlibyśmy w pułapkęz której już udało nam się uciec. Bo też gdybyśmy przyjęli fonn~pytania, zarówno pod względem sensu, jak i składni ("co", "kto","czym"), to musielibyśmy przystać na to, iż różnię wywodzi się w tensposób, że przydarza się ona, że opanowuje się ją, rządzi nią dziękiodniesieniu do jakiegoś bytu-obecnego, który może być czymkolwiek,formą, stanem, mocą zawartą w świecie, tym wszystkim, czemumożna nadawać dowolne nazwy, czymś lub bytem-obecnym - pod-miotem, kimś. Zwłaszcza w tym ostatnim wypadku, bytu-obecnego- przykładowo bytu-obecnego-w-sobie, świadomości - moglibyś-my w domyśle uznać, iż ewentualnie dochodzi do różnienia: już toopóźniania i odwodzenia od spełnienia "potrzeby" bądź "pragnienia",już to różnienia się od siebie. W żadnym jednak z tych wypadków takibyt-obecny nie byłby "konstytuowany" przez tę różnię.

Otóż o czym szczególnie usilnie przypomina nam de Saussure, byponownie do niego się odwołać? O tym mianowicie, że ,język [którypolega wyłącznie na różnicach] nie jest funkcją osobnika mówiące-go'". To zaś zakłada, że podmiot (tożsamość ze sobą bądź ewentualnieświadomość tożsamości ze sobą, świadomość siebie) jest w językwpisany, jest "funkcją" języka, staje się podmiotem mówiącym,jedynie naginając własną mowę - nawet w wypadku tak zwanejtwórczości czy tak zwanej transgresji - do systemu reguł języka jakosystemu różnic, a przynajmniej naginając ją do ogólnego prawa różni,dostosowując się do zasady języka, o którym de Saussure powiada, iżjest to "mowa minus mowa jednostkowa". "Język jest konieczny, bymowa jednostkowa była zrozumiała i mogła wytworzyć wszystkieswoje skutki:".

Jeśli tytułem hipotezy uznamy, że opozycja mowy jednostkoweji systemu językowego jest absolutnie ścisła, to różnia pozostanie nietylko grą różnic w języku, ale i stosunkiem mowy jednostkowej dosystemu językowego, a więc również obejściem, które muszę poko-nać, aby przemówić, milczącym zastawem, jaki muszę dać, a któryzachowuje swą ważność w całej semiologii ogólnej, regulując wszel-kie stosunki w relacjach użycie--schemat, przekaz-kod itp. (Przy innejokazji starałem się zasugerować, że owa różni a w języku i w od-niesieniu mowy jednostkowej do systemu językowego wykluczazasadniczą rozdzielność mowy jednostkowej i pisma, którą de Saus-sure chciał zgodnie z tradycją uwydatnić w innej warstwie swych

5 Tamże, s. 87." Tamże.

Różnia 43----zważań. Ponieważ użycie języka bądź kodu zakłada grę form

~~eposiadający~h .określon.ej i ,nie~miennej ,tre~ci?a w praktyce, tej ?fYównież retencję I protencję roZDIC,rOZSUnIęcIeI zwłokę, grę sladow,

to wobec tego chodziłoby o pismo, które poprzedza samo pisanie,'akieś archi-pismo, bez aktualnego źródła, bez archii. Stąd też~egulame przekreślanie archii. i przekształcanie semiologii. ogólnejw gramatologię, która podejmuje krytykę tego wszystkiego, cow semiologii, a nawet w jej pojęciu-matrycy - znaku - zachowałozałożenia metafizyczne niedające się pogodzić z różnią.)

Można by pokusić się o sformułowanie następującego zastrzeże-nia: oczywiście podmiot staje się podmiotem mówiącym tylko w trak-cie obcowania z systemem różnic językowych; czy też staje siępodmiotem znaczącym (zna~zącYI? w ~e~sie ~gólnym, za s~~a~ąsłowa bądź innego znaku), jedynie WpISUjąCSIę w system rozmc,W tym też sensie podmiot mówiący czy znaczący nie byłby oczywiś-cie obecny dla siebie jako mówiący czy znaczący, gdyby nie gra różnijęzykowej bądź semiologicznej. Ale czy obecności i uprzedniej wobecsłowa lub znaku obecności podmiotu dla siebie nie można abypojmować w kategoriach świadomości milczącej i intuicyjnej?

Tego rodzaju pytanie, całkowicie wykluczając ślad i różnię,zakłada, że świadomość możliwa jest przed znakiem i poza nim, Ito, iżsama może skupić się w swej obecności, nawet zanim rozmieści sweznaki w przestrzeni i w świecie, No bo czym jest świadomość? Coznaczy "świadomość"? Najczęściej właśnie pod postacią "intencjiznaczeniowej" narzuca się myśleniu we wszystkich swych modyfikac-jach jedynie jako obecność dla siebie, jako cechujące obecnośćsamopostrzeżenie. A to, co dotyczy świadomości, dotyczy tak zwane-go istnienia podmiotowego w ogóle. Jak kategoria podmiotu nie możezostać i nigdy nie mogła być pomyślana bez odniesienia do obecnościjako hypokeimenon bądź ousia itp., tak podmiot jako świadomośćnigdy nie mógł objawiać się inaczej niż jako obecność dla siebie.Uprzywilejowywanie świadomości oznacza więc uprzywilejowywa-nie obecności; i nawet jeśli opisuje się transcendentalną czasowośćświadomości tak dogłębnie, jak robi to Husserl, to zdolność syntezyi nieustannego zbierania śladów przypisuje się właśnie "żywej teraź-niejszości".

Ów przywilej to metafizyczny eter, żywioł naszego myślenia, takjak je uchwycił język metafizyki, Tę zamkniętość można oznaczyć,jedynie zwracając dzisiaj uwagę na ów walor obecności, który - jakwykazał Heidegger-jest ontoteologicznym określeniem bycia; w tensposób zaś zwracając uwagę na ten walor obecności, traktującmianowicie obecność jako zagadnienie, którego status jest zupełniewyjątkowy, badamy absolutny przywilej tej formy czy tej epoki

Page 10: J. Derrida, Różnia

44 Marginesy filozofii

obecności w ogóle, którą jest świadomość jako intencja znaczeniowatkwiąca w obecności dla siebie.

