Berdnyk - Labirynt Minotawra.pdf

240
Do nowoji knyżky widomoho ukrajinśkoho pyśmennyka uwijszło try powisti. Powisť-łegenda «Łabirynt Minotawra» rozpowidaje pro prekrasne i tragiczne żyttia Hipatiji — żinky-wczenoho, ory- ginalnoho mysłytela, matematyka, astronoma IV stolittia. Widznaczena I premijeju na Respublikanśkomu konkursi na kraszczu naukowo-chudożniu knyżku. W centri druhoji powisti «Na wohni swiatomu spałymo rozłuku» — żyttia j pryhody prasłowjanśkoho chłopcia Zore- sława, szczo szukaje «żywu wodu», tretia powisť «Chto zwa- żyťsia — wohnianym nareczeťsia» — znajomyť czytacza z ju- nymy smiływciamy, jaki łetiať do dałekych switiw.

Transcript of Berdnyk - Labirynt Minotawra.pdf

  • Do nowoji knyky widomoho ukrajinkoho pymennykauwijszo try powisti.

    Powis-egenda abirynt Minotawra rozpowidaje proprekrasne i tragiczne yttia Hipatiji inky-wczenoho, ory-ginalnoho mysytela, matematyka, astronoma IV stolittia.Widznaczena I premijeju na Respublikankomu konkursi nakraszczu naukowo-chudoniu knyku.

    W centri druhoji powisti Na wohni swiatomu spaymorozuku yttia j pryhody prasowjankoho chopcia Zore-sawa, szczo szukaje ywu wodu, tretia powis Chto zwa-ysia wohnianym nareczesia znajomy czytacza z ju-nymy smiywciamy, jaki etia do daekych switiw.

  • ://kompas.co.ua ukrajinomowna pryhodnyka literatura

  • Recenzent kandydat fioogicznych nauk W. P. MORENEChudonyk Dmytro Zaruba

  • Zawdy ternowyj winebude kraszczym, ni carka korona,zawdy weycznisza puna Hohofu, ni chid trimfalnyj;tak z predwika buoi tak wono bude dowiku,poky ytymu ludyi poky rostymu terny.Kryk Prometeja unajebezlicz wikiw skri po switi,win zahuszaje sobojupotuni hromy olimpijki.Tysiaczi troniw upaoi ludkych, i boych,ae tytanowa krucza stoji,nacze wiczna twerdyniaducha toho, szczo, nemow urahan, bez upynuiskorku, wchopenu z neba,w mohutnij woho rozdymaje.

    ESIA UKRAJINKA

  • Wetchi stiny Aeksandriji zarosy burjanamy. Tut tak bahato tajemnych zakapekiw, schowa-nok mona hratysia doschoczu. Hipatija tiahne swoho towarysza Isidora dali j dali, w chaszcziczortopoochu, w zeenu imu parkych zarostej, w putanynu lin, oyw ta ternowykiw.

    Pa! nino kycze jiji Isidor. Dali ne treba. Tam mona zustrity haddia szcze way!Diwczynka rwuczko zupyniajesia, w jiji nebesnych oczach merechtia iskry zuchwaosti j

    smichu. Si! Ty bojiszsia hadiw? A jak e podwyhy, pro jaki ty mrijesz? A jak e mojry?! Chiba ne

    zitkay wony twoju nytku pry narodenni? Czy ty majesz w zapasi inszu? Choczesz obduryty su-worych bohy?..

    Chopczyk soromywo opuskaje pohlad do zemli, a tym czasom Hipatija chowajesia w husz-czawyni i hukaje zdaeku:

    Ahow! Znajdy mene!Isidor staranno obnyszporiuje wsi zakutky, zahladaje w nimotni bijnyci muriw, tooczy

    burjany. Nijak ne moe znajty podruhy! Jak wona tak umije chowatysia?Czuty wdowoenyj, szczasywyj smich. Hipatija de porucz, ae de? Spitniyj Isidor rozczaro-

    wano zupyniajesia na wydnoti, rozwody rukamy. Pa! bahaje win. Ja ne mou rozszukaty tebe!Diwczynka wyskakuje z burjaniw, nacze z-pid zemli, tanciuje dowkoa towarysza tane pere-

    mohy, wysoko pidstrybujuczy. Aha! Prohraw! Prohraw! Ty niby majesz szapku Ajida, wyprawdowujesia Isidor. Czom ja tebe nikoy ne zna-

    chodu? Dywyszsia ne w toj bik, serjozno zauwauje diwczynka i, ne dawszy jomu ocinyty swoju

    widpowi, mczy dali, do mikych worit. Isidor pospiszaje za neju, a kuriawa steesia nad pokru-czenymy steynamy.

    Prokydajusia wid dytiaczoho kryku linywi storoi bila worit, artoma swariasia na Hipatiju. To znowu ty, pustunko! kae odyn, odkaszlujuczy. Anu, kysz dodomu! My do moria! dzwinko kryczy diwczynka. More sumuje za namy! Ne puszczu! triase bojowym spysom borodatyj wojin i wytriszczaje weyki czorni oczi

    na Hipatiju.Wona smijesia, wychorom prolitaje powz wartowych, tiahnuczy za soboju Isidora. Storo

    spanteyczeno i turbotywo hukaje: Obereno, durneka! Szcze ne dowedy, doe, w ruky rozbijnykiw potrapyte! Ne doenu! szczasywo ozywajesia Hipatija, a wytanciowujuczy na bihu.Morkyj witer ochopluje jiji hnuczke zasmahe tio nezrymymy obijmamy, hrajesia bakyt-

    nym chitonczykom, nacze stiahom. Pryhuszeno szumy zapinena chwyla, ye czysti cnotywi pi-sky, niby obmywaje pered Hipatijeju neskinczennu dorohu do daekoho obriju. Skilky bihty ponij? Czy daeko?

    Chwyla zabuttia i ekstazu spowywaje swidomis. Nema wtomy, nema widczuttia czasu. Zaspynoju nezrymi krya, wony tuawo j sylno wymachuju, nesu u nezbahnennu daeczi. Zemla,more, czajky u nebi, tepli pisky, witer z pusteli to ysze majewo chymernych obraziw uzdowkazkowoji steky.

  • Isidor ne widstaje wid podruhy, ae j ne moe nazdohnaty jiji. Wona niby marewo, nibychmarynka. Zjawlajusia na mokromu pisku maeki slidy etiuczoji diwczynky. Zjawlajusia i zny-kaju, nacze zoota ti. Ach, jak choczesia nazdohnaty jiji, torknutysia zasmahoho pecza, hlanutyw zatumaneni wid szczasywoho bihu oczi!

    Pa! Zupyny! Doeny! Doeny! Pa! Ja ne mou! Ty newowyma!Wona spowilniuje polit. I szczezaje bezdonne nebo dowkoa, staje neskinczennym skepin-

    niam nad nymy, i tepli pisky pestywo ciuju bosi dytiaczi nohy. Ty ne dohnaw mene, z aem kae Hipatija. Ty jak ptach, wyprawdowujesia Isidor. Ja due choczu dohnaty, ae ty nacze a

    Artemidy! Sta Herakom i doeny! Stanu, obiciaje chopczyk, serjozno zazyrajuczy w tajemnyczi oczi Hipatiji.I taka wpewnenis hory u zoriano-czornych oczach Isidora, taka szczyris i sya hraje na chu-

    dekomu preharnomu yczku, szczo diwczynka zaspokojujesia. Wona zrywaje z sebe chitonczyk,kydaje na pisok i biy u wodu. Zeenawo-prozora chwyla nakrywaje jiji zapinenoju dooneju.Chopczyk pryuczajesia do neji, i wony szczasywo hojdajusia w ninij koysci moria, mowbypradawni dity Nereja1. Zawmyraju na hrudiach wod, zaworoeni askoju neosianych stychij soncia, powitria, chwyl.

    Si! szepocze diwczynka. Ja choczu staty ryboju. Szczob pawaty w mori, w okeani.Szczob hratysia wiczno z nerejidamy, szczob suchaty neskinczennyj szepit moria

    I ja, unoju widhukujesia Isidor. Szczob pywty za toboju. A potim ja choczu staty czajkoju, wawiszaje Hipatija, szczob pokynuty more i poy-

    nuty do soncia, jak munij Ikar Te pid syu tilky boham, namahajesia zapereczyty chopczyk. Todi ja choczu buty bohyneju, smiywo odkazuje diwczynka.Isidor z ostrachom dywysia na neji: czy ne smijesia?Ni! Oczi we ne prozori, a synio-temni, wusta micno stueni, pohlad u neskinczennosti. Chto

    wona, szczo ne bojisia kazaty taki sowa? Chiba ne znaje, szczo bohy czuju wse?..Diwczynka otiamya wid zadumy, pywe do bereha. Wony sidaju na hariaczomu pisku, i

    chopczyk poczynaje nasypaty dowkoa sebe wysoki mury. Win prokopuje hyboki rowy dowkruhwe i paaciw, prychoroszuje pokriwli ta majdanczyky barwystymy czerepaszkamy. Hipatija z ci-kawistiu stey za nym, zachopeno pidbadioriuje schwalnymy wyhukamy.

    A chto ytyme u twojemu paaci? zapytuje wona. Ty, kae Isidor, hostynno prohortajuczy doriku pered worimy. O weyka i ne-

    powtorna doko Helisa, o caryce moriw i woodarko kazkowych zemel, proszu askawo do mohonebuwaoho carstwa. Wono twoje!

    Ja pryjdu, serjozno kywaje Hipatija. Ja odwidaju twij paac, Si Moe, chocz tak my budemo razom, radije chopczyk, bo tebe ne nazdohnaty. A w

    mojemu paaci ty ytymesz dowiku Ne dowiku, zapereczywo chytaje holiwkoju Hipatija. Meni stane sumno i w najhar-

    niszomu paaci. Ja zachoczu na wolu i znowu pobiu ponad berehom moria A ja dohaniatymu tebe, sumuje Isidor, i ne zmou dohnaty.Diwczynka mowczy, niczoho ne kae. I wony porynaju w nedytiaczu zadumu, suchaju od-

    wiczni rytmy newtomnoho moria neskinczennu hru wsemohutnioho Kronosa.

    Mynaju lita.Wychor podij kotysia nad switom, nad Afrykoju. Potriasaje imperiji, carstwa. Zmitaje ludej,

    naroduje inszych. Zhasaje, wtyszujesia, szczob znowu wybuchnuty pochodamy, powstanniamy,

    1 Morke boestwo u hrekij mitoogiji.

  • zradamy.ysze more nezminno koty hrizni czy askawi chwyli u newymirnis. ysze witry prahnu u

    daeczi, pereslidujuczy nezrymu metu, sonce newtomno sije ywluczi zerna na hrudy Geji-materita zori merechtia na nicznomu nebi, nacze wichy ne projdenoho nikym szlachu.

    Ta szcze nezminno wybihaju na bereh moria dity Hipatija j Isidor. Do nych zwyky war-towi bila worit, ebraky na wukych pokruczenych wuyczkach Aeksandriji, czajky na berezi. Zda-jesia, szczo dwoje nerozucznych ditej taka postijna oznaka switu, jak ranok, jak kluczi eek,szczo prolitaju u nebi z daekoji piwnoczi, jak rozkwitannia bujnosadiw nawesni.

    Ta ni! Szczo miniajesia w nych.Naywajusia snahoju mjazy Isidora, nad huboju zjawlajesia czornyj puszok, a w hoosi

    nyki, wolowi obertony.Oczi Hipatiji, mow krynyci, widdzerkaluju nebo, chmary, sonce ciyj swit. Naywajusia

    buntiwywymy sokamy nohy, ruky, i zootawyj wodospad kis ohortaje hordowytu hoowu soniacz-nym oreoom.

    I nijak ne doene chope diwczyny odnoho razu. Ne torknesia w poloti ruky, ne wid-czuje buntiwywoho pulsu krowi. A baannia dohnaty jiji wse hucznisze stukaje w serce, a chwylisoodkoji znemohy wse ninisze spowywaju duszu. Bia wony, a mi nymy nezrymyj barjer.Ne zrujnuwaty joho, ne perestupyty!

    We soromysia Hipatija rozdiahatysia pered Isidorom. Chowajesia za skeeju, nahynci bi-y u wodu, a we todi kycze towarysza. Win pywe do neji, ta we osterihajesia dywytysia naroewu szyju, na diwoczi persa, na pelustky poumjanych hub.

    Spywaje de. Nakydaje weczir tajemnyczyj serpanok na bereh, na more, na imysti mury jwei Aeksandriji. Pora dodomu, bo napewno chwylujusia dawno baky, ta ne pospiszaju chopei diwczyna, jduczy berehom do mista.

    Na tli temnoho neba spaachuje majak czudo switu. Jaskrawo-owti poysky padaju namorku szyroczi, niby prokadaju dorohu korablam u daeki kraji.

    Hipatija sidaje na tepyj kami, zaczarowano dywysia na siajwo majaka, myujesia hrojuwohniu.

    Zirka, szepocze wona. Jaka zirka? ne rozumije Isidor. Zirka, stworena lumy, szczob ukazuwaty dorohu. Jak ce preharno, Si! Czariwno, Pa! zhodujesia chope, tamujuczy chwyluwannia. Moe, j zirky w nebi to majaky bohiw? Majaky? wraeno perepytuje Isidor. Ato! Dla nebesnych korabliw. Musia e bohy maty swoji okeany, moria. Je u nych i ko-

    rabli dla poszukiw nowych zemel ta skarbiw. A inaksze necikawo yty! U Hesida skazano, szczo zori to oczi stookoho Argusa, obzywajesia chope. A

    nasz sadiwnyk, chrystyjanyn, kae, szczo zori to switylnyky, postaweni bohom na krysztaewij,neporusznij sferi

    Czomu wony todi inkoy padaju z neba? nedowirywo zapytuje diwczynka. Chtojich zbywaje z krysztaewoji sfery?

    Sadiwnyk kae, szczo to oznaka padinnia duszi. Widpadaje wid boha dusza, zhasaje i ne-besnyj switylnyk!..

    Ne do sercia meni taki sowa, szepocze diwczyna. Ne wiriu w te. Ja baczu neskin-czenne more nad namy i na niomu wohni majakiw. Tam buwaju buri, hynu korabli, majakya iskry wid nych inkoy dosiahaju zemli

    Isidor mowczy, dumaje nad sowamy Pa. Chotia b ja staty majakom, znow ozywajesia Hipatija. Jakym majakom? dywujesia chope. Kamjanym? Otakym, jak ocej? Ta ni Jak ty ne zbahnesz Takym, jak Paton, jak Sokrat, jak Eschi Szczob dowiku

    siajaty ludiam, szczob ne bukay wony sered noczi Ty taka, zhodujesia chope. Ty sylna A ja A ty, z nadijeju widhukujesia diwczyna.

