Gazeta Łowiecka 7/2015

152
7/2015

description

Darmowy magazyn dla myśliwych i sympatyków łowiectwa

Transcript of Gazeta Łowiecka 7/2015

Page 1: Gazeta Łowiecka 7/2015

7/2015

Page 2: Gazeta Łowiecka 7/2015

2

Drodzy Czytelnicy!Kiedy swego czasu goły las nastaje,Święty Hubert z lasu cały obiad daje.Dalej do kniej, dalej do lasu,Hop, hop myśliwi, nie traćcie czasu! – te słowa znamy chyba wszyscy. I choć już za nami dzień św. Hu-berta, warto zauważyć, że pod jego patronatem coraz więcej w naszym kraju organizuje się imprez inte-grujących środowisko łowieckie z niepolującą częścią naszego społe-czeństwa. Bo opisane w tym wyda-niu Gazety Łowieckiej Hubertusy: Węgrowski i Pułtuski oraz Wielkie

Łowy w Puszczy Żagańskiej to już nie niszowe, lokalne wydarzenia, tylko przyciągające, czasami mimo niepogody, prawdziwe tłumy ludzi ciekawych myśliwskiej tradycji. O tym, że w Polsce jest ona boga-ta, nikogo w naszym środowisku przekonywać nie trzeba. Należy jednak dbać o to, by zbyt szybko nie stała się ona martwa i pusta. O to dbają m.in. nasze Diany, któ-rych ambicją coraz częściej staje się edukacja najmłodszych i młodzieży szkolnej. Dobry przykład daje nam wszystkim wybrana podczas tego-

Page 3: Gazeta Łowiecka 7/2015

3

rocznych Targów Hubertus Expo w Ostródzie łaskawie nam panują-ca Królowa Łowiectwa Polskiego – Justyna Górecka. Jak sama mówi w specjalnym wywiadzie dla naszej Gazety, przekazywanie dzieciom w szkołach wiedzy związanej z ło-wiectwem to dla niej źródło praw-dziwej satysfakcji.Może w miesiącu św. Huberta wszyscy pomyślmy, co takiego możemy zrobić, by tradycję myśliwską przybliżyć nie tylko młodszym pokoleniom, ale rów-nież i tym, którzy traktują nasze środo-wisko, jak… potencjalnych przestęp-

ców. By obalić argumenty rozmaitych „pań z telewizji” i internetowych hejte-rów, roztaczających krwawe wizje peł-nych okrucieństwa polowań i zwycza-jów łowieckich, choć ani o jednym, ani o drugim najczęściej nie mają pojęcia.Tym apelem kończę i zapraszam Was do lektury bieżącego wydania naszej Gazety. Kolejne trafi do Was już 9 grudnia.

Darz Bór!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna

Page 4: Gazeta Łowiecka 7/2015

WYBIERZODPOWIEDNIĄSIEKIERĘRozbijaj pieńkijednym uderzeniem

NOWOŚĆ

Page 5: Gazeta Łowiecka 7/2015

WYBIERZODPOWIEDNIĄSIEKIERĘRozbijaj pieńkijednym uderzeniem

NOWOŚĆ

Page 6: Gazeta Łowiecka 7/2015
Page 7: Gazeta Łowiecka 7/2015

7

7/2015

Page 8: Gazeta Łowiecka 7/2015

Kamczat ka

Na łosie

Polowanie na łosie na mroźnej Kamczatce? Na dodatek po kolana w śniegu? Dlaczego nie!

Co prawda, zimniej już chyba być nie może, ale jakie to ma znaczenie dla pełnego pasji myśliwego...

Page 9: Gazeta Łowiecka 7/2015

Kamczat ka

na koniec świata

Polowanie na łosie na mroźnej Kamczatce? Na dodatek po kolana w śniegu? Dlaczego nie!

Co prawda, zimniej już chyba być nie może, ale jakie to ma znaczenie dla pełnego pasji myśliwego...

TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGHTŁUMACZYŁA: AGNIESZKA ŚWIERK

Page 10: Gazeta Łowiecka 7/2015

10

Kamczat kaZbliżał się koniec listopada

i zima pokazała już zęby. Oj, pokazała… Było koło dzie-

wiątej rano, ale mój wewnętrzny zegar wciąż jeszcze stał na głowie po długiej podróży, podczas której przekroczyłem jedenaście stref cza-sowych. Byliśmy w drodze przez trzy doby, jako że zatrzymaliśmy pick- -up'a nad brzegiem rzeki Kamczatka, która przecina półwysep na wyso-kości wybrzeża Oceanu Spokojne-

go z północy na południe. Zgodnie z planem mieliśmy przeprawić się przez rzekę małym promem, który jest w stanie przetransportować dwa samochody na raz…

PLANOWANIE? CZAS STRACONY…Dobrze jest coś sobie zaplanować, ale, jak się okazało, niewiele to daje gdy wybierasz się do Rosji. Prom stał na rzece nieruchomo, w odległości

Page 11: Gazeta Łowiecka 7/2015

11

Kamczat ka20 metrów zwrócony boczną bur-tą w kierunku, w którym powinien płynąć. Na jego pokładzie stały dwa małe samochody. Zniszczony mały statek osiadł najwyraźniej bezrad-nie na mieliźnie, a gruba warstwa szronu na przednich szybach samo-chodów wskazywała na to, że stały tam na pewno przynajmniej całą noc. Kierownik polowania, Jewgie-nij, który miał przetransportować nas do łowiska, głośno westchnął

na ten widok, pokręcił głową z re-zygnacją, po czym wysiadł z samo-chodu, żeby spróbować rozwiązać problem.Starsza kobieta z synem w śred-nim wieku łowili łososie na gru-be żyłki nylonowe przez niewiel-kie otwory w wąskim paśmie lodu wzdłuż nabrzeża. Stąpali po lo-dzie, zupełnie się nie bojąc, kilka metrów od rwącej rzeki, na której dryfowały kry.

Page 12: Gazeta Łowiecka 7/2015

12

Page 13: Gazeta Łowiecka 7/2015

13

BULDOŻER W AKCJINiedługo potem na miejsce, w któ-rym się zatrzymaliśmy, przybyło więcej osób, tj. nasi podprowadzają-cy jadący SUV-ami z załadowanymi na przyczepach skuterami śnieżny-mi, saniami i prowiantem. Wkrót-ce pojawili się również mieszkańcy wioski położonej w odległości kil-ku kilometrów od rzeki. Większość z nich chciała oczywiście sobie popa-trzeć i podzielić się dobrymi radami.Na koniec pojawił się samochód cię-żarowy z wielkim buldożerem i od-ważny mężczyzna popłynął małym pontonem w kierunku promu, zabie-rając ze sobą cumę. Ponad godzinę później udało się przyholować prom do brzegu, a dwóch kierowców, któ-rzy spędzili na małym promie ponad dwie doby, weszło na ląd. Niestety, nie było szans na przedostanie się na drugą stronę rzeki. Zmarnowaliśmy trzy godziny. Jewgienij jednak nie zamierzał się poddać i po kolejnej godzinie czekania na mrozie zoba-czyliśmy wjeżdżającą na drugi brzeg dużą rosyjską wojskową ciężarówkę z napędem na cztery koła. Na niej załadowana była mała aluminiowa łódka, zwana dingiem, wyposażona w zaburtowy silnik napędowy, którą następnie spuszczono na wodę po-między dryfujące kry. Sprawdziła

się natychmiast – przepłynęła rzekę o szerokości 200 metrów bez więk-szych problemów.

ŁÓDKA DO ZADAŃ SPECJALNYCHRosjanie wciągnęli ding na ląd i za-częli ładować na niego prowiant oraz zapasy. Niedługo potem zała-dowana łódka popłynęła z powro-tem i została rozładowana na dru-gim brzegu. Minęło kilka godzin, podczas których przemierzała rzekę tam i z powrotem.Trudno mi sprecyzować, czego właściwie się spodziewaliśmy, jako że na koniec na naszym brzegu zo-stali już tylko ludzie i duże skute-ry śnieżne. Zarówno mój współto-warzysz podróży – 65-letni Szwed Mats Inge – jak i ja, byliśmy nieco za-skoczeni, kiedy dowiedzieliśmy się, że Rosjanie faktycznie mieli zamiar przetransportować skutery na dru-gą stronę tym małym aluminiowym dingiem. Jeden z naszych podpro-wadzających – Wasilij – był szczę-śliwym posiadaczem najmniejsze-go ze skuterów, więc zdecydowano, że on zostanie przetransportowa-ny jako pierwszy. Z twarzy stoją-cych na brzegu osób można było jasno wyczytać, że doświadczenie z przewożeniem na drugi brzeg tak ciężkich ładunków mieli, łagodnie

Page 14: Gazeta Łowiecka 7/2015

14

Kamczat kamówiąc, znikome. Udało się jed-nak załadować pojazd i kiedy łód-ka została delikatnie odepchnię-ta od brzegu, wszyscy odetchnęli z wyraźną ulgą, patrząc jak osiada stabilnie na wodzie. Czterech potęż-nej budowy Rosjan weszło ostroż-nie na pokład załadowanego dinga, żeby chronić cenny ładunek, i łód-ka zaczęła bardzo powoli przedzie-rać się pomiędzy dryfującymi krami na drugą stronę rzeki. Obecny na brzegu tłum wiwatował i bił brawa.

Z DUSZĄ NA RAMIENIURosjanie nabrali jeszcze większej pewności siebie, kiedy drugi – nie-co większy – skuter śnieżny został przetransportowany na drugą stro-nę rzeki, a na koniec do przewiezie-nia zostaliśmy już tylko my.– Co się stanie jak, wpadniemy do wody? – zapytał Mats Inge, kiedy płynęliśmy pośród kier. – Umrzemy! – odpowiedziałem krót-ko – więc lepiej pozostać w środku. I tak właśnie zrobiliśmy. Całą drogę spędziliśmy w zupełnym milczeniu.Pomimo że na drugim brzegu stało dużo ludzi, załadowanie wszystkie-go na stalową pakę terenowego woj-skowego samochodu ciężarowego z lat 60. zabrało znowu trochę czasu.

Page 15: Gazeta Łowiecka 7/2015

15

Kamczat ka

Page 16: Gazeta Łowiecka 7/2015

16

Żeby się nam nie nudziło, łowiliśmy łososie przez małe przeręble w lo-dzie. Udało się złowić kilka pięknych czerwonych okazów. Na Kamczatce łosoś nie jest żadnym delikatesem.

MIĘDZY BAGAŻAMI A PROWIANTEMMój towarzysz podróży dostał ostatnie wolne miejsce w kabinie, podczas kiedy ja musiałem zadowolić się wąskim miejscem w przestrzeni ładunkowej razem z tłumaczem. Sie-dzieliśmy wciśnięci pomiędzy bagaże i prowiant, które zewsząd nas otacza-ły. Nieszczelne kanistry z benzyną, ogromne ilości mniej lub bardziej zamrożonego łososia i nadzwyczaj-ne wręcz zapasy czosnku spowodo-wały, że panował tam mdły zaduch. Przed zamknięciem zardzewiałych drzwi do środka wrzucono jeszcze dwa duże szpice, które od razu po-łożyły się na nas, jako że stanowili-śmy zarówno najbardziej miękkie jak i najcieplejsze posłanie w całej wy-ziębionej doszczętnie przestrzeni.Kiedy samochód ruszył, oparłem się o ścianę i objąłem się mocno ramionami, żeby trochę się roz-grzać. Temperatura w przestrze-ni ładunkowej wynosiła co naj-mniej -10OC i przesłałem wtedy w myślach gorące podziękowania

projektantom mojego grubego zi-mowego ubrania, które teraz chro-niło mnie przed zamarznięciem. Hałas uniemożliwiał w zasadzie rozmowę, a przez małe zamarznię-te otwory pod sufitem nie wpadało zbyt dużo światła. Uśmiechnąłem się szeroko. Cieszyłem się, że czeka nas polowanie. To będzie przygoda!

TO TYLKO PRZERWAJechaliśmy godzinę z dość dużą pręd-kością. Droga musiała być dobrej jakości. Nagle samochód zatrzymał się i drzwi zostały otwarte. Popołu-dniowe słońce stało nisko na hory-zoncie, a na zewnątrz było okropnie zimno. Wyszedłem z samochodu i rozejrzałem się wokoło. Przyjecha-liśmy do dużej wioski, ale większość domów była tu najwyraźniej opusz-czona. Powitało nas starsze małżeń-stwo, po czym usadowiliśmy się na ławach wokół ich stołu kuchenne-go. Siedzieliśmy teraz w przyjemnej wiejskiej kuchni, zajadaliśmy chleb z wędliną i popijaliśmy wódkę za nasze wspólne zdrowie, pomyśl-ne polowanie oraz za nasze kraje. Cieszyłem się na nadchodzące dni polowania w tym pokrytym grubą warstwą śniegu terenie jak dziecko i zacząłem zastanawiać się, gdzie będę spać. Ale okazało się, że nie je-

Page 18: Gazeta Łowiecka 7/2015

18

Kamczat ka

steśmy jeszcze na miejscu. Przerwa w podróży okazała się krótka i za chwilę znowu znalazłem się w zim-nej przestrzeni ładunkowej z psem na kolanach.

NIEZAWODNY URAL Tymczasem zrobiło się już ciemno, a temperatura spadła do -20OC. Po przejechaniu niewielkiej odległości droga znacznie się pogorszyła i wkrót- ce zorientowaliśmy się, że jedzie-

my bardziej po ścieżce dla skuterów śnieżnych niż po drodze przeznaczo-nej do ruchu samochodowego. Cię-żarówka brnęła do przodu, bujając się jak kuter rybacki podczas sztormu, a jednostajny hałas dobiegający z sil- nika i przekładni przerywany był co chwilę odgłosem łamiących się gru-bych gałęzi, które ustępowały pod naporem szerokiej paki. Samochód robił dokładnie to, do czego był przezna-

Page 19: Gazeta Łowiecka 7/2015

19

Kamczat ka

czony – jak taran mknął do przodu przez rosyjskie pustkowia! Zamkną- łem oczy i zapadłem w sen pomimo kołysania niczym na morzu i odgłosów

jazdy. Po dwóch godzinach obudził mnie piekielny hałas. Coś ciężkiego uderzyło w bok stalowej paki cięża-rówki i parło dalej, wydając przeszy-wające dźwięki. Za moment uderze-nie się powtórzyło i powtarzało się już potem co chwilę przez dłuższy czas. W tle słychać było jęczenie kół i skrzypienie śniegu przerywane co chwilę takim samym ogłusza-jącym dźwiękiem. Okazało się, że jechaliśmy przez dość głęboką

Page 20: Gazeta Łowiecka 7/2015

20

Kamczat ka

Page 21: Gazeta Łowiecka 7/2015

21

rwącą rzekę, a te tępe uderzenia o boki samochodu spowodowane były najprawdopodobniej przez dry-fujące kry przypominające te, któ-re widzieliśmy wcześniej tego dnia! W tym właśnie momencie rosyjski samochód ciężarowy URAL stał się jednym z punktów na mojej tajem-nej liście sprzętu, jaki moim zda-niem bez wątpienia warto posiadać...

JAK NA PEŁNYM MORZU Po dotarciu na drugą stronę rzeki samochód wtoczył się na brzeg i po-dążył, nadal się kołysząc, przez las. Poczułem gdzieś w brzuchu nara-stający stopniowo charakterystyczny ucisk, jaki zbyt dobrze znałem z wy-cieczek na ryby w czasach dzieciń-stwa, na które wyruszaliśmy malut-kimi łodziami rybackimi. Choroba morska!Starałem się początkowo nie zwra-cać na to uwagi, ale mdłości przy-bierały na sile przy każdym prze-chyleniu się auta. Miałem wrażenie, że zapach benzyny zmieszanej z rybą i czosnkiem również stawał się coraz bardziej nie do zniesienia i w końcu całkowicie wypełnił mój nos. Próbowałem myśleć o truskaw-kach, słodkich szczeniaczkach i za-chodach słońca na egzotycznej pla-ży, ale nie pomogło to za bardzo.

Odchyliłem głowę i zamknąłem oczy. Mimo że czułem się kosz-marnie, udało mi się jakimś cudem opanować sytuację. Przez jakiś czas nie było przynajmniej gorzej niż do-tychczas. Z letargu wyrwał mnie dźwięk, któ-ry znają wszyscy właściciele psów. To była zapowiedź psich wymiotów – w tym wypadku szpic leżący na moich kolanach, najwyraźniej rów- nież miał mdłości. Odruchowo w ostatnim momencie udało mi się zdjąć z siebie psa i położyć go na podłodze, po czym zacząłem go-rączkowo macać ścianę paki w po-szukiwaniu małego prowizorycz-nego przycisku, za pomocą którego można było poinformować kierowcę, że trzeba zatrzymać samochód. Nie było łatwo go znaleźć z uwagi na pa-nujące tam egipskie ciemności, pod-czas gdy moja własna choroba morska (tudzież lokomocyjna) coraz bardziej dawała o sobie znać na samą myśl o tym, co wydarzy się za dosłownie kilka sekund...

GORZEJ BYĆ NIE MOŻEPies zwymiotował na moje spodnie dokładnie w momencie, w którym udało mi się nacisnąć przycisk. Gdy tylko poczułem charakterystycz-ny zapach wymiocin, sam również

Page 22: Gazeta Łowiecka 7/2015

22

byłem już gotowy – miałem niesa-mowitego farta, że zdążyli otworzyć tylne drzwi, zanim było ze mną już bardzo, bardzo źle… Stojąc stabil-nie stopami na poboczu, z głową opuszczoną w dół między nogami, wciąż czułem jeszcze kołysanie sa-mochodu, mimo że od zatrzymania auta minęło już 10 minut. Zapyta-łem nieśmiało, ile jeszcze drogi zo-stało nam do obozu.– Około trzy godziny – powiedział tłumacz po wymienieniu kilku zdań z kierowcą. Trzy godziny! Przyszło mi do gło-wy, że bogowie myśliwych testowa-li mój zapał łowiecki. Westchnąłem z rezygnacją. Rosyjski tłumacz też nie wydawał się zachwycony perspektywą długiej jeszcze podróży kołyszącym się pojazdem. Na ratunek przybył nam kierowca, który przyniósł małą buteleczkę przezroczystego rosyjskie-go ludowego medykamentu, przygo-towywanego na bazie lokalnych roślin. Twierdził, że lekarstwo to miało uzdrawiające działanie na niemal wszystkie dolegliwości. Kiedy tyl-ko wypiliśmy przyniesioną flaszecz-kę na pół z tłumaczem, zapadliśmy w błogi sen i daliśmy się wieźć przez ten ostatni odcinek drogi jak bagaże. Jak widać, nawet w dzisiejszych cza-sach zdarzają się cuda.

OBÓZ POŚRODKU NICZEGODo obozu przybyliśmy późnym wie-czorem. Zostaliśmy zaprowadzeni do naszej chatki. Znajdowaliśmy się blisko wybrzeża Oceanu Spokojne-go na Kamczatce, a od najbliższych sąsiadów dzieliło nas dobre 150 km. Niebo było absolutnie bezchmurne, a droga mleczna rozświetlała noc, zupełnie jak gdyby zanieczyszcze-nie świetlne [termin używany na określenie nadmiernego oświetle-nia nocnego, zwłaszcza w miastach – przyp. red.] w ogóle nie istniało.Kiedy obudziliśmy się następnego ranka, powitał nas niemalże baśnio-wy zimowy krajobraz. Temperatura spadła do -26OC, a śnieg był głęboki na dobre pół metra.Obozowisko składało się z kilku zbitych z belek chatek rozsypanych po polanie w otoczonej lasem doli-nie. Unoszące się znad nich cienkie, niebiesko zabarwione języki dymu wskazywały na to, że chatki ogrze-wane były małymi piecami na drew-no. W czystym mroźnym powietrzu unosił się przyjemny zapach dymu. Horda psów myśliwskich różnej maści i wielkości kręciła się po ca-łym obozie, co jakiś czas ugania-jąc się za biegającymi luzem końmi. Na chatkach wisiały zaszronione poroża łosi, pułapki na drapieżni-

Page 23: Gazeta Łowiecka 7/2015

23

ki, jak również zamrożone na kość wiewiórki i zające bielaki. Kilka-set metrów od obozu znajdowała się mała płytka rzeczka, która nie zdążyła jeszcze pokryć się lodem, a na horyzoncie widać było kilka pnących się ku niebu aktywnych wulkanów, które można podziwiać na półwyspie Kamczatka. Znajdo-waliśmy się w samym środku dziczy. W zasadzie chyba nie można już do-trzeć dużo dalej.Byliśmy pierwszymi gośćmi w sezo-nie zimowym, więc cały dzień po-święciliśmy na doprowadzenie obo-zowiska do porządku. Złożyłem

również oraz przystrzeliłem moje-go Mausera z zamocowaną wielką lunetą Zeiss V8. Broń działała bez zarzutu. Dziury w tarczy po moich nabojach Hornady GMX były wiel-kości monety jednokoronowej. Byłem gotowy jak nigdy!

