Hesse Hermann - Wilk Stepowy (SCAN-Dal_962)

download Hesse Hermann - Wilk Stepowy (SCAN-Dal_962)

If you can't read please download the document

Transcript of Hesse Hermann - Wilk Stepowy (SCAN-Dal_962)

HERMANN HESSE

WILK STEPOWY(PRZEOYAGABRIELA MYCIELSKA)

SCAN-DAL

przedmowaksika ta zawiera notatki pozostae po czowieku, ktrego

nazywalimy wilkiem stepowym, czyli okreleniem, jakiego on sam wielokrotnie uywa w stosunku do siebie. jest kwesti dyskusyjn, czy jego rkopis wymaga przedmowy; odczuwam jednak potrzeb dorzucenia do tych zapiskw kilku kartek, na ktrych sprbuj naszkicowa moje o nim wspomnienia. wiem o tym czowieku niewiele, a zwaszcza nie znam ani jego przeszoci, ani pochodzenia. osobowo jego wywara na mnie jednak silne i - musz przyzna - mimo wszystko sympatyczne wraenie. wilk stepowy, mczyzna okoo pidziesicioletni, zjawi si pewnego dnia - przed kilkoma laty - w domu mojej ciotki, szukajc umeblowanego pokoju. wynaj mansard i przyleg izdebk sypialn, wrci po kilku dniach z dwiema walizkami i du skrzyni ksiek i mieszka u nas dziewi czy dziesi miesicy. prowadzi ycie bardzo ciche i samotne i gdyby nie ssiedztwo naszych pokoi sypialnych, sprzyjajce przypadkowym spotkaniom na schodach i w korytarzu, prawdopodobnie nie poznalibymy si nigdy, gdy by to czowiek nietowarzyski w stopniu niespotykanym, prawdziwy wilk stepowy - jak siebie niekiedy nazywa - istota obca, dzika, a take bardzo pochliwa, istota z innego wiata ni mj. jak dalece pogry si w osamotnieniu z racji swych predyspozycji i losu i w jakim stopniu osamotnienie to wiadomie uwaa za swj los, o tym - rzecz jasna - dowiedziaem si dopiero z pozostawionych przez niego zapiskw; jednak w pewnej mierze poznaem go ju wczeniej z jego niepozornych gestw i rozmw; doszedem do wniosku, e obraz, jaki wyrobiem sobie o nim na podstawie zapiskw, jest w zasadzie zgodny z - oczywicie bledszym i mniej kompletnym - obrazem uksztatowanym na podstawie naszej osobistej znajomoci. przypadek sprawi, e byem przy tym, kiedy wilk stepowy zjawi si w naszym domu po raz pierwszy i wynaj u mojej ciotki pokj. przyszed w porze obiadowej, talerze stay jeszcze na stole, a ja miaem zaledwie p

godziny przed powrotem do biura. jeszcze dzi pamitam dziwne i sprzeczne wraenie, jakie wywar na mnie przy pierwszym spotkaniu. wszed przez oszklone drzwi, pocignwszy uprzednio za dzwonek. w mrocznym przedpokoju ciotka spytaa, czego sobie yczy. wilk stepowy zrazu nie odpowiedzia ani te nie wymieni swojego nazwiska, unis w gr kanciast gow o krtko ostrzyonych wosach, wszy wraliwym nosem dookoa i powiedzia: o, jak tu przyjemnie pachnie. umiecha si przy tym, a moja poczciwa ciotka umiechaa si rwnie, mnie za te sowa powitania wyday si raczej mieszne i usposobiy do niego negatywnie. - prawda - powiedzia - przychodz w sprawie pokoju do wynajcia. dopiero kiedy we trjk wchodzilimy po schodach na poddasze, mogem dokadniej przyjrze si przybyszowi. nie by wysoki, chodzi jednak i trzyma gow tak jak ludzie o susznym wzrocie, mia na sobie modny, obszerny paszcz zimowy i w ogle ubrany by dostatnio, lecz niedbale, by gadko ogolony, a wosy, cakiem krtko ostrzyone, tu i wdzie poyskiway siwizn. jego chd pocztkowo zupenie mi si nie podoba, byo w nim co z wysiku i wahania, co nie harmonizowao ani z jego ostrym i surowym profilem, ani z tonem i temperamentem jego mowy. dopiero pniej spostrzegem i dowiedziaem si, e by chory i e chodzenie sprawiao mu trudnoci. z osobliwym umiechem, ktry wwczas by mi rwnie niemiy, przyglda si schodom, cianom, oknom i starym, wysokim szafom stojcym na korytarzu; odnosiem wraenie, e wszystko mu si podoba, a zarazem w jaki sposb go mieszy. w ogle czowiek ten sprawia wraenie, jak gdyby przybywa do nas z obcego wiata, by moe z zamorskich krajw, i uwaa, e wszystko tu jest adne, ale troch mieszne. by - nie mog tego okreli inaczej - grzeczny, nawet uprzejmy, podoba mu si dom, zgodzi si te natychmiast i bez zastrzee na pokj, czynsz, niadania i w ogle na wszystko, a jednak czowieka tego otaczaa, jak mi si zdawao, niedobra czy te wroga aura. wynaj gabinet i pokj sypialny, wysucha uwanie i grzecznie informacji dotyczcych opau, wody, obsugi i regulaminu domowego, zgodzi si na wszystko, zaproponowa te od razu zadatek; a mimo to by jak gdyby

nieobecny, sam wydawa si sobie mieszny w swych poczynaniach i nie bra siebie serio, tak jak gdyby wynajmowanie pokoju i rozmowa z ludmi po niemiecku bya dla niego czym dziwnym i nowym i jak gdyby w mylach zajty by zgoa odmiennymi sprawami. takie mniej wicej byo moje wraenie i nie mgbym nazwa go korzystnym, gdyby nie zostao przeobraone i skorygowane innymi szczegami. przede wszystkim od razu spodobaa mi si twarz tego mczyzny; spodobaa mi si mimo wyrazu obcoci, bya to bowiem twarz moe troch dziwna i smutna, ale czujna, mylca, przeorana dowiadczeniem i uduchowiona. a poza tym nieco mnie udobrucha rodzaj jego grzecznoci i uprzejmoci, ktry - cho zdawao si, e sprawia mu troch wysiku - by cakowicie pozbawiony pychy, a nawet mia w sobie co nieomal wzruszajcego, co bagalnego, na co dopiero pniej znalazem wytumaczenie, co mnie jednak od razu troch dla niego zjednao. jeszcze nim skoczyo si ogldanie obu pomieszcze oraz dalsze pertraktacje, upyn czas mojej przerwy obiadowej; musiaem wraca do biura. poegnaem si i zostawiem go ciotce. kiedy wieczorem wrciem do domu, ciotka owiadczya, e obcy wynaj mieszkanie i sprowadza si w najbliszych dniach, prosi tylko, eby nie zgasza jego przybycia policji, poniewa dla niego, czowieka chorowitego, formalnoci, wystawanie w urzdach policyjnych itd. s nie do zniesienia. przypominam sobie dokadnie, jak mnie to zaskoczyo i jak ostrzegaem ciotk przed zgod na te warunki. z dziwn obcoci, cechujc tego czowieka, zdawa si a nadto dobrze harmonizowa wanie w lk przed policj, ktry wrcz rzuca mi si w oczy jako podejrzany. tumaczyem ciotce, e na spenienie tego do dziwnego wymagania, mogcego w pewnych okolicznociach mie dla niej bardzo niepodane skutki, nie wolno si pod adnym warunkiem zgodzi, zwaszcza wobec cakowicie obcego czowieka. ale okazao si, e ciotka ju mu przyrzeka dostosowa si do tego yczenia i e w ogle daa si uwie i oczarowa nieznajomemu; nigdy bowiem nie przyjmowaa lokatorw, niejednego z z ktrymi nie mogaby lokatorw nawiza byo jakiego ludzkiego, przyjaznego i rodzinnego, albo raczej matczynego kontaktu, co te przez poprzednich solidnie wykorzystywane.

zdarzao si, e w pierwszych tygodniach nowemu lokatorowi miaem niejedno do zarzucenia, gdy tymczasem moja ciotka za kadym razem serdecznie braa go w obron. poniewa nie podobao mi si niedopenienie obowizku zameldowania na policji, chciaem przynajmniej usysze od ciotki, co wie o obcym, o jego pochodzeniu i zamiarach. okazao si, e wie o nim ju to i owo, cho po moim wyjciu w poudnie bawi u niej bardzo krtko. powiedzia, e zamierza zatrzyma si w naszym miecie kilka miesicy, korzysta z bibliotek i obejrze zabytki. waciwie ciotce nie odpowiadao, e chcia wynaj mieszkanie tylko na krtki okres, ale widocznie ju j sobie zjedna, mimo do dziwnego sposobu bycia. krtko mwic, pokoje byy wynajte, a moje zastrzeenia okazay si spnione. - dlaczego waciwie powiedzia, e tu przyjemnie pachnie? zapytaem. wtedy moja ciotka, ktra czasami miewa dobre przeczucia, owiadczya: - to dla mnie oczywiste. u nas pachnie czystoci i porzdkiem, atmosfer pogodnego i przyzwoitego ycia, i to mu si spodobao. wyglda tak, jak gdyby od tego ju odwyk i jak gdyby mu tego brakowao. niech i tak bdzie, pomylaem. - ale - cignem - jeli nie jest przyzwyczajony do porzdnego i przyzwoitego ycia, to co z tego wyniknie? co zrobisz, jeli nie jest schludny i wszystko zabrudzi albo jeli bdzie nocami wraca pijany? - to si okae - powiedziaa ciotka, miejc si; poprzestaem wic na tym. i rzeczywicie obawy moje okazay si nieuzasadnione. lokator, cho absolutnie nie wid ycia solidnego i rozsdnego, nie przeszkadza nam ani nie wyrzdza szkd; dzi jeszcze chtnie go wspominamy. ale do naszego wntrza, do mojej duszy i do duszy mojej ciotki, czowiek ten wnis jednak wiele zamtu i wyrzdzi nam krzywd, a mwic szczerze, dugo jeszcze nie bd mg si z nim upora. ni mi si czasem po nocach i czuj si samym jego istnieniem do gbi poruszony i zaniepokojony, cho sta mi si wrcz drogi.

w dwa dni pniej wonica przynis rzeczy obcego, ktry nazywa si harry haller. bardzo adna skrzana walizka zrobia na mnie dobre wraenie, a duy paski neseser zdawa si wskazywa na dawne dalekie podre, gdy by oblepiony spowiaymi etykietami hoteli i firm spedycyjnych z rnych, take zamorskich krajw. w kocu zjawi si on sam, po czym zacz si okres, w ktrym stopniowo poznawaem tego osobliwego czowieka. zrazu niczym si do tego nie przyczyniem. i cho interesowaem si hallerem od momentu, kiedy tylko go zobaczyem, to jednak w cigu paru tygodni nie uczyniem niczego, eby go spotka czy nawiza z nim rozmow. natomiast, musz to przyzna, obserwowaem go ju od pocztku, wchodziem niekiedy do jego pokoju pod nieobecno lokatora i w ogle troch go z ciekawoci szpiegowaem. powiedziaem ju nieco o powierzchownoci wilka stepowego. na pierwszy rzut oka robi wraenie czowieka wybitnego, wyjtkowego i niezwykle uzdolnionego, twarz jego bya pena wyrazu, a niezwykle subtelna i oywiona mimika odzwierciedlaa interesujce, ogromnie wraliwe, pene delikatnoci i uczuciowoci ycie duchowe. kiedy w rozmowie przekracza nieraz granice konwenansu i z gbi swej obcoci wypowiada osobiste, wasne myli, wtedy kady z nas musia si mu bezwzgldnie podporzdkowa, wicej bowiem przemyla ni inni ludzie i w sprawach ducha by nieomal rzeczowy, pewny swych przemyle i wiedzy, jakimi odznaczaj si tylko ludzie prawdziwie uduchowieni, cakowicie wyzbyci prnoci, ktrzy nigdy nie pragn byszcze, kogokolwiek przekonywa albo za wszelk cen postawi na swoim. tak wypowied, ktra nie bya nawet wypowiedzi, a raczej spojrzeniem, przypominam sobie z ostatniego okresu jego pobytu u nas. ot pewien sawny historiozof i krytyk kultury, czowiek o europejskim nazwisku, zapowiedzia swj wykad w auli; udao mi si namwi wilka stepowego do pjcia na ten wykad, cho pocztkowo wcale nie mia na to ochoty. poszlimy tam razem i siedzielimy na sali obok siebie. gdy prelegent wszed na katedr i zacz wygasza prelekcj, rozczarowa swoim nieco kokieteryjnym i pyszakowatym wystpieniem wielu suchaczy, ktrzy

