B. Wojciszke - Psychologia miłości

261

Transcript of B. Wojciszke - Psychologia miłości

Page 1: B. Wojciszke - Psychologia miłości
Page 2: B. Wojciszke - Psychologia miłości

psychologiamiłości

Page 3: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Boadan WoJciszke

psychologiamiłościIntymność- Namiętność-

•Zaangażowanie-

GWPGDAŃSKIEWYDAWNICTWO PSYCHOLOGICZNE

Gdańsk 2003

Page 4: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Copyright © Bogdan Wpjciszke & Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne,Gdańsk 1994

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być prze-drukowywana ani w żaden sposób reprodukowana lub odczytywana w środ-kach masowego przekazu bez pisemnej zgody Gdańskiego WydawnictwaPsychologicznego.

Wydanie czwarte (dodruk)

Redakcja naukowa; Krystyna Drat-RuszczakRedakcja: Katarzyna Budna, Małgorzata JaworskaKorekta: Joanna Sadowska

Opracowanie graficzne: Jarosław CzarneckiSkiad: Maria Chojnicka

ISBN 83-89120-70-4

Druk: Drukarnia „Stella Maris"80-822 Gdańsk, ul. Rzcźnicka 54/56tel. 0-58 769 45 54, fax 0-58 769 45 04

Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne81-753 Sopot, ul. Bema 4/1A, tel./fax 058 551 61 04, 551-11-01e-mail: [email protected], www.gwp.pl

Page 5: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Od autora

Miłość jest najważniejszym wydarzeniem między narodzinami a śmierciączłowieka, I choć trudno o pogląd mniej oryginalny, on właśnie byi przyczyn;}napisania lej książki. Gdyby zniknęły wszystkie książki o miłości, zniknęłaby nie-mal cała literatura piękna, nie hyłoby ani bajek, ani wierszy, ani piosenek. Po cóżwiec jeszcze jedna książka o miłości?

Otóż ta książka nie jest pracą literacką, lecz... naukową. Nie pod wzglę-dem formy, ponieważ staram się możliwie mało nudzić Czytelnika ulubionymiprzez naukowców długimi a obco brzmiącymi słowami, definicjami i klasyfika-cjami. Jest książką naukową z powodu źródet, z ktńrych czerpie. A źródłem tymjest współczesna psychologia i wykrywane przez nią prawidłowości rządzące na-szymi uczuciami, myśleniem i zachowaniem. Naukowe analizy miłości przypomi-nają nieco wnioskowanie o naturze huraganu na podstawie tej jego części, którągdalo się pracowitemu badaczowi /.łapać do słoika. W dodatku przykładanie na-ukowej miarki do miłości uważane może być wręcz za jej profanację. Naukaposzukuje uogólnień i ucieka od szczegółu, a każda miłość jest przecież szcze-gólna i inna niż wszystkie pozostałe. Bardziej nadaje się więc na tworzywo sztukiczy literatury niż nauki.

Cóż, czy nam się to podoba, czy nie, tyle jest w różnych miłościach podo-bieństw, co i różnic. Zajmowanie się i jednymi, i drugimi jednako jest fascynujące,bo fascynująca jest sama miłość. Ponadto, jakkolwiek zwykle pragniemy kochaćdobrze, to jednak najczęściej robimy to żle, przynajmniej zdaniem tych, którychkochamy. Nierzadko ponosimy klęskę w miłości nie z powodu braku starań, leczwłaśnie dlatego, że się staramy. Rozważania nad tymi paradoksami i pułapkamimiłości zajmują więc sporą część tej książki.

Myśl przewodnia jest prosta: miłość ulega nieuchronnym zmianom. Nie z po-wodu słabości charakteru czy zewnętrznych trudności, lecz dlatego, że taka jestnatura tego uczucia. Od pewnego momentu większość tych zmian jest szkodliwadla kochających się ludzi, a ich związek skazany jest na cichą zagładę lub głośnąkatastrofę, jeżeli zmianom tym nie potrafią zapobiec. Problem jednak w tym, że

Page 6: B. Wojciszke - Psychologia miłości

6 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

tylko niektórym zmianom zapobiec można. Próby zapobiegania innym narażająnas tylko na niepotrzebne frustracje i bezsilne przekonanie, że nic się nie dazrobić. Udane oddziaływanie na własny związek z innym człowiekiem wymaga(parafrazując słynną modlitwę Kurta Vonneguta):sif ~ abyśmy zmienili w naszym związku z bliskim człowiekiem to, co zmienićmożna;cierpliwości - abyśmy potrafili wytrzymać to, czego zmienić nie można;i mądrości - abyśmy potrafili odróżnić jedno od drugiego.

Jest mało prawdopodobne, aby zawartość tej książki dodała komukolwiek siłlub cierpliwości. Nie z książek się one biorą. Nie można jednak wykluczyć, że po-może ona rozróżnić w miłości to, co wymaga sił, od tego, co wymaga cierpliwości.

Książka ta powstała dzięki Fundacji im. Aleksandra von Humboldta, któ-rej stypendium umożliwiło mi ponadroczny pobyt na Uniwersytecie w Bielefeid,gdzie życzliwie gościł mnie Profesor Alois Angleitner. Dziękuję i Fundacji, i Pro-fesorowi za stworzenie mi wspaniałych warunków do pracy. Dziękuję też Kry-stynie Ruszczak za nieocenioną pomoc redakcyjną (i zapoznanie mnie z treściąromansów z serii „Har)equin") oraz mojemu wydawcy, Elżbiecie Zubrzyckiej, zasprawne i błyskawiczne wydanie tej książki.

Page 7: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 1

Przemiany miłości

Trzy składniki miłości- intymność- namiętność- zaangażowanie

Rozwój związku miłosnego- zakochanie- romantyczne początki- związek kompletny- związek przyjacielski- związek pusty i jego rozpad

Zmiana jest nieodłączną towarzyszką życia: wszystko, co żyje,ulega zmianom. Brzmi to dość banalnie, dopóki nie uświadomimysobie, że w odniesieniu do wielu zjawisk żywimy wewnętrzniesprzeczne pragnienia, aby istniały, a jednocześnie nie ulegały żad-nym zmianom. Jednym z takich zjawisk jest niewątpliwie miłość -niezmienność tego uczucia jest przecież powszechnie uważana zaznamię i rękojmię jego prawdziwości.

Potoczna obserwacja wskazuje jednak, że liczne (jeśli niewszystkie) związki między ludźmi oparte na miłości ulegają w trak-cie swego trwania daleko idącym przemianom. W poważnym stop-niu zmienia się treść uczucia łączącego partnerów, czyli sama istotamiłości. Wystąpienie takich zmian jest zwykle traktowane albo jakopojawienie się, albo jako zanik „prawdziwej" miłości. „Dopiero te-raz naprawdę ją kocham" — konstatują szczęściarze. Ci zaś, któ-rzy mniej mieli szczęścia lub jedynie dłużej czekali z wyciąganiem

Page 8: B. Wojciszke - Psychologia miłości

8 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ostatecznych wniosków, stwierdzają: „To nie mogła być prawdziwamiłość, skoro tak niewiele z niej zostało".

Przyczyny takich zmian są zwykle upatrywane w negatywnychcechach partnera lub własnych („On jest zbyt samolubny na to,żeby mógł zdobyć się na prawdziwą miłość"). W ostatecznościmożna jeszcze westchnąć nad ułomnością ludzkiej natury w ogóle.Z drugiej jednak strony, takie obserwacje bardziej mogą skła-niać do refleksji o naturze miłości niż o naturze zaangażowanychw dany związek osób. W tym właśnie kierunku podążają rozważa-nia zawarte w niniejszej książce, w której staram się zaprezentowaćkoncepcję miłości nie jako pewnego stanu uczuć tego czy innegoczłowieka, lecz jako procesu rozgrywającego się w długotrwałymzwiązku dwojga ludzi. W myśl tej koncepcji nieuchronność zmianzwiązku miłosnego nie wynika ani ze słabości charakteru jednegobądź obojga partnerów, ani z oddziaływania jakichkolwiek innych,zewnętrznych wobec danego związku czynników, lecz z wewnętrz-nej natury takiego związku i samego uczucia miłości.

Trzy składniki miłości

Punktem wyjścia moich rozważań jest dokonane przez RobertaJ. Sternberga (1986) rozróżnienie trzech zasadniczych składnikówmiłości: intymności, namiętności i zaangażowania w utrzymaniezwiązku. Omówię pokrótce naturę każdego z tych składników,zwracając szczególną uwagę na ich dynamikę, to znaczy szybkośćprzyrostu i spadku każdego z nich w miarę trwania związku.

Intymność

Inrymność oznacza tutaj te pozytywne uczucia i towarzysząceim działania, które wywołują przywiązanie, bliskość i wzajemnązależność partnerów od siebie. Badania Sternberga wskazują, żena tak pojmowaną inrymność składają się:

- pragnienie dbania o dobro partnera,- przeżywanie szczęścia w obecności partnera i z jego powodu,- szacunek dla partnera,- przekonanie, że można nań liczyć w potrzebie,- wzajemne zrozumienie,

Page 9: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 9

- wzajemne dzielenie się przeżyciami i dobrami, zarówno du-chowymi, jak i materialnymi,

- dawanie i otrzymywanie uczuciowego wsparcia,- wymiana intymnych informacji,- uważanie partnera za ważny element własnego życia.

Jeżeli Czytelnik zaczął właśnie sprawdzać, czy wszystko toczuje wobec kochanej przez siebie osoby, to spieszę dodać, żeJego związek może być intymny, nawet jeżeli któregoś z powyż-szych uczuć czy zachowań „brakuje" w jego związku. Albowiemnie wszystkie te uczucia muszą być przeżywane, a działania po-dejmowane, aby można było mówić o zaistnieniu intymności. Dlajej pojawienia się wystarczy dowolna konfiguracja wystarczającodużej liczby tych składników. Badania Sternberga i jego współpra-cowników wykazują również, że struktura intymności (czyli skład„mieszanki" wymienionych punktów) nie zależy od tego, czy idzie0 miłość do partnera życiowego, ojca, matki, rodzeństwa, czy przy-jaciela tej samej płci. Sugeruje to, że choć intymność pojawia sięw tych związkach z różną mocą, jest ona zbiorem przeżyć cha-rakterystycznych dla miłości w ogóle, nie zaś dla jednej tylko jejodmiany. Przeciwieństwem będzie tu namiętność, typowa dla mi-łości erotycznej lub romantycznej, a raczej nieobecna w miłości dorodziców czy dziecka.

Dynamika (przemiany) intymności jest łagodna: siła uczuć1 działań składających się na intymność rośnie powoli i jeszcze wol-niej opada, jak to ilustruje rysunek 1.

Pozytywne emocje składające się na intymność wynikają w du-żej mierze z umiejętności komunikowania się, wzajemnego zro-zumienia i udzielania sobie wsparcia i pomocy, a takie umiejęt-ności wykształcają się dopiero w trakcie wzajemnego poznawaniasię partnerów. W początkowym stadium związku partnerom częstotrudno jest się porozumieć, a wzajemne próby pomagania sobiemogą nawet przy najlepszych chęciach kończyć się niepowodze-niem wskutek nietrafnego rozpoznania i zrozumienia rzeczywistychpotrzeb partnera albo też nieumiejętności ich zaspokojenia. Jakżeczęsto, gnani niecierpliwością serca, chcielibyśmy zrobić dla Niego(Niej) „wszystko", choć nie bardzo jeszcze wiemy, co by to wła-ściwie być miało i jak miałoby się dokonać. Ta chropowatość kon-taktów ustępuje jednak w miarę upływu czasu i wykształcania się

Page 10: B. Wojciszke - Psychologia miłości

10 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

„scenariuszy" wzajemnych kontaktów, czyli pewnych niezmiennychciągów działań obojga partnerów w najczęściej powtarzających sięsytuacjach. Wykształcenie takich scenariuszy jest początkowo silnienagradzające i przyjemne dla partnerów. Na przykład znalezienieskutecznego sposobu pocieszenia partnera, kiedy jest on w depre-sji, stanowi bardzo przyjemne wydarzenie i dla pocieszanego, i dlapocieszycie!a. Ona może odkryć, że Jemu wcale nie robi się le-piej od szczegółowego rozstrząsania problemów stale stwarzanychprzez zawistnego szefa, natomiast doskonale działa wyjście do kinaczy placek ze śliwkami według Jej własnego pomysłu. On może sięzorientować, że sposobem na Jej nieporozumienia z matką nie jestponawianie propozycji, aby zrezygnować całkowicie z utrzymywa-nia z matką jakichkolwiek kontaktów, lecz rozmowa o tych daw-nych, szczęśliwych czasach, gdy kłótni jeszcze nie było. I tak dalej.Wzrost liczby takich udanych wzorców kontaktowania się i umiejęt-ności wzajemnego zaspokajania potrzeb przez partnerów wymagaoczywiście czasu i dobrych chęci obojga zainteresowanych. W re-zultacie intymność rośnie dość powoli w miarę trwania związku,jak to ilustruje rysunek 1.

Udane scenariusze, według których układają się wzajemnekontakty, mają oczywiście tendencje do utrwalania się właśnie dla-tego, że są udane i przynoszą partnerom różne nagrody. Z tegosamego powodu takie udane scenariusze wzajemnych kontaktówautomatyzują się - zaczynają być odgrywane bez namysłu i bez wy-siłku, a przecież z pozytywnym skutkiem. Jest to przyjemne i ko-jące, choć tkwi w tym być może najbardziej zdradliwa pułapkawielu zrazu pomyślnie rozwijających się związków. Już oto wiemy,czego ukochanemu potrzeba najbardziej, a w dodatku nikt inny niewie tego aż tak dobrze i przenigdy nie potrafiłby równie płynniezrealizować recepty na szczęście i nagle... okazuje się, że ukochanyodchodzi z inną, która wcale nie zna ani jego, ani sposobu najego kłopoty z szefem. Co się stało? Dlaczego to, co dotąd byłonajlepsze, przestało być potrzebne? Nie stało się nic ponad ujaw-nienie się prawidłowości, którą wszyscy dobrze znamy - ntiyna jestzabójcza dla uczuć, szczególnie pozytywnych. Liczne teorie psycho-logiczne opisujące pojawianie się i przebieg uczuć nie bez podstawzakładają, że warunkiem niezbędnym do powstania jakichkolwiekemocji jest przerwanie automatyzmów i pojawienie się zdarzeńnieoczekiwanych, odbiegających od tego, co jest zawsze. Dopóki

Page 11: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 11

Rysunek 1.Wzrost i spadek intymności w miarę trwania związku.

wszystko jest jak zawsze, dopóty niewiele jest powodów do przej-mowania się (chyba że „zawsze" oznacza stany silnie nieprzyjemne,do których trudniej jest się przyzwyczaić niż do stanów przyjem-nych, z natury bardziej podatnych na zobojętnienie). Skoro tak, torównież uczucia w związku dwojga ludzi przeżywane są tak długo,jak długo partnerzy doświadczają niepewności i jej usuwania, jakdhigo w trakcie ich stosunków pojawiają się zaburzenia czy różnegorodzaju „chropowatości" i niespodzianki. Ponieważ w miarę trwa-nia udanego związku wszelkie zgrzyty stopniowo zanikają, zanikajątym samym warunki niezbędne do pojawiania się uczuć pozytyw-nych, a w konsekwencji - same uczucia (Berscheid, 1983).

Zamieranie uczuć związanych z intymnością jest jednak zwy-kle bardzo powolne, gdyż zanik ten powstrzymują bezpośrednie

Page 12: B. Wojciszke - Psychologia miłości

12 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

„zyski" psychiczne wynikające z wykształcenia scenariuszy silnienagradzających i unikalnych (jeżeli jesteśmy przekonani, że tylkodany partner jest nas w stanie zrozumieć czy skutecznie służyćpomocą). Krzywa ilustrująca natężenie intymności na rysunku 1opada więc bardzo powoli. Niemniej opada, ponieważ psychicznezyski maleją w miarę upływu czasu. Jest to wyrazem innej pra-widłowości psychologicznej polegającej na tym, że wartość każdejnagrody spada na skutek wzrostu częstości jej otrzymywania.

Namiętność

Namiętność jest konstelacją silnych emocji zarówno pozytyw-nych (zachwyt, tkliwość, pożądanie, radość), jak i negatywnych(ból, niepokój, zazdrość, tęsknota), często'z mocno uwydatnio-nym pobudzeniem fizjologicznym. Emocjom tym towarzyszy bar-dzo silna motywacja do maksymalnego połączenia się z partnerem.Wiele typowych przejawów miłości, wskazywanych przez ludzi jakotakie, to przejawy właśnie namiętności: pragnienie i poszukiwaniefizycznej bliskości, przypływy energii, uczucie podniecenia, bicieserca, dotykanie, pieszczenie, całowanie, kontakty seksualne, ob-sesja na punkcie partnera, marzenia na jawie, psychiczna nieobec-ność pod nieobecność partnera itd. (co można sprawdzić w każdejksiążce z serii „Harlequin", a także w bardziej naukowych źró-dłach - np. Shaver i in., 1987).

Dominującym elementem namiętności są zwykle w tej czy in-nej postaci pragnienia erotyczne, aczkolwiek nie sposób namiętno-ści utożsamić z potrzebą seksualną ani założyć, że jest to jedynapotrzeba w nią uwikłana. Obok niej w grę może wchodzić potrzebasamourzeczywistnienia czy odnalezienia sensu życia, dowartościo-wania własnej osoby, dominacji czy opiekuńczości itd. W przeci-wieństwie do samej potrzeby seksualnej, zdolność do przeżywaniamiłosnej namiętności jest w pewnym stopniu darem kultury, niezaś jedynie natury. Warunkiem jej przeżycia jest nie tylko pojawie-nie się osoby stanowiącej odpowiedni (tj. atrakcyjny i choć trochęniedostępny) obiekt namiętności, ale również wychowanie w kul-turze wyznającej ideał miłości romantycznej. Jak będę się starałprzekonać w dalszych częściach tej książki, nasza kultura (szerokopojęta cywilizacja chrześcijańska) nie tylko ideał taki wyznaje i pro-muje na nieskończenie wiele sposobów, ale czyni to w sposób ażnazbyt skuteczny.

Page 13: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 13

Podczas gdy dynamika intymności jest łagodna, dynamika na-miętności jest dramatyczna. Namiętność intensywnie rośnie, szybkoosiągając swoje szczytowe natężenie, i niemal równie szybko ga-śnie. Początkowy wzrost namiętności jest procesem przebiegają-cym lawinowo, na zasadzie dodatniego sprzężenia zwrotnego: imsilniejsza namiętność, tym więcej pociąga ona za sobą zachowańjeszcze bardziej ją nasilających. Najłagodniejsze z tych zachowańto: bardzo częste kontakty, bliskość fizyczna, długotrwałe patrzeniesobie w oczy - zgodnie z licznymi wynikami badań psychologicz-nych każdy z tych czynników nasila wielkość przeżywanych przezczłowieka emocji (niezależnie od ich pozytywnej lub negatywnejtreści). W ten sam sposób i jeszcze silniej oddziałują: izolowanie siępartnerów od świata zewnętrznego, prowadzenie rozmów koncen-trujących się na ich własnych uczuciach (a rozpamiętywanie każ-dego uczucia prowadzi do jego nasilenia), kontakty erotyczne itd.

Wewnętrzna logika namiętności polega na tym, że może onajedynie rosnąć, samo tylko trwanie natomiast jest zapowiedzią jejśmierci. Choć prawda to zupełnie oczywista, w równie oczywistysposób odrzucamy ją wtedy, gdy akurat sami namiętność przeży-wamy. Namiętność nie może wzrastać w nieskończoność, podobniejak największa nawet iawina nie może spadać bez końca. Załama-nie wzrostu namiętności jest więc nieuchronną konsekwencją jejpoczątkowo lawinowego wzrostu. Dobrze o tym wiedzą autorzyromansów z serii „Harleąuin", gdzie kolejność kluczowych zda-rzeń jest z reguły podobna, niezależnie od tego, czy on jeździsrebrzystym lincolnem, czy raczej ubiera się u Harrodsa. Po po-czątkowym wybuchu namiętność z jakiegoś zewnętrznego powodu(kamerdyner źle przekazał wiadomość) ulega zawieszeniu. Nie wy-gasa jednak, choć przez następnych pięćdziesiąt stron istnieje ra-czej potencjalnie niż faktycznie. Akcja nabiera rumieńców z chwiląponownego wybuchu namiętności (przeszkoda została usunięta)i czym prędzej się kończy w momencie zapowiadającym niechybnyspadek miłosnych porywów. Bohaterkom „harlequinów" robi sięco prawda rozkosznie słabo, ale w istocie za nic mają samą na-miętność, wiedząc, że i tak przeminie. Domagają się całej miłości,a więc i intymności, i zaangażowania.

Dodajmy też, że namiętność jest ponadto uczuciem z naturyswej nierealistycznym. Wymaga absolutnego uwielbienia partnera,

Page 14: B. Wojciszke - Psychologia miłości

14 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 2.Wzrost i spadek namiętności w miarę trwania związku.

a to jest możliwe jedynie za cenę braku realizmu (żaden śmiertel-nik nie zasługuje na absolutny podziw i uwielbienie). Życie oczy-wiście wymusza realistyczne spojrzenie na partnera i już sam tenrealizm musi namiętność zabić, a co najmniej przytłumić. Istotą na-miętności jest wreszcie jej zaborczość i zachłanność - ponieważ namocy swej definicji namiętność jest sprawą najważniejszą dla prze-żywających ją ludzi, odsuwa ona na dalszy plan lub wyłącza innerodzaje ich aktywności życiowej. Dodatkowym czynnikiem kładą-cym kres namiętności może więc być niemożliwy już do zniesieniapoziom dezorganizacji tych pozostałych dziedzin życia.

Namiętność jest niekiedy porównywana z uzależnieniem odnarkotyków, środków nasennych czy alkoholu (Peele i Brodsky,1976). Osiąganie stałego poziomu pożądanych przez człowieka re-

Page 15: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 15

zultatów działania tych trucizn wymaga stałego zwiększania dawkiw miarę przedłużania się okresu ich pobierania. Zrodzone w tensposób uzależnienie doprowadza do konieczności zażywania co-raz większej dawki trucizny jedynie w celu uniknięcia niezwykleprzykrych objawów jej odstawienia. Jeżeli do odstawienia w końcudojdzie, pojawia się głęboka depresja, rozdrażnienie i obsesyjnatęsknota za trucizną. Dopiero długi okres abstynencji doprowadzana powrót do stanu wyjściowego.

Porównanie namiętności do fizjologicznego uzależnienia niejest zbyt liryczne i - jak każda analogia - tylko w pewnym za-kresie trafne. Dostarcza jednak przekonywających intuicji co doprzebiegu ostatniej, „zejściowej" fazy namiętności. Po początkowoszybkim spadku jej natężenia następuje trwające dość krótko usta-bilizowanie namiętności na niższym poziomie (plateau), po czymnastępuje całkowite jej wygaszenie. Tej ostatniej fazie towarzyszydepresja, a jednocześnie i tęsknota za namiętnością, i niechęć doniej. Tak więc, podczas gdy intymność spada powoli i często nieosiąga w ogóle punktu zerowego, namiętność nie tylko spada dozera, ale jej ostateczny koniec jest w dodatku połączony z nega-tywnymi emocjami (por. rysunek 2., a także bardziej szczegółowerozważania nad „naturalną śmiercią namiętności" w rozdziale 4.).

Zaangażowanie

Zaangażowanie jest tu rozumiane jako decyzje, myśli, uczu-cia i działania ukierunkowane na przekształcenie relacji miłosnejw trwały związek oraz na utrzymanie tego związku pomimo wystę-powania różnych przeszkód.

Podczas gdy namiętność jest rym składnikiem miłości, któryniemal w ogóle nie poddaje się „rozumowi" i woli samych za-interesowanych, a intymność poddaje im się jedynie umiarkowa-nie, zaangażowanie jest wysoce podatne na świadomą kontrolę zestrony kochających się ludzi. Stanowi to zarówno o sile, jak i o sła-bości tego składnika miłości. Z jednej bowiem strony, silne za-angażowanie partnerów (bądź nawet tylko jednego z nich) możebyć jedynym, choć skutecznym czynnikiem podtrzymującym zwią-zek. Z drugiej jednak strony, zaangażowanie jest zwykle rezulta-tem świadomej decyzji, a ta może zostać zmieniona czy odwołana,w związku z czym ten składnik miłości może przestać istnieć nie-malże z dnia na dzień. W sytuacji gdy jest to już jedyny czynnik

Page 16: B. Wojciszke - Psychologia miłości

16 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

podtrzymujący trwanie związku, zanik zaangażowania prowadzi dorozpadu samego związku.

W udanym związku zaangażowanie jest jednak zwykle jegonajbardziej stabilnym składnikiem. Wysiłek wkładany w utrzymaniezwiązku automatycznie zapoczątkowuje proces jego samopodtrzy-mywania się. Wycofanie wysiłku byłoby równoznaczne z przyzna-niem się przed sobą i innymi, że wysiłek ów został „zainwestowany"źle, co, oczywiście, niezbyt pochlebnie świadczy o samym „inwe-storze". Natomiast pochlebnie świadczy o nim (o niej) wysiłek wy-datkowany sensownie i stosownie. Zatem samo wkładanie wysiłkuw dany związek nasila szansę, że „inwestor" będzie przekonywałzarówno siebie, jak i innych, iż jego postępowanie jest słuszne, i tymchętniej będzie to nadal czynił. Dalszymi czynnikami podtrzymują-cymi zaangażowanie są: dodatni bilans zysków i strat uzyskiwanychw danym związku przez partnerów oraz mała atrakcyjność innych(alternatywnych) związków im dostępnych, a także liczne barieryprzeszkadzające zerwaniu związku. Bariery te mogą mieć charak-ter zarówno nieformalny (własny system wartości, naciski rodzinyi przyjaciół), jak i formalny (jeżeli związek został zalegalizowanyjako małżeństwo).

Dość złożona komputerowa symulacja rozwoju związku inter-personalnego (Huesmann i Levinger, 1976) sugeruje, że zanimkrzywa zaangażowania osiągnie swój maksymalny i niezmienny po-ziom, jej wzrost ma charakter esowaty, jak to ilustruje rysunek 3.Oznacza to, że początkowo zaangażowanie rośnie wolno, a w miaręnarastania namiętności i intymności jego wzrost jest coraz szybszy.Następujące potem ustabilizowanie zaangażowania trwa w zasa-dzie aż do końca związku. Przerwanie związku jest zwykle rów-noznaczne z zaprzestaniem działań związek ów podtrzymujących,a więc z wycofaniem zaangażowania (które spada do zera).

Rozróżnienie pomiędzy intymnością, namiętnością i zaangażo-waniem jako trzema odrębnymi składnikami miłości wymaga oczy-wiście jakiegoś odrębnego pomiaru każdego z tych składników.Pewnym krokiem w tym kierunku jest zamieszczony w tabeli 1.kwestionariusz zawierający trzy grupy twierdzeń (skale), z którychkażda mierzy jeden z tych składników. Treść twierdzeń składają-cych się na każdą z tych skal ilustruje, na czym polega różnicamiędzy trzema omówionymi składnikami miłości.

Page 17: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 17

czasRysunek 3.Zmiany wielkości zaangażowania w miarę czasu trwania związku.

Tabela 1.

Treść twierdzeń składających się na skale intymności (pozycje oznaczoneliterą 1), namiętności (N) i zaangażowania (Z). W odniesieniu do każdejpozycji osoba badana decyduje, jak dalece zgadza się z danym twier-dzeniem, wybierając jedną spośród pięciu możliwości: 5 - zdecydowaniezgadzam się, 4 - zgadzam się, 3 - trudno się zdecydować, 2 - nie zgadzamsię, 1 - zdecydowanie nie zgadzam się. Miarą każdego ze składników jestsuma punklów za odpowiedzi w odniesieniu do pozycji oznaczonych tąsam;! literą. Źródło: Acker i Davis (1992).

1. Nasz związek jest pełen ciepła i serdeczności. (I)2. Nie potrafię wyobrazić sobie innej osoby, poza moim partnerem,

która uczyniłaby mnie tak szczęśliwą. (N)3. Uważam nasz związek za coś stałego. (Z)

Page 18: B. Wojciszke - Psychologia miłości

18 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

4. Zwierzamy się sobie nawzajem z różnych intymnych spraw. (I)5. Nie ma dla mnie nic ważniejszego niż nasz związek. (N)6. Pozostałabym razem z moim partnerem nawet w najgorszych trud-

nościach. (Z)7. Mocno pragnę uczynić mojego partnera szczęśliwym. (I)8. To, co nas łączy, jest bardzo romantyczne. (N)9. Moje własne zasady każą mi trwać przy moim partnerze. (Z)

10. Dobrze się wzajemnie rozumiemy. (I)11. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym być bez mojego part-

nera. (N)12. Jestem całkowicie pewna swojej miłości do mojego partnera. (N)13. Mój partner bardzo mnie wspiera swoimi uczuciami. (I)14. Uwielbiam mojego partnera. (N)15. Jestem zupełnie pewna, że kocham mojego partnera. (Z)16. Mogę liczyć na mojego partnera w potrzebie. (I)17. Często myślę w ciągu dnia o moim partnerze. (N)18. Jestem mocno zaangażowana w utrzymanie naszego związku. (Z)19. Mój partner może na mnie liczyć w potrzebie. (I)20. Sam widok partnera jest dla mnie podniecający. (N)21. Nasz związek wynika częściowo z mojej przemyślanej decyzji. (Z)22. Bardzo sobie cenię obecność mojego partnera w moim życiu. (I)23. Mój partner jest dla mnie bardzo pociągający fizycznie. (N)24. Nie pozwoliłabym, by cokolwiek przeszkodziło mojemu zanagżowa-

niu w ten związek. (Z)25. Chętnie dzielę się z moim partnerem wszystkim, co sama posia-

dam. (I)26. Idealizuję mojego partnera. (N)27. Jestem pewna trwałości naszego związku. (Z)28. Przeżywam wiele szczęścia w naszym związku. (N)29. Jest coś prawie „zaczarowanego" w naszych stosunkach. (N)30. Zawsze czuję się mocno odpowiedzialna za samopoczucie mojego

partnera. (Z)31. Czuję uczuciową bliskość między nami. (I)32. Nasz związek jest bardzo „żywy". (N)33. Wierzę, że moja miłość do tego partnera będzie trwała do końca

życia. (Z)34. Dostarczam mojemu partnerowi wiele uczuciowego wsparcia. (I)35. Bardzo lubię dawać mojemu partnerowi prezenty. (N)36. Nie potrafię sobie wyobrazić zerwania naszego związku. (Z)

Page 19: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 19

Rozwój związku miłosnego

Miłość to słowo używane do nazwania podnieceniaseksualnego u młodych, przyzwyczajenia u ludzi w silewieku i wzajemnego uzależnienia u starych.

John Cardi

Jeśli przyjąć, że dynamika intymności, namiętności i zaanga-żowania rzeczywiście zbliżona jest do tego, co ilustrują rysunki 1.,2. i 3., to wynika z tego co najmniej jeden istotny wniosek. Otow miarę trwania związku miłosnego nie tylko mogą pojawić sięważne zmiany w jego treści i intensywności, ale zmiany takie sąwręcz nieuchronne jako następstwo zróżnicowanej dynamiki trzechpodstawowych składników miłości. Zmiany postaci, w jakiej miłośćtych samych partnerów istnieje i się przejawia, zasadniczo wynikająnie z nacisków i okoliczności zewnętrznych, lecz z samej istoty mi-łości. Okoliczności decydują raczej o tempie czy nasileniu zmian,natomiast sam fakt ich występowania jest po prostu nieuchronnąkonsekwencją rozwoju związku. Jak zobaczymy na dalszych stro-nach, stopień owej nieuchronności jest różny dla różnych zmian:niektórych uniknąć nie sposób, innych - uniknąć można (choć niezawsze się to zainteresowanym udaje, nawet jeśli tego pragną).

Spróbujmy sprecyzować te twierdzenia, rozważając już nieprzemiany każdego ze składników miłości z osobna, lecz wszyst-kich trzech łącznie. Pomocne będzie tu nałożenie na siebie trzechpoprzednich rysunków. By tego dokonać, spróbujmy przyjąć jesz-cze kilka dodatkowych, dość oczywistych założeń.

Po pierwsze, życie każdego ze składników miłości rozpoczynasię w tym samym momencie (jak to bywa w przypadku nowo po-znanej osoby).

Po drugie, maksymalne natężenie namiętności jest znaczniewiększe od maksymalnych natężeń intymności i zaangażowania(które nie różnią się między sobą pod tym względem).

Po trzecie, przyjmijmy istnienie pewnego progowego, krytycz-nego natężenia każdego ze składników, które na rysunku 4. wy-raża pozioma „gruba kreska". Jeżeli natężenie danego składnikaznajduje się poniżej tej wartości, składnika tego jeszcze „nie ma",to znaczy nie liczy się on przy określaniu ogólnego charakteruzwiązku. Jeżeli natężenie składnika przekracza tę wartość i jest

Page 20: B. Wojciszke - Psychologia miłości

20 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 4.Zróżnicowanie dynamiki trzech podstawowych składników miłości i wyni-kająca z niego typowa sekwencja faz związku miłosnego rozpoczynającegosię miłością od pierwszego wejrzenia: 1 - zakochanie; 2 - romantyczne po-czątki; 3 - związek kompletny; 4 - związek przyjacielski; 5 - związek pusty.

ponad kreską, składnik ten „jest", to znaczy występuje w związkujako jego istotna właściwość.

Przyjęcie tych założeń pozwala wyróżnić szereg typowych fazzwiązku miłosnego, układających się w pewną naturalną kolejność.O charakterze każdej fazy decyduje to, jakie składniki miłości sąw danym momencie obecne w związku z ponadprogową intensyw-nością: 1 -zakochanie (tylko namiętność); 2 - romantyczne początki(namiętność i intymność); 3 - związek kompletny (namiętność, in-tymność i zaangażowanie); 4 - związek przyjacielski (intymność i za-angażowanie, ale już bez namiętności); 5 - związek pusty (zaan-

Page 21: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 21

gazowanie, ale już bez intymności); 6 - rozpad związku (wycofanienawet zaangażowania).

Oczywiście etapy związku przedstawione na rysunku 4. nieskładają się w żadnym wypadku na kolejność obowiązującą, a więcna to, co być powinno, lecz jedynie na to, co bywa najczęściej. (Na-uka w ogóle nie mówi o tym, co być powinno, lecz jedynie o tym,co jest, a przynajmniej - co jest prawdopodobne.)

Im wcześniejsza faza, tym krócej trwa i tym większa szansa(jeżeli wszystko „dobrze idzie"), że zostanie ona w miarę trwaniazwiązku przekształcona w fazę następną. Prawie wszystkie udanezwiązki wychodzą poza fazę 1., 2. i 3. Im faza późniejsza, tymdłużej trwa (z wyjątkiem samego rozpadu, który może być bar-dzo szybki). Jest to dość smutna prawidłowość, oznacza ona bo-wiem, że najmniej zadowalająca faza miłości (związek pusty) czę-sto trwa dłużej niż wszystkie poprzednie (i bardziej zadowalające)fazy łącznie. Ponieważ trzy pierwsze fazy związku napędzane sąnamiętnością i jej zmianami (a namiętność słabo poddaje się świa-domej i dowolnej kontroli tych, którzy ją przeżywają), zakochanie,romantyczne początki i związek kompletny prawie nieuchronnieskazane są na przeminięcie. Inaczej mają się sprawy z trzema po-zostałymi fazami, napędzanymi głównie dynamiką zaangażowania(które niemalże całkowicie pozostaje pod kontrolą zainteresowa-nych) i intymności (która w dużym stopniu poddaje się kontroli,choć wymaga to i chęci, i umiejętności).

Jak będę starał się pokazać w dalszych partiach tej książki,niektóre próby oddziaływania partnerów na ich własną miłość wy-dają się z góry skazane na niepowodzenie, podczas gdy inne mogązostać uwieńczone znacznym sukcesem i uchronić związek przedrozpadem. Wszystko zależy od tego, na jakie składniki miłości za-interesowani wywierają wpływ i kiedy (w jakiej fazie związku) toczynią.

Zakochanie

Jeżeli wszystkie trzy składniki miłości zaczynają się rozwijaćrównocześnie, w momencie poznania nowej osoby (tak jak to ilu-struje rysunek 4.), to namiętność, jako składnik najintensywniejprzybierający na sile, pojawi się najszybciej - jako dominująca ce-cha całego uczucia. W języku potocznym mówi się tu o zakochaniu

Page 22: B. Wojciszke - Psychologia miłości

22 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

- intensywnym stanie uczuć opiewanym przez poetów, ale takżeokreślanym jako szybko przemijająca choroba (przez miłośnikówprozy). Intuicja potoczna wyraźnie odróżnia zakochanie od miłości.Zakochanie jest ślepe, krótkotrwałe, daje silne uczucie szczęścianieskalanego myślą i jest cokolwiek egoistyczne, a przynajmniejbardziej skoncentrowane na tym, kto kocha, niż na tym, kto jest ko-chany („Kocham cię - cóż to cię obchodzi", pisał Goethe). Miłośćjest powolniejsza, trwalsza, mądrzejsza i bardziej się koncentrujena osobie kochanej niż kochającej, a oprócz szczęścia zawiera rów-nież ból. Literatura piękna przynosi liczne opisy takiej namiętnościod pierwszego wejrzenia, uderzającej gwałtownie i nieoczekiwanieniczym piorun z jasnego nieba.

Zakochanie nie musi być pierwszą fazą miłości - przypływ na-miętności może zdarzyć się nawet po długiej znajomości i być nie-oczekiwanym rezultatem powoli narastającej intymności. Tak więcpoczątkowa kolejność faz przedstawionych na rysunku 4. może wy-glądać nieco inaczej - cały związek może rozpocząć się od przy-jaźni. Co ciekawe, „starzy przyjaciele" bywają nie mniej zaskoczenipojawiającą się w ich relacji zmianą niż kochankowie „od pierw-szego wejrzenia". Ich nagła namiętność wcale nie musi być mniejekscytująca. Jednakże najbardziej typowy obraz miłości w naszejkulturze to miłość od pierwszego wejrzenia, rozpoczynająca się za-kochaniem. Miłość od pierwszego wejrzenia jest zresztą nie tylkostereotypem - okoto 50% badanych, zarówno kobiet, jak i męż-czyzn, stwierdza, że przeżyło ją co najmniej raz w życiu (Averilli Boothroyd, 1977).

Romantyczne początki

Istotnym elementem zakochania jest pragnienie możliwie naj-częstszych i najbliższych kontaktów z ukochaną osobą. Jeżeli więczakochanie spotyka się z wzajemnością, a przynajmniej nie zo-stanie odrzucone przez partnera, naturalną konsekwencją rosną-cych kontaktów jest rozwój intymności. Oznacza to wejście w fazęromantycznych początków. Ta faza również jest raczej krótko-trwała, ponieważ silnie nagradzające połączenie gwałtownych roz-koszy namiętności z łagodnymi urokami intymności samo w sobiewzbudza skłonność do utrzymania i rozbudowy tak przyjemnegozwiązku. W rezultacie pojawia się decyzja partnerów o zaanga-żowaniu w utrwalenie związku, który jednak przestaje wtedy być

Page 23: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 23

romantyczny, a staje się w pełni dojrzałą miłością, czyli związkiemkompletnym.

Kolejność zdarzeń doprowadzających do zapoczątkowania sta-łego związku jest dosyć zgodnie opisywana przez różnych badaczy,którzy opierają swe opisy na subiektywnych sprawozdaniach osóbbadanych z przebiegu ich związków bądź też (rzadziej) na obserwo-waniu rzeczywistych związków w trakcie ich powstawania. Burgessi Huston (1979, s. 8) przedstawili tę kolejność następująco:

1. Partnerzy spotykają się częściej, na dłużej, w coraz bardziejróżnorodnych sytuacjach.

2. W przypadku rozdzielenia usiłują znowu być razem, co dostar-cza im satysfakcji, jeśli się powiedzie.

3. „Otwierają się" przed sobą nawzajem - wyjawiają tajemnicei łączą ich intymne kontakty fizyczne.

4. Stają się mniej zahamowani i bardziej skłonni do dzielenia sięuczuciami pozytywnymi i negatywnymi, do wzajemnego po-chwalania się i ganienia.

5. Rozwijają swój własny system porozumiewania się i doskonaląjego używanie.

6. Narasta ich zdolność do zauważania i przewidywania punktuwidzenia partnera.

7. Zaczynają wzajemnie synchronizować swoje cele i postępowa-nie oraz wykształcają trwałe scenariusze wzajemnych kontak-tów.

8. Zwiększają wysiłek wkładany w związek, podwyższając w tensposób jego ważność we własnej „przestrzeni życiowej".

9. Coraz silniej odczuwają, że ich indywidualny interes jest nie-odłączny od istnienia i jakości łączącego ich związku.

10. Narasta ich wzajemne lubienie się, zaufanie i miłość.11. Zaczynają uważać swój związek za niemożliwy do zastąpienia,

a przynajmniej za niepowtarzalny.12. Coraz częściej i silniej występują jako para (a nie dwie jed-

nostki) w relacjach z innymi ludźmi.

Jeśli wierzyć literaturze, zwłaszcza tej sprzed XX wieku, miłośćdopóty jest zjawiskiem interesującym, wartym opisu i artystycznejanalizy, dopóki zachowuje swój romantyczny charakter. Z chwilą

Page 24: B. Wojciszke - Psychologia miłości

24 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

utraty tego charakteru (a więc wyjścia poza fazę zakochania i ro-mantycznych początków) związek przestaje być dla kogokolwiekinteresujący, nie wyłączając samych partnerów.

Najbardziej romantyczne są opowieści o romansach, którekończą się źle (przeważnie śmiercią jednego z partnerów, a jeszczelepiej obojga) i nigdy się nie stabilizują. Opowieści o romansachudanych, które dobrze się kończą, dobiegają zwykle kresu przed oł-tarzem, a więc w momencie kiedy miłość romantyczna ostatecznieprzekształca się w miłość kompletną. Nie bez znaczenia jest tu za-pewne fakt, że przeszkody, jakie mają do pokonania początkującykochankowie romantyczni, są bardziej dramatyczne i widowiskoweod dość znojnych trudności, z którymi mozolą się partnerzy w póź-niejszych fazach związku. Tak czy owak, dla sztuki miłość najwyraź-niej przestaje być interesująca z chwilą ustabilizowania się związku.

Kult miłości romantycznej jako jedynej, która jest warta przed-stawiania przez sztukę i przeżywania przez ludzi, jest w naszej kul-turze równie rozpowszechniony, co niedorzeczny, zważywszy, żeprzez znaczną większość życia kochamy swych partnerów w inny,nie romantyczny sposób. W rezultacie ani z powieści, ani z filmówprawie w ogóle nic dowiadujemy się, co interesującego można zro-bić ze swą miłością, gdy przeminie jej romantyczna faza, jako je-dyna opisywana w niezliczonych bajkach, powieściach, wierszach,filmach i piosenkach. Co gorsza, stereotyp miłości romantycznejjako uczucia, które dzieje się „samo", właściwie bez wysiłku, a czę-sto nawet wbrew wysiłkom zaangażowanych w uczucie partnerów,rodzi katastrofalne w skutkach przekonanie, że również na inneformy miłości oddziaływać nie należy (bo wtedy miłość przestajebyć „autentyczna") albo że po prostu nie daje się tego zrobić (je-żeli tylko miłość jest wystarczająco autentyczna). Dalsze partie tejksiążki mają na celu między innymi przekonanie Czytelnika dopoglądu, że kiedy miłość wyjdzie poza fazę romantycznych począt-ków, większość tego, co dzieje się w niej „samo", zmierza prostądrogą do zagłady związku. Natomiast droga do jego utrzymaniaw postaci cieszącej obie strony wiedzie jedynie poprzez rozsądne,zamierzone i świadome ingerencje samych partnerów w kształt ichzwiązku. Jeżeli Ona poprzestaje jedynie na „bezprzytomnym osu-waniu się w jego ramiona", a On na odczuwaniu „oszalałego biciaswego serca", to prostą (choć ekscytującą) drogą prowadzą swójzwiązek do nieuchronnego końca. Jest z pewnością wzruszające,

Page 25: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 25

że On ma oczy „koloru tropikalnej zatoki". Jednak czytając książkiz serii „Harleąuin" (z nich pochodzą wszystkie te cytaty) szybkoorientujemy się, że tym, co pozwala naprawdę dostrzec kolor takwyszukany, jest towarzyszący owym oczom kolosalny spadek, świet-nie prosperująca firma, a przynajmniej posiadanie „srebrzystegolincolna". Powstaje pytanie, nad którym czytelniczki serii „Ogro-dów miłości" wolą się nie zastanawiać: co zrobić, kiedy On dyspo-nuje dziesięcioletnim fiatem, w którym siada jak nie resor, to skrzy-nia biegów, kiedy Jego fortuna ogranicza się do M-3, kiedy Jegooczy, cóż... jak oczy - patrzą z udręczeniem na cieknący w łaziencekran. Tęsknota za srebrzystym lincolnem jest tyleż zrozumiała, copozbawiona realizmu. Realizm zaś, wedle skwapliwie podsycanejtradycji romantycznej, jest w miłości traktowany jako coś brzyd-kiego, wyrachowanego i sprzecznego z samą istotą miłości. W rze-czywistości jednak ani realizm, ani rozsądek nic tylko miłości niezabijają, ale są całkowicie niezbędne dla trwania związku dwojgaludzi i uchronienia go przed katastrofą.

Związek kompletny

Prawdopodobnie większość związków, jakie ludzie nawiązują(szczególnie w młodości), nigdy nie wykracza poza fazę romantycz-nych początków: albo miłość romantyczna przemija, albo brakujewystarczającego zaangażowania w przetworzenie związku w stałąrelację (z powodu braku równie silnych uczuć partnera), albo jednoi drugie. Przejście od fazy romantycznych początków do komplet-nego związku jest więc wydarzeniem dość rzadkim w życiu czło-wieka, ale ma konsekwencje, których ważności nie sposób prze-cenić.

Zgodnie z przedstawioną na rysunku 4. koncepcją rozwoju mi-łości, czynnikami niezbędnymi dla pojawienia się „ponadprogo-wego", a więc już liczącego się zaangażowania, przekształcającegomiłość w związek kompletny (co zwykle oznacza zawarcie małżeń-stwa bądź przynajmniej zamieszkanie razem), są silna namiętnośći intymność, czyli przeżywanie miłości romantycznej. Przytaczanew rozdziale 3. badania nad kryteriami wyboru partnera życiowegoprzekonują, że miłość romantyczna (oraz takie cechy partnera,które umożliwiają jej przeżywanie, to znaczy promują namiętnośći intymność) wyłania się współcześnie jako główne kryterium tego

Page 26: B. Wojciszke - Psychologia miłości

26 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

wyboru. Jest to jednak zjawisko raczej świeżej daty - do niedawnamiłość romantyczna była uważana nie tylko za kiepską podstawęmałżeństwa, ale wręcz za uczucie niemożliwe do pogodzenia z wy-mogami, jakie stawia przed partnerami stały związek.

Miłość kompletna jest niewątpliwie najbardziej zadowalającąfazą związku, najsilniej nasyconą emocjami - zarówno pozytyw-nymi, jak i negatywnymi. Końcem tej fazy jest zanik namiętności,niekoniecznie całkowity, ale poniżej poziomu oznaczającego jej do-minację w miłosnej relacji. Jeśli uwierzyć poprzednim rozważaniomnad dynamiką namiętności, zanik ten wydaje się nieuchronny; ba-dania nad długotrwałymi związkami również wykazują, że im dłużejtrwa małżeństwo, tym słabsza jest miłość romantyczna pomiędzymałżonkami (Cirabalo i in., 1976).

Z faktu, że namiętność zanika po prostu dlatego, iż taka jestjej natura, wynika jeden wniosek praktyczny. Jeżeli wygasa czysłabnie namiętność jednego czy obojga partnerów, nie ma więk-szego sensu twierdzenie, jakoby przyczyną były negatywne cechyktóregokolwiek z nich („On nie potrafi kochać") czy ich związku(„To nie była prawdziwa miłość"). Równie bezsensowne byłoby ob-winianie drzew, że opadły z nich liście, albo twierdzenie, że latatak naprawdę nie było, skoro po nim nadeszła jesień. Akceptacjatej prawdy mogłaby uchronić wiele par przed goryczą rozczaro-wań czy rozstań. Tym bardziej że optymistyczna metafora cyklicz-nych pór roku została tu przywołana nie bez przyczyny. Zanikającaw związku namiętność niekoniecznie musi bowiem wybuchnąć nanowo w odniesieniu do innego partnera. Prawdopodobnie jest tomożliwe w stosunku do tego samego partnera - na przykład wtedy,gdyby partnerom udało się utrzymać zadowalający poziom intym-ności, dzięki czemu cały ich związek nie stałby się dla nich od-stręczający. Nie znam rzetelnych danych, które potwierdzałyby tętezę, choć można tu przytoczyć anegdoty w rodzaju dwukrotnegomałżeństwa Elizabeth Taylor i Richarda Burtona, którzy, jak przy-stało na idoli Hollywoodu, zawierali liczne małżeństwa, opierającesię jedynie na namiętności. Jeżeli pobierali się dwa razy na tej za-sadzie, ich wzajemna namiętność musiała wybuchnąć co najmniejdwukrotnie (podobno planowali pobrać się po raz trzeci, czegojednak Burton nie dożył z powodu swoich innych namiętności).Nieco trudniej uwierzyć, że to, co zdarzyło się Taylor i Burtonowi,

Page 27: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 27

zdarza się wszystkim, ale można przynajmniej założyć, iż to sięzdarzyć może.

Związek przyjacielski

Gdyby ludzie budowali swoje związki tylko na bazie namiętno-ści, miałyby one niewielkie szansę na trwałość. Dlatego też licznesystemy etyczne nakazują ludziom nie kierować się namiętnościąprzy wyborze partnera, a niektóre starają się ich nakłonić, by na-miętności nie przeżywali wcale bądź przynajmniej przeżywali jąw sposób możliwie beznamiętny. Pomijając rozważania nad tym,czy jest to w ogóle wykonalne i naprawdę najlepsze, stwierdzićmożna, że oparta na intymności i zaangażowaniu miłość przyja-cielska jest zapewne najdłuższą spośród jeszcze satysfakcjonującychfaz udanego związku dwojga ludzi. Co więcej, jest to ta faza, któ-rej przedłużenie pozostaje w mocy obojga zainteresowanych, jeżelitylko wykażą po temu odpowiednie chęci i umiejętności. Potocznaobserwacja sugeruje, że chęci wykazują prawie wszyscy, choć gorzejprzedstawia się sprawa z umiejętnościami.

Podstawowym problemem, który partnerzy mają do pokona-nia w fazie związku przyjacielskiego, jest powstrzymanie spadkuintymności, a więc utrzymanie wzajemnego przywiązania, lubieniasię, zaufania, chęci pomagania i otrzymywania pomocy. Intymnośćoczywiście zamiera pod wpływem egoizmu, nietolerancji, agresji,braku wsparcia czy zdrady. Każdego z tych niebezpieczeństw mogąpartnerzy uniknąć, a przynajmniej wiedzą, że unikać ich powinni,jeżeli łączący ich związek ma być nadal zadowalający. Niezbyt lo-giczna logika ludzkich uczuć w połączeniu z beznadziejnością usi-łowań prowadzących do realizacji mitu miłości romantycznej (którydla wielu stanowi jedyną definicję miłości) sprawia jednak, że napartnerów w udanym nawet związku czyha wiele pułapek. Paradok-salnie pułapki te wynikają z tego właśnie, że związek jest udany,a paTtnerzy pełni są najlepszych chęci.

W rozdziale 5. opisuję szczegółowo szereg takich pułapek, jak:- pułapka dobroczynności, polegająca na tym, że stale i wzajemne

ofiarowywanie dobra (oraz unikanie wyrządzania partnerowikrzywd) prowadzi w miarę trwania związku do tego, iż zdol-ność do sprawiania partnerowi przyjemności maleje, wzrastazaś zdolność do sprawiania mu bólu;

Page 28: B. Wojciszke - Psychologia miłości

28 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

- pułapka bezkonfliktowośct, polegająca na tym, że stałe unika-nie konfliktów w imię utrzymania wspólnoty działań, interesówi uczuć (oraz świętego spokoju) prowadzi do zaniku tej wspól-noty (a święty spokój zamienia się w spokój wręcz śmiertelny);

- pułapka obowiązku, polegająca na tym, że systematyczne pod-pieranie własnych uczuć do partnera poczuciem obowiązkuprowadzić może do ich zaniku. Własne działania mogą być wi-dziane jako rezultat jedynie własnej obowiązkowości, nie zaśuczuć żywionych do partnera;

- pułapka sprawiedliwości, polegająca na tym, że domaganiesię przede wszystkim sprawiedliwości we wzajemnej wymianie„świadczeń" przez partnerów sprowadza się w praktyce głów-nie do odwzajemniania zachowań negatywnych, a więc spra-wiedliwości typu „oko za oko, ząb za ząb".Pułapki te oczywiście nie każdej parze muszą się zdarzyć,

choćby dlatego, że niektóre wzajemnie się wykluczają. Są oneróżnymi drogami pogarszania się jakości związku, a dróg takichjest oczywiście wiele i niestety więcej niż dróg prowadzących dozwiązku szczęśliwego. Niewiele jest bowiem sposobów przeżywa-nia szczęścia, bardzo wiele natomiast sposobów bycia nieszczęśli-wym. Pułapki są drogami zdradliwymi, bo paradoksalnymi - ludziewpadają w nie w imię wysiłków, których deklarowanym i świado-mym (choć nie zawsze rzeczywistym) celem jest polepszenie bądźutrzymanie związku.

Związek pusty i jego rozpad

Niekonieczny, choć prawdopodobny i częsty zanik intymnościdoprowadza miłość (a raczej byłą miłość) do fazy związku pustego,którego jedynym elementem jest występowanie motywacji i zacho-wań nadal podtrzymujących ów związek.

Ten typ relacji w naszej kulturze jest zwykle pozostałością popoprzednich, szczęśliwszych fazach związku. Ponieważ związek pu-sty opiera się jedynie na zaangażowaniu, czynniki podtrzymująceten związek są w zasadzie tożsame z czynnikami podtrzymującymisamo zaangażowanie. Sprawia to, że czynniki podtrzymujące zaan-gażowanie stają się bardziej istotne dla trwania związku, niż byływ fazach poprzednich. W szczególności związek pusty bardziej niżinne fazy miłości narażony jest na zniweczenie, gdy w życiu przy-

Page 29: B. Wojciszke - Psychologia miłości

PRZEMIANY MIŁOŚCI 29

najmniej jednego z partnerów pojawi się szansa na zbudowanie in-nego, nowego związku, bardziej pociągającego niż dotychczasowy.Jest to o tyle prawdopodobne, że atrakcyjność związku pustegostaje się bardzo niewielka.

Jak zauważają niektórzy autorzy, współcześnie coraz silniejszastaje się norma kulturowa nakazująca, aby zaangażowaniu w zwią-zek towarzyszyła intymność. Związki „zdrowe" to takie, gdzie mo-tywacji i działaniom ukierunkowanym na ich utrzymanie towarzy-szy przeżywanie intymności; zanik intymności pociąga za sobą (iw odczuciu partnerów usprawiedliwia) zanik zaangażowania. Tegorodzaju norma, jeśli istotnie występuje, zapewne z niejednakowąsiłą obowiązuje w różnych grupach społecznych i krajach. Jej po-jawienie się może wpływać na wzrost częstości rozwodów i spadekważności przyczyn, jakie uznawane są za wystarczające do rozwodu.Zanik intymności w związku zapewne nie jest najważniejszą ani je-dyną przyczyną rozwodu, ale coraz częściej uznawany jest przezsamych zainteresowanych za przyczynę wystarczającą.

Krzywe szybciej lub wolniej opadające na rysunku 4. napawająmelancholią i zdają się być wyrazem nazbyt pesymistycznego spoj-rzenia na szansę trwania związku dwojga kochających się ludzi.Cóż, pesymizm i realizm mają ze sobą wiele wspólnego. Faktemjest, że w przeciętnym małżeństwie satysfakcja obojga partnerówze związku maleje z wolna w miarę jego trwania, a możliwychtego przyczyn jest aż nazbyt wiele, o czym piszę dalej. Jednakogólne przesłanie tej książki jest raczej optymistyczne niż pesymi-styczne -jakkolwiek wiele związków istotnie kończy się fazą pustąi zerwaniem, wcale tak być nie musi. Partnerzy mogą wiele zro-bić, by utrzymać swój związek w satysfakcjonującej postaci, głów-nie poprzez podtrzymywanie intymności i unikanie zagrażającychjej pułapek. Dalszy ciąg tej pracy nie zawiera szczegółowego wy-kazu takich działań (sformułowanie podobnego zbioru przepisówna udany związek, niczym recepty na placek, wydaje się niezbytmożliwe). Opisuję jednak logikę wielu procesów doprowadzającychdo powstania i zaniku miłości, a opis taki stanowić może pewnąpodstawę do podjęcia konkretnych działań przez samego Czytel-nika, który zadecyduje, w jakiej fazie jest jego związek i czego munajbardziej potrzeba.

Jedno nie ulega wątpliwości - działania pozwalające utrzymaćmitość na dłużej wymagają nie tytko poświęcenia i wysiłku, ale

Page 30: B. Wojciszke - Psychologia miłości

30 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

przede wszystkim myślenia i mądrości obojga partnerów. Wysi-łek, myślenie i mądrość słabo kojarzą się nam z miłością, o któ-rej skłonni jesteśmy raczej sądzić, że powinna dziać się sama, je-żeli tylko jest prawdziwa. Jest to ubolewania godna konsekwencjawspomnianego już, charakterystycznego dla naszej kultury trakto-wania miłości romantycznej jako jedynej postaci miłości wartej za-interesowania i przeżycia. Jest to także skutek złudzenia, że myśle-nie zabija uczucia, choć w istocie wzbogaca je, pokazując ogromnemożliwości, jakie w uczuciach się kryją. Kiedy historia związkuwyjdzie poza fazę miłości romantycznej, to, co się w nim dziejesamo (spontanicznie, bez świadomych wysiłków mających na celuzmianę biegu wydarzeń), działa raczej na szkodę niż na korzyśćuczuć. Wszystko zdaje się wskazywać na to, że zdanie się na samoodczuwanie, nie skażone myślą, doprowadza miłość prostą drogądo fazy związku pustego. Natomiast sterowany myśleniem wysiłekstwarza szansę uniknięcia tej fazy i utrzymania związku w fazieprzyjacielskiej.

Page 31: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 2

Zakochanie

Dwa warunki zakochania: przeżycie pobudzenia i jego interpretacjaPowstawanie pobudzenia

- beznamiętne pożywki namiętności, czyli rola neutralnegopobudzenia

- przyjemność nasila namiętność, czyli rola emocji pozytywnych- przykrość także nasila namiętność, czyli rola emocji negatywnych- uroki owocu zakazanego, czyli rola przeszkód

Interpretacja pobudzenia jako namiętności- jak kochać, czyli kulturowy wzorzec namiętności- kogo kochać, czyli reguły stosowania wzorca namiętności

Różnice między kobietami i mężczyznami- różnice w przeżywaniu namiętności- kto jest bardziej romantyczny?

Spośród wszystkich ludzkich uczuć zakochanie jest najbardziejzagadkowe, a otaczająca je mgiełka tajemniczości stanowi wręczkonieczny, nieodłączny jego element. Czy coś tak z natury tajem-niczego daje się w ogóle badać? Tak, i to co najmniej na dwasposoby.

Pierwszy jest bardzo prosty i polega na poproszeniu ludzi, abyopisali, jak się zakochali, co po kolei się działo, w jakich warunkachzdarzenie to miało miejsce itd. Jednak zwykle trudno dociec, co na-prawdę znaczą uzyskane w ten sposób wyniki. Na przykład spośródponad czterystu osób poproszonych w jednym z badań o opisanie,jak się zakochały, aż 85% podawało, że to partner obdarzał jezainteresowaniem, 71% zaś mówiło o odkryciu pozytywnych cechkochanej osoby (Aron i in., 1989). Przy tym najważniejszą z ta-

Page 32: B. Wojciszke - Psychologia miłości

32 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

kich cech jest atrakcyjność fizyczna (Averill i Boothroyd, 1977).Jakkolwiek jest oczywiste, że kochamy ludzi, o których sądzimy,iż na miłość zasługują, równie oczywiste jest to, że zarówno od-wzajemnianie uczuć, jak i atrakcyjność partnera nie są jego obiek-tywnymi cechami, takimi jak wzrost czy kolor włosów. Są one bo-wiem przez nas partnerowi przypisane, co oznacza, że stanowiąraczej rezultat niż przyczynę naszych uczuć. Zapewne ów dobro-czynny wpływ naszych uczuć na przypisywane partnerowi cechy jestw ogóle niezbędnym warunkiem powstania miłości, zważywszy, jakambitne wymagania miłość stawia obiektowi uczuć. Zakochaniebyłoby mało możliwe bez różowych okularów, jakimi nas miłośćobdarza, gdy patrzymy na naszego partnera.

Drugie podejście polega na tym, by:- po pierwsze, sformułować jakąś prawdopodobną koncepcję

opisującą warunki pojawiania się miłości,- po drugie, wybrać jakiś dostępny badaniom wskaźnik czy też

„zapowiedź" miłości i- po trzecie, zbadać, czy ta zapowiedź pojawia się ze wzmożoną

siłą w warunkach, które sami wywołujemy, a które powinnyw myśl naszej koncepcji prowadzić do rodzenia się miłości.W ten sposób możemy ominąć ludzkie domniemania jako spo-

sób poznania warunków, w których miłość się pojawia, a całe na-sze przedsięwzięcie nie jest już „mniemanologią", lecz psychologią.Zdrowy rozsądek i sposób, w jaki ludzie opisują swoje zakochanie,wskazują, że do roli takiej zapowiedzi miłości dobrze nadaje sięspostrzeganie innej osoby jako pociągającej - fizycznie czy erotycz-nie atrakcyjnej. Skąd jednak wziąć teoretyczną koncepcję opisującąwarunki pojawiania się miłości? Ponieważ miłość jest uczuciem,całkiem dorzeczne wydaje się poszukiwanie takiej koncepcji w teo-riach opisujących naturę i warunki rodzenia się wszelkich uczuć.Rozważmy jedną z takich teorii i wynikający z niej opis sytuacji,w jakich pojawia się zakochanie.

Dwa warunki zakochania: przeżywanie pobudzeniai jego interpretacja

W myśl jednej z teorii (dwuczynnikowej teorii emocji StanleyaSchachtera, 1964) każda emocja składa się z dwóch elementów:

Page 33: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 33

pobudzenia fizjologicznego, nadającego emocji jej natężenie, orazH subiektywnej, osobistej interpretacji jego źródeł i charakteru. In-

terpretacja ta decyduje o znaku i treści przeżywanej emocji.Wyczekując na swoją kolejkę u dentysty czujemy, jak wali nam

serce, potnieją dłonie i robi się nam gorąco - wszystko to są wskaź-niki wzmożonego pobudzenia fizjologicznego. Wiemy doskonale,co to pobudzenie znaczy. Słysząc dobiegający zza drzwi warkotwiertarki, wdychając charakterystyczny zapach chemikaliów i przy-pominając sobie poprzednie wizyty u dentysty wiemy, że przeży-wane przez nas pobudzenie ma swoje źródło w tym wszystkim,co już za chwilę nas spotka z rąk dobrotliwie wyglądającej osobyw białym fartuchu. Nie sposób się pomylić - naszemu pobudzeniuna imię „strach". Zarówno pobudzenie, jak i jego interpretacja sąniezbędne do przeżycia każdej emocji - czy będzie to radość, czystrach, zachwyt, czy nienawiść. Kiedy nasze serce bije spokojnie,dłonie są suche, a gardło wilgotne, nie dojdziemy do wniosku, żeprzeżywamy strach, nawet siedząc na fotelu dentystycznym. Oczy-wiście, im łatwiej zauważalne i jednoznaczne jest to zdarzenie,które przeżywane pobudzenie faktycznie wywołuje, tym bardziejono właśnie wyznacza subiektywną interpretację tego, co się stało,a więc i treść emocji. Problem jednak w tym, że przyspieszone bicieserca, potnienie dłoni czy uczucie gorąca pojawiają się w wielu róż-nych sytuacjach i wcale nie zawsze jest jasne, co dokładnie je wywo-łało. Co ciekawe, możliwa jest nawet i taka sytuacja, kiedy człowiekupatruje przyczyny przeżywanego podniecenia w innym czynniku niżten, który był faktycznym jego źródłem. Ma to miejsce szczególniewtedy, kiedy ta pozorna przyczyna sama się narzuca jako typowai oczywista, natomiast rzeczywista przyczyna przeżywanego przeznas pobudzenia umyka naszej skupionej na czym innym uwadze.

Pomysłowego sprawdzenia tej hipotezy dokonali dwaj Kana-dyjczycy (Dutton i Aron, 1974) w badaniach polegających na tym,że do samotnych mężczyzn przechodzących przez most zbliżała siępewna dziewczyna z prośbą o udział w krótkim badaniu psycholo-gicznym. Do badań wybrano jedną piękną dziewczynę i dwa mosty:betonowy, biegnący na wysokości trzech metrów nad lustrem spo-kojnej wody, i drugi, wiszący na wysokości siedmiu metrów nadgórskim strumieniem i skałami, wąski, długi i kołyszący się przykażdym kroku. Autorzy założyli, że przechodzenie przez pierwszymost nie będzie miało żadnych szczególnych następstw, natomiast

Page 34: B. Wojciszke - Psychologia miłości

34 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

przechodzenie przez drugi wywoła u badanych mężczyzn pewienniepokój czy - mówiąc szczerze - strach. Mężczyzna bać się jednaknie powinien, a przynajmniej jest mu nieprzyjemnie przyznać się dotego nawet przed samym sobą. Mężczyźni schodzący z takiego bu-jającego nad przepaścią mostu najchętniej przypisaliby więc przy-spieszone bicie serca i cokolwiek spotniałe dłonie jakiemuś czyn-nikowi bardziej godnemu prawdziwego mężczyzny niż strach. Naprzykład zapierającemu dech w piersiach widokowi pięknych góralbo, jeszcze lepiej, pięknej kobiety, jeżeli taka pojawiłaby się przedich oczyma zaraz po zejściu z mostu. Rozumiejąc te męskie pra-gnienia, autorzy ustawili za mostem piękną eksperymentatorkę.Zęby zaś sprawdzić, czy przyspieszone strachem bicie serca jestprzez badanych interpretowane jako nieoczekiwany przypływ uczućdo pięknej badaczki, prosiła ich ona o wymyślenie historyjki opi-sującej scenę przedstawioną na dość niejasnym obrazku, który imwręczała. Okazało się, że skojarzenia mężczyzn schodzących z nie-bezpiecznego mostu były bardziej nasycone treściami erotycznymi,niż działo się to w przypadku mężczyzn schodzących z mostu bez-piecznego. Dziewczyna zostawiała też swój numer telefonu, „nawypadek, gdyby chcieli dowiedzieć się czegoś bliższego o wyni-kach badania", Spośród mężczyzn schodzących z niebezpiecznegomostu niemalże co drugi zadzwonił potem do dziewczyny. Jednakwśród mężczyzn schodzących z mostu bezpiecznego tylko co dzie-siąty wykazał równie silne zainteresowanie „wynikami badania".Dodać należy, że żadnej z tych różnic nie stwierdzono, kiedy „krót-kie badanie psychologiczne" przeprowadzai-mgżczyzna, a znacznawiększość badanych nie chciała nawet wziąć jego numeru telefonu!

Oczywiście, trudno powiedzieć, że w eksperymencie tym ba-dano rzeczywiste zakochiwanie się mężczyn, ponieważ brak w nimbyło, by tak rzec, dalszego ciągu wydarzeń (co nie tylko wyma-gałoby zbyt wielu pięknych dziewcząt, ale też byłoby nieetyczne).Jednak wiarygodne jest przypuszczenie, że nagły przypływ najwy-raźniej erotycznego zainteresowania osobą płci przeciwnej stanowicoś na tyle podobnego do zakochania się, by uważać ten ekspery-ment za potwierdzenie hipotezy, iż pobudzenie wywołane w istocielękiem może zostać zinterpretowane przez przeżywającą je osobęjako wywołane erotyczną atrakcyjnością innego człowieka.

Tego rodzaju przeniesienie przyczyn pobudzenia z czynnika,który je wywołał (a który nie był wcale oczywisty), na czynnik na-

Page 35: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 35

dający się do tego, by widzieć w nim źródło pobudzenia, jest zja-wiskiem bardzo powszechnym, wykazanym w dziesiątkach badańdotyczących bardzo różnych przyczyn pobudzenia i równie zróż-nicowanych emocji uświadamianych sobie przez ludzi. Skłoniło toEllen Berscheid i Elaine Walster (1974) do sformułowania kon-cepcji wyjaśniającej powstanie miłosnej namiętności jako rezultatusytuacji, w której człowiek po pierwsze - przeżywa silne pobudze-nie emocjonalne, a po drugie - interpretuje je jako wynik własnejmiłości do partnera. Prowokacyjność tej idei polega na tym, żepobudzenie konieczne do przeżycia namiętności do partnera wcalenie musi być faktycznie przez owego partnera wywołane. Przeciw-nie, pobudzenie to może zostać przeniesione z dowolnego innegoczynnika, jeżeli tylko powoduje on wzrost fizjologicznego napię-cia, a człowiek z tych czy innych względów nie upatruje w nimprzyczyny owego wzrostu. Prowokacyjność tej koncepcji wynika teżz założenia, że człowiek musi nauczyć się interpretowania własnegopobudzenia jako namiętności, jeżeli miałby ją przeżyć. Rozważmy,jakie dowody przemawiają za tym, że powstanie pobudzenia i jegoodpowiednia interpretacja istotnie wydają się niezbędne do prze-życia namiętności i zakochania.

Powstawanie pobudzenia

Konsekwencją przedstawionej dwuczyrinjkowej koncepcji mi-łości jest więc przewrotna teza, że namiętność może być częściowo,anawet wyłącznie, wynikiem fałszywego uświadomienia sobie przeznas naszego pobudzenia jako wywołanego przez obiekt naszej na-miętności, podczas gdy w rzeczywistości zostało ono wywołaneczymś zupełnie innym. Fascynujące jest to, iż rzeczywiste źródłopobudzenia nie musi być wcale przyjemne, może być także neu-tralne, a nawet nieprzyjemne, jak to było w przypadku opisanegoeksperymentu z mostami.

Beznamiętne pożywki namiętności, czyli pobudzenie emocjonalnieneutralne

Wyobraźmy sobie następującą scenę. Jeszcze kilkaset metrówprzed przystankiem autobusowym, do którego zmierzamy, zauwa-żamy nasz nadjeżdżający autobus. Ponieważ jeździ on tylko razna pół godziny, a nam się spieszy, puszczamy się pędem do przy-

Page 36: B. Wojciszke - Psychologia miłości

36 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

stanku i w ostatniej chwili dopadamy drzwi, które już, już mają sięzamknąć. Szczęśliwie drzwi zatrzaskują się z właściwej strony (zaplecami, a nie przed nosem), a my trzęsącymi się jeszcze z wysiłku•rękoma przeszukujemy kieszenie marynarki w poszukiwaniu biletu.Zajmuje to trochę czasu, w końcu jednak odnajdujemy jakiś ważnybilet, kasujemy go z ulgą i zapominając o całym zdarzeniu, prze-chodzimy do przodu poszukując miejsca. Znajdujemy je, siadamyi... napotykamy utkwione w nas jasnozielone oczy nigdy dotąd niewidzianej blondynki (w rzeczywistości jeździ ona już od wielu dnitym samym autobusem i przygląda się nam myśląc sobie: „A tenco dzisiaj taki czerwony?"). Czujemy, jak wali nam serce, a dłoniesię pocą - te jasnozielone oczy po prostu zapierają dech w piersi!Po tym wniosku przebiega nam po plecach dodatkowy dreszcz, do-łączający się do wielu innych objawów fizjologicznego pobudzenia,0 których - gdyby nic to spojrzenie - zapewne pamiętalibyśmy, żewzięły się z pogoni za autobusem. Jednak teraz mamy przed sobąnie autobus, lecz przyglądającą się nam blondynkę - jaki więc sensnadal myśleć o komunikacji miejskiej zamiast o oczach blondynki?Zważywszy, jakie kolosalne (wręcz fizjologiczne) wrażenie zrobiłyna nas te oczy, staramy się oczywiście doprowadzić do rozmowy1 spotkania z ich właścicielką. Próbujemy albo od razu, albo, jeżelinęka nas nieśmiałość, przy następnym spotkaniu, kiedy blondynkaznów się nam przygląda, najwyraźniej z zainteresowaniem (w rze-czywistości myśli ona sobie: „O, dziś już nie jest czerwony").

Nie twierdzę oczywiście, że aby pokochać zielone oczy, trzebakoniecznie biegać za autobusami. Faktem jest natomiast, że pobu-dzenie fizjologiczne utrzymuje się w organizmie przynajmniej przezkilka minut po zaprzestaniu wysiłku fizycznego (lub ustąpieniu in-nego czynnika, który je wywołał) i że zmiany w poziomie pobudze-nia są zwykle znacznie powolniejsze od zmian sytuacji, w której sięznajdujemy, a także od zmian w treści zaprzątających nas myśli.Właśnie to, że uspokajamy się dopiero po jakimś czasie, stwarzawarunki do pojawienia się tzw. transferu pobudzenia, czyli prze-niesienia przyczyn pobudzenia z tego, co rzeczywiście je wywołało,na coś (lub kogoś) nowego, co w tym czasie pojawiło się w naszymotoczeniu i skupiło na sobie naszą uwagę.

Tak więc zalegające w organizmie pobudzenie może prowadzićdo wzrostu erotycznej atrakcyjności potencjalnego partnera, takjak to sugeruje nasza scenka z zakochaniem się w autobusie. Gdy

Page 37: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 37

wyświetlimy ludziom film o erotycznej treści, to uważają go za bar-dziej podniecający, jeżeli przed projekcją wykonywali intensywnećwiczenia fizyczne (Cantor i in., 1975). Ma to jednak miejsce głów-nie wtedy, kiedy między ćwiczeniami a ocenami upłynął pewienczas, dzięki czemu utrzymujące się jeszcze pobudzenie zostanie natyle oderwane w świadomości ludzi od swego rzeczywistego źródła,że może zostać zinterpretowane jako podniecenie erotyczne. W in-nym eksperymencie proszono badanych o wykonywanie podobnychćwiczeń, a następnie o ocenę erotycznej atrakcyjności pewnej ko-biety na podstawie magnetowidowego zapisu przeprowadzonej znią pięciominutowej rozmowy (White i Kight, 1984). Wzrost po-budzenia fizjologicznego prowadził do wyższej oceny jej atrakcyj-ności, jednak tylko u tych badanych, którzy skoncentrowani bylina tej kobiecie (zapowiedziano im spotkanie z nią w późniejszejfazie badania). Taki przyrost atrakcyjności nie występował u bada-nych oglądających wywiad z kobietą w tym samym pokoju, w któ-rym uprzednio wykonywali ćwiczenia fizyczne i w którym jeszczebyły porozkładane różne przyrządy gimnastyczne przypominająceo ich wykonywaniu. Warunkiem przeniesienia pobudzenia z jegorzeczywistego źródła na ewentualnego partnera erotycznego jestwięc przeniesienie naszej uwagi z czynnika faktycznie wywołują-cego pobudzenie na owego partnera.

Uczuciowo neutralne pobudzenie nie stanowi jednak czynnika,który by niezmiennie podnosił atrakcyjność osób płci przeciwnej.W istocie wzrost pobudzenia działa raczej jako nasilacz bądź to po-zytywnego, bądź negatywnego stosunku do potencjalnego partnera.

Wykazali to w serii eleganckich badań White i współpracow-nicy (1981). W jednym z nich znów stosowali krótki, acz intensywnywysiłek fizyczny, wystarczający bądź niewystarczający do podniesie-nia poziomu fizjologicznego pobudzenia: młodych mężczyzn pro-szono o bieg w miejscu przez 120 lub 15 sekund. Opisywany przezobie grupy nastrój niczym się nie różnił, choć badani z pierwszejgrupy mówili o przeżywaniu znacznie silniejszego pobudzenia, copotwierdziły również obiektywne pomiary tempa akcji serca. Na-stępnie wszyscy badani oglądali wywiad z pewną kobietą, z którąmieli się wkrótce spotkać, a która była albo piękna, albo brzydka.Po wywiadzie proszeni byli o podanie swoich wrażeń na temat tejkobiety, o ocenę stopnia jej atrakcyjności, seksowności oraz tego,jak bardzo chcieliby się z nią umówić na randkę. Badani oglądający

Page 38: B. Wojciszke - Psychologia miłości

38 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

wywiad w stanie pobudzenia oceniali kobietę piękną jako bardziejatrakcyjną erotycznie, natomiast kobietę brzydką jako mniej atrak-cyjną, niż wskazywały na to oceny badanych o średnim poziomiepobudzenia. Wzrost pobudzenia nie nasilał zatem ogólnie atrakcyj-ności płci przeciwnej, lecz nasilał jedynie te uczucia, jakie wyglądpotencjalnej partnerki wzbudzał sam przez się. Jeżeli więc On wy-daje nam się już na wstępie dość paskudny, randki na bujającychmostach (czy inne podobne zabiegi, na przykład szybka jazda sa-mochodem) mogą wywołać przyrost irytacji, a nie namiętności.

Przyjemność nasila namiętność, czyli rola emocji pozytywnych

Czytelnicy, którzy nie mają zwyczaju biegać ani w miejscu,ani za autobusami, nie muszą jednak popadać w przygnębieniez powodu obniżenia swoich szans na przeniesienie pobudzenia,a w związku z tym i na zakochanie się. Subiektywnemu przeniesie-niu ulec może bowiem nie tylko pobudzenie wywołane wysiłkiemfizycznym, ale także dowolną emocją pozytywną. Na przykład jeżeliw poprzednio opisanym eksperymencie zamiast wysiłku fizycznegozastosowano by oglądanie komika budzącego szczerą wesołość, wy-niki byłyby bardzo podobne, to znaczy wzrosłaby atrakcyjność pięk-nej kobiety, brzydkiej zaś - zmalała (co również wykazali Whitei inni, 1981).

