F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

29
KILKA TYPÓW CHARAKTERÓW Z PRACY PSYCHOANALITYCZNEJ (1916)

description

Freud

Transcript of F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Page 1: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

KILKA TYPÓW CHARAKTERÓW Z PRACY PSYCHOANALITYCZNEJ

(1916)

Page 2: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kiedy lekarz prowadzi terapię psychiczną człowieka nerwowego, jego zain-teresowanie w żadnym wypadku nie dotyczy przede wszystkim charakteru pacjenta. Lekarz chciałby raczej wiedzieć, co oznaczają jego symptomy, jakie pobudki popędowe się za nimi kryją, w jaki sposób są one zaspokajane, przez jakie stacje wiedzie tajemna droga od życzeń popędowych do symptomów. Ale technika, której musi używać, zmusza niebawem lekarza do zwrócenia uwagi najpierw na inne obiekty. Lekarz zauważa, że jego badaniu grożą opory, z jakimi wychodzi mu naprzeciw pacjent — może zaliczyć je na konto charak-teru chorego. A wówczas najważniejszym przedmiotem zainteresowania staje się jego charakter.

Tym, co opiera się wysiłkom lekarza, nie zawsze są cechy charakteru, do których chory się przyznaje, które przypisuje mu jego otoczenie. Często oka-zuje się, że wzmocnieniu do niesłychanej intensywności podlegają te cechy chorego, które — wydawałoby się — posiada on jedynie w niewielkiej mie-rze, często przejawiają się cechy, które w innych warunkach wcale by się nie ujawniły. W niniejszej rozprawce zajmę się opisaniem i próbą przedstawienia genezy niektórych zaskakujących cech charakteru.

Page 3: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

I.WYJĄTKI

Praca psychoanalityczna co i rusz na nowo staje w obliczu zadania polega-jącego na tym, by skłonić chorego do wyrzeczenia się najbliższego, bezpo-średniego zysku rozkoszy. Chory nie ma wyrzekać się rozkoszy tak w ogóle; zapewne nie można domagać się tego od nikogo, nawet religia musiała po-wiązać postulat wyrzekania się rozkoszy ziemskich z obietnicą zapewnienia nieporównanie większej miary znacznie cenniejszej rozkoszy w zaświatach. Nie, chory ma jedynie wyrzec się takich zaspokojeń, które nieomylnie związane są z możliwością wyrządzenia mu szkody; chory ma się ich wyrzec jedynie na czas jakiś, ma on jedynie nauczyć się, w jaki sposób bezpośredni zysk rozkoszy zastępować rozkoszą lepiej zagwarantowaną, choć odroczoną. Czy też, innymi słowy: pod kierownictwem lekarza pacjent powinien zdobyć się na ów postęp od zasady rozkoszy do zasady rzeczywistości — postęp, dzięki któremu dojrzały człowiek odróżnia się od dziecka. W trakcie owej pracy pedagogicz-nej lepszy wgląd lekarza odgrywa rolę bynajmniej nie rozstrzygającą; lekarz z reguły nie umie powiedzieć choremu nic innego, co i tak może mu podpo-wiedzieć własny rozum. Ale to, co człowiek sam wie i to, czego dowiedział się od kogo innego, to nie to samo; lekarz przejmuje rolę owego skutecznego innego; posługuje się wpływem, jaki jeden człowiek wywiera na drugiego człowieka. Albo: przypomnijmy sobie, że psychoanaliza zwykła była zastę-pować to, wywiedzione i złagodzone, tym, co pierwotne i ryzomatyczne, po-wiedzmy, że lekarz, podejmując się dzieła wychowania, posługuje się jakąś składową miłości. W trakcie owego procesu reedukacji powtarza zapewne je-dynie ów proces, który w ogóle umożliwił pierwsze wychowanie. Na równi z koniecznością życiową wielką wychowawczynią jest miłość, człowiek zaś wychowany dzięki miłości skłoni bliźniego do zważania na nakazy konieczno-ści, pozwalając mu uniknąć kar, jakie czekają za ich przekroczenie.

Jeśli zatem domagamy się od chorego tymczasowego wyrzeczenia się dowolnego zaspokojenia rozkoszy, gotowości do tymczasowego — trwają-cego do zbliżenia się do bardziej optymistycznego finału — zaakceptowania cierpienia czy choćby tylko postanowienia, by podporządkować się obowią-zującej wszystkich konieczności, wówczas w wypadku pewnych indywiduów spotykamy się z sytuacją, w której ten czy ów wzdraga się przed tym, podając specyficzną motywację. Ludzie ci mówią, że już dość się nacierpieli, że już

Page 4: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

200 Sztuki plastyczne i literatura

zdobyli się na wystarczająco dużo wyrzeczeń, że mają prawo do tego, by zo-stało im oszczędzone więcej wymagań, że już nie podporządkują się innym przykrym koniecznościom, albowiem są wyjątkami i takimi też zamierzają pozostać. U pewnego chorego — przedstawiciela takiego typu — pretensja ta przybrała formę przekonania, iż specjalnie czuwa nad nim Opatrzność, która zachowa go od takich bolesnych ofiar. Jeśli lekarz ma do czynienia z prze-jawiającą się z taką siłą pewnością wewnętrzną, wówczas żadne wysuwane przezeń argumenty nic nie wskórają, nawet próby wywarcia wpływu zrazu zawiodą — lekarz zdany będzie na konieczność tropienia źródeł, z których czerpie soki żywotne takowy szkodliwy przesąd.

Nie ulega zapewne wątpliwości, że każdy chciałby się uważać za „wyjątek", że każdy chciałby dochodzić swych przywilejów przed innymi. Ale właśnie dlatego człowiek, który uznaje się za wyjątek i w taki sposób się zachowuje, wymaga specyficznego uzasadnienia, które nie wszędzie można spotkać. Może się tu pojawić więcej niż jedno uzasadnienie; w badanych przeze mnie przypad-kach udało mi się dowieść, że cecha wspólna łącząca takich chorych tkwi we wcześniejszych kolejach życia. Mawiałem zatem: „Pańska nerwica związana jest z przeżyciem czy cierpieniem, które dotknęło pana w pierwszych latach życia, wówczas, gdy uważał się pan za istotę niewinną, toteż winę za to mógł pan zepchnąć na niewłaściwe potraktowanie własnej osoby. Przywileje, jakie pan z tego wywodzi, niesubordynacja, jaka się w związku z tym pojawiła, w niemałym stopniu przyczyniły się do zaostrzenia konfliktów, które później doprowadziły do wybuchu nerwicy". W wypadku jednej z pacjentek omówione tu nastawienie do życia pojawiło się wówczas, gdy dowiedziała się, iż bolesne cierpienie organiczne, które uniemożliwiało jej osiągnięcie wyznaczonego sobie celu życiowego, wynikało z dziedziczenia. Dopóki uważała, że sama w późniejszym okresie życia przypadkowo nabawiła się tej choroby, znosiła ją cierpliwie; kiedy została oświecona w tej kwestii, zaczęła się buntować. Młody człowiek, któremu wydawało się, że czuwa nad nim w specjalny sposób Opatrzność, jako niemowlę przypadkowo padł ofiarą zakażenia przez mamkę — całe późniejsze życie przeżył, wysuwając pretensje do odszkodowania, żył z tego niczym z renty wypadkowej, nie przeczuwając, na czym się one zasadzają. W tym wypadku analiza, rekonstruując ów rezultat z ciemnych resztek wspomnieniowych i interpretacji symptomów, została potwierdzona dzięki informacjom uzyskanym od krewnych.

Ze zrozumiałych względów nie mogę tu przytoczyć więcej szczegółów z tej czy innej historii choroby, nie chcę się również bardziej szczegółowo zajmować nasuwającą się tutaj analogią ze spaczeniem charakteru pojawia-jącym się w rezultacie długotrwałej choroby przebytej w latach dzieciństwa i zachowaniem całych narodów obciążonych cierpiętniczą przeszłością. Nie odmówię sobie jednak przyjemności wskazania na powołaną do życia przez najznamienitszego poetę postać, w której charakterze pretensja do wyjątkowo-ści umotywowana jest skazą dziedziczną i jak najściślej się z nią wiąże.