spodziewali si dostrzec w nim proroka. kiedy wic zacz mwi i na wstpie zwrci si do obecnych z paroma pochlebstwami, dzikujc jednoczenie za liczn frekwencj, wilk stepowy rzuci mi krtkie spojrzenie, pene krytycyzmu zarwno wobec sw, jak i caej osoby prelegenta; ach, niezapomniane i straszne spojrzenie, o ktrego znaczeniu mona by napisa ca ksik! spojrzenie to nie tylko krytykowao tego wanie mwc i unicestwiao sawnego czowieka swoj nieodpart, cho agodn ironi: byo raczej smutne ni ironiczne, nawet przepastnie i beznadziejnie smutne. treci bowiem tego spojrzenia bya cicha rozpacz, ktra w pewnym sensie staa si ju nawykiem i form. swoj rozpaczliw jasnoci spojrzenie to przewietlao nie tylko osob nadtego mwcy, ale wyszydzao i osdzao sytuacj chwili, oczekiwanie i nastrj publicznoci, nieco pretensjonalny tytu zapowiedzianej prelekcji - nie - spojrzenie wilka stepowego przenikao ca nasz wspczesno, ca zapobiegliw krztanin, cae karierowiczostwo i prno, ca powierzchown gr zarozumiaej, pytkiej duchowoci i - niestety - sigao jeszcze gbiej, nie tylko do brakw i beznadziejnoci naszych czasw, naszej mentalnoci, naszej kultury, ale przenikao a do serca czowieczestwa, wymownie wyraao w jednej sekundzie cae zwtpienie myliciela, by moe wtajemniczonego w godno i sens ycia ludzkiego w ogle. spojrzenie to mwio: patrz, jakimi jestemy mapami! patrz, jaki jest czowiek! - i caa sawa, caa mdro, wszystkie zdobycze ducha, wszystkie denia do wzniosoci, wielkoci i trwaoci, do tego co ludzkie, runy i stay si mapi igraszk! relacj t wybiegem daleko w przyszo i - wbrew moim zamiarom i woli - powiedziaem o hallerze w gruncie rzeczy to, co istotne, cho pocztkowo zamierzaem odsania jego obraz stopniowo, w miar opowiadania o naszej rozwijajcej si powoli znajomoci. skoro ju wyprzedziem fakty, nie pozostaje mi nic innego, jak opowiada dalej o zagadkowej obcoci hallera i szczegowo zda spraw z tego, jak stopniowo odgadywaem i poznawaem przyczyny i znaczenie tej obcoci, tego niezwykego, straszliwego osamotnienia. tak bdzie lepiej, gdy chciabym wasn osob pozostawi w cieniu. nie

zamierzam przedstawia moich pogldw ani opowiada bajek czy te uprawia psychologii, pragn jedynie jako naoczny wiadek dorzuci co nieco do obrazu tego dziwnego czowieka, ktry pozostawi po sobie rkopis wilka stepowego. ju wwczas, gdy go zobaczyem po raz pierwszy, kiedy wszed przez oszklone drzwi do mieszkania ciotki i wycignwszy gow do przodu jak ptak, chwali przyjemny zapach domu, uderzya mnie dziwno tego czowieka; moj pierwsz, naiwn reakcj bya niech. wyczuem (a moja ciotka, ktra w przeciwiestwie do mnie wcale nie jest typem intelektualnym, wyczua mniej wicej to samo), e mczyzna ten jest chory, e cierpi na jak chorob psychiczn, chorob usposobienia lub charakteru, i instynktem zdrowego broniem si przeciwko temu. z biegiem czasu niech moja zmienia si w sympati, przejawiajc si w wielkim wspczuciu dla tego gboko i stale cierpicego czowieka, gdy byem wiadkiem jego osamotnienia i wewntrznego umierania. w tym te okresie uwiadamiaem sobie coraz wyraniej, e jego choroba nie polega na jakich brakach natury, lecz przeciwnie, na wielkim, a niezharmonizowanym bogactwie uzdolnie i si. przekonaem si, e haller jest geniuszem cierpienia, e wyksztaci w sobie, w sensie niektrych wypowiedzi nietzschego, genialn, nieograniczon i straszliw zdolno cierpienia. przekonaem si rwnoczenie, e podstaw jego pesymizmu nie bya pogarda dla wiata, lecz pogarda dla samego siebie, gdy mwic bezlitonie i druzgocco o instytucjach lub osobach, nigdy nie wycza siebie, zawsze najpierw przeciw sobie kierowa ostrze swych strza, siebie przede wszystkim nienawidzi i negowa... tu musz wtrci pewn uwag psychologiczn. cho o yciu wilka stepowego niewiele mi wiadomo, mam jednak wszelkie powody do przypuszczenia, e przez kochajcych, ale surowych i bardzo pobonych rodzicw i nauczycieli wychowywany by w duchu, ktrego zasad jest amanie woli. to unicestwienie osobowoci i amanie woli u tego ucznia zawiodo, by bowiem zbyt silny i nieugity, zbyt dumny i inteligentny. zamiast unicestwi jego osobowo, zdoano go tylko nauczy nienawici do samego siebie. przeciw sobie samemu, przeciw temu niewinnemu i szlachetnemu obiektowi kierowa odtd przez

cae ycie genialno swej wyobrani i peni swych intelektualnych moliwoci. by bowiem mimo wszystko na wskro chrzecijaninem i mczennikiem w tym, e kade ostrze, kad krytyk, kad zoliwo, kad nienawi, do jakiej by zdolny, kierowa przede wszystkim przeciw sobie. w odniesieniu do blinich, do otoczenia, podejmowa stale bohaterskie i powane wysiki, by ich kocha, by odda im sprawiedliwo, nie sprawia blu; zasad mioci bliniego wpojono mu bowiem rwnie gboko jak nienawi do samego siebie i w ten sposb cae jego ycie stao si przykadem, e bez mioci wasnej niemoliwa jest te mio bliniego, e nienawi do samego siebie jest tym samym co skrajny egoizm i podzi w kocu t sam okrutn samotno i rozpacz. ale czas ju przerwa rozmylania i przej do rzeczywistoci. a wic pierwsz rzecz, ktrej dowiedziaem si o naszym lokatorze, po czci przez wasne przeszpiegi, po czci dziki uwagom ciotki, byy szczegy dotyczce jego trybu ycia. niebawem okazao si, e by on intelektualist i molem ksikowym i e nie wykonywa adnego praktycznego zawodu. zwykle dugo lea w ku, czsto wstawa dopiero okoo poudnia i w szlafroku przemierza par krokw, dzielcych sypialni od pooonego naprzeciw gabinetu. gabinet ten - dua i przyjemna mansarda o dwch oknach - ju po kilku dniach wyglda inaczej ni wwczas, kiedy zamieszkiwali go inni lokatorzy. zapenia si i z czasem stawa coraz cianiejszy. na cianach zawieszono obrazy, poprzyczepiano rysunki, niekiedy wycite z czasopism ilustracje, ktre si czsto zmieniay. by tam krajobraz poudniowy i fotografie jakiego niemieckiego miasteczka, widocznie rodzinnych stron hallera, midzy nimi wisiay barwne, jasne akwarele, ktre - jak dowiedzielimy si pniej - sam malowa. dalej fotografia adnej modej kobiety albo modej dziewczyny. przez jaki czas wisia na cianie syjamski budda, ktrego potem zastpia reprodukcja nocy michaa anioa, a nastpnie wizerunek mahatmy gandhiego. ksiki wypeniay nie tylko wielk szaf biblioteczn, ale byy porozkadane wszdzie, na stoach, na piknym starym sekretarzyku, na otomanie, na krzesach, na ziemi: ksiki z papierowymi zakadkami, ktre si cigle zmieniay. ksiek przybywao stale, gdy nie tylko znosi cae ich stosy z bibliotek, ale otrzymywa te

czsto przesyki pocztowe. czowiek zamieszkujcy ten pokj mg by uczonym. z wraeniem tym harmonizowa snujcy si wszdzie dym z cygar i porozstawiane popielniczki z niedopakami. dua cz ksiek nie bya jednak treci naukowej. ogromn wikszo stanowiy dziea pisarzy wszystkich epok i wszystkich narodw. przez jaki czas leao na tapczanie, na ktrym czsto spdza cae dni, sze grubych tomw dziea z koca osiemnastego wieku pod tytuem podr zofii z kajpedy do saksonii. zna byo, e czsto zaglda do zbiorowych wyda goethego, jean paula, novalisa, a take lessinga, jacobiego i lichtenberga. w kilku tomach dostojewskiego tkwio mnstwo zapisanych kartek. na duym stole midzy t mas ksiek i pism sta czsto bukiet kwiatw, tam te poniewieraa si stale zakurzona kaseta z akwarelami, obok niej popielniczki, oraz czego nie naley przemilcze - rne butelki z trunkami. butelka w somianej plecionce bya najczciej napeniona czerwonym woskim winem, ktre przynosi z pobliskiego maego sklepiku, czasem pojawiaa si te flaszka burgunda albo malagi, a pkata butelka winiwki, oprniona - jak zauwayem - w bardzo krtkim czasie niemal cakowicie, znika w kcie pokoju i tam pokrya si kurzem z nie umniejszajc si ju resztk zawartoci. nie chc si usprawiedliwia z uprawianego przeze mnie szpiegowania i przyznaj otwarcie, e pocztkowo wszystkie te oznaki ycia, wypenionego wprawdzie intelektualnymi zainteresowaniami, ale przy tym do hulaszczego i wyuzdanego, budziy we mnie odraz i nieufno. jestem nie tylko czowiekiem o mieszczaskich nawykach, prowadzcym regularny tryb ycia, przyzwyczajonym do pracy i cisego rozkadu godzin: jestem rwnie abstynentem i nie pal, wic owe butelki w pokoju hallera jeszcze mniej mi si podobay ni reszta malowniczego artystycznego nieadu. tak jak w spaniu i pracy, tak te w sprawach kulinarnych go nasz prowadzi bardzo nieregularny i kapryny tryb ycia. niekiedy wcale nie wychodzi z domu i niczego nie bra do ust prcz rannej kawy, niekiedy ciotka znajdowaa skrk od banana jako jedyn pozostao caego obiadu, ale znw w inne dni jada bd w dobrych i wykwintnych restauracjach, bd w maych podmiejskich knajpkach. wydawao si, e zdrowie ma nie najlepsze. poza niedowadem ng, czsto

utrudniajcym mu wchodzenie po schodach, zdawa si cierpie rwnie z powodu innych dolegliwoci; kiedy wspomnia mimochodem, e ju od wielu lat nie sypia i nie trawi normalnie. przypisywaem to przede wszystkim piciu. pniej, kiedy towarzyszyem mu czasem do ktrej z jego knajp, byem nieraz wiadkiem, jak duszkiem i z fantazj wlewa w siebie wino, ale ani ja, ani nikt inny nie widzia go naprawd pijanym. nigdy nie zapomn naszego pierwszego bardziej osobistego spotkania. znalimy si ot tak, jak znaj si lokatorzy ssiadujcych pokojw w tym samym mieszkaniu. pewnego wieczoru, gdy wrciem z biura do domu, ku mojemu zdumieniu zobaczyem pana hallera siedzcego na schodach midzy pierwszym a drugim pitrem. siedzia na najwyszym stopniu i usun si na bok, aby mnie przepuci. zapytaem, czy nie czuje si le, i wyraziem gotowo odprowadzenia go na gr. haller spojrza na mnie; odniosem wraenie, e wyrwaem go z jakiego transu. powoli zacz si umiecha na swj ujmujcy i smutny sposb, ktry tak czsto kad mi si na sercu ciarem, po czym prosi, ebym usiad przy nim. podzikowaem, mwic, e nie zwykem siadywa na schodach przed mieszkaniami obcych ludzi. - ach tak - powiedzia, umiechajc si swobodniej. - ma pan racj. ale prosz poczeka chwilk, chciabym wyjani panu, dlaczego musiaem tu troch posiedzie. wskazywa przy tym na podest przed mieszkaniem na pierwszym pitrze, zajmowanym przez jak wdow. na tej niewielkiej powierzchni, wyoonej parkietem, midzy schodami, oknem i oszklonymi drzwiami, staa przy cianie wysoka mahoniowa szafa, ozdobiona w grze staromodnym gzymsem, a przed szaf na ziemi, na dwch maych, niskich postumencikach, umieszczono dwie roliny w duych doniczkach: azali i araukari. roliny wyglday adnie, byy zawsze utrzymane czysto, bez zarzutu, co i ja ju z przyjemnoci zauwayem. - widzi pan - cign dalej haller - ten may podest z araukari pachnie tak bajecznie, e czsto nie mog tdy przej, eby nie zatrzyma si cho na chwil. u paskiej szanownej ciotki take pachnie przyjemnie, panuje porzdek i wzorowa czysto, ale ten kcik z araukari

a byszczy schludnoci, jest tak odkurzony, wytarty i wymyty, tak nieskazitelnie czysty, e po prostu promienieje. musz si zawsze narozkoszowa tym zapachem do syta... czy i pan go czuje? wo wosku z lekk domieszk terpentyny, zmieszana z woni mahoniu, wilgotnych lici i w ogle ze wszystkim, daj w sumie zapach, bdcy superlatywem mieszczaskiej czystoci, starannoci i dokadnoci, speniania obowizkw i wiernoci w rzeczach maych. nie wiem, kto tu mieszka, ale za tymi oszklonymi drzwiami istnieje chyba raj czystoci i odkurzonego mieszczastwa, a take raj adu i wzruszajco trwonego oddania si maym przyzwyczajeniom i obowizkom. poniewa milczaem, cign: - prosz nie sdzi, e mwi to ironicznie! nic nie jest mi bardziej obce, drogi panie, ni ch wymiewania tych mieszczaskich cnt i porzdkw. to prawda, e sam yj w innym wiecie i... by moe... nie zdoabym wytrzyma choby jednego dnia w mieszkaniu z takimi araukariami. ale jeli nawet jestem starym i troch nieokrzesanym wilkiem stepowym, to przecie i moja matka bya mieszczk, hodowaa kwiaty, dbaa o pokj i schody, o meble i firanki, i staraa si woy w swoje mieszkanie i swoje ycie tyle schludnoci, czystoci i porzdku, ile potrafia. o tym wanie przypomina mi delikatny zapach terpentyny i araukaria, wic siedz tu od czasu do czasu, spogldam w ten cichy, may ogrdek porzdku i ciesz si, e co takiego jeszcze istnieje. chcia wsta, jednak sprawiao mu to trudnoci i nie protestowa, kiedy mu troch pomogem. milczaem dalej, ale ulegem - podobnie jak to si uprzednio przytrafio mojej ciotce - jakiemu urokowi, roztaczanemu niekiedy przez tego dziwnego czowieka. powoli wchodzilimy razem po schodach na gr i przed drzwiami, kiedy ju trzyma klucze w rku, spojrza mi raz jeszcze prosto i przyjanie w twarz, mwic: - czy wraca pan z biura? no c, nie znam si na tych sprawach, wie pan, yj troch na uboczu. przypuszczam jednak, e i pana interesuj ksiki i podobne sprawy. paska ciotka mwia mi kiedy, e pan skoczy gimnazjum i dobrze zna grek. ot dzi rano znalazem u novalisa pewne zdanie, czy mog je panu przeczyta? z pewnoci i panu sprawiono przyjemno.