W identyczny sposób oddziałuje także pobudzenie seksualne,wywołane na przykład uprzednio oglądanym filmem. W pewnymbadaniu wyświetlano młodym kobietom i mężczyznom film o tre-ści erotycznej bądź neutralnej, a następnie pokazywano przeźroczeprzedstawiające osobę płci przeciwnej, która była albo brzydka,albo przeciętna, albo piękna (przystojna), z prośbą o ocenę jejerotycznej atrakcyjności. Jak ilustruje rysunek 5., im przystojniej-sza była to osoba, tym wyżej oceniana była atrakcyjność jej ciałai tym bardziej uważana była ona za osobę odpowiednią do umó-wienia się z nią na randkę. To oczywiste. Bardziej interesującebyły dodatkowe różnice między badanymi pobudzonymi i nie po-budzonymi seksualnie. Osoba przeciętna i przystojna była bardziejatrakcyjna zdaniem ludzi pobudzonych, osoba brzydka zaś wedługz nich była mniej atrakcyjna, niż wynikałoby to z ocen badanychnie pobudzonych. Dodać warto, że wzrost pobudzenia działał w tensposób zarówno na badane kobiety, jak i na mężczyzn.

Page 39: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 39

Rysunek 5.Wpływ przeżywanego pobudzenia seksualnego na ocenę atrakcyjnościbrzydkiej, przeciętnej lub przystojnej osoby przeciwnej płci. Źródło: Istvani in. (1983).

Wiele danych dowodzi zdroworozsądkowej prawdy, że przeży-wanie emocji pozytywnych pozwala nam widzieć zarówno siebie,jak i innych przez różowe okulary. Jednakże wpływ tych emocji naerotyczną atrakcyjność ma nieco odmienny charakter, ponieważbardziej uzależniony jest od samego pobudzenia i jego siły niż odpozytywnego lub negatywnego znaku przeżywanej emocji. Emocjepozytywne (a dokładniej: wywołane nimi pobudzenie fizjologiczne)nie nasilają atrakcyjności wszystkich potencjalnych „obiektów na-miętności". Nasilają atrakcyjność jedynie tych osób, które już i taksą bardziej lub mniej atrakcyjne. Co więcej, przeżywanie silnejemocji pozytywnej sprawia, że osoby już odstręczające stają sięjeszcze bardziej awersyjne. W identyczny sposób oddziałuje wzrost

Page 40: B. Wojciszke - Psychologia miłości

40 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

pobudzenia seksualnego, co zdaje się przeczyć potocznej tezie, żesilne pobudzenie zaślepia ludzi do tego stopnia, iż nawet osobyniepożądane stają się pożądane. Wchodzi tu jednak w grę jeszczesiła pobudzenia, które było oczywiście niezbyt duże w ekspery-mencie zilustrowanym na rysunku 5. Możliwe, że po osiągnięciujakiegoś wystarczająco dużego pobudzenia seksualnego wszystkiepotencjalne obiekty namiętności stają się atrakcyjne.

Erotyzm jest, rzecz jasna, źródtem najbardziej pozytywnychi pobudzających emocji w omawianym tu kontekście. Jednak ichprzeżywanie decyduje o wzroście jedynie erotycznej, nie zaś ogól-nej atrakcyjności osób godnych pożądania. Wykazali to Dermeri Pyszczynski (1978), którzy prosili badanych mężczyzn o wypeł-nienie kwestionariuszy mierzących stopień, w jakim zarówno lubilioni, jak i kochali kobietę, z którą byli aktualnie związani uczu-ciowo. Część z nich została jednak uprzednio wprowadzona w stanpobudzenia erotycznego (poprzez czytanie dość śmiałego opisufantazji seksualnych pewnej studentki), część zaś czytała raczejbeznamiętny fragment opisujący zachowanie godowe mew. Choćbadani z pierwszej i drugiej grupy nie różnili się siłą, z jaką lubiliswoją partnerkę, badani z grupy pierwszej relacjonowali wyższypoziom miłości w stosunku do niej.

Co ciekawe, nawet fałszywa wiara mężczyzny w to, że jakaśkobieta nasila przeżywane przezeń pobudzenie, sprawia, iż wyżejocenia on jej atrakcyjność. Valins (1966) zapraszał młodych męż-czyzn do udziału w badaniach dotyczących jakoby reakcji fizjolo-gicznych na bodźce o treści erotycznej. Wyświetlał im przeźroczaprzedstawiające na wpół rozebrane dziewczęta z „Playboya" infor-mując, że bicie ich własnego serca będzie nagrywane na taśmę,a także wzmacniane i odtwarzane przez głośnik. W rzeczywistościodtwarzane badanym dźwięki nie miały nic wspólnego z ich wła-snym sercem. Przy oglądaniu niektórych, przypadkowo wybranychzdjęć, odtwarzano każdemu badanemu uprzednio nagrany odgłosprzyspieszonej akcji serca, a podczas oglądania innych zdjęć odtwa-rzano im odgłos normalnej akcji serca. Na zakończenie proszonobadanych o ocenę, jak dalece każde zdjęcie było dla nich atrakcyjnei ekscytujące, a oceny te powtarzano w miesiąc później w zmienio-nym kontekście. Pozwalano im też zabrać dowolne zdjęcie jakorekompensatę za udział w eksperymencie. Zgodnie z przewidy-waniami, za bardziej ekscytujące uważane były przez badanych te

Page 41: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 41

zdjęcia, przy których słyszeli oni przyspieszone bicie rzekomo swo-jego własnego serca (i efekt ten utrzymywał się jeszcze w miesiącpóźniej), a ponadto te właśnie zdjęcia zabierali do domu.

Na ogól skłonni jesteśmy uważać, że nasz wgląd we własneuczucia jest bezpośredni i trafny, że oceniając je, sami wiemy, jakiesą, i żadne dodatkowe wskazówki nie są nam potrzebne. A jed-nak to badanie (i wiele podobnych) dowodzi, że ocena naszychwłasnych uczuć może być nie tyle prostym ich odczytaniem, ile ichmyślowym konstruowaniem na podstawie spostrzeganych objawówwłasnych uczuć. Takich jak przyspieszone bicie serca czy, na przy-kład, posolenie herbaty -jeżeli posolimy herbatę wybierając się narandkę, to nikt nam nie wmówi, że powodem mogło być zwyczajnezmęczenie, nie zaś to, że tracimy dla Niego (dla Niej) głowę!

Oczywiście nie znaczy to, że aby przeżyć jakąś emocję, musimysię uprzednio zagłębić w skomplikowane rozmyślania pod hasłem;„Co ja też właściwie czuję?". Procesy interpretacji przyczyn przeży-wanego pobudzenia są z reguły bardzo szybkie i zautomatyzowane,jedynie czasami poprzedzone świadomymi deliberacjami (pamię-tamy wieszcza zapytującego raz po raz: „Czy to jest przyjaźń, czyto jest kochanie?"). Nie znaczy to również, że musimy z regułyodczytywać swoje emocje błędnie; nic bardzo zresztą wiadomo, co„błąd" miałby tutaj oznaczać - w końcu to, co dla jednej osoby jestemocją bezzasadną, może być dla kogoś innego uczuciem jak naj-bardziej usprawiedliwionym. Emocji wzbudzonych przebywaniemw zatłoczonym tramwaju zwykle nie bierzemy za przypływ namięt-ności bądź niechęci do osoby, którą w tym tramwaju spotykamy.Jednakże z reguły zmiany sytuacji i ich myślowe interpretacje sąszybsze od zmian zalegającego pobudzenia emocjonalnego (fizjo-logicznego). To właśnie „resztowe" pobudzenie zalegające po po-przedniej sytuacji jest powodem nasilającym emocje przeżywanew następnej, nawet radykalnie zmienionej sytuacji. Przytoczone ba-dania nie pozostawiają wątpliwości, że takie resztowe pobudzeniemoże w pewnych warunkach przyczyniać się do wzrostu atrakcyj-ności płci przeciwnej.

Przykrość także nasila namiętność, czyli rola emocji negatywnych

Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że miłość jest uczuciem,ogólnie rzecz biorąc, silnie pozytywnym. Dla każdego, kto kochał,równie niewątpliwy jest fakt, że daleko miłości do tego, by niosła

Page 42: B. Wojciszke - Psychologia miłości

42 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

uczucia tylko pozytywne. Przeciwnie, obok niebotycznych wzlotówducha i ciała miłość namiętna niesie często emocje także nega-tywne - ból i cierpienie, zazdrość i gniew, rozpacz i strach. Dwu-czynnikowa koncepcja miłości (pobudzenie + interpretacja) za-kłada, że namiętność jest przeżywana nie tyle pomimo takich nega-tywnych emocji, ile - po części przynajmniej - dzięki tym emocjom.Pobudzenie wywoływane emocjami negatywnymi może stanowićtak samo pożywkę dla namiętności, jak pobudzenie wywołane emo-cjami pozytywnymi i zdarzeniami o charakterze neutralnym.

To właśnie zdaje się sugerować przytoczony na wstępie eks-peryment z mostami. Oczywiście wynik takiego pojedynczego ba-dania może być interpretowany na różne sposoby - na przykładże wzrost atrakcyjności dziewczyny nie był rezultatem przypisa-nia swego pobudzenia fałszywemu źródłu, lecz rezultatem ulgi powyjściu cało z niebezpieczeństwa (i ta ulga wyzwoliła pozytywneemocje, które przeniosły się na napotkaną dziewczynę). Dlategoteż Dutton i Aron przeprowadzili jeszcze jedno badanie, tym ra-zem laboratoryjne, dotyczące, jak powiedziano jego uczestnikom,prawidłowości rządzących uczeniem się. Badani mężczyźni prze-konywali się, że ich partnerką w tym przedsięwzięciu okazywałasię „przypadkowo" bardzo ładna dziewczyna. Przekonywali się też,że nie wszystko w czekającym ich badaniu będzie takie przyjemne- karą za błędy popełniane w trakcie uczenia się miały być bo-wiem wstrząsy elektryczne. Na część badanych czekała tu jednaknatychmiastowa ulga, gdyż zapewniono ich, że wstrząsy będą za-ledwie słabym swędzeniem. Pozostałym zapowiedziano natomiast,że wstrząsy będą dość bolesne, lepiej więc, by starali się popełniaćjak najmniej błędów. Tuż przed rozpoczęciem „właściwego" eks-perymentu badacz (zapewniając o swej dyskrecji) prosił badanychmężczyzn o ocenę erotycznej atrakcyjności ich partnerki. Badanioczekujący silnych wstrząsów uważali ją za znacznie bardziej po-ciągającą, niż sądzili badani oczekujący wstrząsów słabych.

Podobne wyniki, wskazujące, że strach może podwyższać ero-tyczną atrakcyjność (a więc być może i namiętność w warunkachnaturalnych), uzyskali także inni autorzy (por. Hatfield i Rapson,1987). Jednak nie znaczy to, że najlepszym sposobem na zako-chanie jest spotykanie się z ukochanym podczas gradobicia lubpożaru. Czasami bowiem efektem przeżywania lęku podczas spo-tkania potencjalnego partnera jest spadek atrakcyjności tej osoby.

Page 43: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 43

Negatywne emocje mogą się nań przenosić na zasadzie prostegowarunkowania znaku emocji (Kenrick i in., 1979; Riordon i Tede-schi, 1983), tak jak reakcja z bolącego zęba przenosi się na białykitel dentysty. Który z tych efektów wystąpi - czy fałszywe przypi-sanie pobudzenia emocjonalnego (prowadzące do wzrostu atrak-cyjności), czy proste warunkowanie znaku emocji (prowadzące dospadku atrakcyjności partnera), zależy od co najmniej dwóch czyn-ników. Po pierwsze od tego, jak dalece wyraziste jest rzeczywisteźródło strachu i fakt, że przeżywanemu pobudzeniu na imię właśniestrach. Wiele sytuacji ma standardowo ustalone znaczenie jako sy-tuacje lękotwórcze i trudno oczekiwać zmiany ich definicji. Trudnopokochać dentystę z tego powodu, że boimy się jego zabiegów. Podrugie, partner, na którego pobudzenie może zostać przetranspo-nowane musi się do tego zabiegu nadawać, co oznacza, że nie możebyć już na wstępie odstręczający. Tak więc, choć bywa, że strachnasila namiętność, nie musi się tak dziać zawsze. Straszenie part-nera niekoniecznie musi zaowocować wzrostem jego namiętności,wręcz przeciwnie!

Uroki owocu zakazanego, czyli rola przeszkód

Przeszkody są tym dla namiętności, czym wiatr dla ognia -nasilają namiętność wielką, a gaszą matą. Jest to często wykorzy-stywany wątek literacki, a pokonywanie przeszkód stanowi nie-odłączny element romantycznego wzorca miłości, o czym będziemowa nieco dalej. Literackim prototypem roli, jaką odgrywająprzeszkody ze strony rodziców, jest oczywiście Szekspirowski dra-mat Romeo i Julia. Młodzi kochankowie zapałali do siebie namięt-nym uczuciem, mimo że pochodzili z dwóch rodów powaśnionychze sobą od wieków, co zresztą przywiodło kochanków do zguby.Psychologowie twierdzą przewrotnie, że waśń Montecchich z Ca-pulettimi mogła w istocie być jednym z powodów rozpalającychnamiętność Romea i Julii. Ingerencja rodziców w związek dwojgamłodych może mieć bowiem skutek odwrotny do zamierzonegoi miast usunąć, może nasilać wzajemną skłonność ku sobie tychostatnich.

Pewnego poparcia tej tezy dostarczyły badania, w których mie-rzono stopień wzajemnej namiętności i intymności przeżywanejprzez kilkadziesiąt par małżeńskich i kilkadziesiąt par „chodzą-

Page 44: B. Wojciszke - Psychologia miłości

44 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

cych" ze sobą (Driscoll i in., 1972). Mierzono także natężenie,z jakim rodzice zainteresowanych usiłowali przeszkodzić ich związ-kowi. W parach małżeńskich wzajemna namiętność partnerówsłabo wiązała się z wielkością sprzeciwu rodziców wobec związku,a w ogóle nie stwierdzono związku między wtrącaniem się rodzi-ców a intymnością łączącą młodych małżonków. Inaczej w parachprzedmałżeńskich, w których sama namiętność odgrywała zapewnewiększą rolę. Tutaj nasilonemu wtrącaniu się rodziców towarzyszyłonasilenie wzajemnej namiętności (a w mniejszym stopniu także in-tymności) młodych. Co więcej, badacze dokonali ponownego po-miaru tych wielkości w 6-10 miesięcy później i stwierdzili, że imbardziej wzrosła w tym czasie opozycja rodziców, tym większa byłanamiętność i intymność relacjonowana przez partnerów związku.Jeżeli natomiast rodzice „dali spokój" i ich ingerencja w związekzmalała, zmalała także wzajemna miłość partnerów.

Oczywiście, jest to typowe badanie korelacyjne, gdzie stwier-dza się co prawda współzmienność (korelację) dwóch lub więcejzjawisk, ale nie sposób dowieść, które z nich jest przyczyną, a któreskutkiem. Niekoniecznie musiało być przecież tak, że to ingerencjerodziców nasilały przeżywany przez kochanków poziom pobudze-nia, a ten był przez nich interpretowany jako kolejny dowód wza-jemnej namiętności, co prowadziło do jej wzrostu. Mogło być naodwrót: im bardziej młodzi pałali do siebie namiętnością, tym sil-niej rodzice przeciwstawiali się ich związkowi. Korelacyjny charak-ter badań uniemożliwia jednoznaczne rozstrzygnięcie, która z tychinterpretacji jest prawdziwa, choć Driscoll i jego współpracownicyprzytaczają szereg dodatkowych argumentów na rzecz interpreta-cji pierwszej, że to ingerencje rodziców byiy przyczyną, a wzrostnamiętności - rykoszetowym efektem ich działań.

Podobną rolę odgrywać mogą i inne przeszkody, na przykładodmienność wyznania dwojga partnerów - partnerzy odmiennychprzekonań religijnych stwierdzają przeżywanie silniejszej namięt-ności niż partnerzy tego samego wyznania. Jednakże już dla parpozostających ze sobą w związku przez okres dłuższy niż 18 mie-sięcy wzorzec ten ulega odwróceniu, to znaczy wyznawanie róż-nych religii utrudnia miłość (Rubin, 1974). Jest to zgodne z ogólnąlogiką ludzkich reakcji na przeszkody. Początkowo bowiem poja-wienie się przeszkody działa na człowieka mobilizująco, powoduje

Page 45: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 45

wzrost pobudzenia (ten właśnie, który w pewnych warunkach możebyć odczytywany jako objaw wzrostu namiętności), gniew i nasile-nie wysiłków mających na celu przezwyciężenie przeszkody. Dłu-gotrwałe, nękające działanie nie dających się przezwyciężyć prze-szkód prowadzi natomiast do apatii, depresji, bezradności i zanie-chania wysiłków (Wortman i Brehm, 1975), co w opisywanym tuprzypadku może stanowić dodatkowy czynnik wygaszający miłośćpartnerów.

Tak więc dramatycznie pojawiające się przeszkody mogą na-miętność nasilać, choć przedłużające się ich oddziaływanie możew końcu zabić i namiętność, i intymność. Zamieszkiwanie z te-ściami stale ingerującymi w związek z pewnością nie jest powodemdo optymizmu i przewidywania wybuchów namiętności. Jednakżezamykanie córki w domu, gdy ta wybiera się na randkę, z pewno-ścią nie obniży jej zainteresowania wybrankiem.

Interpretacja pobudzenia jako namiętności

„Wyobraźmy sobie małego chłopca bawiącego się ciężarówką,kiedy jego matka wita sąsiadkę, która przyszła z maleńką córeczkąna ręku. Chłopczyk pociera oczy, bo przepadła mu drzemka; czujeniejasne skurcze żołądka, bo zbliża się pora podwieczorku. Zaab-sorbowany obserwacją gości uderza się niechcący zabawką w rękę,co sprawia mu ból. Przygląda się matce, kiedy ta gestykuluje i roz-mawia z sąsiadką -jej głos jest niezwykle ożywiony i podniesiony.Wszyscy na niego patrzą, a w dodatku swędzi go w nosie. Tylesię tego wszystkiego dzieje, że chłopczyk chowa głowę w spódnicymatki, by po chwili ostrożnie się rozejrzeć. Co spowodowało, żesię schował? Co właściwie czuje? Czy jest zazdrosny o tę małądziewczynkę? Czy boi się obcych? Czy zaczyna się bawić w cho-wanego? Czy szuka ukojenia z powodu bolącej ręki? Czy raczejusiłuje zwrócić na siebie uwagę?

Odpowiedzi na te pytania dostarcza mu matka mówiąc: «Nicwstydź się, Jasiu. Marysia nic ci nie zrobi. Przestań się chowaći chodź się przywitać». Matka redukuje tę chaotyczną mieszankębodźców i odczuć do rozmiarów, nad którymi daje się zapanować.Wyjaśnia synowi, że cale to emocjonalne zamieszanie spowodo-wane zostało pojawieniem się małej Marysi, a nie, na przykład,

Page 46: B. Wojciszke - Psychologia miłości

46 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

drobnym skaleczeniem ręki. Informuje go, że wystąpienie takichuczuć w obecności obcych nazywa się «wstydzić się»".

Przykład ten (Berscheid i Walster, 1974, s. 371-372) pokazuje,jak dziecko uczy się nazywania, czy też interpretacji swoich wła-snych stanów emocjonalnych. Choć własne emocje wydają się namczymś jasno określonym i sprecyzowanym, precyzja ta nie jest im odpoczątku dana i w przypadku wielu uczuć wynika ona z wyuczeniasię, że raczej te, a nie inne pojęcia stosuje się do nazwania pobu-dzenia przeżywanego w określonych okolicznościach. W przypadkuniektórych, dobrze sprecyzowanych uczuć, jak strach, nienawiśćczy radość, sprawy od początku są raczej jasne. W przypadku in-nych, kiedy przeżywane pobudzenie może zostać zinterpretowanena wiele różnych sposobów, uczenie się odpowiednich interpretacjiodgrywa znaczną rolę. Berscheid i Walster (1974) przekonują, żenamiętność czy miłość romantyczna należy do tej drugiej kategoriiuczuć.

W swej rozwiniętej postaci pożądanie seksualne niesie szeregspecyficznych zmian fizjologicznych, których oczywiście nie sposóbpomylić z czym innym. Wczesne fazy reakcji seksualnej są jednakniespecyficzne i przypominają fizjologiczne objawy wielu innychemocji (Zuckerman, 1971). Co więcej, liczni badacze ludzkiegoseksualizmu stwierdzają, że choć sama zdolność do przeżywaniapożądania i wzorzec towarzyszących mu zmian fizjologicznych sąwrodzone, to jednak powody i sposób jego przeżywania są okre-ślone przez kulturę, a nie biologiczną strukturę organizmu. Fordi Beach podsumowują swoje rozległe międzykulturowe porównaniawzorców zachowania seksualnego następująco:

„Doświadczenie kształtuje ludzką seksualność na dwa sposoby.Po pierwsze, to, jakie rodzaje stymulacji i jakie typy sytuacji wy-wołują pobudzenie seksualne, zależy w dużym stopniu od czynni-ków wyuczonych. Po drugie, dające się zaobserwować zachowanie,w którym pobudzenie to się przejawia, zależy w dużym stopniu odpoprzednich doświadczeń jednostki" (1951, s. 262).

Tak więc sposób, w jaki ludzie przeżywają namiętność, uzależ-niony wydaje się po części od wzorca miłości obowiązującego w ichkulturze. Okoliczności, w których dochodzi do przeżycia namięt-ności również uzależnione są od kulturowych reguł określających,w stosunku do kogo i kiedy namiętność jest przeżywana.

Page 47: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 47

Jak kochać, czyli kulturowy wzorzec namiętności

Najbardziej rozpowszechniony czy zalecany sposób przeżywa-nia namiętności w naszej kulturze wiąże się z wzorcem miłościromantycznej, którego początków doszukiwać się można w idealemiłości dworskiej, opiewanym przez trubadurów dwunastowiecz-nej Prowansji (Huizinga, 1967, Rougemont ). Choć starożytnośćoczywiście również znała tęsknoty miłości, były to raczej tęsknotyza jej erotycznym spełnieniem, podczas gdy niezbywalnym elemen-tem ideału miłości dworskiej jest jej niespełnienie. Wynika to naj-częściej z przepaści dzielącej kochanków i ich zasadniczej dla sie-bie niedostępności. Trubadurzy kochali się beznadziejnie w żonachswych chlebodawców - zwykle dość dzikich baronów spędzającychczas na polowaniach i wyrzynaniu siebie oraz swoich poddanych.Dworni zaś rycerze ubóstwiali żony swoich seniorów lennych - rów-nie im niedostępne, ponieważ wasalna lojalność, na której opierałsię cały system feudalny, wymagała bezwzględnego poszanowaniawłasności seniora, a więc i jego żony. W tej sytuacji spełnieniemmiłości była raczej śmierć jednego z kochanków (najlepiej na woj-nie lub podczas turnieju, w którym żarliwy rycerz stawał ubranyw koszulę swej kochanki miast własnej zbroi) niż akt seksualny.

Wczesnym wcieleniem mitu miłości romantycznej jest histo-ria Tristana i Izoldy. Współczesnym wcieleniem tego samego mitujest Love story Ericha Segalla - książka, która pomimo całej swojejnaiwności i prostoty bila rekordy popularności w latach siedem-dziesiątych, podobnie jak nakręcony na jej podstawie film.

Bohaterami są Oliver Barrett IV, zdolny student prawa i wy-bitny hokeista, a przy tym dziedzic jednej z największych amery-kańskich fortun, i Jane Calivieri, utalentowana muzyczka i córkaskromnego piekarza włoskiego pochodzenia. Tak niefortunny wy-bór Olivera poróżnia go z jego plutokratyczną, od wieków nie-skażenie anglosaską rodziną, co kończy się odcięciem Olivera odrodziny, ustosunkowanych przyjaciół i rodowych finansów. Jane re-zygnuje z atrakcyjnego stypendium w Paryżu i świetnie zapowiada-jącej się kariery muzycznej, by podjąć pracę nauczycielki i utrzy-mywać Oliviera do końca jego studiów. W biedzie i znoju udajesię im dotrwać do pierwszej posady Olivera przynoszącej duże pie-niądze. Szczęście trwa jednak krótko, Jane bowiem okazuje się

Page 48: B. Wojciszke - Psychologia miłości

48 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

nieuleczalnie chora na białaczkę. Usiłując ją ratować, Oliver do-konuje jeszcze jednego wyrzeczenia - korzy się przed ojcem, bypożyczyć pieniądze na opłatę luksusowego szpitala. Nic nie jestjednak w stanie powstrzymać nieszczęścia. Jane umiera.

Jak widać, miłość romantyczna wymaga od kochanków abso-lutnej determinacji w dążeniu do jej spełnienia i porzucenia wszyst-kiego innego - poczynając od zdrowego rozsądku (co wyraża sięw bezgranicznym i absolutnym uwielbieniu ukochanej osoby) i do-tychczasowych więzów z innymi ludźmi (rodziną i przyjaciółmi),a kończąc na własnych normach moralnych i życiu. Niezbędnymwarunkiem miłości romantycznej jest wzajemna niedostępność ko-chanków (rozdziela ich fatum, różnice urodzenia, zła wola rodzi-ców itd.), a przynajmniej liczne i prawic niemożliwe do pokonaniaprzeszkody na drodze do ich połączenia. Miłość romantyczna jestwięc sprawą na śmierć i życie, a właściwie bardziej na śmierć, boraczej ona niż wspólne życie jest jej spełnieniem.

Choć późniejsze czasy uczyniły spełnieniem miłości roman-tycznej raczej połączenie kochanków, to jednak połączenie owomusiało być stale zagrożone, a przynajmniej poprzedzone żmud-nym i bohaterskim przezwyciężaniem licznych przeszkód. Zaab-sorbowanie własnym uczuciem i gotowość do poświęcenia prawiewszystkiego, by zdobyć ukochaną osobę i jej wzajemność, pozo-stają oczywiście obowiązującym elementem wzorca, choć już w zła-godzonej, mniej absolutnej postaci. Ten wzorzec powielany jestw bajkach stanowiących zapewne najwcześniej otrzymywany prze-kaz kulturowy dotyczący właściwego sposobu przeżywania miłości.Piękne dziewice muszą pokochać potwora, aby na powrót zamie-nił się w przystojnego królewicza, mężni rycerze zaś, aby zdobyćukochaną, forsują szklane góry bronione przez smoki i czarno-księżników. W wersji dla dorosłych ten sam wzorzec odnajdujemyw licznych wierszach, powieściach i filmach. Pop-wzorzec miłościromantycznej jest oczywiście cokolwiek obłaskawiony w stosunkudo swego oryginału - współcześni kochankowie nie muszą już po-święcać życia, wystarcza porzucenie kariery zawodowej, pieniędzyczy zdrowego rozsądku. Jednak nadal jest to wzorzec stawiającyprzed kochankami wymagania tak wielkie, że niemożliwe do speł-nienia przez większość ludzi. Jak nie bez ironii zauważył RalphLinton (1936, s. 175):

Page 49: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 49

„Bohater współczesnego amerykańskiego filmu jest zawsze ko-chankiem romantycznym, doktadnie tak, jak bohater starych arab-skich opowieści jest zawsze epileptykiem. Cynik mógłby podejrze-wać, że w normalnej populacji proporcja osób zdolnych do miłościromantycznej hollywoodzkiego typu jest równie niewielka, jak pro-porcja osób miewających ataki epileptyczne".

Choć dzieci nie bardzo wierzą w bajki, a dorośli - w oglądanefilmy, jedne i drugie propagują sposób, w jaki namiętność należyprzeżywać, i prowadzą do wykształcenia pewnego zbioru przeko-nań składających się na ideologię miłości romantycznej. Kilkana-ście takich przekonań weszło w skład Skali Przekonań Romantycz-nych skonstruowanej przez Sprecher i Metts (1989), a zamiesz-czonej w tabeli 2. Wszystkie te przekonania korelują ze sobą (toznaczy wiara w jedno z nich nasila szansę akceptacji dowolnegospośród pozostałych). Niemniej jednak wyodrębniają się spośródnich cztery wiązki ściślej powiązanych przekonań wyrażających (1)wiarę, że „miłość znajdzie sobie drogę", (2) przekonanie, że „tylkoOna (On)", (3) idealizację partnera i (4) wiarę w miłość od pierw-szego wejrzenia.

Tabela 2.

Skala Przekonań Romantycznych. Odpowiedzi na każde twierdzenieudzielane są na skali od 7 (całkowicie się zgadzam) do 1 (całkowicie sięnie zgadzam); liczby w kolumnie oznaczają średnie wyniki uzyskane przez277 studentów i 453 studentki badane przez Sprecher i Metts (1989).

podskala „Miłość znajdzie sobie drogę1'1. Gdybym kogoś kochała, związałabym się z nim, nawet

gdyby moi rodzice tego nie akceptowali.2. Kiedy kogoś kocham, potrafię przezwyciężyć przeszko-

dy stojące na drodze tego związku.3. Gdybym kogoś kochała, znalazłabym sposób na to, aby-

śmy byli razem pomimo sprzeciwu ze strony innych lu-dzi, fizycznej odległości czy jakichkolwiek innych prze-szkód.

4. Jeżeli jakiś związek byłby mi rzeczywiście przeznaczony,każda przeszkoda (brak pieniędzy, dystans fizyczny,praca zawodowa) zostałaby przezwyciężona.

5. Wiem, że w moim związku miłość będzie rzeczywiścietrwać i nie zblednie z czasem.

5,32

4,46

5,04

5,00

4,78

Page 50: B. Wojciszke - Psychologia miłości

50 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

W okresie dorastania znaczna część młodzieży oczekuje prze-życia takiej właśnie miłości romantycznej (Dion i Dion, 1975), a imwięcej człowiek o niej myśli, tym większa szansa, że rzeczywiścieją przeżyje (Tesser i Paulhaus, 1976). Problemem pozostaje więcpytanie - w stosunku do kogo.

Kogo kochać, czyli reguły stosowania wzorca namiętności

Kto jest odpowiednim obiektem namiętności? W zasadziewzorzec kulturowy postuluje tylko jedną cechę „obiektu" nie-zmiennie kwalifikującą do przeżycia namiętności - piękno, czyliatrakcyjność fizyczną. Śpiąca Królewna, Kopciuszek, KrólewnaŚnieżka są przede wszystkim piękne, a poza tym, że są także gnę-bione przez złe macochy czy czarownice, niewiele o nich wiadomo.

6. Wierzę, że gdybym kogoś z wzajemnością pokochała,potrafilibyśmy przezwyciężyć wszystkie problemy i prze-ciwności, jakie mogłyby się pojawić.podskala „"tylko On"

7. Jeżeli raz przeżyję prawdziwą miłość, to już z nikiminnym się to nie powtórzy z taką samą siłą.

8. Wierzę, że pokochać kogoś naprawdę oznacza poko-chać go na zawsze.

9. Myślę, że jest mi przeznaczona tylko jedna prawdziwamiłość.

podskala „Idealizacji"

10. Jestem przekonana, że zaakceptuję każdą nową rzecz,jakiej dowiem się o człowieku, którego wybrałam naslałe.

11. Związek, jaki zbuduję z moją „prawdziwą miłością", bę-dzie prawie doskonały.

12. Osoba, którą pokocham, będzie doskonałym partne-rem: na przykład będzie pełna miłości, akceptacji i zro-zumienia,podskala „Miłość od pierwszego wejrzenia"

13. Kiedy znajdę swoją „prawdziwą miłość", prawdopodob-nie szybko się w tym zorieniuję.

14. Myślę że zakocham się niemal natychmiast, kiedy jużnapotkam tę właściwą osobę.

!5. Muszę znać kogoś przez jakiś czas, zanim się w nimzakocham.

5,16

2,91

4,18

3,62

2,63

3,23

4,48

3,65

3,31

2,61

Page 51: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 51

A przynajmniej żadne inne ich cechy nie wywołują miłości odpo-wiednich królewiczów i książąt. Ci ostatni co prawda bywają po-czątkowo żabami czy potworami, ale ostatecznie i oni okazują sięw istocie przystojni, a na ogół także dzielni i majętni.

Potwierdzenia bajkowej prawdy o dominującej roli wyglądufizycznego dostarczyły pewne dość szeroko zakrojone badania,w których kilkuset studentów i tyleż studentek rozpoczynającychwłaśnie studia zaproszono na zabawę taneczną (Walster i in., 1966).Warunkiem udziału w zabawie było wypełnienie szeregu kwestiona-riuszy mierzących liczne cechy osobowości, samoocenę, zdolnościintelektualne itp. Wyniki każdej osoby badanej zostały wpisane dokomputera, który na tej podstawie, jak powiedziano badanym, miałwśród nie znających się przedtem ludzi kojarzyć pary. W rzeczy-wistości jednak pary były kojarzone losowo, a dodatkowym czyn-nikiem uwzględnianym przez badaczy była fizyczna atrakcyjnośćkażdego z uczestników (niepostrzeżenie oceniana przez kilkorostudentów obsługujących całe to przedsięwzięcie). Badaczy inte-resowała kwestia, co decyduje o akceptacji „komputerowo" przy-dzielonej partnerki czy partnera. Pytali więc uczestników zabawy,jak dalece partnerka czy partner im się spodobali, jak dalece chcie-liby się ponownie spotkać i jak często faktycznie się spotykali (oto ostatnie pytano w 4-6 miesięcy po zabawie). Żadna z licznychcech osobowościowych czy intelektualnych, pracowicie zmierzo-nych u wszystkich badanych, nie wpływała na to, jak spodobali sięswoim partnerom. Wpływ wywierała natomiast jedna jedyna ce-cha - atrakcyjność fizyczna. Im bardziej atrakcyjna była partnerka,tym bardziej zadowolony był jej partner, tym bardziej chciał sięz nią nadal spotykać i tym częściej faktycznie to robił. Identyczniezachowywały się badane dziewczęta. Podobne wyniki przyniosłowiele innych badań nad kryteriami wyboru „romantycznego" part-nera - tak mężczyźni, jak i kobiety starali się wybierać partnerówmaksymalnie atrakcyjnych fizycznie. Także wtedy, gdy mieli pełnąjasność, że ich wybór spotkać się może z odrzuceniem (Berscheidi in., 1971; Huston, 1973).

Wszystkie te wyniki okazały się sprzeczne z oczekiwaniami sa-mych badaczy, którzy przewidywali, że ludzie będą się kierowalibezpieczną i sprawiedliwą zasadą dopasowywania atrakcyjności po-żądanego partnera do poziomu atrakcyjności własnej. W końcuskoro ja nic jestem Robertem Redfordcm, nie będę wymagał od

Page 52: B. Wojciszke - Psychologia miłości

52 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ciebie, abyś byia Kim Basinger. Badani płci obojga nie wykazywalijednak takich oznak rozsądku i niezmiennie pożądali partnerówo maksymalnej atrakcyjności.

Inna grupa badań sugeruje jednak, że ludzie faktycznie stosująsię do zasady dopasowywania atrakcyjności. Mianowicie liczne ba-dania nad rzeczywiście istniejącymi już związkami zgodnie wyka-zują korelację między atrakcyjnością obojga partnerów: im ona jestpiękniejsza, tym on jest bardziej przystojny. Co więcej, korelacja tajest tym silniejsza, im bardziej zaawansowany jest związek łączącypartnerów (McKilip i Reidel, 1983; White, 1980).

Sytuacja intrygująca: mamy oto dwa rzetelne, powtarzalnezbiory wyników, z których jeden zdaje się pokazywać, że ludziekierują się w swoich wyborach zasadą maksymalizacji atrakcyjno-ści partnera, drugi zaś równie mocno sugeruje, że ludzie kierują sięzasadą dopasowywania atrakcyjności partnera do poziomu atrak-cyjności własnej. Skąd tak rażąca sprzeczność?

Pierwszy zbiór danych pochodzi z badań eksperymentalnychnad parami w oczywisty sposób sztucznymi, podczas gdy zbiór drugipochodzi z badań korelacyjnych nad związkami faktycznie istnie-jącymi. Ta różnica między nimi podsuwa dość łatwe rozwiązaniesprzeczności: eksperymenty są sztuczne i w swym ograniczeniu niesą w stanie wykazać rozsądku i poczucia sprawiedliwości, jakimludzie kierują się w swoich rzeczywistych wyborach partnerów ży-ciowych - argumentują na przykład Murstcin i Christy (1976). Ideadość przekonywająca, aczkolwiek zmienia całą kontrowersję w nie-zbyt interesujący problem metodologiczny. Sprawa jest jednak na-dal godna uwagi, jeśli uwzględnić jeszcze jedną różnicę międzytymi dwoma zbiorami danych. Oto dane eksperymentalne, doty-czące dokonywanych wyborów, mówią o tym, czego ludzie u swo-ich partnerów pożądają, podczas gdy dane korelacyjne, nad ist-niejącymi związkami, mówią jedynie o tym, co ludzie dostają. Niesposób tej różnicy przecenić - to, czego człowiek pragnie, nie musibowiem mieć wiele wspólnego z tym, co udaje mu się uzyskać(chyba że nauczy się chcieć tego, co uzyskał, ale nie wszyscy chcąbyć aż tak rozsądni). Innymi słowy, choć naturalnie powstającepary są rzeczywiście wyrównane pod względem poziomu atrakcyj-ności, nie świadczy to jeszcze, że partnerzy kierowali się zasadądopasowywania atrakcyjności w swoich wyborach. Wręcz przeciw-nie, wydaje się, że gdyby wszyscy kierowali się zasadą maksyma-

Page 53: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 53

lizacji (i wybierali partnerów najatrakcyjniejszych), to rezultatemich wyborów byłoby właśnie wyrównanie poziomów atrakcyjnościpartnerów w obrębie par.

Przekonuje o tym taki oto eksperyment myślowy. Wyobraźmysobie wyspę, na której znajduje się 1000 kobiet i 1000 mężczyzn.Wyspa ta, Arkadia, ma subtropikalny klimat, ziemia tu rodzi sama,nie trzeba się troszczyć o pożywienie ani ubranie, dzięki czemuskąpo odziani mieszkańcy mogą kierować się łatwo zauważalnąurodą jako jedynym kryterium wyboru partnera czy partnerki. Ar-kadyjczycy są wprost opętani tym kryterium, wszyscy kierują siętylko nim w swoich wyborach i starają się maksymalizować atrak-cyjność partnera. Dodać jeszcze trzeba, że każdy (każda) z nich jestsklasyfikowany na jednym z poziomów urody od 10 do 1. Wszyscywyspiarze zbierają się raz do roku celem odbycia wielodniowegofestynu, gdzie codziennie każdy Arkadyjczyk może złożyć propozy-cję dowolnej Arkadyjce, a ta może ją zaakceptować bądź odrzucić.Ponieważ każda kobieta będzie pożądała najprzystojniejszego męż-czyzny, a każdy mężczyzna - najpiękniejszej kobiety, oczywiste jest,że urodziwi Arkadyjczycy płci obojga najszybciej znikną z rynkumatrymonialnego. I to znikną najpiękniejszymi parami wyrówna-nymi pod względem atrakcyjności. Następnego dnia, kiedy dzie-siątki już zniknęły, sytuacja się powtarza, z tym że teraz najbardziejw cenie są dziewiątki. Trzeciego dnia, kiedy już nie ma ani dzie-siątek, ani dziewiątek, największym wzięciem wśród wybierającychi wybieranych cieszą się ósemki, następnego dnia siódemki, jeszczenastępnego - szóstki itd., aż do jedynek, które są akceptowane nasamym końcu i w dodatku przez inne jedynki płci przeciwnej. Wi-dać wyraźnie, że choć każdy Arkadyjczyk i każda Arkadyjka starałasię zmaksymatizować atrakcyjność partnera, to właśnie dlatego, żerobili tak wszyscy, powstałe w rezultacie pary są dopasowane podwzględem atrakcyjności!

Żyjemy w szczęśliwych czasach, kiedy tego rodzaju ekspery-menty myślowe można w pewnym sensie naprawdę zrealizować,choć nie na żywych ludziach (na szczęście). Umożliwia to kompu-terowa symulacja zachowania. Symulację taką przeprowadzili Ka-lick i Hamilton (1986) konstruując (w języku FORTRAN) programspełniający wszystkie warunki obowiązujące na naszej wymyślonejArkadii. Symulacja ta wykazała, że dobieranie się par wyrówna-nych pod względem atrakcyjności ma miejsce nie tylko wtedy, gdy

Page 54: B. Wojciszke - Psychologia miłości

54 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

kryterium wyboru jest dopasowanie atrakcyjności własnej do atrak-cyjności partnera, ale także wtedy, gdy jedynym takim kryteriumjest wybieranie (i akceptowanie) partnera o atrakcyjności możliwienajwyższej. Nawet jeżeli wszyscy wybierający kierują się jedyniekryterium maksymalizacji urody partnera, rezultaty ich wyborówwyglądają tak, jakby kierowali się kryterium dopasowywania urody.Ponieważ jednak ludzie niekoniecznie dostają to, czego najbardziejpragną, o regule dokonywania wyborów nie można wnioskować napodstawie ostatecznego rezultatu tych wyborów.

Dlaczego w takim razie preferowanie partnerów fizycznie at-rakcyjnych ma się wiązać z realizacją kulturowego wzorca określa-jącego, kogo należy kochać? Czyż nie sensowniej jest założyć, żepiękno partnera budzi po prostu pożądanie w stosunku do niego(do niej) i że jest to reakcja uwarunkowana biologicznie? Ostatecz-nie biologiczną funkcją namiętności jest zachęcanie do prokreacji(niezależnie od liczby moralistów namawiających do prokreacji beznamiętności)!

Problem polega na tym, że myślenie w kategoriach biologicz-nych każe oczekiwać, iż wszystkim mężczyznom z grubsza to samopodoba się w kobietach, wszystkim kobietom zaś - mniej więcejto samo podoba się w mężczyznach. Jednak przegląd wzorców za-chowania seksualnego w około dwustu różnych kulturach (Fordi Beach, 1951) wykazuje znaczną zmienność kryteriów atrakcyjno-ści i pożądania. W niektórych kulturach (i tych jest więcej) cenionesą ciała pulchne i obfite, podczas gdy w innych (mniej licznych) -ciała szczupłe i smukłe. W niektórych za piękne uważane są piersidługie i zwisające, w innych przeciwnie - piersi małe i sterczące.W niektórych kulturach zwraca się szczególną uwagę na oczy, w in-nych na uszy, w jeszcze innych - na genitalia. W wiktoriańskiejAnglii szczególnym przedmiotem pożądania była kobieca... kostkau nogi, być może dlatego, że wszystko inne było skrzętnie ukry-wane. W swoim podstawowym dziele O pochodzeniu gatunków Ka-rol Darwin (1971) cytuje taki oto wzorzec piękności obowiązującywśród północnoamerykańskich Indian:

„Spytaj Indianina z północy, kim jest piękność, a odpowie ci,że ma ona szeroką, płaską twarz, małe oczy, wystające kości policz-kowe, trzy albo cztery czarne linie w poprzek każdego policzka, ni-skie czoło, duży szeroki podbródek, niezgrabny, haczykowaty nos,brązewoczerwoną skórę i piersi zwisające do pasa" (s. 289).

Page 55: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 55

Co więcej, nawet w obrębie tej samej kultury różnym ludziompodobają się różne cechy. Na przykład wśród amerykańskich męż-czyzn wyraźnie wyodrębniają się ci, których podniecają główniepiersi, głównie pośladki bądź głównie nogi, a ci ostatni dzieią sięna tych, którzy reagują albo na nogi szczupłe, albo przeciwnie -na, by tak rzec, nogi mięsiste (Wiggins i in., 1968). Nie ulega wąt-pliwości, że zarówno kulturowe, jak i indywidualne zróżnicowaniekryteriów piękna jest ogromne i różne wzorce piękna zawierająwykluczające się cechy. Trudno więc wyobrazić sobie biologiczniezaprogramowany „mechanizm spustowy" namiętności, musiałby onbowiem reagować na przeciwstawne cechy w różnych kulturach,a nawet u różnych osób w obrębie tej samej kultury.

Cechy, które - jeśli uwierzyć biologicznym przesłankom - po-winny być preferowane przez kobiety u mężczyzn (i są przed-miotem tęsknot samych mężczyzn), to szerokie bary, owłosionapierś i prezencja przypominająca Tarzana. Jednak badania dowo-dzą, że cechy takie wcale nie zawsze są przez kobiety cenione.Choć kobiety zdecydowanie wolą mężczyzn przybierających odpasa w górę kształt raczej litery V niż gruszki, generalnie wolą onemężczyzn raczej smukłych (i wysokich) niż „tarzanowatych" (por.Cook i McHenry, 1979). Zapewne ku uldze licznych Czytelników,choć nie tych, którzy przypominają kształtem gruszkę. Jednakżenawet ci ostatni mogą czerpać niejakie pocieszenie z dwóch faktów.

Po pierwsze, wygląd fizyczny mężczyzny w znacznie mniej-szym stopniu decyduje o jego możliwościach budzenia pożądaniaw oczach kobiet, niż wygląd kobiet decyduje o ich możliwościachbudzenia pożądania w oczach mężczyzn. O ogólnej atrakcyjnościmężczyzny jako partnera decyduje raczej to, jak dalece jest onwstanie dostarczać swej partnerce pożądanych przez nią dóbr, co-kolwiek to oznacza w danym społeczeństwie. Jest to zjawisko po-nadkulturowe i powrócę do niego na końcu następnego rozdziału,przy omawianiu kryteriów wyboru stałego partnera.

Po drugie, i to jest pocieszeniem dla wszystkich, oceny atrak-cyjności innego człowieka są zmienne i stosunkowo łatwo je pod-wyższyć. Innymi słowy, niemalże każdy z nas może dowiedzieć się,że jest średnio, a nawet bardzo atrakcyjny, jeżeli tylko zapyta o toodpowiednią osobę w odpowiednich okolicznościach. Jeżeli chceszsię dowiedzieć, że jesteś piękna (przystojny), zapytaj o to czło-wieka, który:

Page 56: B. Wojciszke - Psychologia miłości

56 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

1. jest podobny do Ciebie,2. często Cię widuje,3. ma wysoką samoocenę,4. jest pobudzony seksualnie,5. jest płci przeciwnej niż Ty i siedzi samotnie w barze tuż przed

jego zamknięciem.

Nie pytaj natomiast człowieka, który:1. sam jest fizycznie atrakcyjny,2. był przed chwilą pytany o to samo przez wybitną piękność,3. spędza wiele czasu w kinie lub przed telewizorem (oglądając

bohaterki i bohaterów na przykład Dynastii).

Zgodnie z dość licznymi badaniami (Hatfield i Sprecher, 1986)wszystkie te czynniki znacząco wpływają na oceny atrakcyjności.Jeżeli zabiegi wykorzystujące tę wiedzę okazałyby się nieskuteczne,jest jeszcze ostatnia deska ratunku - zapytać o to własną matkę.

Różnice między kobietami i mężczyznami

Simone de Beauvoir twierdziła, że kobiety i mężczyźni zupeł-nie co innego rozumieją pod pojęciem miłości i stąd się bierzewiększość problemów między nimi. Pewne fakty sugerują, że róż-nica ta objawia się już na wstępie, a więc w fazie rodzenia sięnamiętności czy samego pożądania erotycznego.

Różnice w przeżywaniu namiętności

Znane raporty Kinseya, które w swoim czasie zrewolucjoni-zowały poglądy na ludzki seksualizm (Kinsey i in., 1948, 1953)zaowocowały m.in. następującymi wnioskami:

1. mężczyźni łatwiej niż kobiety wpadają w podniecenie na samwidok ciała płci przeciwnej,

2. mężczyźni łatwiej ulegają podnieceniu czytając o seksie,3. głównym czynnikiem wywołującym podniecenie u kobiet jest

bliski kontakt fizyczny i dotyk w ogólności.

Kinseya i współpracowników uderzyło szczególnie to, że wielekobiet zupełnie nie rozumie, co takiego podniecającego mężczyźniwidzą w obrazie ciała na kawałku papieru czy celuloidu, podobniejak mężczyzn zdumiewa fakt, że jest to niezrozumiałe dla kobiet.

Page 57: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 57

Bardziej współczesne badania zdają się wskazywać na zanika-nie tej różnicy (Cook i McHenry, 1979). Interpretowane jest tojako objaw zanikania podwójnego standardu moralności (bardziejrygorystycznego dla kobiet, a przyzwalającego dla mężczyzn) i tra-dycyjnego stereotypu erotyki męskiej i kobiecej. W stereotypie tymkobiety windowano na piedestał jako anioły powołane do okiełzny-wania zwierzęcia w mężczyźnie i w związku z tym czyniono z nichistoty „czyste", mniej skłonne i zdolne do seksualnych uniesień.Uniesienia te byty natomiast oczekiwane i poniekąd dopuszczalneu mężczyzn, w których zawsze drzemie bestia tylko czekająca, byjej pofolgować. Tego rodzaju stereotyp kulturowy (służący, jak siętwierdzi, głównie obronie interesów mężczyzn, a represjonującyseks u kobiet i stanowiący wyraz ekonomicznego uzależnienia tychostatnich) istotnie może wyjaśniać omawiane tu różnice międzykobietami i mężczyznami.

Kobiety uczone od dzieciństwa, że seks im nie przystoi, mogąsię też nauczyć tłumienia własnego pożądania, nawet jeżeli istotnieje przeżywają. Poza tym, jak zauważają Rook i Hammen (1977),szereg czynników sprawia, że kobiety rzeczywiście mogą być mniejskłonne do interpretowania własnego pobudzenia erotycznego jakotakiego właśnie. Po pierwsze, przynajmniej we wczesnej fazie ży-cia, dziewczęta rzadziej uprawiają masturbację niż chłopcy, a na-wet jeżeli to robią, rzadziej na ten temat rozmawiają z rówieśni-kami. Po drugie, podczas gdy chłopcy są zarówno generalnie, jaki w sprawach seksu w szczególności zachęcani do samodzielnościi inicjatywy, dziewczęta wychowywane są w sposób podkreślającyraczej bierność i reagowanie na potrzeby czy wymagania innych.Po trzecie, oczywiste różnice anatomiczne sprawiają, że wystąpie-nie własnego pobudzenia seksualnego jest łatwiej zauważalne dlamężczyzn niż dla kobiet. W konsekwencji, kiedy już pobudzenie tosię pojawi, rozpoznanie jego seksualnej natury jest bardziej praw-dopodobne u mężczyzn, którzy mają większą liczbę wyrazistychdoświadczeń seksualnych i którzy sami częściej inicjują sytuacje dotakiego pobudzenia prowadzące. Kobiety natomiast rzadziej mie-wają we wczesnej fazie życia okazje, by nauczyć się rozpoznawaćwłasne reakcje erotyczne, a będąc częściej jedynie obiektem cu-dzych zabiegów, mogą niekiedy mieć mniejszą jasność co do cha-rakteru swoich przeżyć.

Page 58: B. Wojciszke - Psychologia miłości

58 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Pomimo skądinąd ogromnych różnic między kulturami znacz-na ich większość bardziej nakazuje ukrywanie ciała kobiecego niżmęskiego, a ciało kobiety jest zwykle bardziej upragnionym przed-miotem pożądania dla mężczyn niż na odwrót (Ford i Beach, 1951;Symmons, 1979). Ogromny rynek wydawnictw pornograficznychadresowany jest niemal wyłącznie do mężczyzn, a pornografia kon-centruje się głównie na eksponowaniu kobiecego ciała. Amerykań-ski magazyn „Play girl", wzorowany na znanym „Playboyu", a pu-blikujący zdjęcia nagich mężczyzn, wykupywany był w poważnejczęści przez... mężczyzn - homoseksualistów (przynajmniej dopókinie stworzyli oni własnego rynku pornografii - Symmons, 1979).

Wygląda więc na to, że dla mężczyzn sam widok kobiecegociała jest podniecający, choć widok męskiego ciała często nie jestpodniecający dla kobiet.

Widoczna powszechność tego zjawiska skłoniła niektórych ba-daczy do poszukiwania biologicznych jego wyjaśnień. W chwiliobecnej popularne są wyjaśnienia odwołujące się do zasad so-cjobiologii, która - upraszczając - zakłada, że zachowania zwie-rząt ukształtowane zostały w trakcie ewolucji i na mocy jej praw,na wzór i podobieństwo anatomicznych własności organizmów. Tewzorce zachowań, które powiększały szansę sukcesu reprodukcyj-nego ich wykonawcy (tj. wydania potomstwa i rozpropagowaniawłasnych genów w przyszłych pokoleniach), były w obrębie da-nego gatunku utrwalane i rozpowszechniane, natomiast wzorce za-chowań prowadzące do reprodukcyjnej porażki - zanikały. Osob-niki przegrywające w reprodukcyjnym współzawodnictwie bowiemumierały bezpotomnie, a więc nie mogły przekazać regulującychich zachowanie genów następnym pokoleniom. W konsekwencjiobserwowane obecnie wzorce zachowań to te, które przetrwały,a więc zachowania prowadzące w przeszłości do sukcesu repro-dukcyjnego ich wykonawców.

Socjobiologia wykryła wiele fascynujących prawidłowości rzą-dzących zachowaniem zwierząt. Nie rozstrzygnięty pozostaje jed-nak spór o to, czy jej zasady stosują się również do zachowanialudzkiego, znacznie bardziej plastycznego i w dodatku występu-jącego obecnie w warunkach zupełnie odmiennych niż te, któreukształtowały nas jako gatunek biologiczny (wśród sawann plejsto-cenu, kiedy to w kilkudziesięcioosobowych grupach polowaliśmyna mamuty, których dawno już nie ma, podobnie jak i sawann).

Page 59: B. Wojciszke - Psychologia miłości

; ZAKOCHANIF 59

Jest to oczywiście współczesna postać odwiecznego sporu o to, cojest ważniejsze: natura czy kultura, i z pewnością nie ma tu miej-sca na jego rozstrzyganie.

W każdym razie niektórzy socjobiologowie zakładają, że więk-sza podatność mężczyzn niż kobiet na wizualne sygnały pobudzeniaerotycznego jest uwarunkowana biologicznie i wynika z odmien-

( ności strategii, jakie każdej płci zapewniają sukces reprodukcyjny,czyli rozpropagowanie własnych genów. Jak pisze Symmons (1979,s. 180):

„Ponieważ mężczyzna potencjalnie może zapłodnić kobietęniemalże bez ponoszenia kosztów w sensie czasu i energii, selek-cja naturalna preferowała tę zasadniczą męską tendencję do po-jawiania się pobudzenia seksualnego na sam widok kobiety, z na-tężeniem wprost proporcjonalnym do jej spostrzeganej wartościreprodukcyjnej. Dla mężczyzny każdy przypadkowy kontakt możesię okazać reprodukcyjnie opłacalny. (...) Kobiety natomiast in-westują znaczną ilość energii i ponoszą poważne ryzyko zacho-dząc w ciążę, w związku z czym warunki, w jakich dochodzi dozapłodnienia są dla nich niezmiernie ważne. (...) Podstawową żeń-ską «strategią» jest uzyskanie możliwie najlepszego partnera, za-płodnienie przez najlepiej przystosowanego mężczyznę spośród do-stępnych oraz zmaksymalizowanie zwrotnych zysków wynikającychz obdarzenia go seksualnymi względami. Pojawianie się seksual-nego pobudzenia na sam widok mężczyzny promowałoby kontaktyprzypadkowe, utrudniając osiągnięcie wszystkich tych celów".

Rozważanie ludzkich namiętności w tak beznamiętny sposóbna pewno razi w kontekście miłości romantycznej, co jednak samoprzez się nie musi oznaczać nietrafności tych idei (nawet ideebeznamiętne i mało pociągające bywają prawdziwe). Namiętnośćerotyczna zapewne wyrasta ze swych biologicznych funkcji, choćobecnie odgrywają one raczej drugorzędną rolę we wzorcach ludz-kiego zachowania. Zupełnie rozsądne jest jednak przypuszczenie,że to, co wpaja w nas kultura i indywidualne doświadczenie, zbu-dowywane jest na bazie elementów wrodzonych i uniwersalnychdla ludzi jako gatunku biologicznego. Znacznie trudniej jest tegooczywiście dowieść w odniesieniu do dowolnej prawidłowości rzą-dzącej naszym zachowaniem, ponieważ wpływy kultury i natury sąu człowieka tak silnie ze sobą splecione, że niewiele jest nadziei naich choćby myślowe rozdzielenie. Niemniej ten (socjobiologiczny)

Page 60: B. Wojciszke - Psychologia miłości

60 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

sposób wyjaśniania różnic między kobietami i mężczyznami pojawisię w tej pracy jeszcze kilkakrotnie - przy omawianiu odmiennościkryteriów wyboru stałego partnera i partnerki, a także odmiennościpowodów, jakie u kobiet i u mężczyzn prowadzą do zazdrości.

Kto jest bardziej romantyczny?

Być może mniejsza skłonność kobiet do wpadania w podnie-cenie na sam widok mężczyzny (a także ich większa selektywność"przy wyborze partnera, o czym mowa dalej) wyjaśnia dość nieocze-kiwany i raczej sprzeczny z potoczną intuicją fakt, że mężczyźni sąbardziej romantycznymi kochankami niż kobiety.

Stereotyp kobiety jako uduchowionego anioła skłonnego doromantycznych uniesień i przyziemnego mężczyzny zajętego pracąi zarobkowaniem nie znajduje potwierdzenia w badaniach empi-rycznych. Amerykański socjolog C. Hobart (1958) pytał około ty-siąca kobiet i mężczyzn o to, jak dalece wyznają romantyczną wizjęmiłości (a więc zgadzają się z twierdzeniami podobnymi do tychz tabeli 2). Stwierdził, że mężczyźni generalnie częściej się podnią podpisują niż kobiety. W czterdzieści lat później podobne wy-niki uzyskały także Sprecher i Metts (1989). W innych badaniachspytano kilkuset młodych ludzi, jak szybko uświadomili sobie, żekochają swojego aktualnego partnera (partnerkę): 20% mężczyznzakochało się w czasie trzech pierwszych spotkań, a po dwunastuspotkaniach tylko 30% spośród nich nie było jeszcze pewnych, żekocha. Kobiety okazały się mniej kochliwe: tylko 15% zakochałosię podczas trzech pierwszych randek, a po dwunastu aż 43% niemiało jeszcze pewności, że kocha (Kanin i in., 1970),

Co więcej, mężczyźni odkochują się z większym trudem niż ko-biety - te ostatnie częściej przejmują inicjatywę podczas zrywaniazwiązku (przedmałżeńskiego) i są tu bardziej stanowcze. Mężczyźnidłużej trzymają się straconej sprawy i bardziej cierpią z powodujej zakończenia, są bardziej przygnębieni, samotni, nieszczęśliwii pochłonięci beznadziejnymi rozmyślaniami typu: „Gdybym tylkozrobi! (powiedział) wtedy to, co należało" (Hill i in., 1976). Nieod rzeczy będzie wspomnieć, że w tak różnych krajach jak Polskai Stany Zjednoczone liczba mężczyzn popełniających samobójstwoz powodu zawodu miłosnego jest kilkakrotnie (czterokrotnie w Pol-sce i trzykrotnie w Stanach) wyższa niż liczba kobiet posuwającychsię do tego kroku.

Page 61: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZAKOCHANIE 61

A jednak w nieco innym sensie to właśnie mężczyźni zdają siębyć mniej romantyczni. Cytowani już Kanin i współpracownicy py-tali ludzi o sposób, w jaki przeżywali swoją miłość, a w szczególno-ści, z jakim natężeniem przeżywali takie objawy namiętności, jak:

- czułam się, jakbym chciała podskakiwać, biegać i krzyczeć;- czułam się, jakbym płynęła na obłoku;- miałam trudności ze skupieniem uwagi;- czułam się beztroska i upojona;- miałam generalne poczucie szczęścia;- byłam nerwowa przed spotkaniami;- przeżywałam różne sensacje fizyczne: zimne ręce, mdłości,

dreszcze na plecach;- cierpiałam na bezsenność;

Nie bez przyczyny przytoczyłem je w żeńskiej wersji: z wyjąt-kiem zdenerwowania kobiety relacjonowały silniejsze przeżywanienamiętności niż mężczyźni. Czy oznacza to, że kobiety są bardziejromantyczne? I tak, i nie. Tak, bo silniej swą miłość przeżywająi generalnie bardziej czują się od swoich stałych partnerów uza-leżnione (co wydaje się skutkiem zarówno kulturowo zdefiniowa-nej roli kobiecej, jak i na ogól większej zależności ekonomicznejkobiet od mężczyzn niż odwrotnie). Nie, ponieważ kobiety mająogólną tendencję do silniejszego niż mężczyźni przeżywania wszel-kich uczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych (Fujita i in.,1991). Słusznie więc będzie powiedzieć, że kobiety są bardziej uczu-ciowe, choć mężczyźni - bardziej kochliwi.

Choć szybsze zakochiwanie się mężczyzn niż kobiet jest zgodnez myśleniem w kategoriach socjobiologicznych, wolniejsze odko-chiwanie się mężczyzn jest z nim oczywiście sprzeczne. Strategiasukcesu reprodukcyjnego a la plejstocen nakazywałaby bowiemmężczyznom możliwie szybkie odkochiwjtnie się i zakochiwanie sięw kolejnej wybrance celem dalszej propagacji własnych genów. Niemusi to świadczyć o nietrafności wyjaśnień socjobiologicznych, acz-kolwiek wyraźnie świadczy o ich niewystarczalności. Same prawi-dłowości biologiczne nie wystarczają do pełnego wyjaśnienia różnicmiędzy kobietami i mężczyznami pod względem sposobu przeży-wania miłości.

Page 62: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 3

Romantyczne początki

Rozwój intymności- odkrywanie się- budowanie zaufania

Kogo i za co lubimy- częstość kontaktów- zalety partnera- przysługi- komplementy

PrzywiązanieWybór stałego partnera

- uwaga na dobre rady!- kryteria wyboru partnera

Podstawowym skutkiem i przejawem namiętności jest stałe dą-żenie do nasilenia i pogłębienia kontaktów z ukochaną osobą. Je-żeli więc namiętność spotyka się z wzajemnością, a przynajmniejnie zostaje odrzucona, prowadzi do wzrostu intymności dzięki wza-jemnemu odkrywaniu się partnerów przed sobą, narastaniu ichwzajemnego zaufania i lubienia się, a wreszcie - dzięki pojawieniusię wzajemnego przywiązania.

Rozwój intymności

Wszyscy potrzebujemy intymności - bliskiego związku z innymczłowiekiem. Powody są oczywiste: człowiek taki naprawdę dobrzenas zna i rozumie, zapewnia nam więc możliwość bycia sobą, po-

Page 63: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 63

nicważ nie musimy przed nim udawać kogoś, kim nie jesteśmy.Lojalnie przy nas trwając, zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa,stałości i zakotwiczenia wobec zmiennych kolei losu. Możemy musię zwierzyć, podzielić się radością lub kłopotem, dzięki czemuradość stanie się większa, a kłopot mniejszy. Możemy liczyć najego wsparcie w ciężkich chwilach, radę przy trudnych decyzjach,obronę, kiedy inni nas odtrącą lub zaatakują.

Pomimo tych oczywistych i niezbędnych każdemu człowiekowidóbr wynikających z intymności, nie jest ona różą bez kolców. Rów-nie wiele jest bowiem powodów, dla których można się intymnościobawiać. Całkowite odkrycie się przed innym człowiekiem ozna-cza ujawnienie własnych słabości, wad i postępków, o których samiwolelibyśmy nigdy nie wiedzieć, nic mówiąc już o tym, że woleliby-śmy ich przenigdy nie popełnić. Intymność wystawia nas na ciosy,ponieważ partner, który nas dobrze zna, tym dotkliwiej będzie po-trafił nas zranić, jeżeli taka przyjdzie mu ochota. Budzi lęk przedśmiesznością i porzuceniem („Teraz, kiedy już wie, jaka jestem, napewno nie będzie chciał ze mną nadal być"). Bliski związek ozna-cza też daleko idące uzależnienie własnych działań, uczuć i losówod innego człowieka, co prowadzić może do utraty poczucia kon-troli nad przebiegiem własnego życia, do lęku przed utratą własnejindywidualności i „zlaniem się w jedno" z partnerem. Utrzymanieintymności oznacza bowiem nieuchronnie konieczność dostosowa-nia naszego własnego „ja" do partnera, a więc porzucenia pewnychpragnień i działań, które były nam zawsze nieodłączne, a przyjęcieinnych, o których nigdyśmy nie myśleli, że nasze być mogą. Intym-ność niesie koszty w postaci przeżywania cierpień i lęków już nietylko własnych, ale i partnera. Wystawia nas wreszcie na ryzykoemocjonalnej katastrofy, jeżeli nasz związek się nie powiedzie.

Dobroczynne i negatywne skutki intymności są jednakowo re-alne i prawdopodobne, choć ludzie mocno się różnią co do tego,do której konsekwencji intymności przywiązują większą wagę (Hat-ficld, 1984). Niektórzy (w tradycyjnym układzie ról są to zwyklekobiety) widzą jedynie dobre strony intymności, dążą do jej nasile-nia nie rozumiejąc, czego można się w niej lękać. Jeżeli czegoś sięobawiają, to raczej porzucenia niż utraty autonomii. Inni (w tra-dycyjnym układzie ról są to zwykle mężczyźni) nie potrafią lekkopotraktować zagrożeń, jakie niesie intymność. Unikając uduszenia

Page 64: B. Wojciszke - Psychologia miłości

64 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

własnej odrębności w uścisku ciepłych emocji („dwie dusze w jed-nym ciele, flaki w niedzielę" - jak pisał ze zrozumieniem Boy),usiłują wyodrębnić swoje niepodzielnie prywatne terytorium w sen-sie fizycznym („mój samochód", „moje biurko") lub psychicznym(odmawiając zeznań na temat tego, co zdarzyło im się w pracy).

Dobranie się w parę osób, z których jedna głównie intymnościpożąda, druga zaś się jej obawia, jest dosyć częstym zjawiskiem.Utrzymanie intymności na takim poziomie, który oboje by zado-walał, stanowi problem nie lada. Kiedy bowiem ona, najnaturalniejw świecie, stara się do niego możliwe mocno zbliżyć, on, najnatu-ralniej w świecie, stara się zachować pewną dozę indywidualizmui wykonuje krok do tyłu. Oczywiście, to, co dla niej naturalne,wcale nie jest takie dla niego i na odwrót. Oboje interpretują za-chowanie partnera jako skierowane przeciwko „właściwej" postaciich związku, choć byliby szczęśliwsi, gdyby potrafili wzajemnie roz-poznać rzeczywisty stan swoich potrzeb związanych z intymnościąi, co jeszcze trudniejsze, stan ten zaakceptować.

Odkrywanie się

Intymność rozpoczyna się od wymiany intymnych informacji- wzajemnego odkrywania się partnerów przed sobą. Rysunek 6.ilustruje schematycznie główne procesy zachodzące w trakcie takiejwymiany. Rysunek przedstawia jedną „rundę" wymiany, w którejosoba A dokonuje zwierzenia, natomiast osoba B występuje w rolijego odbiorcy. Oczywiście w wielu sytuacjach A i B swobodniezamieniają się rolami.

Cele, potrzeby i obawy osoby A wpływają zarówno na sam aktzawierzania partnerowi B jakiejś intymnej informacji, jak i na spo-sób późniejszego interpretowania reakcji osoby B. Jak już wspo-mniałem poprzednio, u podłoża takiego aktu odkrycia się leżećmogą zarówno nadzieje, jak i obawy osoby A. Do odkrycia się do-chodzi zapewne wtedy, gdy nadzieje przeważają nad obawami. Pro-porcja nadziei do obaw nie jest czymś starym i raz na zawsze danymczłowiekowi. Przeciwnie, zmienia się w zależności od osoby part-nera, sposobu jego reagowania na wysłuchane zwierzenia, rodzajukontaktu itd. W początkowych fazach znajomości osoba A chcenie tylko poznać reakcje osoby B na to konkretne zwierzenie, alerównież pragnie zorientować się w tym, jak w ogóle osoba B ją

Page 65: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 65

Rysunek 6.Przebieg procesu wymiany intymnych informacji. Źródło: Reis i Shaver(1988, s. 375).

Page 66: B. Wojciszke - Psychologia miłości

66 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

potraktuje. Zwierzanie się służy bowiem nie tylko budowie intym-ności, ale jest także głównym środkiem usunięcia niepewności codo sposobu traktowania przez partnera i co do postaci, jaką możeprzybrać związek z jego osobą.

Zwierzenie osoby A polega na wyjawieniu jakiegoś faktu do-tyczącego własnej osoby lub na ujawnieniu jakiejś własnej emocji.Ponieważ fakty dotyczą obiektywnych zdarzeń, emocje zaś - su-biektywnych na nie reakcji, informacja o gołych faktach jest mniejintymna i mniej mówi o człowieku niż informacja o jego emocjach.Te ostatnie często przecież nie dają się z faktów wywnioskować i sągłębiej ukryte, a przeżywający je człowiek jest jedynym źródłemdanych na ich temat. W związku z tym fakty zwykle szybciej stająsię przedmiotem zwierzeń niż emocje. Zawierzanie partnerowi in-tymnych emocji już na początku znajomości może być przedwcze-sne i prowadzić do jego negatywnej reakcji. W miarę narastaniaintymności zwierzenia dotyczące jedynie faktów stają się jednakniewystarczające, a w ustabilizowanych związkach komunikowaniesobie emocji, nie zaś jedynie faktów, ma kluczowe znaczenie dlawysokiej satysfakcji ze związku (Fitzpatrick, 1986). Zwłaszcza męż-czyźni nie zawsze rozumieją ten „zwierzeniowy potencjał" emocji,zapewne dlatego, że między sobą częściej rozmawiają o faktachi przedmiotach (czy ideach) niż o ludziach i ich uczuciach. Ko-biety, tradycyjnie bardziej zainteresowane ludzkimi uczuciami niżprzedmiotami, zdają się nie mieć kłopotów ze zrozumieniem tegofaktu, i to one domagają się rozmów o uczuciach.

Oczywiście, komunikaty na temat przeżywanych przez nasuczuć wcale nie muszą mieć postaci słownej. Ludzie wykazują dużątrafność w odczytywaniu emocji na podstawie pozasłownych wskaź-ników, takich jak mimika, pantomimika, ton głosu itd., w przy-padku zaś rozbieżności między słowami i pozawerbalnymi wskaź-nikami uczuć opierają swoje wnioski o uczuciach głównie na tychostatnich.

Interpretacja dokonywana przez B uzależniona jest od jej wła-snych celów i oczekiwań, jakie wnosi ona do kontaktu z osobą A.Istotą wszelkiej interpretacji jest „podciąganie" nowo odebranejinformacji do tego, co już znane, a więc do posiadanych doświad-czeń, kategorii czy schematów. Oczekiwania osoby B, wywodzącesię z jej doświadczeń i schematów, mają więc kluczowe znaczeniedla sposobu, w jaki zrozumie ona zwierzenia osoby A i jak na nie

Page 67: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 67

zareaguje. Na przykład osoba często odrzucana w przeszłości przezinnych może potraktować zwierzenia A jako zapowiedź jeszcze jed-nego upokorzenia (jakie by ją spotkało gdyby sama odpowiedziałazwierzeniem) i stosownie do tego odpowiedzieć wycofaniem sięiub odrzuceniem próby podjętej przez A.

Reakcja osoby B daje się zwykle opisać w jakichś obiektyw-nych kategoriach, jednakże decydujące znaczenie dla przebiegudalszego kontaktu ma to, jak A zinterpretuje tę reakcję i zwrotniena nią odpowie. Interpretacja osoby A i jej odpowiedź na reakcjęB zależą głównie od trzech własności reakcji osoby B: od tego, czyświadczy ona o zrozumieniu, potwierdzeniu i trosce. Zrozumienieoznacza, że B trafnie odczytała potrzeby, uczucia i problemy zasy-gnalizowane przez A. Przekonanie osoby A, że została zrozumianama oczywiście kluczowe znaczenie - inaczej nie może się spodzie-wać ani właściwej (adekwatnej do problemu), ani pomocnej reakcjize strony B. Nie może też się spodziewać, że uzyska od B potwier-dzenie swoich racji czy zasadności swoich emocji i działań. Uzyski-wanie takiego potwierdzenia od innych ludzi jest często jedynymsposobem upewnienia się o własnej słuszności (jak inaczej uzyskaćmożna potwierdzenie na przykład tego, że słusznie się na kogoś po-gniewaliśmy?). Poszukiwanie takiego potwierdzenia stanowi jedenz głównych powodów wchodzenia w kontakty społeczne. Najchęt-niej kontaktujemy się więc z ludźmi podobnymi do nas samych,którzy zapewniają większą szansę potwierdzenia słuszności naszejwizji siebie i świata (Schlenker, 1984). Trzeci ważny wniosek osobyA dotyczy tego, czy B się o nią troszczy, czy nie. Troska taka nicmusi oznaczać od razu rozwiązania problemu osoby A, często jestto po prostu niemożliwe, ale oznacza ona uczuciowe zainteresowa-nie osoby B, a przede wszystkim jej współbrzmienie emocjonalnez osobą A i usiłowanie poprawienia jej stanu emocjonalnego (jeżelitego wymaga problem stanowiący przedmiot zwierzenia).

Stwierdzenie u B braku zrozumienia, potwierdzenia lub tro-ski prowadzi zwykle do wycofania się osoby A z próby kontaktu

[ czy nawet do całkowitej rejterady. Zwłaszcza gdy B widziana jestjako nie tylko obojętna, ale aktywnie odrzucająca zwierzenia A.Jednak w naszej kulturze dość powszechnie obowiązuje niepisanynakaz, by negatywne komunikaty przedstawiać w formie mocno

Page 68: B. Wojciszke - Psychologia miłości

68 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zawoalowanej. Dlatego też osoba A niekoniecznie musi takie roz-myte komunikaty trafnie zinterpretować. Może rozstrzygać dwu-znaczności na korzyść swych pragnień (tym bardziej, im są onesilniejsze) i mimo wszystko powtarzać cały proces.

Jeżeli A uzna, że spotkała się ze zrozumieniem, potwierdze-niem i troską, to zwykle ponawia akt odkrycia się przed B, czę-sto na głębszym poziomie intymności. Jeżeli A słusznie interpre-tuje zachowanie B jako wyrażające zrozumienie i troskę, osobaB odwzajemnia się swoim własnym zwierzeniem - cykl powtarzasię przy zmienionych rolach. Wzajemność ta jest niezbędną pod-stawą do budowy intymności między dwojgiem ludzi, szczególniew początkowej fazie znajomości (badania wykazały, że w bardziejustalonych związkach krótkofalowa wzajemność nic jest już takkonieczna - Derlega i in., 1976). Jednak naiwnością byłoby są-dzić, że osiągany poziom intymności w związku jest prostą funkcjąliczby takich rund wzajemnego odkrywania się partnerów przedsobą. Rozwój intymności zależy także od pojawienia się zaufania,sympatii i przywiązania (o czym mowa poniżej), a do tego samozwierzanie się nie wystarcza.

Budowanie zaufania

Najkrócej mówiąc, zaufanie to „pewność, że ze strony innegoczłowieka spotka nas raczej to, czego pragniemy, niż to, czego sięobawiamy" (Deutsch, 1973, s. 149). Zaufanie jest więc uogólnio-nym, pozytywnym oczekiwaniem, że partner będzie starał się trosz-czyć o nasze dobro i zaspokajać nasze potrzeby zarówno teraz, jaki w przyszłości.

Warunkiem koniecznym zaufania jest nabranie przekonaniao przewidywalności zachowań partnera. Partner, po którym nie wia-domo, czego się spodziewać, którego kapryśne działania nie pod-dają się żadnym zrozumiałym przez nas regułom, budzi niepew-ność, lęk i nieufność. (Jednak, paradoksalnie, nieprzewidywalnośćprzynajmniej początkowo może nasilać namiętność, ponieważ przydużym stopniu uczuciowego zaangażowania wywołuje ona silnepobudzenie emocjonalne). Przewidywalność zachowań jest tylkopierwszym krokiem w budowie zaufania. Krok następny to wyjściepoza samo zachowanie w kierunku ustalenia pewnych cech part-nera, które ukrywają się za jego zachowaniem i sprawiają, że jest

Page 69: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 69

on godzien zaufania. A więc stwierdzenie, że partner jest człowie-kiem uczciwym, odpowiedzialnym, nieegoistycznym i ogólnie rzeczbiorąc - „dobrym". Jednakże nawet partner obdarzony tymi wszyst-kimi cnotami nic musi budzić ufności co do perspektyw naszegoz nim związku, dopóki nie nabierzemy przekonania, że on samskłonny jest troszczyć się o ów związek i zastosować doń wszystkiete swoje cnoty. Dopiero pojawienie się owej wiary w przywiąza-nie partnera jest uwieńczeniem procesu budowy zaufania. Pojęcie„wiary" pojawia się tu nieprzypadkowo - w istocie żadne dotądokazywane dowody przywiązania i troski nie mogą dać zupełnejpewności, że będą kontynuowane również w przyszłości, a zaufa-nie dotyczy przecież głównie przyszłości.

Takie rozumienie zaufania posłużyło Remplowi i współpracow-nikom (1985) do skonstruowania specjalnej mierzącej je skali. Jakwidać w tabeli 3., przedstawiającej treść tej Skali Zaufania, składasię ona z trzech podskal. Mierzą one trzy wymienione składniki za-ufania (przy czym podskala przewidywałności mierzy głównie prze-konanie o nieprzewidywalności zachowań partnera).

Tabela 3.

Skala Zaufania. Odpowiedzi udzielane są w skali siedmiostopniowej od- 3 (zdecydowanie się nie zgadzam), przez 0 (ani tak, ani nie) do 3(zdecydowanie się zgadzam). Źródło: Rempel, Holmes i Zanna (1985).

Przewidywalność

1. Nigdy nie jestem pewna, czy mój partner nie wyskoczy z czymś, czegonie lubię albo co mnie zmiesza.

2. Mój partner jest bardzo nieprzewidywalny, nigdy nie wiem, co będziechciał robić następnego dnia.

3. Czuję się mocno niespokojna, kiedy mój partner ma podjąć decyzjemające bezpośredni wpływ na moje życie.

4. Mój partner zachowuje się w bardzo konsekwentny sposób.5. Czasami unikam mego partnera, ponieważ jest tak nieprzewidywalny,

że boję się mimowolnie wywołać konflikt mówiąc coś czy robiąc.

Zaufanie6. Mój partner dowiódł już, że można mu ufać, i pozwalam mu na robienie

takich rzeczy, które mogłyby stanowić zagrożenie, gdyby robił je ktośinny.

Page 70: B. Wojciszke - Psychologia miłości

70 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

7. Stwierdziłam, że mogę całkowicie polegać na moim partnerze, szcze-gólnie w sprawach, które są dla mnie ważne.

8. Jestem pewna, że mój parlner nie oszukałby mnie, nawet gdyby miałokazję i pewność, że to się nie wyda.

9. Mogę spokojnie polegać na moim partnerze, że dotrzyma danej miobietnicy.

10. Pozwalam mojemu partnerowi podejmować za mnie decyzje.

Wiara

11. Nawet jeżeli nie wiem, jak mój partner zareaguje, mogę mu swobodniepowiedzieć o sobie nawet takie rzeczy, których sama się wstydzę.

