doit test

12
egzemplarz bezplatny Magazyn Szkoly Języków Obcych Maly Rynek 1/11 Fiesta!

description

doit mag asdasd

Transcript of doit test

Fiesta!egzemplarz bezpłatny

Magazyn Szkoły Języków Obcych Mały Rynek

1⁄11

Fiesta!

wizytówka 2

Do it | Wrzesień 2007

Dobrze tu o nas mówią

krzysztof Piasecki, satyryk

Poruszanie się wśród języków obcych nie jest łatwe. Dlatego dobrze kiedy się ma przewodnika. Oczywiście można próbować bez niego, ale to jest bardzo drogie. Jedno słowo dwa złote. Wkładamy dwa złote i już uczymy się słowa Carrefour, następne dwa złote i już umiemy Auchan, a za tydzień bonus – za jedyne dwa złote dwa słowa Leroy Merlin. Jest tańsza metoda. To Szkoła Języków Obcych „Mały Rynek”! Oni pomogą nam przebrnąć przez obce słowa i dzięki nim przekonamy się, że wszystkie obce wyrazy wcale obce nie są. „Was” to po niemiecku „co”, a „ich” to po niemiecku „ja” a „ja” to po niemiecku „tak”, co po szwedzku „dziękuję”, a po francusku ”łi” co po angielsku „my”, co po niemiecku „wir”, co po polsku znaczy gwarancja utonięcia. Prawda, jakie to proste? Fenkju Ci szkoło „Little Market”

konstanty Miodowicz, poseł na Sejm RP

Świetna szkoła! Wiem o tym dobrze – byłem jej uczniem.

Jan Mostowik, pisarz i przedsiębiorca

Każdy debiutant marzy, żeby się dostać na języki. Szkoła Języków Obcych „Mały Rynek” – polecam!

Piotr Cyrwus, aktor

Jest to moja kolejna próba poznania języka angielskiego, ciągle jestem w trakcie nauki. Specyfika tej szkoły polega na tym, że pierwszy raz poznaję ten język bezstresowo, a wykładowcami spotykam się z przyjemnością. I są efekty, ostatnie wakacje spędziłem na luzie, komunikując się mam nadzieję w „języku angielskim”. Lubię tu być!!! Tak jak pan Tomek mi uświadomił – języka nie trzeba się uczyć. Trzeba z nim być.

Ryszard Styła, gitarzysta jazzowy

W wyjątkowym miejscu, wyjątkowi ludzie realizują od 20 lat swoje marzenie, SZKOŁĘ JĘZYKÓW OBCYCH, dając innym ŚWIAT JĘZYKAMI MALOWANY – raduję się z Wami i życzę trwania w marzeniach. Wdzięczny za Was – Richard Feliks Styła, ŚWIAT GITARĄ MALOWANY.

Marzena Rogalska,

dziennikarka radiowa i telewizyjna

Moja cudna grupa w szkole językowej w Chicago zapisała mi się w pamięci mocno, codziennie powraca pragnienie powrotu do „Kaplana” w Ameryce, atmosfera współtworzona przez przyjaciół brazylijskich, włoskich, hiszpańskich była niepowtarzalna, a wspomnienia mam... po angielsku; „Mały Rynek” przyczynił się do fantastycznego przeżycia i „bycia w języku”...

wizytówka3

Do it | Wrzesień 2007

4wywiaD

Do it | Wrzesień 2007

Świętowanie w kulturach świataElżbieta i andrzej Lisowscy opowiadają o fiestach – nie tylko hiszpańskich.

5 wywiaD

Do it | Wrzesień 2007

świętować.

Jak wygląda takie wielokulturowe powitanie Nowego Roku?

a.L.: Przed laty byliśmy w Tajlandii. Wigilię co prawda spędziliśmy w samolocie, ale pierwszy i drugi dzień świąt w hotelu w Bangkoku. Już na śniadaniu – nad basenem, pod palmami – słyszymy „Cichą noc” po niemiecku. Schodzimy do recepcji, a tam trzy młode Amerykanki, przebrane za Świętych Mikołajów, stoją pod ogromną choinką i śpiewają amerykańskie „kolędy”. Potem ruszamy w miasto, a tam witają nas szopki bożonarodzeniowe.

E.L.: Jednocześnie, gdy nadcho-dzi Nowy Rok, wszyscy ludzie udają się pod królewski pałac w Bangkoku. Podchodzą pod ścianę, za którą jest Świątynia Szmaragdowego Buddy i na chwilę zapada absolutna cisza. Ludzie trzymają w ręku lotosy, świece, wypowiadają życzenia i wypuszczają kupione na miejscu ptaszki z klatek.

a.L.: Oczywiście ptaszki są dobrze wytresowane i wracają. Są wielokrotnego użytku (śmiech). Właśnie wtedy był szczególnie widoczny tamtejszy pluralizm kulturowy. W samym centrum Bangkoku, na terenie przy-pominającym nasze Błonia, urządzono z kolei imprezę w stylu europejskim: estrada, telewizyjna transmisja na żywo, artyści, śpiewy i oczywiście kil-kadziesiąt słoni na scenie. Tego już nie ma w Europie (śmiech)!