  • A ja wiczno ochoroniatymu twij woho Szczob win ne pohas Szczob korabli, werta-juczy z daekoho pawannia, baczyy na obriji zemnu zirku

    Hipatija, wdiaczno usmichnuwszy, torkajesia ninymy palciamy ruky Isidora, i win zlakanowidstoroniujesia.

    Pora dodomu Pora, z aem powtoriuje wona i wstaje z kamenia.

    Kotysia koeso czasu. I newbahanno nastupaje trywona my torestwa najdrewniszohoboha Erosa. Dzweny ukawyj neczutnyj smich, myhoty u prostori zootysta stria! Ne schowa-jeszsia wid neji, ne zachystyszsia

    Staje mohutnim wojinom Isidor: munia posta, suwore obyczczia z ninymy czornymyoczyma, bujni temni browy, szczo zrosysia na perenissi. We wyruszaje win z kohortoju baka wpochid suproty pustelnych rozbijnykiw, szczo terzaju prowinciji Aeksandriji. I todi wtraczaje spo-kij szistnadciatylitnia Hipatija, ne moe sydity wdoma, ne moe hraty na arfi abo czytaty perga-menty pro sawetni podwyhy argonawtiw.

    Ta o powertajesia win zapyenyj, zmuniyj, z smutkom i trochy orstkym widbyskom woczach, i radije diwczyna, smijesia szczasywo i tamuje ninis u newyczerpnij hybyni bakytnohopohladu.

    Bacza teje starszi. Wsi bacza. I bako Isidora sawetnyj strateg Sokrates, i bako Hipatiji widomyj wsij imperiji matematyk Teon. Perehladajusia, mowcza. Ta j szczo howoryty? Chibaj tak ne jasno, szczo orycia naey oru, szczo ryba prahne do prozoroji hybyny, szczo kwitkawmyraje bez soncia j doszczu.

    Nezwyczajnymy zdibnostiamy obdaruway bohy ditej Teona i Sokratesa. We wony spere-czajusia z bakamy. We wony mandruju dumkamy poza mityczni mei, zmurowani drewnimymudreciamy. We chytajusia pid udaramy jichnioho rozumu dogmatyczni stiny chrystyjanstwa itwerdyni olimpijciw. I wyriszuje Teon posaty Hipatiju do Afin. Chaj wypje z perszoderea mu-drosti, chaj widczuje podych egendarnoho Orfeja, chaj prysuchajesia do boestwennoji kifaryApoona. Bo sunesia zwidusiud nawaa neukiw-chrystyjan, dykych, orstokych fanatykiw, i zha-saju wohni ellinkych mudreciw sered temnoji buri, zarodenoji w paestynkij pusteli. Treba za-paluwaty nowi wohnyszcza, jaki perewersza syoju j potunistiu czadni bahattia nowoji wiry.

    Sokrates zhodujesia chaj Isidor jide razom z diwczynoju. Aeksandriji potribni oswiczeniwojiny, a Hipatiji bude nadijnyj zachyst u daekych Afinach

    Ne czuju zakochani tych mirkuwa. Jim bajdue de buty, szczo dijaty. Aby razom. Abyczuty podych odne odnoho, aby baczyty minywe siajwo jedynych oczej.

    Hipatija torkaje palciamy struny arfy: niby Eo, hrajuczy, probihaje w prostori i nese czaru-juczi zwuky z budynku Teona do drimotnoho moria. Diwczyna zapluszczuje oczi, prysuchajesiado czutywoji meodiji, improwizuje sowa tajemnyczoji pisni, jaka narodujesia w hybyni jiji ser-cia, mow huk wiczno nezrymoji, wiczno kochanoji materi-Geji.

    Ne buntuj, moje serce!Zupynysia u wicznim bihu!WidpoczyZupyniusia z toboju i jaNina Eos w roewim serpankuciuje switankowu sy,I zhasaje zirok teczijaNowyj de. Nowi ludy j pisniysze ja ne miniaju powik!Wse szukaju poczatku j kinciaI nese mene, niby kifaru Orfeja,bezalisnyj czasu potik,I dowkoa na chwylach sercia!..Zakynaju i kyczu: Ce ja! Zupyny, ne szczezaj wdayni!

  • Daj umerty w tobiA meni twoji oczi dowicznopaaju i siaju odniW neskinczennij jurbi

    Isidor tamuje podych, szczob ne zlakaty czariwnoji myti. Prosy, bahaje, wymahaje: ne wmy-raj, ne propadaj, zupynysia! A hoos tychszaje, zywajesia z szepotom litnioji noczi, rozczyniajesiaw ehoti moria, a struny nino suprowoduju ostannie zitchannia pisni:

    A menimow u sniysz odniosiajniTwoji oczi w sumnij dayni

    Zadumaa Hipatija, schyywszy yczko do arfy, ti zadumy na czystomu czoli. Wona nibyczekaje czoho. I junak widczuwaje te czekannia i bojisia propustyty bahosowennu my. Bo moebuty pizno, jakszczo daty jij promajnuty. Byskawycia ne dla zapluszczenych oczej. Choczeszpobaczyty jiji, widczuty ne drimaj! I win zwaujesia

    Pa Ja czuju, Si Ty pro koho spiwaa? Pro oczi, drue Pro czyji oczi, Pa? Pro jedyni oczi Ti, krim jakych niszczo ne wtiszy u ciomu switi Pa! suworo kae Isidor. Ja choczu, szczob to buy moji oczi dla tebeStan diwczyny tremty, mow oczeretyna pid witrom, temni wiji lahaju na blidi szczoky. Tak wono i je, Si, szepocze wona. Ty znajesz, mij drue, dawno pro ce A ja moji

    oczi dla tebe?.. To wome j ostannie czudo switu, zawmyrajuczy wid trywonoji radosti, promowlaje

    junak. Twoji oczi dla mene nebesnyj majak. Ne wwijde mij korabel do adanoji hawani beztoho wohniu Rozibjesia, zhyne na skelach Tak i znaj, kochana

    Ruka Isidora nesmiywo torkajesia jiji kosy, palci bia do pecza, zupyniajusia, obpeczenijarym wohnem. Diwczyna rwuczko wstaa, widkynua arfu, alibno skryknuy struny. Wonaprostiaha ruky whoru, z podywom rozhladaa jich pry siajwi zirok, benteno szepotia:

    O wono jak?! Bolisno j harno! Wohnenno j dywno! Newe ty kochajesz mene? Nad yttia! Czom e ci ruky ne miniajusia, lubyj mij? Ja ne zbahnu, moja Pa?! z podywom ozywajesia junak. Czom woho ne spay mene? Czomu krya ne wyrosy w mene za peczyma? Czom ja

    stoju na zemli? Treba etity, etity, mij lubyj, abo pywty w okeani, abo rozwijaty popeom za wi-trom, abo staty zwukamy pisni!

    Wona wadno tupnua i zakryczaa w rozpuci: Czomu niczoho ne zminyosia, bohy? Czomu ne widkryosia nebo?Isidor wraeno mowczaw, strachajuczy dywnoho porywannia Hipatiji. Wona opustya ruky,

    a jomu zdaosia, niby wpay zamani wity moodekoho derewa. Poczuosia rydannia, i diwczynaprytuyasia yczkom do junakych hrudej. Chope pokaw hariaczu dooniu na hoowu Hipatiji,i wona zaspokojia, zatycha.

    Ja zboewolia, proburmotia diwczyna. Probacz, mij lubyj Zi mnoju szczo stao-sia

    Ty prosto wtomyasia Ni, ni Ne te Ja widczua tajemnyczyj woho Kochannia Ce boestwenne poumja

    I wono musy roztopyty tio, pidniaty nas u nebuwali swity I ja zlakaasia, szczo cioho ne staosia Ae cioho ni z kym ne stajesia

  • Tym hirsze tym hirsze! skryknua Hipatija, widstoroniujuczy i trywono dywlaczyna junaka. Newe treba hority, szczob ysze zijtysia i porodyty maekych krykywych istot?!Nawiszczo todi poezija, kazky i tajemnyczi egendy? Nawiszczo?

    Ae , Pa, i ty bua dytiam?! To simja boestwennoho Erosa! Skilky radoszcziw ditydaju bakam!..

    Znaju, znaju! beztiamno burmotia diwczyna, zapereczywo chytajuczy hoowoju, i wjiji kosach pobyskuway zooti striy. Ae te robla i zwiriata, i ptachy, i ryby Tak prosto, takzwyczno A nawiszczo ludyni more wohniu, wid jakoho mona zadychnutysia? Nawiszczo, na-wiszczo?!

    Isidor ne znaw, szczo skazaty kochanij. Jiji wybuch buw dla nioho dywom i nespodiwankoju.Win i ne pidozriuwaw, szczo w tenditnomu tili Pa prychowanyj wukan poczuttia! O win wy-buchnuw u nespodiwanomu misci, i hodi zupynyty abo wtyszyty toj wohnystyj wybuch!..

    Si Kay, moja kochana Ty lubysz mene dla mene? ysze dla tebe, Pa Ae ja ja ne zmou bez tebe Newe ce pohano? Ce preharno, lubyj, kri slozy usmichnuasia diwczyna. Ae ja szczo dywne wid-

    czua jakyj potunyj pokyk I we ne zmou toho zabuty Muszu rozhadaty, koncze rozhadatytajemnyciu toho wohniu Inaksze ne yty! Czy pidesz i ty zi mnoju?

    Pidu, moja bohyne! Wsiudy? Zawdy? Dowiku! I tut, i w krajini Ajida, i na ostrowach baenstwa W mojich oczach nikoy ne

    zhasnu twoji oczi ysz pro odne proszu Ne biy tak szwydko, kochana Daj nazdohnaty tebe

    Z pusteli dychaje paluczyj witer. Na korabli porywczasto tripocze mae witryo, prahne dopolotu. Ta szcze ne pora! Micni kanaty trymaju torhowelnu monoremu bila pryczau. Po mistkachbihaju siudy j tudy raby, po zahoriych tiach teczu patioky brudnoho potu do triumiw pywepotik miszkiw z jehypetkoju pszenyceju, zoote zerno czekaju u daekij Eadi, w sawetnych Afi-nach. Nahladaczi suwori kilikijci okrykamy pidhaniaju rabiw, inkoy piddajuczy jim ochotyudaramy hnuczkych, zamasznych pay.

    Hipatija z Isidorom pomi rodycziw ta znajomych. Najbycze baky. Teon schwylowanopryhaduje kuczeriawu borodu, zahladaje trywono u prozori oczi doky. A wona de daeko,daeko. Wona ne baczy nikoho dowkoa. Chiba ysze czorni aryny oczej Isidora. A ponad tym egendarni kraji mitycznoji Attiky, nebuwali zustriczi, chramy pradawnich bohiw, tajemnyczi po-swiaty u boestwenni misteriji. Serce bjesia sylno j neriwno, wono niby chocze wypurchnuty z di-woczych hrudej i poetity ponad morem, ponad korablamy, do adanoji mety.

    Bojiszsia, doniu? Ni krapelky, tatusiu. Wse mowby son. Marennia. Ja ne znaju, szczo zi mnoju, ae meni

    zdajesia, szczo maje statysia szczo nezwyczajne Dobre czy ze? obereno zapytuje Teon. Szczo pidkazuje dusza? Ne znaju, ne widaju Znaju ysze, szczo cikom nowe. Moe, nawi straszne Bo j son

    chymernyj snywsia nyni Skay meni, prochaje bako, to welmy waywo. Bohy czasto widkrywaju prycho-

    wanyj pyn podij u snach Snyo meni, poczynaje opowi Hipatija, i do jiji sliw uwano prysuchajesia Isidor,

    niby ja pidnimajusia na wysoku horu. I ta hora taka wysoka, taka kruta, szczo w ytti takoji ja nikoyne baczya. Schyy jiji priamowysni, syki, na nych nema ni steok, ni dorih. ysze de-ne-de owti-ju kosti ludej. Ja znaju, szczo to heroji, jaki prahnuy do werszyny, ae ne zmohy podoaty kruty-zny. Laczno meni prote ja jdu, driapajusia po tych skelach

  • Sama? obereno zapytuje Isidor, z nadijeju zazyrajuczy w jiji yczko. Sama, sumno widpowidaje diwczyna, szczyro dywlaczy w kochani oczi. Neprawdywyj son. Mara, burmocze Isidor, i hniwna zmorszka prorizuje joho czoo. Zady. Wysuchaj dali. We ne znaju, jakym czudom, ae mynua ja bahato czerepiw ta

    kistok. Wako buo, due wako. Wbrannia moje potrucho, ziterysia na skelach sandaliji, tiostao chudym i zmuczenym Ta pamjataju, szczo ja wybraasia due wysoko. We baczya weykyjokean wdayni, we z neba siajay jaki dywni zori ne taki, jak my zwyky baczyty. We whoribilia prywabywa werszyna, do jakoji ja prahnua, a dowkoa bagrianiy kwity dywnoho koloruInkoy zdawaosia, szczo to buy krapli krowi Ja ruszya dali I tut naetia zhraja czornych pta-chiw, my jich baczyy, tatusiu, w horach Ty jich nazywaw trupojidamy Wony nakynuysia namene, poczay kluwaty. Ja widbywaasia, kydaa na nych kaminnia Z-za skeli zjawywsia czoo-wik

    Chto win? u widczaji zapytaw Isidor. Chto win buw? Ty, zitchnua Hipatija i czomu tuywo usmichnuasia. Ty kynuwsia do mene i po-

    czaw widhaniaty ptachiw. Ty kykaw mene do prirwy i kazaw, szczo tam je mistoczok, po jakomumy wteczemo wid trupojidiw. Ja ne baczya mistoczka a, okrim toho, meni koncze treba buodistatysia werszyny wona wadno zakykaa mene, to buo ponad usi prynady yttia. Ptachyrozdiyy nas I ja widczua sylnyj udar po hoowi Ja widczua, szczo wmyraju

    Szczo ty mowysz? bolisno zapytaw Teon. Tak ce son, tatusiu, zaspokojia joho doka. Suchaj dali. Ja baczya, jak wpao

    moje tio ja bua niby zboku A ptachy nakynuysia i poczay terzaty po, i hytay jiji, i radisnokryczay. A ja smijaasia, bo wony mene ne baczyy, ne znay toho, szczo w mene wyrosy bakytnikrya i ja mou etity, a ne powzaty po schyach hory

    A ja de buw ja? bahaw Isidor. Ty wpaw u prirwu, tycho mowya diwczyna. Szczo zatumanyosia w meni, we dali

    ne pamjataju pro ptachiw, pro moje tio Znaju ysze, szczo ja zetia w prostir i poynua do wer-szyny Tam czekaw mene chto ridnyj i bykyj. I we ne buo perepon dla polotu

    Chto tam buw? dopytuwawsia junak.Hipatija promowczaa, ysze zahadkowo hlanua na Isidora. Teon wyter dooneju spitnie ob-

    yczczia, oczi w nioho buy trywoni. Tiakyj son, doniu. Ja ne w syli rozhadaty joho. Moe, w Afinach diznajeszsia pro su toho

    wydinnia. Wono welmy waywe. Zwerneszsia do Putarcha, win powede tebe do orakua Ne wiriu ja w toj son, wperto skazaw Isidor i koso hlanuw na diwczynu. Ne moe

    buty, szczob jaki ptachy rozjednay nas. Ce nemoywo. A chiba ja kau ce, mij drue? ahidno usmichnuasia diwczyna. Ja ysze rozpowia

    te, szczo baczya Sny niczni marennia, rozwaywo obizwawsia Sokrates, bako Isidora. Poczyna-

    jesia de, kypy yttia. Son dla noczi, lubow dla dnia. Pora, dity moji. Czy wse zapamjataw,Isidore?