12. Choć czasy mogą się zmienić, a przyszłość nie jest pewna, wiem, że mójpartner zawsze będzie gotów mnie wesprzeć i dodać mi sił.

13. Kiedykolwiek mamy podjąć ważną decyzję w sytuacji, której jeszczedotąd nie przeżyliśmy, wiem, że mój partner będzie się kierował moimdobrem.

14. Nawet kiedy nie ma jeszcze dowodów na to, iż mój partner czymś sięze mną podzieli, i tak jestem pewna, że to zrobi.

15. Kiedy pokażę mojemu partnerowi jakąś swoją słabość, mogę być pewnajego pozytywnej reakcji.

16. Jeszcze zanim zacznę dzielić się jakimś kłopotem z moim partnerem,wiem, że on zareaguje na to w sposób pełen miłości.

17. Kiedy jestem z moim partnerem, czuję się bezpieczna w obliczu nie-znanych, nowych sytuacji.

Badania Holmsa i Rcmpla (1989) wykazują, że tak mierzonezaufanie współwystępuje z zamiłowaniem do umiarkowanego stop-nia niezależności partnerów w związku, choć nie z obronną (krań-cową) samowystarczalnością tych osób, które ujawniają lęk przedintymnością. Koreluje też negatywnie z krańcowym pragnieniemintymności, pragnieniem „zlania się w jedno" z partnerem. Takwięc zaufanie nie łączy się ani z krańcowym zapotrzebowaniem naintymność, ani z jej unikaniem. Obie te postawy są zresztą prze-jawem i sposobem radzenia sobie przez ludzi z nierozwiązanymproblemem niepewności w kontakcie z partnerem. Dowodem nie-pewności jest bowiem nie tylko unikanie zwierzeń. Ich nadmiarrównież może świadczyć o niepewności, nawet gdy pozory zdająsię świadczyć jedynie o otwartości i pewności siebie osoby zwierza-jącej się w nieco podejrzanym nadmiarze.

Page 71: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 71

W początkowym stadium związku, kiedy partnerzy dopiero siępoznają (a tym, co ich łączy, jest namiętność, jedno- lub obu-stronna), zaufanie jest niczym więcej, jak naiwnym wyrazem na-dziei - zauważają Holmes i Rempel (1989). Przypisywanie partne-rowi swoich własnych uczuć, różowe okulary (czy wręcz klapki naoczach), jakie nakłada namiętność, dreszcz nowości przebiegającypo plecach podczas pierwszych zwierzeń - wszystko to prowadzido narastania optymizmu tyleż bezzasadnego, co niezbędnego dodalszego rozwoju związku.

Wśród par, które właśnie zaczęły ze sobą „chodzić" poziomzaufania jest wysoki i silnie związany z poziomem miłości (La-rzelere i Huston, 1980) - prawdopodobnie dlatego, że zaufaniejest pochodną miłości, nie zaś faktów, które wciąż jeszcze należądo przyszłości. Wśród par, które są już poważnie zaangażowane(ale jeszcze nie są małżeństwami), obserwuje się natomiast spa-dek powiązania poziomu miłości z poziomem zaufania (Driscolli in., 1972; Dion i Dion, 1976; Larzelere i Huston, 1980). Za-pewne dlatego, że zaufanie w ich przypadku ma już inne źródłaniż sama intensywność (własnych) uczuć. Źródła te to fakty, któredo tej pory zdążyły się już pojawić, w szczególności zachowaniapartnera, które z większym lub mniejszym stopniem pewności po-zwalają wnioskować, czy jest on godzien zaufania i czy jest zaan-gażowany w rozwijający się związek. Liczą się tu takie zachowania,w których działanie na rzecz związku i ukochanej osoby wymagapoświęcenia własnego indywidualnego interesu i/lub zaakceptowa-nia pewnego ryzyka związanego z rozwojem intymności (odkryciesię, zezwolenie drugiej osobie, aby wpływała na nasz los). Najważ-niejszym czynnikiem ułatwiającym rozwój zaufania jest wzajem-ność i ujawnianie przez partnerów jednakowego poziomu tego ro-dzaju zachowań, co stanowi zabezpieczenie przed wykorzystaniemi jednostronnym wystawieniem się na ewentualne ciosy. Brak ta-kiej wzajemności to najczęstsza przyczyna rozpadu rozwijającegosię związku w jego wczesnej fazie (Hill i in., 1976).

Ważne są nie tylko same zachowania partnera, ale i spostrze-gane przez nas ich przyczyny. Troska partnera o nasze dobro możebyć interpretowana na co najmniej trzy sposoby. Po pierwsze, mo-żemy uważać, że partner zaspokaja nasze potrzeby i troszczy sięo nas dlatego, iż polepszenie naszego stanu samo przez się spra-wia mu przyjemność. Po drugie, możemy sądzić, że partner robi

Page 72: B. Wojciszke - Psychologia miłości

72 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

to głównie po to, aby w zamian uzyskać takie dobra, które myosobiście potrafimy zapewnić (wsparcie, poczucie bezpieczeństwa,towarzystwo). Po trzecie wreszcie, że pomaga nam po to, by w za-mian uzyskać pewne dobra, które zapewniamy nie tyle my, ile samfakt pozostawania z nami związku (na przykład pieniądze, prestiż,znajomości). Jak wykazali Rempel i jego współpracownicy (1985),troskliwość partnera wywołuje duże do niego zaufanie tylko wtedy,kiedy uważamy, że chodzi mu głównie o nasze dobro, nie zaś o do-bra, które on uzyskuje dzięki związkowi z naszą osobą. Zaufaniezależy więc od tego, czy troska przejawiana przez partnera jestbezwarunkowa i motywowana tylko jego uczuciem, niezależnie odwszelkich zysków, jakie jesteśmy w stanie mu zapewnić.

Najbardziej dobroczynną konsekwencją dużego zaufania dopartnera jest nasza skłonność do stałego stosowania zasady do-mniemania dobrych intencji w stosunku do tego, co mówi i robi.Oznacza to interpretowanie zachowań partnera w sposób nie pod-ważający podstawowego założenia, że mu na nas zależy. Dotyczyto zachowań partnera, które można rozumieć na różne sposoby,w tym takich, które skądinąd mogłyby świadczyć o jego samolub-stwie, zaniedbywaniu nas i braku troski.

Uchylający się od domowych obowiązków mąż widziany jestprzez ufną żonę jako fatalnie rozpuszczony przez matkę („Nawetskarpetki mu prała!"), przytłoczony obowiązkami zawodowymi czyz natury leniwy. Ale nie jako ktoś, kto się po prostu nie troszczyojej dobro. Zaniedbywanie obowiązków domowych może być spo-wodowane którąkolwiek z tych przyczyn, a nawet wszystkimi rów-nocześnie, i trudno dociec, co jest tutaj najważniejszą czy „obiek-tywnie prawdziwą" przyczyną. Ważne jest więc, jakie interpretacjesami partnerzy przyjmują - najczęściej to oni są tu głosicielamiobowiązującej prawdy. Dopóki wysokie zaufanie trwa, zasada do-mniemania dobrych intencji jest stosowana automatycznie i beznamysłu. Dopóki mocno wierzymy w to, że partner nas kocha, niemusimy tego przecież ciągle sprawdzać. Wystarczy, że to z góryzakładamy. Założenie owo ma ten dobry skutek, że zachowaniawieloznaczne, które nie są ani wyraźnie dobre, ani wyraźnie złe(a takich jest przecież najwięcej na co dzień), również widzianesą jako kolejne dowody przywiązania i troski partnera i umacniająnasze wyjściowe założenie o jego miłości.

Jak wykazują badania Holmsa i Rempla (1989), zupełnie ina-czej sprawy się mają w przypadku ludzi obdarzających partnera

Page 73: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 73

zaufaniem niewielkim. Ci nie zakładają, że partner o nich dba,lecz przeciwnie - aktywnie i świadomie sprawdzają, czy tak fak-tycznie jest. A raczej, że tak nie jest, ponieważ ta właśnie hipotezaich prześladuje. Zrozumiałe, że podczas takich zabiegów są wy-czuleni na wszelkie sygnały negatywne, co ma ten smutny skulek,iż znajdują ich więcej, niż znaleźliby bez takiego nastawienia. Co-dzienny pocałunek na dzień dobry przestaje już być przejawemuczuć, lecz wydaje się mechanicznym nawykiem. Przesiadywaniedo późna w pracy przestaje być sposobem na polepszenie bytu,a staje się wyrazem unikania domowych obowiązków itd. Dalszyciąg tych rozważań nie należy jednak do tego rozdziału, w którymprzecież wciąż jeszcze mowa o początkach związku.

Kogo i za co lubimy

Częstość kontaktówJednym z najpowszechniej powtarzających się wyników w ba-

daniach nad doborem małżeńskim jest związek między częstościąmałżeństw a odległością między miejscami zamieszkania małżon-ków. Najwięcej jest takich małżeństw, w których partnerzy miesz-kali blisko siebie przed ślubem (na przykład w Holandii połowawszystkich małżeństw zawierana jest przez osoby, których miej-sca zamieszkania dzieliło nie więcej niż 10 km - de Hoog, 1979),najmniej zaś takich, których partnerzy mieszkali daleko od siebie.Podobnie jest i ze związkami przyjaźni. W pewnym badaniu nadkształtowaniem się wzajemnych sympatii między lokatorami no-wego osiedla stwierdzono, że jeżeli dowolne rodziny miały drzwiwyjściowe w odległości 7 m, bardzo często wskazywały na siebienawzajem jako na blisko zaprzyjaźnione. Nie działo się tak jed-nak prawie wcale, kiedy dzieliła je odległość 27 lub więcej metrów(Festinger i in., 1950). Istotna jest jednak nie tyle sama bliskośćprzestrzenna, ile częstość kontaktów - na przykład rodziny miesz-kające jedna nad drugą, a więc w odległości kilkudziesięciu centy-metrów, ale mające niewiele okazji do kontaktowania się równieżnie nawiązywały przyjaźni.

Tak więc duża częstość kontaktów sama przez się budzi sympa-tią. Prawidłowość ta dotyczy zresztą naszego stosunku nie tylko doinnych osób, ale wszelkich obiektów, jak wykazały liczne badania

Page 74: B. Wojciszke - Psychologia miłości

74 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

nad tzw. zjawiskiem samej ekspozycji. Polegały one na tym, że ba-danym przedstawiono długie serie obiektów (w różnych badaniachbyły to bezsensowne słowa, figury geometryczne, melodie, zdjęciatwarzy ludzkich). Przy tym niektóre obiekty prezentowano tylkoraz, inne dwa razy, jeszcze inne - cztery, osiem lub więcej razy.W następnej fazie badania „stare" obiekty mieszano z nowymi,prosząc badanych o wskazanie, które z nich bardziej im się po-dobają. Z reguły im częściej pokazywany był dowolny obiekt, tymbardziej byl lubiany (Zajonc, 1968). Warunkiem występowania tejprawidłowości jest to, aby dany obiekt czy osoba nie budziła nie-chęci już od samego początku.

Dlaczego wzrost częstości kontaktów z jakąś osobą wywołujejej lubienie? Dość oczywiste wyjaśnienie odwołuje się do szerokorozumianych nagród i kar. Koncepcja kar i nagród zakłada, że,ogólnie rzecz biorąc, tym bardziej lubimy jakąś osobę, im częściejnas ona nagradza (tj. dostarcza nam wszelkiego rodzaju doznańprzyjemnych), tym bardziej zaś jej nic lubimy, im częściej osobata nas karze (dostarcza nam wszelkiego rodzaju doznań nieprzy-jemnych). Ponieważ w większości kontaktów społecznych doznaniapozytywne są znacznie częstsze niż doznania negatywne, im częst-sze są kontakty między dwoma dowolnymi osobami, tym więcejmają one okazji, aby się wzajemnie nagradzać, co prowadzi do ichpolubienia się.

Choć wszystko to prawda, wyjaśnienie w kategoriach kar i na-gród jest jednak bezsilne wobec wcale licznych faktów wskazują-cych na to, że nawet uciążliwe lub negatywne kontakty rodzą lubie-nie czy przywiązanie, jeżeli tylko są częste. Dzieci zwykle kochająswoich rodziców, nawet gdy postępowanie tych ostatnich międzybajki każe włożyć opowieści o szczęśliwym dzieciństwie. Podobnierodzice zwykle kochają swoje nowo narodzone dziecko, a miłośćta wzrasta wraz z upływem czasu, choć przynajmniej przez pierw-szych kilka miesięcy swojego życia dziecko robi rzeczy skądinądwyłącznie nieprzyjemne, a rodzice odczuwają wielką ulgę dopierowtedy, gdy dziecko nie robi nic (śpi).

Aby więc wyjaśnić wzrost lubienia wskutek samej częstościkontaktów, należy odwołać się do innych pojęć niż tylko same karyi nagrody. Takim pojęciem jest na przykład usuwanie niepewności.Wszelkie nowe obiekty budzą naszą niepewność, i to tym bardziej,im bardziej są one aktywne. Już choćby z tego powodu nowi dlanas ludzie budzą niepewność stosunkowo największą. Oczywiście,

Page 75: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 75

jest ona redukowana w miarę wzrostu częstości kontaktowania sięz nimi - coraz lepiej orientujemy się, czego po kim możemy sięspodziewać. I nawet kiedy dowiadujemy się, że niczego dobrego,to sam fakt, iż jednak wiemy, co to będzie, poprawia nasze samo-poczucie (i nasz stosunek do często spotykanych osób).

Drugim istotnym dla tych rozważań pojęciem jest responsyw-ność: partner jest responsywny w kontakcie o tyle, o ile to, co mówii robi, stanowi odpowiedź (respons) na nasze własne działania. Re-sponsywność partnera jest tym większa, im większa jest szansa, żeodpowie on na nasze próby komunikowania się z nim, im więcejjego działań stanowi odpowiedź na nasze własne uprzednie dzia-łania oraz im bardziej rozbudowane są jego komunikaty (Davis,1982). Partnerzy responsywni są na ogół bardziej lubiani, a brakresponsywności, stanowiący po prostu wyraz obojętności, jest pro-blemem nękającym nieudane małżeństwa, jakkolwiek nie pojawiasię w małżeństwach udanych (Koren i in„ 1980). Warto też za-uważyć, że tak rozumiana responsywność jest w zasadzie jedynąnagrodą, jakiej dostarczyć może noworodek czy niemowlę swoimrodzicom.

Responsywność stanowi oczywiście wstępny warunek uzyski-wania od partnera różnych dóbr (nieresponsywnego partnera trud-no do czegokolwiek namówić czy coś od niego uzyskać). Jednakrównież sama w sobie jest ona pożądana, nawet jeżeli nie stanowiśrodka do uzyskiwania innych korzyści. Stanowi na przykład po-twierdzenie naszej zdolności do wpływania na przebieg wydarzeń,umożliwiając powstanie naszego poczucia kontroli nad tym, co siędzieje, oraz przekonania o skuteczności naszych własnych dzia-łań. Ludzie pragną być zauważeni przez innych. Brak reakcji bywabardziej bolesny od krytyki nie tylko dla artystów (jak to poświad-czają dziesiątki anegdot), ale także - na przykład - dla dzieci wwieku szkolnym, których niewłaściwe zachowania często szybciejzanikają, kiedy nikt nie zwraca na nie uwagi, niż wtedy, kiedy sąkarane przez dorosłych (Patterson i in., 1972).

Zalety partnera

Lubimy ludzi charakteryzujących się cechami, które dają sięlubić: życzliwych, towarzyskich, uczciwych, inteligentnych, o wyso-kim prestiżu i dużych umiejętnościach społecznych, a więc takich,którzy wiedzą, jak się zachować, i są wrażliwi na potrzeby innych.

Page 76: B. Wojciszke - Psychologia miłości

76 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Dziesiątki, jeśli nie setki badań dowodzą, że ocena człowieka jesttym bardziej pozytywna, im bardziej dodatnie, średnio rzecz bio-rąc, są posiadane przezeń cechy (Anderson, 1981). Teza o roli zaletpartnera jest banalna, chociaż komplikuje ją kilka dalszych zależ-ności.

Po pierwsze, lubienie partnera zależy nie tylko od jego zalet,lecz także od wad, a wady i zalety nie są swoim lustrzanym odbiciem,wady bowiem odgrywają ważniejszą rolę niż zalety.

Miriam Rodin (1978) zaproponowała koncepcję, w myśl którejlubienie i nielubienie opierają się na zupełnie odmiennych kryte-riach, które w dodatku mają niejednakową funkcję. Początkowymtestem, jaki przejść musi nowo poznana osoba, jest niespełnieniekryteriów odrzucenia, to znaczy nie może mieć cech, których nieznosimy. Jeżeli nie znosimy ludzi mrukliwych albo nerwowo chi-choczących po każdym zdaniu, to nowo napotkana osoba, którajest mrukiem albo chichotką, zostaje przez nas odrzucona. Nawetjeżeli nic znielubimy tej osoby, unikamy dalszych z nią kontaktów,niezależnie od jej ewentualnych zalet, i jest duża szansa, że zalettych w ogóle nigdy nie poznamy z powodu braku takich dalszychkontaktów. Jednakże osoba, która przejdzie ten pierwszy test, niemusi tym samym zostać polubiona. To, że ktoś nie chichocze pokażdym zdaniu, nie sprawia jeszcze, iż go polubimy - natomiastpod tym warunkiem skłonni jesteśmy przymierzać tę osobę do na-szych kryteriów lubienia. Jeżeli je spełni, zyska sobie naszą sym-patię, przynajmniej do czasu, dopóki nie wykryjemy w niej czegoś,czego nie znosimy.

Pomimo swej prostoty koncepcja ta pozwala zrozumieć szereginteresujących faktów. Na przykład łatwiej jest znaleźć u nie lubia-nej osoby zdecydowaną zaletę niż u osoby lubianej zdecydowanąwadę, co każdy może sprawdzić na własny użytek. (Wystarczy po-myśleć o jakiejś lubianej osobie i o jej najważniejszych zaletach,na przykład że jest serdeczna, i zastanowić się nad tym, czy zna sięjakieś nie lubiane osoby, które tę zaletę również mają. Większośćludzi znajduje kogoś takiego bez trudu. Ciąg dalszy polega na tym,aby pomyśleć o jakiejś nie lubianej osobie i o jej najważniejszychwadach, na przykład że jest zawistna, i zastanowić się tym razemnad tym, czy zna się jakieś lubiane osoby, które mają tę wadę.Większość ludzi nie jest w stanie znaleźć takiej osoby).

Page 77: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 77

Wady człowieka odgrywają zwykle bardziej decydującą rolę niżjego zalety. Wykrycie u innej osoby jakiejś ważnej wady likwidujedobroczynne skutki jej zalet. Jednak wykrycie jej zalet nie wyrównujeposiadanych przez nią wad - tak jak przesolona zupa nie nadajesię do jedzenia niezależnie od dowolnej liczby swoich innych walo-rów smakowych. Tego niejednakowego oddziaływania wad i zaletdowodzą dziesiątki badań wskazujących na to, że w swoich oce-nach ludzi znacznie bardziej ulegamy informacjom negatywnymniż pozytywnym (por. przegląd tych badań u Czapińskiego, 1988).Na przykład w jednym z badań nad wpływem pozytywnych i nega-tywnych zachowań na ocenę człowieka stwierdzono, że pozytywnyefekt zachowania moralnego byl całkowicie likwidowany przez po-jawienie się zaledwie jednego zachowania niemoralnego (ogólnaocena wykonawcy zachowań była negatywna). Natomiast całkowitalikwidacja efektu jednego zachowania niemoralnego wymagała in-formacji o aż dziesięciu zachowaniach moralnych tej samej osoby(dopiero wtedy ocena stawała się neutralna - Brycz i Wojciszkc,1992).

Zważmy też, że wykrycie wady ma bardziej nieodwracalne skutkiniż wykrycie zalety. Po stwierdzeniu ważnej wady wycofujemy sięz kontaktów z daną osobą, uniemożliwiając sobie wykrycie jejewentualnych zalet, podczas gdy dostrzeżenie zalet nie przeszka-dza późniejszemu wykryciu wad. Wyjątkiem od tej ostatniej regułyjest jednak sytuacja, kiedy „stwierdzenie zalet" oznacza powstanienamiętności, ta bowiem prowadzi do idealizacji partnera i ślepoty(do czasu) na jego wady.

Druga komplikacja oczywistej tezy o wpływie zalet partnerana lubienie jego osoby wiąże się z faktem, że to, co stanowi za-letę, a co wadę partnera, zależy w pewnym stopniu od nas samych.Ogólnie rzecz biorąc, im bardziej sądzimy, że sami posiadamy ja-kieś cechy, tym wyżej je cenimy (Wojciszke, 1986) i uważamy zacechy ogólnie ważne (Lewicki, 1983). Nic więc dziwnego, że jed-nym z najsilniejszych wyznaczników sympatyczności innego czło-wieka jest jego podobieństwo do nas samych, szczególnie jeżelimamy wysoką samoocenę i jeśli podobieństwo dotyczy cech, któresą przez nas uważane za pozytywne. W taki sposób podobieństwooddziałuje właściwie pod każdym względem - od światopoglądu dokibicowania tej samej drużynie piłkarskiej. Jednak najsilniej działapodobieństwo poglądów, postaw i opinii. Im bardziej podobne są

Page 78: B. Wojciszke - Psychologia miłości

7S PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

poglądy partnera do naszych własnych, tym bardziej go oczywiścielubimy (Byrne, 1971).

Trafność wielu opinii można sprawdzić na podstawie obiek-tywnych danych (Kiedy była bitwa pod Grunwaldem? Jaka gazetasprzedaje się w Polsce najlepiej?). Jednakże większości tych opinii,które dla ludzi są naprawdę ważne, nie sposób sprawdzić opiera-jąc się na jakichkolwiek faktach, dotyczą one bowiem nie faktów,lecz wartości (za czy przeciw aborcji?) bądź upodobań (kupować„NIE" Urbana czy nie?). W przypadku tych opinii jedynym spraw-dzianem i gwarancją ich słuszności staje się wsparcie innych ludzi.Niewiele jest przyjemności większych od posiadania racji, toteżlubimy podobnych do nas ludzi, którzy nam tej przyjemności do-tarczają poprzez wyznawanie tych samych poglądów.

Słuszności tego rozumowania dowodzi na przykład to, że podo-bieństwo w zakresie wartości i/lub upodobań budzi większą sym-patię do partnera niż podobieństwo jego poglądów dotyczącychsprawdzalnych faktów (Byrne i in., 1966). Podobną wymowę marównież to, że wynikające z podobieństwa lubienie jest tym silniej-sze, im mniej pewni jesteśmy swoich własnych poglądów, a więcim bardziej jest nam potrzebne społeczne ich wsparcie. „Podobny"znaczy więc zarówno tyle co „pozytywny" (w odniesieniu do cech),jak i „słuszny" (w odniesieniu do poglądów). Trzeci powód, dlaktórego podobieństwo budzi sympatię, wiąże się z naszym oczeki-waniem, że ludzie podobni do nas będą nas także lubili. Ponieważludzkie sympatie i antypatie bardzo silnie rządzą się zasadą wza-jemności, oczekiwanie, że ktoś (podobny) będzie nas lubić, samoprzez się rodzi sympatię do niego. Dowodzą tego badania, w któ-rych niezależnie manipulowano stopniem podobieństwa partnerado badanej osoby oraz tym, czy lubił tę osobę, czy też nie. Kiedybadany nie wiedział, czy partner go lubi, czy nie, lubił partneratym bardziej, im bardziej ten był do niego podobny. Kiedy jed-nak badany dowiadywał się wprost, że tamten go lubi bądź nieznosi, podobieństwo poglądów przestawało działać i badany reago-wał sympatią na partnera, który go lubił, antypatią zaś na partnera,który go nie lubił (Aronson i Worchel, 1966).

Tak więc najważniejszą zaletą innych jest... ich podobieństwo donas samych i to, ze oni nas lubią!

Jeszcze jedną cokolwiek podejrzaną cnotą, którą ludzie nie-zwykle często kierują się w swoich sympatiach i antypatiach, jest

Page 79: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 79

wygląd fizyczny. W poprzednim rozdziale przytoczyłem dane wska-zujące, że atrakcyjność fizyczna jest praktycznie jedyną cechą czło-wieka decydującą o tym, że płeć przeciwna pała doń namiętno-ścią. Wpływ atrakcyjności fizycznej daleko jednak wykracza pozakontekst erotyczny. Ludzie ładni są po prostu generalnie bardziejlubiani i lepiej traktowani przez innych niż już i tak pokrzywdzoneprzez los osoby brzydkie. W szczególności (jak przekonują licznedane zebrane przez Hatfield i Sprecher, 1986) osoby ładne, w prze-ciwieństwie do brzydkich:

- spostrzegane są jako charakteryzujące się szeregiem zalet du-cha sprzyjających ich lubieniu, takich jak serdeczność, przyja-zność, wrażliwość, zrównoważenie, towarzyskość, bycie miłymi interesującym;

- uważane są za szczęśliwsze i mające większe szansę na szczę-ście w przyszłości;

- jako dzieci w szkole podstawowej uzyskują lepsze stopnie i sąuważane przez nauczycieli za mądrzejsze, grzeczniejsze orazrokujące większe nadzieje na przyszłość;

- zarówno jako dzieci, jak i jako dorośli lepiej są traktowaneprzez bliźnich: częściej spotykają się z życzliwością, zachętąi wsparciem innych, ich kontakty społeczne są więc na ogółbardziej satysfakcjonujące;

- obciążane są mniejszą odpowiedzialnością za swoje naganneuczynki (z wyjątkiem sytuacji, kiedy ich uroda jest „instru-mentem" ułatwiającym ich popełnienie, jak to się dzieje naprzykład przy wyłudzaniu czegoś od innych);

- częściej uzyskują pomoc innych, choć rzadziej są o nią pro-szone;

- jeżeli są mężczyznami, zaczynają pracę od wyższej pensji i wy-żej zachodzą w karierze zawodowej;

- jeżeli są kobietami, częściej i szybciej wychodzą za mąż i w do-datku za lepiej zarabiających i wykształconych mężczyzn;

- mają więcej do powiedzenia we własnym małżeństwie niż ichpartnerzy.

Wszystko to jest mocno niesprawiedliwe, ponieważ obiektywnepomiary różnych cech osobowościowych wykazują brak rzeczywi-stych różnic między osobami ładnymi i brzydkimi. Z jednym wyjąt-kiem, którym są umiejętności społeczne: osoby fizycznie atrakcyjne

Page 80: B. Wojciszke - Psychologia miłości

80 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

są śmielsze i skuteczniejsze w kontaktach społecznych, łatwiej jenawiązują i lepiej potrafią dbać o ich sprawny czy przyjemny prze-bieg. Nie jest to zaskoczeniem, zważywszy generalnie bardziej po-zytywny charakter ich doświadczeń społecznych. Ale też i nie jestzaskoczeniem, że osoby te są bardziej lubiane, ponieważ o lubie-niu człowieka bardziej decyduje sposób jego zachowania niż inne,trudniej zauważalne cechy.

Ostatnia wreszcie komplikacja oddziaływania cnót na lubienieprzez nas ich posiadacza polega na tym, że cnoty kogoś, z kim jeste-śmy związani, mogą zarówno podnosić, jak i obniżać naszą własnąwartość w naszych i cudzych oczach.

Po pierwsze, możemy pławić się w cudzej chwale, a przynaj-mniej uszczknąć z niej trochę dla siebie. Możemy na przykład pod-kreślać, że jesteśmy na ty z jednym z byłych ministrów (co nie jesttakie trudne, zważywszy liczbę byłych ministrów), albo też uwypu-klać zawodowe sukcesy żony (co jednak jest już nieco trudniejsze,jako że liczba sukcesów w naszym kraju jest ostatnio zbliżona doliczby byłych ministrów). Dajemy w ten sposób do zrozumienia, żei my sami musimy mieć zalety nie lada.

Po drugie, z powodu porównań z posiadaczem cnót możemysami wypadać raczej mizernie, a w każdym razie gorzej, niż gdyby-śmy z nim nie byli w żaden sposób związani i porównywani. Skoroon potrafi być byłym ministrem (a siedzieliśmy przecież w jednejławce), a ona odnosi sukcesy zawodowe (a przecież kończyliśmy tesame studia), dlaczego ja tego nie umiem zrobić?

Wartość własnej osoby jest dla człowieka zwykle wartością naj-cenniejszą - nawet jeżeli źle o sobie myślimy, to i tak chcielibyśmymóc myśleć dobrze. Dlatego też nawet i cudze zalety będą nas na-kłaniać do sympatii bądź antypatii dla ich posiadacza w zależnościod wpływu wywieranego przez owe zalety na poczucie naszej wła-snej wartości. Seria interesujących badań Tessera (1986) przeko-nuje, że pławienie się w cudzej chwale występuje wtedy, kiedy cu-dze zalety dotyczą spraw, co do których sami jesteśmy pozbawieniaspiracji, czy też dziedziny, w której sukcesy nie mają znaczenia dlaokreślenia tego, kim jesteśmy i jaka jest nasza własna wartość. Je-żeli sami nie mamy ambicji politycznych, sukcesy przyjaciela w tejdziedzinie nie tylko nam niczego nie zabierają, lecz nawet przydająnam chwały - tym bardziej, im bliższy jest nam ów przyjaciel. W tej

Page 81: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 81

sytuacji skłonni jesteśmy podkreślać swój związek z owym przyja-cielem i cieszyć się jego sukcesami, a w konsekwencji bardziej golubić. Jeżeli jednak sami mamy aspiracje w danej dziedzinie, to cu-dze sukcesy zagrażają naszemu własnemu poczuciu wartości - tymsilniej, im bardziej jesteśmy z tym „człowiekiem sukcesu" związani.Zakładając hipotetycznie, że pozostały nam jeszcze jakieś aspira-cje zawodowe, sukcesy żony na tym polu mogą być dla nas dośćnieprzyjemne, co prowadzić może do naszej antypatii nie tylko wstosunku do sukcesów, ale i żony.

Koncepcja ta wyjaśnia, dlaczego, zgodnie z tradycją, sukcesyzawodowe mężów bardziej cieszą ich żony, niż sukcesy żon ciesząich mężów. W tradycyjnym układzie ról bowiem to właśnie mężo-wie mocniej opierają własną samoocenę na sukcesach zawodowych.Postępująca emancypacja kobiet, prowadząca do wzrostu ich wła-snych aspiracji zawodowych, może więc sprawić, że już nikt niebędzie się cieszył z sukcesów współmałżonka. Jedynym wyjściemwydaje się włączenie przez mężczyzn sukcesów wychowawczo-ro-dzinnych w definicję własnej wartości, co zresztą współcześnie mamiejsce, jak przekonują badania socjologiczne (albo też porzuceniemyśli o wszelkich sukcesach, co oby miejsca nie miało).

Podsumowując, jakkolwiek prawdą jest, że cnoty i zalety part-nera podnoszą naszą dlań sympatię, zależność ta nie jest ani bez-warunkowa, ani bezwyjątkowa. Jednak większość tych ograniczeńnie występuje jeszcze w początkowych fazach znajomości, a szcze-gólnie w fazie romantycznych początków (co nie znaczy, że nie po-jawią się one później). Najważniejsze jednak w tym wszystkim jestto, że sami jesteśmy do pewnego stopnia twórcami zalet partnera(podobieństwo!) i po części właśnie dlatego romantyczne początkisą naprawdę przyjemną fazą związku.

Przysługi

Zdrowy rozsądek (i myślenie w kategoriach kar i nagród) pod-powiada, że im więcej ktoś nam oddaje przysług, tym bardziej golubimy oraz że im więcej wyrządza nam szkód, tym bardziej jest we-dług nas antypatyczny. Nie sposób nie zgodzić się z drugą częściątego stwierdzenia. Jednak część pierwsza, o pozytywnej roli przy-sług, obowiązuje jedynie w mocno ograniczonym zakresie. Nie bezpowodu chińskie powiedzenie zapytuje: „Dlaczego mnie nienawi-dzisz? Przecież nigdy ci nie pomogłem!" Co najmniej trzy względy

Page 82: B. Wojciszke - Psychologia miłości

82 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

decydują o tym, że wyświadczanie komuś przysług jest zawodną drogąpozyskiwania jego sympatii.

Po pierwsze, ponieważ w naszej (i w każdej innej) kulturzebardzo silnie obowiązuje niepisana norma wzajemności, oddawa-nie przysługi zobowiązuje jej odbiorcę do odpłaty tą samą monetą.Na przykład w pewnym badaniu aż 93% osób spełniało niewielkąprośbę człowieka, który nieco wcześniej wyświadczył im, nie pro-szony, drobną przysługę (przyniósł coca-colę podczas wspólnegouczestnictwa w eksperymencie - Brehm i Cole, 1966). Jednakżewłaśnie z powodu tej normy przysługa może być odczuwana głów-nie jako nieprzyjemna presja ze strony wyświadczającego ją czło-wieka. Prowadzi to do niechęci, oporu (jak każde ograniczenieswobody wyboru) i w rezultacie do znielubienia tego człowieka.W zacytowanym badaniu eksperymentatorzy wzbudzali u części ba-danych wątpliwości co do ich własnej wartości - doprowadziło to doznacznego spadku częstości odwzajemniania przysługi (tylko 13%spełniło prośbę). Kłopoty z samym sobą z pewnością nie są jedy-nym powodem, dla którego przysługi mogą być odczuwane główniejako przymus wzajemności. Podobnie odczuwać będziemy przysługikogoś, kogo nie lubimy, z kim nie chcemy się zadawać itd.

Po drugie, ponieważ wszyscy wiemy, że przysługi mogą rodzićsympatię do ich sprawcy, odbiorca przysługi może łacno dojść downiosku, iż uzyskanie tej właśnie sympatii jest jedynym powodemdziałań sprawcy. Miast być widziany jako miły i bezinteresowny,sprawca przysług zaczyna być postrzegany jako lizus i manipulant,co budzi, rzecz jasna, antypatię. Dzieje się tak oczywiście tym czę-ściej, im bardziej odbiorca przysługi widzi siebie jako dysponentajakichś dóbr stanowiących przedmiot pożądania sprawcy, nawet je-żeli nikt poza odbiorcą tak nie uważa.

Po trzecie wreszcie, niektóre przysługi mogą być obraźliwe,bolesne lub poniżające dla ich odbiorcy, sugerują bowiem, że niejest on w stanie sam sobie poradzić albo że godzien jest litościi opieki, niczym dziecko specjalnej troski. W najgorszym zaś przy-padku przysługa może być tej wielkości bądź rodzaju, że nie po-zostawia odbiorcy możliwości stosownego odwdzięczenia się. Tomoże z kolei prowadzić do różnych negatywnych emocji odbiorcy,związanych z zagrożeniem jego poczucia własnej wartości lub z za-burzeniem porządku jego obrazu świata jako miejsca, w którymprzestała już obowiązywać reguła wzajemności. Choć tego rodzaju

Page 83: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 83

zaburzenie może wydawać się zbyt abstrakcyjne, aby budzić emo-cje, wiele badań psychologicznych pokazuje, że zaburzenie ustalo-nego porządku jest dla człowieka zagrażające, nawet jeżeli skąd-inąd jest przyjemne.

Cudze przysługi są więc z natury swej dwuznaczne (w prze-ciwieństwie do szkód, jakie wyrządzają nam inni - tu zwykle niemamy wątpliwości). Aby ich sprawca zyskiwał naszą sympatię, mu-simy je więc ujednoznacznić w pozytywnym kierunku. Na szczęściedla osób znajdujących się w fazie romantycznych początków nie jestto trudne, jeżeli zdążyły one już wykształcić taki poziom wzajem-nego zaufania, że interpretując zachowania partnera stosują zasadędomniemania dobrych intencji, o której była już wcześniej mowa.

Interesujące jest to że, własne przysługi wyświadczane przezczłowieka są dlań o wiele bardziej jednoznaczne niż przysługi cu-dze. Mniej mamy przecież wątpliwości co do czystości własnychmotywów niż cudzych. Dlatego też, chcąc zyskać czyjąś sympatię,to nie my powinniśmy danej osobie wyświadczać przysługi, lecz raczejsubtelnie nakłonić ją do tego, aby to ona nam oddała przysługę. Jakmowa o tym dokładniej w rozdziale 6., wysiłek wymaga uzasadnie-nia. Każdy pragnie myśleć o sobie, że jest rozsądny przynajmniej natyle, iż nic robi rzeczy bez sensu, a więc niczym nie uzasadnionych.Jeżeli ponoszonemu wysiłkowi nie towarzyszy żadne wystarczającedo jego uzasadnienia wyjaśnienie zewnętrzne (na przykład wyraźnaczy powtarzana prośba), wówczas osoba, która wysiłek podejmuje,szuka dlań uzasadnienia we własnych pragnieniach i upodobaniach.Ktoś, kto wyświadcza nam przysługę, a kogo wcale do tego nienakłanialiśmy, będzie sądził, że czyni tak, ponieważ nas lubi. Nazasadzie „Dlaczego to dla niego robię? A bo to taki sympatycznyfacet!" (jak przekonuje w swojej znakomitej książce Aronson, 1978,a co wykazali na przykład Jecker i Landy, 1969).

Komplementy

Wicie badań dowodzi, że osoby, które człowieka chwalą i po-zytywnie go oceniają, są przezeń bardziej lubiane od osób, które goganią bądź pozostają neutralne, co zresztą jest zwykle traktowaneraczej jako brak pochwał niż jako brak nagan (Mette i Aronson,1974). Aby dojść do tak odkrywczego wniosku, zapewne nie wartobyłoby przeprowadzać specjalnych badań, gdyby nie to, że wska-

Page 84: B. Wojciszke - Psychologia miłości

84 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zały one też warunki, jakie muszą być spełnione, aby pochlebstwabyły skuteczne.

Warunek pierwszy jest taki, że osoba komplementowana musibyć niepewna własnej wartości albo ogólnie, albo przynajmniej w dzie-dzinie, której komplement dotyczy (Dittes, 1959). Osoby o wysokiejsamoocenie, a więc przekonane o swojej wartości, niezbyt się przej-mują tym, co inni o nich myślą. Ich entuzjazm w odpowiedzi nacudze pochwały jest równie niewielki, jak niechęć w odpowiedzina cudze przygany. Inaczej to wygląda w przypadku ludzi o niskiejsamoocenie, którzy silnie odpowiadają (lubieniem) na akceptacjęi jeszcze silniej (nielubieniem) na odrzucenie przez innych. Takieosoby są nie tyle raz na zawsze przekonane o własnej bezwarto-ściowości (takie przekonanie jest charakterystyczne raczej dla ludzichorych na depresję), ile niepewne swej wartości. Uważają, że toczy tamto jest z nimi nie w porządku, ale kołacze w nich nadzieja,że to jednak nieprawda. Dlatego też, skwapliwie odpowiadają nasympatię innych, większą od tej, na którą swoim własnym zda-niem zasługują,ponicważ koi ona (na krótko) ich niepewność. A wzwiązku z tym, że są zaniepokojeni kwestią własnej wartości, sil-niej reagują na objawy obojętności czy niechęci, które odczuwajątym dotkliwiej, iż potwierdzają one ich najgorsze obawy. Ten wzo-rzec zależności uzyskiwano na tyle często w różnych badaniach,że wynika stąd jasna reguła dla pochlebców: jeżeli już musisz byćpochlebcą, to kieruj swoje pochlebstwa pod adresem takich cech kom-plementowanej osoby, co do których nie jest ona pewna, że je ma,a ty jesteś pewien, że mieć by chciała.

Pierwszym zadaniem pochlebcy jest więc znalezienie takichwłaściwości - jest to trudne, ale wykonalne. Rzecz jasna, nie wartozachwycać się ani inteligencją laureatki Nagrody Nobla, ani urodąMiss Europy - obie co najwyżej wzruszą ramionami na prawie-nie takich banałów. Problem jednak w tym, że zachwycanie się naodwrót - urodą laureatki i inteligencją Miss - również może być za-biegiem cokolwiek ryzykownym. Wiąże się to z drugim zadaniempochlebcy: pochlebstwo, aby było skuteczne, musi być wiarygodne,a w każdym razie nie powinno na pochlebstwo wyglądać. Gdy po-chlebca przesadzi, gdy jest oczywiste, że odbiorca komplementuposiada komplementowane cechy, albo kiedy los pochlebcy zależyod odbiorcy komplementu, pochlebstwa tracą swą moc albo teżprzynoszą skutki odwrotne do zamierzonych.

Page 85: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 85

Czy można rozwiązać ten drugi problem pochlebcy i spra-wić, aby komplementy przestały na pochlebstwo wyglądać? Istnie-jące dane sugerują, że przynajmniej jeden sposób jest skuteczny- osoba komplementowana powinna pochlebną opinię o sobie ra-czej podsłuchać niż być jawnym i zamierzonym jej odbiorcą (Wal-ster i Festinger, 1962). Prawdopodobnie skuteczne jest równieżposłużenie się osobą trzecią, wiarygodną dla odbiorcy, i „nadanie"komplementu za jej pośrednictwem - przynajmniej jeśli wierzyćpowieściom francuskich libertynów (na przykład de Laclosa). Jed-nak najskuteczniejszym, choć nie zawsze wykonalnym sposobemjest po prostu samemu w pochlebstwo mocno uwierzyć. Casanovą(któremu trudno odmówić kompetencji w omawianej materii, jak-kolwiek nie przeprowadzał on kontrolowanych eksperymentów la-boratoryjnych) twierdzi w swoich pamiętnikach, że każdą kobietęmożna zdobyć, o ile samemu uwierzy się w jej boskość. Zważyw-szy wspomnianą już poprzednio koncepcję uzasadniania własnegowysiłku, pochlebca, który solidnie się przy swoich komplementachnapracował, nie powinien z tym mieć trudności. Porzucając jed-nak libertyńskie figle, a wracając do meritum sprawy, czyli do fazyromantycznych początków, twierdzić można, że zakochani zwyklenie mają trudności w przekonaniu partnerów do swoich komple-mentów, jako że sami autentycznie w nie wierzą, Jednym z pod-stawowych przejawów (i zapewne niezbędnych warunków) miłościnamiętnej jest bowiem przekonanie o tym, że partner jest uoso-bieniem wszelkich cnót.

Zasadność zadań pochlebcy poddać można w wątpliwość - go-łym okiem widać przecież bezwstydny zachwyt, z jakim ludzie wy-słuchują nawet najbardziej niewiarygodnych komplementów podwłasnym adresem! Otóż to: ludzie lubią komplementy, ale nieko-niecznie osobę, która je wygłasza. Pochlebca zostanie polubiony je-dynie pod warunkiem, że prawidłowo rozwiąże swoje zadania. Naj-lepszym wyjściem jest w komplementy uwierzyć, ponieważ wtedyprzestają one być pochlebstwami, a stają się po prostu wyrazemrzeczywistych uczuć.

Przywiązanie

Częste przebywanie razem i odkrywanie się partnerów przedsobą nawzajem prowadzi nie tylko do ich polubienia się i rozwoju

Page 86: B. Wojciszke - Psychologia miłości

86 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zaufania, ale także do czegoś znacznie ważniejszego i bardziej wy-jątkowego - do ich wzajemnego przywiązania. Pierwowzorem przy-wiązania jest stosunek małego dziecka do matki czy innej opieku-jącej się nim na stałe osoby.

U małych dzieci obserwuje się bardzo charakterystyczną ko-lejność reakcji na rozłączenie z matką. W pierwszej fazie jest toprotest wyrażający się płaczem, aktywnym poszukiwaniem matkii oporem przeciwko próbom niesienia ukojenia przez inne osoby.Dalej następuje rozpacz wyrażająca się bierną rezygnacją połączonąz głuchym, dojmującym smutkiem. Wreszcie następuje faza negacjiprzywiązania wyrażająca się paradoksalnym ignorowaniem matkii jej unikaniem, kiedy się ona już na powrót pojawi. Duża sta-łość tego ciągu reakcji u różnych dzieci, a także fakt, że przy-najmniej dwie pierwsze jego fazy obserwowane są także u dziecimałp, skłoniła badaczy do twierdzenia, że przywiązanie emocjo-nalne stanowi wrodzony system reakcji. Biologiczną funkcją przy-wiązania jest utrzymanie pierwotnego opiekuna i dziecka razem,a więc ochrona dziecka przed różnymi niebezpieczeństwami gro-żącymi jego przetrwaniu (Bowlby, 1969, 1979).

Przywiązanie jest oczywiście jednym z wielu systemów reago-wania, które zostały w nas wbudowane w trakcie ewolucji, oboktakich, jak opiekowanie się, stowarzyszanie się z innymi, eksplora-cja otoczenia itd. Jest to jednak system o znaczeniu podstawowym,0 czym świadczy fakt, że jego włączenie powoduje całkowite wy-łączenie większości innych systemów. Na przykład małe dzieckow obecności matki jest zwykle zainteresowane eksploracją (po-znawaniem) otoczenia, wykształcaniem nowych umiejętności czykontaktowaniem się z pozostałymi członkami rodziny oraz innymiludźmi. Dziecko używa przy tym matki jako swojej „bezpiecznejbazy" - oddala się od niej tylko na chwilę, po pewnym czasie po-wraca upewniając się, że matka nadal jest i reaguje na jego obec-ność, po czym znów bada otoczenie, znów wraca niczym uwiązanena gumce itd. Kiedy jednak matka znika, dziecko przestaje się in-teresować otoczeniem, innymi ludźmi, uśmiechać się, bawić, a sku-pia się wyłącznie na odzyskaniu matki i fizycznego z nią kontaktu(faza protestu). Odzyskanie bliskiego fizycznego kontaktu z matkąpowoduje z wolna zanik protestu. Dziecko na powrót zaczyna sięuśmiechać, poznawać otoczenie, dzielić się swoimi odkryciami i za-bawkami z matką, przejawiać żywe zainteresowanie innymi ludźmi1 światem w ogólności. W początkowym okresie życia zaspokojenie

Page 87: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 87

przywiązania jest więc podstawą szczęścia, poczucia bezpieczeń-stwa i zaufania we własne siły.

Po przekroczeniu trzeciego roku życia ten system reakcji namatkę zaczyna słabnąć i przybierać mniej dziecinne formy. Samozapotrzebowanie na przywiązanie nie zanika jednak i nowym obiek-tem przywiązania, już w dorosłym życiu, staje się ukochana osoba.Świadczą o tym przede wszystkim uderzające podobieństwa międzyreagowaniem dziecka na matkę, a reagowaniem dorosłego czło-wieka na ukochaną osobę. Podobieństw tych jest tak wiefe i idąone tak daleko, że nie sposób się oprzeć wrażeniu, iż mamy tudo czynienia nie z uproszczoną analogią, lecz z bardzo podobnymprocesem. A oto najważniejsze podobieństwa (Shaver i in., 1988,88. 74-75):

1. Przywiązanie: ukształtowanie się i jakość przywiązania zależyod matczynej wrażliwości i responsywności (skłonności do re-agowania własnym zachowaniem na zachowanie dziecka). Mi-łość związana jest z pożądaniem zainteresowania i wzajemno-ści ukochanej osoby.

2. Przywiązanie: matka dostarcza dziecku bezpiecznej bazy, w jejobecności dziecko jest bardziej pewne siebie, lepiej znosistresy, mniej boi się obcych. Miłość: rzeczywista lub wyobra-żona wzajemność sprawia, że czujemy się bezpieczniej, pew-niej, bardziej optymistycznie, stajemy się bardziej towarzyscyi milsi dla innych.

3. Przywiązanie wyraża się w poszukiwaniu fizycznego kontaktu,tuleniu, obejmowaniu, dotykaniu, pieszczeniu, całowaniu, ko-łysaniu w ramionach, śmiechu i płaczu, podążaniu za matką.Miłość wyraża się w poszukiwaniu fizycznego kontaktu, tule-niu, obejmowaniu, dotykaniu, pieszczeniu, całowaniu, kołysa-niu w ramionach, śmiechu i płaczu, lęku przed rozstaniemz ukochaną osobą.

4. Przywiązanie: zniknięcie matki lub jej niewrażliwość powodujenapięcie, koncentrację na wysiłkach zmierzających do jej od-zyskania i brak zainteresowania otoczeniem; płacz i smutekpojawia się wtedy, gdy odzyskanie matki jest niemożliwe. Mi-łość: odrzucenie bądź obojętność ze strony ukochanej osobypowoduje napięcie, koncentrację na odzyskaniu jej zaintere-sowania i niemożność skupienia się na czymkolwiek innym;gdy odzyskanie jej zainteresowania jest niemożliwe, równieżpojawia się płacz i smutek.

Page 88: B. Wojciszke - Psychologia miłości

88 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

5. Przywiązanie: ponowne połączenie się z matką wywołujeśmiech i radosne gaworzenie, podskoki, wyciąganie rąk w góręaby być wziętym na ręce, przytulanie się. Miłość: połączeniez ukochaną osobą (bądź usunięcie wątpliwości co do jej wza-jemności) wywołuje radość, przytulanie się itd.

6. Przywiązanie: w przypadku stresu, strachu lub choroby dzieckoposzukuje fizycznego kontaktu z matką. Miłość: w przypadkustresu, strachu lub choroby poszukujemy kontaktu i ukojeniau ukochanej osoby.

7. Przywiązanie: choć dziecko może być przywiązane do kilkuosób, zwykle tylko jedna pozostaje osobą najważniejszą. Mi-łość: choć wielu dorosłych uważa, że kocha lub mogłoby kochaćwięcej niż jedną osobę, intensywna miłość pojawia się przeważ-nie tylko w odniesieniu do jednej osoby w danym czasie.

8. Przywiązanie: do pewnego momentu rozłączenie czy brak mat-czynej reakcji nasilają dziecięce zachowania wyrażające przy-wiązanie. Miłość: przeciwności losu i przeszkody (dezaprobatainnych, rozłączenie) do pewnego momentu nasilają namięt-ność łączącą kochanków.

9. Przywiązanie: wrażliwa matka umie trafnie odczytać potrzebydziecka, wykazuje ogromną empatię; matka i dziecko wykształ-cają swój własny system komunikacji, mało zrozumiały dla in-nych („dziecinne" słowa i zdrobnienia, różne nieartykułowanedźwięki, dużo komunikacji pozasłownej). Mifość: kochankowiewykazują ogromną empatię, niekiedy niemal magiczne poro-zumienie, wykształcają swój własny system komunikacji, małozrozumiały dla innych („dziecinne" słowa i zdrobnienia, różnenieartykułowane dźwięki, dużo komunikacji pozasłownej).

10. Przywiązanie: dziecko odbiera matkę jako wszechmocną,wszechwiedzącą, dobroczynną, a jej aprobata sprawia muogromną przyjemność. Miłość: obraz ukochanej osoby zostajewyidealizowany - zwłaszcza na początku jest ona „wspaniała",„niepowtarzalna", „cudowna", a jej wady są ignorowane; przy-najmniej początkowo jej aprobata stanowi źródło największejsatysfakcji.

W okresie pierwotnego przywiązania dziecko wykształca teżpewne umysłowe modele stosunków między sobą a „obiektemprzywiązania" oraz modele siebie samego w takich stosunkach.Dotyczą one w szczególności tego, czy obdarzana przywiązaniem

Page 89: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 89

osoba pozytywnie reaguje na dziecięce zapotrzebowanie na wspar-cie i ochronę oraz czy samo dziecko jest kimś, komu takie wsparciejest udzielane. Choć takie modele umysłowe czy przekonania ule-gają przemianom w miarę upływu czasu, rosnąca liczba danychprzekonuje, że coś z nich jednak pozostaje nawet w dorosłym ży-ciu i wpływa na postać relacji łączącej nas z innymi, na sposóbprzeżywania miłości i intymności.

Badania przebiegu spontanicznych kontaktów między matkąa dzieckiem wykazały istnienie trzech stylów czy typów przywią-zania (Ainsworth i in., 1978). Styl pierwszy (charakterystyczny dla66% badanych dzieci), bezpieczny, cechuje się zaufaniem dzieckado matki i wiarą w jej stałą dostępność, wrażliwość i gotowość dodostarczania wsparcia i opieki. Styl drugi, nerwowo-ambiwalentny(19% dzieci), cechuje się zachowaniami typowymi dla wcześniejopisywanej fazy protestu. Dzieci takie nie mają poczucia bezpie-czeństwa i poczucia, że matka zawsze pospieszy im z pomocą. Cią-gle upewniają się o jej obecności, odczuwają silny lęk przed rozsta-niem z matką i protestują już na słabą zapowiedź rozstania, więcejpłaczą i mniej interesują się otoczeniem. Styl trzeci, unikający (21 %dzieci), cechuje się zachowaniami przypominającymi fazę negacjiprzywiązania. Dzieci takie są częściej odrzucane przez matkę (wszczególności strofowane są za próby nawiązania z nią kontaktufizycznego). Ich matka przejawia więcej gniewu i irytacji, a mniejpozytywnych uczuć niż inne matki.

To zróżnicowanie stylów przywiązania do matki skłoniło dwojeamerykańskich psychologów (Hazan i Shavera, 1987) do tezyo trzech stylach przywiązania i intymności, przejawianych przezosoby dorosłe w stosunku do partnerów bliskiego związku. Popro-sili oni kilkaset osób o zadecydowanie, który z trzech następującychopisów najlepiej do nich pasuje:

Styl bezpiecznyZ łatwością zbliżam się do ludzi i nie sprawia mi kłopotu ani

bycie uzależnionym od innych, ani ich uzależnienie ode mnie. Nie-często martwię się tym, że inni mnie opuszczą lub że ktoś za bardzosię do mnie zbliży.

Styl nerwowo-ambiwalentnyInni ludzie z oporami zbliżają się do mnie na tyle, na ile bym

chciał. Często martwię się, że moja partnerka nie kocha mnie na-prawdę i że nie zechce ze mną zostać. Chciałbym się całkowicie

Page 90: B. Wojciszke - Psychologia miłości

90 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zlać w jedno z ukochaną osobą i to czasami odstrasza ode mniepotencjalne partnerki.

Styl unikającyCzuję się nieco skrępowany bliskością z innymi, trudno mi

całkowicie ludziom zaufać lub pozwolić sobie samemu, żeby sięod kogoś uzależnić. Robię się nerwowy, gdy ktoś za bardzo się domnie zbliży, a moje partnerki często domagają się, abym zwierzałim się bardziej, niż na to mam ochotę.

Styl bezpieczny został wybrany przez 56% badanych jako naj-bardziej dla nich charakterystyczny, styl unikający - przez 25%osób, natomiast styl nerwowo-ambiwalentny - przez 19% bada-nych, a podobne rozkłady częstości występowania tych typów zaob-serwowano na próbkach izraelskich (Mikulincer i Nachson, 1991)i australijskich (Feeney i Noller, 1990). Rozkłady te są więc zbli-żone do tych zaobserwowanych w badaniach nad związkami matka--dziecko. Nieco ponad połowa badanych charakteryzuje się bez-piecznym stylem przywiązania, pozostali dzielą się mniej więcejpo równo na styl unikający i nerwowo-ambiwalentny. Stałość tychrozkładów, które są jednakowe dla obu pici, sugeruje (choć oczy-wiście nie dowodzi), że wykształcone we wczesnym dzieciństwiestyle przywiązania mogą utrzymywać się także i w późniejszychfazach życia.

Ludzie cechujący się różnymi stylami przywiązania wykazująszereg interesujących różnic pod względem sposobu przeżywaniaintymności i miłości. Osoby bezpieczne i nerwowo-ambiwalentnemają silniejszą skłonność do odkrywania się przed swoimi bliskiminiż osoby unikające. Inaczej też zachowują się w stosunku do swo-ich partnerów, którzy sami odkrywają się w małym bądź dużymstopniu: partnerom silnie odkrywającym się ujawniają więcej infor-macji, bardziej ich lubią i lepiej się czują podczas rozmowy z nimi.Z kolei osoby unikające zachowują się tak samo w stosunku dopartnerów odkrywających się zarówno w dużym, jak i małym stop-niu (Mikulincer i Ochson, 1991).

Style przywiązania wpływają także na poglądy dotyczące miło-ści. Jak już wspomniałem poprzednio, teoria przywiązania zakłada,że różnice owe wynikają z odmiennych „modeli umysłowych" do-tyczących po pierwsze stosunków między sobą a „obiektem przy-wiązania", po drugie zaś tego, jak wygląda i jest traktowany sampodmiot w tych stosunkach. Szereg różnic w zakresie takich po-glądów przedstawia tabela 4.

Page 91: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 91

Tabela 4.

Poglądy na miłość i samego siebie w zależności od stylu przywiązania(w procentach osób danego typu, zgadzających się z danym poglądem;wytłuszczonym drukiem zaznaczono tę grupę, która w danym przypadkuistotnie odbiega od pozostałych). B=styl bezpieczny; N-A=styl nerwowo--ambiwalentny, U=typ unikający. Źródło: Shaver i in. (1988, s. 82).

1. Szalona, romantyczna miłość z powieścii filmów nie istnieje w rzeczywistym życiu.

2. Intensywna miłość romantyczna jest po-wszechna na początku związku, ale rzadkojest w stanic przetrwać.

3. Romantyczne uczucia falują i zanikająw trakcie trwania związku, ale czasamimogą być równie silne jak na początku.

4. W niektórych związkach miłość naprawdętrwa - nie blednie wraz z upływem czasu.

5. Łatwo jest się zakochać. Ja sam często sięzakochuję.

6. Rzadkością jest spotkanie kogoś, w kimmożna naprawdę się zakochać.

7. Łatwiej mnie poznać niż większość ludzi.8. Mam więcej wątpliwości pod własnym ad-

resem niż większość ludzi.9. Ludzie prawic zawsze mnie lubią.

10. Ludzie często mnie nie rozumieją lub niedoceniają.

11. Jest mało ludzi, którzy podobnie jak jachcieliby i byliby w stanie tak mocno za-angażować się w długotrwały związek.

12. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie mają dobre in-tencje i dobre serca.

B

13

28

79

59

9

4360

1868

18

23

72

N-A

28

34

75

46

20

5632

6441

50

59

32

U

25

41

60

41

4

6632

4836

36

24

44

Trzy style przywiązania współwystępują też z różnicami w spo-sobie przeżywania miłości. Osoby bezpieczne stwierdzają wyższypoziom szczęścia w swoich związkach, większą przyjaźń i zaufaniedo partnera, mniejszą natomiast zazdrość i krańcowość przeżywa-nych uczuć oraz słabsze obawy przed bliskością niż pozostałe dwatypy. Osoby nerwowo-ambiwalentne relacjonują natomiast więk-szą zazdrość, większą krańcowość wszelkich uczuć przeżywanych

Page 92: B. Wojciszke - Psychologia miłości

92 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

w stosunku do partnera, obsesję na jego punkcie, pożądanie sek-sualne, pragnienie całkowitej jedności i wzajemności. Częściej niżpozostałe typy określają swoje uczucie jako miłość od pierwszegowejrzenia. Wreszcie osoby unikające przeżywają stosunkowo naj-większe obawy przed bliskością i najsłabiej akceptują partnera po-mimo jego niedoskonałości.

Sposób przeżywania miłości przez osoby cechujące się różnymistylami przywiązania wydaje się zatem ogólnie zgodny z tym, czegomożna oczekiwać na podstawie teorii przywiązania. Tym bardziejże osoby zaliczające same siebie do poszczególnych typów przy-pominają sobie także odmienny sposób traktowania w dzieciń-stwie przez rodziców. Osoby bezpieczne przypominają sobie swo-ich rodziców jako cieplejszych w kontakcie (zarówno z dzieckiem,jak i między sobą nawzajem), bardziej akceptujących, kochają-cych i opiekuńczych. Osoby nerwowo-ambiwalentne przypominająsobie swoje matki jako niesprawiedliwe i nadmiernie ingerującew sprawy dziecka, a ojców jako niesprawiedliwych i zagrażających,cały zaś związek między rodzicami jako nieszczęśliwy. Osoby unika-jące przypominają sobie swoje matki jako zimne, nie poświęcająceim uwagi i odrzucające.

Na zakończenie jednak należy podkreślić, że podobieństwamiedzy różnymi typami są, ogólnie rzecz biorąc, znacznie silniej-sze niż różnice. Na przykład choć osoby bezpieczne są na ogółszczęśliwsze od nerwowo-ambiwalentnych i unikających, w sensieabsolutnym wszystkie typy osób uważają się raczej za szczęśliwe(w skali od 1 do 5 średnie oceny pochodzące od tych trzech typówprzedstawiają się następująco: 3,51; 3,31 i 3,19). Podobnie sprawysię mają i z innymi wymienionymi skalami. Jakkolwiek zatem tetrzy typy osób różnią się nieco, nie należy sądzić, że wykształconywe wczesnym dzieciństwie typ przywiązania ciąży niczym fatum nadcałym życiem człowieka i w decydujący sposób wpływa na później-sze przeżywanie miłości. Znaczna większość ludzi (poza przypad-kami patologii, które tutaj pominę) zdolna jest też do wytwarzaniawięzi emocjonalnej i faktycznie to robi. Przytoczone dane prze-konują jednak, że przywiązanie to może przejawiać się na różnesposoby (na przykład nieco silniej poprzez zazdrość i obsesyjnąkoncentrację na partnerze u osób nerwowo-ambiwalentnych, po-przez przyjazność i zaufanie zaś u osób bezpiecznych) i że sposobyte do pewnego stopnia są zamienne.

Page 93: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 93

Wybór stałego partnera

Końcem fazy romantycznych początków jest pojawienie się za-angażowania i przekształcanie się związku w związek kompletny.Wybranie partnera na stałe oznacza zwykle w naszej kulturze mał-żeństwo, a przynajmniej wspólne zamieszkanie. Przemiany, jakimwówczas podlega miłość partnerów, będą więc oczywiście rozwa-żane w dyskusji nad związkiem kompletnym (w następnym roz-dziale). Jednak sam wybór partnera jest - przynajmniej wpółcze-śnie - podyktowany z reguły tym, co dzieje się w fazie romantycz-nych początków, nie zaś tym, co będzie się działo w fazie związkukompletnego i przyjacielskiego. Jest to rezultatem niemalże całko-witej swobody wyboru partnera stałego związku: tylko od samychzainteresowanych zależy, kogo wybiorą.

Taka swoboda wyboru jest zjawiskiem historycznie nowym.Jeszcze przed stu laty własne upodobania przyszłych małżonkówodgrywały rolę niewielką albo też zupełnie nieistotną. Swobodawyboru partnera jest przy tym zjawiskiem kulturowo rzadkim. Dodziś w wielu kulturach tradycyjnych (na przykład w Indiach czyTurcji) małżeństwa aranżują rodzice lub krewni. Jest wreszcie zja-wiskiem nieco paradoksalnym. Decyzja o wyborze partnera opierasię bowiem na doświadczeniach przeszłych, choć jej konsekwencjewpływają przede wszystkim na kształt przyszłości. Nie ulega przytym wątpliwości, że to, co spotykało partnerów w przeszłości (wkrótkotrwałej fazie zakochania i romantycznych początków), jestzupełnie odmienne od tego, co czeka ich w przyszłości (czyli w sto-sunkowo długich fazach związku kompletnego i przyjacielskiego).Nic więc dziwnego, że trudno tu o dobrą decyzję, ponieważ mu-simy ją podejmować na podstawie przesłanek, które niewiele mająwspólnego z przyszłymi warunkami, w jakich nasza decyzja będzieobowiązywać i wyznaczać bieg naszego życia.

Uwaga na dobre rady!

Tak zatytułowali Hatfield i Walster (1981) jeden z podrozdzia-łów swej książki o miłości. Przytoczyli też rady pewnego autora,który zalecał mężczyznom, aby zagwarantowali sobie sukces w mał-żeństwie upewniając się, że kandydatka na żonę spełnia następu-jące warunki:

Page 94: B. Wojciszke - Psychologia miłości

94 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

- jest piękna;- jest młodsza od ciebie;- jest niższa od ciebie;- wyznaje tę samą co ty religię;- jest tej samej rasy co ty;- skłonna jest udawać, że jej inteligencja jest co najwyżej równa

twojej;- jest dziewicą na początku waszej znajomości;- skłonna jest zamieszkać z tobą przed ślubem, aby zorientować

się, czy dobrze wam się układa;- skłonna jest ci pozwolić na uprawianie twoich ulubionych spor-

tów;- jest tolerancyjna wobec twojej pracy, ambicji i zdolności;- skłonna jest mieć tylu synów, ilu chciałbyś mieć;- jest atrakcyjna erotycznie;- nie jest chora na cukrzycę;- nie pija regularnie alkoholu;- nie używała nigdy narkotyków;- w jej rodzinie nie ma chorób psychicznych;- ma duże piersi;- oboje jej rodzice zgadzają się na ciebie;- jest dobrą kucharką;- potrafi szyć i robić na drutach;- nie narzeka i nie kłóci się;- jest czysta i schludna;- nie ma nadwagi;- nie chrapie;

Czy to rady dobre? Dobre, chyba trudno byłoby znaleźć lep-sze (dlatego je przytoczyłem). Czy należy się do nich stosować?Z pewnością nie! Szansa trafienia na osobę spełniającą dowolnychdziesięć z góry założonych kryteriów jest mniejsza od prawdopo-dobieństwa trafienia głównej wygranej w toto-lotka. Porady w tejdziedzinie są oczywiście tym lepsze (bezpieczniejsze), im dłuższązawierają listę niezbędnych zalet. Oczywiście im dłuższa lista, tymtrudniej ją spełnić. Krótko mówiąc, dobrych rad słuchać nie należy,jeśli chce się rzeczywiście mieć partnera.

Co więcej, badania nad tym, jakie cechy partnerów pozwalająprzewidzieć sukces w małżeństwie, sugerują, że cech takich nic ma,

Page 95: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 95

a przynajmniej nie udało ich się dotąd odnaleźć pomimo dziesiąt-ków lat poszukiwań. Nie znaczy to, że niczego nie udaje się w takichbadaniach stwierdzić. Jednak z reguły te cechy małżonków, którew jednym badaniu zdają się podwyższać szansę na udane małżeń-stwo, w innym, kolejnym badaniu okazują się nie mieć żadnegowpływu, nawet jeżeli oba badania dotyczą podobnych populacji.

Jedynym zjawiskiem stwierdzanym powszechnie, powtarzają-cym się z badania na badanie, jest homogamia, to znaczy dobórpartnerów na zasadzie podobieństwa: jeżeli partnerzy są do siebiepodobni, większa jest szansa, że ich uczucie przerodzi się w trwałyzwiązek i że związek ten będzie udany. Homogamia jest jednakstwierdzana w odniesieniu do dość nielicznych i prostych cech,takich jak wiek, wykształcenie, pochodzenie społeczne i fizycznaatrakcyjność partnerów. Podobieństwo pod względem cech osobo-wości jest co prawda stwierdzane systematycznie, ale jest ono bar-dzo małe (jak tego dowodzi przegląd kilkunastu najważniejszychbadań nad tym problemem, dokonany przez Niasa, 1979).

Mądrość potoczna podpowiada, że tym, co może decydowaćo sukcesie małżeństwa, jest komplemcntarność cech partnerów,z którą mamy do czynienia, kiedy ich potrzeby czy cechy osobowo-ściowe uzupełniają się, jak w przypadku bezradności-opiekuńczościlub uległości-dominacji. Jednakże dokonany przez Niasa przeglądbadań wykazuje, że. ogólnie rzecz biorąc, tak rozumiana komple-mentarność cech ani nie decyduje o wyborze partnera, ani nic pod-wyższa szansy na trwały, udany związek. Jak będę się starał dalejprzekonać, o udanym związku decyduje to, co partnerzy w nimrobią, a nie to, jacy są w sensie posiadania jakichś trwałych cechosobowości.

Kryteria wyboru partnera

Pomimo całej nieskuteczności czy naiwności dobrych rad w za-kresie kryteriów wyboru stałego partnera oczywiste jest, że ludziejakimiś kryteriami się kierują. Jakie to kryteria? Jeżeli trafna jestdynamiczna wizja miłości przedstawiona w rozdziale 1. (rysunek4.), należałoby oczekiwać, że kryteria te powinny dotyczyć intym-ności i namiętności, ponieważ to właśnie ich istnienie decydujeo pojawieniu się trwałego zaangażowania się partnerów w związek.

Page 96: B. Wojciszke - Psychologia miłości

96 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Potwierdzenie tego oczekiwania znaleźć można w wynikachbadań nad deklarowanymi przez ludzi kryteriami wyboru stałegopartnera życiowego. Największe z takich badań przeprowadzonezostało niedawno przez Davida Bussa i jego kilkudziesięciu współ-pracowników (Buss, 1989; Buss i in., 1989). Zbadali oni w su-mie około dziesięć tysięcy osób z trzydziestu siedmiu krajów (wtym i Polski) leżących na wszystkich zamieszkałych kontynentach.Wśród metod używanych w tych badaniach była lista osiemnastucech wymienionych w tabeli 5. Badani wskazywali, jak dalece ważnabyła każda z tych cech jako kryterium wyboru stałego partnera, wskali od 0 (nieistotna lub nieważna) do 3 (konieczna). Pomimowielkiego zróżnicowania kulturowego (od Ameryki do Zambii)badani wykazali bardzo duże podobieństwo pod względem pre-ferencji różnych kryteriów wyboru (średnia korelacja między oce-nami ważności osiemnastu badanych kryteriów wyniosła aż 0,78dla dwóch dowolnych krajów). Nawet jeśli uwzględnić fakt, że ba-dani byli w większości ludźmi młodymi, studentami i mieszkańcamimiast (którzy w większym stopniu niż ludzie starsi, mniej wykształ-ceni i mieszkający na wsi zdają się być uczestnikami wyłaniającejsię kultury uniwersalnej), jednorodność deklarowanych kryteriówwyboru jest zdumiewająco duża.

Tabela 5.

Średnia ocen (w skali od 0 do 3) ważności różnych kryteriów w wybo-rze stałego partnera życiowego. Kolumna trzecia, „polska specyficzność",dotyczy tego, czy dane kryterium było w Polsce uznawane za ważniejsze(litera W), mniej ważne (litera N), czy też równie ważne (znak -), jakw innych krajach.

Cecha/kryterium

1. Wzajemna miłość i zafascynowa-nie

2. Niezawodność3. Dojrzałości zrównoważenie

emocjonalne4. Miłe usposobienie5. Dobre zdrowie6. Wykształcenie i inteligencja7. TowarzyskośĆ

Ważność dla:mężczyzn

2,812,50

2,472,442,312,272,15

kobiet

2,872,69

2,682,522,282,452,30

Polskaspecyficzność

-—

--N-N

Page 97: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 97

H. Pragnienie posiadania domui dzieci

9. Kultura osobista, schludność10. Dobra prezencja11. Ambicja i przedsiębiorczość12. Gospodarność, umiejętność go-

towania13. Dobre perspektywy finansowe14. Podobny poziom wykształcenia15. Wysoka pozycja społeczna16. Dziewictwo17. To samo wyznanie1K. Podobne poglądy polityczne

Preferowana różnica wieku międzysobą a partnerem (w latach)

2,092,031,911,85

1,801,511,501,161,060,980,92

-2,66

2,211,981,462,15

1,281,761,841,460,751,2,11,03

3,42

WW-—

W----

w-

Jak widać w tabeli 5., zdecydowanie najważniejszym kryteriumwyboru partnera jest wzajemna miłość i zafascynowanie, a trzy na-stępne kryteria to niezawodność (można na partnerze polegać),dojrzałość i zrównoważenie emocjonalne. Niewątpliwie ta pierwszaczwórka kryteriów wiąże się przede wszystkim z namiętnością i intym-nością - trudno sobie wyobrazić ich przeżywanie w odniesieniu dopartnera, który nie spełniałby owych czterech kryteriów. Pierwszecztery kryteria wiążą się też z intymnością i namiętnością w stopniuwiększym niż którekolwiek z pozostałych kryteriów wymienionychw tabeli.

Jak już wspomniałem, owo upatrywanie w miłości romantycz-nej podstawy do budowania trwałego związku jest - z perspek-tywy historycznej i kulturowej - zjawiskiem zarówno nietypowym,jak i bardzo niedawnym. W większości znanych kultur, a do nie-dawna również i w naszej, miłość romantyczna i małżeństwo niebyły ze sobą wiązane. Wręcz przeciwnie. Częstokroć małżeństwobyło uznawane za „grób" miłości romantycznej, ta zaś za zgołaniewłaściwą podstawę do zawierania małżeństwa (por. Starczew-ska, 1975). W swoim barwnym i fascynującym opisie obyczajóww Polsce przedrozbiorowej Zbigniew Kuchowicz (1975) podaje, żenajczęstszym kryterium doboru partnera wśród chłopstwa i miesz-czaństwa (ponad 90% ówczesnej populacji) była jego/jej wydajność

Page 98: B. Wojciszke - Psychologia miłości

98 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

w pracy, wśród szlachty kryteria miały charakter ekonomiczno-ko-ligacyjny, wśród magnaterii zaś polityczno-dynastyczny. Podobniemiały się sprawy i gdzie indziej. Z zachowanej do dziś piętnasto-wiecznej kolekcji listów rodziny Pastonów (Anglia) dowiadujemysię, że gdy jedna z córek rodziny odmówiła zamążpójścia za oblu-bieńca wybranego przez jej matkę, to „od Wielkiejnocy przeważ-nie bita bywała raz lub dwa razy w tygodniu, czasem dwukrotniew ciągu dnia, i głowę miała w dwóch czy trzech miejscach rozbitą"(Coulton, 1976, s. 616). Zabiegi te własnoręcznie wykonywała sza-cowna seniorka rodu, w trosce o należyte (służące interesom całejrodziny) wyswatanie córki.

Wszystko to nie znaczy, że nasi sarmaccy przodkowie czy ichangielscy współcześni się nie kochali. Oznacza jednak, że miłość(przynajmniej romantyczna) nie była uważana ani za konieczny,ani za wystarczający warunek małżeństwa. W świecie współczesnymjest ona za taki warunek uważana tym bardziej, im bardziej danespołeczeństwo jest rozwinięte ekonomicznie i przystaje do corazszerzej obowiązującego kulturowego wzorca Zachodu.

Pierwsze cztery kryteria związane z namiętnością i intymnościąsą również jednakowe (i jednakowo uporządkowane) dla kobieti mężczyzn, co sugeruje, że miłość romantyczna stanowi dla obupłci równie silną podstawę do konstruowania stałego związku. Po-jawiające się w tabeli 6. różnice między kobietami i mężczyznamiwydają się ogólnie niewielkie, jednakże prawie wszystkie przekra-czają poziom różnicy przypadkowej. Co więcej, większość z nichstwierdzano wielokrotnie w innych badaniach i układają się onew pewien spójny wzorzec. Mianowicie:

- mężczyźni bardziej cenią:dobrą prezencję,gospodarność i umiejętność gotowania,brak uprzednich doświadczeń seksualnychoraz to, by partnerka była młodsza od nich;

- kobiety bardziej cenią:niezawodność,dojrzałość,wykształcenie i inteligencję,ambicję i przedsiębiorczość,dobre perspektywy finansowe,

Page 99: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 99

podobny poziom wykształcenia,wysoką pozycję społeczną,to samo wyznanieoraz to, by partner był starszy od nich.

Większość z tych damsko-męskich różnic co do idealnych cechpartnera zdaje się wiązać z odmiennością społecznej roli kobietyi mężczyzny, odmiennością ich pozycji ekonomicznej oraz z kul-turowo ukształtowanymi stereotypami tych ról. Co jednak zasta-nawiające, niektóre różnice występują w próbkach pochodzącychz prawic wszystkich krajów reprezentowanych w badaniach.

Przede wszystkim mężczyźni bardziej niż kobiety cenią atrak-cyjność fizyczną oraz młodszy wiek partnerek we wszystkich trzy-dziestu siedmiu krajach. Natomiast kobiety w trzydziestu sześciukrajach bardziej niż mężczyźni cenią sobie dobre perspektywy fi-nansowe partnera, a w dwudziestu dziewięciu krajach istotnie wy-żej cenią ambicję i przedsiębiorczość. Przypomnijmy też, że doidentycznych wniosków doszli przed czterdziestu laty Ford i Beach(1951) na podstawie bardziej nieformalnej analizy danych antro-pologicznych i etnograficznych dotyczących około dwustu kultur,z których żadna nie miała charakteru cywilizacji przemysłowej (jakto miało miejsce w znakomitej większości krajów badanych przezBussa). Jeżeli więc te różnice utrzymują się na zbliżonym pozio-mie niezależnie od specyfiki kulturowej badanych osób, to bar-dzo trudno jest je wyjaśniać oddziaływaniem czynników kulturo-wych. Skłoniło to Bussa do sięgnięcia po wyjaśnienia nawiązującedo wspominanej już w rozdziale 2. socjobiologii i założenia, żepewne podstawowe różnice między kobietami i mężczyznami wy-rażają ewolucyjnie wykształconą swoistość strategii prokreacyjnej(rozrodczej) każdej płci.

Silniejsza preferencja partnerek młodszych od siebie (fak-tyczna różnica wieku małżonków wynosi średnio 3 lata i utrzymujesię we wszystkich krajach) oraz fizycznie atrakcyjnych wyraża praw-dopodobnie poszukiwanie partnerki o możliwie wysokiej zdolnoścido wydawania potomstwa i rozpropagowania tym samym męskichgenów. Rola wieku jest tu oczywista - reprodukcyjna zdolność ko-biety jest silnie uzależniona od jej wieku, niezależnie od wszelkichczynników kulturowych. Fizyczna atrakcyjność również uważanajest za wskaźnik tej zdolności, ponieważ szereg cech decydują-cych o atrakcyjności (młodość, zdrowie, pełne wargi, błyszczące

Page 100: B. Wojciszke - Psychologia miłości

100 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

włosy, dobre umięśnienie) decyduje także o zdolności reproduk-cyjnej. Mężczyźni (a raczej „osobniki męskie"), którzy kierowalisię tymi kryteriami przy wyborze partnerki, zapewniali sobie więk-szą propagację własnych genów produkując liczniejsze potomstwo0 preferencjach podobnych do swoich własnych. Mężczyźni, którzynie kierowali się takimi kryteriami, produkowali mniej potomstwa,w związku z czym ich (dziedziczone) upodobania są dziś mniejrozpowszechnione.

Analogicznie można wyjaśniać swoistość kobiecych upodobańdotyczących cech partnera życiowego. Ludzie są gatunkiem, w któ-rym wychowanie potomków pochłania dużo czasu i energii, szcze-gólnie ze strony kobiet, które inwestują w prokreację znacznie wię-cej niż mężczyźni. Aby zapewnić sobie sukces reprodukcyjny, ko-biety muszą więc być znacznie bardziej selektywne od mężczyzn,ponieważ dla nich zły wybór oznacza w biologicznym sensie większąkatastrofę niż dla mężczyzn. W szczególności muszą one wybieraćtakich mężczyzn, którzy rokują nadzieje na zapewnienie dóbr nie-zbędnych do przetrwania kobiety i potomstwa w czasie, gdy jest onapochłonięta wychowywaniem dzieci. Ponieważ współcześnie wskaź-nikiem zdolności mężczyzny do dostarczania niezbędnych dóbr sąjego perspektywy finansowe, ambicja i przedsiębiorczość oraz po-ziom wykształcenia (choć ten ostatni nie w Polsce), te właśnie cechysą cenione przez kobiety, podobnie jak wśród Eskimosów cenienisą zręczni łowcy fok.