Elżbieta i andrzej Lisowscy – mieszkają na krakowskim Kazimierzu, ale od zawsze, uwzględniając nawet poprzednie wcielenia, żyją w podróży. Są twórcami telewizyjnego „Światowca” (ponad 150 premier na antenie tvp info), „południka Café” Radia Kraków, magazynu „Z plecakiem i walizką” (tvp Kraków), autorami wydawanych także za granicą przewodników turystycznych i wielu artykułów prasowych. on — dziennikarz, ona — zajmuje się mistycznym islamem w instytucie Religioznawstwa UJ. oboje są członkami the Explorers Club (nowy Jork) i honorowymi członkami polish — American travelers Club. Laureatami licznych nagród, m.in. ministra turystyki tunezji „Złoty Jaśmin” (maj 2009), Złotego Medalu Straussa (Wiedeń — październik 2006), „Zlatna penkala” (Złote pióro, Chorwacja, maj 2005), Grand prix MEdiAtRAvEL (Łódź — maj 2004 i polskiej izby turystyki GLoBUS ’97 („za całokształt działalności dziennikarskiej w dziedzinie turystyki”, 1997).

Małgorzata Ochab: Słowo „fiesta” kojarzy się z Hiszpanią i ameryką Południową. ale czy fiesta zarezerwowana jest tylko dla Hiszpanów? Czy tylko oni i Latynosi potrafią się bawić?

andrzej Lisowski: Na pewno nie, chociaż Hiszpanie do perfekcji opanowali sztukę organizacji fiest. W miastach, wioskach, nawet w dzielnicach miast powstają „komitety” przygoto-wujące fiesty, a właściwe święto to tylko finał całorocznych przy-

gotowań. Same przygotowania to dobra, codzienna zabawa.

Elżbieta Lisowska: Drugim obszarem wielkiego święto-wania jest Azja, zwłaszcza Południowo-Wschodnia. W Bangkoku, Kuala Lumpur czy Singapurze święta buddyjskie nakładają się na hinduistyczne, chrześcijańskie i muzułmańskie. Dlatego na przykład kilka razy jest tam obchodzony Nowy Rok. Na pytanie, „dlaczego?” pada odpowiedź: po prostu lubimy

6wywiaD

Do it | Wrzesień 2007

azja to niezwykle barwna mozaika religii. Czy uroczystości religijne też można nazwać fiestą?

E.L.: W tym roku taką swoistą fiestą był Miesiąc Głodnych Duchów – obchodzony w całej Azji Południowo-Wschodniej.

a.L.: Możemy to porównać do na-szego dnia Wszystkich Świętych. Tylko że tam duchy przodków karmi się konkretnym pokar-mem i… oszukanymi dolarami singapurskimi, brunejskimi, amerykańskimi, które kupuje się w sklepach. Pieniądze spala się na ulicach popijając piwo – też ze zmarłymi. Karmienie duchów jest ludyczną stroną całego święta. Jednocześnie byliśmy świadkami niesamowitej cere-monii w największej chińskiej świątyni buddyjskiej w Singapurze: świątynia była otoczona stołami pełnymi jadła i świec, a w środku ludzie w pelerynach, zgrupowani w swego rodzaju „bractwach” (jak w Hiszpanii podczas Semana Santa), grali na bębnach,

śpiewali mantry. To było niezwykłe. Druga twarz tego samego święta, trwającego cały miesiąc.

Pojęcie fiesty nie przynależy więc tylko do kultury latynoskiej.

E.L.: Fiesta jest bardzo mocno związana z kulturą latynoską, a przede wszystkim z hiszpańską. Ale pojęciu fiesty przypisany jest specyficzny rodzaj świętowania: radość, luz, zabawa na ulicach. Dla mnie fiestą jest też muzułmański miesiąc ramadan. To może wy-dawać się dziwne, ale będąc czy

to w Stambule, w Bandar Seri Begwan (Brunei), Damaszku czy w Tunisie, widzimy, jak po uroczystej, rodzinnej kolacji kończącej dzień postu wszyscy wychodzą na ulice i zaczyna się właśnie fiesta!