We wprowadzającym monologu do Ryszarda III Shakespeare'a Gloster, późniejszy król, powiada:

Page 5: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) 201

Page 6: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Lecz ja —Niezdolny do wdzięcznych podrygów, nie uwodzącyMiłosnychZwierciadeł, nieokrzesany, ja —Który nie umiem puszyć sięI zabiegać o wdzięki ulotnych, pięknych nimf—Odarty z ludzkich kształtów przez chytrą naturę,Pozbawiony rozsądnych proporcji,Ja —Nie dorobiony,Wysłany przed moim czasem w ten świat dyszących,Zaledwie skończony w połowie,A tak pokracznie,Koślawo,Niemodnie,Że na mój widok psy wyją, gdy stanę...

Skoro więc nie mogę zostaćKochankiem —Skoro nie mogę cieszyć się urodą tych dni wyszczekanychBędę chociaż łotrem...I znienawidzę te chwile beztroskiej zabawy!1

Na pierwszy rzut oka ta mowa programowa w żaden sposób nie odnosi się do naszego tematu. Wydaje się, że Ryszard nie mówi nic innego, ja tylko tyle: nudzę się w czasie wolnym, chcę się bawić. Ponieważ jednak ze względu na pokraczną postać nie mogę znaleźć rozrywki w miłości, będę odgrywał łotrzy-ka, będę intrygował, zabijał, będę czynił wszystko, co tylko mi się podoba. Taka frywolna motywacja musiałaby sprawić, że widzowie nie będą się mogli zdobyć na ani ślad empatii, jeśli nie uznamy, że kryje się w tym coś poważ-niejszego. Ale w tym wypadku cały ten dramat trzeba by było uznać za niemo-żebny z perspektywy psychologicznej, albowiem autor musi umieć wzbudzić w nas bodaj tajemną sympatię dla swego bohatera, jeśli mamy odczuwać po-dziw dla jego śmiałości i zręczności, nie czując w głębi ducha sprzeciwu; taka sympatia może być ugruntowana jedynie w zrozumieniu, w poczuciu możli-wości wspólnoty wewnętrznej.

Uważam przeto, że monolog Ryszarda nie zawiera wszystkiego; mamy tu do czynienia jedynie z sugestią — mówca zdaje się na nas, jeśli chodzi o możliwość realizacji tej sugestii. Jeśli jednak zdobędziemy się na próbę uzupełnienia, wówczas zniknie pozór frywolności, pojawią się gorycz i do-sadność, z jakimi Ryszard opisał swą pokraczną postać, zrozumiemy, na czym polega owo poczucie wspólnoty wymuszające na nas sympatię dla łotrzyka.

1 Shakespeare, Ryszard III, przełożył Jerzy S. Sito, PIW, Warszawa 1971. [Przyp. tłum.]

Page 7: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

202 Sztuki plastyczne i literatura

Page 8: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

A wówczas otrzymamy następującą wykładnię: natura wyrządziła mi poważną niesprawiedliwość, odmówiła mi bowiem pięknych kształtów, dzięki którym zdobywa się miłość innych. Życie jest mi zatem winne zadośćuczynienie, które sam sobie wezmę. Mam prawo do tego, by być wyjątkiem, by abstrahować od wątpliwości, które kładą się innym w poprzek drogi. Sam mogę dopuszczać się niesprawiedliwości, albowiem to ja sam padłem ich ofiarą— teraz czujemy, że moglibyśmy się zachowywać jak Ryszard, ba, że na mniejszą skalę już jesteśmy tacy jak on. Ryszard to monstrualne powiększenie tego aspektu, który znajdujemy również w nas samych. Wydaje nam się, że mamy wszelkie powody do oburzania się na naturę i los z powodu dziedzicznej, dziecięcej skazy; my wszyscy domagamy się odszkodowania za przeżyte w okresie wczesnego dzieciństwa urazy w stosunku do własnego narcyzmu, miłości własnej. Dla-czego natura nie podarowała nam złocistych loków Baldura, siły Siegfrieda czy wysokiego czoła geniusza, szlachetnych rysów twarzy arystokraty? Dla-czego urodziliśmy się w mieszczańskiej izbie, a nie na zamku królewskim? Umielibyśmy być piękni i wytworni jak ci wszyscy, którym teraz musimy zazdrościć tych cech.

Na tym polega jednak subtelna ekonomia kunsztu pisarza, że nie pozwala on swemu bohaterowi głośno i do końca wyrazić wszystkich tajemnic jego motywacji. Tym samym zmusza on nas do uzupełnienia tego, czego bohater nie mówi, zajmuje naszą aktywność intelektualną, odwracają od krytycznego myślenia, utrzymując nas w stanie utożsamienia się z bohaterem. Człowiek tępawy ująłby wszystko, co pragnie on nam powiedzieć, na poziomie świado-mym, a wówczas sprzeciwiłby się naszej chłodnej, swobodnie ruchliwej inte-ligencji, która nie pozwala nam pogłębiać tego złudzenia.

Nie chcielibyśmy porzucać „wyjątków", nie wspominając, że wysuwane przez kobiety postulaty uzyskania przywilejów i uwolnienia się od konieczności życiowych zasadzają się na tym samym. Jak powiada nam doświadczenie zdo-byte w pracy psychoanalitycznej, kobiety uważają, że w dzieciństwie były cie-miężone, że bez własnej winy były w jakiś sposób upośledzane i uwsteczniane, a rozgoryczenie niejednej córki w stosunku do matki ostatecznie zakorzenione jest w zarzucie, że wydała ją na świat jako kobietę, niejako mężczyznę.

Page 9: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

II.POKONANI PRZEZ WŁASNY SUKCES

Praca psychoanalityczna podarowała nam twierdzenie: ludzie zapadają na schorzenia nerwicowe za sprawą odmowy. Chodzi tu o odmowę zaspokojenia życzeń libidalnych —jeśli chcemy zrozumieć to twierdzenie, będziemy musieli przejść dłuższą drogę okrężną. Albowiem do powstania nerwicy niezbędny jest konflikt pomiędzy libidalnymi życzeniami człowieka i tączęściąjego isto-ty, którą my określamy mianem jego ,ja" — ,ja", które stanowi formę wyrazu jego popędów samozachowawczych, które zawiera jego ideały samego siebie. Taki konflikt patogenny powstaje tylko wtedy, gdy libido chce się rzucić w kie-runku drogi i celów, które zostały przez, ja" już dawno temu pokonane, które są teraz lekceważone, a zatem które są już zakazane na przyszłość; libido czyni to tylko wówczas, gdy odebrana mu zostaje możliwość odpowiadającego ,ja" idealnego zaspokojenia. Tym samym brak, odmowa realnego zaspokojenia jest pierwszym, o ile w ogóle nie jedynym, warunkiem powstania nerwicy.

Tym bardziej jesteśmy zaskoczeni, ba, zmieszani, gdy jako lekarz przeko-nujemy się, że ludzie niekiedy zapadają na chorobę właśnie wtedy, gdy udaje się im spełnić żywione już od dawna życzenie. Wygląda to tak, jak gdyby nie mogli znieść własnego szczęścia, nie sposób bowiem wątpić, że mamy do czy-nienia ze związkami przyczynowymi pomiędzy sukcesem i zachorowaniem. Dane mi było kiedyś wejrzeć w losy pewnej kobiety, które uważam za wzor-cowe, jeśli chodzi o takie tragiczne koleje.

Osoba ta, dobrego pochodzenia, dobrze wychowana, jako młode dziewczę nie mogła okiełznać swej radości życia, uciekła z domu rodzinnego i uganiała się po świecie, oddając się wszelkiego rodzaju przygodom, aż w końcu po-znała artystę, który umiał docenić jej kobiece powaby, umiał też wczuć się w subtelną dyspozycję upokorzonej istoty. Wziął ją do swego domu, a w ten sposób zdobył wierną towarzyszkę życia — wydawało się, że do pełni szczę-ścia brakuje jej tylko rehabilitacji społecznej. Po wieloletnim życiu razem udało mu się dopiąć tego, że jego rodzina zechciała się z nią zaprzyjaźnić — teraz był gotów uznać ją za żonę także w świetle prawa. W tej samej chwili kobieta ta zaczęła zawodzić. Zaniedbywała się w obowiązkach domowych w domu, którego prawowitą panią miała właśnie zostać, uważała, że prze-śladują ją krewni, ci sami, którzy chcieli przyjąć ją do rodziny, za sprawą

Page 10: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

204 Sztuki plastyczne i literatura

Page 11: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

nonsensownej zazdrości uniemożliwiała swemu mężowi wywiązywanie się z jakichkolwiek obowiązków towarzyskich, przeszkadzała mu w pracy twór-czej — niebawem zapadła na nieuleczalną chorobę psychiczną.