Większa selektywność w wyborze partnera ujawniana przez ko-biety znajduje też odbicie w mądrości potocznej. Na przykład w baj-kach księżniczki znacznie częściej wybrzydzają na licznych konku-rentów, niż książęta na liczne kandydatki do swych względów.

Oczywiście bardziej przekonywającym argumentem są wynikibadań empirycznych. W jednym z nich proszono młode kobiety1 młodych mężczyzn o określenie minimalnego, jeszcze dopusz-czalnego poziomu różnych cech potencjalnych partnerów (Kenricki in., 1990). Były to cechy podobne do zamieszczonych w tabeli6., a także liczne cechy charakteru i osobowości, takie jak twór-czość, agresywność, skłonność do dominacji czy poczucie humoru.W zakresie większości cech kobiety okazały się znacznie bardziejwymagające niż mężczyźni. Co więcej, zarówno poziom wymagań,jak i wielkość różnicy między płciami pozostawały mocno uzależ-nione od stopnia zaangażowania się w potencjalny związek. Naj-

Page 101: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ROMANTYCZNE POCZĄTKI 101

niższe wymagania stawiano partnerowi (partnerce) jednorazowejrandki i relacji wyłącznie seksualnej, wyższe - partnerowi do sta-łego „chodzenia ze sobą", najwyższe - kandydatowi na męża/żonę.W przypadku jednorazowej randki, która nie zobowiązuje żadnejz płci do większego wysiłku, kobiety i mężczyźni w ogóle nie róż-nili się poziomem swoich niskich wymagań. Największa przewagawymagań kobiecych nad męskimi występowała w odniesieniu dorelacji wyłącznie seksualnych, w których potencjalny poziom inwe-stycji jest znacznie wyższy dla kobiet niż dla mężczyzn (ci ostatnistawiali tu wymagania równie niskie, jak w przypadku jednora-zowej randki). W odniesieniu do stałego chodzenia i małżeństwazarówno kobiety, jak i mężczyźni stawiali coraz wyższe wymaga-nia, choć kobiety robiły to z większą intensywnością. Wyniki te sązrozumiałe, zważywszy, że nie tylko kobiety inwestują w związekwięcej niż mężczyźni i są dlatego bardziej od nich selektywne, alemężczyźni również inwestują wiele (na pewno więcej niż męskieosobniki innych gatunków), a im więcej inwestują, tym bardziejstają się selektywni w wyborze partnerki.

Page 102: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 4

Związek kompletny

Współzależność partnerów- współzależność skutków działań- współzależność uczuć- samospełniające się proroctwa

Empatia- wczuwanie się w partnera: składniki empatii- konsekwencje empatii

Chcieć a mieć- teoria sprawiedliwości- sprawiedliwość w związku dwojga ludzi

Naturalna śmierć namiętności- miłość i nienawiść- zazdrość

Staiy partner został wybrany. Burzliwe rozkosze i cierpienianamiętności, wsparte przywiązaniem i łagodnymi urokami intym-ności, doprowadziły do pojawienia się decyzji o zaangażowaniui zrealizowania tej decyzji. Pomimo knowań zawistnych rywalekkrólewicz odnajduje wreszcie Kopciuszka i poślubia go. CierpieniaPięknej zostają nagrodzone - wbrew „obiektywnym trudnościom"pokochuje Bestię, całuje ją, a ta zamienia się w przystojnego i za-możnego księcia, natychmiast poślubiającego Piękną. Odkupiwszygrzechy młodości, pan Andrzej Kmicic poślubia wyrwaną ze szpo-nów bezecnego księcia Bogusława pannę Oleńkę (ku aplauzowicałej szlachty laudańskiej i czytelników o mocno już pokrzepionychsercach). I co dalej? Ano, żyli długo i szczęśliwie. Jak tego doko-nali? Nie wiadomo, bo bajka się skończyła. Zupełnie inaczej niż

Page 103: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 103

w życiu: to, co naprawdę zadecyduje o jego przebiegu, o szczęściui nieszczęściu, sensie i bezsensie, sukcesach i porażkach w związkudwojga ludzi, dopiero się zaczyna.

Współzależność partnerów

Tym, co nie tyle w związku dwojga ludzi się zaczyna, ile na-biera pierwszoplanowego znaczenia z chwilą jego stabilizacji, jestwspółzależność partnerów. To, co czuje, myśli, robi i uzyskuje w wy-niku swoich działań jedno z nich, zależy od tego, co czuje, my-śli i robi drugie. Współzależność jest zjawiskiem powszechnymw społecznościach ludzkich. Niemniej w stałych związkach nabieraona szczególnego znaczenia z uwagi na dużą częstość i intensyw-ność, z jaką partnerzy nawzajem wpływają na swoje uczucia, myślii czyny, a także z powodu szerokiego zakresu sytuacji, w jakich toczynią (Kelley i in., 1983; Kelley i Thibaut, 1978).

Współzależność skutków działań

Najbardziej oczywistym i dotkliwym przypadkiem współzależ-ności partnerów jest współzależność skutków ich działań. Wiążącsię na stałe z innym człowiekiem doprowadzamy do sytuacji, w któ-rej skutki naszych własnych czynów zależą już nie tylko od tego, cosami robimy, ale i od tego, co robi partner. Doskonałą ilustracjątego zjawiska jest sytuacja decyzyjna opisywana w matematycznejteorii gier jako dylemat więźnia na przykładzie następującego sce-nariusza.

W pewnym mieście dokonano napadu na bank, a policja zła-pała dwóch podejrzanych, z których każdy miał przy sobie broń,znajdował się w pobliżu, ale poza tym przeciwko żadnemu z nichnie ma wiarygodnych dowodów winy. Logicznym sposobem na ichuzyskanie jest oczywiście wydobycie odpowiednich zeznań od więź-niów. Prowadzący sprawę prokurator stawia więc każdego z nichprzed następującym wyborem (a są oni odseparowani i muszą pod-jąć decyzję niezależnie od siebie). Jeżeli ty się przyznasz i obciążyszwspółwiną drugiego więźnia, to są dwie możliwości. Po pierwsze,kiedy on się nie przyzna, ty zostaniesz wypuszczony na wolność (wzamian za dostarczenie dowodów jego winy), a on dostanie dwa-dzieścia lat. Po drugie, kiedy on też się przyzna, obaj dostaniecie

Page 104: B. Wojciszke - Psychologia miłości

104 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

po dziesięć lat (żaden z was nie może odnieść korzyści jako jedynydostarczyciel dowodów, ale kara będzie mniejsza od maksymalnej,ponieważ każdy z was się przyznał). Jeżeli ty się nie przyznasz,to są również dwie możliwości. Po pierwsze, kiedy on się przyznai obciąży ciebie winą, ty dostaniesz dwadzieścia lat, a on zostaniepuszczony wolno. Po drugie, kiedy on też się nie przyzna, obajzostaniecie skazani na dwa lata jedynie za nielegalne posiadaniebroni (z braku dowodów udziału w napadzie). Wszystkie możliwedecyzje i ich konsekwencje przedstawia tabela 6.

Tabela 6.

Współzależność skutków działań partnerów na przykładzie dylematuwięźnia.

więzień 1

przyznaćsię

nieprzyznać się

więzień 2przyznać sięwięzieńwięzień

więzieńwięzień

1: 10 lat2: 10 lat

1: 20 lat2: 0 lat

nie przyznaćwięzieńwięzień

więzieńwięzień

się1: 0 lat2: 20 lat

1: 22:2

latlat

Każdy z więźniów stoi więc przed nie lada dylematem. Z jednejstrony najrozsądniej byłoby się przyznać, ponieważ lepiej się na tymwyjdzie, niezależnie od tego, co zrobi tamten drugi. Gdyby tamtensię przyznał, przesiedzi się 10 zamiast 20 lat, gdyby zaś tamtensię nie przyznał, wyjdzie się na wolność zamiast przesiedzieć 2lata. Z drugiej jednak strony, kiedy obaj więźniowie tak właśniepostąpią, obaj przesiedzą po 10 lat, co stanowczo nie jest rozsądnez ich punktu widzenia. Najlepiej byłoby więc umówić się, że obajsię nie przyznają, ponieważ w ten sposób każdy przesiedzi tylko2 lata. Ba, ale siedząc w odrębnych celach umówić się nie mogą,a nawet gdyby mogli, to przecież nie wiadomo, czy mogą sobiezaufać. Jeżeli jeden się nie przyzna, ten drugi przecież może gowykorzystać (przyznać się, samemu uzyskać wolność, a jego wkopaćna 20 lat).

Przyrównywanie partnerów stałego związku do więźniów jestniezbyt przyjemne, ale „więzienny" scenariusz ma pewien dodat-

Page 105: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 105

kowy morał. Oto konsekwencje ich wyborów będą jednakowe za-równo wtedy, kiedy obaj podejrzani są winni, jak i wtedy, gdy wi-nien jest tylko jeden, a nawet wtedy, kiedy obaj są niewinni! Nie-zależnie od tego, kto jest winien i czy w ogóle ktoś jest winien,ogólna prawidłowość w tego typu problemach jest taka, że dążeniedo indywidualnego dobra daje mniej korzyści niż dążenie do dobrawspólnego (jeżeli partner również stawia dobro wspólne ponad wła-sne), przy czym dążenie do dobra wspólnego może prowadzić doznacznych strat własnych, jeżeli partner zdecydował się postawićjedynie na swoje dobro indywidualne.

Taki właśnie charakter ma wiele problemów społecznych. Naprzykład ponieważ żyjemy w dziwnym kraju, w którym w więk-szości mieszkań nie ma ani liczników wody, ani liczników energiizużywanej na ogrzanie mieszkania, prowadzi to do niesłychanegomarnotrawstwa i jednego, i drugiego. Gdybyśmy wszyscy zaczęlioszczędzać wodę i ciepło, opłaty nie musiałyby rosnąć w tak za-wrotnym tempie i wszyscy byśmy na tym skorzystali. Byłoby takjednak jedynie pod warunkiem, że oszczędzaliby wszyscy. W prze-ciwnym wypadku ci, którzy oszczędzają, narażają się na niesku-teczne uciążliwości wykorzystywane przez tych, którzy nie oszczę-dzają. Widząc bezsens swych działań, ci pierwsi przestają zatemoszczędzać - w rezultacie wszyscy marnujemy równie wiele wody,co i ciepła na ogrzanie mieszkań i wszyscy coraz więcej za to pła-cimy. I tak będzie nadal, dopóki nie zamontujemy sobie indywi-dualnych liczników. Żadne apele niczego tu nie zmienią. Im wię-cej bowiem uczestników gry typu dylemat więźnia, tym mniejszaszansa, że będą oni mogli skoordynować swoje wysiłki w celu po-większania wspólnego dobra.

Z punktu widzenia związku dwojga ludzi pocieszające jest wy-rażenie tej samej prawidłowości w inny sposób: im mniej uczestni-ków gry, tym większa szansa na współdziałanie dla wspólnego dobra.Jeżeli uczestników jest tylko dwoje, a rozgrywki powtarzane są wie-lokrotnie, dylemat znajduje swe naturalne rozwiązanie. Ponieważegoistyczne zachowanie własne może prowadzić do podobnego za-chowania partnera, oboje zainteresowani uczą się dążyć do dobrawspólnego, nie mówiąc już o tym, że dopóki sobie ufają, z góry wy-bierają możliwości maksymalizujące dobro wspólne. Tak dzieje sięna przykład w grach rozgrywanych wielokrotnie w laboratoriummiędzy nieznajomymi.

Page 106: B. Wojciszke - Psychologia miłości

106 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

W stałym związku dwojga ludzi nie zawsze jednak tak bywa.W miarę trwania takiego związku partnerzy gromadzą zwykle wielekrzywd doznanych od siebie nawzajem. Dlatego też jeżeli jednoz partnerów zachowa się egoistycznie, to podobnie egoistyczna od-powiedź drugiego z partnerów może nie „przywołać do porządku"tamtego pierwszego, lecz rozpocząć spiralę wymiany negatywnej„oko za oko, ząb za ząb". Pierwsze z partnerów bowiem (to, które„zaczęło"), zamiast czuć się przywołane do porządku, przypominasobie własne poprzednie krzywdy, a reprymenda staje się kropląprzelewającą brzegi pucharu. Zjawisko to jest skutkiem gasną-cej intymności i spadku wzajemnego zaufania partnerów, o czymmowa w następnym rozdziale.

Pomimo oczywistego ograniczenia osobistej wolności, jakieniesie współzależność, ogólnie rzecz biorąc, bliskie związki z in-nymi są dla ludzi bardzo korzystne. Przede wszystkim dlatego, żewspółzależność oznacza także wzajemne dawanie sobie i uzyski-wanie wsparcia społecznego.

Dość dramatyczną ilustracją pozytywnego wpływu wsparciasą na przykład epidemiologiczne badania nad ludnością jednegoz okręgów stanu Kalifornia, w którym przeprowadzono wywiadyz około siedmioma tysiącami osób. Na ich podstawie określononatężenie uczestnictwa każdej z tych osób w sieci wspierającychpowiązań z innymi ludźmi. W dziewięć lat później powrócono dotych samych badanych, między innymi w celu sprawdzenia, którzyz nich jeszcze żyją. Jak pokazuje rysunek 7., śmiertelność (z wszyst-kich przyczyn łącznie) nie tylko rosła wraz z wiekiem i była większadla mężczyzn niż kobiet; była również silnie związana z uczestnic-twem w sieci społecznej. W ciągu dziewięciu lat objętych badaniamizmarło aż 30% mężczyzn pięćdziesięciolatków o najsłabszych kon-taktach społecznych, a tylko niespełna 10% spośród tych, którzymieli kontakty najsilniejsze. Zależność ta utrzymywała się po wy-eliminowaniu wpływu takich czynników, jak początkowy stan zdro-wia, nawyki zdrowotne, otyłość, palenie, picie alkoholu czy przy-należność do klasy społecznej. Najbardziej dobroczynny wpływ wy-wierało pozostawanie w małżeństwie, mniejszy wpływ - kontaktyz przyjaciółmi i krewnymi, a wreszcie najmniejszy wpływ - przyna-leżność do kościołów i innych organizacji społecznych.

Dobroczynnego wpływu wsparcia społecznego, a w szczegól-ności małżeństwa, na samopoczucie oraz stan zdrowia psychicz-

Page 107: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 107

Rysunek 7.Dobroczynne skutki wsparcia społecznego: wpływ intensywności kontak-tów społecznych na śmiertelność kobiet i mężczyzn w różnych grupachwiekowych. Źródło: Berkman i Synie (1U79).

nego i fizycznego dowodzą w sumie dziesiątki badań posługującychsię bardzo różnymi wskaźnikami zdrowia czy dobrostanu, prowa-dzone na bardzo zróżnicowanych grupach z różnych krajów. Naprzykład według danych brytyjskich, zapadalność na choroby psy-chiczne (mierzona liczbą przyjęć do szpitali psychiatrycznych na100 tys. mieszkańców) wynosi jedynie 260 dla osób pozostającychw małżeństwie, 770 zaś dla osób samotnych, 980 dla owdowia-łych i aż 1437 dla osób rozwiedzionych (Cochrane, 1988). Izrael-skie studium nad dziesięcioma tysiącami mężczyzn, których badano

Page 108: B. Wojciszke - Psychologia miłości

108 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

dwukrotnie w pięcioletnim odstępie czasu, wykazało, że konfliktyw rodzinie zwiększały, a posiadanie kochającej i wspierającej mał-żonki obniżało ryzyko zapadalności na anginę pectoris (Medaliei Goldbourt, 1976) itd. Wiele spośród tych korelacyjnych wyników(to znaczy takich, które pokazują jedynie współzmienność zjawisk)nie umożliwia precyzyjnego wnioskowania, co jest przyczyną, a coskutkiem. Na przykład stwierdzenia, czy to małżeństwo blokuje po-jawianie się choroby psychicznej, czy też raczej choroba psychicznauniemożliwia jego zawarcie oraz utrzymanie. Jednak liczne labora-toryjne badania nad skutkami wsparcia społecznego, eksperymentynad zwierzętami i tzw. badania prospektywne (w których wsparciemierzy się w pewnym momencie, jego skutki zaś mierzy się polatach) przekonują, że wsparcie jest ważną przyczyną dobrostanupsychicznego i fizycznego. Dlaczego?

Najważniejsza odpowiedź na to pytanie jest taka, że wsparciespołeczne, szczególnie ze strony partnera bliskiego związku, spełniafunkcje bufora chroniącego przed stresem (Cohen i Wills, 1985).

Stres powstaje wtedy, gdy oceniamy sytuację jako zagrażającą,szkodliwą lub wymagającą od nas podjęcia działań, których jed-nak podjąć nie możemy lub nie potrafimy. Niemożność poradze-nia sobie z taką sytuacją, zwłaszcza gdy nagromadzi się w niejwiele szkodliwych czynników, prowadzi do poczucia beznadziej-ności i własnej bezwartościowości. Prowadzi też do niekorzystnychzmian fizjologicznych (na przykład zaburzeń systemu odpornościo-wego czy hormonalnego) oraz do szkodliwych zmian w zachowa-niu, takich jak nieregularne odżywianie się, nadużywanie alkoholuczy środków uspokajających, zanik zdrowych nawyków (na przy-kład sypiania przez wystarczającą liczbę godzin) itd. Bliski partnermoże nas w takich stresujących sytuacjach:

- wspierać emocjonalnie, a przede wszystkim podtrzymywać wia-rę w wartość naszej własnej osoby;

- wspierać informacyjnie, to znaczy pomagać w określeniu i zro-zumieniu problemu oraz jego przyczyn, a także w odnajdywa-niu środków zaradczych;bądź też

- wspierać praktycznie, a więc pomagać w wykonaniu konkret-nych działań, służyć pomocą fizyczną i materialną.Dzięki wsparciu partnera możemy zatem albo widzieć szko-

dliwe sytuacje jako mniej zagrażające, co prowadzi do mniej in-

Page 109: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 109

tensywnego przeżywania stresu, albo iatwiej znosić i skuteczniejzwalczać stres, który już się pojawił.

Tabela 7.

Wsparcie społeczne jako bufor chroniący przed stresem: procent kobietcierpiących na depresję w zależności od liczby stresów życiowych i wspar-cia uzyskiwanego od męża. Źródło: Brown i Harris (1978).

mało stresówdużo stresów

wsparcie mężasłabe

441

średnie326

silne1

10

Dobrą ilustracją oddziaływania wsparcia jako bufora chronią-cego przed stresem są zamieszczone w tabeli 7. wyniki brytyjskichbadań nad zapadalnością kobiet na depresję. (Nb. kobiety w ogóleznacznie częściej zapadają na depresję niż mężczyźni; u tych pierw-szych często występuje nagromadzenie licznych czynników ryzykadepresji, takich jak niepodejmowanie pracy zawodowej, pozosta-wanie w domu w celu wychowania dzieci, zależność finansowa odpartnera itd.). Kobiety poddane oddziaływaniu licznych stresówżyciowych częściej cierpią na depresję niż kobiety takich stresówpozbawione. Jednakże szansa wystąpienia objawów depresji spadaznacznie nawet u tych pierwszych, jeżeli uzyskują silne wsparcieod swych mężów (mogą im się zwierzyć, znaleźć pociechę i zro-zumienie). Dane te pokazują więc, że liczy się nie tyle sam faktposiadania stałego partnera, ile wielkość i jakość wsparcia, któ-rego on udziela.

Co ciekawe, niektóre badania sugerują też, że wsparcie mężówważniejsze jest dla żon niż wsparcie żon dla mężów (Cohen i Wills,1985). Różnice te nie są jednak wielkie i zapewne wiążą się z tym,że kobiety czerpią większą satysfakcję ze zwierzania się na tematswoich uczuć, problemów i stosunku do innych ludzi, podczas gdymężczyźni czerpią więcej satysfakcji ze wspólnego działania i wyko-nywania zadań. Mężczyźni i kobiety różnią się też zakresem zacho-wań uważanych za wspierające. Mężczyźni czują się wspierani przezsamo wspólne wykonywanie razem różnych praktycznych działań

Page 110: B. Wojciszke - Psychologia miłości

110 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

i wykonując je z partnerką błędnie zakładają, że ona również czujesię wskutek tego wspierana. Kobietom jest natomiast potrzebnezwierzanie się i koncentrowanie na treści przeżyć, nawet jeżeli roz-mowy takie niczego bezpośrednio nie zmieniają w świecie faktów(i mężczyźni skłonni są ich unikać jako bezużytecznych).

Współzależność uczućWspółzależność partnerów stałego związku dotyczy również

treści i natężenia przeżywanych przez nich emocji. Uczucia part-nera są niewątpliwie ważną i silnie oddziałującą przyczyną naszychwłasnych emocji. Kochać oznacza cieszyć się radościami partnera,smucić jego smutkami. Przeżywane razem radości stają się więk-sze, a dzielone z partnerem kłopoty łatwiej jest znosić. W udanymzwiązku zarówno dzielimy się z partnerem swoimi uczuciami, jaki oczekujemy tego samego z jego strony. Owo podzielanie uczućsprawia, że partnerzy bliskiego związku nie tylko żyją w świeciepodobnych emocji, ale sami wzajemnie się do siebie upodabniają,i to w dosłownym znaczeniu. Twarze partnerów mających za sobądługotrwałe pożycie małżeńskie są bardziej podobne, niż były napoczątku małżeństwa.

W pewnych badaniach poproszono dwanaście par małżeń-skich, mających za sobą co najmniej dwadzieścia pięć lat poży-cia, o fotografie twarzy - „młode" (z czasów, gdy się pobierali)i „stare" (dwadzieścia pięć lat później). Fotografie te dostarczononastępnie badanym nie znającym tych małżeństw z prośbą o od-gadnięcie, która kobieta jest żoną którego mężczyzny (bądź naodwrót), oraz o ocenę podobieństwa, to znaczy która kobieta jestpodobna do którego mężczyzny. Przy ocenach dotyczących twarzymłodych dobieranie faktycznych małżonków w pary było nietrafne.Jednak przy ocenach twarzy starych trafne dobieranie małżonkóww pary było znacznie częstsze, niż wynikałoby to z przypadku. Po-dobnie było też z ocenami podobieństwa: małżonkowie młodzi niebyli spostrzegani jako szczególnie do siebie podobni, jednakże mał-żonkowie starzy byli znacznie częściej dobierani jako podobni dosiebie niż nie-małżonkowie i niż wynikałoby to z przypadku (Za-jonc i in., 1987). Ponieważ na początku małżeństwa partnerzy niebyli do siebie bardziej podobni niż nie-partnerzy, a stało się takpo dwudziestu pięciu latach pożycia, wynik ten świadczy o upo-dabnianiu się twarzy partnerów długotrwałego związku. Co więcej,

Page 111: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 111

w tych samych badaniach stwierdzono także, iż upodobnienie siępartnerów w obrębie pary było tym większe, im bardziej byli onizadowoleni ze swojego małżeństwa.

Co wspólnego mają tego rodzaju dane ze współzależnościąemocji? Otóż najbardziej przekonywającym wyjaśnieniem upodab-niania się twarzy partnerów w długotrwałych związkach jest od-wołanie się do podobieństwa przeżywanych przez nich emocji. Jakwiadomo, każda podstawowa emocja ma charakterystyczny dla sie-bie wzorzec mimiczny - gdy przeżywamy radość, mięśnie twarzyukładają się w inny wzorzec niż podczas przeżywania tkliwości czygniewu. Dzięki udziałowi mięśni twarzy w wyrażaniu emocji częstopowtarzające się przeżywanie jakiegoś uczucia prowadzi do trwałejzmiany układu tych mięśni. Na przykład twarze osób często popa-dających w przygnębienie nabierają charakterystycznie depresyj-nego wyglądu, „kurze łapki" w kącikach oczu silniej wykształcająsię osobom, które często się śmieją, itd. Partnerzy przeżywającycałymi latami podobne emocje, zaczynają też nabierać podobnegowyrazu twarzy. Ponieważ emocjonalne współbrzmienie partnerówistotnie przyczynia się do powodzenia ich związku (o czym mowanieco dalej przy okazji rozważań o empatii), w świetle tej interpre-tacji zrozumiały jest również fakt, że partnerzy tym bardziej się dosiebie upodabniają, im szczęśliwszy jest ich związek. Małżonkowie,którzy częściej współbrzmią emocjonalnie, zarówno bardziej siędo siebie z tego powodu upodabniają, jak i bardziej są ze swegozwiązku zadowoleni.

Jakie w ogóle emocje partnerzy w stosunku do siebie prze-żywają i czym różnią się one od emocji przeżywanych w związkuz inymi ludźmi?

Nieco światła na tę sprawę rzucają badania, w których popro-szono kilkadziesiąt dorosłych osób o ocenę, jak często i jak inten-sywnie przeżywają one różne emocje w odniesieniu do dziesięciuosób ze swojego otoczenia (od bliskich, takich jak współmałżonekczy rodzic, do obojętnych, takich jak sąsiad czy daleki krewny). Byłyto emocje zarówno pozytywne, jak i negatywne, których nazwy do-starczono badanym. Tabela 8. przedstawia częstość i intensywnośćprzeżywania poszczególnych emocji w stosunku do współmałżonka,a także - dla porównania - w stosunku do sąsiada, a więc postacidość obojętnej.

Page 112: B. Wojciszke - Psychologia miłości

112 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Tabela 8.

Częstość i intensywność emocji przeżywanych w stosunku do współmał-żonka i sąsiada. Oceny częstości dokonywane byty w skali siedmiostop-niowej: 0 oznaczało nigdy, 1 - bardzo rzadko, 2 - rzadko, 3 - czasami,4 - dość często, 5 - często, 6 - bardzo często. Oceny intensywności do-konywane były w skali siedmiostopniowej: 0 oznaczało wcale, 1 - bardzosłabo, 2 - słabo, 3 - umiarkowanie, 4 - dość silnie, 5 - silnie, 6 - bardzosilnie (źródło: Wojciszke i Banaśkiewicz, 1989).

Nazwa emocji

WstrętZnudzenieObcośćWrogośćLękGniewPoczucie winySmutekNiepokój

Negatywne (średnio*

ZachwytOdprężenieSzacunekZainteresowanieSympatiaCzułość

Pozytywne (średnio'

Współmałżonekczęstość

0,631,101,111,161,572,102,643,203,211,86

4,114,594,745,135,195,234,83

intensywność0,771,061,001,242,362,433,043,733,492,12

4,244,605,515,185,145,074,79

sąsiadczęstość

0,751,972,451,170,741,110,771,411,471,32

1,522,403,322,513,071,302,35

intensywność0,811,741,951,101,051,520,881,611,301,33

1,472,122,642,112,451,442,05

Jak widać, specyficzność emocji przeżywanych w stosunku dostałego partnera opiera się na emocjach pozytywnych, nie zaś ne-gatywnych: tych drugich ludzie przeżywają tyle samo w stosunkudo małżonka, co i do sąsiada (a nawet nieco więcej, choć ta róż-nica nie jest istotna). W stosunku do małżonka przeżywają nato-miast znacznie więcej emocji pozytywnych. Jest to zresztą przeja-wem ogólnej prawidłowości stwierdzanej w licznych badaniach (wróżnych krajach i przy użyciu różnych metod). Jeśli w dowolnym

Page 113: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 113

momencie zapytać ludzi o przeżywane przez nich emocje, przy-gniatająca większość relacjonuje przeżywanie pozytywnych stanówemocjonalnych (Diener i in., 1985). Dane z tabeli 8. sugerują, żetym bardziej jest to prawdą w odniesieniu do emocji skierowanychna partnera bliskiego związku.

Czy jednak szczęście uzależnione jest przede wszystkim od czę-stości uczuć pozytywnych, czy od ich siły? Czy lepiej mieć taki zwią-zek, w którym przeżywamy wiele pozytywnych, choć niezbyt silnychuczuć, czy raczej taki, w którym uczucia pozytywne są rzadsze, aleza to bardzo silne?

Seria badań Eda Dicnera i jego współpracowników przeko-nuje jednoznacznie, że dla odczuwania szczęścia i ogólnego zado-wolenia z życia znacznie ważniejsze jest częste przeżywanie emocjipozytywnych niż ich silne przeżywanie. Im częściej człowiek prze-żywa uczucia pozytywne w porównaniu z negatywnymi, tym wyżejocenia własne szczęście i zadowolcnife z życia i tym wyżej oceniająjego szczęście inni. Natomiast sama intensywność przeżywanychprzez człowieka uczuć pozytywnych nic decyduje o poziomie jegoszczęścia i zadowolenia z życia (Diener i in., 1991).

Mała rola intensywności uczuć pozytywnych w wyznaczaniuogólnego poczucia szczęścia wynika zapewne z ich rzadkości. Naprzykład w jednym ze swoich badań Diener prosił 133 osobyo codzienne relacjonowanie nastrojów przeżywanych przez 42 dni.W ten sposób uzyskano zapisy nastrojów ogółem z.5586 „osobo--dni". Tylko w 2,6% zapisów pojawiały się relacje o krańcowo po-zytywnych emocjach, mimo że badanymi byli młodzi studenci, z na-tury rzeczy szczęśliwi i bardziej skłonni do uniesień od dorosłychabsolwentów. Intensywne uczucia pozytywne w dodatku mają todo siebie, że są krótkotrwale: im bardziej intensywna emocja, tymkrócej trwa. Wreszcie, intensywność pozytywnych emocji ma swojąpsychiczną cenę w postaci dużej intensywności emocji negatywnych.Logika emocji jest bowiem taka, że te same czynniki, które nasi-lają intensywność przeżywania emocji dodatnich, nasilają równieżemocje ujemne. Jeżeli na przykład włożyliśmy wiele wysiłku, by po-móc koleżance w przygotowaniu się do egzaminu, to nasza radośćz jej sukcesu będzie większa niż wtedy, kiedy włożyliśmy niewielewysiłku w pomaganie jej. W przypadku oblania egzaminu ten samczynnik (wielkość wysiłku) będzie jednak decydował o intensywno-ści naszych emocji negatywnych.

Page 114: B. Wojciszke - Psychologia miłości

114 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Innym czynnikiem nasilającym przeżywanie emocji jest spo-sób myślenia o zdarzeniu wywołującym te emocje. Może to być naprzykład jednostronne koncentrowanie się tylko na dobrych bądźtylko na złych aspektach tego zdarzenia, koncentrowanie się natych jego konsekwencjach, które dotykają nas osobiście, na jegoodległych skutkach, które być może w ogóle nigdy nie nastąpią,lub wyciąganie z owego zdarzenia daleko idących wniosków. Osobyskłonne do takiego „amplifikującego" (powiększającego) myśleniao zdarzeniach pozytywnych, skłonne są również do takiego samegomyślenia o zdarzeniach negatywnych (Larsen i in., 1987). W re-zultacie ludzie szczególnie skłonni do silnego przeżywania emocjipozytywnych, gdy jest im dobrze, są tymi samymi osobami, któreprzeżywają swoje emocje szczególnie silnie, gdy jest im źle.

Nie bez podstaw epikurejczycy i stoicy nawoływali więc do uni-kania gwałtownych radości jako uczuć mających swoją cenę w tymwiększym smutku czy cierpieniu, gdy radości już przeminą (Epik-tet namawiał nawet do temperowania radości z każdej rzeczy po-przez myślenie o jej utracie). Zalecenia takie są oczywiście wy-razem ostrożności i zabezpieczania się przed dużymi cierpieniamiza cenę pozbawienia się dużych radości. To, że zalecenia te mająswoje uzasadnienie w omówionej logice emocji, nie czyni ich odrazu jedynie słusznymi. Czy ktoś chce przeżywać niewiele, by unik-nąć cierpień, czy też raczej woli przeżywać mocno, narażając sięna cierpienia, jest i pozostanie jego sprawą osobistą, rzadko za-leżną od świadomego wyboru. Wybór ten (o ile w ogóle możliwejest świadome jego dokonanie) nie daje się uzasadnić niczym in-nym, jak upodobaniami wybierającego, te zaś trudno już w ogóleczymkolwiek umotywować. Skoro więc wskazałem tu na pozytywnekonsekwencje wyboru strategii ostrożnej, godzi się też i wskazać najej niebezpieczeństwa. Jak o tym mowa w następnym rozdziale, po-ważnym, choć mało wyrazistym (i z pozoru niepoważnym) proble-mem nękającym stały związek jest nuda. Jeżeli nawet partneromuda się uniknąć destruktywnych tarć i konfliktów, a więc doprowa-dzić swoje kontakty do bezproblemowej doskonałości, doskonałośćtaka ze swej istoty jest groźna. Kiedy bowiem między partneramistałego związku zanikają problemy, łatwo mogą zaniknąć równieżuczucia, ponieważ wraz z rozwiązaniem problemów zanikają pod-stawy pojawiania się uczuć. Strategia unikania silnych uczuć możeten proces przyspieszyć - dzięki jej stosowaniu partnerzy mogąmniej cierpieć, ale i, niestety, w ogóle mniej odczuwać.

Page 115: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 115

Samospełniające się proroctwaOczywiste jest, że to, co o naszym partnerze myślimy, zależy

od tego, co on robi i jaki jest. Nieco mniej oczywiste jest to, że to,co partner robi i jaki jest, zależy również od tego, co my o nim my-ślimy. Czasami właśnie nasze myślenie tworzy działania partnera.Przyjrzyjmy się pewnej sekwencji zdarzeń, jaka w tej czy podobnejpostaci może być udziałem każdej niemal pary. Sekwencja ta toWielka Próba Miłości, jakiej poddajemy siebie, a jeszcze częściejnaszego partnera, aby sprawdzić, czy partner już, jeszcze, czy teżw ogóle nas kocha.

Porzuć mnie - ruch 1.

Ona: Kochasz mnie? -On: Tak, oczywiście kocham cię.

Porzuć mnie - ruch 2.

Ona: Ale czy naprawdę mnie kochasz?On: Tak, naprawdę cię kocham.

Ona: I naprawdę rzeczywiście mnie kochasz?On: Tak, naprawdę rzeczywiście cię kocham.

Ona: Ale czy jesteś pewien, że mnie kochasz, absolutnie pewien?On: Tak, jestem tego absolutnie pewien.

(przerwa)

Ona: A czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy „kochać"?

(przerwa)

On: Czy ja wiem...Ona: To znaczy, że nie wiesz. Skąd więc możesz być taki pewny,

że mnie kochasz?

(przerwa)

On: Czy ja wiem... No tak... chyba nie mogę.

Porzuć mnie - ruch 3.

Ona: Ach, więc nie możesz? Rozumiem. Cóż, skoro Ty nie mo-żesz nawet być pewien, że mnie kochasz, to ja nie mogępowiedzieć, dlaczego mielibyśmy nadal być razem. A ty mo-żesz?

Page 116: B. Wojciszke - Psychologia miłości

116 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

(przerwa)

On: Czy ja wiem... Nie, chyba nie.

(przerwa)

Ona: Długo to trwało, zanim to w końcu z siebie wydusiłeś,prawda?

Tak Wielką Próbę Miłości widzi amerykański humorysta DanGreenberg (za Hatfield i Walsterem, 1981, s. 56). To, czego z ta-kim samozaparciem dokonała dociekliwa partnerka tego dialogu,to sformułowanie samosprawdzającego się proroctwa. Jego istotąjest postawienie przez człowieka pewnej hipotezy o naturze sytu-acji czy innego człowieka („Ten nowy sąsiad wygląda na agresyw-nego faceta, ma takie czarne, zrośnięte brwi"), która to hipotezainicjuje sekwencję zdarzeń („Sprawdzę, czy rzeczywiście jest takiagresywny, i rzucę w jego psa kamieniem") doprowadzających dopojawienia się faktycznych dowodów jej trafności („Ale krzyczyi wygraża - rzeczywiście jest agresywny, miałem rację").

Jakkolwiek negatywne hipotezy na temat innych łatwiej jestpotwierdzić niż hipotezy pozytywne, również samo postawienietych ostatnich podwyższa szansę ich potwierdzenia. Dowodzą tegona przykład badania, w których studenci rozmawiali przez telefonz losowo dobranymi partnerkami na zadany przez badaczy temat(Snyder i in., 1977). U połowy studentów wzbudzano przekona-nie, że ich partnerka jest bardzo atrakcyjna (każdemu dawano tosamo zdjęcie pięknej dziewczyny), u drugiej połowy zaś - że jestona brzydka (zdjęcie brzyduli). Następnie zupełnie innym osobomodtwarzano nagrane na taśmę wypowiedzi dziewcząt z prośbą o od-gadnięcie, czy słuchana dziewczyna jest ładna, czy brzydka. Osobybadane „drugiej generacji" uznawały za piękne te dziewczęta, któ-rych partnerzy z pierwszej fazy badania byli przekonani, że rozma-wiają z kobietą atrakcyjną. Za brzydkie natomiast uważane byłyte dziewczęta, których partnerzy żywili przekonanie, iż rozmawiająz kobietą nieatrakcyjną. Bezpośrednią przyczyną tych różnic byłsposób zachowania się - dziewczęta z pierwszej grupy były bar-dziej ożywione, pewne siebie i lepiej im szła rozmowa, podczasgdy dziewczęta z grupy drugiej prezentowały się dokładnie odwrot-nie. Snyder i jego współpracownicy wykazali ponadto, że różnicew zachowaniu dziewcząt wywołane zostały odmiennym postępo-waniem rozmawiających z nimi studentów. Mianowicie studenci

Page 117: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 117

przekonani, że rozmawiają z piękną kobietą, byli bardziej towarzy-scy i śmiali, dowcipni i cieplejsi w kontakcie niż studenci przeko-nani, że rozmawiają z „brzydulą", którzy, krótko mówiąc, po prostuznacznie mniej się starali. Przekonania studentów dotyczące urodyrozmówczyni decydowały więc o postaci i przebiegu ich zachowa-nia, co z kolei kształtowało zachowanie ich partnerek. Rację miałzatem George Bernard Shaw twierdząc, że różnica między damąi kwiaciarką tkwi nie tyle w ich zachowaniu, ile w zachowaniu ichbliźnich, w sposobie, w jaki są traktowane.

Psychologowie przeprowadzili wystarczająco wiele podobnychbadań, by można było twierdzić, iż znacznie lepiej jest zakładać, żejest się kochanym przez partnera, niż zakładać, że jest się nie ko-chanym. W obu tych przypadkach zachęcamy bowiem partnera dozachowań zgodnych z naszym założeniem. A przecież lepiej uzy-skiwać zachowania wyrażające miłość niż jej brak.

Rzecz jasna, założenie o miłości partnera nie zawsze będzieoddziaływać w ten sposób. Jeżeli nasz partner znika z nie wyja-śnionych powodów na cały weekend, a jest to już trzeci weekendz kolei, przekonanie o jego (do nas) namiętności ma oczywiścieniewiele sensu. Jednak często sytuacja jest bardzo daleka od ta-kiej jednoznaczności. Partnerzy zwracają na siebie mniej uwagi niżprzedtem (czy też mniej, niż by chcieli) niekoniecznie dlatego, żeinteresują się bardziej kimś innym, ale dlatego, że mają kłopotyw pracy, są zmęczeni, znękani życiem - albo z dziesięciu innychpowodów. To od nas samych zależy, co zrobimy w takich przypad-kach i czy nie rozpoczniemy opisanej już gry „porzuć mnie".

Jedno jest pewne. Jeżeli przekonani jesteśmy o własnej bez-wartościowości, a więc o tym, że w istocie nie warto nas kochać,bardziej będziemy skłonni interpretować niejasne zachowania part-nera jako wyraz braku miłości niż wtedy, gdy sami jesteśmy pewni,że na miłość zasługujemy. Wiadomo na przykład, że osoby o po-zytywnej samoocenie interpretują uzyskiwane od innych informa-cje zwrotne jako bardziej dla nich pochlebne, niż dzieje się to wprzypadku osób o niskiej samoocenie (Brockner, 1983). Dotyczy togłównie takich sytuacji, kiedy zachowanie innych jest wieloznaczne.Warto jednak pamiętać, że prawie każde zachowanie daje się zin-terpretować na wiele sposobów, szczególnie jeśli jest pozytywne.

Jak już wspominałem poprzednio (w rozdziale 2.), ludzie czę-sto precyzują swoje wnioski o własnych uczuciach na podstawie

Page 118: B. Wojciszke - Psychologia miłości

118 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

wskazówek zewnętrznych, tkwiących w sytuacji i w zachowaniu in-nych ludzi. Zachowanie partnera jest niewątpliwe taką silną wska-zówką. Jeżeli nasz partner nie ma jasności co do stanu swoichuczuć, to nasze przekonanie, że on nas w istocie nie kocha, jestpoważnym argumentem na rzecz uznania, iż miłość ta faktycznieprzygasła. Nasze przekonanie, że jesteśmy kochani, jest równieważnym argumentem, iż miłość, nawet jeżeli ma się nie najlepiej,trwa nadal (któż w końcu może o tym lepiej wiedzieć od samegoobiektu tej miłości?). Tak więc łatwiej jest kochać osoby o wysokiejsamoocenie, przekonane, że są warte miłości, niż osoby o samoocenieniskiej, przekonane, że na miłość nie zasługują.

Empatia

Podstawowymi warunkami udanego związku są zarówno chęć,jak i umiejętność wczuwania się partnerów w siebie nawzajem i po-rozumiewania się ze sobą. Pewna elementarna zdolność do wczu-wania się w innego człowieka zdaje się być składnikiem biologicz-nego „wyposażenia" naszego gatunku - nawet jednodniowe nowo-rodki reagują własnym krzykiem na krzyk innego noworodka. Natej podstawie kształtuje się u człowieka zdolność do przejmowaniasię cudzym nieszczęściem, rozumienia cudzych emocji i cudzegopunktu widzenia. Takie wczuwanie się w innego człowieka, czyliempatia, może być zarówno naszą reakcją na jego położenie (bę-dzie to wtedy nasz przemijający stan psychiczny, wywoływany sy-tuacją innej osoby), jak i stałą cechą, to znaczy skłonnością czyzdolnością do wczuwania się w położenie innych.

Wczuwanie się w partnera: składniki empatii

Empatia rozumiana czy to jako stan aktualny, czy jako stałacecha jest zjawiskiem niejednorodnym i oznaczać może trzy dośćróżne i niezależne od siebie zjawiska.

Po pierwsze, wczuwanie się w innego człowieka może oznaczaćprzyjmowanie cudzego punktu widzenia i patrzenie na sprawy z cu-dzej perspektywy. Wymaga to pewnych zdolności intelektualnych- chodzi przecież o zrozumienie tego, jak rozumie sytuację part-ner, jakie są jego myśli, zamiary i uczucia. Może to być równieżtrudne emocjonalnie, ponieważ przyjęcie cudzego punktu widzę-

Page 119: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETMY 119

nia wymaga przede wszystkim dopuszczenia możliwości, źe w danejsprawie istnieją inne punkty widzenia niż nasz własny. A ponadtowymaga myślowego „zawieszenia" naszego własnego punktu wi-dzenia i chwilowego porzucenia go, tak abyśmy choćby na chwilęmogli przyjąć punkt widzenia partnera za własny. Trudność z tymzwiązana jest niewielka, dopóki sprawa, o którą idzie, budzi nie-wiele naszych własnych emocji. Jednak w przypadku poważnegokonfliktu z partnerem skłonni jesteśmy uważać, że skoro już ja-kiś pogląd mamy i go bronimy, to tym samym jest on poglądemprawdziwym. Poglądy odmienne wydają się więc nieprawdziwe. Po-rzucanie poglądu własnego, by próbnie zaakceptować pogląd part-nera, jest zatem dla nas niczym innym, jak porzucaniem prawdyi słuszności na rzecz poglądu nieracjonalnego, fałszywego, krótkomówiąc - głupiego. Problem oczywiście w tym, że dokładnie taksamo sprawy mogą wyglądać z punktu widzenia partnera mającegocałkowicie odmienne zdanie. W konsekwencji trudno w bliskimzwiązku o rzecz bardziej niebezpieczną i bezużyteczną niż posia-danie racji, nawet jeżeli ją udowodnimy partnerowi, sobie samymi wszystkim dookoła. Sukces bliskiego związku dwojga ludzi zasa-dza się raczej na poszanowaniu odmienności racji partnera niż nanajbardziej nawet elokwentnym i racjonalnym przekonaniu go doracji własnych.

Po drugie, wczuwanie się w innego człowieka oznacza nie tylkotakie dość zimne zrozumienie, ale i ciepłe, emocjonalne współ-brzmienie - współczucie dla partnera znajdującego się w jakimśkłopocie. Współczucie jest emocją własną, choć skierowaną na in-nego człowieka - odczuwaną z jego powodu i w jego, a nic własnej,sprawie.

Po trzecie wreszcie, empatia oznacza własne cierpienie na wi-dok innego człowieka znajdującego się w opresji. Podobnie jakwspółczucie, jest to nasza własna emocja, skierowana jednak nanas samych, nie zaś na znajdującego się w potrzebie człowieka.

Badania nad wyznacznikami pomagania innym pokazują, żenatknięcie się na człowieka w potrzebie budzić może oba te uczu-cia - współczucie i własne cierpienie - które są jednak dość nie-zależne od siebie (Batson, 1987). Co ciekawe, choć nasilone prze-żywanie obu tych uczuć prowadzić może do częstszego pomaganiainnym, pomoc ta udzielana jest z różnych powodów. W przypadku

Page 120: B. Wojciszke - Psychologia miłości

120 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

własnego cierpienia - po to, by tego cierpienia się pozbyć. Po-maganie innemu człowiekowi służy tu więc w istocie egoistycznejpoprawie własnego samopoczucia. W przypadku współczucia - poto, by poprawić sytuację człowieka znajdującego się w opresji. Po-moc ma tu więc charakter altruistyczny, bezinteresowny. BadaniaBatsona przekonują przy tym, że własne cierpienie jest dość za-wodną przesłanką pomagania innym, ponieważ cierpienie to możezostać usunięte przez ucieczkę z krytycznej sytuacji bez udziele-nia pomocy człowiekowi w potrzebie. „Nie mogę na to patrzeć"- powiada osoba cierpiąca na widok cudzego nieszczęścia i rze-czywiście patrzeć przestaje - uciekając czym prędzej od człowiekaw potrzebie. Współczucie wymaga natomiast rzeczywistej poprawylosu potrzebującej osoby, częściej więc prowadzi do rzeczywistychprób pomagania.

Konsekwencje empatii

Częste przyjmowanie punktu widzenia partnera możliwe jestjedynie dzięki gotowości do uznawania perspektywy własnej nieza jedynie słuszną i obowiązującą, lecz tylko za jeden z możli-wych punktów widzenia. Pomniejsza to egocentryzm (koncentra-cję na sobie i własnym sposobie rozumienia świata), a sprzyjatolerancji wobec cudzej odmienności. Poglądy partnera, które sąsprzeczne z naszymi przestają być niewłaściwe, bezsensowne czygłupie, a stają się tylko po prostu inne.

Z jednej strony prowadzi to do trafniejszego rozpoznania my-śli, pragnień i uczuć partnera, a więc lepszego zrozumienia, co sięz nim faktycznie dzieje. Dzięki temu nasze działania mające nacelu poprawienie sytuacji partnera mogą być skuteczne i rzeczywi-ście mu pomagać. Przestajemy uszczęśliwiać partnera na siłę czyurabiać go „na własne kopyto", a zyskujemy szansę uwzględnie-nia tego, co, według niego, jest szczęściem rozumienia szczęścia.Świadomość względnego charakteru własnych racji i dopuszczeniemożliwości, że partner także ma swoje racje, prowadzi ponadtodo osłabienia konfliktów i zmniejszenia ich liczby, a przy tym na-sila skłonność do kompromisu przy rozwiązywaniu konfliktów jużzaistniałych. W rezultacie efektem dużej skłonności partnerów doprzyjmowania cudzego punktu widzenia jest wzrost satysfakcji zewzajemnych kontaktów i całego związku, co wykazały badania na

Page 121: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 121

parach zarówno małżeńskich (Long i Andrews, 1990), jak i przed-małżeńskich (Davis i Oathout, 1987). Co zrozumiałe, skłonność doprzyjmowania perspektywy swojego partnera znacznie silniej byłapowiązana z satysfakcją ze związku niż ogólna tendencja do przyj-mowania cudzej (czyjejkolwiek) perspektywy.

Drugi składnik empatii to skłonność do reagowania współczu-ciem na nieszczęścia innych ludzi. W bliskim związku oznacza tooczywiście dostarczanie partnerowi silnego wsparcia, o którego do-broczynnych skutkach była już mowa poprzednio. Ludzie skłonnido serdeczności i współczucia w kontakcie z innymi nie tylko czę-ściej im pomagają, ale też są dobrymi, wrażliwymi słuchaczami,którym inni częściej się zwierzają. Ogólnie rzecz biorąc, „chłodna"skłonność do przyjmowania cudzej perspektywy poprawia ogólną sa-tysfakcję ze związku dzięki temu, że pomału ona uniknąć negatyw-nych zjawisk i procesów (nietolerancja, sztywność, konflikty). Nato-miast „ciepłe" współczucie poprawia ogólną satysfakcje dzięki temu,że promuje ono występowanie pozytywnych zjawisk i procesów w da-nym związku (serdeczność, wsparcie i pomoc, dobre porozumiewa-nie się z partnerem).

Trzeci składnik empatii to skłonność do reagowania własnymcierpieniem na opresje innych. Ponieważ ten przejaw wrażliwo-ści polega na tym, że cudze nieszczęście staje się nieszczęściemwłasnym, wpływ tej skłonności na funkcjonowanie człowieka w bli-skich związkach z innymi jest raczej szkodliwy niż konstruktywny.Skłonność do reagowania własnym cierpieniem wywiera bowiemegocentryzujący wpływ na funkcjonowanie człowieka. Miast przej-mować się innymi, przejmuje się własnymi emocjami (które zwyklebolą bardziej od emocji cudzych), co prowadzić może do osłabie-nia wspierających partnera zachowań, pogorszenia poziomu poro-zumiewania się z nim i do zachowań wyrażających brak poczuciabezpieczeństwa i lęk w kontaktach społecznych.

W konsekwencji tendencja do reagowania własnym nieszczę-ściem na nieszczęściu cudze jest cechą obniżającą szansę zbudowa-nia satysfakcjonującego związku z innym człowiekiem, choć dwa po-zostałe składniki empatii (przyjmowanie cudzej perspektywy i re-agowanie współczuciem) szansę taką podwyższają, jak to wykazaliDavis i Oataut (1987). Co ciekawe, na podstawie swoich badańprzeprowadzonych na kilkuset parach przedmałżeńskich stwierdzilioni również, że satysfakcja mężczyzn ze związku silniej jest uzależ-niona od empatii ich partnerek niż satysfakcja kobiet od empatii

Page 122: B. Wojciszke - Psychologia miłości

122 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ich partnerów. Najrozsądniejszym wyjaśnieniem tej różnicy zdajesię odwołanie do wielokrotnie tu wspominanej odmienności trady-cyjnych ról społecznych kobiet i mężczyzn.

Kobiety są w naszej kulturze bardziej niż mężczyźni uważaneza ekspertów w dziedzinie życia uczuciowego, a do wymagań rolikobiecej należy troska o uczuciowy stan związków, w które są za-angażowane. Mężczyźni zaś uważani są za mniej zainteresowanychżyciem uczuciowym (i do niego zdolnych). Specyficzność ich roliw związku tradycyjnie polega na sprawnym dostarczaniu różnychdóbr niezbędnych do przetrwania tego związku. Takie cechy, jakuczuciowość, zdawanie sobie sprawy z uczuć innych ludzi, wrażli-wość czy serdeczność są stereotypowo uznawane za kobiece, pod-czas gdy przedsiębiorczość, twardość, niewrażliwość i ukrywaniewłasnych emocji są sztandarowymi składnikami stereotypu męsko-ści (Ashmore i in., 1986). Nawet gdy wprost odrzucamy tego ro-dzaju stereotypy, fakt, że jest nimi nasycona cala nasza kultura(począwszy od czytanek i lektur szkolnych), oddziałuje na naszeoczekiwania co do tego, jakie powinno być zachowanie partne-rów/partnerek i z czego w tym zachowaniu powinniśmy się cieszyćbardziej, a z czego mniej.

Zauważyć przy tym warto, że mniejsza skłonność kobiet douzależniania swej satysfakcji z bliskiego związku od empatii part-nerów tylko dobrze może tej satysfakcji zrobić, mężczyźni bowiemsą na ogół mniej empatyczni od kobiet (Eisenberg i Lennon, 1983).Niewykluczone, że różnica ta opiera się na jakichś elementach wro-dzonych, ponieważ noworodki żeńskie silniej reagują płaczem naptacz innych dzieci od noworodków męskich. Co więcej, liczne ba-dania wskazują także, iż kobiety trafniej odczytują uczucia innychna podstawie ich mimiki i pantomimiki (Hali, 1978), choć różnicata nie jest tak wielka, aby trzeba było podejrzewać mężczyzn, żeorientują się, co inni ludzie czują, dopiero wtedy, kiedy ci im topowiedzą.

Chcieć a mieć

Czy można być świetną kucharką, cierpliwą matką dwojgadzieci, prowadzić dom i nie wyrzekać się ambicji zawodowych,mieć intuicję i bywać doskonałą księgową, być głupszą od part-nera (a przynajmniej na to wyglądać), a zawsze i przede wszystkim

Page 123: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 123

zapierać dech jako obiekt erotycznego pożądania, koniecznie od-wzajemnianego?

Czy można być twardym i serdecznym, opiekuńczym i wyma-gającym, fascynować się swoją pracą, a przy tym zarabiać dużepieniądze i wiele przebywać w domu, uwielbiać majsterkowaniei naprawy samochodu, być mądrzejszym (a przynajmniej na to wy-glądać), być pełnym delikatnego wigoru kochankiem, a po wszyst-kim nie chrapać?

Nie można. Oczywiście, prawie nikt nie dostaje wszystkiego,czego od partnera pragnie, ponieważ nasze pragnienia są nie tylkowygórowane, ale i beznadziejnie sprzeczne. W dodatku sami niemamy tylu zalet, abyśmy na wszystkie pożądane zalety partneramogli zasłużyć. Dobrze zbadanym przypadkiem różnicy między„chcieć" a „mieć" jest omawiana w rozdziale 2. różnica międzypożądanym i uzyskiwanym poziomem fizycznej atrakcyjności part-nera. Choć pragniemy zdobyć partnera maksymalnie atrakcyjnego,faktycznie dostajemy takiego, którego atrakcyjność mniej więcejrówna się naszej własnej. Co więcej, pozyskanie partnera, któregoogólna (nic tylko fizyczna) atrakcyjność znacznie przewyższa na-szą własną, wcale nie jest sposobem na zapewnienie sobie szczę-ścia. Takie niedopasowanie może bowiem unieszczęśliwić zarównopartnera, jak i nas samych. Mówi o tym teoria sprawiedliwościi związane z nią wyniki badań.

Teoria sprawiedliwości

Teoria ta jest bardzo prosta i składają się na nią cztery twier-dzenia (Walster i in., 1978):

1. Ludzie kierują się zwykle własnym interesem, toteż usiłują uzy-skać maksymalne wyniki („wyniki" oznaczają dowolne zyski poodjęciu poniesionych kosztów).

2. Grupy, a raczej jednostki składające się na te grupy, mogą po-większać łączne zyski poprzez wykształcenie sprawiedliwegosystemu wymiany dóbr. Grupy nakłaniają swoich uczestników,aby stosowali się do systemu sprawiedliwej wymiany, nagradza-jąc ich za trzymanie się tego systemu, a karząc za zachowanianiesprawiedliwe.

3. Jeżeli człowiek znajdzie się w niesprawiedliwej relacji z innymczłowiekiem bądź grupą, budzi to nieprzyjemne napięcia, tymsilniejsze, im większa niesprawiedliwość.

Page 124: B. Wojciszke - Psychologia miłości

124 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

4. Jeżeli człowiek znajdzie się w niesprawiedliwej relacji z innymczłowiekiem bądź grupą, próbuje usunąć wynikające stąd na-pięcia poprzez przywrócenie sprawiedliwości w wymianie dóbr.

Teoria sprawiedliwości przewiduje więc, że nierównowagaw wymianie dóbr jest nieprzyjemna nie tylko dla partnera wykorzy-stywanego (przeżywającego poczucie krzywdy, gniew, upokorzenieczy wstyd), ale także dla partnera wykorzystującego (który możeprzeżywać poczucie winy, wstyd albo lęk przed rewanżem). Oczy-wiste, że wykorzystywana ofiara domaga się przywrócenia sprawie-dliwości, i potwierdza to wiele badań. Co ciekawe jednak, wiaraw sprawiedliwość jest tak duża, że kiedy z tych czy innych powodówuzyskanie rzeczywistego zadośćuczynienia jest niemożliwe, ofiaramoże zacząć wierzyć, iż ma to, na co zasłużyła, i pomniejsza swojąwłasną wartość (w ten sposób można wyjaśniać na przykład zadzi-wiający fakt, że ofiary niezawinionych wypadków drogowych częstoposzukują przyczyn własnego losu w sobie i we własnych „winach"zupełnie nie związanych z wypadkiem - Janoff-Bullman, 1979).

Osoba, która dopuszcza się niesprawiedliwości i czerpie ko-rzyści również stara się ją przywrócić - albo na poziomie faktów(wyrównując ofierze poniesione straty), albo tylko na poziomiewłasnych przekonań, poprzez usprawiedliwienie własnych działań.Usprawiedliwienie oznacza, jak sama nazwa wskazuje, uczynieniesprawiedliwym czegoś, co sprawiedliwe nie jest, i polega zwykle nazniekształcaniu subiektywnego obrazu faktów: poprzez zaprzecza-nie, że ofiara cierpi, poprzez zaprzeczanie własnej odpowiedzial-ności za jej cierpienia, wreszcie poprzez uzasadnianie, dlaczegoofierze cierpienie „się należy", i odsądzanie jej od czci i wiary.

Nie znamy wszystkich warunków decydujących o tym, kiedysprawiedliwość będzie przywracana przez rzeczywiste wyrównaniekrzywd, a kiedy jedynie przez subiektywne usprawiedliwianie się.Wiadomo jednak, że kiedy zadośćuczynienie jest obiektywnie nie-możliwe, rośnie szansa wystąpienia takich sposobów „przywróce-nia sprawiedliwości", jak negowanie wartości ofiary i przypisywa-nie jej cech negatywnych. Jednym z pierwszych na to dowodówbył eksperyment, w którym pod pewnym pozorem nakłaniano ba-danych, aby przekazywali innej osobie albo pozytywne, albo ne-gatywne opinie na jej temat (Davis i Jones, 1960). Wykorzystującprzygotowany przez badaczy spis wad, badany mówił innej, nowo

Page 125: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 125

poznanej osobie, że sprawia ona wrażenie kogoś płytkiego, niezasługującego na zaufanie i przyjaźń, mającego wiele osobistychproblemów, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Osoba wysłuchu-jąca tych paskudnych opinii na swój temat była w rzeczywistościwspółpracownikiem badacza, o czym jednak właściwi badani niewiedzieli, trwając w przekonaniu, że wyrządzają nieznajomemu ni-czym nie zasłużoną krzywdę. Części badanych zapowiedziano po-nowne spotkanie z ocenianą osobą, podczas którego mogliby jejwyjaśnić całą sytuację i wycofać owe rzekomo własne opinie. Po-zostali badani przekonani byli, że już nigdy „ofiary" nie zobaczą.Wszystkich badanych dwukrotnie poproszono o ich własną opinię0 ocenianej osobie: pierwszy raz - tuż po jej poznaniu i drugi raz -po wygłoszeniu „podstawionej" przez badaczy opinii na jej temat.Badani oczekujący przyszłego spotkania z partnerem nie zmieniliswojej początkowej o nim opinii. Jednakże badani przekonani, żego już nie zobaczą, sami zaczęli o partnerze myśleć w bardziej ne-gatywny sposób. Tak więc nie dość, że skrzywdzili nieznajomego,to jeszcze zaczęli o nim gorzej myśleć. Działo się tak jednak tylkowtedy, gdy badanych wprowadzono w przekonanie, że wygłoszeniekrzywdzącej opinii było ich własną decyzją (badani, którym wygło-szenie opinii nakazano, nie czuli się osobiście odpowiedzialni aniza wyrządzoną niesprawiedliwość, ani za konieczność przywróce-nia sprawiedliwości).

Nie mogąc odrobić wyrządzonej innym szkody, za którą samijesteśmy odpowiedzialni, przywracamy więc „sprawiedliwość" my-śląc o tych innych w taki sposób, jakby na tę szkodę w istociezasługiwali. Zaprawdę rację miał Tacyt, twierdząc, że w naturzeludzkiej leży nienawiść do tych, których się skrzywdziło!

Sprawiedliwość w związku dwojga ludzi

Czy jednak zasady sprawiedliwej wymiany naprawdę dotycząbliskich związków między ludźmi? Przecież miłość nie jest transak-cją rynkową, gdzie liczy się jedynie bezduszne bilansowanie strat1 zysków, gdzie za każde otrzymane dobro trzeba zwrócić jego rów-nowartość, a niespłacenie długu prowadzi do katastrofy tym więk-szej, im dłużej była odwlekana. Przecież gdy kogoś kochamy, przed-kładamy jego dobro ponad własne, pełni poświęcenia pragniemysłużyć mu pomocą i wsparciem nie dlatego, że liczymy na wza-jemność, lecz dlatego, że zależy nam bezinteresownie na szczęściu

Page 126: B. Wojciszke - Psychologia miłości

126 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ukochanej osoby. Przecież ty jej szczęście jest naszą największąnagrodą!

To wszystko prawda - taki sposób myślenia i działania świad-czy o miłości, a bez niego miłości po prostu nie ma. Równie praw-dziwe jest jednak to, że bezinteresowność, altruizm, poświęceniewłasnych pragnień i przedkładanie dobra partnera nad dobro wła-sne trwać mogą jedynie pod warunkiem ich odwzajemniania przezpartnera. Nasze liczenie na wzajemność prawie nigdy nie jest świa-domym warunkiem miłości. Jednakże milczące oczekiwanie, żepartner odpłaci nam dobrem prędzej czy później, w tej czy innejpostaci, o której zadecyduje on i życie, stanowi zupełnie oczywi-stą przesłankę miłości. Kochając zakładamy przecież, że partnerbędzie o nas dbał, tak jak my o niego dbamy. Nasze stwierdze-nie braku wzajemności prawie zawsze jest świadomym wnioskiem,jaki wyciągamy, gdy miłość się kończy bądź jest w opałach. Niema przy tym specjalnego znaczenia, czyśmy wprost umawiali sięz partnerem co do wzajemności, czy nie (przeważnie nie). Pogwał-cenie reguły wzajemności jest złamaniem kontraktu i budzi gniew,poczucie krzywdy, depresję iub wycofanie się, niezależnie od tego,czy kontrakt był kiedykolwiek otwarcie zawarty, czy też jedynie, bytak rzec, był zrozumiały sam przez się (Sager, 1976).

Teoria sprawiedliwości pozwala więc przewidywać, że związkioparte na sprawiedliwej wymianie dóbr mają większą szansę naprzekształcenie się w związki intymne i trwałe, a ich uczestnicybardziej są ze związku zadowoleni niż uczestnicy związku niespra-wiedliwego.

Szereg badań podsumowanych przez Hatficld i współpracow-ników (1985), a dotyczących nierzadko setek par, potwierdza teoczekiwania. Przede wszystkim pary dobierają się w taki sposób,że wybitna zaleta jednego z partnerów jest wyrównywana dobremoferowanym przez drugiego z partnerów, a układ sil w związkuzależy od ilości wnoszonych dóbr. Piękne kobiety uzyskują lepiejwykształconych i lepiej zarabiających mężów niż kobiety brzydkie.Żony mężów, którzy zarabiają dużo, częściej uważają, że to mężo-wie powinni mieć więcej do powiedzenia w ich związku, podczasgdy żony mężów zarabiających gorzej są tu za równouprawnieniem.Im wyższe dochody żon, tym więcej mają one w swoich związkachdo powiedzenia, a mężczyzna tracący pracę wskutek bezrobociaczęsto traci też autorytet we własnej rodzinie.

Page 127: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 127

Pary spostrzegające swój związek jako sprawiedliwy bardziejsą z niego zadowolone niż pary spostrzegające go jako taki, w któ-rym jedno z partnerów wnosi nadwyżkę wysiłku i starań, drugiezaś otrzymuje więcej, niż wnosi. Los nagrodzonego ponad miaręKopciuszka jest przy tym niewiele bardziej godny pozazdroszczeniaod losu popełniającego mezalians Królewicza. Podczas gdy partne-rzy otrzymujący niesprawiedliwie mało czują oczywiście pretensjęi gniew, partnerzy otrzymujący niesprawiedliwie dużo mogą być nę-kani poczuciem winy i obawą o przyszłe losy związku. Niesprawie-dliwy nadmiar łatwiej jest znosić od niesprawiedliwego niedoboru(ludzie łatwiej zdają się przystosowywać do tego pierwszego), choćw kilku badaniach stwierdzono, że prawda ta dotyczy szczegól-nie mężczyzn. Kobiety gorzej znoszą niesprawiedliwy nadmiar. Byćmoże dlatego, źe z oczywistych względów nadmiar dóbr otrzymy-wanych od partnera jest trudniej zauważyć od niedoboru, a kobietycharakteryzują się większą wrażliwością społeczną, większym stop-niem koncentracji na swoich związkach z innymi ludźmi, a takżewiększą niż mężczyźni skłonnością do widzenia własnych zacho-wań w kategoriach moralnych. Wreszcie sporo badań przekonuje,że „chodzące" ze sobą pary głębiej angażują się we wspólne ero-tyczne przedsięwzięcia oraz mają większą szansę pozostać razem,jeżeli już na wstępie spostrzegają swój związek jako sprawiedliwy.Badania zaś nad małżeństwami wskazują, że małżonkowie prze-konani, iż otrzymują od swoich partnerów niesprawiedliwie mało,szybciej i częściej ich zdradzają (po 6-8 latach) niż małżonkowieprzekonani, że otrzymują sprawiedliwą bądź nadmierną ilość dóbrod partnera (po 12-15 latach).

Istotnym dobrem oferowanym i otrzymywanym w bliskimzwiązku jest ogólny poziom zaangażowania. Jeżeli partnerzy ofe-rują sobie nawzajem podobny poziom zaangażowania, ich związekjest trwalszy niż w przypadku nierównowagi pod tym względem. Naprzykład jedno z badań nad parami przedmałżeńskimi wykazało,że tylko 27% par deklarujących ten sam poziom zaangażowaniarozpadło się w ciągu roku objętego badaniem, choć w tym samymczasie rozpadło się aż dwa razy tyle (54%) par, w których jednoz partnerów oferowało silniejsze zaangażowanie (Hill i in., 1976).Niejednakowy poziom zaangażowania prowadzi do pojawienia sięzasady mniejszego interesu, polegającej na tym, że to spośród part-nerów, które jest mniej w związek zaangażowane (mniejszy ma

Page 128: B. Wojciszke - Psychologia miłości

128 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 8.Bezdroża sprawiedliwości, czyli zasada mniejszego interesu: to z partne-rów, które jest w dany związek mniej zaangażowane, ma w nim więcej dopowiedzenia. Źródło: Peplau i Campbell (1989).

w nim interes), ma większą w nim władzę. Ilustracją tej zasady sądane z rysunku 8., pochodzące z badań, w których pytano paryprzedmałżeńskie, kto jest bardziej zaangażowany i kto ma więcejdo powiedzenia w ich związku. Kiedy mniej zaangażowana byłakobieta, to ona miała więcej do powiedzenia. Kiedy mniej zaanga-żowany był mężezyna, to on właśnie miał w danym związku wię-cej do powiedzenia. Środkowe kolumny z rysunku 8. dotyczą par,w których oboje partnerzy byli jednakowo zaagażowani -jak widać,w tych parach więcej do powiedzenia mieli mężczyźni. Jest to wy-razem tradycyjnego w naszym społeczeństwie układu ról i z reguływiększej zależności kobiet od mężczyzn niż na odwrót.

Page 129: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 129

Zasada mniejszego interesu, dość powszechnie obserwowanaw bliskich związkach, również stanowi swoisty przejaw działa-nia sprawiedliwości. Ten, kto bardziej się „poświęca" pozostającw związku pomimo mniejszego zaangażowania (a więc ponosiniejako większe koszty niż bardziej zaangażowany partner), uzy-skuje zadośćuczynienie w postaci większego wpływu na postać tegozwiązku. Jednak uczuciowe zaangażowanie i władza są dobramisłabo wzajemnie wymienialnymi i zapewne dlatego ten szczególnyprzejaw sprawiedliwości przyczynia się do nietrwałości związku(przynajmniej przedmałżeńskiego).

Na zakończenie podkreślić jednak warto, że nie od sprawie-dliwości miłość się zaczyna. Licząc na zapoczątkowanie „roman-tycznego" związku ludzie wolą raczej, aby nie miał on charakteruwymiany rynkowej. Na przykład w pewnych badaniach młodzi stu-denci współpracowali z miłą i ładną dziewczyną, która w trakciezadania prosiła ich o pomoc. Studenci tej pomocy udzielali, dziew-czyna za nią dziękowała, a także rewanżowała się części badanychw podobny sposób. Badani studenci mieli wraz z dziewczyną wziąćudział jeszcze w drugiej części eksperymentu i w związku z tympytano ich, co o niej sądzą. Zanim to jednak nastąpiło, badacze(Clark i Mills, 1979) informowali ich, że dziewczyna zamierza wziąćudział w drugiej części badań albo dlatego, że jest nowa na tym uni-wersytecie i liczy na nawiązanie jakichś znajomości, albo dlatego,że jest to wygodny dla niej sposób zabicia czasu w oczekiwaniu namęża, dopóki ten nie zakończy własnych zajęć i nie zabierze jejdo domu. Okazało się, że badani współpracujący z mężatką bar-dziej ją lubili, kiedy rewanżowała im się za otrzymaną pomoc -zgodnie z zasadami wymiany dóbr. Natomiast badani liczący na„romantyczny początek" bardziej ją lubili, kiedy dziewczyna sięnie rewanżowała i miała do spłacenia pewien dług wdzięczności.Podobne wyniki przyniosły i inne badania. Licząc na romantycznypoczątek ludzie rzadziej czują się wykorzystywani w przypadku nie-sprawiedliwości i mniej pragną wyrównania rachunków, a nawetmniej są skłonni do oceniania indywidualnego wkładu partneraczy partnerki we wspólny wynik (Clark, 1985). Przytoczone po-przednio badania nad faktycznie istniejącymi związkami sugerująjednak, że tego rodzaju pragnienia prędzej czy później się kończąi zastępowane są pragnieniem sprawiedliwości.

Page 130: B. Wojciszke - Psychologia miłości

130 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Me natychmiast, nie za wszystko, nie w dokładnie tej samej po-staci, ale jednak na dłuższą metę zawsze pragniemy, aby nasz partnersprawiedliwie odwzajemnił poniesione przez nas wysiłki, jakkolwiekbyśmy sobie tę sprawiedliwość definiowali. Cale szczęście, że tegosamego oczekujemy i od siebie, choć prawdą jest, iż do własnychdziałań z reguły przykładamy inną, bardziej pochlebną miarę niżdo działań partnera.

Naturalna śmierć namiętności

W 1984 roku pewne amerykańskie pismo kobiece opubliko-wało ankietę, na którą odpowiedziało 86 tysięcy czytelniczek (Carr,1988). Jeden z punktów ankiety zapytywał, co czytelniczki robiąw sytuacji, kiedy mają kilka wolnych godzin i zostają w domu z mę-żem. 33% czytelniczek w wieku poniżej 35 lat odpowiedziało, żekochają się z mężem. Takiej samej odpowiedzi udzieliło 25% czy-telniczek w wieku od 35 do 45 lat, a już tylko 10% kobiet w wiekuponad 45 lat (większość ogląda wówczas telewizję). Choć erotyzmw małżeństwie wyraża nie tylko namiętność, ale i intymność, spa-dek aktywności erotycznej w miarę trwania małżeństwa stwierdzanyjest równie powszechnie, co spadek wzajemnej namiętności relacjo-nowanej przez małżonków. Namiętność obumiera w miarę, trwaniazwiązku dwojga ludzi.

Przyczyn zaniku namiętności dopatrywać się można w jej we-wnętrznej logice, nierealistyczności, zachłanności oraz zabójczychdla namiętności konsekwencjach jej „skonsumowania". Jak jużwspominałem w rozdziale 1., wewnętrzna logika namiętności jesttaka, że może ona jedynie rosnąć, a samo tylko jej trwanie jest jużjej śmiercią. Już tylko ta właściwość namiętności decyduje o nie-uchronności jej kresu. Nic bowiem nie może rosnąć bez końca (ajeżeli rosło lawinowo, to efektem może być jedynie katastrofa li-kwidująca proces, którym ów wzrost byl napędzany). Namiętnośćwymaga absolutnego uwielbienia partnera, a to jest możliwe jedy-nie za cenę braku realizmu w jego spostrzeganiu i ocenie. Wcze-śniej czy później życie wymusza realistyczne spojrzenie na partnerai choć wykrycie jego wad nie wyklucza miłości, to jednak miłość tanic może już się opierać na bezgranicznym uwielbieniu, Namięt-ność nie znosi konkurencji - nic nie może być ważniejsze od niej,

Page 131: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 131

jeżeli ma ona nadal pozostać sobą. Jednakże trwały związek bę-dący często skutkiem namiętności rodzi szereg problemów (dzieci,przetrwanie, choroby itd.), które mogą być rozwiązane jedynie zacenę czasowego choćby odsunięcia namiętności na dalszy plan.

Namiętność jest więc zjawiskiem z natury swej paradoksalnym,ajej kres (lub przynajmniej dramatyczne przeskoki od rozkoszy dobólu) wpisany jest w jej istotę.

Miłość i nienawiść

Jeden z paradoksów miłości polega na tym, źc gdy kochamykogoś namiętnie, szansa, iż przynajmniej od czasu do czasu bę-dziemy go nienawidzieć, nie tylko nic spada, ale wręcz rośnie.Czyż to nie najbliższy człowiek zadaje nam najdotkliwszy ból? Czyżto nie najbliższy nam człowiek najbardziej potrafi nas rozwście-czyć? Nie bez powodów namiętność jest pasją, a pasja jest jednymz imion cierpienia! Dramatyczna bliskość nienawiści i miłości jestklasycznym wątkiem literackim wykorzystywanym w niezliczonychutworach, począwszy od starogreckiej tragedii. Kiedy nam samymzdarzy się ją dotkliwie odczuć, doświadczenie to budzi lęk i nie-pewność co do własnego zdrowia psychicznego. W końcu trudnoinaczej zareagować na pojawiającą się ni stąd, ni zowąd gwałtownąochotę, by najukochańszego przecież człowieka wreszcie z dzikąrozkoszą udusić!

Choć związek miłości z nienawiścią jest powszechnie uważanyza przejaw tajemniczej natury miłości namiętnej, wynika on nietyle ze swoistej natury namiętności, ile z logiki wszelkich silnychemocji, których namiętność jest doskonałym przykładem. Badanianad dynamiką uczuć wskazują, że przeżycie silnej emocji negatywnejwywołuje zwykle efekt zastępczy w postaci pozytywnego stanu emo-cjonalnego, natomiast przeżycie silnej emocji pozytywnej wywołuje„rykoszetową" emocję negatywna.

Sięgnijmy tu do nieco krańcowego przykładu skoczków spa-dochronowych. Skok w nicość jest tak bezpośrednim zagrożeniemżycia, iż wywołuje przerażenie, z którym niewiele uczuć da się po-równać. Skulone konwulsyjnie ciało spada w dół niczym lokomo-tywa pośrodku oceanu, pędzące serce mało nie wyskoczy z piersi,tchu brak, oczy wychodzą z orbit, zdarza się, że z ust wydzierasię nieartykułowany krzyk, i bywa, że dochodzi do niekontrolowa-

Page 132: B. Wojciszke - Psychologia miłości

132 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

nego oddania moczu (Epstein, 1967). Ponieważ żadne zabezpiecze-nie nie gwarantuje stuprocentowo, że spadochron się otworzy, gdyzaś się nie otworzy - śmierć jest jak najbardziej stuprocentowa -przeżywane przez skoczków przerażenie jest całkiem uzasadnione.Zakładając, że obdarzeni są oni choćby elementarną chęcią życiai zdolnością przewidywania (a są, zwykle w stopniu zdecydowanieponadelementarnym), fakt, iż po przeżyciu takich katuszy wieluskacze jeszcze setki razy, daje się wytłumaczyć jedynie występują-cymi w ich emocjach zmianami. Są one dwojakiego rodzaju.

Po pierwsze, wygaszeniu ulega początkowe przerażenie. Emo-cje przeżywane podczas skoku tracą na intensywności i zamieniająsię w dreszcz podniecenia, a lęk przed skokiem zamienia się w eks-cytujące oczekiwanie.

Po drugie, już po wykonaniu skoku, powrót do normalnegostanu uczuć (i stanu fizjologicznego) poprzedzony jest fazą sil-nie pozytywnych emocji. Typowa kolejność zdarzeń po wylądowa-niu polega na kilkuminutowym stanie przypominającym osłupie-nie (milczenie, bezruch, kamienna twarz), po którym następujesilne pozytywne ożywienie - śmiech, gadatliwość, nieco bezładnekontaktowanie się na krótko z wieloma osobami akurat będącymiw pobliżu. Słowem - i ulga, i radość. W miarę nabywania doświad-czenia w skokach nie tylko słabnie siła reakcji pierwotnej (prze-rażenia), ale również rośnie siła i czas trwania rykoszetowej reak-cji wtórnej (radości). Stan podwyższonego nastroju po wykonaniuskoku trwać może u doświadczonych skoczków do ośmiu godzin,zanim ich emocje powrócą do stanu normalnego.

Przykład drugi dotyczy tzw. reakcji wdrukowania, obserwowa-nej u niektórych ptaków, na przykład kaczek. Jeżeli wyklutemuprzed kilkoma godzinami kaczątku pokazać po raz pierwszy jegoporuszającą się matkę (lub inny obiekt - atrapę matki czy na-wet eksperymentatora prowadzącego badanie), kaczątko wpadaw podniecenie ruchowe, z mniejszym lub większym powodzeniemstara się za nią podążać i utrzymywać głowę w takiej pozycji, abymatkę widzieć. Kiedy po minutowej ekspozycji wycofa się matkę,kaczątko zaczyna gwałtownie ruszać głową i pozostałymi częściamiciała w poszukiwaniu matki i wielokrotnie wydaje wysoki dźwiękcharakterystyczny dla osobników swego gatunku znajdujących sięw stanie stresu. Dopiero po kilku minutach kaczątko uspokaja sięwracając do stanu początkowego.