GRUNT TO CIEPŁE UBRANIENastępnego ranka wyruszyliśmy w kilka osób w kierunku łowiska, które znajdowało się w górach w odległości około 50 km na pół-noc od samego obozu. Każdy z myśliwych został ulokowany na saniach za skuterem śnieżnym swo-

Page 24: Gazeta Łowiecka 7/2015

24

Page 25: Gazeta Łowiecka 7/2015

25

jego podprowadzającego, a Jewgie-nij jechał na własnym skuterze – pięciu mężczyzn rozdzielonych na trzy skutery. Mróz był bezlito-sny, co wymagało specjalnego wy-posażenia i ubrania. To, że tempe-ratura – bez jakiegokolwiek wiatru – wynosiła ok. -30 OC to jedno. A drugie, że jadąc z prędkością 30 kilometrów na godzinę, miało się wrażenie, że jest -45 OC. Miałem na sobie ciepłą bieliznę. Długie wełniane skarpety na no-gach. Świetnie izolowane zimowe kozaki. Absolutnie niezbędne oka-zały się kombinezon z podszewką i kurtka plus ciepła polarowa blu-za. Kominiarka i specjalne gogle na skuter śnieżny dla ochrony twarzy oraz grube narękawniki z wszyty-mi rękawicami w celu ochrony dło-ni. Mając odpowiedni strój, można zachować względną swobodę ru-chów pomimo wielu warstw.Zjedliśmy lunch w malutkiej chat-ce na wzgórzu, po czym udaliśmy się bezpośrednio na polowanie. Nareszcie!

JAK TO ROBIĄ NA KAMCZATCETutejsza forma polowania jest specy-ficzna i znacznie różni się od łowów, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Teren łowiecki jest absolutnie bez-

ludny. Miejscowi myśliwi polują dla mięsa, a skuter śnieżny jest jedynym praktycznym środkiem transportu stosowanym podczas zimowych po-lowań na łosia z uwagi na metrowe zaspy śnieżne. Łosi jest niewiele. Nie z powodu licznych polowań, ale ze względu na ciężkie warunki zimą oraz zagro-żenie ze strony niedźwiedzi, które pożerają część młodych. Żeby polować na łosie, trzeba posia-dać specjalną licencję. Poluje więc naprawdę niewielu, dlatego też po-pulacja zawiera dużo starych osobni-ków. Tak więc na półwyspie można spotkać sporo dojrzałych samców – tyle że znalezienie ich to prawdziwe wyzwanie.Podczas polowania używa się sku-terów, na których można niespiesz-nym tempem tropić łosie w śniegu. Odkrycie świeżego tropu zabie-ra wiele godzin, potem tyle samo może zająć znalezienie samego ło-sia. Z natury rzeczy nie da się odróż-nić śladów młodego łosia od śladów starego osobnika i często zdarza się, że ten, do którego podchodziliśmy z ogromnym wysiłkiem, nie jest osobnikiem łownym. Jeżeli znaj-dzie się dużego łosia, można być pewnym, że już dawno usłyszał on odgłos skutera i właśnie udaje się

Page 26: Gazeta Łowiecka 7/2015

26

Kamczat kaw najbliższe zarośla. A kiedy łoś wej-dzie w zarośla, nie ma już możliwo-ści go podejść. Myśliwy musi zatem wiedzieć, że w takiej sytuacji należy szybko wyskoczyć z sań i znaleźć so-bie odpowiednie miejsce do strzału, o ile oczywiście łoś okaże się łowny. Zazwyczaj strzela się z dość dużych odległości, a zwierzę szybko reaguje ucieczką.Jak wspominałem, nie do takich polowań jesteśmy przyzwyczajeni, na szczęście reszta nie różni się wie-le od tego, co znamy z polowań na łosie w swoim kraju.

NIEŁATWA TRASA Podchodziliśmy łosia w górach całe pierwsze popołudnie nie spotkaw-szy na swojej drodze nic poza klę-pami i cielakami. Widzieliśmy jed-nego pięknego byka wchodzącego w gęste zarośla, z tym, że w dużej odległości od nas. I to był jedyny raz tego dnia, kiedy byliśmy chociaż bliscy strzału. Noc w chatce, gdzie pięciu zdrowych, rosłych myśliwych oddychało tym samym powietrzem na powierzchni 15 m2. to osobny rozdział. Myślę, że lepiej pozosta-wić tę część historii wyobraźni czy-telnika. Pragnę tylko dodać, że sam spałem na szczęście na tyle głęboko,

że ominęły mnie ewentualne nie-przyjemności w postaci przeróżnych dźwięków i zapachów.Przez całe następne przedpołudnie nie mieliśmy szczęścia. Zjedliśmy szybko obiad na szczycie wzgórza w niesamowicie pięknych okolicz-nościach przyrody, czyli z widokiem na dziewicze pustkowie. Wkrótce podprowadzający znaleźli ślady trzech dorosłych łosi i zaczę-li je podchodzić. Trasa, którą szły zwierzęta, była dość wymagająca i musiałem bardzo mocno trzymać się sań na stromych wzniesieniach. Kilka razy sanie się wywróciły przy pełnej prędkości, a ja sam wylądo-wałem w głębokim śniegu. Za każ-dym razem trochę się poobijałem, ale nie miałem żadnych poważnych obrażeń.Uzgodniliśmy, że mój kolega miał strzelać jako pierwszy. Jego skuter je-chał więc przodem. Nagle jego pod-prowadzający przyspieszył – mu-siał zobaczyć łosie przed sobą. Mój podprowadzający podążył za nim, zachowując odpowiednią odległość i po przejechaniu ok. kilkuset metrów skuter mojego współtowarzysza za-trzymał się nagle u brzegu małej do-liny rzecznej o szerokości niecałych 150 metrów. Podjechaliśmy do brze-

Page 27: Gazeta Łowiecka 7/2015

27

Kamczat kagu doliny jakieś pół minuty później niż Mats Inge i w momencie, gdy wyskoczyłem z sań, usłyszałem jego strzał. Zrzuciłem narękawniki i na-krycie głowy, odbezpieczyłem broń i podbiegłem kilka metrów do przo-du przez głęboki śnieg, żeby zoba-czyć, co się stało.

NA GRANICY RYZYKAPo przeciwnej stronie doliny rzecz-nej w górę zbocza biegły trzy mocne byki. Mój podprowadzający wskazał mi łosia, który biegł pośrodku, ale w momencie, gdy tylko go namierzy-łem, usłyszałem jeszcze jeden strzał mojego szwedzkiego towarzysza i zwierzę padło w ogniu. Dobrze, że nie zdążyłem strzelić, bo okazało się, że to był byk, do którego wcze-śniej już strzelał Mats Inge.Pozostałe dwa osobniki zdążyły przebiec już na drugą stronę wzgó-rza. Między podprowadzającymi na-stąpiła szybka wymiana zdań po ro-syjsku, po czym w języku migowym przekazano mi, żebym wskakiwał z powrotem na sanie. Zdążyłem tylko ponownie zabezpieczyć broń i przewiesić ją na ukos, kiedy mój podprowadzający, Stanisław, przy-spieszył, aby wytropić łosia, któ-ry biegł po lewej stronie. Siedzia-

łem teraz w saniach za skuterem śnieżnym, bez czapki i rękawi-czek, i trzymałem się mocno, pod-czas gdy moją twarz siekały kaskady niewyobrażalnie zim-nego śniegu. Nic nie widziałem i nie mogłem nabrać powietrza ina-czej niż rozpaczliwie sapiąc. Mia-łem usta pełne śniegu.Po kilku minutach nie czułem już ani dłoni, ani twarzy. Po kolejnych wiedziałem już, że jeżeli potrwa to jeszcze chwilę, doznam stałego uszczerbku na zdrowiu. Już miałem celowo puścić się i sturlać z sań aby zmusić podprowadzającego do za-trzymania się, kiedy on sam z siebie nagle stanął.Zszedłem ze skutera i udało mi się usunąć z oczodołów lód, przez co straciłem kilka rzęs. Kiedy po kil-ku minutach otworzyłem w końcu oczy, słońce odbijało się ostro od powierzchni śniegu. Zdjąłem broń i odbezpieczyłem ją ponownie. Nie miałem w zasadzie czucia w dłoni, która była cała czerwona i mokra od topiącego się śniegu. Kiedy położy-łem kciuk na bezpieczniku, mój pa-lec przymarzł do zimnej stali. Cof-nąłem rękę do siebie, pozostawiając na broni kawałek skóry. Mój pod-prowadzający stał obok i niecierpli-

Page 28: Gazeta Łowiecka 7/2015

28

wie podskakiwał, wskazując na nie-wielki zagajnik leżący w odległości ok. 100 metrów od nas.

JAK SNAJPER!Pomiędzy połamanymi brzózkami zobaczyłem nagle ciemną sylwetkę byka, który podążał w kierunku po-lany, i przyłożyłem broń do policz-ka. Widziałem dobrze, że broń od-skoczy i że nie będę w stanie czuć spustu. Oddałem strzał zgodnie z planem wysoko w łopatkę i ogromne zwie-rzę zwaliło się na ziemię z taką siłą, że jedna łopata wbiła się głęboko w śnieg. Za jednym pociągnięciem za spust spełniło się marzenie chłop-ca, który pragnął raz w życiu pozy-skać ogromnego łosia. Cisza była niewiarygodna. Spojrza-łem na Stanisława, który właśnie do mnie podszedł. Kiedy spotkały się nasze spojrzenia, uśmiechnął się pro-miennie jak dziecko, i wskazując na moją broń wykrzyknął: – Snajper? – Nie... Hornady! – odpowiedziałem ze śmiechem i podałem mu jeden z naboi, które miałem w kieszeni. Przyglądał mu się z zaciekawieniem przez kilka sekund, po czym włożył go do swojej kieszeni jako pamiątkę z polowania, podczas którego myśli-wy powalił łosia jednym strzałem.

PRZYGODA ŻYCIAPostanowiliśmy przez kilka minut odpocząć, po czym wróciliśmy do pozostałych. Całe mięso z dwóch upolowanych łosi zostało zachowa-ne. Było tego dobre 800 kg. Kiedy przyjechaliśmy tam kilka dni póź-niej, mięso dzielone było właśnie między ludność położonej nad rze-ką wioski – miało to wystarczyć im wszystkim na uroczystą kolację wigilijną.Wiem jedno – zimowe polowanie na Kamczatce to wcale nie te peł-ne emocji kilka sekund związanych z samym strzałem. To od po-czątku do końca wielka przygoda – doświadczenie życia!

Page 30: Gazeta Łowiecka 7/2015
Page 31: Gazeta Łowiecka 7/2015

Wielkie Łowy W PUSZCZY ŻAGAŃSKIEJ

Po miesiącach przygotowań 17 i 18 października odbyła się druga edycja Wielkich Łowów w Puszczy Żagańskiej. W polowaniach

wzięło udział ok. 280 myśliwych, a imprezy towarzyszące przyciągnęły zarówno

myśliwską brać, jak i sympatyków łowiectwaTEKST: JAROSŁAW KARWAŃSKIZDJĘCIA: JUSTYNA GÓRECKA

Page 32: Gazeta Łowiecka 7/2015

32

Inicjatorami wydarzenia były za-rządy dziewięciu kół łowieckich gospodarujących w obwodach

na terenie powiatów żagańskiego i żarskiego z „ojcem chrzestnym” Jerzym Przybeckim (prezesem KŁ Borówka) na czele. Wielkie Łowy zorganizowano w spo- sób wielowymiarowy. Stanowiły one okazję zarówno do promocji, jak i przybliżenia mieszkańcom tego re-gionu idei łowiectwa. Uroczystości rozpoczęły się przemarszem ulicami Żagania licznie zgromadzonych my-śliwych – z Placu Generała Maczka do Pałacu Książęcego – przy udzia-le sygnalistów, sokolników oraz wła-ścicieli psów myśliwskich ze swoimi pupilami. Następnie na dziedzińcu pałacu nastąpiło oficjalne powita-nie przybyłych gości, parlamentarzy-stów, myśliwych, władz miasta oraz przedstawicieli Lasów Państwowych.

ODZNACZENIA I WYSTAWAPo przemówieniach prezes Okrę-gowej Rady Łowieckiej w Zielo-nej Górze Andrzej Skibiński wraz z łowczym okręgowym Zdzisławem Rudkiewiczem dokonali uroczyste-go wręczenia odznaczeń łowieckich. Na szczególną uwagę zasługuje od-znaczenie przyznane wielkiemu pa-sjonatowi łowiectwa, nemrodowi

z Republiki Czeskiej Zdenkowi Therowi, którego obecność i udział w przygotowaniach nadała wydarze-niu międzynarodowy charakter.Po udekorowaniu wyróżnionych myśliwych nastąpiło otwarcie wy-stawy łowieckiej prezentującej tro-fea myśliwskie, fotografie Andrzeja Wierzbieńca oraz literaturę łowiecką minionych wieków ze zbiorów zna-nego bibliofila Leszka Szewczyka.

DLA KAŻDEGO COŚ MIŁEGONa dziedzińcu zorganizowano jar-mark, gdzie można było zapoznać się z biżuterią, ceramiką, malarstwem, rzeźbami, akcesoriami myśliwskimi oraz skosztować swojskich wędlin z dziczyzny. Były występy sygnali-stów, pokazy sokolników, prezenta-cje psów myśliwskich oraz przejażdż-ki konne. Dużym zainteresowaniem cieszyła się również elektroniczna strzelnica myśliwska oraz pokazo-wy turniej łowiecki zorganizowa-ny przez bractwo rycerskie, które w stylistyce średniowiecznej przy-bliżało ówczesne techniki polowań. Prezentowano również efekty reali-zowanego przez Nadleśnictwo Ru-szów projektu dotyczącego aktywnej ochrony nizinnych populacji głuszca (Tetrao urogallus L.) na terenie Borów Dolnośląskich i Puszczy Augustow-

Page 33: Gazeta Łowiecka 7/2015

33

Page 34: Gazeta Łowiecka 7/2015

34

Page 35: Gazeta Łowiecka 7/2015

35

Page 36: Gazeta Łowiecka 7/2015

36

skiej. Na stoisku PZŁ prowadzono zajęcia edukacyjne oraz konkursy przyrodnicze dla najmłodszych.

PORA NA ŁOWYW niedzielnym programie imprezy przy żagańskim pałacu przygoto-wano pokaz wabienia jeleni, pogoń za lisem, występy sygnalistów, de-gustacje potraw z dziczyzny oraz na zakończenie uroczysty pokot z pełnym ceremoniałem myśliw-skim. Równocześnie od rana, na terenie dziewięciu obwodów ło-wieckich trwały polowania. Ideą łowów była także integracja śro-dowiska myśliwych, których w wy-niku wcześniej przeprowadzonego losowania „przyporządkowano” do różnych, często bliżej nieznanych sobie obwodów łowieckich. Dwu-dniowe myśliwskie święto było

również znakomitą okazją do orga-nizacji polowania dla zielonogór-skich Dian 2015. W Wielkich Ło-wach brały udział następujące koła łowieckie: „Jenot” Bogatynia, „Bo-rówka” Zielona Góra, „Ponowa” Wymiarki, „Bóbr” Żagań, „Ryś” Żary, „Knieja” Zielona Góra, „Grzywacz” Brzeźnica, „Odyniec” Jelenia Góra oraz KŁ „Św. Eusta-chy” Gościeszowice. Łącznie polo-wało około 280 myśliwych.

KRÓL, KRÓLOWA I… PECHOWIECPo bezpiecznych łowach przepro-wadzonych przy pięknej, jesiennej pogodzie i koleżeńskiej atmosferze, na pokocie złożono jelenia byka, jelenia łanię, 16 dzików, 5 lisów oraz 96 bażantów. Największymi łaska-mi Św. Huberta mogły poszczycić się Diany, gdyż to one pozyskały

Page 37: Gazeta Łowiecka 7/2015

najwięcej zwierza. Królową Wiel-kich Łowów Puszczy Żagańskiej i jednocześnie królową polowania Dian została Justyna Górecka (po-zyskany jeleń byk), obecna Królowa Polskiego Łowiectwa. Ciekawostką jest fakt, że Justyna obroniła tytuł Królowej Dian z roku 2012 oraz Królowej Wielkich Łowów w Pusz-czy Żagańskiej z roku 2014. Królem natomiast tegorocznej edycji łowów został Łukasz Durec. Wicekróle-stwo przypadło w udziale Zbignie-wowi Marusiakowi oraz Wacławo-wi Buganikowi. Tytuł Pechowca Polowania nadano Ryszardowi Ho-łyńskiemu, Króla Pióra – Adamo-wi Majchrzakowi, natomiast Króla Pudlarza – Robertowi Kosickiemu. Wszystkim serdecznie gratulujemy, choć niektórym zalecamy trening strzelecki!

PODZIĘKOWANIANależy podkreślić, że wybór miej-sca nie był przypadkowy, bowiem w czasach Księstwa Żagańskiego tereny te były areną wielu polowań, a na błoniach pałacu książęcego odbywały się uroczyste zakończe-nia polowań. Składamy serdeczne słowa uznania i podziękowania dla wszystkich organizatorów Wielkich Łowów Puszczy Żagańskiej, którzy przyczynili się do przeprowadzenia uroczystości, w szczególności dla: Burmistrza Miasta Żagań, Gminy Żagań, Nadleśnictwa Żagań, Zarzą-du Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Zielonej Górze oraz włodarzom wcześniej wymienio-nych dziewięciu kół łowieckich.

Page 39: Gazeta Łowiecka 7/2015

Zachowaj jesienią smak lata!

W poprzednim wydaniu Gazety Łowieciej zaprosiliśmy Was do świata cydrowych smaków. Teraz pora w praktyce sprawdzić, co już wiemy

i potrafimy. Mamy dla Was 3 przepisy na domowy cydr nie tylko z jabłek, ale też

z dodatkiem np. skórki cytryny, wiśni i gruszek

Page 40: Gazeta Łowiecka 7/2015

40

cydrPrzepis na 10 l cydru półsłodkiego jabłkowo-cytrynowego

SKŁADNIKI• 10 kg jabłek• 1 l wody do rozpuszczenia cukru• 1,5 kg cukru• skórka z 1 cytryny

(bez białych części)• regulator kwasowości• drożdże Browin (Ciderini Sweet) • pożywka do drożdży Browin• pektoenzym

WYKONANIEOczywiście najważniejsze są jabłka. Powinny być soczyste, słodkie, doj-rzałe, o odpowiedniej kwasowości i zawartości garbników. Nie usuwa się skórek i pestek, gdyż to one nada-dzą cydrowi szczególnego smaku i aromatu. Jabłka pokroić na ćwiartki (wraz ze skórką i gniazdem nasiennym, lecz bez ogonków) lub zmiksować na miazgę, przełożyć do pojemni-ka fermentacyjnego (można zalać 0,5 l gorącej wody, aby zapobiec ciemnieniu jabłek), dodać pekto-enzym (naturalny środek poma-gający wyizolować sok), drożdże oraz pożywkę. Pojemnik szczelnie zamknąć, zamontować rurkę fer-mentacyjną z wodą i pozostawić

na dwie doby. Po tym czasie odci-snąć sok z miazgi, resztę składników, syrop cukrowy i pozostawić do dal-szej fermentacji na ok. 2 tygodnie, aż stężenie cukru w nastawie będzie wynosiło ok. 4 blg. Po osiągnięciu odpowiedniego stężenia cukru deli-katnie zlewamy cydr do butelek.Jeśli stężenie cukru przy rozlewie wy-nosi poniżej 3 blg, do butelek można dodać 5 g cukru na 1 litr. Jeśli chce-my uzyskać słodszy cydr, możemy dodać cukru niefermentowalnego – ksylitolu.Zabutelkowany cydr przechowuje-my w temperaturze pokojowej przez 2–3 dni, następnie przenosimy do chłodnego pomieszczenia lub lodówki.

