A ty studencie jadles juz dzisiaj

97

Click here to load reader

Transcript of A ty studencie jadles juz dzisiaj

Page 1: A ty studencie jadles juz dzisiaj

A Ty, Studencie, jadłeś

już dzisiaj?

Autor

Tomasz Sierżański

Zredagowali

Elwira Kowalczyk, Jakub Kuryluk

1Studenckie gotowanie

Page 2: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Spis treści

Wstęp – dla kogo, o czym i jak?

Rozdział I

2 tygodnie przed – szukanie mieszkania

Rozdział II

tydzień przed – co wziąć z domu wyjeżdżając na studia?

Rozdział III

1 tydzień

− poznawanie okolicy

− imprezy

− zakupy – żelazne zapasy, podstawowe reguły

− co i gdzie jeść na mieście?

− przepisy na ten tydzień

Rozdział IV

2 tydzień

− zakupy – policz jeszcze raz zanim kupisz

− impreza z gotowaniem – wcale nie musi być drogo

− przepisy na ten tydzień

Rozdział V

3 tydzień

− brak kasy – jak sobie z tym radzić? – czas na pracę

− robienie zapasów

− przepisy na ten tydzień

Rozdział VI

4 tydzień

− przepisy na ten tydzień

2Studenckie gotowanie

Page 3: A ty studencie jadles juz dzisiaj

WSTĘP

Na początku chciałbym Ci wyjaśnić, Drogi Czytelniku, czym jest ta oto książka.

Jest ona niby poradnikiem, niby książką kucharską, ale ma w sobie dużą dawkę humoru. Nie

lubię smucić i nie mam zamiaru tego robić, ani w tej książce, ani w życiu codziennym.

Niektórzy są uczuleni na to jak piszę, na to, że piszę dla studentów i tym podobne sprawy.

Tym Państwu już dziękujemy – nie chce czuć się odpowiedzialny za czyjeś stracone nerwy.

Pamiętaj, że czytasz to na własną odpowiedzialność, z własnej nieprzymuszonej woli. A teraz

bardziej do meritum.

O czym jest ta książka? Jest to poradnik na temat studiowania. I bynajmniej nie

chodzi mi o naukę – tę kwestię pomijam – każdy student wie jak się uczyć, bo wcześniej już to

robił. Nie każdy natomiast miał okazję gotować i zadbać o samego siebie. Książka ta jest

swoistym poradnikiem zbierającym moje doświadczenia z życia studenckiego – postaram się

zawrzeć w nim wszystkie rady, które otrzymałem od starszych kolegów oraz te, do których

sam doszedłem po latach. A czym jest właściwie studiowanie? Namiastką dorosłego życia,

umiejętnością pogodzenia obowiązków z przyjemnościami. Jeśli nie znalazłeś tej równowagi

między nauką, życiem i imprezowaniem, to nie wiesz, co to studiowanie.

Kim jestem i dlaczego piszę taki poradnik? Nazywam się Tomasz Sierżański. Od

3 lat prowadzę bloga „Studenckie gotowanie”. 6 lat studiowałem na studiach 3,5 letnich i

ciągle żyje trochę jak student. W ciągu 6 lat mieszkałem w 16 różnych miejscach. Znam

wszystkie zalety akademików jak i stancji. A dlaczego piszę tę oto książkę? Ponieważ bardzo

żałuje, że nikt nie powiedział mi tego, co jest zawarte w tej książce, wcześniej. Dochodzi się do

dobrych wniosków po 3-4 latach studiów – wtedy jest już za późno. Są rzeczy, które można

było zrobić wcześniej zdecydowanie lepiej. Mam nadzieje, że książka ta pozwoli Ci na

odpowiedni start, przygotuję Cię, choć w małym stopniu, na studiowanie. Jeśli szukasz

typowej książki z przepisami, gdzie opisano dokładnie ilości składników – tutaj tego nie

znajdziesz. Bardziej skupiam się na zasianiu w Twojej głowie ziarenka pomysłu i chęci do

eksperymentów.

3Studenckie gotowanie

Page 4: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rozdział I

2 tygodnie przed – szukanie mieszkania

Dwa tygodnie przed opuszczeniem domu rodzinnego. Już się prawie czuje ten

pierwszy wyjazd, smak tych imprez i zakuwania po nocach. Żeby jednak tak być mogło, trzeba

mieć gdzie spać i jeść. Czasami nawet sikać. Dwa tygodnie przed wyjazdem to ostatni gwizdek

żeby znaleźć sobie lokum. Ostatni! Później nie ma czego szukać – wybiera się pierwsze mieszkanie,

które jest wolne – i tak nie znajdzie się żadnego fajnego. Ale to oczywiście wersja pesymistyczna –

my zakładamy, że w ciągu tych ostatnich dwóch tygodni zdążymy coś znaleźć.

Dom Studenta. Piękna nazwa. Normalnie zwany jest akademikiem. I normalnie

znajdzie się też wśród nich największy, w którym jest dużo pierwszoroczniaków – taki zwany jest

slumsem. Miałem to szczęście mieszkać w takim właśnie akademiku. Kiedyś w tym budynku

mieścił się szpital psychiatryczny. I jakby to ująć – nazwa się zmieniła, pacjenci nie. Co można

powiedzieć o akademikach? Wiele dobrego oraz wiele złego. Dla każdego stanowi on coś innego,

więc będzie bez drastycznych szczegółów.

Na początek trzeba złożyć podanie o przyznanie akademika. Należy zawsze składać

takie podanie. Zawsze. Niezależnie od tego, czy się chce mieszkać czy nie, czy ma się jakieś szanse

na dostanie miejsca czy nie. Czasami jakimś zrządzeniem losu się uda. Takie miejsce można

później w pokątny sposób sprzedać, inkasując jakąś sumkę pieniędzy. Jak wielką to nie wiem, bo

wcześniej nie wiedziałem, że tak można i w związku z tym nigdy tego nie robiłem. Po co w ogóle

ten akademik jak na stancji jest lepiej? Moim skromnym zdaniem, każdy student powinien chociaż

rok przemieszkać w akademiku. Nie da się tego porównać z niczym innym. Przekrój ludzi, jakich

się poznaje, jest tak ogromny, że w życiu byś nie przypuszczał. Rok czasu to zdecydowanie

odpowiednio długi czas, żeby zawrzeć nowe znajomości, zaczerpnąć z wiedzy starszy kolegów i

koleżanek oraz poznać najprawdziwszy smak imprez studenckich. Później, jak warunki nie będą

pasować – to wy... na ryż do Mandżurii.

A co jeśli nie udało się dostać akademika? Jest no to sposób, o którym mało kto wie

(przynajmniej tak mi się wydaje). Na początek zapominamy o akademiku i znajdujemy sobie hotel

robotniczy. Ceny w owym przybytku są w miarę znośne. 4-5 dni po rozpoczęciu roku idziemy do

administracji osiedla studenckiego i pytamy czy są wolne miejsca. Są. Zapytacie pewnie, dlaczego

są miejsca, a wam nie przyznano? Odpowiedź jest prosta. Co chwilę, ktoś zauważa, że akademik

nie jest dla niego. Pierwsze osoby zaczynają tak uważać, zanim się jeszcze tam wprowadzą, jednak

nie informują nikogo o tym wcześniej. Stąd teoretycznie nie ma dla Ciebie miejsca. Dowiadujesz

się, kiedy można się wprowadzić, kiedy możesz się wyprowadzić z hotelu, w którym mieszkasz

(bez zbędnej straty kasy), składasz podanie i czekasz na decyzję. Jak długo się na nią czeka? W

zależności od uśmiechu Twojego – do 5 minut. 4

Studenckie gotowanie

Page 5: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Jak już uda nam się wprowadzić, bez możliwości obejrzenia wcześniej pokoju to

trudno – i tak już nic na to nie poradzisz. Jeśli natomiast masz kilka miejsc do wyboru i masz

możliwość zwiedzenia akademików, w których możesz mieszkać – zrób to. Na co należy zwrócić

uwagę? Na początek na łazienkę. Jeśli jest jedna wspólna – będzie syf, jeśli jest jedna na boks (parę

pokoi) – będzie syf, ale mniejszy. Jeśli jest natomiast łazienka na jeden pokój – będzie syf (chyba,

ze posprzątasz). Tak zupełnie poważnie, to im więcej osób korzysta z łazienki, tym większy w niej

nieporządek. Osobiście najbardziej przypadła mi chyba do gustu łazienka w boksie – więcej ludzi

widuje się na korytarzu, ale nie ma tłumów w kolejce pod prysznic.

Kolejna rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę, to kuchnia. Kuchnia to ważna rzecz –

lecz czasami jest bezużyteczna (mówię tutaj o kuchni w akademikach). Gdy pokój jest za daleko od

kuchni – źle, bo daleko i nie będzie się chciało gotować. Za blisko też źle, bo będziesz czuł zapachy

wszystkich potraw tam gotowanych i non stop będziesz słyszał głosy (w sensie rozmów w kuchni).

Najlepiej mieszkać parę pokoi od kuchni – nie za daleko, ale też nie za blisko. Ważna jest sama

kuchenka. 4 palniki na cały korytarz to za mało – ciężko będzie się do niej dostać. Kolejna sprawa

odnośnie kuchenki – jak jest zapalana, czy potrzebujecie zapałek czy nie. O ile zdobycie ognia w

akademiku nie stanowi problemu (wystarczy przejść się po pokojach) to denerwujące jest uczucie

posiadania wszystkich składników na pyszny obiad i braku głupich zapałek. I kolejna ważna rzecz!

Sprawdźcie koniecznie, które palniki działają, inaczej możecie stać w długiej kolejce. Nie jeden raz

mając tę wiedzę wygrywałem wyścig o palnik (stawiałem garnek na jedyny działający palnik). Jeśli

jednak kuchnia jest zbyt daleko od pokoju, trzeba zrobić sobie kuchnię w pokoju. Elektryczne

palniki są zabronione w akademikach (podobnie jak czajniki elektryczne), jednak nikt nie będzie

sprawdzał, czy aby nie gotujecie w pokoju. Jeśli jednak gotujemy w pokoju, należy uważać na

czujniki dymu. Jeśli mocniej się zadymi, koniecznie od razu otwieramy okno (zanim włączy się

alarm).

Ciągle jesteśmy w kuchni. Jest lodówka! Fajnie? Nie. Zapomnijcie o trzymaniu

jedzenia we wspólnej lodówce. Choćby nie wiadomo jak w porządku byliby sąsiedzi – czasami jest

tak, że się upiją, zjedzą wam wszystkie zapasy, a później nie pamiętają, że to oni byli (ja

pamiętałem, ale tak jakby to był sen). Jedyna słuszna lodówka to lodówka w pokoju. Skąd wziąć

takie cudo? Czasami się zdarza, że w pokoju zostaje lodówka po poprzednich lokatorach – wtedy

mamy szczęście. Jak nie ma lodówki w pokoju to sprawdzamy w kuchni (pod warunkiem, że

wprowadziłeś się odpowiednio wcześnie, przed całą resztą). Jak jest i nie ma numerka akademika

(ogólnie wszystkie rzeczy, które są własnością akademika, są odpowiednio oznaczone), to zabierasz

ją do swojego pokoju i udajesz, że od zawsze tam stała. Inna propozycja na zdobycie pudełka

mrożącego – znaleźć je na śmietniku. I nie chodzi mi o chodzenie po wysypiskach i grzebanie w

śmieciach – wystarczy wyjść przed akademik. Część ludzi wyrzuca lodówki, które znaleźli w 5

Studenckie gotowanie

Page 6: A ty studencie jadles juz dzisiaj

swoich pokojach, bo są im niepotrzebne, nie działają, albo po prostu są idiotami (ludzie, nie

lodówki). W każdym z tych przypadków warto „przygarnąć biedactwo”. Jak nie działa, dajemy

ogłoszenie w lokalnej sieci: „Czteropaka temu, kto naprawi mi lodówkę”. Mnóstwo chętnych się

znajdzie, a złotych rączek w akademiku jest całkiem sporo. Jeśli jednak i ten sposób zawiedzie, to

czas przejrzeć ogłoszenia. Najpierw w akademiku i w sieci akademickiej, a później na lokalnym

portalu z ogłoszeniami. Można tam znaleźć potrzebny nam sprzęt już od 50zł. Nie będzie jakiś

super, ale prawie zawsze będzie chłodzić oraz będzie mieć na sobie fantazyjne wzory po próbach

otwierania nim piwa. Lodówki takie są przeważnie stare i mają to do siebie, że są strasznie głośne.

A do tego non stop mrożą. Moja (w sumie moja i moich współlokatorów) lodówka wyłączała się na

5 minut w ciągu doby. Raz jak się wyłączyła tak w ciągu dnia, to byliśmy zdziwieni, dlaczego nagle

w pokoju zrobiło się cicho. Jak się włączyła z powrotem to uświadomiliśmy sobie skąd ta cisza. Jest

też dobra wiadomość – do hałasu lodówki idzie się przyzwyczaić (chyba, że jesteś strasznie

wrażliwy).

Już po wprowadzeniu się na stałe do akademika warto rozejrzeć się za pralnią.

Pralnie w tych przybytkach studenckich są do użytku mieszkańców, jednak trzeba się na nie

zapisać. Co za tym idzie, można na nią dość długo czekać. Jeśli będzie udostępniania każdemu na

cały dzień – minimalny czas, po jakim uzyskacie klucze do pralni, to 2 tygodnie. W związku z tym,

planujcie pranie z dużym wyprzedzeniem. Najlepiej w momencie oddawania klucza zapisać się na

kolejną „wizytę”. W tym aspekcie przydają się znajomości z rady studentów (czy podobnego

organu), czyli osób, które się zajmują po części akademikiem będąc jednocześnie studentami. To

właśnie te osoby trzymają i wydają klucze do pralni. Czasami ktoś zapomni, że ma zamówioną

pralnię – a Ty będziesz miał „wtyki” i dostaniesz klucz. Czasami osoby wydające klucz to ostatnie

suki czy skurwysyny – udają, że nie ma nikogo w pokoju i nie masz jak odebrać swojego klucza od

pralni, a tymczasem znajomi kogoś takiego robią sobie właśnie pranie. W związku z powyższym,

lepiej mieć w nich przyjaciół niż wrogów.

W jednym akademiku, w którym miałem okazję mieszkać, podobała mi się rozpiska,

która świetnie rozwiązywała sytuację dostępu do pralek. Każdemu przypadały 4 godziny użycia

pralni w ciągu miesiąca, za każdą następną godzinę płaciło się 2 zł. Ograniczyło to kolejki i można

było dostać upragniony klucz w ciągu 2-3 dni (w odpowiednich godzinach to nawet prawie od

ręki). Czas dwóch godzin w zupełności wystarczył na wstawienie 2 prań.

O ile na pierwszym roku nie ma się zbyt wielkiego wyboru co do pokoju, to w

późniejszych latach powinniśmy świadomie wybierać, w jakim pokoju chcemy mieszkać. Trzeba

zwrócić uwagę na takie rzeczy jak kluby studenckie, jakieś dyskoteki, puby, główne drogi i tym

podobne rzeczy, czyli wszystkie te rzeczy generujące hałas. Fajnie jest pójść do takiego klubu, ale

słuchanie tej muzyki każdej nocy jest denerwujące. Poza tym, należy wybierać właściwą stronę 6

Studenckie gotowanie

Page 7: A ty studencie jadles juz dzisiaj

akademika. Która strona jest właściwa? Taka, gdzie słońce nie świeci przez 4 miesiące prosto w ryj

i nie nagrzewa pokoju do temperatury rodem z Afryki. Z powodu temperatury nie warto też

mieszkać na ostatnim piętrze – grzeje niesamowicie od dachu, a jak pada deszcz lub grad, można

liczyć krople.

Pokoje są tak różne jak akademiki – trudno napisać o nich coś uniwersalnego.

Jedyne, o czym warto pamiętać, to to, że dobrze się wprowadzić przed współlokatorami – masz

możliwość zajęcia łóżka i szafek, które Ci odpowiadają. Jak już zamieszkacie w pełnym komplecie

ludności, warto coś wypić na złamanie lodów, a jak będziecie w stanie upojenia – zmienić

przemeblowanie pokoju na bardziej korzystne. Będzie sporo zabawy i śmiech, a do tego dobra

integracja.

Kika uwag na temat współtowarzyszy w akademikach (i nie tylko). Jak już

wspominałem, mieszkanie w kilku pokojowych boksach jest fajne. Można poznać naprawdę

ciekawych ludzi. Miałem to szczęście, że moi współlokatorzy z boksu byli otwarci, tak samo jak ich

pokoje. Zawsze można było przyjść pogadać, obejrzeć film czy pograć na korytarzu na gitarze.

Koleżanki, jak trochę wypiły, pokazywały mi dziurę w zasłonce pod prysznicem. Czemu akurat jak

brałem za tą zasłonką prysznic? Nie wiem do dziś. Otwierajcie swoje pokoje i pozwólcie żeby

przewijali się przez nie ludzie. Mnóstwo nowych znajomości, mnóstwo okazji poznania kogoś, kto

wam przypadnie do gustu. Do dziś pamiętam i miło wspominam współlokatorów z pierwszego roku

– zarówno tych z pokoju (cały czas utrzymujemy kontakt) jak i tych z boksu, którzy zawsze służyli

dobrą radą.

Teraz pora na parę uwag na temat wybierania stancji. Wszystko opiera się o to, czego

potrzebujecie. Jeśli jesteście raczej typem domatora, który potrzebuje ciszy i spokoju, to polecam

mieszkanie z właścicielami mieszkania (zakładam, że to osoby stateczne, nie robiące imprez).

Jednak nie liczcie, że kogoś bezproblemowo przenocujecie albo uda wam się zrobić kiedyś drobną

imprezę. Ja nigdy nie mogłem się przemóc do takiego mieszkania. Jeśli, wręcz przeciwnie do

przedstawionego przed chwilą przykładu, masz zamiar co drugi wieczór przychodzić pijany w

cztery litery, robić imprezy, burdel (opcjonalne) i wszystko czego pragniesz – szukaj mieszkania

studenckiego, w którym nie mieszka właściciel.

Na co zwracać uwagę? Na wszystko. W przeciwieństwie do pokoi w akademikach,

które mają podobny standard, każda stancja jest inna. Dlatego musisz kompleksowo obejrzeć całe

mieszkanie. Zaraz po wejściu rzuć okiem na okna (jeśli je od razu widać) – jak są nowe, plastikowe

– fajnie, nie powinno z nich wiać (choć nie jest to niestety regułą). Teraz weź głęboki wdech.

Czujesz ten zapach? Tak pachnie mieszkanie – ten zapach to składowe woni mieszkania, jak i ślady

bytowania Twoich nowych współlokatorów. Ten zapach musi Ci odpowiadać – będziesz go

wdychał codziennie. Kolejna sprawa, którą można zauważyć już na wejściu, to temperatura. W 7

Studenckie gotowanie

Page 8: A ty studencie jadles juz dzisiaj

mieszkaniu musi być „akceptowalnie” ciepło, czyli tak, żebyś mógł czuć się w takiej temperaturze

komfortowo, bez ubierania 3 swetrów, czy siedzenia w samej bieliźnie (chyba, że ktoś lubi). Ciepło

w powietrzu wiąże się bezpośrednio z ogrzewaniem mieszkania. Jeśli jest centralne (takie

ogólnodostępne w blokach, które idzie sobie z „fabryki ciepła”) – fajnie, będzie przyjemnie. Jeśli

jest to ogrzewanie własne – będzie czasami zimno, bo nie można dopasować optymalnej

temperatury dla każdego z lokatorów oraz wiąże się to bezpośrednio z kosztami grzania. O ile nie

są one przerażające (bo nie są), to niektórzy się tak o nie martwią, że woleli by siedzieć cały czas w

kurtkach puchowych, żeby zaoszczędzić parę groszy. Kolejna rzecz to ciepła woda – jak jest

bieżąca to jest to szczyt marzeń. Nie będzie żadnego problemu z umyciem się o każdej porze dnia

czy nocy. Posiadanie bojlera i podgrzewanie w nim wody jest czasochłonne. W związku z tym,

wszyscy myją się mniej więcej w tym samym czasie. W przypadku piecyków Junkers (które także

służą do ogrzewania mieszkania), nie ma najmniejszego problemu – woda jest podgrzewana na

bieżąco. Niestety, mam nie miłe wspomnienia, jeśli chodzi o te właśnie piecyki – lubiły się psuć.

Nie mówię, że jest to zasadą, jednak zapytajcie o ten właśnie piecyk, czy aby nie psuje się zbyt

często.

Kuchenka i lodówka – muszą być! I lodówka na tyle duża, żeby każdy miał dla

siebie kawałek. Lodówka, do której można wsadzić dwa pasztety, a piwo się już nie zmieści, jest zła

i niedobra. Bo piwo zimne musi być! Pralka jest koniecznością – stancja to wyższy standard od

akademika, dlatego uważam, że pralka musi być koniecznie. Pranie ręczne na dłuższą metę nie

przypadnie wam do gustu.

Dowiedz się też dokładnie, za co będziesz płacić. Czy poza tym, co płacisz

właścicielowi, płacisz również czynsz za mieszkanie? Za co płacisz rachunki (gaz, prąd, woda,

ogrzewanie), a za co są liczone w czynszu? Czy jest Internet i czy jest możliwość jego podłączenia?

Ile za niego płacisz? Czy jest kablówka i musisz za nią płacić? Czy jest kaucja i dlaczego tak duża?

W jakim przypadku nie jest zwracana kaucja? W jakim czasie możesz opuścić mieszkanie (tak w

razie czego)? I czy masz tymczasowe zameldowanie i umowę najmu? Tymczasowe zameldowanie

ułatwia sprawę podczas składania najróżniejszych podań (w niektórych trzeba wykazać, że nie

mieszka się w miejscu stałego zameldowania). Warto też zapytać o piwnicę – nawet mała pozwala

na przywiezienie większych zapasów pożywienia z domu (nawet słoików, których nie preferuję).

Ważne jest, aby dobrze „wybadać” właściciela. Jeśli macie pecha i trafi się wam

upierdliwiec, spodziewajcie się wizyt niezapowiedzianych, oglądania mieszkania pod waszą

nieobecność, palenia papierosów w waszym pokoju (w końcu to jego mieszkanie - to co, on nie

może u siebie zapalić?) i narzekania na wszystko. Ogólnie to typ ludzi, którzy uniemożliwiają

wspólną koegzystencję – jak zobaczycie kogoś takiego, to uciekajcie tak szybko jak to możliwe.

Miałem tylko raz taką sytuację i nie uciekłem w porę. Teraz bardzo tego żałuje, ale mam nauczkę na 8

Studenckie gotowanie

Page 9: A ty studencie jadles juz dzisiaj

przyszłość. Jeśli natomiast mieszkanie pokazują wam nowi współlokatorzy – zapytajcie o

właściciela. Ogólnie najlepszy typ człowieka, to taki, który nie ma ochoty was widzieć, chce tylko

od was kasy i ewentualnie wstawić jakieś niezbędne sprzęty (wymienić pralkę czy lodówkę). Jeśli

zbyt mocno chce odremontować mieszkanie to albo chce je sprzedać, albo samemu się tam

wprowadzić.

Podsumowując – zwracajcie uwagę na wszystko, nawet na najdrobniejsze szczegóły.

Pytajcie także o wszystko. Część standardowych pytań można sobie zapisać, żeby o niczym nie

zapomnieć.

9Studenckie gotowanie

Page 10: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rozdział II

Tydzień przed – co wziąć z domu wyjeżdżając na studia?

Mamy nasze ukochane i wymarzone mieszkanie. Mniej więcej na tydzień przed

wyjazdem na studia, idziemy na wielkie zakupy do lokalnego hipermarketu i kupujemy (wraz z

rodzicami) wszystko, co może się przydać. I tutaj powstaje pytanie - co może się przydać? Część

waszych wyobrażeń na ten temat jest błędna. Część wyobrażeń waszych rodziców na ten temat też

jest błędna (z całym szacunkiem dla nich). Wy i tylko wy, będzie wiedzieć, co wziąć jadąc na

studia… ale dopiero za parę lat. Wszystko opiera się o wasz sposób bycia, mieszkania i gotowania.

Ten sposób jest unikalny i ja go nie znam. Ty też go jeszcze nie znasz. Wyrabia się on dopiero po

udanych i niedanych próbach. Wasi rodzice mają już wypracowany taki „styl” (szczególnie, jeśli

chodzi o gotowanie) jednak nie sprawdzi się on w waszym przypadku. Rodzice (zwłaszcza mamy)

gotują dla całej rodziny, Ty natomiast będziesz gotował dla siebie. Zanim pojedziesz na takie

zakupy, zrób sobie listę, co chcesz wziąć, a czego nie, i skonsultuj ją z rodzicami. Postaram się w

tym rozdziale powiedzieć, co ja bym kupił, gdybym dzisiaj wyjeżdżał na studia.

Patelnia stanowi podstawę mojego wyposażenia. I nie jakaś średniej wielkości

(kiedyś mi się wydawało, że taka wystarczy). Moja patelnia jest maksymalnie duża, największa,

jaka była w sklepie, większy był tylko wok. Dlaczego? Każde kotlety czy pierogi, które chcecie

odsmażyć, można odsmażyć na małej, średniej czy dużej patelni, ale jak chcemy zrobić danie

jednogarnkowe (w tym wypadku jednopatelniowe) musimy mieć dużo miejsca. Łatwiej wtedy

wszystko mieszać (mniej się marnuje, bo się nie rozsypuje), a jak chcemy przygotować pokarm na

cały dzień to można to zrobić na takiej właśnie patelni. Patelnia powinna być pokryta teflonem.

Podobno jest rakotwórczy, ale ułatwia smażenie, mycie i ogólne użytkowanie.

Patelnia stanowi naprawdę ważny element wyposażenia i powinna być ona dobrej

jakości. Nie mówię, że macie kupować najdroższą, ale nie kupujcie też najtańszej. Do tego

wszystkie dochodzi jeszcze „pielęgnacja”. Jakby napisać jakiś dekalog studenta to powinno się tam

znaleźć stwierdzenie „Szanuj swą patelnie jak siebie samego”. Nieraz będzie służyć Ci za talerz, za

pokrywkę do garnka albo jako narzędzie do samoobrony. W związku z tym musisz o nią dbać.

Zakup więc drewnianą łopatkę do smażenia (nawet dwie). Koszt nieduży, a znacząco przedłuża

żywotność patelni.

Garnki to kolejne przedmioty z wyposażenia podstawowego. Z mojego

doświadczenia wiem, że student potrzebuje dwóch garnków. Bohater numer jeden, jest mniejszy.

Służy do gotowania makaronu oraz ryżu i jest on najczęściej używany. I może to być najtańszy

garnek z hipermarketu o średnicy mniej więcej 15-20 cm. Drugi jest z kolei duży (porównywalny

do wielkości patelni). Używa się go do robienia zup (zupy musi być więcej, bo jest mniej pożywna

od drugiego dania), świetnie nadaje się na rosół na kaca. Tego naczynia używamy również do 10

Studenckie gotowanie

Page 11: A ty studencie jadles juz dzisiaj

robienia przeróżnych mieszanek alkoholowych (jest to wygodne ze względu na wielkość owego

naczynia). Ten sam garnek ma również inne zastosowanie. Może, i powinien, służyć za miskę. Nie

ma sensu kupować specjalnie takowej – garnek w zupełności wystarczy. Można w nim robić ciasto,

naleśniki czy sałatki. Naprawdę jest to genialny sposób na jego wykorzystanie.

Dwa komplety talerzy, czyli dwa duże talerze oraz dwa głębokie talerze. Małe

śniadaniowe talerzyki się nie sprawdzają. Są za małe na więcej niż dwie kanapki, a mycie ich co

chwilę jest uciążliwe. Jak dla mnie, duże talerze rządzą. I ważne jest żeby były dwa komplety

identycznych. Ugotować ukochanej zawsze można (jak się ma ochotę), ale żeby później zjeść na

takich samych talerzach… Dwa różne psują urok takiej kolacji czy obiadu. Poza tym mając więcej

naczyń rzadziej musimy zmywać.

Nóż ostry, jak słowa teściowej (nie mam doświadczenia w posiadaniu teściowej, ale

słyszałem, że słowa teściowej są strasznie ostre). Musisz (!) mieć przynajmniej jeden ostry nóż.

Sytuacją idealną jest posiadanie kompletu noży, jednak ten jeden to podstawa. Jaki musi być? Duży,

z możliwością samodzielnego ostrzenia (takie ostrzone laserowo odpadają). Dobrze żeby miał

masywne ostrze, będzie się łatwiej ostrzyć. Jeśli jest taka możliwość, kupcie od razu ostrzałkę.

Gwarantuję, że się przyda. Nóż zawsze można naostrzyć na kilka różnych sposobów, ale

wykorzystanie ostrzałki jest najskuteczniejsze. Do noży dokładamy dwa komplety sztućców

(identycznych), czyli nóż (taki obiadowy), widelec, łyżka i łyżeczka.

Potrzebna jest jeszcze deska do krojenia. Tutaj nie ma jakiś specjalnych wytycznych,

jednak polecam większe niż mniejsze. Łatwiej się kroi i nie spada z nich co chwilę. Do garnków i

patelni przydarzą się pokrywki. Jak się uda, to starajcie się dobrać przykrywki tak, żeby pasowały

do większej liczby naczyń.

Kubki, szklanki, lampki. Na pewno się przydarzą. W zamierzchłych czasach

(podstawówka albo liceum) dostałem w prezencie kubek półlitrowy. Służy mi on do dziś. Jest on

jednym z częściej używanych naczyń. A najlepsze jest to, że rzadko kiedy z niego piję. Świetnie

nadaje się na małą miskę, w której można mieszać różne rzeczy. Z racji tego, że posiada spore ucho

(można śmiało chwycić go w dłoń) jest niesamowicie poręczny. Taki właśnie kubek polecam. Do

tego oczywiście szklanki i małe kubki. Ich ilość zależy od was, ale minimum programowe (jak dla

mnie) to dwie szklani, jeden mały kubek oraz komplet 12 lampek do wina. Czemu aż 12? Jak

zbijesz pierwsze 6 to się dowiesz.

Filtr do wody. Nie mówcie od razu nie. Filtr jest genialny i zaraz wam powiem,

dlaczego. Jak mieszkałem w domu, z rodzicami, to zawsze miałem przegotowaną wodę, którą sobie

piłem z sokiem. Jak poszedłem na studia, brakowało mi tego. Płyny, które spożywałem, to alkohol i

kawa. Czasami herbata. Raz na jakiś czas kupiłem wodę mineralną i wypijałem ją praktycznie

duszkiem. Brak czegokolwiek do picia jest straszny (szczególnie na kacu) i niebezpieczny (łatwo 11

Studenckie gotowanie

Page 12: A ty studencie jadles juz dzisiaj

można się odwodnić). Taki filtr dzbankowy nie kosztuje dużo. Filtry wymienne to wydatek około

10 zł, raz na miesiąc. Im wcześniej zaopatrzysz się w taki filtr, tym bardziej go docenisz. No i

zaoszczędzisz na kupowaniu wody mineralnej na kaca.

