Dziennik Trybuna nr 16

24
Wchodząc do Unii Europej- skiej Polska otworzył a swój rynek, a to okazało się bardzo opł acalne dla hurtowników i aptekarzy. W Polsce leki są tańsze ni ż w innych krajach UE, wi ęc wyprzedając je po cenie wyższej niż u nas, ale niższej niż w kraju importują- cym, piecze się dwie pieczenie na jednym ogniu: pozostaje się atrakcyjnym dostawcą i osiąga się ogromny zysk. Ustawa o refundacji środków leczniczych, która weszła w ży- cie, jeszcze bardziej pogorszy- ła sytuację. Według zapisów, marża hurtowa może wynosić 7 proc. zysku na lekach objętych refundacją. A przy sprzedaży za granicę marża nie jest sztywna, więc hurtownicy wolą sprzeda- wać tam, gdzie im się bardziej opłaca. – To wszystko pokłosie afery z 2010 r., podczas której konikt między jednym z hurtowników, a Głównym Inspektoratem Far- maceutycznym, zainicjował odwrócony łańcuch dystrybu- cji, czyli wyprzedawanie leków z aptek do hurtowni. Na reak- cję nie trzeba było długo cze- kać. W czerwcu 2012 r. okazało się, że brakuje leków na raka, w sierpniu – że brakuje insuli- ny, bez której osoby stosujące ją mogą umrzeć. Słowem: brakuje leków ratującymi życie – twier- dzi osoba związana z GIFem. Jeden grosz z ka¿dego sprzedanego egzemplarza przekazujemy na rzecz Polskiego Komitetu Pomocy Spo³ecznej ISSN 2300-3197, numer indeksu 100994 T RYBUNA DZIENNIK POLSKA GOSPODARKA ŚWIAT MAGAZYN W WOLNEJ CHWILI SPORT www.dzienniktrybuna.pl facebook.com/dzienniktrybuna twitter.com/DziennikTrybuna cena 2 zł (w tym 8% podatku VAT) Nr 16 (16) pi¹tek 14 – niedziela 16 czerwca 2013 Znikające leki W polskich aptekach brakuje leków, równie¿ tych ratuj¹cych ¿ycie. S¹ wywo¿one poza granice naszego kraju. Proceder odbywa siê od lat i wci¹¿ nie ma propozycji jego ograniczenia. Polscy pacjenci przegry- waj¹ z chciwości¹ hurtowników i aptekarzy. Poza granice kraju jak wyliczyli eksperci z rmy IMS Health wywo¿one s¹ leki za prawie 3 mld z³otych rocznie. Cieszê siê, ¿e mogê ¿yæ w kraju, w którym mnie coś dra¿ni. Ostatnio to, ¿e znaczna czêśæ spo³eczeñstwa ci¹gle śpiewa „Ojczyznê woln¹ racz nam wróciæ panie”. str. 14-15 Nasza trwaj¹ca od ponad 20 lat reprywaty- zacja coraz czêściej zmienia siê w prze- stêpczy proceder. Bezprawne oddawanie str. 4 Daniel Olbrychski: str. 3 Drodzy Czytelnicy! Docierają do nas sygnały, że w niektórych kioskach nie ma naszej gazety, że albo nie dotarła, albo gdzieś została, przypadkowo lub nie, „zawieruszona”. W takich sytuacjach nama- wiamy do działania! Pytajcie kioskarzy, co się dzieje z nasza gazetą. Informujcie nas o punk- tach sprzedaży, w których nie ma „Dziennika Trybuna”, albo został schowany pod sto- sem innych pism. Piszcie lub wysyłajcie informacje pocz- t ą elektroniczna na adres [email protected]! Jak nie zadbamy o siebie sami, nikt o nas nie zadba! To od was zależy, czy będziemy obecni w debacie publicznej. Czy lewica będzie w niej miała swój głos! Pan Bóg w odwrocie? Badania nad religijnością Po- laków ujawniają dwa sprzeczne ze sobą procesy. Z jednej strony słabnie wiara i maleje uczestnic- two w praktykach religijnych, z drugiej zaś rośnie poparcie dla polityki Kościoła i takich jego agowych łupów, jak zakaz abor- cji, obecność krzyża w Sejmie lub odmowa legalizacji związ- ków partnerskich. str. 12 O Kwaśniewskim: jak się wchodzi na ring – można dostać w nos O Tusku: odstrzeli swoich przeciwników w PO O Kaczyńskim: może wygrać wybory, ale premierem nigdy nie będzie O Palikocie: czekam kiedy ogłosi, że jest buddystą O SLD: wrócimy do współrządzenia O rządzie: tylko Grzegorz Kołodko może go zmienić O sobie: marszałkiem Sejmu jeszcze nie byłem Rozmowa z Leszkiem Millerem na str. II-III wkładki MARCELINA ZAWISZA f y- Program telewizyjny od 14 do 20 czerwca 2013 nr 24 TVN 7 piątek 21.50 Mściciel TVN sobota 20.00 Sztuka zrywania Brooke (Jennifer Aniston) i Gary (Vince Vaughn) nie są dobraną parą i zamierzają w końcu się rozstać. Żadne z nich nie chce jednak dobrowolnie opuszczać mieszkania, w którym żyją od kilku lat. Polsat poniedziałek 20.00 XXX Xander Cage (Vin Diesel), znany wyczyno- wiec, miłośnik sportów ekstremalnych i tatuaży, zostaje zwerbowany przez ame- rykański rząd i jako tajny agent udaje się z niebezpieczną misją do Pragi. TVN 7 wtorek 20.00 Morderstwo doskonałe Steven dowiaduje się, że grozi mu ban- kructwo. Na dodatek odkrywa romans żony (Gwyneth Paltrow). Chcąc ukarać kochan- ków, obmyśla perfidny plan zemsty, dzięki któremu mógłby też uratować finanse. wca2013 1 13 nr 24 DZIŚ WYDANIE MAGAZYNOWE WRAZ Z DODATKIEM TELEWIZYJNYM Równi nie od parady – Chodzę na Parady Równości, bo chcę pokazać, że istniejemy – mówi Agnieszka, 26 lat, lesbijka. – Jeszcze kilka lat temu rzucali w nas jajami i pokrapiali wodą święconą. Teraz Warszawa przy- zwyczaiła się do nas, wpisaliśmy się w krajobraz. Marzy mi się Pa- rada, która jest po prostu impre- zą, ludzie idą się pobawić, potań- czyć, a idee są jakoś przy okazji. str. 6-7 Leszek Miller: Odegrałem się Idę dalej fot. Adam Grabowski/REPORTER

description

Dziennik Trybuna nr 16

Transcript of Dziennik Trybuna nr 16

Page 1: Dziennik Trybuna nr 16

Wchodząc do Unii Europej-skiej Polska otworzyła swój rynek, a to okazało się bardzo opłacalne dla hurtowników i aptekarzy. W Polsce leki są tańsze niż w innych krajach UE, więc wyprzedając je po cenie wyższej niż u nas, ale

niższej niż w kraju importują-cym, piecze się dwie pieczenie na jednym ogniu: pozostaje się atrakcyjnym dostawcą i osiąga się ogromny zysk.

Ustawa o refundacji środków leczniczych, która weszła w ży-cie, jeszcze bardziej pogorszy-

ła sytuację. Według zapisów, marża hurtowa może wynosić 7 proc. zysku na lekach objętych refundacją. A przy sprzedaży za granicę marża nie jest sztywna, więc hurtownicy wolą sprzeda-wać tam, gdzie im się bardziej opłaca.

– To wszystko pokłosie afery z 2010 r., podczas której konflikt między jednym z hurtowników, a Głównym Inspektoratem Far-maceutycznym, zainicjował odwrócony łańcuch dystrybu-cji, czyli wyprzedawanie leków z aptek do hurtowni. Na reak-cję nie trzeba było długo cze-kać. W czerwcu 2012 r. okazało się, że brakuje leków na raka, w sierpniu – że brakuje insuli-ny, bez której osoby stosujące ją mogą umrzeć. Słowem: brakuje leków ratującymi życie – twier-dzi osoba związana z GIFem.

Jeden grosz z ka¿dego sprzedanego egzemplarza przekazujemy na rzecz Polskiego Komitetu Pomocy Spo³ecznej

ISS

N 2

300-

3197

, num

er in

deks

u 10

0994T RYBUNA

D Z I E N N I K

POLSKA GOSPODARKA ŚWIAT MAGAZYN W WOLNEJ CHWILI SPORT

www.dzienniktrybuna.plfacebook.com/dzienniktrybuna

twitter.com/DziennikTrybuna

cena 2 zł(w tym 8% podatku VAT)

Nr 16 (16)pi¹tek 14 – niedziela

16 czerwca 2013

Znikające lekiW polskich aptekach brakuje leków, równie¿ tych ratuj¹cych ¿ycie. S¹ wywo¿one poza granice naszego kraju. Proceder odbywa siê od lat i wci¹¿ nie ma propozycji jego ograniczenia. Polscy pacjenci przegry-waj¹ z chciwości¹ hurtowników i aptekarzy. Poza granice kraju – jak wyliczyli eksperci z fi rmy IMS Health – wywo¿one s¹ leki za prawie 3 mld z³otych rocznie.

Cieszê siê, ¿e mogê ¿yæ w kraju, w którym mnie coś dra¿ni. Ostatnio to, ¿e znaczna czêśæ spo³eczeñstwa ci¹gle śpiewa „Ojczyznê woln¹ racz nam wróciæ panie”. str. 14-15

Nasza trwaj¹ca od ponad 20 lat reprywaty-zacja coraz czêściej zmienia siê w prze-stêpczy proceder.

Bezprawne oddawanie

str. 4

Daniel Olbrychski:

str. 3

Drodzy Czytelnicy!

Docierają do nas sygnały, że w niektórych kioskach nie ma naszej gazety, że albo nie dotarła, albo gdzieś została, przypadkowo lub nie, „zawieruszona”.

W takich sytuacjach nama-wiamy do działania! Pytajcie kioskarzy, co się dzieje z nasza gazetą. Informujcie nas o punk-tach sprzedaży, w których nie ma „Dziennika Trybuna”, albo został schowany pod sto-sem innych pism. Piszcie lub wysyłajcie informacje pocz-tą elektroniczna na adres [email protected]!

Jak nie zadbamy o siebie sami, nikt o nas nie zadba! To od was zależy, czy będziemy obecni w debacie publicznej. Czy lewica będzie w niej miała swój głos!

Pan Bóg w odwrocie?

Badania nad religijnością Po-laków ujawniają dwa sprzeczne ze sobą procesy. Z jednej strony słabnie wiara i maleje uczestnic-two w praktykach religijnych, z drugiej zaś rośnie poparcie dla polityki Kościoła i takich jego flagowych łupów, jak zakaz abor-cji, obecność krzyża w Sejmie lub odmowa legalizacji związ-ków partnerskich.

str. 12

O Kwaśniewskim: jak się wchodzi na ring – można dostać w nos

O Tusku: odstrzeli swoich przeciwników w PO

O Kaczyńskim: może wygrać wybory, ale premierem nigdy nie będzie

O Palikocie: czekam kiedy ogłosi, że jest buddystą

O SLD: wrócimy do współrządzeniaO rządzie: tylko Grzegorz Kołodko może go zmienić

O sobie: marszałkiem Sejmu jeszcze nie byłem

Rozmowa z Leszkiem Millerem na str. II-III wkładki

MARCELINA ZAWISZA

f

y-

Program telewizyjny od 14 do 20 czerwca 2013 nr 24

TVN 7piątek 21.50 Mściciel

TVNsobota20.00

Sztuka zrywania

Brooke (Jennifer Aniston) i Gary (Vince Vaughn) nie są dobraną parą i zamierzają w końcu się rozstać. Żadne z nich nie chce jednak dobrowolnie opuszczać mieszkania, w którym żyją od kilku lat.

Polsatponiedziałek

20.00XXX

Xander Cage (Vin Diesel), znany wyczyno-wiec, miłośnik sportów ekstremalnych i tatuaży, zostaje zwerbowany przez ame-rykański rząd i jako tajny agent udaje się z niebezpieczną misją do Pragi.

TVN 7wtorek20.00

Morderstwo doskonałe

Steven dowiaduje się, że grozi mu ban-kructwo. Na dodatek odkrywa romans żony (Gwyneth Paltrow). Chcąc ukarać kochan-ków, obmyśla perfidny plan zemsty, dzięki któremu mógłby też uratować finanse.

Ok

ład

ka

: T

VN

7

ISS

N 1

23

0-9

79

6

wca 2013113nr 24

DZIŚ WYDANIE MAGAZYNOWE WRAZ Z DODATKIEM

TELEWIZYJNYM

Równi nie od parady

– Chodzę na Parady Równości, bo chcę pokazać, że istniejemy – mówi Agnieszka, 26 lat, lesbijka. – Jeszcze kilka lat temu rzucali w nas jajami i pokrapiali wodą święconą. Teraz Warszawa przy-zwyczaiła się do nas, wpisaliśmy się w krajobraz. Marzy mi się Pa-rada, która jest po prostu impre-zą, ludzie idą się pobawić, potań-czyć, a idee są jakoś przy okazji.

str. 6-7

Leszek Miller:Odegrałem sięIdę dalej

fot.

Adam

Gra

bow

ski/R

EPO

RTE

R

Page 2: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA2 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Jan Ma-ria Rokita jest ofiarą p a ń s t w a p r a w a . O b r a z i ł byłego ko-m e n d a n -ta policji, p r z e g r a ł

procesy o zniesławienie. Za-parł się i na ugodę nie poszedł. W konsekwencji musi ponieść wysokie koszty przeprosin

w mediach komercyjnych. Do-padła go niewidzialna ręka wolnego rynku w Toskanii, gdzie schronił się na banicji politycznej.

Teraz Jan Maria Rokita staje się zabawką mediów i polityków. Europoseł Marek Migalski, kie-dyś PiS, dziś bezpartyjny, mistrz autopromocji, zaoferował pu-bliczną jałmużnę na rzecz Roki-ty. By Rokitę dodatkowo upod-lić, a swoją osobę przypomnieć w mediach.

Temat upadłego Rokity pod-chwyciły głodne politycznej pa-dliny przekaziory. Rozpoczęła się medialna licytacja aktual-nych, czyli zamożnych polity-ków. Który, ile, i co biednemu Rokicie da. Jednocześnie grono zawistnych rozpoczęło lustra-cję majątkową Rokity. Przypo-mniano jego pensje poselskie i ministerialne, wypasiony kon-trakt z dawnym „Dziennikiem” i półmilionową odprawę, jaką od niemieckich wydawców dostał. Przy okazji, późniejszą wojnę polityka z Lufthansą o zniewa-żony kapelusz. Teraz Migalski proponuje zrzutkę do rokiciego, już żebraczego kapelusza

Sprowadzony do groteski przy-padek wieloletniego parlamenta-rzysty i ministra raz jeszcze po-kazuje słabość naszego systemu politycznego. Niedawno media biadoliły o marnowaniu popu-larności i międzynarodowego autorytetu byłych prezydentów. Że zamiast wykorzystywać ich

do promocji naszego kraju, stają się zastępczymi celami w bieżą-cej walce politycznej.

Jeszcze gorzej jest z byłymi ministrami i parlamentarzysta-mi. Wstyd wspominać, że Polska jest jedynym krajem Unii Euro-pejskiej, który nie ma systemu zabezpieczenia emerytalnego dla byłych parlamentarzystów. Efektem są podania o zapomogi dla starych, schorowanych, za-pomnianych parlamentarzystów, kierowane do Kancelarii Sej-mu. I coraz bardziej powszech-na wśród parlamentarzystów opinia, że jak sobie w czasie kadencji nie zaoszczędzisz, to potem dosiewa ci bieda. Od tego nastawienia niedaleko jest do pokus korupcji.

W krajach cywilizowanych byli ministrowie i parlamen-tarzyści wykorzystywani są przez ich formacje polityczne i państwowe instytuty badaw-cze, think thanki. W Polsce par-tie polityczne dostają państwowe

dotacje, ale nieczęsto korzystają z dorobku i doświadczenia by-łych parlamentarzystów. Domi-nuje kult nowości. Wygrani za-pominają o tych, którzy mają też udziały w ich sukcesach.

Nie ma miesiąca, abym nie słyszał utyskiwań, że jako pań-stwo nie mamy opracowanej dłu-gofalowej polityki zagranicznej wobec Ukrainy, Rosji, Brazylii, Litwy, ostatnio Chin. Bo bra-kuje u nas ekspertów, albo są, ale za drodzy.

Podobnie nie mamy długo-falowej polityki przemysłowej, społecznej, kulturalnej, a nowe opracowania to często wyważa-nie otwartych już kiedyś drzwi. Bo partie polityczne i instytucje państwowe nie dbają o ciągłość wiedzy, doświadczeń, kontaktów.

Byli ministrowie i parlamen-tarzyści potrzebni są w naszym kraju jedynie do nowych afer.

To kosztuje naprawdê niewiele - w lipcu 38 z³, w sierpniu 30 z³, we wrześniu 34 z³, w październiku 36 z³, w listopadzie 30z³ i w grudniu 32 z³.

Cena prenumeraty jest jednakowa u wszystkich dystrybutorów prasy

Prenumerata dla osób fi zycznych:Us³uga Teczkomatu w Salonikach Kolportera, odbiór gazety w wybranym Saloniku Kolportera lub Top-Press-u. lub w fi rmie GLM (tylko Warszawa).

Prenumerata dla instytucji, fi rm:u dystrybutorów – Garmond, GLM, Kolporter, Ruch, (nie mamy jeszcze umowy na prenumeratê pocztow¹). Z ka¿dym z dystrybutorów mo¿na uzgodniæ miejsce i formê dostawy (odbioru prenumeraty np. najbli¿szy kiosk, miejsce pracy, itd)W razie problemów prosimy o informacjê [email protected]

Zapraszamy do prenumeraty!

Piekło Rokity

PIOTR GADZINOWSKILEWICA24.PL

str. 2 - 3 str. 4 str. 5 str. 6-19 str. 16 - 19 str. 20

POLSKA

Garmond PressOddzia³ Filia tel/fax E-mailKatowice 32 209 26 62 [email protected]

Bielsko Bia³a 33 816 91 03 [email protected] 32 270 55 31 [email protected] 77 457 83 57 [email protected]êstochowa 34 371 06 05 [email protected] 32 423 97 66 [email protected]

Bia³ystok 85 878 03 00 [email protected]³aw 71 796 30 10 prenumerata.wroc³[email protected]ów 12 412 75 60 [email protected]

Kielce 41 362 19 22 [email protected] S¹cz 18 449 12 33 [email protected]

Rzeszów 17 85 29 101 [email protected] Wola 15 844 36 68 [email protected]

Warszawa 22 837 30 08 [email protected] 81 444 60 55 [email protected] 48 333 03 23 [email protected]

£ódź 42 640 26 43 [email protected]ñ 61 879 33 72 [email protected]

Gorzów Wielkopolski 95 735 33 92 [email protected] 91 460 12 77 [email protected] 52 320 45 49 [email protected]ñsk 58 340 98 14 [email protected] 89 526 07 19 [email protected]

G.L.M. Sp. z o.o. www.glm.plTel.: + 48 22 649 40 80, 649 41 61Faks:+ 48 22 885 95 56E-mail: [email protected] Warszawa ul. Uprawna 3

Ruch S. A.www.prenumerta.ruch.com.plInfolinia Prenumeraty 22 693 79 00Infolinia czynna w dni robocze , w godz 7.00-17.00 E-mail : prenumerata @ ruch.com.pl00-958 Warszawaul. Wronia 23

Kolporter Oddzia³ Telefon KontaktBia³ystok tel.: 85 877 09 09 [email protected] Bia³a tel.: 32 359 68 46 [email protected] tel.: 52 561 11 29 [email protected]ñsk tel.: 85 877 09 09 [email protected] tel.: 32 359 68 46 [email protected] tel.: 41 312 38 89 [email protected] tel.: 94 710 15 89 [email protected]ów tel.: 12 378 80 19 [email protected] tel.: 81 464 50 19 [email protected]£ódź tel.: 42 299 10 49 [email protected] tel.: 32 359 68 46 [email protected] tel.: 89 670 89 39 [email protected]ñ tel.: 61 623 27 49 [email protected] tel.: 48 380 79 39 [email protected]ów tel.: 17 717 98 89 [email protected] tel.: 91 886 39 89 [email protected] tel.: 22 355 04 71,73,77 [email protected]³aw tel.: 71 734 44 30 [email protected] Góra tel.: 68 413 09 39 [email protected]

Page 3: Dziennik Trybuna nr 16

3 DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Znikające lekiW polskich aptekach brakuje leków, również tych ratujących życie. Są wywożone poza granice naszego kraju. Proceder odbywa się od lat.

Każdy hurtownik jest zo-bowiązany do tego, aby zaspokajać zapotrze-

bowanie aptek na leki, a te pa-cjentów. Nadzór nad obrotem lekami prowadzi inspekcja far-maceutyczna, która może wycią-gnąć konsekwencje wynikające z ustawy. W przypadku leków re-fundowanych nieprzestrzeganie tego artykułu grozi hurtowniom cofnięciem zezwolenia. W związ-ku z tym rynek funkcjonuje tak, że zakłada się hurtownie, sku-puje leki od aptek i producen-tów, a następnie sprzedaje je do większych hurtowni. Te z kolei sprzedają je za granicę. Hurtow-nia skupująca funkcjonuje pół roku, czyli mniej więcej do czasu pierwszej kontroli. Zdarzają się

również sytuacje, że hurtownia w ogóle nie wpuszcza inspek-cji albo wygasza działalność. Po wygaszeniu działalności właściciel otwiera następne hurtownie, które działają w ten sam sposób. W czasie, w którym funkcjonują, są w stanie zarobić miliony złotych.

Konsekwencje braku leków mogą być tragiczne w skutkach. – Niedawno zakończyłam le-czenie onkologiczne i razem ze mną przedwcześnie skończyły leczenie te osoby, które nie mo-gły dostać chemioterapii, bo nie było Methotrexatu. Szczęśliwie nie byłam leczona tym lekiem. Problem jest taki, że lekarze szacują, ile chemioterapii nale-ży podać, żeby skutecznie wyle-

czyć z raka. A brak nawet jednej dawki może, choć nie musi, zni-weczyć te plany. Podczas moje-go leczenia kilka osób dostawało również mniejsze dawki leków, a to też stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia – mówiła nam Anna, która leczyła się w jed-nym z warszawskich szpitali.

Z informacji, które uzyskaliśmy wynika, że działalność, polegają-ca na sprzedaży leków za granicę nie jest niezgodna z prawem, ale działalność polegająca na sku-powaniu leków jest naruszeniem ustawy. – Nie ma żadnych prze-pisów karnych, a sprawa nie jest przedmiotem zainteresowania prokuratury. Nie ma żadnej ini-cjatywy na rzecz zmiany sytuacji – powiedziała nam osoba zwią-

zana z Głównym Inspektoratem Farmaceutycznym.

– Aby zmienić ten stan rzeczy, należałoby wprowadzić kontro-lę eksportu oraz wyegzekwować przepisy umożliwiające izbom aptekarskim karanie członków samorządu za udział w sprzedaży leków z aptek do hurtowni. Teraz nie robią nic, tylko awanturują się w mediach, opowiadając, że nie ma leków. A gdyby się stanowczo sprzeciwili, mogłoby to poprawić sytuację – twierdzi.

Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia o to, jak chce rozwiązać ten proceder i czy planuje wpro-wadzenie rozwiązań prawnych, które będą blokowały wywożenie leków w ilościach polskim pacjen-tom. Czekamy na odpowiedź.

PACJENCI CIERPI¥, HURTOWNICY ZARABIAJ¥

MARCELINA ZAWISZA

Blisko referendum Warszawska Wspólnota Samorz¹dowa – jak poinformowa³ stoj¹cy na jej czele Piotr Guzia³ – po trzech tygodniach zebra³a praktycznie wszystkie podpisy pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie od-wo³ania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydent Warszawy. Z wymaganych 135 tys. podpisów w czwartek by³o ju¿ ponad 133 tys.

Polskie nierówności Najnowsze dane European Gender Equality Index przedstawione przez Eu-ropean Institute for Gender Equality: Polska zajmuje w UE 17. miejsce pod wzglêdem równości p³ci. Poni¿ej średniej. Najwiêksze nierówności miêdzy kobietami i mê¿czyznami s¹ w obszarze zdrowia i opieki nad dzieæmi i oso-bami zale¿nymi. Najlepiej jest z dostêpem kobiet do w³adzy – 11. miejsce.

SpokojnieMinisterstwo Administracji i Cyfryzacji na podstawie informacji uzyskanych z wo-jewódzkich centrów zarz¹-dzania kryzysowego stwier-dzi³o spadek poziomu wód w rzekach, co oznacza, ¿e w tej chwili nie ma zagro¿e-nia powodziowego.

Krótszy LipiecS¹d Apelacyjny w warsza-wie zmniejszy³ karê wiêzie-nia dla by³ego PiS-owskiego ministra sportu z 3,5 do 2,5 roku. Tomasz Lipiec w 2012 zosta³ skazany na podsta-wie zarzutów korupcyjnych. Podczas procesu udowod-niono mu przyjêcie ³apówki w wysokości 100 tys. z³o-tych. Wraz z nim zosta³a skazana tak¿e jego ¿ona.

PKP donosiWydawca „Wprost” i „Uwa-¿am Rze” Micha³ T. Lisiecki w tarapatach. Polskie Ko-leje Pañstwowe z³o¿y³y na niego doniesienie do CBA w zwi¹zku z dzia³alności¹, która ponoæ mia³a polegaæ na nietypowym domaganiu siê kontraktów reklamowo--promocyjnych. W czasie kiedy Lisiecki je negocjo-wa³, zatrudnieni przez niego dziennikarze szukali nie-prawid³owości w spó³kach, które wybiera³ jako partnera handlowego. Rzecz dotyczy nie tylko PKP, ale tak¿e Tota-lizatora Sportowego. Mowa o kwotach rzêdu 1,7-2 mln z³otych.

Lasek dla Moskwy Jaros³aw Kaczyñski uwa-¿a, ¿e zespó³ Macieja La-ska, powo³any do promo-cji raportu Jerzego Millera o przyczynach katastrofy smoleñskiej, spe³nia ¿¹da-nia z Moskwy. Wyrazi³ te¿ nadziejê, ¿e Antoni Maciere-wicz, energicznie d¹¿¹cy do ustalenia prawdziwych oko-liczności wypadku prezy-denckiego samolotu, kiedyś zostanie przez g³owê pañ-stwa odznaczony za zas³ugi na tym polu.

W.

KTO SP£ACI BY£EGO POLITYKA

Leszek Miller, szef Sojuszu Le-wicy Demokratycznej, sytuację zadłużonego po uszy byłego po-lityka Platformy Obywatelskiej, podsumowuje krótko słowami sa-mego Rokity: „Trzeba się litować nad dziećmi w Afryce, a nie nad politykami.” Ale ma serce. Da. I Jarosław Kaczyński też.

Były polityk PO wskutek prze-granego procesu z Krzysztofem Kornatowskim, byłym komen-dantem policji, ma do zapłacenia blisko 350 tys. zł, z czego 100 tys. to zadośćuczynienie dla Korna-towskiego, zaś 250 tys. to koszty umieszczenia przeprosin w pra-sie. W 2007 r. Rokita nazwał szefa policji „nikczemnym prokurato-rem”, zarzucając mu tuszowanie

sprawy opozycyjnego działacza Tadeusza Wądołowskiego, który stracił życie w 1986 roku na ko-misariacie kolejowym w Gdyni. Kornatowski wytoczył proces Ro-kicie, który ten przegrał. W 2007 r. sąd nakazał mu przeproszenie policjanta. Niedoszły premier z Krakowa nie wykonał jednak wyroku, więc do egzekucji przy-stąpił komornik.

Rokita twierdzi, że nie ma pieniędzy. Tymczasem w TVN, w bardzo ekskluzywnych okolicz-nościach przyrody, opalony, wypo-częty i przyodziany w drogie lny skarżył się na swoje krzywdy, nie-sprawiedliwe państwo i tłumaczył zasady, które nie pozwalają mu uznać wyroku sądu RP.

