Derrida in the Archive. Genetic...

301

Transcript of Derrida in the Archive. Genetic...

CzasKultury 11-12/1989

4 Obok wojny terminów – rozmowa z działaczem Związku Demokratyczngo

22 Przeklęty teren (cz. II) Tadeusz Maszewski

62 Pieśń nad pieśniami Wilfred Owen

65 Podróż do źródeł poezji JarosławMarkiewicz

107 Wiersze Mariola Grotkowska

108 Kręgi na wodzie Marek Wedemann

122 Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich w II Rzeczypospolitej

IwoWreschler

154 Sport i rozrywka (fragm.) James Salter

Wydawca:

Stowarzyszenie Czasu Kultury

ISSN 0867-2148; indeks 354627

Oryginalnie wydanie

ukazało się w drugim obiegu

©CopyrightbyCzasKultury

Poznań1989

Korekta: Monika Stanek

Projekt graficzny: Irek Popek

Opracowanie edytorskie:

Stowarzyszenie Czasu Kultury

Adres redakcji:

ul.Św.Marcin49a

61-806Poznań

www.czaskultury.pl

Zrealizowano w ramach

programu Kultura Cyfrowa

ze środków:

SPIS TREŚCI

183 Robert Johnson – król chandry znad Missisipi

WłodzimierzFenrych

190 Bluesy RobertJohnson

200 Chcemy Lecha nie Wojciecha

KonstantyŻemojtel

204 Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikureizmie

Soter

216 List do Menojkeusa Epikur

223 O Jerzym Piotrowiczu JanuszMarciniak

228 Niemiecki środek Europy JacekKubiak

237 Zniknięcie Niemiec G.M. Tamas

242 Dokumentacja bezplanowego świata

Waldemar Górny

248 Pomiędzy wzwiedzionym członkiem a gołąbkiem

RafałRegulski

253 Przegląd zagraniczny 261 ANEKS: Złote świnie złudzeń

(cz. I) BolesławKuźniak

4

CzasKultury 11-12/1989

Obok wojny terminów. Rozmowa z działaczem Związku Demokratycznego

Borys Kaługin: FormalnieZwiązekDemokratycznypo-wstałwmaju’88rokuwMoskwienaIZjeździeZałożyciel-skim,wktórymwzięłoudziałmniejwięcej150osóbzoko-ło20miast.Alekorzenietejorganizacjisięgająznaczniedalej–dotychgrupdysydenckichzlat70.,którezacelpo-stawiłysobiewalkępolitycznąztotalitaryzmemwZwiąz-kuRadzieckim.PowstanieZDpoprzedziładośćznacznapracawróżnychklubachdyskusyjnychwMoskwie,Lenin-gradzieiinnychmiastachZSRR,którewrezultacieswo-jejdziałalnościznalazłyludzichcącychimogącychbraćudziałwwalcepolitycznej.Towłaśnieciludzieprzyjecha-linaIZjazd.Odbyłsięonmiędzy5a7majawciasnychpomieszczeniachjednegozdomówkulturypodMoskwą.Należydodać,żezostałonrozbityprzezmilicjęiKGB,coprzeszkodziłow jegonormalnymzakończeniu;niemniejZD został wówczas utworzony: uchwalono także pakietdokumentów –programowych. Po tym zjeździe ZD li-

5

Obok wojny terminów...

czyłokoło500członkówzcałegoZwiązkuRadzieckiego,główniezMoskwy,LeningraduitakichmiastSyberii,jakNowosybirsk,Krasnojarsk,Swierdłowsk,Kujbyszew.Wle-cie1988rokuodbywałysięwyborydelegatównakonfe-rencjępartyjnąibyłtoczas,kiedyoficjalnewładzepoli-tycznepróbowałyprzedsięwziąćpewnedziałaniazuwagina zmieniającą się sytuację społeczną. ZD aktywnieuczestniczyłwtymprocesie,próbującwyjaśnićludziom,iżautentycznieradykalnezmiany,polepszeniewarunkówżycia,możliwesątylkopoprzezdemokratyzacjęsystemupolitycznego,tojestustanowieniewielopartyjnościiwie-losystemowejgospodarki.Wramachtychdziałańzorga-nizowaliśmywciągutegolatawielemityngów;wsamymLeningradzie odbyło się około 10mityngów, w którychuczestniczyłokilkadziesiąttysięcyosób.Wkrótcepoza-wiązaniusięZDznalazłsiępodsilnąpresjąoficjalnejpro-pagandy,władz,KGB.Niejednokrotniemityngibyłyroz-ganiane;odmomentupowstaniaZDwLeningradzietylkodwamityngiodbyłysięzazgodąwładz.

Cz.K.: Czy władza używała siły przy rozganianiu mi-tyngów?

Tak,władze tłumiłymityngi siłą.Wiele osób aresztowa-noiwyrokamisądówskazanona10do15dniaresztuad-ministracyjnego, także wymierzano karę grzywny, którawynosiłaod200do1000rubli.Wsumiewciągulata1988zatrzymano i represjonowano około 200 aktywistówZD.NiemniejjednakZwiązeknaszzyskiwałpopularność,przy-chodzili ludzie, zaznajamiali się z programem, pragnęli

6

CzasKultury 11-12/1989

wstąpićdoZDitakszereginaszejorganizacjirosły.Licz-ba członków nie zwiększała się szybko, gdyż w ZwiązkuRadzieckimczłonkostwowtakradykalnejorganizacjina-kładanaczłowiekaokreśloneobowiązki,aniekażdy jestgotowydotakiegorodzajudziałalności.Poczynającodlata1988,ZDzacząłwydawaćniezależnepismaiulotki,którerozpowszechniane były w Leningradzie; była to „Demo-kraticzeskajaopozycja”iodjesieni1988pismoteoretyczne„Forum”.Oprócz tego znaczną część swojej popularnościZDw jakiejśmierzezawdzięczaoficjalnejprasiekomuni-stycznej,któraregularniezamieszczaartykułyoskarżają-ce ZD o antykomunistyczną i antysocjalistyczną działal-nośćorazoczerniająceposzczególnychdziałaczyzwiązku.Tegorodzajupraktykiwywołująuludzinaturalnyprotestipragnienie,chęćbliższegozapoznaniasięztegotypuor-ganizacją.Dojesieni1988ilośćczłonkówZDwLeningra-dziezwiększyłasiętrzykrotnie:z50do150.JednakżejużwgrudniuwładzepostanowiłyzadaćciosZwiązkowi.Zo-staławszczętaprzezKGBsprawakarnanumer64zpowodu– jakoficjalnie tosformułowano–rozprzestrzenianiasięwLeningradzieantyradzieckiejliteraturyiantyradzieckichwydawnictw.Wzwiązkuztymprzeprowadzonokilkarewi-zjiwmieszkaniach,wktórychczłonkowieZDzbieralisięnazebrania,skonfiskowanotrochę literatury,a ludzieotrzy-maliwezwanianaprzesłuchania;większośćzwezwanychalboniestawiłasięnaprzesłuchania,alboteżodmawiałazeznań.Sprawataciągniesięnadal,ajejrezultatydopie-ropoznamy...WLeningradzieZD stanowiobecnie jednąznajbardziejradykalnychsiłwogólnymdemokratycznymfronciewszystkichdemokratycznychgrupwmieście.

7

Jaki jest program waszej organizacji i czy ten program ewoluował od początku, zmieniał się, czy w zasadzie był tylko rozszerzany?

Programnasztodośćobszernydokumentliczący47stronmaszynopisu.Początkowomiałonogólny,deklaratywnycharakter,formęogólnychwezwańiżądańdotyczącychwielopartyjności systemu, wielosektorowej gospodarki,tojestzsektorempaństwowym,kooperatywnymiindy-widualnym, liberalizacji struktury politycznej, oddaniawyższej władzy ustawodawczej wybranemu w wynikuwolnychwyboróworganowiwładzy;żądanoteżprzerwa-nia wszelkiego typu represji politycznych, liberalizacjiustawdotyczących szkolnictwawyższego, armii i orga-nów represyjnych, to jest ogólnej demokratyzacji życiawkraju.Wczasiedyskusji,jakiemiałymiejscemiędzyIaIIZjazdem,programnaszejorganizacjizacząłsięzmie-niać.W styczniu 1989 rokuw Rydze odbył się II Zjazdi wtedy już zrozumieliśmy, że dla realnej, politycznejdziałalności w Związku Radzieckim potrzebne są bar-dziejkonkretne,bardziejwypracowanedokumenty,któremogłybyprzyciągnąćludzizróżnychgrupspołecznych,wszczególnościkoniecznabyłabyjawnaiwidocznadzia-łalnośćwcelustworzenianiezależnychzwiązkówzawo-dowych, niezależnych organizacji młodzieży; zarównowpierwszym, jak iwdrugimprzypadku takapracamamiejsce.Podobniekoniecznejestpowstanieniezależnychorganizacji chrześcijańskich. I w związku z tym w ZDgłównezmianydotycząobecniestrukturynaszejdziałal-ności.Następujerozdzieleniesiłiczęśćludzi,którachce

Obok wojny terminów...

8

CzasKultury 11-12/1989

pracować w danym kierunku, tworzy swoją wewnętrz-nąstrukturę.Właściwiebył to jedenzcelówpowstaniaZD,którywedługnaspowinienbyćszkołąwychowującaludzi iprzygotowującą ichdopracywprzyszłychorga-nizacjach powoływanych do walki politycznej, aktyw-nościpolitycznej,szkołą,którabyłabypewnegorodzajufiltremprzepuszczającym ludzi zdolnych dowalki poli-tycznej, ludzi, którzy chcieliby rzeczywiście poświęcićsięwalceznegatywnymizjawiskamiżyciapolitycznegoispołecznegownaszympaństwie.ZDpodtrzymujeści-słekontaktyzróżnymi,licznymi,cobardziejliberalnymiorganizacjami, takimi jak na przykład Narodnyj Front.Oprócztegopodtrzymujekontaktyzruchaminarodowy-miróżnychrepublik:Armenii.Gruzji,krajównadbałtyc-kich,Ukrainy,Mołdawii. Jednym z żądań jest przyzna-nie autentycznegoprawado samookreśleniawszystkimnarodomżyjącymwZwiązkuRadzieckim,wpierwszymrzędzienarodomrepublikzwiązkowych.ZDzawszewy-stępowałiwystępujewobronieprawakażdegonarodudodecydowaniaoswoimlosie,wrealizacjiktóregoniktniepowinienimprzeszkadzać.

Bez wyjątku, tak? Czyli Ukraina też jest w waszym programie i jej prawo do samostanowienia jest uzna-wane?

Tak,bezwyjątków.Alejachciałbymdokończyć.Wzwiąz-kuztymZDzrezygnował,cobyłorezultatemdługichdys-kusji, z jednej ogólnozwiązkowej struktury.Początkowozamiarem naszym było stworzenie jednej ogólnozwiąz-

9

kowejorganizacjizoddziałamiwrepublikach.Alepotem,opierającsięnatychracjachdotyczącychprawadosamo-określenia,zrezygnowaliśmyztejstrukturyiobecnieZDwRosjireprezentujetylkoiwyłącznieRosję.NaUkrainiejestUkraińskiZwiązekDemokratyczny,ontaksięnazy-wa:UDC(UZD),wRydze–ŁotewskiZDiterazjestjasne,żedrogirozwojumożliwesątylkowoparciuowspółdzia-łanie różnych organizacji w różnych republikach, a nieprzezstworzeniedlawszystkichjednejogólnozwiązkowejorganizacji.

Czy w Gruzji i Armenii powstały takie organizacje?

WGruzji iArmeniidziałajągrupy, zktórymiZDutrzy-mujebardzościsłekontakty.WGruzji jest toNarodowaPartiaGruzji,WArmenii–RuchnarzeczNiezależnejAr-menii; są tonajbardziej radykalneorganizacje,zarównowGruzji,jakiwArmenii.Członkowieobutychgrupzga-dzająsięzprogramemZD,aleuważają–iZDwpełnitopopiera–żepowinnitworzyćswojewłasneorganizacje,tojestgruzińską,armeńską,aniewstępowaćdoogólnoz-wiązkowegoZD.Zczasem,jeślisytuacjapolitycznawkra-justworzytakiemożliwości,byćmożedojdziedozjedno-czeniawjednąorganizację,alenarazie,biorącpoduwagęwzrost świadomości narodowej, ludzie powinni tworzyćoddzielneorganizacje,wswoichrepublikach.

Jaki jest wasz stosunek do pojawiających się żądań niepodległościowych w tych republikach: w Gruzji, Armenii, częściowo w Estonii?

Obok wojny terminów...

10

CzasKultury 11-12/1989

Wpełnipodzielamyteżądania.Iuważamy,takjakmówi-łem,żekażdynaródpowinienzadecydowaćoswoimlosie.

To jest regułka. Ale jeśli za tym pójdzie Ukraina...?

TojestsprawaUkrainy.Niktniemaprawawżadensposóbsprzeciwiaćsięwolinarodu.Tymbardziejżecałahistorialudzkościpokazuje,iżtoniemasensu.Każdynaródmaprawodowolności.

Jaki jest stosunek ludzi do tak w końcu mogącego szo-kować programu, szczególnie w części dotyczącej nie-zawisłości narodów wchodzących w skład ZSRR?

Wedługmnie–byćmożeniewszyscysięztymzgodzą–większościludziwRosjiobcajestświadomośćimperialna.Teprzejawypolitykiimperatorskiej,któresącharaktery-styczne dla państwa, nie przechodzą na naród. Tłuma-czytosiętym,żewnarodzieobecnyjest,ciąglejeszcze,strach przed represyjnąmaszynąwładzy.Większość lu-dzi,wedługmnie,odnosisięobojętniedokwestiisamo-stanowienia,itojestjużdużo.Oczywiściebyłobylepiej,gdybyludziepopieralitęideę.To,żeodnosząsięobojęt-nieiniesąprzeciwtejpolityce–toteżjestdobrze.Tymsamymrozumiemy,żewzasadzie ludzieniebędąprze-ciwni temu, jeśli jakiś naród będzie chciał się oddzielićodZwiązkuRadzieckiego, tymbardziejżewszyscywie-dzą,iżmiędzynarodamiżyjącymiwgranicachZwiązkuRadzieckiego powstały silne związki kulturowe, ekono-miczne ipolityczne,a także rodzinne.Nawet jeśli jakaś

11

republikastaniesięniezależna,totezwiązkinadalbędązachowane,dlategożeniktichnasiłęniebędziezrywał.Dlategowszyscyzgadzająsięztym,żekażdynaródpowi-niensamdecydowaćoswoimlosie.Jednocześnienależypamiętać o tym, że uchwały niezależności, szczególniewkrajachnadbałtyckich,powinnytakżemiędzy innymipróbować rozwiązać problem ludności rosyjskiej w tychrepublikach.Aproblem tendotądnie został zauważonywżadnychuchwałach.Jamogęwyrazićtylkoswójpoglądnatękwestię.Otóżuważam,iwieluludzijesttogosame-gozdania,iżistniejądwiedrogirozwiązaniatejsprawy.Popierwsze,taludnośćrosyjska,któraznalazłasięwtychrepublikach na skutek migracyjnej polityki władzy, po-winnamiećmożliwośćpowrotu.Podrugie,oileludnośćrosyjskazdecydowałabysię tampozostać–naprzykładnaŁotwiewiększośćstanowiąRosjanie–niepowinnabyćrepresjonowana. O ile wiem, polityka Frontów Narodo-wychdziałającychwróżnychrepublikachnadbałtyckich,różnie się nazywających – Sajudisu na Litwie, FrontuNarodowego Łotwy– sprowadza się do tego, co powie-działem,toznaczyniktniezamierzarepresjonowaćlud-nościrosyjskiejtamzamieszkującej.Natomiastprzejawydyskryminacji,októrychsięsłyszy,sąjedyniesztucznierozdmuchiwane przez oficjalną propagandę. Ale z koleiRosjanie,którzychcielibypozostaćwrepublikachnadbał-tyckich,powinniwziąćnasiebieokreśloneobowiązki,jaknaprzykładnauczyćsiędanegojęzykai,żetakpowiem,współżyćzludnościąmiejscową.Niktprzytymniepowi-nienprzeszkadzaćimwtym,abypozostaliRosjanami,aniteżsiłąichstamtądwyrzucać.Alepowtarzamjeszczeraz:

Obok wojny terminów...

12

CzasKultury 11-12/1989

jesttoproblemwładzcentralnych,abyzapewnićludziommożliwość powrotu, tym bardziej że z ekonomicznegopunktuwidzenia sąw Rosji obszary, w których brakujerąkdopracy.Co się tyczyArmenii iGruzji, tow czasiewydarzeńwArmenii,latem’88rokuZDwLeningradziebyłbardzoaktywny.RazemzOrmianaminaplacuPała-cowymwLeningradziebraliśmyudziałw siedzącejma-nifestacji – ZD był jedyną grupą z działających ruchówdemokratycznych,którywystąpiłtakotwarcie.Urządzili-śmypikiety,zbieraliśmypodpisypodpetycjądoRadyNaj-wyższej w sprawie przyłączenia Karabachu doArmenii,atakżeprzeprowadziliśmyinneakcje.Myślę,żepodobneakcjebędąmiałymiejscewsprawieGruzji.Alena razienicnatentematniewiem.

Jaka jest siła waszego oddziaływania w Związku Ra-dzieckim? Czy nie mówi się, że to, co robicie, jest zwy-kłą donkiszoterią? Czy małe nakłady wychodzących wydawnictw nie ograniczają bardzo waszych możli-wości oddziaływania, oddziaływania waszego pro-gramu?

Ludzie znają nasz program. Ale, niestety, mamy zbytmałosiłiśrodkówtechnicznych,żebydrukowaćgoiroz-powszechniaćwwiększejilości.Wwielusprawachprze-szkadzanamoficjalnaprasa,któranaszprograminaszeżądaniaprzedstawianiezgodniezprawdą,stąddochodzidozwykłegowypaczenianaszychcelówiżądań.Aleitakwieleludziprzychodzidonas,wieluczytanaszewydaw-nictwa.

13

A czy nie boją się waszego radykalizmu?

Napewno,takaobawaistniejeijestonawpełniuzasad-niona.Przejścieoddługichlatmilczeniaodrazudorady-kalnychżądańmożeodstraszaćludzi.Jednakżeuważamy,zdajemysobieztegosprawę,żeZDnaobecnymetapieniemusibyćorganizacjąwiodącąwruchudemokratycznym.WruchudemokratycznymwZSRRpowinnaistniećgrupawyrażającanajbardziejradykalnepoglądy,takie,którychinnegrupybojąsięczyteżniemogąwyrazić.Taorgani-zacjapowinnabyćawangardątegoruchu.Mamnadzieje,żeZDtakąwłaśnierolęspełnia.

Rozumiem,żeZDstarasiędziałaćjawnie.Czyjednakniemyślicieteżodziałaniachbardziejkonspiracyjnychwra-zienagłejzmianypolitykiwładz,czyteżdążyciedozale-galizowaniasięwświetleobowiązującegowRosjiprawa?Obecniecałąnasządziałalnośćstaramysięprowadzićzu-pełniejawnie, legalnie,oczywiścienatyle,nailemoże-mywobecnychwarunkach.Niktnamniedajemożliwościpełnego,legalnegodziałaniaiwszystkoto,corobimy,ro-bimyniezgodniezjakimiśtamnormami,ustawami.Alejakdotądzbytmocnonasnierepresjonują.Cobędziepóź-niej, jeślizmienisięsytuacjapolitycznawRosji, trudnoobecnieprzewidzieć.Jestwieleprojektów,wielewarian-tów.Pewnejest jednakto,żewZDsąludzie,którzyniezaprzestanądziałalnościbezwzględuna to, jakabyłabysytuacja,iżestanowiąoniwiększość.Napewnobędątacy,którzyodejdązorganizacji,jeślisytuacjasięzaostrzy,alewierzę, że większość pozostanie i będzie działać dalej.

Obok wojny terminów...

14

CzasKultury 11-12/1989

W jakiej formie – trudno obecnie przewidzieć; problemtenniebyłjeszczeprzeznasrozpatrywany.

Czy w swojej działalności chcecie iść w kierunku bu-dowania partii politycznej, czy działać jako organiza-cja polityczna?

OficjalnieZDnazywasiebiepartią, jednakżeosobiścieuważam, i to jestnietylkomójpogląd,żewprzyszło-ściZD jakopartiaokresuprzejściowegoutworzynowąformację.Niebędzietopartiapolityczna,wzachodnimtego słowa znaczeniu. Jużwłaściwiej będzie tomożnanazwaćzwiązkiemludzi.Rzeczwtym,żedziśruchde-mokratyczny w Rosji skupia ludzi różnych orientacji:od eurokomunistów do chrześcijańskich demokratów,aleprzednimijestwspólnycel–demokratyzacjażycia,możliwość legalnej działalności politycznej. Do tegowszyscydążąiztymsięzgadzają,itu,wtympunkcieschodząsięwszystkiesiłydemokratyczne.JeślilegalnadziałalnośćpolitycznawZwiązkuRadzieckimstaniesięfaktem,tomyślę,żeZDrozdzielisięnaszeregorgani-zacji politycznych typu partii o różnych orientacjach:socjaldemokratyczną, eurokomunistyczną, liberalno-demokratyczną, chrześcijańsko-demokratyczną, robot-niczą,byćmożeocharakterzenarodowym.Alenaraziejesttopartiaokresuprzejściowego,któraspełniaogólnezadania.

Czy Twoja partia chce zmieniać, modernizować sys-tem, czy też jest antysystemowa?

15

To trudny problem. Rzecz w tym, że oficjalne organywZwiązkuRadzieckim,jakiwszędziewobozie,deklaru-ją istnienie socjalizmu. Jednakniktniepodjął siępróbyodpowiedzinapytanie,cotojestsocjalizm.Wszyscymó-wią,żesocjalizmtojestto,coobecniejest.Jeślitak,toZDdziałapozatymsystemem.Obcajestnamtakzwanawoj-na terminów, to jest czywZwiązkuRadzieckimmabyćsocjalizm,czykapitalizm.Wnaszymprogramiewyraźniejestpowiedziane,jakiegospołeczeństwachcemy.Jeślibę-dziesięononazywałosocjalistyczne,toproszębardzo,je-ślikapitalistyczne–toteżdobrze.Nieonazwętuchodzi.Jesttosprawateoretyków,jakjenazwać.Władzenazywa-jąZDorganizacjąantysocjalistyczną,którawalczyzso-cjalizmem,awskładnaszejorganizacjiwchodzą ludzie,którzymówią,żewalcząosocjalizm,boto,cojest,towe-długnichniejestsocjalizmem.Jesttoproblemterminolo-giczny.Anaraziewładzastwarzanamtakiewarunki,żezmuszenijesteśmydziałaćpozatymsystemem,niechceonawżadnymwypadkuzgodzićsięnalegalizacjęnaszejorganizacji.Myjesteśmyskłonnidorozmówzewszystki-misiłamiwkraju,izkomunistami,izkimtylkomożna,alenabazienaszejplatformy.Jakzgodząsięznamiroz-mawiać– ichsprawa, jeślinie– też ichsprawa.Myniemożemyustępować.

Czy wasz program skierowany jest głównie do inteli-gencji, czy do różnych grup społecznych?

Kiedyprogrampowstawał,niebyłotegoproblemu.Mówi-łemjużnapoczątku,żeprogramsformułowanyjestdość

Obok wojny terminów...

16

CzasKultury 11-12/1989

szeroko,takżeróżnegrupyspołecznemogąznaleźćwnimproblemy, które je nurtują. Obecnie stoimy przez zada-niemkonkretyzacjitegoprogramu,wktórympowinniśmyuwzględnićinteresoddzielnychgrup,itowramachproce-sudyferencjacji,którymamiejscewnaszejorganizacji.Taobszernośćprogramumaswojezłe idobre strony.Rzeczwtym.żepolitycznasytuacjawnaszymkrajujesttaka,jakajest.Jasne,żewZwiązkuRadzieckimistniejąróżnegrupyludzioróżnychinteresach,aleci,którzysązainteresowa-niwalkąodemokratyzacjężyciawnaszymkraju,zjedno-czenisąwspólnąplatformą.Dlategopodziałzewzględunaróżniceinteresównastąpipóźniej,byćmożewnajbliższejprzyszłości,alejeszczenieteraz,jeszczeniedzisiaj.

Czy w Rosji używane jest pojęcie kultury niezależnej w podobnym znaczeniu jak w Polsce i czy nie ograni-cza się ono tylko do kwestii politycznych, do publicy-styki politycznej?

Oczywiście,żeistnieje.Istniejeidynamiczniesięrozwi-ja.Poczynającodlat70.całakulturaniezależnaopierałasię na samizdacie. Można tu przytoczyć sporo nazwiskautorówksiążekczystoliterackichczyartystycznych.Sąto:Sołżenicyn,Wojnowicz,Brodski,Aksionow,Nabokoviwieluinnych.Obecniewzwiązkuztym,żewoficjalnychpismach pojawiło się sporo publikacji i utworów wcze-śniejzakazanych,tafalaniecozmalała,toznaczymniejsię drukuje niezależnie. Mimo tego podobnie aktywniejak dawniej działają wydawnictwa samizdatowe czystoliterackie.WLeningradzietakichpismczystoliterackich

17

jestokoło10.Najbardziejznaneto:„Czasy”,„Obwodnyjkanał”,„Mitinżurnał”.Cotrafiadokulturyniezależnej?Tak jak i w Polsce, i wszędzie – to, co pod jakimś tamwzględemnieodpowiadaoficjalnejwładzy.Popierwsze,teutworyartystyczne,wktórychwtejczy innej formiewypowiadanesąracjepolitycznenieakceptowaneprzezwładzę. Obecnie jest to wciąż Sołżenicyn, jak dawniejczęśćpowieściWojnowicza,powiedzmy,jeśliŻycie i nie-zwykłe przygody żołnierza Iwana Czonkinazostaływydru-kowane, to i Moskwa 2042 rokrównieżnapewnobędziewydrukowana,nieakceptowanesąrównieżksiążkiAksi-mowaiautobiograficzneutworyBukowskiego.Obecniesąteżoficjalnieuznawanipisarze,którzywswychutworachnie zajmowali siępolityką, ci, którzy tworzyli czystą li-teraturęlubteżtematykapolitycznawichutworachdo-tyczyłaokresurządówStalina...Pozostaliznajdująsięzaburtąidziałająwramachkulturyniezależnej.Podrugie,do wydawnictw niezależnych trafiają utwory, które niesąprzyjmowanedowydawnictwoficjalnychzpowodówczystoartystycznych,bodziśzwiązekpisarzynależydonajbardziejkonserwatywnychorganizacjiwZwiązkuRa-dzieckim i odrzuca wszystko, co nowe. Stąd trudno sięprzebićutworemnowatorskimjęzykowo,nowym,ekspe-rymentalnym,czystoartystycznymformom.Dlategoteżionetrafiajądoobszarukulturyniezależnejidośćszero-kosąrozpowszechniane.Możnatuwymienićtakichmo-skiewskichpisarzy, jakPraszczikow,PrigowczyDimitrijWołczek z Leningradu. Samizdat literacki zawsze miałw kręgach inteligenckich swoich czytelników i swoichzwolennikówgotowychrozpowszechniaćjegodzieła...

Obok wojny terminów...

18

CzasKultury 11-12/1989

Czy kultura niezależna nie obawia się jednak przy-szłej konkurencji ze strony wydawnictw oficjalnych?

Myślę,żezawszebędąistniałyutworyiidee,którychwła-dzaoficjalnienie zgodzi się drukować, jakkolwiekbyła-byonademokratyczna.NawetwAmeryce czyweFran-cjiniektóreutworyniesądopuszczanedodruku.Zawszejesttak,żeto,cojestnowepodwzględemartystycznym,jest zakazane. Kultura niezależna istniała w różnychokresach,wróżnychczasachibędziezawszeistnieć.Potrzecie,względamiwładzynieciesząsięutworyotema-tyce filozoficznej, socjologicznej i politologicznej, któ-rychobecniewZwiązkuRadzieckimjestsporo.Zjednejstronyza teutworyniewsadza siędowięzienia, zdru-giejjednakjesttotematzakazanywpismachoficjalnych.Bardzowieleartykułów,prac,któresiępojawiły,dotyczychrześcijaństwa,religii,powstająonewatmosferzeodro-dzeniareligijnego,któreobecnienamiejscewRosji.Pracczystofilozoficznychnarazie jestmało, jakożeobecniejestczasdziałania–czasmyśleniajeszczenienadszedł...Natomiastsporojestróżnegorodzajupracocharakterzeanalitycznym, politologicznym. Obecnie modny impulstwórczy otrzymali niezależni malarze. W LeningradzieoddawnaistniałoTowarzystwoEksperymentalneSztukPięknych (Towariszcziestwo Eksperimentalnogo Izobra-zitielnego Iskusstwa). Jednym z jego przewodniczącychjestRybaków–malarz.Obecniemalarze skupieniw tejgrupie uaktywnili się.Organizowane przez nichwysta-wychętnieodwiedzanesąprzezwidzów.Alegrozinamwielkie niebezpieczeństwo. Chodzi o to, że wiele firm

19

zachodnich okazuje spore zainteresowanie niezależnąsztukąrosyjską.Kupująonewieleobrazówiwywożąjezagranicę,awładzaradzieckawykazujewtejkwestii,wnaj-lepszymwypadku,obojętność.Amalarz,abymócmalo-wać,potrzebujepieniędzy,stądteżsprzedajeswojepracetemu,kto jestnimizainteresowany.Pisarz,którywydałswojeutworyzagranicą,możekiedyśwydawaćjerównieżwkraju,natomiastartystamalarzswojedziełosprzeda-jetylkoraz.Boimysię,żepowtórzysiętakasytuacjajakzawangardzistamiXXwieku–Kandinskim,Malewiczem.którychwielepracznajdujesięnaZachodzie...

...że za swoimi pracami wyjadą artyści?

Albotak,alboteżpozbawienizostaniemypracswoichar-tystów.Wieluartystówpragniezostać tu,wkraju, imypróbujemyrobićcośwtymkierunku.Malarzmusimiećpieniądze na życie, ale powinien teżwidzieć cel swojejpracy,widziećswojeobrazynawystawach,anietworzyćtylko po to, aby wisiały w pracowni.Większość z nichskłonna jest sprzedawać swoje dzieła nawet za niższącenę,bylebytylkozostaływkraju.Staramysięstworzyćw Leningradzie coś w rodzaju centrum wystawowego,alepotrzebnesąpieniądzenasfinansowanietegoprzed-sięwzięcia.Naraziejesteśmynaetapietworzenia.Codomłodzieżyartystycznej, touważam,żeobecnapolitykadała pewne rezultaty. Dużo mniej młodych ludzi chcewyjechać za granicę.Wielu z nich chce zostaćw kraju,gdyżotworzyłysięprzedniminowemożliwościdziała-niawojczyźnie.Jakdługotakapolitykasięutrzyma–nie

Obok wojny terminów...

20

CzasKultury 11-12/1989

wiadomo.Jakdawniejstająsięsilnetakzwaneorganiza-cje biurokratyczne:ZwiązekPisarzy, ZwiązekArtystów,ZwiązekDziałaczyTeatruiinne.NiedawnoiunaswLe-ningradziepowstałZwiązekDziałaczyTeatru,alenajegoczeleznowustojązasłużeniweterani,którzyniedopusz-czają młodych artystów. A władza jest przeciwna two-rzeniu niezależnych organizacji młodzieżowych, gdyżboisię,żebędąonezbytniezależne.Toteżjestproblem,iwcaleniebłahy.

W Polsce obecnie młodzi ludzie nie chcą wydawać w wydawnictwach oficjalnych. Ale także nie chcą się wiązać z opozycyjnymi grupami politycznymi i sami tworzą własne pisemka, własne oficyny wydawnicze i swoimi siłami wydają książki, tworząc jakby taki trzeci obieg. Czy podobne zjawisko można zaobser-wować u was, w Rosji?

Właściwiezjawiskotojesttypowedlawszystkich–idlaPolski,idlaZwiązkuRadzieckiego.Zawszejestjakaśgru-paartystówniezwiązanychzpolityką.AlewodróżnieniuodPolski,unasbrakjesttakiejsieciwydawnictwniezależ-nych,stądniskienakładyisporoczasumija,zanimutwórwydanywsamizdaciesięrozejdzie.Gdybyśmymieliwięcejniezależnychwydawnictw,drukarniimoglibyśmydruko-waćwięcejegzemplarzyposzczególnychpozycji,sytuacjabyłabytakasamajakwPolsce.Alenaraziewyjściemdlamłodychartystówjestalbopróbawepchnięciasiędobar-dziej literalnych pism oficjalnych i drukowanie w nichswoichutworów,alboteżprzejściedoopozycjipolitycznej.

21

Wedługmniejesttoproblemczystotechniczny.Jaktylkopojawi sięmożliwość niezależnego drukowania i rozpo-wszechniania,należyzniej skorzystać, apóki conależypróbowaćdziałaćnaszczebluoficjalnym,tworzyćkoope-ratywywydawnicze,organizowaćwydawanieksiążeknakosztautora.Cóż,szkopułwtym,żedziejesiętowówczaspodkontrolącenzury,abezniejbyłoby,oczywiście,lepiej.SytuacjajesttakasamajakwPolsce.Wszystkorozbijasięjednakzpowoduograniczonejbazywydawniczej.

Prezentowanarozmowaodbyłasięwostatnichdniachmajabr.Roz-

mówcą redakcji był jeden z aktywnych członków leningradzkiego

oddziałuZwiązkuDemokratycznego.BorysKaługin topseudonim

rozmówcy,którypragniepozostaćanonimowy.

Poznań,maj1989

Obok wojny terminów...

22

CzasKultury 11-12/1989

Przeklęty terenTadeusz Maszewski

TadeuszMaszewski (1920–1981) byłmieszkańcem Poznania przez

niemalcałeswojeżycie,jednakniepokochałtegomiasta.Dokońca

pozostałwiernyswojejmiłościdoWilna,Wileńszczyzny,ludzikre-

sówwszelkichnarodowości,awśródnichdoprzyjaciółzkonspira-

cjiipartyzantki.Publikowanyfragmentjestdokończeniemdrugiej

częściwspomnień(patrz:„CzasKultury”nr9-10/1989)napisanych

wformiepowieści-pamiętnikawlatach60.Autorwspomnieńskry-

wasiępodpostaciąJerzegoŁubnickiego.

Wjeżdżając w bramę, przysięgał sobie, że cokolwiek byoczekiwało go pod tym dachem, o świcie będzie w Zu-brzycy.WmieszkaniupanaSewerynaPorzyckiegopanowałagłu-cha cisza. Nikt nie witał gościa. Jadalnia tonęła w pół-mroku. Przyjemny chłód rzeźwił ciało. Pękaty kredenswciążwybrzuszałsięnapluszowąkanapę,aścianywyta-petowanewrajskieptakiiterazbyłyupstrzonebarwny-mioleodrukami,wśródktórychłowieckiplenerprzytła-czałinnerozmiaremibogactwemszczegółów.Wszędziejednakraziłbrakładuiporządku.Mebelpokrywałkurz,wwazonachwiędłytulipany,awahadłozegarazastygło

23

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

wbezruchuzazmatowiałąszybą.Natapczanieczyjeśręcezrujnowałypiramidępoduszekirozrzuciłyjepowszyst-kichmożliwychkątach.Miejscepierotów,baletnic,włochatychkotkówikolorowohaftowanychkwiatkówzajęłaświeżapościel.Nastolestałchlebwkoszyczku,masło,niecowędliny,miódiser.Dnoszklankibarwiłciemnynaparherbaty.Nabibułcespoczy-wałapigułkaaspiryny.ZkuchnidoszedłŁubnickiegobulgotgotującejsięwody.Poszedłtam,zdjąłzogniaczajniki,ledwiemogącutrzy-maćrozgrzanyuchwyt,zabrałwrzątekdopokoju.Niebawemusłyszałw przedsionku czyjeś kroki. Ale niebyłatoKrystyna.Odproguwymachiwałdłonią jejbrat.Drugarękauwikłanawokółspodniwyjaśniałaprzyczynę,dlaktórejtakdługoniktniewitałgościa.–HaudujuduDżordż!Widziałemcięprzezszparę.Alekulturaniepozwalaławitaćgościazwychodka.Vismaior–jaksięmówi.IHerkulesszczenię,gdymarozwolnienie.Towszystkoodtejzieleniny,którąKrystynamniefutru-je.Mójstaryzaśsłuszniedowodzi,żeuregulowanystolectopodstawadobregosamopoczucia.Tomądryczłowiek.Znasztenkawał,jaktodwóchramoli...–Znam,znam–przerwałŁubnicki.–GdzieKrystyna?Bogdanwystrojonywgranatowy,nieskazitelnieskrojonygarniturilakierkiwzruszyłramionami.–Acholerająwie!Mieliśmywyjśćrazem,alejużjądonio-sło.Kazałacipowiedzieć,żebyśsięswobodnieczuł.Maszcośwrąbaćipikowaćsiędowyra.Podobnowyglądaszjakodgrzanytrup.Pokażnogębę!Schlałeśsię?...Łubnickiodsunąłrękęwysuniętądojegotwarzy.

24

CzasKultury 11-12/1989

–Rodzicenadługowyjechali?–spytał.MłodyPorzyckiprzybrałminęgrabarza.–Matulanamnawala–powiedziałzgłębokimwestchnie-niem–żółciowekamienie.StaryzawiózłjąnaoperacjędoMińska.Rzygniebaćkozłotkiem,borzygnie!...–Tynaprawdęmizerniewyglądasz,Dżordż–chorujesz?–dodał,jaknajbardziejnosowowymawiającimięgościa.–Cocięrąbie?Nazywaszmniejakmałpę!–Niepodobacisię.Uważam,żetobrzmiprzyjemnie.Jabardzo lubię,gdydomniemówiąBob.Obkuwamangli-ka–rozumiesz.Trzebamyślećoprzyszłości.Prawda,żespoważniałem?–Bardzo.Zwłaszczatenuroczywąsikdodajecipowagi.–Mówisz?–mruknął,wygładzającgórnąwargę.–Gol-nąłbymztobąpokielichu.Mojapaninieznosi,jakjedziemizpyskabimbrem.–Acotozaestetka?–Narzeczona,rozumiesię.Laleczka,powiadamci,cukie-rek.Tylkolizać.WBożeNarodzenieślub.–Widzę,żenaprawdęmyśliszpoważnieoprzyszłości.Bogdanuśmiechnąłsięchełpliwie.Przysiadłobokstołu.Przedtemrzuciłukradkiemnazegarek.–Ażebyświedział!–mówiłożywiony.–Usamodzielni-łemsię,handlujęnawłasnąrękę.Wyrobiłemsobiecho-dyi jakośleci.Starychciałmiwystawićbudęnarynku,aledymamjegobudę.Niefrajertargowaćdrożdżamialbosolą.Umnieodchodzijedwabnabielizna,rum,wino,per-fumy,zegareczki–ajakże!–biżuteria,noizłotkoorazwaluta.Maszcośnazbyciu?Dobrzepłacę...

25

Łubnickiemuprzypomniałasięzawartośćpudełkapocy-garach.Palnąłbezmyślnie.–Znamtakiego,comanielichąkabzę…Niedokończył,łapczywiepociągnąłłykherbaty,jakbyso-biechciałwypłukaćjęzyk.AleBogdanniedałzawygraną.–Znasztakiegorekina!?Niegadaj!TuwPoborzu?Cotozajeden;Polak,Niemiec,Białorusin?...AmożeŻyd?Iwgetciemasiękontakty.Mów,Cezarze!...–Żartuję!NieznamżadnegoKrezusa.–Niemaszdomniezaufania?JakBogakocham,żecięnieładuję.Zarobisztyija.Coonma?...Złoto,brylanty?–Dajspokój,Bogdan.Jatunikogonieznam.–ToktośzUtraty!?...możePróchnicki?–Próchnickiegoniewidziałemruskimiesiąc.–Niewierzyszmi.Nietonie.Piescięogryzł!–odburknąłurażony–Namnieczas.Komuwde,temuwce.Wskakujdowyra! Pewnie się jeszcze zobaczymy. Ale nawszelkiwypadekkłaniajsięodemnieFlorci.–MieszkamobecniewPodogoniu,jednakbyćmożewró-cędoBożencinkaiwtedyspełniętwojepolecenie.–Niechciędrzwiścisną!Zupełniezapomniałem..Tywi-dzisz,jakizemnieciołek!Interesy,interesy!...Zadużomaczłowieknagłowie.Tynawetniewiesz, jakadrakabyławBożencinkupotwoimwyjeździe.–Domyślamsię.Wydoiliściecysternęsamogonu.–Popiłosię,tojasne.Inieraz,iniedwa.UFlorcinawin-kuisardynkachteżbyłem.Doranaopłakiwaliśmybied-negomężusia.–Ścierka!

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

26

CzasKultury 11-12/1989

– Jak każda. To wszystko jednak mucha wobec opery,jakąnapożegnaniewystawiłanamciocia.Popłynęłomo-rzebimbru–powiadamci,morze!ByłBąk,przypętałsięiSaszka,bębniliśmywoko.Dopókiciociszczeniespłuka-łasięnacacy,wszystkobyłoolerajt–jakmówiąAnglicy.Kiedyjednakpocałowałastół,tozamiastiśćpobożemusiusiu i nyny, zaczęła się przykrochmalać, do kogowy-padło.NajwięcejdoSaszki.Odsłowadosłowazaczęlisięgryźć.Ocoimszło,tonawetiniewiem.Byłemnadobrymgazie.ZaswojegosokołaujęłasięBożena.Stałasięwście-kła.Miłymgościompokazaładrzwi.Ażekuzyneczkateżna buzię nie upadła, wyrąbała mamusi trochę prawdy.WimieniutatusiabryznęławślepieAloszką,zabrałajakietakiełaszkiiposzłazaumiłowanymzarzekę.–CzytoraznocowałauBąkównapiecu?–wtrąciłŁubnicki.–Tylkożeterazjużnaamen.–Wyniosłasięzdomu?–Właśnie. Ciotunia potemponoć spazmowała, groziła,błagała,przeklinała,leczcóreczkijużniezwabiłapodro-dzinnąstrzechę.PrzedwczorajwyjechalidoNiemiec.–Kto?–Niejaprzecież!Oni.Bożenai jejumiłowany.Pojechałnaroboty.Jerzyniemógłochłonąćzwrażenia.–Niedowiary!–szeptał.–NiespodziewałemsiętegopoBożenie.– Charakter ma dziewczyna. Nasza krew. Ja też jak copostanowię, tomuchanie siada.Rzekłemstaremu–naświętaślubalbo...–IciotkazostałasamuwBożencinku?–przerwałŁubnicki.

27

–Jakpalec!Aloszaprysnąłdolasu.–Byłempewien,żetozrobi.NoaWierka?...– Właśnie teraz o niej chciałem mówić. Też był dobrycyrk.Gdymysobiegrzeczniezagrywaliśmywoko,babul-kazabawiałasięnaswójsposób.Ostatecznieniktotoniemożemiećdoniejpretensji.Jejinteres–jejprawo.Jacoprawdabymnaniąnielazł.Aleznalazłsięamator.Tybyśzniąpogruchał,jakbycoczego,co?...–rzekł,wpatrującsięciekawiewtwarzŁubnickiego.–Gadajpoludzkucobyło?–Jatambymztakąniespał.Chybażenagazie.Cuchnieścierkami,noizatłusta.Poklepaćtomożebympoklepał–Aty?–Idźdodiabła!Niechjąsobiegrabarzklepie!Mówjakośdorzeczyalboprzestańtrajkotać.–Ładniepowiedziałeś!Niechjągrabarzklepie.Łopatą–co?Kupermiałaniezgorszy.Zprzoduteżbyłozacochwy-cić.Aleumnie,bracie–grunttohigiena.Kobietamusibyćklinicznieczysta,podniecającopachnieć,nosićmięk-kąbieliznę,noiwogóle...Ajużścierpiećniemogę,jaksiępoci,aprzytakiejgórzemięsa…– Gównomnie obchodzą twoje upodobania! – warknąłŁubnicki.–Niechcesz,niesłuchaj.Cześć,idę!–Czekaj,siedź!PoawanturzezBożenąDużewskastarymzwyczajemwyładowałazłośćnaWierze...–podpowiadałŁubnicki.–Jakbyśzgadł.Poleciaładokuchni,astądjakbombadokomórki. Chyba skręciło starą. Na pryczy obok główek nieletnichdziatekujrzałamamaszę,anamamaszygołą

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

28

CzasKultury 11-12/1989

męską... Możesz sobie wyobrazić, co się działo. Pisk,wrzask,płaczpętaków,dziki ryk ciotki.My,naturalnie,wtrymigabyliśmywkuchni.Aleitakzapóźno,żebyzo-baczyćjakAlosza,gubiącportki,pryskawpole.–Alosza?...–Atymyślałeś,żekto?Alosza!Żegnałsięzrodaczką.Jużgowięcejniewidzieliśmy.Dałdrapaka.Pewniedo lasu.Ciotunia, jakby uważała, że jej należy się pożegnanie,ochrypła,wrzeszcząc.Krzyczała,żeniedozwolizdomurobićburdelu.Wieracalutki czaspochlipywałasobieci-chutko.Dopiero jakusłyszała,żestaraniemyślikarmićtrzeciegobolszewickiegobękarta, ruszyła z pryczy.My-ślałem,żezajrząsobiewkłaki.Alegdzietam.Opadłduchwnarodzie.Skończyłosięnapyskówce–westchnąłzża-lem.–Noapotem?–Copotem?Ciotkawykurzyłaparzygnataifertig!–Wyrzuciła z dwojgiem dzieci? – pytał z niedowierza-niem Jerzy.–Comiałarobić?Daćsobienaubliżać?Igarbategoruszy.Przedtemcórunia,teraztakawywłoka.–IniktDużewskiejniepróbowałuspokoić,wytłumaczyć,żetonieludzkie.Opuszczona,bezdomnakobieta,samot-nazdwojgiemraczkującychdzieci.Niktzwasotymniepomyślał.–Mójkochany!Cowolnoksięciu,tonieprosięciu.NieonapasłaAloszę,żebyeksploatowaćjegosiły.Apotemjeszczepyskowała.Zapysk–wyleciałanapysk.Ciotkamusiałatakzrobić.Wszyscybyliśmytegozdania.–Krystynateż?

29

– Jasne! Najbardziej namawiała ciotkę, żeby wyszurnąćdziwkę.–Gdzieonasięterazpodziewa?–Krystyna?–Wiera.–Diabliwiedzą.–ARoman,coRoman?–Miałminę,jakbymuktogaciezafajdał.Sterczałjaksłup.Potembladyiogłupiałypowlókłsiędosiebie.Wyglądało,jakbybyłzazdrosnyoWierę.Tożbyłobyokogo.OnteżopuściłBożencinek.–Dokąd?–Jaksłyszałem,doKiecka.Dostałposadę,powadzimusiępodobnonienajgorzej.Mimowszystkowolę swojeinteresiki.Wyobraźsobie,na jednejwalucie łapnąłemwubiegłym tygodniuparę ładnychkawałków. Jakdo-brzepójdzie, zapędzęw kozi rógmiejscowych geszef-ciarzy zmoimstarymna czele.Ojczulekmyślałmniesuwać jak skórkę. Ja też potrafię chrząkać przy kory-cie...Łubnicki jużnie chłonął słówmłodego człowieka.Oso-wiałzwarzonywiadomościamizBożencinka.Przedoczy-mamiałmglistyzaryssprzętów.Bezmyślniepodniósłdoustwypróżnioną szklankę. Ruch tennie uszedł uwadzegospodarza.–Napijeszsięjeszczeherbaty?–zapytał,przerywającwy-kładoarkanachokupacyjnegohandlu.–Albowieszco,stary?Dymam tamto szemrane towarzystwo. Łykniemysobie jak ludziepo kieliszku chleba.Takprzyjemnie sięztobągwarzy.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

30

CzasKultury 11-12/1989

Poderwał się z miejsca, jednak w szlachetnym porywiezostałpowstrzymanyznużonymgłosemŁubnickiego:–Dajspokój,Bogdan...chcęspać,tylkospać...Miłybrunetpodrzuciłdumniepodbródekirzekłwynio-śle:–Niechcesz,nietrzeba,wkijdmuchany!...–Idź.idźjuż!Proszęcię,idź...Tym razemmłody Porzycki wyrozumiale kiwnął głowąimruknąłzrezygnowany:–Szkoda!...mamgodnykoniaczek.Poprosturajwmor-dzie. Na pewno lepiej by ci zrobił niż to paskudztwo –wskazałnaaspirynę.–Alenienalegam.Good bye! Posta-ramsięszybkowrócić.Tyrypajdołóżka,bowyglądaszjakwypuszczonyzparkusztywnych.ZgrzytkluczaprzyniósłŁubnickiemuprawdziwąulgę.Nieściągającubrania–takjakstał,zwaliłsięnatapczan.Błysklampy,nietłumionyszurgotnóg,anawetgłośnepo-chrząkiwanienieurwałodonośnegochrapania.Charkotdobywającysięzszerokorozchylonychustściąłłagodną twarz dziewczyny w grymas zniecierpliwienia.Dużeiniebieskieoczywyrażałydezaprobatęchudymgo-leniom, wystającym poza tapczan parą przydeptanych,zapylonych butów. Odwalony na wznak kształt ludzki,plamiący pościel wyrudziałymi portkami i brudem po-strzępionej koszuli, przygniótł w niej pragnienie piesz-czoty.Niemogłasięprzemóc,aby,jaktosobieobiecywa-ła,rozchylićjegooczypocałunkiem.Opartaobrzegstołuprzypatrywałasięjegotwarzy–sza-rej,wymiętej,pokrytejszczecinąrzadkiegozarostu,pod-puchniętejoczodołami.Niemogłauwierzyć,żenależydo

31

tegosamegozadzierzystego,wesołegochłopaka,któremuuległa w pewien upalny, czerwcowy dzień. Zapatrzonaw zabiedzoną sylwetkę dziwiła się wątłym,męskim ra-mionomikrzywicąwysadzonymżebrom.Przypominałasobieatletycznąbudowęjednegozdzisiejszychtancerzyizjeszczewiększymniesmakiemobrzucaławzrokiemle-żącąpostać.Byłazła,azarazemogarniałająlitość.Zagniewananasiebiezaprzedwczesneprzerwaniezaba-wy,za to, że jakbezwolnecielędała się tuprzywlecnapowroziewspomnienia,litowałasięjednocześniemiłości,którąkiedyśusłyszałanadwodamizadumanegojeziora.Wtedyoczadziałaodjegouwielbienia,niedostrzegłajegoszpetoty.Nadąsanajakdzieckoodwróciłasięplecami.Podeszładolustra.Odbiciemwłasnejtwarzychciaławy-nagrodzićsobiewidokjegozapadłychpoliczków,nazbytdługiego nosa, ziemistej cery i wyżółconych nikotynązębów.Znamaszczeniemwygładziła ciemne brwi, koń-cemnaślinionegopalcawytarłazwargnadmiarpomadki,wjasnychwłosachpoprawiłapołożeniedużegoróżowegogoździka. Spoglądającw swoje ładneoblicze,wciążmy-ślała z goryczą o zaprzepaszczonymwieczorze. Żałosnarezygnacjauniosłajejpierśwgłębokimwestchnieniu.Sięgnęładokontaktu,gdynagleurwałsięnierównychar-kotidoszedłjącichy,ciepłyszept.–Krystyna...chodź!...Wolno obróciła głowę. Pożerał jąwzrokiempełnym za-chwytu. Uśmiech starł mu z twarzy ostre, sępie rysy.Zniewolonawyrazemjegooczuprzysunęłasiędotapcza-nu.Niepodnoszączpoduszkirozkudłanejgłowy,wycią-gnął ramiona. Przysiadłana brzeguposłania, starannie

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

32

CzasKultury 11-12/1989

układającfałdyspódnicy.Pochwyciłdłońwymykającąsięzobszernegorękawabluzki.Zwiesiłagłowę.Zmieszaneobliczestarałasięukryćwcie-niuwłasnejsylwetki,jakisiękładłwpoprzekpościeli.Jakzawszewyglądała uroczo. Równie powabna, tym razemjednakwydałamusięjakaśinna,bardziejpowściągliwa,nierzucałapowłóczystychspojrzeńinicniemówiącychuśmiechów. Z niespokojną czułością przyłożył do ustpalce,drażniąceszkliwemkrwawowylakierowanychpa-znokci.–Kochaszmnie?...Cofnęłarękę.Ciszatłukłasiępomieszkaniu.Słychaćbyłozawodzeniewiatru,pluskotdeszczuichrobotniedomkniętejokienni-cy.–Chybajużpóźno?–spytałzaniepokojony.Sięgnęła jego starganej czupryny. Biorąc w palce poje-dynczekosmyki,wygrzebaławgęstwiniejasnychwłosówrównyprzedziałek.–Boże,jaktywyglądasz!Gdybyśmógłsiebieterazzoba-czyć.Obszarpany,brudny,nieogolony!Jakmożeszmisiętakpokazywać?...CzemuniepoprosiłeśBogdanaotrochęwody?Przecieżwiedziałeś,żedociebieprzyjdę–mówiłarozżalona.–Byłemzmęczony.Półżywy.Poprostuzwaliłemsięznóg.–Acóżeśtakiegorobiłprzedwyjazdem?Piłeś?...TowPo-dogoniuteraztakwesoło?–Wesoło?...Bardzowesoło.Zupełnie jakniegdyśwBo-żencinku.Codzieńhulankiiswawole.Tylkociebiebrak!–powiedziałzsarkazmem.

33

–Jaitubawięsiędośćwesoło.Wkażdymraziewprzy-szłościniepokazujmisięwtakimstanie.Jeżelioczywi-ściezależycinamoimtowarzystwie.–Dobrze!...NanastępnąwizytępożyczęsobieodMironaczarneubranie,sztywnykołnierzykilakierki–mruknąłpodrażniony, podrywając się z tapczanu. Odskoczyłagwałtowniei,cofającsię,parsknęła:–Nie zapomnij sięponadtoogolić i umyć, bo lepisz sięod brudu. Myślę, że po przehulanych nocach przyda cisięjeszczeniecospokojnegosnu.Dobranoc!–Ruszyładodrzwi.–Krystyna!–zawołał.–Comimaszjeszczedopowiedzenia?–Kochamcię.Po razpierwszy tegowieczoru spojrzałamuwoczy takjakniegdyś–łagodnieiczule.Zbliżyłsiękuniej.Jednakpotym,cousłyszał,nieśmiałwyciągnąćramion.Tysiącesłówcisnęłomusięnausta,aleniczegoniepotrafiłwy-krztusić.Stałbezradny.–Towszystkoniemasensu,najmniejszegosensu!–rze-kłanaglesucho.Zatoczyłsięibezwładnieopadłnakrzesło.Pochwiliopa-nowałygokonwulsjeśmiechu.Chichotpodrzucałchudymciałem.Oszołomiona jego rechotem kurczowo zaciskałarękawybluzki.Gdyprzycichł,dałsięsłyszećblaszanyjęktłukącegowrynnydeszczu.Przysunął się do krawędzi stołu.Głowę złożyłnaprze-dramieniu. Dość długo ukrywał twarz. A gdy podniósłczoło, zobaczył opodal siebiemglisty zarys dziewczyny.Niedostrzegałjejskruszonegoobliczaaniustzdzieranych

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

34

CzasKultury 11-12/1989

zębami,anidłoniwyciągniętejprzyjaźnieprzezcałąsze-rokośćstołu.Migotałamutrupiąbieląmuślinowejbluzki.Jej szept łamanywzruszeniemsprawiałwrażenie jakiejśobojętnej,nieokreślonej,gdzieśkiedyśzasłyszanejmelo-dii.Niechciałomusięruszaćzmiejsca.Mógłbytaktrwaćwnieskończoność.Niezauważył,żeprzystanęłaprzynimzakłopotana,wyczekująca,przepełnionazmysłowątrwo-gą,natchnionapokornympoczuciemwiny.Podniósłnaniąoczydopierowtedy,gdypołożyłamurękęnaramieniu.Zobaczyłtwarzobcą,nieznaną,łaszącąsięwykrojemwilgotnychwarg,rajfurzącąurokiemślicznychrysów.Odskoczyłodstołu.Poderwałjązziemiijakbez-władnyworekrzuciłnatapczan.Wpokojuwyczuwałosiędusznotę.Wszystkowokółbyłojakbywyprażonegorącem ichoddechów.Meble,obrazy,storydyszałyżaremichmiłości.Wpowietrzuunosiłasięniewidocznamgłaznużeniaignuśnegobezwładu.Odeskiokiennicwciążsiekłuporczywydeszcz.Bębniłza-jadlepodachu.Dzwoniłwrynnach.Jakąśobwisłąblachętarmosił wiatr. Raz czy dwa ulicą przejechał samochódizalewałciszęchlupotemwody,bryzgającejspodrozpę-dzonychkół.Opłytychodnikaczyjeśnogiścierałygwoź-dzieciężkichbutówwmiarowym,niespiesznymkroku.Leżelipółsenni.Wszystkoimbyłoterazobojętne,błahe,drugostronneinieistotne.Zcałegorozgwarusłówszyb-kich,czułychibezsensownychniepozostałonic.Milczeli.Dygotała,gdygładziłjejuda.Zlampypadałblasknaob-nażone ramiona i posiniaczone od furiackich pocałun-kówpiersi.Na koszuli rozsypałamumgławicę suchych,jasnychwłosów.Wsłuchiwałasięwkażdeuderzeniejego

35

serca.Onrozmamłany,ociężały,pogryziony,alejużpew-nyswego,przygarniałjązaborczodosiebie.Najejnagieciałospoglądałzczułąwyrozumiałością.–Kochaszmnie?–spytałporazdrugitegowieczoru.Bezsłowapodstawiłamuwargi.Zaoknemrozległsięwarkotmotoru.Narastałzsekundynasekundę,abyprzeddomemzamrzećwkonwulsyjnymzgrzyciehamulców.Zeskoczyłazotomany.–Bogdan!–rzuciłagorączkowo.Jużwproguzawołała:–Popraw,kochany,pościel.Zarazwracam.Zwlókłsięzposłania.Uśmiechałsiędosiebie.Zpodłogipodniósłkilkaszpilekodwłosóworazróżowy,pierzastygoździk.Wsunąłkwiatdokieszeni.Gdybynieznajomagęba,przekreślonapodnosemzabój-czymwąsikiem,możnabysądzić,żejakiśniemieckioficerskładazapóźnionąwizytę.Sukiennafurażerka,nonszalanckonasadzonanatyłgło-wy,skąpoprzykrywałamokrewłosy.Zpodgumowanegopłaszczaściekałystrugiwody.Młody Porzycki wyprężył się jak struna i z błazeńskimwyrazemtwarzywyrzuciłwgórędłoń.–Wierliter!!Okrzykwypadłbojowo,a stukotobcasówświadczyłdo-brzeowigorzemłodegoczłowieka.Łubnickiprzyjął tenobjaw tężyzny, niedwuznacznie stukając się palcem poczole.Niespeszonytymmłodzieniecrozwaliłsięwkrześle.Nogiwystawiłnaśrodekpokoju izwyczajemcesarzaFrancu-zówskrzyżowałręcenapiersi.Niełaskawymokiemrzuciłnastół,naktórymleżałyresztkipożywienia.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

36

CzasKultury 11-12/1989

–Przetrąciłoby się coś! – rzekł zwięźle. –A ty byś cośwrąbał?–Wszystkomijedno–odparłJerzy.–Jakwportkinawalisz,będziewszystkojedno,którąno-gawkąwyleci.Aterazmów,chceszjeśćczynie?–Mogę.–Nowidzisz,Krystyna!...–wrzasnął,klaszczącwdłonie.Łubnickiburknąłpoirytowany:–Czegosięwydzierasz,trąbo?!Zarazbędziekolacja.MłodyPorzyckiwygrzebałspodrękawazegarek.–Chybaśniadanie,serce!–skorygował.–Wszakżegodzi-napóźna,alejakmiłygośćżyczysobiekolację,możebyćkolacja.Gośćwdom,Bógwdom.Łubnicki dojrzał godzinę i odruchowo, jakby ukłutyostrzemwskazówki,zagryzłczubekpalca.–ChrystePanie,jużdruga!–krzyknął.–Adruga,druga,ptaszyno.Dlaszczęśliwychnoczawszezakrótka–zauważyłBogdanzwieleznaczącymuśmie-chem.Ale Łubnicki na przekór jego opinii wcale nie wyglądałnaszczęśliwego.Przeciwnie,najegotwarzywystąpiłpo-płochizaniepokojenie.Dreptałnerwowopopokoju.Robiłpółobroty,piruety,wolty,wykonywał jakieśnieskoordy-nowaneruchy.Razporazzaglądałdosąsiedniegopokoju.Dopadał wieszaka, zdejmował, to znów wieszał kurtkę,podbiegałdooknaiświdrowałjebłyszczącymiślepiami,jakbychciałwypalićdziuręwdrewnianejokiennicy.–Kolegaczegośnerwowy–stwierdziłBogdan.–Natychmiastmuszęwyjeżdżać,zaraz!Rozumiesz?Bezzwłoki!GdzieKrystyna?JezusMaria,takpóźno!Cojaro-

37

bię?...DoZubrzycykoniecznietrzebaprzezprzejazd,in-nejdroginiema?GdzietaKrystyna?...Coonatamrobitakdługo?...–Ajawiem?Możesiępodmywa?...–odparłBogdan.–Zaśdobrodziejowidokądtakśpieszno?DoZubrzycy,natarg?–dorzucił,przesuwającfurażerkęzpotylicynaoczy.WreszcienadeszłaKrystyna.Wkolorowejsukniiześwie-żym kwiatem w starannie zaczesanych włosach, weszłapachnąca, rozpromieniona, świadoma swojegouroku. Je-rzydopadłjąigorączkowymipocałunkamizniweczyłdo-szczętnie kosmetyczno-fryzjerski trud. Oszołomiona, niepróbowałaprotestować.Gięłasięwiotka,drżąca,bezwolna.Młody Porzycki obserwował ich z bezczelnym uśmie-chem.Rozradowanymobliczemdawałpełnąabsolucjęichnamiętności.Gdyrozluźniliuścisk,westchnąłznieukry-wanązazdrością:–Wamtodobrze.Starychniema.Gruchaćmożecie, ilewlezie.Aja,cholera,wpodrygachcałąnoc!Garbatylos,psiakrew!...– Nikt ci nie bronił przyjść wcześniej – zareplikowałaKrystyna.–Pojakielicho?...Cobymturobił?Miałemwamdotaktugraćnaorgankach?Zonanizmujużdawnowyrosłem...–Liczsięzesłowami!–zaperzyłasięsiostra.Łubnickiegonieinteresowałdialogrodzeństwa.Zniepo-kojemwsłuchiwałsięwmonotonnyplusk,zjakimopłytęchodnikarozbijałysiękropledeszczu.–Muszęjechać...–powiedziałcichymgłosem.Ruszyłdodrzwi.Szedłociężale,jakbydonogimiałprzy-wiązanystupudowygłaz.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

38

CzasKultury 11-12/1989

– Jerzy, dokąd idziesz?Oszalałeś!?... – zawołała za nimKrystyna.–Szukawariat guza.Chcemu się ołowianej pigułki naprzeczyszczenie–objaśniałjejbrat.Łubnickiprzystanął.Wjegotwarzybyłotyleżżaluirezy-gnacji,coilęku.Spoglądałoczymaskazańca,któryprosiowspółczuciedlaswegonieodwracalnegolosu.–Pojadę– szepnął z determinacją.– Jakoś sięprzecieżprzeszwarcuję.Takapogodaipsaniewypędzisz...–Cocięopętało?...Czyśtyniemądry?Przedświtemni-gdzienieruszysz,wybijtosobiezgłowy.–Niczatrzymujmnie.Toniemasensu.Jesteśkochana,najkochańsza!Dziękujęci,ale...alejanaprawdęmuszęje-chać.Tobardzoważnasprawa–mówiłŁubnicki,niezwa-żającnagrymaszniecierpliwienianajejtwarzy.–Niechcęotymsłyszeć!–tupnęłanogą.–Ciąglemaszjakieśidiotycznesprawy...Toszaleństwo!...– Raczej skutki szaleństwa. Powinienem wyjechać jużwczorajprzedzmrokiem,aleciebieniebyło.Zarumieniłasię.Ciągledochodziłanieznośna,uporczywachlupanina.Łubnickitkwiłwfutrynie,niemogączdecydowaćsięnaopuszczeniepokoju.Robiłwrażenie, jakby czekałna ja-kieśniezwykłewydarzenie,któreudaremnijegopostano-wienie.Czasuchodził,aziemiasięnierozstępowała.Żadennad-przyrodzony kataklizm nie doświadczył owego skrawkaziemi,naktórympoddachemdrewnianegodomkutrze-potało serce niezdecydowanego spiskowca. Nie spadałmeteoranideszczognisty.Zaśten,którysiąpił,pomimo

39

najlepszychchęciniezapowiadałpotopu.Niezwykłatrą-bapowietrznaniezawyła.OdezwałsięzatoBogdan.Wypluwającspomiędzyzębówresztkipożywienia,powiedziałrzeczowo:–Wystarczyjużdurniastrugać!Siadajjakczłowiekiwrą-biemycośwkrzyż.Należycośprzetrącićczynienależy?Obiecałem ci łyk koniaku czy nie obiecałem? Słowo sięrzekło,kobyłkaupłotu!– Nareszcie i Bogdan coś do rzeczy wymyślił. Przedewszystkimtrzebajeść–oświadczyłaKrystyna.Desperacki ruch rękąbył jedynąodpowiedziąna zapro-szeniegospodarzy.ZniecierpliwionyPorzyckizerwał sięzkrzesła:–Jesteścieżałobnetowarzystwo.Temuwymoczkowipo-wiedz–zwróciłsiędosiostry–żemamgozapatałachaimonogę.Przemówżemudorozumu.MojaZośkanapew-nodałabymuradę.Nodalej!powiedzmu,żedureńnabi-ty...Poprzemaszerowaniupokojusprężystymkrokiemstanąłprzeddziewczynąnaszerokorozstawionychnogach.– Ty jesteś też dobry numer! – rzekł, grożąc palcem. –Oskara wystawiłaś do wiatru. Podrażniła chłopa i cho-du do drugiego amanta. Caływieczórmiałminę, jakbychciałmniepożreć.Takprzecieżniemożna.Nieciągniesiędwóchsrokzaogon.Byłwściekłyjakcholera,myśla-łem,żegonieobłaskawię.Musiszterazjakośzabejcować.Szkop to szkop,alechłopniezły.Wieszprzecież, ilemuzawdzięczamy. Powiedziałem, że sięmarnie czujesz, żenibyjesteśchora.Wkońcumuprzeszło.Pożyczyłpłaszczijakkrólapodwiózłpodchałupę.Byczyfacet...