zabra mnie do swego pokoju, mocno pachncego tytoniem, wycign ze stosu ksiek jaki tom, odwraca kartki, szuka. - to te jest dobre, bardzo dobre - powiedzia - niech pan posucha: powinno si by dumnym z blu... kady bl jest przypomnieniem naszej wysokiej rangi. wietne! osiemdziesit lat przed nietzschem! ale nie o tym zdaniu mylaem... niech pan poczeka... ju je mam. ot: wikszo ludzi nie chce pywa, dopki nie nauczy si pywania. czy to nie dowcipne? oczywicie nie chc pywa! urodzili si przecie dla ziemi, nie dla wody. i oczywicie nie chc myle, gdy stworzeni zostali do ycia, a nie do mylenia! tak, a kto myli i kto z mylenia czyni spraw najwaniejsz, ten wprawdzie moe w tej dziedzinie zaj daleko, ale taki czowiek zamieni ziemi na wod i musi kiedy uton. uj mnie tym i zainteresowa, pozostaem chwil u niego i odtd zdarzao si do czsto, e kiedy spotykalimy si na schodach lub na ulicy, rozmawialimy troch ze sob. przy tym pocztkowo miaem zawsze wraenie, podobnie jak przy araukarii, e odnosi si do mnie z ironi. ale byo inaczej. ywi dla mnie, podobnie jak dla owej araukarii, wrcz gboki szacunek, by tak gboko przekonany o swoim osamotnieniu, o swoim pywaniu po wodzie, o swoim wykorzenieniu, e szczerze i bez cienia szyderstwa wprawia go niekiedy w zachwyt widok jakiej zwyczajnej mieszczaskiej codziennoci, na przykad punktualno, z jak chodziem do biura, albo powiedzenie wonego czy konduktora tramwajowego. pocztkowo wydawao mi si to mieszne i przesadne, niby paska, kawalerska fantazja lub jakie zgrywanie si na sentymentalizm. ale stopniowo coraz bardziej si przekonywaem, e on rzeczywicie z punktu widzenia swej prni, swej obcoci i wilczej natury po prostu podziwia i kocha nasz may mieszczaski wiatek jako co trwaego, niewzruszonego i pewnego, dla niego za dalekiego i nieosigalnego, jako rodzaj gniazda rodzinnego i spokoju, do ktrego nie wioda adna z jego drg. przed nasz posugaczk, kobiet zreszt poczciw, zawsze zdejmowa kapelusz z prawdziwym uszanowaniem, a jeli si zdarzyo, e moja ciotka gawdzia z nim przez chwile albo zwracaa mu uwag na konieczno naprawienia bielizny lub na wiszcy guzik przy palcie, sucha tego z dziwnym

skupieniem i uwag, jak gdyby zadawa sobie nieopisany i beznadziejny trud, eby przez jak szpar wtargn do tego maego, spokojnego wiatka i zadomowi si w nim choby na jedn godzin. ju podczas pierwszej rozmowy przy araukarii, kiedy nazwa si wilkiem stepowym, zrobio mi si przykro i zdziwiem si troch. c to za okrelenie? wnet jednak zaczem godzi si na to miano nie tylko z racji przyzwyczajenia; sam nazywaem tego czowieka w mylach ju nie inaczej, jak wilkiem stepowym, a i dzi jeszcze nie znalazbym trafniejszego okrelenia dla owej przedziwnej postaci. wilk stepowy, zabkany wrd nas, wrd miast i ycia gromadnego - aden inny obraz nie mgby ukaza go dobitniej, jego trwoliwego osamotnienia, jego dzikoci, niepokoju, nostalgii i bezdomnoci. kiedy miaem sposobno obserwowa go przez cay wieczr podczas koncertu symfonicznego; ku memu zdziwieniu, siedzia w pobliu, wcale mnie jednak nie widzc. najpierw grano szlachetne i pikne utwory handla - lecz wilk stepowy pogrony by w sobie, oderwany od muzyki i otoczenia. siedzia zagubiony, samotny i obcy, spogldajc w ziemi z chodnym, ale penym troski wyrazem. potem grano inny utwr, ma symfoni friedemanna bacha, i wtedy to zdumiaem si, widzc, e po kilku zaledwie taktach mj dziwak zacz si umiecha i ulega czarowi muzyki, pograjc si cakowicie w sobie, i chyba w cigu dziesiciu minut sprawia wraenie w peni uszczliwionego i zatopionego w rozkosznych marzeniach, tak e wicej zwracaem uwagi na niego ni na muzyk. gdy utwr dobieg koca, ockn si i wyprostowa, zdawao si, e chce wsta i odej, pozosta jednak i wysucha jeszcze ostatniego punktu w programie, wariacji regera, muzyki, ktr wielu odczuwao jako przydug i nuc. i take wilk stepowy, suchajcy pocztkowo uwanie i chtnie, znw opad na krzele, wsun rce w kieszenie i pogry si w sobie, ale tym razem bez wyrazu bogoci i marzycielstwa, by raczej smutny, wreszcie zagniewany, jego twarz bya daleka, szara, zgaszona, wyglda na czowieka starego, chorego i niezadowolonego. po koncercie zobaczyem go znowu na ulicy i poszedem jego ladem; otulony w paszcz, szed smutno i ociale w kierunku naszej dzielnicy, zatrzyma si

jednak przed ma, starowieck restauracyjk, z wahaniem spojrza na zegarek i wszed do rodka. czynic zado chwilowej zachciance, wszedem tam za nim. siedzia przy typowym na owe czasy okrgym stoliku, gospodyni i kelnerka przywitay go jak staego bywalca, ukoniem si i przysiadem do niego. siedzielimy tam godzin i podczas gdy ja wypiem dwie szklanki wody mineralnej, on kaza sobie poda p litra czerwonego wina, a potem jeszcze wiartk. wspomniaem, e wracam z koncertu, ale nie zareagowa na to. czyta etykiet na flaszce mojej wody i zapyta, czy nie chciabym napi si wina, na ktre mnie zaprasza. gdy usysza, e nigdy nie pijam wina, zrobi znw bezradn min i powiedzia: no tak, ma pan racj. ja te przez wiele lat yem wstrzemiliwie i dugi czas pociem, ale obecnie znajduje si znw pod znakiem wodnika, a to znak ciemny i wilgotny. kiedy, artujc, napomknem, e wydaje mi si nieprawdopodobne, iby wanie on wierzy w astrologi, przybra znw uprzejmy ton, ktry mnie czsto uraa, i powiedzia: - cakiem susznie, rwnie i w t nauk nie mog, niestety, uwierzy. poegnaem si i wyszedem, on za wrci do domu dopiero pn noc, ale jego krok by normalny; jak zwykle, nie od razu pooy si do ka, syszaem to dokadnie przez cian, lecz chyba z godzin jeszcze siedzia w swoim pokoju przy wietle. pamitam rwnie jeszcze inny wieczr. byem sam w domu, ciotka wysza, kto zadzwoni do drzwi wejciowych, a kiedy otworzyem, staa przede mn moda, bardzo adna osoba i pytaa o pana hallera; poznaem j od razu. bya to pani z fotografii w jego pokoju. pokazaem jej drzwi lokatora i wycofaem si, pani pozostaa chwil na grze, wkrtce jednak usyszaem, jak razem schodzili ze schodw i wychodzili z domu, artujc przy tym wesoo i z oywieniem. byem bardzo zdziwiony, e nasz pustelnik ma kochank, w dodatku tak mod, adn i eleganck, i znowu zachwiay si wszystkie moje domysy na temat jego ycia i jego osoby. ale w nieca godzin wrci do domu sam, cikim, smutnym krokiem, z trudem stpa po schodach, po czym caymi godzinami chodzi w swoim pokoju tam i z powrotem, cicho jak wilk w klatce, wiato palio si u niego

przez ca noc, prawie do rana. nie wiem nic o tym zwizku, chciabym tylko doda, e raz jeszcze widziaem go z t kobiet na jakiej ulicy miasta. szli pod rk, wyglda na czowieka szczliwego, dziwiem si znowu, e jego zatroskana, wyobcowana twarz potrafi zdradza - zalenie od okolicznoci tyle wdziku, tyle wrcz dziecinnego uroku, i zrozumiaem t kobiet, zrozumiaem rwnie wspczucie, jakie moja ciotka miaa dla tego czowieka. ale i w tym dniu wrci wieczorem do domu smutny i zbiedzony; spotkaem go przy bramie, mia, jak nieraz, butelk woskiego wina pod paszczem i przesiedzia przy niej p nocy w swojej jaskini na grze. al mi go byo, bo te jake beznadziejne, stracone i bezbronne byo to jego ycie. no, ale do ju gadania. nie trzeba wicej relacji ani opisw, by wykaza, e wilk stepowy prowadzi ycie samobjcy. mimo to nie wierz, by je sobie odebra owego dnia, kiedy nagle i bez poegnania, ale po zapaceniu wszystkich zalegoci, opuci nasze miasto i znikn. nigdy wicej nie da znaku ycia i cigle jeszcze przechowujemy kilka listw, ktre do niego przyszy. niczego nie pozostawi po sobie prcz rkopisu, ktry sporzdzi podczas pobytu w naszym domu i ktry w kilku sowach mnie zadedykowa, zaznaczajc, e mog z nim zrobi, co uznam za stosowne. nie miaem monoci stwierdzi, ile prawdy zawieraj przeycia, opisane w notatkach hallera. nie wtpi, e po wikszej czci s fikcj, ale nie w sensie dowolnego zmylenia, lecz w sensie prby znalezienia wyrazu dla gboko odczutych przey duchowych, prby, ktra przedstawiaby je w szacie konkretnych zdarze. te po czci fantastyczne przygody w opowieci hallera pochodz przypuszczalnie z ostatniego okresu jego pobytu w naszym miecie i nie wtpi, e ich podstaw jest rwnie pewna doza prawdziwych, realnych faktw. w owym czasie rzeczywicie zmieni si wygld i sposb bycia naszego gocia, czsto przebywa poza domem, niekiedy nie byo go nawet caymi nocami, a jego ksiki leay nietknite. podczas nielicznych wwczas spotka wydawa mi si wyjtkowo oywiony i odmodzony, a par razy wrcz uradowany. oczywicie zaraz potem

nastpowaa kolejna cika depresja, caymi dniami lea w ku, nie dopomina si o jedzenie i na ten okres przypada rwnie niezwykle ostra, nawet brutalna ktnia z jego kochank, ktra pojawia si znw na horyzoncie; ktnia ta poruszya cay dom, za co nazajutrz haller przeprosi moj ciotk. nie, jestem przekonany, e nie odebra sobie ycia. yje jeszcze i chodzi gdzie po wiecie na swoich umczonych nogach, w gr i w d po schodach obcych domw, gdzie tam gapi si na wyfroterowane posadzki i starannie pielgnowane araukarie, w cigu dnia przesiaduje w bibliotekach, noce spdza w knajpach albo ley na wynajtym tapczanie i wsuchuje si w yjcy za oknami wiat i ludzi, i wie, e jest wykluczony z tego wszystkiego, jednak si nie zabija, gdy resztka wiary powiada mu, e cierpienia tego musi w sercu zakosztowa do koca i e na to cierpienie musi umrze. czsto myl o nim; nie uatwi mi ycia, nie mia daru wspierania i rozwijania tego, co we mnie silne i radosne, przeciwnie! ale ja nie jestem nim i nie prowadz ycia w jego stylu, lecz moje wasne, mae i mieszczaskie, bezpieczne i wypenione obowizkami. dlatego moemy go wspomina spokojnie i z przyjani, ja i moja ciotka, ktra umiaaby o nim powiedzie wicej, ale to pozostanie na zawsze ukryte w jej poczciwym sercu.

a co si tyczy notatek hallera, notatek dziwnych, po czci chorobliwych, po czci piknych, penych zadumy i fantazji, to musz przyzna, e gdyby te kartki przypadkiem wpady mi w rce, a ich autor nie byby mi znany, z pewnoci wyrzucibym je z oburzeniem na mietnik. ale moja znajomo z hallerem umoliwia mi czciowe ich zrozumienie, a nawet zaaprobowanie. gdybym widzia w nich tylko patologiczne urojenia jednostki, jakiego chorego na umyle biedaka, miabym skrupuy, czy poda je do wiadomoci innym. dostrzegam w nich jednak co wicej, dokument czasu, gdy choroba umysowa hallera - wiem to dzisiaj - nie jest dziwactwem jednego tylko czowieka, lecz chorob epoki, neuroz caego pokolenia, do ktrego naley haller, neuroz, ktrej nie ulegaj

bynajmniej tylko osobowoci sabe i mniej wartociowe, lecz wanie silne, najbardziej uduchowione, najbardziej uzdolnione. zapiski hallera - bez wzgldu na to, czy opieraj si na wielu, czy na niewielu wydarzeniach z ycia - s prb przezwycienia wielkiej choroby czasu, nie przez jej omijanie i upikszanie, lecz przez prb uczynienia z samej choroby przedmiotu opowiadania. oznaczaj dosownie drog przez pieko, bd pen lku, bd odwan, drog przez chaos mrocznego wiata duszy, podjt w celu przejcia przez to pieko, stawienia czoa chaosowi, przecierpienia za do koca. jedna uwaga hallera daa mi klucz do zrozumienia tego. kiedy, po rozmowie o tak zwanych okruciestwach redniowiecza, powiedzia do mnie: - w rzeczywistoci nie byy to wcale okruciestwa. czowiek redniowiecza odczuby znacznie wikszy wstrt do stylu caego naszego dzisiejszego ycia, jako do czego okrutnego, przeraajcego i barbarzyskiego! kada epoka, kada kultura, kady obyczaj i tradycja maj swj styl, swoj specyfik, swoje subtelnoci i ostroci, uroki i okruciestwa, kada epoka uwaa pewne niedomogi za oczywiste, a inne zo znosi cierpliwie. prawdziwym cierpieniem, piekem staje si ycie ludzkie tylko tam, gdzie krzyuj si dwie epoki, dwie kultury i religie. gdyby czowiek antyku musia y w redniowieczu, zginby marnie, podobnie jak zginby dzikus w naszej cywilizacji. bywaj okresy, w ktrych cae pokolenie dostaje si miedzy dwie epoki, miedzy dwa style ycia, tak e zatraca ono wszelk naturalno, wszelki obyczaj, wszelkie poczucie bezpieczestwa i niewinnoci. rzecz jasna, nie wszyscy odczuwaj to jednakowo silnie. filozof taki jak nietzsche przecierpia dzisiejsz ndze wczeniej o cae jedno pokolenie - to, co on, wiadomy prawdy, musia znie sam, stao si dzi udziaem tysicy. w trakcie lektury notatek czsto musiaem myle o tych sowach. haller naley do ludzi, ktrzy dostali si midzy dwie epoki, ktrzy zostali wytrceni ze stanu bezpieczestwa i niewinnoci, do tych, ktrych przeznaczeniem jest przeywa w spotgowaniu ca problematyk ludzkiego ycia jako osobist mczarni i pieko. w tym tkwi - jak si wydaje - sens, jaki jego zapiski mog mie dla

nas, i dlatego zdecydowaem si je opublikowa. zreszt nie chc ich bra w obron ani osdza: niech kady czytelnik uczyni to zgodnie z wasnym sumieniem!

