Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

173

Transcript of Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Page 1: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ
Page 2: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Od edytora przedruku

Powieść którą Państwo za chwilę przeczytacie nosi znamienny tytuł: „Sosnowiec jest takim

miastem jak Londyn Paryż Wiedeń”. Dlaczego napisaną tuż przed wojną i wydaną oficjalnie

zaledwie jeden raz powieść Autor tak właśnie zatytułował? Skąd przyrównanie

przedwojennego Sosnowca, którego powieściowy obraz usytuowany jest w robotniczej a

równocześnie slumsowej dzielnicy (Środuli, Konstantynowa) do Londynu, Paryża, Wiednia

czy Rzymu? O tym Autor jednoznacznie nas informuje w ostatnich zdaniach powieści ustami

Kida: –...Sosnowiec jest takim miastem jak Paryż... Londyn... Wiedeń... bo podobnie jak tamte

miasta ma swoje tragedie, swoje blaski i nędze i swoich wielkich i małych ludzi?… Oprócz

profilu obyczajowo-dramatycznego, Czytelnik sporo dowie się o dzielnicach Sosnowca:

Pogoni, Ostrej Górki, Sielca, Dębowej Góry, Kuźnicy, Radochy, Modrzejowa, Środuli oraz

Zagórza. Powieściowi bohaterowie – o ile nie są bezrobotni, ciężko pracują w Wielkich

Piecach (huta Katarzyna?), w fabryce Gardo-Hammer (Fitzner-Gamper?), w przędzalni

wigonu (przędzalnia Schoena?) lub w kopalniach (Renard, Fanny, Ludmiła?) czy fabryce

chemicznej (Środula, Radocha?). Z dorożki, wiedziony opowieściami dorożkarza,

wzmacnianymi wyborową i wodą sodową poznaje Sosnowiec angielski dziennikarz. On to –

Polak z pochodzenia, Zagłębiak, wypowie na końcu powieści znamienne, zawarte w tytule

określenie Sosnowca.

Page 3: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

EDWARD KUDELSKI

SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK

LONDYN PARYŻ

WIEDEŃ…

Page 4: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Opracowanie na podstawie reprintu (przedruku) oryginalnego jedynego wydania F.

Hoesicka z 1938 roku w Warszawie. Reprint wydania był zamieszczony w EKSPRESIE

ZAGŁĘBIOWSKIM w numerach 80 – 100 na przełomie 1996 i 1997 roku. Magazyn

EKSPRES ZAGŁĘBIOWSKI redagowany był przez JANA PRZEMSZĘ ZIELIŃSKIEGO

od grudnia 1990 roku (najpierw jako EKSPRES SOSNOWIECKI) do czerwca 1999 roku.

Jan Przemsza-Zieliński zmarł 17 maja 1999 roku. Po jego śmierci ukazał się ostatni,

podwójny (106–107) numer specjalny.

Sosnowiec, 2011 – 2012

[opracowanie edytorskie: Jawa48© tylko do użytku wewnętrznego i osobistego bez prawa przedruku i

publikacji tak w części jak i w całości].

Page 5: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

Lemański wstał o 5.30; na wschodzie bieliło się, a z małej izdebki

robotniczych baraków widać było smugi na niebie pasami. Miejscami smugi

te były szare, miejscami jaśniejsze. Pół nieba zasłaniała ogromna hałda żużli i

popiołów z Wielkiego Pieca.

Głuchy stuk szedł pod ziemią, krótki, urywany, rytmiczny. Wielki Piec

sykał parą, dzwonił pracą wózków żelaznych, dygotał gorącem. Pojękiwała

winda i obłoki dymu, raz po raz zasłaniały cielsko stalowego kolosa. Lemański

ubierał się powoli, apatycznie. Mechanicznym ruchem wciągał połatane

spodnie, przesycone rdzawym pyłem. Odruchowo zapinał pod szyją koszulę

niebieską, bez kołnierzyka. Siewierskie buty z juchtowej skóry wciągał na nogi

ze zmęczeniem.

Czuł ból w plecach i długimi, sinymi rękami splecionymi z żył i muskułów,

ciągnął rzemienne sznurowadła. Mocniej ściągał brzuch pasem, tak, że

spodnie pofałdowały się wzdłuż jego chudych bioder. Włożył marynarkę i

jeszcze raz spojrzał na zegar, była 5.50.

Smugi daleko na niebie jaśniały, a na hałdzie kładł się różowy brzask dnia.

Mała kolejka sapiąc i prychając, ciągnęła parę koleb naładowanych kaszą z

Wielkiego Pieca. Sięgnął po bańkę, wziął w usta łyk bladej, wodnistej herbaty,

potrzymał chwilę i przełknął, zamknął bańkę, chleb, owinięty w gazetę,

wsunął pod ramię i ciężko stąpając, wyszedł z izby. W przedsionku otworzył

Page 6: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

drzwi z żelaznego skobelka, przystanął chwilę, powiódł zmęczonym

wzrokiem po niebie i świtającej zorzy i ruszył ciężko w stronę huty.

Tej nocy spał nieszczególnie, sny miał dziwne jak nigdy. Śniło mu się, że

oto idzie w stronę Wielkiego Pieca na wysokich, bardzo wysokich nogach, że

jest prawie tak wielki jak piec. Przychodzi do roboty, a tu żadnej roboty robić

nie może, bo jest za wielki... Wózki mu się plączą między nogami, a

lokomotywa nie jeździ na kółkach, ale chodzi na nogach takich krótkich,

grubych...

Rozzłościł się Lemański we śnie na taką lokomotywę, co to ma nogi

zamiast kółek i patrzy na Wielki Piec – a tu znowu dziwo... Piec jest, jak

Wielki Piec, tylko, że zamiast klapy do wysypywania koksu, sterczy głowa

przedsiębiorcy piecowego... Jest głowa taka wielka, są ręce... Przedsiębiorca

patrzy na Lemańskiego, złości się i grozi mu... Wiadomo, przedsiębiorca

najmuje robotników, może zredukować. Trzeba się schować i wziąć do pracy,

ale jak się tu schować, jeśli się jest takim wielkim chłopem... A przedsiębiorca

złości się strasznie i już sięga Lemańskiemu do gardła... Jął tedy uciekać i

nagle coś trzasło go w głowę... i zrobiło się ciemno, ciemno wokoło...

Lemański rzucił się na łóżku, otworzył oczy i oprzytomniał. Zapalił

zapalniczkę, przysunął do cyferblatu starego budzika. Była godzina pierwsza

w nocy. Zamyślił się chwilę nad snem swoim dziwacznym, potem przewrócił

się na drugi bok i po chwili spał już, postękując jak stara maszyna, która

niedługo wytrzyma, bo nadaje się jedynie na szmelc.

Rano przypomniał sobie sen i myślał o nim całą drogę do huty. Przy

murze fabrycznym spotkał się z innymi robotnikami, zdążającymi do pracy.

Czarny szereg postaci sunął wzdłuż muru, w stronę portierni. Lemański szedł

z innymi, na twarzy jego, na zapadniętych policzkach i woskowej skórze na

skroniach znać było ogromne zmęczenie. Huta była coraz bliżej i zdało się

Page 7: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

Lemańskiemu, że wszystkie głosy, jakie dochodzą z fabrycznego placu,

układają się w smutną, dawno słyszaną pieśń... Pieśń starych bab na

uroczystościach pogrzebowych...

Geolog winien współżyć i współpracować z górnikami, etnograf z ludźmi

czy zbiorowiskami ludzkimi, których warunki życia i współżycia chce poznać.

Profesor Andrzej Jarocki był geografem – geologiem i socjologiem –

etnografem w jednej osobie. Jego prace z zakresu badań geologicznych znane

były w świecie naukowym. Nie małą sławę przyniosło mu dzieło Etnografia

Sosnowca, zakończone bogatym słownikiem prowincjonalizmów. Profesor nie

mógł usiedzieć spokojnie i zawsze się gdzieś włóczył. Był dobrym znajomym

wszystkich starych bab, z którymi lubił gawędzić. Zachodził do mieszkań

dawnych mieszkańców Sosnowca i okolicy, przysłuchiwał się rozmowom,

plotkom i opowieściom, o czasach, dawnych i obecnych. Miał bogatą kolekcję

szkiców, sylwetek, twarzy charakterystycznych, rysowanych na prędce. Ze

starymi hutnikami i górnikami był za pan brat, pił z nimi wódkę i wyciągał na

rozmowy i wspomnienia, które potem zapisywał. Miał gruby tom

zasłyszanych opowiadań o skarbniku, duchu huty, utopcu i innych.

Przebogatym skarbcem pod tym względem była stara Dębniakowa, babka

blisko sto lat licząca, u której przesiadywał, przynosił czasem owoce i

słodycze, a ona opowiadała dawne gadki i przeżycia we własnej zapisane

pamięci.

Profesor ożenił się późno i wcześnie został wdowcem; żona umarła mu

młodo i zostawiła śliczną, słodką dziewczynkę o dużych ciemno-niebieskich

oczach – małą Jen. Profesor nie miał rodziców, jedynym bliskim krewnym był

brat ojca, weteran z 1863 roku, który walczył o niepodległość Polski na terenie

Sosnowca, a po upadku powstania uszedł za granicę i tułał się po całym

świecie, próbując wszystkich zawodów. Był palaczem, majtkiem okrętowym,

Page 8: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

tkaczem, kowalem, ślusarzem, hydraulikiem. Pracował na plantacjach

bawełny, był we wszystkich częściach świata, – a zawinąwszy raz do Londynu,

poznał przez przypadek Polkę, i to pochodzącą z Zagórza pod Sosnowcem,

pannę Helenę Mieroszewską, zakochał się i pozyskał wzajemność. W parę lat

po ślubie osiadł na stałe z żoną w Londynie, wychowując dwóch synów, Kida i

Erwina i córkę poznać teoretycznie, – a potem umiał swoją wiedzę obrócić na

praktyczne korzyści, Kochał swoją Polskę daleką i zawsze wybierał się

pojechać. Ale odwlekało się jakoś a potem przyszła podagra, synowie pożenili

się, koło dziadkowego fotela pojawiły się wnuki, została tęsknota za ojczyzną i

starość. Zawsze wygolony i uczesany, nie zapomniał nigdy przypiąć krzyża

Virtuti Militari, jakim za walkę i lata poniewierki z daleka od Ojczyzny

odznaczył go Wódz Naczelny w Polsce Odrodzonej. Dzieci wyrosły i dojrzały.

Erwin ożenił się i rozwinął lepiej interes ojca. Kid został dziennikarzem, pił

gin, gonił za sensacyjkami, a podobny do ojca cieszył się wielkim

powodzeniem u kobiet. Nel poza sportem, nie widziała nic w życiu.

Krewni w Anglii interesowali się żywo, życiem i sprawami profesora

Jarockiego. Wuj Stefan łożył na studia uniwersyteckie profesora, a po śmierci

młodej żony, ciotka Helena opisała pokrzepiające listy do zbolałego i

zamkniętego w sobie wdowca. Mała Jen musiała ciągle pisać listy do cioci o

wszystkim co robi. Pomiędzy nią a Nel kursowały często bileciki, w których

małe dziewczynki zwierzały się wzajemnie ze zmartwień i tajemnic

dziecinnych. Profesor zawdzięczał krewnym w Anglii dużo, bardzo dużo.

Przede wszystkim nie opuścili go w jego sieroctwie, a potem po śmierci

ukochanej żony znajdowali słowa otuchy. Tylko, że jakoś nigdy nie

dochodziło do wyjazdu, bo ilekroć któraś strona wybierała się w podróż zaraz

stanęło coś na przeszkodzie i trzeba było odłożyć i tak mijały lata. Stary wuj

Stefan zdecydował jednak kategorycznie, że przed jego śmiercią ktoś z dzieci

musi do Polski pojechać, a ciotka Helena coraz bardziej nalegała na przyjazd

Jen.

Page 9: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

Dnia tego przyszedł list z Londynu. Ciotka Helena pisała:

Kochany Andrzeju!

Mały synek Erwina wciąż jeszcze jest niemową. Trzyletnie zdrowe dziecko

klekoce cały dzień tylko "tokn, tokn, tokn". Zagląda wszędzie, wszystkim się

interesuje. Najlepiej czuje się w towarzystwie wielkiego doga Fioka, z którym

spędza całe dnie. Chłopak i pies wędrują godzinami po domu i ogrodzie przy

czym dziecko trzyma psa za ucho, nie widziałam psa podobnie cierpliwego.

Trudno ich rozdzielić, bo mały Eddie płacze, a pies warczy nieprzyjaźnie.

Często malec śpiewa psu piosenkę i wtedy "tokn, tokn" jest tkliwe i

sentymentalne, na co pies wyraża swe ukontentowanie żywym ruszaniem

ogona.

Kid ma opinię zdolnego i inteligentnego reportera. Pisze artykuły do Timesa

i jest specem od zdarzeń nieprawdopodobnych. Nie zapominaj o ciepłym

płaszczyku dla Jen. Tęsknota Stefana za Sosnowcem staje się coraz większa

w miarę postępującej choroby nogi.

Bardzo jesteśmy ciekawi historii Sosnowca i okolicy. O rodzinnym Zagórzu

wiem, że istniał już we wczesnym średniowieczu. Z okna pokoju, który

mieścił się w prawym skrzydle pałacu, roztaczał się. Piękny widok na wielkie

pola i drogi wysadzane wysokimi topolami. W okolicy dzisiejszego Sosnowca

były jeszcze lasy. Pamiętam w dnie czyste widniał na południu potężny

łańcuch Karpat. Z górnych okien frontowych widać było zamek w Będzinie,

który w owym czasie, o ile sobie przypominam był zamieniony na kaplicę

ewangelicką. Na zachodzie, hen, rysowała się potężna pod Grodźcem góra z

kościółkiem Św. Doroty. Czy istnieje jeszcze ten mały kościółek z kamienia

wapiennego? Znajdował się za kościołem parafialnym. Kościółek był kryty

słomą i tak mały, że pomieścił zaledwie sześciu ludzi. Opowiadano mi, że

Page 10: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

0

kiedyś zapalił się dach słomiany, ale wewnątrz nie zajęło się nic; przypisywali

to ludzie cudownemu obrazkowi, który tam wisiał...

Listy z Londynu były obszerne, pisane drobnym, ale wyraźnym pismem,

po polsku.

Dnia tego Lemański nie wrócił z pracy... Nie wrócił wcale... W wielkim

kranie, który transportował ostygłe bloki surowca, zepsuł się opornik; motor

windujący szarpnął gwałtownie w połowie drogi do stojących na bocznicy

wagonów, pochyliły się ciemne płyty i obluzował łańcuch.

W tej chwili idąca do laboratorium praktykantka Jen Jarocka, zbliżyła się

niebacznie pod kran, a tu bloki z chrzęstem wysuwają się z obluzowanego

łańcucha. O, już spadają... już zabiją... mózg się jeno rozpryśnie... Zauważył to

stojący obok robotnik Lemański, jeden skok... jedno potężne pchnięcie... i

panienka znalazła się odrzucona daleko na kupę żwiru... A Lemański?...

Lemański leżał przetrącony sinymi płytami odlewu i oczy zachodziły mu

bielmem... konał...

Karawan fabryczny, prosty, ciągniony przez dwa zimnokrwiste konie

grzązł w piaszczystej drodze, co prowadziła na cmentarz. Pogrzeb odbył się

częściowo na koszt huty. Adwokat fabryczny zastrzegł stanowczo, że wszelkie

starania rodziny o odszkodowanie nie odniosą skutku, śmierć bowiem

nastąpiła z winy i przez nieostrożność zmarłego, co mogą potwierdzić

świadkowie. Świadkowie, dwaj znani pijacy, któryż sprzedaliby rodzone dzieci

za kieliszek wódki, szli także za konduktem zapłakani i zawodzący wielkim

głosem nad tragiczną śmiercią rzekomo kochanego kolegi Lemańskiego.

Za karawanem postępowała matka zmarłego i syn Stach. Staruszka szła

wolno, ubrana w długą ciemno-zieloną suknię. Wyblakłymi oczyma patrzyła

Page 11: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

1

za trumną i na jej pomarszczonej twarzy, poznakowanej cierpieniem i

wiekiem, płynęły łzy.

Orszak pogrzebowy nie był za duży. Szło paru hutników i górników,

kolegów zmarłego. Dalej szły przeważnie kobiety, sąsiadki i znajome. Szły po

trzy i rozprawiały o swoich kłopotach. Plotki, sąsiedzkie domysły i biadania

słychać było w gromadce.

Cmentarz miejscowy, odgrodzony od reszty pól drutem kolczastym,

biedny był i zaniedbany. Rosło na nim parę sosen pokrzywionych i ostra,

sucha trawa. Krzyże najrozmaitszej wielkości i kształtu słaniały się nad

grobami. Najczęstszym znakiem były butelki, pozatykane szyjkami w piasek.

Wewnątrz butelki, znajdowała sie kartka z wyblakłym, a często już

nieczytelnym pismem. Na niektórych kartkach można było przeczytać

boleściwe epigramy, np.

Umarł mąż jedyny Zonę swą zostawił, Trudno mi z dziećmi, Niechby go Bóg zbawił!

albo:

Tadziu, dziecko moje Teraz jesteś w niebie Trudno było z Tobą, Trudno jest bez ciebie.

Nad otwartym grobem jakiś stary górnik począł wypominać o nędzy

robotniczej i krzywdzie, ale kobiety zastrachane, zakrzyczały go swymi

wrzaskliwymi śpiewami. Ciężkie grudy żółtego piasku zadudniły na trumnie,

każdy przeciskał się z ostatnią przysługą i dosypywał od siebie garść

wilgotnej, ciężkiej ziemi. A kiedy zakryło trumnę i grób się wypełnił, wszystko

stało się zwyczajne, ludzie zapomnieli o zmarłym i zaczęli się rozchodzić do

domów, do rodzin... Do nowego życia i do nowego umierania...

Wieczór. Szaruga bezbarwna wchłania wyniosłe kontury kominów.

Wielka hałda to rośnie, to maleje w mroku. Migają lampki elektryczne,

Page 12: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

2

rozhuśtane wiatrem. Gubi się ulica Konstantynowska w dymach i nocy.

Zasnuje się czarną mgłą nędza podwórzy żydowskich kamienic. Niedola izb

robotniczych mdłym światłem zakwitnie. Wszystko pomniejszy się,

sczernieje. Nad ulicę, nad domy wyniesie się Wielki Piec, ogromny ołtarz

ognia z wiankiem dymów u góry... Wielki Piec dyszy, jęczy, stęka. Bulgoce

zgrzytliwie a strzępy pary białej, jak oderwane westchnienia przemykają się

między żelaznymi wiązaniami. Dym kurzy się wolno z wierzchołków i boków

wielkiego cielska... Zda się potwór legendarny, strzeżony przez ludzi,

przywiązany setkami wiązań do ziemi, drzemie... Pomrukuje jazgotem,

dygoce rytmem potężnego serca i głuchym dudnieniem odzywa się w ziemi.

Ale widać bunt podniósł się w nim. Zaryczał, zatrząsł się... i otworzył swoje

oko. Ognistą pożogą objął okolice. Oblał czerwoną łuną czarne domy i zajrzał

nocą do mieszkań na poddaszu, gdzie szkarłatem zapalił pobielane sufity.

Plunął żarem w długą szyję ulicy, prześwietlił nikłe cienie niewolników

swoich i zapłakał... Zapłakał ławą roztopionego metalu, krwawymi łzami

niedoli swojej i sług swoich obdartych, krzątających się przy nim w sandałach

drewnianych z długimi, żelaznymi prętami...

W podłużnych rowkach zastygał płynny surowiec i krzepł na płyty, szare,

sękate, tzw. gęsi. Górna warstwa żużli miała ujście z boku Wielkiego Pieca i

ognistym strumieniem spływała do zbiornika z wodą. W wodzie żużle stygły

ze straszliwym sykiem i dzieliły się na drobne cząsteczki żółtego koloru. Nie

tonęły... utrzymywały się na powierzchni i pokrywały ją grubą warstwą,

przypominającą kolorem kaszę jęczmienną i pewnie dlatego dzieci okoliczne

nazywały te żużle kaszą z Wielkiego Pieca. Kasza ta płynęła ze zbiornika

razem z wodą rowem poza mury huty, a woda w której płynęły te żużle, była

ciepła a nawet chwilami gorąca,. Kiedy odlew z wielkiego pieca zaczerwienił

najbliższe kamienice, ulice Konstantynowską i Kamienną, dzieci biegły z

wrzaskiem radosnym na ulicę Gamperowską, wskakiwały do rowu z kaszą,

brodziły z zadowoleniem po ciepłej wodzie, zagarniały rękami pływające po

powierzchni żużle.

Page 13: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

3

Profesor chodził wielkimi krokami po gabinecie...

– Dlaczego pan milczy?

– Ja nie wierzę, żeby córka moja była przyczyną śmierci pańskiego ojca...

To wypadek, po prostu wypadek, który zdarzyłby się ojcu i wtedy nawet,

gdyby córki mojej nie było w pobliżu...

– Tu dałem babce pańskiej pięćset złotych... może uważa pan, że za mało

daję? Dostała pani pieniądze?

– No tak, Stasiu, dostaliśmy pieniądze, trzeba przecież żyć... Trudno,

niechaj nas Bóg ma w Swej opiece... Ojciec nie żyje... a szkoda, taki kochany

syn był... Tu są pieniądze Stasiu...

– Dlaczego Pan milczy?...

Ojciec, nie ma go, nic go nie wróci... Ból zamroczył chłopca... Pieniądze...

Biedna babka... Pokurczony tobołek steranego życia... Czegóż się boi starość,

czego?... Głodu się boi i zimna!... Odparł krótko i twardo...

– Ojciec mój, ratując wiedział o grożącym niebezpieczeństwie,

powodował nim szlachetny odruch a nie żadne wyrachowanie. Zresztą czyn

ojca nie może być zapłacony. Nie ma sumy, która zwróciłaby ojca mojego... –

dalej nie mógł mówić... Wykrztusił jeno...

– Żegnam Pana – i wyszedł...

Twarz skrzywił mu skurcz hamowanego płaczu, nic nie widział... W

przedpokoju ktoś podał mu płaszcz... jakieś oczy niebieskie, śliczne patrzyły

na niego rozpacznie. Uciekł za miasto. Na kamionce, w wyrwie pełnej trawy i

omszałych kamieni, uspokoił się.

Starowinka drżącą ręką podpisała akt otrzymania pięciuset złotych i

pożegnała profesora... Słabo jej było strasznie i niepokoiła się o wnuka.

Pieniądze zawinięte w chusteczkę, ściskała w ręce... Doczłapała do

Page 14: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

4

mieszkania i drzwi zastała zamknięte... Nie ma Stacha... nie ma – a on ma

klucz. Biedne dziecko. Pewnie poszedł gdzieś w pole ze swoją żałością.

Usiadła na zydelku pod ścianą... poczeka. Mija pół godziny, godzina, Stacha

nie ma... Słabo jej, więc się oparła o ścianę i drzemie...

Jest małą dziewczynką, Ślązaczką. W wiejskiej szkole Herr Lehrer chodzi

z rózgą pomiędzy ławkami i uczy rachunków... A potem jest łąka pełna

kwiatów, a na tej łące ona, Gustla na nią wołają (jest jej Augusta, ale po śląsku

to Gustla), chodzi po łące, a potem nad rzeczką czystą...

Chodzi z dziewczynkami i śpiewa... Dziecinne głosiki śpiewają pojękliwie

wyuczoną piosenkę...

Ich weisz nicht, was soli es bedeuten Dasz ich co traurig bin; Ein Marc hen ans alten Zeiten, Das kommt mir bicht aus dem, Sinn

Potem jest już szesnastoletnią dziewczyną i jedzie na Litwę do ciotki

swojej, która tam prowadzi gospodę... Jedzie długo, strasznie długo... Młoda

schludna panna poznaje Romualda Lemańskiego, zdolnego gisera. Wesele, a

potem lata wędrówki za mężem, dzieci, troski, same troski... Szumią jej

puszcze litewskie a zimą wyją wilki... W chatach, na wielkich piekarokach,

snują się opowieści przy świetle łuczywa... I dzwoni pieśń tęskliwego

mołojca...

Ej, ty koń, ty mój koń... krasawiec, waranoj...

I znów płynęły lata... Przyjechała do Sosnowa... Mąż pracował w odlewni,

córki wychodziły za mąż... Synowie szli do wojska... Potem była Wielka

Wojna i śmierć Stefana, najurodziwszego z chłopców... W legiony poszedł, w

legiony... Czapkę z orzełkiem włożył... Rozszarpały go rosyjskie szrapnele... I

śnił się potem po nocach wielki, we własnej krwi unurzany i śpiewał...

My, pierwsza Brygada... Strzelecka gromada Na stos rzuciliśmy – swój życia los Na stos, na stos...

Page 15: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

5

Ocknęła się... nie ma Stasia, nie ma... słabo jej strasznie i napiłaby się

trochę mleka... Oj jak strasznie spać się chce...

I tak wyjechali lub poumierali wszyscy najbliżsi, został tylko ten jeden syn

jedyny – Roman. Pracowity był, a jak się czasem i upił to przychodził do

domu spokojnie, kładł się spać i prosił... Mama zaśpiewa mi coś, zaśpiewajcie

mama... Gładziła go ręką po twarzy i śpiewała cienkim, drżącym głosem... Ich

weisz nicht... A głosem mocnym śpiewała pieśń, co pożarem serc niosła w

ogień legendarnych straceńców i jej Stefana... My pierwsza Brygada...

Słuchał... łzy napływały mu do oczu i zasypiał...

O! teraz idzie taki wesoły uśmiechnięty, idzie Romuś kochany... idzie...

Stare matczyne serce zatrzepotało mocno ze szczęścia... mocno parę razy... i

pękło.

I osunęła się z zydelka pod drzwi, uśmiechnięta, jasna...

Profesor pisał list do Londynu, w pierwszej połowie donosił krótko o

wypadku, w którym Jen podobno nie utraciła życia, a w drugiej, odpowiadając

na prośbę krewnych, postanowił napisać coś o historii Sosnowca i o każdej z

jego dwunastu dzielnic. O Zagórzu pisał:

Mniemam, że Zagórz dawniejszy był bardziej malowniczy od dzisiejszego. Z

pierwszej wzmianki historycznej o Zagórzu wiemy, że Kazimierz, książę

opolski, nadaje w roku 1225 wieś Zagórze i Czeladź, wraz z innymi, Comesowi

Klemensowi za zasługi. Od roku 1238, klasztor w Staniątkach, otrzymuje z

nadania owe włości darowane przez księcia opolskiego Comesowi Klemensowi.

Klasztor pozbył się Zagórza, jak i Czeladzi, jako zbyt oddalonych. W połowie

XV wieku wieś Zagórze, należała do parafii Mysłowice, miała piętnaście łanów

kmiecych od których dziesięcinę dawano kościołowi w Czeladzi, wartości

sześciu grzywien, folwark rycerski, karczmy, zagrody. Zagrodnicy dawali

dziesięcinę parafii w Mysłowicach.

Page 16: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

6

W roku 1581 wieś Zagórze parafii Mysłowice, własność Jarockich... O

Jarockich wiemy, że byli posiadaczami nie tylko Zagórza, ale i dóbr Klimontów,

Siedlce, Pogonia, które to dobra za zasługi dla kraju położone król Zygmunt I

darował z prawem dziedzictwa Stanisławowi na Jaręczynie Jarockiemu. Nadto

Stanisław z Jaręczyna otrzymał w posiadanie lenne zamek w Będzinie z

przyległymi wsiami i folwarkami. Darowane dobra uwolnił Zygmunt I od

podatków. Wspomniany Stanisław na Jaręczynie Jarocki umiera od morowej

zarazy, która panowała w Krakowie w roku 1515.

W roku 1857 dziedziczka Zagórza, pani Jadwiga Mieroszewska ufundowała

kościół. Po wybudowaniu kościoła przeniesiono parafię z sąsiedniej Niwki,

której kościół stał się filialnym.

Innym musiał być Zagórz za czasów von Kramsta, który postawili tu hutę

cynkową. Nie ma już dawnych chat krytych słomą. Miejsce ich zajęły domy

murowane. Wybrukowano szosy, po których dawniej wozy tonęły w błocie.

Geologiczna budowa terenu, na którym znajduje się Zagórz, składa się z

dwóch systemów: systemu triasowego i systemu węgłowego. System węglowy z

nagromadzonymi osadami produktywnymi ciągnie się długim pasem na

wschód od Gzichowa, Zagórza, Klimontowa i stanowi jeden z elementów

budowy geologicznej Zagłębia Dąbrowskiego. W okolicach Zagórza znajdują się

wychody pokładu grupy „Reden”. Ponieważ pokłady węgła są blisko powierzchni

ziemi, przeto ludzie ubodzy kopią na własnych terenach małe szyby, zwane

bieda-szybami i wydobywają węgiel za pomocą wiader. Węgiel taki wożą potem

furmankami po Sosnowcu i okolicy i sprzedają na korce. Dudnią po bruku

furmanki i już wczesnym rankiem rozlega się po ulicach wołanie przeciągłe...

żałosne... Po węęegie!l Wyngiel na kooooorce!

Profesor pisał chwilę jeszcze, po czym złożył list do koperty... za oknem w

świetle księżycowym rysowały się gałęzie jodeł... zgasił światło i pokój

wypełnił mgławy poświt, ramy okien rysowały się na podłodze... Czarny,

smukły posążek Chrystusa, który służył za przycisk, zdał się kołysać na pliku

Page 17: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

7

akcji – jak gdyby chciał zejść z biurka i rozpłynąć się w świetle księżycowym...

w świetle innego życia...

Stara Dębniakowa opowiadała profesorowi...

– Babka moja to miała zmartwienie z jedną córką. W ciotce mojej, świeć

Panie nad jej duszą, zakochał się pewien smolarz z Ostrogórki, a babka

mieszkała wtedy na Gzichowie. Babka nie chciała się zgodzić, no ale pobrali

się. Wtedy to w tym miejscu, gdzie dzisiaj Sosnowiec, były straszne lasy, a w

tych lasach wilki i inne dzikie zwierzęta... Raz babka moja wybrała się do tej

córki, co była za smolarzem. Zimą to było i wilki wygłodniałe wyły po lesie.

Miała na plecach tobół, a w nim dwa duże bochny chleba, które dla córki

upiekła... Ale, że to staruszka leciwa już była i ciężki tobół miała, więc szła

pomału. Zmierzchać się zaczynało i niebo na wierzchołkach sosen stawało się

fioletowo-różowe. Na brzegu drogi pojawił się wilk, spojrzał na babkę

płonącymi ślepiami, i znikł...

Potem pokazał się znów ale bliżej. Mróz stawał się ostrzejszy, tak, że

staruszce ręce skostniały, a nos zmarzł całkiem. Przyspieszyła kroku. Wilk

pojawił się z przodu i już całkiem blisko. Pogroziła mu pięścią, ale wilczysko

tylko kłapało zębami i zaczynało babkę okrążać. Zlękła się starowina nie na

żarty. Sama w lesie, bez ludzkiej pomocy. Idzie ona, a wilk przed nią, to w

prawo, to w lewo. Jak ona stanie, to i wilk stanie, jak ona idzie – wilk idzie.

Zaczęła się rozglądać za jakimś kosturem i spostrzegła leżący na drodze

potężny kij. Schyliła się, aby kij podnieść, a wtem z tobołu na plecach wysunął

się jeden bochen, skulał się po pochylonych babki plecach prosto w stronę

wilka. Wilk aż przysiadł ze strachu, a tu bochen leci prosto na niego...

Porwało się wilczysko i jak nie zacznie zmykać, a bochen za nim... i potem

długo, długo jeszcze słychać było obłąkańcze wycie nieprzytomnego ze

strachu wilka...

Page 18: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

8

– Dzięki szczęśliwemu przypadkowi uratowała babka Pani swoje życie! –

zauważył profesor.

– Nie przypadek tylko, proszę Pana, nie przypadek tylko... mam 97 lat,

wiele przeżyłam i wiele przemyślałam – i wierzę, że ludźmi prostymi,

niewinnymi a dobrymi, opiekuje się wielka siła, która te szczęśliwe przypadki

sprowadza. Ludzie wykształceni, a nie wierzący, muszą sobie pomagać

własnym mózgiem i własnym mózgiem wszystko tłumaczyć... i popadają w

rozterkę, rzadko bywają szczęśliwi i rzadko mają spokój...

–... Męża miałam dobrego, mądrego, oczytanego w książkach samouka –

ale ateusza... niewierzącego. Czego ja, prosta kobieta nie mogłam mu

darować... Przed śmiercią mówi do mnie... idź, sprowadź księdza...

uduchowionego... krasomówcę... Niech mówi o Bogu!... Niech mówi o

Niebie!... Tylko niech mówi ładnie... obrazowo... tak, żebym to widział... Teraz

kiedy kończę życie i ziemi tej już nie będę oglądał, każda nadzieja, każdy

miraż podniesie resztkę świadomości... że życie jest wielkim spektaklem

teatralnym, gdzie żyje się tylko złudzeniem i tą właśnie nadzieją...

Sprowadziłam... i wie Pan, konając, łzy miał w oczach i uśmiechał się...

Page 19: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

9

Stach Lemański miał przyjaciela szkolnego Włodka Otońskiego. Był to

wypróbowany przyjaciel. Nigdy nie zawodził, nigdy nie lekceważył i chociaż

lepiej sytuowany materialnie i z innego, bo inteligenckiego środowiska

wywodzący się, nigdy nie dał odczuć różnicy społecznej, a przeciwnie, jako

młodszy, szanował Stacha i liczył się z jego zdaniem. Trzeba tu zaznaczyć, że

Stach odznaczał się inteligencją wrodzoną, wrażliwością i powagą nad swój

wiek. Dwaj tedy chłopcy, poznawszy się we wczesnym dzieciństwie,

zaprzyjaźnili się i jeden nie obywał się bez drugiego. Razem czytali książki i

razem pławili się w cudnych wizjach wypraw dalekich na wyspy bezludne.

Czytali Robinsona Kruzoe, M. Reida, Juliusza Verne, Karola Maya, a później

Jacka Londona. Pod wpływem tych książek śnili życie, przeistaczali się w

bohaterów, nazywali się ich imionami. Raz nawet postanowili uciec w stepy

Dzikiego Zachodu i wziąwszy w plecak dwa bochenki chleba (kupione za

wspólne oszczędności), małą siekierkę i parę gwoździ (w celu zbudowania

łodzi, którą mieli się przeprawić przez Atlantyk), wybrali się wieczorem we

dwóch. Ale kiedy uszli pod Kamionkę, za Konstantynów i spojrzeli raz jeszcze

na zadymiony i gasnący w zachodzącym słońcu Sosnowiec, zaczęli zwlekać z

odejściem w dalszą drogę. Wreszcie kiedy słońce zgasło, Sosnowiec

pociemniał, a Wielki Piec zaczął postękiwać na całą okolicę, postanowili

wrócić, a dla upamiętnienia tej chwili, wbili w tym miejscu w ziemię gwoździe

i drewnianą zakopiańską laskę, którą mieli ze sobą...

A potem w gimnazjum, kiedy przystało do nich paru kolegów, utworzyli

związek tajemniczy z własnym lokalem i statutem. Lokal mieścił się w

komórce, która w tym celu została podzielona na dwa piętra. Na dolnym

piętrze była szatnia, a na górnym ów gabinet zebrań. Do gabinetu wchodziło

się po drabinie i siąść nie było można, bo było za nisko, więc członkowie

Page 20: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

0

tajemniczego klubu, a było ich pięciu, zwyczajem starożytnych Rzymian,

leżeli na boku. Ha, to były czasy! Wszystko odbywało się na migi, wymyślili

nawet własne pismo, a cała klasa szanowała ich i liczyła się z nimi, bo jak

chodziły słuchy, ci pięciu są rzeczywistymi członkami amerykańskiego

Ku-Klux-Klanu. Mieli wtedy najlepsze stopnie, bo postawili to sobie za punkt

honoru i jeden drugiemu pomagał...

Ale nieszczęście chodzi po ludziach i nie oszczędza tajemniczych

stowarzyszeń. Lokal zapalił się od lampki naftowej w czasie jednego

posiedzenia i zrobił się harmider na całą kamienicę. W dodatku jeden z

członków o mało nie upiekł się żywcem. Pożar ugasili, ale gospodarz zażądał

odszkodowania od rodziców i wszystko się wydało. Biedni chłopcy byli

sromotnie wyśmiewani i wytykani palcami długi czas. Przemyśliwali nawet

nad popełnieniem zbiorowego samobójstwa. Wtedy jeden Stach Lemański

ratował honor upadłego związku, wyzywając na pięści każdego, ktokolwiek

ośmielił się wyśmiewać z jego przyjaciół.

Przyszły starsze lata, tamci rozproszyli się, zostali znów ci dwaj, Stach i

Włodek. Stach najlepiej czuł się w domu państwa Otońskich. Była tam

wyjątkowa atmosfera ciepła, pogody i zadowolenia. Pan Otoński, wysoki

szczupły mężczyzna, siwy już mimo, że młody jeszcze, miał zacną twarz i

życzliwe oczy. Żonę miał gospodarną, skrzętną, wrażliwą na czystość w domu

i zawsze mile uśmiechniętą do ludzi. Dom ten stał dla Stacha otworem.

Małżonkowie byli zadowoleni, że Włodek ma takiego przyjaciela i jak

najczęściej Stacha zapraszali. Za domkiem był ogródek pełen kwiatów i

dzikiego wina. Pan Otoński lubił gawędzić ze Stachem, którego uważał za

chłopca rozumnego i niezepsutego. W letnie wieczory, kiedy Stach zachodził

do Otońskich, ojciec robił mu miejsce obok siebie i zaczynał rozmowę:

– No, co słychać, Panie Stasiu, niechże Pan coś powie?

Stach bywał początkowo tym pytaniem zażenowany, ale z czasem

przyzwyczaił się.

– Nic nowego, proszę Pana...

Page 21: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

1

– Pogodę będziemy mieli na jutro, jak Pan myśli? – pytał Otoński.

– Nie znam się na tym, ale wolałbym, żeby była – odpowiadał Stach.

– A pewnie, pewnie... chociaż deszcz by się też przydał.

I tak zwykle zaczynała się rozmowa, która toczyła się coraz swobodniej i

pogodniej. Pana Otońskiego ciężko doświadczyło życie.

Tego dobrego i łatwowiernego człowieka wciągnęli i zawikłali ludzie w

kombinacje pieniężne. Ponapełniali kieszenie i uciekli, zostawiając go samego

wśród wierzycieli, na marnie płatnej posadzie. Rozchorował się biedak ze

zmartwienia, w ciągu trzech nocy posiwiał, ale wszedł w porozumienie z

wierzycielami, którzy mu zaufali i spłacił ich kolejno w ciągu paru lat ze

swojej niewielkiej pensji. Żona pomagała mu, oszczędzała, krzepiła słowem,

dodawała otuchy więc przetrwał. Został mu na twarzy cień smutku, a w

oczach w rozmowie z obcymi – przenikliwość.

Stach po śmierci babki i zlikwidowaniu mieszkania, zwrócił się do

Otońskiego z prośbą o pracę.

– Ja już myślę o tym od paru dni – odpowiedział Otoński – ale widzi Pan,

ja nie mam żadnych stosunków, nie znam ludzi, którzy mogliby dla Pana coś

zrobić. Tu, gdzie się dało, to już pukałem – na razie bez skutku... Jeden ze

znajomych moich, inżynier inspekcyjny z fabryki Gardo-Hammer, mówił mi,

że potrzeba tam terminatora do warsztatu elektrycznego, płacą cośkolwiek...

Ale przecież Pan nie pójdzie, ukończył Pan gimnazjum i miałby Pan iść do

terminu – myślę, że byłoby Panu przykro.

– Nie! Dlaczego? – odpowiedział Stach – gotów jestem iść.

Elektromechanika pociągała mnie zawsze. Nauczę się fachu, a to przyda mi

się w życiu... Bylebym tylko mógł się utrzymać za to, co zarobię. Jeśli Pan

może to dla mnie zrobić, to proszę, niech Pan pomówi z tym inżynierem,

chętnie pójdę do warsztatu...

– Dobrze!... Poproszę za panem, chętnie poproszę – odpowiedział pan

Otoński, ale myślę, że będzie Panu przykro Panie Stasiu. Ukończył pan osiem

klas gimnazjum, a będzie Pan musiał zacząć od zamiatania, od noszenia

Page 22: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

2

węgla, od grzania kawy, latania na posyłki. Będzie Pan narażony na docinki

byle wyrostka, który zaawansował w warsztacie. Będzie Panu przykro, Panie

Stasiu...

– Trudno! Życie w każdym środowisku ludzkim jest mniej lub więcej

przykre. Trzeba się przystosować i podporządkować autorytetowi, który daną

grupą rządzi, a z tym zawsze najtrudniej... Ale jak mówię, nie mogę czekać

dłużej, muszę brać to co jest. Zresztą myślę, że mi tak źle nie będzie...

– No, skoro Pan chce, to niech Pan będzie jutro przed fabryką o 5.30 rano

w jakimś starym ubraniu, być może, że Pan od razu pójdzie do roboty...

– Dziękuję Panu bardzo...

– Nie ma Pan za co... naprawdę, jeśli mogę Panu czymś pomóc, robię to z

wielką ochotą...

Na drugi dzień Stach został przyjęty do warsztatu.

W fabryce Gardo-Hammer praca zaczynała się latem o 6-ej, a zimą o 7-ej i

trwała osiem godzin z półgodzinną przerwą na śniadanie. Warsztat

elektromechaniczny mieścił się w hali z oszklonym dachem. Środek hali

zajmowały obrabiarki. Z jednej strony, pod ścianą, na drewnianym warsztacie,

stały rzędem przymocowane imadła. Jedną czwartą część całego

pomieszczenia, zajmował skład starych tworników najrozmaitszego typu. Po

załatwieniu formalności biurowych, został Stach przedstawiony majstrowi

warsztatu. Majster spojrzał ostro na chłopca i rzekł:

– No! Jazda do warsztatu! Tam ci powiedzą jakie masz obowiązki.

Obowiązki te nie były skomplikowane, trzeba było palić w piecu, grzać

elektromonterem kawę, sprzątać, zamiatać warsztat i biegać do magazynu.

Najczęściej pomagało się monterom przy pracy, trzymało narzędzia,

podnosiło ciężary...

Page 23: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

3

Zaraz pierwszego dnia, został Stach oddany do pomocy monterowi

Trenciokowi. Trenciok był elektromonterem starej daty. Złośliwi mówili, że

naukę w tym zawodzie zaczął przy maglu, a potem był w terminie u kowala,

gdzie przez trzy lata wynosił nocniki i bawił nowonarodzone dzieci. Twarz

miał małą i nosił na końcu nosa okulary. Podczas roboty, a zwłaszcza

piłowania, świstał pod nosem melodię, którą znali na pamięć wszyscy

monterzy, a która elektromontera Józefa Krańca, zwanego "Wielkim"

doprowadzała do ponurej zadumy.

Codziennie rano o godz. 6-tej syrena zanosiła się jękliwym rykiem B..u..

u..o..o..o..u..u..i..i..y..y.. Był to znak do rozpoczęcia pracy. Rymnęły młoty

parowe, elektryczne i młoty trzymane w żylastych rękach kowali. Raz... dwa...

trzy... huk... stuk... puk... huk... stuk... stuk... puk... puk... Olbrzymi młot

parowy walił z łoskotem bum!., bum!., bum!... W oddziale konstrukcyjnym

piekielny jazgot jak gdyby tysiąca kulomiotów tratata ta, tra ta ta ta ta... To

powietrzne rewolwery do zbijania nitów. W mechanicznym szarpnęły

motory, szczęknęły transmisje i obrabiarki zaczęły swą pracę i swój

monotonny przyśpiew... o ho bil bil, szczęk, gry, gry, dry, dry...o! oo ho bil

bil... Prasa hydrauliczna z sykiem miętosi grube żelaza. W ciągu minuty jedna

ściana parowozu wytłoczona z grubej piętnastomilimetrowej blachy. Za

ścianą elektrycznego warsztatu zadzwoniły tokarki i tokarnie, a wielki

zbiornik od kompresora huczał nabijanym powietrzem.

Rano majster wychodził z kantorku i dawał dyspozycje.

– Pan, Panie Zgodny, pójdzie do konstrukcyjnej hali, tam kran nie ciągnie,

trzeba będzie zobaczyć motor... Zdaje się, że to ten kraniarz, cholera, spalił

znów. Chłopów, panie, ze wsi nawpuszczali, to się takiemu chamowi zdaje, że

motor a koń to jedno. Powiedz Pan temu draniowi, że mu zęby wybiję...

Page 24: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

4

Ze wszystkich elektromonterów Stach najbardziej polubił "Wielkiego

Józefa". Sprawiedliwy był, nie pomiatał terminatorem, siłę miał ogromną i

spojrzenie wesołe... Podczas śniadania opowiadał nieraz swoje przygody

wojenne...

– Pamiętam, zabrakło nam węgla... maszynistę mojego ukatrupili i ja sam

prowadziłem lokomotywę. Mieliśmy ogromny pociąg taborów, koni i chorych

żołnierzy, a tu węgla zabrakło a jechać trzeba... i co? W okolicy zajęliśmy

zbiornik ropy i w ciągu ośmiu godzin przerobiliśmy palenisko z węglowego na

ropne... i jechało się...

– Mówicie, Panowie, że ludzie nie dadzą rady lokomotywie?... podczas

wojny na południowym froncie zatarasował nam nieprzyjaciel tor, tak, że

nasz pociąg, na którym byłem za pomocnika maszynisty, nie mógł jechać.

Przewrócona lokomotywa leżała wśród toru... Uwiązali, panie, parę lin

żelaznych do lokomotywy, do jednej uczepiło się ich po pięćdziesięciu chłopa

i jak pociągli to lokomotywa fajt kozła, jakby pudełko od zapałek... Panowie,

wszystko można zrobić jak się ma głowę na karku.

Zaraz po otrzymaniu roboty odesłał Stach na ręce profesora Jarockiego,

owe pięćset złotych. Na odcinku dopisał: pieniądze te mogłyby być potrzebne

babce mojej, ojciec był bowiem jedynym żywicielem... Babka umarła... ja

potrafię sobie zapracować... przeto oddaję z podziękowaniem...

W pobliżu fabryki na Konstantynowskiej znalazł pomieszczenie. Wielka,

trzypiętrowa kamienica zamieszkana przez biedne rodziny robotnicze. W

sąsiedztwie mieszkała wdowa Wiśniewska z trojgiem dzieci, dwie

dziewczynki i jeden chłopak, Felek. Nazywali go Felkiem Kuternogą, bo miał

chorą nogę.

Stach żył nędznie, zarabiał mało, a z tego musiał opłacić mieszkanie.