Skoro już mowa o wodzie, to należałoby wspomnieć o czajniku elektrycznym.

Generuje on znaczące zużycie prądu i jeśli masz za ten prąd płacić – gotuj na gazie. Jeśli nie, to jest

fajnym i przydatnym urządzeniem. Istnieje sposób na wiecznie nowy czajnik elektryczny i nie

chodzi mi o używanie odkamieniacza. Kolega (konkretnie to Kuba) opracował metodę. Kupujesz

najtańszy czajnik w supermarkecie. Najtańszy, żeby na pewno się popsuł. Przy zakupie idziesz do

punkty obsługi klienta podbić gwarancję. W momencie, kiedy się popsuje (zacznie cieknąć, przepali

się) idziesz z gwarancją i dostajesz nowy czajnik. Z nową gwarancją. Cykl powtarzasz, aż

supermarket się zorientuje, że sprzedaje straszny bubel, na którym traci.

To były podstawy wyposażenia kuchennego. Można (lecz nie jest to wymagane)

zabrać również:

− tarkę do warzyw – można zrobić fajne, tanie potrawy dzięki niej;

− korkociąg – staniesz się wybawcą studentek z winem;

− blaszkę do pieczenia – może robić za tackę z kanapkami, a jak macie

piekarnik to przyda się na pewno.

Co jeszcze kupować? Ogólna zasada jest taka, że z rodzicami kupujesz to, czego

sam nie będziesz chciał kupować. Zastanówcie się, czego kupować nie chcecie, bo wam będzie

szkoda kasy. Druga zasada to kupowanie z rodzicami rzeczy, które wychodzą bardzo drogo w

przeliczeniu na kilogram. Czyli np. przyprawy. I uwierzcie mi, że warto kupić sobie komplet

dobrych przypraw – nie jeden raz one będą decydowały o tym, jak smakować będzie dzisiaj ryż.

Zrezygnujcie z kupowania mąki, makaronu, oleju i tym podobnych rzeczy.

Zaopatrzycie się w nie na miejscu, z dużym prawdopodobieństwem taniej. Nie ma sensu wieźć

wszystkiego z domu. Kupienie pościeli jest w sumie dobrym pomysłem, chyba, że mieszka się w

akademiku. Dostajesz wtedy komplet pościeli i wymieniasz go co jakiś czas na czysty. Proponuję

także zaopatrzyć się w duży proszek. Bardzo duży. Niekoniecznie kupiony w domu, można go

kupić na miejscu, ale musi być maksymalnie duży. 4-5 kilogramowy proszek starczy Tobie na długi

czas, a jego zakup będzie Ci później wydawać się ogromnym wydatkiem. To samo dotyczy płynu

do płukania. Do niezbędnego minimum należą też gąbki do mycia naczyń, największe opakowanie.

Jeśli ich nie będziecie mieli, to będzie żyć w brudzie i syfie. Dlaczego? Bo zawsze będzie się

wydawało, że gąbkę jeszcze można używać, że lepiej tak, niż kupić nową. Miejcie zawsze zapas

gąbek.

Dobrym sposobem na zakupy z rodzicami jest namówienie ich żeby odwieźli Cię

samochodem na studia. Wtedy na zakupy idziecie razem do najbliższego supermarketu. 12

Studenckie gotowanie

Page 13: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Zaoszczędzi to Tobie kłopotu z taszczeniem zakupów przez pół miasta, a im pomocy w pakowaniu

Cię na wyprawę na studia. Można wtedy także pomyśleć o zakupie suszarki składanej (pod

warunkiem, że trafi się na promocję).

Każdy rodzic jest kochany i będzie dbał o swoje dziecko jak tylko może. Niestety,

czasami wiąże się to z wciskaniem do torby wszystkiego, co tylko można. Najchętniej dorzuciliby

także 70 kg ziemniaków. Nie jest dla nich argumentem to, że ten bagaż będziesz musiał dźwigać na

własnych plecach. Aby tego uniknąć, musisz być zdecydowany, co chcesz wziąć ze sobą z

„wałówki”. Zacznę od dużego słoika miodu (raz na pół roku). Stanowi on żelazną rezerwę. Więcej

na jego temat napiszę w dalszej części książki.

Warto wziąć z domu mięsiwa wszelakiego typu. Tylko mówię o prawdziwym mięsie,

a nie o wędlinach pompowanych wodą z solą (oraz innym syfem). Ja preferuję mięso surowe –

mam wtedy większe możliwości zrobienia z niego obiadu. Polecam także wzięcie kotletów

schabowych i mielonych – do zamrożenia. Łatwo i szybko można z nich przygotować smaczny

obiad. Unikajcie brania czegokolwiek w słoikach. Słoiki są ciężkie, w porównaniu do ich

zawartości, a przeważnie mają jeszcze w sobie jakiś sos lub marynatę, której nie będziemy jeść.

Także należy pamiętać – Słoiki są bee! Wyjątkowo, raz na jakiś czas, można coś w słoikach zabrać

– słoiki przydarzą nam się później. Co jeszcze brać z wałówki domowej? Ciasto. Ciastem

częstujemy współlokatorów. Jak przyjedziesz z ciastem to przeważnie jadłeś je w domu i nie

czujesz już takiej chęci na słodkie. Twoi współlokatorzy wręcz przeciwnie. Dlaczego warto ich

poczęstować? Bo oni też przywożą z domu ciasto i to akurat wtedy, jak Ty nie pojechałeś. Dużo

rzeczy można jeszcze brać z domu, prawie gotowych obiadów, jednak większość z nich jest w

słoikach. Jak nauczysz się gotować i robić jednego dnia obiad na 5 dni i kłaść go do słoików,

docenisz przywożenie samego mięsa z domu – najdroższego składnika.

13Studenckie gotowanie

Page 14: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rozdział III - 1 tydzień

Poznawanie okolicy.

Każdy żołnierz wam powie, że zwiad jest bardzo ważny. Dobry zwiad zapewni wam

szczęśliwe wykonanie akcji. Rozpoznanie powinno zostać dokonane jak najwcześniej – ma to

strategiczne znaczenie dla oszczędności czasu. Na co należy zwracać uwagę? Na samochody na

przejściu, żeby was nie rozjechały :P A teraz serio. Super hiper duper market w najbliższej okolicy.

Ułatwi to robienie dużych zakupów. Nie tylko na duże sklepy trzeba zwrócić uwagę. Przeszukajcie

wszystkie uliczki wokoło miejsca Waszego zamieszkania i rozglądajcie się za sklepikami. Należy

zapamiętać gdzie są, jak do nich najszybciej dojść, jaki asortyment oferują i - co bardzo ważne – do

której są otwarte. Można też wejść, rozejrzeć się, porównać ceny przykładowych produktów oraz

zapytać, czy można płacić kartą i od jakiej kwoty. Znajdźcie także warzywniak. Warzywa są

smaczne, zdrowe i cholernie tanie. Szkoda, że kiedyś o tym nie wiedziałem. Ostatnim sklepem, na

który trzeba koniecznie zwrócić uwagę, choć równie ważnym, to sklep monopolowy. I to zarówno

całodobowy, jak i nie. Z założenia w całodobowym będzie drożej, ale dla pewności porównajcie

ceny. Jeśli nie jest całodobowy to, podobnie jak w poprzednich przypadkach, należy zapamiętać

godziny otwarcia.

Zwiedzając okolicę szukaj wszystkich możliwych skrótów. Po co masz chodzić

naokoło? Nie szkoda Ci czasu? Jeśli nie wiesz, która z trzech dróg jest szybsza – zmierz sobie czas.

Jeśli różnice są niewielkie to chodź tak, jak Ci się podoba. Poszukaj także bankomatów, z których

możesz wypłacać pieniądze bez prowizji. Szukanie bankomatów po nocy nie należy do

najprzyjemniejszych zajęć. Skoro już szukasz bankomatu to może znajdzie się i bank, tak w razie

gdybyś dostał jakieś pismo z tegoż banku i nie wiedział, co z nim zrobić. Znajdź także najbliższą

placówkę pocztową. Prawdopodobnie do niej trafiają paczki, które chciałbyś odebrać. Czasami

rodzice zrobią Ci prezent lub będziesz chciał odebrać jakiś zakup z allegro. Warto wiedzieć, gdzie

jest najbliższa poczta i znać jej kod, bo nie zawsze najbliższa jest tą placówką, do której paczka

trafi (dany region może obsługiwać inny odział, milion kilometrów dalej). Dobrze jest wtedy

wpisać inny kod pocztowy wysyłki paczki.

Przystanki autobusowe i tramwajowe. Im ich więcej, im więcej linii w jednym

miejscu – tym większe możliwości podróżowania po mieście. Zwróćcie także uwagę na przystanki

autobusów nocnych. Przeważnie po całym mieście jeździ parę autobusów robiących długie trasy,

więc warto znaleźć najbliższy przystanek, sprawdzić godziny przyjazdów (i zapamiętać), a później

w domu sprawdzić, po jakiej trasie jedzie dany autobus. Autobusy nocne to świetna alternatywa do

wracania z imprezy piechotą lub taksówką – trzeba tylko pamiętać godziny ich odjazdów. A jeśli

jesteśmy już przy kwestii powrotów automobilem do domu – zdobądź jakiś numer na taryfę.

Zamawiając taxi telefonicznie dostaniemy zniżki (choć nie jest to regułą). Istnieje też druga opcja 14

Studenckie gotowanie

Page 15: A ty studencie jadles juz dzisiaj

dostania zniżki. Wsiadasz do taksówki, lekko podchmielonym głosem mówisz „Mam 10 zł,

potrzebuję dojechać tu i tu, damy radę?”. W zależności od kierowcy i stanu Twojego upojenia, albo

Ci się uda albo nie. Warto spróbować, pod warunkiem, że wiesz, że nie przepłacisz. Drugi warunek

jest taki, że wysiadając nie zapytasz „A ma Pan wydać ze stówy?”.Kumpel robił w ten sposób, że

miał 5zł w kieszeni i podchodził kolejno do taksówkarzy i pytał się czy dojedzie za to na konkretny

adres. Chodził tak długo, aż któryś się zgodził.

Jak już się rozglądamy po okolicy, to warto zrobić także przegląd lokali typu fast-

food. Ogólnie mam jedno zdanie na temat takich lokali – dają śmieci nie jedzenie. Jednak jak

człowiek jest pijany to jeść się chce, a zjedzenie frytek i kebabu wydaję się dobrym rozwiązaniem.

Inna sprawa, że cały następny dzień boli mnie brzuch, jak zjem coś takiego. Ale jak już mamy jeść,

to co? Przede wszystkim, znajdźcie lokal gdzie wszystkie sosy nie są na bazie sosu czosnkowego.

Dlaczego? Sos czosnkowy świetnie zabija wszystkie inne smaki, w tym nieświeżego mięsa. Jeśli

nie będziecie mieli tego sosu i nie będzie mam smakować – to nie jedzcie. Znaczy coś jest z tym nie

tak. Zaoszczędzi Wam to kłopotów żołądkowych. Jeśli natomiast nie możecie znaleźć lokalu, gdzie

nie można zjeść czegoś bez sosu czosnkowego, to cóż – wybierajcie jedzenie, które ma jak najmniej

składników, jest w jak największym kawałku. Zamiast frytek ziemniaki pieczone – mniej osób je

bierze, nikt nie będzie ich odgrzewał, będą robione specjalnie dla Ciebie. Zamiast kebabu lub temu

podobnego mięsa, weźcie filet z piersi kurczaka. Po pierwsze, mięso z kebabu to niekonieczne

samo mięso, po drugie nie wiadomo, jak długo się piekło i jak długo leżało pokrojone, a filet,

podobnie jak ziemniaki pieczone, będzie robiony specjalnie dla Ciebie. Jak jesteście w sieciach,

gdzie nie widzicie jak są robione Wasze kanapki itp. zamawiajcie jakiś dodatkowy składnik albo

bierzcie bez jednego składnika. Danie będzie wtedy przyrządzone specjalne dla Was, bez

odgrzewania rzeczy, które nie zeszły. Skąd to wiem? Kolega pracował w takiej sieci i mówił jak to

wygląda od zaplecza. Ogólnie, im produkt mnie przetworzony, tym lepiej.

Bary i lokale podobne. Człowiek nie wielbłąd, pić musi. Student musi pić więcej, bo

dopiero wyrośnie na ludzi. W związku z tym, niezbędnym elementem w kulturze i życiu każdego

studenta jest odpowiedni bar, w którym będzie czuł się komfortowo – zarówno mentalnie, jak i

finansowo. Na początek robimy rozeznanie, czyli gdzie można iść, co jest blisko, w jakich

godzinach otwarte. Następnie idziecie grupą od lokalu do lokalu, zahaczając wszystkie po drodze,

wypijając jedno piwo i idąc dalej. Na pewno spodoba się Wam jeden czy dwa bary i tam,

prawdopodobnie, będziecie pić najczęściej (jeśli już będziecie wychodzić się napić). Co mam na

myśli mówiąc, że bar musi się Wam podobać mentalnie? Muzyka musi być odpowiednia,

niekoniecznie ta jedyna właściwa, ale nie może Was denerwować, musicie przy niej wytrzymać

spokojnie. Do tego odpowiedni wystrój. Do wystroju można wliczyć balkon z widokiem na miasto,

ogromne okno z piękną panoramą, drzewo wrastające w ścianę budynku, stół bilardowy czy 15

Studenckie gotowanie

Page 16: A ty studencie jadles juz dzisiaj

odpowiednią liczba pięknych kobiet. Każdy inaczej postrzega piękno, więc kobiety mają trafiać w

Wasz gust. A co mogę powiedzieć kobietom? No cóż, z wystrojem mam gadać? Bary pasujące Wam

finansowo to takie, gdzie piwo nie jest droższe od standardowych cen w mieście lub nawet tańsze. I

tutaj przychodzi kolejny moment rozpoznania. W każdym, naprawdę w KAŻDYM lokalu, są

promocję o określonych godzinach lub w określone dni tygodnia. Piwo w cenie 2,5 zł? Jasne, w

każdą środę do północy. Drugie piwo za 1 grosz? Tak, od poniedziałku do piątku, do godziny 17

(warto między zajęciami skoczyć). Podsumowując, zwracajcie uwagę na wszystko. Jeśli nie chce

się Wam, to pogadajcie z starszymi kolegami – oni etap rozpoznania mają już za sobą i mogą Wam

pomóc w kilku kwestiach.

16Studenckie gotowanie

Page 17: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Imprezy

Niektórzy idą na studia, żeby się uczyć. Inni w tym samym czasie wolą studiować,

co nie jest jednoznaczne z samą nauką. Dochodzą do tego wszystkie imprezy, wygłupy i tym

podobne sprawy. Teraz parę porad na temat tego, gdzie i jak imprezować.

Przeważnie wyższe uczelnie mają swoje kluby. Niekoniecznie najlepsze, ale

przeważnie blisko. Ważną rzeczą jest darmowy lub prawie darmowy wstęp do takich klubów.

Pokazujesz legitymację i wchodzisz. Jest kolejka, pokazujesz legitymację odpowiedniej uczelni i

wchodzisz bez kolejki. Są tam też przeważnie urządzane imprezy poszczególnych wydziałów.

Czasami to totalna porażka (np. „bal” informatyki, o wdzięcznej nazwie „Reset”). Jednak zawsze

jest coś zaskakującego – z „balu” informatyka wyniosłem działającą kartę sieciową, która robiła za

dekorację. Im dalej od akademików, tym mniej studenckie imprezy. I mniej zniżek dla studentów.

W przeogromnej liczbie miejsc są zniżki na podstawie ważnej legitymacji wyższej uczelni. Bądźcie

pewni, że wychodząc na imprezę, macie legitymację w kieszeni.

Wychodzenie na miasto to wspaniała opcja, jednak przeważnie za droga. Nie będzie

Cię stać, żeby upić się na mieście (na każdej imprezie). Dlatego starym sprawdzonym sposobem,

jest upić się lekko zanim wyjdzie się na miasto. Miałem tę przyjemność bycia starostą grupy na

pierwszym roku. Czułem się w moralnym obowiązku integrować grupę - na imprezach, które

organizowałem. Grupa czuła się w moralnym obowiązku kupienia mi dwóch kompletów kieliszków

z okazji tego, że ich integruje. Ogólnie rzecz biorąc imprezy w akademiku lub na jakiejś stancji są

fajne, pod warunkiem, że nie musisz po nich sprzątać. Jak będziesz musiał, to zastanów się dobrze,

czy chcesz je organizować. Przy takich imprezach, w sumie już przy zapraszaniu odpowiednich

osób, należy wspomnieć o jakiejś zrzucie na alkohol i paluszki. Niekoniecznie musisz lubić

paluszki. Ja ich nie lubię. Mianem paluszków określam cokolwiek do przegryzienia. Jeśli masz

ochotę, to przygotuj „paluszki” sam. W dalszej części książki będzie kilka sprawdzonych

przepisów.

Jaki alkohol kupować? Dobry i tani. Dlaczego dobry? Bo tani. Z taką myślą studenci

kupują alkohol (choć są wyjątki od tej zasady). Tani, nie znaczy gorszy (choć często tak jest).

Każdy alkohol można odpowiednio zmieszać, zmiksować i wyjdzie z tego zawsze jakiś ciekawy i

miarę smaczny drink. Nie bójcie się eksperymentować. Prawdopodobnie i tak się ktoś porzyga,

więc - „who cares?”. Jak eksperymentujesz z alkoholem, to obserwuj reakcję. Jakie ludzie mają

miny po wypiciu specyfiku, jak bardzo kopie, jakie są ogólne odczucia. Będziesz wiedział czy

następnym razem zmienić Twój „mix” czy raczej przy nim pozostać.

Jeśli to nie Ty organizujesz imprezy – wkręcaj się na nie. Imprezy świetnie integrują.

Poznasz ludzi, których masz na roku i w grupie – te znajomości są najważniejsze, stanowią otoczkę

socjalną studiowania. W związku z tym, nie omijaj imprez. Mówisz, że musisz się uczyć? Nie masz 17

Studenckie gotowanie

Page 18: A ty studencie jadles juz dzisiaj

czas, bo jutro kolokwium? Teraz się zastanów – przyjechałeś się uczyć czy studiować? Najlepsze

imprezy są w czasie sesji – wtedy, kiedy wszyscy powinni się uczyć do egzaminów.

Gitara na korytarzu w akademiku stanowi prawie zawsze gwarancję dobrej imprezy.

Jak znajdziesz grono śpiewająco-fałszujących osób – to masz fajnie. Jedne z lepszych imprez

domowych, na jakich byłem, to imprezy karaoke. Ostania impreza karaoke, jaką robiłem, skończyła

się o 6 rano. Gardło miałem zjechane na maksa. Akademiki mają to do siebie, że nigdy nie śpią.

Zawsze znajdzie się ktoś chętny do imprezy, zabawy wszelakiej czy też śpiewu. Jak znaleźć taką

osobę? Wychodzisz na korytarz z gitarą, siadasz pod ścianą. Zaczynasz grać i udajesz, że potrafisz

śpiewać. Chętni do śpiewu wychodzą na korytarz śpiewając. Niechętni wychodzę z krzykiem.

Pogadają, że co to ma znaczyć, że tak nie można i w ogóle. A potem się ładnie pożegnają i pójdą

spać. A Ty możesz śpiewać dalej. Ci najbardziej upierdliwi pójdą do portiera i naskarżą („Bo on

śpiewa, a ja nie mogę spać!”). Z portierem trzeba grzecznie. Lepiej mieć w nim przyjaciela niż

wroga. Z portierką jest łatwiej. Tekst w stylu „Bardzo przepraszamy, trochę nas poniosło. To się już

nie powtórzy, jest nam bardzo przykro, że komuś przeszkadzamy. Będziemy zachowywać się dużo

ciszej” - przechodzi prawie zawsze. I to 3 razy w ciągu godziny w rozmowie z tą samą portierką.

Trzeba zdać sobie sprawę z ich toku rozumowania. Mało mi płacą, oni są pijani, ja nie mam

zamiaru ryzykować, że coś mi zrobią. Ona jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, gdzie my

udajemy skruszonych i bardzo przepraszających. Oczywiście nie zawsze tak jest. Czasami się trafi

jakaś zołza, która uważa, że pracując na portierni ma jakąś misję. Jak z kimś takim postępować – to

zależy od osoby. Przeważnie wyglądają, jakby całym swoim ciałem chciały powiedzieć „To przez

takich jak wy mi nie wyszło w życiu!”. Delektują się one okruchem władzy, jaki posiadają, żeby

uprzykrzyć nam życie. Ale mnie to nie powstrzyma przed śpiewaniem na korytarzu!

Jak już jesteśmy przy imprezach – po imprezie trzeba gdzieś spać. Najbliżej mają Ci

z akademików. Najdalej Ci, którzy mieszkają niedaleko i nie mieszkają w mieście, tylko na jego

obrzeżach. Takie osoby ciężko wyciągnąć na imprezę, jeśli nie będą miały gdzie przenocować. I

tutaj się pojawia opcja spania na waleta w akademiku. Jak bumerang wraca temat portierów. O ile

wejście bez pokazywania legitymacji w ciągu dnia nie stanowi problemów (wchodzisz na

pewniaka, uśmiechając się ładnie i mówiąc dzień dobry), to wejście w nocy, będąc lekko wciętym

jest już wyzwaniem. Można dostać się do akademia na dwa sposoby. Sposób pierwszy jest

grzeczny. Podchodzisz do „strażnika wrót” i mówisz, że kolega mieszka daleko, uciekł mu ostatni

pociąg i nie ma gdzie spać i czy mogłaby Pani/Pan pomóc. Czy może wejść na noc i przespać się w

moim pokoju. Z samego rana pójdzie. Wciskając bajkę o ostatni pociągu, należy mieć potwierdzone

dane o tym pociągu, bo inaczej nici z tego. Jeśli „strażnik wrót” jest facetem, warto następnego dnia

przynieść mu piwo. Następnym razem wpuści każdego bez mrugnięcia okiem. Dając mu piwo

uważajcie na kamery – inaczej on i Wy będziecie mieli kłopoty. Jeśli natomiast wiecie, że w sposób 18

Studenckie gotowanie

Page 19: A ty studencie jadles juz dzisiaj

dyplomatyczny nie da się nic osiągnąć – darujcie sobie ten sposób. Każdy akademik ma swój słaby

punkt w zasiekach. Wszędzie da się wejść – trzeba tylko wiedzieć jak. U mnie był taki sposób:

wchodzisz na skrzynkę pocztową, z niej na budkę telefoniczną, następnie przeskakujesz bramę.

Brama w tym miejscu była niewidocznym punktem dla portiera. Skąd masz wiedzieć o takich

patentach? Pogadaj ze starszymi kolegami z akademika. Powiedzą Ci to i jeszcze niejedną ważną

rzecz.

19Studenckie gotowanie

Page 20: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Zakupy – żelazne zapasy, podstawowe reguły

Życie studenta można podzielić na dwa okresy. W pierwszym okresie ma on

pieniądze, w drugim nie. Pierwszy trwa od dwóch do pięciu dni, drugi pozostałą część miesiąca.

Dlatego tak ważne są zakupy w tym pierwszym okresie – należy się zabezpieczyć, zrobić zapasy

przed drugim, trudniejszym okresem. Przedstawię parę produktów, które stanowią żelazną rezerwę

w kuchni każdego studenta – jeśli nie stanowią, to powinny.

Węglowodany – energia do życia. Z węglowodanów pochodzi główna część energii,

jaką zużywamy każdego dnia. Dlatego tak ważne jest dostarczenie ich odpowiedniej ilości każdego

dnia. Zbyt mała ilość powoduję, że zaczniemy być ospali, zbyt duża, że organizm zacznie odkładać

tę energię na tłuszcz. Co jeść z węglowodanów? Jeśli wiesz coś niecoś na temat jedzenia (chodzi mi

bardziej o wiedzę techniczną niż umiejętności kulinarne) to wiesz pewnie, że najlepiej jeść pokarmy

o niskim indeksie glikemicznym. Pozwoli to na powolne uwalnianie energii i zabezpieczy przed

nagłymi napadami wilczego głodu. Przejdźmy teraz do konkretów. Główne składniki z tej grupy to

makaron, ryż, mąka i chleb. W dalszej części szczegółowo opiszę każdy z tych produktów.

Makaron stanowił podstawę moich dań, z tego względu, że ryż mi się przejadł (o tym wspomnę

później). Najlepszy byłby z pszenicy durum, jednak jest on droższy od zwykłego (charakteryzuje

się zdecydowanie lepszym smakiem), w związku z tym polecam makaron najtańszy, jedna z marek

hiper duper marketu. Jak się dobrze poszuka, to znajdzie się także ten sam makaron na wagę,

jeszcze taniej. Ponieważ makaron stanowi podstawę, staraj się zawsze mieć parę paczek kupionych

i odłożonych na czarną godzinę. 2-3 paczki 400 gramowe odłożone w szafce pomogą Ci przeżyć

trudne chwilę braku grosiwa.

Ryż, podobnie jak makaron, stanowi podstawę dań studenta. Jest on

niezaprzeczalnym królem, taki Elvis Presley kuchni studenckiej. Co można o nim powiedzieć? Jest

biały. No chyba, że nie jest. Jest smaczny, chyba że ktoś go rozgotuje i zrobi z niego paćkę dla

niemowląt. Czy można przeżyć na ryżu (samym ryżu) tydzień czasu? Można. Pierwsze dwa dni ryż

z ketchupem (to były czasy, miałem jeszcze ketchup), następnie ryż z oregano (nietrafiony pomysł),

kolejne dwa dni ryż z pieprzem, a ostanie dwa dni jak się pieprz skończył, to sam ryż. Jeśli myślisz,

że to tylko taka wymyślona historia, to wiedz, że tak nie jest. Tak właśnie jadłem na pierwszym

roku, bo nie wiedziałem tego, co wiem teraz, a co chce Ci przekazać w tej książce. Mniej więcej po

tym tygodniu przez dwa miesiące nie mogłem patrzeć na ryż, więc nie polecam takiego jedzenia.

Jaki ryż kupować? Standardowo studenci kupują ryż w torebkach, co jest poniekąd

słuszne. Nie ma problemu z odmierzaniem porcji na jedną osobę, nie trzeba tego odcedzać i takie

tam podobne. Ogólnie słuszne podejście, ale nie do końca. Dlaczego? Ryż na kilogramy (w

paczkach, parę metrów dalej od tego w torebkach) wychodzi jakieś 6 razy taniej. 6 razy taniej!

Zamiast jednej paczki ryżu 400 gramów w torebkach, kupuję 2 kg sypkiego ryżu, a reszta zostaje 20

Studenckie gotowanie

Page 21: A ty studencie jadles juz dzisiaj

mi na piwo. Teraz pewnie powiecie, że ryż taki niewygodnie się gotuję, że jest przy tym kłopotu

dużo i że trzeba się tego nauczyć (gotowania go w takiej formie). I tylko co do ostatniego będziecie

mieli rację. Trzeba się nauczyć, takie jest już życie. Ile trwa taka nauka? Około 15 minut (bo tyle się

gotuje ryż). Czy jest to bardziej kłopotliwe? Gotując danie, które i tak później mieszasz z ryżem,

dosypujesz po prostu ryżu i gotujesz z tym daniem – nie jest to chyba aż tak trudne? Masz jeden

garnek mniej do mycia. Zamiast utrudnienia jest ułatwienie. Powiecie teraz „No dobra, ale jak chce

zrobić sam ryż z kotletem schabowym z domu, to muszę go później odcedzić, pobrudzić sitko albo

nie wiadomo, co robić”. Jaka jest pierwsze kłamstwo w tym stwierdzeniu? Studenci nie robią

kotletów schabowych. Jeśli robią to rzadko, a jeśli potrafią, to niekoniecznie ta książka jest im

potrzebna (choć stanowi na pewno miłe urozmaicenie wieczoru). I kto Ci powiedział, że będziesz

musiał wodę odlewać? Dwa razy gotowałem ryż bez torebek zanim opanowałem umiejętność

gotowania ryżu, w taki sposób, żeby cała woda została przez niego wciągnięta. Nie ma potrzeby

brudzenia kolejnego naczynia przy odcedzaniu ryżu. Podsumowując wywód o ryżu – kupujcie ryż

w na kilogramy, bo nie macie już żadnej dobrej wymówki.

Mąka. Student myśli, że mąka nie jest potrzebna, przecież ciasta piec nie będzie.

Zapomina jednak o tym, że naleśniki i racuchy, które stanowią podwaliny kuchni studenckiej,

robione są właśnie głównie z mąki. Jaka mąka powinna być? Taka, która ma jak najwięcej „syfu”

po mieleniu (syfu w sensie łusek od mielenia ziarna). Określa to typ mąki. Im jest on wyższy, tym

mąka jest ciemniejsza oraz posiada więcej zmielonych łupin ziarna. Czy jest to istotne? Okazuję się,

że tak. Mąka jest ogólnie łatwo przyswajalnym węglowodanem i jest szybko trawiona. Stąd po

zjedzeniu wytworów z mąki mamy dużego kopa energii, a później następuję gwałtowny spadek tej

energii, jesteśmy głodni, zmęczeni i chce nam się spać. Jest to bezpośrednio związane z poziomem

cukru we krwi. W każdym bądź razie, im mąka ma wyższy typ, tym dużej jest przyswajana przez

organizm. Standardowe mąki z marketu mają typ 450 albo 550. Są to najtańsze mąki, więc nie ma

co wybrzydzać. Starajmy się jednak zawszę wziąć tę o wyższym typie. Idealnym rozwiązaniem jest

mąka o typie 2000, jednak jej cena jest także „idealna”, czyli nie nadaję się na kieszeń studenta. Ile

mamy mieć mąki? Do dwóch kilo, czyli dwie paczki. Póki nie planujecie robić pączków, ciasta albo

czegoś podobnego, w zupełności wystarczy jako forma zapasów.