Miałem też możliwość obserwowania mężczyzny bardzo szacownego, ba, nauczyciela akademickiego, który przez wiele lat żywił zrozumiałe życzenie, by zostać następcą swego mistrza, człowieka, który wprowadził go w świat nauki. Gdy po ustąpieniu owego człowieka koledzy poinformowali go, że nie ma innego kandydata na zwolnione stanowisko, pacjent ten zaczął kluczyć, de-precjonował swe zasługi, oznajmił, że nie jest godny takiego zaszczytu, popadł w melancholię, która na kilka lat uniemożliwiła mu wykonywanie zawodu.

Niezależnie od tego, jak bardzo różnią się te przypadki pod innymi wzglę-dami, jedno je łączy: schorzenie pojawiło się w związku ze spełnieniem życze-nia, niszcząc przyjemność, jaką można by z tego czerpać.

Sprzeczność pomiędzy takimi doświadczeniami i twierdzeniem, że człowiek zapada na chorobę na skutek zawodu, nie jest nierozwiązywalna. Likwiduje ją rozróżnienie na zawód zewnętrzny i wewnętrzny. Jeśli w rze-czywistości zniknął obiekt, na którym libido może doprowadzić do zaspo-kojenia swych życzeń, mamy do czynienia z zawodem zewnętrznym. Za-wód ów jako taki jest nieskuteczny, nie jest jeszcze patogenny, dopóki nie dołączy do niego zawód wewnętrzny. Ten ostatni pochodzić musi od ,ja", musi zakwestionować inne obiekty, którymi chciałoby zawładnąć libido. Dopiero wówczas powstaje konflikt, pojawia się też możliwość schorzenia nerwicowego, to znaczy zaspokojenia zastępczego na drodze okrężnej wiodącej przez wyparte treści nieświadome. Zawód wewnętrzny należałoby zatem rozważać we wszystkich przypadkach, tyle że nie staje się on sku-teczny wcześniej, nim zewnętrzny zawód realny nie przygotuje sprzyjają-cej mu sytuacji. W tych wyjątkowych przypadkach polegających na tym, że ludzie zapadają na chorobę na skutek sukcesu, zawód wewnętrzny od-działywał jako taki, ba, pojawił się on dopiero wówczas, gdy zawód ze-wnętrzny zrobił miejsce spełnieniu życzenia. Na pierwszy rzut oka wyda-wałoby się, że mamy tu do czynienia z czymś spektakularnym, lecz gdy zastanowimy się głębiej, uznamy, że wcale nie jest niczym niezwykłym sy-tuacja, w której „ja" toleruje jakieś życzenie jako niewinne, dopóki wiedzie ono żywot w fantazji i — wydawałoby się — jest dalekie od spełnienia, podczas gdy gwałtownie rzuca się do obrony wówczas, gdy tylko życze-nie zbliża się do spełnienia, grożąc, iż stanie się rzeczywistością. Różnica w porównaniu z dobrze znanymi sytuacjami powstawania nerwicy polega-łaby tu jedynie na tym, że skądinąd wewnętrzne intensyfikacje obsady libi-dalnej sprawiają, iż dotychczas lekceważona i tolerowana fantazja staje się budzącym lęk przeciwnikiem, podczas gdy w omawianych tu przypadkach sygnał do wybuchu konfliktu daje realna przemiana zewnętrzna.

Praca analityczna bez trudu pokazuje nam, że to moce sumienia zabraniają człowiekowi czerpać tak długo oczekiwany zysk ze szczęśliwej, realnej prze-miany. Trudno byłoby jednak zbadać istotę i genezę tych sądzących i karzą-

Page 12: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916)

205

cych tendencji, których istnienie często zaskakuje nas akurat wtedy, gdy wcale nie spodziewamy się, że je spotkamy. To, co na ten temat wiemy czy przypusz-czamy, chciałbym przedyskutować nie na podstawie przypadków zaczerpnię-tych z obserwacji medycznej, lecz odwołując się do postaci stworzonych przez wielkich pisarzy czerpiących z pełni swej introspekcji.

Osobą, która po wywalczeniu sukcesu — sukcesu, do którego zmierzała z wielką energią, w nim widząc nieomylnie swój cel — poniosła w związku z tym zawód, jest Lady Makbet w dramacie Shakespeare'a. Patrząc, jak parła do swego celu, nie dostrzegamy ani śladu wahania, ani jednej oznaki walki wewnętrznej — jedynym jej dążeniem było pokonanie wątpliwości dających o sobie znać w wypadku jej ambitnego, lecz łagodnego męża. Na ołtarzu zbrodniczej żądzy gotowa była złożyć nawet swą kobiecość, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo decydującą rolę miałaby ona odgrywać wówczas, gdy trzeba będzie bronić osiągniętego za pomocą zbrodni celu:

Duchy, które wykarmiacie W mózgach zbrodnicze plany, weźcie precz Moją kobiecą naturę

Mleko w moich piersiach Zaprawcie żółcią..}

Wiem, jaką się miłośćCzuje do dziecka przy piersi — karmiłamNie raz — a przecież wyrwałabym sutekZ bezzębnych dziąseł, z uśmiechniętych błogoWarg, i strzaskała czaszkę niemowlęciu,Gdybym przysięgła wcześniej, że to zrobię,Tak jak tyś przysiągł, że spełnisz swój zamiar3.

Przed spełnieniem czynu tylko jeden raz daje przystęp cichej pobudce oporu:

Gdyby uśpiony król mi nie przypominał Ojca — tak bardzo był podobny — sama Byłabym to zrobiła4.

2 Shakespeare, Makbet, a. I, sc. 5, przełożył Stanisław Barańczak, W Drodze, Poznań 1992,s. 28-29. [Przyp. tłum.]

3 Tamże, a. II, sc. VII, s. 35. [Przyp. tłum.]4 Tamże, a. II, sc. 2, s. 43. [Przyp. tłum.]

Page 13: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

206 Sztuki plastyczne i literatura

Teraz, gdy już została królową dzięki zabiciu Duncana, pojawia się prze-lotnie coś w rodzaju rozczarowania, poczucie niejakiego przesytu. Nie wiemy, skąd się to bierze.

Nie — nic się w życiu na lepsze nie zmienia, Jeśli nie cieszą spełnione pragnienia. Zagładę łatwiej już nieść by się dało Niż tryumf, w którym radości tak mało5.

Ale i to wytrzymuje. W następującej po tych słowach scenie uczty udaje się jej jednak zachować przytomność, ukrywa zmieszanie męża, znajduje pre-tekst, by opuścić gości. Po czym i nam znika z oczu. Ponownie spotykamy ją (w pierwszej scenie piątego aktu) jako somnambuliczne utrwaloną na wraże-niach owej nocy zbrodni. Jak ongiś próbuje natchnąć męża odwagą:

Wstyd, mój panie, wstyd! Żołnierz i taki tchórz? — A cóż nam strach, że ktoś się dowie, skoro naszej potędze nikt się nie każe tłumaczyć?6

Słyszy pukanie do drzwi, które tak przeraziło jej męża po dokonaniu po-stępku. Próbuje jednak przekonać go, że „co się stało, to się nie odstanie". Myje ręce powalane i pachnące krwią — uświadamia sobie, że nadaremnie. Wydaje się, że ta, u której nie sposób było znaleźć ani śladu skruchy, została przybita skruchą. Kiedy umiera, Makbet — ten, który tymczasem stał się taki bezlitosny, jak bezlitosna była zrazu ona — zdobywa się jedynie na lapidarny epilog:

Umarła... teraz? Trzeba było znaleźćCzas, w którym miałoby sens słowo „umrzeć"7.

