Gazeta Łowiecka 2/2015

180

description

Darmowy magazyn dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa

Transcript of Gazeta Łowiecka 2/2015

Page 1: Gazeta Łowiecka 2/2015
Page 2: Gazeta Łowiecka 2/2015

Drodzy Czytelnicy!Przyszła wiosna, a wraz z nią nowe wydanie Gazety Łowieckiej, z któ-rym wielu z Was zapozna się już pod-czas Świąt Wielkanocnych. W tym numerze każdy powinien znaleźć coś dla siebie, więc przy rodzinnym stole warto polecić lekturę Gazety Łowiec-kiej innym domownikom i gościom. Dla strzelców i miłośników broni przygotowaliśmy test nowego sztuce-ra Sauer 404, o którym już mówi się, że narodził się kolejny klasyk… Dianom polecamy relację z Pierw-szych Warsztatów dla Kobiet Po-lujących „Diana po polowaniu”. O interesujących płeć piękną tema-tach można przeczytać również w wywiadzie z Dianą Piotrowską z Polskiego Związku Łowieckiego,

która zaprasza wszystkich na war-szawskie Targi HUBERTUS EXPO. Z kolei w artykule „Biżuteria myśliw-ska DIANA” nie tylko panie znajdą inspirację do… przyjemnych zakupów.Ponieważ wiosna pobudza wszyst-kich do działania i aktywności na świeżym powietrzu, przedstawiamy Wam popularną w Wielkiej Brytanii markę z branży outdooor – Regatta. Odzież i obuwie tej marki zaczynają cieszyć się rosnącym zainteresowa-niem wśród polskich myśliwych. Z planowaniem łowieckich zaku-pów związany jest oczywiście temat targów. Nasi redaktorzy mieli przy-jemność uczestniczyć w absolutnie niezwykłym wydarzeniu, jakim są Targi IWA w Norymberdze. Warto przeczytać o rozmachu tegorocznej edycji, a także o coraz liczniejszej reprezentacji polskich wystawców, których produkty często konkuru-ją z uznanymi na całym świecie markami.Oczywiście w bieżącym wydaniu naszej gazety nie zabrakło reporter-skich relacji z zagranicznych łowów. Tym razem docieramy na Gren-landię, gdzie czekają na nas karibu, piżmowoły i… pstrągi, tropimy ło-sia alaskańskiego w malowniczym Jukonie czy towarzyszymy pewnej Szwedce w polowaniu na zające.

Nie omijamy również interesują-cych wydarzeń, których coraz więcej w naszym kraju. Pierwszy dzień wiosny powitaliśmy w Piastowie na Strzelnicy Zarządu Okręgowego PZŁ w Radomiu, gdzie podczas Pionkow-skich Strzelań Śrutowych przetesto-waliśmy najnowszy produkt fabry-ki FAM–Pionki – amunicję Master. Na koniec zapraszamy wszystkich zwiedzających Targi EXPOHun-

ting 2015 w Sosnowcu na nasze sto- isko nr 20, gdzie w sympatycznej atmosferze będzie można porozma-wiać m.in. o wrażeniach z lektury Gazety Łowieckiej oraz o Waszych życzeniach i oczekiwaniach. Życzymy inspirującej lektury. Darz Bór!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna

Wesołego Alleluja od zespołu Gazety Łowieckiej!

Page 3: Gazeta Łowiecka 2/2015

Drodzy Czytelnicy!Przyszła wiosna, a wraz z nią nowe wydanie Gazety Łowieckiej, z któ-rym wielu z Was zapozna się już pod-czas Świąt Wielkanocnych. W tym numerze każdy powinien znaleźć coś dla siebie, więc przy rodzinnym stole warto polecić lekturę Gazety Łowiec-kiej innym domownikom i gościom. Dla strzelców i miłośników broni przygotowaliśmy test nowego sztuce-ra Sauer 404, o którym już mówi się, że narodził się kolejny klasyk… Dianom polecamy relację z Pierw-szych Warsztatów dla Kobiet Po-lujących „Diana po polowaniu”. O interesujących płeć piękną tema-tach można przeczytać również w wywiadzie z Dianą Piotrowską z Polskiego Związku Łowieckiego,

która zaprasza wszystkich na war-szawskie Targi HUBERTUS EXPO. Z kolei w artykule „Biżuteria myśliw-ska DIANA” nie tylko panie znajdą inspirację do… przyjemnych zakupów.Ponieważ wiosna pobudza wszyst-kich do działania i aktywności na świeżym powietrzu, przedstawiamy Wam popularną w Wielkiej Brytanii markę z branży outdooor – Regatta. Odzież i obuwie tej marki zaczynają cieszyć się rosnącym zainteresowa-niem wśród polskich myśliwych. Z planowaniem łowieckich zaku-pów związany jest oczywiście temat targów. Nasi redaktorzy mieli przy-jemność uczestniczyć w absolutnie niezwykłym wydarzeniu, jakim są Targi IWA w Norymberdze. Warto przeczytać o rozmachu tegorocznej edycji, a także o coraz liczniejszej reprezentacji polskich wystawców, których produkty często konkuru-ją z uznanymi na całym świecie markami.Oczywiście w bieżącym wydaniu naszej gazety nie zabrakło reporter-skich relacji z zagranicznych łowów. Tym razem docieramy na Gren-landię, gdzie czekają na nas karibu, piżmowoły i… pstrągi, tropimy ło-sia alaskańskiego w malowniczym Jukonie czy towarzyszymy pewnej Szwedce w polowaniu na zające.

Nie omijamy również interesują-cych wydarzeń, których coraz więcej w naszym kraju. Pierwszy dzień wiosny powitaliśmy w Piastowie na Strzelnicy Zarządu Okręgowego PZŁ w Radomiu, gdzie podczas Pionkow-skich Strzelań Śrutowych przetesto-waliśmy najnowszy produkt fabry-ki FAM–Pionki – amunicję Master. Na koniec zapraszamy wszystkich zwiedzających Targi EXPOHun-

ting 2015 w Sosnowcu na nasze sto- isko nr 20, gdzie w sympatycznej atmosferze będzie można porozma-wiać m.in. o wrażeniach z lektury Gazety Łowieckiej oraz o Waszych życzeniach i oczekiwaniach. Życzymy inspirującej lektury. Darz Bór!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna

Wesołego Alleluja od zespołu Gazety Łowieckiej!

Page 4: Gazeta Łowiecka 2/2015

Spis treści 2/2015

KOCHCICE

I Warsztaty dla Dian

PIONKOWSKIESTRZELANIA

ŚRUTOWE

W mistrzowskiej formie

WABIENIE

Lisy w okresie godowym

ONA I JEJ PSY

Polując na zające

TARGI IWA 2015

W łowieckim raju

PORADNIK MYŚLIWEGO

Sprzęt optyczny

DIANA

Biżuteria myśliwska

GRENLANDIA

Karibu, piżmowoły i... pstrągi

JAK DIANAZ... DIANĄ

O Targach Hubertus Expo i nie tylko

35% DEET

Gdy dokuczają komary...

DANIELE

W obiektywie Adriana Brauna

KUCHNIA

Kanapki pełne mocy

SAUER

Narodziny klasyka?

FISKARS

365 lat tradycji!

HEMINGWAY

Wielki Biały Myśliwy

JUKONPolowanie na łosia

alaskańskiego

REGATTA

Aktywni przez cały rok!

PSY MYŚLIWSKIE

Płochacz niemiecki

Page 5: Gazeta Łowiecka 2/2015

Spis treści 2/2015

KOCHCICE

I Warsztaty dla Dian

PIONKOWSKIESTRZELANIA

ŚRUTOWE

W mistrzowskiej formie

WABIENIE

Lisy w okresie godowym

ONA I JEJ PSY

Polując na zające

TARGI IWA 2015

W łowieckim raju

PORADNIK MYŚLIWEGO

Sprzęt optyczny

DIANA

Biżuteria myśliwska

GRENLANDIA

Karibu, piżmowoły i... pstrągi

JAK DIANAZ... DIANĄ

O Targach Hubertus Expo i nie tylko

35% DEET

Gdy dokuczają komary...

DANIELE

W obiektywie Adriana Brauna

KUCHNIA

Kanapki pełne mocy

SAUER

Narodziny klasyka?

FISKARS

365 lat tradycji!

HEMINGWAY

Wielki Biały Myśliwy

JUKONPolowanie na łosia

alaskańskiego

REGATTA

Aktywni przez cały rok!

PSY MYŚLIWSKIE

Płochacz niemiecki

Page 6: Gazeta Łowiecka 2/2015

AktualnościWraz z przyjściem wiosny znacznie ożywił się kalendarz imprez łowieckich. Choć to dopiero kwiecień, liczba myśliw- skich aktywności sprawia, że robi się naprawdę gorąco…

Sosnowiec wita!Zaczyna się mocnym akcentem już kilka dni po Wielkanocy. Weekend 10–12 kwietnia warto spędzić w Sosnowcu, gdzie odbędzie się 6. edycja Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting. Tegoroczna ekspo-zycja po raz pierwszy w historii zajmie przestrzeń całej hali ośrodka, czyli 10,5 tys. m2. Zwiedzający będą mieli okazję uczestniczyć w blisko 40 wy-darzeniach towarzyszących. Zapraszamy również do odwiedzenia stoiska Gazety Łowieckiej (stoisko nr 20).

Czas na biesiadęStowarzyszenie Klub Safari zaprasza 11 kwietnia nie tylko uczestników Targów EXPOHunting, ale wszystkich myśliwych i sympatyków łowiec-twa, do Muzeum PRL-u w Rudzie Śląskiej na Pierwszą Śląską Biesiadę Myśliwską. Dodatkowe informacje i zgłoszenia mailowo lub telefonicznie – e-mail: [email protected], tel.: 796 023 348.

W niepołomickich lasach…Drugi weekend kwietnia to jednak nie tylko Targi w Sosnowcu oraz imprezy im towarzyszące. Zarząd Okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Kra-kowie, Komisja Kynologiczna ORŁ w Krakowie oraz Związek Kynologiczny w Polsce Oddział w Krakowie zapraszają 11 kwietnia na XXIII Próbę Pracy Wyżłów i Psów Myśliwskich Małych Ras im. Tadeusza Sanickiego. Konkurs od-będzie się na terenie Nadleśnictwa Niepołomice oraz Koła Łowieckiego „Żubr” w Niepołomicach i „Podwawelskie” w Krakowie.

…i na tamtejszym zamkuKim był Zbramir? Pierwszym królewskim łowczym w Niepołomicach za cza-sów króla Władysława Jagiełły. 18 kwietnia na Zamku Królewskim w Nie-połomicach odbędzie się VII Małopolski Konkurs Sygnalistyki Myśliwskiej „O Róg Zbramira”. Zapowiada się rywalizacja na naprawdę wysokim poziomie…

Z rodowodem i certyfikatemJednym z wydarzeń organizowanych w ramach EXPOHunting 2015 bę-dzie Pierwsza Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Ras Myśliwskich – dla psów ras myśliwskich posiadających Certyfikat Użytkowości Łowieckiej. Na to wydarzenie zapraszamy 11 kwietnia!

Wyniki konkursu „O złote Dajrot”Również na targowej scenie podczas EXPOHunting zostaną ogłoszone wyniki konkursu „O złote Dajrot” na najlepszą stronę internetową o łowiec-twie. Kto zwycięży? – Obecnie mamy dopiero drugą edycję, a poziom stron jest tak wysoki, że naprawdę nawet nie podejrzewam, kto znajdzie się „na pu-dle” – mówi pomysłodawczyni konkursu, Dorota Durbas-Nowak, popularna blogerka i publicystka.

Puchar WiosnyPrzenosimy się do Bydgoszczy, gdzie w dniach 18–19 kwietnia Klub Strze-lecki „Omega” i Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Parkurowego zapraszają na zawody strzeleckie Puchar Wiosny Sporting z cyklu Puchar Czterech Pór Roku 2015. 2 dni – 200 rzutków!

Page 7: Gazeta Łowiecka 2/2015

AktualnościWraz z przyjściem wiosny znacznie ożywił się kalendarz imprez łowieckich. Choć to dopiero kwiecień, liczba myśliw- skich aktywności sprawia, że robi się naprawdę gorąco…

Sosnowiec wita!Zaczyna się mocnym akcentem już kilka dni po Wielkanocy. Weekend 10–12 kwietnia warto spędzić w Sosnowcu, gdzie odbędzie się 6. edycja Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting. Tegoroczna ekspo-zycja po raz pierwszy w historii zajmie przestrzeń całej hali ośrodka, czyli 10,5 tys. m2. Zwiedzający będą mieli okazję uczestniczyć w blisko 40 wy-darzeniach towarzyszących. Zapraszamy również do odwiedzenia stoiska Gazety Łowieckiej (stoisko nr 20).

Czas na biesiadęStowarzyszenie Klub Safari zaprasza 11 kwietnia nie tylko uczestników Targów EXPOHunting, ale wszystkich myśliwych i sympatyków łowiec-twa, do Muzeum PRL-u w Rudzie Śląskiej na Pierwszą Śląską Biesiadę Myśliwską. Dodatkowe informacje i zgłoszenia mailowo lub telefonicznie – e-mail: [email protected], tel.: 796 023 348.

W niepołomickich lasach…Drugi weekend kwietnia to jednak nie tylko Targi w Sosnowcu oraz imprezy im towarzyszące. Zarząd Okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Kra-kowie, Komisja Kynologiczna ORŁ w Krakowie oraz Związek Kynologiczny w Polsce Oddział w Krakowie zapraszają 11 kwietnia na XXIII Próbę Pracy Wyżłów i Psów Myśliwskich Małych Ras im. Tadeusza Sanickiego. Konkurs od-będzie się na terenie Nadleśnictwa Niepołomice oraz Koła Łowieckiego „Żubr” w Niepołomicach i „Podwawelskie” w Krakowie.

…i na tamtejszym zamkuKim był Zbramir? Pierwszym królewskim łowczym w Niepołomicach za cza-sów króla Władysława Jagiełły. 18 kwietnia na Zamku Królewskim w Nie-połomicach odbędzie się VII Małopolski Konkurs Sygnalistyki Myśliwskiej „O Róg Zbramira”. Zapowiada się rywalizacja na naprawdę wysokim poziomie…

Z rodowodem i certyfikatemJednym z wydarzeń organizowanych w ramach EXPOHunting 2015 bę-dzie Pierwsza Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Ras Myśliwskich – dla psów ras myśliwskich posiadających Certyfikat Użytkowości Łowieckiej. Na to wydarzenie zapraszamy 11 kwietnia!

Wyniki konkursu „O złote Dajrot”Również na targowej scenie podczas EXPOHunting zostaną ogłoszone wyniki konkursu „O złote Dajrot” na najlepszą stronę internetową o łowiec-twie. Kto zwycięży? – Obecnie mamy dopiero drugą edycję, a poziom stron jest tak wysoki, że naprawdę nawet nie podejrzewam, kto znajdzie się „na pu-dle” – mówi pomysłodawczyni konkursu, Dorota Durbas-Nowak, popularna blogerka i publicystka.

Puchar WiosnyPrzenosimy się do Bydgoszczy, gdzie w dniach 18–19 kwietnia Klub Strze-lecki „Omega” i Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Parkurowego zapraszają na zawody strzeleckie Puchar Wiosny Sporting z cyklu Puchar Czterech Pór Roku 2015. 2 dni – 200 rzutków!

Page 8: Gazeta Łowiecka 2/2015

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄ[email protected] PROWADZĄCYADAM [email protected] REDAKCJAe-mail: [email protected]. 22 428 18 85DYREKTOR ARTYSTYCZNYARTUR ZAWADZKIe-mail: [email protected] MERYTORYCZNAMARTA PIĄTKOWSKAKOREKTAJOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIAEWA MOSTOWSKASTALI WSPÓŁPRACOWNICYSimon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Dobiesław WielińskiDZIAŁ REKLAMYDOMINIKA PIENIĄŻEKe-mail: [email protected]. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100WSPARCIE INFORMATYCZNEAGENCJA INTERAKTYWNA RMBIWYDAWCAOMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEKul. Jana Kazimierza 705-502 PiasecznoNIP 521 209 81 47www.gazetalowiecka.pl

Zdjęcie na okładce: Grenlandia. Fot. Thomas Lindy Nissen.

Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympa-tyków łowiectwa.

Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redak-cyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmo-wy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.

Trzy dni w stolicyW ostatni weekend miesiąca (25–27.04) zapraszamy do Warszawy na 12. Edy-cję Międzynarodowych Targów Łowiectwa Strzelectwa i Rekreacji HUBER-TUS EXPO 2015, które po raz ostatni odbędą się w terminie kwietniowym. O powodach tych zmian, a także o samych Targach HUBERTUS EXPO oraz towarzyszących im atrakcyjnych imprezach opowiada Diana Piotrow-ska z Polskiego Związku Łowieckiego w wywiadzie „Jak Diana z... Dianą” w bieżącym wydaniu Gazety Łowieckiej.

W maju do Elbląga...Komisje Kultury i Komisje Kynologiczne Związków Okręgowych PZŁ w Elblągu oraz w Gdańsku zapraszają myśliwych, a także całe rodziny na piknik szkoleniowy „Pies w tradycji i kulturze łowieckiej”. Rozpocznie się on 9 maja o godzinie 10.00 w siedzibie Koła Łowieckiego „Odyniec” w Elblągu na ul. Strumykowej 16. W programie znalazły się m.in. takie tematy, jak wy-bór psa do łowiska czy przygotowanie ścieżki tropowej, a także pokaz ras psów myśliwskich oraz konkurs dla dzieci. Uczestnictwo w imprezie wymaga zgłoszenia do 1 maja na adres: [email protected]

…i na ŚląskOgólnopolski Festiwal Muzyki Myśliwskiej organizowany jest od 1996 roku, za każdym razem w innym regionie kraju. Tegoroczna, dwudziesta już edy-cja, odbędzie się w dniach 21–24 maja na terenie Zespołu Szkół Leśnych i Ekologicznych w Brynku oraz w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w Koszęcinie. Festiwal łączy się z rocznicą 70-lecia szkoły w Brynku oraz z VI Piknikiem Leśno-Łowieckim „Cietrzewisko”. W tym roku przypada tak-że 20-lecie Klubu Sygnalistów Myśliwskich PZŁ, dlatego odbędzie się koncert najlepszych polskich solistów i zespołów sygnalistów myśliwskich.Oczywiście, głównym punktem festiwalu jest XX Ogólnopolski Konkurs Sygnalistów Myśliwskich „O róg Wojskiego”. Będzie w nim rywalizować ok. 50 zespołów z całego kraju. W ramach festiwalu odbędzie się także XVI Ogólnopolski Konkurs Muzyki Myśliwskiej. Temu wyjątkowemu muzyczno-łowieckiemu świętu towarzyszyć będą wystawy przyrodniczo-ło-wieckie oraz tradycyjna biesiada…

Page 9: Gazeta Łowiecka 2/2015

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄ[email protected] PROWADZĄCYADAM [email protected] REDAKCJAe-mail: [email protected]. 22 428 18 85DYREKTOR ARTYSTYCZNYARTUR ZAWADZKIe-mail: [email protected] MERYTORYCZNAMARTA PIĄTKOWSKAKOREKTAJOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIAEWA MOSTOWSKASTALI WSPÓŁPRACOWNICYSimon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Dobiesław WielińskiDZIAŁ REKLAMYDOMINIKA PIENIĄŻEKe-mail: [email protected]. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100WSPARCIE INFORMATYCZNEAGENCJA INTERAKTYWNA RMBIWYDAWCAOMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEKul. Jana Kazimierza 705-502 PiasecznoNIP 521 209 81 47www.gazetalowiecka.pl

Zdjęcie na okładce: Grenlandia. Fot. Thomas Lindy Nissen.

Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympa-tyków łowiectwa.

Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redak-cyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmo-wy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.

Trzy dni w stolicyW ostatni weekend miesiąca (25–27.04) zapraszamy do Warszawy na 12. Edy-cję Międzynarodowych Targów Łowiectwa Strzelectwa i Rekreacji HUBER-TUS EXPO 2015, które po raz ostatni odbędą się w terminie kwietniowym. O powodach tych zmian, a także o samych Targach HUBERTUS EXPO oraz towarzyszących im atrakcyjnych imprezach opowiada Diana Piotrow-ska z Polskiego Związku Łowieckiego w wywiadzie „Jak Diana z... Dianą” w bieżącym wydaniu Gazety Łowieckiej.

W maju do Elbląga...Komisje Kultury i Komisje Kynologiczne Związków Okręgowych PZŁ w Elblągu oraz w Gdańsku zapraszają myśliwych, a także całe rodziny na piknik szkoleniowy „Pies w tradycji i kulturze łowieckiej”. Rozpocznie się on 9 maja o godzinie 10.00 w siedzibie Koła Łowieckiego „Odyniec” w Elblągu na ul. Strumykowej 16. W programie znalazły się m.in. takie tematy, jak wy-bór psa do łowiska czy przygotowanie ścieżki tropowej, a także pokaz ras psów myśliwskich oraz konkurs dla dzieci. Uczestnictwo w imprezie wymaga zgłoszenia do 1 maja na adres: [email protected]

…i na ŚląskOgólnopolski Festiwal Muzyki Myśliwskiej organizowany jest od 1996 roku, za każdym razem w innym regionie kraju. Tegoroczna, dwudziesta już edy-cja, odbędzie się w dniach 21–24 maja na terenie Zespołu Szkół Leśnych i Ekologicznych w Brynku oraz w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w Koszęcinie. Festiwal łączy się z rocznicą 70-lecia szkoły w Brynku oraz z VI Piknikiem Leśno-Łowieckim „Cietrzewisko”. W tym roku przypada tak-że 20-lecie Klubu Sygnalistów Myśliwskich PZŁ, dlatego odbędzie się koncert najlepszych polskich solistów i zespołów sygnalistów myśliwskich.Oczywiście, głównym punktem festiwalu jest XX Ogólnopolski Konkurs Sygnalistów Myśliwskich „O róg Wojskiego”. Będzie w nim rywalizować ok. 50 zespołów z całego kraju. W ramach festiwalu odbędzie się także XVI Ogólnopolski Konkurs Muzyki Myśliwskiej. Temu wyjątkowemu muzyczno-łowieckiemu świętu towarzyszyć będą wystawy przyrodniczo-ło-wieckie oraz tradycyjna biesiada…

Page 10: Gazeta Łowiecka 2/2015

Czas na Diany!

To był niezwykły weekend. Dzięki inicjatywie Klubu Dian PZŁ oraz Polskiego Związku Łowieckiego w dniach 27 lutego – 1 marca

w Kochcicach odbyły się I Warsztaty dla kobiet polujących „Diana po polowaniu”. W spotkaniu

wzięły udział 64 Diany z całej Polski, wśród nich i ja

TEKST : MARTA PIĄTKOWSKAZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 11: Gazeta Łowiecka 2/2015

Czas na Diany!

To był niezwykły weekend. Dzięki inicjatywie Klubu Dian PZŁ oraz Polskiego Związku Łowieckiego w dniach 27 lutego – 1 marca

w Kochcicach odbyły się I Warsztaty dla kobiet polujących „Diana po polowaniu”. W spotkaniu

wzięły udział 64 Diany z całej Polski, wśród nich i ja

TEKST : MARTA PIĄTKOWSKAZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 12: Gazeta Łowiecka 2/2015

Jadąc do Kochcic przypuszczałam, że będzie to wydarzenie integrujące

kobiece środowisko myśliwskie. Oka-zało się jednak, że to nie wszystko. Przede wszystkim była to doskonała możliwość nabycia umiejętności, któ-re pomogą Dianom nie tylko podczas łowów. Ale zacznijmy od początku…

SZTUKA WABIENIAPierwszego dnia odbyły się warszta-ty wabienia. Zostałyśmy podzielone na dwie grupy. Moja drużyna rozpo-częła naukę od warsztatów wabienia jeleni. Zajęcia prowadzili Bogdan Michalak i Tomasz Maliński. Drugi z nich rozpoczął konkursem, pod-czas którego miałyśmy zgadywać, jakiego osobnika naśladuje. „Mło-dy byk na rykowisku”, „stadny byk”, „nie – taki który szuka łań” – prze-rzucałyśmy się za każdym razem, gdy Tomasz ryczał. Nie muszę dodawać, że bawiłyśmy się świetnie. Z kolei Bogdan Michalak zrobił nam krótki wykład z teorii. Omówił rodzaje wa-bików i opowiedział, czym wyróżnia-ją się „stradivariusy” wśród wabików. Zostałyśmy szczerze uprzedzone, że kobiety nie mają zbyt łatwo, gdy chcą nauczyć się wabić jelenie. Dlaczego? Bo mamy zbyt wysokie głosy. Oczy-wiście, próbować warto, więc pod-jęłyśmy wyzwanie. Nasze zbiorowe

„Aaaauuuuuuu” niosło się po okoli-cy. Choć akurat w moim wykonaniu było słychać jakby trochę wilka…Tomasz Maliński demonstro-wał również, jak odzywają się byki w zależności od wieku oraz statusu. Próbowałam wydać z siebie dźwięk starego zaganiającego byka, ale bra-kuje mi w głosie chrypy i zamiast po-dźwięku „Uhuhuhuh” starego byka wyszedł mi żałosny pojęk cielaka. Trzeba przyznać, że te próby wpra-wiły nas w doskonały nastrój. Kolejne zajęcia prowadzone były przez znanego Czytelnikom Gazety Łowieckiej Sławka Pawlikowskiego oraz Staszka Kroka. Panowie zade-monstrowali wiele różnych wabików, omawiając dokładnie ich przydat-ność w łowisku. Ten rodzaj wabienia okazał się dużo prostszy niż opisa-ny wcześniej, dlatego że wabiki do-słownie „same grają”, trzeba tylko odpowiednio w nie dmuchnąć lub je ścisnąć. Sławek zdradził nam m.in. jakimi szczegółami mogą różnić się poszczególne wabiki przeznaczone na tego samego zwierza. Dowiedzie-liśmy się także, z jakiej odległości dany wabik jest słyszalny, jaka po-winna być częstotliwość wabienia oraz jaką pozycję zająć, aby łowy się powiodły. Oczywiście, najwięcej frajdy sprawiła wszystkim praktyka,

Warsztat wabienia drapieżników – Sławomir Pawlikowski – Prezes Sekcji Wabienia Drapieżników Klubu Wabiarzy PZŁ

Page 13: Gazeta Łowiecka 2/2015

Jadąc do Kochcic przypuszczałam, że będzie to wydarzenie integrujące

kobiece środowisko myśliwskie. Oka-zało się jednak, że to nie wszystko. Przede wszystkim była to doskonała możliwość nabycia umiejętności, któ-re pomogą Dianom nie tylko podczas łowów. Ale zacznijmy od początku…

SZTUKA WABIENIAPierwszego dnia odbyły się warszta-ty wabienia. Zostałyśmy podzielone na dwie grupy. Moja drużyna rozpo-częła naukę od warsztatów wabienia jeleni. Zajęcia prowadzili Bogdan Michalak i Tomasz Maliński. Drugi z nich rozpoczął konkursem, pod-czas którego miałyśmy zgadywać, jakiego osobnika naśladuje. „Mło-dy byk na rykowisku”, „stadny byk”, „nie – taki który szuka łań” – prze-rzucałyśmy się za każdym razem, gdy Tomasz ryczał. Nie muszę dodawać, że bawiłyśmy się świetnie. Z kolei Bogdan Michalak zrobił nam krótki wykład z teorii. Omówił rodzaje wa-bików i opowiedział, czym wyróżnia-ją się „stradivariusy” wśród wabików. Zostałyśmy szczerze uprzedzone, że kobiety nie mają zbyt łatwo, gdy chcą nauczyć się wabić jelenie. Dlaczego? Bo mamy zbyt wysokie głosy. Oczy-wiście, próbować warto, więc pod-jęłyśmy wyzwanie. Nasze zbiorowe

„Aaaauuuuuuu” niosło się po okoli-cy. Choć akurat w moim wykonaniu było słychać jakby trochę wilka…Tomasz Maliński demonstro-wał również, jak odzywają się byki w zależności od wieku oraz statusu. Próbowałam wydać z siebie dźwięk starego zaganiającego byka, ale bra-kuje mi w głosie chrypy i zamiast po-dźwięku „Uhuhuhuh” starego byka wyszedł mi żałosny pojęk cielaka. Trzeba przyznać, że te próby wpra-wiły nas w doskonały nastrój. Kolejne zajęcia prowadzone były przez znanego Czytelnikom Gazety Łowieckiej Sławka Pawlikowskiego oraz Staszka Kroka. Panowie zade-monstrowali wiele różnych wabików, omawiając dokładnie ich przydat-ność w łowisku. Ten rodzaj wabienia okazał się dużo prostszy niż opisa-ny wcześniej, dlatego że wabiki do-słownie „same grają”, trzeba tylko odpowiednio w nie dmuchnąć lub je ścisnąć. Sławek zdradził nam m.in. jakimi szczegółami mogą różnić się poszczególne wabiki przeznaczone na tego samego zwierza. Dowiedzie-liśmy się także, z jakiej odległości dany wabik jest słyszalny, jaka po-winna być częstotliwość wabienia oraz jaką pozycję zająć, aby łowy się powiodły. Oczywiście, najwięcej frajdy sprawiła wszystkim praktyka,

Warsztat wabienia drapieżników – Sławomir Pawlikowski – Prezes Sekcji Wabienia Drapieżników Klubu Wabiarzy PZŁ

Page 14: Gazeta Łowiecka 2/2015

czyli możliwość użycia i sprawdzenia każdego wabika.

PORA NA BIESIADĘWieczorem spotkałyśmy się na bie-siadzie. Spotkanie otworzyli Łow-czy Krajowy Lech Bloch oraz prezes Klubu Dian PZŁ Urszula Pasławska. Była to doskonała okazja do poroz-mawiania z dziewczynami, z który-mi znamy się z zawodów strzeleckich lub innych imprez łowieckich, a także do nawiązania nowych znajomości. Czas umilał Centralny Zespół Mu-zyki Myśliwskiej Mieczysława Leśni-czaka oraz wspomniany już Sławek Pawlikowski, który okazał się fanta-stycznym gitarzystą i wokalistą.

GOTUJEMY…Następnego dnia od rana miałyśmy dosłownie pełne ręce roboty. Krzysz-tof Lechowski – znawca kuchni my-śliwskiej – prowadził warsztaty kuli-narne, oczywiście z dziczyzną w roli głównej. Zostałyśmy podzielone na 3 grupy. Każdemu zespołowi przy-padł inny rodzaj dziczyzny. Moja gru-pa – zielona – zajęła się polędwiczkami z dzika. Czerwona miała przyrządzić bażanta, a żółta comber z jelenia. Poza tym 3 uczestniczki warsztatów – po jednej z każdej drużyny – przygoto-wywały na obiad rosół z bażanta.

Pod czujnym okiem mistrza oraz jego pomocników każda z drużyn obmyślała strategię działania: jakie będą dodatki, marynaty, sosy. Nasz szef kuchni pokazał też, jak przyrzą-dzić doskonały sos do dziczyzny na bazie wina, owoców i miodu. Wspa-niały smak karmelizowanego cu-kru, pigwowca oraz owoców tarniny. No i masło na koniec. Efekt – wy-śmienity sos, po prostu niebo w gębie. Gdy przyszła pora na obiad, nasza koleżanka Liliana z Tarnowa zagra-ła na rogu sygnał „Posiłek”. Każda z drużyn podała konkurentkom swo-je dania. Opinie na ich temat były różne i dotyczyły głównie stopnia wysmażenia mięsa – kobiety w prze-ciwieństwie do mężczyzn nie gustu-ją w krwistych potrawach. Każda z drużyn miała się czym pochwalić: czerwona – klopsikami, żółta – krwi-stym combrem i zielona, czyli moja, kruchym ciastem. Wygranymi oka-zały się więc wszystkie Diany…

STRZELANIE, ELABORACJA, KONSERWACJAPo obiedzie przyszedł czas na strzelania. Strzelałyśmy 4 skróco-ne konkurencje śrutowe – skeeta, trap, przeloty oraz zająca. Mówi się, że każda strzelnica jest taka sama, ale ja miałam wrażenie, że niektóre Łowczy Krajowy Lech Bloch oficjalnie otwiera wspólną biesiadę

Page 15: Gazeta Łowiecka 2/2015

czyli możliwość użycia i sprawdzenia każdego wabika.

PORA NA BIESIADĘWieczorem spotkałyśmy się na bie-siadzie. Spotkanie otworzyli Łow-czy Krajowy Lech Bloch oraz prezes Klubu Dian PZŁ Urszula Pasławska. Była to doskonała okazja do poroz-mawiania z dziewczynami, z który-mi znamy się z zawodów strzeleckich lub innych imprez łowieckich, a także do nawiązania nowych znajomości. Czas umilał Centralny Zespół Mu-zyki Myśliwskiej Mieczysława Leśni-czaka oraz wspomniany już Sławek Pawlikowski, który okazał się fanta-stycznym gitarzystą i wokalistą.

GOTUJEMY…Następnego dnia od rana miałyśmy dosłownie pełne ręce roboty. Krzysz-tof Lechowski – znawca kuchni my-śliwskiej – prowadził warsztaty kuli-narne, oczywiście z dziczyzną w roli głównej. Zostałyśmy podzielone na 3 grupy. Każdemu zespołowi przy-padł inny rodzaj dziczyzny. Moja gru-pa – zielona – zajęła się polędwiczkami z dzika. Czerwona miała przyrządzić bażanta, a żółta comber z jelenia. Poza tym 3 uczestniczki warsztatów – po jednej z każdej drużyny – przygoto-wywały na obiad rosół z bażanta.

Pod czujnym okiem mistrza oraz jego pomocników każda z drużyn obmyślała strategię działania: jakie będą dodatki, marynaty, sosy. Nasz szef kuchni pokazał też, jak przyrzą-dzić doskonały sos do dziczyzny na bazie wina, owoców i miodu. Wspa-niały smak karmelizowanego cu-kru, pigwowca oraz owoców tarniny. No i masło na koniec. Efekt – wy-śmienity sos, po prostu niebo w gębie. Gdy przyszła pora na obiad, nasza koleżanka Liliana z Tarnowa zagra-ła na rogu sygnał „Posiłek”. Każda z drużyn podała konkurentkom swo-je dania. Opinie na ich temat były różne i dotyczyły głównie stopnia wysmażenia mięsa – kobiety w prze-ciwieństwie do mężczyzn nie gustu-ją w krwistych potrawach. Każda z drużyn miała się czym pochwalić: czerwona – klopsikami, żółta – krwi-stym combrem i zielona, czyli moja, kruchym ciastem. Wygranymi oka-zały się więc wszystkie Diany…

STRZELANIE, ELABORACJA, KONSERWACJAPo obiedzie przyszedł czas na strzelania. Strzelałyśmy 4 skróco-ne konkurencje śrutowe – skeeta, trap, przeloty oraz zająca. Mówi się, że każda strzelnica jest taka sama, ale ja miałam wrażenie, że niektóre Łowczy Krajowy Lech Bloch oficjalnie otwiera wspólną biesiadę

Page 16: Gazeta Łowiecka 2/2015

z rzutków latały szybciej niż powin-ny… Te Diany, które nie brały udzia-łu w strzelaniach, mogły wybrać zajęcia z elaboracji amunicji lub kon-serwacji broni. Po zawodach miałam okazję przyjrzeć się, jak dziewczy-ny odważają potrzebną ilość prochu i składają nabój. Na dodatek każda z nich mogła wystrzelić przygoto-wane przez siebie pociski. Jak już wspominałam, w tym samym czasie odbywały się też warsztaty dotyczące konserwacji broni. Koleżanki, któ-re w nich uczestniczyły, wiedzą już, co robić, aby broń służyła im wiernie przez wiele lat.

W KLUBIE DIANPóźnym popołudniem członkinie Klubu Dian PZŁ zorganizowały spotkanie robocze, podczas które-go wypracowane zostały kierunki działań wspierające aktywność Dian w ich rejonach. Rozmawiałyśmy m.in. o promocji łowiectwa w na-szym kraju i roli kobiet w rozwoju kultury łowieckiej oraz naszej dzia-łalności w poszczególnych rejonach. Dodatkowo wymieniałyśmy się uwa-gami między sobą, momentami na sali wrzało... Przedstawicielki Klubu Dian Wadera opowiedziały, w jaki sposób zainicjowały istnienie swo-jego klubu, Urszula Pasławska pod- Zwarte i gotowe. Strzelania czas zacząć

Page 17: Gazeta Łowiecka 2/2015

z rzutków latały szybciej niż powin-ny… Te Diany, które nie brały udzia-łu w strzelaniach, mogły wybrać zajęcia z elaboracji amunicji lub kon-serwacji broni. Po zawodach miałam okazję przyjrzeć się, jak dziewczy-ny odważają potrzebną ilość prochu i składają nabój. Na dodatek każda z nich mogła wystrzelić przygoto-wane przez siebie pociski. Jak już wspominałam, w tym samym czasie odbywały się też warsztaty dotyczące konserwacji broni. Koleżanki, któ-re w nich uczestniczyły, wiedzą już, co robić, aby broń służyła im wiernie przez wiele lat.

W KLUBIE DIANPóźnym popołudniem członkinie Klubu Dian PZŁ zorganizowały spotkanie robocze, podczas które-go wypracowane zostały kierunki działań wspierające aktywność Dian w ich rejonach. Rozmawiałyśmy m.in. o promocji łowiectwa w na-szym kraju i roli kobiet w rozwoju kultury łowieckiej oraz naszej dzia-łalności w poszczególnych rejonach. Dodatkowo wymieniałyśmy się uwa-gami między sobą, momentami na sali wrzało... Przedstawicielki Klubu Dian Wadera opowiedziały, w jaki sposób zainicjowały istnienie swo-jego klubu, Urszula Pasławska pod- Zwarte i gotowe. Strzelania czas zacząć

Page 18: Gazeta Łowiecka 2/2015

kreślała, że Klub Dian PZŁ jest dla nas wszystkich instytucją wsparcia, a Diana Piotrowska – będąca star-szym specjalistą w Dziale Organiza-cji i Szkolenia w zarządzie głównym PZŁ – dodawała, że Klub służy nam także wsparciem merytorycznym.

STRZELNICA NOCĄDariusz Kuroń – opiekun strzelni-cy w Kochcicach – zaprosił nas na nocne strzelanie. Miałyśmy więc namiastkę turnieju o Złotą Tarczę – nocne strzelanie w Kochcicach, którego ubiegłoroczną edycję szcze-gółowo zrelacjonowaliśmy w naszej gazecie. Nie mogłam odmówić sobie takiego doświadczenia. Strzelnica za dnia a strzelnica nocą, to zupeł-nie inne miejsce. Strzelanie trapa czy skeeta niby jest takie samo, a jednak czuje się różnicę. Podświetlona jest tylko część przed zawodnikiem, więc jak się składa, to nie widzi się swojej broni. To sprawia, że trzeba bardzo ufać swojemu składowi. Składa się i ten rzutek tam ma być! Doświad-czenie niecodzienne – na pewno kie-dyś je powtórzę.Podczas kolacji każda z uczestniczek zorganizowanych w ciągu dnia zawo-dów strzeleckich otrzymała pamiąt-kowy dyplom, a najlepszym wręczo-no puchary. Pierwsze miejsce zajęła

Grażyna Ambroziak z Warszawy, drugie Beata Hein z Piły, a trzecie Agata Łabenda ze Słupska.

…JAK ROZMAWIAĆ TRZEBA Z PSEMTrzeci i niestety ostatni dzień to kolejne warsztaty, najpierw – kyno-logiczne. Tomasz Wiński z Klubu Wyżłów PZŁ odwrócił role i umie-jętnie zadając nam pytania, przeka-zał nam informacje wystarczające, by wiedzieć, na co zwrócić uwa-gę, wybierając odpowiedniego psa w łowisko. Nasz „nauczyciel” na co dzień prowadzi hodowlę wyżłów. Przyjechał z trzema psami w róż-nym wieku, aby pokazać, jak obcho-dzić się z psem na każdym etapie jego rozwoju. Jako pierwszą zapre-zentował kilkumiesięczną suczkę, która na początku wydawała się za-spana i ciągle przytulała się do swo-jego pana. Tomasz Wiński opowie-dział, w jaki sposób komunikować się ze swoim psem i jak utrzymać z nim więź. By kontynuować wy-kład w praktyce, przenieśliśmy się na zewnątrz. Tutaj w głównej roli wystąpiła nieco starsza suczka o imieniu… Turbina, która pokaza-ła, że bardzo dużo umie jak na swój młody wiek. Trzecim bohaterem był Helmut – dojrzały, świetnie zbudo-Warsztaty kynologiczne prowadził Tomasz Wiński

Page 19: Gazeta Łowiecka 2/2015

kreślała, że Klub Dian PZŁ jest dla nas wszystkich instytucją wsparcia, a Diana Piotrowska – będąca star-szym specjalistą w Dziale Organiza-cji i Szkolenia w zarządzie głównym PZŁ – dodawała, że Klub służy nam także wsparciem merytorycznym.