Przepis na 10 l ciderini wytrawnego jabłkowo-wiÊniowego (opcjonalnie musujàcego)

SKŁADNIKI• 7 kg jabłek• 5 kg wiśni• drożdże Ciderini Dry Browin• pożywka dla drożdży z wit. B

WYKONANIEJabłka pokrój, wiśnie wydryluj (nie obieraj ich ze skórki). Następnie wyciśnij sok z owoców (np. w so-

Page 41: Gazeta Łowiecka 7/2015

41

cydrkowirówce lub przy użyciu praski do owoców). Uzyskany sok przelej do balonu lub pojemnika fermenta-cyjnego, dodaj drożdże i pożywkę. Fermentację prowadź w tempera-turze 23–25°C. Po około 2 tygo-dniach, kiedy nastaw przestanie już pracować, zlej go znad osadu i po-zostaw w chłodnym miejscu na 2–3 tygodnie. Po upływie tego czasu przelej cydr do butelek. Jeżeli chcesz uzyskać cydr musujący, przed za-kapslowaniem dodaj miarkę cukru (ok. 3 g/0,5 l).

Przepis na 10 l ciderini wytrawnego jabłkowo-gruszkowego (opcjonalnie musujàcego)

SKŁADNIKI• 7 kg jabłek• 6 kg gruszek• drożdże Ciderini Dry Browin • pożywka dla drożdży

WYKONANIEOwoce pokrój (nie obieraj ich ze skórki) i wyciśnij z nich sok (np. w sokowirówce lub przy uży-ciu praski do owoców). Następnie przelej go do balonu lub pojemni-ka fermentacyjnego, dodaj drożdże i pożywkę. Fermentację prowadź w temperaturze 23–25°C.

Po około 2 tygodniach, kiedy na-staw przestanie już pracować, zlej go znad osadu i pozostaw w chłodnym miejscu na 2–3 tygodnie. Po upływie tego czasu cydr przelej do butelek. Jeżeli chcesz uzyskać cydr musujący, przed zakapslowaniem dodaj miar-kę cukru (ok. 3 g/0,5 l).

Pamiętajcie, cydr najlepiej smakuje schłodzony. Smacznego!

Page 42: Gazeta Łowiecka 7/2015

Tradycyjnie w Pułtusku

Po udanym ubiegłorocznym debiucie było pewne, że tak istotna – nie tylko dla mieszkańców Pułtuska – impreza,

na stałe zagości w kalendarzu ważnych wydarzeń regionu.

II Tradycyjny Hubertus Pułtuski już za nami…

Page 43: Gazeta Łowiecka 7/2015

Po udanym ubiegłorocznym debiucie było pewne, że tak istotna – nie tylko dla mieszkańców Pułtuska – impreza,

na stałe zagości w kalendarzu ważnych wydarzeń regionu.

II Tradycyjny Hubertus Pułtuski już za nami…TEKST: MAŁGORZATA GRĄBCZEWSKA

ZDJĘCIA: WIESŁAW TRZCIŃSKI

Page 44: Gazeta Łowiecka 7/2015

44

Święto myśliwych, leśników i jeźdźców odbyło się 17 paź-

dziernika w pułtuskim Domu Polo-nii i na zamkowej polanie. Oczywi-ście nie tylko brać łowiecka uczciła św. Huberta, ale również mieszkań-cy Pułtuska i okolic.

NIESTRASZNY NAM DESZCZ… Tegoroczne obchody tradycyjnie rozpoczęto polową mszą świętą na dziedzińcu zamkowym. Potem wszyscy myśliwi udali się na polo-wanie. Pozostali uczestnicy i za-proszeni goście brali udział w dru-giej części imprezy, która pomimo niezbyt udanej pogody cieszyła się ogromnym powodzeniem. Zgroma-dzona publiczność w strugach desz-czu podziwiała pokazy sokolnicze, tresurę psów myśliwskich i pokazy jeździeckie. Wielu uczestników tegorocznego Hubertusa wzięło udział w licznych zabawach konkursowych z atrak-cyjnymi nagrodami. Oczywiście nie zabrakło też czegoś dla smakoszy, na których czekał szereg gorących smakowitych dań z dziczyzny.

DZIEŃ PEŁEN WRAŻEŃNie lada atrakcję dla małych i dużych sympatyków łowiectwa przygoto-wało również Nadleśnictwo Puł-

tusk, które w specjalnym namiocie wystawiło trofea myśliwskie. Wszy-scy z niecierpliwością czekali jednak na najważniejszą część programu, czyli myśliwski pokot. Jak się oka-zało, w tym roku, mimo niepogody, liczba upolowanej zwierzyny była imponująca. Choć w ciągu dnia wrażeń zdecy-dowanie nie brakowało, to dopeł-nieniem łowieckiego święta był uro-czysty Bal Myśliwski. Zabawa trwała do białego rana. Organizatorzy II Tradycyjnego Hubertusa Pułtuskiego dziękują wszystkim za udział w tegorocznej imprezie i zapraszają za rok!

Page 45: Gazeta Łowiecka 7/2015

45

Page 46: Gazeta Łowiecka 7/2015

Odzież na aktywne polowania

LAPPLANDDla myśliwych preferujących aktywne polowania, ze zmienną pogodą i różnym tempem aktywności, stworzyliśmy rodzinę Lappland – seria zaawansowanej odzieży hybrydowej, wzorowanej na popularnej serii turystycznej Keb. Odzież Lappland jest zbudowana z materiałów, które oferują swobodę ruchów i potra  ą wytrzymać ekstremalne warunki pogodowe. Odzież z tej serii jest cicha, dobrze wentylowana i miękka. Wszystkie produkty posiadają legendarną jakość i styl Fjallraven’a. Ponieważ, jeżeli wszystko pasuje jak trzeba jest tylko jeden czynnik decydujący o tym jaki będzie ten dzień, TY.

Lappland Hybrid Jacket CamoRozmiary: damskie xxs-xl, męskie xs-xxl

Materiał: 100% poliester, Strecz: 63% poliamid, 26% poliester, 11% elastanKurtka dostępna również w wersji kolorystycznej Dark Olive

Dowiedz się więcej na: www.� allraven.pl/hunting

Kaptur ochronnyDopasowany, odczepiany i regulowany w

trzech kierunkach

Łatwy dostęp do kieszeni piersiowych

Dwie duże kieszenie zapina-ne na zamek, z siateczkowymi

kieszonkami wewnętrznymi, na radio, telefon itp.

Poczuj wolnośćStrecz na plecach, kies-

zeniach piersiowych i rękawach daje większą

wentylację.

ŁącznośćOtwór na radio na ramieniu.

WarunkiWiatro i wodoodporny poliester na froncie, ramionach i na rękawach, w maskowaniu Orange Camo lub Dark Olive.

Zmniejsz ciśnienieOtwory wentylacyjne z

dwukierunkowymi zam-kami po bokach.

Bądź gotówZrównoważona, lekka kurtka na

dni w biegu.

KreatywnośćWiele możliwości dostosowa-nia rzepów i zamków.

PrzeładowanieŁadownica na lewym ramieniu, szybki dostęp i pewne zamknięcie.

Bez braków amunicjiDwie płaskie kieszenie

frontowe z miejscem na paczkę amunicji.

Page 47: Gazeta Łowiecka 7/2015

Odzież na aktywne polowania

LAPPLANDDla myśliwych preferujących aktywne polowania, ze zmienną pogodą i różnym tempem aktywności, stworzyliśmy rodzinę Lappland – seria zaawansowanej odzieży hybrydowej, wzorowanej na popularnej serii turystycznej Keb. Odzież Lappland jest zbudowana z materiałów, które oferują swobodę ruchów i potra  ą wytrzymać ekstremalne warunki pogodowe. Odzież z tej serii jest cicha, dobrze wentylowana i miękka. Wszystkie produkty posiadają legendarną jakość i styl Fjallraven’a. Ponieważ, jeżeli wszystko pasuje jak trzeba jest tylko jeden czynnik decydujący o tym jaki będzie ten dzień, TY.

Lappland Hybrid Jacket CamoRozmiary: damskie xxs-xl, męskie xs-xxl

Materiał: 100% poliester, Strecz: 63% poliamid, 26% poliester, 11% elastanKurtka dostępna również w wersji kolorystycznej Dark Olive

Dowiedz się więcej na: www.� allraven.pl/hunting

Kaptur ochronnyDopasowany, odczepiany i regulowany w

trzech kierunkach

Łatwy dostęp do kieszeni piersiowych

Dwie duże kieszenie zapina-ne na zamek, z siateczkowymi

kieszonkami wewnętrznymi, na radio, telefon itp.

Poczuj wolnośćStrecz na plecach, kies-

zeniach piersiowych i rękawach daje większą

wentylację.

ŁącznośćOtwór na radio na ramieniu.

WarunkiWiatro i wodoodporny poliester na froncie, ramionach i na rękawach, w maskowaniu Orange Camo lub Dark Olive.

Zmniejsz ciśnienieOtwory wentylacyjne z

dwukierunkowymi zam-kami po bokach.

Bądź gotówZrównoważona, lekka kurtka na

dni w biegu.

KreatywnośćWiele możliwości dostosowa-nia rzepów i zamków.

PrzeładowanieŁadownica na lewym ramieniu, szybki dostęp i pewne zamknięcie.

Bez braków amunicjiDwie płaskie kieszenie

frontowe z miejscem na paczkę amunicji.

Page 48: Gazeta Łowiecka 7/2015

Jak co roku w Węgrowie

Już po raz 7. Nadleśnictwo Łochów, Zarząd Okręgowy PZŁ w Siedlcach i Parafia Rzymskokatolicka p.w. św. o. Pio

w Węgrowie z proboszczem ks. Wiesławem Niemyjskim zaprosili myśliwych i sympatyków łowiectwa

na Hubertusa Węgrowskiego. W tym roku wcześniej niż zazwyczaj, bo 10 i 11 października

TEKST I ZDJĘCIA: ORGANIZATOR HUBERTUSA WĘGROWSKIEGO

Page 49: Gazeta Łowiecka 7/2015

Jak co roku w Węgrowie

Już po raz 7. Nadleśnictwo Łochów, Zarząd Okręgowy PZŁ w Siedlcach i Parafia Rzymskokatolicka p.w. św. o. Pio

w Węgrowie z proboszczem ks. Wiesławem Niemyjskim zaprosili myśliwych i sympatyków łowiectwa

na Hubertusa Węgrowskiego. W tym roku wcześniej niż zazwyczaj, bo 10 i 11 października

TEKST I ZDJĘCIA: ORGANIZATOR HUBERTUSA WĘGROWSKIEGO

Page 50: Gazeta Łowiecka 7/2015

50

Na zamku w Liwie 10 paździer-nika o godz. 6.30 odbył się

Apel na Łowy – modlitwa do św. Huberta, której przewodniczył Ka-pelan Krajowy Polskiego Związ-ku Łowieckiego ks. prof. Wojciech Frątczak. Następnie ślubowanie myśliwych przyjął Adam Stępniak, prezes Okręgowej Rady Łowieckiej w Siedlcach. Po ślubowaniu odbyła się odpra-wa myśliwych, którą poprowadził łowczy okręgowy Adam Wróblew-ski i od godziny 7 do 14 trwało po-lowanie hubertowskie. Po jego za-kończeniu na dziedzińcu Zamku w Liwie odbył się pokot i biesiada myśliwska.

PARADA KONNAGłówne obchody Hubertusa Wę-growskiego to wydarzenia nie-dzieli 11 października. Ok. godz. 11 spod kaplicy św. Ojca Pio w Węgrowie w kierunku miejskie-go rynku wyruszyła parada kon-na, w której uczestniczyły zapro-szone kluby jeździeckie. Jeźdźcy na koniach utworzyli barwny sze-reg, a sygnaliści z zespołu Pasja pod kierownictwem Janusza Gocaliń-skiego wykonali koncert utworów specjalnie ułożonych dla czterech rogów sygnałowych.

W PODNIOSŁYM NASTROJUPo koncercie uczestnicy parady uli-cami miasta wrócili na plac przy ka-plicy św. Ojca Pio, gdzie prowadzący całą uroczystość ks. Tomasz Dusz-kiewicz przywitał wszystkich przy-byłych gości. Wśród nich byli: patron honorowy Hubertusa Węgrow-skiego, poseł Jan Szyszko, senator z Węgrowa i gospodarz uroczystości Maria Koc, europoseł Wiktor Kuź-miuk, poseł Dariusz Bąk, wicemar-szałek województwa mazowieckiego Elżbieta Lanc, wicestarosta powiatu węgrowskiego Halina Ulińska, bur-mistrz Węgrowa Krzysztof Wyszo-grodzki, wójt gminy Liw z siedzibą w Węgrowie Bogusław Szymań-ski, dyrektor Lasów Państwowych Konrad Grzybowski, nadleśniczy z Łochowa Bogusław Piątek (jeden z organizatorów Hubertusa), nadle-śniczy Lasów Państwowych z dyrek-cją w Białymstoku, członek Zarządu Głównego Naczelnej Rady Łowiec-kiej Zygmunt Jasiński, prezes Okrę-gowej Rady Łowieckiej w Siedlcach Adam Stępniak, Komendanci Służb Mundurowych Policji i Straży Po-żarnej, zabezpieczających porządek i bezpieczeństwo imprezy. Następnie ks. Tomasz przywi-tał biskupa diecezji drohiczyń-skiej Tadeusza Pikusa i poprosił

Page 51: Gazeta Łowiecka 7/2015

51

Page 52: Gazeta Łowiecka 7/2015

52

o odprawienie uroczystej huber-towskiej mszy świętej polowej w intencji Polskich Lasów Pań-stwowych. W koncelebrze uczest-niczyli: sekretarz Sekretariatu Episkopatu Polski ks. Dariusz Konieczny, sekretarz ks. biskupa – ks. Tomasz Szmurło, kapelan kra- jowy Polskiego Związku Łowiec-kiego – ks. prof. Wojciech Frątczak i kapelan leśników diecezji drohi-czyńskiej – ks. Józef Poskrobko. Oprawą muzyczną mszy zajął się Reprezentacyjny Zespół Muzy-ki Myśliwskiej Polskiego Związ-ku Łowieckiego pod batutą Mie-czysława Leśniczaka. W homilii ks. biskup zwrócił uwagę na po-trzebę ochrony przyrody i opie-kę nad ginącymi gatunkami. Po-ruszył też jakże ważny dziś temat obrony Lasów Państwowych, które to w stuletniej działalno-ści doprowadziły do najlepszej w Europie ochrony dóbr przyrody, aby te dobra służyły nam i przy-szłym pokoleniom. Po mszy zaproszeni goście złożyli życzenia i pozdrowienia wszystkim leśnikom, myśliwym i jeźdźcom przybyłym na uroczystość. Swoimi doświadczeniami w obronie Lasów Państwowych podzielił się prof. Jan Szyszko.

ATRAKCJE DLA KAŻDEGOOd wczesnych godzin porannych na placu przy kaplicy Św. Ojca Pio rozstawiały się stoiska Jarmarku Hu-bertowskiego. Część z nich zorgani-zowały poszczególne koła łowieckie, prezentowano także zasoby przyrod-nicze Lasów Państwowych, można było posmakować węgrowskiego bi-gosu myśliwskiego oraz różnego ro-dzaju wędlin z dziczyzny, a także pie-czonego na ognisku dzika. Były też konkursy dla dzieci, mło-dzieży oraz dorosłych. Zaintereso-wanie maluchów wzbudziły pokazy tresury psów myśliwskich oraz pta-ków łownych, wśród których były sokoły, sowa i jastrząb. Nieco star-si mogli wziąć udział w corocznej gonitwie za lisem. W tym roku były dwie kategorie wiekowe: dla mło-dzieży i dla dorosłych. W pierwszej triumfowała Wiktoria Wach, zaś w kategorii dorosłych – Paweł Ko-zakiewicz, oboje z Radzymina.Całą imprezę zakończyła wspólna zabawa, której przewodniczyła Ka-pela Znad Baryczy pod przewodnic-twem Bogusława Cebulskiego. Im-preza na długo zostanie w pamięci licznie przybyłej publiczności. A my z niecierpliwością czekamy już na przyszłorocznego VIII Hubertusa Węgrowskiego.

Page 54: Gazeta Łowiecka 7/2015

ZEISS 3-12X56 HTBEZ OGRANICZEŃ

Tej marki myśliwym przedstawiać nie trzeba. Już w pierwszym numerze Gazety Łowieckiej

pisaliśmy o lunecie Zeiss V8. Teraz mamy okazję bliżej przyjrzeć się modelowi 3-12x56 HT,

wyposażonemu w regulator balistyczny ASV+

TEKST I ZDJĘCIA: RICKARD FAIVRETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 55: Gazeta Łowiecka 7/2015

Dzięki soczewkom SCHOTT HT i 56-milimetrowemu obiektywowi obraz jest bardzo jasny

precyzja

Page 56: Gazeta Łowiecka 7/2015

56

Modele HT (High Transmission) to linia lunet premium o naj-

większej jasności. Ich transmisja światła wynosi ponad 95%, co jest możliwe dzięki specjalnym soczew-kom firmy Schott. Obecność powło-ki antykondensacyjnej LouTec spra-wia, że na obiektywie nie osadzają się kropelki wody, czyli teoretycznie powinniśmy mieć czysty obraz nawet w czasie deszczu. Ja, tak czy inaczej, używałbym jakiejś osłony obiek-tywu, np. Butler Creek, dostępnej w wielu naszych sklepach, ale bardzo dobrze, że jest taka powłoka. Poza tym Zeiss HT odznacza się najwy-raźniejszym i najcieńszym krzyżem na rynku, a jego czerwony punkt jest czterokrotnie cieńszy od ludzkiego włosa. W większości lunet czerwony punkt pokrywa 23 mm celu przy dy-stansie 100 m. Tutaj jest to ta sama powierzchnia, ale przy dystansie 300 m, co zwiększa szanse trafienia, bo punkt nie zasłania celu.

W NOCY JAK W DZIEŃPatrząc w tę lunetę, dostrzega-my szczegóły, których normal-nie nie mielibyśmy szans zobaczyć – zwłaszcza gdy zaczyna się ściem-niać. Ostatnio miałem przywilej ćwiczyć szybkie strzelanie pod-czas naganki na realistycznym sy-

mulatorze polowań, gdzie w obraz strzelamy standardową amunicją. Podobnie jak w kinie, w symulato-rach gaśnie światło, gdy zaczyna się film. Tym razem nie był on w jako-ści HD, obraz był przyciemniony i w niskiej rozdzielczości. Przedsta-wiał dziki i sarny biegnące w odle-głości 25 m od strzelca. Pierwszy sztucer, jaki załadowałem, wypo-sażony był w lunetę za ok. 3500 zł o powiększeniu 1.5-6. Miała ona oczywiście opcję podświetlenia, jed-nak po zgaszeniu światła musiałem się naprawdę skupić, żeby zobaczyć zwierzynę. Mimo to nie widziałem jej zbyt wyraźnie. Nic dziwnego, że poszło mi średnio. Drugi sztucer miał lunetę Zeiss 1.1-4 HT. Była to taka różnica, jak między strzelaniem w dzień a w nocy, choć warunki były przecież dokładnie takie same.

ERGONOMICZNIE I ELEGANCKOJak na swój rozmiar model Zeiss 3-12x56 HT jest zaskakująco ele-gancki. Boczne pokrętło regulacji siatki z osłoną jest nieduże, o wiel-kości pokrętła regulacji podświe-tlenia, znajdującego się po drugiej stronie. Ma dokładnie taki rozmiar, żeby używało się go wygodnie, a jednocześnie by nie przeszkadzało. Tu warto wspomnieć, że przed

Page 57: Gazeta Łowiecka 7/2015

57

precyzja

osłoną umieszczona jest dodatkowa bateria CR2032.

CO WARTO WIEDZIEĆ O ASV+Bęben ASV+ jest oczywiście więk-szy ze względu na potrzebę szyb-kiego regulowania odległości strza-łu oraz fakt, że często używa się go w rękawiczkach. ASV+ pozwala na regulację balistyczną do 600 m, czyli o 200 m więcej niż ASV. Żeby z niej skorzystać, trzeba najpierw przystrzelić lunetę na 100 m, a po-tem dobrać jeden z 9 pierścieni bali-stycznych do używanej przez siebie amunicji. Pomoże w tym tabela ba-listyczna, którą Zeiss stworzył dla swoich pierścieni. Mogą przydać się

też dane od producenta amunicji, a jeśli nie mamy ich pod ręką, to możemy skorzystać z kalkulato-ra ASV+ na stronie: http://balli-stic-calculator.zeiss.com/. Pierście- nie odpowiadają najczęściej używa- nym kalibrom, ale na zamówienie można dostać również te mniej popularne. Sama zasada jest dość prosta. Dla kuli o opadzie 30 cm na 300 m dobry będzie pierścień dający 30-centymetrowy opad przy 10 klikach, na dystansie od 100 do 300 m. Dłuższe odległości wiążą się z większym opadem kuli, więc pierścień musi mieć większą skalę. Podczas testów używałem amunicji Sako Speedhead 8G kal. 308Win,

Pierścienie balistyczne

Page 58: Gazeta Łowiecka 7/2015

58

która według danych producenta ma opad 41,3 cm na 300 m. Najlepszy wynik dał pierścień nr 005: -39 cm na 300 m przy 13 klikach (na wstępie przy 100 m dał opad 0). Luneta jest zamontowana na Blaserze R8 Pro-fessional Success w wersji z otworem na kciuk i skórzanymi wstawkami. Model ten jest dostępny u polskie-go dystrybutora, firmy M.K. Szuster, w cenie od 16400 zł. Wspaniała rzecz.Szkoda, że ta broń jest tylko użyczo-na, ale chociaż przez chwilę mogę

się nią nacieszyć… Dzięki 58-cen-tymetrowej, półciężkiej lufie, Zeiss powinien mieć idealne warunki.