Wyprzedał przeto wszystko co miał z garderoby swojej i ojca. Zdarły mu się

buty i do roboty chodził w ojcowskiej marynarce, co wisiała na nim, jak na

kiju... Wracał z fabryki osłabły, siadał przy oknie i patrzył na mroczne

Page 25: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

5

podwórko, które było, jak na dno studni, otoczone ścianami czteropiętrowych

kamienic. Na podwórzu tym zawsze bawiły się dzieci, zbieranina ze

wszystkich podwórek. Przewodził im wszystkim chudy Julek z kamienicy

Fligiera. Było to w sąsiedztwie Wielkiego Pieca i dzieci czekały na odlew.

Kiedy nocą czerwony ogień, odbity na przeciwległej ścianie, rozjaśnił

mieszkaniem, w którym spał Stach, pojawiały się w mieszkaniu cienie... cienie

z dantejskiego piekła...

Wieczorem między szóstą a siódmą, kiedy odlew zaczerwienił najbliższe

kamienice Konstantynowskiej i Kamiennej, dzieci biegły z krzykiem

radosnym na ulicę Gamperowską, wskakiwały do rowu z "kaszą", brodziły z

zadowoleniem po ciepłej wodzie i zgarniały rękami pływające po powierzchni

żużle. Nieraz urwisy dzieliły się na dwa zastępy i obsypywali się wzajem

mokrą "kaszą", wydając przy tym dzikie okrzyki. Julek, kiedy już dość nagrzał

swoje długie nogi, a stojący obok chłopcy obojętnieli na jego szturchańce,

mobilizował swoje podwórko przeciwko tym z Kamiennej albo Robotniczej.

Ognistymi słowami zachęcał swoich chłopaków...

– Hej, chłopcy! nawalimy im! O... Pokażemy im! Nie? Jazda na nich!

Najpierw zaczynały się wyzwiska, a potem jak zwyczajnie...

– Co stawiasz się?... Co stawiasz się? No, te, nie bądź taki mocny! He! Boi

się! Pietrek daj mu w łeb! Mietek, nie daj się!

I już wojna gotowa... Pętaki zawzięcie obsypywały się "kaszą", chlustały

wodą, zanurzały jeden drugiego w płytkim rowie. Walka ponosiła ich, to też

nie obeszło się bez szturchańców i płaczu. Zwykle jednak, któryś z zastępów

załamywał się i dzielni wojownicy chyłkiem umykali do domów.

Ulica Gamperowską miała także inne atrakcje. Po drugiej stronie tej

niezamieszkałej ulicy, w rowie sąsiednim, po dniówce, z kotłowni

wypuszczano parę. Była to jakby potężna detonacja. Para, trzymana pod

wysokim ciśnieniem, wychodziła z hukiem, uderzała o drugą stronę rowu i

wielkimi kłębami zasłaniała całą niemal Gamperowską. Dzieci lubiły tańczyć

w białej parze, gubić i odnajdywać się wzajem. Głęboki rów oddzielony był

Page 26: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

6

jednym prętem, wysoko umieszczonym, przeto zdarzył się wypadek

tragiczny.

Mały Janek Kasiński, syn górnika, zawsze czekał na godzinę czwartą,

kiedy para zacznie wybuchać. Razu pewnego, skacząc i tańcząc w białej parze,

minął wąski pręt i ześlizgnął się po gładkiej ścianie przez sam otwór rury, z

której wydobywała się para. Huk zagłuszył huk dziecka i kiedy wiatr rozwiał

białą mgłę i para przestała się wydobywać, ktoś zauważył dziecko w rowie...

Było całkowicie ugotowane – tak, że urwano mu rączkę, przez nieostrożny

chwyt przy wydobywaniu...

Jen była panienką urodziwą. Miała ładną buzię, duże ciemnoniebieskie

oczy i ładnie wykrojone, małe usta. Włosy koloru chatain, uwiązane w węzeł

w tyle głowy. Wzrostu średniego, zgrabna, miała drobne ręce i małe stopy.

Była żywym portretem matki swojej, pani Janiny z domu Gorzyckiej. Profesor

kochał swą córkę ponad wszystko. Umilała mu dzieciństwem ciężkie i

samotne życie. Drugi raz żenić się nie chciał, bo mała Jen przypominała mu

każdym ruchem i słowem kochaną, zmarłą żonę, a więc umarła żyła w swej

córce.

Profesor był twardym człowiekiem, uczucia swego nie uzewnętrzniał,

wstydził się prawie rozczulać. Mała Jen, Jen dwuletnia, Jen trzyletnia i starsza

zostawiła ojcu najpiękniejsze wspomnienia, którymi żył, które gromadził.

Pierwsze zachwyty, filozoficzne rozważania małej, jej zabawy, tym żył ojciec

ciągle, gdy był zmęczony pracą lub niepowodzeniami, zamykał oczy i cisnął

się do tych wspomnień... Wracały żywe i plastyczne... Chwytał wtedy pióro i

gruby przygotowany na to szary brulion i pisał... Po śmierci ojca Jen przeczyta

i dowie się jak ją kochał, jak liczył każdy przeżyty z nią dzień...

Page 27: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

7

Profesor stanął u okna i zamyślił się... Zmienia się, coś w niej rośnie, coś

pochłania ją... Jakaś siła odrywa odeń córkę, a on stoi z wyciągniętymi rękami,

rozżalony i bolejący.

Mrok, zaczajony pod płotami, za węgłami domów, uciekał. Dzień szedł

wielkimi krokami i niebo na wschodzie zapalało się z brzaskiem. Profesor

pisał w pamiętniku dla Jen, dla córki swojej...

... pamiętasz ten brzask dnia... w otwarte twoje oczy uderzyła muzyka

świateł. Nad wierzchołkami jodeł, na horyzoncie było liliowo. Długie pręty

wikliny sterczały jak rozwichrzone włosy, a wyżej jasność złota zlewała się z

seledynowym niebem, na którym chmurka różowa przypominała dziecięce

straszydła w saniach... Wtedy byłaś małym dzieckiem, a dusza twoja goniła za

daleko żeglującym ptakiem i tęskno ci było, tęskno... pamiętasz?..

Letnie popołudnie... Profesor siedzi przy biurku i patrzy w ogród, nic nie

widząc. Powoli na złotej smudze słońca, zaglądającego do gabinetu,

zamajaczył obraz. Z początku blady, potem mocniejszy, wreszcie wyraźny...

Profesor uśmiecha się do widzenia i pisze...

...pamiętasz letnie popołudnie, szliśmy w stronę domku przy szerokiej,

polnej drodze. Domek był mleczno-biały, a dach zwisający nisko Jak mocno

nasunięta czapa... Domek biały... dach głęboko nasunięty, a za domkiem

ciemno-zielona sosna, rozpięta jak wachlarz... Na drodze pośród złotego pyłu

cztery rubinowe koguty kąpią się w słońcu...

... Ty rozłożyłaś rączki i pobiegłaś do nich... poturlałaś się ku nim, ku tym

kogutom... W złotym pyle drogi, twój różowy kapelusik wyglądał jak tańczący

kwiat... pamiętasz?...

Deszcz bije o szyby ciężkimi kroplami... jesień. Profesor pracuje przy

biurku. Ciemno się robi i trzeba zapalić elektryczną lampę, z zielonym

kloszem. Profesor patrzy na rozpryskujące się krople deszczu na szybach...

Gałęzie jodeł za oknem ciężko obwisły. W rynnie woda deszczowa gra

monotonnie ciągle tę samą melodię... Jest sam... Jen ma dużo pracy... studia,

egzaminy, częściowy zarząd domem... Zresztą Jen już dawno nie jest tamtą

Page 28: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

8

małą dziewczynką, co tak się bała burzy... Nie przyjdzie w deszczowy dzień,

wylękniona, nie usiądzie na ojcowskich kolanach, nie obejmie za szyję i

powie: "Tatusiu, ja się tak boję". Jen jest już panną dorosłą, prawie

samodzielną... Profesor pisał w brulionie...

...pamiętasz?... chmury zasnuły niebo i jakaś ponurość na ziemi osiadła.

Burza trwała długo, bardzo długo. Ile grozy i piękna miały te godziny...

Deszcz padał bez ustanku a jodły za oknem płakały... pod wieczór, gdy deszcz

przycichł, mały ptaszek zaśpiewał gorącym śpiewem prośby, jak gdyby

pragnął wymodlić słońce... Chmury się podarły i ukazały się na niebie

oślepiająco jasne miejsca... Siedziałaś u mnie na kolanach i patrzyłaś wielkimi

oczyma na mokry za oknem wieczór... Słuchałaś krzyku małego ptaszka i

twarzyczkę miałaś smutną... lękliwą...

Ty, jak i ten ptaszek, tęskniliście wtedy za słońcem...

Dnia tego pisał profesor list do Londynu...

Środula jest dzielnicą Sosnowca tak samo jak Konstantynów. Środula jest

dzielnicą ciekawą ze względów architektonicznych. Przeważnie wszystkie

domki budowane są z białego wapienia, jako taniego budulca i mają

obramowanie okien i brzegów fasady z czerwonej cegły. Środula jest górzysta,

dachy spadają tarasami, uliczki są wąskie. Tak muszą wyglądać górzyste,

hiszpańskie miasteczka. Środula ma swój specyficzny przemysł. Kamieniołomy

i piece do wypalania wapna. Dawniej, gdy większość dróg Zagłębia wybijana

była kamieniem wapiennym, kamieniołomy Środuli zatrudniały masę

robotników, ale kamień wapienny nie nadaje się na szosy, łatwo się ściera i po

krótkim czasie za samochodem podnosi się chmura białego pyłu i biegnie za

nim jak skręcony smok. Nogi piechura, idącego szosą, toną jak w mące, a w

czasie deszczu robi się lepkie błoto. Gleba Środuli nie jest żyzna, przy tym

bardzo kamienista. Spotyka się jeno żyto i kartofle. Właściciele małych poletek

Page 29: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na2

9

oczyszczają je z pojedynczych kamieni. Kamienie te układają jeden za drugim

na miedzy i tak rośnie niski murek, który dzieli jedno poletko od drugiego.

Murki te – to pomniki zapobiegliwości i wytrwałości...

Dawniej Środula była dzielnicą niebezpieczną. Za czasów zaborców nie było

brukowanych ulic, nie było latarni. Młodzież nie miała opieki szkolnej, pasła

kozy i urządzała formalne wojny kamieniami. Na okolicznych połach i

poletkach toczyły się walki pomiędzy tymi ze Środuli, a tymi z

Konstantynowskiej czy Robotniczej. Chłopcy mieli "wiuchy" tj takie proce z

dwóch sznurków, połączonych szerszym paskiem rzemiennym, na którym

umieszcza się kamień. Chłopcy odznaczali się dzikością i okrucieństwem. Nie

rzadko wybijali sobie oczy, rozbijali głowy – a nawet były wypadki śmiertelne.

Od chwili odzyskania Niepodległości, wiele się zmieniło na Środuli.

Wybrukowano ulice, obsadzono drzewkami, wyłożono chodniki, ulice

oświetlono latarniami elektrycznymi, a na poczesnym miejscu wybudowano

wspaniałą szkołę, nowoczesny trzypiętrowy gmach, mogący pomieścić dwa

tysiące dzieci. Sale gimnastyczne, specjalne sale do rysunków, plac do gier

ruchomych, świetlica, biblioteka... Elektryczny tramwaj dowozi dzieci nieomal

do samej szkoły...

Konstantynów jest ponury, ulicę Robotniczą zabudowano chaotycznie,

jeszcze przed wielką wojną, niskimi barakami i domami czynszowymi.

Konstantynów jest brudny i ponury, żydowskie kamienice stoją szeregiem

nietynkowane, z wychodkami na podwórkach. Niektóre oficyny przypominają

rysunki makabryczne. Dach zapadnięty, w oknach zamiast szyb szmaty lub

deski. Walące się balkony, łatane są i podpierane, a schody bez stopni.

Ulica sąsiaduje z fabryką, która gdy jest w ruchu, napełnia wszystkie

mieszkania na Konstantynowskiej jazgotem. W czasie gdy fabryka i huta są

czynne, dym snuje się po Konstantynowskiej nisko. U zbiegu

Konstantynowskiej i Kamiennej stoi kapliczka z 1863 roku. Odbywają się tu

procesje Bożego Ciała i ten jeden raz w roku ulica Konstantynowska ubiera się

w zieleń, dziewczęta wkładają białe sukienki, w oknach i na balkonach

Page 30: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

0

pojawiają się kolorowe kapy, obrusy i obrazy świętych... Dzielnica uśmiecha się

wiosną...

Za dymiącym, zgiełkliwym Konstantynowem, za ulicą Kamienną, wije się

szosą w górę, falistym terenie ku Zagórzowi. Na drodze tej mieści się folwark

stary, należący do dóbr Zagórze. Za folwarkiem kamionka wapienna, nieużytki

rozkopane, lichą trawą porosłe. W letnie niedziele ludność ubogich baraków

robotniczych wychodzi na ową kamionkę, gdzie starzy grają w karty, półleżąc

na ziemi lub na rozesłanych płachtach. Dzieci bawią się bieganiem po

usypiskach kamiennych. Z podniesienia lego widać rozległe pola, ku Zagórzowi

stary cmentarz, a na południowym zachodzie Sosnowiec, położony w dole.

Równolegle do szosy biegnie w stronę folwarku dróżka, gdzie w letnie, gorące

dnie dzieci lubią się bawić w nagrzanym piasku. Pola okoliczne jałowe i dlatego

często łubinem porosłe, pachną mocno, a samotna ogromna topola szumi,

powiewając listkami przy lada wietrze...

Dynamomaszyny i motory są rozmaitej konstrukcji i formy. Jedne są

bardziej prostej budowy, tak, że każdy potrafiłby zbudować, inne, złożone i

skomplikowane, są wy towarami badań i prac laboratoryjnych inżynierów

elektryków. Wszystkie prądnice, czy to proste, czy złożone, pracują na

zasadzie dwóch pokrewnych sobie sił: magnetyzmu i elektryczności. Jedna z

tych sił wywołuje drugą. Jeśli w pobliżu biegunów magnesu obracamy zwoje

drutu, to w drutach powstaje elektryczność.

Fabryka, w której pracował Stach, produkowała prąd stały. Parowa, stara

maszyna Borsiga obracała dwie dynamomaszyny i wytwarzała prąd o mocy

120 volt. Nie wystarczało to na potrzeby fabryki, to też posiłkowała się jeszcze

prądem miejskim. W hali maszyn stała potężna przetwornica, która

Page 31: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

1

przetwarzała prąd zmienny na stały. Średnie napięcie prądu eksploatowanego

wynosiło 1500 volt.

Józef Kranc zabrał Stacha na robotę. Na kranie zepsuł się motor, nastąpiło

przebicie izolacji. Kran był wąski i z trudem dało się zachować równowagę.

Trzeba było cały motor odwrócić, następnie odkręcić pokrywę boczną, w

której mieści się łożysko i przymocowane są szczotki do kolektora. Motor

pachniał spalonym szelakiem i lakierem.

Przy pracy Józef mówił: nie należy się nigdy spieszyć i robić gorączkowo.

Najpierw należy się zastanowić jak do danej pracy podejść, aby ją sobie

ułatwić, no i trzeba pomyśleć nad bezpieczeństwem. Był tu u nas w roku

zeszłym jeden elektromonter, Piętka z Lublina. Pracował ze mną na wyższym

prądzie przy tablicy rozdzielczej. Mądrala był i nigdy nie dał sobie nic

powiedzieć... Niech Pan uważa, Panie Piętka, mówię mu, niech pan chodzi po

chodniku gumowym i nie dotyka żelaznej ramy... niech Pan będzie ostrożny i

niech Pan nie zbliży klucza do przewodów pod prądem... Tu jest tyle

przewodów i tyle nakrętek, że trzeba być bardzo uważnym... Obraził się na

mnie, że mu uwagi robię i stoi dalej na mokrej kamiennej podłodze. Widzę ja,

że może być nieszczęście, więc zostawiłem go, a sam poszedłem wyłączyć

prąd... Nie doszedłem do budki rozdzielczej, a tu słyszę krzyk, wracam pędem

za tablicę, a Piętka leży z wyszczerzonymi zębami... czarny i spalony...

Miałem potem dużo nieprzyjemności, że to niby ja byłem winien jego

śmierci...

Uszkodzony twornik opuścili za pomocą bloku. Stach i drugi terminator

ujęli za końce długiej ośki i ponieśli do warsztatu. Tam postawili twornik na

dwóch koziołkach i Józef wziął się do naprawy. Kolektor składa się z tylu

płytek, izolowanych między sobą, ile jest wiązek drutu, nawiniętych lub

osadzonych na żelaznym kadłubie twornika. Kadłub twornika składa się z

mnóstwa cienkich blaszek, izolowanych między sobą i jest gładki lub

rowkowany. Jeśli jest rowkowany, to w rowki te umieszcza się wiązki drutu,

którego dwa końce przytwierdza się, do odpowiednich dwóch płytek

Page 32: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

2

kolektora. Istnieją rozmaite modele motorów, wszystkie są jednak

zbudowane na zasadzie zależności pomiędzy dwiema pokrewnymi siłami,

magnetyzmem i elektrycznością...

Michalik robił żelazne haki dla izolatorów, pomagał przy tym Trenciok.

Michalik walił wielkim młotem: bum, bum, bum, a Trenciok popukiwał

małym młotkiem: puk, puk, puk.

Stary Trenciok mówił... Panie, już teraz nie ma takich kowali jak

dawniej!... Dawniej – to chłopak skończył termin i mówił majstrowi "do

widzenia, – zostańcie z Panem Bogiem". Taki był porządek, że młody szedł w

świat, aby się czegoś więcej od ludzi nauczył. Nie było żadnej rekomendacji,

ani żadnej protekcji. Takiego czeladnika każdy kowal miał obowiązek przyjąć,

dać nocleg i nakarmić. Ale przed tym musiał przybysz pokazać, że jest

kowalem. Dostawał jakąś robotę i musiał zrobić. A majster się ino patrzył. Jak

chłopak umiał ruszać młotem i poznać było kowala, to zostawał, dostawał jeść

i spać, i jeszcze pieniędzy na dalszą drogę, a jak nie, to go majster przepędzał

na cztery wiatry od swojej kuźni... Do mojego wujka, który był kowalem,

przyszedł raz taki jeden... Byłem wtedy małym chłopcem...i wujek dał mu

młot do ręki i czeka... a ten chwycił młot jak piórko i jak zacznie wujkowi grać

młotem po kowadle – to jakby kto na organach grał... tak ładnie młotem na

kowadle zagrał... Z miejsca go wujek wziął i dobrze mu płacił...

Flaki do izolatorów, jeśli mają być wkręcane do drzewa, muszą być

zaopatrzone w jednym końcu w gwint. Drugi koniec, wykrzywiony w

kształcie fajki, gdzie nasadza się izolator, nacina się na podobieństwo gwintu,

okręca konopiami, smaruje oliwą i dopiero nakręca porcelanowy izolator...

Porcelana jest złym przewodnikiem elektryczności, tak samo fibra, mika i

drzewnik...

Elektromonter Naprawka był pacyfistą. Pracował od wielu lat w tej

fabryce. Wyterminował, skończył i jako elektromonter pracował tu już przed

Wielka Wojną... Był wtedy wesołym młodzieńcem, którego wszyscy lubili i

Page 33: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

3

który słynął ze swoich kawałów... Po wojnie wrócił znów do tej samej fabryki,

ale jakże zmieniony!... Wychudł i zwiądł... Twarz miała wyraz posępny, mówił

mało i szybko się denerwował... Przeżył podczas wojny niejedną tragedię

własną, bliskich swoich i znajomych... Wojna! to słowo wyprowadzało

Naprawkę z równowagi...

Jednego dnia stary Trenciok odezwał się... Ażeby już była ta wojna, bo

tych ludzi za dużo, niechby połowę wytłukli...

Naprawka spojrzał na Trencioka i krzyknął tak, że słychać było w całym

warsztacie... Wy stary!... nic nie mówcie o wojnie, bo kiedy wszyscy się bili, to

wyście w tym warsztacie siedzieli i pieniądze zbijali, – tak, żeście sobie potem

dwa magle postawili, stary maglarzu... Jak byście tak na front poszli i jakby

wam z armaty strzelili – to byście ze strachu do latryny wpadli... Wy wiecie co

znaczy wojna?... Wy i ci wszyscy, którzy siedzieli na tyłach i pozajmowali

najlepsze posady, wtedy, kiedy inni młodzi leli krew i zostawali dziadami na

całe życie...

Stary Trenciok mruknął coś pod nosem, – a cały warsztat przyznał

Naprawce rację...

Moralność czasów wojennych i powojennych znana jest całemu światu...

Matka mająca dwie dorosłe córki i drobniejsze dzieci, kiedy mąż był na

wojnie i nie było o nim wiadomości, w ucieczce przed śmiercią głodową,

kładła na podłodze dwa sienniki i otwierała drzwi dla żołnierzy

nieprzyjacielskiego pułku, stacjonującego w mieście... Za bochenek

kwadratowego żołnierskiego chleba w izbie, oświetlonej łuczywem, oddawały

się starsze córki, aby młodsze rodzeństwo uchronić od głodu...

... Wojny wam się chce... cholera!... Was nie sprali kolbą karabinu – tak, że

wam żebra wyszły bokiem... nie wybili wam zębów, żeście połykali własną

krew... A korpieli gotowanych na wodzie też nie jedliście... lepsze dajecie

świniom... nie obudził was nikt kopniakiem w brodę lub prosto w twarz

grubym, żołnierskim butem... nie zarazili wam córki syfilisem ani nie urodziła

bękarta ślepego od rzeżączki... Ani też nie zatłukli wam chłopca, złapanego

Page 34: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

4

ma kradzieży sucharów wojskowych... Nie chodziliście jak chodzi jeniec w

jednej potarganej koszuli, żółtej od potu w miesiącu lutym... Lebiody polnej i

pokrzyw na surowo nie jedliście, bo po tym leje się z człowieka zieloną farbą i

ciągle bolą kiszki...

I nie wiecie jak smakuje mięso ludzkie, kiedy człowiek jest obłąkany z

głodu... Wojny wam się chce... cholera!...

Józef składał wielki kolektor – szeregi śrubek jedna po drugiej przykręcał i

mówił:

... Naprawka ma rację, wojna to zła rzecz, ale wojna trwa ciągle... Są tylko

różne rodzaje wojen... Jedne są ukryte, a inne otwarte... Te ukryte i ciche są

gorsze... Na otwartej wojnie to krótko i węzłowato – albo ty zabijesz – albo

ciebie zabiją... Pamiętam swój pierwszy chrzest bojowy, kolumnę naszą wtedy

zdziesiątkowali... Oficer ryknął... (chłopcy na bagnety!!... Za Ojczyznę!... co

nam ją te skurwysyny zabrać chcą!... Pomścimy krew zabitych kolegów!...

Niech żyje Poo…l.. s...ss…) Trafiła go kulka, zatknął się własną krwią i upadł...

Zastąpił go podporucznik... Pochyliłem bagnet i leciałem… Nicem nie widział,

tylko żółty piasek okopów z tamtej strony... mgliło mnie się w oczach, krew

mnie zalewała... Zęby latały mi jak w febrze ze wściekłości, a byłem jak to

żelazo, tu stuknął w stojące obok żelazne kowadło... Koledzy walili się pod

moje nogi. Kulki dzwoniły po hełmie, a ja nic – ino naprzód!... Dopadłem

okopów, w lewej ręce poczułem ból, ale to mniej jeszcze bardziej

rozsierdziło... Hem zabił i kogom zabił – nie pamiętam... Przypominam sobie

jak przez mgłę, żem pierwszemu bagnet w oko wraził, tak, żem czaszkę

rozerwał, drugi brzuch mi nadstawił... trzeci... czwarty... a potem straciłem

przytomność... Obudziłem się w szpitalu, okopy zdobyliśmy i prawie

wszystkich moich kolegów wytłukli...

Z tej wojny ja wyszedłem wygrany, bo to była wojna oko w oko... Ja tam

widzę wojnę wszędzie, tylko pod różną postacią... Tak ci się ludzie zmawiają i

jedni drugich pragną utracić... ale się w oczy uśmiechają i podają sobie ręce

Page 35: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

5

po przyjacielsku... A tymczasem mobilizują swoje siły – wpływy. Inteligentnie,

dyplomatycznie, bez rozlewu krwi dadzą człowiekowi tak w łeb, że go

całkiem utrącą... Chytrością i podstępem, protekcją i wpływami, tą oto bronią

dziesiątkują ludzie wyrafinowani ludzi prymitywnych, impulsywnych,

uzewnętrzniających swoje przeżycia, ludzi – dzieci... Człowiek – dziecko, jeśli

jest zły, to wyrąbie co ma na sercu i zapomni... krzywdy by nie zrobił... a taki

przerafinowany intelektualista, to będzie chodził, uśmiechał się grzecznie, a

w odpowiedniej chwili nogę podłoży, lub kulkę pośle... A strzela zawsze w

plecy. I po śmierci nie dość mu zemsty jeszcze... nagrobek ekskrementami

zamaluje, a będzie się przy tym uśmiechał grzecznie, dystyngowanie...

... Wojna trwa!... Wojna pomiędzy prymitywnymi ludźmi, reagującymi

uczuciowo na wszystkie fakty życia, a wyrafinowanymi mózgowcami, dla

których uczucia nie istnieją, poza uczuciem strachu... tyle, że nie wiele już

ludzi serdecznych: zwyciężyło zło i przewala się czarną lawą po ziemi...

Od wypadku w hucie Jen zmieniła się. Jej zwykle zarumieniona buzia

pobladła, a duże ciemnoniebieskie oczy posmutniały. Jen ma własny pokoik,

urządzony ze smakiem. W pokoju tym ma kącik ulubiony, głęboki, miękko

wyścielany fotel, obok stoliczek niski, ze stojącą na nim amplą niżową, która

napełnia pokój wieczorem ciepłym światłem. Tu Jen odpoczywa, tu czyta, tu

szuka równowagi. Ostatnio coraz częściej zamyka się u siebie. Siedzi oto

zamyślona, z głową odchyloną na oparcie... Myśli... Ach, ojciec jest

nieludzki... bez serca... Postąpił tak, aby tych ludzi odpędzić od siebie... Sam

ich poprosił i daje jak jałmużnę pięćset złotych... i to ma być rekompensata za

uratowanie mi życia!...

Ten młody człowiek zachowywał się ze wszech miar szlachetnie... A ze

strony ojca... to było poniżające... Powinien się zaopiekować tą babką, a temu

młodemu dać jakąś pracę i w ten sposób chociaż częściowo spłacić dług za

Page 36: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

6

uratowanie jej życia i za ich sieroctwo... tymczasem... Dlaczego nie weszła do

gabinetu i nie zaprotestowała?... Tak!... a ojciec zrobiłby surowe, poważne

oczy i zacząłby się „dziwić niepomiernie”... i ona by się rozpłakała, a tu ten

młody...

Taki miły... brunet... śniada twarz, oczy szare... naprawdę miły... Ach,

ojciec... ciągle ma mnie za taką smarkulę... trzyletnią, a ja mam osiemnaście,

ciągle jestem malutka Jen, tylko butlę ze smoczkiem wziąć, siąść w kącie i

ssać... straszne!... Ale skończy z tym, bo tak dłużej być nie może!... nie!...

między nią, a ojcem przepaść naprawdę... Musi odnaleźć tego młodego i

zapewnić go o swojej przyjaźni... życzliwości... Tylko czy on uwierzy?... Powie,

że jaki ojciec taka córka... to byłoby okropne!... Teraz jest zupełnie sam...

babka umarła, mieszkanie zlikwidował... i przepadł... Jak go tu odnaleźć?...

Może przez biuro adresowe?... Jakże on się nazywa?... Stach Lemański...

Stach... Odesłał te pięćset złotych, odebrał ojciec i powiedział – To widać jakiś

egzaltowany idealista... no niewiele zrobi w życiu, – chyba, że się wyleczy –

jak dostanie w skórę raz i drugi... Coś podobnego, tak powiedzieć... dopiero

teraz poznaje swojego ojca...

Za oknami wiatr przeciska się między gałęziami jodeł i wzdycha... Smutno

jest samej!... Jen spoziera po mieszkaniu, każde miejsce zna tu na pamięć...

zamyka oczy... marzy... widzi jego sylwetkę... Byłby świetnym partnerem do

tenisa... Ale na pewno nie umie grać, bo skądże... może jeszcze i rakiety w

ręku nie miał? Nauczyłaby go... O!...jest jakiś wieczór wiosenny, pachnący...

idą razem... białe bzy... bzy japońskie pachną tak mocno... bzy... tyle bzów...

Oddech Jen stał się miarowy... Sen o bzach pachnących zakołysał się na

rzęsach śpiącej jak motyl... a światło ampli ubierało jej głowę i włosy w różowe

promyki...

Mała, dobra o tkliwym serduszku Jen, – czy żyjesz tylko w mojej

powieści?!...

Page 37: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

7

Felek Kuternoga, syn wdowy, sąsiadki Stacha, był dzieckiem pechowym,

mimo, że nie urodził się w piątek, ani trzynastego. W siódmym miesiącu życia

upuściła go wyczerpana matka na ziemię, tak – że dziecko połamało sobie

nóżki i jedna została krótsza na całe życie. W dziewiątym roku w czasie

nieobecności matki, która pracowała w fabryce włókienniczej, wybił przez

nieuwagę synowi kamienicznika oka, – za to ojciec okaleczonego zbił Felka

tak strasznie, że chłopak parę miesięcy walczył ze śmiercią i potem długo pluł

krwią. W dwunastym roku, podczas pobytu u babki na wsi, – wywołał pożar,

który strawił parę większych gospodarstw. W trzynastym roku, w szkole,

zamykając drzwi uderzył nimi niechcący, idącą za nim nauczycielkę,

krótkowzroczną pannę Weronikę, tak nieszczęśliwie, że doznała złamania

nosa, co zadecydowało o dalszej edukacji Felka. I tak wiele, wiele wypadków,

które dowodzą, że Felek był dzieckiem nieszczęśliwym, któremu się nie

powodziło, dzieckiem, należy to dodać – ładnym – harmonijnie zbudowanym

i mimo kalectwa zdrowym... Matka pracowała w fabryce włókienniczej,

zarabiała marnie, a Felek miał jeszcze dwie siostrzyczki, Haluśkę i Zosię.

Lato było właśnie – druga połowa sierpnia – i Felek postanowić wybrać się

na kłóski, jak i inne dzieci... Sklepikarz nie chciał kredytować a w domu

chleba nie było. Chłopak myśli sobie... Nazbieram kłósek, ususzy się na piecu,

wykruszy ziarno, zmiele na młynku od kawy i będzie taka gruba mąka, z

której matka ugotuje potem smaczną polentę ze słoniną... A Haluśka i Zosia

będą się cieszyły, będą klaskały w rączki. Umówił się Felek z Julkiem z

kamienicy Fligiera i poszli. We dwóch zawsze raźniej. I od polowego łatwiej

uciec we dwoje, bo jeden tu – a drugi tam i polowy nie wie kogo gonić.

Ale pech i tego dnia nie odstąpił Felka, a było tak... Z dwóch pól

sąsiadujących o miedzę, a należących do jednego towarzystwa

przemysłowego, jedno było uprzątnięte i gromada biedaków chodziła po nim,

Page 38: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

8

jak głodne ptaki, pochylając się raz po raz, jak gdyby dziobiąc ziemię rękami.

Każdy pochylony patrzył uważnie w ściernisko. Niektórzy mieli

poprzewieszane przez ramiona torby, do których wrzucali kłosy krótkie, bez

łodyg. Felek popatrzał na swój mały pęczek. Szukał już przeszło godzinę, ale

mało było kłosów, bo przeszło tu już wielu poszukiwaczy a przedtem jeszcze

dworskie grabiarki. Przysunął się do sąsiedniego pola i zaczął zbierać w

miejscu niezgrabionym. Parę bab, które zbierały do fartuchów, poszło za jego

przykładem. Zauważył to ekonom, porwał stojącemu obok furmanowi bat i

pogalopował w ich stronę. Baby uciekły z wrzaskiem, a utykający na nogę

Felek pozostał. Owinął go bat i spadł na plecy ognistym smaganiem.

Potoczyły się na głowę ciężkie przekleństwa. Twarz, raz i drugi przeciął ostry,

piekący ból. Felek chciał krzyczeć, ale przestrach zatkał mu gardło, więc

skurczył się jeno i przysiadł. Koń odjechał... Na ściernisku stał Felek osłupiały.

W lewej ręce ściskał pęk kłosów wyżółkłych, chlebnych, na które raz po raz

ściekała z rozciętego policzka krew...

Stach był nieśmiały, bieda i sieroctwo zrobiły go bardziej nieśmiałym. Siły

wyczerpywały się, a robota była ciężka. Trzeba było dźwigać motory, co było

nieraz nad siły chłopca, odnosić, podtrzymywać. Dźwiganie ciężarów, kucie

dziur i rowów pod krytą instalację, wspinanie się po wiązaniach, pośród gór

nigdy nie zbieranego kurzu, łażenie po słupach, wyciąganie linii

napowietrznych, to jest tę cięższą i brudniejszą część roboty

elektromonterskiej – wykonywali terminatorzy. Monter wołał chłopca, kazał

mu brać na plecy jakąś maszynę czy narzędzia, a sam szedł obok z pustymi

rękami z papierosem w ustach. I trzeba było wszystko robić sprytnie i

akuratnie, aby nie ściągnąć na swoją głowę ciężkiego przekleństwa. Za bardzo

delikatne uchodziły uwagi takie jak np. "Ty ofermo, jakaś, jak ty to

Page 39: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na3

9

trzymasz"... albo „ruszajże się, ty patałachu jakiś”... Lub też "ty się na mamkę

nadajesz, mendo niemrawa, ale nie na montera"...

Do takiej roboty Stach odżywiał się marnie. Śniadanie: suchy chleb,

herbata; na obiad: suchy chleb, herbata; na kolację: suchy chleb, herbata.

Zmizerniał, policzki mu zapadły i skóra na twarzy straciła zdrowy wygląd.

Osłabły poruszał się niezgrabnie, to też monterzy odnosili się do niego

niechętnie, a nawet dokuczali mu. Na robotę nie chcieli go brać, bo nie na

wiele się zdał – a przy tym takie to nieporęczne i nie sprytne, jakby życia w

sobie nie miało, ciągle taki senny... Zostawał więc w warsztacie, a tu byle

czeladnik popychał nim, a majster obrał go sobie za kozła ofiarnego, na

którym swój humor wyładowywał.

Bywało, że coś źle zrobiono, lub nie na czas, wówczas zniecierpliwiony

inżynier, kierownik, któremu podlegał warsztat elektromechaniczny, robił

majstrowi cierpką uwagę. Jakiś motor od maszyny, wczoraj reperowany, znów

się popsuł, jakiś dźwig nie działał, a tu zamówienie terminowe...

Kierownik danego wydziału, w którym zepsuły się maszyny, telefonuje do

inżyniera inspekcyjnego, któremu podlegał warsztat elektryczny ze słowami

mniej więcej takimi: – No, panie kolego Z., jakże wy to reperujecie, przecież

tak nie można, ja mam zlecenie biura na taki a taki termin...

Inżynier inspekcyjny tłumaczy się, zwala winę na obsługę, która pracuje

przy maszynach, przyrzeka to naprawić natychmiast u telefonuje do

warsztatu elektromechanicznego w podobny sposób: – Panie Majster, to jest

partolenie, nie robota. No, Panie! Albo robimy, albo nie?... No niechże Pan to

naprawi jak najprędzej!...

Majster wiesza słuchawkę i wściekły nieomal wylatuje z kantorku. Wydaje

dyspozycje, przeklina obsługę, a spostrzegłszy niezdarnego i apatycznego

Stacha – dalejże na niego... Jak ty łazisz, ty krowo, ja ciebie na zbity pysk

wyrzucę... Chłopak chciałby się pod ziemię schować i myśli... Co ten majster

chce ode mnie? Słyszy śmiechy monterów i czuje, że jest sam, że życie jest

ciężkie i mroczne...

Page 40: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

0

Najtrudniej było ze wstawaniem, organizm wycieńczony łaknął snu. Na

głos syreny podnosiły się ciężko powieki i opadały. Spać, spać jeszcze minutę,

niech tam!... Buntowało się coś w nim, coś krzyczało... a niech tam!...

wszystko mi jedno!... przecież ja nawet pięści zacisnąć nie mogę. Obrzydził

już sobie ten porządek dzienny. Umyć się, zmoczyć wodą twarz, przejechać

grzebieniem po głowie, włożyć robocze ubranie, chleba sobie kromkę ukrajać

i herbaty nalać w bańkę... Tak co dzień i tak dziś będzie, mechanicznie, ze

straszliwym znużeniem i obojętnością krajał chleb, a podczas wlewania

herbaty-lury, ogarnia go znów melancholia.

I to trzeba robić już, żeby się nie spóźnić do fabryki. Buntowało się w nim

coś, – ale wstawał, bo dźwigało go z łóżka poczucie obowiązku.

Raz został Stach po fajerancie, zamilkły obrabiarki i przycichł kompresor.

Robotnicy wyszli szeregiem i hala opustoszała, zamarła. Przestało w niej bić

serce, przestała krążyć krew. Maszyny stanęły nieme, bezradne, jak gdyby

niepotrzebne. Tokarki i tokarnie stały pod ścianami, a bliżej wiertarki i

nuciarki, a na samym środku ogromna heblarka z prostokątnym blokiem

żelaza do obróbki. Przez oszklony dach, przez okna zaczął się sączyć mrok i

gęstniał. Kontury maszyn rozlewały się, raz pęczniały, a raz wydłużały.

Ogromna heblarka świeciła żelazną platformą jak katafalk... tak katafalk na

środku stoi, a na nim podłużny cień... blok żelaza... trumna... Coraz

ciemniej... Maszyny wyciągają się i kurczą jak gdyby pełzały i są coraz bliższe

katafalku. Transmisje odwróciły się środkowi, pasy obwisły, jak rozpuszczone

włosy i jeno czekać... i jeno czekać jak wybuchną szlochem... Teraz katafalk

podnosi się ku górze. Postacie w hali pochylają się... Mroczno!...

Halę zapełnił czarny tłum, widać zarysy głów, rąk, torsów. Katafalk

błyszczy swoją płaszczyzną, trumna świeci czarnością i rysuje się coraz

mocniej. Nagle podnosi się wieko i ktoś tam siada... Ojciec! Pochylił głowę, a

na dole z ciemności popłynął szept... O! ooo... hoooo.. bl...bl.. bl.. Oo!...

hooo... bl, bl, bl, O! liooo... Maszyny modlą się, maszyny proszą, maszyny

grożą...

Page 41: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

1

A to co za cień pojawił się na platformie?... to Kowalik, którego wyrzucili

na starość z fabryki, a który się w tej hali z rozpaczy powiesił... A ten?... to

chyba ślusarz Bednarczyk?... złapała go transmisja, dwa razy nim o ścianę

miotnęła i już. A ten cień diabelsko roześmiany z wyszczerzonymi zębami?...

to elektromonter Piętka... O jest i mały Janek Kasiński... jest i Wiśniewski, ale

zamiast ciała jest tylko krzyż drewniany, a na krzyżu osadzona głowa...O!

wzięli się za ręce i tańczą... Tańczą dokoła trumny!... To nie jest trumna!... to

jest armata, lufa armatnia... Gruba Berta!... Nabita!... Nabita umarłymi!...

Dużo, bardzo dużo umarłych!... Oooo!... strzelają!... Buum!

Elektromonter Naprawka lekko potrząsnął Stachem.

– Zdrzemnąłeś się chudzielaku?... Przychodzę do warsztatu, szukam go, a

on siedzi w kącie, pięści do oczu przyciska i śpi... Co?... Ty płaczesz?... Co ci

się stało?... No, mówże, możeś głodny?... Masz mój chleb i nie płacz, bo nie

lubię widoku łez... psiakrew!...

Hala rozbłysła światłem... Maszyny stały na swoich miejscach, jeno cienie

przylepiły się do ścian... przykucnęły w kątach., czyhały...

Kochany Stefanie!

Sielce są dzielnicą robotniczą, tak samo Dębowa Góra. Dawniej nazywały

się Siedlecz, albo Seydlecz i około roku 1360 były własnością Abrahama z

Goszyc. Drogą zamiany przechodzą Sielce i Klimontów, założony przez

Klimunta herbu Lis, rycerza żyjącego w XII wieku, na własność Ottona z Pilicy.

Piotr Szafraniec nabywa od Ottona z Pilicy wsie Sielce i Klimontów w ziemi

krakowskiej, za patronatem kościoła w Mysłowicach za siedemset grzywien

groszy praskich. W 1379 roku królowa Elżbieta przenosi Sielce i Klimontów z

prawa polskiego na niemieckie. W XV wieku Sielce są własnością Jarockich,

Page 42: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

2

mają piętnaście łanów kmiecych, z których dziesięcinę dawano kościołowi w

Czeladzi i folwark rycerski, z którego dziesięcinę dawano kościołowi w

Mysłowicach. W 1827 r. Sielce liczyły 33 domy i 279 mieszkańców.

W 1880 r. Sielce liczyły 46 domów i 1090 mieszkańców. W tym czasie dobra

Sielce są własnością hrabiego Renard, składają się z folwarku Sielce z młynem, i

osady folwarcznej Andrzejówka i Dębowa Góra. Na obszarze tym, który

zajmował 1520 mórg, znajdowały się dwie kopalnie węgla.

Sielce są dzielnicą kopalnianą, tak samo Dębowa Góra. Kopalnie są duże i

mają wiele szybów. Jedne służą do wyciągania węgla, inne do wyciągania ludzi,

a jeszcze inne do zamulania piaskiem wybranych chodników. Piasek zmieszany

z wodą, prawem kinetycznym, kierowany jest do odpowiednich chodników.

Nocą, górnicy idą na szychtę w czarnych, potarganych ubraniach z cajgu, z

karbidkami w rękach. Przez ramię mają przewieszone drewniane skrzynki.

Karbidki, lampki acetylenowe migają w ich rękach – raz dwa... raz dwa... Przy

miarownym kroku płomień raz zapala się, raz gaśnie. Idą nocą i jeno światełka

migają, jak błędne ogniki. Wygląda to na pochód duchów.

W kopalniach jest ciepło, na głębokości 25 metrów nie ma różnicy w

temperaturze lata czy zimy. Temperaturę na danej głębokości określa się przez

stopień geotermiczny. Stopień geotermiczny jest to pewna ilość metrów w głąb

ziemi, przy której temperatura podnosi się o jeden stopień. Przeciętna wielkość

stopnia geotermicznego dla ziem naszych wynosi 85 metrów.

Rozmaite iły, łupki, margle i gliny, wypełniające warstwy między pokładami

węgla, są wydobywane i wywożone na wielkie hałdy. Ludzie ubodzy, dzieci

wynędzniałe, grzebią kopaczkami w hałdzie i odnajdują węgiel. Sprzedają go

potem lub ogrzewają nim swoje mieszkania.

Dobra Sieleckie, przedtem niż tu stanęły kopalnie, były dobrami rycerskimi.

Zamek dzisiejszy wyglądał inaczej. Zbudowany jeszcze przez templariuszów,

posiadał mury obronne, fosę, most łyżwowy i kaplicę, do której bracia zakonni i

rycerstwo modlić się chodziło. Były lochy podziemne i wyjścia tajemne, które

nie są dokładnie zbadane. Stary park jest częścią puszczy wielkiej,

Page 43: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

3

niebezpiecznej puszczy, która otaczała zamek w czasach kiedy Czarna

Przemszą płynęła wśród oparzelisk i bagien. Piwnice zamkowe służyły za

więzienia. Zamek dzisiejszy nie przypomina dawnego. Obniżono wieże,

przerobiono komnaty i piwnice, nawet kaplicy nie oszczędzono. Zostały jeno

tablice, signum dawnej wielkości. W przeciwnej zamkowi stronie nad brzegiem

stawu, było jedno wyjście tajemne, jak głosi podanie... Dziś jeszcze olbrzymi

głaz spoczywa na dwóch mniejszych i, tworzy naturalną zaporę,

przypominającą wyglądem bretońskie dolmeny.

Podanie głosi, że jeden z właścicieli zamku pochowany został po śmierci na

wysokiej górze, na południowo-wschód od Sielca. W wielkim grobowcu ułożono

nieboszczyka, a razem z nim zamurowano żywcem jego ulubionego konia i

olbrzymiego psa. Pies dostał bochenek chleba, a koń wiązkę siana. Podanie

głosi dalej, że złodzieje, którzy w poszukiwaniu skarbów w wiele dni później do

owego grobowca zajrzeli, zastali w nim jedynie żywego psa. Konia, ani

nieboszczyka nie było, jeno kości dokładnie ogryzione poniewierały się po

kamiennej podłodze. Być może że pies zjadł bochenek chleba, potem

zdychającego konia, a w końcu nieboszczyka. Samozachowawczy instynkt

życia jest bardzo mocny...

Dębowa Góra leży w pasie kopalnianym. W dawnych czasach właścicielem

jej był szlachcic pewien, Jan z Dębowej Góry, Dębowski. Na górę prowadzi szosa

wysadzana topolami. Szosa ta łączy Sosnowiec z Modrzejowem. Wzdłuż drogi

stoją wielkie i małe pojedyncze domki dla robotników. Na zachód od Dębowej

Góry płynie Czarna Przemsza. Nad Przemszą stoi kopalnia, wyposażona

technicznie we wszystkie potrzebne urządzenia do wydobywania, sortowania i

ładowania węgla. Nieczynna kopalnia, kopalnia zatopiona. Jedno krótkie

zepsucie pomp, a woda wypełniła kopalnię. Zagraniczni nurkowie schodzili do

dna i stwierdzili, że woda wypełniła kopalnię do głębokości 67 metrów.

Modrzejów, dawny Modrzew, był w czasach Księstwa Siewierskiego wsią,

która zwała się. Mrowisko. August II przywilejem z 1706 r. wyniósł ową wieś do

rzędu miast pod obecną nazwą. Mimo, że tędy prowadził słynny trakt handlowy

Page 44: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

4

z Krakowa do Prus, stan Modrzejowa nigdy nie był pomyślny. Modrzejów leży w

klinie pomiędzy Białą a Czarną Przemszą, w owym sławnym trójkącie trzech

cesarzy. Nie tak dawno, z wysokiego brzegu Przemszy, kamienny pościg

Bismarcka urągał światu. Z pamiętników zwycięscy spod Sedanu wynika jasno,

że Wilhelm II był głupcem. Przebiegły dyplomata, któremu Niemcy

zawdzięczają przedwojenny imperializm, nie przebaczyłby rezydentowi z Doom

wielu posunięć strategicznych. Jedni zdobywają i gromadzą, drudzy trwonią –

jest w tym prawo równowagi i sprawiedliwości.