Tak więc obecność - a zwłaszcza świadomość, właściwe jejbycie wobec siebie - ma być ostatecznie przedstawiona już nie jakoabsolutna forma-matryca bycia, lecz jako "określenie" i jako "skutek".Określenie i skutek w obszarze pewnego systemu, który nie jest jużsystemem obecności, lecz systemem różni, który nie uznaje jużopozycji czynne-bieme, tak samo jak pary przyczyna--skutek czyokreśloność-nieokreśloność itp.; na tej też zasadzie, wskazując naświadomość jako na skutek bądż jako na określenie, nadal działamy- ze względów strategicznych, które mniej lub bardziej świadomiemożna wyłożyć i systemowo obmyślić - zgodnie z repertuaremsłownictwa określającego właśnie to, co mamy od-graniczyć.

Ten gest - zanim stał się gestem wyrażnie do gruntu Heideg-gerowskim - podjęli już Nietzsche i Freud, którzy, jak wiadomo,często podważali, i to w podobny sposób, niewzruszoną pewnośćsiebie świadomości, Czy to nie ciekawe, że poczynaniom jednegoi drugiego patronował motyw differance'l

A pojawia się on - niemal pod takim właśnie mianem - w teks-tach obu myślicieli, i to w kluczowych miejscach. Nie będę mógł tejkwestii teraz rozwinąć; przypomnę jedynie, że według Nietzschego"najważniejsze, podstawowe działanie jest nieświadorne" i że świado-mość jest skutkiem działania sił, których istota, kierunki i formy niestanowią jej właściwości. Otóż sama siła nigdy nie jest obecna: jestjedynie grą różnic i ilości. Bez różnic między siłami siła w ogóle by nieistniała; w tym wypadku różnica ilościowa liczy się bardziej niż skalailości, bardziej niż absolutna wielkość: .Sama i/ość jest zatemnieodłączna od różnicy ilości. Różnica ilości jest istotą siły, stosun-kiem siły do siły. Wyobrażenie - chemia skutecznie je podważa- dwu różnych sił, jeśli nawet przypisuje im się odmienny kierunek,jest niedokładne i uproszczone, abstrahuje od jakości, a więc to, cożywe, znika tu z pola widzenia?". Czyż cała myśl Nietzschego nie jestkrytyką filozofii, której różnica nie sprawia różnicy, filozofii czynnejobojętności na różnicę jako systemu a-diaforycznej redukcji, stłumie-nia? A to nie wyklucza, iż - zgodnie z tą samą logiką, zgodniez logiką w ogóle - filozofia żyje w różni i różnią żyje, skrywającprzed swym wzrokiem to samo, które nie jest tożsame. To samo towłaśnie różnia, differance (przez a) jako okrężne i odwołujące się dodwuznaczności przejście od jednego elementu do drugiego, od

7 Gilles De1euze, Nielzsche ifilozofia, przełożył Bogdan Banasiak, Wydaw-nictwo Spacja, Warszawa 1997, s. 49.

45Roźnia---.ednego członu ~rz.eciwstaw.ienia do d~giego. W te~ sposób możnaJ nownie rozwazyc wszystkie opozycyjne pary, na ktorych wznosi SIę~~ozofia i którymi żywi się nasz dyskurs, ale nie po to, by zaobser-lować zacieranie się różnic, tylko to, iż jeden jej człon nieuchronnie

:bjawia się jak~ różnia drugiego członu, jako. ~nny odraczany w. ra:lach ekonomII tego samego (pojmowalność pko to, co rozm

~mysłowOŚć, jako zmysło~o~ć odroczona; P?jęcie jako ogląd o~-oczony - to, co ogląd różni; wszystko, co inne względem physis

~techne, nomos, thesis, społeczeństwo, wolność, dzieje, duch -jakophysis odroczona lub ja~o physis różn.iąca..Phys~s w różn~. Tak ot?zarysowuje SIęobszar remterpretacji mImeSISw Jej rzekomej oPOZYCJIwzględem physis). l właśnie wtedy, gdy to samo znajduje swerozwinięcie jako różnia, widoczna staje się tożsamość differancei powtórzenia w wiecznym powrocie. Takie właśnie tematy możnaw dziele Nietzschego powiązać z symptomatologią, która zawszerozpoznaje wybieg bądż podstęp jakiegoś czynnika zakamuflowanegow swej różni, czy nawet z całą tematyką aktywnej interpretacji, któranieustannym rozszyfrowywaniem zastępuje odsłanianie prawdy jakoprzedstawienia samej rzeczy w jej obecności itp. Szyfr bez prawdy czyteż systemu szyfrowania, niepodporządkowany prawdziwości, którastaje się jedynie funkcją włączoną weń, wpisaną, dcokreśloną.

Różnią zatem możemy nazywać ten "czynny", żywy rozdżwiękmiędzy różnymi siłami oraz różnicami sił, które Nietzsche przeciw-stawia całemu systemowi gramatyki metafizycznej wszędzie tam,gdzie rządzi ona kulturą, filozofią i nauką.

Taka diaforystyka jako energetyka czy ekonomia sił, podporząd-kowana dążeniu do zakwestionowania prymatu obecności pojmowa-nejjako świadomość, to również główny motyw myśli Freuda, co dośćznaczące w perspektywie historycznej: innej diaforystyki łączącejteorię szyfru (czy śladu) z energetyką. Podważenie autorytetu świado-mości ma zawsze i przede wszystkim charakter właściwy różni.

W teorii Freudowskiej splatają się ze sobą dwie na pozór różnecechy różni: odwlekające różnienie jako możliwość rozróżnienia, to,co wyróżnia, rozstęp, diastema, rozsunięcie, oraz różnienie jakoobejście, opóżnienie, odwód, odwlekanie.

l. Pojęcia śladu (Spur), torowania (Bahnung), sił torujących sąjużw samym swym zamyśle (Entwurfi nierozerwalnie związane z poję-ciem różnicy. Źródło pamięci czy też psychiczności jako pamięciw ogóle (świadomej bądż nieświadomej) można opisać tylko wtedy,gdy uwzględni się różnicę między torowaniami. Freud mówi o tymwyraźnie. Nie ma torowania bez różnicy i nie ma różnicy bez śladu.

