75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

147
WALENTY MAJDAŃSKI KOŁYSKI I POTĘGA KSIĄŻKA DLA DOROSŁYCH „jakby się nam serce śmiało do ogromnych, wielkich rzeczy” ... Wyspiański N A K Ł A D E M A U T O R A

Transcript of 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Page 1: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

WALENTY MAJDAŃSKI

KOŁYSKI I POTĘGA KSIĄŻKA DLA DOROSŁYCH

„jakby się nam serce śmiało do ogromnych, wielkich rzeczy” ... Wyspiański

N A K Ł A D E M A U T O R A

Page 2: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Druk. „Milicji Niepokalanej” – Niepokalanów

Page 3: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część pierwsza:

NIEMOWLĘ PODBIJA ŚWIAT

PODRĘCZNIKI HISTORII TRĄCĄ MYSZKĄ

Księgi historii narodów, nawet te jaskrawo najmodniejsze, są mocno przestarzałe.

Za mało mówią, w jakich okresach, epokach, za panowania których dynastyj, „ideologij”, „renesansów”, „stagnacyj”, upadków, zwycięstw lub klęsk było najwięcej... kołysek, a kiedy starano się, by było jak najmniej osesków, niemowląt, młodzianków.

A szkoda. Bo niemowlę wymaga od rodziców postawy ofiarnej. Na zdolności zaś do ofiary – opiera się życie narodu; zdatność zaś do ofiary nie bierze się w narodzie w czasach próby ot tak, ni stąd, ni z owąd, ale naród ujawnia jej tym więcej, im bardziej ćwiczył sprawność do ofiary w czasach zwykłych, normalnych, spokojnych, „przedkryzysowych”, „przedwojennych”.

Właśnie w tym cała rzecz, iż nic nie wymaga tyle ustawicznego, lata całe trwającego poświęcenia, co stosunek rodziców do własnego potomstwa. Rzecz jasna, że im potomstwa jest więcej i im trudniej je wychować, tym poświęcać się trzeba bardziej i dłużej.

Stosunek do potomstwa, to najpowszechniejsza arena dla narodu do ćwiczenia się w postawie ofiarnej.

– Dlaczego najpowszechniejsza?Bo rodzice, to prawie wszyscy normalni dorośli. A ponieważ wpływ rodziców

jako wychowawców sięga jak najdalej, więc ich postawa wobec życia nadaje styl postawie wszystkich dorosłych. Rodzice nadają styl postawie narodu.

Ale nie ma postawy ofiarnej bez ekspansji, albowiem każde nowe dziecko wymaga od rodziców nie tylko wyrzeczenia się, ale żąda, by z egoistów przemienili się w ludzi serca i żeby w związku z tym powiększyli pracowitość, produkcję, twórczość, zaradność, dzielność, no i nade wszystko pracę mózgu.

Każdy tedy nowy... osesek spuszcza z uwięzi w życiu rodziców nowe energie, nieznane dotąd im samym: techniczne, umysłowe, moralne. Nigdy by się one nie narodziły, gdyby się nie urodziły nowe dzieci.

I na odwrót, ileż męczarni nie spada na barki ludzi, którzy nie mają dzieci! Nic tedy dziwnego, że ilekroć w dziejach przychodzi moda, aby „nie mieć dzieci”, tylekroć szerzy się ona wcale gładko.

Lecz wraz z tym z piorunującą szybkością nastaje przewrót w postawie wobec życia u całego społeczeństwa, które przyjęło praktykowanie ucieczki od

Page 4: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

dzieci. Ginie wtedy, nasampierw u dorosłych, ich dotychczasowa postawa: postawa ofiarna. Towarzyszy zaś temu zjawisku brak pędu do ekspansji, tracenie majątków odziedziczonych, marnotrawstwo, postawa konsumpcyjna: „przeżuwanie”. Za dorosłymi idą młodzi, zarazem zaczyna całe społeczeństwo na gwałt przestawiać wszystkie dziedziny życia na rzecz postawy wygodnej. Wygoda staje się naczelną ideą. Do niej się przykrawa wszystko. Jeżeli coś do niej nie pasuje, odrzuca się to, jako „niepostępowe”, „niemodne”, „nudne”, „przestarzałe”, „zacofane”, „staroświeckie”.

A że na postawie ofiarnej, twórczej i ekspansywnej opiera się moralność, na niej zaś wszystko inne, przeto siły moralne społeczeństwa, stawiającego na wygodę, więdną. W te pędy też zaczynają schnąć, lub wyrodnieć wszystkie, jak okiem sięgnąć, pozostałe dziedziny życia.

Czyż nie uderza nas zjełczałość kultury starożytnych... bezdzietnych, schyłkowych Aten, Sparty, Romy?... Warszawy przedwojennej? tudzież naszych przedwojennych rodzin... generalskich, ministerialnych, elitarnych, wodzowskich?

Wystarczy tedy, że rodzice uwstecznią swój pogląd na własne obowiązki małżeńskie, by natychmiast zahamowali w sobie ujawnianie się dalszych coraz wyższych poziomów, zarówno w postawie ofiarnej, jak i muskulaturze technicznej, umysłowej, moralnej.

O tym to właśnie poucza historia, wystarczy się w niej rozejrzeć za... kołyskami.

I aczkolwiek dzieła historyków zbyt mało jeszcze o tym mówią, to jednak począwszy od pierwszej połowy XIX wieku uczeni–historycy ciekawią się coraz bardziej liczbą ludności w poszczególnych okresach państw, narodów, kontynentów.

Powstaje cała nowa gałąź nauki: demografia–historyczna1.Wystarczy wiedzieć, co ona stwierdza, by zrozumieć, co ma kołyska do

potęgi państwa, co liczba ludzi ma do wzrostu cywilizacyjnego2.

MATKA – SPARTANKA... BEZ DZIECI

„Jest faktem, że zawsze dotychczas w przeszłości okresy wszelkiej ekspansji

1 ,,Demografia” – wyraz ukuty przez Francuza Guillard w XIX wieku. A. Krzyżanowski: J. R. Malthus, „Prawo ludności”. Warszawa r. 1925, str. 7.Demografia historyczna sięga wieku XVII. Zaczyna się w Anglii w związku z rozwojem ubezpieczeń na życie. (Petty, rok wydania jego dzieła 1662; K. Neumann, J. Grounts astronom Halley (r. 1693).W wieku XVIII pracują: Kersebohm, Struyks, Deparcieux, Süssmilch ,,Die göttliche Ordnung” (r. 1742, 1775). Waser (r. 1775).W wieku XIX zaczynają się poważne prace nad zaludnieniem w przeszłości: w Anglii – H. Ellis (zaludnienie Anglii w XI wieku. r. 1833); w Niemczech: K. Bücher, Eheberg, Hegel, A. Kirchhof, Richter, Paasche (piszą w latach osiemdziesiątych o zaludnieniu miast niemieckich); Memminger (1847), Fabricius (1864), „Bevölkerung von Frankfurt am Mein” r. 1866. Gindely (1869). d'Elwert (1873), Wolff (1878), Jastroff i Rolle – piszą o zaludnieniu krajów niemieckich; Inama–Sternegg opracowuje ludność Europy' od r. 1000; ludność Niemiec w średniowieczu (1879–1901); rozdział ,,Bevölkerung” w „Handbuch der Staatswissenchaften” (1909, 1924); Beloch – zaludnienie starożytnego Rzymu, Grecji, Włoch, Europy w wiekach średnich i nowożytnych; A. Maitzen – zaludnienie u Germanów, Celtów, Słowian i Finnów, r. 1885, A. Salz, O. Seeck, E. Kahn; we Francji: Levas–seur (,,La population francaise”), 1889; Duveau de la Malle – zaludnienie Francji w XIX wieku; E. Gerard – zaludnienie Francji w IX wieku; we Włoszech: F. Magiore–Perni; w Skandynawii: J. E. Sars – zaludnienie Norwegii, (1881); G. Sündbarg – zaludnienie Szwecji od r. 1570; Velschow – zaludnienie Danii w XII w., r. 1845.2 O stosunku liczby ludności do wzrostu cywilizacyjnego por. F. Koneczny: „O wielości cywilizacji”, Kraków, r. 1935 str. 80.T. Szczurkiewicz: „Rasa, środowisko, rodzina”. Warszawa – Poznań, 1938, str. 106–124. H. Romanowski: „Filozofia cywilizacji”. Warszawa, 1934, str. 151–156.

Page 5: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

gospodarczej, wielkiego rozwoju były to okresy wielkich postępów również i w dziedzinie przyrostu naturalnego ludności. Najświetniejszy okres w dziejach Grecji, to okres kolonizacji greckiej na morzu Śródziemnym, –zakładanie nowych miast przez osadników z przeludnionego kraju macierzystego”3). „Ateny za Peryklesa. (wiek V przed Chrystusem) liczyły około 100.000 mieszkańców”. Liczba na owe czasy olbrzymia. Żywioł grecki pod koniec wieku IV liczył do 9 milionów, „przewyższał liczebnie zarówno Egipt, jak Mezopotamię i Syrię”3.

Jednak „już Hezjod w VIII stuleciu przed nar. Chrystusa poleca ograniczanie potomków ze względów gospodarczych”. Szło to na rękę ustawodawcom greckim, którzy bojąc się wielodzietnego plebsu uprawnili zabijanie noworodków (prawa Likurga i Solona)4.