STRZELNICA NOCĄDariusz Kuroń – opiekun strzelni-cy w Kochcicach – zaprosił nas na nocne strzelanie. Miałyśmy więc namiastkę turnieju o Złotą Tarczę – nocne strzelanie w Kochcicach, którego ubiegłoroczną edycję szcze-gółowo zrelacjonowaliśmy w naszej gazecie. Nie mogłam odmówić sobie takiego doświadczenia. Strzelnica za dnia a strzelnica nocą, to zupeł-nie inne miejsce. Strzelanie trapa czy skeeta niby jest takie samo, a jednak czuje się różnicę. Podświetlona jest tylko część przed zawodnikiem, więc jak się składa, to nie widzi się swojej broni. To sprawia, że trzeba bardzo ufać swojemu składowi. Składa się i ten rzutek tam ma być! Doświad-czenie niecodzienne – na pewno kie-dyś je powtórzę.Podczas kolacji każda z uczestniczek zorganizowanych w ciągu dnia zawo-dów strzeleckich otrzymała pamiąt-kowy dyplom, a najlepszym wręczo-no puchary. Pierwsze miejsce zajęła

Grażyna Ambroziak z Warszawy, drugie Beata Hein z Piły, a trzecie Agata Łabenda ze Słupska.

…JAK ROZMAWIAĆ TRZEBA Z PSEMTrzeci i niestety ostatni dzień to kolejne warsztaty, najpierw – kyno-logiczne. Tomasz Wiński z Klubu Wyżłów PZŁ odwrócił role i umie-jętnie zadając nam pytania, przeka-zał nam informacje wystarczające, by wiedzieć, na co zwrócić uwa-gę, wybierając odpowiedniego psa w łowisko. Nasz „nauczyciel” na co dzień prowadzi hodowlę wyżłów. Przyjechał z trzema psami w róż-nym wieku, aby pokazać, jak obcho-dzić się z psem na każdym etapie jego rozwoju. Jako pierwszą zapre-zentował kilkumiesięczną suczkę, która na początku wydawała się za-spana i ciągle przytulała się do swo-jego pana. Tomasz Wiński opowie-dział, w jaki sposób komunikować się ze swoim psem i jak utrzymać z nim więź. By kontynuować wy-kład w praktyce, przenieśliśmy się na zewnątrz. Tutaj w głównej roli wystąpiła nieco starsza suczka o imieniu… Turbina, która pokaza-ła, że bardzo dużo umie jak na swój młody wiek. Trzecim bohaterem był Helmut – dojrzały, świetnie zbudo-Warsztaty kynologiczne prowadził Tomasz Wiński

Page 20: Gazeta Łowiecka 2/2015

wany weimar. Oczywiście nie mo-gło zabraknąć pokazu, w jaki sposób aportuje naprawdę dobrze ułożo-ny pies. Oglądanie całej psiej trójki w akcji to była czysta przyjemność!

Z SOKOŁEM W TERENIEDzień, jak i zarazem całe warszta-ty, zamknął pokaz sokolniczy. So-kolnik Sławomir Sularz po pokazie psów miał bardzo trudne zada-nie… Wywiązał się z niego jednak znakomicie. Każda z Dian mogła np. potrzymać sokoła na rękawicy. Specjalnie przeszliśmy na otwarte pole, aby samica białozora mogła zaprezentować, co potrafi. Pokaz był krótki, ponieważ nowy, niezna-

ny teren nieco ją onieśmielił. Za to sokolnik bardzo ciekawie odpowia-dał na wszystkie pytania..

POWRÓT Z ENERGIĄPo krótkim podsumowaniu całe-go pobytu w Kochcicach przyszedł czas pożegnań. Poznałam tu wie-le niesamowitych Dian. Wspaniale było spędzić tak aktywnie ten czas i wynieść z weekendowego spotka-nia mnóstwo pozytywnej energii i przydatnych na co dzień informa-cji. Ale skoro to były pierwsze warsz-taty dla kobiet polujących, to jest nadzieja, że w przyszłości będą też drugie… A ja bardzo chętnie wezmę w nich udział!

Page 21: Gazeta Łowiecka 2/2015

wany weimar. Oczywiście nie mo-gło zabraknąć pokazu, w jaki sposób aportuje naprawdę dobrze ułożo-ny pies. Oglądanie całej psiej trójki w akcji to była czysta przyjemność!

Z SOKOŁEM W TERENIEDzień, jak i zarazem całe warszta-ty, zamknął pokaz sokolniczy. So-kolnik Sławomir Sularz po pokazie psów miał bardzo trudne zada-nie… Wywiązał się z niego jednak znakomicie. Każda z Dian mogła np. potrzymać sokoła na rękawicy. Specjalnie przeszliśmy na otwarte pole, aby samica białozora mogła zaprezentować, co potrafi. Pokaz był krótki, ponieważ nowy, niezna-

ny teren nieco ją onieśmielił. Za to sokolnik bardzo ciekawie odpowia-dał na wszystkie pytania..

POWRÓT Z ENERGIĄPo krótkim podsumowaniu całe-go pobytu w Kochcicach przyszedł czas pożegnań. Poznałam tu wie-le niesamowitych Dian. Wspaniale było spędzić tak aktywnie ten czas i wynieść z weekendowego spotka-nia mnóstwo pozytywnej energii i przydatnych na co dzień informa-cji. Ale skoro to były pierwsze warsz-taty dla kobiet polujących, to jest nadzieja, że w przyszłości będą też drugie… A ja bardzo chętnie wezmę w nich udział!

Page 22: Gazeta Łowiecka 2/2015

Ona i jej psy POLUJĄC NA ZAJĄCE

Gdy tylko okazja na to pozwala, 36-letnia Therese Östensson pakuje plecak i wyrusza do lasu. Jak sama mówi, najlepiej czuje się w myśliwskim ubraniu i z bronią na ramieniu.

Szczególnym uczuciem darzy… gończe smalandzkie i polowanie na zające! TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 23: Gazeta Łowiecka 2/2015

Ona i jej psy POLUJĄC NA ZAJĄCE

Gdy tylko okazja na to pozwala, 36-letnia Therese Östensson pakuje plecak i wyrusza do lasu. Jak sama mówi, najlepiej czuje się w myśliwskim ubraniu i z bronią na ramieniu.

Szczególnym uczuciem darzy… gończe smalandzkie i polowanie na zające! TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUND

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 24: Gazeta Łowiecka 2/2015

Wypuszczona z samochodu sucz-ka siada posłusznie i wpatruje

się w swoją panią. Dobrze ułożony gończy i młoda Diana – nie jest to typowy obraz kojarzący się akurat z polowaniem na zające. Dlaczego? Bo tradycyjne polowanie na zające, nawet bardziej niż inne rodzaje ło-wów, przywodzą na myśl raczej star-szego mężczyznę.Ale nie w lasach Bygdeå w prowincji Västerbotten. Tu królują kobiety. – Moja dziewczynka uwielbia po-lowania, jest mi naprawdę oddana – mówi Therese, głaszcząc 6-letnią suczkę Enyę po głowie.

RUSZAMY NA ZAJĄCETherese zdążyła rano być w lesie i sprawdzić teren. Tym razem trochę się naszukała, zanim znalazła trop zwierzyny. Na obrzeżach sporego pola spuszczamy Enyę z otoka. Sucz-ka, zwyczajem psów gończych, szu-ka dolnym wiatrem. Potem zaczyna okładać teren.Pogoda jest ostatnio łagodna, więc lód nie do końca jest godny zaufania. W oczach Therese dostrzegam nie-pokój.– Naprawdę rzadko wypuszczam ją na lód – mówi, zerkając jednocześnie w nadajnik GPS. Enya głosi, ale jakoś bez przekonania.

Wtedy na drodze pojawia się myśliwy Gary Wännman, znajomy Therese. Mówi, że podczas porannej przejażdż-ki na biegówkach wypatrzył kilka za-jęczych tropów. Therese postanawia to sprawdzić, gdy tylko Enya skończy okładać teren. W oczekiwaniu na powrót suczki roz-mawiamy o tym, jak się poluje na za-jące z pomocą psów gończych. The-rese zaczęła się nim interesować dość wcześnie, kiedy jako dziecko przysłu-chiwała się rozmowom starszych.– Lubiłam siedzieć z nimi przy stole i słuchać ich rozmów o łowach. Uwiel-białam atmosferę, jaka wtedy panowa-ła – opowiada.

RODZINNE WSPOMNIENIAPrzed polowaniem spotkaliśmy się z rodzicami Therese. Jej mama opo-wiadała o pierwszych polowaniach córki. Ona sama pełniła w nich rolę łosia.– Była jeszcze malutka, miała może z pięć lat. Kazała mi być łosiem, a sama zajmowała stanowisko strze-leckie. Potem ja wychodziłam na ko-rytarz, a ona strzelała – mówi mama Therese. Obie śmieją się, a Therese wtrąca:– Mama nie mogła po prostu upaść. Musiała leżeć dokładnie na boku z wywieszonym językiem – pokazuje.

Page 25: Gazeta Łowiecka 2/2015

Wypuszczona z samochodu sucz-ka siada posłusznie i wpatruje

się w swoją panią. Dobrze ułożony gończy i młoda Diana – nie jest to typowy obraz kojarzący się akurat z polowaniem na zające. Dlaczego? Bo tradycyjne polowanie na zające, nawet bardziej niż inne rodzaje ło-wów, przywodzą na myśl raczej star-szego mężczyznę.Ale nie w lasach Bygdeå w prowincji Västerbotten. Tu królują kobiety. – Moja dziewczynka uwielbia po-lowania, jest mi naprawdę oddana – mówi Therese, głaszcząc 6-letnią suczkę Enyę po głowie.

RUSZAMY NA ZAJĄCETherese zdążyła rano być w lesie i sprawdzić teren. Tym razem trochę się naszukała, zanim znalazła trop zwierzyny. Na obrzeżach sporego pola spuszczamy Enyę z otoka. Sucz-ka, zwyczajem psów gończych, szu-ka dolnym wiatrem. Potem zaczyna okładać teren.Pogoda jest ostatnio łagodna, więc lód nie do końca jest godny zaufania. W oczach Therese dostrzegam nie-pokój.– Naprawdę rzadko wypuszczam ją na lód – mówi, zerkając jednocześnie w nadajnik GPS. Enya głosi, ale jakoś bez przekonania.

Wtedy na drodze pojawia się myśliwy Gary Wännman, znajomy Therese. Mówi, że podczas porannej przejażdż-ki na biegówkach wypatrzył kilka za-jęczych tropów. Therese postanawia to sprawdzić, gdy tylko Enya skończy okładać teren. W oczekiwaniu na powrót suczki roz-mawiamy o tym, jak się poluje na za-jące z pomocą psów gończych. The-rese zaczęła się nim interesować dość wcześnie, kiedy jako dziecko przysłu-chiwała się rozmowom starszych.– Lubiłam siedzieć z nimi przy stole i słuchać ich rozmów o łowach. Uwiel-białam atmosferę, jaka wtedy panowa-ła – opowiada.

RODZINNE WSPOMNIENIAPrzed polowaniem spotkaliśmy się z rodzicami Therese. Jej mama opo-wiadała o pierwszych polowaniach córki. Ona sama pełniła w nich rolę łosia.– Była jeszcze malutka, miała może z pięć lat. Kazała mi być łosiem, a sama zajmowała stanowisko strze-leckie. Potem ja wychodziłam na ko-rytarz, a ona strzelała – mówi mama Therese. Obie śmieją się, a Therese wtrąca:– Mama nie mogła po prostu upaść. Musiała leżeć dokładnie na boku z wywieszonym językiem – pokazuje.

Page 26: Gazeta Łowiecka 2/2015

Brata Therese, Andreasa, nigdy nie interesowało łowiectwo. Gdy rodzi-ce budzili ich na polowanie, mówił do siostry: „daj znać, kiedy sobie pój-dą”. Natomiast Therese wstawała od razu. A jej ojciec był wniebowzię-ty, że interesują ją łowy. – Byłem szczęśliwy. Brałem ją ze sobą tak często, jak tylko chciała – opowiada.Najbardziej kusiło ją polowanie z psa- mi. Gdy dorastała, rodzina miała drevera i jämthunda. Niestety, dre-

ver nigdy nie sprawdzał się przy za-jącach. Najdłużej próbowali ułożyć jämthunda, ale bez skutku. Therese wspomina jedno wydarzenie. – Szliśmy po tropie łosia. Gdy go w końcu zobaczyliśmy, pies po prostu go zignorował. Byłam tak zmęczo-na i zawiedziona, że się popłakałam – opowiada. Wtedy miała ochotę się poddać i skończyć z łowiectwem. – Czułam, że tak będzie najlepiej.

Partner Therese nie jest myśliwym, łowiectwo to wyłącznie jej pasja.

Nawet gdy oczekiwali pierwszego dziecka, ona nie chciała opuścić łowów i w zaawansowanej ciąży

wybrała się na polowanie zbiorowe na łosie

Ale jej tata wziął wtedy sprawy w swoje ręce i powiedział: – Potrzebujesz psa z prawdziwego zdarzenia. Kupimy ci psa na zające! Therese i jej tata zaczęli rozglądać się za psem gończym. Mąż ciotki miał dobre zdanie o gończych smalandz-kich, więc dziewczyna zadzwoniła do hodowcy. Ale jako 20-latka nie została wzięta na poważnie. – Powiedzmy, że nie trafiłam na po-czątek kolejki... Ale w końcu i na nią przyszła pora, a do ich domu zawitał szczeniak Zorro z hodowli Gräddhyllan. Przeżył z nią 9 lat. Jako trzylatek był już dwukrotnym czempionem. – Pierwszy raz doświadczyłam, jakie to fantastyczne uczucie polować z na-prawdę dobrym psem. Był niezwykle skuteczny – opowiada Therese.

PRZY OGNISKUZorro był ojcem kilku miotów, a je-den z jego potomków właśnie biegał po lesie kilometr od nas. Enya ma już 6 lat i – ku uciesze Therese – zdążyła już pokazać, że odziedziczyła wiele z łowieckiej pasji ojca, jak i polującej matki.Gdy w końcu do nas wraca, przeno-simy się do miejsca, o którym mówił Gary. Idziemy przez ponad kilometr wzdłuż śladów skutera, w końcu po-

Page 27: Gazeta Łowiecka 2/2015

Brata Therese, Andreasa, nigdy nie interesowało łowiectwo. Gdy rodzi-ce budzili ich na polowanie, mówił do siostry: „daj znać, kiedy sobie pój-dą”. Natomiast Therese wstawała od razu. A jej ojciec był wniebowzię-ty, że interesują ją łowy. – Byłem szczęśliwy. Brałem ją ze sobą tak często, jak tylko chciała – opowiada.Najbardziej kusiło ją polowanie z psa- mi. Gdy dorastała, rodzina miała drevera i jämthunda. Niestety, dre-

ver nigdy nie sprawdzał się przy za-jącach. Najdłużej próbowali ułożyć jämthunda, ale bez skutku. Therese wspomina jedno wydarzenie. – Szliśmy po tropie łosia. Gdy go w końcu zobaczyliśmy, pies po prostu go zignorował. Byłam tak zmęczo-na i zawiedziona, że się popłakałam – opowiada. Wtedy miała ochotę się poddać i skończyć z łowiectwem. – Czułam, że tak będzie najlepiej.

Partner Therese nie jest myśliwym, łowiectwo to wyłącznie jej pasja.

Nawet gdy oczekiwali pierwszego dziecka, ona nie chciała opuścić łowów i w zaawansowanej ciąży

wybrała się na polowanie zbiorowe na łosie

Ale jej tata wziął wtedy sprawy w swoje ręce i powiedział: – Potrzebujesz psa z prawdziwego zdarzenia. Kupimy ci psa na zające! Therese i jej tata zaczęli rozglądać się za psem gończym. Mąż ciotki miał dobre zdanie o gończych smalandz-kich, więc dziewczyna zadzwoniła do hodowcy. Ale jako 20-latka nie została wzięta na poważnie. – Powiedzmy, że nie trafiłam na po-czątek kolejki... Ale w końcu i na nią przyszła pora, a do ich domu zawitał szczeniak Zorro z hodowli Gräddhyllan. Przeżył z nią 9 lat. Jako trzylatek był już dwukrotnym czempionem. – Pierwszy raz doświadczyłam, jakie to fantastyczne uczucie polować z na-prawdę dobrym psem. Był niezwykle skuteczny – opowiada Therese.

PRZY OGNISKUZorro był ojcem kilku miotów, a je-den z jego potomków właśnie biegał po lesie kilometr od nas. Enya ma już 6 lat i – ku uciesze Therese – zdążyła już pokazać, że odziedziczyła wiele z łowieckiej pasji ojca, jak i polującej matki.Gdy w końcu do nas wraca, przeno-simy się do miejsca, o którym mówił Gary. Idziemy przez ponad kilometr wzdłuż śladów skutera, w końcu po-

Page 28: Gazeta Łowiecka 2/2015

nownie spuszczamy Enyę. Tym ra-zem trafia na trop. Z oddali dochodzi do nas, jak suczka pięknie gra, choć brzmi to raczej jak ryk jakiegoś dzi-kiego zwierza. Therese uśmiecha się. – Znalazła coś. Wspaniały dźwięk, aż ciarki przechodzą po plecach. W międzyczasie Therese rąbie drew-no, które niosła w plecaku i rozpala małe ognisko. Nastaje cisza – Enya zgubiła trop i rozpoczyna szukanie na nowo. Na GPS-ie obserwujemy jej trasę, która przypomina teraz kłębek wełny. Ognisko trzaska wesoło iskrami, drzewa wokół nas pokrywa piękny zimowy płaszcz. Partner Therese nie jest myśliwym, łowiectwo to wyłącznie jej pasja. Na-wet gdy oczekiwali pierwszego dziec-ka, ona nie chciała opuścić łowów i w zaawansowanej ciąży wybrała się na polowanie zbiorowe na łosie.– Wszyscy spojrzeli na mnie zdzi-wieni, mówiąc: „A ty nie jesteś cza-sem w ciąży?” – opowiada. – Bali się, że będą musieli odbierać poród, ale wyjaśniłam im, że termin mam dopiero na wtorek. Urodziła akurat, gdy koło miało dwu-tygodniową przerwę w polowaniu. Potem nie było już mowy o zostaniu w domu.

Page 29: Gazeta Łowiecka 2/2015

nownie spuszczamy Enyę. Tym ra-zem trafia na trop. Z oddali dochodzi do nas, jak suczka pięknie gra, choć brzmi to raczej jak ryk jakiegoś dzi-kiego zwierza. Therese uśmiecha się. – Znalazła coś. Wspaniały dźwięk, aż ciarki przechodzą po plecach. W międzyczasie Therese rąbie drew-no, które niosła w plecaku i rozpala małe ognisko. Nastaje cisza – Enya zgubiła trop i rozpoczyna szukanie na nowo. Na GPS-ie obserwujemy jej trasę, która przypomina teraz kłębek wełny. Ognisko trzaska wesoło iskrami, drzewa wokół nas pokrywa piękny zimowy płaszcz. Partner Therese nie jest myśliwym, łowiectwo to wyłącznie jej pasja. Na-wet gdy oczekiwali pierwszego dziec-ka, ona nie chciała opuścić łowów i w zaawansowanej ciąży wybrała się na polowanie zbiorowe na łosie.– Wszyscy spojrzeli na mnie zdzi-wieni, mówiąc: „A ty nie jesteś cza-sem w ciąży?” – opowiada. – Bali się, że będą musieli odbierać poród, ale wyjaśniłam im, że termin mam dopiero na wtorek. Urodziła akurat, gdy koło miało dwu-tygodniową przerwę w polowaniu. Potem nie było już mowy o zostaniu w domu.

Page 30: Gazeta Łowiecka 2/2015

– Dzieckiem zajmowała się moja mama. Potrafiła zadzwonić w trakcie polowania, mówiąc, że ono płacze i powinnam wrócić do domu je na-karmić – mówi Therese, upijając łyk kawy. DUET Z CHARAKTEREM Jej rodzice planują sprzedać dom w Nyhamnsfjärden, dlatego Therese zaczęła budować własną czatownię, w której będzie pomieszkiwać w se-zonie jesiennym. – Często porankami i przedpołu-dniami poluję na łosie, a po lunchu spuszczam Enyę. Nie wyobrażam so-bie polowania bez psa, jest dla mnie bardzo ważną częścią łowów. Nie ma nic lepszego, niż poczucie, że je-steśmy zgranym zespołem.

Zimą dni na północy są krótkie i nad lasem powoli zapada zmierzch. Therese przywołuje Enyę, jednak od-kąd 7 miesięcy temu suczka urodzi-ła szczenięta, stała się jeszcze bardziej uparta. Próbujemy ją przywołać, ale w nią jakby wstąpiły nowe siły. Okłada dalej, dając z siebie wszystko, więc re-zygnujemy i po prostu przyglądamy się temu z przyjemnością. Jednak ciem-ność robi się coraz gęstsza, uniemoż-liwiając dalsze polowanie. Widząc, że Enya nie daje się odwołać, The-rese łapie ją na otok. W drodze po-wrotnej do samochodu idą noga w nogę. – To uparta dziewczyna, a po ciąży charakterek jeszcze jej się wy-ostrzył. Zupełnie, jak jej pani – mówi Therese, obdarzając suczkę pełnym uczucia spojrzeniem.

Page 31: Gazeta Łowiecka 2/2015

– Dzieckiem zajmowała się moja mama. Potrafiła zadzwonić w trakcie polowania, mówiąc, że ono płacze i powinnam wrócić do domu je na-karmić – mówi Therese, upijając łyk kawy. DUET Z CHARAKTEREM Jej rodzice planują sprzedać dom w Nyhamnsfjärden, dlatego Therese zaczęła budować własną czatownię, w której będzie pomieszkiwać w se-zonie jesiennym. – Często porankami i przedpołu-dniami poluję na łosie, a po lunchu spuszczam Enyę. Nie wyobrażam so-bie polowania bez psa, jest dla mnie bardzo ważną częścią łowów. Nie ma nic lepszego, niż poczucie, że je-steśmy zgranym zespołem.

Zimą dni na północy są krótkie i nad lasem powoli zapada zmierzch. Therese przywołuje Enyę, jednak od-kąd 7 miesięcy temu suczka urodzi-ła szczenięta, stała się jeszcze bardziej uparta. Próbujemy ją przywołać, ale w nią jakby wstąpiły nowe siły. Okłada dalej, dając z siebie wszystko, więc re-zygnujemy i po prostu przyglądamy się temu z przyjemnością. Jednak ciem-ność robi się coraz gęstsza, uniemoż-liwiając dalsze polowanie. Widząc, że Enya nie daje się odwołać, The-rese łapie ją na otok. W drodze po-wrotnej do samochodu idą noga w nogę. – To uparta dziewczyna, a po ciąży charakterek jeszcze jej się wy-ostrzył. Zupełnie, jak jej pani – mówi Therese, obdarzając suczkę pełnym uczucia spojrzeniem.

Page 32: Gazeta Łowiecka 2/2015

Biżuteria myśliwska Diana W poszukiwaniu oryginalnych łowieckich pamiątek trafiliśmy na... ulicę Pamiątkową

w Poznaniu. Pod numerem 15 mieści się Pracownia Biżuterii Artystycznej

i Galanterii Łowieckiej Diana. Od jej właścicielki, Magdaleny Dobrowolskiej,

dowiedzieliśmy się, że jubiler musi być nie tylko perfekcyjnym rzemieślnikiem i artystą,

ale także uważnym słuchaczemTEKST: ADAM PIOSIK

ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MAT. PRASOWE

Page 33: Gazeta Łowiecka 2/2015

Biżuteria myśliwska Diana W poszukiwaniu oryginalnych łowieckich pamiątek trafiliśmy na... ulicę Pamiątkową

w Poznaniu. Pod numerem 15 mieści się Pracownia Biżuterii Artystycznej

i Galanterii Łowieckiej Diana. Od jej właścicielki, Magdaleny Dobrowolskiej,

dowiedzieliśmy się, że jubiler musi być nie tylko perfekcyjnym rzemieślnikiem i artystą,

ale także uważnym słuchaczemTEKST: ADAM PIOSIK

ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MAT. PRASOWE

Page 34: Gazeta Łowiecka 2/2015

Oglądając biżuterię wykonaną przez panią Magdalenę, można

się domyślać, że misternie zdobione cacka wymagają nie tylko pracy rąk, ale również niesamowitej wyobraźni. Magdalena Dobrowolska przyzna-je, że nieraz po prostu szuka czegoś wyjątkowego dla siebie, a że należy do osób wymagających, to w końcu dochodzi do wniosku, że musi zro-bić to sama – od pomysłu, przez pro-dukcję, do efektu końcowego. Gdy naszyjnik czy bransoletka jej się spodobają, często okazuje się, że rów-nież przyciągają ona uwagę klientów.

SZTUKA WYWIADU…Inaczej wszystko przebiega, gdy z pomysłem przychodzi sam zainte-resowany. Wtedy najważniejsze jest, by go uważnie wysłuchać, a następ-nie tak zadawać pytania, by jeszcze przed jego wyjściem z pracowni mieć w głowie dokładnie to, czego pragnie. Nie jest to łatwe, ponieważ klient nie zawsze potrafi sprecyzować, ja-kie są jego oczekiwania. – Kiedyś po rozmowie wydawało mi się, że na 100% wiem, jak ma wyglądać zamó-wiona biżuteria. Produkcja poszła gładko, byłam zadowolona z efek-tu. Gdy pokazałam biżuterię klien-towi, w jego oczach zobaczyłam, że jednak to nie to. Wzięłam

oddech i… dogadaliśmy wszystko co do szczegółu. Tym razem było już wszystko w porządku – wspomina pani Magdalena.

…I LEKCJA WYOBRAŹNIPomysły na nowe, atrakcyjne wzory nie zawsze przychodzą na zawołanie. – Zdarzyło się, że gonił mnie czas, a nie miałam w głowie żadnego pro-jektu. Korzystając z wolnej chwili, wybrałam się do… solarium. Zupeł-nie wyłączyłam się i po chwili wie-działam już, co mam robić – mówi pani Magdalena. Co ciekawe, jej bi-żuteria powstaje „prosto z pomysłu”, bez rozrysowywania poszczególnych etapów projektu. – Gdy mam już w myślach to, co chcę osiągnąć, sia-dam w mojej pracowni, biorę narzę-dzia do ręki i przekuwam pomysły w rzeczywistość. Moim ulubionym surowcem jest srebro – opowiada Magdalena Dobrowolska i dodaje: – Bywa, że biżuteria jest gotowa jesz-cze tego samego dnia. Nieraz jednak potrzebuję na to kilku tygodni.

Z OKAZJI I BEZ…Biżuteria z Pracowni Diana często jest wybierana przez klientów na prezent z jakiejś szczególnej okazji – urodzin, ważnej rocznicy, uczcze-nia zawodowego sukcesu. I tu ważne

Page 35: Gazeta Łowiecka 2/2015

Oglądając biżuterię wykonaną przez panią Magdalenę, można

się domyślać, że misternie zdobione cacka wymagają nie tylko pracy rąk, ale również niesamowitej wyobraźni. Magdalena Dobrowolska przyzna-je, że nieraz po prostu szuka czegoś wyjątkowego dla siebie, a że należy do osób wymagających, to w końcu dochodzi do wniosku, że musi zro-bić to sama – od pomysłu, przez pro-dukcję, do efektu końcowego. Gdy naszyjnik czy bransoletka jej się spodobają, często okazuje się, że rów-nież przyciągają ona uwagę klientów.

SZTUKA WYWIADU…Inaczej wszystko przebiega, gdy z pomysłem przychodzi sam zainte-resowany. Wtedy najważniejsze jest, by go uważnie wysłuchać, a następ-nie tak zadawać pytania, by jeszcze przed jego wyjściem z pracowni mieć w głowie dokładnie to, czego pragnie. Nie jest to łatwe, ponieważ klient nie zawsze potrafi sprecyzować, ja-kie są jego oczekiwania. – Kiedyś po rozmowie wydawało mi się, że na 100% wiem, jak ma wyglądać zamó-wiona biżuteria. Produkcja poszła gładko, byłam zadowolona z efek-tu. Gdy pokazałam biżuterię klien-towi, w jego oczach zobaczyłam, że jednak to nie to. Wzięłam

oddech i… dogadaliśmy wszystko co do szczegółu. Tym razem było już wszystko w porządku – wspomina pani Magdalena.

…I LEKCJA WYOBRAŹNIPomysły na nowe, atrakcyjne wzory nie zawsze przychodzą na zawołanie. – Zdarzyło się, że gonił mnie czas, a nie miałam w głowie żadnego pro-jektu. Korzystając z wolnej chwili, wybrałam się do… solarium. Zupeł-nie wyłączyłam się i po chwili wie-działam już, co mam robić – mówi pani Magdalena. Co ciekawe, jej bi-żuteria powstaje „prosto z pomysłu”, bez rozrysowywania poszczególnych etapów projektu. – Gdy mam już w myślach to, co chcę osiągnąć, sia-dam w mojej pracowni, biorę narzę-dzia do ręki i przekuwam pomysły w rzeczywistość. Moim ulubionym surowcem jest srebro – opowiada Magdalena Dobrowolska i dodaje: – Bywa, że biżuteria jest gotowa jesz-cze tego samego dnia. Nieraz jednak potrzebuję na to kilku tygodni.

Z OKAZJI I BEZ…Biżuteria z Pracowni Diana często jest wybierana przez klientów na prezent z jakiejś szczególnej okazji – urodzin, ważnej rocznicy, uczcze-nia zawodowego sukcesu. I tu ważne

Page 36: Gazeta Łowiecka 2/2015

jest indywidualne podejście do klien-ta. – To co proponujemy klientowi, ma być jedyne w swoim rodzaju. Na-sza biżuteria jest w końcu owocem wspólnej pracy jubilera i klienta, dla-tego zamawiający ma gwarancję wy-

jątkowości – mówi pani Magdalena. To ważne np. dla koła łowieckiego, które chce uczcić swój jubileusz, czy wyróżnić należących do niego myśli-wych czymś naprawdę niepowtarzal-nym. Co ciekawe, można powierzyć pracowni własne trofea do oprawy lub jako surowiec do produkcji ory-ginalnej biżuterii. Jednak nie wszy-scy klienci kupują coś na konkretną okazję. – Czasami wygląda to jak mi-łość od pierwszego wejrzenia – klient zobaczył u kogoś kolczyki z naszej pracowni i postanowił zrobić bliskiej osobie miłą niespodziankę – mówi Magdalena Dobrowolska.

WYBÓR, JAKOŚĆ I STYLW ofercie pracowni Diana, oprócz tradycyjnej biżuterii z motywami ło-wieckimi, czyli obrączek, pierścion-

Pracownia Diana stawia na jakość. – W naszej ofercie znajdą Państwo

m.in. autorską kolekcję biżuterii z prawdziwego bursztynu bałtyckiego czy z dodatkiem kamieni szlachetnych

Page 37: Gazeta Łowiecka 2/2015

jest indywidualne podejście do klien-ta. – To co proponujemy klientowi, ma być jedyne w swoim rodzaju. Na-sza biżuteria jest w końcu owocem wspólnej pracy jubilera i klienta, dla-tego zamawiający ma gwarancję wy-

jątkowości – mówi pani Magdalena. To ważne np. dla koła łowieckiego, które chce uczcić swój jubileusz, czy wyróżnić należących do niego myśli-wych czymś naprawdę niepowtarzal-nym. Co ciekawe, można powierzyć pracowni własne trofea do oprawy lub jako surowiec do produkcji ory-ginalnej biżuterii. Jednak nie wszy-scy klienci kupują coś na konkretną okazję. – Czasami wygląda to jak mi-łość od pierwszego wejrzenia – klient zobaczył u kogoś kolczyki z naszej pracowni i postanowił zrobić bliskiej osobie miłą niespodziankę – mówi Magdalena Dobrowolska.

WYBÓR, JAKOŚĆ I STYLW ofercie pracowni Diana, oprócz tradycyjnej biżuterii z motywami ło-wieckimi, czyli obrączek, pierścion-

Pracownia Diana stawia na jakość. – W naszej ofercie znajdą Państwo

m.in. autorską kolekcję biżuterii z prawdziwego bursztynu bałtyckiego czy z dodatkiem kamieni szlachetnych

Page 38: Gazeta Łowiecka 2/2015

KONTAKT

Z pełną ofertą Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowiec-kiej Diana można zapoznać się na: www.bizuteriadiana.pl

Zakupu można dokonać bezpo-średnio w sklepie w Poznaniu na ul. Pamiątkowej 15 (budynek od ulicy 28 czerwca 1956 r.) lub online: sklep.bizuteriadiana.pl

ków, sygnetów, bransolet i wisiorów, znajdziemy m.in.: odznaki i medale dla kół łowieckich, oprawy trofeów, indywidualne zdobienia broni, ozdo-by do kapeluszy, breloki, noże do pa-pieru, cukiernice, łyżeczki, kulawki oraz galanterię jeździecką. Obecnie na rynku sporo jest tanich, lecz nie-zbyt dobrej jakości wyrobów biżu-teryjnych. Pracownia Diana stawia na jakość. – W naszej ofercie znajdą Państwo m.in. autorską kolekcję bi-żuterii z prawdziwego bursztynu bał-tyckiego czy z dodatkiem kamieni szlachetnych. Nie proponujemy klien-tom imitacji, tylko najwyższej jakości surowce, unikatowy styl i oryginal-ne rzemiosło. Pewnie dlatego do nas wracają – mówi z uśmiechem pani Magdalena.

MATERIAŁ PROMOCYJNY

Page 39: Gazeta Łowiecka 2/2015

KONTAKT

Z pełną ofertą Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowiec-kiej Diana można zapoznać się na: www.bizuteriadiana.pl

Zakupu można dokonać bezpo-średnio w sklepie w Poznaniu na ul. Pamiątkowej 15 (budynek od ulicy 28 czerwca 1956 r.) lub online: sklep.bizuteriadiana.pl

ków, sygnetów, bransolet i wisiorów, znajdziemy m.in.: odznaki i medale dla kół łowieckich, oprawy trofeów, indywidualne zdobienia broni, ozdo-by do kapeluszy, breloki, noże do pa-pieru, cukiernice, łyżeczki, kulawki oraz galanterię jeździecką. Obecnie na rynku sporo jest tanich, lecz nie-zbyt dobrej jakości wyrobów biżu-teryjnych. Pracownia Diana stawia na jakość. – W naszej ofercie znajdą Państwo m.in. autorską kolekcję bi-żuterii z prawdziwego bursztynu bał-tyckiego czy z dodatkiem kamieni szlachetnych. Nie proponujemy klien-tom imitacji, tylko najwyższej jakości surowce, unikatowy styl i oryginal-ne rzemiosło. Pewnie dlatego do nas wracają – mówi z uśmiechem pani Magdalena.

MATERIAŁ PROMOCYJNY

Page 40: Gazeta Łowiecka 2/2015

Na bezdrożach JUKONU JUKONU

Oto historia dwóch Norwegów, którzy przybyli do Kanady, by spełnić swoje marzenie o polowaniu na łosia alaskańskiego.

Choć wiele czytali i słyszeli o tym największym jeleniowatym Ameryki Północnej, to szybko się

przekonali, że w życiu nie zawsze układa się wszystko tak gładko, jak w książkach

czy relacjach innych myśliwych

TEKST I ZDJĘCIA: MORTEN BREKKETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 41: Gazeta Łowiecka 2/2015

Na bezdrożach JUKONU JUKONU

Oto historia dwóch Norwegów, którzy przybyli do Kanady, by spełnić swoje marzenie o polowaniu na łosia alaskańskiego.

Choć wiele czytali i słyszeli o tym największym jeleniowatym Ameryki Północnej, to szybko się

przekonali, że w życiu nie zawsze układa się wszystko tak gładko, jak w książkach

czy relacjach innych myśliwych

TEKST I ZDJĘCIA: MORTEN BREKKETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 42: Gazeta Łowiecka 2/2015

Za mały – mówi Jon i odwraca się do skrytego wśród jesiennych

wrzosów Brada, który opuszcza wa-bik z kory brzozowej i wstaje. – Na pewno wkrótce otrzymasz swo-ją szansę – uśmiecha się Brad, po czym zaczyna „rozmowę” ze znaj-dującym się w rzadkim górskim lesie 30 m dalej łopataczem. Łoś zatrzymu-je się na niewielkiej polance. Ślini się, jest gotowy na pokrycie samicy, która w jego mniemaniu znajduje się gdzieś w pobliżu. Teraz Brad imituje stę-kanie dużego byka. Młody natych-

miast zaczyna się wahać, wygląda na przestraszonego; nagle odwraca się i znika w wielobarwnym lesie. Jeśli młode byki żywią do kogoś lub cze-goś szacunek, to właśnie do bardziej doświadczonych kolegów w okresie bukowiska. Jon i Brad mieli wiele czasu, by przyj-rzeć się łosiowi. Brad zauważył go z 200 m, potem zaczął wabić coraz bliżej pokrytego świerkami pagór-ka, na którym się znajdowali. Ale nawet jeśli poroże było takie jak

u przeciętnego byka w Norwegii, to dla myśliwych będących pierw-szy raz na kanadyjskich bezdrożach obserwowany okaz był po prostu za mały…

PO TROFEA DO KANADYJon Nygaard i Fred-Roger Ness z Enabakku od dawna marzyli o upolowaniu wielkiego kanadyj-skiego łosia. Po latach oszczędzania i planowania ich podróż mogła się urzeczywistnić za pośrednictwem norweskiego biura polowań. Zabra-li ze sobą autora filmów łowieckich Mortena Brekkego, który miał to wszystko udokumentować. Po długim locie przez Londyn i Van-couver dotarli do Whitehorse, stoli-cy terytorium Jukon. Pod względem powierzchni Jukon jest prawie dwa razy większy od Norwegii, ale żyje tam zaledwie 30 tys. ludzi. Nie dziwi więc, że bezdroża zaczynają się tuż za granicą miasta. Na tych terenach żyje największy podgatunek łosia – Alces alces gigas. Występuje on też na Alasce, stąd potoczna nazwa: łoś alaskański. Łosie pierwotnie wywo-dzą się ze wschodniej Syberii. Około 10 000 lat temu przeszły do Amery-ki Północnej przez Beringię [most lądowy Beringa istniejący w okresie zlodowaceń, łączący dzisiejszą Sybe-

Pod względem powierzchni Jukon jest prawie dwa razy większy od Nor-

wegii, ale żyje tam zaledwie 30 tys. ludzi. Nie dziwi więc, że bezdroża za-

czynają się tuż za granicą miasta

Page 43: Gazeta Łowiecka 2/2015

Za mały – mówi Jon i odwraca się do skrytego wśród jesiennych

wrzosów Brada, który opuszcza wa-bik z kory brzozowej i wstaje. – Na pewno wkrótce otrzymasz swo-ją szansę – uśmiecha się Brad, po czym zaczyna „rozmowę” ze znaj-dującym się w rzadkim górskim lesie 30 m dalej łopataczem. Łoś zatrzymu-je się na niewielkiej polance. Ślini się, jest gotowy na pokrycie samicy, która w jego mniemaniu znajduje się gdzieś w pobliżu. Teraz Brad imituje stę-kanie dużego byka. Młody natych-

miast zaczyna się wahać, wygląda na przestraszonego; nagle odwraca się i znika w wielobarwnym lesie. Jeśli młode byki żywią do kogoś lub cze-goś szacunek, to właśnie do bardziej doświadczonych kolegów w okresie bukowiska. Jon i Brad mieli wiele czasu, by przyj-rzeć się łosiowi. Brad zauważył go z 200 m, potem zaczął wabić coraz bliżej pokrytego świerkami pagór-ka, na którym się znajdowali. Ale nawet jeśli poroże było takie jak

u przeciętnego byka w Norwegii, to dla myśliwych będących pierw-szy raz na kanadyjskich bezdrożach obserwowany okaz był po prostu za mały…

PO TROFEA DO KANADYJon Nygaard i Fred-Roger Ness z Enabakku od dawna marzyli o upolowaniu wielkiego kanadyj-skiego łosia. Po latach oszczędzania i planowania ich podróż mogła się urzeczywistnić za pośrednictwem norweskiego biura polowań. Zabra-li ze sobą autora filmów łowieckich Mortena Brekkego, który miał to wszystko udokumentować. Po długim locie przez Londyn i Van-couver dotarli do Whitehorse, stoli-cy terytorium Jukon. Pod względem powierzchni Jukon jest prawie dwa razy większy od Norwegii, ale żyje tam zaledwie 30 tys. ludzi. Nie dziwi więc, że bezdroża zaczynają się tuż za granicą miasta. Na tych terenach żyje największy podgatunek łosia – Alces alces gigas. Występuje on też na Alasce, stąd potoczna nazwa: łoś alaskański. Łosie pierwotnie wywo-dzą się ze wschodniej Syberii. Około 10 000 lat temu przeszły do Amery-ki Północnej przez Beringię [most lądowy Beringa istniejący w okresie zlodowaceń, łączący dzisiejszą Sybe-

Pod względem powierzchni Jukon jest prawie dwa razy większy od Nor-

wegii, ale żyje tam zaledwie 30 tys. ludzi. Nie dziwi więc, że bezdroża za-

czynają się tuż za granicą miasta

Page 44: Gazeta Łowiecka 2/2015

rię z Alaską – przyp. red.]. Teraz na tym kontynencie występują trzy pod-gatunki, a łoś alaskański jest najwięk-szym z nich. Trofea z tych zwierząt należą do jednych z najbardziej pożą-danych na świecie. Z Whitehorse Jon i Fred-Roger pod opieką biura Lone Wolf Out-fitting udali się na wschód. W znaj-dującym się przy South Big Salmon River obozie czekało już dwóch doświadczonych kanadyjskich pod-prowadzaczy. Jak Norwegowie mie-li się niebawem przekonać, ich po-dróż była warta swojej ceny. Nic

jednak nie przychodzi samo, więc i na łowieckie trofea będą musieli solidnie zapracować... W dziczy Alaski i Jukonu okazji nie podaje się na talerzu. Sukces wyma-ga wspólnego wysiłku myśliwych i podprowadzaczy, a wiele zależy po prostu od losu. Zaraz po przybyciu do położonego w malowniczej dolinie drewniane-go domku Jon i Fred-Roger usłyszeli wilki i łosie, jednak zgodnie z pra-wem w Kanadzie polowanie moż-na rozpocząć dopiero po upływie 6 godzin od lądowania. Spragnieni

łowów przybysze z Europy musieli więc poczekać do rana. Tereny łowieckie należące do Lone Wolf Outfitting obejmują 2 mln ha, więc do transportu myśliwych, a także mięsa i trofeów, wykorzy-stuje się konie. Zagęszczenie ło-sia jest jednak znacznie niższe niż w Skandynawii, dlatego zazwyczaj najskuteczniejszym sposobem jest wabienie w okresie godowym. Drugiego dnia łowów Fred-Roger i jego podprowadzacz Wes wytropili byka. Szli jego śladem przez całą doli-nę. Aby znalazł się w zasięgu strzału,

przeprawili się przez rzekę. W końcu uwiązali konie i weszli w gęstszy las, z którego mogli zobaczyć zdobycz. Wes miał ze sobą wabik zrobiony z plastikowej butelki, z której odciął dno. Fred-Roger – wysłużonego Sako kalibru .375 Holland&Holland.