SPRAWDZONY W DZIAŁANIUUstawiamy się na 300-metrowym torze, regulujemy powiększenie na 12x i przestawiamy regulator bali-styczny o 13 klików. Jeśli teoria się sprawdzi, powinniśmy trafić tuż pod środek tarczy. Co do otworu na kciuk można mieć mieszane uczucia, ale warto go chociaż przetestować,

Moim zdaniem można od razu testować dystans 300 m, zamiast najpierw strzelać na 100 m, a potem szukać danych balistycznych, żeby dobrać odpowiedni pierścień. Mimo niskiego mon-tażu otwarte przyrządy są niewidoczne w obiektywie, nawet przy najmniejszym powiększeniu

precyzja

Page 59: Gazeta Łowiecka 7/2015

59

zanim określi się swoje stanowi-sko. Ja sam w pierwszej chwili po-myślałem, że owszem, na pewno świetnie się sprawdza, jeśli... ktoś lubi wieszać swoją broń na gałę-zi. Jednak po wypróbowaniu kolby z otworem przyznaję, że dzięki temu ulepszeniu zyskuje się napraw-dę pewny, stabilny chwyt. Przegub ręki znajduje się pod znacznie bar-dziej naturalnym kątem, przez co mniej się ona męczy niż przy tra-dycyjnej kolbie. Dzięki temu strzał

jest o wiele pewniejszy. Nie bez przyczyny strzelcy biorący udział w dużych turniejach korzystają wła-śnie z takich kolb, jak również z re-gulowanych bak – czego akurat tej R8-ce brakuje. Każdemu, kto po-ważnie interesuje się strzelectwem, polecam gorąco to rozwiązanie.A wracając do testowania, stało się tak, jak przewidywałem – trafie-nie w sam środek tarczy z pomocą Zeiss 3-12x56 HT było po prostu formalnością.

Moim zdaniem można od razu testować dystans 300 m, zamiast najpierw strzelać na 100 m, a potem szukać danych balistycznych, żeby dobrać odpowiedni pierścień. Mimo niskiego mon-tażu otwarte przyrządy są niewidoczne w obiektywie, nawet przy najmniejszym powiększeniu

Page 60: Gazeta Łowiecka 7/2015

60

PODSUMOWANIE W modelu Zeiss HT 3-12x56 ASV+ nie ma ani jednego elementu, w któ-rym producent poszedłby na kom-promis. Oczywiście, ma to przeło-żenie na cenę, ale również na jakość lunety. Obraz zachowuje wyrazi-stość w całym polu widzenia, nie ma żadnych widocznych zniekształceń, a kolory idealnie oddają naturalne. Krzyż celowniczy jest niezwykle cienki, dzięki czemu nie przesłania widoku. Czerwony punkt ustawia się bardzo płynnie i da się z niego korzystać w każdych warunkach oświetleniowych. Wysoka przepusz-czalność światła i 56-milimetrowy obiektyw sprawiają, że Zeiss HT świetnie nadaje się np. na polowa-nie z zasiadki przy słabym oświe-tleniu. Obecność ASV+ jest do-datkowym atutem. Jeśli ktoś nigdy nie strzela na dystanse dłuższe niż 150 m, to funkcja ta może się wyda-wać zbędna. To błąd, ponieważ kie-dyś może się zdarzyć, że będziemy musieli strzelić z większej odległości, a wtedy będziemy żałować. Poza tym ASV+ zwiększa wartość i ułatwia odsprzedanie lunety, która ma już zamontowaną tę funkcję. Chociaż szczerze watpię, by ktoś chciał się z własnej woli rozstać z tym modelem. Zwykle staram się szukać również

wad testowanych produktów, bo nie ma rzeczy idealnych. Zawsze da się coś poprawić. Jednak tutaj nie zna-lazłem niczego negatywnego, zupeł-nie niczego, co by nie spełniło moich oczekiwań. Mam za to kilka propo-zycji ulepszeń, które można by pro-ponować w opcjonalnej sprzedaży: regulację paralaksy od 50 m w górę oraz zastosowanie ASV+ również w regulacji bocznej, żeby mieć moż-liwość szybkiej kompensacji odchy-lenia pocisku. precyzja

Page 61: Gazeta Łowiecka 7/2015

61

ZEISS 3-12X56 HTPowiększenie: 3–12xŚrednica obiektywu: 56 mmŚrednica okularu: 30 mmŹrenica wyjściowa: 14,9–4,7 mmLiczba zmierzchowa: 8.5 (3x) – 25,9 (12x)Pole widzenia: 12,5 m (3x) 3,5 m (12x) /100 mOdstęp od oka: 90 mmSkok regulacji siatki: na klik 1 cm/100 mKwadrat zakresu ustawienia na 100 m: 120 cm/100 mSiatka celownicza: siatka 60; siatka RAPID-Z 5 (dostępna na zamówienie)Paralaksa: 100 mDługość: 347 mmWaga: 598 gCena: 10100 zł

Dystrybutor:

Powłoka Lotu Tec®

Łatwo uchwytna wieża balistyczna

precyzja

Page 62: Gazeta Łowiecka 7/2015

PRACUJESZ W DOMU LUB W PRACY NARZĘDZIAMI FIRMY FISKARS?

ZRÓB ZDJĘCIE, POKAŻ NAM JAK WYKORZYSTUJESZ DOWOLNE NARZĘDZIA FISKARS W SWOJEJ PRACY. DO WYGRANIA 5 ZESTAWÓW OBEJMUJĄCYCH:

SIEKIERĘ X7

OSTRZAŁKĘ

RĘKAWICE OCHRONNE

WYŚLIJ FOTOGRAFIE NA ADRES: [email protected]

NA WASZE ZDJĘCIA CZEKAMY OD 7 LISTOPADA DO 16 GRUDNIA BR. WYNIKI OGŁOSIMY 18 GRUDNIA.

KONKURS FISKARS

Page 64: Gazeta Łowiecka 7/2015

Łowy na Śląsku i nad Renem Mimo września przydrożny termometr wskazuje

30-stopniowy upał, gdy przed południem przekraczamy granicę polsko-niemiecką.

Jedziemy na rykowisko jeleni szlachetnych na Śląsku. Czeka nas 1000 km w skwarze i trudnych warunkach, ale nie możemy się doczekać!

TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ

Page 65: Gazeta Łowiecka 7/2015

Łowy na Śląsku i nad Renem

Page 66: Gazeta Łowiecka 7/2015

66

Zostaliśmy zaproszeni przez Bogdana i Lilianę, wła-ścicieli „Łowcy”, sklepu

z asortymentem dla myśliwych, którzy pragną pokazać nam piękno swojego kraju.Po przyjeździe do hotelu mamy za-ledwie kilka chwil na rozpakowanie bagażu. Nasz gospodarz, Bogdan, zjawia się niemal natychmiast i ser-decznie nas wita. Szybko orientuje

się, jak jesteśmy głodni i zabiera nas do pobliskiej restauracji z tradycyjną polską kuchnią. Zajadamy się klu-skami śląskimi, roladami i modrą kapustą. No i oczywiście zapozna-jemy się z bogatym asortymentem polskich wódek. Doświadczamy szerokiej gamy smaków, od przy-jemnie słodkawych po takie, od któ-rych włosy jeżą się na głowie! Jed-nak ponieważ jesteśmy wyczerpani

Page 67: Gazeta Łowiecka 7/2015

67

podróżą, a jutro czeka nas wczesna pobudka, mamy dobrą wymówkę, aby zakończyć degustację we właści-wym momencie.

BĘDZIE GORĄCO...Przed snem sprawdzamy jeszcze szybko prognozę pogody na na-stępne dni. Przewidywane tempera-tury do 30°C w ciągu dnia i 24°C w nocy nie dają wiele nadziei na dużą

aktywność zwierząt. I rzeczywiście, kiedy przed świtem wyruszamy do lasu, wyraźnie czujemy, że robi się coraz cieplej. W tych warunkach kozioł sarny w okresie rui byłby bar-dzo aktywny, ale jeleń raczej pozo-staje bierny. Nasi polscy przyjaciele najwyraźniej są tego samego zdania i mają sceptyczne miny.Gdy po niedługim czasie docieramy do łowiska, okolicę spowija gęsta

Page 68: Gazeta Łowiecka 7/2015

68

mgła, więc możemy niezauważe-ni zająć pozycje na stanowiskach. Mój partner Michael oraz Bogdan przedostają się do stojącej dalej ambony, a Liliana i ja wchodzi-my na zwyżkę, która przypomi-na mi lożę dla VIP-ów w teatrze. Wszystko gra, tylko głównych ak-torów brak!

ZA KURTYNĄ MGŁYNiecałe 15 minut później rozpo-czyna się oczekiwane przedstawie-nie. Dobywający się znikąd głębo-ki, gardłowy ryk rozbrzmiewający obok nas podrywa mnie z miej-sca. Tylko ci, którzy doświadczyli tego na własnej skórze, zrozumie-ją, pod jakim jestem wrażeniem. Nie można być bliżej przyrody. To bezcenny przywilej, którym my, myśliwi, zostaliśmy obda-rzeni. Nawet nie widząc niczego w gęstej mgle wiem, że jeleń jest dokładnie przed nami. Mam wra-żenie, jakbym słyszała jego od-dech! Na polanie musiał pojawić się drugi jeleń, ponieważ wyraźnie słyszę, jak ze sobą walczą. Odgłos krzyżowanego poroża przypomi-na dźwięk uderzających o siebie konarów drzew. Wspaniale było-by przejrzeć tę gęstą mgłę i móc podziwiać ten królewski widok!

CISZA PO BITWIEWraz ze wschodzącym słońcem mgła unosi się powoli, odsłaniając pustą polanę. Tam gdzie jeszcze chwilę wcześniej rozgrywała się bitwa, teraz zalega upalna cisza, ale opuszczamy nasze stanowisko zadowolone. Mia-łyśmy zaszczyt doświadczyć czegoś niezwykłego i fascynującego, a teraz nie możemy się doczekać, żeby po-dzielić się tą opowieścią z naszymi mężczyznami. Pojawiają się wkrótce, a ich pokryte potem twarze uzmy-sławiają nam, jak zrobiło się już go-rąco. Najwyższy czas na obfite śnia-danie! Domowa kiełbasa z sarniny cieszy nas tak samo jak opowiadanie historii i planowanie przyszłych wy-padów. Rezygnujemy z polowania w ciągu dnia. Nawet tutaj, w jednym z najbardziej atrakcyjnych siedlisk jelenia szlachetnego w Europie, wy-soka temperatura sprawia, że zwie-rzyna chroni się przed upałem. Le-piej zająć się odkrywaniem Śląska!

TROCHĘ HISTORIIZwiedzamy m.in. zameczek my-śliwski w Promnicach i zamek w Pszczynie. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem stanu budynków oraz zachowanego wyposażenia. Nie trzeba być myśliwym, żeby cofnąć się w myślach do przeszłości i za-

Page 69: Gazeta Łowiecka 7/2015

69

Page 70: Gazeta Łowiecka 7/2015

70

Page 71: Gazeta Łowiecka 7/2015

71

chwycić przepychem, w jakim żyła dawna arystokracja. Odwiedzamy także szczególne miejsca pamięci – Brzezinkę i Oświęcim – ponie-waż są częścią naszej niemieckiej hi-storii. To, co widzimy, wprawia nas w nastrój pełen zadumy i niepokoju, skłaniając do rozmyślań.

I ZNOWU NIC...Czas jednak znowu zanurzyć się w las i posłuchać odgłosów przyro-dy. Niestety słuchanie jest wszyst-kim, co możemy zrobić, bo jelenie zdecydowanie nie są zwolennikami tak wysokich temperatur – wszędzie absolutna cisza zamiast rozpoczyna-jącego się rykowiska. Nasi gospo-darze wzruszają ramionami w prze-praszającym geście, tak jakby to była ich wina i robią wszystko, aby umilić nam czas. Michael przeziębił się, po-nieważ w podróży musieliśmy uży-wać klimatyzacji, więc próbujemy go wyleczyć za pomocą mocniejszych trunków! Spędzamy długi, przyjem-ny wieczór i śpiewamy „Horrido” (niemieckie zawołanie myśliwskie) na wiele głosów pomimo braku suk-cesów w polowaniu.

BEZ TROFEÓWNastępnego ranka zostajemy w łóż-ku i kryjemy się w domu przed upa-

łem, tak jak jelenie w lasach. Dopie-ro wieczorem znowu wychodzimy w łowisko i próbujemy szczęścia da-leko w leśnych ostępach, gdzie, jak nam się wydaje, skryły się jelenie. Spora ilość śladów jest dowodem na ich obecność, a od czasu do czasu słychać ich porykiwania. Widzimy młodego ósmaka. Ale tego wieczo-ru oddanie strzału nie jest możliwe, tak samo jak i następnego ranka, gdy spotykamy innego, obustronnie koronnego byka. Żaden z nich nie spełnia kryteriów odstrzału selek-cyjnego, które są bardzo podobne do naszych w Niemczech, więc może-my tylko cieszyć się ich królewskim widokiem. Oczywiście jesteśmy tro-chę rozczarowani; gdybyśmy mie-li szczęście, byłby to mój pierwszy w życiu jeleń szlachetny. Ale polo-wanie rządzi się swoimi prawami i dlatego jest tak magiczne. Zdobyli-śmy nowych wspaniałych przyjaciół i z zamiarem ponownego odwiedze-nia ich rozpoczynamy podróż po-wrotną do domu, bez wymarzonych trofeów.

ZMIANA PLANÓWMoje rozczarowanie jest chyba bar-dzo widoczne, a gdy przebudzam się z drzemki, słyszę, że Michael pro-wadzi podczas jazdy samochodem

Page 72: Gazeta Łowiecka 7/2015

72

ożywioną rozmowę telefoniczną. A to co znowu – śnię czy zmylili-śmy drogę? Zamiast w stronę domu Michael jedzie w kierunku Nadrenii i szczerzy zęby, gdy zdumiona py-tam o powód tej zmiany. – Nie wracasz do domu bez swojego byka! – mówi ze śmiechem. Okazu-je się, że jedziemy w okolice Lore-ley nad Renem. Odwiedzimy Maxa Wieganda, który ma tam wśród win-nic teren łowiecki z pięknym wido-kiem na Dolinę Renu. Jest tam spo-ro jeleni szlachetnych, które można obserwować nawet za dnia!

RAJSKIE WIDOKIZaraz po przyjeździe i serdecznym powitaniu udajemy się na tereny ło-wieckie. Moja zwyżka nazywa się „Raj” i gdy wspinam się po drabi-nie, bardzo szybko orientuję się, dla-czego. W głębi doliny, na Renie, wi-dać promy; skalista ściana po prawej i winnice po lewej stronie tworzą cu-downą scenerię. Po kilku minutach wychodzą muflony, a zaraz za nimi łania z cielakiem i spokojnie pasą się przede mną. Akurat gdy robię zdję-cia, moją uwagę przykuwa delikatne trzaśnięcie dobiegające zza zwyż-ki. Żadnego dźwięku, żadnego ru-chu – nie ważę się nawet mrugnąć okiem! Jeleń mija moje stanowisko

Page 73: Gazeta Łowiecka 7/2015

73

Page 74: Gazeta Łowiecka 7/2015

74

i z wyciągniętą szyją kroczy w stro-nę samic. Nawet bez lornetki widzę, że jest selekcyjny w II klasie wieku, co daje mi zielone światło...

NA CELOWNIKU– Tylko spokojnie. Trzymaj ner-wy na wodzy – mówię do siebie. W zwolnionym tempie moja Lady Hunter zajmuje pozycję. Kropka celownika przesuwa się w górę i w dół, bo nerwy mam napięte jak postronki. Potrzebuję kilku głę-bokich oddechów, aby wyregulo-wać tętno. Tymczasem byk ustawia się przede mną. Teraz albo nigdy. W końcu rozlega się strzał. Byk pada, a ja szybko przeładowuję. Drugi strzał nie jest konieczny...

STRZELIŁAM BYKA!Dopiero teraz zauważam, jak pocą mi się dłonie. Dłuższa chwila upły-nie, zanim trochę się uspokoję. Drżącymi palcami odpowiadam na SMS-a, którego właśnie dostałam: „Tak, oddałam strzał i tak, strzeli-łam swojego byka!”. Chcę spędzić chwilę sam na sam z moją cenną zdobyczą, więc schodzę ze zwyżki, zanim pojawią się moi towarzysze. Jestem głęboko poruszona, gdy daję mojemu bykowi „ostatni kęs“ i zda-ję sobie sprawę z tego, że w końcu

strzeliłam swojego pierwszego byka jelenia, króla lasu! Dopiero serdecz-ne gratulacje, prezentacja zwierzyny, a następnie ciężka praca przy patro-szeniu sprawiają, że wracam powoli do rzeczywistości, po czym stwier-dzam, że przeżyliśmy nie tylko pa-sjonującą przygodę, ale też zdobyli-śmy niezłą porcję cennej jeleniny!

Page 75: Gazeta Łowiecka 7/2015

75

M i ę e

Page 76: Gazeta Łowiecka 7/2015

KOMFORT W KAŻDYCH WARUNKACHREGATTA

Długie godziny na ambonie, przedzieranie się przez śnieg, błoto i mokre zarośla, intensywna naganka…

Wszyscy to kochamy, ale zabawa jest lepsza, gdy mamy na sobie wygodne, nieprzemakalne i „oddychające” ubranie,

które zapewni nam komfort w terenie. Na dodatek takie, którego zakup nie wyczyścił nam portfela.

Na szczęście te warunki spełniają ubrania marki RegattaTEKST I ZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE

Page 77: Gazeta Łowiecka 7/2015

KOMFORT W KAŻDYCH WARUNKACHREGATTA

Długie godziny na ambonie, przedzieranie się przez śnieg, błoto i mokre zarośla, intensywna naganka…

Wszyscy to kochamy, ale zabawa jest lepsza, gdy mamy na sobie wygodne, nieprzemakalne i „oddychające” ubranie,

które zapewni nam komfort w terenie. Na dodatek takie, którego zakup nie wyczyścił nam portfela.

Na szczęście te warunki spełniają ubrania marki RegattaTEKST I ZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE

Page 78: Gazeta Łowiecka 7/2015

78

Regatta to rodzinna firma, która dzięki zaufaniu użytkowników

stała się najpopularniejszą marką na słynących z deszczowej pogody Wyspach Brytyjskich. Kiedyś mała firma z Manchesteru, dziś produku-je miliony sztuk odzieży, które po-zwalają rodzinom na całym świecie przyjemnie spędzać czas na świeżym powietrzu. Ubrania Regatty doce-nione zostały nawet przez brytyjską królową. W 2012 roku firma otrzy-mała prestiżową Queen's Awards for Enterprise (Królewską Nagrodę Przedsiębiorczości) – najważniejszą, oficjalną nagrodę na rynku brytyj-skim, przyznawaną corocznie od 1965 roku firmom i organizacjom handlowym „za wybitne osiągnię-cia w dziedzinie innowacji i rozwo-ju handlu międzynarodowego”. Nie wiemy, czy królowa podczas week-endowych spacerów po swoich po-siadłościach używa ubrań marki Re-gatta, ale jesteśmy pewni, że spośród bogatej oferty zarówno zimowych, jak i letnich zestawów z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.

POINT 214Kolekcja dla najbardziej wymagają-cych i traktujących poważnie wypady w teren. Naszpikowane nowoczesny-mi technologiami ubrania, idealnie

sprawdzą się podczas długich godzin w lesie. Niezależnie od temperatury, intensywności opadów czy wiatru. Zaprojektowane na ekstremalne gór-skie wyprawy, wspinaczkę i ambitne sportowe wyzwania wyróżniają się niewiarygodną wygodą, lekkością oraz wyjątkową trwałością. Zazwy-czaj produkowane w jaskrawych, lu-bianych przez sportowców kolorach, w tym sezonie dostępne również w mocno stonowanych barwach, w sam raz do lasu.