Tymczasem na pomoc Rokicie ruszył europoseł Marek Migalski, który na Twitterze ogłosił zrzut-kę na długi polityka. „Zgłoszę do MSW publiczną zbiórkę dla Ro-kity. Sam wpłacę 5 tys. Proszę o wstępne deklaracje do mojego biura” – zaprasza europoseł.

Portfel natychmiast otworzy-li Jan Bury z PSL oraz Paweł Olszewski i Cezary Grabarczyk (PO), który „da tyle, ile będzie trzeba”. Inicjatywa podoba się europosłowi Tadeuszowi Cymań-skiemu, który w rozmowie z „DT” snuje szersze refleksje na tle spra-wy Rokity. „Dzięki temu, że spra-wa dotyczy osoby powszechnie znanej, możemy się przekonać, jak w Polsce funkcjonuje prawo. Jest ono pobłażliwe wobec silnych i bezwzględne wobec słabych. Oczywiście, wyroki sądu należy respektować, ale można się z nimi nie zgadzać. Chodzi o adekwat-ność wyroku do konkretnej sytu-

acji. W Polsce ludzie często siedzą w więzieniach za niewielkie kwoty, a grube rekiny sobie pływają i się śmieją. Mam nadzieję, że ta spra-wa spowoduje głębszą refleksję”.

Ale czy nie są one płonne? Kiedy z nim rozmawiamy, jego koledzy z Solidarnej Polski występują do marszałek Sejmu o... rozważenie pomocy finansowej dla Rokity.

W katowickim biurze europo-sła Migalskiego dowiadujemy się o pierwszych efektach akcji – są politycy, ale też zwykli ludzi, z których jeden zadeklarował aż tysiąc złotych. Migalski mówi, że najczęściej jednak chcą dawać po stówie. Co z SLD? Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny, mówi nam: „Za swoje błędy trze-ba płacić. Jeżeli pan Rokita nie radzi sobie ze swoimi problema-mi, jak da sobie radę z problema-mi milionów Polaków?”

Egzekucja na Rokicie i jego majątkuD³ugi procesowe Jana Marii Rokity wynosz¹ 350 tys z³. On sam nie chce p³aciæ. Zrzutkê na by³ego polityka Platformy Obywatelskiej robi europose³ Marek Migalski. Chêtnych jest sporo.

M.W

Czy Ministerstwo Zdrowia zapanuje nad procederem wywo¿enia leków?

fot. MRG

Page 4: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA4 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Nieodłącznym elementem polskiej reprywatyza-cji jest łamanie prawa

i brak troski o mienie publicz-ne. Często dzieje się tak przy bierności lub wręcz aprobacie władz samorządowych.

Prokuratura prowadzi śledz-two dotyczące bezprawnej sprzedaży 27 kamienic w Prze-myślu i Jarosławiu, które przed wojną należały do żydowskich właścicieli. Urzędnicy samo-rządowi uczestniczący w tych działaniach podejrzewani są o niedopełnienie obowiązków, za co grozi do 3 lat więzienia. O całym procederze zawiado-mili lokatorzy, bezpardonowo eksmitowani przez nowych właścicieli.

Kilka lat temu w obu miastach zaczęli pojawiać się prawnicy z różnych kancelarii, występu-jący jako przedstawiciele spad-kobierców dawnych właścicieli. Z testamentami rzekomo przez nich spisanymi lub z dokumen-

tami tożsamości potwierdzający-mi pokrewieństwo, zgłaszali się do sądów, wnosząc o stwierdze-nie nabycia spadku przez osoby wymienione jako spadkobiercy byłych właścicieli.

Wszyscy pomagaj¹

Jak twierdzi poseł Marek Rząsa, zaalarmowany przez pokrzywdzonych lokatorów, wnioski podejrzanych spad-kobierców były uwzględniane „po szybkich i enigmatycznych posiedzeniach sądów”. Żaden sędzia nie zainteresował się au-tentycznością przedstawianych dokumentów. Lokatorzy zwra-cali wprawdzie uwagę, że dane osobowe rzekomych spadko-bierców często nie zgadzają się z danymi dawnych właścicieli, sądy jednak nie przyznawały lokatorom praw strony, więc ich głosy nie były uwzględ-niane. Prawnicy, ze stwierdze-niami nabycia spadków przez

nowych właścicieli zjawiali się potem w urzędach miejskich, gdzie także wyjątkowo szybko, uzyskiwali decyzje zwracające nieruchomości. – Proceder od-bywał się przy całkowitym bra-ku zainteresowania zarządców nieruchomości, czyli najczęściej właściwych gmin miejskich. Ich bierność była zdumiewają-ca. Nowi właściciele i zarządcy nieruchomości niemiłosiernie korzystają z prawa sprzedaży i stałego zwiększania czynszu. Bardzo często doprowadzają do eksmisji lokatorów, co w konse-kwencji prowadzi do tragedii rodzinnych, także w całej Polsce – podkreślał poseł Rząsa, który szerzej zainteresował się niele-galną reprywatyzacją.

Rzeczywiście, sprawa miała i ma wymiar ogólnopolski. Już w 2010 r wiceminister sprawie-dliwości Jacek Czaja wskazy-wał, że proceder występujący w Przemyślu i Jarosławiu „obej-muje cały kraj, przez co Skarb Państwa traci majątek znacznej wartości”. Nasze organa ścigania pracują jednak powoli, zwłasz-cza, że jak wskazywał pos Rząsa, „prowadzący śledztwo prokura-torzy mają ogromne problemy z uzyskaniem pomocy prawnej ze strony państwa Izrael”.

Dziêkujcie Bierutowi

Nieco skuteczniejsze działa-nia mające zahamować prze-stępczą reprywatyzację, podjęła prokuratura w Łodzi. W śledz-twie dotyczącym nielegalnego przejmowania łódzkich kamie-nic aresztowano dwie osoby, ale wyłudzaniem nieruchomości zajmowała się duża grupa. Jedni wyszukiwali – w porozumieniu z miejskimi urzędnikami – stare domy, ustalając kim byli ostatni właściciele i sprawdzając czy zo-stali po nich jacyś spadkobiercy. Inni zdobywali fałszywe testa-menty. Jeszcze inni, posługując się tymi testamentami wnosi-li do sądów sprawy o nabycie spadków. Gdy oszuści mieli już korzystne orzeczenie sądu, łódz-

cy urzędnicy szybko podejmo-wali decyzje o przekazaniu im domów. Ostatni etap stanowiła eksmisja lokatorów i sprzedaż domu lub wynajęcie go nowym użytkownikom. Szefem grupy był prawnik, oszustom udało się przejąć pięć łódzkich ka-mienic o wartości kilkunastu milionów złotych. Ich działania były obserwowane przez poli-cję za sprawą skarg lokatorów, zauważających – podobnie jak w Przemyślu i Jarosławiu – że jako spadkobiercy występują osoby nie spokrewnione z daw-nymi właścicielami. Śledztwo nie dawało rezultatów, bo for-malnie wszystko było w porząd-ku, a życzliwość urzędników wobec osób starających się o od-zyskanie nieruchomości nie jest przecież przestępstwem. Dopie-ro gdy udało się zdobyć próbki pisma dawnych właścicieli, eks-pertyzy wykazały fałszerstwa rzekomych testamentów. Podej-rzewa się, że ponad 70 kamienic zostało w ten sposób przejętych przez oszustów.

W Krakowie, z inicjatywy pokrzywdzonych lokatorów powstała w urzędzie miejskim komórka, badająca dokumenty stosowane przy bezprawnej re-prywatyzacji. Tam nielegalnie zwracane są kamienice (lub wypłaca się wielomilionowe zadośćuczynienia), które w cza-sach PRL zostały przejęte praz państwo w zamian za ich wy-remontowanie. Było to zgodne z ówczesnym prawem, właści-ciele dostali odszkodowania – ale dziś skutecznie walczą o od-restaurowane budynki.

W Warszawie, na mocy tzw. dekretu Bieruta, oddano już prawie dwa tysiące nierucho-mości często bez wyroków są-dowych. Prezydent miasta nie zadbała o odliczenie nakładów, czynionych z pieniędzy podat-ników na utrzymanie i renowa-cję zwracanych obiektów. W ten sposób doprowadzono do wie-lomilionowych strat w majątku publicznym. I tak właśnie wy-gląda polska reprywatyzacja.

Bezprawne oddawanie

Nasza trwaj¹ca od ponad 20 lat reprywatyzacja coraz czêściej zmienia siê w przestêpczy proceder.

ANDRZEJ DRYSZEL

W £odzi chêtnie zwracano kamienice rzekomym potomkom w³aścicieli.

fot. WIKIMEDIA

Rekordowy powiatNajwy¿sze bezrobocie w Pol-sce panuje w powiecie szyd³o-wieckim (38,6 proc.) w woj ma-zowieckim. Mimo ¿e Warszawa nie jest tak daleko, nie popra-wia to sytuacji. Drugie miejsce (34,8 proc.) zajmuje powiat piski (woj. warmiñsko-mazur-skie). Najmniejsze bezrobocie (4,5 proc.) jest w Poznaniu.

20 razy mniejW Polsce funkcjonuje ok. 250 tys. aktywnych Indywidual-nych Kont Emerytalnych. Gdy tworzono je w 2004 r., zak³a-dano, ¿e bêdzie w nich gro-madziæ pieni¹dze ok. 5 mln ludzi. IKE to rachunki, na któ-rych mo¿na przechowywaæ pieni¹dze bez 19 proc. po-datku od dochodów kapita-³owych, pod warunkiem, ¿e zostan¹ podjête po 60 roku ¿ycia lub po osi¹gniêciu wie-ku emerytalnego. Zbyt ma³e i niepewne dochody Polaków nie pozwalaj¹ im jednak na systematyczne, wieloletnie odk³adanie na emeryturê.

PKO BP kupujeNajwiêkszy polski bank, po-zostaj¹cy we w³adaniu Skarbu Pañstwa, kupuje bank i to-warzystwo ubezpieczeniowe Nordea. To najwiêksza taka transakcja w dziejach PKO BP. Po sprzeda¿y marka Nordea zapewne zniknie z polskiego rynku (z wyj¹tkiem OFE Nor-dea, które na razie nie zosta-nie nabyte). PKO BP prawdo-podobnie zap³aci Szwedom ok. 2 mld z³.

Polskie mebleEksportujemy meble za ok. 30 mld z³ rocznie (z fabryk nale¿¹-cych g³ównie do niemieckich w³aścicieli), co daje nam 4 miej-sce w świecie.

Trochę wolniejBank Światowy obni¿y³ progno-zê tempa tegorocznego wzro-stu gospodarczego na świe-cie. Wzrost PKB ma wynieśæ 2,2 proc., a nie 2,4 proc., jak wcześniej zak³ada³ BŚ. Pogr¹-¿ona w kryzysie strefa euro za-notuje spadek o 0,6 proc. Na drugim biegunie s¹ kraje rozwi-jaj¹ce siê, startuj¹ce z niskiego poziomu. W 2013 r. ich PKB wzrośnie o ponad 5 proc.

AD

str. 2 - 3 str. 4 str. 5 str. 6 - 15 str. 16 - 19 str. 20

GOSPODARKA

KURSY WALUT

EUR 4.2685

+0.31%

USD 3.2000

-0.01%

CHF 3.4775

+0.66%

Najwiêkszym grzechem sêdziów oraz urzêdników decyduj¹cych o zwrocie nieruchomości jest ³amanie art. 224 kodeksu cywilnego, któ-ry mówi, ¿e w rozliczeniach miêdzy potencjalnym w³aścicielem a osob¹ zobowi¹zan¹ do zwrotu mienia nale¿y uwzglêdniæ nak³ady, jakie poczy-ni³ w³adaj¹cy podczas posiadania mienia. Nak³ady te trzeba rozliczaæ od razu, a nie w przysz³ości, dopiero po oddaniu maj¹tku. Ten, kto zwraca mienie bez odliczenia nak³adów, ³amie prawo (art. 231 k.k.). Urzêdy i s¹dy z regu³y nie licz¹ jednak nak³adów poczynionych przez pañstwo. Jak na razie ¿aden urzêdnik a tym bardziej sêdzia nie zosta³ skazany za zaniedbania podczas dzia³añ reprywatyzacyjnych.

ważne

Page 5: Dziennik Trybuna nr 16

5 DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Europejski sojusznik GMOWielka Brytania ma zwiêkszyæ nacisk na UE w sprawie z³agodzenia przepisów dotycz¹cych upraw i ¿ywności modyfi kowanej genetycznie.

Konserwatywny brytyjski rząd zamierza wspomóc starania wielkich koncer-

nów agrobiznesowych, chcących pozyskać europejski rynek zbytu na nasiona roślin modyfikowa-nych genetycznie (GMO).

Owen Paterson, minister środowiska w rządzie Davida Camerona, zamierza skiero-wać swój apel do europejskich decydentów, przekonując ich, że uprawy GMO mogą pomóc rolnictwu na kontynencie le-piej przygotować się do wy-zwań związanych ze zmianami klimatu i poprawić wydajność – donosi portal informacyjny RT.com. Jego zdaniem, takie działanie przyczyni się do in-

nowacji w innych dziedzinach, na przykład w przemyśle far-maceutycznym.

Do treści przemowy ministra dotarł brytyjski centrolewicowy dziennik „The Independent”.

Argumentacja Patersona po-wiela tezy stawiane przez gigan-tów przemysłu rolniczego, w tym amerykański koncern Monsanto, uważany przez wielu za faktycz-nego światowego monopolistę. Firma ta – jak można przeczy-tać w internetowym serwisie CorporateWatch, nie szczędziła środków finansowych na pozy-skiwanie życzliwych sprawie naukowców.

Monsanto jest również człon-kiem szeregu grup lobbingowych,

takich jak Stowarzyszenie na rzecz Ochrony Zbiorów czy Euro-pa bio, które skupiają środowiska zainteresowane promowaniem bioinżynierii.

Europa z dużą niechęcią przyj-muje uprawy GMO. Podczas gdy na świecie 12 proc. produkowa-nej żywności pochodzi z upraw

modyfikowanych genetycznie, w Europie wskaźnik ten wynosi zaledwie 0,2 proc.

Jedynymi dopuszczonymi przez Brukselę do uprawy na terenie UE roślinami GMO są kukurydza Monsanto MON810 oraz należący do koncernu BASF ziemniak Amflora.

ŚWIAT

EUROPA

Mająca swoją siedzibę w No-wym Jorku organizacja MSCI uznała, że postępujący spadek wartości greckiej giełdy i funk-cjonowanie greckiego rynku nie spełniają norm stawianych kra-jom rozwiniętym. Od tej chwili Grecja będzie zaliczana do gro-na państw biedniejszych, okre-ślanych jako rozwijające się.

Określenie „kraj rozwijający się” w odniesieniu do rządzonej przez konserwatywną Nową De-mokrację Grecji może wydawać się ponurą ironią. Pojęcie roz-woju niesie w sobie przesłanie pozytywnej zmiany, tymczasem mamy do czynienia z poważnym regresem. Niemniej fakt obni-żenia statusu jest jednoznaczny. Załamanie gospodarcze i kilka lat kryzysu pogłębionego do-datkowo przez politykę drakoń-skich cięć, dało o sobie znać po raz kolejny.

Określenie „kraje rozwinięte” budzi coraz więcej wątpliwości

i – jak się wydaje – straciło swój pierwotny sens. I nie chodzi tu wyłącznie o ściśle ekonomiczne kryteria.

Ciekawych informacji dostar-cza w tej materii wydany nieco wcześniej raport Organizacji na Rzecz Gospodarki i Rozwo-ju (OECD). Wynika z niego, że wśród krajów określanych jako rozwinięte (wówczas było ich 34) najwyższy odsetek ubóstwa zano-towano w Izraelu. Wynosi on aż 21 procent.

Dane te jednak nie obejmują czterech milionów Palestyńczy-ków, gdyż OECD nie uznaje tery-toriów okupowanych za część Pań-stwa Izrael. W rezultacie Izrael ma proporcjonalnie wyższe docho-dy z podatków stosunku do PKB od krajów takich jak Chile, Mek-syk i Turcja, wyższy niż w nich procent ogółu obywateli Izraela żyje poniżej poziomu ubóstwa.

Grecja się zwinęłaZbiór państw określanych jako rozwinięte został pomniejszony o Grecję. Teraz kraj ten znajdzie się w grupie „rozwijających się”. Czy taka kategoryzacja ma sens?

GRZEGORZ WALIÑSKI

BART£OMIEJ KOZEK

Papież i motory W niedzielê tysi¹ce motocyklistów wype³ni plac św. Piotra, by otrzymaæ b³ogos³awieñstwo. Papieska flota powiêkszy³a siê o dwa klasyczne motocykle Harley-Davidson.

Francja grozi UEWystêpuj¹c w Zgromadzeniu Narodowym, premier Francji Jean-Marc Ayrault zapowie-dzia³, ¿e jeśli obszar wymiany w zakresie kultury nie zostanie wy³¹czony z zakresu negocja-cji europejsko-amerykañskiej umowy o wolnym handlu, Pa-ry¿ skorzysta z prawa weta. W pi¹tek w Luksemburgu spotykaj¹ siê, w celu uzgod-nienia mandatu negocjacyj-nego, ministrowie handlu pañstw UE. Francja najostrzej traktuje tê sprawê, nie jest w swoim stanowisku osa-motniona – popieraj¹ je Au-stria, Belgia, Polska, Rumunia i W³ochy.

Kij i marchewka ErdoğanaZaraz po z³o¿eniu obietni-cy zorganizowania referen-dum w sprawie przysz³ości stambulskiego parku Gezi premier Turcji Recep Tayyip Erdoğan zagrozi³ „oczyszcze-niem” z demonstrantów placu Taksim dodaj¹c, ¿e jest to ostatnie ostrze¿enie. Refe-rendum w sprawie parku jest jedynym ustêpstwem na jakie warunkowo zgodzi³ siê rz¹d.

Rośnie liczba ofi ar w SyriiWed³ug uaktualnionych da-nych ONZ wojna domowa w Syrii poci¹gnê³a za sob¹ ju¿ 93 tys. ofiar śmiertelnych. Tempo wzrostu jest coraz szybsze – jeszcze w styczniu szacowano liczbê zabitych o 30 tys. mniej. 80 proc. zabi-tych to mê¿czyźni, ale zginê-³o równie¿ przynajmniej 1700 dzieci w wieku poni¿ej 10 lat.

Dekrety MugabePrezydent Zimbabwe Ro-bert Mugabe og³osi³ dekret w sprawie zmiany prawa wy-borczego, nie daj¹c mo¿liwo-ści wypowiedzenia siê na jego temat parlamentowi. Mugabe d¹¿y do przyspieszenia wybo-rów, dziêki którym ma nadzie-jê pozbyæ siê rz¹du jedności narodowej, w sk³ad którego wchodz¹ nieprzychylne mu ugrupowania.

GW

ROSJA

Prezydent Rosji wziął udział w zgromadzeniu założyciel-skim nowego ruchu społeczne-go – a zdaniem wielu komenta-torów – de facto politycznego. Władimir Putin stanął na czele Ogólnorosyjskiego Frontu Na-rodowego. Wywołał tym eufo-rię zgromadzonych. – Jesteśmy gotowi na pracę z każdym, kto podziela nasze cele i wartości – zadeklarował prezydent.

Celem OFN jest poprawienie relacji oraz wizerunku Putina w społeczeństwie. Jak zadekla-rował jej przewodniczący – pre-zydent Rosji – będzie ona służyła interesowi obywatelskiemu, roz-wojowi społecznemu i gospodar-czemu. Pomysł powołania Frontu powstał w 2011 roku, jako alter-natywa dla podejrzanego o ko-rupcję proputinowskiego ugru-powania Jednej Rosji.

Działaniom prezydenta towa-rzyszą nieustające protesty opo-

zycji. W tym tygodniu w Moskwie 30 tys. ludzi protestowało prze-ciwko polityce Kremla. Opozy-cjoniści wznosili okrzyki „Rosja wolna od Putina” i „Putin – zło-dziej”, eksponując transparenty z wizerunkami 27 osób odby-wających kary za uczestnictwo w demonstracjach w ubiegłym miesiącu.

Rosyjskie władze zarzucają opozycji wykonywanie poleceń z zagranicy oraz bezprzedmio-towe krytykanctwo wobec zbu-dowania wspólnej platformy na rzecz reform.

W komentarzu nadanym przez państwową telewizję, prezydent Rosji oskarżył amerykańskich dyplomatów o jawne sponsoro-wanie protestów opozycji. Zwró-cił się do nich m. in. w wywiadzie dla portalu RT.com.

– Nasze służby dyplomatycz-ne nie współpracują aktywnie z waszym Ruchem Oburzonych, jak wy czynnie współpracujecie i wspieracie rosyjską opozycję – mówił Putin w rozmowie z dzien-nikarzami RT.com.

Putin znów na czelePrezydent Rosji tworzy alterna-tywê wobec skompromitowanej partii rz¹dz¹cej. Opozycja nie ustaje w protestach i równie¿ przygotowuje siê do wyborów.

ROBERT GRUDA

Protest przeciwko Monsanto.

fot. WIKIMEDIA

str. 2 - 3 str. 4 str. 5 str. 6 - 15 str. 16 - 19 str. 20

ŚWIAT

Ściągnij aplikację Aurasma, skieruj czytnik na zdjęcie poniżej, a zobaczysz komentarz.

Page 6: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA6

Słowo „mem” zostało wymyślo-ne przez brytyjskiego naukowca Richarda Dawkinsa w książce „Samolubny gen”. Pierwotnie oznaczało jednostkę informacji kulturowej, która powiela się poprzez naśladownictwo. To taki kulturowy odpowiednik genu.

O co dokładnie chodzi? Wszyst-ko co robimy, cała nasza kultu-ra, system wartości, cały świat, który nas otacza, działają na zasadzie pewnej umowy, której istnienia nie zawsze jesteśmy świadomi. Memy odpowiadają za przenoszenie zapisów tej umowy, modyfikowanie jej i dostosowy-wanie do warunków, w których funkcjonujemy. Można zauważyć, że osoby przebywające w tym samym towarzystwie, często wy-konują podobne gesty, używają podobnego słownictwa, operują

tymi samymi definicjami, mają podobne upodobania. Nosze-nie sukienek, spodni, konkretne fryzury, moda, wiara religijna, odprawianie różnorodnych cere-monii, sposób mieszkania, język, którym się posługujemy, gesty, które wykonujemy – to wszystko istnieje poprzez replikowanie się memów i pozwala na zachowanie ciągłości kultury. Dzięki temu nie musimy budować wszystkiego od początku. Przejmujemy dziedzic-two kulturowe naszych przodków.

Memy jak wirusy

Memy internetowe również niosą jakąś informację kulturo-wą. Cechuje je niezwykła ela-styczność i umiejętność dostoso-wania. Bardzo łatwo poddają się modyfikacjom, ewoluują w czasie.

Wystarczy komentarz, parodia, imitacja czy zmiana kontekstu społeczno-kulturowego, by memy przekształciły się w coś zupełnie innego. Dodatkowo posiadają umiejętność rozprzestrzeniania się wirusowego (jedna osoba pu-blikuje, widzi to kilkaset osób, kilkoro z nich publikuje, widzi to kilka tysięcy osób itd.), co spra-wia, że w ciągu zaledwie kilku godzin lub dni memy są w stanie zdobyć popularność na całym świecie. Tym bardziej, że żyjemy w czasach, w których możliwości technologiczne umożliwiają bły-skawiczny przepływ informacji.

Memy odwołują się do wolnej, nieskrępowanej kultury, korzy-stając z całego jej dorobku, który znalazł się w przestrzeni inter-netowej. W związku z tym, że są proste w konstrukcji i darmowe,

ich liczba jest nieograniczona, a jedyna rzecz, która krępuje twórcę, to jego własna wyobraź-nia. Memy można znaleźć wszę-dzie i może tworzyć je każdy.

Grunt to obrazek

W Polsce zaczęło się od stron internetowych takich, jak de-motywatory.pl czy kwejk.pl. W tej chwili twórczość prze-niosła się na facebooka, gdzie prym wiodą memy politycz-ne, zarówno z prawej, jak i le-wej strony. Najbardziej znane profile to: Hipsterski maoizm, Hipster prawica, Beka z przed-siębiorców i Sztuczne fiołki. Nic dziwnego, że memy zdo-bywają popularność. Współ-czesna kultura kładzie nacisk na wizualność, czerpie z życia co-dziennego, komunikuje się krót-kimi, acz chwytliwymi hasłami. W związku z tym, że internet ze-rwał z ideą, która do niedawna jeszcze funkcjonowała, czyli jeden program w jednym czasie (one--program-at-a-time), pojawiła się konieczność zainteresowania od-biorcy, który zalewany jest infor-macjami, bardzo często wykonuje kilka czynności naraz. Wymagany

jest więc zwięzły, treściwy, intere-sujący, a przy tym niewymagający przekaz. W to wszystko idealnie wpisuje się mem obrazkowy.

Jak one powstają? W przy-padku Sztucznych fiołków po-mysły na ogół podpowiadają same obrazy, choć czasem naj-pierw jest pomysł, a później szukanie odpowiedniego obra-zu. – Niekiedy podpisy są cał-kowicie absurdalne, czasem zainspirowane naszymi lek-turami, często wydarzeniami z życia politycznego w Polsce – mówią twórcy Sztucznych fiołków.

pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

str. 2 - 3 str. 4 str. 5 str. 6 - 15 str. 16 - 19 str. 20

MAGAZYN

W sobotę w Warszawie odbędzie się, kolejna już, Parada Równości.

Scenariusz jest z góry napisa-ny – przez stolicę przejdzie kilka tysięcy ludzi, przejadą udekoro-wane platformy, pojawiają się ci sami, co zawsze politycy. Swoje wsparcie okaże Ryszrad Kalisz, Paulina Piechna-Więckiewicz, Janusz Palikot. Na zdjęciach bę-dziemy mogli zobaczyć kolorowe postaci, łamiące normy związa-ne z płcią – media pokażą pew-nie kilka polskich drag queens w sukniach o kolorach bijących po oczach. W tle, za nimi, będzie pokazany bezimienny, roztańczo-ny i roześmiany tłum – gejów, lesbijek, osób biseksualnych, transpłciowych – nie, nie każ-da osoba transpłciowa rzuca się w oczy, a także tych, którzy przyj-dą pokazać swoje wsparcie i przy okazji dobrze się bawić. Pewnie ktoś przyjdzie z dziećmi – zaczer-

wienione od upału buzie małych paradowiczów też mają szanse przedostać się do gazet. „Gazeta Wyborcza” policzy tłum inaczej niż Fronda, Piotr Pacewicz napi-sze, że Parada Równości to święto demokracji, Piotr Skwieciński, że mamy zamach na niepodległość. Posłanka Krystyna Pawłowicz, Janusz Korwin-Mikke i Tomasz Terlikowski przez kilka dni będą tańczyć w zorganizowanym przez siebie teatrzyku nienawiści.

Jej Perfekcyjnośæ i Charlotte

Najbardziej medialne oso-by, to oczywiście drag queens i transpłciowe kobiety. Nic tak nie elektryzuje publiczności, zarówno po prawej, jak i po le-wej stronie, jak mężczyzna, któ-ry odrzuca jakąś część swojej męskości. Szminka na ustach, sztuczne piersi, sukienka, buty na obcasie numer 44 – wystar-

czy zrobić zdjęcie i przez na-stępne 10 lat można je pokazy-wać przy wszystkich artykułach dotyczących jednopłciowego rodzicielstwa na Frondzie. Drag queens i osoby trangen-der – jak na przykład Jej Per-fekcyjność, rzeczniczka Para-dy, są wykorzystywane przez środowiska prawicowe do le-gitymizowania swoich uprze-dzeń. „Czy taki człowiek powi-nien zajmować się dziećmi?!” – grzmi Tomasz Terlikowski. – Drag queens są nieodłącz-ną częścią Parad Równości, są wyznacznikiem różnorodności środowiska. Nie ma Parady bez

drag queens, my nie zniknie-my. Przykre jest to, że media, zwłaszcza te homofobiczne, zamiast pokazać całą tę gamę postaci, które biorą udział w pa-radach, całe środowisko LGBT, skupiają się na nas, bo jesteśmy najbardziej kontrowersyjne, najmocniej łamiemy pewne nor-my i przez nasz prymat stara-ją się ośmieszyć całą inicjatyw – mówi drag queen Charlotte.