2. Wszystkie różnice występujące w trakcie wytwarzania nie-świadomych śladów oraz w procesie zapisu (Niederschrift) można

Page 11: J. Derrida, Różnia

46 Marginesy filozofii

interpretować jako momenty rozru w sensie pozostawiania w od-wodzie. Zgodnie ze schematem, który nieprzerwanie obecny jestw myśli Freuda, dynamikę śladu opisuje się jako dążenie obronnew życiu, polegające na odraczaniu niebezpiecznego zaangażowaniaprzez tworzenie odwodu (Vorrat). I we wszystkich przeciwstawie-niach, które pozostawiają ślad w myśli Freuda, to wzajemne od-niesienie pojęć zachowuje charakter momentów zwłoki, jaka na-stępuje w obszarze ekonomii różni. Każde z tych pojęć jest tylkoodroczonym drugim, każde z nich odracza drugie. Każde jest w różnidrugim, każde jest różnią drugiego. A zatem każde tego rodzajuprzeciwstawienie - na pozór ścisłe i nieredukowalne (na przykładtego, co wtórne, i tego, co pierwotne) - w tym czy innym momenciedaje się zakwalifikować jako "fikcja teoretyczna". Toteż na przykład(a tym razem jest to przykład, który patronuje wszystkiemu i wszyst-kiego dotyczy) różnica między zasadą przyjemności a zasadą rzeczy-wistości to nic innego jak różnia rozumiana jako zwłoka (Aufschieben,Aufschub). Freud tak pisze w pracy Poza zasadą przyjemności:

Pod wpływem samozachowawczego instynktu jednostki zostaje ona za-stąpiona przez zasadę rzeczywistości, która nie rezygnując z zamiaruosiągnięcia w ostatecznym rozrachunku także przyjemności, wymagajednak i doprowadza do odsunięcia jej zaspokojenia, do rezygnacjiz niektórych możliwości tego zaspokojenia oraz do czasowego tolerowaniaprzykrości na długiej drodze (Aujschub] do przyjemności".

Dotykamy tutaj najbardziej niejasnej kwestii, samej zagadki różni,tego właśnie, co do jej pojęcia wprowadza tak osobliwy podział.Z rozstrzygnięciem nie należy się jednak śpieszyć. Czy można zatemtraktować różnię jako ekonomiczne obejście, którego celem w żywioletego samego zawsze pozostaje odnalezienie przyjemności albo od-roczonej z wyrachowania (świadomego lub nie) obecności, a zarazem- z drugiej strony - jako odniesienie do nieziszczalnej obecności,jako nieliczący się z kosztami wydatek, jako utratę obecności, którejnie sposób już odzyskać, jako nieodwracalne zużycie energii, wręczjako pęd ku śmierci i odniesienie do tego, co bezwzględnie inne,odniesienie, które na pozór nie zakłóca całej ekonomii? To oczywiste- bo też jest to sama oczywistość - iż jedną myślą nie sposóbogarnąć tego, co ekonomiczne, i tego, co nieekonomiczne, tego, cotakie samo, i tego, co zupełnie inne, itp. Skoro taką niemożliwą dopomyślenia myślą jest różnia, to być może nie należy pośpiesznie

8 Sigmund Freud, Poza zasadą przyjemności, przełożył Jerzy Prokopiuk,PWN, Warszawa 1.975, s. 24.

Rożnia 47-----------------------------sprowadzać jej do oczywistości, zanurzać w żywiole oczywistościfilozoficznej, w którym momentalnie rozwiałoby się złudzenie, roz-proszyła nielogiczność i zniknęła nieomylność tak dobrze znanychnam rachub na to, by dokładnie rozpoznać jej miejsce, konieczność,funkcję w strukturze różni. To, co dopiero w filozofii miałobyprzyni.eść korzyść, ~ostało już wzięt~ w rach~bę ~ sys!~mie różnizgodme z przedstawionym tu rachunkiem. przy innej okazji, w trakcielektury Bataille'a, starałem się pokazać, czym mogłoby być, jak ktowoli, ścisłe i w jakimś sensie nowe "naukowe" połączenie "o-graniczonej ekonomii", w której nie ma mowy o nieliczących sięz kosztami wydatkach, śmierci, narażaniu na nonsens itp., z ogólnąekonomią liczącą się z wyczerpaniem zasobów i takie wyczerpanietrzymającą w rezerwie, jeśli tak wolno powiedzieć. Połączeniemróżni, która przynosi korzyść, z różnią, która korzyści nie przynosi,czystym uobecnieniem nie przynoszącym żadnej straty, które nakładasię na stratę bezwzględną, śmierć. Za sprawą takiego połączeniaekonomii ograniczonej z ekonomią ogólną sam zamysł filozofiizostaje przemieszczony i ponownie zapisany pod uprzywilejowanąheglowską postacią. Aujhebung - zniesienie - nagina się do innejpisowni. Być może po prostu do zapisywania. Lepiej - do wzięciaw rachubę tego, iż samo żywi się pismem.

Z ekonomicznego bowiem charakteru różni żadną miarą niewynika, żeby odraczana przeszłość zawsze miała się odnajdywać, żejest to tylko zaangażowanie opóźniające tymczasowo i bez żadnejstraty uobecnienie obecności, postrzeżenie korzyści bądź korzyśćwynikającą z postrzeżenia. Na przekór metafizycznej, dialektycznej,,,heglowskiej" interpretacji ekonomicznej dynamiki różni należyw tym wypadku zgodzić się na grę, w której wygrywa ten, ktoprzegrywa, a wygrywa się w niej i przegrywa za każdym razem. Jeśliokrężne uobecnienie zostaje definitywnie i nieodwołalnie odrzucone,to nie dlatego że jakaś obecność pozostaje ukryta bądź nieobecna; aledlatego iż różnia podtrzymuje nasz związek z tym, o czym z koniecz-ności nie wiemy, że przekracza alternatywę obecności i nieobecności.Z całego procesu uobecniania, poprzez który wzywamy do ukazaniasię we własnej osobie, wyłączona zostaje pewna inność, której Freudnadaje metafizyczną nazwę nieświadomości. W tym kontekście i podtym imieniem nieświadomość nie jest,jak wiadomo, ukrytą, wirtualną,potencjalną obecnością dla siebie. Różni siebie samą, co oczywiścieznaczy, że sama splata różnice i wysyła, deleguje przedstawicieli,pełnomocników; ale nie ma żadnych szans, by takie pełnomocnictwogdziekolwiek się "ziściło", uobecniło, było "sobą", a tym bardziejstało się świadome. W tym sensie, wbrew kategoriom starego sporu,"nieświadomość" czerpiąca swoją siłę z metafizycznych zobowiązań,