Przez dłuższy czas gwizdali sobie Grecy na Hezjoda. Aliści gdzieś od IV wieku przed Chrystusem rodzice greccy zmieniają swój stosunek do potomstwa. Postanawiają „zabezpieczać byt” swym dzieciom, „ścielić im drogę” na wyższy poziom kulturalny: dlatego wpadli po prostu na dowcip, żeby ograniczać potomstwo. Stary to zatem dowcip...

Z czasem moda ta szerzy się jak lawina5. Dlatego „od II? wieku przed nar. Chrystusa zaczyna wyludnienie dochodzić do zatrważających rozmiarów”6. Już Filip Macedoński wynagradzał bezskutecznie rodziny z licznymi dziećmi. Na Rodosie wskutek braku urodzeń była powszechna adoptacja. „Wilamowitz uważa 233 zwykłe garnki ze szkieletami dziecięcymi, które znalazł na cmentarzysku w Geli, za szczątki umyślnie usuniętych dzieci, bo sposób ich grzebania różni się wyraźnie od pozostałych 307 prawdziwych grobów”77).

W garnkach też przysyłali nam gestapowcy szczątki naszych najukochańszych, którzy ginęli w obozach. Okazuje się, że to również stary, zbrodniczy kawał...

– Ale skądże te szczątki? szkielety? garnki? – z dzieciaczkami Greków?Stąd, że rodzice greccy... oszczędzali. Na dzieciach!Synów sobie zostawiali, a córki szły na śmietnik. Do garnka. Feminizm. Im

bardziej Greczynka nie chciała dzieci, tym więcej córek szło na śmietnik. Albowiem miewano po pareczce dzieci, a nawet człowiek bogaty „pozwalał sobie” najwyżej na jedną córkę. Wreszcie rodzina o jednym dziecku staje się typowa. Emancypacja. Wyzwolenie. Reszta dzieci – do garnka.

Polybios się skarżył: „Za moich czasów (w II stuleciu przed Chrystusem) cała Hellada cierpiała na bezdzietność i w ogóle na brak ludzi, przez co miasta wyludniały się i rola nie przynosiła więcej plonów, chociaż nie dotknęły nas ani nieustające wojny, ani zarazy. Bo ludzie oddawali się swawoli, chciwości i lenistwu; nie chcieli się już żenić, albo gdy się żenili, nie chcieli wszystkich swych dzieci wychowywać”8.

Gdy za Klejstenesa było w Attyce 78.000 ludności wolnej9 a w roku 431 – 135.000 do 140.000, w tym 42.000 obywateli10, to niektórzy historycy już wiek IV uważają „za okres wielkiego spadku ludności”11.

3 R. Rybarski: „Przyszłość gospodarcza świata”. Warszawa, 1932, str. 184. Samuel Fogelson:: „Historia, rozmieszczenie ł struktura ludności”, (w Encyklopedii Nauk Politycznych), sfr. 648, 628.4 E. Dembour: „Pour une Politique de Natalite”, Louvain 1938, str. 21. Alfred Grofjahn: „Higiena ludzkiego rozrodu”, tłumaczenie z niemieckiego wydania z r. 1926, Warszawa, r. 1930, str. 34. Autor mówi o sobie, że jest socjalistą, na str. 260.5 Otto Seeck: „Geschichte des Unterganges der antiken Welt”, r. 1921. Rybarski, 185.6 Grotjahn, 34.7 ,,Staat und Gesellschaft der Griechen”, Leipzig, 1910. Przytacza Grotjahn, 34.8 Grotjahn: 35. G. Fuard; „Święty Piotr”., tłum. x franc. .Piotrków, 1908, 307 (Polyb. XXXVII, VII).9 Stanisław Witkowski: „Państwo greckie”.. Lwów, 1938, 329.10 Witkowski, 351.11 Witkowski, 27.

Page 6: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

W roku 301 liczba obywateli wynosiła w Atenach 21.00012. Jeszcze gorzej było ze Spartą.

Jest czas w wieku V, gdy Sparta wystawia 6.000 żołnierzy, – samych obywateli13. W roku 418 ma już tylko 3.000 obywateli14.

W wieku IV – 1.00015. Aż wreszcie w drugim wieku Sparta dostała się pod panowanie rzymskie i „zgasła powoli, jako jedna z nieznacznych mieścin zubożałego Peloponezu”, chociaż „Rzym zajął względem Sparty stanowisko romantyczne i pozwolił jej rządzić się prawami Likurga, zachować swe fidytie i całą swą wojenno–obywatelską organizację...”16.

Nic im nie pomogła wolność, gdy już nie mieli... kołysek. Oni, „atleci wojny”, wobec armij stutysięcznych nie mieli żadnego znaczenia”17. Grecja, „która wydała armie Temistoklesa, Epaminondasa i Aleksandra, nie mogła wystawić więcej nad trzy tysiące żołnierzy”18. Pozostali żołnierze spoczywali od urodzenia... w garnkach.

Grecji nic nie pomogło, że rodzice, gdy chodzi o dzieci, „zachowywali jedno lub najwyżej dwoje, by je uczynić bogatymi i szczęśliwymi – czyż nie było to źródłem wszystkiego złego? Gdy jedno z tych dzieci zabrała wojna lub choroba, jasne jest, że dom pustoszał i podobnie, jak ule pszczelne, miasta, tak opustoszałe, nie miały więcej siły”19.

Widać z onych „kwiatków”, że rodzice greccy tak bardzo dbali o przyszłość swych dziatek, że wkrótce, gdy tylko upowszechniły się te ich starania o lepszą dolę własnego potomstwa, Grecja straciła niepodległość na rzecz, co prawda głupszych od siebie i biedniejszych narodów, ale za to bogatszych w dzieci.

A i dzieci greckie, choć ich tak mało było i chociaż było ich coraz mniej, rozłaziły się odtąd coraz tłumniej na cały ówczesny świat, lecz najchętniej szukały chleba tam, gdzie ludzie mieli więcej dzieci20. Stara piękna Hellada stawała się pusta. „Państwa Grecji właściwej wyczerpywały się stopniowo, bo ich najlepsze siły były przyciągane i pochłaniane przez państwa helleńsko–barbarzyńskie”21. Ale czy wyczerpywałyby się, gdyby w państwach Grecji właściwej roiło się od dzieci?

Tatusie i mamusie greckie tak „zapewniały” swej dziatwie wyższy poziom kulturalny, że mędrcy greccy z owego czasu, to coraz częściej mydłki od koziołków słownych, sztuka zaś grecka ma z tego okresu coraz więcej do pokazywania samą goliznę, no i upada, upada, upada.

Aż wreszcie cały ten naród genialnych żołnierzy, mędrców i artystów ginie raz na zawsze.

Golizna... z kretesem.

12 Witkowski, 75.13 Witkowski, 140.14 Witkowski, 25.15 Witkowski, 26, 139.16 Tadeusz .Zieliński: „Historia kultury antycznej”, Warszawa–Kraków, 1929, tom II. 9.17 Zieliński, II. 9.18 Plutarch, De defectu oraculorum, 8. 19) Polyb. Przytacza Rybarski, 184.19 Polyb. Przytacza Rybarski, 18420 Np. do niezmiernie gęsto jak na owe czasy, zaludnionego Egiptu i rojnej w dzieci Italii oroz do południowp–zochodniej Europy, która np. w I wieku, łącznie z całym obszarem na zachód od Renu, liczyła do 30 milionów ludzi. A. Grenier: „La Gaule Romaine”, tom III dzieła zbiorowego ,,En Economic Survey of Ancient Rom”. Baltimore, 1937. Przytacza Krzywicki: „Przegląd statystyczny”, tom I nr. 2, r. 1938, str. 184, oraz Fuard, 281 (Preller „Romische Mythologie”, 10 Abschnitt. Annona).Za Tyberiusza państwo Rzymskie miało do 40 milionów mieszkańców. Egipt – 5 milionów: „Die Bevölkerung der griechisch–römischen Welt”, J. Beloch. str. 259 i 507. Przytacza Krzywicki: „Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost”. Warszawa, 1937, 168 i 167.21 Gaetano Mosca: „Historia doktryn politycznych” Warszawa, 39.

Page 7: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

JAK PRÓCHNIAŁ RZYM?

A czemu to w wieku V naszej ery pada, jak zbutwiałe drzewo, najwspanialsze państwo świata: rzymskie?

Za czasów republiki Rzym miał wszystko, co mu było potrzebne do panowania nad światem. Życie prowadzono patriotyczne, religijne, ubogie, surowe, pracowite. Zamiłowanie swobody i wykonywanie praw było bezwzględne. Nade wszystko zaś republika miała rodzinę płodną i silnie zespoloną. „Numa założył małżeństwo prawie nierozwiązalne, dał mu sankcję religijną, rzucił w ten sposób podstawy do wytworzenia grupy zdolnej do kierownictwa”.22

„Majestat ojcowski” był czymś świętym. Żona Rzymianina, „choć jako żona była zależna od męża, to jednak była jego towarzyszką, wspólniczką w posiadaniu wszystkich rzeczy boskich i ludzkich”23. „Rytuał ślubny wprowadzał ją, jako panią do domowego ogniska, które było jej sanktuarium”24.

„Pozornie nie poważana, występowała sama wszędzie, towarzyszyła uroczystościom narodowym i religijnym, uczestniczyła w widowiskach, nawet konsulowie ustępowali jej z drogi, gdy szła, a prawo przypisywane Romulusowi karało każdego, kto ośmieliłby się w jej obecności na słowo nieprzyzwoite lub na zbyt swobodny ruch”25.