Koty, odtrutka, Matka Polka

– Chodzę, bo chcę coś zmie-nić, pokazać, że jestem – mówi Agnieszka, 26 lat, lesbijka. – Po-

kazać, że jesteśmy, że istniejemy. Już się coś zmieniło, jeszcze kil-ka lat temu rzucali w nas jajami i pokrapiali wodą święconą. Te-raz Warszawa przyzwyczaiła się do tego, że jesteśmy, w pewnym sensie wpisaliśmy się w krajo-braz. Marzy mi się Parada, która jest po prostu imprezą, ludzie idą się pobawić, potańczyć, a idee są jakoś przy okazji. Niestety, w tych warunkach, w których żyjemy, ca-łość musi być polityczna. Polska to beznadziejny kraj do mieszka-nia dla gejów i lesbijek, napraw-dę. Jeśli my nie upomnimy się o swoje interesy, nikt tego za nas nie zrobi – dodaje.

RÓWNI NIE OD

Skąd się biorą memy?

Najwiêkszy w kraju marsz gejów i lesbijek ju¿ w najbli¿sz¹ sobotê– 15 czerwca odbêdzie siê warszawska Parada Równości!

Mem to koncepcja, która rozprzestrzenia siê pomiêdzy ludźmi za pośrednictwem internetu. Memem mo¿e byæ prawie wszystko – zdjêcie, hiper³¹cze, strona internetowa, melodia, czasami równie¿ s³owo (na przyk³ad, jeśli celowo pope³niono w nim b³¹d ortografi czny).

JUSTYNA SAMOLIÑSKA

Sztuczne fio³ki

Warszawa przyzwyczai³a siê do tego, ¿e uczestnicy Parady wpisali siê w jej krajobraz.

fot. WIKIMEDIA

Page 7: Dziennik Trybuna nr 16

7 DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Na parady chodzą razem, z dziewczyną. Są razem od trzech lat, właśnie zaadoptowały drugie-go kota. – Dzieci są dla ludzi, któ-rzy nie mogą mieć kotów – śmieje się Agnieszka.

Czy moje buty s¹ pedalskie?

– Na Paradzie jest miejsce dla wszystkich, i to jest wspaniałe. Są szarzy, zwykli ludzie, są drag queenki, chłopaki, dziewczyny, starsi, młodsi, ludzie z dziećmi– i tak właśnie ma być, kolorowo, różnorodnie. Parada ma pokazy-wać, że dla nas wszystkich jest tu miejsce. Idąc w kolorowym tłumie, łapię ten jeden z niewie-lu momentów, kiedy mogę się poczuć tak naprawdę, naprawdę bezpiecznie i na miejscu, kiedy mogę się przytulić do swojego chłopaka w przestrzeni publicz-nej – mówi Łukasz, 21 lat, student f a r m a c j i – Ludzie so-bie z tego nie zdają sprawy, ale to jest tak, że gdzieś w środku cały czas się trochę boisz. Je-dziesz autobusem, wsiada grupa dresów i myślisz „czy po mnie widać?”, „czy się zorientują?”. Zastanawiasz się, czy twoje buty nie są pedalskie, czy koszulka nie jest zbyt obcisła, czy oni zaraz

nie stwierdzą, że jesteś pedałem i z tego powodu mogą cię zwyzy-wać, opluć, pobić. Parada to ten jeden dzień w roku, kiedy ten lęk znika. Taka odtrutka.

„W trosce o polskie dzieci”

– Mąż nie chodzi, mówi, że szkoda mu czasu i energii – nie jest homofobem, ale nie krę-ci go to na tyle. Mamy wielu homoseksualnych przyjaciół, dziewczyna, którą czasami wy-najmuję do opieki nad małą, jest lesbijką. Ja jestem katoliczką, chodzę do kościoła, Aniela jest ochrzczona. Mam nadzieję, że Kościół zmieni swoje podejście wobec gejów i lesbijek, boję się momentu, w którym będe musiała tłumaczyć córce, że pani na religii nie ma racji, z jej nianią jest wszystko w porząd-

ku, kochają się ze swo-ją partner-ką i nie ma w tym ni-czego złego – mówi Ka-sia, 27-let-nia mama z Bemowa

– W tym roku niestety nie dam rady przyjść, mam zjazd w nie-dzielę, studiuję zaocznie. Strasz-nie wspominam paradę sprzed dwóch lat, córka miała wtedy roczek, szłam z nią w wózku sama koło tych strasznych go-

ści z NOP-u. „Ręce precz od polskich dzieci” krzyczeli. Do-stałam jajkiem. Potem rzucali petardami, strasznie się bałam, że któraś wyląduje w wózku. Nie mogłam tego zrozumieć. W ramach troski o „polskie dzieci” byli gotowi zrobić moje-mu krzywdę. Ale z roku na rok jest coraz lepiej. A Aniela kocha demonstracje, to, że jest koloro-

wo, sa balony, muzyka, wszyscy robią jej zdjęcia.

Kogo nie ma na Paradzie

Sposób przedstawiania Pa-rady jako zbiegowiska nagich ludzi z piórami na kroczu ma swoje konsekwencje. – Nie cho-dzę na parady, bo nie odpowia-da mi forma, w jakiej się one odbywają. Epatowanie nago-ścią, seksem, może tylko znie-

chęcić konserwatywną więk-szość. W dodatku denerwuje mnie przedstawianie wszyst-kich, którzy sprzeciwiają się postulatom takim jak związki partnerskie, jako homofobów – mówi Janek, 27-letni dokto-rant z Politechniki. Od trzech lat jest w związku z Markiem. Ani jego, ani Marka rodzice nie wiedzą o ich orientacji, na

szczęście żaden z nich nie po-chodzi z Warszawy, a przez telefon łatwiej jest kłamać. Wynajmują razem mieszka-nie, które ma dwie sypialnie, chociaż śpią razem – kiedy za-praszają gości, udają, że jest inaczej. O ich związku wiedzą nieliczni znajomi i to tylko jego. – Marek powiedział tylko jed-nej swojej przyjaciółce. Resz-ta znajomych myśli, że jeste-śmy kolegami i wynajmujemy

razem mieszkanie, żeby było taniej. Janek nigdy nie był na Paradzie.

Tutaj ka¿dy mo¿e siê odnaleźæ

W Warszawie statystycznie powinno mieszkać kilkadzie-siąt tysięcy gejów i lesbijek. Pewnie ta liczba jest większa, bo stolica jako miasto otwarte, kolorowe i różnorodne, jest bar-dziej skłonna do akceptowania inności. Dla osób takich jak Ja-nek, które decydują się na życie „w szafie”, czyli ukrywają na co dzień swoją orientację i związ-ki, jest wygodne ze względu na anonimowość. Jednak tylko nie-wielka część z nich przychodzi na Paradę Równości. Jej Per-fekcyjność, rzeczniczka Parady, pytana, co chciałaby powiedzieć tym osobom mówi, że po pierw-sze, bardzo żałuje, że tak jest.– Zwracam się nie tylko do osób LGBT, ale do wszystkich tych, którzy są z jakiegoś powodu wy-kluczeni. Parada jest szansą na pokazanie naszych postulatów, które od tak dawna są ignoro-wane. Parada sama w sobie nie rozwiąże problemów, z który-mi stykamy się każdego dnia, ale może je nagłośnić, pokazać sposoby, dzięki którym można je rozwiązać. Poza tym Parada to wspaniały sposób na spędze-nie czasu. Tutaj każdy może się odnaleźć, poczuć się akceptowa-ny, poczuć się częścią pewnej otwartej, różnorodnej i warto-ściowej społeczności.

Parada Równości odbędzie się 15 czerwca, w najbliższą sobotę, o godz. 15 pod Sejmem. Redakcja „Dziennika Trybuna” zaprasza!

D PARADY

Według Piotra Nowaka, twórcy Beki z przedsiębiorców, obrazek--mem jest bardzo skuteczną for-mą, bo kontakt z nim jest szybki, nie wymaga czytania, otwierania stron, linków. „Jeb! I wszyscy widzą, rozumieją. To sprawia, że zmieniamy sposób myślenia na memowy (krótkie, szybkie, wiruso-we, chwytliwe), a memy i ich hasła przenoszą się do realnego życia” – tłumaczy Nowak

Beka z przedsiębiorców to strona, na której wyśmiewa się przedsię-biorców, między innymi wytykając ich błędy, chciwość, nie-umiejętność

prowadzenia biznesu, roszczenio-wość lub krytykuje łamanie praw pracowniczych.

Joanna Dziwak, która tworzy memy Hipsterskiego maoizmu, twierdzi, że jest dzieckiem popkultury i bardziej wycho-wało ją MTV niż książki Sien-kiewicza. – Trudno byłoby mi się zamknąć w wieży i pisać długie, polityczne eseje. Memy bywają zresztą często bardziej błyskotliwe niż niejeden pu-blicystyczny tekst, a przede wszystkim, z natury rzeczy, są bardziej esencjonalne”– mówi.

Trzeba byæ na bie¿¹co

Każdy z twórców stron stara się wyrobić jakieś cechy cha-rakterystyczne, tak aby jego dzieło było rozpoznawalne, na-wet jeżeli nie jest podpisane. Najlepiej robią to Sztuczne fioł-ki, które korzystają z mniej lub bardziej znanych reprodukcji obrazów, nierzadko przypisu-jąc im polityczne tło, którego w pierwotnym dziele nie było. Równie rozpoznawalne są dzie-ła Hipsterskiego maoizmu, któ-rego twórczyni wykorzystuje zdjęcia polityków z różnych okresów i nadaje im humory-

styczny, prześmiewczy charakter. – Bardzo lubię oglądać zdjęcia i jestem zdania, że sam obrazek bywa wystar-czająco wymowny i nie trzeba dodawać podpisu – mówi Joanna Dziwak.

Pytani, skąd czerpią in-spirację, odpowiadają róż-nie. – Czasem jakiś pomysł pojawia się automatycznie jako komentarz do bieżących wydarzeń, a czasem po prostu zainspiruje jakieś konkretne zdjęcie” – wyjaśnia Joanna.

Piotr uważa, że wymyślając no-wego mema, trzeba być na bieżąco z tym, co kręci memoodbiorców, co jest aktualne. Sam proces tworze-nia musi jednak spełniać trzy wa-runki. – Po pierwsze, temat zawsze musi być kontrowersyjny – wywo-ływać tzw. ból dupy, czyli oburzenie wśród grupy, w którą ma uderzyć (w moim przypadku w przedsię-biorców). Po drugie, musi być ak-tualny – dotyczyć zjawiska, które ma miejsce teraz. Po trzecie, musi być zachowana ciągłość, komple-mentarność z przekazem, który jest popularny na innych stronach, choć oczywiście może to być zu-pełnie przekręcone, sparodiowane, wyśmiane” – tłumaczy.

Według twórców memów ważne jest również utrzymywa-nie stałego kontaktu z fanami strony. – Oni non stop podrzu-cają pomysły. – mówi Nowak. – Są tacy, którzy spędzają po kilka godzin dziennie na moich stronach. Tak jak kiedyś ludzie wpatrywali się w TV, tak teraz siedzą na fanpejdżach.

Joanna Dziwak uważa, że ist-nienie memów nie jest wielką zmianą. – Wydaje mi się, że to zjawisko nie różni się aż tak bar-dzo od tego, co robią Marek Racz-

kowski, Andrzej Mleczko czy Ja-nek Koza (którego jestem fanką). Oni też za pomocą obrazka i pod-pisu komentują bieżącą rzeczy-wistość. Z tą różnicą, że obrazek tworzą sobie sami, a ja wybieram go z miliona innych, które ktoś zrobił za pomocą aparatu fotogra-ficznego – mówi.

Z tą ideą zgadzają się Fiołki.– Memy są przeniesieniem humo-rystycznych grafik do rzeczywi-stości wirtualnej – pod tym wzglę-dem spełniają tę samą funkcję, co kiedyś. To, co się zmieniło, to szybkość reagowania na świat twórców, którzy już po kilku mi-nutach mogą skomentować jakieś wydarzenie i puścić to w świat. No i fakt, że „każdy może” – dzisiaj mamy do czynienia ze znacznie zdemokratyzowanym „rynkiem” memów. To, co robimy, jest o tyle różne od tego, co robią Mleczko czy Raczkowski, że nie musi-my niczego sami rysować. Ma to swoje dobre ale i złe strony – nie zawsze jest łatwo znaleźć odpo-wiedni obraz do pomysłu, który przyszedł do głowy. Poza tym je-steśmy ograniczeni do jednego tylko obrazka/odsłony – tłumaczą.

Na paradzie ludzie czuj¹ siê czêści¹ otwartej, ró¿norodnej spo³eczności

fot. WIKIMEDIA

Beka z przedsiêbiorców Hipsterski maoizm

Na Paradzie jest miejsce dla wszystkich, i to jest wspaniałe

MARCELINA ZAWISZA

Page 8: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA8 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Ten odcinek Pitawalu miał być poświęcony dalsze-mu ciągowi afery związa-

nej z mafią paliwową. Aresztom wydobywczym, podsłuchom, próbom zamieszania w zwy-kłe przestępstwa najważniej-szych osób w państwie. Jednak tort, którym obrzucona została sędzia rozpatrująca wniosek o zawieszenie postępowania przeciwko gen. Czesławowi Kiszczakowi w sprawie o przy-czynienie się do śmierci dzie-więciu górników kopalni Wu-jek w grudniu 1981 r., sprawił, że przypomnieć warto sprawę innego sędziego. Igora Tuleyi, o którym głośno było na po-czątku tego roku, kiedy wydał wyrok w sprawie doktora Miro-sława G. – jednej z najgłośniej-szych i najbardziej bulwersują-cych spraw IV RP.

Otóż Zygmunt M., które-go kamery na sali sądowej uwieczniły, jak w sędzię tortem rzuca, twierdzi, że nie ma żad-nego dowodu, że to on.

– Skoro górnicy się sami wy-strzelali, to tort sam się rzucił – przekonuje.

Co łączy obie sprawy? Sędzia Igor Tuleya popełnił równie „niestosowny” czyn jak pani sędzia – wykonywał swoją pra-cę. Nie spodobało się to pu-bliczności, więc usłużni dzien-nikarze wyciągnęli, że jego matka „pracowała w MO i SB”, zaś sympatyczni współobywa-tele zaczęli szykanować rodzi-nę sędziego…

Sędzia Tu-leya się nie ugiął, o ochro-nę nie wystą-pił. Barbara Piwnik, także sędzia i była minister sprawiedliwości tak wówczas komentowała sprawę gróźb: „Do tej pory nie mieli-śmy do czynienia z podobną sytuacją. Takie sygnały nie mogą być lekceważone. To nie sędzia Tuleya powinien wnio-skować o ochronę. Sąd powi-nien działać, nie można czekać aż obywatelowi wydarzy się krzywda”. I nie tylko o krzyw-dę obywatela chodzi, ale też

o autorytet sądu, niezbędny do tego, by sędzia mógł wypełniać swoją pracę.

Tymczasem dowodów na eskalowanie niechęci i agre-sji wobec sędziów jest coraz więcej. Nie sposób nie zgodzić się z Barbarą Piwnik, kiedy po wydarzeniach z tortem w tle mówiła, że „należy jak naj-szybciej rozpocząć dyskusję nad tym, co wolno obywate-lowi, kiedy ma do czynienia z trzecią władzą”.

Co wolno sêdziemu

Nieznany szerzej rzecznik warszawskiego sądu okręgo-wego do „publicznego obiegu” wszedł tak naprawdę dzięki jednemu zdaniu. W ustnym uzasadnieniu wyroku skazują-cego doktora Mirosława G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 72 tys. zł grzywny za przyjęcie od pacjentów 17,5 tys. zł. łapówek, sędzia Tuleja stwierdził: „Nocne przesłu-chania, zatrzymania – taktyka organów ścigania w tej sprawie może budzić przerażenie. (...) Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. – czasów najwięk-szego stalinizmu.”

Ta recenzja działań CBA, prokuratury i policji wywo-łały gigantyczną burzę. Nie dyskutowano o wyroku, winie i skazaniu, na marginesie po-została istota tej sprawy, czyli

sposób wyra-żania wdzięcz-ności leka-rzowi i jego dopuszczalne granice. Na-

wet kwestia trudnego charak-teru doktora G., choć poniekąd tego też dotyczyła sprawa zma-terializowana w zarzucie doty-czącym mobbingu, nie przebi-ła się do „mainstreamu”. Choć właśnie te aspekty sprawy dok-tora G. są naprawdę ważne, bo dotykają kwestii życiowych wyborów każdego z nas i ich oceny w świetle prawa. Wszy-scy mówili tylko o „stalinow-skich metodach”.

Sędzia Tuleya został odsą-dzony od czci i wiary. Mariusz Kamiński i Zbigniew Ziobro złożyli wniosek o wszczęcie przeciwko niemu postępowa-nia dyscyplinarnego, uznali bowiem, że „naruszył powagę zawodu i podważył zaufanie do wymiaru sprawiedliwości”. Pa-nowie skupili się na „stalinow-skich metodach”, a dyskretnie przemilczeli, że sędzia, oce-niając ich osobiste działania, stwierdził: „Osoby piastujące najwyższe stanowiska w pań-stwie stawiały zarzuty nie zna-jąc materiału dowodowego. (...) Polityki karnej państwa nie można postawić ponad prawa-mi i wolnościami obywateli”.

Umknął też uwadze fakt, że przy okazji sprawy doktora G. wyszło na jaw, iż politycy nie-mal wszystkich opcji w szpita-lu MSWiA w Warszawie zała-twiali swoim bliskim leczenie poza kolejką i na preferencyj-nych warunkach. Nie zainte-resowało to ani CBA, ani pro-kuratorów, którzy w sprawie doktora G. wykazywali się wy-jątkową „pracowitością”.

Rzecznik dyscyplinarny sądu nie podzielił oburzenia Zbigniewa Ziobry i Mariusza Kamińskiego. Uznał, że wypo-wiedzi sędziego Tuleyi nie na-ruszają prawa ani nie uchybia-ją godności sędziego – odmówił wszczęcia postępowania.

Szkodliwe dziwactwa

Sędzia Tuleya w ustnym uzasadnieniu wyroku mówił, że „dziwactwa” przy prowa-dzeniu śledztwa nie mogą przekreślać wszystkich jego ustaleń. Dlatego wydał wyrok skazujący. Tradycją Pitawalu jest analizowanie postępowa-nia prokuratorów, którzy po-winni stać na straży prawa. Ta sprawa także pod tym wzglę-dem jest nietypowa. W roli oskarżycieli – publicznie, nie przed sądem – wystąpili szef CBA i minister sprawiedliwo-ści. Zaś występujący przed są-dem prokurator Przemysław Nowak mówił tak: „Zanim

Tort, wiadomo, sprawa przyjemna, a rzucanie tortami – gag znany z hollywoodzkich komedii. Tort na prawdziwej sali s¹dowej l¹duj¹cy na g³owie prawdziwego sêdziego – reprezentanta trzeciej w³adzy bêd¹cej ostoj¹ prawa i majestatu Rzeczpospolitej, śmieszny ju¿ nie jest. Ale jak¿e prawdziwie pokazuje, ¿e autorytet Rzeczpospolitej jest tak w¹t³y, ¿e nie sposób siê na nim oprzeæ.

ANNA KWIATKOWSKA

SĘDZIA W TORCIEPITAWAL BEZPRAWIA IV RP (4)

Sêdzia Igor Tuleya

fot. STANISLAW KOWALCZUK/EAST NEWS

Dowodów na eskalowanie niechęci i agresji wobec sędziów jest coraz więcej

Page 9: Dziennik Trybuna nr 16

9 DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

w sądzie złożono akt oskar-żenia, już ferowano wyroki, robili to politycy, media, opi-nia publiczna”. To prokurator apelował, by tę sprawę, która stała się „medialnym widowi-skiem”, oceniać „na chłodno i bez emocji”.

Widowisko zaczęło się w lutym 2007 roku jak u Hit-chcocka – od trzęsienia zie-mi, a później napięcie już tylko rosło. Doktor Mirosław G. jest znanym kardiochirur-giem o niekwestionowanych dokonaniach zawodowych – zarówno w kardiochirur-gii, jak transplantologii. Po prof. Zbigniewie Relidze ob-jął stanowisko szefa kliniki kardiochirurgii w warszaw-skim szpitalu MSWiA. 14 lutego o poranku funkcjona-riusze CBA wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach, na oczach pacjentów.

Akcję mogli zobaczyć wszy-scy w najdalszych zakątkach Polski, gdyż materiał filmo-wy z wydarzenia natychmiast został przekazany dziennika-rzom. Produkcja filmowa w tej sprawie kwitła. Powstało po-nad 500 godzin nagrań, mają-cych być dowodami korupcji lekarza. Były zdjęcia gotówki (niby z łapówek) znalezionej u doktora i w domu jego ro-dziców, z którymi od lat nie mieszka, butelek alkoholu i in-nych „dowodów winy”. Przed sądem wyszło na jaw, że mon-taż czyni cuda, gdyż sytuacje pokazane w tych „utworach” w istocie wyglądały zupełnie inaczej. Reżyser chciał zbudo-wać napięcie, tyle że pomylił gatunki – to nie była fabuła tylko news.

No i jeszcze komentarz, który w zamierzeniu auto-rów chyba miał być infor-macją. Szef CBA Mariusz Kamiński mówił: „Okazało się, że doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicz-nym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mo-gło dojść do zabójstwa”. Mi-nister Zbigniew Ziobro wtó-rował: „Nikt już nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”.

W tym czasie funkcjonariu-sze ciężko pracowali, by słowa szefów zyskały stosowny wy-miar. Taśmowe przesłuchania trwające do późnej nocy, coraz to nowi świadkowie. Ci, którzy nie chcieli zeznawać przeciw-ko doktorowi, sami otrzymy-wali zarzuty wręczenia ła-pówek. Inni ochoczo mówili o wyrzeczeniach ponoszonych po to, by doktor leczył ich bli-skich. Weryfikacja tych hurto-wych zeznań przez biegłych była bezlitosna. Okazało się, że niektórzy świadkowie cier-pią na zaburzenia psychicz-ne i konfabulują. Ale to nie

przeszkodziło w sformułowa-niu zarzutów na podstawie ich słów.

Później przyszła pora na przesłuchania personelu szpi-tala. Te oficjalne i… nieco mniej. Do akcji włączył się bowiem tzw. „Duży agent To-mek”, który dzięki zażyłości z jedną z pielęgniarek zdoby-wał coraz to nowe dowody. Pi-kanterii sprawie dodaje fakt, że to doktorowi G. zarzucano, iż miał wykorzystywać seksu-alnie córkę jednej z pacjentek w zamian za leczenie matki. Ten zarzut z czasem upadł po-dobnie jak inne. Nim to się jed-nak stało, minister Zbigniew Ziobro nie krył radości, że „sprawa dotarła do funkcjona-riuszy CBA dzięki inicjatywie środowiska medycznego”.

Początkowo prokuratura przedstawiła doktorowi trzy zarzuty: zabójstwa pacjenta, korupcji i znęcania się psy-chicznego i fizycznego nad personelem.

W oparach absurdu

Mirosław G. w areszcie spę-dził trzy miesiące. W tym cza-sie sprawa zaczęła nabierać nieoczekiwanego wymiaru. Lekarze nie kryli, że prokura-torskie zarzuty są absurdalne.

– Gdyby przyjąć te kryteria, które przyjmuje prokurator, to ja popełniłem wiele „mor-derstw”, bo operowałem cho-rych, którzy nie mieli szans przeżycia kilku dni i niektó-rzy z nich zmarli – mówił prof. Antoni Dziadkowiak z kra-kowskiej kliniki kardiochirur-gii, którego wychowankiem był Mirosław G.

Oburzenia nie krył też prof. Zbigniew Religa. Wprawdzie plotkowano, że ma za złe dok-torowi G., że to on a nie syn profesora objął klinikę kardio-chirurgii w szpitalu MSWiA, ale w sprawie zarzutów nie

miał wątpliwości. „Dranie i świnie są w każdym środo-wisku – niestety także leka-rzy” – komentował ówczesny minister zdrowia.

Naczelna Rada Lekarska w liście otwartym skiero-wanym do Sejmu, Sena-tu, państwowych instytucji i mediów apelowała o „prze-ciwdziałanie degradacji pol-skiej transplantologii”, wokół której wytworzono atmosferę działania poza prawem, na szkodę potencjalnych dawców narządów.

Stawało się jasne, że spek-takl reżyserowany przez mi-nistra sprawiedliwości i szefa CBA przynosi coraz więcej szkód. Tym bardziej, że dowo-dy coraz bardziej „wietrzały”. Sąd, który miał zdecydować o przedłużeniu aresztu dla le-karza uznał, że „nie zachodzi prawdopodobieństwo, by dr G. kogokolwiek zabił”. Tę opinię podzielił też sąd apelacyjny.

Kiedy zapadłą decyzja, że lekarz może opuścić areszt po wpłaceniu 350 tys. zł. Kaucji, głos zabrał sam Jarosław Ka-czyński: „Osoby, które stają w obronie kardiochirurga Mi-rosława G. w rzeczywistości bronią elit i grup interesów”. Jakich elit i grup interesów? Może pacjentów oczekujących na transplantację? Tego szef PiS nie powiedział.

Kilka tygodni później na jaw wyszło, że funkcjonariusze

CBA nadali sprawie doktora G. kryptonim Mengele. Tym razem wybuchł prawdziwy skandal.

Prawo i kasa

Doktor Mirosław G. wy-grywa kolejne sprawy przed sądami – ze Zbigniewem Ziobrą, którego pozwał o od-szkodowanie za naruszenie dóbr osobistych, z dzien-nikiem „Fakt”. Europejski Trybunał Praw Człowie-ka w Strasburgu uznaje, że orzeczenie o aresztowaniu Mirosława G. prokuratu-ra wydała naruszając Eu-ropejską Konwencję Praw Człowieka i podzielił pogląd lekarza o poniżającym trak-

towaniu podczas zatrzyma-nia. Za te „dziwactwa” za-płacimy wszyscy, bowiem Trybunał orzekł, że nasze państwo w ramach odszko-dowania ma zapłacić Miro-sławowi G. 8 tys. euro. To nie jedyne koszty. Prokura-tura wycofała się z zarzutu zabójstwa po kosztownych ekspertyzach – m.in. tej spo-rządzonej przez niemieckie-go profesora kardiochirurgii Rolanda Hetzera.

Upadł też zarzut mobbingu pracowników. Szkoda, że nie wywołał dyskusji na temat wymagań wobec współpra-cowników i dyscypliny pra-cy. Jedynie część zarzutów korupcyjnych obroniła się przed sądem.

Sędzia Igor Tuleya zgłosił warszawskiej prokuraturze okręgowej zastrzeżenia doty-czące sposobu prowadzenia śledztwa. Ta jednak uznała, że „nocne przesłuchania nie były konieczne lecz prawnie dopuszczalne”. Wyjaśnie-niem do końca tej historii zajmie się teraz prokuratura w Ostrołęce. Nieprawidłowo-ści ma wyjaśnić także osobne postępowanie w CBA.

Ci, którzy nie chcieli zeznawać przeciwko doktorowi G., sami otrzymywali zarzuty wręczenia łapówek

Mariusz Kamiñski, by³y szef CBA

fot. FOCUS58

Zbigniew Ziobro, by³y minister sprawiedliwości

fot. FOCUS58

Page 10: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA10 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Na dawnych Sarmatów nie ma co się przesad-nie wkurzać . Takie

to były czasy, wiedza i nie-wiedza, wartości i feudalna kultura. Znacznie gorzej z dzisiejszymi Sarmatami, przypominającymi wóz dra-biniasty puszczony na auto-stradę. Obok mijają nas już nie samochody, a rowerzyści, a biedny Tusk spina się jak może na koźle, spocony wy-machuje batem i pokrzykuje „wiśta! wiśta!” na niczemu niewinne kobyły, które ledwie zipią. Wyobraźnia polskich elit, poczynając od lat 80. ubiegłego wieku zbliżyła się do sarmackiego autorytary-zmu sprzed kilkuset lat, rzą-dów dwustu tysięcy małych okrutnych despotów, pogar-dzających pracownikami jako hołotą i uważających się za wybrańców Boga.