Page 12: J. Derrida, Różnia

48 Marginesy filozofii

w które zawsze się angażowała, nie jest w większym stopniu "czymś"niż czymkolwiek innym, "czymś" niż wirtualną czy zamaskowanąświadomością. Ta radykalna inność w odniesieniu do wszelkichmożliwych form obecności zaznacza się w nieredukowalnych skut-kach tego, co już dokonane - opóżnienia. A język obecnościi nieobecności, metafizyczny dyskurs fenomenologii nie wystarcza, byowe skutki opisać, by odczytać "nieświadomie" odciśnięte ślady (niema czegoś takiego jak ślad odciśnięty "świadomie") (aczkolwiek nietylko "fenomenolog" używa tego języka).

Struktura opóźnienia (Nachtriiglichkeit) w istocie nie pozwala naprzekształcenie uczasowienia (odwlekania) w zwykłą dialektycznąkomplikację żywej teraźniejszości, rozumianej jako źródłowa i nie-przerwana synteza - synteza stale ku sobie zwrócona, na sobieskupiona i wszystko skupiająca - retencyjnych śladów i protencyj-nych otwarć. Inność "nieświadomości" sprawia, że mamy do czynie-nia nie ze zmodyfikowanymi horyzontami teraźniejszości - prze-szłych bądź przyszłych - lecz z "przeszłością", która nigdy się nieuobecniła i nie uobecni, a której "nadejście w przyszłości" nigdy nieziści się pod postacią uobecnienia jako tworzenia bądź odtworzenia.Pojęcie śladu żadną więc miarą nie pokrywa się z pojęciem retencji,przemijaniem tego, co było obecne. Wymyka się ono - podobnie jakróżnia - myśli, która za punkt wyjścia obiera obecność tego, coobecne.

Przeszłość, która nigdy się nie uobecniła - to właśnie sfor-mułowanie pozwoliło Emrnanuelowi Levinasowi nazwać, zgodniez wytycznymi niemającymi oczywiście związku z psychoanalizą, śladi zagadkę absolutnej inności -to inny. W tak zakreślonych granicach,a przynajmniej w tej perspektywie myślenie o różni pociąga za sobąkrytykę klasycznej ontologii, jaką przedsięwziął Levinas, I właśniepojęcie śladu, podobnie jak pojęcie różni, tworzy w ten sposób, zasprawą owych różnych śladów i owych różnic śladów - w sensieNietzscheańskim, Freudowskim, Lćvinasowskim ("nazwiska auto-rów" to w tym wypadku jedynie wskazówki) - sieć, która skupiaw sobie, a zarazem przecina naszą "epokę", wyznaczającą granicęontologii (obecności).

A to znaczy bytu lub bytowości. Bo właśnie przeciwko panowaniubytu podżega wszędzie różnia, podżega w znaczeniu starołacińskiegosollicitare - wstrząsać w posadach, wprawiać całość w drganie.Refleksja zaś nad różnią to roztrząsanie określenia bycia jakoobecności lub jako bytowości. Tego rodzaju zagadnienie nie mogłobysię wyłonić i w ogóle byłoby niepojęte, gdyby gdzieś nie odsłoniła sięróżnica między byciem a bytem. Pierwsza konsekwencja: różnia niejest. Nie jest upragnionym bytem-obecnym - doskonałym, jedynym,

Różnia 49----adniczym, transcendentnym. Niczym nie rządzi, nad niczym nie

Z:~uje i nigdzie nie s~rawuje żadn~j władzy: ~ie obj~wia się w piśmiep 'elką literą. Mało, ze me ma krołestwa rozrn, to Jeszcze ona samaWI każdym królestwie podżega do buntu. To zaś sprawia, że staje sięw oczywisty sposób groźna, ale i sama niezawodnie zagrożona przez to:sZystkO, co w nas pra,~ie ~ól~st:va~ j~go ~rze~złej lub prz~szł~jbecności. I zawsze właśnie w urnemu jakiegoś kro\estwa oskarza SIę

°ąo chęć pano~ania? na my~1,że oto, zapisana wielką literą, potężnieje.J Czyżby WIęCrożma az tak dokładme wpisywała SIę w rozstępróżnicy ontyczno-ontologicznej, tak jak objawia się ona w myśli,a zwłaszcza jak w myśli o niej odnajduje się "epoka", jeśli da sięjeszcze tak powiedzieć, "za pośrednictwem" Heideggerowskiej reflek-sji, której ominąć ,nie spo~ób? ,

Nie ma prostej odpowiedzi na to pytame.Pod pewnym względem różnia to oczywiście uchwytne w dziejach

i w danej epoce rozwinięcie bycia czy różnicy ontologicznej. W dif-jerance a zaznacza dynamikę tego rozwinięcia.