    Wse, mij baku Hipatija pid twojim zachystom. Pamjataj Znaju pro te. Pyynka wpade na jiji hoowu nema twojeji hoowy. Nu, ce ty we zanadto, proburmotiw newdowoeno Teon. Nawiszczo lakaty chop-

    cia? Ja prawdu skazaw, twerdo mowyw Sokrates. Ne prywedy doe, szczo stanesia z

    diwczynoju chaj ne wertajesia dodomu Ne wernusia, twerdo skazaw Isidor, obnimajuczy baka.O we raby zajmaju swoji miscia bila bortiw. Zaworuszyysia wesa, pidniaysia nad wodoju.

    Zawereszczaa jurba ditachiw, jaki prowoday z portu koen korabel, ebrajuczy w mandriwny-kiw ta kupciw dribni monety. Hipatija, probihajuczy po mistoczku, kynua szczedroju rukoju uwodu meku ellinkych oboliw. Ditachy, niby zhraja delfiniw, szubowsnuy u more, nyszporyyna dni, radisno wyrynay, chwayysia zdobyczcziu. Jurba na berezi smijaasia, potiszaasia.

  • Wdaryy ob wodu wesa, napjaosia witryo na szczohli. Korabel ruszyw z hawani. Berehszwydko widdalawsia. We ne wydno oczej Teona i Sokratesa, we ysze majoria ruky nad jurboju,we szczezaje w marewi synij himatij staroho matematyka.

    Hupaje w dnyszcze korabla chwyla, radije more, sype chmary bryzok w obyczczia mandriw-nykam, jaki stoja bila bortu. Krapli pobyskuju dimantamy na szczokach Hipatiji. Czy, moe,slozy?

    Pa, tycho promowlaje Isidor. Szczo z toboju? Newe wse wid toho snu? Ja choczu pomowczaty, drue, widhukujesia diwczyna, zahortajuczy w paszcz.

    Postojimo tychoPoza nymy metuszyysia raby, moriaky, hospodar sudna kryczaw na koho, chodyw pomi

    riadamy hrebciw, swarywsia z najmanciamy, a Hipatija ne czua niczoho. Zawmera, zasnua, szcze-za dla zownisznioho. Wpersze w korotkomu ytti widczua nebuwau storonu switu. I korabel ne prosto korabel, i chmary ne taki, jak zawdy, i czajky w nebi egendarni, i chwyla ywa,czutywa, i wasne tio niby zapona jakoho czuda. Hen tam za sto liktiw wid korabla hra-jesia zhrajka delfiniw. Wony wystrybuju z wody, dywlasia mudrymy usmichnenymy oczyma naHipatiju, zakykaju do sebe, do wilnoji stychiji. Naszczo widdajeszsia na potau czuych stychij,Hipatije? Czom ne jdesz do nas, do wilnoji woli? My pokaemo tobi taki dywa pradawnioho Oke-ana-baka, pro jaki wy, ludy, nawi ne zdohadujete! Pryjdy, pryjdy, czariwna Hipatije!

    Szczo ce, szczo ce z neju? Wwyajesia, czujesia czy nasprawdi?Rytmiczno cokaju kopyta soniacznych konej ob twer krysztaewoho neba, i czujesia

    wadne irannia, i kowani wohnem koesa wizka Helisa pidstrybuju na wikowomu szlachu, naty-kajuczy na suzirja. I askawi oczi poumjanoho tytana pronykywo zazyraju u serce diwczyny,zbuduju szczo ridne, dawno zabute, trywone. Narodujesia meodija, chocze wyrwatysia z hru-dej. Torknuwsia duszi boestwennyj genij, zaspiwaw.

    Prynesy meni kifaru, drue Z toboju szczo dywne, Pa Ty wsia niby osiajana wohnem Pisnia zwuczy u hrudiach. Prynesy kifaruIsidor wykonuje baannia diwczyny, i wona nino pryhortaje do hrudej darunok Apoona, i

    urywi akordy zitchanniam ehotu pynu nad morem. Zatychaje homin mi riadamy hrebciw, zby-rajesia dowkoa Hipatiji jurba moriakiw, sam hospodar, mandriwni chrystyjany, kilka diwczat.

    Wona nikoho ne baczy, ne czuje. Porucz neji teper ysze muza Poligimnija, kazkowa dokaMnemoziny, ta soniacznyj kifared Apoon. Wony radiju, wony wtiszeni, szczo serce zemnojidiwczyny widhukujesia na tonki, nebesni zwuczannia. Zwuky pisni sami soboju narodujusia uwraenij duszi, niby widunnia harmoniji switu, niby prochannia szcze nebuwaoho, neczuwanohoyttia, jake zrije w hybyni konoji tworczosti.

    Oko neba, Helise!Oko switu, Helise!Zupyny na chwylku konej, zupyny!Ty pryjmy moje witanniaTy poczuj moje bahanniaIz nebesnoji jasnoji dayny!..

    Oko neba, Helise!Oko switu, Helise!U czariwnuju pohodu, u ychu Wse ety, nenacze ptycia,Switozarna kolisnyciaPo strasznomu, po nebesnomu szlachu

    Oko neba, Helise!Oko switu, Helise!Ja bahaju, yttiedajnyj, ja molu Promi ky u serce june,

  • Podaruj wohniane runo,Spopey moji wahannia bez alu!..

    Oko neba, Helise!Oko switu, Helise!Ne adaju ja niczoho u yttiA umru wimy do sebe,U kazkowe dywo-nebo,U prostory neskinczenni, zooti

    Zatychaje kifara. Zmowkaje hoos Hipatiji. Mowcza zaworoeni ludy. ysze de pozadujurby hucho bubony jakyj asket, zahornutyj z nih do hoowy u brudnyj korycznewyj himatij:

    Boha treba prosawlaty Jedynoho i newydymoho, tworcia neba i zemli, a ne jazycze-koho Helisa Czoho zibraysia, dity kniazia my, dowkoa cijeji spokusnyci? Nawiszczo hniwytemyoserdnoho hospoda, wtiszajuczy bohoprotywnymy pisniamy?

    Mowczy, durniu! harknuw jakyj moriak. Choczesz moytysia swojemu bohowi moy mowczky, w pusteli. Ne dratuj nas swojimy durnymy reczamy! Czy ne hrijesz ty swoji kostina soneczku, czy ne radijesz ty, jak i wse ywe, tomu switowi, jake daje nam bahosowennyj He-lis?

    Sawno, sawno skazaw! rewe zachopena jurba. Tak joho! Chaj zatkne smerdiuczupaszczu, a to kynemo joho na charcz rybam! Cha-cha-cha! Spiwaj, spiwaj! Potisz nas, boestwennadiwczyno!

    A Hipatiji we ne choczesia hraty j spiwaty. Dywo-my szczeza, rozwijaasia. Dowkoa wenema kazky. Koyszesia chwyla zazdrisnych, hniwnych, brudnych czy zachopenych obycz.Serce prynyszko, muza poetia w nebo.

    Skau szczyro, widkaszlawszy, mowyw hospodar sudna, litnij suworyj kilikije, szczo ne czuw takoho hoosu nide, chocz mandruwaw czymaeko po switu. I schidni tyrany tadespoty ne maju takoho skarbu w swojich paacach. Piwcarstwa mona widdaty za takyj taantdywowynyj

    Desia carstw, widhuknuwsia weete-moriak, szczo stojaw porucz hospodaria. De-sia!

    W joho czornych oczach majnuw zowisnyj woho, huby peresmyknua hrymasa. Hipatijaprowea po tomu dykomu wadnomu yci pohladom, zdryhnuasia. Zahornuwszy u paszcz, wonabahalno zwernuasia do Isidora:

    Meni choodno ja wtomyasia Pisni, pisni! kryczay ludy. Choczemo suchaty! Hospodynia wtomyasia, zapereczyw hospodar sudna. Proszu do kajuty, wona

    dawno czekaje was. Hej, raby, weselisze! A wy, edari, azijki sobaky, czoho zibraysia siudy?Pidniaty hoowni witrya!

    Isidor powiw diwczynu do triumu, wony usamitnyysia w maekij zatysznij kajuti. Hipatijapokaa kifaru na stoyk, prylaha na wuzekomu liku. Wtomeno hlanua na junaka.

    Czomu wony taki? Chto, kochana? Ludy Ja ne zbahnu jich Szczojno suchay moju pisniu, jak dity I we mona powiryty,

    szczo wony pidu za mnoju, kudy ja zachoczu Szczo krasa ne wypusty jich z swoho ninoho po-onu A zamowkaje pisnia, i wony znowu zwiri ajusia, hniwajusia, nenawydia odyn odnoho,hotowi wbyty za dribnyci Czomu tak, Isidore?

    To odwiczna tajemnycia ludkoho rodu, Hipatije My pywemo do Afin, szczob rozkrytyjiji, szczob znaty, jak dijaty, de szukaty szlachiw

    Ce prawda, prawda, Isidore Wse bude harno Wse bude lubo. Zasny, moja krasune I chaj tobi prysniasia askawi sny A ja oberihatymu tebe Zasny,

    moja Pa

    Mynaje dwa dni j dwi noczi. We de nedaeko Krit. A tam i do Afin rukoju podaty.

  • Ta prymchywi witry, nesuchniani. Hniwajesia j Posejdon, zburiuje, chwyluje neosianu po-werchniu wod. Natuujusia witrya, triszcza, i hospodar sudna wey spustyty jich, a sylnisze na-lahty na wesa. Raby prokynaju norowystych bohiw, a chrystyjany nyszkom molasia swojemuhospodowi, szczob posaw jim dobru pohodu. Ne suchajusia bohy ni baha, ni prokla: burianawisnije, smerczi chodia nad morem, niby kazkowi drakony hrajusia mi soboju na zachmare-nych prostorach.

    Nasuwajesia nicz. Straszna, trywona nicz. Chwyli, jak hory, kotiasia na korabel, zahroujupohynuty mizernu posudynku. A wona zmahajesia, ne dajesia, wperto priamuje wpered, upimu.

    Kudati chmary szaeno mcza nad morem, jich bezalisno szmahaje urahan, rwe, szmatujena czastky, i wony inkoy rozstupajusia. Todi na rozluczene more kydaje sribni promeni Seena,zabarwluje korabel u mistyczni tony. Zcipluju zuby raby-hrebci, praciuju ue ne za strach, a zasowis, bo znaju riatunok w jichnich rukach. I hospodar ne ajesia, ne bjesia, a ponuro j suworostoji bila kermanycza pochmuroho weetnia. Chwyla zaywaje jich z nih do hoowy darma!Treba micno trymaty prawyo, szczob ne schybyw korabel z wirnoho szlachu. Znaje kilikije-weet,kudy jde sudno, znaje, nawi zapluszczywszy oczi, za jakymy ysze jomu odnomu widomymyoznakamy.

    Isidor z Hipatijeju w kajuti. alibno stohne dnyszcze korabla, i diwczyna trywono pohladajena junaka. Win zowni spokijnyj, najmenszoho ostrachu ne prohlane w czornych oczach, ae Hipa-tija znaje jiji towarysz tamuje strasznu trywohu. U wikoneczku czorno-sribna ima, rozluczeniokeanidy plujusia otrujnoju pinoju, spiwaju uroczystyj himn peremohy. Hipatija prysuchajesia,dywujesia: jaka mohutnis, jaka stychijnis! Szczo ludyna suproty takoji potuhy!? Nawiszczowona?

    De nad hoowoju czujusia luti kryky, stohin. Czy to, moe, zdajesia? Moe, to huk buri?Rwuczko widczyniajusia dweri. Na porozi w switli smooskypiw zjawlajusia czorni postati.

    Moriaky wako dychaju, ne wydno jichnich oczej, ysze zowisni tini pid browamy. Czoho wam? hrizno zapytuje Isidor. Hospodar kycze. Bida! chrypko promowlaje moriak. Szczo staosia? Win skae. Jdi obojeIsidor bere diwczynu za ruku, prytrymuje jiji za peczi, wede po wukych schidciach na pa-

    ubu. edwe win wstyhaje wyjty nahoru, jak na nych nakydajesia zhraja ludej. Isidor luto zakry-czaw, wychopyw z-pid paszcza korotkoho bojowoho mecza. Zhraja rozskoczyasia. Poczuasiabrudna ajka. Isidor zachystyw diwczynu szyrokymy peczyma, prytuywszy jiji do bortu, storokoozyrawsia, sudorono wdychajuczy woohe, soone powitria. Szczo staosia? Chto na nych napa-daje?

    Z-za szczohy wyjszow weet-kilikije, szyroko rozkariaczywszy nohy, zupynywsia pered ju-nakom. Chyo bysnuy zuby, obyczczia moriaka buo straszne w promeniach Seeny.

    Hej, chopczyku! kryknuw win, pokrywajuczy swyst buri. Odijdy wbik. Nam ty nepotribnyj!

    Czoho wy choczete? jaro huknuw Isidor. De hospodar? Nema hospodaria! zarehotaw kilikije, i zhraja rozbijnykiw pidchopya toj smich. Je

    padal! O hla!Win szturchnuw nohoju szczo temne pid szczohoju, i junak z achom pobaczyw, szczo to

    zakrywawenyj trup hospodaria sudna. O bohy! Ci rozbijnyky zachopyy korabel. Teper ce piratkamonorema! Szczo dijaty?

    My widpustymo tebe, dytyno! nasmiszkuwato prowadyw weet. Ji sobi w Afiny,czy w Spartu, czy w Damask! Ji chocz w sami tartary! A choczesz stanesz piratom, sawnymchopcem! Ni pana, ni raba! Hulaj, rubaj! Wsi bahatstwa switu naszi! Nam potribna diwczyna!