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

40

CzasKultury 11-12/1989

Łubnickiemukrewuderzyładogłowy.Niewielebrakowa-ło,aprasnąłbywmówiącegowazonikiem.Krystynazbla-dła.Bezdźwięcznieporuszaławargami.Zatojejbratuniebrakowałosłów.Ciąglemiłowałzroz-rzewnieniem prawy charakter cudzoziemskiego oficera.Przypominał, jaktozasprawąowegoOskaramamęPo-rzyckąoperująwwojskowymszpitalu,papauniknąłmor-dobicia za nielegalny handel skórą, Krystyna pławi sięwmorzuperfum,aon,Bogdan,woceaniewysokogatun-kowychtrunków.–Cotoznaczybabka,co?Wdodatkuładnababka.Potęga,co?Mówięci, Jerzy,potęga!–dowodziłnieświadom,żegośćniedawnosłyszałpodobnąmaksymęzustbardziejdoświadczonegoczłowieka.–Tak,bracie,nababieświatstoi.Żenięsię,towiem.Niemaco!Wypijmyzazdrowienaszego przyjaciela Oskara. I tak go diabli wezmą, jakfrycedostanąwczapę.Zostanieszsamnaplacu,ochajt-niesz się,będziemyza szwagrów,a szwagraukrzywdzićnie dam...Ostatniesłowaskierowałdopustejwnęki.Łubnickiwy-padłdosieni.–Tenmadobregofioła!...Obraziłsięczyjak?...–mruknął,zwracającsiędosiostry.–Tybydlaku!–krzyknęłaspazmatycznie.Dławiącsiępłaczem,upadłanatapczan.Głowęwcisnęławpoduszkę.Bogdan,jakskarconyłobuziak,mrugałnerwowopowieka-mi.Przygryzałpaznokcie.Niewiedział,copocząć,dopókinieoświeciłagozbawczamyśl.Zimpetemrannegoodyń-cawybiegłdoprzedsionka.Tuwpadłna skrzynię, która

41

kryła w sobie żelazny zapasmąki na czas powojennegogłodu.Bólkolanaostudziłniecopotrzebęnaprawieniazła.Szczelnieotuliłsiękołnierzemiwychyliłgłowęnadzie-dziniec. Deszcz wciąż padał wielkimi kroplami. Dojrzałcieńporuszającysięopodalszopy,przyktórejstałojakieśszkapisko.–Te,paniewariat!–zawołał.–Niepomógłprzypadkiemprysznic?Wracajfilimoniedochałupy,botamumiłowanaryczy.Możebyćpotop.Wezwaniepozostałobezecha.Alemłodzieniecnieprzej-mował się jego bezskutecznością. Cała awantura zaczy-nałagonawettrochębawić.Cofnąłsięniecowgłąbsie-ni,ponieważzdziurawej rynnycorazobficiejwyciekaławoda.Czekałspokojnienarozwójwypadków.Niebawemdobramyprzybliżyłasięprzygarbionasylwet-ka. Rozległ się skrzyp otwieranych wierzei. Młody Po-rzycki zaklął iwyskoczył przeddom.Wiatr chlusnął gowtwarzstrugądeszczu.PodbiegłdoŁubnickiego,usiłują-cegoprzeciągnąćwrotaprzezkamieńwystającyzbruku.Złapałzabrzegnamokłejdeski iwysiłkiJerzegozostałyudaremnione.–Zostaw!–warknął Łubnicki, rozprostowującprzygar-bioneplecy.Wparlisięwsiebie.–Odwalsię!Wychrzaniaj!...Słyszysz!?–Puszczaj!... – syczał Łubnicki, a jegogłowaprzykrytawłochatymworkiemwykonywałapodrzuty,jakbychciałaprzebóśćżywązaporę.–Bądźrozsądny,wracajdodomu!–Odejdź!–Zapewniamcię,żenigdziesięnieruszysz!

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

42

CzasKultury 11-12/1989

–Gównociętoobchodzi!–Obchodzi,nieobchodzi,atyniezrobiszkrokuzabramę.–Bogdan!–Noco?–Dajspokój!Proszęcię. Jamuszę jechać.Zrozum,Bog-dan,jamuszęjechać–molestowałŁubnicki,uparciena-pierającnaprzeciwnika.–Wsuńłebpodrynnę,jakcizamałowody,wariacie!Idio-ta!...Złapieciępierwszylepszypatrol.Aprzytrafisięgo-rąceszkopisko,toiołowiemnaszpikuje.–Wszystkojedno!Muszęjechać.Wtakąulewęniebędąsięwłóczyć.Przeszwarcujęsię...– Bzdury pleciesz! – przerwał opryskliwie Bogdan, od-garniającodbramynatręta.–Rzekłem:wracajdochaty!Daszjejpyskaibędziezgoda!Niespodziewane uderzenie w pierś odrzuciło go wrazz wrotami na drewniany płot. Krawędzią deski dostałwkostkę.Bólbyłnieznośny.Podskakującnajednejnodze,rozcierałdłoniąobolałemiejsce.Miałdośćgłupiejawan-tury. Pokusztykałw stronędomu.Przeddrzwiaminad-jeżdżająca furmanka kazała szczelnie przycisnąć się dościany.Obrukzadudniłykoła.BogdanPorzyckinieumiałsobiewytłumaczyć,dlaczegoprzysiadłnatyłwozuiwyjechałnaulicę.Małotego–po-pędzałjeszczewariata,gdyzabramądopadłichprzerażo-nykrzyksiostry.Nakolanachprzeszedłnaprzódfurman-kiiprzynaglałwoźnicęstłumionymgłosem.– Wyrywaj, Jerzy! Szybciej!... Gotowa narobić bigosu.Szybciej!... byledo rogu.Potemw lewo.Wboczneulicezapuszczająsięrzadko.

43

Jechalikłusem.Kołapodzwaniałypobruku.Kopytabiłyokamienieniemaltakszybkojakichserca.Nicniemówi-li.Strachemrozszerzoneoczywwiercałysięwciemnościnocy.Śledziłykażdycień,każdywęgiełdomu,pieńdrze-waczyślepykikutwygasłejlatarni.Wreszcieturkotwsiąkłwrozmokłąnawierzchnięjakiegośzaułku.Zrobiłosięcichoijeszczebardziejciemno.Jerzywyprostowałkark.Spodszorstkiegoworkazezdu-mieniemspoglądałwznajomątwarzwspółpasażera.Jegoobecnośćnawoziebyłatakdziwnaizgołanieoczekiwa-na,żemimowolidotknąłgumowegopłaszcza.Jaknajbar-dziejrealnykształtludzkiwtulałtwarzmiędzypostawio-nykołnierzimamrotałcośpodnosem.Deszcz zacinał bezustannie. Wielkie krople pracowiciedziobałypiasek,zpluskiemsiekłykałuże.Kołarozgniataływodnezwierciadła,wypłukującsięzlepkiegobłota.Poświ-stywałwiatr.Gdzieśwoddali,przeznocnąszarugę,przedarłsięgwizdlokomotywy.Przedsobąmielitorkolejowy.–Tyśmnieurządził!Niechcięszlagtrafi!–syknąłBog-dan.–Właśniechciałemzapytać,czemuzawdzięczamłaskawetowarzystwo.Cocistrzeliłodołba?–odburknąłŁubnicki,przyhamowująckonia.–Szurajdodomu!–Pchajsię,pchaj!Wyprowadzęcięzmiasta.Potemfru-wajsobie,gdzieoczyponiosą.Chcęmiećspokójwchacie.Nieznoszęlamentów.–Żebyśniemiałzadużotegospokoju.ŻebycijakiSzwabniezaświstałrequiem.– Głupiś!Mam nocną przepustkę i parę szeleszczącychzałączników.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

44

CzasKultury 11-12/1989

–Możeszsobienimityłekwytrzeć.Jawiozębroń!...Nasadzona na czubek głowy furażerka jeszcze głębiejwpadłamiędzybarki.Nawysokościpiersirozległsięprzy-tłumionygwizd,sygnalizującnajwyższezdumienie.Jerzyznówprzyhamowałwózek.–Maszdość?...Złazisz?...Porzyckinieruszałsięzmiejsca.Takzapamiętaleprzy-gryzałpaznokcie,żesłychaćbyłoichsuchytrzask.Wier-cił sięnerwowo.Chrzęstnagumowanej tkaninymieszałsięzszelestemugniatanejsłomy.–No,decydujsię!Gorący przyspieszony oddech uderzył Łubnickiegow twarz.–Zaczynacie!...naprawdęzaczynacie.Takjakczerwoni?Napewnowiezieszbroń?Niekłam!Pewniełżesz?...–Broń,niebroń,dmuchajdochałupy!Porzyckiprzywarłmuustaminiemaldopoliczka.–Maszmniezaświnię...myślisz,żeniewiem?Sądzisz,żepotrafię tylkoszachrować,graćwkarty i zalewaćsięw trupa. Ale sięmylisz, bardzo sięmylisz! Idę z wami.Zmiejscaidęzwami.–Gdzie?–parsknąłŁubnicki.–Tam,gdzieiwy.Dolasu.Wcaleniejestemkanalią,jaksądzisz!Totyjesteśświnią,jeśliuważasz,żejesteminnyniżty.Niegorszy,wcaleniegorszy,tylkoniemiałemokazji.– Na tej okazji niewiele zarobisz. Co prawda i niedużostracisz.Najwyżejpustąmakówkę.–Ruszaj,wymoczku,bodamwmordę!...–warknąłPo-rzycki i szarpnął lejce.Odrzuceni nagłym szarpnięciemopadlinatyłwozu.

45

–Bałwani...–syknąłJerzy,wygrzebującsięzesłomy.Posuwali się odtąd wmilczeniu. Po obu stronach ulicybyło coraz mniej domów, coraz rzadziej rosły drzewa,corazsilniejzawiewałwiatr.Zazasłonądeszczumigota-łysemafory.Każdyobrótkółzbliżałwózdokolorowychświateł.Płonęływpoprzekdrogijakrozżarzonegłownie.Przejazdbyłzamknięty.Oszynydudniłpociąg.Pracowałciężko.Sapiąc,wypluwałzsiebieparę.–Towarowy–mruknąłJerzy.–Zgadzasię.Musimyprzeczekać,ażsięprzetoczy.Wach-tawyjdzieterazzbudy.–Myślę,żetrzebajechać.Niemożnaprzystawać.–Głupiomyślisz.–Atyniemasztunicdogadania!–Stój,mówięci!...–Odczep sięnareszcie!Nie rozumiesz, że zwrócimynasiebieuwagę.Lepiejczłapaćsięnogazanogą.Tymczasemtopaskudztwoprzeleci.– A już, przeleci. Nawet gdy przeleci, trzeba odczekać.Wachtanieśpi.Pociągobudziłszkopów.Jerzymusiałprzyznaćmurację.Zamilkł.Twarzmupaliła.Wgardlezaschło.Zrobiłosięgorącoinieznośniedusznopodnamokłymkapturem.Odrzucił za siebieworek, alezarazpotemnaciągnąłgozpowrotemnagłowę.Czułsięwnimjakośbezpieczniej.Doprzejazdubyłoniewięcejjakdwieściemetrów.Jeszczetylkojednazagrodaprzycupnęłaprzydrodzeprzesłonię-takrzewamiwyrastającymipozaparkan.Nanasypie,wyciągniętywłuktoczyłsięczarnytasiemiecwagonów.Szczękałżelazem,dwaślepiazasnutegranatową

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

46

CzasKultury 11-12/1989

kataraktąsączyłynikłe,bladeświatło.Zbliżałysięospale,straszliwiewolnodoczerwonejlatami.Przypłocieostatniegozabudowania,podgałęziamiroz-łożystegodrzewakasztankazostałazatrzymanaponow-nie.TymrazemprzyhamowałPorzycki.–Niemogęsięszwarcowaćwtymkostiumie.Wraziecze-go gotowi pomyśleć, że zakatrupiłem jakiego sołdata –rzekł,szarpiączwyraźnąniechęciąpołęgumiaka.Łubnickimiałdość.Kurczowowpiłpalcewramięniepro-szonegopasażeraitargałnim,jakbychciałzerwaćsrebr-ne naramienniki.–Spieprzaj,pókiścały!Diabliciętuprzynieśli,gówniarzu,zasrańcze,tyhienożydowska!...tymendohitlerowska!...–warczał. –Natychmiast złaź!Złaź!...Wychrzaniaj, bonarobiętakiegowrzasku,żezlecicałygarnizonszkopów.– Wrzeszcz, bęcwale, ile wlezie!... Szybko zamilkniesz –mruknąłnapastowany,odtrącającodsiebietarmoszącądłoń.–Bogdan,bardzocięproszę,zostawmniewspokoju.Nieutrudniajmizadania.– O co ci chodzi? Czego się mnie czepiasz? – na połygniewnie,napołybłagalniemówiłŁubnicki.–Nicodciebieniechcę.Comamchcieć?Aleświniąteżniejestem.Niewypadaszwagraopuszczaćwpotrzebie–mruknąłBogdan.Rozległ się suchy trzask i sukienna furażerka spadłanaziemię.Zaległaciszapełnanapięciaiprzyspieszonychod-dechów.Porzyckizgarbiłsię. Jerzywoczekiwaniuatakuzacisnął pięści. Zaślepieni nie zauważyli, że na nasypieczerwoneświatłolatarniodkilkuchwilprujewydłużonykadłubwagonów.Lokomotywazawyłaprzeraźliwie.

47

Opuściliręce.Rozplotłysiękułaki.Znieruchomieli,Łub-nickidoznałwrażenia,żestalowalawinaprzetaczasiępojego głowie. Czuł każdy stuk kół, każdy zgrzyt zardze-wiałychhamulców.Wskroniachkrewwaliłamurytmemprzejeżdżającegopociągu.Pierwszy ochłonął Porzycki. Rozpiął płaszcz, ściągnąłwolno,leniwie,mrucząccośpodnosem.Nagleniztego,nizowegopochwyciłzaczubekworkai,szarpnąwszy,ze-rwałgozgłowytowarzysza.– Co znowu wyrabiasz, kretynie! – zawołał z rozpacząwgłosieŁubnicki.–Jerzy,bądźrozsądny!Musimyprzecieżpracowaćzgło-wą–mówiłBogdangłosem,któryzmuszałdoposłuchu–Razemtorunieprzekroczymy–toszkodagadać!Ipocoryzykować.Jamamprzepustkę,tyjejniemasz.Mnietu znają, a ty dlanichbędziesznapewnopodejrzanymtypem.ZnamniejednegoszkopazBahnschutzu.Jakmur– trafi się znajomy.Opychało się draniomwykradzionebambetle.Niejedeninteresikmiałosięzchamami.Znająmnie.Wiedzą,żehandluję.No,powiedzstary,mamracjęczyniemamracji?...–Słucham,słucham...Zobaczymy,doczegozmierzasz–burknąłJerzy.–Dotego,żewedwójkęniemamysięczegopchać.Przeztory przejadę sam, a ty obejdziesz chałupę i na przełajprzezsadpodejdzieszpodnasyp.Teramożeszspokojniepruć.Dowachtybędzieparęsetmetrów.Znamtekąty.Botorazbyłemtunaksiutach.–Itowszystko?–spytałironicznieŁubnicki,bezwiedniezarzucającsobienaplecywojskowypłaszcz.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

48

CzasKultury 11-12/1989

–Cobyśchciał jeszcze?Przytakiej rozsikanejpogodzieprześlizgnęsięnapewno.–AlbozawróciszdoPoborza,co?Nieźlepomyślane,alefrajeranieznalazłeś.–Jerzy!tyniemytaświnio!–wgłosiePorzyckiegowięcejbyło żaluniż oburzenia.Teraz Łubnicki odezwał się ła-godnie:–Niebierzeszpoduwagę,żemogąprzetrząsnąćwóz.–Mój Boże! Kto nie ryzykuje,w pierdlu nie siedzi! Niebędązresztąchybaszperać.Wiedzą,comożewozićtakigeszeftsmannjakja.–AjakcięprzyuważynieznajomeSzwabisko?...W międzyczasie ostatni wagon minął budkę dróżnika.Rozległsiędzwonekiświatłolatarniposzybowałowgórę.Drogabyławolna.MłodyPorzyckiciągnąłwciążpodnie-conymszeptem:–Cosięmartwićnazapas,staruszku.Cobędzie,tobę-dzie! Jamamcholerne szczęście.Bo to raznadułemcięwpokera.Atujakwkartach–wózalboprzewóz.–Tylkostawkaniekarciana.–Nicminiebędzie.Nanarodowegobohateraniezasty-gnę. Jak jużmnie zarąbią, to zawalutę albo żydowskieciuchy.–Próżnegadanie!Ztymtowaremtylkojamogęjechać.–Nieufaszmi,niewierzysz?...Boiszsię,żenawalę?Wiem–mówiłrozgoryczony–maszmniezaszuję,zaszulera,moczymordę,kurwiarza.Możeijestemgnojek,aletutocoinnego,Jerzy!...Tusięnienawala.Przysięgamci!Nacomamprzysiąc,mów...No,niechmimatula skonanaoperacyjnymstole...Nienawalę,Jerzy...

49

–Nie trzeba,Bogdan.Bez tegowiem, żebyśnienawa-lił.Winnejsprawiebymsięzgodził,aletuniemogę.Nieteraz,niedziś.Wraziewsypyniemiałbymnawettejsła-bejpociechy,żetobyłokonieczne,żedostałeśwczachęjakojeszczejednaofiaratejzasranejwojny.Miałemjechaćwczoraj. Taki był rozkaz.Wtedy nie byłoby tego całegokramu.–Aleniewyjechałeś,więcoczymcirlikać.Istałosiętozaprzyczynąmojejrodziny–próbowałżartować.–Dość!Mówięporazostatni:wychrzaniaj!...Siostrzycz-kaczekapełnatrwogi.Gotowazemrzećzniepokoju–od-burknąłŁubnicki.Porzyckizadławiłsięśmiechem.Krztusiłsię,abygłośnonieparsknąć.Dopieropochwiliwymamrotał:–Dużojająobchodzę.Kogojawogóleobchodzę?...–Mnieobchodziszidlategoszurajdodomu!–rzuciłsu-choŁubnicki.–Maszcibabostrucel!–wykrzyknąłPorzycki.–Samary-taninsięznalazł,szarytkamiłosierna!Przezchwilęjegoszeroka,dobrzerozwiniętapierśpraco-wałapospiesznie,poczympotrochuwarczał,apotrochuskamlał:– ...niechciębykperskiobwącha!... jakemlazłdogettaz łatąnaplecachpozłoto,pofutra,pozawszonełachy,nikogo nie smuciło, że mogę wystygnąć. Ojczulek na-wet pobłogosławił.Wesołe życie – kwiczećmożna! Jaksięzdarzyrazbyćczłowiekiem,tozarazwyskoczybubekzgębąpełnąlitości.Razmogłembyćczłowiekiemigów-no.Razmogłemzrobićcośuczciwegoiwała!Niedopusz-czą,cholera!Bohaterstwowzięływpachtporządneludki,

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

50

CzasKultury 11-12/1989

harcerzyki,orlątka,świątobliwipatrioci,narodowebigot-ki...Tyjesteśteżdobrakanalia,Jerzy!...Wiatr rwał na strzępy jego skargę. Gwizdał szyderczo,bluzgałmokrymtumanemwrozognioneoblicze.Wkoń-cuprzycienił jegobunt iwszystkozatopiłosięwszarej,wilgotnejpomroce.Od stronymiasta, od czasu do czasu, dopadał urywanybekklaksonów.Gdzieśwoddali,jakbyprzezmokrąwatę,zaterkotałmaszynowykarabin.Seriabyłakrótka,dycha-wiczna. Przy torze błysnęła żółta smuga światła. Ktośwchodziłlubwychodziłzbudystrażnika.Jerzy zeskoczył na grząską drogę, na plecach obciągnąłoślizgły,chłodnypłaszcz.–Trzymajsię,stary!–mruknąłprzezzęby.Nicwięcejpowiedziećnieumiał.Jegotowarzyszcałymciężaremciałaopadłnazwolnionemiejsce.Potemwychyliłsięzwozui,łapiącŁubnickiegozaklapymarynarki,wyrzucałzsiebiemieszaninęradości,dumyipodniecenia.–Wszystkobędzienamedal,niebójsię!...Zrobimyszko-pównaperłowo.Zaczekajtu,ażprzejadętor.Potem–jakmówiłem– za chałupę, obok sadu i żytemdowału. Podrugiejstroniełąkidodrogi.Czekamprzykrzyżu.Odrazuniezbaczajnatrakt.Pojechałbymztobądalej,aleKrysty-na,samrozumiesz.Niemogę jejzostawić.Przyjedziesz,tosięchybaspijemyjakmopsy,co?...Gdybyśzamierzałdolasu,dajcynk,zarazdoszlusuję.AOskarowipokażęchybajutrojęzykzradości,jakmiBógmiły,żepokażę.–Bezpudłaholujeszbroń?–dodał,ściszającgłosdota-jemniczegoszeptu.

51

–Może...napewnoniewiem,sądzę,żetak–odparłJerzy,odrywającjegopalceodpodniszczonejkapoty.–Ruszaj,Boguś,szkodaczasu!...–powiedział.MłodyPorzyckiszarpnąłlejcami.–Wio!...starepadło…,bohaterawieziesz!...

Wózekwysunąłsięspoddrzewa izatapiająckoławwy-kroty,grzązłwmroku.Jegozarysstawałsięcorazmniejwyrazisty.Wmiejscu,wktórymdrogaopadała,tworzącszerokilejzamienionyterazwwielkierozlewisko,czarnaplamajakbyzapadłasiępodziemię.Dałsięjenosłyszećcichypluskwody.Gdychlupotustał,zwądołuwynurzyłasięfurmanka.Pełzłanaskarpę,podślepialatarnidźwi-gałasięwolnoitakociężale,jakgdybynawaliłsięnaniąciężarrozpaczliwejnadziei.Wopustoszałymzaułkudygotałynamokłeliście.DygotałrównieżŁubnicki trawionygorączkąwyczekiwania.Sły-szałłomotwłasnegoserca.Podświadomieszeptałmodli-twę–oddawnazapomnianą, odrzuconąna rumowiskobezrozumnychdziwactw.Źrenicomwydawałosię,żepod-jazdniemakońca,awóznigdyniewdrapiesięnaupiornąskarpę.Nagle zostały oślepione jasnym rozbłyskiem. Nie chcącoglądaćoświetlonejbudki strażnika,ukryły siępodpo-wiekami. Jakbymało było tej przesłony, Łubnicki zwarłdłońnaoczach.Zarazpotempadłokrzyk:–Halt!...Okrzyksuchy,krótki, straszliwy,kończącywszystko jakkula godząca w pierś. Pod Łubnickim ugięły się nogi.Stracił świadomośćmiejsca i czasu. Przygwożdżony do

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

52

CzasKultury 11-12/1989

chropowatejpowierzchnipłotuzdrewniałnapodobień-stwotarcicy,doktórejprzybiłgostrach.Stałwrośniętywglinianąpolepęgościńca.Dopieropodługimczasieposłyszałjakąśgłośnąrozmo-wę,czyjśtubalnyśmiechiznajomy,nienaturalniewesołygłos.Odjąłręce.Zrazuzobaczyłtylkomrowieroztańczo-nych iskier. Później wirująca smuga stężała i w ścianieniewielkiego domkuwykształcił się jaskrawy prostokąt,naktórymjaknaekranieporuszałysięludzkiesylwetki.Wierzchemdłonistarłzoczuniewiaręwrealnośćwidzia-negoobrazu.Wgromadzieumundurowanychludziporuszałsięcywilwwizytowymubraniu.Na głowiemiał kaptur zworka.Żywo gestykulował. Z temperamentem przedkładał cośżołdakom, co było przez tych przyjmowane rechotemiprzyjaznymoklepywaniemplecówmłodzieńca.–Tenmatupet!...–szepnąłŁubnickidosiebie,odzysku-jącniecorównowagi.Brawuramłodego Porzyckiego zasługiwaław istocie nanajwyższypodziw.GawędziłzNiemcamijakzespotkany-minarokuulicyznajomkami.Śmiałsię.Niepozostawałdłużnymnapoufałeszturchańce.Nieokazywałżadnegopośpiechuanizdenerwowania.Przeciwnieniżobserwu-jącygokolega,któremupodobnanonszalancjawydawałasię niepotrzebnym przeciąganiem struny. WestchnienieulgiwyrwałosięJerzemudopiero,gdygaduławygramoliłsięnawóz.Aleradośćjeszczenakrótkozostałazwarzona,ponieważz wartowni wyszedł nowy jakiś wachman i zatrzymałwoźnicę.Wrękutrzymałpaczkę.Śmiejącsię,cośszwar-

53

gotał.Bogdanklepnąłsięwczoło,wyrażającpamięcinie-dwuznacznąprzyganę.Odebrał paczkę i rzucił niedbalewsłomę.Wreszcieruszył.W chwilę potem zwarły się drzwi przykrywając źródłobladożółtegoświatła.Nadprzejazdemrozwiesiłasiękur-tyna mroku.Jerzynierychłoochłonąłzwrażenia.Jeszczekręciłosięwokółniegoechoprzebrzmiałychgłosów.Woczachciąglemiałobraz ruchliwego chłopaka i toporne sylwetki żoł-daków.Narosłyniepokójustępowałopornie,przypominałsięprzyspieszonymtętnemkrwiikroplamipotu.Przeni-kliwyziąbwdzierałsiępodkapotę.Pluchaustała.Tylkoznawisłychgałęzizakażdympodmu-chemwiatruściekałymunaczołowielkiekrople.Sięgnąłdokieszeni,alezamiastchustkiwyjąłgoździk.Zmiąłgoiodrzuciłwbok.Twarzwytarłdłoniąbrudnąiszorstkąodzaskorupiałegopyłu.Niewiedział,czemuzwleka,czemuciągleopartyoparkanwpatrujesięuparciewmrok,zaktórymdrzemałomiasto.Ogarnąłgosmutek,taki jakiogarniaczłowiekapostra-cie czegośbardzodrogiego.Namomentwydałomusię,żesłyszyszumjeziora,toznów,żektośtużobokoddychaprzyspieszonymoddechem.Rojenia przerwał gwizd syreny – brutalny i wrzaskliwyjakodartazezłudzeńrzeczywistość.Poplątałsiępacierzwspomnień.Przeciągnąłręceprzezrękawypłaszczaijaknietoperz,po-wiewającpołami,przemknąłpodpłotem.Zawęgłempuściłsiębiegiem.Biegłwąskąścieżką.Zrazuwzdłużtegosame-goparkanuzsosnowychobrzynek,którypokilkudziesięciu

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

54

CzasKultury 11-12/1989

metrachpieczęnadświętymprawemwłasnościpowierzyłpojedynczej linii kolczastego drutu. W pewnym miejscudrutopadałkuziemi,wpuszczającścieżkęmiędzydrzewastaregosadu.Łubnickiprzemknąłprzezogródiwpadłmię-dzyżyto.Imbliżejbyłtoru,tymbardziejprzyginałgrzbiet,a mimo to z winy karłowatej oziminy plecy sunęły nadrzadkimporostempiaszczystegopola.Upodnóżanasypuprzystanął.Nasłuchiwał.Wciszywy-łowiłjenomiedzianyskowyttelegraficznychdrutów.Gdyioczyniewytropiłynicpodejrzanego,zaatakowałzbocze.Przebiegłprzezszyny,ledwiedotykającluźnegousypiskakamieni.Popochyłościstoczyłsięjakkula.Siłąrozpędugalopował jeszcze kilkanaście metrów. Dalej szedł wy-dłużonymkrokiem.Trawanasiąkładeszczem,opitaku-rzawką,uginałasięsprężyściepodnogami,wdziurawychbutachchlupaławoda,przyczyniającsięwydatniedoroz-kładuitakjużzbutwiałychskarpet.Niemaldokolanza-moczonenogawkioblepiałymułydki.Zamajaczyły przydrożne drzewa, z lekka wzdęta łąkastwardniała. Przeskoczył rów i wyszedł na gościniec.Pierwszychkilkametrówprzebył,przeskakującznoginanogę.Chciałomusięklaskaćwdłonie,pohukiwać,gwizdać,aleroztropnośćzezwalałazaledwienapomrukpopularnejpiosenkioprzygłupimmalarzu,któryprzegrałwojnę.Źre-nice,metrpometrze,rozgrzebywałytraktzgranatowegomrokuwposzukiwaniujednokonnejfurmanki.Kiedywreszciewyłuskałybryłęprzypadłąkorniedopro-stackiego krzyża, radość przerwała tamę przezorności.Z gębą pełną nieartykułowanych dźwięków, rozprysku-jącnabokikałuże,bezpamięci,naoślep,rwałgościńcem

55

naspotkanieodważnegochłopaka.Jakgdybynatchnionyprzydrożnąpasyjkąrozkrzyżowałramiona,gotówserdecz-nymuściskiemodkupićzwątpieniewjegoszlachetność.Rychłoprzekonałsię,żeniełatwojestofiarowaćwdzięcz-nośćhardejduszydwudziestoletniegoczłowieka.Bohater siedziałnawozieobróconyplacamido toczącejsięlawinywezbranegouczuciainiebyłwcaleusposobio-nydoprzyjmowaniahołdów.Przeciwnie,odgłoskrokówsprowokowałgodowyrzuceniazsiebieseriinajpotwor-niejszych wyzwisk, takich, jakimi posłużyć się możnatylko przy wybitnej znajomości słowiańskich języków.Na kanwie lapidarnego wezwania do kopulacji układałbogatewariacjepomyjnychsłów.ZanimŁubnickizdołałwysupłaćspodsercadziękczynnąwotywę,usłyszałjednąztakichimprowizacji.– ...mendaparszywa!guzikarz jebanywucho!– syknąłPorzycki,zeskakujączwozu.Łubnickicofnąłsięoniemia-ły.Nienatylejednak,abyuchronićtwarzoduderzenia.–Bogdan,coty?!...Bogdan!...–wykrztusił,chwytającsięzapoliczek.Napastnikdałjeszczepółkrokuizadałdrugicios.Uderzyłnaodlew,zzamachem.Krzywdazalałaoczy.Łubnickiru-nąłnaoprawcę.Zwarlisięwuścisku.Wparlisięwsiebiecałąmocąnabrzmiałychzwysiłkumięśni.Przezzaciśnię-te zęby sączył siękrótkioddech.Wpewnej chwili Jerzyuderzonygłowąmiędzyoczyzachwiałsięi,pociągajączasobąprzeciwnika,upadłnaplecy.Przygwożdżonyskur-czemżylastejdłoni,przygniecionykolanem,kopałbezsil-nieziemię.Odchylałwtyłgłowę,nadymałpierś,wyginałkarkinaprężającdobóluścięgna,szarpałsięgwałtownie.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

56

CzasKultury 11-12/1989

Jednakkończyłosięniezmiennienapodrzucieciała.Pod-kurczonenogi,nieznajdującoparciawoślizgłymgruncie,wyryły w błocie jedynie dwie bruzdy. Palce napastnikadociskały się na ramionach. Kolana mocniej wgniatałyżebra.– ...mógłbym cię zatłuc, zasrusie!... mógłbym ci spraćten świątobliwy pysk jak Tatar dupę!... tak wybierzmo-wać zdechlaka, żebyś się zapluł zębami! łapciuchu! Tywszawywymoczku! typadlinośmierdząca!–cedziłPo-rzycki,przysuwającdotwarzyleżącegoprzesyconeniko-tyną usta. – Bohater!... rycerzyk podziemia! Brońwozi,brońszmugluje,pluskwazasuszona!Takwykołować,taknadużyć!mnie,mnie nadużyć!Hucuła sobie znalazł doszwarcowania galanterii, szmaciarz zasrany! Bić się niebędę,alezazaufanie,gołąbku,tociodpłacę.Godnieod-płacę!...otak!...UniósłsięnarękachiplunąłŁubnickiemuwoczy.– Bogdan, za co!Na ranyChrystusa, za co?! – skamlałopluty.Porzyckiwycharczałnowyzapasplwociny.– Za guziki, ptaszku! za komplet grzebieni, za nici, zaprezerwatywy,zasacharynę!...zato,żeśświnia–rozu-miesz?...Dekorujęciękrzyżemwalecznych.Zapodziem-nąrobotę,dzielnyżołnierzyku!...plunął.Sapiącpodniósłsięzklęczek.Wytrzepałspodniezprzy-lgniętegobłota.–Dawajpłaszcz!–wycedził.–Pozostawiamcię, szcze-niaku. Muszę siostrzyczkę uspokoić, pocieszyć. Gotowaoczętazabohateremwypłakać.Ijestoco?Otakiegów-no!...No,wstawaj!–kopnąłleżącegowbok.

57

Wciśniętywbłotokształtludzkinieporuszyłsię,jęczał.Jakwprzedśmiertnychkonwulsjachzacząłmacaćwokółsiebierękoma,zdrapywaćpazuramiziemię,ugniataćbło-towkurczowozaciskanychdłoniach.–Pomócci!?...wstawaj!...Powiedziałem–wstawaj,wy-pierdku!–mruknąłPorzycki,zbliżającsiędoleżącego.Łubnickidźwignąłsię.Zatoczyłsięnanogachwkierunkuwozu.Bezpojęciaotym,coczyni,ciałonarzuciłnadra-binkę, twarzukryłwdłoniach i trwał takprzewieszonyjakłachman,jakwypatroszonazwnętrznościzdartaskó-rabydlęcia.Tymczasem Bogdana Porzyckiego odeszła złość. Jak tobywa u ludzi o bogatej naturze, z kolei zrodził się żal.Powoli, ale coraz natarczywiej odzywało się współczu-ciedlapognębionegoprzeciwnika.Najchętniejzasunąłbymusójkęwboklubpoklepałporamieniu,żeby jużbyłopowszystkim.Zrzuciłzsiebie,comiałzrzucić,ikoniec.Teraznawetopadłygowątpliwości,czyniepostąpiłna-zbytostro.Opędzałsięjednakprzednimizdecydowanie,przedkładając sumieniu własną krzywdę, własne żale.Przecieżzadrwionozeńokrutnie.Przysunąłsiędoofiary.Poklepałjąpowystającychłopat-kach.Mruczał:Ipocobyło łgać?Niepotrzebnieoberwałeśpomordzie.Trzebabyłood razukawęna ławę,żesięchceszodkuć.Ktosięniechceodkuć,ktoniechceżyćjakczłowiek?Każ-dymaswojepotrzeby–towiadomo.Alepocozaraztenteatr,tostruganieztatawariata,bohaterstwo,konspira-cja–Bógwieco?Itakbymcipomógł.Zawszecięmiałemzarównego.Awogóletocipowiem,żeśbałwan,jakiego

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

58

CzasKultury 11-12/1989

światniewidział!PocholeręsięwozićztymgównemjakŻydpo jarmarkach?...TokeinGescheft,detal,drobnica,mizeria. Przemówiłbyś jak do człowieka i opędzlował-bymcitencałykramnamiejscu.Mamtakiedziury,każdeświństwowsunę.Wporządkutonie jesteś idlategocośjednakcisięnależało.Bojakto!–dochałupyzajeżdżasz,bimber zemną ciągniesz, za szwagra obstajesz, a han-delek prowadzisz na tym jarmarcznym śmieciu. No co,zgoda?...Dajpyskaifertig!Cosiębędziemyobsrywać.Tyimiędałeśwucho,jaciodpaliłem.Międzynamirozczot!ZKrystynąteżuładzisz.No!?Dawajgrabulę…Łubnicki stał ciągle otępiały. Żadenmięsień nie drgnąłnazastygłejtwarzy.Tylkowkącikuustbłąkałsięgrymasbólu.Skurczyłsięwsobie,przypłaszczyłwątłeciało,zma-lał.Długieręcezwisałybezładniewzdłużtułowia.–Robiszminę srającego kotanapuszczy–podjął Po-rzycki–aprzejmowaćzupełnieniemaszsięczego.Bonibyco?Jeśliktośjestposzkodowany,tochybatylkoja.Łapówkęszkopomwsunąłem,strachusięnajadłem,ele-ganckiancugwbłociewyświniłemibohateremniezo-stałem.Nic sięniemartw.Nicniemusiszmi zwracać.Nawozieteżwszystkowporządku–możeszzobaczyć.Oteparęprezerwatyw,cosprezentowałemfrycom,niemacoszat rozdzierać.Odbijesz sobienachamach.Niemogłemżłobomodmówić,przyczepilisięjakkurwydogościa.Jedentozradościzaraznamiejscuprzymierzał,adrugiwydmuchałbalonaichciałdoniegostrzelać,alefeldwebelniepozwolił.Humorutrochębyło,niemożnamówić. Jak ci na tych kilku paczuszkach zależy,mogęzapłacić...

59

–Mammyśl!...–wykrzyknął,wymierzającŁubnickiemunoweuderzeniewłopatkę–...wracamy!Tąsamądrogą.Jawozem,tynapiechotę.Szkopompowiem,żeodechcia-łomisiętłucpowsi.Towaropylimynamiejscu.Tak,tojestpomysł!...Wracamy!Wypijemypobożemu.Lubięsię,bracie,moczyćraczejodśrodka.Krystynateżsiępewnieuraduje.Jużpewnieprzestałazawodzić.Wykroimyjejhi-storięnieztegoświata.Będziemyodstawiaćważniaków,jakbyśmysprzątnęlisamegoAdolfa,tylkosięniewygadaj,frajerze!Ijarazwystąpięjakważniak–takipatriotabo-jownik.Noszuraj!...Jadziem!...Łubnicki szarpnął sięgwałtownie, jakbyzrywał z siebieurojonepęta,wyrwałzdnawozusporąpaczkęiprasnąłnią o ziemię. Za pierwszym pakunkiemwyleciał drugi,trzeci,apotemjużtylkofurczałwpowietrzurozrywanypapiericałenaręczesłomy.–Corobisz,wariacie?!–wrzasnąłBogdan,zaciskającdłońnaprzegubiefuriata.Błyskawicznyzamachodrzuciłjąztakąsiłą,żezdawałosię,iżrękawyskoczyzestawów.Porazdruginiepróbowałprzeszkadzaćszaleńcowi.A tennaprawdę szalał.Wciążwypróżniałwóz zpakun-kówirzucałjenagościniec.Rozsypującsię,wznosiłybry-zgibłota.Terazdopierowypełzłanienawiśćdokogośczyczegoś.Wściekłośćspływałazwargpianą.Kiedyrozdygotaneręceniewygrzebałyjużniczegowsło-mie,odskoczyłodfurmankiiwpadłwśrodekrumowiskakartonów.Druzgotałpudła,łamał,wierzgał,rozkopywałnawszystkie strony świata. Podnogami zgrzytało roz-gniataneszkło,wylatywałystrzępypapieru,rozsypywał

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

60

CzasKultury 11-12/1989

się deszcz guzików. W niewiarygodnie krótkim czasiezabłocone kamasze trafiły w próżnię. Zachwiał się oddaremnego rozmachu. Z wysiłkiem złapał równowagę.Chwilęstałbezradny,jakbyniewiedział,codalejpocząć.Robiłwrażeniezawiedzionego,nienasyconegoochłapemlichejzemsty.Nagle zwinął się w sobie, głowę wtulił jeszcze bardziejmiędzybarki i,podobnydorozjuszonegobuhaja, ruszyłnaprzód.Śmierdząceprzekleństwoniósłwzębach.MłodyPorzyckizacisnąłkułaki.Aledomniemanynapast-nikgominął.Zdarłnawiniętenakłonicewodzeiwskoczyłnawóz.Niesiadając,grubymkońcembatazdzieliłkonia.Klaczrunęłajakpocisk.Raptownyzrywodrzuciłwoźni-cęwsłomę.Wózleciałzturkotem,zapadałsięwwyrwy,rozpluskiwałkałuże, jęczał rzemiennąuprzężą,dzwoniłobluźnionymżelastwem.Faworytkapodogońskiegodzie-dzicawykazywałaswójcałykawaleryjskikunszt.Porzycki,niezwracającuwaginabryzgibłota,podjąłzu-chwałąpróbędognaniawozu.Zrywałgłos,usiłującprze-krzyczećdudnienie.–Stój,stój!!Stój,kretynie!Płaszcz,oddajpłaszcz!Jerzy,niewariuj!Stój!!...Porywistawichurawtłaczaładogardładaremnenawoły-wania.Głosrozsądkustawałsięcorazbardziejochrypłyicienki.Wkońcuzamilkłzupełnie.Popolnej,wyboistej drodzekasztanka rwaładośćdługogalopem. Potem przeszła w kłus. Wreszcie, gdy nikt jejtego nie brał za złe, poczłapała prawdziwie karawaniar-skimkrokiem.Wolno,aleuparciezmierzaławstajenneza-ciszepozwiększonąmiaręowsaipieszczotędobregopana.

61

Nawozie wiozła człowieka, którego w tym kraju drew-nianychdomówodartozmarzeńinaiwnychzłudzeńtakbezwzględnieiokrutnie,jakbychodziłoojuchtowebutylubżołnierskiszynel.Gdy dźwignął głowę, szarzało. Oczy piekły. Wytarł jezsuchychniełez.Świtwypłukiwałzmrokuparcianybezmiarnieba.Pola,łąkiipiaszczystecaliznyzionęłymokrymoddechem.Jakobjąćokiem,ziewałasennacisza.Odwschodudozacho-duleżałapustkainudapochmurnegoporanku.Wjałowe,bezpłodnepustkowiewrastały tylko tu iówdziebrudneplamyzabudowań.

Tadeusz Maszewski, Przeklęty teren

62

CzasKultury 11-12/1989

Wilfred OwenPieśń nad pieśniami

Nućmicoświt,atylkośmiechempieść;takjakprzedwiośnierozśmiewasięwliść;takjaksięmiłośćprześmiewanadśmierć.

Nućmiwymowąsłówprzezcałydzień,takgwarząpłatki,niechajlutnieśpią;najbłahszesłowaztwoichusttopieśń.

Nućmigdyzmierzch,atylkozszeptuwszept!jakpierśwezbranychmórzzamierawszmer,sączzwolnatreśćkiedybeztreściwiersz.

Nućmiwpółnocyposzelestemserc!Niechmłodośćnieśmiertelnywadyjękwtętnieżyłtwoich,włkaniu,bezmiary.

Tłumaczenie:SławomirCabański

63

Wilfred Owen, Pieśń nad pieśniami

Song of Song

Singmeatmcmbutonlywithyourlaugh;evenasspringthatlaughethintoleaf;evenaslovethatlaughethafterlife.

Singmebutonlywithyourspeechallday,asvolubleleafletsdo;letviolsdie;theleastwordofyourlipsismelody!

Singmeatevebutonlywithyoursigh!Likeliftingseasitsolaceth;breatheso,slowlyandlow,thesensethatnosongssay.

Singmeatmidnightwithyourmurmurousheart!Letyouth’simmortal-moaningchordsbeheardthrobbingthroughyoumandsobbing,unsubdued.

64

CzasKultury 11-12/1989

Wilfred Owenurodziłsię19marca1897rokuwOswetrywhrab-

stwieShropshirenagranicyWalii.Prawdopodobniejegorodzicebyli

Walijczykami;sambyłogromniedumnyzeswojegoceltyckiegopo-

chodzenia,któremuprzypisywałszczególneznaczeniewtwórczości.

WilfredOwenjestuważanyzapoetępierwszejwojnyświatowej.Jego

najważniejszewierszepowstaływ latach1917–1918.W tymczasie

Owenwalczyłwokopachnafronciefrancuskim,co–jakpowszech-

niesięuważawśródkrytyków–wyzwoliłojegotalent.Zginąłtra-

gicznienafronciezastrzelonynatrzydniprzedzakończeniemwoj-

ny,4listopada1918roku.

ZażyciaOwenajedyniekilkawierszydoczekałosiępublikacji.Przy-

gotowywałtomikswoichwierszydodruku,leczpracytejnieukoń-

czył. Były to zresztą jegowcześniejszewiersze. Zbioru twórczości

WilfredaOwenadokonanojużpojegośmierci.

65

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

Podróż do źródeł poezjiRozmowa Anki Grupińskiej i Bolesława Kuźniaka z Jarosławem Markiewiczem

B.: Czy pamiętasz swoje pierwsze zetknięcie z poezją, nie w książce, lecz z poezją jako zjawiskiem? Chodzi mi o świadomość takich sytuacji, które Tobie same-mu mogły się wydawać dziwne...

Wiesz, pamięć o tym przysypana była różnymi zdarze-niami, które spowodowały zapomnieniepoczątku.Oko-ło 1975 roku, na skutek pewnych działań chemicznych,otworzyłomisięwspomnienie,zktóregojakprzezmaleń-kądziurkęzacząłwyłaniaćsięcałyświat.JesttakapłytawęgierskiejgrupyLokomotivG.T.,nakońcutejpłytyjestmelodia z trąbką, bardzo dziwna, nostalgiczna. Słucha-łemtejmelodiiiodtworzyłamisiętakasytuacja:jestemmałymchłopcem, idę obokdużegopola, na którym ro-śniegrykaalborzepak.Wkażdymraziepolejestogromnei–umarłmójwujek...Późniejdowiedziałemsię,żezostałzamordowanyprzezjakąśrabującąbandęrosyjską,ukra-ińskączybiałoruską,alemniewówczaspowiedziano,żeumarłnatyfus.

66

CzasKultury 11-12/1989

B.: Ile lat mogłeś mieć wówczas?

Mogłemmiećwtedytrzylubczterylata.Wogóleniepoj-mowałemtego,pytałemsię,cotoznaczy,żeumarłitakdalej, nikt nie chciałmiwytłumaczyć, co to znaczy, żektoś umarł. Zresztą czymożna trzyletniemudziecku towytłumaczyć?Wkażdymraziemójulubionywujekznik-nął. Idęwięc obok żółtegopola iwpewnymmomencie–coprzypomniałomisiępodwpływemtejnostalgicznejmuzyki–miałemwrażenie, żeniebo, jakkopułaodsła-niającswojąkopulastość,otworzyłosię.Trzaskizaczęłosiępojawiaćcośwszechobecnieżółtego.Usłyszałemgłosmojegowujkaizrozumiałem,żeniczłegosięniedzieje,żewszystkojestOK,żejestszczęśliwy.Odtegomemen-tu przestałem odczuwać brak kontaktu z nim. Tę sytu-acjęnazwałbymswoimpierwszymodczuciempoetyckimsensustricto,chociażbezżadnegozapisu.Natomiastjeślichodzioczysto literackieczypoetyckiesprawy, tomia-łem niesłychane przeżycie związane z czytaniem.Otóżbardzowcześnienauczonomnieczytać,poprostumojamamaiojciecpopisywalisięmnąjakodzieckiem;wiesz,dziecko na zasadzie zabawki, małpki. W każdym raziebardzowcześniezacząłemczytaćksiążki,aleczytałemjedopewnegomomentujakbypowierzchownie. B.: Ciesząc się samym czytaniem?

Tak. Recytowałem różne wierszyki, które wprowadzaływzachwytrodzinęczyznajomychitakdalej.WpewnymmomenciewziąłemzbibliotekiOgniem i mieczem,poło-

67

żyłemsiędołóżka,zacząłemczytaćinaglewmojejgło-wiezobaczyłemwyraźneobrazy–wzgórza,zzaktórychzaczęłysiępokazywaćkońskieuszy,późniejkońskiełby.Obrazytewprowadziłymniewtaknieprawdopodobnyza-chwyt,żedostałemgorączki.Niemogłemprzestaćczytaćksiążki,aniteżniemogływyjśćzmojejgłowyobrazy,po-nieważciąglejewidziałem.Odtegomomentumojagłowazaczęładopominaćsięobrazów.

B.: Czyli zadziałało to jak narkotyk.

Tak.Dotejpory,gdyrecytowałemLokomotywę Tuwima czy jakieś innewierszyki, tobyłotozwiązanezobraza-miitworzeniemsięrzeczypodwpływemsłów,natomiastwtymmomencieobrazytworzyłysięjakbysamoczynnie,zliter.Mogępowiedzieć,żeodtamtegomomentuażdo80roku–dostanuwojennego–byłempotamtejstronie.Właściwieniewychodziłemstamtąd,ponieważtambyłolepiejniżpotejstronie.

B.: Zresztą, patrząc obiektywnie, tam jest lepiej. To mieszkanie tutaj, w takiej baszcie, jakby potwierdza tę sytuację.

Nie,wydajemisię,żesą to różnesprawy.W latach70.,kiedyzacząłempraktykowaćZen,zobaczyłemswoją sy-tuację,zobaczyłam,gdziejestem.Przedtemsądziłem,żemieszczęsięwnormie,żepotamtej–czylipotej–stro-nie sąwszyscy.Rozeznawałem topoprzezbardzo różneznaki;naprzykładpamiętamtakiwywiadzKafką,prze-

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

68

CzasKultury 11-12/1989

prowadzony przez współczesnegomu pisarza Janouska.Kafka bardzo krytycznie wypowiadał się o kinie. Prze-strzegałprzedtym,żekinomożebyćgroźnąbronią.Dotejporyludzieśniliistądbraliswojąprzyszłość.Byłycałesystemyprzepowiadaniaprzyszłościoraztychwewnętrz-nychobrazów,którepowodująto,żecośsiępotemmate-rializuje–marzenie,życiowyprojektprzyszłości.Sątakiechwile, kiedy człowiek postanawia, że napisze książkę,zbudujedom,wiesz,ożenisię,zrobitoitamto,ipóźniejsię to realizuje.Oczywiście, temu towarzyszą cierpieniazwiązanezrealizacją–to,cojestmiędzypomysłemare-alizacją i tak dalej... Ale, powiedzmy,można te cierpie-niawyeliminować,naprzykładniemającpomysłówalboodrazumyślącjakbyponiżejpewnychmożliwości.Kinowdzierasiędownętrzaczłowiekawłaśniewmiejscejegomarzeń,wmiejscejegosnówijakotakiemożebyćgroźne.IKafkamiałrację.

B.: Czyli dotykasz problemu cudzych snów, kino jest takim snem, który ktoś w nas śni albo każe nam śnić?

Jest ciemna sala, jest wielu ludzi, ale każdy z nich jestw jakiś sposób sam, izolacja następuje przez ciemność,przez jedenekran,alewszystkimwyświetlasię tensamsen.Wracającdo literatury: kiedyprzeczytałemOgniem i mieczem,zacząłemsiędopytywać,cotojestzadziwnytwór. Sądziłem, że to nie jest napisane, że to jest danewjakiśsposób,takjakludziewyobrażająsobieBiblię,żejest dana z góry, od Boga. Nie zdawałem sobie sprawyz tego, że światprzedstawionywOgniem i mieczem jest

69

światemwyobrażonym.Sądziłem,żetahistoriaciąglesiędzieje,gdzieśtam,natychwzgórzach.

B.: Nieumiejętność odróżnienia rzeczywistości od fikcji.

Tak.Pytałemotoojca,aleonniebardzowiedział,ocomichodzi.Wkońcupowiedział,żebył taki facet,nazy-wał sięSienkiewicz,mieszkałwOblęgorku,wymyślił toi napisał.Zapytałempóźniej ojca, jak to sięmado rze-czywistościhistorycznej,aonmipowiedział,żeSienkie-wicz studiowałdokumentyhistoryczne i takdalej, i takdalej.Następniedowiedziałemsię,żepierwotnieukazy-wałosiętowodcinkach,wgazecie,comniejeszczebar-dziejzaintrygowało.Wkażdymraziejużwtedywiedzia-łem,żebędęrobiłtosamo.Zacząłemsiędotegorealnieprzygotowywać.Myślałem, że pisarz, praktycznie rzeczbiorąc,powinienwiedziećwszystko,wkażdejdziedzinie.Wzwiązkuztymwpadłemwnarkotycznyokresczytania.Czytałemwszystko.Jakwpadłamidorękiksiążkazche-mii, to czytałem ją do końca, tyle tylko, że typwiedzy,jakiuzyskiwałem,byłinny.Ztegopowoduwszkolemia-łemnieustannekonflikty,ponieważznakomiciewszystkowiedziałem,alewykładałemtoobrazami,nieformułkami.Miałem też szalone przyjaźnie. Miałem chemika, którybyłniesamowitymoryginałem.Niechciałomusięgolić,więcwymyślił sobie jakąśmaść, żebymuwłosynie ro-sły.Chodziłociekającytąmaścią.Byłstarymkawalerem,wliceumuczyłchemiiwewszystkichklasach,jednocze-śniebyłfarmaceutą,pracowałtakżewaptece.Właściwiebyłemjedynymuczniem,którysiętąchemiąinteresował,

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

70

CzasKultury 11-12/1989

więcnaszelekcjepolegałynatym,żemyśmyroztrząsalijakieś problemy chemiczne, dyskutowaliśmy we dwóch,aklasasięszaleniecieszyła.Onodpytywałraznaokresalbogeneralniewstawiałwszystkimtrójki,ajakktośsięniezgadzał,tostawiałczwórkę,wogólebezniczego–niezgadzaszsię,dobrze,maszcztery.

Jeśli ktoś protestował przeciwko czwórce, to odpytywałistawiałpiątkę.Fajnyfacio.Ponieważjemubyłoszkodaczasunaspanie,toćpałpsychedrynę.Niewiem,czybyłświadomytego,cosięztymwiąże,wkażdymraziepo-częstowałmnietąpsychedryną,ponieważmnieteżbyłoszkodaczasunaspanie.Dawałmifiolkępsychedrynyraznadwaczytrzydni,jatozżerałemirzeczywiścieniemu-siałem spać, mogłem funkcjonować na okrągło. Ale pojakimś czasiemusiałem brać corazwiększe dawki, żebymócwytrzymaćnatakdługichobrotach.Późniejwywa-liligozeszkołyiskończyłosięźródło.Zamożliwośćpod-bieraniareceptzacząłemdawaćkorepetycjesynowileka-rza. Byłemnormalnymmłodocianymnarkomanem.AlewpewnymmomenciezdarzyłasięhistoriajakzDoktora Faustusa, lekarzzmarłnazawałserca,upadłnaszklanystolik.Skończyłymisięreceptyipojakichśtrzechdniach,kiedyjużniemiałempsychedryny,położyłemsiędołóż-ka. Straciłem przytomność, ocknąłem się,w pokoju byłwychowawcazmojejklasy.Okazałosię,żeleżałemwłóż-kudwatygodnie.Bardzonie lubiłemtegowychowawcy,ale przez ten czas jak leżałemw łóżku, przychodził domnienastancjęipaliłmiwpiecu,bozdarzyłosiętopóź-nąjesienią.Jakośwylazłemztego.

71

B.: Jak śmierć kliniczna?

Cośwtymrodzaju.

B.: Jak długo ćpałeś tę psychedrynę?

Trwałotochybazetrzylata.

B.: Czy psychedryna jest środkiem halucynogennym, czy odurzającym?

Psychedrynajestśrodkiempodbijającymstanświadomo-ści,niepozwalazasnąć,jesttopolskanazwaamfetaminy,niejestśrodkiemhalucynogennymaniodurzającym,jestrodzajemspeedu.Bardzoczęstozdarzasię,żenapastylkęspeedupuszczasiękropelkęLSDiwówczasjestpodwój-neszaleństwo,bodziałająobydwaśrodki.CzysteLSDjestbardzospokojne,bardzołagodne.

B.: Jak w tym okresie miały się sprawy Twoich pasji literackich, czy wtedy już pisałeś?

Oczywiście. Pierwszy utwór, jaki w ogóle napisałem,byłbardzośmieszny,ażwstydotymmówić.NapisałemutwóroobronieJasnejGóry,czyliPotopwtechnicePana Tadeusza, czyli trzynastozgłoskowcem, który szaleniemisiępodobał.Możenapisałemtenutwórztegopowo-du,żemojamamamana imięZofia,aPan Tadeuszbyłutworem,októrymwdomudużosięmówiło.MoirodziceprzyjechalizKresów.WPanu Tadeuszupodobałamisię

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

72

CzasKultury 11-12/1989

gładkośćjęzyka,niebyłtoutwór,którypobudzałbymojąwyobraźnię, żebym w trakcie czytania widział obrazy.Onebyły,alebardzopowolne.

B.: Czy zachował się ten poemat?

Nie,nie zachował się.Wokresie kiedybrałemowąnie-szczęsną psychedrynę, któregoś dnia wysłałem list do„Twórczości”,doIwaszkiewicza,jakoswojegoimiennika.Wysłałemmukilkawierszy,wtymjedenbardzodziwnywierszozboczeniacherotycznych.

A.: Do Iwaszkiewicza wysłałeś taki wiersz?

Tak.

A.: Oczywiście był to przypadek?