SZTUKA CIERPLIWOŚCIBezgłośne przedostanie się przez gęste krzaki graniczyło z cudem, ale w czasie rui nawet trzask łama-nej gałązki może zwabić jurnego, wściekłego byka. Może on uznać, że źródłem dźwięku jest rywal i wtedy

Page 45: Gazeta Łowiecka 2/2015

rię z Alaską – przyp. red.]. Teraz na tym kontynencie występują trzy pod-gatunki, a łoś alaskański jest najwięk-szym z nich. Trofea z tych zwierząt należą do jednych z najbardziej pożą-danych na świecie. Z Whitehorse Jon i Fred-Roger pod opieką biura Lone Wolf Out-fitting udali się na wschód. W znaj-dującym się przy South Big Salmon River obozie czekało już dwóch doświadczonych kanadyjskich pod-prowadzaczy. Jak Norwegowie mie-li się niebawem przekonać, ich po-dróż była warta swojej ceny. Nic

jednak nie przychodzi samo, więc i na łowieckie trofea będą musieli solidnie zapracować... W dziczy Alaski i Jukonu okazji nie podaje się na talerzu. Sukces wyma-ga wspólnego wysiłku myśliwych i podprowadzaczy, a wiele zależy po prostu od losu. Zaraz po przybyciu do położonego w malowniczej dolinie drewniane-go domku Jon i Fred-Roger usłyszeli wilki i łosie, jednak zgodnie z pra-wem w Kanadzie polowanie moż-na rozpocząć dopiero po upływie 6 godzin od lądowania. Spragnieni

łowów przybysze z Europy musieli więc poczekać do rana. Tereny łowieckie należące do Lone Wolf Outfitting obejmują 2 mln ha, więc do transportu myśliwych, a także mięsa i trofeów, wykorzy-stuje się konie. Zagęszczenie ło-sia jest jednak znacznie niższe niż w Skandynawii, dlatego zazwyczaj najskuteczniejszym sposobem jest wabienie w okresie godowym. Drugiego dnia łowów Fred-Roger i jego podprowadzacz Wes wytropili byka. Szli jego śladem przez całą doli-nę. Aby znalazł się w zasięgu strzału,

przeprawili się przez rzekę. W końcu uwiązali konie i weszli w gęstszy las, z którego mogli zobaczyć zdobycz. Wes miał ze sobą wabik zrobiony z plastikowej butelki, z której odciął dno. Fred-Roger – wysłużonego Sako kalibru .375 Holland&Holland.

SZTUKA CIERPLIWOŚCIBezgłośne przedostanie się przez gęste krzaki graniczyło z cudem, ale w czasie rui nawet trzask łama-nej gałązki może zwabić jurnego, wściekłego byka. Może on uznać, że źródłem dźwięku jest rywal i wtedy

Page 46: Gazeta Łowiecka 2/2015

próbuje odstraszyć go jeszcze głośniej-szym stękaniem, a wręcz ryczeniem podobnym do ryczenia jelenia. Pro-blem w tym, że tej jesieni bukowisko zaczęło się później ze względu na cie-płą pogodę. Normalnie zaczyna się ono w drugiej połowie sierpnia, z re-guły po 2–3 nocach przymrozku. Wes stęknął kilkakrotnie, imitując głos klępy. Delikatnie uderzył w drzewo kawałkiem znalezionego rogu, jed-nak samiec nie zareagował. Wabienie łosia wymaga cierpliwości, więc po 20 minutach Wes powtórzył czynno-ści, ale na próżno. Mimo jego wysił-ków samiec zniknął w zaroślach. Przez następne dni myśliwi i ich pod-prowadzacze byli na nogach od wcze-snego ranka do późnej nocy. Wes wstawał pierwszy i zbierał konie, któ-re wieczorem spuszczano luzem, by poszukały sobie jedzenia. Wilki da-rzyły je respektem i trzymały się od nich z dala. Piątego dnia nadszedł mróz i bukowisko zaczęło się na po-ważnie. W końcu byki ruszyły w po-szukiwaniu partnerek – to ułatwiło trochę polowanie, ale jednocześnie utrudniło szansę na znalezienie się w odpowiedniej odległości do strza-łu. Jon, mając bardziej doświadczo-nego podprowadzacza, wypatrzył więcej łosi i dostał szansę na strzele-nie zwabionego przez Brada łopata-cza. Niestety, chybił.

NAGRODA ZA WYTRWAŁOŚĆ18 dzień pobytu. Jon i Fred-Ro-ger są trochę zawiedzeni. Oczy-wiście, przyroda jest przepiękna, a dzień wcześniej Jon wypatrzył 17 różnych zwierząt, ale przecież nie za to zapłacili niemałą fortunę. Przy-lecieli tu, by strzelić wielkiego byka. Kiepski nastrój jednak szybko mija. – Nie wracamy do domu, dopóki nam się nie uda – oświadcza Jon zdecydo-wanym tonem. On i Brad decydują się wziąć jucznego konia z dodatkowym jedzeniem, żeby dostać się przez górę do innej doliny. Na ok. 1800 m n.p.m. straszą setki górskich pardw, co przy-prawia Jona o ból głowy – on uwielbia polować na ptaki i bardzo chętnie by się nimi zajął. Tym razem jednak musi się skupić na łosiu, więc, niestety, jadą dalej. Po południu są w dolinie, obserwują te-ren przez lornetki. – Czy tam czasem nie stoi klępa? – odzywa się Brad, wskazując na skryte wśród świerków krzaki. – Jest i byk – odpowiada Jon z drże-niem w głosie.– Duży – uśmiecha się Brad. Przedzierają się przez gęste runo, jednak wkrótce muszą przystanąć, żeby się nie zdradzić. Brad próbuje zwabić łosia brzozowym wabikiem, ale odwrócenie uwagi byka od go-towej klępy jest prawie niemożliwe. Samica łosia pozostaje rujna przez

Page 47: Gazeta Łowiecka 2/2015

próbuje odstraszyć go jeszcze głośniej-szym stękaniem, a wręcz ryczeniem podobnym do ryczenia jelenia. Pro-blem w tym, że tej jesieni bukowisko zaczęło się później ze względu na cie-płą pogodę. Normalnie zaczyna się ono w drugiej połowie sierpnia, z re-guły po 2–3 nocach przymrozku. Wes stęknął kilkakrotnie, imitując głos klępy. Delikatnie uderzył w drzewo kawałkiem znalezionego rogu, jed-nak samiec nie zareagował. Wabienie łosia wymaga cierpliwości, więc po 20 minutach Wes powtórzył czynno-ści, ale na próżno. Mimo jego wysił-ków samiec zniknął w zaroślach. Przez następne dni myśliwi i ich pod-prowadzacze byli na nogach od wcze-snego ranka do późnej nocy. Wes wstawał pierwszy i zbierał konie, któ-re wieczorem spuszczano luzem, by poszukały sobie jedzenia. Wilki da-rzyły je respektem i trzymały się od nich z dala. Piątego dnia nadszedł mróz i bukowisko zaczęło się na po-ważnie. W końcu byki ruszyły w po-szukiwaniu partnerek – to ułatwiło trochę polowanie, ale jednocześnie utrudniło szansę na znalezienie się w odpowiedniej odległości do strza-łu. Jon, mając bardziej doświadczo-nego podprowadzacza, wypatrzył więcej łosi i dostał szansę na strzele-nie zwabionego przez Brada łopata-cza. Niestety, chybił.

NAGRODA ZA WYTRWAŁOŚĆ18 dzień pobytu. Jon i Fred-Ro-ger są trochę zawiedzeni. Oczy-wiście, przyroda jest przepiękna, a dzień wcześniej Jon wypatrzył 17 różnych zwierząt, ale przecież nie za to zapłacili niemałą fortunę. Przy-lecieli tu, by strzelić wielkiego byka. Kiepski nastrój jednak szybko mija. – Nie wracamy do domu, dopóki nam się nie uda – oświadcza Jon zdecydo-wanym tonem. On i Brad decydują się wziąć jucznego konia z dodatkowym jedzeniem, żeby dostać się przez górę do innej doliny. Na ok. 1800 m n.p.m. straszą setki górskich pardw, co przy-prawia Jona o ból głowy – on uwielbia polować na ptaki i bardzo chętnie by się nimi zajął. Tym razem jednak musi się skupić na łosiu, więc, niestety, jadą dalej. Po południu są w dolinie, obserwują te-ren przez lornetki. – Czy tam czasem nie stoi klępa? – odzywa się Brad, wskazując na skryte wśród świerków krzaki. – Jest i byk – odpowiada Jon z drże-niem w głosie.– Duży – uśmiecha się Brad. Przedzierają się przez gęste runo, jednak wkrótce muszą przystanąć, żeby się nie zdradzić. Brad próbuje zwabić łosia brzozowym wabikiem, ale odwrócenie uwagi byka od go-towej klępy jest prawie niemożliwe. Samica łosia pozostaje rujna przez

Page 48: Gazeta Łowiecka 2/2015

72 godziny. Jeśli samiec nie zdąży jej pokryć w tym czasie, musi czekać 3 do 4 tygodni na następną okazję.– Jon, czy na pewno trafisz z 250 m? – pyta Brad. – Będzie dobrze – brzmi odpowiedź. Byk powoli zbliża się do samicy. W końcu staje z głową i klatką pier-siową w kierunku Jona. Otwiera pysk, mieli językiem – czy to już?Nagle klępa wchodzi między świerki. Jeśli Jon ma strzelić, to tylko teraz. Natychmiast ustawia powiększenie w lunecie na 8 razy. – Jak tylko byk odwróci głowę w stronę łoszy, strzelam – mówi Jon, namierzając cel. Rozlega się huk

wystrzału. Odrzut 375–ki sprawia, że myśliwy traci cel z oczu.– Piękny strzał! – krzyczy Brad. Byk już nie wstaje. 19,4-gramowa kula przebiła kości, płuca, serce i za-trzymała się na grzbiecie – fabrycz-na amunicja wykonała swoje zada-nie. Późniejsze pomiary wykazały, że masa szczątkowa pocisku po grzybkowaniu wynosiła 98 procent. Łoś leży w dołku, a prawie 1,5-metrowe trofeum zaklinowało się o drzewo. Może i nie jest to naj-większy możliwy byk, ale przeżycie na pewno wielkie! Jon już prawie ma swoje trofeum, chociaż przed nim jeszcze sporo pracy.

SUKCES ZA SUKCESEMJest tuż przed 19:00. Zapada zmrok. Fred-Roger i Wes też mają powód do zadowolenia. Kilka godzin wcześniej Wes wytropił konno klępę daleko na północ od obozu. Chciał jechać da-lej, ale Fred-Roger uparł się, żeby się zatrzymać i zobaczyć, czy nie przyj-dzie jakiś byk. Oczekiwanie przynio-sło owoce, bo chwilę później z zaro-śli wyszedł samiec.– Spory – szepnął Wes, opuszczając lornetkę. Okazałe, jasnobrązowe ło-paty wyróżniały się na tle ciemnozie-lonych iglaków i żółtych jesiennych liści – to był upragniony byk! Czy Fred-Roger po latach oczekiwań bę-

dzie mógł spełnić swoje marzenie? Największym problemem była teraz odległość między nim a łosiem, i to, że zwierzę znajdowało się w obni-żeniu, przez co podejście bliżej było niemal niemożliwe. Fred-Roger po-stanowił więc poczekać, czy łosie nie zbliżą się jeszcze, jednak te zaległy w krzakach. Myśliwy i podprowa-dzacz skorzystali z okazji i znaleźli sobie bliższe miejsce na niewielkim wzniesieniu. – Spróbuję je przywabić – mówi Wes. Podnosi butelkę i imituje odgłosy godowe.Nie musi czekać na efekt. Natych-miast podnoszą się 3 klępy i byk, jed-nak nie ruszają się, tylko wpatrują

Często widać tylko błyszczące w słońcu rosochy

Page 49: Gazeta Łowiecka 2/2015

72 godziny. Jeśli samiec nie zdąży jej pokryć w tym czasie, musi czekać 3 do 4 tygodni na następną okazję.– Jon, czy na pewno trafisz z 250 m? – pyta Brad. – Będzie dobrze – brzmi odpowiedź. Byk powoli zbliża się do samicy. W końcu staje z głową i klatką pier-siową w kierunku Jona. Otwiera pysk, mieli językiem – czy to już?Nagle klępa wchodzi między świerki. Jeśli Jon ma strzelić, to tylko teraz. Natychmiast ustawia powiększenie w lunecie na 8 razy. – Jak tylko byk odwróci głowę w stronę łoszy, strzelam – mówi Jon, namierzając cel. Rozlega się huk

wystrzału. Odrzut 375–ki sprawia, że myśliwy traci cel z oczu.– Piękny strzał! – krzyczy Brad. Byk już nie wstaje. 19,4-gramowa kula przebiła kości, płuca, serce i za-trzymała się na grzbiecie – fabrycz-na amunicja wykonała swoje zada-nie. Późniejsze pomiary wykazały, że masa szczątkowa pocisku po grzybkowaniu wynosiła 98 procent. Łoś leży w dołku, a prawie 1,5-metrowe trofeum zaklinowało się o drzewo. Może i nie jest to naj-większy możliwy byk, ale przeżycie na pewno wielkie! Jon już prawie ma swoje trofeum, chociaż przed nim jeszcze sporo pracy.

SUKCES ZA SUKCESEMJest tuż przed 19:00. Zapada zmrok. Fred-Roger i Wes też mają powód do zadowolenia. Kilka godzin wcześniej Wes wytropił konno klępę daleko na północ od obozu. Chciał jechać da-lej, ale Fred-Roger uparł się, żeby się zatrzymać i zobaczyć, czy nie przyj-dzie jakiś byk. Oczekiwanie przynio-sło owoce, bo chwilę później z zaro-śli wyszedł samiec.– Spory – szepnął Wes, opuszczając lornetkę. Okazałe, jasnobrązowe ło-paty wyróżniały się na tle ciemnozie-lonych iglaków i żółtych jesiennych liści – to był upragniony byk! Czy Fred-Roger po latach oczekiwań bę-

dzie mógł spełnić swoje marzenie? Największym problemem była teraz odległość między nim a łosiem, i to, że zwierzę znajdowało się w obni-żeniu, przez co podejście bliżej było niemal niemożliwe. Fred-Roger po-stanowił więc poczekać, czy łosie nie zbliżą się jeszcze, jednak te zaległy w krzakach. Myśliwy i podprowa-dzacz skorzystali z okazji i znaleźli sobie bliższe miejsce na niewielkim wzniesieniu. – Spróbuję je przywabić – mówi Wes. Podnosi butelkę i imituje odgłosy godowe.Nie musi czekać na efekt. Natych-miast podnoszą się 3 klępy i byk, jed-nak nie ruszają się, tylko wpatrują

Często widać tylko błyszczące w słońcu rosochy

Page 50: Gazeta Łowiecka 2/2015

Autor artykułu Morten Brekke pozuje z jednym z łosi, o których mowa w repor-tażu. Brekke prowadzi firmę Taiga Media, wyprodukował około 30 filmów przyrod-niczych i łowieckich z polowań w Europie, Ameryce Północnej i innych miejscach na świecie. www.taiga.no

Page 51: Gazeta Łowiecka 2/2015

Autor artykułu Morten Brekke pozuje z jednym z łosi, o których mowa w repor-tażu. Brekke prowadzi firmę Taiga Media, wyprodukował około 30 filmów przyrod-niczych i łowieckich z polowań w Europie, Ameryce Północnej i innych miejscach na świecie. www.taiga.no

Page 52: Gazeta Łowiecka 2/2015

w miejsce, z którego dochodzi dźwięk. – Strzelam – mówi Fred-Roger, kła-dąc się w pozycji do strzału i namie-rzając byka.– Oszalałeś? – Wes patrzy na Nor-wega z powątpiewaniem. Przewod-nik zastanawia się, czy to może tylko czcze gadanie, ale Fred-Roger mówi poważnie. To być może jego jedyna szansa na strzelenie wielkiego alaskań-skiego łosia. Wie, że kula na 300 m opadnie o 40 cm, i że odległość od celu wynosi teraz więcej niż 400 m – aby trafić, musi celować ponad krę-gosłup. Trzeba jednak poczekać, aż zwierzę wyjdzie z krzaków i będzie lepsza widoczność. Fred-Roger skła-da się do strzału, namierza cel, odcze-kuje chwilę. W końcu ostrożnie naci-ska spust. Jednak domowo zrobiona amunicja swift leci za nisko. Pudłuje. – Strzel jeszcze raz, celuj w koniec łopat – szepcze Wes. Fred-Roger po-nownie celuje i naciska spust. – Oh shit, trafiłeś! Wes jest chyba nie-co zaskoczony. Patrzy przez lornetkę – tym razem kula trafia w sam śro-dek łopatki. – Strzel jeszcze raz, na wszelki wypadek.Trzeci strzał trafia niżej niż drugi. Łoś chwiejąc się, uchodzi w zarośla. Tymczasem samice stoją w miejscu, jak-by nic się nie stało. Fred-Roger zakła-da, że byk padnie w ciągu paru sekund,

Fred-Roger pomaga zapakować trofeum na konia. Musi być dobrzeprzymocowane, żeby koń nie zrobił sobie krzywdy

Page 53: Gazeta Łowiecka 2/2015

w miejsce, z którego dochodzi dźwięk. – Strzelam – mówi Fred-Roger, kła-dąc się w pozycji do strzału i namie-rzając byka.– Oszalałeś? – Wes patrzy na Nor-wega z powątpiewaniem. Przewod-nik zastanawia się, czy to może tylko czcze gadanie, ale Fred-Roger mówi poważnie. To być może jego jedyna szansa na strzelenie wielkiego alaskań-skiego łosia. Wie, że kula na 300 m opadnie o 40 cm, i że odległość od celu wynosi teraz więcej niż 400 m – aby trafić, musi celować ponad krę-gosłup. Trzeba jednak poczekać, aż zwierzę wyjdzie z krzaków i będzie lepsza widoczność. Fred-Roger skła-da się do strzału, namierza cel, odcze-kuje chwilę. W końcu ostrożnie naci-ska spust. Jednak domowo zrobiona amunicja swift leci za nisko. Pudłuje. – Strzel jeszcze raz, celuj w koniec łopat – szepcze Wes. Fred-Roger po-nownie celuje i naciska spust. – Oh shit, trafiłeś! Wes jest chyba nie-co zaskoczony. Patrzy przez lornetkę – tym razem kula trafia w sam śro-dek łopatki. – Strzel jeszcze raz, na wszelki wypadek.Trzeci strzał trafia niżej niż drugi. Łoś chwiejąc się, uchodzi w zarośla. Tymczasem samice stoją w miejscu, jak-by nic się nie stało. Fred-Roger zakła-da, że byk padnie w ciągu paru sekund,

Fred-Roger pomaga zapakować trofeum na konia. Musi być dobrzeprzymocowane, żeby koń nie zrobił sobie krzywdy

Page 54: Gazeta Łowiecka 2/2015

ale na wszelki wypadek decydują z We-sem, że ten pójdzie sam, a on będzie go instruował z góry. Podprowadzacz znika w krzakach. Po dłuższej chwili w końcu pojawia się w dalszej części doliny. Fred-Roger daje mu znak chus-teczką, gdzie ma iść. Po chwili słychać strzał – łoś padł. Pół godziny później Fred-Roger już siedzi przy pachnącym rują byku, którego gigantyczne łopaty mie-rzą ok. 145 cm. Jest powód do sa-tysfakcji, nawet jeśli nieoficjalny rekord to 209 cm. Norwescy my-śliwi osiągnęli bowiem swój cel zaledwie 2 dni przed końcem wy-

prawy. Według Brada, który ma na koncie wiele polowań na ło-sie, ten sezon był skrajnie trud-ny ze względu na opóźnienie się okresu godowego, dużo deszczu i ostre wiatry. Mimo to obu myśli-wym udało się spełnić marzenia o łosiu i kanadyjskiej dziczy. Mogą teraz wrócić do domu, wioząc ze sobą wspaniałe wspomnienia, które sprawią, że nabiorą ocho-ty na nową łowiecką wyprawę w Kanadzie. Autor sam był w Juko-nie już 20 razy, a przez rok nawet tam mieszkał, więc wie, że z pewnością tak będzie.

Ostatni wieczór w obozie. Na zdjęciu: podprowadacz Brad, Jon, filmowiec i fotograf Morten, kucharz Claus, Fred-Roger i podprowadacz Wes

KONKURS

WYGRAJ WYJĄTKOWY JUBILEUSZOWY MODEL SIEKIERY FISKARS!

Zajrzyj na tę stronę Gazety Łowieckiej 17 kwietnia i odpowiedz prawidłowo na 5 pytań. Pierwszych 5 osób, które prześlą prawidłowe odpowiedzi, otrzyma ufundowane przez firmę FISKARS jubileuszowe siekiery z 25-letnią gwarancją!

Zwiększ swoją szansę na wygraną!Zapisz się do naszego NEWSLETTERA i dowiedz się, o której godzinie pojawią się pytania. Pamiętaj, że wygrywa 5 pierwszych prawidłowych odpowiedzi!

Page 55: Gazeta Łowiecka 2/2015

ale na wszelki wypadek decydują z We-sem, że ten pójdzie sam, a on będzie go instruował z góry. Podprowadzacz znika w krzakach. Po dłuższej chwili w końcu pojawia się w dalszej części doliny. Fred-Roger daje mu znak chus-teczką, gdzie ma iść. Po chwili słychać strzał – łoś padł. Pół godziny później Fred-Roger już siedzi przy pachnącym rują byku, którego gigantyczne łopaty mie-rzą ok. 145 cm. Jest powód do sa-tysfakcji, nawet jeśli nieoficjalny rekord to 209 cm. Norwescy my-śliwi osiągnęli bowiem swój cel zaledwie 2 dni przed końcem wy-

prawy. Według Brada, który ma na koncie wiele polowań na ło-sie, ten sezon był skrajnie trud-ny ze względu na opóźnienie się okresu godowego, dużo deszczu i ostre wiatry. Mimo to obu myśli-wym udało się spełnić marzenia o łosiu i kanadyjskiej dziczy. Mogą teraz wrócić do domu, wioząc ze sobą wspaniałe wspomnienia, które sprawią, że nabiorą ocho-ty na nową łowiecką wyprawę w Kanadzie. Autor sam był w Juko-nie już 20 razy, a przez rok nawet tam mieszkał, więc wie, że z pewnością tak będzie.

Ostatni wieczór w obozie. Na zdjęciu: podprowadacz Brad, Jon, filmowiec i fotograf Morten, kucharz Claus, Fred-Roger i podprowadacz Wes

KONKURS

WYGRAJ WYJĄTKOWY JUBILEUSZOWY MODEL SIEKIERY FISKARS!

Zajrzyj na tę stronę Gazety Łowieckiej 17 kwietnia i odpowiedz prawidłowo na 5 pytań. Pierwszych 5 osób, które prześlą prawidłowe odpowiedzi, otrzyma ufundowane przez firmę FISKARS jubileuszowe siekiery z 25-letnią gwarancją!

Zwiększ swoją szansę na wygraną!Zapisz się do naszego NEWSLETTERA i dowiedz się, o której godzinie pojawią się pytania. Pamiętaj, że wygrywa 5 pierwszych prawidłowych odpowiedzi!

Page 56: Gazeta Łowiecka 2/2015

35% DEETGdy dokuczają komary…

Lato z komarami przyjemne może być tylko w refrenie popularnej przed laty piosenki.

W rzeczywistości nikt nie przepada za wiecznie atakującymi owadami, które sprawiają,

że wędrówki po lesie czy myśliwskie zasiadki stają się wyjątkowo uciążliwe.

Na szczęście znamy skuteczny sposób na odstraszenie komarów

Na początku mała powtórka z lekcji chemii. DEET to N,N-

-dietylo-meta-toluamid. Jest to etok-sylowany alkohol benzylowy, który znalazł zastosowanie jako repelent oraz surowiec do wytwarzania pre-paratów biobójczych w przemyśle chemicznym i farmaceutycznym…

BLOKUJE I ODSTRASZA Skuteczność DEET szacuje się na około 75%. Związek ten w czystej po-staci jest cieczą koloru jasnożółtego lub zupełnie bezbarwną. Ma charak-

terystyczny, nieprzyjemny zapach. Po naniesieniu produktu zawiera-jącego N,N-dietylo-m-toluamid na skórę związek ten paruje pod wpły-wem ciepła. Blokuje receptory czu-ciowe owada, działając na niego od-straszająco i odpychająco. U owadów DEET powoduje zablokowanie dzia-łania enzymu ośrodkowego układu nerwowego, a więc acetylocholineste-razy – jednego z podstawowych neu-roprzekaźników związków uczest-niczących w transporcie impulsów nerwowych w mózgu.

SKUTECZNA OCHRONA N,N-dietylo-meta-toluamid to skład-nik środków chemicznych odstra-szających komary, a także kleszcze, meszki, muchy końskie i inne owady kłujące. Uważany jest za wysoce uży-teczny i skuteczny repelent, poleca-ny zwłaszcza w sytuacji narażenia na kontakt z insektami przenoszącymi groźne choroby tropikalne. DEET to substancja czynna, która wystę-puje w postaci płynów, żeli, kremów oraz pianek odstraszających komary. Ich działanie zabezpieczające przed

ukąszeniami owadów utrzymuje się nawet 6 do 8 godzin, a przed klesz-czami do 3 godzin. Tak skuteczną ochronę zapewnia wyłącznie Płyn DEET Max na komary, kleszcze i meszki marki AROX. Inne prepara-ty nie zawierają odpowiedniego stę-żenia DEET.

JAK UŻYWAĆ?Preparatami, które zawierają DEET, powinno się posmarować lub spry-skać ciało z odległości 15–20 cm. Mimo że środki odstraszające komary

Page 57: Gazeta Łowiecka 2/2015

35% DEETGdy dokuczają komary…

Lato z komarami przyjemne może być tylko w refrenie popularnej przed laty piosenki.

W rzeczywistości nikt nie przepada za wiecznie atakującymi owadami, które sprawiają,

że wędrówki po lesie czy myśliwskie zasiadki stają się wyjątkowo uciążliwe.

Na szczęście znamy skuteczny sposób na odstraszenie komarów

Na początku mała powtórka z lekcji chemii. DEET to N,N-

-dietylo-meta-toluamid. Jest to etok-sylowany alkohol benzylowy, który znalazł zastosowanie jako repelent oraz surowiec do wytwarzania pre-paratów biobójczych w przemyśle chemicznym i farmaceutycznym…

BLOKUJE I ODSTRASZA Skuteczność DEET szacuje się na około 75%. Związek ten w czystej po-staci jest cieczą koloru jasnożółtego lub zupełnie bezbarwną. Ma charak-

terystyczny, nieprzyjemny zapach. Po naniesieniu produktu zawiera-jącego N,N-dietylo-m-toluamid na skórę związek ten paruje pod wpły-wem ciepła. Blokuje receptory czu-ciowe owada, działając na niego od-straszająco i odpychająco. U owadów DEET powoduje zablokowanie dzia-łania enzymu ośrodkowego układu nerwowego, a więc acetylocholineste-razy – jednego z podstawowych neu-roprzekaźników związków uczest-niczących w transporcie impulsów nerwowych w mózgu.

SKUTECZNA OCHRONA N,N-dietylo-meta-toluamid to skład-nik środków chemicznych odstra-szających komary, a także kleszcze, meszki, muchy końskie i inne owady kłujące. Uważany jest za wysoce uży-teczny i skuteczny repelent, poleca-ny zwłaszcza w sytuacji narażenia na kontakt z insektami przenoszącymi groźne choroby tropikalne. DEET to substancja czynna, która wystę-puje w postaci płynów, żeli, kremów oraz pianek odstraszających komary. Ich działanie zabezpieczające przed

ukąszeniami owadów utrzymuje się nawet 6 do 8 godzin, a przed klesz-czami do 3 godzin. Tak skuteczną ochronę zapewnia wyłącznie Płyn DEET Max na komary, kleszcze i meszki marki AROX. Inne prepara-ty nie zawierają odpowiedniego stę-żenia DEET.

JAK UŻYWAĆ?Preparatami, które zawierają DEET, powinno się posmarować lub spry-skać ciało z odległości 15–20 cm. Mimo że środki odstraszające komary

Page 58: Gazeta Łowiecka 2/2015

mogą być nakładane na ten sam ob-szar skóry jednocześnie z preparata-mi zawierającymi filtry UV, najpierw należy zastosować krem z filtrem, a dopiero później produkt z N,N-die-tylo-meta-toluamidem. Odwrotne postępowanie może zmniejszyć siłę działania DEET. Dzięki zastosowa-niu preparatu możemy dłuższy czas przebywać w miejscach, gdzie wystę-pują komary i nasza zasiadka nie bę-dzie wiązała się z ciągłym odgania-niem się od bzyczących krwiopijców.

NIE TYLKO DLA MYŚLIWYCHŚrodki zawierające w swoim skła-dzie N,N-dietylo-meta-toluamid, ze względu na długi okres zabezpie-czający przed ukąszeniami komarów oraz przed kleszczami, są polecane myśliwym, leśnikom oraz osobom aktywnie spędzającym czas na świe-żym powietrzu, np. podczas wędró-wek po lesie. DEET Max – środek o 35% stężeniu substancji aktywnej – działa dłużej oraz skuteczniej w starciu z komarami. Lato już wkrótce! Lepiej nie czekać i już dzisiaj pomyśleć o niezawodnej ochronie przed komarami, tym bar-dziej że brak mroźnej zimy jest ko-rzystny dla tych dokuczliwych owa-dów, o czym niestety przekonamy się na własnej skórze już w najbliż- szych tygodniach…

MATERIAŁ PROMOCYJNY

Page 59: Gazeta Łowiecka 2/2015

mogą być nakładane na ten sam ob-szar skóry jednocześnie z preparata-mi zawierającymi filtry UV, najpierw należy zastosować krem z filtrem, a dopiero później produkt z N,N-die-tylo-meta-toluamidem. Odwrotne postępowanie może zmniejszyć siłę działania DEET. Dzięki zastosowa-niu preparatu możemy dłuższy czas przebywać w miejscach, gdzie wystę-pują komary i nasza zasiadka nie bę-dzie wiązała się z ciągłym odgania-niem się od bzyczących krwiopijców.

NIE TYLKO DLA MYŚLIWYCHŚrodki zawierające w swoim skła-dzie N,N-dietylo-meta-toluamid, ze względu na długi okres zabezpie-czający przed ukąszeniami komarów oraz przed kleszczami, są polecane myśliwym, leśnikom oraz osobom aktywnie spędzającym czas na świe-żym powietrzu, np. podczas wędró-wek po lesie. DEET Max – środek o 35% stężeniu substancji aktywnej – działa dłużej oraz skuteczniej w starciu z komarami. Lato już wkrótce! Lepiej nie czekać i już dzisiaj pomyśleć o niezawodnej ochronie przed komarami, tym bar-dziej że brak mroźnej zimy jest ko-rzystny dla tych dokuczliwych owa-dów, o czym niestety przekonamy się na własnej skórze już w najbliż- szych tygodniach…

MATERIAŁ PROMOCYJNY

Page 62: Gazeta Łowiecka 2/2015

SAUER 404 NARODZINY KLASYKA?

Wieści o nowym karabinie myśliwskim Sauera krążą w środowisku już od dawna.

Większość z nas spodziewała się repetiera, będącego rozwinięciem modelu 202.

Teraz Sauer 404 jest już gotowy, a my mogliśmy przetestować go jako jedni z pierwszych na świecie – na strzelnicy i na polowaniu

TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGHTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 63: Gazeta Łowiecka 2/2015

SAUER 404 NARODZINY KLASYKA?

Wieści o nowym karabinie myśliwskim Sauera krążą w środowisku już od dawna.

Większość z nas spodziewała się repetiera, będącego rozwinięciem modelu 202.

Teraz Sauer 404 jest już gotowy, a my mogliśmy przetestować go jako jedni z pierwszych na świecie – na strzelnicy i na polowaniu

TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGHTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 64: Gazeta Łowiecka 2/2015

W czasach swojej świetności Sauer 202 posiadał tłum wier-

nych fanów – był zdecydowanie naj-popularniejszym karabinem w Eu-ropie Północnej. Model ten ma już 20 lat. To pierwszy karabin, u które-go możliwość wymiany lufy poważ-nie reklamowano jako zaletę. Jednak opinie na jego temat są wciąż podzie-lone. Jedną z przyczyn jest bezpiecz-nik, który przesuwa się tuż przy spu-ście wewnątrz kabłąka, co odwiodło wiele osób od kupienia tego modelu. Przez ostatnie cztery lata inżynie-rowie Sauera pracowali w fabryce w Isny w południowych Niemczech nad sztucerem powtarzalnym, ma-jącym wyprzeć 202-kę z pozycji naj-lepszego czterotaktu firmy. Efekt ich

wysiłków to model 404. Choć ten karabin na pierwszy rzut oka wyglą-da jak zmodernizowana 202-ka, to posiada tak wiele ulepszeń i nowych rozwiązań w najważniejszych kwe-stiach, że w rzeczywistości jest zu-pełnie odrębnym modelem.

PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICESama blokada lufy wygląda jak w 202-ce, tzn. lufa zaciśnięta jest w tulei zaciskowej. Komora zamko-wa dostępna jest tylko w rozmiarze magnum, co jest nowością, i umożli-wia używanie wszystkich grup kalib-rów w tej samej broni. Również samą głowicę zamka można wymienić w zależności od pożądanej grupy ka-librów. To sprawia, że w Sauerze 404

można zmieniać kaliber od 6,5x55 aż do .375 H&H, ponieważ nie jest się związanym tylko z jedną grupą. Nie-dostępne są jednak najmniejsze ka-libry, np. .223 Remington. Głowicę zamka wymienia się w kilka sekund i nie potrzeba do tego żadnych narzę-dzi. Dla podróżujących myśliwych, którzy muszą czasem zostawić broń w hotelu lub samochodzie, możli-wość wyjęcia głowicy i uczynienia jej przez to nieużyteczną jest ogromną zaletą. Standardowo komora zamkowa w 404 zrobiona jest z aluminium. W Sauerze 202 wiele osób wymie-niało komorę aluminiową na cięższą, stalową wersję, ponieważ małe śrub-ki w bazie montażu miały tenden-

cję do wykręcania się po wielu strza-łach. Powód? Po prostu aluminium jest dość miękkie i w związku z tym pracuje bardziej niż stal. W modelu 404 wyeliminowano ten problem po-

przez zintegrowanie szyny montażo-wej z komorą. Zastosowany system montażowy jest własnym rozwiąza-niem Sauera i zawiera szeroki wybór stabilnych, wymiennych montaży pod najpopularniejsze rodzaje lu-net. System montażu „na klik” przy-

Widzę przed Sauerem 404 świetlaną przyszłość – docenią go na pewno strzelcy długodystansowi i osoby lubiące optymalne wyposażenie

w strzelectwie precyzyjnym

Page 65: Gazeta Łowiecka 2/2015

W czasach swojej świetności Sauer 202 posiadał tłum wier-

nych fanów – był zdecydowanie naj-popularniejszym karabinem w Eu-ropie Północnej. Model ten ma już 20 lat. To pierwszy karabin, u które-go możliwość wymiany lufy poważ-nie reklamowano jako zaletę. Jednak opinie na jego temat są wciąż podzie-lone. Jedną z przyczyn jest bezpiecz-nik, który przesuwa się tuż przy spu-ście wewnątrz kabłąka, co odwiodło wiele osób od kupienia tego modelu. Przez ostatnie cztery lata inżynie-rowie Sauera pracowali w fabryce w Isny w południowych Niemczech nad sztucerem powtarzalnym, ma-jącym wyprzeć 202-kę z pozycji naj-lepszego czterotaktu firmy. Efekt ich

wysiłków to model 404. Choć ten karabin na pierwszy rzut oka wyglą-da jak zmodernizowana 202-ka, to posiada tak wiele ulepszeń i nowych rozwiązań w najważniejszych kwe-stiach, że w rzeczywistości jest zu-pełnie odrębnym modelem.

PODOBIEŃSTWA I RÓŻNICESama blokada lufy wygląda jak w 202-ce, tzn. lufa zaciśnięta jest w tulei zaciskowej. Komora zamko-wa dostępna jest tylko w rozmiarze magnum, co jest nowością, i umożli-wia używanie wszystkich grup kalib-rów w tej samej broni. Również samą głowicę zamka można wymienić w zależności od pożądanej grupy ka-librów. To sprawia, że w Sauerze 404

można zmieniać kaliber od 6,5x55 aż do .375 H&H, ponieważ nie jest się związanym tylko z jedną grupą. Nie-dostępne są jednak najmniejsze ka-libry, np. .223 Remington. Głowicę zamka wymienia się w kilka sekund i nie potrzeba do tego żadnych narzę-dzi. Dla podróżujących myśliwych, którzy muszą czasem zostawić broń w hotelu lub samochodzie, możli-wość wyjęcia głowicy i uczynienia jej przez to nieużyteczną jest ogromną zaletą. Standardowo komora zamkowa w 404 zrobiona jest z aluminium. W Sauerze 202 wiele osób wymie-niało komorę aluminiową na cięższą, stalową wersję, ponieważ małe śrub-ki w bazie montażu miały tenden-

cję do wykręcania się po wielu strza-łach. Powód? Po prostu aluminium jest dość miękkie i w związku z tym pracuje bardziej niż stal. W modelu 404 wyeliminowano ten problem po-

przez zintegrowanie szyny montażo-wej z komorą. Zastosowany system montażowy jest własnym rozwiąza-niem Sauera i zawiera szeroki wybór stabilnych, wymiennych montaży pod najpopularniejsze rodzaje lu-net. System montażu „na klik” przy-

Widzę przed Sauerem 404 świetlaną przyszłość – docenią go na pewno strzelcy długodystansowi i osoby lubiące optymalne wyposażenie

w strzelectwie precyzyjnym

Page 66: Gazeta Łowiecka 2/2015

pomina rozwiązanie zastosowane w Mauserze M03. Lunetę montuje się i demontuje w zaledwie kilka se-kund. Jednak jeśli ktoś bardzo chce, to za stosunkowo niewielką cenę może wymienić aluminiową obudowę na stalową. Dodaje ona 0,5 kg balastu, ale jest on umieszczony pomiędzy rę-kami strzelca, więc nie ma wpływu na wyważenie broni. Dodatkowe obciąże-nie pomaga również zmniejszyć odrzut przy silnych kalibrach typu magnum, ale nie czyni broni bardziej precyzyjną czy trwałą – jedynie cięższą.