Chleb, jako wyrób wytworzony z mąki, musi być taki jak mąka. Czyli im wyższy

typ, tym lepiej. Niestety, na chlebie nie jest określone, jak wysoki był typ mąki, która została użyta

do produkcji chleba. W związku z tym, skupiamy się na dwóch aspektach podczas kupowania

chleba. Po pierwsze, ma to być chleb żytni, lub pszenno-żytni. Mąka żytnia z założenia ma wyższy

typ. Po drugie, dobrze by było, żeby chleb zawierał w sobie jakieś ziarna. Spowolnią one procesy

trawienne, przez co chleb będzie nam dłużej dostarczać energii. Zdaję sobie sprawę, że chleb, który

właśnie opisałem, nie jest w zasięgu cenowym przeciętnego studenta. W związku z tym nie będę 21

Studenckie gotowanie

Page 22: A ty studencie jadles juz dzisiaj

nalegał. Sam dość długo jadłem najtańszy chleb pszenny. Co jest fajne w hiper marketach (w coraz

większej ilości sklepo-piekarń również)? Mogą pokroić Ci dowolny chleb na miejscu, wystarczy

poprosić. Specjalne urządzenie i sprawna ręka kroi bochenek na kromki w ciągu 5 sekund. Jeśli nie

ma krajalnicy w mieszkaniu to zadbaj o to, że kupować chleb krojony – ułatwi Ci to życie. Jeśli

jednak masz krajalnicę lub umiesz ciąć chleb na cienkie kawałki przy użyciu noża – kupuj chleb

niekrojony. W cenie nie ma żadnej różnicy, jednak chleb niekrojony dużej jest świeży. Chleba nie

ma co kupować na zapas – kupuj tak, żeby go zjeść, zanim będzie czerstwy. I upewnij się, że masz

co z tym chlebem zjeść.

Kolejna grupa produktów to warzywa, czyli niezbędne źródło witamin i zdrowia. Tak

serio, to są najlepsze zapychacze naszych potraw zaraz po ryżu i makaronie. Kosztują podobnie –

czyli grosze, a potrafią zrobić cuda z naszą potrawą. Co warto kupować i gdzie? Marchew, cebula,

por i czosnek - takie standardowe warzywa używane są w mojej kuchni. Odznaczają się

wyjątkowym smakiem i ceną. Najlepiej kupować je na ryneczkach. Konkurencja warzywna jest tam

większa, więc zawsze można znaleźć ładniejsze warzywa, niż te, na które teraz patrzymy. Poza tym

są tam świeże warzywa. Taki drobny sklepikarz nie zrobi niewiadomo jakich zapasów, bo po

pierwsze nie ma aż tyle pieniędzy, żeby je zrobić, po drugie, nie ma gdzie tego składować. W

związku z tym, warzywa u niego są zawsze (lub prawie zawsze) świeże. Co ważne, zawsze bierzcie

warzywa na wagę, a nie gotowe, ładnie zapakowane w siateczkę. Dlaczego? Warzywa w ładnym

opakowaniu mają to do siebie, że nie można zobaczyć każdej sztuki dokładnie. Część z nich jest

popsuta, nadpsuta albo po prostu brzydka. Właśnie po to są pakowane w komplety, żeby nie można

było tego zobaczyć. Nawet jeśli wydaję Ci się, że kupując warzywa ładnie zapakowane zapłacisz

mniej, to masz rację – wydaje Ci się. Jedyną paczką gotową, jaką polecam kupować, to

włoszczyzna. Małe ilości każdego z warzyw w sam raz na zupę (albo inne danie). Ryneczki mają

też jedną ważna zaletę – można się potargować. Im częściej kupujecie od jednego sprzedawcy, tym

większa szansa na jakiś drobny rabat. Niech dołoży Ci dwa jabłka, to i tak będziesz do przodu. Co

bym proponował kupować z warzyw jak żelazną rezerwę? Marchewkę (jakieś 2 kg), ziemniaki (z

5kg), cebulę (0,5kg) oraz główkę czosnku. Ważne jest żeby to odpowiednio składować, żeby nie

leżało w wilgotnym otoczeniu, bo może zgnić. O ile są to rzeczy, które mogą leżeć bardzo długo, to

niekoniecznie muszą. Warto systematycznie uszczuplać ich zapasy, a później dokupywać nowe.

Ważne jest też wybór samych warzyw. Wybierajcie je sami – nie pozwólcie żeby sprzedawca Wam

je nałożył. O ile może być on uczciwy, to zawsze będzie traktował was jak klienta i wciśnie parę

gorszych marchewek. Jeśli wybieracie je sami macie pewność, że będą to dobre i nieuszkodzone

warzywa. Warzywa powinny być suche, jeśli będą posiadały chociaż trochę wilgotnej ziemi na

sobie, lub po prostu będą wilgotne, zaczną się Wam dość szybo psuć. Nie mogą być także

uszkodzone, czyli brak jakichś uszkodzeń mechanicznych. Od takich właśnie uszkodzeń zaczyna 22

Studenckie gotowanie

Page 23: A ty studencie jadles juz dzisiaj

się psucie. A co zrobić, jak już zaczną się psuć? Po pierwsze, należy je dość często przeglądać.

Wykrycie się psucia, zanim ono się rozwinie, pozwoli nam zminimalizować straty. Wycinamy

wtedy popsute miejsce, a z reszty warzywa robimy obiad. Wybieramy wtedy również warzywa,

które miały bezpośredni kontakt z tym popsutym „elementem”. Są one najbardziej narażone na

psucie się w następnej kolejności. Je też od razu jemy. Warzywa należy trzymać w zacienionym, a

wręcz ciemnym miejscu – nie będą wtedy chciały puszczać pędów ani kiełkować. Czemu jest to

niewskazane? Kiełki będą wyciągać substancje odżywcze z korzenia, zostawiając tylko suchą

powłokę, który nic nie wnosi do naszego obiadu. Co do warzyw – można kupować (nawet należy)

także inne od tych tutaj opisanych. W tym miejscu wypisuję tylko warzywa stanowiące żelazną

rezerwę, takie, na których przeżyjemy dość długo nie mając pieniędzy.

Kolejną grupę produktów stanowią białka, czyli to, co lubię najbardziej – mięsko.

Niestety, ta grupa ma też ogromną wadę dla kuchni studenta – jest najdroższa. Jakie mięso należy

kupować? Surowe. To jest najlepszy sposób na dostanie pełnowartościowego mięsa. Surowego

mięsa nikt nie nabija wodą z solą żeby zwiększyć jego objętość, a tak niestety dzieje się z

wędlinami. Z kilograma mięsa otrzymuję się 1,5 kilograma wędliny. Mięso ma też tę właściwość,

że nie może długo leżeć niezagospodarowane, czyli musi być przetworzone, albo zamrożone. Jak

nie posiadasz zamrażarki, to kupujesz mięso tylko do bieżącego spożycia. Najlepsza opcja mięsna,

jaka istnieje, to zaopatrzenie się w wędzonkę. Mój ojciec zawszę wędzi mięso (szynkę, boczek) na

święta. Zawszę wędzi więcej, żebym mógł sobie wziąć trochę ze sobą. Takie mięso ma kilka zalet.

Pierwszą, wielką i niepowtarzalną zaletą, jest smak, a jest on boski. Fakt, że takie mięso trzeba

lubić i niektórym może nie smakować. Ich strata! Drugą ważną cechą takiego mięsa jest czas jego

przechowywania. Skrawki takiego mięska leżały w mojej lodówce czasami po dwa miesiące. Nigdy

się nie zepsuły. Takie mięsko ma też poważną wadę – strasznie intensywnie pachnie. Jak się je

zjada, to ten zapach wzmacnia nasze doznania smakowe, jednak w momencie, kiedy mięsko leży w

lodówce – wszystko pachnie wędzonką. W związku z tym polecam hermetyczny pojemnik do

przechowywania takiego mięska. No dobra, ale co jak mięsko z domu się skończyło, a nas nie stać

na normalne mięso sklepowe? Tutaj wchodzi kolejny super składnik mojej kuchni, niedoceniany

przez studentów. Stanowi on jeden z produktów mojej żelaznej rezerwy. Są to kotlety sojowe. W

sumie to nawet nie same kotlety, ale także granulat sojowy oraz tym podobne rzeczy. Czyli inaczej

rzecz ujmując – kotlety sojowe w różnej wielkości kawałkach. Taka jedna ogromna paczka

kotletów to koszt około 10 zł a starczy nam to na szmat czasu. Ktoś może powiedzieć „E, kotlety

sojowe są niedobre, nie mam zamiaru ich jeść.”. Co ja mogę na to odpowiedzieć? Kotlety sojowe

mają słaby smak, przejmują smak dodatków, z którymi są przygotowywane. Dobrze zrobione

kotlety sojowe są smaczne, trzeba się tylko nauczyć je dobrze przyprawiać. Mają wielką przewagę

nad mięsem. Jest to ich cena. Jak ktoś będzie upierdliwy to powie, że kotlety sojowe kosztują tyle 23

Studenckie gotowanie

Page 24: A ty studencie jadles juz dzisiaj

samo za kilogram, co zwykłe mięso. I tak jest, tylko że kotlety stanowią jakby wysuszoną część

mięsa, dzięki czemu są o niebo lżejsze. Właściwi produkt, który uzyskasz z kotletów sojowych, jest

dużo cięższy. Dlaczego się tak rozpisuję o tych kotletach? Bo nikt mi nie powiedział, jak mam je

jeść, kiedy tego potrzebowałem. Człowiek potrzebuje białka do funkcjonowania organizmu.

Odpowiednia ilość białka jest potrzebna do wzrostu, wytwarzania hormonów i enzymów, to

budowania odporności organizmu. Ogólnie rzecz ujmując, jest nam potrzebne do wszystkiego. Jeśli

go brakuję, organizm zaczyna się go domagać. Ponieważ nie może nam powiedzieć wprost „Ty,

słuchaj no! Potrzebuję białka!”, to robi to w sposób pokrętny. Zwiększa nam uczucie głodu i apetyt

na dany typ produktów – w tym wypadku mięso i jego produkty. Człowiek nieświadomy (w tym ja,

parę lat temu) czuje głód i je to, co ma, czyli ryż i makaron. Zje, brzuch ma pełny, a dalej czuje

głód. Dlatego ważne jest, żeby dostarczać organizmowi wszystkich niezbędnych składników

odżywczych. Jedząc mniej, będziemy bardziej syci. Dlatego właśnie dość często zjadam kotlety

sojowe – dostarczam w ten sposób organizmowi odpowiednią ilość białka. Oczywiście, jest to

białko roślinne, a każdy z nas potrzebuję też białka zwierzęcego. Nie można całkowicie

zrezygnować z mięsa jako takiego, jednak w dużej mierze można je zastąpić soją. Jaka jest ważna

cecha kotletów sojowych poza ceną? Nie psują się szybko. Dlatego stanowią one żelazną rezerwę.

Parę paczek takich kotletów, zakupionych w czasie, kiedy jesteśmy przy kasie, może zapewnić nam

zaspokojenie głodu w czasie, kiedy tych pieniędzy nie mamy.

Jajka - stanowią zarówno jedną z podstaw mojej kuchni, jak i rezerwę na czarną

godzinę. Z jajek można zrobić nieskończenie wiele potraw przy minimalnych kosztach. Jajka trzeba

bezwzględnie przechowywać w lodówce. Przynajmniej w teorii, należy je zjeść jakieś 3 dni od daty

„produkcji” (czyli od daty, kiedy jajko ujrzało światło dzienne i zostało obsrane przez własną

matkę). W praktyce, jajka które dostaniemy w sklepie, dawno przekroczyły ten właśnie termin. Co

w związku z tym? Ano nic. Nawet dwutygodniowe produkty kury mogą być zdatne do spożycia,

jednak to już na własną odpowiedzialność. Trzymam je w lodówce mniej więcej przez 1-1,5

tygodnia. Nie kupuję ich za dużo i staram się jeść na bieżąco. Przez te 1,5 tygodnia stanowią one

jednak moją rezerwę strategiczną.

Miód ma właściwości oczyszczania organizmu z toksyn, poza tym w ogóle się nie

psuje. Słoik miodu zawsze przywoziłem z domu. Zawsze stał bardzo długo i sięgałem do niego w

ostateczności lub gdy miałem po prostu na niego ochotę. Co sprawia, że wypisuję miód jako jeden

ze składników żelaznych zapasów? Nie można zjeść go dużo naraz. Duży słoik miodu (ale takiego

prawdziwego miodu) może być ratunkiem dla Twojego żołądka przez bardzo długi czas. Do tego

należy dodać to, co napisałem na początku tego akapitu. Miód ma właściwości lecznicze i jest

polecany na przeziębienia (podobnie jak czosnek i cebula). Duży słoik miodu starczał mi

przeważnie na pół roku. Nieraz mnie ratował i zrobi to na pewno jeszcze wielokrotnie.24

Studenckie gotowanie

Page 25: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Produkty poboczne, czyli wszystko, co przydać się może. Do takich produktów

wliczam np. olej. Półlitrowy olej starczy na bardzo długo, w związku z tym polecam kupić trochę

droższy, ale lepszy gatunkowo. Oleju nie kupujesz zbyt często (chyba, że smażysz frytki prawie

codziennie), więc myślę, że powinien być smaczniejszy/lepszy. Następnym produktem są kostki

rosołowe. W te należy zaopatrzyć się na początku miesiąca, kiedy mamy jeszcze pieniądze. Należy

kupić dwa duże (największe) opakowania lub poszukać jakichś promocyjnych. Dlaczego

największe opakowania? W przeliczeniu na kostkę wychodzi całkiem spora różnica, jeśli

kupowalibyśmy mniejsze opakowania. Ponieważ na początku miesiąca mamy jeszcze pieniądze,

wydanie 10-12 zł na kostki rosołowe nie będzie stanowić problemu, podczas gdy później kupienie

ich za 2 zł będzie nas strasznie bolało. Kostek rosołowych używam prawie do wszystkiego, stąd te

ilości. Zamiast kostek można się zaopatrzyć w przyprawę sypaną typu warzywa suszone z solą. Jest

to alternatywa, jednak ja zostaję przy swoich kostkach. Do tego zawsze warto mieć przyprawy w

ilości wystarczającej. Dla mnie podstawowymi przyprawami są pieprz, zioła prowansalskie oraz

papryka w proszku. Soli używam rzadko. Prawie wszystko, co wymaga soli, solę kostką rosołową. I

na koniec, polecam zaopatrzyć się także w proszek do pieczenia. Przydaje się nie tylko do pieczenia

i stanowi również jeden z częstych składników moich potraw.

I to by było w sumie na tyle, jeśli chodzi o zakupy podstawowe. Jeszcze tylko kilka

uwag odnośnie dokonywania samych zakupów. Nigdy nie róbcie zakupów jak jesteście głodni.

Kupujemy wtedy więcej i przeważnie są to rzeczy niekoniecznie niezbędne. Jest to bardzo ważne i

nie należy o tym zapominać. Hipermarkety specjalnie mają piekarnie w sklepie, żeby zapach

świeżego pieczywa doleciał do Twojego nosa. Przypomni Ci się wtedy, że jesteś głodny i kupisz

więcej. Staraj się, o ile to możliwe, zaplanować (chociaż mnie więcej) posiłki na cały tydzień i

zrobić odpowiednią listę zakupów. Kupowanie z listą jest szybsze i unikniemy kupowania rzeczy

zbędnych, a kupowanie rzadziej (czyli raz na tydzień) zaoszczędzi Ci czasu i nerwów. Co robią

wielkie sklepy, żeby wyciągnąć od Ciebie jak najwięcej pieniędzy? Umieszczają artykuły pierwszej

potrzeby na samym końcu. Zanim do nich dojdziesz zahaczysz o mnóstwo półek z niepotrzebnymi

Tobie rzeczami. Jak z tym walczyć? Dokładne trzymanie się listy zakupów, pozwoli na uniknięcie

pokusy kupienia czegoś zbędnego. Wielkie sklepy wiedzą, że im dłużej u nich zostaniesz, tym

więcej kupisz. Dlatego starają się, żebyś zatracił poczucie czasu. Zauważyłeś kiedykolwiek jakiś

zegar w dużym sklepie? Albo okno, przez które widać, jaka jest pora dnia? Sklepy takie tworzą

własny świat, w którym zawsze jest jasno i miło. Do tego muzyka. Nie wiem czy wiecie, ale

człowiek słysząc muzykę, która ma rytm wolniejszy od bicia jego serca, zwalnia swoje ruchy.

Wielkie sklepy to wiedzą, dlatego zawsze leci tam taka smętna muzyka. Ma ona na celu zwolnić

nam ruchy i zatrzymać nas jak najdłużej w sklepie. Jak z tym walczyć? Załóż na uszy słuchawki i

słuchaj wyjątkowo szybkich i żywych kawałków. Zastanawiało Cię, po co ludzie stoją tyle czasu w 25

Studenckie gotowanie

Page 26: A ty studencie jadles juz dzisiaj

kolejkach, skoro jest tyle kas? To też jest chwyt marketingowy. Przy kasach znajdują się tak zwane

artykuły impulsowe, czyli takie, które są niedrogie, a kupujemy pod wpływem impulsu. Wielkie

sklepy wiedzą, że człowiek może stać koło 10-12 minut w kolejce, zanim straci cierpliwość i

wyjdzie nie kupując nic. I dokładnie tyle czasu będziesz stał, patrząc się na artykuły impulsowe. Jak

z tym walczyć? Istnieje kilka kas rodzajów kas w supermarketach. Poza tymi ostatecznie, jest także

kasa na stoisku z jedzeniem i alkoholem. Te kasy nie różnią się niczym od tych innych. W sensie

formalnym. W rzeczywiście mają wielkie zalety. Nie ma tam przeważnie kolejek. Nie ma też koło

nich całej ekspozycji artykułów impulsowych. Zaraz mi powiesz, że można tak zapłacić tylko za

wybrane produkty. Otóż nie. To, że nie zawsze chcą kasować innych produktów, nie znaczy, że nie

mogą tego robić. Ładny uśmiech, nadmierna grzeczność i lekkie zagubienie – przeważnie działa

wystarczająco na panią kasjerkę. Jeśli już masz zapłacone koniecznie weź rachunek – bez niego nie

opuścisz sklepu ze swoimi zakupami.

Jeśli są to wasze pierwsze zakupu w danym miesiącu – nie bójcie się wydawać

więcej kasy. Robicie zapasy, będziecie z nich żyli prawie cały miesiąc. Niech nie przeraża Was

kwota 100 zł wydana na pierwsze zakupy (oczywiście pod warunkiem, że kupujecie to, co

niezbędne). Z każdymi następnymi zakupami będziesz wydawał mniej, będziesz bardziej liczył

kasę. Póki ją masz, zrób tę żelazną rezerwę (ja właśnie idę do sklepu, na takie właśnie zakupy).

26Studenckie gotowanie

Page 27: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Co i gdzie jeść na mieście?

Wspominałem już o fast-foodach. Teraz będzie o takim bardziej normalnym

jedzeniu. Istnieje coś takiego jak stołówki studenckie. Teoretycznie dobre rozwiązanie.

Teoretycznie. Praktycznie jesteśmy mocno uzależnieni od tego, co akurat dzisiaj jest podawane a na

dodatek, nie zawsze jedzenie jest tanie. To dlaczego to się szumnie nazywa „stołówkami

studenckimi”? Bo jest maksymalnie blisko akademików, żeby zgarnąć jak największa liczbę

studentów. Owszem, można się tak spokojnie stołować, jednak idąc trochę dalej na pewno

znajdziemy miejsca, w których za podobną potrawę zapłaci się zdecydowanie mniej. To gdzie mam

jeść jak jem na mieście? W barach mlecznych. Jest to jedna z opcji. Ogólnie rzecz biorąc, w

każdym mieście znajdzie się przynajmniej parę lokali, które są barami mlecznymi lub które podają

dania takie, jak w barze mlecznym. Zawsze warto poszukać takiego baru. Nie mówię, że masz tam

jeść codziennie, jednak czasami warto go odwiedzić. Dobrze jest też znać ceny. Przynajmniej mniej

więcej. Przeważnie za obiad sycący nie zapłaci się więcej niż 5 zł, ale jest warunek. Danie będzie

bezmięsne. Ceny mięsa w takich barach zwiększają wartość obiadu o 100%. Dobrym rozwiązaniem

są np. zupy i jakieś kluski czy naleśniki. Smaczne, ciepłe i tanie. W barach tego typu (lub

podobnych) zdarzają się promocje. Jak może wyglądać tak promocja? Płacisz 19 zł i jesz do bólu.

Co tylko jest. Całkiem fajna promocja dla wygłodniałego studenta. Jak się jeszcze uda złożyć w

parę osób (bo czasami się da), to będzie to prawdziwa uczta.

Alternatywą dla barów mlecznych jest... hipermarket. W hipermarkecie nic nie może

się zmarnować. Produkty, które niedługo stracą ważność użycia, zostają przerobione na

pełnowartościowe jedzenie na miejscu. Wielokrotne i długotrwałe podgrzewanie może skutecznie

popsuć smak potrawy, jak i jej walory zdrowotne. Jednak cena, jakiej oczekują od Ciebie, jest

śmieszna. Ile kosztuję kilogram kurczaka? Jakieś 10-12 zł. Ile kosztuje pieczony kurczak z rożna w

tym samym sklepie, co kurczak? Jakieś 10-12 zł. To zdumiewające, ale tak jest. Zastanawiasz się,

po co w takim razie masz gotować? Ponieważ, jak sam to przyrządzisz, to będziesz miał pewność,

że się nie otrujesz. Jedzenie w hipermarketach uważam za dodatek, od czasu do czasu. Obiad z

mięsem dostaniemy tam za jakieś 6 zł. Nie wszystko jest smaczne, więc trzeba przetestować w

małych ilościach. Czasami jest wręcz niedobre (ryż z warzywami, który się gotuje niewiadomo jak

długo). Co polecam w takim razie? Podobnie jak przy fast-foodach – jedzenie jak najmniej

przetworzone, czyli np. ziemniaki pieczone z kawałkiem mięcha. Nie polecam jedzenia tam na co

dzień, ale przy okazji zakupów (żeby nie robić zakupów na głodnego) lub przy okazji wielkiej

ochoty na kawał mięcha tłustego.

Co jeszcze z tanich lokali mogę polecić? Chińczyków. I nie macie ich jeść, tylko u

nich jadać. Za 10 zł dostaniecie obiad, który najedzą się dwie osoby. I to jest chyba najlepsze ze

wszystkich fast-foodów, bo w porównaniu do nich jest zdrowsze (przynajmniej tak mi się wydaje). 27

Studenckie gotowanie

Page 28: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Należy jednak uważać, dania od Chińczyka potrafią być piekielnie ostre. Starajcie się, jeśli to

możliwe, zapytać się czy wybrane danie jest ostre. Jeśli tak i jak jest taka możliwość, poproście

żeby było bardziej łagodne. Do tego ubezpieczcie się w posiadanie wody. Bary chińskie to świetny

pomysł na obiad.

28Studenckie gotowanie

Page 29: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Przepisy na ten tydzień

To teraz esencja tej książki, czyli przepisy. O ile w kolejnych tygodniach przepisy

będą bardziej pomysłowe, to w tym tygodniu skupimy się na podstawowych zasadach i regułach

przy gotowaniu wraz z prostymi przepisami.

Ryż, kotlet schabowy z serem.

Proste danie, zakładające, że posiadacie jeszcze zapasy z domu w postaci kotleta

schabowego. Kotlet może być zamrożony.

Składniki:

− kotlet schabowych

− ryż

− marchewka

− dwa plasterki sera

− ząbek czosnku

Zaczynamy od ryżu, bo jego przygotowanie zajmie najwięcej czasu. W rondelku lub

małym garnuszku rozgrzewany trochę oleju. Wrzucamy na to wcześniej posiekany ząbek czosnku.

Lekko podsmażamy, żeby olej nabrał smaku (naprawdę leciutko i minimalnie). Następnie

wrzucamy na to ryż i podsmażamy, żeby się zeszklił. Jak już to się stanie, wlewamy dwa razy

więcej wody niż jest ryżu, czyli jeśli daliśmy szklankę ryżu, dajemy mniej więcej dwie szklanki

wody. Można zamiast wody dać bulionu lub rozpuścić kostkę rosołowa bezpośrednio w garnku z

ryżem i wodą. Zalany ryż musi się jakieś 15 minut gotować. Mieszamy go czasami, żeby się nie

przypalił. Ryż powinien wypić całą wodę - wtedy jest gotowy. Należy go wtedy spróbować czy nie

jest za bardzo twardy. Jeśli jest, dolewamy trochę wody i mieszamy dalej na palniku. W ostatniej

fazie gotowania ryżu, należy go dość intensywnie mieszać, bo inaczej się przypali. I to jest

podstawowy sposób gotowaniu ryżu. Naucz się go dobrze (możesz pominąć podsmażanie go na

oleju z czosnkiem).

W momencie, kiedy zalaliśmy ryż, trzeba zacząć bawić się kotletami. Jeśli są

zamrożone, to wrzucamy ja na bardzo mały płomień, wcześniej rozgrzewając trochę oleju na

patelni. Jeśli mamy pokrywkę należy jej użyć. Kotlet będzie się powoli rozmrażał. Co jakiś czas

trzeba sprawdzić, czy się nie przypala i przewrócić na drugą stronę. Będzie się wtedy szybciej i

sprawniej rozmrażał. Jak mamy to już ustawione i robiące się prawie samo, obieramy marchewkę i

trzemy ją na grubej tarce. Potarta marchewka będzie stanowić świetne uzupełnienie pełnego obiadu.

Warto to robić w międzyczasie, bo nie jest to zajęcie wymagające jakiegoś specjalnego

29Studenckie gotowanie

Page 30: A ty studencie jadles juz dzisiaj

zaangażowania. Jak kotlet się już rozmrozi, zdejmujemy pokrywkę, zwiększamy ogień i go trochę

przyrumieniamy z obu stron, tylko nie za mocno. Chodzi o to, żeby wyparowała z niego ta cała

zbędna woda, która powstała podczas rozmrażania. Następnie znowu zmniejszamy ogień,

kładziemy plasterek sera na kotlet i przykrywamy pokrywką. Czekamy chwilę aż ser się roztopi.

Na talerz wyjmujemy ryż i kotlet. Ryż polewamy tłuszczykiem z patelni, obok

kładziemy surówkę.

Zbrudzone naczynia:

− garnek mały

− patelnia z łopatką drewnianą i pokrywką

− talerz i sztućce

30Studenckie gotowanie

Page 31: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Makaron smażony z boczkiem

Cały czas zakładam, że masz jeszcze sporo gotowych potraw z domu i/lub mięsa. W

przepisie został użyty boczek wędzony, lecz równie dobrze może to być zwykła kiełbasa.

Składniki:

− boczek wędzony

− makaron

− jajko

Na początek gotujemy makaron. Jak to się robi? Czytamy instrukcję na opakowaniu.

Jeśli instrukcji nie ma (zdarza się), to zaglądamy do tej książki. Żeby ugotować makaron, potrzebny

nam będzie… makaron. To tak jakby się ktoś nie domyślił. Bierzemy gorącą wodę i wlewamy do

garnka. Można wcześniej zagotować wodę w czajniku elektrycznym, żeby było szybciej. Do wody

dodajemy soli lub (ja to właśnie preferuje) dorzucić kostkę rosołową. Makaron w tym drugim

przypadku nabiera fajnego smaku i koloru. Jak długo gotować makaron? Każdy makaron jest inny,

w innym czasie się gotuję. Nie należy zatem mieszać różnych makaronów (jeden będzie strasznie

miękki, a drugi całkiem twardy). Czas gotowania makaronu zależy od jego dalszego przeznaczenia.

Jeśli będzie on poddawany dalszej obróbce termicznej lub będzie leżeć dłużej w mokrym, ciepłym

czymś, to musi on być twardszy. Czas gotowania makaronu to od 5 do 15 minut (tak mniej więcej).

Rzadko używam zegarka w kuchni, zawsze testuję makaron w jeden sposób. Wyciągam na widelcu

jedną sztukę (świderek, nitka, gwiazdkę itd.), następnie wkładam pod bieżącą zimną wodę (żeby nie

parzył) i próbuję. Jeśli jest twardy jak cholera, wypluwam, a pozostały makaron gotuję dalej. Jeśli

jest lekko twardawy, czyli al dente, to przestaję go gotować. Do tej potrawy makaron musi być

trochę twardszy niż normalnie.

W czasie jak się nam gotuję makaron, trzeba zająć się boczkiem. Kroimy go na

maksymalnie małe plasterki, a następnie te plasterki w kosteczkę. W zależności od upodobań i

posiadanych składników, kroimy także ząbek lub dwa czosnku oraz cebulę. Wrzucamy boczek na

rozgrzaną patelnie. Jeśli jest on tłusty, nie ma żadnej potrzeby dorzucania jakiegoś tłuszczu. Jednak

gdy nie pochodzi on z tłustej opasłej świni, wlewamy trochę oleju, a gdy się rozgrzeje, wrzucamy

na to boczek. Boczek powinien nabrać koloru i stać się lekko chrupiący. Wtedy na patelnię

wrzucamy cebulę z czosnkiem, żeby to wszystko lekko zeszklić. Ma się to wszystko razem smażyć

dość powoli, więc zmniejszamy ogień. Taka ogólna zasada mówi, że jeśli mamy dużo na patelni, i

są to spore kawałki, to żeby nie były surowe w środku, to muszą się smażyć lub dusić na małym

ogniu.

Jak cebula i czosnek puszczą smak i będzie on już zawarty w tłuszczu, który jest na

patelni razem z boczkiem, dorzucamy makaron. Trzeba go najpierw odcedzić z wody, w której się

gotował. Normalnie używa się do tego sitka, na które wylewa się makaron z wodą, jednak lata 31

Studenckie gotowanie

Page 32: A ty studencie jadles juz dzisiaj

nieposiadania takiego sitka wykształciły we mnie inny sposób (uważam, że lepszy) odsączania

makaronu. Dlaczego lepszy? Równie skuteczny, co metoda z sitkiem, ale brudzący mniej naczyń.

Jak on wygląda? Bierzemy garnek oraz przykrywkę. Zamiast przykrywki można wziąć patelnie lub

talerz – każda z tych rzeczy się nada. Przykrywamy garnek pokrywką w taki sposób, że zostawiamy

szparkę między garnkiem a pokrywką. Jest ona na tyle mała, że nie wyleci przez nią makaron

(dlatego najlepszym makaronem są świderki), ale na tyle duża, żeby woda mogła swobodnie

odpłynąć. Jak to zrobić żeby się nie poparzyć? Bierzemy ścierkę i łapiemy za jedno ucho garnka.

Drugi koniec ścierki przykładamy do kolejnego ucha, w taki sposób, że ścierka przytrzymuję nam

pokrywkę (lub talerz). Ogólnie wymaga to trochę wprawy, jednak później przynosi całkiem niezłe

rezultaty. Ważne jest, żeby nie odlewać wody pionowo, czyli prosto pod garnek. Woda jest gorąca,

szybko paruje i potrafi poparzyć. Odlewamy wodę, cofając garnek do siebie. W ten sposób

unikniemy poparzenia. Jeśli jednak czujemy, że jest nam za ciepło w ręce, to je cofamy (oczywiście

razem z garnkiem). Czekamy 2 koma 3 sekundy i czynność powtarzamy, aż do wylania całej wody.