Straszne piêkne czasy

W odległych feudalnych czasach epoki nowożytnej - trzysta, czterysta lat temu - Sarmaci byli tą klasą rządzą-ca, elitą, stanem szlacheckim w terytorialnie niepomiernie kobylastej wówczas Rzeczy-pospolitej. Kobylastej, bo z bezkresem anachronicznej zacofanej pustki, gdzie ani miast, ani wsi, tylko komar lata i bzyczy i słynny od nie-dawna „szczaw”. Ach, jakież piękne krajobrazy Dzikich Pól! Gdybyż to krajobrazem najeść się można było. Po 1945 roku zamieniliśmy je na nowoczesne, zurbanizowa-ne obszary Nowej Marchii, Pomorza Zachodniego i Ślą-ska. Świat sarmacki znany jest nam do dzisiaj z krzy-wego zwierciadła sienkie-wiczowskiej „Trylogii” czy mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”. Należę jeszcze do umęczonego przez komu-nę pokolenia, które z wypie-kami na twarzy czytało przy latarce pod kołdrą kolejne tomy „Ogniem i mieczem” z cudnymi, pobudzającymi wyobraźnię rysunkami Szan-cera. Ale to chyba dlatego, że za tejże komuny nie było nic ciekawego do roboty i pano-wało ogólne ziewanie i prze-stępowanie narodu z nogi na nogę. Ciekawiej jest przecież pojechać do Egiptu i tam zło-żyć swój zezwłok nasączo-ny drinkami All Inclusive przy basenie. Więc w PRL--u naród albo czytał masowo książki w skali dzisiaj nie-pojętej (książki historyczne obecnie o nakładzie mak-simum 4 tys. egzemplarzy, wówczas osiągały nakłady30 albo i 100 tys.). I kupowa-ło się je tylko spod lady, taki naród był rozczytany. Albo pijany z braku zakąski i so-

lidnej rektyfikacji, albo upra-wiał seks bez zamiaru spło-dzenia potomka, albo oglądał „8,5” Federico Felliniego, bo była to jedyna możliwa do oglądania rzecz wieczorem. Straszne to były czasy i bar-dzo przaśne. W kinie komu-na zakazywała też oglądania zachodniego kina klasy C, które dzisiaj mamy od prawa do lewa, przeplatane kretyń-skimi animacjami kompu-terowymi dla niedorostków. A na skutek komunistycz-nych prześladowań i nagon-ki oraz cenzury, a zwłaszcza cenzury, nie było X-Factora.

Dzisiaj w pewnym sensie komunistycznego, a w innym prawicowego Henryka Sien-kiewicza z dziecięcej wyobraź-ni wypiera kapitalistyczna,

a dosyć lewicowa Joanne Kathleen Rowling.

Niegodziwa szlachta

Nasze wyobrażenia daw-nych Sarmatów w latach komuny były sielankowe i całkiem nie w duchu wal-ki klasowej, budowane na fantastycznej pracy aktor-skiej Tadeusza Łomnickiego, Magdaleny Zawadzkiej, Mie-czysława Pawlikowskiego,

Mariusza Dmochowskiego i Daniela Olbrychskiego. Kla-sa szlachecka stała się wów-czas dla milionów Polaków wizerunkiem nowoczesnego i egalitarnego społeczeństwa demo kratycznego, z którego chłopi, stanowiący realnie 80 proc. populacji, zostali „dys-kretnie” usunięci. Słabo się komponowali. Nieco bardziej lewicowe były książki Paw-ła Jasienicy, ale właściwie również pospolita konser-

wa. Popkulturowy wizerunek Rzeczpospolitej szlacheckiej ukształtowany w PRL-u nie odpowiadał ostatecznie rze-czywistości zupełnie. Ale nie z tych powodów, o których mówi dzisiaj prawicowa histo-riografia, czyli komunistycz-nej wrogości wobec szlachty, a wprost przeciwnie, prze-sadnie optymistycznego wi-zerunku szlachty w kulturze masowej.

Szlachtę za niegodziwców uważali także przedwojenni historycy, i to nawet orien-tacji prawicowej. Włady-sław Konopczyński, jeden z najwybitniejszych dawnych badaczy, powiadał więc, że chłop był w Polsce „przytę-piony i przykuty do zagonu”, że przed rozbiorami „9/10 narodu czuło się obco i źle w rodzimym kraju i stan ten utrwalił się dzięki temu, że klasa uprzywilejowana była dość liczna, aby całą resztę przez parę wieków trzymać w garści i wyzyskiwać. Co-kolwiek się mówi o demo-kratyzmie dawnej szlachty, dla państwa lepiej byłoby mieć arystokrację mniej licz-ną i pozbyć się jej w drodze wewnętrznej rewolucji niż czekać pod rządem owych dwustu tysięcy, aż war-stwa rządząca się przeżyje – i kraj rozszarpią zaborcy.”

Czcij PANA swego!

Rzeczywiście, prawda była okropna, niemedialna i nie-twarzowa, a zupełnie ryjowa. Społeczeństwo sarmackie podzielone było głęboko na klasy, zwane stanami, gdzie jedni byli wszystkim, a inni niczym. Całkiem jak dziś, tylko gorzej. Bogaci decydo-wali i nie płacili podatków, na ojczyznę łożyli przede wszystkim biedni. Również jak dzisiaj, w epoce rajów po-datkowych. Szlachta uważa-ła, że została stworzona przez Boga do rządzenia i do walki w obronie społeczności, w za-mian za co lud ma na nią pra-cować, a księża się modlić. Kościół ówczesny wspierał te wyobrażenia, a czwarte przykazanie w katechizmie z XVII wieku brzmiało w jed-nej z wersji: „czcij ojca swe-go, matkę swoją, króla swego i PANA swego”. Nie inaczej w kazaniach, księża zaleca-li chłopom uległość i pokorę wobec Pana, a szlachcie miło-sierdzie i łaskę wobec podda-nych. No, oczywiście Kościół akceptował, że kij i chło-sta też są czasem potrzeb-ne. Wobec chłopów, służby, dzieci i… naturalnie żony, która była poddana mężowi, o czym i dzisiaj możemy czy-tać w Nowym Testamencie.

Druga część artykułu w nume-rze poniedziałkowym.

Nowocześni Sarmaci i ich przodkowieWac³aw Rzewuski w 1756 roku, na dnie upadku Rzeczypospolitej, nied³ugo przed jej zag³ad¹, pisa³: „Nie ma pod s³oñcem narodu, który by z nami w szczêściu siê zrówna³ (...) obfi tujemy chwa³a Bogu we wszystko; swoboda, dostatki, bezpieczeñstwo, najdro¿sze ludom niebios dary hojnie s¹ nam u¿yczone, w domach naszych bogactwa, ozdoby i zbiory, w skrzyniach pieni¹dze, na sto³ach srebra, w gumnach zbo¿a...”. £udz¹co podobne do propagandy Tuska, prawda?

Polski szlachcic r¹czki ca³uje. Rysunek Daniela Chodowieckiego.

DARIUSZ £UKASZEWICZ

Bogaci decydowali i nie płacili podatków, na ojczyznę łożyli biedni

Polski szlachcic i Niemiec. Szkic Aleksandra Or³owskiego.

Page 11: Dziennik Trybuna nr 16

I DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Na naszych oczach chwie-je się układ polityczny, który zdominował Pol-

skę w ostatnich ośmiu latach. Platforma Obywatelska straciła jedną trzecią zwolenników i ob-suwa się w dół. Nie ma tygo-dnia, by na światło dzienne nie wychodziła jakaś afera związa-na z rządem lub politykami PO. Donald Tusk zrównał się, jeśli chodzi o poziom nieufności, z Jarosławem Kaczyńskim. PiS na tej sytuacji niewiele zyskuje. Ewidentnie widać, że III RP, po prawie 25 latach trwania doszła do ściany – nie jest państwem sprawiedliwym, sprawnym, tworzącym miejsca pracy, mi-liony Polaków wolą budować swoją przyszłość za granicą a nie nad Wisłą.

Nie trzeba wielkiego politycz-nego nosa, by wyczuć, że w spo-łeczeństwie narasta oczekiwa-nie na nowy projekt. Taki, który opisywałby państwo, społeczeń-stwo, który dawałby nadzieję.

Ten kto taki projekt stworzy, dotrze do marzeń i tęsknot Pola-ków, ten zgarnie pulę.

Oto więc pytanie dnia: czy jest to zadanie wykonalne dla lewicy?

Czy ta formacja, od 10 lat pogrążona w kryzysie, potrafi się pozbierać?

Oczywiście, można mówić, że tak już się stało, bo SLD z 8 proc. poparcia wskoczyło na poziom 15-16 proc. Bo PO i PiS zaczy-nają o lewicy miło się wyrażać. Ale chyba każdy wyczuwa, że nie o te kilkanaście procent toczy się gra.

Gra toczy się o renowację for-macji, o jej odbudowę nie tyle organizacyjną, co intelektualną, moralną. By była partnerem, a nie przystawką.

Z tego punktu widzenia trze-ba więc patrzeć na Kongres Lewicy. Jako otwarcie dialogu rozmaitych, rozproszonych do-tąd środowisk. Jako krok (może nie pierwszy, ale na pewno nie ostatni) na drodze budowy (dla innych – odbudowy) silnej lewicowej formacji.

Czy to się uda? Jeśli Kongres nie będzie prostą imprezą SLD (tak chcieliby to zakwalifikować przeciwnicy lewicy), a stanie się przeglądem możliwości lewi-cowych środowisk, zachętą do współpracy, to powinno się udać.

Jest w Polsce pogoda dla lewi-cowego projektu, są środowiska, które stać by go dopracować, i realizować. W zasadzie na prze-szkodzie do dobrych wyników stoi tylko skłócenie lewicy, nieufność wielu środowisk do SLD, z dru-giej strony – zbytnia pewność siebie Sojuszu, brak wiary w suk-ces. Niby „drobiazg”, ale przecież wszystko determinujący.

W polityce jest jak w życiu – czasami otwierają się szanse, ale nie zawsze potrafimy je wyko-rzystać. I Kongres, i wszystko to co będzie działo się po Kongresie, pokaże czy środowiska lewicy tę szansę, która dla ich w ostat-nim czasie się otworzyła, złapią w garść, czy wypuszczą.

W sumie – to kluczowa spra-wa nie tylko dla lewicy, ale i całej Polski

Szanowni Państwo,Koleżanki i Koledzy,Drodzy uczestnicy I Kongresu Polskiej Lewicy,Przychodzimy z różnych miejsc, różnią nas

osobiste doświadczenia, łączy ideowy funda-ment wolności, równości i sprawiedliwości spo-

łecznej. Różni dobór środków, za pomocą których zmierzamy do celu. Cel jednak również jest wspólny – sprawiedliwe społeczeństwo, wol-nych i równych w swoich prawach obywateli. Łączy Nas jeszcze jedno – przekonanie, że lewica jest Polsce potrzebna. Dlatego to jest Wasz kongres – KONGRES POLSKIEJ LEWICY, kongres nowej nadziei.

Nie spotykamy się w politycznej próżni. Słowo „kryzys” przestało być telewizyjnym wytrychem, a staje się codziennością większości Polaków. Neoliberalne lekarstwo na kryzys – zaordynowane przez Platformę Obywatelską – zostało przez społeczeństwo odrzucone. Znaleźliśmy się w momencie, kiedy lewica powinna zaprezentować obywatelom spójną programową alternatywę dla rosnącego w siłę PiS-u. Po to się spotykamy. Aby wspólnie szukać odpowiedzi na py-tania powtarzające się w polskich domach. Jak zapewnić Polakom pracę? Jak zaspokoić głód rodzin? Jak uleczyć służbę zdrowia? Jak ratować szkoły przed zamykaniem? Jak sprawić, by koleje funkcjo-nowały na przyzwoitym europejskim poziomie?

Pragnę podziękować wszystkim organizacjom i członkom Komitetu Organizacyjnego, którzy przez wiele tygodni ciężko pracowali nad przygotowaniem Kongresu. Dzięki Waszemu zaangażowaniu program dzisiejszego spotkania jest bardzo obfity, a oferta programowa, którą kierujemy do Polaków bogatsza.Życzę Wam inspirujących obrad. I owocnego szukania odpowiedzi

na te pytania. I jeszcze jednego. Skoro zebraliśmy się dzisiaj wszyscy razem, to już nie rozchodźmy się każdy w swoją stronę. Wspólnie ra-zem zmierzajmy do celu!DR KRZYSZTOF GAWKOWSKI PRZEWODNICZ¥CY KOMITETU OGRGANIZACYJNEGO KONGRESU POLSKIEJ LEWICY

KONGRES POLSKIEJ LEWICY

Pogoda dla lewicy

Po co idę na kongresMyślê o panelu dotycz¹cym przy-sz³ości demokra-cji, ale konkretnie wolności s³owa. Stanowisko lewi-cy wobec tego zagadnienia po³¹-czy³bym z kwesti¹

utrzymania mediów publicznych i zadañ, jakie na nich spoczywaj¹. Grzechem lewicy by³o zanie-dbanie walki o wolnośæ s³owa i wolnośæ prasy. Tu lewica powinna siê mocno uderzyæ w piersi,

by pójśæ do przodu, a nie po to tylko, by dudni³o. Sytuacja w PRL, wymuszona czy nie wymuszo-na, by³a zaprzeczeniem idei i tradycji lewicowych w odniesieniu do wolności s³owa. Utopienie wol-ności w okresie stalinowskim to jedno, a trakto-wanie wolności mediów przez prawicê jako czy-stego śmiecia – to drugie. A jeśli jeszcze zestawiæ energiê i zalew rynku medialnego przez prasê prawicow¹ z delikatn¹ „Krytyk¹ Polityczn¹” i cie-niutkim g³osem „Dziennika Trybuna”, mamy pe³ny obraz. Chcia³bym równie¿ poruszyæ zagadnienie prawa do prywatności w internecie, choæ to g³os wo³aj¹cego na puszczy.

Prof. Tomasz Goban-Klas, medioznawca, by³y wiceminister Szkolnictwa Wy¿szego

Nie wiem czy moje wyst¹pienie zostanie zaakcep-towane, uwa¿am jednak, ¿e lewi-ca nie mo¿e byæ w innym miejscu ni¿ lewicowy elek-

torat. Jest pytanie, czy elektorat lewicowy ma re-alizowaæ w³asne cele i w³asne wyobra¿enia? Jak ma wygl¹daæ polityka, gdzie s¹ interesy spo³ecz-ne, czy czasem miejsce lewicy nie jest dziś w...

kościele? Franciszek mówi o walce z bied¹ na świecie, a my spogl¹damy z daleka na rosn¹ce nierówności spo³eczne i ekonomiczne, na nega-tywne skutki neoliberalizmu w Polsce. SLD przy w³adzy te¿ nie zmieni³ opinii o lewicy. Czy wypo-wiada³a siê w imieniu biednych? Czy to lewica? Jesteśmy spychani na margines, ale odrzucamy wszelkie alianse, ³¹czymy siê przez podzia³y. Wydaje siê, ¿e lewica zabrnê³a w ślep¹ uliczkê, jest lewic¹ sam¹ w sobie i dla siebie, a ci którzy powinni byæ jej fundamentem, uciekaj¹. Dzia³ania antyklerykalne pog³êbiaj¹ taki stan.

Prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach

Wybieram siê, oczywiście, jako wiceprzewodni-cz¹ca Sojuszu. A jako wiceprze-wodnicz¹ca Komi-sji Praw Cz³owie-ka w Parlamencie

Europejskim bêdê braæ udzia³ w debacie doty-cz¹cej demokracji i praw cz³owieka. Bêdê mówiæ o tym, co robimy w PE i co jeszcze trzeba zro-biæ w Polsce, aby prawa cz³owieka by³y w pe³-

ni przestrzegane, by wszyscy obywatele – bez wzglêdu na pogl¹dy i przynale¿nośæ do rozma-itych grup spo³ecznych – mieli te same mo¿li-wości. Mam sporo uwag, co do sytuacji LBGT w Polsce a niestety w Parlamencie Europejskim polska delegacja ma opiniê najbardziej homo-fobicznej – PO, PiS i PSL s¹ przeciwni równym prawom. Chcia³abym przedstawiæ doświadcze-nia innych krajów w rozwi¹zywaniu problemów mniejszości seksualnych i światopogl¹dowych. W UE bardzo ceni siê dobre doświadczenia jako przyk³ady dla innych krajów.

Joanna Senyszyn, europos³anka, wiceprzewodnicz¹ca SLD

dalszy ciąg na str. IV

Nie jestem po-litykiem, nie je-stem te¿ cz³on-k i em ¿adne j z istniej¹cych partii politycz-nych. Zosta-³em poproszony

o wziêcie udzia³u w panelu Nowoczesna Pol-ska (innowacyjnośæ i nowoczesnośæ). Jako Wiceprezes PAN reprezentowaæ tam bêdê Polsk¹ Akademiê Nauk. Pogl¹d, które tam przedstawiê, s¹ efektem moich w³asnych przemyśleñ i opinii grona przyjació³. Mam na-dziejê, co wiêcej – zosta³em zapewniony, ¿e dyskusja bêdzie merytoryczna.

Prof. Marek Chmielewski, chemik, wiceprezes PAN

Page 12: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNAII pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

- Czym bêdzie Kongres Lewicy? Manifestacj¹ si³y SLD? Czy te¿ prób¹ budowania szerszej lewicowej koalicji?

- To będzie wydarzenie intelek-tualne i programowe, mniej poli-tyczne. Jeżeli ktoś się spodziewa, że tam pojawi się jakiś pomysł, żeby budować nową partię po-lityczną, to niczego takiego nie będzie. Natomiast, jeżeli pojawią się ciekawe nurty programowe, ideowe, to będzie można je wyko-rzystać w kolejnych kampaniach wyborczych. Jestem za tym, żeby struktury, które na kongresie się zjawią, miały możliwość współ-pracy. Żeby utworzyć jakąś plat-formę, radę… Kiedyś nieżyjący już marszałek Małachowski miał koncepcję Drzewa Oliwnego... To jest dobry trop.

- Czy ta wspó³praca nabierze praktycznego wymiaru? Bêdzie zacz¹tkiem wspólnych list wyborczych?

- Tak może być. Może nie pod-czas wyborów do Parlamentu Eu-ropejskiego, bo tu pole działania jest niewielkie, ale w wyborach do samorządów lokalnych na pewno. Tu otwierają się ogromne możliwości.

- Trudno siê dogadywaæ z tak¹ mas¹ ma³ych grup?

- Nie. Uczestni-czę w spotkaniach i widzę, że – oczy wiście – każdy ma własne ambicje, ale każdy też rozu-mie, że ma ograni-czenia.

- Na pewno nie by³o ³atwo z Uni¹ Pracy…

- Z Unią Pracy podpiszemy wkrótce porozumienie. Wszystko wskazuje na to, że odtworzymy koalicję z 2001 roku, SLD-UP.

- Wygl¹da wiêc na to, ¿e wygra³ pan wyścig z Kwaśniewskim, kto pozyska ¿yczliwośæ wiêkszej liczby organizacji lewicowych.

- Zdecydowanie! Obok niego jest sześć czy siedem organiza-cji, w tym Stronnictwo Demo-kratyczne Pawła Piskorskiego, a na Kongres Lewicy przybywa ich osiemdziesiąt. Poza tym, jak widzę Partię Pracy, która mówi jednoznaczne „tak” dla podnie-sienia płacy minimalnej, i widzę obok Palikota, który mówi „nie”, to jest pytanie – co ich łączy?

- Gdy zsumuje siê poparcie SLD i Ruchu Palikota to wychodzi oko³o 20 proc. Wiêc?

- Uważam, że mówienie, że trze-ba się jednoczyć za wszelką cenę,

nie ma sensu. W polityce nie jest tak, że dwa plus dwa równa się cztery. A jeśli chodzi o Palikota, to mamy wykluczający się elektorat. Natomiast można myśleć o jakichś koalicjach powyborczych. Więc po co tworzyć koalicję przed wej-ściem do Sejmu, jeśli można na tym stracić?

- Zastanawia³ siê pan nad tym, dlaczego ci¹gle molestuje pana Palikot?

- Nie tylko Palikot, ale także mój szorstki przyjaciel zaczął nas molestować… Myślę, że oni maja pewność, że bez SLD ich projekt traci na znaczeniu. Brak SLD oznacza brak pociągowego konia.

- A nie jest tak, ¿e z punktu widzenia elektoratu, który lubi, jak nie ma wroga na lewicy, prezentuj¹ siê jako ci dobrzy, a pan – jako ten z³y? Oni ci¹gle zapraszaj¹, i s³ysz¹ – paszli won!

- Nie. Tak nie mówię. Ja mówię cały czas Aleksandrowi Kwa-śniewskiemu, że nasza wcześniej-sza propozycja jest wciąż aktual-na. Tylko że my nie chcemy mieć wątpliwości, z kim idziemy do łóżka.

- Jakie s¹ pañskie relacje z Aleksandrem Kwaśniewskim?

Skoñczy³a siê szorstka przyjaźñ, zaczê³a aksamitna nieprzyjaźñ?

- Zauważyłem, że prezydent bardzo się zradykalizował je-śli chodzi o ataki na SLD czy na mnie osobiście. Myślę, że to jest wynik przekonania, że nikomu nie jest potrzebny. Nie jest po-trzebny w Brukseli, nie jest po-trzebny obecnej władzy i nie jest potrzebny SLD.

- Komu jest wiêc potrzebny?- Sobie. I tym kilku kolegom,

którzy na jego plecach chcą wje-chać do Brukseli.

- Czyli pope³ni³ pan b³¹d taktyczny – bo gdyby pan da³ Markowi Siwcowi jedynkê w wyborach do Europarlamentu, to nie wychodzi³by on z SLD i nie podpuszcza³ Kwaśniewskiego…

- Ale Siwiec miałby jedyn-kę! To nie jest prawda, że ktoś go stąd wypłoszył. Mówiłem mu przecież, że może startować

z listy SLD i będzie miał na niej pierwsze miejsce. Natomiast Si-wiec cały czas mi mówił, że kiedy on porównuje szanse SLD i szan-se Ruchu Palikota, to szanse listy Palikota są większe. Nie wiem, czy teraz tak myśli…

- Dlaczego zniechêci³ siê pan do Palikota? Przecie¿ ju¿ coś razem organizowaliście…

- Próbowaliśmy parę razy coś wspólnego zrobić. Ale szybko się okazało, kto jest kim. To naj-lepiej widać w Sejmie. Dlatego, że w Sejmie trzeba głosować. Dziennikarzom można powie-dzieć wszystko, każde głupstwo. Ale w Sejmie trzeba nacisnąć przycisk. I widzieliśmy, jak oni naciskają. Jak głosują. To były zachowania typowe dla KLD! Właściwie oni powinni się okre-ślić, że są dalszym ciągiem tamtej tradycji. I nie może być inaczej, bo większość posłów Palikota to przedsiębiorcy, przy których Leszek Balcerowicz to szczery socjalista.

- Zadowolony by³ pan, kiedy Donald Tusk powiedzia³, ¿e ewentualnie z panem zawrze koalicjê? Po roku 2015?

- Zaraz dodał, że to nie jest jego cel. I to również nie jest nasz cel.

Bo naszym celem jest uzyskanie ta-kiej pozycji po 2015 roku, żeby to SLD wybierał sobie koalicjan-ta. A nie żeby był dobierany.

- To nie jest poca³unek

śmierci? Przecie¿ powiedzenie wyborcy SLD, ¿e jeśli zag³osuje na lewicê to pozwoli na utrzymanie siê Platformy przy w³adzy, to nie jest to, co chcia³by us³yszeæ.

- To jest niejednoznaczne. Na lewicy po słowach Tuska były różne reakcje. Jedni tak właśnie mówili, ale byli inni, którzy argu-mentowali – skoro tak mówi, to znaczy, że SLD jest ważną partia polityczną, z którą wszyscy mu-szą się liczyć.

- A jak pan ocenia: Tusk przejdzie przez kryzys w PO? Czy bêdzie mu siê dalej rozpada³o?

- Po tym, co powiedział, ujaw-niła mu się w partii grupa zde-cydowanych przeciwników SLD. W tym przypadku także jego przeciwników. I jeżeli ktoś chciał-by posądzać go o makiawelizm, powiedziałbym: on to specjalnie zrobił, żeby teraz wziąć sobie notes i wypisać te wszystkie na-zwiska.

- I odstrzeli ich?- Oczywiście. Dlatego, że w tej

chwili jest silny.

- Jak siê panu udaj¹ rozmowy z Tuskiem? Dobrze siê z nim rozmawia?

- Ja nie rozmawiam z Tu-skiem!

- S¹ ci¹g³e na ten temat informacje.

- Ostatni raz widzieliśmy się dawno temu. Chodziło poparcie paktu fiskalnego... A co do roz-maitych spekulacji, które krążą po Warszawie, że my co chwi-la się spotykamy – oficjalnie je dementuję.

- Nie przebiera pan nogami, ¿eby zostaæ wicepremierem u Tuska?

- Kalisz to mówi, i Kwaśniewski ostatnio... Ale jak ktoś był pre-mierem, to naprawdę, co można jeszcze osiągnąć? Bardziej by mi odpowiadała funkcja marszałka Sejmu, bo jeszcze nie byłem...

- A Platforma bêdzie dalej opada³a w sonda¿ach, czy to siê zatrzyma?

- Z jednej strony jest tak, że jak zaczyna się spadek, to bardzo trudno go zatrzymać. Doświad-czenia AWS i SLD na to wskazu-ją. Ale Platforma jest w trochę innej, lepszej sytuacji. Dlatego że i u nas, i w przypadku AWS, był pewien punkt, który powodował,

Odegrałem się. Ale sZ Leszkiem Millerem, przewodnicz¹cym SLD, rozmawiaj¹ Agnieszka Wo³k-£aniewska i Robert Walenciak

Posłowie Palikota to przedsiębiorcy, przy których Balcerowicz to szczery socjalista

Page 13: Dziennik Trybuna nr 16

III DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

są rzeczy ważniejsze

że spadek miał charakter gwał-towny. U nas to było rozbicie SLD dokonane przez Marka Borow-skiego. A jak patrzę na Platformę, to nic tam takiego nie ma. Żadne-go punktu przełomowego.

- Mo¿e wybory szefa partii tym bêd¹?

- Tusk je wygra. I to łatwo. Dla-tego że poszedł naszym śladem, zdecydował, że wybory przewod-niczącego PO będą bezpośrednie. A one mają tę zaletę, że nie po-zwalają na tworzenie spółdzielni i spisków. Bo nie ma delegatów.

- Czyli Schetyna dostanie w nos?- Oczywiście.

- No dobrze, a SLD ma si³ê przebiæ barierê 15-16 proc. poparcia? Ten szklany sufi t?

- Nikt nie ma szklanego sufitu. Po prostu nieszczęściem polskiej sceny politycznej jest to, że zda-rzył się Smoleńsk. Gdyby nie Smoleńsk, to sytuacja pomału wracałaby do normy. To znaczy byłoby ugrupowanie centro-prawicowe, o charakterze libe-ralnym, jakim jest PO, i byłaby też coraz silniejsza lewica. Ale Smoleńsk spowodował, że po-działy polityczne przestały biec według klasycznych schematów, tylko pojawił się nowy element – religia smoleńska. I pojawili się wyznawcy tej religii, których, co

gorsza, przybywa. I to jest pre-mia, którą bierze Kaczyński.

- Czy to wszystko zmierza w tym kierunku, ¿eby Kaczyñski mia³ czterdzieści parê procent w wyborach i wzi¹³ w³adzê?

- Niekoniecznie. Dopuszczam możliwość, że Kaczyński wygra wybory. Ale nie uzyska większo-ści mandatów. Więc jest pytanie – jaką ma zdol-ność koalicyjną? I kogo by dopro-sił do tej koalicji?

- SLD?- SLD? To political fiction.

Może oczywiście kusić PSL. Więc te dramatyczne przepo-wiednie, że Kaczyński wróci do władzy, wydają mi się niepraw-dopodobne. On może wygrać wy-bory, ale nie będzie to oznaczało przejęcia władzy.

- Polska jest inna ni¿ dziewiêæ lat temu?