Toteż jeszcze za Juliusza Cezara imperium rzymskie ma tak potężną liczbę ludności, że Cezar może się wybrać na podbój bardzo gęsto, jak na owe czasy, zaludnionej dwunastomilionowej Galii. W roku 14 po Chrystusie ma imperium rzymskie 57 milionów ludzi. W wieku II ma jeszcze sama Italia 7 milionów ludzi, a całe państwo 80 milionów, stolica zaś Rzym posiada 1.250.000 mieszkańców i jest najludniejszym miastem w starożytności. A przecież wówczas cały glob liczył około 200 milionów ludzi!26

W trzy wieki później ma Italia tylko... pięć milionów ludności.– Jak się to stało?Zwyczajnie.Już pod koniec republiki, pod wpływem „mądrości helleńskiej”, więcej było

starych kawalerów niż żonatych. Ale tak już bywa na tym świecie, że im jest więcej starych kawalerów, tym bardziej ci, co się żenią, oszczędzają na dzieciach. Tak też i tu było.

Lecz im więcej małżonkowie oszczędzają na liczbie dzieci, tym bardziej szerzy się rozpusta. Tak też i tu było. Katon (Młodszy) ...odstępuje żonę Kwintusowi Hortensjuszowi. Sulla rozwodzi się pięciokrotnie. Filozof i wielki moralista republiki Cycero rozwodzi się z żoną Terencją, żeby zaślubić bogatszą od niej, aby móc spłacić długi, potem rozwodzi się z drugą żoną, ponieważ za mało ...smuciła się po stracie jego córki Tulii. Moralista.

A gdy rozwiązłość zbyt się rozszerzy, to staje się „niemodna”, i uprawia się wówczas ...homoseksualizm. Tak też i tu było27.

Gdy znów szaleje homoseksualizm, to powszechnie ludziska sobie chwalą

22 R. H. Towner: „La Philosophie de la civilisation”, Paris 1928, I i 11 tom. Przytacza Artur Górski: „Niepokój naszego czasu”. Warszawa, 1938, Arct.sir. 193, str. 177 – 203.23 Titus–Livius, VIII, 7. Justyn, X, 2. „Divini humanique juris communicatio”, „Consortium omnis vitae, individuae vtiae consuetudo”. Dig. XXIII, 2.24 Macrobius, Satarnal. 1 15.25 Plutarch, Romulus XX. – Tacyt. Dialogus de oratoribus, XXVIII.26 Galia liczyła wówczas 11–12 milionów ludzi. M. Ortolan: „Formation de la nation francaise” (u Levasseur'a, tom. I. 101). Beloch szacuje w w. I. na 4–5 milionów, Kahrstedt dopiero na drugq połowę II w. – 8 milionów. „Encyklopedia nauk politycznych i społecznych”, Warszawa, str. 629, t. I.27 Brali w „tym” udział nawet Cycero, Brutus, Cezar, Horacy, Wirgiliusz, Tybull. Katull. Seneka: „Epistoł.” 46, 95,127; Cyceron: „Pro Milonc” 21 itd.

Page 8: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

bezpłodność bezpardonową. Tak też i tu było28.Oczywiście, były i próby nawrotu do takiego życia małżeńskiego, które jest

zgodne z naturą. Grakchowie chcą dawać ziemią rodzinom bogatym w dzieci. Cezar daje ziemię, gdy kto ma najmniej troje dzieci, wyznacza nagrody pieniężne. Na próżno...29.

Próbuje z kolei ratować sprawę cezar August30. Żonaci, a mający chociażby troje dzieci mogą na mocy przywileju ius irium liberorum otrzymywać cały spadek, podwójną ilość działów publicznych; mogą być wolni od wielu ciężarów, szybciej awansować w służbie państwowej, lepsze mieć miejsce w teatrze, wszędzie otrzymywać pierwszeństwo przed ludźmi swego stanu. Ale wkrótce te same przywileje mogły mieć westalki, żołnierze i... bezdzietni31. Dlatego nie ma się nadal dzieci. Jeżeli któryś bogaty małżonek chce koniecznie mieć spadkobiercę, to pono wynajmuje specjalnych stróżów, żeby mu pilnowali ciężarną małżonkę, by po kryjomu przed mężem nie pozbyła się płodu32.

Petroniusz powiada o Rzymie: „W tym mieście nikt nie uznaje dzieci, bo kto ma potomków, ten nie otrzymuje zaproszeń na uczty albo zabawy, omijają go wszystkie korzyści i prowadzi życie hańbiące i nieznane nikomu. Ale ci, którzy się nie pożenili i nie posiadają bliskich krewnych, dochodzą do najwyższych zaszczytów i uważani są za jedynie doskonałych, ba, nawet wolnych od wszelkiej winy ludzi”33.

W następstwie tego wszystkiego rola cywilizacyjna Rzymu staje pod znakiem zapytania: „Tacyt utrzymuje, że deprawacja obyczajów jest środkiem skuteczniejszym do ukrócenia podbitych narodów i utrzymania ich w jarzmie niewoli, aniżeli oręż34.

„Naturalnym następstwem wyludnienia było opuszczanie gospodarstw. Próbowano temu zapobiec przez prawa osadnicze, które wiązały rolnika i jego dzieci z ziemią. Lecz były to środki sztuczne i niedostateczne”35. Wreszcie ziemię pozwala się brać każdemu, kto chce, bo ziemia jest pusta. Nie biegają po niej dzieci36.

– A potem?A potem od wieku V do X pławi się Europa we krwi i anarchii, bo

Rzymiankom od wieku I do V nie chciało się rodzić Rzymian.Tedy nie – Hannibal ante portas, ale coś całkiem nierzymskiego:

niedołęga–ojciec rodziny – ante portas. Niedołęga, który stał na straży granic Rzymu. Niedołęga pater familias, który „nie mógł sobie pozwolić” na dzieci, choć Rzym ociekał bogactwami ściąganymi z trzech części świata37.

28 Dion XLIII, 25; Pliniusz, „Epistol.” IV, 15.29 A. Nicolas: „Badania filozoficzne o chrześcijaństwie”, Wilno, 1870, tłum. z franc, 74, 75.J. Czuma: ,,Reformy prawne dla obrony rodziny”, Poznań 1936. I w dziele zbiorowym ..Rodzina”, str. 142–145.30 August wydaje w r. 18 przed Chrystusem prawa Rogationes Juliae, ograniczające zbytek (lex Julia sumptuaria); prawo o moralnym prowadzeniu się i zwalczaniu nierządu (lex de pudicitia et de adulteriis coërcendis); prawo o małżeństwie (lex de maritandis ordinibus).– W r. 9 po Chr. wydaje lex Pappia Poppea. Grozi ono stratami majątkowymi i prawnymi mężczyznom bezżennym od 20 do 60 lat życia i niezamężnym kobietom od 20 do 50 roku życia, bezdzietnym mężczyznom ponad 25 lat, kobietom bezdzietnym ponad 20 lat. Mosca str. 46. Por. M. S, Popławski: „Oktawian August”, Lublin – Uniwersytet, 1938, 40,31 Dion, L. X. 24.32 Grotjahn, 36. Zjawisko jest nie do wiary, ale na podstawie tego, co mówią źródła przytaczane przez Fuarda o kobietach rzymskich, nabiera prawdopodobieństwa. Por. 297 – 300 (Fuard),33 Friedländer: „Sittengeschichte Roms”, 1910. Przytacza Grotjahn, 37.34 ,,...voluptatibus, quibus Romani, plus adversus subiectos, quam armis volent”. Tacyt, Historiae. IV, 64,35 Mosca, 52.36 Za cesarza Petrinaxa. P. Turbak, ks. T.J.: „Zycie lub śmierć narodu”, Kraków, 1939, nr 1/2, str. 25.37 R. Świerzbińskl: „Rozwój uspołecznienia rzymskiego”. Warszawa, 1870, 508–511.

Page 9: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

CIELĘCY ENTUZJAŚCI

„Moralne zaśnięcie starożytnych narodów było podstawą zniżki ich liczebności, ale, jak prawie zawsze się dzieje w historii, nastąpiło tu odwrotne działanie. Bo nic nie pobudza mocniej siły duchowej narodu, jak wymaganie, które mu stawia szybki przyrost ludności: nic lepiej się nie nadaje, by uśpić te siły, jak brak działania tej ostrogi”38.

I czemuż to nasi piewcy mądrości starożytnych przemilczają przed młodzieżą polską, że nie żadne warunki zewnętrzne i nie żadni barbarzyńcy zgubili mądrą Helladę i światowładny Rzym, ale barbarzyńskie małżeństwa greckie i rzymskie: barbarzyńskie, bo małodzietne?

Czemuż milczą nasi rozegzaltowani helleniści, że to samo da się powiedzieć o gibkiej, smukłej, szczupłej, wysportowanej Spartance... jałowej, co nie walczyła na śmierć i życie o liczne dzieci, i która skutkiem tego gubiła Spartę, aż ją zgubiła z kretesem, bo po prostu zabrakło sportowców spartańskich.., w kołyskach39?

Czemuż milczą, że grecka „kultura” nagości rozszalała dopiero wtedy, gdy Greczynki były już bez wstydu i bez... dzieci?40.