Page 133: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 133

Pierwszy z opisanych stanów (gdy pisklę widzi poruszającą sięmatkę) jest pozytywny emocjonalnie, drugi zaś (gdy matka znika)jest negatywny. Co prawda kaczątka nie można poprosić o opis wła-snych uczuć, można jednak wykazać, że widok matki działa jako na-groda, a odebranie matki - jako kara. Jeżeli na przemian pokazujesię i zabiera kaczątku matkę, zaobserwować można nie tyiko pe-wien spadek pierwotnej (pozytywnej) reakcji na jej widok, ale takżestopniowe narastanie wtórnej (negatywnej) reakcji na jej odebra-nie, mierzone częstością wydawania „przywołujących" dźwięków(Solomon, 1980). Zmiany reakcji wtórnej są zresztą wyraźniejszei silniejsze niż zmiany reakcji pierwotnej i czasami zmiany tej ostat-niej w ogóle nie występują. Mamy więc tutaj do czynienia z po-rządkiem wydarzeń bardzo podobnym do tego, co dzieje się zeskoczkami spadochronowymi, choć u tamtych faza pierwotna macharakter negatywny, faza wtórna zaś - pozytywny.

Liczne obserwacje tego rodzaju (wiele z nich pochodzi z do-brze kontrolowanych badań laboratoryjnych) posłużyły RichardowiSolomonowi (1980) do sformułowania teorii procesów przeciw-stawnych, której podstawową ideę ilustruje rysunek 9.

Jak ilustruje górna część rysunku, kiedy pojawia się jakiś nowybodziec budzący silną emocję, jego natychmiastowym skutkiemjest szybkie odejście organizmu od stanu neutralnego i osiągnięcieszczytowego natężenia pierwotnego stanu A, który może być po-zytywny, jeżeli bodziec jest przyjemny, bądź też negatywny, jeżelibodziec jest nieprzyjemny. Następnie intensywność stanu A niecoopada i stabilizuje się. Jest to faza adaptacji organizmu do dzia-łającego bodźca (na przykład początkowa fala radości dziecka nawidok matki nieco opada - nie sposób ciągle skakać z radości, na-wet gdy się jest dzieckiem). Jeżeli budzący emocje bodziec zniknie,organizm nie powraca do stanu neutralnego, sprzed pojawienia siębodźca, lecz wpada w stan wtórny B, który zawsze jest przeciwnypod względem znaku (kiedy matka zakończy wizytę w szpitalu,pozostające w nim dziecko wpada w rozpacz). Stan ten osiągaswoje szczytowe nasilenie wkrótce po „wyłączeniu" bodźca, poczym z wolna zanika. Organizm wraca do stanu neutralnego, jużbez przeskoku do stanu pierwotnego (rozpacz dziecka przemija,ale, oczywiście, nie pojawia się również radość).

Dolna część strona rysunku pokazuje dynamikę reakcji emo-cjonalnej osoby mającej za sobą wiele doświadczeń z danym bódź-

Page 134: B. Wojciszke - Psychologia miłości

134 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 9.Dynamika reakcji na pojawienie się i zanik bodźca budzącego silne emo-cje (pozytywne lub negatywne) na początku doświadczeń z danym bodź-cem i po licznych doświadczeniach z tym bodźcem. Źródło: Solomon(1980, s. 695).

cem. Jak widać, szczyt stanu pierwotnego wypada tu już znacznieniżej (dziecko mniej się cieszy po dwudziestej wizycie matki niż popierwszej, skoczek mniej się boi dwudziestego pierwszego skokuniż pierwszego). Natomiast szczytowy stan wtórny jest intensyw-niejszy i zanika wolniej, niż to miato miejsce na początku (dzieckucoraz trudniej się przyzwyczaić do znikania matki).

Nasza ogólna reakcja emocjonalna na dany bodziec zależy za-równo od pierwotnego, jak i wtórnego stanu, jaki bodziec ten w nas

Page 135: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 135

wzbudza. Oba te stany są przecież skojarzone z tym bodźcem, obawięc mogą się nań przenieść na zasadzie uczenia przez skojarzenie.

Teoria procesów przeciwstawnych pozwala więc wyjaśnić wieleparadoksalnych zjawisk - dlaczego skoczkowie lubią skakać, a żoł-nierze wojować, dlaczego ludzie potrafią polubić tak (początkowo)nieprzyjemne rzeczy, jak sauna, jogging czy pisanie książek, dla-czego powracające ze szpitala małe dzieci odrzucają swoje matki,nawet jeżeli te często je w szpitalu odwiedzały. Wreszcie pozwalaona w pewnym stopniu zrozumieć, dlaczego trwanie namiętnościwymaga nasilania zachowań ją wyrażających (konieczność wyrów-nania negatywnego „rykoszetu" po porywach i uniesieniach), dla-czego pojednanie z ukochaną osobą jest przyjemniejsze niż stan,kiedy w ogóle kłótni nie było, dlaczego namiętność tak często koń-czy się nienawiścią i dlaczego w ogóle się kończy (nagromadze-nie rykoszetowych, negatywnych stanów wtórnych i kojarzenie ichz osobą partnera). A także, dlaczego tak łatwo o nienawiść do tych,których kochamy, kiedy ich jeszcze kochamy.

O tym ostatnim zjawisku świadczą - obok licznych anegdoti utworów literackich - także bardziej systematyczne dane, w ro-dzaju tych, jakie przedstawia rysunek 10. Pochodzą one z badań,w których ludzie opisywali siłę zarówno dodatnich, jak i ujemnychuczuć przeżywanych w stosunku do różnych osób z własnego oto-czenia. Osoby te zostały przy tym uporządkowane według stopniaróżnorodności kontaktów, od takich, z którymi oceniający podmiotwykonywał wspólnie tylko od jednego do dwóch rodzajów działań,do osób, z którymi wykonywał wspólnie od jedenastu, do dwuna-stu rodzajów działań (takich jak praca, życic towarzyskie, rodzinne,odpoczynek, uczestnictwo w kulturze itp.). W przypadku osób zna-nych człowiekowi „jednowymiarowo" (z nielicznych kontekstów),jego emocje zachowywały się „logicznie": im silniejsze byty uczuciapozytywne, tym słabsze negatywne i na odwrót (korelacja ujemna).Jednakże w przypadku osób towarzyszących mu w licznych kontek-stach (prawie zawsze był to mąż/żona i osoby z najbliższej rodziny)sprawy miały się wyraźnie na odwrót: im silniejsze były emocjepozytywne, tym silniejsze były i negatywne (korelacja dodatnia).

„Kocham i nienawidzę" jest więc zjawiskiem dość powszech-nym i normalnym, choć ambiwalencja taka często była uważana zazjawisko patologiczne i wyjaśniana na różne egzotyczne sposoby,

Page 136: B. Wojciszke - Psychologia miłości

136 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 10.Związek (korelacja) pozytywnych i negatywnych emocji przeżywanychw stosunku do tego samego człowieka. W przypadku ludzi, których spo-tykamy w niewielu sytuacjach, im silniejsze są nasze emocje pozytywne,tym słabsze są emocje negatywne (lewa cześć rysunku). Jednak w przy-padku ludzi bliskich, znanych nam z wielu różnych sytuacji, im silniejszesą nasze emocje pozytywne, tym silniejsze są i emocje negatywne (prawacześć rysunku). Źródło: Wojciszke i Banaśkiewicz (1989).

jako skutek kompleksu Edypa czy nieświadomego lęku przed ka-stracją. Mniej barwnym, choć bardziej prawdopodobnym wyjaśnie-niem ambiwalencji w stosunku do naszych najbliższych jest to, żepo prostu robimy z nimi wspólnie wiele różnych rzeczy, co dajeokazję do powstania emocji zarówno pozytywnych, jak i negatyw-nych.

Rzecz jasna, emocje dyktowane przez automatyczne następ-stwo rykoszetowych stanów wtórnych stanowią jedynie pewnącząstkę ogółu uczuć przeżywanych przez partnerów bliskiegozwiązku i daleko do tego, by schemat z rysunku 9. mógł wyja-śnić wszystko o ludzkich emocjach. Jednak duża liczba zjawisk,w których takie przeciwne stany się pojawiają, nasuwa cokolwiek

Page 137: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 137

purytańską refleksję, że (prawie) każda przyjemność niesie auto-matycznie pewne emocjonalne koszty, a automatyzm ów wynikaz działania autonomicznego układu nerwowego (on to bowiem za-wiaduje fizjologicznym podłożem emocji), którego funkcje nieza-leżne są od ludzkiej woli. Nie mniej purytańskie, choć nieco bar-dziej pocieszające jest dopełnienie tego wniosku: (prawie) każdyból niesie też z sobą pewne automatyczne dobrodziejstwa. Nawetjeżeli są one tylko ulgą, to jest to przyjemniejsze niż stan jedynieneutralny.

Zazdrość

W zazdrości więcej jest miłości do siebie niż do ko-chanego człowieka.

L;i Rochefoucauld

Zazdrość łączona jest z miłością od niepamiętnych czasów jakojej „ciemna strona" czy też nieuchronny skutek. Jest także proble-mem nękającym przynajmniej od czasu do czasu niemal każdegoczłowieka i każdą miłość. Jeśli stale nęka dany związek, może do-prowadzić w końcu do jego rozpadu. Wielu ludzi skłania do myśli,uczuć i postępków, których nikt by się po nich nie spodziewał, ichsamych nie wyłączając. Stanowi najczęstszą przyczynę stosowaniafizycznej przemocy zarówno przez mężów w stosunku do żon, jaki przez żony w stosunku do mężów. Czasami przybiera jawnie pato-logiczną formę urojeń prześladowczych nie znajdujących najmniej-szego uzasadnienia w rzeczywistości. Szacuje się, że jest przyczyną20% wszystkich popełnianych morderstw (White i Mullen, 1989).

Psychologowie dość zgodnie uważają, że zazdrość jest nie tyleoznaką i rękojmią prawdziwej miłości (jak twierdził już św. Au-gustyn w swoich Wyznaniach i jak twierdzą wszyscy zazdrośnicy),ile stanowi reakcję człowieka na subiektywnie spostrzegane zagro-żenie: po pierwsze, jego poczucia własnej wartości i/lub po dru-gie, szans dalszego istnienia związku. Oba te zagrożenia są ze sobązresztą powiązane, ponieważ osoby o niskim poczuciu własnej war-tości mają więcej powodów do powątpiewania w swoją zdolnośćdo utrzymania partnera przy sobie.

Decydującą rolę odgrywa w zazdrości nie samoocena ogólna,lecz specyficzna, to znaczy nie to, jak ogólnie (dobrze lub źle) czło-wiek o sobie myśli, lecz ocena własnej wartości jako partnera bli-skiego związku. Stosunkowo duża liczba badań nad powiązaniem

Page 138: B. Wojciszke - Psychologia miłości

138 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ogólnej samooceny z zazdrością przyniosła tyleż wyników potwier-dzających, co i zaprzeczających istnieniu tego powiązania (Whitei Mullen, 1989). Natomiast wiele badań zgodnie wykazuje nasi-lone występowanie zazdrości u osób mających niską ocenę siebiesamych w danej relacji, które spostrzegają siebie jako partnerównieadekwatnych i zgadzają się z twierdzeniami typu: „Chciałbymbyć innym człowiekiem, tak żeby mój związek z nią byl lepszy".Dość krańcowym tego przejawem jest fakt, że kobiety spotyka-jące się z fizyczną agresją własnych mężów z reguły twierdzą, że ciostatni powątpiewają we własną wydolność seksualną i mają „kom-pleks niższości" na tym tle (Roy, 1977).

Podobną rolę odgrywa też uzależnienie naszej własnej samo-oceny od tego, co myśli o nas partner. Osoby uzależniające ocenęsiebie od ocen partnera („Czułabym się strasznie, gdyby mój part-ner mnie nie szanował") są zwykle bardziej zazdrosne (White,1981 a,b). Tego rodzaju uzależnienie oceny siebie od sądów part-nera jest oczywiście naturalną i logiczną konsekwencją bliskiegoz nim związku. Tak więc, chociaż nieuzasadniona zazdrość stanowiprzede wszystkim wyraz problemów, jakie ma z samym sobą tenz partnerów, który ją przeżywa, nie jest to oczywiście cała prawda.Zazdrość stanowi także reakcję na aktualny stan związku międzydwojgiem ludzi oraz na sposób, w jaki definiują oni swój związek.Im bardziej partnerzy cenią swój związek, tym bardziej będą się sta-rali o jego utrzymanie, wkładając weń swój czas i energię, co zwrot-nie nasila stopień ich własnego uzależnienia od tego związku i jegokondycji. Doprowadza to partnerów do stanu, w którym uważająoni, że dobra, jakie otrzymują od siebie nawzajem, są dla nich nie-dostępne poza łączącym ich związkiem. Ogólnie rzecz biorąc, jestto oczywiście pożądane dla związku i zapewnia mu trwanie. Jed-nak jednym ze skutków ubocznych takiego stanu może być właśniezazdrość. Szansa jej pojawienia się rośnie, gdy, partnerzy czują siębardziej uzależnieni od łączącego ich związku, a to spośród partne-rów, które widzi siebie jako bardziej uzależnione i zaangażowane,jest też bardziej zazdrosne (Bringle i in., 1983; White, 1981 b, c).

Zgodnie z uprzednimi rozważaniami nad rolą sprawiedliwejwymiany dóbr w stałym związku oczekiwać też należy, że ten z part-nerów, który ma zaniżony bilans zysków i uważa, że inwestujew związek zbyt wiele wysiłku i czasu, będzie bardziej zazdrosny.

Page 139: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 139

Nieliczne istniejące badania potwierdzają to oczekiwanie. Wska-zują także, iż osoby uważające, że wkładają więcej wysiłku w zwią-zek niż ich partner, czują się mniej bezpiecznie, a ich zazdrośćbardziej jest przesycona gniewem na samego siebie w momenciejej przeżywania. Co ciekawe, osoby te odczuwają silniejszy pociągerotyczny do partnera, zgodnie z ogólną prawidłowością, że wzrostuzależnienia od danego związku i partnera pociąga za sobą nasi-loną idealizację tegoż partnera (White i Mullen, 1989).

Nie mniej ważną sprawą jest zakres działań obwarowanych re-gułą wyłączności, tj. przekonaniem, że należy je wykonywać jedyniez partnerem. Wyłączność taka jest zwykle zarezerwowana dla ak-tywności erotycznej i wiele badań przekonuje, że im silniejsze ocze-kiwanie wyłączności w tym zakresie, tym większa zazdrość, szcze-gólnie u mężczyzn (White, 1981 a,b). Poszczególne pary różniąsię zakresem działań obłożonych klauzulą wyłączności. Niektórewłączają tu na przykład zwierzanie się, pomaganie w potrzebiei wspieranie podczas psychicznych kłopotów, poszukiwanie rady,wspólny wypoczynek itd. Logiczne wydaje się przypuszczenie, żeim więcej działań obłożonych klauzulą wyłączności, tym większaszansa pojawiania się zazdrości.

Sposób, w jaki partnerzy definiują swój związek, decydujeo tym, co jest widziane jako zagrożenie, a to z kolei wyznaczaoczywiście treść zdarzeń prowadzących do zazdrości. Najbardziejprzekonujących tu argumentów dostarczają obserwacje antropo-logiczne. Wśród Ammassaiików mieszkających na Grenlandii po-wszechny byl rytuał „gaszenia lampy" - dobry gospodarz udostęp-niał wizytującemu gościowi własną żonę gasząc w odpowiedniejchwili lampę. Ten, który tego nie czynił, mógł zostać publicznieoskarżony o skąpstwo i niegościnność, a żona niechętna temu pro-cederowi bywała karcona przez męża (Mirsky, 1937). Lesu z NowejIrlandii (Melanezja) mają zwyczaj polegający na tym, że kochanekżony daje jej prezenty, które przekazuje ona mężowi. Dopóki pre-zenty trafiają do męża, ten na ogół nie przejawia zazdrości, choćczasami jednak atakuje kochanka (Neubeck, 1969). Począwszy odlat pięćdziesiątych, niektórzy współcześni Amerykanie (szacunkiich liczby wahają się od 1 do 10 milionów, w każdym razie jestich na pewno więcej niż Ammassaiików i Lesu razem wziętych)uprawiają swinging. Polega on na tym, że pary, zwykle małżeńskie,zapraszają do wspólnych przedsięwzięć seksualnych inne pary lub

Page 140: B. Wojciszke - Psychologia miłości

140 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

pojedyncze osoby (za pośrednictwem ogłoszeń w prasie lub spe-cjalnie w tym celu powstałych klubów). Inicjatywa należy zwykledo mężów, natomiast żony początkowo stawiają niejaki opór, choćpo pewnym czasie dostarcza to im tyleż samo satysfakcji, co ichmężom (Smith i Smith, 1973). Pary te ustalają zwykle zasady okre-ślające dopuszczamy zakres kontaktów (na przykład tylko z innymiparami małżeńskimi albo tylko podczas swinging parties) i tylkojedna trzecia par ostatecznie porzuca ten styl życia z powodu za-zdrości (Denfeld, 1974).

Przykłady te wskazują, że do zazdrości nie dochodzi nawetw przypadku „zdrady małżeńskiej", jeżeli na gruncie przyjętychprzez partnerów norm dany akt seksualny miat miejsce w oko-licznościach nie zagrażających bądź to istnieniu związku, bądź teżpoczuciu własnej wartości zainteresowanych stron. Dopiero po-gwałcenie tych okoliczności prowadzi do zazdrości. Na przykładAmmassalikowie przyłapujący rywala z żoną poza rytuałem gasze-nia lampy, skłonni byli do ataku fizycznego, prowadzącego nie-rzadko do śmierci rywala. Na mocy tej samej logiki do wybuchuzazdrości dochodzić może w wyniku działań zdających się miećniewiele wspólnego ze zdradą, jeżeli tylko zgodnie z kulturowądefinicją tego, co dopuszczalne, stanowią one oznakę zagrożenia.Na przykład wśród dziewiętnastowiecznych Indian kalifornijskichz plemienia Yurok z agresywnym atakiem męża spotykał się śmia-łek proszący jego żonę o kubek wody, ponieważ było to uważaneza zapowiedź dalszych awansów (Hupka, 1981).

Czy bardziej zazdrośni są mężczyźni, czy kobiety? Istniejącebadania dają tu sprzeczne wyniki, a większość dowodzi braku róż-nic w ogólnym poziomie zazdrości. Co jednak nie znaczy, że za-zdrość kobiet i mężczyzn niczym się nie różni.

Kobiety i mężczyźni różnią się przede wszystkim powodamizazdrości: mężczyźni są bardziej niż kobiety zazdrośni o kontakty sek-sualne, kobiety są natomiast bardziej niż mężczyźni zazdrosne o czasi uwagę poświęcane rywalkom. Dowodzą tego zgodnie bardzo różnebadania nad reakcjami na wyobrażone sytuacje zdrady (Teismani Mosher, 1978), nad typową zawartością przekazów telewizyjnych(White i Mullen, 1989), wreszcie nad podawanymi przez samychzainteresowanych przyczynami rozwodu. Badania amerykańskie,angielskie i holenderskie zgodnie wykazują, że mężczyźni bardziejuskarżają się na niewierność, choć stroną częściej dopuszczającą

Page 141: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETMY 141

się zdrady są mężczyźni, a nie kobiety (Buunk, 1987; Levinger,1965, 1966; Thornes i Collard, 1979). Podobnie i dane polskiegoGłównego Urzędu Statystycznego wskazują, że mężczyźni częściejniż kobiety podają zdradę jako przyczynę rozwodu, podczas gdykobiety częściej w takiej sytuacji wymieniają brak zainteresowaniarodziną (dane z drugiej połowy lat 80.).

Fakt, że zazdrość mężczyzn koncentruje się głównie na seksie,podczas gdy kobiet - na niebezpieczeństwie utraty bądź pogor-szenia się związku, ma charakter ponadkulturowy. W większościznanych kultur niewierność seksualna kobiet spotyka się ze znacz-nie cięższymi represjami niż niewierność mężczyzn. NiegdysiejsiApacze obcinali swoim niewiernym żonom czubek nosa (i zabi-jali kochanka), a jedenastowieczni Anglicy obcinali zarówno nos,jak i uszy. Jednak żony ani jednych, ani drugich nie były upraw-nione do wykonywania podobnych zabiegów w przypadku zdradymęża. W społeczeństwach, gdzie zdrada usprawiedliwiała ciężkąagresję do zabójstwa włącznie, usprawiedliwienie dotyczyło z regułyagresji w wykonaniu zdradzonych mężczyzn, a nie kobiet (Mead,1931; Murstein, 1974). Zresztą w naszej własnej kulturze zdradakobiety spotyka się nadal z silniejszym potępieniem moralnym niżzdrada mężczyzny. Jeszcze w 1992 roku 20% dorosłych Polakówuważało zdradę mężczyzny za „bardziej naturalną" niż zdrada ko-biety (wyniki ankiety przeprowadzonej przez sopocką PracownięBadań Społecznych na zlecenie „Gazety Wyborczej").

Fakty te, a szczególnie ich uniwersalny, ponadkulturowy cha-rakter, dały asumpt do wyjaśnień socjobiologicznych. Jak już wspo-minałem poprzednio (w rozdziale 3.), poziom wysiłku i czasu wkła-danego w wychowanie potomstwa jest znacznie wyższy u kobietniż u mężczyzn. Jesteśmy jednak takim gatunkiem, gdzie poziominwestycji wkładanych w wychowanie jest bardzo wysoki nawet zestrony mężczyzny, wyższy niż u jakiegokolwiek innego gatunku. Je-żeli ewolucyjnym zadaniem mężczyzny jest możliwie szerokie roz-propagowanie własnych genów, to stoi on przed problemem raczejnie znanym kobiecie. Oto rodząc dziecko i potem je wychowując,kobieta ma całkowitą pewność, że inwestuje wysiłek w propago-wanie własnych genów. Dziecko jest na pewno jej własnym dziec-kiem. Mężczyzna tej pewności nie ma, a w każdym razie sam fakturodzenia się dziecka mu jej nie zapewnia. Dlatego też nie ma

Page 142: B. Wojciszke - Psychologia miłości

142 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

i automatycznej pewności, że inwestuje wysiłek w wychowanie wła-snego potomstwa. Tak więc, jak przekonuje Symons (1979, s. 242),„ostateczną funkcją męskiej zazdrości seksualnej jest podwyższe-nie prawdopodobieństwa, że jego żona pocznie jego własne, a niecudze dziecko", przy czym, dodaje autor, wyjaśnienie takie „nieoznacza, że stanowi to świadomy motyw działań mężczyzny, takjak nie stanowi takiego motywu w przypadku zazdrosnego osob-nika męskiego jakiegokolwiek innego gatunku".

Myślenie w kategoriach socjobiologicznych wyjaśnia także spe-cyficzne powody zazdrości kobiety. Dopóki mężczyzna inwestujewysiłek w wychowanie jej dziecka, wszystko jest raczej w porządku.Nawet jeżeli - by tak rzec - propaguje on swoje geny również gdzieindziej. Poważne problemy pojawiają się dopiero wtedy, kiedy męż-czyzna zaczyna lokować swoją energię i wysiłek w innym związku.

Tego rodzaju wyjaśnienia spotykają się z krytyką licznych au-torów (na przykład White i Mullen, 1989). Po pierwsze, z powoduwielu pułapek, na jakie narażone jest stosowanie modeli socjobio-logicznych do wyjaśniania zachowań ludzi (nie zaś zwierząt, dlaktórych je pierwotnie sformułowano). Po drugie dlatego, że my-ślenie w kategoriach socjobiologii promuje wizję mężczyzny-jaski-niowca, agresywnego zazdrośnika i brutala zwolnionego z odpo-wiedzialności za swą agresję pozostającą w służbie biologicznychpresji. Oczywiście, jeżeli nawet biologia (i nauka w ogóle) coś wy-jaśnia, niczego tym samym jeszcze nie usprawiedliwia. Fakt, że na-tura wyposażyła nas w zęby, w żadnym razie nie usprawiedliwiaużywania ich do gryzienia innych. Na przykład w nos - taki rodzajrepresji wobec rywalki był tradycyjnie stosowany przez zazdrosneżony z Samoa (najwyraźniej wbrew temu, że zgodnie z założeniamisocjobiologii powinni się w taki sposób zachowywać raczej zazdro-śni mężowie).

Różnice między kobietami i mężczyznami dotyczą także spo-sobów przeżywania zazdrości i reagowania na nią. Kobiety silniejkoncentrują się na rozważaniu motywów swoich partnerów i przy-pisują zdradę potrzebom seksualnym partnera i atrakcyjności ry-walki. Mężczyźni poszukują przyczyn raczej w uczuciowym zaanga-żowaniu partnerki w związek z rywalem i jej zapotrzebowaniu nauwagę i względy. Przeżywaniu zazdrości przez kobiety towarzyszysmutek i depresja, u mężczyn natomiast pojawia się gniew i agre-sja. Nie wszystkie jednak badania wykazują ten właśnie wzorzec,

Page 143: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 143

depresja bowiem jest generalnie charakterystyczna dla zazdrościtego z partnerów, który ma mniej w danym związku do powiedze-nia, gniew zaś - dla tego, który ma większy wpływ i władzę (Whitci Mullen, 1989). Kobiety zdają się być ogólnie bardziej zoriento-wane na rozwiązywanie problemów nękających związek, jego pod-trzymywanie i ulepszanie w obliczu zdrady oraz otwarte wyrażaniewłasnych uczuć. Mężczyźni są natomiast bardziej zorientowani nanierealistyczne próby radzenia sobie z dokuczliwymi emocjami (naprzykład poprzez zaprzeczanie) i poszukiwanie innych, zastępczychsposobów urażonego poczucia własnej wartości.

Zgodnie z potocznym przekonaniem kobiety częściej niż męż-czyźni usiłują celowo wzbudzić zazdrość, co służyć może spraw-dzaniu siły związku, uzyskaniu jakiegoś specyficznego zysku (naprzykład więcej czasu i uwagi ze strony partnera), podniesieniu po-czucia własnej wartości bądź też ukaraniu partnera (White, 1980a). Wiąże się to zapewne z ogólniejszymi różnicami między kobie-tami i mężczyznami. Kobiety cechują się często większymi umie-jętnościami społecznymi, a wywieranie wpływu na partnera polegau nich raczej na manipulowaniu jego uczuciami niż na odwoływa-niu się do konkretów, takich jak pieniądze, co jest z kolei charak-terystyczne dla mężczyzn.

Mimo dość dramatycznych konsekwencji zazdrości, jakie przy-taczałem wyżej, oczywiście jej następstwa są zwykle znacznie mniejwidowiskowe. Jak ludzie radzą sobie z zazdrością?

White i Mullen (1989) przekonują, że stosują zwykle jednąz następujących ośmiu strategii:

1, Polepszenie sianu aktualnego związku, tak aby stał się on dlapartnera bardziej atrakcyjny niż związek alternatywny. Drogado tego celu wiedzie poprzez obniżenie strat partnera lub pod-wyższenie jego zysków (na przykład próba podniesienia wła-snej atrakcyjności, zwiększenie własnego udziału w obowiąz-kach domowych, udzielanie partnerowi większego wsparcia).

2, Ingerencja w alternatywny związek partnera, tak aby stał się dlańmniej atrakcyjny od związku pierwotnego. Droga do tego celuwiedzie przez podwyższenie kosztów, a obniżenie zysków part-nera wynikających z tego alternatywnego związku (na przykładostrzeganie rywala przed wadami partnera, atakowanie part-nera lub rywala, wprowadzanie partnera w poczucie winy).

Page 144: B. Wojciszke - Psychologia miłości

144 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

3. Żądanie od partnera większego zaangażowania i budowanie ba-rier utrudniających partnerowi opuszczenie związku (na przy-kład celowe zajście w ciążę bez informowania o tym partnera,grożenie, że samemu opuści się związek pierwotny, nakłania-nie przyjaciół partnera, by doń „przemówili").

4. Dewaluacja partnera i/lub rywala. Celem dewaluacji partnera(na przykład uświadomienia sobie, że nie jest tak inteligentnyczy atrakcyjny, jak się myślało) jest pomniejszenie dolegliwo-ści na wypadek rozpadu pierwotnego związku bądź też zdys-kredytowanie partnera jako źródła wiarygodnych, a przy tymniepochlebnych informacji na nasz własny temat. Celem de-waluacji rywala jest oczywiście zyskanie poczucia, że jesteśmyod niego lepsi.

5. Poszukiwanie alternatyw nie tylko w sensie własnego alter-natywnego związku z innym partnerem, ale także w sensieprób znalezienia dowolnych innych dowodów wartości własnejosoby (silniejsze skoncentrowanie się na dzieciach, pracy, przy-jaźni z innymi, podjęcie jakiejś nowej, cenionej aktywności).

6. Zaprzeczanie/unikanie problemu. Idzie tu o zaprzeczanie przedsamym sobą, że problem istnieje, angażowanie się w - zwykleniezbyt wymyślne - działania, które odwracają uwagę od pro-blemu i przynoszą emocjonalną ulgę (alkohol, różnego rodzajupróby przekonywania siebie, że nie ma czym się niepokoić),obronne koncentrowanie się na pracy.

7. Przedefiniowanie istoty pierwotnego związku (na przykład wnio-sek, że opiera się on nie na ulotnej namiętności, lecz na wza-jemnym wspieraniu się i pomocy), zmiana interpretacji działańpartnera („Nic chodzi mu o nic poważnego, tylko o seks"),wreszcie zmiana sposobu pojmowania własnej osoby i własnejroli w związku bądź w życiu w ogóle (przedefiniowanie wła-snych wartości, próba zmiany siebie, zdobycia nowych umie-jętności, na przykład przez czytanie odpowiednich książek czyuczestnictwo w treningach wrażliwości). Wszystkie te zabiegimyślowe mają na celu albo przygotowanie się do nowych dzia-łań, albo zmianę sposobu myślenia, tak aby stało się możliwezaplanowanie nowych sposobów radzenia sobie z problemem.

8. Poszukiwanie wsparcia lub odreagowanie ma na celu poradze-nie sobie z negatywnymi emocjami i ulżenie sobie przez ichswobodne wyrzucenie z siebie w warunkach, gdzie nie grozi

Page 145: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 145

to pogorszeniem sytuacji. A więc wyżalenie się czy „wywście-kanie" w obecności kogoś zaprzyjaźnionego, dostarczającegonam uczuciowego wsparcia.

Niektóre sposoby radzenia sobie z zazdrością są więc próbąuzyskania jedynie doraźnej ulgi, bez zmiany sytuacji wywołującejnegatywne emocje (zaprzeczanie/unikanie, odreagowanie). Innemają na celu zmianę sytuacji, a więc usunięcie rzeczywistych źró-deł problemów i emocji (polepszanie własnego związku, pogar-szanie alternatywnego związku partnera). Inne wreszcie stanowiąmieszankę obu tych tendencji (przedefiniowywanic, poszukiwaniealternatyw). Próby radzenia sobie wyłącznie z dokucz!iwością wła-snych emocji bez wpływania na ich przyczyny są oczywiście politykąkrótkowzroczną, która iatwo może doprowadzić do pogorszenia sięjakości związku i jego rozpadu. Próby rzeczywistej zmiany sytuacjidaj<! większe szansę powodzenia, choć go nie zapewniają. Tak czyowak, sposób, w jaki ludzie reagują na zazdrość własną czy part-nera, okazuje się często niewystarczający, to znaczy nie likwidujeproblemu.

Co zatem ludzie powinni robić, aby zazdrość przestała ich gnę-bić? To, co piszą psychologowie zajmujący się terapią zazdrości(Clanton i Smith, 1977; Hatfield i Walster, 1981; White i Mullen,1989), sprowadza się z grubsza do przynajmniej dwóch kroków.

Krok pierwszy: rozpoznanie stanu rzeczy, to znaczy zarównotego, jak zazdrość jest przeżywana, jak i tego, co właściwie ją wy-wołuje. Zazdrość jest bólem, który możemy przeżywać na wieleróżnych sposobów - towarzyszyć jej może gniew, strach, nienawiść,depresja i poczucie beznadziejności, bezsilność, poczucie śmieszno-ści, wstręt do siebie lub partnera, wstyd, poczucie winy itd. Punk-tem wyjścia do racjonalnej próby poradzenia sobie z zazdrościąjest rozpoznanie, które z tych uczuć sami przeżywamy i w jakichsytuacjach. Prawie na pewno są to nie tylko sytuacje rzeczywistejzdrady bądź nawet jej zapowiedzi. Bardzo często zazdrość pojawiasię nawet wtedy, kiedy doskonale wiemy, że partner wcale nie maochoty popędzić do łóżka z rywalką, a nawet gdyby tak było, toi tak by tego nie zrobił. Jak pisze jeden z terapeutów (w: Clan-ton i Smith, 1977, s. 194), brak takiego realnego zagrożenia nieprzeszkadza poczuć „ukłucia zazdrości", jeżeli:

- czujemy, że przestaliśmy być najważniejsi (bądź przestaliśmy

na partnera zasługiwać) i w dodatku wszyscy o tym wiedzą,

Page 146: B. Wojciszke - Psychologia miłości

146 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

- czujemy, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć dalszego zacho-wania partnera,

- czujemy się bezsilni, ponieważ straciliśmy kontrolę nad zacho-waniem partnera bądź własnym,

- czujemy utratę prywatności, wyłącznego dostępu do partnera,czy terytorium uprzednio zawarowanego tylko dia nas,

- czujemy, że partner nie zaspokaja naszych potrzeb (emocjo-nalnych, seksualnych, intelektualnych),

- czujemy, że partner nic spędza z nami tyle czasu, ile byśmychcieli.

Poza tym warto pamiętać, że zazdrość jest stosunkowo częstowzbudzana nie tyle zachowaniami partnera, ile raczej potencjalnychczy domniemanych rywalek (rywali). Kiedy mąż po raz czwarty opo-wiada, jak to zatrzasnęły mu się drzwi, gdy w samych slipach wysta-wiał wieczorem butelkę na mleko, a dwudziestoletnia blondynkazaśmiewa się z tego powodu pełną piersią (zupełnie jak jego wła-sna żona, kiedy to słyszała pierwsze dwa razy), przyczyną zazdrościsą dźwięki wydawane raczej przez blondynkę niż przez męża (teostatnie wywołują raczej ziewanie). Na pewno robi on coś takiego,że wzbudza to zainteresowanie płci przeciwnej i nierzadko właśniew tym celu to robi. Ale czy na pewno chcemy, żeby już niczyjegozainteresowania nie wzbudzał?

Pomocne jest także zorientowanie się, jakie konkretnie zda-rzenia prowadzą do pojawiania się tych uczuć. Niewykluczone, żepartner wcale ich tak nie interpretuje i być może wcale nie mapowodu, by bardziej wierzyć w interpretację własną niż w interpre-tację partnera. Co więcej, partner może sobie nie zdawać sprawyz tego, które jego działania budzą w nas zazdrość. Dzięki rozmowiemoże się przekonać, co czyni (i przestać), albo my sami możemysię przekonać o tym, co czynimy (i przestać).

Krok drugi: spojrzenie z perspektywy. Rozmowy tego rodzajunie muszą doprowadzić do opanowania problemu zazdrości, jed-nakże zapoznanie się z punktem widzenia partnera pomaga nabraćpewnego dystansu do własnych uczuć, spojrzeć na nie z pewnejperspektywy. Okazać się może, że rzeczywistą przyczyną zazdrościjest nie zachowanie partnera, lecz nasze własne poczucie niskiejwartości w związku z brakiem sukcesów zawodowych, niebezpiecz-nym przybieraniem centymetrów w pasie, bądź pozostawaniem od

Page 147: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK KOMPLETNY 147

trzech lat w domu, by wychować dziecko. Okazać się musi, jak de-struktywne są ograniczenia nakładane na działania partnera przeznaszą zazdrość, jak wiele ważnych działań czy uczuć nasza zazdrośćmu blokuje. Ona nie może się elegancko ubrać czy nałożyć maki-jażu i poczuć się jak kobieta godna pożądania. On nie może poje-chać na konferencję tylko dlatego, że organizatorzy nie pomyśleli0 zorganizowaniu dwóch odrębnych -jednej dla mężczyzn, drugiejdla kobiet. Taka rozmowa z partnerem może doprowadzić nas dopytań, czy rzeczywiście chcemy, aby robił on możliwie mało intere-sujących go rzeczy, czy rzeczywiście chcemy, żeby stał się możliwiemało interesujący dla płci przeciwnej (a więc w końcu i dla nassamych)?

Jeżeli nasz partner jest rzeczywiście skłonny do pomocy w roz-wiązywaniu problemu, dobrym zabiegiem jest/zamiana ró( i ode-granie sceny zazdrości, podczas której rola partnera z"azdrosnegoodgrywana jest przez tego, który zwykle jest atakowany, natomiastrola partnera broniącego się i uspokajającego pozostaje temu,który zwykle jest zazdrosny i atakuje. Tego rodzaju zabieg wymagajednak dużego wysiłku emocjonalnego i przełamania oporów przedporzuceniem choćby na chwilę swoich własnych „jedynie słusz-nych" poglądów oraz przyjęciem „irracjonalnych" poglądów part-nera. Dlatego też już na wstępie propozycja taka często spotyka sięz odrzuceniem, jako zabawa niepoważna i głupia. Próba odtworze-nia toku rozumowania partnera i wynajdywania argumentów z jegoperspektywy pozwala tę perspektywę (i partnera) lepiej zrozumieć.Przede wszystkim zaś pozwala zrozumieć prostą prawdę, że naszawłasna perspektywa wcale nie jest jedyną możliwą w większościsytuacji wzbudzających zazdrość.

Innym skutecznym zabiegiem może byćilodegranie scenki/na-silającej konflikt do absurdalnych rozmiarów. Przykładem""możebyć para w średnim wieku, która zgłosiła się do terapeuty z tegopowodu, że mąż poświęcał zbyt wiele uwagi trzem kotom odziedzi-czonym po poprzedniej, zmarłej żonie, co doprowadzało do pasji1 zazdrości jego żonę obecną. Terapeuci (Im i in., 1983) zignoro-wali oczywisty fakt, że poświęcenie męża dla kotów stanowiło wy-raz kontynuacji jego przywiązania do poprzedniej żony. Poradzilinatomiast żonie, aby... przestała tolerować tak bezsensowne i ego-istyczne zachowanie męża i natychmiast wystąpiła o rozwód. Mę-żowi udzielili podobnej rady. Kontrolowana przez terapeutę kon-

Page 148: B. Wojciszke - Psychologia miłości

148 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

frontacja dwojga małżonków, z których każde zgłosiło zamiar roz-wiedzenia się z powodu kotów, okazała się dla zainteresowanychabsurdalna tak dalece, że sami znaleźli kompromis rozwiązującyproblem. Tego rodzaju „terapia przez absurd" jest dość niebez-pieczna i może odbywać się jedynie pod kontrolą doświadczonegoterapeuty.

Istnieją jednak i prostsze możliwości autoterapii. Albert Eflis,twórca tzw. terapii racjonalno-emotywnej, twierdzi, że zazdrość wy-nika nie tylko z działań partnera, ale przede wszystkim z własnychirracjonalnych przekonań przyjmujących taką mniej więcej postać:„Czyż to nie okropne, że ona (czy on) interesuje się kimś innym?Nic mogę tego wytrzymać! Jakim muszę być głupcem i niedojdą,skoro pozwalam jej (czy jemu) na tak głębokie angażowanie sięgdzie indziej! No, i jak ten niewdzięczny potwór może mi coś ta-kiego robić!"

To, co Ellis proponuje, to po prostu przemyślenie tych ko-lejnych irracjonalnych wykrzykników. Czy to rzeczywiście jest ok-ropne, że partner interesuje się także kimś innym? Czy na pewnochcę, żeby interesował się tylko mną? Co właściwie by z tego wy-nikło i czy na pewno by mi się to podobało? A czy mnie samej niezdarza się interesować także kimś innym? Czy u mnie też zasługujeto tylko na potępienie? No i poza tym, czy naprawdę nie mogę wy-trzymać jego zainteresowania kim innym? Nie mogę czy nie chcę?Właściwie dlaczego nie chcę tego wytrzymywać? I tak dalej. Propo-zycja takich rozmyślań może budzić opór, jako sprzecznych z istotąmiłości, nic poddającej się przecież przyziemnemu rozsądkowi. Nocóż, odpowiedzieć można, że lepiej jest myśleć wtedy, kiedy jeszczejest o czym myśleć, kiedy może to jeszcze coś zmienić...

Udzielenie sobie odpowiedzi na takie pytania, rozmowa czy za-miana ról z partnerem na pewno nie wyeliminują zazdrości z na-szego związku. Ale całkowite usunięcie zazdrości wcale nie jestkonieczne (dla wielu osób mogłoby to być nawet smutne). Chodzijedynie o to, aby sprowadzić ją do rozmiarów, z którymi można so-bie poradzić, oraz wynegocjować z samym sobą i z partnerem takąpostać wzajemnych kontaktów, która minimalizuje szansę pojawia-nia się zazdrości, a przynajmniej jej szansę na zniszczenie naszegozwiązku. Problem z zazdrością polega bowiem nie na tym, żeby jejnic było, lecz na tym, abyśmy to my nad nią panowali, nie zaś onanad nami.

Page 149: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 5

Związek przyjacielski

Ponura krzywa satysfakcjiPułapki intymności

- aniołem być, czyli pułapka dobroczynności- szczęścia się wyrzec, czyli pułapka obowiązku- święty spokój, czyli pułapka bezkonfiiktowości- niezhmność zasad, czyli pułapka sprawiedliwości

Reakcje na niezadowolenie- dialog- lojalność- zaniedbanie- wyjście

Od czego zależy rodzaj reakcji?- męskość-kobiecość- samoocena- stan związku

Partnerzy stałego związku muszą - podobnie jak każda grupaspołeczna - radzić sobie z dwoma typami problemów. Po pierwsze,z zadaniami wynikającymi z tego, co się dzieje poza samą parą -wychowanie dzieci, związanie końca z końcem, dorobienie się itd.Po drugie, z wewnętrznym morale swego związku, z utrzymaniemwzajemnej atrakcyjności, bliskości, zaufania i innych pozytywnychuczuć. Wiele badań wykazuje, że poziom satysfakcji z małżeństwapozostaje w nikłym stopniu uzależniony od sprawności, z jaką mał-żonkowie radzą sobie z zadaniami zewnętrznymi (Brichler i in.,1975; Gottman, 1979; Levinger, 1964). Decydujące znaczenie manatomiast utrzymanie wewnętrznej spójności pary, wykształcenie

Page 150: B. Wojciszke - Psychologia miłości

150 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

i utrzymanie wzorca wymiany pozytywnych i wzajemnie wspierają-cych zachowań, unikanie wymiany negatywnych postępków i uczuć.Krótko mówiąc - utrzymanie satysfakcjonującego poziomu intym-ności.

Ponura krzywa satysfakcji

Poziom satysfakcji z małżeństwa niewątpliwie był i jest naj-popularniejszym tematem badań nad małżeństwem - dotyczą godosłownie setki badań psychologicznych i socjologicznych. W więk-szości z nich udało się wykryć takie czy inne czynniki, które do-datnio lub ujemnie korelują z poziomem satysfakcji z małżeństwa.Niewiele z tych zależności powtórzonych zostaje przez innych ba-daczy, co wynika stąd, że większość tych badań prowadzona jestna próbkach niewielkich, łatwych do zbadania, lecz często niety-powych (na przykład osoby zwracające się o pomoc w rozwiąza-niu problemów małżeńskich, różnego rodzaju pacjenci) i z regułypozbawionych waloru reprezentatywności dla badanych populacji(co z kolei wymaga znacznych nakładów finansowych). Niemniejjednak z tej gmatwaniny sprzecznych i trudnych do powtórzeniawyników wyłaniają się pewne fragmenty układające się w dość ja-sny obraz tego, co dzieje się z satysfakcją partnerów z ich związkuw miarę jego trwania.

Co najmniej kilkanaście badań - w tym także badania na wiel-kich próbach reprezentatywnych dla dorosłych populacji różnychkrajów - pokazuje krzywoliniowy związek między etapem „cykiużyciowego", na jakim znajduje się rodzina (jeszcze bezdzietność,pierwsze dziecko i ewentualnie następne, kolejne fazy dorastaniadzieci, opuszczenie domu przez dzieci), a satysfakcją małżonkówz ich związku (Ade-Rider i Brubaker, 1983; Argyle, 1987; Glenn,1990). Oznacza to, jak ilustruje rysunek 11., że początkowo sa-tysfakcja z małżeństwa silnie spada, osiągając najniższy poziomw momencie dorastania dzieci, by potem ponownie wzrosnąć, choćzwykle do poziomu niższego niż początkowy.

Z uwagi na współwystępowanie satysfakcji z nieobecnościądzieci początkowy spadek satysfakcji z małżeństwa przypisywanogłównie pojawieniu się dzieci. Ich posiadanie wiąże się z licznymi

Page 151: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 151

Rysunek 11.Poziom satysfakcji z małżeństwa w różnych fazach życiowego cyklu ro-dziny (dla trzech próbek amerykańskich i jednej brytyjskiej). Źródło: Ar-gyle i Martin (1991, s. 87).

kosztami, nie tylko ekonomicznymi: spadek ilości czasu, jaki part-nerzy mają dla siebie nawzajem i każdy dla siebie z osobna, do-tkliwy wzrost liczby obowiązków, bezpowrotny zanik posiadaniapartnera tylko dla siebie, wtrącenie partnerów w tradycyjny, a nie-koniecznie pożądany układ ról z kobietą poświęcającą się domowii mężczyzną zajętym działalnością zarobkową. Podobnie i później-szy wzrost satysfakcji przypisywano opuszczeniu domu rodzinnegoprzez dzieci. Jednakże nawet stałe współwystępowanie dowolnychzjawisk wcale nie musi oznaczać, że jedno z nich jest przyczynądrugiego (na przykład na wsi jest więcej bocianów niż w mieście,co jeszcze nie dowodzi, że to właśnie jest przyczyną większej dziet-

Page 152: B. Wojciszke - Psychologia miłości

152 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ności rodzin wiejskich). Większość rodziców deklaruje, że dziecistanowią ogromne źródło radości, a niektórzy skłonni są nawetuważać, iż jest to jedyny powód do satysfakcji z życia rodzinnego.Co ważniejsze, nowsze badania, w których mierzono zmiany sa-tysfakcji również u małżeństw bezdzietnych, pokazują takie samotempo początkowego spadku satysfakcji u par zarówno mających,jak i nie mających dzieci (McHaie i Huston, 1985; Whitc i Booth,1985).

Mimo stosunkowo dużej powtarzalności i wyrazistości wzorzeczmian satysfakcji z małżeństwa przedstawiony na rysunku 11. jestmylący, przynajmniej w części dotyczącej późniejszego wzrostu sa-tysfakcji.

Po pierwsze, większość wyników pochodzi z badań „poprzecz-nych", porównujących różne małżeństwa znajdujące się w momen-cie badania w różnych fazach życia rodzinnego (a nie wciąż tesame małżeństwa w różnych momentach). Prawdopodobieństworozwodu jest bardzo silnie uzależnione od satysfakcji z małżeństwa,a procent rozwodzących się małżeństw w badanych populacjach(najczęściej amerykańskich) jest bardzo znaczny (obecnie więcejniż jedna trzecia małżeńsrw amerykańskich rozpada się i tenden-cja ta stale rośnie - Raschke, 1987). W konsekwencji długotrwałemałżeństwa, do jakich dociera się w badaniach poprzecznych, sąmocno przesiane. Są to po prostu małżeństwa najszczęśliwsze,a spora część związków najmniej szczęśliwych w ogóle przestałajuż istnieć, co sztucznie zawyża średnie oceny satysfakcji w porów-naniu z małżeństwami młodszymi, jako że wśród nich są jeszczei te niezadowolone, które w przyszłości się rozpadną.

Po drugie, małżeństwa długotrwałe to małżeństwa osób star-szych, tj. wcześniej urodzonych, a więc z reguły bardziej przywią-zanych do tradycyjnych wartości (w tym i nienaruszalności stanumałżeńskiego). To również przyczynia się do względnego zawyżeniaocen satysfakcji u małżeństw „starych".

Podobnych wątpliwości interpretacyjnych nie budzi natomiastfaza początkowego spadku satysfakcji. Stwierdza się ją bardzo czę-sto także w badaniach nie wykazujących późniejszej fazy wzrostu i,co ważniejsze, także w badaniach „podłużnych", prowadzonych natych samych parach w różnych okresach ich życia. Badania takiewykazują spadek satysfakcji z małżeństwa już w ciągu pierwszego

Page 153: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 153

roku jego trwania (Huston i in„ 1986). Spadek oceniany zarównoza pomocą subiektywnych ocen, jak i procentu nadal trwającychzwiązków w obrębie tej samej, coraz starszej grupy wiekowej jestwyraźny co najmniej w ciągu pierwszych dziesięciu, a prawdopo-dobnie i dwudziestu pięciu lat (Glenn, 1989).

Dotychczasowe badania nie pozwalają jednoznacznie orzec,czy późniejsze wznoszenie się krzywej satysfakcji z małżeństwa jestwyłącznie sztucznym produktem metody, czy jest zjawiskiem rze-czywistym (choć o mniejszym natężeniu, niż to sugeruje rysunek11.), czy też ma miejsce jedynie w odniesieniu do niektórych par,na przykład tych, które potrafiły prze definiować znaczenie miłościi własnego związku z opartego na namiętności na taki, który budo-wany jest głównie na bazie przyjaźni partnerów. Ta ostatnia moż-liwość wydaje się bardziej atrakcyjna i potwierdzana jest wynikamibadań, w których wykrywa się dość nieliczną grupę „małżeństwtotalnych", zachowujących witalność po dziesięciu i więcej latach(Cuber i Haroff, 1965). Możliwość taka jest najwyraźniej krzepiącai uwzględnia potoczną obserwację, że istnieją jednak pary zacho-wujące do końca życia silny i szczęśliwy związek uczuciowy. Wartojednak pamiętać, że nawet takie nieliczne obserwacje nie prze-czą realności ogólnych, statystycznych trendów omawianych w tejpracy. Najbliżej trzymający się faktów wniosek jest więc taki, żew znacznej większości stałych związków występuje systematyczny i roz-łożony na wiele lat spadek satysfakcji z tychże związków. Oznacza topostępujący spadek poziomu intymności, jaka łączy partnerów, zwa-żywszy, że namiętność spada i wcześniej, i w szybszym tempie.

W pierwszym rozdziale tej książki intymność charakteryzo-wana była jako ten składnik miłości, który częściowo poddaje sięświadomej kontroli samych zainteresowanych, i niewątpliwie więk-szość par stara się nie dopuścić do jej spadku w swoim związku.Po pierwsze dlatego, że wysoki poziom intymności jest przyjemnydla samych zainteresowanych. Po drugie dlatego, że ludzie oczy-wiście zdają sobie sprawę z tego, iż wzajemne świadczenie sobiedobra, zaufanie, przywiązanie i po prostu lubienie się z partneremsą niezbędne dla utrzymania związku, a związek swój utrzymaćpragną (rozpad związku traktowany jest powszechnie jako zfo mo-ralne i klęska zainteresowanych). Jednak pomimo usiłowań więk-szości par nie udaje się utrzymać zadowalającego poziomu intym-

Page 154: B. Wojciszke - Psychologia miłości

154 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

ności, choć możliwe, że udaje się tego dokonać pewnej szczęśliwejmniejszości.

Ta bezskuteczność wynikać może albo z tego, że ludzie starająsię za słabo, albo nie wiedzą, jak to zrobić. Kilkakrotnie już wska-zywanym powodem, dla którego ludziom zdarza się starać o utrzy-manie intymności słabiej, niż by mogli, jest mit miłości romantycz-nej, głoszący, że świadome oddziaływania na miłość sprzeczne sąz samą istotą tego uczucia, które powinno dziać się samo. Jednakproblemy większości par rozpoczynają się zapewne nie od brakuchęci, lecz od braku umiejętności ich zrealizowania, a spadek in-tensywności starań jest wtórnym efektem ich nieskuteczności.

Wiele przyczyn spadku intymności ma oczywisty charakter.Nieodpowiedzialność, egoizm, nieustanna chęć postawienia naswoim, zdrada czy agresywność, ciężkie warunki materialne, utrataswobody wyboru (niemożność robienia tego, co by się chciało,a konieczność robienia tego, czego robić się nie chce), zmęcze-nie. Wszystkie te powody zaniku ciepłych uczuć dla partnera sąwystarczająco dotkliwe, by każdy bez trudu je zauważył i próbowałz lepszym lub gorszym skutkiem z nimi walczyć. Nieco mniej oczy-wistym, a przez to bardziej niebezpiecznym problemem jest nuda.Jak przekonuje pewien doświadczony psycholog terapeuta:

„Znudzenie jest zapewne najpowszechniejszym wspólnym mia-nownikiem wszystkich problemów małżeńskich. Nie zawsze jestjako takie rozpoznawane, ponieważ do czasu, gdy problemy w pełnisię objawiają, ich przyczyna - znudzenie - dawno już została zapo-mniana... Znudzone dzieci stają się poirytowane, namolne, kłó-tliwe, niezadowolone, niegrzeczne, bezproduktywne, nie zainte-resowane, nierozważne, lekkomyślne, skłonne do robienia tego,czego robić nie powinny - i ogólnie mówiąc - nie do zniesienia.Kiedy dorośli się nudzą, skłonni są do tego samego, tyle że nawiększą skalę" (Venditti, 1980, s. 65).

Każdy człowiek ma pewien optymalny dla siebie poziom sty-mulacji (ilość zewnętrznych bodźców, którą dobrze znosi) i choćludzie mocno się między sobą różnią co do tego, jaka ilość ze-wnętrznej stymulacji najbardziej im odpowiada, wszyscy źle znosząjej niedobór. W początkowych swoich fazach związek miłosny jestniewątpliwie ogromnym źródłem stymulacji. Ekscytujące jest bliż-sze poznawanie innego człowieka, ekscytujący jest seks, ekscytujące

Page 155: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 155

jest robienie nowych rzeczy wspólnie z innym człowiekiem. Wrazz upływem czasu duża część tej ekscytacji bezpowrotnie znika. Pokilku latach partner oczywiście przestaje być nowym człowiekiem -znamy na pamięć jego dzieciństwo i wszystkie niegdyś tak zabawneanegdoty, poglądy i upodobania, a przede wszystkim wiemy, co są-dzi on o nas samych. Po latach pożycia mniej ekscytujący staje sięteż seks - różne sondaże zgodnie wskazują, że ogromna większośćmałżeństw uprawia go w miarę trwania związku coraz rzadziej.

Podobna zależność stwierdzana jest u wielu gatunków zwie-rząt. Długo przebywające ze sobą osobniki przeciwnych płci tracądla siebie wzajemne zainteresowanie. Jest to szczególnym przeja-wem powszechnie występującej tzw. habituacji - utraty zaintereso-wania dla obiektów, które straciły walor nowości. Jeżeli umieścićszczury w tej samej klatce, to oddają się aktywności seksualnej ażdo wyczerpania samca (który dopiero po 10-15 dniach odzyskujezdolność do kopulowania z normalną dla siebie częstością). W isto-cie jest to jednak wybiórcza utrata zainteresowania seksualnego,raczej znudzenie niż wyczerpanie. Kiedy bowiem po osiągnięciutego stadium podstawić samcowi nową partnerkę, nie ma on żad-nych kłopotów z ponowną kopulacją, a jeśli podmiany te będąkontynowane, szczur dochodzi do stadium wyczerpania (tym ra-zem nieodwołalnego) po trzykrotnie większej liczbie ejakulacji niżz jedną tylko partnerką (Bermant, 1967). Zjawisko to znane jestpod nazwą efektu Coolidge'a, nazwa zaś wywodzi się nie od nazwi-ska jego odkrywcy, lecz prezydenta Stanów Zjednoczonych o tymnazwisku. Miał on wraz z małżonką odwiedzić wzorcową fermędrobiu. Z jakiegoś powodu państwo Coolidge byli oprowadzanipo fermie oddzielnie, choć obojgu pokazywano pewnego wzorco-wego koguta, dzielnie sobie poczynającego z kurami na podwórku.Oprowadzana jako pierwsza Pani Prezydentowa, podziwiając osią-gnięcia koguta zapytała, jak często on tak potrafi i uzyskała odpo-wiedź, że do kilkunastu razy dziennie. „Proszę o tym powiedziećPanu Prezydentowi" - zażądała Prezydentowa. Nieco później Pre-zydent podziwiając los rzeczonego koguta zapytał, ile nowych kuron poznaje, i uzyskał odpowiedź, że do kilkunastu dziennie. „Pro-szę o tym powiedzieć Pani Prezydentowej" - zażąda! Prezydent.

Nuda jest przeciwnikiem, z którym równie trudno walczyć, jakz mgłą - widać, że jest, nie widać, skąd napływa, i najwyraźniej nie

Page 156: B. Wojciszke - Psychologia miłości

156 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

sposób tego napływu powstrzymać. Jedno jest pewne: mgłę możnaprzeczekać, nudy zaś nie - z przecierania oczu i przeczekiwaniazrobić się jej może tylko więcej. Pewne nadzieje budzi tu trze-cie źródło ekscytacji, jakim jest robienie nowych rzeczy wspólniez partnerem. Potencjalnie rzecz biorąc, jest to źródło stymulacji,które - w przeciwieństwie do poprzednich - nie musi wygasnąći nad którym partnerzy mogą dowolnie zapanować. Paradoksalnie,najczęściej partnerzy jednak tak układają swoje życie, że niezmien-nie i ciągle wykonują wspóinie te same czynności, które nie dość,że od początku trudno uznać za podniecające, to jeszcze całymilatami nie ulegają znaczącym zmianom. Prace domowe, oglądanietelewizji, zakupy, codzienna opieka nad dziećmi i ogródkiem dział-kowym wypełniają wraz z posiłkami zapewne ponad 90% wspólniespędzanego czasu. Prawdopodobnie wiele par wykonuje wspólnietylko takie rutynowe działania, dobrowolnie pozbawiając się w tensposób jedynego prawdziwie niewyczerpanego źródła stymulacjiw związku dwojga ludzi.

Pułapki intymności

Ostatnim wreszcie powodem, a raczej całą grupą powodów,dla których intymność może w stałym związku dwojga ludzi zani-kać, jest coś, co nazwę pułapkami intymności. Są to nie zamierzone,a często sprzeczne z naszymi zamierzeniami konsekwencje naszychdziałań wynikających z rzeczywistej troski o dobro naszego związkuz innym człowiekiem - mających na celu czynienie dobra, spełnia-nie obowiązków, unikanie konfliktów i osiągnięcie jakże pożądanejsprawiedliwości.

Aniołem być, czyli pułapka dobroczynności

Wszystko wskazuje na to, że podstawowym warunkiem utrzy-mania przyjacielskiego związku partnerów jest wzajemne i stałewyświadczanie sobie dobra, a więc dawanie sobie nagród (rozu-mianych szeroko, jako wszelkie pozytywne doznania). Jednakżestałe otrzymywanie nagród od partnera nieuchronnie prowadzi dospadku ich subiektywnie odczuwanej wartości. Liczne badania za-równo na ludziach, jak i na zwierzętach wykazują bowiem, że sam

Page 157: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 157

wzrost częstości występowania dowolnej nagrody owocuje spad-kiem jej wartości dla nagradzanego. Ponadto stale otrzymywanienagród prowadzi do wzrostu oczekiwania, że będą one otrzymy-wane i w przyszłości, co tym bardziej obniża ich wartość, jakoczegoś oczywistego. Stale nagradzanie podwyższa natomiast po-tencjalną dokuczliwość wszelkich negatywnych zachowań partnera,jako nieoczekiwanych ze strony kochającego przecież człowieka(Aronson, 1970).

Jeżeli mąż stale komplementujący urodę swej małżonki i przy-noszący jej od lat bukiety kwiatów (załóżmy, że tacy mężowie teżbywają) uczyni to z niesłabnącym zapałem raz jeszcze, może sięłatwo spotkać co najwyżej z ziewnięciem. Jeżeli jednak wyrazi siękrytycznie o jej makijażu czy nadwadze - jest stracony, podobniejak i ona, kiedy pozwoli sobie zgłosić wątpliwości co do postępówjego kariery zawodowej, którą uprzednio stale się zachwycała. Sło-wem, w miarę trwania udanego związku spada nasza zdolność dosprawiania partnerowi przyjemności, natomiast rośnie nasza poten-cjalna zdolność do wyrządzenia mu przykrości. Niebezpieczeństwostąd wynikające jest tym większe, że nasza zdolność do nagradzaniapartnera może okazać się w pewnym momencie znacznie mniejszaod przyjemności dostarczanych przez inne osoby, nasza zdolnośćzaś do wyrządzenia mu przykrości - relatywnie większa. Komple-ment obcego człowieka, który cokolwiek bez powodu i nieoczeki-wanie (a więc szczerze i spontanicznie) zachwyca się nawet nie-ważnym szczegółem, sprawić może partnerowi (bądź nam samym)przyjemność nieproporcjonalnie wielką i niebezpieczną dla stałegozwiązku. W ten sposób wyjaśnić można wiele przypadków zdradymałżeńskiej, szczególnie takich, którym otoczenie pary nie możesię nadziwić, bo „przecież ona jest i głupsza, i brzydsza od jegowłasnej żony - po co więc on to robi?"

Tego rodzaju procesy trudno, rzecz jasna, wykazać w bada-niach rzeczywistych małżeństw w ich naturalnie odbywających siękontaktach. Oczekiwanie takich procesów stanowi jednak rozsądnywniosek z wielu rzetelnych wyników badawczych. Na przykład wielebadań wykazało, że dzieci silniej zmieniają swoje zachowanie podwpływem aprobaty-dezaprobaty obcych niż swoich własnych rodzi-ców (Shallenberger i Zigler, 1961; Stevenson i in., 1963). Trudno towyjaśnić bez założenia, że częsta aprobata ludzi bliskich najwyraź-niej traci na wartości. Najbardziej bezpośrednim potwierdzeniem

Page 158: B. Wojciszke - Psychologia miłości

158 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

tych idei jest teoria strat i zysków w ocenianiu, sformułowana przezEliiota Aronsona (1970). Zakłada ona, że warunki utraty czegośdobrego są bardziej dotkliwe od warunków stale negatywnych. Je-żeli ktoś początkowo dobrze się o nas wyrażał, lecz potem zmieniłswoje oceny na negatywne, będziemy czuli się bardziej pokrzyw-dzeni i bardziej będziemy nic lubić tej osoby niż kogoś, kto jużod początku wyrażał się o nas jedynie negatywnie. I podobnie dlaocen pozytywnych - warunki zysku są przyjemniejsze od warun-ków stale pozytywnych.

Celem sprawdzenia tych przewidywań zaaranżowano sytuację,w której właściwa osoba badana miała okazję siedmiokrotnie wy-słuchać opinii na swój własny temat wypowiadanych przez innąosobę, która w rzeczywistości była podstawioną przez badaczy(Aronsona i Lindera, 1965) współpracowniczką i zachowywała sięw zaprogramowany przez nich sposób. W warunkach stale nega-tywnych wszystkie wypowiadane przez nią opinie były niepochlebnedla badanej (a to, że jest ona nudna, pospolita, a to, że mało inteli-gentna i zapewne nie ma zbyt wielu przyjaciół, itd.). W warunkachstraty opinie wypowiadane przy pierwszych trzech okazjach byłypozytywne, przy okazji czwartej zaczynały się zmieniać na nega-tywne i potem aż do końca były niepochlebne. W warunkach stalepozytywnych wszystkie opinie współpracowniczki były pochlebnedla badanej, wreszcie w warunkach zysku były one początkowonegatywne, potem zaś pozytywne. Na zakończenie eksperymentuproszono badaną o wskazanie, jak dalece ona sama lubiła, bądźnie, swoją partnerkę (tj. współpracowniczkę badaczy). Mimo żew warunkach stale negatywnych badane wysłuchiwały na swój wła-sny temat ogółem aż 24 niepochlebnych stwierdzeń (i 0 stwierdzeńpochlebnych), ich antypatia do współpracowniczki była mniejszaniż w warunkach straty (gdzie wysłuchiwały tylko 8 stwierdzeń nie-pochlebnych i 14 stwierdzeń pochlebnych). Natomiast mimo żew warunkach stale pozytywnych wysłuchiwały aż 28 pochlebnychstwierdzeń pod swoim adresem (i 0 niepochlebnych), bardziej lu-biły współpracowniczkę z warunków zysku, gdzie wysłuchały od niejtylko 14 stwierdzeń pochlebnych (i 8 niepochlebnych).

Silniejsze oddziaływanie zysku niż warunków stale pozytyw-nych i strat niż warunków stale negatywnych może mieć wiele róż-nych przyczyn. Jedną z nich może być spostrzeganie osoby wy-rażającej się o nas w sposób stale niepochlebny jako negatywnie

Page 159: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 159

uprzedzonego malkontenta („Jej się chyba w ogóle nikt nie podoba- a więc to jej problem, a nie mój"), osoby zaś, która stale prawikomplementy - jako dobrodusznego optymisty widzącego wszę-dzie same pozytywy. Trudniej się przejąć przyganami malkontenta(i pochwałami niezłomnego optymisty) niż przyganami kogoś, ktonajwyraźniej nie jest uprzedzony do nas czy świata. Inna przyczynatkwić może w zasadzie kontrastu. Oceny niepochlebne mogą sięwydawać bardziej negatywne po uprzednich ocenach raczej pozy-tywnych niż negatywnych, podobnie jak Warszawa mniej się wydaeuropejską stolicą po pobycie w Paryżu niż po wizycie w Tiranie (ato samo odnosić się może do ocen pochlebnych na tle uprzednichocen negatywnych). Trzecia wreszcie przyczyna tkwić może w emo-cjach. Jeżeli jesteśmy początkowo oceniani negatywnie, doświad-czamy w związku z tym różnych nieprzyjemnych emocji, jak gniew,poczucie krzywdy czy niepokój. Pojawiające się potem oceny pozy-tywne są oczywiście przyjemne same przez się, a w dodatku niosątakże ukojenie wynikające z usunięcia tych początkowych emo-cji negatywnych. Kiedy jednak jesteśmy już od początku ocenianipozytywnie, otrzymywane pochwały nie dają tej dodatkowej przy-jemności, jaką niesie usunięcie początkowo negatywnych emocji.Podobnie w sytuacji straty otrzymywane w późniejszej fazie przy-gany są nie tylko nieprzyjemne same przez się, ale niosą równieżdodatkowy koszt związany z likwidacją przyjemnych uczuć wywo-łanych początkowymi ocenami pozytywnymi.

Różne badania sugerują, że każdy z tych trzech czynników de-cydować może o ludzkich uczuciach i sądach, choć na podstawieistniejących dotąd danych nie sposób rozstrzygnąć, który z nich wy-wołuje omówione zjawisko straty i zysku. W każdym razie wszystkieone pozwalają oczekiwać występowania dość smutnej prawidłowo-ści polegającej na tym, że łatwiej zostać zranionym przez kogoś, ktoprzedtem czynił nam jedynie dobro. Podobnie łatwiej zostać nagro-dzonym przez kogoś, kto przedtem wyrządzał nam zło, choć niewielkato pociecha, ponieważ duża jest szansa, że od osoby takiej uciek-niemy, zanim zdąży ona wreszcie zrobić coś dobrego. Jednak niewszyscy uciekamy. Typowym przykładem są tu żony alkoholików,nie uciekające zazwyczaj od swych mężów i trwające w nadziei, żeci ostatni w końcu zrobią owo „coś dobrego". Ponieważ jednaktego nie robią (dalej piją), ich żony często traktują nawet zupeł-

Page 160: B. Wojciszke - Psychologia miłości

160 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

nie neutralne zachowania (na przykład oglądanie meczu zamiastupijania się) jako nagradzające i przyjemne.

Ogólnie rzecz biorąc, spadek wartości nagród w miarę ichotrzymywania jest tym wyraźniejszy, im bardziej systematycznie na-grody te były uzyskiwane. Ma to pewną dość nieoczekiwaną kon-sekwencję polegającą na tym, że zachowanie nagradzane w prze-szłości nieregularnie (to znaczy rzadko i tylko po niektórych przy-padkach jego wystąpienia) dłużej się utrzymuje, nawet wobec cał-kowitego wycofania nagród, niż zachowanie, które było uprzednionagradzane regularnie (po każdym jego wykonaniu).

Głodny gotąb, wyuczony, że po każdym dziobnięciu w okre-ślony punkt klatki otrzyma do zjedzenia jedno ziarno, szybko siętego oducza, gdy dziobanie owego punktu przestaje być nagra-dzane. Jeżeli jednak wyuczył się uprzednio, że tylko jedno (niewiadomo, które) dziobnięcie na kilkadziesiąt bądź kilkaset spo-tyka się z nagrodą, potrafi dziobać ów punkt tysiące razy bez żad-nego skutku, aż do całkowitego wyczerpania. Oczywiście ludzieróżnią się od gołębi, ale oni również mają skłonność do wpadaniaw pułapkę bezskutecznego powtarzania czynności nagradzanychtak rzadko, że wysiłek w nie wkładany jest zupełnie niewspółmiernydo ewentualnych zysków (zawzięci gracze dziesiątkami lat usiłująwygrać w toto-lotka, a żony alkoholików potrafią równie długo pró-bować naprawić swoje małżeństwa). Warunkiem niezbędnym dowpadnięcia w pułapkę nieregularnych nagród jest nieznajomośćmechanizmu produkującego nagrody i niemożność zapanowanianad nim. W takiej sytuacji jest na przykład żona nieustannie pró-bująca ulepszyć swoją kuchnię (załóżmy, że są takie żony), żebytylko zdobyć uznanie męża, który tylko z rzadka jej kuchnię chwali(i to w dodatku tylko wtedy, gdy powiedzie mu się w pracy, co zda-rza się nieczęsto i zgoła niezależnie od kulinarnych wysiłków żony).

Pułapka dobroczynności jest szczególnie zdradliwa, ponieważszansa wpadnięcia w nią tym bardziej rośnie, im bardziej staramysię o dobro partnera. Zagłaskiwanie kota na śmierć nie jest jednaknajrozsądniejszym sposobem postępowania. Wydaje się, że otwartewyrażanie negatywnych emocji i ocen może zdziałać więcej do-brego w ogólnie pozytywnym związku niż stałe ich tłumienie i wy-pieranie się ich zarówno przed sobą samym, jak i przed partnerem.Choć dobro jest dobre, a zło - złe, zwykle dobro bywa też nudne.

Page 161: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 161

a zło interesujące. Być może jedynym czynnikiem zapewniającymwartościowość tego, co dobre, jest istnienie zła. Także w stałymzwiązku dwojga ludzi.

Szczęścia się wyrzec, czyli pułapka obowiązkuDawniej rodzice rujnowali swoje relacje z własnymi dzieć-

mi głosząc, że miłość jest obowiązkiem; mężowie i żony ciąglejeszcze zbyt często rujnują wzajemne swoje stosunki popełnia-jąc ten sam błąd. Miłość nie może być obowiązkiem, ponieważnie podlega ona naszej woli.

Bertrand Russetl

Może więc, miast uganiać się za szczęściem i przyjemnościami,które tak trudno zapewnić na stałe, lepiej zdefiniować swój zwią-zek z partnerem jako przede wszystkim realizację obowiązku, niezaś pogoń za szczęściem? W końcu taką właśnie radę, czy wręcznakaz moralny, słyszymy często, szczególnie ze strony tych, którzysami szczęścia nie osiągnęli (a nawet nie próbowali). Zacytowanywyżej Russeli upatruje zlo tego nakazu w niemożności jego speł-nienia i w niezasłużonym poczuciu winy nękającym tych, którzynakazu tego nie mogą spełnić, a potraktowali go jako imperatywmoralny. Pewne prawidłowości psychologiczne sugerują ponadto,że rozumienie miłości jako obowiązku może być zabiegiem nietylko sprzecznym z istotą miłości, ale także uczucie to uśmierca-jącym. Dla rozważenia tej sprawy przyjrzyjmy się wynikom kilkubadań psychologicznych.

W pierwszym z tych badań proszono przedszkolaki o uporząd-kowanie szeregu zabawek od najbardziej do najmniej pożądanej,a następnie zabraniano im bawienia się jedną z atrakcyjnych zaba-wek (dla każdego dziecka była to druga z najbardziej pożądanychprzez nie zabawek dostarczanych mu przez badacza). Zakaz tenobłożony został zagrożeniem karą albo dużą, albo małą. W wa-runkach kary dużej badacz mówił: „Nie chcę, abyś się bawił tązabawką. Jeżeli nie posłuchasz, bardzo się rozgniewam. Pozabie-ram wszystkie swoje zabawki i pójdę do domu". W warunkachkary małej zaś mówił: „Nie chcę, abyś się bawił tą zabawką. Je-żeli nie posłuchasz, będę zdenerwowany". Następnie zostawianokażde dziecko sam na sam z zabawkami, w nie zauważony sposóbobserwując, co robi. Okazało się, że żadne dziecko nic bawiło się

Page 162: B. Wojciszke - Psychologia miłości

162 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zakazaną zabawką w kilkuminutowym okresie pokusy. Po zakoń-czeniu okresu pokusy ponownie proszono dzieci o uszeregowaniezabawek według stopnia ich atrakcyjności. Oczywiście po to, abystwierdzić, czy zagrożenie karą faktycznie obniża atrakcyjność za-kazanej zabawki (takie obniżenie atrakcyjności zakazanej czynno-ści jest przecież głównym powodem stosowania kar) i czy kary dużesą skuteczniejsze od kar małych (co jest powodem stosowania ra-czej dużych niż małych kar).

Tabela 9.

Nieoczekiwane skutki silnych kar: zmiany atrakcyjności zakazanej za-bawki jako skutek wielkości kary zagrażającej za bawienie się tą za-bawką. Liczby oznaczają, ile dzieci ujawniło daną reakcję. Źródło: Aron-son i Carlsmith (1963).

zagrożeniemała karaduża kara

brak zagrożenia

atrakcyjność zakazanej zabawkiwiększa

4147

bez zmian1084

mniejsza800

Jak widać w tabeli 9., dla żadnego z dzieci oczekujących du-żej kary za bawienie się zakazaną zabawką, zabawka ta nie stałasię mniej atrakcyjna. Wręcz przeciwnie, większość przedszkolakówzaczęła jej pożądać bardziej niż przed zakazem. Mamy tu więcdo czynienia raczej z podniesieniem uroku owocu zakazanego niżze skutecznym oddziaływaniem (silnej) kary na upodobania dzieci.Jedynie w warunkach kary małej więcej było dzieci, dla którychatrakcyjność zakazanej zabawki spadła, niż tych, dla których wzro-sła. Inni badacze uzyskali podobne wyniki stwierdzając, że spadekatrakcyjności zabawki słabo zakazanej ma charakter trwały i przeja-wia się w rzeczywistym zachowaniu. Dzieci, którym grożono karąsłabą, jeszcze po czterdziestu dniach (choć zakaz nie był pona-wiany) mniej chętnie bawiły się zakazaną zabawką niż dzieci, któ-rym uprzednio zagrożono karą silną (Freedman, 1965).

Badania te jednoznacznie wskazują na jednakowość krótko-trwałych efektów kary silnej i słabej. Jednakże długofalowe skutkikary małej są silniejsze niż skutki kary dużej. Zresztą, te ostatnie

Page 163: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 163

albo wcale nie występują, albo są odwrotne w stosunku do zamie-rzeń karzącego. Dlaczego tak się dzieje?

Najbardziej przekonywające wyjaśnienie odwołuje się do po-jęcia uzasadnienia zachowania. Ludzie, od przedszkolaków poczy-nając, pragną zwykle myśleć o swoim własnym zachowaniu jako0 działaniach sensownie uzasadnionych - poszukują więc powo-dów uzasadniających to, co robią. Uzasadnienia te z kolei dzielą sięz grubsza na zewnętrzne i wewnętrzne. Uzasadnienia zewnętrzneoznaczają te powody podejmowania działań, które tkwią w sytu-acji czy też poza samym działaniem i przyjemnością, jaką realizacjatego działania niesie. Zewnętrznym uzasadnieniem postępowaniajest więc chęć uniknięcia kary, zyskania nagrody, spełnienia cu-dzej prośby itd. Uzasadnienia wewnętrzne natomiast to przyjem-ność płynąca z samej realizacji danej czynności, to nasze własne,osobiste powody podejmowania działań, wywodzące się z naszychupodobań, uczuć, a także z naszych własnych przekonań o tym,co słuszne, a co nie. Ludzie są przy tym tak skonstruowani, żeszukając przyczyn własnych działań (przynajmniej takich, które niezostały przez nich samych zainicjowane i nie były poprzedzonedługotrwałym procesem podejmowania decyzji), rozpoczynają zwy-kle od poszukiwania przyczyn zewnętrznych. Dopiero wtedy, kiedyich nie znajdują, zwracają się w kierunku ewentualnych wewnętrz-nych powodów własnego zachowania (chociaż przy interpretacjicudzych zachowań kolejność jest zwykle odwrotna - poszukiwa-nie powodów zachowań rozpoczyna się od uzasadnień wewnętrz-nych). Ponadto ludzie zwykle poszukują nie wszystkich możliwychpowodów własnych działań, lecz takich, które są do uzasadnieniawłasnego postępowania po prostu wystarczające. Z reguły poprze-stają więc na jednym jego uzasadnieniu - nawet jeżeli faktyczniedane działanie spowodowane było więcej niż jedną przyczyną -1 zwykle jest to uzasadnienie zewnętrzne. Uzbrojeni w tę wiedzę(znajdującą potwierdzenie w licznych badaniach - Nisbett i Ross,1980), przyjrzyjmy się zachowaniu przedszkolaków zagrożonychsilną bądź słabą karą za bawienie się zakazaną zabawką.

Jedni i drudzy nie bawili się nią w początkowym okresie po-kusy, co wymagało jakiegoś uzasadnienia („Dlaczego nie bawię siętym misiem, skoro mi się podoba?"). Oczywiście, dzieci zagrożonesilną karą łatwo znajdowały tu zewnętrzne uzasadnienie właśniew groźbie kary („Nie bawię się, bo on się pogniewa i pozabiera

Page 164: B. Wojciszke - Psychologia miłości

164 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

wszystkie swoje zabawki"). Jednak dzieci zagrożone karą słabą nieznajdowały takiego natychmiastowego uzasadnienia - kara byłazbyt słaba, aby rozsądnie i wystarczająco wytłumaczyć niebawie-nie się atrakcyjną zabawką. W tej sytuacji dzieci poszukiwały in-nego powodu zaniechania zabawki i pod nieobecność uzasadnieniazewnętrznego dochodziły do uzasadnienia wewnętrznego, odwołu-jącego się do własnych upodobań („Ja po prostu nie lubię tegomisia aż tak bardzo"). W rezultacie zakazana zabawka stawała sięmniej atrakcyjna.