I oto zaczynamy się zastanawiać, co złamało ów charakter, który — wy-dawałoby się — został wykuty z najtwardszego metalu? Czyżby tylko rozcza-rowanie, inne oblicze dokonanego czynu?8 Czyż powinniśmy dedukować, że również w wypadku Lady Makbet pierwotnie czułe, po kobiecemu łagodne życie psychiczne wzbiło się na taki poziom skupienia i napięcia, że nie sposób było dłużej tego wytrzymać? A może powinniśmy poszukać oznak pozwalają-cych nam wyjaśnić to załamanie na podstawie głębszej motywacji?

5 Tamże, s. III, sc. 2, s. 71. [Przyp. tłum.] * Tamże, a. V, sc. 1, s. 124. [Przyp. tłum.]7 Tamże, a. V, sc. 5, s. 136. [Przyp. tłum.]8 Aluzja do Narzeczonej z Messyny Friedricha Schillera (a. IV, sc. 5):„Inną miał twarz, zanim stać się zdążył Inną pokazał, gdy został spełniony."[Przyp. wyd.]

Page 14: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916)

207

Uważam, że nie sposób podjąć tu decyzji. Makbet to sztuka okolicznościo-wa napisana z okazji objęcia tronu przez Jakuba króla Szkocji. Materiał był już dany, równocześnie pracowali nad nim inni autorzy, z których opracowa-nia Shakespeare, jak to było wówczas w zwyczaju, skorzystał. Shakespeare zawarł w swym dramacie osobliwe aluzje do aktualnej sytuacji. „Dziewicza" Elżbieta, o której wiedział z plotek, że nie była w stanie wydać na świat dziecka — Elżbieta, która ongiś na wiadomość o przyjściu na świat Jakuba wydała bolesny okrzyk, określając się mianem „uschłego pnia"9 — ze względu na swą bezpłodność musiała ustąpić tronu królowi Szkocji. Był on jednak synem owej Marii, którą— choć wbrew woli — kazała ściąć i którą mimo wszystkich komplikacji pojawiających się ze względu na stosunki polityczne mogła okre-ślić mianem swej krewnej i swego gościa.

Objęcie tronu przez Jakuba I było czymś w rodzaju demonstracji przekleń-stwa bezpłodności i błogosławieństw związanych z możliwością kontynuowa-nia rodu. To właśnie wokół tego przeciwieństwa osadzona została akcja Mak-beta. Czarownice obiecały mu, że zostanie królem, Banquo usłyszał jednak, że korona przejdzie w ręce jego dzieci. Makbet oburza się na ów wyrok losu, obietnica zaspokojenia własnych ambicji nie zadowala go, pragnie być ojcem dynastii, nie chce mordować dla cudzych korzyści. Można przeoczyć tę kwe-stię, jeśli w dramacie Shakespeare'a dostrzega się jedynie tragedię ambicji. Ne ulega wątpliwości, że Makbet nie może żyć wiecznie, toteż ma on tylko jeden sposób na unicestwienie nie podobającej się mu części proroctwa: chodzi o to, że sam powinien mieć dzieci, które mogłyby przejąć po nim władzę. Wydaje się, że tego właśnie oczekuje od żony:

Ródź mi już tylkoSynów! Bo taki w tobie nieugiętyDuch...10

Podobnie wydaje się jasne, że Makbet, łudząc się tą nadzieją, oddaje się w ręce losu czy też że w swym działaniu traci z oczu cel i przyczynę, spra-wiając, iż przekształca się ono w miotanie się na oślep człowieka skazanego na zagładę, który chciałby jeszcze przedtem zniszczyć to, co może zdobyć. Widzimy, że Makbet przechodzi taką ewolucję, a w punkcie kulminacyj-nym tragedii słyszymy ów wstrząsający, jakże często uważany już za wielo-znaczny okrzyk, w którym mógłby tkwić klucz do jego przemiany — okrzyk Macduffa:

„Ja mam na skroniach bezpłodną koronę,W garści —jałowe berło; nie synowiOddam je w spadku — wyrwie mi je obcaDłoń...".Tamże, a. III, sc. 1, s. 66.10 Tamże, a. I, sc. 7, s. 36. [Przyp. tłum.]

Page 15: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

208 Sztuki plastyczne i literatura

On nie ma dzieci".

Oznacza to niewątpliwie: tylko dlatego, że sam jest bezdzietny, mógł zabić moje dzieci; mogłoby to jednak zawierać coś więcej, przede wszystkim zaś moglibyśmy mieć tu do czynienia z odsłonięciem motywu, który sprawia, że Makbet chce przekroczyć własną naturę, który również ugodził jego twardą żonę w jej jedyny słaby punkt. Ale gdy rozejrzymy się z perspektywy owego punktu kulminacyjnego wyznaczonego przez monolog Macduffa, zauważymy, że cały ów dramat utkany jest na kanwie stosunku ojciec-dzieci. Zamordowa-nie poczciwego Duncana to również nic innego, jak tylko ojcobójstwo; w wy-padku Banquo Makbet zabił ojca, bo syn zdołał mu ujść; w wypadku Macduffa zabił dzieci, ojciec zaś uciekł. W scenie wywoływania duchów czarownice ukazują mu zakrwawione dziecko w koronie; głową w hełmie na początku jest zapewne sam Makbet. Ale w tle unosi się ponura postać mściciela Macduffa, który stanowi wyjątek od prawa płodzenia, albowiem nie został zrodzony przez swą matkę — został wycięty z jej ciała.

Jako żywo mielibyśmy do czynienia ze zbudowaną na prawie talionu spra-wiedliwością poetycką, gdyby bezdzietność Makbeta i niepłodność jego żony były karą za ich zbrodnię przeciwko świętości płodzenia, gdyby Makbet nie mógł zostać ojcem dlatego, że pozbawił dzieci ojca, ojca zaś pozbawił dzieci, gdyby lady Makbet pozbawiła się swej kobiecości — w tym celu wzywała ona przecież duchy zbrodni. Wydaje mi się, że w ten sposób bez trudu można by zrozumieć jej chorobę, przemianę zbrodniczej odwagi w skruchę, jako reakcję na jej bezdzietność przywodzącą jej przed oczy jej bezsilność w obliczu praw natury i zarazem napominającą ją, że z własnej winy pozbawiona została lep-szej części plonu jej zbrodni.

W kronice Raphaela Holinsheda (1577), z której Shakespeare zaczerpnął materiał do Makbeta, wspomina się o Lady Makbet tylko jeden raz — przed-stawiona została jako niewiasta ambitna, podżegająca męża do zbrodni, by sa-mej zostać królową. Nie ma mowy o jej późniejszych losach, o tym, jaką ewo-lucję przeszedł jej charakter. Wydaje się natomiast, że przemiana, jaka zaszła w charakterze Makbeta, który stał się krwawym okrutnikiem, uzasadniona jest podobnie, jak myśmy to przedstawili. Albowiem u Holinsheda od zabójstwa Duncana, dzięki któremu Makbet został królem, do innych jego zbrodni mija dziesięć lat — okres, w trakcie którego dowiódł on, że jest władcą surowym, lecz sprawiedliwym. Dopiero po upływie tego czasu w jego charakterze zaszła zmiana — stało się to pod wpływem dręczącej go obawy, iż proroctwo doty-czące Banquo spełni się tak samo, jak spełni się jego los. Dopiero wówczas kazał zabić Banquo i —jak w dramacie Shakespeare'a — zaczął popełniać serie morderstw. Holinshed nie stwierdza wprost, iż popchnęła go do tego bez-dzietność, mamy tu jednak dostatecznie dużo miejsca i czasu, by zastosować tę nasuwającą się motywację. Inaczej u Shakespeare'a. W zapierającym dech

11 Tamże, a. IV, sc. 3, s. 119. [Przyp. tłum.]

Page 16: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916)

209

w piersi pośpiechu jedno wydarzenie goni tu drugie, a z informacji podawa-nych przez bohaterów można wysnuć wniosek, że akcja rozgrywa się w ciągu jednego tygodnia12. Za sprawą owego przyspieszenia usuwa się grunt spod naszych rekonstrukcji na temat motywacji zmiany charakteru Makbeta i Lady Makbet. Nie ma tu dość czasu, w trakcie którego niespełnienie się nadziei na potomstwo i wynikające z tego rozczarowanie wprawiłoby kobietę w rozgory-czenie, a mężczyznę pchnęło do krnąbrnego szaleństwa, pozostaje też paradoks wynikający z tego, że tak wiele subtelnych związków w obrębie samej sztuki oraz pomiędzy samym dramatem i okolicznościami jego powstania zbiega się w motywie bezdzietności, podczas gdy chronologiczna ekonomia tragedii wy-raźnie odrzuca możliwość ewolucji charakteru wywołanej motywami innymi niż najbardziej wewnętrzne.