Czyżby nasi klasycy tak tylko umieli patrzeć na kulturę, jak cielę na malowane wrota?

Gdzie kultura... patrzenia na kulturę?

W STYLU LUDWIKA

Za wiele mówiono nam o kochankach Ludwików, a za mało o tym, ile wtedy rodzina francuska liczyła dzieci. Nic więc dziwnego, że pierwszy z brzegu inteligent łączy powstanie takiego Wersalu z bogactwem ówczesnej Francji, no i z tuzinem nałożnic królewskich, a nie z tuzinem dzieci w ówczesnej przeciętnej rodzinie francuskiej: czyli z bogactwem ówczesnej Francji w dzieci.

A tymczasem najbardziej w „stylu” Ludwika było nie łajdaczenie się, lecz wielodzietność rodziny francuskiej. I to zarówno za Ludwika Świętego, jak i za Czternastego. Już w wieku IX liczy Francja 20 razy tyle mieszkańców co ówczesna Polska. Czyli 8–10 milionów. W wieku XIV ma Francja 17 razy tyle ludzi, co Polska tamtych czasów. Francja za Franciszka I liczy 28 milionów ludzi41. W wieku XVIII co szósty człowiek w Europie, to Francuz, a co czwarty szczyci się tym, że mówi po francusku42. „Gdy dawniej wszyscy uczeni pisali po łacinie, a nawet jeśli napisali coś w swym języku ojczystym, to później tłumaczyli na język łaciński, to w wieku XVIII językiem światowym stał się język francuski. Książki francuskie rozpowszechniły się po wszystkich krajach świata cywilizowanego. Znajomość języka francuskiego stała się obowiązkowa dla wszystkich ludzi kulturalnych”.43. Dziś na miejsce francuskiego idzie angielski. Ale czy doszło by do tego, gdyby obecnie nie było Anglosasów 5 razy więcej niż Francuzów!

Bez wielodzietnej rodziny francuskiej nie mógłby Ludwik XIV wysforować Francji na pierwsze państwo kontynentu44.

Mógł też sobie potem w takiej tylko Francji, rojnej w ludzi, wyrosnąć 38 Otto Seeck, 1910, tom I. str. 389 i in.39 „Od 7 roku życia zabierano rodzicom zarówno chłopców jak i dziewczynki. aby je chować w pewnym stopniu jednakowo, gdyż na obu płciach ciążył obowiązek obrony państwa”. Tak było w Sparcie. Okres ćwiczeń trwał 23 lata. S. Kot: „Encyklopedia Wychowania”, nakładem Związku Nauczycielstwa Polskiego. Warszawa, 1933 – 1939, T. I. cz. II, str. 498.40 Dr H. Żmigrodzki: „Krótki zarys historii sztuki”, Kraków, 1908, wyd. II. i, I. §§ 264, 286; tom. II. 5 819, str. 190–192. Karol Niedziałkowski: „Nagość w sztuce pod względem etycznym i estetycznym”, Warszawa. 1901, str. 186–1881.

Page 10: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Napoleon. I hulać sobie mógł z takiej tylko Francji, ludnej, po Europie przez lat dwadzieścia. I z takiej tylko Francji zaglądać sobie mógł na odmianę to do Egiptu, to do Moskwy, oraz marzyć o francuskich Stanach Zjednoczonych Europy.

– Czemu?Bo miał tylu Francuzów, że gdyby do dziś swój parytet ludnościowy

utrzymali, to było by ich teraz nie bzdurne 40 milionów, ale sto milionów ludzi na schwał45.

Sto milionów Francuzów?! Jakże inna byłaby wtedy historia Europy XIX i XX wieku! Gesta Dei per Francos... Jakże inaczej wyglądałby wtedy taki sierpień 1914 roku! Lub taki wrzesień 1939! No i co by to byli za wspaniali „tamci”, „niedoszli” Francuzi! Byłby chevalieryzm, rycerskość, Wersal. A tak: był „marny smród z 1940 roku” – zamiast drugiego cudu nad Marną.

– Jak to się stało?Właśnie w końcu XVIII wieku, gdy myśl francuska zaczęła ropieć, znalazł się

taki Condorcet, który zastanawiał się w swej książce „nad sposobami uniknięcia przeludnienia, wynikającego ze zmniejszenia śmiertelności. Przepowiedział i zalecał stosowanie środków, zapobiegających poczęciu”46.

A więc nie Malthus uczył tego pierwszy47.Zresztą Malthus w ogóle tego nie uczył48.

41 I Ptaśnik: „Kollektorzy kamery apostolskiej – Roz. Ak. Urn. r. 1907, tom 50. str 47–50. Ludność Francji w XIV wieku podaje Ptaśnik na 10.856.000. Dawną wielodzietnosć zachowały dotąd rodziny francuskie w Kanadzie.T Ladenberger: „Zaludnienie Polski na początku panowania Kazimierza Wielkiego”, Lwów, 1930, str. 35. 36.Fogelson, 629. 630.42 W r 1789 liczy Francja 26 milionów mieszkańców. W r. 1750 liczy Europa 140 milionów mieszkańcow. Carr–Saunders A. M.: „World population” Oxford, r. 1936. Przytacza Mały rocznik statystyczny” 1939, 15.Wł. Woytiński: „Die Welt in Zahlen”, Berlin, 1925, 24.Por. P. Bureau: „Rozprzężenie obyczajów”, Kraków 1929. 163 i 169 (tłum. z franc).43 Mosca, 169.44 K. S. Dewas: „Studies of Family Life”, 1886, 182–183. Autor pisze o wysokim poziomie rodziny francuskiej w wiekach XV – XVII. Istniały wówczas we Francji instytucje, które zaczęły się pojawiać w Europie dopiero no kilkanaście lat przed ostatnią wojną. Np. prawie w każdym mieście była fundacja wypłacająca posagi ubogim dziewczętom. Przytacza K. S. Dewas: „Postęp świata a Kościół”, Bibl. Dzieł Chrz., Warszawa, 1913, 104–106.W Polsce na posagi dla sierot i biednych dziewcząt (zarówno dla panien ze szlachty i z chłopów) – łożono z zapisów prywatnych, dobroczynnych. Tak było już w XVI wieku. A. Górski: „Cnoty i wady narodu szlacheckiego”. Warszawa, 1933, 103.W tym samym wieku ks. P. Skarga zakłada w Krakowie „Skrzynkę Św. Mikołaja”. Ma ona na celu „wyposażenie pobożnych a ubogich panien, by mogły założyć własne ognisko rodzinne”. ,,Nad dolą tych młodych istot, którym z braku środków do życia groziła utrata czystości, bolało czułe serce Skargi i pragnął im dopomóc”. Ks. Cyrek: „Wielki sługa Boży, ks. Skarga”. Kraków, 1935, 70.45 „Mały rocznik statystyczny 1939”, tabl. VI, str. 15.46 Krzyżanowski, 32.47 Książka Concorceta wyszło o trzy lata wcześniej niż Malthusa „Rozprawa o prawie ludności i jego oddziaływaniu na przyszły postęp społeczeństwa”, które to dzieło ukazało się po raz pierwszy w r. 1798. Co więcej: książka Malfhusa była od początku polemiką z neomaltuzjanistami. Wynika stąd, że termin, „neomaltuzjanizm” jest całkiem mylny. Właściwie należało by tę doktrynę określić mianem pre–maltuzjanizmu łub jeśli kio woli, paleo–maltuzjanizmu”. „Częściej słyszy się i czyta zapatrywanie, jakoby książka Malthusa wywołała pojawienie się maltuzjanizmu. I ten zarzut jest z palca wyssany, bo neomaltuzjanizm jest o parę lat dawniejszy, przy czym mam oczywiście na myśli nie odwieczną praktykę, lecz jej zalecanie. Urodził się we Francji...” Krzyżanowski, 32, 33.48 „Mallhus surowo potępiał ową drugą kategorię czynników hamujących zbyt szybkie rozmnażanie się, tj. sztuczne ograniczanie potomstwa w pożyciu małżeńskim, czyli tzw. pospolicie onanizm małżeński, zowiąc go, jak zasługuje, występkiem, i dlatego nazwa potomstwa w pożyciu małżeńskim, czyli tzw. pospolicie onanizm małżeński, zowiąc go, jak zasługuje, występkiem, i dlatego nazwa „maltuzjanizm”, używana często na oznaczenie grzesznych praktyk małżeńskich, jest krzywdzeniem pamięci pobożnego i surowego w swej etyce pastora. Dla niego jako środek zapobiegawczy przeludnieniu, a zależny od woli człowieka, istniał tylko „restraint–moral”, tj. powściąganie się w pewnej mierze od funkcji płciowych przez późne zawieranie małżeństw 1

Page 11: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Obecnie pisarze francuscy wstydzą się przyznać do tego, że kolebką neomaltuzjanizmu jest ich ojczyzna49. A przecież – jest. Lecz mniejsza z tym, dość, że zapobiegali poczęciu: uciekali przed dziećmi. Najpaniczniej zaś uciekali w okresie przed... 01.09.1939 roku. Nic więc dziwnego, że potem uciekali równie tchórzliwie przed nieprzyjacielem w roku 1940. Albowiem kto ucieka przed posiadaniem rodzonego dziecka, ten ucieka tym bardziej przed wrogiem.