Co ciekawe, ta sama logika każe przewidywać, że uzyskiwaniezewnętrznych nagród za wykonywanie czynności, skądinąd lubianeji zgodnej z własnymi pragnieniami, powinno prowadzić do spadkujej lubienia i zaniku pragnień leżących u jej podłoża. Nagradzanyczłowiek zaczyna bowiem widzieć własne działania jako powodo-wane chęcią uzyskania nagrody, nie zaś chęcią wykonywania samejczynności. Jest to zgodne z zasadą, że uzasadniając własne zacho-wania zwracamy się początkowo w stronę uzasadnień zewnętrz-nych. Tak więc lubiące się uczyć dziecko, nagradzane przez rodzi-ców pieniędzmi za każdą przyniesioną ze szkoły piątkę, może piątkico prawda nadal przynosić, ale już nie dlatego, że lubi się uczyć,tylko dlatego, by dostawać pieniądze. Może to mieć ten smutnyskutek, że mniej będzie lubić naukę dla niej samej, a piątki będzieprzynosić jedynie tak długo, dopóki otrzymuje za nie pieniądze.

Ten sposób myślenia znajduje uzasadnienie w wynikach innegobadania, przeprowadzonego również na przedszkolakach, którymtym razem zapowiadano nagrody za to, co lubiły i mogły robić (niezaś kary za to, co lubiły, a czego nie mogły robić). Do badań wy-brano jedynie dzieci lubiące się bawić pewnym rodzajem pisaków.Jednej grupie zapowiedziano, że jeżeli będą ładnie rysować, todostaną Odznakę Dobrego Rysownika - błyszczącą złotą gwiazdęz czerwonymi wstążkami i miejscem na wpisanie własnego imie-nia (wstępne badania wykazały, że gwiazda taka była przedmiotemwielkiego pożądania przedszkolaków). Dzieciom z drugiej grupynagrody nie zapowiadano, choć również ją dostały. Wreszcie dzie-ciom z grupy trzeciej nagrody ani nie zapowiadano, ani nie dawano.W kilka dni później wśród zabawek dostępnych każdemu dzieckuznajdowały się również pisaki, badacze zaś przez jednostronne lu-stro obserwowali, jak wiele czasu dziecko poświęca na zabawę pi-sakami. Okazało się, że dzieci, które uprzednio rysowały dła uzy-

Page 165: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 165

skania zapowiedzianej nagrody, bawiły się nimi o połowę krócejniż dzieci z dwóch pozostałych grup. Nie lubiły już pisaków takbardzo jak na początku (Lepper i in., 1973). Badanie to pokazujewięc paradoksalne skutki nagrody - miast nasilić lubienie czyn-ności, która była nagrodzona, spowodowała ona skutek dokładnieodwrotny. Obecność sytuacyjnego uzasadnienia własnego działaniaw postaci nagrody prowadziła do niedoceniania roli wewnętrznegouzasadnienia tegoż działania. Nastąpił spadek wewnętrznej moty-wacji do wykonywania uprzednio lubianego działania (motywacjitypu: „Robię to, bo lubię").

Nagrody (i kary) oczywiście nie zawsze działają w ten para-doksalny sposób. Często oddziałują one, rzecz jasna, „normalnie"i nasilają motywację do wykonywania działań, za które są udzie-lane. Decydującym czynnikiem jest przekazywana przez nagrodęinformacja, za co jest ona dawana i otrzymywana. Jeżeli nagrodaudzielana jest za osiągnięty poziom wyniku czy umiejętności, od-działuje ona w normalny sposób - im większa nagroda, tym bar-dziej dodatni jej wpływ na lubienie danej czynności i dalszą ochotędo jej wykonywania. Nagroda może jednak informować odbiorcęnie tylko o osiągnięciach, ale i o powodach jego działania, o tym, żepodjął on działanie właśnie po to, by nagrodę zyskać. Jeżeli uwypu-klony jest ten aspekt jej treści, to im większa nagroda, tym bardziejujemny jej wpływ na lubienie danej czynności i dalszą ochotę dojej wykonywania (Dęci, 1975).

Oczywiście, winien jestem tu odpowiedź na pytanie: „A co towszystko ma wspólnego z miłością?" Otóż wydaje mi się, że opisaneprawidłowości rzucają bardzo interesujące światło nie tyle na samąmiłość, ile na to, co się z nią stać może, jeżeli kochający się ludziepoważnie przejęliby się zaleceniami (niektórych) moralistów, byw miłości nie szukać szczęścia i przyjemności, lecz tylko spełnieniaobowiązku.

Pozytywne wysiłki i działania skierowane na kochaną osobęi utrzymanie z nią stałego związku mogą znajdować uzasadnie-nie albo wewnętrzne, albo zewnętrzne. Uzasadnienia wewnętrzneodwołują się do naszych własnych uczuć do tej osoby, do atrakcyj-ności naszego z nią związku i do przyjemności, jakie daje nam samfakt troszczenia się o nią. Uzasadnienia zewnętrzne odwoływać sięmogą między innymi do nagród za spełnianie nakazów moralnychbądź też do kar grożących za złamanie tych nakazów. Nb. kary

Page 166: B. Wojciszke - Psychologia miłości

166 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zdają się tu być ważniejsze od nagród - moralność jest taką dzie-dziną, gdzie kary za łamanie nakazów (poczucie winy, potępienieze strony innych) są zwykle większe od nagród za ich przestrzega-nie. Przestrzeganie nakazów moralnych jest bowiem zachowaniempo prostu normalnym i nie zasługującym na większą uwagę, w prze-ciwieństwie do łamania norm, które jako postępek nienormalnyściąga na siebie uwagę szczególną (zważmy na przykład, jak wielezachowań niemoralnych obłożonych jest karami przez prawo, którejednak bardzo rzadko nakłada obowiązek wynagradzania za czynymoralne). Prawidłowości pokazane na przykładzie przedszkolakówwskazują, że kiedy człowiek może uzasadniać sobie jakieś własnezachowanie przyczynami zarówno zewnętrznymi, jak i wewnętrz-nymi, to ma tendencję do widzenia przyczyn zewnętrznych jako je-dynych przyczyn swego postępowania, a jednocześnie traktowaniaprzyczyn wewnętrznych jako nieistotnych. Zatem określanie wła-snych przyzwoitych wobec partnera działań jako rezultatu spełnianianakazów (czy to moralności, czy to rozsądku) prowadzić może dospostrzegania własnych do niego uczuć jako słabszych, w istocie taksłabych, że nie wystarczają one same w sobie do działania na rzeczpartnera. Jeżeli natomiast sami widzimy nasze uczucia jako słabsze,to tym samym stają się one słabsze (kto w końcu poza nami madecydować, jak silne są nasze własne uczucia?).

Ten właśnie problem nazywam pułapką obowiązku. Z jednejstrony oczywiste jest, że wsparcie dość ulotnych, a w każdym ra-zie zmiennych uczuć składających się na miłość czymś tak stabil-nym jak poczucie obowiązku dostarcza naszemu związkowi z innymczłowiekiem dodatkowych, solidnych podstaw. Z drugiej jednakstrony, widzenie naszego postępowania jako powodowanego obo-wiązkiem pomniejsza rolę naszych własnych uczuć do partnera,przyjemności, jakie daje nam sama troska o niego, i w konsekwen-cji może podcinać uczuciowe podstawy naszego z nim związku.Miłość jest swoją własną nagrodą, a jeżeli zachowania wyrażającemiłość wyrażają również co innego, łatwo o to, by przestały być spo-strzegane jako wyrażające miłość. W dodatku czerpanie podniety dodziałań pozytywnych wobec partnera z poczucia naszego własnegoobowiązku (miast z uroków, jakie daje nam intymność w łączącymnas związku) może być dla partnera niezbyt przyjemne (w końcuto nie on jawi się jako powód naszych działań, lecz nasze własnezasady). Może też być dla niego zagrażające - skoro nam chodzi

Page 167: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 167

jedynie o obowiązek, to istnieje niebezpieczeństwo, że znajdziemysobie inne, ważniejsze obowiązki. Choć więc spełnianie obowiąz-ków jest rzeczą piękną i pożyteczną, zamiana miłości w obowiązek(małżeński) jest zabiegiem nie pozbawionym poważnych niebezpie-czeństw. Szczególnie współcześnie, kiedy domaganie się szczęściai przyjemności jest głośniejsze czy powszechniejsze, niż to bywałokiedykolwiek wcześniej w dziejach naszej kultury.

Myślę, że nie ma żadnej prostej recepty na rozwiązanie pro-blemu obowiązku (tak jak nie ma prostej recepty na pułapkę do-broczynności). Nie sposób wyobrazić sobie stałego związku, w któ-rym partnerzy w ogóle nie kierowaliby się poczuciem obowiązku,podobnie jak nie sposób wyobrazić sobie, aby związek dawał rze-czywistą radość, jeżeli kierowaliby się głównie tym poczuciem. Takwięc dobrze, gdy poczucie obowiązku jest, choć niedobrze, gdyjest go zbyt wiele, przy czym „zbyt wiele" oznacza zapewne różnewielkości dla różnych związków.

Święty spokój, czyli pułapka bezkonfiiktowościKonflikt celów, wartości i interesów w małżeństwie jest tym

bardziej prawdopodobny, im bardziej małżonkowie są rzeczywi-ście partnerami związku i im bardziej się od siebie różnią. Ponieważw naszych czasach partnerstwo staje się coraz ważniejszą podstawąbudowania stałych związków, a partnerzy są zwykle mniej lub bar-dziej od siebie różni, występowanie konfliktów w małżeństwie jestpo prostu nieuchronne.

Oczywiście, konflikty są nieprzyjemne (także dlatego, że burząromantyczny mit jedności pragnień) i zagrażają istnieniu związku.Nic więc dziwnego, że ludzie starają się ich unikać, co przynosi silnenatychmiastowe zyski w postaci uniknięcia tych wszystkich przykro-ści, jakie nękają ich podczas i z powodu kłótni. Unikanie konfliktuma zresztą swoje uzasadnienie nie tylko w nieco egoistycznym za-pewnianiu sobie samemu „świętego spokoju", ale także w trosceo dobro partnera - unikanie konfliktu pozwala przecież uchro-nić również i jego przed złem. Nie na długo jednak. Na dłuższąmetę strategia unikania konfliktu stanowi poważne zagrożenie dlazwiązku, ponieważ uniemożliwia zlikwidowanie źródeł konfliktów,powoduje brak orientacji partnerów co do treści i wielkości czyha-jących na ich związek zagrożeń, a wreszcie pozbawia ich umiejęt-ności osiągania porozumienia i radości płynącej z pojednania.

Page 168: B. Wojciszke - Psychologia miłości

168 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Uporczywe unikanie konfliktowych tematów rozmów czy dzia-łań prowadzi do zubożenia zakresu spraw, w których partnerzy sąlub usiłują być razem, tak że w końcu jedno lub obydwoje dokonująaktu wewnętrznej emigracji. Pozornie pozostają nadal w związku,jednak ich życie coraz bardziej zaczyna się rozgrywać poza nim.Jeżeli ona chce oglądać 147. odcinek serialu z życia wyższych sfer,on zaś - transmitowany na innym programie drugoligowy meczpiłki nożnej, to zamiast się kłócić bądź ustępować sobie nawzajem,mogą ominąć konflikt: on pójdzie do sąsiada na mecz, ona zostaniew domu. Jeżeli ją denerwuje jego wyraźna nieudolność w robieniukariery zawodowej, on przestanie się jej zwierzać ze swoich kłopo-tów w pracy (porozmawia o tym z sąsiadem) itd. W niemal każ-dym pojedynczym przypadku ominięcie konfliktu wydaje się zupeł-nie rozsądnym rozwiązaniem. Nietrudno jednak zauważyć, że stałestosowanie przez partnerów tej właśnie strategii prowadzi prostądrogą do tego, że ich życie zaczyna się toczyć gdzie indziej. Unika-nie konfliktów, motywowane pragnieniem, aby „było dobrze", prowa-dzi więc do związku, który albo staje się nijaki (co oznacza, że będziegorszy), albo negatywny. W konsekwencji postępowanie takie jestrównie zabójcze dla związku, jak strategia otwartego atakowaniapartnera. A obie te strategie współwystępują z niezadowoleniempartnerów z ich związku, podczas gdy strategią sprzyjającą satysfak-cji z małżeństwa jest poszukiwanie kompromisu (Levinger, 1980).

Unikanie konfliktu stanowi szczególny przykład pułapki pole-gającej na uleganiu złudnym urokom natychmiastowej ulgi. Uchro-nienie siebie i partnera przed ziem niewielkim i natychmiastowym(starcie z partnerem, czyli otwarte wyrażenie konfliktu) wystawianas na niebezpieczeństwo zła nieporównanie większego, choć od-ległego w czasie (doprowadzenie do sytuacji, w której partnerówniewiele już łączy, a konflikty pomiędzy nimi są tak zadawnionei poplątane, że nic sposób ich rozwiązać). Zdarzenia bliskie w cza-sie mają to do siebie, że są psychicznie znacznie bardziej realnei odczuwalne od zdarzeń znacznie poważniejszych, ale odroczo-nych. Odłożenie na potem wizyty u dentysty czy w urzędzie nie-sie natychmiastową ulgę i ta właśnie natychmiastowość decydujeo jej nieodpartym uroku, pomimo świadomości, że tak naprawdędopiero załatanie dziury w zębie czy wypełnienie deklaracji po-datkowej będzie załatwieniem sprawy i ulgą ostateczną. Co wię-cej, uzyskiwanie takich natychmiastowych ulg jest w oczywisty spo-

Page 169: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 169

sób zdradliwe. Ząb boti coraz bardziej i w końcu trzeba go bę-dzie wyrwać zamiast plombować, niezlożenie na czas deklaracjipodatkowej zaowocuje karą, być może wyższą niż sam podatek.Podobnie jest i w przypadku konfliktów między partnerami stałegozwiązku. Unikanie prób rozwiązania konfliktu przynosi natychmia-stową ulgę, ale prowadzi do jego nasilenia, obniżając tym samymszansę znalezienia sensownego kompromisu.

Wyobraźmy sobie żonę stwierdzającą wkrótce po ślubie, że jejmąż zwraca się w każdej sprawie o radę do swojej matki, która w re-zultacie zaczyna wiedzieć o domowym życiu i żonie nawet więcejniż ona sama. Jemu wydaje się to zupełnie naturalne (zawsze dotądzwierzał się matce), choć ją wyprowadza to z równowagi. Jednakkocha męża i nie chce sprawiać mu przykrości, ponieważ wie, żeon kocha swoją matkę, czemu żona wcale nie chce przeszkadzać.Boli ją jedynie brak pewności, czy to, co powierza mężowi, po-wierza tylko jemu, czy również teściowej. Im dłużej będzie czekałaz wyjawieniem swoich pretensji, tym większa jest szansa, iż kiedyto już wreszcie zrobi, pretensji nagromadzi się tyle, że ich zgło-szeniu towarzyszyć będą silne emocje, co na pewno nie pomożew dobrym przeprowadzeniu rozmowy. Im dłużej będzie czekała,tym większe też będzie zaskoczenie męża i tym trudniej będzie muzmienić utarte już zwyczaje, a nawet dostrzec potrzebę ich zmiany(„Co cię nagle ugryzło? Nigdy dotąd nie miałaś pretensji").

Dlaczego więc nasza przykładowa żona zwleka ze zgłoszeniemproblemu, choć wielekroć o tym myślała i chciała to zrobić? Dla-tego, że ma równie wiele powodów, by dążyć do tej rozmowy,jak i jej unikać. Rozmowa jest dla niej tyleż pożądana (dziękiniej może uda się nakłonić męża do większej dyskrecji), co od-stręczająca (nie chce go zranić sugerując, że jest maminsynkiem,a poza tym perswazja może się nie udać i w końcu o wszystkim do-wie się teściowa). Obie tendencje - do przeprowadzenia rozmowyi do jej uniknięcia - rosną tym bardziej, im bliższa jest perspek-tywa przeprowadzenia rozmowy. Ogólna prawidłowość jest jednaktaka, że w miarę wzrostu bliskości wszelkich obiektów pociąga-jących i odstręczających zarazem (czyli ambiwalentnych) tenden-cja do ich unikania rośnie szybciej od tendencji do zbliżania siędo nich. Ilustruje to rysunek 12. (zaczerpnięty z klasycznej teoriikonfliktu Neala Mtllera; zobrazowane na nim prawidłowości po-twierdzają liczne badania, między innymi nad zwierzętami, które

Page 170: B. Wojciszke - Psychologia miłości

170 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 12.Konflikt dążenie-unikanie: wzrost tendencji do unikania i dążenia do am-biwalentnego obiektu w zależności od bliskości tego obiektu.

za pomocą wstrząsów elektrycznych i jedzenia wyuczono i bać się,i chcieć tego samego obiektu).

Dopóki rozmowa jest jeszcze odległa, motywacja do jej prze-prowadzenia przeważa nad motywacją do jej uniknięcia i naszażona ożywiona jest szczerą chęcią zgłoszenia problemu („Jutro sięz nim rozmówię"). W miarę zbliżania się rozmowy chęć jej unik-nięcia rośnie jednak szybciej niż chęć jej przeprowadzenia i kiedymoment ten jest już bliski, motywacja unikania przeważa nad moty-wacją dążenia do rozmowy. W rezultacie żona wycofuje się z zamie-rzonej rozmowy („Nie dzisiaj, szkoda psuć nastrój, może pojutrzeporozmawiamy"). Jest to więc typowy konflikt „I chciałabym, i bojęsię". Zdesperowana żona kręcić się będzie wokół punktu przecie-

Page 171: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 171

cia obu motywacji (punktu równowagi, w którym obie mają jedna-kową siłę, w związku z czym nie dochodzi ani do wycofywania się,ani do zbliżania). Niczym pacjent z bolącym zębem, zmierzającydzielnie do dentysty, by uciec spod drzwi, kiedy wszystkie stoma-tologiczne niebezpieczeństwa zyskają na wyrazistości dzięki swejdotkliwej bliskości. Oczywiście, kiedyś w końcu zdecyduje się naodbycie rozmowy - wtedy gdy dojdzie jakiś dodatkowy argumentza jej przeprowadzeniem. Niestety, najczęściej jest to argumentw postaci własnej silnej emocji (oburzenia na męża, że raz jeszczepowiedział o czymś swojej matce). W rezultacie to, co miało byćzgłoszeniem problemu i poszukiwaniem jego rozwiązania, przero-dzi się w mało kontrolowany wybuch pretensji.

Przykład ten pokazuje jeden z powodów, dla których rozwią-zanie konfliktu jest tak trudne dla samych zainteresowanych. Na-wet kiedy sensowny kompromis jesi w pełni osiągalny, zainteresowaniprzystępują zwykle do jego poszukiwania w maksymalnie niekorzystnejsytuacji emocjonalnej, kiedy tak są na siebie wściekli bądź znękani,że widzą wszystko na czerwono lub czarno.

Czekanie ze zgłoszeniem problemu do czasu, gdy nie możnajuż dłużej wytrzymać, jest równie niebezpieczne, jak zgłaszanie gow tym momencie, w którym boli on najbardziej. W obu tych sta-nach bowiem trudno jest zrobić cokolwiek innego niż na oślepzaatakować partnera, a jeszcze trudniej - myśleć. Tu właśnie zdajesię zaczynać rola dla partnera. Skoro jest nam tak źle, to powiniennam pomóc, ukoić nasze emocje, jeżeli zaś nie potrafi tego zro-bić, to oczywiście zapytujemy się w duchu, do czego taki partnerjest nam w ogóle potrzebny. Ba! Jak jednak partner ma to zrobić,kiedy to on właśnie jest przedmiotem naszego ataku i przyczynąproblemu, w którym ma nam dopomóc? Jeżeli choć trochę sięnami przejmuje, partner zacznie się bronić i sam atakować! Sta-nowczo wydaje się, że znacznie lepiej jest od czasu do czasu zepsućdobry nastrój i przystąpić do nieprzyjemnych rozmów wtedy, kiedysą one jeszcze tylko nieprzyjemne.

Kompromis jest trudny emocjonalnie nie tylko dlatego, żemożna go osiągnąć w zasadzie jedynie po jasnym wyrażeniu i kon-frontacji sprzecznych pragnień i dążeń. Drugi oczywisty powód po-lega na tym, że choć kompromis jest rozwiązaniem jeszcze możli-wym do zaakceptowania dla obojga partnerów, to jednak jest on

Page 172: B. Wojciszke - Psychologia miłości

172 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

rozwiązaniem odbiegającym od możliwości najbardziej wymarzo-nej. Dopóki kompromis pozostaje kwestią czystej buchalterii strati zysków dokonywanej w imię realizmu, dopóty jest ciosem dla ro-mantycznej koncepcji jedności pragnień. Partnerzy mają więc dowyboru: albo porzucić tę koncepcję (co może być trudne, ponie-waż dla wielu ludzi jest ona jedyną wizją prawdziwej miłości), albow sposób istotny zmienić własne pragnienia, tj. bardziej pożądaćrozwiązania kompromisowego niż indywidualistycznego. To możebyć równie trudne, jeżeli traktowane będzie jako wyrzeczenie sięcząstki samego siebie. Dylemat ten zaiste przypomina wybór mię-dzy Scyllą a Charybdą i jeżeli nie zostanie przez partnerów rozwią-zany, pozostają oni między burzliwą udręką wzajemnych atakówa wewnętrzną emigracją bezkonfliktowości.

Niezłomność zasad, czyli pułapka sprawiedliwości

Wszyscy pragniemy sprawiedliwości i jak wykazały badaniaopisywane w poprzednim rozdziale, związki, w których wymianadóbr jest sprawiedliwa, mają większą szansę na trwałość i satysfak-cję niż związki niesprawiedliwe. A jednak domaganie się przedewszystkim sprawiedliwości przez każdego z partnerów jest bardzoniebezpieczne dla ich związku, gdyż prowadzić może do spiralicoraz bardziej negatywnych zachowań. Sprawiedliwość, jaką part-nerzy uzyskują, może łacno przybrać biblijną postać „oko za oko,ząb za ząb".

Badania nad przebiegiem wzajemnych kontaktów w parachmałżeńskich wykazują zgodnie, że w parach szczęśliwych zgłoszeniejakiegoś problemu spotyka się ze zgodą lub przynajmniej wysłucha-niem przez partnera. W parach nieszczęśliwych odpowiedzią jestnatomiast uskarżanie się na ten sam lub inny problem. Prowadzi todo przelicytowywania się partnerów w skargach i nieszczęściach, ja-kie ich w danym związku spotykają (Billings, 1979; Gottman, 1979;Schaap, 1984). Odwzajemnianie negatywnych zachowań i emocjiuważane jest powszechnie za najbardziej zabójcze dla związku zja-wisko, ponieważ prowadzi prostą drogą do ich nasilenia na zasadziebłędnego koła. Przy tym każde z partnerów uważa swoje zachowa-nie za sprawiedliwe, bo zgodne z niepisaną zasadą wzajemności(„jak ty mnie, tak ja tobie"). Po kilku rundach negatywnej wy-miany nie sposób rozstrzygnąć, „kto pierwszy zaczął", a każdy jest

Page 173: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 173

zwykle przekonany, że odpowiedzialność za to spoczywa na part-nerze. Oczywiście, dopóki każde z partnerów postępuje niczymniezłomny strażnik sprawiedliwości, postępuje również eskalacjanegatywności. Jedynym wyjściem z tego błędnego koła jest ponie-sienie niesprawiedliwego kosztu i odpowiedzenie dobrem na zło.Problem polega jednak na tym, że wysiłek taki ma sens jedyniepod warunkiem podobnej odpowiedzi partnera. Wyjściem z pu-łapki sprawiedliwości jest zgoda na poniesienie ryzyka, że naszadobra wola zostanie nadużyta i (raz jeszcze, jak zwykle sądzimy)wykorzystana przez „egoistycznego" partnera. Na krótką metę jestto zachowanie nierozsądne (niesprawiedliwie nagradzamy partnerai narażamy się na jeszcze jedną przykrość), choć na dłuższą metęjest to jedyne rozsądne zachowanie (jeżeli działania tego nie wy-konamy, możemy utracić partnera i nasz z nim związek).

Krzywda doznawana ze strony partnera jest doświadczeniemcałkowicie nieuchronnym w związku dwojga ludzi. Najmądrzej-szemu zdarzy się palnąć karygodne głupstwo (mądrzy ludzie różniąsię przecież od głupców tym, że jedynie oni potrafią postępowaćmądrze, głupstwa zaś popełniają i mądrzy, i głupcy). Nawet naj-bardziej kochającemu człowiekowi zdarza się tak dalece przejąćsobą, że nie widzi nikogo innego (gdy ma wątpliwości co do wła-snej wartości albo boli go głowa, co jest przecież równie dotkliwe,itd.). Krzywda zaś nie tylko boli, ale także automatycznie wywołujeochotę do zrewanżowania się zadającemu ból partnerowi. Kiedyżona mówi do męża: „Zepsułeś mi cały wieczór", ten prawie napewno odpowie: „To ty mi zepsułaś wieczór". Z czasem przeradzasię to w zautomatyzowaną rundę: „Zawsze musisz wszystko ze-psuć" - „Ależ to ty wszystko zawsze psujesz", gdzie żadne z partne-rów już nie wie, ani co znaczy „wszystko", ani co znaczy „zawsze".I wcale nie pragnie się tego dowiedzieć od drugiego, ponieważ niewymieniają już żadnych informacji, lecz jedynie negatywne emocje.

Kluczową dla związku umiejętnością partnerów jest powstrzyma-nie się od rewanżu, niewplątanic się w spiralę wymiany negatywneji konstruktywne zareagowanie na destruktywny postępek partnera.Rusbult i współpracownicy (1991) wykazali, że taka umiejętnośćodpowiedzenia dobrem na zło rośnie wraz ze wzrostem:

- dotychczasowego zadowolenia ze związku,- przekonania o jego ważności we własnym życiu,

Page 174: B. Wojciszke - Psychologia miłości

174 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

- wysiłku uprzednio włożonego w ów związek,- zaangażowania w jego utrzymanie.Skłonność do konstruktywnej reakcji na destruktywność part-

nera maleje zaś tym bardziej, im bardziej jesteśmy przekonani0 atrakcyjności innych związków potencjalnie nam dostępnych.Istotną rolę odgrywają też pewne indywidualne cechy partnerów,jak stopień skoncentrowania na sobie, niechęć do przyjmowaniaperspektywy partnera, czy psychiczna męskość-kobiecość (oma-wiana nieco dalej). Jednakże skłonność do odpowiadania dobremna zło jest ogólnie silniej uzależniona od stanu związku niż od indy-widualnych cech ludzi weń zaangażowanych. Ogólnie najważniej-szym aspektem związku, pozwalającym tę skłonność przewidywać,jest poziom zaangażowania partnerów w utrzymanie ich związku.

Opisywanie związku miłosnego w kategoriach strat i zysków,normy wzajemności czy sprawiedliwej wymiany może być użyteczne1 pożądane przy obiektywnej i bezosobowej (na przykład naukowej)analizie bliskich związków. Nie wydaje się natomiast, aby takiebuchalteryjne pojęcia były odpowiednimi kategoriami do analizywłasnego związku dwojga ludzi. Pojawienie się skłonności jednegobądź obojga partnerów do świadomego rozważania, czy wymianadóbr w ich od dawna trwającym związku jest sprawiedliwa, stanowisygnał ostrzegawczy, że dzieje się źle (Levinger, 1979). Dopókibowiem związek jest zadowalający, każdy z partnerów gromadzitaki zapas „zysków", że nie musi się martwić o znak bilansu. Kiedyjednak zaczyna się martwić, oznacza to wyczerpanie owej nadwyżkii sygnał, który nie może być długo ignorowany, jeżeli związek matrwać nadal, a przynajmniej jeżeli ma w nim trwać intymność.

Reakcje na niezadowolenie

Opisane wyżej pułapki są tylko jednym z możliwych źródełproblemów, jakie nękają związek dwojga ludzi. Nawet jeśli udasię uniknąć ich wszystkich, pojawienie się choćby krótkotrwałegoniezadowolenia w bliskim związku jest oczywiście nieuchronne. Ży-cie każdej pary dostarcza setek okazji do rozczarowań, konfliktów,udręk czy problemów. Powstaje więc istotne pytanie: jak ludziereagują na niezadowolenie ze swojego związku, jakie są następ-

Page 175: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 175

stwa różnych rodzajów reakcji i od czego zależy wybór reakcji naniezadowolenie?

Oczywiście na pytania te usiłowało odpowiedzieć wielu bada-czy, choć obawiam się, że przegląd wszystkiego, co mają oni do po-wiedzenia, byłby o wiele bardziej męczący niż pouczający. Zamiasttego przedstawię tu w zasadzie jedną tylko koncepcję - amerykań-skiej badaczki Caryl Rusbult. Koncepcja wydaje się udanym i ba-dawczo uzasadnionym kompromisem między prostotą (koniecznącechą użytecznej teorii) a skomplikowaniem (nieuchronnym przytak złożonym zjawisku jak długotrwały związek dwojga ludzi).

Punktem wyjścia tej koncepcji było uzyskanie od dużej grupyludzi swobodnego opisu ich własnych sposobów reagowania na nie-zadowolenie ze związku miłosnego, sposobów, jakie zaobserwowaliu siebie samych w przeszłości. Rusbult i Zembrodt (1983) zidentyfi-kowały ogółem kilkadziesiąt takich sposobów reakcji, których opisyprzedstawiły następnie innej grupie badanych, z prośbą o ocenę ichpodobieństwa do siebie. Oceny podobieństwa poddano następnieanalizie przy pomocy jednej z procedur statystycznych pozwalają-cych wydobyć ukrytą strukturę znaczeń leżącą u podstaw „powierz-chownego" podobieństwa między różnymi konkretnymi reakcjamina niezadowolenie. Owa ukryta struktura okazała się zawierać dwiezasadnicze osie: konstruktywność-destruktywność i aktywność-bier-ność. Jak ilustruje rysunek 13., zamiana każdego z tych wymiaróww dwudzielny podział pozwala wyróżnić cztery zasadnicze typy re-akcji na niezadowolenie, czyli Wyjście, Dialog, Lojalność i Zanie-dbanie.

Wyjście ze związku oznacza jego aktywne niszczenie. Wycofa-nie się z kontaktów, izolowanie się od partnera, decyzję „pozo-stańmy (tylko) przyjaciółmi", atak na partnera (włącznie z fizycz-nym), rozwód. Dialog to podejmowanie prób usunięcia problemui utrzymania związku w dobrym stanie. Dyskusje nad problemem,proponowanie jego rozwiązań, poszukiwanie kompromisu, poszu-kiwanie pomocy na zewnątrz (u przyjaciół, terapeutów itp.), próbyzmieniania siebie i/lub partnera. Lojalność oznacza cierpliwe prze-czekiwanie problemu w nadziei, że „samo się jakoś ułoży" alboże „czas zaleczy rany", trwanie przy partnerze, niezwracanie uwagina jego wady, modlenie się o zmianę na lepsze. Zaniedbanie ozna-cza wreszcie ignorowanie partnera, ograniczanie czasu z nim spę-dzanego, odmowę podejmowania dyskusji, chłodne bądź nieprzy-

Page 176: B. Wojciszke - Psychologia miłości

176 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 13.Wyjście, Dialog, Lojalność i Zaniedbanie: typologia reakcji na niezado-wolenie wywołane pojawieniem się problemu w bliskim związku dwojgaludzi. Źródło: Rusbult i in. (1986 a, s. 745).

jemne traktowanie partnera, krytykowanie go za rzeczy nie zwią-zane z aktualnym problemem. Słowem - spokojne przyglądaniesię, jak związek się wali.

Jak widać. Wyjście i Dialog są aktywnymi reakcjami na pro-blem - partnerzy podejmują jakieś kroki, by zmienić niepożądanystan rzeczy. Natomiast Lojalność i Zaniedbanie mają charakterbierny - partnerzy głównie pozwalają sprawom toczyć się ich wła-snym torem. Jednocześnie Dialog i Lojalność stanowią reakcjekonstruktywne, podtrzymujące związek, podczas gdy Wyjście i Za-niedbanie są destruktywne, ponieważ stanowią różne drogi zagładyzwiązku. Pomimo swej prostoty klasyfikacja ta zawiera w sobie

Page 177: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 177

istotne rozróżnienia i obejmuje większość faktycznie obserwowa-nych reakcji na problem niezadowolenia w bliskim związku. Przyj-rzyjmy się więc bliżej poszczególnym sposobom reagowania.

Dialog

Konkretnymi przykładami reakcji typu Dialog są następującewypowiedzi badanych: „Postanowiliśmy pójść na kompromis...";„Napisałam do niego list, by się zorientować, co właściwie siędzieje"; „Starałem się, jak tylko mogłem, aby to wszystko napra-wić". Rusbult i współpracownicy (1986 a) skonstruowali krótki sa-moopisowy kwestionariusz dość rzetelnie mierzący tendencję doreagowania strategią typu Dialog (a także pozostałymi strategiami,o czym mowa niżej). Składają się nań następujące twierdzenia:

1. Kiedy mój partner mówi czy robi coś, co mi się nie podoba,mówię mu, że mnie to denerwuje.

2. Kiedy gnębią nas jakieś problemy, dyskutuję o nich z moimpartnerem.

3. Gdy coś w moim partnerze psuje mi humor, mówię mu o tym.4. Gdy niedobrze się między nami dzieje, staram się zapropono-

wać takie zmiany w naszym związku, które rozwiązałyby pro-blem.

5. Kiedy jesteśmy na siebie źli, staram się podsunąć jakieś kom-promisowe rozwiązanie.

6. Gdy się pokłócimy, od razu staram się razem z nim odbudowaćzgodę między nami.

7. Gdy mamy z naszym związkiem jakieś poważne problemy, roz-ważam, czy nie zwrócić się o radę do kogoś z zewnątrz (przy-jaciół, rodziców, księdza czy terapeuty).

Pytanie w odniesieniu do każdej pozycji brzmi: „Jak często (orobisz?", a odpowiedzi udzielane są w skali od 1 (nigdy tego nierobię) do 9 (bardzo często tak robię). Zakres możliwych punktówwynosi więc od 9 do 63. W badaniach nad 68 przedmałżeńskimi pa-rami studenckimi (USA) średnie wyniki uzyskiwane przez kobiety(45,22) były znacząco wyższe od średnich wyników uzyskiwanychprzez mężczyzn (41,74).

Kobiety wykazują zatem większą niż mężczyźni skłonność doreagowania na problemy w sposób równocześnie konstruktywny

Page 178: B. Wojciszke - Psychologia miłości

178 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

i aktywny, czego zresztą należało oczekiwać z uwagi na pewne ge-neralne różnice między płciami. Dbanie o dobrą kondycję związ-ków uczuciowych stanowi bowiem istotny składnik tradycyjnegoi nadal obowiązującego stereotypu roli kobiecej („strażniczka ogni-ska domowego"). Ponadto kobiety są ogólnie bardziej zaintereso-wane emocjami niż mężczyźni (ci ostatni dziwią się kobietom, jakone mogą ustosunkowywać się do wszystkiego, co napotkają naswej drodze, podobnie jak kobiety dziwią się mężczyznom, jak onimogą tego nie robić). Różnica między kobietami i mężczyznamipod względem skłonności do stosowania Dialogu obserwowana jestdość powszechnie i w różnych kulturach. Na przykład Rubin (1976,s. 146) przytacza jako typową taką oto różnicę w reakcjach żonyi męża (małżeństwo robotnicze, USA):

Żona: Chciałabym, żeby ze mną porozmawiał, żeby powie-dział mi, o czym myśli. Gdy się pokłócimy, chciałabym, żebyśmyze sobą porozmawiali, może udałoby nam się coś zrozumieć. Niechcę wskakiwać od razu do łóżka i udawać, że nic się nie stało.

Mąż: Rozmawiać! Rozmawiać! A co tu jest do rozmawiania?Ja chcę się z nią kochać, a ona mi mówi, że chce rozmawiać. W jakisposób rozmawianie może ją przekonać, że ją kocham?

Identyczny wątek odnaleźć można w niezliczonych listach do„Kącików złamanych serc" w różnych tygodnikach.

Ponieważ Dialog jest zarówno konstruktywny, jak i aktywny,strategia ta ma stosunkowo największe szansę na rzeczywiste roz-wiązanie problemu. Jest to więc typ reakcji najbardziej pożądanyz punktu widzenia utrzymania intymności i całego związku. W pew-nych badaniach poproszono kilkaset dorosłych osób o opisanie do-wolnego problemu, jaki ostatnio spotkały w swoim związku, orazopisanie swoich nań reakcji. Pozwalało to stwierdzić, jak dalecebadani przejawiali skłonności do Dialogu, Lojalności, Zaniedbaniai Wyjścia w odpowiedzi na ten konkretny problem. Proszono teżo ocenę, jak dalece własna odpowiedź na problem okazała się sku-tecznym jego rozwiązaniem, a także o ocenę aktualnej (a więc jużpo reakcji na problem) satysfakcji ze związku i własnego weń za-angażowania. Jak pokazują wyniki z tabeli 10., im bardziej badanireagowali Dialogiem, tym większe było ich przekonanie o skutecz-ności własnej reakcji, a także tym większa była późniejsza satysfak-cja ze związku. Dialog był tą strategią, która najsilniej ze wszystkichłączyła się ze skutecznym rozwiązaniem problemu (choć związek

Page 179: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 179

tej strategii z satysfakcją i zaangażowaniem był słaby - słabszy niżw przypadku strategii destruktywnych).

Tabela 10.

Wpływ typu reakcji na specyficzny problem w bliskim związku dwojgaludzi, na przekonanie o skuteczności własnej reakcji, na późniejszą satys-fakcję ze związku i późniejsze weń zaangażowanie (korelacje oznaczonegwiazdką istotnie odbiegają od poziomu przypadkowego). Źródło: Rus-bult i in. (1986 b, s. 56).

skutecznośćsatysfakcja

zaangażowanie

Dialog0,54*0,20*0,06

Lojalność0,17*0,080,15*

Zaniedbanie- 0,32"- 0,44*-0,25*

Wyjście-0,11- 0,43*- 0,50*

Lojalność

Konkretnymi przykładami reakcji typu Lojalność są takie wy-powiedzi badanych, jak „Kochałem ją tak bardzo, że nie zwracałemuwagi na jej przywary", „Czekałam w nadziei, że może wszystkosię ułoży, i zawsze się z nim umawiałam, kiedy mnie o to poprosił".Kwestionariusz mierzący tendencję do reagowania strategią typuLojalność składa się z następujących twierdzeń:

1. Kiedy gnębią nasz związek jakieś problemy, cierpliwie czekam,aż wszystko się unormuje.

2. Gdy coś mnie w naszym związku niepokoi, to zanim cokolwiekpowiem, czekam, czy sprawy same się jakoś nie ułożą.

3. Kiedy mój partner mnie skrzywdzi, nic nie mówię - po prostumu wybaczam.

4. Jeżeli jesteśmy na siebie rozgniewani, to zamiast od razu jakośdziałać, pozwalam danej sprawie, aby sama nieco „przyschła".

5. Gdy odnajduję w partnerze coś, co mi się nie podoba, akcep-tuję jego słabość czy wadę nie usiłując go zmienić.

6. Jeżeli mój partner zachowuje się w irytujący sposób, to z górytłumaczę wątpliwości na jego korzyść i zapominam o całejsprawie.

Page 180: B. Wojciszke - Psychologia miłości

180 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

7. Kiedy mamy kłopoty, to niezależnie od tego, jak źle rzeczy sięmają, pozostaję lojalna w stosunku do partnera.

Oczywiście, odpowiedzi na te pytania również udzielane są wskali od 1 (nigdy tego nie robię) do 9 (bardzo często tak robię).W badaniach Rusbult średnie wyniki uzyskiwane przez kobiety wy-nosiły 37,26, a prawie identyczne wyniki uzyskali ich partnerzy(37,13).

Lojalność jest reakcją konstruktywną, choć bierną. Nic dziw-nego, że -jak pokazuje tabela 10. -jej powiązanie ze skutecznościąi późniejszym zaangażowaniem w związek jest słabe (a z satysfak-cją ze związku w ogóle nieistotne).

ZaniedbaniePrzykładami reakcji tego typu są takie wypowiedzi badanych,

jak: „Wyglądało to, jakbyśmy dryfowali w przeciwnych kierunkach- zamienialiśmy ze sobą pięć, może dziesięć słów na tydzień";„Właściwie nie zależało mi na tym, czy ten związek się rozpadnie,czy jednak się naprawi. Myślę, że po prostu starałem się sobie ja-koś z tym poradzić. Grywałem w brydża i czytałem dużo książek";„Cokolwiek by powiedział, moją odpowiedzią było głównie mil-czenie oraz ignorowanie go, gdy byliśmy w towarzystwie innych".Kwestionariusz mierzący tendencję do reagowania Zaniedbaniemskłada się z następujących twierdzeń:

1. Gdy coś mi się u partnera nie podoba, raczej się boczę niżprzystępuję do konfrontacji.

2. Kiedy postępowanie partnera mnie wzburzy, zwykle krytykujęgo za coś, co nie ma bezpośredniego związku z danym pro-blemem.

3. Kiedy jestem na partnera zdenerwowana, przez jakiś czas za-chowuję się tak, jakby go w ogóle nie było.

4. Gdy jestem naprawdę wściekła, traktuję mojego partnera w pa-skudny sposób (na przykład ignoruję go albo mówię rzeczy,które go zranią).

5. Kiedy mamy jakiś problem, staram się całą rzecz traktowaćjako niebyłą i o niej zapomnieć.

6. Gdy jestem rozgniewana na mojego partnera, spędzam z nimmniej czasu (za to więcej na przykład z przyjaciółmi, w pracyczy oglądając telewizję).

Page 181: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 181

7. Kiedy mamy ze sobą jakieś problemy, odmawiam rozmów naich temat.

Przeciętne wyniki kobiet w tym kwestionariuszu wynoszą 22,60;mężczyzn zaś 23,50 (różnica nieistotna) i są znacznie niższe oddwóch poprzednio omawianych strategii konstruktywnych. Wynikiprzedstawione w tabeli 10. sugerują, że Zaniedbanie jest najbar-dziej nieskuteczną strategią reagowania na problem, a także pro-wadzi do spadku satysfakcji i zaangażowania w związek.

Wyjście

Przykłady reakcji typu Wyjście to wypowiedzi: „Powiedziałammu, że mam już tego dosyć i że to już koniec"; „No, uderzyłemją parę razy, wstyd powiedzieć"; „Rozwiodłam się z nim". A otokwestionariusz mierzący tendencję do reagowania typu Wyjście:

1. Kiedy jest mi z nim źle, myślę o zerwaniu.2. Rozmawiam z partnerem o zerwaniu, gdy jestem na niego

wściekła.3. Kiedy mamy ze sobą jakieś poważne problemy, podejmuję

działania, aby zakończyć cały ten związek.4. Kiedy partner mnie mocno zirytuje, myślę o zakończeniu tego

związku.5. Kiedy mamy problemy, proponuję, żebyśmy ze sobą skończyli.6. Kiedy sprawy między nami mają się naprawdę kiepsko, staram

się mojego partnera do mnie zniechęcić.7. Kiedy jestem z naszego związku niezadowolona, zaczynam my-

śleć o spotykaniu się z innymi,

Przeciętne wyniki kobiet w tym kwestionariuszu wynoszą 18,86;mężczyzn zaś 17,26 (różnica nieistotna), są więc niższe od wynikówwszystkich poprzednich kwestionariuszy. Tak więc w przypadkukrótko jeszcze trwających związków młodych ludzi Wyjście i Zanie-dbanie (a więc obie strategie destruktywne) stosowane są stosun-kowo rzadko. Pozostaje to w zgodzie z zawartością poprzednichrozdziałów przekonujących, że początkowe fazy związku są naj-przyjemniejsze i powiązane z największą satysfakcją. Wyniki z ta-beli 10. wskazują, że Wyjście jest strategią mało skuteczną, obni-żającą satysfakcję ze związku i - oczywiście - prowadzi do (czy też

Page 182: B. Wojciszke - Psychologia miłości

182 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

stanowi przejaw) silnego spadku zaangażowania zainteresowanychw utrzymanie ich związku.

Ta sama tabela sugeruje, że związek między strategiami re-agowania na problem a satysfakcją jest silniejszy dla strategii de-struktywnych niż konstruktywnych: Wyjście i Zaniedbanie silniejobniżają satysfakcję ze związku, niż Dialog i Lojalność ją podwyż-szają. Bardzo zbliżone wyniki uzyskała także Rusbult i jej współ-pracownicy (1986 a), prowadząc badania nad wpływem poszczegól-nych strategii na ogólną kondycję związku, rozumianą jako sumaróżnych wskaźników namiętności, intymności i zaangażowania uzy-skiwanych przez oboje partnerów łącznie. Wyjście i Zaniedbanieznacznie silniej (i negatywnie) związane były z ogólnym szczęściembadanych par niż Dialog i Lojalność. Dialog wpływał pozytywnie,choć słabo, podczas gdy w ogóle nie udało się zaobserwować za-leżności między Lojalnością a większością wskaźników „dobroci"związku. Podobnie wyglądała też sprawa ze spostrzeganiem reakcjipartnera: w parach nieszczęśliwych spostrzegano partnera jako bar-dziej skłonnego do reagowania Wyjściem i Zaniedbaniem niż w pa-rach szczęśliwych. Zgodnie też z tym, o czym była mowa przy oka-zji pułapki sprawiedliwości, najsilniejszym korelatem braku szczę-ścia było destruktywne odpowiadanie na destruktywne zachowaniepartnera (wymiana negatywna).

Większa waga strategii destruktywnych niż konstruktywnychjest zresztą jednym z nielicznych wyników powtarzających się w licz-nych i skądinąd bardzo się różniących badaniach. Na przykładwielu badaczy porównujących funkcjonowanie par szczęśliwychi nieszczęśliwych stwierdziło, że prawie wcale nie różnią się one na-tężeniem czy częstością zachowań konstruktywnych. Główna róż-nica polega na silnie destruktywnych zachowaniach par nieszczęśli-wych, takich jak krytycyzm, odrzucanie partnera i wrogość (wszyst-kie trzy są zresztą bardzo często wyrażane bez pośrednictwa słów,a więc za pomocą mimiki, tonu głosu, postawy własnego ciała w sto-sunku do partnera). Jak podsumowuje te badania Montgomery(1988, s. 345), „wymiana zachowań pozytywnych jest mniej ważnaod niewymieniania zachowań negatywnych".

Dlaczego reagowanie destruktywne jest ważniejsze od zacho-wań konstruktywnych?

Po pierwsze, te ostatnie są czymś oczywistym, zgodnym z ocze-kiwaniem zarówno stereotypowym (czyż nie po to ludzie się z sobą

Page 183: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 183

wiążą, by się wzajemnie wspierać?), jak i skierowanym na kon-kretnego partnera („Przecież mnie kocha i związał się ze mną").Zachowania destruktywne są oczywiście sprzeczne z jednym i dru-gim, co ma szereg konsekwencji. Przede wszystkim są one bardziejwyraziste, łatwiej je zauważyć i zapamiętać (wiele badań dowo-dzi, że zwykle lepiej pamiętamy informacje negatywne i sprzecznez oczekiwaniami niż dane pozytywne i z oczekiwaniami zgodne).Co ważniejsze, zwykle inaczej też wyjaśniamy sobie zachowaniazgodne i niezgodne z oczekiwaniami. Te pierwsze, jako zgodnez normą kulturową, w ogóle słabiej prowokują do myślenia o tym,co je sprowadziło, a w szczególności do poszukiwania ich przy-czyn w partnerze - „tak się robi" i już! Zachowania niezgodnez oczekiwaniami - i zwykle negatywne - nie są jednak kwitowanew podobny sposób i wymagają jakiegoś szczególnego wyjaśnienia.A ponieważ są niezgodne z normą, wywołują skłonność do ich wy-jaśniania szczególnymi („nienormalnymi") cechami partnera.

Logika naszego myślenia o przyczynach zachowania partnerajest więc taka, że łatwiej o przypisanie mu wyróżniających go cechodpowiedzialnych za jego zachowania negatywne niż o przypisaniemu cech odpowiedzialnych za zachowania pozytywne. Wszystko tosprawia, że większa jest szansa przypisania partnerowi szczególnychwad na podstawie jego zachowań destruktywnych niż szczególnychzalet na podstawie jego zachowań konstruktywnych - nawet wtedy,gdy liczba jednych i drugich jest taka sama, i nawet wówczas, gdydestruktywnych jest znacznie mniej, co zresztą jest regułą niemalw każdym związku.

Po drugie, jak już była o tym mowa przy okazji pułapki do-broczynności, w bliskim związku dwojga ludzi (i nie tylko) dobroszybciej traci na wartości niż zło. Po latach trwania związku prawi-dłowość ta może w oczywisty sposób przyczyniać się do silniejszejreakcji uczuciowej na destruktywne niż na konstruktywne zacho-wania partnera.

Od czego zależy rodzaj reakcji?

Zapewne najprościej byłoby odpowiedzieć: od tego, kto re-aguje. Ludzie przyzwoici i konstruktywni reagują konstruktywniena problemy, ludzie paskudni i destruktywni reagują destruktyw-

Page 184: B. Wojciszke - Psychologia miłości

184 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

nie. Patrząc na własnych partnerów przez różowe bądź czarne oku-lary naszych uczuć, często jesteśmy skłonni udzielać sobie prywat-nie takiej właśnie odpowiedzi („Żona ci wypruwa flaki/«BO TYZAWSZE JESTEŚ TAKI»" - jak pisał Boy). Nietrudno jednakzauważyć, że takie wyjaśnienie niczego w istocie nie wyjaśnia, po-dobnie jak Molierowskie wyjaśnienie, że opium usypia, ponieważma moc usypiania. Stanowi jedynie jeszcze jeden akt ujawnienianaszych uczuć w stosunku do partnera. Co jednak nie znaczy, żeludzie nie różnią się ogólną skłonnością do reakcji różnych typów.Sprawa nie jest tak prosta, że „dobrzy" mają skłonność do reakcjikonstruktywnych, „źli" zaś - do destrukcji.

Męskość-kubiecość

Cechą wpływającą na typ reagowania na problemy w związkujest płeć - wspominałem wyżej, że kobiety mają większą skłonnośćdo dialogu niż mężczyźni. Co ciekawe, w rzeczywistości ważna jesttu jednak nie tyle biologiczna pleć, ile psychiczna męskość-kobie-cość. W sensie psychicznym męskość to tyle, co ogólna orientacjacharakterystyczna dla tradycyjnej roli męskiej. To znaczy orienta-cja na zadanie, działanie, sukces i świat przedmiotów czy idei oraztowarzyszące jej (w ramach stereotypu) takie męskie cechy, jak ak-tywność, niezależność, skłonność do dominacji t instrumentalnegotraktowania innych. Z kolei kobiecość to tyle, co orientacja cha-rakterystyczna dla tradycyjnej roli kobiecej. A zatem orientacja nakontakty międzyludzkie, na przeżywanie i podtrzymywanie uczućoraz takie cechy kobiece, jak serdeczność, opiekuńczość, zależnośćod innych i zainteresowanie nimi. Tak rozumiana męskość-kobie-cość wcale nie musi się pokrywać z płcią biologiczną. Co więcej,ta sama osoba może być równocześnie męska i kobieca; ani mę-ska, ani kobieca; męska, choć nie kobieca; bądź też kobieca, choćnie męska (Bem, 1974). Stosownie do tego będzie się ona charak-teryzować odpowiednim zachowaniem i postawami, na przykładw zakresie stylu komunikacji z ludźmi, skłonności do zwierzaniasię, pojmowania ról małżeńskich itd.

Ponieważ kobiecość wiąże się, najkrócej mówiąc, z przykłada-niem dużej wagi do ciepłych i zadowalających kontaktów z innymi,oczekiwać należy, że osoby silnie kobiece charakteryzować się będądużą skłonnością do strategii raczej konstruktywnych (Dialog, Lo-jalność) niż destruktywnych (Wyjście, Zaniedbanie). Ponieważ zaś

Page 185: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 185

męskość wiąże się z większą aktywnością i nastawieniem zadanio-wym, oczekiwać można, że osoby silnie męskie charakteryzowaćsię będą dużą skłonnością do raczej aktywnego niż biernego odpo-wiadania na pojawiające się problemy (a więc raczej do Dialogulub Wyjścia niż Lojalności i Zaniedbania).

Przewidywania te sprawdzano w serii badań, w których mie-rzono za pomocą kwestionariuszy zarówno męskość („Zwykle pró-buję raczej kontrolować innych niż dać się im kontrolować"; „Gdyjestem z kimś innym, to ja podejmuję większość decyzji" itp.), jaki kobiecość („Lubię być z ludźmi, którzy przyjmują w stosunku domnie opiekuńczą postawę"; „Ludzie lubią mi opowiadać o swoichkłopotach, bo wiedzą, że uczynię wszystko, aby im pomóc" itp.).Oczywiście, mierzono również skłonność do reagowania różnymitypami strategii. Typowe wyniki jednego z tych badań przedstawiarysunek 14.

Jak pokazuje względna wysokość położenia wykresów dla osóbsilnie i słabo kobiecych, kobiecość sprzyja częstszemu stosowaniuobu strategii konstruktywnych (a w większości przypadków takżerzadszemu stosowaniu strategii destruktywnych). O oddziaływa-niu męskości świadczy natomiast kąt nachylenia („stromość") wy-kresów. Jak widać, silna męskość sprzyja rzadszemu reagowaniustrategiami konstruktywnymi i częstszemu stosowaniu strategii de-struktywnych (z jednym wyjątkiem: Zaniedbania, gdzie ta różnicaznika u osób silnie kobiecych). A zatem hipoteza o powiązaniumęskości ze skłonnością do strategii aktywnych nie zyskała sobiepotwierdzenia. Jest raczej tak, że męskość hamuje reakcje kon-struktywne i najczęściej sprzyja destruktywności. Natomiast kobie-cość sprzyja konstruktywności i hamuje destruktywność w reago-waniu na problemy w bliskim związku dwojga ludzi. Dodać warto,że w tym i w innych badaniach wpływ biologicznej płci na częstośćstosowania poszczególnych strategii był znacznie słabszy, zwyklenieistotny.

Jest to jedna z kilku prawidłowości sugerujących, że silna mę-skość mężczyzny jest raczej dwuznacznym błogosławieństwem dla bli-skiego związku dwojga ludzi. Z jednej strony prawdą jest, że męż-czyźni zachowujący się w typowo męski (na przykład dominujący)sposób spostrzegani są przez kobiety jako bardziej pociągający (Sa-dalla i in., 1987). Męskość zachęca więc do namiętności (trudno

Page 186: B. Wojciszke - Psychologia miłości

186 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rysunek 14.Wpływ męskości i kobiecości na częstość reagowania na problemy Dialo-giem, Lojalnością, Zaniedbaniem i Wyjściem. Źródło: na podstawie da-nych Rusbult i współpracowników (1986 c).

Page 187: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 187

0 mniej odkrywcze stwierdzenie). Być mężczyzną oznacza też, mię-dzy innymi, być skutecznym dostarczycielem niezbędnych dóbr (foku niegdysiejszych Eskimosów, samych już tylko futer u dzisiejszychPolaków). Męski mężczyzna jest więc dla związku w oczywisty spo-sób bardziej przydatny niż mężczyzna mało męski.

Z drugiej jednak strony, męskość hamuje intymność. Nie tylkodlatego, że sprzyja destruktywności, a hamuje konstruktywnośćw reakcjach na niezadowolenie. Także dlatego, że skojarzona jestz małą empatią i niechęcią do zwierzania się oraz ujawniania in-nym własnych emocji (o czym mowa była w poprzednich rozdzia-łach). Nie bez powodu to mężczyźni wymyślają i śmieją się z takichdowcipów, jak ten, gdzie mąż powiada do żony: „Jeżeli chcesz po-rozmawiać, to dlaczego nie zadzwonisz do audycji Radiosłuchaczemówią1}"

Wygląda więc na to, że idealny (no, powiedzmy - pożądany)partner to taki, który jest nie tylko męski, ale i kobiecy. Podobnywymóg stosuje się zapewne i do pożądanej partnerki. W świetlebadań nad funkcjonowaniem związku i utrzymywaniem w nim wy-sokiego poziomu intymności kobiecość wydaje się cechą dość jed-noznacznie dobrą. Niemniej, jak pisałem poprzednio, jednym z naj-poważniejszych problemów w długotrwałym związku jest nuda. Po-nieważ jednostronna kobiecość może być równie nudna jak jedno-stronna męskość, większą szansę sukcesu ma taki związek, w któ-rym i partnerka jest nic tylko kobieca, ale i męska (o ile nie prze-straszy tym swego partnera!).

Mamy tu do czynienia z paradoksalną sprzecznością międzytym, co spotyka chłopców i dziewczęta w procesie wychowania1 socjalizacji, a tym, czego od nich oczekują ich partnerzy w do-rosłym już związku. Jako małe i większe dzieci, chłopcy uczą się,że należy być przede wszystkim mężczyzną - kontrolować własneemocje („mężczyzna nie plącze"), być niezależnym od innych, am-bitnie skupiać się na zadaniach itd. Kiedy chłopcy już się mężczy-znami staną, dowiadują się od swoich partnerek, że mężczyznami,owszem być mają, ale powinni też okazywać swoje emocje (ina-czej spotykają się z nie pozbawionym racji: „Czy ty w ogóle cośczujesz?"), powinni uzależniać własne uczucia i decyzje od swojejpartnerki (przez wzgląd na równouprawnienie) i zaprzestać (ego-istycznej) koncentracji na własnych ambicjach. Jako małe i większe

Page 188: B. Wojciszke - Psychologia miłości

188 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

dzieci, dziewczynki uczą się przede wszystkim być miłe, uległe i ci-che, troszczyć się o innych i ich uczucia, słowem - uczą się, jakbyć kobiecymi. Po to tylko, by później odkryć, że wcale nie chcąbyć uległe i ciche, a nawet nie mogą, skoro, na przykład, mają nietylko pracować na jednym etacie w domu, lecz także na drugim- poza domem. Te „dwa etaty" wcale nie zawsze wymuszane sąwarunkami ekonomicznymi, ponieważ praca zawodowa kobiet jestwspółcześnie bardzo powszechnym zjawiskiem nawet w najbogat-szych krajach. Jest to po prostu przejaw dość uniwersalnej w na-szych czasach zmiany wzorca kulturowego roli mężczyzny (mają-cego coraz większy udział w opiece nad dziećmi) i kobiety (mającejcoraz większy udział w utrzymaniu domu).

Pomijając tu rozważania nad przyczynami i skutkami tej zmia-ny, poprzestańmy na wniosku, że żyjemy w czasach, kiedy niezależnieodpici biologicznej, każdy z nas coraz bardziej zmuszony jest być i ko-biecy (w bliskim związku z innym człowiekiem) i maski (poza tymzwiązkiem). Jest więc nam trudniej niż naszym dziadkom i bab-ciom. Ale ciekawiej.

Samoocena

Inną cechą wpływającą na wybór między Dialogiem i Wyjściemz jednej - a Lojalnością i Zaniedbaniem z drugiej strony jest samo-ocena. Logiczne wydaje się przypuszczenie, że osoby o samooceniewysokiej, to znaczy przekonane o swojej własnej wartości i o tym,że zasługują raczej na dobry los w życiu, bardziej będą skłonne„chwytać byka za rogi", a więc wybierać strategie aktywne. Osobyo samoocenie niskiej, przekonane, że ani nie zasługują na wiele,ani nie potrafią zbyt dobrze radzić sobie z kłopotami, powinny zaśwybierać strategie raczej bierne.

Co najmniej trzy badania przekonują, że jest tak w istocie, alejedynie w odniesieniu do strategii destruktywnych: osoby o samo-ocenie wysokiej częściej wybierają Wyjście ze związku, natomiastosoby o samoocenie niskiej - Zaniedbanie. Jednakże w obrębiestrategii konstruktywnych samoocena nie decyduje o wyborze mię-dzy Dialogiem a Lojalnością (Rusbult i in., 1987). Dopóki więcsprawy związku mają się dobrze (a reakcje na problemy pozostająraczej konstruktywne), przekonanie partnerów o własnej warto-ści nie wpływa na sposób reagowania na niezadowolenie. Dopiero

Page 189: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 189

wtedy, gdy związek zaczyna szwankować (a reakcje na problemystają się raczej destruktywne), dotkliwe niezadowolenie skłaniapartnerów do rozważania tego, co można by uzyskać gdzie indziej.Osoby o samoocenie wysokiej, a więc przekonane, że mogą uzyskaćszczęście poza związkiem, aktywnie angażują się w jego destrukcję.Natomiast osoby o samoocenie niskiej, przekonane, że „raju niema nigdzie", nie demontują aktywnie swego związku, lecz jedyniepozwalają mu na „samoistny" upadek.

Bierność-aktywność wybieranych strategii jest także uzależ-niona od wagi problemu. Problemy poważne, stanowiące źródłodotkliwego niezadowolenia, zachęcają do aktywnych prób jego usu-nięcia, a więc albo do konstruktywnego Dialogu, albo do destruk-tywnego Wyjścia (Rusbult i in. 1986 b). Z kolei problemy niewiel-kie, wywołujące jedynie słabe niezadowolenie, powinny wzbudzaćraczej słabsze, bierne reakcje. Dotychczasowe badania potwier-dzają jednak tę prawidłowość li tylko dla Lojalności, dla Zanie-dbania natomiast nie.

Stan związku

Najsilniejszym wyznacznikiem wyboru strategii powinnny jed-nak okazywać się nie cechy partnerów czy aktualnego problemu,lecz ogólny stan związku. Indywidualne cechy są bowiem ogólniemniej ważne dla związku od tego, co konkretnie partnerzy w swoimzwiązku robią, ich zachowania zaś kształtowane są przede wszyst-kim stanem związku (który także decydująco wpływa na to, copartnerzy uważają za problem poważny, a co za nieważny).

Aczkolwiek oczywistą prawdą jest, że różni ludzie mają różnecechy charakteru i osobowości, to jednak związek ogólnych cechz konkretnymi (szczególnie pojedynczymi) zachowaniami jest z re-guły bardzo słaby. Ponadto faktyczny związek cech charakteru z za-chowaniem jest znacznie słabszy od związku, jaki ludzie skłonni sągołym okiem dostrzegać. Za zachowanie naszych partnerów częstoodpowiedzialna jest sytuacja, w której ich zachowanie ma miej-sce. Ponieważ jednak sytuacja jest tylko tłem, na którym widzimydziałającego i skupiającego naszą uwagę człowieka, na ogół skłonnijesteśmy przeceniać wpływ cech człowieka na jego zachowanie i niedoceniać sytuacji, która umyka naszej uwadze (Ross, 1977). Kiedynasz partner zachowuje się w sposób agresywny, skłonni jesteśmy

Page 190: B. Wojciszke - Psychologia miłości

190 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

sądzić, że „agresywność" to cecha, z którą on niemalże się urodził,natomiast trudno nam zauważyć, że agresję tę mogła wywołać sy-tuacja, w jakiej partner się znajduje. A już ostatnią rzeczą, jakaprzychodzi nam do głowy, jest myśl, że sami się do tej agresji przy-czyniliśmy prowokując partnera swoimi „słusznymi przecież" uwa-gami. Podobnie trudno nam zrozumieć, że wybuch złości partneramógł być spowodowany ciągiem niewielkich, kapiących niczym kro-ple z kranu frustracji, które wybuch poprzedzały, ale których niebyliśmy świadkiem.

„Sytuacja" oznacza tu przede wszystkim stan związku obojgazainteresowanych. A więc czy są z niego zadowoleni, czy nie, czysą weń zaangażowani, czy związek ten jest bardziej, czy też mniejpociągający od tego, co czekałoby partnerów poza nim. Jeżeli part-nerzy są ze swego związku zadowoleni, to, rzecz jasna, będą staralisię go raczej chronić niż demontować. Duża satysfakcja ze związkuprowadzi do reagowania strategiami konstruktywnymi (Dialogiemi Lojalnością) i hamowania stosowania strategii destruktywnych(Zaniedbania i Wyjścia). Dane z tabeli 11. przekonują, że takjest w istocie. Podobnie oddziałuje także poziom zaangażowaniapartnerów w związek. Zaangażowanie mierzono w tym badaniu zapomocą ocenianego przez partnerów wysiłku, jaki dotąd włożyliw swój związek (wysiłek taki jest jednym z głównych wyznaczni-ków zaangażowania w związek, o czym mowa w następnym roz-dziale). Im więcej wysiłku partnerzy włożyli dotąd w swój związek,tym większa skłonność do chronienia go i stosowania strategii kon-struktywnych, a mniejsza - do reagowania destruktywnego.

Trzecią sprawą rozważaną w tabeli jest atrakcyjność alternatyw- jak dalece pociągający są inni partnerzy bądź odmienny styl ży-cia (na własną rękę, bez stałego związku). Atrakcyjność alternatywjest ogólnie słabiej związana z wyborem strategii, sprzyja jednakstrategiom destruktywnym, w szczególności aktywnemu Wyjściu zezwiązku, hamuje zaś strategie konstruktywne, w szczególności Lo-jalność.

Tabela 11.

Typ reakcji na niezadowolenie a dotychczasowa satysfakcja ze związku,wysiłek dotąd włożony w związek oraz atrakcyjność alternatywnych związ-ków. Liczby oznaczają korelacje, które mogą się zmieniać od 1,00 (bardzosilny dodatni związek), przez 0,00 (brak jakiegokolwiek związku), do -1,00

Page 191: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI 191

(bardzo silny ujemny związek). Korelacje oznaczone gwiazdką islotnie od-biegają od poziomu przypadkowego. Źródło: Rusbult i in.(1982, s. 1239).

SatysfakcjaWysiłek

Alternatywy

Dialog0,56*0,59*-0,14

Lojalność0,49*0,38*

- 0,48*

Zaniedbanie-0,45*- 0,38'

0,19

Wyjście- 0,48*- 0,27*0,54"

Ponieważ tabela ta zawiera korelacje stwierdzające jedyniesiłę, a nie kierunek zależności, nasuwa się pytanie, co jest przy-czyną, a co skutkiem. Na przykład czy to dotychczasowa satysfakcjaze związku wywołuje skłonność do Dialogu, czy też bywa tylko naodwrót - logiczne jest przecież, że ludzie aktywnie dbający o dobroswego związku odnosić zeń muszą większą satysfakcję.

Szczegółowe badania Rusbult i współpracowników (1982) po-kazały, że skłonność do Dialogu cechuje przede wszystkim związkiznajdujące się w początkowych fazach rozwoju, w których po-ziom satysfakcji i intymności jest jeszcze wysoki. Skłonność ta słab-nie w późniejszych fazach związku. Natomiast odwrotnie mają sięsprawy z Lojalnością. Wtedy, kiedy związek dostarcza nam (jesz-cze) dużej satysfakcji, Lojalność jest zbyt bierną formą jego obrony,pasuje zaś do faz późniejszych, kiedy to sprawy związku budzą jużzwykle mniej emocji. Im starszy związek (i jego partnerzy), tymmniejsza skłonność do Dialogu, a tym większa skłonność do re-agowania Lojalnością (Rusbult i in., 1986 b). Obie te zależnościsą jednak bardzo słabe, prawdopodobnie dlatego, że liczony w la-tach wiek związku jest jedynie pośrednim i zawodnym wskaźnikiemfazy, w jakiej związek się znajduje (niektóre związki zapewne szyb-ciej przechodzą od faz wcześniejszych do późniejszych, a pewna ichliczba nigdy nie dochodzi do fazy związku pustego). Co ciekawe,wraz z wiekiem związku i partnerów spada również skłonność doreagowania na problemy aktywnym wyjściem ze związku. Wyglądawięc na to, że wraz z upływem czasu spada skłonność partnerówdo stosowania wszelkich aktywnych strategii.

Tabela 11. wskazuje także, że im bardziej reagujemy Lojalno-ścią, tym mniej skłonni jesteśmy uważać za atrakcyjnych innych

Page 192: B. Wojciszke - Psychologia miłości

192 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

potencjalnych partnerów czy też życie na własną rękę, poza związ-kiem. Ponieważ spostrzeganie innych możliwych związków jakomato kuszących decyduje o zaangażowaniu w aktualny związek (oczym mowa w następnym rozdziale), jest to istotna zaleta Lojalno-ści. Zalety tej zdaje się być pozbawiona strategia Dialogu. Sugerujeto, że mimo swego biernego charakteru Lojalność jest strategią niewe wszystkim gorszą od aktywnego Dialogu, ponieważ niesie takiedobroczynne dla związku skutki, których Dialog nie daje.

Page 193: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 6

Związek pusty i jego rozpad

Samopodtrzymujący charakter zaangażowaniu- uzasadnianie własnych działań- dotychczasowe inwestycje- związek z partnerem jako część własnego „ja"

Chcieć mimo wszystko, czyli względność satysfakcji- oczekiwania a zyski i koszty- możliwości zastępcze

Bariery- poczucie winy- dzieci- naciski społeczne

Rozpad

Jest tylko Beatrycze i jej właśnie nie ma

Jan Lechoń

Spadek intymności jest w zasadzie możliwy do uniknięcia, choćwzrastająca liczba rozwodów i omawiana w poprzednim rozdzialeponura krzywa satysfakcji wskazuje, że zapewne większości par nieudaje się intymności utrzymać. Nie spada ona do zera (wielu ba-daczy twierdzi, że pewne jej elementy, na przykład przywiązanie,nigdy nie zanikają całkowicie), niemniej spada poniżej poziomu,który jeszcze partnerów zadowala. Pozytywnych uczuć jest małoi często znacznie mniej niż emocji negatywnych wynikających z do-znanych w przeszłości krzywd i nigdy nie rozwiązanych konfliktów.Po latach trwania związku także namiętność jest już tylko echemprzeszłości. Powodów do zadowolenia jest więc niewiele, powodówdo niezadowolenia tysiąc, przynajmniej jeśli zapytać o to samych

Page 194: B. Wojciszke - Psychologia miłości

194 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

zainteresowanych. Związek wkroczył w fazę związku pustego, do-kąd niepostrzeżenie dryfował już od dłuższego czasu.

Zanik pozytywnych powodów pozostawania w związku nieoznacza oczywiście automatycznego jego rozpadu. W myśl kon-cepcji przedstawionej w pierwszym rozdziale tej książki, czynni-kiem decydującym o dalszym trwaniu związku staje się w tej faziezaangażowanie, czyli nasze przekonania, decyzje i działania ukie-runkowane na utrzymanie związku z danym partnerem. Ponieważtrwanie całego związku zależy w jego fazie pustej od podtrzymaniazaangażowania, a zanik zaangażowania oznacza rozpad związku,obecny rozdział niemal w całości dotyczy mechanizmów podtrzy-mujących nasze zaangażowanie.

Liczne małżeństwa trwają nadal pomimo braku satysfakcji,a czasami mimo niesłychanych wręcz cierpień jednego bądź obojgapartnerów. Na przykład w Wielkiej Brytanii 60% wszystkich za-bójstw kobiet dokonują ich mężowie lub kochankowie, w USA 30%zabójców natęży do najbliższej rodziny ofiary (Howells, 1981), niemówiąc już o mniej krańcowych, choć nieporównanie częstszychprzejawach agresji i cierpienia w rodzinach, takich jak bicie czyznęcanie się fizyczne lub psychiczne. Jeżeli nawet ofiara agresjiopuszcza w końcu swój związek z agresorem, z reguły dzieje się todopiero po latach cierpień. Oczywiście partnerzy większości związ-ków zwykle nie biją się ani nie znęcają nad sobą nawzajem, alenawet oni przechodzą liczne katusze natury psychicznej - nieza-dowolenie, zawód, depresja, rozpacz, beznadziejność, bezsilność...listę tę łatwo byłoby wydłużać. Dlaczego ludzie trwają w związkach,które zamiast radości i siły dają cierpienie, wyczerpują psychicznie,a nawet mogą być niebezpieczne?

Mówiąc najkrócej, ludzie pozostają ze sobą w związku nie przy-noszącym im satysfakcji albo dlatego, że dotąd w nim byli, albodlatego, że mimo wszystko tego chcą, ponieważ nie ma niczego,czego chcieliby bardziej, albo też dlatego, że muszą. Naiwnościąbyłoby sądzić, że robią to tylko z tego ostatniego powodu.

Pierwszy z tych powodów (ludzie pozostają z sobą nadal dla-tego, że tak było dotąd) wydaje się na pierwszy rzut oka niepo-ważny - czy jest sens tłumaczyć, że słońce świeci dziś dlatego,iż świeciło także wczoraj? Cóż, prawdą jest, że jutrzejsza pogodao wiele częściej okazuje się podobna do dzisiejszej niż od niejróżna. Przewidywanie, że jutro będzie tak samo jak dziś, znacz-nie częściej się potwierdza, niż nie potwierdza. Zaangażowanie

Page 195: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY 1 JEGO ROZPAD 195

w związek ma charakter zjawiska samopodtrzymującego się i będędalej starał się przekonywać, że sam fakt pojawienia się zaangażowa-nia jest zapewne najważniejszym powodem pozostawania partneróww skądinąd niezbyt radosnym związku.

Powód drugi, „chcieć mimo wszystko", odnosi się nie do bez-względnej satysfakcji ze związku, lecz do satysfakcji względnej.Owa względność satysfakcji oznacza, że poziom naszego zadowole-nia zależy nie tylko od tego, co rzeczywiście od partnera otrzymu-jemy, lecz także od porównania tego, co dostajemy, z tym, czegooczekiwaliśmy, i z tym, co moglibyśmy uzyskać gdzie indziej (odinnych partnerów). Dzięki takim porównaniom możemy uznać zaznośny nawet taki związek, który nam niewiele daje (ale i tak wię-cej niż inne możliwe związki albo więcej, niż oczekiwaliśmy).

Powód trzeci wreszcie to bariery nie pozwalające się ze związ-ku wycofać. Chciałoby się rzec: „bariery zewnętrzne", choć oczy-wiste jest, że znaczna ich większość działa jedynie dzięki pewnym„wewnętrznym", spełnianym przez nas warunkom, takim jak naszewartości czy przekonania nakazujące pozostanie w związku.

Samopodtrzymujący charakter zaangażowania

Jeżeli już raz zaangażujemy się w jakieś działanie, sam faktjego podjęcia może nam utrudniać wycofanie się, niezależnie odtego, czy skutki działania są zadowalające, czy nie. W przypadkudziałań skierowanych na budowę bliskiego związku z innym czło-wiekiem samopodtrzymywanie się zaangażowania dochodzi doskutku dzięki naszej skłonności do uzasadniania własnych działańjako sensownych i wartych podjęcia lub dzięki niechęci do utratydóbr dotychczas zainwestowanych w związek. Trzecim powodemjest to, że bliski związek z innym człowiekiem szybko się dla nasstaje częścią naszego własnego ja, naszej własnej tożsamości. Roz-ważmy pokrótce te trzy mechanizmy decydujące o samopodtrzy-mującym się charakterze zaangażowania.

Uzasadnianie własnych działań

W pewnym badaniu zaproszono młode kobiety do otwarteji szczerej dyskusji na temat zachowań seksualnych. Zakładano,

Page 196: B. Wojciszke - Psychologia miłości

196 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

że dyskutowanie o seksie będzie zajęciem interesującym, ponie-waż badanie przeprowadzano w latach 50., kiedy seks w znaczniemniejszym niż dziś stopniu nadawał się do rozmów i pociągał jakotemat kuszący, a rzadko poruszany. Zapewne podobnie uważałyi badane studentki, skoro część z nich zgodziła się nawet podjąćpewne wysiłki w zamian za możliwość brania udziału w owej gru-powej dyskusji o seksie.

Od jednej grupy wymagano wysiłku stosunkowo dużego.Dziewczęta musiały przeczytać na głos, w obecności eksperymenta-tora (mężczyzny), kilka fragmentów opisujących drastyczne scenyerotyczne, a także listę sprośnych słów, którą przygotowali Aronsoni Mills (1959), autorzy tego badania, informując przy tym uczest-niczki eksperymentu, że muszą się one nieco wyzbyć zahamowańprzed czekającą je dyskusją. Od pozostałych wymagano wysiłkualbo małego (czytały na głos słowa dotyczące seksu, choć nie or-dynarne), albo żadnego. Następnie badane wysłuchiwały dysku-sji, same nie biorąc w niej udziału, rzekomo dlatego, że był toich pierwszy raz i nie mogły jeszcze przeczytać literatury przed-miotu. W rzeczywistości dyskusję za każdym razem odtwarzanoz taśmy, dzięki czemu wszystkie uczestniczki słyszały dokładnie tosamo. Wysłuchiwana dyskusja była okropna. Nie dość, że doty-czyła drugorzędnych zachowań seksualnych u niższych zwierząt, tojeszcze jej uczestnicy wypowiadali się w sposób rozwlekły, bełko-tliwy i nudny ponad wszelkie wyobrażenie. Uwieńczeniem złośliwo-ści eksperymentatorów (w służbie nauki jednak!) było poproszeniedziewcząt o ocenę, jak dalece podobała im się dyskusja i sami dys-kutanci. Dziewczęta, które włożyły mały wysiłek w dostanie się dogrupy, a także badane z grupy kontrolnej, nie wydatkującej żad-nego wysiłku, oceniały ją jako nudną. Jednakże dziewczęta, którewłożyły duży wysiłek, by dyskusji wysłuchać, uważały i dyskusję,i dyskutantów za dość interesujących. Dlaczego coś, co było wy-raźnie nudne i bezwartościowe, uznane zostało za niemal intere-sujące i warte wysiłku?

Aronson i Mills powiadają, że właśnie dlatego, iż wymagałowydatkowania wysiłku. Świadomość włożenia znaczącego wysiłkuw coś, co najwyraźniej nie było tego warte, jest dla nas nie do znie-sienia. Pozostaje ona bowiem w sprzeczności z dobrze ugruntowa-nymi oczekiwaniami (ludzie wkładają przecież wysiłki w przedsię-

Page 197: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 197

wzięcia, które na to zasługują). Trudno nazwać rozsądnym czło-wieka, który ukierunkowuje swoje wysiłki tak bezsensownie, żeniczego wartościowego w zamian nie uzyskuje. Sprzeczność owajest dla nas nie do zniesienia tak dalece, że zaczynamy wierzyćw pozytywność stanów rzeczy osiągniętych dzięki własnemu wysiłkowi,a które bez tych wysiłków wydawałyby nam się bezwartościowe. Dziękitemu nadal możemy wierzyć we własny rozsądek.