Ale czy myśl o sensie czy też prawdzie bycia, określenie różnicyjako różni, jako różnicy ontologicznej, różnicy myślanej w horyzonciekwestii bycia nie pozostaje jeszcze wewnątrzmetafizycznym skutkiemróżni? Być może rozwinięcie różni to nie tylko prawda czy epokowośćbycia. Być może należy pokusić się o rozważenie tej myśli nie-słychanej, tej w milczeniu rysującej się ścieżki: że dzieje bycia, któreabsorbują grecki i zachodni logos, tak jak urzeczywistniają się poprzezróżnicę ontologiczną, same stanowią jedynie jakąś epokę diapherein.Stąd też chyba nie można nawet nazywać owego rozwinięcia "epoką",jako że pojęcie epokowości należy do obszaru dziejów jako dziejówbycia. A skoro bycie zawsze miało "sens" jedynie jako to, co bytskrywa, i tak było ujmowane w myśli i mowie, to różnia w pewienbardzo osobliwy sposób (jest) "starsza" od różnicy ontologicznej czyprawdy bycia. To właśnie ze względu na ten wiek można ją nazwać grąśladu. Śladu, który już nie należy do horyzontu bycia, choć właśniejego gra niesie i wyścieła sens bycia. Gra śladu czy różni, która sensunie ma i która nie jest. Która nie przynależy do niczego. Nic niepodtrzymuje, ale też nic nie nadaje głębi tej otchłannej przestrzeni,gdzie w grę wchodzi bycie.

Być może dlatego właśnie Heraklitejska gra hen diapheronheautoi. tego, co różni siebie i od siebie różne, ginie niczym śladw określeniu diapherein jako różnicy ontologicznej.

Rozważanie różnicy ontologicznej pozostaje niewątpliwie zada-niem trudnym, ajej ekspresja jest niemal niesłyszalna. Toteżjeśli pozanaszym logosem przygotowujemy się na różnię tak drastyczną, że ażnie sposób pytać o niąjako o epokowość bycia i różnicę ontologiczną,

••••

Page 13: J. Derrida, Różnia

50 Marginesy filozofii

to nie dlatego że chcemy uniknąć przejścia przez prawdę bycia ani Żew jakikolwiek sposób "krytykujemy", "kwestionujemy", "negujemy",błędnie rozumiemy jej stałą konieczność. Przeciwnie, należy wytrzy,mać trud tego przejścia, ponowić je w dokładnym odczytaniu metafizy.ki - wszędzie tam, gdzie to ona właśnie określa normy zachodniegodyskursu, i to nie tylko w tekstach z zakresu "historii filozofii". Należybardzo uważnie pilnować ukazującego się tam i znikającego śladu- tego, co wykracza poza prawdę bycia. Ślad (tego), co nigdy nie moźssię uobecnić, ślad, który sam nigdy nie może się uobecnić: ukazać,odsłonić jako taki we własnej zjawiskowości. SIad, który pozostaje pozaobszarem tego, co głęboko łączy ontologię fundamentalną i fenomeno-logię. Ślad, który niezmiennie różni i odracza, jako taki nigdy nie jestw postaci uobecnienia siebie. Uobecniając się, zaciera, rozbrzmiewając,cichnie, jak owo a się pisząc, wpisuje się w piramidę differance, różni.

W dyskursie metafizycznym daje się jeszcze zauważyć ślad tejdynamiki, ślad zastrzeżony, zwiastun, zwłaszcza w dyskursie współ-czesnym, który w rozmaitych interesujących nas próbach (Nietzsche-go, Freuda, Levinasa) raz po raz obwieszcza zamknięcie ontologii.Przede wszystkim w tekście Heideggera.

Tym mianowicie, który prowokuje nas do badania istoty teraźniej-szości, obecności tego, co obecne.

Czym jest to, co obecne? Co znaczy rozważanie tego, co obecne,w jego obecności?

Weźmy choćby tekst z 1946 roku zatytułowany PowiedzenieAnaksymandra'. Heidegger przypomina w nim, że zapomnienie byciazapomina o różnicy między byciem a bytem:

Lecz rzeczą bycia jest być byciem bytu (die Sache des Seins).Językowa forma tego zagadkowo wieloznacznego genetivu nazywa

pewną genezę (Genesis), pochodzenie (Herkunft) tego, co obecne, z obec-ności (des Anwesenden aus dem Anwesen). Lecz istota (Wesen) tegopochodzenia ukryta jest (verborgen) wraz z istotą ich obu. Nie tylko to, lecznawet już stosunek zachodzący między obecnością a tym, co obecne(Anwesen und Anwesendem), pozostaje niepomyślany. Od dawna wydajesię, jakby obecność i to, co obecne, zawsze były czymś dla siebie.Niepostrzeżenie obecność sama staje się bytem-obecnym. Istota obecności(das Wesen des Anwesens), a wraz z nią różnica między obecnością a tym,co obecne, pozostaje w zapomnieniu. Zapomnienie bycia jest zapom-nieniem różnicy dzielącej bycie od bytu 10.

9 Przełożył Janusz Sidorek, w: Martin Heidegger, Drogi lasu, FundacjaAletheia, Warszawa 1997, s. 261 i nast.

10 Tamże, s. 294-295. We francuskim przekładzie Heideggera, którymposługuje się Derrida, Anwesen i wyrazy pokrewne konsekwentnie przekłada

Różnia 51----Heidegger, przypominając nam, że różnica między byciem a by-

m (różnica ontologiczna) to różnica obecności i tego, co obecne,~suwa zarazem tezę, a właściwe cały zespół tez. Nie chodzi o ichgrzeszącą dziecinnym pośpiechem "krytykę", ale raczej o uznanie ichrowokacyjnego charakteru.

p A zatem bez pośpiechu. Otóż Heidegger chce zaznaczyć rzecznastępującą: różnica między byciem a bytem, zapomniana przezmetafizykę, zniknęła bez śladu. Przepadł nawet ślad po tej różnicy.Jeśli zgodzimy się, że różnia (jest) (sama w sobie) czymś innym niżnieobecność obecności, jeśli pozostawia ślad, to należałoby wobectego mówić - jako że chodzi o zapomnienie różnicy (między byciema bytem) - o zniknięciu śladu po śladzie. Ichyba to właśnie wynikaz tego oto fragmentu Powiedzenia Anaksymandra:

Zapomnienie bycia należy do zasłoniętej przez samo to zapomnienie istotybycia. Należy ono w tak istotny sposób do udziału bycia, że wczesność tegoudziału zaczyna się jako odsłonięcie tego. co obecne. w jego obecności. Toznaczy: dzieje bycia zaczynają się od zapomnienia bycia, od tego, że byciewraz ze swą istotą, z różnicą dzielącą je od bytu, powstrzymuje samo siebie.Różnica odpada. Zostaje zapomniana. Najpierw odkrywa się to, coodróżnione: to, co obecne, i obecność (das Anwesende und das Anwesen),ale niejako odróżnione. Także wczesny ślad idie friihe Spur) różnicy raczejzostaje zamazany przez to, że obecność jawi się tak samo jak byt-obecny(das Anwesen wie ein Anwesendes erscheint) i swe pochodzenie znajdujew najwyższym bycie-obecnym (in einem hOchsten Anwesendeni",