    Tilky czerez mij trup! hrizno zaryczaw Isidor, wystawlajuczy pered soboju mecza. Tak wono j bude, zasmijawsia weet. Ta tilky al meni tebe, mih by j poyty! A bohyni

    twojij niczoho ne stanesia, jij olimpijci sudyy preharnu dolu! Hej, diwczyno! Czoho wam? dzwinko j jasno huknua Hipatija. Czomu wy zarady mene zdijsnyy

  • take krywawe dio? Nawiszczo ja tobi, zyj czoowicze? Oce insza ricz! zradiw kilikije. Sama Afrodita ozwaasia. Z inkamy sprawu maty

    pryjemnisze! Posuchaj, bohyne! Ty sama wynna zworuszya serce moje takym spiwom, szczopered nym, moe, j spiw Apoona niczoho ne wartyj! I ja podumaw nawiszczo meni, bidnomumoriakowi, pawaty u woodinniach Posejdona dowiku?! Nawiszczo? Koy azijki despoty dadumeni za tebe horu zoota! Czujesz? Ja j moji chopjata budu szczasywi na wse yttia, i ty staneszcaryceju! Cha-cha-cha! Chiba neprawda?

    Ce straszna swawola! Prefekt Aeksandriji diznajesia pro wasze piratstwo Cha-cha-cha! a zaywajesia weet. Ne smiszy, diwczynko! Chaj i sam imperator

    znaje- szczo meni do toho! Pluwaty ja chotiw na nych! Ja sam sobi imperator, i chaj nawi Zewsodijde z mojeji dorohy, koy ja choczu, szczo wczynyty!..

    Cioho ne bude, zyj czoowicze! twerdo skazaa Hipatija. Ja ne bojusia wmerty! A nawiszczo wmyraty? zdywuwawsia weet. Hej, chopjata moji! Czoho stojite?!

    Wziaty jiji! Ne pidcho! kynuwsia Isidor. Ubju!Dwa moriaky metnuysia do junaka. Briaznuy meczi. Isidor bywsia luto j straszno. Win za

    kilka chwyyn wybyw mecza z ruk odnoho napasnyka i rozczachnuw druhoho. Weet zakryczaw,pidbadioriujuczy inszych do napadu. Piraty, jak szakay, zhrajeju napay na junaka, a tym czasomkilikije pidkrawsia zboku, wchopyw Hipatiju za paszcz i potiahnuw za szczohu.

    Isidore! Kochanyj! kryczaa wona, kusajuczy i bjuczy weeta po obyczcziu. Riatujmene!

    Win rubawsia za pjatioch, namahawsia probratysia do diwczyny. Na czoli joho we krywawy-asia bagriana smuha, hariacza krow zaywaa oczi.

    Pa! Trymajsia, chrypiw Isidor. Pa, ja ne dam tebe w czui ruky! O bohy! Za szczo takanaruha?!

    Isidora widtysnuy na kormu, win nasyu widbywawsia. Chto pidkrawsia zzadu, udaryw pa-yceju po hoowi. Mecz junaka poetiw za bort, ma kowtnua joho. Win chytnuwsia, potoczywsia.Czorna bezodnia moria rozwerzasia; ne wtrymatysia, ne zupynyty padinnia.

    Hipa-a-a-atiProstir prokowtnuw kryk Isidora. Win zmachnuw szyroko rozprostertymy rukamy, niby

    krylmy, i wpaw u more.Hipatija zakryczaa, mow zranena czajka, i wpaa na paubu, do nih pirata, nima j cho-

    odna

    Wse buo take znajome i lube. Hipatija biha ponad morem, a nad neju kryczay czajky, a nadpusteeju wstawao bakytne marewo daekych oaz, i witer woruszyw owto-bili pisky, i chwylaspiwaa pro wicznis.

    Ne buo niczoho dorosoho, obtiaywoho tio stao baenno-ehke, wono kupaosia wpotoci prunoho, ninoho powitria, i chitonczyk majoriw na witri, nacze krylciata, i zoota dywo-kosa wychryasia dowkru hoowy, nacze mut soniacznych strun z kifary Apoona.

    A za neju bih Isidor wicznyj suputnyk jiji szczasywoji hry. Bih i ne mih dohnaty kochanoji.Jij tak chotiosia, szczob win dohnaw jiji, zupynyw. To buo b najwyszczym szczastiam dlachopjaty! Ae czomu , czom wona ne moha zupynytysia? Jaka sya nesa jiji dali j dali, nazustriczimystomu obriju?

    O skeli, napiwzrujnowani ihraszkowi paacy z pisku ta czerepaszok tworinnia Isidora.Jichnie ulubene misce, de wony hrajusia j kupajusia. Diwczynka zupyniajesia, skydaje chiton-czyk i postaje pered chopcem u wsij cnoti i jasnosti diwoczo-dytiaczoji krasy. Sonce radisno hra-jesia z nedowerszenymy formamy, pestywo ciuje bronzowu posta i domalowuje promenystymypenzlamy wiczne czudo materi-Geji i Zorianoho Urana.

  • Jaka ty harna, Pa! I ty prekrasnyj, mij Si! Nema niczoho kraszczoho w switi za tebe! A more? A sonce? A ptachy u nebi? A kwity? Kwity prekrasni, Pa, ae nema czariwniszoji kwitky za twoji oczi. Sonce nepowtorne, ae z

    toboju meni siaje sto son u bakytnomu nebi! Jak ty harno howorysz Czom e ty tak ne howoryw ranisze? Koy, Pa? Todi w daekomu ytti? Ne pamjataju, sumno promowlaje chopczyk, suplaczy browy. Meni zdajesia, szczo

    nijakoho mynuoho ne buo. ysze ja, ty i wicznis. A wse insze son Moe, j prawda, zhodujesia Hipatija. Todi ja ne choczu jty u ti daeki, waki sny.

    Dawaj budemo tut nawiky, u carstwi naszoji lubowi! Dawaj!Hipatija tanciuje na hariaczomu pisku i biy do wody. Tam jiji kyczu druzi-delfiny, tam

    prywitno machaju rukamy podruhy-okeanidy. Hipa-a-a-aStrasznyj kryk Isidora skoychnuw serce diwczynky newymownym boem. Wona sachnua,

    wdaryasia ob skelu. Bryznua krow, potemnio w oczach. Hostryj bil pronyzaw tio i prohnaw unebuttia barwysti wydinnia. Dowkoa pywo more pimy

    Hipatija zastohnaa, poworuszyasia.Swidomis wertaasia powilno, wako, neochocze. U hybyni jestwa szcze widuniuwaw a-

    chywyj kryk Isidora, szcze czuysia diwczyni pachoszczi moria i szum chwyli, a we realniswadno kuwaa jiji w nezrymi kajdany, wea u poon.

    De wona, szczo z neju?Pokotywsia obwa pamjati, naetiw, zwychryw swidomis, poczaw toptaty mozok kopytamy

    spohadiw, nacze tabun dykych konej. Korabel u portu bako pisnia Isidor straszna niczzowisne siajwo Seeny czorni zakrywaweni ludy i zowisnyj rehit A potim padinnia IsidoraPadinnia w temne prowalla moria

    Hipatija zbahnua wona samotnia!Mojra obirwaa nytku Isidora. Czomu? Za szczo? Nawiszczo?Wona rwuczko pidweasia, pomacaa dowkoa sebe w pimi, widczua palciamy mjakyj ky-

    ym. Skoczya na nohy, ohlanuasia: wysoko nad neju wydno buo w priamokutnyku wikna spokijniweyki zori. Tysza, mowczannia.

    Diwczyna kynuasia do stiny, poczaa obmacuwaty jiji, dobraasia do dwerej, udarya w nychkuaczkamy. Dweri odrazu widczynyysia, w imystomu kwadrati swita zjawyasia nyzeka po-sta horbatoji baby. Wona trymaa w ruci smooskyp i znyzu whoru zapytywo-uesywo dywyasiana Hipatiju. Zaworuszyysia bezkrowni wuki wusta, w oczach-burawczykach bysnuy iskry.

    Czoho baaje woodarka? zapytaa baba pokruczenoju hrekoju mowoju.Hipatija, peresylujuczy ohydu wid skrypuczoho hoosu, zapytaa: De ja? Czomu ja tut? Ach, moja poweytelko, posmichnuasia baba, chiba tobi ne odnakowo, de ty? Wsia

    ojkumena twoja, ty carycia switu, a chiba woodari zapytuju, de wony? De car tam pup switu.Wwaaj, szczo ty w swojemu paaci, my twoji suhy

    Ty smijeszsia, ycha inko? hniwno skryknua Hipatija, i hrymasa bolu zatumanya jijiyczko. Czomu ne skaesz prawdy? Ja pywa do Afin, zi mnoju buw druh Potim napad, bij,neprytomnis i ja otiamya tut De ja, szczo zi mnoju?

    Marennia, marennia, woodarko, burmotia baba, i jiji haczkuwatyj nis woruszywsia,niby chwist zmiji. Mao czoho nam snysia wnoczi yttia to nicz, moja krasune, a protiahomnoczi bahato nasnysia wsiakoji wsiaczyny. Moja tobi porada: zabu daeki sny, ywy w nowomucarstwi

    W jakomu carstwi! Szczo ty werzesz?! Ja choczu dodomu, ja choczu powernutysia dobaka!

  • Do jakoho baka? zdywuwaasia baba. Ja ne znaju pro twoho baka! Ja Hipatija, doka Teona Aeksandrijkoho, schwylowano mowya diwczyna, prytu-

    ywszy dooni do hrudej. Proszu tebe, daj meni napysaty bakowi, win nahorody tebe, jakszczoty widpustysz czy ty, czy chto inszyj, do koho ja potrapya Wse, szczo win maje, twoje!My zayszymosia ebrakamy, a ty matymesz nasz budynok, zooto i cinnosti

    Cha-cha-cha! smijaasia baba, i toj zowisnyj smich kryanyw duszu Hipatiji. Winnahorody mene? Mene, jaka trymaje w ocych rukach duszu j yttia sotni ludej?! Cha-cha-cha! Taty znajesz, krasune, szczo za tebe ja matymu taku horu zoota, szczo Teonowi za sto yttiw jiji nezarobyty, ne dobuty?!

    Szczo ty choczesz wdijaty zi mnoju? achnuasia diwczyna. Komu widdaty? Ta we ne dla prysuuwannia, poweytelko, nasmiszkuwato odkazaa baba. Taka

    kwitka powynna maty j dobroho sadiwnyka. Pryjdy do tiamy, hotujsia do nowoho szlachu. Zabudawnie. Wono wmero. Moesz staty sylnoju i wadnoju. To ne durij! Ja wse skazaa.

    O proklata gorgono! nesamowyto kryknua Hipatija i kynuasia do baby, szczob scho-pyty jiji za horlanku. Ae ta sachnuasia nazad, z pimy wystupyy dwi gigantki postati efipiw.Wony mjako wziay Hipatiju za ruky, sztowchnuy w kimnatu. Dweri bezhuczno zaczynyysia, z-poza nych douniuwaw wdowoenyj smich.

    Diwczyna wpaa na kyym, prytuyasia znemoeno do stiny. Spokijno, spokijno! Treba zo-seredytysia. Ne daty, szczob chwyla widczaju zrujnuwaa rozum.

    Staosia! Staosia te, do czoho wona ne hotuwaasia. Udar, jakyj zapereczuje wse, szczo buo,szczo czekaosia dosi. Isidora nema. Mriji ne zbuysia. Bohy nasmijaysia nad neju, nad jiji prah-nenniamy. Todi nawiszczo yty? Czoho czekaty?

    Piraty proday jiji. Cia baba pereprodaje jakomu tyranowi. Wona stane lalkoju, wtichojuroznienoho, prymchywoho despota. Spohany tio j duszu, powstane suproty wasnoho sumlin-nia.

    Prymyryty, prykynuty, szczo zabua mynue, i czekaty wypadku dla zwilnennia? A potimszczo? Wernutysia do Aeksandriji bez Isidora? I karatysia wicznoju mukoju? I chodyty na berehmoria, de we nikoy, nikoy ne zjawysia joho slid?

    O ni, ni! Wse wyriszeno, wse jasno. Jij widnyni ne yty tut, u ciomu switi, de bohy czy demonynasmichajusia nad prahnenniamy ludej. Wona pide tudy, u sny, de prozori wody, i biyj pisok, iwiczna radisna hra

    Bolisne marennia. Wono nadto zatiahosia.Jak wyjty z nioho? Czym pererwaty nytku yttia?Spokijno, spokijno! Taka moywis bude. Kochanyj Isidore! Trochy zady mene, ja pryjduWona pidweasia znowu, prytuyasia czoom do choodnoho kameniu. Usmichnuasia.

    Bohy! Wona szcze moe usmichatysia! A czomu b i ni? Chiba ne smiszno? Cha-cha! Chiba nesmiszne ce yttia? Chiba ne smiszni bohy, jaki tworyy cej chymernyj swit? Nawiszczo, dla czoho?Chiba szczo dla hry? Cha-cha! Nebesna komedija! Newe j bohy komedinty? Newe j tamswoji Sofoky ta Eschiy, jaki pyszu grandizni dramy sobi dla wtichy? Moe, ce dla nych wpaw umore kochanyj Isidor, a wony dywyysia z swoho olimpijkoho kolizeju, i smakuway naszi stra-dannia, i witay tworcia za wdau tragediju. I nyni hotujesia nastupnyj akt dramy, de neszczasnulalku Hipatiju prodadu inszij orstokij lalci, i bohy, zatamuwawszy podych, dywytymusia, jakwona dijatyme oswiczena, zamrijana lalka, jaka wwaaa sebe wilnoju i nezaenoju, jak wonadijatyme w rabstwi? Cha-cha-cha! Dotepno prydumano!

    A moe, nema nema nijakych bohiw A ysze chaos, peremiszuwannia stychij, atomiw, jakpysaw Demokrit I slipa wypadkowis Nikczemni oskoky yttia, porodenoho slipoju pryro-doju

    O bohy! Tak czomu taki prekrasni sny? Zwidky? Jak wony wynykaju? Lubow, ekstaz iegendy? Ni, ni, ni! Ne wypadkowis! Ne bajdua j slipa hra!

    Tajemnycia, nejmowirna tajemnycia!O Afino! Pryjdy, pryjdy! Daj mudrosti! Pora, jak meni buty! Szczo ja zmou sabka diw-

    czynka bez kochanoho, bez ridnych, bez druziw, u bajduomu, choodnomu switi?Tysza. Mowczannia. Roewije nebo. Tanu u wysokosti zirky.

  • Hipatija zawmera, zaklaka. Bua nima, neporuszna, ysze duch jiji metawsia w abiryntichaosu, szukaw wychodu, jak pradawnij heroj Tesej z pastky Minotawra.