Stary Pik miał okrągłą twarz, duży kartoflany nos i włosy na głowie

zjeżone w nieładzie. Nosił kapotę wyszmelcowaną, zapiętą na jeden górny

guzik i szalik szaro fioletowy, zawiązany na szyi na węzeł. Oczy miał siwe,

brwi nasunięte i wyraz twarzy trochę groźny. Chodził po hali, zaglądał do

maszyn, poklepywał je, mówił do nich, przykładał ucho do panewek,

smarował i czyścił, aż się świeciło. Pilnował, aby się cylindry nie zagrzały,

uważał na manometry i zegary. Te maszyny, te silniki, te prądnice czuły nad

sobą jego oko. On je zatrzymywał w odpowiednim czasie, on je puszczał w

ruch. Jeśli ważniejsze maszyny, wymagające ciągłego baczenia, stały, a stary

Pik miał jakąś reperację, wtedy zabierał się do niej dokładnie jak doktór.

Najpierw oglądnął, opukał ze wszystkich stron zepsutą część, a potem

rozkładał narzędzia, zakasywał rękawy i piłował, piłował, stukał, pukał,

próbując ostrożnie miejsca nadwerężonego. Pomrukiwał przy tym

dobrodusznie do kawałka żelastwa, jak do malca – pocieszająco – zrobi się...

zrobi... wszystko będzie dobrze. Gdy mu robota szła łatwo, zaczynał najpierw

półgłosem, a potem głośną swoją stereotypową piosenkę, dla której

elektromonterzy nazywali go Starym Pikiem.

Page 45: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

5

... To mówi sławny pik... pik... pok... pok... pok.. widi... wid... wid... wid... Ach, jak mnie strasznie wstydzę cały świat tak zbrzydł.

... To mówi sławny pik... pik... pok... pok... pok.. widi... wid... wid... wid... Poszedłbym sobie w dal... Tylko mi dzieci żal...

Stary Pik kochał tę halę, te maszyny i każdą ślusarsko-mechaniczną

robotę. Ale gorzkniał z każdym dniem coraz bardziej. Ból jakowyś gryzł go jak

robak w środku. Jeszcze jak pił, to lżej było i obojętniej. Im trzeźwiejszy był,

tym smutniejszy i często miejsca znaleźć sobie nie mógł. Głową biłby nieraz o

ścianę, żeby nie myśleć, żeby nie pamiętać. Krzywdę uczyniono mu,

niesprawiedliwości wielkiej nad nim dokonano.

Ożenił się z namowy, wepchnęli mu pannę, która dobrej opinii nie miała,

ale która umiała go w to małżeństwo zaplątać. Pik nawet nie wiele rozumiał,

czego ona chce od niego?... Dlaczego płacze u jego kolan?... Chce, żeby się z

nią ożenił – dobrze! może się z nią ożenić... jemu tam bez różnicy. A jak jej

tak bardzo zależy – to dobrze – ożeni się.

W ciąży była i musiała z tego jakoś wybrnąć. Przysięgała na wszystkie

świętości, że to jego – Pika dziecko, a on uśmiechał się dobrodusznie i machał

ręką... Nic sobie tam nie przypominał, żeby między nim a nią... ale niech tam,

zgodził się byle spokój był... żony nie kochał, domu nie znosił i najlepiej czuł

się w swojej hali z maszynami...

Ale urodziło się dziecko i stary Pik się odmienił. Jak przedtem do fabryki –

tak teraz do domu się spieszył. Stał się dla dziecka najczulszą matką, niańką,

pielęgniarką. Kołysał je, bawił, niańczył, pieścił, całował, zmieniał pieluchy.

Dziecko nie było do niego podobne i głośno ludzie mówili, że nie jego;

podobno znali nawet niektórzy prawdziwego ojca, bo często go z żoną Pika

widywali. Ale Pika to nie obchodziło co ludzie mówią, dziecko pokochał i tyle.

Taki robaczek... takie maleństwo... bezbronne... bezradne... i jak to nie

kochać... Jedna rączka – to taka jak Pikowy nos. Żona poganiała nim jak

służącą do najgorszej posługi. W końcu zostawiała go z dzieckiem jak tylko

Page 46: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

6

przyszedł z pracy, a sama znikała gdzieś na całe godziny. A stary Pik się

cieszył... Zostawał sam z małym fąflem, bawił go, kąpał, śpiewał mu bzdurne

piosenki, które sam zmyślał – i był w siódmym niebie. Jak się taki mały nosa

uczepi, albo włosów, i ciągnie... i śmieje się przy tym całą gębą. Tak stary się

odmienił, w fabryce usiedzieć nie mógł i ciągle mu się spieszyło do domu, do

małego. Tak było rok.

Jednego dnia przychodzi Pik z pracy do domu, a tu zastaje drzwi

zamknięte, a klucz u gospodarza. Od dozorcy dowiaduje się, że żona z

jednym panem zabrała małego i co było najlepszego w domu i wyjechała.

Zostawiła tylko list, w którym groziła Pikowi, żeby się nie ważył stanąć na

drodze jej szczęścia. Stary rozpłakał się jak dziecko. Do domu wejść nie

chciał... Bo po co, jak tam nie ma małego, to po co?... – Zabierzcie sobie ludzie

co tam jeszcze jest, powiedział i poszedł...

I wrócił do hali maszyn i przez trzy dni z fabryki nie wychodził. Po

dniówce przekradał się z powrotem, siadał między maszyny i patrzył na nie i

mówił coś do nich, jakby je przepraszał... A potem zaczął pić... z początku

rzadko, potem coraz częściej. Dostał ostrą naganę, drugą od inż. Wody, który

go, pijanego i drzemiącego pod warsztatem, znalazł. Za trzecim razem

zawołał go do siebie inżynier inspekcyjny. Znał on dobrze starego Pika, lubił

go i dowiedział się skądsiś o jego tragedii. Posadził starego vis a vis w swoim

gabinecie, popatrzył nań i mówi...

– Tu turbiny i silniki w ruchu, a pan pijany – a pan drzemie!... To przecież

nieszczęście wydarzyć się może na całą fabrykę. Pan jest mózgiem tej hali, a

ta hala to serce całej fabryki... Ona daje siłę, światło i sprężone powietrze

wszystkim warsztatom... My Panu zaufaliśmy, a Pan chce na nas nieszczęście

sprowadzić!... Pan powinien tu czuwać za wszystkich innych, bo maszyna, to

jak małe dziecko, ciągle czuwać nad nią trzeba i pilnować jej. Chcieli Pana już

usunąć, inżynier Woda obstawał przy tym, ale ja się wstawiłem za Panem

moim słowem, że Pan już nigdy pijany do pracy nie przyjdzie, ja prosiłem za

Panem – wyprosiłem ostatni raz. Ale przestrzegam Pana, że teraz i ja jestem

Page 47: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

7

odpowiedzialny... Zwracam Panu uwagę po raz ostatni!... No, niech się Pan

trzyma, Panie Pik...

A widząc, że staremu twarz tężeje i broda drga lekko, dodał...

– Myśmy byli dotychczas zupełnie zadowoleni z Pana... zupełnie... Ale

Pan musi mi dać słowo uczciwe, że Pan się już więcej na terenie fabryki nie

upije...

Stary przytaknął głową...

– No to niech Pan się trzyma... Ja prosiłem za Panem... Niech Pan mi nie

zrobi zawodu... Niech Pan się trzyma, Panie Pik...

Stary Pik wziął sobie bardzo do serca słowa inżyniera inspekcyjnego i

przestał pić wódkę, choć szło mu to z trudem i musiał każdego dnia walczyć z

głuchą żałością, która go pchała w stronę knajpy. Jednego dnia, po paru

miesiącach pracy, majster zawołał Stacha, do siebie i rzekł mu: – Pójdziesz do

hali maszyn, do pomocy staremu Pikowi, telefonował, żeby mu przysłać

chłopca, ma trudną reperację. No jazda!... już cię nie ma!...

Stary Pik przyjrzał się Stachowi dobrze i rzekł…

– Tu trzeba silniejszego chłopca, no tu trzeba trzymać kawał żelaza, a ty

bracie, tak wyglądasz, jakbyś z trumny uciekł...

– E, to nic – odparł Stach, – silny jestem i przytrzymam, co Pan

potrzebuje, zobaczy Pan... Tak wszyscy wygadują, żem do niczego, a ja nie

chciałbym tej pracy utracić, bo gdzie pójdę...

Tu Stachowi głos się załamał i w gardle ścisnęło. Pik spojrzał na chłopca –

i dodał: – A to zostań... pewno, że się przydasz, damy sobie jakoś we dwóch

radę... A gdzie ty masz ojca?...

– Nie żyje, zabiło go w hucie...

– A matka?...

– O, już dawno umarła...

– To ty nikogo nie masz?...

Page 48: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

8

– A nikogo...

– A ile ty masz lat?...

– Dziewiętnaście...

– Go? Dziewiętnaście – i tak późno do terminu przyszedłeś?...

– Bo byłem w szkole...

– W jakiej szkole?...

– W gimnazjum...

– I skończyłeś gimnazjum?! Nie mogłeś innej pracy znaleźć?...

– Kiedy nie było...

– A z czego ty żyjesz? – pytał dalej Pik, już w czasie roboty, odkręcając

wielkie nakrętki.

– A z tego co zarobię...

– Jak to, przecież ty bardzo mało zarabiasz?

Pracowali dłuższą chwilę w milczeniu. Stary zasępił się i spoglądał

ukradkiem na Stacha. Nagle odezwał się... – A to mi szelma zrobił...

– Co się stało? – zapytał Stach nieśmiało...

– Rzucił robotę i poszedł...

– Kto?

– A jeden młody rysownik, praktykant, robił mi od czasu do czasu

rysunki, dostał pewną lepszą posadę to i poszedł... a mnie teraz będą

potrzebne rysunki pewnych maszyn... Ale, ale... słychaj no, czy ty potrafisz

rysować?

– Trochę, tylko tyle, ile się w gimnazjum nauczyłem...

– Hm... to może i wystarczy; przecież nie chodzi o nadzwyczajne

rysunki...

– A o co chodzi?...

– O zwykłe rysunki maszyn i ich części...

– Możebym spróbował...

– Tak? No to narysuj mi odręcznie ramię tej pompy ssąco-tłoczącej...

Stach wziął kawałek papieru i gruby stolarski ołówek i narysował.

Page 49: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na4

9

– No, nieźle, nieźle... tylko grunt jaka taka dokładność... I nie smaruj mi

tłustymi paluchami po papierze... A ile ty chcesz za taki rysunek?...

– Jak to?...

– No., ile bierzesz pieniędzy za narysowanie takiego czy innego rysunku...

– A nic... mogę Panu rysować, jeśli Pan potrzebuje...

– Ja tam za darmo nie chcę. Tamtemu płaciłem, to i tobie zapłacę...

Dostaniesz pięć złotych od rysunku...

– Pan chyba żartuje, pięć złotych, kiedy nie ma za co?

– No, jak mi źle narysujesz, to nic nie dostaniesz... Narysuj mi na jutro

lokomotywę...

– Lokomotywę? Nie, tego się nie podejmuję... Lokomotywa składa się z

tylu rozmaitych drobnych części, a Pan chce dokładnie. Na to trzeba być

wykwalifikowanym technikiem...

– No to narysuj na razie koło od lokomotywy, będziesz potrafił?

– Owszem...

– Ale w dokładnej skali... wyraźnie i czysto... Na materiały dostaniesz ode

mnie. Tu masz pięć złotych...

Stach żachnął się... – No bierz! Za darmo nie płacę!... ma być dobrze

zrobione!... Zobaczymy, co ty umiesz i jakiś ty pracowity...

Staremu poprawił się humor... – Alem zmyślił z tym technikiem – mówił

sobie w duchu. Trzeba przecież temu mizerakowi pomóc. Ledwo to na

nogach stoi, a mówi, że siłę ma. Tylko muszę być wymagający w takich

rysunkach, bo chłopak by się wszystkiego domyślił...

Gwintownica zgrzytała przy imadle; stary dorabiał gwint do urwanej

śruby, a Stach wycinał z kawałka płaskownika żelazne podkładki... Pik nucił

półgłosem:

... To mówi stawny pik... pik... pok... pok... pok.. widi... wid... wid... wid... Ach, jak mnie strasznie wstydzę cały świat tak zbrzydł.

... To mówi sławny pik... pik... pok... pok... pok.. widi... wid... wid... wid... Poszedłbym sobie w dal... Tylko mi dzieci żal...

Page 50: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

0

Potężne, stalowe ramiona maszyn migotały w powietrzu w ruchu

prawidłowym. Na kolektorach silników i prądnic zapalały się i gasły drobne

iskierki. Hala – serce, łomotała równym rytmem: uum!... tum... tum... urn!.,

tum... tum... uum!.. tum... tum...

Włodek, wierny przyjaciel Stacha, jak mógł tak starał się rozjaśnić jego

niewesołe życie. Bywało, że czekał przed bramą fabryczną z torbą pełną

owoców, zadowolony, że sprawi tym radość swemu druhowi. Zapraszał go,

jak mógł najczęściej do swego domu, gdzie Stach mógł zawsze zjeść smaczny i

obfity obiad i zły był, gdy ten odmawiał, wychodząc z założenia, że gdzie cię

lubią, tam się nie naprzykrzaj. Jednego dnia, kiedy pogoda dopisała, wybrali

się z młodszymi braćmi Włodka na wycieczkę. Wyszli o piątej, kiedy słońce

wspinać się dopiero zaczęło po niebie. Szli spacerem, wdychając pełną piersią

powietrze soczyste rosą. Teren falisty daje więcej urozmaicenia wędrowcom,

aniżeli teren równinny. Znalazłszy się na jednej wyniosłości i objąwszy

wzrokiem horyzont, ciekawi jesteśmy, co będzie za drugą wyniosłością. W

lesie nad rzeką czystą Stach położył się na trawie i gonił wzrokiem ciągnące

po lazurowym niebie białe obłoki. Wierzchołki sosen szumiały, a miarowy

plusk wody ciszył, rozpogadzał... Snuły się Stachowi myśli po głowie, jedna za

drugą, jedna za drugą, – długim szeregiem jak łańcuch. Jedna myśl zaczepiała

o drugą, zupełnie różną od poprzedniej i słaby z nią mająca, związek... i

myślało się o ludziach... o życiu... o świecie...

Wrócili wieczorem w dobrych humorach. Pierwotny instynkt człowieka

puszczy jest w nas bardzo silny i jak długo nie zdławi go Wódka, kłopoty i

życie zmechanizowane, tak długo wrażliwi jesteśmy na żywą w nas tęsknotę

za złudą wolności i swobody. Ten instynkt jest najsilniejszy w młodym,

zdrowo rozwijającym się chłopcu i dlatego takie powodzenie mają książki i

Page 51: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

1

podróżach i dlatego tak często wyświetlane i nadużywane są filmy z

Tarzanami.

Gdy Stach zachodził do Otońskich, ojciec witał go zawsze życzliwie,

starymi słowami: – Witam Pana, Panie Stasiu!... co słychać... niechże Pan coś

powie?

Jednego dnia Pan Otoński zapytał, przyglądając się Stachowi uważnie:

– Jakże się tam pracuje w tym warsztacie?...

– Dobrze proszę Pana... dobrze...O, wiem ja od Władka, jak to dobrze,

zresztą, to widać po Panu. Myślę ciągle o tym, żeby dla Pana o jakąś lepiej

płatną pracę się postarać.

– Zostanę już chyba, proszę Pana w tym warsztacie, bo tak ciągle

zmieniać. Ni to, ni owo a lata płyną...

– To prawda, ale obawiam się, że Pan zdrowie zmarnuje. A wyczerpany

organizm podatny jest wszelkim chorobom...

– Myślę, że teraz lżej mi będzie – i tu Stach opowiedział historię ze Starym

Pikiem.

– I będzie Panu płacił?...

– Tak!...

– Czy są to jakie odpowiedzialne rysunki, przecież Pan nie jest

kreślarzem?

– Właśnie, ja to samo mówiłem temu mechanikowi, ale on, po obejrzeniu

jednego rysunku, powiedział, że dla niego to wystarczy, że nie potrzeba

lepiej…

– Jak on się nazywa?...

– Pik!...

– Pik?...

– Pik, ale elektromonterzy mówią na niego Stary Pik, ale właściwe jego

nazwisko brzmi chyba inaczej. Wygląda trochę groźnie, ale to zacny człowiek.

Mówi mało i stale podśpiewuje sobie jedną i tę samą piosenkę.

– Co Pan mówi... to oryginał?...

Page 52: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

2

– I strasznie lubi dzieci. Mówili o nim u nas w warsztacie. Podobno po

wypłacie – to kupuje wielką torbę cukierków i rozdaje małym... Sam kiedyś

widziałem, jak po wypłacie szedł z fabryki z wielką torbą wiśni, a dzieci

chmarą koło niego... Panie Pik, mnie... Panie, Pik, mnie...! Ja jeszcze nie

dostałam!... Panie Pik... A on roześmiany i zadowolony, pełnymi garściami te

wiśnie rozdawał ze słowami: – Macie pędraki... macie... Wiśnie kazałem

specjalnie umyć, abyście się nie pochorowali... Podobno odprowadzają go do

samego domu... I cała ulica, na której mieszka, lubi go...

– Co Pan mówi?... co Pan mówi, to naprawdę poczciwy człowiek.

Gdy nakryto do stołu, pan Otoński zachęcał słowami... Prosimy z nami,

Panie Stasiu... czym chata bogata, jak to się mówi...

Bywało, że po obiedzie, po kawie wychodzili do małego ogródka i

rozkładali dwie szachownice. Pan Otoński grał ze Stachem, a Włodek z

Jurkiem. Najmłodszy Zbycho kibicował zawzięcie, odbierając raz po raz

repliki od starszego Jurka...

– Zbycho, rolą kibica jest?...

– Pouczać kiepsko grających i poprawiać ich haniebne posunięcia!...

– Przeciwnie, rolą kibica jest patrzeć i milczeć, zrozumiałeś?

– Jakoś nie mogę, powtórz raz jeszcze, mówisz tak niewyraźnie...

– Sam grać nie umie, a kogo to by poprawiał... – O, patrzcie go, sławny

szachista...

– Tatusiu, Zbycho przeszkadza!...

– Zbyszku, pozwól im grać...

– Kiedy on, Tatusiu, wstyd mi przynosi, gra jak w klipę...

– A ja cię proszę, żebyś nie przeszkadzał! – strofował ojciec.

– Dobrze Tatusiu...

Na krótko jednak, bo po chwili rozległo się znów:

– Zbycho, rolą kibica jest?...

W domu Otońskich umiano pięknie czas spędzić. W niedzielny wieczór,

kiedy zmierzch zacierał kontury powyginanych fantastycznie starych grusz, a

Page 53: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

3

zapach maciejek ciężką falą płynął po ogródku, załkały w altance skrzypce do

wtóru wiolonczeli. W dyszącą, letnią noc zaczęła się sączyć i rozpływać

upojna melodia arii Nadira z "Poławiaczy pereł", później barcarola

Czajkowskiego, a później Offenbacha "Opowieści Hoffmana". Rodzina

Otońskich była muzykalna. Ojciec grał na wiolonczeli, Włodek na

skrzypcach, a Jurek na gitarze... Był taki jeden wieczór dla Stacha

niezapomniany, kiedy, zasłuchany w muzykę, miał wrażenie, że cały unosi się

gdzieś i jest mu coraz lżej... i lżej...

Bywało, że Otoński opowiadał przeżycia swoje i wspomnienia, wtrącając

w wątek opowiadany dygresje umoralniające... Wspomnienia swoje zaczynał

najczęściej od słów...

... Widzi Pan, Panie Stasiu – ja jestem człowiekiem przedwojennym.

Czas płynął u Otońskich szybko – w nastroju pogodnym i wesołym.

Grupa młodych studentów i studentek, pomiędzy którymi była i Jen,

zwiedzała w letnim miesiącu fabryki i kopalnie Sosnowca. Wycieczka udała

się jednego dnia do wielkich zakładów mechanicznych Gardo-Hammer. Jen

miała nadzieję, że spotka Stacha, dowiedziała się bowiem, że tutaj pracuje.

Fabryka Gardo-Hammer była rozległa. Wielkie hale i dużo mniejszych

zajmowały znaczną przestrzeń, Studenci oglądali szczegółowo maszyny,

dopytywali się o ich produkcję, prosili o zademonstrowanie. Około południa

wycieczka znalazła się przed warsztatem elektromechanicznym. Majstra nie

było. Miał on przed chwilą bardzo nieprzyjemną rozmowę telefoniczną z

inżynierem inspekcyjnym. Inżynier zarzucał majstrowi opieszałość w robocie

i niedbalstwo...

– Pan wie jakie znaczenie dla wielkiej fabryki, gdzie wszystko idzie

elektrycznością, ma warsztat elektro-mechaniczny!?... Obowiązkiem Pana jest

robota dokładna i terminowa... Inaczej warsztat nie wywiązuje się z zadań...

Page 54: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

4

Być może, że obecny stan rzeczy jest wynikiem pańskiego niefachowego i

nieenergicznego prowadzenia. Gdyby ten stan trwał dłużej, musielibyśmy na

to coś poradzić. Może mianować kogo innego majstrem. Trudno, proszę Pana

– tak dłużej być nie może!...

Majster zagryzł wargi i poczerwieniał. Odłożył słuchawkę po skończonej

rozmowie i zamyślił się. Pracuje tu już tyle lat, ma dzieci w szkołach, synów,

córki... Ma żonę, która czeka na zapracowane przezeń pieniądze... Straci

posadę, nastąpi ruina jego domu...

Dawniej tego nie było, nigdy mu nie wymyślano i nie odnoszono się doń

tak szorstko... Dawniej, kiedy inżynierem inspekcyjnym był obecny kierownik

warsztatów, stary inżynier Woda... A ten obecny, inspekcyjny, młody

inżynierek, chodzi tu stale, zagląda, pyta, krytykuje... Kogóż mogą na jego

miejsce mianować... Kogo?... Na pewno Machalika... Ukończył jakieś szkoły...

umie wszystko, zna wszystko... Inżynier inspekcyjny przychodzi tu do niego

na pogawędki... Dawniej było inaczej... Inżynier Woda nigdy z

elektromonterami nie rozmawiał, a tylko z nim, z majstrem...

Machalik... Majster zatrząsł się... on sobie ze mnie nic nie robi... nie liczy

się ze mną... Chłopca to sobie bierze, którego sam chce, – a przeważnie tego

inteligenta, – niedorajdę Lemańskiego... W robocie robi tak jak uważa, bo tak

jak majster mówi, to nigdy nie jest dobrze. Protekcję ma i trzeba się z takim

liczyć... żeby tak tego Machalika usunąć z warsztatu...

Majster pójdzie do inżyniera Wody i przedstawi mu... Powie, że

elektromonter Machalik nie słucha zleceń, wykonywa robotę źle, wymaga

drogich i niepotrzebnych materiałów i postępowaniem swym dezorganizuje

pracę w warsztacie. Podburza elektromonterów, wykonywa robotę niesolidnie

i summa summarum on, majster nie może ponosić za to odpowiedzialności!...

Dawniej, za inspektoratu inżyniera Wody, nie było ani jednego zażalenia, a

teraz ci młodzi ciągle coś wynajdują... Dawne zarządzenia inżyniera Wody nie

podobają się, są lekceważone..

Page 55: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

5

Inżynier Woda wysłuchał... przytaknął... No tak, on to zna, on słyszy o

tym na codzień... Inżynier inspekcyjny skarży się stale na majstra, a wychwala

tego młodego elektromontera Machalika. Podobno to bardzo zdolny

fachowiec. Pierwszorzędne kwalifikacje właśnie na majstra. Majster musi

uważać. No, prawda, prawda, że tyle lat pracowali razem i było dobrze. Ale

teraz ci młodzi mają większe wymagania, sanacja przedsiębiorstwa, naukowa

organizacja pracy itd... być może, że są lepszymi fachowcami, Tak, majster

musi uważać...

Majster wyszedł wzburzony, a inżynier Woda zamyślił się... Ci młodzi

inżynierkowie dali mu się już porządnie we znaki. On, inżynier Woda ma ich

dość. Zarozumiałe to takie, teorii pełna głowa i pełna walizka świadectw, a

praktyki żadnej. Wszystkim imponują swoimi wiadomościami – a kolega

słyszał o tym... a kolega słyszał o tym... teorie... teorie... No oczywiście oni

lepiej organizują pracę. Oni podnoszą jakość i ilość produkcji... Oni, tylko

oni... Wszystko, co dawniej – to niewiele warte. Za jego inspekcji byli ludzie

zadowoleni i nie było tego całego aparatu biurokratycznego, który wyrósł przy

gabinecie obecnego inżyniera inspekcyjnego. Na Radzie Nadzorczej on ciągle

ze swoimi zastrzeżeniami, co do dawnych urządzeń i organizacji... To złe, to

niewydajne, niefachowe... to nie odpowiada dzisiejszym wymogom techniki...

Stary inżynier Woda połknął już niejedną gorzką pigułkę na konferencjach.

Tak, ale ci młodzi mają tu dobre protekcje... Chociażby taki nielubiany przez

inżyniera Wodę, inżynier inspekcyjny – jest nietykalny. Jego żona jest

prywatną sekretarką generalnego dyrektora... A kobieta ładna, młoda,

zgrabna – i jeszcze wiele lat może być sekretarką... A ten Machalik jest na

pewno protegowany inżyniera inspekcyjnego... Na pewno też jakiś

zarozumialec…

Inżynier Woda westchnął ciężko i sięgnął do jednej z szuflad biurka po

cygaro...

Majster wracał zły... U wejścia do hali spotkał grupę studentek i

studentów, którzy właśnie szli zwiedzić warsztat. Majster rozejrzał się po nim

Page 56: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

6

i wpadł we wściekłość. Kupy nieuprzątniętych śmieci zaścielały podłogę

razem z rozmaitym, powyciąganym żelastwem. Odpadki bawełniane, pęki

drutów, starych rurek instalacyjnych, zużytych elementów węglowych...

Wszystko, co z reperacji dzisiaj przyszło, leżało nieuprzątnięte. A to dziś

dyżur tego niedorajdy Lemańskiego, który zamiast sprzątać pomaga

Machalikowi... Jakby to nie było innych chłopców w warsztacie!... Oj! ja mu

dam, myśli majster i podbiega do Stacha... Ty cholero!, gamoniu!... od czego

ty jesteś w warsztacie... Co! stajnię tu robisz, łobuzie!... A już mi do roboty, bo

jak ci wygarnę w łeb, to się nogami przykryjesz!... Tu wycieczka warsztat

przyszła obejrzeć, a tu taki śmietnik!... Dlaczego Pan go zatrudnia, jak on ma

dziś dyżur i powinien sprzątać?!... – odezwał się majster głośno do

Machalika...

– Bo pilna robota, ważniejsza niźli sprzątanie, rozumie Pan –

odpowiedział ze złym wzrokiem Machalik... – I niech pan nie podnosi głosu,

boja nie jestem terminator i może być źle...

Spojrzeli sobie w oczy ze złością. Majster mruknął coś i odszedł. – Proszę,

niech panowie oglądają, skinął ręką w stronę stojącej grupki. Stach wziął

łopatę i miotłę, i ze ściśniętym gardłem począł zamiatać śmiecie, zaczynając

od odległego końca warsztatu... Co był tu winien?... – mówił przecież

Machalikowi, że ma dziś dyżur i musi sprzątać, ale terminator musi słuchać

majstra i elektromonterów... Teraz na nim się skrupiło, myślał...

Studenci i studentki przyglądali się jak Wielki Józef rozbierał i reperował

kolektor... jak Trenciok zmieniał stare uzwojenie wielkiego twornika na

nowe... Jak elektromonter Dworzec budował i próbował akumulatory. Jak

czeladnik But naprawiał małą stację telefoniczną, a Machalik montował

zegary do nowej tablicy rozdzielczej...

Jen stała u wejścia, oparta o barierę, jak gdyby obejmująca wszystko

wzrokiem... Ale Jen nie patrzyła... Miała zamknięte powieki i była bardzo

blada... Kurczowo trzymała się poręczy, żeby nie upaść. Pod jej długimi,

czarnymi rzęsami pojawiły się dwie duże łzy...

Page 57: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

7

Szła do domu nic nie widząc. U siebie w swym różowym pokoiku

zamknęła się, wymawiając od obiadu bólem głowy. Istotnie bolała ją głowa,

bolało serce, i chciało się koniecznie samotności, żeby móc się wypłakać...

Stach!... Stach... Ty biedaku, więc ty tak żyjesz?... Teraz poczuła jak silnie, –

całym sercem kocha tego umorusanego terminatora, na którym majster

wyładował swoją złość i swój żal za życiowe niepowodzenie...

Machalik był królewskim elektromonterem, jak go nazywali. Nie było

rzeczy, którejby ten człowiek nie potrafił. Od ogromnej prądnicy do małego

sygnałowego motorku – wszystko ten człowiek umiał. Nie było tajemnicy w

skomplikowanych urządzeniach i maszynach wysokiego napięcia. Montował

kiedyś całe stacje telefoniczne, znał się na aparatach radio i telegraficznych.

Był znanym mechanikiem samochodowym. Pracował czas jakiś jako spawacz

elektrycznością i acetylenem, a z wojska wyszedł jako pilot-mechanik z

najlepszą opinią. Nie dziw tedy, że w warsztatach liczyli się z nim wszyscy,

zazdrościli niektórzy, a inni przebąkiwali, że Machalik zostanie majstrem.

Machalik sam mówił, że pracuje tu tylko dorywczo, bo myśli nad założeniem

własnego przedsiębiorstwa. Inżynier wydziału mechanicznego przychodził

radzić go się w niektórych sprawach. Majster tracił na znaczeniu. Na tym tle

rosła w nim niechęć do Machalika i niezadowolenie. Zdawało mu się, że

Machalik podrwiwa sobie z niego, że ma ironiczny uśmieszek na twarzy. Jego

swoboda i pewność siebie denerwowały starego. Marzył o tym, żeby mu się

powinęła noga przy jakiejś poważnej robocie. Żeby to tak można było

obsztorcować i poderwać to jego znaczenie... Na najtrudniejsze, najbardziej

skomplikowane roboty posyłał go z nadzieją, że mu się coś nie uda, że będzie

musiał przyjść, zapytać się, poradzić. A wtedy on, majster, powie mu parę

cierpkich słów. Ale Machalik robił wszystko bez zarzutu... Gdyby tak

Page 58: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

8

poważniejsza robota, któraby się nie udała i Machalik naraziłby fabrykę na

straty. Wtedy majster poszedłby na skargę i żądałby usunięcia Machalika... a

gdyby... gdyby...

Profesor otrzymał list z Londynu. Wuj Stefan pisał...

Kochany Andrzeju!

Cieszy mnie to, że Sosnowiec ma tak rozwinięty przemysł. Pamiętam,

podczas pierwszych lat na obczyźnie wpadła mi w ręce broszurka z roku 1887,

napisana przez dr. Janżułła, profesora uniwersytetu moskiewskiego, a

traktująca o rozwoju przemysłu fabrycznego w b. Królestwie Polskim. Już

wtedy dr Janżułł bił na alarm, opierając się na danych statystycznych z lat

1867-1879, że przemysł w b. Królestwie Polskim jest dwa i pół razy lepiej

rozwinięty aniżeli w Cesarstwie. Pomyśl tylko Stefanie – dwa i pół razy

rozwinięty przemysł w Królestwie Polskim, które było sto osiemdziesiąt dwa

razy mniejsze od Cesarstwa. Tak, przemysł to bogactwo i potęga, powinniśmy o

tym i teraz nie zapominać.

Piszesz, że Sosnowiec ma fabryki włókiennicze. Pracowałem w swoim życiu

w fabrykach włókienniczych kilkakrotnie. Praca w tych fabrykach nie jest

zdrową dla kobiet i młodocianych, ale kobiety są siłą tanią. Nowoczesne

samoprząśnice czyli efelfa który nie wymagają dużej obsługi, – kobiety, są

zręczne i mają delikatne ręce do wiązania nici. Tkaniny wigoniowe otrzymuje

się z wełny lamy, zwanej wigoniem. Wełna kozia, owcza i wielbłądzia ma też

szerokie zastosowanie. Największym rynkiem dla handlu wełną jest Londyn.

Owce cienko-runne są rezultatem wieloletnich wysiłków i zabiegów nad

poprawieniem rasy. Grupa cienko-runnych merynosów, do których należą owce

negretti i rambouillets, znaną była w Europie jeszcze przed narodzeniem

Chrystusa i pierwsza Hiszpania zajmowała się ich hodowlą. Dzisiaj Australia

zajmuje pierwsze miejsce w hodowli merynosów, które, skrzyżowane z

Page 59: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na5

9

szewiotami, dostarczają wysokiego gatunku wełny, zwanej krzyżówką.

Eriometr Dollanda wykazuje grubość wełny, przy tym Id. równa się 000254

m/m. Najlepsza wełna wyrasta na łopatkach, poślednia na kończynach owcy.

Zasadniczą zaletą jest karbikowatość czyli puszystość wełny. Razówką

nazywamy wełnę z pierwszej strzyży. Angielskie Dead wool oznacza wełnę

owiec martwych, to też pojedyncze włoski zakończone są cebulkami.

Pracowałem też w sortowni jednej z fabryk, która wydobywała włókno

wełniane ze starych szmat i odpadków wełnianych i półwełnianych. Szmaty

rozrywano lub poddawano działaniu kwasów. Przedtem jednak szmaty były

trzepane dokładnie.

W tej fabryce pracował też jeden Polak, nazywał się Szopa Stanisław. Z

Polski uciekł, zawikłany w sprawy polityczne – niepodległościowiec. Pracował

we wspomnianej fabryce jako pracz. Dziwny to był człowiek. Często bywał

zamyślony, a od kolegów i od wódki stronił. Podczas roboty śpiewał sobie

półgłosem polskie piosenki i do siebie mówił po polsku. Oczy jego zapatrzone

były zawsze gdzieś daleko. Wśród robotników nie miał nikogo życzliwego, a

przełożeni zwracali się do niego z niechęcią i z góry. "A, co tam znów Pan chce,

Panie Szopa"... mówili ilekroć się o coś zwracał. Jedyną osobą, bardzo do niego

przywiązaną, była jakaś kulawa dziewczyna, którą do siebie przygarnął i z

którą żył. Pewnego razu zawezwał go lekarz do siebie i zawyrokował: "Pan się

nie nadaje do nas – do pracy... Musimy Pana zwolnić..." Chłop wziął sobie tak to

do głowy, że zwariował. Latał potem środkiem ulicy i krzyczał... "To draw aut!...

To draw aut!..." A dzieci biegły za nim gromadą i wołały: "Waszer...

Workman!"... Podszedłem do niego raz na ulicy, złapałem za rękę i

powiedziałem po polsku: "Obywatelu ocknijcie się! Jestem waszym rodakiem...

Obywatelu ocknijcie się!..." Spojrzał na mnie, oczy zaokrągliły mu się i przez

chwilę patrzył na mnie surowo... Potem twarz wykrzywił mu grymas i z ust

ślina pociekła... Wyrwał się i pobiegł środkiem ulicy krzycząc... to draw aut!...

to draw aut!... Ja zostałem i patrzyłem długo za rozczochranym, uciekającym

Page 60: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

0

cieniem. Żył jeszcze wiele lat ten nieszczęśliwy, którego brak pracy przyprawił o

obłąkanie...

A może był chory, może chorobą jego była tęsknota za ziemią ojczystą, za

Polską...

W dwa dni po owej wycieczce do fabryki, Jen czekała przed portiernią na

wyjście Stacha. Postanowiła zbliżyć się do niego sama. Pewnie mnie

zapomniał, a może nawet nie zwrócił na mnie uwagi – myślała. Całe te pół

dnia przeżyła w zdenerwowaniu. Od rana czas dłużył jej się niepomiernie.

Czytać nie mogła, pracować też nie. Myślała o tym, co mu powie, od czego

zacznie rozmowę, jak on ustosunkuje się do niej. Już na kwadrans przed

fajerantem stanęła opodal bramy fabrycznej i czekała. Syrena zawyła

donośnie. Jen poczuła, że serce mocno bije jej w piersi. Chciała uciekać. Głos

jakiś szydził z niej. Chwilami żałowała, że tu przyszła. Ale nie odeszła, stała i

patrzyła niespokojnym wzrokiem na wielką, żelazną bramę.

Bramę otwarto – i z czeluści jej zaczęła płynąć rzeka szarych,

jednakowych, jakby przez maszynę odbijanych postaci. Paru młodych

robotników, przechodząc obok niej, zrobiło głośną uwagę... "Patrzcie jaka

ładna kobieta... Co za nogi...". Nie słyszała. Szukała wzrokiem Stacha. O

idzie... idzie... Nie podejdzie do niego teraz, bo tu za dużo robotników.

Pójdzie z nim w pewnej odległości, jak będzie szedł sam, to podejdzie do

niego. A przecież musi się trochę opanować, czemu jest taka podniecona?...

Na Konstantynowskiej tuż przed domem, w którym Stach mieszkał, podeszła.

– Przepraszam Pana! – Odwrócił się zdziwiony.

– Proszę...

Objął ją całą jednym spojrzeniem. Skąd on zna te oczy?... Gdzie je

widział?... Były wtedy załzawione, ale tak samo piękne... Gdzie?... Już

Page 61: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

1

przypomina sobie... Tak... w domu profesora Jarockiego... To pewnie

córka... Cóż ona może chcieć od niego?...

– Poznał mnie Pan?

– Tak... Czym mogę Pani służyć?...

– Chcę z Panem porozmawiać trochę, to dla mnie bardzo ważne, pozwoli

pan...

– Proszę, proszę, jeśli sobie Pani tego życzy... Ale widzi Pani, ja jestem

prosto z fabryki, brudny i w tym ubraniu roboczym, zakurzonym... z bańką...

– To nic... niech Pan o tym nie myśli, proszę Pana... to jest bez

znaczenia...

– No, ja mówię o tym ze względu na Panią...

– Pan pozwoli…

I nim zorientował się wzięła go pod ramię…

– Ale naprawdę, proszę Pani, ludzie się za nami oglądają. Mogą Panią

znać... I będą snuli domysły dlaczego to Pani z takim brudasem idzie pod

rękę... Naprawdę... niech Pani sobie tego oszczędzi...

Spojrzała na jego strapioną twarz i roześmiała się szczerze, wesoło,

radośnie... Teraz było jej lekko, jak nigdy dotychczas. Oto szła pod rękę z

chłopcem, przez którego straciła spokój. Z chłopcem, o którym musiała

myśleć nocami. Za którym tęskniła. Tak ją coś pchało do niego... Tak się

chciało być przy nim. Tak, tylko być przy nim... móc na niego patrzeć. I teraz

jest jej dobrze. Teraz, kiedy idzie przy jego boku... Tak... ale przecież miała z

nim pomówić. Miała przeprosić za niewłaściwe postępowanie ojca. Zawahała

się chwilę... Tak dobrze jej z nim teraz. A jeśli mu powie, przypomni, gotów

odejść. Ale przecież po to podeszła do niego. Po to wyciągnęła go na spacer.

Nie, musi powiedzieć, Ale jak zacząć?

– Proszę Pana?...

– Słucham Panią?...

– Czy Pan ma wielki żal do nas – to znaczy do mnie i do mojego ojca?...

– Żal? Za co?... Dlaczego...

Page 62: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

2

– Ach, przecież ojciec mój był taki niedobry dla Pana i dla pańskiej babki.

Ojciec, muszę to powiedzieć prawdę, skrzywdził Pana i pańską babkę. Ojciec

mógł, powinien hojnie... ja wiem... powetować... czy wynagrodzić poniesioną

przez Was stratę... inaczej, aniżeli to uczynił.

– Ależ proszę Pani – tego się nie wynagradza, ani się za to nie płaci. Do

ojca Pani miałem żal, że chciał mnie w tej najboleśniejszej stracie pocieszyć

pieniędzmi. O sumę nie chodzi, mniejsza czy większa jest istotą transakcji.

Otóż pocieszenie to miało charakter transakcji handlowej i to właśnie mnie

bolało... Pieniądze te ciążyły mi i oddałem, kiedy stały się niepotrzebne.

– Pan jest bardzo szlachetny!

– Ależ nie, proszę Pani?... Za co... Gdybym nawet żywił niechęć do ojca

Pani, – to przecież nie do Pani samej. Jest tak, że rodzice ponoszą nieraz

konsekwencje za czyny dziecka, ale dziecko nie powinno nigdy ponosić

konsekwencji za czyny rodziców… nigdy... Bo to jest już wielka, wielka

krzywda... Nie, proszę Pani, nie żywię do Pani ani żalu, ani urazy, przeciwnie,

myślę właśnie, że ojciec mój uratował swoim zgonem życie panience ze

wszech miar zacnej...

Szli dalej w milczeniu. Stach sumitował się w duchu przed sobą samym.

Nigdy, – naprawdę nie żywił żalu ani urazy do tej panienki, a tej historii z

ojcem nawet nie pamiętał!... Na małym wzniesieniu za miastem Jen

wyciągnęła do niego rękę ze słowami:

– Jestem Panu bardzo wdzięczna... uspokoił mnie Pan... oto moja ręka,

może Pan na mnie liczyć zawsze, zawsze! Jak długo tylko będę żyła! –

wyrzekła z mocą... – Chciałabym zostać dla Pana najbardziej oddaną osobą...

najlepszym przyjacielem...

Pochylił głowę do jej ręki i drżącym ze wzruszenia głosem, powiedział:

– Dziękuję Pani za te dobre słowa. Naprawdę, nie żywię najmniejszego

żalu i nigdy o tym nawet nie myślałem, a teraz jestem pani bardzo

wdzięcznym bo nikt tak do mnie nie mówił, jak żyję... Nikt tak nie mówił

serdecznie.

Page 63: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

3

Jen załopotało coś w piersi, coś chwyciło za serce... On tak samo... on tak

samo – nie ma nikogo kto by go prawdziwie kochał i był dla niego prawdziwie

dobry!... Załkało w dziewczynie tęsknotą, żalem. Kobieca tkliwość obudziła

się w swej najwyższej formie – i nagle oplotła tę pochyloną głowę rękami i

zanim zdążył coś powiedzieć zaczęła całować... całować. Te oczy zmęczone,

smutne... te policzki umorusane... Nos kurzem pokryty, usta, włosy i mówiła

doń w jakimś płaczliwym zapamiętaniu:

– Chłopcze mój ty... chłopcze umorusany, brudasku biedny... Kocham

Cię! Kocham nad życie... Ty może nie wiesz o tym, ale ja już nie mogłam

dłużej milczeć i trzymać tego... Ty dziecko duże, poczciwe... poznałam się na

Tobie, poznałam... Chcę żyć tylko dla Ciebie... Przy tobie, żoną Ci będę

najwierniejszą i najlepszą, Jeśli zechcesz być nadal robotnikiem, będę taką jak

Ty – Twoją robotnicą... Będę wychodziła przed fabrykę codziennie, jak żona

robotnika i będę oczekiwała na Ciebie.., Nie! Nie mogłabym żyć. Czy ty mnie

choć trochę kochasz?... Spojrzała mu w oczy...

Stał przed nią zaskoczony, bezradny... W jednej ręce trzymał bańkę, a w

drugiej czapkę. W głowie mu wirowało, bał się otworzyć oczy, że to się snem

okaże... Jen miała już twarz umorusaną podobnie jak Stach...

Nagle przypomniała sobie...

– Ale Ty przecież jesteś bez obiadu, a ja cię trzymam... – To nic... –

wyksztusił...– prze Mówmy sobie na ty... Mów mi Jen. Zresztą jak chcesz

możesz mnie nazywać, ja będę na Ciebie mówiła Stach... Dobrze? prze

Przytaknął głową..., Oj, to wszystko nieprawda – pomyślał... Ja pewnie

śnię, Sen albo może ja już nie żyję i na tym świecie nie jestem?... Może

umarłem?... Może więc w raju jestem?... Muszę uszczypnąć się, bo jakoś nie

mogę w to wszystko uwierzyć... Boli... to pewnie żyję... I ona idzie przecież

obok mnie... Co za dzień. Jedyny dzień w życiu.

Zatrzymali się. Jen wyjęła z torebki chusteczkę i wytarła nią twarz Stacha,

i jeszcze raz pocałowała go...

Page 64: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

4

– Wiesz, ja nigdy nie odważyłabym się pocałować pierwsza mężczyzny... –

powiedziała – ale Ciebie mogę. Wydaje mi się to dziwnie naturalne... Bo taki

jesteś mój... mój chłopak... Tyle myślałam o Tobie... tyle się wytęskniłam za

Tobą... Zdaje mi się chwilami, że to jest wszystko za sprawą twego zmarłego

ojca... Może on uczynił, że tak za Tobą tęskniłam, że tak chciałam być przy

Tobie... Będę jutro przed fabryką... dowidzenia!...

Stach chciał zaoponować, niech nie wychodzi przed fabrykę... Może

usłyszeć jakieś trywialne docinki... Lepiej niech poczeka gdzie indziej... Ale w

ogóle dlaczego ona ma czekać, on przyjdzie pierwszy... Nie wypada, żeby

kobieta czekała... (chciał jej to powiedzieć, ale niebieska sukienka była już

daleko. Jen pożegnała go z daleka ręką, ukłonił się i stał długo, patrząc za nią.

A potem ruszył w stronę domu... Głodny ani zmęczony nie był. Jasno mu było

na duszy i świat wydawał mu się piękniejszy niż dotychczas. Uprzytomnił

sobie, że szczęście jakoweś narasta w nim i, że jest tego szczęścia coraz

więcej... że już nie jest sam, że jest kochanym, że to jest niesłychanie

przyjemnie usłyszeć, że jest się kochanym i to przez osobę tak dobrą, tak

miłą, tak ładną...

Wieczorem siadł przy oknie i patrzył na mroczne podwórko otoczone

czterema kamienicami, ale nic nie widział... Cały był z nią, z Jen... Po raz

setny przypomniał sobie, jak to było... A więc podeszła... potem szli... potem

ona tłumaczyła się tak wdzięcznie i tak niepotrzebnie... Potem te pocałunki...

pocałunki... ukrył twarz w dłonie i przeżywał po raz nie wiedzieć który te

niedawne chwile...

W zamkniętych, czworobocznych oficynach wysokich czynszowych

kamienic noc schodzi pierwej do suteren, potem na parter i tak coraz wyżej.

Okno, przy którym siedział Stach, mieściło się na parterze i mrok wcześnie

wypełnił mieszkanie, mimo, że tam gdzieś za domami, za ulicą w polu widno

było jeszcze i można było radować oczy światłem dnia.