Ponieważ ślad nie jest obecnością, lecz pozorem obecności, którysię przemieszcza, przenosi, do siebie odsyła, właściwie nie mażadnego miejsca, wobec tego zatarcie należy do jego struktury. Niechodzi o to, że zawsze może grozić, bez czego nie byłby śladem, tylkoniezniszczalną monumentalną substancją, lecz od samego początkukonstytuuje go jako ślad i określa jako zmianę miejsca, i sprawia, żeukazując się, znika, i nie zmieniając pozycji, wykracza poza siebie.A zatem zatarcie tego "wczesnego śladu" (die fruhe Spur) różnicy to"to samo", co jego odnalezienie w tekście metafizycznym. Tekst takiPowinien zachować piętno tego, co zagubił, zachował w rezerwie bądźodłożył na bok. Paradoks tego rodzaju struktury polega na wy-

się jako present (obecny, obecność), natomiast w przekładzie polskim wykład-nię tego słowa wywodzi się od "istoty", stąd np. wyistoczenie. Gwolikonsekwencji i czytelności, do istniejącego polskiego przekładu wprowadzamdorażne "poprawki", uwzględniające interpretację proponowaną przez Derridę.[Przyp. tłum.]

" Tamże, s. 295.

"nr

Page 14: J. Derrida, Różnia

52 Marginesy filozofii-------------------------------------------------------~tworzeniu w języku metafizyki inwersji pojęcia metafizycznego, któreprzynosi następujący efekt: to, co obecne, staje się znakiem znakuśladem śladu. Nie jest już instancją ostatecznego odwołania. Staje Si~funkcją w strukturze powszechnego odniesienia. Jest śladem, takżeśladem zatarcia śladu.

Tekst metafizyki staje się tym samym zrozumiały. Do tegoczytelny i przeznaczony do odczytania. Jego granice nie okalają go,lecz przezeń przechodzą, a margines od wewnątrz po wielekroćznaczy w nim piętno swej linii. Podsuwa zarazem monument i widmośladu, ślad tyleż nakreślony, co zatarty, żywy, a zarazem martwy,żywy tym, iż niezmiennie w swej zachowanej inskrypcji pozorujerównież życie. Piramida. Nie bariera, którą należy przełamać, leczkamienny, wyryty w murze, bezgłośny tekst, który inaczej należyrozszyfrować.

A zatem nie popadając w sprzeczność, a w każdym razie nieuznając jej ważności, można przemyśleć to, co w śladzie dostrzegalne,a co nie. "Wczesny ślad" różnicy bezpowrotnie przepada w niewi-dzialności, a jednak nawet to, że przepada, zostaje uchronione,zachowane, dostrzeżone, opóźnione. W tekście. Pod postacią obecno-ści. Własną postacią. Ona zaś jest jedynie efektem pisma.

Heidegger, stwierdziwszy zatarcie wczesnego śladu, może więc- popadając w sprzeczność pozbawioną sprzeczności - odnotować,kontrsygnować utwierdzenie się śladu. Nieco dalej pisze:

Różnica dzieląca bycie od bytu może jednak tylko wtedy zostać doświad-czona jako zapomniana, gdy odsłoni się już wraz z obecnością tego, coobecne (mit dem Anwesen des Anwesenden), i w ten sposób odciśnie ślad(sa eine Spur gepriigt hot) przechowywany w języku (gewahrt bleibti,w którym bycie dochodzi do głosu".

Jeszcze dalej Heidegger, rozmyślając nad Anaksymandrowym 10chreon, które przekłada jako Brauch (użytek), tak oto pisze:

Użytek, uspajając sprzężenie i przyzwolenie (Fug und Ruch verfiigend),wprowadza byt-obecny (Anwesende) w chwilę i pozostawia w niej każdez nich. Tym samym jednak jest on wystawiony na stałe niebezpieczeństwo,że z chwilowego przetrwania ustali się w sarno tylko trwanie (in dos blojJeBeharren verhdrtet). Tak więc użytek (Brauch) sam w sobie jest teżzarazem doręczaniem obecności iAushandigung des Anwesens) w roz-przężenie (in den Un-fug). Użytek jest tym, co spaja owo ,,fOZ" (Der BrauchfUgt dos Un_)13.

12 Tamże.

----I właśnie wtedy, gdy Heidegger uznaje użytek za ślad, nieuchron-

ie nasuwa się pytanie: czy i do jakiego stopnia można ów ślad i owo~'s- z differance rozważać jako Wesen des Seins? Czy dis- z differance:e odsyła nas poza dzieje bycia, a także poza nasz język i wszystko, co~oźna w nim nazwać? Czy aby nie nawołuje w języku bycia do_ gwałtownego z konieczności - przekształcenia tegoż języka przezjakiś zupełnie inny język?

Sprecyzujmy nasze pytanie. Gwoli zaś wypłoszenia "śladu" (a czyw ogóle komuś przyszłoby na myśl, że można śledzić coś innego niżzmylony trop?) przeczytajmy jeszcze ten oto fragment:

Przekład to chreon jako "użytek" (Brauch) nie zrodził się z rozważańetymologiczno-Ie~sykalnych. Wybór słowa "użytek" wywodzi się z uprzed-niejp/:ze-prawy (Ubersetzen) myślenia próbującego myśleć różnicę w istociebycia (im Wesen des Seins) do udziałowych początków zapomnienia bycia.Słowo "użytek" podyktowane zostało myśleniu w doświadczeniu zapomnie-nia bycia. To, co w słowie "użytek" właściwie pozostało do myślenia(Erfahrung), przypuszczalnie określone jest przez to chreon jako pewien ślad(Spur), który w udziale bycia, w dziejach powszechnych przybierającegopostać zachodniej metafizyki, natychmiast zniknął (alsbald verschwindetv",