    Do kimnaty zajszy. Wona ne woruchnuasia. Bajdue hlanua na horbatu babu, na jiji suput-ny dwoch harnekych efipok z kupoju wbrannia u rukach.

    Radij, woodarko! proskrypia baba. Twoja dola nabyajesia. Prokysia zi snu my-nuoho, ja tobi we skazaa. Hej wy, rabyni, wedi jiji do basejnu, odiahni, jak caryciu..

    Efipky powey Hipatiju do wychodu.

    Jiji myy, natyray aromatnoju olijeju. Odiahay w rozkiszni szaty. Efipky prycmokuway,zazdrisno dywlaczy na roewo-prozori persa Hipatiji, strunki nohy, na stan, podibnyj do wysoko-horoji starowynnoji amfory.

    Diwczyna bua mowczazna, zaklaka, bajdua. Duch zasnuw, zhasy baannia, rozum zani-miw, obtiaenyj nespromonistiu wyriszyty zahadku doli.

    Jiji prywey u szyroku rozkisznu zau, posadyy na wysoku kanapu, wsteenu persydkymykyymamy. De zhory yosia soniaczne swito, rajduno wyhrajuczy w bahatobarwnych wiknach.Stiny minyysia dywowynymy mozajicznymy kartynamy, wykonanymy w chymernomu fanta-stycznomu styli, szcze ne baczenomu Hipatijeju. Prote diwczyna ne cikawyasia niczym. Sia mow-czky na poduszky, dywyasia pered soboju, prysuchaasia do pustky, jaka rozczachnua jiji duszunawpi i posijaa w nij beznadiju.

    Zjawyasia horbata baba, prynesa kifaru. Pochodya dowkoa, pryjazno usmichajuczy, po-prawya na Hipatiji skadky nino-liowoho serpanku. Podaa jij kifaru. Diwczyna ne woruchnua-sia, ne hlanua na babu.

    Wimy, wadno mowya baba. Zaraz pryjde twij poweytel majbutnij poweytelWin maje kupyty tebe, czujesz? Spodobajsia jomu, zagraj, zaspiwaj! Toj, chto prywiz tebe, opowiw,szczo ty spiwajesz, jak bohynia Choczu czuty teje Nu, krasune, otiamsia, sta inkoju, a ne mar-murowoju bohyneju!

    Hipatija hlanua na babu, i z jiji oczej dychnua taka tuha, taka beznadija, szczo horbata po-twora zamowka. Wona pokaa kifaru porucz diwczyny, wyjsza he. W zali zayszyysia ysze dwaochoronci napiwholi efipy z opuszczenymy donyzu szyrokoezymy meczamy.

    Nezabarom poczuwsia szum. Storoi zaworuszyysia, schyyysia w nykomu pokoni. Prou-naw wysokyj rizkyj hoos, win szczo zapytuwaw neznajomoju mowoju, u widpowi czuysia ue-sywi sowa horbatoji baby.

    Chto mjako pidijszow do Hipatiji. Wona pidwea waki powiky, uzdria moodoho wyso-koho czoowika w haptowanomu sribom paszczi, szyrokych sztaniach i temno-maynowych czo-botiach. Obyczczia pryszelcia buo bronzowe, wrodywe, nad prypuchoju huboju czorniy newe-yki wusa, harni woohi oczi dywyysia na diwczynu adibno j zacikaweno. W nebaczenomuwbranni, z biym tiurbanom, win zdawawsia Hipatiji kazkowoju istotoju, i szczo w nij probudyo-sia, nastoroyosia. Wona wako zitchnua.

    Pryszee ozwawsia do neji. Hipatija ne zrozumia, pochytaa hoowoju. Horbata baba, bezupynu schylajuczy w pokonach, szczo skazaa. Win zadowoeno kywnuw, a potim zwernuwsiado diwczyny czystoju ellinkoju mowoju:

    Ja, woodar Palmiry, witaju nebaczenu kwitku nebaHipatija dywyasia na nioho z nadijeju. Woodar Palmiry?! Tak o kudy jiji prywezy? Ce ne

    due daeko wid bakiwszczyny. Moe, cej woodar oswiczenyj i lubjaznyj? Todi win zbahne tra-gediju samotnioji diwczyny i dopomoe distatysia dodomu?!

    Czomu ty tut? prowadyw dali junyj tyran. Chiba dla tebe oci hrubi ludy, ocia za iadibna karycia? Baba szczasywo zasmijaasia na ti obrazywi sowa, a suputnyky woodariazberihay na yciach masky zapobihywosti j pokory. Ja wimu tebe do sebe. Ty budesz okrasojumoho haremu, ty budesz najjasniszoju zirkoju na mojemu nebi. Radij, prekrasna ellinko! Waszi

  • olimpijki bohy ne maju takoji rozkoszi, jaku matymesz ty u mojich woodinniach! Zagraj menijaku pisniu, bohyne! Choczu poczuty twij hoos!..

    Spiwaty? Pro szczo spiwaty? Jak wona zmoe?A duszu spowywaje tuha, a dusza rwesia na czastky i bryny bolisnymy akordamy. Posuchaj,

    posuchaj, schidnyj woodariu, pacz i smutok poonenoho serciaHipatija tuy kifaru do hrudej, torkajesia strun, i trywono kotysia una po zakutkach zay,

    i zawmery w czekanni suputnyky tyrana, i prymruyysia zamrijano hariaczi oczi junoho wooda-ria. Zaspiwaa, zahoosya Hipatija

    U hybokomu mori,Na szyrokim prostoriCzudo-ryba ywe czudo-ryba pyweBez turboty i horiaCzudo-ryba ywePowstaje czornokryaBuria za i stosyaCzudo-rybu spitkaa nedola-bida.Zakrutya u chwyli,Na pisok wykydaA dowkoa i kwity,Synie nebo prywitneTa u rozkoszi tij czudo-ryba wmyraJij u mori radityNe pora ne pora

    Slozy pokotyysia po szczokach Hipatiji, wona z nadijeju dywyasia w oczi tyrana. Czyzbahne, czy zrozumije?

    Win kywnuw pryjazno, schwalno hlanuw na horbatu babu. Prawdu skazaa, doczko demoniw. Neczuwane czudo distaa ty. Wona moja. Matymesz za

    neji wse, szczo zadumaa. Hej, soniaczna diwczyno! Posuchaj, szczo tobi skae woodar Palmiry!Czudo-ryba wmyraje na berezi, ta nadijde kazkowyj rybaka, i poalije rybu, i kyne jiji w more. Tatilky ne w te more, zwidky wykynua jiji buria. A wkyne win jiji u te more, de win i witramy woodije.I we nichto, prekrasna ellinko, ne posmije skrywdyty czudo-rybu. ysze sam hospodar moriapryjde u hosti do neji, szczob nasoodytysia jiji barwamy i czariwnymy spiwamy. Czy zbahnuamoju mowu?

    Zbahnua, pryjemnyj woodariu, tremtiaczym hoosom skazaa Hipatija. Ae j teszcze ja chotia skazaty, szczo u czudo-ryby buw druh nerozucznyj, i ridni ryby, i najlubiszi jijiserciu kraji. Druh zahynuw, baky daeko, i ridni kraji ranoju jatria serce, ne dadu yty. Ne zmoehratysia czudo-ryba u zatysznomu askawomu mori

    Wsi ti sowa rankowa rosa, kywnuw ahidno woodar i osmichnuwsia. Zijde soncei wysuszy rosu. Taki oczi, jak twoji, takyj hoos, jak twij, ne dla smerti, bohyne! Newe ty hada-jesz, szczo bohy tworia czudo ysze dla toho, szczob kynuty joho odrazu w nebuttia?! Ach, jak cebuo b nerozumno!

    Horbata baba i suputnyky woodaria, prykadajuczy dooni do hrudej, na wsi ady wychwa-lay mudris i rozum tyrana, a Hipatija widczuwaa, szczo jiji sowa we ni do czoho: jaka pruna,ypka, nezdoanna petla ohortaa jiji zwidusiud, tysa, hornua z takoju syoju, szczo hodi buo opy-ratysia.

    Hej, raby! zweliw tyran. Kyczte nosijiw dla caryci! Nad Palmiroju schody neba-czene sonce

  • Dni. Noczi. Tomlinnia i nesterpne czekannia. Szczo dijaty, szczo robyty?Dowkoa jewnuchy, sunyci. Dywlasia, stea, ne daju zrobyty odnoho zajwoho kroku.

    Umerty b, kynutysia wnyz z wysokoji wei, de jiji znajty, jak na neji wyjty? Dowkoa rozkisznizay, pokruczeni perechody, wsiudy pylna storoa.

    Szczodnia obmywannia, natyrannia. Jiji hotuju dla schidnoho tyrana, jak zamorkucharcz dla bahatoho asuna. Szczo jomu prahnennia Hipatiji, jiji wtraczena lubow, jiji tuha zawitczyznoju? adoba woodinnia zatumanya jomu rozum, poczuttia, win ne zdatnyj wczynyty te,czoho b tak baaosia diwczyni. Ach, bodaj szcze chwyynoczku woli! Zyrnuty krajem oka na ridnyjbereh, wyjty na znajomu skelu i kynutysia w more. I staty nerejidoju, i poynuty na chwyli za witromdaeko-daeko. I zabutysia, zabutysia nawiky

    Spokijno, spokijno, szepocze szczo w hybokij schowanci sercia. Doky ywesz newse wtraczeno. dy, terpy, nadijsia.

    Ach, moje serce! Czoho spodiwatysia? Nowoji lubowi? Chaj nawi wyzwoennia nadijde jij ue ne znaty ni szczastia, ni nasoody yttia, bo nikoy ne zasiaju niczyji oczi takoju askoju, jakti jedyni, nepowtorni oczi!

    Wse mynaje, i wse zayszajesia, pywe nastyrywa dumka. Chto ce promowlaje? Chto?Tysza dowkoa. Byskuczi chytri oczi z imy zakutkiw burawla, stea, ne daju zoseredyty,

    widpoczyty.Prychody maty tyrana sucha, wysoka inka, zakutana w czorne. Hostro dywysia na raby-

    niu, mowczky ociniuje. Wsta, wsta pered soncem Palmiry! krycza jewnuchy.Hipatija ne woruszysia, bajdue dywysia na towstych prysunykiw. Nawiszczo jij wsta-

    waty? Pered kym? Rady czoho? Strach? W neji nema strachu, bo wona chocze wmerty! Chajhniwno chmurysia cia zowisna inka ellinka ne bojisia jiji!

    Maty tyrana neterplacze roby znak rukoju, wey rabam zamowknuty. Mowczky jde he. Iznowu mowczannia. Nesterpne czekannia. Jij prynosia jisty, terplacze du, poky Hipatija neo-chocze prokowtne jakyj plid, zapje sokom hranata czy cytrusa, a potim widnosia posud.

    Toskno, nacze w mohyli. Rozkisz dratuje, hnity.Mi figurnymy koonamy zori. Jaki weyki, woochati, tremtywi. Dychaje zapachom kwi-

    tiw parke powitria. Zdaeka yne edwe czutna meodija czua, nezbahnenna, tiahucza.Czuyna, czuyna, czuynaHipatija prostiahaje ruku do kifary, pryhortaje jiji do sercia, jak kochanu dytynu. ysze wona

    odna yszyasia wid ridnoho kraju. A wse insze propao, nawi zapach wasnoho tia we czuyj,nepryjemnyj, soodko-prianyj.

    Struny rokoczu, paczu. Pacze dusza. Pacze serce w zemnij temnyci. Dorikaje. Komu?Narodujusia i zhasaju sowa, akordy, jak zirnyci pered hrozoju na obriji.

    More, more kochane,Podaruj czerepaszku kazkowuJa wteczu na switanniNa prostory prywilni, czudowi

    Dywne sowo ja znajuJ czerepaszku czariwnu otujuW czuynekomu krajiW korabla zaczakuju

    Chmary, chmary kryati,Podarujte doszczi nebuwali,Szczob czuynci proklatiI ne czuy j ne znay,

    Jak po riczci hrozowijMij korabyk popyne do moria

  • Na prostory czudowi,De nemaje ni szczastia, ni horia

    Llesia, llesia meodijnyj pacz, bo inaksze ne wytrymaje serce. Trisne wid rozpuky.Szczezaju raptowo jewnuchy, nenacze tini pered schodom soncia. W zali trywoha. Rozhor-

    tajusia pyszni zapony, w sutinkach noczi wyriblujesia posta tyrana.Win ide powilno, newbahanno, jak dola.Hipatija rozumije nadijszow wyriszalnyj czas. Rozum zahostrywsia, serce stysosia w ku-

    ak.Smooskypy popid stinamy zau kydaju owtawi poysky dowkoa, w tomu siajwi obyczczia

    tyrana nepryjemne, straszne. Ne wydno oczej ysze jamy pid browamy. adibno hraju pid na-pnutoju szkiroju szczeepy, zdryhajusia wid chiti huby.

    Spiwaj, spiwaj, woodarko moho sercia, szepocze tyran, krulajuczy dowkoa ertwy.Win ne chocze zjisty zdobycz odrazu, win szcze chocze pohratysia. Ty zapalujesz woho u meni,jasnooka ellinko! Szcze nikoho ja ne baaw tak, jak tebe! Spiwaj, spiwaj!..

    Hipatija prytuyasia zwiriatkom bila koony, prypaa do poduszok, dywysia na nioho, nibykozeniatko na strasznoho udawa. Szczo jij skazaty? Szczo? We wse wyriszeno w duszi cioho sa-mowdowoenoho despota, jakyj nikoy ni w czomu ne widmowlaw sobi.

    Tiniamy promajnuy sunyci, postawyy bila nih Hipatiji nyzekyj stoyk, na niomu sribni jzooti taci z wysokohorymy plaszkamy, sulijamy, z horamy wynohradu, jabuk ta hranatiw.

    Woodariu, zirwaasia na nohy Hipatija, potim wpaa na kolina. Woodariu, posu-chaj mene, neszczasnu diwczynu

    Win lih bila neji, adibno smyknuw za ruku. Ja ja wpadu pered toboju, szepotiw tyran, szaenijuczy wid prystrasti j ahy. Ty

    woodarka nakazuj, karaj mene karaj mene lubowju swojeju, ninistiu, suworistiu Woodariu, zadychaasia wid tuhy j bezwychodi Hipatija, ja ne mou lubyty tebe

    Ja polubya nawiky Nawiky W mojemu serci ne wmistysia inszyj Moja lubow wilna Menetoj, jedynyj, ne kupyw, a znajszow u cilij bezmenosti, w neosianij ojkumeni A teper wtratyw Ija pidu za nym

    Kudy? Kudy? chrypiw tyran. Kudy ty pidesz? Boewilna! yttia my, kypinnia,wychor. Czoho ty dideszsia? Teper ty kwitka, a zawtra twoji pelustky obetia i ty eatymesz ubrudi, pid nohamy

    Dla nioho ja wiczno cwistymu, jak i win dla mene, pakaa Hipatija. Odpusty meneJa pidu u swit, ja choczu wmerty tam, de my z nym zustriysia

    Takoju ja lublu tebe szcze bilsze, znemahaw tyran. Pociuj mene Za tebe ja oddawpiwskarbnyci, a mih by oddaty wse carstwo, aby ysz ty polubya mene szczyro, jak toho newido-moho

    Nizaszczo! skryknua Hipatija j schopyasia na riwni nohy. Kraszcze pomru!W jiji oczach zahoriysia szaeni wohni. Hipatija widczua, jak zobna i dyka sya newidomo

    zwidky spowniuje jiji, jak kamjaniju jiji mjazy i wtikaje zdorowyj huzd. Wona wdarya nohojutyrana w hrudy. Win wpaw nawznak, wdarywsia skroneju ob suliju. Bryznua krow, poczuwsia a-libnyj stohin.