Uważam, że nie sposób zgadnąć, jakie motywy w tak krótkim czasie sprawiają, że niezdecydowany, lecz ambitny mężczyzna przemienia się w nie znającego żadnych hamulców zbrodniarza, a twarda jak stal podżegaczka do mordu przeobraża się w skruszoną, chorą kobietę. Wydaje mi się, że powin-niśmy zrezygnować z przenikania tej potrójnej zagadki, do której powstania na drodze kondensacji przyczyniły się takie fakty, jak źle zachowany tekst, nieznana intencja autora oraz tajemne znaczenie mitu. Nie chciałbym usłyszeć zarzutu, że takie badania są jałowe w obliczu wspaniałego oddziaływania, jakie wywiera tragedia na widzu. Co prawda w trakcie spektaklu autor może nas przytłoczyć swym kunsztem, paraliżując nasze myślenie, nie może nam jednak uniemożliwić podjęcia później wysiłku zmierzającego do zrozumienia tego oddziaływania w jego mechanizmie psychologicznym. Także uwaga, że autor ma pełną swobodę i może w dowolny sposób skracać chronologiczny przebieg przedstawianych wydarzeń, jeśli kosztem zwykłego prawdopodo-bieństwa uda mu się zintensyfikować efekt dramatyczny, wydaje mi się nie na miejscu. Albowiem ofiarę takową można by uzasadnić jedynie wówczas, gdy tylko prawdopodobieństwo by to zaburzało13, ale nie wówczas, gdy likwiduje ono związek przyczynowy, oddziaływaniu dramatycznemu zaś nie przyniosło-by wiele szkody, gdyby chronologia była nieokreślona, a nie skrócona do kilku dni, o czym świadcząjednoznaczne wypowiedzi postaci.

Trudno byłoby porzucać problem przedstawiony w Makbecie, uznając, że niepodobna go rozwikłać, toteż odważę się podjąć jeszcze jedną próbę, do-dając uwagę, która wskazuje nową drogę wyjścia. Ludwik Jekels14 w opu-blikowanym niedawno studium poświęconym Shakespeare'owi przejrzał, jak mu się wydaje, technikę zastosowaną przez dramaturga w Makbecie. Jekels

12 Zob. J. Darmstetter (wyd.), Macbeth, Paris 1881, s. LXXV.13 Podobnie jak zaloty Ryszarda III o rękę Anny przy marach zamordowanego przezeń króla.14 Zob. tegoż, Shakespeare's Macbeth, „Imago", t. V/1917, s. 170 i nast. Wydaje się, że w czasie,

gdy Freud pisał te słowa, rozprawa ta nie była jeszcze ogłoszona drukiem. W swej późniejszejpracy Jekels cytuje tę wypowiedź Freuda, nie wspomina jednak o tej teorii. W późniejszej pracypt. Zur Psychologie der Komödie (1926) Jekels jeszcze raz, tym razem krótko, powraca do tejkwestii. [Przyp. wyd.]

Page 17: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

210 Sztuki plastyczne i literatura

Page 18: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

uważa, że autor ten często stosuje metodę polegającą na obdzielaniu jednym charakterem dwóch postaci —jedna osoba wydaje się wówczas, co zrozumia-łe, niepełna, dopóki nie uzupełni się jej, zestawiając ją z drugą, tak że stwo-rząjedność. Podobnie mogłaby się zatem przedstawiać sytuacja z Makbetem i jego żoną, a wówczas próba traktowania ich jako autonomicznych postaci prowadziłaby, rzecz jasna, donikąd, podobnie jak donikąd prowadziłaby próba poszukiwania motywacji jej przemiany, gdybyśmy nie odwołali się do uzupeł-niającego jej charakter charakteru Makbeta. Nie chciałbym dalej podążać tym tropem, chciałbym tu jednak przytoczyć fakt nader spektakularnie popierający to ujęcie; chodzi o to, że zalążki lęku, który zaczyna kiełkować w Makbecie w noc mordu, w pełni rozwijają się nie u niego, lecz u Lady Makbet15. To właśnie on przed popełnieniem zabójstwa ma halucynację sztyletu, ale to ona później padnie ofiarą choroby umysłowej; to on słyszał po dokonaniu mor-derstwa krzyki w domu: nie śpijcie, Makbet morduje sen, a zatem Makbet nie powinien zasnąć. Nie dowiadujemy się jednak, że król Makbet nie może zamknąć oczu, widzimy zaś, że to królowa podnosi się ze snu i, lunatykując, zdradza swą winę; on stoi bezradny z zakrwawionymi rękami, skarżąc się, że cała woda boga morza nie zmaże krwawych plam, ona go pociesza: odrobina wody zmyje z nas czyn; ale to właśnie ona przez kwadrans próbuje umyć ręce, nie może jednak usnąć śladów krwi.

Namaścić tę dłoń wszystkimi wonnościami Arabii, a wciąż jeszcze będzie ją

W tern sposób to na niej spełnia się to, czego on się obawiał pod wpływem lęku sumienia; ona po popełnieniu czynu odczuwa skruchę, on staje się krnąbr-ny; w ten sposób oboje wyczerpują możliwości reakcji na zbrodnię niczym dwie różne części jednej indywidualności psychicznej, być może jako osoby ukształtowane podług jednego wzoru.

Jeśli nie udało się nam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Lady Makbet po odniesieniu sukcesu załamuje się i zapada na zdrowiu, być może będziemy mieli lepsze perspektywy na to, zajmując się dziełem innego wielkiego dramatopisa-rza, który tak lubi z bezlitosną skrupulatnością śledzić zagadki psychologiczne.

Rebeka Gamvik, córka mamki, została wychowana przez ojczyma, dok-tora Westa, na wolnomyślicielkę gardzącą rygorami, jakie na pragnienia eg-zystencjalne chciałaby nałożyć moralność ugruntowana na wierze religijnej. Po śmierci doktora udało jej się zdobyć posadę w Rosmersholm, w siedzibie dawnego rodu. Rodzina ta nie wie, co to śmiech, całą radość złożyła na ołtarzu rygorystycznego wypełniania obowiązków. W Rosmersholm mieszkają pastor Johannes Rosmer i jego chorowita, bezdzietna małżonka Beata. „Przepełniona dziką, nieokiełznaną żądzą" zdobycia miłości arystokraty Rebeka postanawia

5 Zob. Darmstetter (wyd.), Macbeth, dz. cyt.6 Shakespeare, Makbet, dz. cyt., a. V, sc. 1, s. 126. [Przyp. tłum.]

Page 19: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916)

211

usunąć z drogi przeszkodę w postaci pastorowej. Pomaga jej w tym „odważna, wyzwolona" wola, której nie są w stanie zahamować nijakie względy. Rebeka podrzuca Beacie książkę medyczną przedstawiającą płodzenie dzieci jako cel małżeństwa — w ten sposób biedaczka zostaje wprowadzona w błąd co do zasadności własnego związku, a za podszeptem Rebeki zaczyna się domyślać, że Rosmer, którego myśli i lektury podziela, zamierza oderwać się od dawnej wiary i przejść na stronę Oświecenia; a gdy już Rebece udało się wstrząsnąć zaufaniem Beaty w moralność własnego męża, w końcu daje jej do zrozumie-nia, że ona sama, Rebeka, niebawem będzie musiała opuścić dom, by zataić skutki niedozwolonych stosunków z Rosmerem. Zbrodniczy plan zostaje uwieńczony sukcesem. Uchodząca za melancholijną i niepoczytalną nieszczę-sna Beata rzuca się z kładki do młyna do wody w poczuciu własnej nicości, nie chcąc być mężowi zawadą na drodze do szczęścia.