Jak rozumieć zewnętrzność tekstu? To więcej czy mniej niż jegowłasny margines? Jak to, co inne względem tekstu zachodniejmetafizyki? Oczywiście "ślad, który od razu znika w dziejach bycia[...] jako zachodnia metafizyka", wymyka się wszelkim określeniom,wszelkim nazwaniom, jakich mógłby się doczekać w tekście metafizy-cznym. Chroni się w takich nazwach, a więc się skrywa. Nie ukazujesię w nich jako ślad "sam w sobie". A to dlatego że sam w sobie, jakotaki, w ogóle. nie mógłby się ukazać. Heidegger powiada także, iżróżnica jako taka nie może się ukazać: Lichtung des Unterschiedeskann deshalb auch nicht bedeuten, dajJ der Unterschied ais derUnterschied erscheint": Nie istnieje więc istota różni, (jest) onabowiem tym, co nie tylko nie daje się zawłaszczyć w jakotakościnazwy czy pojawienia się, lecz także tym, co w ogóle zagrażaautorytetowi jakotakości - obecności samej rzeczy w jej istocie.Z tego, że różnia nie ma właściwej sobie istoty", wynika wobec tego,

13 Tamże, s. 298.14 Tamże.15 "Dlatego prześwit różnicy nie może znaczyć, że różnica pojawia się jako

różnica", M. Heidegger, Powiedzenia Anaksymandra, przeł. J. Sidorek, w:tenże, Drogi lasu, Fundacja Aletheia, Warszawa 1997, s. 295.

l. Różnia to nie żaden "gatunek" należący do rodzaju różnica on/alogiczna.Skoro "dawanie obecności jest własnością Ereignen (die Gabe von Anwesen ist

53

Page 15: J. Derrida, Różnia

54 Marginesy filozofii

że nie ma ani bycia, ani prawdy gry toczącej się w piśmie o tyle, o ileobejmuje ona różnię.

Dla nas różnia pozostaje nazwą metafizyczną i wszystkienazwy, jakie otrzymuje w naszym języku, nadal są nazwamimetafizycznymi. Zwłaszcza w tych wypadkach, gdy wyrażająokreślenie różni jako różnicę między obecnością a tym, Coobecne (Anwesen/Anwesend), przede wszystkim zaś - najogólniej- gdy wyrażają określenie różni jako różnicy między byciema bytem.

Eigentum des Ereignens)" [w. przekładzie polskim: "Dar wyistaczania jestwłasnością wydarzania", w: Martin Heidegger, Czas i bycie, przełożył JanuszMizera, w: tenże, Ku rzeczy myślenia, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999,s. 32], to różnia nie jest procesem uwłaszczania w jakimkolwiek sensie. Nie jestani twierdzeniem (przywłaszczenie/przyznanie), ani negacją (wywłaszczenie),ale czymś innym. Stąd też, jak się zdaje - ale tu już raczej wytyczamynieuchronną przyszłą marszrutę - różnia, należałaby do gatunku wchodzące-go w zakres rodzaju Ereignis w nie większym stopniu niż bycie. Heidegger:"Jeżeli jednak, jak sami próbowaliśmy, myślimy bycie w sensie wyistaczania[obecności] i dopuszczania wyistaczania [obecności], bycie, które daje w prze-słaniu polegającym na prześwitująco-skrywającym dosięganiu właściwegoczasu, wtedy myślane w taki sposób bycie należy do wydarzania. Z wydarzaniadawanie i jego dar przyjmują swoje określenie. Wobec tego bycie byłobypewnym rodzajem wydarzania, a nie odwrotnie - wydarzanie pewnymrodzajem bycia.

Ucieczka w takie odwrócenie byłaby jednak zbyt prosta. Pomija ona stanrzeczy. Wydarzanie nie jest wszechobejmującym pojęciem, pod które pod-padałyby bycie i czas. Związki podporządkowania w sensie logicznym na nicsię tu nie zdadzą. Gdy rozważa się bowiem samo bycie i jego własność, toujawnia się ono jako dar przesłania wyistoczenia przekazany przez dosięganieczasu. Dar wyistaczania [obecności] jest własnością wydarzania". Tamże, s,31-32. [W nawiasach terminologia proponowana w przekładzie francuskim, doktórego odwołuje się Derrida; oboczności wynikają stąd, że Derridę i Heideg-gera tłumaczy się na polski niejako w innym trybie - przyp. tłum.]

Bez przesunięć towarzyszących ponownym wpisom w tym łańcuchu(bycie, obecność, -właszczenie itp.) nigdy nie uda się w sposób ścisłyi nieodwracalny przekształcić odniesień między ontologiką - ogólną i fun-damentalną - a tym, czym ona rządzi bądź pod co podpada jako ontologialokalna albo nauka szczegółowa, taka na przykład jak ekonomia polityczna,psychoanaliza, semiolingwistyka, retoryka, w której kategoria własnościodgrywa bardziej zasadniczą rolę niź w innych naukach, ale również wszelkiematerialistyczne i spirytualistyczne metafizyki. I właśnie wstępne opracowanietego jest celem analiz zebranych w niniejszym tomie. Rozumie się samo przezsię, źe akt takiego ponownego wpisania nie poprzestanie na dyskursiefilozoficznym czy retorycznym ani w ogóle na dyskursie czy piśmie: jego scenęstanowić ma to, co przy innej okazji nazwałem tekstem ogólnym (1972).

Rożnia 55-----Różnia, "starsza" wszak niż samo bycie, nie ma w naszym języku

.mienia. Ale "wiemy już", że jeśli jest nienazywalna, to bynajmniej nie~czasowo, nie dlatego że nasz język nie znalazł czy jeszcze się niedoczekał odpowiedniej dla niej naz\1.)'albo że należy jej poszukaćW innym języku, poza zamkniętym systemem naszego języka. Dlategonatomiast, że nie ma na to nazlry, że nie jest nią nawet istota czy bycie,nawet nie "różnia" - nie nazwa wszak ani czysta jednostka nominal-na, skoro nieustannie przemieszcza się w łańcuchu różnicującychpodstawień.