- Zdecydowanie. Można się śmiać z hasła „Polska w budo-wie”, ale ponieważ często podró-żuję po Polsce, to widzę, że na-prawdę jest w budowie. Są nowe drogi, odnowione fasady kamie-niec w miasteczkach, miedziane dachy na kościołach. Postawiłbym inny zarzut – że te miliardy, które napłynęły do naszego kraju, nie zostały ulokowane w segmentach, które albo kreują tworzenie no-wych miejsc pracy lub są nośnika-mi postępu technologicznego. Że nie pojawiają się polskie marki, firmy, które byłyby rozpoznawalne na całym świecie. Mam więc oba-wę, że te środki zostały przejedzo-ne. Jeżeli przy takich pieniądzach mamy 2,5 mln bezrobotnych, dru-gie 2 miliony w zachodniej Euro-pie, to znaczy, że nie poszły one tam, gdzie powinny pójść.

- Co pan wró¿y Europie Plus?- To nie jest przecież pierwsza

taka próba. Były wcześniejsze. Była inicjatywa Rosatiego, którą Kwaśniewski popierał, była pró-ba lansowania Olechowskiego na prezydenta, też przez niego po-pierana, był pomysł LiD-u. Żaden z tych projektów nie odniósł po-wodzenia. Poza tym, Kwaśniewski ostatni raz był wybierany 13 lat temu. Myślę, że dla Aleksandra największym zagrożeniem jest to, że ten teflon, który przez całe lata do niego silnie przylegał, nagle został zdjęty. On zapomniał, że jak się wchodzi na ring, można dostać w nos. A poza tym, od 13 lat się nie sprawdzał. I sam jestem bar-dzo ciekawy, czy zechce wystarto-

wać, czy nie. Ale podejrzewam, że dla niego to jest zbyt wielkie ryzy-ko. Bo lepiej zachować opinię po-tencjalnego zwycięzcy we wszyst-kim, niż się narazić na ryzyko, że ktoś krzyknie „sprawdzam!”. Lepiej siedzieć przy szachowni-cy i zapowiadać: mogę wykonać

genialny ruch! I trzymać innych w niepewności, niż go wykonać. Bo się okaże niegenialny. On ma taki dylemat w tej chwili.

- A Palikot? Rzuci Europê Plus, jak mu bêdzie wygodne?

- Jeżeli Palikotowi wyjdzie z ja-kichś kolejnych przemyśleń, że powinien stworzyć partię monar-chistyczną albo partię opartą na buddyzmie, to wjedzie na słoniu do swojego klubu i wszyscy za-skoczeni dowiedzą się, że teraz będą buddystami. Dlatego, że buddyzm przyniesie im na przy-kład 12 procent poparcia. A jak dojdzie do wniosku, że partia mo-narchistyczna może liczyć na 15 procent – będzie monarchistą!

- A Kaczyñski? Zgorzknieje ju¿ zupe³nie, jak przegra kolejne wybory?

- Kaczyński myśli, że wygra wybory. Może i wygra, ale nie bę-dzie mógł stworzyć rządu. Wtedy powie swoim towarzyszom: dzię-ki mnie wygraliśmy wybory, ale przecież dalej obowiązuje układ, dalej obowiązuje spisek prze-ciwko nam, więc musimy teraz mocno popracować, żeby za ko-lejne cztery lata mieć większość. A jego towarzysze odpowiedzą: no tak, przemęczymy się cztery lata jeszcze raz… Jemu przecież nie chodzi o wygrywanie wybo-rów. Jemu chodzi o to, żeby mógł zostać premierem. Mieć realną władzę. I gdyby został tym pre-mierem, to rozpoczęłaby się ma-sakra wszystkich jego przeciw-ników. Nas też. Ale jesteśmy na drugim planie, dalsi w kolejce.

- Tusk jest coraz bardziej sam. - Mam takie wrażenie, że to jest

coraz bardziej słaby rząd. Tusk unika wymiany tych najsłabszych ministrów zapewne dlatego, że uważa, iż każda zmiana jest przy-znaniem się do błędu. Ale przez to, że unika wymiany, ten rząd jest co-raz słabszy. Ponieważ ciągle mówię o tym, że premier powinien doko-

nać rekonstrukcji nie personal-nej, tylko programowej, i przede wszystkim postawić na powrót na szybką ścieżkę rozwoju gospo-darczego, więc kiedyś żartobliwie Tusk mnie zapytał – no dobrze, ale kto mógłby to zrobić? Więc odpo-wiedziałem: jest kandydat, który

jest specjalistą od wprowadzania Polski na ścieżkę szybkiego rozwoju: Grzegorz Kołodko. Ale czy Grzegorz Kołodko może być w rządzie Donal-da Tuska? Jakby to Tusk zrobił, to byłby dopiero wy-

czyn! To byłby manewr, że chape-aux bas.

- Jaki jest pana polityczny cel? £atwo by³o rozszyfrowaæ, ¿e pana pierwszym celem, jeszcze w kampanii 2011 roku, by³a chêæ pokazania, ¿e oto jestem w grze. Komunikat – panowie, pochowaliście mnie za wcześnie, teraz wam poka¿ê. Odegranie siê. To ju¿ siê spe³ni³o. SLD ma 14-16 proc., dwa razy wiêcej ni¿ mia³. Z górk¹ siê pan odegra³. I co dalej?

- Oczywiście, to był jeden z moich motywów – odegrać się. Wiadomo, każdy jest trochę próżny. Sam mówiłem w wystą-pieniach telewizyjnych w tam-tym czasie: koledzy, myśleliście, że mnie pochowaliście, a jestem! O tu! Ale rzecz jest ważniejsza – chodzi o to, która z istnieją-cych ocen się sprawdzi. Czy ta, jak nam przepowiadano, że po ostatnich wyborach SLD doznał tak ciężkiego nokautu, że już się nie podniesie? M.in. prezydent Kwaśniewski tak uważał. Czy też ocena przeciwna – że SLD to jest zawodnik, który dostał cięż-ki cios, przewrócił się na deski, ale może wstać i dalej walczyć?

- Pan stawia na druga odpowiedź?- Oczywiście. Jestem przeko-

nany, że tak właśnie będzie. By-łoby szkoda, żeby formacja, która ma skomplikowaną historię, lata zwycięstw i lata ciężkich porażek, nagle zniknęła. Byłem niedawno w Lipsku na 150-leciu SPD. Tam w wystąpieniach często mówio-no – jesteśmy partią, która przez 150 lat nie zmieniła swojej na-zwy. Mimo zmian ustroju, dyk-tatury nazistowskiej itd. Słucha-łem tego i sobie myślałem – coś w tym jest… SLD będzie obcho-dził w przyszłym roku 15 lat. Dla-czego ma podnieść ręce do góry i ogłosić kapitulację? I przytulać się do innych ugrupowań? Nie le-piej wstać z kolan, pokonać kry-zys, i wrócić do współrządzenia?

fot. FOCUS

Dopuszczam możliwość,że Kaczyński wygra wybory, ale nie będzie rządził

Page 14: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNAIV pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Po co idę na kongresChcê zabraæ g³os od razu na wstê-pie, na sesji ple-narnej. Bêdê mia³ tylko piêæ minut, a chcê powiedzieæ o kilku sprawach. Po pierwsze, dokonaæ anali-

zy historycznej lewicy, która mia³a ró¿ne etapy w swoim rozwoju. Godne uwagi, i godne wsty-du. Najwy¿sza pora, aby wype³niæ bia³e plamy w historii lewicy. Do po³owy lat 50. by³ najgorszy okres, godny potêpienia, co zreszt¹ zawa¿y³o na ca³ym dalszym bycie lewicy. Ale okresu lat 70. nie nale¿y siê wstydziæ. Dziêki kolegom Edwarda Gierka czas ten zosta³ uznany za powód do wsty-

du, ale ci ludzie nie wziêli pod uwagê faktu, ¿e to siê w sumie obróci przeciwko nim. Nie spodzie-wali siê, ¿e ich dorobek bêdzie obracany w proch, a to wielka szkoda i wielka g³upota. Nie bêdê cy-towa³ listy inwestycji, co wtedy zbudowano, ale powiem, ¿e najwy¿sza pora dokonaæ rozrachunku i powiedzieæ prawdê. Powiem te¿, ¿e szkoda, ¿e lewica jest dziś taka sk³ócona, a prezydent Kwa-śniewski na ³amach „Gazety Wyborczej” bardzo mnie zasmuca kiedy mówi, ¿e druga strona nie chce siê porozumieæ, zamiast samemu podj¹æ kroki zmierzaj¹ce do porozumienia. Trudno byæ zwolennikiem tezy, ¿e porozumienie jest mo¿liwe tylko wtedy, jeśli druga strona przyjmie moje sta-nowisko. Wygl¹da wiêc na to, ¿e prezydenta Kwa-śniewskiego na Kongresie nie bêdzie, przyjdzie tylko jeden „lewicowy”: prezydent – Lech Wa³êsa.

Prof. Pawe³ Bo¿yk, ekonomista, za³o¿yciel Ruchu Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka

Idê na Kongres Lewicy, by wzi¹æ udzia³ w panelu z prof. Grzegorzem Ko³odk¹. Zabiorê g³os na temat wk³adu środków europejskich w rozwój polskiej gospodarki od 2007 r. Chcê zwróciæ uwagê na efekty dotych-czasowe oraz wnioski co do alokacji i sposobów wykorzystania środków w latach 2014-2020: czy zwiêkszamy konkurencyjnośæ gospodarki; czy tworzymy nowe miejsca pracy; czy podnieśliśmy innowacyjnośæ; czy podnoszenie podatków jest dobrym rozwi¹zaniem. Czy grozi nam po-wtórzenie b³êdów Grecji, Hiszpanii i Portugalii? Chcê zaprezentowaæ elementy programu gospodarczego europejskiej socjaldemokracji.

Prof. Bogus³aw Liberadzki, europose³

Nie wyst¹piê na Kongresie, bo wyje¿d¿am na urlop. Gdybym by³ na miejscu szed³bym z nadziej¹, ¿e dojdzie do zjednoczenia, a nie dal-szego rozdrobnienia lewicy. Chcia³bym te¿ uświadomiæ zebranym, ¿e choæ uwa¿a siê, i¿ polskie spo³eczeñstwo jest w przewadze prawicowe, to wiêcej jest zwolenników controlewicy, tylko oni tego nie wiedz¹. Bo nikt ich nie pyta o podstawowe wartości: rozdzia³ kościo³a od pañstwa, tolerancjê światopogl¹dow¹, powszechny dostêp do opieki zdrowotnej i oświaty. A to s¹ wyznaczniki przynale¿ności do określonej opcji.

Prof. Krzysztof Szama³ek, geolog, by³y sekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska

To jest to kongres lewicy spo-³ecznej, a ja jestem cz³owiekiem lewicy i trudno by mi by³o tam

nie zajrzeæ. Od lat mam nadzie-jê, ¿e zostanie przedstawiony ciekawy projekt lewicy politycz-nej, który sprawi, ¿e w 2015 roku ta formacja bêdzie mog³a siêgn¹æ po w³adzê. Zdajê sobie jednak sprawê, ¿e tylko lewica zjednoczona i posiadaj¹ca al-ternatywn¹ wizjê rozwoju kraju mo¿e wzi¹æ odpowiedzialnośæ za jego przysz³e losy.

Katarzyna Piekarska, radca prawny, przewodnicz¹ca Sejmiku Kobiet Lewicyda Gierka

Wezmê udzia³ w panelu dyskusyjnym, który poprowadzi prof. Grzegorz Ko³odko. Ustosunkujê siê do jego pytañ, ale liczê te¿, ¿e uda mi siê skoncentrowaæ na kszta³towaniu siê polskiego modelu spo³eczno-gospodarczego i przeanalizowaæ wzorce anglosaskie, model nordycki i niemiecki. Nie wiem jeszcze, czy uda mi siê rozwin¹æ tê myśl. Mam nadziejê ¿e dyskusja nie bêdzie dotyczyæ tylko spraw bie¿¹cych.

Prof. El¿bieta M¹czyñska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

Dla mnie szalenie istotn¹ spraw¹ jest kwestia tradycji. Niestety, my j¹ mordujemy. To, co by³o, w³aściwie nie istnieje dla m³odszych pokoleñ. Zaczyna siê mówiæ, ¿e w PRL nie by³o polskości, szacun-ku dla tradycji, nie by³o teatru, zespo³ów, kabaretów, ani dba³ości o nasz jêzyk. A ten „torcik" spreparowali nam Stalin, Roosewelt i Churchill. Naród polski jednak istnia³, choæ teraz siê mówi, ¿e Polska siê zaczê³a 4 czerwca. Nie. Ona trwa³a ju¿ tysi¹c lat i to, co najlepsze, powinniśmy braæ ze sob¹. Kto zapomina o tradycji ten te¿ zapomina o przysz³ości.

Szymon Szurmiej, aktor, re¿yser, dyrektor Teatru ¯ydowskiego

Jako przedstawiciel ruchu zwi¹zkowego skoncentrujê siê

na prawach pracowniczych i sytuacji ludzi pracy, bo to jest mi najbli¿sze. Czy lewica tego broni? S³abo, a bêdzie jeszcze gorzej. Jeśli ktoś myśli, ¿e Kon-gres coś w tej kwestii zmieni, to jest naiwny. W¹tpiê czy „baba z brod¹" zmieni nastawienie spo³eczne do lewicy takiej, jaka ona jest dziś.

Bogus³aw Ziêtek, dzia³acz zwi¹zkowy i polityk, Sierpieñ 80

Mam nadziejê, ¿e Kongres le-wicy to pierwszy kongres. S¹-

dzê, ¿e rozpocznie proces prawdziwej rekonstrukcji lewicy w Polsce, ¿e nie bêdzie to tyl-ko „lewica na przetrwanie”, ¿e nie bêdzie podlega³a dalszemu rozproszeniu. Konieczna jest rekonstrukcja i restytucja, a nie porozumienia salonowych przy-wódców. Tego wymaga przy-sz³ośæ Polski.

Prof. Andrzej Mencwel, historyk i antropolog kultury

Zaprosi³ mnie na panel no-wych technologii Grzegorz Napieralski. Interesuje mnie in-

nowacyjna gospodarka i temu poświêcê swój g³os w pane-lu. Co do samego Kongresu nie mam wiêkszych z³udzeñ. Mo¿e dam wyraz przekonaniu, ¿e lewicy przyda³by siê powrót do korzeni, do źróde³, lecz nie-stety dominuje inne podejście, liberalizm gospodarczy, bo do liberalizmu obyczajowego nie mam zastrze¿eñ.

£ukasz Fo³tyn, twórca komunikatora Gadu-Gadu i portalu lewica.pl

Kongres Lewicy to wiadomośæ dla Polaków, ¿e lewica ¿yje, ma po-tencja³ i powa¿ne aspiracje. Byæ mo¿e prze³amiemy jakieś fatum, które zawis³o nad lewic¹, a zza ciemnych prawicowych chmur b³yśnie promyczek zapowiadaj¹cy lepsz¹ pogodê dla Polski.

Prof. Jan Hartman, filozof, bioetyk

Page 15: Dziennik Trybuna nr 16

11 DZIENNIK TRYBUNA

Jej dotychczasowe skutki najbardziej są widoczne w postaci współczynnika

bezrobocia w krajach, którym zaordynowano program dra-końskich cięć. Np. w odniesie-niu do Grecji przewidywano jego maksimum na ok. 15 proc., podczas gdy dziś dobija do 30 proc. Nawet w Irlandii, jedy-nym z objętych bailoutem (spe-cjalnym pakietem kredytowym) krajów, który od biedy mógłby uchodzić za przykład skutecz-ności zastosowanych środków, poziom bezrobocia znacznie przekroczył wstępnie zakłada-ny i wynosi 14 proc.

Wyłamanie się MFW ze wspólnego frontu trzech adwo-katów oszczędności nie musi jednak wcale oznaczać rewizji polityki zaciskania pasa – Euro-pa już może ją stosować sama, wbrew MFW, a nawet bez MFW.

Nasza wina

Ujawniony w ubiegłym ty-godniu raport Międzynarodo-wego Funduszu Walutowego, w którym przyznaje się on do błędów w ocenie sytuacji Gre-cji w czasie pierwszego bail-outu w 2010 r., był następ-stwem wniosków pojawiających się już od kilku miesięcy.

Już 3 stycznia Olivier Blan-chard i Daniel Leigh – pracow-nicy MFW – opublikowali anali-zę, w której dowodzili, że droga wychodzenia z europejskiego kryzysu oparta wyłącznie na cięciu wydatków publicznych i narzucaniu obywatelom wy-rzeczeń bez względu na ich koszt społeczny, oparta jest na wewnętrznej sprzeczności: z jednej strony zmniejsza się deficyt budżetowy, z drugiej jednak dusi się perspektywę wzrostu gospodarczego – decy-dującego czynnika pozwalają-cego ujrzeć światełko w tunelu.

Chociaż analiza Blancharda i Leigha pojawiła się na stro-nie MFW z adnotacją, że jest to praca badawcza niekoniecznie odzwierciedlająca poglądy or-ganizacji, już sama jej publika-cja była czytelnym sygnałem, że MFW zaczyna przewarto-ściowywać swoje stanowisko. Wskazują na to także wypowie-dzi jego szefowej – o potrzebie rozluźnienia czasowych ram narzuconych krajom objętym bailoutem, a także wnioski

z jesiennego raportu sugeru-jące konieczność modyfikacji dotychczasowej linii, która za-kładała bardzo rygorystyczne przestrzeganie zasad progra-mów naprawczych uzgodnio-nych w ostatnich latach.

Przewartościowań w stano-wisku MFW w odniesieniu do polityki cięć nie można jednak traktować jako zapowiedzi zde-cydowanego odejścia od niej. Wnioski wysuwane przez Fun-dusz do tej pory ograniczały się do postulatów wydłużenia

perspektywy czasowej, w któ-rej ma ona zacząć przynosić rezultaty, a nie do odstąpienia od niej czy nawet przyznania, że nadrzędnym celem powin-no być leczenie pacjenta a nie choroby. Słowem, przejście od redukowania za wszelką cenę uznawanych za przyczynę problemów deficytów budże-towych, do całościowego trak-towania gospodarek krajów poddanych oszczędnościowym terapiom, co byłoby wynikiem konkluzji – zdawałoby się oczy-wistej, ale nadal z trudem toru-jącej sobie drogę do oficjalnego dyskursu – że mamy do czynie-nia z kryzysem gospodarczym a nie tylko finansowym.

Nieoficjalnie pojawiają się jednak także sugestie o ko-nieczności redukcji greckiego zadłużenia. Czyli rozwiązania, w którym nie tylko greckie spo-łeczeństwo, ale także i wierzy-ciele tego kraju musieliby po-godzić się ze stratami. A to nie

wszystkim jest w smak, zwłasz-cza Niemcom, którzy ani myślą ponosić koszty tego, co skłonni są uznawać za błędy zawinione przez samych Greków.

Obudź siê, Europo!

Komentarze po opubliko-waniu raportu MFW skupiały się głównie na jego samokry-tycznym wymiarze, chociaż w swoich wnioskach fundusz posunął się dalej. Znaczną część odpowiedzialności za

przyjęcie nierealistycznych założeń w odniesieniu do bailoutu Grecji przerzucił na partnerów z Trojki – UE i EBC, których wskazał jako głów-nych architektów oszczędno-ściowej doktryny i rzeczników jej stosowania.

W raporcie pojawia się też sugestia, że to właśnie euro-pejscy przywódcy doprowa-dzili do pogłębienia kryzysu, opóźniając restrukturyzację greckiego zadłużenia, co postu-lował ówczesny szef Funduszu Dominique Strauss-Kahn. Nie-zależnie od gniewnej reakcji europejskiego komisarza do spraw gospodarczych i waluto-wych Olli Rehna i innych poli-tyków, w Europie odczytywane jest to jako przygrywka do po-nowienia tego postulatu przy okazji kolejnej operacyjnej in-spekcji Trojki w Atenach.

Faktycznie, coś musi być na rzeczy, skoro rzecznik niemiec-kiego ministra finansów Mar-

tin Kotthaus stwierdził, że nie widzi powodów, dla których MFW miałby wezwać do kolej-nej redukcji greckiego zadłu-żenia. Gdyby nie obawy, że taki postulat padnie, po cóż miałby w ogóle o nim mówić? A byłby to dla Niemiec niemały pro-blem – akceptacja tego postula-tu oznaczałaby podważenie lan-sowanej przez kanclerz Angelę Merkel tezy, że narzucenie Gre-cji oszczędnościowej polityki jest środkiem mającym obronić niemieckiego podatnika przed

spłacaniem greckich długów. W kontekście nadchodzących wyborów do Bundestagu było-by to nad wyraz niekorzystne.

Zdecyduj¹ wyborcy

Choć debata koncentruje się na przykładzie Grecji, nie spo-sób nie zauważyć, że programy ratunkowe fundowane innym krajom przez MFW, UE i EBC także nie przyniosły oszałamia-jących rezultatów. W efekcie, wnioski MFW można traktować jako odnoszące się nie tylko do jednego przypadku, ale do całej europejskiej strategii wycho-dzenia z kryzysu. Skoro jest zła, to należałoby ją zmienić. Tylko czy to jest realne?

Skład Trojki daje Europie, reprezentowanej przez dwa podmioty, istotną przewagę. Dotąd nie miało to większe-go znaczenia, bo w momencie formowania antykryzysowej polityki UE nie posiadała prak-

tycznie żadnych własnych za-bezpieczeń i mechanizmów pozwalających jej reagować na kryzys. Udział MFW był zatem absolutnie nieodzowny. Zaan-gażowanie finansowe Fundu-szu w bailouty sięgało jednej trzeciej, a nie bez znaczenia było również to, że zewnętrzna w stosunku do Europy instytu-cja uwiarygodniała całe przed-sięwzięcie.

Tymczasem jednak sytuacja się zmieniła – powstał Europej-ski Mechanizm Stabilizacyjny, który – choć nie wbudowa-no weń pierwotnie planowa-nych dźwigni – daje strefie euro instrument umożliwiają-cy przeprowadzenie bailoutu nawet dużego kraju, choćby Hiszpanii, gdyby zaszła taka konieczność. EBC uruchomił system skupu obligacji emito-wanych przez państwa, dzięki czemu jest w stanie doraźnie korygować rosnące oprocen-towanie papierów słabych go-spodarczo państw, pozwalając im oddalać ryzyko, że podob-nie jak Grecja czy Irlandia, stracą zdolność do zaciągania pożyczek.

Choć ostatni bailout – Cy-pru – wyrażony w liczbach bezwzględnych miał wymiar skromny (10 mld euro wobec 240 mld dla Grecji), jego struk-tura wiele mówi – tylko 10 proc. pochodziło ze środków MFW. Stanowi to czytelny sygnał, że Europa, choć nie bez wewnętrz-nych oporów, stopniowo przej-muje takie operacje. MFW za-tem może – bardziej lub mniej otwarcie – dokonywać rewizji stanowiska, ale gdyby różnica zdań w sprawie strategicznych założeń pomiędzy nim a Euro-pą miała się pogłębiać, Europa będzie mogła działać bez nie-go. Gdyby więc Trojka nawet się rozpadła, nie musiałoby to oznaczać kresu polityki bez-względnych oszczędności, tym bardziej, że stoją za nią Niemcy, wspierane przez kilka państw o podobnym nastawieniu.

W takim przypadku pytanie: kontynuować oszczędności, czy nie, stałoby się wewnątrzeuro-pejskim pytaniem o kierunek polityki, a odpowiedź na nie podlegałaby weryfikacji po-przez europejskie mechanizmy. Te zaś, choć oparte na decy-zjach państw członkowskich, w sumie jednak zależą od woli i opinii społeczeństw mogących wypowiedzieć się w wyborach. A społeczny odbiór polityki bez-względnego zaciskania pasa jest zdecydowanie negatywny, toteż z biegiem wyborczego kalen-darza będzie przekładał się na stanowiska państw, a w efekcie – na europejską politykę ekono-miczną.

pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

KONIEC WIELKIEJ TROJKI?Trojka – sformowane ad hoc w roku 2010 nieformalne cia³o, maj¹ce zaj¹æ siê nadzwyczajnym programem ratunkowym dla krajów dotkniêtych kryzysem – sta³a siê znakiem fi rmowym polityki drakoñskich oszczêdności. Dziś spośród trzech jej czêści sk³adowych – Miêdzynarodowego Funduszu Walutowego, Unii Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego – jedna (MFW) zaczyna wprost mówiæ o nieskuteczności wdro¿onych metod.

GRZEGORZ WALIÑSKI

Protesty przeciwko drakoñskim rozwi¹zaniom ekonomicznym wdra¿anym w Grecji.

fot. WIKIMEDIA

Page 16: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA12 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

W latach 90. za liberalnymi przepisami w sprawie przerywania ciąży opo-

wiadała się blisko połowa Pola-ków. Pod koniec 2012 roku, po latach sekularyzacji i samozwań-czej rewolucji Palikota, omal nie doszło do totalnej delegalizacji aborcji, a poparcie społeczne dla prawa do przerwania ciąży, gdy kobieta jest w trudnej sytu-acji osobistej, spadło do zaledwie 13 proc. Tylko w ciągu czterech miesięcy, od sierpnia do grudnia 2012 roku, liczba zwolenników li-beralizacji ustawy antyaborcyjnej zmalała o jedną trzecią.

Niemal identyczne prze-sunięcie opinii dokonało się w sprawie krzyża w parlamen-cie. W 1997 roku, gdy krzyż za-wieszono, jego obecność w tym miejscu poparło 52 proc. Pola-ków, a 29 proc. było przeciw-nych. Czternaście lat później za krzyżem w Sejmie opowiedzia-ło się 70 proc. Polaków a tylko 20 proc. było przeciw. Populacja przyjaciół krzyża w gmachu Sej-mu wzrosła o 40 procent.

Wierz¹, ale nie akceptuj¹

A przecież w tym samym okre-sie, zwłaszcza zaś po śmierci Jana Pawła II w 2005 roku, wyraź-nie zmniejszył się procent osób uczestniczących w praktykach religijnych i wzrosła liczba prak-tykujących tylko okazjonalnie. Obniżył się odsetek katolików deklarujących wiarę w grzech śmiertelny, piekło, niebo i życie pozagrobowe. Wzrosła za to, i to dwukrotnie, liczba agnostyków i ateistów – z 2,1 proc. w 2009 roku do ponad 4 proc. obecnie. To niemało, jeśli zważyć, że dodatko-wo jedna trzecia deklaratywnych wierzących miewa wątpliwości co do istnienia Boga, co szesnasty przyznaje, „że tylko czasami mu się wydaje, iż wierzy w Boga”, a zaledwie 9 proc. deklaruje, że ich wiara jest głęboka.

Z politycznego punktu widze-nia równie ważne jak kryzys wiary, jest coraz bardziej selek-tywne i indywidualne podejście do katolickiej doktryny. Badania wykazują, że wierzący często nie akceptują podstawowych prawd wiary i uznają przekonania nie-zgodne z nauczaniem Kościoła. Wybiórczo traktowana jest tak-że moralność katolicka. Tylko22 proc. ankietowanych przez CBOS w 2012 roku uważa zasa-dy moralne katolicyzmu za naj-lepsze. Blisko połowa katolików jest zdania, że choć zasady te są w większości słuszne, to jednak nie są wystarczające – a ponadto nie ze wszystkimi się zgadza.

Równie obiecująca politycz-niewydaje się rosnąca liczba lu-dzi religijnych, odrzucających jednak wiarę w Boga. Według badania Eurostatu z 2010 roku, 14 proc. Polaków wierzy jedynie w „jakąś formę duchowości lub siły życiowej”. To z pewnością

grupa bardzo zróżnicowana, jed-nak w większości niepodporząd-kowana Kościołowi.