Page 65: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

5

Mieszkanie, w którym mieszkał Stach, należało do pewnej starej kobiety,

która od wielu już lat utrzymywała się z odnajmowania pokojów

sublokatorom. Była to osoba gruba, wzrostu średniego z siwymi włosami,

zawiązanymi w kok na środku głowy. Nosiła długą, czarną suknię i, jak Stach

miał się niebawem przekonać, była uosobieniem najgorszych wad

niewieścich. Twarz miała istotnie nieprzyjemną, grube wywinięte wargi, nos

mały, czerwony i dwie obwisłe brody. Znana była nie tylko w kamienicy, ale i

na całej ulicy. Trzy czwarte dnia spędzała na plotkach, przesiadując to z

jedną, to z drugą sąsiadką. Schodziły się też do niej rozmaite kumoszki

świętobliwe, które po skończonych modłach w kościele, spotykały się ze sobą,

rozsznurowywały ascetycznie zaciśnięte wargi i szeptały, szeptały, plotły i

plotły, pomstowały i pomstowały, czerniąc wszystko co się tylko działo.

Jedynie niektórzy święci i patroni kościelni bywali uszanowani.

U tej oto Plucińskiej, gospodyni Stacha, mieszkała siostrzenica jej, stara

zasuszona panna Prakseda. Ta była jeszcze gorsza od swej ciotki. Przez wiele

lat wychowana w atmosferze plotek, małych intryżek i donosów, stała się

uosobieniem baby-czarownicy. Miała już na swoim sumieniu wiele

rozwiedzionych małżeństw, wiele ognisk domowych zniszczonych i wiele

prawdziwych, niepotrzebnie wylanych łez.

Stach nie cieszył się sympatią swojej gospodyni, a tym bardziej panny

Praksedy, przede wszystkim dlatego, że był małomówny, skryty, a po wtóre

wymagał tych świadczeń, które mu się z tytułu opłaconego komornego

należały. Gospodyni odnosiła się do niego niechętnie, z lekceważeniem,

wyróżniając i faworyzując drugiego sublokatora tego pokoju, terminatora

tego samego warsztatu elektro-mechanicznego, Janka Pyrkę. Pyrka mały,

krępy chłopak, piegowaty i ryży, o chytrych oczach, dostał się do warsztatu

elektro-mechanicznego dzięki staremu Trenciokowi, którego był jakimś

dalekim krewnym. Umiał on sobie pozyskać Plucińską, potrafił bowiem

zręcznie intrygować i ostentacyjnie być nabożnym. Dzięki Pyrce wiedziała

Plucińska wszystko co się dzieje w warsztacie, kiedy i kto obsztorcował

Page 66: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

6

Stacha. Początkowo donosy zmieniły się z czasem w formalne plotkarskie

pogaduszki. Pyrka, który widział jak Jen podeszła do Stacha, widział jak

wzięła go pod ramię i jak poszli razem, uknuł na prędce historię, która

zelektryzowała wieczorne posiedzenie starych bab. Plucińska nie chciała

wierzyć, ale Pyrka zapewniał ją:

– Na własne oczy przecież widziałem... na własne oczy... elegancka

kobieta, proszę panią... elegancka kobieta...

– I z nim?... Z Lemańskim, co też Pan mówi...

– Z nim, właśnie z nim...

– No patrzcież państwo, a to udaje takiego porządnego...

Gabinet profesora wypełniła cisza. Cisza, w której człowiek wchodzi w

siebie i zaczyna przeglądać księgę, którą w nim czas zapisał. Człowiek, któż to

jest człowiek? To czasem powieść przebogata w zdarzenia i sytuacje... Czasem

dramat wielki a nie znany, czasem legenda... A czasem tylko notatnik

okrętowy. Na cmentarzyskach świata leży najwięcej zakopanych powieści,

dramatów... legend... i notatników okrętowych. Czas je zapisał i czas

asystował przy pogrzebie. Ze śmiercią człowieka czas sypie piasek

zapomnienia na jego czyny. I tak oto leżą przysypane piaskiem, robakom

ziemnym na pożytek, zakopane powieści, legendy, dramaty i notatniki

okrętowe.

Tak myślał profesor Jarocki, przeglądając karty swego życia, zapisane

przez czas. Czasem pismo było zatarte i trzeba było dokładnie przypominać

sobie co to było wtedy a wtedy. Nie raz brakowało stron całych i rzeczy błahe,

zapisane były przy rzeczach wielkich, ważnych...

Jen... wspomnienia jej dzieciństwa, wyławiał profesor niejako z mroku dni

minionych. Wszystkie chwile z nią przeżyte są jak wizje malowane, pełne

żywych uśmiechów i piękna...

Page 67: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

7

Pamiętasz ten wieczór księżycowy... Wiosną było i naokoło pachniało

młodymi listkami, młodą zielenią drzew i krzewów. Księżyc żółty, ogromny,

opasany niżową chmurką, sposobił się do wędrówki po niebie. Daleko na

stawie złoty refleks mienił się i dyszał jak drzemiący smok. Pamiętasz?... To

była bajka... Noc przypomniała obrazki z kolorowych książek dla małych

dzieci. Ty siedziałaś u mnie na kolanach i patrzyłaś swymi dużymi oczyma na

księżyc, na cienie drzew, ginące w szaro-złotej poświacie i słuchałaś szmerów

i szeptów, którymi mówi do ludzi przyroda-matka na wiosnę... Czy

pamiętasz?

Pamiętasz, ten stary park i wodę zieloną, na której łodzie kołysały się za

lada powiewem wiatru… Odwiązaliśmy jedną łódź i popłynęliśmy na drugą

stronę. W gęstwę starych topl i olszyn zaszyliśmy się… Pamiętasz? Tam byłaś

małą dziewczynką i niosłem cię na ręku, kiedy krzewy były zbyt gęste. A

potem maki czerwone i chabry błękitne zobaczyłaś w zbożu za starym

parkiem... Kwiatków! Kwiatków! – prosiłaś i klaskałaś w rączki... Narwaliśmy

maków pęk i pęk chabrów, z których wianek na twą główkę upletliśmy... A

potem szliśmy miedzą... Ty przodem z pękiem płomiennych maków i

rumianku białego, a ja za tobą... i przedrzeźnialiśmy przepióreczkę, kląskającą

pi pi lit... pit pi lit... pit pi lit...

I czemuś potem zdjęła wianek, który miałaś na głowie i włożyłaś małej

dziewczynce wiejskiej, co patrzyła na ciebie, jak na królewnę – czemu?... Nie

wychowałem cię w miłości bliźniego, a jednak wrażliwą jesteś na każdy

smutek i na każdą krzywdę... czemu?...

Pamiętasz tę stacyjkę w W... Jesienią było i czekaliśmy długo na pociąg,

który się spóźnił... Mała, prowizoryczna stacyjka miała małą poczekalnię, a

było zimno... Pełno było w poczekalni ludzi, panie ładnie ubrane, panowie,

ginący w dymie papierosów... Pod oknem stał człowiek jakiś... może

Page 68: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

8

trzydziestoletni. Człowiek o twarzy cichej i oczach wyrozumiałych... ludzkich,

ale smutnych... Stał pod oknem – nikogo nie obchodzący, człowiek w kurtce...

Nikt na niego nie patrzył, jeno ty... Nagle podeszłaś, wspięłaś się na paluszki i

jabłko, które miałaś w rączce dałaś mu. Zażenował się najpierw i stropił, a

potem rozjaśniał uśmiechem. Pogładził cię po głowie z wdzięcznością, oddał

ci z powrotem jabłko twoje, a potem prędko wyszedł z poczekalni, aby ukryć

swoje rozrzewnienie, które na jego twarzy widziałem... A ty patrzyłaś za nim –

i żal ci było, że odszedł...

Dlaczego to uczyniłaś, mała córko moja?... Dlaczego?...

Vis a vis mieszkania, które zajmował Stach, w małym korytarzu

znajdowały się drzwi do mieszkania wdowy Wiśniewskiej, matki Felka

Kuternogi. Chłopca widywał Stach często, wracając z fabryki, miał on bowiem

zwyczaj wysiadywać na małych, kamiennych schodkach, prowadzących do

mieszkania. Z czasem Stach polubił obdartego kalekę, za jego miłą twarz i

jasny uśmiech, z jakim go witał.

– Pan już z pracy?...

– A, tak...

– A ja bardzo żałuję, że nie mogę się dostać do fabryki, bardzo chciałbym

pracować, mam już przecież skończone osiemnaście lat.

– Osiemnaście lat?... Ty nie wyglądasz na tyle.

– Nie wyglądam?... E, chyba Pan się myli, mnie na ulicy mówią – Proszę

Pana...

Stach pomyślał – cóż to za wspaniały młodzieniec byłby z tego chłopca,

gdyby się lepiej rozwinął – gdyby go lepiej odżywiano, gdyby nie to jego

kalectwo... Twarz harmonijna krzepkie plecy w łachman otulone, i te ręce...

Chłopak pewnie chciałby pracować, ale gdzie przyjmą kulawego, kiedy inni

Page 69: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na6

9

młodzi ludzie ze zdrowymi nogami, a więc przydatni do pracy, nie mają się

czego imać?...

Z trojga dzieci wdowy Wiśniewskiej najlepszym dzieckiem była Zośka,

młodsza siostra Felka, dziewczyna może czternastoletnia, o płowych włosach

i szarych oczach. Robiła wrażenie zamkniętej w sobie, skrytej. Matkę swą

kochała nade wszystko, jakby jej stać się pomocną. Najmłodsza, Haluśka nie

wiele miała zmartwień... żeby było co jeść, żeby było z kim się bawić i żeby

mama od czasu do czasu popieściła... pocałowała...

Jednego dnia Stach, wracając z pracy, zastał na kamiennych schodkach

małą Haluśkę zapłakaną, a obok niej Felka, opartego o ścianę domu, z twarzą

poszarzałą. Cóż wam się stało, zapytał?... Mała Haluśka podniosła zapłakane

oczy i spojrzała pytająco na brata... milczeli oboje...

– No, mówcież co wam się stało... No, Felek...

– Mama choruje od paru dni i do pracy nieprędko pójdzie, tak powiedział

doktór...

– Ale przecież wyzdrowieje, powiedzże to Halusi... uspokój swoją

siostrzyczkę...

– Mówiłem jej już, ale ona jest głodna i chce, żeby mama dała jej chleba...

– Chleba?... nie macie chleba... Chłopak przytaknął głową.

Stach pomyślał – troje głodnych dzieci i chora matka. Głodne dzieci, jak ta

Halusia, czują, że są krzywdzone. Dotychczas matka zaspokajała ich głód, a

gdy były bardzo malutkie, wystarczyło zapłakać, a już się nimi opiekowano...

A dziś, teraz płacze daremnie... Małe dziecko myśli... Dlaczego matka nie

chce dać chleba, pewnie robi to na złość... Niedobra mama... Stach popatrzył

na dziecko... Dostał był dziś od starego Pika trochę pieniędzy za rysunki...

Sięgnął do kieszeni, wyjął pieniądze i podał je Felkowi.

– Macie tu parę złotych, kupcie sobie chleba i kupcie kawałek mięsa dla

matki, matka musi się dobrze pożywić, żeby wyzdrowiała...

Felek wziął pieniądze z niedowierzaniem.

Page 70: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

0

– No tak, kupcie co potrzeba i zwróćcie się do którejś z sąsiadek – nich

zajmie się trochę waszą matką. Zresztą ja sam porozmawiam z gospodynią.

Plucińska zacisnęła usta...

– Tu my tu już same opiekujemy się, proszę Pana, nie trzeba się

mężczyznom wtrącać... My same wiemy, co potrzeba chorej... Moja znajoma,

siostra szarytka, już wczoraj zaniosła tam gromnicę... I we trzy modliłyśmy się

przy chorej przez godzinę, ale nią nie trzeba się opiekować – nie jest warta

tego. Bo jak myśmy się o jej lekką śmierć do św. Eugenii modliły to ona mówi:

"...a idźcież, kobiety, idźcież... nie klepcie pacierzy... Mnie głowa boli o głodne

dzieci, a wy mnie tu pacierzami zamęczacie... Taka zbereźnica. Przecież

najpierwsza jest modlitwa i święty obrządek... Najpierw trzeba się pomodlić

do świętych o chleb, a potem może go się dostanie...

– U tej kobiety i jej dzieci prośba trwa za długo, pusty żołądek i jelita,

wycieńczony, osłabły z głodu organizm – to najprędsza prośba do Boga, który

widzi i wie wszystko. Powinniście kobiety, najpierw nakarmić dzieci, ją...

zrobić porządek w jej mieszkaniu i dać jej czystą pościel, chora modliłaby się

sama ze łzami w oczach, i to byłoby najwyższe dziękczynienie...

– My tam wiemy same co mamy robić z kobietą... Cóż to pan się tak

interesuje... Nawet nie wypada... Chociaż prawda, że to wdowa... A u wdowy

chleb gotowy., he... he... Ale ona i tak długo nie pociągnie... he... he...

Stach poczuł jakby mu kto ciężar na sercu zawiesił, Strasznie

nieprzyjemne uczucie rozgościło w nim. Jakąś obrzydliwość czuł w ustach,

chciało mu się splunąć pod stopy tej starej kobiety...

Starość bywa rozmaita... Bywa szlachetna... wielkoduszna.., poświęcająca

się – wielka starość... Ale bywa i inna starość, szkodliwa, podła... zawzięta w

złości... nikczemna... Ta druga starość nie budzi szacunku – a raczej

pogardę...

Page 71: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

1

Jen i Stach poświęcali sobie teraz każdą wolną chwilkę. Spotykali się po

godzinach pracy i prowadzili z sobą rozmowy ludzi młodych, którzy mają

sobie zwykle tak dużo do powiedzenia, a którzy, będąc razem milczą.

Milczenie bywa nieraz wymowniejsze od słów. Spotykali się przy ławeczce

miejskiej alei akacjowej.

Jen była naturą wrażliwą i poetyczną. Lubiła marzyć i rozmowy ich

schodziły na temat ich promiennego jutra... Ojciec na pewno nie zgodzi się na

ich małżeństwo, ale oni i tak się pobiorą, a do ojca Jen nie zwróci się nigdy o

nic... Bo jakże można im zabronić kochać się, kiedy jest im razem dobrze...

Prawda? Przytaknął głową, roztajony wewnętrznie, szczęśliwy, Patrzył na

twarz Jen, na której uzewnętrzniało się każde uczucie: radości, smutku,

zwątpienia, nadziei, podziwu, zadumy. Ta twarz – to instrument subtelny,

pomyślał. Instrument kunsztowny, piękny, te długie czarne rzęsy, buzia

młoda, słodka, usta soczyste, ładnie wykrojone. Te usta mówią mu, że są jego,

że tylko dla niego żyją, że go kochają. O! bardzo kochają... Chłonął w sobie te

słowa jak powietrze. A Jen marzyła. Wszystko będzie dobrze, będzie

mieszkanie, w którym będzie słońce, radość, pogoda... I w którym będą oboje

zawsze szczęśliwi... I będą zawsze razem... Ona go nie opuści nigdy... Chyba,

że on?... Niech powie, czy opuści swoją Jen... żachnął się... On – opuścić?... Ta

myśl – to jak gwóźdź w głowie. Jakże ona może tak pomyśleć? Jakże może jej

przez gardło przejść takie słowo... Więc już dobrze, ona wierzy mu

bezgranicznie, niech on słucha dalej... Będą się więc kochali i będą zawsze

szczęśliwi...

Tak marzyła Jen... Jakże łatwe, jakże piękne jest życie marzeniem osiągłe...

Niech błogosławiona i niech przeklęta będzie owa łatwość, z jaką nędzarz

marzy o jutrze, nędzarz, któremu Bóg ulepił serce z nadziei i optymizmu. Jak

łatwo budować przyszłość słowami... Wszystko takie proste i łatwe, a przecież

w granicach jednego dnia – takie trudne, kiedy jedynym kapitałem są słowa...

Page 72: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

2

Ze wspólnych tych spacerów i marzeń, wracał Stach odurzony do swojej

ciemnej izby, do kolacji z herbatą i suchym chlebem. Jednego wieczoru,

jedząc swoją skromną kolację, pomyślał... Co też teraz robi Jen?... Może też je

kolację?... ale nie taką, jak on?... Czy ona długo wytrwałaby przy nim,

odżywiając się tak, jak on?... Czy pijąc trzy razy dziennie herbatę i jedząc

suchy chleb, rozmawiałaby o miłości, pragnęłaby tak życia z nim?...

Zamyślił się nad tym głęboko i długo, długo tej nocy nie mógł zasnąć,

przewracając się na swym twardym sienniku. I następnego dnia, przy

spotkaniu słuchał, jak dawniej, ze swoim miłym wyrazem twarzy, ale nie

promieniał, oczy miał smutne.

Wynurzenia nie przychodziły mu łatwo. On, bliski surowego życia,

widział tę przyszłość. Cóż miał powiedzieć tej kochanej dziewczynie –

terminator warsztatu elektrycznego?... Że skończy termin?... Że zostanie

rzemieślnikiem i będzie szukał pracy, jak wielu, i będzie pędzić całe życie z

dnia na dzień... To miał powiedzieć?... Jej, która marzyła o ich wspólnym

szczęściu ze słonecznym mieszkaniem, schludnym, pełnym radości i

pogody... Powoli, ale coraz wyraźniej począł sobie zdawać sprawę, że

zbliżenie się Jen do niego jest dla niej zejściem na niższą, o wiele niższą

płaszczyznę życia, aniżeli ta, w której się urodziła i wychowała. Potrzeba im

do wspólnego szczęścia tak niewiele... Ale i tego nie mógłby jej zapewnić.

Potrzeba czystej pościeli, czystej bielizny, czystej podłogi i schludnego,

estetycznego mieszkania... Oto najelementarniejsze potrzeby... Czy długo

potrwa jej miłość, kiedy zabraknie chleba na śniadanie, a nie będzie pieniędzy

i trzeba będzie prosić sklepikarza, aby dał na kredyt bochenek chleba, z

którego ona ukroi mu dwie kromki do fabryki?

Czy ta dziewczyna, która miała opiekę od dziecka, przyzwyczajona jest do

łazienki, do delikatnej bielizny i służącej, czy ta dziewczyna będzie długo

trwała przy nim i mówiła o miłości, kiedy przyjdzie jej własnymi rękami umyć

podłogę, przynieść i wynieść parę wiader wody z odległego podwórza, na

Page 73: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

3

którym siedzą stare baby – ropuchy, napęczniałe plotkami i złością. Jakie

będzie dla niej życie w czynszowej kamienicy, w izbie, której okna wychodzą

na inne podobne klatki ludzkie? Czy nie będzie tęsknić za pójściem do teatru,

o którym tyle mówi i który tak lubi, czy łatwo wyrzeknie się kina, ładnych

sukien, smacznych ciastek z dobrej cukierni, na które w obecnych warunkach

może sobie pozwolić, i co wydaje jej się naturalne, bo ojciec daje jej pieniądze

w tej ilości, w jakiej zażąda. Miłość nie istnieje długo pomiędzy dwojgiem

młodych, którym brak elementarnych potrzeb i wygód. Poświęcenie się i

wyrzeczenie w imię miłości staje się z czasem głuchym żalem...

W Stachu obudził się niepokój. Nie! On nie powinien do tego dopuścić.

To byłoby dla niego klęską i ciosem, którego by nie przeżył, gdyby kiedyś ta

ukochana dziewczyna stanęła przed nim z opuszczonymi rękami i

powiedziała, że jest już bardzo zmęczona tym życiem i zaczęłaby rozżalonym

głosem wspominać przeszłość... Powiedziałaby pewnie, że ona jest ptakiem...

jest duszą poetyczną, która roiła o życiu, marzyła, ale, że jest za wątła, żeby

nieść z nim pospołu ciężary dnia... Że on, który zna to życie, nie powinien był

się zgodzić, aby ona – marzycielka, doświadczyła różnicy, jaka jest między

marzeniem a rzeczywistością, że ona nie ma już sił dłużej i niech on się nie

gniewa. Żyje tu jak pod kloszem, w dusznej atmosferze czterech biednych

ścian, za którymi słychać płacz dzieci i kłótnie zniechęconych, robotniczych

małżeństw. A tam gdzieś za murami jest słońce, kwiaty, drzewa i

rozbrzmiewa beztroski i wesoły śmiech. Powiedziałaby mu to pewnie, a on

stałby z pochyloną głową – winowajca.

Dlaczego zabrał ją z tego jej świata?...

Popatrzyłaby na niego i zrobiłoby się jej go żal... Owinęłaby jego głowę

swymi rękami i przeprosiłaby za to, co mówiła przed chwilą, a potem z udaną

radością, zabrałaby się do skrobania kartofli.

Jen...

O! widzi, widzi tę siedzącą obok niego w gustownie uszytej sukience z

crepe de chine... w pięknym białym kapeluszu i eleganckich pantofelkach.

Page 74: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

4

Widzi ją, tę smagłą twarzyczkę z karminowymi usteczkami... Widzi... Idzie

oto podwórzem brudnym, cuchnącym od ścieków, w perkalikowej sukience, z

wiązką drew na ręku... To dla niego... To jemu ofiara... Dla niego ta

dziewczyna wyrzeknie się radości życia i będzie mierzchła, będzie karmiła

łzami jego dziecko... tak, że urodzi się smutne i skore do płaczu... Stach

pomyślał o tym, nawijało się to w nim jak czarna, żałobna nić. Ale nic nie

mówił, nie mógł powiedzieć tego Jen, nie miał sił... Bo przecież mogłaby

odejść naprawdę... Ona, która weszła w jego życie jak czarodziejka...

rozświetliła je i rozpromieniła... Pewnie, że jemu, takiemu biedakowi – to

inna żona, a nie taka Jen!... Jen nie dla niego... Dla niego trzeba twardej

robotnicy, trzeźwo i bez sentymentu życie traktującej. Musi mieć mocne ręce

i nogi, aby umiała pracować i zmagać się z ciężarami. Aby nie leżała cały

dzień osłabła i rozkapryszona, nie czekała na jego przyjście z pracy i aby nie

wymagała opieki.

Tak dziewczyna mocna, pyskata, co będzie umiała kłócić się z lokatorami

z jednego korytarza, a która jego – swego męża, zbudzi do pracy mocnym

klapsem w plecy. Taka kobieta pierze bieliznę z hałasem, zamaszyście i wtedy

trzeba chodzić na palcach, aby nie oberwać przez kark wykręcaną właśnie

koszulą... Tamta nie zaśpiewa, tak jak Jen, wdzięcznym srebrnym głosem. Nie

będzie mówiła tyle pięknych rzeczy o słońcu, o kwiatach, o sztuce, o

literaturze, o teatrze. Nie będzie tęskniła za dobrą muzyką, nie będzie

opowiadała o nocy letniej, ciepłej i śpiewie słowiczym. Tamta nie będzie

umiała tak mówić o duszy swojej, wrażliwej na wszelkie zjawiska. Inna nie

będzie umiała deklamować, takim wibrującym i gdzieś do ostatnich

zakamarek serca wnikającym głosem, tęsknych wierszy Tetmajera... Żadna

inna nie wskrzesi tyle prawdy w ponad życiowych, zaziemskim głosem

huczących strofach Wyspiańskiego... Nikt tylko Jen... nikt od dziecka nie

patrzył mu tak głęboko z uczuciem w oczy... A przy tym tyle w niej

skromności, tyle dziewiczości, co onieśmiela... Tamtej, innej grubej

dziewczynie pojawi się na twarzy tylko złość lub zadowolenie – a na

Page 75: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

5

twarzyczce Jen fala uczuć mieni się za każdym przeżyciem. Jen jest wesoła i

towarzyska i bezcenne są wszystkie minuty, w których czyta mu książkę, i w

których mówi się z nim o wielu, wielu rzeczach.

On miałby utracić Jen, tę – tu siedzącą obok Jen? Ktoby tak mówił

pięknie, tak słodko marzył, że słuchałoby się, że chciałoby się tak przetrwać

całe życie... Całe życie... Tak się gdzieś człowiek zaprzepaści, oglądając te

malowane przez nią wizje. Nikt nie poprawi mu tak wdzięcznie włosów i

krawata. Nikt go tak nie pogładzi ręką po twarzy, jak to robi ona, że prawie

się serce w człowieku roztapia. Nikt do niego nie mówi tyle szlachetnych

rzeczy o świecie, o ludziach.

Dlaczego jemu gruba, prosta dziewczyna, a nie Jen. Tamta łajać go będzie,

że za mało zarabia... Poganiać, jak roboczego wołu... Jen nie powiedziałaby

mu przecież nigdy nic szorstkiego, ordynarnego. Gdy siedziałby smutny,

wzięłaby jego twarz w dłonie i zaczęłaby, jak gąsienica jedwabnika, snuć w

około ich smutku i codzienności kokon fantazji i bajki. A on słuchałby,

uspokajał się i tonął w tym jak w wielkiej ciszy. A wcześnie rano szedłby do

pracy, kiedy ona spałaby jeszcze. Niechby sobie spała... On sam ugotowałby

śniadanie i obiad po przyjściu z pracy... Ach, on zrobiłby to dla Jen z

rozkoszą, i wody przyniósłby, i w piecu będzie palił, i sam podłogę umyje.

Byle ona była przy nim... Musi się starać o lepszą pracę... o lepiej płatną...

Zrobi wszystko by stworzyć warunki jej potrzebne... Nie chce jej stracić... Boli

go coś wewnątrz... boli, gdy sobie pomyśli o tym... On sobie ręce urobi po

łokcie dla niej. Ona niech marzy, a on powinien te marzenia realizować. On

nigdy nie ożeniłby się z inną, bo nie pokochałby żadnej innej kobiety. Przy

niej życie nigdy nie sprzykrzyłoby się. Ona wszystko rozjaśni... każdy smutek

przy niej pierzchnie. Ona ma takie dobre, tkliwe serce. Tak... przyszłe życie z

Jen zależy od niego. On musi stworzyć warunki, w których mogłaby z nim

żyć... Jest młody, winien być przedsiębiorczy i energiczny. Spojrzał na

siedzącą obok Jen i oczy mu poweselały... Jak można sobie takie myśli

dopuszczać?... trzeba się nie dać i tyle! Chwilami jednak ogarniało go

Page 76: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

6

zwątpienie... Gdzie pójdzie?... W jaki sposób zmieni warunki materialne na

lepsze, aby mogli żyć razem we dwoje. Ale jedno spojrzenie w stronę Jen

podnosiło go na duchu... Nie poddawać się wątpliwościom... Jen będzie przy

nim...

Życie Stacha stało się weselsze. I w warsztacie czuł się lepiej, na docinki

uwagi nie zwracał. Niektórzy elektromonterzy polubili go za jego skorość do

pracy. Machalik wyróżniał Stacha ze wszystkich terminatorów i brał

najczęściej ze sobą na robotę. Tak samo Wielki Józef. Stary Pik, kiedy

potrzebował, telefonował – proszę przysłać Lemańskiego! Nie lubili Stacha

tylko majster i stary Trenciok. Inni elektromonterzy, którym zależało na

łaskach majstra, łajali Stacha w jego obecności. Byli i tacy, którzy traktowali

wszystkich elektromonterów jednakowo. Do takich należał pacyfista

Naprawka.

Elektromonter Dworzec odznaczał się w całym warsztacie najlepszym

humorem. Zawsze był uśmiechnięty i płatał figle swym kolegom. Każdego

umiał odegrać i nikt tak lepiej jak on nie naśladował majstra. Cały warsztat

zanosił się od śmiechu, kiedy elektromonter Dworzec, włożył na głowę

kaszkiet, rozpiął marynarkę, włożył calówkę do górnej kieszeni i odpychając

jedną teką powietrze, mamrotał... To do dupy, Panowie, taka robota... Za

moich czasów inaczej się robiło... Partolenie psiakrew i tyle!... Jeden z drugim

nosa zadziera, ale nikt z Was nie montował tyle tablic rozdzielczych co ja...

Nikt nie stawiał tylu dynamo-maszyn co ja... W jednym palcu mam więcej

znajomości fachu, niż wy we wszystkich waszych głowach... Machalik udaje

mędrca ze wschodu, ale kiedy ja po słupach łaziłem i linie napowietrzne

wyciągałem, to on jeszcze w pieluchy robił...

Jestem z tych, którzy elektryfikowali Polskę, a dzisiaj przyjdzie byle kto i

starym fachowcem pomiata... Cholery, nie ludzie, żyją dzisiaj, Panowie,

Page 77: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

7

cholery – nie ludzie... Dawniej elektromonter był otoczony taką czcią jak

dzisiaj... ja wiem?... jak lotnik stratosferyczny. Bali się ludzie porostu... Jeszcze

iskra z takiego wyskoczy, myśleli i z honorem się odnosili. I mało było

elektromonterów – bo to taki mądry fach był. Patrzyli ludzie na światło

elektryczne z szacunkiem. A takiemu, co po słupach łaził i lampy łukowe

postawiał, to kłaniali się nawet stójkowi... A majster to już była figura... Jak

ten tam Jowisz, czy inny. A dzisiaj co... Panowie?... Co dzisiaj... Byle pętak jest

elektromonterem... Namnożyło się tego i partolą i obniżają powagę i

znaczenie fachu. Dawniej, grubo przed Wielką Wojną, elektromonter był

uważany więcej, aniżeli dzisiaj niejeden inżynier... I jak sobie ludzie

wyobrażali elektryczność... Za czarodziejskie światło mieli... Kiedy w

Warszawie zainstalowano dwie pierwsze lampy łukowe – to ludziska całą noc

pod tymi lampami spacerowali. Tak, dawniej się ludzie inaczej odnosili do

elektryczności... i do elektromonterów... Który z Panów widział obraz

monachijskiego malarza L. Endlera z roku 1883 wyobrażającego

elektryczność... Kobieta taka wspaniała wymalowana jest, nad jej głową lampa

się pali, a po bokach dwa maleńkie amorki telefonują – trzymając w rączkach

staroświeckie słuchawki. A pod tą niewiastą czarne morze, rozświetlone

błyskawicą... Tak, Panowie, elektryczność – to błyskawica którą ludzie skuli,

przywiązali do ziemi i eksploatują na wszystkie boki... Głupia błyskawica!...

Dawniej zadowalali się ludzie lampą naftową lub ogarkiem, przy którym

wszyscy siedzieli i wytrzeszczali oczy jak koty... Cała rodzina tkwiła przy

stole, bo o pół kroku było ciemno, że choć bij w pysk... A jeszcze dawniej –

łojówkami świecili i tańczyli przy tym menueta, pieska ich niebieska – i

dobrze im było... A dziś elektryczność pracuje za nich, gotuje im, grzeje,

świeci, gra i wozi po całej ziemi... I czekajcie Panowie, co oni jeszcze z tej

elektryczności zrobią... Ale, biada im, biada – bo nie szanują elektryczności...

I zemści się ona na nich kiedyś – zobaczycie Panowie, zemści się, bo to siła

groźna i potężna... Dawniej ludzie się mdłym światłem zadowalali... A

dzisiaj...

Page 78: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

8

Dawniej w teatrze świeczki stały przy rampie i ludzie włazili jeden

drugiemu na łeb, żeby coś zobaczyć... Byli i tacy, co i na scenie siedzieli, tak,

że aktorzy ruszać się nie mogli – tak mi opowiadał mój dziadek, który

wędrownym artystą był i nawet po Francji się włóczył... A dziś? Dziś teatr – to

elektryczna maszynka... Całe przedstawienie odwalają właściwie motory i

lampy... Motory poruszają scenę obrotową czyli całą ziemię w teatrze... A

lampy robią noc, dzień, burzę, zachód słońca i ratują kiepską charakteryzację

aktorów... Dzisiejsze przedstawienia – to przeważnie tricki techniczne... Taki

hokus pokus... gdzie najwięcej napracuje się elektryczność i elektromonter...

A dzisiejszy reżyser?... Dzisiejszy reżyser to oczytany elektromonter,

Panowie... Tak, Panowie, słusznie nazywają obecną epokę ziemi, epoką

elektryczności... Inaczej nazywać się nie powinna. Obecnie ludzie biją się o

benzynę i węgiel, a ja wam mówię, że w przyszłości będą się bili o

elektryczność... Ja wam to mówię, Panowie... Ja, ale fach elektromonterski na

nic... bez znaczenia już jest… Elektryczność stała się popularna jak tytoń. A

elektromonterzy schodzą na psy i będą ich niedługo traktować jak

wędrownych "ślifierzy"... Tak...

A sami elektromonterzy temu winni, bo się nie jednoczą, nie bronią

swego mądrego i precyzyjnego fachu, przed bandą partaczy... Takich

pseudo-elektro-monterów winno się do lochu wrzucać o chlebie i wodzie...

Tak... Sami elektromonterzy temu winni... Nie szanują swoich majstrów,

kopią pod nimi dołki i spoufalają się z terminatorami... Terminatorowi, zanim

skończył termin, powinno przynajmniej siedem zebrakować, żeby sobie przez

całe życie lata terminatorki przypominał i żeby łoił podległych mu

terminatorów.

Twardo trzymać, Panowie, a będą szanowali fach z trudem zdobyty... Nie

powinno się przyjmować tyle terminatorów, bo się ciasno robi w zawodzie... I

wpajać szacunek dla majstra. Dzisiaj taki, co to piórkiem skrobać powinien,

na montera się pcha... Potem to też tacy monterzy wychodzą. Oczytane to

takie – że wszystkie książki z tego zakresu zna, ale jak przyjdzie taka robota,

Page 79: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na7

9

że praktyką trzeba się wykazać – to stanie taki i dłubie placem w nosie z

zakłopotania, bo smykałki nie ma i kombinować nie umie... Tylko myśli

logicznie i wnioskuje, psia jego mać... Do dupy z całym tym dzisiejszym

porządkiem... Do dupy, Panowie!...

Tak odgrywał elektromonter Dworzec majstra, a cały warsztat trząsł się z

uciechy...

Elektromonter Machalik podniósł swój potężny korpus znad warsztatu,

gdzie właśnie reperował samoczynny wyłącznik wysokiego napięcia, rozejrzał

się po śmiejący cli i rzekł:

– Dla was to jest komiczne, a ja wam mówię, że majster jest barbarzyńcą...

Tęskni za dawnymi czasami... Że dawniej ludzi przerażała i zachwycała

elektryczność... Każdy większy epokowy wynalazek budził podziw i

przerażenie... Dawniej – ludzie jak zobaczyli samolot, taki śmieszny samolot

pudło... to uciekali do piwnicy i siedzieli tam trzy dni i trzy noce... Dawniej,

co zresztą jest znaną historią, że kiedy samochody były mało

rozpowszechnione i ktoś wybrał się własnym samochodem na wieś, to

wszyscy mieszkańcy owej wioski ze strachu przed antychrystem, jak nazywali

samochód, do lasu uciekli... I siedzieli tam jak wilki cały tydzień... dopiero

ksiądz staruszek, ubrany w ornat, z pięciu ministrantami poszedł do lasu i

namówił kmiotków na powrót do wioski.

Dawniej! Dawniej!... lud był ciemny, strachliwy i bał się byle czego... Nie

podoba się majstrowi, że dzisiaj dużo ludzi zna się na elektryczności i że sami

sobie spalone bezpieczniki reperują... Chciałby, żeby było tak jak dawniej,

kiedy gdy komu bezpiecznik się spalił, to prosił długo z uniżonym ukłonem

Pana Elektromontera, żeby był łaskaw za grubą opłatą zreperować, a pan

elektromonter zachowywał się w mieszkaniu jak cudotwórca, spluwał,

wymawiał tajemnicze zaklęcia, wywracał oczyma, mruczał do siebie, a

właściciel mieszkania z rodziną patrzył z nabożnym przerażeniem z odległego

kąta na te praktyki... Pojawienie się światła powitano z westchnieniem ulgi, a

Page 80: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

0

pan elektromonter kazał sobie zapłacić jak doktór, który uratował pacjentowi

życie... Naciąganie naiwnych...

Dawniej – zachwala majster – ludzie nie byli świadomi działania i

powstawania tej dobroczynnej i pożytecznej siły jaką jest elektryczność.

Dzięki Bogu, dzisiaj jest inaczej... Dzisiaj mały pędrak w szkole powszechnej

zna podstawowe wiadomości z elektromechaniki. Korzystamy z siły, która

zaspokaja prawie wszystkie nasze kulturalne potrzeby – a mamy o niej nic nie

wiedzieć?... To już minęło, majster tęskni za metodami wychowawczymi,

jakie istniały w dawnych gildiach rzemieślniczych... Gildie diabli wzięli...

Terminatorzy dawniej harowali jak psy, a w przerwach dostawali w skórę, i to

miało być sprawiedliwe?... Znamy tych elektromonterów starej daty... Czego

nie podpatrzył – tego się nie nauczył. Skąd się bierze to lub owo, dlaczego

zachodzą komplikacje i defekty, nie wiedział, gdzie leży źródło złego

działania... Jakie mogą być przyczyny nieprzewidzianych pęknięć, przebić,

przeskakiwania iskry, zmiany kierunku prądu – tego taki nie wiedział.

Wiedział jak zreperować, jeśli to było zepsucie szablonowe, z tych jakie

zdarzają się codziennie...

– W każdej dziedzinie pracując, jeśli się chce być dobrym specjalistą,

trzeba się przygotować teoretycznie. Trzeba korzystać z rad i wskazówek

tych, co przed nami byli i przed nami pracowali w tej dziedzinie. Korzystać z

rad i wskazówek po to, aby nie popełniać tych samych błędów, na których

tamci się sparzyli... Znajomość praktyczna nigdy nie wystarczy, musi być

podstawa teoretyczna... Dzięki wiadomościom teoretycznym, dochodzimy do

źródła komplikacji, rozumiemy przyczyny, które sprawiły ten czy inny

defekt...

– U majstra wszystko jest cofnięte w czasie... Naprawia i buduje

metodami, jakie dawno już zostały wycofane... Nie ma odwagi na

eksperymenty, bo a nużby się nie udało... Nie ma zaufania do nowych metod,

wszystko robi po staremu, z nakładem czasu i materiałów... A jak mu się

zwróci uwagę – to się obraża... "jak to, jego majstra, będzie monter uczył jak

Page 81: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

1

to się robi... Niesłychane!... On co tyle lat... itd"... Majster jest przeciwnikiem

książek... Książka rozjaśnia nam horyzont życiowy i czyni rzeczy, w mroku

dotychczas będące, widzialnymi... Nie mówię tylko o książkach fachowych,

ale w ogóle o książkach pożytecznych... Lubię książki pouczające i książki

krzepiące... I takie książki, przy czytaniu których odpoczywa się... Ale sam

jestem przeciwnikiem książek, których autorowie ubrdali sobie, że mają klucz

do tej wielkiej zagadki, jaką jest dusza i sumienie ludzkie... Niedobrze jest,

kiedy człowiek po przeczytaniu pewnych teorii, rozgrzesza się z krzywd

popełnionych... Na świecie jest dużo książek i dużo teorii, są teorie dla

pewnych ludzi wygodne, dla drugich niewygodne...

– Ale odszedłem od tego co chciałem powiedzieć... Majster narzeka, że za

dużo nagromadziło się partaczy w naszym zawodzie... nieprawda, dobrych

monterów, specjalistów, znających swój fach wszechstronnie i solidnie go

wykonujących –jest dziś tak samo mało, jak dawniej. Rozmaitych instalatorów

i naprawiaczy dzwonków elektrycznych nie należy brać pod uwagę; to jeszcze

nie jest elektromonter w całym znaczeniu tego słowa. Pierwszorzędnym

fachowcem jest ten – kto w swojej dziedzinie wie maksimum i każdego dnia

nadbudowuje nowymi cegiełkami gmach swojej wiedzy... Specjalistą nie

można być z musu, specjalistą można być z zamiłowania... Zdolność

logicznego myślenia i wnioskowania przy pracy czyni z nas wynalazców.

Dobry fachowiec – to właśnie dobry wynalazca. Oczywiście, rozmaite chwyty i

sposoby praktyczne przechodzą z pokolenia na pokolenie. Wielu

poprzedników naszych namęczyło się zanim doszło do przeświadczenia, że

przy takich środkach i narzędziach i danym rozkładzie sił, ma się takie czy

inne ułatwienia w pracy, ale metod, które pozostawili nasi poprzednicy, nie

należy przekazywać kalecząc przy tym swoich uczniów... jak za tym tęskni

majster... Nie wpajać dzikości i okrucieństwa w młodych chłopców... Bo robi

się z nich złych ludzi... A życie i bez tego daje im w skórę... Całe szczęście, że

dziś nie wolno bić terminatorów, jakby tego sobie życzył majster...

Page 82: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

2

Dawność minęła bezpowrotnie. Świat przedwojenny i świat powojenny –

to tak różne dwa światy, że czytając stare, z tamtych lat czasopisma,

uśmiechamy się ironicznie... Takie to dla nas dziecinne i nienaturalne...

Dawniej każdy błahy wynalazek budził podziw i poruszenie w całym świecie –

tak, że komentowano go na balach... na przyjęciach... na posiedzeniach... na

herbatkach... wszędzie. Dziadkowie i ojcowie nasi, w sztywnych, wysokich,

morderczych kołnierzykach, mieli o czym dyskutować godzinami., a dzisiaj?

Ludzie korzystają co dzień z nowego wynalazku i ani zastanowią się co to

takiego... zobojętnieli... Dziwić się... znaczy być człowiekiem z puszczy... W

historii Robinsona Piętaszek oddawał cześć strzelbie za to, że strzelała, oto co

podoba się majstrowi... Zdejmujcie kapelusz przed każdą uliczną lampą

elektryczną, bo się obrazi i zagaśnie...

Dobry elektromonter dzisiejszy – to bardzo inteligentny człowiek,

oczytany w książkach o jego fachu traktujących i o zawodach temu fachowi

pokrewnych... I przy tym doświadczony praktyk... Nie ma znaczenia, w tym

przypadku, ile lat robimy, ale co robimy i jak robimy... I trzeba zawsze,

zawsze od siebie dużo wymagać... Majstra denerwuje to, że ktoś lepiej od

niego wyraża się, że nazywa właściwie po polsku rozmaite narzędzia i części

maszyn, i że wreszcie zna dobrze fach i całą masę chwytów i sposobów, prace

w tym fachu usprawniających... Na pewno niejeden w naszym warsztacie

dużo więcej wie i umie od majstra, a zasługa w tym, że interesuje się

wszystkimi nowymi zdobyczami w tej dziedzinie i dopełnia swej wiedzy

fachowej, aby nie być w tyle, i aby nie być zaskoczonym... Majster jest starym

magotem, któremu się zdaje, że cofnie idące naprzód życie o jakieś

pięćdziesiąt lat... Dobrze, że jest nas tu paru dobrych fachowców... Ale

niechby tak było coś trudnego i skomplikowanego, a nas by nie było –

trzebaby znów sprowadzać elektromonterów z zagranicy, jak to było trzy lata

temu.

Machalik pochylił się nad robotą... Warsztat milczał, każdy dłubał przy

swoim imadle...

Page 83: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

3

Drzwi od kantorku nagle otwarły się i pojawił się w nich majster z zieloną

kartką w ręku i skierował się w stronę Machalika...

Panie Machalik – w przyszłym tygodniu trzeba będzie zabrać się do tego

wielkiego silnika od kompresora... Naprawi pan uzwojenie... Będzie Pan

pracował po fajerancie... Robota jest pilna...

Machalik skinął głową i podpisał zielony formularz z rubryczkami, w

których wyszczególnić trzeba było rodzaj roboty, ilość zużytego materiału,

godziny pracy i nazwiska zatrudnionych terminatorów...

W tym samym domu, w którym mieszkał Stach i Felek Kuternoga, mieścił

się w suterenie skład starego Pfeniga, który handlował łomem żelaznym,

szmatami i kośćmi. Pełno w tym składzie było zakamarków, skrytek i dołów,

w których chowano i zakopywano rozmaite nielegalnie kupione przedmioty i

towary.

Felek Kuternoga zachodził czasem do piwnicy, aby sprzedać trochę

uzbieranych szmat i kości. Ludno tam było zawsze. Bliskość huty i Wielkiego

Pieca była podstawą interesów starego. W składzie pełno było zawsze złodziei

surowca i dziewczyn podejrzanej konduity... Zięciowie starego zajmowali się z

nim do spółki, poza swoimi interesami, paserstwem, a w razie awantury czy

bójki – cała familia stawała ławą i biła czym się dało napastników. W piwnicy

czuć było wódką i podłymi papierosami, a złodzieje surowca ze swymi

dziewczynami, wylegiwali się po kątach.

Najurodziwszą ze wszystkich dziewczyn, które zachodziły do składu

starego Pfeniga, była Marcelka, jurna dziewczyna o szerokich biodrach,

mocnych nogach i piersiach napęczniałych. Żyła lekkim chlebem i przepadała

za chłopcami młodymi, niedoświadczonymi. Spotkała Felka w piwnicy

starego i zaczęła go obserwować. Spodobały jej się jego oczy i twarz miła o

rysach harmonijnych, zagadnęła go raz i drugi, i wyciągnęła na spacer,

Page 84: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

4

wieczorem... Poszedł... Pochlebiało mu to, że taka krasna dziewczyna tuli go

do siebie... jego Felka Kuternogę... A jak przytula coraz mocniej... Aż gorąco

się robi... Serce bije i w gardle zatyka...

Szli miedzą za miasto... Księżyc świecił czerwony i noc była parna... Felek

dygotał... Obudził się w nim jakiś ogień i było mu raz zimno, raz gorąco...

Zatrzymywali się... Marcelka obejmowała Felka i przyciskała do swych piersi

dużych, ciepłych... Poszli za górę... na trawę... Potem usiedli w takim

wgłębieniu... a po tym...

Od tego dnia belek został niewolnikiem Marcelki. Słuchał jej ślepo, a ona

wykierowała go na złodzieja surowca... I pokazała, gdzie i jak kraść, a on

słuchał... Kradł, przynosił surowiec i mieli potem na wódkę, kiełbasę i

papierosy. Felek rozrósł się i zmężniał... Tak... Felek został złodziejem

surowca...

Nocą przemykał się pod wysokim, z białych cegieł zbudowanym murem...

Przemykał się jak kot do wejścia na teren huty. Stali tam strażnicy z

rewolwerami i pilnował dozorca z żelaznym prętem. Strażnicy zastrzelili już

paru złodziei surowca, a dozorca połamał jednemu kości żelaznym prętem...

Ale Felka to nie odstraszało – musiał kraść, bo inaczej Marcelka odejdzie od

niego i znajdzie innego chłopca. Wszystko dla niej zrobi, da się porąbać

nawet, byle Marcelka była przy nim... Jego Marcelka, jędrna dziewucha o

szerokich, chutliwych biodrach i wielkich piersiach... Bili się o nią andrusy na

noże, a ona z nim, z Felkiem Kuternogą żyła, jego wolała. Czasem nie

przychodziła na noc, ale on jej to zapominał prędko, jak tylko ją zobaczył, jak

tylko legli razem...