notatki harry'ego halleratylko dla obkanych dzie min, jak mijaj dni; zepchnem go, zniszczyem delikatnie moj prymitywn i niemia sztuk ycia; pracowaem kilka godzin, wertowaem stare ksiki, miaem przez dwie godziny ble, jakie zwykle miewaj ludzie starsi, zayem piguk i cieszyem si, e ble day si przechytrzy, leaem w gorcej kpieli i wchaniaem bogie ciepo, trzy razy odbieraem poczt i przegldaem wszystkie te zbdne listy i druki, odbyem wiczenia oddechowe, ale darowaem sobie dzi z lenistwa gimnastyk myli, byem godzin na spacerze i obserwowaem pikne, delikatne i niecodzienne desenie pierzastych chmurek, wrysowane w niebo. to byo bardzo przyjemne, tak jak czytanie starych ksiek, jak leenie w ciepej kpieli, ale - wziwszy wszystko razem - nie by to wcale zachwycajcy, promienny dzie szczcia i radoci, lecz wanie jeden z tych dni, jakimi ju od duszego czasu powinny dla mnie by dni normalne, zwyke: w miar przyjemne, cakiem znone, nie najgorsze, nijakie dni starszego, niezadowolonego pana, dni bez szczeglnych dolegliwoci, bez szczeglnych trosk, bez istotnego zmartwienia, bez rozpaczy, dni, w ktrych nawet pytanie, czy nie naleaoby pj za przykadem adalberta stiftera i ulec nieszczliwemu wypadkowi przy goleniu, rozwaa si rzeczowo i spokojnie, bez podniecenia i bez uczucia strachu. kto zakosztowa tamtych dni zych, z atakami artretyzmu albo z dotkliwym blem gowy, umiejscowionym za gakami ocznymi, szatasko zmieniajcym kad rado oka i ucha w udrk, albo owych dni umierania duszy, niedobrych dni wewntrznej pustki i rozpaczy, w ktrych wrd wyniszczonej, wyeksploatowanej przez kartele ziemi na kadym kroku a do mdoci szczerzy do nas zby wiat ludzki i tak zwana kultura w swoim zakamanym, prostackim i obudnym blasku jarmarcznym, skoncentrowana i doprowadzona do szczytu obrzydliwoci we wasnym, chorym ja - kto

zakosztowa tych piekielnych dni, ten jest zadowolony z normalnych i poowicznych, podobnych do dzisiejszego, ten siedzi z wdzicznoci przy ciepym piecu, z wdzicznoci stwierdza przy czytaniu rannej gazety, e i dzisiaj nie wybucha znw wojna, e nie ogoszono nowej dyktatury, e nie wykryto ani w polityce, ani w gospodarce szczeglnie jaskrawego wistwa, z wdzicznoci stroi sw zardzewia lir na umiarkowane, wcale pogodne, niemal radosne tony dzikczynnego psalmu, ktrym zanudza swego cichego, agodnego, troch bromem odurzonego boka zadowolenia, a w tej letniej, zagszczonej atmosferze nudy, penej dobrego samopoczucia i godnego wdzicznoci znieczulenia, ci dwaj: w monotonnie jak bliniaki. jest co piknego w tym zadowoleniu, w tej bezbolesnoci, w tych znonych, przyczajonych dniach, kiedy ani bl, ani rozkosz nie maj odwagi krzycze, kiedy wszystko tylko szepcze i skrada si na palcach. niestety ze mn jest tak, e le znosz uczucie zadowolenia, szybko staje mi si ono nienawistne i wstrtne i peen rozpaczy musz szuka innych temperatur, o ile to moliwe, w rozkoszy, a w razie koniecznoci - rwnie i w cierpieniu. jeli przez jaki czas nie doznaem ani rozkoszy, ani blu i oddychaem letni, md i znon atmosfer tak zwanych dobrych dni, wtedy dziecinn moj dusz ogarnia tak ogromny smutek i taka ao, e zardzewia lir wdzicznoci ciskam sennemu bokowi zadowolenia w syt twarz, wol bowiem czu w sobie prawdziwie diabelny bl ni zdrow temperatur pokojow. wtedy rozpala si we mnie dzika dza mocnych wrae, dza sensacji, wcieko na wymuskane, paskie, unormowane i wysterylizowane ycie i obdna ch zniszczenia czego, na przykad domu towarowego albo katedry, albo siebie samego; chciabym wtedy popeni jakie zuchwae gupstwa, zedrze peruki paru czczonym boyszczom, zaopatrzy paru zbuntowanych sztubakw w wymarzony bilet do hamburga, uwie ma dziewczynk adu. lub gdy skrci przede kark kilku przedstawicielom mieszczaskiego wszystkim kiwajcy gow pboek i w z lekka posiwiay i przytumionym gosem piewajcy psalm pczowiek, s podobni do siebie

najszczerzej nienawidziem, brzydziem si i przeklinaem zadowolenie,

zdrowie, wygodnictwo, ten wypielgnowany optymizm buruja, t tust, prosperujc hodowl wszystkiego, co mierne, normalne, przecitne. w takim nastroju, przy zapadajcym zmroku, zakoczyem ten znony, tuzinkowy dzie. nie zakoczyem go, jak przystao na mczyzn troch cierpicego, w sposb normalny i zdrowy, nie skusio mnie pocielone ko z przynt w postaci termoforu, lecz niezadowolony i peen wstrtu na myl o odrobinie dokonanej dzisiaj pracy, z niechci woyem buty, wliznem si w paszcz i w ciemnoci i mgle poszedem do miasta, by w restauracji pod stalowym hemem wypi to, co pijcy mczyni starym zwyczajem nazywaj szklaneczk wina. zszedem wiec z mojej mansardy na d po schodach, po owych trudnych do schodzenia schodach na obczynie, owych na wskro mieszczaskich, wyfroterowanych, czystych schodach jednego z wielce przyzwoitych trjrodzinnych domw czynszowych, gdzie na poddaszu mam moj pustelni. nie wiem, jak to si dzieje, ale ja, bezdomny wilk stepowy i samotny wrg maomieszczaskiego wiata, zawsze mieszkam w prawdziwie mieszczaskich domach, to taki stary mj sentyment. nie mieszkam ani w paacach, ani w proletariackich ruderach, lecz wanie w tych bardzo przyzwoitych, bardzo nudnych, nienagannie utrzymanych maomieszczaskich gniazdach, gdzie pachnie troch terpentyn i troch mydem, gdzie ogarnia nas przeraenie, jeli nam si przytrafi gono zatrzasn drzwi albo wej do pokoju w zaboconych butach. niewtpliwie lubi t atmosfer z czasw mojego dziecistwa i moja skryta tsknota za czym takim jak gniazdo rodzinne prowadzi mnie niezmiennie na te same gupie cieki. a poza tym lubi rwnie kontrast, jaki zachodzi midzy moim samotnym, pozbawionym mioci, gorczkowym i na wskro nieporzdnym yciem a owym rodowiskiem rodzinno-mieszczaskim. lubi na schodach zapach ciszy, porzdku, schludnoci, przyzwoitoci i swojskoci, ktry mimo mej nienawici do mieszczastwa ma dla mnie zawsze co wzruszajcego, i lubi take przekracza prg mojego pokoju, gdzie to wszystko si koczy, gdzie wrd stosu ksiek poniewieraj si niedopaki cygar i stoj flaszki z winem, gdzie wszystko jest nieporzdne, obce i zaniedbane, a ksiki, rkopisy, myli s naznaczone i przesycone

bied samotnych, problematyk bytu ludzkiego, tsknot za nadaniem nowego sensu yciu czowieka, ktre stao si bezsensowne. minem wanie araukari. na pierwszym pitrze tego domu schody mianowicie prowadz przez may podest przed mieszkaniem, ktre z pewnoci utrzymane jest jeszcze bardziej nienagannie, jeszcze czyciej i troskliwiej ni inne, gdy ten may podest promieniuje jakim nadludzkim zadbaniem, jest ma, lnic wityni adu. na parkiecie, na ktrym lkamy si postawi nog, stoj dwa zgrabne stoeczki, a na kadym z nich wielka doniczka; w jednej ronie azalia, w drugiej do okazaa araukaria, zdrowe, silne drzewko o doskonaej symetrii, ktrego nawet ostatnia igieka na ostatniej gazce lni czystoci. czasem, kiedy wiem, e nikt mnie nie obserwuje, przychodz tu jak do wityni, siadam powyej araukarii na jednym ze schodw, odpoczywam troch, skadam rce i patrz z naboestwem na ten ogrdek adu, ktrego wzruszajce wypielgnowanie i samotna mieszno w jaki sposb chwytaj mnie za serce. za tym podestem, niejako w witym cieniu araukarii, domylam si mieszkania penego byszczcych mahoniw i ycia nacechowanego statecznoci obowizkw, z i zdrowiem, wczesnym wstawaniem, w miar spenianiem wesoymi, z uroczystociami rodzinnymi

niedzielnym chodzeniem do kocioa i wczesnym ukadaniem si do snu. z udan wesooci szedem po wilgotnym asfalcie uliczek, zawe, spowite mg wiata latar patrzyy przez chodn, wilgotn szarug i wysysay z mokrej ziemi leniwe odbicia wiateek. przyszy mi na myl moje zapomniane modziecze lata - jake lubiem wtedy takie ciemne i pospne wieczory pnej jesieni i zimy, jak chciwie i z jakim upojeniem wchaniaem wwczas nastroje samotnoci i melancholii, kiedy otulony paszczem, w deszczu i burzy, biegem przez wrog, odart z lici natur, samotny ju wtedy, ale przepojony rozkosz i przepeniony wierszami, ktre spisywaem przy wiecy w mojej izdebce, siedzc na brzegu ka! no c, to ju mino, ten kielich wychyliem do dna i nigdy dla mnie si ju nie napeni. czy tego szkoda? nie, nie szkoda. nie szkoda niczego, co mino. szkoda tylko tego, co jest teraz i dzisiaj, szkoda tych wszystkich godzin i dni, ktre traciem, ktre tylko cierpliwie znosiem, ktre nie

przynosiy ani darw, ani wstrzsw. ale, bogu dziki, byway te wyjtki, zdarzay si niekiedy, rzadko, rwnie i inne godziny, ktre przynosiy wstrzsy, przynosiy dary, burzyy ciany i znowu sprowadzay mnie, zbkanego, z powrotem do ywego serca wiata. smutny, a jednak do gbi poruszony, usiowaem przypomnie sobie ostatnie przeycie tego rodzaju. byo to podczas koncertu, grano cudown star muzyk, gdy nagle, midzy dwoma ciszonymi taktami, wykonanymi na drewnianych instrumentach dtych, otworzya si przede mn brama w zawiaty, przefrunem przez niebo i widziaem boga przy pracy, cierpiaem bogie ble i nie broniem si ju przed niczym w wiecie, nie baem si ju niczego, akceptowaem wszystko, wszystkiemu oddawaem moje serce. doznanie to nie trwao dugo, moe kwadrans, ale powrcio tej samej nocy we nie i odtd przez wszystkie jaowe dni rozbyskiwao niekiedy skrycie, czasem w cigu minut widziaem wszystko wyranie, jak wijcy si przez moje ycie zoty, boski lad, prawie zawsze pokryty botem i gboko zasypany kurzem, potem znw wieccy zotymi iskrami, zdawao si, e nigdy ju nie zginie, a przecie niebawem znw gdzie przepada w gbi. kiedy zdarzyo si, e podczas bezsennej nocy nagle zaczem mwi wiersze, wiersze zbyt pikne i zbyt dziwne, abym mg myle o spisaniu ich; rano ju ich nie pamitaem, a jednak spoczyway we mnie ukryte, jak ciki orzech w zmurszaej, kruchej upinie. innym razem nawiedzao mnie to przy czytaniu jakiego poety, przy analizowaniu jakiej myli descartes'a, pascala, kiedy indziej znowu rozbyskiwao i prowadzio dalej zotym ladem w niebiosa, gdy byem u kochanki. ach, trudno jest znale lad boga wrd ycia, jakie wiedziemy, wrd tego zadowolonego, tak bardzo mieszczaskiego, tak bardzo bezdusznego czasu, na widok tej architektury, tych interesw, tej polityki, tych ludzi! jake nie mam by wilkiem stepowym i ndznym pustelnikiem porodku wiata, ktrego celw nie podzielam, ktrego radoci s mi obce! nie mog dugo wytrzyma ani w teatrze, ani w kinie, zaledwie zdoam przeczyta gazet, rzadko wspczesn ksik, nie rozumiem, jakiej przyjemnoci i zabawy ludzie szukaj w przepenionych pocigach i hotelach, w zatoczonych kawiarniach, przy haaliwej, natrtnej muzyce, w barach i kabaretach