PRAKTYCZNY TYPZ nowości – sztucer można łatwo rozłożyć i złożyć za pomocą prostego narzędzia wbudowanego w przedni bączek. Wystarczy go wypiąć i wycia-gnąć klucz imbusowy, którym prze-kręca się o połowę obrotu niewielką śrubkę, znajdującą się na czółenku. Tym samym kluczem wymienia się lufę, stopkę i reguluje spust. Sprytne!Kontrowersyjny bezpiecznik z Sa- uera 202 wymieniono na napinający iglicę przycisk, regulowany prawym kciukiem, który w porównaniu z in-nymi dostępnymi na rynku rozwią-zaniami tego typu działa niezwykle miękko i prosto – co na prawdzi-wym polowaniu jest oczywistą zaletą!Również sam spust zaprojektowano

zupełnie od początku i teraz ma on niewiele wspólnego ze skompliko-wanym spustem 202-ki, który miał swoje małe wady. Nowy spust cho-dzi niezwykle czysto. Przypomina on drogie, robione na zamówienie spu-sty, które czasem można znaleźć jako wymienniki do amerykańskich kara-binów. Twardość można ustawić na 500-1300 g. Język jest całkiem szero-ki, co daje poczucie, że w pociągnię-cie go trzeba włożyć mniej siły. Poza tym można go przesuwać w przód i w tył, dopasowując do ręki strzelca. W rezultacie mamy elastyczny spust z wyraźnym punktem przełamania – połączenie normalnie dostępne je-dynie dla karabinów z wyższej półki. Już tylko z tego powodu widzę przed Sauerem 404 świetlaną przyszłość – docenią go na pewno strzelcy dłu-godystansowi i osoby lubiące opty-malne wyposażenie w strzelectwie precyzyjnym.

NA STRZELNICYNa początku stycznia odwiedzi-łem Isny w celu przetestowania no-wego karabinu. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Uważam, że Sauer wprowadził w tym modelu naprawdę dużo ulepszeń w stosun-ku do 202-ki, w szczególności jeśli chodzi o bezpiecznik i spust, które

Page 67: Gazeta Łowiecka 2/2015

pomina rozwiązanie zastosowane w Mauserze M03. Lunetę montuje się i demontuje w zaledwie kilka se-kund. Jednak jeśli ktoś bardzo chce, to za stosunkowo niewielką cenę może wymienić aluminiową obudowę na stalową. Dodaje ona 0,5 kg balastu, ale jest on umieszczony pomiędzy rę-kami strzelca, więc nie ma wpływu na wyważenie broni. Dodatkowe obciąże-nie pomaga również zmniejszyć odrzut przy silnych kalibrach typu magnum, ale nie czyni broni bardziej precyzyjną czy trwałą – jedynie cięższą.

PRAKTYCZNY TYPZ nowości – sztucer można łatwo rozłożyć i złożyć za pomocą prostego narzędzia wbudowanego w przedni bączek. Wystarczy go wypiąć i wycia-gnąć klucz imbusowy, którym prze-kręca się o połowę obrotu niewielką śrubkę, znajdującą się na czółenku. Tym samym kluczem wymienia się lufę, stopkę i reguluje spust. Sprytne!Kontrowersyjny bezpiecznik z Sa- uera 202 wymieniono na napinający iglicę przycisk, regulowany prawym kciukiem, który w porównaniu z in-nymi dostępnymi na rynku rozwią-zaniami tego typu działa niezwykle miękko i prosto – co na prawdzi-wym polowaniu jest oczywistą zaletą!Również sam spust zaprojektowano

zupełnie od początku i teraz ma on niewiele wspólnego ze skompliko-wanym spustem 202-ki, który miał swoje małe wady. Nowy spust cho-dzi niezwykle czysto. Przypomina on drogie, robione na zamówienie spu-sty, które czasem można znaleźć jako wymienniki do amerykańskich kara-binów. Twardość można ustawić na 500-1300 g. Język jest całkiem szero-ki, co daje poczucie, że w pociągnię-cie go trzeba włożyć mniej siły. Poza tym można go przesuwać w przód i w tył, dopasowując do ręki strzelca. W rezultacie mamy elastyczny spust z wyraźnym punktem przełamania – połączenie normalnie dostępne je-dynie dla karabinów z wyższej półki. Już tylko z tego powodu widzę przed Sauerem 404 świetlaną przyszłość – docenią go na pewno strzelcy dłu-godystansowi i osoby lubiące opty-malne wyposażenie w strzelectwie precyzyjnym.

NA STRZELNICYNa początku stycznia odwiedzi-łem Isny w celu przetestowania no-wego karabinu. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Uważam, że Sauer wprowadził w tym modelu naprawdę dużo ulepszeń w stosun-ku do 202-ki, w szczególności jeśli chodzi o bezpiecznik i spust, które

Page 68: Gazeta Łowiecka 2/2015

SAUER 404

Kalibry: Medium: .243  Win., 6.5  ×  55  SE, .270  Win., 7  ×  64, .308 Win., .30-06 Spring., 8 × 57 IS, 9.3 × 62 Magnum: 7 mm Rem. Mag., .300 Win. Mag., 8 × 68 S, .338 Win. Mag. Big Game: .375  H&H Mag. Pojemność magazynka: 3+1 (me-dium), 2+1 (magnum). Długość: 101.5 cm (lufa 51 cm), 106.5 cm (lufa 56 cm), 112.5 cm (lufa 62 cm). Waga: od ok. 3,22 kg (zależnie od gęsto-ści drewna). Spust bezpośredni: ustawiany przez strzelca: 550g/750g/1000g/1250g (±50g)

w poprzednim modelu zbierały naj-więcej krytyki. Jeśli ktoś chce kla-syczny model w drewnianej osadzie, rzeczywiście otrzyma broń z metalu i drewna. Jedynymi detalami z poli-meru jest stopka i magazynek, gdzie użycie tego materiału jest bardzo uzasadnione. Na strzelnicy sztucer sprawdził się bardzo dobrze, co mnie specjalnie nie zaskoczyło. W trzech podejściach na 100 m osiągnąłem skupienie 15–20 mm.

WIELE MOŻLIWOŚCIPodobnie jak jego poprzednika, moż-na go zamówić w olbrzymiej ilości wariantów, różniących się kalibrem,

kształtem lufy, kolby itd. Od począt-ku będzie możliwość zamówienia wersji drewnianej lub syntetycznej, ta ostatnia z otworem na kciuk lub bez. Będzie również wersja dla le-woręcznych, a w ciągu roku wyjdzie magazynek o większej pojemności.

PRZYSZŁY KLASYK?Pewien myśliwy, który wiedział, że testowałem nową broń Sauera za-pytał mnie, czy „niemiecki kunszt in-żynieryjny jest na tyle wysoki, że lufy z 202-ki będą pasować do 404-ki”? Na co zmuszony byłem odpowie-dzieć, że owszem, kunszt z pewnością jest na tyle wysoki, tylko to wbrew

zasadom rynku. A więc nie można zamontować starej lufy z 202-ki do 404-ki. Mimo pozornego podobień-stwa pomiędzy tymi dwoma mode-lami wymieniać między nimi można jedynie stopkę. Poza tym 202-ka lada chwila zniknie z produkcji. Innymi słowy, jeśli ktoś jest szczególnym fa-nem jej wyjątkowego bezpiecznika, to jest ostatni moment, żeby kupić nowy egzemplarz. Cena nowego mo-delu zaczyna się od 12 500 zł za model Classic i kształtuje się na poziomie Bla-sera R8. Mam przeczucie, że Sauer 404 ma szansę stać się nowym klasykiem, o którym dużo będziemy słyszeć w nadchodzących latach.

Page 69: Gazeta Łowiecka 2/2015

SAUER 404

Kalibry: Medium: .243  Win., 6.5  ×  55  SE, .270  Win., 7  ×  64, .308 Win., .30-06 Spring., 8 × 57 IS, 9.3 × 62 Magnum: 7 mm Rem. Mag., .300 Win. Mag., 8 × 68 S, .338 Win. Mag. Big Game: .375  H&H Mag. Pojemność magazynka: 3+1 (me-dium), 2+1 (magnum). Długość: 101.5 cm (lufa 51 cm), 106.5 cm (lufa 56 cm), 112.5 cm (lufa 62 cm). Waga: od ok. 3,22 kg (zależnie od gęsto-ści drewna). Spust bezpośredni: ustawiany przez strzelca: 550g/750g/1000g/1250g (±50g)

w poprzednim modelu zbierały naj-więcej krytyki. Jeśli ktoś chce kla-syczny model w drewnianej osadzie, rzeczywiście otrzyma broń z metalu i drewna. Jedynymi detalami z poli-meru jest stopka i magazynek, gdzie użycie tego materiału jest bardzo uzasadnione. Na strzelnicy sztucer sprawdził się bardzo dobrze, co mnie specjalnie nie zaskoczyło. W trzech podejściach na 100 m osiągnąłem skupienie 15–20 mm.

WIELE MOŻLIWOŚCIPodobnie jak jego poprzednika, moż-na go zamówić w olbrzymiej ilości wariantów, różniących się kalibrem,

kształtem lufy, kolby itd. Od począt-ku będzie możliwość zamówienia wersji drewnianej lub syntetycznej, ta ostatnia z otworem na kciuk lub bez. Będzie również wersja dla le-woręcznych, a w ciągu roku wyjdzie magazynek o większej pojemności.

PRZYSZŁY KLASYK?Pewien myśliwy, który wiedział, że testowałem nową broń Sauera za-pytał mnie, czy „niemiecki kunszt in-żynieryjny jest na tyle wysoki, że lufy z 202-ki będą pasować do 404-ki”? Na co zmuszony byłem odpowie-dzieć, że owszem, kunszt z pewnością jest na tyle wysoki, tylko to wbrew

zasadom rynku. A więc nie można zamontować starej lufy z 202-ki do 404-ki. Mimo pozornego podobień-stwa pomiędzy tymi dwoma mode-lami wymieniać między nimi można jedynie stopkę. Poza tym 202-ka lada chwila zniknie z produkcji. Innymi słowy, jeśli ktoś jest szczególnym fa-nem jej wyjątkowego bezpiecznika, to jest ostatni moment, żeby kupić nowy egzemplarz. Cena nowego mo-delu zaczyna się od 12 500 zł za model Classic i kształtuje się na poziomie Bla-sera R8. Mam przeczucie, że Sauer 404 ma szansę stać się nowym klasykiem, o którym dużo będziemy słyszeć w nadchodzących latach.

Page 70: Gazeta Łowiecka 2/2015

As Time Goes ByTekst: Jens Ulrik Høgh

Tłumaczyła: Ewa Mostowska

Stany Zjednoczone, ok. 1910 roku. Polowanie na drapieżniki – w tym

wypadku kojoty – z psami było w tym czasie rzeczą normalną. Zwykle do-datkowo miało się ze sobą karabin ka-libru 22 lub mały rewolwer.Pozyskanie czterech osobników na jednym polowaniu było na tyle nie-codziennym osiągnięciem, że młody myśliwy prawdopodobnie zaraz po polowaniu zabierał swoje zdobycze i razem z psami udawał się do naj-bliższego fotografa. Niestety, na od-wrocie zdjęcia nie ma żadnego opisu, więc tożsamość tego młodego czło-wieka, jak również inne szczegóły do-tyczące polowania, pozostają niezna-ne. Zdjęcie pochodzi z pewnej farmy w Nebrasce i prawdopodobnie w tej części Stanów zostało zrobione. Co ciekawe, w tym samym rejonie działał wówczas Peter A. Watson, za-wodowy łowca wilków, który pozyskał tysiące tych drapieżników z pomo-cą swych chartów szkockich – wiemy na pewno, że na początku XX wieku miał na koncie aż 4 tys. wilków. A może nasz myśliwy go znał…

Page 71: Gazeta Łowiecka 2/2015

As Time Goes ByTekst: Jens Ulrik Høgh

Tłumaczyła: Ewa Mostowska

Stany Zjednoczone, ok. 1910 roku. Polowanie na drapieżniki – w tym

wypadku kojoty – z psami było w tym czasie rzeczą normalną. Zwykle do-datkowo miało się ze sobą karabin ka-libru 22 lub mały rewolwer.Pozyskanie czterech osobników na jednym polowaniu było na tyle nie-codziennym osiągnięciem, że młody myśliwy prawdopodobnie zaraz po polowaniu zabierał swoje zdobycze i razem z psami udawał się do naj-bliższego fotografa. Niestety, na od-wrocie zdjęcia nie ma żadnego opisu, więc tożsamość tego młodego czło-wieka, jak również inne szczegóły do-tyczące polowania, pozostają niezna-ne. Zdjęcie pochodzi z pewnej farmy w Nebrasce i prawdopodobnie w tej części Stanów zostało zrobione. Co ciekawe, w tym samym rejonie działał wówczas Peter A. Watson, za-wodowy łowca wilków, który pozyskał tysiące tych drapieżników z pomo-cą swych chartów szkockich – wiemy na pewno, że na początku XX wieku miał na koncie aż 4 tys. wilków. A może nasz myśliwy go znał…

Page 72: Gazeta Łowiecka 2/2015

Pionkowskie Strzelania Śrutowe W MISTRZOWSKIEJ FORMIE

Jedni 21 marca topią kukłę Marzanny, inni ją palą, a my powitaliśmy pierwszy dzień wiosny

w Piastowie na Strzelnicy Zarządu Okręgowego PZŁ w Radomiu. To była wyjątkowa okazja,

by razem z innymi uczestnikami Pionkowskich Strzelań Śrutowych

jako pierwsi na rynku przetestować najnowszy produkt fabryki FAM–Pionki

– amunicję Master 5% antymonu

TEKST: MARTA PIĄTKOWSKAZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 73: Gazeta Łowiecka 2/2015

Pionkowskie Strzelania Śrutowe W MISTRZOWSKIEJ FORMIE

Jedni 21 marca topią kukłę Marzanny, inni ją palą, a my powitaliśmy pierwszy dzień wiosny

w Piastowie na Strzelnicy Zarządu Okręgowego PZŁ w Radomiu. To była wyjątkowa okazja,

by razem z innymi uczestnikami Pionkowskich Strzelań Śrutowych

jako pierwsi na rynku przetestować najnowszy produkt fabryki FAM–Pionki

– amunicję Master 5% antymonu

TEKST: MARTA PIĄTKOWSKAZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 74: Gazeta Łowiecka 2/2015

Do trzech konkurencji rozgrywa-nych w ramach Pionkowskich

Strzelań Śrutowych – skeet, trap i zając – zgłosiło się 61 zawodników, z czego po raz pierwszy w historii aż 10 Dian! Wszyscy uczestnicy tur-nieju byli w doskonałych humorach, ponieważ pogoda dopisała i zapo-wiadała się doskonała zabawa w pik-nikowej wręcz atmosferze…

NAZWA ZOBOWIĄZUJE…Strzelcy powszechnie znani są z wy-sokich wymagań wobec amunicji, z której mają korzystać. Zgodnie z założeniem organizatorów – fabryki FAM–Pionki – wszyscy otrzymali taką samą amunicję, więc każdy miał okazję zapoznać się z możliwościami nowego produktu pionkowskiej fabryki. Oka-zało się, że nasz rodzimy producent nie tylko spełnił oczekiwania użytkowni- ków, ale wręcz niektórych zaskoczył. Nic dziwnego, w końcu nazwa Ma-ster zobowiązuje… „Delikatna, ale i za- razem energiczna” – usłyszeliśmy o nowej amunicji od jednej z Dian po pierwszej konkurencji zawodów. I coś w tym jest… O zaletach amuni-cji Master można by się długo roz-wodzić, ale najlepiej sprawdzić ją „na własnej strzelbie”, tym bardziej że mistrzowski produkt jest już dostęp-ny na rynku.

KORZYSTNE ZMIANYPo niedawnej zmianie właściciela fa-bryki FAM-Pionki już widoczne są jej skutki. Poprawiła sie nie tylko jakość produkowanej tam amunicji, ale rów-nież podejście do klienta. Uczestnicy turnieju zgodnie przyznali, że zarów-no organizacja spotkania na strzelni-cy w Piastowie, jak i sama amunicja, którą strzelali, były na najwyższym poziomie. Żartowano, że produ-cent zatrudnił także specjalistów od pogody – w południe na strzelnicy było 14OC.

EMOCJI NIE ZABRAKŁO Na zakończenie turnieju trzem kobietom i sześciu mężczyznom z najwyższymi wynikami został jeszcze do rozegrania poker. Rywa-lizacja była niezwykle zacięta i emo-cji nie brakowało. Aby wyłonić zwy- cięzców, potrzebne były baraże – zarówno w rywalizacji kobiet, jak i mężczyzn.

PRZY OGNISKUPo zakończonym turnieju organiza-torzy zaprosili uczestników na pysz-ny bigos i kiełbaski przy ognisku. Tam można było podzielić się wra-żeniami ze strzelań. Oby więcej ta-kich spotkań, gdzie polskie produk-ty mają tak znakomitą promocję…

Page 75: Gazeta Łowiecka 2/2015

Do trzech konkurencji rozgrywa-nych w ramach Pionkowskich

Strzelań Śrutowych – skeet, trap i zając – zgłosiło się 61 zawodników, z czego po raz pierwszy w historii aż 10 Dian! Wszyscy uczestnicy tur-nieju byli w doskonałych humorach, ponieważ pogoda dopisała i zapo-wiadała się doskonała zabawa w pik-nikowej wręcz atmosferze…

NAZWA ZOBOWIĄZUJE…Strzelcy powszechnie znani są z wy-sokich wymagań wobec amunicji, z której mają korzystać. Zgodnie z założeniem organizatorów – fabryki FAM–Pionki – wszyscy otrzymali taką samą amunicję, więc każdy miał okazję zapoznać się z możliwościami nowego produktu pionkowskiej fabryki. Oka-zało się, że nasz rodzimy producent nie tylko spełnił oczekiwania użytkowni- ków, ale wręcz niektórych zaskoczył. Nic dziwnego, w końcu nazwa Ma-ster zobowiązuje… „Delikatna, ale i za- razem energiczna” – usłyszeliśmy o nowej amunicji od jednej z Dian po pierwszej konkurencji zawodów. I coś w tym jest… O zaletach amuni-cji Master można by się długo roz-wodzić, ale najlepiej sprawdzić ją „na własnej strzelbie”, tym bardziej że mistrzowski produkt jest już dostęp-ny na rynku.

KORZYSTNE ZMIANYPo niedawnej zmianie właściciela fa-bryki FAM-Pionki już widoczne są jej skutki. Poprawiła sie nie tylko jakość produkowanej tam amunicji, ale rów-nież podejście do klienta. Uczestnicy turnieju zgodnie przyznali, że zarów-no organizacja spotkania na strzelni-cy w Piastowie, jak i sama amunicja, którą strzelali, były na najwyższym poziomie. Żartowano, że produ-cent zatrudnił także specjalistów od pogody – w południe na strzelnicy było 14OC.

EMOCJI NIE ZABRAKŁO Na zakończenie turnieju trzem kobietom i sześciu mężczyznom z najwyższymi wynikami został jeszcze do rozegrania poker. Rywa-lizacja była niezwykle zacięta i emo-cji nie brakowało. Aby wyłonić zwy- cięzców, potrzebne były baraże – zarówno w rywalizacji kobiet, jak i mężczyzn.

PRZY OGNISKUPo zakończonym turnieju organiza-torzy zaprosili uczestników na pysz-ny bigos i kiełbaski przy ognisku. Tam można było podzielić się wra-żeniami ze strzelań. Oby więcej ta-kich spotkań, gdzie polskie produk-ty mają tak znakomitą promocję…

Page 76: Gazeta Łowiecka 2/2015

WYNIKI PIONKOWSKICH STRZELAŃ ŚRUTOWYCHMężczyźni I miejsce – Kamil JamrózII miejsce – Robert GajdaIII miejsce – Marcin OleksikKobiety I miejsce – Beata Sala II miejsce – Grażyna Ambroziak i Aleksandra JasiorowskaIV miejsce – Gabriela Mach V miejsce – Monika SzymkiewiczVI miejsce – Marta PiątkowskaVII miejsce – Lila Nowak VIII miejsce – Magdalena Królak

IX miejsce – Ewa PiątkowskaX miejsce – Marzanna Adamczyk

POKERMężczyźni I miejsce – Kamil JamrózII miejsce – Jacek SurynIII miejsce – Marcin KwaśniewskiKobietyI miejsce – Beata SalaII miejsce – Grażyna AmbroziakIII miejsce – Aleksandra Jasiorowska

NOWA LINA FAM – PIONKI MASTER

Firma FAM – Pionki wprowadziła nową linię MASTER. Wszystkie komponenty zostały niezwykle starannie wyselekcjonowane przez firmowych specjalistów, tak aby zagwarantować najlepsze paramenty balistyczne amunicji.Master dostępny jest w dwóch naważkach śrutu 24 gr i 28 gr, rozmiar śrutu: 7,5–8–9. Do produkcji został użyty śrut z 5% zawartością antymonu, sprawiający ze śruciny ołowiane są twardsze, bardziej wytrzymale, a tym samym lżejsze. Dzięki temu w pocisku może znajdować się więcej śrucin. Odpowiednie dobranie przybitki tworzywowej i wysokiej jakości proch zapewnia powtarzalność, szybkość, doskonałe pokrycie. Wszystko to sprawia, ze amunicja Master jest celna i skuteczna podczas strzelania do rzutek na bliskie jak i dalekie odległości. Regularne i odpowiednie skupienie śrucin na celu idzie w parze z bardzo delikatnym odrzutem przy oddaniu strzału. Istotnym aspektem jest identyczna prędkość wylotowa śrucin przy nabojach 24 i 28 gram, która wynosi 415 m/s.

Page 77: Gazeta Łowiecka 2/2015

WYNIKI PIONKOWSKICH STRZELAŃ ŚRUTOWYCHMężczyźni I miejsce – Kamil JamrózII miejsce – Robert GajdaIII miejsce – Marcin OleksikKobiety I miejsce – Beata Sala II miejsce – Grażyna Ambroziak i Aleksandra JasiorowskaIV miejsce – Gabriela Mach V miejsce – Monika SzymkiewiczVI miejsce – Marta PiątkowskaVII miejsce – Lila Nowak VIII miejsce – Magdalena Królak

IX miejsce – Ewa PiątkowskaX miejsce – Marzanna Adamczyk

POKERMężczyźni I miejsce – Kamil JamrózII miejsce – Jacek SurynIII miejsce – Marcin KwaśniewskiKobietyI miejsce – Beata SalaII miejsce – Grażyna AmbroziakIII miejsce – Aleksandra Jasiorowska

NOWA LINA FAM – PIONKI MASTER

Firma FAM – Pionki wprowadziła nową linię MASTER. Wszystkie komponenty zostały niezwykle starannie wyselekcjonowane przez firmowych specjalistów, tak aby zagwarantować najlepsze paramenty balistyczne amunicji.Master dostępny jest w dwóch naważkach śrutu 24 gr i 28 gr, rozmiar śrutu: 7,5–8–9. Do produkcji został użyty śrut z 5% zawartością antymonu, sprawiający ze śruciny ołowiane są twardsze, bardziej wytrzymale, a tym samym lżejsze. Dzięki temu w pocisku może znajdować się więcej śrucin. Odpowiednie dobranie przybitki tworzywowej i wysokiej jakości proch zapewnia powtarzalność, szybkość, doskonałe pokrycie. Wszystko to sprawia, ze amunicja Master jest celna i skuteczna podczas strzelania do rzutek na bliskie jak i dalekie odległości. Regularne i odpowiednie skupienie śrucin na celu idzie w parze z bardzo delikatnym odrzutem przy oddaniu strzału. Istotnym aspektem jest identyczna prędkość wylotowa śrucin przy nabojach 24 i 28 gram, która wynosi 415 m/s.

Page 78: Gazeta Łowiecka 2/2015

DOPASUJ PATELNIĘ DO SWOJEJ KUCHNI

STRZELECTWO MYŚLIWSKIE

SPODNIE HÄRKILA ULTIMATEKAMIZELKA HÄRKILA ULTIMATE

CZAPKA HÄRKILA ULTIMATE

PREPARATY PRZECIW KOMAROM I KLESZCZOM

SOFTSHELL DAMSKI CONNIE

BUTY TREKKINGOWE LADY ULTRA MAX LOW X-LT

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

www.regatta.plwww.fiskars.pl

www.dolasu.pl

www.agrecol.pl

35% DEET

Cena: 49 zł

Cena: od 140 zł

Kliknij ikonę przy produktach, żeby zobaczyć więcej

Cena: 799 zł

Cena: 949 zł

Cena: 229 zł

Page 79: Gazeta Łowiecka 2/2015

DOPASUJ PATELNIĘ DO SWOJEJ KUCHNI

STRZELECTWO MYŚLIWSKIE

SPODNIE HÄRKILA ULTIMATEKAMIZELKA HÄRKILA ULTIMATE

CZAPKA HÄRKILA ULTIMATE

PREPARATY PRZECIW KOMAROM I KLESZCZOM

SOFTSHELL DAMSKI CONNIE

BUTY TREKKINGOWE LADY ULTRA MAX LOW X-LT

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

www.regatta.plwww.fiskars.pl

www.dolasu.pl

www.agrecol.pl

35% DEET

Cena: 49 zł

Cena: od 140 zł

Kliknij ikonę przy produktach, żeby zobaczyć więcej

Cena: 799 zł

Cena: 949 zł

Cena: 229 zł

Page 80: Gazeta Łowiecka 2/2015

Targi IWA Outdoor Classic

w NorymberdzeW ŁOWIECKIM RAJU

Te liczby mówią wszystko: 9 hal wystawienniczych, 1383 wystawców

ze 123 krajów, 41 748 zwiedzających! Każdy, kto choć raz odwiedził słynne Targi IWA

w Norymberdze, nie kryje swego podziwu. My jesteśmy pod wrażeniem rozmachu

ich tegorocznej edycji oraz profesjonalizmu, z jakim ją przygotowano…

TEKST: GAZETA ŁOWIECKAZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 81: Gazeta Łowiecka 2/2015

Targi IWA Outdoor Classic

w NorymberdzeW ŁOWIECKIM RAJU

Te liczby mówią wszystko: 9 hal wystawienniczych, 1383 wystawców

ze 123 krajów, 41 748 zwiedzających! Każdy, kto choć raz odwiedził słynne Targi IWA

w Norymberdze, nie kryje swego podziwu. My jesteśmy pod wrażeniem rozmachu

ich tegorocznej edycji oraz profesjonalizmu, z jakim ją przygotowano…

TEKST: GAZETA ŁOWIECKAZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 82: Gazeta Łowiecka 2/2015

Targi IWA Outdoor Classic, bo tak brzmi ich pełna nazwa, odbywają

się co roku tradycyjnie w pierwszym tygodniu marca w Norymberdze i przyciągają wszystkich, którzy pro-fesjonalnie zajmują się myślistwem i strzelectwem.

ZJAZD ZAWODOWCÓWDziewięć hal imponującego cen- trum wystawienniczego zgromadziło wszystkich uznanych producentów broni, optyki, ubrań, obuwia i szero-kiej gamy akcesoriów myśliwskich.

Należy wspomnieć, że IWA to nie są typowe targi, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w naszym kraju, i to nie tylko ze względu na ich wielkość oraz liczbę wystawiających się firm. Wstęp na nie mają bowiem tylko osoby zawodowo związane z tematy-ką targów i co ważne, jest to podda-wane szczegółowej weryfikacji przy wejściu.

BROŃ NIE DLA KAŻDEGO…Największy tłok tradycyjnie panował w halach, gdzie swoje stoiska mieli

producenci broni. Nowości, takie jak Sauer 404 czy Blaser R8 z osa-dą GRS, sąsiadowały z modelami Perazzi, których cena przekracza-ła… 300 000 zł (to nie pomyłka!). Z modeli bardziej zbliżonych do za-sobności naszych portfeli warto wy-mienić nowości Czeskiej Zbrojovki, czyli CZ455 Jaguar oraz kniejówkę Brno Combo – dostępną już zresz-tą w naszych sklepach. Na targach moglismy zobaczyć również broń krótką, dostępną dla myśliwych w większości krajów europejskich

oraz szeroką gamę łuków, a także ofertę broni czarnoprochowej.

OPTYKA – POLAK POTRAFI!Optyka myśliwska to również tłum-nie odwiedzany i szeroko reprezento-wany przez wystawców dział targów. Musimy nadmienić, że sporą część ekspozycji zajęła również noktowi-zja i termowizja. Zaraz po wejściu spotkaliśmy pierwszą polską firmę, która na targach IWA wystawia się razem z innymi liderami tej branży. Jak powiedział nam Mariusz Kulma

Page 83: Gazeta Łowiecka 2/2015

Targi IWA Outdoor Classic, bo tak brzmi ich pełna nazwa, odbywają

się co roku tradycyjnie w pierwszym tygodniu marca w Norymberdze i przyciągają wszystkich, którzy pro-fesjonalnie zajmują się myślistwem i strzelectwem.

ZJAZD ZAWODOWCÓWDziewięć hal imponującego cen- trum wystawienniczego zgromadziło wszystkich uznanych producentów broni, optyki, ubrań, obuwia i szero-kiej gamy akcesoriów myśliwskich.

Należy wspomnieć, że IWA to nie są typowe targi, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w naszym kraju, i to nie tylko ze względu na ich wielkość oraz liczbę wystawiających się firm. Wstęp na nie mają bowiem tylko osoby zawodowo związane z tematy-ką targów i co ważne, jest to podda-wane szczegółowej weryfikacji przy wejściu.

BROŃ NIE DLA KAŻDEGO…Największy tłok tradycyjnie panował w halach, gdzie swoje stoiska mieli

producenci broni. Nowości, takie jak Sauer 404 czy Blaser R8 z osa-dą GRS, sąsiadowały z modelami Perazzi, których cena przekracza-ła… 300 000 zł (to nie pomyłka!). Z modeli bardziej zbliżonych do za-sobności naszych portfeli warto wy-mienić nowości Czeskiej Zbrojovki, czyli CZ455 Jaguar oraz kniejówkę Brno Combo – dostępną już zresz-tą w naszych sklepach. Na targach moglismy zobaczyć również broń krótką, dostępną dla myśliwych w większości krajów europejskich

oraz szeroką gamę łuków, a także ofertę broni czarnoprochowej.

OPTYKA – POLAK POTRAFI!Optyka myśliwska to również tłum-nie odwiedzany i szeroko reprezento-wany przez wystawców dział targów. Musimy nadmienić, że sporą część ekspozycji zajęła również noktowi-zja i termowizja. Zaraz po wejściu spotkaliśmy pierwszą polską firmę, która na targach IWA wystawia się razem z innymi liderami tej branży. Jak powiedział nam Mariusz Kulma

Page 84: Gazeta Łowiecka 2/2015

z Delty Optical, firma jest tu obec-na już po raz piąty. W tym roku Del-ta zaprezentowała dwa nowe modele lunet o popularnych wśród myśli-wych parametrach 2,5-10x56HD oraz 2,5-15x56HD, które zebrały świetne opinie zarówno wśród od-wiedzających stoisko detalistów, jak i hurtowników. Dwie ciekawe no-wości znaleźliśmy w tej samej hali na stoisku firmy Swarovski, po któ-rym oprowadzał nas Michał Ogó-rek. Nowa lornetka z dalmierzem – EL RANGE – to kontynuacja modelu, który swoją premierę miał w 2011 roku, natomiast lunety do strzelań długodystansowych X5(i) 5-25x56 i X5(i)3,5-18x50 to modele, które do tej pory nie były dostępne w ofercie tego producenta.

W CO SIĘ UBRAĆ?Hala nr 4 to tradycyjnie kraina ubrań myśliwskich. Mogliśmy tu znaleźć wszystkich liczących się producentów, prezentujących tak-że wiosenną, ale głównie jesienno- -zimową kolekcję na kolejny rok oraz zbierają zamówienia od swoich dystrybutorów. Większość tych produktów będziemy mogli obej-rzeć w naszych sklepach myśliw-skich już od sierpnia tego roku. Jakub Rymowicz z firmy HBMM bę-

Page 85: Gazeta Łowiecka 2/2015

z Delty Optical, firma jest tu obec-na już po raz piąty. W tym roku Del-ta zaprezentowała dwa nowe modele lunet o popularnych wśród myśli-wych parametrach 2,5-10x56HD oraz 2,5-15x56HD, które zebrały świetne opinie zarówno wśród od-wiedzających stoisko detalistów, jak i hurtowników. Dwie ciekawe no-wości znaleźliśmy w tej samej hali na stoisku firmy Swarovski, po któ-rym oprowadzał nas Michał Ogó-rek. Nowa lornetka z dalmierzem – EL RANGE – to kontynuacja modelu, który swoją premierę miał w 2011 roku, natomiast lunety do strzelań długodystansowych X5(i) 5-25x56 i X5(i)3,5-18x50 to modele, które do tej pory nie były dostępne w ofercie tego producenta.

W CO SIĘ UBRAĆ?Hala nr 4 to tradycyjnie kraina ubrań myśliwskich. Mogliśmy tu znaleźć wszystkich liczących się producentów, prezentujących tak-że wiosenną, ale głównie jesienno- -zimową kolekcję na kolejny rok oraz zbierają zamówienia od swoich dystrybutorów. Większość tych produktów będziemy mogli obej-rzeć w naszych sklepach myśliw-skich już od sierpnia tego roku. Jakub Rymowicz z firmy HBMM bę-

Page 86: Gazeta Łowiecka 2/2015

dącej przedstawicielem Fjällräven na Polskę, zauważył mniejszą niż w poprzednich latach liczbę gości z naszego kraju. Wśród odwiedza-jących stoisko popularnych ubrań z liskiem, nastroje, mimo średnio udanej zimy pod względem pogody i sprzedaży, były optymistyczne. Fir-ma przedstawiła nowości na sezon jesień/zima 2015 a także swoje pla-ny marketingowe na najbliższy rok. Seeland AG na dwóch dużych sto-iskach prezentował nowości obu swoich marek, czyli Seeland i Härkila. Na obu stoiskach pracowały aż 43 osoby, a popołudniowy pokaz mody, będący prezentacją nowości zimowych, przyciągnął bardzo wielu dziennikarzy i zwiedzających. Niels Avlund Hansen, odpowiedzialny za sprzedaż na polski rynek, chwalił polskich dystrybutorów i podkreślał wzrost sprzedaży linii Härkila w na-szym kraju. Dzięki uprzejmości Bohdana Chmie-larskiego z firmy Łowca udało się nam zajrzeć do najbardziej tajemniczego stoiska targowego, które jako jedyne jest w pełni zabudowane i oddzielo-ne ścianami od zwiedzających. Aby wejść do środka i zobaczyć kolekcję ubrań z lodenu, trzeba się umówić. JagdHund, bo o stoisku tej cenionej marki mowa, prezentuje ubrania wy-

konane z naturalnych materiałów, ta-kich jak bawełna, wełna, len i jedwab. Są one trwałe i przy odpowiednim użytkowaniu mogą służyć długie lata. Znane w Polsce ubrania fińskiego producenta JahtiJakt prezentował na stoisku producenta polski dystrybu-tor, czyli firma dolasu.pl z Piaseczna, natomiast o nowościach Pinewood mogliśmy dowiedzieć się od Małgo-rzaty Sendereckiej z łódzkiej firmy Magum, która odpowiada za dys-trybucję m.in. tej marki na naszym rynku. Kolejnym polskim akcentem w tej hali były dwa stoiska – produ-centa ubrań myśliwskich Graff oraz Lemigo. Jakub Szałaga, który pre-zentował nam kolekcję marki Graff zauważył, że w tym roku więcej klientów nastawionych było na kon-kretne fachowe rozmowy, a nie tyl-ko na oglądanie stoisk. Naszą uwagę przykuł zestaw łowiecki wykonany z gęsto tkanej bawełny.

CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE…Łącznie nasz kraj reprezentowało 16 firm, których stoiska znajdowały się w różnych pawilonach targowych. Poza wspomnianą już Deltą Optical, Graff i Lemigo, w hali nr 6 Sławo-mir Studziński prezentował znane naszym myśliwym pięknie wykonane

Page 87: Gazeta Łowiecka 2/2015

dącej przedstawicielem Fjällräven na Polskę, zauważył mniejszą niż w poprzednich latach liczbę gości z naszego kraju. Wśród odwiedza-jących stoisko popularnych ubrań z liskiem, nastroje, mimo średnio udanej zimy pod względem pogody i sprzedaży, były optymistyczne. Fir-ma przedstawiła nowości na sezon jesień/zima 2015 a także swoje pla-ny marketingowe na najbliższy rok. Seeland AG na dwóch dużych sto-iskach prezentował nowości obu swoich marek, czyli Seeland i Härkila. Na obu stoiskach pracowały aż 43 osoby, a popołudniowy pokaz mody, będący prezentacją nowości zimowych, przyciągnął bardzo wielu dziennikarzy i zwiedzających. Niels Avlund Hansen, odpowiedzialny za sprzedaż na polski rynek, chwalił polskich dystrybutorów i podkreślał wzrost sprzedaży linii Härkila w na-szym kraju. Dzięki uprzejmości Bohdana Chmie-larskiego z firmy Łowca udało się nam zajrzeć do najbardziej tajemniczego stoiska targowego, które jako jedyne jest w pełni zabudowane i oddzielo-ne ścianami od zwiedzających. Aby wejść do środka i zobaczyć kolekcję ubrań z lodenu, trzeba się umówić. JagdHund, bo o stoisku tej cenionej marki mowa, prezentuje ubrania wy-

konane z naturalnych materiałów, ta-kich jak bawełna, wełna, len i jedwab. Są one trwałe i przy odpowiednim użytkowaniu mogą służyć długie lata. Znane w Polsce ubrania fińskiego producenta JahtiJakt prezentował na stoisku producenta polski dystrybu-tor, czyli firma dolasu.pl z Piaseczna, natomiast o nowościach Pinewood mogliśmy dowiedzieć się od Małgo-rzaty Sendereckiej z łódzkiej firmy Magum, która odpowiada za dys-trybucję m.in. tej marki na naszym rynku. Kolejnym polskim akcentem w tej hali były dwa stoiska – produ-centa ubrań myśliwskich Graff oraz Lemigo. Jakub Szałaga, który pre-zentował nam kolekcję marki Graff zauważył, że w tym roku więcej klientów nastawionych było na kon-kretne fachowe rozmowy, a nie tyl-ko na oglądanie stoisk. Naszą uwagę przykuł zestaw łowiecki wykonany z gęsto tkanej bawełny.

CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE…Łącznie nasz kraj reprezentowało 16 firm, których stoiska znajdowały się w różnych pawilonach targowych. Poza wspomnianą już Deltą Optical, Graff i Lemigo, w hali nr 6 Sławo-mir Studziński prezentował znane naszym myśliwym pięknie wykonane

Page 88: Gazeta Łowiecka 2/2015

wyroby, sygnowane marką NEST. Wśród polskich wystawców wetera-nem Targów IWA jest fabryka amu-nicji FAM-Pionki, która w Norym-berdze wystawia się już od 23 lat. W tym roku zaprezentowała nową amunicję Master, charakteryzującą się śrutem z 5-procentową zawartością antymonu oraz amunicję sygnałową. Olbrzymie zainteresowanie zarówno standardową ofertą firmy, jak i zlecenia-mi na produkcję marki własnej, wróży fabryce z Pionek imponującą liczbę za-mówień. Jak powiedział nam wicepre-zes zarządu FAM–Pionki, Kamil Wi-śniewski, pozwala ono optymistycznie patrzeć w przyszłość: – Widzimy, że zmieniamy się we właściwym kie-runku i że stajemy się jednym z wiodą-cych producentów amunicji na świe-cie, a to dopiero początek zmian, jakie planujemy.

DO ZOBACZENIA ZA ROKŻeby obejrzeć dokładnie najbardziej interesujące propozycje producen-tów, potrzeba pełnych trzech dni. Warto je sobie zarezerwować w ło-wieckim kalendarzu, bo organizato-rzy Targów IWA zapraszają już na ich kolejną edycję, która odbędzie się w dniach 4–7 marca 2016 roku. O tym, że nasi wystawcy również przyglądają się imprezom tej rangi, świadczy spotkanie z Agnieszką Mi-klas, odpowiedzialną za organizację zbliżających się Targów w Sosnowcu oraz z Piotrem Czuryłłą, u którego gościliśmy na Targach w Ostród-zie. Wierzymy, że rodzime impre-zy, których poziom rośnie z roku na rok, również staną się wydarzeniami w skali europejskiej, czego życzymy organizatorom, wystawcom i wszyst-kim sympatykom łowiectwa!

PASJANATURA

KOMFORT

AKCESORIA I ODZIEŻ ŁOWIECKAwww.2wolfs.eutel. 609 957 354, 883 347 [email protected]

R EK L A M A

Page 89: Gazeta Łowiecka 2/2015

wyroby, sygnowane marką NEST. Wśród polskich wystawców wetera-nem Targów IWA jest fabryka amu-nicji FAM-Pionki, która w Norym-berdze wystawia się już od 23 lat. W tym roku zaprezentowała nową amunicję Master, charakteryzującą się śrutem z 5-procentową zawartością antymonu oraz amunicję sygnałową. Olbrzymie zainteresowanie zarówno standardową ofertą firmy, jak i zlecenia-mi na produkcję marki własnej, wróży fabryce z Pionek imponującą liczbę za-mówień. Jak powiedział nam wicepre-zes zarządu FAM–Pionki, Kamil Wi-śniewski, pozwala ono optymistycznie patrzeć w przyszłość: – Widzimy, że zmieniamy się we właściwym kie-runku i że stajemy się jednym z wiodą-cych producentów amunicji na świe-cie, a to dopiero początek zmian, jakie planujemy.