KOLEKCJE CLASSIC I HERITAGEKlasyczne, lubiane przez wszystkich ceniących sobie tradycję i styl ubrania na co dzień. Niech Was nie zwiedzie jednak ich wygląd. Podobnie jak bar-dziej sportowe kolekcje, tak i ubra-nia Heritage wykorzystują wszelkie dostępne technologie zapewniające komfort i ochronę przed żywioła-mi. Oddychające i wodoodporne membrany Isotex, wiatroszczelne softshelle, techniczne ociepliny na największe mrozy Warmloft i Ther-moGuard czy tradycyjne, ciepłe polary. Wszystko użyte po to, aby nasz dzień zarówno w terenie, jak i w mieście był prawdziwą przyjem-nością. Niezależnie, czy wybierasz się do lasu, na wędkowanie, w góry, na konną przejażdżkę, czy spacer

Page 79: Gazeta Łowiecka 7/2015

79

Page 80: Gazeta Łowiecka 7/2015

80

z przyjaciółmi. Oczywiście klasycz-ny styl Heritage sprawdzi się dosko-nale również podczas codziennych dojazdów do pracy lub na spotkania. W szczególności powinien spodo-bać się paniom, które znajdą tutaj szczególnie dużo bardzo kobiecych strojów na każdą pogodę.

DLA DZIECIAKÓWPodczas tworzenia ubrań w teren Regatta nie zapomniała również o najmłodszych. W kolekcjach zapro-jektowanych specjalnie dla dziecia-ków odnajdziemy te same nowocze-sne technologie, co w profesjonalnej odzieży dla dorosłych. Wszyscy przecież wiemy, że dzieci podczas zabawy raczej nie oszczędzają swo-ich ubrań. Możecie więc być pewni, że kurtki i spodnie dla chłopców i dziewczynek będą mogły znieść naprawdę sporo. Kolekcje dla dzie-ci wyposażone są często również w odblaskowe elementy zwiększają-ce bezpieczeństwo po zmroku.

OBUWIERegatta to nie tylko ubrania. Do kom-pletu potrzebujemy przecież jeszcze „pancernych” butów. I tutaj też ofer-ta przydatnego dla nas ekwipunku jest spora. Od trekkingowych, wy-posażonych w przyczepne podeszwy

i nieprzemakalne membrany butów na najtrudniejszy teren, po klasycz-ne, wysokie kalosze, które jak wie-my sprawdzają się w każdej sytuacji. No może prawie w każdej…

AKCESORIADopełnieniem naszego ekwipun-ku w teren są akcesoria. W ofercie Regatty znajdziemy zarówno ciepłe wełnianki, wodoodporne rękawice, ochraniacze, jak i wytrzymałe skar-pety czy też pojemne plecaki.

ODPOWIEDZIALNOŚĆPomimo swojej obecnej wielkości Regatta pozostała rodzinną firmą. A co za tym idzie, dba o wszystkich swoich pracowników, jak przystało na rodzinne przedsiębiortswo – za-równo o tych pracujących w Euro-pie, jak i na całym świecie. W 100% kontroluje proces produkcji, tak aby wszystkim zatrudnionym osobom zapewnić godziwe i bezpieczne wa-runki pracy. Również wszyscy do-stawcy oraz firmy współpracujące muszą przejść drobiazgową kontro-lę, tak z zakresu warunków pracy, jak i ochrony środowiska. Możemy być zatem pewni, że sprzęt, który do nas trafia, wyprodukowany został w bezpiecznych warunkach i z po-szanowaniem prawa pracy.

Więcej informacji zarówno o firmie Regatta Great Outdoors, jak i o bogatej ofercie marki, znaleźć możecie na www.regatta.pl

Page 85: Gazeta Łowiecka 7/2015

Z REGATTĄ!Wierz ymy, że można prowadzić aktywny styl ż ycia, niekoniecznie będąc wycz ynowym sportowcem!

Pasjonaci są wszędzie. W dużych miastach i małych wioskach. W każdym zakątku Polski znajdą się pełni pomysłów ludzie, którzy chcą

zrobić coś dla innych. Zachęcić do wyjścia na zewnątrz i wspólnego poruszania się. Choć czasem to „zwykłe poruszanie się”

przybiera ekstremalne formy…TEKST I ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE

Page 86: Gazeta Łowiecka 7/2015

86

Właśnie z myślą o takich nała-dowanych energią ludziach

powstał program „RUSZ SIĘ”. Na-szym celem jest wsparcie pasjona-tów, którzy lubią wychodzić z ini-cjatywą i bezinteresownie zachęcają innych do różnych form aktywno-ści sportowych. Twórcą programu „RUSZ SIĘ” jest marka Regatta Great Outdoors, najpopularniejsza brytyjska marka odzieży dla miło-śników spędzania czasu na świe-żym powietrzu. Idea jest prosta – ty przedstawiasz swój projekt organi-zacji sportowego wydarzenia, my wspieramy twoją inicjatywę radami i produktami Regatta!Wspieramy zarówno wielkie ogól-nopolskie wydarzenia, jak i małe lo-kalne eventy. Nieważne, czy razem z innymi biegasz, jeździsz na rowe-rze, wspinasz się, uprawiasz nordic walking czy grasz w piłkę. Dla nas każda forma aktywności się liczy! Bo przecież każdy ruch to zdrowie!

NIEKTÓRE WYDARZENIA, KTÓRE UZYSKAŁY NASZ PATRONAT I POMOCIV Memoriał Wojtka Kozuba – Bieg na Babią GóręBabia Góra to jedna z ikonicznych polskich gór. Corocznie przyciąga

całą rzeszę turystów, zarówno w le-cie, jak i w zimie. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie tam organizowa-ny jest jeden z ciekawszych w na-szym kraju biegów górskich na krót-kim dystansie. Bieg jest poświęcony pamięci tragicznie zmarłego alpi-nisty Wojtka Kozuba. Na zawod-ników czeka czternastokilometro-wa trasa ze sporą jak na ten dystans sumą podbiegów sięgającą prawie 1000 metrów. W tym roku najlepsi pojawili się na mecie już po nieca-łej godzinie i 10 minutach. Jednak w tych pięknych, górskich okolicz-nościach wystartować mógł każdy chętny. Dla wielu sporym wyzwanie było samo ukończenie tej wytężają-cej trasy. Dlatego też mniej ważny był ostateczny wynik – to, co liczy-ło się najbardziej, to dobra zabawa, niesamowity klimat imprezy i walka z własnymi słabościami.

SURVIVAL–PRAKTYK – Misja SpecjalnaŚwietna impreza zorganizowana przez grupę instruktorów surviva-lu w Kamienicy Polskiej. Podczas całodniowej akcji uczestnicy mogli powalczyć w wymagającym, sze-ściokilometrowym Survivalowym Marszobiegu z Przeszkodami oraz w Amatorskich Zawodach Strzelec-

Page 87: Gazeta Łowiecka 7/2015

87

kich z Replik Broni ASG. Dla chęt-nych przygotowano również szkole-nia i treningi z technik przetrwania. Nie obyło się oczywiście bez trady-cyjnej kuchni polowej.

Europejski Bieg RybakaW pierwszy weekend sierpnia biego-we serce województwa zachodnio-pomorskiego zdecydowanie znajdo-wało się w malowniczej Trzebieży. Właśnie tutaj odbył się pierwszy Europejski Bieg Rybaka na dystan-sie 3 mil morskich. Jak przystało na morską imprezę organizatorzy po-starali się o niestandardowe pakiety startowe – zamiast kolejnej koszul-

ki technicznej był bidon oraz bon na zupę rybną oraz bułkę ze śledziem przygotowaną z lokalnych rybackich zdobyczy.

Dogtrekking Frikaj Zakopane 2015Zawody z „najlepszym przyjacie-lem” u boku? To nie mogło się nie udać! Pomimo mocno jesiennej, chłodnej i deszczowej pogody na starcie biegu stanęło mnóstwo psia-ków wraz z opiekunami. Najtwardsi wystartowali o czwartej nad ranem i walczyli na trasie HARD, liczą-cej aż 50 kilometrów. Na dodatek po dotarciu do mety stwierdzili, że pomimo dystansu i fatalnej po-

Page 88: Gazeta Łowiecka 7/2015

88

gody wcale nie było tak trudno! Na szczęście organizatorzy przygo-towali też trasy na dystansach osią-galnych dla przeciętnego, lubiące-go się poruszać zawodnika. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, dzięki czemu chyba nikt nie wyjechał z Za-kopanego niezadowolony. Walka na wszystkich dystansach była zacięta. Zarówno opiekunowie jak i psiaki dawali z siebie 100%. Pozytywnym i godnym naśladowania elementem zawodów był start poszukujących nowego domu zwierzaków ze schro-niska. Wśród nich najlepszy okazał się Teo, który zajął drugie miejsce w kategorii HARD mężczyzn. Wraz z opiekunem biegaczem pokonał 50 kilometrów w czasie 6 godzin 1 minuty i 49 sekund. Kciuk do góry, idę w góry!Plecaki, śpiwory, noclegi w schroni-skach i ogniska z gitarą! Ta na pozór zwyczajna górska wyprawa jest jedy-na w swoim rodzaju. Organizowa-na jest bowiem specjalnie dla nasto-latków z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. W tym roku uczestnikom w ciągu sześciodniowej akcji w gó-rach udało się pokonać imponującą odległość 72 kilometrów. Skrzycz-ne, Barania Góra, Stożek to tylko niektóre szczyty, przez które biegła

trasa wyprawy. Nie obyło się oczy-wiście bez obtartych stóp, obola-łych pleców, lekkich kryzysów na szlakach, ale piękne widoki, wieczo-ry przy gitarze i ognisku oraz radość z dotarcia do celu, zrekompensowa-ły wszelkie trudy!To oczywiście jedynie wybór niektó-rych wydarzeń wspieranych przez projekt RUSZ SIĘ. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś i ty dołą-czył do akcji. Zarówno jako uczest-nik lub jako organizator. Masz po-mysł na organizację ciekawego, sportowego wydarzenia w miejscu, w którym mieszkasz? Jeśli robisz to bez żadnych finansowych zysków, a przyświeca Ci jeden cel – zachęce-nie ludzi do działania i aktywnego spędzania wolnego czasu, chętnie wesprzemy Cię w realizacji Twojej inicjatywy!

SAMO SIĘ NIE ZROBI! RUSZ SIĘ i sprawdź

na www.ruszsie.org

Page 90: Gazeta Łowiecka 7/2015

KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE

BibliofilstwoMONOGRAFIE KÓŁ ŁOWIECKICH

Pora na kolejną gałąź kolekcjonerstwa w dziedzinie bibliofilstwa, mianowicie monografie.

A konkretnie: monografie Kół Łowieckich

TEKST: BOGUSŁAW BAUERZDJĘCIA: BOGDAN KOWALCZE

Monografia to praca naukowa omawiająca jakieś zagadnie-

nie w wyczerpujący sposób. To ze-branie i omówienie wszystkich do-stępnych informacji bezpośrednio dotyczących danego zagadnienia. Zazwyczaj wydawana jest w posta-ci publikacji wydanej w całości (np. książka), ale monografią może być również artykuł, jeżeli spełni okre-ślone kryteria, np. właściwy aparat naukowy i metoda naukowa, pra-widłowe udokumentowanie, wy-czerpanie tematu. Monografie do-

tyczące nauk humanistycznych na ogół są dużo obszerniejsze od prac z nauk ścisłych. Monografię można stworzyć dla każdego tematu: oso-by, grupy ludzi, wydarzenia, miejsca geograficznego, urządzenia, części tego urządzenia, metody postępo-wania, pojęcia abstrakcyjnego itd. – tyle o monografii mówi Wikipedia.

RYS HISTORYCZNYMonografia Koła to nic innego jak zebrany i spisany rys historyczny Koła Łowieckiego, niekoniecznie

Page 91: Gazeta Łowiecka 7/2015
Page 92: Gazeta Łowiecka 7/2015

92

Page 93: Gazeta Łowiecka 7/2015

93

na okoliczność jakiegoś jubileuszu. W Polskim Związku Łowieckim są Koła, które korzeniami sięgają czasów sprzed I wojny światowej, a data powstania i kontynuacja ist-nienia o czymś świadczą: 1880 – To-warzystwo Myśliwych w Rzeszowie, 1881 – Klub Myśliwski „Diana” w Łańcucie, 1884 – Otwockie Kół-ko Myśliwskie im. Św. Huberta w Warszawie. Biorąc do ręki daną monografię i przeglądając ją, można stwierdzić pewną chronologiczność w jej pisa-niu, choć różnie to z tą chronologią w niektórych monografiach bywa. Pierwszy zazwyczaj dział to wstęp przedstawiający rys historyczny Koła, jego genezę, datę założenia, wykaz założycieli. W miarę możli-wości jest to poparte zdjęciami pro-tokołów i zezwoleń na zawiązanie Koła, zezwoleń na broń, archiwalny- mi zdjęciami z polowań zbiorowych lub indywidualnych, zebrań, introduk-cji, pokotu, odpraw myśliwskich czy zdjęć zbiorowych członków Koła itp.

GOSPODARKA ŁOWIECKASkoro przebrnęliśmy już przez rys historyczny, to w drugiej części mo-nografii przedstawiana jest gospo-darka łowiecka, w której to opisy-wane są dzierżawione przez Koło

obwody łowieckie oraz zwierzyna, jaka na danym terenie występuje i jaką się pozyskuje. Są to opisy prac w dziedzinach hodowli, ochrony i introdukcji zwierzyny, walki z kłu-sownictwem, wykazy urządzeń ło-wieckich itp. Oczywiście wszystko udokumentowane zdjęciami oraz szkicami map obwodów.

KOMPOZYCJA AUTORSKATrzecia część monografii to już za-zwyczaj kompozycja twórcza au-tora, w której zazwyczaj jest: skład Zarządu w poszczególnych latach oraz wykazy: odznaczonych człon-ków, myśliwych, którzy odeszli do „krainy wiecznych łowów”, a także pozyskanej zwierzyny w danym se-zonie. Większość monografii uka-zuje to w formie tabelowej lub wy-kresowej. Ponadto przedstawiane są dyplomy, odznaczenia czy listy pochwalne, sylwetki zasłużonych członków Koła, wycinki z gazet mówiące o jego działalności w da-nym regionie, współpracy ze szko-łami, wszelkich uroczystościach i spotkaniach członków Koła, opis jego siedziby, a także część poświę-cona strzelectwu myśliwskiemu, jeśli członkowie Koła posiadają jakieś wy-różnienia w strzelectwie. Wymieniać można jeszcze wiele, ale najbardziej

Page 94: Gazeta Łowiecka 7/2015

94

moją uwagę podczas czytania mo-nografii przykuwają opowieści my-śliwskie wzięte prosto z życia Koła. Często słyszy się w danym Kole, jak to Stachu strzelał do zająca albo jak Zdzicha chciały przewrócić dziki na stanowisku, ale to się tylko opowia-da i z czasem starsze historie zanikają, a słowo zapisane pozostaje na dłużej. Dlatego czytam takie zapiski z uzna-niem dla autora, który je zebrał.

SZATA GRAFICZNAZwracam również uwagę na szatę graficzną wydania, a ona jest cza-sem naprawdę imponująca np. na końcach działów czy stron są m.in. rysunki zwierzyny, natury czy na-wet rysunki humorystyczne. Ja-kość wydania także jest różnoraka – od sztywnych okładek i kredo-wego papieru do miękkich okładek i papieru prawie że makulaturowe-go. No cóż, wszystko zależy od za-sobności portfela, ale i od samego autora, który może pochodzić trosz-kę „po prośbie” o dofinansowanie do publikacji. Przeglądając u kole-gów potężne zbiory, bo od 150 szt. do ponad 600 szt. pozycji monogra-fii Kół Łowieckich, naprawdę trafia-ją się rodzynki, które są majstersz-tykiem. Pisząc o jakości, miałem na myśli wydania po 2000 roku,

gdzie mamy już tak duży dostęp do komputeryzacji i techniki druko-wania, że może być ona imponują-ca. Monografie z lat 1950–1970 to przede wszystkim wydania w więk-szości na fotokopiarkach czy po-wielaczach lub pisane na maszynie z małą ilością zdjęć lub nieposiada-jących ich wcale. Lecz i z tych lat są monografie z tak zwanej wyższej półki – ze zdjęciami czarno-biały-mi przemieszane już z kolorowymi, w sztywnej obwolucie i zrobione ręką introligatora. Podsumowując, można powiedzieć, iż monografia Koła to zebranie wszelkich dokumentów i wyda-rzeń z jego życia w jednym miejscu, do czego bardzo zachęcam naszych Czytelników. Warto pomyśleć o ta-kiej inicjatywie w swoim Kole Ło-wieckim. Darz Bór!

Ze zbiorów Bogdana Kowalcze i Bogusława Bauera

Page 95: Gazeta Łowiecka 7/2015

95Ze zbiorów Bogdana Kowalcze i Bogusława Bauera

Nowości

Rozmaitości

Page 98: Gazeta Łowiecka 7/2015

felietonSŁAWOMIR

PAWLIKOWSKI

Wiele mówi się o koleżeńskości czy etyce myśliwskiej. Często też poruszany jest przez myśliwych temat

współpracy naszego Związku z innymi podmiotami, które teoretycznie mają z nim wspólne interesy.

W dzisiejszym felietonie zajmę się firmą najbardziej związaną z PZŁ, czyli Lasami Państwowymi

Są one gospodarzem większo-ści obwodów leśnych dzierża-

wionych przez Koła Łowieckie w naszym kraju. Pomijam już fakt, że interes obu instytucji jest trochę rozbieżny w kwestii hodowli zwierzy-ny płowej. Jak wiemy, łosie, jelenie, da-niele czy sarny to dla gospodarki leśnej szkodniki. W przeciwieństwie do dzi-ków, które znowu są zmorą Kół Ło-wieckich, zwłaszcza na terenach rolni-czych o wielkoobszarowych uprawach kukurydzy czy innych zbóż.

Podzielę się z Wami refleksją na temat dziwnej sytuacji w jednym z Kół Łowieckich południowej Pol-ski. Jak już wspominałem, intere-sy Polskiego Związku Łowieckiego są w kwestii hodowli jeleniowatych kością niezgody między Związkiem a Lasami Państwowymi. Pamiętamy z historii słynne redukcje łosi, któ-re doprowadziły do tego, że gatu-nek ten do chwili obecnej jest objęty całorocznym okresem ochronnym. Były też w wielu regionach naszego

Trzy kłódki

Page 99: Gazeta Łowiecka 7/2015

kraju lokalne redukcje jelenia szla-chetnego, które również nic dobre-go dla hodowli nie przyniosły. Być może dzięki temu w Lasach Pań-stwowych zmniejszyły się szkody w uprawach… Ale czy na tym ten nasz wspólny interes ma polegać? Ostatnio dowiedziałem się o niepo-kojącym zjawisku, które ma miejsce w pewnym nadleśnictwie krakow-skiej RDLP. Otóż zarządzający jed-ną z jednostek terenowych Lasów Państwowych pan nadleśniczy za-bronił członkom Kół Łowieckich, które dzierżawią tereny na obsza-rze tegoż nadleśnictwa, wjeżdżania na teren Lasów Państwowych na czas polowania swoimi prywatny-mi samochodami. Co to w prak-tyce oznacza? Otóż jest to teren, w którym aby dostać się do łowiska, znajdującego się w środku obwodu,

trzeba czasem pieszo pokonać kil-ka kilometrów. Nie jestem osobiście zwolennikiem jeżdżenia tam i z po-wrotem po drogach leśnych, ale jeśli mam niepotrzebnie pokonywać kil-ka kilometrów przez inne łowiska i niepokoić zarówno zwierzynę, jak i innych polujących w tych miejscach Kolegów, to chyba logiczne jest prze-jechanie tej odległości samochodem? Najgorsze jest to, że ów pan, zapo-minając najwyraźniej o czymś takim jak Ustawa o ochronie danych oso-bowych, zażądał od członków Kół Łowieckich, żeby w razie pozosta-wiania swoich samochodów w po-bliżu rogatek-wjazdów na teren LP, pozostawiali kopie „Upoważnień do wykonywania polowania indywidu-alnego” w miejscu dobrze widocz-nym w aucie. Po wielu protestach ze strony Kół Łowieckich ustąpił

Page 100: Gazeta Łowiecka 7/2015

100

w tej kwestii o tyle, że „pozwolił” zamazać adres myśliwego wpisany w „Upoważnienie”, ale nadal pod-trzymuje swoją wersję z kopią tego dokumentu za szybą. Mamy więc do czynienia z absurdalną sytuacją, w której Koła Łowieckie płacące tenuty dzierżawne nie mogą spo-kojnie wykonywać statutowych za-dań, bo jeden człowiek, próbujący coś swym postępowaniem udowod-nić, robi krecią robotę Kolegom… bo sam też jest członkiem PZŁ. Z tego co ustaliłem, ostatnio sytu-acja trochę uległa zmianie. Zmiana ta jednak utwierdza mnie w przeko-naniu, że członkowie grupy Monty Python mieliby wspaniałą inspira-

cję do kolejnych skeczów w typie „Ministerstwa głupich kroków”. Tym razem byłby to skecz pod tytułem „Drzwi do lasu na trzy kłódki”. Tyle bowiem kłódek po-siada szlaban do wjazdu na teren leśny owego nadleśnictwa. Podob-no jedna kłódka jest własnością Lasów Państwowych, druga Koła Łowieckiego, a trzecia urzędu gmi-ny. Za patent techniczny osoba, która go skonstruowała, powinna dostać nagrodę ministra gospodar-ki. Dzięki niej firmy produkujące kłódki na pewno zanotują wzrost sprzedaży. Co się tyczy zwykłej lo-giki, to tutaj jest wyraźny jej brak. Darz Bór.