Liczne badania wykazały takie właśnie oddziaływanie prze-różnych wysiłków, jak poddawanie się wstrząsom elektrycznym,nieprzyjemnym bodźcom słuchowym, wyczerpująca aktywność fi-zyczna czy nawet wysłuchiwanie kogoś, kto budzi odrazę i obrzy-dzenie. Aby polubić coś, w co wkładamy wysiłek, wcale nie musimytego wysiłku podejmować - wystarczy samo psychiczne przygoto-wanie się do wysiłku w sytuacji, gdy wydaje się on nieuchronnie nasoczekiwać w przyszłości. Wskazuje na to eksperyment, w którymdawano badanym dość szczegółowy opis dwóch osób - jednej miłej,towarzyskiej i inteligentnej, a drugiej niezrównoważonej, niechluj-nej i odtrącanej przez rówieśników (Bcrscheid i in., 1968). Oczywi-ście ta pierwsza bardziej była lubiana przez badanych niż ta druga.Badanym zapowiadano udział w dyskusji na tematy intymne z przy-dzieloną im partnerką, którą miała być albo ta lubiana, albo nielubiana osoba. Po krótkim okresie przygotowania do dyskusji eks-perymentator wracał i mówił, że został popełniony poważny błądi że faktycznie partnerzy nie powinni być przydzielani badanym,lecz przez nich wybierani. W związku z tym prosił o wskazanie,którą z partnerek badani wybierają do wspólnego udziału w dys-kusji. W grupie przygotowanej na kontakt z osobą lubianą tylko5% badanych wybrało osobę nieprzyjemną. Natomiast w grupie,która oczekiwała kontaktu z tą właśnie osobą, aż 35% badanychostatecznie ją wybrało jako partnerkę, choć nic już ich do tego niezmuszało! Nic poza ich własnym nastawieniem. Jeżeli bowiem jużpostanowimy wystawić się na nieprzyjemne doznania i przygotu-jemy się do nich psychicznie, nasze zaangażowanie uniezależnia sięod swoich pierwotnych powodów, a realizacja decyzji staje się ce-lem sama w sobie. Nawet jeżeli nie musimy jej w końcu realizować.

Prawidłowość ta pozwala zrozumieć jeden z powodów, dla któ-rych ludzie pomimo braku zewnętrznych barier pozostają w bli-skich związkach, choć każdemu obserwatorowi z zewnątrz mogą

Page 198: B. Wojciszke - Psychologia miłości

198 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

się one wydawać prawdziwą katorgą. Co dość logiczne, samym za-interesowanym nie wydają się one aż tak negatywne, ponieważnieuchronność kontaktu z nieprzyjemną osobą prowadzi do po-strzegania jej w mniej czarnych barwach (Tyler i Sears, 1977).

Co ciekawe, stojąc w obliczu niemiłych konieczności, zmie-niamy sposób widzenia nie tylko tych konieczności, ale także sie-bie samych.

Przyjrzyjmy się jeszcze jednemu badaniu, które pokazuje dośćdramatyczne następstwa zaangażowania. W badaniu tym wytwa-rzano u ludzi przekonanie, że dobrowolnie i niczym nie przymu-szeni - w każdej chwili mogli wycofać się z eksperymentu - zjedząnieżywego robaka (Comer i Laird, 1975). Kiedy badani już uwie-rzyli w tę mało zachęcającą perspektywę, części z nich przedsta-wiono pewien dodatkowy wybór: albo zjedzą robaka, albo wezmąudział w prostym badaniu nad postrzeganiem. Co zdumiewające,trzy czwarte osób badanych wybrało mimo wszystko zjedzenie ro-baka, choć w innej grupie osób, których nie postawiono przed tąkoniecznością, wszyscy zachowali się „normalnie" i wybrali udziałw badaniu nad postrzeganiem. Jeszcze innej grupie oczekującej nazjedzenie robaka pozostawiono inny wybór: zamiast zjadania ro-baków członkowie tej grupy mogli wziąć udział albo w nieszkodli-wym badaniu nad postrzeganiem, albo w badaniu, które wymagałopoddania się bolesnym wstrząsom elektrycznym. Połowa osób z tejostatniej grupy wybrała wstrząsy elektryczne!

Interesujące światło na przyczyny tego zdumiewającego zacho-wania rzucają dalsze dane zebrane w tym eksperymencie. Otóżczęść badanych przekonała siebie samych, że zjadanie robakównie jest w końcu takie straszne. Inna część zmieniła natomiast wi-dzenie własnej osoby, i to na jeden z dwóch sposobów. Niektórzyzaczęli spostrzegać siebie jako bohaterów czy męczenników w służ-bie nauki, inni zaś przekonali samych siebie, że zjadanie zdechłychrobaków jest tym, na co właśnie zasługują. Ten ostatni typ reakcji- samopotępienie - jest zresztą spotykany również u ofiar cięż-kich, a nie zawinionych przez siebie wypadków. Samopotępienie,przekonanie, że zasługuje się na swój marny los, usuwa dysonanspomiędzy tym, czego człowiek po życiu się spodziewał, a tym, cogo spotkało. Na szczęście jest to jednak nieczęsty typ reakcji i wy-stępuje na ogół wtedy, kiedy cierpienie jest i tak nieuniknione,

Page 199: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 199

a człowiek nie ma do dyspozycji żadnego innego sposobu przywró-cenia swojej wiary w jakiś elementarny porządek i przewidywalnośćświata. Zapewne myślenie typu: „Na nic innego nie zasługuję" po-jawia się w bardzo nieszczęśliwym związku, którego nie możnaopuścić, a jest on tak zły, że nie sposób patrzeć nań przez różoweokulary.

Wszystkie te konsekwencje wydatkowania wysiłku występująjednak dopiero wtedy, kiedy spełniony jest pewien dodatkowy wa-runek. Mianowicie wysiłek musi być wydatkowany w warunkachswobodnego wyboru, kiedy człowiek jest przekonany, że to odniego samego zależy, czy i jak bardzo będzie się wysilał, czegodowodzą liczne badania (por. Cooper, 1980). Czy jednak warunekten jest spełniony w związku dwojga ludzi, jeżeli związek ten jestźródłem cierpień, a nie radości, partnerzy zaś pozostają w nim z po-wodu przeróżnych nacisków (dzieci, moralność, wspólne mieszka-nie)?

Gdyby swoboda wyboru była głównie czy jedynie konsekwen-cją spostrzegania faktycznej sytuacji, trudno byłoby o niej w takimzwiązku mówić. Swoboda wyboru leży jednak u podstaw naszegoprzekonania, że kontrolujemy bieg wydarzeń, a przekonanie to niejest jedynie chłodnym, obiektywnie dającym się uzasadnić sądem,lecz głęboką ludzką potrzebą. Potrzebą, której niespełnienie możemieć katastrofalne skutki (z pogorszeniem stanu zdrowia włącznie,jak wykazały Langer i Rodin, 1976). Potrzeba ta jest tak silna, żeludzie ulegają złudzeniu kontroli, widząc swobodę wyboru i własnąkontrolę nad biegiem wydarzeń nawet tam, gdzie są jej całkowi-cie pozbawieni (na przykład w grach losowych ludzie wyżej ceniąsobie los, który sami wyciągnęli, niż los wyciągnięty przez kogośinnego - Langer, 1975). Myśl, że zamiast kontrolować wydarzenia,sami poddajemy się ich kontroli, jest równie nie do zniesienia, jakmyśl, że jesteśmy całkowicie pozbawieni swobody wyboru w działa-niach, którym poświęcamy poważną część własnego życia. Trudnomyśleć o sobie, że jest się tylko pionkiem nie mającym wpływu nabieg własnego życia, i dlatego skłonni jesteśmy dostrzegać swobodęwyboru nawet w takich związkach, w których mamy jej faktyczniebardzo niewiele. Dzieje się tak z pożytkiem dla trwałości owychzwiązków, ponieważ umożliwia to powstanie i trwanie samonapę-dzającego się zaangażowania w ich utrzymanie.

Page 200: B. Wojciszke - Psychologia miłości

200 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Podsumowując, podstawą samonapędzającego się mechanizmuzaangażowania jest sprzeczność, jaka pojawiłaby się w momencie wy-krycia faktu, że źle swoje wysiłki ukierunkowaliśmy. Usuwanie tejsprzeczności sprawia, że albo przekonujemy samych siebie o jed-nak dobrym ukierunkowaniu własnych wysiłków i spostrzegamyswój los jako lepszy (niż gdybyśmy nie zdołali samych siebie prze-konać), albo wmawiamy sobie, że nasz los jest tym właśnie, naco zasłużyliśmy. Często usuwamy tę sprzeczność zawczasu, zanimw ogóle zdąży się ona pojawić w naszej świadomości.

Dotychczasowe inwestycje

Nie jest to jednak podstawa jedyna. Podstawą drugą są nie-możliwe do odzyskania inwestycje, jakich dokonaliśmy na rzeczistniejącego związku. Inwestycje te są dwojakiego rodzaju: dobrawłożone w związek i dobra poniechane, z których zrezygnowaliśmyprzez wzgląd na istnienie danego związku.

Nie ulega wątpliwości, że budowa związku z drugim człowie-kiem wymaga inwestowania weń wysiłku, uwagi, czasu, pieniędzyi dóbr wszelkiego innego rodzaju. Subiektywnie oceniane inwesty-cje rosną w miarę rozwoju związku mocniej nawet niż zyski, stratyi zadowolenie z całego związku, jak to wykazała Rusbult (1983)w badaniach na „chodzących" z sobą parach. Z punktu widzeniaczystej buchalterii strat i zysków wszystkie te inwestycje przydająwartości związkowi, niezależnie od tego, co daje nam partner.

Dopóki partner dostarcza nam autentycznej satysfakcji, naszewłasne inwestycje czynią związek nie tylko bardziej wartościowym,ale i przyjemniejszym (dzięki opisanym poprzednio procesom prze-konywania siebie o słuszności naszych własnych wyborów). Gdybyjednak związek miał się rozpaść, większość z inwestycji zostałabystracona, jak to się dzieje na przykład w przypadku żony, któradla wspierania kariery swego męża porzuciła własną karierę zawo-dową, aby zająć się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci.Jedynym sposobem na odzyskanie tych inwestycji jest dalsze po-zostawanie w związku w nadziei, że zaowocuje on odpowiednimiprofitami. Mimo że nadal jest rozsądnie (nawet niewielka szansaodzyskania inwestycji jest lepsza od jej braku w przypadku zerwa-nia), to jednak robi się coraz mniej przyjemnie, jeżeli partner prze-staje dostarczać nam satysfakcji „sam przez się". Kiedy uprzednie

Page 201: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 201

inwestycje są duże, a partner nic nam już nie daje oprócz przykro-ści, znajdujemy się w pułapce własnych inwestycji. Niczym graczw pokera, który tyle już przegrał, że musi się odegrać, bo inaczejnie wybrnie z długów. Dokonując następnych inwestycji, czyli po-nosząc dalsze koszty, gracz pozostaje przy stole, podobnie jak myw naszym związku. Wcale nie dlatego, że jest to przyjemne albo bu-dzi nadzwyczaj uzasadnione nadzieje. Po prostu wycofanie się jestjeszcze bardziej nieprzyjemne i beznadziejne, ponieważ dotychcza-sowe inwestycje bezpowrotnie przepadną. Choć pułapka inwesty-cji podtrzymuje zaangażowanie partnerów, dzieje się to za cenęrosnących kosztów, jakie ponosi każde z nich. Mamy tu więc doczynienia z błędnym kołem, które długo może jeszcze utrzymywaćprzy życiu coraz bardziej niekorzystny związek (załamanie nastąpidopiero po całkowitej utracie nadziei na odzyskanie inwestycji).

Nic więc dziwnego, że im wyżej ludzie szacują inwestycje dotych-czas dokonane na rzecz istnienia związku, tym większe jest ich zaan-gażowanie w jego utrzymanie, niezależnie od samego zadowolenia zezwiązku, które zresztą również podnosi zaangażowanie (Rusbult,1980, 1983). Nie od rzeczy będzie też wspomnieć, że socjologiczneanalizy różnego rodzaju utopijnych komun czy alternatywnych spo-łeczności przekonują, że przedsięwzięcia te odnosiły większy suk-ces (trwały dłużej), jeżeli obowiązujące w nich reguły wymagały oduczestników dokonywania niemożliwych do odzyskania inwestycji.Na przykład takich jak zapisanie całej swojej własności na rzeczkomuny czy zgoda na brak jakiejkolwiek rekompensaty za dotych-czasową pracę w przypadku opuszczenia danej wspólnoty (Kanter,1968).

Obok dóbr włożonych w związek na inwestycje składają się teżi dobra poniechane. Najprostszym takim dobrem są nasze kontaktyz innymi niż partner osobami. Początkowo, w miarę rozwoju swegozwiązku, partnerzy kontaktują się z mniejszą liczbą osób, rzadzieji na krócej (Milardo i in., 1983). Oczywiście, zwykle robią to poprostu dlatego, że jest im ze sobą przyjemniej niż z innymi. Jed-nakże części utraconych z tego powodu kontaktów nic daje się jużodzyskać, nawet jeżeli powód ich zaniechania straciłby na zasad-ności. Kontakty w szczególności „nicodzyskiwalne" to oczywiściepartnerzy inni niż osoba, na którą się zdecydowaliśmy. Choć niema na to bezpośrednich dowodów, można przypuszczać, że im bar-

Page 202: B. Wojciszke - Psychologia miłości

202 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

dziej atrakcyjni byli partnerzy, z których zrezygnowaliśmy, tym dłu-żej powinniśmy wytrwać w niezadowalającym związku z partneremfaktycznie wybranym, ponieważ tym większa była nasza inwestycja(będąca w stanie podtrzymywać zaangażowanie nawet bez satysfak-cji). Na tle pociągających, lecz odrzuconych niedoszh/ch partnerównasz wybrany partner wypada tym gorzej, trudniej więc z nim być.Jednak odrzucenie pociągających „niedoszłych" wzmaga nasze za-angażowanie w utrzymanie związku z wybranym partnerem. I pro-blem na całe życie gotowy, jak ilustrują nie kończące się zgryzotybohaterki Nocy i dni, która zrezygnowała ze słodkiego Józefa Toli-boskiego na rzecz nieco przaśnego Bogumiła Niechcica (co prawdarezygnacja ta niezupełnie była dobrowolna, ale i tak nie przeszko-dziło to Barbarze zadręczać siebie, męża i czytelników przez całetrzy tomy).

Związek z partnerem jako część własnego ,ja"

Trzeci wreszcie powód, dla którego raz podjęte zaangażowanietrwać może nadal - niezależnie od satysfakcji ze związku i mimoprzynoszonych przezeń cierpień - wiąże się z tym, że wraz z upły-wem czasu i wspólnego życia bliski związek z innym człowiekiemstaje się nieodłączną częścią nas samych, naszej własnej tożsamości.Poczucie własnej tożsamości opieramy zarówno na tym, co nas od-różnia od innych, jak i na tym, co nadaje nam ciągłość w trakcieżycia, a więc na poczuciu, że jesteśmy wciąż takim samym człowie-kiem. Obie te rzeczy nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego. Naprzykład pleć kiepsko odróżnia nas od innych (polowa ludzi maprzecież tę samą), ale niewątpliwie nadaje nam poczucie ciągłości- trudno byłoby się czuć takim (a nawet tym) samym człowiekiem,gdyby uległa ona zmianie.

W zasadzie wszyscy są zgodni co do tego, że powszechnymskładnikiem miłości jest poczucie, iż ukochana osoba staje się czę-ścią nas samych. Kochając włączamy innego człowieka w obrębwłasnego „ja", dlatego też wielu myślicieli uważa miłość za rozsze-rzenie egoizmu na jeszcze jedną osobę - osobę partnera. Współ-czesna psychologia odnosi się do tego rodzaju odczuć z pewnąrezerwą, ponieważ twierdzenie „ona jest po prostu częścią mnie"może być przecież przejawem bardzo różnych zjawisk. Na przykładpobożnych życzeń („Chciałbym, żeby tak było"), ulegania stereoty-

Page 203: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 203

powemu wzorcowi przeżywania miłości („Z niezliczonych książeki filmów wiem, że tak właśnie powinno się kochać"), podporządko-wania się pragnieniom partnerki („Ona by chciała, aby tak było").Dla przeżywających miłość tego rodzaju ważne są odczucia same wsobie. Z punktu widzenia nauki istotne jest oczywiście pytanie, czymają one także jakąś zobiektywizowaną postać istnienia i konse-kwencje, czy moglibyśmy się o nich dowiedzieć, nawet gdyby samizainteresowani nam o nich nie powiedzieli?

Grupa badaczy (Aron i in., 1991) w dość pomysłowy sposóbwykazała, że bliska osoba rzeczywiście jest psychicznie włączanaw obręb własnego „ja". Wykorzystali oni banalne zjawisko pole-gające na tym, że jeżeli coś wiemy na pewno, to nasze odpowie-dzi na pytania o to coś udzielane są szybciej niż wtedy, kiedy nicjesteśmy czegoś pewni. Badane osoby (wszystkie zamężne) otrzy-mały listę kilkudziesięciu cech z prośbą o zadecydowanie, jak da-lece każda z tych cech posiadana jest zarówno przez nie same, jaki przez męża. Pozwoliło to dla każdej badanej znaleźć cechy „tesame" (posiadane i przez badaną, i przez jej małżonka bądź nieposiadane ani przez badaną, ani przez męża) i „różne" (posiadaneprzez nią, ale nie przez męża lub przez męża, ale nie przez ba-daną). Po pewnym czasie badane jeszcze raz decydowały, czy samemają te cechy, czy nie. Tym razem nazwy cech były eksponowanena ekranie komputera, a badana przyciskała tylko klawisze „tak"lub „nie", co pozwoliło zmierzyć czas jej reakcji. Okazało się, żebadane szybciej podejmowały decyzje co do „tych samych" cechniż co do cech „różnych". Tak więc żonie łatwiej było się zdecy-dować, że posiada jakąś cechę, jeżeli jej mąż również ją posiadał.Kiedy zaś ona ją miała, a on nie (lub na odwrót) decyzja wymagaładłuższego czasu, najwyraźniej potrzebnego na rozważenie, „co jestmną, a co nim". Ponieważ w tego typu badaniach czas reakcji po-zostaje poza świadomą kontrolą człowieka (badane nie wiedziały,że czas był mierzony), wynik ten jest dość eleganckim i obiektyw-nym potwierdzeniem tezy, że bliskość innego człowieka polega natym, iż „miesza" się on z naszą własną osobą.

Podobnego „mieszania się" dowodzi oczywiście znaczna liczbainnych obserwacji (Aron i Aron, 1986) świadczących, że im ktośjest nam bliższy, tym bardziej skłonni jesteśmy traktować go tak jaksiebie samego. A więc działać na jego rzecz (niezależnie od tego,

Page 204: B. Wojciszke - Psychologia miłości

204 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

czy on się o tym dowie), rozumieć świat z jego punktu widzenia,przeżywać jego emocje w taki sam sposób jak własne. A przedewszystkim na wszelkie możliwe sposoby bronić jego dobrego imie-nia, tak jak bronimy wartości swojej własnej osoby. Jeżeli partnerrzeczywiście staje się psychicznie częścią nas samych, zrozumiałe,że nie wyrzekamy się go nawet wtedy, gdy zadaje nam ból. Do-kładnie tak samo, jak nie możemy się wyrzec bolącej z powodureumatyzmu nogi - by użyć niezbyt lirycznego porównania.

Chcieć mimo wszystko, czyli względność satysfakcji

Oczekiwania a zyski i koszty

Myślenie w kategoriach zysków i kosztów każe oczekiwać, żezaangażowanie w związek będzie tym silniejsze, im większą dajeon satysfakcję. I tak jest w istocie: porównania różnych par w tymsamym czasie dowodzą, że zaangażowanie towarzyszy satysfakcji(Rusbult, 1980), a porównania tych samych par w różnych momen-tach związku pokazują, że im bardziej rośnie satysfakcja, tym silniejprzyrasta i zaangażowanie (Rusbult, 1983; Simpson, 1987). Ogólnasatysfakcja winna też rosnąć wraz ze wzrostem zysków otrzymywa-nych od partnera, a spadać wraz ze wzrostem kosztów ponoszonychw danym związku. Choć wydaje się to zupełnie oczywiste, niewielefaktów wskazuje na to, że tak rzeczywiście jest.

Po pierwsze, badania nad parami przedmałżeńskimi, znajdu-jącymi się w początkowych fazach swego związku, pokazują, żew miarę upływu czasu rośnie nie tylko zaangażowanie, ogólna sa-tysfakcja i zyski, ale także... koszty, subiektywnie oceniane jako co-raz większe (Rusbult, 1983). Po drugie, te same badania pokazująwspółwystępowanie zysków z satysfakcją i zaangażowaniem, choćkoszty wiążą się z satysfakcją i zaangażowaniem albo słabo, albowcale. Sugeruje to, że w początkowych fazach związku odnoszonazeń satysfakcja bardziej opiera się na zyskach niż na kosztach. Pra-widłowość ta (wykazana zresztą i przez innych autorów, np. Davisi Oathaut, 1987) jest dokładnie sprzeczna z przytaczanymi w po-przednim rozdziale wynikami wskazującymi, że w małżeństwachsatysfakcja ze związku opiera się silniej na kosztach niż na zy-

Page 205: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 205

skach. Ponieważ każda z tych prawidłowości została przynajmniejkilkakrotnie uzyskana w różnych badaniach, wypada uwierzyć, żepartnerzy początkowo silniej przejmują się pozytywnymi niż negatyw-nymi zdarzeniami w swoim związku, choć w fazach późniejszych bar-dziej przejmują się zdarzeniami negatywnymi niż pozytywnymi. Niktnie wykazał dotąd przekonywająco, dlaczego tak jest, ale przypusz-czać można, że początkowe niedocenianie zdarzeń negatywnych

.ma swoje źródło w idealizacji partnera, która wynika z namiętno-ści (ekscytacja wywołana kosztami może być nawet interpretowanajako ekscytacja erotyczna). Może też wynikać z nadziei „młodych"partnerów na satysfakcjonujący związek, którą to nadzieję myląoni z rzeczywistą satysfakcją z danego związku. Późniejszy wzrostwagi zdarzeń negatywnych wynika zaś zapewne z zaniku idealizacjipartnera, spadku nadziei oraz tych zmian oczekiwań, jakie wspo-mniałem opisując pułapkę dobroczynności. Tak czy owak, najwy-raźniej trudno byłoby wnioskować o zaangażowaniu na podstawiesamej satysfakcji oraz rachunku zysków i strat. Innym powodemtej trudności jest fakt, że nasze oceny satysfakcji mają charakterwzględny, ponieważ dokonywane są one zawsze z uwagi na jakieśkryterium, które zwykle ma znacznie więcej wspólnego z naszymipragnieniami i oczekiwaniami niż z rzeczywistością, z czego wynikaszereg paradoksalnych konsekwencji.

Zważmy, że w początkowych fazach udanego związku ocze-kiwania partnerów (co do tego, jak dobrze im ze sobą będzie)stale rosną. Wynika to właśnie z faktu, że związek jest udany i żew miarę jego rozwoju rośnie rzeczywista satyfakcja przezeń do-starczana. Nic bardziej naturalnego niż to, że partnerzy oczekujądalszego wzrostu satysfakcji. Skoro dotąd, kiedy mogliśmy spo-tykać się tylko czasami i często w nie sprzyjających warunkach,było nam tak dobrze, czyż nie jest usprawiedliwone oczekiwanie,że kiedy już się na dobre połączymy (zamieszkamy razem), bę-dzie nam jeszcze lepiej? - nie bez racji zapytywać mogą partnerzy.Czyż optymistyczne oczekiwania co do związku nie są i oznaką,i prawem miłości?

Jak ilustruje rysunek 15., rosną więc zarówno oczekiwania, jaki rzeczywisty poziom zadowolenia ze związku. Niestety, rosną onew niejednakowym tempie. Wzrostu oczekiwań nic właściwie nieogranicza, może poza zdrowym rozsądkiem, który jednak nie jest

Page 206: B. Wojciszke - Psychologia miłości

206 PSYCHOLOGIA MIŁOŚĆ)

Rysunek 15.Co wynika z tego, że apetyt rośnie w miarę jedzenia - wzrost oczekiwa-nego i rzeczywistego poziomu zadowolenia z udanego związku w począt-kowych fazach jego trwania.

najsilniejszą stroną ludzi w początkach miłosnego związku. Rzeczy-wiste zadowolenie rośnie również - w miarę wzajemnego pozna-wania się i wzrostu umiejętności wzajemnego zaspokajania swoichpotrzeb partnerom jest ze sobą coraz lepiej. Uczenie się zaspoka-jania potrzeb innego człowieka nie jest jednak sprawą łatwą, skoroczęsto nawet on sam nie zdaje sobie sprawy ze swoich faktycz-nych potrzeb. Przyrosty zadowolenia z rzeczywistego zaspokoje-nia potrzeb są więc powolne, wolniejsze od przyrostów oczekiwań.Ponadto ogólna prawidłowość nagradzania jest taka, że przyrostysubiektywnego zadowolenia z jakiejkolwiek nagrody rosną znacz-nie wolniej od wzrostu obiektywnej wielkości samej nagrody (naprzykład utrzymanie stałych przyrostów zadowolenia z wielkościzarobków wymaga nie starych, lecz coraz większych przyrostów za-rabianej sumy - por. Reykowski, 1970).

Między oczekiwaniami i rzeczywistym poziomem zaspokoje-nia potrzeb pojawia się więc luka, której wielkość rośnie w miarę

Page 207: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 207

trwania związku, wraz ze wzrostem i rzeczywistego, i oczekiwanegozaspokojenia potrzeb. W jakimś momencie luka ta staje się takduża, że kontrast między rzeczywistością a oczekiwaniem jest jużnie do zniesienia i następuje wybuch niezadowolenia. Jak ilustrujerysunek 15., wybuch niezadowolenia nie występuje jednak wtedy,kiedy rzeczywistość jest na swoim najgorszym poziomie. Gdy rze-czywistość jest fatalna, oczekujemy niewiele, a ponieważ takie nie-wygórowane oczekiwania łatwo spełnić, w takim stanie związku niewystępuje wybuch. Dopiero kiedy nasze oczekiwania pod adresempartnera są wysokie (co jednak nie stanie się przy beznadziejnympartnerze, bo on takich oczekiwań nie wzbudzi), luka pomiędzy na-szym pragnieniem a rzeczywistością stanie się nie do wytrzymania.Paradoksalnie wybuch niezadowolenia następuje przy dość dużym,nie zaś przy małym poziomie faktycznego zaspokojenia potrzeb.

Całą tę analizę zaczerpnąłem od Daviesa (1962), który sfor-mułował ją w odniesieniu do przyczyn... rewolucji społecznych i po-parł licznymi obserwacjami historycznymi, jak ta, że wybuch rewo-lucji zarówno francuskiej, jak i rosyjskiej (1917 r.) poprzedzonybył okresem nie krarkowej biedy, lecz ożywienia gospodarczegoi wzrostu rzeczywistego poziomu zaspokojenia potrzeb społeczeń-stwa. Ci, którzy znajdują się na dnie, nie wywołują rewolucji. Wy-wołują je ci, którym zrobiło się już nieco lepiej, a liczyli na więcej.

Choć nie ma bezpośrednich dowodów na to, że to, co odnosisię do rewolucji społecznych, odnosi się także do rewolucji miło-snych, psychologia zna liczne fakty wskazujące na zjawisko względ-nego niezaspokojenia potrzeb. Ludzie uznają swoje potrzeby zazaspokojone lub nie zaspokojone w zależności od tego, jak to wy-gląda u innych osób, z którymi się porównują. Zjawisko to wykrytow badaniach nad armią amerykańską podczas II wojny światowej.W badaniach tych interesowano się między innymi satysfakcją żoł-nierzy różnych formacji z tempa, w jakim awansowali w hierarchiisłużbowej. Najbardziej zadowolona z szybkości awansów była żan-darmeria wojskowa, najmniej - lotnictwo. I nie byłoby w tym nicdziwnego, gdyby nie to, że w rzeczywistości najszybciej awansowalilotnicy, a najwolniej - żandarmi (ponieważ najwięcej ginęło lot-ników, najszybciej zwalniali kolejne etaty, czego nie umożliwiałybojowe zadania żandarmów). Paradoks ten wyjaśniono zakładając,że szybkie tempo awansu w lotnictwie prowadziło do tak wysokich

Page 208: B. Wojciszke - Psychologia miłości

208 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

oczekiwań własnego awansu, że ten, jakkolwiek szybki, był i takwolniejszy od oczekiwanego. Wracając do związków intymnych,każe to oczekiwać większego niezadowolenia z własnego związkutych par, które przyrównują się do innych par, którym z kolei wie-dzie się raczej dobrze niż źle.

Oczywiście, im ambitniejsze kryterium oceny swego związkuwybieramy, tym niżej go ocenimy i na odwrót - im łatwiej do-równać przywołanemu kryterium, tym wyższa ocena zadowoleniaz własnego związku. Obok oczekiwań i porównań z innymi paramiczęsto przywoływanym kryterium jest to, jak wiodło się nam z part-nerem w przeszłości, a więc „za dawnych, dobrych czasów". Gdywspominamy przyjemne zdarzenia z przeszłości, nasza ocena sta-nów obecnych spada, gdy zaś wspominamy zdarzenia nieprzyjemne- ocena ta rośnie (Strack i in., 1985). Wspomnienie dawnych, do-brych czasów z partnerem może więc na zasadzie kontrastu tymbardziej unieszczęśliwiać nas w teraźniejszości. Jest w tym jednakodrobina absurdu - przecież szczęśliwa przeszłość z partnerem jestw końcu także częścią naszego związku i dlatego powinna nas rów-nież uszczęśliwiać!

Szczęśliwe wspomnienia mogą zarówno obniżać, jak i podno-sić nasze zadowolenie z teraźniejszości - wszystko zależy od tego,w jakiej roli wspomnienia występują. Jeżeli występują one jakoporównanie dla teraźniejszości (kryterium oceny teraźniejszości),to działa zasada kontrastu. Jeżeli jednak występują one w roliskładnika ocenianej rzeczywistości, wówczas dobre wspomnieniapodnoszą, złe zaś obniżają aktualną satysfakcję. To, w której rolijakieś wspomnienie wystąpi, zależy od sposobu wspominania. Odtego, czy wspominając „wchodzimy" emocjonalnie w przeszłość razjeszcze, to znaczy ponownie ją przeżywamy, czy też pozostajemy„na zewnątrz" wspominanych zdarzeń. Strack i współpracownicywykazali, że raz jeszcze wchodzimy w przeszłość, kiedy jest onaniedawna, kiedy szczegółowo ją rozważamy, kiedy przypominamysobie dokładnie, jaka ona była, nie zaś dlaczego była. I na odwrót.Pozostajemy na zewnątrz, kiedy przeszłość jest odległa bądź przy-pominamy sobie tylko, że była albo dlaczego była, zamiast przy-pominać sobie szczegółowo, jaka ona była. Jak więc widać, takdobrymi i złymi wspomnieniami można się zarówno uszczęśliwić,

Page 209: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 209

jak i unieszczęśliwić (jeżeli tylko uda nam się patrzeć z dystansuna wspomnienia złe, a przezywać raz jeszcze dobre).

Dane te ilustrują jeszcze jedno ważne zjawisko, o którym niemożna zapominać rozważając zadowolenie ze związku i jego wpływna zaangażowanie. Nasze oceny satysfakcji (z czegokolwiek zresztą- od samochodu do życia) są niesłychanie zmienne i silnie podatnena oddziaływanie szybko przemijających czynników sytuacyjnych.

Jeżeli zapytać ludzi o to, czy, ogólnie rzecz biorąc są zadowo-leni z życia, ich oceny okazują się znacząco wyższe, jeżeli akuratzdarzyło im się znaleźć w automacie telefonicznym monetę (pod-łożoną przez badacza), lub znacząco niższe, jeżeli w tym momenciepada deszcz - jak to wykazał Norbert Schwarz (1989). Liczne ba-dania tego autora przekonują, że kiedy ludzie mają ocenić jakiśskomplikowany aspekt swojego życia (na przykład własny związekz innym człowiekiem), to zamiast pracowicie dodawać czy bilanso-wać wszystkie jego wady i zalety, upraszczają sobie zadanie i doko-nują ocen na podstawie tego, jak się czują. Jeżeli aktualnie czująsię dobrze, ich oceny wypadają wyżej, jeżeli czują się źle - ocenywypadają niżej. Oczywiście w udanym związku ludzie częściej czująsię dobrze niż w nieudanym. Problem jednak w tym, że taki wpływna oceny zadowolenia ze związku mają nie tylko uczucia z nimzwiązane, lecz po prostu dowolne uczucia przeżywane w momen-cie wydawania oceny. Nawet jeżeli biorą się one z zupełnie innegoźródła, takiego jak beznadziejność dżdżystego poranka czy łagodnyspokój pogodnego zmierzchu.

Zatem większość naszych ocen satysfakcji to oceny notoryczniezmienne i doprawdy dobrze się dzieje, że zaangażowanie w związekma wiele innych wyznaczników oprócz samej tylko odnoszonej zeńsatysfakcji!

Możliwości zastępczeCnota polega nie na powstrzymywaniu się od zla, lecz na brakujego pożądania.

George Bernard Shaw

Zaangażowanie rośnie nie tylko wraz ze wzrostem zadowo-lenia ze związku, ale także wraz z obniżeniem się atrakcyjnościtego, co człowiekowi jest dostępne zamiast danego związku. Ta-kie możliwości zastępcze to albo związki z innymi partnerami,

Page 210: B. Wojciszke - Psychologia miłości

210 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

albo życie w pojedynkę. Wiele badań (Felmlee i in., 1990; Rus-bult 1980, 1983; Simpson, 1987) wykazało, że im mniej pocią-gające są takie alternatywy, tym większe zaangażowanie w zwią-zek, w którym jesteśmy. Nieatrakcyjność możliwości zastępczychdla związku jest oczywistym powodem, dla którego pozostajemyw obojętnym czy nawet bolesnym związku z innym człowiekiem.Jest to też sensowne wyjaśnienie powodów, dla których na przy-kład ludzie sześćdziesięcioletni rozwodzą się znacznie rzadziej niżczterdziestolatki. Szansa osiągnięcia czegoś lepszego poza aktu-alnym związkiem spada z oczywistych względów po przekroczeniuwieku średniego. Dopóki taka rzeczywista lub tylko pozorna szansaistnieje, zaangażowanie w aktualny związek narażone jest na po-kusy życia poza związkiem.

W sukurs związkowi przychodzi jednak pewien interesującymechanizm - oto ludzie aktywnie obniżają (we własnych oczach)atrakcyjność możliwości zastępczych w stosunku do związku, w którysię angażują. Badania prowadzone w ciągu jednego roku akademic-kiego nad parami studenckimi, z których część przetrwała, częśćzaś rozpadła się, wykazały pewną interesującą różnicę między nimi.Dla par, które ostatecznie się rozpadły, atrakcyjność możliwościzastępczych rosła w miarę upływu czasu, podczas gdy dla par,które przetrwały, atrakcyjność ta spadała (pomiarów dokonywanodwunastokrotnie w ciągu roku - Rusbult, 1983). Jedne i drugieznajdowały się w tym samym miasteczku uniwersyteckim, zamiesz-kałym przez około dziesięć tysięcy rówieśników płci przeciwnej,stanu wolnego. Ponieważ trudno założyć, że atrakcyjność tych ró-wieśników jednocześnie rosła i spadała, należy przyjąć, że pary,które przetrwały, pomniejszały wartość innych potencjalnych part-nerów (natomiast osoby z par rozpadających się same dodawałyuroku możliwym partnerom alternatywnym). Na podobnej zasa-dzie stwierdzono, że dla młodych ludzi aktualnie zaangażowanychw stały związek fizyczna i erotyczna atrakcyjność rówieśników płciprzeciwnej jest znacznie mniejsza niż dla ludzi aktualnie wolnych.Takie obniżenie atrakcyjności nie dotyczyło jednak spostrzeganiaatrakcyjności ani rówieśników tej samej płci, ani osób płci przeciw-nej, ale znacznie starszych od badanych, a więc nie stanowiącychkonkurencji dla ich aktualnego związku (Simpson i in., 1990). To

Page 211: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 211

pomniejszanie wartości potencjalnych konkurentów może mieć conajmniej dwa powody.

Po pierwsze, stwierdzenie wysokiej atrakcyjności kogoś in-nego niż własny partner jest sprzeczne z dalszym pozostawaniemw związku z tym partnerem. Powiedzieć o kimś, że jest atrakcyjny,oznacza przecież tyle, co powiedzieć, że nas pociąga. Jeżeli po-ciąga mnie ten barczysty brunet, czemu u licha nadal angażujęswe uczucia w tego chudego blondyna? Sprzeczność tę możemyrozwiązać albo porzucając blondyna i wiążąc się z brunetem, albowynajdując w brunecie takie cechy, które nas do niego zniechęcą(„Ma takie zrośnięte brwi, że nie budzi zaufania. Na pewno wy-korzystałby mnie i porzucił"). Im bardziej zaangażowani jesteśmyw związek z blondynem, tym większa szansa na to drugie rozwią-zanie sprzeczności, czyli pomniejszanie wartości bruneta. Zabiegten sfuży więc obronie naszego związku z blondynem.

Powód drugi nie dotyczy obrony naszego związku, lecz spo-sobu, w jaki związek ten wpływa na nasze spostrzeganie świata.w tym potencjalnych konkurentów (bruneta). Jeżeli jesteśmymocno zaangażowani w związek z blondynem, to prawdopodob-nie bardzo się nam ów blondyn podoba. Po prostu jest w naszychoczach niesłychanie przystojny - tym przystojniejszy, im większenasze zaangażowanie (inni nie muszą podzielać naszego zachwytu,to bez znaczenia, chodzi tylko o nasze zdanie). Jeżeli blondyn jestw naszych oczach niesłychanie atrakcyjny, to oczywiście trudno, abyprzy takim porównaniu ktokolwiek inny, w tym również barczystybrunet, mógł zasłużyć na poważniejszą uwagę (jeżeli najpierw oce-niamy kogoś bardzo atrakcyjnego, to później oceniane osoby wy-padają - na zasadzie kontrastu - znacznie gorzej - Kenrick i Gu-tierres, 1980). Spostrzeganie bruneta jako nieatrakcyjnego będziewięc tym silniejsze, im większe nasze zaangażowanie w związek zblondynem.

Oba opisane mechanizmy wskazują, że tym silniej pomniej-szać będziemy wartość konkurenta, im bardziej zaangażujemy się wzwiązek z naszym obecnym partnerem. Jednak mechanizm pierw-szy (obrona związku) powinien działać głównie wtedy, kiedy poja-wia się jakieś zagrożenie dla związku (z blondynem), a więc kiedykonkurent jest bardzo atrakcyjny i/lub kiedy jego istnienie nas jakośosobiście dotyczy, na przykład faktycznie go spotykamy. Natomiast

Page 212: B. Wojciszke - Psychologia miłości

212 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

mechanizm drugi (spadek atrakcyjności potencjalnych konkuren-tów wskutek dużej atrakcyjności aktualnego partnera) nie stawiatakich ograniczeń: duża atrakcyjność własnego partnera powinnapowodować spadek atrakcyjności wszystkich konkurentów, nieza-leżnie od ich atrakcyjności i tego, czy ich istnienie nas osobiściedotyczy, czy też nie.

Aby sprawdzić, która z tych linii rozumowania jest trafniejsza,Johnson i Rusbult (1989) przeprowadzili eksperyment, w którymmłodzi ludzie słabo bądź silnie zaangażowani we własny aktualnyzwiązek (co zmierzono na wstępie) oceniali atrakcyjność innychosób pici przeciwnej. Przy tym osoby te potencjalnie mogły - albonie mogry, zagrozić ich obecnemu związkowi (badani mieli je oso-biście spotkać lub nie). Okazało się, że obniżanie atrakcyjności po-tencjalnych konkurentów występowało przede wszystkim w warun-kach dużego zagrożenia dla związku - kiedy konkurent był wysoceatrakcyjny i zanosiło się na osobisty z nim kontakt. W dodatkubadani bardzo zadowoleni ze swojego aktualnego związku mieliwiększą skłonność do pomniejszania wartości partnera konkuren-cyjnego niż osoby zadowolone tylko umiarkowanie.

Tak więc świadoma skłonność do pomniejszania wartości part-nerów konkurencyjnych rośnie w warunkach potencjalnego zagro-żenia dla już istniejącego związku. Nie zamyka to jednak sprawy,ponieważ inne badania sugerują, że skłonność ta pojawia się takżew warunkach, w których nie może być mowy o jakimkolwiek zagro-żeniu dla związku, kiedy ludzie wcale o nim nie myślą. We wspo-mnianych już badaniach Simpsona i współpracowników (1990)stwierdzono, że osoby aktualnie zaangażowane w bliski związek -w przeciwieństwie do osób aktualnie niezaangażowanych spostrze-gają rówieśników płci przeciwnej jako mniej atrakcyjnych. Autorzyci dołożyli wielu starań, aby dokonać pomiaru atrakcyjności rówie-śników w warunkach nie mających żadnego związku z aktualnymikontaktami badanych z płcią przeciwną. Badanie przedstawianojako prowadzone przez agencję reklamową i dotyczące skutecz-ności reklam prasowych. Badani oceniali szesnaście reklam, tylkow sześciu z nich występował rówieśnik płci przeciwnej i tylko dwapytania na cztery dotyczyły atrakcyjności tej osoby (pozostałe doty-czyły skuteczności reklam). DopieTo po zebraniu tych ocen pytanobadanych, czy są z kimś aktualnie związani, czy nie. Mimo tych

Page 213: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 213

wszystkich środków ostrożności pomniejszanie atrakcyjności nadalmiało miejsce.

Ponieważ badani nie myśleli o swoich stałych partnerachw trakcie dokonywania ocen (dlaczego mieliby myśleć o ukocha-nej na widok reklamy papierosów czy kosiarki?), wyniki te suge-rują, że pomniejszanie wartości możliwych konkurentów jest ten-dencją nieświadomą, pojawiającą się automatycznie w wyniku sa-mego zaangażowania się w bliski związek z innym człowiekiem.Nie można wykluczyć dość interesującej możliwości, że tenden-cja ta jest uwarunkowana biologicznie i rozwinęła się w trakcieewolucji naszego gatunku jako powiększająca szansę sukcesu re-produkcyjnego. Utrzymanie stałego związku jest biologicznie ko-rzystne dla jednostki (przypomnijmy przytaczane w rozdziale 4.dane wskazujące na przykład na lepszy stan zdrowia osób pozo-stających w małżeństwie), podnosi bowiem szansę jej przetrwania.Przynajmniej w odniesieniu do kobiet, bardziej uzależnionych odmężczyzn z uwagi na obciążenie funkcjami biologicznymi, utrzy-manie stałego związku prawdopodobnie podnosiło (w ewolucyjnejprzeszłości naszego gatunku) szansę wydania i wychowania potom-stwa, a więc rozpropagowania własnych genów w następnych poko-leniach. Geny tych kobiet, które potrafiły utrzymać się w bliskimzwiązku z mężczyzną, przetrwały i rozpowszechniły się (i my jemamy w naszym garniturze genetycznym), geny tych kobiet, któretego nie potrafiły, nie rozpowszechniły się (i my ich nie mamy).

Hipoteza, że skłonność do aktywnego pomniejszania atrakcyj-ności konkurencyjnych partnerów zanika wraz z wiekiem czy trwa-niem związku, wydaje się dość prawdopodobna także z tego po-wodu, iż w długotrwałych związkach spadać może motywacja doich obrony. Gdyby się okazało, że zależność ta rzeczywiście wystę-puje, byłby to jeden z czynników pomniejszających zaangażowaniew związek i nasilających skłonność do jego opuszczenia.

Bariery

Oczywistym powodem, dla którego partnerzy pozostająw związku nie dającym zadowolenia lub przynoszącym cierpienie,jest przymus, a więc bariery nie pozwalające tego związku opuścić.

Page 214: B. Wojciszke - Psychologia miłości

214 PSYCHOLOGIA MltOŚCt

Jeżeli ktoś robi coś, co jest dla niego nieprzyjemne, wyjaśnienie,że musi to robić, samo się ciśnie na usta.

Omówione dotąd czynniki podtrzymujące zaangażowanie su-gerują, że sprawy nie są takie proste, że ludzie bardzo często za-równo chcą, jak i nie chcą pozostawać w związkach nie dającychtm satysfakcji. Zresztą, w ogóle pożądanie wykluczających się i nie-możliwych do pogodzenia rzeczy (zwłaszcza w odniesieniu do na-szych partnerów) uznać wypada raczej za regułę niż wyjątek w ludz-kich pragnieniach. Mimo że rola barier jako powodu pozostawaniaw związku pustym wydaje się przeceniana w potocznej świadomo-ści, nie znaczy to oczywiście, iż barier w ogóle nie ma. Przyjrzyjmysię trzem zasadniczym barierom - poczuciu winy (wiązanemu tra-dycyjnie z normami, nakazami i zakazami moralnymi), istnieniudzieci oraz naciskom społecznym wywieranym na związek dwojgaludzi.

Poczucie winy

Pisanie o poczuciu winy jako barierze zdawać się może po-mysłem cokolwiek dziwacznym. Czyż poczucie winy nie jest nasząwłasną wewnętrzną reakcją na złamanie nakazu moralnego, czyżnie jest to typowy proces „wewnątrzpsychiczny", który polega nasamopotępieniu czy też ukaraniu samego siebie za moralne wy-kroczenie, za spowodowane przez nas zło? Jeżeli poczucie winymiałoby taki właśnie wewnątrzpsychiczny charakter, bez sensu by-łoby mówić o nim jako o barierze, ta bowiem oznacza zawsze cośzewnętrznego w stosunku do naszych przekonań czy pragnień. Jed-nak piszę tu o poczuciu winy jako o barierze, ponieważ rosnącaliczba danych przekonuje, iż niezbyt prawdziwa jest wizja poczu-cia winy jako procesu jedynie wewnątrzpsychicznego, rodzącegosię z samotnego stwierdzenia, że popełniliśmy zło, za które jeste-śmy odpowiedzialni, i że oto karzemy siebie samych za moralnywystępek.

Po pierwsze, empiryczne dowody na to, że ludzie (z wyjątkiemcierpiących na zaburzenia psychiczne) skłonni są zadawać samymsobie ból i samych siebie karać, są niezwykle skąpe (Baumeisteri Scher, 1988). Poczucie winy jest natomiast zjawiskiem częstym,a trudno przypuścić, by tak często przeżywane uczucie mogło mieć

Page 215: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 215

swoje podstawy w tak rzadkim zjawisku jak zadawanie sobie sa-memu bólu.

Po drugie, bardzo często ludzie przeżywają poczucie winy,kiedy nie są odpowiedzialni za wydarzające się zło albo kiedyw ogóle nie zrobili niczego złego. Czują się winni, gdy zostali wy-żej nagrodzeni od innych, którzy działali równie dobrze (Austini in., 1980). Albo gdy uniknęli nieszczęścia współtowarzyszy, na cowskazują zarówno dane eksperymentalne (Tesser i Rosen, 1972),jak i, na przykład, relacje Żydów, którzy przetrwali Holocaust, czyrozbitków, którzy przeżyli katastrofę, podczas gdy inni ludzie zgi-nęli. Z drugiej strony, ludzie często nie przeżywają poczucia winy,gdy zrobią coś złego - przykładem może być fakt, że poczucie winyjest wśród przestępców znacznie rzadsze od postawy „śmierć fraje-rom" (Kosewski, 1988). Wygląda więc na to, że odpowiedzialnośćza złamanie normy moralnej nie jest ani konieczna do przeżycia po-czucia winy, ani też sama w sobie do tego przeżycia nie wystarcza.

Po trzecie wreszcie, zarówno przyczyny, jak i skutki poczuciawiny mają charakter wybitnie społeczny i wiążą się z innymi ludźmi.Tangney (1992) stwierdziła, że właściwie wszystkie typy sytuacjiwskazywane przez ludzi jako wywołujące poczucie winy dotycząkontaktów z innymi (szczególnie ich krzywdzenia). Skłonność doprzeżywania poczucia winy jest też związana z empatią (Tangney,1991), a więc z wrażliwością na uczucia innych ludzi. Najczęstszekonsekwencje poczucia winy mają silny związek z innymi ludźmi- wyznanie winy, przeprosiny, zadośćuczynienie ofierze. Wszystkieone zresztą poczucie winy usuwają, co zapewne jest głównym po-wodem ich występowania. Natomiast żadne badania (a było ichsporo) nie wykazały, aby poczucie winy systematycznie prowadziłodo pragnienia poddania się karze. Prowadzi ono jedynie do ocze-kiwania kary, ale od oczekiwania do pragnienia droga daleka.

Wszystko to sugeruje, że poczucie winy jest w istocie reakcjąna krzywdę innego człowieka. Pierwowzorem sytuacji wzbudzającejto uczucie jest wykrycie, że ktoś, z kim jest się związanym, czujesię skrzywdzony, natomiast osoba przeżywająca poczucie winy jestw sprawę zamieszana, niekoniecznie jako sprawca krzywdy, alejako ktoś, do czyich działań lub intencji skrzywdzona ofiara możezgłosić zastrzeżenia czy pretensje. Inne sytuacje wzbudzające po-czucie winy są prawdopodobnie pochodne i mają swoje źródło

Page 216: B. Wojciszke - Psychologia miłości

216 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

w tym pierwowzorze (Baumeister i in., 1991). Podstawową funk-cją poczucia winy jest podtrzymanie istniejących bliskich związkówz innymi ludźmi. Ludzie zdają sobie zresztą sprawę z owej funkcjii dlatego nierzadko (i całkiem skutecznie) podejmują próby wy-wołania u swoich partnerów tego właśnie uczucia. Jednak niemalzawsze próby takie skierowane są na partnerów bliskich związków,nie zaś na osoby, z którymi nie jesteśmy związani, czy ludzi zupełnieobcych - jak stwierdzili Baumeister i współpracownicy. Autorzy cizauważają, że podtrzymywanie więzi przez poczucie winy dochodzido skutku za pośrednictwem co najmniej trzech mechanizmów.

Po pierwsze, dzięki swemu powiązaniu z poczuciem winy nega-tywnego znaku emocjonalnego nabierają nie tylko zachowania krzyw-dzące partnera, ale także zachowania wyrażające jedynie brak zaan-gażowania. Baumeister i współpracownicy (1991) poprosili okołostu osób o dokładne opisanie sytuacji, w której ktoś wprowadziłich w poczucie winy, i tyleż osób o opisanie sytuacji, w której onikogoś w poczucie to wpędzili. Opisy te były następnie ocenianeze względu na stopień, w jakim pojawiały się w nich różne tre-ści, między innymi z uwagi na powody przeżywania poczucia winy.Jak widać w tabeli 12., bardzo częstym powodem zarówno prze-żywania winy, jak i wprowadzania w to poczucie było zaniedbywa-nie partnera, zaniechanie robienia czegoś, co robić się powinno,wreszcie odmienność oczekiwań obojga partnerów co do pożąda-nego sposobu postępowania. Aktywne zrobienie czegoś złego byłooczywiście także przez badanych wymieniane, ale wcale nie tak czę-sto, jak kazałaby tego oczekiwać „wewnątrzpsychiczna" wizja po-czucia winy. Co zrozumiałe, osoby wprowadzone w poczucie winysą mniej skłonne (niż osoby wprowadzające) do tego, by widziećprzyczyny całej sytuacji w łamaniu norm moralnych, częściej zaśupatrują owych przyczyn w moralnie obojętnej odmienności ocze-kiwań obojga partnerów.

Widać więc wyraźnie, że złamanie normy moralnej wcale niejest konieczne ani do przeżycia winy, ani do podjęcia próby wpę-dzania partnera w to poczucie. Brak pozytywnych wysiłków narzecz podtrzymania związku oraz nieuwzględnianie odmiennychoczekiwań partnera często wystarcza i do przeżycia, i do wpro-wadzania w poczucie winy.

Page 217: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 217

Tabela 12.

Treści pojawiające się w epizodach z poczuciem winy, opowiadanych przezosoby, które wprowadzono w poczucie winy, i przez osoby, które wprowa-dziły partnera w poczucie winy. Liczby oznaczają procenty osób, w którychopowiadaniu dana treść się pojawiła. Źródło: Baumeister i in. (1991).

Treśćpowód: A zrobiła coś złegopowód: A zaniechała czegośpowód: A zaniedbała partnerapowód: odmienność oczekiwańosoba B otwarcie manipulujeosoba B posługuje się przeszłościąosoba B kłamie, naciąga faktyosobie B poprawia się samopoczucie„metawtna" osoby Busprawiedliwianie własnych działańwspominanie o normach partneraosoba A przeprasza, żałujeosobie A pogarsza się samopoczucieosoba A czuje niechęć i pretensje

osoby (A)wprowadzone

22,770,258,749,014,618,4

04,7

062,555,120,849,037,2

osoby (B)wprowadzające

52,953,132,729,132,737,016,444,021,260,413,046,367,3

1,9

Ponieważ ludzie na ogół unikają działań (i zaniechań) pro-wadzących do negatywnych emocji, poczucie winy powstrzymujepartnerów od wycofywania własnego zaangażowania ze związku.Warto przy tym zauważyć, że praktyczne czy „obiektywne" szkody,do jakich prowadzi zaniedbanie partnera, są często znikome: mążspóźniający się dwie godziny na obiad niszczy, w sferze namacal-nych faktów, co najwyżej pół kilo kartofli. A jednak może czućsię winny, a żona może nie omieszkać go w tym poczuciu umoc-nić. Oczywiście, liczy się tu szkoda symboliczna, sprowadzająca siędo zaniedbywania partnerki i związku. Być może większość okazji,przy których poczucie winy przeżywamy, dotyczy właśnie tego typusytuacji - a poczuwanie się do winy jest w istocie jedynym moż-liwym sposobem naprawienia takich symbolicznych szkód. Odku-pienie kartofli przez spóźniającego się męża niczego nie naprawi.

Page 218: B. Wojciszke - Psychologia miłości

218 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Pokazanie żonie, że czuje się winny, jest sposobem na wymaza-nie własnego zaniedbania i dowodem, iż jednak nadal o nią dba.Zapewne w ten właśnie sposób można wyjaśniać fakt, że dość czę-sto ludzie dopuszczający się zdrady informują o tym (z poczuciemwiny) swoich partnerów, choć wyznanie takie na ogół pogarszastan związku, przyczyniając się nieraz do jego zerwania (Lawson,1988). Partner, który zdradził, może być nękany poczuciem winy,a wyznanie zdrady może zarówno stanowić dla niego ulgę, jak i byćwyrazem nadziei, że wyznanie i rozgrzeszenie przyczynią się do na-prawy związku, podobnie jak ma to miejsce w przypadku większo-ści innych przewinień. Wyznanie zdrady niesie jednak oczywiściepewien dodatkowy przekaz, że związek jest zagrożony, i przekazten przysłania skądinąd dobroczynne dla związku konsekwencjeciągu „wyznanie-poczucie winy-rozgrzeszenie". Wygląda więc nato, że najskuteczniejszym sposobem na zdradę jest po prostu niedopuszczać się jej, a jeżeli już nastąpiła - nie mówić o niej.

Drugim powodem związku poczucia winy z utrzymywaniemzaangażowania jest fakt, że ludzie świadomie wykorzystują poczu-cie winy jako sposób na manipulowanie partnerem i utrzymaniego przy sobie. Jeżeli nie podobają nam się czy bolą jakieś działa-nia (zaniechania) partnera, to pokazywanie mu swojego cierpieniamoże go przed takimi postępkami powstrzymać. Wszystko to działaoczywiście pod warunkiem, że nasze cierpienie jest czymś, czegopartner pragnie uniknąć. Stanowi to zarówno o sile, jak i o sła-bości tego sposobu oddziaływania na poziom zaangażowania part-nera. O słabości, sposób ten jest bowiem skuteczny jedynie takdługo, dopóki trwają uczucia partnera i jego troska o nasze dobro.Wzbudzanie poczucia winy nie tylko promuje działania pokazującezaangażowanie, ale również opiera się na intymności i zaangażo-waniu już istniejącym. O sile, ponieważ odwołanie się do pragnieńpartnera sprawia, że ten sposób kształtowania jego działań pozba-wiony jest oznak zewnętrznego przymusu - przeciwnie, opiera sięprzecież na emocjach partnera. To dzięki tym ujemnym emocjombędzie on unikał wywołujących je działań. Wzbudzanie poczuciawiny jest też możliwe nawet wtedy, kiedy nie mamy nad partne-rem żadnej „realnej" władzy, jaką dają na przykład własna atrak-cyjność, możliwość opuszczenia związku, dysponowanie dobramimaterialnymi itp.

Page 219: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 219

Szereg wyników z tabeli 12. sugeruje jednak, że wzbudzaniepoczucia winy jest bronią raczej obosieczną i niezbyt bezpiecznąw użyciu. Przede wszystkim jest to manipulacja partnerem, odwo-łująca się niekiedy do kłamstwa czy naciągania faktów, z czego naj-wyraźniej lepiej zdają sobie sprawę osoby wprowadzające w poczu-cie winy niż wprowadzane. Dlatego też u tych pierwszych pojawiasię czasami „metawina", czyli poczucie winy z powodu wprowadze-nia partnera w poczucie winy. Choć osoby wprowadzające znacz-nie częściej wspominają o żalu i przeprosinach partnera niż osobywprowadzane, nie doceniają jednak niechęci i pretensji partnerao to, że został w poczucie winy wprowadzony. Pretensje partneranie odgrywają większej roli, kiedy ulega on wpływowi z powoduna przykład przymusu, jednakże mogą one niewątpliwie hamowaćuleganie poczuciu winy. Gromadzenie się pretensji musi przecieżz czasem pomniejszać pozytywne uczucia partnera, czyli podciąćsamą podstawę skuteczności prób wprowadzenia go w poczuciewiny. Spóźniający się na obiad mąż tylko do czasu będzie czuł sięwinny. Po kilku miesiącach zacznie mieć do żony pretensje (naprzykład że nie docenia wartości jego pracy), a wreszcie już poddrzwiami będzie wzdychał głęboko, jakąż to swarliwą i niewyrozu-miałą ma żonę. Nie tylko poczucie winy zaniknie, ale w ich uczuciawtargnie chłód znacznie dotkliwszy od chłodu wystygłych kartofli.

Pojawienie się pretensji jest tym bardziej prawdopodobne, imbardziej partnerzy różnią się oczekiwaniami co do pożądanego spo-sobu postępowania. Odmienność tych oczekiwań sprawia, że mo-żemy znaleźć się w sytuacji, gdy zrobiliśmy coś, co wydaje nam sięzupełnie słuszne, a jednak przeżywamy z tego powodu poczuciewiny po wykryciu, że partner czuje się skrzywdzony. Na przykładzwykliśmy spotykać się od czasu do czasu z paczką przyjaciół z li-ceum, a tu nagle okazuje się, że nasz ukochany ma żal o to, że niezabieramy go z sobą na te spotkania. Choć nasze własne działanieuważamy za usprawiedliwione (podtrzymywanie starych przyjaźnijest przecież cnotą, a nie występkiem), czujemy się winni z powodureakcji partnera (czuje się zlekceważony). Taka paradoksalna sytu-acja nie może trwać zbyt długo ani się powtarzać. Albo zmienimyocenę własnego zachowania (i samo zachowanie), albo zakwestio-nujemy zasadność krzywdy partnera stwierdzając, że czepia się (icierpi) bez żadnego powodu. Nietrudno przewidzieć, która reak-cja jest tu bardziej prawdopodobna.

Page 220: B. Wojciszke - Psychologia miłości

220 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Jeszcze innym niebezpieczeństwem związanym z poczuciemwiny jest fakt, że przeżywający je ludzie mają skłonność do uni-kania swoich ofiar. Nawet jeżeli pragną swą winę odkupić, woląto zrobić nie wchodząc w bezpośredni kontakt z ofiarą (Freed-man i in., 1967). Widok ofiary nasila bowiem negatywne uczuciasprawcy, a także dokłada do poczucia winy również i wstyd. Takwięc żonie usiłującej wprowadzić swojego męża w poczucie winyz tego powodu, że zbyt mało czasu spędza on w domu, może sięto bardzo dobrze udać. Tyle że mąż, unikając widoku jej krzywdy,może się zdecydować na odkupienie swoich win poprzez zarabia-nie większych pieniędzy i spędzanie jeszcze większej ilości czasuw pracy,

Ostatnim wreszcie mechanizmem, na mocy którego poczuciewiny przyczynia się do poprawy więzi między partnerami, jest spra-wiedliwe rozłożenie negatywnych uczuć jednego z partnerów międzynich oboje. Nasz przykładowy maż wraca zadowolony do domu, po-nieważ zakończył jakąś trudną pracę, opowiada o tym z radościążonie (która nie pracuje zawodowo, gdyż prowadzi dom i wycho-wuje dzieci) i właśnie wtedy spotyka się ze szczególnym wybuchemjej pretensji. Ona czuje się pokrzywdzona - radość męża tym do-tkliwiej jej przypomina, że siedzi od lat w domu, gdzie żadna pracanie tylko nie kończy się sukcesem, ale w ogóle się nie kończy. Onczuje się winny, ale i zniechęcony - to prawda, że żona musi sie-dzieć w domu, ale on musi siedzieć w pracy i nie dość, że wcalenie sprawia mu to przyjemności, to jeszcze wtedy, kiedy taka przy-jemność nieśmiało wychynie spoza rutyny codzienności, zostaje muodebrana przez żonę wpędzającą go w poczucie winy pod hasłem:„Ty robisz to, co chcesz, a ja to, co muszę". Ona zapytuje: „Dla-czego to muszę być ja?", on zaś pyta: „Dlaczego właśnie teraz?"

Przynajmniej na pytanie męża można w tym miejscu odpowie-dzieć - właśnie teraz dlatego, że poczucie winy, w które został przezżonę wprowadzony, pomaga jej znieść własną frustrację. Zdawaćby się mogło, że nic nam z tego, kiedy wprowadzamy kochanegoczłowieka w gorsze samopoczucie, a nawet powinno nam się robićjeszcze gorzej z powodu jego dolegliwości. Jednakże wtedy, kiedyczujemy się przez partnera skrzywdzeni, wprowadzenie go w poczu-cie winy wyrównuje nieco tę nierównowagę - jemu robi się gorzej,ale nam robi się lepiej. To właśnie sugerują wyniki z tabeli 12: 49%osób wprowadzonych w poczucie winy relacjonuje, że poczuło się

Page 221: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 221

źle (a takie ich uczucia podejrzewa jeszcze większy procent osób,które ich w poczucie winy wprowadziły). W dodatku aż 44% osóbwprowadzających partnera w poczucie winy czuje się w wynikutego zabiegu lepiej (choć tylko 5% osób wprowadzonych w poczu-cie winy zdaje sobie z tego sprawę). Sugeruje to, że polepszeniewłasnego samopoczucia jest jednym z powodów tego zabiegu.

Prawdopodobnie stawką jest tu zresztą nie tylko sprawiedliwerozłożenie ciężaru negatywnych uczuć, ale również doprowadzeniedo zadowalającej komunikacji między partnerami. Ludziom znaj-dującym się w podobnym stanie emocjonalnym łatwiej się z sobąporozumieć i osiągać wspólne cele niż partnerom przeżywającymodmienne stany, nawet jeżeli stany podobne oznaczają tu stanynieprzyjemne (Locke i Horowitz, 1990). Mówiąc krótko, łatwiejdogadać się dwojgu skrzywdzonym malkontentom niż malkonten-towi z karygodnie beztroskim lekkoduchem. Płynące stąd zaleceniatrudno jednak przedstawiać jako dobry sposób na trwałe utrzyma-nie zaangażowania w związek.

Ogólnie mówiąc, problem z poczuciem winy jako sposobemna zaangażowanie polega na tym, że choć jest to sposób bardzoskuteczny, to jego skuteczność ograniczona jest do związków sil-nych, przede wszystkim takich, gdzie partnerów łączy wysoki po-ziom uczuć nazywanych tutaj zbiorczo intymnością. Gdy już za-braknie tych uczuć i rzeczywistej troski o dobro partnera, znikająteż podstawy do dobroczynnego oddziaływania poczucia winy nazaangażowanie. Słowem dobroczynnych funkcji poczucia winy za-czyna związkowi dwojga ludzi brakować właśnie wtedy, kiedy naj-bardziej by się przydały, gdy przestają działać pozytywne siły utrzy-mujące ich przy sobie.

Dzieci

Oczywistym kontekstem, w którym poczucie winy (i normy mo-ralne) musi się pojawić w trakcie rozważań nad zanikiem zaanga-żowania w związek, są dzieci. Większość stałych związków nimi,by to niezbyt oryginalnie określić, owocuje, a fakt istnienia dziecipowinien stanowić czynnik utrzymujący zaangażowanie partneróww związek. Dobro dzieci wymaga utrzymania związku, z któregopowstały. Zarówno normy moralne, jak i poczucie winy z powoduskrzywdzenia dzieci powinny więc hamować rozpad związku. Czyistnienie dzieci faktycznie oddziałuje w ten sposób?

Page 222: B. Wojciszke - Psychologia miłości

222 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Badania nad przyczynami rozwodów wykazują, że choć bez-dzietność osłabia szansę małżeństwa na trwanie, samo istnienie dziecinie tyle zmniejsza częstość rozwodów, ile opóźnia ich wystąpienie.Prawdopodobieństwo rozwodu w pierwszym roku życia pierwszegodziecka jest bliskie zeru, jednakże narodziny następnych dzieci niemają już tak dobroczynnych skutków (White, 1990). W rezultaciepoważny procent rozwodzących się par to pary posiadające dzieci.

Ogólnie rzecz biorąc, rozwód jest zjawiskiem szkodliwym dladzieci, ponieważ wpływa negatywnie na ich zachowanie, przystoso-wanie psychiczne i społeczne, samoocenę, poziom osiągnięć szkol-nych oraz siłę więzi z obojgiem rodziców. Współczesny przegląd92 różnych badań nad tym problemem, które objęły łącznie po-nad 13 tysięcy dzieci (Amato i Keith, 1991) przekonuje jednak, żewielkość tego wpływu jest na ogół przeceniana. Zdaje się to po-zostawać w sprzeczności z szeroko rozpowszechnionym poglądemo bardzo negatywnych skutkach rozwodu dla dzieci. Pogląd tenbierze się być może z faktu, że rozwód dość często wspołwystępujez różnymi formami patologii społecznej, takimi jak bezrobocie, al-koholizm czy przestępczość. Istniejące badania przekonują jednak,że krańcowo negatywny wpływ na losy dzieci wywierają raczej teprzejawy patologii w rodzinie, nie zaś sam rozwód.

Szkodliwość skutków rozwodu dla dzieci z rodzin nim dotknię-tych silnie zależy od tego, w jakim wieku są dzieci w momencierozwodu. Negatywne skutki rozwodu są stosunkowo silne, jeżelidotknięte nim dzieci znajdują się w szkole podstawowej i średniej.Skutki te są natomiast bardzo słabe i nierzetelne (to znaczy w jed-nych badaniach się ujawniają, w innych nie) w odniesieniu do dzieciprzedszkolnych i niemal wcale nie występują, jeżeli dzieci są już nastudiach (Amato i Keith, 1991). O stosunkowo małej szkodliwościrozwodu dla dzieci najmłodszych i najstarszych decydują jednakzapewne inne powody. W przypadku najmłodszych rozwód rodzi-ców następuje jeszcze, zanim zdążą sobie one wykształcić stabilnyobraz świata społecznego i własnej rodziny. Niemal od początkuwzrastają więc w „nienormalnej", rozbitej rodzinie, która jednakdla nich samych jest normalna, jako że innej sytuacji nie znają.W przypadku dzieci najstarszych rozwód rodziców jest stosunkowonieszkodliwy; zapewne dlatego, że mając dwadzieścia czy więcejlat młodzi ludzie bardziej myślą o perspektywie założenia własnejrodziny niż o odchodzącej w przeszłość rodzinie, z której wyszli.

Page 223: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 223

Ponadto dzieci najstarsze, jako ludzie prawie dorośli, mają większąszansę ułożenia sobie stosunków z każdym z rodziców oddzielnie.

Co w ogóle decyduje o szkodliwości rozwodu dla dzieci (szcze-gólnie w wieku od siedmiu do siedemnastu lat)? Odpowiedzi sąw zasadzie trzy.

Po pierwsze, nieobecność jednego z rodziców jest szkodliwa dladziecka, ponieważ oznacza ona nieobecność jednego z ważnych wzor-ców socjalizacyjnych (w szczególności chłopcy chowani bez ojcanie mają kulturowego wzorca męskości). Ponadto kontakt dzieckaz nieobecnym rodzicem z reguły słabnie, a w dodatku jedno z ro-dziców nie jest w stanie poświęcić dziecku tyle uwagi i pomocy, ileuzyskałoby ono od dwojga rodziców łącznie. Brak mieszkającychrazem obojga rodziców pozbawia także dziecko możliwości obser-wowania, jak rozwiązują oni swoje konflikty, negocjują czy osiągająkompromis, co może w przyszłości spowodować brak tychże umie-jętności u dziecka.

Z wyjaśnień tego typu wynikają pewne przewidywania, którychpotwierdzenie stanowiłoby dowód na trafność myślenia o negaty-wach rozwodu w kategoriach szkodliwości samej nieobecności jed-nego z rodziców. Przede wszystkim dzieci tracące jedno z rodzicówz powodu śmierci powinny mieć się równie źle jak dzieci z mał-żeństw rozwiedzionych, natomiast dzieci zyskujące rodzica przybra-nego w miejsce tego, który dom opuścił, powinny mieć się równiedobrze jak dzieci z rodzin nietkniętych. Przegląd 23 badań, w któ-rych porównywano dzieci z rodzin pełnych, dotkniętych rozwodemi dotkniętych śmiercią jednego z rodziców, wykazał, że śmierć ro-dzica powoduje pogorszenie różnych wskaźników funkcjonowaniadziecka, jednak pogorszenie to jest mniejsze niż w przypadku roz-wodu. Z kolei przegląd 21 badań, w których porównywano dzieciz rodzin nietkniętych, dotkniętych rozwodem i żyjących z jednymtylko rodzicem oraz dotkniętych rozwodem, ale mieszkających z ro-dzicem przybranym wykazał, że pogorszenie funkcjonowania dziecimieszkających z przybranym rodzicem jest równie duże jak w przy-padku dzieci mieszkających z tylko jednym biologicznym rodzicem.Powtórne małżeństwo nie jest więc rozwiązaniem problemu dzieci(choć niewielka liczba badań sugeruje, że przybrany ojciec polep-sza funkcjonowanie chłopców). Ten układ wyników (Amato i Keith,1991) sugeruje, te choć sama nieobecność jednego z rodziców jest

Page 224: B. Wojciszke - Psychologia miłości

224 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

powodem części negatywnych skutków rozwodu, nie jest to powódjedyny.

Drugim takim powodem jest pogorszenie finansowej sytuacjidzieci. Typową konsekwencją rozwodu jest spadek dochodów ro-dziny, której głową jest matka. W znacznej większości przypadkówbowiem sądy (w tym w tak różnych krajach, jak Polska i USA) przy-znają opiekę nad dzieckiem matce, nie zaś ojcu, a prawie wszędziena świecie kobiety zarabiają gorzej niż mężczyźni. Spadek docho-dów oczywiście może wpłynąć na pogorszenie materialnego stan-dardu dziecka, poziomu jego zdrowia, możliwości wypoczynku czyzdobycia wykształcenia. Jednakże nieliczne wystarczająco precy-zyjne badania wskazują, że nawet wytrącenie (za pomocą metodstatystycznych) wpływu wywieranego na dobrostan dziecka przezfinansową sytuację rodziny pozostawia ten dobrostan na niższympoziomie u dzieci z małżeństw rozwiedzionych niż u dzieci z rodzinpełnych (Guidubaldi i in., 1983). Pogorszenie sytuacji finansowejma więc pewien udział w obniżeniu dobrostanu dzieci dotkniętychrozwodem, aczkolwiek daleko do tego, by czynnik ten można byłouznać za decydujący.

Trzecim wreszcie powodem szkodliwości rozwodu dla dziecijest negatywne oddziaływanie konfliktów miedzy rodzicami przed i porozwodzie. Niewątpliwie wrogość i konflikty między rodzicami sąźródłem stresu i cierpienia dzieci. Tym bardziej że spora część ro-dziców w swoim dążeniu do jak najdotkliwszego „dołożenia" part-nerowi nie cofa się przed pożałowania godnym procederem prze-ciągania dzieci na swoją stronę (nie bacząc na to, że wyrządzająw ten sposób znacznie większą krzywdę dziecku niż partnerowi).Konflikty między rodzicami oznaczają też ich niezdolność do sko-ordynowania wysiłków wychowawczych, co sprawia, że ich oddzia-ływania na dziecko mogą być wzajemnie sprzeczne, a przynajmniejmniej skuteczne od działań uzgodnionych.

Myślenie w kategoriach negatywnych następstw konfliktu pro-wadzi do hipotezy, że w pełnych rodzinach nękanych silnymi kon-fliktami występuje pogorszenie funkcjonowania dzieci. Dobrostandzieci z takich rodzin może być nawet mniejszy niż w przypadkudzieci z rodzin rozbitych, ale harmonijnych i wolnych od kon-fliktu. Spora liczba badań zarówno starszych (Longfellow, 1979),jak i nowszych (Amato i Keith, 1991) przekonuje, że choć najle-piej mają się dzieci ze szczęśliwych rodzin, w których oboje rodzice

Page 225: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 225

są obecni, najgorzej funkcjonują dzieci z rodzin, w których obojerodzice są obecni, ale stale skłóceni. Dzieci z rodzin rozbitych, wy-chowywane przez jedno z rodziców, lokują się pod względem takichwskaźników, jak przystosowanie społeczne i psychiczne, osiągnięciaszkolne czy zdrowie psychiczne i fizyczne, pomiędzy tymi dwomagrupami. A przy tym zazwyczaj bliżej dzieci z rodzin szczęśliwychniż z rodzin nękanych ostrymi konfliktami.

Jeżeli pogorszenie funkcjonowania dzieci byłoby głównie re-akcją na konflikt między rodzicami, należałoby także oczekiwać,że wraz ze słabnięciem konfliktu pogorszenie to słabnie. Prowadzito do dwóch konkretnych hipotez: po pierwsze - wraz z upływemczasu mijającego od rozwodu rodziców pogorszenie funkcjonowa-nia dzieci słabnie i po drugie - pogorszenie to jest tym mniejsze,im słabszy jest konflikt między rozwiedzionymi już rodzicami i imwiększe jest ich współdziałanie w wychowywaniu dzieci. Obie tehipotezy (szczególnie druga) znajdują dość jednoznaczne poparciew dotychczasowych wynikach badań (Amato i Keith, 1991).

Tak więc, ogólnie rzecz biorąc, konflikt między rodzicami zdajesię być najważniejszą przyczyną pogorszenia funkcjonowania dzieci.Przy tym istotne znaczenie może mieć nie tyle sam rozwód, ile to, jakdalece rodzice są w stanie wyzbyć się wzajemnej wrogości, wciąganiadziecka we własne konflikty i ewentualnie współpracować ze sobąw wychowywaniu dzieci pomimo swego rozstania (Raschke, 1987).Wszystko to nie znaczy oczywiście, że rozwód jest wydarzeniem dladzieci obojętnym. Może on być jednak mniejszym złem, a niewielefaktów popiera zasadność porównywania go z pijaństwem, prosty-tucją czy chorobą umysłową (ulubione metafory rozwodu u mora-listów z początków obecnego wieku; zresztą jeszcze i dziś możnatego rodzaju porównania napotkać).

Na zakończenie podkreślić należy jedno ograniczenie wnio-sków z przytoczonych tu wyników badań. Mianowicie znaczna ichwiększość dotyczy populacji amerykańskich (po prostu w tym krajuprzeprowadzono najwięcej metodologicznie rzetelnych studiów).Stany Zjednoczone są natomiast krajem, w którym jest najwięcejna świecie nie tylko samochodów (i mnóstwa innych przedmio-tów, jak aparaty do gotowania jajek lub czyszczenia uszu), o czymwiedzą wszyscy, ale i rozwodów, o czym zdają się wiedzieć tylkosami Amerykanie. Ma to między innymi i ten skutek, że rozwód

Page 226: B. Wojciszke - Psychologia miłości

226 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

obłożony jest tam mniejszym (i ciągle malejącym) odium społecz-nym. Malejące potępienie społeczne rozwodu zapewne przyczyniasię do osłabienia negatywnych skutków rozwodu dla dzieci. Skutkite mogą być poważniejsze w innych krajach. Istniejące dane po-równawcze nie uprawniają jednak do przewidywania tutaj jakichśkolosalnych różnic (por. Amato i Keith, 1991).

Naciski społeczneOstatnim wreszcie rodzajem bariery są naciski społeczne - od

nieformalnych, takich jak oczekiwania i namowy rodziny czy przy-jaciół, do formalnych, jak system prawny utrudniający bądź unie-możliwiający wyjście z formalnie zawartego związku.

Naciski nieformalne dotyczą związków zarówno przedmałżeń-skich, jak i małżeństw. Im poważniej zaangażowani są partnerzy,tym silniejsze są naciski otoczenia na utrzymanie związku (John-son, 1982). Im większy poziom integracji danej społeczności (mie-rzony stopniem jej ustabilizowania - na przykład niemożnościąprzenosin do innych miejsc zamieszkania), tym rzadsze są w niejrozwody (Breault i Kposowa, 1987). W ten sam sposób możnawyjaśniać utrzymujący się w Polsce od lat kilkudziesięciu znaczniemniejszy procent rozwodzących się małżeństw na wsi niż w mieście.Poza takimi, dość oczywistymi, zależnościami zdumiewająco małowiadomo o wpływie nacisków nieformalnych na dynamikę zaanga-żowania w związek. Być może jest to skutkiem powszechności tychnacisków - fakt, że występują one dość niezmiennie, musi z na-tury rzeczy utrudniać wykrycie ich wspołzmienności z czymkolwiekinnym.

Bariery prawne dotyczą jedynie formalnie zawartych mał-żeństw. Dość powszechne przekonanie społeczne jest takie, żewprowadzanie zmian prawnych zwiększających dostępność roz-wodu wywiera destruktywny wpływ na instytucję małżeństwa i przy-czynia się do zwiększenia liczby rozwodów. W naszym kraju argu-mentacja ta przybiera niekiedy postać tezy o demoralizacji naroduprzez prawa komunistyczne. Jednak fakty każą dość sceptycznieodnosić się do tego rodzaju twierdzeń. Na przykład w USA, któreo różne skażenia można podejrzewać, ale z pewnością nie o skaże-nie komunizmem, gwałtowny wzrost liczby rozwodów nastąpił jużna początku lat 60., złagodzenie zaś potępienia rozwodów w opi-nii publicznej miało miejsce na przełomie lat 60. i 70. Dopiero

Page 227: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY t JEGO ROZPAD 227

potem w większości stanów złagodzono prawo dotyczące rozwo-dów (Cherlin, 1981). Późniejsze badania dość zgodnie wykazałybrak różnic pod względem liczby rozwodów w stanach, które prawozłagodziły, i tych, w których zmian takich nie wprowadzono (Ra-schke, 1987). Sugeruje to, że prawa dotyczące życia rodzinnegoraczej „wloką się" za tym, co ludzie robią i uważają za słuszne, niżkształtują opinie i zachowania.