eleganckich, luksusowych miast, w wiatowych wystawach, na korsach, na odczytach dla zaknionych wiedzy, na wielkich boiskach sportowych - nie mog zrozumie ani podziela tych wszystkich przyjemnoci, ktre przecie byyby dla mnie dostpne i o ktre staraj si i dobijaj tysice ludzi. natomiast to, co w rzadkich chwilach staje si moim udziaem i radoci, co dla mnie jest rozkosz, przeyciem, ekstaz i podwigniciem, towiat zna, kocha i tego szuka chyba tylko w poezji, w yciu za uwaa za obd. w istocie, jeli wiat ma racj, jeli racj maj masowe rozrywki, kawiarniana muzyka, zamerykanizowani ludzie, zadowoleni z byle czego, w takim razie ja nie mam racji, jestem szalecem, jestem naprawd wilkiem stepowym - jak czsto sam siebie nazywaem - jestem zwierzciem, zabkanym w obcym i niezrozumiaym wiecie, zwierzciem, ktre nie moe ju znale swego legowiska, swego poywienia i chci do ycia. zajty tymi zwykymi dla mnie mylami, szedem dalej po mokrym bruku przez jedn z najcichszych i najstarszych dzielnic miasta. nagle, po drugiej stronie uliczki, zobaczyem w ciemnociach stary, kamienny, poszarzay mur, na ktry zwykle chtnie patrzyem; sta tam zawsze taki sdziwy i beztroski, midzy maym kocikiem i starym szpitalem. za dnia oczy moje czsto spoczyway na jego szorstkiej powierzchni, gdy takich cichych, dobrych, milczcych paszczyzn mao byo w rdmieciu, gdzie przecie zwykle na kadym skrawku muru wykrzykuje swoj firm jakie biuro, jaki adwokat, jaki wynalazca, lekarz, fryzjer czy te pedikiurzysta. i teraz znowu ujrzaem stary mur, stojcy cicho i spokojnie, a przecie co si w nim zmienio. dostrzegem w jego rodku jaki niewielki, adny portal z ostroukiem, co mnie zbio z tropu, gdy naprawd nie wiedziaem, czy ten portal by tu zawsze, czy zosta dopiero teraz zbudowany. niewtpliwie wyglda archaicznie; naley przypuszcza, e maa, zamknita furtka o drzwiach z ciemnego drewna wioda ju przed wiekami na jakie upione klasztorne podwrko i czyni to jeszcze i dzi, cho dawno ju nie ma klasztoru; prawdopodobnie ze sto razy widziaem t furtk, ale nigdy nie zwrciem na ni uwagi, moe bya wieo pomalowana i dlatego wpada mi w oczy. jakkolwiek by byo, stanem i uwanie spojrzaem na drug stron, nie przeszedem jednak przez jezdni, gdy bya mokra i rozmika;

pozostaem na chodniku i tylko spogldaem na drug stron, wszystko pograo si ju w cieniu nocy, kiedy wydao mi si, e furtk obwiedziono wiecem czy te inn kolorow ozdob. a teraz, kiedy zadaem sobie trud, eby dokadniej rzecz zbada, spostrzegem nad portalem jasny szyld, na ktrym, zdaje si, by jaki napis. wysiliem wzrok i w kocu, mimo bota i kauy, przeszedem na drug stron ulicy. wtedy dopiero zobaczyem nad bram, na znanej mi zielonkawej szarzynie muru, matowo poyskujc plam; po tej za plamie biegy ruchome, kolorowe litery i znikay niebawem, znw si zjawiay i znw znikay. oczywicie, pomylaem, teraz i ten stary, poczciwy mur zbezczecili wietln reklam! tymczasem odcyfrowaem kilka przelotnie ukazujcych si sw, byy trudne do odczytania, trzeba je byo w poowie odgadywa, gdy litery jawiy si w nierwnych odstpach czasu, blade, nike, i gasy szybko. czowiek, ktry chcia na tym zrobi interes, nie by obrotny, by - biedaczysko - wilkiem stepowym; dlaczego kaza swoim literom taczy tu, na tym murze, w najciemniejszej uliczce starego miasta w taki deszcz, o takiej porze, kiedy nikt tdy nie przechodzi, i dlaczego litery byy takie lotne, takie zwiewne, kapryne i nieczytelne? ale stop, teraz mi si udao, mogem pochwyci kilka kolejnych sw, brzmiay one: teatr magiczny wstp nie dla kadego - nie dla kadego prbowaem otworzy furtk, ale cika, stara klamka nie drgna nawet pod naciskiem. gra liter skoczya si, urwaa nagle, smutna, wiadoma swej daremnoci. cofnem si o kilka krokw, zabrnem w boto, litery ju si nie ukazyway, wietlne efekty zgasy, dugo staem w kauy i czekaem na prno. ale kiedy ju daem za wygran i wrciem na chodnik, upado przede mn na lnicy asfalt par kolorowych wietlnych liter. czytaem:

tylko - - dla - - ob - - kanych! przemoczyem nogi i marzem, mimo to staem tam jeszcze do dugo w oczekiwaniu. ale nic si ju nie pojawio. kiedy tak staem, mylc o tym, jak adnie mkny po wilgotnym murze i czarnym byszczcym asfalcie delikatne, barwne, bdne ogniki liter, przypomniaem sobie nagle fragment moich poprzednich rozwaa: podobiestwo do zotego, rozbyskujcego ladu, ktry nieoczekiwanie staje si znw daleki i nie do odnalezienia. zmarzem i poszedem dalej, nic o tym ladzie, peen tsknoty za bram do magicznego teatru, ktry by tylko dla obkanych. doszedem tymczasem do okolicy rynku, gdzie nie brak ju byo wieczornych rozrywek, co par krokw wisia plakat i zachca szyld: damska kapela kabaret - kino - dansing, ale to wszystko nie dla mnie, to byo dla kadego, dla normalnych, ktrzy caymi falami cisnli si do wej. mimo to mj smutek rozwia si nieco, musno mnie przecie pozdrowienie z innego wiata, zataczyo kilka kolorowych liter, zagrao na mojej duszy i dotkno ukrytych akordw, bysk zotego ladu sta si znw widoczny. odszukaem ma, staromodn knajpk, w ktrej nic si nie zmienio od czasw mojego pierwszego pobytu w tym miecie przed dwudziestu piciu laty. jest nawet ta sama szynkarka, a niektrzy z dzisiejszych goci rwnie i wwczas siedzieli tutaj, na tych samych miejscach, przed tymi samymi szklankami. wszedem do tej skromnej gospody, tu bya moja ucieczka. wprawdzie to tylko przysta, mniej wicej taka jak na schodach przy araukarii, gdy i tutaj nie odnalazem domu i wsplnoty, tylko ciche miejsce na widowni przed scen, na ktrej obcy ludzie grali obce sztuki, ale to ciche miejsce te byo co warte: ani tumw, ani krzykw, ani muzyki, tylko kilku spokojnych obywateli przy nienakrytych drewnianych stoach (adnych marmurw, emaliowanych blach, pluszw czy mosidzw), a przed kadym z goci trunek - dobre, mocne wino. moe ci nieliczni stali bywalcy, znani mi z widzenia, to prawdziwi filistrzy, ktrzy w domu, w swoich filisterskich mieszkaniach stawiali aosne otarze

gupawym bokom zadowolenia - a moe to samotnicy i wykolejecy, wilki stepowe i biedacy jak ja, ktrzy nie dumali przy kieliszku z nad nich zbankrutowanymi ideaami? tego wiedziaem. kadego

przycigaa tu jaka nostalgia, jakie rozczarowanie, potrzeba jakiej namiastki; onaty szuka atmosfery kawalerskich czasw, stary urzdnik echa studenckich lat, wszyscy byli raczej milczcy, chtnie popijali i podobnie jak ja woleli siedzie przed butelk alzackiego wina ni przed damsk kapel. tu rzuciem kotwic, tu mona byo przesiedzie godzin, a nawet dwie. zaledwie yknem wina, poczuem, e dzi jeszcze nic nie miaem w ustach prcz kawaka chleba na niadanie. zadziwiajce, co te czowiek potrafi przekn! chyba z dziesi minut czytaem gazet, chonem oczyma wypociny jakiego nieodpowiedzialnego czowieka, przeuwajcego w swych ustach sowa innych, by je nastpnie - zaprawione lin, ale nie strawione - znw z siebie wydali. pochonem tak ca dug szpalt. po czym zjadem dobry kawa wtroby, wycitej z ciaa zarnitego cielaka. przedziwne! najlepsze ze wszystkiego byo alzackie wino. nie lubi - przynajmniej na co dzie odurzajcych, mocnych win, ktre wydatnie pobudzaj i odznaczaj si znanym, specyficznym smakiem. najbardziej lubi cakiem mode, lekkie, skromne wina bez nazwy; mona ich wypi duo, maj dobry i przyjemny aromat wsi, ziemi, nieba i drzew. kieliszek alzackiego wina i kawaek dobrego chleba to najlepszy posiek. zjadem wszake ju jedn porcje wtroby, szczeglny dla mnie przysmak, gdy rzadko jadam miso, a przede mn sta ju drugi kieliszek wina. dziwne byo rwnie i to, e w jakich zielonych dolinach zdrowi, dzielni ludzie uprawiaj winn latorol i tocz wino, aby gdzie tam z w wiecie, z dala od nich, i kilku rozczarowanych, z cicha popijajcych mieszczuchw i bezradnych wilkw stepowych mogo wysczy kielichw nieco odwagi dobrego samopoczucia. co do mnie - niech to bdzie i dziwne! jest dobre, pomaga, poprawia humor. na myl o bzdurach w artykule parsknem spnionym, przynoszcym ulg miechem i nagle przypomniaem sobie znowu zapomnian, cich, na trbce wygran melodi; uniosa si we mnie jak maa, lnica baka mydlana, bysna, ukazujc w kolorowym,

zmniejszonym odbiciu cay wiat, i rozprysna si agodnie. skoro byo moliwe, e ta boska, maa melodyjka potajemnie zapucia w mej duszy korzenie i pewnego dnia na nowo rozkwitaa cudownym wielobarwnym kwiatem, czy mogem by cakowicie zgubiony? a jeli nawet jestem zbkanym zwierzciem, nie rozumiejcym otaczajcego wiata, to przecie moje gupie ycie ma jaki sens, skoro co we mnie udziela odpowiedzi, odbiera woania z dalekich, wyszych wiatw, gromadzi w moim mzgu tysice obrazw: anielskie hufce giotta z maego, bkitnego sklepienia kocika w padwie, a obok nich hamlet kroczcy z uwieczon ofeli, pikne symbole wszelkiego smutku i wszelkiego nieporozumienia w wiecie, a oto stoi w poncym balonie eglarz powietrzny gianozzo i dmie w rg, attyla schmelzle trzyma w rku swj nowy kapelusz, a borobudur*1 pitrzy w powietrzu gr swych rzeb. gdyby nawet te wszystkie pikne postacie yy rwnie w tysicach innych serc, to istnieje jeszcze dziesi tysicy innych, nieznanych obrazw i dwikw, ktrych ojczyzna, widzce oko i syszce ucho yj jedynie we mnie. stary szpitalny mur peen plam starej, zwietrzaej, szarej zieleni, mur, pod ktrego rysami i pkniciami mona si domyla tysicy freskw - kto mu odpowiedzia, kto przyj go do swej duszy, kto go kocha, kto odczuwa czar jego agodnie zamierajcych barw? stare ksigi mnichw z delikatnie poyskujcymi miniaturami i przez wasny nard zapomniane ksiki niemieckich poetw sprzed stu i dwustu lat, wszystkie te zniszczone i zbutwiae tomy, druki i rkopisy dawnych muzykw, owe sztywne, poke nuty, na ktrych zastygy w tony zaklte marzenia - kto wsucha si w ich mdre, szelmowskie i tskne gosy, kto nis w sercu ich ducha, ich czar przez inny, obcy im czas? kto zachowa w pamici may, uparty cyprys, stojcy wysoko nad wzgrzem gubbio, zamany i rozdarty kamiennym zwaem, cyprys, ktry mimo to przetrwa i wypuci nowy, mizerny pd? kto odda sprawiedliwy hod pracowitej wacicielce mieszkania na pierwszym pitrze i jej lnicej czystoci araukarii? kto czyta noc chmurne znaki przecigajcych nad renem mgie? wilk stepowy. i kto na gruzach swego ycia szuka jego 1* buddyjska witynia koo jogyakarty na jawie, pochodzca z viii w. n.e., ozdobiona mnstwem rzeb i posgw.