Od dłuższego czasu Rebeka i Rosmer mieszkają sami w Rosmersholm, połączeni stosunkiem, w którym on chciałby widzieć czysto duchową, idealną przyjaźń. Ale gdy na związek ów zaczynają się kłaść cieniem pierwsze plotki, gdy równocześnie budzą się w nim wątpliwości co do przyczyny śmierci żony, Rosmer prosi Rebekę, by została jego drugą żoną— chce w ten sposób przeciwstawić ponurej przeszłości nową, żywą rzeczywistość (akt II). Rebeka, słysząc oświadczyny, przez chwilę przeżywa radość, ale już w następnym mo-mencie oświadcza, że „pójdzie tą samą drogą, którą poszła Beata"17. Rosmer nie pojmuje, dlaczego dostał kosza; jeszcze bardziej niezrozumiałe wydaje się to postępowanie Rebeki nam, którzy wiemy znacznie więcej ojej postępkach i zamiarach. Nie możemy wątpić w powagę jej odmowy.

Jak mogło dojść do tego, że owa awanturnica, kobieta o silnej, nieokieł-znanej woli, istota, która bez względu na nic prze do urzeczywistnienia swych życzeń, nie chce teraz zebrać owoców swego sukcesu? W IV akcie ona sama udziela odpowiedzi na to pytanie: „To jest przecież straszne, że teraz, kiedy mogę czerpać szczęście pełnymi garściami — teraz staje przede mną cała moja przeszłość". A zatem Rebeka tymczasem przeżyła przemianę, stała się kimś innym, obudziło się w niej sumienie, udziałem jej stała się świadomość winy, która odebrała jej całą przyjemność.

Co obudziło jej sumienie? Posłuchajmy, co sama na ten temat mówi, zasta-nówmy się, czy możemy uwierzyć w to bez zastrzeżeń: „Moją wolę zaraziło rosmerowskie spojrzenie na życie — albo w każdym razie twoje spojrzenie (...) I sprowadziło chorobę. Zaczarowało mnie tak, że poddałam się prawom, które mnie przedtem nie obchodziły. Ty — życie z tobą— to mnie uszlachetniło".

Musimy uznać, że wpływ ów dał o sobie znać dopiero wówczas, gdy mo-gła żyć z Rosmerem i tylko z nim: „— w ciszy i samotności, gdy dałeś mi bez zastrzeżeń wszystkie twoje myśli, całe twe uczucie, tak łagodne i delikatne, jak tylko może być twoje uczucie — wówczas zaczęła się dokonywać wielka zmiana".

17 H. Ibsen, Dramaty, przełożył Jacek Frühling, PIW, Warszawa 1958. [Przyp. tłum.]

Page 20: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

212 Sztuki plastyczne i literatura

Tuż przedtem uskarżała się z powodu innego aspektu tej przemiany: „Gdyż Rosmersholm odebrał mi siłę. Tu zostały obcięte skrzydła mojej własnej od-ważnej woli. Tu została ona zniszczona. Już minął dla mnie czas, gdy śmiałam decydować o tym, co ma być. Straciłam zdolność do działania".

Oświadczenie to składa Rebeka po tym, gdy dobrowolnie zdemaskowała się jako przestępczyni w obecności Rosmera i rektora Kroiła, brata zabitej przez nią kobiety. Ibsen z mistrzowską subtelnością pokazał, że ta Rebeka nie kłamie, ale i nie jest do końca szczera. A zatem tak jak pomimo całego swego wyzwolenia Rebeka odmłodziła się o rok, tak również jej wyznanie złożone w obecności obu mężczyzn nie jest kompletne, na naleganie Kroiła musi je uzupełnić w kilku istotnych kwestiach. Możemy również założyć, że wyja-śnienie jej wyrzeczenia wyjawia tylko jedno, by przemilczeć drugie.

Owszem, nie mamy powodu, by nie wierzyć w szczerość jej wypowiedzi, w wyznanie, że klimat Rosmersholm, obcowanie ze szlachetnym Rosmerem, oddziaływały na nią uszlachetniająco i — paraliżująco. Rebeka powiada tym samym, co wie i co odczuwa. Ale nie musi to wyrażać wszystkiego, co się z nią stało, nie musi też z tego wszystkiego zdawać sprawy. Wpływ Rosmera mógłby być tylko przykrywką dla innego oddziaływania — w tym kierunku wskazuje pewna osobliwa cecha.

Jeszcze po jej wyznaniu, w trakcie ostatniej rozmowy kończącej sztukę, Rosmer ponownie prosi ją o rękę. Przebacza jej to, co uczyniła z miłości do niego. Teraz też nie odpowiada tak, jak powinna: że żadne wybaczenie nie zdoła jej odjąć poczucia winy, którym obarczyła się poprzez podstępne oszustwo, jakiego dopuściła się na biednej Beacie; Rebeka obciąża się jeszcze jednym zarzutem —jak na wolnomyślicielkę zarzut ów dziwnie nas porusza, uważa-my również, że w żadnym wypadku nie zasługuje on na miejsce, na którym lokuje go Rebeka: „Najdroższy, już do tego nie wracaj! To rzecz niemożliwa. Musisz bowiem wiedzieć, że ja mam za sobą — pewną przeszłość". Rebeka pragnie rzecz jasna zasugerować, iż utrzymywała stosunki seksualne z innym mężczyzną, my zaś zauważamy, że ponieważ miało to miejsce w czasie, gdy była kobietą wolną, gdy nie miała żadnych zobowiązań, stosunki te wydawały się jej poważniejszą przeszkodą w związku z Rosmerem niż naprawdę zbrod-nicze zachowanie wobec jego żony.

Rosmer nie chce jednak słyszeć o tej przeszłości. Możemy ją odgadnąć, mimo że wszystko, co wskazywałoby w tym kierunku, w samej sztuce pozo-staje, by tak rzec, pod ziemią i trzeba to wydedukować na podstawie aluzji, i to tak kunsztownych, że nie sposób narazić się na nieporozumienie.

Pomiędzy pierwszą odmową Rebeki i jej wyznaniem dzieje się coś, co ma decydujące znaczenie dla jej dalszego losu. Oto odwiedza ją rektor Kroll, by upokorzyć ją informacją, że wie, iż jest dzieckiem z nieprawego łoża, córką owego doktora Westa, który podług jej matki zechciał ją zaadoptować. Niena-wiść zaostrzyła jego zmysł poszukiwania, nie uważa jednak, iż mówi jej coś nowego. „— Sądziłem, szczerze mówiąc, że pani zna całą prawdę. Inaczej byłoby bardzo dziwne, że dała się pani adoptować przez doktora Westa...

Page 21: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916)

213

I on wziął panią do siebie, zaraz po śmierci matki. Traktował panią surowo. A jednak została pani u niego. Wiedziała pani, że nie zostawi pani w spadku ani grosza. Dostała pani tylko skrzynie książek. A jednak została pani u niego. Znosiła pani wszystko. Pielęgnowała go pani do samego końca... Co pani zro-biła dla niego, to wywodzę z podświadomego instynktu córki. Poza tym zaś całe pani zachowanie uważam za wyraz pani pochodzenia".

Ale Kroll tkwił w błędzie. Rebeka nie wiedziała, że jest córką doktora Westa. Gdy Kroll zaczął snuć niejasne aluzje do jej przeszłości, musiało się jej wydawać, że chodzi mu o co innego. Kiedy zrozumiała, do czego zmierza, jeszcze przez chwilę udawało się jej zachować zimną krew, mogła bowiem mniemać, iż jej wróg oparł swe wyliczenia na jej wieku, który podała mu podczas wcześniejszej wizyty, zafałszowując liczbę lat. Gdy jednak Kroll try-umfalnie odparł ten zarzut — „Zostawmy to. Rachunek jednak się zgadza, bo doktor West odwiedził na krótko tamte strony rok przed objęciem tej posady" — Rebeka, słysząc tę informację, zaczęła chodzić w kółko, załamując ręce: „To niemożliwe! Pan chce mi to tylko wmówić. Nigdy w świecie nie może to być prawda! Nigdy w świecie!". Tak się tym zdenerwowała, że Kroll nie może tego przypisać swej nowinie.

Kroll: „Ależ, moja droga, dlaczego, na miłość boską, bierze to pani tak tragicz-nie. Jestem wprost przerażony! Co mam o tym myśleć!".

Rebeka: „Nic. Nie ma o czym myśleć".Kroll: „Wobec tego musi mi pani wyjaśnić, dlaczego ta sprawa — to przypusz-

czenie — tak panią wstrząsnęło".Rebeka (opanowuje się): „To całkiem proste, panie rektorze. Nie mam ochoty

uchodzić za nieślubne dziecko".