DO ZOBACZENIA ZA ROKŻeby obejrzeć dokładnie najbardziej interesujące propozycje producen-tów, potrzeba pełnych trzech dni. Warto je sobie zarezerwować w ło-wieckim kalendarzu, bo organizato-rzy Targów IWA zapraszają już na ich kolejną edycję, która odbędzie się w dniach 4–7 marca 2016 roku. O tym, że nasi wystawcy również przyglądają się imprezom tej rangi, świadczy spotkanie z Agnieszką Mi-klas, odpowiedzialną za organizację zbliżających się Targów w Sosnowcu oraz z Piotrem Czuryłłą, u którego gościliśmy na Targach w Ostród-zie. Wierzymy, że rodzime impre-zy, których poziom rośnie z roku na rok, również staną się wydarzeniami w skali europejskiej, czego życzymy organizatorom, wystawcom i wszyst-kim sympatykom łowiectwa!

PASJANATURA

KOMFORT

AKCESORIA I ODZIEŻ ŁOWIECKAwww.2wolfs.eutel. 609 957 354, 883 347 [email protected]

R EK L A M A

Page 90: Gazeta Łowiecka 2/2015

Karibu, piżmowoły i… pstrągi

Na tych, którzy planują wyprawę łowiecką na Grenlandię, czekają skrajnie trudne warunki,

ale wysiłek się opłaci. W końcu to jedno z niewielu miejsc, w których

można zapolować na piżmowoły

TEKST I ZDJĘCIA: THOMAS LINDY NISSENTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 91: Gazeta Łowiecka 2/2015

Karibu, piżmowoły i… pstrągi

Na tych, którzy planują wyprawę łowiecką na Grenlandię, czekają skrajnie trudne warunki,

ale wysiłek się opłaci. W końcu to jedno z niewielu miejsc, w których

można zapolować na piżmowoły

TEKST I ZDJĘCIA: THOMAS LINDY NISSENTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 92: Gazeta Łowiecka 2/2015

Pierwszy dostrzega karibu Tho-mas Olsen, przewodnik z North

Safari. – Tam leży byk karibu – szepcze, wskazując na zachodnią plażę. Jego klient, Micheal (irlandzka odmiana imienia Michael – przyp. tłum.) Jo-ubert, który przyjechał tu aż z RPA, jest gotowy w mgnieniu oka:– Daj broń, strzelę stąd – odpowiada z pełnym przekonaniem.– Jest za daleko, to ponad 500 m – Olsen szybko mierzy odległość. Pośpiesznie układają improwizo-wany plan i rozpoczynają podchód. Najpierw okrążają pagórek. Ostat-nie kilka metrów pokonują czołgając się, by zająć najlepszą możliwą po-zycję do strzału na wznoszącym się nad bykiem płaskowyżu. Zwierzę-ciu towarzyszą łania i cielak. Żadne z nich nie podejrzewa niebezpie-czeństwa. Teraz odległość od celu wynosi 150 m. Micheal przygotowu-je się do strzału i daje znak Olseno-wi. Ten kilkakrotnie porykuje, żeby skłonić byka do wstania. Z począt-ku nie przynosi to żadnego efektu, więc podprowadzacz powtarza tę czynność kilka razy. Zwierzęta pod-noszą się, byk odwraca się w kierun-ku źródła dźwięku, staje przodem do myśliwego. Po chwili obraca się lekko, dając okazję do strzału. Kula

trafia w sam środek prawej łopatki, a byk pada w ogniu.

PIERWSZY ŚNIEGPo pokonaniu tradycyjnych na Gren-landii problemów z transportem Micheal i Thomas wracają do namiotu, gdzie przebierają się w suche ubrania, rozgrzewają przy polowym kominku i posilają się liofilizowanym jedze-niem. Latem było tu niezwykle desz-czowo, dlatego trawnik, który służył jako podłoga w namiocie, zamienił się w prawdziwe bagno. Na szczęście polowe łóżka izolują od wilgoci. Wa-runki wcale nie poprawiają się, kiedy nocą spada pierwszy w tym roku śnieg. Zaplanowane na następny dzień po-lowanie na piżmowoły zamienia się bardziej w ćwiczenia łowieckie przy trudnej pogodzie. Już na począt-ku, kiedy myśliwi przenoszą swoją płaskodenną łódź wraz z silnikiem z jednego jeziora na drugie, biorą pod uwagę potencjalną porażkę. Plus jest jeden – oczywiście, poza wspaniałą przyrodą – że przynajmniej dla po-chodzącego z RPA Jouberta polowa-nie w śniegu jest nie lada atrakcją. Micheal dopiero dwa razy w cią-gu całego swojego 42-letniego ży-cia miał okazję doświadczyć po-dobnej pogody. Teraz owładnęło nim uczucie bliskie euforii. Jednak

Page 93: Gazeta Łowiecka 2/2015

Pierwszy dostrzega karibu Tho-mas Olsen, przewodnik z North

Safari. – Tam leży byk karibu – szepcze, wskazując na zachodnią plażę. Jego klient, Micheal (irlandzka odmiana imienia Michael – przyp. tłum.) Jo-ubert, który przyjechał tu aż z RPA, jest gotowy w mgnieniu oka:– Daj broń, strzelę stąd – odpowiada z pełnym przekonaniem.– Jest za daleko, to ponad 500 m – Olsen szybko mierzy odległość. Pośpiesznie układają improwizo-wany plan i rozpoczynają podchód. Najpierw okrążają pagórek. Ostat-nie kilka metrów pokonują czołgając się, by zająć najlepszą możliwą po-zycję do strzału na wznoszącym się nad bykiem płaskowyżu. Zwierzę-ciu towarzyszą łania i cielak. Żadne z nich nie podejrzewa niebezpie-czeństwa. Teraz odległość od celu wynosi 150 m. Micheal przygotowu-je się do strzału i daje znak Olseno-wi. Ten kilkakrotnie porykuje, żeby skłonić byka do wstania. Z począt-ku nie przynosi to żadnego efektu, więc podprowadzacz powtarza tę czynność kilka razy. Zwierzęta pod-noszą się, byk odwraca się w kierun-ku źródła dźwięku, staje przodem do myśliwego. Po chwili obraca się lekko, dając okazję do strzału. Kula

trafia w sam środek prawej łopatki, a byk pada w ogniu.

PIERWSZY ŚNIEGPo pokonaniu tradycyjnych na Gren-landii problemów z transportem Micheal i Thomas wracają do namiotu, gdzie przebierają się w suche ubrania, rozgrzewają przy polowym kominku i posilają się liofilizowanym jedze-niem. Latem było tu niezwykle desz-czowo, dlatego trawnik, który służył jako podłoga w namiocie, zamienił się w prawdziwe bagno. Na szczęście polowe łóżka izolują od wilgoci. Wa-runki wcale nie poprawiają się, kiedy nocą spada pierwszy w tym roku śnieg. Zaplanowane na następny dzień po-lowanie na piżmowoły zamienia się bardziej w ćwiczenia łowieckie przy trudnej pogodzie. Już na począt-ku, kiedy myśliwi przenoszą swoją płaskodenną łódź wraz z silnikiem z jednego jeziora na drugie, biorą pod uwagę potencjalną porażkę. Plus jest jeden – oczywiście, poza wspaniałą przyrodą – że przynajmniej dla po-chodzącego z RPA Jouberta polowa-nie w śniegu jest nie lada atrakcją. Micheal dopiero dwa razy w cią-gu całego swojego 42-letniego ży-cia miał okazję doświadczyć po-dobnej pogody. Teraz owładnęło nim uczucie bliskie euforii. Jednak

Page 94: Gazeta Łowiecka 2/2015

gdy osiem godzin później mokrzy i przemarznięci do szpiku kości wra-camy do namiotu, uczucie to znika bez śladu. Tzw. podłogę pokrywa te-raz co najmniej 20 cm wody. Micheal określa szanse na spokojny sen jako raczej marne. Cóż, zdarza się...

ZMIANA MIEJSCADo tej pory udało nam się zoba-czyć piżmowoły tylko raz. Na doda-tek były bardzo bojaźliwe. Niestety, w tej okolicy wielu miejscowych my-śliwych poluje dla mięsa, a dodatkowo przybywa coraz więcej przyjezdnych

łowców trofeów. Dlatego Micheal nie protestuje, gdy Olsen proponu-je, żeby spakować do plecaka stylo-wy sztucer Afrykańczyka oraz mięso pozyskanego wcześniej karibu i prze-nieść obóz w inne miejsce. Pomysł wydaje się tym lepszy, że śnieg stop-niowo zamienił się w deszcz ze śnie-giem, a w końcu w zwykły deszcz. Przy dodatnich temperaturach nasze obecne obozowisko tonie w wodzie. Pakujemy się do dwóch łódek i wy-ruszamy w drogę. Kilka dni później jesteśmy już w zu-pełnie innym miejscu, gdzie na nowo

Karibu padło w ogniu. Ale czeka nas jeszcze sporo roboty, zanim będziemy mogli zabrać je do domu

Byk odwraca się w kierunku źródła dźwięku i staje przodem do myśliwego

SEZON ŁOWIECKISą dwa sezony polowania na piżmo-woły: letnio-jesienny – od 1 lipca do 15 października oraz zimowy – od 11 marca do 11 kwietnia. Z ko-lei na karibu można polować od 1 sierpnia do 15 października, jednak najlepszy czas jest od 1 września, bo w sierpniu samce ścierają scypuł.

Page 95: Gazeta Łowiecka 2/2015

gdy osiem godzin później mokrzy i przemarznięci do szpiku kości wra-camy do namiotu, uczucie to znika bez śladu. Tzw. podłogę pokrywa te-raz co najmniej 20 cm wody. Micheal określa szanse na spokojny sen jako raczej marne. Cóż, zdarza się...

ZMIANA MIEJSCADo tej pory udało nam się zoba-czyć piżmowoły tylko raz. Na doda-tek były bardzo bojaźliwe. Niestety, w tej okolicy wielu miejscowych my-śliwych poluje dla mięsa, a dodatkowo przybywa coraz więcej przyjezdnych

łowców trofeów. Dlatego Micheal nie protestuje, gdy Olsen proponu-je, żeby spakować do plecaka stylo-wy sztucer Afrykańczyka oraz mięso pozyskanego wcześniej karibu i prze-nieść obóz w inne miejsce. Pomysł wydaje się tym lepszy, że śnieg stop-niowo zamienił się w deszcz ze śnie-giem, a w końcu w zwykły deszcz. Przy dodatnich temperaturach nasze obecne obozowisko tonie w wodzie. Pakujemy się do dwóch łódek i wy-ruszamy w drogę. Kilka dni później jesteśmy już w zu-pełnie innym miejscu, gdzie na nowo

Karibu padło w ogniu. Ale czeka nas jeszcze sporo roboty, zanim będziemy mogli zabrać je do domu

Byk odwraca się w kierunku źródła dźwięku i staje przodem do myśliwego

SEZON ŁOWIECKISą dwa sezony polowania na piżmo-woły: letnio-jesienny – od 1 lipca do 15 października oraz zimowy – od 11 marca do 11 kwietnia. Z ko-lei na karibu można polować od 1 sierpnia do 15 października, jednak najlepszy czas jest od 1 września, bo w sierpniu samce ścierają scypuł.

Page 96: Gazeta Łowiecka 2/2015

rozbijamy prowizoryczny obóz. Prze-płynęliśmy ponad 35 km wzdłuż fior-du Sønderstrøm. Pogoda jest ładna, ale mimo świecącego słońca ciążą nad nami… chmury rozczarowania. Ani w drodze, ani w okolicy nie wi-dzieliśmy jeszcze ani jednego piżmo-woła. PO DRUGIEJ STRONIE RZEKIRankiem trafiamy w końcu na sa- motnego samca. Niestety byk stoi po przeciwnej stronie rzeki. Przez dłuższą chwilę obserwujemy, jak spokojnie się posila, podziwiamy jego imponującą posturę, ale zmu-szeni jesteśmy po prostu pójść da-lej. Przez dłuższy czas nie widzimy żadnej zwierzyny. Po 10 km zatrzy-mujemy się na posiłek, składający się z porcji suszonego mięsa, sucharów z ziarnami, suszonej ryby, mięsa wielo-ryba i herbaty. Olsen długo i dokładnie przeczesuje otaczający nas teren, jed-nak nie zauważa nic interesującego. Ja odkrywam małe stadko piżmowołów – dwa cielaki, trzy krowy i jednego byka – jednak tak jak poprzednio, znajdują się po drugiej stronie rzeki, i to bar-dzo daleko. Decydujemy się wrócić do obozu, spakować i przeprawić łodzią, w nadziei, że samotny byk, którego widzieliśmy po drugiej stronie, nadal gdzieś tam jest...

WĘDKA ZAMIAST KARABINUGodzinę przed zachodem słońca Olsen proponuje, żeby wykorzystać resztki światła na wędkowanie, bo-wiem miejsce, w którym wypatrzy-liśmy wcześniej piżmowoła, znajduje się jeszcze 6 km w górę rzeki. Gdy-byśmy tam teraz poszli, nie zdążyli-byśmy go przed zmrokiem oprawić. Dlatego decydujemy się zamienić ka-rabin na wędkę. Przed zmierzchem udaje nam się złowić i wypuścić z powrotem do rzeki ok. 30 pstrągów, ważących od 1 do nawet 2,5 kg. Innymi sło-wy, idzie doskonale! Nagle mój koło-wrotek zaczyna kręcić się jak szalo-ny pod wpływem uciekającego pod prąd pstrąga siłacza. Walka jest ostra, szala zwycięstwa przechyla się to na moją, to na jego stronę, aż w końcu wygrywam i 5-kilogramowy pstrąg pada na błyszczący od słońca brzeg. Jest wspaniały, tak jak wspaniały jest ten połów i łowisko! Na świe-cie niewiele jest miejsc, które mogą mierzyć się z grenlandzkimi rzeka-mi pod względem liczby i wielkości pstrągów. Również Thomas Olsen i Micheal Joubert łowią tego wieczo-ru tłuściutkie okazy, więc mimo po-rażki z piżmowołem kładziemy się spać w świetnych humorach – Mi-cheal zajmuje miejsce w namiocie,

Tego byka strzelono 10 km od najbliższej drogi i 30 km od najbliższego domu...

Page 97: Gazeta Łowiecka 2/2015

rozbijamy prowizoryczny obóz. Prze-płynęliśmy ponad 35 km wzdłuż fior-du Sønderstrøm. Pogoda jest ładna, ale mimo świecącego słońca ciążą nad nami… chmury rozczarowania. Ani w drodze, ani w okolicy nie wi-dzieliśmy jeszcze ani jednego piżmo-woła. PO DRUGIEJ STRONIE RZEKIRankiem trafiamy w końcu na sa- motnego samca. Niestety byk stoi po przeciwnej stronie rzeki. Przez dłuższą chwilę obserwujemy, jak spokojnie się posila, podziwiamy jego imponującą posturę, ale zmu-szeni jesteśmy po prostu pójść da-lej. Przez dłuższy czas nie widzimy żadnej zwierzyny. Po 10 km zatrzy-mujemy się na posiłek, składający się z porcji suszonego mięsa, sucharów z ziarnami, suszonej ryby, mięsa wielo-ryba i herbaty. Olsen długo i dokładnie przeczesuje otaczający nas teren, jed-nak nie zauważa nic interesującego. Ja odkrywam małe stadko piżmowołów – dwa cielaki, trzy krowy i jednego byka – jednak tak jak poprzednio, znajdują się po drugiej stronie rzeki, i to bar-dzo daleko. Decydujemy się wrócić do obozu, spakować i przeprawić łodzią, w nadziei, że samotny byk, którego widzieliśmy po drugiej stronie, nadal gdzieś tam jest...

WĘDKA ZAMIAST KARABINUGodzinę przed zachodem słońca Olsen proponuje, żeby wykorzystać resztki światła na wędkowanie, bo-wiem miejsce, w którym wypatrzy-liśmy wcześniej piżmowoła, znajduje się jeszcze 6 km w górę rzeki. Gdy-byśmy tam teraz poszli, nie zdążyli-byśmy go przed zmrokiem oprawić. Dlatego decydujemy się zamienić ka-rabin na wędkę. Przed zmierzchem udaje nam się złowić i wypuścić z powrotem do rzeki ok. 30 pstrągów, ważących od 1 do nawet 2,5 kg. Innymi sło-wy, idzie doskonale! Nagle mój koło-wrotek zaczyna kręcić się jak szalo-ny pod wpływem uciekającego pod prąd pstrąga siłacza. Walka jest ostra, szala zwycięstwa przechyla się to na moją, to na jego stronę, aż w końcu wygrywam i 5-kilogramowy pstrąg pada na błyszczący od słońca brzeg. Jest wspaniały, tak jak wspaniały jest ten połów i łowisko! Na świe-cie niewiele jest miejsc, które mogą mierzyć się z grenlandzkimi rzeka-mi pod względem liczby i wielkości pstrągów. Również Thomas Olsen i Micheal Joubert łowią tego wieczo-ru tłuściutkie okazy, więc mimo po-rażki z piżmowołem kładziemy się spać w świetnych humorach – Mi-cheal zajmuje miejsce w namiocie,

Tego byka strzelono 10 km od najbliższej drogi i 30 km od najbliższego domu...

Page 98: Gazeta Łowiecka 2/2015

a ja i Thomas rozkładamy śpiwory na dnie łódek.

NOC Z PRZYGODAMI– Przysięgam, że w nocy czułem, jak pod moje łóżko wkrada się wieczna zmarzlina – oświadcza kwa-śno Micheal przy porannym musli. Ja spałem wyśmienicie. Obudziłem się tylko raz na krótką chwilę, gdy na moją łódkę wślizgnął się ukrad-kiem lis polarny. Najwyraźniej le-żące w niej dwie ryby z wieczorne-go połowu, które tam zostawiłem, okazały się dla niego zbyt kuszące, by mógł przejść obok nich obojęt-nie. Fakt, że ja leżałem tuż pod jego

nosem, pogrążony w słodkim śnie, w ogóle łobuzowi nie przeszkadzał. Nie miał też żadnych problemów ze zrozumieniem mojej komendy, gdy wybudzony ze snu zobaczyłem, co się święci i rzuciłem: – Jazda stąd!Swoją drogą, później poznałem po-wód, dla którego Micheal zmarzł tej nocy – otóż najzwyczajniej w świecie nie zrozumiał, że dmuchaną karima-tę trzeba po prostu nadmuchać. Sztuka przetrwania w wa- runkach arktycz-nych nie jest jed-

nak dla ciepłolubnych Afrykańczy-ków czymś naturalnym...

NA WŁASNYCH PLECACH – To on. Cholera, to na pewno on! – mówi wyraźnie pobudzony Miche-al. Wskazuje na mały, bagnisty pła-skowyż, znajdujący się prawie kilo-metr od nas. Piżmowół odwraca się,

odkrywając bok. Olsen też już go widzi. W grubej sierści pokry-

wającej grzbiet zwierzęcia odbija się poranne słoń-

ce, a jego promienie tańczą na szerokiej

piersi i brzuchu. Dokładnie tak,

jak poprzednio z karibu, Olsen pro-wadzi Jouberta na dogodną pozycję. W końcu Micheal dostał upragnioną zdobycz. Ja i Olsen pomagamy mu oprawić tuszę, co jest nie lada wy-czynem, a potem wspólnym wysił-kiem wrzucamy plecak z niezwykle ciężkim, a do tego przemokniętym trofeum na jego ramiona. W North Safari panuje taka zasada – wyni-kająca zarówno ze względów etycz-nych, jak i praktycznych – że każdy myśliwy musi zanieść swoje trofeum na własnych plecach. Micheal jest, de-likatnie mówiąc, dobrze zbudowany. Na pewno nieźle mu się żyło przez ostatnie lata, czego dowodzi kilka-

Okolice Kangerlussuaq to wymarzone miejsce, by zapolować na piżmowoły

Page 99: Gazeta Łowiecka 2/2015

a ja i Thomas rozkładamy śpiwory na dnie łódek.

NOC Z PRZYGODAMI– Przysięgam, że w nocy czułem, jak pod moje łóżko wkrada się wieczna zmarzlina – oświadcza kwa-śno Micheal przy porannym musli. Ja spałem wyśmienicie. Obudziłem się tylko raz na krótką chwilę, gdy na moją łódkę wślizgnął się ukrad-kiem lis polarny. Najwyraźniej le-żące w niej dwie ryby z wieczorne-go połowu, które tam zostawiłem, okazały się dla niego zbyt kuszące, by mógł przejść obok nich obojęt-nie. Fakt, że ja leżałem tuż pod jego

nosem, pogrążony w słodkim śnie, w ogóle łobuzowi nie przeszkadzał. Nie miał też żadnych problemów ze zrozumieniem mojej komendy, gdy wybudzony ze snu zobaczyłem, co się święci i rzuciłem: – Jazda stąd!Swoją drogą, później poznałem po-wód, dla którego Micheal zmarzł tej nocy – otóż najzwyczajniej w świecie nie zrozumiał, że dmuchaną karima-tę trzeba po prostu nadmuchać. Sztuka przetrwania w wa- runkach arktycz-nych nie jest jed-

nak dla ciepłolubnych Afrykańczy-ków czymś naturalnym...

NA WŁASNYCH PLECACH – To on. Cholera, to na pewno on! – mówi wyraźnie pobudzony Miche-al. Wskazuje na mały, bagnisty pła-skowyż, znajdujący się prawie kilo-metr od nas. Piżmowół odwraca się,

odkrywając bok. Olsen też już go widzi. W grubej sierści pokry-

wającej grzbiet zwierzęcia odbija się poranne słoń-

ce, a jego promienie tańczą na szerokiej

piersi i brzuchu. Dokładnie tak,

jak poprzednio z karibu, Olsen pro-wadzi Jouberta na dogodną pozycję. W końcu Micheal dostał upragnioną zdobycz. Ja i Olsen pomagamy mu oprawić tuszę, co jest nie lada wy-czynem, a potem wspólnym wysił-kiem wrzucamy plecak z niezwykle ciężkim, a do tego przemokniętym trofeum na jego ramiona. W North Safari panuje taka zasada – wyni-kająca zarówno ze względów etycz-nych, jak i praktycznych – że każdy myśliwy musi zanieść swoje trofeum na własnych plecach. Micheal jest, de-likatnie mówiąc, dobrze zbudowany. Na pewno nieźle mu się żyło przez ostatnie lata, czego dowodzi kilka-

Okolice Kangerlussuaq to wymarzone miejsce, by zapolować na piżmowoły

Page 100: Gazeta Łowiecka 2/2015

naście zbędnych kilogramów. Mimo to wygląda ze swym brzemieniem zaskakująco swobodnie, kiedy sprę-żystym krokiem kieruje się w stronę obozu. Bez wątpienia ma dużo wię-cej siły i dużo lepszą kondycję, niż ja i Olsen moglibyśmy przypuszczać. Jak zwykle pozory mylą... Damy radę zabrać tylko połowę mię-sa, więc resztę chowamy w dole, przy-krywając kamieniami, żeby uchronić je pod naszą nieobecność przed kru-kami i lisami polarnymi. Potem pozo-staje nam już tylko zarzucić na ramio-na 40-kilogramowe plecaki i podążyć

w ślad za Michealem. Po dotarciu na miejsce mamy za sobą pierwszą część ciężkiej pracy, ale czeka na nas jeszcze drugie tyle – powiedzmy, że nie była to nasza jedyna prze-chadzka z ciężkim ładunkiem na plecach. Tak oto osiem długich i trudnych dni w arktycznej głu-szy przyniosło Południowoafry-kańczykowi Michealowi Joubertowi dorodnego byka karibu, pięknego pięciokilowego pstrąga i piżmowo-ła. Niewątpliwie wysiłek się opłacił, a Jouberta można nazwać arktycz-nym Macnabem...

BROŃ I KALIBER KREM DO OPALANIA I SIATKA NA KOMARY

Niewiele jest miejsc tak mało restryk-cyjnych wobec myśliwych podróżują-cych z bronią, co Grenlandia. Można się tam spodziewać zupełnego braku problemów przy wjeździe, chociaż oczywiście na wszelki wypadek na-leży mieć przy sobie kartę łowiecką, pozwolenie na broń i europejską kar-tę broni palnej. Najmniejszy kaliber dopuszczalny przez lokalne przepisy i względy praktyczne, to przy polo-waniu na karibu .222, zaś na piżmo-woła 6,5x55 dla miejscowego koła ło-wieckiego, a .30-06 lub większy – dla przyjezdnych myśliwych polujących dla trofeów. Jeśli się chce mieć otwar-te obydwie opcje, to najlepszą alter-natywą będą kalibry .30-06, .308, .300 WM albo 7 mm Rem Mag. Odległość strzału jest stosunkowo mała w przy-padku piżmowołu, a ukształtowanie terenu często umożliwia również sku-teczny podchód karibu i strzał z odle-głosci mniejszej niż 200 m.

• Na Grenlandii to przyroda dyktuje warunki. Dlatego ważne, by przed wyjazdem ustalić ze swym prze-wodnikiem, jakich ubrań będzie-my potrzebować na naszą wypra-wę. Różnice temperatur między lipcem a październikiem wynoszą nawet 40ºC (+20ºC latem i -20ºC w październiku).

• Ilość opadów w okolicy Kanger-lussuaq jest zazwyczaj względnie umiarkowana. Panujący tu śródlą-dowy klimat powoduje, że obszar ten jest dość suchy jak na tutejsze warunki. Ale jak wiadomo, nie za-szkodzi mieć przy sobie porząd-nych przeciwdeszczowych ubrań, podobnie jak siatek na komary i kremu do opalania.

• Uogólniając, można powiedzieć, że najważniejsze wyposażenie na safari na północ od koła podbie-gunowego to dobrze rozchodzone buty, lekka karimata z dobrą izola-cją oraz ergonomiczny plecak. Naj-lepszy, jakiego dotąd używałem, to 130-litrowy Bergan Alpinist.

• Na wyprawie łowieckiej dobrze jest mieć przy sobie również sprzęt wędkarski. Jak wspomniałem, na Grenlandii jest wiele możliwości wędkowania, a jest to bez wątpie-nia wspaniałe doświadczenie.

Page 101: Gazeta Łowiecka 2/2015

naście zbędnych kilogramów. Mimo to wygląda ze swym brzemieniem zaskakująco swobodnie, kiedy sprę-żystym krokiem kieruje się w stronę obozu. Bez wątpienia ma dużo wię-cej siły i dużo lepszą kondycję, niż ja i Olsen moglibyśmy przypuszczać. Jak zwykle pozory mylą... Damy radę zabrać tylko połowę mię-sa, więc resztę chowamy w dole, przy-krywając kamieniami, żeby uchronić je pod naszą nieobecność przed kru-kami i lisami polarnymi. Potem pozo-staje nam już tylko zarzucić na ramio-na 40-kilogramowe plecaki i podążyć

w ślad za Michealem. Po dotarciu na miejsce mamy za sobą pierwszą część ciężkiej pracy, ale czeka na nas jeszcze drugie tyle – powiedzmy, że nie była to nasza jedyna prze-chadzka z ciężkim ładunkiem na plecach. Tak oto osiem długich i trudnych dni w arktycznej głu-szy przyniosło Południowoafry-kańczykowi Michealowi Joubertowi dorodnego byka karibu, pięknego pięciokilowego pstrąga i piżmowo-ła. Niewątpliwie wysiłek się opłacił, a Jouberta można nazwać arktycz-nym Macnabem...

BROŃ I KALIBER KREM DO OPALANIA I SIATKA NA KOMARY

Niewiele jest miejsc tak mało restryk-cyjnych wobec myśliwych podróżują-cych z bronią, co Grenlandia. Można się tam spodziewać zupełnego braku problemów przy wjeździe, chociaż oczywiście na wszelki wypadek na-leży mieć przy sobie kartę łowiecką, pozwolenie na broń i europejską kar-tę broni palnej. Najmniejszy kaliber dopuszczalny przez lokalne przepisy i względy praktyczne, to przy polo-waniu na karibu .222, zaś na piżmo-woła 6,5x55 dla miejscowego koła ło-wieckiego, a .30-06 lub większy – dla przyjezdnych myśliwych polujących dla trofeów. Jeśli się chce mieć otwar-te obydwie opcje, to najlepszą alter-natywą będą kalibry .30-06, .308, .300 WM albo 7 mm Rem Mag. Odległość strzału jest stosunkowo mała w przy-padku piżmowołu, a ukształtowanie terenu często umożliwia również sku-teczny podchód karibu i strzał z odle-głosci mniejszej niż 200 m.

• Na Grenlandii to przyroda dyktuje warunki. Dlatego ważne, by przed wyjazdem ustalić ze swym prze-wodnikiem, jakich ubrań będzie-my potrzebować na naszą wypra-wę. Różnice temperatur między lipcem a październikiem wynoszą nawet 40ºC (+20ºC latem i -20ºC w październiku).

• Ilość opadów w okolicy Kanger-lussuaq jest zazwyczaj względnie umiarkowana. Panujący tu śródlą-dowy klimat powoduje, że obszar ten jest dość suchy jak na tutejsze warunki. Ale jak wiadomo, nie za-szkodzi mieć przy sobie porząd-nych przeciwdeszczowych ubrań, podobnie jak siatek na komary i kremu do opalania.

• Uogólniając, można powiedzieć, że najważniejsze wyposażenie na safari na północ od koła podbie-gunowego to dobrze rozchodzone buty, lekka karimata z dobrą izola-cją oraz ergonomiczny plecak. Naj-lepszy, jakiego dotąd używałem, to 130-litrowy Bergan Alpinist.

• Na wyprawie łowieckiej dobrze jest mieć przy sobie również sprzęt wędkarski. Jak wspomniałem, na Grenlandii jest wiele możliwości wędkowania, a jest to bez wątpie-nia wspaniałe doświadczenie.

Page 102: Gazeta Łowiecka 2/2015

Wiosenne zestawy FOREST

Zapraszamy w dniach 10-12 kwietnia do odwiedzenia naszego stoiska nr 62

na targach EXPOHunting 2015 w Sosnowcu.

Na naszym stoisku będzie można obejrzeć, przymierzyć i kupić ubrania następujących marek:

Do zobaczenia w Sosnowcu!

Cena: od 449 zł

FÜR JAGD & FREIZEIT

Page 103: Gazeta Łowiecka 2/2015

Wiosenne zestawy FOREST

Zapraszamy w dniach 10-12 kwietnia do odwiedzenia naszego stoiska nr 62

na targach EXPOHunting 2015 w Sosnowcu.

Na naszym stoisku będzie można obejrzeć, przymierzyć i kupić ubrania następujących marek:

Do zobaczenia w Sosnowcu!

Cena: od 449 zł

FÜR JAGD & FREIZEIT

Page 104: Gazeta Łowiecka 2/2015

AKTYWNI PRZEZ CAŁY ROK!REGATTA

Nie tylko myśliwi coraz więcej czasu spędzają na świeżym powietrzu i stawiają na aktywność.

Dotyczy to ogólnie coraz większej liczby Polaków. Cenimy sobie wygodę i komfort w trakcie

polowania, treningów, górskich wędrówek, żeglarskich rejsów czy najzwyklejszych spacerów.

A że jesteśmy przy tym bardzo praktyczni, to przy wyborze odpowiedniej odzieży czy obuwia

zwracamy uwagę na przystępną cenę. Nic więc dziwnego, że coraz częściej sięgamy po produkty marki Regatta Great Outdoors…

TEKST: ADAM PIOSIKZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 105: Gazeta Łowiecka 2/2015

AKTYWNI PRZEZ CAŁY ROK!REGATTA

Nie tylko myśliwi coraz więcej czasu spędzają na świeżym powietrzu i stawiają na aktywność.

Dotyczy to ogólnie coraz większej liczby Polaków. Cenimy sobie wygodę i komfort w trakcie

polowania, treningów, górskich wędrówek, żeglarskich rejsów czy najzwyklejszych spacerów.

A że jesteśmy przy tym bardzo praktyczni, to przy wyborze odpowiedniej odzieży czy obuwia

zwracamy uwagę na przystępną cenę. Nic więc dziwnego, że coraz częściej sięgamy po produkty marki Regatta Great Outdoors…

TEKST: ADAM PIOSIKZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 106: Gazeta Łowiecka 2/2015

Brytyjska firma Regatta to przy-kład prężnie działającej firmy ro-

dzinnej. Istnieje już od 34 lat i znana jest z tworzenia wytrzymałych oraz wygodnych ubrań dla wszystkich, którzy chcą aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu. Obecnie Re-gatta jest jedną z najpopularniejszych marek outdoorowych na świecie, a na nadchodzący sezon przygoto-wuje również ofertę dla myśliwych i sympatyków łowiectwa oraz pasjo-natów leśnych wędrówek.

AKTYWNOŚĆ I NIEZALEŻNOŚĆ Regatta, mająca również wiele fir-mowych oraz partnerskich sklepów w Polsce, postawiła na niezależność jako cechę, którą odznaczają się ludzie aktywni. Dlatego w ofercie Regatty znajdziemy odzież i obuwie wyso-kiej jakości, które zapewniają użyt-kownikom komfort niezależnie od warunków atmosferycznych oraz od miejsca, w jakim w danym momencie się znajdują. Nieważne, czy jesteśmy w lesie i pada deszcz, czy wędrujemy tatrzańskim szlakiem, odpoczywamy wśród mazurskich jezior czy po pro-stu wyjechaliśmy na wieś – produk-ty Regatta sprawdzają się wszędzie, dokąd tylko dotrzemy… Po ubrania, obuwie i akcesoria Regatty możemy też sięgać niezależnie od wieku i na-

szego stopnia aktywności, ponieważ marka oferuje zróżnicowany asorty-ment dla całej rodziny – od dzieci do seniorów.

STYL I ELEGANCJARegatta, jak każdy kreatywny lider, lubi przełamywać schematy, dlatego w swojej ofercie ma także outdooro-we ubrania na co dzień, np. produkty z linii Regatta Classics. Brytyjska marka dowodzi, że słowo „klasyka” nie musi kłócić się ze słowem „nowo-czesność”, oferując modele zgodne z trendami obowiązującymi na mo-dowych wybiegach. Regatta to rów-nież dowód na to, że swoboda nie musi oznaczać rezygnacji ze sty-lu. Możemy się o tym przekonać, zapoznając się z produktami z linii Regatta Heritage. Dbałość o styl doceniają zwłaszcza kobiety, które w ofercie marki Regatta mogą znaleźć nie tylko coś szykownego dla siebie, ale w ramach jednych zakupów „ubrać” dzieci i męża, oszczędzając czas cho-ciażby na rodzinną aktywność.

KONDYCJA I ZDROWIEMiłośnicy rekreacji na świeżym po-wietrzu, do których zaliczają się my-śliwi, z pewnością polubią typowo sportową linię Regatta Adventure Tech. O ubraniach z tej kolekcji

Page 107: Gazeta Łowiecka 2/2015

Brytyjska firma Regatta to przy-kład prężnie działającej firmy ro-

dzinnej. Istnieje już od 34 lat i znana jest z tworzenia wytrzymałych oraz wygodnych ubrań dla wszystkich, którzy chcą aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu. Obecnie Re-gatta jest jedną z najpopularniejszych marek outdoorowych na świecie, a na nadchodzący sezon przygoto-wuje również ofertę dla myśliwych i sympatyków łowiectwa oraz pasjo-natów leśnych wędrówek.

AKTYWNOŚĆ I NIEZALEŻNOŚĆ Regatta, mająca również wiele fir-mowych oraz partnerskich sklepów w Polsce, postawiła na niezależność jako cechę, którą odznaczają się ludzie aktywni. Dlatego w ofercie Regatty znajdziemy odzież i obuwie wyso-kiej jakości, które zapewniają użyt-kownikom komfort niezależnie od warunków atmosferycznych oraz od miejsca, w jakim w danym momencie się znajdują. Nieważne, czy jesteśmy w lesie i pada deszcz, czy wędrujemy tatrzańskim szlakiem, odpoczywamy wśród mazurskich jezior czy po pro-stu wyjechaliśmy na wieś – produk-ty Regatta sprawdzają się wszędzie, dokąd tylko dotrzemy… Po ubrania, obuwie i akcesoria Regatty możemy też sięgać niezależnie od wieku i na-

szego stopnia aktywności, ponieważ marka oferuje zróżnicowany asorty-ment dla całej rodziny – od dzieci do seniorów.

STYL I ELEGANCJARegatta, jak każdy kreatywny lider, lubi przełamywać schematy, dlatego w swojej ofercie ma także outdooro-we ubrania na co dzień, np. produkty z linii Regatta Classics. Brytyjska marka dowodzi, że słowo „klasyka” nie musi kłócić się ze słowem „nowo-czesność”, oferując modele zgodne z trendami obowiązującymi na mo-dowych wybiegach. Regatta to rów-nież dowód na to, że swoboda nie musi oznaczać rezygnacji ze sty-lu. Możemy się o tym przekonać, zapoznając się z produktami z linii Regatta Heritage. Dbałość o styl doceniają zwłaszcza kobiety, które w ofercie marki Regatta mogą znaleźć nie tylko coś szykownego dla siebie, ale w ramach jednych zakupów „ubrać” dzieci i męża, oszczędzając czas cho-ciażby na rodzinną aktywność.

KONDYCJA I ZDROWIEMiłośnicy rekreacji na świeżym po-wietrzu, do których zaliczają się my-śliwi, z pewnością polubią typowo sportową linię Regatta Adventure Tech. O ubraniach z tej kolekcji

Page 108: Gazeta Łowiecka 2/2015

można śmiało powiedzieć, że… ru-szają się razem z ich użytkownikiem, a gama kolorów, w której są dostępne, oraz wysokiej jakości tkaniny sprawia-ją, że cieszą się one olbrzymią popu-larnością. Swoich fanów mają również serie Regatta Point 214 i Regatta X-ert Performance. Powstały one po to, by każdego dbającego o kon-dycję i zdrowie miłośnika górskich wędrówek, pieszych wypraw, długich spacerów oraz wspinaczki wyposa-żyć w komfortowe, wodoodporne i chroniące przed wiatrem ubranie, na którym zawsze można polegać.

PERFEKCJA I WSZECHSTRONNOŚĆRegatta ceni profesjonalizm, dlatego dociera ze swoimi produktami nie tyl-ko do pasjonatów takich jak myśliwi, żeglarze, wędkarze, miłośnicy jazdy konnej czy biegacze, ale również do poszczególnych grup zawodowych. W szerokiej ofercie marki znajdzie coś dla siebie drwal, leśnik czy zawodo-wy kierowca, bowiem odzież ofero-wana przez markę Regatta sprawdza się zarówno na górskim szlaku, jak i na stanowisku pracy. Właśnie dlate-go stworzono linię Regatta Profes-sional. To pełne spektrum odzieży i akcesoriów dla profesjonalistów, które sprawdzą się podczas zadań czekających w trakcie intensywnego

dnia pracy – od najwyższej jakości kurtek w pełni odpornych na warun-ki atmosferyczne, poprzez zestawy błyskawicznie schnących polarów i bielizny termicznej oraz całą gamę koszulek, bezrękawników, spodni i softshelli, a na skarpetkach, czap-kach, rękawicach, plecakach i ochra-niaczach kończąc…

ETYKA I EKOODPOWIEDZIALNOŚĆ Regatta należy do liderów biznesu odpowiedzialnego społecznie, dlate-go realizując cele biznesowe, nie za-pomina o odpowiednich warunkach pracy – przynależy do Ethical Tra-ding Initiative (ETI) – oraz ochro-nie środowiska. Co ciekawe, jako je-dyna w branży nie stosuje w swoich produktach szkodliwych dla ludzi i środowiska związków chemicznych, takich jak PFOA, czyli kwas per-fluorooktanowy – zwykle używany przy produkcji odzieży i produktów posiadających właściwości wodood-porne. Potwierdza to przyznany fir-mie Regatta Reach Certificate. Ponadto wszyscy współpracujący z nią dostawcy i producenci muszą przejść weryfikację, w ramach której sprawdza się, czy posiadają oni od-powiednie pozwolenia, systemy za-rządzania i monitorowania odpadów, oczyszczania wody oraz czy zapew-

Page 109: Gazeta Łowiecka 2/2015

można śmiało powiedzieć, że… ru-szają się razem z ich użytkownikiem, a gama kolorów, w której są dostępne, oraz wysokiej jakości tkaniny sprawia-ją, że cieszą się one olbrzymią popu-larnością. Swoich fanów mają również serie Regatta Point 214 i Regatta X-ert Performance. Powstały one po to, by każdego dbającego o kon-dycję i zdrowie miłośnika górskich wędrówek, pieszych wypraw, długich spacerów oraz wspinaczki wyposa-żyć w komfortowe, wodoodporne i chroniące przed wiatrem ubranie, na którym zawsze można polegać.