Dochodząc do niebywałej wprawy w tej metodzie, dorobiłem się garnka, który ma specjalną

pokrywkę do takich właśnie celów. Pokrywka ma kawałek (2-3 cm) metalowego kołnierza, który

wchodzi do garnka. W kołnierzu są dziurki – z jednej strony większe, z drugiej mniejsze. Garnek

kosztował grosze (razem z pokrywką), więc jak zobaczycie taki w sklepie, to polecam kupić.

Trochę się rozgadałem o tym, o czym nie miałem zamiaru pisać. Trudno, ta wiedza i

tak się wam przyda. Jak już mamy odcedzony makaron, wrzucamy go na patelnie i smażymy razem

z boczkiem i resztą ekipy. Lekko zwiększamy ogień. Makaron jest już w sumie ugotowany, ma się

tylko podsmażyć i nabrać aromatu (większy ogień sprzyja zewnętrznej obróbce termicznej). Dość

często i energicznie mieszamy (żeby się nie przypaliło). Ponieważ mieszamy, to nie mamy czasu na

zajęcie się odpowiednio jajkiem. Odpowiednie zajęcie oznacza wbicie jednego lub dwóch jajek do

garnuszka/miseczki/kubka (potrzebne najpierw umyć) i rozbełtanie ich widelcem przy

jednoczesnym dodaniu soli i pieprzu (oraz dowolnych innych przypraw). Jeśli jednak nie

zrobiliśmy tego wcześniej to trudno, trzeba improwizować. Zmniejszamy ogień na minimalny

ciągle mieszając i czekamy kilka sekund aż nasza potrawa się wystudzi. Wbijamy bezpośrednio na

patelnie jajko lub dwa, solimy i pieprzymy, dość szybko mieszamy, jednocześnie zwiększając

ogień. Jeśli nie masz szybkich ruchów, to zanim wbijesz jajko na patelnie, zdejmij ją z ognia. Jak

już wbijesz i rozmieszasz to na patelni – postaw z powrotem na ogień. Rozbełtanie jajka w kubku

(ja mam taki półlitrowy, który się do tego idealnie nadaje, z napisem „Jestem Twoim Kubasem”, nie

mylić z „Jestem Twoim Kutasem”) ma swoje istotne zalety. Sól i pieprz są rozprowadzone

równomiernie. I tutaj taka uwaga na przyszłość. Za każdym razem jak do potrawy dodawany jest

sos lub inna substancja płynna, która razem z daniem będzie podlegać obróbce termicznej – ją

doprawiajcie. Zapewni to równomierne doprawienie całości dania. Przyprawiając elementy bardziej 32

Studenckie gotowanie

Page 33: A ty studencie jadles juz dzisiaj

stałe (kawałki mięsa czy warzyw) możemy uzyskać efekt miejscowego niedosolenia lub

przesolenia. W przypadku dodawania przypraw do sosów, ten problem mamy z głowy. Wracając do

tematu – mieszanie w kubku ma swoje wady, mianowicie jest jeden kubek więcej do mycia. Jest to

dość istotne, kiedy jest to nasz ostatni kubek i nie mamy z czego pić. Dlatego warto spróbować obu

metod i stosować tę wygodniejszą dla siebie.

Jak już mamy wszystko na patelni to mieszamy. Mieszamy i mieszamy, aż nam się

znudzi. Tak serio, to do momentu, kiedy uznamy, że jajka osiągnęły odpowiednią konsystencję do

spożycia. Im częściej i intensywniej mieszamy oraz ogień jest mniejszy, tym jajka mają bardziej

jednolitą postać. Sporo osób nie lubi jajecznicy, w której widać rozdzielające się żółtko i białko. Ja

też takiej nie lubię, więc nauczyłem się robić ją poprawnie. Zasada jest taka – częste mieszanie

jajek jest dobre (każdego rodzaju jajek).

Całość naszego usmażonego dania serwujemy na talerzu, razem z widelcem.

Jednocześnie sprawiamy, że nasi współlokatorzy dostają nagłego ślinotoku (boczek + czosnek

+cebula, smażone razem, mają bardzo przyjemny i intensywny zapach). Smacznego. Idę coś zjeść,

bo zgłodniałem.

Zbrudzone naczynia i nie tylko:

− garnek z pokrywką lub sitkiem

− patelnia z łopatką drewnianą

− deska i nóż

− talerz i widelec

33Studenckie gotowanie

Page 34: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Ziemniaki smażone z marchewką

Kolejny z produktów podstawowych na ten tydzień, czyli ziemniaki. Przepis jest

naprawdę bardzo fajny i dość często z niego korzystam, kiedy mam ochotę na ziemniaki.

Składniki

− ziemniaki, w porcji nam odpowiadającej

− marchewki, w porcji przynajmniej dwóch sztuk

− ewentualnie cebula i czosnek

Oryginalnego przepisu nauczyła mnie moja mama, zaraz przed tym, jak pojechałem

na studia. W sumie to sam chciałem poznać jego tajniki, ze względu na jego prostotę. Z

oryginalnego przepisu dawno nie korzystałem, ze względu na brak odpowiednich narzędzi

(konkretnie to pokrywki do mojej dużej patelni) oraz na modyfikacje (które są efektem prób i

błędów). Oryginalny przepis wyglądał w skrócie tak: bierzesz obrane ziemniaki, kroisz w plasterki i

smażysz na zmianę z duszeniem. I to jest cały przepis. Prawda, że prosty? Mój przepis różni się

nieco od przepisu mojej mamy.

Obieramy ziemniaki, w takiej liczbie, jaką uważamy za stosowną. Jest to mniej

więcej tyle ziemniaków, ile zjedlibyśmy do normalnego obiadu. Po obraniu myjemy je i kroimy w

plasterki. Plasterki są nie za grube, ale i nie za cienkie. Bardziej technicznie mówiąc mają około 2-3

mm. Im bardziej równe tym lepiej, będzie je łatwiej obrobić termicznie. Dokładnie to samo robimy

z marchewkami, czyli obieramy, myjemy i kroimy w plasterki. Skąd ta marchewka w porównaniu

do oryginalnego przepisu? Stwierdziłem, że może fajnie smakować i chciałem spróbować, a

ponieważ faktycznie smakowała dobrze to już tak zostało.

Kolejnym krokiem, a zarazem kolejnym odstępstwem od oryginalnego przepisu jest

wrzucenie tego wszystkiego na patelnie i gotowanie. Tak się składa, że na patelni można także

gotować (nie tylko smażyć), a w garnku można smażyć. Jak to zrobić? Wrzucamy ziemniaki i

marchewkę na patelnie i zalewamy wodą. Zalewamy w stopniu minimalnym, czyli żeby ledwo

zakryło całość. Nie chcemy w końcu (na samym końcu) tego gotować tylko smażyć. Dorzucamy

jednocześnie pół kotki rosołowej (więcej, jeśli porcja jest większa niż na jedną dużą osobę).

Dlaczego tak? Kostka rosołowa nada smak całości, jednocześnie nie musimy solić. W momencie

solenia przy bezpośrednim smażeniu, trzeba to robić ciągle mieszając, co czasami jest trudne. Jeśli

tego nie zrobimy umiejętnie, w jednym miejscu ziemniaki będą za słone, a w drugim w ogóle nie

będzie czuć soli. Dlatego ja stosuję sztuczkę z gotowaniem ich z kostką rosołową. Po co jeszcze je

gotuję na początek? Jak już wcześniej wspominałem, nie posiadam odpowiednio dużej przykrywki

na patelnię i dlatego nie mogę dusić ziemniaków, jak jest to wymagane w oryginalnym przepisie.

Zdarzało się, że niektóre z nich były przez to surowe w środku. Dlatego je najpierw lekko gotuję.

Dlaczego dolewam tak mało wody? Żeby nie musieć jej później odlewać. Za każdym 34

Studenckie gotowanie

Page 35: A ty studencie jadles juz dzisiaj

razem jak woda się gotuję, dość duża jej część trafia do atmosfery (w sensie, że wyparowuje). Jak

woda wyparuje dolewam oleju na patelnię (całkiem sporo). Jeśli chcemy mieć to danie z cebulą i

czosnkiem, to jest to odpowiedni moment, żeby je dorzucić. Oczywiście, czosnek musi być obrany i

wyciśnięty (jeśli mamy wyciskarkę do czosnku) lub pokrojony w drobne kawałeczki. Ogólnie,

pokrojenie go daje lepsze efekty smakowe (przynajmniej ja tak uważam), jednak jest bardziej

uciążliwe oraz istnieje możliwość nadziania się na większy kawałek podczas jedzenia. Jeśli nie

lubisz smaku czosnku aż tak bardzo, może to Cię to zrazić. Cebulę można pokroić w listki. Można

też pokroić ją w talarki. Można również w pół talarki. I w kosteczkę. A jak się komuś nie chce, to

może jeść w całości. Tutaj obowiązuje totalna dowolność. Im drobniej pokrojone, tym mniej

intensywnego smaku w jednym miejscu potrawy. W przypadku taki dodatków jak cebula i czosnek

jest to dość istotne, ponieważ ich smak jest charakterystyczny i dość intensywny. Jak kroić cebulę?

Kroimy z niej talarki, aż do połowy cebuli, następnie kładziemy ją na skrojonym boku i kroimy do

końca w pół-talarkach. Prosto łatwo i wygodnie. Jeśli chcemy pokroić drobniej, to proponuję mieć

tasak i siekać na oślep, do osiągnięcia pożądanych efektów. Skuteczne i proste. Jedna uwaga – nie

róbcie tego zbyt gwałtownie, bo cała kuchnia będzie w cebuli.

W każdym razie wrzucamy to na patelnię i wszystko razem smażymy. Jak długo?

Tak, żeby cebula zmiękła, czosnek puścił aromat, a ziemniaki z marchewką się przysmażyły. Wtedy

danie jest gotowe. W teorii, danie posiada jakiś dodatek. Najlepszym dodatkiem było zawsze jajko

sadzone z rozlewającym się, ciepłym żółtkiem. Ponieważ w naszym daniu występują marchewki,

nie musicie nic takiego dodawać (chociaż z jajkiem sadzonym na pewno będzie smakować o niebo

lepiej). Można dodać do tego ketchup lub musztardę. Lub cokolwiek innego. Ogranicza Cię tylko

wyobraźnia i to, czy będziesz w stanie to zjeść. W ramach eksperymentu, proponuję pod koniec

smażenia, dodać na patelnie przyprawy. Jakie? Na tym właśnie polega eksperyment – przyprawy

wszelakie. Na początek proponuję zioła prowansalskie, później pieprz i paprykę czerwoną, a

później - co tam jeszcze macie pod ręką. Odradzam jednak stosowania cukru waniliowego. Całe

danie podajemy na talerzu z widelcem. Jeśli talerza brak (w sensie, że trzeba umyć a się nie chce)

można jest bezpośredni z patelni (używając drewnianej łopatki).

Jeśli nie obchodzicie się z patelnia (zwłaszcza z nie swoją) właściwie to… pożegnaj

się ze swoimi klejnotami. Miałem współlokatorów, którzy ładnie grzecznie korzystali z mojej

patelni, a później w niewyjaśnionych okolicznościach, moja patelnia stała się cała porysowana. A

wszyscy twierdzą, że używali tylko łopatki do mieszania. Jaki z tego wniosek? Krasnoludki

naprawdę istnieją. Jednak gdyby nie istniały, ostrzeżcie swoich współlokatorów, że mogą używać

Twojej patelni, jednak jeśli będzie porysowana, to niech zapomną o tym, że kiedykolwiek będą

mieli dzieci. Jeśli macie współlokatorkę, przypomnijcie jej wydarzenie gwałtu zbiorowego,

ostrzegając jednocześnie o tym, że kumple odwiedzają Cię w weekend i macie zamiar się spić.35

Studenckie gotowanie

Page 36: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Odbiegłem trochę od tematu smażonych ziemniaków, jednak dalej było o gotowaniu.

Jakby Twoi współlokatorzy stracili jaja, zgadnij, co byś miał a obiad. Ziemniaki smażone w

plasterkach i jajka sadzone.

Zbrudzone naczynia i nie tylko:

− deska i nóż

− patelnia i łopatka drewniana

− zestaw do jedzenia

36Studenckie gotowanie

Page 37: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Zwariowane naleśniki

...czyli naleśniki i ich wariacje. Jak zrobić ciasto naleśnikowe powinien wiedzieć

każdy, nie tylko student. Naleśnik stanowią nie tylko danie smaczne same w sobie, ale także mogą

posłużyć jako podstawa do innych, jeszcze smaczniejszych potraw. Mało tego, samo ciasto

naleśnikowe jest genialnym dodatkiem do wszystkiego (np. można zrobić ryby w cieście

naleśnikowym). A co ważniejsze, można robić to wszystko, posiadając tylko zapasy z żelaznej

rezerwy.

Składniki:

− mąka

− mleko lub woda lub woda gazowana

− proszek do pieczenia lub woda gazowana

− piwo lub woda gazowana

− jajko, jajka (pozdrowienia dla współlokatorów), jednak nie są one konieczne

Tak naprawdę, dowolność tej potrawy jest zadziwiająca. Kiedyś myślałem, że

konieczne są jajka, mleko i mąka, żeby ją wykonać. Później dowiedziałem się, że można

zrezygnować z mleka. Na sam koniec wyrzuciłem jajka. Co zostało? Mąka z wodą i odrobiną

proszku do pieczenia. Potrafisz wskazać tańsze danie? Jak bym miał problem. Nie ukrywajmy –

dodając mleka i jajek, zyskujesz lepszy smak, tracisz jednak zasoby z portfela. Jak będziesz robić

naleśniki, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Ja przedstawiam tutaj możliwości, które pozwolą

przetrwać na żelaznych zapasach.

Bierzemy miskę dużą lub nasz kochany i niezastąpiony duży garnek. Wlewamy

trochę wody lub mleka, następnie wsypujemy mąkę i uzupełniamy cieczą. Wbijamy jajko (lub nie) i

zaczynamy mieszać. Jakie mają być proporcję? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Mieszasz,

do uzyskania konsystencji gęstszej od mleka, ale rzadszej od gęstej śmietany. Coś jak taka jakaś

rzadka śmietana. Konsystencja, do jakiej dążymy, zależy również od przeznaczenia naszego ciasta.

Jeśli chcemy robić racuchy, musi być ono gęstsze, jeśli naleśniki – rzadsze. Jeśli ma stanowić coś w

rodzaju panierki, to konsystencja podobna do ciasta na racuchy (gęsta śmietany).

Konsystencja konsystencją, ale trzeba to przecież wymieszać na jednolitą masę.

Najłatwiejszym sposobem jest posiadanie miksera, ale przecież nie będziemy się tak bawić, bo to

żadna frajda (choć czasem można kuchnię ładnie przemalować używając właśnie miksera).

Najbardziej podstawowym narzędziem podczas robienia ciasta na naleśniki jest widelec. Ładnie

rozdziela mąkę swoimi ząbkami, przez co jest skuteczniejszy w mieszaniu od łyżki. Ponieważ jest

to strasznie monotonne, dobrze jest znaleźć do tego ogłupiające zajęcie. Polecam oglądanie seriali –

będziesz wtedy to traktował jak jedzenie chipsów. Jak mieszać widelcem? Staramy się rozcierać

37Studenckie gotowanie

Page 38: A ty studencie jadles juz dzisiaj

każdą grudkę mąki na ścianach garnka. Im dłużej to robimy, tym ręka nas bardziej boli. Ma to też

swoje dobre strony – jest zdecydowanie mniej grudek. W zależności od tego ile ciasta robimy,

możemy zastosować następujące sztuczki. Najlepszą z nich jest posiadanie odpowiedniego

pojemnika do mieszania. Moi współlokatorzy używali takich do przygotowywania odżywek (które

jedli idąc na siłownię). Jest to coś w rodzaju bidonu, z szerokim zamykanym ujściem, który posiada

w środku specjalna wkładkę, z poprzecznymi „belkami”. Ów „belki” spełniają taka samą rolę, jak

ząbki widelca – świetnie rozdrabniają grudki. Inną opcją jest mieszanie składników w słoiku. Tutaj

taka drobna uwaga – zakrętka powinna być szczelna. O ile fajnie i zabawnie jest zachlapać pół

kuchni, to sprzątanie tego jest mniej zabawne. Kolejną opcją jest wykorzystanie butli 5 litrowej po

wodzie. Wadą jest konieczność robienia naleśników dla całej armii (lub 3 wygłodniałych

studentów). Zaletą jest to, że przy takiej ilości ciasta, nie ma potrzeby martwienia się o grudki –

jeśli jesteś w stanie potrząsnąć tym baniakiem, to na pewno będziesz miał piękne ciasto.

Teraz kilka uwag, co do składników ciasta. O ile podstawę stanowi mąka i tego

raczej nie da się zastąpić, to cała reszta jest opcjonalna. Jajek nie trzeba dawać w ogóle, ale

słyszałem, że można dodać jakiejś przyprawy, żeby uzyskać bardziej żółty kolor. Zamiast mleka,

można dać wodę, wodę gazowaną lub piwo. Woda gazowana czy piwo mają to do siebie, że

podczas podgrzewania wydzielają z siebie dużo bąbelków. Im ich więcej tym lepiej. Naleśniki

smażąc się, stają się delikatniejsze (właśnie przez te bąbelki). Jeśli nie używamy niczego

gazowanego, dodajemy proszek do pieczenia. Efekt będzie podobny. Zatrzymam się teraz na chwilę

przy dodawaniu piwa. Jeśli będzie to jasne piwo, to prawie nie poczujemy jego smaku w

naleśnikach. Jeśli natomiast dodamy piwo ciemne, będzie ono znacznie wyraźniejsze w smaku po

usmażeniu naleśników. Takie naleśniki nadają się do bardziej wymyślnych potraw. Ciasto z

ciemnym piwem może posłużyć jako rodzaj panierki do kotletów, ryb czy warzyw.

Mamy już wymieszane ciasto, czyli jesteśmy za półmetkiem naszej pracy. Nie

zapominajmy, że do ciasta należy dodać szczyptę soli – nawet, jak naleśniki mamy jeść na słodko.

Sól w znaczący sposób poprawia smak. Można także dodać cukier zwykły lub waniliowy, jednak

takie działanie ogranicza nasze naleśniki do jedynie słodkiej wersji. Można także dodać kapkę oleju

– nie trzeba będzie wtedy dawać go na patelnie podczas smażenia.

Jak smażyć naleśniki? Szybko! Zaleta i wada naleśników (ta podstawowa) jest jedna:

jest to niekończąca się historia. Dlaczego wada? Smażysz i smażysz a końca nie widać. Dlaczego

zaleta? Bo najesz się strasznie i zostanie jeszcze na później. W związku z tym, staramy się smażyć

naleśniki tak szybko jak to możliwe. Na rozgrzaną patelnie wlewamy kapkę oleju lub innego

tłuszczu (jeśli jest już w naleśnikach to nie ma takiej potrzeby), następnie wlewamy miarkę ciasta,

w sam raz na naleśnika. Najlepiej to robić chochelką, jednak nigdy się takiej nie dorobiłem. W

związku z czym, nalewam ciasto bezpośrednio z miski lub używam miernika uniwersalnego – 38

Studenckie gotowanie

Page 39: A ty studencie jadles juz dzisiaj

nalewam ciasto za pomocą kieliszka do wódki. Trochę można sobie palce pobrudzić, jednak jest to

dość prosty sposób na idealne naleśniki. Jak dużo ciasta lać naraz? To zależy od wielkości patelni i

konsystencji ciasta. Im większa patelnia, tym większe naleśniki i więcej ciasta lejemy. Im ciasto

bardziej gęste tym mniejsze naleśniki (racuchy). Gęstość ciasta określa także czas smażenia. Im

gęstsze, tym na mniejszym ogniu smażymy. Im ciasto rzadsze – tym krócej. Wracając do techniki

smażenia. Smażymy naleśnik z obu stron na kolor złocisty. Z założenia, naleśnik na drugiej stronie

będzie się smażył krócej, niż na stronie pierwszej. Kiedy należy przewrócić nasz naleśnik? Kiedy

podnosząc jeden z boków naleśnika, widzimy, ze przypiekł się delikatnie od spodu (na kolor

złocisty) i nie rozpadnie się nam podczas przewracania. Jak go przewracać? Łopatką wciskamy się

pod naleśnik w taki sposób, żeby jak największa z jego powierzchni opierała się na łopatce.

Unosimy go lekko do góry, jednocześnie obracając łopatkę, co by wprawić naleśnik w ruch wirowy.

Po osiągnięciu najwyższego punktu drogi naleśnika, nasza łopatka przyciska go ruchem

jednostajnie przyspieszonym do patelni. Nasz naleśnik właśnie został przewrócony. Można

przytrzymywać go sobie widelcem – na początku bardzo to pomaga. Można także podrzucać

naleśnika na patelni. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie trudne (tylko raz naleśnik wylądował

mi na ziemi). Potrzebna jest do tego patelnia, która ma paraboliczne przejście ze ścianek pionowych

do ścianki poziomej. Patelnie pewnie chwytamy w rękę. Ruchy mają być płynne i pewne. I bardziej

nerwowe ruchy i myśli, że się nie uda, tym większa możliwość porażki. Posuwamy patelnię (brzmi

to dość dwuznacznie) w dół, a następnie dokładamy do tego ruch do przodu. Naleśnik powinien

zacząć się zsuwać. Wtedy unosimy patelnię w górę, a następnie do siebie (nie za mocno). Naleśnik

nabiera wtedy wysokości i ruchu obrotowego. Teraz trzeba go złapać. Patelnia po ruchu do siebie,

idzie w dół i kawałek do przodu. To jest mniej więcej miejsce, w którym pokaże się naleśnik. Jeśli

nie pokaże się tam, to znajdzie się na podłodze. Co jest ważne? Czasami ruchy są zbyt płynne i…

naleśnik obraca się o 360 stopni, czyli spada tak, jak leżał. Wtedy albo próbujemy bardziej

usztywnić nasze ruchy, tak żeby obrócić go tylko o 180 stopni, albo jedziemy na hardcora i

dokładamy do pełnego obrotu jeszcze półobrotu. Efekt wizualny jest bardzo fajny. Jest jednak

minus i nie mówię o tym, że naleśnik spadnie na podłogę (ewentualnie przyklei się do sufitu). Jeśli

naleśnik słabiej się przypiekł, z jednej strony będzie miał dość sporo „surowego” ciasta. Zgadnijcie,

co się robi z tym ciastem przy obrotach naleśnika? Droga mleczna na suficie, ścianie i twarzy. Jeśli

używamy oleju to potrafi on także nieprzyjemnie prysnąć przy tych akrobacjach.

Naleśniki można jeść dosłownie ze wszystkim. Na słodko, na słono, na ostro. Można

ich używać zamiast chleba i zjeść naleśnika z pasztetem i sałatą. Można z nich zrobić krokiety,

nadziać farszem i zapiec, albo zrobić tortille. W każdym z tych dań naleśniki stanowią podstawę,

dlatego warto umieć je robić. Co ważne, tak jak już wspominałem, każdą „rzecz” można usmażyć w

cieście naleśnikowym. Dotyczy to zarówno mięsa, ryb, warzyw czy nawet samego pieczywa. 39

Studenckie gotowanie

Page 40: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Można smażyć to na głębokim tłuszczu lub po prostu obsmażyć ze wszystkich stron. Najlepsze

ciasto do tego typu działań jest na bazie wyrazistego piwa.

Zbrudzone naczynia i nie tylko:

− patelnia z łopatką

− przyrządy mieszalnicze (teraz mi wpadł pomysł do głowy, że można użyć

wiertarki z odpowiednią końcówką)

− przyrządy, którymi jemy

− w zależności od tego, jak mieszaliśmy ciasto, oraz czy udawało nam się

bezboleśnie podrzucać naleśniki, musimy posprzątać kuchnię, pół kuchni, albo wytrzeć twarz

współlokatorowi, który stał obok

40Studenckie gotowanie

Page 41: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Ryż smażony

Przepis na tę potrawę wymyśliłem jedząc pewnego razu chińskie danie o właśnie

takiej nazwie. Kolega akurat je zamawiał przez telefon. Jak skończył rozmawiać, zapytałem się,

kiedy będzie. Odpowiedział, że nie wie czy w ogóle będzie, bo z drugiej strony był Chińczyk i w

ogóle go nie rozumiał. W każdym razie obiad przyjechał. Chińczyk musiał wyznawać zasadę „Nasz

klient, nasz Pan”, jednak cieszę się, że nie dostaliśmy ciastek z kota, w ramach promocji.

W każdym razie, owo danie strasznie mi zasmakowało. Co by był ze mnie za

kucharz, jakbym nie spróbował odtworzyć go w domu? Udało się, jednak wprowadziłem później

znaczące modyfikacje w tym przepisie ze względu na koszt. Nie przedstawię tutaj przepisu na ryż

smażony, taki jak u Chińczyków. Ten przepis jest na mojej stronie http://student-

gotuje.blogspot.com . A tutaj wersja studencka, wykorzystująca żelazną rezerwę.

Składniki:

− ryż

− kostka rosołowa

− marchewka i por

− granulat sojowy lub małe kotleciki sojowe

Proponuję zacząć od marchewki i pora. Jeśli macie pustą lub prawie pustą lodówkę,

warto wstawić w to miejsce pokrojoną marchewkę i pora w pojemnikach. Dłużej zachowają one

swoją świeżość. Jak się do tego zabrać? Bierzemy reklamówkę marchewek i obieramy. Nie powiem

jak dużo ma być tej marchewki, ponieważ zależy to od wielkości pojemnika, jaki posiadacie.

Marchewkę po obraniu myjemy, rozcinamy wzdłuż na ćwiartki, a następnie kroimy w plasterki.

Uzyskamy dość sporo takich ćwiartek talarka marchewkowego. Wsypujemy do takiego pojemnika i

w stawiamy do lodówki. Najlepiej, żeby pojemnik był przykrywany, marchewka mniej obeschnie.

Podobnie robimy z porem i wsypujemy go do drugiego pojemnika. Dlaczego wsypywać je i

przechowywać w pojemniku? Oszczędność czasu. Po maksymalnie godzinnym wysiłku, jesteśmy w

stanie przygotować obiad w 15 minut. I tutaj chciałbym żebyście zapamiętali - jeśli się da, róbcie

sobie jedzenie na kilka dni, nawet niech to będą pojedyncze składniki przygotowane –

zaoszczędzicie mnóstwo czasu i zakładam, że pieniędzy również. Jakiś przykład? Naleśniki

zostawić w lodówce pod przykryciem. Później włożyć w nie bigos (ze słoika, od mamy), zwinąć,

podsmażyć i mamy krokiety.

Wracając do naszego ryżu. Na patelni zagotowujemy wodę i rozpuszczamy w niej

kostkę rosołową. Wrzucamy praktycznie wszystko naraz, czyli ryż, warzywa (po garści marchewki

i pora) oraz soję. Jeśli chodzi o soję, to powiem tak - granulat sojowy jest fajnym dodatkiem, bo

bardzo szybko jest gotowy, jednak czasem ma dziwny smak (ale tylko czasem). Zdecydowanie

41Studenckie gotowanie

Page 42: A ty studencie jadles juz dzisiaj

lepszym rozwiązaniem jest soja w formie takich małych kotlecików (kostka około 2 cm). Gotuje się

nieznacznie dłużej od granulatu, w smaku jest lepsza, do tego wygląda jak imitacja kostki z piersi

kurczaka. I to wszystko razem gotujemy około 10 - 12 minut. Wody powinno być dwa razy więcej

niż objętości całości (nawet nie czuję, kiedy rymuję). Pytanie: jak odlać wodę jak się ugotuje?

Odpowiedź: jaką wodę? Wody jest tyle, że część z niej wyparuje, a reszta zostanie wciągnięta przez

ryż i soję. Kiedy to się stanie? W miarę szybko, dlatego trzeba tego praktycznie cały czas pilnować.

Jak woda zniknie w tajemniczy okolicznościach, a całość zacznie skwierczeć, dając nam znać, iż

chce się przypalić, dolewamy oleju i smażymy. Teraz jest czas na dodawanie przypraw. Zawsze i

bezwzględnie należy pamiętać, że przyprawy dodajemy przy końcu procesu obróbki termicznej.

Przyprawy z założenia osiągają szczyt swoich możliwości po około 5 minutach ogrzewania, później

smak powoli zanika. Akurat do tej przyprawy można dodać sos chili, sos tabasco, drobno pokrojone

papryczki piri-piri czy jakąkolwiek inną ostrą przyprawę. Świetnie uzupełni ona smak kotletów

sojowych. Ja bym dodał także ziół prowansalskich. Jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami

kurzych jaj, możemy je dodać do tej właśnie potrawy. Rozbełtane jajko wlewamy na patelnię i

mieszamy, aby dotarło do każdego zakamarka naszej potrawy. Dlaczego uważam taką potrawę za

ważną? Po pierwsze, zawiera chyba wszystkie składniki potrzebne w diecie człowieka. Po drugie,

stosunek ceny do jakości jest naprawdę powalający. Po trzecie i chyba najważniejsze, ta potrawa

jest uniwersalna. Co mam na myśli mówiąc to? Każdy składnik da się zastąpić jakimś innym.

Dlatego tą potrawę można przygotować z tego, co akurat mamy. Kotlety sojowe można zastąpić

mięsem surowym (mój wujek mówił, że najlepsze surowe są wargi sromowe), piersiami z kurczaka

czy kiełbasą. Wszystko i tak kroimy do podobnych rozmiarów i postępujemy identycznie. Ryż

można zastąpić makaronem. Można go również zastąpić kaszą. A nawet kuskusem (tylko trzeba go

wsypać później i zdecydowanie krócej gotować). I co wtedy z przepisem? Nic. Zmienia się nazwa i

smak – przepis się nie zmienia. A co jeśli chodzi o warzywa? Dokładnie to samo, czyli można dać

każde warzywo jakie zapragniecie. Ważna jest wielkość kawałków, powinny być takie same, jak

wielkości kawałków marchewki – nie będzie konieczności zmiany w przepisie odnośnie czasu

gotowania. Zatem możemy dodać mrożoną mieszankę warzyw, może to być cebula i pomidor (bez

pestek, wyjdzie wtedy coś jakby sos). Dowolność jest tak duża, że nie jest możliwe opisanie

wszystkich kombinacji. Użyjcie swojej wyobraźni przy tworzeniu tej potrawy. Nakładamy sobie

taką potrawę na talerz i zachwycamy się smakiem.

Co ważne, zawsze wychodzi zdecydowanie za dużo tego jedzenia. Ponieważ nie

mogę zjeść jej całej naraz, odkładam ją do pojemnika (lub zostawiam na patelni) i odgrzewam

później. Tak zrobiona potrawa wyżywi nas przez cały długi dzień.