rozwiewajcego si sensu, kto znosi to, co pozornie niedorzeczne, przeywa to, co na pozr obdne, i nawet w ostatnim szalonym chaosie ywi skryt nadziej na objawienie si i blisko boga? przytrzymaem kieliszek, ktry gospodyni chciaa mi znw napeni, i wstaem. nie potrzebowaem ju wina. zabysn zoty lad, odyo wspomnienie wiecznoci, mozarta, gwiazd. mogem znowu przez godzin oddycha, y, istnie, nie musiaem znosi cierpie ani lku, ani wstydu. kiedy wyszedem na cich ju ulic, dzwoni wok latar drobny kapuniaczek, smagany zimnym wiatrem, i migota szklanym blaskiem. a teraz dokd? gdybym w tej chwili mia moc czarodziejsk, to yczybym sobie maej, adnej salki w stylu ludwika xvi, gdzie kilku dobrych muzykw zagraoby mi dwa, trzy utwory hndla i mozarta. miabym teraz do tego odpowiedni nastrj i rozkoszowabym si chodn, szlachetn muzyk, jak bogowie rozkoszuj si nektarem. ach, gdybym mia teraz jakiego przyjaciela, ktry gdzie, na jakim poddaszu, medytowaby przy wieczce i mia pod rk skrzypce! jake chtnie wliznbym si w jego nocn cisz, wspibym si delikatnie po krtych schodach, zaskoczybym go znienacka i spdzilibymy par nieziemskich nocnych godzin na rozmowie i muzyce! niegdy, w minionych latach, czsto byo mi dane zakosztowa takiego szczcia, ale z czasem i to oddalio si ode mnie i oderwao, zwide lata leay midzy tym, co jest tutaj, a tym, co byo tam. peen wahania ruszyem w stron domu, wysoko podniosem konierz palta i uderzyem lask w mokry bruk. chobym nie wiem jak wolno odbywa t drog, przecie w kocu i tak znajd si znowu w mojej mansardzie, w mojej maej, iluzorycznej ojczynie, ktrej nie lubi, bez ktrej jednak oby si nie mog, miny bowiem dla mnie czasy, kiedy potrafiem spdzi ddyst zimow noc, biegajc pod goym niebem. ale, w imi boe, nie chciaem dopuci do tego, aby mi deszcz, artretyzm czy araukaria zepsuy dobry nastrj tego wieczoru, i chocia nie mogem mie orkiestry kameralnej ani znale samotnego przyjaciela ze skrzypcami, to owa pikna melodia graa w mej duszy i nucc cicho z miarowym oddechem, mogem j sobie cho w przyblieniu odtworzy. w zamyleniu szedem dalej. owszem, mona si oby bez muzyki kameralnej i bez przyjaciela i,

rzecz mieszna, da si trawi bezsilnemu pragnieniu ciepa. samotno jest niezalenoci, yczyem jej sobie i zdobyem j po dugich latach. jest zimna, o tak, ale jest te cicha, cudownie cicha i wielka, jak zimne, ciche przestworza, po ktrych wiruj gwiazdy. z jakiej dansingowej sali, ktr mijaem, buchna na mnie gorco i brutalnie, jednak jak odr dla surowego mnie misa, haaliwa urok. nie muzyka lubiem jazzowa. jazzu, ale przystanem na chwilk; cho ten rodzaj muzyki by mi wstrtny, mia zawsze tajemniczy zdecydowanie wolaem go od dzisiejszej muzyki akademickiej, gdy swoj radosn pierwotn dzikoci trafia gboko rwnie i w mj wiat popdw i tchn naiwn, uczciw zmysowoci. staem tam chwil, wszc, chonem krwaw, krzykliw muzyk, wietrzyem gniewnie i podliwie atmosfer tych sal. liryczna cz tej muzyki bya lepka, przesodzona i ociekaa sentymentalizmem, druga poowa bya dzika, kapryna i pena mocy, a przecie obie czci czyy si ze sob naiwnie i harmonijnie, tworzc jedn cao. bya to muzyka schykowa, podobn uprawiano chyba w rzymie ostatnich cezarw. oczywicie w porwnaniu z bachem, mozartem i w ogle z prawdziw muzyk byo to paskudztwo - ale takim paskudztwem jest caa nasza sztuka, cay nasz sposb mylenia, caa nasza pozorna kultura, jeli j porwnamy z kultur prawdziw. a ta muzyka miaa znami wielkiej szczeroci i co murzyskiego, godnego mioci i niezakamanego, a take co z wesoej dziecinnej fantazji. miaa co z murzyna i co z amerykanina, ktry nam, europejczykom, wydaje si w swej sile chopico wiey i dziecinny. czy europa te stanie si taka? czy ku temu zmierza? czybymy, starzy znawcy i czciciele niegdysiejszej europy, dawnej, prawdziwej muzyki, prawdziwej poezji minionych lat - byli tylko nik, gupi mniejszoci skomplikowanych neurotykw, ktrzy jutro zostan zapomniani i wymiani? czyby to, co nazywalimy kultur, duchem, dusz, piknem i witoci, byo od dawna martwym upiorem, tylko przez nas, nielicznych szalecw, uwaanym za co, co jest prawdziwe i ywe? a moe to wszystko nigdy prawdziwe i ywe nie byo? moe to, w co my, szalecy, wkadalimy tyle trudu, zawsze byo tylko zudzeniem? znalazem

si znw w starej dzielnicy miasta, may kociek sta w szarzynie zgaszony i nierealny. nagle przypomniao mi si przeycie z pamitnego wieczoru, zagadkowe ostroukowe drzwi, nad nimi zagadkowa tablica z szyderczo plsajcymi wietlnymi literami. jak brzmiay te napisy? wstp nie dla kadego. i: tylko dla obkanych. badawczo spojrzaem w stron starego muru z tajonym yczeniem, aby znw zacz si czar, aby napis zaprosi mnie, obkanego, i aby maa furtka mnie wpucia. moe tam byo to, czego pragnem, moe tam grano moj muzyk? spokojnie spogldaa na mnie ciemna kamienna ciana spowita w gboki zmierzch, zamknita, cakowicie pogrona w swym nie. i nigdzie drzwi, nigdzie ostrouku, tylko ciemny, cichy mur bez otworu. umiechajc si, poszedem dalej, przyjanie skinwszy staremu murowi. pij dobrze; murze, nie obudz ci. nadejdzie czas, kiedy ci zwal albo oblepi swymi natrtnymi szyldami, ale teraz jeszcze tu jeste, jeszcze jeste pikny i cichy, i memu sercu bliski. z ciemnej ulicznej otchani wyoni si nagle przede mn i przestraszy mnie jaki czowiek, samotny, spniony przechodzie o znuonym kroku, w czapce na gowie, ubrany w niebiesk bluz; opar o rami drg z plakatem, na brzuchu zwisaa mu umocowana na rzemieniu otwarta skrzynka, taka jak nosz kramarze na jarmarkach. zmczony szed przede mn i nawet nie oglda si na mnie, inaczej bybym go pozdrowi i da mu cygaro. w wietle najbliszej latarni usiowaem przeczyta jego czerwony plakat na drgu, ale chwia si tam i z powrotem i niczego nie mogem rozszyfrowa. wtedy zawoaem go i poprosiem, eby mi go pokaza. zatrzyma si, troch wyprostowa drg i wtedy mogem przeczyta taczce, chwiejne litery: wieczorek anarchistyczny. teatr magiczny! wstp nie dla ka... - wanie pana szukaem - krzyknem radonie. - co z paskim wieczorkiem? gdzie si odbywa? kiedy? ale on ju szed dalej.

- nie dla kadego - powiedzia obojtnie sennym gosem i ruszy przed siebie. mia wszystkiego dosy, chcia i do domu. - stj - zawoaem, biegnc za nim. - co pan tam ma w tej skrzynce? chc od pana co kupi! nie zatrzymujc si, czowiek machinalnie sign do skrzynki, wydoby jak ma ksieczk i poda mi j. pochwyciem j skwapliwie i schowaem. gdy odpinaem paszcz, chcc wydosta pienidze, nieznajomy skrci w bok, wszed w jak bram, zamkn j za sob i przepad. z podwrza dochodzi stuk jego cikich krokw, najpierw po kamiennym bruku, pniej po drewnianych schodach, a w kocu nie syszaem ju nic. nagle i ja poczuem ogromne zmczenie i wydao mi si, e jest ju bardzo pno i e dobrze byoby wrci do domu. przyspieszyem kroku i niebawem t pic uliczk podmiejsk dostaem si do mojej dzielnicy, pooonej midzy waami, gdzie w maych, schludnych domach czynszowych za skrawkami murawy i bluszczu mieszkaj urzdnicy i drobni rentierzy. mijajc bluszcz, trawnik i ma jodek, dotarem do bramy domu, trafiem do zamka, znalazem wcznik wiata, przeliznem si obok oszklonych drzwi, politurowanych szaf, doniczek z zieleni i otworzyem mj pokj, moj ma, iluzoryczn ojczyzn, gdzie czeka na mnie fotel i piec, kaamarz i pudeko z farbami, novalis i dostojewski, podobnie jak na innych prawdziwych ludzi wracajcych do domu czeka matka albo ona, dzieci, suce, psy i koty. gdy zdjem z siebie mokry paszcz, wpada mi znw w rce maa ksieczka. wycignem j; bya to cienka, le i na zym papierze wydrukowana broszurka jarmarczna., podobna do zeszytw, ktre miewaj tytuy: czowiek urodzony w styczniu albo jak w cigu omiu dni odmodnie o dwadziecia lat? gdy tylko zaszyem si w fotelu i naoyem okulary, ze zdumieniem i nagle budzcym si we mnie poczuciem doniosoci chwili przeczytaem na okadce tej jarmarcznej broszurki tytu: traktat o wilku stepowym. nie dla kadego. a tre tego pisma, ktre w rosncym napiciu przeczytaem jednym tchem, bya nastpujca:

traktat o wilku stepowym tylko dla obkanych by sobie raz kto, imieniem harry, zwany wilkiem stepowym. chodzi na dwch nogach, nosi ubranie i by czowiekiem, ale naprawd by to wilk stepowy. naby sporo wiedzy, jakiej mog naby ludzie z dobr gow, i by wcale mdrym czowiekiem. nie nauczy si jednak zadowolenia z samego siebie i ze swojego ycia. tego nie potrafi, by czowiekiem niezadowolonym, a pochodzio to prawdopodobnie std, e w gbi serca zawsze wiedzia (lub zdawao mu si, e wie), i waciwie nie jest czowiekiem, lecz wilkiem ze stepu. niechaj si mdrzy ludzie spieraj o to, czy rzeczywicie by wilkiem, czy te kiedy, moe jeszcze przed urodzeniem, za pomoc czarw zosta przemieniony z wilka w czowieka; a moe urodzi si jako czowiek obdarzony dusz wilka stepowego i zosta przez ni owadnity, lub wiara w to, e jest waciwie wilkiem, bya u niego tylko urojeniem albo chorob. na przykad nie jest wykluczone, e ten czowiek by w dziecistwie dziki, nieokieznany i nieporzdny, e jego wychowawcy usiowali zabi w nim besti i przez to wanie wytworzyli w nim urojenie i przewiadczenie, i w rzeczywistoci jest waciwie besti o cienkiej tylko powoce wychowania i czowieczestwa. mona by o tym dugo i ciekawie rozprawia, a nawet pisa cae tomy; ale wilkowi stepowemu nic by to nie pomogo, gdy byo mu obojtne, czy tkwi w nim wilk zaklty czarami, wbity kijami, czy te by on tylko urojeniem jego duszy. sd innych o tym, a take jego wasne mniemanie nie przedstawiay dla niego adnej wartoci, gdy nie mogy przecie wypdzi z niego wilka. wilk stepowy mia zatem dwie natury, ludzk i wilcz, takie byo jego przeznaczenie, i by moe to przeznaczenie nie byo ani takie szczeglne, ani rzadkie. podobno widywano ju wielu ludzi, ktrzy mieli w sobie co z psa lub z lisa, z ryby lub wa, a jednak fakt ten nie sprawia im specjalnych kopotw. w tych ludziach yli wanie obok siebie czowiek i lis, czowiek i ryba, i adne nie sprawiao drugiemu przykroci, a nawet

jedno drugiemu pomagao, i niejeden czowiek, ktry daleko zaszed i ktremu zazdroszczono, zawdzicza swoje szczcie raczej tkwicemu w nim lisowi lub mapie ni temu, co w nim ludzkie. wiadomo o tym powszechnie. z harrym byo jednak inaczej: w nim czowiek i wilk yli obok siebie i wcale sobie nie pomagali, lecz nieustannie trwaa midzy nimi miertelna nienawi i jeden y wycznie cierpieniem drugiego; a gdy w jednej krwi i jednej duszy yje dwch miertelnych wrogw, wwczas ycie jest niedobre. no c, kady ma swj los, a aden los nie jest lekki. z naszym wilkiem stepowym sprawa miaa si tak, e w swoim odczuciu y bd jak wilk, bd jak czowiek, a bywa tak zazwyczaj u istot mieszanych; kiedy jednak by wilkiem, czowiek w nim stale warowa, obserwowa go, osdza i ferowa wyroki - w chwilach za, kiedy by czowiekiem, to samo czyni wilk. i tak jeli harry jako czowiek mia pikn myl, ywi jakie delikatne, szlachetne uczucie lub speni tak zwany dobry uczynek, wtedy wilk szczerzy w nim ky, mia si i pokazywa z krwawym szyderstwem, jak nie do twarzy wilkowi stepowemu z tym caym miesznym szlachetnym teatrem, wilkowi, ktry w gbi serca dobrze wie, co by mu przypado do gustu, a mianowicie samotna gonitwa po stepach, od czasu do czasu cheptanie krwi lub uganianie za wilczyc - i wtedy z punktu widzenia wilka kada czynno ludzka stawaa si przeraliwie mieszna i enujca, gupia i prna. ale zupenie tak samo byo, kiedy harry czu si i zachowywa jak wilk, kiedy szczerzy zby i odczuwa nienawi i mierteln wrogo do wszystkich ludzi i do ich zakamanych i zwyrodniaych manier i obyczajw. wtedy to leaa w nim na czatach czstka czowiecza, ledzia wilka, nazywaa go bydlciem i besti, psua i zatruwaa mu kad rado czerpan z prostej, wilczej, dzikiej natury. tak miaa si rzecz z wilkiem stepowym i mona sobie wyobrazi, e harry nie mia ycia przyjemnego ani szczliwego. nie znaczy to jednak, e by szczeglnie nieszczliwy (chocia jemu, rzecz jasna, tak si zdawao, podobnie jak wszystkim ludziom, ktrzy uwaaj, i przypadajce im cierpienia s najcisze). nie naley tego mwi o adnym czowieku. rwnie i taki czowiek, ktry me ma w sobie wilka, nie musi by dziki temu szczliwy. a z kolei najnieszczliwsze ycie ma swoje soneczne