a.L.: Kompletnie odjazdowa atmosfera! Bazary czynne do rana, festiwale, koncerty, medy-na zaczyna żyć dopiero w nocy, ludzie nawet czasem tańczą w sziszarniach i kafejkach… Oczywiście, największą fiestę przeżyliśmy w gronie ponad 2 milionów przybyszów w Walencji – w czasie święta ognia Las Fallas. Pali się wtedy figury budowane przez cały rok. Te skromniejsze mają dwa metry, największe sięgają nawet kilkunastu pięter! W jednej chwili w mieście wybucha ponad 750 kontrolowanych pożarów, wywoływanych w zabytkowej tkance miasta! Gdy figury stoją w ogniu, strażacy polewają fasady wiekowych budynków, żeby nie popękały. Pierwsze uderzenie fali ciepła od ognia

Walencja, Las Fallas

fot. Andrzej Lisowski

Panjim – Goa, Świeto Ganesi,

fot. Andrzej Lisowski

7 wywiaD

Do it | Wrzesień 2007

było tak mocne, że mnie i operatora kamery odrzuciło na dwa metry.

E.L.: W Indiach takim „świętem ognia” jest Diwali, czyli Święto Światła. Wszędzie tam ma ten sam wymiar i klimat. Poza Bengalem i jego stolicą. W Kalkucie na cześć bogini Kali – patronki miasta – odbywa się w tym czasie Kali Pudża. Nie brakuje świateł, ale jeszcze ważniejsze są – jak w Walencji – figury. Jednak w stolicy Bengalu powstają figury przedstawiające tylko Kali. Na ulicach przez kilka dni płonie ogień, odprawiane są pudże, a w mieście pojawiają się setki czasowych ołtarzy.W czasie bengalskiego Diwali nie pali się figur, tylko się je topi. Woda ma bowiem wymiar oczyszczający, święty.

a.L.: Uroczystość poświęcona jest sacrum – bogini Kali, patronce Kalkuty, przy czym pod figurami stawia się estrady, organizuje koncerty, ludzie nie tylko się modlą i medytują, ale i bawią.W dzielnicy czerwonych latarni w Kalkucie stoją panie lekkich obyczajów, a zaraz za nimi ludzie modlą się do danej figury. Panie raz patrzą na klientów, raz na ołtarz z boginią Kali. I to jest właśnie typowy związek sacrum z profanum. W jednym miejscu, w tym samym momen-cie. Jakże normalny w Indiach…

zastanawia mnie, czy my, Polacy, potrafimy radośnie świętować? Bo u nas święta religijne są zazwyczaj stonowane i poważne, nawet wielkanoc, która ma symbolikę

niesamowicie radosną. Jedynie Boże Narodzenia niesie ze sobą entuzjazm. Natomiast święta narodowe to czas przemówień, występów orkiestr dętych i wręczania medali. tu też nie ma ani odpowiedniego czasu, ani miejsca na swobodną radość, na fiestę.

a.L.: U nas rzeczywiście nie ma tego luzu przynależnego fieście. Nie ma też tak swobodnego przejścia z sacrum do profanum. Żyjemy w innej tradycji. Ten

sposób przeżywania m.in. Wielkiego Tygodnia w Andaluzji byłby u nas trudny do przyjęcia. My uczestniczyliśmy w Semana Santa w Maladze – mieście Picassa i Antonio Banderasa, którzy się tam urodzili. Co ciekawe, skryty pod kapturem Banderas co roku stara się uczestniczyć w Semana Santa!

E.L.: Hiszpanie mają właśnie to coś, co pozwala łączyć sacrum z profanum. Na pewno ważne jest także słońce, w ogóle

Panjim – Goa, Świeto Ganesi,

fot. Andrzej Lisowski

8wywiaD

Do it | Wrzesień 2007

a.L.: Jeszcze to mocniej poczułem przed laty, gdy byłem po raz pierwszy w Kordobie. Z małą grupą dziennikarzy uczestniczyłem w oficjalnej kolacji z burmistrzem. Był tam wydzielony jeden pokój, na środku stał stół na jakieś 10 miejsc, a dookoła były same XVII-wieczne dużych rozmiarów obrazy olejne przedstawiające Chrystusa Ukrzyżowanego. I tylko my, polscy dziennikarze, czuliśmy się początkowo trochę nieswojo. Hiszpanie – Andalu-zyjczycy – byli zachwyceni.

Mnie najbardziej zaskakuje większe zróżnicowanie w świętowaniu i stosunku do sacrum u Hiszpanów i Polaków niż u Hiszpanów i azjatów.

E.L.: Czasami jak z Hiszpanami rozmawiam o Polakach, mówię, że my to jesteśmy tacy Hiszpa-nie Północy z wyłączeniem fiest i stosunku do religii. My nie potrafimy tak się bawić. Fieście musi przecież towarzyszyć pewien rodzaj temperatury i tra-dycja życia na zewnątrz. Tam co wieczór jest śpiew, emanujące ciepło i dobra atmosfera. Myślę, że powinniśmy się tego trochę uczyć, iść w tym kierunku, bo to jest swoiste katharsis.

a czy słynne amerykańskie świętowanie początku wielkich wyprzedaży można zaliczyć do

„fiestowania” (np. Czarny Piątek)? Ono też obejmuje pewien rodzaj rytuału: ludzie całe noce spędzają w namiotach, wyczekują na ulicach, są razem i zapewne towarzyszy im stan podniosłych emocji.