Zbrudzone naczynia:

− patelnia z łopatką42

Studenckie gotowanie

Page 43: A ty studencie jadles juz dzisiaj

− deska do krojenia (jeśli był to dzień, w którym kroiliśmy marchewkę)

− pojemniki po warzywach (jeśli był to dzień, w którym marchewka z porem

się skończyła)

− zestaw do konsumowania obiadu

43Studenckie gotowanie

Page 44: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Ryż, a do tego parówki z serem

Teraz takie typowe danie kuchni studenckiej. Minimalny nakład pracy a maksymalne

walory smakowe.

Składniki:

− ryż, tym razem w woreczkach

− parówki, co najmniej dwie

− żółty ser

− oregano

− ketchup na sam koniec

Rozumiem, że nie każdy od razu przekona się do kupowania i gotowania ryżu na

wagę i będzie kupował ryż w woreczkach. Rozumiem to, bo sam tak kiedyś robiłem. Teraz uważam

to za stratę pieniędzy. Mimo wszystko, chciałbym się z wami podzielić patentami na gotowanie

ryżu w woreczkach. Przede wszystkim, woda do której wrzucamy woreczek z ryżem, musi być

gorąca. W sumie to musi się już gotować. Można ją zagotować w garnku lub wcześniej w czajniku

elektrycznym, który ma o niebo krótszy czas zagotowania swej zawartości. Za każdym razem,

kiedy potrzebujecie szybko wrzątku, zastanówcie się, czy nie warto by było zagrzać wody w

czajniku. Wrzątek solimy lub dodajemy kostkę rosołową (tak właśnie robię ja). Zamiast kostki

rosołowej, można użyć czegoś takiego jak warzywko lub czegoś podobnego (wysuszone warzywa z

duża ilością soli). Jak już to mamy, należy włożyć woreczek z ryżem do garnka. I tutaj parę uwag

dla początkujących. Woreczek nie może dotykać części garnka, która jest sucha (w sensie, że nie

jest zakryta wodą) lub może być sucha (jak woda wyparuje). Dlaczego? Woreczek to tworzywo

sztuczne, które spokojnie wytrzyma temperaturę 100 stopni (czyli temperaturę wrzenia wody) i się

nie roztopi. Sam garnek, jeśli nie jest pod wodą, która odbierała by z niego temperaturę, potrafi

rozgrzać się do temperatury wyższej. Woreczek tego nie wytrzyma i zacznie się topić, przyklejając

się na stałe do garnka i wydobywając z siebie straszny smród. Raz mi się zdarzyło i nie planuję tego

robić nigdy więcej. Jak więc wkładać woreczek do garnka? Mają one takie specjalne uszy.

Wieszamy go na tym uchu na widelcu i delikatnie opuszczamy na środek garnka. Ważne jest, żeby

ryż został przykryty przez wodę. Jeśli tak się nie stanie, to górna jego część może się niedogotować.

Dlaczego nie wrzucamy worka od tak, po prostu? Ponieważ, gdy ryż będzie już dobry, należy go

wyjąć z garnka. Jeśli wsadzaliśmy go do garnka za pomocą widelca, ucho przy torebce znajduje się

na górze. Wsadzamy w nie widelec i bezproblemowo wyciągamy w górę. Na dobrą sprawę, jak

ucho wystaje ponad wodę, to można wyciągnąć woreczek samymi rękoma (jednak zbyt długo nie

utrzymasz go w dłoni). Woreczkiem należy potrząść, żeby zbędna woda go opuściła (żeby wody

odeszły), następnie rozciąć i wysypać ryż na talerz.

44Studenckie gotowanie

Page 45: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Kiedy gotuje się ryż, zabieramy się za parówki. Wiem, że powiecie, że tam nie ma w

ogóle mięsa, że to największy syf jaki może być. Nie twierdzę, że tak nie jest. Jednak musicie

zdawać sobie sprawę z jednego. Jeśli sami nie robicie wyrobów mięsnych z surowego mięsa,

musicie liczyć się z tym, że każde niesurowe mięso to syf – i nie ma tutaj większych i mniejszych

syfów. Wędliny są nabijane wodą, kiełbasy lub temu pochodne zawierają takie części z ciał

martwych zwierząt, że nie chcecie wiedzieć. U mnie w domu, od kiedy pamiętam, zawsze

staraliśmy się robić wędliny domowymi sposobami. Tata mnie uczył, jak robi się poszczególne

rzeczy (np. kiełbasę, kaszankę czy mielone), co my do tego dodajemy, oraz co można by dodawać,

żeby zwiększyć objętość tych przetworów. Co z tego wynika? W parówce wcale nie jest tak źle. Na

pewno znajdują się też skóry, czy chrząstki. Uwierzcie mi, że znajdują się one także w kiełbasie lub

nawet w wędlinie. Wbrew pozorom, takie składniki też są nam potrzebne (między innymi do

odbudowy chrząstki stawowej), dlatego jedzcie czasem parówki.

Wracając jednak do tematu. Parówki mają to do siebie, że można je jeść

bezpośrednio na surowo. Jak to ułatwia sprawę? Nie trzeba ich nie wiadomo jak długo podgrzewać.

Wystarczy, żeby się zagrzały w środku. Na patelni rozgrzewamy odrobinę tłuszczu, może to być

olej albo masło. Kładziemy na to parówki (minimum dwie, maksymalnie tyle, ile się zmieści) i

delikatnie podsmażamy z jednej strony. Trudno jest podsmażyć „delikatnie” parówki. Strasznie

szybko robią się chrupiące i łatwo się mogą przypalić. Dlatego robimy to na małym ogniu, cały czas

pilnując, żeby się jednak nie przypaliły. Jak widzimy, że już się zarumieniły, przewracamy je na

plecy. Najlepiej popchnąć jedną parówkę, a reszta przeturla się odpowiednio razem z nią. Jeśli się to

nie uda, to turlajcie każdą z osobna. Jak już mamy je na plecach, to kładziemy na nie ser w

plasterkach. Kładziemy tyle kawałków, żeby je zakryć. Może być to pojedyncza lub podwójna

warstwa. Im więcej warstw, tym dłużej będzie się roztapiać i mniejszy ogień musi być pod patelnią.

Pewnie jesteście ciekawi, dlaczego musiały być dwie parówki. Jak nie jesteście ciekawi, to i tak

wam powiem. Już na dwóch parówkach jesteśmy w stanie ułożyć ser w taki sposób, żeby nie

zlatywał nam na patelnie przy najmniejszym ruchu parówki. Mielibyśmy ser smażony, a na nim

parówki. O ile brzmi to smakowicie, to zmywanie patelni po takim cudeńku jest okropne. Na ser

posypujemy oregano – jak dla mnie jest ono sercem tego przepisu. Chwilę czekamy, aż parówki

złapią odpowiedni kolor, a następnie dolewamy pół szklanki wody (nawet trochę mniej, uważając,

żeby tłuszcz nas nie ochlapał) i przykrywamy patelnię. Jeśli uda nam się to zrobić szybko, to

parująca woda utrzyma się pod przykrywką, roztapiając ser. Jeśli jednak się to nie uda, będziemy

musieli trochę dłużej poczekać. Jedynym zadaniem wody jest roztopienie sera. Dlatego musi ona

zacząć parować i to szybko. Ser roztopi się dosłownie w mgnieniu oka (lub dwóch), dlatego należy

cały cza pilnować naszego obiadu. Zaglądając do potrawy, uchylamy tylko kawałek pokrywki, żeby

cała para nie uciekła.45

Studenckie gotowanie

Page 46: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Danie jest gotowe, jak ser się roztopi i spróbuje zacząć spływać na patelnię.

Bierzemy łopatkę i wsuwamy ją pod parówki. Chodzi o to, żeby przenieść parówki na ryż, w taki

sposób, żeby nie zaczęły się obracać w tracie drogi. Jeśli zaczną to robić, ser będzie wszędzie. Do

całości polecam ketchup.

Zbrudzone naczynia:

− garnek od ryżu

− patelnia z łopatką

− talerz z kompletem sztućców

46Studenckie gotowanie

Page 47: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Zapiekanka ziemniaczana

Ostatnie danie na ten tydzień. W weekend można się pobawić z daniem trochę

bardziej wyszukanym, przynajmniej tak mi się takie wydaje. Jakby nie patrzeć, to danie jest

strasznie podobne do ziemniaków smażonych w plasterkach, ale różni się wykończeniem.

Składniki:

− ziemniaki

− marchewki

− boczek wędzony lub gotowany

− śmietana

− ser

Jak dużo ziemniaków i marchewki? Tyle, żeby zmieściło się nam do naczynia

żaroodpornego. Tak, w tym przepisie korzystamy z takiego naczynia. Można także korzystać z

brytfanny. Będzie nam też potrzebny piekarnik. Piekarnik jest niedoceniany przez studentów, a

szkoda. Fakt, że przygotowanie jedzenia zajmuję trochę więcej czasu (przeważnie dłużej się

piecze), jednak stanowi od podstawę do zrobienia naprawdę ciekawych potraw i złamania rutyny

jedzenia w kółko tego samego.

Ziemniaki i marchewkę obieramy i gotujemy (w garnku). Zapytacie po co gotujemy

jak mamy zamiar ją piec? Ponieważ będzie się wtedy piekło krócej i bardziej równomiernie. Kłopot

z pieczeniem czegokolwiek jest taki, że są to duże, zbite rzeczy (np. taka zapiekanka czy kurczak),

a co za tym idzie, żeby były niesurowe w środku, muszą się dłużej piec. Jeśli jednak mamy

możliwość podgotowania poszczególnych składników – zróbmy to. Ziemniaki i marchewkę

gotujemy razem w całości. Można je wcześniej pokroić, ale łatwiej to zrobić, gdy są podgotowane.

Dorzuciłbym jeszcze kostki rosołowej. Jeśli nie lubicie kostek rosołowych tak jak ja, to po prostu

posólcie zawartość garnka.

Kiedy warzywa się gotują i doprowadzają do odpowiedniego stanu, zajmijmy się

boczkiem. Jeśli jest w plasterkach, to dobrze. Jeśli nie, to do takiego stanu (stanu w plasterkach)

należy go doprowadzić. Plasterki mają być dość cienkie, tak żeby wyszło ich więcej. Nikt nie ma

tyle pieniędzy, żeby wydawać go na grube plastry boczku. Jeśli boczek jest tłusty lub nawet bardzo

tłusty, wrzucamy go rozgrzaną patelnie bez żadnego tłuszczu. Jeśli jest chudy, musimy dorzucić

jakiegoś smalcu. Powinno tam być odpowiednia dużo tłuszczu. Nabierze on wtedy aromatu boczku,

a następnie odda go zapiekance. Boczek smażymy z obu stron, do wersji lekko chrupiącej (właśnie

zaczęła cieknąć mi ślinka).

Powiedzmy, że już wszystko mamy. Ziemniaki z marchewką ugotowane, boczek

usmażony. Pamiętajcie, że ziemniaki muszą być twardawe, znaczy się twardsze, niż takie do

47Studenckie gotowanie

Page 48: A ty studencie jadles juz dzisiaj

normalnego spożycia przy obiedzie. To samo tyczy się marchewki. Odcedzamy ziemniaki z

marchwią stosując patent z pokrywką. Wyciągamy ziemniaki i kroimy je w plasterki. Maksymalnie

pół centymetra grubości. Im cieńsze, tym więcej warstw, a smaki są bardziej wymieszane. Więc

krójcie tak cienko jak się da. Układamy na dnie naczynia żaroodpornego pierwszą warstwę

ziemniaków. Warstwa ziemniaków ma przykryć dno. Nie musi być to idealne pokrycie, znaczy..

ten... przykrycie. Chaos jest tam wskazany, pod warunkiem nie robienia zbyt grubych warstw.

Następnie idzie warstwa marchewki, która powinna być pokrojona w podobny sposób jak

ziemniaki. Następnie warstwa boczku i odrobina tłuszczu, który jest na patelni. Musicie liczyć, że

na średniej wielkości naczynie przypadną przynajmniej 3 warstwy. Składniki musicie zatem

odpowiednio dzielić. Przekładanie warstw powtarzamy aż do wyczerpania zapasów lub

wyczerpania miejsca. Jeśli skończy nam się miejsce, zaczynamy ugniatać zapiekankę. Oczywistym

jest, że zanim zaczęliśmy, umyliśmy dokładnie ręce. Dlatego teraz, spokojni o to, że nie zabijemy

żadnych bakterii wgniatając je w zapiekankę, kładziemy obie ręce na zapiekance, w taki sposób,

żeby przykryć jej całą powierzchnię. Następnie delikatnie ugniatamy. Część naszych składników

rozsypie się i wypełni szpary. Jakby ktoś akurat dzwonił do Was przez telefon, odbierzcie i

powiedzcie, że nie możecie teraz rozmawiać, bo wypełniacie szparki. Po tym zabiegu, powinno się

zrobić miejsce na jeszcze trochę składników. Ważne jest, żeby nie ugniatać zapiekanki, kiedy górną

warstwę stanowi boczek (tłuste ręce to nic przyjemnego).

Bierzemy śmietanę w dłoń. Po co jest w ogóle ta śmietana? Szparki, które zostały,

trzeba wypełnić białym, kremowym czymś. Czyli śmietaną. Do śmietany dodajemy wszelakie

przyprawy, które uznamy za stosowne. Jeśli soliliśmy ziemniaki, to teraz nie ma potrzeby

dodawania soli. Można natomiast dodać czosnku w proszku, pietruszki (również w proszku),

pieprzu, papryki, ziół prowansalskich, czyli ogólnie wszystkiego, co lubimy. Jeśli okaże się, że

jedna maleńka śmietana to za mało na taką ogromną zapiekankę, dolewamy do niej odrobinę wody

z ziemniaków (jeśli nam została) lub po prostu zwykłej wody. Chodzi o to, że na górze ma się

znajdować warstwa śmietany, natomiast jej część (ta z wodą) powinna spłynąć na dół, żeby

dostarczyć aromatu przypraw niższym warstwom. Na koniec wszystko posypujemy serem. Ser

dajemy w kawałkach, w kawałkach pokrojonych w kostkę, potarty lub pokruszony. Wybór należy

do was. Obojętnie jak ser rozdrobnimy, nie będzie to miało znaczenia.

Wstawiamy to do rozgrzanego piekarnika. Rozgrzanego do maksimum. Danie jest

praktycznie ugotowane, chodzi nam jedynie o przeniknięcie się zapachów i roztopienie sera. Na

początek (jakieś 5 - 10 minut) proponuję to przykryć. Będzie się dusić w swoich zapachach. Później

jednak trzeba to odkryć, żeby ser miał okazję się przypiec. Jeśli na górze jest sporo śmietany, to

raczej tego nie zrobi, ale zawsze miejmy nadzieję. Kiedy danie jest gotowe do spożycia? W chwili

wstawiania do piekarnika, jednak my chcemy wydobyć z niego więcej smaku. Dlatego zasada jest 48

Studenckie gotowanie

Page 49: A ty studencie jadles juz dzisiaj

taka : wyciągamy je, jak zaczyna pachnieć tak, że dłużej wytrzymać już nie możemy. Sprawdzamy

co chwilę, czy aby ser się nie przypiekł – jeśli tak, znaczy, że to już najwyższa pora wyjąć je i

skonsumować.

Nakładamy na talerz „wyciętą” porcję. Nie miejcie nadziei na to, że się nie

rozpadnie. Zawsze się rozpadnie. Jeśli nie chcecie żeby się rozpadało, to można dodać między

każda warstwą, trochę sera, po roztopieniu może on przytrzymać warstwy razem.

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− patelnia i łopatka drewniana

− deska i naczynie żaroodporne

− komplet, którym jedliśmy

49Studenckie gotowanie

Page 50: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rozdział IV - tydzień 2

Zakupy po raz drugi, czyli policz raz jeszcze zanim kupisz

Mieliście kiedyś tak, że w sklepie widzieliście jakąś super promocję, że niby tak

tanio i w ogóle, a w domu, przy sprawdzaniu rachunków okazywało się, że to wcale nie była super

promocja? Albo, że to wcale nie była ŻADNA promocja? Mi się tak parę razy zdarzyło, ale szybko

się tego oduczyłem. Nauczyłem się po prostu nie ulegać promocjom. Co takiego w nich jest, że

przyciągają naszą uwagę? Wielki napis PROMOCJA. Jest on tak duży i rażący, że odbiera nam

zdolność myślenia. Może trochę przesadzam, ale chodzi o to, że przyciąga naszą uwagę,

odwracając ją od istotnych szczegółów. Jak sobie z takim czymś radzić? Musicie mieć świadomość,

czego potrzebujecie, co jest wam zbędne i na jakie cechy produktu stawiacie.

„Kup ten produkt, a dostaniesz kompletnie nieprzydatną rzecz! Spójrz tylko jaka ona

jest super!”. Ostatnio trafiłem na mniej więcej taką promocję. Najlepsze jest to, że obok stał tan sam

produkt, w tej samej cenie, tylko miał 20% więcej wagi. Z racji tego, że potrzebuję tego produktu, a

nie zabawki promocyjnej, wybrałem większe opakowanie. Pamiętajcie, żeby zawsze stawiać na

pierwszym miejscu Waszą potrzebę i nigdy nie mówcie „Ale tam jest taki fajny breloczek...”.

Najpierw produkt, ewentualnie później promocje.

Jak porównywać opłacalność produktów? Jak już uda nam się odwrócić wzrok od

napisu „promocja”, to (przynajmniej w tych większych sklepach) koło ceny widnieje coś takiego

(maksymalnie małym drukiem) jak cena za kilogram/litr/sztukę. Bardzo fajna i przydatna rzecz.

Dzięki niej, w ciągu chwili można znaleźć tańszy produkt, bez ciągłego używania kalkulatora. Co

ciekawe, jak się spojrzy na tę cenę, zastanawiasz się, gdzie jest ta promocja, skoro inny produkt

wychodzi dwa razy taniej. W związku z tym – patrzcie uważnie na etykiety, zamykajcie oczy na

słowo „promocja” czy „gratis”. Gratis działa na nas dokładnie tak samo jak promocja.

Teraz taka mała dygresja. Jaka jest definicja słowa „promocja”? Większość z Was

pewnie powie, że jest to obniżenie cen, dodanie gratisów, po to, żeby zwiększyć sprzedaż danego

produktu. Jest to jak najbardziej logiczne rozumowanie... ale niestety nieprawdziwe. Według prawa,

promocja nie musi oznaczać obniżenia ceny produktów. Sklep może podwyższyć cenę produktu,

napisać karteczkę promocja i zarabiać na tym więcej (bo jest promocja). Jest to taka „drobna” luka

w prawie (nie wiem czy ciągle jest, ale była na pewno), dzięki której „promocja” jest zawsze, ale

niekoniecznie opłaca się klientom.

50Studenckie gotowanie

Page 51: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Impreza z gotowaniem, czyli wcale nie musi być drogo

Się tak złożyło, że od jakiegoś tam czasu, urządzam imprezy z gotowaniem. Czyli

coś stylu domówek, gdzie zakąskę przygotowujemy sami. Co jest w tym dobrego? Po pierwsze,

wychodzi tanio. Taka impreza z zrzutką na jedzenie, to mniej więcej koszt zakupu chipsów i

paluszków. Jak dojdziecie to wprawy, to około 3-4 zł na głowę. Nie jest to strasznie dużo, a naje się

każdy. Jaki jest drugi plus? Jest przy tym zabawnie. Szczególnie jak coś Wam nie wychodzi. Nawet

sobie nie wyobrażacie, ile śmiechu może dostarczyć mąka rozsypana po całej kuchni (inna sprawa,

że ktoś to musi sprzątnąć). Trzeci, chyba najważniejszy plus – jeśli jesteś gospodarzem

organizującym takie imprezy, z założenia potrafisz gotować. Choć trochę. Płeć piękna patrzy na

Ciebie innym okiem („On umie gotować! Wow!”). Jest to miłe i czasami przynosi wymierne

korzyści (jeśli wiecie o czym mówię). Jednak trzeba uważać! Nie można się dać zaszufladkować

jako melepeta stojąca w kuchni, podczas gdy inni się bawią. Nie masz być służącym, tylko

gospodarzem. Zaciągnij każdego do pracy, przydzielając odpowiednie zadania. Każdemu względem

jego umiejętności. Wtedy będzie tak, jak być powinno. Będziesz gospodarzem.

Jest oczywiście mnóstwo wad takich imprez z gotowaniem, ale od czasu do czasu

można coś takiego zorganizować. I gwarantuję Ci, że później wszyscy będą opowiadać jak

wspaniale gotujesz i jak wyjątkowe potrafisz urządzać imprezy. W tym tygodniu, w ramach

przepisów, będą przepisy nadające się na imprezy studenckie.

51Studenckie gotowanie

Page 52: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Przepisy na ten tydzień

Kalimoczo, czyli nie chcesz wiedzieć co pijesz

Jak wiadomo, student pić musi. I to musi dużo. I koniecznie, żeby było dużo

alkoholu. Cała reszta (w tym smak, wygląd i zapach) – jest o wiele mniej istotna. Pewnych rzeczy

się jednak nie ruszy... chyba, że się nie wie co to takiego.

Składniki:

− tanie wino marki wino

− tania cola marki tania

Oryginalny przepis od żuli spod sklepu. Testowany przez nich wielokrotnie, jak

sądzę. Ci zacni Panowie z niejednego kartonu wino pili, dlaczego zatem nie wierzyć w ich

sprawdzony przepis? Jeśli ktoś ma wstręt do taniego wina (zresztą słuszny), to musi się tylko

przełamać do spróbowania. Później będzie pił to całkiem swobodnie. Tak naprawdę, cały przepis

opiera się na wymieszaniu wina z colą w proporcjach 3:1 (trzy miary wina, jedna miara coli).

Jednak można, wręcz trzeba, zrobić z tego rytuał.

Potrzebne są przynajmniej dwie osoby. Jedna jest mistrzem ceremonii, druga

głupkowato powtarza słowa pierwszej śmiejąc się złowieszczo. Cała ceremonia wygląda

następująco:

- Z mroków nocy wyłonił się kształt, metalowy, duży i gotowy do czarów. Teraz

zaczniemy czarować.

Druga osoba powtarza ostanie słowa i śmieję się głupawo (jak w tandetnym filmie

grozy). Wyciągacie wtedy duży garnek ze swojego asortymentu.

- Ten oto kocioł przemówił! Dzisiaj stworzymy miksturę. Miksturę zapomnienia!

(chóralny śmiech). Tak, dzisiaj zapomnicie, jak stąd wyszliście (co nie mija się z prawdą).

Trzeba to dość znacznie przeciągać. Robimy przedstawienie i nie musimy się

spieszyć. Wyciągamy kartony z tanim winem, najlepiej jakoś zaklejone, lub zamaskowane, żeby nie

można było się domyślić ich zawartości.

- Jako pierwszy składnik Mikstury Zapomnienia w kociołku ląduje krew dziewic!

Wlewacie trochę wina z dość dużej wysokości, a Wasz pomocnik powtarza

(wycierając kapiącą mu ślinę): Krew dziewic... Buahahah!

- Tak, ta oto krew dziewic stanowi podstawę owej mikstury, lecz strzeżcie się! Tylko

krew dziewic zebrana podczas pełni się nada. Tylko taka będzie miała moc Zapomnienia. Tylko po

niej dziewce zapomną, jak to jest być dziewicami!

- Tak! Dziewice się nam oddadzą i o tym zapomną! Tak, Mój Panie, Twój plan jest

wspaniały! - mówi pomocnik.

Mieszacie całość wielką chochlą mówiąc, jakbyście czytali recepturę.52

Studenckie gotowanie

Page 53: A ty studencie jadles juz dzisiaj

- Zamieszaj 3 razy w lewo, 5 razy w prawo. Dodaj 4 skrzydła nietoperza, zamieszaj

raz jeszcze. W prawo. Dodaj kwas, zdolny wyżreć wszystko (wyciągasz colę). Dzisiaj wyżre on

naszą pamięć. Niech tak się stanie!

- Niech się stanie, Mój Panie! Buhahaha!

Nalewacie coli, mieszacie. Każdy kolejno powinien teraz podejść z kubkiem lub

szklanką i spróbować. Róbcie miny tajemnicze i misterne. Jak ktoś się będzie pytał co to jest,

mówcie prawdę. Mikstura Zapomnienia. Gwarantuję, że wrócą po więcej.

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− chochla

− kubki

53Studenckie gotowanie

Page 54: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Pieczywo czosnkowe

Jak już jest impreza, to trzeba czymś zagryzać. Bo tak jest przyjemniej i lepiej.

Jednym ze smaczniejszych i prostszych dań na takie okazję jest pieczywo czosnkowe.

Składniki:

− chleb, bagietki, jakiekolwiek pieczywo

− masło lub margaryna

− czosnek

− pietruszka

Wszystko jest pięknie, poza oddechem po takiej uczcie, więc jeśli chcecie później

gdzieś wychodzić – zmieńcie przepis. Ogólnie sprawa jest prosta. Wcześniej, koniecznie wcześniej,

trzeba przygotować masło czosnkowe. Dlaczego wcześniej? Bo to chyba najbardziej czasochłonna

czynność, i jednocześnie najbardziej brudząca. Ważne jest, żeby masło odpowiednie przegryzło się

z pozostałymi składnikami.

Bierzemy masło i... nie robimy nic. Masło musi poleżeć z godzinę czasu, żeby

zmiękło. Można oczywiście robić to „na twardziela” ale jest to strasznie uciążliwe i daje gorsze

efekty smakowe. Jak już masło swoje odstoi to wkładamy je do większej miski (o ile taką

posiadamy). Równie dobrze można od razu dać dwie kostki masła – wszystko zależy od ilości gości

i ich apetytów. Teraz dodajemy do tego pozostałe składniki, czyli jak sama nazwa wskazuje - na

początek czosnek. Czosnek może być w trzech formach. Forma pierwsza, to surowy czosnek

wyciśnięty do masła. Forma najbardziej aromatyczna, ale i najbardziej „pachnąca” (w sensie

oddechu po). Na kostkę masła polecam 2-3 ząbki, jednak dużo zależy tutaj od waszych preferencji.

Na początek lepiej dać mniej, a później co najwyżej dorzucić – unikniecie wtedy problemu „Ja tego

nie ruszę, bo tam jest za dużo czosnku”. Jak ktoś nie ma wyciskarki, to można czosnek drobno

posiekać. Nie jest to szczególne fajne, bo trafia się na kawałki czosnku już na pieczywie. Przy

wyciskaniu może zdarzyć się dokładnie to samo, ale ryzyko jest mniejsze. I to była pierwsza opcja.

Druga możliwość to dodanie czosnku w proszku – czyli takiej przyprawy. Dużo łatwiej, dużo

przyjemniej się miesza, smak jest bardzie rozłożony po całym maśle, jedyny minus to te wszystkie

konserwanty i trochę inny smak niż w przypadku czosnku naturalnego. Ostatnią wersją czosnku,

który można dodać do masła, to po prostu sól czosnkowa. Jeszcze łatwiej (nie trzeba dodawać już

soli), ale podobnie jak w poprzednim przypadku – zawiera to od cholery konserwantów i innego

syfu.

Kolejnym składnikiem, który należy dodać do masła, jest pietruszka. Często jest to

składnik zapominany przez kucharzy amatorów. Pietruszka podkreśla aromat czosnku, a

jednocześnie trochę łamie jego smak. Powinna być świeża. Jak najbardziej. Wtedy już przy samym

54Studenckie gotowanie

Page 55: A ty studencie jadles juz dzisiaj

krojeniu czuć jej aromat. Ale nie kroimy korzenia, tylko samą nać. Siekamy ją drobno - im

drobniej, tym lepiej. Podobnie jak z czosnkiem, ilość zależy od upodobań. Pietruszki nie może być

więcej niż czosnku. Maksymalnie tyle samo. Podobnie jak w przypadku czosnku, można dodać

suszoną pietruszkę w postaci przyprawy. Staram się tego unikać, bo zapach takiej świeżej jest nie

do pobicia.

Do całości należy również dodać sól. Musi ona wydobyć smak pozostałych

składników. Musi to być za słone, bo później będzie to rozsmarowane na pieczywie i cała sól zginie

w tłumie. W dwóch przypadkach należy uważać z solą. Pierwszy przypadek – gdy dodajemy sól

czosnkową. Może wtedy w ogóle nie być potrzeby dodawania soli. Drugi przypadek – gdy zamiast

masła, używamy margaryny. Może ona być już solona. Wszystkiego oczywiście próbujemy podczas

dodawania przypraw – wtedy na pewno nie przesadzimy z żadnym składnikiem.

Jeśli decydujemy się już robić nasze danie z margaryny, to należy pamiętać o paru

sprawach. Margaryny nie trzeba zmiękczać – po wyjęciu z lodówki nadaję się w sam raz od

mieszania. Druga ważna rzecz, nie wyrzucajcie pudełka po margarynie. Po wymieszaniu włóżcie

masło z powrotem do tego pudełka – łatwo się przechowuje w przypadku, gdy nie damy rady zjeść

wszystkiego na jeden raz.

To wszystko mieszamy. Mieszamy to widelcem. Widelce mają to do siebie, że mają

ząbki. Po co są te ząbki? Nie mam bladego pojęcia, ale świetnie sprawują się w roli mieszacza.

Zamiast jednego ruchu, wykonujemy trzy! Tak jest po prostu najłatwiej połączyć składniki. Jak już

wszystko wymieszamy to próbujemy czy niczego nie brakuje. W razie potrzeby dosypujemy

przypraw i znowu mieszamy. Jak już wszystko jest git, to wstawiamy do lodówki na godzinę czy

dwie. Później samo masło jest już dobre do spożycia.

Jak już przyjdą goście, należy ich wykorzystać. Facetów w kuchni, kobiety w

sypialni. I niech ręka boska was broni żeby robić na odwrót! Pominę tutaj fakt, jak wykorzystywać

kobiety – zostawiam to waszej wyobraźni. Natomiast zadania, które trzeba wykonać w kuchni są

następujące. Należy pokroić bagietki, chleb czy co tam macie. Bagietki są do tego fajne, bo można

je łatwo podzielić na mnóstwo części (małych, ale mnóstwo). Tak, że jedna osoba dostaje nóż

(zakładam, że więcej ostrych noży nie ma) i zaczyna kroić. Pamiętajcie, żeby wybrać taką osobę,

która nie zrobi sobie krzywdy tym nożem. Kromki z bagietki mają mieć mniej więcej 1,5 cm

grubości. Następna osoba smaruje kromki masłem czosnkowym. Tutaj trzeba wybrać osobę

sumienną, która będzie równo i dokładnie rozsmarowywać masło po całej kromce. Jeśli mamy

ochotę, to można na pieczywo dodać ser. Mówiąc ochotę, mam na myśli pieniądze na ów ser. Jeśli

mamy ten składnik, to kolejna osoba trze go na tarce lub kroi na małe plasterki. Plasterki mają być

takie, żeby się ser nie wylewał po brzegach. A ostatnia osoba nakłada trochę sera na kromki i układa

na blaszce. Całość ma tworzyć coś w rodzaju taśmociągu. Oczywiście, zanim to wszystko zrobimy, 55

Studenckie gotowanie

Page 56: A ty studencie jadles juz dzisiaj

włączamy piekarnik, w celu rozgrzania go. Jakieś 150-180 stopni powinno wystarczyć... ale ja i tak

włączam go na maksa. Taki jakiś odruch. Wkładamy później blaszkę do piekarnika i bacznie

obserwujemy. Jak ser zacznie się przyrumieniać, znaczy że już pieczywo jest dobre. Jak nie mamy

sera, to pieczywo będzie dobre, jak stwierdzimy, że jest. Znaczy będzie trochę przyrumienione. Z

racji tego, że można to jeść praktycznie na zimno, lepiej żeby się nie dopiekło, niż żeby miało być

spalone i suche jak pieprz.