    Hipatija ostowpia. Boewilna chwyla pokotyasia dali, u bezwis. Zayszyasia ysze bezpo-radna diwczyna, poronia zaa i neporuszna posta tyrana w kalui krowi.

    Z-za zapony wychopyysia dwa czornoszkiri ochoronci. Trywono prounaw hong. Zaa spo-wnyasia tiniamy. Paac zaementuwaw, zahuw.

    Hipatija ne czua niczoho. Ohucha, onimia. Wona baczya pered soboju ysze czornuohydnu plamu, jaka rozpywaasia na barwystomu mozajicznomu pokrytti pidohy, zapowniuwaaswit.

    Straszni oczi materi tyrana zjawyysia z pimy, hlanuy w jiji duszu hostro j luto. Mow z bez-odni prounaw hoos:

    Mij neszczasnyj synu! Ja ne chotia, szczob ty braw ciu doku demona! O, proklatyj toj

  • de, koy ty pobaczyw jiji! Hej, raby! Wimi jiji i ne spuskajte z neji oczej! Zawtra wona prywse-ludno umre! Czujesz, ty, zmijuko? Ne zachotia staty caryceju stanesz padallu!

    Jiji kynuy w maeseku kamjanyciu. Tam ne mona buo ni sisty, ni lahty ysze stojaty.Bronzowi, kuti dweri prytysy diwczynu do stiny, maje ne daway dychaty.

    Hipatija bua spokijna, tycha. Wse tak prosto staosia. Ne treba dumaty, jak wyrwatysia znewoli. Kat zroby swoje dio, i wona poyne nazustricz kochanomu.

    Nema nijakych skadnostej muk i szuka. To wse wyhadky buntujuczoho mozku. Winszczezaje, i szczezaju probemy. Prosto rozbywajesia chymerne swiczado, jake widczuo sebe swi-domistiu. Ne treba nadto dowho zahladaty w nioho, prywjazuwatysia do wasnoho widbytku. Czymszwydsze win propade tym ehsze, tym kraszcze.

    Mynaa dowha, doweezna nicz. Nimiy nohy, tio pronyzuwaw bil, ae win buw niby zboku,poza neju.

    Switankowa prochooda sudomya kosti, na obyczczia siday krapelky rosy. Inkoy u wiko-neczko zazyray wartowi, dywyysia na neji woroym okom.

    De daeko czuosia hoosinnia, to ementuway wsiu nicz najniati pakalnyci. Hipatija usmi-chaasia sama sobi: jaki wony smiszni! Duch tyrana zwilnywsia z nikczemnoji zemnoji klitky, awony paczu. Nawiszczo? Czy ne kraszcze radity?

    Za wikoneczkom zamerechtiy probysky soncia. Stao teplisze. Zahurkotiw zasuw, dweriwidczynyysia. Jiji powey perechodamy.

    Na mikomu majdani wyruwaa jurba, napyraa do pomostu. awa wojiniw szyrokoezymymeczamy widhaniaa cikawych. Wukym prochodom, mi stinoju spysiw Hipatiju pidwey do mi-scia straty. Na doszczanomu pomosti stojaa gigantka metaewa klitka, a w nij luto metaysia dwihoodni rozluczeni pantery ce wydno buo po jichnich zapaych ywotach, wohnenno-zobnychoczach i sudomnych rywkach.

    Ellinka achnuasia i pomertwia: newe jiji widdadu na zjiu chyakam? O bohy! Jaka or-stoka kara!

    Wona zupynyasia na pomosti, hlanua dowkoa. Doeko! Wse czui, newidomi ycia. Tutnichto ne zapacze za neju. Dla ludej jiji smer ysze cikawe, chwylujucze wydowyszcze. Ludiampotribni rozwahy!

    Nedaeko wid pomostu paankin z szatrom, otoczenyj wartoju. Z-za barwystoji zapony wy-zyraje stara prawytelka Palmiry, neterplacze czekaje poczatku. O wona daa znak. Dwa katy wczornomu schopyy Hipatiju za ruky i sztowchnuy do klitky. Wona ne opyraasia, tycho wwijszado chyakiw, niby do znajomoji kimnaty. Zapluszczya oczi, czekaa napadu.

    Jurba nimuwaa. Pywa nebuwaa tysza.Hipatija rozpluszczya oczi. Pantery sydiy nawproty neji, dywyysia na diwczynu kruhymy

    owtymy oczyma, skayy weyki hostri ika i newdowoeno ryczay. Odna z nych machnua chwo-stom, stupya mjakymy apamy bycze, niuchnua nohy ellinky i odijsza. W jurbi poczuwsiasmich, potim rehit. Pokotyosia sowo, nabrao syy:

    Swiata! Swiata! Dewa, dewa!Prawytelka szczo hniwno kryczaa, za szumom ne czutno buo. Wid szatra bihy suhy, warta

    rozhaniaa jurbu. Hipatiju wysmyknuy z klitky, pantery nakynuysia na storoiw, edwe ne wcho-pyy odnoho z nych za nohu.

  • Newynna, newynna! rewa jurba. Widpustyty! Znak boha! Znak boha!Katy schopyy Hipatiju i pidwey do kraju pomostu. Tam we bua pryhotowena derewjana

    kooda, weyka hostra sokyra. Nu szczo ce we kraszcze! Odna my, i drama zakinczysia. Bo-estwenni hladaczi rozijdusia z amfiteatru

    Hipatija ohlanuasia na klitku, wdiaczno usmichnuasia panteram. Niczoho, niczoho! Netreba prokynaty switu. Chaj win ywe, chaj win radije, jakszczo w nim je chyaky, szczo alijuzasudenych

    Jiji postawyy na kolina, zwjazay ruky zzadu. Rozkiszne zoote woossia zawjazay wuzomna hoowi. Kat obereno nachyyw jiji szyju na widpolirowanu koodu, nino poprawyw. Pewno,jomu szcze ne dowodyosia odru-buwaty takoji czariwnoji holiwky. Cikawo, szczo win widczuwa-tyme, rubajuczy takyj wytwir pryrody?! Czy alityme, jak poaliy jiji pantery?

    Hucho szumy jurba. Czy to hurkit moria? Czy dzwenia struny kifary? Moe, to Apoon soncesiajnyj boh pryjszow prowesty jiji w ostanniu pu? W hybyni sercia prounay sowa, wid-koczuwaysia u bezwis:

    Chmary, chmary kryati,Podarujte doszczi nebuwali,Szczob czuynci proklatiI ne czuy j ne znay,

    Jak po riczci hrozowijMij korabyk popyne do moria Na prostory czudowi,De nemaje ni szczastia, ni horia

    Szwydsze, szwydsze, kate! Wyzwoy mene z ostohydoho poonu, daj wohnysti krya swojimudarom!

    Powilno, a nadto powilno zdijmajesia hostra sokyra, niby choodnyj serp Seeny w zoria-nomu nebi. Hostro i zobno bysnua newmoyma krycia na sonci

  • Je taki myti w ytti, koy wse, szczo widbuwajesia, zdajesia nerealnym, nesprawnim, pry-marnym. I rozum chocze prokynuty, strusyty z sebe straszne czy tiake wydinnia i ne moe ciohozrobyty. Ludyna w takyj czas niby powysaje nad bezodneju bahatioch switiw i ne widaje, do jakoho switu wona naey?

    Tak buo z Isidorom. Rana bua ne smertelna, i win otiamywsia u morkij wodi, zachynaju-czy wid soonoji ridyny, szczo zapowniuwaa eheni, rozrywajuczy jich strasznym boem.

    Sudomnym zusyllam chope wypyw na powerchniu moria, chwyla kynua joho na werchi-wja zapinenoho hrebenia, z tijeji wysoty win pobaczyw czorne prywyddia korabla, szczo powolitanuo w zowisno-sribnij imli. Zwidty czuysia kryky, wony zatychay, widdalaysia. Isidora po-tiaho w prowalla wod, znowu pidniao.

    Posejdone! kryczaw Isidor nesamowyto, i kryk joho propadaw u rewyszczi chwyl, naczepysk pustelnoho tuszkanczyka. Posejdone, woodariu! Zupyny proklatych piratiw, rozwij maru,objednaj mene znowu z kochanoju! Posejdone! Chaj wse, szczo ja baczu, stane snom! Moje yttianaeatyme tobi, woodariu weykych wod! Tilky pomoy, pryjdy do mene!

    Buria szaenia. Nichto ne prychodyw do Isidora z bezwydnoho moroku, z predkowicznohochaosu. ysze nina Seena dywyasia na muky samotnioji ludyny z-pomi rozkoszanych chmar,usmichaasia choodno i bajdue.

    Junak buw czudowym pawcem i trymawsia na wodi, nacze ptach u powitri. Tomu strachu zayttia ne buo, win mih pysty kilka dib pidriad. Ta wse, szczo staosia, poseyo w serci Isidora takurozpuku, szczo win widczuw ohydu do yttia. Szaeno byw kuakamy po chwyli, kowtaw soonuwodu, wyplowuwaw jiji razom z proklattiamy.

    O, proklatyj toj de, koy ja narodywsia! Nawiszczo ja pobaczyw swit soncia, nawiszczobohy dobuy mene z chaosu u cej neprawednyj, bajduyj swit? O, szczezny, maro, szczezny i zaberymene razom z soboju u nebuttia, u carstwo tyszi! Ja ne choczu yty bez neji! Ja ne choczu, ty czu-jesz, Zewse! Ja ne mou

    Wseswit mowczaw. More hraosia z Isidorom bezalisno j askawo. I win wyriszyw utonuty,prypynyty beznadijne borsannia. Perestaw hrebty, powoli zanurywsia w czorno-imystu hybi.Hrymotinnia buri zatychao, widkoczuwaosia u bezwis, u swidomosti prodzwenia czariwnastruna, zaoskotaa duszu, kykaa do sebe spokojem i szczastiam. U hrudiach bolio, de w hybynijestwa szczo kryczao, kwyyo i prosyo: ne treba, zupyny! Treba yty, treba szcze dywytysia nasonce, na nebo, na neskinczenni prostory lisiw i nyw! Isidor wadno widczachnuw ti hoosy widduszi, zanuriuwawsia u mu smerti, u bahato-cwitnu tkanynu nebuwaoho widczuttia zhasannia.Na temno-fietowomu tli spaachnuy zori nejmowirni, kazkowi, hrajywi. Wony splitaysia umozajiczni grupy, tkay dywni uzory, kykay junaka u ninyj poon. Win piddawawsia tomu po-kykowi, pyw nazustricz jomu widdano j radisno.

    Ta znenaka mi tymy zoriamy zjawyosia obyczczia Nabyzyo jasniszao Chto ce?Chto? Zazyrnuy w serce oczi dwa bakytni noi. Jiji oczi!

    Riatuj mene, kochanyj! Riatuj!O bohy! Ce Hipatija! Wona kycze! Wona w bidi!Krywawyj spaach wmyrannia rozbudyw zhasajuczu po, zmusyw rwonuty uhoru wid

    spokoju nebuttia do muky j bolu yttia. Jak win mih zabuty, szczo wona yszajesia tut, w rukachpiratiw?! Doky wona muczysia i kycze druha chiba moe win prahnuty zabuttia? Ni, ni! Moja

  • kochana, jedyna! Ja propywu ciyj swit za toboju, ja znajdu tebe i wyzwolu z newoli! My znowubudemo razom!

    Buria ne wszczuchaa. Nicz pywa ponad morem, bezkineczna, jak hore. Tio Isidora poter-po, zanimio, ae win ne dumaw pro te, ne chotiw dumaty. Ponad chwylamy, ponad switom, ponadsamym yttiam zwuczaw, zakykaw, unaw jedynyj u wicznosti hoos. Win oberihaw junaka uneszczasti, win wiw joho do newidomych berehiw. Na ycho czy na radis? Chto mih skazaty proce?

    Na switanku more wykynuo joho na skeli. Zmuczenyj, zakrywawenyj, win wypowz podaliwid wody, wpaw na kupu mokrych wodorostej i porynuw u wakyj son.

    Pryjszow do tiamy Isidor wid hariaczoho promenia soncia. Pidwiwszy hoowu, pobaczyw sebena skelastomu berezi. Dowkoa szyriay czajky ta burewisnyky, z krykom siday na wodorosti, wy-byray z nych tripotywych sribnych rybok, wykynutych bureju z moria.

    Tepyj witer wysuszyw achmittia junaka. Win pohlanuw na ruky, na nohy: wse tio buo wczorno-bagrowych ranach, pewno, chwyla dowho bya joho ob kaminnia.

    Isidor zwiwsia na nohy, skryknuw wid nesterpnoho bolu. Propowz na kolinach trochy, roz-szukaw sered wykynutoho pawu payciu. Pidpyrajuczy, ruszyw ponad berehom.

    Sonce poczao chyytysia do obriju, koy win nabyzywsia do jakoho seyszcza. Joho poba-czyy wid krajnioji chatynky, szczo zakryczaa stara inka, z dwerej wyjszow sywoborodyj czoo-wik i pospiszyw na pomicz. Swit chytawsia pered Isidorom, mos zastyaa oczi, ae win diakuwawdoli za riatunok: znaw, szczo zmoe yty, nadijaty i szukaty tu, bez jakoji ciyj swit zdawawsia ne-potribnoju prymaroju

    Try dni widpoczywaw Isidor u hostynnych rybaok, nabyrawsia syy, prychodyw do tiamy.Hospodar skazaw jomu, szczo buria prybya joho do maekoho ostriwcia, jakyj nazywawsia at-mos. Zowsim porucz prolahay morki szlachy do Attiky, Italiji i Aziji. Na zachodi eaw sawetnyjostriw Krit, u jasnu pohodu win bowwaniw na obriji.

    Junak opowiw rybaci ta joho druyni pro swoje hore, pro wtratu kochanoji, pro bunt moria-kiw na kilikijkomu korabli. Did suchaw Isidora, pochmuro chytaw hoowoju.