Nie wiara lecz nadzieja

Cytowane tu wyniki badań opi-nii prawdopodobnie nie odzwier-ciedlają w pełni zakresu i tempa sekularyzacji, gdyż badania tego rodzaju są obciążone działaniem tzw. zmiennej aprobaty społecz-nej. Część respondentów obawia się przyznać do poglądów, o któ-rych sądzi, że nie są akceptowane przez większość rodziny i sąsia-dów. Liczba osób obojętnych re-ligijnie jest z pewnością większa. Hipotezę tę potwierdzają wyniki badania ankietowego Eurostatu, w którym tylko 79 proc. Polaków przyznało się do wiary w Boga. To znacznie mniej niż w bada-niach polskich, co można tłuma-czyć tym, że respondenci byli bardziej szczerzy w ankietach wypełnianych na rzecz instytucji zagranicznej. Domniemanie to zdają się potwierdzać wyniki kil-kunastu wywiadów psychologicz-nych na temat treści i siły wiary religijnej prowadzonych przez ostatni rok wśród praktykujących katolików na Mazowszu. Zdecy-dowana większość uczestników tych rozmów przyznała, że tak naprawdę nie są pewni ani ist-nienia Boga, ani życia wiecznego, ani realności innych obietnic Ko-

ścioła, a słowem, które najlepiej określa ich stan ducha w spra-wach religijnych nie jest „wiara”, lecz „nadzieja”.

Jeśli ludzi głęboko wierzących już prawie nie ma, a ludzie sła-bej wiary emancypują się i tylko częściowo uznają nauki moralne Kościoła, to dlaczego odrzucają oni wolnościowe poglądy, które niedawno sami wyznawali, na rzecz autorytarnych rozwiązań forsowanych przez Kościół?

Histeryczni antykleryka³owie

Nie jest to – jak twierdzą nie-którzy – wynik skutecznej indok-trynacji i propagandy religijnej w szkołach i mediach. Gdyby propaganda katolicka była sku-teczna, nie postępowałaby seku-laryzacja i nie nasilałaby się kry-tyka Kościoła w wielu grupach społecznych, również wśród ludzi wierzących. Winna jest przede wszystkim agresywna, by nie rzec histeryczna polityka części środowisk antyklerykalnych. Po-litycy tej formacji w istocie zwra-cają się wyłącznie do wąskiego grona sympatyków i głównie po to, by wyrazić wspólne dla tej grupy emocje i obsesje. Jak w re-ligijnej sekcie, bardziej im zależy na umocnieniu poczucia jedności i przynależności niż na realizacji jakichś celów politycznych. Gdy-by było inaczej, nie odrzucaliby

zaproszeń środowisk świeckich do dyskusji nad przyczynami do-tychczasowych niepowodzeń.

Co robiæ?

Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, do kogo adresujemy swoją krytykę i pro-jekty polityczne. Czy zwracamy się tylko do tych, którzy Kościół omijają najszerszym łukiem, czy również do tych, którzy wpraw-dzie praktykują, ale już nie wie-rzą i tylko częściowo uznają mo-ralność katolicką? Ludzie ci nie chcą radykalnie zrywać z Kościo-łem, bo uznają tę instytucję za ważną część swojego życia, choć-by z przyzwyczajenia lub dlatego, że wielu z nich nie ma w niedzie-lę nic lepszego do roboty. Udział w nabożeństwach to wciąż roz-rywka bezpłatna i całkiem atrak-cyjna forma życia towarzyskiego. Dlatego między innymi wielu identyfikuje się z Kościołem, na-wet jeśli mają do niego krytycz-ny stosunek. Na co dzień mogą nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, czują się jednak dotknię-ci, gdy ich uszu dobiegają kolejne agresywne filipiki silnie pobu-dzonych antyklerykałów. Ludzie konfrontują te ataki z osobistymi doświadczeniami i co się okazuje? Lokalny proboszcz nie jest pedofi-lem, a przynajmniej nic na ten te-mat nie wiadomo. Przywileje lub

przekręty finansowe kleru obu-rzają, ale Polacy są pobłażliwi – w końcu, kto się od czasu do cza-su nie dopuści jakiegoś przekrętu. Księdza z kochanką wezmą na języki, ale jeśli jest sympatyczny, będą go lubić bardziej niż nieska-zitelnego świętoszka. Tacy mniej więcej są ludzie (poza garstką fundamentalistów), co musimy brać pod uwagę, jeśli naprawdę chcemy przekonać ich do popar-cia naszych celów politycznych. Nie musimy unikać ani sztucznie łagodzić krytyki Kościoła, powin-niśmy jednak podkreślać, że po-mimo różnic światopoglądowych na serio bierzemy pod uwagę po-glądy, przyzwyczajenia i wybory życiowe większości Polaków.

Dobrym przykładem projek-tu politycznego w tym stylu jest opracowany przez Towarzystwo Humanistyczne a zgłoszony rok temu przez SLD projekt zmia-ny art. 196 k.k. o tzw. obrazie uczyć religijnych. W projekcie tym zawarte są różne propozycje w praktyce znoszące ten przepis – formalnie jednak pozostawia się w nim złagodzoną odpowie-dzialność karną za obrazę uczuć przez znieważenie przedmiotu kultu, o ile dojdzie do niej na te-renie kościoła. W ostatnich 24 la-tach nie było ani jednego takiego przypadku, więc przepis wydaje się skutecznie chronić wolność słowa i wyrazu artystycznego, a z drugiej strony daje wielu mniej zacietrzewionym katoli-kom poczucie, że autorzy i pro-motorzy projektu na serio biorą pod uwagę ich uczucia, poglądy i system wartości.

Jeśli chcemy skuteczniej niż dotąd przeciwdziałać klerykali-zacji, potrzebnych będzie więcej projektów politycznych tego ro-dzaju i więcej komentarzy utrzy-manych w podobnym duchu. Gdy któryś z biskupów po raz kolejny zaapeluje o podporządkowanie demokracji Kościołowi katolic-kiemu, komentarz powinien być krytyczny i stanowczy, ale osten-tacyjnie elegancki. Nie dlatego, że boimy się narazić Kościołowi, albo że mamy anielskie charak-tery, ale dlatego, ze mówimy do większości, która nas wysłucha tylko wtedy, jeśli nie poczuje się obrażona. Grożenie biskupowi złożeniem doniesienia o popeł-nieniu przestępstwa jest równie niemądre i niedemokratyczne, jak roszczenia najbardziej upo-litycznionych hierarchów. Nie oznacza to oczywiście, że wszy-scy politycy lewicy powinni mó-wić jednym głosem. Nie jest to możliwe ani potrzebne. Pamiętać jednak trzeba, że czym innym jest felieton w antyklerykalnym tygo-dniku, a czym innym wystąpienie polityczne, w którym zwracamy się do szerokich kręgów społecz-nych. Jeśli chcemy mieć wpływ na ich wybory i niektóre poglądy, musimy używać odpowiednich narzędzi, a nie folgować namięt-nościom lub przemożnej potrze-bie udziału w wesołym przedsta-wieniu ku uciesze grupki fanów.

Pan Bóg w odwrocie?

Badania nad religijności¹ Polaków ujawniaj¹ dwa wspó³wystêpuj¹ce, choæ sprzeczne ze sob¹ procesy. Z jednej strony niespiesznie, ale konsekwentnie postêpuje sekularyzacja: s³abnie wiara i kurczy siê uczestnictwo w praktykach religijnych, z drugiej zaś rośnie poparcie dla polityki Kościo³a katolickiego i takich jego fl agowych ³upów politycznych, jak zakaz przerywania ci¹¿y, obecnośæ krzy¿a w Sejmie lub odmowa legalizacji zwi¹zków partnerskich.

ANDRZEJ DOMINICZAK

Za krzy¿em w Sejmie w 1997 roku opowiada³o siê 52 proc. ankietowanych. 14 lat później – 70 proc.

fot. WIKIMEDIA

Page 17: Dziennik Trybuna nr 16

13 DZIENNIK TRYBUNA

Takie plotki pojawiły się ponoć w tamtych czasach w niektórych środowi-

skach. Przed laty usiłował zna-leźć ich potwierdzenie wybitny rzeszowski dziennikarz Włady-sław Boczar. Szukał w tym celu dostępu do tajnych archiwów. Całą historię można by skwito-wać uśmiechem politowania, gdyby nie pewien fakt, który na-daje jej krztynę wiarygodności. Otóż Chruszczowa witał i gościł w Rzeszowie sekretarz woje-wódzki PZPR, Władysław Kru-czek. Gościa przyjmowano bardzo wystawnie, lał się alkohol, była okazja do swobodnych rozmów na różne, nie zawsze poważne te-maty. Kilka lat później przez pe-wien czas asystentem prasowym i bliskim współpracownikiem Kruczka był właśnie młody, ale zyskujący coraz większe uznanie dziennikarz Władysław Boczar. Czy mógł coś na ten temat usły-szeć od swojego szefa? Sam Bo-czar niechętnie mówił o tamtym epizodzie swojej kariery zawodo-wej. W sprawie rzekomej oferty Chruszczowa powtarzał jedynie, że musi znaleźć dowody. Niestety, przeszkodziła mu w tym ciężka choroba i śmierć.

Urzêdnik siê pomyli³

Historycy sceptycznie podcho-dzą do możliwości złożenia przez Chruszczowa tak zadziwiającej oferty. Historyk IPN, Piotr Szopa sądzi, że raczej mogły to być plotki rozsiewane przez Służbę Bezpie-czeństwa, która chciała wybadać nastroje społeczeństwa. Wiele różnych pogłosek, jeszcze bardziej fantastycznych, było przecież wy-myślanych w tym celu przez SB. Informatorzy i ich „opiekunowie” musieli się czymś wykazać, często produkowali więc tonami epistoły o nieistniejących zagrożeniach. Za kompletną bzdurę uważa to znany dziennikarz, Bogusław Wołoszań-

ski. Jego zdaniem jakakolwiek zmiana granic w tym czasie była kompletnie niemożliwa. Choćby dlatego, że od 1950 roku obowią-zywał układ zgorzelecki ostatecz-nie rozstrzygający kwestię grani-cy między NRD a Polską. Szczecin – po okresie dwuwładzy w latach 1945-46 – ostatecznie został przy-znany Polsce.

Władze polskie, które po ra-dzieckiej agresji 17 września 1939 roku udały się na emigrację, nigdy nie uznały postanowień paktu Ribbentrop-Mołotow. Sta-ły na stanowisku nienaruszalno-ści polskich granic wschodnich według stanu z sierpnia 1939 roku. Przez niespełna dwuletni okres utrzymywania stosunków dyplomatycznych między rzą-dem londyńskim a Moskwą (od napaści hitlerowskiej w czerwcu 1941 roku, po odkrycie masowych grobów w Katyniu w 1943 roku) sprawa tkwiła w próżni. Z jed-nej strony Rosjanie unieważniali postawienia traktatu Ribbentrop -Mołotow, dotyczącego podziału wpływów w Europie środkowej, z drugiej jednak nie kwapili się do uznania granicznego status quo sprzed 1 i 17 września 1939 roku.

Z samym wytyczaniem gra-nic, a szczególnie przynależności państwowej Lwowa, wiąże się kilka ciekawostek. Gdy tuż po I wojnie światowej dyskutowano o granicach, sytuacja na Wscho-dzie, a szczególnie na południo-wo-wschodnim odcinku granic przyszłej II RP, była niejasna. O te tereny zacięcie rywalizowali Pola-cy, Rosjanie – zarówno „biali”, jak i „czerwoni” oraz dwie ukraińskie republiki. Sam Kijów w ciągu dwóch lat był zajmowany kilkana-ście razy przez różne armie. Tzw. linia Curzona też miała co naj-mniej dwa warianty, jeden z nich pozostawiał Lwów po polskiej stronie. Ciekawą informację podał niedawno brytyjski historyk, Ro-wan Anderson z Cambrigde, ba-

dający akta konferencji w Jałcie. Według niego Stalin... zgodził się wówczas na pozostawienie Polsce Lwowa, a szczegółowe wytycze-nie granic przekazał Anglikom. Podobno jednak jakiś urzędnik brytyjski, kiepsko orientujący się w geografii, pomylił miasta i gra-nicę wyznaczył zamiast za Lwo-wem, tuż za Przemyślem, na co Stalin skwapliwie przystał.

„Ale Warszawa by³a rosyjska!”

O ile sprawa przynależności Wilna była praktycznie od po-czątku przegrana, o tyle – jak się wydaje – istniały pewne szanse na utrzymanie choćby Grodna, Lwowa czy nawet Zagłębia Bo-rysławskiego. Według niektórych historyków, przeszkodziła w tym zbyt twarda i nierealistyczna po-lityka rządu londyńskiego. Gdy po sprawie katyńskiej doszło do zerwania stosunków dyploma-tycznych między Polską a ZSRR, wszystko zależało już tylko od gestu Stalina. Obowiązująca po wojnie historiografia wskazywała często na „dobroduszność” ge-neralsimussa, który np. zgodził się na pewne odchylenia od linii Curzona z korzyścią dla Polski, zwłaszcza na północnym odcinku polskiej granicy.

Co ciekawe, o utrzymanie Lwo-wa przy Polsce walczyli niektórzy politycy popierający powojenne przemiany, m.in. członek PKWN Andrzej Witos, brat Wincentego. Strona polska w dyskusjach ze Sta-linem używała m.in. argumentu, że „Lwów nigdy nie był rosyjski”. W czasie jakiejś wymiany zdań ra-dziecki przywódca miał odpowie-dzieć: „Ale Warszawa była!”.

Kwestii ewentualnego powrotu Lwowa do Polski tuż po II wojnie światowej nie sposób oderwać od sytuacji, jaka wytworzyła się na tamtych terenach po wkroczeniu wojsk radzieckich. Mimo naszej narodowej mitologii siły, Armia

Krajowa symbolicznie zaznaczy-ła swą obecność przy wyzwalaniu Lwowa. Jej oddziały były zbyt małe i za słabo uzbrojone, by ode-grać poważniejszą rolę. Niemal natychmiast po wejściu do Lwowa Rosjan zaczęły się tam również istotne zmiany demograficzne. Do-chodziło do masowego wysiedlania Polaków. W ich miejsce przybywali Rosjanie i Ukraińcy. Jeszcze przed oficjalnym zakończeniem II wojny skład narodowościowy miasta był zupełnie inny niż przed wojną: Ży-dów została garstka, Polacy stali się mniejszością.

Zaborcze sk³onności s¹siada

Czy rzeczywiście Chruszczow mógł w Rzeszowie złożyć propozy-cję oddania Polsce Lwowa? Wyda-je się, że jeżeli już, była to raczej forma jakiejś rozgrywki na szczy-tach radzieckiej władzy. Albo rze-czywiście opowiastki przy „paru głębszych”. Trzebapamiętać, że Chruszczow, piastujący przez pe-wien czas obowiązki szefa ukra-ińskiej partii komunistycznej, był na swój sposób ukraińskim nacjo-nalistą. Z pewnych źródeł wynika, że nawet w czasie dyskusji o po-wojennych granicach, optował za włączeniem do Ukraińskiej Socja-listycznej Republiki Radzieckiej Przemyśla, a nawet Jarosławia.

Ważnym argumentem prze-ciwko pomysłom oddania Polsce Lwowa są też strategiczne inte-resy Rosjan w Europie. Zaborcze skłonności naszego wschodniego sąsiada wynikały m.in. z potrze-by zapewnienia bezpieczeństwa państwowego. Tereny obecnej zachodniej Ukrainy zabezpiecza-ły ZSRR od strony południowo--wschodniej, dawały połączenie z Czechosłowacją i zbliżały ją do Bałkanów. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku radzieckiej polityki na północy: przyłączenie państw bałtyckich (szerszy dostęp do morza), wymuszenie na Finlan-

dii ustępstw terytorialnych (odsu-nięcie granicy od Leningradu), wreszcie sprawa Królewca. Rosja-nie zatrzymali tam sobie niewielką enklawę, istniejącą do dzisiaj. Dla-czego nie zgodzili się na wcielenie jej wraz z resztą Prus Wschodnich do Polski? Otóż wówczas istniał tam jedyny w tej części Bałtyku niezamarzający port morski.

Republika Wschodniej Polski?

Warto wspomnieć o jeszcze jed-nej, zupełnie już fantastycznej teo-rii. Zgodnie z nią odzyskanie tego miasta z przynajmniej częścią Kresów było możliwe w... latach 90. ubiegłego wieku. Mówił o tym w wywiadzie dla „Angory” Jan Ciechanowicz, w latach 1989-90 członek Rady Najwyższej Związ-ku Radzieckiego. Podobne zda-nie mieli wyrażać nieżyjący już filolog i historyk żydowskiego po-chodzenia Dora Kacnelson i mer Petersburga Anatolij Sobczak. Ich zdaniem rozpad ZSRR powinien oznaczać jednocześnie powrót do Polski Lwowa, Grodna, Stanisła-wowa, może nawet Tarnopola.

Ciechanowicz twierdzi, że przez pewien czas powrót do granic z 1939 roku był możliwy. Mówił, że podczas swojego wystąpienia na Kremlu miał żądać uznania paktu Ribbentrop-Mołotow za nieważny oraz wypłacenia 500 miliardów dolarów odszkodowania za popeł-nione zbrodnie. W grudniu 1989 roku miał zapytać Michaiła Gor-baczowa o możliwość zwrotu Kre-sów. Ten był nieco zakłopotany, ale sprawiał wrażenie osoby skłonnej do omówienia tego tematu. Cie-chanowicz postulował ponoć tak-że stworzenie z ziem zabranych Polsce podczas wojny Republiki Wschodniej Polski, do której ścią-gnięto by Polaków z całego ZSRR. Mrzonkami Ciechanowicza nikt na poważnie się jednak nie zaintere-sował. Teraz pozostają one jedynie ciekawostką.

pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Lipiec 1959. Do Polski przyje¿d¿a przywódca

Zwi¹zku Radzieckiego Nikita Chruszczow

owacyjnie witany przez „masy pracuj¹ce”.

Rozmawia z przedstawicielami najwy¿szych

polskich w³adz. Wiadomo, ¿e z pozycji „starszego

brata”. W czasie wizyty zwiedza m.in. Rzeszów

i £añcut. Tutaj rzuca zaskoczonym gospodarzom

pomys³: „Oddamy wam Lwów, ale wy oddacie

Niemieckiej Republice Demokratycznej Szczecin”.

Czy takie s³owa rzeczywiście pad³y? Czy w ogóle

istnia³ taki pomys³?

Podrzeszowskie lotnisko w Jasionce. W pierwszym rzêdzie od lewej: I sekretarz KW w Rzeszowie W³adys³aw

Kruczek, Nikita Chruszczow, W³adys³aw Gomu³ka.PIOTR PRZYBY£O

Czy Chruszczow chciał oddać Czy Chruszczow chciał oddać Polsce Lwów?Polsce Lwów?

fot. ARCHIWUM

Page 18: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA14 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

– Fajny film ostatnio widzia-łem. „Bitwa pod Wiedniem”. „Po-pioły” to nie są…

– Może tak, ale dzięki temu filmowi o ważnym wydarzeniu historycznym dowie się cały świat, 50 krajów już go kupiło. Gdyby nie ten film, nikt nie miał-by pojęcia, że polski król obronił przed islamem ówczesną Europę. Lekceważący stosunek Polaków do tego filmu jest politowania godny. W sensie batalistycznym jest to film zrobiony lepiej niż „Bitwa Warszawska”. Ja takiego ataku kawalerii nie widziałem. Żebyśmy nie wiem ile „Bitew Warszawskich” wyprodukowali, „obron” Jasnej Góry czy nawet „Popiołów” Wajdy, nikt tych fil-mów by nie obejrzał… No może kiedyś w Związku Radzieckim. A ten film obejrzy cały świat.

– Mimo wszystko czułem się dziwnie. Bohater „Krajobrazu po bitwie”, „Wszystkiego na sprze-daż”, „Potopu”, wspaniały Boro-wiecki z „Ziemi obiecanej” w ja-kimś epizodzie stroi miny, puszy wąsy i krzyczy „feuer”…

– A miał to Niemiec zagrać czy Włoch? Dlaczego miał nie zagrać w epizodzie króla Sobieskiego Skolimowski czy fantastyczni Adamczyk i Curuś-Bachleda? Przyjechali, zagrali i wrócili. O czym pan mówi? Chciałby pan, żeby w tym filmie w ogóle nie wy-stąpili Polacy? To jest strasznie zaściankowe!

– Nigdy dotąd nie widziałem pana w komiksie.

– To jest według pana komiks. A czymże w związku z tym jest „Potop”?

– Wspaniałą epicką opowieścią o ważnym, tragicznym i boha-terskim kawałku naszej historii, o naszym charakterze, o naszych zastarzałych wadach i zaletach, które w odróżnieniu od wad przetrwały jednak w mniejszym stopniu.

– Gwarantuję panu, że dla wi-dza bułgarskiego patrzenie na „Potop” jest takie samo jak na odsiecz wiedeńską. Tyle go to ob-chodzi. „Potop” dostał wprawdzie nominacje do Oskara, bo Ame-rykanie zobaczyli, że w Europie potrafią zrobić bez komputera i bez wielomilionowego budżetu interesującą opowieść według do-brego scenariusza…

– No, właśnie… ale dajmy już spokój „Bitwie”. W teatrze, w którym się spotkaliśmy, w sztu-ce „Po drodze do Madison”, jako wędrowny fotografik National Geographic mówi pan, że we współczesnym świecie, każdy, kto chce żyć ze sztuki musi po-paść w przeciętność… Widziałem pana ostatnio w „Klanie”, w „Ko-misarzu Aleksie”, w „Kocham cię Polsko”. Pan też wpada w te tryby? Dla mnie pańską ostatnią rolą była rola Orłowa w „Salt”. Bardzo dobra…

– „Salt” jest dobrym komer-cyjnym filmem, ja lubię filmy ko-mercyjne, jak są dobrze napisane i jak ma się w nich dobrych part-nerów. Ja miałem.

– Ale jak to jest z tą sztuką na co dzień? Był przecież okres, kie-dy pan żył ze sztuki.

– Nie bardzo pana rozumiem. Przecież ja przez całe życie utrzymuję się z mojego zawodu, a ten był i jest całkowicie związa-ny ze sztuką. Zawsze więc utrzy-mywałem się ze sztuki, jak to pan nazywa, choć te zarobki bywały różne. Za „Potop” dostałem pół-tora tysiąca dolarów za dwa lata pracy. Niech pan sobie wyobrazi, jak żyli aktorzy z grania Szekspi-ra. Odżywają teraz, dzięki seria-lom, dzięki mnogości kanałów te-lewizyjnych… Z filmów i dziś by nie wyżyli, bo za mało się kręci filmów.

– Chyba, że trafi im się rola w filmie o jakimś banku…

– W reklamie? Najpierw trzeba mieć twarz taką, że bank chce ją kupić.

– Pamiętam dawne dyskusje, czy szanujący się aktor powinien przyjmować propozycje w rekla-mach, czy nie.

– A niby dlaczego nie? – Były czasy, kiedy „sztuka” pi-

sało się przez duże „S”. – I z tej „S”ztuki artyści nie

umieli żyć w czasach komuny. 14 dolarów dostawałem za dzień zdjęciowy ryzykując życiem, w najtrudniejszej roli.

– Dla porównania – „Salt”? – Zarobiłem znacznie więcej niż

w kinematografii francuskiej. Nie dlatego, że ja jestem taką gwiaz-dą amerykańską, bo nie jestem, tylko dlatego, że ten film obejrzy w samej Ameryce 50 milionów ludzi, a na świecie 250 milionów.

– Płacą stawkę i tantiemy? – I tantiemy. Film pokazują we

wszystkich krajach świata, we wszystkich telewizjach, w samo-lotach odbywających loty dłu-godystansowe. A ponieważ je-stem członkiem amerykańskiego związku zawodowego (członko-stwo dostałem automatycznie, gdy zagrałem w amerykańskim filmie) więc tantiemy mam za-pewnione na kilka lat w przód.

– A teatr w takim razie? Po co on panu, skoro ma pan dobre propozycje z filmu? Coś Pana tu ciągnie?

– Co mnie ciągnie? Ja jestem człowiekiem proszonym do tań-ca. Moja agentka odbiera telefo-ny i wspólnie się zastanawiamy, czy mnie to interesuje, czy nie. Ciągle jeszcze mam luksus, że więcej odmawiam niż przyjmu-ję, ale gdyby było odwrotnie, gdybym wyczekiwał na propo-zycję, to bym się cieszył z każ-dej, bo ze swojej emerytury nie opłaciłbym nawet świadczeń. Otrzymuję 1107 zł., ponieważ na etacie byłem niecałe sześć lat. Większą mam francuską, ale płacę od tego duże podatki, więc wychodzi na to samo praktycznie. To jest postawione na głowie, od lat, od okresu minionego. Dla-czego ja mam emeryturę mniej-szą pięcio, czy sześciokrotnie niż pułkownik UB, który będąc po-rucznikiem prześladował mnie i moją rodzinę.

– Ci, o których pan mówi, ode-szli przed rokiem 90. Ich eme-rytury zostały ścięte w ramach czynienia zadość tzw. sprawie-dliwości dziejowej i ówczesny porucznik, o którym pan mówi, dostaje dziś emeryturę w gra-nicach dwóch – trzech tysięcy złotych. To jest jednak znacząco mniej niż sześciokrotność pań-skich zusowskich – 1117 zł., za sześć lat pracy na etacie.

– Ale on wyrządzał krzywdę obywatelom, a ja przynosiłem tym obywatelom radość.

– Ten fach budzi czasem złe pokusy i to niezależnie od ustro-ju – vide IV RP. Ale rozumiem, że pańska natchniona recytacja „Psalmów Dawidowych” podczas odsłonięcia Pomnika Stoczniow-ców była taka z trzewi, z przeżyć.

– Wybrany zostałem nie tyl-ko z powodu dobrej dykcji, ale dlatego, że od czasów Rado-mia i Ursusa kojarzyłem się tym ludziom, że jestem z nimi i że ponosiłem z tego powodu jakieś konsekwencje.

– Czytał pan wtedy fragment o prawych i nieprawych. Czy nie sądzi pan, że po latach Bóg może mieć pewne problemy z ponow-nym odróżnieniem prawych od nieprawych? Czy w panu samym nic się nie wymieszało?

– Niech się pan nie martwi o Boga. On da sobie radę. A ja mogę czasem rewidować pewne swoje poglądy. Na przykład nie-stety musiałem zrewidować mój pogląd, o który w młodości zażar-cie walczyłem, że polski antyse-mityzm to jest bzdura, że to jest wyssane z palca. Musiałem to z wiekiem boleśnie zrewidować. Książka Grossa uprzytomniła mi, że choć w czasie wojny byliśmy

narodem, który najbardziej za-służył się w ratowaniu ofiar Ho-lokaustu, to jednak ten nasz wy-dawałoby się żartobliwy, łagodny antysemityzm przepoczwarzył się w coś strasznego. Zobaczyłem jak wszystko jest szalenie ambi-walentne. Reakcja na fenomenal-ny film Pasikowskiego przeraziła mnie jeszcze w większym stopniu niż informacja o tym, co się stało w Jedwabnym i przecież także w bardzo wielu innych miejsco-wościach w Polsce. Dlatego, gdy przeczytałem pana Semkę, który napisał, że to jest mini-pogrom, to ja chciałbym się dowiedzieć od ilu trupów intelektualista uważa, że pogrom nie jest mini. Nawet Żyrynowski nie nazwał mini zbrodnią Katynia. Co to jest dwa-dzieścia tysięcy oficerów z ich punktu widzenia? Ich samych Stalin wymordował miliony.

W polskich obozach jenieckich po roku 1920 na tyfus umarło może nawet i więcej czerwono-armistów niż dwadzieścia tysię-cy… Ja zaś w poważnej gazecie polskiej czytam, że Jedwabne to jest mini zbrodnia.

– Ale ja pytam pana, czy tak samo patrzy pan na naszą nie-dawną przeszłość jak wtedy, za „Solidarności”? Wtedy podpisał pan tzw. „list ośmiu” do gen. Ja-

ruzelskiego? Czy dziś powtórzył-by pan to?

– Wtedy należało podpisać ten list. Jego pomysłodawcy, wśród niech prof. Rybicki, Brandys, pani Aniela Steinbergowa uzna-li, że trzeba jak najszybciej coś takiego zrobić. Polska w ciągu jednej doby została stłamszona, przestraszona i sparaliżowa-na. Ci starsi państwo doszli do przekonania, że im mniej osób ten protest podpisze, to będzie to bardziej wymowne. Miałem szczęście, że przyszli do mnie. Nie internowano mnie oczywi-ście, ale byłem kontrolowany, przesłuchiwany. Podpisałem i za chwilę nadała to Wolna Europa. Wiedziałem, że poniosę konse-kwencje, że do Francji prawdo-podobnie nie pojadę.