Jeśli posiadacie takie cudo jak folia aluminiowa, to połóżcie ją na spód blaszki. Nie

będzie trzeba skrobać zaschniętego sera. I takie oto pieczywo czosnkowe świetnie nadaje się jako

alternatywa paluszków. Polecam podawać na dużym talerzu, obok pokrojonym w paski ogórków i

pomidorów. A jeśli chodzi o kobiety – już możecie wypuścić je z sypialni. Teraz mogą pozmywać.

Zbrudzone naczynia:

− miska i widelec

− dwa noże

− blaszka

− talerz, na którym podawaliśmy danie gościom

56Studenckie gotowanie

Page 57: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Dipy – czyli sosy imprezowe

Jedną z ważnych zalet jedzenia na imprezie jest jego podzielność. Co z tego, że

zrobimy coś pysznego, jak nijak nie będzie tego można podzielić w sensowny sposób. Tutaj

świetnie sprawdzają się małe kanapki czy właśnie sosy.

Składniki:

− ostry ketchup

− kawałek czerwonej papryki

− majonez

− śmietana

− przyprawy (całe mnóstwo)

− marchewki

− ogórek

− brokuły i kalafior

Sosy proponuję mieszać w kubeczkach – jest to chyba najwygodniejszy sposób.

Pierwszy sos, który zrobimy, to połączenie ketchupu z majonezem. Mieszamy w proporcjach pół na

pół. I gotowe! Wiem, że było to trudne wyzwanie. Teraz kolej na drugi sos. Mieszamy pół na pół

śmietanę z majonezem. Ogórka (surowego) obieramy i kroimy na drobne kawałeczki. Praktycznie

całkowicie go siekamy. Jak dużo tego ogórka? Jakieś 2-3 cm długości (z takiego długiego ogórka).

Dodajemy do tego soli oraz kopru. Mieszamy i gotowe.

Trzeci sos jest ostry. Czyli bierzemy nasz ostry ketchup i dodajemy do niego jedną

część śmietany na dwie części ketchupu. Jeśli jest to niezbyt ostre, to można dodać pieprzu oraz

czerwonej papryki w proszku. Bierzemy też nieduży kawałek papryki i robimy praktycznie to samo

co z ogórkiem, czyli myjemy i kroimy bardzo drobno. Dodajemy to do dipu i mieszamy.

Oczywiście, to są tylko przykładowe sosy. Całość zabawy polega na tym, że można

zrobić dowolny sos, używając odpowiednich przypraw. Trzeba pamiętać o paru zasadach przy jego

tworzeniu. Zasada numer jeden – bazę sosu stanowi śmietana, majonez i ketchup, lub przynajmniej

jedno z nich. Zasada druga – warto dodać świeże warzywa drobno posiekane – smak się poprawia i

na pewno was nikt nie oskarży o pójście na łatwiznę i kupowanie gotowych sosów. Zasada trzecia –

przyprawy dobieramy w zależności od naszych upodobań, bazy sosu i warzywka w środku.

Sosy wstawiamy w kubkach do lodówki – niech się trochę przegryzą. Teraz

zajmijmy się całą resztą. Nie będziemy jeść tego palcami. Trzeba zatem przygotować podstawę do

nabierania sosów. Najlepiej niech będą to warzywa. Chrupiące pasują najbardziej (jak dla mnie

marchewka tutaj rządzi). Obieramy marchewki i myjemy. Następnie kroimy na cienkie paski. Im

więcej tych pasków tym lepiej – więcej osób będzie mogło chrupać. Podobnie można uczynić z

57Studenckie gotowanie

Page 58: A ty studencie jadles juz dzisiaj

ogórkami. Kalafior i brokuły – proponuję lekko podgotować. Naprawdę lekko, żeby ciągle

chrupały. Zanim jednak to zrobimy, należy je podzielić na różyczki – na tyle małe, żeby się niby

wygodnie nabierało nasze sosy.

Jak już wszystko mamy gotowe, to podajemy to gościom. Sosy można przełożyć to

jednakowych miseczek, podać na ogromnym talerzu, a między nimi warzywa do nakładania sosu.

Jeśli jednak nie chce się nam bawić – sosy podajemy w kubkach, warzywa na osobnym talerzu.

Jakby warzywa się skończyły, można podać do sosów chleb tostowy pokrojony w paski.

Zbrudzone naczynia:

− kubki

− nóż i deska

− przyrząd, którym mieszaliśmy

− talerz na warzywa

− garnek

58Studenckie gotowanie

Page 59: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Placki węgierskie do piwa

Dawno ich nie robiłem, ale przepis pamiętam. Placki te idealnie nadają się do piwa,

zarówno jasnego jak i ciemnego. Do jasnego są jedzone na słono, do ciemnego na słodko. Z racji

tego, że zrobienie ich jest dość czasochłonne, polecam je dla mniejszej liczby osób (2-3 osoby).

Składniki:

− ugotowane ziemniaki

− mąka

− drożdże

− cukier, dwie łyżki

− jajko

− olej

− piwo

Dzień wcześniej gotujemy ziemniaki. Robimy to dzień wcześniej, żeby ziemniaki

spokojnie zdążyły wystygnąć. Jak już zjawią się goście, siadamy w kuchni, otwieramy piwo i

zaczynamy je spijać (bo po to ono jest). W tym czasie zastanawiamy się, jakie piwo będziemy pić i

z jakimi dodatkami przygotować placki. Jedna osoba idzie wtedy jeszcze na zakupy do pobliskiego

sklepu, a druga zaczyna się babrać.

Pierwszą rzeczą, jaką należy wykonać, to rozgnieść ziemniaki. Można to robić

jakimś tłuczkiem, ale ja polecam rozgnieść je ręką – i tak będziemy musieli ją ubrudzić. Można

zostawić delikatne grudki – nie musi być to idealnie jednolita masa. Teraz podgrzewamy odrobinę

wody. Wodę wlewamy do szklanki razem z dwoma łyżkami cukru. Ma być ona letnia, w żadnym

wypadku wrzątek. Kruszymy do tego drożdże. Nie jestem w stanie powiedzieć ile tych drożdży. Za

każdy razem szukam proporcji na ciasto drożdżowe i tyle mniej więcej dodaje, a ponieważ

przepisów jest milion – za każdym razem dodaję inna ilość. Dokładnie mieszamy ów drożdże z

wodą. To będzie nasz zaczyn. Na razie go odstawiamy.

Do miski z ziemniakami wsypujemy mąkę – takie same proporcje jak na ciasto

drożdżowe - oraz jajko. Jajko oczywiście wbijamy, a nie wsypujemy. Do tego wlewamy zaczyn i

zaczynamy wyrabiać ciasto (czyli gnieciemy i ściskamy). Ciasto musi być elastyczne, mniej więcej

konsystencji ciepłej plasteliny. Elastyczność ciasta uzyskuję się poprzez długie jego wyrabianie. Jak

ciasto jest gotowe, to posypujemy je lekko mąką, przykrywamy ścierką i odstawiamy w ciepłe

miejsce. Zapytacie pewnie, po co je posypujemy mąką. W sumie to nie wiem. Moja mama zawsze

tak robiła z ciastem drożdżowym, więc ja też tak robię. Podejrzewam, że chodzi o to, żeby ciasto z

wierzchu nie wyschło od kontaktu powietrzem.

Jak już mamy ciasto, które sobie w spokoju rośnie, możemy zająć się dodatkami.

59Studenckie gotowanie

Page 60: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Dodatki na słodko to wszelakiego rodzaju dżemy, cukier puder, miód, bita śmietana, sosy owocowe,

karmelowe czy czekoladowe, i tym podobne specyfiki. Tymi składnikami nie ma się co zajmować –

wystarczy je postawić na stół. Jeśli chodzi o składniki na słono – najprostszym z nich jest po prostu

ostry sos. Można także przygotować leczo, smażoną cebulkę na ostro itd. Dodatków można

wymyślić tyle, że głowa boli. Wszystko zależy od Waszej pomysłowości.

Jak ciasto trochę wyrośnie, wyrabiamy je jeszcze raz. Tylko teraz zdecydowanie

krócej. Czas lepić placki. Niby było w oryginalnym przepisie, że mają być one wielkości dłoni,

jednak wydawały mi się one za duże (pomimo tego, że mam małe dłonie). Więc robimy tak –

lepimy kulki wielkości pączka (albo trochę mniejsze), kładziemy na stół wcześniej posypany mąką,

i otwartą dłonią uderzamy placek („sprzedajemy mu liścia”). Robimy to dość mocno. Spłaszczony

placek powinien mieć około 1-1,5 cm grubości. Dokładnie tak samo robimy z każdym następnym.

Nie muszą być idealni równe. Jeśli zostanie na nich wyraźny odcisk Waszej dłoni to trudno.

Przynajmniej od razu będzie wiadomo, do kogo należy placek. Teraz muszą one wyrosnąć. Ciasto

drożdżowe ma to do siebie, że rośnie i rośnie, aż w końcu się zapada (zamyka się w sobie). W

związku z tym, zbyt długie stanie spowoduje takie właśnie zapadanie. Kiedy ono występuje? Po

kilku, kilkunastu godzinach, więc raczej nam to nie grozi. Placki powinny znacząco zwiększyć

swoją objętość podczas leżakowania. Zajmie to przynajmniej pół godziny (zalecam leżakowanie

placków trochę ponad godzinę). Oczywiście, w tym czasie leżą przykryte czystą ścierką, najlepiej w

ciepłym miejscu.

Jeśli placki już wyrosły, do garnka wlewamy olej. Całe mnóstwo oleju. Smażone to

danie na głębokim oleju, dokładnie tak samo jak pączki. Czekamy aż olej się rozgrzeje, następnie

delikatnie kładziemy na niego nasze placki. W zależności od wielkości garnka, usmażymy naraz

różną liczbę. Smażymy je na kolor złoty, złoto-bursztynowy z obu stron. Najlepiej pod przykrywką.

Wyciągamy je na talerz wyłożony papierowymi ręcznikami. Placki ociekają tłuszczem, a ręczniki

mają go z nich wyciągnąć. Dokładnie tak samo postępujemy z resztą.

Podajemy to danie razem z piwem i dodatkami, zrobionymi wcześniej. Najlepiej

smakują, gdy są jeszcze ciepłe. Danie jest typowo dla osób, które lubią i będą gotować razem z

Wami. Inaczej szkoda czasu, bo więcej spędzisz go w kuchni, niż ze znajomymi.

Zbrudzone naczynia:

− garnek i drugi garnek

− miska

− cała masa sztućców

− talerze

60Studenckie gotowanie

Page 61: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Grog

Nie samym jedzenie żyje student, czasami trzeba się też napić. Teraz tak bardziej po

żeglarsku, czyli grog. Grog pili marynarze angielscy, żeby być zdrowi. I z tego samego powodu ja

też to pijam. O ile oryginalny przepis przewidywał mieszanie ciemnego rumu z wodą i sokiem

cytrynowym, ja i tak musiałem znaleźć swój sposób. Jest mnóstwo wersji na temat tego, jak robić

grog, ale żaden mi się nie podobał.

Składniki:

− herbata, jak dla mnie najlepsza jest zielona

− rum, w przypadku braku polecam wódkę ziołową albo najzwyczajniejszą

wódkę

− cytryny, pomarańcze albo jeszcze jakieś inne cytrusy

− cukier waniliowy

Gotujemy wodę na herbatę. Ogólnie to całość proponuję robić w kubkach, po kubku

dla każdego z gości. Jeśli chcecie robić więcej to musicie mieć termos. Dlaczego? Zaraz do tego

dojdziemy. Jak już wspomniałem, gotujemy wodę na herbatę. Gwizdek od czajnika gwiżdże,

znaczy czas zalać herbatę. Na razie prosto, ale uwaga, zbliża się trudność. Trzeba zalać herbatę do

¾ objętości kubka. Wiem, było to strasznie trudne. Herbata może być praktycznie dowolna – ja

używam liściastej zielonej, bo taką pijam. Pamiętajcie tylko, że herbaty smakowe mogą nadać

całości dziwny smak. Nie mówię, że gorszy, ale na pewno inny.

Teraz słodzimy naszego przyszłego drinka. Przyznaję, że nie wiem ile sypię cukru

waniliowego. Jest on tam dla smaku, tak że próbuję i jak stwierdzę, że ta ilość mi pasuje, przestaję

słodzić. Można też się pobawić brązowym cukrem – powinno dać to ciekawe efekty. Mieszamy to

wszystko. Teraz dodajmy plasterek cytryny czy innego cytrusa. Można równie dobrze wycisnąć sok

i dolać go do kubków. A na sam koniec wlewamy rum. Mniej więcej kieliszek. Nawet jeśli rum nie

jest tak strasznie mocny, to w tym „drinku” strasznie kopie. W przypadku biednej kieszeni studenta

(lub takiej jak moja) nie zawsze mam rum. Zastępuję go wtedy wódką ziołową. Myślę, że zwykła

wódka także się nada. Rzecz najważniejsza – grog się pije na ciepło i właśnie dlatego, jeśli chcemy

zrobić większe ilości, potrzebujemy termosu. A jak dla mnie, najlepszy smak osiąga się 5 minut od

zaparzenia herbaty – nie jest wtedy tak gorące, żeby poparzyć sobie język, ani zbyt chłodne, żeby

czuć tylko smak alkoholu.

Teraz pija się grog dla smaku, kiedyś było inaczej. Dzięki dodatkowi cytryny

dostarczał on marynarzom codziennej dawki witaminy C, dzięki czemu nie chorowali oni na

szkorbut. Jednak nie sama cytryna była ważna. Istotną rolę stanowił sam rum. Alkohol zabijaj

drobnoustroje przyjmowane wraz z jedzeniem. Podróżując po świecie zmienia się kuchnie – nasz

61Studenckie gotowanie

Page 62: A ty studencie jadles juz dzisiaj

układ trawienny nie jest do tego przystosowany. Zabijając drobnoustroje (pijąc np. grog) jesteśmy

w stanie ustrzec się przed biegunkami, które mogą one wywołać. Tak właśnie robili marynarze.

Oczywiście, bardziej chodziło im o sam rum, ale przy okazji mieli z tego korzyści, o których nawet

nie wiedzieli.

Zbrudzone naczynia:

− kubki

− nóż (jeśli kroimy cytrusy a nie wyciskamy)

62Studenckie gotowanie

Page 63: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Ziemniaki pieczone z farszem

Całość należy przygotować sobie wcześniej, a podgrzewać na chwilę przed

podaniem. Jest to bardziej wykwintne danie w kuchni studenckiej, polecam na imprezy z osobami

bardziej „dorosłymi”.

Składniki:

− ziemniaki, małe i równe

− twaróg

− ser żółty

− cebula

Ziemniaków ma być tyle, żeby po rozkrojeniu ich na pół, zajęły całą blaszkę. Tylko

na razie ich nie przecinamy – zrobimy to zdecydowanie później. Na początek wybieramy

ziemniaki, mniej więcej tej samej wielkości, raczej nieduże. Myjemy je pod bieżącą wodą (polecam

użycie jakiejś szczotki), a następnie wrzucamy do osolonej wody i gotujemy „w mundurkach”.

Gotowanie „w mundurkach” polega na gotowaniu ziemniaków razem ze skórką. Poza tym

szczegółem nie różni się praktycznie niczym od zwykłego gotowania.

Ziemniaki następnie muszą ostygnąć, dlatego warto je przygotować dzień wcześniej.

Rozcinamy je na pół i układamy na blaszce do pieczenia. Z każdej połówki ziemniaka

wygrzebujemy do miski ¾ jego zawartości, zostawiając coś na kształt łódeczek, i dorzucamy

twaróg. Cebulę (najlepiej od razu ze szczypiorkiem) drobno kroimy i także dorzucamy do miski.

Wszystko razem mieszamy w miarę dokładnie. Teraz nakładamy nadzienie z powrotem do

ziemniaków. Jak dużo tego farszu? Trochę więcej niż wyjęliśmy. Robimy tak ze wszystkimi

ziemniakami.

Ser żółty trzemy na tarce i posypujemy nim ziemniaki. Tak przygotowane czekają na

przyjście gości. Można oczywiście zrobić więcej niż jedną blachę. Tak na wypadek, gdyby wszyscy

przyszli niedożywieni. Na sam koniec, jak już są goście, wrzucamy to na kilka, kilkanaście minut

do rozgrzanego piekarnika. Praktycznie chodzi tylko o to, żeby ser się rozpuścił. Podajemy na

ciepło. Jeśli dobrze wymyliśmy ziemniaki i nie mają one nie wiadomo jak grubej skóry – można je

jeść razem z nią. W przeciwnym wypadku dajemy gościom łyżeczki.

Zbrudzone naczynia:

− blaszka

− garnek

− miska

− komplety do jedzenia (talerz i łyżka)

− nóż i deska

63Studenckie gotowanie

Page 64: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Smażone „cosie” na patelni

Wróciwszy z imprezy, robiąc after party, kiedy towarzysze są zmęczeni i głodni

(alkohol wzmaga apetyt) można zrobić „cosie z patelni”. Jest to typowa kuchnia studencka –

wykorzystanie wszystkich możliwych składników, które posiada się w lodówce (i nie tylko tam).

Składniki:

− chleb, dużo chleba

− tłuszcz (olej, masło, smalec)

− padlina

− cebula w ilości dużej

− czosnek

− warzywa wszelakie

Całość polega na zrobieniu czegoś na ciepło, co ocieka tłuszczem. Główny składnik

to chleb, który ma nas zapchać. Tłuszcz (szczególnie ciepły) da uczucie sytości oraz pozwoli na

dalsze imprezowanie. Jak się do tego zabrać? Sprawdzić co mamy w lodówce. Przydałaby się

kiełbasa najzwyczajniejsza. Jak nie ma, to konserwy też przejdą. Kroimy to na maksymalnie drobne

kawałki. Maksymalnie drobne, znaczy naprawdę bardzo drobne. Chodzi o stworzenie jak

największej podzielności dania. Wrzucamy to na dużą patelnie i zaczynamy obsmażać ze

wszystkich stron. W tym czasie (lub nawet wcześniej), ktoś obiera cebulę i kroi ją również w

drobne kawałki. Ilość cebuli musi być całkiem spora – będzie znacząco zwiększać objętość

„cosiów”. Cebula także ląduje na patelni. Do tego dodajmy ząbek, czy dwa, czosnku dla

polepszenia smaku i zapachu.

Warzywa są ciekawym urozmaiceniem tego dania. Należy jednak pamiętać, że będą

się one gotować trochę dłużej od reszty składników. Jeśli chcemy je dodać, proponuję to zrobić na

samym początku (przed wrzuceniem czegokolwiek na patelnie). Jak dla mnie idealnymi warzywami

są marchewka oraz papryka czerwona. Paprykę myjemy, drążymy środek i kroimy na małą kostkę.

Wrzucamy na patelnie i smażymy (można ją na początku zalać szklanką wody). Marchewkę

obieramy, myjemy i nie kroimy. Zamiast kroić na małe kawałki, lepiej potrzeć ją na grubej tarce.

Też od razu wrzucamy na patelnie.

Wszystkie składniki (poza chlebem) smażymy razem, pamiętając o tym, że musi tam

być sporo tłuszczu. Doprawiamy to solą, pieprzem oraz czerwoną papryką w proszku. Polecam

także inne ostre przyprawy. Można dodać ketchupu prosto na patelnię i wymieszać to wszystko

razem. Gotowe stawiamy na środku stołu, tuż obok chleba. Sos wybieramy chlebem prosto z patelni

i jemy. Nie używamy widelców czy łyżek, żeby nie porysować patelni. Do tego idealnie pasuje

piwo.

64Studenckie gotowanie

Page 65: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Danie jest bardzo sycące. A po udanej imprezie może spowodować chęć spania u

większości ze współtowarzyszy. Niech Ci, co nie mogą, pójdą spać, a reszta skoczy do

monopolowego i imprezuj dalej. Przegryzając wódkę „cosiami” można dość długo „nie odpłynąć”.

Zbrudzone naczynia:

− patelnia

− nóż i deska

− wszystko naokoło (po pijaku ciężko jest być precyzyjnym)

65Studenckie gotowanie

Page 66: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rozdział V -3 tydzień

Czas na pracę.

Pomimo naszych usilnych starań, pomimo wielkich wyrzeczeń i pomimo tego, że

naprawdę staraliśmy się nie przepić całych naszych oszczędności, w końcu będziecie czuli, że

zbliża się ten dzień. Dzień, w którym zostaniecie bankrutami. O ile pierwszy miesiąc życia studenta

jest na rozruch i rodzice na pewno wam pomogą finansowo, to za miesiąc może nie być tak

kolorowo. Dlatego lepiej zawczasu przygotować się do kolejnego miesiąca. Czas znaleźć pracę.

Czemu tak szybko skoro to dopiero za miesiąc? Samo znalezienie pracy dorywczej to pikuś. Trzeba

do tego spełniać odpowiednie wymogi formalne w kwestiach prawno-zdrowotnych. A ponieważ

może to trochę potrwać, lepiej zabrać się za to jak najwcześniej.

Jak szukać pracy? Najprostsza droga to internet. Na lokalnych serwisach z

ogłoszeniami można znaleźć całkiem sporo ofert. Oczywiście mówię tutaj o dorywczej pracy

tymczasowej. O ile stała praca może zapewnić stały dochód do waszej kieszeni, to prace dorywcze

zapewnią wam ogromny przyrost doświadczenia życiowego. Poznacie takich ludzi, których nigdy

w życiu byście nie poznali, nauczycie się przydatnych umiejętności (ja np. nauczyłem się jak

zaprojektować i złożyć własne meble) i, co najważniejsze, rozjaśni wam się w głowie odnośnie

tego, co potraficie, do jakiej pracy się nadajecie i jakiej pracy nie będziecie chcieli wykonywać

nawet za milion dolarów. Wracając do tematu – internet to podstawa. Jednak to dopiero drugi krok.

Pierwszy i najważniejszy – popytajcie starszych kolegów, gdzie pracują, jaka jest stawka i jak

wygląda praca. Takiego źródła informacji nic nie zastąpi.

Szukanie pracy na własną rękę to jedna z możliwości. O ile wam się już uda,

możecie dostać więcej kasy unikając pośredników. Możecie też zostać wrobieni przez jakiegoś

tępego ch... I to jest właśnie minus, dość poważny. Dlatego polecam znalezienie biura pracy

tymczasowej (czy coś w ten deseń). W Szczecinie było sobie takie biuro, w którym świat zatrzymał

się na komunie, przynajmniej takie wrażenie odniosłem. O ile wynagrodzenie jest marne, praca nie

porywa, to są jednak plusy. Zawsze można było olać pracę w przypadku kaca i wkręcić jakąś bajkę

bez najmniejszych konsekwencji. W przypadku poważniejszych agencji to raczej nie przejdzie. Co

ważne, niektóre z nich zajmują się tylko i wyłącznie studentami. Trzeba być poniżej 26 roku życia i

posiadać status studenta. Nie liczcie jednak, że jak się już zgłosiliście do jednej z nich to nic więcej

nie trzeba robić. Trzeba się, mimo wszystko, koło tego zakręcić, dowiadywać o oferty pracy i do

jakiejś wreszcie pójść.

Badania lekarskie – w niektórych agencjach wystarczy prześwietlenie płuc i

szkolenie BHP (które odbywa się raz w tygodniu). W innych (w większości, jak się okazuje)

potrzebna jest pracownicza książeczka zdrowia z aktualnymi badaniami. Jakie to badania to wam

nie powiem, bo robiłem te badania wieki temu. Ogólnie to warto już w domu się tym 66

Studenckie gotowanie

Page 67: A ty studencie jadles juz dzisiaj

zainteresować, żeby później nie czekać nie wiadomo ile na wyniki. Co zabawne, czasami taka

książeczka jest potrzebna również do rozdawania ulotek. Jak dla mnie jest to chore, ale co zrobić?

Są także inne sposoby na zdobywanie pieniędzy i nie mówię o kradzieżach,

rozbojach i dawaniu dupy starym zboczeńcom (chociaż dla niektórych jest to sposób). Można

zostać przedsiębiorcą. W akademiku zawsze można kupić piwo i fajki. Zawsze i w każdym. O ile

jest to zabronione i ryzykowne, to przebitka na butelce piwa to około 0,5-1zł. Można także

sprzedawać fajki na sztuki – też znajdą się chętni, których nie stać na całą paczkę. Minus pierwszy

całej tej operacjo – jest to nielegalne. Jeśli policja zrobi najazd (a czasami tak się dzieje) na

akademik – masz przesrane. Jeśli kierownik/kierowniczka akademika przyłapię Cię na tym –

wylatujesz z akademika. Drugi minus jest taki: nigdy nie śpisz. Oczekuj klientów w godzinach 22-5

– w takich godzinach braknie alkoholu i nikomu nie chce się po niego wychodzić.

Kolejna opcja. Zacznij zarabiać w sieci. Stwórz własną stronę, bloga (nawet kilka),

zacznij pisać o czymś co lubisz i co sprawia Ci przyjemność. Później zakręć się wokoło programów

partnerskich i całej tematyki związanej z zarabianiem w sieci. Jedna uwaga z mojej strony – odpuść

sobie czytanie reklam za kasę. NA TYM NIE ZAROBISZ TYLKO ZMARNUJESZ CZAS.

Byłem, sprawdziłem, nie polecam. Żałuję natomiast, że nie rozwijałem wcześniej blogów i stron,

które zaczynają przynosić mi obecnie korzyści materialne.

Kolejny pomysł, a chciałbym wam przedstawić ich jak najwięcej, żebyście mieli w

czym wybierać. Kredyt studencki. Słowo kredyt tutaj tak średnio pasuje, bo tak preferencyjnych

warunków nie dostaniecie w ramach żadnego innego kredytu. Jak to wygląda? Składa się

odpowiednie podanie, rodzice potwierdzają, że będziesz później spłacał kredyt i dostajesz kredyt.

W zależności od zdolności finansowych Twoich rodziców 400 lub 600zł (to się pewnie będzie

zmieniać, ale na razie tak jest). Co miesiąc dostajesz kasę na konto. Co miesiąc przez całe 10

miesięcy (albo 9), wakacje odpadają. Dostajesz tak długo, póki studiujesz. Jeśli poszedłeś na studia

3 letnie, to dostajesz przez 3 lata. Jeśli będziesz studiował rok dłużej – będziesz dostawał także

przez 3 lata, a na jeden rok kredyt będzie zawieszony. Co z procentami? Póki studiujesz, płaci je za

Ciebie państwo. I to jest piękne. Po zakończonych studiach zaczynasz spłacać kredyt… chyba, że

nie chcesz. Możesz wtedy przedłużyć sobie studia o kolejny stopień (zrobiłeś licencjat, robisz

magistra) i dostajesz przedłużenie kredyty o kolejne lata. Skończyłeś studia i dalej nie chcesz

spłacać kredytu? Mogą Ci go odroczyć na kolejne dwa lata. A teraz jeszcze lepsze. Jak sądzicie, na

jaki procent zostaje pożyczona wam ta kasa? W tym momencie na jakieś 1,5 % w skali roku.

Wielkość oprocentowania zależy od wielkości stóp procentowych i może wynosić połowę owych

(czy jakoś tak). W każdym razie – taniej się nie da. Jak wykorzystać kredyt? Jeśli całkiem nieźle

radzisz sobie finansowo i nie potrzebujesz kredytu na bieżące wydatki, zacznij inwestować.

Odkładając co miesiąc kasę na konto oszczędnościowe zyskasz ok 5-10 % w skali roku. Jak 67

Studenckie gotowanie

Page 68: A ty studencie jadles juz dzisiaj

będziesz miał zacząć spłacać kredyt, spłacasz całość – nie płacisz wtedy w ogóle odsetek. Można

rozkręcić tą kasą własny biznes. Wybór należy do Ciebie.

Kolejny. Zacznij udzielać korepetycji. Praca raczej do trudnych nie należy, a można

coś z tego wyciągnąć. Ucz tylko tego, na czym się znasz. Nie mów „chyba się znam” tylko „tak,

znam się na tym”. Zacznij od przeglądania podręczników ucznia. Sprawdź jak wygląda materiał,

jak jest on przerabiany. Pozwoli to optymalnie zaplanować czas jaki musi on poświęcić na naukę

oraz zaplanować ćwiczenia, które trzeba przeprowadzić. Jeśli Twoje działania będą przynosiły

zmierzony wynik zyskasz w oczach „pracodawcy”. Jedna uwaga. Olej kumpli. Na nich nie zarobisz

udzielając im korków. Chyba, że nie masz kumpli i każdy jest dla Ciebie leszczem. Tylko po co Ci

wtedy kasa jak nie możesz pójść na piwo z kumplami, bo ich nie masz?

68Studenckie gotowanie

Page 69: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Robienie zapasów

Ważna rzecz, a przeważnie pomijana, zapominana lub ignorowana. Zapasy studenta,

stanowią to, co przywiózł on z domu. Jeśli dawno nie odwiedzał rodziców to nie ma zapasów.

Zastanów się przez chwilę, dlaczego Twoi rodzice, robią jakieś zapasy, robią jakieś dżemy, sałatki i

pakują to do słoików? Po co zamrażają kotlety, mięso, warzywa? Jeszcze nie wiesz? To Ci powiem.

Bo to jest oszczędne i tanie. Mnie nie musisz słuchać. Ja mogę być dla Ciebie śmieciem, który nie

wie o czym pisze. Jednak patrz na rodziców. Oni mogą Cię wiele nauczyć, nawet jeśli za ich

młodości były inne czasy.