Przypadekalboteżnie,bomożeniemaprzypadków.Wy-słałemmutetrzywierszeidostałemodniegobardzofajnylist.Pisałwnim,żepopierwsze,powinienempisaćotym,oczymcoświem,aozboczeniacherotycznychnapew-noniemamzielonegopojęcia.Alepozostałedwawierszebardzomusiępodobałyiprosił,żebymmuwysłałjakieśinne.Niemusiałdługoczekać.Poszedłemdosekretariatuszkoły,usiadłemprzymaszyniei jednympalcem,chybaprzeztydzień,przepisywałemcałąswojątwórczość.Wy-słałemtoipodwóchmiesiącachotrzymałemlistidziełazebranewydanewłaśnieprzez„Czytelnika”orazzapro-szeniedoWarszawy.PrzyjechałemdoWarszawyautosto-

73

pem,wpłaszczuprzeciwdeszczowym,zteczkąpełnąma-szynopisówirękopisów.Zsamochoduwysiadłemgdzieśprzy trasie, wsiadłem w tramwaj i dotarłem w okoliceDworcaGłównego. Pierwszą osobę, która staław tram-wajuobokmnie,zapytałem,czyniewie,jaksięjedziedoIwaszkiewicza, ponieważ sądziłem, że wszyscy wiedzą,jak siędoniego jedzie. Facetprzyjrzałmi siędokładnieizapytał–adlaczegochcepanjechaćdoIwaszkiewicza?Jamówię–wiepan,mamsprawędoniego.Onna to–wiepan,wielebliżej jestdoAndrzejewskiego. Jamówię–alejaniechcęjechaćdoAndrzejewskiego.PojechałemdoPodkowyLeśnejkolejką,znalazłemdomwStawiskach,dzwonięiniktminieotwiera.Pojakimśczasieczłapieja-kaśstarszapani,siostraIwaszkiewicza,wtykasobieapa-raciksłuchowydoucha,pokazujęjejtenlist,któryotrzy-małem,aonamówi,żebrataniema, jestweWłoszech,ale jeśli pan chce, to niech pan tutaj zaczeka na niego.Wpuściłamniedojegobiblioteki,któraznajdowałasięnaparterze,aobokniejbyłtakimałypokoik,wktórymspa-łem.Wholu, awłaściwiena tyłachholu, była ogromnajadalniazdużymstołem,zaktórymsiadaliśmytylkowedwoje.Stółbyłogromny,onaciąglegubiłaaparatsłucho-wy, nasze rozmowy miały nieprawdopodobny przebieg,jakieśwrzaski,nawoływania,poza tym jachybazawszemówiłemcicho.Mieszkałemwtymdomuchybaztydzień.Wstawałem rano,miałem do dyspozycji całą bibliotekę,mnóstwoksiążekiprzeglądałemteksiążki,otrzymałemna topozwolenie.Podedykacjachzacząłemsięoriento-wać,żezpłciąmojegomistrzajestcośnietak.KtóregośdniazapytałemsiępaniHeleny,jakjestztymczekaniem,

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

74

CzasKultury 11-12/1989

czysąjakieświadomościodIwaszkiewicza.Onamówi,żemożeprzyjechaćjutro,możedopierozatydzień,onaniewie, jaka jestweWłoszechpogoda.Któregośdniawzią-łemswójpłaszcz,teczkęzwierszamiiwyjechałemstam-tąd.Zostawiłemtylkolistnabiurku,mówiący,żebyłem,czekałem,wyjechałem,dziękuję.

A.: Byłeś trochę przerażony?

Tak,trochę.

A.: Na ten list, który zostawiłeś u niego, nie odpowie-dział?

Nie, ale kiedy ukazała sięmoja czarna książeczkaPrzy-szedłem zapytać o własne imię czasu który wnoszę, Staszek Barańczaknapisałbardzodebrąrecenzjęw„Twórczości”.Pisałwtejrecenzji,żeodtegomementuwpolskiejpoezjipowiałnowyduchitakdalej.WtydzieńpóźniejIwaszkie-wicz, tak jakbyniebył redaktorem„Twórczości”,napisałw„ŻyciuWarszawy”,wswoichnotkachoksiążkach,bar-dzo dziwny, nieprawdopodobnie złośliwy artykuł. Pisałw nim: w „Twórczości” przeczytałem recenzję młodegokrytykaomłodympoecie,itutajcytujesuperlatywy;za-interesowanytąopiniąprzeczytałemksiążkę iniczniejnierozumiem,albo jestemzastary,albo…Teksttenbyłdlamnierzeczązupełnieprzedziwną,ponieważwiadomobyło, że Iwaszkiewicz jako redaktor „Twórczości”, przedoddaniem jejdodruku, czytakażdynumerodpoczątkudokońcainicnieukazujesiębezjegozgody.Byłotokilka

75

latpotym,jakzgłosiłemsiędoniego,przypomniałemsięiprzeprosiłem,żeniedoczekałemsięwówczasjegoprzy-jazdu.

A.: W międzyczasie nie miałeś z nim żadnego kon-taktu?

Nie.Wiesz,wczasietegospotkaniazacząłsięwypytywać,jakmi się żyjewWarszawie, czy nie trzebami pomóc,gdziemieszkam...Odpowiedziałem,żemieszkamwaka-demikuiwogólejestświetnie.Interesowałamnieraczejrozmowaoliteraturze,anieomoimbyciu.

A.: W którym roku przyjechałeś do Warszawy na stałe?

PrzyjechałemdoWarszawywmaju’60roku,zdałemeg-zaminwstępnynafilozofię,bowydawałomisię,żefilo-zofiajestjedynymwydziałem,którymogęstudiowaćjakopisarzinspe.WpaździernikuzamieszkałemwakademikunaKickiego,wpokoju307,wktórymmieszkałjużjedenpoeta,adrugiwaletował.Poetą,którymieszkał,byłAn-drzejZaniewski,atym,którywaletował,byłEdwardSta-chura.EdwardstudiowałfilozofięnaKUL-u,ajegodziew-czyna,Zyta,którazostałapóźniejjegożoną,studiowałanatymsamymwydzialecojasocjologię,stądStedzacze-piłsięwnaszympokoju.NiewiemdlaczegowyrzuciligozKUL-u, zdaje się, żemiał scysję z jakimś asystentem.Atmosferawpokojubyłabardzopoetycka. [...]Wiesz, jaze trzy lata studiowałem filozofię, później ją rzuciłem,

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

76

CzasKultury 11-12/1989

późniejnicniestudiowałemprzezdwa,trzylata,późniejzacząłemstudiowaćhistorięsztukiiteżjejnieskończy-łem...

A.: Dlaczego rzucałaś studia?

Dlategożebyłyszaleniejałowe.

B.: Strata czasu.

Tak, ja chciałem się czegoś dowiedzieć, a wałkowanieKartezjuszaw sposób, jaki tomiałomiejsce na uniwer-sytecie,niczegominiedawało,naprawdębyła to strataczasu.Opuszczałemsięcorazbardziejwtychsprawach,corazmniejzaczęłomizależećnatym,czybędęmiałcojeść, bo studiować należało chociażby z tego względu,żebymiećstołówkę,akademik,askoromożnabyłowale-tować,tosobieodpuściłemstudia...

A.: Czy przyjaźniłeś się ze Stachurą, czy były to spo-tkania przypadkowe?

ZeStedemtrudnobyłosięprzyjaźnić,ponieważbyłczło-wiekiemszalenieegotycznym![...]DziwniemyśmysięzeStedemspotykali.Kiedy ja studiowałem,on jużwaleto-wał,późniejsięwyprowadził,później,kiedyjawaletowa-łem,znowugospotkałem.Mieszkaliśmywjednympoko-ju,wróżnychokresachimiejscach,conajmniejzedwalubtrzy lata.Wiesz, jakie byływówczaspokojew akademi-kach,piętrowełóżkaitakdalej.Pisaliśmywiersze,mnie

77

sięwierszeStedaniepodobały,ażdotekstuPo ogrodzie niech hula szarańcza. Jego wiersze, sonety typu Przystę-puję do ciebie... wydawałymi się strasznie nabuzowanejęzykowo,egzaltowane. I jakon jemówił, to jeszczeniebrzmiałynajgorzej,alejaksięjeczytało,wyciekałaznichnieokreślonaemocjajęzykowa,podobniejakwjegopro-zie,którawsumiejestjednąwielkąpoezją.NatomiastTa-bula rasa idziennikpisany lewąrękątorzeczyświetne,nieprawdopodobnieprawdziwe.

A.: Jak powstało pismo „Widzenia”?

ChybaówAndrzejZaniewskizaciągnąłmniedoHybryd,którebyływtedynaulicyMokotowskiej,gdziewtymsa-mymczasiepojawilisięGąsiorowski, Jerzyna, JurekGó-rzański,BordowicziBasiaSadowska.WHybrydachbyłteżczłowiek,którynazywasięJerzyKoperski-Leszin.Łączy-łonasznimtylkoto,żeonteżchciałmiećpismo.Posia-daniepismawydawałosięzbawieniem;wiesz,miećpismotowogóle było to, o co chodzi.Ale jak to zrobić?Roz-pychaćsię?Okazałosię,że jestcenzura,że trzebamiećpozwolenie,żetrzebamiećtoitamto.NatomiastLeszinjużwlatach50.zdobywałpieniądzeodczytamiwprzed-szkolach,wojsku,zakładachpracyizarobionewtenspo-sób pieniądze wpłacał na konto w banku, założone naKwartalnik Literacko-Artystyczny, który on zamierzałwydawaćwkilkujęzykach,zkolorowymireprodukcjami.Zebrał spore fundusze,aleniemógł ichuruchomić,po-nieważkontowbankuniebyłonajegonazwisko,atakitwór jak Kwartalnik Literacko-Artystyczny nie istniał.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

78

CzasKultury 11-12/1989

WreszcieposzedłztąsprawądoZSPioniprzejęlitepie-niądze, obiecalimu, że będziemógłwydawać takie pi-smo,jakzamierzał.Oczywiścieniewiem,coZSPzrobiłoztymipieniędzmi,alejakbynastępnymetapemtegobyły„Widzenia”,wydawanejakorodzajbiuletynuklubowegoHybryd.Imy,toznaczyGąsiorowski,Jerzyna,JurekGó-rzański,Bordowicz,Stachura,BasiaSadowska,wskoczy-liśmywtoidrukowaliśmywtych„Widzeniach”jakieśar-tykuły,dyskusje,wiersze.OczywiścieLeszin,którypozatym,żebyłwariatem,był też idiotą,zaczął ładowaćnapierwszestronytegopismaartykułypolityczne,zresztąabsolutniegłupie.Naprzykładzbliżałasięrocznicauro-dzinLenina,notoonładowałnapierwsząstronęportretLeninaitekst:młodzipoecipozdrawiająLeninaczycośwtymduchu.

A.: Jak reagowaliście na tego rodzaju posunięcia, czy spokojnie godziliście się na tego Lenina na pierwszej stronie?

Organizatorem całego przedsięwzięcia był Leszin, mychcieliśmymieć pismo i wypełniać je naszą twórczo-ścią.Ontwierdził,żebeztegoLeninapismoniebędziemogło sięukazywać,bomyśmywtedynie chodzili docenzury.

B.: Czyli z tego wynika, że w jakiś sposób byliście samotni. A czy starsi koledzy, którzy byli w określo-nych pismach, interesowali się wami, czy raczej każdy trzymał się swojej fortyfikacji?

79

Wtedyopozycjądlanasczy tympokoleniem literackim,któreistniało,byłopokolenie„Współczesności”.Grocho-wiak, Iredyński, Skolimowski, który też był poetą iwy-dałdwa tomikiwierszy,Kryska,Lech Jęczmyk–bardzociekawy poeta, który wydał tylko jedną książkę, Biało-szewski, Swen-Czachorowski, to było tamto pokolenieioniwszyscysiedzieliwe„Współczesności”.Oczywiście„Współczesność”jużbyłamanipulowana.Wiesz,miałemprzynajmniej dwa razyw życiu takie uczucie, że zjawi-łemsięwsytuacji,kiedycośsięjużodbyło.Pierwszatakasytuacja miała miejsce, kiedy przyjechaliśmy zza BuganaKujawy imoirodziceciągle jeszczeżyli tym,cobyło„tam”.Tylko „tam”było świetnie, a „tutaj” jest źle, iwsensie przestrzennym, i czasowym. Ponieważ ja „tam”właściwieniebyłem,urodziłemsię„tam”,aleniczegoniepamiętałem,więcpoprostumacałemto„gdzieśkiedyś”swojąwyobraźnią,dobudowywałem.KiedyprzyjechałemdoWarszawy,toteżmiałemwrażenie,żecośsiętubyłozdarzyło,żeprzybyłemnazgliszcza.Resztkamisiłdzia-łałklub„KrzywegoKoła”iczaszupełniestanąłwmiej-scu,wszystkobyłozaklepane,uklepane,właściwienicniemożnabyłougryźć,takjakwtejhistoriizpismem.

B.: Czy powstaniu „Nowego Wyrazu” towarzyszyły podobne okoliczności jak w przypadku „Widzeń”?

„NowyWyraz”zaczęliśmyrobićchybaw1971roku,wdośćdziwny sposób.KierownikiemWydziałuKulturyKC zo-stałJerzyKwiatek,dziwnyfacet,którybyłprzewodniczą-cymZSPwczasach,kiedyrobiliśmywHybrydachIIserię

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

80

CzasKultury 11-12/1989

„Orientacji”.Facetbyłodnasstarszyojakieśpięćlat,byli-śmyznimna„ty”iwjakimśsensierozumiałnasząpotrze-bęzałożeniapisma.Niewielesięzmienił,kiedyzostałtymkierownikiem,czasamiprzychodziłdoHybryd.Mówimymu–jakjużzostałeśtymkierownikiem,topoprostumo-żesznamdaćpismo.Noiwłaśnienatejzasadzietopismopowstało. Na jakimś spotkaniu z nim postulowaliśmy,żebypowstałowPolsceprzynajmniejpięćpismredago-wanychprzezmłodychliteratów.WKrakowieAdamZa-gajewskiiJulianKornhauserrobilidodatekdo„Studenta”,którynazywałsię„MłodaKultura”,byłtoświetnydoda-tek,znakomicieredagowanyinabardzowysokimpozio-mie dziennikarskim i literackim.WeWrocławiu zaczęławychodzić „Agora”,wPoznaniu teżbyły zalążki pisma,ponieważStaszekBarańczakzKrynickimzaczęlicośtamrobićprzy„Nurcie”,wGdańskubyłomłodeśrodowiskoli-terackie,któreteżchciałorobićpismo.Oczywiściestanę-łonatym,żepismobędziewychodzićtylkowWarszawie.Wiesz,scentralizowanonasząpropozycjęwtensposób,żezaproponowanonam,żebydoredakcjiweszliludzieztychwszystkichośrodków.Pamiętam,żezPoznaniabyławał-kowanakandydaturaKrynickiego.

B.: Czyli byliście trochę mądrzejsi w szukaniu sposo-bu na tę rzeczywistość. Powiedz, na czym polegała wasza dojrzałość?

Dojrzałość...? Wiedzieliśmy, na czym polega zła robotaLeszinaztymiwstawkami,zLeninemnapierwszejstro-nie.RozmawialiśmyotymzKwiatkiem,mówiliśmymu–

81

stary,tojestzupełnieniepotrzebne,poco?mychcemyro-bićnormalnepismoliterackie,aniekolejnąprzebudówkę.Inatosięzgodzono,alewynalezionotakąformę,żepismobędziewychodzićprzywydawnictwie„Iskry”.„Iskry”niebyłyprzygotowanewsensietechnicznymnato,żebywy-dawaćdodatkowo12książekrocznie.Wkażdymrazienapoczątekwywalczyliśmytewkładkiplastyczne,żebypi-smomiałojakiśpoziomgraficzny.Iwśródpismliterackich„NowyWyraz”byłpięknympismem,chociażnamsięwy-dawało,żejesttopismopodłe,ponieważwiedzieliśmy,ilepracyzostałowtowłożone,abyosiągnąćkońcowyefekt.Wiele razy chodziliśmy całą redakcją do MinisterstwaKulturyiSztukiiwymuszaliśmynanichpapier.Mówimy–panowie,przecieżnatympapierze,któryotrzymaliśmy,niemożnanicwydać.

Wiesz,braliśmyzksięgarnijakąśksiążkępropagandową,wydrukowanąnapięknympapierzeimówiliśmy–pano-wie, zobaczcie, jaki tu jestnakład, 100 tysięcy,przecieżtegoniktnieczyta.Mychcemywydaćtylko5czy10tysię-cyegzemplarzypismazreprodukcjami,więczróbciecośz tym papierem. I oni po prostu dawali nam ten papier, którybyłnampotrzebny,alebyłdośćdobry.

B.: Jaka była reakcja starszaków na powstanie „Nowe-go Wyrazu”, czy pamiętasz coś z tej atmosfery?

Powstaniepismapoprzedzonebyłokilkomawystąpienia-mi takzwanejNowejFali,między innyminaKłodzkichWiosnachPoetyckich...Około70rokubyładziwnasytu-

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

82

CzasKultury 11-12/1989

acja,ponieważwierszezupełnieoderwaneodjakiegokol-wiekprogramupartyjnego,chociażbypoetówzpierwszejserii „Orientacji”, tej robionejprzez Jerzynę iGąsiorow-skiego,wierszeokamieniach,kwiatach,albowierszeHa-rasymowiczabyłyznakomicietrawione.Onenikomuniezagrażały. A wiersze Krynickiego, Karaska, Barańczakaczymojebyłyzdejmowaneprzezcenzurę,bobyły inne,nie mówiły o kwiatach, wdzierały się w otaczającą nasrzeczywistośćwprostczyteżpoprzezaluzjedoniej.Kie-dyśnapisałemwiersz,wktórympojawiłsięGomułka:

O3nadranem.Niebo,śmietnikmiasta.Mijaliśmydzielnicestarychdomów. Naścianachświeciłysiclampki.Stacjemęki[…]Rozmawialiśmyokażdejchwili,któraniewraca,ozmarnowanymżyciu,oGomułce,opomidorach,któredojrzewaływogródkachdziałkowych.

Wiesz, to przechodziło przez cenzurę i Gomułkę wy-kreślili. Wydawca z Krakowa na początku grudnia za-dzwonił domnie i powiedziałmi o tym przez telefon;kazałem dać zamiast Gomułki Fűrera i to wzbudziłouwydawcystraszliwelęki.AlekiedyGomułkaupadł17grudniapotymstrzelaniudorobotnikównaWybrzeżu,tojużwstyczniu1971zadzwonilidomnieipowiedzieli,żejakchcę,tomogąprzywrócićGomułkę.Japowiedzia-łem, oczywiście, jeślimożna.No i przywrócili Gomuł-

83

kęiponownieznalazłsięwwierszu.PamiętamwieczórautorskiNowejFaliwZwiązkuLiteratów,gdziebyłKry-nicki, Barańczak, Leszek Szaruga, Bieriezin, chyba teżPawlak, i kumojemuwielkiemu zdumieniu – bo na tewieczory,pozasennymiliteratami,ichbabciamiiwnu-kami,niktinnynigdynieprzychodził–naglepełnasalamłodychludzi,policjapodZwiązkiemLiteratów,wiesz,niczymmanifestacja.Awiersze były czytane takie, ja-kie wówczas pisaliśmy. Nic szczególnie rewolucyjnegownichniebyło,miałytylkotęcechę,żebyłyinne,niemówiłyokwiatach ikamieniach. Jednakdowyraźniej-szej potyczki doszło na Kłodzkiej Wiośnie Poetyckiejw1972roku,gdzieBłoński,JacekŁukaszewicz,Herberti Balcerzanwygłosili referatyna temat, niepamiętam,czypoetawobecwspółczesności, czypoetawobec rze-czywistości. W każdym razie Balcerzan wygłosił tekststrukturalistyczny,wktórymbadałsłowo„poezja”isło-wo „współczesność” i jak one się zazębiają. Tekst jegobyłbardzorzetelny,wybadałwnimwszystko,cobyłodowybadania,alenicztegoniewynikało.Byłotocośszale-nieszkolnego.JacekŁukasiewiczmówiłbardzoemocjo-nalnie i sentymentalnie,aBłoński też jakoś tak,mimożejestbardzociekawymczłowiekiemobystrym,dialek-tycznymumyśle. I tapotyczkabyłao tylewyraźna, żemyśmytamtychreferentówzaatakowalizaanachronizmioto,żeonisterującczyzajmującsięliteraturą,zajmująsięrzeczamimałodlanasdzisiaj istotnymi.Azarazempowiadają,takjakwprzypadkuHerberta,któregojaata-kowałemnatymspotkaniu,żenależysięodsunąćodpo-litykiiwielurzeczyzniązwiązanych.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

84

CzasKultury 11-12/1989

B.: Czyli wynika z tego, że starsze pokolenie broniło pewnego status quo?

Nie, akurat nie.

B.: Przecież oni funkcjonowali w określonych struk-turach tej rzeczywistości!

Tak, ale w tymwypadku nie chodziło o funkcjonowaniew strukturach, chodziło o pewienmodelmyślenia, a nieo naszą własną egzystencję w sensie bycia w piśmie czycośpodobnego.Sprawadotyczyłaprzeforsowaniapewnegomodeluwidzeniaświata.Iwiesz,kiedyichzaatakowaliśmy,towszyscyreferenciszaleniesięucieszyli.Itobyło,wjakiśsposób, bardzo fajne, ponieważ oni powiedzieli – „macierację,alesformułujciedokładniejto,cochceciepowiedziećiwtedy,zdajesię,żewogóleniebędzieżadnychróżnicmię-dzynami.Sądzimy,że jeśliatmosferasięrozgrzewaipo-jawiasięcośistotnego,trzebawyłożyćtodokońca.Ajaktutaj,naboku,uprawiamykażdyswojągrządkę,botakijesttemat, tonamsięzdaje,żemiędzynaminiemażadnychróżnic.Mymyślimytaksamo”.Ijawtymmomenciezauwa-żyłempewneniebezpieczeństwo,zresztąto,naktórewtejdyskusjizwracałuwagęSandauer,mówiącotym,żeonod-czuwasatysfakcję,ponieważkolejnimłodzihunwejbiniza-rzucająstarymbrakrealizmu,aontoprzeżyłw1949roku.

A.: To znaczy – on mówił, że każde poprzednie stare pokolenie, kiedy było młodym pokoleniem, krytyko-wało starych...

85

Tak,starychzabrakrealizmu,zato,żeonioderwalisięodrzeczywistościitakdalej.OczywiścieSandauerniero-zumiałjednego,żewtejdyskusjiwystąpiliśmynietylkoprzeciwkonim,aletakżeprzeciwkopewnymformomrze-czywistości,wręczprzeciwkosocjalizmowi.Sandauerdzi-wiłsiępóźniej,żeatakowaliśmyrząd,arazemznimjemykolacjęzarządowepieniądze.Japowiedziałem,żeniesąto rządowepieniądze, tylko społeczne imy czujemy, żewłaśniemymamyprawojeśćzaspołecznepieniądze,po-nieważwystępujemyw imieniu tegospołeczeństwa,mysami jesteśmy tymspołeczeństwem.On jednakuważał,żetosąpieniądzerządowe.

B.: To jest typowo komunistyczne myślenie. Myśmy wam szkoły zbudowali, dzięki nam... i tak dalej.

Tak,tak,idziękinammożecieuprawiaćpoezję.Wówczasdziwiłamniejegopostawa,alekiedypóźniejprzygląda-łemsięjegodalszejkarierze,byłotodlamniezrozumiałe,onmatakisposóbmyślenia.

B.: Czyli dotykasz tutaj pewnej choroby społecznej, na którą cierpią ludzie w Polsce, choroby polegają-cej na braku kontaktu z rzeczywistością, na obra-caniu się w fikcyjnych układach i fikcyjnych zależ-nościach – dotyczy to nie tylko literatów. Wydaje mi się, że tylko w tym kontekście można wyjaśnić taką sytuację, że jakaś orientacja literacka zostaje zaatakowana i jest zadowolona, bo to jest dziwne, prawda?

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

86

CzasKultury 11-12/1989

Tak,jesttobardzodziwne.Myślę,żewyglądałotowtensposób, poezja pokolenia z pierwszej serii „Orientacji”była w jakiś sposób wynaturzeniem poezji pokolenia„Współczesności”. Pokolenie „Współczesności”, popatrz:Grochowiak,świetnypoeta,barokowy,owyraźnejtrady-cjibarokowej,zarazemnowoczesny,bo tobyłoupojeniesięnowoczesnością,uHarasymowiczainnysposóbupo-jeniasięnowoczesnością.Iteraz,naprzykład,Gąsiorow-ski,pamiętamnaszewspólnelekturyifascynacjęRilkem,zaczynauprawiaćpoezjebardzoezoteryczną,azarazemzapisujesiędopartii.Niechciałbymgokrzywdzićczydo-tykać,alezjednejstronydziałałjakopartyjny,azdrugiejstrony tworzył taką dziwnąpoezje– archetypy, kamie-nie,kwiatki.Pamiętam,żeosłowo„tramwaj”wwierszuomałosięniepobiliśmy,ponieważjauważałem,żesło-wo„tramwaj”wpoezjijestsłowemrównoprawnym,aonuważał,żesłowo„tramwaj”wpoezjijestobrzydliwe.Cią-glejakbytensammotyw,którybardzoświetnieuchwyciłStaszekBarańczak, piszącowalce klasykówz romanty-kami,boGąsiorowskistałsięnagleklasykiem.Mówiłdo-kładnietaksamojakKoźmianwsporzezMickiewiczem,żepewnychsłówniemożnaużywać,booneniesąjeszczepoetyckie,jeszczenieprzeszłynatamtąstronę.

B.: Nie zmitologizowały się.

Tak,nieucukrowały się.Myśmyna tejKłodzkiejWiośniePoetyckiejw1972rokupostulowali rozszerzeniewidzeniapoezji, wyjście poza koturnową poezję uprawianą przezpokoleniepoetówzpierwszej serii „Orientacji”;drugą se-

87

rię„Orientacji”zaczęliśmyrobićzKaraskiemitobyłojużtopokolenie,gdziewychodziliZagajewski,Barańczak…Jamiałemteorięzestawieniaprzeciwieństw.Uważałem,żedosamejistotypoezjinależyto,żejednarzeczjestzzupełnieinnego świataniż druga.Zestawione razem tworząnową„rzeczywistośćwśrodku”,takjakwtymwierszuzGomułką.

B.: Czyli idea metafory?

Tutajniechodziometaforę,ojabłkojakocoś,tylkooze-stawieniedwóchelementów.Byłemzwolennikiemswo-istego realizmu,znaczywprowadzeniadopoezji językakolokwialnego, zwykłego mówienia... Początkowo byłatotylkointuicja,opartaraczejnasympatiachczyanty-patiachniżteoretycznymuzasadnieniu.Jednakzczasemzacząłem coraz lepiej rozumieć, dlaczegomiałem takąniechęćdotejkoturnowejmowy.Uważałem,żejeślipiszewiersziwtejchwilinastoleleżyłyżeczka,toonapowin-naznaleźćsięwwierszu.Rozumiesz,żebywierszzako-rzenićwmomenciejegopowstawania.Wydawałomisię,żewzestawieniuztymiwszystkimiprzeżyciamimetafi-zycznymi czy niesamowitymi i tajemniczymi, pojawia-jącymisięwwierszu,tęłyżeczkę,tęrealnośćmożnapo-równaćdolotniska,zktóregosięodlatuje.Aletolotniskomusibyćwyraźne,musibyćnarysowanezewszystkimirealiami,bowtedyuwyraźniasięteżkontekstprzeżyciapoetyckiego,któryjestzawszetrudnydowyrażenia.Alejeśliopiszęwyraźnieto,cosiędziejenatymstole,iza-cznędalejodlatywaćz tegostołu, toprzeżyciepoetyc-kie,którejestzawszeczymśdziwnymimetafizycznym,

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

88

CzasKultury 11-12/1989

ikonteksttegoprzeżyciabędąwyrażonewtymsamymjęzyku,osiągnątesamąwyraźność,prawda?

B.: Słuchaj, istnieje możliwość rozwijania tego o czym wspomniałeś... Jak byś porównał kwestię wprowadze-nia języka kolokwialnego do poezji przez Barańcza-ka, który doprowadził tę zasadę do innego punktu, i poetykę, którą ty uprawiasz?

Barańczak zaczął opracowywać język mówiony czy ję-zykgazetyiużywaćgowpoezji,alewtakisposób–itozdarzałosiętakżewniektórychwierszachKrynickiego–jakbycytatzgazetybyłintegralniewłączonydowierszaipokazywał, jakobracałosiętoprzeciwtejgazecie.De-gradacjategojęzykanastępowaławsamymwierszu.

A.: Czyli zasada krzywego zwierciadła.

Tak,dziękitejdegradacjijęzykagazetyczyjęzykamówio-nego, czy języka propagandy, bow sensie negatywnymbyłatodegradacja,językpoetyckisięwzbogacał.Wwier-szuistniałydwajęzykirównocześnie,pomiędzyktórymitworzyłysię jakieśnapięcia ipowiązania. Istądzaczętookreślaćtępoezję jakolingwistyczną.Niewiem,czyjtobyłpomysł,czyBalcerzana,czykogośinnego.MyśmysięzKrynickimiBarańczakiemstykaliwpewnymmomencie,tylkowtymwłaśnie,coonibralizapodstawę,zjęzykiemkolokwialnymijęzykiemgazety.Ajawogólepisałemję-zykiemkolokwialnym,przezpewienczas,cospowodowa-nebyłozupełnieczymśinnym.Dlamniepoezjazawsze

89

była rzeczą świętą. W podziale na sacrum i profanumwiersz,przezswojąrytmikęidziwnąpodniosłość,przy-należydosferysacrum–wodróżnieniuodprozy.

B.: Ale jakie jest miejsce spraw społecznych w tak ro-zumianym sacrum?

HenriMichaux,najednymzeswoichwieczorówautorskich,zapytałsięmałejdziewczynki,którabyłatamzmamusią,czybymogłapowiedzieć,czymwedługniejjestpoezja.Toja panu powiem wierszyk – odpowiedziała dziewczynkaiwyrecytowaławierszyk francuskiego dziecka na pozio-mie„Ktotyjesteś–Polakmały”[...].Iwtensposóbdziew-czynkaokreśliła,czymjestpoezja. Językpoezji jest innyodmowycodziennej,alejeślimowęcodziennąsięwrzucidowiersza,toonateżstajesięinna.UE.E.Cummingsateżjestmowacodzienna,wypreparowana,sątocytatyzmowycodziennej,jakpreparatynaszybcepołożonepodmikro-skop,przezktórywidaćcałą strukturę.Bardzopodobniepisał Białoszewski, który robił tow ten sposób, że językkolokwialnywprowadzałdopoezjiprzezpostaciekabare-towe.TajegosąsiadkaLu,wiadomo,ktotojestsąsiadka,onacośmówi,wiadomo,żeprzyjechaładoOtwockaiprzy-wiozłamucielęcinęczycoś innego...Naprzestrzeni jed-negowierszawszystkoodrazuwiesz,ponieważosobyza-korzenionesąwkabarecieBiałoszewskiego–Lumówito,tamtenmówito,aletojestjęzykkolokwialny.Jegowierszez Rachunku zaściankowego sązupełnieinne,sąsamodziel-ne,możnajeczytaćkażdyoddzielnie,atutajkażdywierszwypełniakolejneszufladytegosamegokabaretu.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

90

CzasKultury 11-12/1989

B.: Jeżeli w ciągu dnia słyszy się 100 tysięcy słów i na-głe z tych 100 tysięcy wybiera się cztery, one są świę-tem przez ten wybór, one są tą niedzielą.

Jasnejest,żewówczasnieuświadamiałemsobiewielurze-czy,niemyślałemonichtakjakteraz,nieteoretyzowałem.Takjakopowiadałemwamoprzeżyciuzwiązanymzczyta-niem,odkryłem,żewpoezjijestogromnasiławnajprost-szejanalogiiporównywalnazprądemelektrycznym.Siłatajestindywidualnaotyle,żeprzebiegaonatylkoiwyłącznieprzezświadomość.Bezudziałunaszegoumysłu,bezświa-domościniemapoezji.Iwpewnymmomenciezacząłemsięnadtymzastanawiaćizobaczyłamtakąsytuację–kultura,poezjaczymalarstwo,całeepoki,trwałesposobymalowa-nia czy pisania…Cesarstwo Rzymskie i chrześcijaństwo,zupełna zmiana, inni ludzie. Inne tradycje. Biblia– innyBóg,innasytuacjaekonomicznaitakdalej,akulturajesz-cze wiele wieków później nawiązywała do poprzednichepok, brała pewne wątki, przetwarzała je, były różnice,ale między Szekspirem a Plautem był kontakt… Zobacz,poezja trubadurów funkcjonowała lokalnie iwdwie epo-kipóźniejnikt jużniewracałdo tamtejpoezji; jeśli byłaużyteczna,służyłaczemuś, tobyłaśpiewana.Nikt jejniewydawał.InaglewXIXstuleciuwszystkozaczęłosięgro-madzić.Drukpojawiłsięwtysiącczterystapięćdziesiątymktórymś,alepierwszeksiążkiwmiarępowszechniezaczę-łyfunkcjonowaćdopierowXVIwieku.Tojestbardzomałoczasu,boprzecieżliteraturabyłaobecnawnaszejkulturzejużkilkatysięcylat,prawda?Wkażdymrazie,wpewnymsensieuświadomiłemsobie,żewszystko,cobyłodotejpory

91

stworzone,zaczęłobyćnagleobecne,zaczęłobyćaktualne.Malarstwoprzezreprodukcje,poezja,prozaprzezksiążki.Całakultura,łączniezmitami,któresąnierazwspaniałymiznaleziskami,diamentamipoezji,jestaktualnieobecna.Iwpewnymmomencie Jung ipsychoanalizakulturowamniewtymutwierdziły–wyraźniedostrzegałem,żeczęść tejwiedzy zgromadzonej jest w mojej podświadomości. Za-uważyłem,żetego,oczymdotychczasmogłemdowiedziećsięnaprzykładzmitologii,mogędowiedziećsięzeswojegoumysłu,żepewnewzorysąwnimodciśnięte…

B.: Są żywym zapisem.

Tak,sązapisem.Nigdytakodważnienieformułowałemtegopoglądu,żewiedzagenetyczniewnasnagromadzo-naiprzekazywananamjestdoodczytaniaznaszegomó-zgu,alewtejchwilijestemtegopewien.Problempolegatylkonabrakuodpowiednichnarzędzi,alewiedzajestdoodczytania.Zdarzasiętomistykom,ludziomnaLSD,po-etom.Iwówczasstwierdziłem,żenależysięudaćwpo-dróżdoźródełpoezji,czyliwgłąbwłasnegoumysłu.

B.: Czy poprzez praktykowanie Zen chciałeś dotrzeć do źródeł poezji, czyli poznać swój umysł, czy prak-tyka Zen miała być tą metodą, dzięki której miałeś nadzieję odczytać wiedzę, o której mówiłeś, czy też o tym wyborze zadecydowały także inne okoliczności?

Zenwydawałmisiępewnąmetodąsamopoznania,alenietylko. Kiedy zacząłem praktykować Zen, Michał Komar

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

92

CzasKultury 11-12/1989

rozpocząłpisanieksiążki,którapóźniejokazałasięksiążkąoterroryzmie,chociażzacząłjąpisaćjakoksiążkęoświa-domości dużych grup ludzkich, świadomości wielkichmiast. Przychodził do mnie, rozmawialiśmy, wypytywałmnieoZen,o to, jak ja rozumiemZen.Alewtedy janicnierozumiałem,tylkocośmniepociągałowtymkierunku.Wtejchwilimyślę,żebyłatopotrzebawolnościimożliwo-ścispołecznejmanifestacjitejwolności–założeniapisma,robieniateatru.JesttakaksiążkaKobieta z wydm,wktórejopisana jest sytuacja facetauwięzionegowwielkimdole,i wówczas była podobna sytuacja – jak zdobyć wolnośćwtakiejsytuacji?Wydajemisię,żewtedyMichałstawiałjakozarzutto,żewolnośćtawydobywanajestzabnegacji.Jamówiłemmu–stary,spójrz,możesznapisaćksiążkę,niewiesz,czyktościjąwyda,wtedydrugiegoobieguniebyło,alemożesztozrobić,więcróbibądźwolnywtejsytuacji.Onwtedynierozumiałtego.WidziałZenjakotakąuciecz-kęzespołeczeństwa,azarazempróbęduchowegorozwojuwzupełniezniewolonymczłowieczeństwie.Obecnieuwa-żam,żepraktykaZen,obojętniezjakiegomiejscasięstar-tuje,dajezupełniepodobnyefekt,człowiekstajesiępraw-dziwymrealistą.Zenniejestżadnąucieczką.

A.: W którym roku zacząłeś praktykować Zen?

Zacząłempraktykowaćw1975czy1976roku,właściwiez powodów czysto towarzyskich. Andrzej Urbanowiczkupiłskładanąchatę,przewiózł jąkołoKielc izłożył jąna Kamieńczyku. Zaprosiłmnie tam i pojechaliśmy nawakacje, które okazały się bardzo dziwne, bo Andrzej

93

zrealizował je jako rodzaj treningu Zen. Jak wracałemstamtąd,czułem,żemogęzrobićwielerzeczy,naktóremiałemdotejporywielepomysłów,ależadnejsiły,żebyjezrealizować.

B.: Czy w tym okresie zacząłeś malować, czy wcze-śniej?

Wtymokresie,ale jesttozupełnieinnasprawa,ponie-waż zacząłemmalować z czysto życiowej potrzeby. Jakmniewywaliliz„NowegoWyrazu”,tojeszczeprzezpół-torarokuotrzymywałempensję.Początkowoniebardzowiedziałem,jaksięzachowaćwtejsytuacji,alepostano-wiłem skorzystać z tego. Pomyślałem sobie–Boże! Je-stemfacetempotrzydziestce,z literaturysięnieutrzy-mam,chybażebędępisałrzeczy,którebędęmusiałpisać.Aponieważbyłemdalekiodtego inieustanniewalczy-łemoswojąwolność,częstozdużąprzesadą,postanowi-łemznaleźćzawód,fach,możliwośćżyciataką,żebybyćniezależnymodkomuny,odróżnychukładówisytuacji.Właśniewtedyzacząłemmalować.Alejakzacząłemma-lować,tozobaczyłem,żenieumiemmalować,żetoniejesttakieproste. B.: Trzeba się uczyć.

Tak,trzebasięuczyćmalowania,abytoumieć.Naszczę-ście w tym samym czasie zacząłem praktykować Zenimiałemwsobiebardzodużopokory.Zennauczyłmniepokory.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

94

CzasKultury 11-12/1989

A.: Jak wówczas pojmowałeś Zen?

KiedyrozpoczynałempraktykęZen,niebardzowiedzia-łem,naczymonapolega,raczejchciałemsięczegośdo-wiedziećoswoimumyśleiZenwydawałmisięznakomi-tąmetodą samopoznawczą.Później okazało się, że jesttopewnametodasamopoznania,aleoprócztegojesttocośzupełnie innego. Jednakwpierwszymetapiebyłemnastawionytylkonabadanieswojegoumysłu.Podługimokresie„siedzeniawZa-Zen”odnajdywałemswójumysłwtakimsamymstanie,wjakimodnajdywałemgopoca-łonocnymwysiadywaniu,kiedynadranemnapisałemja-kiświersz;miałemjakbytensamtypświadomości.Jed-nakkiedynapisałemwiersz ibyłemzmęczony,kładłemsięspaćinierozważałemdalejtegostanu,niezastana-wiałemsięnadtym,nierozbierałemtegonazasadzie,cotojest,dlaczegotaświadomośćsiępojawia, jakatojestświadomość,comożnazpunktuwidzeniatejświadomo-ścizobaczyć,czyonajestwyżej,niżej,czymożezbokui takdalej.Natomiastpo„siedzeniuwZa-Zen”miałemjeszcze mnóstwo energii, jakby coraz większą świado-mośćotwierającą sięna tę samą świadomość imogłemjąanalizować,myślećoniej,zajmowaćsięnią,jakbyjejdoświadczać, bo ona poszerzałamojewidzenie, słysze-nie,rozumienie.Terazpowiedzmysobie,cotojestświa-domość.

Kiedy człowiek śpi, pozostaje w jakimś stanie świado-mości,ponieważfunkcjonująjegoorgany;budzisięitenstanpojegoobudzeniuteżnazywaświadomością.Zaczą-

95

łemtosegregować,układaćidoszedłemdonastępującejklasyfikacji: istnieje świadomość snu jako świadomośćwyjściowa,podstawowa;istniejeświadomośćtakajakpoprzebudzeniu się ze snu, jest to jakby parter – świado-mośćcodzienna,orazistniejeświadomość,którąnazwa-łemświadomościąpierwszegopiętra,jesttoświadomośćświadomegoposługiwaniasięjęzykiem.

B.: Czyli świadomość refleksyjna?

Napoziomieświadomościświadomegoposługiwaniasięjęzykiem,systemzwanyjęzykiemwłączonyjestdotwo-jej świadomości, czyli jesteśna tyle świadomy,na ile towypowieszwjęzyku.Wdawnychdworachnapierwszympiętrze,nazywanymbelle étage,byłasalabalowaiwniejodbywały się spotkania towarzyskie, i to się jakoś takdziwnie układa, że właśnie pierwsze piętro, język, teżjestmiejscemspotkaniazinnymiludźmi.Terazpojawiasię pytanie, czy istnieją jakieś następne piętra i czy tabudowlawogóle jestzakończona?Kiedyś, jeszczeprzedmoimi doświadczeniami związanymi z Zen, byłem pra-wieprzekonany,żetabudowlajestskończona,żemożemydojśćdodachu.Wmomenciekiedyosiągnąłemświado-mośćpierwszegopiętra,czyliświadomośćobudzeniasię,świadomość tego, że świeci słońce, że się jest, świado-mośćdyskursywnegomyślenia,czyliposługiwaniasięję-zykiem,rozpocząłemposzukiwanieświadomościdrugie-gopiętra.Zauważyłem jednak,żeświadomość,wktórejpowstajewiersz,jestteżświadomościąpierwszegopiętra,lecztrochęinną.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

96

CzasKultury 11-12/1989

A.: Pierwsze piętro „A”?

Właściwieniewiem.Czasamiodnosiłemwrażenie,żetojestjednakdrugiepiętro.Przekonywałemsięotymwmo-mencieschodzenianapierwszepiętro,naktórymwsty-dziłemsięniektórychswoichwytworów.Jednakniemo-głemnicztegowyjąć,ponieważmiałemtopodyktowanenadrugimpiętrze.Byłtobardzodziwnystan;wiesz, ja,którycośpiszęipóźniejwstydzęsiętego,conapisałem.Oczywiście, można to nazwać… chociaż mam świado-mośćwieloraką,wielofunkcyjną,kontrującąsię,tojednakmojaświadomośćniejestrozdwojona–nieuważamsie-biezaschizofrenika.

B.: To wszystko wskazuje na obecność pewnej kon-wencji społecznej, pewnej obyczajowości, która wy-twarzana jest na pierwszym piętrze, na przykład wstyd jest wytworem kultury.

Napierwszympiętrzeodczuwałemnie tylkowstyd,od-czuwałemtakżeniepokój,czytojestdobrzeipiękniena-pisane,czytojestprawdziwe,czytojestszczere,czytakielubinne.Napiętrze,którenazwałemdrugim,nieodczu-wałemtakichstanów,istniałemtamjakbypozakryteria-mipierwszegopiętra.Byłotopiętroświadomości,naktó-rympowstawaływiersze,lepszelubgorsze,aletoniebyłamojasprawa.Oczywiście,oceniałemjenapierwszympię-trzeświadomości.Niektóreznichwyrzucałem,niektóredrukowałemmimotego,żesię ichwstydziłem,niektóredrukowałem,bowogóleichnierozumiałem.

97

A.: Nie rozumiałeś!?

Oczywiście!Wtychzbiorkachmamsporotakichwierszy.

A.: Do dzisiaj nie wiesz, o co w nich chodzi?

Przeczuwamtylko...

A.: Ale do końca nie wiesz?

Niewiem.Mogęwamprzeczytaćjedentakiwiersz,którynazywasięDalekie wzgórzaizostałwydrukowanywtakiejpostaci,jakgozapisałem.

Pocałowałwustamężczyznęśpiącegowpociągu,którymiałtorbęprzewieszonąprzezramię,iwydawałosię,żeciąglejestwmarszu.Odczułtonaglejakokoniecznośćidotejporyniemożezrozumieć,dlaczegozarazpotemstraciłprzytomność.Boprzecieżniedlatego,żegobili.Ciąglejesteśmywmarszu,śpiewa,towarzysze,miejcieotwarteoczyiuszy,miejcieotwarteustaweśnie.[ztomuW ciałach kobiet wschodzi słońce–przyp.red.]

Czyrozumieszcośztegowiersza?Wzasadziewszystkieobrazyzawartewwierszusązrozumiałe,alezarazemjesttujakaśemocja,któraprawdopodobniewzięłasięzwielupodróżywpociągu,kiedyfacetśpizotwartągębą.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

98

CzasKultury 11-12/1989

A.: Ale jakoś nie chce się go pocałować...

Możnatoprzeanalizowaćiniewątpliwiejestwtymcoś.

B.: Dla mnie ten wiersz jest dość czytelny. Odczytuję go jako zdarzenie, które rozgrywa się, według Twojej klasyfikacji, na drugim piętrze kontaktu dwóch po-staw, dwóch typów świadomości, które nacechowane są pierwiastkiem męskim, jeden i drugi. Na przykład może to być Twoje spotkanie z Twoją jaźnią, która występuje w tym wierszu jako ten wieczny podróżnik z torbą przewieszoną przez ramię, który gdzieś Ciebie prowadzi i czegoś naucza. Opisujesz to zdarzenie jako zwykłą, codzienną sytuacje spotkania kogoś w po-dróży, jako stan nie wzbudzający większych emocji. W momencie kiedy schodzisz na pierwsze piętro, nagle ta sytuacja nabiera posmaku homoseksualne-go, oralnego i człowiek zaczyna się głupio czuć, bo to wszystko nie funkcjonuje na tym poziomie, jest to jakby z innego świata. Jakieś tabu, rzeczy zakazane, i stąd jest podejrzanie o tajemnicę, która dla świado-mości codziennej jest zupełnie niepojmowalna. Wy-czuwa się, że jest za tym rzeczywistość, coś auten-tycznego, ale właściwie nie wiadomo co.

Wiesz,mnie zastanawia także tytuł togowiersza,Dale-kie wzgórza.Toteżjestdziwne,bonapisałemtenwiersziodrazunapisałemtytuł,któryniejestaninazwą,aninieokreśla,żewtymwierszusądalekiewzgórza.Przedchwi-ląpowiedziałeś,żetojestnieświadomość,żewmomencie

99

pisania jesteśmywdużymstopniunieświadomina tymdrugimpiętrze.CzytałemJunga,czytałemksiążkiszama-nówioszamanachiznakomiciewiedziałemotymtypieświadomości,któregodoświadczałem.Czułemsięjaksza-man,wktóregocośweszło, iwstydząc się,wnosiłemtewierszewobszarświatłaidrukowałemje.DrukowałemjetakjakSted,którypodkoniecżycianiechciałumieszczaćswojegonazwiskapodnapisanymiprzezsiebieutworami,twierdził,żenienależąonedoniego.Jateżniewymyśli-łemswoichwierszy,onezostałymiwjakiśsposóbdane,danemojejświadomości,nieobjawione,booneniepocho-dząodBogawtymsensie,żeBógindywidualnie łopatąwkładałjedogłowyMarkiewicza.Tojestkażdemudane,jednaknieprzezkażdegowydobywane iw tymupatry-wałbymjednązfunkcjipoezji,jeśliwogólemożnamówićojakichkolwiekfunkcjachpoezji.Moimobowiązkiemjakopoety,dopewnegomomentu,jestbadanieświadomości,żebywydobywać…niewiem,czy rzeczy,którywydoby-wamzmojejświadomości,sądlaludzidobre,czyzłe.Napewnojesttoposzerzanieświadomości,alejaniewiem,czywtensposóbwydobywanewierszesąkonstruktyw-ne,czydekonstruktywne,itegomogęsięobawiać,boniewiem,czybędątworzyłygorszy,czylepszyświat.

B.: Tutaj mogłyby pojawić się skojarzenia z sytuacją Pytii, która też nie miała tego typu problemów. To znaczy przez nią przechodziły pewne wiadomości dla ludzi, zarówno dobre, jak i złe, ale ona była tylko przekaźnikiem tych informacji, a interpretacją zaj-mowała się kasta kapłanów. W tym wypadku funkcję

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

100

CzasKultury 11-12/1989

kapłanów spełniają krytycy i całe środowisko literac-kie, które jakby poddaje interpretacji, ocenie i klasy-fikacji sprawy, które przez poetę przechodzą.

Tylkożeterazchciałbympowiedziećopewnym,konflik-ciedziejącymsięnapoziomiepierwszegopiętraświado-mości. Kiedy schodziłem z tego drugiego piętra, z tegodoświadczeniapisaniawiersza, apóźniejdoświadczenia„siedzeniawZa-Zen”,gdziejakbydotykałemtychsamychspraw,starałemsięwyrazićjewjęzyku,jakimposługiwa-łemsięnapierwszympiętrze.Dochodzimywtymmiejscudowieluwierszy,któresąwierszamipośrednimi,pisany-mijakbypomiędzypiętrami,sąwierszami,wktórychpró-bujęwyjaśnićdoświadczeniazpiętradrugiegow językupiętrapierwszego.

B.: Czyli coś w rodzaju ambasady między tymi świa-tami?Tak.Itakichwierszyjestdużo.NaprzykładwierszW cia-łach kobiet wschodzi słońce:

Wyhodowanywlękuprzedśmiercią,musiałemzwrócićsiędożycia.Żyjąc,zrozumiałem,żestrasznymurśmierci,którywzniesionownaszychumysłach,jestzłudzeniem.

–dotegomomentujesttopoczątekjakiegośeseju,mętnejrozprawyfilozoficznej.Leczdalej:

Rankiempodpływamdomojejwyspy.

101

Ptakigrzebiąwmoimstarymciele.Wiem,żetubyłemibędę.Widzęlas,którykołyszesięwmoichramionach.Poprawejmójsparaliżowanysąsiadzżoną,pożeragłowąswojenogi.

–tobyłsąsiad,którymieszkałzaścianą.

SiedzącnakrześlepiszęzDNA,poprzepisaniunaRNA,swójontogenetycznyżyciorys.Iwspominamżywąjeszczekobietę.Wjejwysokichnogachjestdziuranawylot,widzę,jakpochylasięnadniąwiecznośćozaczerwienionychoczachpijaka,któryjużodwieludniniemożetrafićdodomu.Wjejnogachjakwwysokiejtrawie!Iznowujesteśmywłóżku.Matkasięgarękądobrzuchaiwyciągastamtądzauszykrólika.Tojesteśty,pomyliłamsię,powiada.Tonic,mamo,skoroitakodnajdziemysięniebawemwmistycznymcielekosmosu.Iciąglejesteśmywłóżku.Mojamatkajestznowuwciążyileżynawznakwpłytkiejwodziepodprzewróconądogórydnemłodzią.

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

102

CzasKultury 11-12/1989

Zobacz, jaki dziwaczny jest ten wiersz. Zupełnie fatal-nynapoczątku,takirozmamłanyesej inaglewszystkozaczynasięwnimzmieniać,pojawiająsięjakieśdziwneobrazy, postacie... Początkowo zacząłem tłumaczyć sięzczegoś.Próbowałemtozrobićwjęzykupierwszegopię-tra,alewidząc,żenicz tegoniewychodzi,zostawiłemtowtakiejpostaci,wjakiejpojawiłosięnadrugimpię-trze.Oczywiście,mógłbymcośzrobićzpoczątkiemtegowiersza,alewydawałomisię,żesąwnimzawartepewnewartości, któremogłyulec zniszczeniu, gdybymzacząłtutajmajstrować,wiesz,podkręcaćgałki,ustawiaćskalęgłosu...poco?Skoro jest się takim, towporządku,nienależysięwstydzić.Wtedyporazpierwszyzauważyłem,żetengmachświadomości,którydotychczaswidziałemjako budowlę skończoną, posiadającą, dach, na którychciałemsięwspiąć,możebyćbudowląnieskończoną...Wkażdymraziezrozumiałem,żetengmachświadomo-ścijestbudowląnieskończonąiwiążesiętozjakąśmisjączłowieka.Możejesttomisjaczłowiekajakoboga–mówisięotym,żeczłowiekjestsynembożym,żejeststworzo-nynaobrazipodobieństwoBoga.Nieupieramsięprzytym, że człowiek jestBogiem, chodzimi tylko o to, żeświadomośćniejestzamknięta,żejestonaotwartaito,cozniączłowiekdalejrobi,jestjegosprawą,niejesttobezpośredniąsprawąBoga.Wydajemisię,żepoezjajestjedną z furtek, zresztą bardzo powszechną, bo zobacz,wwiekuXVII czyXVIII sztukązajmowało sięw sumieniewielu ludzi.Bardzoniewielu.Artystów,poetów,ma-larzybyłoniewieluwpopulacji.Terazcorazwięcejludzizajmujesięsztuką.WParyżujestponad50tysięcyma-

103

larzy.Podejrzewam,żejestbardzowieluludzipiszącychwierszewbardzoróżnychjęzykach,zaczęłotobyćwja-kiśsposóbrasowe.

B.: Czy praktykowanie Zen było próbą wyjścia pozą tę budowlę, o której mówiłeś?

Nie.Wydajemi się, żew tymnastawieniunabadaniewłasnej świadomościw jakiś sposóbnadużyłemZenu;nietylenadużyłem,botrudnogonadużyć,wydajemisię, że przez długi okres błędnie praktykowałemZen.PosługiwałemsiępewnymitechnikamiZen,nieto,żebłędnie,nicmisięniestało,nierozerwałomi łbaaninieoderwałominogi,aniteżniesądzę,żebymzapadłnajakąśdziwnąchorobę,niewtymsensie,chodzira-czejoto,żewpewnymmomencieZensiękończy,aja,mimo że nie byłow czym robić dziury, upierałem sięprzy tym,że tędziuręmożna jeszczezrobić.Ta sytu-acja spowodowana była właśnie tym, że byłem zajętypoezją, literaturą, językiem czy badaniem świadomo-ści,żechciałemto.cojestniewyrażalne,wjakiśsposóbwyrazić.

B.: Mówiłeś o tym, że powoli uświadamiałeś sobie własną poetykę, że ona zaczyna być inna od koturno-wej poetyki Twoich poprzedników. Dzisiaj, z perspek-tywy dość długiego czasu, prawie 20 lat czy ponad 20 lat, potrafisz określić własną świadomość, świado-mość sposobu wywiania pewnych odwiecznych rze-czy w tym czasie, przez Ciebie?

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

104

CzasKultury 11-12/1989

Toniebędzieżadnakokieteria,jeślipowiem,żeimmniejwiem,tymlepiejmiwszystkowychodzi,rozumiesz?Na-tomiastjasnejest,żemogęsobiemówićotym,cowiem,coprzemyślałem,tominieprzeszkadza.Właśnietojesttendziwnymechanizm,któryusiłowałemzłapać.Aleteżwydajemisię,żetylkopoezjamożepracowaćwtejdziw-nejkopalni,wktórejmilczeniejestrzecząnajważniejszą,alezarazembezsłowaniemażadnejkomunikacji,więconomusibyć.Ale jakzrobić,żebybyłogonajmniej?Naprzykładmalując,starałemsięnaobrazieprzedstawićjaknajmniej,robićtylkosugestieczegośtam...

A.: Ale w poezji nie pozostajesz tylko przy sugestii, bo opowiadasz pewne rzeczy, może nie do końca, ale opowiadasz.

Widzisz,tojesttasprawa,któranadługiczaswytrąciłamniezpisania,tutajjesttobardzonieskładnie,nienapi-sane,aledlamnietojestważne:

Zludźmi,którychrozumiesziktórzyrozumiejąciebie–niemusiszużywaćsłów.Jakdobrzerozumieciesięwtym,cojest,poprzezto,cowidaćisłychać.Zludźmi,którychkochasz,wychodziszdalekopozawszelkijęzyk,dalekopozamyśl,pozato,cowidaćisłychać–ajednaknieodczuwaszniepokoju.Więcjeślizrozumienieleżypozajęzykiem,pozatym,cowidaćisłychać,pozatym,cojest–

105

Anka Grupińska, Bolesław Kuźniak, Podróż do źródeł poezji

możnaconajwyżejgodoświadczyć,trudnoprzekazywać.Dlategoczytająctewiersze,zdajsobiesprawę,żeodemnienieotrzymujesznic,wszystkomożeszotrzymaćodsiebie.Zechciejtozrozumieć.

B.: Tu się dochodzi do jakiegoś kresu.

Tak,prawdopodobniedochodzisiędotegokresu,októ-rym mówią faceci, którzy piszą o Mickiewiczu, że onw okresiemistyczno-towiańskim przestał pisać, no, bocomiałpisać.

B.: A czy nie odczuwasz presji, że musisz coś pisać, ponieważ jesteś pisarzem, poetą, więc musisz, po-wiedzmy, do końca życia swojego coś wydawać? Nie masz takiego obciążenia?

Nie,nieodczuwamtegotypupresji,odczuwaminnegotypupresję.Niewiem,jaktoopowiedzieć.Możewtensposób...Któregośdniasiedzieliśmywtamtympokoju,był ZdzisławBeksiński,Waniek i ja. Była taka dziwnarozmowa,któraprzybrałapostaćanegdoty–cobykaż-dyznasrobił,gdybyzadwa,trzydniwybuchłabombaatomowa, któramiałaby rozpieprzyćwszystkonapro-szekimiał.Zdzisławpowiedział,żegdybybyłojeszczetrochęsłońca, tobysiępołożyłnasłońcu ibysięwy-grzewał.

106

CzasKultury 11-12/1989

A.: On jest gruby?

Nie, w każdym razie leżałby na słońcu. Henryk powie-dział,żebymalował,ponieważistniejeBógponadbombąatomową,ponadwszystkiminależymalować,czymmniebardzozdumiał.Iwiesz,jasięzacząłemzastanawiać,cojabymrobił.Oczywiścieteżbymmalowałczypisał,tylkopo to, żebywiedzieć, co jeszczebymzdążyłnamalowaćczynapisaćprzeztenczas.Poprostu,wiesz,doostatniejchwilijesttenrodzajciekawości,itojestjakbypośredniaodpowiedź na twoje pytanie.A czymammuswydawa-niaksiążek–nie,niemammusuwsensiespołecznymaniosobowościowym,żemuszębudowaćswojąosobowośćnatym,żejestempisarzem,żejestempoetą.

A.: Czyli nic odczuwasz tego typu presji społecznej na sobie?

Nie,społecznejnieodczuwamwcale.Najlepszymdowo-dem jest to, żewiersze leżą sobiewszufladzie i jest ichtamjużsporo,ijakdotądniezebrałemsię,żebyjeupo-rządkowaćiwydać.Asądzę,żeobecniemógłbymtołatwozrobić.

Rozmowa została przeprowadzona we wrześniu 1988 roku przez

AnnęGrupińskąiBolesławaKuźniaka.

(opracowałR.S.)

107

Mariola Gretkowska, Wiersze

WierszeMariola Grotkowska

Słowaspiesząjakziarnawziemię.Zlepki słów, chałupki słów,wieżowce słów, gmachy pu-bliczne słów, wysypiska słów, piramidy słów, grobowcesłów.Zjadamysłowaijehodujemy.Głowy–ogrodysłów.Całepaństwasłów.Słowawysokie,słowaproste,poukładanewbarwnąmo-zaikę,pozbijanegwoździami,zszytenitką,rzuconenawiatr.Słowaniezrodzone,słowa,którychniktnieusłyszyiktó-reniebyłynigdywypowiedziane.Słowaokruchyupadłe,blade,wytartesłowatakprzezro-czyste,żeniesłyszalne.Mówisz,żebyniesłyszeć.Mówisz,żebysiebieusłyszeć,żebyzbudowaćwspaniałezłudzeniapałacusłówniepotrzebnegonikomu.Złotesłowa,którychniemożnajeść.

07.1988r.

108

CzasKultury 11-12/1989

Kręgi na wodzieMarek Wedemann

ZzaścianydobiegagłosJerzegoUrbana:–Dziękuję,PanieProkuratorze.CzymożePanpokazaćteprzedmioty,botointeresujefotoreporterówitelewizje.Naekranietelewizora,wsąsiednimpokoju,jakiśczłowiekwykładanastółzawartośćplastikowejtorby.Każdąuka-zywaną rzecz stara się dokładnie opisać: trzywojskoweznaczkiidentyfikacyjne,esesowskątrupiągłówkę,papie-rośnicę, buteleczkę, szczątki szelek, protezę, grzebień,scyzoryki,guziki...Wszystkiecechytychbardzoróżnychprzedmiotówmająwskazywaćnaichniemieckiepocho-dzenie,nato,żeprzedmiotytenależałyibyłyużywaneprzezniemieckichżołnierzy.–Dziękujebardzo,PanieProkuratorze–znowuUrban.–Dlaczego zaprosiliśmy pana prokuratora na konferencjęprasową,skorowykryciewPolscegrobówzczasówwoj-nynie stanowi żadnej sensacji, nie stanowiwydarzeniaw żadnym sensie niezwykłego?Otóż 15 lipcawszystkieagencjeprasowemająceswebiurawPolscenadałyinfor-macjęoznalezieniustarychgrobówkołowsiGibynaSu-walszczyźnie...Wwyobraźnirysujesiępiaszczystadroga,skrajsosnowe-golasu.Wgłębi,zazasłonądrzew,jacyśludzierozkopująziemie.Ekshumacja.

109

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

–Nieczekającnaustalenie–kontynuujeUrban–ktojestpochowanywtychgrobachkołoGib,potężnaaparaturapropagandowaZachoduzajęłasięprodukowaniemnowejbiałej plamyw stosunkachpolsko-radzieckich.Ogłaszaćzaczętonacałyświat,żesątoprzypuszczalniealbożetobyćmogąpolskieofiaryradzieckiejrepresji…Rzecznik prasowy protestuje przeciwko „takiej dzien-nikarskiej brudnej robocie”, przechodzi do kolejnychzagadnień.Wkrótce jednak dziennikarze zachodni po-wracają do sprawy Gib. Powołując się na tamtejszychmieszkańców,mówiąoobławie, jakąwlipcu1945rokuprzeprowadzić mieli w rejonie Puszczy Augustowskiejżołnierze Czerwonej Armii. Przyparty do muru Urbantłumaczysię:–Jeżelijauważałemiostrotumówiłem,żedziałalnośćprasy zachodniej ma charakter prowokatorski, to nieztegopowodu,żezachodniaprasapochylasięzszacun-kiem ipowagąnad tym, comówią jejniektórzypolscyobywatele, iżkilkadziesiąt lat temuichkrewnizaginęliw okolicznościach, które nie zostały bliżej zarysowanewtychrelacjach, tylkodlatego,żewystarczy to,żeko-muś coś się śniło, a prasa zachodnia relacjonowała, żesenspowodowałszukaniegrobówiżewystarczyznale-zienie grobów żołnierzy hitlerowskich, aby ukazała sięplejadadepesz i artykułówowyrazistej tendencji poli-tycznej...1.–Awięczjednejstronysen,zdrugiejwydobytezgro-buprzedmioty...I jakdociecprawdy?Trzebabydotrzećdomiejsc,doludzi,którzypamiętają.AleSuwalskie?Toż

1 Wypowiedzi J. Urbana cyt. wg: Konferencja prasowa dla dziennikarzy zagranicznych – stenogram, „Rzeczpospolita” nr 172, 27.07.1987, s. 2–6.

110

CzasKultury 11-12/1989

todrugikoniecPolski,niemalkoniecświata,botrudnopojechać dalej w tamtym kierunku! Jest jednak coś, coniedajespokoju:gdziezniknęliciwszyscyludziedodziśposzukiwaniprzezbliskich? Ichbrak jest przecież rów-nieżfaktem.Słowo„obława”,jakdrobnycierń,wrażasięwpomięć.