Zrobił się elastyczny, sprężysty i bardzo silny w rękach... Skradał się jak

kot i potrafił godzinami przesiedzieć w miejscu, żeby się nie zdradzić przed

strażnikami... I zawsze się wślizgnął... A teren huty znał jak własną kieszeń...

Podkradał się do poukładanego w wielkie prostokąty surowca... brał jedną lub

dwie "gęsi" i – do cienia, pod mur... Tam rozhuśtał płyty w swoich krzepkich

rękach i przerzucał na tamtą stronę. Za murem stała Marcelka, która owijała

Page 85: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

5

te płyty w szmatę i niosła w bezpieczne miejsce... A on przeczekał chwilę i

znów dwie płyty... i znów dwie... a potem znikał jak cień z terenu fabrycznego

i zanosili razem z Marcelką surowiec do Pfeniga i mieli pieniądze, a potem

szli spędzić resztę nocy w swojej suterenie i mieli ze sobą wódkę, kiełbasę,

dobry chleb... A potem Marcelka rozpinała bluzkę, zdejmowała suknię i

pociągała Felka ku sobie...

Podobno młody, nieświadomy fizycznej miłości chłopak, kocha swą

pierwszą kobietę nie mniej, aniżeli młoda, nieświadoma miłości dziewczyna,

swego pierwszego mężczyznę.

Chłopak jest skory do czynów i spełniłby wszystko czego zażąda odeń

ukochana... Istnieje dla niego tylko jedna świętość – to jest jej życzenie. Złe

kobiety wykoślawiają charakter wielu młodym chłopcom...

Tak, jak gdyby kto młody, rozwijający się pączek palcami roztworzył...

Pączek rozwinie się w kwiat, ale zachowa kształt palcami nadany i w

społeczeństwie kwiatów będzie innym kwiatem... zdeformowanym,

niezdrowym, nienaturalnie rozwiniętym... chorym kwiatem...

Page 86: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

6

Przemsza toczy wody swoje. Rzeka ta jest ściekiem dla kopalń, fabryk,

kanałów, szpitali. Dzisiaj...

A dawniej... Jakże inną być musiała za czasów, kiedy stanowiła naturalną

fosę obronną dla wczesnośredniowiecznego zamku w Będzinie... Nad jej

brzegami odbywały się królewskie polowania i grały rogi myśliwych. A ona

była zawsze czarna, bo z torfiastych terenów płynęła i opłukiwała na swym

dnie czarne kamienie, które ludzie epoki pary i elektryczności nazwali

węglem...

Hej!... hej!... Jakiż to widok miał strażnik z baszty zamkowej będzińskiej,

kiedy pilnował grodu i upatrywał rycerzy i kupców na śląskim szlaku...

W dzień puszcza ogromna, nieprzebyta kłaniała mu się wokoło, aż hen po

powyginany, zamglony horyzont... A nocą świeciła jak wypolerowana

zbroica... Hej straszno być musiało strażnikowi, straszno ale i wzniosie... hej...

hej... Dawne to były czasy... dawne... hej!... hej!...

Dzisiaj rzeka zabarwiona jest rozmaicie, zależnie od tego, która fabryka

intensywniej ją zanieczyszcza, to też Przemsza bywa rozmaitego koloru, raz

żółta, raz zielona, a często czarna jak atrament. Odchodzi do niej woda

wypompowana z kopalń, gęsta od węglowego pyłu, który osiada na dnie lepką

grubą warstwą. Na rzece jest dużo spiętrzeń. Każda prawie fabryka pobiera

wodę z Przemszy. W gorące dni uboga ludność, chodzi kąpać się do rzeki. Z

wrzaskiem pluskają się chude, nagie ciała chłopaków, a zuchowate andrusy

wykonują efektowne skoki z poręczy i mostów...

Page 87: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

7

Dębniakowa opowiadała profesorowi o utopcu.

– Utopiec to siedzi sobie na dnie rzeki, jest ślepy i ma białe włosy. Ma

kilka miejsc, w których lubi przebywać, bo są tam głębokie doły, w których

siedzi i kusi. Jest w pobliżu fabryki Lamprechta, niedaleko fabryki Schöna,

koło huty Katarzyna, a specjalnie lubi przebywać koło parku hr. Renarda, bo

dno jest tam muliste i dużo dołów...

Ludziom przedstawia się utopiec w rozmaitej postaci, raz jako mężczyzna,

– innym razem jako chłopczyk mały, lub w postaci czarnego, brzydkiego psa...

Przy mnie raz utopiec skusił do wody jedną kobietę. Przedstawił jej się za

zmarłego synka i wołał za nią do wody...

A było tak... kobieta ta nazywała się Giszewska i mąż jej był

rzemieślnikiem w fabryce. Jako panna była biedna, bo pięć ich córek było w

domu, a matka –wdowa, Giszewska była więc na służbie u jednej piekarzowej.

Dziewczyna dobrze zbudowana, zdrowa a pokorna i cicha, jak jagnię... Poznał

ją ten Giszewski i dalejże bałamucić. Wszyscy odradzali dziewczynie, bo to

mężczyzna już rozmaitą przeszłość miał i wszystkie ulicznice wołały za nim...

Piekarzowa nawet gorąco odradzała dziewczynie, ale co... Giszewski wziął się

na sposób, a że dziewczyna była naiwna, cicha, pokorna... to też wróciła

kiedyś ze spaceru zapłakana, podrapana, z potarganą suknią... A Giszewski

śmiał się i mówił... 'Teraz jak będę chciał to się z nią ożenię...". Ale się ożenił,

bo kobiety z całej kamienicy ujęły się za dziewczyną i zagroziły, że mu oczy

wrzątkiem wypalą, jeśli się z dziewczyną nie ożeni... A lepiej, żeby się z nią

nie ożenił... bo tak kobieta, dostała się jak do ciężkiej katorgi... Wcale się nie

ustatkował, żył jak dawniej, z dziewczynami ulicznymi się zadawał – a jak

przychodził do domu – to bił żonę i wysyłał ją o pierwszej czy drugiej, zimą

po papierosy... Zaraz ją też zaraził jakąś chorobą, bo chodziła do doktora i

mimo, że ukrywała to każdy wiedział, że do wenerycznego doktora chodzi, bo

ludzie wszystko wiedzą... W siedem miesięcy po ślubie przyszło na świat

Page 88: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

8

dziecko, chłopczyk, ślepy był i całe ciało miał w strupach... Jedna wielka

rana... Giszewska pielęgnowała to dziecko, że nawet muchy do mieszkania nie

wpuściła, płakała i modliła się nocami o jego zdrowie, ale umarło. Wtedy mąż

do niej z pretensją, że ona temu winna. Przyszło drugie, też umarło, trzecie...

czwarte... Giszewski bił żonę, że nie potrafi żadnego dziecka odchować... Co

on zrobił z tej kobiety. Twarz miała jak trup, oczy głęboko wpadnięte i była

prawie łysa... Giszewskiemu ktoś powiedział, że to pewnie Boża kara, bo do

kościoła nie chodzi... Wtedy Giszewski został tercjarzem, ciągle do kościoła

latał, do mszy świętej służył i z pielgrzymkami chodził... I przyszło piąte

dziecko – synek Jasiek. Dziecko było marne i nogi miało jak patyki, głowę

wielką, oczy smutne, ale chowało się. Miało już cztery latka, kiedy jednego

dnia przyszedł Giszewski z fabryki pijany... Żona postawiła mu zupę na stół, a

sama usiadła w kąciku i czeka, aż on zje zupę, żeby mu podać drugie danie...

A on bełta łyżką w zupie i nagle zmiótł talerz ręką na podłogę i idzie bić

żonę... Kobieta nadstawiła chude plecy i prosi tylko... nie obudź Jaśka!., nie

obudź Jaśka!... Ale on, jak nie zacznie tłuc talerze, rumor robić, przeklinać...

Dziecko się obudziło, przelękło strasznie i uciekło na balkon,., a balkon był

bez bariery i dziecko spadło z trzeciego piętra na bruk. Tylko chlusnęło ciało

o kamienie!... Przynieśli ludzie na górę ochłap skrwawionego mięsa, każda

kosteczka była złamana. Giszewski momentalnie wytrzeźwiał... krzyknął

strasznym głosem, złapał się za głowę i skoczył na balkon, a z balkonu na

ulicę... głową w dół... A Giszewska ugotowała kaszki z mlekiem i karmiła nią

nieżywego Jaśka, i prosiła, żeby jadł...

Pogrzeb Giszewskiego i małego Jaśka odbył się jednego dnia. Wracałyśmy

we trzy: Giszewska, piekarzowa i ja. Ale piekarzowa zostawiła nas, bo miała

ważny interes do miasta... Szłyśmy przez Przemszę... Giszewska mówi do

mnie... Poczekajcie, Dębniakowa, odpocznę trochę. I oparła się o poręcz

mostu... Patrzy w wodę...

Stałyśmy tak już około godziny... Giszewska wlepiła oczy w wodę i patrzy

– po chwili mówi do mnie przyciszonym głosem... Widzicie Dębniakowa

Page 89: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na8

9

Jaśka?... Gdzie? – mówię... A tu – odpowiada Giszewska i pokazuje palcem na

wodę... Patrzę i nic nie widzę – tylko lejki na wodzie krążą... krążą... E!,

przewidziało wam się – mówię, a na to Giszewska... Cicho – mówi – bądźcie,

jest tutaj w wodzie, stoi... i ręce do mnie wyciąga... Nic nie odpowiedziałam,

bo myślę sobie – kobiecie się w głowie przewróciło z żałości... Ledwie się

odwróciłam, a Giszewska hop na poręcz, a z poręczy w wodę... Złapałam ją za

suknię, ale, że to lichy materiał był, to mi jeno falbana w ręce została.

Giszewska wpadła i znikła... Narobiłam krzyku, ludzie się zbiegli z osękami i

zaczęli nurkować. Przemsza w tym miejscu wąska jest, ale głęboka...

Daremnie ludzie szukali, nic nie znaleźli... Rzeka czarna jak atrament, jeno

lejki po niej krążą... krążą... Widać utopiec zmienił się w zmarłego Jaśka i

skusił Giszewską do wody...

...Ano, ulżyło się kobiecie...

Dnia tego przyszedł list z Londynu, ciotka Helena pisała:

Kochany Andrzeju!

Lato tegoroczne spędzam, podobnie jak poprzednie, w fermie naszego

starego przyjaciela J. D. Corringtona... Zmieniło się tu ogromnie... Wielkie,

ulubione przeze mnie tuje, ocieniające alejkę starego parku, podrosły i powstał

naturalny korytarz, w którym chłodno i przyjemnie. Podobnie jak w lata

poprzednie, zachodzi tu do nas na bridge'a zawsze elegancki i dystyngowany

pastor Lulefogel, o którym ja jestem zdania, że nadaje się raczej na bisnesmena,

aniżeli na pastora... Jednakże dobra prezencja i miłe obejście jednają sympatię i

zaufanie ludzi prędzej, aniżeli zalety charakteru, które dopiero po dłuższym

pożyciu i wielu próbach ocenione być mogą... Pięknie tu jest... A jakie cudowne

są wschody słońca, widziane z mego pokoju. Wstaję codzień jak najwcześniej i

Page 90: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

0

z nabożeństwem, ciepło otulona, siadam na tarasie... Doznaję

najwznioślejszych uczuć. Brzask nikły, jak szata ducha, na wschodzie bieli się i

rozprzestrzenia, rozpościera... O! rozwija się jak wielkie, białe skrzydło, jak dwa

wielkie skrzydła anioła stróża nad światem. Bieli się, bieli... Hen na wschodzie

zapalił się jeden promyk delikatny, różowy, jak dusza wędrująca w zaświaty...

O, drugi... trzeci... czwarty... szereg westchnień zaziemskich pali się. wiankiem

na niebie... Na ofiarę... na cud.

Ale o czymże ja piszę?... Nasz przyjaciel J. D. Corrington jest artystą,

pięknie gra na kobzie dawne szkockie piosenki i maluje na drzewie

sentymentalne obrazki starych domów, młynów i zamków, których podobnie

jak w Polsce, dużo jest w Anglii. A przy tym dobrze prowadzi fermę, – hoduje

kury rasowe i świetnie gra w tenisa.

L. White, przyjaciel Erwina jest człowiekiem interesującym, jego poglądy na

świat i ludzi zastanawiają, choć nie mówi on nic nowego, ale prawda i mądrość

nigdy się nie starzeją. Niedawno rozmawiał ze mną na temat dzisiejszych

małżeństw. Jest zdania, że niespodzianki, które raz po raz rujnują szczęście

małżeństw dzisiejszych, są wynikiem lego, że młodzi przed ślubem za bardzo

się maskują, przedstawiając lepszymi, aniżeli są w istocie na codzień. L. White

jest zdania, że względy natury materialnej są dla spoistości i trwałości

małżeństwa bardzo ważne, gruba bowiem i nieprzebierająca w środkach wałka

o chleb powinna toczyć się, poza obrębem domu rodzinnego, a nie pomiędzy

małżonkami. Najwyższym zadaniem małżeństwa – mówi L. White – jest dać

wypoczynek, równowagę, prawdę i zadowolenie. Małżeństwo powinno krzepić i

radować, a nie zniechęcać i nużyć... Tak. L. White nie mówi nic nowego. – ale

prawda i mądrość się nie starzeją. Mały Eddie, którego nazywają moim

pupilem, cieszy się ciągle nieprawdopodobną sympatią psów... W fermie J. D.

Corringtona bawi i ugania się za nim dzień cały sfora rasowych buldogów. Psy

tego gatunku robią wrażenie zatroskanych i strapionych zwierząt, co

podkreślają jeszcze dwie równe zmarszczki pomiędzy ślepiami i opuszczona

dolna warga. Zauważyłam, że dyskusje o tenisie nie przykrzą się zapalonym

Page 91: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

1

tenisistom, podobnie jak hodowcom kur rasowych, dyskusje o ich zaletach i

wadach...

Historia dzielnic Sosnowca jest ciekawa. Zdecydowaliśmy, że Kid przyjedzie

do Was i zabierze Jen. Pozostaje tylko ustalenie terminu.

Listy ciotki Heleny pisane były wyraźnie, drobnym pismem, po polsku.

Przy remoncie silnika, poruszającego kompresor, pracował Machalik i

Stach. Stary Pik pomagał tylko dorywczo. Motor zdawało się wymagał tylko

reperacji, atoli zaraz pierwszego dnia Machalik stwierdził przy pomocy

induktora, że izolacja pomiędzy osią a kadłubem jest uszkodzona. I co

ważniejsze, że oś jest w kilku miejscach pęknięta. Należało zbudować nowy

wirnik, dać nowe uzwojenie i nowy kolektor. Machalik poszedł z tym do

majstra. Majster zaoponował. – Nie zgadzam się – powiedział – motor

pracował tak długo i dobrze było – to i dalej będzie pracował – a na budowę

nowego rotora nie zgadzam się...

– Ale nowy motor konieczny jest i to bezwarunkowo... Niech Pan idzie

zobaczyć tę oś...

– Widziałem! Widziałem!... Niech Pan mnie nie uczy, tylko niech Pan się

zabiera do roboty...

– Nie... Ja robił przy tym silniku nie będę...

– Musi Pan!... Co to jest, jeśli ja Pana wyznaczyłem do tej reperacji, to

musi Pan robić!... Kto tu decyduje, ja czy Pan?!...

– Pan – ale ja nie jestem partaczem, zresztą jeśli ośka jest pęknięta, a

silnik pracuje przy tak potężnym obciążeniu, to może być wypadek... Ośka się

urwie, motor się rozleci i pas lub kawałek żelaza wyrżnie kogoś z

Page 92: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

2

przechodzących czy obsługujących w głowę, zabije – i co?... A przy tym dla

fabryki strata... Bo motor – to nie stara komoda, którą można gwoździami

zbić, drutem ściągnąć i postawić w kącie na lat sto... Motor to źródło pracy i

niesłychanego wysiłku, gdzie wszystko musi być solidnie i mocno zrobione.

– Pan mnie nie będzie uczył – co to jest motor i jak powinien być robiony.

–Panie młody! – wrzasnął majster... Do roboty proszę!

–Ja nie pójdę... Motor musi być odbudowany całkowicie, a nie spartolony

–rozumie Pan!...

–Za co Panu płacą do licha!... – powiedział w uniesieniu majster... – Będzie

mi Pan tu wydziwiał ze swoją mądrością!... Proszę, niech Pan w tej chwili

idzie do pracy...

– Nie, ja tego twornika reperował nie będę... Bo tu trzeba nowy

zbudować...

– Zobaczymy! – majster zerwał się od biurka...

– Zobaczymy... – odrzekł spokojnie Machalik i wyszedł z kantorku.

Obaj poszli do biura warsztatów. Machalik do inżyniera inspekcyjnego,

majster do inżyniera nadzorczego Wody... Po niedługim czasie wszyscy

czterej – to jest majster, inżynier nadzorczy, Machalik i inżynier inspekcyjny,

udali się do hali maszyn... – Zobaczymy i zdecydujemy na miejscu, powiedział

pojednawczo inżynier Woda... W hali maszyn obejrzał pierwszy ośkę i

zawyrokował... – Pęknięcie nie jest poważne i skoro motor tak długo pracuje z

tym defektem, mógłby pracować dłużej, przychylam się więc do wniosku

Pana Majstra, aby motor wyreperować tylko... Mniejsze koszta...

– Nie mniejsze, bo większe... Panie Kolego... Pęknięcia na ośce są głębokie

i prawdopodobieństwo wypadku znaczne... A pęknięcie w tak potężnym

motorze, to już nie powtórna reperacja, tylko kompletna ruina silnika, strata

parokrotnie większa od odbudowy rotora... W pobliżu jest parę maszyn, niech

pas lub kawałek ułamanego żelastwa wpadnie pomiędzy ramiona pracującej

obok maszyny parowej... Skutki można sobie wyobrazić. W interesie fabryki,

stoję na stanowisku, że potrzebny jest nowy, silny rotor.

Page 93: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

3

– Zwrócę Koledze uwagę na jedno – rzekł lekko podenerwowanym głosem

inżynier Woda, że całkowita budowa twornika własnymi środkami i siłami,

wydaje się rzeczą ryzykowną. Pan majster słusznie zwraca na to uwagę.

Kompletnych rotorów tej mocy jeszcze nie budowaliśmy, inne, dużo słabsze

budowaliśmy rzadko, przeważnie posyła się zamówienie do fabryki, gdzie

całkowity motor został zakupiony.

– Oto też idzie – odpowiedział inżynier inspekcyjny – mając na miejscu

maszyny do obróbki, materiał i tak dobrych i wykwalifikowanych

rzemieślników jak Pan Machalik... robi się niepotrzebne wydatki i

niepotrzebnie płaci się obcej firmie...

– Więc Kolega stoi na stanowisku?...

– Żeby budować nowy rotor, ciągłe poprawki będą kosztowały nas więcej,

tym bardziej, że prawdopodobieństwo wypadku i poważnej straty jest duże.

Chyba szanowny Kolega nie odmówi mi słuszności i logicznego w interesie

fabryki rozumowania...

A jeśli Pan Machalik nie wykona tego należycie, powtarzam, jest to

pierwsza poważna budowa w naszym warsztacie, dotychczas sprowadzało się

tworniki gotowe, lub sprowadzało się odpowiednich fachowców. Materiał do

uzwojenia musimy kupić – co z robocizną i naszymi dodatkami wyniesie i tak

poważną sumę... Zwracam Koledze na to uwagę...

– Narażenie fabryki na straty, tak w jednym, jak i drugim wypadku jest

prawdopodobne, ale w tym, przeze mnie proponowanym wypadku – jest

mniejsze, wyrzekł z mocnym przekonaniem w głosie inżynier inspekcyjny...

– Dobrze, niech więc Kolega zarządzi całkowitą odbudowę, ale na własną i

Pana Machalika odpowiedzialność, powiedział zimnym głosem inżynier

Woda, po czym ukłonił się chłodno pozostałej trójce i odszedł...

– Niech Pan wypisze odpowiednie zapotrzebowanie na materiał, jakiego

zażąda Pan Machalik, zwrócił się inspekcyjny do majstra, a po wyjściu

inżyniera Wody. – Robota musi iść szybko, bo kompresor zastępczy nie

wystarczy...

Page 94: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

4

– Tak jest... mruknął majster i odszedł...

Za drzwiami hali zatrzymał się i oparł o ścianę, na jego czole i na starej,

nabrzmiałej twarzy pojawiły się duże, grube krople potu. Patrzył chwilę

posępnie na kamienne podmurowanie, o które się opierał, po czym poszedł

ciężko z głową obwisłą na piersi... Oto pogrążono go i pobito na głowę...

Machalik...

Roboty przy motorze było dużo, więcej, aniżeli spodziewał się Machalik.

W statorze trzeba było zmienić wszystkie szpule, bo stare były zwęglone i

założyć nowe panewki. Budowa odbywać się miała w hali maszyn, bo silnik

był za wielki, żeby go windować do warsztatu. Stary twornik musiał być

przedtem rozebrany, chodziło bowiem o dokładne wymiary i zbliżony sposób

wykonania. W pobliżu Pikowego warsztatu postawiono dwie grube podpórki

drewniane, na których ustawiono twornik. Trzeba było rozkręcić kolektor i

odlutować końce uzwojenia, które były doń przytwierdzone. Robota, jak

obliczył Machalik, trwać miała trzy tygodnie. Po tym czasie motor znów

zacznie swą monotonną pracę. Przedtem jednak ślusarze z wydziału

mechanicznego zreperują osobno kompresor, dadzą nowe łożyska, wyszlifują

tłok i założą nowe pakunki. Tak wyreperowany kompresor popracuje znów z

rok, albo dłużej. Pracowali na fajerant. Zaraz pierwszego dnia około godziny

trzeciej, kiedy nadeszła pora obiadowa, stary Pik, poszedł do swej kantyny,

gdzie się od dawna stołował, a Machalik posłał Stacha do portierni po obiad.

Czekała tam już schludna, młoda i mile uśmiechnięta żona Machalika z

przygotowanym koszykiem, w którym stały ciepło otulone garnki.

Uśmiechnęła się do Stacha swymi dwoma rzędami równych, białych zębów i

powiedziała: "Niech Pan powie mężowi, że postąpiłam tak, jak polecił.

Dodatkowa menażka znajduje się na dnie koszyka." Stach przytaknął głową,

zabrał koszyk i poszedł do hali. Tam oddał koszyk Machalikowi, a sam sięgnął

po swoją bańkę z herbatą i suchy chleb. Poszedł w drugi koniec hali, siadł w

kącie i spożył swój skromny posiłek. I tak było codziennie w robocie z

Machalikiem. Pracowali ochoczo, roboty ubywało. Kompresor zastępczy

Page 95: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

5

pracował ze zdwojoną siłą, huczał i sapał, musiał bowiem zastąpić swojego

większego kolegę... Za wielkimi, nieprzezroczystymi, grubymi oknami

fabrycznymi świeciło słońce i lato ostatnimi, gorącymi dniami syciło ziemię.

Po rozebraniu starego rotora przystąpili do budowy nowego. Zaczęli od

osi... Laboratorium wydziału mechanicznego posłało do kuźni kawał grubego,

podłużnego żelaza, z którego w przyszłości miała być oś. Żelazo wyrzucono

do wielkiego pieca, a gdy się rozpaliło do czerwoności, złapano je w potężne

kleszcze i postawiono pod młoty. Najpierw ciężkie, parowe, potem lżejsze

parowe, a końcu elektryczne. Młoty ubijały żelazo, gniotły je po dziesięć razy

jak się ubija i gniecie ciasto, aż się zrobi twarde i ścisłe. Waliły raz po raz,

bum... bum... bum i żelazo wrzucano i wyjmowano z ognia kilkakrotnie. Pod

koniec, dla wygładzenia nierówności, rozgrzano żelazo raz jeszcze i trzech

potężnych kowali zadzwoniło na przyszłej osi silnika młotami raz., dwa...

trzy... raz... dwa... trzy… huk... puk… stuk...

Następnego dnia kuźnia wydała warsztatowi mechanicznemu długi,

żelazny drąg. Drąg ten wydział mechaniczny skierował na tokarnię. Tokarnia

wgryzła się swoim ostrym, do góry zakrzywionym zębem w ścisłe, twarde

mięso przyszłej ośki... Jęknęła ośka, a nóż-ząb zachichotał i tak, jak obiera się

kartofel z łupiny, tak ząb tokarni jął obierać chropowatą, czarną skórę, świeżo

z kuchni przyniesionego żelaza... Łupina skręcała się w długą sprężynę i z

brzękiem upadała pod chichoczącą i zgrzytającą tokarnię.

Tymczasem w warsztacie elektrycznym Machalik i Stach wycinali z

miękkiej blachy wielkie; okrągłe płyty. Gdy płyt było dość, umieszczano

pomiędzy każdą z nich odpowiednią izolację i skręcano potężnie tak, że

powstał jeden wielki walec. Walec, podobnie jak i ośka, znalazł się na tokarni,

gdzie go gładko otoczono i zrobiono w nim otwór w celu umieszczenia weń

ośki. Aby kadłub nie poruszał i nie obracał się na ośce, wbito odpowiednie

kliny, które częścią tkwiąc w ośce a częścią w kadłubie, podtrzymywały

spoistość ośki i kadłuba... W ten sposób powstał szkielet rotora, który

nawinąć należało i uzwojenie umocować...

Page 96: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

6

Z powodu całodziennej pracy Stach nie mógł widzieć się z Jen w dniu

powszednim. Spotykali się przeto w niedzielę... O umówionej rannej godzinie

udał się Stach na miejsce, gdzie się zwykle spotykali, przy ławeczce mało

uczęszczanej alejki akacjowej. Jen czekała już z małą, turystyczną walizką i

aparatem fotograficznym, przewieszonym przez ramię.

Gdzie Jen idzie?..

Na wycieczkę…

Na wycieczkę, powtórzył jak echo żałośnie...

Uśmiechnęła się tajemniczo. A co żal mu, że Jen idzie na wycieczkę... a

on zostaje?... Dlaczego milczy?... Tak, jest mu żal tej niedzieli, bo cieszył się

na nią cały tydzień. Ale niech Jen o tym nie myśli, niech się wesoło bawi na

wycieczce w gronie swoich znajomych. On będzie myślą przy niej... Czy

może ją odprowadzić?...

W dziewczynie odezwało się serce, spojrzała na jego posmutniałą twarz i

oczy.

– Robię sobie z niego głupie żarty, pomyślała i powiedziała prędko:

– Głuptas jesteś, mój drogi, wielki głuptas. Jak możesz pomyśleć, że pójdę

gdzieś bez ciebie I... Jak możesz tak pomyśleć. Nie otwieraj tak szeroko oczu...

Ja tu na ciebie czekam... Z tobą chcę iść na wycieczkę, tylko z tobą. Weź tę

walizkę – i kierunek – gdzieś do lasu, gdzieś nad rzekę czystą, gdzieś, gdzie

dużo kwiatów. – Naprawdę, jak mogłeś pomyśleć, że ja pójdę gdzieś bez

ciebie... Ja pójdę, a ty zostaniesz tu w mieście, po całym tygodniu pracy,

pośród tych zadymionych kamienic... Jak mogłeś tak pomyśleć – niedobry!..

Szedł obok niej z głową pochyloną – winowajca – słuchając tych słów, jak

najpiękniejszej muzyki. Za miastem poszli drożyną polną pośród ściernisk.

– Opowiedz mi każdy przepracowany w tym tygodniu dzień.

Stanęło tak między nimi, że opowiadał jej każdy przepracowany dzień z

najmniejszymi szczegółami. Dzięki temu znała prawie cały warsztat i życie w

nim... Jak, Machalik – to sympatyczny człowiek... A majster – to kreatura,

której ona nie cierpi... Trenciok… Trenciok... to złośliwa mumia. Jednego

Page 97: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

7

dnia, kiedy czekała na Stacha przy bramie fabrycznej, ten stary, przechodząc,

zrobił uszczypliwą uwagę i drwiąco się uśmiechnął.

Świat robotniczy – to świat różny od tak zwanego inteligenckiego... Cóż

za głupia nazwa – świat inteligencki... Przecież robotnicy są tak wybitnie

inteligentni. O! jeszcze jak!..

Rozmawiając tak, weszli na najwyższe wzniesienie drogi, skąd mieli

rozległą perspektywę... Na horyzoncie pojawił się błękitny pas lasu, do

którego szli. Z daleka widać było łęgi piaszczyste, nad którymi tliło i kołysało

się rozgrzane powietrze. Stach błądził wzrokiem po horyzoncie… las… Widok

lasu jest orzeźwiającym wiatrem dla ludzi roboczych, w ciasnych, pełnych

zaduchu izbach mieszkających. Las jest odpoczynkiem dla oczu, zmęczonych

widokiem ciągle tych samych kominów, jest ulgą dla oczu przygasłych od

dymu i złego światła.

Nad Białą Przemszą miejsce wybrali cieniste, usiedli. Jen rozłożyła na

miękkiej trawie czystą, białą serwetę, wyłożyła na nią przyniesione prowianty

– posilili się, odpoczęli... Potem wzięli się za ręce i brodzili boso po płytkiej,

czystym piaskiem wyścielonej rzece.... Potem czytali, robili zdjęcia,

przyniesionym przez Jen aparatem, rozmawiali, a czas upłynął im

niepostrzeżenie. Dzień ten był dla Stacha dniem pięknym, w surowym i

twardym życiu wychowany, znalazł się oto w kręgu ciepła, serdeczności i

miłego obejścia Jen... Pragnął, aby dzień ten trwał wiecznie. Ale tak jest, że

im szczęśliwsze są chwile, tym szybciej mijają... I ten dzień minął

niewiadomo kiedy. Miało się ku zachodowi. Jen zdecydowała wracać. Z żalem

żegnał wzrokiem miejsce, gdzie siedzieli razem, gdzie czytali, rozmawiali,

gdzie robili zdjęcia... Patrzył na pnie sosen, pośród których dźwięczał

niedawno głos i srebrzysty śmiech Jen... To jeden z niewielu pięknych dni,

które przeżyłem – pomyślał, pomagając Jen zamknąć walizkę i uprzątnąć

Page 98: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

8

porozrzucane na trawie papiery. Przeczucie niejasne, niedobre przeczucie

mąciło w nim radość... I gdy odchodzili, obejrzał ukradkiem za tym

miejscem, w którym byli razem...

Słońca już nie było na niebie, jeno na zachodzie rdzawo-brunatne obłoki

podtrzymywały światło dnia, kiedy Jen i Stach żegnali się do następnego

widzenia...

Każda większa kamienica jest miniaturowym państewkiem, które ma

swoich władyków i ludzi podległych. Ma swoją burżuazję i swój proletariat.

Ludzi cnotliwych i ludzi występnych... Mieszkają w każdej większej kamienicy

Pozytywiści i ci inni, niekonsekwentni o duszach nieokiełzanych. Mieszkają

duchy wędrowne, które zatrzymują się na czas krótki i tacy, którzy od paru

pokoleń siedzą w jednym gnieździe. Bywają w kamienicach ludzie kłótliwi i

ludzie spokojni. Ludzie towarzyscy, których wszyscy mają dość i inni,

nieprzystępni i obcy, których też nikt nie lubi...

Mieszkają jedni o sercach szerokich i tacy, którzy żyją kosztem, a nawet

krzywdą drugich. Mieszkają ludzie o nosach spiczastych i tacy nieliczni,

których obchodzi własne życie i własna moralność...

Każda jednak większa kamienica ma babę-plotkarkę, swoją

ciotkę-przyzwoitkę, swoją starą pannę – nabożnisię. Słowem babę, która wie o

każdym to co było, to co jest i to co będzie... Plotka jest potężną więzią

między ludźmi a plotkowanie – zajęciem intratnym... Baba–plotkarka żyje z

darmowych obiadów, bywa proszona przez teściowe, matki, ciotki i panienki

wyschłe i takie, które bez wywiadu nie postąpią ani kroku tak towarzysko jak i

matrymonialnie...

Page 99: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na9

9

Są plotkarki, dla których plotkowanie jest profesją i które mają w tym

kierunku zdolności wrodzone. Są. plotkarki, dla których plotkowanie jest

potrzebą psychiczną, jest warunkiem życiowego zadowolenia… Takie kobiety

mają na sumieniu wiele scen dramatycznych i wiele prawdziwych,

niepotrzebnie wylanych łez. Działają impulsywnie, niechęć ich jak wiatr

zwraca się znienacka raz w tę, drugi raz w inną stronę.

Plotka mówi więcej nie o tym kogo dotyczy, ale o tym kto ją mówi i jak ją

mówi…

Panna Prakseda nie cierpiała Stacha. Nie cierpiała z wielu powodów. Po

pierwsze dlatego, że i ciotka jej, Plucińska odnosiła się do niego z niechęcią.

Po wtóre, że Stach raz zwrócił pannie Praksedzie uwagę, żeby pilnowała

swego nosa. Po trzecie, że bardzo rzadko chodził do kościoła, a już zmienił się

całkiem, kiedy poznał tę pannę. I przy tym zupełnie się z nią, z panną

Praksedą, nie liczył.

A był przecież winien za mieszkanie, za cały miesiąc... On powinien

czapką kłaniać się do samej ziemi... Taki mruk... Ta panna – to też musi być

ziółko, że z takim terminatorem chodzi... A wygląda tak inteligentnie, jakby

z porządnego domu była... Żeby się tak dowiedzieć, co to za jedna?...

Dziewczyna młoda... Nie wiadomo, czy rodzice wiedzą, że ona z tym

terminatorem chodzi... Żeby się tak wywiedzieć...

Na jednym wieczornym posiedzeniu postanowiły zgodnie, że panna

Prakseda musi to wybadać... Musi wyśledzić... Co to za jedna ta elegantka...

Gdzie ona mieszka i jakich ma rodziców...

I panna Prakseda wyśledziła...

Dowiedziała się, że jest to córka jednego, szanowanego powszechnie

profesora... Bardzo solidny dom... Ojciec wdowiec ma tylko tę córkę i

bardzo ją kocha... Panna Prakseda dowiedziała się to wszystko od służącej

Page 100: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

00

profesora. Służąca powiedziała, że panienka jest wykształcona, bardzo miła i

bardzo dobra…

Ach. więc to tak!.. To ten terminator tę dziewczynę bałamuci… Ten czarny

robociarz... taką, panienką z dobrego domu... Poznała się z nim i chodzi, bo

nie wie kto on taki... Nie widzi, że jemu źle z oczu patrzy...

Trzeba bronić dziewczyny przed niebezpieczeństwem, trzeba ratować

dziewczynę od hańby!... I to prędko!... Trzeba już działać!.. Natychmiast!...

Jutro pójdzie panna Prakseda do ojca dziewczyny, profesora Jarockiego i

ostrzeże go, żeby pilnował córki... Panna Prakseda powie, że jest palcem

Opatrzności, który wskazuje profesorowi niebezpieczeństwo, że oni się

spotykają!.. Córka pewnie kocha tego terminatora...

Jaka to kariera dla takiej panny z dobrego domu?... Wyjdzie za

rzemieślnika panna wykształcona, bogata?.. I czy on, aby zostanie

rzemieślnikiem?… Terminator Pyrka mówi, że tego Lemańskiego w warsztacie

za nic maja, bo go majster nie lubi… Nędza taka, że za mieszkanie nie ma

czym zapłacić, – a takiej panny mu się zachciewa...

Trzeba, przestrzec ojca?.. Trzeba przestrzec!... Tego wymaga

chrześcijańska uczynność, żeby się jakie nieszczęście nie zdarzyło… Już jutro,

jutro!...

Profesor poprosił starą, pannę do gabinetu. Twarz pobladła mu źle

hamowaną złością, kiedy panna Prakseda w zapale wizjonerskim odmalowała

mu brukowymi słowami niebezpieczeństwo uwiedzenia i hańby, jakie zagraża

jego córce. Podniósł się z gestem zniecierpliwienia i skierował kroki ku

drzwiom w celu pozbycia się niemiłego gościa.

Słowa jej syczały mu w głowie – paliły… Jego córka?... Jego ukochana,

czysta, miła, dziecinna Jen?… Cóż ta kobieta wygaduje… takie błoto...

przerwał

– Przepraszam Panią? Nie mogę słuchać takich słów o mojej córce... Nic

podobnego jej nie grozi!... I Pani niepotrzebnie się tym zajmuje...

Page 101: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

01

Dziękuje za troskliwość… i proszę, niech Pani mnie i córkę moją zostawi w

spokoju.

Panna Prakseda jakby nie słyszała... jakby nie do niej...

– Co nie wierzy Pan?... Może Pan nie wierzyć! Ja spełniłam swój

obowiązek... Już cała ulica śmieje się i wytyka Pańską córkę palcami... Taka

ładna panienka z takim...! To ujma dla Pańskiego domu... No, tak, ale jak nie

ma matki, to dziecko tak, jakby bez opieki. Niechże Pan nie pozwoli, bo to

ostatni czas... pewnie, że taki chłystek, jak ten terminator, to chciałby się do

takiej solidnej rodziny dostać… Może Pan nie wierzyć?!... żeby Pan tylko nie

został przedwcześnie dziadkiem…

Profesor nie mógł słuchać dłużej. W ustach mełł jakieś grube słowo,

którym chciał kłapnąć tę starą, przyzwoitkę w twarz.

– Do widzenia Pani!... Do widzenia!... – wyksztusił, wypychając prawie

rozgadaną Praksedę za drzwi… – Niepotrzebnie się pani fatygowała!.. Na

przyszłość proszę się mną i córkę moją nie interesować! – rzucił głośno ze

złością przez uchylone drzwi za zstępującą, po schodach panną Praksedą…

Wrócił do gabinetu wzburzony. Pracować nic mógł. Przed oczyma migały

mu sceny i słowa wulgarne świeciły... Jen!... jego Jen?.. Nie, to brednie, w to

nie można uwierzyć... Ten młody nie jest chyba tak zepsuty… To przecież

idealista... Odesłał te pieniądze...

Ale głos jakiś podszepnął, a może dla efektu, żeby Jen zwróciła na niego

uwagę... Panienka egzaltowana, może znał ją przedtem... I oto

wykorzystał tragiczny wypadek swego ojca.

Cios inny przeczył... ech nie, ten chłopak – to jeszcze dziecko, po co

insynuować mu taką podłość… Ot spotykają się… Może się kochają...

Profesor denerwował się coraz bardziej... Zaraz!... zaraz... kochają się?...

tak,

Jen kocha... na pewno kocha… zmieniła się zupełnie do mnie... swego

ojca...

Page 102: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

02

W domu tak, jakby jej nie było... prawie jej nie widzę, myślał z żalem…

Jen unika swego ojca... I cała pochłonięta czym innym... pewnie swym

uczuciem...

Zmieniła się od tego wypadku w fabryce… i od tej wizyty tych dwojga –

starej babki i tego młodego…

Cóż Jen mogło się w postępowaniu ojca nie podobać?.. Dał przecież

pięćset złotych... Więcej dać?.. po co?... Bo cóż go w końcu obchodzi, że

zabiło tam jakiegoś Lemańskiego. On nie wierzy, żeby tamten poniósł śmierć,

ratując Jen... To bajka... Nie ma takich ludzi... Zresztą Jen nic nie

groziło… Jen byłoby się nic nie stało... To był tylko pretekst fabryki, ażeby nie

zapłacić odszkodowania za śmierć przy pracy…

A on, profesor Jarocki, postąpił przecież humanitarnie, altruistycznie .

A nie miał obowiązku dawać tych pięciuset złotych... Ten młody uniósł się

honorem… Mówił o bezinteresownym poświęceniu się ojca… Boże to Jen

słyszała?... Potem odesłał pieniądze... Jen była przy tym... To podziałało

na nią pewnie... Tamten wydał się jej szlachetnym, a ojciec harpagonem,

wyzutym z ludzkich uczuć...

A tamten – to pewnie wszystko ukartował. Spotkał potem Jen i rozkochał

w sobie dziewczynę... Bo Jen jest wrażliwa, ma tkliwe serduszko i samych

dobrych i nieszczęśliwych ludzi widzi na świecie... A jeśli ten terminator

odważyłby się?... Nie! Co za potworna myśl... Przecież Jen jest panienką

rozsądną i… opanowaną,... A jeśli kocha?.. To będzie miękka i powolna we

wszystkim, jak jej matka... Bo Jen to przecież wykapana matka... Jego żona,

Jania... nieboszczka... Tak, tak samo Jen, tak samo jak zmarła, żona, jeśli

pokocha – to spełni każde życzenie kochanego człowieka...

Profesor ścisnął głowę rękami...

Precz!.. precz! te myśli... Ale słowa panny Praksedy warczały mu w

mózgu... Spotykają się, pewnie chodzą razem, ludzie młodzi... Jemu źle z

oczu patrzy... Profesor przypominał sobie tę twarz...

Page 103: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

03

Nie... nie, twarz nawet miła, oczy jasne, dość naiwne... Ale to pozór

tylko... Ta kobieta, co tu była przed chwilą, musiała mieć powody do

podejrzeń... Chodzą, wieczorem... Nie, Jen wcześnie wieczorem jest

zwykle w domu.

Ale słowa panny Praksedy znów warknęły. Ciągle się spotykają… Ona

elegancka panna, widać z dobrego domu, on brudny obdartus… Tak... Jen

kocha, kocha prawdziwie... precz myśli!.., precz. W dzień nie ma jej często w

domu... Poza uprzejmym "dzień dobry" nic nie mówi do ojca.

Profesorem zatargał niepokój. Do czego doprowadzi ten romans?... Skutki

mogą być opłakane... Jen jest stanowcza, uparta... Przecież nie może

pozwolić, żeby córka jego żyła w skrajnej nędzy z jakimś robotnikiem...

Zgasłoby dla niej życie i na pewno przeklinałaby kiedyś swoje uniesienie…

Jego Jen żoną, biednego robotnika. Takim popychadłem w domu tamtego,

gdzie całym umeblowaniem będzie zbity z desek stół, łóżko i walący się w

kącie piec... żoną w dzień i w noc!...

Myśli i obrazy mieszały się i plątały chaotycznie w głowie... Nie!... trzeba

pomyśleć rozsądnie … i trzeba coś przeciwdziałać… Rozmowa z Jen nie

doprowadzi do niczego, tylko zaogni ich wzajemne współżycie... Trzeba z

tamtym?...

Profesor zdecydował... Ubrał się i wyszedł. Niedaleko bramy fabrycznej

oczekiwał na Stacha.

Robotnicy wyprysnęli z bramy czarnym strumieniem. Stach szedł z

Pikiem. Profesor poszedł za nimi i czekał aż się rozłączą, Dzisiaj właśnie

ukończyli montowanie i ustawianie na ogromnej podstawie odbudowanego

silnika. Olbrzym stał zmontowany przed kompresorem, gotowy do pracy.

Jutro rano ma go Pik puścić. Potem przyjdzie inżynier inspekcyjny i

majster i zobaczą jak motor pracuje. Skończyły się godziny pofajerantowe i

Page 104: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

04

Stach miał się spotkać dziś z Jen w alei akacjowej... Szedł obok Pika z radością

w sercu... Za chwilę zobaczy Jen... Był tymi fajerantami wyczerpany do ostatka

i właściwie ledwie powłóczył nogami Ale to już się skończyło... Zarobi

parę zło tych więcej, zapłaci mieszkanie, kupi jeszcze niektóre drobiazgi... A

za chwilę zobaczy Jen… Będzie przy niej… Będzie mógł trzymać w swych

rękach jej małe dłonie...

Pik szedł obok posępny, niespokojny. Stan ten zaobserwował Stach od

przeszło trzech tygodni… Coś pewnie bardzo trapi poczciwca, myślał i

współczuł staremu z całego serca...

Na zakręcie pożegnali się…

Do Stacha podszedł profesor Jarocki.

– Proszę pana! Młodzieńcze? Muszę z Panem pomówić. Niech pan

pozwoli..

Stach stanął zaskoczony... Profesor Jarocki?.. Co?.. Dlaczego?.. Może

jakieś nieszczęście?... Jen?... Jen?...

– Proszę – odpowiedział zlęknionym wzrokiem, spojrzawszy na profesora.

– Przepraszam? Czy Jen w niebezpieczeństwie?... Czy Pan w sprawie Jen?..

– Tak!.. Tak?.. młody człowieku, Jen w niebezpieczeństwie i ja jestem w jej

sprawie...

Stach szedł za profesorem zaniepokojony do najwyższego stopnia.

– Jestem w sprawie Jen – no i w pańskiej, gdyż to i Pana dotyczy!..

Uważam pana za młodzieńca szlachetnego i rozumnego i dlatego myślę, że

wystarczy rozsądna, poważna rozmowa, bez uciekania się do ostrzejszych

środków, których użyję bezwzględnie, powtarzam, bezwzględnie, jeśli moja

perswazja i apelowanie do pańskiego zdrowego rozsądku nie wystarczy...

Spotyka Pan, młodzieńcze, moją córkę?...

–Tak...

– W jakim celu?.. chcę Pana zapytać?...

– Bo kochamy się i pragniemy być razem – odpowiedział Stach,

skonsternowany tym pytaniem.

Page 105: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

05

– He, bzdury, kochamy się... dziecinada... No powiedzmy, że się

kochacie... Więc co dalej...

– No i pobierzemy się...

– W jaki sposób?... za co?... kiedy?... gdzie?., W jakim celu w ogóle?.Czy

pan o tym myślał?

Stach milczał...

– Młody człowieku, chcę ci wyrazić w tej sprawie moją wolę... Moją wolę

kategoryczną i stanowczą! Przedtem jednak pragnę z tobą pomówić o tym

życiu we dwoje w twoich warunkach, młodzieńcze, i przy twojej przyszłej

perspektywie. Przede wszystkim jesteś Pan za młody, żeby o tym myśleć, po

wtóre materialnie jesteś zerem i nigdy niczym więcej nie będziesz...

– Przecież tyle ludzi pobiera się i żyją — odezwał się Stach nieśmiało…

Mówią sobie będzie jakoś, zawiązują, się w rodziny i mają wypełnione życie...

– Otóż to!….otóż to!... tacy ludzie jak ty mówią sobie będzie jakoś...

Przedstawię ci to...

– Ale my się kochamy – zauważył Stach nieśmiało...

– Dobrze, przedstawię ci to... Oto pobraliście się z miłości, pełni

wzniosłego zapału i szlachetnych zamiarów, ale biedni, bo mający w kapitale

tylko cztery młode ręce i niezepsute serca... Zasadniczo to dużo – to bardzo

dużo… Społeczeństwo winno przede wszystkim taką oto komórką

zaopiekować się, bo to najzdrowsze, najprawdziwsze, najpożyteczniejsze dla

kraju. Ale tak nie jest i młodzi znajdą się poza nawiasem zbiorowego życia i

będzie się ono tliło na peryferiach w wilgotnej, nieopalonej izbie... i

zgorzkniejecie...