Zagadkowe zachowanie Rebeki dopuszcza tylko jedno rozwiązanie. Informa-cja, że doktor West mógłby być jej ojcem, to najcięższy cios, jaki mógł ją spotkać, albowiem nie tylko była przybraną córką tego człowieka — była również jego kochanką. Gdy Kroll zaczął swą przemowę, Rebeka uważała, że chodzi tu o alu-zje do tych stosunków, do których prawdopodobnie sama by się przyznała jako wolnomyślicielka. Ale nie o tym myślał pan rektor; o wiążących ją z doktorem Western stosunkach miłosnych nic nie wiedział, tak jak ona nie wiedziała o jego ojcostwie. Rebece nie mogło chodzić o nic innego, jak tylko o tę przygodę, gdy odmawiając po raz drugi Rosmerowi stwierdziła, iż jej przeszłość czyni ją niegod-ną zaszczytu poślubienia go. Prawdopodobnie gdyby Rosmer tego od niej zażądał, zdradziłaby mu tylko połowę tajemnicy, przemilczając jej gorszą część.

Teraz jednak zaiste rozumiemy już, że to właśnie ta przeszłość wydaje się jej największą przeszkodą uniemożliwiającą zawarcie małżeństwa — większą niż przestępstwo.

Kiedy Rebeka dowiedziała się, że była kochanką własnego ojca, załamała się pod brzemieniem poczucia winy, które teraz wybuchło z przemożną siłą. W obecności Rosmera i Kroiła złożyła wyznanie, w którym sama napiętnowa-

Page 22: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

214 Sztuki plastyczne i literatura

Page 23: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

ła się jako morderczyni, ostatecznie wyrzekła się swego szczęścia, do którego utorowała sobie drogę przez zbrodnię, i zaczęła się zbierać do wyjazdu. Ale prawdziwy motyw jej świadomości winy — to, co sprawiło, że poniosła klę-skę właśnie wówczas, gdy jej udziałem stał się sukces — pozostaje nieznany. Widzieliśmy, że chodzi tu o coś jeszcze innego niż atmosfera Rosmersholm i umoralniający wpływ Rosmera.

Czytelnik, który aż do tego miejsca śledził nasze wywody, nie omieszka teraz wysunąć zarzutu uzasadniającego te czy inne wątpliwości. Przecież Rebeka po raz pierwszy dała kosza Rosmerowi przed drugą wizytą Kroiła, a zatem jeszcze wtedy, gdy nie został odkryty fakt jej pochodzenia z nieślub-nego łoża, w czasie, gdy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z kazirodztwa —0 ile dobrze zrozumieliśmy autora. Ale Rebeka daje mu kosza — energicznie1z całą powagą. Świadomość winy, która każe jej się wyrzec zysku czerpanego z własnych postępków, pojawia się jako skuteczny czynnik jeszcze przezrozpoznaniem, jeszcze zanim zdążyła popełnić zbrodnię główną, jeśli zaś zgadzamy się na tyle, wówczas zapewne w ogóle należałoby skreślić kazirodztwojako źródło tej świadomości.

Traktowaliśmy dotychczas Rebekę West w taki sposób, jakby była realną osobowością, a nie kreacją wiedzionej krytycznym rozumem fantazji drama-turga Ibsena. Rozprawiwszy się z tym zarzutem, możemy podjąć próbę pod-trzymania naszego stanowiska. Zarzut ten wydaje się uzasadniony, sumienie Rebeki przebudziło się w jakiejś mierze jeszcze przedtem, nim zrozumiała, że uczestniczyła w kazirodztwie. Nic nie przeszkadza, by odpowiedzialnością za tę przemianę obciążyć ów wpływ, który ona sama dostrzegła i oskarża. Ale w ten sposób nie uwolnimy się od konieczności uznania drugiego motywu. To, w jaki sposób zachowuje się Rebeka, słysząc informację przekazanąjej przez rektora, jej bezpośrednia reakcja na to pojawiająca się w formie wyznania, nie pozwala nam wątpić, że dopiero teraz zaczyna działać silniejszy, bardziej rozstrzygający motyw. Mamy tu do czynienia z przypadkiem wielorakiej motywacji — kiedy dokładniej przyjrzymy się powierzchownemu motywowi, odkryjemy motyw głębszy. Prawidła ekonomii poetyckiej kazały ukształtować ten przypadek tak a nie inaczej, albowiem tego głębszego motywu nie można było roztrząsać na głos, musiał on pozostać w ukryciu, ukryty przed wygodną percepcją widza teatralnego czy czytelnika, w przeciwnym bowiem razie na jego widok podnio-słyby się poważne zarzuty ugruntowane na najprzykrzej szych uczuciach, które mogłyby zakwestionować oddziaływanie całej sztuki.

Mielibyśmy jednak prawo domagać się, by ów motyw wysuwany na plan pierwszy nie był bez związku wewnętrznego z motywem, który pokrywa, by okazał się jego złagodzoną, pochodną wersją. Jeśli zaś możemy uznać, że autor konsekwentnie wywiódł swą kombinację poetycką z nieświado-mych przesłanek, będziemy też mogli podjąć próbę wykazania, że spełnił on ten postulat. Nękająca Rebekę świadomość winy wynika ze źródła, jakim jest oskarżenie o kazirodztwo, i to jeszcze zanim rektor uświadomił jej to, wykazując się przy tym analityczną przenikliwością. Jeśli szczegółowo

Page 24: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916)

215

i komplementarnie zrekonstruujemy zasugerowaną przez autora przeszłość Rebeki, stwierdzimy, że nie mogła ona nie mieć przeczucia intymnej więzi łączącej matkę i doktora Westa. Musiało to zrobić na niej wielkie wrażenie, gdy zastąpiła matkę u boku tego mężczyzny — znalazła się pod władzą kompleksu Edypa, nawet jeśli nie zdawała sobie sprawy z tego, że ta uni-wersalna fantazja w jej wypadku stała się rzeczywistością. Kiedy przybyła do Rosmersholm, jakaś siła wewnętrzna wynikająca z owego pierwszego przeżycia popychała ją do energicznego odtworzenia sytuacji, która po raz pierwszy powstała bez jej przyczynku — do usunięcia żony i matki i do zajęcia jej miejsca u boku męża i ojca. Rebeka opisuje to z sugestywną prze-nikliwością, mówiąc, jak wbrew własnej woli została zmuszona do tego, by krok po kroku usuwać Beatę:

„Myślicie, że działam z zimnym i chytrym wyrachowaniem? Nie byłam wówczas taka jak teraz, gdy warn to opowiadam. Wydaje mi się, że w człowieku tkwią dwie wole! Chciałam na wszelki sposób pozbyć się Beaty, jednak nie wierzyłam, aby się to mogło stać. Za każdym krokiem, na który się z wysiłkiem zdobywałam, słyszałam w sobie jakby krzyk: Już dalej nie! Ani kroku dalej! —Ale nie mogłam zaprzestać. Musiałam posunąć się jeszcze kawałek naprzód. A potem jeszcze raz — i tak ciągle. Wreszcie nadeszło ostateczne. Tak to widocznie bywa".

Rebeka niczego nie upiększa — zdaje sprawę z tego, jak było. Wszystko, co stało się z nią w Rosmersholm — zadurzenie się w Rosmerze, wrogość wobec jego żony — stanowiło skutek kompleksu Edypa, było wymuszonym powieleniem jej stosunku do matki i doktora Westa.

Z tego względu poczucie winy, które zrazu kazało jej odrzucić starania Ro-smera, w gruncie rzeczy w niczym nie różni się od owego większego poczucia, które zmusiło ją do wyznania po wysłuchaniu informacji rektora Kroiła. Ale jak pod pływem doktora Westa stała się wolnomyślicielką, gardzącą moral-nością religijną, tak za sprawą miłości do Rosmera stała się istotą szlachetną, człowiekiem sumienia. Tyle ona sama zrozumiała z procesów wewnętrznych, słusznie zatem uznała, że to wpływ Rosmera był motywem jej przemiany— motywem, który sama ujrzała.