–Suwalszczyzna,sierpień1988.– Koniec świata. Przez tę krainę łagodnych wzniesieńirynnowychjeziorwędrujesięwzdłużprzerzynającegojąszerokiegopasazaoranejziemi;coparękilometrówwyra-stanadokolicęwieżastrażnicza.WOgrodnikachwyłomwzasiekach:otworzononoweprzejściegraniczne.Dzię-kitemuprzejściu„Lada”zgarbemkartonumieszczącegokolorowy telewizor stała się niemal nieodłącznym ele-mentemkrajobrazu.– I dokąd dalej? – pyta letnik z Warszawy, spędzającyurlopwleśniczówce,któraniegdyśbyładworkiemnależą-cymdomatkiMiłosza.–ChcemyiśćnapołudnieprzezPuszczęAugustowskądoRygolaidalej.–Rygol?!CzytonietamznalezionogrobyAK-owcówpo-mordowanychprzezSowietówwczterdziestympiątym?–Rzeczywiście.WidziałemnawetkonferencjęUrbana,naktórejbyłaotymmowa...–Widziałem, ale kiedy?Wydaje się, że niedawno, jakiśmiesiąc, dwa miesiące temu. W czerwcu? Najwcześniejchybanawiosnę...Bojakinaczejwytłumaczyćtęniezwy-kłą świeżośćprzypadkiemwydobytegozpamięciwspo-mnienia?

111

* * *–TrzebamówićmłodymprawdęoRosjanach–żebysięniezawiedli–odpowiadastrofującejgożoniegospodarzpodSejnami.–Mówię, jakbyło.Pięć latukrywałemsięprzedNiemcami,aprzedRuskimniedałosię.–Kiedyw czterdziestymdziewiątymwrócił dodomu–walczył jako podoficer – dowiedział się, że szukają goNiemcy. Poszedł więc do lasu, do partyzantki. Zamiastniegowzięlibrata–zmarłwoboziekoncentracyjnym.–Pamiętam,jakmnieprzesłuchiwali.Coparęgodzinprze-prowadzalimniedoinnegopokoju,aletaksamourządzone-go.Iten,coprzesłuchiwał–oficer–byłzakażdymrazeminny,tylkożewszyscybardzodosiebiepodobniiwtejsa-mejrandze.Zadawalimiwciążtesamepytania,trochętylkozmienione.Myśleli,żesiępomylęzaktórymśrazem,alejasięodrazuspostrzegłem,ocochodzi,iwciążodpowiadałemtosamo:żezaNiemcabylijacyśpartyzanci,żeprzychodziliczasempocośdojedzenia,żeniewiem,cosięznimistało–pewniejakNiemcyposzli,tosięrozwiązali.Niepomyliłemsięanirazu,dlategomniewypuścili.Poznałemichdobrze…Oj, lubili oni zabijać! Niemiec to chociaż sprawdził doku-menty,acitoobylecozarazwymachiwalipistoletem...–Ajaknałapaliryb–włączasięgospodyni–iprzynosili,żebyimprzygotować,tokiedychciałamwypatroszyć,wo-łali,żebyzostawić,żetak„oharaszo”ijedlizewszystkim,ledwosiętrochęprzysmażyły...–A czy słyszeli Państwo o grobach partyzantów, któreznalezionogdzieśtutaj,wlasach?– Czy słyszeliśmy? Pewnie, żeśmy słyszeli, to przecieżniedaleko,zaGibami.

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

112

CzasKultury 11-12/1989

–MożenamPanpowiedzieć,jaktamtrafić?–Musicie dojść doGib, a stamtądprosto, drogąnaRy-gol,wzdłużstarychsłupówtelefonicznych.Tobędzienaósmym kilometrze,–AczymożePanopowiedziećcoświęcejotychgrobach?–Cojatammogęopowiedzieć?Tyle,cosamsłyszał.Naj-lepiej, jak Panowie zapytająwDworczysku– tam lepiejwiedzą.O,idźciedogajowego,jegoojciecbędziepamiętał.

* * *–OdGib do Rygol biegnie przez Puszczę Augustowskąpiaskowa droga, zwana przez miejscowych kurzyńcem.Naósmymkilometrzeprzybitodobrzozyręczniewyko-nanątabliczkęznapisem„Groby”.Wskazujeonaodbijają-cąwprawośródleśnąścieżkę,którądochodzisiędoodle-głejojakieś100metrówpolany.Dwarównoległedosiebierzędypodłużnychzagłębieńtworząprostokątoszeroko-ściblisko10kroków,długinaokoło30.Ziemiausłanajestkrzyżamiułożonymizkijówipatyków.NalewymskrajupolanystoisolidnybrzozowykrzyżzwizerunkiemMat-ki Boskiej Częstochowskiej, nieopodal – dwa mniejsze,drewniane,zwyczajne...Kilkawypalonychzniczy.Cisza.

* * *–MówigajowyzDworczyska:Zabierali ludzi zdomów;przeważnie mężczyzn. Wiedzieli, ilu tu było partyzan-tów,wtychlasach,więcbralijakpopadnie–żebyimsięliczbazgadzała.Gnalipóźniejtychludziprzezlas;jakktopróbował uciekać – zastrzelili, tylko jednemu udało siępodobnouciec.Tobyłmłodygajowy;skoczyłwzarośla,

113

gdy kolumna przechodziła przez młodniak. Strzelali zanim,aleponoćnie trafili.Mówili ludzie,żemieszkał tugdzieśwokolicy,powojnie.Niewiem,czyjeszczeżyje...CzęśćzatrzymanychzgromadziliwGibach.Stamtądsa-mochodem– takąbudąbezokien–wywoziliw las. Pogodzinie samochódwracał i zabierałnastępnych.Wtakkrótkimczasieniemogliichdalekowywieźć.Jakodkry-litegroby,toludziejeździlisamochodamizGibdotegomiejsca–przezgodzinęmożnaobrócićtamizpowrotemi zostaje jeszcze czasna rozładunek... Krótkopowojnienierazbyliśmyzojcemwtymmiejscu.Stałtambrzozo-wykrzyż z zawieszonymniemieckimhełmem, aledalejto była tylko świeża ziemia...W czasie ekshumacji roz-kopali najpierw te niemieckie groby. Kiedy natrafili nadwa szkielety związane kablem telefonicznym, to zarazprzestalikopać,zasypaliwszystkoipowiedzieli,żetosąNiemcy.AleczyNiemcywiązalibyswoich.Ipoco?AjeślinawettoNiemcy,todlaczegoprzestalikopać?Czegosiętakprzestraszyli?

–Dworczysko,15października1988.–Trzebabyłotuwrócić.Przyjechać(tymrazemspecjal-nie),żebyrazjeszczeodwiedzićgroby,wstąpićnachwilędogajowego i–conajważniejsze–odnaleźćczłowieka,„któremusięśniło”.–No, to ja ich tampierwszyodnalazł, tegroby–mówipanStefanMoszczyński.–Kiedytobyło?–TobyłonaPiotraiPawła,29czerwca.–AmożenamPanpowiedzieć,jakPantrafiłnategroby?

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

114

CzasKultury 11-12/1989

–Aja,o–taksobiedumałposzukaćwtychmiejscach,cojasłyszał.–AleczymsięPankierowałszukając?–Atak,o–chodził,patrzał,gdzieziemiamieszana.Notam, gdzie nic nie skopana, to ścisła była... A dalej, towziąłnaszpadel,tojużtakaczarnoziemmieszałasięra-zem.Iwkopałdometra.Ikoście…–AdlaczegoPandopierowzeszłymrokuzacząłszukać?CzymożeszukałPanwcześniej?–Tojatamtegorokutakumyślałposzukać.–AlecoPanadotegoskłoniło?–O,jakaśtakachoćpodleciałamnie–iśćposzukać.Iśniłosię,żejachodziłtam,tegrobyodnajdywał.Tak,o–weśnie.Towziąłwteświętaszpadelnaroweripojechałtamsobieposzukać.Całydzieńszukał,ajużwsamwieczórtrafił.–Tobyłytedwarzędywlesie?–Dwarzędy,jedenprzydrugim.–IwktórymmiejscutrafiłPannakości?–Totam,gdziebrzozowykrzyżstoi,takasosenkagruba,tampierwszetrafił.–Askądsiętamwzięłykrzyże?–Jedentomypostawili,tenbrzozowy.Aresztętonawieź-li,zpatykówpoukładali...– Jakbyliśmy tamdzisiaj, towidzieliśmydrewnianą ta-bliczkę przybitą do sosny nad tym właśnie brzozowymkrzyżem.Ktośnapisał:„ŚP.NasiBraciaiOjcowiepomor-dowanibestialskoprzezSowietówiUBwlipcu1945r.”...–Dobrzenapisał.Alemy tegoniewidzieli.Tylko zpo-czątkubyłatamtakatablicanapisana:„PamordowanijakwKatyniu”,aletoktośzabrał,jużjejtamniema.

115

–CzymożePancośopowiedziećoobławie?–Tobyłowlipcuczterdziestegopiątego.–PamiętaPandokładniedatę?–No,totak–14lipca.–Ajakdużyobszarobjęła?–Atotewszystkielasyzajętebyływojskiemruskim.Onicofalisięmusizfrontu,jakraz,noiposzlinatelasynaobławę.–Wtychlasachprzezcałąwojnęmielisiedzibępartyzan-ci?–Tusiękryli,tak.ZaNiemcamibyli,potem,jużjaktenfront przeszedł, to taka polska znów zrobiła się party-zantka,taka,o–zbierana,rozmaita.Chcielituludziecośinaczejurządzić,alenieudałosię.–CzyArmiaCzerwonazabierałatylkopartyzantów?–Oniłapali,copopadło.Izlasubrali,izdomabrali.–AjaktowyglądałowsamymDworczysku?–Totakwpołudnieraz.RuskiejechaliodOkółkatutaj,odSejnwtąstronę.Itaktelasyobstawili,takwszędziepo domach iw lasach;wszędzie ich było. I tak od razuchłopówbrali.Dlasprawdzeniadokumentówmieliupro-wadzić,awzięli,tododziśniemaśladu.Trochępolesiepociągali, pociągali dwa tygodnie, i już odstępowali, towybili,zawalili,poszli.–Czyzabranokogośzpańskiejrodziny?–Totrzech,trzechbraciiojczym.–Czteryosobyznajbliższejrodziny.–Zjednegodomu.Potrzymaliichparędni,otak–przywiosce,gdzieśtrzydni.Ipotemodegnaliichgdzieśdalej,podobniedoGib.

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

116

CzasKultury 11-12/1989

–Isłuchponichzaginął?–Nozaginął.–Powszystkich?!Niktniewrócił?–Aniktniewrócił,anijeden.–Amożekomuśuciecsięudało?–Byłobysłychać.Nie.Nikt,anijedenczłowieknieurato-wałsię.Oniwszystkiebiedakiwybite.–Czyludnośćpróbowałajakośpomóctymzabranym?–Niebyłotamdostępudonich.O, jakjeszczebyliprzywiosce,tojanosił,zedwadni.Ajużpotemodegnalidalej,tojużnieposłalinikogo.Tamgłodnioni,biedni,byli.–Askądjeszczebraliludzi?OpróczDworczyska.–Atozkażdejwioski.Tuniematakiejwioski,żebyniezginął.–Toilumoglizabrać?– Ponad sześć tysięcy. Toż milicja robiła obrachunek.Wwioskachspisywali.–Toteraz,ostatnio?–No,tojuż,jakjategrobyznalazł,tamtegoroku.–Słyszeliśmy,żeRosjaniemieliinformacje,ilupowinnobyćpartyzantów,idotejliczbyłapali;czytak?–Mogło i tobyć.Tutakichbyło i tajniaków,żeontamisłużyłwtejpartyzantce,potemonzobaczyłswoich,towyszedłiwyjawiłwszystko.–Słyszeliśmyteż,żezRosjanamibylijacyśPolacy…–AtociUB-owce,copomagalidlatychRuskich.Onibyliwmilicjipierwszejpowojennej,todziałalizatymrządem.TooniRuskimnapewnopomagalizawalać.–Jedenznichjużnieżyje,dwóchzostało–włączasięprzy-rodnibratpanaStefana,panWładysławWołosz.– Jeden

117

jestwKielcach.Jegosynypułkownikamiwmilicji.Samwo-jowałztymiPolakami,potemsynówpuściłwmilicję.Tamzagrożonedomy,tamunichnicniezrobisię.Najwyżejjak-bymożegdzieserceskoczyło, sambyprzedśmierciąpo-wiedział.Onimusieliteżprzysięgęskładać,żeniezdradziikoniec.Ajakumrze,toiktobędzieszukał.–Czypowojniewogólemówionocośozaginionych?–Anie,nie–nic.Cichoicicho.Teraz,o–jaktegroby...–Iniktnieszukał?–Atoż,jakktoszukał,toszukał.Przeztewszystkielata.Pocałymświecieichszukał.WGenewieCzerwonyKrzyższukał.–Inikogonieznaleziono?–Niemanigdzie,niema.–Atu,międzysobą,ludzieniestaralisiędochodzić,jaktosięodbyło?Nieszukaliwlesie,odrazupowojnie?Zkaż-dejwioskibrali,toniemoglijakośrazem...– Mogli, żeby tak, o – dzisiejszy rozum mieli. Kobietasweterwlesieznalazła,poznała,żetomęża.Jejszwagierunas,jaknapiłsię,topłakał,żebratakościwidział.Alebojałsięgadać.Botowtamtychlabach,jakbycoś,tego,powiedział,tozarazbyzabralii...dowięzienia.–Tonawetzestrachunieszukali...–Nie.Każdysiedziałiczekał.–DopierowzeszłymrokunatrafiłPannagroby...KomuPantozgłosił?–Jazgłosiłdonadleśnictwa,izaraznaposterunkudowie-dzielisię,apotemtojużprzyjechali...–AcoPanpowiedziałwnadleśnictwie?–ŻePolakówznalazł,kościpolskie.

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

118

CzasKultury 11-12/1989

–Iwtedyprzyjechałakomisja?–Powiedzieli:„Towładzapolskajest”,isprowadzilitąko-misję.–Przyodkopywaniutotamnarodubyło,jaknaodpuście–mówipanWładysław.–Milicjastojała,niepuszczała,ale wiadomo – tyle ludzi, każdy chce zobaczyć. A cia-snowtymlesiebyło, tamisamochodów...Oniogłosili,wgminie:wtymdniubędąekshumacjęrobili.Tychro-botnikówwynajęliswoichirozkopywali. I tąszczotecz-kąwymiecionewszystko, fajnie, i równoułożone– takniemożnanic zarzucić.No, ale żeby tak, jak rozkopali–dokońcarozkopali.Jakbynieskończyliwjedendzień,tobydrugidzień,trzecidzień...Atak,jakzobaczyli,żenogamipowiązanebyli,tokoniec.Przerwałtencały,jakon?–prokurator.Zasunęliwszystko,jakbyło...inatymskończyłosię.–Pierwszyrządkopali–panMoszczyński.–Bliżejdrogiidziedrugi.Wystraszylisięwtymdrugimrzędzie,żetopowiązanenarodybyli...–Towyglądałonateto,corozkopanebyło.Corozkopali,tofaktyczniewyglądałonate…No–fajniekopane,rów-no,odstępy,iteludzierówne,takieteszkieletyludzkie.TowyglądanaNiemców.–MożetambyłowziemiparętychNiemców,aprzytymtychpochowali.–Ale kiedy ciNiemcybylibypochowani–napoczątkuwojny?–Nie,to jużteraz, jaktawojna,coRuskiegnali ich.Tooni pochowali się… A potem, przy tych mogiłach nie-

119

mieckich,tychnaszychułożyli.Ateprzyjechali,Niemcówodkopali…–Tychpowiązanych,totylkodwóchodkopali–panWo-łosz.–Zanogilinkązwiązanebyli.TopocobyjużNie-miecswoichludziciągnąćlinkami?Skorotychpochowałrówno.Wtymdrugimciągutojużpłyciejbyłykości,jużnictakrówno,więcejpodukosem.–Tujesttylkopoczątekich.Nastronie,gdzieśniedalekomusząjeszczebyć.Trudnoznaleźć.–Jedenmłodymówił,żejesttrzypostopięćdziesiątme-tryiludziamizawaloneibankamiruskimizajeżdżone.–To,ktotomówił?–Ato,jakraz,telewizjabyła.Jedentuzajechałpomnie,mówi:„Pokaż,gdzietegroby,botutelewizjaprzyjecha-ła”.Mywsiedli,pojechali.Patrzymy,atusamochódmi-licyjnystoiichodząztymikamerami.Cojest?Itakdokażdego, żeby, cowie,o tak,o– rozmawiać.No to, cowiedział,topowiedział,aconiewiem,tocojapowiem?Atakimłodyzwąsikamiwyszedł,chodzikołotychgro-bów.Mówi:„Zapalimy”.„Tulas,niewolno”.„Aletupia-skujest”.Taksobieprzykucnęli.Mówi:„Tujesttylkopo-czątki,tujesttrzypo150metryzludziamizawalone...”Ajakraz,komendantzposterunkuzGibpodchodziłdonas,mówi:„Przestańcieterazrozmawiać”.Tomyprze-stali.–Atenmłodywiedział,gdziesątemogiły?–No,ontakniepowiedział,wktórymmiejscu.Ajamó-wię:„Anazwiskomogęwiedzieć?”„Nie”,mówi,„niepo-wiem”.Ja jemuswojepowiedział.Co jabędętaić?„Jak”,

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

120

CzasKultury 11-12/1989

mówił, „kiedy ucichnie, spotkamy się, porozmawiamy”.Alenaraziejajegodotejporyspotkaćniemogę.–Askądtakimłodymógłwiedziećotym?–Jemumusiałktośpowiedzieć.Możewtenczas, jaktuodkryligroby,tojemuktośpowiedział.–WspomniałPanotelewizji...–O,tapolskatelewizja,toonapóźniejprzyjechała.Przyrozkopywaniujejniebyło.Totylkotezagranicznebyli.–Zagranicznidziennikarze?–Przysamymtymodkopywaniubyłdziennikarzztego,no…Reutera.Apotem to zgazetybardzodużo tubyłotychludzi.Mówili,żetoniebardzoprzyjemnie:zagranicajużśpiewa,amynicniewiemy,żejaktojest?–Tożebycośmieniłoś, to też ibyłybyteposzukiwaniaprędko,atak...Zatymrządem,tonicniedojdzie.Imterazwstydwielkiprzyznaćsiędotakiejroboty.Rządnapewnowie,ktotozrobił,tonimi...OKatyniujak?–40lat,ate-raz,o, jaknastał ten...Gorbaczow,towyjawiłwszystko.Atylelatbyłotajemnicą...Itutaksamo.

W tym miejscu moje dociekanie prawdy właściwie siękończy–dotarłem,mimoodległości,naSuwalszczyznę,do ludzi, którzy pamiętają. Pamięć jednak to instancjaszczególniewrażliwanaupływczasu–aminęłoprzecieżlatzgórą40–stądobraz, jakiudałomisięodtworzyć,jest siłą rzeczy niekompletny. Przeto bliżej zaintereso-wanymsprawąGibpolecam tekstFeliksa JankowskiegoJeszcze jeden Katyń,zamieszczonywparyskiej„Kulturze”wlistopadzie1988,któryprzeczytałemjużponapisaniumojego reportażu.Daje onwmiarę pełnewyobrażenie

121

zarównoowydarzeniachzlipca1945,jakioichdzisiej-szychreperkusjach.Sens mojej wędrówki był nieco inny, bardziej osobisty:zmaganiezpokusąobojętności.„Cóżmniewkońcuob-chodząlosytychzaginionychprzedlatyludzi?”.Szczęśli-wytrafsprawił,żeprzebyłem–krągzakręgiem–drogędomiejsca,gdzieprzepadli,jakkamieńwwodę.

Marek Wedemann, Kręgi na wodzie

122

CzasKultury 11-12/1989

Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich w II RzeczypospolitejIwo Werschler

Kiedyzaświtał ranek1 listopada1918roku,zdumionymoczomPolakówzamieszkującychweLwowie,ukazałysiępowiewającenawietrzeniebiesko-żółteflagi.Lwów,któ-regowłączeniawnajbliższymczasiewskładodradzają-cegosiępaństwapolskiegooczekiwali,byłwukraińskichrękach.Wtymsamymdniurozpoczęłasięwięckontrak-cja polskich organizacji oraz ludności cywilnej. ZaczęłarodzićsięlegendalwowskichOrląt.

Wydarzenia te wspominamy najczęściej, kiedymyślimyi mówimy o genezie konfliktów polsko-ukraińskich, ja-kichwidowniąbyłydziejeIIRzeczpospolitej.Czyjednaksłusznie? I czy nie zbyt jednostronnie oceniamy tamtewydarzenia?Cowiemynaprawdęowzajemnychstosun-kachnaszychnarodów,ilewtejwiedzystereotypówalbopo prostu mitów? Nawet najobszerniejszy artykuł niemoże ukazać w dostatecznym stopniu całej złożonościtegoproblemu.Dlategochciałoby sięodesłać ciekawych

123

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

przede wszystkim do literatury. Cóż jednak zrobić, gdyjest ona niezwykle szczupła i przy tym trudno dostęp-na.Oto bowiemznakomita praca JanaKozika, dotyczą-ca narodzin ruchu narodowego Ukraińców galicyjskichwokresieWiosnyLudów,kapitalnadlazrozumieniagene-zykonfliktupolsko-ukraińskiego,zostaławydanaw1975rokuwnakładzie710(tak!)egzemplarzy,anakładjednejznajnowszychpozycji,poruszającejproblemukraińskie-goruchunarodowegowGalicjiWschodniejwlatach1912–1923,którejautoremjestTadeuszDąbkowski,wynosi900egzemplarzy.

Spróbujmywięcprzypomniećpodstawowefakty.

KiedypodkoniecXVIIIwiekudokonanorozbiorówPolski,nastąpiłwrazznimirozbiórziemukraińskich.Niepierw-szyzresztą.Wcześniej,bojeszczew1667roku,namocyrozejmu andruszewskiego podzieliły się ziemiami ukra-ińskimi Polska i Rosja. Teraz, po 1795 roku, większośćUkrainy, z prastarą jej stolicąKijewem, dzierżyłaRosja.Drugą,znaczniemniejszą,złożonązterytoriumRusiHa-lickiej,BukowinyitakzwanejRusiWęgierskiej(nazywa-nejpóźniejZakarpackąlubPodkarpacką)–Austria.Zie-miomzabranymPolsceAustriacynadalinazwęKrólestwaGalicji iLodaneriiGalicji–odHalicza,LodaneriizaśodWłodzimierza, który zresztą, podobnie jak Wołyń, doktóregonależał,znalazłsięwgranicachpaństwacarów.Galicjabyłakrajemniejednolitymnarodowościowo.Wjejwschodniej części, za Sanem, większość mieszkańcówstanowiliUkraińcy.Austriacyjednaknieodrazutosobie

124

CzasKultury 11-12/1989

uświadomili.Byłotakdlatego,ponieważludnośćukraiń-skawGalicji,podkoniecXVIIIwieku,składałasięniemalwyłączniezchłopów.Bylionijeszczewówczaspozbawie-nipoczucianarodowego.Ukraińscybojarowie i szlachtaulegliwprzeszłościpolonizacji.Ale,jaknapisałWilhelmFeldman,„Polskaszlacheckazasymilowawszygarśćboja-rówiszlachtyruskiej,zpogardąodtrąciłaodłonawspól-negoduchowieństwoiludruski”.Teraz,awięcporozbio-rach,Polacy twierdzili iwierzyli, iżowiRusini to jedenzeszczepównarodupolskiego.PodobniejaknaprzykładŚlązacyczyKaszubi.

Odrodzenie narodowe Ukraińców galicyjskich dokonałosiępomiędzypowstaniemlistopadowymaWiosnąLudówibyłowznacznymstopniuefektemniezamierzonympol-skiej działalności niepodległościowej. Wtedy to, przedewszystkim dzięki takim ludziom jak Markian Szaszke-wycz,JakiwHołcwaćkyjiIwanWahylewicz,którychnazy-wano„RuskąTrójcą”,zaczęłorozwijaćsiępiśmiennictwoukraińskie oparte na języku ludowym i odrębnym alfa-becie.Wtedytakżezaczęłypojawiaćsiępierwszeoznakiprzyszłego antagonizmu polsko-ukraińskiego, które nieuszły uwadze panujących w tym kraju Austriaków. Onitoudzielilipoparciaukraińskiemuruchowinarodowemu,któryod1846rokustajesięjużwpełnizagadnieniempo-litycznym.

DlawieluPolakówobjawieniesięukraińskichaspiracjina-rodowychbyło czymśzaskakującym i oburzającym.Żą-daniaukraińskieiuciekaniesiępodopiekęAustriitrakto-

125

wanojako„zdradę”.DowyjątkównależałytakiejednostkijakksiążęLeonSapieha,któryjużw1848rokumówił,że„Rusinom przynajmniej równouprawnienie się należy”,ponieważGalicjawschodnia „to kraj ruski”.Gdy jednakUkraińcyuroczyściedeklarowali,iż„myRusinigalicyjscynależymydowielkiegoniskiegonarodu,który15milio-nów liczy, (który)byłniegdyśsamodzielnym,wyrówny-wałw sławie najmożniejszymnarodomEuropy”, Polacynadalodmawialiimprawadotejodrębności.

Sprzecznościnarodoweznajdowałyteżpożywkęwstruk-turze gospodarczej Galicji. Gdy bowiem Ukraińcy, jakwspomniałem,bylinarodemchłopskim,aichinteligencjęstanowiliniemalwyłącznieduchownigreckokatoliccy,spo-łeczeństwopolskiewGalicjiskładałosięzewszystkichklasiwarstwnormalnierozwiniętegonarodu,awewschodniejjejczęściwarstwywyższe–szlachtaimieszczaństwobyłypolskie.Naturalnekonfliktyklasowe,wynikającezposia-daniaprzezszlachtęmajątkówziemskichiuciskuchłopów,rzutowałytutajnastosunkinarodowościowe.

Stan ten zaostrzył się w dobie autonomii galicyjskiej,kiedy również w wielu dziedzinach życia publicznegokierownictwo znalazło się w rękach polskich. Wybitnyhistoryk, jeden z filarów stronnictwa konserwatywnegorządzącegoprzezwielelatGalicją,JózefSzujski,konstatu-jącjużw1866roku,iżkonfliktpolsko-ukraińskijest„nie-zawodniepierwsząwewnętrznąkwestiąkraju”,apelował:„wobecRusinówniebądźmywięclachami,którzyimob-mierzli[...]nieprzeczmyimprawarozwojunarodowego”.

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

126

CzasKultury 11-12/1989

Takiegłosyrozsądkunieodnosiłyjednakwiększegoskutku.Tymczasemstronnictwoukraińskie,zwane„świętojurskim”(od siedziby metropolity greckokatolickiego we Lwowie –katedryśw.Jura–Jerzego),zrażonedoAustrii,przeszłonatorywspółpracyzRosją.Szkoda,iżPolacy,którzynazwalije„moskalofilskim”,nieumieliwyciągnąćwnioskówzrozpacz-liwegozawołaniajednegozposłów–świętojurcówwsejmiegalicyjskim:„Jeżeliistotniemamyutonąć–chcemyjużra-czejutonąćwmorzurosyjskim,niżwkałużypolskiej!”.

PrzełomXIX i XXwieku to okres gwałtownego rozwo-ju ideologii nacjonalistycznej. Po stroniepolskiej repre-zentowałojąStronnictwoDemokratyczno-Narodowe,poukraińskiejzaś–UkraińskaPartiaNarodowo-Demokra-tyczna.Mimo iż równocześnie rozwijały się także inneruchypolityczne,przedewszystkimsocjalistycznyiludo-wy,ideologianacjonalistycznaprzeniknęłanajgłębiejobaspołeczeństwa.Prowadziłotodocorazczęstszychicorazostrzejszychstarć.Szczególnegorozgłosunabrałozamor-dowanienamiestnikaGalicji,AndrzejaPotockiegoprzezUkraińca,MyroslawaSiczynśkoho,w1908roku.

Wowymczasie społeczeństwoukraińskieGalicjimogłojużposzczycićsięwielomaosiągnięciami.Rozkwitałyto-warzystwaoświatowe inaukowe,wśródktórychnajbar-dziejznaczącerezultatyosiągnęły:Towarzystwo„Proświ-ta”,Towarzystwo„RidnaSzkoła”iNaukoweTowarzystwoim. Tarasa Szewczenki. Do wzrostu świadomości naro-dowejszerokichrzeszspołeczeństwaukraińskiegoprzy-czyniały się także organizacje sportowo-gimnastyczne

127

„Sokił”i„Sicz”orazkołaskautinguzwanego„Piastem”.Wdziedziniegospodarczej,mającejszczególnywpływnaszerokie masy chłopów, ogromnego znaczenia nabierałruchspółdzielczy.

Osobnąpozycjęwukraińskimżyciunarodowymzajmo-wałaCerkiewgreckokatolicka,którąod1900rokukiero-wałmetropolitaAndrijSzeptyćkyj, starając sięnadawaćjej charakter narodowotwórczy. Szkicując nawet najbar-dziejpobieżnienarastanieukraińskiejświadomościnaro-dowejniemożnapominąć faktu, jakimbyłoobjęcieka-tedryhistoriiUkrainynaUniwersytecieLwowskimprzezprofesora Mychajłę Hruszewśkoho, przybysza z Kijowa.On to zaczął konsekwentnie zastępować będący dotądwużyciutermin„Rusin”,terminem„Ukrainiec”.

Ten rozwój ukraińskiego życia narodowego, wzrastająceaspiracje do roli wyłącznego gospodarza w części GalicjipołożonejnawschódodSanu,natrafiałynazdecydowanyopórPolaków.Naprzeszkodziestały,rzeczjasna,nietylkoemocjenacjonalistyczne.Trzebapamiętać,iżkrajtenprzezponadpółtysiącalatnależałnieprzerwaniedoPolski.Po-lacyuważalisiętutakżezaautochtonów.Zresztą,nazie-mitejodwiekówmieszkalitakżeOrmianie,Żydzi,Niemcy.Wśród Ukraińców nie brakowało takich, którzy uznawaliprawoPolakówdowspółżycianaziemi,gdziemałżeństwamieszane,polsko-ukraińskie,byłynaporządkudziennym,gdziewspólnie obchodzono święta kościelne i cerkiewne,utrzymywanolicznekontaktytowarzyskie.JeszczewczasieWiosnyLudów IwanHrabiankaostrzegał swych rodaków

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

128

CzasKultury 11-12/1989

przednienawiściąpisząc, że „podobnie jakPolskaupadłaprzezuciskiprzeciwstawianiesięwolnościUkrainy,upad-nie isprawaukraińska, jeślinarodowośćukraińskaokażesięnieżyczliwaiwroganarodowościpolskiej”.Uzupełniał,ten pogląd Wasyl Podołyńskyj, który wzywał do utrzy-mania przyjaźni z narodem polskim, bo choć Ukraińcysą odwiecznymi gospodarzami tej ziemi, to za Polakamiprzemawiaprawozasiedleniaigościnności.Przestrogita-kienapoczątkuXXstuleciabyłyjednakzagłuszaneprzezobustronną,hałaśliwąpropagandęnacjonalistyczną.

Zbliżająca się pierwsza wojna światowa skłaniała obaspołeczeństwa do poczynienia pewnych przygotowań.GdywięcPolacyorganizowalizwiązkiparamilitarnejakStrzelecczyDrużynyStrzeleckie,Ukraińcyzakładaliswo-jeZwiązkiSiczowe.Ciekawe,iżprzywódcapolskiegoru-chuniepodległościowego,JózefPiłsudski,dalekiodnacjo-nalizmu,myślącowywołaniupowstaniaprzeciwkoRosji,uwzględniał w swoich planach ruch ukraiński, świad-czyotymjegowystąpieniewroliprelegentanajednymzzebrańagitacyjnychwsaliPowiatowejSiczyweLwowiew 1911 lub 1912 roku. Fakt ten przypomniał w oparciuo relacjęUkrainkiOłenyDaszkewycz, sumienny badaczT.Dąbkowski.

Wojnaświatowa1914–1918miałaogromneznaczeniedlarozwojuaspiracjinarodowychUkraińców.PodczasgdyPo-lacybylirozdzieleninadwieorientacje,zktórychjednazewzględówtaktycznychwspółpracowaładopewnegocza-suzpaństwamicentralnymi,drugazaśliczyłanaEnten-

129

tę,Ukraińcygalicyjscydokońcapozostali lojalniwobecAustrii.JeszczepoogłoszeniumanifestucesarzaKarola,16października1918 roku, zapowiadającegoprzekształ-cenie dualistycznej monarchii w Państwo związkowe,nowoutworzonaUkraińskaRadaNarodowaproklamowa-łakreowaniepaństwaukraińskiegowskładziemonarchiihabsburskiej.Jesttootyleznamienne,iżwtymczasie,pozwycięstwierewolucjiwRosji,podjęte jużzostałypróbybudowyniepodległegopaństwaukraińskiegona terenieUkrainyNaddnieprzańskiej,wpostaciUkraińskiejRepu-blikiLudowej(URL).Dopierowobliczucałkowitegorozpa-duAustro-WęgierkiedyPolacyutworzylijużwKrakowielokalnąwładzęw formiePolskiejKomisjiLikwidacyjnej,aCzesiiSłowacypołączylisięwniepodległejCzechosło-wacji, przywódcy Ukraińskiej Rady Narodowej zgodzilisię przyjąć plan sotnykaDmytraWitowśkoho i zbrojnieprzechwycićwładzęwGalicjiWschodniej,abynastępniepołączyćjązpółnocno-zachodniąBukowinąiRusiąZa-karpackąwniepodległepaństwo.Takdoszłodo„zama-chu na Lwów” i wojny polsko-ukraińskiej, która trwałaod listopada1918do lipca 1919 roku.Podczas tychnie-spełnadziewięciumiesięcypowstałopaństwoukraińskieonazwieZachodnioukraińskaRepublikaLudowa(ZURL)orazjegosiłazbrojna–ArmiaHalicka.Jednakżenadzie-jeUkraińcównazbudowanieniepodległegopaństwanieziściłysię.WwalcezPolskąuległaZURL.NiepowiodłasięteżbudowaniepodległegopaństwanaUkrainieNad-dnieprzańskiej–UkraińskiejRepublikiLudowej.Jejprzy-wódca,SemenPetlura,zawarłzPolskąsojuszrezygnujączGalicjiWschodniej.Jednakwyprawakijowska1920roku

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

130

CzasKultury 11-12/1989

zakończyłasięniepowodzeniem.Traktatryskipodpisany18marca1918rokuprzekreśliłnietylkonadziejePolaków,zwolennikówkoncepcji federalistycznej, ale takżeUkra-ińców.NawschódodZbruczapowstałaUkraińskaSocja-listycznaRepublikaRadziecka,któraw1922rokuweszław skład ZSRR.Nie zaspokoiła ona aspiracji Ukraińców-niepodległościowców.

Wojnapolsko-ukraińska lat1918–1919miaładalekosięż-nekonsekwencje.Polacy,chociażodniesionezwycięstwanapawałoichdumą,wynieślizniejgłębokiurazdoUkra-ińców.Oskarżaliichozdradę,ochęćwydarcianiezależnejPolsce dzielnicy. Ze zgroząwspominali kilkumiesięcznerządyukraińskie,kiedy„niszczonopomnikiMickiewicza,bito na ulicy rozmawiających po polsku”. Przypomina-li także nieludzkie warunki, w jakich trzymano jeńcówiwięźniówpolitycznychginącychzgłoduwobozachdlainternowanychlubmordowanychbezsądu.RównieżdlaUkraińcówbyłtookresbrzemiennywskutki.Wojnaporu-szyłaszerokiemasychłopstwaukraińskiego.Przezszere-giArmiiHalickiejprzeszłookoło150tysięcyUkraińców,wzaciętychwalkachwyrabiali oni i umacniali poczucieodrębnościnarodowejinienawiśćdoPolaków.Powojniestali się nosicielami ideologii niepodległościowej wśródludności ukraińskiejwMałopolsceWschodniej – jak odmarca1920rokuoficjalnienazywanokrajnoszącyzarzą-dówaustriackichnazwęGalicjiWschodniej.NienawiśćdoPolski pogłębiły surowe rządy, jakie nastały po upadkuZURL.Naemigracji,wWiedniu,gdzieznalazłschronienierządZURLidyktatorJewhonPetruszewycz,publikowano

131

wiele materiałów ukazujących bezwzględność Polakówmszczących się na pokonanych Ukraińcach. Ogłoszonomiędzy innymi, iżwobozach internowanychzmarłonatyfusiczerwonkęokoło25tysięcyUkraińców.

Niebezśladupozostałytekrótkotrwałerządybolszewic-kienaziemiachzachodnioukraińskichw1920roku.Pod-czasmarszuArmiiCzerwonejnaPolskępodsycanebyłynadzieje chłopów. Obiecywano im ziemię. KomuniściukraińscynawiązaliłącznośćzdowództwemFrontuPo-łudniowegoArmiiCzerwonejiKCKP(b)Ukrainyiwspól-nieopracowaliplanpowstanianatyłachwojskpolskich.Sprawątą interesowałsięosobiścieLenin,którywtele-gramiedoprzewodniczącegoTymczasowegoGalicyjskie-goKomitetuRewolucyjnegozapytywał:„Coczynisię,bychłopigalicyjscywszczęlipowstanie?Uzbrojenieposłali-śmywam.Czydostatecznąilość?”izachęcał:„Bezlitośnierozprawiajciesięzjaśniepanamiikułakami”.

Dodatkowymczynnikiem,któryaktywizowałUkraińcówgalicyjskich, były rozgrywki polityczne wokół proble-muprzynależności państwowejGalicjiWschodniej.Mo-carstwaEntentybowiemniekwapiłysięzprzyznaniemtego kraju Polsce. Jeszcze podczas trwania konferencjipokojowejwParyżuwysuwanoróżneprojektyrozwiąza-niaproblemu,między innymizamierzanooddaćGalicjęWschodnią pod opiekę Ligi Narodów z udzieleniem jejmandatujednemuzsąsiadów–RumuniilubCzechosło-wacji.Ostateczniejednakustąpionoprzedfaktamidoko-nanymi.15marca1923rokuRadaAmbasadorówEntenty

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

132

CzasKultury 11-12/1989

zatwierdziłaostateczniegranicęwschodniąPolskizgod-niezpostanowieniamipokojuwRydze.

Rozważającdotychczasproblemstosunkówpolsko-ukra-ińskichzwracałemuwagęwyłącznienaGalicjęWschod-nią.JednakżeniebyłaonajedynymterenemzasiedleniaUkraińców,jakiznalazłsięwgranicachIIRzeczypospoli-tej.ZamieszkiwalionibowiemrównieżWołyńipołudnio-wączęśćPolesia,aznaczneichgrupyznajdowałysięnaterenieChełmszczyzny iwwąskimpasie ciągnącymsięwzdłużKarpatażpoSzczawnicę.

TrudnodziśustalićdokładnieliczbęUkraińcówżyjącychw granicach odrodzonego po pierwszej wojnie państwapolskiego.Badaczeprzyjmująnajczęściejcyfrępięciuipółmiliona. Stanowiło tookoło16procent ludności IIRze-czypospolitej.MiędzyUkraińcamizamieszkującymiróżneregionypaństwapolskiegowystępowały istotneróżnice.Około60procentniemalwyłącznieżyjącychwMałopolsceWschodniej,wyznawałogrekokatolicyzm.Natomiastreli-giąUkraińcównaWołyniu,PolesiuiChełmszczyźniebyłoprawosławie.Obiegrupydzieliłtakżestopieńświadomo-ścinarodowej.Zdecydowaniegórowalipodtymwzględemmieszkańcytrzechwschodniomałopolskichwojewództw:lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. Nato-miastobiegrupyłączyłopodobieństwopołożeniaekono-micznego;Ukraińcywswójmasiebylichłopami.

FormalniebiorącstanowiliUkraińcymniejszośćnarodo-wąwpaństwiepolskim.Jakotacykorzystalizopiekipraw-

133

nej,którązapewniałyimkonstytucjepolskieorazpodpi-saneprzezPolskęukładymiędzynarodowe– takzwanymały traktatwersalski i traktat ryski.W rzeczywistościnigdyniecieszylisiępełnymrównouprawnieniemimielipoczucie,iżsąobywatelamidrugiejkategorii.Różnebyłytego przyczyny. W Galicji Wschodniej pozbawiono ichwielupraw,zktórychkorzystaliprzedwojną.JakpodajeK.Pobóg-Malinowski,podwpływempropagandynacjonali-stycznejprawicyzazdradęnarodowąuważano„przyjęcienasłużbępaństwowąnietylkorodowitegoUkraińca,alenawetPolakaomieszanejkrwi”.Wszkolnictwie,zarównowGalicji,jakinaWołyniugórębrałatendencjapoloniza-cyjna.NaterenachnależącychprzedwojnądoRosjidraż-nionouczucia religijne ukraińskichmas prawosławnychakcjąrewindykowaniadawnychkościołów,przerobionychzacaratunacerkwie.Nicteżdziwnego,iżUkraińcyusto-sunkowalisię,wwiększości,dopaństwapolskiegowrogo,traktującjejakookupanta.IchopórpodsycałemigracyjnyrządPotmszewyezaorazutworzonaw1920rokuwPradzeUkraińskaOrganizacjaWojskowa(UWO),naktórejczelestanąłpłkJewhenKonowaleć.Jejkierownictwo,podobniejak powstałej kilka lat później Organizacji UkraińskichNacjonalistów, znajdowało się stale za granicą. Korzy-stałoonozpomocyipoparciawrogichPolsceczynnikówwpaństwachościennych:Niemczech,Czechosłowacji,Li-twieiWolnymMieścieGdańsku.

Jeśli idzieo inneorganizacjepolityczne, lojalniedzia-łające w Polsce, to największe wpływy w społeczeń-stwieukraińskimposiadalinarodowidemokraci,którzy

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

134

CzasKultury 11-12/1989

w1925rokuzorganizowalipartięonazwieUkraińskieNarodowo-DemokratyczneZjednoczenie(UNDO).Roz-wijały się również inne ruchy polityczne jak ruch so-cjalistyczno-radykalny,socjaldemokratycznyikomuni-styczny.Ichwpływybyłyjednakznacznieskromniejsze.Zmalałozdecydowanieznaczenie silnegoprzedpierw-szą wojną światową w Galicji ruchu moskalofilskiego.NarodowcyzWołyniaweszliw1925rokuwskładUNDO.Ponieważ,jakwspomniałem,podwzględemstanuświa-domości narodowej Ukraińców zamieszkujących byłąGalicjęWschodnią,aichrodakówzWołyniaczyPolesiazachodziłypoważne różnice,władzepolskieobawiającsięnapływunaWołyń ideologiinacjonalistycznej,dą-żyłydoodizolowaniagoodGalicji,pilniestrzegąc takzwanego kordonu sokalskiego.

W latach 1921–1924 można zaobserwować liczne próbyoporuzestronyUkraińcówwobecwładzpolskichiichza-rządzeń.UkraińcywMałopolsceWschodniejzbojkotowa-liwięc spispowszechnyw1921 iwyboryparlamentarnew 1922 roku. UWD rozpoczęła serię zamachów terrory-stycznych.Między innymi9września1921 rokupodjęłanieudanąpróbęzabiciaweLwowienaczelnikapaństwa–JózefaPiłsudskiego.15października1922rokubojownicyUWDzamordowalinastacjiSapieżankaUkraińca,SydoraTwerdochliba,reprezentantakierunkuugodowegoikan-dydatanaposła do sejmu, a 25września 1924 rokuusi-łowanorównieżpozbawićżyciaPrezydentaRPStanisła-waWojciechowskiego,któryprzybyłnaotwarcieTargówWschodnichdoLwowa.

135

NaWołyniurozwijałsięorganizowanyprzezkomunistówruchpartyzancki. JednakprzedstawicielespołeczeństwaukraińskiegonaWołyniu,PolesiuiChełmszczyźniewzię-liudziałwwyborachparlamentarnych1922roku,wcho-dzącwskładBlokuMniejszościNarodowych.Wjegora-machzdobyli20mandatówdosejmui6dosenatu.Oichstosunku do Polski świadczyćmogą słowa, jakiewypo-wiedziałwsejmieposełPidhirśkyj:„My,przedstawicieleWołynia,Chełmszczyzny,Podlasia iPolesia,oświadcza-myztej trybuny,żedążeniemnaroduukraińskiego jestwskrzeszenieniepodległegopaństwaukraińskiego”.

WokresiefunkcjonowaniawPolscetakzwanejdemokra-cjiparlamentarnej(1921–1926)rządypolskieniezdołaływypracowaćjasnejikonsekwentnejpolitykiwobecUkra-ińców.PróbętakąpodjąłjedyniedrugirządWładysławaGrabskiego, sprawując władzę od końca 1923 do końca1925roku.Ponieważjesienią1924rokumijałterminre-alizacjiustawysamorządowej,którąPolska–chcącskło-nić mocarstwa zachodnie do ostatecznego uznania jejwschodniejgranicy–dobrowolnieprzyjęław1922roku,rządwniósłdosejmuprojektustawojęzykuurzędowymaparatuadministracyjnegoisądownictwaorazoorgani-zacji szkolnictwana kresachwschodnich, które następ-nie sejmuchwalił 31 lipca1924 roku.Celemustawbyłorozwiązanieproblemumniejszościsłowiańskichwduchuasymilacji państwowej. Zapewniając przewagę językowipolskiemu, uznawano częściowoprawa językówukraiń-skiego i białoruskiego. W szkolnictwie wyrażało się tow tworzeniu szkół utrakwistycznych (dwujęzycznych).

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

136

CzasKultury 11-12/1989

Wrzeczywistościrealizacjatychustawuderzyłaboleśniew szkolnictwo ukraińskie. Jeśli bowiem w roku szkol-nym 1922–1923 było w Polsce łącznie 2993 szkół ukra-ińskich (powszechnych), tow roku szkolnym1926–1927tylko947.Wzrosławprawdziew tymczasie liczba szkółutrakwistycznychz89do1933,alewszkołachtychupra-wianodziałalnośćpolonizacyjną.Nicwięcdziwnego,żeUkraińcy gwałtownie atakowali ustawy lipcowe. Takżepostroniepolskiejniebrakowałogłosówkrytyki.TadeuszHołówko, przedstawiciel Polskiej Partii Socjalistyczneji jeden zwybitnych znawców problematyki ukraińskiej,zarzuciłStanisławowiGrabskiemu,bratupremieraimini-strowioświaty,autorowirozporządzeńwykonawczychdowspomnianejustawy,żedokonał„pogromuszkolnictwaukraińskiegowPolsce”.

DziełemrząduWładysławaGrabskiegobyłotakżezorga-nizowanieKorpusuOchrony Pogranicza, który obsadziłgranicę polsko-radziecką, uniemożliwiając przenikaniedoPolskidywersantów.KOPprzyczynił sięzatemdo li-kwidacjipartyzantkikomunistycznejnaWołyniu.Wartowspomnieć, iż premier świadom był głównej przyczynyniezadowolenialudnościukraińskiejnaWołyniu.Dlategoopracowałprojektradykalnejreformyrolnejnaziemiachwschodnich. Projekt ten został jednak odrzucony.Tym-czasemjednązprzyczynniezadowoleniachłopówukra-ińskich była prowadzona z różnym nasileniem od 1921roku akcja kolonizacyjna. Jej rezultatembyło osiedleniedokońcaistnieniaIIRzeczypospolitejokoło200tysięcyosadnikównaKresachWschodnich.

137

Jeszcze jedna sprawa bulwersowała społeczeństwoukraińskie,główniewMałopolsceWschodniej.Byłaniąkwestia założenia uniwersytetu ukraińskiego. O wła-sny uniwersytet we Lwowie walczyli Ukraińcy jeszczezaczasówaustriackich.Pozakończeniupierwszejwojnyświatowej, szykanowani między innymi rozporządze-niemozakazieprzyjmowanianaUniwersytet im.JanaKazimierza tych, którzy nie służyli w wojsku polskimlub nie posiadali obywatelstwa polskiego, założyli weLwowietajnyuniwersytet.Uchwałasejmowazwrześnia1922 roku przewidująca utworzenie na koszt państwaautonomicznegouniwersytetuukraińskiego,zdopingo-wałaUkraińcówdostarańowłasnąuczelnię.Ostatecz-niejednakitasprawaniezostałarozwiązanapomyślizainteresowanychiuniwersytetukraińskiwwolnejPol-scenigdyniepowstał.

Przewrótmajowy1926rokuobudziłdużenadziejewśródUkraińców.Dowładzydochodziłprzecieżobózgłoszącywprzeszłościhasłafederalizmu,austamiswychwybit-nychprzedstawicieli–jakLeonWasilewskiczyT.Hołów-ko–deklarujący koniecznośćoparcia stosunkównaro-dowościowychwPolscenazasadachrównouprawnieniaisprawiedliwości.Rychłojednaknastąpiłorozczarowa-nie. Marszałek Piłsudski interesował się zagadnieniemmniejszości narodowych w Polsce tylko na tyle, na ilewiązałosięonozesprawąbezpieczeństwapaństwa.CodoUkraińcówmiałpowiadać, żeniepowinnionimiećwPolscemniej,aniżelimielipodrządamiAustrii.Nie-stetyitegonieudałosięzrealizować.Jakbowiempisze

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

138

CzasKultury 11-12/1989

W.Pobóg-Malinowski,„zmienialisiępomajuludzie,niezmieniałysięmetody”.Nowiwojewodowieczystarosto-wie, niemówiąc o niższych funkcjonariuszach aparatupaństwowego, działaliwedług słów tego samego auto-ra „w nieustannej obawie, by się nie narazić na gniewi kanonadę szowinistycznej demagogii prawicy”.W re-zultacie stosunki polsko-ukraińskie nadal znajdowałysięwimpasie.Byływprawdziepróbywyprowadzeniaichz tej ślepej uliczki.Do prób tych zaliczyć należy opra-cowanieprzezministrasprawwewnętrznych,Kazimie-rza Młodzianowskiego, „Wytycznych w sprawie sto-sunku władz rządowych do mniejszości narodowych”,powołanieKomisjiRzeczoznawcówwceluopracowaniapropozycji dla rządu dotyczących uregulowania po-szczególnychproblemówkwestiinarodowościowejorazutworzenie InstytutuBadańSprawNarodowościowych.Wszystkojednakokazywałosięwskutkachzdecydowa-nieniewystarczające.

Ciekawym eksperymentem był tak zwany programwo-łyńskiwojewodyHenrykaJózewskiego,realizowanywla-tach1928–1938.WojewodapracowałnadzbliżeniemPo-lakówiUkraińcównabaziebudowyniepodległejUkrainynadDnieprem.Byłatoidearoku1920,zbiegiemlatstają-casięcorazbardziejanachroniczną.Równocześniezwal-czał Józewski wpływy galicyjskich nacjonalistów, któreprzenikałynaWołyń.Wefekciezdołałpozyskaćniewie-luUkraińców.NaraziłsięnatomiastnagwałtowneatakiNarodowejDemokracji,która,jakzauważaAndrzejChoj-nowski,„władaładuszamiPolakównaWołyniu”.

139

ObokJózewskiegobyliwobozierządowymiinniludzie,którzy szukali rozsądnego kompromisu z Ukraińcami.Należeli donichwspomniany jużHołówko iWasilewskiorazPiotrDunin-Borkowski,pierwszypoprzewrociema-jowymwojewodalwowski.ByłnimrównieżministerBro-nisławPieracki.

AUkraińcy?W1928rokuporazpierwszypartieukraińskiedziałającewMałopolsceWschodniejwzięłyudziałwwy-borachparlamentarnych.WnowymsejmieUNDOmiało25posłów,awsenacie9senatorów.Byłoteżnajsilniejsząpartiąukraińską.JakwspominaOłeksaJaworśkyj,działacznarodowyzPodhajec,UNDOodgrywałoprzewodniąrolęwżyciuspołecznymihartowałowspólnotęukraińską.Par-tiata,jakiinnelegalnepartieukraińskie,mimostawianiastrategicznego celu budowania niepodległego i zjedno-czonego państwa ukraińskiego, była jednak skłonna zewzględówtaktycznychszukaćporozumieniazrządempol-skimchociażbywnajpilniejszychkwestiach.Jednakże,jakpodkreślawybitnyznawcastosunkówpolsko-ukraińskich,profesor uniwersytetu w Toronto, Bohdan Budurowycz,„wpływy tych stronnictw były jednak systematyczniepodcinaneprzeznacjonalistycznepodziemieodrzucającewszelkiezamysłymodusvivendizWarszawą”.

WpodziemiutymwiodącąrolępełniłaOrganizacjaUkra-ińskichNacjonalistów(OUN),którąkierowałdo1938rokuJ.Konowałeć,anastępnie,dorozłamuw1940roku,An-drijMelnyk.WłaśnieKoncwałeć,zdaniemB.Budurowy-cza,„wstopniuwiększymaniżeliktokolwiekinnyspośród

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

140

CzasKultury 11-12/1989

Ukraińców – wpłynął na kształtowanie się stosunkówpolsko-ukraińskich w tych brzemiennych latach”. CeleOUNlapidarnieokreślałjejhymn:

DlanasnajwyższympraweminakazemZjednoczoneukraińskiepaństwoPotężne,jednoodSanupoKaukaz.

Natomiast„DekalogUkraińskiegoNacjonalisty”zawierałkategorycznenakazypostępowaniaczłonkówOUN.Głosiłonmiędzy innymi:„Dążyćbędzieszdozwiększenia siły,bogactwaiobszaruukraińskiegodrogąujarzmieniainnychnarodów”oraz„każdadroga,któraprowadzidonajwyż-szegocelu,jestnasządrogąbezwzględunato,czyuinnychnazywaćsiębędziebohaterstwem,czyteżmiłością”.OUNstosowałaterrornietylkowobecPolaków.Jejofiaramipa-daliiUkraińcy,jeżelipróbowaliprowadzićpolitykęporo-zumieniazPolakamilubzajmowali–wocenieorganizacji– stanowiskonazbyt lojalistyczne.Z rąkbojowcówOUNzginęliwięcnietylkoStanisławSobiński–kuratorszkolnyweLwowie,TadeuszHołówko–wiceprezesBBWR,Broni-sławPieracki–ministersprawwewnętrznychorazwielupolicjantów,aletakżeukraińskistudentJakiwBaczynśkyjidyrektorukraińskiegogimnazjum–IwanBabij.BojówkiOUNdokonywałylicznychakcjiekspropriacyjnych,napa-dającnaambulansepocztowe,poczty,bankicelemzdoby-ciapieniędzynaprowadzenieswejdziałalności.

Kiedylatem1930rokuobiegłaPolskęfalapogłosekopro-wadzonychrokowaniachmiędzyrządempolskimaUNDO

141

idziałaczamipetlurowskimi(wPolscemiałaswojągłów-nąsiedzibęemigracjaukraińskazNaddnieprza),którychcelemmiałbyćpolsko-ukraińskikompromis,OUNprzy-stąpiła do akcji. Od lipca do listopada 1930 rokumiałomiejscetakzwaneczęściowewystąpienieOUN,czyliza-krojonanaszerokąskalęakcjasabotażowa.Polegałaonananiszczeniuurządzeńkolejowych,ścinaniusłupówtele-graficzno-telefonicznych,wzniecaniupożarówwdworachizagrodachPolaków,niszczeniuzbożaisiana,terroryzo-waniu(biciu,anawetmordowaniu)bezbronnej ludnościpolskiej.Ogółemmiałomiejsce191atakówterroru.

JózefPiłsudskipoleciłministrowisprawwewnętrznych,Felicjanowi Sławojowi Składkowskiemu, aby „podpaleń,sabotażów, napadów i gwałtów w Małopolsce Wschod-niej nie [...] traktować jako powstania”. Nakazał nato-miast przeprowadzić „pacyfikację” przy użyciu znacz-nychsiłpolicyjnychorazwojska.Marszałekliczyłnato,że „sama obecność wojska uniemożliwi zamachowcomterroryzowanieludności”.Organizatorompacyfikacjibyłnaczelnik, wydziału bezpieczeństwa – Henryk Kawec-ki.Wokresieod16wrześniado30 listopada1930 rokuspacyfikowanood450do700wsinależącychdo16po-wiatów. Istnieje duża rozbieżność co do ilościwsi. Sto-sowanozasadęodpowiedzialnościzbiorowej.Niszczenieukraińskichinstytucjikulturalnych,spółdzielczychorazbudynków prywatnych połączone było z naigrawaniemsięzukraińskichuczućnarodowych.Szerokostosowanokarycielesne.Wwynikupobiciabyłyofiaryśmiertelne.Ukraińcypodają,iżzmarłood7do35osób.Sątocyfry

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

142

CzasKultury 11-12/1989

niemożliwejużdozweryfikowania.WefekciepacyfikacjizabityzostałprzywódcaOUNwMałopolsceWschodniej,sotnykJulianHołowinśkyj.

Skutkipacyfikacjioceniaćnależyzdecydowanienegatyw-nie.Nawetwówczas,jeśliprzyjąć,żewładzepolskiemiaływyjątkowomałepolemanewru.Pacyfikacjapogłębiłabo-wiemuczucianienawiściUkraińcówdoPolski. JózefŁo-bodowskiwspominapolatach,jakwczasietrwaniawojnyobronnejPolskiw1939roku,podczasodwrotu,wpobliżuUewa,natknął sięnamłodegoUkraińca, z którym takąotomiałrozmowę:„–CzemużwyWarszawyneboronyły?–pytazironicznąsatysfakcjąwgłosie.[...]Aco?–odpo-wiadampytaniemnapytanie:Awyco,naNimciwcze-kajete? Czekajte, szcze zapłaczete hirkimi sljozamy, jakNimcitutkipryjdut!Zainteresowałsię,pyta,skądznamukraiński.[...]–Aniedziwsię–powiadam–żemywas,Lachów,niekocliaray…Patrz!Zdjąłmarynarkę,podcią-gnął koszulę na plecach, pokrytych sinymi i różowymibliznami.–Topamiątkapowaszejpacyfikacji.Dziewięćlattemu,takżewewrześniu.Parobczakiembyłemwtedy,jeszczedwudziestuniemiałem”.

Pacyfikacja zaszkodziła Polsce na arenie międzynaro-dowej. Ukraińcy bowiem odwołali się do Ligi Narodów,a prasa europejska, szczególnie niemiecka, szeroko roz-pisywałasięopolskichokrucieństwach.OUNnatomiastniezaprzestałaswojejdziałalności,aliczbajejczłonkównawet wzrosła.Wkrótce też przeprowadziła kolejne za-machy.

143

Bezpośrednio po zamachu na ministra Pierackiego (15czerwca 1934) zastrzelonego w Warszawie przez Hry-horyja Maciejkę, premier Leon Kozłowski zorganizowałobózodosobnieniawBerezieKartuskiejnaPolesiu.PrzezcałyokresistnieniaobozuwiększośćwięźniówstanowiliUkraińcy.

JednakżezamordowanieIwanaBabija,którybyłpatriotąukraińskimiuczestnikiemwojnyzPolską,bardzozaszko-dziłoOUN,szczególniewoczachdorosłegospołeczeństwaukraińskiego. Popularność organizacji spadła równieżdziękipotępieniu jejprzezmetropolitęAndrijaSzcptyć-koho.OUNponiosłatakżedotkliwestratywskutekroz-szyfrowania jej siatki przez polskie organa bezpieczeń-stwa.Wpolskimwięzieniuznalazłsięnawetprewydnykkrajowy, Stepan Bandera. Również sytuacja międzyna-rodowa na pewien czasmusiała skłonić nawet radykal-nie nastawionych ukraińskich działaczy nacjonalistycz-nychdoumiarkowania.Otobowiemod1929rokutrwałabezwzględna antyukraińska akcja stalinowska w USRR.Represjom wobec przedstawicieli kultury ukraińskiejtowarzyszyła okrutna kolektywizacja wsi ukraińskich,któradoprowadziłado straszliwej klęski głodu i śmiercimilionówchłopówukraińskich.WtejsytuacjinawettacypolitycyjakWiaczesławBudzyncwśkyjczyMychajłoZn-chidnyj,orientującysięwlatachdwudziestychnaUSRR,stracilinadziejęnamożliwośćzrealizowaniaukraińskichaspiracjinarodowychwramachZSRR.Cogorsza,zawódsprawiły również Niemcy, które 26 stycznia 1934 rokupodpisałyzPolskądeklaracjęonieagresji.Fakttenmiał

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

144

CzasKultury 11-12/1989

szczególneznaczenie,ponieważwieluUkraińcówwidzia-łowNiemczechpotencjalnegosojusznika.UWDzaś,ana-stępnieOUN, korzystały z protekcji różnych czynnikówpolitycznychiwojskowychwrepubliceweimarskiej.Ob-szernietraktujenatentematpracaRyszardaTorzeckiego,„KwestiaukraińskawpolityceIIIRzeszy”.Odroku1934,zewzględówtaktycznych,ograniczyliNiemcyswojepo-parcie dla ukraińskiego ruchu zwróconego przeciwPol-sce.Oczywiście,doczasu.

Niekorzystnasytuacjamiędzynarodowa,jakiocenasytu-acjiwewnętrznej,skłoniłyczęśćpolitykówUNDOdowy-sunięciaofertyugodywobecrządupolskiego.Dlaścisłościtrzebajednakzaznaczyć,iżtendencjeugodowemiaływtejpartii swoją tradycję.Bodajnajwybitniejszymzwolenni-kiemporozumieniazPolskąbyłjeszczewlatach20.Wolo-dymyrBaczynśkyj.Napoczątku1931roku,bezpośredniopopacyfikacji,rozmowymającenaceluugodęprowadziliprzedstawicieleUkraińskiejReprezentacjiParlamentarnejiPrezydiumBezpartyjnegoBlokuWspółpracyzRządem.Niedałyonewówczaspozytywnegorezultatu.Natleróż-nicwoceniewartościkompromisuzwładzamipolskimidoszłowUNDOdotarćwewnętrznych,anawetdorozła-mu.W1933rokuwystąpiłazpartiigrupapodprzywódz-twem Bnytra Palijiwa, która utworzyła Front JednościNarodowej–stronnictwoofaszyzującychskłonnościach.Nieodegrałoonojednakpoważniejszejroli.