"Nie ma na to nazwy": odczytajmy to zdanie jako banalnestwierdzenie. To, czego nazwać nie sposób, nie oznacza tego, czegonie można wysłowić, do czego żadne imię nie może otworzyć dostępu,na przykład Boga. Owo nienazywalne to gra, w której pojawiają sięefekty nazewnicze, względnie jednostkowe, zatomizowane strukturynazywane nazwami, łańcuchy substytucji nazewniczych, w którezostaje włączony, wpisany efekt nazewniczy .różnia" jako fałszywypoczątek, zakończenie, a do tego nadal część gry, funkcja systemu.

Wiemy jedynie, i do tego właśnie byśmy doszli, gdyby atęświadomość miało chodzić, że nigdy nie było i nie będzie słowajednego - słowa głównego. Dlatego właśnie rozważania o literzea w differance to ani najważniejsze zalecenie, ani profetycznazapowiedź nieuchronnego, a jeszcze nie słyszanego nazwania. To"słowo" nie ma w sobie nic kerygmatycznego, o ile się dostrzeże, żejest pozbawione wielkiej litery. Zakwestionuje nazwę nazwy.

Nie będzie nazwy jedynej, choćby była nią nazwa bycia. Niechajmyśl o tym nie wywołuje nostalgii, niechaj więc biegnie poza mitemnieskazitelnie macierzystego bądź ojczystego języka, utraconej oj-czyzny myśli. Niechaj więc, przeciwnie, będzie afirmacją w sensie,wjakim Nietzsche włączał afirmację do gry, z uśmiechem i tanecznymkrokiem.

Za sprawą owego śmiechu i tańca, za sprawą owej obcej wszelkiejdialektyce afirmacji, odsłania się owo drugie oblicze nostalgii, którąnazwałbym Heideggerowską nadzieją. Nie przeczę, że to słowo możew tym kontekście razić. Niemniej zaryzykuję, nie uchylając żadnychjego implikacji, i powiążę je z tym, co w Powiedzeniu Anaksymandrazachowało się według mnie z metafizyki: z poszukiwaniem odpowied-niego ijedynego słowa. Heidegger tak pisze, mając na myśli "wczesnesłowo bycia" (das fruhe Wort des Seins: to chreon):

Panujące w istocie samej obecności odniesienie do tego, co obecne, jestjedyne w swoim rodzaju (ist eine einzige). Po prostu jest nieporównywalnez jakimkolwiek innym odniesieniem. Należy ono do wyjątkowości byciasamego (Sie gehort ,zur Einzigkeit des Seins selbst). Dlatego też język, by

Page 16: J. Derrida, Różnia

56 Margines)' filozofii-------------------------------------------------------,nazwać to, co istoczące bycia (das Wesende des Seins), musiał znależć cOsjedynego w swoim rodzaju, jedyne w swoim rodzaju słowo tein einzigesdas einzige Wart). Po tym można ocenić, jak odważne jest wszelki;myślące słowo ijedes denkende Wart) przypisywane byciu (das dem Seh,zugesprochen wird). Ta odwaga wszakże nie jest niczym niemoźliwyr-bycie bowiem przemawia w najróżniejszy sposób wszędzie i stale prze~wszystkie języki 17.

I O to chodzi: O sprzymierzenie słowa i bycia w jednym słówkuw nazwie, która w końcu okaże się właściwa. Oto kwestia wpisan~w odgrywaną afirmację różni. Ogarnia ona (obciąża) każdy człon tegozdania: "bycie bowiem przemawia w najróżniejszy sposób wszędziei stale przez wszystkie języki".

Przełożył Janusz Margański

17 M. Heidegger, Powiedzenie Anaksyntandra, dz. cyt., s. 296.

OUSIA I GRAMMEI

Przypis do przypisu z Sein und Zeit

Am bedriingendsten zeigt sich uns das Weitreichende desAnwesens dann, wenn wir bedenken, dajJ auch und geradedas Abwesen durch ein biswetlen ins Unheimliche gesteiger-tes Anwesen bestimmt b/eibt.

Martin Heidegger, Zeit und Sein'

pytanie o sens bycia, postawione z myślą o "destrukcji" klasycznejontologii, musiało najpierw naruszyć "potoczne pojęcie" czasu. Był towarunek analityki Dasein:jest ono tu za sprawą otwarcia na pytanie o sensbycia, za sprawą przed-rozumienia bycia; czasówość stanowi "byciejestestwa rozumiejącego bycie",jest ona "ontologicznym sensem troski"jako strukturyDasein. Dlatego tylko ona może się stać horyzontem pytaniao bycie. W ten właśnie sposób można zrozumieć zadanie postawionewSein und Zeit. Jest ono tyleż ledwie wstępne, co nader pilne. Wyjaśnienieczasowości wymaga nie tylko uwolnienia tradycyjnych pojęć, które rządząjęzykiem potocznym i historią ontologii od Arystotelesa do Bergsona, aleteż zdania sprawy z ich możliwości uznania jej "własnego prawa'",

Tradycyjną ontologię można więc obalić, jedynie ponawiająci kwestionując jej odniesienie do problemu czasu. Jakim sposobemtakie, a nie inne określenie czasu implicite rządziło określeniem sensubycia w historii filozofii? Heidegger zapowiada to w szóstym

1 Pierwsza wersja została opublikowana w L 'endurance de la pensee (pracazbiorowa Pour sa/uer Jean Beaufreq, Plon, Paris 1968.

2 "Wszechobecność wyistaczania ukazuje nam się najwyraźniej wówczas,gdy zauważamy, że również i właśnie odistaczanie określone jest poprzez owotajemnicze niekiedy wyistaczanie", M. Heidegger, Czas i bycie. prze!. 1. Mizera,w: tenże, Ku r::ec=y myslenia. Fundacja Aletheia, Warszawa 1999, s. 13.

3 M. Heidegger, Bycie i czas, s. 30. Wszystkie cytaty z Sein und Zeit podajęZa wydaniem polskim: Martin Heidegger: Bycie i czas, przełożył BogdanBaran, PWN, Warszawa 1994. W przekładzie przypisu, którego dotyczyniniejszy tekst, uwzględnione zostały wszystkie wtrącenia w języku niemiec-kim Wprowadzone przez Derridę. [Przyp. tłum.]