NARODY WIECZNIE MŁODE

A teraz skręćmy na Daleki Wschód!„Niezniszczalni okazali się zwłaszcza Chińczycy. Zdołali oni dotychczas

zawsze ujść obronną ręką wszystkim ciosom losu i zaborcom dzięki swojej płodności.

Jeszcze dziś kult przodków zaleca im wczesne zawieranie związków małżeńskich i wychowywanie wielkiej ilości dzieci. Przy tym inaczej niż u ludów europejskich, także warstwom zamożnym i wykształconym zależy na wczesnym małżeństwie i licznym potomstwie.” Toteż jest ich tylu, że... się policzyć nie mogą. „Szacunek Ushera daje w XVII stuleciu 100–105 milionów; około 1710 – 117; 1750 – 177 milionów i w 1780 – 277 milionów. Willcox przyjął, że ludność Chin w roku 1650 wynosiła 70 milionów, w 1750 – 158 milionów, około 1800 – 250 milionów. Carr–Saunders przyjmuje dla 1650 – 150 milionów, w 1800 – 330 milionów.”

W 2 roku naszej ery jest już ich 71 milionów (Usher), czyli było by ich więcej niż ludności w całym, ówczesnym imperium rzymskim.

Ilu ludzi mają dziś, nikt dokładnie nie wie. „Współczesne szacunki ludności Chin wahają się od 340 milionów (Willcox) do 500 milionów (Hübner), wliczając Mandżurię, Mongolię, Turkiestan i Tybet”50.

„Ubogi i bogaty równie wysoko ceni rodzinę w Chinach. Posiadanie wielkiej ilości dzieci i wnuków jest elementarnym warunkiem szczęścia u Chińczyków”51.

„W Chinach nigdy rodzina nie schodzi na plan drugi w porównaniu z interesami gospodarczymi w tym stopniu, jak się to dzieje w Krajach Kapitalistycznych europejskiego Kręgu Kulturalnego” – tłumaczy socjalista Grotjahn. „Stąd pochodzi –mówi tenże uczony – że w Chinach warstwy wyższe i rodziny, które wysunęły się na czoło, nie wymierają tak jak u nas, lecz mnożą się tak samo silnie, jak warstwy niższe”52. A więc jedno z daremnych u nas w Europie marzeń eugeniki jakościowej jest tam dawno praktykowane.

„Emigracja następuje w tym kraju tylko z tych miejsc, gdzie jest nadmiar zaludnienia”53, a kiedy „rząd chiński był zmuszony do dopuszczenia obcych, dążono zawsze do ograniczenia ich ilości do minimum, tak że właściwie przybywają do Chin tylko obcokrajowcy z wyższych zawodów, wcześniej lub

ograniczanie się dobrowolne małżonków w korzystaniu z praw małżeńskich.Uczniowie Malfhusa w ekonomii wypaczyli zupełnie jego myili. Zapatrzeni w niebezpieczeństwo przeludnienia, nie mieli odwagi głosić moralnej jego zasady. „Restraint moral” pozostawiono na boku; na czoło praktycznych koncesyj wysunął się właśnie występek, tak surowo potępiony przez mistrza. Ten kierunek nazwany potem „neomaltuzjanizmem” poczęto propagować zarówno w uczonych traktatach, jak w broszurach „popularnych...”.Ks. Jan Urban: „Na tematy współczesne”. Kraków, 1923, str. 77.49 Krzyżanowski, 33.50 Grotjahn, 31.51 Grotjahn, 31. Fogelson, 631, 629, 639, 635.52 Grotjahn, 32. 53 Grotjahn, 32.

Page 12: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

później opuszczający ten kraj”54. Innymi słowy Chiny praktykują od dawna to, co eugenika ilościowa określa w naszych czasach jako „emigrację wewnętrzną” i co wysuwa jako postulat racjonalnej polityki ludnościowej.

Obfite w dzieci rodziny chłopskie są „otaczane staranną opieką przez prawodawstwo i administrację”55. I tu Chiny, okazuje się, wyprzedzają Europę. Opiekę nad liczną rodziną wprowadziło w Europie dopiero kilka państw i to nieomal w ostatnich latach.

„Zakazane jest pod karą używanie napojów wyskokowych”, co zaś do opium, to: „Wwóz opium został dopiero drogą wojen dopuszczony” (wojna opiumowa angielsko–chińska 1841 – 1843)56. Zatem napotykamy i tutaj na postawę zgodną z jednym z wymogów dzisiejszej eugeniki ilościowej.

„Zważywszy, że historia Chińczyków ciągnie się dłużej niż przez pięć tysiącleci i że jeszcze nie można zauważyć słabnięcia siły ludowej, to nie przesadzimy, stawiając ich za przykład nieśmiertelności narodu”57. Czyli: Chiny nie są takie głupie, jak wyglądają.

– A Indie?„Żadne panowanie obcych nie mogło wstrząsnąć trzonem zaludnienia Indyj

Przedgangesowych.I tu również wyobrażenia religijne, wrogie wszelkim ograniczeniom

potomstwa, zapewniły nadmiar urodzeń, który zawsze był tak duży, że mógł wyrównać nawet najstraszniejsze straty w ludziach, zadane przez wojny, klęski głodowe i zarazy”. Nadwyżka „urodzeń nad zgonami już obecnie wynosi w Indiach około 3 milionów, to jest blisko o 50% więcej niż w całej Europie”58.

– Egipt?„To samo tyczy się Egiptu.Egipcjanie podtrzymywali przez tysiące lat własną, wielką kulturę bez

zachwiania podstaw zaludnienia.Jeszcze dzisiaj jest ona prawdopodobnie w istocie swej ta sama, co na

początku ery historycznej. Kilkakrotnie Zmieniali Egipcjanie język i religię. Zdołali oni znieść panowanie Persów, Greków, Rzymian, potem Bizantyjczyków, Turków i Arabów, wreszcie Anglosasów, nie ponosząc żadnej szkody w stanie swoim ilościowym. Nie może ulegać wątpliwości, że kiedyś jeszcze doczekają się oni niepodległości narodowej...” No i dziś doczekali się niepodległości.

„Zawdzięczają oni swoją nieśmiertelność tylko obfitości dzieci niezmiennie trwającej u nich przez tysiąc lat”59.

To wszystko opowiada nie żaden „Musolińszczak”, ale socjalista Grotjahn, profesor, doktor. W r. 1926. Pierwszego maja60,

W KRAINIE KWITNĄCEJ WIŚNI

Zajrzyjmy z kolei do Japonii. Japonia stanęła ostatnio w obozie naszych śmiertelnych wrogów. Ale nauka nie zna sentymentów. W dodatku: trzeba znać wroga. Otóż Japonia była przez szereg ostatnich stuleci nieomal nieznana, chociaż już w VI wieku liczy do 5 milionów mieszkańców, a od XV wieku do

54 Grotjahn, 32.55 Grotjahn, 32.56 Grotjahn, 32.57 Grotjahn, 32.58 Grotjahn, 32, Stefan Szulc: „Ruch naturalny ludności” (w „Encyklopedii Nauk Politycznych”), str. 723.59 Grotjahn. 32, 33,60 1926 r., to data wydania książki Grotjahn'a, lecz nie fłumaczenia tejże książki na język polski.

Page 13: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

połowy XIX liczy sobie sporo ludności, bo z górą 20 milionów, A więc w takim XVI wieku ma siedem razy tyle ludności co ówczesna Polska Polaków, aczkolwiek ziemi użytkowej na wyspach macierzystych posiada wtedy mniej niż dziś na tychże wyspach, dziś zaś na wyspach macierzystych ma ziemi pięć razy mniej niż my w okresie lat 1918 – 193961.

– Czemu od wieku XV do połowy XIX o Japonii taka cisza?Bo w tym czasokresie nakazywał rząd japoński zabijać nadwyżkę dzieci,

obawiając się głodu62.Dopiero gdy delegaci cesarza Meidzi (druga połowa XIX wieku) wróciwszy z

objazdu Europy i Ameryki, oświadczyli, że „każde potężne państwo ma wielką liczbę ludności”, zaczyna się zwrot63.

W roku 1941 jest już Japończyków nie 26, ale 73,1 miliona64, na rok zaś 1960 przewidywano wówczas 100 milionów (samych Japończyków). Zatem w ciągu 90 lat wzrośli o 300%, mimo, że bywa tam do 1560 trzęsień ziemi rocznie65.

Co najbardziej u nich zdumiewa, to to, że wzięli od rasy białej naukę i technikę a w zupełnie inną stronę skierowali się, gdy chodzi o rozrost ludnościowy; bo gdy biali od drugiej połowy wieku XIX wyzbywają się dzieci, to Japończycy, którzy do tego czasu przez cztery wieki ograniczali potomstwo, teraz skręcili o sto osiemdziesiąt stopni i rozpoczęli sami jedni wśród ludów o nauce i technice europejskiej świadome życie małżeńskie zgodne z naturą.

Jednocześnie Japonia z państwa nieznanego i zacofanego staje się mocarstwem oraz najbardziej cywilizowanym ośrodkiem w największej części świata.

Wprawdzie już w roku 1924 zauważono u nas66, że „Japonia przeżywa obecnie fazę przeludnienia w ostrej formie, co oczywiście sprzyja agitacji neomaltuzjańskiej”, ale i w owym roku 1924 i po owym roku Japonia nie przestaje się nadal mnożyć w tempie mocarstwowym.

Mieszkało tam w dniu 1.9.1939 roku z górą 1000 ludzi na kilometrze kwadratowym ziemi uprawnej67.