Również wśród duchowieństwa greckokatolickiego ideaułożeniamodusvivendizPolską,miałaswoichzwolenni-

145

ków.Najwybitniejszymznichbyłbiskupstanisławowski,Hryhoryj Chomyszyn, który swoje przemyślenia na tentematzawarłwbroszurze„Problemukraiński”,opubliko-wanejw1933roku.BiskupChomyszynwyraźniepotępiłskrajnąprawicę,pisząc,iż„nacjonalizmniejestzBoga”.

Wtymczasiepostroniepolskiejszukanorównieżrozwią-zaniatrudnegoproblemu.Dowodzitegopowołanieprzezrządw1934rokuKomitetudosprawNarodowościowych.Miałon,jaknazwawskazuje,szerszezadania,aleproblemukraiński musiał z natury rzeczy zajmować najwięcejuwagijegoczłonków.

Natakimpodłożudoszłow1935rokudozawarciaporo-zumieniamiędzyrządempolskim,kierowanymprzezWa-leregoSławka,aUNDO.Porozumienietonazwano„nor-malizacją”, w wyborach parlamentarnych we wrześniu1935rokuUNDOuzyskało13mandatówdosejmui4dosenatu.WasylMudryj,przewodniczącyUNDO,zostałwy-branywicemarszałkiem sejmu.Najsilniejsze stronnictwoukraińskie w Polsce, w swej deklaracji na forum sejmo-wym potwierdziło dążenie do samodzielności państwo-wej,aleodtądnieuprawiałojużtaktykiopozycyjnej,gło-sowałozabudżetemirządowymiprojektamiustaw.RządwzamianzwolniłwiększośćprzetrzymywanychwBerezieUkraińcówiwniósłdosejmuprojektamnestii,zktóregonastępnieskorzystaliskazaniwprocesiezazabójstwoPie-rackiego.RządprzyznałkredytyukraińskimorganizacjomgospodarczymwMałopolsceWschodniej.Natymjednakskończyły się koncesje rządowe. Ukraińcy nie uzyskali

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

146

CzasKultury 11-12/1989

dwujęzycznościwoznaczeniubudynkówurzędowych,nieprzyznanoimudziałuwlokalnejadministracjianinieroz-szerzonoszkolnictwaukraińskiego.Natomiastjużw1936rokupojawiłysiędziałaniarządowe,któremusiałystawiaćpodznakiemzapytaniawartość„normalizacji”dlaUkra-ińców.

Biorącpoduwagępotrzebęwzmocnieniaobronnościpań-stwa,anietracączaufaniadoludnościukraińskiejnakre-sach, rządpodjął krokiw celu rozczłonkowaniaukraiń-skiego obszaru etnicznego. Zaczęto popierać regionalneodrębności Łemków, Bojków i Hucułów (górali ukraiń-skich). Nadal utrudniano wszelkimi sposobami kontak-ty Ukraińców z Małopolski Wschodniej z UkraińcaminaWołyniu.Popierano ruch tak zwanych starorusinów,którzymieli„pewnewpływynawsi,wszczególnościnatomkowszczyźnie”.Przyjęto zarazemprojekt kolonizacjiwschodnich rejonówPolski orazwzmocnieniepolskiegożywiołuwMałopolsceWschodniej.Takiedziałaniarządumusiały po stronie ukraińskiej budzić uzasadnionynie-pokój o sens zawartej ugody, którą Polacy najwyraźniejtraktowalijakokapitulacjęUNDO.Jużwięcwtymsamymroku w opozycji wobec kierownictwa partii znalazł się„ZwiązekUkraiński”,wktórymaktywnąrolęodgrywałaMilenaRudnyćka.

Zaostrzenie stosunków nastąpiło na krótko przed woj-ną.Przedewszystkimpolskiewładzewojskowe,wtrosceo bezpieczeństwo kraju, wzmogły działalność na rzecz„umacniania polskości” na ziemiachwschodnich. Ukra-

147

ińcówszczególniewzburzyłasprawatakzwanejszlachtyzagrodowej.Chodziłotu–jakwyjaśniaPobóg-Malinow-ski – o potomków dawnej polskiej szlachty „szaraczko-wej”,zubożałej iasymilowanejprzezukraińskieotocze-nie, co przejawiało się między innymi w uczęszczaniudocerkwi, anawetużywaniu językaukraińskiego. Innasprawa,iżwdalekiejprzeszłościprzodkowietej„szlach-ty” w ogromnej większości wywodzili się z Rusinów,awięcterazwłaściwiewracalinałonowłasnegonarodu.Czynniki wojskowe jednak uznały, że „byłoby błędemigrzechemnarodowymdalszetolerowanietakiegostanurzeczy,wktórymPolakwwolnympaństwiepolskimwy-naradawiasięisiłąfaktuprzechodzinastronęprzeciwni-kówpolskiejpaństwowości”.Wychodzącz takiegoprze-konania,zaczętoorganizować„koła”i„gniazda”szlachtyzagrodowej,którychnaprzełomie1938i1939rokubyłojuż ponad 800, a skupiały około 530 tysięcy członkówwrazzrodzinami.Ukraińcynaturalnie„wszczęliodrazuhałaśliwą propagandę, oskarżając Polskę o przymusowewynaradawianie ludności ukraińskiej”. Zaktywizowałosięznówpodziemie.Miałymiejsceaktyfizycznegoimo-ralnego terroru.

Do największego zaostrzenia sytuacji doszło w Tarno-polskiem, do czego przyczyniły się odwetowe działaniaPolaków,organizowanychwtymceluprzezwojskowych.„WnetodżyłytumetodyOUN–podpalaniezagródpol-skichidworów,stodół,stogówsiana,niszczeniezbiorów,zbójeckienapadyimorderstwa”.Doprowadziłotodopo-nownejakcjipacyfikacyjnej,podobnejdotejz1930roku.

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

148

CzasKultury 11-12/1989

Przeprowadził ją generał Gustaw Paszkiewicz, „szybko,z rozmachem,bezwzględnie ibrutalnie”–piszePobóg--Malinowski.

Także na Wołyniu stosunki gwałtownie się pogorszy-ły.Wobecatakówszowinistycznejprawicypolskiej ina-cisków armii, odwołany został wojewoda Józewski, a wstosunku do Ukraińców zaczęto stosować bezwzględnąmetodę „trzymania za łeb”. Ponieważ, pomimo prze-szkódczynionychprzezwładze,naWołyńdocierałana-cjonalistycznapropagandaukraińska,doszłowkrótcedostarć.GłośnestałosięwydarzeniewewsiHrynki,gdzienajpierwUkraińcysprofanowaliwojskowyołtarzpolowy,awodweciezastosowanozasadęzbiorowejodpowiedzial-ności,sterroryzowanomiejscowychprawosławnychchło-pówizmuszonoichdoprzejścianakatolicyzm.Taswoistadziałalność „repolonizacyjna” musiała w istocie niesły-chaniezaszkodzićsprawiepolskiej.Dodalszegozaognie-niasytuacjidoprowadziłaakcja„ograniczaniawpływówprawosławia”podjętawChełmszczyźnie.Polegałaonanalikwidowaniu prawosławnych obiektów sakralnych; bu-rzonostarecerkwieikaplice.Dotegoceluużywanonawetsaperów,którzywysadzalijedynamitem.Dopołowylata1938rokuzburzonookoło120obiektówkultuprawosław-negonaziemichełmskiej.

Jestrzeczązrozumiałą,iżpraktykitakiepotęgowałyjesz-czeitaknieustanniepodsycanąprzezOJNnienawiśćdo„Lachów”imusiałyzaowocowaćwprzyszłościgwałtow-nym odwetem.Wytworzyła się sytuacja, którą najlepiej

149

charakteryzująsłowaHenrykaSienkiewicza:„Nienawiśćwrosławsercaizatruwałakrewpobratymczą”.

Tymczasemnadchodziłydniwielkiejpróby.Podczasgdynad Europą gromadziły się już chmury, z których ru-nąć miały wkrótce gromy drugiej wojny światowej, dlaUkraińców znów na krótko zabłysła iskierka nadziei nazbudowanie własnego państwa. Stało się to w związkuz konferencją w Monachium i pierwszym etapem roz-bioruCzechosłowacji.8października1938rokupowstałautonomiczny rząd Ukrainy Zakarpackiej (Podkarpac-kiej).Utworzenie,dziękipoparciuNiemiec,zalążkapań-stwowościukraińskiejwbliskimsąsiedztwieMałopolskiWschodniej stanowiło dla państwa polskiego poważnezagrożenie.Dyplomacjapolskaczyniławięc,cobyłowjejmocy,abydoprowadzićdolikwidacjitegonowegotworu.Nastąpiło toostatecznie18marca1939,gdywojskawę-gierskiezajęłycałąUkrainęZakarpacką.

Zanim do tego doszło, w momencie rozbudzonych na-dziei, 9 grudnia 1938 roku Ukraińcy w sejmie polskimwystąpili z projektem ustawy „o autonomii galicyjsko--wołyńskiego kraju”. Jest rzeczą zrozumiałą, że akt tenzostałpotraktowanyprzezwszystkiebezwyjątkuobozypolitycznewPolscezoburzeniem.Uznanogozaoczywi-sty dowód, że na lojalnośćUkraińcówniema co liczyć.JeślijednakUkraińcywPolscesądzili,żeRuśPodkarpac-ka stanie się ich „Piemontem”, to rychło doznali zawo-du.Dołączyłosiędońuczucierozczarowaniadopolitykiniemieckiej,któraponowniesprawiłaimniespodziankę.

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

150

CzasKultury 11-12/1989

Nieostatnią.TymczasempodjęlinowąpróbęwznowieniadialoguzPolakami.NieoficjalnejmisjiwtymcelupodjąłsięksiądzJosyfSlipyj,któryrozmawiałzwiceministremsprawzagranicznychSzembekiem,zapewniającolojalno-ściUkraińcówwobecpaństwapolskiego.Wprawdziemi-sjataniczegoniedała,alekiedybombyniemieckiepadałyjużnapolskiemiasta,przedstawicieleUkraińcówwpar-lamenciepolskimnie tylkozłożylideklarację lojalności,leczwezwalirównieżswojespołeczeństwodozachowaniaspokoju iporządku.NawetOUN,mimozachętniemiec-kich, nie podjęła wewrześniu 1939 roku szerokiej akcjiantypolskiej.Trzebatoprzypomnieć,pamiętającjednak,iżnafakttenmiałyzapewnewpływrównieżskutkipa-cyfikacjipolskiej, jak idezorientacjaspowodowanapod-pisaniem paktu Ribbentrop–Mołotow. Do napadów nacofającesięjednostkiWojskaPolskiegodochodziłozatemtylkosporadycznie.NatomiasttysiąceUkraińcówspełni-łoswójobywatelskiobowiązek,walczącwrazzPolakamiiczłonkamiinnychmniejszościnarodowychwobronieIIRzeczypospolitej.

Nazakończeniekilkarefleksji.Stosunkipolsko-ukraińskiewdwudziestoleciumiędzywojennymobfitująwkonfliktyidramaty.Oczywiście,dotyczytoprzedewszystkimsfe-rypolitycznej.Nacodzieńwwielumiasteczkachiwsiachobserwować można było liczne przykłady zgodnegowspółżycia członków obu społeczności. Nadal zdarzałysięmałżeństwamieszane,chociażwydajesię,żebyłoichznaczniemniejaniżeliprzedpierwsząwojnąświatową.

151

Jednoznaczna ocena stosunków polsko-ukraińskich niejest więc łatwa. Sądzę, iż należy przede wszystkim su-rowo ocenić koncepcje polityczne obu stron. Jeśli idzieorządypolskie,tokrytykętakąprzeprowadziłwnikliwieAndrzejChojnowskiwswojejznakomitejksiążcepodty-tułemKoncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921–1939. Niewątpliwie polityka polskawobecUkraińców grzeszyła brakiem jasnego i konsekwentne-goprogramu.Cogorsza,wmiaręupływulat,zwyciężałytendencje nacjonalistyczne, których propagatorem byłaNarodowa Demokracja. Ona to sprawowała „rząd dusz”wtakzwanejMałopolsceWschodniejinaWołyniu,gdziespołeczeństwo polskie było szczególnie uczulone napunkciejakichkolwiekkoncesjinarzeczUkraińców.

Istniejejednakpowiedzenie,żeniemadymubezognia.Dostrzegając ikrytykującbłędyigłupotę jednejstrony,niepowinniśmyzamykaćoczunato,corobiładruga.Pa-radoksemjest,iżUkraińcy,którzymimowszystkoposia-daliwIIRzeczypospolitejnajlepszewarunkiimożliwo-ścirozwojunarodowegozewszystkichpaństw,wjakichwpewnymczasieprzyszłoimżyć,Polskęwłaśnietrakto-walijakogłównegowrogaiokupanta.Aprzecież,mimoróżnegorodzajuszykan,rozwijaliUkraińcywcałejPol-sceswojeżyciegospodarcze,społeczne,polityczneikul-turalne.Nawetwokresie„dyktaturysanacyjnej”działaływięc różne partie i stronnictwaukraińskie reprezentu-jącewszystkiekierunki–odskrajnejprawicypolewicę.Rozkwitłaspółdzielczość,bijącwkonkurencjispółdziel-czość polską. Sytuacja gospodarcza ulegała wolnej, ale

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

152

CzasKultury 11-12/1989

wyraźnejpoprawie.Ukazywałosię80gazeticzasopism.Pomyślnierozwijałasięukraińskaliteratura.Rosłalicznaikompetentnakadraorganizatorówidziałaczyspołecz-nych.Ktośmożepowiedzieć:osiągnęli to samiUkraiń-cy!Niewątpliwie.Prawdąjestjednak,żetakiemożliwo-ścistworzyło impolskiepaństwo,tymczasemówcześniprzywódcyukraińscynie chcieli tegodostrzec.Głoszącpogląd o istnieniu okupacji polskiej, wysuwali hasłamaksymalistyczne.Nawetżądanieautonomiitraktowalijakotaktyczne,tymczasempaństwoukraińskieobejmu-jąceobszardawnejGalicjiWschodniej, złączonejnawetzpozostałymiziemiamiwchodzącymiwskładIIRzeczy-pospolitej,któreUkraińcytraktowalijakoswojeteryto-riumnarodowe,niemiałoszanssamodzielnejegzysten-cji.Różnebyłytegoprzyczyny.JeszczeTadeuszHołówkozwracał uwagę na fakt, żew państwie takimUkraińcystanowiliby nieznaczną większość. Ważniejsze jednakbyływzględymiędzynarodowe. Jeślibowiemniezdoła-łautrzymaćsięZachodnioukraińskaRepublikaLudowa,której przeciwnicy byli jeszcze słabi i niezorganizowa-ni,tojakżebyostaćsięmogłopaństewko,któreznaturyrzeczyposiadałobywrogawPolsceorazniebezpiecznegosąsiadawZSRR?Zwalczającusiebieukraińskietenden-cje separatystyczne, ZSRR zmierzał dowchłonięcia ca-łegoukraińskiegoobszarunarodowego.Potwierdziłytozresztąbliskiejużwydarzenia.Takżerachubynapomocniemieckąopierałysięraczejnapobożnychżyczeniach,aniżeli na realnych podstawach. Dyplomaci niemieccyczęstoposługiwalisiękwestiąukraińskąjakonarzędziemprzetargu i szantażu politycznego. Hitler pragnął dla

153

NiemiecUkrainy,aleniezamierzałtworzyćniepodległe-gopaństwaukraińskiego.PrawdziwezamiaryNiemcówwobec Ukraińców i kwestii ukraińskiej nietrudno byłorozszyfrować.Wukraińskimruchunarodowymbrakbyłojednak wybitnych polityków o szerokich horyzontach.Dowodzi tego fakt, iżzbytczęstodawali sięoniunosićemocjom. Dlatego na zakończenie pragnę zacytowaćsłowapoważnegoisumiennegohistorykaukraińskiego,cytowanegojużBohdanaBudurcwycza,któryswojeroz-ważaniadotycząceproblemuukraińskiegowPolscewla-tach1921–1939opisywałnastępująco:„Należyprzyznać,iżdziejetychnapiętychstosunków[...]napawajągłębo-kimuczuciemsmutku,bojeślicośwykazują,tocałkowi-tązbędnośćpolsko-ukraińskiegokonfliktu.Mamydługii smutny rejestr straconych szans, niewykorzystanychmożliwości, ekscesów terrorystycznych i represyjnychkontrakcji,wzajemnychantagonizmówigłębokichwro-gości[...]Spoglądającwstecznależystwierdzić,żedziejestosunków polsko-ukraińskich w latach międzywojen-nychstanowiływłaściwiewstępdojednegoznajbardziejtragicznychokresówhistoriiobunarodów”.

Iwo Werschler, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich

154

CzasKultury 11-12/1989

Sport i rozrywkaJames Salter

JamesSalter(ur.1926wNewJersey) jestautorempowieści,scena-

riuszyiopowiadań.Wydałnastępująceksiążki:The Hunters(1957),

The Arm of Flesh (1961), Light Years (1976)iSolo Faces(1981).W1982

rokuotrzymałnagrodęAmericanAcademyandInstituteofArtsand

Letters.MieszkanaLongIsland.

Publikowane fragmentypochodzą zpowieściA Sport and Pantime

wydanejw1982rokuprzezNorthPointPress,SanFrancisco.

Pamiętaj, iż życie na tym świecie jest tylko sportem i rozrywką.KoranLVII19

(4)Podwórka z zardzewiałymi furtkami przyjmują mniez powrotem. Zamknięcia. Wielkie ściany kruszące sięprzyparapetach.WPlaced’Hallencourtdrzewastojąjakwłaściciele browarów. Poniżej ułożone są cegły. Alejkispacerowoporośniętemchem.Przyzejściuulicazaczynarozkwitać.RueEkifraigne.FauborgSt.Blalse,ładnydom,miły żelaznybalkon, ogromnyogród.Drzewa zwieszająsięnadmuremizacieniajątakżeczęśćnależącądomia-sta.Drzwi,tosięrzucawoczy,dośćdobrzezabezpieczone.

155

James Salter, Sport i rozrywka

Jest jeszcze jeden domprzy alei de laGrille.Niezwykły– w kolorze spłowiałej cegły, a drzwi i okna osadzonewbiałymkamieniu.Żwirowadrogawjazdowa.Wysokie,żelaznebramy.Mijamgorankiem,gdydziewczynawró-żowejkoszulipokolei,pokójpopokoju,odsuważaluzje.Należy do lekarza, jestem tego pewien. Oni wszyscy sąlekarzami.Veterinaires.Yeux,nez,gorge,oreilles.Ufor-tyfikowaniwśrodkunajsolidniejszychdomówwmieście,największych,nadającychtoncałejulicy.Wszystkownichwypolerowane.Tabliczkizawszewyświecone.Woknachtanichkafejekwisząplakatyinformująceome-czupiłkinożnej.AutunprzeciwkoCharolles.Autunprze-ciwkoChagny.Pewnieniktichnieczyta.Kilkumężczyzngrawdomino,wyglądająnaczarnychzAfrykiPółnocnej.Nie słychać fabryk u podnóżamiasta. Były przestarzałe,więczostałyporzucone,wysokiekominygarbarniwygasły,woknachciemno.Zanimiroztaczasięnieruchomarzeka.Czwartapopołudniu.Drzewaciągnąsięwzdłużulicy,ichgórnegałęziełapiąostatnie,intensywneświatło.Nasta-dioniecisza,kilkarowerówopartychozewnętrznąścia-nę.Czytamspisimprezrazjeszcze,apotemwchodzę,kie-rującsiękutrybunom,któresąprawiepuste.Hen,daleko,gracze płyną potokiem przezmiękką trawę. Prawie niesłychaćokrzyków,wołania,tylkosłabyodgłoskopnięć.Tojestpustka,którasprawiamiprzyjemność,realnewy-miary tego życia. Poza nią, jak okiem sięgnąć, wiejskiepola,drzewa.Nadnamiprowincjonalneniebo,lekkoza-chmurzone.Raznajakiśczasprzebijasłońce,niewyraź-nejakuśmiech.Sąspojrzeniajakichśmłodychchłopców,nicwięcej.Niematablicyzwynikiem.Gratoczysięwtę

156

CzasKultury 11-12/1989

i z powrotem.Zdaje się, że trwadługo, długo.Gdypił-kawypadapozalinięboiska,ktośposyłaponiąchłopcanadalekikraniec.Widzęjakpowoliokrążaboisko.Prze-chodzizabramką.Chwilębiegnietruchtem,potemidzie.Wydajesięzagubionywpodróży.Wkońcu już tamjest,mały iwyobcowany,przy linii autowej.Po chwiliwidzęjakkopiewkamienie.Jestemwśrodkupustki.Każdedziałaniewniejwydajesięprostsze,łatwiejszedookreślenia.Dźwiękisamesięroz-dzielają. Pojawiają się najdrobniejsze szczegóły. Zatrzy-mujesięwkafejceSt.Louis.Wyglądajakstaraszkolnakla-sa,starylakiernakrawędziachkrzeseł.Połyskzpodłogizniknął.Jesttojeden,duży,żółkniejącypokój,ogromnelustronaścianie,tegosamegorozmiaruitaksamoroz-mieszczonejakokna,przesadzoneispartaczone.Szklanedrzwiwzdłużulicy.Gdysięnaniespojrzy,widaćto,cojestnazewnątrz.Grająwbilarda.Słucham,niepatrząc.Deli-katnydźwiękuderzeńpiłekprzypominakoncert.Graczestojąwokół,rozmawiającochrypłymigłosami.Jakróżno-rodniepachniedymichpapierosów...Nigdynieprzycho-dzątuzadnia.Wporannymświetlejesttuinaczej.Jedziestęchlizną.Stółbilardowywydajesię jaśniejszy.Drewnopopękałonarogach.Jestdośćstary,manajmniejstolat,taksądzę,patrzącnaodrobionenogi.Filcpodbladozielo-nymobrusemjestwytarty,jakrękawystaregogarnituru.„Monsieur?”To stara kobieta, która prowadzi ten interes. Sztucznezęby, białe jak guziki. Prawdopodobnie należały do jejmęża.Słyszęjakgłuchodzwoniąwjejustach.„Monsieur?”–nalega.

157

Później,okołodziewiątej,tojużjesthotel,zmuzykąwba-rzeizawszejestktoślubkilkaparsiedzącychwokół.Rów-nieżtrzechczyteżczterechmłodzieńców,złotejmłodzie-ży zmiasta, leniwie rozpartych na otomanie. Znam ichzwidzenia.Jedenjestaniołem,przynajmniejtakwygląda.Piękna twarz. Ciemne, miękkie włosy. Usta jak zepsutyowoc.Nicichniebawi,nierozmawiają,dopierogdyktóryśwyjdziezaczynająsiędrobne,żartobliwedocinki;czasamiprzywołuję barmana. Przez resztę czasu siedzą, nudzącsię,dopracowujągestypogardy.Aniołjestwyższyodresz-ty.Mana sobie drogieubranie i krawat luźno związanyprzyszyi.Czasamisweter.Miękkiemankiety.Widziałemgonaulicy.Maokołosiedemnastulatiwydajesięmniejniebezpieczny za dnia, wygląda jak kiepski student lubchłopakznanyzeswoichniezmiennychwad.Jestgotowy,byzacząćuwodzić.Możenawetmówi,żetoprosteiżeko-bietyzdobywasięłatwo.Uwierzyćtourzeczywistnić,mó-wią.Przechodzimniedreszcz.Rozpoznajewnimwyraźnystylprzewalactwa, któregoniemaconaśladować, którypojawiasięodartyzwszelkichpozorów.Karmisięswoimwłasnymodbiciem.Uważnieprzyglądasięsobiewlustrze,czesząc włosy. Sprawdza zęby. Pokojówka pozwoliła musięrozebrać.Nienawidzigo,leczniepotrafizmusićgodoodejścia. Próbujewyobrazić sobie, co powiedział. Działainstynktownie. Jest tu,by jeupolować,byodkryćsłabe-uszy,niewiem,coczuje–radośćmordercy.Naśladujego.Tylkonatenwieczór.Wdrodzedodomuwi-dzęswójobrazunoszącysięnaszkleprzyciemnionychwy-stawsklepowych.Zatrzymujesięioglądamubranie.Przy-pomina to wyjście z kina. Porzuciłem swoją tożsamość.

James Salter, Sport i rozrywka

158

CzasKultury 11-12/1989

Wzasadziejestemjeszczenawolności,wolnyodswojegoja,ażdopierwszychspotkań,iterazwyobrażamsobiebardzowyraźnie,spotkaniezClaudePicquet.Przezchwilęmamjeszczeprzeczucie,żetonastąpi,żenaprawdęspotkamjązanastępnymrogiem iufny,dziękikoniakom,zaczynamzupełnie normalnie rozmawiać. Idziemy razem. Przyglą-damsię jejuważnie,gdymówi.Mogępowiedzieć,że jestmnązainteresowana,jaokrążamjąjakrekin.Naglezdajęsobiesprawę:tobędzieona.Tak,jestemtegopewien.Mamzamiarsięzniąspotkać.Oczywiście,jestemtrochępijany,trochęniespokojnyiwkapitalnymnastroju,którypozwalamiwidziećsiebiewrolijejkochanka,wdzierającegosięwjejżyciezniezwykłą łatwością.Widziałemcięprzechodzącąprzezulicęwielerazy,mówięjej.Tak?Udaje,żejątodziwi.CzyznaszWheatlandów,pytam.PaństwoWheatland?PanaipaniąWheatland,mówię.Ach,oui.Nowięc,mówięjej,je-stemgościemwichdomu.Conastąpipotem?Niewiem–tobędzie łatwe,gdybędęnaprawdęznią rozmawiał.Oczy-wiście,chcę,żebyprzyszłaizobaczyładom.Chcęusłyszećjakzamykająsięzaniądrzwi.Stoiprzyoknie.Nieboisięodwrócićdomnieplecami,nieboisięprzyzwolićmi,abymprzysunąłsiębliżej.Zamierzamtylkodelikatniedotknąćjejramienia...Claude...Patrzynamnieiuśmiechasię.Ranekzchmurami.Wietrzneporanki.Porankizczarnymwiatrempędzące jakwoda.Drzewadrżą, okna skrzypiąjak statek.Będziepadać.Wkrótcepierwszecichekroplepojawiająsięnaszkle.Powolipowiększająsię,pokrywająsię,zaczynająpłynąć.CałeAutunwchłodnym,porannymdeszczu, rzeźby na rzymskich bramach pokryte smuga-mi,potemciemniejącymi,łupkowedachyterazbłyszczą-

159

ce,cmentarz,mostynaArroux.Pokrótkiejchwiliwracawiatr,deszczpadawróżnychkierunkach,bijeooknajakpiasek.Deszczpadawszędzie,nawszystkieuliczkiidomyhandlowe, starożytne wspaniałości miasta. Deszcz naszlifowaneszkłoLibrairieLucotte.DeszcznalesArcades,naauCygnedeHontjeu.Długi,jednostajnydeszcz,którymniecałkowiciezadowala.

(5)Przybył późnym popołudniem. Pierwszy tydzień paź-dziernika,pogodajestłagodna–zatrzymałsięprzedbra-mąwspaniałymstarymsamochodem,którypodżadnymwzględemnieustępujeuznanemustandardowi–toPhilipDean.Oczywiście,tozupełnezaskoczenie,możenawettookazuję.„Słuchaj,mamnadzieję,żecinieprzeszkadzam”–mówi,prawienieśmiało.„Nie,wcalenie”.„Pomyślałemsobie,żewpadnę”.–Todobrze, cieszę się, żewpadłeś.–Pochwilidodaję,raczejgłupawo:„Czytotwójsamochód?”Tak, nalega, bym go podziwiał; stojąca niżej limuzyna,ciemnaodjazdywpółmroku.Obchodzimyjąodprzodu.Jesttulakierowanatabliczkazniebieskimiliterami:De-lage.–Och, to słynna firma.Myślałem, że już zrezygnowaliz interesu.–Zgadzasię,mówi.Tojestrocznik1952.Okrążamyjąpo-woli.Odrazusięwniejzakochałem,mówi.

James Salter, Sport i rozrywka

160

CzasKultury 11-12/1989

–Tojestmaszyna,któraświetniewygląda.Deanwleczesięzamną,wskazującnaróżnedetale.Reflektorywyglą-dająjakmiednice.–Mamgodopierodoczterechdni.Należy do jego przyjaciela, który nie potrafi go jeszczeprowadzić.Deanmagotylkonajakiśczas.– Czy chcesz się przejechać? – pyta. No chodź.Musiszwsiąść z drugiej strony. Chłodno. Październikowy wie-czór.Siedzeniasąwychłodzoneipachnąskórą.Drzwiza-mykają się ciężkim,wyraźnymdźwiękiem.Wkłada klu-czykizapala.Wszystkiewskaźnikidrgnęły.–Prowadzisięjakmarzenie–mówi.Pędzijakwiatr.–Wyobrażamsobie.–Nie,naprawdępędzi.–Jakszybko?–Jeszczeniewiem–mówi.Muszęgowyczuć.Jedziemywzdłuż krętych, tajemniczych ulic. Żaluzje sąjużopuszczonewcałymmieście.Ludziewracająpopracydodomu,niektórzyna rowerach,większośćpieszo.Do-strzegambladośćichtwarzy,gdyodwracająje,bypopa-trzećnasamochód.Maparyskietablicerejestracyjne.Niewiedzą,oczywiście,dokogonależy.Przejeżdżamy przez plac i wjeżdżamy w dół długiej,otwartejulicy,prowadzącejdostacji;rowerypłynąoboknas, ichwątłe światładrgająnadrodze.Rządciemnychdrzew ciągnie się przez całą długość, a potem skręca-jącprowadziwotwartąprzestrzeńprzedstacją,podru-giejstroniedrogihotele,stacjaautobusowazoświetlonąbudką,wktórejrobisięczteryzdjęciazajednegofranka.Kierowcy, jednymznich jestotyłakobietawokularach,

161

sąwbarzehotelowym,osnuciharmonizującymze sobązapachemtytoniu iwina.Niemająnicdoroboty,ażdoprzyjazdupociągu.Zatrzymujemy się na chwilę i spoglądamy do góry,wkierunkumiasta.Siedzeniewsamochodziesprawia,żewszystkojestuprzywilejowane.Powietrzejestmelancho-liąiciemnością.Ludzieuparciechodzązawłasnymispra-wami.Zanamipłynierzeka.Wsamochodzierobisięzimno.Wdrodzepowrotnejpy-tam,czynienajakiegośogrzewania.–Niedziała,mówi–alemyślę,żepotrafiętonaprawić.ParkujemyprzyFoy,aonodchylamaskę.–Spójrznato,wyjaśnia.Todestylatorprzewodówiwęży.–Pracowałemkiedyśprzymotorach,mówi.Oczywiście,to...–...jesttrochębardziejskomplikowane.–Musimyuznaćtozatrzymotory,mówi.Wszystkostajesięproste.Dotykawężyszukająctego,któryprowadzidoogrzewania.–Czyznalazłeś?–No,nareszcie,mówi,podnoszącsię.Schodzimydokafejki.Pokażdejstroniesąkabinyirządsto-łówpośrodku.Małybar.Małapodłogadotańca.Przykońcugrająwkarty.Ajednaktomiejscejestprawiepuste.Wszy-scyprzychodząpóźniejisiedząwbiałejciszyprzedtelewi-zorem.Wybieramykabinęzprzodu.Deanzdecydowałsięjużtupozostać.Powiedziałemmu,żebyłtutajcałydom.Jutro zamierzam wszystko objechać, mówi. Chciałbymbliżejpoznaćokolice.

James Salter, Sport i rozrywka

162

CzasKultury 11-12/1989

PrzezdrzwiwidzęjakludzieoglądająDelage.–Twójsamochódwzbudzasensację.–WParyżu,mówi,uważali,żejestemconajmniejksię-ciem.Whotelach,wiesz,odźwierniotwieraliprzedemnądrzwi. Salutowali. Bonjour, monsieur. Nieznacznie imprzytakiwałem.–Nieodzywałeśsię.– Kilkoro słowami po hiszpańsku,mówi skromnie. Czymożnatutajzjeść?–Czyjesteśgłodny?–Trochę,mogępoczekać.–Zjemyobiadwhotelu.Poprzerwiemówi:–Och,janienamprzysobiezadużoforsy...–Nieprzejmujsię.–Mamdostaćczek,mówi.Powinienembyłgodostaćdwadni temu.–Niemartwsięoto,zapewniamgo.–Czyznaszwieluludziwmieście?,pyta.–Och,kilku,mówię.Jestdośćspokojne.–Spokojne,mówi.Tamyślsprawiawrażeniejakbyosia-dała.–Todobrze,toznaczy–jakspokojne?–Jestspokojne,mówięmu.Możejeszczepojednym?Przyjeżdżamydohoteluokołoósmej. Jadalnia jestdośćdobrze oświetlona, wydaje się nawet jaśniejsza niż za-zwyczaj.Możetomójnastrój.Mimowszystkojesttowy-darzenie.Dotąd jadałem sam.Otwieramymenu.Naszegłowypochylająsięnieco,bycośwybrać.Wokołodelikat-ne,uspokajającedźwiękiobiadu.Naśrodkusalilśnistółzowocami.Obokstoitacazserami:bleudeBress,ciężkiibogaty,odurzającyjakkobiecepachy;roquefort,żyłko-

163

wanyjakmarmur;małyowiniętychevres;gruyere.Ite-razporazpierwszyzauważam,bliskowejścia,kilkaosób,jest tamMae.Picquet i jejmaładziewczynka.Wszyscyrozmawiają. Nie znam tych innych. Są znacznie starsi.Mogąbyćkrewnymi.Wkażdymraziedowiedziałemsięoniej conieco. Jest rozwiedziona. Jejmążzakochał sięwinnejkobiecie.Claudebyładlaniegozbytszczodrzeob-darowanaprzeznaturę,możezbytreprezentacyjna.Jestzawszedokładnieumalowana,włosyułożoneizaczesanena czoło. Bransoletki na każdej ręce.Duże pierścionki,jeden z nich nawskazującympalcu lewej ręki.Nosi gonawetwtedy, gdy pisze namaszynie.Możemieć około28lat,lub29,Claude.Gdyprzechodzi,słabnę.Utykający,kobiecykrok.Pełnebiodra.Szczupłatalia.Nogimatro-chęzachude.WidujęjąwhoteludeVille,gdziepracuje.Pochylasięnadmaszynądopisania,cośwymazuje.Wi-daćbłyskbiałejhalki,tam,gdzienapiersiachrozchodzisię sweter.Moje oczy krążą tam szybkimi, bezradnymispojrzeniami.Jejrozwódbyłbardzodrogi,powiedziałami.Zauważyłempieprzykwymalowanynajejkościpoliczkowej.Kosztowałjączterystadolarów,powiedziała,ijejmężateżczterysta,a oprócz tegomusiałamu dać prawie wszystkiemeble,temuwciążnieobecnemumężowi,którybyłhandlowcemwokularachimusiałsporopodróżować.Robinieznacznygest zrezygnowania.Córkajejsiedziobok,uważna,opanowana.Maosiemlatijestjużtakwspanialepowolnawruchach,jakjejmatka.Całkiemładnedziecko.Jewidelcem,któryjestdlaniejzaduży.OdczasudoczasuspoglądanaClaude.

James Salter, Sport i rozrywka

164

CzasKultury 11-12/1989

Dean ma wyśmienity apetyt, lecz po drugim kieliszkuwinapojawiasiętendencja,bywszystkospadałomuzwi-delca.Niedbalezjadatoprostozobrusa. Jemyquenellesprzyrządzone z rzecznego szczupaka, quenelles de bro-chet.Pytamniejakonesięnazywają.Jegofrancuskijestjużlepszy.Oczywiście,kelnerudaje,żegonicrozumie.Deanniezważanato.–Oniwszyscysątacysami,mówi.Quenelles,czytopo-prawnie?Comipowiedziałeś?Długie,bezpośpiechu,godzinywieczorne,samochódza-parkowanynazewnątrz,gdzieodwejściapodananiegoświatło,ludziezatrzymująsię,bypopatrzeć,nadchodzącazima.Talerze cichousuwane, pozostający smakpotraw.Nieśmiertelna procesja francuskiego posiłku. Skończyli-śmywino.Deannalewa sobiedo szklankiwodęPerrier.Jestspragnionyjakkoń,mówi.–Onizawszecimówią,byśpiłwino,bybyćbezpiecznym.–Tak,leczjapijęwodę.–Wszędziepijąwodę,więcjateż,mówi.Czywiesz,gdziejestnajczystszawodanaświecie?–Nie.–NapływalniwYale,mówi.Jegogłosprzycicha.Wkaż-dym razie zawsze nam to mówili.–KiedyskończyłeśYale?–Nieskończyłem,mówi.Rzuciłem.–Ach.Komentuje toodniechcenia,nieponiżającsię,bywyja-śnić, lecz powaga tego czynuprzytłaczamnie.Gdybymbyłuczniem,onstałbysięmoimbohaterem,rebeliantem,którymjjamógłbymsięstać,gdybymtylkomiałodwagę.

165

Ja jednak robiłemwszystko jedynie poprawnie.Miałemdobrestopnie.Opiekowałemsięswoimiksiążkami.Mojeubraniabyłyzadbane.Terazpatrzącnaniego,uświado-miłemsobietowszystko,costraciłem.Jestemzazdrosny.Jakośjegożyciewydajesięprawdziwszeodmojego,moc-niejsze,zdolnenawetprzyciągnąćdosiebiemoje,takjak-byprzyciągałociemnągwiazdę.Rzucił.Byłydlaniegozałatwe,powiedziałamijegosio-stra,awięcrzuciłje.Byłzawszenadzwyczajnywmatema-tyce.Miałstypendium.Wiedział,żejestwyjątkowy.Kie-dyśzdawałkońcowyegzaminzantropologii,mimo,żejejnicstudiował.Napisałtonagórzekartki.Jegopracabyłatakwyśmienita,żeprofesorzakochałsięwnim.Deanbyłoczywiścierozczarowany,totylkodowodziło,jakwszyst-ko było śmieszne. Dostał już na pierwszym roku urlopdziekański, apotembyłnadrugim.Zwrócił się dopsy-chiatry.żyłzróżnymiprzyjaciółmiwNowymJorkuiza-cząłrozwijaćstyl.Trwałotocałyrok,leczuniwersytetbyłbardzowyrozumiały.Wkońcuwróciłnastudiaizaliczyłnastępnyrok,leczostateczniewszystkorzucił.Potemza-cząłkształcićsięsam.

(6)Dean przy umywalce. Stojąc tak rozebrany do połowywydajesiębardzoszczupły.Makościsteramiona.Próbu-ję odtworzyć szczegóły.Wąskie, białe stopy. Staram sięgo urealnić, pupilka przyjaciół jego ojca.Odwiedzał ichdomy.Jeździłichsamochodami.Łazienka jest ogromna, z oknem przeciętym niskimipółkami obciążonymi butelkami Cristiny, wiele z nich

James Salter, Sport i rozrywka

166

CzasKultury 11-12/1989

wypełnionychkolorowymisolamidokąpieli,wodątoa-letową,aptekarskimisłoikami.Brzytwagolijakbrzytwafryzjera,krótkierównemuśnięcia,apotemprzerwa.Czy-ścijąodczasudoczasupodstrumieniamiwody.Jegoza-rostniejestzbytgęsty.Skupiasięgłównienapodbródku.Czekając, siedzęwpełniubranywpokojunazewnątrz.Badasiępośpieszniewlustrze.–Jesteśgotowy?–pytaniewinnie.Te pierwsze, wczesne tygodnie pokryte zimnymi nie-bami Europy, tygodnie wydające się nigdy nie istnieć,te późniejszewydarzeniawymazane z istnienia, prawiezpamięci.Wpaździernikupojechaliśmy–biorącjezli-sty–doChalons-sur-Seine,doBeaune,Dijon(trzyrazy),anawetdoNancy.Nad koroną zachodnich wzgórz żaglujemy pod lśniącymniebemchmur,przestrzelonymświatłemsłońcaizaczyna-myzjeżdżaćdomiasta.Drogapoprzecinanawtęizpowro-temgłębokimi,ślepymizakrętami.Apotemtewielkiepro-stetrasypoprzezsąsiedztwa,októrychnicniewiedziałem,przechodząceodrazuwewspaniałyplac,któryostemplo-wywałmiasto jakpieczęć.Nancy.Skądmogłemwiedzieć?Ulice,którestałysiędlamnietakświętojaktezdzieciństwa.BoulevardGeorge-Clemençeau.Mijamyjeiniemanas.Jest sobota. Ulice są zatłoczone. Ludzie na rogach pie-kąkasztany.SiedzimybliskooknawkafejceduCaimer-ce.Czwartapopołudniu.NiebieskienieboFrancjizalanechmurami. Spadające na nas resztki roku, nadchodzącychłód – można odczuć to każdego dnia. Dean studiujeprzewodnik. Jagapięsięprzezokno.Samochodyzawra-cajązplacu,powolijakwoły.Czasamiprzejedziemerce-

167

deslubjaguar,jednaztychwielkich,upiornychmaszyn,aczasamiwśrodkuślicznatwarz.Sklepyzapchanesąbu-tami,złotymiozdobami,pięknymiserami.Widzęjeterazoświcie,gdyświatłojestkredowe,apotemnajbledsze, niebieskie. Ulice są całkowicie nieruchomo.Ogromneportessąciche–placCarnot,jegodługiregimentdrzew.Wędrujępotymmieściejaksomnambulik.Wznosisięniebieskidymzpapierosa,wońwspomnieńwBardelaDivisiondeFor.AvenuedeXXeCorps.Weteranisiedzązgarbieni w swoich swetrach, niebieskich kostiumowychpłaszczach, otoczeni resztkami chwały teraz spłowiałej;zardzewiałej;plamiącajebiałarękapleśni,zapachwilgoci.Świtwchodzidopłaskichokienkafejki.Idądodomusamiwzdłużkanału,ichbutyszlifująszarychodnik.Jesienne noce. Przechadzamy się o zmierzchu, zasta-nawiając się, gdzie zjeść i zaczynamy wracać do domuzpierwszymipodmuchamiśniegu,opatuleniiwydycha-jącyparęwstarymDelage.Ogrzewanienadalniedziała.Śniegspływanareflektory,padananas,rozbijającsięnaszybie.Skrzyniabiegówzgrzyta.Biorączakręt,zaczyna-mysiędzikowić.–Och,spójrznato,mówiDean.Wpoprzekdrogipłynierzekaśniegu,rozlewasięnaboki,gwałtownie odpływa. Zaczynamy jechać wolniej. Śniegsmaganasbielą,niewydającdźwięku.Jesteśmyzagubie-niwwirującejbieli,wbogactwiedźwiękówsamochodu.–Czywidziałeśznak?cooznaczał?–Langres,sądzę.–Langres,mówi.–Tak,jesteśmynawłaściwejdrodze.

James Salter, Sport i rozrywka

168

CzasKultury 11-12/1989

Trwa togodzinami.Pochwiliniema już innego ruchu.Żeglujemywzdłużdrógtakopuszczonychjakstepy.Wsiesąciemne.Gdydojechaliśmywkońcu,zatrzymujemysięwFoy.Miłojestwejść,byćwśrodku.Drewnopodłogijestwdobrymstanie.Siadamywjednejzkabin.Jestbardzoprzytulna.Kelnerkaprzynosinamherbatę. Jestdziewczynązewsi,którapracujetutajwweekendy.Widziałemjąprzedtem.Nosisweterzgolfem,czarnąspódniczkę,skórzanypasza-ciśniętyciasnowtalii,dzielijąnadwieerotycznestrefy.Zabaremdelikatnieszumiradio.Nazewnątrzpadaśnieg,pokrywając samochód jak posąg bohatera, wypełniająckoleiny,któreprowadządomiejsca,wktórymjestzapar-kowany.Deanpatrzyjakściągarzeczyztacyiustawiajenastole:filiżanki,talerzyki,srebrnydzbanuszek.Odpro-wadzająwzrokiem,gdyodchodzi.–Podobaszsięjej,mówięmu.Jegowzrokprzeskakujenamnie,wahasię.–Comasznamyśli?–Naprawdę,mówię.Patrzynamnie,apotemzerkananią.Oparłasięobar,niezwracającnanasuwagi.Deanuśmiechasiępotem,zmę-czonyisamotny.–Toprawda,mówięmu.–Wiem.Marzyomnieodtygodni,mówi.

(7)MadameJob,namiętniechuda,kościstajakchłopak,uwa-ża,żeonwyglądajakaktorEddieConstantine.Kiedyopo-wiadamtoDeanowi,mówi:

169

–Kto?Wyjaśniam,żetoktoś,ktowystępujewtanichfilmach.–Nigdyonimniesłyszałem,mówi.–Zobaczyszgo.Nieuważam,żewyglądasz jakon, leczwkażdymrazie...–Toekscytujące,mówi.MadameJobuśmiechasię.Niemówipoangielsku.Śledzirozmowęodustdoust,jakpies.Pokój ma nagi, nowoczesny wygląd. Również niedrogi.Nawyświeconejpodłodzerzuconechodniki.Kilkaczaso-pismnastole.Meblesprawiająwrażeniepożyczonych.Niewiem,jakajesttegoprzyczyna.HenriJobpracujewfabry-ce rękawiczek. Jestmenagerem,dośćważnym.Billyna-pisał,zrobiłtodlamnie,doniegolist.Gdyzadzwoniłem,okazali się bardzo przyjacielscy. Oczywiście, to nie jestjegodom,należydo jejojca.Wrzeczywistościstoiotokdomujejojca–wcalenietakaniezwykłasytuacja.Henri nie pochodzi stąd. Jest z Lyon. Ach, z drugiegonajwiększego miasta we Francji, leżącego nad jej sze-rokąrzeką.Obnosisięz tymwobecniej jakz tytułem.Jejojciecbyłbardzodobrywchouffage–manajwiększysklepwmieście–leczmimowszystko,Lyon.Wszystkotomożnazobaczyćw jej twarzy.Oprócz tego jestdośćsurowy.Niepozwalajejtańczyć,coonaszaleniekocha,jakmisięzwierzyła.Towłaśnieonmaniedobreserce,leczmimoto...Gorzki,mglisty tydzieńw listopadzie. Jedziemywzdłużbulwaru„BoulevardMazagran”,niewidzącdrugiejparyreflektorów. Lipyw ciemności były tak czarne jak żela-zo. Zakręciliśmy na ulicy, gdziemieszkają państwo Job

James Salter, Sport i rozrywka

170

CzasKultury 11-12/1989

w nowszej części miasta. Puste ściany. Wszystko wy-gląda opuszczone, nawet samochody zaparkowane przykrawężnikach.OstrzegłemjużDeana,żewieczórbędzieprawdopodobnie nudny.Wiele domów stojącychwzdłużulicyjestnowych.Toprzypominanowąplantację,onepoprostujeszczeniczymsięniestały.Międzynimisąsmut-neprzestrzenie,gołedrzewa.Państwo Jobmajądrucianą furtkę,zieloną furtkę,którązasobązamykam.Dźwięknaszychstópwydajesiębardzogłośnywsąsiedniejciszy.–Czyjesteśpewien,żetotenwieczór?,mówiDean.Niewidaćżadnychświateł.Idziemypopłaskichkamieniachpołożonych na żwirze, otok betonowego stawu rybne-go, z którego wyrasta tylko kilka uschniętych chwa-stów.Dzwonię.NadgórzezapalasięświatłoipojawiasięMadame Job.Witanasciepło.PrzedstawiamtuDeana,wwąskimholu,niezręcznymuściskiemrąkiwchodzimydo salonu.Madame Job za nami, wyłączając wszystkieświatła.Poobiedzie są slajdy zAustrii, zrobionew czasie ostat-niejpodróży.Henritrzymajejakmonety,zanimpokażeodległywidokgór.Hotele,któresątrochępoprzechylane.MadameJobzrobiłatensama,wyjaśniapoangielsku.Onasłyszyswojeimię.Uśmiechasię.–Tojedenzjejnajlepszych,mówiHenri.Dean siedzi cicho w ciemności. To był całkiem niezłyobiad–pieczonykurczakcykoria,„mousseauchocolat”.Jejdeserysąwspaniałe.Mamwrażenie,żepatrzynanie-go niewidziana.–Innsbruck,mówiHenri.

171

Patrzęznowunaekran.Rozległeochrowemiastomate-rializuje się z fragmentówpo koleiwwielki obraz, któ-ry został rozbity na kawałki. Skonfrontowani jesteśmyzdoskonałymiczęściami.Rogiulic.Tramwaje.Wspaniałeczęścifrontowebudynków,zbytodległe,byjenaprawdęzobaczyć.Siedzętu,odczasudoczasuwdychajączapachyperfummadameJob.Zdziwiony jestemich intensywno-ścią.Niemawystarczającejilościciała,zktóregomogłabyczerpaćciepło–techuderamiona.Majednakwspaniałąskórę.Jejtwarzwydajesiębardzoczysta.–Ach–wzdycha,podziwiającjedenzeslajdów.Mówidomnie:–Cac’estjoli,n’est-cepas?–Formidable,mówię.Dean siedzi tu jak najstarsze dziecko. Nie odzywa się.Oczywiście,towłaśniemonotoniacałegotegowieczorujestdlaniegoniewiarygodna,żenaprawdęmożeistniećparatakajakta.(Henrima40lat.Julietteokoło29.LeczDeanczytałRadiquet.Dwadzieściadziewięćtonie jestdużo.)Jegomilczenie,jegousunięciesięjestprawieza-uważalne.Zapalapapierosa.Wtymzamkniętympoko-juzcentralnymoświetleniemdympozostawiawustachgęstyblask.Wydychajegodługipióropusz,bardziejniebieskiodjodu.Henripodnosinastępnyslajdpodświatło.Poruszamysięteraznawschód.Wydajesię,żezatrzymywalisięcodzie-sięćkilometrów,byzrobićjakieśzdjęcie.Deannigdyniepojechałbywtakisposóbnawycieczkę,je-stemtegopewien.Jestemtrochęzazdrosnyoto,comógł-byzrobić,czuję,żejestteraznawybrzeżu.Wyobrażamgo

James Salter, Sport i rozrywka

172

CzasKultury 11-12/1989

sobiewpodróżynapołudnieFrancji,wiosną.Nic:jestempewien,ktoznimjest.Wiem,żeniejestsam.Podróżujetanio,ztądomieszkąpróżniactwaipotrzebąsporadyczne-goluksusu,któryznajdujeswojewytłumaczeniewposia-daniuprawdziwychbogactw.MieszkająwLevi’sisłońcu.Czasamimyjązębywstrumieniach.Możeonajestmłodąkurwą,którąspotkałwParyżuizktórątakłatwosiężyje.Nie,tobanalnypomysł.Teżtakimiałem:uczyćjąjaksięubrać,jaknosićwłosy,zachowywaćsię,mówićicałytenczasprzeklinaćjąranoiwieczoremjakskazańca,aniekie-dypouczaćjąwtrakciestosunku.Tak,dlaniejtozabawa. Zdejmuje ubranie z uśmiechem.Mają związek podobnydopoczątku„ManonLescaut”.Wozijąprzezmiasta.Zni-kająwhotelowychpokojach–niemożnazanimipójść.Są długie cisze wypełnione sprawami, które chciałbympoznaćdobólu...Później siedząc w samochodzie, lodowata skóra, szy-bymętneodczystego,nieskończonegodeszczu;onchcegdzieśpojechać.–Gdzie?–JedziemydoDijon,mówi.–Mówiszpoważnie?–Toniejestażtakdaleko.Czujęsiętrochęwinny,tak,jakgdybyoniwyczuwalina-sząradość,żewkońcujesteśmyjużnazewnątrz.Jestpojedenastej,leczonjestcałkowicieprzytomny,pożeramojezmęczenie.–No,dalej,mówi.Powolizjeżdżamydogłównejulicy,wycieraczkiporusza-jące sięnierytmicznie, jęczące, gdyocierają sięo szyby,

173

jest zupełnie ciemno, zarzucone miasto o tej godzinie,tylkokilkakafejekjeszczeotwartych.Jeślichodzioresztę,każdybudynekjestciemny.–Onjestnaprawdędlaniejpaskudny,mówiDean.–Comasznamyśli?–Majątutaj,dokładniewswoichrękach,mówi,iwiesz,onjejnajzwyczajniejłamiekości.–Niewydajemisię,bybyłotakźle.–Żalmijej,mówi.–Dlaczego?Ma sięnieźle.Dobrzewyszła zamąż.Majądzieci,jejmążradzisobiedobrze.Towszystkojestważne.Toznaczy,musiszzrozumiećsprawę.Mająswojewłasneprzyjemności.–Onajestspragniona,mówiDean.–Byćmożetrochę.Todlatego,żetytambyłeśdziświe-czorem.–Może.Uśmiechasię.–Posłuchaj,gdyktośuważa,żewyglądaszjakaktorfil-mowy,towtymcośjest.–Zgadzasię.–Szczególniewtedy, gdynawetnie jesteśdoniegopo-dobny.Deanśmiejesię.Dijonzawieszonejestwemgle.Jedziemywzdłużpustychulic.Drogęznadoskonale.Przednamipojawiasięniebie-skineonHotonde.Parkujemy i idziemydodrzwi.Terazdochodzidonasmuzyka,nienamiejscuwemgle,cisza.Gdywchodzimydośrodka,ciemnośćrozbijasięjakszkło.Namiłejscenieobramowanejświatłemgraorkiestra.Parytańczą,wszystkojestbardzogłośne.

James Salter, Sport i rozrywka

174

CzasKultury 11-12/1989

Kelnerchce,żebyśmyzamówiliszampana.Deanpotrząsagłową:nie,nie.Znazwyczaje.Siedzimytam,obserwującto wszystko.–Cozamuzyka,mówi.–Czyuważasz,żejestdolara?–OBoże,nie,mówi.WśrodkutłumujestdziewczynazAfrykańczykiem–je-stempewien, że jest studentem–w tanim, szarymgar-niturze.Obejmująsięramionami.Gdytańczą,wyglądatojakobracającasiękartadogry.Waletpikowypowoliznika,odkrywasiędamakaro.Ichustawciemnościłącząsię.PoprzeciwnejodnasstroniesiedziwięcejMurzynów,aleto są Amerykanie, żołnierze. Można to natychmiast zo-baczyćwichtwarzach,ubraniach.Nastolebutelkizcoca-colą–todlaichfrancuskichdziewczyn,oczywiście.Jednaznichsiedziwskąpej,balowejsukni,zielonej–takmisięprzynajmniejwydaje.Krótkierękawy,chociażnocjestzim-na.Odwracanieznaczniegłowę. Jestbardzomłoda.Rysyczyste,bezwyrazu.Nagleprzechodzęmęczarnię,niewiemdlaczego–jątooczywiścienicnieobchodzi–spowodowa-ne jednak jejkłopotliwympołożeniem.Wyglądanaszes-naścielat.Jejmłoderamionadelikatniebłyskająwmroku.Terazjedenznichzaczynazniąrozmawiaćwtymboga-tym,melodyjnympodjęzyku.Onagonierozumie–byćmoże to tenhałas orkiestry.Onprzechyla się i przybli-ża. Jegoustaporuszająsiętużprzy jejuchu.Potemonaprzytakujegłową.Patrzynaniegospokojnieiprzytakuje.Cidrodzysiedzązeswoimiogromnymiłokciaminasto-le,słuchającmuzyki,czasamiwypowiadającjakieśsłowo.Niewidzęzadobrzedrugiejdziewczyny.Jejwłosysądość

175

długie. Muzyka łomocze wkoło. Twarz perkusisty jestmokra.Podróżowaliśmy od Innsbrucku do domuwariatów. Niedajesięjużdłużejrozmawiać.Jestembardzośpiącyitaknagledopadłomnieprzygnębienie.Całyczasspoglądamnaprzeciw,naichstół.Gdybędąwychodzić,wiemdokład-niejaktobędziewyglądało.Wyjdądowielkiego,zielonegoPontiacaconajmniejpięcioletniego,amożeForda.Tłumikjestzepsuty.Dźwięksilnikapotężnyisurowy.Onasiedzimiędzynimidwomaztyłu.Toznaczy...Taknaprawięniewiem,cotooznacza,jakieszeptane,wdzięcznewyrażeniaofiarowanesąwciemności.TakjakmówiRilke,żenieist-niejąlekcjedlapoczątkującychwżyciu,odczłowiekaodrazużądasięnajtrudniejszejrzeczy.Ajednak,niesąonitacyźli,ciczarnimężczyźni.Sąbardzołagodni,słysza-łem,sąbardzodelikatni.Wydadzącałąforsę,jakąmająnadziewczyny, absolutniewszystko. Sąnaiwnie szczodrzy.Zazdroszczęimtego.Jedziemywciszyprzezgęstąmgłę, którapołyka reflek-torysamochodu.Żółtepromienietląsięprzednami.Nicniewidać.LaRotondejestbardzoodległa.Drzwizamknę-ły się za nami,muzyka zniknęła. Czołgamy sięwzdłużniewidzialnych dróg, zaledwie trochę szybciej niż idąc.Powrót do domu trwa godzinami, ostatnimi godzinami nocy,którązostawiliśmyzasobą.Daliśmyjążołnierzom.Oninicnieposiadają.Nicniezatrzymują.Gdydostająra-chunek,niezdecydowaniesięgajądokieszeniinawzajemprosząsięomonety.Okno mam częściowo otwarte. Wilgotne powietrzeprzedostajesięnamojątwarz.

James Salter, Sport i rozrywka

176

CzasKultury 11-12/1989

–Muszęlepiejnauczyćsięfrancuskiego,mówiDean.–Tosamoprzyjdzie.Widziałemjakcałyczaszapisujeszsłówka.–Kłopotwtym,żetowszystkodotyczyjedzenia,mówi.To jedyna rzecz, o której potrafięmówić. A niemożnacałyczasmówićtylkoojedzeniu.–Maszrację.Powinieneśczytaćgazety.–Chybazacznę.Wymykamy się obok przedmieść Dijon, tylko czasamiprzejeżdżając obok czegoś, co rozpoznajemy, jakiegośskrzyżowania,szczególnegoznaku.–Powiemci,cojestniezwykłewtymkraju,mówinagle.Powietrze.Dobrzepachnie.–To jest prawdziwa Francja,mówi.Miałeś rację.Nigdybymjejnieodkrył,gdybyniety.–Ach,odkryłbyś.–Nie,siedziałbymgdzieśwParyżu,takjakwszyscy.Toprostetakżyć.LeczktóżjedziedoDijon?–Niezawieluludzi.–AlbodoAutun?,mówi.–Jeszczemniej.–Nikt,mówi.itowłaśnietworzytomiasto.[...]

Światło powoli, z dnia na dzień, zmienia się, odbijającod niezliczonych starych powierzchni miasta. Pojawiasię w nim nowa jakość, intensywność, która oznaczazmierzch pory roku. Zimowemiesiące stały się nużąco.Są gotowe, by je porzucić. Bliskość tegomożnawyczućnaulicach.Przestworzazrobiłysięjasne,odświeżyłysię.Przeszłośćtopisięjaklód.

177

Deansiedzi,czekając,podczasgdyonarobisobiemaki-jaż.Nadworzejestjeszczedośćjasno.Ludziespacerująpopracy,szczęśliwi,żeposiadajądni,którekończąsięzanimzapadnieciemność.Przeglądatanitygodnik,aonakoń-czyjużostatniepociągnięcia.Jejtwarzjestbliskolustra.–Wiesz,żeniepowinnaśczytaćtegośmiecia,mówiprze-rzucająckartki.Onaodwracasię,byspojrzeć.Potemzno-wuodwracasiędolustra.–Totylkohistoryjki,mówi.–Sąokropne.Cotywnichwidzisz?Onawzdrygaramionami.Onodrzucajenabok.–Powinnamczytaćwięcejksiążek,mówi jakbydowła-snegoodbicia.–Zgadzasię,powinnaś.–LubięMontherlanta,mówi,iProusta.–NieczytałaśProusta.–Oczywiście,żetak,mówiona.–Naprawdę?Odwracającsię,pyta:–Noijakwyglądam?–Zadużoszminki,mówi.Ona przed lustrem odwraca głowęw tę i tamtą stronę,sprawdzającsię.–Uważam,żejestdobrze,mówi.–Nie,niejest.–Si,nalegaona.Mimotozmazujetrochęzkącików.Deansiedzinałóżku,jegogłowaopierasięościanę.Roz-glądasiępopokoju.Wszystkowydajesięzwykłe,całośćwydajesiężałosna.Czasamiupadawdepresjęzpowodu

James Salter, Sport i rozrywka

178

CzasKultury 11-12/1989

jej bylejakości. Może nie powinna być ona ważna, leczczęsto staje się tak rzeczywista, takgotowa,bynadniązapanować,teprostecechyukrytepodświetnościąjęzykaiżycia,któregosmakdopierocozacząłchwytać.Czeka,bypodać jejpłaszcz.Onaunika jegooczu.Wmilczeniuschodząnaulicę.Onczeka,bycośpowiedziała.–Iidziemynazakupy?Deannieodpowiada.Gapisiętylkonanią.–Chodź,nalegaona.Teraz,podkoniecdniajestchłodno.Jejpoliczkipoczer-wieniałyjakuurwisa.Znikomowykształconepłatkiuszuwydająsięoznakąniskiegopochodzenia.Idąwkierunkucentrummiasta.Wzięłagopodrękę.Onwydajesiętegoniezauważać.Zmieniłsięwołów.–Tuesfacheavecmoi?,pytaona.Onwzruszaramionami.Spacerująbezradości. Jejtwarzodsłaniabezradnośćkogoś,komusięjużwięcejniewie-rzy.–Phillip,tuesfache?,powtarza.–Nie.Wsklepiesątylkokobiety:matkiicórki,żony.Właściciel-kaporuszasięwśródtowarówprzesiąkniętychemocjami.Obsługujedwielubtrzyklientkiodrazu.Sięgapopudeł-kanaróżnepółkiiwykładajeotwartenaladę.Deanjestskrępowany.Stoipodścianąjakcień.Przyjąłpozęnieza-interesowanego,ichociażspoglądająnaniegoprzywcho-dzeniu,niewydajesię,abyktokolwiekzwracałnaniegouwagę.–Phillip,woła.Podnosinachwilęwzrok,niepewny.Onaposzładotyłu.