Moja ówczesna żona i jej ojciec też byli o tym przekonani, a mia-

Tyle lat, że aż żZ Danielem Olbrychskim w „Teatrze na 6 Piêtrze” rozma

Page 19: Dziennik Trybuna nr 16

15 DZIENNIK TRYBUNA

łem podpisany kontrakt… W nocy przyszli, zaraz po Świętach. Wzię-li mnie na Rakowiecką. Chcieli żebym się z tego wycofał. Oczy-wiście nie wycofałem się i nigdy bym się nie wycofał i nie żału-ję, że to podpisałem. Ba, więcej – cieszę się szacunkiem generała Jaruzelskiego, że to podpisałem. Obaj wydawaliśmy swe książ-ki w tym samym wydawnictwie BGW, byliśmy wzajemnie na pro-

mocjach. Dedykując mi swoją pierwszą książkę wspomnień na-pisał: „Z najwyższym szacunkiem i podziwem”. Tak samo ja mówię: tak jak wtedy podpisałem tamten list, tak dziś uważam proces, jaki się wytacza generałowi Jaruzel-skiemu za haniebny. Wielokrot-nie stawałem w jego obronie. W momencie, gdy jakiś szaleniec uderzył go w głowę również na-pisałem, że to jest haniebne. Wy-słałem mu wtedy telegram: „Żą-dam natychmiastowego powrotu do zdrowia – pułkownik Kmicic. Uprzejmie życzę panu powrotu do zdrowia szeregowy rezerwy Daniel Olbrychski”.

– Wyjechał pan w końcu do tej Francji, klamka wcale nie zapadła.

– Tak, oczywiście. Nie wiedzia-łem, że brykając wywalczam to sobie właśnie. 20 godzin mnie

trzymali na Rakowieckiej, jeden cham, drugi uprzejmy. Ja byłem dość dobrze na to przygotowany, on byli bardziej zmęczeni ode mnie. Gadać to ja lubiłem, bawić się trochę z nimi. Na koniec padło takie:

– Pan kocha żonę… Też byłem na to przygotowany.

I żona też była. – Mamy dowody, że niekoniecz-

nie był pan taki… Ja powiedziałem: – To szybko

ją powiadomcie, bo akurat w na-szym małżeństwie troszkę letnio zaczyna być, a to ją podnieci.

Duża przerwa… – No to jesteście na razie wolni. – Noc jest, mówię, pierwszy pa-

trol mnie zwinie. – To pana odwieziemy. – Nie, ja się przebiegnę, pro-

szę za mną jechać. Z Rakowiec-kiej na Stawki. Acha, po drodze wpadnę jeszcze do pana Bran-dysa na Placu Unii Lubelskiej, bo on się bardzo o mnie niepo-koi, poza tym jego żona jest in-ternowana, więc chociaż jeśli chodzi o mnie trochę go uspo-koję. I tak zrobiłem.

– Ale koniec końców nie za-trzymali pana, tylko wypuścili i pozwolili wyjechać do Francji.

– Były w tej sprawie naciski, o czym nie wiedziałem, z Fran-cji. Joseph Losey, u którego miałem grać, powiedział, że nie zacznie filmu beze mnie. Po-mogli również życzliwi ludzie w MSZ i w aparacie partyjnym. Nie wiem, kto zdecydował, ale dano mi paszport.

– Ci z Rakowieckiej grali swo-ją rolę a pan swoją…

– Ale postanowili dać mi na-uczkę, upokorzyć mnie trochę, urządzili mi na Okęciu rewizję osobistą, czyli z zaglądaniem do odbytu. Celnik, cóż on wi-nien – miał w końcu taki rozkaz, powiedział:

– Pochylcie się – rękawiczki założył… Ale nie penetrował. Oddając mi paszport rozejrzał się i powiedział:

– Szczęśliwej podróży, panie Danielu... I dodał bardzo wzru-szony:

– I niech pan wraca jak naj-szybciej, bo bez pana będzie jeszcze smutniej.

– Może pana lubił? – I to jest Polska właśnie. – Coś w tym wszystkim jest

jednak z „Rozmów kontrolowa-nych” Chęcińskiego. A jak pan komentuje to, że nadal 50 proc. społeczeństwa nie ma jakoś ochoty potępiać tamtego czasu w czambuł?

– Jestem przekonany, że 90 proc. na pewno nie tęskni za czasem przeszłym.

– Powrotu nie ma, co najwyżej jest wspomnienie socjalu, który „ludowa” zapewniała.

– Kolejki o piątej rano… – Stał pan w kolejce o piątej

rano? Już to widzę… – No, ja nie, stały moje ko-

biety. A baba przywoziła cie-lęcinę. Pamiętam jednak ludzi podłych z tamtych czasów, tak

jak widzę ludzi podłych dzisiaj, ludzi, którzy dla władzy dali-by wszystko, sponiewieraliby, ośmieszyli Polskę.

– Co dziś drażni w Polsce naj-bardziej?

– Przede wszystkim cieszę się, że mogę żyć w kraju, w którym mnie coś drażni. Gdy miesz-kałem we Francji prawie nic mnie nie drażniło. A w moim kraju drażni mnie teraz to, że znaczna część społeczeństwa ciągle śpiewa „Ojczyznę wolną racz nam wrócić panie”, co jest bluźnierstwem. Polska nie mia-ła w swojej historii tak piękne-go dwudziestolecia. A, że ojcu Rydzykowi się nie podoba… To jest działanie na szkodę kraju, co on wyprawiał przed refe-rendum akcesyjnym, używając zresztą argumentów żywcem przetłumaczonych z nacjonali-stycznych pisemek rosyjskich. Redemptoryści, nie wiem, czy pan wie, są podobno finansowa-ni od wielu lat przez Białoruś. A pierwsze częstotliwości dla swojego radia Rydzyk odebrał wprost od Armii Czerwonej, która wycofała się z NRD.

– Jak to się stało… – …że gram w serialu? – Nie o to chodzi, gra pan, bo

chce pan zarobić… – Nie muszę, mógłbym już

przestać pracować w ogóle… – No to „szyba” pana cią-

gnie, chce pan być podziwiany, oglądany…

– Również po to się wykonu-je ten zawód. Ale poza tym ja naprawdę lubię polskie seriale. Są lepsze od amerykańskich, bo gra czołówka polskich aktorów. Czy pan nie lubi „Rancza”, „Ro-dziny zastępczej”?

– Mnie interesuje, jakim cu-dem taki zasłużony dla „Soli-darności” człowiek…

– Tamtej „Solidarności”, z tą nie mam nic wspólnego…

– …znalazł się na imieninach u Leszka Millera? Tego nie ogarniam.

– No to niewiele pan ogarnia. To mało inteligentne tak segre-gować ludzi. Nigdy nie dzieli-łem ludzi ze względu na przy-należność do organizacji. Mam przyjaciół w wielu opcjach poli-tycznych, no może poza PiSem. Jakoś się nie złożyło. Leszek Miller brał udział w pracach okrągłego stołu, a tam szanowa-łem obie strony, bo wiedziałem, że dzieje się rzecz historycz-na. Czułem, że dzieje się coś ważniejszego niż Konstytucja 3 Maja, która jak wiadomo Pol-ski jednak nie uratowała. Potem zacząłem obserwować Lesz-

ka, jak się zachowuje w nowej rzeczywistości i zaczął budzić moje zainteresowania, a na-wet szacunek. Mój przyjaciel jeszcze z czasów KOR, Andrzej Celiński, powiedział mi: – Bar-dzo chcę cię poznać z Leszkiem Millerem, zobaczysz, jaki to jest interesujący człowiek.

Celiński był wtedy zdaje się w SLD. Do dziś jest o przeko-naniach lewicowych – w obliczu tego, co dzieje się na prawicy wszystko jest mi bliższe niż ta skrajna prawica. Uważam, że to jest ordynarna walka o władzę. Przecież PiS jest partią bolsze-wicką tak naprawdę… I antyse-micką. W związku z tym, jak na to wszystko popatrzyłem, zoba-czyłem, że Miller to jest bardzo mądry i racjonalny człowiek. Potem, jak poznałem go pry-watnie, okazał się czarującym inteligentem na każdy temat. Ja miałem przyjaciół również po-śród członków Komitetu Cen-tralnego swego czasu. Adam Kaczmarek – nieżyjący, Karol Drozd, Gienek Mielczarek, fan-tastyczni ludzie. Przyjaźń z Mil-lerem bardzo sobie cenię. Potra-fi zmienić nie przekonania, jak chorągiewka na wietrze, tylko rewidować swoje uprzedzenia, tak bym to nazwał. Tak jak ja zrewidowałem swoją dumę, że w Polsce nie było pogromów, palenia czarownic. Były. Przy-jechali Żydzi do Polski uzysku-jąc od Kazimierza Wielkiego prawa znacznie większe niż chłopstwo polskie, co od razu wzbudziło nienawiść. Trwa to do dziś, podtrzymywane przez durnych, z plebsu się wywodzą-cych księży. Kilka lat temu już to powiedziałem w Tygodniku Powszechnym, że księża z oko-lic Jedwabnego mogli nie dopu-ścić do tej zbrodni. „Pokłosie” jest jednym z najważniejszych filmów nie tylko polskich, ale i europejskich. To że zakazują jego pokazywania, albo organi-zują nagonkę na aktorów, to się w głowie nie mieści. Jednak Ro-sjanie przełknęli „Katyń”, poka-zywany – decyzją prezydenta, dodajmy – w pierwszym progra-mie państwowej telewizji.

– Wajda jest nadal pańskim najważniejszym reżyserem?

– Tak. I jest moim przyjacielem. – Darował mu pan już kastra-

cję sceny w pociągu z „Ziemi Obiecanej”, w której partnero-wała panu Kalina Jędrusik?

– Jeśli podjął taką decyzję, to miał swoje racje. Ale sceny mi żal.

– To świetny film. Dziwne, że nie dostał Oskara.

– Bo ktoś gdzieś przeczytał, czy usłyszał, że to jest film an-tysemicki. Skoro się tam tak gada i skoro jeden z tych Ży-dów rzeczywiście jest śmiesz-ny i strasznie cwany… Wojtek Pszoniak zagrał tę postać wy-śmienicie, postać kogoś sym-patycznego i bezwzględnego jednocześnie. Równie dobrze można powiedzieć, że to jest film antypolski.

– W którym momencie So-lidarność panu obmierzła? Zresztą nie panu jednemu. Kaczmarskiemu, na przykład też. Zembatemu.

– Jacek powiedział mi dokład-nie, kiedy się przeraził. To było chyba 10-lecie Solidarności i był koncert. Zaproszono mnie, miałem coś recytować, a Kacz-marski grał. Jacek się upił na próbie generalnej i powiedział, że nie wystąpi, bo rośnie nowy kult jednostki. Już były skan-dowane brawa, już było to, co zawsze było początkiem końca.

Solidarność stała się związ-kiem zawodowym, jak kiedyś związki zawodowe Kruczka. A także stała się bronią do walki o władzę dla Kaczyń-skiego, który jest najwięk-szym szkodnikiem znanym mi w historii Polski. Tragedia smoleńska była tragedią dla wszystkich, również dla Ro-sjan. Rosjanie znosili stosy kwiatów. Wszyscy ponieśliśmy rany. Komu do głowy przyszło, żeby zaprosić tych wszystkich generałów, tych wszystkich lu-dzi, do jednego samolotu? Wia-domo komu… To była głupota człowieka sympatycznego, ale złego prezydenta.

Katastrofa smoleńska stała się jednak paliwem Jarosła-wa Kaczyńskiego. Gdyby nie Smoleńsk jego partia miałaby 10-12 proc. Nic już nie mieli do zaproponowania poza nienawi-ścią. Mogą się tylko nieżyczli-wi nam Rosjanie z tego cieszyć. Oni się zachowują tak, (np. An-toni Macierewicz), jakby byli płatnymi agentami dezinfor-macji sowieckiej. Nie są oczy-wiście żadnymi agentami, ale tak się zachowują. Tymczasem nie ma już Sowietów, Rosjanie mają poważniejsze problemy.

– Jednak ci ludzie nie są z ko-smosu, są realni, stąd mają de-mokratyczny mandat. Jak się dogadać?

– Nie umiem na to odpowie-dzieć. Po prostu włos mi staje na głowie. Ale to jest mój kraj i nawet jeśliby faszyści do-szli do władzy to też zostanę i będę walczyć z nimi.

pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

życieawia Marek Barañski

Lektura obowiązkowaDrodzy Czytelnicy, czêsto tak jest, ¿e w nat³oku ró¿nych tytu³ów rzeczy naprawdê wartościowe spychane s¹ gdzieś do ty³u, ustêpowaæ musz¹ krzykliwym tytu³om i kolorowym ok³adkom. To jest tak¿e przypadek miesiêcznika „Tak po prostu”, którego nie kupi siê w ka¿dym kiosku. A ¿eby uświadomiæ wszystkim, co w zwi¹zku z tym tracimy, prezentujemy poni¿ej publicystyczn¹ pere³kê...

Page 20: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA16 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Jak Pan odebra³ wiadomośæ, ¿e otrzyma tytu³ „Zas³u¿onego dla miasta Rzeszowa”?

Andrzej Kowal: – To budu-jące. Dodaje mi nowej energii. Jeżeli rzeczywiście do tego doj-dzie, to czuję się wyróżniony. Ostatnie sukcesy klubu i mojej pracy zostały docenione. Ten tytuł ma dla mnie wymiar sym-boliczny.

Odczuwa Pan, ¿e jest w mieście kimś w rodzaju lokalnego celebryty?

– Zdecydowanie częściej mogą tak myśleć zawodnicy. Ja oceniam to tak, że ludzie po prostu chcą okazać wdzięcz-ność. Celebrytą nie jestem. Staram się uciekać od takich rzeczy. Owszem, dostaję miłe uwagi od ludzi spotkanych na ulicy, ale nie mam z tym pro-blemu, bo nie jest to nadmier-ne. Dwa lata temu, jeszcze przed sukcesami, czy teraz, nie zauważyłem większej różnicy. Jeśli już ktoś podejdzie, to za-wsze staram się znaleźć czas na rozmowę.

Czy to wynika z tego, ¿e w Rzeszowie kilka dyscyplin sportu ma dla mieszkañców tego miasta znaczenie?

– Pewnie też. Jest przecież żużel, piłka nożna, koszykówka, no i siatkówka. Teraz dominują dwie: żużel i siatkówka. Śro-dowisko jest podzielone od lat, głównie na Resovię i Stal. Ale na szczęście kibice, jak dostrze-gam, nie mają problemu, żeby chodzić i na żużel i na siatków-kę. Oczywiście każdy chce, aby w hierarchii jego klub stał wy-żej. Bardzo pozytywne jest to, że na naszych meczach często brakuje miejsc na hali i już te-raz przydałaby się większa.

Jak na tym tle wygl¹da wasz najwiêkszy rywal Skra Be³chatów?

– To są zupełnie inne środowi-ska. W Bełchatowie jest siatków-ka, piłka nożna i nic poza tym. W Rzeszowie jest więcej dyscy-plin i zupełnie inne miasto. Ale presję odczuwa się tak samo tu i tam. Nie ma różnicy. W Bełcha-towie przyszedł taki moment, że wynik został wyśrubowany do granic możliwości. Teraz my zaczynamy odczuwać coś w tym stylu. Jest presja ze strony śro-dowiska, ale przyzwyczaiłem się już do tego. Gdy rozpoczynałem pracę jako pierwszy trener ina-czej to znosiłem. Zaadaptowa-łem się. Gdybym myślał o tej presji, to pewnie trudno byłoby mi cokolwiek zrobić. Podkreślę, że bardzo ważne jest zaufanie ludzi z którymi się pracuje. Je-śli byłoby ograniczone, to jedna czy dwie porażki przekreśliłyby

cały trud. Siatkówka wymaga ogromnej cierpliwości, nie tylko u zawodników i trenera, ale tak samo u działaczy.

Sk¹d w takim razie pojawi³a siê ostatnio u Pana chêæ rezygnacji?

– Po ostatnim meczu powiedzia-łem, że chcę odpocząć. Czułem ogromne zmęczenie. Po mistrzo-stwie przyszła też ulga, ale za mną był ogrom pracy, huśtawki nastro-jów, okres chimerycznej gry. Ja to mocno odczułem, tym bardziej, że to był drugi sezon takich wrażeń, a mój brak doświadczenia wpływał

na psychikę. Ostatecznie w rozmo-wie z wiceprezesem Bartkiem Gór-skim sugestia była taka, że klub chce budować zespół w perspekty-wie kolejnych dwóch lat, większość zawodników przedłużyła kontrakty o dwa lata, więc doszliśmy do po-rozumienia, że ja również podpiszę kontrakt dwuletni.

Czy kluczowym argumentem by³a stabilizacja zespo³u?

– W pierwszym sezonie chcia-łem usystematyzować skład, po jego zakończeniu odszedł Georg Grozer, a teraz Zbyszek Bartman, ale większość za-wodników została. To ważny argument na plus. Stabilność składu to podstawa sukcesu. Składanie nowego zespołu to zawsze ogromne ryzyko. Trzeba wszystko wypracować niemal od nowa i zbudować jeszcze raz kolektyw. Żeby osiągnąć dobry wynik potrzeba wtedy także

SIATKÓWKA

Jak Kowal wykuł

Trener Andrzej Kowal w pracy z siatkarzami A

ROZMAWIA PAWE£ SZYMANOWSKI

Trener Asseco Resovii Andrzej Kowal zdoby³ z tym zespo³em dwa mistrzowskie tytu³y z rzêdu. Specjalnie dla nas zdradza, w jaki sposób uda³o mu siê prze³amaæ hegemoniê Skry Be³chatów.

Awans kadry piłkarzy ręcznych Reprezentacja Polski pi³karzy rêcznych pokona³a na wyjeździe Ho-landiê 31:23 i wywalczy³a awans do mistrzostw Europy w 2014 roku. Bia³o-czerwonym do szczêścia potrzebny by³ tylko remis, ale odnie-śli pewne zwyciêstwo, mimo s³abszego pocz¹tku spotkania. Polacy maj¹ jeszcze do rozegrania mecz z Ukrain¹.

PI£KA NO¯NA

Młodzi w Łodzi

W £ódzkim Klubie Sportowym idzie nowe. Klub, który z powo-du niesp³aconych d³ugów mu-sia³ siê wycofaæ z pierwszoli-gowych rozgrywek, zaczyna siê powoli odradzaæ. Jak Fe-niks z popio³ów. Maj¹ w tym pomóc m³odzi pi³karze i trener na dorobku.

Na oficjalnej stronie interne-towej ŁKS Łódź „najświeższa informacja” pochodzi z 10 kwiet-nia. Właśnie tego dnia ogłoszono koniec gry piłkarskiego zespołu w pierwszej lidze. Na zasłużony dla polskiego sportu klub z alei Unii Lubelskiej postawiono gru-bą kreskę. Ludzie, którym przy-szło zgasić w nim światło, nie mają już nic do powiedzenia w kwestii przyszłości.

Odbudową zrujnowanej do-szczętnie sportowej organizacji zajęły się Akademia Piłkarska ŁKS i Stowarzyszenie Kibiców ŁKS. Doszło do czegoś w rodzaju fuzji, a w zarządzie nowego klu-bu zasiedli przedstawiciele obu tych podmiotów.

Nowi działacze nie zamierzają powtarzać błędów z przeszłości, dlatego od początku postawili na oszczędną politykę. Chcą budo-wać drużynę w oparciu o wycho-wanków. Nie wykluczają jednak zatrudnienia byłych ełkaesiaków. Wszystkim marzy się, by eki-pa co roku robiła krok naprzód i awansowała szczebel wyżej. I tak aż do ekstraklasy.

Młodą drużynę poprowadzi 35-letni Wojciech Robaszek, który podpisał roczny kontrakt. Nie jest emocjonalnie związana z łódzkim klubem, ma jednak

znakomite przygotowanie warsz-tatowe. Był na stażach w Baniku Ostrawa, Borussii Dortmund i Schalke 04 Gelsenkirchen. W przeszłości pracował w Cen-trum Futbolu Europejskiego Antoniego Ptaka w Brazylii, natomiast ostatnio w Akademii Piłkarskiej w Piotrkowie Trybu-nalskim. Powinien więc szybko znaleźć wspólny język z zawod-nikami.

Przyszłość klubu to także nowy stadion. Władze miasta ogłosiły już przetarg na zaprojektowanie i wybudowanie boiska piłkar-skiego z trybuną na minimum 5700 miejsc. Ostatnią niewiado-mą jest to, w której lidze osta-tecznie wystartuje nowy ŁKS. Prezesi Mazowieckiego i Łódz-kiego ZPN postanowili powięk-szyć wspólnie administrowaną grupę trzeciej ligi z 16 do 20 dru-żyn i szykują jedno miejsce wła-śnie dla łodzian. Decyzja w tej sprawie ma zapaść 17 czerwca.

Jak widać skazywany w kwiet-niu na totalny rozpad ŁKS nie zginął i już chyba nie zginie. Na razie kibice mogą ekscytować się występami młodych zawodników grających pod szyldem Łódzkie-go Klubu Sportowego. W sobotę juniorzy młodsi zagrają derby z Widzewem Łódź. W przyszło-ści to właśnie ci nastoletni dziś zawodnicy mają przywrócić świetność „Rycerzom Wiosny”. W każdym razie sympatycy klu-bu z al. Unii mocno na to liczą. A nie jest ich tak mało, jak na-leżałoby sądzić po frekwencji w I lidze.

Stary stadion £KS to ruina. Ale ma byæ nowy dla nowego £KS-u

MARCIN CIECHAÑSKI

fot. WIKIMEDIA

str. 2 - 3 str.4 str. 5 str. 6 - 15 str. 16 - 19 str. 20

SPORT

U mnie zawodnicy mają prawo do oceny i wyrażania własnych opinii

Page 21: Dziennik Trybuna nr 16

17 DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Piêściarz Krzysztof „Dia-blo” W³odarczyk 21 czerwca w Moskwie bêdzie w po-jedynku z Rosjaninem Ra-chimem Czakijewem po raz pi¹ty broni³ mistrzowskiego pasa WBC w kategorii junior ciê¿kiej. Polski bokser ma na koncie 47 zwyciêstw (33 przed czasem), dwie pora¿ki i jeden remis. Z kolei 30-letni Czakijew jest niepokonany na zawodowym ringu.

Diablo w Moskwie

Graj¹ca do tej pory w zespo-le MKS D¹browa Górnicza Charlotte Leys podpisa³a kontrakt z mistrzyniami Pol-ski Atomem Treflem Sopot. Przenosiny belgijskiej przyj-muj¹cej do klubu z Trójmia-sta to jeden z najwiêkszych hitów transferowych w Orlen Lidze. Leys podpisa³a zsopockim klubem roczny kontrakt z opcj¹ przed³u¿e-nia o kolejny sezon.

Belgijka w Atomie

Artur Szpilka podczas sobot-niej gali bokserskiej Wojak Boxing Night w Bydgoszczy w g³ównej walce wieczoru zmierzy siê w 10-rundowym pojedynku z 38-letnim Ame-rykaninem Brianem Minto. Jeśli nasz piêściarz wygra, awansuje w rankingu WBC z 25. na 15. miejsce. Przed Szpilk¹ w ringu bêdzie wal-czy³ Pawe³ Ko³odziej z Cesa-rem Davidem Crenzem.

Szpilka w Wojaku

Reprezentantka Brazylii Jessica Da Silva Quintino w przysz³ym sezonie bêdzie pi³kark¹ rêczn¹ Vistalu £¹cz-polu Gdynia. Zawodniczka podpisa³a roczny kontrakt z gdyñskim klubem. 22-let-nia Quintino z dru¿yn¹ na-rodow¹ w 2011 roku zajê³a 5. miejsce w mistrzostwach świata, a w 2012 roku by³¹ ósma na igrzyskach w Lon-dynie. Vistal £¹czpol to jej pierwszy klub w Europie.

Zacznie od Polski

ł sukces w Rzeszowie

Asseco Resovii stosuje styl kooperacyjny. On uczy siê od nich, a oni od niego.

Jarosz graczem Lotosu Trefl a Atakuj¹cy siatkarskiej reprezentacji Polski, 26-letni Jakub Jarosz podpisa³ roczny kontrakt z Lotosem Trefl Gdañsk. Przez ostatnie dwa lata Jarosz wystêpowa³ we w³oskim zespole Andreoli Latina. W poprzednim sezonie by³ najczêściej punktuj¹cym graczem An-dreoli Latina (średnio 13 pkt w spotkaniu ligowym).

Śledztwo w PZPN trwa dalej Prokuratura w Warszawie przesunê³a do 7 września termin zakoñcze-nia śledztwa w sprawie domniemanej korupcji w PZPN, wszczêtego w grudniu 2011 roku w sprawie „przyjêcia przez osoby pe³ni¹ce funk-cje kierownicze w PZPN korzyści maj¹tkowej lub jej obietnicy w zwi¹z-ku z nabyciem nieruchomości pod budowê nowej siedziby”.

szczęścia. Jak się zawodników zna, to wiadomo na co ich stać i jak reagować, a to ogromny handicap dla trenera. Przed kolejnym sezonem to dla mnie duże ułatwienie.

Ostatnie transfery do Asseco Resovii Pana uspokoi³y?

– Tak. W zespole pojawili się Dawid Konarski, który może za-stąpić Bartmana, Fabian Drzy-zga, Nikołaj Penczew i Peter Veres. Zaznaczę, że kiedy wy-mienia się najsłabsze ogniwo, to jest inaczej niż gdy najważniej-sze. Takim zawodnikiem był po pierwszym mistrzowskim sezo-nie Grozer. W trudnych momen-tach brał na siebie odpowie-dzialność i nagle go zabrakło. To była totalna zmiana w grze, bo potrzebowaliśmy innego lidera, albo odpowiedzialność musiał wziąć na siebie cały zespół. W rundzie zasadniczej nam tego brakowało.

Po ciężkim sezonie i igrzy-skach w Londynie mieliśmy w drużynie kłopoty zdrowotne, zawodnicy nie nadawali się do treningu. Systematycznie wy-pracowaliśmy jednak nowy styl, który zapewnił nam obronę mi-strzowskiego tytułu.

A jaki bêdzie ten trzeci sezon? Równie udany jak dwa poprzednie?

– Konarski, Drzyzga i Bułgar Penczew pokazują jaki kieru-nek obrał klub na kolejne lata. Postawiliśmy na młodzież, któ-ra będzie rozwijała się przy doświadczonych zawodnikach. Chcemy rozszerzyć skauting i inwestować w talenty. Do wspo-mnianej nowej trójki dołączył 34-letni Węgier Veres z Dynama Moskwa, który nam to wszystko bilansuje. Jego transfer można uznać za hit. Gwarantem jest od-powiednia mieszanka. Oby była piorunująca!

Czy stawianie na m³odzie¿ to strategia klubu na najbli¿wsze lata?

– W kolejnych sezonach znacznie bardziej będziemy o to dbali. Wydaje mi się, że cała na-sza liga też pójdzie w tym kie-runku. W siatkówce pod wzglę-dem finansowym osiągnięto apogeum. Progresja zarobków nastąpiła bardzo szybko i to musi być zatrzymane. Zaczęto przepłacać. Już widać, że nie wszystkich na to stać. Nawet w bogatej lidze rosyjskiej. We Włoszech jest regres, w Turcji tylko kilka klubów się jeszcze

trzyma, a u nas powiedzmy, że cztery…

£atwo by³o przyj¹æ Panu decyzjê o rozstaniu z klubem Bartmana?

– Trzeba popatrzeć na to ze strony zawodników. Mają mało czasu, żeby grać na wysokim po-ziomie, który pozwala im zarobić duże pieniądze. To nie te czasy, kiedy zawodnicy byli przywią-

zani do barw klubowych i bywa-ło, że całe życie grali w jednym klubie. Dziś duży wpływ mają menedżerowie, którzy zabezpie-czają los zawodników. Większość siatkarzy podpisuje kontrakty na rok i szuka większych pieniędzy. Nie przywiązują się do miasta i klubu. Tak wygląda zawodow-stwo. Ale ja nie mam z tym kło-potu. Rozumiem, że chcą za swój wysiłek sportowy godnie żyć.

Ale kuszony transferem Piotr Nowakowski jednak zosta³?