No, a co by to z nimi było, gdyby na wyspach japońskich siedział sobie pewien lud... znad Wisły?

Co? hm...

W STYLU KRÓLA STASIA

– No a my? my?Gdzieś w wieku X, XI mamy 650.000 – 750.000 ludności68. Niemcy za

Karolingów (IX – X: 843 – 911) na przestrzeni 350.000 km kw. mają ludzi 2.500.000 – 3.000.000. Za dynastii salickiej (1024 – 1125) mają 3.000.000 – 3.500.000 ludzi. Czyli stosunek sił Polska – Niemcy był u kolebki naszej

61 A. Zischka: „Japonia”, Warszawa, 6.62 tamże 59, 60.63 tamże 59, 60.64 Wedtug prasy japońskiej z r. 1942, grudzień,65 Zischka, 61 i in.66 A. Krzyżanowski, 22.67 W r. 1939 (do 1.IX.) Polaków w Polsce było 23 mil. Japończyków na wyspach Japońskich było w r. 1938 – 70,5 miliona. Urodzeń u nas było w r. 1938 – 24,6 (na tysiąc ludności), w Japonii w r. 1937 – 30,6; zgonów w Polsce w r. 1937 – 14, w Japonii w latach 1931–35 – 17,9. „Mały rocznik statyst. 1939”, str. 43, 45.68 L. Krzywicki: „Stosunki ludnościowe w Polsce za Piastów”, w „Przeglądzie Statystycznym”, t. I. nr 2. r. 1938, 202.

Page 14: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

państwowości, jak 1:569.Ileż to się nie czytało o „odwiecznym drangu” na wschód, o naszych

Bolesławach i o innych Piastach, co bronili i bronili, i nic więcej nie potrafili, tylko bronić się lub żenić z Niemkami! A co się to znów u Niemiaszków naczytało o ich „wyższości” nad Słowianami, o ich roli „kulturalnej” na Wschodzie. Tymczasem sprawa nie jest ani demoniczna, ani mistyczna, lecz prosta, gdy zauważyć, że od początku naszej historii liczą Niemcy pięć razy więcej ludzi niż my. Pięć razy więcej kołysek już tysiąc lat temu! A teren gęściej zaludniony rozszerza się w tym kierunku, w którym jest rzadziej zaludniony. I – nic więcej. Kusiliśmy Niemców swą małą liczebnością, stosunkiem ludności: jeden do pięciu, gdy i bez tego natura ciągnęła wilka do lasu.

Biedny Łokietek miał tylko 51% ludności polskiej w granicach swego państwa, a było to zaledwie jakieś 700.000 ludzi70.

Kazimierz Wielki oddawał Śląsk i Pomorze, bo miał zaledwie jakieś 930.000 ludzi71, gdy zaplecze Krzyżaków (teren mobilizacyjny zakonu) liczyło sobie wtedy kilka milionów Niemców. Już za Kazimierza Wielkiego połowa Polaków siedziała pod zaborami obcymi72. Kto wie jednak, czy wbrew temu wszystkiemu byłby tak hojny nasz Kazimierz, gdy chodzi o ziemie polskie, gdyby miał rodzonego następcę!73 A co by było, gdyby miał tuzin synów!

W wieku XV mamy więcej ludzi niż ówczesna Rosja. I przemy wtedy ku Bałtykowi i Morzu Czarnemu. Osiągamy Bałtyk. Rodziny szlacheckie z tych czasów są ogromne. Taki Jan Długosz ma 13 braci, prócz sióstr. Bywa, że szlachcic ma 18 synów, z których 14 ginie na wojnach74.

Słabości politycznej Państwa Polskiego w wieku XVI i katastrofom wieku XVII towarzyszy za słaby rozwój ludnościowy . ówczesnej Polski i wręcz wyludnienie w drugiej połowie wieku XVII75.

Dopiero w roku 1772 mamy tyle ludności76, co w r. 1643, i mamy pierwszy rozbiór77.

W Prusach Fryderyka „po roku 1772 armia stała wynosiła 186.000 ludzi, a dochody roczne państwa 23 miliony talarów, skarb zaś wojenny w r. 1786 – 54

69 „Grundzüge der deutschen Wirtschaftsgeschichte, bis zum 17 Jahrhundert”, R. Kötzschke, Lipsk – Berlin. 1921, 73. Przytacza Krzywicki, 203.70 Ladenberger,37, 39.71 Ladenberger, 37, 39.72 Ogólna liczba ludności polskiej szacuje się na 1.500.000; za Łokietka 1.400.000. Ladenberger, str. 39, 41.73 Ruś w wiekach XI – XIV ulega takim wstrząsom, na skutek walk między Rurykowiczami, że walki dzielnicowe naszych Piastowiczów są wobec nich sielanką. Mimo to Ruś się szerzy politycznie. Czemu? Jedną z walnych przyczyn jest to, że Rurykowicze nie wymierają, lecz rozradzają się. Por. F. Koneczny: „Dzieje Rosji”, Warszawa, 1917, t. I.74 Według Woytińskiego – liczy Rosja w r. 1580 – 4.3 mil. Przytacza Groljahn, 79.75 Ant. Górski, 29, 30.76 „Przyczyny upadku Polski”, dzieło zbiorowe, tamże Bujaka:.,,Siły gospodarcze Polski”. Kraków, 1918, 98.77 Bujak, tamże 98.

Page 15: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

miliony talarów”78, poza tym „wydajność skarbowa państwa pruskiego mogła być 75 razy większa niż ludności państwa polskiego”79.

Austriacka monarchia miała w r. 1740 przy 20 milionach ludności, na obszarze 530.000 km. kw. – 16,6 miliona talarów ,–w roku 1756 – 36,9 miliona talarów i 200.030 żołnierza”80.

Rosja miała w r. 1794 – 30 milionów ludzi, 40 milionów rubli dochodów skarbowych rocznie, bez ceł, oraz 400.000 żołnierzy81.

– A Rzeczpospolita ówczesna? po roku 1772?Stale wszystko idzie „ku lepszemu”. Ludności mamy w r. 1791 aż 8,8

miliona.– Lecz może mieliśmy mało ludzi, ale za to bogatych?Nic podobnego. Gdy po sejmie 1717 r. dochody skarbu wynosiły „niewiele

więcej niż 150 lat temu”, to w latach 1778–88 wraz ż dochodami Komisji Edukacyjnej i „ofiarą szlachty” – wynoszą aż 7,7 miliona talarów82. Żołnierzy mamy w r. 1792 aż 69.00083.

Czyli: gdy Prusy, Austria i Rosja, miały 56 milionów ludzi, to my 8,8; gdy tamci mieli rocznie sto milionów dochód ów skarbowych, to my 7,7; gdy tamci szli ku nam z 786.000 żołnierzy, to my wysłaliśmy ku nim 69.000... Taki patrol. Jak... na kpiny bohaterskie.

78 Bujak, tamże 104.79 Bujak, 105, 112.80 Bujak, 112, 113.81 Bujak, 112, 105.82 Bujak, 105, 112;83 Bujak, 103, 112

Page 16: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„Dla Polski nie było ratunku, uległa przemocy, bo nie miał jej kto bronić, nie było jej czym bronić”84,

Gdybyśmy do r. 1772 mieli choćby najbardziej ślamazarny przyrost ludności, a więc gdybyśmy mieli wówczas choć dwa razy tyle ludności co w r. 1672, nie było by żadnego rozbioru. I króla Stasia nie mogło by być wtedy na tronie. Inne też było by wszystko.

84 Bujak, 112, 105.

Page 17: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

825 RAZY WIĘCEJ

Natomiast Izraelitów mamy w 1789 r. 900.00085, a na ziemiach całej dawnej Rzeczypospolitej – 1.000.000. A więc 100 razy więcej, niż za Kazimierza Wielkiego86, Jeżeli my wzroślibyśmy tak samo w tym czasie od XIV do XVIII w., co Izraelici u nas, to mielibyśmy w onymże 1789 roku 150 milionów samych Polaków, katolików87. Czy wówczas przyśniłby się jakimś Prusom, Austrii, Rosji – jakiś rozbiór Polski? I czy na ziemiach takiej stupięćdziesięciomilionowej Polski możliwe było by w lalach 1939 – 1944 wymordowanie Żydów?

I tu aż ciągnie nas coś ku Ameryce. Gigantyczna wielkość Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej wyrosła przy akompaniamencie szalonego wzrostu ludności. Gdy w r. 1800 mają Stany 5,3 miliona ludzi, to w r. 1938 – 130,2 miliona88, czyli odliczając 37 milionów, które wyemigrowały do nich w latach 1841 – 1930, dostaniemy okrągło taki przyrost w Stanach, jaki w wiekach XVI – XVIII mieli Izraelici w Najjaśniejszej89.

Nic dziwnego. Za czasów Franklina liczyła sobie rodzina jankesowska przeciętnie 8 – 1 2 dzieci90. Ta imperialistyczna rozrodczość stworzyła potęgę północno–amerykańską. Bo czy kto sobie wyobraża poważnie Stany zamiast ze 130,2 milionami ludzi – z 13,2 milionami?