Będzie... musi być jakoś – mówimy, kiedy zaczynamy życie, mając w

zapasie zdolność do marzeń na jawie. Chodzisz za pracą tu, chodzisz tam, ale

nie znajdujesz, bo jesteś za biedny, a biednym nie daje się, jeno się odbiera,

aby dać tym, którzy mają... Poskarżysz się o tym ukochanej twojej, a ona

usiądzie i zapłacze lub westchnie ciężko a ciebie to poruszy i zamkniesz się w

sobie, albo powiesz parę szorstkich słów o braku zrozumienia i to może być

Page 106: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

06

pierwsza scena... Zbliża młodych instynkt miłości, potrzeba znalezienia,

wypełnienia swego ja w osobie drugiej, ale to ryzykowne...

Będziecie uśmiechami okłamywali smutek i niepewność, które będą w

sercach waszych. Miłość będzie wam zapomnieniem, będzie haszyszem,

którym odurzali się będziecie, aby nie popaść w rozpacz, ale na krótko...

Ciągnął dalej.

Tak, rodzina – to rzecz zdrowa, praca dla niej podobna jest budowaniu

budowli pożytecznej, ale gdy młodemu trudno ponad siły i budowla wali się, a

naokoło nikt przychylny, nikt życzliwy, wtedy może się załamać i powiększy

grono tych zgnilców, od których świat stał się ciasny... Młodzi pobierają się

dobrzy, ale życie czyni z nich hieny i jest w tym zagadnienie dobrych ludzi i

przyszłego dobrego świata... Literatura czy słowa z kazalnicy zaszczepią

wiarę w dobro, ale nie znajduje się go w życiu... Im większa inteligencja,

tym większa zdolność do refleksji i wnioskowania, im większa wrażliwość –

tym boleśniejsze życie we dwoje w nędzy i tym większe z tego życia,

niezadowolenie.. Żona, twoja, Jen, będzie siedziała, nad jakąś robotą

szesnaście godzin dziennie, aby być ci pomocną, aby ci ulżyć i będzie

podsycać własnym zdrowiem ten tlący się ogieniek waszej rodzinnej miłości i

będzie w ciąży i będzie kaszleć w waszej wilgotnej izbie, a ty będziesz gryzł

się w sobie i będziesz pytał: cóż mamy z naszego młodego życia?... i tu

możecie zwrócić się przeciwko sobie… Ona jest dobra i cierpliwa jak anioł, ale

ciebie doprowadza to do rozpaczy, bo wiesz, że jest lepsza od wielu, wielu

kobiet, które mają się dobrze, za dobrze, a powinny siedzieć za kratą, za

szerzenie zgnilizny i deprawacji... Czymże jest uśmiech pogodny osoby

ukochanej, jeśli wiemy, że cierpi, że gaśnie... Kobieta w ciąży, ludzie zdrowo

i prawidłowo żyjący, żałują, że się imali życia... Zacięży ci ono, młodzieńcze

i będziesz myślał o śmierci jak o wyzwoleniu od trosk trapiących i myśli,

podobnych czarnym ptakom...

Powiem ci: zabraniam ci spotykać Jen... bo nie wiesz, ani ty, ani ona z

ilu i jak poważnych drobnostek składa się życie we dwoje, mężczyzny z

Page 107: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

07

kobietą, każdego dnia. We dwoje trzeba żyć rzeczywistością i przyjąć na się

wszelkie obowiązki, jakimi życie obarcza...

Młody człowieku zapomnij o Jen!... a myśl o zdobyciu jakiej takiej

egzystencji i radzę ci, jeśli ciągle będzie ona niepewna bez stałego

materialnego oparcia, to zostań lepiej w starokawalerstwie… Ja wiem, że

każdy z nas chciałby mieć swoja rodzinę, aby nie spędzić starości w przytułku,

ale nie każdy ma dość sił, aby wytrzymać gromy, które zwykłe bić w nędzę.

– Niech Pan zapomni o Jen!... Niech Pan zapomni i niech Pan ją zostawi w

spokoju… Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której chcę Panu powiedzieć. Oto

Pan należy do innej grupy społecznej, aniżeli Jen. Do grupy ciężko

pracujących robotników... A jest bezwarunkowo różnica pomiędzy koniem

ciężarowym, do ciężkiej pracy nawykłym, a wierzchowcem wyższej klasy...

Pierwszy – do pracy służy i jest pożyteczniejszy... Drugi do reprezentacji

służy i zabawy... Jen ma warunki i wychowanie i stanowić może motyw

dekoracyjny i osobę reprezentacyjną w domu człowieka, który otoczy ją

odpowiednią opieką… Winien to być człowiek ze środowiska inteligenckiego,

łatwiej bowiem wtedy o porozumienie. Żyjąc z panem, Jen musiałaby się

wyzbyć wielu nawyknień i wielu poglądów, z którymi w swym środowisku

wyrosła…

Ale to na marginesie... ostatecznie krótko!... zabraniam, kategorycznie

zabraniam... bałamucenia mi córki, mówiąc stylem dla Pana zrozumiałym?

Gdyby moje stanowcze słowa nie poskutkowały, użyję środków daleko

bezwzględniejszych!...

Listów proszę nie pisać, bo odeślę je na policję, jako dowód napastowania

mojej córki!... I oszczędzisz mi chyba na przyszłość, młody człowieku,

podobnie przykrej rozmowy. Wędruj więc teraz do domu... wędruj i miej w

pamięci naszą rozmowę.

Profesor uchylił kapelusza i odszedł w boczną ulicę...

Page 108: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

08

Stach patrzył za odchodzącym ze ściśniętym sercem… Szeroko otwartymi

oczyma patrzył w ulicę, w którą skręcił profesor, patrzył na domy... na

kominy fabryczne... i nic nie widział…

Machinalnie włożył czapkę na głowę i powlókł się do domu...

Szedł jak ptak z połamanymi skrzydłami...

Szedł do klatki mieszkania, gdzie czekała nań panna Prakseda i pani

Plucińska…

Panna Prakseda wróciła dziś przed południem zła i rozżalona: Jakże ją ten

profesor przyjął.., prawie, że za drzwi ją, wyrzucił... a ona tak z miłosierdzia,

nad nim, wdowcem... że to córce jego nieszczęście zagraża... Taka to

wdzięczność za ratowanie córki od hańby... Taka wdzięczność za miłosierdzie

i litość chrześcijańską, nad sierotą bez matki, którą ten mruk Lemański do

pewnego nieszczęścia prowadzi... Taka zapłata za jej poświęcenie się i

śledzenie tych młodych?.. Za drzwi prawie ją wyrzucił...

Panna Prakseda nie mogła się utulić w swojej krzywdzie... Ciotka

Plucińska pocieszała ją...

– Zostaw te myśli bolesne, zostaw, odegramy się na tym mruku

Lemańskim, jak tylko przyjdzie...

– Zwymyślamy go od najgorszych – skrzeczała panna Prakseda.

– Nie!. nie! – przerwała Plucińska – nic nie będziemy mówiły do takiego.

Powiemy poprostu... Wynoś się Pan!.. Zabieraj swoje graty i wynoś się

natychmiast, uwodzicielu?..

Tak i zrobiły... Stach patrzył na dwie rozwścieklone baby i nic nie

rozumiał...

– No, co się Pan jeszcze patrzy, pakuj Pan swoje rzeczy i już!., fora! – darła

się panna Prakseda...

Page 109: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

09

Mechanicznie nieomal, bez słów pochylił się nad swoim kuferkiem,

jedynym sprzętem jaki posiadał i począł doń składać te trochę garderoby,

książki, pościel...

– Świat się na mnie wali! – rozmyślał… Jen!.. Jen!... co to wszystko znaczy?

Wziął kuferek na plecy i wyszedł. Trzasnęły za nim drzwiami, aż się kurz

podniósł.

– A jak pan długu za mieszkanie nie zapłaci, to przyjdę przed fabryką, z

policjantem – rzuciła za nim Plucińska przez otwarte okno...

– Jutro Pani oddani… – bo pewnie jutro dostanę pieniądze – powiedział

słabo, nie wiedząc, gdzie skierować kroki z niesionym na plecach kuferkiem...

– Co to, wyrzucili Pana? zagadnął go dozorca domu, od dłuższego czasu

przyglądający się z podwórza tej scenie…

Stach przytaknął głową.

– Daj Pan ten kuferek do mnie, jeśli Pan nie ma go gdzie umieścić…

– Naprawdę nie mam gdzie – odpowiedział Stach – będę Panu wdzięczny,

jeśli na czas krótki zatrzyma go Pan u siebie...

– A zanieś go Pan tam do stróżówki – dodał, patrząc życzliwie za

chłopcem...

Stach postawił kuferek i wyszedł na ulicę... bezwiednie nogi poniosły go

do alei akacjowej na miejsce, gdzie miał spotkać Jen. Ławka była pusta...

Piętnaście minut temu podniosła się z niej Jen, daremnie czekając półtorej

godziny na Stacha... Czekała i czekała, a Stach nie pojawiał się, bo zatrzymał

go profesor i dwie złe kobiety, które pozbawiły go dachu nad głową,…

Usiadł na ławce, skulił się w sobie i trwał tak wiele godzin, jak bezpański,

nikomu niepotrzebny pies, przegnany od ludzi. Ponad nim akacja otrząsała

listki swoje, a wyżej roztaczała się bezbrzeżna, granatowa kopuła nieba,

gwiazdami utkana z gorejącym księżycem pośrodku...

...a był początek jesieni, noc chłodna...

Page 110: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

10

Dzień zaczynał się blady jakby chorowity. Świt powoli rozjaśnił, najpierw

wierzchołki drzew, potem gałązki i gałęzie, wreszcie konary i pień, a w końcu

spłynął na ziemię...

Na ławce miejskiej alejki spał młody człowiek i trząsł się we śnie z zimna...

Pochylona nad nim akacja użaliła się jego biedzie i bezdomności i nakryła go

płatkami listków swoich... jesiennych... obumarłych...

Pik żył nadzieją. Każdy z nas żyje nadzieją... Ale nadzieją Pika było

dziecko... Ubrdał sobie, że w przyszłości żona wiarołomna przyśle mu

małego... Bo on jej przecież zawadą tylko – myślał... Cóż to z niej za

matka. Cały dzień bawiłaby się tylko, a ten robaczek w domu sam. Chodzi to

maleństwo po mieszkaniu od ściany do ściany, jak ptak po klatce... Pikowi

żałość zalewała serce. Zabawić by się to chciało, a nie ma z kim, dodawał

sobie w duchu... Po co zabrała dziecko?... że to nie moje, że nie Pikowe…

To przecież nieważne kto urodził, ale ważne kto wychowa... Takie

maleństwo samo w domu... jeszcze co spadnie na nie, albo się czego złapie i

wypadek gotowy... Na taką myśl stary cierpł cały... Cóż zrobiłem tej

kobiecie?... Cóż zrobiłem; że tak ze mną postąpiła?... Nie powiedziałem jej

przecież złego słowa... Nie... I nie skrzywdziłem nigdy... Nicem nie

zawinił, nic... Niechby sama pojechała – niechby dziecko zostawiła..::.. Pik

przyjąłby jaką starą, babkę – niańkę i dziecko miałoby opiekę i byłoby po co

spieszyć do domu z fabryki, a tak…

Kiedy takie oto myśli nachodziły Pika zamykał oczy i tonął w swoim

smutku. Wszystko było mu wtedy obojętne. Świat wydawał się wielkim

głupstwem, a ludzie na nim złymi istotami. Nie cieszyły go nawet maszyny i

hala wydawała się więzieniem. Jedno tylko wtedy miał pragnienie... upić się…

upić… żeby nie pamiętać, nie myśleć. Trwać parę godzin w umysłowym

Page 111: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

11

pomieszaniu. Ale trzymał się sił ostatkiem; dało się słowo inżynierowi, mówił

sobie – to się wytrzyma...

Chodził po hali z zapadniętymi oczyma, mroczny jakiś i nieswój... Z tej

depresji dźwignęła starego tylko nadzieja. Tak, tylko nadzieja… Że to przecież

nic straconego... Mały jeszcze będzie z nim... Tylko jej, tej jego matce,

uprzykrzy się chodzenie koło dziecka... Bo z dzieckiem przecież trzeba

wyjść na spacer, dziecku trzeba pokazać świat, kwiaty, słońce...

Taka matka, jak ona, nie będzie miała dla dziecka czasu… Kłopot to dla

niej i tyle... Przypomni sobie wtedy jego, Pika. On był jak najlepsza niańka...

Ona to przecież sama mówiła... Ona wiedziała jak on to dziecko kochał, że

mógł mu dać opiekę... Przecież jest w niej chyba tyle matki, że nie będzie

chciała małego zmarnować... Spostrzeże się i przyśle, na pewno przyśle

dziecko do Pika… I będą znów razem z tym robaczkiem we dwoje... Pik

pocieszał sił... Pik się łudził... A gdyby tak małemu się co stało? Nie, to ponad

siły ta myśl...

I raz kupił stary atrament i papier, usiadł i napisał list, list do niewiernej

żony... Jak gdyby nigdy nic...

Co słychać z małym, czy zdrów, jak wygląda?... Czy uśmiecha się tak, jak

dawniej i czy tak jak dawniej wywija rączynami w powietrzu... Czy ma

zdrowy, posilny fioka nu i czy jest czysto utrzymany?"

I że on, Pik posyła co może na potrzeby dla małego… I posłał stary całą

pensję..: No, bo tam się nie przelewało... Ten jej kochanek to hulaka, a

dziecko pewno bije... W starym serce stanęło... bije dziecko, to małe, nawet

mówić nie umiejące dziecko... No, chyba tego nie robi... Tam jest przecież

ona – matka... Pocieszał siebie, a na końcu listu dopisał dużymi literami:

"Gdyby wychowanie dziecka było dla ciebie choć trochę kłopotliwe, to

przyślij mi je... Ty wiesz, że u mnie będzie miało dobrą opiekę, będziesz je

mogła zawsze widywać, kiedy będę w pracy... a jeśli będziesz uważała, że mu

źle u mnie, to będziesz mogła zawsze je zabrać:.."

Page 112: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

12

Stary zamknął kopertę. Przełamał się do napisania tego listu, bo mu to

wcale łatwo nie szło... Pisał do kobiety – co z nim tak postąpiła.:.. Ale napisał.

To dla małego zrobiłem – tłumaczył się w duchu i lżej mu potem było, a

nawet, nawet wesoło…

W starym zagościła nadzieja, tak, błogosławiona nadzieja, która rozjaśnia

życie… Ale minęło parę dni, minął tydzień, a odpowiedzi, ani dziecka nie

było...

Niepokój znów zwyciężył nadzieję… Stary siadł do drugiego listu, w

którym wyraźnie pisał, że czeka na dziecko, że tęskni za nim... I wysłał... I

czekał teraz lada dzień wiadomości o przyjeździe dziecka... Niańkę starą

przyjął i kazał jej czekać w domu podczas jego nieobecności i szmatek trochę

dla dziecka przygotować… Bo może ktoś przyjedzie z dzieckiem, Niechby już

miało opiekę...

Idąc z fabryki do domu, myślał, że może tam w mieszkaniu jest już mały...

Skradał się pod drzwi cicho... Czy nie usłyszy głosu, śmiechu czy kwilenia.

Ale nie słyszał. Cicho otwierał drzwi i zaglądał... może śpi?... Ale nikogo

nie było, tylko stara piastunka siedziała znudzona i przelękniona tym jego

skradaniem się do własnego domu...

I znów minęło parę dni, Pik się łudził, a z dzieckiem nikt nie przyjeżdżał...

Odpowiedzi też nie było... Stary zaczął się znów niepokoić... Zasępił się i

chodził niespokojny... Potem usiadł i napisał list trzeci, łagodny, proszący…

"Dziecko, przyślij dziecko... łatwiej ci będzie bez niego, u mnie będzie

ono miało dobrze... Będziesz je mogła zresztą zawsze odebrać, gdybyś

uważała, że u mnie mu źle."

Minęło parę dni i nikt się nie zjawiał, dziecka nie było i nie było

odpowiedzi. Stary, wracając do domu, bał się myśleć. Dwa duchy, biały i

czarny, duch nadziei i duch zwątpienia towarzyszyły mu bez odpoczynku...

Może mały jest... Niańka przywita go uśmiechnięta z dzieckiem na ręku,

Page 113: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

13

mówił duch biały... a duch czarny przeczył. – Małego nie ma, piastunka

nudzi się, a pośród czterech ścian mieszkania wieje pustką...

...Pewnie jest odpowiedź lub wyjaśnienie, pocieszał duch biały, a duch

czarny odzywał się szyderczo... Listu nie ma i nie będzie, nikt nie chce

napisać do Starego Pika…

I któregoś dnia przyszedłszy z fabryki, napisał czwarty list błagalny,

przedstawił w nim swój stan psychiczny, swoją tęsknotą za dzieckiem,

słowami, które wzruszyłyby kamień... I nie było odpowiedzi... i napisał list

piąty, szósty, siódmy... I wszystkie były bez odpowiedzi... Ale stary łudził

się, że lada dzień, lada dzień przyjdzie odpowiedź, a z nią dziecko...

I przyszła!...

Jednego dnia, po powrocie z pracy, dostał dużą kopertę. Zaniósł ją, w

drżących rękach do domu... Stanął przy stole i otworzył. Przy otwieraniu listu

wyleciało z koperty na stół coś białego. Fotografia!...

Stary pochylił się nad nią. i skamieniał!... Trumna!., trumienka!… Jakieś

kontury kwiatów wokoło... a w trumience twarz dziecka... wychudzona

mała, biała... rączki złożone:.. Staremu oczy wyszły z orbit... Mały!... mały!...

umarł!... O nie!... to nie mały!.. to nic!... to złudzenie!..

Porwał list, otworzył, czytał... targał wzrokiem... co!.. co???.

Kochany Mężusiu! Kochany! Poczciwy... Ciężkom Ciebie skrzywdziła...

ciężko. Ale mnie Bóg doświadczył... Przebacz mi, przebacz... Oto umarło

ukochane przez Ciebie dziecko pięć dni temu... A to z winy tego łajdaka, który

mnie porzuci nieszczęsną. Mnie bił i dziecko bił i odszedł, a dziecko się

rozchorowało. A ja byłam taka przejęta tym jego niecnym postępkiem, tym jego

odejściem, że prawie nieprzytomna… prawie chora. I nie mogłam się dzieckiem

zająć i umarło. Żałuję, że nie przysłałam dziecka prędzej, ale czasu nie

miałam, bardzo byłam zajęta... Oj, co ja, teraz pocznę biedna, sama sierota

nieszczęśliwa, porzucona, bez warunków do życia. Ty dobry byłeś!... Ty

najlepszy?... Chcę wrócić do ciebie, chcę wrócić, gdy tamten mną pogardził...

Page 114: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

14

Chcę zapomnieć o tamtym niegodziwcu. Ach, serce moje biedne... O ja

nieszczęśliwa… A oto przysyłam ci fotografię małego w trumience...

Specjalnie dla Ciebie kazałam to zrobić... bo wiedziałam, jak ty go

kochałeś...

Stary Pik nie czytał dalej. Przesunął po twarzy ręką grubą, chropowatą od

ciężkiej pracy i smarów... Przesunął ręką po twarzy, po oczach, jakby chciał

odsunąć obraz dziecka w trumience. Po czym otworzył drzwi i wyszedł na

podwórze, z podwórza na ulicę, z ulicy do knajpy.

Wódki!., wykrztusił – wódki!.... dużą flaszkę!

Otworzył butelkę, uderzywszy jej dnem w dłoń otwartą i podniósł drżącą

ręką do ust. Pił... Potem siadł w kącie i pił... Wypił jedną butelkę, zażądał

drugiej... Na zesztywniałe z bólu serce polała się wódka strugą i pobudziła je

do szybszego kołatania. Po członkach rozeszło się ciepło i bezwład. Sprawy

dnia, nawet najtragiczniejsze, stały się nierealne, nieważne... Tylko przed

obłędnie patrzącymi oczyma majaczył obraz... obraz małego dziecka w

trumience...

Pić!....jeszcze pić... wódki!

Po wyjściu Pika w drzwiach pojawiła się stara piastunka... Co to drzwi

otwarte?. A Pika nie ma?.. Pik nie czeka?.. Zwykle siedział po przyjściu z pracy

i czekał… A nuż ktoś zapuka... może dziecko... może list... A dziś

wyszedł i mieszkanie zostawił na oścież otwarte... Chciała go zagadnąć,

dodać nadziei, pokrzepić paru słowami… Spostrzegła leżący na stole list i

rzuciła okiem na fotografię... I zrozumiała.:.. Bez pośpiechu zebrała do

zawiniątka szmatki, które dla dziecka przygotowała. Poprawiła chustkę na

siwych włosach. Spojrzała raz jeszcze na fotografię, na puste mieszkanie i

wyszła, przymknąwszy drzwi za sobą…

Nocą... Mieszkanie starego Pika pogrążyło się w ciemności i księżyc w

swojej wędrówce trafił jednym promieniom do tego okna. Chwilę posuwał się

Page 115: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

15

po podłodze, po czym wdrapał się na krzesło, a z krzesła na stół. Tu spojrzał

bladym światłem na fotografię cichego, niewinnego dzieciątka w trumience i

przygasł... księżyc od tysięcy lat patrzy na ludzką słabość, na ludzką, boleść i

ludzką złą wolę, – patrzy tak długo, że zobojętniał… Księżycowa twarz zda się

być bez wyrazu, jednakowa, jak gdyby znudzona patrzeniem na ziemię, ale to

zda się nam tylko księżycowa twarz pełna jest ekspresji, widne są na niej

uczucia zachwytu, podziwu, smutku i żalu!... Tylko nie ma na niej uczucia

nienawiści.

Księżyc świeci nad miastem i nurza je w swym świetle tajemniczym...

Zagląda do wielu, wielu okien... Do okien ludzi ubogich i do okien ludzi

bogatych…

Wszyscy interesują go jednakowo...

O! czemu to wyraz grozy pojawił się nagle na twarzy księżyca?... Czemu?

Zajrzał do hali maszyn fabryki Gardo-Hammer i na twarzy księżycowej

pojawił się wyraz grozy... Księżyc zobaczył cień człowieka majstrującego

przy tablicy rozdzielczej wielkiego kompresora?... Cień włączył przewody

wysokiego napięcia na miejsce dawnych, normalnych... zamaskował to,

zatarł ręce... uśmiechnął się chytrze, zwycięsko i wyszedł... A księżyc

spojrzał ze zgrozą na nowoodbudowany kompresor i posmutniał...

O czym myślał księżyc?... Pewnie myślał o odwiecznej walce Arymana z

Ormuzdem i smutno mu było, że Aryman zwycięża...

Page 116: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

16

Dzień jak każdy, tylko na niebie chmury wisiały ołowiane i watr zrywał się

znienacka z kąta ulicy i dmuchał w górę tuman kurzu i śmieci...

Ranek wczesny, godzina piąta... Na pustych ulicach zaczynają się

dopiero pojawiać grupki robotników, którzy do pracy mają daleko... Miasto

wstaje powoli... Furmanki zaczynają bębnić po bruku. Gdzieś z odległej

ulicy zadzwoni tramwaj...

Daleko zagrała jedna syrena, bliżej druga, trzecia, potem czwarta, piąta...

dziesiąta... Różne tony, różne wysokości... Molochy-fabryki obudziły się i

ryczały na swoich niewolników... Niewolnicy wstawajcie!... Niewolnicy

chodźcie tu!… Służcie nam!... Spieszcie się!... Macie jeszcze godzinę, macie

jeszcze pół godziny czasu!.. A niewolnicy posłusznie podnoszą się ze swoich

leż, wysypują z mieszkań-klitek i idą na wezwanie molochów-fabryk…

Tak jest codzień rano w miastach przemysłowych...

Stach ocknął się i począł rozcierać zesztywniałe nogi i ręce. Kłuło go

strasznie pod dolnymi żebrami... Jakby sztyletem dziurawił płuco raz po raz.

Stach złapał się za miejsce bolące i trzymał aż przejdzie. Gdy przestało,

otrzepał ubranie z drobnych listków akacjowych i ruszył najbliższą ulicą do

fabryki... Zęby latały mu jak w febrze i całym ciałem trzęsło. Szedł

zziębnięty i głodny, bo od wczoraj rana nic nie miał w ustach. Spojrzał w

ulicę. Na jej końcu zamajaczył cień jakiś i przysiadł... Po chwili pojawił się

znów, zakołysał i znów przysiadł... I tak kilka razy... To zwróciło uwagę

Stacha. Co to może być – myślał? Pewno człowiek...

O teraz stoi... teraz idzie... teraz kołysze się... teraz macha rękami w

powietrzu... i siada...: nie!... Przewraca się...

Stach podszedł bliżej... O... podnosi się na czworakach przytrzymuje

latarni... idzie... idzie... klap... leży...:. Stach był już całkiem blisko. Pijany,

Page 117: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

17

na pewno pijany... Ale któż to jest?... Kogóż on przypomina... To ubranie...

ten szalik., włosy!.. Pik!... Nie!... Chyba nie... nie...

Podskoczył ku pijakowi Pik!... tak Pik!... Rany boskie!... Przecież on

musi być dzisiaj w fabryce... Musi puścić w ruch ten nowoodbudowany

kompresor... Panie Pik!... co Pan robi, krzyknął i całym sobą podtrzymał

walącego się do rowu mechanika... Ten otworzył do połowy ciężkie powieki

i spojrzał wzrokiem mętnym... nieprzytomnym...

– Co chciałeś smarkaczu?... Co?...

– Panie Pik, niech Pan wytrzeźwieje, Pan przecież musi iść do fabryki…

– Idę przecież, do diaska… idę, zabulgotał... – A kto ty jesteś?

– Więc nie poznaje mnie Pan?...

– Ciebie?... Nie… Ale, czekaj no, czekaj, niech ci się przypatrzę...

Rzeczywiście twarz znajoma... Pewnie ja ciebie znam, ale sobie ani rusz nie

mogę przypomnieć skąd…

– Stach jestem, Stach Lemański – terminator z warsztatu elektrycznego...

– Stach Lemański... terminator... czekaj no; czy ty, aby nie kłamiesz?...

– Co też Pan wygaduje – kłamię... Przecież Pan mnie dobrze zna.

Wczoraj ukończyliśmy montowanie silnika od kompresora...

– Jak mówisz, jak się nazywasz?...

– Lemański…

– Lemański?... Tak to ja Ciebie znam…,

Szli krótką chwilę w milczeniu...

– Panie Pik, Pan chyba nie pójdzie do fabryki?…

– A bo co? Dlaczego mam nie iść?...

– Bo Pan jest kompletnie pijany… Ledwo Pan stoi na nogach...

– A co Ciebie to obchodzi, gówniarzu,... nos w sos... Patrzcie go on się

tu będzie moim pijaństwem interesował... Za twoje pieniądze nie piję.

– Ale przecież Pan nie będzie mógł puścić tego motoru, który zmontował

Machalik. Pan nie puści w ruch kompresora jak syrena zahuczy Zresztą

jak Pana zobaczy, takiego pijanego, inżynier inspekcyjny – to co będzie?...

Page 118: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

18

Pik zatrzymał się i spojrzał na chłopca, marszcząc brwi, jak gdyby chciał

się skupić.

– Inżynier inspekcyjny, mówisz... Zobaczy mnie pijanego?...

– No tak…

Czekaj-no, a czy ja naprawdę wyglądam taki pijany; – zbliżył do Stacha

twarz swą nabrzmiałą i cuchnącą wódką...

– Ależ tak!... I przy tym ubłocony i brudny...

– To otrzep mnie porządnie...

Stach otrzepał – Ja bym Panu radził iść do domu i wyspać się... Stary

wrzasnął: – Do domu nie pójdę... Za nic!... Ja nie mam domu!...

– Jak to, przecież mieszka na Pustej, ja wiem gdzie to jest – to Pana

zaprowadzę i jeszcze zdążę do fabryki…

Stary stanął, tupnął niezdarnie nogą i pogroził Stachowi. – Ani mi się

waż!... Ja do domu!... Tam na stole leży mój umarły synek Ja tam nie

pójdę...

– Kiedy Pan nie będzie mógł puścić tej maszyny... Podeszli pod studnię.

Pompuj-no! Stary napił się. Potem nalał sobie wody na kark i głowę...

Mokrą ręką przejechał po twarzy i powiedział:

– Dobrze już teraz?... Co?… Idziemy…

Poszli…

– Panie Pik…

– Co?

– Słyszy Pan?...

– Słyszę...

– Niech Pan oprze się o mnie... Ja Pana wezmę pod rękę… Bo musimy

przejść przez portiernię prosto. Żeby jaki kontroler nie spostrzegł, że Pan jest

pijany…

– Co mi tu, gówniarzu, będziesz mówił jak mam robić! – Puść mnie sam

idę!...

– Ja Pana nie puszczę!... bo Pan się przewróci...

Page 119: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

19

– Puść mnie!... bo jak cię trzasnę!... I ręka spadła prędzej niż słowa na

twarz chłopca... Na dolnej wardze pokazała się krew.

– Dobrze, puszczę Pana, ale zobaczy Pan, że Pana wyrzucą z fabryki?...

O? idzie przed nami inżynier inspekcyjny..

– Kto idzie?... inżynier inspekcyjny?... –Tak…

– Prowadź mnie!... trzymaj mnie mocno!...

Chłopak otarł rękawem krew z ust i ujął starego pod ramię. Przeszli przez

portiernię, przez plac fabryczny i weszli do hali maszyn... Stach ostatkiem sił

otworzył drzwi... Stary potoczył się ku warsztatowi, chciał się oń oprzeć, ale

zatoczył się i upadł pod warsztat... Ciepło w hali rozeszło się po ciele, nogi i

ręce odmawiają posłuszeństwa, zaklejone powieki i nie chcą się otworzyć.

Syrena zaniosła się jękliwym rykiem…

Stach skoczył do Pika.

– Panie Pik!... Buczy!... Panie Pik!... buczy?... Kompresor trzeba puścić!…

O! światła czerwone zapalają się! Wydziały mechaniczny i konstrukcyjny

żądają sprężonego powietrza!… Panie Pik?... Panie Pik

Daremnie!... tak, jakby kto workiem piasku poruszał... Stary spał...

– Wyrzucą go, wyrzucą... myślał Stach rozpaczliwie... Jeśli w tej chwili

nie puści kompresora... Przyleci ktoś z mechanicznego, potem kierownicy...

inżynier... i wyrzucą!... wyrzucą starego...

– A gdybym tak puścił sam?... Syrena wyje tak donośnie, że w uszach

boli, a lampki gasną i zapalają się raz po raz... "Powietrza!" wołają lampki –

"Powietrza"...

Stach podskoczył do motoru, złapał za wielkie koło od rozrusznika i

począł włączać... kręcił powoli... powoli... nic... nic...

Szybciej!... szybciej!... nic... nic... nic. Motor stoi!

Chłopiec zrobił szybki półobrót... i włączył...

Zetknęły się grube sztaby miedziane i nagle hala zamieniła się w piekło!..

Page 120: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

20

Potężny motor zagwizdał jak kula wypuszczona w powietrze!...

Zaryczał!... Zatrząsł się całym betonowym postumentem... Ogromny pas w

górę pofrunął, jak czarny wąż i słup ognia wytrysnął…

Stach upadł na ziemię nieprzytomny...

A motor palił się i ryczał... aż trzęsły się ściany ogromnej hali... Dym...

dym... swąd, wyprysnęły pod szklany pułap...

W dymie tym motor jak mgławica wirował... Nagle strzelił z hukiem, jak

grom!... bluznął ogniem pierścieniowato – i przygasł...

Drzwi hali otwarły się z trzaskiem!...

Pali się?... pali!...

W dymie ukazała się twarz majstra, który, ubrany w gumowe rękawice,

skoczył do motoru... Pokręcił tam chwilę i odszedł...

– Gaśnicę!..:., krzyczał – gaśnicę!...

Dwie, trzy gaśnice skierowano ostrymi końcami w stronę ognia. Zapluły

pianą ogień i rozproszyły dym. Ktoś zauważył zemdlonego Stacha i podniósł

go...

Zaalarmowani kierownicy warsztatów pchali się jeden za drugim...

Przyszedł inżynier inspekcyjny... inżynier Woda... Machalik...

– Gdzie jest Pik?... Gdzie jest mechanik Pik?... –krzyczał inżynier

Woda...

Ktoś wyciągnął starego spod warsztatu... Stary z trudem otwierał oczy…

– Co?... co?...

– Za bramę z nim!... za bramę!... krzyczał blady inżynier Woda. – Za

bramę z pijakiem!...

– Kto puścił motor? – zwrócił się do majstra.

– Widać ten terminator.

Majster wskazał na zemdlonego Lemańskiego. To straszna niezguła, wcale

się na terminatora nie nadaje i po co to przyszło do warsztatu?...

Wyrzucić na zbity pysk?...

Page 121: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

21

Ale najwięcej odpowiedzialny jest tu Pan Machalik, bo motor był źle

zrobiony i dlatego się spalił... Ten chłopak jest tu winien tylko tyle że

wtrącił nos nie do swoich spraw, ale motor się spalił dlatego, że był źle

zrobiony… Ja nie ponoszę najmniejszej odpowiedzialności, ja

przestrzegałem... Wypadek ten to sprawa pana Machalika?...

– Pana Machalika i jego protektora, inżyniera inspekcyjnego – dodał

zimno inżynier Woda.

– Co pan na to?.:., odezwał się majster, wskazując Machalikowi spalony

motor… Przestrzegałem że Pan nie będzie umiał zrobić?... No i co Pan na

to!?

– A nic, silnik był dobrze zrobiony, a spalił się za pańską sprawą... To

podstęp!... podstęp z pańskiej strony!...

– Co!...

–A tak!... Chłopak nie winien, ale ja też nie – motor był dobrze zrobiony...

robiłem większe, które chodzą do dziś dnia...

– Tak, tak! motor był dobrze zrobiony... Ja zaręczam, tu muszą być inne

powody spalenia... wtrącił inżynier inspekcyjny...

– Niech Pan nie zaręcza, Panie Kolego!... Już Pan zaręczał i fabryka

poniosła wielkie straty w materiale i w pieniądzach… Pański okres

inspektoratu kosztuje fabrykę drogo… Przy tym wprowadza Pan anarchię...

kłóci Pan majstrów z rzemieślnikami… Kieruje się Pan sympatiami i

antypatiami... A wypróbowanych ludzi i starszych od Pana wiekiem i

znajomością fachu lekceważy Pan... I oto rezultaty... Ja i pan majster

mówiliśmy, że wystarczy zreperować... Koszty będą mniejsze, a odpadłoby

ryzyko – uda się, nie uda... I nie udało się!... nie!... Ja przestrzegałem,

teraz będzie Pan ponosił konsekwencje.

– Panie inżynierze, Machalik zwrócił się do inżyniera Wody, ja

powtarzam, że robiłem już poważniejszą robotę i było dobrze... Jakże się

może coś nie udać, jeśli jest oparte na ścisłym rachunku... Ale w rachunku nie

przewidziałem jednego... Nie przewidziałem podstępu ze strony majstra...

Page 122: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

22

�– Co za podstęp!… Panie! Co za podstęp? Kogo Pan posądza?...

– Pana posądzam!...

– Jak Pan śmie!… Panowie będą świadkami... Ja Pana przed sąd pociągnę

za obrazę honoru! Co Pan udowodni!... Co?... Niech Panowie obejrzą motor,

spalony, bo źle zbudowany!... Partacz Pan jesteś! – wrzeszczał – partacz!

Pańskiej dawnej roboty nikt nie widział, a gadać to można dużo!... O!... tu jest

pańska robota!... Strata dla fabryki... A mówiłem, żebyś Pan nie robił!... bo

wiedziałem, że tego nie potrafisz.!... Toś Pan do inżyniera inspekcyjnego

poleciał!... Nadużyłeś jego zaufania!... chciałeś ośmieszyć mnie, starego

fachowca, który zna się na robocie i na ludziach!... Ja pracuję tu lat piętnaście,

a Pan trzy... I udaje Pan wielkiego rzemieślnika... Grubego kłopotu

przysporzyłeś Pan inżynierowi inspekcyjnemu!... Pan jeszcze rękawem nos

wycierał, kiedy ja poważne roboty robiłem... Zniszczył Pan silnik do gruntu i

naraził Pan fabrykę na parę tysięcy strat! A teraz podstęp, podstęp!… Jak Pan

śmie!... Ja Pana przed sąd pociągnę, a ci panowie będą świadkami. Zresztą ja

stawiam sprawę kategorycznie – albo ja – albo ten pan w warsztacie... Ten

Pan jest zdolniejszy... lepiej robi... umie budować wielkie silniki... Niech on

zostanie!...

Machalik ledwo panował nad sobą... Zaciskał pięści, aż skóra wierzchnia

ręki zrobiła się fioletowa...

Inżynier Woda i inżynier inspekcyjny oglądali motor i kręcili głowami...

Na szmelc!:.. Cały już na szmelc!...

– Jest Pan zredukowany bez wymówienia – powiedział inżynier Woda do

Machalika przed odejściem... Niech panowie załatwią formalności, związane z

usunięciem tego pana, tego pijanicy Pika i tego niedołęgi terminatora,

powiedział do stojących obok urzędników administracyjnych... Trzeba

oczyścić warsztat z niewłaściwych ludzi... A Pan, panie majster, zrobi

zamówienie na nowy motor do fabryki w której, kupiliśmy ten tu

zniszczony… musi być tej samej siły i wielkości!... No idziemy Panowie…

Page 123: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

23

Inżynier inspekcyjny, mocno dotknięty, poszedł wolno za odchodzącymi

– majstrem i inżynierem Wodą... Nic Panu nie pomogę, powiedział do

Machalika przechodząc obok niego... Sam będę miał wiele przykrości...

I nie mylił się...

Inżynier Woda zameldował się w sprawie specjalnej u dyrektora

generalnego... Dyrektor wrócił właśnie wczoraj ż zagranicy znad Lago di

Como, gdzie miał willę. Pod błękitnym niebem i nad błękitnym jeziorem

przeżył niezapomnianą ima picola favola... Wrócił radosny, wesoły. Przywitała

go ta sama sekretarka, z tymi samymi znanymi mu kaprysami i z tą samą,

znaną mu kokieterią... Stała się natarczywa i nudna... Chętnie by ją usunął, ale

tak od razu nie można...

Zameldowano mu inżyniera Wodę.

Przywitał go serdecznie, – oto stary pracownik, zawsze dbały o interes

fabryki, taktowny, nie naprzykrzający się... Cóż go tu sprowadza?…

Inżynier Woda wyłuszczył powód swego przybycia. Opowiedział historię

z silnikiem. Opowiedział o stanowisku, jakie zajął inżynier inspekcyjny wobec

jego projektu i o stratach, jakie z tego powodu fabryka poniosła…

Dyrektor generalny słuchał z surową ściągniętymi brwiami i kiwał głową z

wyraźnym oburzeniem. – Goś podobnego!... Oto dowód braku kwalifikacji

tamtego pana na inżyniera inspekcyjnego... Zrobiło się omyłkę, mianując go

nim... Trzeba to naprawić...

Wysłuchał, wstał i powiedział: –...Akceptuję w imieniu zarządu wszystkie

zmiany, które Pan, inżynierze, interes fabryki mając na względzie, poczynił...

Inżyniera inspekcyjnego odwołamy. Na razie, na czas nieokreślony, będzie

Pan łaskaw w zastępstwie obecnego inżyniera objąć tę wakującą posadę..,

Musi Pan jakoś pogodzić to ze swoimi dotychczasowymi czynnościami...

Pensję, oczywiście, w okresie zastępstwa będzie Pan miał podwójną.

Zastępstwo obejmie Pan od jutra, dzisiaj jeszcze osobnym pismem

zawiadomimy dotychczasowego inżyniera inspekcyjnego o mojej – to jest

zarządu decyzji... Inżynier inspekcyjny zostanie prawdopodobnie

Page 124: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

24

przeniesiony do biura fabrycznego jako urzędnik... Gdyby i tu nie wykazał

wymaganej odeń orientacji – trudno!... zwolnimy... Jest tyle materiału

ludzkiego!...

Inżynier ukłonił się nisko pochyloną głową i wyszedł… Za oknem było

słonecznie i twarz inżyniera Wody wewnętrzną jaśniała radością...

Zwycięstwo krzepi i podnosi na duchu

Brama fabryczna otwarła się dziś wcześniej, przed fajerantem... Trzech

robotników znalazło się poza nią... Machalik... Pik... Stach...

Tu na ulicy życie wyglądało inaczej, niż za murami fabryki... Roje much

unosiły się w powietrzu... Było więcej swobody i można było iść gdzie się

chciało!... Czerwono-czarny motyl zabłąkał się pomiędzy chorowite drzewa

ulicy...

Byli wolni i równi.. Należeli teraz do klasy bezrobotnych, jak przedtem

należeli do warstwy zatrudnionych... Szli parę kroków razem, milcząc, a

potem podali sobie ręce bez słów... Co mieli sobie do powiedzenia ci trzej,

których drogi życiowe rozchodziły się każdego w inną stronę...

Machalik miał usta zaciśnięte, głowę trzymał wysoko, jak gdyby chciał ją

unieść ponad lękliwe i niepewne myśli o przyszłości...

Pik pochylił się i postarzał o lat parę... Szedł nieporadnie, jak dziecko i

rozglądał się to w lewo, to w prawo, jak gdyby nie poznawał ulicy, którą

chodził do pracy od lat... Gdzie pójdzie stary?… Co zrobi?... Do szynku

pójdzie, gdzieś na zakręcie i przepije, otrzymane po zwolnieniu z pracy,

pieniądze... A jutro sprzeda coś... Pojutrze sprzeda to i owo... A za parę

dni może żebrać zacznie, albo wystawać przed dworcem, jako stary

obszarpany tragarz... Może będzie wam chciał sprzedać jakieś mydło, lub

sznurowadła jako domokrążca?... Nie besztajcie go, ani spychajcie ze

schodów?.. Nie ciskajcie weń złymi słowami, bo może w nim zerwać się ta

ostatnia struna, która go trzyma przy życiu i powiesi się stary lub rzuci pod

pociąg, którym będą jechali tacy sami jak on ludzie... Tacy sami...

Page 125: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

25

A Stach?... Stach miał usta spieczone, oczy gorączką świecące. W

skroniach mu tętniało i chwilami zdało mu się, że z nieba sypią się czarne

płatki...

Poszedł ulicą i raz było mu zimno, raz gorąco... skręcił w prawo, a potem

w lewo... Na Konstantynowską się wydostał, a potem poszedł w górę ku

Kamionce…

Szosa leżała w słońcu, a jemu się zdawało, że jest czarnym suknem

wybita… Za folwarkiem, za dwiema, starymi topolami, skręcił w miedzę

pomiędzy dwa wielkie zagony kartofli... Tam na trawę twardą, kępiastą – tak

jak stal… upadł i przytknąwszy spieczone usta do wilgotnej ziemi zaniósł się

nieopanowanym… nieuspokojonym płaczem!..

Dnia tego pisał profesor list do Londynu...

Kochany Stefanie!

Dzielnica Kuźnica sąsiaduje z dzielnicą Ostrogórką. Dzielnica Kuźnica ma

i ulicę tejże nazwy, która jest wyboista, a równoległe do niej zaułki zabudowane

są kuckami drewnianymi, zamieszkałymi przez lumpenproletariat. Podczas

Wielkiej Wojny biedne izby niskich domków były licznie odwiedzane przez

stacjonujących w mieście żołnierzy niemieckich. Ilość prostytutek zwiększa sie

zawsze proporcjonalne do rosnącej nędzy i braku środków żywnościowych... W

tych czasach w pobliżu Kuźnicy władze wojskowe niemieckie założyły szpital

weneryczny, w którym trzymano pozarażane dziewczęta... Na terenie

Kuźnicy było dawniej wiele odkrywek, z których dobywano węgiel. Podczas

Wielkiej Wojny w odkrywkach pracowały kobiety przy ładowaniu, przetaczaniu

i segregowaniu węgla. Kobiety wracały z pracy utrudzone, brudne, pokryte

Page 126: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

26

kurzem węglowym, spocone. Chodziły boso, majtek nie nosiły, bo to był luksus.

O pracę na kopalni nie było łatwo i kobiety musiały płacić własnym ciałem

rozmaitym dozorcom, wachmistrzom i poganiaczom... Ten stan rzeczy istnieje

pod każdą szerokością – dziś i wczoraj... Teren tutaj na Kuźnicy jest gliniasty,

woda podskórna wypełnia wszystkie większe wgłębienia, tworząc t.zw.

glinianki. Kąpanie się w gliniankach jest niebezpieczne, dno bowiem i brzegi są

śliskie i kąpiący się słaby pływak, nie mając się czego chwycić, łatwo może

utonąć.

Dzielnica Kuźnica i Ostrogórka sąsiadują z sobą, po środku nich płynie

Czarna Przemsza. Dzisiaj rzeka jest wąska, brzegi piętrzą mury stojących w

pobliżu domów i fabryk. Ale dawniej, dużo dawniej rósł tu las, a góry piachu

świeciły słońcem nad brzegiem. Było to wtedy, – nim tu przyszedł człowiek...

Na Ostrogórce wznosi się zamek potężny w stylu hohenzollernowskim, o

którym ludzie prości mówią rzeczy stracha napędzające. Podobno dawny

właściciel był farmazonem i w tym zamku odbywały się misteria z udziałem

najprawdziwszych diabłów... Farmazon jest schłopiałą postacią wyrazu

francuskiego franc-maçon...,

Dzielnica Radocha znajduje się za dzielnicą Ostrogórka. Przed wojną,

produkowano tu parafinę, cerezynę, glejtę ołowianą, cukier ołowiany, kwas

winny, kwas cytrynowy, wosk dla szewców, saletrę oczyszczaną, antichlor,

bisufilt, ozoceryt – chemia jest tematem dla poetów przyszłości...

Dzielnica Pogoń nazywała się dawniej Pogonią i była własnością rycerskiej

rodziny Kowaczów, herbu Serpentum. Na terenie tej dzielnicy znajduje się dużo

wielkich fabryk i mnóstwo domków – kamieniczek wybudowanych przez

robotników – ciułaczy w czasach lepszej koniunktury. Tędy biegnie trakt do

Będzina, a na ulicy Czeladzkiej znajdują się najstarsze domki w tej dzielnicy.

Domki są kryte gontami lub strzechą, – czego się w przemysłowych wielkich

miastach nie spotyka.

Sosnowiec leży na starej, słowiańskiej ziemi... Na starej słowiańskiej ziemi.

Praojcowie nasi, Polanie – Słowianie, żyli tu, rozwijali się – umierali. Zostawili

Page 127: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

27

pomniki – cmentarzyska. W roku 1880 pojawiły się w gazetach artykuły,

donoszące o odkryciach archeologicznych na terenie Sosnowca. Artykuły te

zelektryzowały ówczesny świat naukowy i zainteresowały opinię publiczną.