Page 102: Gazeta Łowiecka 7/2015

Wyżeł niemiecki długowłosy

Page 103: Gazeta Łowiecka 7/2015

Kiedy rozpoczynałem pisanie tego artykułu, zacząłem sobie wyobrażać protesty wszystkich

posiadaczy wyżłów krótkowłosych i szorstkowłosych. Dzisiaj jednak pora na długowłose, bezdyskusyjnie

piękne psy. A czy ich uroda idzie w parze z użytkowością, to właśnie dobry temat na artykuł…

TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA www.charyzmat.pl

Page 104: Gazeta Łowiecka 7/2015

104

Wyżła długowłosego klasy- fikujemy jako psa duże-

go, raczej harmonijnej i szczupłej budowy, o charakterystycznej dłu-giej sierści i piórze na ogonie. Jest to pies bardzo zrównoważony, po-godny i potrzebujący bezpośred-niego kontaktu z przewodnikiem. Lubi być głaskany i nagradzany. To często powoduje, że podczas szkolenia wielu właścicieli naduży- wa nagród i niestety nie potrafi wyegzekwować odpowiednich za-chowań u psa.

PO POLUJĄCYCH RODZICACHJak zwykle przy omawianiu wszyst-kich opisywanych przeze mnie ras psów myśliwskich, uczulam na to, aby kupować psa po polujących ro-dzicach. Chyba że z góry zakłada-my, iż ma być kanapowcem – wte-dy nie ma to znaczenia. Natomiast w przypadku zakupu psa użytko-wego niezbyt popularnej rasy bez-względnie musimy zwrócić na to uwagę. Z psa myśliwskiego zrobić kanapowca to żadna sztuka, gorzej w drugą stronę. Może to być trudne

Page 105: Gazeta Łowiecka 7/2015

105

nawet dla doświadczonego trenera.Kiedy już kupimy szczeniaka, musimy pamiętać, że im większy pies, tym wcześniej trzeba zacząć etap socjalizacji, a szkolenie moż-na odłożyć w czasie. Psy dużych ras dojrzewają późno i wymaga-ją od nas wiele wysiłku podczas szkolenia.

PRACA Z WYŻŁEMJak wszystkie wyżły, również i wy- żeł niemiecki długowłosy jest psem, którego domeną jest zwierzyna drob-

na. W jego wykonaniu szczególnie widowiskowa jest doskonała stój-ka, a wytrenowany odpowiednio aport to najlepsza nagroda dla my-śliwego. Ważne, by zaczynać pracę z wyżłem w suchym polu z bażan-tami lub kuropatwami. Kaczka to „temat”, jaki powinien być prze-robiony w trzecim lub czwartym polu. W przeciwnym razie bardzo inteligentny pies, jakim jest wyżeł, może nabrać złych nawyków, któ-re później będzie bardzo trudno wyplenić.

Page 106: Gazeta Łowiecka 7/2015

106

DŁUGODYSTANSOWIECNależy podkreślić, że wyżeł nie-miecki długowłosy to rasa, którą ku-pujemy sercem. Nie chcę udowad-niać jej wyższości nad innymi – to zupełnie niepotrzebne. Kto raz zo-baczy wyżła długowłosego w pracy – na pewno się w nim zakocha.Tym, co go wyróżnia, jest widoczne dostojeństwo w ruchu, raczej powol-na i flegmatyczna praca, ale dlatego dokładna i skuteczna. Dłuższy włos zapewnia mu bardzo dobrą izolację termiczną w niższych temperatu-rach i predysponuje do pracy w wo-dzie. Pływa doskonale i bez proble-mu pokonuje dystanse najdłuższych aportów. Oczywiście, pamiętać na-leży, że jak każdy przedstawiciel rasy dużej, jest bardzo ostrożny i do wody należy przyzwyczajać go stop-niowo, aby się nie zniechęcił. Kiedy już polubi pływanie, możemy treno-wać bez końca.Widywałem wyżły długowłose doskonale pracujące dolnym wia-trem jako tropowce, ale należy wspomnieć, że miały one prze-wodników, od których wszyscy moglibyśmy się uczyć. Nie można oczekiwać od psa tak rosłego, że będzie dzikarzem, ale tropy kilku-setmetrowe nie stanowią dla niego żadnego problemu.

SIŁA SPOKOJUW mojej ocenie wyżły niemieckie długowłose mają jeszcze jedną zale-tę – nie są hałaśliwe, co może w nie-których przypadkach przesądzić na ich korzyść. Delikatny chwyt aportu i brak agresywnych zachowań to ich wielkie zalety.Polecam wyżły niemieckie długo-włose wszystkim ludziom o spo-kojnym i stonowanym charakterze, wszędzie tam, gdzie dużo poluje się na zwierzynę drobną.Swoją charakterystyczną szlachetną postawą i nietuzinkową urodą umi-lą one każde polowanie, a ich właści-ciele będą mieli poczucie, że polują z kimś wyjątkowym.

Page 107: Gazeta Łowiecka 7/2015

107

Page 108: Gazeta Łowiecka 7/2015

Zostań WoodXpertem!

Gdy za oknem szaro i zimno, nie ma nic przyjemniejszego niż ciepło domowego

kominka. Niestety, przygotowanie drewna na opał to ciężka praca. Ale to przeszłość...

Z nową linią narzędzi Fiskars zbieranie i przenoszenie ciężkiego drewna

nie jest już problemem!TEKST I ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE

Page 110: Gazeta Łowiecka 7/2015

110

Fiskars WoodXpert™ to pełna oferta nowych narzędzi do drew-na, które wyróżnia perfekcyjna równowaga ergonomii i trwałości. Dzięki nowym narzędziom leśnym każdy użytkownik może zostać WoodXpertem!

NARZĘDZIA DO ZADAŃ SPECJALNYCHNarzędzia z serii WoodXpert™ to idealne profesjonalne wsparcie w takich czynnościach, jak przygoto-wanie drewna na opał, podnoszenie i przenoszenie małych pieńków czy zbieranie przygotowanego drewna. Przy projektowaniu tych nowator-skich narzędzi skupiono się przede wszystkim na ułatwieniu użytkow-nikowi pracy, idealnym uchwycie i najwyższej jakości ostrzy.

Z CAPINĄ ŁATWIEJTo specjalne narzędzie do podno-szenia i przenoszenia drewna. Dzię-ki zakrzywionemu ostrzu w łatwy i szybki sposób możemy chwycić pieniek i przeciągnąć lub przenieść go bez obciążania pleców. Również

zbieranie wcześniej przygotowa-nych pieńków będzie dużo prostsze. Co ważne, bez ciągłego schylania możemy łatwo podnosić drewno.

HAKI I KLESZCZE Te narzędzia także ułatwiają prze-noszenie przygotowanego drewna do miejsca jego obróbki. Hak oraz kleszcze wyposażone zostały w spe-cjalnie profilowane rączki gwaran-tujące komfort pracy, a zaostrzone końcówki narzędzia zabezpieczają drewno przed wysunięciem podczas pracy. Niski profil ostrzy ułatwia podważanie pieńków.

BEZPIECZNE DLA UŻYTKOWNIKAWszystkie narzędzia z serii Wood- -Xpert™ wyposażone są w antypo-ślizgowe trzonki z tworzywa Soft-Grip™, a ich specjalnie profilowane zakończenie zabezpiecza prawidło-wy chwyt.

W skład serii wchodzą: tasak karczow-nik i capina w wersjach do pracy jed-ną ręką lub oburącz, hak i kleszcze oraz specjalny pas na narzędzia i rękawice ochronne.

Page 112: Gazeta Łowiecka 7/2015

Miss / Mister psów myśliwskich 2016 W dniach 12–14 lutego 2016 r. odbędzie się finał

IV edycji konkursu na Miss / Mistera psów myśliwskich, podczas którego zostaną wybrane najpiękniejsze psy ras

myśliwskich. To kolejna edycja z finałem na żywo podczas Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE

w PoznaniuTEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWIN

www.poradniklowiecki.pl

Page 113: Gazeta Łowiecka 7/2015

Miss / Mister psów myśliwskich 2016 W dniach 12–14 lutego 2016 r. odbędzie się finał

IV edycji konkursu na Miss / Mistera psów myśliwskich, podczas którego zostaną wybrane najpiękniejsze psy ras

myśliwskich. To kolejna edycja z finałem na żywo podczas Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE

w PoznaniuTEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWIN

www.poradniklowiecki.pl

Page 114: Gazeta Łowiecka 7/2015

114

Patronem honorowym wyda-rzenia zostały Targi Myślistwa

i Strzelectwa KNIEJE w Pozna-niu, co gwarantuje, że uzyska ono odpowiednią oprawę, a sam finał będą mogły obejrzeć tysiące osób odwiedzających targi. Mimo że jest to dopiero IV edycja konkursu na Miss/Mistera psów myśliwskich, wydarzenie już na stałe zagościło w corocznym kalendarzu imprez myśliwskich i kynologicznych. Z każdą edycją zwiększa się liczba uczestników i zgłoszonych do kon-kursu psów. Do III edycji zgłoszo-no prawie 100 psów około 30 ras myśliwskich, z czego w finale zoba-czyliśmy 30 psów – przedstawicieli 14 ras.

MYŚLIWSKIE, CZYLI WYJĄTKOWEKażda kolejna edycja cieszy się co-raz większą popularnością zarówno wśród uczestników konkursu, jak i osób zainteresowanych kynologią łowiecką. W trakcie konkursu wy-raźnie zwiększają się statystyki od-wiedzin strony konkursowej, a do Poradnika Łowieckiego wpływa mnóstwo informacji, sugestii i słów poparcia dla tego wydarzenia. Dzię-ki temu udaje się coraz szerzej popu-laryzować wśród myśliwych, a także osób niezwiązanych z łowiectwem,

wspaniałych towarzyszy łowów, którzy są także naszymi przyjaciół-mi na co dzień. Psy ras myśliwskich są wyjątkowe, o czym mogą przeko-nać się kolejne osoby podczas nad-chodzącego konkursu.Ma on nietypowy charakter, po-nieważ przy wyborze Miss/Mistera wiodące są inne kryteria niż te sto-sowane podczas wystaw, konkur-sów klubowych czy prób polowych. W tym konkursie każdy pies ma szansę na zwycięstwo, chociaż nie to jest głównym celem tego wyda-rzenia.

POD DOBRYM PATRONATEMW tym roku patronem medialnym konkursu została Gazeta Łowiecka. Wydarzenie wspiera również jed-na z najlepszych brytyjskich marek outdoorowych Regatta oraz jeden z największych sklepów interneto-wych dla posiadaczy czworonogów rutek24.pl z Poznania oraz artysta Krzysztof Skubik malujący ogniem na drewnie.

Uwaga! Inne firmy i osoby zainte-resowane wsparciem tego wyda-rzenia zapraszamy do kontaktu z redakcją Poradnika Łowieckiego.

Page 115: Gazeta Łowiecka 7/2015

115

INFORMACJE O KONKURSIERozpocznie się on 1 grudnia 2015 r. i od tego dnia będzie można zgła-szać psy aż do 15 stycznia 2016 r. za pośrednictwem formularza na stronie konkursowej w serwisie Po-radnika Łowieckiego. Po tym termi-nie internauci wybiorą Miss/Mistera w kategorii: Głosowanie internau- tów. Psy do udziału w finale na żywo wybrane zostaną spośród wszystkich uczestników konkursu przez Komisję konkursową skła-

dającą się z przedstawicieli patro-nów i firm wspierających konkurs. Regulamin i dalsze informacje przedstawione zostaną na po-czątku grudnia w serwisie Poradnika Łowieckiego i na łamach Gazety Łowieckiej. Zapraszamy wszystkich właścicieli czworono-gów do udzialu w konkursie, śle-dzenia jego przebiegu w wymienio-nych serwisach internetowych oraz przybycia na finał w lutym 2016 r. w Poznaniu!

Page 116: Gazeta Łowiecka 7/2015

Nowa Zelandia

Page 117: Gazeta Łowiecka 7/2015

W KRAINIE HOBBITÓW

Tej myśliwskiej wyprawy na pewno nie da się zapomnieć. Nie była to bowiem kolejna

turystyczna wycieczka, tylko surowa lekcja prawdziwego łowieckiego życia

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

HOMARY, KOZY I OPOSY

Nowa Zelandia

Page 118: Gazeta Łowiecka 7/2015

118

Był piękny, słoneczny dzień. Ra-zem z Matildą znajdowaliśmy

się w mieście portowym Kaikoura, położonym w północno-wschod-niej części nowozelandzkiej Wy-spy Południowej. Nazwa Kaikoura oznacza homara. Wystarczy, że się przejdzie 500 m od środka zatoki i zacznie brnąć po kolana w wodzie, a bez problemu można złowić tuzin tych skorupiaków. Jedyne, co trzeba ze sobą wziąć, to stary mop, z tych przypominających dredy. Wtyka się go w znajdujące się pod lodowa-tą wodą jamki, potrząsa kilka razy i wyciąga – zwykle razem z jednym lub dwoma wściekłymi homarami. Naszą wizytę w Kaikourze zaczęli-śmy od spróbowania tego przysmaku w jednej z tawern. Kelner zaserwował

nam homary – dwa małe dzieła sztu-ki, zatopione w morzu słodkiego ma-sła – ale okazały się prawie niejadalne. Udało nam się je przełknąć dopiero po kilku dobrze schłodzonych piwach i odpowiedniej ilości przystawek…

JAK U TOLKIENANastępnego dnia opuściliśmy mia-sto. Pół godziny na północ od Ka-ikoury skręciliśmy w głąb lądu, prze-jechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż rzeki Clarence, aż dotarli-śmy do strumienia zwanego George Stream. Kilkaset metrów wyżej cze-kał na nas niesamowity widok – zie-lone pagórki jakby wyjęte z „Wład-cy Pierścieni” Tolkiena, a wszędzie dookoła pełno pasących się krów i owiec. Tylko patrzeć, a spotkamy

Nowa Zelandia

Page 119: Gazeta Łowiecka 7/2015

119

Bilba Bagginsa, Froda i całą masę innych hobbitów. Trasa wiodła wą-skimi dróżkami to w górę, to w dół, a niecodzienny filmowo-baśnio-wy krajobraz wprowadzał nas w stan ekscytacji. Nic dziwne-go, że reżyser Peter Jackson wy-brał Nową Zelandię jako plenery do swojej superprodukcji. Jedy-ne, co napawało nas niepokojem, to góry, które wydawały się wyż-sze i nieco bardziej złowieszcze, niż można by sądzić. Szare i zimne niczym Mordor wznosiły się nad zieloną okolicą jak surowi, ostrze-gający przed niebezpieczeństwem strażnicy. A my właśnie w ich kie-runku zmierzaliśmy i nic nie mogło nas powstrzymać, nawet przebita opona oraz problemy z silnikiem.

Z CIĘŻKIM PLECAKIEMTrzy godziny po planowanym cza-sie dotarliśmy wreszcie na miejsce i zaczęliśmy się przygotowywać do wyjścia w łowisko. Plan zakładał przejście przez tereny „The Kaiko-ura Range” do rzeki Clarence, któ-ra płynie również po tej stronie gór. Tam mieliśmy osiedlić się na tydzień lub dwa w miejscu zwanym Jam Hut. Nie zabraliśmy ze sobą zbyt wiele je-dzenia, licząc, że zgodnie z zapowie-dzią będzie tam w bród ryb i zwie-rzyny. Zamiast żywności miejsce w plecaku zajęła więc wędka. Mo-głem sobie też pozwolić na zabranie kilku sztuk broni: śrutówka na dzi-kie kuropatwy i króliki, jednostrza-łowiec do zasiadki i sztucer, który i tak nosiła Matilda. Szybko zorien-

Nowa Zelandia

Page 120: Gazeta Łowiecka 7/2015

120

towałem się, że mój plecak jest o wie-le za ciężki i przejście z nim choćby 100 m będzie prawdziwą udręką. Cóż, teraz już nic z tym nie zrobię, pomyślałem i ruszyłem przed sie-bie, z tego wszystkiego zapominając zamknąć samochód...

DROGA DO CELUIdąc, spotkaliśmy dwóch myśliwych, którzy od rana próbowali podejść któregoś z ryczących w pobliżu jele-ni. Kiedy powiedzieliśmy im, dokąd zmierzamy, w ich oczach pojawił się respekt, który zamiast wywoły-wać satysfakcję, powinien wzbudzić w nas niepokój. Teraz już wiemy, że jeśli „kiwi”, czyli miejscowy, pa-trzy na ciebie w taki sposób, to na-leży zrewidować swoje plany. My jednak, niczego nie podejrzewając, ruszyliśmy z zadowoleniem w dalszą drogę w górę rwącej rzeki. Jej szum był irytujący, chociaż tracił na sile w miarę jak wchodziliśmy w wyższe partie gór. Tego dnia widzieliśmy kilka stad kozic. Nasz puls przy-jemnie podwyższył się na ich wi-dok, jednak w drodze nie mogliśmy strzelić żadnej zwierzyny, bo by nas to skutecznie spowolniło. Poza tym broń była jeszcze nieprzystrzelona. Tutejszy zwyczaj przystrzeliwania broni na plaży jakoś nas nie przeko-

nywał. My, Szwedzi, jesteśmy z na-tury ostrożniejsi – przynajmniej na początku. Tak więc nieprzystrzelo-na broń i myśl o niesieniu na plecach pod górę 20-kilowej zdobyczy po-wstrzymały nas od oddania strzału. Do wieczora zobaczyliśmy jeszcze trzy jelenie: łanię, łańkę i cielaka.

OKO W OKO Z OPOSEMMatilda wyciągnęła z plecaka do-datkowy sweter. Ja wyjąłem namiot, oba śpiwory, jedzenie, kuchenkę, la-tarki i inne „bzdety”, jak to ona na-zywa. Rozbiliśmy obóz i przygoto-waliśmy szybki posiłek. Szliśmy dziś przez 8 godzin, i to w większości pod górę, więc kiedy w końcu mogliśmy się położyć, to nawet mimo nie-równego, twardego podłoża nasze ciała wypełniło miłe uczucie. Obu-dziłem się dwie godziny później, z paskudnym przeczuciem, że ktoś lub coś stoi tuż przed naszym na-miotem. Nagle rozległ się przenikli-wy szczek! Coś pomiędzy odgłosem wydawanym przez lisa, sarnę albo mundżaka – ci, którzy mieli okazję polować w Anglii na tego małego jeleniowatego wiedzą, jakie dźwięki potrafi wydać, gdy jest przerażony. Tak się przestraszyłem, że aż mnie to zdenerwowało. Wydałem z siebie ryk, budząc zdezorientowaną Matil-

Nowa Zelandia

Page 121: Gazeta Łowiecka 7/2015

121

Page 122: Gazeta Łowiecka 7/2015

122

dę, która zastała mnie próbującego założyć czołówkę i załadować broń. Kilka sekund później byłem już na zewnątrz i w świetle latarki dostrze-głem wpatrującą się we mnie z wy-sokiego kamienia parę oczu. Jeśli ni-gdy nie widziało się possuma, czyli oposa australijskiego, ani nie miało pojęcia o jego obecności w łowisku, to spotkanie go w takich okoliczno-ściach jest naprawdę przerażające. Dałem tłuściochowi dokładnie to, o co prosił: trzy nienawistne US4. Ostatni strzał pomyślany był jako ostrzeżenie dla innych oposów: na przyszłość bądźcie ciszej. Myślicie, że posłuchały? Przeciwnie, wszędzie

było pełno ich krzyków. A ja nie mo-głem już zasnąć, tej nocy udało mi się złapać tylko godzinę snu.