PERFEKCJA I WSZECHSTRONNOŚĆRegatta ceni profesjonalizm, dlatego dociera ze swoimi produktami nie tyl-ko do pasjonatów takich jak myśliwi, żeglarze, wędkarze, miłośnicy jazdy konnej czy biegacze, ale również do poszczególnych grup zawodowych. W szerokiej ofercie marki znajdzie coś dla siebie drwal, leśnik czy zawodo-wy kierowca, bowiem odzież ofero-wana przez markę Regatta sprawdza się zarówno na górskim szlaku, jak i na stanowisku pracy. Właśnie dlate-go stworzono linię Regatta Profes-sional. To pełne spektrum odzieży i akcesoriów dla profesjonalistów, które sprawdzą się podczas zadań czekających w trakcie intensywnego

dnia pracy – od najwyższej jakości kurtek w pełni odpornych na warun-ki atmosferyczne, poprzez zestawy błyskawicznie schnących polarów i bielizny termicznej oraz całą gamę koszulek, bezrękawników, spodni i softshelli, a na skarpetkach, czap-kach, rękawicach, plecakach i ochra-niaczach kończąc…

ETYKA I EKOODPOWIEDZIALNOŚĆ Regatta należy do liderów biznesu odpowiedzialnego społecznie, dlate-go realizując cele biznesowe, nie za-pomina o odpowiednich warunkach pracy – przynależy do Ethical Tra-ding Initiative (ETI) – oraz ochro-nie środowiska. Co ciekawe, jako je-dyna w branży nie stosuje w swoich produktach szkodliwych dla ludzi i środowiska związków chemicznych, takich jak PFOA, czyli kwas per-fluorooktanowy – zwykle używany przy produkcji odzieży i produktów posiadających właściwości wodood-porne. Potwierdza to przyznany fir-mie Regatta Reach Certificate. Ponadto wszyscy współpracujący z nią dostawcy i producenci muszą przejść weryfikację, w ramach której sprawdza się, czy posiadają oni od-powiednie pozwolenia, systemy za-rządzania i monitorowania odpadów, oczyszczania wody oraz czy zapew-

Page 110: Gazeta Łowiecka 2/2015

REGATTA W LICZBACH…

Główna siedziba zarządzanej przez Keitha Blacka i jego rodzinę firmy mieści się w Trafford Park w Man-chesterze. Tu podejmowane są wszelkie kluczowe decyzje. W cią-gu roku Regatta produkuje po-nad 15  milionów sztuk odzieży, obuwia i akcesoriów, a jej obrót sięga 200 milionów euro.Taka produkcja wymaga równie imponujących magazynów. Najnow-szy z nich – Pioneer Point – to jeden z największych projektów tego typu w Europie. Znajduje się on w hali o powierzchni ponad 100 tysięcy m². W czasie „zimnej wojny” produkowano tam… okręty podwodne. Aby sprostać gigantycz-nym zamówieniom magazyn pracu-je 24 godziny na dobę.

niają odpowiednie warunki pracy. Audyty są przeprowadzane regular-nie przez specjalistyczne podmioty zewnętrzne oraz pracowników firmy Regatta. Brytyjska marka prowadzi badania wszystkich partii materiałów używanych do produkcji i wyrobów gotowych, sprawdzając zgodność z parametrami oraz to, czy do ich produkcji nie wykorzystano żadnych zakazanych substancji chemicznych.

ZAANGAŻOWANI I PROSPOŁECZNI Regatta to także zaangażowanie w kulturę, sport i akcje prospołecz-ne oraz wspieranie lokalnych inicja-tyw. Marka Regatta od dawna wspie-ra sportowców, podróżników i ludzi, którzy wytrwale realizują swoje ma-

rzenia, np. rodzinę Łopacińskich w podróży dookoła świata, wioślarki Marię i Annę Wierzbowskie, para-lotniarzy z Regatta Flying Dragons Team, hokeistów MMKS Podhale czy kolarską drużynę Mexller. Także z myślą o wspieraniu wszelkich form aktywności Regatta stworzyła pro-gram „Rusz się”. W jego ramach po-wstał pierwszy portal internetowy, gdzie użytkownicy mogą nie tylko zamieszczać informacje w kalenda-rium imprez i je promować, ale także otrzymają pomoc w organizacji no-wych inicjatyw w postaci wsparcia grafików, programistów czy specjali-stów PR. Za pomocą portalu będzie można ubiegać się o wsparcie sprzę-towe, które zapewni marka Regatta.

Więcej informacji na ruszsie.org.Z kolei bywalcy polskiego Przystanku Woodstock doskonale kojarzą markę z akcją Himalayan Camp, której cele to promowanie outdoorowego stylu życia i edukacja turystyczna. Spektakularnymi inicjatywami pro-społecznymi firmy za granicą były m.in. pomoc mieszkańcom znisz-czonego przez tsunami Batticaloa na Sri Lance czy budowa szkoły w Bangladeszu.

Z bogatą ofertą marki Regatta moż-na zapoznać się na www.regatta.pl.Wszystkich obecnych na targach EXPOHunting w Sosnowcu zapra- szamy na stoisko firmowe marki Regatta pod numerem 65.

TWÓJ KONTAKT Z MARKĄ REGATTA:Mariusz ZdzieszyńskiSales RepresentativeMobile: +48 508 044 315e-mail: [email protected]

Regatta Polska Sp. z o.o.ul. Częstochowska 5 32-085 Modlnica

MATERIAŁ PROMOCYJNY

ZOBACZ FILM

Page 111: Gazeta Łowiecka 2/2015

REGATTA W LICZBACH…

Główna siedziba zarządzanej przez Keitha Blacka i jego rodzinę firmy mieści się w Trafford Park w Man-chesterze. Tu podejmowane są wszelkie kluczowe decyzje. W cią-gu roku Regatta produkuje po-nad 15  milionów sztuk odzieży, obuwia i akcesoriów, a jej obrót sięga 200 milionów euro.Taka produkcja wymaga równie imponujących magazynów. Najnow-szy z nich – Pioneer Point – to jeden z największych projektów tego typu w Europie. Znajduje się on w hali o powierzchni ponad 100 tysięcy m². W czasie „zimnej wojny” produkowano tam… okręty podwodne. Aby sprostać gigantycz-nym zamówieniom magazyn pracu-je 24 godziny na dobę.

niają odpowiednie warunki pracy. Audyty są przeprowadzane regular-nie przez specjalistyczne podmioty zewnętrzne oraz pracowników firmy Regatta. Brytyjska marka prowadzi badania wszystkich partii materiałów używanych do produkcji i wyrobów gotowych, sprawdzając zgodność z parametrami oraz to, czy do ich produkcji nie wykorzystano żadnych zakazanych substancji chemicznych.

ZAANGAŻOWANI I PROSPOŁECZNI Regatta to także zaangażowanie w kulturę, sport i akcje prospołecz-ne oraz wspieranie lokalnych inicja-tyw. Marka Regatta od dawna wspie-ra sportowców, podróżników i ludzi, którzy wytrwale realizują swoje ma-

rzenia, np. rodzinę Łopacińskich w podróży dookoła świata, wioślarki Marię i Annę Wierzbowskie, para-lotniarzy z Regatta Flying Dragons Team, hokeistów MMKS Podhale czy kolarską drużynę Mexller. Także z myślą o wspieraniu wszelkich form aktywności Regatta stworzyła pro-gram „Rusz się”. W jego ramach po-wstał pierwszy portal internetowy, gdzie użytkownicy mogą nie tylko zamieszczać informacje w kalenda-rium imprez i je promować, ale także otrzymają pomoc w organizacji no-wych inicjatyw w postaci wsparcia grafików, programistów czy specjali-stów PR. Za pomocą portalu będzie można ubiegać się o wsparcie sprzę-towe, które zapewni marka Regatta.

Więcej informacji na ruszsie.org.Z kolei bywalcy polskiego Przystanku Woodstock doskonale kojarzą markę z akcją Himalayan Camp, której cele to promowanie outdoorowego stylu życia i edukacja turystyczna. Spektakularnymi inicjatywami pro-społecznymi firmy za granicą były m.in. pomoc mieszkańcom znisz-czonego przez tsunami Batticaloa na Sri Lance czy budowa szkoły w Bangladeszu.

Z bogatą ofertą marki Regatta moż-na zapoznać się na www.regatta.pl.Wszystkich obecnych na targach EXPOHunting w Sosnowcu zapra- szamy na stoisko firmowe marki Regatta pod numerem 65.

TWÓJ KONTAKT Z MARKĄ REGATTA:Mariusz ZdzieszyńskiSales RepresentativeMobile: +48 508 044 315e-mail: [email protected]

Regatta Polska Sp. z o.o.ul. Częstochowska 5 32-085 Modlnica

MATERIAŁ PROMOCYJNY

ZOBACZ FILM

Page 112: Gazeta Łowiecka 2/2015

BEZ OGRANICZEŃ

REGATTA POLECA

Page 113: Gazeta Łowiecka 2/2015

BEZ OGRANICZEŃ

REGATTA POLECA

Page 114: Gazeta Łowiecka 2/2015

Daniele W OBIEKTYWIE ADRIANA BRAUNA Sprowadzone do Polski w XVI i XVII wieku

daniele początkowo występowały jako zwierzęta parkowe. Obecnie dziko żyjące najliczniej

występują w zachodniej części naszego kraju. Dlatego bardzo wielu myśliwych widziało je

tylko na zdjęciach…

TEKST I ZDJĘCIA: ADRIAN BRAUN

Page 115: Gazeta Łowiecka 2/2015

Daniele W OBIEKTYWIE ADRIANA BRAUNA Sprowadzone do Polski w XVI i XVII wieku

daniele początkowo występowały jako zwierzęta parkowe. Obecnie dziko żyjące najliczniej

występują w zachodniej części naszego kraju. Dlatego bardzo wielu myśliwych widziało je

tylko na zdjęciach…

TEKST I ZDJĘCIA: ADRIAN BRAUN

Page 116: Gazeta Łowiecka 2/2015

Daniele, dobrze zaadaptowane w naszych łowiskach, zasiedla-

ją nawet mniejsze kompleksy leśne, za którymi nie przepadają jelenie. To bystre i nadzwyczaj czujne zwie-rzęta. Mają doskonały wzrok, więc bardzo szybko potrafią ocenić zagro-żenie. Trzeba być niezwykle ostroż-nym, by ich nie spłoszyć. Mimo aktywnego trybu życia, nie lubią wę-drować. Ich umaszczenie sprawia, że w lesie są niemal niewidzialne. Zdarza się, że osobniki mają śnieżno-białą suknię. Mówi się wtedy o nich, że są „duchami lasu”. Nawet całe ich chmary mogą mieć białą suknię, nie jest to więc oznaka albinizmu, tyl-ko odmiana umaszczenia. Znacz-nie rzadziej zdarza się suknia koloru czarnego. Te wyjątkowe zwierzęta są niezwykle piękne i budzą podziw. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy potraktować je jako selekcyjne i czy dopuścić do ich rozmnażania? W środowisku na ten temat zdania są podzielone…

Page 117: Gazeta Łowiecka 2/2015

Daniele, dobrze zaadaptowane w naszych łowiskach, zasiedla-

ją nawet mniejsze kompleksy leśne, za którymi nie przepadają jelenie. To bystre i nadzwyczaj czujne zwie-rzęta. Mają doskonały wzrok, więc bardzo szybko potrafią ocenić zagro-żenie. Trzeba być niezwykle ostroż-nym, by ich nie spłoszyć. Mimo aktywnego trybu życia, nie lubią wę-drować. Ich umaszczenie sprawia, że w lesie są niemal niewidzialne. Zdarza się, że osobniki mają śnieżno-białą suknię. Mówi się wtedy o nich, że są „duchami lasu”. Nawet całe ich chmary mogą mieć białą suknię, nie jest to więc oznaka albinizmu, tyl-ko odmiana umaszczenia. Znacz-nie rzadziej zdarza się suknia koloru czarnego. Te wyjątkowe zwierzęta są niezwykle piękne i budzą podziw. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy potraktować je jako selekcyjne i czy dopuścić do ich rozmnażania? W środowisku na ten temat zdania są podzielone…

Page 118: Gazeta Łowiecka 2/2015

FISKARS O znanej pod niemal każdą szerokością

geograficzną marce z Finlandii pisaliśmy już w ubiegłym numerze Gazety Łowieckiej. Firma, która w minionym roku świętowała

365-lecie swojego istnienia, w oryginalny sposób postanowiła uczcić ten jubileusz…

TEKST I ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

INNOWACYJNI OD… 365 LAT!

Początkowo w Fiskars produko-wano wyłącznie wyroby kute,

jednak w XIX wieku dzięki apteka-rzowi Johanowi Jacobowi Julinowi założono pierwszą w Finlandii fa-brykę sztućców. Od tego momentu innowacje i nowoczesne rozwiąza-nia są wizytówką Fiskars. Narzędzia ogrodnicze oraz kuchenne sprzeda-wane na całym świecie są doceniane przez miliony użytkowników dzięki legendarnej wręcz jakości.

JUBILEUSZOWA EDYCJAZ okazji 365 rocznicy firmy Fiskars wyprodukowano niepowtarzalną li-nię 100 000 siekier z limitowanej, numerowanej serii, przeznaczonej na rynek międzynarodowy. Tę wyjątko-wą edycję charakteryzuje eleganckie czarne wykończenie oraz srebrzy-sta głowica. Siekiera wyposażona jest w długi, majacy 72 cm trzonek oraz szeroką głowicę, ważącą 1570 g. Optymalne wyważenie oraz ostrze

Page 119: Gazeta Łowiecka 2/2015

FISKARS O znanej pod niemal każdą szerokością

geograficzną marce z Finlandii pisaliśmy już w ubiegłym numerze Gazety Łowieckiej. Firma, która w minionym roku świętowała

365-lecie swojego istnienia, w oryginalny sposób postanowiła uczcić ten jubileusz…

TEKST I ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

INNOWACYJNI OD… 365 LAT!

Początkowo w Fiskars produko-wano wyłącznie wyroby kute,

jednak w XIX wieku dzięki apteka-rzowi Johanowi Jacobowi Julinowi założono pierwszą w Finlandii fa-brykę sztućców. Od tego momentu innowacje i nowoczesne rozwiąza-nia są wizytówką Fiskars. Narzędzia ogrodnicze oraz kuchenne sprzeda-wane na całym świecie są doceniane przez miliony użytkowników dzięki legendarnej wręcz jakości.

JUBILEUSZOWA EDYCJAZ okazji 365 rocznicy firmy Fiskars wyprodukowano niepowtarzalną li-nię 100 000 siekier z limitowanej, numerowanej serii, przeznaczonej na rynek międzynarodowy. Tę wyjątko-wą edycję charakteryzuje eleganckie czarne wykończenie oraz srebrzy-sta głowica. Siekiera wyposażona jest w długi, majacy 72 cm trzonek oraz szeroką głowicę, ważącą 1570 g. Optymalne wyważenie oraz ostrze

Page 120: Gazeta Łowiecka 2/2015

Orientacyjna cena detaliczna:ok. 255 zł

Więcej na www.fiskars.com

szlifowane pod kątem 35˚ to cechy charakterystyczne każdej siekiery Fiskars. Specjalnie profilowany trzo-nek zapewnia bezpieczeństwo użyt-kownikowi i gwarantuje ergonomicz-ną pracę siekiery. Rączka jest pokryta powłoką antypoślizgową.

ĆWIERĆ WIEKU GWARANCJI!Co ciekawe, każda z siekier wypro-dukowanych w ramach limitowanej kolekcji otrzymała swój indywidu-alny numer, dzięki któremu każdy właściciel po zarejestrowaniu siekiery

na stronie internetowej otrzyma spe-cjalną 25-letnią gwarancję! Numer wypalany jest laserowo na każdej sie-kierze, a dodatkowo na trzonku znaj-duje się wyjątkowe rocznicowe logo Fiskars 365.

Marka Fiskars to symbol jakości i trwałości. Potwierdzają to

miliony użytkowników!

MATERIAŁ PROMOCYJNY

Page 121: Gazeta Łowiecka 2/2015

Orientacyjna cena detaliczna:ok. 255 zł

Więcej na www.fiskars.com

szlifowane pod kątem 35˚ to cechy charakterystyczne każdej siekiery Fiskars. Specjalnie profilowany trzo-nek zapewnia bezpieczeństwo użyt-kownikowi i gwarantuje ergonomicz-ną pracę siekiery. Rączka jest pokryta powłoką antypoślizgową.

ĆWIERĆ WIEKU GWARANCJI!Co ciekawe, każda z siekier wypro-dukowanych w ramach limitowanej kolekcji otrzymała swój indywidu-alny numer, dzięki któremu każdy właściciel po zarejestrowaniu siekiery

na stronie internetowej otrzyma spe-cjalną 25-letnią gwarancję! Numer wypalany jest laserowo na każdej sie-kierze, a dodatkowo na trzonku znaj-duje się wyjątkowe rocznicowe logo Fiskars 365.

Marka Fiskars to symbol jakości i trwałości. Potwierdzają to

miliony użytkowników!

MATERIAŁ PROMOCYJNY

Page 122: Gazeta Łowiecka 2/2015

Z okazji 365 rocznicy firmy, Fiskars wyprodukował limitowaną serię siekier. Każdy produkt ma swój indywidualny numer, dzięki któremu po zarejestrowaniu

na stronie internetowej www.axe365.fiskars.com przysługuje 25-letnia gwarancja.

www.fiskars.pl

SIEKIERA FISKARSEdycja limitowana

25 lat gwarancji po rejestracji na stronie internetowej Fiskars

Page 123: Gazeta Łowiecka 2/2015

Z okazji 365 rocznicy firmy, Fiskars wyprodukował limitowaną serię siekier. Każdy produkt ma swój indywidualny numer, dzięki któremu po zarejestrowaniu

na stronie internetowej www.axe365.fiskars.com przysługuje 25-letnia gwarancja.

www.fiskars.pl

SIEKIERA FISKARSEdycja limitowana

25 lat gwarancji po rejestracji na stronie internetowej Fiskars

Page 124: Gazeta Łowiecka 2/2015

Wabienie lisów w okresie godowym

NA POCZĄTKU BYŁA… OKARYNA

Czy wiecie, że skala lisiego głosu może przekroczyć nawet 5 oktaw, a szczek lisa

można interpretować na wiele sposobów? O tym, a także o przydatności najzwyklejszej okaryny i specyfice wabienia w czasie okresu godowego lisów przeczytacie w tym artykule

TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Page 125: Gazeta Łowiecka 2/2015

Wabienie lisów w okresie godowym

NA POCZĄTKU BYŁA… OKARYNA

Czy wiecie, że skala lisiego głosu może przekroczyć nawet 5 oktaw, a szczek lisa

można interpretować na wiele sposobów? O tym, a także o przydatności najzwyklejszej okaryny i specyfice wabienia w czasie okresu godowego lisów przeczytacie w tym artykule

TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Page 126: Gazeta Łowiecka 2/2015

Owulacja u lisów trwa mniej wię-cej tyle co u naszych psów, czy-

li około 3 tygodnie. Niezapłodnio-ne liszki powtarzają natomiast cały cykl w wypadku niezapłodnienia po 18 dniach. Patrząc na całą populację krajową, w zależności od warunków pogodowych, czyli m.in. od tempera-tury powietrza, cieczka może trwać od końca grudnia do połowy, a na-wet do końca lutego. Co z tego wy-nika dla myśliwych wabiarzy? Niestety, w czasie cieczki liszek, sam-ce, czyli psy u lisów, są mniej skłonne do wabienia metodą na „pisk myszy” czy „kniazienie”. Spowodowane jest to po prostu popędem płciowym, bo-wiem ich zadaniem jest w tym czasie szukanie partnerek i przedłużenie li-siego rodu. Liszki również idą słabiej na wab niż w innych okresach roku, ale są częściej strzelane w tym czasie niż lisy.

SKOLENIE LISZKIW Niemczech już w XVIII wieku odkryto, jak przy użyciu ludowego instrumentu, jakim jest okaryna, na-śladować odgłosy rujnej liszki. Spo-sób jest prosty, ale oczywiście wyma-ga od wabiącego posiadania słuchu muzycznego. Później skonstruowa-no wabik oparty o dźwięk okaryny, ale przypominający bardziej flet. Na

tym wabiku naśladujemy głos rujnej liszki, czyli skolenie. Ma on za zada-nie zwabić potencjalnych partnerów. Większość wabiarzy preferujących ten sposób wabienia twierdzi, że przyno-si on efekt pod koniec cieczki, kie-dy samcom pozostaje mniejsza ilość rujnych samic. Podobnie jest w przy-padku wabienia innych gatunków w czasie ich pór godowych.

SZCZEK LISADrugim sposobem wabienia jest szczek lisa. W tym przypadku spra-wa jest bardziej skomplikowana, po-nieważ zarówno liszka, jak i pies wy-dają odgłos nazywany popularnie szczekiem. Naukowcy badając ten gatunek określili aż 28 grup sygna-łów wokalnych wydawanych przez te drapieżniki. Skala lisiego głosu może przekraczać nawet 5 oktaw. Ponie-waż ucho ludzkie nie jest narządem doskonałym, niektóre dźwięki wy-dawane przez lisy mogą brzmieć dla człowieka podobnie. Ponadto część tych dźwięków znajduje się w paśmie dźwięków niesłyszalnych dla ludz-kiego ucha. Co ciekawe, samo szcze-kanie dzieli się na kilka grup. Moż-na rozróżnić szczek ostrzegawczy w przypadku niebezpieczeństwa, a także szczek ostrzegawczy w przy-padku pilnowania swojego terytorium.

Page 127: Gazeta Łowiecka 2/2015

Owulacja u lisów trwa mniej wię-cej tyle co u naszych psów, czy-

li około 3 tygodnie. Niezapłodnio-ne liszki powtarzają natomiast cały cykl w wypadku niezapłodnienia po 18 dniach. Patrząc na całą populację krajową, w zależności od warunków pogodowych, czyli m.in. od tempera-tury powietrza, cieczka może trwać od końca grudnia do połowy, a na-wet do końca lutego. Co z tego wy-nika dla myśliwych wabiarzy? Niestety, w czasie cieczki liszek, sam-ce, czyli psy u lisów, są mniej skłonne do wabienia metodą na „pisk myszy” czy „kniazienie”. Spowodowane jest to po prostu popędem płciowym, bo-wiem ich zadaniem jest w tym czasie szukanie partnerek i przedłużenie li-siego rodu. Liszki również idą słabiej na wab niż w innych okresach roku, ale są częściej strzelane w tym czasie niż lisy.

SKOLENIE LISZKIW Niemczech już w XVIII wieku odkryto, jak przy użyciu ludowego instrumentu, jakim jest okaryna, na-śladować odgłosy rujnej liszki. Spo-sób jest prosty, ale oczywiście wyma-ga od wabiącego posiadania słuchu muzycznego. Później skonstruowa-no wabik oparty o dźwięk okaryny, ale przypominający bardziej flet. Na

tym wabiku naśladujemy głos rujnej liszki, czyli skolenie. Ma on za zada-nie zwabić potencjalnych partnerów. Większość wabiarzy preferujących ten sposób wabienia twierdzi, że przyno-si on efekt pod koniec cieczki, kie-dy samcom pozostaje mniejsza ilość rujnych samic. Podobnie jest w przy-padku wabienia innych gatunków w czasie ich pór godowych.

SZCZEK LISADrugim sposobem wabienia jest szczek lisa. W tym przypadku spra-wa jest bardziej skomplikowana, po-nieważ zarówno liszka, jak i pies wy-dają odgłos nazywany popularnie szczekiem. Naukowcy badając ten gatunek określili aż 28 grup sygna-łów wokalnych wydawanych przez te drapieżniki. Skala lisiego głosu może przekraczać nawet 5 oktaw. Ponie-waż ucho ludzkie nie jest narządem doskonałym, niektóre dźwięki wy-dawane przez lisy mogą brzmieć dla człowieka podobnie. Ponadto część tych dźwięków znajduje się w paśmie dźwięków niesłyszalnych dla ludz-kiego ucha. Co ciekawe, samo szcze-kanie dzieli się na kilka grup. Moż-na rozróżnić szczek ostrzegawczy w przypadku niebezpieczeństwa, a także szczek ostrzegawczy w przy-padku pilnowania swojego terytorium.

Page 128: Gazeta Łowiecka 2/2015

Są również szczeknięcia o całkiem innym brzmieniu w czasie okresu godowego. Inaczej brzmi szczekanie liszki obcującej już z samcami, a ina-czej szczek komunikacyjny lisa-psa z liszką. Ogólnie rzecz biorąc, trudno to wszystko zapamiętać, więc można się skoncentrować na kilku komuni-kacyjnych szczeknięciach.

SZEROKI WYBÓRNa polskim rynku można kupić kilka rodzajów wabików imitują-cych wyżej opisane odgłosy. Jednym z nich jest konstrukcja autorstwa fir-my Gunbroker, którą miałem okazję

testować. Wabik imituje szczek ostrze-gawczy lisa-psa. Jest głośnym wabi-kiem i niesłychanie skutecznym w cza-sie cieczki. Trzeba jednak pamiętać, że lisy na odgłosy rujne idą ostrożniej niż na kniazienie czy pisk myszy. Dla-tego wabiąc na skolenie czy szczek, odczekujemy dłużej pomiędzy wa-bieniami, niż w przypadku wabienia na kniazienie czy pisk myszy. Drugą ważną kwestią jest wabienie ze stanowisk typu drabinka czy sta-ła zwyżka. Wabiarz siedzący na pod-wyższeniu co najmniej 2,5-metro-wym ma tę przewagę, że nie zostanie zwietrzony przez wabionego lisa. W przypadku np. szczeku ostrzegaw-

czego taki lis nie zawsze przybiega od razu. Jeśli trafimy na młodszego osobnika, który obawia się konfron-tacji z „władcą terenu”, można zało-żyć, że będzie on zbliżał się pod osło-ną zakrzaczeń lub wysokich traw czy trzcin, próbując złapać „odwiatr”, a także szczegółowo lustrując teren. Innym wabikiem dostępnym w na-szym kraju jest wabik firmy Huber-tus. Brzmi on podobnie jak wyżej opisany i również jest bardzo sku-teczny. Jeśli chodzi o wabiki naśladu-jące skolenie liszki, znane są dwie nie-mieckie firmy produkujące tzw. flety:

Hubertus oraz Wiesskirchen. Wabiąc tymi metodami, najważniejszą rze-czą jest wcześniejsze zapoznanie się z tymi odgłosami w terenie. Niejedną

noc trzeba poświęcić w czasie ciecz-ki lisów, żeby posłuchać odgłosów szczekających lisów czy skolących li-szek. Cóż, taki nasz łowiecki żywot. Wiele czasu trzeba spędzić, ćwicząc

Sławomir Pawlikowski R EK L A M A

PEŁNA GAMA WABIKÓW NA STRONIE INTERNETOWEJ I NA www.wabiarz.pl tel. 690 908 026, 43 822 21 47, 601 994 480

ZOBACZ FILM

Page 129: Gazeta Łowiecka 2/2015

Są również szczeknięcia o całkiem innym brzmieniu w czasie okresu godowego. Inaczej brzmi szczekanie liszki obcującej już z samcami, a ina-czej szczek komunikacyjny lisa-psa z liszką. Ogólnie rzecz biorąc, trudno to wszystko zapamiętać, więc można się skoncentrować na kilku komuni-kacyjnych szczeknięciach.

SZEROKI WYBÓRNa polskim rynku można kupić kilka rodzajów wabików imitują-cych wyżej opisane odgłosy. Jednym z nich jest konstrukcja autorstwa fir-my Gunbroker, którą miałem okazję

testować. Wabik imituje szczek ostrze-gawczy lisa-psa. Jest głośnym wabi-kiem i niesłychanie skutecznym w cza-sie cieczki. Trzeba jednak pamiętać, że lisy na odgłosy rujne idą ostrożniej niż na kniazienie czy pisk myszy. Dla-tego wabiąc na skolenie czy szczek, odczekujemy dłużej pomiędzy wa-bieniami, niż w przypadku wabienia na kniazienie czy pisk myszy. Drugą ważną kwestią jest wabienie ze stanowisk typu drabinka czy sta-ła zwyżka. Wabiarz siedzący na pod-wyższeniu co najmniej 2,5-metro-wym ma tę przewagę, że nie zostanie zwietrzony przez wabionego lisa. W przypadku np. szczeku ostrzegaw-

czego taki lis nie zawsze przybiega od razu. Jeśli trafimy na młodszego osobnika, który obawia się konfron-tacji z „władcą terenu”, można zało-żyć, że będzie on zbliżał się pod osło-ną zakrzaczeń lub wysokich traw czy trzcin, próbując złapać „odwiatr”, a także szczegółowo lustrując teren. Innym wabikiem dostępnym w na-szym kraju jest wabik firmy Huber-tus. Brzmi on podobnie jak wyżej opisany i również jest bardzo sku-teczny. Jeśli chodzi o wabiki naśladu-jące skolenie liszki, znane są dwie nie-mieckie firmy produkujące tzw. flety:

Hubertus oraz Wiesskirchen. Wabiąc tymi metodami, najważniejszą rze-czą jest wcześniejsze zapoznanie się z tymi odgłosami w terenie. Niejedną

noc trzeba poświęcić w czasie ciecz-ki lisów, żeby posłuchać odgłosów szczekających lisów czy skolących li-szek. Cóż, taki nasz łowiecki żywot. Wiele czasu trzeba spędzić, ćwicząc

Sławomir Pawlikowski R EK L A M A

PEŁNA GAMA WABIKÓW NA STRONIE INTERNETOWEJ I NA www.wabiarz.pl tel. 690 908 026, 43 822 21 47, 601 994 480

ZOBACZ FILM

Page 130: Gazeta Łowiecka 2/2015

tego rodzaju wabienie, i przeżyć nie-jedną porażkę w postaci spłoszone-go lisa, ale z czasem dochodzi się do perfekcji.

O WABIENIU W… KOCHCICACHNa koniec chciałem się podzielić pewną refleksją na temat wabienia przez piękniejszą część naszego to-warzystwa. Mowa oczywiście o Dia-nach. Niedawno prowadziłem zajęcia z wabienia zwierzyny podczas warsz-tatów myśliwskich organizowanych

przez Klub Dian PZŁ oraz Polski Związek Łowiecki w Kochcicach. Bardzo mnie uradowało, że dziew-czyny podeszły do tematu z zaintere-sowaniem i zaangażowaniem. Mam nadzieję, że w przyszłości będą kon-kurowały podczas mistrzostw w wa-bieniu drapieżników na równym po-ziomie z kolegami wabiarzami. Zapraszam do następnego wydania Gazety Łowieckiej, w którym opi-szę sposoby wabienia kozłów w cza-sie rui saren. Darz Bór!

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny.Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber.

Tel.: +48 693 712 734E-mail: [email protected]

BIURO POLOWAŃPawlikowski Hunting Travel

POLECA

Zima/Wiosna 2014/2015

Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi

już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro

Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral,

koziorożec syberyjski

Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi

już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedź-wiedzie w Rosji (rejon Ochocki

oraz Magadan)

Oferty dla sympatyków łowiectwa. Turnusy

na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach

w Górach Ałtaj – juz od 650 euro

Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi

i Rosji 15.10-15.12.2015

Page 131: Gazeta Łowiecka 2/2015

tego rodzaju wabienie, i przeżyć nie-jedną porażkę w postaci spłoszone-go lisa, ale z czasem dochodzi się do perfekcji.

O WABIENIU W… KOCHCICACHNa koniec chciałem się podzielić pewną refleksją na temat wabienia przez piękniejszą część naszego to-warzystwa. Mowa oczywiście o Dia-nach. Niedawno prowadziłem zajęcia z wabienia zwierzyny podczas warsz-tatów myśliwskich organizowanych

przez Klub Dian PZŁ oraz Polski Związek Łowiecki w Kochcicach. Bardzo mnie uradowało, że dziew-czyny podeszły do tematu z zaintere-sowaniem i zaangażowaniem. Mam nadzieję, że w przyszłości będą kon-kurowały podczas mistrzostw w wa-bieniu drapieżników na równym po-ziomie z kolegami wabiarzami. Zapraszam do następnego wydania Gazety Łowieckiej, w którym opi-szę sposoby wabienia kozłów w cza-sie rui saren. Darz Bór!

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny.Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber.

Tel.: +48 693 712 734E-mail: [email protected]

BIURO POLOWAŃPawlikowski Hunting Travel

POLECA

Zima/Wiosna 2014/2015

Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi

już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro

Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral,

koziorożec syberyjski

Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi

już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedź-wiedzie w Rosji (rejon Ochocki

oraz Magadan)

Oferty dla sympatyków łowiectwa. Turnusy

na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach

w Górach Ałtaj – juz od 650 euro

Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi

i Rosji 15.10-15.12.2015

Page 132: Gazeta Łowiecka 2/2015

PORADNIK MYŚLIWEGO CZ. 1

Jak wybrać sprzęt optyczny

Na rynku dostępnych jest wiele lornetek i lunet celowniczych. Mają one różne parametry

i zastosowania. Zarówno w przypadku pierwszych, jak i drugich, niezależnie od ich ceny,

istnieją uniwersalne zasady doboru optyki. Warto się z nimi zapoznać

TEKST: GRZEGORZ MATOSEKZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 133: Gazeta Łowiecka 2/2015

PORADNIK MYŚLIWEGO CZ. 1

Jak wybrać sprzęt optyczny

Na rynku dostępnych jest wiele lornetek i lunet celowniczych. Mają one różne parametry

i zastosowania. Zarówno w przypadku pierwszych, jak i drugich, niezależnie od ich ceny,

istnieją uniwersalne zasady doboru optyki. Warto się z nimi zapoznać

TEKST: GRZEGORZ MATOSEKZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 134: Gazeta Łowiecka 2/2015

Każdy sprzęt optyczny opisy-wany jest parą liczb, z których

pierwsza oznacza powiększenie, a druga średnicę obiektywu wyrażo-ną w milimetrach. Od średnicy zależy ilość zbieranego światła. Powiększe-nie (często nieprawidłowo nazywa-ne przybliżeniem) zawiera się zwykle w granicach od kilku do kilkunastu razy. W przypadku lunet celowni-czych często występuje powiększe-nie zmienne. Wówczas podawane są dwie liczby oddzielone myślnikiem, z których pierwsza oznacza powięk-

szenie minimalne, a druga mak-symalne np. 2.5-10x. Oznacza to, że luneta posiada powiększenie od 2.5x do 10x. Nie jest prawdą, że im większe powiększenie, tym lepszy sprzęt optyczny. Powiększenie musi mieścić się w pewnych określonych granicach. W warunkach nocnych najlepiej sprawdzają się instrumenty optyczne o niezbyt dużym powiększe-niu, np. lornetki 8x56, 9x63. Podob-nie lunety celownicze z obiektywem 56 mm, nastawiane na powiększenie w granicach ok. 8x, dają obraz bar-dzo jasny i kontrastowy. Taki sprzęt pozwala zauważyć zwierzynę w trud-

nych warunkach, przy świetle księ-życa, choć oczywiście powiększenie do dużych nie należy. W dzień, gdy światła jest wystarcza-jąco dużo, można używać powięk-szeń znacznie większych. Zasada jest dość prosta – im większe powiększe-nie, tym więcej światła potrzeba dla uzyskania podobnego efektu. Lor-netki z powiększeniem 12x spraw-dzą się doskonale w dzień, podobnie też lunety z dużym powiększeniem do precyzyjnego strzelania na dłuż-sze dystanse.

TRANSMISJA ŚWIATŁA I POWŁOKI PRZECIWODBLASKOWEZa najważniejsze cechy lunet ce-lowniczych oraz lornetek uważa się transmisję światła i powłoki prze-ciwodblaskowe. Soczewki lunet i lornetek pokrywane są bowiem specjalnymi powłokami przeciw- odblaskowymi. Zgodnie z nazwą, mają one redukować wielkość odbić występujących na każdej z soczewek. Dzięki temu większa ilość światła może wpaść do oka i więcej może-my dostrzec, szczególnie w trudnych warunkach. Jakość powłok daje owe subtelne różnice pomiędzy widocz-nością zmierzchową w różnych lune-tach i lornetkach. Wiadomo bowiem nie od dziś, że przez niektóre lunety

Nie jest prawdą, że im większe powiększenie, tym lepszy

sprzęt optyczny

Page 135: Gazeta Łowiecka 2/2015

Każdy sprzęt optyczny opisy-wany jest parą liczb, z których

pierwsza oznacza powiększenie, a druga średnicę obiektywu wyrażo-ną w milimetrach. Od średnicy zależy ilość zbieranego światła. Powiększe-nie (często nieprawidłowo nazywa-ne przybliżeniem) zawiera się zwykle w granicach od kilku do kilkunastu razy. W przypadku lunet celowni-czych często występuje powiększe-nie zmienne. Wówczas podawane są dwie liczby oddzielone myślnikiem, z których pierwsza oznacza powięk-

szenie minimalne, a druga mak-symalne np. 2.5-10x. Oznacza to, że luneta posiada powiększenie od 2.5x do 10x. Nie jest prawdą, że im większe powiększenie, tym lepszy sprzęt optyczny. Powiększenie musi mieścić się w pewnych określonych granicach. W warunkach nocnych najlepiej sprawdzają się instrumenty optyczne o niezbyt dużym powiększe-niu, np. lornetki 8x56, 9x63. Podob-nie lunety celownicze z obiektywem 56 mm, nastawiane na powiększenie w granicach ok. 8x, dają obraz bar-dzo jasny i kontrastowy. Taki sprzęt pozwala zauważyć zwierzynę w trud-

nych warunkach, przy świetle księ-życa, choć oczywiście powiększenie do dużych nie należy. W dzień, gdy światła jest wystarcza-jąco dużo, można używać powięk-szeń znacznie większych. Zasada jest dość prosta – im większe powiększe-nie, tym więcej światła potrzeba dla uzyskania podobnego efektu. Lor-netki z powiększeniem 12x spraw-dzą się doskonale w dzień, podobnie też lunety z dużym powiększeniem do precyzyjnego strzelania na dłuż-sze dystanse.

TRANSMISJA ŚWIATŁA I POWŁOKI PRZECIWODBLASKOWEZa najważniejsze cechy lunet ce-lowniczych oraz lornetek uważa się transmisję światła i powłoki prze-ciwodblaskowe. Soczewki lunet i lornetek pokrywane są bowiem specjalnymi powłokami przeciw- odblaskowymi. Zgodnie z nazwą, mają one redukować wielkość odbić występujących na każdej z soczewek. Dzięki temu większa ilość światła może wpaść do oka i więcej może-my dostrzec, szczególnie w trudnych warunkach. Jakość powłok daje owe subtelne różnice pomiędzy widocz-nością zmierzchową w różnych lune-tach i lornetkach. Wiadomo bowiem nie od dziś, że przez niektóre lunety

Nie jest prawdą, że im większe powiększenie, tym lepszy

sprzęt optyczny

Page 136: Gazeta Łowiecka 2/2015

przy księżycowym świetle widać wię-cej, w innych trudno dostrzec cel. No-woczesne warstwy przeciwodblasko-we skutecznie zwiększają sprawność optyki. Warto zwrócić na to uwagę zwłaszcza podczas zakupu sprzętu

używanego, gdyż w starszych lune-tach powłoki mogą być już częścio-wo starte lub zniszczone i nie zawsze dorównują jakością powłokom no-wej generacji. Wielobarwne powłoki w lunecie widoczne są na pierwszy rzut oka od strony obiektywu i oku-laru. Dobra powłoka to taka, która daje ciemne odblaski – najlepiej po-włoka ciemnozielona.

Pomiędzy pojedynczymi soczewka-mi różnice w transmisji są bardzo niewielkie. W przypadku całych ze-stawów soczewek (tak jak w lunecie) straty światła się kumulują. Wybiera-jąc lunetę lub lornetkę, warto spraw-dzać, jaka jest transmisja światła dla całego układu optycznego (czyli dla całej lunety lub lornetki), a nie dla pojedynczej soczewki! Producenci prześcigają się w osiąga-niu jak najlepszej transmisji światła. Lunety renomowanych producentów osiągają transmisję na poziomie po-nad 90% dla całego układu optyczne-go (czyli dla całej lunety lub lornetki). Lunety Delta Optical Titanium osią-gają transmisję na poziomie 92% dla całego układu optycznego, co gwa-rantuje im mocną pozycję na rynku. Przed dokonaniem zakupu naprawdę warto sprawdzić lornetkę lub lunetę wieczorem lub w nocy. W trakcie ta-

Wybierając lunetę lub lornetkę,warto sprawdzać, jaka jest transmisja światła dla całego układu optyczne-

go (czyli dla całej lunety lub lornetki), a nie dla pojedynczej soczewki!

Page 137: Gazeta Łowiecka 2/2015

przy księżycowym świetle widać wię-cej, w innych trudno dostrzec cel. No-woczesne warstwy przeciwodblasko-we skutecznie zwiększają sprawność optyki. Warto zwrócić na to uwagę zwłaszcza podczas zakupu sprzętu

używanego, gdyż w starszych lune-tach powłoki mogą być już częścio-wo starte lub zniszczone i nie zawsze dorównują jakością powłokom no-wej generacji. Wielobarwne powłoki w lunecie widoczne są na pierwszy rzut oka od strony obiektywu i oku-laru. Dobra powłoka to taka, która daje ciemne odblaski – najlepiej po-włoka ciemnozielona.

Pomiędzy pojedynczymi soczewka-mi różnice w transmisji są bardzo niewielkie. W przypadku całych ze-stawów soczewek (tak jak w lunecie) straty światła się kumulują. Wybiera-jąc lunetę lub lornetkę, warto spraw-dzać, jaka jest transmisja światła dla całego układu optycznego (czyli dla całej lunety lub lornetki), a nie dla pojedynczej soczewki! Producenci prześcigają się w osiąga-niu jak najlepszej transmisji światła. Lunety renomowanych producentów osiągają transmisję na poziomie po-nad 90% dla całego układu optyczne-go (czyli dla całej lunety lub lornetki). Lunety Delta Optical Titanium osią-gają transmisję na poziomie 92% dla całego układu optycznego, co gwa-rantuje im mocną pozycję na rynku. Przed dokonaniem zakupu naprawdę warto sprawdzić lornetkę lub lunetę wieczorem lub w nocy. W trakcie ta-

Wybierając lunetę lub lornetkę,warto sprawdzać, jaka jest transmisja światła dla całego układu optyczne-

go (czyli dla całej lunety lub lornetki), a nie dla pojedynczej soczewki!