A miałyby Stany w dniu 1.IX.1939 tylko 13,2 miliona, gdyby od czasów Franklina liczyła sobie rodzina jankesowska przeciętnie po jednym dziecku. Co by też takie Stany... z jednym dzieckiem – pomogły podobnie jałowej Anglii w leciech 1939 – 1945? Czyżby same nie wywróciły koziołka po pierwszym uderzeniu japońskim? A co będzie w roku 2100? Będzie wtedy „żółtych” w Azji 3.000.000.000. Amerykanie nie dadzą się wtedy Żółtym tylko w tym wypadku, jeżeli Jankesów tak przybywać będzie w Stanach, jak... Izraelitów... w Stanach. Za Waszyngtona było tam 4.000 Izraelitów, a w roku 1920 ... 3.300.000. A więc 825 razy więcej!...

Murzynów jest już w Stanach 18 milionów. Rodzą się bardziej od Jankesów. I Mulaci mnożą się mocniej w tychże Stanach. Co zaś do urodzeń to USA miały ich w latach 1931 – 35 16,9 na każdy tysiąc ludności, czyli nawet mniej niż trzeba, żeby ludność nie wymierała. „Jakaż będzie postać etniczna Stanów za lat 100–150?” – martwił się Eugeniusz Pittard jeszcze w roku 1924, gdy Mulaci mnożyli się dwukrotnie mocniej od Murzynów w tychże Stanach.

Zaludnienie Ameryki na razie rośnie, ale zaczyna być tak małe w stosunku do Azji, jak nikłe było zaludnienie tejże Ameryki przed jej odkryciem, w stosunku do ówczesnej Europy. Nawet w sto pięćdziesiąt lat po odkryciu Ameryki liczył Nowy Świat 29 razy mniej ludzi na kilometr kwadratowy niż Europa tamtych czasów. I dlatego Europa skolonizowała Amerykę, nie zaś Ameryka Europę. Lecz co będzie dalej?

W roku 1936 zaludnienie kilometra kwadratowego Ameryki wynosiło 6,5 ludzi; w Azji – 28 ludzi. A przecież zbliżają się 3 miliardy Azjatów już na początek XXI wieku! Kto wtedy będzie kogo kolonizował?

Stany będzie miał ten, kto będzie tam miał najwięcej dzieci. Polskę będzie

85 Tamże, 89. Por., co.mówi o ludności żydowskiej w krojach ruskich Rzeczypospolitej przedroz-biorowej F. Rawita Gawroński „Żydzi w historii i literaturze ludowej na Rusi” Warszawa. 42 – 7886 Biorąc liczbę 10.000 (tylu było Żydów w w. XIV na Litwie i w Polsce) za Kazimierza Wielkiego.87 Landenberger oblicza ludność polską za Kazimierza Wielkiego na 1.500.000 (w kraju i za granicą) Według Korzona było w XVIII w w państwie polskim 4.600.000 Polaków–katolików. 3.790.000 unitów, 550.000 prawosławnych, 200.000 protestantów i 900.000 Żydów88 ..Mały rocz. st. 1939”, 15.89 ,,W przeciągu 130 lat ludność państwa wzrosła przeszło dwudziestokrotnie” Od r. 1800 do 193090 Turbak 41.. natomiast Vielrose Egon podaje za A.M.Lo(tf)ką – Jako przeciętna, (8),33 dzieci; „Przegląd statyst.”, nr 3–4, Warszawa, 1938, 341.

Page 18: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

miał ten, kto będzie się w niej najśmielej rodził.

BRZDĄCE... NIEPODLEGŁOŚCIOWCY

W miarę jak od pierwszych rozbiorów aż do roku Pańskiego 1918 liczba Polaków rosła i to trzykrotnie, wzrastał w Europie realizm sprawy polskiej. Kołyskowicze robiły żywą propagandę. Krzyczały, darły się lub na odmianę śniły sen o sławie.

Na najbardziej beznadziejnym politycznie terenie: w Wielkopolsce, na Pomorzu i na Śląsku, w latach 1849 – 1912 Polki rodziły co roku 41 dzieci na każdy tysiąc ludności, Niemki zaś w latach 1880 – 1920... 30 dzieci91.

Prastary Śląsk w samym swym mateczniku, w rejencji opolskiej, parł ku Wolnej Polsce z siłą 50 urodzeń na każdy tysiąc ludności92.

Polki decydowały, czyje będą ziemie zachodnie.– A jak było na pozostałych ziemiach dawnej Rzeczypospolitej?Ta sama żądza życia.Ludność Kongresówki w latach 1815 – 1915 wzrosła czterokrotnie93.A w ogóle na całym obszarze, w latach 1.849 – 1892 było 42,5 urodzeń na

tysiąc ludności94.„W latach 1896 – 1902 było urodzeń 43,6 na tysiąc (liczba jeszcze nie

zmniejszona). W latach 1910 – 11 było urodzeń 38,2”. „Zgonów było w tych samych okresach: 25,4,– 22,0”95.

— A jak to wyglądało na tle Europy?— Imponująco.„Okazuje się, że we wszystkich okresach spółczynniki urodzeń w Polsce

należą do najwyższych ze znanych. W szczególności w okresie najdawniejszym przed spadkiem płodności”96, zdecydowanie wyższy spółczynnik urodzeń miała jedynie Rosja europejska – 50 na tysiąc97. Spółczynniki równe polskim, lub bliskie ich, miały Węgry, Serbia, może Rumunia, Bułgaria. We wszystkich innych państwach rozrodczość nigdy nie osiągała wartości zbliżonych do polskich.

Bezpośrednio przed wojną (r. 1914) Polska w dalszym ciągu kroczy na czele pod względem rozrodczości, mimo iż spółczynniki spadły wydatnie. Zdecydowanie wyższe są spółczynniki tylko w Rosji europejskiej (44 na tysiąc) i w Rumunii (41,4 na tysiąc), spółczynnik zbliżony do polskiego ma Bułgaria (38,4 na tysiąc). Wszystkie pozostałe państwa mają mniej, niż 35 na tysiąc98.

Jest tak, że „poza jedną Rosją Polska w okresie przed spadkiem urodzeń nie ustępuje żadnemu z państw europejskich”99.

No a co było by z niepodległością w r. 1918, gdyby nasze małżeństwa w wieku XIX tak się bały histerycznie o przyszłość potomstwa, że wydawałyby na świat tylko po jednym niemowlątku?

Ilu by nas było wówczas w takim dniu 11.11.1918? Czy nie w sam raz tylu, ilu trzeba było na ówczesną śmietanową Litwę, czy maślaną Danię?91 S. Szulc: „Zagadnienia demograficzne Polski”, Warszawa, 1936, wydawn. państwowe. Str. 37, 51.92 Szulc, 10,93 Krzywicki, 384.94 Szulc, 37.95 Załamanie się rozrodczości europejskiej zaczyna się od drugiej połowy XIX w., chociaż liczby bezwzględne urodzeń rosną gdzieś do roku 1910. W lalach 1924–27 liczby te maleją.96 97 Co więcej, w wielu guberniach rosyjskich spotyka się spółczynnik ponad 55 promille, a nawet liczby wręcz niesłychane – ponad 60 prom! Szulc, 39.98 „...a z 14–tu spośród 21 państw uwzględnionych – poniżej 30 proc”. Szulc, 39.99 Przejściowo niektóre kraje niemieckie miały ponad 40 prom. Szulc, 39.

Page 19: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Mogły sobie być po roku 1914 i legiony, i geniusze, i orientacje, i sanacja, żołnierzyki mniej lub więcej śmigłe, i śluby jasnogórskie: bo w wieku XIX, matki–Polki rodziły w tempie niepoległościowym. Było w czym wybrać, gdy to wszystko dorosło w latach 1914 – 1920. Było z kim – mierzyć siły na zamiary. Było z kim iść z motyką na słońce.

I mogło nas ginąć w latach 1939 – 1945 miliony. I co roku odtąd padać nas może dla Sprawy – milion. I budować możemy unię narodów słowiańskich. Ale pod warunkiem: że Polki rodzić będą w tempie imperialistycznym.

Brzdące... podbijają ziemię.Gwarantują. Kołyski, to nasza Ameryka..

„PRZEMINĘŁO Z WIATREM”

Ale to wszystko, cośmy dopiero mówili o tym naszym „pierwszeństwie”, należy już do historii. Wybuchło i zgasło. Rakieta. Słoma. Wiecheć. Chochoł. „Miałeś, chamie, złoty róg...”

– Jak zgasło?Cyfry niech mówią.Pierwszym memento był już właściwie rok 1901, bo od tego czasu cofamy

się z urodzeniami100.Lecz nikt o to nie robił piekła. Widocznie ani nikt się na tym nie znał, ani też

nikogo to nie obchodziło. Nie lubimy rachunku, statystyki, ani robienia piekła z rzeczy wielkich. Słowiańska łagodność. Zadruga. Gdy zaś się spostrzeżono, to się głupkowato pocieszano, że gdzie indziej jest jeszcze gorzej. W roku 1936 na przykład pisano sobie: W roku 1933 „wyższy od Polski spółczynnik urodzeń ma w Europie 6 państw: Hiszpania, Portugalia, Grecja, Bułgaria, Rumunia i Jugosławia – dwa ostatnie państwa ponad 30 na tysiąc. Mimo to jednak i dziś Polska należy do państw o najwyższej w Europie rodności; zważmy, że 16 na 27 państw ma mniej niż 20 urodzeń na tysiąc ludności”101.