179

–Phillip,wołaznowu,viens.Kiwananiegozjednejzka-bin.Oncofasię.Jednazkupującychspoglądananiego.Czujesięniezręcznie, jakgdybyprocesruchupotwierdziłcałąswoją złożoność iwszystkiemu trzebabyło rozkazywać.Idzie jakbyskleconybyłzdrewna.Zasłonkaodchylasięnabok.Tutajwtowarzystwiedużegolustrastoiona,nagadopołowy.–Musiszmlpomóc,mówispokojnie.Wsuwa ramionaw stanik i odwraca się tyłemdoniego,bygozapiął.Robitobezsłowa,zobojętnościąsłużącego,leczgdyobserwujeją,jakprzeglądasięwlustrzetrochęodwracając,apotemodchylającramionadotyłu,byzno-wugozdjąć,poczułjakmustaje.–Musiszmipomócwybrać,mówiona.Przerwa.–Phillip.–Tak.–Musiszmipomóc.Obserwuje ją. Jej nagość go przyciąga. Niezależnie odtego, co robi,niemoże tego zapamiętać.Wydaje się, żejestmutodanezseriiobjawień,któresąjakbłyski.Onaukładapiersiwnastępnymstaniku,któryonzapina.–Podobacisię?–Tendrugibardziejmisiępodoła,mówi.Jegopierwszesłowa.Onanieokazujenajmniejszejoznakitriumfu.–Ten?–Tak.Rozbierasię,byznowugoprzymierzyć.–Tak,wyrażazgodę.–Tenjestnajlepszy.Podnosiramiona,pozwalającmu,bygopoczuł.Pokilkuchwilachściągastanikipatrzywlustro,jakpodwpływem

James Salter, Sport i rozrywka

180

CzasKultury 11-12/1989

jegodotykusutkirobiąsiętwarde.Ktośzbliżasiędotylnejczęści sklepu, iDean zaczyna odchodzić, lecz ona przy-trzymujerękomajegoboki,bygozatrzymać.Słyszą, jakfirankazsąsiedniejkabinyodsuwasięipokazujesięmłodadziewczynaijejmatka.WlustrzeDeanodkrywauśmiech.Wychodząnaobiadblisko„gare”.Niebojestnienaturalniejasne.Wresztkachdniazbierasięburza.Powietrzeoży-wa.Przeznieboprzerażenia,niebieskiegoToledo,przesu-wająsięolbrzymiechmury,ciemnejakmorze.Ludzieza-czynająznikać.Otwarteprzestrzeniemiasta,promenady,skwerystająsiępodniecającewswojejpustce.Kotwahasię,potempospiesznieprzebiegaulice.Jedzą,gdydeszczpadaprostowdół,rozbijającsięochod-niki.Deanjestpodniecony.Jegocałynastrójzmieniłsię.Wielkiewstęgiwodyprzesuwająsięprzezprzyciemnionepowietrzeiuderzająobrezentjegosamochodu.– Czyż to nie jest piękne?, krzyczy. Podparty łokciamiostół,patrzynadwór.–Tiens,mówiona,czyjesteśterazszczęśliwy,foko?Jestwoda.Onprzytakuje,wstydząc się swojego zachowania, którebyłodziecinne.Burzajestpoczątkiemwiosny,kierujena-szemyślikuprzyszłości.Jejpiegi–onanieznategosłowa–powrócą,mówi.Niewszędzie,tylkotutaj,zakreślaoczyi nos.–Ach,mówion.–Będzieszwyglądaćjakszop.–Jakco?– Jak szop. Szop,mówi on. – Nie wiesz co to jest? Tozwierzę.–Achtak,mówionaobojętnie.

181

Nagleonwybuchaśmiechem.Niemożegopohamować.Próbujejejpowiedzieć:„c’esttresjoli”,leczniemożetegowymówić iona takżezaczyna się śmiać.Zaczyna jejgorysowaćnaskrawkupapieru.Najpierwstopy,leczwyglą-dająabsurdalnie.Zwijasięześmiechu.–Tojestszczur,mówiona.–Nie,tonieszczur.Ajednakonniepotrafinarysowaćgoinaczej.Jegouszy.Nawetogon.Noswychodzibardzospiczasty.Wystarczy,żetylkonasiebiespojrzą,ajużśmiejąsięzno-wu.Wpokojuonaprzymierzaswojenowerzeczy.Ściągaubra-nieizakładamajtkiistanik,którewłaśniekupiła.Potemprzyjmujedlaniegoróżnepozyipadanałóżko.Leżąra-zemwspokojnejciemności.Onkładzie jej rękęnaswo-impenisie. Jej chłodnepalcewahają się przezmoment,a potem zaczynają to rozumieć. Jest bardziej posłusznaniżprzedtem.Onjestbardziejoddany.Kąpielzłościpo-zostawiła ichszczęśliwszymi.To jakbyoczyszczenie.Poniejczująsięmniejobciążeni–wszystkostajesięcorazbardziejjasne.Upływadługiczas.Jejgłowaspoczywamupapiersi.Za-czyna całować jego brzuch. Powaga jej ruchu zdradzają.Nagleonpewien jest tego, coonazamierzauczynić.Podciągajądogóryiwyciskapocałunkinajejustach.Jużczuje jakgotoogarnia.Onaznowuprzesuwasięwdół.Jejciałozwiniętepomiędzyjegonogami.Delikatniebadago.Wkońcuzaczyna.Deandotykajejpoliczków.Palcemprzesuwa wokół jej ust, podkreślając je. Ona przestaje,jakby chciała złapaćoddech,potemzaczynaznowu, ale

James Salter, Sport i rozrywka

182

CzasKultury 11-12/1989

jużbardziej zdecydowanie. Spuścił się trochę.Czuje jaknabrzmiał.Wielkie,finalnewytryski.Onanieporuszasię.Nieznacznie sięwycofuje.Wkońcupuszczago całkiem.Ipojawiasięuroczystymoment.Rozmazujepalcemwska-zującymczęśćspermynajegobrzuchu,wczasiegdyprzy-glądasięostatnim,odruchowymskurczom.Potempod-chodzidoumywalki.Deansłyszyjakleciwoda.–Czybyłoniedobrze?,pyta.Onawypluwatrochęwodyimówicośpofrancusku.Onnierozumie.–Co?Onamilczy.–Jaktosmakuje?,pytaon.Onawracadołóżka.Niewie.Dziwnie,towszystko,copo-wie.Mocno.Tojejpierwszyraz.

Tłumaczenie:MariaKuźniak

183

Włodzimierz Fenrych, Robert Jonson, król chandry znad Missisipi

Robert Jonson, król chandry znad MissisipiWłodzimierz Fenrych

Bobszedłdrogąmiędzyplantacjami,gitaranaramieniu.Zbliżał siędo skrzyżowania.Nagle zza zakrętuwyszedłWielkiCzarnyCzłowiek. Z uśmiechempodszedł doRo-bertaiwyciągnąłrękępogitarę.„Daj,nastrojęci”.Bob podał gitarę.Wielki CzarnyCzłowiek pokręcił klu-czykami i uderzyłw struny– z gitary dobył się dźwiękniezwykległęboki,jakbyspodziemi.WielkiCzarnyCzłowiekoddałBobowigitaręirozwiałsięwpowietrzu.Przezchwilęzostałtylkozapachsiarkiipo-głosszczekaniaogarów,teżgłęboki,spodziemi.

1.Zwrotkiwtrzechlinijkach,zktórychpierwszaidrugasąalboidentyczne,albobardzopodobne,ajeślijestmię-dzynimiróżnica,todrugalinijkapodkreślatreśćpierw-szej,zazwyczajprzezdodaniejakichśsłów.

184

CzasKultury 11-12/1989

2.Rymabsolutniekonieczny,ważniejszyniżpowiązanietreściowemiędzy linijkami.Niemniej jest toczęsto rymtylkoprzybliżony,jakbygrubociosany.3. Rytm jest równieżzawszew jakiś sposóbobecny,alezwykle jeszczebardziejprzybliżonyniż rym.Owaprzy-bliżonośćrymuirytmujestregułąitrudnowątpić,żejestzamierzona,zapewnedlanadaniatekstemszorstkości.4. Językwprawdzie angielski, ale jest to slangużywanyna codzieńprzez subkulturę,w której teksty powstały.Niepoprawnośćskładnijestrównieczęsta,coprzybliżonyrytm i rym.5.Narracjajestnieobecna.Poszczególnezwrotkisąjakbywykrzykiwanymihasłami,powiązanymiwprawdzie tre-ściowo,alenienazasadzienarracji.6. Cały szereg sformułowań, a nawet gotowych linijek,powtarzasięwtekstachwieluautorów.Prawoautorskie,pojęcieplagiatuitympodobnesąnieznane.Sformułowa-niatakiejak„Iwokeupthismorning”(obudziłemsiędziśrano),albo„Ain’tgotnosweetlittleridertoloveandfeelmycare”(niemasłodkiejkobietkicobymniekochałaisięzatroszczyła)sąwłasnościąpowszechną.7. „Blues”znaczy„chandra”ionawłaśniejesttreściąblu-esa.Bezchandrybluesniejestbluesem.

WpierwszejpołowieXXwieku,gdypoecijęzykaangiel-skiego, podobnie jak innych języków europejskich, wy-krzykiwali głośno, że wszelkie formy stanowią ograni-czenie ichwolności twórczej,w każdymzakątku świataanglojęzycznego,istniałasubkultura,którejpoecinicso-biezowychdeklaracjinie robili,prawdopodobnienigdy

185

onichniesłyszeli,ipisaliswojeutworywedleścisłychre-guł,zktórychkilkawyliczyłempowyżej.Toznaczyowychregułniktnieustanawiał,onipoprostutakpisali,ato,cowyliczyłem powyżej, należałoby raczej nazwać cechamiwspólnymi.ZakątkiemowymbyłaMissisipiDelta,tozna-czynierzeczywistadeltarzeki,aleobszarstanuMissisipimiędzyrzekamiMissisipiiYazoo,czyliinaczejwschodnibrzegMissisipi na odcinku odMemphis do Vicksburga.Tamwłaśnie są owe słynne plantacje bawełny, na któ-rychpowstałblues.Później,wrazzmigracjamidomiast,centramitejsubkulturystałysięczarneslumsyAtlanty,Memphis, Chicago.Wowym czasie pomiędzy literaturąbluesa a anglojęzycznym, „głównym nurtem” kontaktuniebyłożadnego.

Mimo„ograniczających”licznychregułbluesniejestsze-regiem tekstów bardzo do siebie podobnych i nudnych.Gatunek literacki rozwijający sięprzezkilkadziesiątkówlatniemógłbyćnudny,zpewnościąniedlaśrodowiska,wktórympowstawał iwktórymbyłodbierany.Oczywi-ście,istotnejestteżmedium:tekstyteniebyłydrukowanenapapierze,leczwykrzyczanechrapliwymgłosemwknaj-pie,wnajlepszymrazienagranenatrzeszczącejpłyciena78obrotów.Regułyregułami,indywidualnościwybitnychtwórcówsąoczywiste.CynizmMuddyWatersa(„Niechcężadnychsłodkichuczuć,chcępoprostuiśćztobądołóż-ka”).HumorB.B.Kinga(„Onasprzedałamojąmałpę,jakmogła mi to uczynić”). Wewnętrzny niepokój RobertaJohnsona,któregoniezwyklemetaforyzahaczająniemalo mistycyzm (motyw autostopu i zachodzącego słońca

Włodzimierz Fenrych, Robert Jonson, król chandry znad Missisipi

186

CzasKultury 11-12/1989

jestmożeczęstywtekstachbluesów,alewCrossroad Blues ów lękprzedciemnościąnabieraniezwykłegoznaczeniawkontekściepierwszejzwrotki).

Siedzieliw pokojuwe trzech: SonHouse,Willle Brown,młodyBobJohnson.Bobtrzymałgitarę,aleniemógłsięprzełamać,żebyuderzyćwstruny.Sonbyłniecierpliwy.„Dalej,zagrajcoś.Pokażcosięnauczyłeśprzeztenrok”.Bobwkońcuzaczął.Obajstarsirozdziawiligęby.Zatkałoichzupełnie.KiedyBobskończył,długojeszczemilczeli.WkońcuSonpowiedział:„Szybkomutoposzło.Tegojużmamyzgłowy”.

Bluesman Son House stał się popularną postacią w la-tach60.,kiedytozostałodkrytyjako„nauczycielRobertaJohnsona”.Byłotowczasach,kiedyblueszostałpodjętyprzezzupełnieinnąsubkulturęanglojęzyczną;londyńskąkontestację.Kontestacjiodpowiadałai„czamość”bluesa–były to latawalkiz rasizmemwAmeryce– i „szorst-kość”języka,owa„niegramatyczność”itakdalej.Wpraw-dzie czołowymi bluesmanami byliwówczasMuddyWa-ters(wzorzecRollingStonesów),B.B.King(wzorzecEricaClaptona), JohnLeeHooker,Elmor James i inni,aleRo-bert Johnsonzawsze jakośbyłobecnyw tle.CBSzebra-ła wszystkie nagrania Roberta Johnsona i wydała je nadwóchpłytachdługogrającychpodtytułemRobert John-son – King of Delta Blues.RollingStonesnaswojejpłycieLet It Bleedz1968rokugrająbluesMy Love In Vain niemal nutawnutętakjakRobertJohnson.Głównaróżnicamię-dzywersjąbluesaGotta Keep MarinzpłytyPeeter Green’s

187

Fleetwood Macz1967rokuaoryginałemRobertaJohnso-na jest ta,żePeeterGreenużył jako tła fortepianu,gdyJohnsongrałzawszewtowarzystwiegitary.ErieClaptonbył nieco bardziej swobodny w traktowaniu materiału;I Got RairblinnapłycieJohn Mayall’s Blues Breakers z1966roku służy mu za tło improwizacji gitary solowej, gdyCrossroad Blues napłycieCream – Live and Studioz1968rokustanowipunktwyjściakoncertumuzykipsychode-licznej.

GunterHotelwSanAntonio,Texas.DonLawprzyjechałtaksówką, iwszedłdorestauracjibykontynuowaćobiadw gronie przyjaciół.Musiał przerwać ten obiad, bywy-ratować Roberta Johnsona – któregowłaśnie przywiózłz Robinsonuille celem dokonania nagrań z miejskiegoaresztu,gdzietenzostałwsadzonyzawłóczęgostwo,przyokazji pobity, a jego gitara roztrzaskana. Z trudem goztegoaresztuwydobyłizawiózłzpowrotemdomurzyń-skiegohoteliku.Ledwozasiadłdoprzerwanegoobiadu–kolejnytelefon.Johnson.„Ocoznowuchodzi?”„Czujęsięsamotny”.„Czujesz się samotny?! Co to znaczy że się czujesz sa-motny?”„Czuję się samotny, a tu jest pewna pani. Ona chce 50centów,ajaniemamgrosza”.Lata 30. Czasy „klasycznego” bluesa, kiedy Ma Raineyi Bessie Smith nagrywały płyty, śpiewając w towarzy-stwieuładzonegofortepianu–minęły.Czasy,kiedyLo-uisArmstrongnagrywałwChicagobluesywstyluDixie

Włodzimierz Fenrych, Robert Jonson, król chandry znad Missisipi

188

CzasKultury 11-12/1989

–teżminęły.Pianiścihonky-tonkówprzyspieszylitempo,pewnegowieczoruPinttopSmith,zasiadającdopianina,wykrzyknął„Terazgramyboogie-woogie!”,itakpowsta-łanazwa.TymczasemwMissisipiDeltawciążsięrozwijałwiejskibluesinowystylgrynagitarze.TowłaśnieRobertJohnsonzapoczątkowałównowystyl,szorstki, identyfi-kowanypotemz„miejskimbluesem”zknajpChicago.

Wiadomoonimbardzoniewiele.Niewiadomo,gdzieikie-dysięurodził.Niewiadomo,gdzieikiedyzmarł.Pamię-tagokilkuMurzynów,azbiałychchybatylkoDonLaw,którygonagrywał.Miałznimdwiesesje:wlistopadzie1936rokuwSanAntonioiwczerwcu1937rokuwDallas.ByłyoneprzeznaczonodlawytwórniVocalion,sprzedają-cejpłytywyłączniewśródczarnejludnościPołudnia,LawpamiętaJohnsonajakoraczejnieśmiałegomłodegoczło-wieka.Whotelu,wktórymrobiononagrania,byłagrupaMeksykanówzainteresowanajegomuzyką.Bobdługoniemógłzebraćsięwsobie,żebyzagrać,akiedysięwkoń-cuprzełamał,grał,siedząctwarządościany,anirazuniespojrzawszynasłuchaczy.

Son House pamięta młodego Boba, którego spotkał naplantacji Robinsonswille około 1931 roku. Wkrótce po-temBobwyjechałdoHazelhurst,40milnapołudnicodJackson,akiedyporokuwrócił,bylizaskoczenipostępa-mi,jakieBobzrobiłnagitarze.JohnnyShines,którypóź-niejgrałwChicago,twierdzi,żegrałipróbowałzBobemprzezTexas,Arkansas,KentuckyIllinois,Indianę,KanadęiNowy Jork. Johnny towarzyszyłBobowinabasie. „Tendźwiękwpływałnakobietywsposób,któregonigdynie

189

pojąłem; powiadam– onmiałmówiącą gitarę”. RoberdLockwood,równieżbluesmanzChicagotwierdzi,żeBobbyłjegoojczymem.Jegopierwszagitaramiałabyćzrobio-nazpomocąBobazestaregogramofonu.RobertLockwo-odgrałpotemzJohnnyShinesem,któregopoznałprzezBoba.MuddyWaters,mimoogromnegowpływuJohnso-nanajegomuzykę,nigdygoniespotkał.

Legenda zaczęła się w 1938 roku. Wtedy właśnie JohnDaimond, usłyszawszy nagrania Vocalionu, doszedł downiosku,żejesttonajwiększybluesmanDeltyipostano-wiłmuzaproponowaćkoncerty.OniDonLaw,któryznówchciałnagraćpłyty,szukaligopocałymPołudniu,alebezskutku.Doszła ichtylkowieść,żeBobzmarłprawdopo-dobnieotrutyprzezzazdrosnąkobietę.

Tojestmniejwięcejwszystko,cootymczłowiekuwiado-mo.Aha,jestteżlegenda:jakomłodychłopakBobszedłzgitarąprzezplantacjeitam,narozdrożu,spotkałWiel-kiegoCzarnegoCzłowieka...

Włodzimierz Fenrych, Robert Jonson, król chandry znad Missisipi

190

CzasKultury 11-12/1989

BluesyRobert Johnson

Crossroad blues

Iwenttothecrossroad,felldownonmykneeIwenttothecrossroad,felldownonmykneeAskedtheLordtohavermercy,„SavepoorBobifyouplease”

Standin’atthecrossroadItriedtoflagarideStandingatthecrossroadItriedtoflagarideDidn’tnobodyseemtoknowme,everybodypassedmeby

Andthesunisgoin’down,darkgonnacatchmehereAin’t thesun isgoin’down,boys,darkgonnacatchmehereAin’tgotnolovin’sweetwomanleft,tolovean’feelmycare

Youcanrun,youcanrun,tellmyoldfriernd-boyWillieBrownYoucanrun,tellmyfriend-boyWillieBrownLord,thatstandingonthecrossroad,IbeliveI’msinkin’down

191

Robert Johnson, Bluesy

Crossroad blues

Poszedłemnarozdroża,upadłemnakolanaPoszedłemnarozdroża,upadłemnakolana„WybawBobajeśliłaska”,olitośćprosiłemPana

StałemnarozdrożuichciałemsięzabraćStałemnarozdrożuichciałemsięzabraćAlewszyscymniemijali,widaćniktmnienieznał

Słońcejużzachodzi,ciemnomnietuzłapieSłońcejużzachodzi,ciemnomnietuzłapieNiemamsłodkiejkobietycobyczekaławchacie

Możesz biec i powiedzieć, niechwiemój kumpelWillieBrownMożeszbiec,niechwiemójkumpelWillieBrownOBoże,stojęnarozdrożuichybazapadamsięwgłąb

192

CzasKultury 11-12/1989

Me and the devil blues

Earlythismornin’,whenyouknockeduponmydoorEarlythismornin’,whenyouknockeduponmydoorAn’Isaid:„HelloSatan,Ibeliveit’stimetogo”

Mean’theDevil,bothwalkin’sidebysideMean’theDevilwerewalkingsidebysideT’ngonnabeatmywomanuntilIgetsatisfied

Shesaid„Youdon’tseewhy–thatIwilldoghor’round(spoken:Now,baby,youknowyouain’tdoingmeright,now)Yousayyoudon’tseewhy,thatIwilldogher’roundItmustabethatoldevilspiritsodeepdownintheground

Youcanburymybodydownbythehighwayside(spoken:Idon’tcarewhereyouburymybodywhenI’mdeadandgone)YoucanburymybodydownbythehighwaysideSomyoldevilspiritcangetaGreyhoundbusan’ride

193

Me and the devil blues

Dziśwcześnierano,gdyśpukałdomychdrzwiDziśwcześnierano,gdyśpukałdomychdrzwiPowiedziałem„Cześć,Szatanie,myślę,żeczasjużiść”

JaorazdiabełszliśmyoboksiebieJaorazdiabełszliśmyoboksiebieAżmnietozadowolibędębiłswojąkobietę

Traktujejąjakpsa,onamówi:„Samniewieszczemu”(mówione:przecieżsamwiesz,kochanie,żenietraktujeszmniewłaściwie)TraktujejąjakpsaisamniewiemczemuTomusibyć chyba ten staryzłyduchco siedzigłębokow ziemi

Możeszpochowaćmojeciałowrowieprzyautostradzie(mówione: nicmnie nie obchodzi gdziemnie zakopieszkiedybędęmartwyiskończony)MożeszpochowaćmojeciałowrowieprzyautostradzieWtedy moja zła dusza złapie autobus „Greyhound”ipojedzie

Robert Johnson, Bluesy

194

CzasKultury 11-12/1989

Rambling on my mind

Igotramblin’!IgotramblingonmymindIgotrambling!IgotramblingallovermymindHatetolovemybaby,butshetreatsmesounkind

Igotmeanthings!IgotmeanthingsonmymindLittlegirl,littlegirl.IgotmeanthingsonmymindHatetoleaveyouhere,baby,butyoutreatsmesounkind

Runin’downtothestation,catchthefirstmailtrainIsee(spoken:IthinkIhearhercomin’now)Runnin’ down to the station, catch the firstmail trainI seeIgotbluesaboutMrs,soan’so,anthechildhasgotbluesaboutme

And l’m leavin’ thismornin’ withmy arms fold up an’cryin’Inleavin’thismornin’,withmyarmsfoldupan’cryin’Ihatetoleavemybaby,butshetreatsmesounkind

Igotmeanthings!IgotmeanthingsismymindIgotmeanthings!Igotmeanthingsallovermymind!’gottolaevemybaby,forshetreatsmesounkind

195

Rambling on my mind

Włóczęgę!WłóczęgędziśplanujęWłóczęgę!WłóczęgęznowudziśplanujęNiechcęopuszczaćmejmałej,aleniemilemnietraktuje

Przykrerzeczy!PrzykrerzeczydziśplanujęOjdziewczyno,ojdziewczyno,przykrerzeczydziśplanujęNiechcęopuszczaćmejmałej,lecztakniemilemnietrak-tuje

Idęprostonastację,wsiądęwpierwszypociągdokądkol-wiek(mówione:zdajemisię,żeonawłaśnieidzie)Idęprostonastację,wsiądęwpierwszylepszypociągdo-kądkolwiekMambluesaopanitakiejatakiej,amójsynbędziemiałbluesaomnie

Wyjeżdżamdzisiajrano,płaczęiręcezałamujęWyjeżdżamdzisiajrano,płaczęręcezałamujeNiechcęopuszczaćmejmałej,lecztakniemilemnietraktuje

Włóczęgę!WłóczęgędziśplanujęWłóczęgę!WłóczęgęcałydzieńdziśplanujęMuszęopuścićmamałą,botakniemilemnietraktuje

Robert Johnson, Bluesy

196

CzasKultury 11-12/1989

32-20 blues

IfIsendformybaby,andshedon’tcome(2x)AllthedoctorsofHotSpringssurecan’thelphernone

Andifshegetsunruly,thingsshedon’twannado(2x)Takemy32-20now,an’outforhalfintwo

Shegota38Special,butIbeliveit’smosttoolight(2x)Igota32-20,gottomakehercapsallnight

IfIsendformybaby,an’shedon’tcome(2x)AllthedoctorsofHotSpringssurelywon’thelphernone

I’mgonnashootmypistol,gonnashootmyGatlinygun(2x)Youmademeloveyou,nowyourmanhavecame

Oh,babe,wheredidyoustaylastnight?(2x)Yougotthehairalltangled,andyouain’ttalkin’right

Her38Special,boys,itdoverywell(2x)Igota32-20,now,an’it’saburnin’...

IfIsondformybaby,andshedon’tcome(2x)AllthedoctorsofWisconsinsurecan’thelphernone

Hey,baby,wheredidyoustaylastnight?(2x)Youdidn’tcamehomeuntilthesunwasshiningbright

Awboys,Ijustcan’ttakemyrest(2x)Withthis32-20liyingupanddownmybreast

197

Thirty two–twenty blueas

Gdypoślępomąmałą,aonaniezachceprzyjśćGdypoślępomąmała,aonaniezechceprzyjśćTojużjejniepomogąwszyscydoktorzywHotSprings

Ajeślisięokaże,żechcezkimśinnympójśćAjeślisięokaże,żechcezkimśinnympójśćWezmęmój32-20,rozwalęjąnapół

Onama38Special,zbytlekki,tojestzabawkaOnama38Special,zbytlekki,tojestzabawkaJamam32-20,wporządkujązałatwi

Gdypoślępomąmałą,aonaniezachceprzyjśćGdypoślępomąmałą,aonaniezechceprzyjśćTojużjejniepomogąwszyscydoktorzywHotSprings

Będęstrzelałzmejbroni,będęstrzelałzpistoletuBędęstrzelałzmejbroni,będęstrzelałzpistoletuZrobiłaśzemniekochanka,ateraztwójfacetprzyjechał

Och,kochanie,gdziebyłaśostatniejnocy?Och,kochanie,gdziebyłaśostatniejnocy?Tocomówiszsięniezgadzaipotarganemaszwłosy

Jej38Special,owszem,robisięciepłoJej38Special,owszemrobisięciepłoJamam32-20,atojestogniste

Robert Johnson, Bluesy

198

CzasKultury 11-12/1989

Gdypoślępomąmałą,aonaniezechceprzyjśćGdypoślępomąmałą,aonaniezechceprzyjśćTojużjejniepomogąwszyscydoktorzywWisconsin

Och,kochanie,gdziebyłaśostatniejnocy?Och,kochanie,gdziebyłaśostatniejnocy?Niewróciłaśdodomupókiniewzeszłosłońce

Ojchłopcy,poprostuniemogęspocząćOjchłopcy,poprostuniemogęspocząćZtym32-20,comiwpiersiachklekocze

Hellhound on my trail

Igottakeepmovin’,Igottakeepmovin’Bluesfallin’downlikehail,bluesfallindownlikehailAn’ thedayskeepworryin’me, there isahellhoundonmy trailhellhoundonmytrail,hellhoundonmytrail

IfthedaywasChristmaseve,IfthedaywasChristmaseveAndthemorrowwasChristmasdayIfthedaywasChristmaseve,andthemorrowwasChrist-mas day(spoken:aw,wDldn’twchaveatimo,baby?)IwouldneedmysweetlittleriderjusttopassthetimeawayUhhuh,topassthetimeaway

Icantellthewindisrisin’

199

Theleavestremblin’onthetree,trenblin’onthetreeIcantellthewindisrisin’,leavestremblin’onthetreeAllIneed,mą’sweetlittlewoman,tokeepmycompanyHeyheyheyhey,mycompany

Hellhound on my trail

Muszębyćwciągłymruchu,muszębyćwciągłymruchuBluesspadanamniejakgrad,bluesspadanamniejakgradDnimniepopędzają,ogarzpiekławpadłnamójśladOgarzpiekłanamójślad,ogarzpiekłanamójślad

GdybydziśbyłaWigilia,gdybydziśbyłaWigiliaIgdybyjutromiałabyćGwiazdkaGdybydziśbyłaWigilia,ajutromiałabyćGwiazdka(mówione:mielibyśmyniezłyczas,niekochanie?)Trzebamisłodkiejkobiety,byzniąjakośspędzićczasUhhuh,jakośspędzićczas

Widzę,żewiatrsięwzmaga,liścienadrzewiedrżą,LiścienadrzewiedrżąWidzę,żewiatrsięwzmaga,liścienadrzewiedrżąTrzebamitylkosłodkiejkobiety,żebymmiałtowarzystwoHejhejhejhej,towarzystwo

Tłumaczenie:WłodzimierzFenrych

Bibliografia:Peter Guralniak, The Blues, Blandford Press 1332Country Blues Songbook,OAKpubl.NY1973orazokładkapłyty:RobertJohnson,King of the Delta Blues,CBS1967.

Robert Johnson, Bluesy

200

CzasKultury 11-12/1989

Chcemy Lecha, nie WojciechaKonstanty Żemojtel

IWłaśniewróciłemzniezależnegopochodupierwszomajo-wego,atocowidziałemisłyszałemwszczególnysposóbokreśla sytuację kraju poOkrągłym Stole i przed regla-mentowanymiwyborami.Otóżodbywałsięonwatmosfe-rzeemocjiambiwalentnych;tomożetrochętak,jakbyśmyzastalikogośznajomegoukrawca,gdyprzenicowujeswójwieloletni, charakterystyczny już garnitur – zmieniającjednocześnie jegokrój– i jestnaprzykładwtrakcieza-kładaniamarynarki, a jeszcze bez spodni.Duch pomie-szania i tłumionychsprzecznościkłębił siępodnogami,podczas gdy duch radykalizmuwystrzelał ponad głowy.Botonibyopozycyjnypochódlegalny,apowiewająceha-słairozlegającesięwezwania–„nielegalne”;uczestnikówwwęższychulicachwyjątkowowielu, a jużwśródwięk-szychprzestrzenijakbytrochęmało;wczołówcemłodzi,awśródnich,trzymanypodpachyprzezzradykalizowanyNYS,kandydatnasenatoraprof.Ziółkowski,jakbyprzera-żonyantysowieckimiiantykomunistycznymiwezwania-miKPN-uiSolidarnościWalczącej;wcentrumiariergar-dzieumiarkowanistarsi,icociekawsze,znaneosobistościzopozycjinapoboczach,jakoobserwatorzy;przejmowaneodczołówkipewniebrzmiąceskandowaniatraciłyswoją

201

Konstanty Żemojtel, Chcemy Lecha, nie Wojciecha

moctużzazwartągrupąpierwszychszeregów–iniepew-nymi,znikającymifalamirozlewałysiępotłumie...

Itakspokojnymkrokiemizniespokojnymwzrokiempo-chódzradykalizowanejmniejszościiskołowanejwiększo-ścidotarłdopoznańskichkrzyży.

IIAdokąddoszłaPolska?Czyżbyposiedmiulatachzapaścidowypełnienia sięproroctwa zdemonstracji pogrudnio-wych:„Zimawasza–wiosnanasza”?Kiedysięrzeczmoc-nouprości, towielewskazywałobyna to,że tak.Amożeczas,którynadPolskąnie tylestoi, ilewiruje,wtłaczającnaswprzeróżneparadoksyinonsensy,przerzucipomostyponadGrudniemdoSierpnia?Niejesttojednakzanadtora-dosne,gdysiępamięta,żehistoria,gdysiępowtarza,przy-bieranajczęściejformygroteskowo-kabaretowe.ZacznijmyzatemodWodza,gdyżjakmówią–rybapsujesięodwąsów.

Pamiętamy zwinnego, szczupłegoWałęsę, który przesko-czył mur Stoczni Gdańskiej, a jednocześnie mur izolacji,strachu,zakazów...imuryzaczęłypękać,aPolskajakuśpio-nakrólewnazbudziłasięzezłegosnu.Potemnarkozastanuwojennego,chirurgJaruzelski,ciałoPolskipocięteskalpe-lemgąsienic…Ichoćoperacjasięnieudała,apacjentmimotoprzeżył,tojednakspostrzega,żetuitamconiecomuwy-cięto.Powstajeiprzezdłuższyczastrwasytuacjajakzwier-szyEwyLipskiej:ni-śmierć-ni-życie.Icorobi–podłuższychprzygotowaniach–Wałęsa?Znowuprzeskakujemur:mur,któryspołeczeństwowybudowało, izolującsięoduzurpa-torskiejwładzy i–pęka torbieloddzielającanowotwórod

202

CzasKultury 11-12/1989

społecznegoorganizmu(czymożedokładniej–odobwaro-wanejspołecznejświadomości).Ot,takpomarksistowsku,niepytającZwiązkuozdanie,swojąchłopsko-proletariackąchytrością ubranyw szaty proboszczowskiej powagi (ach,gdzieteczasy,gdyproboszczówcałowanowrękę,asekre-tarzy w usta!) Lech dokonał cudu; złośliwego raka prze-mienił w łagodną narośl, która po X plenum upodobniłasiędoojcowskiegopalca,którystanowczo,aleizgłębokątroską,kiwasięnadzdziecinniałymnarodem.Ażenaródniedojrzał,choćprzejrzelijegowodzowie,tostwarzamusięprzedszkoledemokracji,zapominając,żejużdawnouzyskałdobrą,przedwojennąmaturę.Notak,alegdysięmazwiąz-kowąNagrodęNobla,wówczasnie tylkoduch, ale iwąsyzaczynająsięupodabniaćdokonterfektuOsobyOpatrzno-ściowej.DopisanynadniądymekprzypominasztandarowezawołaniedawnegoLecha,że„Solidarność”nigdyniedasięzniszczyćanipodzielić.

IIILegalizacja,anierelegalizacjajednakchybacośzniszczy-ła,azwiązekpodzieliłsię;otowGdańskudemonstrowa-ły dwa pochody: popierającyGwiazdę iwałęsowski.WeWrocławiuZOMOrozpędziłowbrutalnysposóbpochódSolidarnościWalczącej, której przywódca, KornelMora-wiecki,cotuukrywać,jestdlaWałęsyrealnymzagroże-niemiktóregoformacjiintelektualnejLechprzeciwstawiaostatnionietaktownedowcipy.Owszem,możnaodbiedyzrozumiećwodzowskieambicjeLecha,aleteżtrzebamuprzypomnieć,żezapodjęteprzezsiebiearbitralnedecy-zjeponosi,jakmonopolistkapartia,politycznąimoralnąodpowiedzialność;współodpowiadawięczaniepotrzebne

203

podziały,pomieszaniewgłowachtakzwanychzwykłychczłonków „Solidarności”, za represje policyjne wobecopozycji„destrukcyjnej”,atakżezarozmycieobrazuko-munistycznegozagrożenia.Tylkotyletymczasem–atojuż niemało.A gdybyśmy dodali jeszcze prestidigitator-skiechwytynaspotkaniunaUniwersytecieWarszawskimzNZS-em,gdypoobkadzeniusalipatriotyczno-solidar-nościowymi ogólnikami o odpowiedzialności za Polskęwezwałzebranychdozłożeniaswojejobywatelskiejmą-drości w najodpowiedniejsze, bo jego własne, ręce. Po-dziwiam te trzy osoby, któremiały odwagę powiedzieć„nie”.Akuriozalna,parapsychologiczna?mistyczna?teo-ria emanacji? Oto Lechu wyemanował z siebie KomitetObywatelskiprzyL.W., tenznowuwyemanowałzsiebieKomitetObywatelski„Solidarności”naprzykładWielko-polskiejwosobach,tewdalszejkolejności...itakdalej.

Na zakończenie powiedzmy sobie jeszcze, że realizacjakoncepcji Brzezińskiego (Europa Wschodnia destabili-zuje się, jest w okresie przedrewolucyjnym, której nieneutralizowany może w każdej chwili przekształcić sięwrewolucję,a tozdestabilizujepojałtański ładeuropej-ski i zagrozi polityce amerykańskiej w Europie i wobecZwiązkuSowieckiego;lepiejwięcpoczekaćjeszcze50lat,mieć u siebie dobrobyt i cywilizacjęXXIwieku, niż ry-zykować zagrożeniepokoju światowego)wcaleniemusibyć jedyniesłusznąizbawiennądlaPolski.Niechścierasięwielekoncepcji,wtedybędzie,jakw1918roku,więcejszans.Nieszczęściebowiemtegonarodupoleganatym,żeZbawcówzawszebyłowielu,aPolskatylkojedna(wła-ściwietoostatniezdaniewypowiadamteżdosiebie).

Konstanty Żemojtel, Chcemy Lecha, nie Wojciecha

204

CzasKultury 11-12/1989

Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikureizmieDariusz Soter Gościniak

Zagadnieniaetyczneobejmująceproblemydotycząceza-sadinormwystępowania,systemuihierarchiiwartości,swobodywyboruimotywacjitakiego,anieinnegodziała-nia,odpowiedzialnościzato,coczynimy,izato,czegonierobimy,osąduwłasnychicudzychczynów,wreszciekry-teriów,wedługktórychosądtenpowiniensiędokonywać– to zagadnienia, które stanowią integralną cześć każ-dego systemumyślowego i religijnego; dotyczą bowiempraktycznego wymiaru życia człowieka: jako jednostkii jakoczłonkaspołeczności.Każdydzieństawianaswo-beckoniecznościwyboruidecyzji,odktórychzależąna-szedobrelubzłesamopoczucie,naszspokójlubniepokój,wszystkoto,coskładasięnanaszeszczęścielubjegobrak.

Twórcysystemówmyślowych,azwłaszczaci,wokółktórychgromadziłysiędużezespołyuczniówiktórzyupotomnychzyskali miano wielkich, poświęcili zagadnieniom etycz-nymwielewnikliwejuwagi,uznającniekiedydociekaniaijasneustaleniawzakresiemoralnościzasprawęnajważ-

205

Dariusz Soter Gościniak, Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikurze

niejszą.Do grona tego rodzajumyślicieli należał Epikur,żyjącywlatach341–271przedChrystusem,synkolonistyateńskiego,urodzonynawyspieSamos.Mająclatokoło30,EpikurzakładawłasnąszkołęwMitylenienawyspieLes-bos.Nieprzebywałtamdługo.PrzenosisiędoLampsukosnad Hellespontem, gdzie w ciągu pięcioletniego pobytupozyskujegronoswychnajwierniejszychuczniów:Henra-chosa,Motodora,Idarousaiinnych.Wroku306przeniósłsiędoAten,gdziekupiłdomzogrodem,wktórymżyłina-uczałdokońcażycia.Stądpowstałanazwaszkoły–OgródEpikura.Uwejściawidniałnapis:„Gościu,tucibędziedo-brze,tunajwyższymdobremjestprzyjemność”.Uczniomswoimnie stawiał żadnychwarunkówwstępnych–niktnie jest zbytmłodyani zbyt staryna to, byfilozofować,zapewnićsobiezdrowieduchaiżyćszczęśliwie1.

Wokół postaci Epikura narosło, już za jego życia, wielenieporozumień i fałszywychdomysłów.Przyczyniali siędotegojegoprzeciwnicyideowi–przedstawicieleAkade-miiplatońskiej,zwolennicyArystotelesa, stoicy,a takżeci,którzyodeszlilubzostaliwykluczenizewspólnoty,jakTimokrates,bratsłynnegoiulubionegouczniaEpikura–Metodora, którymszcząc się na byłymmistrzu, szerzyłoszczerstwa pod jego adresem, oskarżając o obżarstwo,rozpustę,brakwiedzy.

Zarzucano Epikurowi, że zalecając życie z dala od wy-darzeń politycznych i społecznych, propaguje postawękwietystyczną, co – zwłaszcza w oczach teraźniejszych

1 Por.: List do Monojkeusa.

206

CzasKultury 11-12/1989

krytyków rzymskich, takich jakMarek Tuliusz Cyceron– stanowiło bardzo poważny zarzut. Epikur polemizo-wałzTimokratesem,broniłswejnaukiprzedzarzutamiprzedstawicieli innych szkół filozoficznych, wykazywałimnieznajomośćzasadgłoszonejprzezsiebiefilozofiiijejpodstawowychprawd;ze szczególną siłąprzeciwstawiałsiępomówieniemoplagiatorstwo.

Równocześnie osoba Epikura znalazła uznanie nawetuprzeciwników,ajegonaukazyskałamianoszlachetnejiwzniosłej2.

Uczniowieotaczalimistrzawielkimszacunkiemiprzeka-zalinamobrazpogodnegostarca,miłegowcodziennychkontaktachiwiernegowprzyjaźni,troszczącegosięopo-trzeby uczniów-przyjaciół, utrzymującego ciepły i ser-deczny kontakt listowny z nieobecnymi. Stworzył Epi-kurjedynąwswoimrodzajuspołecznośćludzidążącychdoosiągnięciamądrości i szczęścia idarzącychsięprzytymgłębokąprzyjaźnią.Zachowałsięobrazfilozofajakoczłowiekakonsekwentnegoinieustępliwegogdychodziłoosprawyzasadnicze–ociągływysiłekipracęnadsobą.Wstosunkiwzajemnewprowadziłzasadęszczerejotwar-tościiprawdomówności.Gdyzachodziłapotrzeba,karciłipiętnowałzaniedbaniaorazwady.Wprzypadkuniepo-prawnościusuwałuczniówzewspólnoty.

Podobnyobrazczłowiekainauczycielawyłaniasięztogo,coocalałozlicznychpismEpikura,zwłaszczazzachowa-

2 Por.: L.A.Seneka, Dialogi.

207

nychlistówiichfragmentów.Listyowestałysiędlanasgłównymźródłemkrótkichtezizaleceńepikurejskich.

Poglądy Epikura uformowały się w wyniku wieloletnichstudiów, najpierw pod kierunkiem takich nauczycieli jakPamfilos,platonikNauzifanes,kierownikszkołyretorycz-no-filozoficznej w Teos, który zapoznał młodego uczniazatemizmemDemokryta.PóźniejpodjąłEpikursamodziel-nestudiaiprzemyśleniadorobkupoprzednikówiwspół-czesnychmuprzedstawicieliróżnychszkółfilozoficznych.Przyszłomużyćwczasachustawicznychwojentoczonychprzez spadkobierców Aleksandra Wielkiego; częstych,krwawo tłumionych zrywówwolnościowych wmiastachGrecji,klęsk,zniszczeń,strachu,represji,demagogiiizłu-dzeń,wśródspołecznościpodupadających,niegdyśświet-nychmiast.Byłtookres,wktórymczęstozapomocąetykipróbowanousprawiedliwićdziałanianiemającezniąwie-lewspólnego.Tenkontekstrzucawieleświatłanapoglądygłoszoneprzezfilozofaipozwalajelepiejzrozumieć.Epi-kur,doszedłszydopewnychprawd,uznał jezaprogram,któryjestzdolnyuzdrowićmoralnieludzi,uwalniającichodkłamstwizłudzeń,orazzapewnićimspokójwewnętrz-ny–podstawowywarunekszczęśliwegożycia.

Szukającrozwiązaniatakistotnegodlaczłowiekaproble-mu,sięgnąłEpikurdosamychpodstawstrukturywszel-kiej rzeczywistości. Najbardziej przekonywała go wizjaświata rzeczy zbudowanych z niedostrzegalnych gołymokiemcząstekelementarnych,jużniepodzielnych–ato-mów pozostających w ustawicznym ruchu i tworzących

Dariusz Soter Gościniak, Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikurze

208

CzasKultury 11-12/1989

nietrwałeiprzemijającezespoły–różnopostaciowerze-czy jednostkowe. Postaci rzeczy powstają, zmieniają sięiprzemijają,ichbudulec–atomowetworzywoipróżniatrwają niezniszczalne. Był to obraz rzeczywistości wy-pracowanyiprzedstawionyprzezLeukipposaiDarokry-ta,odrzuconyprzezPlatonaiArystotelesajakoniewyja-śniający źródła ruchu i dostrzegalnychwszędzie śladówrozumnejmyśli, zaakceptowany i rozwinięty przez Epi-kura (teoriaparenklizydopuszczającapewnądowolnośćruchówikorygującacałkowitydeterminizmdemokrytej-skibyłapoważnąinnowacją),któryposłużyłmujakofun-damentdoosadzeniajegonaukiomądrymiszczęśliwymżyciu.Człowiekbowiem,zarównowswejczęścifizycznej,jakipsychicznej,jestjednymztakichustrojówzłożonychz cząstek elementarnych, podlegającym powszechnemuprawupowstawania,rozwojuiprzemijalności–rozpaduatomów. Jego życie umysłowe, wolność wyboru, bogac-twożyciawewnętrznegotowynikinnejniecostrukturycząstek oraz pewnej dowolności ich ruchów. Stwarza tomożnośćsterowaniaizaprowadzaniaładuwcieleiduszy,któregowynikiem jest uczucie spokoju i zadowolenia –podstawowejinaczelnejwartościwetyceEpikura.

HedonizmKorzeniemnaukiEpikurajesthedonizm.Naukatauzna-je bowiemprzyjemność za istotę i podstawowąwartość,za oś postępowania wszystkich istot obdarzonych czu-ciem,w tym także człowieka.Każdy istota czującauni-ka doznań przykrych, broni się przed wszelką postaciąbóluicierpienia,dążączarazemdodoznańpozytywnych,

209

przyjemnych. Jest to podstawowymotyw postępowaniatakżeczłowieka.Dążenietojestnaturalne,zgodnezwe-wnętrznąstrukturąkażdegoindywidualnegoustroju,ste-rowanenaturalnymruchemcząstekbroniącychsięprzedwszelkimizakłóceniami–przykrością,ukierunkowanychkuładowiiharmonii–przyjemności.

Wtakiejperspektywieoglądanaprzyjemnośćzatracace-chyzmysłowegoużywania, jawisięnatomiastjakopod-stawowaontycznedążeniedozapewnieniaintegralnościstrukturalnejiprawidłowościfunkcjonowaniaustroju.

Tak więc etyka tego pogodnegomędrca uznająca przy-jemność za jedynymotyw postępowania, a jej wielkośćigłębiędoznaniazajedynymierniketycznegodobraisu-biektywnegoszczęścia,jestwynikiemokreślonejkoncep-cji rzeczywistości i rozumienia jej strukturyorazpanu-jącychwniejpraw,niezaśreceptąnałatweślizganiesiępopowierzchniżyciaiobskubywaniakażdegodniazjegouroków. Pod pogodnym uśmiechem, uczuciem spokoju,nadnie radości i doznań szczęścia, odkrywamywysiłekmyśli usiłującej dotrzeć do zrozumienia zagadki bytuoraz trudświadomejwoli zmierzającejdopodporządko-waniacałejsferypożądaniarozumnejmyśli,którapojęłanajgłębszymechanizmpulsowaniabytu,wtymrównieżczłowieczego.

SzczęścieOsadziwszy etykę mocno w ontologii, zajął się Epikurszczegółowymopracowaniemswojejdoktrynyoszczęściu.

Dariusz Soter Gościniak, Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikurze

210

CzasKultury 11-12/1989

Stwierdziwszy,żeunikaniebólu,cierpienia,przykrościjestodruchemnaturalnym,podobnie jak dążenie dodoznańpozytywnych,którewswejtreściodczuwanesąjakoprzy-jemne,niemógłniestwierdzić,żedążeńtychjestbardzowieleiżeniekażdedoznanieprzyjemnepozostajetakimdokońca,leczżeniektóreznichprzeradzająsięwdozna-niaprzykre,niektórekończąsięcierpieniem,prowadządochorób,innewnosząniepokój,nieporządek,uczuciezagu-bieniailęku.Arystypteżnawoływałdoużywaniażycia,doprzyjemności,któresąjedynymmiernikiemjegowar-tości–ipośróduciechstołuiłożaczłowieksięszybkozu-żywał,traciłsiły,stającsięzczasemniezdolnydodalszegoużywania.Prowadziłotodostanówdepresji,zniechęceniaiprzekonania,żeżyciestraciłoswójsens,skoronienożnajużrealizowaćjegoistotnegocelu–przyjemnościpojmo-wanejwyłączniefizycznie.Życietakienależałoprzerwać.Ilegezjasz wyraźnie nawoływał do samobójstwa, śmierćbowiemjawiłasięjakojedynelekarstwonacierpienie.

Należało zatemdokładnie zbadać dążenia ciała i duszy,zdobyćjasnąwiedzęcodoichtreściizakresuorazokreślićichmiejscewhierarchiipotrzebcałegopsychofizycznegoustrojuludzkiejjednostki:któreznichsąnajwłaściwszeimusząbyćzaspokojone,któremniejważne,którenie-właściwilubwręczszkodliwe.Punktemwyjściamusibyćanalizasamejnaturyczłowieka.Otóżczłowiektozjednejstronysferadoznańcielesnych,zdrugiejbogataizłożonasfera doznań i funkcji psychicznych, prawdzie stanowiąonerazemjednośćpsychofizyczną,abudowajednejidru-giej–wmyślteoriiatomistycznej–jestjednorodna,jed-

211

nakduszatosubtelniejszatkanka,ajejfunkcjąnaczelnąjest rozumna świadomamyśl. Zatem podstawowe zróż-nicowanie potrzeb i doznań człowieka musi przebiegaćnastępująco:potrzebyidążeniaciała,potrzebyidążeniaduszy,awśródtychostatnichnajistotniejszeinajcenniej-szepotrzebyidążeniarozumnejmyśli.

Zgodnie czy przeciw naturzeZarównopotrzebystronycielesnej,jakipsychicznej,mogąbyćzgodneznaturąizaspokojenieichjestkonieczne,wa-runkujebowiemnaszeistnienielubosiągniecieszczęścia.Mogąteżbyćzgodneznaturą,leczichzaspokojenieniejest koniecznymwarunkiem egzystencji lub egzystencjiszczęśliwej;mogąwreszcieniebyćanikonieczne,anipo-stulowaneprzeznaturę,aleurojone.Tychostatnichjestnajwięcej ionewprowadzajązamęt iburzewnaturalnyladduszyiciała–sąźródłemcierpieńinieszczęść.

Naturalne ikoniecznepotrzebyciałasąproste inielicz-ne.Zaspokojenie ich–przy skromnychwymaganiach–jest stosunkowo łatwe: „głos ciała, to, żebynie cierpiećgłodu,pragnieniaizimna-ktomaimiećsięspodziewa,lsamymZeusemnożeiśćwzawodyoszczęście3 [...]na-leży byćwdzięcznymnaturze, która sprawiła, że rzeczykoniecznesąłatwedozdobycia,podczasgdyrzeczytrud-nadozdobycianicsąkonieczne”4.Granicątychpotrzeb,awięcikresemdoznańprzyjemnychwtejdziedziniejestichzaspokojenie.Niesązatemkoniecznewyszukanepo-trawy w wielkiej obfitości, drogie napoje, bogate stroje

3 Por. fr. 61. 1-81 Us.4 Fr. 469 Us.

Dariusz Soter Gościniak, Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikurze

212

CzasKultury 11-12/1989

czywspaniałe iwygodnedemy.„Skromnepotrawydajątaką samą przyjemność jak wystawna uczta i usuwająudrękęgłodu,achlebiwodasmakująwybornietemu,ktojestspragnionyigłodny”5.Przytymnawykdoprostychiniewybrednychpotrawjestkorzystnydlazdrowia,czy-niczłowiekamężnymwobectrudnościżyciowych inie-ustraszonymwobecprzeciwnościlosu.

Potrzeby i dążenia naturalne i konieczne dla duszy sąwiększeizaspokojenieichwymagaznaczniewięcejtru-du.Sprowadzająsięonedotego,byczłowiekmyślałiżyłrozumnie.Toteżnależyograniczaćczasienergiępoświę-canonazaspokojeniepotrzebciaładotego,corzeczywi-ścieniezbędne,acaływysiłekskierowaćnazdobycierze-telnejijasnejwiedzyorzeczywistościiosiągnięciepełnejdostępnej umysłowi prawdy, co stanowi jego naturalnąikoniecznąpotrzebęiwrezultacieprowadzidouzyska-nia równowagi i harmonii całego ustroju. Ta harmoniairównowagaustrojowa,tonajgłębsza,fizyczna,podstawaradości życia,wynikwłaściwych cząstek elementarnychniemąconychnieuporządkowanymidążeniamiiniewy-trącanychzeswychnaturalnychukładów.

Pragnieniazgodneznaturą,leczniekonieczne,tote,któ-rychzaspokojenieniesiedoznaniapozytywne,dajeuczu-cieprzyjemności,aleodichzaspokojenianiezależyaniżycie,aniszczęścieczłowieka.Mogą,leczniemusząbyćspełnione.Wśródtychnaturalnychdążeńciaławyjątko-wosilnyiniebezpiecznyjestpopędpłciowy.Nietrzyma-

5 List do Menojkeusa.

213

nywryzachmożetakzmącićobiesferydoznań,żezapro-wadzeniewnichładuiosiągnięciespokojnegoszczęściabywa,przynajmniejokresowo,niemożliwo.Dziejesiętakzwłaszcza,gdyczłowiekaogarnietzw.szałmiłosny.Mącionjasnośćsąduizadręczaciało,atodlatego,żewmiejscezdrowegorozsądkuwkraczająurojeniadotyczącezarów-noosobykochanej,jakisamychuczućiichniezwykłości.Taki stan nazwał Epikur obłędem płciowym, piętnującwnimzaborczy egoizm, słabośćogarniętychnimpart-nerów, wielką szkodliwość i śmieszność. Zdaniem Epi-kuranależy zdjąć z tej dziedziny zasłonę tajemniczościiniezwykłości,isprowadzićjądowłaściwychwymiarówludzkichdoznańnaturalnych,któremogąbyćzaspoka-jane w ramach zdrowego i pełnego umiaru współżyciamężczyznyikobiety.Uznawałteżwartościżyciarodzin-nego, jakkolwiekwidziałwnimznaczneobciążeniedlamędrca.

Do sfery urojeń należy przekonanie, że pragnienia na-turalne, lecz niekonieczne, są niezbędnym warunkiemszczęścia.Niemożnażyćszczęśliwiebezwielkichdostat-kówibogactw,uznania,sławyizaszczytów,bezpanowa-nianadnimi,bezzaspokajaniawielkichnamiętnościitp.Najwięcejniepokojubudzilękprzedśmiercią,uznawanązanajwiększenieszczęście,przedbogami,którzyosądza-jączyny ludzkie ikarzązaniewżyciudoczesnymipo-śmiertnym.Teitympodobneprzekonaniaipozostająceznimiwzwiązkudążenia,namiętności,niepokojeilękiczyniąludzinieszczęśliwymi,pozbawiająichradościży-ciaijegoprawdziwychdóbr.

Dariusz Soter Gościniak, Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikurze

214

CzasKultury 11-12/1989

Widzieliśmy już, jak rozumnamyśl, uznając dążenie doprzyjemności za naturalne, zakreśliła jej granice w ra-machustaniaprzykrościicierpieńzwiązanychzbrakiemjakiegośdobra,zwłaszczaniezbędnegodlapodtrzymaniażycia–„potrzebujemyprzyjemnościwtedy,kiedyztegopowodu,żejejniema,czujemyból,kiedyzaśbólzniknie,jużnamjejnie trzeba”6. Jest to ta miara, która pozwala zachowaćumiar ibroniprzednadużywaniem–„ilekroćmówimy,żeprzyjemnośćleżyupoczątkówiukońcażyciaszczęśliwego...mamynamyślibezbolesnośćciałaipogo-dęducha”7.Tasamarozumnamyślstawiasobiezazada-nieuwolnienieczłowiekaodurojonychlękówiniepoko-jów, od nieposkromionych dążeń i pragnień, od całegozamętusprzecznychuczućidążeń,wśródktórychzatracasięnaturalnaradośćżycia ipogodaducha.Uczyona,żeniemożna żyć przyjemnie, nie żyjąc rozumnie, pięknieisprawiedliwie,aniteżżyćrozumnie,pięknieisprawie-dliwie,nieżyjącprzyjemnie8.

Śmierć, której nie maWświetledociekańrozumnejmyśliniezniszczalnesątyl-ko podstawowe składniki świata rzeczy.Wszystkie innepostacibytusąprzemijające:powstają, jakiśczastrwająirozpadająsięnacząstkielementarne,którezkoleitworząnoweformyjednostkowychrzeczy.Temuprawupodlegatakżeczłowiek–całyczłowiek,gdyżduszazbudowanajestztegosamegotworzywacociało.Atomyduszyposiadająsubtelniejsząbudowę,leczpodlegajątymsamymprawem

6 Tamże.7 Tamże.8 Diogenes Laertios X, 140; por. M.T. Cicron, De finibus I, 18, 57.

215

ruchu:łączeniairozpadania.Wymiarnaszjestwyłączniejeden,tu,naziemi.Dlategożycienależyprzeżyćmądrzeipięknie,tak,abyśmymogliodchodzićzespokojem,god-nie ibezżalu.Niewielka topociecha?Ale takieprzeko-nanieuwalniaodniepokojówilękówdotyczącychlosówpośmiertnych,sąduikary–z jednejstrony,zdrugiej–uprzytamnia,żemamytojednożycieiżetrzebasięnimcieszyćimądrzejeprzeżywać.Niewątpliwieprzyjęcieta-kiegostwierdzenianiejestłatweiniektórzyprzeciwnicyEpikurazarzucalimu,„żelekarstwojestgorszeodsamejchoroby”9,aperspektywacałkowitegounicestwieniajestwstanieporazićczłowiekaizabićwnimwszelkąchęćdowysiłkuidobregożycia.Epikuruznałjednak,żelepiejjestspojrzećprawdziewoczy,niżżyćwzłudzeniachiwlękuprzedotchłaniąHadesu.Zresztąnieuznawałjejzarzeczstraszną,bo„tam,gdziemyjesteśmy,śmierćnieistnieje,atam,gdziejestśmierć–nasjużniema”10.

9 Plutarch, Nauka Epikura (nawet) nie umożliwia przyjemnego życia.10 Por. Diogenes, 10, 139.

Dariusz Soter Gościniak, Tam gdzie nas nie ma – rzecz o epikurze

216

CzasKultury 11-12/1989

List do MenojkeusaEpikur

Młodzieniecniechniemyśli,żemaprzedsobązbytdużoczasu,byoddaćsięfilozofii,aczłowiekwpodeszłymwie-kuniechniezniechęcasiędoniej.Dotego,bymiećzdro-wąduszę,niktniejestanizbytmłody,anizbytstary.Ktotwierdzi, że nie nadszedł jeszcze lub że stosowny czasnazajęciesięfilozofiąjużminął,podobnyjestdotakie-goczłowieka,którymówiłby,żejeszczenieczas,bybyćszczęśliwym,lubżeporaowaminęła.Filozofiipotrzebujezarównoczłowiekmłody,jakistarzec.Starzec,bywpo-deszłym wieku poczuć się młodym, przypomnieć sobiedobra, jakimiw przeszłości obdarował go los;młodzie-niec,bywewczesnychlatachswegożyciaokrzepnąćinieobawiaćsięstarości.Stalewięctrzebazabiegaćirozmy-ślaćotym,comożenamdaćszczęście;jeśliposiądziesięszczęście,wszystkosięposiądzie;gdysięodnasoddala,staramysięrobićwszystko,byjeprzybliżyć.

Żyj tak,byśmógłstalepostępowaćwedługzasad,któretobienieustanniegłosiłem,ipamiętaj,żesątopryncypiagodnegożycia!Ponadwszystkowierz,żebógjestbytemniezniszczalnym, bezgranicznie szczęśliwym – zgodniez powszechnymmniemaniem.Wierzącw takiego boga,niegrzeszprzeciwkoniemu,bosprzeciwiałobysiętojego

217

Epikur, List do Menojkeusa

nieśmiertelnościibyłobyniezgodnezjegoszczęściem.Zewszech sił wierz w jego nieśmiertelność i bezgranicznąszczęśliwość.Bogowiesąijesttooczywiste.Nieistniejąjednakwtakisposób,jaktowyobrażasobiewiększośćlu-dzi.Jednakniecisąniewierzący,którzyzwalczająbogów,w których wierzy większość, lecz ci, którzy podzielająwyobrażeniawiększości dotyczące bogów. Sądy bowiemwiększościniesąwyobrażeniaminaturalnymi, leczczę-stoopierająsięna fałszywychpodstawach, stąd teżpo-wszechnemniemanie,żebogowiezsyłająnaludzizłychnajgorszeutrapienia,anadobrychobfitełaski.Wtenzaśsposób ludzie, zapatrzeniwewłasne ludzkie cnoty,pra-gnąnaswójwzórukształtowaćobrazbogów,awszystkoto,czegoniemogąpojąć,uważajązazłe.

Konieczniemusisz postarać się uwierzyć, że śmierć niestanowidlanaszagrożenia.Wszelkiebowiemdobroizłozwiązane jest z odczuwaniem: a śmierć jest niczym in-nym jak całkowitym brakiem odczuwania.Wypracowa-niewsobieświadomości,żeśmierć jestdlanasniczym,pozwalawpełniżyćikorzystaćzżycia,niestwarzapo-czucia wieczności i nieśmiertelności. Czymoże być cośstrasznegodlaczłowieka,którywpełniuświadomiłsobie,że śmierćnie jest złem?Dogronagłupcównależy zali-czyćtakiegoczłowieka,którymówi,żeboisięśmierciniedlatego, że sprawiaból, gdyprzychodzi, leczdlatego, iżbolesnejestsamojejoczekiwanie.Wiedzmywięc,żejeżelijakaśzgołainnatroskaniezakłócanamspokoju,topo-ruszeniewywołanezpowoduśmiercijestbezpodstawne.Śmierć–nieszczęściewśródnieszczęść–nasniedotyczy.

218

CzasKultury 11-12/1989

Dopóki bowiemżyjemy, śmierciniema; gdy siępojawi,niema już nas!Nie dosięga żywych, nie dosięga zmar-łych,gdyżnadpierwszyminiemawładzy,adrudzy jużnieistnieją.Zmiennesąjednaknastrojewiększościludzi:razbowiemunikająśmiercijaknajwiększegozła,toznówpragnąjejjakoukoronowanianędzyswegoistnienia.Mę-drzec zaś przeciwnie: niewyrzeka się życia, śmierci sięnieboi.Życieniejestdlaniegoudręką,aśmierć,aniebytzłem.Tak jak jedząc,niewybiera siępotrawobfitszych,leczsmaczniejsze,takmędrcowiniezależynażyciudłu-gim,lecznajprzyjemniejszym.

Nierozumietreściproblemutenfilozof,którynawołuje,byczłowiekmłodyżyłpięknie,astarzeczakończyłżyciewsposóbgodny.Przecieżistnieniejestzawszeporządko-wanezarównoprzezmłodych,jakiprzezstarców.Naiw-nośćtakiegospojrzeniapolegananieuświadomieniuso-biefaktu,żetroskaożyciepięknenieróżnisięniczymodtroskiogodnykoniec.