Lekarz stosujący metodę psychoanalityczną wie, że często — lub z reguły— dziewczę, które wkracza do domu w charakterze służącej, damy do towarzystwa czy bony, świadomie lub nie oddaje się pochodzącej z kompleksuEdypa fantazji na jawie, podług której pani domu w jakiś sposób znika, pan zaśbierze sobie ją w jej zastępstwie. Romersholm to arcydzieło swego gatunku,arcydzieło przedstawiające ową powszednią fantazję dziewczęcia. Dramat ówczyni tragicznym fakt, że marzenie bohaterki poprzedza odpowiadająca mubez reszty rzeczywistość jej wcześniejszej biografii18.

18 Obecności tematu kazirodztwa w Rosmersholm dowiódł już — tymi samymi, co my tutaj środka-mi — Otto Rank w swej pracy pt. Das Inzestmotiv in Dichtung und Sage, Leipzig-Wien 1912.

Page 25: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

216 Sztuki plastyczne i literatura

Page 26: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Po tym dłuższym pobycie w świecie literatury wracajmy teraz do praktyki lekarskiej, ale tylko po to, by w kilku słowach stwierdzić występującą tu pełną zgodność. Praca psychoanalityczna poucza, że siły sumienia, które przyczy-niają się do powstania choroby wywołanej przez sukces — a zresztą, być może cała świadomość winy" — w ścisły sposób związane są z kompleksem Edypa, ze stosunkiem do ojca i matki.

19 Prawie dwadzieścia lat później w liście otwartym do Romain Rouanda, opisującym pierwszą wizytę na Akropolu, Freud opisał poczucie „too good, to be true", porównując je z przedstawioną tu analizą. Zob. Freud, Brief an Romain Rolland: Eine Erinnerungsstörung auf der Akropolis, „Almanach der Psychoanalyse 1937", Wien 1936; Studienausgabe, t. IV, s. 287 i nast. [List do Romain Rouanda (Zaburzenie pamięci na Akropolu), przełożył Robert Reszke, w: Freud, Pisma psychologiczne (Dzieła, t. III), dz. cyt, s. 287 i nast. — przyp. tłum.] [Przyp. wyd.]

Page 27: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

III.PRZESTĘPCY ZE ŚWIADOMOŚCI WINY

Opowiadając o swej młodości, zwłaszcza zaś o latach poprzedzających okres dojrzewania, osoby często bardzo przyzwoite informowały mnie o niedozwo-lonych czynnościach, na jakie sobie wówczas pozwalały, o kradzieżach, oszu-stwach, a nawet o podpaleniach. Zwykłem przechodzić do porządku dzienne-go nad tymi informacjami, wskazując na to, że słabość hamulców moralnych w owym okresie życia to fakt powszechnie znany, nie próbowałem umieścić ich w bardziej doniosłym kontekście. W końcu jednak do gruntowniejszego studium takich przypadków wyzwały mnie sytuacje bardziej jaskrawe i spo-sobniejsze — sytuacje popełnienia przestępstwa przez pacjentów, którzy wła-śnie odbywali u mnie terapię; chodzi tu o osoby w takim właśnie młodym wieku. A wówczas dzięki pracy analitycznej z zaskoczeniem dowiedzieliśmy się, że takie postępki popełniano przede wszystkim dlatego, że były one za-kazane i że z wykonywaniem ich związane było poczucie ulgi psychicznej u sprawcy. Cierpiał on na przytłaczającą świadomość winy niewiadomego po-chodzenia, gdy zaś dopuścił się tego czynu, presja zelżała. Świadomość winy została przynajmniej w jakiś sposób zlokalizowana.

Niezależnie od tego, jak paradoksalnie by to zabrzmiało, muszę stwierdzić, że świadomość winy pojawiła się wcześniej, nim doszło do przestępstwa, że świadomość winy nie wynikała z przestępstwa, lecz — odwrotnie — to ono wynikało z niej. Osoby te można by całkiem słusznie określić mianem przestępców ze świadomości winy. Wcześniejszego istnienia poczucia winy można by rzecz jasna dowieść na podstawie całego szeregu przejawów i od-działywań zewnętrznych.

Stwierdzenie tej osobliwości nie jest jednak ostatecznym celem pracy na-ukowej. Powinniśmy tu odpowiedzieć jeszcze na dwa pytania: skąd się bierze mroczne poczucie winy przed czynem i czy jest prawdopodobne, że taka geneza przestępstwa ma większy udział w zjawisku przestępczości w ogóle.

Zbadanie tej pierwszej kwestii obiecywało informacje o tym, skąd się bie-rze ludzkie poczucie winy tak w ogóle. Wyniki pracy analitycznej regularnie wykazywały, że owo mroczne poczucie winy wynika z kompleksu Edypa, że stanowi reakcję na dwa wielkie zbrodnicze zamiary: zabić ojca i obcować seksualnie z matką. W porównaniu z tymi dwoma przestępstwa popełniane gwoli utrwalenia poczucia winy były jednak formą ulgi dla udręczonego.

Page 28: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

218 Sztuki plastyczne i literatura

Page 29: F # kilka typów charakterów z pracy psychoanalitycznej (1916) # spl

Trzeba sobie w tym miejscu przypomnieć, że ojcobójstwo i kazirodztwo z matką to dwie wielkie zbrodnie uznane przez ogół rodzaju ludzkiego, jedyne, które jako takie ścigane są w społecznościach pierwotnych, wśród których bu-dzą one odrazę. Pamiętajmy też o tym, że na podstawie innych badań wysunę-liśmy hipotezę, że rodzaj ludzki ukształtował sobie sumienie występujące dziś jako odziedziczona potęga psychiczna w wyniku oddziaływania kompleksu Edypa.

Odpowiedź na to drugie pytanie wykracza poza pracę psychoanalityczną. U dzieci tak czy owak można zauważyć, że stają się „niegrzeczne", by spro-wokować karę, po ukaraniu zaś robią się spokojne i wydają się zadowolone. Późniejsze badanie analityczne często prowadzi na ślad poczucia winy, które każe im poszukiwać kary; jeśli chodzi o dorosłych przestępców, należałoby wyłączyć tych wszystkich, którzy dopuszczają się zbrodni, nie powodowani poczuciem winy, a zatem tych, którzy albo nie zdobyli się na żadne hamulce moralne, albo uważają, że mają prawo do swych postępków, ponieważ walczą ze społeczeństwem. Jeśli jednak chodzi o większość tych indywiduów, o tych, dla których właściwie tworzone są przepisy prawa karnego, takie uzasadnienie przestępstwa jako żywo mogłoby wchodzić w grę, mogłoby oświetlić pewne niejasne kwestie psychologii przestępcy i dać nowe podstawy psychologiczne karze.

Pewien przyjaciel zwrócił mi uwagę na to, że „przestępca z poczucia winy" znany był również Nietzschemu. Wcześniejsza obecność poczucia winy, moż-liwość wykorzystania czynu do jego racjonalizacji, to motywy prześwitujące w mowach20 Zaratustry „o bladym przestępcy". Niechaj przyszłe badania roz-strzygną, jak wielu z owych przestępców można zaliczyć do tych „bladych".

20 W wydaniach sprzed 1924 roku: „ciemnych mowach". Już w historii przypadku „Małego Hansa" (zob. Freud, Aus der Geschichte einer infantilen Neurose, dz. cyt; Gesammelte Werke, t. VII, s. 241 i nast; Studienausgabe, t. VIII, s. 117 i nast. [Z historii nerwicy dziecięcej, dz. cyt., w: Freud, Dwie nerwice dziecięce (Dzieła, t. VI), dz. cyt., s. 5 i nast. — przyp. tłum.], a także w historii choroby „Człowieka-Wilka" (zob. Freud, Aus der Geschichte einer infantilen Neurose, dz. cyt.; Gesammelte Werke, t. VII, s. 241 i nast.; Studienausgabe, t. VIII, s. 117 i nast.; Z historii nerwicy dziecięcej, dz. cyt., w: Freud, Dwie nerwice dziecięce (Dzieła, t. VI), s. 99 i nast. — przyp. tłum.]) pobrzmiewa idea, że poczucie winy może być motywem postępku. Wprawdzie ta ostatnia praca opublikowana została później niż niniejsza, ale rękopis gotowy był w znacznej mierze już rok wcześniej. [Przyp. wyd.]