    Ce ne wpersze, ne wpersze, burmotiw win. Siohodni pywe myrna kupeka trijera, azawtra ce we ychowisnyj pirat. Jich bahato w Ehejkomu mori, u Weykomu Ponti, tut bezliczdribnych ostriwciw, je de zachowaty. Nema komu prybraty jich do ruk Ehe, nema komu Koybuy woji widwani, bezstraszni A teper hryzusia kesari mi soboju, jak szakay stepowi, szma-tuju imperiju na czastky, boewoliju wid adoby wady A rozbijnyky ta piraty j sobi, dywlaczyna teje bezzakonnia, urywaju zdobycz, de mona Ne znewiriujsia, junyj czuynciu, moe, bohyzbereu twoju kochanu sered ychych ludej. Czym zmou dopomou tobi

    Czetwertoho dnia did wyruszyw do Kritu, majuczy namir pobuwaty w portu: prodaty wjaenurybu i rozpytaty pro piratku monoremu. Powernuwsia win za czotyry dni. Isidor dywywsia nanioho bahalno j poadywo czy diznawsia szczo-nebu? Czy siaje chocz jakyj prominczyk se-red imy newidomosti? Did usmichawsia szcze zdaeku, wydno buo, szczo jizdyw win nedarma

    W portu diznawsia staryj rybaka, szczo kupeka monorema zupynya tut na piwdnia. Z nejinichto ne schodyw, krim pochmuroho weeta-kilikijcia ta ozbrojenoho do zubiw pomicznyka.Bray wony w portu ysze prisnu wodu, pereprawlay czownom na korabel. Popywa monorema naschid.

    Ne inaksze jak w Antichiju abo Tars popyw rozbijnyk, skazaw did. Tam weykinewilnyki rynky tam wony j choczu prodaty twoju diwczynu

    Isidor edwe strymuwaw newymownu muku i adobu pomsty. Ae komu, komu mstyty? Deszukaty slidiw Hipatiji ta jiji krywdnykiw?

    Pisla dowhych rozdumiw staryj rybaka poradyw, jak dijaty. Win odwiz Isidora do portu, do-pomih wasztuwaty matrosom na weyku tryremu, szczo priamuwaa z wantaem tkanyn ta oyw-kowoji oliji do Tiru. Z boem i wdiacznistiu proszczawsia junak z hostynnym didom, nazywaw johobakom i dobrym morkym bohom. Rybaka mowczaw, nino dywywsia na zmuczene obyczcziajunaka, i oczi joho pid sywymy kuszczykamy briw byszczay wid neprochanoji slozy.

    Za tyde Isidor buw ue w Tiri. Ne wziaw nijakoji paty wid hospodaria tryremy, bo mawdeszczyciu drachm, zaszytych u tunici. Rozpytuwaw u portu pro monoremu, opysuwaw jiji wyhlad,

  • kolir witry, oznaky pirata-kilikijcia. Nichto ne baczyw u Tiri takoho korabla. I todi chope ruszywdo Antichiji. Usilakymy prawdamy j neprawdamy probyrawsia win pryberenymy szlachamy, toprystawaw do neweykych grup chrystyjan, jaki nesy wid seyszcza do seyszcza, wid mista domista bahu wis pro nastannia carstwa nebesnoho na zemli, to znowu jszow samotnij. Natchnennipropowidnyky baczyy hybokyj sum w oczach wrodywoho junaka i namahaysia torknutysia johoduszi sowamy wtichy i zaspokojennia.

    Win suchaw jichni powczannia wtomeno j pokirno, potim zapytuwaw hostro j widwerto: Jake carstwo nebesne? De wono? Ne szukaj jawnych oznak carstwa, usmichawsia askawo propowidnyk. Wono w

    serci, wono w nas. De my tam i wono. Chto zdobuw u duszi dorohocinnyj nebesnyj adamant dla toho ne isnuje horia, neszczastia, nestatkiw, bo win maje najbilsze u switi bahatstwo

    I szczo to za skarb? Istyna. Istyna, jaka zwilniaje nas wid sujetnosti j marnosti cioho switu. Istyna, prohoo-

    szena j skripena Chrystom, jakyj wziaw na sebe naszi hrichy, naszi muky. Chto powiry w nioho,chto pide za nym toj nawiky zwilniajesia wid zakonu cioho switu, toj odbyrajesia z seredowy-szcza hrichownoho ludstwa dla nowoji zemli j nowoho neba

    Win uziaw waszi hrichy? dywuwawsia Isidor. Jak-to mona wziaty czui hrichy?Ade hrich to potwornis duchowna czy moralna! Czy mona wid horbatoho zabraty joho horb?Ni. Czy mona wid hijeny zabraty jiji smerdiawu? Ni. Tak i hrich ludyny ne mona zabraty wid neji.ysze sama ludyna powynna weykym zusyllam pozbawyty wid hricha

    Te, szczo nemoywe dla ludyny, mjako powczaw propowidnyk, te moywe dla je-dynoho i wsemohutnioho boha otcia Isusa Chrysta. Naszi sercia wisk dla boha. Zachocze wony obernusia w kami. Zachocze roztopy na prozoru slozu moytwy

    Todi carstwo boe ne zaey wid ludej, pochmuro zapereczyw Isidor, a ysze widprymchy booji. Do czoho wasza wira? Nawiszczo propowi, koy win moe jedynym welinniamzrobyty swit askawym i dobrym

    My powynni adaty pako adaty, jak adaje dytia materynkoji hrudi I, poczuwszy tojpacz dytiaty, prychody boh i roby czudo w naszomu serci

    Ach, jak sylno treba pakaty, z boem odwiczaw Isidor. Skilky sliz i krowi, skilkymuk i zoczyniw dijesia w switi, a boh mowczy, mowczy, jak mowcza i ti ellinki bohy! Nekai meni pro bahostynu bohiw, bo ja zwidaw ysze dobro sercia ludkoho. Posejdon ne pryjszowmeni na pomicz, koy ja wmyraw nad morkoju bezodneju. Mene wyriatuway wid smerti bidniludy, jaki maju ywe i nine serce, spownene bolu

    Ty prawdu skazaw, junyj drue, terplacze mowyw chrystyjanyn, sumno pochytujuczyhoowoju. Posejdon czy nawi Zews ne moe dopomohty ludyni. To idoy jazyczeki, to sata-nynki hrymasy kniazia switu cioho temnoho archangea. A nasz boh ywe w serci ludyny. Tilkyczerez serce win dije, dopomahaje. Tilky w serci i murujesia twerdynia booho carstwa. Tam spo-kij, wticha i radis

    Och, ne mucz mene, czoowicze! Jak ja mou buty radisnyj, koy w newoli moja kochana,koy de znemahaju u muci j rabstwi inszi ludy, koy dowkoa nas stilky paczu j smutku? Ta mojecarstwo boe powynne opowytysia wohnem spiwstradannia, i ne stane joho, wono zwuhlije naaryszczi bolu!

    Obysz boli cioho switu, hotujsia do objednannia z synom boym. Win hotuje dla nas nowenebo, pid jakym szczezaje stradannia

    Ne mou zayszyty! skryknuw Isidor. Ne mou radity! Doky chto stohne chocz wodnomu switi, ne moe radity ni ludyna, ni boh! Proklata radis, zdobuta chocz krapeju horia! Taj skay chiba ne zarady neszczasnych prychodyw u cej swit wasz boh? Newe ysze rady obra-nych?

    Propowidnyk zamowk, bo niczoho ne mih widpowisty na ti szczyri sowa. A Isidor pokydawhurt chrystyjan i znowu jszow paluczymy dorohamy schodu samotnio j zadumywo.

    Tak distawsia win Antichiji, kilka dniw chodyw po newilnykomu rynku, ohladaw jurby ra-by, spodiwajuczy pobaczyty Hipatiju. Nareszti junak natrapyw na slid. Odyn z torhowciw ra-bamy powidomyw jomu, szczo prekrasna bakytnooka ellinka bua prodana kilikijciamy horbatij

  • sirijkij perekupci Salini, a wid neji jiji zabraw tyran Palmiry za nezliczennu syu zootych. Teper proklata demonycia moe zayszyty swoje remeso, zowisno usmichawsia torho-

    we. Otake szczastia prywayo do ruk. Chocz by komu putniomu, a to potwori. A chto wonatobi, stawnyj junacze? Czomu szukajesz tu ellinku?!

    Diznawszy, szczo ellinka kochana Isidora, torhowe skeptyczno prymruyw oczi. Darma starajeszsia! Z ruk tyrana jiji ne wyrwesz. Szczo ty majesz? Jasni oczi? Paru ruk?

    Hariacze serce? Che-che! Te wse mara w pusteli. Paac tyrana otoczenyj tysiacznoju storoeju,tudy j mucha ne proety. Powertajsia, junacze, dodomu, diakuj boham za riatunok, szukaj sobiinszoji kochanoji. Chiba mao harnych diwczat na switi, chiba mao prekrasnych oczej? Wonyzjawlajusia i szczezaju, jak pina na chwyli. To ysze hra stychij, mij harnyj chopcze! Powir meni,ja znaju yttia. Baczu, jak paczu, proywaju slozy preharni rabyni. A piznisze wspokojujusia bo ne mona wiczno pakaty i we spiwaju, radiju i tisza swojich woodariw ninymy a-skamy, jak niyy de u ridnim kraju kochanych chopciw!.. Cha-cha! Takyj zakon bohiw i ludej!Ne hniwajsia, a podumaj dobre! Ja prawdu kau!

    Ohydnoju bua ta prawda dla Isidora. Win podiakuwaw torhowcewi za wis i ruszyw do Pal-miry hirkymy pustelnymy stekamy.

    Misto zustrio joho weeluddiam i schwylowano-uro-czystym hamom. Na majdani towpya-sia jurma, poseredyni wysocziw pomist z klitkamy, a w nych szaeniy czorni pantery. Woji odha-niay ludej wid pomostu, neszczadno byy jich derakamy spysiw, a tumyszcze nasidao, szaeniowid adoby wydowyszcza, i kryk kotywsia nad pradawnimy weamy, nacze hrim rozluczenoho mo-ria.

    O wono carstwo boe, z boem dumaw Isidor. De tut zberehty spokij i radis? Jakposijaty dumku dobra u ci zwychreni, adibni duszi? Wony choczu ysze wtichy j nasoody!

    Na pomist wywey pryreczenu, i junak spootniw wid achu. Win upiznaw Hipatiju. Wona neopyraasia, jsza spokijno i tycho, niby wwi sni. Isidor rwonuwsia do neji, szczo zakryczaw, ae johokryk tonuw u rewyszczi tumu. Win baczyw, jak kochana zajsza do klitky, jak pidijszy do nejipantery i ne torknuysia jiji. Byskawycia nadiji pronyzaa swidomis i znowu pohasa. Diwczynuwziay z klitky i pidwey do kraju pomostu, de kat hotuwawsia widtiaty jij hoowu.

    Za szczo? Za szczo? kryczaw nesamowyto Isidor i porywawsia wpered, niby chotiw po-etity nad jurboju do neji, szczob wriatuwaty jiji wid nemynuczosti.

    Wona wbywcia tyrana! kryknuw chto bila wucha. Chiba ne czuw? Ae hla chy-aky ne zajniay jiji! Bohy daju znak, szczo wona ne wynna! Zwilnyty! Zwilnyty!

    Isidor kryczaw razom z usima, tysnuwsia do pomostu, pjaniw wid muky i bezsylla. Hipatijastaa na kolina, i junak baczyw, jak katiwka sokyra pidniaasia nad neju. Win zapluszczyw oczi.Bohy! Ne dajte meni baczyty cijeji ostannioji myti! Zaberi mene z proklatoho switu!

    Drewko spysa wdaryo joho w hrudy, pohasyo swidomis. Tysiaczonoha jurba nakotyasia,zimjaa pid sebe, pohynua u krywawe, bezalisne czrewo

    Bezwydne more koysze wseswit. Nema kincia-kraju tomu ostohydomu koychanniu. Bezhuzdu, bez mety, bez docilnosti, bez lubowi. Kudy, nawiszczo, czomu?

    Isidor rozproster ruky u wicznis, chocze zupynytysia, zatrymatysia, zbahnuty. Naszczo winje, zwidky pryjszow u swidomis, u swity widczuttia i bolu? Bezwydna, pruna substancija nesejoho, mne, terzaje i ne daje spoczynku. Dusza chocze smerti j ne moe osiahnuty jiji. Chiba je mukabilsza?

    Win rozpluszczyw ocziNad nym merechtiy choodni zirky, pawno pochytuwaysia u temno-syniomu nebi. Czuy-

    sia mirni udary, tyche szeestinnia. Szczo ce? De win?Isidor sprobuwaw poworuchnuty, zastohnaw wid nesterpnoho bolu: wse tio horio, jak su-

    cilna rana. Stria pamjati klunua w mozok, rozkooa zaponu zabuttia. Newmoymo bysnuw pered

  • nym widbysk na katiwkij sokyri, zagrymio jurbyszcze. Zihnuta bezzachysna posta na pomosti, inad neju bezalisne wistria doli. O nebo! Ce staosia?! I ne zachytawsia swit, ne rozkooysiahrudy materi-Geji, ne zatremtiy osnowy Olimpu? Naszczo , naszczo win znowu ywe, chto wy-tiahnuw joho z czornoji prirwy dla muky i bezplidnych terza?

    Win nasyu pidniaw ruku, torknuwsia czoho ywoho i tepoho. Hadeka szkira, wkrytaszerstiu, dali szyroki remeni, petywo z hruboji ozy. Win ey skuenyj w hybokij korzyni, pidwi-szenij do spyny werbluda. Na tli neba wydno speredu szcze kilka weetiw pusteli, jaki powano jspokijno priamuju pid zorianym dachom.

    Chto schyywsia nad Isidorom, junak pobaczyw owtu plamu obyczczia, oblamowanu czor-noju borodoju i hustoju hrywoju woossia. Nasunuysia temni prowalla oczej, poczuwsia mjakyjmeodijnyj hoos:

    ywyj? De ja? sabkym hoosom ozwawsia Isidor. Pid nebom, dywno widpowiw neznajomyj. Kudy my priamujemo? Do wicznostiSzczo za dywni sowa? Chto ci ludy? Wy chrystyjany? Wy wriatuway mene? Jak bahato zapyta dla takoho chworoho tia, tycheko zasmijawsia neznajomyj. Ni,

    my ne chrystyjany, tak sebe nazywaju ti, jaki nikoy ne zbahnu suti Chrysta. A wriatuwaw tebewypadok, dola twoja, a ne my. Nasz karawan prochodyw majdanom mista tam koho straczu-way Jurba we rozijszasia, buo bahato zaduszenych My ohlanuy trupy, ty szcze dychaw. Mywziay tebe z soboju

    Tam ubyy moju kochanu, proszepotiw Isidor. Ja szukaw jiji po wsiomu switu. Znaj-szow i wtratyw

    Te, szczo je, ne mona wtratyty, spokijno skazaw newidomyj. Ty wtratyw te, czohone buo

    Jak ne buo? skryknuw Isidor, i znowu pekelnyj bil szpyhnuw jomu w spynu. Ja znawjiji zmaku. My razom rosy, kochaysia. Razom jichay do Afin, szczob dobuty oswitu j mudrisA potim piraty, rabstwo jiji smer O bohy! Nawiszczo taka naruha?