Znacznie gorzej jednak myśli ten, kto chciałby powie-dzieć, iżnajlepiej jestwogóle sięnienarodzić „lubna-tychmiastponarodzeniuprzejśćprzezbramęHadesu”.*Jeślimówitoszczerze,todlaczegojeszczeżyje?Aniejesttotrudne,jeślisięwierzywto,cosiępowiedziało.Jeślimatobyćżart,tojestongłupiiniestosowny.Ztakichsprawsięnieżartuje.

Pamiętajmy,żeprzyszłośćpoczęściwymykasięspodna-szej ingerencji, po części zaś daje się nam kształtować.

219

Mając powyższe na uwadze, utracimy: część bujnej na-dziei, że przyszłość ziści się namiarę naszychmarzeń;częśćbezgranicznejrozpaczy,iżsięnieziści.

Musimytakżepamiętać,żeczęśćnaszychpragnieńwyni-kazpotrzeby,aczęśćzurojenia.Pragnieniawynikającezpotrzebypodzielićmożemy na kon ie c zne i t y l kopo t r zebne . Konieczne są nieodzowne do osiągnięciaszczęścia, zaspokojenia potrzeb ciała i wreszcie samegoistnienia.Silneprzekonaniedotychsprawpozwoliskiero-waćdziałanieiwstrzemięźliwośćwstronęosiągnięciado-bregozdrowiaciałaipogodyduszy,atowłaśniejestcelemżyciaszczęśliwego.Całebowiemnaszedziałanieskiero-wanejestkuuwolnieniusięodcierpieniailęku,agdyrazosiągniemytenstan,ustajewszelkiniepokójizamętdu-chowy.Nieodczuwamyjużbowiempotrzebyzabieganiaocokolwiek,czegobrakuje,aniteżniebędziemyszukaćczegośinnego,codopełniłobynaszeduszeiciała.

Tylko wówczas odczuwamy potrzebę przyjemności, gdyjejbraksprawianamból;gdybólustaje,zanikaipotrzebaprzyjemności.Stądwłaśniestwierdzenie,żeprzyjemnośćjestpoczątkiem icelemżyciaszczęśliwego.Uważamy jąbowiem za pierwsze i przyrodzone dobro oraz początekwszelkiegowyboru.Todoniejodwołujemysiętakżejakodokryteriumwszelkiegodobra.Jestprzyjemnośćwarto-ścią pierwszą i przyrodzoną, stąd nie musimy chwytaćkażdejprzyjemności,możemyrezygnowaćzwielu.Apo-stępować tak trzeba zwłaszczawtedy, gdyprzypuszcza-my,iżosiągnięcieprzyjemnościmożenasnarazićnawiele

Epikur, List do Menojkeusa

220

CzasKultury 11-12/1989

przykrości.Czasemjednakmnogośćprzykrościstawiamywyżejniżprzyjemność.Dziejesiętakwówczas,gdyudrę-czenidługotrwałymiprzeciwnościamilosuspodziewamysiędoznaćwiększejprzyjemności.Każdaprzyjemnośćzewzględuna swąnaturę jest dobra–nie każda zaś god-nawyboru.Taksamojakkażdecierpieniejestzłem,leczniekażdegocierpienianależyunikać.Zawszetrzebasta-raćsiędokładniewszystkozbadaćpodwzględempożytkuiszkodliwości,bobywa,żeczasemdobrooceniamyjakozłoiodwrotnie.Umiarcenimysobienajbardziejniedla-tego,żebyśmymielipoprzestawaćnamałym,alebyśmynauczyli się, gdy nas nieszczęście spotyka – poprzesta-waćnamałym.Dobrzejestufać,żenajpełniejzobfitościdóbrkorzystająci,którzyichnajmniejpożądają,żeto,copochodziodnatury, jest łatwedozdobycia,ato,co jestprzedmiotemnaszychpożądań,trzebazdobywaćzwiel-kimmozołem.

Gdy jesteśgłodny,chleb iwodamająsmaknajwykwint-niejszejuczty.Przyzwyczajeniedoprowadzeniażyciapro-stego ipozbawionegozbytkówzapewniadobrezdrowie,atakżewzmaganasząaktywnośćwróżnychdziedzinachżycia:gdypodłuższympościeusiądzieszzasutozasta-wionymstołem,pełniejkorzystaszzjegodobrodziejstw.Takisposóbżyciaczyninasbardziejzahartowanymiwo-becprzeciwnościlosu.

Gdy uważamy przyjemność za nasz najwyższy cel, tonie mamy na myśli przyjemności zrodzonej z rozpustyczy nieokiełznanych zmysłów – jak potocznie uważają

221

ci,którzynieznająnaszejfilozofii,zniąsięniezgadzajączyźlejąpojmują.Mybowiemzaprzyjemnośćuznajemytakistan,którycharakteryzujesiębrakiemcierpieńcia-ła iniepokojówduszy.Przyjemnegożycianiezapewnią:pijackie uczty ani wyuzdane zabawy, piękni chłopcy nipięknekobiety,rybyiinnedelicje,jakichdostarczyćmożesutozastawionystół.Doosiągnięciastanużyciaprzyjem-nego doprowadzićmoże tylko i jedynie trzeźwy rozum,to jest taki,którypotrafidociecźródłakażdegowyboruikażdejodnowy,którypotrafiodrzucićwszelkifantasma-gorie–pryncypiawszelkichutrapieńdladuszy.Dobremniepodważalnyminajwyższymjestwięcmądrość,ajakoźródło innychcnótcenniejsza jestnawetodfilozofii.Toona–mądrość–uczynas,żeniesposóbżyćprzyjemnie,skoronieżyjesięmądrze,godnieisprawiedliwie;niespo-sóbżyć takżemądrze,godnie i sprawiedliwie, skoronieżyjesięprzyjemnie.

Cnoty są nieodłączne od życia przyjemnego, bo tworząwrazznimnaturalnąjedność.

Czyż jest taki ktoś, kogo mógłbyś bez wahania ocenićwyżej niżmędrca, który czci bogów, nie boi się śmier-ci,zrozumiałnaturęprzyrody,wie,żemożnabez truduzdobyćdostatekmaterialny,żezłotrwakrótkoisprawianieznacznyból?Mędrca,którywbrewstoikommazanicwszechogarniające przeznaczenie, które jakobymiałobynieograniczonąwładzęnadbytemidowodzić,żesąrze-czy,którepowstałyzkonieczności,zprzypadku,wreszcietakie, któremy sami stworzyliśmy. Jednak konieczność

Epikur, List do Menojkeusa

222

CzasKultury 11-12/1989

a prioriwykluczawszelką odpowiedzialność; przypadek–jestślepy,naszawola–niezależna,stądwynikadziała-nie:dobreizłe.Stojącwobectakiejteorii,owieleprościejchybabyłobyuznaćmitologiczneopowieści, niżdać sięopętać takiemu systemowiwartości.Mitologia zostawiabowiemnadziejęnaprzebłaganiebóstwazapomocąod-dawanejmuczci,przeznaczeniepozostajenieubłagalne,mędrzecnieuważaprzypadkuzabóstwo,bobóstwoniedziałabezwiednie.Nieznamytakiejsytuacji,byprzypa-dekobdarzał ludzidobremczy złem,bymógł zapewnićszczęśliwe życie, wiemy tylko, że dostarczyć może ele-mentówdobra,jakizła.Wiemy,żelepiejżyćjaknieszczę-śliwy, lecz rozumny,niższczęśliwy,anierozumny.Rze-telnysądnieoczekujepomocyzestronyprzypadku.

Pomyślnadtym,conapisałem.Rozmyślajdnieminocąsamizdrugimczłowiekiemopodobnychcotypoglądach.Zaznaszwówczasbłogostanuiweśnieinajawie–wśródludziżyćbędzieszjakbóg.Gdyzacznieszżyćwśróddóbrnieśmiertelnych, nie możesz być podobny do śmiertel-nychstworzeń.

Podstawatłumaczenia:DiogenesLaertios,Vitae. philisophorum,rec.

P.S.long,OxfordClasicalText,OxfordUniversityPress1064,ks.X,

JBS-736.

Tłumaczenie:DariuszSoterGościniak

223

Janusz Marciniak, O Jerzym Piotrowicz

O Jerzym PiotrowiczuJanusz Marciniak

Piotrowicz żyje w poznaniu malarskim. Mieszka w sa-mymcentrumwizji i jeśliznajdujęgonaStarymRynkulubwAlejach,wiem,żeniewyszedłnaspacer,lecznajdo-słowniejoderwałsięodobrazu.Odkułciałoodsztalugi.Zerwałsięjakpieszłańcucha,abywydyszećzpłucnie-znośnepowietrze,wytrząsnąćzsierścizapachpodwórka,zrzucićodrętwienie,mocnokogośugryźćipodwieczór,zziajany,wrócićdodomu–naosiedlePiastowskie.

Domemjestpracownia,gdziegościnyużyczamumalar-stwo,dzielącprzestrzeńniewielkiegopomieszczeniapo-międzyjednegoczłowiekaaobrazy,którychnieustannieprzybywa.Otaczajągo.NapierająniczymlasnaMakbeta.Zakrywają ladyMakbet–starą,opornąprasęgraficzną,jakbywiedziały,żejeszczewieleodniejzależy.Ichnapię-teplecy z szaregopłótna, tudzieżhałdypapierupokry-tego przepięknymi rysunkami wzbudzają myśli o życiuwnichzaklętym.

Woczach Jurkaodkładasięcorazwięcejzmęczenia,aleciąglewystarczysłowoomalarstwie,abytenspontanicz-ny człowieknatychmiast zakwitł do rozmowy. I niema

224

CzasKultury 11-12/1989

wtymnicdziwnego.Rozmowaosztucejestprzecieżpojakiemuśrozmowąoartyście–onim,oistnieniuiprze-żywaniuprzezmalarstwo.Piotrowicz,któryzapalasięodnajmniejszej iskry iwybuchaprzynajlżejszymporusze-niu,wieoniejtyle,ilewieosobie.

Nierazopierasięnawidzeniupokornym.Dajetegowidze-niaujmującedowodywpostacimartwychnaturokolorzeirysunkunaprawięstopionych„nanaturze”.JózefCzap-skipowiedział kiedyś, żewmartwejnaturzeniemożnakłamać; nie da się kłamać wmartwej naturze. Malującwarzywa, owoce, butelki,mięso, ryby, Jurek schodzi nabok,stroiinstrumentićwiczygamęmilczenia.

Po artystycznie rewelacyjnej wystawie w poznańskimBWAw1987roku,odktórejnieupłynęłynawetdwalata,JerzyPiotrowiczprzedstawiłwiosnąnoweobrazy,rysun-ki igrafiki.Powstałyonewciąguminionychdziewięciumiesięcy,alestanowiącoświęcejniżtylkokolejneświa-dectwotytanicznejpracyiuporuwpodnoszeniumalar-skiejqualité.

W artyście nastąpiło jakieś złożone usystematyzowa-niemyśli,aemocjenabrałykształtówikonograficznych.Jednocześniewcałejpełniujawniłasięlogikauczuciowaojakbyjurysdykcyjnymcharakterze.Malującostatnieob-razy, Piotrowicz prawie ferujewyroki na rzeczywistość.Każdyztychobrazówtoodrębnyproces,którybyłpro-wadzonyzdoraźnychpowodów,alezmyśląostworzeniudramatycznejwielkości.

225

Artysta nie może być publicystą lub kaznodzieją. Jegowerdyktostatecznieniezamykasięwkwadratowejramiedolara,zła,mądrościigłupoty.WkostiumiewedługkrojuLaFontaina,przezwyciężającliterackistereotyp,próbujesformułowaćobrazowysymbolczasów,któreoglądawła-snymioczami.Powołujedożyciacałyświat,botylkotakimożepomieścićwszystkie,zabarwionesarkazmem,sądy.Podparłszyjeparagrafamiuczuć:odnienawiściidrwinypowyrozumiałość,współczucieimiłość,proponujenie-powtarzalny, malarski komentarz.

Wświecieorzeczeń,zawieszonympomiędzykarąałaską,gdzietamizpowrotemprzechadzasiękat-kogutwczer-wonympłaszczu,amędrcywgronostajachżywooczymśrozprawiają, na tle masy oblepionej niemymi twarza-mi umieszcza swego bohatera. Jest nim osioł – tragi-komiczny atrybut wizji świata najzupełniej ludzkiego. Wiążesięznimautentycznienatchnione,lirycznewyzna-nie.Otobowiemartystazdejmujemaskęzsiebie,zuczućimyśli,abynałożyćjązwierzęciu...Każemudźwigaćcałyjejludzkiciężar.Dotykamagicznegojądrasztukiimówiogrzewtożsamośćmiędzytym,cozakryteatym,cood-kryte.Przewrotniewprowadzadotejgryelementpowtór-nejpersonifikacji,żebyuczłowieczyćsymbol.

Wjednymzostatnich,jeszczemokrychobrazów,narodzi-ła sięmałpka–żywewspomnienie teoriiDarwina,naj-głupszaczęśćogroduzoologicznegoicyrkowejmenażerii,któraotrzymaładoodegraniaważnąrolęprzedmioturo-

Janusz Marciniak, O Jerzym Piotrowicz

226

CzasKultury 11-12/1989

dzajużeńskiego…Symbolosiąganajwyższąteatralnąpo-stać–dotyczyprzedmiotówiichkontekstujakocałości.Warstwa ikonograficzna coraz bardziej zrasta się z pla-stycznymciałemobrazów,rysunkówigrafik.Osiołprze-mieniasięwartystycznyfetysz,którysłużyrozkoszyma-lowania,arównocześnieosobliwemuspinaniuduchowychdziejówludzkości:odowejnocy,kiedynagrzbiecieniósłuciekającądoEgiptuMinęzDzieciątkiem,podzień,wktó-rymprzyszłomuwlecsięzokrągłymstołem...Wposzcze-gólnychobrazach,niczymwmisteryjnychodsłonach,naprawachpastiszu imetaforyukazująsię różnesytuacje.Niektóre wydają się być jednoznacznymi karykaturami,inneznaczeniowoskomplikowanymiproroctwami.

JerzyPiotrowiczmaduszępoety.Dysponujedaremnad-zwyczaj rzadkim w sztuce, który Józef Czapski nazywadarem opowiadania pędzlem. Jak ZygmuntWaliszewski,jesturodzonymnarratoremoolbrzymiej,boodżywiającejsię namiętnościami,wyobraźni.Wyobraźnia, z towarzy-szącym jej,przejmującoosobistymstosunkiemdosztukieuropejskiej, stanowipodstawę jego rozległejwiedzyar-tystycznej.Piotrowiczczujesięnajbardziejzwiązanyzro-mantycznątradycją,azwłaszczazhiszpańskąliniątejtra-dycji,którąprawdziwiepoznałipokochał.Hiszpaniatodlaniegonieomal duchowa ziemia obiecana imożewłaśniedoświadczeniemiłościdoniejsprawiło,żeostatnieobrazysątakbezwzględniewłasneitakkategorycznieplastyczne.

Nawiązującdoustalonychwartości kulturowych,podjąłsię rzeczy najtrudniejszej. Mocą swojego głosu nie tyl-

227

ko wywołał echo określonych typów ikonograficznychi przypomniał „obrazy ramowe”, lecz dosięgnął już, jakmówi Jan Białostocki, samych ich archetypów, z Goyą– wspaniałym archetypem hiszpańskim na czele. Goyaw Piotrowiczu to wygwieżdżenie nieba, demiurgicznerozszczepienieformynagłębokizamysłiżywiołowygest.Artystaopisujeniewidzialnejakbybyłowidzialneinama-calnebardziejodpędzla,któryściskawdłoni.

Posługuje się, z porywającą bezpośredniością, pismemmalarskimniezwykłejurody.Malujeszybkoiszeroko.Odpierwszego położenia farby potwierdza wielką czułośćokanakolor.Chcesięzostawićwkażdymdotknięciupłót-nalubpapieru.Beznajdrobniejszegośladuchłoduicieniamaniery.Zdziecięcąprawdomównością,wzacięciu,two-rzyobrazywzruszającoświeżościąjakdojrzały,dopierocozerwanyzdrzewa,owoc.

Znamienne,żenietaiżadnychtrudności.Odsamegopo-czątku,wyzywającojawnieijakbystaleodnowawgryzasięwmaterię,abywskrzesićwniej światło,narzucić jejskupienieiofiarowaćprzeżycie,bo„dopókiczłowiekżyje,dopókima«widzenie»,dopótyzdajemusię,żedopieroza-czyna”(JózefCzapski).

Fragmentytekstu„OJerzymPiotrowiczu”zostaływykorzystanew

katalogu jego wystawy indywidualnej u poznańskiej galerii Desy

wmarcu1998roku.

Janusz Marciniak, O Jerzym Piotrowicz

228

CzasKultury 11-12/1989

Niemiecki środek EuropyJacek Kubiak

Nie ma wątpliwości. Dzisiejsza kariera pojęcia „EuropaŚrodka”jestprzejawempowszechnego,duchowegoodwro-tuodJałty,jestpróbąprzezwyciężeniapodziałukontynen-tu.Debataśrodkowoeuropejska,zainicjowanawpierwszejpolewielat80.,byławswychpoczątkachzapowiedziątychdążeńspołecznych inarodowych,któredziśznajdująuj-ściewfermenciepolitycznymogarniającymkrajebałtyc-kie, Polskę czy Węgry. „Europejczykiem Środka jest ten– twierdziwęgierskipisarzGyflrgyKonradw jednymzeswychesejów–komudoskwierapodziałnaszegokonty-nentu, kogopodział ten rani, upośledza,niepokoi, ogra-nicza[...].EuropejczykiemŚrodkajestten,ktonieuważapodziałuEuropyzarzecznaturalnąlubprzesądzoną”.

Ujmijmytęmyślinaczej:EuropaŚrodkowafascynujejakopewna szansa intelektualnego rozbrojenia politycznychimilitarnychblokówdzielącychkontynent.Alejestteżona–jakpisałMilanKundera–„wspólnotąlosu”czyraczej,należałoby powiedzieć, nostalgicznym wspomnieniem,mitycznymwyobrażeniemharmonijnegowspółżyciawie-

229

Jacek Kubiak, Niemiecki środek Europy

luróżnychnarodowości;Habsburskarodzinanarodów,poojcowsku rządzonaprzezFranciszka Józefa,byłanajpeł-niejszymwcieleniemmituśrodkowoeuropejskiego.

W tym sensiemit Europy centralnej jest też utopijnymprojektemprzyszłościcałegokontynentu,gdyruniemurberliński,aPolskaijejsąsiedziwrócądoEuropy.

Sceptycy mówią, że jedynym wyznacznikiem wspólnotyśrodkowoeuropejskiej były agresywne konflikty narodo-wościowe,azwłaszczapowszechnyantysemityzm.WtymsensieAustriakHitlerbyłreprezentantemideiśrodkowoeu-ropejskiej. Tę dwuznaczność wyraziście dostrzegał DawidWarszawski;wswymartykuledlazbiorkuMyśli o naszej Eu-ropiepisał:„ŚrodkowaEuropawswejwersjiarkadyjskiejjestutopią,whistorycznej zaś–koszmarem.Musimywyemi-growaćzniejpoprostu,bezzawężającychprzymiotników”.

PolskadrogadoEuropy,dodajmy,wiedziewszelakoprzezNiemcy,stądtematykaniemieckaprzewijasięnapierw-szym lub drugim planie przez wszystkie niemal tekstytomu Myśli o naszej Europie.Najsilniejeksponujetępro-blematykęJacekMaziarskiwartykule My i Niemcy.Trzebatuwskrócieprzypomniećjegotezy.Maziarskipodkreślaanachronizmjałtańskiegoporządku,powoliodchodzące-gowprzeszłość.

Myśli o naszej Europie,PROFIL,1988.Autor sądzi zarazem, iż głównym zwornikiem, „kamie-niemwęgielnymjałtańsko-poczdamsko-helsińskiegopo-

230

CzasKultury 11-12/1989

rządkuwEuropiejest[...]podziałNiemiec”:„CałaEuropa–czytamy–stałasięzakładnikiemsprawyniemieckiej”.Wychodzącztegozałożenia,autornazywapodziałNie-miec„wciążotwartą,jątrzącąsięraną”,przesłankinadzieidostrzegaJacekMaziarskiwcoraz–jaktwierdzi–silniej-szym„wzajemnymprzyciąganiuobuczęścipodzielonychNiemiec”. „Cała niemal Europa Środkowa – sądzi dalejpublicysta–sprzyjadziśpocichulubjawnieniemieckimaspiracjom”.Wobecpowyższego–brzmikonkluzjarefe-rowanegoartykułu–nienależyprzeciwstawiaćsięten-dencjom do zjednoczenia Niemiec, a tylko je wspierać.„To,comusisięstać,itaksięstanie”,lepiejwięc,byPol-skawyszłazoczekiwanychprzemian„wroliprzyjaciela,aniewrogaNiemiec”.

MaziarskiodrzucaargumentopodzialeNiemiecjakorze-komejgwarancjistabilnościipokojuwEuropie.Jegozda-niembudzi toniedobre skojarzenia z rozbioramiPolski,mocarstwa rozbiorowotakżeargumentowały, iżpodziałPolskijestdowodemich„troskliwościospokójEuropy”.

Uważam,żestreszczonypowyżejtekstjestnadersympto-matyczny.Najegoprzykładziewidaćszczególniewyraźniecałyrepertuaruproszczeńifałszywychwyobrażeń,wja-kieuwikłanajestniezależnarefleksjanatematyniemiec-kie. Nic biedniejszego przecież, jak wykreślanie tej ahi-storycznejizgruntumylącejanalogiimiędzypodziałemNiemiecarozbioramiPolski,nicbardziejzwodniczego,jakabsolutyzowanie podziału Niemiec, upatrywanie w nimfundamentu dzisiejszego zniewolenia krajów na wschód

231

odŁaby,nicwreszciepolityczniebardziejfałszywegoniżniweczeniedeklaracjiwsprawiepodziałuNiemiec,awięcwsprawie,codoktórejsamiNiemcydalecysąodjedno-myślności.Aprzecieżwłaśnie takiepoglądyprzesądziływznacznejmierzeokształcieniezależnejrefleksjinate-matyniemieckie, jutw latach70., to jest odpierwszychwystąpieńPolskiegoPorozumieniaNiepodległościowego.

Oczywiście, mur berliński jest jednym z najbardziejupiornychpomnikówbudownictwasocjalistycznego.Nikttemunieprzeczy.Wszelako–jakpisałostatnionałamachtygodnika „Die Zeit” Gunter Gaus, wpływowa publicy-sta socjaldemokratyczny i swego czasu szef przedstawi-cielstwa RFNw BerlinieWschodnim – kwestie związa-nezistnieniemdrugiegopaństwaniemieckiegozajmująniewielemiejscawświadomościobywatelaRepublikiFe-deralnej, jegogeograficznezainteresowania–ironiczniezauważaGaus – kierują się całkiem gdzie indziej. Gauspisze: obywatelRFN „odkrywawłaśnienowewybrzeża.TrzydzieścilatpozajęciuwybrzeżaAdriatyku,dwadzie-ścialatpozawładnięciuMajorką,odpewnegoczasutakżeFlorydaiMombasadostateczniepotaniały”.

Niechodziwszakżetylkoousypiająceskutkidobrobytu,któregoprzejawem jestmasowa turystyka.GunterGauswswejgłównejprzedkilkulatyksiążcepodtytułemGdzie leżą Niemcypodkreślałgłębokość różnicdzielącychobieczęścikraju.Niemiałnamyśli jedyniedystansucywili-zacyjnegoczyodmiennościideologiipaństwowych.Aspi-racje społeczeństwa „enerdowskiego” – twierdzi Gaus

Jacek Kubiak, Niemiecki środek Europy

232

CzasKultury 11-12/1989

–określone są niemalw całości przez tradycje drobno-mieszczaństwaniemieckiego, i tozarównotedobre(np.pracowitość,pewienzdrowytradycjonalizm),jakizłe(np.konformizmizaściankowość).NatomiastNiemcyzachod-nie–wywodziłdalejGunterGaus–ewoluowaływzupeł-nieinnymkierunku;społeczeństwoRFNnieporównaniebardziejzróżnicowanesocjalnieuległoswoisteameryka-nizacji i hołduje dziś indywidualistycznym, wolnościo-wymideałomZachodu.WniosekGausabrzmi:przepaść,odgradzającadziśwschodniąizachodniączęśćNiemiec,dasięporównaćjedyniezdramatycznymiskutkamipo-działukrajuwdobiereligijnejreformacji.

Większość„zielonych”zkolei–reprezentatywnydlategoodłamuopiniimożebyćnp.popularnypublicystaDanielCohn-Bendit–uważa,żepodziałNiemiecstraciostatecz-nienaznaczeniuwchwilidemokratyzacjispołeczeństwamiędzyŁabąaOdrą.Inaczejmówiąc:niejestważne,ilejestwewnątrzniemieckichuranie,ważnajestswobodaichprzekraczania;wprzyszłej, integrującej sięEuropie,gdyzniknienur,mogąnadalistniećdwapaństwaniemieckie.AgonBahrnatomiast,znanypolityksocjaldemokratycznyi publicysta, stawia sprawcę jeszcze dobitniej: przezwy-ciężenie podziału Europy – powiada on –możliwe jesttylkonafundamenciepodziałuNiemiec,któryjestważ-nymelementemzaufaniaibezpieczeństwa.

Gładkiefrazesyoniemieckiejjednościsąwznacznejmie-rze(choćniewyłącznie)domenąpolitykówprawicowych.Myślę,żeto jestprzyczynąowegozłudzeniaoptycznego,

233

jakiemuuleganiezależnaopiniapublicznawPolsce,przy-pisującznaczeniekwestiipodziałuNiemiec.Powiem,niecoprzerysowując: ponieważ wielu polityków konserwatyw-nych–odAdenaueradoDreggera,przywódcynajbardziejprawicowegoodłamuCDU–łączyłozawszegromkąreto-rykęantykomunistycznązciągłymzaklinaniemniemiec-kiejjedności,przetomy,Polacy,uznaliśmy,żedrogadopo-konaniakomunizmuwiedzieprzezzjednoczenieNiemiec.

Tymczasem antykomunistyczna retoryka prawicy stoiczęstow jaskrawej sprzeczności z jej praktyką politycz-ną;przypomnijmy zaangażowanie się Straussana rzeczpomocygospodarczejdla reżimuwschodu iniemieckie-gowlatach80.Antykomunizmprawicyniemieckiejjest,awkażdymraziebyłjeszczewerzeReagana,sposobemna podkreślanie lojalności Niemiec Zachodnich wobecNATO,jestpublicznieskładanymzapewnieniem–osobnasprawaczyszczerym–oodpornościnawszelkiepokusyjakiegośflirtuzMoskwą.

DlategoDregger, gdywystępowałwobronie kontrower-syjnejwizytyReagananacmentarzuwojskowymwPits-burgu,powoływałsięnawkładżołnierzyWehrmachtudoobronyEuropyprzedkomunistycznymzalewemnafron-ciewschodnim.

Wpewnymsensiemożnawięcnawetpowiedzieć,żehasłozjednoczeniaNiemiecbywa–paradoksalnie–wyrazemdążeniadoutrzymaniamilitarnychbloków,doutrzyma-niajałtańskiegostatusquo.

Jacek Kubiak, Niemiecki środek Europy

234

CzasKultury 11-12/1989

Zpowyższegowywodumawynikać jedno: niema żad-nego, ale toabsolutnie żadnegopowodu,byPolacy sta-waliwawangardziebojuoniemieckąjedność.Sprawatobowiemniejednoznaczna,przezsamychNiemcówtrakto-wananiekiedy instrumentalnie, takczy inaczejbudzącapoważnekontrowersje.

Jeszcze jedno przypomnienie dla zwolenników analogiimiędzypodziałemNiemiecarozbioramiPolski.WNiem-czechistniałyzawszesilne–owielesilniejszeniżwPol-sce–różniceregionalne.na ichpodstawiedokonałosięcałkiem niedawno, bo właściwie dopiero w XX wieku,wyodrębnienienaroduaustriackiego.PrzecieżtakżeowaprzepaśćmiędzyRFNaNRD,októrejpisałcytowanywy-żejGaus,dasięmetaforycznieująćjakodystansmiędzyzdecydowanie prookcydentalnym liberalizmem nadreń-skimapruskązasadąautorytetuzwierzchności.Jednoli-te państwaniemieckie było krótkotrwałym i całkowicienieudanymeksperymentemhistorycznym;miałonmiej-scemiędzy1871a1945rokiem.Niejestwcalepewne,czywartodotegoeksperymentupowracać.

* * *Naturalnie,zdajęsobiesprawę,żemożliwajestrozumo-waniew kierunku dokładnie przeciwnym.Można zgro-madzićposzlaki idowody, świadcząceo tym, iżNiemcyskryciedążądozjednoczenia,żejesttoichpowszechnympragnieniem.Wtedyzarównonarodowezaklęciachade-ków, jak i polityka wschodnia socjaldemokratów, partia

235

zielonychiruchpacyfistycznyokażąsiętylkowcieleniamiunifikacyjnychdążeń.Takabyłateżgłównatezagłośnejpracydwojgawęgierskichautorów,filozofówzeszkołyLu-caesa,FerencaFehera iAgnesHeller.Węgierscyautorzysądzili jednocześnie,żezjednoczeniemogłobysiędoko-naćtylkowporozumieniuzeZwiązkiemRadzieckim,zacenęneutralizacjiczysamofinlandyzacji,wtenlub innysposóbnakosztnarodówśrodkowejEuropy.Tytułogło-szonego w 1985 r. studium brzmiał: EuropaWschodniawcieniunowegoRapallo.

Zapewnetekasandryczneobawyidązadaleko.Alewartosobiewpełniuświadomić,żeEuropaŚrodkowawchodziwnowąepokę.Niewiemy,jakaonabędzie.

KazimierzDziewnowskiprzypominawtomieMyśli o na-szej Europie,żepojęcieMitteleuropabyłoskładnikiemge-opolitycznej doktryny, któramiałauzasadniać ekspansjewilhelmińskichNiemieciIIIRzeszy.Spróbujmysobiewy-obrazić zjednoczoneNiemcy i zjednoczony Berlin, którybędzieogromną–jaknawarunkiśrodkowoeuropejskie–metropolią.Wyobraźmysobie,jakprzemożny,gospodarczyikulturalnywpływwywieraćbędąNiemcynazrujnowanąPolskę,wchodzącąwokres postkomunistycznej odbudo-wy.SąsiedztwoNiemiecstaniesięszansąnaprzyspieszo-nyawanscywilizacyjny,aleiźródłemzagrożeń.Tępionyenergicznieprzezcelnikówipolicję,auprawianynamaso-wąskalęgroteskowyprzemytjajikiełbasy„krakowskiej”doBerlinaZachodniegodajetylkoprzedsmakupokarzają-cejsytuacjipodrzędnego,upośledzonegosąsiadaNiemiec.

Jacek Kubiak, Niemiecki środek Europy

236

CzasKultury 11-12/1989

Wkażdymrazietakżewdobiedzisiejszychprzemian,tak-żewprzyszłej, integrującejsięEuropieduszaniemieckawystawiona będzie na dawne pokusy. Niemal wszędziezresztą obserwujemy renesans starych waśni i niegdy-siejszych problemów. Mniejszość węgierska w Siedmio-grodziejestofiarąucisku,zezdwojonąsiłąodzywająsiękonfliktynarodowościowewJugosławii,wracaantysemi-tyzm,naprzykładwAustriiiZwiązkuRadzieckim.Zdu-miewają sukcesy wyborcze radykalnej prawicy w RFN,myślę o ostatnich wyborach w Berlinie Zachodnim i wHesji.Europawchodziwnowąepokę.Niktjeszczeniewie,czywkraczamyweręarkadyjskiejutopiiczypowracamydohistorycznychkoszmarów.

237

G.M. Tamas, Zniknięcie Niemców

Zniknięcie NiemcówG.M. Tamas

G.M. Tamas, The Vanishing Germans, „Spectator” nr 6,maj1989

OdmomentuopublikowaniaprzezMilanaKunderęsław-nego, ale nieco dziwacznego eseju L’Europe kidnappée1

krajepołożonenazachodniejkrawędziwschodniegoblo-ku:Polska,WęgryiCzechosłowacjamajązaszczytnależećdodośćeleganckiegoobszarukulturowegozwanego„Eu-ropąŚrodkową”.Jesttodoprawdyzadziwiające–„EuropaŚrodkowa” bez Austrii i Niemiec?Oczywiście, wygodnedlatych,którzymyślą,żewprzeciwieństwiedonaszychmniejwyróżnionychsąsiadów,Rosjiipaństwbałkańskich,posiadamytakzwanątradycjędemokratycznąinawpółzachodnistylorganizacjiżyciaspołecznego(social style).

Alewcałkiemjaśniepańskimstyluzostałpominiętyfakt,że tym, co jestwspólnedla tegoobszaru, jestobecnośćNiemców.Wprowadzeniwbłąd turyści,kiedypodziwia-jągotyckiekatedrywPolsceinaWęgrzech,zapominają,żedumne,strzelistewieżezostałyzbudowanedlaiprzezNiemcówiżeciNiemcyniebylikolonizatorami,alepoko-jowymiosadnikamizapraszanymiprzeznaszychkrólów

1 Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej, „Zeszyty Literackie” 5/1984.

238

CzasKultury 11-12/1989

jako misjonarze Zachodniego Chrześcijaństwa, zachod-niejcywilizacji,rzemiosłaikulturyrolniczej.WschodniapołowaEuropy,odPragidoDorpatu(Tartu)iodDanzig(Gdańsk)doAgram(Zagrzeb),zapełnionabyłaniemiecki-mimiastami,klasztoramipełnyminiemieckichmnichów,sklepamiiorkiszem(niemieckapszenica),biuramizprzy-kładającymisiędopracyniemieckimiurzędnikami.

WsłuchajmysięwbrzmienienazwiskwielkicharchitektówwęgierskichXIXwieku:Hild,Ybl,Hauszmann,SteindLech-ner. Na Węgrzech ludzie czytają: „Pester Lloyd”, „NeuesPester Journal”, „Westungarischer Grenzbote”. KawiarniamojegodziadkawNagyvarad(Oradea)prenumeruje–oprócz46gazetwęgierskich,wśródktórychosiemjestwjęzykunie-mieckim–wiedeńskiegazety„NeueFreiePresse”i„PragerTagblatt”. Kanta Krytykę czystego rozumu wydrukowano wRydze(obecnieŁotwaradziecka),aonsamżył,podobniejakJohannGeorgHamann–MędrzecPółnocywKönigsberg(obecnieKaliningrad);PaulCelan,bezspornienajwiększyod1945rokupoetaniemiecki,pochodzizCzerniowiec(naBuko-winie,któranależałakiedyśdoAustrii,potemdoRumunii,aobecnienależydoZwiązkuSowieckiego).Głównyideologpartiinazistowskiej,Rosenberg,byłstudentemarchitekturyw St. Petersburgu (i przepuszczalnie dobrymprzyjacielemBłoka iMajakowskiego).Współczesnynacjonalizmwęgier-skizostałwymyślonywpiśmiezatytułowanym„DerUngar”(„Węgier”),wydawanymprzezpruskiegoŻyda,KarlaBecka.

Adlanas,jakrównieżdlamilionówNiemcówżyjącychpo-śródnas,określenieNiemiecbyłoidentycznezkulturą.Ze

239

wspaniałejautobiografiiEliasaCanettiegowiemy,żenawetpoddanisułtanazKonstantynopola,sefardyjskarodzinaży-jącawPółnocnejBułgariiuważała,żeNiemcyto–synonimKultury. Volksdeutsche – „etniczni Niemcy” ze Wschodu,wżadensposóbniebylijednolitągrupą.Zipser,luterańscySaksonowiezGórnychWęgier(obecnieSłowacja)ikatoliccySzwabowiezBanatu(obecniewRumunii)byliprowęgier-scy,aSaksonowiezSiedmiogrodu(obecniewRumunii)an-tywęgierscy,mimożeichbiskupTeutschpo1919rokuwy-emigrowałdoBudapesztu,aniedoWiedniaczyBerlina.[…]FranzKafkaiRainerMariaRilke,pisarzezPragi,bylibar-dzoniepodobnidoHenleina(nazista)czyJakscha(procze-ski socjaldemokrata), polityków pochodzących z SudetówNiemieckich,chociażwszyscyoniżyliwCzechach.

Cesarstwo Austro-Węgierskie w dużej mierze byłosztucznym, dynastycznym tworem („Tu felix Austria,nube”).Niewątpliwiewspólnacałemucesarstwukulturawynikałazfaktu,żewtych„obcych”krajach,zktórychpowstałoCesarstwo,populacjaniemieckojęzycznejlud-nościodgrywałazawszeważnąrolę.Kiedyludziesiędzi-wią,jakmogłosiętostać,żeduchzniknął,zapominają,żeciało–sameNiemcy–zniknęłorównież.Zapominająrównieżotym,żemilionyŻydów,zarównowcesarstwieaustriackim,jakirosyjskim,mówiłyjidysz–dialektemniemieckim ioczywiście rozumiały i znajdowałyprzy-jemnośćwobcowaniuzliteraturąniemiecką.Żydzipra-wiewszędziebylispecyficznąniemieckągrupąetniczną.Jeżeliznajdzieszwewschodnioeuropejskimantykwaria-cieinteresującąksiążkęnapisanąwjęzykuniemieckim,

G.M. Tamas, Zniknięcie Niemców

240

CzasKultury 11-12/1989

nazwiskonadedykacjibędzieżydowskielubgojowskie,awłaścicielprawdopodobniezmieniłmiejscezamieszka-niaalbozostałzamordowany,albojednoidrugie.Mamyskłonnośćdoignorowaniafaktu,żeniemieckojęzycznapopulacjaWschoduunicestwionazostaławdwócheta-pach:najpierwprzezHitlera,anastępnieprzezStalina.Spoiwo,któretrzymałorazemkrajeEuropyŚrodkowej,zostałofatalnierozcieńczoneiosłabioneprzeztychpra-cowitychmorderców.

IstotasprawyzaciemnionajestprzezuznawanieHitlerazanacjonalistę.Gdybynimbył,poszukiwałbyprzymierzaznaj-większąniemieckojęzycznągrupąnaWschodzie:zŻydami.AleHitlerbyłdoktrynerskimrasistą iw1944rokurozwa-żałmożliwość ostatecznego oczyszczenia rasowego nawetwśródNiemców,odświeżenieichrasyprzypomocyskandy-nawskiejkrwi.Holocaust,pozawszystkiminnym,byłnaro-dowymsamobójstwemNiemców.Jeśliaustriackieokreśleniedla„miłego,ukochanegomiasteczka”przesylabizujeszjakosztetl,powinieneśpomyślećopogromach,alejeśliprzesy-labizujesz je właściwie jako Städtl, powinieneś pomyślećoprzepastnychkawiarniachzogromnymilustramiimałymistolikami o marmurowym blacie, cierpko-słodkich dowci-pach,edwardiańskimpluszu,staromodnympogrążaniusięwksiążkach,cytatachzGoethegoicałowaniukobietwrękę.

Żydówwymordowanoiopłakano.AlektoopłaczeNiemców?Kto czuje się choć trochęwinnyzawysiedleniemilionówNiemcówzeŚląskaiMoraworazobszarównadwołżańskich,masakrowanych w czasie długich wędrówek, morzonychgłodem, zamykanych w obozach, gwałconych, wylęknio-

241

nych,upokarzanych?Ktoodczuwałniepokójzpowodulosuniemieckich i węgierskich chłopów sprzedanych, niczymniewolnicy,morawskimfarmeromzarządówwielkiegode-mokraty,prezydentaBenesza?Ktoośmielisięprzypomnieć,żewysiedlenieNiemcówzkrajówEuropyWschodniejuczy-niłopartiekomunistycznerzeczywiściepopularnymiwla-tach40.?KtosięzbuntujeprzeciwtympartiomzpowodutychnielicznychNiemców,którzypozostali,którychprzod-kowie budowali nasze katedry, klasztory, uniwersytetyidworcekolejowe,aktórzyniemająprawanawetdoszko-łypodstawowejwswoimwłasnymjęzyku.ŚwiatoczekujeodNiemcówiAustrii,że„pogodząsię”zeswojąprzeszło-ścią.Aleniktnieżądaodnas,Polaków,CzechówiWęgrów,abyśmyuczynilitosamo.CiemnysekretWschodniejEuro-py pozostaje sekretem. Zniszczono świat kultury. Zachódwewnątrz Wschodu, którego intrygującą tajemnicą byłopo prostu cywilizacyjne działanie wschodnioeuropejskichNiemców rozmaicieokreślanych.Beznichnasza rzekomo„wspólna”kulturaniemainigdyniebędziemiałasensu.

Pragabyła kiedyś stolicąŚwiętegoCesarstwaRzymskiegoNaroduNiemieckiego.Wiemy, czym jestonaobecnie.Bu-dynkiprzetrwały,znaczenianiemogąbyćwskrzeszone.Zbytdużo ludobójstwa,zbytdużowykradzionych,oprawionychwskóręwoluminówNestroyaiGotthelfa,zadużozakłamańwhistorii,zadużoskrytychinawpółprzemyślanychwin.

WPrusachWschodnichniepojawisięjużnastępnyKantczyHamann,niebędzieteżkolejnejEuropyŚrodka.

Oprac.R.S.

G.M. Tamas, Zniknięcie Niemców

242

CzasKultury 11-12/1989

Dokumentacja bezplanowego świataWaldemar Górny

Choć od dawna nie mieli niczego w ustach, nie cią-gnęło ich do jadła, bo żołądki wypełniała im ciągle mięsna obfitość z poprzednich dni.A.Płatonow,Wykop

1. AndrejKlimentow(Płatonow)urodziłsięwWoroneżu,niespełna18latprzedwybuchemrewolucjipaździerniko-wej.ToświętedlaliteraturyrosyjskiejmiastowspinasięodzachodunaWyżynęŚrodkowoeuropejską.„Wmieścietym–jakpisałzironiąJurijOlesza–przebywalinajlepsi,pogrążeniwniedolirosyjscypisarze,zwyjątkiemMichałaSzołochowa”.Totutajrozpoczynasięsłynnytrakt(Woro-neż–Penza–Moskwa),którympodążalitatarscyksiążęta.To stamtąd właśnie, jak z przysłowiowej pustyni Tata-rów, Rosja dowiadywała się o nadchodzącym cierpieniuiklęsce.Tutaj,wWoroneżu,powstawałysatyryczneSzki-ce gubernialne Sałtykowa-Szczedrina. Tam też wydanoprzełomowestudium„oprzesileniuduszyrosyjskiej”podtytułemZ głębiny (Iz głubiny). Aresztowano wWorone-

243

Waldemar Górny, Dokumentacja bezplanowego świata

żuBorysaPilniakaiArtiomaWiesołego.PrzezWoroneżprzeszlitużprzedśmierciąMandelsztamiBabel.WWo-roneżudziałał–wspominaSołżenicyn–najsprawniejszykatczerwonejoprycznicy.WWoroneżuwreszcieurodziłsię Płatonow, najbardziej liryczny i najbardziej okrutnykronikarzkolektywizacji.

Napoczątkulat40.AndrejPłatonowzaistniałjakopisarz.Wówczastopowstałcyklopowiadańzrodzonychzufnościwobecmaksymalistycznegoprogramuwielkiego kanali-zatora rewolucji,WłodzimierzaUljanowa. Towtedy na-pisałpełnepodziwu,obdarzoneharmonijnymsystememwartości opowieści o walkach naWyżynie Nadwołżań-skiej.PodpióremPłatonowarodziłysięelektryfikacyjneeposy(Rodowód majstra, Elektryfikacja),kołchoźniczeody(Epifańskie śluzy, Człowiek istota nieznana),nieświadomajeszczemistyfikacjawoluntaryzmu,brudu,okrucieństwainędzy.Potembyłojużznaczniegorzej.Optymistycznaodyseja „[...] barda rewolucyjnej pracy” (Szkłowski), he-roiczno-liryczne korespondencje zwolna zamieniały sięwgroteskę,dlaktórejostatecznąwykładniąbyłDekalog.

Rozczarowanierecepturą,któramiałaułatwićwskrzesze-nie zmarłych, zaowocowało arcydziełami. WWoroneżunapisał swoje najlepsze satyryczno-groteskowe utwo-ry. Dopominał się w nich, niejako per procura, pokutydla woluntarystycznych nieuków, łaski dla spławianychwnieskończonośćtratwąkułaków.Litościdlazakleszczo-nychdogmatemumysłów.Sarkazmigroteskazdomino-wały twórczośćPłatonowawówczas,gdyokazałosię,że

244

CzasKultury 11-12/1989

zagospodarowaniewszechświatajestniemożliwebezso-kratejskiejmiłościczłowieka,beznaukowejdociekliwościhumanisty.Wszak stare rosyjskie przysłowiemówi: niezaglądaj w paszczę niedźwiedziowi, dopóki nie przeko-naszsię,że jestbezzębny.Maksymalistycznyzapałpro-wincjonalnychmarzycieliwutworachPłatonowanabieracharakterupaschalnychpieśnipoświęconychpowrotowiczłowiekadoświatazostrącezurąmiędzydobremazłem.PierwszyutwórAndrejaPłatonowa,któryspowodowałla-winę inwektywdyspozycyjnejkrytyki, toelegijna,prze-syconasceptycyzmempowiastkapodtytułemMakarowe zwątpienie(1929).WtymsamymrokupojawiasiępowieśćCzewengur.Smutnahistoriakońcaświata„prowincjonal-nychmarzycieli”.Doskonałąrekomendacjępowieścidał,w liście do autora,MaksymGorki: „Powieść wasza jestnadzwyczaj interesująca... Ale liryczno-satyryczny spo-sóbujęcianaszejrzeczywistościjestoczywiściedlanaszejcenzuryniedoprzyjęcia”(cyt.za:A.Drawicz:Nota o au-torze).W1930rokupojawiasię,utrzymanewkonwencjibułhakowowskiej groteski, opowiadanie pod jakże zna-miennym tytułem:Państwowy lokator. Z początkiem lat30.powstajądwanajbardziejdemaskatorskieopowiada-nia,wktórychPłatonowostrorozliczasięzkolektywiza-cją.Jednoznich–Na zdrowie(1931)–stajesiębezpośred-nim powodem zainteresowania pisarzem przez Stalina. Wielki lingwista miał się ponoć w obecności Żdanowai Szołochowa wyrazić o autorze Osady Pocztyliańskiej wspecyficznierosyjskisposób,znamionującydoskonałąznajomość pewnych architektoniczno-lingwistycznychteorii.NamarginesierękopisuStalinumieściłzaśsygna-

245

turęswegostosunkudoniewdzięcznegoautora.Było to–jakpowiadaDrawicz–jednosłowo:Podonok!(bydlak).Niełaska cerberów socrealistycznej poetyki była niczymwporównaniuzuporczywąopiekąStalina.OkoWielkie-goBratazwiastowałoobóz,śmierć,zsyłkęlubteżbezna-dziejnąwegetację.

W1931rokuukazujesięwrękopisieWykop. Józef Wissario-nowiczwybieradlaPłatonowaostatniąwersjęlosu.Wyrafi-nowanysternikpozbawiagomieszkania,zabieramusyna,próbujewytrącićzrękipióro.Bezdusznamachinabiurokra-cji spychaautoraMiasta Gradów (1926)nadnoegzysten-cji.ChorynagruźlicęPłatonowumieraw1951roku.PełniłwówczasfunkcjęstróżawgmachuInstytutuLiteratury.Pil-nowałdorobkutych,którzynigdywwielkiejliteraturzeniezaistnieją: Szołochow, Siemionow, Fadiejew, Fiedin, Gro-mow...bywspomniećnajwybitniejszych.Losuwielbiajed-nakparadoksy.ZwolnapojawiająsięniedrukowaneutworyPłatonowa, zwiastujące wielki renesans jego twórczości.TakteżsięstałozWykopemiBoguniechbędądzięki!

2.JestWoszczew,któryutraciłpracę,albowiemaktywod-kryłwnimskłonnośćdo„[...]zamyśleńwpowszechnymrytmie pracy”. Owa samorefleksyjność Woszczewa jestpoczątkiemjegofilozoficznejudręki,polegającejnaznaj-dowaniuprzeciwieństwmiędzydrzewemżyciaadrzewempoznania.Stądteżpieczołowiciegromadzoneprzezniegookruchy natury (liść, kamień) służą mu jako narzędziapoznania,którymiprzeciwstawiasięszaleństwuizagła-dzie.MiędzydoznaniamismutkuisamotnościWoszczew

Waldemar Górny, Dokumentacja bezplanowego świata

246

CzasKultury 11-12/1989

odkryłwłasneuniwersumzagłady.Wposzukiwaniulep-szego losu dociera na wieś „[...] umierającą po kawałkuwtrakciebiegużycia”.Wieśpustoszonąprzezodurzonytromtadrackimihasłamiaktyw.Wieśsterroryzowanąwo-luntaryzmemmarzycieli inieuków,którzykopiąolbrzy-mią mogiłę – wykop pod fundamenty „zjednoczonego,ogólnoproletariackiegodomu”.Jestmaładziewczynka–jaknadzieja,aleonaumiera,jakzawsze umiera nadzieja. To ona posługuje się jedynymludzkimgłosem.WrozmowiezCzyklinem,przyglądającsię „[...] bezosobowym zwłokom kułaków”, dochodzi dojakżeznamiennejkonkluzji:„–Wujciu, czy to byli burżuje? – spytała dziewczynka,trzymającCzyklinazarękę.– Nie, dziecinko – odpowiedział Czyklin. – Mieszkająwsłomianychchatach,siejązbożeijedząznamipospołu.Dziewczynkaspojrzałakugórzenastaretwarzeludzi.–Tonaco imtrumny?Przecieżumieraćpowinni tylkoburżuje,aniebiedacy!Kopaczemilczeliniemającdanychdozabraniagłosu”(s.50).Nadzieja,którąuosabiadziewczynka,obdarzonajestcie-kawościądziecka i zdaje się onausprawiedliwiaćwszel-kąniegodziwość.Tosłabośćikruchośćludzkiejkondycjipodporządkowujeświatkłamstwu.Ktomobilizujekłam-stwoigotowyjestdopowstawaniazadziwiającychformułepistemologicznych?...człowiek!„–Skądsiębiorąmuchy?–pytaNastia.–Odkułaków–odpowiadaCzyklin”(s.48).

247

JestŻaczcw,przykładludzkiejzłośliwościzrodzonejzka-lectwa nędzy. Nędzy pogrążającej „wszechstworzenia”wodrętwiającejmelancholii.JesttakżeSafronowojednomyślnejduszy.Typaktywisty,dlaktóregozagadkainternacjonalizmuizagadkapocho-dzenianacjisprowadzasiędokonstatacjitrącącej„Krót-kimkursemWKPb”.„[...]Skądsięwziąłnaródrosyjski?Zburżuazyjnegoza-wracaniagłowy”(s.57).Jestniedźwiedź-kowal,„[...]symbolbiologicznejzagładyRosji” (A. Drawicz). Niedźwiedź obdarzony uniwersal-nymwęchemHistorii.Topodciężaremjegobezdusznościizbrodni:

[...]ziemianiewytrzymaławiecznościirozsypałasięwpyłzagłady(O.Mandelsztam)

Sąkułacyspławianiwbezkresizapomnienie.Jestwresz-cieolbrzymiadziura,symbolmogiły,wktórąwchodząko-lejnoludzieiidee.Wykop,wktórymzapadasięRosja.

Waldemar Górny, Dokumentacja bezplanowego świata

248

CzasKultury 11-12/1989

Pomiędzy wzwiedzionym członkiem a gołąbkiemRafał Regulski

MarekZgaiński,Podroby,MłodzieżowaAgencjaWydaw-nicza,1988.

Marek Zgaiński, tłumacz i wykonawca piosenek DobaDylana,podwóchzbiorachpoetyckichdajenamototomopowiadańpodtytułemPodroby.Przejścienaterenprozytojakbysygnałdojrzalszejipełniejszejrefleksjinadmiej-scemjednostkiwuniformizującymjąspołeczeństwie,toświadomośćklęski„ideałówmłodości”,azarazempróbaobronytego,codasięjeszczeratować.

DlaZgaińskiegoepoka,wktórejmogłyrealizowaćsięDo-bro,Miłość, Pokój,Wolność, Prawda –minęła. Istniaławlatach50.,60.,dodrugiejpołowylat70.:botobyłycza-sybitników,hippisów,punków.Potemnastało–niczymopokażelaza–pokoleniedyskotekowe.

249

Rafał Regulski, Pomiędzy wzwiedzionym członkiem a gołąbkiem

Opowiadania zawarte w tomie Podrobywyrastajązfascy-nacji młodzieżowymi subkulturami Zachodu, mającymiswoje spóźnione i karzełkowe odpowiedniki na grunciepolskim.AleZgaińskizaznacza,żeurzekajągo„orygina-ły”zichwszystkimirekwizytami:

Byli bitnicy – rozumiem. Ginsberg, w drodze, be-bop, marihuana, Parker wjeżdżający do Birdlandu. Byli hip-pisi. Wolna miłość. Precz z wojną. Jerry Rubin, Jim Mor-rison, LSD, Flower-Power. Dobrze! Punki. Sex Pistols, skóry, agrafki, żyletki, ćwieki, gazetki na ksero... (s. 81).

Jest zatem proza Zgaińskiego prozą o schyłku. Proząwsposóbmłodzieńczyzbuntowanąporazostatni:prze-ciwpopkulturzeimechanizmomtłumiącymwjednostcejejwolność.Bo–zdajesię–jużtylkoowolnośćjednostkiwojujeZgaiński,anapewnowalkęotęwolnośćiauten-tyzmczłowiekauczyniłnajważniejszązwalkwspółcze-snychtrubadurów.Takjakbyuznał,żebitwyoDobro,Mi-łość,Pokójwswychnajprawdziwszychpostaciachjużsięodbyły.Dwomamottami(opowiadaniaOstatnie takie trio i Ostatni taki duet) osadza sięw tradycjimyślowej i po-etyckiej pesymistycznego, głoszącego klęskę jednostkiikryzyskulturyrocka(JoyDivision,KlausMitfoch).

BohaterowieZgaińskiegoodnoszązwycięstwo,alejesttoichzwycięstwoostatnie.Swązbuntowanąmłodośćkończąwybudowaniem pomnika symbolizującego wzwiedzionyczłonek: po raz ostatni więc odgrażają się społecznymschematom. Zarazem jednak owym aktem postawienia

250

CzasKultury 11-12/1989

pomnikainformują,żeoto„żyćkonawróciłoichnałonospołeczeństwa”:wszakwzwiedzionyczłonekrówniedo-brzemożebyćgołąbkiem...

BohaterowieZgaińskiegowieszająnaścianachzdjęcieze-społuSexPistolswrazznotatkąoznajmiającą,żeczłonko-wiegrupy„wczasiewystępuplulinapubliczność,zniewa-żalijąiobrzucalimasłemorzechowym”.IwzoremAnglikówpodczaskoncertukażąpocałowaćsięwdupę.Tyleże...pu-blicznośćwszystkokupujeiprzyjmujejakowpisanewsce-nariusz występu i summa summarum pozostaje tak, żekontestatorzygrająDLApubliczności,anieprzeciwNIEJ,iichnajrozpaczliwsze„NIE!”odebranezostajejako„tak”.

BohaterowieZgaińskiegożegnająsięzmłodościąijejpra-wamiizpozycjiatakuprzechodządoobrony.Ichwalkaozdobycielubchoćbynaprawienieświataprzeistaczasięwwalkęoocaleniesiebie.

* * *Podrobyposiadajądwiesprzężonezesobącechy,dlawspół-czesnejliteraturydośćcharakterystyczne.Pierwsząjestza-cieraniegranicwsferzerelacjiosobowychpomiędzyauto-remabohaterem,cowpierwszoosobowychopowiadaniachdajewrażenie,żenarratoremjestMarekZgaiński(innepo-staciezwracająsiędońkumplowskim„Maras”).Drugące-chąjestsugerowanie–drogąsubtelnychaluzjiidelikatnychnawiązań–żeówtonprozytojakbykolejnyrozdziałjednejwielkiejksięgi,któranazywasię Twórczość Marka Zgaińskie-go.ItaknaprzykładwopowiadaniuChłódRudarecenzuje

251

bliżejnieokreślonewierszenienazwanegobohaterategożopowiadania,wutworzezaśpodtytułemDoskonały niezna-jomyzjawiasiępostać„jakbyjużznana”ztomupoezjitakwłaśniezatytułowanego(tzn.Doskonały nieznajomy).

Efektemtychzabiegów jestwrażenieautentyzmu ibez-granicznej szczerości wypowiedzi, czego wymownymprzykłademzdajesięJedenznas,opowiadanieskonstru-owanenazasadzie„okręgu”,awięcmotywujące„siebiesamo”:ostatniezdanienawiązujedopierwszego,tyleżejest jużwytłumaczone,wyjaśnione,umotywowanetym,co„pomiędzy”.Konstrukcjatakajestsygnałem,żeotobo-haterpotrzebujeponownegosamookreśleniasięwzmie-nionych warunkach wewnętrznych bądź zewnętrznych.BohaterJednego z nas odkrywa,żeżyciegozmieniło,żeniejesttym,kimbył,żestałsiękimśinnymidlategomusina nowo sobie siebie wytłumaczyć1. Zarazem udowod-nićsobiesłusznośćtego, co mów i itego, ż e mów i .UZgaińskiegowalkaosiebiesamegojestotyleistotna,żewsobietylkomożnauratowaćwolność–dziękiucieczcewsamotność.Wsamotnośćuciecmożna,niczymeasyri-der,namotocyklu:nieustannyruch,ciągłypęd,nieprze-rwane„byciewdrodze”pozwalająziścićpragnieniebycianieznajomymwkażdymmiejscuiczasie(Doskonały nie-znajomy).Wsamotnośćuciecteżmożnawnarkotycznychwizjach (Ciastko2).Ale równocześnie pojawia się obawa,żeczłowiekzeswąludzkąkondycjąmaprawoimożenie

1 PodobnąkonstrukcjęmaopowiadanieV.Nabokovapt.Krąg. Jego bohater, Inokientij, rozliczasięzwłasnąprzeszłościąirównieżczynitowchwili,którąnazywa„wstrząsającymprzeżyciem”.

2 OpowiadanietokojarzyćsięmożezWilkiem stepowymHermannaHessego,powieścią-ideologiąkontestującejmłodzieżynaZachodzie.

Rafał Regulski, Pomiędzy wzwiedzionym członkiem a gołąbkiem

252

CzasKultury 11-12/1989

znieśćcałkowitegozamknięciasięwsobie,odejściawsie-bieodludziiwydarzeń(np.dwuznacznezakończenieDo-skonałegonieznajomego).

Podrobytoniezgodanawszystko,coograniczajednost-kę,tokolejnykrokZgaińskiegowsiebiewobronieprzedświatemzakutymwramyspołecznegobytowaniaizala-nym popkulturową papką. Wszystko to jednak odbywasięwramachprzyjętejprzezpisarzachybionejideologii:chybionejhicetnunc.Wefekciecałośćsprawiawrażeniekarzełkawłaśnie,choćwszczegółachzdasięolbrzymem.Paradoksy tenie broniąZgaińskiego:pozwalająwysnućzłośliwąpointę,żetonjegoopowiadańtopodrobymyślo-wezżywejniegdyśnaZachodzieautentyczniezbuntowa-nejMyślimieniącejsięIdeami,które–wierzono–możnazasiaćnaziemi,wśródludzi.

Zgaiński,wobecoryginałówspóźnionyinainnymgrun-cie–wycofujesięwsiebie.„Gdyjestemsam,obserwujęsamegosiebie”–wyznajebohaterAktora.Ituwłaśniero-dzi sięobawao literacki „ciągdalszy”młodegopisarza:czyniegrozimupsychicznyonanizm?czyniegrozimuodwróconasytuacjawitkacowskiegoZypka,którysamot-nośćswojąuświadomiłsobienajbardziej–onanizującsię?

Debiutanckitomprozypoznańskiego„Dylana”wskazujenato,żechorobatajużgodotknęłainieprzypadkowopo-żegnał nas dwumetrowym pomnikiem symbolizującymwzwiedzionyczłoneki–dlazamaskowaniasymptomów–gołąbkapokojuzarazem.

253

Przegląd zagranicznyTym razemwprzeglądzie zagranicznymprzedstawiamyBruce’aChatwina, niezwykle interesującego pisarza an-gielskiego,któryzmarłpodkoniecubiegłegoroku.

BruceChatwinpoopublikowaniuIn Patagoniestałsiępi-sarzem nagradzanym, z kolei On the Black Hill1 i The Vice-roy of Ouidah2wprowadziłygowświatfilmu;dziękiksiążceSonglines, którabyła takżemiędzynarodowymsukcesemwydawniczym,stałsiępisarzemuwielbianym,aopowie-ściUtzmówisięjakoodokonaniugeniusza.Możnabyza-pytać,trawestująctytułostatniejjegoksiążkiWhat Am 1 Doing Here?,czegodokonałikimbył,żewciąguzaledwie48latżyciaspotykałogotylewyniesień.Wateratone’s Guide to Books(wyd.2,1988)określagojakonajbardziejzdumie-wającego pisarza wewspółczesnej literaturze angielskiej.NicholasShekespeare, recenzującUtza, nazwałChatwina„największymstylistąpiszącymobecniew językuangiel-skim”, ale jak zauważa Peter Levi („The Spectator” z 20majabr.),tegotypuopinia„nieświadomiewyrażazarównoograniczenia,jakiwspaniałośćjegopisarstwa”.Tołstojbyłstylistą zarównow swoichwczesnych, jak i późniejszychutworach,alenietacechajegotwórczościuczyniłagowiel-kimpisarzem.ODickensiemożnapowiedzieć,żejestwy-bitnympisarzem,aleostylujegoksiążekniemożnapowie-dzieć,żejestolśniewający–jestraczejkoszmarny.Chatwinzpewnością jestolśniewającymstylistą, aledopiero czas

1 EkranizacjipowieścidokonałreżyserAndrewGrieve.2 NapodstawietejksiążkiWernerHerzogzrealizowałfilmCobra Verde.

Przegląd zagraniczny

254

CzasKultury 11-12/1989

zadecydujeotym,czyżyłwystarczającodługo,bystaćsiępisarzemwybitnym–konkludujePeterLevi.Jednonieule-gawątpliwości–byłczłowiekiemoniespotykanymwna-szychczasachurokuosobistyminiezwyklemagnetycznymsposobie oddziaływania. Podróżnik i poszukiwacz przy-gód,gawędziarz,wkonwersacjiprzedrzeźniającygłosige-styrozmówcy;zagranicąodbieranyjakotypowyangielskiekscentryk,wswojejojczyźnieokreślanymianemnajbar-dziejniesfornego,kosmopolitycznegopisarzaangielskiegoswojejgeneracji–topodstawowecechycharakteryzująceosobowośćBruce’aChatwina.