godziny i swoje ubouchne kwiatki szczliwoci, rozsiane wrd piasku i kamieni. tak te byo i z wilkiem stepowym. by najczciej bardzo nieszczliwy, temu nie mona zaprzeczy, i mg take innych unieszczliwia, mianowicie tych, ktrych kocha, i tych, ktrzy jego kochali. wszyscy bowiem, ktrzy go pokochali, widzieli w nim tylko jedn stron. niektrzy kochali go jako czowieka subtelnego, mdrego i ciekawego i byli potem przeraeni i rozczarowani, gdy nagle dostrzegali w nim wilka. a dostrzec go musieli, gdy harry, jak kada ywa istota, chcia by kochany cay i dlatego nie mg ukrywa i zapiera si wilka w sobie wanie przed tymi, na ktrych mioci najbardziej mu zaleao. byli jednak i tacy, ktrzy kochali w nim wanie wilka, to co byo swobodne, dzikie, nieokieznane, niebezpieczne i silne, i ci z kolei byli znw ogromnie rozczarowani i zawiedzeni, gdy nagle dziki, zy wilk okazywa si rwnie czowiekiem, tsknicym za dobroci i delikatnoci, pragncym sucha mozarta, czyta wiersze i mie oglnoludzkie ideay. i wanie ci ludzie byli najbardziej zawiedzeni i li, i dlatego to wilk stepowy wnosi swoj wasn dwoisto, rozdwojenie we wszystkie obce losy, z ktrymi si styka. myliby si jednak ten, kto by sdzi, e zna wilka stepowego i e moe sobie wyobrazi jego aosne i rozdarte ycie; daleko mu jeszcze do wiedzy o wszystkim. nie wie, e (tak jak nie ma reguy bez wyjtku i tak jak poszczeglny grzesznik w pewnych okolicznociach moe by bogu milszy ni dziewidziesiciu dziewiciu sprawiedliwych) u harry'ego te byway wyjtkowe i szczliwe przypadki, e niekiedy wilk, a niekiedy czowiek mg w sposb czysty i niezakcony oddycha w nim, myle i czu, ba, e czasem, w bardzo rzadkich chwilach, obaj zawierali ze sob przymierze, yli we wzajemnej mioci, tak e nie tylko jeden czuwa, gdy inny ni, lecz nawzajem si wspomagali i jeden podwaja siy drugiego. zdawao si, e w yciu tego czowieka, jak wszdzie na wiecie, wszystko, co zwyczajne, codzienne, poznane i regularne, ma jedynie ten cel, by od czasu do czasu, w krtkiej jak mgnienie oka pauzie zostao przerwane i ustpio miejsca czemu niezwykemu, cudowi, asce. czy te krtkie, rzadkie godziny szczcia wyrwnyway i agodziy zy los wilka stepowego, rwnowac wreszcie szczcie i cierpienie, czy moe nawet

to krtkie, ale mocne szczcie owych nielicznych godzin pochaniao cay bl i dawao pewn nadwyk w obrachunku?- oto pytanie, nad ktrym niechaj si gowi ludzie nie majcy nic lepszego do roboty. rwnie i wilk czsto przemyliwa nad tym i to byy jego prniacze i zmarnowane dni. do tego trzeba jeszcze co doda. istnieje do duo ludzi tego typu co harry, zwaszcza wielu artystw naley do tego gatunku. ludzie ci maj w sobie dwie dusze, dwie istoty, s w nich cechy boskie i szataskie, krew matczyna i ojcowska, a zdolno do szczcia i zdolno do cierpienia tkwi w nich w takiej samej wrogoci i pogmatwaniu, ssiedztwie i poczeniu, jak wilk i czowiek w harrym. i ludzie ci, ktrych ycie jest bardzo niespokojne, przeywaj niekiedy w rzadkich chwilach uniesie tak silne i niewypowiedziane pikno, a fala ich chwilowego szczcia wznosi si niekiedy tak wysoko i olepiajco nad morze cierpienia, e owa krtka rozbyskujca bogo, promieniujc dokoa, ogarnia i oczarowuje rwnie innych. tak powstaj nad morzem cierpienia, jako cenna, krtkotrwaa fala szczcia, wszystkie te dziea sztuki, w ktrych pojedynczy cierpicy czowiek wznis si na jedn chwil tak wysoko ponad swj wasny los, e jego szczcie byszczy jak gwiazda i wszystkim, ktrzy je widz, objawia si jako co wiecznego, jako ich wasny sen o szczciu. wszyscy ci ludzie, jakkolwiek bd si nazywa ich czyny i dziea, waciwie nie maj w ogle adnego ycia, to znaczy, ich ycie nie jest bytem, nie ma ksztatu, nie s oni bohaterami, artystami czy mylicielami w tym sensie, w jakim inni ludzie s sdziami, lekarzami, szewcami czy nauczycielami, lecz ycie ich jest wiecznym, penym cierpienia ruchem i wrzeniem, jest nieszczliwe i bolenie rozdarte, jest przeraajce i bezsensowne, jeeli nie zechcemy dostrzec sensu w tych wanie rzadkich przeyciach, czynach, mylach i dzieach, ktre rozbyskuj nad chaosem takiego istnienia. wrd ludzi tego rodzaju powstaa niebezpieczna i straszliwa myl, e, by moe, cae ycie ludzkie jest tylko okrutn pomyk, jakim gwatownym i niefortunnym, poronionym tworem pramatki, jak dzik i straszliwie chybion prb natury. wrd nich jednak zrodzia si te inna myl, e czowiek jest moe nie tylko na p rozumnym zwierzciem, lecz i dzieckiem boym, przeznaczonym do niemiertelnoci.

kady gatunek ludzi ma swoje znamiona, swoje cechy, kady ma waciwe sobie cnoty i wystpki, kady ma swj miertelny grzech. do cech wilka stepowego naleao, e by czowiekiem wieczoru. ranek by dla niego z por dnia, ktrej si lka i ktra nigdy nie przynosia mu nic dobrego. rankiem nigdy naprawd nie cieszy si yciem, nigdy w godzinach przedpoudniowych nie uczyni niczego dobrego, nie miewa dobrych pomysw, nie umia ani sobie, ani innym sprawi przyjemnoci. dopiero w cigu popoudnia rozgrzewa si powoli i oywia, a pod wieczr, w swych dobrych dniach, stawa si podny i czynny, niekiedy nawet arliwy i radosny. z tym wizaa si te jego potrzeba samotnoci i niezalenoci. nigdy aden czowiek nie odczuwa gbszej i bardziej namitnej potrzeby niezalenoci ni on. w czasach modoci, kiedy by jeszcze biedny i z trudem zarabia na chleb, wola godowa i chodzi w podartym ubraniu, byleby za t cen uratowa odrobin niezalenoci. nie sprzeda si nigdy dla pienidzy i dobrobytu, nie sprzeda si nigdy kobietom czy monym i po stokro odrzuca i wyklucza to, co w oczach caego wiata byo dla niego korzyci i szczciem, by za t cen zachowa wolno. adne wyobraenie nie byo mu bardziej nienawistne i przeraajce ni to, e musiaby wykonywa zawd na przykad urzdnika, przestrzega jakiego podziau dnia i roku, sucha innych. biuro, kancelaria, urzd - to byy pojcia znienawidzone przez niego tak jak mier, a najokropniejsze, co mogoby mu si przydarzy, to niewola w koszarach. umia unika tych wszystkich moliwoci, czsto za cen wielkich ofiar. w tym tkwia jego sia i cnota, w tym by nieugity i nieprzekupny, w tym jego charakter by stay i prostolinijny. tylko e z t zalet wizaa si znw najcilej jego bieda i jego los. wiodo mu si tak, jak wiedzie si wszystkim: to, czego z najgbszego popdu swej istoty najuparciej szuka i czego pragn, stao si jego udziaem, ale w wikszej mierze, ni to dla czowieka korzystne. pocztkowo byo jego marzeniem i szczciem, pniej gorzk dol. czowiek wadzy ginie od wadzy, czowiek pienidzy od pienidzy, poddany od suenia, rozpustnik od rozpusty. tak te i wilka stepowego zgubia jego niezaleno. osign swj cel, stawa si coraz bardziej niezaleny, nikt mu nie rozkazywa, do nikogo nie musia

si stosowa, sam swobodnie decydowa o swym postpowaniu. kady bowiem silny czowiek niezawodnie osiga to, czego kae mu szuka jego prawdziwy popd. ale porodku osignitej wolnoci harry nagle spostrzeg, e jego wolno bya mierci, e jest sam, e wiat w jaki niesamowity sposb pozostawia go w spokoju, e ludzie niego ju nie obchodz, a nawet on sam siebie nie obchodzi, e si powoli dusi w tej coraz cieszej atmosferze odosobnienia i samotnoci. doszo bowiem do tego, e samotno i niezaleno przestay by jego pragnieniem i celem, a stay si jego losem, na ktry zosta skazany, e czarodziejskie yczenie zostao spenione i nie dao si ju cofn, e nic ju nie pomagao, gdy peen tsknoty i dobrej woli wyciga ramiona i gotw by do zadzierzgnicia jakiej wizi i wsplnoty; zostawiono go teraz samego. przy tym wcale nie by znienawidzony czy te ludziom niemiy, przeciwnie, mia bardzo wielu przyjaci. lubio go wiele osb. ale bya to zawsze tylko sympatia i yczliwo, zapraszano go, obdarowywano, pisano do niego mie listy, ale nikt si do niego nie zbliy, nigdzie nie powstaa wi, nikt nie by gotw ani zdolny do tego, by dzieli z nim jego ycie. otaczaa go teraz cicha atmosfera samotnych, jaki odpyw fali ludzkiej, nie by ju zdolny do nawizywania kontaktw, czemu ani wola, ani tsknota ju nic nie mogy zaradzi. byo to jedno z wanych znamion jego ycia. drug cech byo to, e nalea do samobjcw. tu trzeba wyjani, e bdem jest nazywanie samobjcami tylko tych, ktrzy rzeczywicie odbieraj sobie ycie. midzy nimi wielu jest takich, ktrzy w pewnym sensie staj si samobjcami tylko przez przypadek, a ch targnicia si na ycie wcale nie musi tkwi w ich psychice. wrd ludzi bez szczeglnej osobowoci, bez zdecydowanego charakteru, bez wstrzsw w yciorysie, wrd ludzi tuzinkowych i yjcych stadnie s tacy, ktrzy kocz samobjstwem, chocia w caej swej strukturze i uksztatowaniu nie nale do typu samobjcw, gdy tymczasem bardzo wielu, moe nawet wikszo spord tych, ktrych z istoty naley zaliczy do samobjcw, nigdy nie usiuje targn si na ycie. samobjca - a harry nim by - niekoniecznie musi y w szczeglnie bliskim kontakcie ze mierci, taki kontakt mona mie, nie bdc samobjc; ale waciwoci samobjcy jest to, e swoje

ja - obojtne, susznie czy niesusznie - odczuwa jako szczeglnie niebezpieczny, niepewny i zagroony element natury, e wydaje mu si, i stale jest naraony i wystawiony na niebezpieczestwo, tak jak gdyby sta na szczycie skay, gdzie sabe pchnicie z zewntrz lub drobna sabo od wewntrz wystarcz, by strci go w prni. ten typ ludzi tym si wyrnia w swym przeznaczeniu, e samobjstwo jest dla nich najbardziej prawdopodobnym rodzajem mierci, przynajmniej w ich wasnym mniemaniu. przesank tych skonnoci, ujawniajcych si zawsze ju we wczesnej modoci i towarzyszcych tym ludziom w cigu caego ycia, nie jest bynajmniej jaka szczeglnie saba witalno, przeciwnie, wrd samobjcw znajduj si natury wyjtkowo odporne, zaborcze i odwane. ale podobnie jak bywaj organizmy skonne do gorczki przy najbahszym schorzeniu, tak te bywaj natury, zazwyczaj bardzo czue i wraliwe, ktre nazywamy samobjcami, skonne przy najmniejszym wstrzsie podda si intensywnie wizji samobjstwa. gdyby istniaa nauka, ktra miaaby do odwagi i poczucia odpowiedzialnoci, by zaj si czowiekiem, a nie tylko mechanizmami zjawisk yciowych, gdybymy mieli co w rodzaju antropologii czy psychologii, to zjawiska te byyby wszystkim znane. to, co powiedzielimy o samobjcach, dotyczy oczywicie tylko powierzchni, jest psychologi, a wic czci fizyki. z metafizycznego punktu widzenia sprawa przedstawia si inaczej i o wiele janiej, gdy przy takim spojrzeniu samobjcy jawi si nam jako obcieni poczuciem winy za indywidualizacj, jako owe dusze, ktre za cel ycia uwaaj ju nie doskonalenie si i ksztatowanie samych siebie, lecz unicestwienie si, powrt do matki, do boga, do wszechwiata. natury takie s w wikszoci zupenie niezdolne do popenienia prawdziwego samobjstwa, poniewa pojy dogbnie tkwicy w nim grzech. dla nas s jednak samobjcami, gdy w mierci, a nie w yciu widz wybawiciela, s gotowi usun si i powici, zgasn i wrci do pocztku. tak jak kada sia moe sta si saboci (a w pewnych okolicznociach nawet musi si ni sta), tak i na odwrt, typowy samobjca moe ze swej pozornej saboci uczyni si i oparcie, ba, czyni