Page 138: Gazeta Łowiecka 2/2015

kiego testu można się przekonać, czy sprzęt jest naprawdę dobry.

POLE WIDZENIANajczęściej jest ono definiowane jako długość odcinka postrzeganego w odległości 100 m od obserwato-ra. Pole widzenia jest tym większe, im mniejsze powiększenie lunety. U jednego z renomowanych produ-centów luneta 1-6x24 ma pole widze-nia przy ustawieniu najmniejszego powiększenia 42,5 m na 100 m, co daje na 20 metrach odcinek długości 8,1 metra, ale już tej samej klasy lu-neta – o parametrach 2.5-15x56 przy powiększeniu 2.5 pozwala obserwo-wać odcinek 16,5 metra na 100 m, a na 20 metrach tylko 3,3 m. Dla porównania – luneta Delta Opti-cal Titanium, przeznaczona przede wszystkim do polowań pędzonych, o parametrach 1-5.8x24, ma pole widzenia aż 36 m na 100 m i 7,2 m na 20 m. Można zauważyć, jak szybko pole widzenia maleje wraz ze skracaniem dystansu do celu. Podobnie jest przy zwiększaniu po-większenia.

CO TO JEST PARALAKSA?To błąd obserwacji występujący wów-czas, gdy obraz celu nie pokrywa się z obrazem siatki celowniczej, a oko

obserwatora nie patrzy wzdłuż osi optycznej lunety. Ze względu na to, że obraz celu przemieszcza się wzdłuż osi optycznej w lunecie, w zależności od odległości celu od lunety, jest tyl-ko jedno położenie, w którym nastę-puje pokrycie się z siatką celowniczą. W lunetach myśliwskich położenie siatki celowniczej jest tak dobierane, że obraz i siatka pokrywają się, gdy cel znajduje się w odległości 100 m od obserwatora. Do strzelania precy-zyjnego, na duże odległości, konstru-uje się lunety z korektą paralaksy np. 2.5-15.5x56 SF, 2.5-10x56 SF, 2.5-16x50, gdzie oznaczenie SF oznacza pokrętło regulacji paralaksy. Warto o tym pamiętać, gdy zastanawiamy się nad wyborem modelu lunety.

ŹRENICA WYJŚCIOWABardzo istotnym parametrem optycz-nym jest źrenica wyjściowa. Jej roz-miar ma bezpośredni wpływ na ja-sność obserwowanego obrazu i daje się go zmierzyć bezpośrednio. Moż-na też wyznaczyć tę wartość, dzieląc średnicę obiektywu przez powięk-szenie. Przykładowo, mając obiektyw 10x50 – źrenica wyjściowa ma 5 mm. Co najważniejsze, źrenica oka powin-na być większa niź źrenica wyjściowa lunety. Przyjmuje się, że dla ludzkiego oka wartość ta wynosi średnio 7 mm.

Page 139: Gazeta Łowiecka 2/2015

kiego testu można się przekonać, czy sprzęt jest naprawdę dobry.

POLE WIDZENIANajczęściej jest ono definiowane jako długość odcinka postrzeganego w odległości 100 m od obserwato-ra. Pole widzenia jest tym większe, im mniejsze powiększenie lunety. U jednego z renomowanych produ-centów luneta 1-6x24 ma pole widze-nia przy ustawieniu najmniejszego powiększenia 42,5 m na 100 m, co daje na 20 metrach odcinek długości 8,1 metra, ale już tej samej klasy lu-neta – o parametrach 2.5-15x56 przy powiększeniu 2.5 pozwala obserwo-wać odcinek 16,5 metra na 100 m, a na 20 metrach tylko 3,3 m. Dla porównania – luneta Delta Opti-cal Titanium, przeznaczona przede wszystkim do polowań pędzonych, o parametrach 1-5.8x24, ma pole widzenia aż 36 m na 100 m i 7,2 m na 20 m. Można zauważyć, jak szybko pole widzenia maleje wraz ze skracaniem dystansu do celu. Podobnie jest przy zwiększaniu po-większenia.

CO TO JEST PARALAKSA?To błąd obserwacji występujący wów-czas, gdy obraz celu nie pokrywa się z obrazem siatki celowniczej, a oko

obserwatora nie patrzy wzdłuż osi optycznej lunety. Ze względu na to, że obraz celu przemieszcza się wzdłuż osi optycznej w lunecie, w zależności od odległości celu od lunety, jest tyl-ko jedno położenie, w którym nastę-puje pokrycie się z siatką celowniczą. W lunetach myśliwskich położenie siatki celowniczej jest tak dobierane, że obraz i siatka pokrywają się, gdy cel znajduje się w odległości 100 m od obserwatora. Do strzelania precy-zyjnego, na duże odległości, konstru-uje się lunety z korektą paralaksy np. 2.5-15.5x56 SF, 2.5-10x56 SF, 2.5-16x50, gdzie oznaczenie SF oznacza pokrętło regulacji paralaksy. Warto o tym pamiętać, gdy zastanawiamy się nad wyborem modelu lunety.

ŹRENICA WYJŚCIOWABardzo istotnym parametrem optycz-nym jest źrenica wyjściowa. Jej roz-miar ma bezpośredni wpływ na ja-sność obserwowanego obrazu i daje się go zmierzyć bezpośrednio. Moż-na też wyznaczyć tę wartość, dzieląc średnicę obiektywu przez powięk-szenie. Przykładowo, mając obiektyw 10x50 – źrenica wyjściowa ma 5 mm. Co najważniejsze, źrenica oka powin-na być większa niź źrenica wyjściowa lunety. Przyjmuje się, że dla ludzkiego oka wartość ta wynosi średnio 7 mm.

Page 140: Gazeta Łowiecka 2/2015

Ten parametr zmienia się z wiekiem – średnica ludzkiej źrenicy maleje.

POWIĘKSZENIE LORNETKIKolejnym ważnym parametrem, któ-ry ma znaczący wpływ na wybór mo-delu, jest powiększenie, jakie można uzyskać za pomocą lornetki. Utar-ło się, że idealna dla myśliwego jest lornetka o parametrach 8x56. Jest to w pewnym stopniu prawda, ale nie do końca... Jak zwykle nie ma pro-duktów uniwersalnych, a tutaj ważną kwestią jest wiek użytkownika. Lor-netka Delta Optical 8x56 daje bardzo dużą źrenicę wyjściową 7 mm, która może być wykorzystana w pełni przez młodszych myśliwych. Dla osób po-wyżej 50. roku życia lepiej wybrać lornetkę o większym powiększeniu np. 10x56 – ze źrenicą wyjściową o rozmiarze około 5,6 mm. Do ta-kiego rozmiaru rozszerza się źre-nica oka u osób starszych (choć nie jest to regułą), a wybierając lornetkę o parametrach 10x56, starszy myśli-wy nie zyska co prawda na jasności (tu ograniczenie stawia źrenica oka), ale mówiąc inaczej – nie tracąc jasno-ści, zyska na szczegółowości obrazu.

PODŚWIETLENIEWiększość dobrej klasy lunet posiada podświetlenie punktu celowniczego,

z reguły w kolorze czerwonym. Jest to rozwiązanie bardzo wygodne, po-zwalające na precyzyjny i celny strzał,również w warunkach szczątkowego oświetlenia, jak też na polowaniach pędzonych. Wiodące marki sprzętu optycznego mają bardzo szeroki za-kres podświetlenia. Maksymalnie ja-sny punkt będziemy wykorzystywali na polowaniu w dzień i na polowa-niach pędzonych. W nocy sprawdzą się natężenia minimalne. Nie rażą one oczu obserwatora i gwarantu-ją uzyskanie dyskretnie podświetlo-nego punktu celowniczego. Nowy typ uniwersalnego podświetlenia dzienno-nocnego zastosowano w kilku modelach lunet Delta Optical, m.in. w 2.5-15.5x56, 2.5-16x50 oraz 2.5-10x56.

ODPORNOŚĆ NA ODRZUT BRONIW przypadku lunet niezwykle istotna jest odporność na odrzut broni. Lu-nety Delty Optical Titanium, badane przez niemiecki instytut DEVA, mają tę odporność na poziomie 6500 J. Tak duża odporność pozwala sto-sować je nawet na broni o kalibrze 375 H&H Mag. W następnym numerze przeczytacie Państwo o zasadach doboru sprzętu optycznego w zależności od rodzaju polowań.

My już tak mamy, że ciągle coś ulepszamy. Teraz podnieśliśmy jakość lunety titanium 2.5-10x56 i jest już jej nowa wersja HD, wyróżniająca się m.in. większym polem widzenia.

Celowniki titanium charakteryzują się wysoką transmisją światła potwierdzoną testami niemieckiego instytutu DEVA. Co ważne, celowniki oraz lornetki titanium zostały pozytywnie przetestowane w praktyce w Niemczech, m.in. w znanym rewirze łowieckim Jagd-Erlernen. 10 lat gwarancji na wszystkie elementy produktu.

www.deltaoptical.pl/titaniumhd

Page 141: Gazeta Łowiecka 2/2015

Ten parametr zmienia się z wiekiem – średnica ludzkiej źrenicy maleje.

POWIĘKSZENIE LORNETKIKolejnym ważnym parametrem, któ-ry ma znaczący wpływ na wybór mo-delu, jest powiększenie, jakie można uzyskać za pomocą lornetki. Utar-ło się, że idealna dla myśliwego jest lornetka o parametrach 8x56. Jest to w pewnym stopniu prawda, ale nie do końca... Jak zwykle nie ma pro-duktów uniwersalnych, a tutaj ważną kwestią jest wiek użytkownika. Lor-netka Delta Optical 8x56 daje bardzo dużą źrenicę wyjściową 7 mm, która może być wykorzystana w pełni przez młodszych myśliwych. Dla osób po-wyżej 50. roku życia lepiej wybrać lornetkę o większym powiększeniu np. 10x56 – ze źrenicą wyjściową o rozmiarze około 5,6 mm. Do ta-kiego rozmiaru rozszerza się źre-nica oka u osób starszych (choć nie jest to regułą), a wybierając lornetkę o parametrach 10x56, starszy myśli-wy nie zyska co prawda na jasności (tu ograniczenie stawia źrenica oka), ale mówiąc inaczej – nie tracąc jasno-ści, zyska na szczegółowości obrazu.

PODŚWIETLENIEWiększość dobrej klasy lunet posiada podświetlenie punktu celowniczego,

z reguły w kolorze czerwonym. Jest to rozwiązanie bardzo wygodne, po-zwalające na precyzyjny i celny strzał,również w warunkach szczątkowego oświetlenia, jak też na polowaniach pędzonych. Wiodące marki sprzętu optycznego mają bardzo szeroki za-kres podświetlenia. Maksymalnie ja-sny punkt będziemy wykorzystywali na polowaniu w dzień i na polowa-niach pędzonych. W nocy sprawdzą się natężenia minimalne. Nie rażą one oczu obserwatora i gwarantu-ją uzyskanie dyskretnie podświetlo-nego punktu celowniczego. Nowy typ uniwersalnego podświetlenia dzienno-nocnego zastosowano w kilku modelach lunet Delta Optical, m.in. w 2.5-15.5x56, 2.5-16x50 oraz 2.5-10x56.

ODPORNOŚĆ NA ODRZUT BRONIW przypadku lunet niezwykle istotna jest odporność na odrzut broni. Lu-nety Delty Optical Titanium, badane przez niemiecki instytut DEVA, mają tę odporność na poziomie 6500 J. Tak duża odporność pozwala sto-sować je nawet na broni o kalibrze 375 H&H Mag. W następnym numerze przeczytacie Państwo o zasadach doboru sprzętu optycznego w zależności od rodzaju polowań.

My już tak mamy, że ciągle coś ulepszamy. Teraz podnieśliśmy jakość lunety titanium 2.5-10x56 i jest już jej nowa wersja HD, wyróżniająca się m.in. większym polem widzenia.

Celowniki titanium charakteryzują się wysoką transmisją światła potwierdzoną testami niemieckiego instytutu DEVA. Co ważne, celowniki oraz lornetki titanium zostały pozytywnie przetestowane w praktyce w Niemczech, m.in. w znanym rewirze łowieckim Jagd-Erlernen. 10 lat gwarancji na wszystkie elementy produktu.

www.deltaoptical.pl/titaniumhd

Page 142: Gazeta Łowiecka 2/2015

DELTA OPTICAL 2.5-10X56 TITANIUM HD

LATARKA LED LENSER P7.2 + CAMP SET

NÓŻ MAGNUM ELK HUNTER SPECIAL

DELTA OPTICAL TITANIUM 1.5-9X45 2D

EKSPERT NA DŁUGICH DYSTANSACH X5(I)

AMUNICJA SPORTOWA FAM-PIONKI MASTER

www.deltaoptical.pl

www.fam-pionki.pl

Cena: od 2390 zł

Cena: 309 zł

Cena: od 2890 zł

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

www.swarovskioptik.comsklep.togo.com.pl

Cena: 172 zł

Page 143: Gazeta Łowiecka 2/2015

DELTA OPTICAL 2.5-10X56 TITANIUM HD

LATARKA LED LENSER P7.2 + CAMP SET

NÓŻ MAGNUM ELK HUNTER SPECIAL

DELTA OPTICAL TITANIUM 1.5-9X45 2D

EKSPERT NA DŁUGICH DYSTANSACH X5(I)

AMUNICJA SPORTOWA FAM-PIONKI MASTER

www.deltaoptical.pl

www.fam-pionki.pl

Cena: od 2390 zł

Cena: 309 zł

Cena: od 2890 zł

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

www.swarovskioptik.comsklep.togo.com.pl

Cena: 172 zł

Page 144: Gazeta Łowiecka 2/2015

Jak Diana z… Dianą

O kwietniowych Targach HUBERTUS EXPO w Warszawie, działalności Klubu Dian

oraz myśliwskiej pasji z Dianą Piotrowską – starszym specjalistą w Dziale Organizacji

i Szkolenia Zarządu Głównego PZŁ – rozmawia Marta Piątkowska,

redaktor naczelna Gazety Łowieckiej

ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 145: Gazeta Łowiecka 2/2015

Jak Diana z… Dianą

O kwietniowych Targach HUBERTUS EXPO w Warszawie, działalności Klubu Dian

oraz myśliwskiej pasji z Dianą Piotrowską – starszym specjalistą w Dziale Organizacji

i Szkolenia Zarządu Głównego PZŁ – rozmawia Marta Piątkowska,

redaktor naczelna Gazety Łowieckiej

ZDJĘCIA: MAT. PRASOWE

Page 146: Gazeta Łowiecka 2/2015

Przed nami organizowane przez Polski Związek Łowiec-

ki XII Międzynarodowe Targi Ło-wiectwa, Strzelectwa i Rekreacji w Warszawie HUBERTUS EXPO, jednak w internecie już pojawi-ły się zapowiedzi przyszłorocz-nych Targów które odbędą się nie jak dotychczas w kwietniu, a już w marcu. Czym spowodowana jest ta decyzja?

Decyzja o przesunięciu terminu z kwietnia na marzec podyktowana jest m.in. terminem Targów IWA, podczas których mają miejsce światowe premie-ry. Dzięki tej zmianie polscy myśliwi będą mogli jeszcze przed rozpoczę-ciem sezonu na rogacze zapoznać się z nowościami i zrobić porządne zaku-py. A koniec kwietnia to nie jest czas na planowanie zakupów przed sezo-nem – zwykle ludzie mają już wszyst-ko, czego potrzebują w łowisku.

Wróćmy do tegorocznej edycji Tar-gów. Ilu wystawców potwierdziło swoją obecność na HUBERTUS EXPO 2015?

W tej chwili mamy 90 zamknię-tych zgłoszeń, ale wciąż „dopina-my” nowe. Wśród wystawców obec-ne będą również zagraniczne firmy,

które zaprosiliśmy będąc na Targach w Niemczech oraz na Węgrzech. Chcemy, aby polski myśliwy miał możliwość zapoznania się z ofertą naszych kolegów z zagranicy. Z ko-lei w połowie maja wybieramy się na Litwę, by zobaczyć, jak wyglądać będą premierowe Międzynarodowe Targi Łowiectwa, Wędkarstwa i Ak-tywnego Wypoczynku HUNTING HORN SHOW 2015.

Czy w tym roku zostały wprowa-dzone jakieś zmiany w stosunku do poprzednich edycji HUBER-TUS EXPO?

W tym roku przebudowujemy sto-isko Polskiego Związku Łowieckie-go. Naszym celem jest pokazanie w przystępny sposób roli łowiec-twa osobom niezwiązanym z my-ślistwem. Pojawi się również nowa strefa – „Hubertowskie smaki”. PZŁ stawia na promocję dziczyzny. Go-ście tej strefy będą mogli wziąć udział w pokazach kulinarnych, a także ku-pić dziczyznę. Ponadto organizuje-my wystawę największych trofeów łowieckich z każdego Zarządu Okrę-gowego. Polecam!

Targi HUBERTUS EXPO wy-różniają się m.in. otwarciem

Hubertus Expo 2013

Page 147: Gazeta Łowiecka 2/2015

Przed nami organizowane przez Polski Związek Łowiec-

ki XII Międzynarodowe Targi Ło-wiectwa, Strzelectwa i Rekreacji w Warszawie HUBERTUS EXPO, jednak w internecie już pojawi-ły się zapowiedzi przyszłorocz-nych Targów które odbędą się nie jak dotychczas w kwietniu, a już w marcu. Czym spowodowana jest ta decyzja?

Decyzja o przesunięciu terminu z kwietnia na marzec podyktowana jest m.in. terminem Targów IWA, podczas których mają miejsce światowe premie-ry. Dzięki tej zmianie polscy myśliwi będą mogli jeszcze przed rozpoczę-ciem sezonu na rogacze zapoznać się z nowościami i zrobić porządne zaku-py. A koniec kwietnia to nie jest czas na planowanie zakupów przed sezo-nem – zwykle ludzie mają już wszyst-ko, czego potrzebują w łowisku.

Wróćmy do tegorocznej edycji Tar-gów. Ilu wystawców potwierdziło swoją obecność na HUBERTUS EXPO 2015?

W tej chwili mamy 90 zamknię-tych zgłoszeń, ale wciąż „dopina-my” nowe. Wśród wystawców obec-ne będą również zagraniczne firmy,

które zaprosiliśmy będąc na Targach w Niemczech oraz na Węgrzech. Chcemy, aby polski myśliwy miał możliwość zapoznania się z ofertą naszych kolegów z zagranicy. Z ko-lei w połowie maja wybieramy się na Litwę, by zobaczyć, jak wyglądać będą premierowe Międzynarodowe Targi Łowiectwa, Wędkarstwa i Ak-tywnego Wypoczynku HUNTING HORN SHOW 2015.

Czy w tym roku zostały wprowa-dzone jakieś zmiany w stosunku do poprzednich edycji HUBER-TUS EXPO?

W tym roku przebudowujemy sto-isko Polskiego Związku Łowieckie-go. Naszym celem jest pokazanie w przystępny sposób roli łowiec-twa osobom niezwiązanym z my-ślistwem. Pojawi się również nowa strefa – „Hubertowskie smaki”. PZŁ stawia na promocję dziczyzny. Go-ście tej strefy będą mogli wziąć udział w pokazach kulinarnych, a także ku-pić dziczyznę. Ponadto organizuje-my wystawę największych trofeów łowieckich z każdego Zarządu Okrę-gowego. Polecam!

Targi HUBERTUS EXPO wy-różniają się m.in. otwarciem

Hubertus Expo 2013

Page 148: Gazeta Łowiecka 2/2015

na przyszłe pokolenia sympa-tyków łowiectwa. Specjalnie dla nich w ramach „dorosłych” Targów odbywa się również HUBERCIK EXPO, dzieci do lat sześciu mają wstęp wol-ny, a dla uczniów przewi-dziano bilety ulgowe. Czy to świadome „oswajanie” dzieci z tematem łowiectwa i kształ-towanie przyszłych myśliwych, forma nauki poprzez zabawę?

Tak, to również jeden z ważnych kierunków działalności Polskiego Związku Łowieckiego. Hubercik Expo to wyjątkowy projekt, który nie ogranicza się wyłącznie do Tar-gów. Chcemy pokazywać dzieciom, że łowiectwo to nie tylko pozyski-wanie zwierzyny, lecz dużo wię-cej. W ramach naszego programu edukacyjnego wydaliśmy książki i płyty multimedialne dla dzieci. W ramach programu o bioróżnorod-ności szkolimy edukatorów, którzy będą prowadzili zajęcia z dziećmi i młodzieżą. A podczas Targów zapraszam na specjalne stoisko dla najmłodszych, na którym do-świadczeni animatorzy poprowa-dzą zabawy edukacyjne. Będzie m.in. malowanie twarzy – każ-de dziecko może wrócić do domu

z namalowanym na buzi swoim ulu-bionym zwierzakiem. I co ważne – zorganizowane dziecięce wycieczki z opiekunami będą miały darmowy wstęp na Targi.

Jakie inne wydarzenia towarzy-szące tegorocznym Targom warto polecić naszym Czytelnikom?

Będzie w czym wybierać. Nasz Klub Wyżła w piątek przedstawi fanta-styczny pokaz umiejętności psów myśliwskich. Zaprezentuje również mało znane rasy z grupy wyżłów, co może być atrakcyjne nie tylko dla lu-dzi interesujących się kynologią, ale i dla poszukujących psa w łowisko. Kynologia to ważna działka łowiec-twa i będzie odpowiednio wyekspo-nowana. Ponadto odbędą się poka-zy strzeleckie, sokolnicze, kulinarne w strefie smaków oraz tradycyjnie wabienie zwierzyny.

Z roku na rok odbywa się coraz więcej imprez branżowych dla myśliwych i sympatyków łowiec-twa. Jakie jest miejsce HUBER-TUS EXPO na tej targowej mapie Polski?

HUBERTUS EXPO to najstarsze spotkanie targowe w Polsce. Orga-

Hubertus Expo 2014

Page 149: Gazeta Łowiecka 2/2015

na przyszłe pokolenia sympa-tyków łowiectwa. Specjalnie dla nich w ramach „dorosłych” Targów odbywa się również HUBERCIK EXPO, dzieci do lat sześciu mają wstęp wol-ny, a dla uczniów przewi-dziano bilety ulgowe. Czy to świadome „oswajanie” dzieci z tematem łowiectwa i kształ-towanie przyszłych myśliwych, forma nauki poprzez zabawę?

Tak, to również jeden z ważnych kierunków działalności Polskiego Związku Łowieckiego. Hubercik Expo to wyjątkowy projekt, który nie ogranicza się wyłącznie do Tar-gów. Chcemy pokazywać dzieciom, że łowiectwo to nie tylko pozyski-wanie zwierzyny, lecz dużo wię-cej. W ramach naszego programu edukacyjnego wydaliśmy książki i płyty multimedialne dla dzieci. W ramach programu o bioróżnorod-ności szkolimy edukatorów, którzy będą prowadzili zajęcia z dziećmi i młodzieżą. A podczas Targów zapraszam na specjalne stoisko dla najmłodszych, na którym do-świadczeni animatorzy poprowa-dzą zabawy edukacyjne. Będzie m.in. malowanie twarzy – każ-de dziecko może wrócić do domu

z namalowanym na buzi swoim ulu-bionym zwierzakiem. I co ważne – zorganizowane dziecięce wycieczki z opiekunami będą miały darmowy wstęp na Targi.

Jakie inne wydarzenia towarzy-szące tegorocznym Targom warto polecić naszym Czytelnikom?

Będzie w czym wybierać. Nasz Klub Wyżła w piątek przedstawi fanta-styczny pokaz umiejętności psów myśliwskich. Zaprezentuje również mało znane rasy z grupy wyżłów, co może być atrakcyjne nie tylko dla lu-dzi interesujących się kynologią, ale i dla poszukujących psa w łowisko. Kynologia to ważna działka łowiec-twa i będzie odpowiednio wyekspo-nowana. Ponadto odbędą się poka-zy strzeleckie, sokolnicze, kulinarne w strefie smaków oraz tradycyjnie wabienie zwierzyny.

Z roku na rok odbywa się coraz więcej imprez branżowych dla myśliwych i sympatyków łowiec-twa. Jakie jest miejsce HUBER-TUS EXPO na tej targowej mapie Polski?

HUBERTUS EXPO to najstarsze spotkanie targowe w Polsce. Orga-

Hubertus Expo 2014

Page 150: Gazeta Łowiecka 2/2015

nizatorem jest Polski Związek Ło-wiecki. Głównym celem Targów jest stworzenie miejsca spotkań, wymiany doświadczeń i pokazania w merytoryczny sposób naszego dzie-dzictwa i tradycji łowieckiej. Obecnie w ciągu roku mamy wiele imprez tar-gowych. PZŁ popiera wszystkie tego typu inicjatywy, które promują ło-wiectwo w naszym kraju, a przy tym odbywają się na zasadach zdrowej konkurencji.

Jaka jest strategia organizatora Targów, czyli Polskiego Związ-ku Łowieckiego na następne lata? W jakim kierunku będą rozwijać się Targi HUBERTUS EXPO?

W kierunku promocji, promo-cji i jeszcze raz promocji – przede wszystkim polskiego łowiectwa i polskich producentów. Czy nie byłoby wspaniale strzelać nie tyl-ko polską amunicją, ale również z broni rodzimej produkcji? Chce-my promować także dziczyznę, której walory szczególnie warto przedstawić osobom niezwiązanym z łowiectwem. I jak już wspomina-łam przy okazji Hubercik EXPO, jednym z naszych najważniejszych celów jest edukacja dzieci i mło-dzieży.

Tradycyjnie pytamy naszych roz- mówców o jakieś nietypowe lub wywołujące uśmiech wydarze-nie związane z ich pracą. Czy podczas organizacji Targów wy-darzyło się coś, co szczególnie zapadło Ci w pamięć?

Podczas każdej edycji Targów do-chodzi do jakiejś nieprzewidywal-nej sytuacji… Kiedyś zamókł nam jeden z eksponatów – spreparowa-ny struś. Szybko ktoś pojechał do domu po suszarkę do włosów – bo przecież to nie jest urządzenie pod-stawowego wyposażenia – i podczas targów suszyliśmy strusia… Z kolei podczas pokazu sokolniczego jeden z ptaków nie chciał współpracować z opiekunem i schował się w szy-bie wentylacyjnym. Wszystko do-brze się skończyło, ale późną nocą w asyście strażaków przekonywa-liśmy uciekiniera do opuszczenia swojego schronienia. Ciekawe, co przydarzy się tym razem? Ale lepiej nie zapeszajmy…

Działasz również w Klubie Dian PZŁ. Nie wszyscy wiedzą, ile ko-biet zrzesza Polski Związek Ło-wiecki i że mają one rzeczywisty wpływ na wizerunek kultury ło-wieckiej w Polsce…

Page 151: Gazeta Łowiecka 2/2015

nizatorem jest Polski Związek Ło-wiecki. Głównym celem Targów jest stworzenie miejsca spotkań, wymiany doświadczeń i pokazania w merytoryczny sposób naszego dzie-dzictwa i tradycji łowieckiej. Obecnie w ciągu roku mamy wiele imprez tar-gowych. PZŁ popiera wszystkie tego typu inicjatywy, które promują ło-wiectwo w naszym kraju, a przy tym odbywają się na zasadach zdrowej konkurencji.

Jaka jest strategia organizatora Targów, czyli Polskiego Związ-ku Łowieckiego na następne lata? W jakim kierunku będą rozwijać się Targi HUBERTUS EXPO?

W kierunku promocji, promo-cji i jeszcze raz promocji – przede wszystkim polskiego łowiectwa i polskich producentów. Czy nie byłoby wspaniale strzelać nie tyl-ko polską amunicją, ale również z broni rodzimej produkcji? Chce-my promować także dziczyznę, której walory szczególnie warto przedstawić osobom niezwiązanym z łowiectwem. I jak już wspomina-łam przy okazji Hubercik EXPO, jednym z naszych najważniejszych celów jest edukacja dzieci i mło-dzieży.

Tradycyjnie pytamy naszych roz- mówców o jakieś nietypowe lub wywołujące uśmiech wydarze-nie związane z ich pracą. Czy podczas organizacji Targów wy-darzyło się coś, co szczególnie zapadło Ci w pamięć?

Podczas każdej edycji Targów do-chodzi do jakiejś nieprzewidywal-nej sytuacji… Kiedyś zamókł nam jeden z eksponatów – spreparowa-ny struś. Szybko ktoś pojechał do domu po suszarkę do włosów – bo przecież to nie jest urządzenie pod-stawowego wyposażenia – i podczas targów suszyliśmy strusia… Z kolei podczas pokazu sokolniczego jeden z ptaków nie chciał współpracować z opiekunem i schował się w szy-bie wentylacyjnym. Wszystko do-brze się skończyło, ale późną nocą w asyście strażaków przekonywa-liśmy uciekiniera do opuszczenia swojego schronienia. Ciekawe, co przydarzy się tym razem? Ale lepiej nie zapeszajmy…

Działasz również w Klubie Dian PZŁ. Nie wszyscy wiedzą, ile ko-biet zrzesza Polski Związek Ło-wiecki i że mają one rzeczywisty wpływ na wizerunek kultury ło-wieckiej w Polsce…

Page 152: Gazeta Łowiecka 2/2015

W Polsce jest już blisko 3 tys. kobiet po-lujących i z roku na rok przybywa nam Dian. Dzięki inicjatywie naszej kole-żanki – posłanki na Sejm RP Urszuli Pasławskiej – zawiązałyśmy Klub Dian PZŁ. Służy on wsparciem dla wszyst-kich kobiet działających w rejonach. Kiedy powstawał klub, obie z Urszulą byłyśmy w ciąży, jednak nie przeszko- dziło nam to w organizacji I Spo-tkania polujących kobiet Dianą Być. W zeszłym roku odbył się też I Ogólnopolski Puchar Dian, a niedawno odbyły się w Koch- cicach Pierwsze Warsztaty dla Ko-biet Polujących „Diana po polo-waniu”. Dużo tych „jedynek”, ale wymienione imprezy to dowód wielkiej aktywności kobiet w środowi-sku łowieckim. Warto zauważyć, że jest nas coraz więcej w strukturach PZŁ.

Łowiectwo to jednak nie tylko Twoja praca, ale przede wszyst-kim pasja. Co miało wpływ na to, że zainteresowałaś się właśnie łowiectwem?

Największy wpływ wywarł na mnie tata – leśnik i myśliwy, który od naj-młodszych lat wpajał mi szacunek do przyrody. Ucząc się mówić, równocze-śnie poznawałam język łowiecki. To dla mnie drugi „ojczysty” język. Nie wyobrażam sobie, by oddzielić życie prywatne i zawodowe od tego, czego nauczono mnie w dzieciństwie. Poza tym imię Diana zobowiązuje. Kiedyś nie byłam z niego zadowolona. Gdy ktoś wołał „Diana, Diana”, to odwra-cały się… wszystkie suczki i ja (śmiech). Teraz jestem dumna z tego, że tata wy-brał dla mnie właśnie takie imię.

Page 153: Gazeta Łowiecka 2/2015

W Polsce jest już blisko 3 tys. kobiet po-lujących i z roku na rok przybywa nam Dian. Dzięki inicjatywie naszej kole-żanki – posłanki na Sejm RP Urszuli Pasławskiej – zawiązałyśmy Klub Dian PZŁ. Służy on wsparciem dla wszyst-kich kobiet działających w rejonach. Kiedy powstawał klub, obie z Urszulą byłyśmy w ciąży, jednak nie przeszko- dziło nam to w organizacji I Spo-tkania polujących kobiet Dianą Być. W zeszłym roku odbył się też I Ogólnopolski Puchar Dian, a niedawno odbyły się w Koch- cicach Pierwsze Warsztaty dla Ko-biet Polujących „Diana po polo-waniu”. Dużo tych „jedynek”, ale wymienione imprezy to dowód wielkiej aktywności kobiet w środowi-sku łowieckim. Warto zauważyć, że jest nas coraz więcej w strukturach PZŁ.

Łowiectwo to jednak nie tylko Twoja praca, ale przede wszyst-kim pasja. Co miało wpływ na to, że zainteresowałaś się właśnie łowiectwem?

Największy wpływ wywarł na mnie tata – leśnik i myśliwy, który od naj-młodszych lat wpajał mi szacunek do przyrody. Ucząc się mówić, równocze-śnie poznawałam język łowiecki. To dla mnie drugi „ojczysty” język. Nie wyobrażam sobie, by oddzielić życie prywatne i zawodowe od tego, czego nauczono mnie w dzieciństwie. Poza tym imię Diana zobowiązuje. Kiedyś nie byłam z niego zadowolona. Gdy ktoś wołał „Diana, Diana”, to odwra-cały się… wszystkie suczki i ja (śmiech). Teraz jestem dumna z tego, że tata wy-brał dla mnie właśnie takie imię.

Page 154: Gazeta Łowiecka 2/2015

Płochacz niemiecki

Pisząc o najpopularniejszych rasach psów myśliwskich, nie można pominąć

płochacza niemieckiego – Wachtelhunda. Historia tej rasy sięga XVII wieku...

TEKST: JAROSŁAW PEŁKAZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA, GOOGLE GALLERY

Page 155: Gazeta Łowiecka 2/2015

Płochacz niemiecki

Pisząc o najpopularniejszych rasach psów myśliwskich, nie można pominąć

płochacza niemieckiego – Wachtelhunda. Historia tej rasy sięga XVII wieku...

TEKST: JAROSŁAW PEŁKAZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA, GOOGLE GALLERY

Page 156: Gazeta Łowiecka 2/2015

Obrazy i zapiski sprzed kilku wie-ków przedstawiają psa uderza-

jąco podobnego do współczesnego, popularnego również u nas wachtla. Przeglądając ryciny, zobaczymy nie-dużego, krępej budowy psa z pió-rem (długą puszystą sierścią) na wy-soko noszonym ogonie, brązowego lub biało-czarnego, przedstawianego w bezpośredniej bliskości myśliwego.

SKUTECZNY I WSZECHSTRONNYWachtelhunda często wykorzysty-wano do wypłaszania drobnej zwie-rzyny, która następnie chwytana była przez sokoła lub w sieci przygotowa-ne wcześniej w odpowiednim miej-scu. W starych zapiskach czytamy na temat płochacza niemieckiego same pochwały: ,,Pies ów rzekł byś, jako-by na niewidzialnej nici przywiązan do myśliwca, nie oddalał się nigdy

dalej, niźli strzelić się dało z lichej dziwerówki śrutem kaczym, a kiedy zwierzynę zawęszył, czy bystrymi, żółtymi ślepiami zoczył, z podnie-ty ogonem pierzastym kręcić zaczy-nał niczym ważka skrzydłami, a jeśli grubszą zwierzynę przypadkiem na-potkał, głosił zawzięcie, wołając po-mocy, choć lęku nie czując, atakował zajadle i czarnego zwierza. A choćby i zmierzch purpurą swą okrył brać myśliwską w kniei po całym dniu ło-wów, to pies ów zmęczenia nie po-czuł, aby tylko wodę, czy choć błoto

znalazł, w którym to z lubością za-wsze ochłody mógł zaznać”. Tyle hi-storia, a jak to wygląda dziś?Staraniem kilku zapaleńców w Niem-czech i Austrii rasa ta została z nie-małym trudem wskrzeszona prawie z martwych... Obecnie mamy cał-kiem sporą populację Wachtelhun-dów także w Polsce. W większości przypadków myśliwi wybierają płochacze niemieckie ze względu na ich rzeczywiście wyso-kie umiejętności, wszechstronność i stuprocentową przydatność w czasie

Myśliwi wybierają płochacze niemiec-kie ze względu na ich rzeczywiście

wysokie umiejętności, wszechstron-ność i stuprocentową przydatność

w czasie polowań

Page 157: Gazeta Łowiecka 2/2015

Obrazy i zapiski sprzed kilku wie-ków przedstawiają psa uderza-

jąco podobnego do współczesnego, popularnego również u nas wachtla. Przeglądając ryciny, zobaczymy nie-dużego, krępej budowy psa z pió-rem (długą puszystą sierścią) na wy-soko noszonym ogonie, brązowego lub biało-czarnego, przedstawianego w bezpośredniej bliskości myśliwego.

SKUTECZNY I WSZECHSTRONNYWachtelhunda często wykorzysty-wano do wypłaszania drobnej zwie-rzyny, która następnie chwytana była przez sokoła lub w sieci przygotowa-ne wcześniej w odpowiednim miej-scu. W starych zapiskach czytamy na temat płochacza niemieckiego same pochwały: ,,Pies ów rzekł byś, jako-by na niewidzialnej nici przywiązan do myśliwca, nie oddalał się nigdy

dalej, niźli strzelić się dało z lichej dziwerówki śrutem kaczym, a kiedy zwierzynę zawęszył, czy bystrymi, żółtymi ślepiami zoczył, z podnie-ty ogonem pierzastym kręcić zaczy-nał niczym ważka skrzydłami, a jeśli grubszą zwierzynę przypadkiem na-potkał, głosił zawzięcie, wołając po-mocy, choć lęku nie czując, atakował zajadle i czarnego zwierza. A choćby i zmierzch purpurą swą okrył brać myśliwską w kniei po całym dniu ło-wów, to pies ów zmęczenia nie po-czuł, aby tylko wodę, czy choć błoto

znalazł, w którym to z lubością za-wsze ochłody mógł zaznać”. Tyle hi-storia, a jak to wygląda dziś?Staraniem kilku zapaleńców w Niem-czech i Austrii rasa ta została z nie-małym trudem wskrzeszona prawie z martwych... Obecnie mamy cał-kiem sporą populację Wachtelhun-dów także w Polsce. W większości przypadków myśliwi wybierają płochacze niemieckie ze względu na ich rzeczywiście wyso-kie umiejętności, wszechstronność i stuprocentową przydatność w czasie

Myśliwi wybierają płochacze niemiec-kie ze względu na ich rzeczywiście

wysokie umiejętności, wszechstron-ność i stuprocentową przydatność

w czasie polowań

Page 158: Gazeta Łowiecka 2/2015

wodują, że można bez większych pro-blemów polować z Wachtelhundem na dziki. Cechą wrodzoną płochaczy niemieckich jest także oszczekiwanie zgasłego zwierza. Jak widać, wszech-stronność to drugie imię Wachtel-hunda.

TO MÓJ TEREN!Jeżeli mamy podstawową wiedzę na temat właściwej komunikacji czło-wiek – pies, śmiało możemy sami zabrać się za szkolenie. Wystarczy odrobinę uporu i chęci, aby z nasze-go pupila uczynić użytkowego psa myśliwskiego. Należy jednak pamię-

polowań. To dowód, że autorzy ta-kich pochlebnych ocen, które cytu-jemy, nie kłamali.

NIE TYLKO PŁYWAK…Jako typowy płochacz Wachtelhund znakomicie pływa. Dzięki obfitej okrywie włosowej z gęstym pod-szerstkiem trudne warunki atmosfe-ryczne nie są mu straszne. Sierść ma jeszcze jedną zaletę – bardzo szybko wysycha. Plusem płochacza niemieckie-go jest też specyfika jego pracy. Po odpowiednim szkoleniu pra-cuje bardzo blisko myśliwego, co

w zakrzaczonym terenie jest jedy-nym skutecznym sposobem polo-wania na ptactwo. Sprawdza się tak-że jako tropowiec, świetnie pracując dolnym wiatrem. Oczywiście trze-ba sobie zdawać sprawę, że wypra-cowywanie tropów starszych niż

24 godziny i dłuższych niż kilkaset metrów wymaga żmudnego szko-lenia, wzmacniającego wrodzone predyspozycje. „Ciętość” i pasja po-

tać, że Wachtelhund jest bardzo te-rytorialny i jeśli przyzwyczaimy go do tego, że może sypiać na kanapie, to będzie warczał na każdego, kto będzie chciał tam usiąść. Podobnie, jeśli w samochodzie nie będzie miał swojego miejsca, najlepiej na wycie-raczce, to będzie się o nie upominał aż do skutku…

Trzeba podkreślić, że nie jest to typ agresora, ale potrafi wykazać się upo-

Cechą wrodzoną płochaczy niemiec-kich jest także oszczekiwanie zgasłe-go zwierza. Jak widać, wszechstron-ność to drugie imię Wachtelhunda

Nie jest to typ agresora, ale potrafi wykazać się uporem i postawić

na swoim, zwłaszcza, kiedy będziemy tolerować jego przyzwyczajenia

Page 159: Gazeta Łowiecka 2/2015

wodują, że można bez większych pro-blemów polować z Wachtelhundem na dziki. Cechą wrodzoną płochaczy niemieckich jest także oszczekiwanie zgasłego zwierza. Jak widać, wszech-stronność to drugie imię Wachtel-hunda.