W ten sposób skonstruowana osobowość, którą Micha-elIgnatieff(„TheNewYorkReviewofBooks”z2marca1989 r.)określa jakonajwspanialszywynalazekChatwi-na,stałasięistotnączęściąjegotwórczości–doniejsięodwoływał, tworzącpostacie literackie.Tensamkrytykzauważa, że życie Chatwina mogłoby być opisane jakosekwencjaucieczek–zangielskiegosystemuklasowegoikształceniawszkołachpublicznych,zdomuaukcyjne-goSotheby’ego,gdzierozpocząłkarieręsprzedawcydziełsztuki iwwiekuzaledwie20lat,wmomencieosiągnię-ciasukcesu,porzuciłją.Pokrótkimokresiestudiowaniaantropologii iarcheologiiuciekawpracędziennikarską,a następnie w „życie na drodze”, którego efektem jestksiążka In Patagonia, uznana za najlepszą powieść po-dróżnicząwpowojennejliteraturzeangielskiej.

Zarównowżyciu,jakiwpracydziennikarskiejChatwinbyłmistrzemwsztucewymykaniasięoczekiwaniom.Kiedy

255

Przegląd zagraniczny

jakotwórcazostałzaszufladkowanywtradycjiangielskiejliteraturypodróżniczej,reprezentowanejprzezPatricaLe-igh-FermoraiWilfredaThesigera–napisałThe Viceroy of Ouidah,surrealistycznąbajkęobrazylijskimchłopie,którypłyniedoAfryki,byzbićfortunęnahandluniewolnikamiistaćsięprzyjacielemszalonegokrólaDahomeju.

Alejużnastępnaksiążka,On the Black Hill,jestcałkowiciepozbawionaegzotyki, jest realistycznąopowieściąoży-ciu dwóchwalijskich farmerów, którzy przez całe swojeżycie nie opuszczają granic kotliny, w którejmieszkają.W1987 rokupublikujeSonglines,metafizycznąpowieśćoaborygenach,ichmitologiiiwypracowanymprzezwiekicałościowym systemienawigacji. Pomimo zastosowaniaXVIII-wiecznejtechnikinovel of ideas,uzupełnionejfrag-mentamiznotesupodróżnego,książkata,podobnie jakwszystkiejegodokonaniatwórcze,niedajesięzaklasyfi-kowaćtakpodwzględemgatunku,jakiformy.

Czy Songlinesjestksiążkąantropologiczną,czypowieścią,czyesejem,czy teżzamaskowanąautobiografią– trudnojednoznacznie odpowiedzieć. Jest raczej tym wszystkimjednocześnie,azarazemnanowostawiaproblemrozgrani-czeniatego,cowtwórczościliterackiejjestfikcją,acorze-czywistością.JakzauważaGabrielAnnan(„TheNewYorkReviewofBooks”z2lutego1989r.),kwestiętępodejmujeChatwintakżewswojejprzedostatniejksiążcezatytułowa-nejUtz,przypowieścioludzkiejfascynacjipięknem,wktó-rejpośredniozawarłswojeuwaginatematsztukipisarskiej.TytułowymbohateremjestUtz.Na16.stronietejdziwnej

256

CzasKultury 11-12/1989

mikropowieści Chatwin wyjaśnia, że „w etnologicznymsłownikuGrimmasłowu«utz»przypisujesięlicznenega-tywnekonotacje:«pijak»,«szuler».WdialekcieJurySzwab-skiej«Heinzen,Kunzen,UtzenoderButzen»jestodpowied-nikiemangielskiegookreślenia«anyTon,DickorHarry»”.WniemieckimdialekcierzeczownikUznożeoznaczaćtakżepodstęp,żartlubfigiel.Wtensposóbjużnasamymwstępieczytelnikzostajeostrzeżony.Jesttootyleważne,żeopo-wiadanieChatwinakonstruowanejestpoprzezdwuznacz-newątki i rozwiązania fabularne z pogranicza realności.WogóleprozęChatwinacharakteryzujeskłonnośćdogro-madzenianadmiernejilościdziwacznychfaktów,któresłu-żązarównodydaktyceczyrozrywce,jakipewnymukrytymcelom.WprzypadkuUtzaprocedurataposiadaszczególneuzasadnienie: książka opowiada o pasji kolekcjonowania.A„Kolekcjonowanie–jakpowiedziałpewnegodniabaronThessen– jest czynnością, któranie jest całkowicienor-malna,ponieważniemalogicznychpowodów,dlaktórychtorobisz.Pojawiająsięonepóźniej”.SamUtznazywapasjękolekcjonerskągrzechem–formąbałwochwalstwa.

Przynależnośćgatunkowaksiążkijesttrudnadorozstrzy-gnięcia,ponieważjejzakończenieniezawieraanirozstrzy-gnięcia głównej intrygi, ani nie zamyka wątków ubocz-nych,aciągzdarzeńprezentowanyjestprzezklasycznegonarratora-detektywa.Postać jegonieposiada takich cha-rakterystycznychwłaściwości,którychniemożnabyprzy-pisać samemu Chatwinowi: jest on lakoniczny, zabawny(czesko-angielskie rozmowy są wspaniałym żartem syn-taktycznym), o zasobie wiedzy charakterystycznym dla

257

encyklopedycznego idiosynkretyzmu. Prolog jest równieżklasyczny.DoPragiprzybywanarratoriuczestniczywpo-grzebiegłównegobohatera.Zdarzenietomamiejscewjed-nymzpraskichkościołówwroku1974.NarratorniewidziałUtza od ich pierwszego i jedynego spotkania, siedem latwcześniej.W1967rokuodwiedziłonPragęcelemzebraniamateriałówdoartykułuo„pasjicesarzaRudolfaIIpolegają-cejnazbieraniuosobliwości:pasji,któranastarośćbyłajegojedynymlekarstwemnadepresję.Zamierzałem,żeartykułtenbędzieczęściąszerszejpracyzdziedzinypsychologii–lubpsychopatologii–przymusowegokolekcjonera”.KasperJoachim Utz, mały człowieczek o pospolitym wyglądzie,jestwłaścicielemniewiarygodniebogatejkolekcjiporcela-nywyprodukowanejprzezmanufakturęwMiśni.Mieszkawmałymapartamenciewrazzgospodyniądomowąiswojąlegendarnąkolekcją;jestkawaleremipotomkiempodrzęd-nejszlachtysaksońskiej.Przedwojnąjegorodzinaposiada-ładomwDreźnieimajątekwSudetach.WdzieciństwieUtzprzebywawXIX-wiecznymzamku swojej babki,wCeskéKrizoveitamzakochujesięwporcelanowejfigurceArleki-na.Namiętnośćtapozostajemunacałeżycie.Namiętnośćczychoroba?KrólAugustMocnySas, fundatormanufak-turywMiśni,mówiłoswojejobsesjinapunkcieporcelany,die Porzellankrankheit – porcelanowa choroba, ponieważrujnowała ona jego... finanse. Utz, w przeciwieństwie doAugustaMocnego,pozbawionyjestkłopotówfinansowych–makontowbankuszwajcarskimiskłonnośćdogłosze-niapoglądu,że„wojna,pogromyirewolucje...dostarczająkolekcjonerowi możliwości poszerzenia swoich zbiorów”.WzwiązkuztymzapanowaniaHitlerajestNiemcem,kiedy

Przegląd zagraniczny

258

CzasKultury 11-12/1989

aliancizajmująŚrodkowąEuropę,jestCzechem,apodrzą-damireżimuGottwaldastajesięŻydem.Powojniezawieraumowęzwładzami:wzamianzamożliwośćpozostawieniakolekcjiprzysobiezgadzasięnaoficjalneskatalogowanieisfotografowaniezbiorów,którepojegośmiercistanąsięwłasnością państwa. Dla obejmującej ponad 1000 ekspo-natówkolekcjiniezbędnyjestmuoddzielnypokój.Jednakwładzeuważają,żeniemogąpozwolić,abykawalerzajmo-wał dwupokojowy apartament. Dlatego w 1952 roku Utzpostanawiarozwiązaćtenproblemprzezzawarcie„białegomałżeństwa”(mariageblance)zeswojągospodynią,Martą.PocywilnymślubieMartaprzenosisiędojadalni,gdziesy-piawśródchińskichkredensówwypełnionychnaczyniamizporcelany.CoroczniewlecieUtzopuszczaCzechosłowa-cję,byudaćsiędowódwVichy,alenimtonastąpi,musipoddaćsięuciążliwemurytuałowistosowanemuprzyprzy-znawaniuwizyupoważniającejgodowyjazdu.Wodróżnie-niuodinnychCzechów,którzystarająsięowizętylkopoto,żebywyemigrować,Utzzawszewracazpowrotem,po-stępowaniemswymwprowadzającwzdumienie iwładze,iswoichprzyjaciół.Zakażdymrazemzwyciężajegotęsk-notazapozostawionąwPradzeczęściąkolekcji–drugajejczęśćzdeponowanajestwZurychu.

Na początku opowieści narrator przedstawia Utza jakozakochanegowporcelanowejfigurceKolombiny,conożesugerować,żeUtznieposiadażadnegożyciaseksualnego.Jednakw pewnymmemencie przypomina sobie wyglądUtzaistwierdza,żeniebyłtakpospolity,jakpierwotnieprzypuszczał, i decyduje, żeposiadał on kuszącywąsik.

259

W1967roku,krótkopowizycienarratorawPradze,Utzusiłujezrewidowaćswojewyobrażenieosobiejakowiecz-nymkochanku(sytuacjaArlekina)ikierujeswojeuczuciawstronęMarty.Pragaprzedstawionajestwksiążcejakoniesamowite miasto, w którym wszystko wibruje wrazzsubtelnymiodniesieniamimitologicznymi.TotutajRab-biLoewuformowałzglinyGolema,podobnieczyniKän-dler–nadwornyrzeźbiarzAugustaMocnego,projektującfigurki i grupy pasterskiewmiśnieńskiejmanufakturzeporcelany.AleprzedKändlerembyłJohannFriedrichBöt-tger,niemieckialchemikiceramik,któryw1709rokuwy-nalazłpierwsząwEuropiebiałą, twardąporcelanę i takdalej.Dziękiumiejętności graniczącej z cudem, z którejsamRabbi Loewmógłby być dumny, Chatwinowi udajesięna150stronachnoweliprzedstawićwykładzkabały;historię wyrobów z porcelany od starożytnych Chin dopowstaniapierwszejeuropejskiejmanufakturywCapodiMonte;etymologięsłowa„porcelana”;rozprawęoalche-mii,komediidell’arteipoglądzieWickelmannanasztukęwstylurokoko,atakżeuwaginatematzawodowychemi-grantówczeskich,których„antykomunistycznaretoryka[...]jesttaksamonudnajakretorykaichkomunistycznychprzeciwników”,iopinięozachodnioniemieckichpodglą-daczachdysydentów(dissident-watchers),„którzyzamiastoglądaćzwierzętawzachodnioafrykańskimrezerwacie...szpiegująinneniegroźnessaki–wschodnioeuropejskichintelektualistów”.W 1973 roku Utz przechodzi łagodnyatakepilepsjiiwładzeprzekonujągo,żepowinienprzeka-zaćswojąkolekcjępraskiemumuzeum,atakżezmuszajągodoprzywiezieniazeSzwajcariidrugiejczęścizbiorów.

Przegląd zagraniczny

260

CzasKultury 11-12/1989

WwynikukolejnegoatakuUtzumieraw1974 roku. Jakwiemy, narrator uczestniczy w pogrzebie.Marta po za-kończeniuuroczystościżałobnychwracadorodzinnejwsii wydaje się, że kolekcja zostanie wreszcie odnaleziona–niestety, kredensy,wktórychmiała się znajdować, sąpuste.Popogrzebienarratorspotykamłodegoczeskiegopisarza,którywprowadzaswojegoangielskiegokolegędokręgukryptointelektualnychbuddystów.Sąonipisarzamiifilozofamiutrzymującymi się zpracyfizycznej, ponie-waż„korzystniejwpływaonanastanumysłu”niż„sporywgronieurzędników”.Narratorspotykasięznimiwma-łej wiosce położonej w pobliżu ogromnego składowiskaśmieci i dowiaduje się od nich, że Utz iMarta potłuklii wyrzucili do śmieci swoją bajecznie kolorową kolekcjęwyrobówzporcelany.

Ponowniemożnazapytać,dlaczegonarratorwyjaśnia,żeUtzwpewnymmomencieswojegożyciaspostrzegł,iżjestonooszukańczeipokrętne,awwiernejmuMarcieodna-lazł swoją„wiecznąKolombinę”.Odczasu ichdrugiego,tymrazemkościelnego,ślubu„spędzajądninawzajemnieichpasjonującejadoracji,oburzającsiękażdąrzeczą,któ-ramożepojawićsięmiędzynimi.Aporcelanowefigurkiinaczyniabyłytylkokawałkamistarejgliny,którepopo-rostuzniknęły”.Zpunktuwidzeniaczytelnikaopowieśćtajestzapewnemałoprawdopodobna.NiemniejnarratorwierzywniąiudajesiędorodzinnejwsiMarty,byjąod-naleźć.Przybramiewejściowejdojejgospodarstwamija„śnieżnobiałegogąsiora”,człapiącegozastarymchłopem,którymówi:„Ja!IchbindieBaroninvonUtz”.

261

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

Bolesław Kuźniak

BolesławKuźniakjestpoetąznanyminieznanymzarazem.Książka

podtytułemZłote świnie złudzeń,którejdrukrozpoczynamywni-

niejszymnumerze,powstałakilkanaścielattemu,w1975roku.Ko-

leje jej losuwdużymstopniuprzypominają koleje losu jej autora:

niecenzuralnaprzedSierpniem’80,aprzytymniełatwawlekturze,

została także odrzucona przez jedno z podziemnychwydawnictw

warszawskichwstaniewojennymzpowodutekstukrytycznieodno-

szącegosiędoinstytucjipapiestwa.Pierwotnytytułtekstubrzmiał

Papa, papież toaletowy,costanowiłojedenzeskładnikówzamierzo-

nejoczywiście,nietylkopoetyckiejprowokacji.Uwagęczytelników

trzebajednakzwrócićnafakt,żetekst,doktóregomiałzastrzeżenia

wydawca,powstał,zanimjeszczekardynałWojtyłazostałpapieżem.

Obecny, zmieniony tytuł tego kontrowersyjnego tekstu brzmiKo-

ściół z nieboszczykiem w środku.

Złote świnie złudzeń to prawdziwa seria tekstów wymierzonych

wgłówneinstancjeżyciazbiorowego,któraczytanawmaszynopi-

sach, w połowie lat 70., oddziaływała niezwykle sugestywnie. Są

więc w tym cyklu utworów teksty atakujące instytucję państwa,

szkoły, wojska, kościoła, a także policję i telewizję. Postanowili-

śmytęksiążkędawnegopoznańskiegosamizdatuprzypomniećdziś

wramachnaszegoaneksu.Czypotrafionajeszczeidziśtakoddzia-

ływać, w przestrzeni wyraźnie poszerzonej wolności słowa? Osąd

należydoczytelników„CzasuKultury”.

Ijeszczekilkasłówosamymautorze.BolesławKuźniakurodziłsięna

Pomorzuw1951roku.StudiowałpolonistykęifilozofięnaUAM,któ-

rychnieukończył.Byłwspółtwórcąstudenckiego,skandalizującego

262

CzasKultury 11-12/1989

ŚwiętegoTeatruAkupunkturyijegogłównymanimatorem.Kilku-

miesięczna, dramatyczna historia tego teatru, która warta byłaby

osobnegoprzypomnienia,zakończyłasięprzymusowymrozwiąza-

niemzespołuiaresztowaniemwgrudniu1975rokujegokierownika

artystycznego,autoraZłotych świń... Nagonkawprasie,postępowa-

nie dyscyplinarne uczelni wobec najaktywniejszych członków ze-

społu,oskarżeniao„lewackość”i„anarchizm”...BolesławKuźniak

broniswychracjiartystycznychprzedsądeminapoleceniesłużby

bezpieczeństwa zostaje skazany na zamknięcie w zakładzie psy-

chiatrycznymnaczas...nieograniczony.Dziękiweryfikacjiwyroku

przezniezależnąkomisję lekarskąopuszczaszpitalpobliskorocz-

nymodosobnieniu.Wszpitalupowstajeksiążkapoetycka Ja tu je-

stem(poprzednia–Dama treflprzepadławpodziemiachprokuratury

jakodowódwśledztwie),apowyjściunastępne,wkolejności:Zaloty

wdowy poznania(1974),Wieża i rynek wieczoru, Złote świnie złudzeń,

Przeciekanie, Taniec głupca z księżycem w ustach, Powrót Terazjusza.

Wszystkie, jakdotąd,pozostająwmaszynopisach.W1975,wroku

powstania Złotych świń złudzeńBolesławKuźniakwydałwnakładzie

50 egzemplarzy najbardziej obrazoburczą książkę, jaka powstała

wjęzykupolskim,dziśunikatowąi,jakzaznaczajejautor,„nieprze-

znaczonądożadnegoinnegowydania”–Mane Tekel Fares.Dodajmy

jeszcze,żeBolesławKuźniakjeststałymwspółpracownikiem„Czasu

Kultury”.

jo

263

Bunt w białych domach

Dodziecizcałegoświataniewierzcierodzinnymtrupomktórezajęłynajwyższestanowiskaśmierci

nieufajciewaszymmatkomktórewkrzakachgenealogicznychhandlująwaszyminarodzinami

...dodziecizcałegoświatanieprzyjmujciezpokorąsłówwaszychojcówktórzywtrosceoprzetrwaniesprzedaliswojeduszeczerwonymdiabłomwojnyzichszarąkrwiąwwarunkachpokojowych

wszkołachniepodchodźciedoczarnychtabliccmentarzyinierozwiązujciezadańzpowolnymprzechodzeniemnatamtenświatinieodpowiadajcienapytaniawktórychrozkładająsięliterywyrafinowanychlitości

nicwykonujcierozkazówkrasnoludkówHitleraktórzyzostrymi

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

264

CzasKultury 11-12/1989

nabojamimylnychsłówwalcząopokójawmilczącychschronachniepokojąsięowojnęnową

…dodziecizcałegoświataniewierzciepaństwowymtrupomktóretriumfująnanajwyższychstanowiskachstraceń nieufajciewaszejmatceOjczyźniektórawczasiemiędzynarodowychkonferencjihandlujewaszymiuczuciamitokrwiożerczekoloseumopiniipublicznej

nieprzyjmujciezpokorąsłówgłowypaństwaojcaBiałegoDomutakściętegłowywychodzątylkonaświatłodzienneprzezwygłodzonegilotynybezustanniekolorowychtelewizorów

niewchodźciedoszkółgdziejużodpierwszejlekcjiucząeuforycznegoumieraniaza…niewchodźciezniewinnymwzrokiemwoczachnaczarnetablicenekrologównieuczciesięnapamięćpoległychjużliteralfabetu

265

niewykonujcierozkazówgenerałówgłupotyktórymrakpoćwiartowanegopokojuzżeraatomoweserceniesłuchajciesamobójczejkomendyspocznijniespocznieszzżołnierzamiktórzyniemogąumrzećwdniutwoichnarodzin

…dodziecizcałegoświataniewierzciewsiłęsinychcieni

…dodziecizcałegoświatanieufajciepraworządnymiopiekuńczymramionomskoszarowanego smutku

…dodziecizcałegoświataopuszczajcielekcjewychowawczenaktórychuczązmartwychwstaniazporannychdziennikówgazet

…dodziecizcałegoświataniedajciesięwystraszyćjądrowąbroniąsłównakonferencjachpokojowychgdzierozdajesiębłogosławieństwastraceńcom

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

266

CzasKultury 11-12/1989

…dodziecizcałegoświataniewierzcierodzinnymtrupomktórezajęłynajwyższestanowiskaśmierci

Muzeum młodzieży

Dowszystkichdzierżawcówmłodościjakdługojeszczebędziecieleniwiezakładaligłowybojaźnipełnebiałekoszuleflagipoddanianakrawatkręgosłupideologicznytamtylkooptymistycznecontrażycieginekologiawypasioneuśmiechynieztegoświatawyprowadzącięwdoczesnezaświatywfrazeologięliterpopełniającychsamobójstwazprzemęczeniazprzejedzeniazprzeględzeniazfaszerowaniakrwiąświętąktórawypływazustrzuconanawiatrzawiesiłasięchmurnienadtwojąniepoczętąojczyznąjakprzekleństwoktórestrojnewpiórapusteptakiodlatzachodzącegosłońcamamiośnieżonymigóramikościczołowychczekająwolnefoteleprzepaścigardłanaciebiemłodyczłowiekubotamtwójukochanytatatrupmarzyodlattylkoozdobyciujeszcze

267

jednegoostatniegoodznaczeniaśmiercipójdzieszzwyciężyszżyciebydokońcategoprzedstawieniapokornieklęczećwołtarzuzamkniętychustprzedobcującymjawnieumieraniemitojesttomłodyczłowiekuDowszystkichdzierżawcówmłodościjakdługojeszczenajmłodszystaruszkujakiegoznambędzieszbudowałwieżęBubelniewypowiedzianychprzeztwojąkrewsłówjakdługojeszczenajświeższystaruszkujakiegoznambędzieszupijałsiędomniemanymbohaterstwemtrupówdziśkrzykwojennychmilionówprzelewanyzpustegomiejscawpróżnekrokimarszanaichmogiłachodwróćoczyodsocjalistycznejstypyprzecieżonitylkoumieraliiżadenniekrzyknierozbrojonyzkrwiprzezogień–Spokoju–atynajmłodszystaruszkujakiegoznamwracajzwojnywktórejniebrałeśudziałuwracajzeświątecznejtrybunytrupawpodziemneświątynieszarychpodwórekijeszczerazzawrzyjprzymierzeniepokalanychsłówzgorącąkrwiąktórawylewasięzzamurowanychustopuszczajnajwspanialszePlace

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

268

CzasKultury 11-12/1989

PałaceWolnościdefiladynógirąkplądrującychwpodręcznikachzachodzącychzaziemięstronaktówkapitulacjiwczorajszegosłońcadużegojakłzaktórapromieniami umierania otwiera cinowąksiążkęzapisanąjednaktąsamąniekrzepnącąkrwiąodlatcałkowicierozwodnionąitojesttomłodyczłowieku

Doniektórychdzierżawcówmłodościkimjesteśchłopczewkrótkichspodenkachustrojunaniedzielęzapuszczaszbrodęidługiewłosywyjeżdżasznagapęwysadzającięprzedmiastemtwoichmarzeńopalaszpapierosemsprawęrewolucyjnegoprzeżyciaiauto-stopemwracaszpodnieconydorodzinnegogrobowcakimjesteśchłopczewkrótkichspodenkachchwiejnychnastrojówżeprzedsmokiemwspółczesnościuciekaszzestrachuwjegopaszczękatalogujeszzepsutezębymnożyszwyschnięteźródłagardłapotemwychodziszzoficjalnejjaskiniJaśniePaństwawprzebraniutajniakawilczaskórataniortalionodchylaszskrzydłomarynarkijednympalcemdziewięćpozostałychcidrżyiodfruwasznawyższestanowisko

269

strachujesteścałyczaswporządkualekimjesteśchłopczewkrótkichspodenkachspokojuzaktówkąaktówzgonupodpachązpulchnymipoliczkamiprzyczerwonymświetlenadrodzektórazatamowałacikrewnazawszekimjesteśżeniemogęcięodnaleźćwtłumieupadłychgwiazdpierwszejmłodościkimjesteśtowarzyszuwnajdłuższychspodniachustrojumolowegotwarzmaszszarąismutnąwkondukciezatwojąposadąidziezgorzkniałażonaidzieciktórebędzieszmusiałdokońcatychdniuczyćśmiechuitojesttomłodyczłowieku

Złote świnie złudzeń

(złotaświniawłasności)DowszystkichposiadaczyziemijakdługojeszczemaciezamiarprzyjmowaćprzygiełdowychstołachbrzeguMorzaCzerwonego–aktynadaniakrwiktórawypływazdnabypotemjakrozbitekzapadaćsiępodziemięzmęczenia

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

270

CzasKultury 11-12/1989

nieustannatowalkaożyciewramionachniewyzwolonychPrzylądkówDobrychNadziei Dowszystkichposiadaczyziemiskądprawodokupowaniakrwijejpomnikiemziemiaonacierpliwieprzyjmieczerninęnowejwojnyojejwzględyprzyjmieochrypłestadoprzekleństwjakiprzyjmieplwocinęnaoczyjeziorjeszczeprzyjmiezdradzieckistrzałwwyniosłeplecysparaliżowanychwpięknieodurodzeniagórwięcpytamskądprawodohandlowaniadarowanymchlebem

Doniektórychposiadaczyziemiwwaszychmalutkichogródkachdziałkowychzachłannościpasąsięniewidoczniezłoteświniezłudzeń–przyjdzietakidzieńwktórymziemiawamsięobsunieprzedpierwszymkrokiemwcieńaokrutniewygłodzoneiokrutniezłoteświniezłudzeńzabiorąsiędowydobywaniapokładówmózgowychmetodąodkrywkowąodkrywanianażywokłamstwczarnagłowaniewolnikazieminieprzyznasię

271

dowaszychprochówprzeklęciitojestto(złotaświniamiłości)

Dowszystkichuprawiającychmiłośćjakdługojeszczebędziecienazywalipustąranęlabiryntuniepojętychinieobmytychrąk–bukietemświeżościętychróżgdziejestpotęgowaniemiłościwbiałydzieńskoroprzytymsamymświetlepozwalacieabstrakcyjnymginekologomwyciągaćniepoczęteliczbyżyciaspodpierwiastkaprzecieżjeszczenietakciężarnegobrzuchamordercyzmiłościpoczęciwklinikachczystychsumieńzbukietemświeżychróżwpochmurnychpieluchachniebaniosąwjakiświatodkupieniezanajpełniejpustesłowomiłość

Dowszystkichuprawiającychmiłośćnieoczekujcieodsiebiewzajemnościbocóżmożedaćtani trup rozkoszy wypnie z zaświatówmalutkiejgłowysetkikolorowychdupipójdziedalejsięzakopywaćwprzydrożnymrowieoboknurtucoraztrudniejszychdorozegranianutniedemolujcie

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

272

CzasKultury 11-12/1989

łóżekbiałychkartoddanianiktnieuwierzywszaleństwocieniktórezaledwiedożyciamusząwymyślaćobronęprzedsłońcem–ciało–acodopierowejśćwcieńciałaiwkrwiodbitejwsłońcuwustachtopićliterępoliterzeażbędziepełnywyrazustoczuirąk

Doniektórychuprawiającychmiłośćniemyślcieorodzeniudziecinajbliższegonadotykżycianiemyślcieodarowaniukomukolwiekodpustowychdobrodziejstwwaszychpokątnychżądzgotyckichwieżzazdrościiterozpaczliwealewmawianesobieprzełapywanienawłasnośćgorącychciałiichjeszczeciepłychuczynkówzakładajciesobiewciasnymłóżkupasycnotynaoczyichoćbezpłodnośćkrólujejakwiatrtradycjiwkumoterskichwelonachtowkołyskachwaszychdziecirycząwciążzłoteświniezłudzeńitojestto

(złotaświnia,wolności)

Dowszystkichwalczącychowolnośćjakdługojeszczebędzieciepodlewali

273

sobiezębyinakażdymkońcujęzykabudowalibarykadybytejdziwcerozpuszczaćwłosykrwiizakładaćnabezwstydnienieobecnepiersibiustonoszokrzykówprzecieżnieprzezwaszeustaprzelatująstrzałysłówLibertéFreedomodchylająsięjęzykiciepłejbronikrwiazzabarykadyzdobytegoświataulicyzamiastPlacuWolnościdlażywychipolegającychzasprawyzaoknemzbytszybkozapominanychkratpasąsięzłoteświniezłudzeń

Dowszystkichwalczącychowolnośćjakdługojeszczewdoraźnychwięzieniachbędziecietęsknilidonieuchwytnegocielcawolnościjakdługobędzieciemuoddawalicześćpieśnibrzmiącychwwaszychustachjakbluźnierstwoparaliżującebramyniezdobytychciemnościjakdługowlochachzaślepionychoczubędzieciewięzićczarnobiałeliterywgramatycegremialnegogłosuzawszebędziecieustawialikratymiędzyustaminajłatwiejwtedyzapomniećżenieznajdziesięwolnośćpowietrzazżadnejstronykrat

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

274

CzasKultury 11-12/1989

Doniektórychwalczącychowolnośćwystarczydzisiajkrzyknąćzawolnośćibólajużcisiedzinaszablicałytłumociekapotemikrwiąażporękojeśćażdorękialetuniewiadomoktojątrzymaktozokrzykiemwybiegłzustniewiadomoktodorzuciłpieśnidokroczącychikonającychnóg–gdzieprowadziszuliconieskończonychsnówgniewktórynaglezastępujepustekieszeniegłodówignaprzedsiebiezhasłemLibertéFreedomprzed koryto dolin mlekiem imiodempłynącychatamnajspokojniejwświeciepasąsiętesamezłoteświniezłudzeńitojestto

(złotaświniatwórczości)

Dowszystkichtwórcównaziemijakdługojeszczebędzieciestawialisobienaszyipomnikinabiałychplamachkontynentówkamieńbiałychkarturodzinowychibiałychopłatkówzgonuczyrzędyduszczarnychliterniesąwystarczającymdowodemodkrywaniatylkoróżnychcmentarzyżyciabezpiecznietamwyczekującegodebiutuczasuwłaściwegokażdejrzeczyjakmożecienadal

275

zamieszczaćnazwiskakrzyżeodwagigramtworzeniapotwarzydanejjedynemuautorowiziemijedynemuPanuPodmiotowizaklętemuwkształciemorzarzeczyjakmożecienadalniedostrzegaćwzagrodzienieskończonychepilogówpasącychsięzło-wieszczozłotychświńzłudzeń

Dowszystkichtwórcównaziemidziśmałowydajnejużsąrozgadaneramionaśmiertelniedrobiazgowychkrzyżyfabrykidoraźnychreceptnażycieprodukcjaradościspadazchwilinachwilęażdokońcaodepchniętenarzekanieprzezwszystkichtańczyjakzachodzącadziwkanazłomnadaluważaciezaswójświętyprawieobowiązekkreowaćdrogipodstępuwnieprzystępnyiwciążślepylosjakdługojeszczebędziecieparaliżowalistrumieńokrutniegorącejsurówkioddechuzastygaliwodlewachzbyttanichajednakzłotychświńzłudzeń

Doniektórychtwórcównaziemidoprawdynajtrudniejuwierzyćdramatemibohateremktórymzranwyciekajązadrukowanokartkikrwijak

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

276

CzasKultury 11-12/1989

długojeszczebędzieciekarmićpokrzywamikrótkowzrocznychpiórczerstwychlebfikcjirzuconywkorytowielkiejkulturyutuczycozłoteświniezłudzeńitojestto

Dom wschodzących trupów

Dowszystkichkamiennychkomórekspołecznychtendomzbudowanynajednymcięciunożaprzezlasmurowanakatakumbadziuplipełenciepłegostrachukamieńdrżącypodcieniemnieobecnegodrzewa–spoczywa–obokrzekdrógrozbieganegownogachwiatrużycie–spoczywa–wnimdoskonaławielodzietnabezpłodność–spoczywa–nabrzegukamieniawbrzeguzaryglowanychustidrzwipełnaśmiertelnejciszygłowarodziny–spoczywa–żonajegowodawyschniętychsłów–spoczywają–wsierocińcachziarenpiachunigdyniepoliczonenigdynieurodzonenigdyniechcianenigdynienazwanedzieci–spoczywa–kochankastęchłegopowietrzapokusabardziejpowietrznegoprzemytuprzezskamieniałekonanie–spoczywa–dzieńrozjechanypustąciężarówkąwpółobokzboczanajpiękniejszychchwilipodkolamiślubnychnocyotwarte

277

ruinyniezakwitającegobrzucha–spoczywa–wkieszeniachbezniebnychstrychrąkbezrobocie–spoczywa–śmiechwyrwanyprzemocązsamotnejtwarzysłońca–spoczywa–wścianachtegodomugaleriazłamanychnógkońskiegozdrowia–spoczywa–bezznakupragnieniamilionwodywzaparowanychoknach–spoczywa–krzesłołóżkoistółnanichpszczołydwieupitewłasnymmiodemkrwi–spoczywa–wtymkamieniuutopionypiesurwałsięzłańcucha–spoczywa–poddachemwyrzuconegogłazunajsmutniejszychleb–spoczywa–nabrukupotłuczonychbutelekbełkotliwygłosgłowydomujatuzwariuję–spoczywa–w tak doskonale zamurowanymkamieniułzaprzyjaciółkakręcisiępokątachokakrokwkrokzdążazakawałkiemszkłaodktóregonataksłonecznejpogodzietwarzyzaczynasięumieranieniepowtórzytegoteatrużadentrupbowyjścieztegodomutocudto...itojesttokochanarodzinko

Dowszystkichkamiennychkomórekspołecznychjakdługojeszczemaciczamiarrzucaćraczkującedziecinakanibalnescenyniedopełnionychmiłościwłasnychjakdługo

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

278

CzasKultury 11-12/1989

jeszczebędziecieposyłalitesamedziecinagarbgóryniespełnionychlatzamkniętychwformatachczarnobiałychalbumówrodzinnychzdjęćzbiorowegożywieniawspominekbladychporywaniezczasuzamkniętegożelaznąkolejąrzeczyskutegokamiennymikomórkamikurczowetrzymaniezabrzytwęktórarozcinazmierzchsłońcawokółszyiniebędziejużtuwschodukrwiniedopomyśleniadzieńtukonduktprzodkówzaciemnieniatwarzynierozpoznanychzdjęćzbiorowychwpatrzonychwpunktzenitspodżałobnejopaskibłyskaparatubielącychnieskończonościzdjęcieskrzydełzkrzyżaidezercjawpłaczdziecinadziejanakalkulacjęrodzinnąkrwiąidezercjagoryczywdojrzewającenarzędziazemstydzieciprzeklętydzieńwaszychnarodzinniktniechceumieraćnawaszącześćtakdużojeszczemaciezamiarkochanażonoikochanymężudobijaćgwoździemwłasnościniekochanegoczłowiekawkochanejżoniejakmożeciedzieciomprzednarodzeniomodbieraćformyczłekokształtnejgłowyjakmożecietesamedzieciwyprawiaćnadrogęktórawaszaprowadziładośmiercidzieciprzeklętydzieńwaszychnarodzinwkołyskachpieluchyztatuażamidobrychradipomnikiwyższeodmarzeńjakdługojeszczebędziestraszyław

279

Autor Autorski, Tytuł tytularny pod tytułem.

białydzieńfotografiakamiennychtwarzydomdrzwizaryglowanychłańcuchemnajczulszychmiłościwłasnychprzeklętydzieńdomutegootwieraszoczyłzykamieńrzuconywzaparowanąszybęprzezranęwodyoglądasznajpiękniejszydomdomwschodzącychtrupówitojesttokochanarodzinkoDoniektórychkamiennychkomórekspołecznychjakdługojeszczebędzieciepodrabialipodpissłowamiiatramentemrodzinyświętejktóraktóraprzezcałeżycieuciekałazdomunarodzinwoczynowychdnikrzyżowanychszybwbieguwoknachzminutynaminutęucieczkaprzedspiskiemwkątachczterechzachowawczychidobrodusznychściandomowejśmiercijakdługojeszczebędzieciesięzadręczaliwnieporozumieniumlekaapotempogodzeniwychodzilizamiastosnuwlepszejprzyszłościwychodzilizwyuczonymuśmiechemnaKalwarięNudyjakdługojeszczebędzieciesiękarmilipadlinąprzyzwyczajeńmałżeństwaskoszarowanychkompromisówjakpawienibysępykrążąnadpustąstudniązłotychobrączekjakdługiesąmałemałżeństwazaślubinysmutkukumoterskie wzloty nad dzielonymłożemtułączeniekamiennychkomórekwnagrobekczłekokształtnyjakdługie

280

CzasKultury 11-12/1989

sąkluczejesiennychliścizamykającepodwojepowiekjakdługijestdeszczgorącychziółekjakdługijestparawanchmurzanimitylkorentybezmyślniepowszednichpromieninaksiężycumaratonzmarszczeknastadioniepełniaoklaskówkilkamilimetrównadprzepaściąprzedmetąprababciazcałąrodzinąukładapasjansapradziadekskaczewnieskończonądalpraojciecpłaczewzwyżpramatkatrzymapępowinysmyczpramążrzucaprażonęwsinądalprażonamiotakuląpramężaunogipradziecipracująnawszystkichtrybunachakilkamilimetrówzametąlustrarobakiroztaczająwspaniaływidokzdomemwschodzącychtrupówzdomempurpurowego taty trupa w roligłównejitojesttokochanarodzinko

Praworządni nauczyciele śmierci

Dowszystkichbezdusznychpastuszkówtabularazyjakdługojeszczemaciezamiarwypasaćwypaczaćzłoteświniezłudzeńbiałepięściniepoczętychkulziemskichjakdługojeszczemaciezamiarzlekcjipierwszej

281

otwieraniaoczuczynićlekcjęwybielaniaplamatramentuzesłońcaniepokochagodzieckodokońcakiedynieznajdzietegoniewolnikajasnościuwięzionegowpiersistojącejnadwóchnogachnocyjakdługojeszczemaciezamiarchowaćnajgłodniejszedzieciwsuchejdolinieławekiprzysypywaćniemiłosierniezimnymizeszytamiiprzysypywaćgłazaminajcięższejgeometriiipodawaćchlebupieczonyzmąkimielonegosetkamijęzykówpapierujakdługojeszczemaciezamiaruczyćodpierwszejlekcjiotwieraniaoczunarządpoległychliterwalfabeciezalecanejśmiercituodwracasiępojęciadogórynogamiwdółoczamipoprostejliniinogamizmasakrowaneszczęściebłyskawicznieprzechodziwpolubowneludzkiepojęcierzeczyskończonychprzechodziwskóręzłotychświńzłudzeńichoćnadalrwiewłosyniewidaćtegobezzębnegodziecibezzębnymipióramidrapiąsiępogłowiepoddyktandoatramentuktóryobjąłnajwyższestanowiskokrólwtroniekrwijużnapierwszejlekcjizdziesiątkowanaprawdanażyczenieciałapedagogicznegopielęgnowaniespółgłosekwwielkichchlewniachpodręcznikówobrastafałdamitłuszczunieusłyszyszpodszeptuuszu:wracajdokrwiktóra

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

282

CzasKultury 11-12/1989

bronipiersistojącejnadwóchnogachnocynieześlącidzieckozłodziejazłudzeńabycięokradłzumieraniazaktóreotrzymujeszjużcelująceocenywciemniętwojejgłowyitojesttokochanyprofesorze

DowszystkichbezdusznychpastuszkówtabularazyjakdługojeszczebędzieciezabijalistrzałemteoretycznejliniiprostejbezdrożacuduzamkniętejedyniebiałymiparawanamipieluchpełneniebieskiejniewinnościoczynieoczekujciezdradydziecinabijacienacieńterrorystycznejliniiprostejszpilkęnajcichszaklasamotylipodszkłemokularówpodpewnąopiekąMinisterstwaUmieraniajakdługojeszczebędzieciepodcinaliskrzydłasuwmiarkąspołecznegosmutkuapotemuczylilogicznegorozbioruzdańprzyszłegożyciajakdługojeszczebędziecienauczalinazajęciachobowiązkowychracji–ciszy;nalekcjachnajbardziejobcegojęzyka–umierania;nalekcjachwychowawczychzzawiązanymioczami–klaskania;jakdługojeszczebędzieciemówiliżekulturaklaskaniaobowiązujenawetnasamymśrodkujezdniwsamymśrodkuwypadkunacześćwsamymśrodkulaurowegoliściakoronującegozieloneświatłowysokonadgrobem

283

postawionejtrawyjakdługojeszczebędziecieztakpełnejnadzieiztakdobrzesytuowanejkatedrytrawysprzedawaliobcążyciumowęapotemzakościobjedzonezesłówrzuconychwampoduroczystetarczeegzaminówrzucanienanasgarśćstopnijaknazmarłegomożnazdaćwszystkieegzaminyumieranianadalprzechodzićdonastępnejklasyjasnościjednakprzezustamowytrawyprzemawiatensampraworządnynauczycielumieraniaitojesttokochanyprofesorze

Doniektórychbezdusznychpastuszkówtabularazyjakdługojeszczemaciezamiarstraszyćpustyniądwugarbnychrąkstraszyćpróżniądoskonałąsercastraszyćokrucieństwemuknutejortografiistraszyćpoprawnościąwymowyprzecieżwuszachmacietakdużoziemistraszyćpodrabianymkoloremkrwiwlanymdowiecznychpiórstudnibezdnaispojrzeniapodnoginajbliższegoźródłajakdługojeszczebędzieciewypełnialibezwolnetornistrywasząbezradnościąbocóżmadopowiedzenianauczycielśmiercidzieckuktóremuwoczyzaglądaprzestraszonejakbysiebiezobaczyłoapotemuciekazlekcjiprzetrzymaniawzrokubojednymcięciemnógchcewykreślićzeswojegoegzaminudojrzałościśmiertelność

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

284

CzasKultury 11-12/1989

każdalekcjapraworządnegonauczycielaśmiercijestniepisanąklasówkąlękuimbardziejlękasięoswojeumieranietymbardziejwybrzydzanasamotnychmaturzystówżyciatymbardziejzarażaichkuszącymkwiatemtrupiegooddechulecznalekcjitejniepadnienigdysłowootwarzyprzywalonejziemiąniewydrzesięlamentzprzygrobnejwartywykrzyknikaniktniepodniesienaciebiekamieniasamobójczejkropkiniktniepostawijejprzedzgonemstopnitejszkołyprzedbrzemiennymbrzuchemdzwonkagłośnejjutrzenkibolekcjetegoumieranianiesąnieskończoneiwszyscysąświęcieprzekonaniżeuczążyciażycieichuczyoniuczążycieitylkożycieżycieiżyciealepraworządninauczycieleśmierciniechcąsięprzyznaćprzedsobążewszędziejużpostawilikropkinaditojesttokochanyprofesorze

Kościół z nieboszczykiem w środku

…dowszystkichbrudnychbraciisióstrjakdługojeszczebędzieciezaleczaćkalectwokościołówantybiotykamiwinyacoztympogańskimprzyzwyczajeniemdozmartwychwstaniaciałjakdługomożnasięmodlićwtrybunietrupa

285

całkowiciepomijającniebowiaryjakdługomożnacelebrowaćźródłopretensjonalnychjasnościimwięcejwokołopiekiełtymwodajegoczystszatymzawodyzbawieńbliższemaciewyścigdobrychuczynkówślinynaprzewrotnymjęzykuktórymodlitwąprzekleństwzabijakościółkątówziemitużądłodziewiczegożyciaalelepiejzamknąćoczynasześćdnipowszednichzgodzinynagodzinęgrzeszyćgołosłownymsnemoniebiegrzeszyćwtrudziedzieńpowszednikrzyżowanywkościelezbytwysokimzbytozdobnymwśmierćżebyżyciechoćprogutegoołtarzadosięgłocichojakośnatejmszyjakbyktośzbalonuprzerażeniazrzuciłnaglewszystkieworkiwincichoiśmiertelniejakbyktośżyciekopnąłwdupędumnywśmiercibliskismródniktjużwamniebędziemyłnógbrudneręcebrudnyrządduszcałkiembrudnezłoteświniezłudzeńtylkotamgdzieśwnapowietrznejwieżyBabelpowiewabiałaflagawnętrznościkościołamegociałaimożeszwejśćdokabinybazylikiDolnejSzczękituwrolirozgrzeszeńobracasięzawsze

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

286

CzasKultury 11-12/1989

tensamnajdroższynajbliższypapapapiertoaletowyjeszczezłotówkęnatacęjęzykaapotemeverybodydoniebaitojestto

…dowszystkichbrudnychbraciisióstrjakdługojeszczebędzieciekrzyżowaliświątecznąśmierćubóstwiaciedniktórychniebędzieikamieniowalikrokkrólewskichcodziennościubóstwiacienocktórejnieznaciejakdługojeszczebędzietrwałanagonkanazwierzętaboskichciałprzecieżnajwspanialszeciałopalenienaulicynaoczachobcychprzechodniówniewiernychTomaszynieśmiertelnychchwiljakdługojeszczekościółsześciudnibędziecmentarzemsześciunocyczyżtenconieodnajdujeświątniewświętejstopieschodzinaziemięczywnimniemieszkatrud trudnego umierania MatkaBoskajegocodziennościktórejpatrzywtwarzinieobracagłowywtłustezaświatyniesięgadalejniżmamatkipierśnawyciągnięcierękipozdrowionybądźbrudnybracieciepłegooddechutupozdrowionabądźsiostrowkatastrofietwojej

287

krwi tutrudnostaćnanogachrzuconychwsinądaltamgdziegołąbduchpołykazespokojemzmartwychwstaniewronniesiądzieżadnanażerowiskuwieżymilczeniaświętojejwyoranezziemizapługiemniedzieleświeżywelonpotuwnimsłonekościołyjedynychradościjakdługojeszczezakonnicebiałeszeregiporzuconychkościbędąmdlałynastosiepowołanianapowolnąśmierćstrawaduchowazłotychświńzłudzeńbezbarwnewitrażeczyjasumasumieńprzybrałatakiwidmowycelprzekleństwzastygłowświątecznymszkleklęczećprzedlustremwłasnejśmiercisiostrotwójnajbliższynajdroższypapapapiertoaletowytuczysięwpyszeczyśćcachoćbazylikaśw.Językapełnabrudnejwodysłówpotępieniatotototojestto …doniektórychbrudnychbraciisióstrjakdługojeszczebędzieciezapełnialikościołynabożnychkłamstwjakdługobędzieciesobiejeszczewmawialiambonędziesięciuprzykazańtosłup

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

288

CzasKultury 11-12/1989

soliazniegokabotyniduchadodzisiajwkosmosieśredniowieczerzucajązestarychtestamentówbezzębnychtwarzyrogategodiabłaktórysiadanaroztrzęsionychnogachczarnaprocesjanocypętlabezsilnościzaciskasięniepękniedokońcakręgosłupkaryanapocieszeniedostanieszwtwarzbierzmowaniemimożeszbiegaćconiedzielęzawarunkowymzbawieniemnikttamciniepowiewykastrowanasiostroibrudnybracieżewprzelotnymuśmiechunieznajomegonaulicyjesttwójChrystusniżwwszystkichkościołachjakdługojeszczemaciezamiarwierzyćwzbawieniezagonionegociałabojakmogąbyćwyrwanezzieminogiktórymisięgardziłonakażdejdrodzedojakiegokrólestwachceciezaprowadzićswojezwłokociałajeżelizażyciaduszyrobakświętojańskiBabilonuzżerałjeirozkładasięnakrzyżuzdrowaśmierćatygdziezcieniempustejgłowynaświecznikuchceszwchodzićwsądostatecznytu i tam na lewo mostnaprawomostaśrodkiempłynietrupdostatecznieosądziciędzieńkarywymierzywodasądsumieniakroplapokropli

289

skruszynajpustszygłazprzedniebemwprawejnodzejestpiekłolewychnóganakabiniekopuleśw.Podniebieniastoi targany przez wiatr smutnybezzapasudziecipapabocianpapiertoaletowyczystyjakłzabezpłodnościodfruwaibombardujestolicęcienibłogosławieństwemwapnaniezaszkodziprzecieżtojestsam papa papier toaletowy itojestto

Prawo rządzenia za ryj

DowszystkichgłówpaństwapapierusłówwszystkichprawychrąkpoddanychbitychikochanychdowszystkichczystychustwimieniunarodusmródpogrzebanychsprawjakdługojeszczemaciezamiarwytaczaćzłotearmatygórprzedarmatniemięsodolinktóreskrupulatniejednymabsolutnymcięciembrwidzielicienapołowykrólewskieberłowłożonewmrowiskośrodkiemurodzajnychwewszystkorąkpłynieWisłakrwinaprawymskrzydlewciążładujesiębrońwlewychdopływachmaczająwciążtesameręceizszubienicznychwiatrówpętli

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

290

CzasKultury 11-12/1989

słońcelądujenalustrzanednorzekiniewinnekluczeofiarnychłabędzischodzącorazniżejwokukulałzyawcieleżadnazczęściniezdajesobiesprawyześmiercitylkoranagrozipięściąwpowietrzuchwilęiopadanakolanachtęczywrzekęzktórejwypływanawierzchkartahistoriimałychiwielkichrybjakdługojeszczemaciezamiarukrywaćsięnastrychunarodowegoparaliżuskądkrzyczyciepomyślidrógwytyczonychchódkrzyczycienarynkupustychjakziemiatłustychsłówkrzyczyciezuzbrojonejwzębytrybunyinwalidzkiwózekpostawionynabacznośćiprzystrojonyrumieńcemdumynarodowejwmikrofonieskuloneechoprzodków kiedy przed wami pustyniapełnepiaskuuszykrakanierąktustadaoklaskówostrząjęzykmieczaktórydziśdzielichlebdajemlekoizarazpoposiłkuciepłychsłówtenjęzykobcinabozrękiktórakurczowotrzymaberłodyrektywjedząjużzłoteświniezłudzeńitojesttoszanowny towarzyszuprezydencie

Dowszystkichgłówpaństwapapierusłówwszystkichprawychrąkpoddanych

291

bitychikochanychdowszystkichczystychustwimieniunarodusmródpogrzebanychsprawciałnajbliższychjakdługojeszczebędziecieuważaliżezastrzykkrwiwbladąulicęjestnajlepszymmateriałemnautrzymaniestanowiskatronutrudnojużdzisiajuwierzyćwcudownątranskrypcjębrukowychkamieniwdożynkowychlebbardzotrudnoeuforycznyklekotowacjijestmieczemobosiecznymzustprzyszłościwylatujebocianzaktówkąpełnąpapierowychdzieciirozbijasięopięśćwłasnegogniazdarobotnicynarodzinchodząznosamiprzypustejladzieziemiiniemogązażadnącenęobiecankiopuścićswoichwspólnychprzewodówtrawiennychjakdługojeszczebędzieciewypychalisięhasłamipokojukiedyniepotraficiewalczyćzlodowcamialemanekinrobidobreminywypchalisięhasłamiPOSTĘPUkiedywwaszychciałachzamieszkałtrupciężkościisiłąprzyzwyczajeniasprowadzawielesprawdoziemialearlekinrobidobreminywypychalisięhasłamiRÓWNOŚCIkiedynaniemychczołachwidniejątransparentyznapisami„Wszyscysąrównialeświniebardziej”rekinrobidobreminywypychalisięhasłamiWOLNOŚCIkiedykażdawaszarękapięciupalcówpięciu

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

292

CzasKultury 11-12/1989

szlachetnychpalcówprzemocyzasłaniasięhasłamiBRATERSTWAjakmożnauzurpowaćprawodobraterstwakrwiskorohandlujesięniąpubliczniedużesalekonferencyjneotoczoneatmosferąnieobecnegoAblaiwreszciejechaćnawyposażonymwidmiedobrobytuprzecieżniemożnaobiecywaćchlebajeżelinakażdymrogumordujesięziarnainnegożyciaitojesttoszanowny towarzyszuprezydencie

Doniektórychgłówpaństwapapierusłówwszystkichprawychrąkpodanychbitychikochanychdowszystkichczystychustwimieniunarodusmródpogrzebanychsprawciałnajbliższychjakdługojeszczebędziecieszukaliiwęszyliwrogapozagranicamiwłasnejojczyznyonjestbliżejjestbardzobliskowrógmieszkawwassamychtłumbezbronnychrąknieboisiępolicyjnejstaliboisięwasbozarażaciekombatanckąśmierciąktóratanecznymruchemwynurzasięzwodyustrąkbezradnychjaktancerkanarodowejżałobyipociągazasobąorszakwspółczucianabezdrożasmutkuktóryjestzakazanyadlarozładowanianiepokojącegonastrojuśpiewamyprzezsenpierwszomajowyhymntańczymy

293

kazaczokaażebydiabełktóregosięoddzieckaboimyniewydawałsiętakigroźnyjakgomalujemywciągudnianiemeustapółszeptemkrzycząniechżyjeogólnieniejestźleinachwilęzapominasięowroguniepożądanywrógnaszegozmierzchujakdługojeszczemaciezamiarrozdrabniaćpozostałefragmentyniebaażdoziarenpiachuktórymimożnakarmićjużtylkowypchanedogranicsojusznikówniemożliwościpapugibopapugatoptakpolitycznygdzieorzełprzybityzłotówkamiprzemysłowejmiedzidodrugiejtwarzyojczyznygdzieorzełkażdygomożerozmienićnadrobnejakdługojeszczemaciezamiarpopełniaćbłędymanowcedrógwimieniuNieobecnegoAblanieorganizujciewidowniprzypustychstołachsłówkiedyzakulisamiwielkichwydarzeńtucząsięzłoteświniezłudzeńitojesttoszanowny towarzyszuprezydencie

Sąd nad rajskim jabłkiem

Dowszystkichsędziówbezimionwłasnychjakdługojeszczemaciezamiarrzucaćnapożarciebiałewilkizębówsądem

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

294

CzasKultury 11-12/1989

owocewyrwaneprzemocązdrzewsaduktóregonieznacieczywidziałktośzwyczajniezielonejabłkadojrzewającewsokachzbrodninawykolejonychdrogachpowietrzajakdługojeszczemaciezamiarmylićchwiejnymruchemproporcatogiprzekrwioneoczybykaujarzmionychwyrzutówsumieniaktóreodbijasięwinsygniachmetalowychoczuorłaskądświatłosprawiedliwościniewimieniuwłasnympodrzucadzieckonieowiniętejwpieluchyibawełnęśmierciprostopodadrespłonącejwstosiemilczeniaopuszczonychokienioczuigłówławyoskarżonychtudopełniasięwyrokciasnyprzewódwolnychwolizakończonywiszącąwpowietrzuotwartąpętląkropliatramentuimwiększyśmiertelniktymwustachjegowięcejsądujakdługojeszczebędzieciesiępytaliczyoskarżonyprzyznajesiędowinyprzecieżzanimpostawiliściejegogłowęprzedzakłademkaryzamknęliściegozdniemnarodzinwrajskimwięzieniuwinyzktóregowygnanybyłprzezobywatelskiedrzwiporządkówwciężkipotsłonegoczoławprostątęczęliniiwgranicezbrodniwymaganychigranicechwilsądzonychwmiąższ

295

kamieniołomówcodziennychulicwniedźwiedziąprzysługęskóryktóraniejestwstanieoddzielićgranicypomiędzybezsilnąpięściąpestkiwktórejspoczywatajemnicazakazanychsadów a zerwane z powietrza workiem winnychjabłekrzuconychnazgodnełąkiartykułówiparagrafówgdziepasąsięzłoteświniezłudzeńitojesttohojnywujkuprokuratorze

Dowszystkichsędziówbezimionwłasnychjakdługojeszczebędziecieskuwaliwęzłemgordyjskimtrupiegoprawarękęwyciągniętąpożycieprzecieżzazasiekamidrutuartykułówkolczastegoparagrafówrozciągasięprzedpoledolinwktórychzłodziejezłudzeńniezbędnispołeczniepoddająwwątpliwośćpoczuciewłasnościprywatnejwktórychbezwolnizbrodniarzespołeczniepożytecznicodziennychświństwpoddająwwątpliwośćzwycięstwożycianadśmierciąwktórychneonowedamyspołeczniepożytecznebanknotowymszlakiemwytaczająciężkiprocesdrógdokomunizmuprzezśrodekciaławktórychżebracyspołeczniepożyteczniodrzuceninakulachodmamusiwinywimięprawadotalerzazupypodważająkult

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

296

CzasKultury 11-12/1989

silnegoczłowiekaoddająsięwbezgranicznymzaufaniuludziomktórychnigdybliżejnieznaliiniepoznajądzieliichgranicajakościjakdługojeszczebędzieciewielkodusznisędziowieniepojętychchwilopłacaliświadomymoszczerstwemśmiercizatensamczynktóryjakbiałarękawiczkazostałwyrzuconyzzakompleksionegoogniakrwiprostowtwarztrupiejzasadyząbzaząbokozaokoprzecieżwtymrytmieżadenHefajstosnierozkujełańcuchanieskończonejśmierciktóraskaczejakmotylzkwiatkanakwiatekzapylawowocachumieranieikońcatejwiosnyniewidaćchoćwtymsamymczasienabeznadziejnychgłowachopadająjedenpodrugimjesiennewłosywystarczylekkiwiatrprzepisówbypospadałyznieznanychdrzewprawdywinneowoceprostowkorytazłotychświńzłudzeńwążsekretarzschowasiatkętajnychjabłekdoszufladyniezbadanewyrokitegosąduitojesttohojnywujkuprokuratorzeDoniektórychsędziówbezimionwłasnychjakdługojeszczebędzieciewchodzilizłudnymistopniamidopiekławolnychwolinaprawąszalęwagisprawiedliwościmiariabynierunąćwprzepaśćtotalnej

297

odpowiedzialnościzasłoniętejopaskąTemidyskładacienalewąstronęszaliwagsprawiedliwychmiarjajabrzemienneskutkiwolnychwoliistądporównipochyłejstaczająsięgłowywieloletniekratyzesłanianaSyberięsmutkuawszystkodlazachowaniabiologicznejrównowagistrachuprzeddrugimnieznanymczłowiekiemjakdługojeszczemaciezamiardolewaćadwokatówdoogniaktórybłądziwstalowychskórachidealnieokrągłychkajdaneknietrzebabronićpopiołuktóryprosiołagodnywymiarkarytrzebawytropićśladyogniawktórychspalasięnanaszychoczachpannaniewinnościtrzebawyjśćpozatysiącletnieobciążanietejtemperaturyiwejśćwokrutnąsekundęubezwłasnowolnieniatuznajdziemysądnaktóryniktniepodniesierękibonajmniejszedrgnieniebędzieprzewidzianewtymkościelesąduaręcepodającesobieśmierćbędąwkładałydoustkomuniębezwarunkowejzgodyjakdługojeszczebędzieciewchodziliwsądpełensędziówbezimionwłasnychtakdługobędzieciemupodlegalinieotworzonatubramaprzyjaźnina

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

298

CzasKultury 11-12/1989

więziennymidziedzińcuwkodeksieustsędziegonierośniedrzewowiadomościbezzłudzeńowocuniemanagiegokrólaAdamaniemawygnaniasiedzisięnastarychgrzechachiwciążtensamnumercelizrajskimjabłkiemwśrodkuświatabozbrodniawnimjestdoskonałaitojesttohojnywujkuprokuratorze

Niebieska firma ment

Dowszystkichniebieskichpolicjantówniemamnicprzeciwkotemużeżyjecieniemamnicprzeciwkotemużepilnujecieporządkunaruchliwychcmentarzachcodziennościniemamnicprzeciwkotemużeuciekaciezpolawalkicywilnychkwiatówwotwarteramionaśmiercionośnychcyniczniecyngliniemamnicprzeciwkotemużewaszafirmaprodukujefilarpałkimonetynaoczyzmętnymwidokiemcenyzawolnośćzabarykadąrewersukrzyżowanebiałewidmoorłatokrzykkościzatrzymanychjednymstrzałemwświątecznejśmierciniemam

299

nicprzeciwkotemualedlaczegoniebieskafirmamentmanajwyższedochodykrwi

Dowszystkichniebieskichpolicjantówniemamnicprzeciwkotemużeżyjecienagranicyobłędurękawicerąkporządekmusibićiróżażyciawybuchającazpięściwypośrodkuniemamnicprzeciwkotemużezłoteświniezłudzeńbiegająnaglinianychnogachniemamnicprzeciwkotemużeśpiącmacienajwspanialsząniebieskąbrońktórabronimunduremmaskujewyzywającąsukębrutalnościobudźsiępsiewbudziewkościachucztująwystraszonedo szpiku grupy trupy nie mamnicprzeciwkotemualedlaczegoniebieskafirmamentmanajwyższedochodykrwiDowszystkichniebieskichpolicjantówniemamnicprzeciwkotemużechoćnigdyniemieliścierąktonimiwłaśniekierujecieruchemwzburzonegotłumugłoduwdniszarewaszeoczyiwkrwaweniedzielewaszejęzykiniemam

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń

300

CzasKultury 11-12/1989

nicprzeciwkotemużeznudzeniciągłymstrachemlubiciesobiepostrzelaćwkartyroztasowaneprzezwzburzonytłummożnasięprzejechaćkaretązaprzęgzłotychświńzłudzeńnatamtenzdrugiejstronykratyświatwejdzieszwreszciewpodziemieukrytypomnikpolicjantatamniemamnicprzeciwkotemualedlaczegoniebieskafirmamentmanajwyższedochodykrwiDowszystkichniebieskichpolicjantówniemamnicprzeciwkotemużewbiałydzieńspuszczaciezesmyczysukęsadyzmunabezbronnienagiekwiatydzieciuciekającychzmogiłojcówpochowanychpoddostatkiemtutabularazawspomnieńniemamnicprzeciwkotemużeróżańcemżelaznychkajdanekskuwacieręceżywychiumarłychżewjednejcelizamykaciepoetęzjegośmierciąniemamnicprzeciwkotemualedlaczegoniebieskafirmamentmanajwyższedochodykrwi

301

Doniektórychniebieskichpolicjantówniemamnicprzeciwkotemużebypewnegoporankarozdziobaływasbrukiiniebieskieptakiniezdziwięsięjeżelipewnegopięknegowieczorazachodzącywamzaskórębanksłońcaniewypłaciwaszejfirmienajmniejszegopromienianadziei na przetrwanie tylko wsplugawionym mundurze krwiniemamnicprzeciwkotemużebyostatniegopolicjantazjadłyzłoteświniezłudzeńibyłbymcałkowiciespokojnygdybypotonęływmorzuniemamnicprzeciwkotemuale...itojesttonojakcitam

(cdn.)

Bolesław Kuźniak, Złote świenie złudzeń