    Kryczy hoosnisze, nasmiszkuwato skazaw newidomyj. Moe, poczuju tebe bohy!Moe, widhuknusia

    Ty tak bajdue suchajesz moji sowa? z dokorom ozwawsia Isidor. Ty bez sercia Mudre serce ne bude pektysia tym boem, jakoho nema. Ty wtratyw maru, swij son. Ty

    snyw kochanu, domiwku, knyhy, majbutnie. Ty pliw dowkoa sebe barwystyj wizerunok iluzij. Wy-padok czy dola rozbudyy tebe, i nema czoho pakaty za tym, szczo narodyosia w pini buttia

    Jak dywno ty mysysz Chto ty? My syny gnozysu Gnozys? Znannia? Szczo ce oznaczaje? My piznajemo su cioho switu, joho poczatok, pochodennia, joho dolu i prahnemo do

    wtajemnyczenoho korenia sprawnioho buttia, do Weykoho Gnozysa Chto cej Gnozys? Boh? Syn boyj? Czy bahato bohiw? Ni te, ni insze. Ce weyka pownota, duchowna Peroma, de panuje weyka jednis. Tudy

    wernesia ysze toj, chto widsachnesia switu, stworenoho despotycznym tworcem, bohom za Boh za? Chiba ne dobri bohy stworyy cej swit, sonce, more, zemlu, ludej?Neznajomyj z aem pochytaw hoowoju, czorni prowalla oczej hlanuy na Isidora dopytywo

    i dokirywo. Ty hadajesz, szczo boh dobra mih stworyty piratiw, ubyw i tyraniw? Ty dumajesz, szczo

    bohu lubowi treba buduwaty swity, de stradaju istoty ludy i twaryny, de llesia krow i panujesmer, de kypla wijny i kuriawa zamitaje nawi najwyszczi sporudy, de siohodnisznij de ne widajepro zawtrasznij

    Mudreci kau, szczo wse hore wid hrichiw ludkych. Szczo spoczatku buw zootyj wik, awe potim

  • Dytiaczi bajky, usmichnuwsia neznajomyj. Nikczemne mysennia, jake bojisia ob-razyty bohiw swojeju dopytywistiu. Ty mirkujesz, jak dykun abo warwar. Newe u wsemohutniohoboha ne buo snahy czy wminnia daty switowi pownotu szczastia j lubowi, ne tworyty chyakiw taboszczy, hadiw czy krokodyliw?

    Chto todi joho stworyw? Ja we skazaw boh za. Nehidnyj syn swiatoji Sofiji, drewnij drakon. Zwidky win zjawywsia? wraeno zapytaw Isidor. Wpersze czuju take. Suchaj uwano, suworo mowyw newidomyj. Moe, ty nedarma potrapyw do nas

    hore, jake ty zwidaw, widkryje twoju duchownu su, probudy do istynnoho yttia i rozuminnia.Nicz dowha, pustela nima, nad namy zori, same czas rozmowlaty pro swiaszczennyj gnozys.Buo tak, junacze czuynciu Z prawiku isnuje, je, ne prypyniajesia j ne wynykaje Jedyne Ne-rozdilne yttia, Wseosiana Pownota. Wona obnimaje wsi sfery, wsi wyjawy, wsi moywosti. I je wtij Pownoti bahato sutnostej, i kona z nych wilna. Jichnie jednannia swobidne, nezaene, lu-bowne. I je prawo w tych sutnostej newidjemne boestwenne prawo buty abo ne buty w tijjednosti

    Ae tak mona znyszczyty pownotu! zdywuwawsia Isidor. O ni. Pownota ne szczezaje, jakszczo nawi odna z sutnostej wychody z neji. Pownota

    widtworiujesia inszymy sutnostiamy, bo wony bezmeni. Same tak staosia, koy z Peromy wi-dijsza swiata Sofija, mudra sutnis Materynstwa

    Czomu wona odijsza? Wona ne wdowolniaa pownotoju, danoju od wiku, a zachotia wasnoho porodennia,

    ditej wilnoho wyjawu, jiji baannia stao dijeju, i stina Peromy zamknuasia za neju. Wona opyny-asia samotnia sered chaosu. I porodya toho, jakyj staw jiji perszym synom i muem. Joho wola,wyjawena w sowi, zbuduwaa swit. I achnuasia Sofija, pobaczywszy cej swit, bo zbahnua swojupomyku: swit, narodenyj nepownotoju, ne moe staty harmonijnym. Szczob isnuwaty, win powy-nen buw ywytysia wasnymy sokamy, samopojidatysia. Tak narodyasia sya-syenna switiw, istot,ludej, jaki nesu w suti swojij porok nepownoty i prahnennia do Peromy. Wiczna adoba osiahnutyzawerszennia i bezsylla zdijsnyty ce zawdannia. I zapakaa Sofija horiuczymy slimy, zbahnuwszyswoje padinnia, i zwernuasia do Pownoty, szczob widkryasia brama lubowi, szczob pryjniaa jijinazad. Ae mowczaa Peroma, bo mist jednosti buo pererwano wilnoju woeju Sofiji. Zayszajuczyw nowostworenomu switi czastky swoho duchu j tworczosti, ne moha Weyka Maty wernutysia doSpilnoty. Todi wona poprosya tworcia swoho mua i syna, szczob win zupynyw koeso switu.Twore hniwno widkynuw mudru poradu Sofiji, zajawywszy, szczo ysze w niomu wsia pownotabuttia i nema inszych bohiw, okrim nioho. Tak perszonarodenyj syn Sofiji powstaw suproty Jed-nosti, utwerdywszy poroczne buttia, jak dowicznyj wyjaw swojeji werchownoji woli. Tak win za-mknuw cej swit u newymirnu wjaznyciu, z jakoji widtodi ne moha wriatuwatysia odna dusza

    Jaka straszna egenda, proszepotiw Isidor. Ce istyna, zapereczyw newidomyj. Ja tobi rozpowiw pradawnij zapowit mudreciw,

    jaki nesu estafetu gnozysu u majbutnie, szczob koy Ostannij Syn Sofiji, jakyj pryjde w syli j sawi,zbahnuw swoje pokykannia i poczuw zapowit Witczyzny Swobody

    Ty kaesz pro Chrysta? Tak. Ae ne pro toho, jakomu pokoniajusia chrystyjany, ne pro toho, jakyj zobraenyj

    rozipjatym na derewi. Ja mowlu pro jedynokrownoho syna Sofiji, jakoho wona porodya iz sebe,szczob podaruwaty zmuczenomu switowi nadiju na powernennia do Pownoty. I Syn pryjszow uswit, prokawszy mist wid carstwa boha za do siajuczoji Peromy. Koen moe staty na nioho iruszyty do krajiny Woli, ae ne prosto projty nad bezodneju treba zrektysia wsioho zemnoho,wsioho iluzornoho. Syn mudroji Sofiji jde po switu, win muczysia z namy, stradaje z namy,rozipjatyj u nas, w naszomu serci. My syny Gnozysa nesemo wis pro rozterzanoho ducha,jakyj prahne do bakiwkoho domu, zakykaje wsich zriaczych pokynuty morok i ynuty do wicz-noho swita Czy zbahnuw mene chocz trochy? Czy hory twoja dusza adoboju woli?

    Isidor pomowczaw, zitchnuw, dywlaczy na daeki zirky. W nicznij imli pywy temni bar-chany, tycho szeestiw pisok pid nohamy werbludiw. Tini, tini Sprawdi, bajdue, choodne po-rodennia Chiba mona osiahnuty w ciomu switi radis i pownotu, koy odyn udar kata zupyniaje

  • wse szukannia, lubow i nadiju? Posuchaj ne znaju, jak kykaty tebe Nazywaj bratom my braty po newoli radyj budu, jakszczo stanemo bratamy swobody Posuchaj, brate A jak e twore, boh? Win powstaw proty Sofiji, swojeji materi i ony. Tomu joho sokrowenno nazway Satanoju.

    Ae mao chto znaje pro ce. erci boha za, nawpaky, nazywaju Satanoju wsich duchiw dobra ilubowi.

    Chto ci erci? A wsi, chto pokoniajesia obrazu boha czy bohiw. Wsi, chto wwaaje, szczo cej swit po-

    rodeno dobrym bohom. Wsi, chto wwaaje, szczo mona wriatuwatysia zi switu za, powirywszy wboestwennis Isusa, ae ne stawszy takym, jak win. I pohanki bohy, i chrystyjanke buzuwirstwo,i jewrejkyj Jehowa, i dykunki idoy to ysze straszni tini perwisnoho drakona. Win ne choczedaty ludiam swobody, win trymaje duszi w pooni

    Nawiszczo? A szczo win robytyme bez poonenych dusz? Bez moytow, bez chramiw, bez pokoniw,

    bez prorokiw? Litaty w newymirnomu chaosi? Zytysia z Pownotoju win ne moe, bo widkynuw jiji.A zayszytysia samotnim te ne moe, bo samotnis ce nebuttia. My je ysze todi, koy widda-jemo sebe inszym

    Ce prawda! Oj, jaka ce prawda! prostohnaw Isidor. Doky ja mih widdawaty sebe jij,ja buw szczasywyj, a teper

    Durnyj chopcze, dokirywo skazaw newidomyj. Teper ysze ty moesz wybyratysteku do sprawnioho yttia. Tam ty znajdesz, widtworysz use, szczo wtratyw tut, u moroci ny-czoho switu

    I jiji? skryknuw junak. A jiji najpersze! mjako szepnuw newidomyj. Bo pownota to lubow. Za hranniu

    tajny persza zustricz zustricz kochanych. Derzaj, brate! W mojim serci bil i nadija. Nacze aryna zahoriasia. Ty opowisy meni wse, starszyj

    brate. Ja choczu znaty istynu My widkryjemo tobi tajinu buttia. Twoji krya widrostu. Ty syn ducha, jakszczo tak

    szwydko widczuw witer istyny Ja zayszajusia. Inszoho szlachu nema. Wybyraju najwaczyj. Moe, na niomu widszukaju

    te, szczo wtratyw na mynuych stekach

    Oj, jak dowho tiahnesia czekannia! Czomu ne opuskajesia sokyra? Czy ostannia my roz-tiahnuasia na wiky?

    Dywnyj homin jurby. Schwylowani kryky.Bila szatra prawytelky metusznia. Wona daje znak zaczekaty, i kat widchody. Wydowyszcza! Wydowyszcza! hrymy newdowoena jurba, pjanijuczy wid ekstazu cze-

    kannia.Do szatra prawytelky nabyzywsia bahatyj mandriwnyj his rozkisznyj indukyj mahara-

    da. Ne schodiaczy z konia, prywitaw tyranku, prykawszy ruku do sercia. Wona skupo kywnua,hniwno zsunuwszy browy: czoho treba pryszelcewi?

    Suha maharadi schyywsia pered prawytelkoju w pokoni, promowyw skupo j strymano: Weykyj woodar Ariwarty maharada Chara-dewa proponuje wykup za inku, zasu-

    denu do straty. Wona wczynya zoczyn i powynna wmerty, rizko mowya prawytelka. Maharada kae, smyrenno widkazaw suha, znowu kaniajuczy, szczo wona dla

    was szczezaje i tak i tak. Czy wime jiji zemla, czy daeka Indija jasni oczi woodarky nikoy nepobacza tu, jaka wczynya zoczyn.

  • Prawytelka mowczy, kusaje bezkrowni wusta, zapytywo dywysia na radnyka. Toj poha-duje dowhu sywu borodu, smyrenno opuskaje oczi dou.

    Weykoho prawytela ne powernesz z neba na zemlu, tycho proszepotiw radnyk. Na-sza skarbnycia ne poronia. Chaj woodarka ne bojisia nazwaty sumu, dostojnu sawetnoho rodu

    Prawytelka pochmuro kywnua, kri zuby procidya widpowi. Suha powernuwsia do ma-haradi, i toj, wysuchawszy posancia, e pomitno wsmichnuwsia, schyywszy hoowu na znakzhody.

    Boji powey Hipatiju z pomostu do maharadi. Na jiji misce potiahy inszych zasudenych;jaroju byskawyceju majnua w powitri sokyra. Jurba pobaczya krow, zachopeno zakryczaa, po-czaa tysnutysia do pomostu.

    Hipatija ohucha wid kryku, niczoho ne rozumia i tupo dywyasia na wrodywe obyczcziamaharadi, jakyj z cikawistiu rozhladaw blide j zamuczene stworinnia z weetenkymy bakytnymyoczyma kazkowymy wiknamy u netutesznij swit, Win szczo zapytaw jiji diwczyna mowczaa,ysze zuby jiji dribno cokotiy, niby wid choodu. Po znaku maharadi suha nakynuw jij na peczitepyj paszcz, zakutaw, pidsadyw u zakrytyj paankin, ukripenyj na spyni werbluda. Wona zne-moeno opustyasia na mjaki poduszky, jaka stareka inka askawo pokaa jiji hoowu nazruczne pidwyszczennia. Widchyyasia zawiska, byskuczi czorni oczi maharadi znajszy Hipa-tiju, hortannyj ahidnyj hoos promowyw dosy czystoju hrekoju mowoju:

    Zaspokojsia, diwczyno. Boh smerti Jama poaliw tebe. Win odijszow i ne skoro wernesia.Ty wilna i pojidesz zi mnoju do prekrasnoji Indiji, w moju Ariwartu

    Slozy pokotyysia z oczej Hipatiji, rydannia striasay jiji zmuczene tio. Stara inka pryhortaajiji hoowu do wyschych hrudej, alisywo szepotia:

    Popacz, popacz, bidneka! W slozach wyllesz hore i strach. Wse myne Wse myneJak mynaje yttia jak prochodia doszczi nad Ariwartoju, szczob daty dorohu strasznym sucho-wijam Popacz, popacz, jasnooka czuynko Pryhotuj duszu swoju do weykoji radosti

    Pochmuryj Sinaj.Bezwodna pustela, neprywitni hory. Paluczi dni, prochoodni noczi.Tut szaeno prokoczujusia smerczi nad mertwymy piskamy, niby slidy neczestywych