to nawet bardzo czsto. do tych przypadkw zalicza si rwnie przypadek harry'ego, wilka stepowego. jak tysice jemu podobnych, uczyni on z wyobraenia, e o kadej godzinie droga do mierci stoi przed nim otworem, nie tylko modzieczo-melancholijn igraszk fantazji, lecz zbudowa sobie z tej wanie myli pocieszenie i oparcie. wprawdzie kady wstrzs, kady bl, kada niepomylna sytuacja yciowa natychmiast budziy w nim, jak we wszystkich ludziach jego pokroju, pragnienie ucieczki przez mier, stopniowo jednak stworzy sobie wanie z tej skonnoci filozofi, suc yciu. oswojenie si z myl, e to zapasowe wyjcie stale jest otwarte, dodawao mu siy, budzio w nim ciekawo wyprbowania cierpie i zych stanw, a gdy byo z nim bardzo le, mg czasem ze zgryliw radoci, z pewnego rodzaju zadowoleniem z niepowodzenia, pomyle: jednak jestem ciekawy, ile to waciwie czowiek potrafi wytrzyma! jeli osignem ju granic wytrzymaoci, to wystarczy mi tylko otworzy drzwi i ju mnie nie bdzie. jest wielu samobjcw, u ktrych takie wanie myli wyzwalaj niezwyke siy. z drugiej strony wszyscy samobjcy dobrze znaj walk z pokus samobjstwa. kady w jakim zaktku swojej duszy wie a nadto dobrze, e samobjstwo jest wprawdzie wyjciem, ale przecie tylko jakim wyjciem ndznym, nielegalnym, zapasowym, i e w zasadzie szlachetniej i pikniej jest da si pokona przez samo ycie ni gin z wasnej rki. ta wiadomo, to ze sumienie, ktrego rdo jest takie samo jak rdo nieczystego sumienia tak zwanych masturbantw, skania wikszo samobjcw do nieustannego zmagania z pokus. walcz tak, jak kleptoman walczy ze swoim naogiem. rwnie i wilk stepowy zna dobrze t walk, walczy rn i coraz to inn broni. w kocu, w wieku lat czterdziestu siedmiu, wpad na pewien szczliwy i nie byle jaki pomys, ktry czsto sprawia mu rado. pidziesiciolecie swoich urodzin ustali jako dzie, w ktrym pozwoli sobie na samobjstwo. tego dnia - tak sobie postanowi - bdzie mg swobodnie skorzysta lub nie skorzysta z zapasowego wyjcia, zalenie od nastroju dnia. a teraz niech si dzieje, co chce, niechby nawet zachorowa, zuboa, doznawa blu i goryczy wszystko jest ograniczone terminem, wszystko moe trwa najwyej tylko

tych kilka lat, miesicy, dni, ktrych liczba z kadym dniem maleje. i rzeczywicie, o wiele atwiej znosi teraz niejedno niepowodzenie, ktre dawniej drczyoby go dotkliwiej i duej, ba, moe wstrzsnoby nim do gbi. jeli z jakiegokolwiek powodu byo mu szczeglnie le, jeli do opuszczenia, osamotnienia i zdziczenia jego ycia doczay si jeszcze nadzwyczajne dolegliwoci lub straty, wtedy mg tym cierpieniom powiedzie: poczekajcie tylko jeszcze dwa lata, wtedy ja bd waszym panem! po czym z luboci wyobraa sobie, jak to rankiem w pidziesit rocznic urodzin napywa bd listy i powinszowania, gdy tymczasem on, pewny swej brzytwy, egna si bdzie z blem i zamknie za sob drzwi. wtedy artretyzm w kociach, melancholia, bl gowy i odka nic mu ju nie zrobi! naley jeszcze wyjani szczeglny fenomen wilka stepowego, zwaszcza jego osobliwy stosunek do mieszczastwa, sprowadzajc to zjawisko do ich praw podstawowych. wemy jako punkt wyjcia wanie jego stosunek do buruazji, gdy problem ten sam si narzuca! wilk stepowy, zgodnie z wasnymi zapatrywaniami, znajdowa si cakowicie poza obrbem mieszczaskiego wiata, nie mia bowiem ani ycia rodzinnego, ani spoecznej ambicji. czu si absolutnie odosobniony, czu si bd dziwakiem i chorobliwym pustelnikiem, bd hipernormalnym indywidualist o zadatkach genialnoci, wyszym ponad ciasne normy przecitnego ycia. wiadomie gardzi burujem i dumny by z tego, e sam nim nie jest. mimo to pod wieloma wzgldami y najzupeniej po burujsku, lokowa pienidze w banku, pomaga ubogim krewnym, ubiera si wprawdzie nonszalancko, ale przyzwoicie i nie wyzywajco, stara si y w zgodzie z policj, urzdem podatkowym i innymi wadzami. poza tym jaka silna, utajona tsknota stale cigna go do mieszczaskiego wiatka, do cichych, statecznych domw rodzinnych ze schludnymi ogrdkami, czysto utrzymanymi schodami i do owej skromnej atmosfery porzdku i przyzwoitoci. chcia mie swoje mae grzeszki i ekstrawagancje, czu si kim spoza mieszczastwa, jak dziwak albo geniusz, lecz nigdy nie mieszka i nie y, by tak to okreli, na peryferiach ycia, gdzie mieszczasko ju nie istnieje. nie czu si

swojsko ani w atmosferze potentatw czy ludzi wyjtkowych, ani wrd zbrodniarzy czy wyjtych spod prawa, lecz zawsze mieszka w dzielnicy mieszczuchw, zajmujc stale okrelone stanowisko wobec ich norm i atmosfery, choby to byo stanowisko sprzeciwu i buntu. poza tym odebra drobnomieszczaskie wychowanie i std te zachowa cae mnstwo poj i szablonw. teoretycznie nie mia nic przeciw prostytucji, osobicie nie byby jednak zdolny traktowa prostytutki powanie i szczerze uwaa za rwn sobie. politycznych przestpcw, wywrotowcw lub ideologicznych zwodzicieli, ktrych pastwo i spoeczestwo pitnowao banicj, mg kocha jak braci, ale ze zodziejem, wamywaczem i morderc seksualnym nie wiedziaby, co pocz, chyba e biadaby nad nimi w sposb typowo mieszczaski. tak wic uznawa i potwierdza stale jedn poow swej istoty i postpkw to, co drug poow zwalcza i negowa. wychowany w kulturalnym domu mieszczaskim, w ustalonych zasadach i obyczajach, zawsze czci swej duszy zwizany by z normami wiata mieszczaskiego i wtedy nawet, kiedy ju od dawna wybi si ponad moliwoci dostpne buruazji i wyzwoli z mieszczaskich ideaw i wiary. mieszczasko jako stale istniejcy stan czowieczestwa jest tylko prb wyrwnania i deniem do zotego rodka midzy rozlicznymi skrajnociami i sprzecznociami przeciwstawnych ludzkich zachowa. wemy jakkolwiek z tych przeciwstawnych postaw jako przykad, a wic witego i rozpustnika, a nasza metafora stanie si od razu zrozumiaa. czowiek ma mono cakowitego oddania si sprawom duchowym, prbie zblienia si do boga, do ideau, do tego, co wite. i na odwrt, ma te mono cakowitego oddania si swym popdom, podliwoci zmysw i skierowania wszystkich de ku zdobyciu chwilowej rozkoszy. jedna z tych drg wiedzie ku witoci, ku mczestwu ducha, ku oddaniu si bogu. druga wiedzie do rozpusty, do mczeskiej niewoli popdw, do zatracenia si w zgnilinie. midzy tymi obiema drogami mieszczuch usiuje y porodku. nigdy siebie nie zatraci, nigdy nie odda si ani upojeniu zmysw, ani ascezie, nigdy nie stanie si mczennikiem, nigdy nie zgodzi si na swoje unicestwienie. przeciwnie, jego ideaem nie jest

powicenie, lecz zachowanie swojego ja, nie zmierza on bowiem ani do witoci, ani do jej przeciwiestwa, nie znosi skrajnoci, chce wprawdzie suy bogu, ale te i rozkoszy, chce wprawdzie by cnotliwy, ale te i na ziemi mie troch dobrobytu i wygd. krtko mwic, usiuje zaj miejsce porodku midzy skrajnociami w umiarkowanej i zdrowej strefie, bez gwatownych sztormw i burz, i to mu si te udaje, lecz za cen intensywnoci ycia i uczu, jak daje ycie ukierunkowane na absolut i skrajno. intensywnie y mona tylko kosztem swego ja. mieszczuch niczego wyej nie ceni nad swoje ja (oczywicie owo tylko z grubsza rozwinite ja). kosztem intensywnoci zyskuje stabilizacj i pewno, zamiast optania bogiem - spokj sumienia, zamiast rozkoszy - zadowolenie, zamiast wolnoci - wygod, zamiast miertelnego aru - przyjemn temperaturk. dlatego te mieszczuch jest z natury istot o sabej dynamice yciowej, tchrzliw, lkajc si kadego ryzyka, atw do rzdzenia. z tego te powodu zastpi wadz liczebn przewag, gwat prawem, odpowiedzialno - gosowaniem. jest jasne, e te sabe i trwoliwe istoty, choby nawet liczne, nie mog si utrzyma, i ze wzgldu na swe waciwoci mog odgrywa w wiecie jedynie rol stada jagnit midzy swobodnie uganiajcymi si wilkami. mimo to widzimy, e w okresie rzdw silnych natur mieszczanin natychmiast zostaje przyparty do muru, nigdy jednak nie ginie, a niekiedy nawet rzdzi wiatem. jak to si dzieje? ani wielka liczebno jego stada, ani jego cnota, ani common sense, ani organizacja nie s do silne, aby uchroni go od zagady. jeli czyja tyzna yciowa jest ju z gry tak bardzo osabiona, nie utrzyma go przy yciu adna medycyna wiata. a mimo to mieszczastwo yje, jest silne i prosperuje. - dlaczego? odpowied brzmi: dziki wilkom stepowym. w istocie sia witalna mieszczastwa nie zasadza si bynajmniej na waciwociach jego normalnych czonkw, lecz na cechach bardzo licznych outsiderw, ktrych ze wzgldu na mtno i elastyczno ideaw moe do siebie wczy. w sferze mieszczastwa yje stale wielu osobnikw silnych i dzikich. nasz wilk stepowy, harry, jest tu charakterystycznym przykadem. on, ktry jako osobowo rozwin si daleko ponad miar dostpn

mieszczuchowi, on, ktry zna zarwno sodycz medytacji, jak i ponur rado nienawici do innych i do siebie samego, on, ktry pogardza prawem, cnot i common sense, jest przecie winiem mieszczastwa i nie moe si od niego wyzwoli. tak wic waciw spoeczno prawdziwego mieszczastwa otaczaj szerokie warstwy ludzi, tysice istnie i inteligencji, z ktrych kada wyrosa wprawdzie z mieszczastwa i mogaby by powoana do ycia w absolucie, zwizana jest jednak wskutek infantylnych uczu ze wiatem mieszczaskim i, zaraona saboci jego witalizmu, trwa w jaki sposb w tym mieszczastwie, jest mu ulega, zobowizana i usuna. do mieszczastwa mona zastosowa odwrotno dewizy wielkich ludzi: kto nie jest przeciw mnie, jest ze mn! jeli teraz zbadamy dusz wilka stepowego, to ukae si on nam jako czowiek, ktry ju ze wzgldu na wysoki stopie zindywidualizowania nie jest przeznaczony na mieszczanina, kada bowiem wybujaa indywidualno zwraca si przeciw swemu ja i skania do jego unicestwienia. widzimy, e ma on w sobie silne zadatki zarwno na witego, jak i na rozpustnika, jednak z powodu jakiej saboci czy opieszaoci nie mg zdoby si na lot w wolne przestworza kosmosu i pozostaje w ptach, przykuty do ociaej macierzystej konstelacji mieszczastwa. taka jest jego sytuacja w obszarze wiata, taka jego niewola. ogromna wikszo intelektualistw, wikszo ludzi sztuki naley do tego typu. tylko najsilniejsi z nich przebijaj atmosfer mieszczaskiej ziemi i dostaj si do kosmosu, wszyscy inni albo rezygnuj, albo id na kompromis, gardz mieszczastwem, a mimo to nale do niego, umacniaj je i uwietniaj, a w kocu, zmuszeni, aprobuj je, by mc jeszcze y. te niezliczone egzystencje nie dorastaj do rozmiarw postaci tragicznych, ale gnbi je nieszczcie i wielka niedola, w ktrych piekle talenty ich trawi ogie, czynic je w kocu podnymi. nieliczni, ktrzy potrafi si wyzwoli, docieraj do absolutu i gin w jaki dziwny sposb, s to ci tragiczni. jest ich niewielu. przed innymi natomiast, tymi jeszcze zwizanymi, ktrych talenty mieszczastwo czsto nagradza wielkimi zaszczytami, stoi otworem trzecie krlestwo, wiat wyimaginowany, ale suwerenny: humor. niespokojne wilki stepowe, stale drczone cierpieniem,

ktrym do osignicia tragizmu, do przedarcia si w gwiezdny obszar brak odpowiedniej ku temu siy, ktre czuj si powoane do absolutu, a mimo to nie potrafi w nim y: przed nimi - kiedy w cierpieniu ich duch staje si hartowny i elastyczny - otwiera si kompromisowe wyjcie w sfer humoru. humor w pewnym sensie pozostaje zawsze czym mieszczaskim, cho prawdziwy mieszczuch nie potrafi go zrozumie. w imaginacyjnej sferze humoru urzeczywistnia si zawiy, peen sprzecznoci idea wszystkich wilkw stepowych: tu mona nie tylko zaaprobowa jednoczenie witego i rozpustnika, nagi ku sobie oba bieguny, ale nawet skoni mieszczucha, aby to uzna. optanemu bogiem nietrudno jest zaaprobowa zbrodniarza i na odwrt, lecz dla nich obydwu, a take dla wszystkich innych i istot ten kracowych neutralny, jest rzecz rodek, niemoliw jakim jest zaaprobowa jeszcze mdy

mieszczastwo. jedynie humor, ten wspaniay wynalazek wszystkich zahamowanych w swym powoaniu do rzeczy najwyszych, tych niemal tragicznych, najbardziej uzdolnionych nieszcznikw, jedynie humor (by moe najciekawsze i najgenialniejsze osignicie ludzkoci) spenia t niemoliwo, ogarnia i scala promieniami swych pryzmatw wszystkie dziedziny czowieczestwa. y w wiecie, jak gdyby to nie by wiat, szanowa prawo, a przecie sta ponad nim, posiada, jakb