TO MÓJ TEREN!Jeżeli mamy podstawową wiedzę na temat właściwej komunikacji czło-wiek – pies, śmiało możemy sami zabrać się za szkolenie. Wystarczy odrobinę uporu i chęci, aby z nasze-go pupila uczynić użytkowego psa myśliwskiego. Należy jednak pamię-

polowań. To dowód, że autorzy ta-kich pochlebnych ocen, które cytu-jemy, nie kłamali.

NIE TYLKO PŁYWAK…Jako typowy płochacz Wachtelhund znakomicie pływa. Dzięki obfitej okrywie włosowej z gęstym pod-szerstkiem trudne warunki atmosfe-ryczne nie są mu straszne. Sierść ma jeszcze jedną zaletę – bardzo szybko wysycha. Plusem płochacza niemieckie-go jest też specyfika jego pracy. Po odpowiednim szkoleniu pra-cuje bardzo blisko myśliwego, co

w zakrzaczonym terenie jest jedy-nym skutecznym sposobem polo-wania na ptactwo. Sprawdza się tak-że jako tropowiec, świetnie pracując dolnym wiatrem. Oczywiście trze-ba sobie zdawać sprawę, że wypra-cowywanie tropów starszych niż

24 godziny i dłuższych niż kilkaset metrów wymaga żmudnego szko-lenia, wzmacniającego wrodzone predyspozycje. „Ciętość” i pasja po-

tać, że Wachtelhund jest bardzo te-rytorialny i jeśli przyzwyczaimy go do tego, że może sypiać na kanapie, to będzie warczał na każdego, kto będzie chciał tam usiąść. Podobnie, jeśli w samochodzie nie będzie miał swojego miejsca, najlepiej na wycie-raczce, to będzie się o nie upominał aż do skutku…

Trzeba podkreślić, że nie jest to typ agresora, ale potrafi wykazać się upo-

Cechą wrodzoną płochaczy niemiec-kich jest także oszczekiwanie zgasłe-go zwierza. Jak widać, wszechstron-ność to drugie imię Wachtelhunda

Nie jest to typ agresora, ale potrafi wykazać się uporem i postawić

na swoim, zwłaszcza, kiedy będziemy tolerować jego przyzwyczajenia

Page 160: Gazeta Łowiecka 2/2015

rem i postawić na swoim, zwłaszcza kiedy będziemy tolerować jego przy-zwyczajenia. Dlatego od początku należy być konsekwentnym, gdyż później trudno jest zwalczyć niepo-żądane nawyki Wachtelhunda.

CZEGO WACHTLOWI BRAKUJE? Wielu myśliwych narzeka, że pies ten nie ma wybitnie górnego wiatru, ale w większości przypadków mówią to myśliwi, którzy wcześniej polowali z wyżłami bądź pointerami. Oczy-wiście płochacz nie będzie miał tak-że stójki i nie sposób tego od niego wymagać. Tak jak wcześniej pisałem,

rasa ta świetnie się sprawdza podczas tropienia zwierzyny grubej, lecz nie należy oczekiwać, że będzie praco-wać jak posokowiec.

DOBRE RELACJEO czym jeszcze musimy wiedzieć, decydując się na płochacza nie-mieckiego? Przede wszystkim, że pies ten bardzo potrzebuje bli-skiego kontaktu z człowiekiem i zawsze do niego dąży. Warto wy-korzystać tą zaletę i budować na niej właściwą relację pozwalającą na przywództwo w tym myśliwskim duecie...

• 20 lat doświadczenia łowieckiego i kynologicznego

• Wielopokoleniowe tradycje pracy z psem myśliwskim

• Sukcesy w konkursach i wystawach• Szkolenie każdej rasy, nie tylko

psów myśliwskich• Bezpłatne konsultacje telefoniczne

związane z wyborem psa myśliwskiego• Rozwiązywanie trudnych problemów

kynologicznych (lęk przed strzałem, ucieczki, agresja, brak pasji itp.)

SZKOLENIE PSÓW MYŚLIWSKICHTEL. 724 064 348

Page 161: Gazeta Łowiecka 2/2015

rem i postawić na swoim, zwłaszcza kiedy będziemy tolerować jego przy-zwyczajenia. Dlatego od początku należy być konsekwentnym, gdyż później trudno jest zwalczyć niepo-żądane nawyki Wachtelhunda.

CZEGO WACHTLOWI BRAKUJE? Wielu myśliwych narzeka, że pies ten nie ma wybitnie górnego wiatru, ale w większości przypadków mówią to myśliwi, którzy wcześniej polowali z wyżłami bądź pointerami. Oczy-wiście płochacz nie będzie miał tak-że stójki i nie sposób tego od niego wymagać. Tak jak wcześniej pisałem,

rasa ta świetnie się sprawdza podczas tropienia zwierzyny grubej, lecz nie należy oczekiwać, że będzie praco-wać jak posokowiec.

DOBRE RELACJEO czym jeszcze musimy wiedzieć, decydując się na płochacza nie-mieckiego? Przede wszystkim, że pies ten bardzo potrzebuje bli-skiego kontaktu z człowiekiem i zawsze do niego dąży. Warto wy-korzystać tą zaletę i budować na niej właściwą relację pozwalającą na przywództwo w tym myśliwskim duecie...

• 20 lat doświadczenia łowieckiego i kynologicznego

• Wielopokoleniowe tradycje pracy z psem myśliwskim

• Sukcesy w konkursach i wystawach• Szkolenie każdej rasy, nie tylko

psów myśliwskich• Bezpłatne konsultacje telefoniczne

związane z wyborem psa myśliwskiego• Rozwiązywanie trudnych problemów

kynologicznych (lęk przed strzałem, ucieczki, agresja, brak pasji itp.)

SZKOLENIE PSÓW MYŚLIWSKICHTEL. 724 064 348

Page 162: Gazeta Łowiecka 2/2015

Kanapki pełne mocy Dla wielu z nas jedna kanapka w plecaku

to za mało na cały dzień polowania. Trudno zadowolić się na wpół wysuszoną kromką chleba z ledwo widocznym kawałkiem żółtego sera, dlatego dobra, sycąca kanapka powinna

zawierać różne produkty spożywcze. Wtedy chleb staje się „środkiem transportu” dla pozostałych składników, które są źródłem węglowodanów.

Ważne, by nie marnować czasu i żywności. Jeżeli dzień przed polowaniem grillujecie, to przy okazji można przygotować kanapki

na następny dzień...

TEKST I ZDJĘCIA: MINJAKT.SETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 163: Gazeta Łowiecka 2/2015

Kanapki pełne mocy Dla wielu z nas jedna kanapka w plecaku

to za mało na cały dzień polowania. Trudno zadowolić się na wpół wysuszoną kromką chleba z ledwo widocznym kawałkiem żółtego sera, dlatego dobra, sycąca kanapka powinna

zawierać różne produkty spożywcze. Wtedy chleb staje się „środkiem transportu” dla pozostałych składników, które są źródłem węglowodanów.

Ważne, by nie marnować czasu i żywności. Jeżeli dzień przed polowaniem grillujecie, to przy okazji można przygotować kanapki

na następny dzień...

TEKST I ZDJĘCIA: MINJAKT.SETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 164: Gazeta Łowiecka 2/2015

Kanapka z bekonem, sałatą i pomidorem

Kanapka z mięsem

SKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa• 1 opakowanie bekonu• 1 pomidor• kilka liści chrupiącej sałaty• pieprz• majonez• masło lub margaryna

SKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa• antrykot, rozbratel, szponder,

łata... – pyszne, nieco tłuste mięso na grilla

• kilka liści sałaty lodowej• musztarda Dijon• keczup • sól morska w płatkach• świeżo mielony pieprz• odrobina oleju rzepakowego

PRZYGOTOWANIE1. Bekon piec na kratce piekarnika

w temp. 225OC, aż stanie się kruchy i ładnie się zarumieni.

2. Chleb posmarować masłem lub margaryną. Dwie kromki posmarować warstwą majonezu.

3. Położyć na nich paski bekonu, pokrojony pomidor i sałatę. Dodać pieprzu do smaku.

4. Przekroić po przekątnej na dwie części.

PRZYGOTOWANIE1. Mięso przyprawić pieprzem i solą,

polać olejem. Grillować każdy kawałek 3–4 minuty na każdej stronie, nad otwartym ogniem lub na patelni grillowej.

2. Odstawić na dłuższy czas. Następnie pokroić na bardzo cienkie kawałki, poprzecznie do włókien.

3. Chleb posmarować masłem. Na dwie kromki nałożyć musztardę, a na pozostałe keczup.

4. Położyć na chleb sałatę i mięso. 5. Dodać soli i świeżego pieprzu,

według gustu.6. Przekroić po przekątnej

na dwie części.

Page 165: Gazeta Łowiecka 2/2015

Kanapka z bekonem, sałatą i pomidorem

Kanapka z mięsem

SKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa• 1 opakowanie bekonu• 1 pomidor• kilka liści chrupiącej sałaty• pieprz• majonez• masło lub margaryna

SKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa• antrykot, rozbratel, szponder,

łata... – pyszne, nieco tłuste mięso na grilla

• kilka liści sałaty lodowej• musztarda Dijon• keczup • sól morska w płatkach• świeżo mielony pieprz• odrobina oleju rzepakowego

PRZYGOTOWANIE1. Bekon piec na kratce piekarnika

w temp. 225OC, aż stanie się kruchy i ładnie się zarumieni.

2. Chleb posmarować masłem lub margaryną. Dwie kromki posmarować warstwą majonezu.

3. Położyć na nich paski bekonu, pokrojony pomidor i sałatę. Dodać pieprzu do smaku.

4. Przekroić po przekątnej na dwie części.

PRZYGOTOWANIE1. Mięso przyprawić pieprzem i solą,

polać olejem. Grillować każdy kawałek 3–4 minuty na każdej stronie, nad otwartym ogniem lub na patelni grillowej.

2. Odstawić na dłuższy czas. Następnie pokroić na bardzo cienkie kawałki, poprzecznie do włókien.

3. Chleb posmarować masłem. Na dwie kromki nałożyć musztardę, a na pozostałe keczup.

4. Położyć na chleb sałatę i mięso. 5. Dodać soli i świeżego pieprzu,

według gustu.6. Przekroić po przekątnej

na dwie części.

Page 166: Gazeta Łowiecka 2/2015

Sznycel z chutneyem z czerwonej cebuli

Indyjski chutney z czerwonej cebuli

SKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa • 200 g szynki lub sznycla• 2 łyżki stołowe mąki pszennej• 1 jajko• 0,4 szklanki bułki tartej• sól• pieprz• 40 g masła• sałata• ogórek

SKŁADNIKI• 1 kg czerwonej cebuli• 4 łyżeczki brązowego cukru• 5 łyżek octu balsamicznego• 2 łyżeczki soli• 0,5 łyżeczki świeżo mielonego

pieprzu• 3 łyżki oleju rzepakowego• 1-2 łyżki wywaru z cebuli

PRZYGOTOWANIE1. Sznycel przyprawić solą i pieprzem. 2. Obtoczyć w odrobinie mąki,

by na całej powierzchni mięsa znajdowała się jej cienka warstwa.

3. Mięso zamoczyć w roztrzepanym jajku, a następnie obtoczyć ze wszystkich stron w bułce tartej.

4. Smażyć na średnim ogniu w dużej ilości masła, po 3–4 minuty na każdą stronę powinno wystarczyć. Uwaga! Bułka tarta szybko się rumieni.

5. Mięso ostudzić, a następnie podrzeć na podłużne paski.

6. Chleb posmarować masłem, na każdej kromce położyć liść sałaty.

7. Rozdzielić mięso na kromkach, polać solidną porcją sosu i udekorować kilkoma plastrami ogórka.

8. Kromki położyć na sobie i przekroić na pół po przekątnej.

PRZYGOTOWANIE1. Cebulę pokroić na drobno. 2. Podsmażyć ją w rondlu

na wolnym albo średnim ogniu, aż zmięknie i i lekko zbrązowieje.

3. Podkręcić ogień. Gdy cebula zacznie „syczeć”, dodać cukier.

4. Energicznie mieszać, aż do skarmelizowania się cukru.

5. Dodać ocet balsamiczny i gotować przez chwilę do ujednolicenia się masy.

6. Dodać soli i pieprzu do smaku, ewentualnie gotowego wywaru z cebuli – wedle uznania. Gotowy sos od razu przelać do czystych słoików, póki jest ciepły. Zakręcić pokrywki i pozostawić do ostygnięcia.

Przygotowanie tej kanapki zajmuje więcej czasu, ale jest tego warte. Indyjski sos chutney z czerwonej cebuli jest do niej idealny. Warto przygotować go więcej, ponieważ jest także świetnym dodatkiem do grillowanego mięsa.

Page 167: Gazeta Łowiecka 2/2015

Sznycel z chutneyem z czerwonej cebuli

Indyjski chutney z czerwonej cebuli

SKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa • 200 g szynki lub sznycla• 2 łyżki stołowe mąki pszennej• 1 jajko• 0,4 szklanki bułki tartej• sól• pieprz• 40 g masła• sałata• ogórek

SKŁADNIKI• 1 kg czerwonej cebuli• 4 łyżeczki brązowego cukru• 5 łyżek octu balsamicznego• 2 łyżeczki soli• 0,5 łyżeczki świeżo mielonego

pieprzu• 3 łyżki oleju rzepakowego• 1-2 łyżki wywaru z cebuli

PRZYGOTOWANIE1. Sznycel przyprawić solą i pieprzem. 2. Obtoczyć w odrobinie mąki,

by na całej powierzchni mięsa znajdowała się jej cienka warstwa.

3. Mięso zamoczyć w roztrzepanym jajku, a następnie obtoczyć ze wszystkich stron w bułce tartej.

4. Smażyć na średnim ogniu w dużej ilości masła, po 3–4 minuty na każdą stronę powinno wystarczyć. Uwaga! Bułka tarta szybko się rumieni.

5. Mięso ostudzić, a następnie podrzeć na podłużne paski.

6. Chleb posmarować masłem, na każdej kromce położyć liść sałaty.

7. Rozdzielić mięso na kromkach, polać solidną porcją sosu i udekorować kilkoma plastrami ogórka.

8. Kromki położyć na sobie i przekroić na pół po przekątnej.

PRZYGOTOWANIE1. Cebulę pokroić na drobno. 2. Podsmażyć ją w rondlu

na wolnym albo średnim ogniu, aż zmięknie i i lekko zbrązowieje.

3. Podkręcić ogień. Gdy cebula zacznie „syczeć”, dodać cukier.

4. Energicznie mieszać, aż do skarmelizowania się cukru.

5. Dodać ocet balsamiczny i gotować przez chwilę do ujednolicenia się masy.

6. Dodać soli i pieprzu do smaku, ewentualnie gotowego wywaru z cebuli – wedle uznania. Gotowy sos od razu przelać do czystych słoików, póki jest ciepły. Zakręcić pokrywki i pozostawić do ostygnięcia.

Przygotowanie tej kanapki zajmuje więcej czasu, ale jest tego warte. Indyjski sos chutney z czerwonej cebuli jest do niej idealny. Warto przygotować go więcej, ponieważ jest także świetnym dodatkiem do grillowanego mięsa.

Page 168: Gazeta Łowiecka 2/2015

Kanapka KlubowaSKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa• 1 filet z kurczaka• 4 paski bekonu• 1 pomidor• 2 liście sałaty lodowej• 1 mała czerwona cebula• 2 czubate łyżki majonezu• 1 łyżeczka przyprawy do curry• po pół łyżeczki czosnku w proszku

– do marynaty i majonezu curry• 2 łyżki stołowe oleju rzepakowego• 1 łyżeczka sproszkowanej papryki• sól• pieprz

PRZYGOTOWANIE1. Kurczaka pokroić na płaty

o grubości 5–7 mm.2. W plastikowej torebce

przygotować marynatę z oleju, papryki, soli, pieprzu i czosnku.

3. Kurczaka włożyć do marynaty na ok. 10 minut.

4. Następnie szybko przesmażyć go na patelni grillowej, 2–3 minuty po każdej stronie.

5. W międzyczasie włożyć bekon do piekarnika i piec do kruchości.

6. Pokroić cienko pomidory i cebulę, wybrać liście sałaty.

7. Majonez zmieszać z odrobiną curry i czosnku.

8. Posmarować nim dwie kromki chleba, a następnie wypełnić pozostałymi składnikami.

9. Przekroić po przekątnej na dwie części.

Idealnie dopasowanaCeramiczna Elektryczna

IndukcyjnaGazowa

...patelnia do Twojej kuchniCztery rodzaje kuchenek wymagają czterech rodzajów patelni.

Fiskars zaprojektował nowe linie produktów do każdego typu kuchenki w taki sposób, aby ich użytkowanie było

jak najbardziej efektywne.

www.fiskars.pl

WIDZIAŁEŚ

w TV

Page 169: Gazeta Łowiecka 2/2015

Kanapka KlubowaSKŁADNIKI• 4 kromki chleba tostowego

lub innego pieczywa• 1 filet z kurczaka• 4 paski bekonu• 1 pomidor• 2 liście sałaty lodowej• 1 mała czerwona cebula• 2 czubate łyżki majonezu• 1 łyżeczka przyprawy do curry• po pół łyżeczki czosnku w proszku

– do marynaty i majonezu curry• 2 łyżki stołowe oleju rzepakowego• 1 łyżeczka sproszkowanej papryki• sól• pieprz

PRZYGOTOWANIE1. Kurczaka pokroić na płaty

o grubości 5–7 mm.2. W plastikowej torebce

przygotować marynatę z oleju, papryki, soli, pieprzu i czosnku.

3. Kurczaka włożyć do marynaty na ok. 10 minut.

4. Następnie szybko przesmażyć go na patelni grillowej, 2–3 minuty po każdej stronie.

5. W międzyczasie włożyć bekon do piekarnika i piec do kruchości.

6. Pokroić cienko pomidory i cebulę, wybrać liście sałaty.

7. Majonez zmieszać z odrobiną curry i czosnku.

8. Posmarować nim dwie kromki chleba, a następnie wypełnić pozostałymi składnikami.

9. Przekroić po przekątnej na dwie części.

Idealnie dopasowanaCeramiczna Elektryczna

IndukcyjnaGazowa

...patelnia do Twojej kuchniCztery rodzaje kuchenek wymagają czterech rodzajów patelni.

Fiskars zaprojektował nowe linie produktów do każdego typu kuchenki w taki sposób, aby ich użytkowanie było

jak najbardziej efektywne.

www.fiskars.pl

WIDZIAŁEŚ

w TV

Page 170: Gazeta Łowiecka 2/2015

WielkiBiały Myśliwy

Ernest Hemingway był pisarzem, którego życie mogłoby posłużyć za scenariusz co najmniej kilku filmów. Jego powieści mówiły więcej

o związku człowieka z przyrodą niż niejedna praca naukowa. Życiową pasją laureata Nagrody

Nobla były polowania. Nie bez powodu nazywano go Wielkim Białym Myśliwym

TEKST: DOBIESŁAW WIELIŃSKIZDJĘCIA: WIKIMEDIA COMMONS

„Przez całe rano szedłem za pięknym kozłem aż poza nasze tereny, pudłu-jąc strzał po strzale po długiej serii podchodów w skwarze, a potem wdrapa-łem się na kopiec mrówek, żeby strzelić do innego, o wiele gorszego, odsapną-łem na tym kopcu i chybiłem kozła na pięćdziesiąt jardów, zobacz yłem, że dalej stoi przodem do mnie, zupełnie nieruchomo z zadartym nosem i strzeliłem mu w pierś. Wywrócił się w tył, a kiedy podszedłem, skocz ył na nogi i potykając się uciekł”.

„Zielone wzgórza Afryki” – Ernest Hemingway

Page 171: Gazeta Łowiecka 2/2015

WielkiBiały Myśliwy

Ernest Hemingway był pisarzem, którego życie mogłoby posłużyć za scenariusz co najmniej kilku filmów. Jego powieści mówiły więcej

o związku człowieka z przyrodą niż niejedna praca naukowa. Życiową pasją laureata Nagrody

Nobla były polowania. Nie bez powodu nazywano go Wielkim Białym Myśliwym

TEKST: DOBIESŁAW WIELIŃSKIZDJĘCIA: WIKIMEDIA COMMONS

„Przez całe rano szedłem za pięknym kozłem aż poza nasze tereny, pudłu-jąc strzał po strzale po długiej serii podchodów w skwarze, a potem wdrapa-łem się na kopiec mrówek, żeby strzelić do innego, o wiele gorszego, odsapną-łem na tym kopcu i chybiłem kozła na pięćdziesiąt jardów, zobacz yłem, że dalej stoi przodem do mnie, zupełnie nieruchomo z zadartym nosem i strzeliłem mu w pierś. Wywrócił się w tył, a kiedy podszedłem, skocz ył na nogi i potykając się uciekł”.

„Zielone wzgórza Afryki” – Ernest Hemingway

Page 172: Gazeta Łowiecka 2/2015

Amerykański pisarz Ernest He-mingway uważany jest za tego,

który słowo „safari” przeniósł z ję-zyka suahili do angielskiego. He-mingway dwukrotnie wyjeżdżał do Afryki Wschodniej, co utrwalił na kartach swoich książek. Prawdopo-dobnie też osobowość Hemingwaya narzuciła mu miano Wielkiego Bia-łego Myśliwego. Dziś, po 54 latach od jego śmierci, panuje przekonanie, że nie był on znakomitym myśliwym, ale kierował się prawdziwym zamiło-waniem do natury i dzikich afrykań-skich zwierząt. Bez poznania języka suahili nie byłby w stanie zrozumieć mieszkańców Kenii, którzy żyli z dala od współczesności.

ŻĄDZA PRZYGÓDOd lat młodzieńczych Hemingway podróżował o wiele więcej niż prze-ciętni ludzie. Był niesamowicie żądny przygód, niejednokrotnie narażał się na niebezpieczeństwa. To one dawały mu szansę na kreowanie obrazu bo-hatera przez całe jego życie. Pierwsza jego wizyta w Kenii i Tanganice mia-ła miejsce w 1933 roku, towarzyszyła mu druga żona, Paulina. Już na po-czątku podróży Hemingway zapadł na dyzenterię. Musiał zatrzymać się na kilka tygodni w Nairobi, gdzie miał okazję poznać kilka ciekawych oso-

bistości z Europy i Ameryki. Jednym z nich był Bror Blixen, mąż duńskiej pisarki Karen Blixen. Po safari i po-wrocie do domu Hemingway opisał swoje wrażenia w powieści „Zielone wzgórza Afryki”. Poprzedziły ją dwa opowiadania: „Krótkie szczęśliwe życie Francisa Macomber” i „Śniegi Kilimandżaro”.

LAND ROVEREM PO CZARNYM LĄDZIEPodróż po bezdrożach Afryki He-mingway odbywa terenowym Land Roverem – wówczas jedynym li-czącym się pojazdem, który mógł poruszać się po Czarnym Lądzie. W jednej ręce strzelba, w drugiej ku-bek z whisky, która towarzyszy mu przez całą podróż. Wieczorny drink whisky z sodą wyzwala w pisarzu chęć do rozmowy z tubylcami, gdzie obie strony nie znają języka swojego rozmówcy. I nieraz wynikają z tego komiczne sytuacje... Pisarz poluje przy użyciu amerykań-skiego springfielda i mannlichera z fabryki Steyera w Austrii. Celem są głównie antylopy. Ale strzela tak-że do bawołów i nosorożców. Tyle, że to już nie jest dzika przygoda. Strzela do hien, a czasami do per-liczek. Poluje zgodnie z otrzyma-nym pozwoleniem i poza rezerwa-

Ernest Hemingway w otoczeniu przyjaciół z trofeami

Pisarz przy pracy, Kenia

Page 173: Gazeta Łowiecka 2/2015

Amerykański pisarz Ernest He-mingway uważany jest za tego,

który słowo „safari” przeniósł z ję-zyka suahili do angielskiego. He-mingway dwukrotnie wyjeżdżał do Afryki Wschodniej, co utrwalił na kartach swoich książek. Prawdopo-dobnie też osobowość Hemingwaya narzuciła mu miano Wielkiego Bia-łego Myśliwego. Dziś, po 54 latach od jego śmierci, panuje przekonanie, że nie był on znakomitym myśliwym, ale kierował się prawdziwym zamiło-waniem do natury i dzikich afrykań-skich zwierząt. Bez poznania języka suahili nie byłby w stanie zrozumieć mieszkańców Kenii, którzy żyli z dala od współczesności.

ŻĄDZA PRZYGÓDOd lat młodzieńczych Hemingway podróżował o wiele więcej niż prze-ciętni ludzie. Był niesamowicie żądny przygód, niejednokrotnie narażał się na niebezpieczeństwa. To one dawały mu szansę na kreowanie obrazu bo-hatera przez całe jego życie. Pierwsza jego wizyta w Kenii i Tanganice mia-ła miejsce w 1933 roku, towarzyszyła mu druga żona, Paulina. Już na po-czątku podróży Hemingway zapadł na dyzenterię. Musiał zatrzymać się na kilka tygodni w Nairobi, gdzie miał okazję poznać kilka ciekawych oso-

bistości z Europy i Ameryki. Jednym z nich był Bror Blixen, mąż duńskiej pisarki Karen Blixen. Po safari i po-wrocie do domu Hemingway opisał swoje wrażenia w powieści „Zielone wzgórza Afryki”. Poprzedziły ją dwa opowiadania: „Krótkie szczęśliwe życie Francisa Macomber” i „Śniegi Kilimandżaro”.

LAND ROVEREM PO CZARNYM LĄDZIEPodróż po bezdrożach Afryki He-mingway odbywa terenowym Land Roverem – wówczas jedynym li-czącym się pojazdem, który mógł poruszać się po Czarnym Lądzie. W jednej ręce strzelba, w drugiej ku-bek z whisky, która towarzyszy mu przez całą podróż. Wieczorny drink whisky z sodą wyzwala w pisarzu chęć do rozmowy z tubylcami, gdzie obie strony nie znają języka swojego rozmówcy. I nieraz wynikają z tego komiczne sytuacje... Pisarz poluje przy użyciu amerykań-skiego springfielda i mannlichera z fabryki Steyera w Austrii. Celem są głównie antylopy. Ale strzela tak-że do bawołów i nosorożców. Tyle, że to już nie jest dzika przygoda. Strzela do hien, a czasami do per-liczek. Poluje zgodnie z otrzyma-nym pozwoleniem i poza rezerwa-

Ernest Hemingway w otoczeniu przyjaciół z trofeami

Pisarz przy pracy, Kenia

Page 174: Gazeta Łowiecka 2/2015

tami. Wędrówkę kończy imponująco – upolowaniem trzech lwów.Jesienią 1953 roku Hemingway po-nownie odwiedza Afrykę. Jest już stary i odmieniony – zbyt dużo pije. Tym razem podróżuje ze swo-ją czwartą żoną, Mary. Chce też od-wiedzić syna, który mieszka w Tan-ganice. Wizyta przypada w trakcie powstania Mau-Mau [nazwa na-dana zbrojnym walkom tubylców w Kenii przeciwko kolonialnej ad-ministracji Wielkiej Brytanii w latach 1952–1955 – przyp. red] zainicjowa-nego przez późniejszego prezyden-ta Jomo Kenyattę. Powstanie prze-ciwko brytyjskim kolonizatorom jest bardzo gwałtowne. W czasie podró-ży Hemingway o mały włos nie traci życia, choć nie jako ofiara Mau-Mau.

PRZYMUSOWE LĄDOWANIEW styczniu 1954 roku ma rzadką „okazję” opisać bieżące wydarzenia. Ernest i Mary podróżują z Nairobi do Bukavo (Kongo) swoim małym samolotem pilotowanym przez Roya Marsha. Niedaleko Entebbe w Ugan-dzie dochodzi do dwóch wypadków lotniczych z ich udziałem. W pierw-szym mała Cessna spada z wysokości 400 stóp [około 130 metrów – przyp. red.]. Samolot zaplątuje się w druty telegraficzne i spada nieopodal Nilu

pełnego krokodyli. Kiedy ocaleni nocują koło wraku, wszystkie media zamieszczają komunikaty o śmierci pisarza. Tymczasem Hemingway pije piwo i whisky wyniesione z samolotu, opatruje swoją żonę i przez całą noc razem oglądają obozujące w pobliżu stado słoni. Znajdują się niedaleko wodospadu Murchisona nad górnym Nilem w okolicy jeziora Alberta. Pra-sie pisarz opowiada, że zorganizo-wali postój w dwie godziny, po czym z odległości kilkunastu metrów oglą-dał w świetle księżyca sylwetki sło-ni przy odgłosach chrapania żony. Do życia publicznego Hemingway powraca wysłaną na jego poszuki-wania łodzią ratunkową.

POWTÓRNIE OCALENIDrugi wypadek ma miejsce kilka dni później. Samolot pilotowany przez T.R. Cartwrighta, wykonuje na-wrót, ląduje na plantacji sizalu i staje w ogniu. Udaje im się wyjść z wypad-ku cało, ale samolot jest zniszczony. Hemingway opowiada, że niebie-sko-srebrna jednosilnikowa Cessna rozbiła się, kiedy pilot zanurkował na małej wysokości, aby uniknąć zderzenia z lecącym stadem czarnych i białych ibisów – ptaków na tyle dużych, by mogły doprowadzić do wypadku. Lądują na piasku blisko

Wielki Biały Myśliwy na safari w 1953 roku

Page 175: Gazeta Łowiecka 2/2015

tami. Wędrówkę kończy imponująco – upolowaniem trzech lwów.Jesienią 1953 roku Hemingway po-nownie odwiedza Afrykę. Jest już stary i odmieniony – zbyt dużo pije. Tym razem podróżuje ze swo-ją czwartą żoną, Mary. Chce też od-wiedzić syna, który mieszka w Tan-ganice. Wizyta przypada w trakcie powstania Mau-Mau [nazwa na-dana zbrojnym walkom tubylców w Kenii przeciwko kolonialnej ad-ministracji Wielkiej Brytanii w latach 1952–1955 – przyp. red] zainicjowa-nego przez późniejszego prezyden-ta Jomo Kenyattę. Powstanie prze-ciwko brytyjskim kolonizatorom jest bardzo gwałtowne. W czasie podró-ży Hemingway o mały włos nie traci życia, choć nie jako ofiara Mau-Mau.

PRZYMUSOWE LĄDOWANIEW styczniu 1954 roku ma rzadką „okazję” opisać bieżące wydarzenia. Ernest i Mary podróżują z Nairobi do Bukavo (Kongo) swoim małym samolotem pilotowanym przez Roya Marsha. Niedaleko Entebbe w Ugan-dzie dochodzi do dwóch wypadków lotniczych z ich udziałem. W pierw-szym mała Cessna spada z wysokości 400 stóp [około 130 metrów – przyp. red.]. Samolot zaplątuje się w druty telegraficzne i spada nieopodal Nilu

pełnego krokodyli. Kiedy ocaleni nocują koło wraku, wszystkie media zamieszczają komunikaty o śmierci pisarza. Tymczasem Hemingway pije piwo i whisky wyniesione z samolotu, opatruje swoją żonę i przez całą noc razem oglądają obozujące w pobliżu stado słoni. Znajdują się niedaleko wodospadu Murchisona nad górnym Nilem w okolicy jeziora Alberta. Pra-sie pisarz opowiada, że zorganizo-wali postój w dwie godziny, po czym z odległości kilkunastu metrów oglą-dał w świetle księżyca sylwetki sło-ni przy odgłosach chrapania żony. Do życia publicznego Hemingway powraca wysłaną na jego poszuki-wania łodzią ratunkową.

POWTÓRNIE OCALENIDrugi wypadek ma miejsce kilka dni później. Samolot pilotowany przez T.R. Cartwrighta, wykonuje na-wrót, ląduje na plantacji sizalu i staje w ogniu. Udaje im się wyjść z wypad-ku cało, ale samolot jest zniszczony. Hemingway opowiada, że niebie-sko-srebrna jednosilnikowa Cessna rozbiła się, kiedy pilot zanurkował na małej wysokości, aby uniknąć zderzenia z lecącym stadem czarnych i białych ibisów – ptaków na tyle dużych, by mogły doprowadzić do wypadku. Lądują na piasku blisko

Wielki Biały Myśliwy na safari w 1953 roku

Page 176: Gazeta Łowiecka 2/2015

„Wszystko, co chciałem zrobić, to wrócić do Afryki. Nie opuszczę jej i będę tęsknił za nią” – pisze Hemin-

gway. Nawet dwa przymusowe lądo-wania w ciągu 48 godzin nie mogły

ostudzić jego entuzjazmu dla Czarnego Lądu

literacka fikcja, opublikowano dopiero w 1999 roku pod tytułem: „To, co prawdziwe o świcie”. Brulion z notat-kami pisarza został odnaleziony przez jego syna Patricka, który również pod-jął się redakcji tekstu.

CZŁOWIEK-LEGENDAW „Zielonych Wzgórzach Afryki” pisarz siedząc przy ognisku nieraz wspomina o swojej fascynacji Afryką. „Wszystko, co chciałem zrobić, to wrócić do Afryki. Nie opuszczę jej i będę tęsknił za nią” – pisze Hemingway. Nawet opisane dwa przymusowe lądowania w ciągu 48 godzin nie mogły ostudzić jego entuzjazmu dla Czarnego Lądu.Minęło już ponad 80 lat od czasu, kie-dy Ernest Hemingway zorganizował swoją pierwszą afrykańską podróż. We wschodniej Afryce w ciągu dwóch pobytów – w 1933 roku oraz w latach 1953–54 – spędził w sumie 10 miesięcy. Niemiecki magazyn „Stern” napisał w 1999 roku w 100 rocznicę urodzin pisarza: „To było życie, gdzie butel-ki były stale opróżniane, łowiono ryby, kobiety kochały, a wszelkiego rodzaju zwierzęta wystawiały się na strzał”. Podobno na granicy Kenii i Tanzanii nadal żyje legenda o bia-łym człowieku ze strzelbą i butelką piwa w drugiej ręce.

Hemingway już za życia stał się legendą.

Budził kontrowersje, ale jego książki czytano

na całym świecie

Ernest Hemingway i jego żona Mary

wylegujących się w słońcu krokody-li i ścieżki wydeptanej przez słonie idące do wodopoju. Kiedy uszko-dzony przy lądowaniu samolot za-czyna się palić, ocaleni uciekają tyl-nymi drzwiami, ale bagaż podręczny ulega zniszczeniu. Spędzają noc przy ognisku w otoczeniu kolejnego sta-da słoni. Nazajutrz ruszają dalej. 25 stycznia przybywają do Entebbe. Pisarz jest ranny w ramię i ma obanda-

żowaną głowę. Kupuje kiść bananów i butelkę ginu. Razem z żoną, która ma dwa złamane żebra, jadą do odległej o 170 mil Butiaby. Tam lekarz prześwie-tla Hemingwaya, jednak nie stwierdza żadnych urazów. Ernest i Mary wraca-ją do luksusowego New Stanley Ho-tel w Nairobi. Tu autor tworzy opo-wieść o konflikcie międzyludzkim, wspomina zamiłowanie do alkoholu, obrazowo przedstawia wojnę i pokój oraz polowania. Podczas drugiego sa-fari Hemingway opisuje swój romans z młodą Afrykanką. Książkę, w któ-rej biograficznym faktom towarzyszy

Page 177: Gazeta Łowiecka 2/2015

„Wszystko, co chciałem zrobić, to wrócić do Afryki. Nie opuszczę jej i będę tęsknił za nią” – pisze Hemin-

gway. Nawet dwa przymusowe lądo-wania w ciągu 48 godzin nie mogły

ostudzić jego entuzjazmu dla Czarnego Lądu

literacka fikcja, opublikowano dopiero w 1999 roku pod tytułem: „To, co prawdziwe o świcie”. Brulion z notat-kami pisarza został odnaleziony przez jego syna Patricka, który również pod-jął się redakcji tekstu.

CZŁOWIEK-LEGENDAW „Zielonych Wzgórzach Afryki” pisarz siedząc przy ognisku nieraz wspomina o swojej fascynacji Afryką. „Wszystko, co chciałem zrobić, to wrócić do Afryki. Nie opuszczę jej i będę tęsknił za nią” – pisze Hemingway. Nawet opisane dwa przymusowe lądowania w ciągu 48 godzin nie mogły ostudzić jego entuzjazmu dla Czarnego Lądu.Minęło już ponad 80 lat od czasu, kie-dy Ernest Hemingway zorganizował swoją pierwszą afrykańską podróż. We wschodniej Afryce w ciągu dwóch pobytów – w 1933 roku oraz w latach 1953–54 – spędził w sumie 10 miesięcy. Niemiecki magazyn „Stern” napisał w 1999 roku w 100 rocznicę urodzin pisarza: „To było życie, gdzie butel-ki były stale opróżniane, łowiono ryby, kobiety kochały, a wszelkiego rodzaju zwierzęta wystawiały się na strzał”. Podobno na granicy Kenii i Tanzanii nadal żyje legenda o bia-łym człowieku ze strzelbą i butelką piwa w drugiej ręce.

Hemingway już za życia stał się legendą.

Budził kontrowersje, ale jego książki czytano

na całym świecie

Ernest Hemingway i jego żona Mary

wylegujących się w słońcu krokody-li i ścieżki wydeptanej przez słonie idące do wodopoju. Kiedy uszko-dzony przy lądowaniu samolot za-czyna się palić, ocaleni uciekają tyl-nymi drzwiami, ale bagaż podręczny ulega zniszczeniu. Spędzają noc przy ognisku w otoczeniu kolejnego sta-da słoni. Nazajutrz ruszają dalej. 25 stycznia przybywają do Entebbe. Pisarz jest ranny w ramię i ma obanda-

żowaną głowę. Kupuje kiść bananów i butelkę ginu. Razem z żoną, która ma dwa złamane żebra, jadą do odległej o 170 mil Butiaby. Tam lekarz prześwie-tla Hemingwaya, jednak nie stwierdza żadnych urazów. Ernest i Mary wraca-ją do luksusowego New Stanley Ho-tel w Nairobi. Tu autor tworzy opo-wieść o konflikcie międzyludzkim, wspomina zamiłowanie do alkoholu, obrazowo przedstawia wojnę i pokój oraz polowania. Podczas drugiego sa-fari Hemingway opisuje swój romans z młodą Afrykanką. Książkę, w któ-rej biograficznym faktom towarzyszy

Page 178: Gazeta Łowiecka 2/2015

Chcesz szybko, skutecznie i atrakcyjnie zareklamować swój produkt? Teraz Gazeta Łowiecka, w poszerzonej o nowe funkcjonalności interak-tywnej aplikacji, otwiera przed Tobą wyjątkowe możliwości. Oferowany przez Ciebie produkt jest bezpośrednio podlinkowany do sklepu inter-netowego, w którym można go kupić. Z naszej aplikacji możesz korzy-stać na komputerze, tablecie i smartfonie, gdziekolwiek jesteś!Ofertę reklamową indywidualnie dopasowujemy do potrzeb Reklamodawcy, uwzględniając specyfikę każdej branży. Nie czekaj i skontaktuj się z Działem Reklamy Gazety Łowieckiej:e-mail: [email protected].: 22 428 11 76

Z okazji 365 rocznicy firmy, Fiskars wyprodukował limitowaną serię siekier. Każdy produkt ma swój indywidualny numer, dzięki któremu po zarejestrowaniu

na stronie internetowej www.axe365.fiskars.com przysługuje 25-letnia gwarancja.

www.fiskars.pl

SIEKIERA FISKARSEdycja limitowana

25 lat gwarancji po rejestracji na stronie internetowej Fiskars

REKLAMA W GAZECIE ŁOWIECKIEJ

Tych z Państwa, którzy wybierają się na Targi EXPOHunting w Sosnowcu, zapraszamy do stoiska Gazety Łowieckiej nr 20. Do zobaczenia!

Page 179: Gazeta Łowiecka 2/2015

Chcesz szybko, skutecznie i atrakcyjnie zareklamować swój produkt? Teraz Gazeta Łowiecka, w poszerzonej o nowe funkcjonalności interak-tywnej aplikacji, otwiera przed Tobą wyjątkowe możliwości. Oferowany przez Ciebie produkt jest bezpośrednio podlinkowany do sklepu inter-netowego, w którym można go kupić. Z naszej aplikacji możesz korzy-stać na komputerze, tablecie i smartfonie, gdziekolwiek jesteś!Ofertę reklamową indywidualnie dopasowujemy do potrzeb Reklamodawcy, uwzględniając specyfikę każdej branży. Nie czekaj i skontaktuj się z Działem Reklamy Gazety Łowieckiej:e-mail: [email protected].: 22 428 11 76

Z okazji 365 rocznicy firmy, Fiskars wyprodukował limitowaną serię siekier. Każdy produkt ma swój indywidualny numer, dzięki któremu po zarejestrowaniu

na stronie internetowej www.axe365.fiskars.com przysługuje 25-letnia gwarancja.

www.fiskars.pl

SIEKIERA FISKARSEdycja limitowana

25 lat gwarancji po rejestracji na stronie internetowej Fiskars

REKLAMA W GAZECIE ŁOWIECKIEJ

Tych z Państwa, którzy wybierają się na Targi EXPOHunting w Sosnowcu, zapraszamy do stoiska Gazety Łowieckiej nr 20. Do zobaczenia!

Page 180: Gazeta Łowiecka 2/2015

Już w maju kolejne wydanie Gazety Łowieckiej