MYŚLIWSKI UPÓRDzień rozpoczęliśmy od kawy. Dzię-kowałem niebiosom za słońce, bo nie ma nic gorszego, niż pakowanie obozu w deszczu. Wkrótce znów się wspinaliśmy. Tak naprawdę po-winniśmy byli zawrócić pierwszego dnia, ale byłem zdeterminowany. Z każdą nową rozpadliną nasza od-waga malała. Robiło się coraz bar-dziej stromo. Wąwozy były coraz węższe, aż w końcu zmuszeni by-liśmy wspinać się na wodospady i stare urwiska skalne, żeby w ogóle przejść dalej. Już wtedy wiedziałem, że to mniej więcej koniec wyciecz-ki, jednak cierpię na pewną „cho-robę” właściwą wielu myśliwym. Mianowicie ciągle słyszę w głowie głos, który mówi mi: „jeszcze ka-wałek, zajrzyj tylko za tamtą skałę”. Oczywiście nigdy nie ma tam tego, czego się spodziewam. Wtedy znów przekonuję sam siebie, że za następ-nym wąwozem będzie już z górki. Na pewno trafię do zielonej doliny, w której aż roi się od zwierzy-ny. Te głosy w mojej głowie po 4 godzinach zaprowadziły nas na szczyt samotnej góry, na której jedy-

Page 123: Gazeta Łowiecka 7/2015

123

Page 124: Gazeta Łowiecka 7/2015

Nowa Zelandia

124

nym gościem był wiatr. Krajobraz w dole przypominał wspomniany już Mordor – mnóstwo ciemnych górskich szczytów i żadnej widocz-nej drogi do znajdującej się po dru-giej stronie doliny. Pozostało jedynie zawrócić. Zajęło nam to 16 godzin. W tym miejscu muszę oddać Matil-dzie honory, bo świetnie dała sobie radę podczas tej wędrówki. Ja sam już pod koniec prawie się poddałem.

NA ODLUDZIUPonieważ jestem uparty, zrobiłem wszystko, by dostać się do Jam Hunt.

Dlatego dobę później, już wypoczę-ci, siedzieliśmy w helikopterze i sy-mulowaliśmy nieprzyzwoite gesty środkowym palcem w kierunku gór, które teraz znajdowały się w komfor-towej odległości od nas. Na wszelki wypadek wziąłem ze sobą również łuk. Pilot stwierdził, że bardziej niż Jam Hunt przypadnie nam do gu-stu chata zwana Haycock Bivvy, ze względu na wyższe położenie i mniejszą liczbę myśliwych, a więc większą szansę na pozyskanie kozi-cy. To właśnie różnorodność gatun-ków łownych była przyczyną, dla

Page 125: Gazeta Łowiecka 7/2015

Nowa Zelandia

125

której na wyprawę wybrałem tereny „The Kaikoura Range”. Mieliśmy tu duże szanse na wypatrzenie jelenia, dzika, dzikiej kozy [zdziczałej kozy domowej – przyp. red], kozicy gór-skiej, a jeśli będziemy mieć szczę-ście, to również pojedynczych tarów himalajskich. Tym razem naszym celem były dzikie kozy. Po wylądo-waniu wypakowaliśmy swoje rzeczy z helikoptera, który szybko odleciał. Okolica nie wyglądała tak, jak so-bie wyobrażaliśmy, a na dodatek do-mek, w którym mieliśmy mieszkać był trzy razy mniejszy od Jam Hut

i nie miał kominka. Teren wokół był niezwykle stromy, a poniżej chaty, w której mieliśmy spędzić 7 dni, biegła mała górska rzeczka. Miała 30 cm głębokości i tyle samo szeroko-ści. W pobliżu nie było nic innego, co by się nadawało do wędkowania. Zorientowałem się, że nie wystarczy nam jedzenia...

PIERWSZY KOZIOŁPrzez pierwsze dni wychodziliśmy głównie na krótkie zwiady dooko-ła domku. Wciąż byliśmy zmęczeni. Na szczęście szybko nam przeszło

Page 126: Gazeta Łowiecka 7/2015

Nowa Zelandia

126

i w końcu po całym dniu zasiadki strzeliliśmy pierwszą kozę. Pamię-tam, że kiedy siedzieliśmy i cze-kaliśmy na zwierzynę, studiowa-łem uważnie wszystkie małe blizny i świeże, wciąż czerwone rany na nogach i ramionach. Nigdy, w ca-łym moim życiu nie byłem w bar-dziej kolczastym terenie. Nagle w pobliżu pojawił się dziki kozioł z młodym. Przygotowałem się do strzału, a Matildzie przykazałem fil-mować. Kozy znajdowały się na pła-skowyżu po drugiej stronie wąwozu i wyglądało na to, że idą dokładnie w naszą stronę. Wąwóz nie był szer-szy niż 50 m, za to głęboki na 60 m. My leżeliśmy na jednym jego skraju, a zwierzęta zbliżały się do drugiego. Wiedziałem, że mam mnóstwo cza-su, dlatego postanowiłem nacieszyć się chwilą. Oto leżałem w obcym kra-ju, pod wysokimi górami pełnymi lo-dowców i ośnieżonych szczytów, na niewielkim pagórku w cieniu drzewa i w każdą stronę miałem doskona-ły widok na dziesiątki kilometrów. Do tego u boku miałem ukochaną i wyglądało na to, że zaraz strzelę swoją pierwszą nowozelandzką zdo-bycz. Pamiętam, że zanim nacisną-łem niezwykle twardy spust, kozioł spacerował sobie po szerokiej na nie więcej niż kilka centymetrów półce

Page 127: Gazeta Łowiecka 7/2015

Nowa Zelandia

127

skalnej. Najmniejszy błąd oznaczał jego pewną śmierć, ale on sprawiał wrażenie, jakby to było niezwykle proste. W zasadzie nie umiem po-wiedzieć, który z sześciu oddanych przeze mnie strzałów był trafiony, ale kozioł uszedł w krzaki i już nie wyszedł. Teraz wystarczyło tylko zejść w dół wąwozu i wspiąć się na płaskowyż, na którym prawdopo-dobnie leżała tusza. Problem w tym, że pokonanie drogi, która w prostej linii liczyła jakieś 50 m, zajęło nam 2 godziny, i kiedy dotarliśmy na miejsce, byliśmy wykończeni. Zna-leźliśmy kozła tam, gdzie zniknął. Starych „billy goat” [przyjęta w ję-zyku angielskim zwyczajowa nazwa samca kozy; z kolei samicę nazywa się „nanny goat” – przyp. tłum.] ra-czej w ogóle się nie zjada. Pozyskuje się je, ponieważ są uważane za szkod-niki – i rzeczywiście nimi są. Wszę-dzie dookoła nas widać było ogrom-ne szkody, zarówno w krajobrazie, jak i roślinności. W książce gości w domku czytaliśmy, że jeden z my-śliwych, który był tu 5 lat wcześniej, strzelił 470 kóz w ciągu jednego ty-godnia. Trochę ciężko nam było w to uwierzyć, bo jak dotąd nie spo-tkaliśmy ich tu wiele, ale jak tylko pozyskaliśmy pierwszego osobnika, w oczach włączył nam się kozi ra-

dar. Gdzie nie spojrzeliśmy, tam wi-dzieliśmy kozy. Zaraz po tym, jak uporaliśmy się z pierwszą zdobyczą, strzeliłem jeszcze jednego kozła w średnim wieku. Udało nam się jeszcze podejść na 10 m watahę dzików, ale trawa była trochę za wysoka, a wieczór zbyt późny, żeby strzelać. Tę samą wata-hę wypatrzyliśmy jeszcze raz w na-stępnych dniach, ale tym razem była za daleko dla mojego sztucera. Poza tym mieliśmy już mało amunicji, bo przy przystrzelaniu Matilda podała mi złe dane. Tak więc przystrzelona czy nie, nadal nie mogłem strzelać z tej broni. W końcu po wielu pudłach udało mi się zrobić z tym porządek.

KOZY NA CELOWNIKU Kolejnego poranka nigdy nie za-pomnę. Nie zdążyliśmy odejść od domku więcej niż 20 m, kiedy Ma-tilda zobaczyła pasące się w pobliżu stado. Stało przy niewielkim wąwo-zie prowadzącym do znajdujące-go się dokładnie przed domkiem większego jaru. Z gracją pantery wbiegłem na wzniesienie i znala-złem sobie miejsce, skąd mogłem obserwować zwierzęta. Najpierw w mój obszar widzenia weszła czarna koza. I niemal natychmiast padła po moim strzale. W stadzie zagotowało

Page 128: Gazeta Łowiecka 7/2015

128

się. Kozy zrozumiały, że pora ucie-kać. Położyłem jeszcze jedną, która próbowała wymknąć się górą, kolej-na padła, zanim pierwsza dosięgła dna wąwozu. W sumie z liczącego 7 kóz stada tylko 2 umknęły, by dalej niszczyć lokalną florę. Polowanie na dzikie kozy jest o tyle ciekawe, że ni-gdy nie wiadomo, gdzie się pojawią. Mogą być na szczycie pionowej ścia-ny 500 m nad tobą albo zaskoczyć cię znienacka, gdy akurat się opa-lasz. Czasami jednego dnia wszędzie ich pełno, a następnego nie ma już po nich śladu. Osobiście lubiłbym je bardziej, gdyby nie było ich tak wie-le i gdyby nie były tak głośne.

KONIEC ZAPASÓWPiątego dnia skończyło nam się je-dzenie, więc zmuszeni byliśmy zjeść jednego starego kozła. Smakował dokładnie tak, jak pachniał, czyli źle. Zadaniem Matildy przed wyjaz-dem było zaopatrzenie nas w prze-kąski, jednak sama zjadła większość batonów i ostatecznie musiałem po-silać się czymś, co równie dobrze mogło by być przynętą dla innych zwierząt. Zacząłem więc obserwo-wać okolicę w poszukiwaniu koź-lęcia, które mógłbym strzelić moim jednostrzałowym karabinem. Na-boje do sztucera skończyły się dwa

dni wcześniej, gdy Matilda strzeli-ła dwa piękne samce, a ja jednego. W tym momencie, jak na zamówienie w naszym polu widzenia pojawiła się „nanny” z trzema młodymi. Stadko szło prosto na nas. Gdy zatrzyma-ły się na skalnym występie, wziąłem na cel najmniejsze koźlę, które gład-ko stoczyło się w dół. Podniosłem je, zważyłem w rękach – było jak bardzo duży zając lub mały lis. Wie-czorem upiekliśmy je na rożnie pod rozgwieżdżonym niebem. Tłuszcz skwierczał przyjemnie, a dym pach-niał trochę przyprawami, które za-brałem z domu. Gdy Matilda ob-róciła złociście rumianą pieczeń, zapachniało rozmarynem i czosn-kiem. Prawdziwa uczta!

I ZNOWU OPOSYPrzez ostatnie dni trzymaliśmy się blisko chatki, w której teraz czuli-śmy się dużo bardziej jak w domu. Również góry wydawały się nieco przyjaźniejsze. Może dlatego, że wie-dzieliśmy już, dokąd prowadzą po-szczególne ścieżki i gdzie zwierzę-ta mają swoje wodopoje. Każdego wieczoru widziałem oposy. Strzeli-łem kilka z nich i zachowałem so-bie cenne futro. Ściągnięcie go jest bardzo proste, a można je sprzedać w zasadzie w każdym mniejszym

Page 129: Gazeta Łowiecka 7/2015

129

Page 130: Gazeta Łowiecka 7/2015

Nowa Zelandia

130

miasteczku w Nowej Zelandii. Tu-taj wiele osób się z tego utrzymu-je, a prawie każdy robi to od czasu do czasu – przynajmniej na Wyspie Południowej. Jak wspomniałem, fu-tro oposa australijskiego jest bardzo wartościowe, a zwierzęta te są wiel-kimi szkodnikami, dlatego więk-szość wiejskich rodzin posiada swo-je linie pułapek (ang. „traplines”), które opróżniają w weekendy. Powrót naszego helikoptera opóźnił się o parę dni ze względu na złą po-godę. W tym czasie pożywialiśmy się kozami i czytaliśmy książki, któ-re ktoś zostawił w domku. To świet-na zasada w tego typu domkach, że zawsze trzeba po sobie coś zosta-wić. W książce gości napisaliśmy, ile widzieliśmy i strzeliliśmy zwierząt, kiedy tu byliśmy i jak się nazywamy.

NIESPODZIANKA NA POŻEGNANIEPodsumowując, jeśli się jest w No-wej Zelandii i chce zapolować na kozy, to Haycock jest dobrym miej-scem. Podczas naszej wyprawy widzieliśmy ok. 300 osobników, z których ponad 50 nadawało się do pozyskania, gdybyśmy tyl-ko mieli ochotę i wystarczającą ilość amunicji. Najlepsze tereny są w dole znajdującego się przy domku strumienia, a najlepszą porą na łowy

jest wieczór, chociaż kozy zdawały się poruszać przez cały dzień, nawet jeśli było bardzo ciepło. Wtedy moż-na je znaleźć przy wodopoju w dole wąwozu, gdzie jest trochę chłodniej. Dziki z kolei trzymają się obszaru na prawo od domku, gdzie jest więcej trawy i mieszanych zarośli. Nieste-

ty jeleni już więcej nie widzieliśmy. Za to nigdy nie zapomnę, jak na koniec wspiąłem się na jeden z wyż-szych szczytów. Po 20 minutach wymagającej wspinaczki dotarłem na płaskowyż. Z powodu jego wklę-słego kształtu na środku zbierała się woda. Dookoła rosła trawa, ale na drzewa było stanowczo za wysoko. Na zachodzie widać było rzekę, a gdy zwróciłem głowę na wschód wydało mi się, że pomiędzy góra-mi widzę morze. Wtedy spojrzałem na ziemię i okazało się, że prawie nadepnąłem na wspaniały wieniec dwunastaka. Nie mam pojęcia, jak byk się tutaj dostał, ale musiał być fe-nomenalnym wspinaczem. Taka nie-spodzianka na pożegnanie z Nową Zelandią wprawiła nas w świetny humor. I bardzo dobrze, bo czekała nas długa droga do domu...

Podczas naszej wyprawy widzieliśmy ok. 300 osobników, z których ponad

50 nadawało się do pozyskania

Page 131: Gazeta Łowiecka 7/2015

131

ZADZWOŃ, ZAMÓW - DOSTĘPNE “OD RĘKI”

ww

w.d

elta

opti

cal.p

l

Mińsk Mazowiecki Nowe Osiny, ul. Piękna 1T. 801.011.337, 25 747.80.04

Generacja: cyfrowaPowiększenie: 4,6x lub 6,5x (zależnie od modelu)Iluminator: laserowy 808 nmZasięg detekcji do 250 m Wyświetlacz: monochromatyczny 640 x 480Wyjście VIDEO umożliwia zapis obrazu zewnętrznym rrejestratoremTubus: 30 mmOpcjonalny iluminator niewidoczny dla zwierzyny

Dostępne modele

Yukon Photon XT 4,6x42 L 2290 zł Yukon Photon XT 6,5x50 L 2490 zł

DO OBSERWACJI DZIENNO-NOCNYCH

BES

TSEL

LER

PHOTON XTPHOTON XTWBUDOWANYILUMINATORLASEROWY

Page 132: Gazeta Łowiecka 7/2015

LAS jest dla mnie DOMEM

W poprzednim wydaniu Gazety Łowieckiej zamieściliśmy relację z wyborów Królowej Polskiego Łowiectwa,

które marka Regatta zorganizowała podczas Targów Hubertus Arena 2015.

Zgodnie z obietnicą, w tym numerze publikujemy wywiad z łaskawie nam panującą

Justyną Górecką

ZDJĘCIA: ARCHIWUM JUSTYNY GÓRECKIEJROZMAWIA: DOMINIKA PIENIĄŻEK

Page 133: Gazeta Łowiecka 7/2015
Page 134: Gazeta Łowiecka 7/2015

134

Zacznijmy od… monarchii. Zo-stałaś Królową Polskiego Łowiec-twa. Co Cię skłoniło, aby wziąć udział w konkursie i jakie były Twoje wrażenia, gdy dowiedzia-łaś się, że królewski tron przez najbliższy rok należy do Ciebie?Było to w pewnym sensie sprawdze-nie samej siebie. Rywalizacja od za-wsze działa na mnie mobilizująco, stąd mój akces do konkursu. Poza tym same zasady wydały mi się bar-dzo fajne, w szczególności oddawa-nie polubień na Facebooku, co mo-bilizowało zarówno myśliwych, jak i osoby niezwiązane z łowiectwem. było ono dodatkowo promowane. Chciałabym tutaj zwrócić uwagę na mobilizację młodzieży ze szkół, w których prowadzę edukację ło-wiecką. Po werdykcie jury byłam oczywiście mile zaskoczona, ale jednocześnie szczęśliwa. To bardzo miłe, kiedy twoja działalność znajduje uznanie i jest doceniana. Dostarcza to dodat-kowego impulsu do dalszych dzia-łań oraz utwierdza w przekonaniu, że to, co robisz, ma sens i przyno-si efekty. Mam oczywiście świado-mość, że tytuł Królowej Polskiego Łowiectwa to także zobowiązania, z których postaram się wywiązać najlepiej, jak potrafię.

I Ty, i inne uczestniczki kon-kursu zgodnie twierdziłyście, że Diany w łowiectwie są „czyn-nikiem łagodzącym” emocje w ra- czej męskim myśliwskim świe-cie. Możesz naszym Czytelnikom przedstawić, jak realnie oceniasz takie codzienne damsko-męskie relacje wśród myśliwych? Uwa-żasz, że jesteśmy traktowane po-ważnie, czy tylko jako „ozdobą” i „alibi” dla mężczyzn myśliwych, by nie zarzucano im seksizmu? Obecność kobiet w łowiectwie stała się faktem i nic tego nie zmieni. Cie-szy mnie fakt, że coraz więcej Dian rozpoczyna przygodę z myślistwem nie tylko dla statystyk lub prestiżu, ale czynnie włącza się w działal-ność na rzecz polskiego łowiectwa. Mogę potwierdzić, że podobnie jak wspominała część dziewczyn w trakcie konkursu: „kobiety łago-dzą obyczaje”. Uczestniczyłam w kil- ku polowaniach zielonogórskich Dian, gdzie właśnie mężczyźni byli w mniejszości i odnoszę wraże-nie, że przekładało się to na wyż-szą kulturę osobistą u panów. Co do codziennych relacji damsko-mę-skich wśród myśliwych – wydaje się, że jest tak samo jak w „życiu codzien-nym”. Jeśli swoją postawą, zachowa-niem czy pracą zdobędziesz zaufanie

Page 135: Gazeta Łowiecka 7/2015

135

Page 136: Gazeta Łowiecka 7/2015

136

Page 137: Gazeta Łowiecka 7/2015

137

i szacunek wśród kolegów, to tak będziesz traktowana. Miałam kilka przypadków, kiedy uczestniczyłam w polowaniu zbiorowym w niezna-nym sobie dotąd Kole Łowieckim i byłam początkowo traktowana z lekkim przymrużeniem oka. Jed-nak w miarę przeprowadzanych roz-mów lub po celnie oddanym strzale oraz sprawnym oprawieniu zwierza wielu kolegów wyrażało szczere sło-wa uznania. Gazeta Łowiecka często pisze o Dianach, ich inicjatywach i spot- kaniach. I to nie tylko dlatego, że redaktor naczelna to Dia-na… Mówiąc poważnie, odnosi-my w naszej redakcji wrażenie, że Diany są bardzo dobrze zorga-nizowane, wspomagają się wza-jemnie, są „widoczne” i aktywne w mediach społecznościowych związanych z łowiectwem. Po prostu idą z duchem czasu. Może powinny mieć większy wkład w polskie łowiectwo?W prawie 120-tysięcznej rzeszy pol-skich myśliwych, niewiele ponad 3 tysiące stanowią Diany. To ilo-ściowo znikomy procent polujących, za to jednak wyrazisty i aktywny. Koleżanki, dążąc do popularyza-cji i poprawy wizerunku łowiectwa,

Page 138: Gazeta Łowiecka 7/2015

138

a także po prostu myśliwskich spo-tkań, zrzeszone są w różnych orga-nizacjach zarówno o zasięgu lokal-nym, jak i ogólnopolskim – takich jak Klub Dian Polskiego Związku Łowieckiego, Klub Dian Wadera czy Klub Dian Okręgu Jeleniogórskie-go. Poprzez swoje działania eduka-cyjne z dziećmi i młodzieżą szkolną kształtują właściwe wzorce, oparte na poszanowaniu polskiej przyro-dy oraz zrozumienia idei łowiectwa. W moim odczuciu zdecydowanie trafioną inicjatywą jest powoływa-nie Dian na członków Komisji Tra-dycji, Kultury i Etyki Łowieckiej. Niestety, Diany w polskim ło-wiectwie stanowią cały czas nie-wielki procent polujących. Co zrobić, żeby to zmienić?Ubolewam nad faktem, że są Koła Łowieckie, które hermetyzują się w kwestii przyjmowania nowych członków, co zdecydowanie utrud-nia podjęcie decyzji o rozpoczęciu łowieckiej przygody. Tutaj koniecz-na jest zmiana nastawienia. Musi-my zintensyfikować działanie po-przez promowanie idei polskiego łowiectwa, aby zachęcić Diany do wstępowania w nasze szeregi. Mia-łam okazję w bieżącym roku pro-wadzić kurs dla nowo wstępujących

i chcę podkreślić, że wśród kandy-datów był dość duży odsetek Dian, co z pewnością nastraja optymi-stycznie na przyszłość.