Inteligencja Sosnowca stanęła na wysokości zadania i zaopiekowała się

cmentarzyskami i wykopaliskami przedhistorycznymi, odkrytymi na terenie

Sielec i w pobliżu wielkiej hałdy, nieistniejącej dziś huty cynkowej.

Sosnowiec był zamieszkany przed lat tysiącami przez stare szczepy

słowiańskie, które żyły, rozwijały się i kształciły w wielkich epokach ziemi. W

epoce kamienia łupanego, w epoce brązu i żelaza. Dorzecza rzek były

miejscami, w których osiedlano się i Czarna Przemsza w tych czasach

pradawnych była takim samym gościńcem dla wędrówek ludów, jak wszystkie

inne rzeki ziemi. Spokojne plemiona słowiańskie, nad Łabą, wyrosłe, a

wypierane stamtąd przez Germanów, szły na wschód i osiedlały się w

puszczach przepastnych i były korzeniami potężnego dzisiaj, bo dziesiątki

milionów liczącego zbiorowiska nacji polskiej.

I w Sosnowcu, ongi potężnymi borami porosłym, zamieszkiwała garstka

tego ludu, któremu las dostarczał zwierzyny i miodu, rzeki ryb, a który wszelkie

zjawiska przyrody, niezrozumiałe dlań i straszne, czcił i ubóstwiał.

Cmentarzyska odkryte pochodziły z różnych epok. Jedne, starsze z epoki

kamienia łupanego, zawierały szczątki skorup, popielnic i łzawnic, narzędzia

kamienne jak dłuta, igły, toporki, skrobaczki i groty do strzał zwane od

praczasów bełtami. Znaleziono także pnie kamienne (nucleus), z których

łupano owe narzędzia. Warstwy węglowe pod górami piachu były dowodem, że

tu palono zwłoki, – a nie chowano w pozycji siedzącej, jaki to zwyczaj istniał w

dawnej Rusi... Po spaleniu zwłok, popiół zsypywano do glinianych popielnic i

zakopywano w ziemi na głębokości pół łokcia.

Nie był to lud prymitywny. Ornamenty zdobniczo wiązał w łuki i koła, co

jest świadectwem wyższej kultury. Dziecko bowiem i człowiek, na najniższym

stopniu rozwoju stojący, operuje w zdobnictwie i w życiu linią prostą, lub

wiązaną pod kątem. Na tych wazach glinianych natomiast spostrzeżono esy i

Page 128: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

28

linie faliste, co mówi samo za siebie. Drugie cmentarzysko, w dzielnicy Sielec

odkryte, zawierało wiele przedmiotów z brązu i żelaza. Na dnie jednej łzawnicy

znaleziono ząb, którego emalia pokryta była zieloną pleśnią, na dnie innej –

trochę cieniutkich dziwnych włókienek...

Co zostało nam z tamtych nieznanych, zamierzchłych czasów? Z czasów

praojców naszych... Jeno te groby... jeno te popielnice, o innych świadczące

obyczajach i wierze. Po życiu człowieka pozostaje grób, jeno te trochę popiołu i

wspomnienie. Ale nie wiele żyje tych wspomnień i miliony ludzi różnych epok

zgasło i pamięci o nich ni śladu... Narodzili się oto i wzeszli na ziemię, jak

liście zieleniejącego się na wiosnę starego drzewa. Pokolenie rozwinęło się,

dojrzało i doczekało jesieni i jak liście z drzew opadają, tak zaczęło znikać z jej

powierzchni, do grobów, do popielnic. Pojawiło się następne młode pokolenie, i

tak dalej, tak dalej...

Śmierć i życie idą ręka w rękę po ziemi...

Stach obudził się, otworzył oczy i patrzył z trudem półprzytomnie na

kołyszącą się nad nim kartoflaną nać. Gdzie jestem?... śniło mu się, że był z

Jen w wielkim lesie, gdzie nie było drzew jeno kolumny czarne, wysokie, żółte

niebo podpierające – kolumny były czarne jak heban, niebotyczne, a niebo

jasno-żółte. Las był nieskończony, zimny, o podszyciu kamiennym,

fioletowym... Szli tak od pnia do pnia i pić im się chciało strasznie. A nie było

ani kropli wody w tym lesie i nie było ani jednego listka, tylko kolumny, same

kolumny... Nagle niebo z jasno-żółtego zrobiło się czerwone jak piec

rozpalony, a potem niebotyczne kolumny zaczęły się walić jedna za drugą,

tak, jakby się kominy fabryczne waliły... Jen pobiegła przodem, on chciał

skoczyć za nią, być przy niej, ale jedna z kolumn upadła mu na piersi i

Page 129: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

29

przygniotła swym strasznym ciężarem. Zdało mu się, że umiera. Krzyknął –

Jen?... i obudził się... Na twarzy miał krople potu. Ból rwał mu płuca i ledwo

mógł oddychać. Co on tu robi?... przypominał sobie... tak, tak wyrzucili go z

fabryki, od ludzi i przyszedł tu na pole...

Podniósł się z trudem i rozejrzał. Słońce, już dawno zaszło, a od wschodu

zrywał się raz po raz chłodny wiatr i gonił po ściernisku wyschłą słomę i babie

lato. Zimno… Za wiatrem szła noc i pierwsze gwiazdy migotały na niebie..

Zebrał się w sobie i ruszył ku miastu… Kiedy się w nim znalazł, mrok

zgęstniał i zapłonęły latarnie.

Bezwiednie szedł w stronę domu Otońskich. Uliczka, przy której stał dom

tonęła w mroku. Najbliższa latarnia była daleko i światła okien padały na ulicę

jasnym refleksem.

Stach stanął przy furtce... wejść?... nie... nie może wejść..., nie wolno

mu!... dom ten i ci ludzie życzliwi i dobrzy już nie dla niego... Już się nie

będzie mógł pokazać im na oczy… nie będzie śmiał... Naraził pana Otońskiego

na wymówki.

Zawiódł tak jak inni źli ludzie… Już przez tę furtkę nie przejdzie... nie...

Ci ludzie nawet nie będą chcieli z nim rozmawiać...

Odszedł od furtki ciężko. Okno... podejdzie... popatrzy... Przecież go

nie zobaczą.., Popatrzy tylko sam niewidoczny... Stanął w cieniu z boku i

spojrzał.

...Pan Otoński siedzi przy stole i mówi coś do Włodka żywo... Włodek

odłożył książkę czytaną i słucha. Włodek ma minę winowajcy i widać, że mu

nieprzyjemnie, pewnie pan Otoński mówi... "Tak mi polecałeś swego

przyjaciela i cóż, zawiodłem się... zawiodłem się na jeszcze jednym

człowieku... Słów przykrych nasłuchałem się od inżyniera inspekcyjnego,

któremu twego przyjaciela poleciłem...

Stach patrzy... patrzy... Ten dom już go nie przyjmie... O jakże chciałoby

się w tę zimną i wietrzną noc usiąść z nimi, w ich jasnym, ciepłym

mieszkaniu, przy jednym stole… Jakżeby się chciało... Już nie będzie mógł...

Page 130: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

30

Już nie... Skulił ramiona i załkał. Wiatr zajęczał z nim razem, a potem jęk

wiatru przeszedł w szloch i uderzył w szyby... Tuman kurzu i liści zeschłych

owinął się dookoła Stacha i tańcząc, pofrunął słabo oświetloną ulicą. A tam za

szybami w ciepłym mieszkaniu pan Otoński mówił do Włodka.

– Niepokoi mnie bardzo niepokazywanie się pana Stasia. Cóż z nim jest

Włodziu, powiedz no? Co się dzieje z twoim przyjacielem?.:.. Dlaczego nie

odwiedzasz go i nie poprosisz do nas?... Dlaczego tak rzadko widujesz się z

nim ostatnio. Wiesz, że jest nieśmiały, że trzeba go prosić, przyciągać. Młody

chłopak, którego los bije raz po raz. Śmierć ojca, strata babki, która mu matkę

zastępowała, a więc całkowite sieroctwo, jego ubóstwo i to życie twarde i

nielitościwe... A mimo wszystko ten chłopak taki wewnętrznie szlachetny...

Tak mocuje się sam z życiem, – że współczucie bierze i podziw ogarnia...

Takiś to przyjaciel? – nie, ty nie jesteś nim…

Nagle pies Sidi zaszczekał w stronę okna... zaszczekał raz i drugi. Wszyscy

poruszyli się i wytężyli słuch, ale nie usłyszeli nic, tylko jęk i poświst wiatru za

oknem. Pan Otoński z Włodkiem wyszli z latarką przed dom. Nie było tam

nikogo jeno wiatr zapłakał z końca ulicy, jak gdyby ludzkim głosem. Ojciec z

synem nasłuchiwali chwilę; a potem poszli do domu z pochylonymi głowami i

w sercu jednego i drugiego zagościł niepokój... A wiatr płakał do wtóru

cieniowi, co wlókł się u wylotu ulicy resztką sil... w zmrok... w noc...

Felek Kuternoga szedł pod hałdę... Spał teraz pod hałdą, od czasu, kiedy

Marcelka odeszła odeń. Poszła do rudego Józka, który umiał zarobić

pieniądze wtedy, kiedy jemu Felkowi jakoś nie szło. Na hucie straż zdwoili, a

świeży odlew układali za płotem z drutu kolczastego. Marcelka przed

odejściem powiedziała...

Page 131: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

31

– Jak będziesz miał pieniądze to mnie znajdziesz – inaczej nie pokazuj się

na oczy..." powiedziała i uśmiechnęła się do Felka swymi dwoma rzędami

zdrowych, ładnych zębów.

Felek Kuternoga szedł spać pod hałdę.. Jego kołysząca się i utykająca

sylwetka pojawiała się coraz to w innym kręgu latarni i znikała w cieniu, by

znów pojawić się w świetle następnej latarni. Z rękami w kieszeniach szedł

obszarpany, głodny. Wiatr zrywał się chwilami mocniejszy i pchał Felka, jak

gdyby poganiał… Felkowi się nie śpieszyło... Pod hałdę pomiędzy ciepłe

stygnące buły... ma czas.

Spać się nie chce, jeśli człowiek jest głodny... Rozglądał się po ulicy, wiatr

kołysał lampami i okrągłe refleksy świetlne tańczyły po bruku.

Wtem Felek zatrzymał się. Na przeciwległym chodniku stał cień oparty o

płot drewniany i mocno się odeń odcinał. Pijany, pomyślał Felek... Pijanego

można obrać z pieniędzy, a jak będą pieniądze to i Marcelka wróci...

Podkradł się bliżej... Oczy miał bystre i z odległości trzech kroków popatrzył

na wychudzony, ostry profil, jak gdyby przylepiony do płotu...

– O jej! wykrzyknął prawie. – A co Pan tu robi?... Proszę Pana?

Głowa odwróciła się w jego stronę, głos zmęczony, pokaleczony zapytał…

– Kto? Kto... czego chce?...

–To ja Panie... To ja... Felek Kuternoga... Nie wie Pan? W jednej

kamienicy mieszkaliśmy… Pan dał raz pieniędzy dla mojej chorej matki...

– Aaaa.. tak, – powiedziane półszeptem, półprzytomnie...

– Czemu Pan tak stoi?... Milczenie…

– Panie?... czemu Pan tak stoi?...

– Chory jestem, chory i słaby...

– To idź Pan do domu!... Milczenie...

– Panie…, to idź Pan do domu, powtórzył Felek, mocno potrząsnąwszy

Stachem.

– Nie mam domu, wyrzucili mnie:... usłyszał Felek z trudem...

– Wyrzucili Pana?...

Page 132: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

32

Felek odsunął się na brzeg chodnika i podrapał się w głowę... Co tu

robić?... Na dworze zimno, wiatr szarpie człowiekiem, a ten chory i bez

domu...: Wezmę go pod hałdę, pomiędzy dwie ciepłe buły położę; to się

ogrzeje i prześpi... a może jutro mu przejdzie...

Stach pozwolił się prowadzić, wszystko się w nim zginało, nogi miał jak z

gumy. Poszli Kamienną i wyszli za miasto. Wiatr przywitał ich głośnym

gwizdem i skropił zimnem... Niebo odsłoniło się nad nimi ogromne, niczym

nie przysłonione... W stronie nad wielką hałdą świecił gwiaździsty Orion...

Stach bełkotał...

– Przyjacielu, nie chodźmy w taką ciemność, tam jest jak w studni, zimno

i ciemno, schodzimy jak do studni... zimna... ciemno... woda... brrr...

Potknął się i upadł. Felek z trudem go podtrzymał...

– Trzymajże się Pan, trzymaj?... mówił ze złością... chodź Pan tu, już

tylko parę kroków... co to Pan bajdurzy...

Stach zwiesił głowę. Felek podtrzymywał go z całej siły oburącz w pół.

Rękami namacał portfel...

O! portfel... a może on ma pieniądze?.., a może on pijany?... bo gdzieby

to chory po nocy się włóczył... Może ma pieniądze? Ale głos jakiś

wewnętrzny skarcił Felka. Co?.. Tego Pana chciałbyś okraść, takiego dobrego

człowieka?... Co teraz w nieszczęściu, jak dziecko pozwala się prowadzić?...

Ani mi się waż?...

E, tam – okraść odrazu, odpowiedział inny głos – wcale nie okraść, tylko

zobaczyć, co on tam ma... Zresztą, trzeba mu to wziąć, schować, bo się

potyka i przewraca, to jeszcze mu wyleci i zgubi… trzeba mu to schować, rano

mu się odda…

Rano mu się odda... Ty, ty, nie bujaj... Okraść chcesz, a udajesz

porządnego?... Człowiek chory, biedny, nieszczęśliwy, a on go chce okraść...

Znaleźli się u podnóża hałdy. Wielkie buły leżały porozrzucane, w

niektórych miejscach piętrzyły się ich całe stosy. Jedne, dawno wystygłe,

obrastały kępki trawy, inne ze znacznej wysokości zepchnięte, leżały rozbite

Page 133: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

33

w uderzeniu z innymi twardymi bułami. Jeszcze inne, pod działaniem

powietrza i wody, rozsypywały się w kupy guzów. Jedne były stare, drugie

świeże... Jedne od lat leżały i tworzyły razem z innymi wielkie usypiska,

nieforemne, pofałdowane... Inne, zwalone tu niedawno, dziś, wczoraj –

dymiły gorącem, zatruwały powietrze gazami, a nocą świeciły czerwonością.

Buły stygły powoli. Po paru dniach były jak ciepłe kaloryfery, do których

zziębnięte, bezdomne łaziki, mali łotrzykowie i złodzieje surowca tulili się

nocą...

Felek znalazł dwie ciepłe buty i ułożył między nimi chorego... – Tu Panu

będzie ciepło – powiedział a sam położył się o jedną bułę dalej...

Oparł się Felek plecami o ciepły żużel i patrzy w niebo. Gwiazdy migocą

jak rozsypane iskierki, a gdzieś daleko za plecami postękuje Wielki Piec. Felek

nie może zasnąć. Myśl o portfelu nie daje mu spokoju.

Podnosi się na łokciu i patrzy na twarz leżącego opodal Stacha... Co

takiemu po pieniądzach... Chory, pewnie jutro do szpitala go wezmą... W

szpitalu zrewidują i jeszcze jaki posługacz zabierze pieniądze...

A może on nie ma pieniędzy?... Jak nie ma to w porządku, to mu się

portfel odda...

Stach jęknął cicho – Boli, boli... Nakryjcie mnie, zimno...

– Cicho Pan bądź, nic Pana nie boli, a tu buła jest ciepła, to się Pan do niej

przytul, powiedział troskliwie, a jedną ręką szybko wyciągnął mu portfel...

Trzeba mu to wziąć, jutro mu się odda – powiedział do siebie na

uspokojenie...

Chory dzwonił zębami...

Felek usiadł na boku i przy słabym świetle gwiazd począł oglądać

zawartość portfela. Dwa papierki dwudziestozłotowe zaszeleściły mu w ręku...

Pieniądze! Są pieniądze!... a to klawo... Portfel też niczego, można

sprzedać paserowi. Głos sumienia stał się nieważny, nie słyszany

Stach leżał z półotwartymi powiekami. Świadomość odchodziła odeń

gdzieś daleko i wszystko stawało się nierealne, koszmarne... Dwie buły,

Page 134: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

34

pomiędzy którymi leżał, wydały się dwiema wysokimi ścianami przepaści

ciemnej, a on na dnie. Gwiazdy na niebie rozpływały się w kleksy blade...

Chwilami i gwiazd nie było, tylko ciemność otchłanna przed nim, a w głowie

huk, walenie jakby kto obok bił młotem o ziemię...

O! znów gwiazdy. O! gwiazdy się gonią po niebie... Jedna za drugą, jedna

za drugą... Jak w dzień pogodny jaskółki..., O!... co to?., co?... to?.. Gwiazdy

się sklejają, zlepiają, zlewają w jedno... Kontury jakieś... ludzkie kontury na

niebie... Najpierw kreski proste, od ramion do pasa, od pasa do nóg...

Orion!... Tak Orion... wielki z mieczem... Ale kreski grubieją, nogi

napełniają się, tułów, ręce, głowa... Głowa..., wyraz czoła, oczy, nos...

usta... szyja…

Bluza niebieska, granatowa bluza, spodnie rdzawym pyłem przesycone,

buty grube, łatane.., ręce, ręce spracowane... popękane od ciężkiej pracy...

Kto?... Kto? O!... O... O... O... Ojciec. Ojciec!... Tak, ojciec zszedł z nieba i

idzie powoli ku niemu... ku Stachowi... A on leży pomiędzy dwiema

stromymi ścianami przepaści..

Ojcze!... Podszedł blisko i pochylił nad nim swą twarz... dobrą...

uśmiechniętą... i wyciąga ręce do niego...

Chodź, mówią jego oczy... Tam jest zimno i ciemno w tej przepaści, w

której leżysz

Stach zbiera się ciężko, gumowymi rękami podpiera tułów... Podnosi się

powoli, oczy otwarte patrzą w noc.

Idę, Ojcze!... idę!...

Felek patrzy z przestrachem, co ten robi?.. Do kogo on mówi?... To

pewnie pomylony... pewnie wariat... Niech idzie, przecież nie będę go

zatrzymywał...

Ojcze, idę już!... idę...

Stach podniósł się i zachwiał... Ojcze!... gdzie idziemy?... Do domu,

prawda?... Zimno mi strasznie i tu mnie boli!:.. Tu Ojcze!... Gdzie byłeś tak

długo?... Tak dawno Cię nie widziałem...

Page 135: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

35

– Pomylony – myśli Felek. – A niech idzie, to miejsce między bułami,

gdzie leżał, jest ciepłe, ja się tam położę...

Cień Stacha rozpłynął się w nocy. Felek położył się na jego miejscu.

Kawałek kamienia podłożył sobie pod głowę. Portfel ukrył głęboko i

przysunąwszy plecy do ciepłej buły, zasnął...

Ojcze, dlaczego tak mi źle na świecie?... Dlaczego… Uczyłeś mnie, że

pracą, uczciwością i posłuszeństwem jedna się życzliwość ludzi...

Robiłem tak, Ojcze... Robiłem i nie zjednałem sobie życzliwości, a raczej

lekceważenie i obojętność... Nikt się mnie nie bał. Nikt się ze mną nie liczył,

każdy mną pomiatał...

A że byłem biedny to i byłem w poniewierce między ludźmi... O! Ojcze

dobrze, że jesteś, bo nikt tak nie umiał mówić ze mną. jak Ty... Rozumiałeś

mnie, umiałeś mnie pokrzepić, wlać otuchy i wytłumaczyć zawile sprawy

życia. Umiałeś ze mną rozmawiać jak nikt inny i bez Ciebie jestem sam i obcy

wśród ludzi…

Ale uczyniłeś mnie kaleką, Ojcze! Bo tak mnie wychowałeś, że

zaszczepiłeś w mym sercu miłość dla ludzi, dla bliźnich... I teraz serce we

mnie chore jest na elefantiasis dobroci i wrażliwy jestem na każdą krzywdę i

na każdą łzę... I źle mi z tym na świecie, źle... Bo nie umiem wydrapywać...

Bo nie umiem wyszarpywać egzystencji. I wydaje mi się, że każdy kto obok

mnie stoi, że każdy bliźni mój jest pierwszy w potrzebie, a potem ja... I zostaję

zepchnięty na najdalszy koniec, na najdalszy koniec życia, gdzie jest źle i

ciemno... Każdy wydaje mi się równy i każdy bratem, największy nędzarz i

największy zbrodzień...

Ojcze! Dlaczego się oddalasz!... Ojcze! chcę się Tobie wyżalić... Ja już sił

nie mam... Ojcze!..

Nie odchodź. Ojcze!...

Zataczał się na nogach. Twarz jak w śnie hypnotycznym wolała ku niebu,

a wiatr niósł słowa po polu i płakał.

Page 136: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

36

Na nieboskłonie blady gwiaździsty Orion…

Kolejka parowa, pchała pod górę trzy buły z Wielkiego Pieca,

umieszczone na trzech żelaznych platformach. Kolejka sykała i prychała jak

znarowiony, stary koń.

Buły są to w formy kuliste zlane żużle – roztopiono minerały, które przy

każdorazowym topieniu i odlewie surowca, jako składniki obce i

niepotrzebne, znajdują ujście z boku Wielkiego Pieca. Formy, do których

zlewane są te żużle, mają kształt ściętego stożka i składają się z dwóch części,

które po ostygnięciu i powtórnym skamienieniu płynnych żużli bywają

zdejmowane.

– Mateuszu!... gdzie je wywalimy, zapytał donośny głos w stronę

lokomotywki...

– A no tam!... Na ten boczny tor musimy pojechać...

– Nie jedźmy na boczny tor, Mateuszu... nie jedźmy po nocy. Tamta

zwrotnica jest zepsuta, jeszcze nam kolejka z szyn wyskoczy i co będziemy

robili w nocy?... Trzeba będzie potem po robotników do huty lecieć, a

przedsiębiorca będzie pyskował…

– To gdzie je wywalimy!?...

– A tu, niedaleko na to stare usypisko...

– No, tu już zarząd huty nie pozwala, bo kończą się tereny huty, a zaczyna

prywatne pole...

– E tam; bujda, tu można jeszcze niejedną setkę buł wywalić... A gdzie

tam będziemy jechali…

– Tu wywalałem w zeszłym tygodniu, ale inżynier z zarządu mówił, żeby

tu już nie zwalać, bo tu się kończą tereny huty i buły staczają się na pole

prywatne…

– E! będziemy się tam przejmowali tym, co inżynier mówił… Wywalamy

tu,

– Mateuszu... Tu jeszcze niejedną setkę buł możnaby spuścić...

Wywalajmy tu!.. Zimno jest jak diabli i wiatr ujada jak wściekły pies...

Page 137: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

37

– A kiedy Pan tak chce – to wywalajmy!.. Podjedziemy chyba pod sam

brzeg?!

– Ano tak, pod sam brzeg!... kolejka fuknęła jeszcze dwa razy i stanęła.

Maszynista i pomocnik wzięli dwa żelazne łomy i poczęli spychać

czerwone, gorejące buły na brzegi platformy... Zepchnęli jedną, na ciemne

zbocze hałdy... Strzeliła snopem iskier i potoczyła się jak potężny bochen po

stoku. Ale stanęła, zatrzymała się widać o twardy zrąb kiedyś zepchniętej

buły...

Podważyli drugą. Szczęknął wózek-platforma, przechylony wielkim

ciężarem na jednym brzegu obwisłym.. buła potoczyła się po spadzistości toru

i ugrzęzła w piasku... Dał się słyszeć trzask palącej się ziemi…

– Nie.:., tu nie możemy wywalać, cofnijmy się trochę... Tę trzecią bułę

trzeba spuścić na dół... Kolejka prychnęła i stanęła:... Podważyli bułę...

Siedziała jak przylepiona... Namęczyli się i naklęli...

– Cholera jedna, trzyma się tej platformy jakby przyrosła!... krzyknął jeden

spoconym głosem...

– Idzie!.:. już idzie!.. podważcie ją: z tamtej strony!..

Ufff! nareszcie!...

Buła znalazła się na brzegu platformy, zakołysała się ciężko i spadła w

ciemność, jak czerwony ognisty meteor...

– Leci na sam dół!... odezwał się Mateusz... Nie dokończył...

Powietrze rozdarł krzyk – charkot, w którym najmniejszy ludzki nerw wył

nie dającym się nazwać bólem... aa, aa, aha, aaha... łoooohhoooo... łał

łyyyyyy–yhhh!!!!.. beczało gdzieś z dołu najsilniejszymi strunami zgrozy...

Maszynista i pomocnik stali jak skamieniali... Z dołu krzyk raz jeszcze

uderzył w gwiazdy i skonał...

– Buła przygniotła jakiegoś łazika – wydusił maszynista i spojrzał

wylęknionymi oczyma na niemniej wystraszonego pomocnika...

Page 138: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

38

– Ech!. co za śmierć!... co za śmierć!... żywcem spalony!... a mówiłem

jechać w boczny tor... to Pan... nie teraz co?... zabiliśmy człowieka...

tego głosu do śmierci nie zapomnę:.:.

– A po co, cholera, tam spał... to jest teren huty i o wypadek nietrudno...

Skąd miałem wiedzieć, że on tam śpi... tu nie hotel... mógł się zameldować.

Maszynista tłumaczył się przed sobą.

– Co się dziwić, bezdomny jakiś... mało tego dzisiaj, wszystko przez

biedę... Ale jak my się z tego wykręcimy, bo raport policyjny zawsze będzie…

– Powiemy, że buła spadła z platformy i kwita!

– A, no pewnie, musimy tak zbujać... ale ten krzyk...ten krzyk... Wsiedli

do lokomotywki i odjechali milczący – niechętni sobie...

Page 139: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

39

Włodek nie mógł zasnąć. Niepokój dziwny, nieokreślony owładnął nim

całym. Słowa ojca, zachowanie się Sidiego i ten wiatr, zawodzący za oknem,

potęgowały ten stan. Niepokój rósł z każdą chwilą..

Po kolacji usiadł do książki, ale czytać nic mógł... litery zlewały się w

czarne linie, a myśl wychodziła wciąż poza dom... Błądziła po półmrocznych

ulicach. Szła przed fabrykę, przed dom, gdzie Stach mieszkał, zaglądała do

jego pokoju, szukała jego sylwetki... Rozsądek wespół ze świadomością

przywoływały myśl z powrotem. Wracała ociężale, leniwie patrzyła w kartki

książki, opuszczała litery i całe zdania, a kiedy uwaga odwróciła oczy na

chwilę – myśl uciekała od książki, dotykała sprzętów w pokoju, fruwała wokół

żyrandola, zawieszonego nad stołem. Po chwili znów wymykała się na ulicę

przed dom Stacha, przed fabrykę... Ojciec ma naprawdę rację... Może

Stach chory?... chory – a tu nikt go nie odwiedza. Ta gospodyni, u której

mieszka – to przecież niezbyt życzliwa kobieta... Co może być ze

Stachem?...

Po kolacji wstał od stołu... Powiedział rodzicom dobranoc i poszedł do

swego pokoju... Za nim powlókł się z opuszczonym łbem pies. Włodek

chodził po swoim pokoju wielkimi krokami... potem rozebrał się i położył,

ale oka zmrużyć nie mógł, ani nawet leżeć spokojnie. Sidi, wyciągnięty na

koźlej skórze pod drzwiami, sapał ciężko... Włodek oparł głowę na ręku i

słuchał wiatru za oknem... Może Stach chory, bardzo chory?..., Może daje

mi znaki abym przybył... Niepokój doszedł do najwyższego napięcia. Wstał

z łóżka, ubrał się ciepło i bez szelestu wyszedł z domu... W sypialni

rodziców było ciemno a w pokoju dwóch młodszych braci paliła się mała,

nocna lampka. Dom spał...

Page 140: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

40

Włodek zapiął płaszcz szczelnie i obróciwszy w zgrzytliwej furtce dwa

razy kluczem, ruszył w noc. Z nim razem – u jego nóg szedł Sidi, którego

żadna siła nie zatrzymałaby w domu, wtedy, kiedy Jego pan niebezpieczną, bo

nocną przedsiębierze wędrówkę.

Przechodząc koło fabryki, Włodek zatrzymał się. A może pracuje dziś na

fajerant?... Gdyby się tak zapytać?. Z okna portierni padało światło na czarne,

okalające fabrykę sztachety. Światło dodaje odwagi. Włodek nacisnął klamkę,

Stary, zaspany portier wysłuchał.

– Stach Lemański?... A gdzie pracuje?...

– W warsztacie elektrycznym:...

– Zaraz zobaczę... – podszedł do szafki i sprawdził znajdujące się w niej

karty pracujących na fajerant:

– Nie... Nie ma. W warsztacie elektrycznym nie pracuje dzisiaj nikt na

fajerant...

Brama domu, w którym mieszkał Stach była już dawno zamknięta.

Dozorca zagadnął Włodka

– A Pan do kogo'?..

Do Pana Stanisława Lemańskiego, sublokatora pani Plucińskiej.

– Do którego?... do tego smukłego, czarnego?... –Tak.

– To nie ma Pan po co iść, już go tam nie ma…

– Nie ma!? Ale co Pan mówi, on przecież tu mieszka...

– Mieszkał do wczoraj, ale go te dwie baby wyrzuciły...

– Może Pan się myli, może to nie jego…

– Co mi Pan tu będzie mówił, że się mylę, albo to nie wiem, co się w moim

domu dzieje... Wyrzuciły go te stare niespodziewanie, że nawet nie wiedział

gdzie iść i kuferek u mnie zostawił, bo nie miał go gdzie podziać…

– Okropne! no i gdzie poszedł?...

– A boja wiem...

– Pozwoliłem mu u siebie zostawić kuferek, to zostawił i poszedł a gdzie

poszedł, to nie wiem…

Page 141: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

41

Włodek pomyślał, – a więc słusznie się niepokoiłem, słusznie... Trzeba go

szukać, trzeba!... Ale gdzie?..

– Dobranoc Panu... powiedział dozorcy...

– Dobranoc!.. Panie!.. Panie!.. dozorca zatrzymał odchodzącego Władka...

A jak Pan znajdzie tego młodego, to niech Pan mu powie, żeby sobie zabrał

swój kuferek...

– Dobrze, powiem…

Brama zawarła się. Włodek rozejrzał się po ulicy. Noc, pusto, godzina

może dwunasta, może pierwsza, wiatr wieje, zimno...,. Sidi, gdzie będziemy

szukali Stacha, gdzie? Powiedz piesku... Poszli ulicą,... jedną,... drugą..:..

Włodek pytał spotykanych policjantów, szukał na ławkach miejskich, w

ciemnych, osłoniętych bramach, zaglądał do rowów... Całą noc z ulicy w

ulicę...

Słaby świt pojawił się na niebie. Włodek czuł się już zmęczony szukaniem

całonocnym... bezskutecznym... Tak szukać to można dwa tygodnie –

mówił do siebie, miasto duże, ulic dziesiątki... szukaj igły w stogu siana...

Całą noc bezskutecznie przewędrowałem. Znalazł się na drodze za miastem.

Cóż to za światełko tam? To pewnie Pekin. Tak, to osiedle robotnicze Pekin…

Gdzie mnie też licho niesie!... Chciał zawrócić, gwizdnął na Sidiego. Psa nie

było...

– Sidi... Sidi!...

Odpowiedział mu wiatr pojękliwym szumem... z dołu szedł łoskot od

Wielkiego Pieca… W zachodniej stronie czerniało coś, jak wielka chmura...

hałda… Robiło się coraz widniej.

– Siidiii!... Gdzież się ten pies podział!... Zapadł się pod ziemię, czy co?...

Sidi!.., Siiidiii...

Odpowiedziało mu odległe naszczekiwanie gdzieś ze środka wielkiego

świeżo zoranego pola...

– Sidi… Siiidiii!… chodź tutaj.

Page 142: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

42

Odpowiedziało mu znów naszczekiwanie jak gdyby wołanie... Pies

szczekał raz po raz i oddalał się...

– Cóż ten pies tam znalazł, może myszy?... Jemu się chce polować, a ja

ledwo nogami powłóczę, zbiję ja mu skórę, zbiję; jak go schwycę...

Zrobiło się całkiem widno... Włodek rozejrzał się. Szedł środkiem

wielkiego, świeżo zoranego pola. Pole zorane, zbronowane. Z boku wielkiego

pola czernił się łan kartofli, stamtąd dochodziło szczekanie. Nagle Włodek

pochylił się... Ślady!... tak ślady!... nierówne, powikłane... Sidi!... zaraz …

czyżby?... Włodek popędził ze wszystkich sił w stronę psa...

Dopadł kartofliska, przesadził je w trzech susach...

– Sidi! Rany Boskie!... Stach... Stachu...

Leżał w niskim wgłębieniu w trawie; pośród białych, wapiennych kamieni,

z twarzą zwróconą ku niebu, nieprzytomny, zda się bez życia...

Puls?... bije?... puls... bije?..

Słabo… bije…

Uspokoił się i zebrał w sobie... No, Włodziu, energicznie, powiedział do

siebie. Trzeba go ubrać natychmiast… trzeba go przewieźć...

Pierwszego napotkanego furmana co po węgiel jechał, nakłonił do

zabrania chorego. Dnia tego Otoński nie poszedł do biura...

Jen czekała półtorej godziny owego popołudnia bezskutecznie. Pewnie

dzisiaj nie przyjdzie, pomyślała i zrobiło jej się niewymownie przykro...

Dlaczego nie przychodzi? Musiało się coś niezwykłego wydarzyć?...:. Ale

przecież powinien przyjść. Wie, że będę tu czekała… Siedzę już tak długo.

Wszyscy oglądają mnie jakbym była dziwolągiem... Podniosła się z ławki…

Pójdę już chyba... Popatrzyła w koniec alei... może nadejdzie. Przechodzą

mężczyźni, kobiety, ale jego sylwetki nie widać… Łzy zakręciły się w jej

oczach

Page 143: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

43

– Dlaczego nie przyszedł?... dlaczego?... Otrząsnęła suknię z małych

listków akacjowych i poszła w stronę domu...

Stach… Myślała o nim coraz natarczywiej i w domu nie mogła nic robić…

Nie, musiało się zdarzyć coś niezwykłego… może zachorował... Albo, co

nie daj Boże, wypadek w fabryce… Tak, to pewnie jakiś wypadek bo przecież

sam przyszedłby… na pewno przyszedłby…

Ubrała się ponownie włożyła kapelusz i pojechała na Konstantynowską.

Dom, w którym mieszkał Stach, znała. Mała dziewczynka wskazała jej

mieszkanie pani Plucińskiej... Zapukała do drzwi delikatnie, nieśmiało.

– Proszę – odpowiedziały dwa głosy jednocześnie…

Weszła... W mieszkaniu panował półmrok, skąpe światło szło od okna z

podwórza…

– Aaaaa... – zaskrzeczał jeden głos zdziwieniem...

Jen ukłoniła się w stronę panny Praksedy i pani Plucińskiej...

… Przepraszam Panie bardzo.:.. Czy pan Stanisław Lemański wrócił z

pracy?…

– Owszem,... wycedziła wolno panna Prakseda… – a bo co?... Co

panienka chciała?...

– Pragnęłabym widzieć się z panem Lemańskim.

– Widzieć!… Proszę, jak się to nie wstydzi!...

– Do kawalera, do mieszkania przychodzi!... Panienka z porządnego

domu!... Tfu!... Hańba!…

Pani Plucińska zrobiła gest… Cicho bądź Praksiu, ja powiem… Pana

Lemańskiego nie ma i nie będzie, bośmy go wyrzuciły z mieszkania… Owszem

przyszedł z fabryki dzisiaj, ale musiał natychmiast spakować swoje manatki i

wynosić się… Gdzie poszedł nie wiem. A teraz powiem... u mnie niech

panienka pana Lemańskiego nie szuka, bo u mnie dom za porządny… Do

widzenia!...

Jen stała blada... osłupiała... Wykrztusiła ze ściśniętego gardła –

dowidzenia – i wyszła... W ślad za nią popełznął, jak gad, śmiech – rechot i

Page 144: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

44

prześladował ją długo jeszcze tej nocy, kiedy zapłakana nie mogła zasnąć w

swoim różowym pokoju.

Na drugi dzień nie mogła się uspokoić i ani miejsca sobie znaleźć. Gały

dzień myślała o Stachu... Może list napisze, zna przecież mój adres... Może

napisać list... Ale list nie przyszedł... może jutro... czekanie na wiadomość

było udręką...

W nocy spała niespokojnie i na trzeci dzień od samego rana wyglądała

listonosza. Gdy go zobaczyła, wybiegła mu naprzeciw... Ale listu od Stacha nie

było... Poszła do domu z mocnym postanowieniem: Nie! nie będę czekała,

pójdę przed fabrykę.

Ubrała się i wyszła. Czuła się strasznie sama... Zatrzymała się u wejścia w

pobliżu fabryki... poczeka... Serce zabiło jej mocniej, kiedy syrena dała

znak zakończenia pracy… Zobaczę go, myślała gorączkowo...

Robotnicy wpłynęli z bramy czarnym strumieniem, który dalej, za

fabryką, rozwidlał się na kilka mniejszych… Szli jeden za drugim, jeden za

drugim…

Oczy Jen latały... Nie ten... nie ten... nie ten... nie ten... nie ten... nie

ten... Tyle twarzy już przeszło, a żadna nie była twarzą Stacha… Lęk jakiś

dziwny, nieokreślony wkradł się w serce. Robotników było coraz mniej,

wychodzili już tylko pojedynczo w odstępach…

Wtem ktoś stanął przed nią... Twarz mała, wyschła, nos mały, usta

bezzębne, na nosie okulary... Skąd ona zna tę twarz. Widywała ją już dawniej,

kiedy czekała przed tą bramą na Stacha... Trenciok... Tak, stary

Trenciok..... Cóż on chce...

– Panienki kochanego wyrzucili z fabryki... wyrzucili... he... hee...

Zrobił szkodę na parę tysięcy... Wzięli za halsztuk i wyrzucili... tak!..

Zrobił odpowiedni ruch ręką…

Oczy Jen zaokrągliły się przestrachem.

– Ale co to panienka będzie się trapić... Co?... Taka ładna, zgrabna

panienka... Chłopców jest jak psów na świecie...

Page 145: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

45

Ostatnich słów nie słyszała, szła do domu prędko... Prędko... Być jak

najprędzej u siebie... Kiedy przechodziła przed domem, firanka w gabinecie

ojca poruszyła się... Jen tego nie spostrzegła...

Drzwi wejściowe otwarła szybko i pobiegła po schodach na górę... drzwi

do jej pokoju były lekko uchylone... Nareszcie u siebie...

Gazeta!?… co u niej na stole robi gazeta dzisiejsza?... tak!

popołudniowa… Rzuciła po niej, okiem... nagle wzrok jej zatrzymał się w

miejscu czerwono podkreślonym... Co!... co!... zaraz!... Skronie jej

nabrzmiały... oczy rozszerzyły się… twarz stężała skurczem zgrozy... W

rubryce "wypadki miejskie" widniało podkreślone czerwonym ołówkiem…

ŻYWCEM SPALONY!

Dziś w godzinach rannych posterunkowy Komisariatu Y natknął się u podnóża

Wielkiej Hałdy na zwęglone zwłoki młodego człowieka. Ze znalezionych

dokumentów wynika, że jest to dziewiętnastoletni Stanisław Lemański, były

terminator fabryki Gardo-Hammer. Krewni i znajomi zmarłego proszeni są o

przybycie do Komisariatu Y, w celu zajęcia się pogrzebem, odebrania dokumentów i

niewielkiej sumy pieniężnej, którą przy tragicznie zmarłym znaleziono.

Przeczytała raz, drugi, a potem zachwiała się na nogach, jakby w nią

wielki wiatr uderzył, ręką przycisnęła serce... mocno ścisnęła powieki i z

jękiem osunęła się na podłogę...

W tej chwili drzwi się otwarły i do pokoju córki wszedł profesor. Podbiegł

szybko do zemdlonej, podniósł ją i położył troskliwie na szezlongu... Z

pomocą służącej cucił długo..., Otwarła wreszcie oczy, popatrzyła krótko na

pochylone nad nią twarze i zemdlała z powrotem. Leżała tak z zamkniętymi

oczyma może godzinę, może dwie. Ojca ogarnął niepokój…

– Jen, zawezwiemy doktora?...

Odchyliła powieki... – Niepotrzebny… powiedziała cicho... nic mi nie

jest... zostawcie mnie samą... Proszę...

Page 146: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

46

– Nie, samą cię nie zostawię... Marynia będzie czuwała przy tobie... ja

wyjdę, jeśli tego chcesz?...

Nie zrobiła żadnego gestu, nie zatrzymywała, nie prosiła, nie płakała, nie

żaliła się... Leżała tak z zamkniętymi oczyma, obojętna, zimna, bez serca...

Jak gdyby nie jego córka... jak gdyby obca. Profesor podniósł się ciężko i na

palcach cicho wyszedł z pokoju… Za drzwiami przystanął i przesunął ręką po

czole...

Za parę dni przyjedzie Kid, do tego czasu załatwi się wszystkie, potrzebne

Jen do wyjazdu zagranicę, dokumenty. Jeszcze tydzień będzie córka z nim, a

potem wyjedzie do Anglii, – tam łatwiej przechoruje swoją miłość... Jen...

Zszedł do gabinetu i usiadł przy biurku... Ręką bezwiednie sięgnął do

bocznej szuflady po gruby, szary brulion... Przerzucił parę kartek, przeczytał i

odszedł wspomnieniem daleko.., zamyślił się... zasłuchał... Cicho było

wokoło, a profesorowi zdało się, że słyszy kroki... kroki idącej ku niemu

smutnej starości...

... Powoli, jak gdyby z żalem, ujął pióro i pisał...

Jen – Ty byłaś radością mego życia i już nigdy nie wrócą chwile, które w

twym dzieciństwie przeżyłem... Czas nieubłaganie kroczy naprzód...

rośniemy, dojrzewamy, a potem starzejemy się i więdniemy, i gdzieś

bezpowrotnie odchodzi poezja, która jest udziałem młodości i wiosny...

W tydzień później przyjechał Kid. Przyjechał w nocy z hałasem i wrzawą

jak każdy reporter. Obudził psa... Przestraszył Marysię. Profesora rozrzewnił

swoim pięknym, polskim akcentem, werwą i mocnym uściskiem, – ale

spoważniał przy witaniu się z Jen. Spojrzał na nią przenikliwie, zagadnął a

potem zaczął pogodnie rozmawiać o rzeczach, które nie wywołują żadnych

wspomnień, powoli absorbują i dają odpocznienie. Kid, dobry psycholog,

domyślił się i współczuł…

–...odpoczniesz jutro, a pojutrze będziesz mógł zwiedzić Sosnowiec...

zapowiada się na ładną pogodę, powiedział profesor Kidowi na dobranoc.

Page 147: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

47

U Otońskich już drugi tydzień rozmawiano szeptem. Doktór przychodził

dwa razy dziennie i kiwał beznadziejnie głową... Ostre zapalenie płuc, przy

tak zbiedzonym organizmie mogło się skończyć tylko śmiertelnie. Pan

Otoński, jego żona i Włodek czuwali przy Stachu na zmianę, bo katastrofa

mogła nastąpić lada chwila... Przykładano choremu do głowy lód, wlewano

przemocą do ust lekarstwo... Chwilami rzucał się na łóżku jak ryba, zaciskał i

otwierał pięści i bredził... bredził...

...Panie Pik!... motor kręci się, wiruje... strzela… dymi!... Uważaj... Pali

się... Pali... ludzie patrzcie!... idą takie koła czerwone, trójkąty czerwone...

koła małe... duże... Włodek trzymaj mnie, bo lecę!... trzymaj!... lecę!:.,

spadam!... zabiję się!... zabiję się... zabiję!... ooo... ooo...

Pan Otoński zmienił się. Stał się nerwowy i milczący, choroba Stacha

pochłonęła go całkowicie. Godzinami siedział przy łóżku i mierzył

temperaturę, zmieniał kompresy, dawał lekarstwa... Robił w zastępstwie

doktora zastrzyki... Na twarzy jego i w oczach malowała się zawziętość.

Wydrzeć śmierci to młode życie... wydrzeć...

Najwięcej wyczerpywały chorego ataki gorączki, przychodziła nagle,

targała nim i spychała na dno boleści... Widzenia rozmaite prześladowały

go, rzucał się i podnosił z siłą niewytłumaczoną. A potem, po ataku leżał

nieruchomo, mokry od potu z tlącą się iskierką życia... Czasem zrywał się i

siadał na łóżku i patrzył nieprzytomnie na czuwających przy nim. Raz wlepił

w Otońskiego płonące oczy.

– Ojcze! ach Ojcze!... dobrze, że jesteś... chodźmy stąd... chodźmy!…

ojcze, zaśpiewam ci piosenkę, twoją ulubioną piosenkę… Jak szybko mija

życie…

Page 148: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

48

– Jak szybko mija czas… ojcze czemu jesteś taki biały?... taki

biało-czerwony?

– Ach wiem, ty mieszkasz w Wielkim Piecu... O! ooo jak gorąco... jak

gorąco... Nie ciągnij mnie tam, ojcze!... Ty mnie przyklejasz do Wielkiego

Pieca!... Oooo!

– Połóż się, połóż – uspakajał Otoński i kładł chorego na poduszki.

– Ty nie jesteś mój ojciec... Ty nie jesteś... Stach dzwonił zębami...

– Panie Majster!... panie Majster... robię przecież, robię!... panie

Majster... woda!... woda!... zimno… brrr…

– Poci się – zauważył doktór, który wszedł w tej chwili. Pochylili się obaj

nad chorym. – Przycichł…

– Ale niech pan doktór zauważy, jak on się zmienia na twarzy...

– Tak... i oddech coraz słabszy... tętno wolniejsze... czyżby to już

koniec?…

Otoński podniósł się wzburzony...

– Czy naprawdę jesteśmy bezsilni, panie doktorze!?... Niech pan coś radzi,

proszę pana... Ten chłopiec to tak, jak gdyby i Pański syn, bo on nie ma

nikogo!...

Doktór uśmiechnął się blado. – Medycyna, proszę pana, tylko trochę

pomaga organizmowi w zwalczaniu choroby... nic więcej..., nic więcej... Jeśli

sam organizm nie zwycięży choroby, to medycyna może tylko odsunąć

moment skonania na czas krótki... I nic więcej, proszę pana... i nic więcej...

Otoński opuścił głowę…

Chory miał twarz jak opłatek, ustami chwytał powietrze... palce

pracowały nerwowo. Grube krople potu wystąpiły na twarz. Doktór pochylił

się nad chorym i patrzył weń długo, długo, jak gdyby chciał przeniknąć

odwieczną walkę życia ze śmiercią...