Sekret robienia zapasów jest prosty. Raz na jakiś czas, poświęcasz więcej czasu na

gotowanie, robisz mnóstwo obiadów, które zamrażasz, a później odgrzewasz w ciągu 5 minut. W

sumie czasowo wychodzi to korzystnie i mało tego – oszczędzamy czas wtedy, kiedy nie mamy go

za dużo. Inna sprawa jest taka, że kupując na przykład fasolkę szparagową, która jest przeceniona

(bo zaczyna się psuć) można z nie zrobić danie na 3 dni, które się nie popsuję (bo fasolka zostanie

już przetworzona). I tutaj się właśnie kryje sekret oszczędności. Jeśli robilibyście zapasy bardziej

sezonowo, to wiadomo, że kupujemy warzywa kiedy są tanie i je zamrażamy (lub przetwarzamy).

Proste.

Jak to robić? Na początek odkładajcie sobie słoiki. Czasami coś w słoiku w domu

przywieziesz, czasami coś w słoiku kupisz – wystarczy taki słoik umyć i odstawić, koniecznie w tej

kolejności. O ile tak jak wcześniej mówiłem „słoiki są bee!” to tylko te słoiki, które musimy

dźwigać. Wszystkie pozostałe (szczególnie jak są pełne jedzenia i stoją w naszej lodówce) są fajne.

Owe słoiki przydarzą się, kiedy postanowicie zrobić zapasy. Kolejną ważną rzeczą są pojemniki –

bardziej lub mniej hermetyczne. Łatwość ich użycia jest wspaniała. Każdy taki pojemnik można

postawić na drugi pojemnik, na maksa wykorzystując miejsce w naszej małej lodówce. Polecam co

najmniej dwa spore pojemniki oraz jeden średniej wielkości. Kolejna rzecz to najzwyklejsze

woreczki śniadaniowe – da się do nich włożyć mnóstwo rzeczy i wrzucić do zamrażarnika. Są one

niezastąpioną rzeczą podczas robienia zapasów. W tym tygodniu przepisy typowe, do robienia

zapasów.

69Studenckie gotowanie

Page 70: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Bigos

Typowo polska potrawa. Genialnie prosta w przygotowaniu. Idealna do porcjowania

i robienia zapasów.

Składniki:

− kapusta, świeża lub kiszona

− padlina, czyli coś, co można nazwać mięsem

− marchew, dla złamania smaku i koloru

Będzie nam potrzebny nasz duży garnek. Trochę dłużej robi się ze świeżej kapusty,

ale smak jest też inny. Bierzemy główkę kapusty i ściągamy z niej parę liści z wierzchu. Te liście

będą stanowić dekorację – dekorację naszego kosza. Kapustę płuczemy pod bieżącą wodą.

Odwracamy ją tyłem do góry i wycinamy w dupie otwór, czyli wycinamy łodygę, od której

odchodzą liście. Jest to stwardniały kawałek kapusty, z którym nie da rady nic zrobić. On także

będzie stanowić dekorację naszego kosza. To co nam zostało w dłoni przecinamy na pół (żeby się

nam wygodniej kroiło). Kroimy kapustę w dłoniach, prosto do garnka. Powinna być ona tak

krojona, żeby znajdowały się w garnku długie cienkie paski liści. Na sam spód garnku nalewamy

szklankę (albo trochę więcej wody) i zaczynamy gotować. Jeśli cała kapusta zmieściła się naraz do

garnka, znaczy się, kupiliśmy za małą kapustę. Kapusta po paru chwilach gotowania mięknie i

zmniejsza swoją objętość – wtedy właśnie wkrawamy do garnka resztę tej kapusty. Dodajemy sól i

gotujemy. Kapusta puści wodę sama z siebie, więc nie można na początku dolać jej zbyt dużo.

Jednocześnie dorzucamy do kapusty marchewkę. Oczywiście najpierw ja obieramy, myjemy i

trzemy.

Zamiast świeżej kapusty można dać kiszoną. Można także zrobić pół na pół, czyli

połowa kiszonej i połowa świeżej. Mi najbardziej smakuje ze świeżej. Jak zrobić bigos z takiej

ukiszonej? Na początek ją wyciskamy, żeby cały sok z niej wyszedł (lub prawie cały). Następnie

trzymając ją mocno w ręku płuczemy i jeszcze raz wyciskamy. Na desce kroimy ją na kawałki i

wrzucamy do garnka. Wszystkie pozostałe czynności wyglądają w identyczny sposób. Jedna taka

uwaga, że kapusta kiszona gotuje się krócej od świeżej.

Czas na padlinę. Czemu piszę padlina zamiast mięso? Bo mięso jest drogie, a padlina

wychodzi taniej. Jeśli dostaniecie najzwyklejszą kiełbasę w dobrej cenie – to będzie wasza padlina.

Jeśli nie, to polecam ścinki. W większości sklepów (tych dużych) z dnia poprzedniego zostają

końcówki wędlin, których już nie dało się pokroić. Pakowane są już razem (kilka gatunków) i

sprzedawane w dobrej cenie – cenie padliny. O ile średnio nadają się ona na kanapki, to do bigosu

pasują jak ulał. Kroimy takie ścinki na kostkę większą i mniejszą (w zależności od kawałka, który

chwyciliśmy) i wrzucamy na rozgrzany tłuszcz. Może to być zarówno olej jak i smalec.

Podsmażamy ze wszystkich szesnastu stron, co nieuchronnie wiąże się z mieszaniem. Warto dodać 70

Studenckie gotowanie

Page 71: A ty studencie jadles juz dzisiaj

do tego papryki w proszku, żeby się to dobrze rozłożyło. Jak już jest wszystko podsmażone, to

wrzucamy do garnka z kapustą.

Kapustę gotujemy i gotujemy i tak aż do ugotowania. Do całości warto dorzucić

przyprawy, takie jak ziele angielskie czy pieprz w całości. Można oczywiście dodać cokolwiek co

wam się podoba, co uznacie za konieczne, żeby bigos zaistniał. W przypadku kiedy uda nam się

zakupić karton pomidorów, lekko nadpsutych, to wrzucamy pokrojone kawałki do bigosu. Jeśli nie

mamy pomidorów, to możemy dolać koncentratu pomidorowego.

Jak już bigos jest gotowy to musi wystygnąć. Dopiero wtedy możemy przystąpić do

robienia zapasów. Nakładamy do woreczków porcję na jeden raz i wkładamy do zamrażarki.

Czemu nie do słoików? Akurat bigos się łatwo psuje i, o ile słoiki nie będą zawekowane, może stać

maksimum dwa dni w lodówce. Dlatego my go właśnie zamrażamy. Proste, co nie?

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− patelnia

− deska do krojenia i nóż

71Studenckie gotowanie

Page 72: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Leczo

Przepisów na leczo jest tyle, ile osób, które je robiły. Spotkałem się z różnymi

wersjami. Każde leczo smakowało inaczej, ale wszystkie były dobre. Ta wersja jest najbardziej

zbliżona do wersji lecza mojej mamy. No i najlepiej nadaje się do zapakowania do słoików.

Składniki:

-marchewka

-cebula

-papryka

Tak szczerze powiem, że leczo od mojej mamy smakuje inaczej za każdym razem.

Dzieje się tak dlatego, że wrzucane jest tam wszystko co akurat znajdzie się pod ręką. Podstawę

stanowi marchew oraz papryka. Marchewkę obieramy, myjemy i zapoznajemy z nożem, czyli

kroimy na plasterki (jak ktoś jest samurajem, to w ramach treningu niech tnie swoim mieczem).

Następnie wrzucamy ją do garnka.

Papryka powinna być kolorowa. Nie chodzi mi o to, żeby pomalować ją farbkami na

niebiesko. Bierzemy z każdego koloru papryki po jednej sztuce, i jeszcze ze 2-3 sztuki z

najtańszego koloru. Paprykę myjemy, wycinamy jej środek i siekamy na kawałki. Rozmiar kawałka

zależy od waszego gustu. Im drobniejsze, tym ładniej wygląda. Im większe, tym mniej roboty z

krojeniem, ale się dłużej będzie gotować. Więc wybierajcie.

Cebulę obieramy i kroimy w talarki. Tak jak już wcześniej pisałem – najpierw

kroimy cebulę w talarki, aż do jej połowy. Następnie kładzie ją na tej skrojonej części (żeby leżało

na płasko) i kroi ją w pół-talarki. Minimalizuje się wtedy ryzyko pocięcia sobie palców. Jak ktoś nie

lubi cebuli, to powinien ją pokroić w drobną kostkę – pokrojona w talarki rozpada się i imituje pędy

bambusa, które, swoją drogą, też można dodać.

Wszystko wrzucamy do jednego garnka, dolewamy pół szklanki wody i zaczynamy

gotować. Ponieważ wody jest, w sumie, tylko na dnie, trzeba całość mieszać dość intensywnie. Nie

ma sensu dodawać tej wody więcej, bo warzywa puszczą „soki”. Większość z niej będzie musiała

wyparować, a co za tym idzie, dłużej się gotować. Zakładam, że macie ciekawsze zajęcia niż zbyt

długie pilnowanie lecza.

Gotujemy tak długo, aż warzywa zmiękną, wywar zacznie się robić gęsty (w sensie,

że nie dużo jej zostanie) a Wy będziecie mieli już dość. Wtedy dolewamy puszkę koncentratu

pomidorowego (małą) oraz dosypujemy przyprawy. Oczywistym jest, że potrzebujemy soli. Ją

można dodać już wcześniej, przy gotowaniu warzyw. Teraz dodajemy pieprzu czarnego, pieprzu

cayenne lub zamiast tego pieprzu – czerwoną, ostrą paprykę. Warto też dodać ząbek wyciśniętego

czosnku oraz oregano. Podczas dodawania, trzeba sprawdzać, czy to jest wciąż smaczne.

Póki jest to ciepłe, rozkładamy po słoikach i zakręcamy. W słoikach, jeśli nie jest 72

Studenckie gotowanie

Page 73: A ty studencie jadles juz dzisiaj

zawekowane, długo nie postoi, jednak, przy nakładaniu jeszcze gotującego się lecza, jest duża

szansa, że słoiki same się zawekują. Jak poznać później taki zawekowany słoik? Zakrętka mocno

trzyma i jest wklęsła - postoi on dłużej. Zauważcie, że nie dodałem żadnego mięsa do tego lecza.

Nie dlatego, że zapomniałem. Słoiki bez mięsa mniej się psują, ale jeśli już, to mniejsza szkoda, bo

mięsa tam nie było. A brakujące mięso (czy zwykłą kiełbasę) kroimy w kostkę, podsmażamy, a

następnie wrzucamy do tego leczo i podgrzewamy całość. Do tego już tylko ryż czy makaron

wystarczy ugotować i pełnowartościowy obiad gotowy.

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− nóż i deska do krojenia

− patelnia (podczas odgrzewania)

73Studenckie gotowanie

Page 74: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Kopytka

Kopytka są pyszne, a najlepsze jest to, że można przygotować na kilka sposobów

(podczas odgrzewania).

Składniki:

− ugotowane ziemniaki

− mąka

− jajko

Podstawą tego dania, stanowią ziemniaki. Trzeba je wcześniej obrać i ugotować lub

ugotować i obrać – tutaj akurat kolejność nie gra specjalnej roli. Jeśli jednak najpierw gotujemy, a

później obieramy pamiętajmy o tym, żeby ziemniaki umyć na samym początku. Poza tym, w tej

kolejności obieranie jest bardziej upierdliwe (jak dla mnie) więc polecam tylko osobom, które

wiedzą na co się porywają.

Ziemniaki trzeba zmielić na jednolitą masę. Ja nie mam maszynki do mielenia więc

musiałem sobie radzić trochę inaczej. Można rozgnieść ziemniaki przy użyciu specjalnego czegoś

do gniecenia (nie mam bladego pojęcia jak się owe coś nazywa). Można użyć również widelca i

rozgniatać ziemniaki na ścianach naczynia. Jednak najskuteczniej i najdokładniej można to zrobić

… rękoma. Jeśli jednak tak robimy to muszą zostać spełnione dwa warunki. Warunek pierwszy to

umycie rąk (chyba dość oczywisty). Warunek drugi – ziemniaki muszą być już przestygnięte,

inaczej się poparzycie. Mój były współlokator dres mówił „Walenie gruchy wzmacnia paluchy!” -

zgniatanie ziemniaków na jednorodną masę zapewni wam ten sam efekt (wasze paluchy będą

bardzo mocne).

Ziemniaki wywalamy na stolnicę, którą wcześniej posypaliśmy mąką. Jeśli nie mamy

stolnicy to wywalamy je na blat, wcześniej umyty i wysuszony. Także wcześniej sypiemy na niego

mąkę. Do masy dodajemy jajko oraz mąkę i wyrabiamy. Jajko i mąką połączą ziemniaki jeszcze

bardziej. Należy jednak uważać, żeby nie dodać zbyt dużo maki – ciasto będzie twarde i zbite. Cała

masa musi być dość sprężysta i dawać się łatwo wyrabiać. Odrywamy kawałek ciasta, a resztę

odkładamy. Część, którą mamy w ręku turlamy tak długo, aż powstanie z tego paluch, o średnicy

mniej więcej 2-3 cm. Bierzemy teraz duży ostry nóż, ostrze „maczamy” w mące i … klepiemy

palucha. Uderzamy po całości na całej długości nożem, przekrzywionym o 90 stopni, w taki sposób,

żeby spłaszczyć palucha. Teraz możemy wykroić z tego kopytka. Odcinamy kawałki grubości 2-3

cm, tnąc na skos.

Kopytka wrzucamy do gorącej osolonej wody. Następnie delikatnie mieszamy.

Należy uważać, żeby nie przykleiły się do dna, ani do samych siebie. Jak wypłyną, to są już dobre i

można je wyciągać na talerz (najlepiej łyżką z dziurami). Jak wystygną, pakujemy porcje w

woreczki i do zamrażarki. Cześć można zostawić w lodówce na dzień następny.74

Studenckie gotowanie

Page 75: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Jeśli mamy je już odgrzewać, wyciągamy je z zamrażarki. Jeśli nie chcemy ich

rozmrażać, to można je tylko ugotować, wrzucając do wrzątku. Do takich kopytek polecam

rozgrzany smalec ze skwarkami. Jeśli kopytka wyjmiemy wcześniej i zdążą się rozmrozić –

smażymy je na patelni . Takie właśnie najbardziej lubię – chrupiące i rumiane. Można je wtedy jeść

bez żadnych dodatków. Co do gotowanych - można do nich dodać jakikolwiek sos i mięso –

będziemy mieć wtedy pełny obiad. Można zrobić sos z marchewką i groszkiem – wiele razy o tak

cudownym obiedzie marzyłem.

Zbrudzone naczynia:

− garnki dwa

− miska

− nóż

75Studenckie gotowanie

Page 76: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Krokiety

Przy krokietach zawsze miałem mnóstwo zabawy i śmiechu – tak właśnie będę mi

się kojarzyć. Dlaczego? Miałem świetnych współlokatorów, z którymi robiliśmy sobie krokiety,

jako zapasy na tydzień. Wcześniej opisałem krokiety w wersji skróconej – teraz się trochę nad tym

rozpiszę.

Składniki:

− jajka, mąka, mleko, proszek do pieczenia – składniki na naleśniki

− farsz – w zależności od farszu

Na początek trzeba zrobić całe mnóstwo naleśników. Przepis na naleśniki był

wcześniej, nie będę się zatem powtarzać. Farsz stanowi serce krokietów. Można do niego użyć

dosłownie wszystkiego. Zaczniemy od farszu z kapustą i grzybami. Zakładam, że podobnie jak ja,

nie braliście z domu suszonych grzybów, więc farsz robimy ze świeżych. Ja używam pieczarek.

Myjemy, tniemy na drobne części (bardzo drobne) i wrzucamy na patelnie. Na patelni wcześniej

znalazł się rozgrzany tłuszcz. Grzyby musimy trochę podsmażyć, żeby nie były surowe. W tym

samym czasie bierzemy kapustę kiszoną i wyciskamy z niej soki. Kroimy ją w poprzek włókien na

2-3 cm kawałki. Operację można powtórzyć pod innym kontem. Kroimy ją po to, żeby się ładnie

dzieliła jak będziemy farsz zwijać do krokietów. Jak już grzyby się podsmażą, dorzucamy kapustę.

Trzeba to odpowiednio posolić i doprawić. Polecam czerwoną, ostrą paprykę, tylko nie za dużo.

Smak będzie trochę bardziej wyrazisty. Kapusta ma się lekko podgrzać i dokładnie połączyć z

przyprawami i grzybami.

Innym rodzajem farszu jest farsz ruski – opisałem go dokładnie na swoim blogu.

Kolejnym farszem, jest farsz mięsny. Do mięsa mielonego dodajemy jajko oraz przeprawy, a

następnie podsmażamy na patelni. Dość proste zadanie – trzeba tylko posiadać mięso.

Teraz farsz, który nie jest jakimś tradycyjnym farszem do krokietów. Kupujemy

pomidory krojone w kawałki (bez środków) z przyprawami. Wrzucamy to na patelnie i zaczynamy

podgrzewać. Będzie trzeba odparować z tego nadmiar wody, dlatego warto zacząć to robić jak

najwcześniej. Dorzucamy do tego drobno pokrojoną pierś z kurczaka. Musi być pokrojona

wyjątkowo drobno, żeby się dobrze dała podzielić na wszystkie krokiety. Pierś dusimy w

pomidorach i przyprawach. Dodajemy do tego 2-3 papryczki piri-piri lub innej ostrej papryki. Jak

już widzimy, że mięso jest prawie dobre, dorzucamy odsączone z puszki: fasolkę czerwoną i

kukurydzę. Całość jeszcze chwilę podgrzewamy, żeby smaki się przeszły.

Jak już mamy gotowy farsz to kładziemy łyżkę lub pół (w zależności od wielkości

naleśników) na środek naleśnika. Teraz zawijamy prawą i lewą stronę do środka (tak w jednej

trzeciej średnicy robimy zagięcie), a później górę i dół. Obracamy go teraz na plecy, żeby się nie

rozwalił. Maczamy go w roztrzepanym jajku i bułce tartej i kładziemy na patelnie. W przypadku 76

Studenckie gotowanie

Page 77: A ty studencie jadles juz dzisiaj

tego ostatniego farszu panierkę można pominąć (wręcz należy). Smażymy z obu stron na złoty

kolor i gotowe. Krokiety można układać w pojemniku tak, żeby wszystkie się zmieściły, a potem

wrzucić do zamrażarnika. 2-3 dni stania w samej lodówce i się popsują (i będzie tylko szkoda

naszej roboty). Po rozmrożeniu wystarczy je podgrzać.

Zbrudzone naczynia:

− patelnia

− druga patelnia (ta od farszu)

− talerze od robienia panierki

− komplet sztućców i talerz do jedzenia

77Studenckie gotowanie

Page 78: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Mieszanki warzywne...

… czyli zmrożone warzywa. Standardowo kupuję się gotową mieszankę warzywną –

można dostać naprawdę tanie mieszanki i to całkiem smaczne. Jednak gotowe mieszanki mają złą

cechę – najtańszego warzywa jest zawsze koło ¾ objętości. Dlatego warto czasami zrobić swoje

własne mieszanki. Kiedy warto je robić? Jak trafimy na promocję lub wielką promocję.

Składniki:

− warzywa

W skład mieszanki może wchodzić praktycznie każe warzywo, które wpadnie nam w

oko. Trzeba oczywiście zastanowić się dobrze, co później będziemy robić z taką mieszanką. Trochę

inny skład będzie, jeśli planujecie tworzyć z tego sałatkę, a inny jeśli będą to warzywa do smażenia

na patelnie. Na początek skupię się na tym drugim daniu. Pierwsze warzywo, które dobrze by

wyglądało to papryka. Czekamy na jakąś fajną promocję. Jak taką zauważyć? Papryki w sklepie

zaczynają się psuć. Wtedy ich cena jest maksymalnie niska. Wybieramy ostatnie parę papryk, które

nie są zwiędnięte i pakujemy do torby. Z tych już lekko pomarszczonych można zrobić leczo – nie

będzie widać ani czuć różnicy, poza tą odczuwalną dla kieszeni. Ja zawsze trafiam na promocję

czerwonej papryki, ale może się wam uda trafić na inne kolory. Paprykę myjemy, patroszymy i

kroimy na małe kawałki. Proponuję na początek na ćwiartki, a później ciąć w paski.

Także brokuły świetnie nadają się do mieszanki warzywnej. Podobnie jak w

przypadku papryki, należy zwrócić uwagę, żeby nie były całkiem zwiędnięte. Zawsze trafi się

bukiet nie do zjedzenia i z tym się trzeba liczyć, kupując przecenione produkty. Brokuł myjemy i

dzielimy na małe bukieciki. Im większa łodyga zostanie przy bukiecie, tym bardziej będzie

zmrożona i trudniejsza do odgrzania.

Fasolka szparagowa – sens jej kupowania pojawia się dopiero z sezonu na owe

warzywo. Poza nim, jest zdecydowanie za droga. A, że sezon fasolki przypada na okres wolny dla

studentów, więc raczej nie często ona gości na ich talerzu. Jednak jakby ktoś miał potrzebę gotować

podczas wakacji fasolkę, to należy ją przygotować w następujący sposób. Umyć i odciąć końcówki

z obu stron przy jak najmniejszej stracie dla samego strąka. Później kroimy go na kawałki 2 cm.

Marchew, cebula, czerwona cebula – te warzywa stanowią dodatek, jak i wypełniacz

naszej mieszanki. Są one na tyle tanie, że nie trzeba czekać aż będą w promocji. Wręcz nie należy

czekać. W momencie kiedy podejmiemy decyzję o robieniu mieszanki warzywnej, kupujemy te

warzywa według uznania i ilości robionej mieszanki warzywnej. Marchewkę, o ile jest mała,

tniemy w talarki. Jeśli jest grubsza to najpierw kroimy ją na pół a dopiero potem w talarki. Cebulę

kroimy wedle uznania, jednak raczej dość drobno.

Jak już wszystko mamy pokrojone, to trzeba to teraz zamrozić. Istnieją dwa sposoby.

Pierwszy z nich zakłada, że udało nam się dorwać wszystkie upragnione składniki w cenie 78

Studenckie gotowanie

Page 79: A ty studencie jadles juz dzisiaj

promocyjnej. Wtedy mieszamy wszystkie składniki razem i pakujemy równe porcję do woreczków

i zamrażamy. Jeśli nie udało nam się jednak zaopatrzyć we wszystkie składniki, pakujemy każde

warzywo osobno w pudełko hermetyczne i zamrażamy. W momencie przygotowywania potrawy,

wyciągamy interesujące nas ilości z pudełka, a resztę chowamy z powrotem do zamrażarki. Sposób

jest o tyle dobry, że pozwala nam dowolnie operować składem mieszanek warzywnych.

Po wyjęciu takiej mieszanki z zamrażarki, robi się z niej obiad, dokładnie tak samo,

jakbyśmy kupili gotową mieszankę w sklepie.

Zbrudzone naczynia:

− nóż i deska do krojenia

79Studenckie gotowanie

Page 80: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Chili con carne

Ładnie się nazywa, ale dużo wspólnego z nazwą to raczej nie ma. Danie „mięsno-

sosowe”. Świetne do przechowania na 2-3 dni (w garnku umieszczonym w lodówce).

Składniki:

− fasola czerwona

− pomidory

− chuda wołowina lub inna padlina (ze wskazaniem na „inna”)

− pieprz, sól, chili

− olej

− tabasco albo inne wściekle ostre rzeczy

Mięso pokroić na kawałki wielkości kęsa. Jak się komuś nie chce kroić, to można

zaopatrzyć się w sklepie w gotową wersję gulaszowa, bo mięso właśnie tak kroimy – jak do

gulaszu. Mięso wrzucamy na rozgrzany olej, który jakimś cudem znalazł się wcześniej na patelni.

Dość mocno obsmażamy. W tym miejscu chciałbym dodać, że można to zrobić dosłownie z

każdym mięsem. Będzie się tylko różnić czasem przygotowania i smakiem. Najbardziej pasuję tutaj

mięso wołowe – idealnie współgra z całością potrawy. W wersji bardziej studenckiej polecam

wieprzowe mięso mielone – też się nada.

Następnie wrzucamy do tego drobno pokrojoną cebulę i mieszamy póki się nie

zeszkli. Jak już to uczyni, zalewamy całość wodą lub bulionem (ze wskazaniem na bulion). Można

też zalać wodą i dodać kostkę rosołową. Teraz dusimy nasze danie. Mięso wołowe w kawałkach

koło godziny. Mielone znacznie krócej, chociaż nic mu się nie stanie jak się także podusi z godzinę.

Teraz dodajemy pomidory. Najpierw je oczywiście myjemy i usuwamy środek.

Proponuję także pokroić je w podobne kostki (lub mniejsze) co mięso. Dusimy je przez chwilę, tak,

żeby cześć z nich zaczęła się rozpadać i tworzyć coś w rodzaju sosu. Zajmie to maksimum 10

minut. Wrzucamy odsączoną czerwoną fasolę z puszki. Jest ona dość miękka, więc wrzucamy ją

tylko na chwilę, żeby się podgrzała. Całość doprawiamy solą, pieprzem, chili oraz tabasco. Potrawa

ma być ostra. W szklance trzeba rozmieszać łyżkę mąki razem z wodą. Dodajemy to do mięsa cały

czas mieszając. W ten sposób zagęszczamy cały sos.

Podawać z wypełniaczem w postaci ziemniaków, chleba czy makaronu – nie mam

pojęcia co najbardziej pasuję z tym sosem (za wszystkim jest smaczne). Przechowywać w garnku w

lodówce (jak już wystygnie).

Zbrudzone naczynia:

− patelnia, nóż i deska do krojenia

− to, czym jemy

80Studenckie gotowanie

Page 81: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Sałatka, ale taka tania

Na pewno każdy w domu jadł sałatkę warzywną, z mnóstwem warzyw, z mnóstwem

pysznych rzeczy. Czemu nikt, lub prawie nikt nie robił tego na studiach? Bo jest to cholernie

czasochłonne. Dlatego jest to wersja okrojona (ale i tak strasznie smaczna).

Składniki:

− ryż, dużo ryżu

− kostka rosołowa

− parówki, mięso z kurczaka

− kukurydza z puszki

− rodzynki

− majonez

Gotujemy ryż. Koniecznie trzeba go albo posolić, albo dodać jakiegoś warzywka. Ja

preferuję warzywko – nabiera fajnego koloru. Równie dobrze można użyć kostki rosołowej.

Podczas gdy się on gotuję, zajmijmy się mięsem. Może to być mięso z kurczaka, które zostało

obdarte po ugotowaniu od kości – jest to chyba najsmaczniejsza opcja. Opcja bardziej oszczędna –

używamy parówek. Parówek dajemy wedle uznania, krojąc je na kawałki wielkości kęsa.

Wrzucamy to do miski czy dużego garnka. Otwieramy puszkę z kukurydzą i odlewamy dokładnie

wodę. Można to robić na sitku, ale po co je brudzić? Otwartą puszkę, lekko „uchyloną” stawiamy

na zlewie (do góry nogami) i czekamy, aż cała woda spłynie. Kukurydzę dosypujemy do miski z

mięsem.

Można także dodać rodzynki i pokrojone ananasy, jednak jest to produkt bardziej

ekskluzywny jak dla studenta, więc raczej rzadko z tego korzystam. Lepiej zainwestować w dobre

mięso. Jak ugotujemy ryż, dorzucamy go do całości i czekamy aż ostygnie (chociaż trochę). Jest to

konieczne, żeby jakieś dziwne i nie zrozumiałe rzeczy nie zaczęły się dziać z majonezem. Jak dużo

ma być ryżu? Bardzo dużo. Stanowi on bazę tego dania i nawet skromna ilość dodatków sprawia, że

potrawa (nawet jak to prawie sam ryż) jest bardzo smaczna. Do całości dodajemy łyżkę lub dwie

majonezu (jak jest więcej ryżu, to oczywistym jest, że majonezu również więcej). Jeśli nie daliśmy

rodzynków ani ananasa to polecam dodać do tego czarny pieprz. Wszystko razem dobrze mieszamy.

Najlepiej smakuję zrobione na świeżo, jak jeszcze czuć, że ryż jest trochę ciepły.

Taka sałatkę przechowujemy w lodówce, w misce z pokrywką lub w pojemniku

hermetycznym. Sałatka może stać koło tygodnia – nic nie powinno się jej stać. Jest pyszna zarówno

na śniadania, kolację czy obiady. Co ważne, można stosować przynajmniej kilkanaście jej

wariantów dodając warzyw ugotowanych – podałem tutaj przepis, który stosuję najczęściej (bo

najbardziej mi smakuję). Zamiast ryżu można użyć makaronu. Należy jednak pamiętać, żeby było

81Studenckie gotowanie

Page 82: A ty studencie jadles juz dzisiaj

on twardawy – na pewno wchłonie część wilgoci z majonezu, przez co stanie się bardziej miękki.

Jest chyba najszybsza sałatka, jaką udało mi się kiedykolwiek zrobić. Zawsze można do takiej

sałatki wykorzystać nasz mieszanki warzywne – wystarczy ugotować, dodać ryż i majonez i

gotowe.

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− pojemnik hermetyczny

82Studenckie gotowanie

Page 83: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rozdział VI - 4 tydzień

Przepisy na ten tydzień

„Dzień dobry, nazywam się Kurczak, Pan Kurczak. W tym tygodniu w kuchni

rządzić będę ja” - powiedział Pan Kurczak chwilę przed tym jak stracił głowę.

Każdy nie raz jadł dania z kurczaka, które bardzo mu smakowało. Prawie każdy

zrobił jakieś danie z tym ptakiem, w takiej lub innej postaci, ale rzadko kto, używał to tego całego

kurczaka. Nie mówię o tym, żeby z szyjki robić danie, gdzie potrzebne są nam piersi. Mówię o

wielkim „spisku kurczakowym”. Wiecie, że kupienie całego kurczaka wychodzi znacznie taniej niż

kupowanie jego części osobno? Pewnie powiecie, że trzeba go jeszcze odpowiednio pociąć na

części i że to jest trudne. Jest to tak samo trudne, jak jazda na rowerze. Mój tata był w stanie

nauczyć mnie w 5 minut, jak poćwiartować kurczaka na części (a byłem wtedy jeszcze

gówniarzem, w słowniku kur - kurczaczkiem). Samo ćwiartowanie, nie zajmuje wprawionej ręce

dłużej niż te 15 minut. A teraz najlepsze – kupując kurczaka w całości, ćwiartując go i zamrażając,

dodając do tego naszą żelazną rezerwę, mamy jedzenia na cały tydzień.