Pasją łowiecką zaraził Cię tata. Od najmłodszych lat obcujesz z przyrodą. Co sądzisz na temat udziału dzieci i młodzieży w po-lowaniach?Tak, łowiectwa nauczył mnie tata – Marek. Gdy byłam dzieckiem, zabierał mnie do lasu, uczył obco-wania z przyrodą oraz poszanowa-nia dla świata fauny i flory. To dzię-ki niemu las jest dla mnie domem. Pamiętam moją niecierpliwość oraz radość, jaka towarzyszyła mi przy wspólnych wyjściach w knieję. Mam jeszcze to szczęście, że i moja mama – Halina – pozwalała nam na takie wyjścia. Tak jest do dnia dzisiejsze-go. Uważam, że nie ma nic piękniej-szego jak rodzice, którzy przekazu-ją swoją pasję dzieciom. Z autopsji wiem, że wspólne wyjścia w las to idealna szansa na zrozumienie za-leżności przyrodniczych. Kształto-wany jest wówczas obraz tego, co jest naturalne, istnienia łańcucha pokarmowego, świadomości tego, że są drapieżniki i ofiary, a człowiek jako gatunek nie jest wyłącznie ro-ślinożercą. Każde dziecko myśliwe-

Page 139: Gazeta Łowiecka 7/2015

139

go doskonale zna gatunki zwierząt występujące w polskich lasach, a nie tylko zebry, antylopy, lwy czy sło-nie prezentowane w zoo czy w TV. Dziecko myśliwego nie boi się prze-bywać w lesie w nocy, zna odgłosy przyrody, orientuje się w gatunkach fauny i flory. Przebywanie z ojcem lub mamą na polowaniu to najlep-sza lekcja przyrody, jakiej nie jest w stanie zastąpić żadna szkoła. Udział dzieci i młodzieży pozosta-wiam jednak do decyzji rodziców, bo to oni ostatecznie odpowiedzialni są za wychowanie swoich pociech.Pozwólcie droga Braci Myśliwska, że w tym miejscu wyrażę głębo-ką wdzięczność moim rodzicom za szansę empirycznego poznawania świata, za najpiękniejsze lekcje przy-rody. Dziękuję Ci Tato za szansę zro-zumienia łowiectwa – pasji, której być może bez Ciebie nie pokochała-bym tak bardzo. Niech Ci św. Hubert zawsze darzy. Dziękuję Ci Mamo za to, że choć niepokoiłaś się o mnie, nie zabraniałaś mi nigdy uczestni-czyć w łowieckim misterium.

Wiemy, że propagujesz wiedzę łowiecko-ekologiczną wśród naj-młodszych. Widzieliśmy Cię pod-czas Targów Expo w Warszawie jak razem z Dianą Piotrowską

z PZŁ prowadziłyście zajęcia dla dzieci. Czym dla Ciebie są takie zajęcia: misją, ciekawym sposo-bem na spędzenie czasu wolne-go, czy może jednym i drugim?Oczywiście jednym i drugim. Pierwsze kroki jako edukatorka ło-wiecko-przyrodnicza wśród dzieci i młodzieży rozpoczęłam w swojej macierzystej szkole podstawowej i muszę przyznać, że stanowiło to dla mnie wyzwanie. Szybko okaza-ło się jednak, że strach ma wielkie oczy, bo dzieci to prawdziwa kopal-nia niesłychanie ciekawych pytań. Poza tym mam ogromną satysfak-cję kiedy – szczególnie w grupach, w których cyklicznie realizowane są zajęcia edukacyjne – dzieci same zwracają uwagę, że jeleń nie ma ro-gów, tylko na głowie nosi poroże, a „żona” jelenia to nie „jelenica” tylko łania. Są to chwile, w których serce po prostu rośnie.

Angażujesz się też w „dorosłe akcje”, np. uświadamianie, jak ważna jest profilaktyka w walce z rakiem piersi. Robisz to, bo uważasz, że zbyt mało ludzi an-gażuje się w tego typu akcje?Uważam, że jeśli chodzi o liczbę osób, które w naszym kraju angażu-ją się w takie akcje, nie jest najgorzej.

Page 140: Gazeta Łowiecka 7/2015

140

Jest wiele fundacji, stowarzyszeń i podejmowanych przez nie kam-panii, które promują i zachęcają profilaktykę walki z rakiem piersi. Angażuję się w tego rodzaju dzia-łania, ponieważ sądzę, że warto ludzi uświadamiać, a jeśli choć jedna osoba zostanie w porę zdia-gnozowana, to tym bardziej warto. Poza tym akcja wspierana ostatnio przeze mnie, czyli Rok Różowych Łowów, zainicjowana przez blo-gerkę Dajrotę Durbas-Nowak, jest bardzo fajnie pomyślana. Z jednej strony zachęca i integruje środo-wisko myśliwych, natomiast z dru-giej przyświeca jej szczytna idea. Inne „dorosłe akcje”, w których biorę udział, to honorowe krwio-dawstwo oraz status – dawca ko-mórek macierzystych. Bo zwyczaj-nie warto pomagać.

Należysz do Wojskowego Koła Łowieckiego 331 „Cietrzew”. Zdradzisz naszym Czytelnikom, skąd ten „wojskowy akcent”?Czysty przypadek. Można powie-dzieć, że los tak zrządził. Od chwili, kiedy mój tata rozpoczął przygodę z łowiectwem, tereny leżące wokół naszej miejscowości dzierżawione były przez Wojskowe Koło Łowiec-kiego nr 331 „Cietrzew” Warszawa.

Siłą rzeczy, najpierw jako stażystka, a później jako polująca Diana, zo-stałam przyjęta w poczet myśliwych tego Koła. Po głębszym zastano-wieniu nieco humorystycznie muszę stwierdzić, że „wojskowy akcent” w moim przypadku jednak wystę-puje, ponieważ po wielu latach zdo-bywania wykształcenia oraz zmia-nach miejsc zamieszkania trafiłam właśnie nomen omen do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych im. generała Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu.

Dyskusja o dostępie do broni palnej to w naszym kraju ciągle gorący temat. Broń dla każdego, czy raczej powinno być tak, jak jest teraz?Myślę, że nasze społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe na to, aby broń była powszechnie dostępna. Nawet w tak liberalnym pod tym wzglę-dem kraju jak USA, po wielu tra-gediach związanych m.in. ze strze-laninami w szkołach, rozgorzała burzliwa dyskusja na ten temat. Z drugiej jednak strony, rozmawiając z myśliwymi z różnych części nasze-go kraju, mało zrozumiały jest fakt, że w jednym województwie bezpro-blemowo można uzyskać decyzję na kilkanaście sztuk broni myśliw-

Page 141: Gazeta Łowiecka 7/2015

141

skiej, a w innym najwyżej na kilka. Nie jest to niestety równe traktowa-nie obywateli. Sama jesteś strzelcem. To natu-ralny efekt pasji łowieckiej, czy niezależnie od niej strzelectwo pociągało Cię już wcześniej? Z łowiectwem byłam „oswajana” od ósmego roku życia i wówczas nie

miałam świadomości, że odbywają się myśliwskie zawody strzeleckie. W moim przypadku to efekt pasji ło-wieckiej i zachęcania przez Kolegów startujących w zawodach, którzy ma-łymi kroczkami zaszczepili we mnie bakcyla do tej dziedziny łowiectwa. Poza tym sama zauważyłam, że tre-ningi zdecydowanie poprawiają sku-teczność na polowaniach.

Page 142: Gazeta Łowiecka 7/2015

142

Dzięki nim wyrabiane są swoiste „odruchy bezwarunkowe”, doty-czące odpowiedniego wyprzedze-nia przy oddawaniu strzału do celu znajdującego się w ruchu. Wszyst-kich, którzy nie mieli (poza obo-wiązkowymi egzaminami) bliż-szych kontaktów ze strzelectwem łowieckim serdecznie zachęcam do treningów na strzelnicy.

Co możesz doradzić Dianom do-piero rozpoczynającym przygo-dę ze strzelectwem?Dobrze, aby w ich otoczeniu znalazł się ktoś doświadczony w dziedzinie strzelectwa myśliwskiego. Osoba, która doradzi, w jaki sposób należy się ustawiać, zapozna z technikami strzelania czy wreszcie na podstawie obserwacji czynników decydujących oraz efektów strzelania skoryguje popełniane błędy.

Jak wygląda codzienny rozkład zajęć Królowej Polskiego Ło-wiectwa i jak życie prywatne łą-czysz z myśliwską pasją?Teraz mój rozkład zajęć podpo-rządkowany jest porządkowi dnia 8 Kompanii Szkolnej w WSOWL we Wrocławiu. Zaczynamy pobud-ką i zaprawą, a kończymy capstrzy-kiem – w rozkładzie dnia indywidu-

alizmu nie ma. W kwestii łączenia życia prywatnego z pasją myśliwską mam to szczęście, że mój partner – Jarosław, to również myśliwy. Nie ist-nieje zatem konieczność „wypraszania pozwoleń wyjścia do lasu” (śmiech).

Dużo podróżujesz po świecie. Gdzie jest najpiękniej? Oczywi-ście poza Żaganiem…Rzeczywiście, jestem niespokojną duszą i nosi mnie po świecie. A Ża-gań to od niedawna miejsce mojego, mam nadzieję docelowego, zamiesz-kania. Moją rodzinną miejscowością jest Wierzbięcin, niewielka wieś po-łożona nieopodal granicy polsko--niemieckiej. Tam się wychowałam i w tamtym rejonie stawiałam pierw-sze kroki łowieckie. Mam ogromny sentyment do tego miejsca. Dodat-kowym atutem Wierzbięcina jest fakt, że położony jest w granicach mojego obwodu łowieckiego. Piękne tereny i zasobny zwierzostan spra-wiają, że jeśli mam tylko możliwość, to ochoczo ruszam tam w knieję…

Page 143: Gazeta Łowiecka 7/2015

143

Koleżanki i Koledzy! Szanowna Braci Myśliwska!

Kilka lat temu nasz kolega, sympa-tyczny i prawy myśliwy, Ryszard Król stracił nogę. Dzięki wielkiej pasji ło-wieckiej wypadek ten nie stał się dla niego końcem przygody z knie-ją. Wręcz przeciwnie, łowiectwo, to-warzystwo braci myśliwskiej oraz obcowanie z przyrodą pomagają mu przetrwać trudne chwile. To tak-że sposób na oswojenie kalectwa. Wyjazdy na polowania oraz udział w różnych wydarzeniach łowieckich stanowią swoistą rehabilitację przy-noszącą bardzo dobry skutek. Nie-stety, istnieje zagrożenie, że Kolega Ryszard będzie musiał rozstać się z nami – myśliwymi, jeśli nie zbierze środków na nową protezę, umożli-wiającą mu sprawne poruszanie się.Dlatego myśliwi okręgu zielonogór-skiego na czele z Kołem Łowieckim „Raróg” Zielona Góra zwracają się do Koleżanek i Kolegów po strzelbie z prośbą o pomoc dla Rysia Króla:POZWÓLMY RYSZARDOWI KRÓLOWI

NADAL BYĆ MYŚLIWYM! Spowodujmy, aby w dalszym ciągu łowiectwo stanowiło jego remedium na kalectwo, aby nie ziścił się ponury

W SZLACHETNYM CELUscenariusz zakładający, że gdy już nie będzie mógł polować, to będzie tak, jakby odjęto mu drugą nogę.Prosimy o wpłaty 1% swojego po-datku dla poszkodowanego przez los Kolegi, a Zarządy Kół Łowieckich o darowizny. Wpłaty prosimy przekazywać na rzecz Stowarzyszenia „Warto jest Pomagać”, 65-035 Zielona Góra ul. Bema 7/6, na subkonto Ryszarda: 40 1140 1850 0000 2096 6400 1050W treści należy wpisać: KRS 0000318521 cel szczegółowy: Ryszard Król.Udowodnijmy, że jesteśmy jedną wielką myśliwską rodziną!

Page 144: Gazeta Łowiecka 7/2015

Zbliża się sezon… gwiazdkowy!

Kalendarz nie kłamie. Listopad rozpędza się na dobre, a już niedługo rozpocznie się grudzień. Tymczasem w codziennym pędzie brakuje Wam

czasu na to, by pomyśleć o prezentach dla najbliższych. Dlatego my pomyśleliśmy

o Was nieco wcześniej i we współpracy z łódzką firmą MAGUM przygotowaliśmy

przegląd najciekawszych propozycji DLA NIEJ i DLA NIEGO z różnych półek cenowych,

ale z najwyższej półki jakościowej – po prostu najlepsze z najlepszych!

Page 145: Gazeta Łowiecka 7/2015
Page 146: Gazeta Łowiecka 7/2015

146

W pełni sezonu łowieckiego ostatnie, co przychodzi Wam

do głowy, to kilkugodzinne biega-nie po sklepach i zastanawianie się, co wybrać najlepszego dla swoich najbliższych. Aby uniknąć przed-świątecznego chaosu, warto zdecy-dować się na zakupy w sklepie inter-netowym www.magum.pl

Oto wybrane produkty z szerokiej oferty firmy MAGUM, będącej dys-trybutorem takich marek, jak:

KAMIZELKA GRZEWCZA (Art. 9588)Czy kiedykolwiek siedząc na ambo-nie, myślałeś o tym, aby być w cie-płym, suchym miejscu? Rozwiąza-niem jest zapewnienie ciału ciepła poprzez grzejącą kamizelkę na bate-rie, która osiąga maksymalną tem-peraturę grzania do 50OC i może da-wać ciepło maksymalnie przez 9–10 godzin. To sportowa kamizelka dla męż-czyzn i kobiet z kieszenią na wyso-kości klatki piersiowej. Lekko ocie-

Page 147: Gazeta Łowiecka 7/2015

147

plana. Niski kołnierz nie utrudnia noszenia szalika. Kamizelka ma dwa duże i miękkie panele grzewcze na podczerwień, wykonane z no-woczesnych włókien węglowych. Są one umiejscowione na wysoko-ści lędźwi i łopatek, generując cie-pło i zapewniając komfort. W lewej kieszeni znajduje się dodatkowa kie-szonka na wydajną litową baterię wielokrotnego użytku o pojemności 6000 mAh. Kamizelka oferuje trzy różne poziomy grzania, które są ak-tywowane za pomocą przycisku za-łączającego.Przycisk znajduje się po lewej stronie na wysokości klatki piersiowej. Ka-mizelka może również być używana jako druga warstwa naszego ubioru bez włączania paneli grzewczych. Bez baterii jest niewiarygodnie lekka. Aby osiągnąć maksymalny komfort grzewczy, kamizelka powinna przy-legać do ciała tak bardzo, jak tylko możliwe. Zakładamy ją na pierwszą warstwę naszego ubioru.W skład zestawu wchodzą: kamizelka, bateria, ładowarka 100–240V i instrukcja. • materiał: 100% nylon • podszewka: 100% poliester • kolor: czarno-czerwony• rozmiar: S/M, L/XL, XXL• cena: 980 zł

KAMIZELKA PINEWOOD ROBERT/ROBERTA (Art. 5100/3100)Klasyczna, elegancka wiatroodpor-na oraz pikowana kamizelka. Dwie przednie kieszenie. Wewnętrzne kieszenie oraz na piersi zapinane na zamki. Regulowana talia. Ela-styczna na plecach dla optymalnego dopasowania.• kolor: zieleń oliwkowa• rozmiary męskie: S–3XL• cena 423 zł• rozmiary damskie: XS–XXL • cena 384 zł

Page 148: Gazeta Łowiecka 7/2015

148

BLUZA POLAROWA OVIKEN (Art. 8761)Ciepła i komfortowa kurtka polaro-wa nie tylko na polowanie.• kieszeń na piersi zamykana na suwak• regulowany dół • skład: 100% poliester• kolory: Realtree AP HD® Blaze/

zieleń myśliwska oraz Realtree APG HD®/zieleń myśliwska

• rozmiary: S–5XL, dla rozmiarów 4XL, 5XL dopłata 10%

• cena: 251 zł

Damska wersja dostępna w kolorach:• zielony z leśnym kamuflażem

APG HD®

• zielony z pomarańczowym kamu-flażem APB HD®

• rozmiary: XS–XXL• cena: 238 zł

Page 149: Gazeta Łowiecka 7/2015

149

KOSZULA FELICIA (Art. 9327) Stylowa koszula flanelowa dla kobiet. • wytaliowana • dwie kieszenie na piersiach • możliwość podwinięcia rękawów

z zapięciem na guzik• skład: 100% bawełna• kolor: zielony/czerwony, ciemno-

niebieski/ żółty, czerwony/granatowy

• rozmiary: XS–XXL• cena: 138 zł

BIELIZNA SUPER (Art. 9508)Jednowarstwowa bielizna termoak-tywna, wykonana z włókien polie-strowych, zapewniająca skórze kom-fortowy mikroklimat. Szwy płaskie. Jej główną zaletą jest odprowadza-nie wilgoci i gorąca z powierzchni ciała, przy jednoczesnym utrzymy-waniu ciepła. Dodatkowym atutem jest szybkie schnięcie, dzięki czemu bielizna rewelacyjnie sprawdza się jako pierwsza warstwa ubioru osób aktywnie spędzających czas. • kolory:

czarny oraz zielony

• rozmiary: S–3XL

• cena: 129 zł

Page 150: Gazeta Łowiecka 7/2015

CZAPKA MYŚLIWSKA KODIAK (Art. 9514)Dwustronna czapka o idealnie do-pasowanym fasonie. Elegancki brązowy daszek. Dzięki zastosowaniu membrany wyjątkowo wodoszczelna, wiatroszczelna i od-dychająca. • dodatkowo pokryta teflonem • wyposażona w ochraniacze

na uszy • wykonana w 100% z mikrofazy • kolory: brąz myśliwski

lub ciemnozielony, po wywinięciu ostrzegawczy pomarańczowy

• rozmiary: M/L (59 cm), XL/XXL (63 cm)

• cena: 133 zł

CZAPKA MURMAŃSK (Art. 8420 i 9420)Bardzo ciepła i komfortowa czapka Murmańsk w kamuflażu pozwala szybko zakryć uszy podczas chłod-nych dni. Miękka wyściółka ze sztucznego futra zapewnia komfort nawet przy bardzo niskich tempera-turach.

Cena: 127 zł

Page 151: Gazeta Łowiecka 7/2015

151

• regulowane wiązanie na dole nauszników w celu lepszego dopasowania

• skład 100% poliester część zewnętrzna; podszewka: 65% poliester, 35% bawełna

• kolory: brąz myśliwski, zieleń myśliwska, różowy kamuflaż AP HD® Pink, pomarańczowy kamuflaż Realtree Hardwoods HD® Blaze, śniegowy kamuflaż Realtree AP HD® Snow

• rozmiary: M/L (59 cm), XL/XXL (63 cm).

CZAPKA (Art. 8496)Czapka myśliwska w kamuflażu z dodatkowym kolorem ostrzegaw-czym dla większego bezpieczeństwa, kiedy będzie Ci ono potrzebne. • kolor: Advantage Timber/

Hardwoods Blaze, APG/Hardwoods Blaze

• cena: 70 zł

RĘKAWICE DAMSKIE TONI (Art. 8305)Elastyczne, wiatro- i wodoodporne rękawice wykonane z polaru o do-pasowanym fasonie. Wyposażone w panel do obsługi telefonów i urzą-dzeń dotykowych. • kolor: Realtree AP HD® Pink (Róż)• rozmiary: S/M, L/XL• cena 124 zł

RĘKAWICE MĘSKIE TONI (Art. 9905)• kolor: zielony i czarny• cena: 118 zł

Page 152: Gazeta Łowiecka 7/2015

Następne wydanie Gazety Łowieckiej już 9 grudnia