– To ostatnia próba, powiedział po chwili – szeptem. – Teraz albo nastąpi

przesilenie, albo katastrofa…

Page 149: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

49

Do pokoju weszli pozostali członkowie rodziny. Włodek stanął na boku..

Nie mógł patrzeć na łóżko... Do oczu cisnęły mu się łzy, – a tu tyle ludzi…

Głupie łzy, wstyd naprawdę... odwrócił się w stronę okna...

Pani Otońska stanęła u wezgłowia z chusteczką przy oczach. Doktór

trzymał chorego za puls i patrzył mu w twarz z natężeniem... Zaległa cisza

tak wielka, że słychać było tykanie zegara z trzeciego pokoju. Minuta...

dwie... trzy... dziesięć... piętnaście... dwadzieścia... o to już chyba

trwa wiek…

Chory podniósł powieki o parę milimetrów, spieczone wargi zamknęły

się...

– On coś mówi, panie doktorze, to widać po ruchu warg, – odezwał się

drżącym głosem Otoński…

Doktór pochylił się jeszcze bardziej nad chorym...

Chory podniósł powieki o parę milimetrów, spieczone wargi zamknęły

się...

– On coś mówi, panie doktorze, to widać po ruchu warg, odezwał się

drżącym głosem Otoński…

Doktór pochylił się jeszcze bardziej nad chorym...

– Pić... pić...

Doktór napełnił szybko łyżkę jedną, drugą, trzecią. Chory westchnął

wolno…

– Puls... zaraz zobaczymy puls…

Cisza... wszyscy patrzą na pochyloną, skupioną twarz...

– No wiecie państwo, rogata dusza siedzi w tym młodym człowieku –

powiedział doktór po chwili z jasnym uśmiechem – będą jeszcze z niego

ludzie..., będą... Zostawmy go tak... niech pan, kawalerze, zasłoni okno –

zwrócił się do Włodka...

Włodek nie mógł znaleźć sznura od story, ręce trzęsły mu się, śmiał się i

płakał na przemian. Zasłonił okno i wyrwał się z domu. W pole pobiegł za

miasto, aby się nacieszyć i aby dać folgę radości co go rozpierała...

Page 150: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

50

–... uratowany Stach!... uratowany!... – wrzeszczał jak dzikus, aż

pastuszkowie kóz poczęli się za nim oglądać z lękiem.

Słońce zachodziło czerwono i dymy ognisk pastuszych wiły się w górę,

podobnie skręconym, czarnym i błękitnawym kolumienkom. Zapowiadało się

na trwałą pogodę.

Pogoda następnego dnia była cudowna. Jesień polska kapryśna i zmienna

zachłysnęła przed ludźmi najpiękniejszym swym dniem.

Kid ubrał się spiesznie i wyszedł na miasto. Na postoju dorożek zatrzymał

się, popatrzył na dorożkarzy. Wybierał z wyglądu... Ten nie, tamten nie... O!

ten. Twarz ciekawa, oczy rozumne, a przy tym ta pewność siebie i

zawadiackość w postawie... Podszedł do dorożkarza.

– Dawno jeździcie dorożką?

– Od urodzenia, Panie, od urodzenia, mój ojciec był dorożkarzem i

dziadek też...

– To znacie Sosnowiec dobrze?...

– Panie! Sosnowiec to znam tak, że mógłbym z zawiązanymi oczyma trafić

w każdy kąt.

– Obwieziecie mnie więc po Sosnowcu...

– Proszę, niech Pan siada. Wio!...

– Lubicie swój Sosnowiec?...

– Panie, kawał świata objechałem, podczas wojny – to człowiek się obijał

po różnych większych miastach... W Berlinie byłem, bo w niewoli niemieckiej

mnie trzymali... Przez Paryż przejeżdżałem, bom we Francji pracował jako

robotnik, ale mnie się tylko Sosnowiec podoba, Panie – tylko Sosnowiec.

– A dlaczego?...

– Bo widzi Pan, tu się urodziłem, tu pochowałem ojca i matkę, tu się

człowiek cieszył i płakał w dzieciństwie…

Page 151: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

51

– …to dlatego... I nawet jak byłem daleko i było mi dobrze, to zawsze to

miejsce wspominałem...

Reporter wyjął notes i zaczął zapisywać swoje spostrzeżenia. Dorożka

trzęsła nim i na papierze powstawały kulfony... Jechali tak przeszło godzinę...

– To wszystko Sosnowiec?...

– Tak, Panie – Sosnowiec...

– A to co za fabryka?...

– Tu kotły wyrabiają takie, że pierwsze skrzypce...

– To takie kotły orkiestrowe?

– Jakie tam orkiestrowe!... Na parę...

– No, takie do łaźni... No i lokomotywy, i mosty, i domy... i diabli ich

wiedzą co jeszcze... a przed wojną – to pewnie i samowary wyrabiali i do

Besarabii wysyłali…

– Gdzie?

– Do Besarabii...

– A gdzie to jest?...

– No, gdzieś za morzem pewnie... chyba, że za morzem... Wio!...

Słońce przygrzewało, reporter kazał zatrzymać przed napotkanym barem.

Wysiadł, wypił dwa kieliszki i zabrał do dorożki syfon wody i flaszkę

wyborowej...

Jechali dalej… Na ulicach, nie mających gładkich nawierzchni,

wybrukowanych kocimi łbami, dorożka chybotała się jak łódź na wodzie, z

fali na falę...

– To jeszcze Sosnowiec?

– Tak, to Sosnowiec...

– Czy nie moglibyśmy jechać prędzej, zdaje mi się, że my za wolno

jedziemy…

– Jeszcze prędzej??... Nie Panie, kobyła nie wróbel, nie pofrunie, a i tak

jedziemy więcej w powietrzu, niż na ziemi.

Page 152: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

52

Kid spojrzał bokiem na konia, Rosynant, pomyślał. Szkapa była

stworzeniem, przemyślnym... Służyła swemu panu wiernie od wielu lat i znała

bruki sosnowieckie jak swój worek z obrokiem... Miała przy tym własną

metodę galopowania... Metoda polegała na tym, że kobyła szeroko

przebierała kopytami w powietrzu i podrzucała zadem, jak hyżo pędzący

rumak, a w istocie stała w miejscu, ledwo ciągnąc dorożkę... Przy tych

podrygach pojazd trząsł się mocno, tak, że pasażer i woźnica mieli wrażenie,

że jadą ze średnią prędkością. Tak, to rutynowana szkapa dorożkarska umie

oszczędzać swe siły…

Jechali chwilę w milczeniu...

– A to co za fabryka?

– Rułkownia

– Co tam wyrabiają?

– Ruły…

– Co?

– Ruły… No, nie wie Pan? jak złożę rękę w trąbkę to co będzie?…

– Trąbka…

– Nie, bo ruła...

– I oni tam takie wyrabiają?...

– Eee... tam takie... Lepsze, takie jak stąd do Gdyni…

– Ou...

– No tak, Panie, żeby taki ruch miał...

Słońce przygrzewało coraz mocniej.

Dorożkarz, odwrócony i pochylony w stronę pasażera, pokazywał część

miasta, położoną nad Przemszą.

– I to wszystko Sosnowiec?…

– Tak, to furt Sosnowiec…

Wyborowej i wody w syfonie ubywało…

Reporter rozpiął kołnierzyk i kazał postawić budę… Słońce prażyło.

– A to co za fabryka?...

Page 153: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

53

– W tej i w tamtej, cośmy przejeżdżali, wigonię obrabiają. To wielkie

fabryki, Panie... wysyłają swoje wyroby do tych kitajców z warkoczami, do

czarnych ludów i do Argentyny też...

– A co to jest wigoń?

– Wigoń? Hm – nie wie Pan co to jest wigoń?…

– Nie.

Dorożkarz wzruszył rozpaczliwie ramionami.

– Wigoń to jest… to są… kudły baranie, wełna, bawełna i nici

– I nici?

– I nici… Pracują tu same kobiety, nazywają je mężczyźni szpulami, albo

niciami… Jest nawet taka piosenka o niciach, nie wiem, czy Pan zna?...

– Nie, nie znam… Zaśpiewajcie…

Ukradli nici, Ukradli nici,

Bandyci...

Oddajcież nici, Oddajcież nici,

Bandyci...

– I czy to jeszcze Sosnowiec?...

– Tak.

– A cóż to za miasto. Londyn zwiedzałem autokarem, Wiedeń i Paryż

taksówką, ale nigdzie nie trwało to tak długo...

– Jechali znów chwilę w milczeniu…

Na jednej z ulic zaleciało ostrym, kwaśnym zapachem...

– Cóż to za zapach, że aż w nosie kręci...

– Bo to, widzi Pan, w Sosnowcu jest dużo chemicznych fabryk.

– Tak, a co wyrabiają?

– Wszystko i wagonami odsyłają rozmaite sody, siarki, azoty, zajzajery i

inne lekarstwa... Tak, Panie!...

– Długo to jeszcze będziemy jechali?

– Jak się skończy, to staniemy.

Uf... gorąco... Wyborowej i wody sodowej nie było już ani kropli.

Page 154: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

54

– Czuję, że od tego wstrząsania dostanę morskiej choroby – mówił sobie

reporter... Leżał na oparciu i patrzył leniwie w kierunku, który mu

pokazywał dorożkarz.

– Widzi Pan tę hutę? Dawniej nazywała się Aleksander, bo ten car, psia

noga, uparł się, żeby jego imieniem tę hutę nazwać... Inaczej, mówi, na żaden

odlew nie pozwolę... No i nazwał… Ale jak cara zabrakło, to ludzie w try

miga zmienili i teraz nazywa się inaczej. Był nawet taki wierszyk o tym.

Aleksander poszedł na wander...

Kupił buty za trzy guty

A trzewiki za dwa śpiki

Rudi ludi tudi bum...

– Ou, ładne... całkiem ładne

– Phi, Panie, – my tu lepsze umiemy, mój szwagier raz taki wierszyk

ułożył, że cała rodzina pochorowała się od śmiechu. Tak, Panie, żebym taki

ruch miał...

Przejeżdżali obok kopalni.

– Dużo tu macie kopalń?

– A jest ich tu sporo... Ale na dół – to górnicy byle kogo nie wpuszczają, –

bo skarbnik mógłby się obrazić.

– Któż to jest ten skarbnik?

– Jak to – nie wie Pan, że każda kopalnia ma swego skarbnika, który siedzi

pod ziemią i pilnuje tam porządku?... Raz jeden taki, z gazety wycięty

reporter, czy jak to mówią, zjechał do kopalni i zaczyna tam sobie gwizdać i

świstać… Górnicy przestrzegali go delikatnie... zamknij Pan mordę, tu

gwizdać nie wolno, bo się skarbnik obrazi... a ten reporter nic, tylko

gwiżdże dalej, a potem mówi... Jaki tam skarbnik, bzdury, panowie górnicy,

bzdury... niewierzcie w duchów... ledwo to powiedział, a tu jak go coś nie

wyrżnie ni stąd, ni zowąd pacyną węgla w łeb – to do dzisiejszego dnia guz

mu nad lewym uchem... został... Tak, Panie, ze skarbnikiem to nie ma

żartów… Wio!..

Page 155: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

55

Kid wrócił do domu około piątej i pod wieczór spał się położył – ale, kiedy

noc otuliła miasto i zapłonęły światła uliczne, wstał, ubrał się i wyszedł...

Cień jego majaczył chwilę w pustej ulicy, a potem zagubił się na zakręcie...

Nocą sylwetki ludzkie podobne są do siebie, przeto cień, zaglądający do

okien, za którymi słychać było płacz głodnych, drobnych dzieci, podobny był

do cienia, który później w innym miejscu przyglądał się pracy nocnych

robotników, który słuchał wymownego, podziemnego dudnienia łub

odchylony długo patrzył w niebo...

Kid wrócił do domu nad ranem milczący, zamyślony...

– Co robił tej nocy Kid?... Co widział?... Co słyszał?…

Może zgrzytliwy Wielki Piec opowiedział mu długą już historię ludzi

ubogich?... może maszyny hal fabrycznych wystukały mu odległym rytmem

opowieść o tęsknotach innych maszyn... maszyn-ludzi?...

... a może otworzył przed nim swoje serce, stróżujący nad miastem,

gwiaździsty Orion?...

Stach wracał szybko do zdrowia. Po paru dniach mógł już siąść na łóżku, a

nie minęło półtora tygodnia, kiedy o własnych siłach wyszedł na werandę.

Osłabienie mijało, a serdeczność i ciepła atmosfera domu Otońskich

przyczyniły się do rychłego powrotu do zdrowia.

Stach zdawał sobie sprawę jak wielkie zobowiązanie wobec Otońskich

zaciągnął. Czymże ja im zapłacę, myślał... czym?... Przecież trzeba by im,

ludzką miarą mierząc, górę złota postawić, a ja im mogę tylko podziękować i

odejść z tym długiem wdzięczności.

A teraz muszę wyzdrowieć jak najprędzej i odejść... odejść... Gdzie

odejść… gdzie?… gdzie iść?... Przed siebie, za pracą..., Przed siebie... za pracą...

Wspomnienia dni minionych wróciły. Śmierć ojca, babki, pobyt w

Page 156: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

56

warsztacie... Machalik... Pik, kompresor... i potem ta noc, kiedy się było

niepotrzebnym, – wyrzuconym od ludzi... Musi wyzdrowieć jak najprędzej i

odejść na poniewierkę od dnia do nocy, jak zresztą każdy bezrobotny...

Tamto życie w warsztacie było ciężkie, ale była Jen, były godziny z nią...

Jen...

– Jakże ma się nasz chory – odezwał się wesoły głos. Otoński wszedł do

pokoju...

– Dziękuję, już całkiem dobrze, za parę dni wstanę zupełnie – myślę

właśnie czym ja to Państwu zapłacę? czym?...

Otoński popatrzył na Stacha.

– Właśnie i ja myślałem o tym, bo bez zapłaty, widzi Pan, nie obejdzie się,

nie! Musi Pan zapłacić... Ja już obmyśliłem nawet sposób, w jaki sobie

ściągnę tę należność od Pana... Niech Pan słucha... Na dniach, za tydzień

powinien Włodek wyjechać na studia do Warszawy...

– A więc i Włodka stracę – pomyślał Stach – i oczy posmutniały mu

jeszcze bardziej…

–...powinien, ale nie chce – powiedział Pan Otoński dramatycznie.

– Dlaczego nic chce?., dlaczego? obruszył się Stach. – O, niech Pan

pozwoli, ja go przekonam... Przecież to najwyższa radość móc pogłębiać

swą wiedzę.

– Ja mu też tak mówiłem, ale on nie chce... nie chce!...

– Studiować nie chce?

– Studiować chce…

– Więc co?

– Nie chce sam jechać na studia…

– A z kim?...

– Z panem…

– Ze mną?... Ale przecież?...

– Żadne przecież, panie Stasiu, żadne przecież, jest Pan moim dłużnikiem

albo nie jest?

Page 157: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

57

– Jestem.

– Więc pojedzie Pan na studia z Włodkiem.

Stach patrzył na Otońskiego oszołomiony, zaskoczony, bezradny – miał

minę człowieka, któremu ni stąd, ni z owąd mówią o wielkiej wygranej...

– Ale przecież wtedy dług mój nie zmniejszy się, a wzrośnie...

– Przeciwnie, proszę Pana, przeciwnie... My w Warszawie nie mamy

rodziny. Włodek byłby sam.., Daleko od domu, mniejsze poczucie

odpowiedzialności... nie liczenie się z uciekającym czasem... Zresztą, ja

Włodkowi ufam zupełnie, ale jeśli pojedziecie razem będę pewniejszy...

Włodek ma miękki, słaby charakter, a przy Panu będzie się więcej przykładał

do nauki... Wierzę, że przy Panu wyrobi się na samodzielnego, niezależnego

życiowo człowieka... Nie mówię tego, żeby syn mój był mi ciężarem, albo

żebym chciał go odsunąć od mojej kieszeni… nie, nie mówię tego z tą myślą.

Mówię to dlatego, że im dziecko łatwiej radzi sobie w życiu, im bardziej jest

samowystarczalne i niezależne, tym większy spokój ojca... Ale sprawy

materialne są nieważne, ostatnią koszulę gotów jestem sprzedać byle dziecko

moje spokojnie szło ku swojej przyszłości, ale żeby szło, żeby nie stawało. Bo

w życiu młodego człowieka szkoda każdego dnia, każdego dnia

zmarnowanego. Każdy dzień młodego powinien być albo prawdziwą,

podniosłą zabawą, pełną radości i zadowolenia, albo prawdziwą pracą. Oto,

widzi Pan, dlaczego chcę, żeby Pan pojechał z Włodkiem. Pan, jako jego

przyjaciel, jest bardzo bliski memu domowi. Zresztą, żeby Pan był w zgodzie z

sobą możemy ustalić, że wszelka pomoc z mojej strony będzie tylko

pożyczką, zwrotną pożyczką... My się tu na czas waszych studiów ściśniemy

w wydatkach i ile będę mógł, tyle wam poślę... Czesne, co prawda, będzie

podwójne; chociaż Pan, jako biedny i bez rodziców uzyska na pewno ulgę w

opłacie... A w końcu piszcie nam o swoich powodzeniach i niepowodzeniach

szczerze, a, my będziemy was podtrzymywali – ile sił starczy...

Stach milczał. Nie wiedział co powiedzieć, słów mu brakowało, uścisnąłby

Otońskiemu rękę...

Page 158: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

58

– Więc nie odmawia Pan i przystanie na moją prośbę – panie Stasiu?

Przytaknął głową.

– Studia były moim skrytym marzeniem – wymamrotał, nie mam słów

podzięki... Chciałbym Pana zapewnić, że damy sobie radę z Włodkiem, że

studia pójdą gładko – i że na pewno nie będziemy ciężarem, ale to byłyby

słowa... będę się starał ze wszystkich sił...

– Tak, tatusiu, damy sobie na pewno radę – dopowiedział Włodek, który

w tej chwili wszedł do pokoju. – Dwóch takich młodych, zdrowych

dryblasów... obejdzie się później bez Tatusiowej gotówki, – aby tylko na

początek... bo rozumie Tatuś, każdy początek jest trudny...

Otońskiemu zwilgotniały oczy...

– Niech Pan uważa nasz dom za swój, panie Stasiu – proszę – zupełnie za

swój... powiedział jeszcze i wyszedł.

Przyjaciele zostali sami, uścisnęli sobie ręce serdecznie.

– Więc to Ty zmieniasz wszystko w mym życiu – odezwał się Stach.

– Trochę ja, – a przeważnie ojciec. 1 to był właściwie jego projekt. Ja, to

widzisz, tylko dlatego, że nie chciałem, abyśmy się rozstawali. Od dzieciństwa

idziemy razem, dlaczego mielibyśmy się teraz rozstać – tym bardziej, że

wiedziałem, że wyższe studia są, twoim ukrytym marzeniem.. A przy tym,

uważasz, we dwóch zawsze raźniej. Ty będziesz mnie trochę poganiał, bo ja,

jak wiesz, leń jestem, a ty natura solidna, pracowita, to i sam przykład

wystarczy. Będziemy pracowali razem i jeden drugiego wesprze... prawda?...

– Przede wszystkim będę dążył żebyśmy nie ciążyli u ojcowskiej kieszeni –

zdecydował Stach...

– Oj! to już mniej ważne, ważniejsze, że nie rozstaniemy się i kwita... A

teraz słuchaj, jest sprawa druga, którą chcę z Tobą wyjaśnić, powiedz no, jak

to było z tym portfelem?

– Z jakim portfelem?

– No z twoim, zaginionym...

Page 159: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

59

– Mój portfel zaginiony? Przecież chyba jest w marynarce, w wewnętrznej

kieszeni.

– Ależ nie ma... nie ma... Obecnie jest u mnie, a do niedawna był w

komisariacie. Znaleziono go przy spalonych przez buły zwłokach, przy

Wielkiej Hałdzie.

– Co ty opowiadasz, bredzisz chyba...

– Masz go, on mi brednie zarzuca. Czytaj! Oto notatka, która pojawiła się

w gazecie, tego samego dnia, w którym znalazłem ciebie nieprzytomnego i

chorego na polu...

Stach przeczytał i osłupiał.

– Zupełnie nie rozumiem.

– A oto sprostowanie, wydrukowane po trzech dniach. Sprostowanie,

wydrukowane na skutek mojej i ojca interwencji. Osobiście udaliśmy się do

komisariatu, gdzie złożyliśmy odpowiednie dowody i zaręczyliśmy, że ty

żyjesz, że jesteś chory, że znajdujesz się w naszym domu pod nasze opieką i

że nie mylimy się zupełnie, co do twojej, osoby. Był nawet posterunkowy,

który sprawdził wiarogodność słów naszych. Ale ty nie możesz tego pamiętać,

bo leżałeś nieprzytomny w gorączce. Byłeś krótki czas, mój drogi,

kompletnym nieboszczykiem, zmarłym śmiercią tragiczną. Byli nawet

świadkowie, którzy potwierdzili tożsamość twojej osoby z dowodami

znalezionymi przy owych zwłokach.

– Więc kto był ten spalony?...

– Według zeznania dwóch strażników huty, pilnujących odłożonego

surowca, był to niejaki Wiśniewski, złodziej surowca, zwany Felkiem

Kuternogą. Może sobie przypomnisz tę noc...

Stach zamknął oczy i widać było, że pamięć pracuje z natężeniem...

– Przypominam sobie jak przez sen, że ktoś mnie prowadził i

podtrzymywał, ale kto to był – nie pamiętam, pewnie to był ten Felek i

mówisz, że go spaliło?...

–Tak.

Page 160: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

60

– Szkoda chłopca… marnie żył, marnie zginął...

Milczeli dłuższą chwilę, każdy był myślami gdzie indziej...

– A widzisz?... Przypomniało mi się, należałoby zapłacić mojej byłej

gospodyni, pani Plucińskiej... Czy w portfelu zostały pieniądze?… było

czterdzieści złotych…

– Tak, tyle odebraliśmy i Twojej byłej gospodyni zapłaciłem należność za

przemieszkany miesiąc.

– A kuferek? zostawiłem go u dozorcy?

– Odebrałem, on mi nawet pomógł go przynieść, to zacny człowiek. On

był tu też, bo świadczył, że Ty jesteś owym Lemańskim, który mieszkał u pani

Plucińskiej, do którego należą, znalezione przy zwłokach, dokumenty.

– I pani Plucińska też była... bardzo cię żałowała...

Stach uśmiechnął się gorzko...

– A słuchaj, Stachu, powiedz mi, co to była za panienka, z którą się

spotykałeś?...

– Skąd Ty wiesz o tym?...

– Pani Plucińska...

Pani Plucińska... Stach spojrzał posępnie... – Nie dziś, nie teraz, może

kiedy w przyszłości opowiem ci... nie dziś... nie teraz...

Włodek nie nalegał...

– A wiec za tydzień będziemy w Warszawie, powiedział z radosnym

błyskiem w oczach...

Poweselali.

– Zaczynamy nowy szmat życia…

A tak — zaczynamy...

Za oknem w ogródku jesień rozpostarła wdzięki swoje – plamami astrów

różnokolorowych, białych... żółtych... czerwonych... fioletowych... Jesień...

Page 161: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

61

Listy wuja Stefana były właściwie wspomnieniami z włóczęgi po dalekim

świecie... Przychodziły rzadziej niż listy ciotki Heleny i były dla prof.

Jarockiego prawdziwą radością.,.. W ostatnim liście, który nadszedł

następnego dnia po wyjeździe Jen i Kida do Anglii, wuj Stefan pisał…

Kochany Andrzeju...

Polska powinna mieć własne plantacje bawełny, inaczej – powinna mieć

własne kolonie. Już przed Wielką Wojną w trzechleciu od r. 1909 do r. 1911

ówczesne Królestwo Polskie, znajdujące się pod zaborem rosyjskim,

sprowadzało za sześćdziesiąt trzy miliony siedemset sześćdziesiąt tysięcy rubli

bawełny... W Polsce Niepodległej w trzechleciu od r. 1927 do r. 1929

sprowadziliśmy za osiemset czterdzieści dziewięć milionów trzysta trzydzieści

jeden tysięcy złotych bawełny...

Gdybyśmy mieli własne kolonie, nie płacilibyśmy złotem zagranicy i nie

bogacilibyśmy obcych, ale swoich, a więc siebie... Samodzielna gospodarka

kolonialna – to sprawa dla Polski paląca. Na plantacjach bawełny pracowałem

trzy razy... bawełna jest rośliną o ciekawej historii – bawełna jest rośliną starą...

Znaną była już za czasów Herodota, a Kajusz Pliniusz w swej historii

naturalnej pisze, że uprawiano ją w Egipcie, gdzie służyła do wyrobu tkanin.

Arabowie rozpowszechniali uprawę bawełny w niektórych okolicach Europy

południowej (Hiszpania). W ogóle Arabom narody cywilizowane mają wiele do

zawdzięczenia, nie tylko za prace i studia nad medycyną, matematyką, kulturą

agrarną i architekturą... Pierwszą plantację bawełny w Ameryce założono w

roku 1639 i z czasem Ameryka zajęła przodujące stanowisko w uprawie tej

rośliny..., Bawełna rośnie w okolicach ze średnią roczną temperaturą od 29 do

40 stopni. Niemieckie Katon pochodzi od angielskiego cotton, a ten od keton,

Page 162: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

62

oznaczającego, z małą odmianą samogłosek we wszystkich językach semickich,

bawełnę, i brzmiącego dotąd jeszcze w nowoarabskim kutun...

Ogólnie dzielą botanicy roślinę bawełniną na dwie wielkie rodziny:

pochodzenia azjatyckiego i amerykańskiego. Gatunków bawełny jest

kilkanaście. Jest bawełna drzewna, która jest rośliną wieloletnią, dochodzącą do

sześciu metrów wysokości i rozpowszechnioną w Indiach Wschodnich,

Chinach, Egipcie. Jest bawełna barbadoska, roślina zachodnio-indyjska,

dochodząca do trzech i pół metra wysokości i odznaczająca się delikatnym,

długim, jedwabistym włóknem. Bawełna kiściasta jest gatunkiem krzewowym,

dochodzącym do dwóch i pół metra wysokości, uprawiają ją przeważnie w

Stanach Ameryki Północnej, a więc w Arkansas, w stanach Luisiana, Teksas,

Mississipi i w Południowej i Północnej Karolinie... Bawełna zielna jest

gatunkiem przeważnie jednorocznym i owoce jej po dojrzewaniu nie pękają i

trzeba je zrywać rękami i obdzierać z łupin... Jeden wprawny robotnik może

zerwać dziennie od stu pięćdziesięciu do dwustu kilogramów bawełny... Z

pewnej odmiany chińskiej bawełny zielnej, zwanej świętą, noszą bramini swą

niefarbowaną odzież, gdyż tkanin farbowanych, jako nieczystych, nosić im nie

wolno... Zbiór bawełny nie jest jednoczesny, bawełnę dzieli się na wczesno- i

późno-jesienną.

Zbiór bawełny jesienny daje najlepsze włókno... Plagą plantacji bawełny jest

gąsienica zwana caterrpiller, która, jeśli opanuje plantację, potrafi ją zniszczyć

całkowicie. Bawełnę pakuje się w bele graniaste i okrągłe różnej wielkości, bele

ściska się prasami hydraulicznymi o sile miliona i więcej kilogramów.

Bawełnę strzelniczą czyli pyroksylinę otrzymuje się przez działanie

stężonego kwasu azotowego i siarkowego na otłuszczone oczyszczone włókno

bawełniane. Gatunek, znany w handlu pod nazwą Si Ajlend (Sea ísland), jest

gatunkiem najwyższym i oznacza się długim, jedwabistym włóknem o odcieniu

żółtawym... Na plantacjach bawełny pracowałem trzy razy... Kiedy pracowałem

w Nowej Georgii kolumna nasza robotnicza składała się z cudzoziemców... była

to zbieranina z całego świata – Niemcy, Rosjanie, Anglicy, Włosi i Francuzi,

Page 163: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

63

Hiszpanie, Grecy. Polaków było dwóch –ja i Kola Awakum. W głębi Rosji

wychowany syn Polaka – zesłańca, bezimienny Kola Awakum. Nieraz mówił do

mnie… – Ja z wami Stefan – ja z wami... Budowy był wątłej, ale głos miał piękny,

miękki i liryczny, i talent muzyczny niespotykany... Duszę by w kamieniu

obudził grą swą cudowną i śpiewem...

Naprawdę wierz mi Andrzeju, że śpiewał i akompaniował tak pięknie, tyle

uczucia wlewał w swój śpiew, że człowiek słuchał jak kobra.. Była to sztuka

prawdziwa – najwyższa sztuka.. Bo podnosiła i dawała zapomnienie… Ale po

polsku śpiewał swoje piosenki – i o to poszło... Nacje rozsierdziły się i każda

chciała piosenki w swoim duchu i w swoim języku. I zaczęły się grube wyzwiska,

a potem bójka. I ich było trzydziestu a nas dwóch. Kola Awakum wyciągnął się

od jednego uderzenia, bo miał wielki talent, ale słabe mięśnie, a ja broniłem się

długo, długo... na małej estradzie, aż mnie okrwawionego i nieprzytomnego

wyrzucili z szopy…

Obudziłem się w białym, szpitalnym łóżku i przez dwa tygodnie lizałem się

z ran. Zarząd plantacji usunął mnie z pracy, więc po powrocie do zdrowia

puściłem się w dalszą włóczęgę i w San Frisko zaciągnąłem się na frachtowiec

"Octopus".

A Kola Awakum – zapytasz pewnie?... Kola Awakum został monstra –

muzykantem w wędrownym cyrku, gdzie zmarnował się jego wielki talent, gdzie

go okradano i oszukiwano, ale został, bo poszedł na lep słów, którymi ujął go

chytry właściciel, że prawdziwa sztuka jest kosmopolityczną!

Profesor wyjął z biurka blok listowy i zaczął pisać do Londynu.

W pierwszych słowach zawiadamiał... Jen i Kid wyjechali... wczoraj

wieczorem nocnym pociągiem. Zaopiekujcie się Jen, drodzy moi, dajcie jej dużo

ciepła i serdeczności i nie pytajcie o nic. Młodość bywa rozmaita... Jedna obnosi

łzy swoje po ludziach i cierpi krótko, inna zamknięta jest i skryta, – ta druga

młodość jest boleśniejsza... Proszę, niech Ciocia przy pomni Jen, aby od czasu

Page 164: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

64

do czasu napisała do mnie list. Czekam na list od niej... L. White to ciekawy

człowiek. Jego poglądy na literaturę i sztukę zgadzają się częstokroć z moimi...

O Sosnowcu tym razem niewiele będę pisał... Przed rokiem 1902 Sosnowiec

był osadą. Przemiana Sosnowca z osady na miasto nastąpiła 14 października

1902 r... Przed rokiem 1902 Sosnowiec był osadą, która leżała w pasie

nadgranicznym i w której z tego powodu nie wolno było budować, nie wolno

było wznosić domów... Były kopalnie węgla, były huty, byli ludzie, którzy w

tych kopalniach i hutach pracowali, a nie było domów, bo było prawo, które

tych domów wznosić nie pozwalało. Ale przed wojną prawo istniało po to, aby

je omijano... Przeto ludzie energiczni, przedsiębiorczy, ludzie zdobywcy, którzy

są fundamentem, są solą ziemi każdego nowo odkrytego świata, każdego nowo

powstającego państwa i każdego nowo budującego się miasta, ludzie tacy

zdobyli się na sposób. Otoczyli place płotami z desek, co przecież każdemu na

swoim terenie wolno i na osłonięte place zwozili wapno, cegłę, piasek, a kiedy

materiał mieli chyłkiem budowali domy... W ten sposób rosły, jak grzyby po

deszczu, trzy i cztero-piętrowe kamienice w miejscach nawet pryncypalnych.

Stójkowy, inaczej tak zwany policjant, dziwił się, spluwał z niedowierzaniem, w

końcu pisał protokół i odsyłał drogą urzędową do odpowiednich władz... Każda

sprawa urzędowa, od początku do schyłku świata, załatwiana jest długo, przez

ten więc czas właściciel skończył dom i zapełnił lokatorami...

A kiedy dom stał, przyjeżdżał urzędnik, brał odpowiednią grzywnę i wracał

ulicami, z których nowo budujących się domów widać nie było...

Przemiana osady na miasto jest świadectwem prężności, jest świadectwem

wzrastania i rozwijania się... Jest momentem przejścia z prymitywu do

cywilizacji, z chaosu do organizacji... Ale każdy ustrój ma swoje złe i dobre

strony, ma swoich zwolenników i oponentów... Życie prymitywne jest tańsze,

nie wymaga ponoszenia większych ciężarów społecznych... mniej krępuje...

mniej zobowiązuje... Życie zorganizowane, oparte na zdobyczach cywilizacji,

wymaga ofiar, jest droższe, jak droższe jest mieszkanie urządzone

nowocześnie, ze wszystkimi wygodami, od mieszkania – kucki drewnianej,

Page 165: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

65

położonej w głębokim lesie, odsuniętej od ludzi i spraw bieżącego dnia, gdzie

człowiek cofa się w epokę Starej Baśni...

Jedni i drudzy, a więc ci, którzy pragną przemiany osady na miasto, jak i ci,

którzy są przeciw temu, mają częstokroć swoje interesy na uwadze i swoje

argumenty dla bronienia istniejącego porządku... Jednak ci, którzy pragną

przemiany osady na miasto, fabryczki w wielkie zakłady przemysłowe, flotylli w

potężną flotę, państwa w imperium, mają instynkt twórczy i są osobnikami

pożytecznymi dla danego zbiorowiska czy nacji, dla której walczą...

Przemiana osady na miasto ma swoich zwolenników i swoich oponentów i

jest w tym obraz ciągłych walk pomiędzy tymi, którzy grawitują ku przyszłości

– a tymi, którzy trzymają się teraźniejszości i istniejącego porządku kurczowo.

Jest to walka pionierów z osobnikami zachowawczymi, jedno i drugie leży w

naturze ludzkiej!...

Sosnowiec powstał i rozwinął się dzięki dobrym warunkom przyrodzonym.

Węgiel i woda były na miejscu, a wybudowanie w roku 1858 linii kolejowej

warszawsko-wiedeńskiej połączyło Sosnowiec z całym światem. Wielcy

kapitaliści woleli tu zakładać fabryki, aniżeli w odległej Łodzi czy Tomaszowie.

Sosnowiec przed Wielką Wojną był skupiskiem wielu narodów... Język

niemiecki, włoski, francuski, angielski, nie licząc rosyjskiego, rozbrzmiewały na

ulicach... Zasadniczo dwa żywioły cudzoziemskie odegrały w historii Sosnowca

większą rolę. I to nie tylko Sosnowca, ale wielu większych miast przemysłowych

Polski...

Czas pozwala obiektywnie stwierdzić, który z tych dwóch żywiołów jest z

państwowego punktu widzenia pożyteczniejszy... Francuzi uważali zawsze i

uważają Polskę za kolonię bez zobowiązań...

Stosunek ich do ziem naszych jest stosunkiem finansisty do niewolnika.

Nigdy nie interesują się potrzebami ludności naszej, która na nich pracuje i

sprawami kraju naszego w ogóle... Nędza robotników naszych była i jest im

obojętna... Pamiętali tylko i pamiętają o jednym, aby należycie kraj

wyeksploatować, nabić kieszenie, a kapitał umieścić we własnych bankach...

Page 166: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

66

Francuzi rzadko kiedy zlewają się z ludnością naszą i rzadko kiedy są w

stosunku do tej ludności bezinteresowni... Stosunek ich do naszych poczynań

kulturalnych jest i był lekceważący, a o naszej sztuce rodzimej wyrażają się

nieomal pogardliwie... Jest w tym i wina Polaków, którzy przed każdą francuską

obelgą padają plackiem i kłują sobie nią w oczy, zamiast wymagać szacunku i

płacić pięknym za nadobne... Polacy są narodem uczuciowym i to, że lali krew

pod Napoleonem, każe im widzieć na zawsze we Francuzach swych

pobratymców... Serdeczność – serdecznością, uczuciowość – uczuciowością, –

ale przede wszystkim chytrość i interes własnego kraju – oto podstawowe

wychowawcze dla naszych frankofilów... Tak... tak, drodzy moi, Napoleon nic

nie zrobił dla Polski i nic dla niej nie zrobi Francja – chyba, że jej się to sowicie

opłaci… Tylko na własne ręce i na siebie liczyć możemy, tylko na siebie...

Niemcy są jedni i drudzy... Jedni interesują się więcej potrzebami ludności

miejscowej, jej życiem i zwyczajami... Asymilują się prędzej i po niedługim

czasie stają się dobrymi obywatelami naszego kraju, pisującymi dlań i

walczącymi dlań, wrażliwymi na jego potrzeby i los... Historia wielkich

ośrodków fabrycznych, historia wielu wsi i miast jest tego dowodem. Mógłbym

tu przytoczyć tysiące nazwisk i przykładów, ale list ten nie służy reklamie... Nie

piszę tego z jakiejś tam ku Niemcom sympatii.

Francuzi, przez swój liberalizm, są bliżsi. Zresztą myślę, że Francuzi nie

poczytają mi za złe tych prawdziwie gorzkich słów... przecież szczera przyjaźń

nie schlebia!... Francuzi są nacjonalistami, nie kosmopolitami. Francuzi są

zagorzałymi nacjonalistami i jeden broni wszystkich, a wszyscy jednego i jego

interesów w imię Wielkiej Republiki... tego powinniśmy się nauczyć od

Francuzów – przede wszystkim...

Jest i drugi rodzaj Niemców, – obcych nam duchem... wrogich… Tych

śniących ciągle sny niezdrowe o die Deutsche Fahne über Polen, über Osten.

Tym należy przypomnieć, że Polacy – to naród liczny i potężny, w którym

miłości Ojczyzny nic nie ostudzi... o czym poinformuje ich historia naszych

powstań… Lepiej zostawić nas w spokoju, bo zawzięci jesteśmy i odważnych u

Page 167: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

67

nas do szaleństwa tysiące – i trzeba by wybić do jednego, żeby nas Polski

pozbawić…

Ale wróćmy do Sosnowca... Sosnowiec centralny zabudowany jest

gmachami w stylu przedwojennego dobrobytu, ubranymi w gzymsy i aniołki

kamienne, o których nigdy nie wiadomo, kiedy spaść mogą na głowę

niewinnego przechodnia...

W dzielnicy Starym Sosnowcu ulica Marszałka Piłsudskiego jest

najdłuższą. Ulica 3 Maja jest szeroka, oświetlona rzęsiście, ubrana latem

kwietnikami. Ulica ta przed Wielką Wojną była otoczona z dwóch stron płotem

drewnianym, malowanym na żółto, środkiem niej chodzili ludzie i terkotały

wozy, co robiło zawsze wrażenie jakby w mieście odbywał się jarmark. Ten

charakter jarmarczny zachowała do dziś dnia ulica Modrzejowska z przyczyn

zrozumiałych.

Właściwa rozbudowa Sosnowca w miasto o wyglądzie europejskim datuje

się od czasów odzyskania Niepodległości. Wszystkie nowe gmachy, nowe ulice,

wiadukty, kanalizacja, tramwaje, wodociągi, wszystkie nowe gmachy szkolne

powstały w tych niewielu latach, w których gospodarujemy sami...

..nie jestem hurra – entuzjastą... ale gdy pomyślę o tym co w Polsce

zrobiono i że to w Polsce zrobiono, w państwie, które jedyne ze wszystkich

państw Europy najwięcej było okradane, eksploatowane... niszczone i

dewastowane od wieków... to ogarnia mnie rozrzewnienie. Pesymistów

ojczystych należałoby ciągnąć na filmy obrazujące to, co było i to, co jest, aby

doszli do przeświadczenia, że Polska, ten najwięcej wyniszczony z narodów,

zrobiła przez tę parę lat samodzielności ogromny skok naprzód... A tych

wzdychających do rosyjskich czasów i pruskich porządków należałoby powiesić

wysoko nad gdyńskim portem. Niech dobrze zobaczą...

Dla demagogów, pragnących szkodzić memu krajowi, mam list dobrego

znajomego z Rosji Sowieckiej, który pisze mi między innymi, że prawdziwej

demokracji nie buduje się w białych rękawiczkach... i że drogę wygodną i

szeroką, drogę przyszłych pokoleń trzeba wyścielać wyrzeczeniem, ale i ofiarą

Page 168: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

68

pokoleń dziś żyjących., voila!... Tym argumentem mogą się usprawiedliwiać

wszystkie inne państwa nie tylko ZSRR... Dlatego myślę, że nie należy wierzyć,

jeśli ktoś mówi, że za jedną lub drugą granicą jest większa wolność, większa

łatwość życia i rozwoju, – nie należy wierzyć...

Dzisiaj wszystkie rządy są do siebie od wewnątrz bardzo podobne i za jedną

granicą to samo, co za drugą, tylko, że się inaczej nazywa... tak, drodzy moi...

tak... Niech żyje Wolność!. – André Gide ma rację...

A my Polacy czego moglibyśmy sobie życzyć między sobą, czego? Jednego

chyba tylko, jednego... Nie wpadać w krańcowość!.. nie wpadać!.. Zbytni

fanatyzm religijny prowadzi do inkwizycji i auto da-fe... Zbytni fanatyzm

polityczny – do strzelaniny i krwawych grand... w jednym i drugim wypadku

dewaluacja ludzkiego życia, poczętego w bólu i łzach...

Polska jest krajem, gdzie ściera się wschód z zachodem i gdzie mieszają się

różne prądy... dlatego stojący u steru rządów zawsze będą hołdować zasadzie

divide et impera... w interesie kraju... tak, drodzy moi, tak, w interesie

Najjaśniejszej Rzeczypospolitej…

Profesor skłonił głowę i tak trwał czas jakiś, później ujął pióro i dopisał na

końcu listu…

... Ja jestem przede wszystkim Polakiem... Ta ziemia mnie wykarmiła – i w

tej ziemi mnie zakopią... na jakimś zapomnianym cmentarzu... i niech mi

chabry na grobie porosną – polskie chabry...

Odłożył pióro i spojrzał w okno... za gałęziami jodeł gasło słońce... Dzień

odchodził... czerwono odśmiechający się kroczącej od wschodu nocy... w

pokoju było cicho i pusto.. Fotografia Jen patrzyła z biurka papierowymi

oczyma... Profesor słuchał powolnego bicia własnego serca.. Jen...Głowa,

oparta na dłoni zaciężyła... nad profesorem pochyliła się starość i ciężko

oparła się o jego ramię...

Page 169: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ…

Opracowanie edytorskie Jawa48©

Stro

na1

69

Pociąg transkontynentalny uwoził Jen i Kida nad kanał La Manche. Jen

siedziała milcząca, obojętna widokom przelatującym za oknem wagonu.

Czuła się jak forma, której wnętrze wydarto i rozbito tam w Sosnowcu.

Monotonny stukot kół oddalał ją od pogrobowiska, – ale dusza jej błądziła po

mieście rodzinnym, siadała na ławeczce alejki akacjowej i z małych, zwiędłych

listków układała jego imię... Stach...

W trzy dni po przyjeździe do Londynu, w "Timesie" pojawił się artykuł

Kida, zatytułowany "Sosnowiec jest takim miastem jak Paryż... Londyn...

Wiedeń..."

W klubie dziennikarzy komentowano ten artykuł rozmaicie...

...zdychająca szkapa woziła go parę godzin po mieście i dlatego wydało

mu się ono takie wielkie... ha!., ha?., drwili jedni.

Drudzy byli innego zdania, ale daremnie prosili Kida o wyjaśnienie.

Milczał, pił gin i milczał..

I dopiero, kiedy stary George Humprey, dziennikarz nazwał tytuł artykułu

bezsensownym, Kid podniósł głowę i powiedział uroczyście, z mocą..

–...Sosnowiec jest takim miastem jak Paryż... Londyn... Wiedeń... bo

podobnie jak tamte miasta ma swoje tragedie, swoje blaski i nędze i swoich

wielkich i małych ludzi?…

KONIEC

Page 170: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Przedruk z jedynego dotychczas wydania jakie ukazało się nakładem Księgarni F.

Hoesicka w 1938 roku w Warszawie – Edward Kudelski – SOSNOWIEC JEST TAKIM

MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ z tekstu publikowanego w Ekspresie

Zagłębiowskim redagowanego przez Jana Przemszę Zielińskiego.

Edward KUDELSKI

Urodzony w 1910 r w Sosnowcu – prozaik, poeta. W latach międzywojennych studiował chemię oraz

Wydział Reżyserski w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. W okresie studiów

zajmował się pisarstwem dramaturgicznym. W tym czasie napisał sztukę teatralną „Ojciec”, którą

przystosował również do potrzeb radia. Wcześniej pisał wiersze, publikując je w „Głosie

Ewangelickim”. Był autorem scenariusza filmowego, który nie został zrealizowany. W okresie

powojennym większość jego twórczości literackiej niestety nigdy nie wydano. Do nich między innymi

należą: powieść „Sen”, dramat „Kosmos”, zbiór wierszy „Intermundia”. Do wydanej twórczości

należy: tomik wierszy „Refleksje dramatyczne”, powieść „Dziwny naszego miasta”, powieść

„Sosnowiec jest takim miastem jak Londyn, Paryż, Wiedeń”. Zmarł w Krakowie w 1980 roku

Powieść ta, wydana po raz pierwszy i jedyny w 1938 roku została udostępniona Czytelnikom na

łamach „Ekspresu Zagłębiowskiego” redagowanego przez Jana Przemszę-Zielińskiego na przełomie

1996 – 1997.

Oryginał wydania jest dostępny w Bibliotece Miejskiej w Sosnowcu oraz w Bibliotece Śląskiej w Katowicach [Opracowanie edytorskie: Jawa48© tylko do użytku wewnętrznego i osobistego bez prawa przedruku i publikacji tak w części jak i w całości].

Page 171: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ
Page 172: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ
Page 173: Edward Kudelski_SOSNOWIEC JEST TAKIM MIASTEM JAK LONDYN PARYŻ WIEDEŃ

Uwaga!!!

Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już

rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku

osobistego.

Nie wymaga zezwolenia twórcy przejściowe lub incydentalne

zwielokrotnianie utworów, niemające samodzielnego znaczenia

gospodarczego

Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku

pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz

źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące

możliwości.

Twórcy nie przysługuje prawo do wynagrodzenia.

Pliki można pobierać jeśli posiada się ich oryginał a pobrany plik

będzie służył jako kopia zapasowa.

Można pobierać pliki nawet jeśli nie posiada się oryginału, pod

warunkiem że po 24 godzinach zostaną one usunięte z dysku

komputera.

Szczegółowe postanowienia zawiera USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o

prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Opracowanie edytorskie: Jawa48©