Kupiliśmy śliczny okaz drobiu i co dalej? Ćwiartujemy go. Potrzebujemy zatem

ostrego noża. Im ostrzejszy – tym łatwiej się pociąć. Jak mój ojciec ostrzył noże, to później zawsze

ktoś się pociął. Ja jednak nie opanowałem sztuki ostrzenia noży w takim stopniu, żeby zamieniać je

w śmiercionośne narzędzia. Bierzemy zatem kurczaka i patrzymy mu prosto w du... miejsce, gdzie

plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Kurczaki pakowane mają czasami nogi „przywiązane” do

korpusu za pomocą nacięcia w skórze. Czynione jest to po, żeby kurczak nie rozkładał swych nóg

przed każdym (jak panie lekkich obyczajów). Jeśli nie rozkłada nóg, zajmuje mniej miejsca (o co

właśnie chodzi producentom drobiu). W każdym razie my te nogi mu rozłożymy. Teraz bierzemy

jedną z nóg i odchylamy ją na zewnątrz, jednocześnie (tą samą ręką) przytrzymujemy korpus

kuraka. Powinniśmy widzieć miejsce, gdzie nogi łączą się z korpusem (czyli pachwiny). I to

miejsce nam właśnie teraz chodzi. Nacinamy je nożem i odchylamy dalej nogę. Robimy tak parę

razy, aż nie trafimy na kość (jeśli nóż jest bardzo ostry, uda nam się to zrobić jednym cięciem). Co

zrobić z kością? Szukamy stawu biodrowego oraz kości udowej (czyli tej która bezpośrednio łączy

się z tym stawem). Łapiemy za tą kość i wyłamujemy staw, odchylając kość maksymalnie, póki

staw nie zacznie trzaskać. Później kręcimy trochę nogą, żeby kość całkiem wyskoczyła ze stawu.

Jak już kość nam nie przeszkadza, kontynuujemy cięcie. Wychodzi nam z tego duże udo. Można je

podzielić na pałkę i górną część uda, ale ja tego nie robię (takie duże udo to w sam raz jak dla

mnie). Dokładnie w ten sam sposób postępujemy z drugą nogą (tylko tak jakbyśmy to widzieli w

lustrze). Teraz czas na skrzydła (co by kurak nie odfrunął). Robi się to dość podobnie, jak z nogami,

jednak trzeba je bardziej rozciągać. Po rozciągnięciu takiego skrzydełka, widzimy mniej więcej,

gdzie znajduję się staw. Nacinamy kurczaka tak, żeby się do niego dostać, później, podobnie jak z 83

Studenckie gotowanie

Page 84: A ty studencie jadles juz dzisiaj

nogami, wyłamujemy staw. Później to już tylko ostatnie cięcie i skrzydełko „lata solo”. Do duetu

odcinamy również drugie.

Teraz to, co każdy facet (nie tylko student) lubi najbardziej – cycki. Postępujemy

dokładnie tak samo, jak w sypialni z kobietą. Łapiemy za „kubraczek” u góry i jednym

szarpnięciem zrywamy go, czyli łapiemy za skórę i ściągamy ją dość silnym pociągnięciem w dół.

Skórę tę można wyrzucić (ja tak robie), albo jakoś zagospodarować (nie znalazłem na to sposobu).

Później musimy trochę pomacać. Bynajmniej, nie dla przyjemności. Musi sprawdzić, jak są one

zaczepione do kości. Wtedy łatwiej będzie nam je odciąć. Przede wszystkim piersi przymocowane

są dość mocno do mostka. Robimy zatem nacięcie na linii mostka, a nawet dwa nacięcia. Jedno

skręcające w prawo, drugie skręcające w lewo. Nacięcia muszą być jak najbliżej kości, żeby jak

najmniej mięsa zostało na tych właśnie kościach. W przypadku piersi, staramy się o wykonywanie

długich cięć, tak, żeby jak najmniej poszarpać wspomniane cycki. Odchylamy pierś od korpusu i

wykonujemy „sznyty” jak najbliżej korpusy, aż do momentu, kiedy cycek nie odpadnie. Dokładnie

tak samo robimy z drugą piersią.

Pociętego kurczaka pakujemy do woreczków i zamrażamy. Każdą z piersi i nóg

osobno, korpus osobno, a skrzydełka razem. Teraz czas na gotowanie.

84Studenckie gotowanie

Page 85: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Rosół, podstawą do każdej zupy

Serio. Z rosołu da się zrobić każdą zupę. Albo prawie każda. Zupy powinny być dość

częstym gościem w kuchni studenta, bo są tanie, smaczne i czasami pożywne. Kiedy są pożywne?

Jak są robione na mięsku i mają jakieś warzywa w sobie. Rosół, tak naprawdę, można zrobić z

każdego mięsa, jednak kurczak nadaję się do tego najbardziej. Dość łatwo się on robi miękki, co

skraca cały proces gotowania. Jednocześnie smak rosołu jest odpowiedni (czyli po prostu smakuje

jak rosół). Z czego go zatem robić? My, ponieważ mamy kurczaka w lodówce, robimy z korpusu.

Nie powiem wam, czy musi być on wcześniej rozmrożony, bo zawsze robie od razu rosół, przy

cięciu kurczaka. Korpusy z kurczaka można również dostać w sklepie. Taka jedna sztuka to koszt 1-

2zł. Jeśli nie z korpusu, to do robienia rosołu polecam serca albo żołądki, także z drobiu. Niektórzy

się tym brzydzą, ale w smaku jest całkiem smaczne (po ugotowaniu). Można też dać korpus, oraz

parę serc – to by było po prostu idealne.

Korpus myjemy pod bieżącą wodą i wrzucamy do zimnej wody. Solimy lub

dorzucamy jakiejś słonej przyprawy (lub kostki rosołowe). A teraz pytanie, czemu nasz korpus jest

lepszy od korpusu ze sklepu? Ponieważ, nigdy nie uda Ci się idealnie odciąć wszystkich części od

kurczaka i na korpusie zostaną (czasami nawet spore) kawałki mięsa. Dzięki temu, nasz rosół

będzie bardziej treściwy. Ważne jest, żeby nie odcinać tych kawałków tłuszczu ze skórą, które latają

na około korpusu. Nie karze wam tego jeść, jednak gotowanie tych właśnie części z rosołem,

sprawi, że rosół będzie smakować prawie tak dobrze, jak ten u mamy.

Do tego należy dorzucić włoszczyznę. Obieramy więc marchewki, pora, seler,

pietruszkę oraz co dusza zapragnie. Polecam dodać z pół cebuli, ze dwa ząbki czosnku oraz

kawałek kapusty – podkreśli to smak zupy. Tutaj trzeba by również wrzucić pieprz niemielony, ale

akurat się tak składa, że nigdy takiego nie posiadam, więc tego nie robię. Warzywa można rzucać w

większych kawałkach, jednak ja preferuję krojenie ich (później przyjemnie się takie warzywa

zjada). Lubię je, a szkoda mi ich wyrzucać. Takie coś, gotujemy na małym ogniu. Co jakiś czas

sprawdzamy, czy nie trzeba dodać soli, czy jakiś innych przypraw (oczywiście takich, które nam

pasują). Po pewnym czasie, zobaczycie, że na powierzchni unosi się taka jakaś dziwna piana i

farfocle. Spokojnie, tak ma być. Są to jakieś kawałki mięsa i tym podobne rzeczy. O ile jest to

normalne i nie należy się tym martwić, to jednak trzeba to usunąć z naszego garnka. Zbieramy to

delikatnie łyżką, lub łyżka cedzakową i wyrzucamy do zlewu (proponuję od razu spłukać, bo jak

wyschnie to strasznie się to myje).

Zdarza się czasem tak, że się okazuję, iż woda w dużej części nam wyparowała. Ja

dolewam wtedy wody, ale wszystko zależy od ilości składników. Jeśli rosół ma wyjść strasznie

wodnisty – darujcie sobie dolewanie wody. Jak długo gotujemy? Do uzyskania odpowiedniej

miękkości składników (ja to sprawdzam na marchewkach - czy mogę łyżką odciąć kawałek i go 85

Studenckie gotowanie

Page 86: A ty studencie jadles juz dzisiaj

zjeść). Wtedy rosół jest prawie gotowy. Nastawiamy makaron (w osobnym garnku), żeby się

ugotował. Jak makaron jest już na palniku, wyciągamy korpus z garnka (można to zrobić też chwilę

wcześniej) i czekamy chwilę żeby ostygł. Następnie odrywamy od niego wszystkie kawałki mięsa,

które na nim są. W tym celu łamiemy mu wszystkie kości i sięgamy do najgłębszych zakamarków.

Mięso wędruję z powrotem do garnka, a kości do śmieci. I tak wygląda przygotowanie rosołu.

Ponieważ rosół to podstawa, można z niego zrobić dowolną zupę (tak jak już to

wspominałem). O ile każdemu się przewinęły nazwy zup takich, jak kapuśniak czy ziemniaczana,

to pewnie mało kto słyszał o zupie groszkowej. Jak zrobić taką zupę? Według jakiś tam mądrych

przepisów, dorzuca się groszku, później to się miksuję i zagęszcza, żeby wyszła zupa krem. A co ja

mogę powiedzieć o takich mądrych przepisach zgodnych z zasadami sztuki kulinarnej? Mam jej

gdzieś. Kuchnia to moje królestwo i nie dam się rządzić jakimś przepisom. Nie twierdzę, że taka

zupa wyszłaby zła. Wręcz przeciwnie, wyjdzie całkiem dobra. Chcę jednak powiedzieć, że w

kuchni potrzebna jest jakaś inwencja i nieustanne próby. Dlatego ja, zupę groszkową robie tak.

Biorę kawałek wędzonego mięsa (najlepiej boczku). Tnę go na plasterki, a następnie

w kosteczkę. Wrzucam to na patelnie i podsmażam. Boczek ma być chrupiący, a jego zapach ma

sprawiać, że zaczyna wam cieknąć ślinka. Jednocześnie do rosołu wrzucam puszkę groszku

konserwowego. Z puszki wcześniej odlałem wodę. Groszek jest w sumie miękki więc nie ma sensu

go gotować, musi się tylko podgrzać. Nie chcemy z niego zrobić ciapki dla niemowląt, ma być taki,

żebyśmy czuli, że coś gryziemy. Do garnka wrzucamy też podsmażony boczek. Staramy się to

zrobić w taki sposób, żeby jak najwięcej tłuszczu zostało na patelni.

Teraz czas na tosty. Jeśli ktoś posiada toster, to prawdopodobnie wie, jak z niego

korzystać. Ja nie będę tego opisywać, ponieważ tostera nie posiadam (a szkoda). Jeśli ktoś nie ma

tostera, to grzanki robi na patelni (po to właśnie został na niej tłuszcz od boczku). Dolewamy trochę

oleju, podgrzewamy tę mieszankę, a następnie kładziemy na to parę kawałków chleba. Jak dużo? To

zależy od wielkości patelni i naszego apetytu. Grzanki dość mocno nasiąkną tłuszczem – jest to

cena uzyskania pysznego smaku i chrupkości. Smażymy je z obu stron na złocisty kolor. Grzanki

podajemy do wcześniej nalanej na talerz zupy groszkowej.

Można oczywiście robić jeszcze inne zupy. Jak komuś brakuje pomysłu, to

proponuję zakupić gotową mieszankę warzywną. Wrzucamy taką do garnka z rosołem, czekamy aż

się rozmrozi, zagotuje i gotowe. Najlepsze jest to, że nie trzeba tego osobno rozmrażać.

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− talerz i łyżka

− patelnia (w przypadku robienia grzanek)

86Studenckie gotowanie

Page 87: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Cyc kurczęcy

Jedna z lepszych (jak nie najlepsza) części kurczaka. Potraw z niej przyrządzanych

jest całe mnóstwo. Na razie przestawię tutaj jedną z potraw, moje „danie popisowe”.

Składniki:

− pierś z kurczaka

− ciemne piwo

− makaron

− śmietana i mąka

− mieszanka warzywna

Pierś z kurczaka należy wcześniej wyjąć z zamrażalki, żeby przyzwyczaiła się do

nowe sytuacji (czyli temperatury pokojowej). Trzeba to zrobić zdecydowanie wcześniej (lub

zakupić takową pierś niezamrożoną). Jeśli tego nie zrobimy, to będzie trzeba ją kroić siekierą

(zakładam, że takiego narzędzia w wersji kieszonkowej nie posiadacie). Powiedzmy, że da się ją

normalnie pokroić, tniemy ją zatem na części wielkości kęsa (czyli takie, żeby się do ust na raz

zmieściły). Następnie wrzucamy je na rozgrzany olej i lekko obsmażamy z każdej strony. Lekko,

znaczy lekko. W środku ma pozostać surowy. Jak ktoś nie lubi, można smażyć bez oleju.

Zalewamy teraz tego kurczaka szklanką, lub dwoma, wody. Wrzucamy do tego

kostkę rosołowa. Teraz, do tego wszystkiego będącego na naszej dużej patelni, dorzucamy

mieszankę warzywną. Nie ma tutaj jakiś specjalnych preferencji co do warzyw, poza tym, że

powinni się one znaleźć na patelni z kurczakiem. Teraz moment, na który wszyscy czekają.

Otwieramy piwo i … je wylewamy. Na patelnie oczywiście. Piwo musi być ciemne, ale nie musi

być duże. 0,33l w zupełności wystarczy. A co zrobić zresztą jak się kupiło duże? Ponieważ nie lubię

jak coś się marnuję, to bym je wypił od razu. Oczywiście, tylko dlatego, żeby się nie zmarnowało.

W piwie ma się gotować kurczak z warzywami. Ciemne piwo ma dość ostry, ciężki smak. Ten

smak, tą goryczkę, przejmie kurczak, który się dusi, a także warzywa.

Skoro tak fajnie nam się tutaj gotuję, to zaraz będziemy to jeść. Oczywiście z

makaronem. Oczywiście wstawiliśmy go wcześniej, żeby się (oczywiście !) ugotował. A jeśli nie, to

niestety musimy poczekać (a kurczak pachnie). Makaron gotujemy w drugim garnku. Polecam do

tego dania makaron z pszenicy durum. Wyjątkowo dobrze się razem komponuje. Jak już będzie

gotowy (opisywałem wcześniej jak się gotuję, więc nie będę się powtarzał) to wykładamy go na

talerz i wracamy na chwilę do kurczaka. Jak prawie całe piwo się wygotuje, to znaczy, że jesteśmy

blisko końca. Dodajmy przypraw – zioła prowansalskie oraz pieprz (albo co tam lubicie). Łyżką

napieramy trochę piwa które się gotuję (mniej więcej pół szklanki) i w szklance mieszamy ją z

połową śmietany. Chcemy zrobić z tego właśnie wywaru sos. Dlaczego mieszamy to w szklance?

87Studenckie gotowanie

Page 88: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Żeby śmietana się nie zważyła. Jak już wymieszamy śmietanę piwem, to wlewamy to na patelnie,

cały czas mieszając. Chwilę gotujemy i powinno być dobre. Jeśli natomiast sos nie jest

odpowiednio gęsty, to znaczy, że za krótko gotowaliśmy całość obiadu. Nie przejmujcie się i no to

znajdzie się sposób, a nawet kilka. Pierwszy to dodanie więcej śmietany – dość racjonalne. Drugi to

zamiast śmietany (lub do śmietany) dodanie mąki. W szklance widelcem mieszamy sos z mąką,

rozcierając mąkę po ściankach szklanki, żeby nie było grudek. Wlewamy to na patelnie i mieszamy.

Sos z kurczakiem i warzywami polewamy po makaronie.

Czemu jest to danie popisowe? Robiłem je dla mojej dziewczyny jak jeszcze nie była

moją dziewczyną. Była zachwycona. Przez żołądek do serca (taki jestem sprytny).

Zbrudzone naczynia:

− patelnia

− garnek

− nóż i deska do krojenia

− komplet talerzy i sztućców do obiadu

88Studenckie gotowanie

Page 89: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Udko z kurczaka z dodatkami

Pewnego pięknego dnia, wyjmujemy sobie udko z kurczaka, które mieliśmy

zamrożone. Dzisiaj będzie ono na obiad.

Składniki:

− udko z kurczaka

− marchew

− cebula i czosnek

− ryż

− kostka rosołowa

Rozmrożoną nogę kurczaka (prawie jak udziec barani) wrzucamy do małego garnka,

zalewamy wodą i zaczynamy gotować. Do niego dorzucamy kostkę rosołową. Wbrew pozorom,

wcale nie mamy ugotować rosołu z tego kurczaka. Ma być on ugotowany, owszem, ale ze względu

na to, że jak później będziemy go smażyć, był chrupiący na zewnątrz i miękki ( ugotowany) w

środku. Przy większym kawałku trudno by było to osiągnąć, dlatego taki manewr.

W tym samym czasie obieramy i kroimy marchewki na cienkie plasterki. Wrzucamy

je na rozgrzany tłuszcz i smażymy. Od czasu do czasu mieszamy. Marchewki nie mają być

chrupiące, na patelni mają tylko rozmięknąć. Teraz w drobną kostkę kroimy cebulę i czosnek. Jedna

średnia cebula i dwa ząbki czosnku to jak dla mnie akurat. Jeśli marchew już mięknie to dorzucamy

do niej wspomnianą cebulę oraz czosnek. Teraz całość zawartości patelni musi się zeszklić.

Zaczniemy czuć aromat w całej kuchni :) Jak już to wygląda w miarę fajnie (a pachnie tak, że

żołądek wam przypomina, że jesteście głodni) wyjmujemy to na jakąś miseczkę. Dobrze by było,

żeby na patelni został tłuszcz od tego smażenia.

Po jakimś czasie stwierdzamy, że udko jest już ugotowane. Można skakać z radości.

Zanim jednak podacie się temu bezsensownemu zajęciu, skończcie robić obiad. Udko wyciągamy i

kładziemy na patelnie. Wyciągamy je palcami, parząc je sobie przy tej czynności. Jakby się ktoś

was pytał czemu macie poparzone palce, to mówcie, że ratowaliście dziecko, przed oblaniem

wrzątkiem. Nikt nie uwierzy, ale jak będziesz się przy tym upierać, to już nie będzie nikt pytać

dalej. Udko smażymy z obu stron. Ponieważ jest ono już w sumie gotowe (w środku jest

ugotowane) to wystarczy tylko sprawić, żeby skórka była chrupiąca i w kolorze mahoniowym (jak

laski nadużywające solarium).

Jak kurczak został rzucony chamsko na patelnie, do garnka, w którym się gotował, i

w którym to garnku znajduję się pełnowartościowy wywar kurczęcy, wrzucamy ryż. Ryż ma się

gotować standardowo (patrz wcześniejsze przepisy). A teraz finał. Ryż wykładamy na talerz, na to

kładziemy udko z kurczaka, a po całości rozlewamy cebulę z marchewką. Jedno z lepszych dań

89Studenckie gotowanie

Page 90: A ty studencie jadles juz dzisiaj

jakie ostatnio jadłem.

Zbrudzone naczynia:

− patelnia

− garnek mały

− deska i nóż do krojenia

− talerz i sztućce

90Studenckie gotowanie

Page 91: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Pierś z kurczaka z dodatkami

Jeśli pierś z kurczaka dusiliście w ciemnym piwie, ale tylko jedną, to teraz przyszła

pora na drugą. Bo nie wiem czy wiecie, ale cyckami trzeba się zajmować po równo (takie jest

niepisane prawo).

Składniki:

− pierś z kurczaka

− makaron

− pomidor lub dwa

− oregano

− por

− ząbek czosnku

Standardowo kurczaka trzeba pokroić. Zawsze starajcie się kroić jedzenie, w kostki

odpowiadające kęsom. Nie będzie trzeba wtedy kroić tego podczas jedzenia, jak również nie

namęczycie się, krojąc to w mniejsze kostki. Na rozgrzany tłuszcz wrzucamy drobniutko siekany

czosnek i lekko go podsmażamy. Minimalnie tak, żeby dał swój smak do tłuszczu. Teraz sypiemy

na tłuszcz oregano i wrzucamy kurczaka. Taki zabiegł sprawi, że kurczak równomiernie pokryję się

oregano, które będzie wyglądać, jakby od zawsze były złączone z kurczakiem. Ładnie wygląda, ale

przede wszystkim wspaniale smakuję. W ten sposób chwilkę obsmażamy kurczaka.

Trzeba do tego dorzucić pomidory. I nie będą to całe pomidory. O ile (jak dla mnie)

skórka może zostać, to miąższ z pestkami radzę wyciąć. I nie chodzi o to, że nie jadam pestek. Po

prostu w tej części pomidora, jest najwięcej wody, co będzie się wiązało z dłuższym gotowaniem.

Pomidory wcześniej myjemy, rozkrajany na 4 czy 8 części (jak komu wygodniej) i wycinamy z nich

środek. Teraz kroimy je na kostkę, podobną wielkością do kurczaka. Takie właśnie pomidory

wrzucamy na patelnie. Całość musi się podgrzać, a pomidory powinny zacząć się rozpadać. Z ich

części utworzy się coś a'la sos, a te kawałki, które się całkowicie nie rozpadły, będą przyjemnie

„chrupać” pod zębami.

Żeby było ciekawiej, bardziej kolorowo i inaczej, dorzucamy do całości pora. Por

wcześniej myjemy i zdejmujemy wierzchnią warstwę liści, która jest pokaleczona i brudna

(pomimo umycia). Odcinamy również zwiędłe liście. Pora przekrajmy wzdłuż, na dwie równe

połówki (lub prawie równe). Teraz siekamy go w drobne (!) półtalarki wrzucamy na patelnie.

Wrzucamy to chwilę po tym jak wrzuciliśmy pomidory. Por zastąpi w tym daniu cebulę (ma

podobny, ostry smak) jak również nada całości zielonego koloru.

Nie zapomnieliśmy oczywiście o tym, żeby na samym początku wstawić makaron.

Teraz pora go odcedzić. Makaron wykładamy na talerz. Teraz to już tylko ostatnie próby smakowe

91Studenckie gotowanie

Page 92: A ty studencie jadles juz dzisiaj

mieszanki z naszej patelni, doprawiamy solą i pieprzem (oraz przyprawami pasującymi do potrawy

jak i na naszych upodobań) . Wykładamy całość na makaron i jemy. Nareszcie.

Zbrudzone naczynia:

− patelnia

− nóż i deska do krojenia

− talerz i widelec

92Studenckie gotowanie

Page 93: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Skrzydełka grillowane

Można zrobić z jednego kompletu skrzydeł lub zbierać skrzydełka z paru kurczaków

i zrobić ucztę na jeden raz. Potrzebny będzie grill i jakiś węgiel do niego. Można zrobić to też na

specjalnej patelni (której nie posiadam).

Składniki:

− cebula

− czosnek

− piwo

− miód

− skrzydełka z kurczaka

Co stanowi podstawę tego dania? Marynata. Samą marynatę można wykorzystać do

każdego innego mięsa. Mięso w marynacie fajnie kruszeje i nabiera przyjemnego aromatu. Robi się

ją dość prosto. Do miski wlewamy pół butelki piwa, dorzucamy do tego dwie duże łyżki miodu.

Miód trzeba rozmieszać w piwie, tak, żeby się rozpuścił w całości (żeby nie tworzył zawiesiny).

Dodajemy teraz do tego czosnku wyciśniętego. Czosnku powinny być przynajmniej 2-3 ząbki.

Chodzi o to, że aromat zostanie wciągnięty w mięso, a samego czosnku nie będziemy jeść – dlatego

właśnie lepiej dodać go więcej. Cebulę także dodajemy do marynaty. Zanim jednak to zrobimy,

kroimy ją na drobne kawałeczki. Wyjątkowo nie muszą być równe, może się trafić większy

kawałek. Im mniejsze kawałki tym lepiej będzie oddawany aromat mięsu. Dosypujemy też do tej

całości łyżkę soli. Mieszamy jeszcze, aby wszystkie składniki się dobrze połączyły. I tak wygląda

marynata miodowo-piwna.

Skrzydełka wkładamy do marynaty. Staramy się, aby wszystkie skrzydełka były

dokładnie zanurzone w marynacie. Można je jeszcze zamieszać, żeby marynata dotarła do

wszystkich zakamarków. Odstawiamy to na jakiś czas. Jakiś czas znaczy minimum godzinę,

chociaż najlepszy efekt uzyskujemy do paru godzinach czy nawet całej dobie. Im większe kawałki

mięsa, które wkładamy do marynowania i im twardsze mięso, tym dłużej musi leżeć. W takiej

marynacie można przygotować każdy rodzaj mięsa.

Skrzydełka wyciągamy z marynaty, otrząsamy z niej i wrzucamy na grilla. Węgiel w

grillu nie może się palić tylko żarzyć. Należy pamiętać przy grillowaniu, że żar podsycany

tłuszczem zmieni się w ogień, który należy ugasić. Najlepiej piwem. Dlaczego? Pieczone mięsko

podlewane piwem nabiera przyjemnego aromatu. Skrzydełka przewracamy i rumienimy z obu

stron. Im cieplej, tym częściej odwracamy. Bądźcie cierpliwi – im mniejsza temperatura i dłużej się

piecze, tym smaczniejsze wyjdą skrzydełka.

Do skrzydełek polecam jakąś surówkę i frytki. Tłuste strasznie, ale smak jest nie do

93Studenckie gotowanie

Page 94: A ty studencie jadles juz dzisiaj

pobicia. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma możliwość grillowania przez cały rok. Dlatego

musicie wiedzieć, że bardzo podobny efekt można uzyskać na patelni, smażąc skrzydełka z obu

stron.

Zbrudzone naczynia:

− miska od marynaty

− deska i nóż

− grill lub patelnia

− talerze, na których jemy

94Studenckie gotowanie

Page 95: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Kurczak po meksykańsku

Jednogarnkowe danie, które jest strasznie sycące. Jest też dość ostre, więc radzę

zaopatrzyć się w wodę podczas jedzenia.

Składniki:

− udko z kurczaka (lub inne części kurczaka)

− marchew

− cebula

− kukurydza

− czerwona fasola

− ostre papryczki (najlepiej piri-piri)

− ziemniaki

− koncentrat pomidorowy

− kostka rosołowa

− śmietana i mąką

Do garnka wrzucamy udko i kostkę rosołową i zaczynamy gotować. Robimy to jak

najprędzej, bo kurczak musi się porządnie ugotować. Marchew oczyszczamy i kroimy w kostkę. To

samo robimy z cebulą. Wszystko odkładamy sobie na bok – czekamy aż mięso się trochę pogotuje.

Ziemniaki obieramy i kroimy w grubsze kawałki. Odkładamy je razem z marchewką i cebulą.

Myślę, że po jakiejś godzinie mięso powinno być już prawie gotowe. Dorzucamy wtedy nasze

pokrojone warzywa. Jeśli kurczak jest już całkiem ugotowany, wyciągamy go i rozbieramy, czyli

zdzieramy z niego mięso i pozbywamy się kości. Mięso z powrotem wędruję do garnka, kości dla

psa (lub śmietnika, jeśli nie mamy psa). Pamiętajcie tylko, że zanim zaczniecie oddzielać mięso od

kości, udo musi trochę ostygnąć (choćby 5 minut). W przeciwnym wypadku strasznie łatwo jest się

nim poparzyć.

Całość musi się gotować aż ziemniaki zmiękną, prawie całkiem. Wtedy dolewamy

do tego koncentrat pomidorowy oraz wrzucamy pokrojone drobno (bardzo drobno) papryczki.

Można także dodać pomidory z puszki (o wiele lepiej wtedy smakuję). Mieszamy i próbujemy.

Ziemniaki muszą być miękkie, a całość odpowiednio słona i ostra. Ostrość wynika z temperatury –

im chłodniejsze, tym ostrość bardziej zanika. Teraz zmniejszamy ogień pod garnkiem. Do małej

śmietany dosypujemy łyżkę mąki i mieszamy. Następnie stopniowo dolewamy tej mieszanki do

naszej potrawy intensywnie mieszając. Sos powinien się odpowiednio zagęścić. Dorzucamy

odsączoną czerwoną fasolę i kukurydzę. Te dwa składniki nie muszą się gotować, dlatego są

dodawane na końcu, żeby się tylko podgrzały.

Całość ma wyglądać jak gęsty sos z mięsem i warzywami – bo tym właśnie jest.

95Studenckie gotowanie

Page 96: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Ostrość sosu to to, co tej potrawie nadaje smaczek.

Zbrudzone naczynia:

− garnek

− miska

− nóż i deska do krojenia

− talerz, na którym jemy i sztućce

96Studenckie gotowanie

Page 97: A ty studencie jadles juz dzisiaj

Kurczę pieczone

Na niedzielę polecam zaopatrzyć się w kolejnego całego kurczaka i zaprosić kumpli

– wyjdzie tani pyszny obiad (dla kilku osób).

Składniki:

− kurczak w całości

− piwo w puszcze

− ziemniaki

− marchewka z groszkiem

− masło i mąka

Pierwszą czynnością, którą trzeba zrobić to otworzenie puszki z piwem. Trzeba teraz

1/3 zawartości opróżnić, czyli wypić. Jeśli chcemy wypić więcej (a na pewno chcemy) to

zaopatrujemy się wcześniej w większą ilość piwa. W tej jednej puszcze musi być w 2/3 tego trunku.

Kurczaka myjemy pod bieżącą wodą. Następnie nacieramy go solą i dowolnymi przyprawami.

Można także włożyć go do jakiejś marynaty dzień wcześniej.

Jeśli jest już doprawiony sadzamy go na puszcze od piwa. Mówiąc sadzamy, mam na

myśli wsadzenie piwa do jego pustego korpusu. Takiego oto kurczaka wstawiamy do rozgrzanego

piekarnika na blaszce. Będzie z niego na pewno kapać topiący się tłuszcz, dlatego potrzebna jest

blaszka, żeby nie zasyfić całego piekarnika. Tak upieczony kurczak będzie smakował jak kurczak z

grilla. Dzięki temu, że piwo będzie parować, kurczak będzie soczysty w środku a chrupiący na

zewnątrz. Pieczemy to koło godziny (sprawdzając, aby za bardzo się nie przypiekł).

Do tego można upiec ziemniaki. Żeby je piec, należy wybrać jak najmniejsze sztuki,

obrać je i wrzucić na blaszkę razem z kurczakiem. Ziemniaki będą piec się krócej od kurczaka, więc

należy je sprawdzać i w razie potrzeby wyjąć.

Do tego jeszcze marchewka z groszkiem na gęsto. Marchewkę z groszkiem gotujemy

i odlewamy nadmiar wody. Następnie na patelni rozgrzewamy łyżkę masła. Jak się rozpuści

sypiemy tyle samo mąki – jedną łyżkę. Mieszamy i chwilkę podsmażamy (1-2 minuty). Tak

przygotowaną zasmażkę dorzucamy do garnka z marchewką oraz groszkiem i mieszamy.

Kurczaka wyciągamy, kiedy stwierdzamy, że jest już gotowy. Kładziemy go na

jednym wspólnym talerzu. Każdy odcina sobie dowolną część i je ją razem z ziemniakami i

marchewką. Piwo jest tutaj raczej wskazane.

Zbrudzone naczynia:

− blaszka

− garnek

− to, czym jemy

97Studenckie gotowanie