– Myślę, że jest zadowolony z oferty od klubu. Wiem też, że zaczął studia. Przez dwa lata świętował mistrzostwo Polski, więc z wyników sportowych może być zadowolony. Pewnie zdaje sobie sprawę, że ten zespół może grać jeszcze lepiej i jak wszyscy ma coś do udowodnie-nia na arenie międzynarodowej.

W³aśnie. Jako zespó³, mimo dwóch mistrzowskich tytu³ów, macie jeszcze sporo do wygrania w Europie.

– Zgadza się. Marzy mi się awans do Final Four, ale to bar-dzo długa droga. Chcemy po-prawić wynik z ubiegłego roku, kiedy udało nam się wyjść z gru-py. Dużo jednak zależy od loso-wania. Byłoby wspaniale zrobić krok do przodu. Myślę, że to jest realne marzenie. Powalczymy też o Puchar Polski. W ostat-nim sezonie w finale ograła nas ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

Planów du¿o, a Pan pisze doktorat. Ma Pan na to wszystko czas?

– Staram się. Być może już tej jesieni złożę pracę i w 2013 roku jeszcze zdołam ją obro-nić. Ten tytuł dałby mi większy spokój w pracy. Tematem jest historia sportu na Podkarpaciu, więc trzeba jeździć, szukać, gro-madzić, ale pomagają mi w tym

także ludzie. To wszystko czaso-chłonne, ale daje mi olbrzymią satysfakcję. Być może kiedyś powstanie z tego książka.

W środowisku nie uchodzi Pan za typowego trenera.

– Każdy ma inny charakter. Ja mam swoją filozofię, którą zbudo-wałem między innymi pracując jako asystent Jana Sucha, przy boku Ljubo Travicy oraz w kadrze B. Podpatrywałem różne osoby. Trochę Daniela Castellaniego, trochę Andreę Anastasiego, ale każdy widzi to inaczej. Kiedyś trener był autokratą i wszyscy musieli akceptować jego decyzje, niezależnie czy były dobre czy złe. Mój styl jest bardziej kooperacyj-ny. U mnie zawodnicy mają prawo do oceny i wyrażania opinii. To są mądrzy i doświadczeni ludzie.

Jak Pan radzi sobie z mocnymi charakterami w dru¿ynie, jak np. Krzysztof Ignaczak?

– Są regulaminy, które określa-ją zakres i obowiązki, ale z każ-dym zawodnikiem się rozmawia indywidualnie. Określa się cele na boisku i poza nim. To jest cienka linia, której zawodnik nie może przekroczyć. Wiem, że cza-sami jak się komuś za dużo daje, to tym więcej chce brać, jednak na tym poziomie wszyscy wie-dzą czego nie mogą robić. Ja też się wiele od nich nauczyłem i te staram się tę wiedzę wykorzysty-wać. Nie obrażam się i nie wsty-dzę, gdy zawodnik ma rację.

W siatkówce zaczęto przepłacać i dzisiaj widać, że już nie wszystkich na to stać. Nawet w Rosji

fot. MAT. PRASOWE

Page 22: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA18 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Dramatyczne zdarze-nie, którego bohaterem stał się 37-letni obroń-

ca Odry Opole Tomasz Drąg, zwykłego konsumenta usług medycznych w naszym kraju dziwią. To efekt powszechnego przeświadczenia, że sportowcy mają nie tylko końskie zdrowie, ale też wszechstronną opiekę le-karską. W sumie to prawda, lecz czasem śmierć wyrywa ofiary także spośród nich.

Szczêśliwe zakoñczenie

Z relacji świadków zdarzenia na boisku Startu Namysłów wy-nika, że Tomasz Drąg w 59. mi-nucie spotkania nagle osunął się na murawę. Akurat na stadionie nie było karetki pogotowia z le-karzem, choć powinna być, więc masaż serca wykonał policjant.

– Sytuacja była faktycznie dra-matyczna. W pierwszej chwili nie wiedzieliśmy, co się stało. Tomek cały zsiniał, przez kil-kanaście sekund nie wyczuwa-liśmy pulsu. Po masażu serca puls wrócił, wrócił też oddech. Akcja reanimacyjna była spraw-nie przeprowadzona, dlatego wszystko skończyło się szczę-śliwie – opowiadał masażysta zespołu gospodarzy. Drąg, z za-wodu strażak, miał szczęście, bo gdy w końcu karetka odwiozła go do szpitala, EKG wykluczyło zawał serca. Nie zawsze jednak takie historie kończą się happy endem.

Śmieræ pi³karza z Nigerii

Joshua Pepple, 24-letni Nige-ryjczyk, umarł w Polsce podczas meczu zachodniopomorskiej ligi

okręgowej. Był piłkarzem Pomo-rzanina Nowogard, ale wcześniej przez pięć lat pobytu w naszym kraju zaliczył kilka klubów niż-szych klas rozgrywkowych – Stal Głowno, Mazowsze Grójec, Odrę Górzyce, Piast Choszczno, Wybrzeże Rewal, Spartę Gryfi-ce, Drawę Drawsko Pomorskie i w końcu trafił do Nowogardu.

Do dramatu z jego udziałem doszło w spotkaniu Pomorzani-na z Iskierką Szczecin w listo-padzie ubiegłego roku. W 15. minucie zawodów Pepple został sfaulowany, zdążył się jeszcze poskarżyć, że został uderzony łokciem. Zszedł na chwilę z bo-iska, został obejrzany przez le-karza i wrócił do gry. Dziesięć minut później stracił przytom-ność. Akcja reanimacyjna nie przyniosła skutku.

– Joshua przeszedł badania le-karskie, które nie wykazały żad-nych problemów ze zdrowiem. Był fajnym chłopakiem. Wciąż nie możemy uwierzyć w to, co się stało – opowiadał ówczesny trener nowogardzkiej drużyny Marcin Skórniewski.

Trochê k³opotliwi Afrykanie

W ostatnich dwudziestu latach przez polskie boisk przewinęło się kilka setek piłkarzy z Afry-ki. Większości z nich starczało piłkarskiego talentu tylko na grę w niższych klasach rozgrywko-wych, gdzie piłkarzom płacą, tyle że skromnie. Żyli więc bied-nie, nie za bardzo dbali o zdro-wie, prawidłową dietę, ubezpie-czenie zdrowotne. Ofiar wśród nich było przez te lata więcej. Nie wszyscy, jak Joshua Pepple, mieli szczęście umrzeć na bo-isku. Wielu straciło życie z dala od ludzkich oczu.

Piłkarze grający nawet w naj-niższych ligach muszą co pół roku przechodzić obowiązkowe badania lekarskie. Sędziowie przed każdym meczem spraw-dzają, czy zawodnicy mają aktu-

alną książeczkę zdrowia. Tych, którzy nie mają, nie dopuszczają do gry. Mimo to wciąż zdarzają się przypadki dostarczania ba-dań lekarskich robionych „na oko”. Szczególnie przez zawod-ników z Afryki.

Serce nie s³uga, czasem odmawia

Lekceważenie kontrolnych badań przez piłkarzy niesie ogromne ryzyko, bo nawet me-cze w B-klasie wymagają spore-go wysiłku. Słabo wytrenowany organizm, regularnie poddawa-ny ekstremalnemu dla niego wy-siłkowi, potrafi odmówić posłu-szeństwa nawet największym twardzielom czy osiłkom.

Jak w praktyce wygląda od-mówienie posłuszeństwa przez mięsień sercowy naocznie mogli się przekonać widzowie na me-czu raciborskiej B-klasy między LKS Lyski a LKS Adamowice. 26-letni bramkarz z Adamowic, Tomasz Harnasz, nagle zasłabł na boisku. Mimo natychmiasto-wej reanimacji nie udało się go uratować. Zmarł właśnie w szpi-talu w Rydułtowach. – Nie sły-szałem, żeby na coś chorował. To był normalny, zdrowy facet – przekonywał Stefan Ekiert, dzia-łacz piłkarski z Raciborza.

Prosta droga do samozag³ady

Piłkarze, zwłaszcza w niż-szych ligach, często eksploatują swoje organizmy mało rozum-nie. Nie trenują regularnie, a przed meczami, żeby trener się nie czepiał, łykają różne wspomagacze, czasem nawet stosują doping.

I tacy sztucznie podkręceni ganiają potem po boisku grubo ponad własne możliwości, zmu-

szając wszystkie swoje organy wewnętrzne do wyniszczające-go je wysiłku. To prosta droga do samozagłady, a w najlepszym przypadku do znacznego skróce-nia sobie życia.

Chcą wychowanka Barcelony Szykuje siê prawdziwy hit transferowy w ekstraklasie. Jak donosi „Gazeta Krakowska” na liście ¿yczeñ nowego trenera Wis³y Kraków Franciszka Smudy znalaz³ siê 22-letni Daniel Pacheco, wychowanek szkó³ki pi³karskiej Barcelony i pi³karz takich klubów jak Liverpool, Norwich City, Atletico Madryt i Rayo Vallecano.

Groźna kraksa Miedzińskiego ¯u¿lowiec Uniabksu Toruñ Adrian Miedziñski w 13. wyścigu towa-rzyskiego meczu Czechy – Polska wpad³ w Mateja Kusa i straci³ przytomnośæ. Torunianin na jakiś czas straci³ przytomnośæ i tor opu-ści³ w karetce. Wed³ug pierwszych diagnoz Miedziñski nie odniós³ ¿adnych z³amañ, dozna³ jedynie lekkiego wstrz¹śnienia mózgu.

Górnik Zabrze uzgodni³ ju¿ wszystkie warunki pozy-skania £ukasza Madeja. 31-letni pomocnik pomyślnie przeszed³ testy medyczne i podpisa³ dwuletni kontrakt z 14-krotnym mistrzem Pol-ski. Madej rozegra³ 268 me-czów w ekstraklasie i strzeli³ 30 goli. Ze Śl¹skiem Śl¹ska Wroc³aw zdoby³ mistrzostwo Polski, a z Lechem Poznañ Puchar Polski i Superpuchar..

Madej w Górniku

By³y reprezentant Polski Pa-we³ Bro¿ek po jednym sezo-nie spêdzonym w hiszpañ-skim drugoligowym klubie Recreativo de Huelva znów jest wolnym zawodnikiem. Na razie nie wiadomo, gdzie zamierza kontynuowaæ ka-rierê. Jego agent szuka mu nowego pracodawcy za gra-nic¹, ale niewykluczone, ¿e Bro¿ek zdecyduje siê na po-wrót do Wis³y Kraków.

Brożek do wzięcia

Hiszpañska prokuratura wy-st¹pi³a z pozwem przeciwko pi³karzowi Barcelony Leo Messiemu. Chodzi o trzy przestêpstwa podatkowe z lat 2007-2009. Zarzuty do-tycz¹ niezap³acenia przez pi³karza w tym okresie po-nad czterech milionów euro podatku. Argentyñskiemu gwiazdorowi grozi grzywna od 8 do nawet 24 milionów euro oraz dwa lata wiêzienia.

Messi oszustem

Unia Racibórz po raz pi¹ty z rzêdu zdoby³a mistrzostwo Polski kobiet w pi³ce no¿nej i zagra w Lidze Mistrzyñ! Wice-mistrzostwo wywalczy³a dru-¿yna Medyka Konin, a br¹zo-wy medal przypad³ pi³karkom Górnika £êczna. Z ekstraligi pañ zdegradowane zosta³y ze-spo³y AZS UJ Kraków oraz Po-goni Women Szczecin. W ich miejsce awansowa³y ekipy Za-g³êbia Lubin oraz ISD AJD Gol Czêstochowa.

Unia po raz piąty

Śmierć krąży po boisku

W ostatnich latach na pi³karskich boiskach wydarzy³o siê sporo dramatów

PI£KA NO¯NA

Zas³abniêcie pi³karza Odry Opole Tomasza Dr¹ga podczas III-ligowego meczu zakoñczy³o siê szczêśliwie. Ale takie historie nie zawsze dobrze siê koñcz¹.

WALDEMAR T. LODZINSKI

Piłkarze nawet w niższych ligach muszą przechodzić co pół roku badania lekarskie

fot. MRG

Page 23: Dziennik Trybuna nr 16

19 DZIENNIK TRYBUNApi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Brazylia czeka na mundial u siebie od 64 lat. Kraj nie boi się wyzwań. Naj-

pierw będzie gościł najlepszych piłkarzy świata, później igrzy-ska olimpijskie w 2016 roku. Organizacja dwóch tak wielkich imprez może być wyzwaniem ponad siły. Brazylijczycy mają jednak podstawy, by patrzeć na to inaczej. Ich gospodarka zaj-muje siódme miejsce na świecie i wciąż się rozwija. Według róż-nych analiz, w przyszłości może stać się czwartą potęgą na kuli ziemskiej. Na razie gospodarze mundialu w 2014 roku muszą bo-rykać się z wieloma problemami.

Sen z powiek organizatorom spędzają zwłaszcza stadiony. Turniej odbędzie się na dwuna-stu obiektach – w Belo Horizon-te, Brasilii, Cuiabie, Fortalezie, Kurytybie, Manaus, Natal, Porto Alegre, Recife, Rio de Janeiro, Salvadorze i Sao Paulo. Prace przy żadnym z nich nie przebie-gały gładko. Opóźnienia, rosnące koszty, konflikty z podwykonaw-cami i domagającymi się regu-larnych wypłat robotnikami, to

norma. Jedynie stadiony w For-talezie i Belo Horizonte były go-towe zgodnie z planem.

Droga przebudowa Maracany

Nawet inauguracja legendar-nej Marcany, gdzie zostanie ro-zegrany finał mundialu, nie oby-ła się bez problemów. Na trzy dni przed pierwszym gwizdkiem sąd nie zgodził się na rozegranie tam towarzyskiego meczu Bra-zylii z Anglią. Argumentowano to obawami o bezpieczeństwo i brakiem gotowości na przyjęcie 80 tysięcy kibiców ze względu na niedokończoną instalację krzese-łek. Dzień później... sąd uchylił wcześniejszą decyzję i piłkarze jednak wyszli na boisko.

Organizatorzy, by zniechęcić kibiców, celowo podwyższyli ceny biletów. Mimo to na sta-dion i tak przybyło 66 tysięcy widzów. Podobne wpadki można mnożyć. Koszty budowy Esta-dio Nacional w Brasilii tak po-szybowały w górę, że na chwilę obecną to najdroższa z aren MŚ 2014. Kosztowała 500 milionów

dolarów. Na dodatek, w stolicy nie ma klubu, który mógłby póź-niej z niego korzystać, więc po turnieju będzie ciężarem.

W podobnej sytuacji są Ma-naus i Cuiaba. – Wszystko zależy od kreatywności, wyobraźni ope-ratorów stadionów – bronił się prezydent brazylijskiej federacji Jose Maria Marin. Na rok przed wielkim turniejem stadiony nie są gotowe. FIFA wyznaczyła osta-teczny termin na 31 grudnia 2013 roku. Spóźnialscy mogą zostać skreśleni z listy miast-gospodarzy.

Wyścig z czasem

Na sześciu stadionach wyzna-czonych do przeprowadzenia rozgrywek w Pucharze Konfe-deracji trwa wyścig z czasem. – Ludzie myśleli, że nie będzie-my w stanie zbudować tych stadionów zgodnie ze standar-dami FIFA. A wszyscy zdali eg-zamin i wypełnili swoje zadania – chwaliła się prezydent Brazy-lii, Dilma Rousseff. Pech chciał, że tego samego dnia zawalił się fragment dachu na obiekcie

w Salvadorze. Organizatorzy określili go „odosobnionym in-cydentem”. W sumie stadiony kosztowały 3,5 miliarda dolarów. Brazylijczycy odbiją to sobie podnosząc ceny. Turyści powinni szykować się na spore wydatki.

Sam Puchar Konfederacji po-trwa od 15 do 30 czerwca. W gru-pie A zagrają Brazylia, Japonia, Meksyk i Włochy. W grupie B będą rywalizować Hiszpania, Urugwaj, Tahiti i Nigeria. Po dwie najlepsze drużyny awansują do półfinałów.

Imagina na Copah

W tym kraju futbol to prawie religia. Dlatego jego mieszkań-ców tak bolą wszelkie niepowo-dzenia canarinhos. Kadrę na mundial miał budować Mano Menezes, jednak zwolniono go w listopadzie 2012 roku. Czarę goryczy przelała porażka w fina-le olimpijskim z Meksykiem 1:2. Postawiono na Luiza Felipe Sco-lariego, który w 2002 roku wy-walczył piąte mistrzostwo świa-ta dla Brazylii. Scolari na razie zaliczył trzy zwycięstwa, cztery remisy i jedną porażkę. – Gru-pa piłkarzy, którą dysponujemy, nie jest w stanie zdobyć Pucha-ru Świata. Nawet przed własną publicznością – stwierdził były reprezentant Brazylii Zico.

O wyrozumiałość apeluje za to słynny Pele. – Drużyna jest jesz-cze w budowie. Proszę, nie bucz-cie na nich. Wspierajmy naszych piłkarzy także wówczas, gdy tur-niej nie potoczy się po naszej my-śli, ponieważ to są przygotowania do mistrzostw świata – prosi swo-ich rodaków „Król futbolu”.

O tym, że brazylijski futbol dołuje świadczy także ranking FIFA. Canarinhos zajmują w nim dopiero 22. miejsce. Tak nisko nie byli nigdy wcześniej. Ostat-nio wygrali jednak z Francją 3:0, co poprawiło nastrój kibiców i rozbudziło apetyty na wygraną. Na początek Pucharu Konfede-racji, a potem – wiadomo. Kolej-ne mistrzostwo świata.

Brazylijczycy wymyślili no-wenowe powiedzenie. Kiedy coś nie idzie po ich myśli, mówią „Imagina na Copa!”, czyli „Wy-obraź sobie, że to się dzieje pod-czas mistrzostw świata”. Obojęt-nie, czy chodzi o korek na ulicy, kolejkę do kasy czy zepsuty tele-fon. Za rok musi być lepiej.

Maciej Skorża wraca z Arabii Maciej Skor¿a przesta³ byæ trenerem saudyjskiego klubu Al-Ittifaq, z którym w minionym sezonie zaj¹³ szóste miejsce w lidze. By³y trener m. in. Wis³y Kraków i Legii Warszawa pracowa³ w Arabii Saudyjskiej od 26 września 2012 roku. Skor¿a jest obecnie jednym z najpowa¿niej-szych kandydatów do zast¹pienia Waldemara Fornalika.

Legia znów negocjuje z Lopezem Inigo Lopez, 30-letni środkowy obroñca, wznowi³ negocjacje z Le-gi¹ Warszawa. Hiszpañski pi³karz w minionym sezonie by³ graczem Granad, a wcześnie wystêpowa³ w takich klubach jak AD Alcorcon, SS Reyes, Atletico Madryt B i Las Rozas CF.. – Takiego obroñcy nam brakuje – przyzna³ prezes Legii Bogus³aw Leśnodorski.

Lech Poznañ jest powa¿nie zainteresowany pozyska-niem napastnika Legii War-szawa Micha³a Kucharczyka. Trener sto³ecznego zespo³u Jan Urban nie potrzebuje tego pi³karza i da³ mu woln¹ rêkê w poszukiwaniu innego pracodawcy. Zatrudnieniem Kucharczyka oprócz Lecha s¹ jeszcze zainteresowane Lechia Gdañsk oraz krakow-ska Wis³a.

Legionista w Lechu?

Bartosz Kwiecieñ podpisa³ dwuletni kontrakt z Koron¹ Kielce. Ten 19-letni pomoc-nik w rundzie wiosennej ekstraklasy by³ ju¿ graczem kieleckiego klubu, ale na zasadzie wypo¿yczenia z trzecioligowej Juventy Starachowice, której jest wychowankiem. Kwiecieñ wyst¹pi³ jedynie w trzech spotkaniach ligowych – z Pogoni¹ Szczecin, Widze-wem £ódź i Lechem Poznañ.

Kwiecień w Koronie

Test dla Brazylii

Pi³karze Brazylii przed ka¿d¹ wielk¹ imprez¹ uwa¿ani s¹ za jej faworytów. A ju¿ zw³aszcza gdy graj¹ u siebie

PUCHAR KONFEDERACJI

Za rok najwiêkszy kraj w Ameryce Po³udniowej bêdzie gospodarzem mistrzostw świata w pi³ce no¿nej. Zaczynaj¹cy siê 15 czerwca Puchar Konfederacji ma daæ odpowiedź na pytanie, czy Brazylijczycy s¹ ju¿ gotowi.

MARCIN CIECHAÑSKI

fot. ZIMBIO

REDAGUJE KOLEGIUM

Redaktor naczelny: Robert Walenciak

Redaktor wydania: Marek Adamski

Wydawca:EDUSAT Sp. z o.o.ul. Rydygiera 801-793 Warszawa

Redakcja:EDUSAT Sp. z o.o.ul. Rydygiera 801-793 [email protected]

SEKRETARIAT [email protected]. +48 662 218 034

DZIA£ [email protected]. +48 668 326 724

DZIA£Y ŚWIAT, GOSPODARKA, [email protected] [email protected] [email protected] tel. +48 668 326 722

Druk:Polskapresse Sp. z o.o.Oddzia³ Poligrafi aDrukarnia w Warszawie i Sosnowcu

DZIENNIK TRYBUNA

Page 24: Dziennik Trybuna nr 16

DZIENNIK TRYBUNA20 pi¹tek 14 - niedziela 16 czerwca 2013

Obra-dował Sejm. P o n i e w a ż i n t e l e k t u -alna twarz PiS, pani po-seł profesor K r y s t y n a P a w ł o w i -

czówna prawie milczała, krajo-we media zignorowały obrady. Nie milczał pan premier

Donald Tusk. Zdradził społe-czeństwu swój skrywany sekret. Kim chce być. Okazało się, że premier chce być premierem. Strategiczne plany premie-

ra rozczarowały progresywną część społeczeństwa. Oczekiwa-no od niego ambicji na poziomie europejskim, aby zechciał przy-najmniej chcieć być przyszłym premierem Unii Europejskiej. Niestety, minimalizm, wygod-nictwo Tuska i jego zasada „po-lityki ciepłej wody z kranu”, znowu wzięły górę. Pracował pan prezy-

dent Komorowski. Wspaniale stał pod żyrandolami w kraju i zagranicą. Widoczny był nawet z daleka. Wbrew oczekiwaniom ra-

dykalnej prawicy, generał Woj-ciech Jaruzelski dożył 90 lat. Z tej okazji Fundacja Aleksan-dra Kwaśniewskiego, wspierana przez Ruch Palikota, zaprosiła generała do siebie na uroczysty poczęstunek, a SLD na semina-rium ku czci generała do Sejmu RP, przeciwko czemu zaprote-stował Ruch Palikota. Lewicę i Ruch Palikota

mogą przebić w kulcie gene-rała Wojciecha Jaruzelskiego

posłowie Prawa i Sprawiedli-wości. Zamiast niepotrzeb-nych poczęstunków dla gene-rała abstynenta i gadatliwych seminariów, zaproponowali namacalny konkret. Gotówkę. Przygotowują projekt ustawy wspierający finansowo oby-wateli naszego kraju wywie-zionych na Syberię po agresji ZSRR na Polskę w 1939 roku. Generał Jaruzelski spędził tam jako młodzieniec prawie dwa lata przy wyrębie lasu. Wiele lat musiało minąć, aby nawet PiS docenił niesłuszne re-presje wobec generała Jaruzelskiego. Szanse na wsparcie

finansowe, dzięki projek-towi PiS, ma także inny znany Sybirak. Zbigniew Domino. Literat, autor zekranizowanej niedaw-no powieści „Syberiada polska”. Po wojnie proku-rator wojskowy. Zasłużo-ny w walce z reakcyjnym podziemiem. Zwanym dzisiaj w mediach ko-mercyjnych wykrętnie „żołnierzami wyklętymi”. Na us tawowe

wsparcie finansowe dzięki projektowi PiS nie może liczyć demon-strujący obecnie swą biedę Jan Maria Tade-usz Rokita – ofiara pań-stwa prawa. Na domiar złego Jana Marię Tade-usza Rokitę wyrzucono z partii i to, co gorsza, z partii nadal rządzącej. Bo od lat składek nie

płacił. Jakaż to rycząca nie-sprawiedliwość warszawskiej centrali PO! Premier z Krako-wa i zapłacone składki? Prze-cież to oksymoron. Ciąg dalszy smutnych wy-

darzeń. Zlokalizowany przez na-szą marynarkę wrak okrętu nie jest jednak naszym zatopionym ORP „Orzeł”. Tak straciliśmy szansę na wydobycie superno-woczesnego w 1940 roku okrętu podwodnego. Wyremontowany, radykalnie wzmocniłby wartość bojową naszej floty. Woda zmyć może panią pre-

zydent Warszawy. Pamiętacie, jak w filmie „Miś” tłumaczono przyczynę zimnych kaloryferów w mieszkaniach? Są zimne, bo jest zima. A w zimie musi być zimno. Teraz pani Gronkiewicz– Waltz tłumaczy, że w Warszawie zalało trasy komunikacyjne, bo padał deszcz. A deszcz padał, bo klimat nam się zrobił monsuno-wy. Wszystkiemu jest winny efekt cieplarniany.

Nieszczęścia chodzą pa-rami. Krew prawie panią pre-zydent Hannę zalała, wraz z przewidywanym zalewem Warszawy przez niewywożo-ne śmieci. Najpierw Wene-cja, potem Neapol – rechotali

wraży internauci. Aby poprawić nastój war-szawiaków pani Hanna zarządziła pielgrzymkę swych urzędników. Będą chodzić po damach, od drzwi do drzwi, i prze-konywać, że nadal bę-dzie można spokojnie tu śmiecić. Na czele piel-grzymów stanie pani prezydent. Strach padł na Warszawę, miesz-kańcy otwierają tylko na umówione hasła. Dwóch wybitnych

liderów Solidarnej Pol-ski, panowie posłowie Zbigniew Ziobro i Arka-diusz Mularczyk, podjęło solidarną próbę wejścia na sopockie molo bez bi-letów. Nie zauważyli kas, bo ogrom Polski padł im na oczy. Rośnie ranga Sta-

dionu Narodowego. Po wskrzeszającym lewicę Kongresie Le-wicy wejddzie tam ksiądz uzdrowiciel dok-tor John Bashobora. R eklamowany jako

wskrzesiciel zmarłych. Wy-kupiono na niego już prawie4 0 t y s i ę c y b i l e -tów. Nie wiadomo, i le z nich kupili kandydaci do wskrzeszenia. Lekarze z samorządu me-

dycznego napisali list do pre-miera ze skargą na ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Liczą, że wreszcie premier wskrzesi go do pracy. Rozrasta się Europa Plus.

Do jej grona dołączyła Partia Demokratyczna w osobie An-drzeja Celińskiego. Celiński zadeklarował, że nie chce kan-dydować do europarlamentu. Znowu Andrzej już na wstępie zademonstrował swą odrębność programową. Aleksander Kwaśniewski

i Janusz Palikot skrzywdzili kobietę. Zagrali w klipie wy-borczym Ewy Białkowskiej, kandydatki Ruchu Palikota na prezydentkę Elbląga. Motywy tego okrutnego postępku nie są jeszcze do końca znane. W sto-łecznych środowiskach femini-stycznych spekuluje się, że to zemsta za Nowicką. Po 12 latach służby wraca

z Watykanu pani ambasador Hanna Suchocka. Twarda sztu-ka. Tyle lat wytrzymała z tym „lobby homoseksualnym”.

Flaczki Tygodnia

memy

str.2 - 3 str. 4 str. 5 str. 6 - 15 str. 16 - 19 str.20

W WOLNEJ CHWILI

W TYM TYGODNIU OBCHODZIMY

14piątek

Światowy Dzieñ Krwiodawstwa

15sobota

Dzieñ Wiatru

16 niedziela

Miêdzynarodowy Dzieñ Pomocy Dzieciom Afrykañskim

17 poniedziałek

Dzieñ Walki z Pustynnieniem i Suszami

18 wtorek

Dzieñ Ewakuacji

19 środa

Teksañski Dzieñ Emancypacji

20 czwartek

Światowy Dzieñ Uchodźcy

Źród³o: www.nonsensopedia.wikia.com

PIOTR GADZINOWSKI (LEWICA24.PL)