W sumie wydaje się, że bariery formalne (prawne) są małoskutecznym środkiem na utrzymanie zaangażowania samych zain-teresowanych w ich związek, jeżeli zawiodą bariery nieformalnei inne, poprzednio omówione, czynniki podtrzymujące to zaanga-żowanie.

Rozpad

Współczesny trubadur - Paul Simon, śpiewa co prawda, że„musi być z pięćdziesiąt sposobów, na które porzucasz tego, kogokochasz", jednak naukowa psychologia ma o nich raczej niewieledo powiedzenia. Przyczyna jest prosta i ma charakter etyczny. Psy-chologowie wiedzą, że prowadzenie badań nad związkami, któresię aktualnie rozpadają, mogłoby spowodować przyspieszenie ichrozpadu (na przykład dlatego, że badanie takie koncentrowałobypartnerów na ich negatywnych emocjach, a skupienie się na do-wolnych emocjach prowadzi zwykle do ich nasilenia). Wobec tegostosowane są dość zawodne metody, takie jak proszenie badanycho opis rozpadu, jaki miał miejsce w przeszłości, bądź o relacjez sytuacji jedynie wyobrażonych. Tego rodzaju relacje dają jednakobraz mocno wygładzony, przemyślany i uzasadniony przed samymsobą. Zdają sprawę raczej z tego, w jaki sposób ludzie myślowo so-bie poradzili(by) z katastrofą swego związku, niż z rzeczywistychprocesów, na których rozpad ten polegał.

Dynamiczna koncepcja miłości stanowiąca oś tej książki suge-ruje, że rozpad związku nastąpić może co najmniej w trzech mo-mentach. Po pierwsze, po wystąpieniu namiętności i/lub intymnościsamo zaangażowanie w utrzymanie związku może się wcale na do-bre nie pojawić. Najbardziej prawdopodobną tego przyczną jestasymetria uczuć, a więc niejednakowy poziom namiętności i/lubintymności u obojga partnerów. Po drugie, po zaniku namiętności.

Page 228: B. Wojciszke - Psychologia miłości

228 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

jeżeli partnerzy tylko na niej opierają swoją wizję miłości i związku(byłoby to uleganie mitowi miłości romantycznej, na wzór bohate-rów Hollywoodu - jednak poza tym miasteczkiem taki typ rozpaduzdaje się dotyczyć głównie związków przedmałżeńskich). Po trzeciewreszcie, wycofanie zaangażowania i rozpad związku może miećswą przyczynę w zaniku intymności łączącej partnerów. Wszystkoto jednak niewiele mówi o tym, w jaki konkretnie sposób związekulega rozpadowi. Pewne dość uporządkowane przemyślenia w tejsprawie przedstawił Steve Duck (1982) twierdząc, że na ogół roz-pad związku składa się z czterech faz.

Faza pierwsza ma charakter „wewnątrzpsychiczny" i rozpo-czyna się od stwierdzenia własnego braku satysfakcji ze związku.Wewnątrzpsychiczność oznacza, że fazę tę rozgrywamy sami zesobą, nie konsultując się ani z partnerem, ani z kimkolwiek innym.Po prostu skupiamy krytyczną uwagę na partnerze i jego manka-mentach celem wykrycia powodów naszego własnego niezadowo-lenia. Dokonujemy też bilansu własnych strat i zysków z danegozwiązku, porównujemy go z bilansem partnera, zastanawiamy sięnad tym, czy jest to związek sprawiedliwy, czy nie. Rozważamy,jakie mamy inne możliwości ułożenia sobie życia i jakie kosztyniosłoby rozstanie. Podejmujemy prywatną (czasami wielokrotnie„ostatnią") próbę niedopuszczenia do rozstania, na przykład świa-domie starając się reagować konstruktywnie na destruktywne za-chowania partnera czy w inny sposób poprawić jego postępowanie.Stajemy przed dylematem, czy starać się stłumić własne negatywneodczucia, czy przeciwnie - zgłosić je partnerowi narażając się naich jeszcze większe nasilenie.

Faza druga następuje wtedy, gdy decydujemy się na konfron-tację z partnerem - wyjawienie mu swojego niezadowolenia. Jestto nierzadko trudna decyzja, gdyż możemy ją odczuwać jako wkro-czenie „na równię pochyłą", po której łatwo może się stoczyć całyzwiązek. Jeżeli tylko nasz partner nie jest tak beznadziejnie nie-wrażliwy i skoncentrowany na sobie, jak go o to podejrzewamy,faza konfrontacji i tak się zacznie, ponieważ nasze niezadowo-lenie staje się coraz bardziej widoczne. Nawet gdybyśmy go niekomunikowali w zamierzony sposób. Świadomie czy nie, niezado-wolenie zostaje w końcu partnerowi okazane i nieuchronnie roz-poczyna się tłumaczenie, dlaczego jesteśmy ze związku niezado-woleni. Uzasadniamy własne niezadowolenie, obalamy argumenty

Page 229: B. Wojciszke - Psychologia miłości

ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 229

partnera, jakoby było ono bezpodstawne, mniej lub bardziej nie-skutecznie staramy się wynegocjować z partnerem taką postać na-szego związku, która zażegnałaby niezadowolenie i była dla obojgasatysfakcjonująca. Jest to więc faza wspólnej z partnerem koncen-tracji na naszym związku i na tym, co zrobić, aby stał się on lepszy.Dodawać nie trzeba, że za tym beznamiętnym opisem ukrywa sięnieraz cały ocean burzliwych i burzących, zdyszanych i zduszonych,a w znacznej większości negatywnych uczuć obojga partnerów zma-gających się z podstawowym dylematem: naprawić ten związek czygo zburzyć.

Jeżeli jednak zburzyć, to zaczyna się faza trzecia, społeczna,w niej bowiem nastąpi „ogłoszenie" innym rozpadu naszegozwiązku. Teraz zastanawiamy się nie nad tym, czy, lecz nad tym, jakdokonać rozbioru związku. Ostatni wspólny z partnerem problemto ustalenie, by tak rzec, zejściowej postaci związku, na przykładczy kontynuować go „dla świata", jak się niegdyś mawiało, czy dladzieci, jeżeli są, czy zaniechać nawet tych pozorów, definitywniei dosłownie rozstać się. Kolejne z nie kończących się problemówindywidualnych to jak zachować twarz i uniknąć osobistej winy zarozpad związku (ci, którzy ponoszą winę, spotykają się z potępie-niem, no i mają mniejszą szansę na następny związek). A takżejak poradzić sobie ze społecznymi konsekwencjami rozpadu - odwytłumaczenia go własnej matce do rozwiązania problemu, z kimteraz grać w brydża czy tenisa. By uzyskać zgodę i sankcję pozo-stałych bliskich sobie osób na rozpad związku, produkujemy też„publiczną wersję" powodów jego rozpadu, która niewiele musimieć wspólnego z rzeczywistością, ale musi pokazywać, że rozsta-nie jest najlepszym z możliwych wyjść. Taka publiczna wersja nie-koniecznie przekonuje innych, ale prawie zawsze przekonuje nassamych (liczne badania nad skutecznością perswazji dowodzą, żeczęsto osobą najbardziej przekonaną w wyniku perswazji jest samjej autor).

Faza czwarta wreszcie to „życie pozagrobowe" związku. Obej-muje ona przede wszystkim psychiczne pozostawienie związku zasobą, w czym pomaga raczej aktywne zajęcie się czymś innymniż rozpamiętywanie przeszłości. Obejmuje też uporządkowanietej przeszłości i udzielenie sobie odpowiedzi na liczne „dlaczego",które w wyniku zerwania się pojawiają. Prowadzi to do dość daleko

Page 230: B. Wojciszke - Psychologia miłości

230 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

idących zmian w treści naszych własnych wspomnień o przeszło-ści byłego związku. Zmiany te często służą wyidealizowaniu naszejwłasnej osoby, a najlepiej i samego związku, co jednak może byćtrudne do pogodzenia.

Trudno rozdział ten zakończyć inaczej niż Iwaszkiewiczowskątrawestacją cytatu z Lechonia (który ten rozdział otworzył):

Jest tylko miłość i jej właśnie nie ma!

Page 231: B. Wojciszke - Psychologia miłości

R O Z D Z I A Ł 7

Różnorodność

Rodzaje miłościPsychozabawa - jaka jest Twoja miłość?

Dotychczasowe rozważania prowadzone były w taki sposób,jakby miłość była zjawiskiem zupełnie jednorodnym, jakby wszyscyludzie kochali się w podobny sposób, a jedyne różnice między nimiwynikały z etapu związku, na jakim się znajdują. Przyjęcie takiejkonwencji pozwoliło przedstawić w sposób - mam nadzieję - dośćuporządkowany wiele z tego, co dzieje się między partnerami sta-łego związku. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to tylko pewnawygodna konwencja, pozwalająca zrozumieć w miłości wiele, choćnie wszystko. Tym, czego ona zrozumieć nie pozwala, jest różno-rodność miłości, a więc fakt, że pomimo podobieństw różni ludzieprzeżywają swą miłość na różne sposoby. Ponieważ cała ta książkakoncentrowała się dotąd raczej na podobieństwach, przyjrzyjmy sięna jej zakończenie zróżnicowaniu miłości.

Rodzaje miłości

W potocznej czy literackiej refleksji nad miłością zauważyćmożna bez trudu wielość kryteriów orzekania o prawdziwości tegouczucia. Czasami sądy takie opieramy na intensywności bądź gwał-townej dynamice uczucia: miłość prawdziwa to taka, która partne-rów głęboko porusza (Robert i Maria z Komu bije dzwon czują,jak porusza się pod nimi ziemia), albo ta, która uderza gwałtowniejak piorun. Innym razem sądy o prawdziwości uczucia opieramy na

Page 232: B. Wojciszke - Psychologia miłości

232 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

jego stałości - miłość, która trwała pół roku, jakoś mniej się wydajemiłością od tej, która trwała lat dziesięć. Przy jeszcze innych oka-zjach decydujemy, że miłość jest prawdziwa, ponieważ zachłanniewyłącza inne pragnienia partnerów, skłaniając ich do porzucenia re-alizacji własnych, indywidualnych celów (Janc z Love story porzucakarierę muzyczną, a Oliver - karierę hokeisty).

Niemal każdą miłość można więc uznać za prawdziwą bądź po-zorną, jeżeli tylko posłużyć się odpowiednim kryterium. W dodatkukryteria te przynajmniej częściowo się wykluczają - na przykładuczucia silne i gwałtowne trwają z reguły krócej niż słabe i po-jawiające się wolniej. Równoczesne spełnienie różnych kryteriówprawdziwości w tym samym związku jest mało prawdopodobne,jeśli w ogóle możliwe.

Problem orzekania o prawdziwości miłości jest więc bezna-dziejnie nierozwiązywalny, dopóki zakładamy zasadniczą jednorod-ność tego uczucia. Nie pozostaje więc nic innego, jak wyodrębnićróżne rodzaje miłości, choć zajęcie to dość ryzykowne, bo łatwotu popaść w śmieszność i subiektywizm. Tego ostatniego pozwala,w pewnym przynajmniej stopniu, uniknąć przyjęte w tej pracy roz-różnienie trzech składników miłości: intymności, namiętności i za-angażowania. Przy założeniu, że każdy z tych składników istniejebądź nie istnieje w danym związku, otrzymujemy osiem możliwychkombinacji przedstawionych w tabeli 13.

Tabela 13.

Klasyfikacja rodzajów miłości. Źródło: Sternberg (1986, s. 123).

Rodzaj miłości

Brak miłościLubienieMiłość ślepa (zakochanie)Miłość pustaMiłość romantycznaMiłość przyjacielskaMiłość fatalnaMiłość kompletna

SkładnikIntymność

-+--++-+

Namiętność——+-+-++

Zaangażowanie——-+-+++

Page 233: B. Wojciszke - Psychologia miłości

RÓŻNORODNOŚĆ 233

Większość (pięć) z tych kombinacji już przedstawiłem jako ko-lejne fazy związku między dwojgiem ludzi. Pozostałe to brak mi-łości, lubienie (o którym również była mowa w rozdziale 3.) orazmiłość fatalna. Ta ostatnia jest połączeniem namiętności z zaanga-żowaniem w związek. Fatalność tego połączenia polega na uczucio-wej niestabilności związku wskutek braku intymności i związanychz nią pozytywnych, łagodnych i trwałych uczuć. Fatalność polega teżna tym, że zaangażowanie jest tu pochodne w stosunku do namięt-ności, z czym wiąże się wysokie ryzyko katastrofalnego zakończeniazwiązku z (raczej nieuchronną) chwilą wygaśnięcia namiętności.

Ta klasyfikacja rodzajów miłości nie jest oczywiście jedynąmożliwą - jak dotąd różni autorzy wyróżnili od 2 do 18 rodzajówmiłości. Roztrząsanie wszystkich tych klasyfikaji mogłoby zniechę-cić nawet najwytrwalszego Czytelnika, nie będę więc się tym zajmo-wał. Warto jednak zauważyć, że wszystkie one zawierają w tej czyinnej postaci rozróżnienie pomiędzy Eros (miłość namiętna i ro-mantyczna) a Storge (łagodna miłość przyjacielska) wywodzące sięjeszcze z Grecji okresu klasycznego.

W interesującej koncepcji, która znalazła również poparciew prowadzonych później badaniach, amerykański socjolog JohnLee (1973) założył, że obok tych dwóch podstawowych archetypówmiłości istnieje jeszcze trzeci, Ludus - miłość jako gra czy zabawa.Lee przyjął ponadto istnienie jeszcze trzech wtórnych typów miło-ści, z których każdy stanowi jakąś mieszankę poprzednich. Są to:Mania, mieszanka Eros i Ludus, czyli miłość będąca obsesyjnymuzależnieniem od partnera i własnego uczucia; Agape, mieszankaEros i Storge, czyli pełna samopoświęcenia miłość altruistyczna,oraz Pragma, mieszanka Storge i Ludus, czyli miłość praktyczna,kierująca się świadomym rozpoznaniem zalet i wad partnera.

Trzy podstawowe typy miłości są analogiczne do pierwiastkówchemicznych, podczas gdy trzy pochodne typy miłości są analo-giczne do związków chemicznych w tym sensie, że mieszanka cha-rakteryzuje się jakościami innymi niż własności składających się nanią typów podstawowych (tak jak sól kuchenna, stanowiąca związekchloru i sodu, ma zupełnie inne własności niż każdy z tych pier-wiastków). Każdy z owych sześciu typów miłości ma specyficzne,sobie tylko właściwe cechy, a miary tych typów miłości (pozwala-jące określić, jak dalece ujawniają się one w różnych parach) sąwzajemnie niezależne.

Page 234: B. Wojciszke - Psychologia miłości

234 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Niezależność tę faktycznie wykazali Hendrick i Hendrick(1986), którzy zbudowali kwestionariusz pozwalający mierzyć sześćwymienionych typów miłości. To, co proponuję Czytelnikom na za-kończenie tej książki, to wypełnienie na własny użytek tego właśniekwestionariusza i przyjrzenie się własnej miłości pod kątem stop-nia, w jakim nasycona jest ona tymi sześcioma jakościowo różnymisposobami jej przeżywania.

Psychozabawa - jaka jest Twoja miłość?

Punktem wyjścia dla Hendricków była konstrukcja szeregutwierdzeń, z których każde dotyczyło jednego typu miłości. Punk-tem dojścia było wyselekcjonowanie (za pomocą pewnych procedurobliczeniowych zwykle stosowanych w takich przypadkach) takichpytań, które mierzyły „swój" typ miłości, ale nie odnosiły się dożadnego z pięciu pozostałych typów. W rezultacie powstał kwe-stionariusz pod nazwą Skala Postaw Wobec Miłości, zawierający 42twierdzenia, z których każde 7 mierzyło jeden typ miłości.

Osoby badane przy pomocy tego kwestionariusza proszone sąo udzielenie odpowiedzi na kolejne twierdzenia z myślą o własnychpoglądach na miłość w ogóle bądź też z myślą o własnym konkret-nym partnerze (aktualnym lub ostatnim, jeżeli nie są z nikim aktu-alnie związane). Odpowiedzi na każde pytanie udzielane są w skaliod 1 (zupełnie się nie zgadzam), poprzez 2, 3, 4, do 5 (całkowi-cie się zgadzam). Suma odpowiedzi na siedem pozycji dotyczącychtego samego typu informuje, jak silna jest skłonność do przeży-wania (lub aktualne przeżywanie) miłości danego typu. Pozwalato porównywać zarówno różnych ludzi między sobą, jak i różnetypy miłości dla tego samego człowieka (tego samego związku).Im większa suma dla danej skali (tj. siódemki pytań), tym bardziejdany typ przeżywania miłości dominuje nad pozostałymi.

Wszystkie twierdzenia zamieszczone są w tabeli 14. i Czytel-nik może dla zabawy spróbować odpowiedzieć na każde z nich, byzorientować się w charakterze miłości przeżywanej w odniesieniudo aktualnego (bądź jakiegokolwiek innego) partnera. Z różnychwzględów będzie to jednak tylko „psychozabawa", a nie przedsię-wzięcie naukowe. Chociażby dlatego, że kwestionariusz ten skon-struowany został na próbie ok. 1400 studentów amerykańskich.

Page 235: B. Wojciszke - Psychologia miłości

RÓŻNORODNOŚĆ 235

a nie na próbie polskiej. Jednak próba Hendricków była mocnozróżnicowana, a idea podstawowych typów miłości wywodzi sięjeszcze ze starożytnej Grecji, toteż jest prawdopodobne, że Polacynie różnią się tu tak bardzo od Amerykanów. Zabawa ta może byćdość pouczająca, ponieważ może pomóc w zorientowaniu się, comiłość w danym związku oznacza, a przede wszystkim, czy oznaczato samo dia obojga zainteresowanych.

Tabela 14.

Twierdzenia składające się na Skalę Poslaw Wobec Miłości. Przy każdymtwierdzeniu jest pięć możliwych odpowiedzi:5 - całkowicie się zgadzam4 - zgadzam się3 - trochę tak, trochę nie (albo brak zdania)2 - nie zgadzam się1 - zupełnie się nie zgadzam

l.e. Już od pierwszego spotkania coś nas przyciągnęło do siebie.2.1. Próbuję trzymać go trochę w niepewności co do mojego zaanga-

żowania w nasz związek.3.s. Dopiero gdy go już jakiś czas kochałam, zdałam sobie sprawę

z tej miłości.4.p. Zanim się z kimkolwiek zwiążę, próbuję sobie wyobrazić, kim on

się stanie w przyszłości.5.m. Kiedy źle się dzieje między nami, dostaję rozstroju żołądka.6.a. Próbuję własnymi siłami mu pomóc, gdy znajdzie się w kłopotach.7.e. Pomiędzy nami zachodzi coś w rodzaju właściwej „reakcji che-

micznej".8.1. Nic mu się nie stanie, jeżeli pewnych rzeczy o mnie nie będzie

wiedział.9.s. Nie potrafię kogoś pokochać, jeśli najpierw nie zacznę się o niego

troszczyć.10.p. Próbuję starannie zaplanować swoje życie, zanim wybiorę sobie

partnera.11.m. Kiedy nie udaje mi się związek, w który byłam mocno zaangażo-

wana, wpadam w taką depresję, że nawet zdarzało mi się myślećo samobójstwie.

12.a. Raczej sama wolałabym cierpieć niż pozwolić na to, by on cier-piał.

13.e. Nasza miłość fizyczna jest bardzo intensywna i satysfakcjonująca.

Page 236: B. Wojciszke - Psychologia miłości

236 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

14.1. Czasami bywam w sytuacji takiej, że muszę uważać, aby żadenz moich partnerów nie dowiedział się o istnieniu drugiego.

15.s. Do dziś pozostaję w przyjaznych stosunkach z prawie każdym,kogo kiedyś kochałam.

16.p. Najlepiej kochać jest kogoś o podobnych poglądach i doświad-czeniach życiowych.

17.m. Czasami myśl o tym, że jestem zakochana, tak mnie pobudza, iżnie mogę zasnąć.

18.a- Nie potrafię być szczęśliwa, dopóki nie przedłożę jego szczęścianad swoje własne.

19,e. Myślę, że byliśmy dla siebie nawzajem przeznaczeni.20.1. Bez trudu i dość szybko otrząsam się z nieudanego związku.21.s. Najlepsza miłość wyrasta z długotrwałej przyjaźni.22.p. Głównym kryterium w wyborze partnera jest dla mnie to, jak

zapatruje się on na moją rodzinę.23.m. Kiedy on nie zwraca na mnie uwagi, pogarsza się moje samopo-

czucie fizyczne.24.a. Zwykle skłonna jestem poświęcić moje pragnienia, jeżeli pozwo-

liłoby mu to zrealizować jego własne.25.e. Oboje bardzo szybko się zaangażowaliśmy emocjonalnie w nasz

związek.26.1. Myślę, że mój partner zdenerwowałby się, gdyby dowiedział się

o niektórych rzeczach, jakie robię z innymi osobami.27.s, Trudno dokładnie określić moment, w jakim zakochaliśmy się

w sobie.28.p. Ważną sprawą przy wyborze partnera jest to, czy okaże się on

dobrym ojcem.29.m. Kiedy jestem zakochana, mam kłopoty ze skoncentrowaniem się

na czymkolwiek innym.3O.a. Mój partner może używać według własnej chęci wszystkiego, co

do mnie należy.31.e. Naprawdę dobrze się rozumiemy nawzajem.32.1. Kiedy mój partner zbyinio się ode mnie uzależni, mam ochotę

trochę się wycofać.33.s. Miłość jest w rzeczywistości głęboką przyjaźnią, a nie jakimś mi-

stycznym, tajemniczym uczuciem.34.p. Jednym z kryteriów wyboru partnera jest to, jak zapatruje się on

na moją pracę zawodową.35.m. Nie potrafię się zrelaksować, kiedy podejrzewam, że on jest w da-

nej chwili z kimś innym.36.a, Nawet kiedy rozgniewa się na mnie, nadal w pełni i bezwarun-

kowo go kocham.

Page 237: B. Wojciszke - Psychologia miłości

RÓŻNORODNOŚĆ 237

37.e. Uważam, że on doskonale pasuje do mojego ideału urody fizycz-nej.

38.1. Lubię trochę „bawić się w miłość" z kilkoma różnymi partnerami.39.s. Moje najbardziej udane związki miłosne wyrastały z dobrej przy-

jaźni.40.p. Zanim się z kimś zwiążę na poważnie, próbuję się zorientować,

jakie cechy są dziedziczone w jego rodzinie, na wypadek gdyby-śmy mieli kiedyś dzieci.

41.m. Kiedy on nie zwraca na mnie uwagi choćby przez chwile, zdarzami się robić różne głupie rzeczy, by odzyskać jego zainteresowa-nie.

42.a. Dla niego wytrzymałabym wszystko.

Początkiem wszelkich sensownych działań jest zawsze diagnozastanu wyjściowego. Jeżeli więc, Czytelniku, pragniesz podjąć dzia-łania mające na celu obronę swej miłości przed jej „naturalnym" lo-sem (tj. fazą związku pustego i ewentualnym rozpadem), rozpocz-nij również od diagnozy i wypełnij powyższą Skalę Postaw WobecMiłości. Namów też do tego samego swoją partnerkę (partnera)i porównajcie wyniki.

Sumę punktów uzyskanych przez każde z Was możecie nanieśćna wykres z rysunku 16., uzyskując dwa profile („Ona" i „On"), copozwoli Warn łatwo się zorientować, w czym się różnicie, a w czymjesteście do siebie podobni w poglądach na miłość i sposobie jejprzeżywania.

Profile już wyrysowane to przeciętne wyniki uzyskane przez kil-kaset studentek i studentów badanych przez autorów skali, Clyde'ai Susan Hendrick. Ich analizy statystyczne wykazały, że kobietyi mężczyźni nie różnią się pod względem Eros i Agape, kobietyujawniają silniejszą Storge, Pragmę i Manię, mężczyźni zaś kochająna sposób znacznie bardziej ludyczny niż kobiety. Ponieważ wynikiz rysunku to średnie pochodzące od około 400 osób, zupełnie na-turalne jest, że różnice między pojedynczymi osobami, na przykładWami, będą znacznie większe. Uzyskiwane przez Was wyniki będąteż o wiele bardziej krańcowe niż te średnie - przynajmniej nie-które Wasze wyniki będą się więc lokowały znacznie powyżej lubznacznie poniżej średnich z rysunku 16.

Nawet jeżeli nic innego z tego nie wyniknie, analiza uzyskanychprzez Was wyników stanowić może świetną okazję do porozma-

Page 238: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Rysunek 16.Profile miłości - natężenia sześciu typów miłości mierzonych przez SkalęPostaw Wobec Miłości, uzyskane dla młodych kobiet i mężczyzn w bada-niach amerykańskich. Źródło: na podstawie danych Hendricka i Hendrick(1986J.

wiania na temat stanu Waszego związku. Taka sztucznie wywołanaokazja do rozmów na ten temat może być lepsza od okazji pojawia-jących się samoistnie na co dzień. Ponieważ, jak starałem się po-przednio przekonać, okazje samoistne to najczęściej okazje nega-tywne, rozpoczynające się od skarg jednego z partnerów, co częstoprowadzi do spirali wzajemnych oskarżeń. Po przeminięciu począt-kowych faz związku i upewnieniu się o wzajemnej miłości i zaan-gażowaniu większość par rozmawia o swoim związku tylko wtedy,kiedy coś jest nie w porządku. Dopóki wszystko jest w porządku,nic ma przecież o czym rozmawiać - podpowiada zdrowy rozsądek.I podpowiada nierozsądnie. Rozmowa o problemach wtedy, kiedyjuż bolą na tyle, że musimy o nich rozmawiać, ma mniejszą szansęna ich zadowalające rozwiązanie niż rozmowa w momencie, kiedydolegliwość problemów jest jeszcze niewielka, mniejsza niż naszazdolność do wysłuchania partnera i dopuszczenia myśli, że może

238 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Page 239: B. Wojciszke - Psychologia miłości

RÓŻNORODNOŚĆ 239

jemu (jej) jednak chodzi nie tylko o to, by „jeszcze raz zgłosić teswoje pretensje" (nieuzasadnione, oczywiście).

Eros, miłości namiętnej i romantycznej, dotyczą pytania nr 1,7, 13, 19, 25, 31 i 37 (wszystkie z literą e). Osoby uzyskujące wy-soką punktację w tej skali (suma punktów za odpowiedzi na tepytania przekracza 21) przeżywają miłość jako zafascynowanie ko-chaną osobą i jej urodą. Czują do partnera nieodparty (choć nie-koniecznie wytłumaczalny) i odwzajemniany pociąg fizczny. Jegorealizacja w dużym stopniu stanowi istotę tej miłości i prowadzido głębokiego porozumienia między partnerami. Eros jest więcprzede wszystkim namiętnością, choć im wyższe wyniki w tej skali,tym większa również intymność i zaangażowanie w związek, a takżeogólna satysfakcja odnoszona ze związku zarówno przez kobiety,jak i mężczyzn (Davis i Laty-Mann, 1987; Hendrick i Hendrick,1987; Levy i Davis, 1988). Co ciekawe, skłonność do przeżywaniamiłości w ten sposób jest dodatnio związana z bezpiecznym stylemprzywiązania, a ujemnie ze stylem unikającym (o stylach tych byłamowa w rozdziale 3.).

Ludus, miłości jako gry czy zabawy, dotyczą pytania nr 2, 8,14, 20, 26, 32 i 38 (wszystkie z literą 1). Osoby uzyskujące wysokąpunktację w tej skali (suma punktów za odpowiedzi na te pytaniawynosi więcej niż 21) przeżywają miłość jako zabawę, której silnei głębokie zaangażowanie w związek z partnerem raczej przeszka-dza, niż pomaga. Miłość jest dla nich grą nie pozbawioną świado-mego manipulowania partnerem, a nawet, w pewnych granicach,oszukiwania go. Jeżeli ta forma miłości (opiewana przez rzym-skiego poetę Owidiusza) jako jedyna dominuje w danym związku,nie ma czego zazdrościć obdarzanemu nią partnerowi. Wiele osóbnie nazwałoby takiego związku miłością. Tym bardziej że cytowanepoprzednio badania wykazały, że skłonność do ludycznego trak-towania miłości jest ujemnie związana z namiętnością, intymno-ścią i zaangażowaniem oraz z ogólną satysfakcją ze związku. Jestteż charakterystyczna dla osób o unikającym stylu przywiązaniai współwystępuje z wysokim poziomem konfliktów między part-nerami. Jeżeli jednak w danym związku występują równocześniei inne, poważniejsze formy miłości, nie ma powodów do niepo-koju - trudno, aby miłość niosła radość, jeżeli będzie całkowiciepozbawiona elementu wyzwania, gry i zabawy!

Page 240: B. Wojciszke - Psychologia miłości

240 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Storge, miłości przyjacielskiej, dotyczą pytania nr 3, 9, 15, 21,27, 33 i 39 (wszystkie z literą s). Osoby uzyskujące wysoką punkta-cję w tej skali (suma punktów za odpowiedzi na te pytania powy-żej 21) przeżywają miłość jako uczucie spokojne, łagodne i kojące.Zamiast tumultu mieszanych uczuć miłość przeżywana jest tu ra-czej jako łagodna ewolucja i pogłębianie się przywiązania, trwałegoi solidnego, choć pozbawionego tajemniczości. Jedynymi składni-kami miłości, z którymi ten styl jej przeżywania jest powiązany, sąintymność i troska o partnera.

Pragmy, miłości praktycznej, dotyczą pytania nr 4, 10, 16, 22,28, 34 i 40 (wszystkie z literą p). Osoby uzyskujące wysoką punkta-cję w tej skali (suma punktów powyżej 21) przeżywają miłość jakoracjonalną i uzasadnioną lokatę swoich uczuć. Nie ma tu boskichuniesień, nie ma też i potępieńczych cierpień. Jest praktyczna kal-kulacja strat i zysków, dość przyziemna, rozsądna i dlatego jestw niej miejsce na uwzględnianie strat i zysków również i partnera.Ta forma miłości wydaje się cokolwiek mniej pociągająca od jej dłu-gofalowych skutków, a jej przeżywanie nie jest powiązane z innymiprzejawami miłości (namiętnością, intymnością, zaangażowaniem).

Manii, miłości obsesyjnej, dotyczą pytania nr 5, 11, 17, 23, 29,35 i 41 (wszystkie z literą m). Osoby uzyskujące wysoką punkta-cję w tej skali (powyżej 21) przeżywają swoją miłość jako opęta-nie, może nie tyle partnerem, ile swoim własnym uczuciem. Jakpisał Lee (1974, s. 48): „Grecy nazywali ją theia mania, boskimszaleństwem. Zarówno Safona, jak i Platon, wraz z całym legio-nem innych porażonych opisywali jej objawy: podniecenie, bezsen-ność, gorączka, spadek apetytu, bóle serca. Maniakalny kochanekjest całkowicie pochłonięty myślami o ukochanej. Najmniejszy brakentuzjazmu z jej strony niesie lęk i ból, każda ulotna oznaka ser-deczności niesie natychmiastową ulgę, choć nie trwałą satysfakcję.Zapotrzebowanie na uwagę i uczucia ukochanej jest niemożliwedo nasycenia". Ten rodzaj pasji o wyraźnie zaznaczonym fizjolo-gicznym podłożu wydaje się łatwiejszy do przeżywania przez na-stolatków w okresie dorastania (jakimi byli na przykład Romeoi Julia u Szekspira), choć może dotknąć każdego. Skłonność doManii jest oczywiście silnie powiązana z namiętnością, choć niez zaangażowaniem w związek czy satysfakcją zeń odnoszoną. Jestcharakterystyczna dla osób cechujących się nerwowo-ambiwalent-nym stylem przywiązania do swoich partnerów.

Page 241: B. Wojciszke - Psychologia miłości

RÓŻNORODNOŚĆ 241

Agape, miłości altruistycznej, dotyczą pytania nr 6, 12, 18, 24,30, 36 i 42 (wszystkie z literą a). Osoby uzyskujące wysoką punkta-cję w tej skali (powyżej 21) przeżywają miłość jako oddanie part-nerowi, bezinteresowne, trwałe, pełne niewyczerpanej cierpliwościi troski. Ta miłość, bardziej niż jakakolwiek inna jej forma, jestzapomnieniem o dobru własnym, a troską jedynie o istotne dobropartnera, bez jakiegokolwiek liczenia na wzajemność. Jest zwią-zana z zaangażowaniem w utrzymanie związku i intymnością, tro-ską o partnera i niskim poziomem konfliktu, a także z namiętno-ścią i wysokim poziomem satysfakcji ze związku oraz bezpiecznymstylem przywiązania do partnera.

Właśnie tę formę miłości miał na myśli św. Paweł w listachdo Koryntian, gdy pisał, że obowiązkiem chrześcijanina jest troskao dobro bliźnich niezależnie od tego, czy oni na to zasługują, czynie. Istotą tej miłości jest postawa „pragnę tylko tego, czego typragniesz", jak to pięknie opisuje w swej książce Krystyna Star-czewska (1975).

Agape jest moralnym ideałem miłości w etyce zarówno chrze-ścijańskiej, jak i w systemach etycznych większości wielkich religiiświata. Podobnie jak to bywa z innymi ideałami, ludzie do tej formyrniłości nie dorastają. Wspominany już Lee, który badał pod tymwzględem Amerykanów, Kanadyjczyków i Brytyjczyków, twierdzi,że jedyne, co mu się udało znaleźć, to epizody agapiczne, ale niepary trwale kochające się w ten sposób. Rzadkość występowania tejformy miłości w czystej postaci wynika z trudności jej pogodzeniaz indywidualizmem naszych czasów, w których każdy sam dla siebiezdaje się być najważniejszy, a jeżeli coś jeszcze jest ważne, jak naprzykład rodzina, to dzieje się to głównie na zasadzie symbolicz-nego włączenia tego czegoś do własnego „ja". Nie bez znaczeniajest także fakt, że koniecznym warunkiem Agape jest całkowiteodwzajemnianie tej formy miłości przez partnerów (w przeciwnymrazie prawie na pewno wpadną w pułapkę sprawiedliwości, jak toopisano w rozdziale 5.). Podobnie jak w przypadku innych ide-ałów, do miłości tego typu można jedynie zmierzać, choć zapewnenie sposób jej osiągnąć. Pocieszające jest jednak to, że miarą suk-cesu jest tu nie tylko stopień realizacji ideału, ale stopień, w jakimobojgu zainteresowanym udaje się tak samo do ideału zbliżyć.

W ogóle podobieństwo między partnerami pod względem spo-sobu przeżywania wzajemnej miłości może w pewnym stopniu de-

Page 242: B. Wojciszke - Psychologia miłości

242 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

cydować o ich satysfakcji ze związku (co jak dotąd faktycznie udałosię wykazać dla Eros), a w konsekwencji i o jego trwałości. Po-dobieństwo partnerów w zapatrywaniach na to, czym jest miłośćw ogóle, a w szczególności ta konkretna miłość, która ich łączy,jest ważniejsze od, powiedzmy, pokrewieństwa ich znaków zodiaku(ulubionego przedmiotu dociekań wielu par). Szansę na szczęściezapisane są nie w gwiazdach, lecz w nas samych, w treści i jakościrelacji, jaka nas łączy z partnerem, a przede wszystkim w tym, co z tąrelacją sami robimy.

Page 243: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Bibliografia

Acker, M., & Davis, M. H. (1992). Intimacy, passion and commitmenłin adull romantic rełationships: A test of the iriangular theoiy of love.„Journal of Social and Pcrsonal Relationships", 9, 21-50.

Ade-Rider, L., & Brubaker, T. H. (1983). The quality of iong-lerm mar-riages. In T. H. Brubaker (Ed.) Family relationships in later life (pp.21-30). Beverly Hills: Sagc Publications.

Ainsworth, M. D. S„ Blehar, NI C, Waters, E., & Wall, S. (1978). Pattemsof attachment: A psychological study ofthe strange situation. Hillsdale,NJ: Erlbaum.

Amato, P. R., & Keith, B. (1991). Parental dworce and the well-being ofchildren: A meta-anafysis. „Psychological Bulletin", 110, 26-46.

Anderson, N. H. (1981). Foundations of Information integralion theoty.New York: Academic Press.

Argyle, M. (1987). The psychology of happiness. London: Meuthen.Argyle, M., & Martin, M. (1991). Tlie psychotogical causes of happiness.

In F. Strack, M. Argyle and N. Schwarz (Eds.) Subjective well-being(pp. 77-100). Oxford: Pergamon Press.

Aron, A., & Aron, E. N. (1986). Lewe as the expansion of self: Under-standing attraction and satisfaction. New York: Humisphere.

Aron, A., Aron, E. N., Tudor, M, & Nelson, G. (1991). Close relation-ships as induding other in the self. „Journal of Personality and SocialPsychology", 60, 241-253.

Aron, A., Dutton, D. G., Aron, E. N., & Iverson, A. (1989). Expeńencesoffałling in love. „Journal of Social and Personal Relationships", 6.243-257.

Page 244: B. Wojciszke - Psychologia miłości

244 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Aronson, E. (1970). Some antecedents of interpersonal attraction. In W.J. Arnold and D. Levine (Eds.) Nebraska Symposium on Motivation(pp. 143-173). Lincoln: University of Nebraska Press.

Aronson, E. (1978). Człowiek - istota społeczna. Warszawa: PWN.Aronson, E., & Carlsmith, J. M. (1963). The effect ofthe severity of threat

on the devałuation of the forbidden behavior. „Journal of Abnormaland Social Psychology", 1963, 66, 584-588.

Aronson, E., & Linder, D. (1965). Gain and bas of esteem as determi-nants of interpersonal attractiveness. „Journal of Experimental SocialPsychology", 1965, 1, 156-171.

Aronson, E., & Mills, J. (1959). The effect of severity of initiation on li-king for a group. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 59,177-181.

Aronson, E„ & Worchei, P. (1966). Similańty vs. łiking as determinants ofinterpersonal attractiveness. „Psychonomic Science", 5, 157-158.

Ashmore, R. D., Del Boca, F. K., & Wohlers, A. J. (1986). Gender stereo-types. In R. D. Ashmore & F. K. Del Boca (Eds.) The social psycho-logy offemale-male relations (pp. 69-163) New York: Academic Press.

Austin, W., McGinn, N. C, & Susmilch, C. (1980). Intemal standardsrevisited: Effects of social compańsons and expeclancies on judgmentsof faimess and satisfaction. „Journal of Experimental Social Psycho-logy", 16, 426-441.

Averill, J. R., & Boothroyd, P. (1977). On falling in love in confonnancewilh the romantic ideał. „Molivation and Emotion", 1, 235-247.

Batson, C. D. (1987). Prosocial motivation: Is it ever truły altruistic? In L.Berkowitz (Ed.) Advances in ejcpeńmenta! social psychology (vol. 20,pp. 65-122). New York: Academic Press.

Baumeister, R. F., & Scher, S. J. (1988). Self-defeating behavior pat-tems among normal individuals: Review and analysis of commonself-destructive tendencies. „Psychological Bulletin", 104, 3-22.

Baumeister, R. F., Stillwell, A. M., & Heatherton, T. F. (1991). Theinterpersonal funetions ofguilt: Toward a morę social conceptualizationof morał affect. Unpublished manuscript.

Bem, S. L. (1974). The mcasurement of psychological androgyny. „Journalof Consulting and Clinical Psychology", 47, 155-162.

Berkman, L., & Syme, S. L. (1979). Social networks, host resistance, andmortality: A nine-year follow-up study of Alameda County residents.„American Journal of Epidemiology", 109, 188-204.

Bermant, G. (1967). Copulatwn in rats. „Pśychology Today", July, 53-61.Berscheid, E., Boye, D., & Darley, J. (1968). Effect offorced association

upon voluntary choice ofassociate. „Journal of Personality and SocialPsychology", 8, 13-19.

Page 245: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 245

Berscheid, E., Dion, K., Walster., E., & Walster, G. W. (1971). Physicalattractiveness and dating choice: A test of the matching hypolhesis.„Journal of Experimental Social Psychology", 7, 173-189.

Berscheid, E., & Walster, E. (1974). A littte bit about love. In T. L. Huston(Ed.) Foundations of' interpersonal attraction (pp. 355-381). New York:Academic Press.

Billings, A. (1979). Conflict resoluńon in distressed and nondistressed mar-ńed couples, „Journal of Consulting and Cłinical Psychology", 47,368-376.

Bowlby, J. (1969). Attachment and loss: Vol. 1. Attachment. New York:Basic Books.

Bowlby, J. (1979). The making and breaking ofaffectional bonds. London:Tavistock.

Breault, K. D., & Kposowa, A. J. (1987). Explaining dworce in the UnitedStates: A study of 3,111 counties, 1980. „Journal of Marriage and theFamily", 49, 549-558.

Brehm, J. W., & Cole, H. (1966). Effects of a favor which reduces freedom.„Journal of Personality and Social Psychology", 3, 420-426.

Brichler, G. R., Weiss, R. L, & Vincent, J. P..(1975). Multimethod ana-lysis of social reinforcemem exchange between mańtally distressed andnondistressed spouse and stranger dyads, „Journal of Personality andSocial Psychology", 31, 349-360.

Bringle, R. G., Renner, P., Terry, R. L.,& Davis, S. (1983). An anatysisof situation and person components ofjeahusy. „Journal of Researchin Personality", 17, 354-368.

Brockner, J. (1983). Low self-esieem and behavioral plasticity. Some impli-cutions. In L. Wheeler & P. Shaver (Eds.) Review of Personality andSocial Psychology, Vol. 4. Beverly Hilts: Sagę.

Brown, G. W., & Harris, T, (1978). Social origins of depression. London:Tavistock.

Brycz, H., & Wojciszke, B. (1992). Personality impressions on ability andmorality trait dimensions. „Polish Psychological Bulletin", in press.

Burgess, R. L., & Huston, T. L. (Eds.) (1979). Social acchange in deve-loping relationships, New York: Academic Press.

Buss, D. M. (1989). Sex differcnces in human matę preferences: Evolutio-nary hypotheses tested in 37 cultures. „Brain and Behavioral Sciences",12, 1-49.

Buss, D. M. et al., (1989). International preferences in seleeting mates: Astudy of 37 cultures. „Journal of Cross-cultural Psychology".

Buunk, B. (1987). Conditions that promote breakups as a conseąuence ofexiradyadic involvements. „Journal of Social and Cłinical Psychology",5, 271-284.

Page 246: B. Wojciszke - Psychologia miłości

246 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Byrne, D. (1971). The attraction paradigm, New York: Academic.Byrne, D., Nelson, D., & Reeves, K. (1966). Effects of consensual valida-

tion and invalidation on attraction as a function of verifiabiłity. „Jour-nal of Experimental Soda! Psychology", 2, 98-107.

Cantor, J., Zillman, D., & Bryant, J. (1975). Enhancemeni of experiencedsexual arousal in response to erotic stimuli through misattńbution ofunrelated residual excitation. „Journal of Personality and Social Psy-chology", 32, 69-75.

Cherlin, A. J. (1981). Marńage, dworce, remarńage. Cambridge: HarvardUniversity Press.

Cimbalo, R. S., Faling, V., & Mousaw, P. (1976). The course of love: Across-sectionul design, „Psycholog i cal Reports", 38, 1292-1294.

Clanton, G., & Smith, L. G. (Eds.) (1977). Jealousy. Englewood Cliffs,NJ: Prentice-Hall.

Clark, M. S. (1985). implications of relationship type for understandingcompatibiłity. In W. lckes (Ed.) Compatibk and incompatibie rela-tionships (pp. 119-140). New York: Springer Verlag.

Clark, M. S., & Mills, J. (1979). Interpersonal attraction in exchange andcommunal relationships. „Journal of Personality and Social Psycho-logy". 37, 12-24.

Cochrane, R. (1988). Marńage, separation and dworce. In S. Fisher & J.Reason (Eds.) Handbook of life stress, cognition and hcalth. Chiche-sler: Wiley.

Cohen, S., & Wills, T. A. (1985). Stress, social support, and ihe bufferinghypothesis. „Psychological Bulletin", 98, 310-357.

Comer, R., & Laird, J. D. (1975). Choosing to suffer as a conseąuenceof expecting to suffer: Why people do U? „Journal of Personality andSocial Psychology", 32, 92-101.

Cook, M., & McHenry, R. (1979). Sexual attraction. Oxford: PergamonPress.

Cooper, J. (1980). Reducing fears and increasing assertiveness: The role ofdissonance reduction, „Journal of Experimcntal Social Psychology",16, 199-213.

Coulton, G. G. (1976). Panorama średniowiecznej Anglii. Warszawa: PIW.Cuber,. F., & Harroff, P. B. (1965). The significant Ameńcans. New York:

Appleton-century.Czapiński, J. (1988). Wartościowanie - efekt negatywności. O naturze reali-

zmu. Wrocław: OssolineumDarwin, K. (1971). O pochodzeniu gatunków. Warszawa PIW.Davies, J. C. (1962). Toward a theory of revolution. „American Sociological

Review", 27, 5-19.

Page 247: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 247

Davis, D. (1982). Determinanls ofresponsiveness in dyadic inleraction. InW. Ickes and E. S. Knowles (Eds.) Personality, roles and social be-havior. New York: Springer Verlag.

Davis, H. E., & Jones, E. E. (1960). Changes in interpersonal perceptionas a means of reducing cognitive dissonance. „Journal of Abnormaland Social Psychology", 61, 402-410.

Davis, K. E., & Latty-Mann, H. (1987). Love stytes and relationship ąuality:A cantribution to validation. „Journal of Social and Persona! Rela-tionships", 4, 409-428.

Davis, M. H., & Krau, L. A. (1991). Dispositional empathy and social rela-tionships. In W. H. Jones & D. Perlman (Eds.) Advances in personalrelationships (vol. 3, pp. 75-115). London: Jessica Kingsley Publishers.

Davis, M. H., & Oathout, H. A. (1987). Maintenunce of salisfaclion inromantic relcttionships: Bpmathy and relahonal competence. „Journalof Personaiity and Social Psychology", 53, 397-410.

Dęci, E. L. (1975). Intrinsic motivation. New York: Plenum Press.de Hoog, K. (1979). Matę setection in the Netherlands. In M. Cook and G.

Wilson (Eds.) Love and attraction (pp. 171 -174). Oxford: PergamonPress.

Denfeld, D. (1974). Dropouts from swinging: The mairiage counselor orinformant. In J. R. Smilh & L. G. Smith (Eds.) Beyond monogamy(pp. 260-267). Baltimore: John Hopkins University Press.

Derlega, V. J., Wilson, M, & Chaiken, A. L. (1976). Fńendship and dis-closure reciprocity. „Journal of Personalily and Social Psychology",34, 578-587.

Dermer, M., & Pyszczynski, T. A. (1978). Effects of erotica upon men'sloving and liking responses for women they love. „Journal of Perso-nality and Social Psychology", 36, 1302 -1309.

de Rougemont, D. (1940). Love in the Western World. New York: HarcourtBrace & World.

Deutsch, M. (1973). The resolution of conflict: Constructive and destructiveprocesses. New Haven, CT: Yale University Press,

Diener, E., Larsen, R. J., Levine, S., & Emmons, R. A. (1985). Inten-sity and freąuency: Dimensions underlying positive and negative effect.„Journal of Personality and Social Psychology", 4<S, 1253-1265.

Diener, E., Sandvik, E., & Pavot, W. (1991). Happiness is the freąuency,not the intensity of positive versus negative affeci. In F. Strack, M.Argyle & N. Schwarz (Eds.) Subjectiw well-being (pp. 119-139). Ox-ford: Pergamon Press.

Dion, K. K., & Dion, K. L. (1975). Sełf-esteem and romantic luve. „Journalof Personality", 43, 39-57.

Page 248: B. Wojciszke - Psychologia miłości

248 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Dion, K. L., & Dion, K. K. (1976). Love, liking and trust in heterosexuul re-iationships. „Personality and Sodal Psychology Bulletin", 2, 187-190.

Diltes, J. E. (1959). Attractiveness ufgroup as function of sdf-esteem andaceptance by group. „Journal of Abnormal and Social Psychology",59, 77-82.

Driscoll, R., Davis, K. E., & Lipetz, M. E. (1972). Parental interference andrumantic love: Tiie Romeo and Juliet effect. „Journal of Personalityand Social Psychology", 24, 1-10.

Duck, S. (1982). A topography of relationship dixengangement and disso-lution. In S. Duck (Ed.) Personul rdationships. 4: Dh.svlving persona!rdaiioslńps (pp. 1-30). London: Academic Press.

Dutton, D. G., & Aron, A. P. (1974). Some evidencc for heightened sexualattraction under conditions of high anxiety. „Journal of Personalityand Social Psychology", 30, 510-517.

Eisenberg, N., & Lennon, R. (1983). Sex differences in empathy and relatedcapacities, „Psychological Bulletin", 100-131.

Epstein, S. M. (1967). Toward a unified theory of anxiety. In B. A. Maher(Ed.) Progress in acperimentul personality research (Vol. 4). New York:Academic Press.

Feeney, J. A., & Noller, P. (1991). Attachment style as a predictor of adultromantic relationships. „Journal of Personality and Social Psycho-logy", 58, 281-291.

Felmlee, D., Sprecher, S., & Bassin, E. (1990). The dissolution of inti-mate relationships: A hazard model. „Social Psychology Quartcrly",53, 13-30.

Festinger, L., Schachter, S., & Back, K. (1950). Social pressures in infar-mal groups: A study of human factors in housing. Slanford: StanfordUniversity Press.

Fitzpatrick, M. A. (1986). Marńage and verbal intimacy. In V. J. Derlega& J. Berg (Eds.) Self-disclosure: Theory, research and therapy. NewYork: Plenum.

Ford, C. S., & Beach, F. A. (1951). Paltems of sexual behavior. New York:Harper and Row.

Freedman, J. L. (1965). Long-term behavioral effects of cognilive disso-nance. „Journal of Experimental Social Psychology", 1, 145-155.

Freedman, J. L., Wallington, S., & Bless, E. (1967). Compliance with-out pressure: The effects of guilt. „Journal of Personality and SocialPsychology", 7, 117-124.

Fujita, F., Diener, E., & Sandvik, E. (1991). Gender differences in negativeaffect and well-being: The case for emotional intensity. „Journal ofPersonality and Social Psychology", 61, 427-434.

Page 249: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 249

Glenn, N. D. (1989). Duration of marriage, family composition, andmaritalhappiness. „National Journal of Sociology", 3, 3-24.

Glenn, N. D. (1990). Quantitative research on marital ąuality in the 1980s:A critical review. „Journal of Marriage and the Family", 52, 818-831.

Goltman, J. M. (1979). Manta! interaction. New York: Academic Press.Guidubaldi. J., Cleminshaw, H. K., Perry, J. D., & McLoughlin, C. S.

(1983). Tlie impact of parenlai dworce on children: Report of the na-tionwide NASP study. „School Psychology Review", 12, 300-323.

Hali, J. A. (1978). Gender effects in decoding nonverbal cues. „Psycholo-gical Bulletin", 85, 845-858.

Hatfield, E. (1984). The dangers of intimacy. In V. J. Derlega (Ed.) Com-munication, intimacy, and dose relationships. New York: AcademicPress, pp. 207-220.

Hatfield, E,, & Rapson, R. L. (1987). Passionate love: New direetions inresearch. In W. H. Jones and D. Pcrlman (Eds.) Advances in personalrelationships, Vol 1, pp. 109-139.

Hatfield, E., & Sprecher, S. (1986). Minor, tnirror: The importance oflooksin everyday life. Albany, NY: SUNY Press.

Hatfield, E„ Traupman, J., Sprecher, S„ Utnę, M, & Hay, J. (1985).Eąuity and intimate relations: Recent research. In W. Ickes (Ed.)Compatible and incompatible relationships (pp. 91-118). New York:Springcr Verlag.

Hatfield, E., & Walster, G. W. (1981). A new look at love (Fifth printing).Lanham: University Press of America.

Hazan, C, Shaver, P. (1987). Romantic lovc conceptualized as an attach-ment process. „Journal of Personality and Social Psychology", 52,511-524.

Hendrick, C, & Hendrick, S. S. (1986). A theory and method of łove.„Journal of Personality and Social Psychology", 50, 392-402.

Hendrick, C, & Hendrick, S. S. (1987). Research on Iow: Does it measureup? „Journal of Personality and Social Psychology", 56, 784-794.

Hill, C. T, Rubin, Z., & Peplau, L. A. (1976). Breakups before marriage:The end of 103 affairs. „Journal of Social Issues", 32, 147-167.

Hobart, C. W. (1958). Incidence of romaniieism cluring courtship. „SocialForces", 36, 363-367.

Holmes, J. G., & Rempel, J. K. (1989). Trust in dose relationships. In C.Hendrick (Ed.) Review of personality and social psychology (Vol. 10,pp. 187-220). Beverly Hills, CA: Sagę.

Howells, K, Sodal relationships in violent offenders. In S. Duck & R.Gilraour (Eds.) Personal relationships (vol. 3, pp. 215-234) London:Academic Press.

Huizinga, J, (1967). Jesień średniowiecza. Warszawa: PWN.

Page 250: B. Wojciszke - Psychologia miłości

250 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Huesmann, L. R., & Levinger, G. {1976). Incremental exchange theoty:A format model for progression in dyadic social interaction. In L.Berkowitz & E. Walster (Eds.) Advances in expeńmental social psy-chology, Vol. 9, New York: Academic Press.

Huston, T. L. (1973). Ambiguity of acceptance, social desirabiliiy, and da-ting choice. „Journal of Experimental Social Psychology", 9, 32-42.

Im, W., Wilner, R. S., & Breit, M. (1983). Jealousy: lnterventions in couplestherapy. „Family Process", 22, 211-219.

Istvan, J., Griffitt, W., & Weidner, G. (1983). Sexual arousat and the pola-rization of perceived sexual atlractiveness. „Basic and Applied SocialPsychology", 4, 307-318.

JanoiT-Bullman, R. (1979). Characterołogical versus behavioral self-blame:Inąuiries into depression and rape. „Journal of Personality and SocialPsychology", 37, 1798-1809.

Jecker, J., & Landy, D. (1969). Liking a person as a function ofdoinghima favor. „Human Relations", 22, 371-378.

Johnson, D. J., & Rusbult, C. E. (1989). Resisting temptation: Devalua-tion of altemative partners as a means of maintaining commitmcnt inclose relalionships. „Journal of Personality and Social Psychology",57, 967-980.

Johnson, M. P. (1982). Social and cognitive features of the dissolution ofcommilment to relationships. In S. Duck (Ed.) Persona! relationships.4: DissoMng personal relationships (pp. 51-73). London: AcademicPress.

Kalick, S. M, & Hamilton, T. E., III. (1986). The matching hypothe-sis reexamined. „Journal of Personality and Social Psychology", 51,673-682.

Kanter, R. M. (1968). Commitment and social organization: A study ofcommilment mechanisms in utopian communities. „American Socio-logical Review", 33, 499-517.

Kanin, E. J., Davidson, K. D., & Scheck, S. R. (1970). A research notęon male-female differences in experience of heterosexua! love. „TheJournal of Sex Research", 6, 64-72.

Kapłan, H. (1974). The new sex therapy. New York: Brunner/Mazel.Kelley, H. H., Berscheid, E., Christensen, A., Harvey, J. H., Huston, T.

L., Levingcr, G., McCiintock, E., Peplau, L. A., & Peterson, D. R.(1983). Close relationships. New York: W. H. Freeman & Co.

Kelley, H. H., & Thibaut, I. W. (1978). Interpersonal relations: A theoryof interdependence. New York: Wiley Interscience.

Kenrick, D. T., Cialdini, R. B., & Linder, D. E. (1979). Heterosexualattraction and attńbutional processes in fear-producing situations. InM.

Page 251: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 251

Cook & G. Wilson (Eds.) Love and attraction (pp. 11-120). Oxford:Pergamon Press.

Kenrick, D. T., & Gulierres, S. E. (1980), Contrast effects andjudgments ofphysical attractiveness: Wi\en beauty becomes a social problem. „Jour-nal of Personalily and Social Psychology", 38, 131-140.

Kenrick, D. T„ Sadatla, E. K„ Groth, G., Trost, M. R. (1990). Evolu-tion, traits, and the stages ofhuman courtship: Qualifying the parenla!investment model „Journal of Personalhy", 58, 98-116.

Kinsey, A. C, Pomeroy, W. C, & Martin C. E. (1948). Sexual behaviorin the human małe. Philadelphia: Saunders.

Kinsey, A. C, Pomeroy, W. C, Martin C. E., & Gebhard, P. H. (1953).Sexua! behavior in the human female. Philadelphia: Saunders.

Koren, P., Carllon, K., & Shaw, D. (1980). Marital conflict: Relationsamong behaviors, outcomes, and distress. „Journal of Consulting andClinical Psychology", 48, 460-468.

Kosewski, M. (1988). Ludzie w sytuacji pokusy i upokorzenia. Warszawa:Wiedza Powszechna

Kuchowicz, Z. (1975). Obyczaje staropolskie XVII i XVIII wieku, Łódź.Langer, E. J. (1975). The illusion of control. „Journal of Personality and

Social Psychology", 32, 311-328.Langer, E. J., & Rodin, J. (1976). The effecls of enhanced persona! re-

sponsibility for the aged: A fteld expeńment in an institutional setting.„Journal of Personality and Psychology", 34, 191-198.

Larsen, R. J., Diener, E., & Cropanzano, R. S. (1987). Cognitive opera-tions associated with the characteristic ofintense emotionał responsive-ness. „Journal of Personality and Psychology", 53, 767-774.

Larzelere, R. E., & Huston, T. L. (1980). Tlie Dyadic Trust Scalę: To-ward understanding interpersonal trust in close relationships. „Journalof Marriage and the Family", 42, 959 -604.

Lawson, A. (\9&&). Adultery: An analysis of love and betrayai New York:Basic Books.

Lee, J. A. (1973). The colors of love: An exploration of the ways of loving.Pon Mills: New Press.

Lepper, M. R., Greene, D., & Nisbett, R. E. (1973). Underminlng chil-drens intrinsic interest with the extrinsic reward: A test of the overjus-tification hypothesis, „Journal of Personality and Social Psychology",28, 129-137.

Levinger, G. (1964). Task and social behavior in marriage. „Sociornetry",27, 433-448.

Levinger, G. (1965). Marital cohesiveness and dissolution: An integrativereview. „Journal of Marriage and the Family", 27, 19-28.

Page 252: B. Wojciszke - Psychologia miłości

252 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Levinger, G. (1966). Source ofmariłal dissaiisfaction atnong applicants fordworce. „American Journal of Orthopsychiatry", 36, 803-807.

Levinger, G. (1980). Toward ihe analysis ofclose relationships. „Journal ofExperimental Social Psychology", 16, 510-544.

Levy, M. B., & Davis, K. E. (1988). Love styles and attachment styles com-pared: Their relatiom to each other and to various relationship charac-teristics. „Journal of Social and Personal Relationships", 5, 439-471.

Lewicki, P. (1983). Self-image bias in person perception. „Journal of Per-sonality and Social Psychology", 45, 384-393.

Linton, R. (1936). The study of man. New York: Appleton-Century.Locke, K. D., & Horowitz, L. M. (1990). Satisfaction in interpersonai

interactions as a function of' simitańty in leven of dysphońa. „Journalof Personality and Sociai Psychology", 58, 823-831.

Long, E. C. J., & Andrews, D. W. (1990). Perspective taking as a predictorofmarital adjustment. „Journal of Personality and Social Psychology",59, 126-131.

Longfellow, C. (1979). Dworce in context: Its impact on children. In G.Levinger & O. C. Moles (Eds.) Dworce and separation: Contexi,causes and conseąuences. New York: Basic Books.

Mead, M. (1931). Jealousy: Primitive and civilized. In S. D. Schmalhauser& Caiverton (Eds.) Woman's coming of age (pp. 35-48). New York:Horace Liveright.

Masters, W., & Johnson, V. (1966). Human sexual response. Boston: Lit-tle, Brown & Co.

McHale, S. M, & Huston, T. L. (1985). The effect of the transition toparenlhood on the marrtage relationship: A longitudinat study. „Journalof Family Issues", 6, 409-434.

McKilip, J., & Reidel, S. L. (1983). External validity of matching on physicalattractiveness for same and opposite sex couples. „Journal of AppliedSociai Psychology", 13, 328-337.

Medalie, J., & Goldbourt, V. (1976). Angina pectoris among 10,000 men:Psychosocial and other riskfactors as evidenced by a muttivariate ana-lysis of a five-year incidence study. „American Journal of Medicine",60, 910-924.

Mettee, D. R., & Aronson, E. (\91A).Ajfective reactions to appraisal fromothers. In T. L. Huston (Ed.), Foundations of interpersonai attraction.New York: Academic Press.

Mikulincer, M., & Nachson, O. (1991). Attachment styles and patterns ofsełf-disclosure. „Journal of Personality and Social Psychology", 61,321-331.

Milardo, R. M., Johnson, M. P., & Huston T. L. (1983). Developing closerelationships: Changing patterns of interaction between pair members

Page 253: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 253

and social networks. „Journai of Personality and Social Psychology",44, 964-976.

Mirsky, J. (1937). The Eskimo ofGreenland. In M. Mead (Ed.), Coopera-tion and competition among pńmitive peoples. New York:McGraw-HiH.

Montgoniery, B. M. (1988). Quality communication in persona! relation-ships. In S. W. Duck (Ed.) Handbook of personul relationships (pp.343-359). Chichester: Wiley.

Murstein, B. I. (1974). Love, sex, and matńage through ages. New York:Springer.

Murstein, B. I., Christy, P. (1976). Physical attructiveness and mańmlchatce. „Journal of Personality and Social Psychology", 34, 537-542.

Neubeck, G. (1969). Other societies: An anthropological review ofextrama-ritul reiations. In G. Neubeck (Ed.) Extramarital relalions (pp. 27-69).Englewood Cliffs, NJ: Prenlice Hal).

Nias, D. K. B. (1979). Maiilal choicc: matching or complementation? In M.Cook & G. Wilson (Eds.) Love and attraction (pp. 151-155). Oxford:Pergamon Press.

Nisbett, R., & Ross, L. (1980). Human inference: Strategies and shorteo-inings of social judgment. Englewood Cliffs, NJ: Prentice-Hall.

Patterson, G. R., Cobb, J. A., & Ray, R. S. (1972). Direcl intenemions inthe elassroom: A set of procedures for the aggre$sive child. In F. Clark.D. Evans & L. Hamerlynck (Eds.) Impiemenling behaviuralprograms

for schoois and clinia Champaign II.: Research Press.Peele, S., & Brodsky, A. (1976). Love and addiclion. New York: New

American Library.Pcplau, L. A., & Campbell, S. M. (1989). Power in dating and mar-

riage. In J. Freeman (Ed.) Women; A feminist perspective (4ih ed.,pp. 121-137). Mountain View, Ca: Mayfield,

Raschke, H. J. (1987). Dworce. In M. B. Sussman and S. K, Steinmete(Eds.) Handbook of maniage and the famify. New York: PlenumPress.

Reis, H. T., & Shaver, P. (1988). Intimacy as an interpersona! process. InS. Duck (Ed.) Handbook of persona! relationships. Theory, researchand interventions. Chichester: J. Wiley & Sons, pp. 367-389.

Rempel, J. K., Holmes, J. G., & Zanna, M. P. (1985). Trust in. close rela-tionships. „Journal of Personalily and Social Psychology", 49, 95-112.

Reykowski, J. (1970). Z zagadnień psychologii motywacji. Warszawa:PZWS.

Riordan, C. A., & Tedeschi, J. T. (1983). Attraction in aversive eiwiron-ments: Some evidence for classictil condińoning and negative reinforce-ment, „Journal of Personality and Social Psychology", 44, 683-692.

Page 254: B. Wojciszke - Psychologia miłości

254 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Rodin, M. J. (1978). Liking and disliking: Sketch of an altematwe view.„Personality and Social Psychology Bulletin", 4, 473-478.

Rook, K. S., & Hammen, C. L. (1977). A cognitive perspective on theexperience of sexual aroitsat. „Journal of Social Issues", 33, 7-28.

Ross, L. (1977). The intuitive psychologist and his shortcomings: Distortionin the attńbution process. In L. Berkowitz (Ed.) Advances in Expe-nmental Social Psychology, (Vol. 10, pp. 87-116), 173-220. New YorkAcademic Press.

Roy, M. (1977). A current survey of 150 cases. In M. Roy (Ed.) Batteredwomen: A psychological sludy ofdomestic violence (pp. 98-109). NewYork: Van Nostrand.

Rubin, L. (1976). Worids of pain: Life in the working ciass famify. NewYork: Basic Books.

Rusbult, C. E. (1980). Comtnitment and satisfaction in romanlic associa-lions: A test of the iniestment model. „Journal of Experimental SocialPsychology", 16, 172-186.

Rusbult, C. E. (1983). A longitudinal test of the investment model: Thedevelopment (and deteńoration) of salisfaction and commitment in he-terosexual involvements. „Journal of Personality and Social Psycho-logy", 45, 101-117.

Rusbult, C. E., Johnson, D. J., & Morrow, G. D. (1986 a). Impact ofcouple puttems of problem soMng on distress and nondistress in da-ting relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 50,744-753.

Rusbult, C. E., Johnson, D. J„ & Morrow, G. D. (1986 b). Determinantsand conseąuences ofexił, voice, loyalty and neglect: Responses to dis-satisfactions in adult romantic involvements. „Human Relations", 39,45-63.

Rusbult, C. E., Johnson, D. J., & Morrow, G. D. (1986 c). Predictingsatisfaction and commitment in adult romantic involvements: An as-aessment of the generalizability of the imestment model. „Social Psy-chology Quarterly", 49, 81-89.

Rusbult, C. E„ Morrow, G. D., & Johnson, D. J. (1987). Self-esteem andproblem solving behavior in close relationships. „British Journal ofSocial Psychology", 26, 293-303.

Rusbult, C. E„ Verettc, J., Whitncy, G. A., Slovik, L. F., & Lipkus, I.(1991). Accommodation processes in close relationships: Theory andpreliminary empirical evidence. „Journal of Personality and SocialPsychology", 60, 53-78.

Rusbult, C. E., & Zembrodt, I. M. (1983). Responses to dissatisfaction inromantic involvements: A multidimensional scaling analysis, „Journalof Experimental Social Psychology", 19, 274-293.

Page 255: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 255

Rusbult, C. E., Zembrodt, I. M., & Giinn, L. K. (1982). Exit, voice,loyalty, and neglect: Responses to dissatisfaction in romanlic involve-ments. „Journal of Personality and Social Psychology", 43,1230-1242.

Rusbult, C. E., Zembrodt, I. M., & Iwaniszek, J. (1986). The impact ofgender and sex-role ońentadon on responses to dissatisfaction in closerelationships. „Sex Roles", 15, 1-20.

Sadalla, E. K., Kenrick, D. T., & Vershure, B. (1987). Dominance and he-terosexual attracńon. „Journal of Personality and Social Psychology",52, 730-738.

Sager, C. (1976). Marńage contracts and couple therapy. New York:Bruner/Mazel.

Schaap, C. (1984). A comparison of distressed and nondistressed maniedcouples in a laboratory situation: Literaturę survey, methodological is-sues, and an empirical imestigation. In K. Hahlweg & N. S. Jacobson(Eds.) Maritul interaciion: Analysis and modification (pp. 133-158).New York: Guilford Press.

Schachter, S. (1964). The interaction of cognitive and physiological deter-minants of emolional stale. In L. Berkowitz (Ed.) Advances in expe-rimental social psychology (vol. 1, pp. 48-81). New York: AcademicPress.

Schlenker, B. R. (1984). Identities, identifications, and relationships. In V.J. Derlega (Ed.) Communication, intimacy, and close relationships.New York: Academic Press, pp. 71-104.

Schwarz, N. (1989). Feelings as information. Informational and mońva-tional functions of affective states. In R. Sorrentino & E. T. Higgins(Eds.) Handbook of motivation and cognition: Foundations of socialbehavior (Vol. 2). New York: Guilford.

Shallenberger, P., Zigler, E. (1961). Rigidity, negative reaction tendenciesand cosatiatiun affecls in norma! and feebleminded children. „Journalof Abnormal and Social Psychology", 63, 20-26.

Shaver, P., Hazan, C, & Bradshaw, D. (1988). Love as attachment. Theintegration of three behavioral systems. In R. J. Sternberg & M. L.Barnes (Eds.) The psychology of love (pp. 68-99). New Haven: YaleUniversity Press.

Shavcr, P., Schwartz, J., Kirson, D., & O'Connor, C. (1987). Emotionknowledge: Further exploration of a protptype approach- „Journal ofPersonality and Social Psychology", 52, 1061-1086.

Sigall, J., & Aronson, E. (1969). Liking for an evaluator as a functionof her physica! attractiveness and naturę of evaluations- „Journal ofExperimental Social Psychology", 5, 93-100.

Page 256: B. Wojciszke - Psychologia miłości

256 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Simpson, J. A. (1987). The dissolulion of rumanlic relationships: Factorsinvolved in relationship stability and emotional distrcss. „Journal ofPersonality and Soda! Psychology", 53, 683-6y2.

Simpson, J. A., Gangeslad, S. W., & Lerma M. (1990). Perception ofphysicai attmctiveness: Mechanisms iiwolwd in the maintenance ofro-manlic retationships. „Journal of Personalny and Social Psychology",59, 1192-1201.

Smilh, L. G., & Smith, J. R. (1973). Co-mańta! sex: The incorporation ofextm-marita! sex ittfo the marriage relationship. In J. Money & J. Zubin(Eds.) Crińcai issues in coniemporaiy sexual behavior (pp. 391-408).Baltimore: John Hopkins Universi(y Press.

Snyiier, M., Tanke, E. D., Berscheid, E. (1977). Social perception andinterpersonal behavior: On the self-fulfilling naturę of social stereotypes.„Journal of Personality and Social Psychology", 35, 656-666.

Solomon, R. L. (1980). The opponent-process theory ofacąuired motivation.„American Psychologist", 35, 691-712.

Sprecher, S., & Metts, S. (1989). Development of the „Romuntk BeliefsScalę" and examination of the effects ufgender and gender-role orien-tation. „Journal of Social and Personal Relationships", 6, 387-411.

Starezewska, K. (1975). Wzory miłości w kulturze Zachodu, Warszawa:PWN.

Stcrnberg, R. J. (1986). .4 triangular theory of love. „Psychological Review",93, 119-135.

Stevenson, H. V., Keen, R., & Knights, R. M. (1963). Parents andstrangersasreinforcingagentsforchildren'sperformance. „Journal of Abnormaland Social Psychology", 67, 183-185.

Slrack, F., Schwarz, N., & Gschneidinger, E. (1985). Happiness and remi-niscing: The role of time perspective, mood, and modę of thinking.„Journal of Personality and Social Psychology", 49, 1460-1469.

Symmons, D. (1979). The evolution of human sexua!ity. Oxford: OxfordUniversiry Press,

Tangney, J. P. (1991). Mora! affect: Thegood, the bad, and the ugly. „Jour-nal of Personality and Social Psychology", 61, 598-607.

Tangney, J. P. (1992). Situational detertninants ofshame and guih in youngadulthood. „Personality and Social Psychology Bulletin".

Teisman, M. W., & Mosher, D. L. (\97&). Jealousconflict in dating couples.„Psychological Reports", 42, 1211-1216.

Tesser, A. (1986). Some effects of self-evaluatiun maintenance on cognitionand action. In R. M. Sorrentino & E. T. Higgins (Eds.) Handbook ofmotivation and cognition: Foundations of social behavior. New York:Guilford Press.

Page 257: B. Wojciszke - Psychologia miłości

BIBLIOGRAFIA 257

Tesser, A., & Paulhaus, D. L. (1976). Toward a causal model of iove.„Journal of Personality and Sociai Psychulogy", 34, 1095-1105.

Tesser, A., & Rosen, S. (1972). SimUarity of objective fate as a determi-nant ofthe reluctance to transmit unpkasant Information. „Journal ofPersonality and Sociai Psychology", 23, 46-53.

Thornes, B., & Collard, J. (1979). Who divorces? London: Routledge &Kegan Paul.

Valins, S. (1966). Cognitive effecls offalse heart-rate feedbactc „Journal ofPersonality and Socia! Psychology", 4, 400-408.

Venditti, M. C. (1980). How to be your own murriage counselor. NewYork: Continuum.

Walstcr, E., Aronson, V., Abrahams, D., & Rottmann, L. (1966). Impor-tance of physical attractiveness in dating behaviar. „Journal of Perso-nality and Sociai Psychology", 4, 508-516.

Walstcr, E., & Festinger, L. (1962). The effectiveness of „overheurd" persua-sive Communications. „Journal of Abnormal and Sociai Psychology",65, 395-402.

Walster, E., Walster, G. W., & Bcrschcid, E. (1978). Eąuity: Theory andresearch. Boston: Allyn and Bacon.

White, G. L. (1980). Physical matching and courtship progress. „Journalof Personality and Socia] Psychology", 39, 660-668.

White, G. L. (1980). Inducing jealousy: A power perspective. „Personalityand Sociai Psychology Bulletin", 6, 222-227.

White, G. L. (1981a). Some correiates of romantic jealousy. „Journal ofPersonality", 49, 129-147.

White, G. L. (1981b). A model of romantic jealousy. „Motivation andEmotion", 5, 295-310.

White, G. L. (1981c). Relative involvement, inadeąuacy, and jealousy: Atest of a causal model. „Allernalive Lifeslyles", 4, 291-309.

While, G. L., & Kight, T. D. (1984). Misattribution of arousai and at-traction: Effects of salience of explanations for arousai „Journal ofExperimental Sociai Psychology", 20, 55-64.

White, G. L., Fishbein, S., & Rutstein, J. (1981). Passionate łove and misat-tribution of arousai. „Journal of Personality and Sociai Psychology",41, 56-62.

White, G. L., & Mullen, P. E. (1989). Jealousy. Theory, Research, andClinical Strategics. New York: Guilford Press.

White, L. K. (1990). Detenninants of divorce: A review of research in theeighties. „Journal of Marriage and the Family". 52, 904-912.

White, L. K., & Booth, A. (1985). Transition to paranthood and muritalguality. „Journal of Family Issues", 6, 435-450,

Page 258: B. Wojciszke - Psychologia miłości

258 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI

Wiggins, J. S., Wiggins, N., & Conger, J. C. (1968). Correiates of he-terosexual somatic preference. „Journal of Persona]ily ;ind Social Psy-chology", 10, 82-90.

Wojciszke, B. (1986). Struktura ja, wartości osobiste i zachowanie. Wrocław:Ossolineum.

Wojciszke, B., & Banaśkiewicz, R. (1989). Zróżnicowanie emocji przeży-wanych w kontaktach interpersonalnych, „Przegląd Psychologiczny",32, 87y-897.

Wortman, C. B., & Brehm, J. W. (1975). Responses to uncontrollable out-comes: An integration of reaclance thcory and the Iearned helplessnessmodel. In L. Berkowitz (Ed.)Advances in experimental socialpsycho-logy (Vol. 8, pp. 277-336), New York: Academic Press.

Zajonc, R. B. (1968). Atiitudinal effects of merę exposure. „Journal ofPersonality and Social Psychology Monographs", 9, 1-28.

Zajonc, R. B., Adelmann, P. K., Murphy, S. T., & Niedenthal, P. M.(1987). Cotwergence in the physical appearance of spouses. „Moliva-tion and Emotion", 4, 335-346.

Zuckermart, M. (1971). Physiological measures of sexual response in thehuman. „Psychological Bulletin", 75, 297-329.

Page 259: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Spis treści

Od autora 5

1. Przemiany miłości 7Trzy składniki miłości 8

Intymność 8Namiętność 12Zaangażowanie 15

Rozwój związku miłosnego 19Zakochanie 21Romantyczne początki 22Związek kompletny 25Związek przyjacielski 27Związek pusty i jego rozpad 28

2. Zakochanie 31Dwa warunki zakochania: przeżycie pobudzeniai jego interpretacja 32Powstawanie pobudzenia 35

Beznamiętne pożywki namiętności, czyli pobudzenieemocjonalnie neutralne 35Przyjemność nasila namiętność, czyli rola emocji pozytywnych 38Przykrość także nasila namiętność, czyli rolaemocji negatywnych 41Uroki owocu zakazanego, czyli rola przeszkód 43

Interpretacja pobudzenia jako namiętności 45Jak kochać, czyli kulturowy wzorzec namiętności 47Kogo kochać, czyli reguły stosowania wzorca namiętności .... 50

Różnice między kobietami i mężczyznami 56

Page 260: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Różnice w przeżywaniu namiętności 56Kto jest bardziej romantyczny? 60

Romantyczne początki 62Rozwój intymności 62

Odkrywanie się 64Budowanie zaufania 68

Kogo i za co lubimy 73Częstość kontaktów 73Zalety partnera 75Przyshigi 81Komplementy 83

Przywiązanie 85Wybór stałego partnera 93

Uwaga na dobre rady! 93Kryteria wyboru partnera 95

Związek kompletny 102Współzależność partnerów 103

Współzależność skutków działań 103Współzależność uczuć 110Samospełniające się proroctwa 115

Empatia 118Wczuwanie się w partnera: składniki empatii 118Kosekwencje empatii 120

Chcieć a mieć 122Teoria sprawiedliwości 123Sprawiedliwość w związku dwojga ludzi .,.. 125

Naturalna śmierć namiętności 130Miłość i nienawiść 131Zazdrość 137

, Związek przyjacielski 149Ponura krzywa satysfakcji 150Pułapki intymności 156

Aniołem być, czyli pułapka dobroczynności 156Szczęścia się wyrzec, czyli pułapka obowiązku 161Święty spokój, czyli pułapka bezkonfliktowości 167Niezłomność zasad, czyli pułapka sprawiedliwości 172

Reakcje na niezadowolenie 174Dialog 177Lojalność 179Zaniedbanie 180Wyjście 181

Od czego zależy rodzaj reakcji? 183

Page 261: B. Wojciszke - Psychologia miłości

Męskość-kobiecość 184Samoocena 188Stan związku 189

6. Związek pusty i jego rozpad 193Samopodtrzymujący charakter zaangażowania 195

Uzasadnianie własnych działań 195Dotychczasowe inwestycje 200Związek z partnerem jako część własnego „ja" 202

Chcieć mimo wszystko, czyli względność satysfakcji 204Oczekiwania a zyski i koszty 204Możliwości zastępcze 209

Bariery 213Poczucie winy 214Dzieci 221Naciski społeczne 226

Rozpad 2277. Różnorodność 231

Rodzaje miłości 231Psychozabawa -jakajest Twoja miłość? 234

Bibliografia 243