Walencja, Las Fallas – rozświetlona ulica

fot. Dubassy

śródziemnomorski klimat…

a.L.: Feretrony z Matką Boską (najczęściej) i z ukrzyżowanym Chrystusem (rzadziej) są wystawiane jeszcze przed procesjami w katolickich świątyniach i użych przyko-ścielnych halach. Nierzadko są to figury ważące do 5–6 ton. Taki ogromny feretron (podest) niesie nawet 250 mężczyzn. W czasie procesji figury „prze-suwają się” charakterystycznym, płynnym ruchem, poprzedzone rzędami ludzi w różnokoloro-wych kapturach. Jednocześnie płonie ogień, ogromne świece, następuje przekazywanie ognia. Grają dęte orkiestry. W dużych miastach krzyżują się trasy dziesiątek procesji. Trwają one praktycznie przez całą dobę. Dla widzów przygotowywane są mapy procesji. Mało tego: u nas jest to nie do pomyślenia, ale tam na skrzyżowaniu dróg na trasie procesji organizowane są punkty widokowe, a pobliskie kawiarnie otwierają całe ściany i przenoszą się na chodniki. Najbardziej niesamowite jest to, że w czasie przejścia procesji „wybiera się” najład-niejszą Panienkę, nagradzając

Ją głośniejszymi oklaskami i okrzykami „Ole!”. A nawet toastami z winem! I okrzykami:

„Jaka jesteś piękna”! Toasty do Matki Boskiej? I to wszystko w Wielkim Tygodniu! Trudno to sobie wyobrazić. Ale jest też druga strona tej religijnej fiesty: w Wielki Piątek – choć wciąż są procesje – już nie ma toastów i nawet muzyki. Wielki Piątek jest święty.

Co najbardziej zaskoczyło Państwa w sposobie świętowania w różnych kulturach?

E.L.: Zaskoczenie może nie… ale czasami jest coś takiego, co człowieka mocniej porusza, skłaniając do refleksji. Mówimy wtedy: „Boże! U nas tak by nie było! To byłoby niemożliwe”. Zazdrościmy Hiszpanii jej żywiołowości i luzu. Niedawno byliśmy w Granadzie w typowym barze tapas, gdzie na ścianach było mnóstwo podobizn z Matką Boską (ubraną w różne sukienki), której towarzyszyły zdjęcia słynnych toreadorów i rzędy butelek z alkoholem. W Andaluzji jest to normalne.

9 wywiaD

Do it | Wrzesień 2007

E.L.: Nie, to są zupełnie inne emocje. Towarzyszy im inny rodzaj skupienia i nie ma tu elementu duchowego. Jesteśmy bowiem skupieni na cenie! Tu nie ma żadnego katharsis.

a.L.: Sama sprzedaż i owszem, towarzyszy fieście. Nawet pod-czas ramadanu w całym świecie muzułmańskim nie tylko sklepy czynne są dłużej, ale stawia się klimatyzowane namioty, w których sprzedaje się za-równo ciasteczka ramadanowe, jak i ubrania oraz inne towary.

Tylko że to wiąże się z religią, bo w czasie ramadanu trzeba się przemieniać i oczyszczać od środka i od zewnątrz.

E.L.: Jeżeli w świętowaniu pojawia się element komercji – czy to w Hiszpanii, czy w Indiach

– jest on tylko dodatkiem, a nie treścią. W świętowaniu musi być element duchowy, bo tylko wtedy przeżywamy katharsis.

Stambul, Ramadanowa plenerowa kolacja

fot. Andrzej Lisowski

Sri Lanka, buddyjska procesja

fot. Andrzej Lisowski

Gdyby Państwo mogli polecić takie jedno wydarzenie, jedną fiestę, w której koniecznie trzeba uczestniczyć, co by to było?

a.L.: Jednak Las Fallas.

E.L.: Zdecydowanie Las Fallas w Walencji i Semana Santa – nie tylko w Sewilli, ale w ogóle w Andaluzji. Dodałabym jeszcze końcówkę ramadanu, zwłaszcza plenerowe, ramadanowe kolacje, takie jak w Stambule: pod Błękitnym Meczetem czy pod sanktuarium Ajjuba na krańcu Złotego Rogu.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Małgorzata ochab.

BĄDŹ MiStRzEM

Do it | Wrzesień 2007

10

Party with the irish at the European Championships in 2012 - Cathal Gantley

BĄDŹ MiStRzEM

Do it | Wrzesień 2007

11