Albo opinia z tegoż 1936 roku:„W ogólnym wyniku stwierdzimy, że Polska, jak przed 40 laty wyróżniała się

niezwykle wysokim spółczynnikiem urodzeń i bardzo dużym przyrostem naturalnym, tak i dziś zajmuje pośród państw europejskich stanowisko, jeżeli nie wyjątkowe, to w każdym razie o wiele pomyślniejsze od ogromnej większości Europy: ma jeszcze stosunkowo wysokie spółczynniki urodzeń i przyrostu naturalnego. Ale również w oderwaniu od stosunków chwili dzisiejszej przyrost wynoszący ponad 12% w stosunku rocznym jest bardzo duży”.

100 Szulc, 49, 39. 101 Szulc, 49, 39.

Page 20: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

A teraz trochę prawdy tamże: „Tylko, że znajdujemy się w okresie szybkiego od paru dziesiątków lat trwającego, spadku urodzeń – spadku, którego tempo w ostatnich latach uległo przyśpieszeniu – i widzimy w państwach Zachodu analogie bynajmniej nie pocieszające. Co więcej, zobaczymy, że surowe spółczynniki urodzeń i zgonów, którymi operowaliśmy dotychczas, nie odtwarzają wiernie rzeczywistości demograficznej, która u nas i gdzie indziej jest znacznie gorsza, niż się z pozoru wydaje”102.

Albo, jakże uraduje impotentów takie zdanie: „Wysokim spółczynnikom urodzeń zawsze odpowiadają wysokie spółczynniki zgonów. Jeżeli uwzględnić tę okoliczność, obraz Polski nie będzie zły – spółczynniki zgonów w Polsce należą do wysokich w porównaniu z innymi państwami, lecz bynajmniej nie do najwyższych. W okresie początkowym przed spadkiem spółczynników zgonów co najmniej 6 państw miało umieralność wyższą niż Polska; przed samą wojną103 państw takich było 5, w roku 1933 – dziewięć104”

W latach 1896–97 umiera nas co roku 26,5 na tysiąc; w latach 1927–8 umiera 17,7. W latach 1896–97 mężczyzna żyje u nas przeciętnie 36,8 lat, kobieta 37,7; w latach 1927–28 mężczyzna: 46,7 lat, kobieta 48,7; w latach zaś 1931–32 – 48,2 mężczyzna i 51,4 kobieta105.

Te liczby dowodzą, że od jakiegoś czasu coraz dłużej żyjemy. Przez to właśnie fałszowany jest obraz, jaki z tego czasu daje nam statystyka ludności w Polsce. Bo gdy liczba urodzeń nie maleje, to im dłużej ludzie żyją, tym więcej

102 Szulc, 39. 103 Przed sierpniem 1914 r.104 Szulc, 39.105 Szulc, 92; Szulc (w „Encyklopedii Nauk Politycznych”), 729.

Page 21: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

statystyka wykazuje ludności, gdyż jest wtedy mniej zgonów. Jednocześnie jest to fizycznie tym mniej wartościowa ludność, bo więcej liczy ludzi starych. Aliści złudzenie liczbowe trwa niedługo, ponieważ gdy wszyscy bardzo długo żyjący starsi panowie i starsze panie wymrą, wyłazi szydło z worka; okazuje się bowiem wtedy, że naród ogromnie naraz spadł w liczbie i że tym bardziej spadł, im mniej miał urodzeń akurat w tym czasie, gdy starzy tak się pięknie trzymali.

I tak się właśnie działo z nami tuż przed wojną. Żyliśmy coraz dłużej, ale rodziło się nas coraz mniej. Było nas nadal coraz więcej, ale starszych. Młodych było procentowo coraz mniej.

– Jak to? Zaraz zobaczymy.

Page 22: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

SPÓŁCZYNNIK POSTĘPU

Rozejrzyjmy się tedy – bez różu! Żeby lepiej widzieć! Otóż „w latach 1895 – 1902 przypadało na 1000 mieszkańców 43,6 urodzeń; 25,4 zgonów i 18,2 przyrostu naturalnego. W r. 1937 już tylko 24,9 urodzeń, 14 zgonów i 10,9 przyrostu naturalnego”. Gdy zaś chodzi o same urodzenia w latach 1918–39, to od roku 1931 rodzi się nas coraz mniej. „W stosunku do większości państw Europy środkowo–zachodniej i północnej rozwój demograficzny Polski wykazuje opóźnienie około 20 lat”106. Innymi słowy wleczemy się w ogonie wymierającej Europy. Z tą tylko różnicą, że pono spadku urodzeń w tym tempie, co u nas, nie zna od tego roku żadne państwo świata. Zaczynamy też wymierać od r. 1937, na razie w miastach. A więc od roku 1937 wśród dziesięciomilionowej ludności miejskiej więcej nas umiera, niż się rodzi107.

Pisano przed 1.11.1939, że jeżeli tempo spadku urodzeń u nas się nie zatrzyma, to za kilka lat już nas tylko tylu przybędzie, ilu umrze, a potem co roku będzie coraz mniej... Polaków na świecie...108 bez wojen, bez katastrof, bez niczego. Na gładkiej drodze.

A więc przed 1.9.1939 coraz bardziej starzejemy się. Coraz zdecydowaniej przechodzimy na spółkę z coraz bardziej ograniczoną poręką. Uroczo ktoś nazwał to samobójstwo rasy białej: epoką... Epoką trzecią. „Żyjemy w epoce trzeciej, w epoce dobrze zakonserwowanych starców (kraje anglosaskie, Anglia, Dominia i Stany Zjednoczone, kraje Skandynawskie, Holandia, Szwajcaria...”109.

Przez pięć lat nas dobijano podczas drugiej wojny światowej, zanim „dobrze zakonserwowani starcy” ruszyli bronić nas.

A więc przed 1.9.1939 – nie tylko Francja się wyludnia, nie tylko Anglia itd., ale i my. Lecz bodaj że my bardziej tego niż Francja i Anglia chcemy, bo chociaż spadamy z urodzeniami dopiero od roku 1931, to jednak jaki rozmach wykazujemy na tym polu! Ile wściekłej pasji starczej! Co za rekordomania! Jakie „osiągnięcia”! Co za tempo! Pono od roku 1943 rodzi się nas mniej, niż umiera?

A więc przed 1.9.1939 stajemy się „najpostępowszym” państwem świata. Wypadają nam zęby najnowocześniej. Maluczko, a mówić będą o nas: „Był sobie dziad i baba... w epoce trzeciej”. Bo nie dalej, jak w roku 1945, umarło w Polsce o 250.000 ludzi więcej, niż się urodziło.

Wielka Demokratyczna Polska, czy epoka dziadów?

PARALIŻ WIELKOPOLSKI

Można się natrząsać, ile wlezie, z poglądu, że przychodzimy na świat wrodzoną postawą biopsychiczną, oraz z tego, że jakość tej postawy zależy od rasy, do której należymy antropologicznie.

Można się uśmiechać pod wąsem – z kierunku antropologicznego w socjologii. Można być tak ostrożnym, jak Jan Czekanowski, że: „O stosunku zachodzącym między zróżnicowaniem psychicznym a zróżnicowaniem morfologicznym posiadamy nader niepewne wiadomości,” lecz jednocześnie stwierdzać z tymże uczonym, iż np. takie badania L. Jaksy–Bykowskiego

106 Szulc (w „Encykl. Nauk Pol.”), str. 726; Szulc („Zagadnienia demograficzne Polski”), 30; Szulc („Enc”), 727.107 Turbak, 58 –60.

108 Por. artykuł B. Wasiutyńskiego w Kurierze Warszawskim z dnia 5. VI. 1938. (,,Na progu niebezpieczeństwa”).

109 Krzyżanowski, 21. Skąd wziął termin „epoka trzecia”, nie wiem.

Page 23: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

dostarczyły „dowodu, że zróżnicowanie psychiczne łączy się bardzo ściśle ze zróżnicowaniem morfologicznym”110.

I można być też tak trzeźwym, jak Tadeusz Szczurkiewicz, że „przy obecnym stanie badań i stosowanych metod wszystkie wyniki teorii ras, dotyczące psychicznej strony, można kwestionować”, lecz mimo to z tymże uczonym utrzymywać można, iż „Socjolog, który w rozważaniach nad faktami społecznymi odrzuca a limine jakąkolwiek możliwość oddziaływania czynników biologicznych i fizycznych na procesy społeczne, rozpatruje współżycie społeczne jednostki i kolektywy ludzkie w bezcielesnej, immaterialnej przestrzeni”111.

Wszystko to można, owszem. Ale nie można usiedzieć spokojnie, zwłaszcza, jeżeli się jest Wielkopolaninem, gdy świetny diagnosta psychiki polskiej ksiądz Walerian Baranowski, wali prosto z mostu te słowa: „Gdyby ustrój państwowy polski był zabezpieczył hegemonię dzielnic zachodnich, to możemy śmiało zaryzykować pogląd, że Polską nie rządziłoby „szczęście i przypadek, ale rozum i silna ręka112.

Innymi słowy: Krzepa Rzplitej wymaga, żeby Wielkopolan w Polsce było najwięcej i żeby wrodzonych cech biopsychicznych wielkopolskich było w Polsce najwięcej. Tak twierdzi entuzjasta polskiej kultury biopsychicznej ksiądz Walerian Baranowski.

Nieentuzjasta może lubić Wielkopolan lub nie, ale jedno przyznać musi: na Wielkopolanach nikt nie stracił... Nawet Niemcy. („Bartek Zwycięzca”). A najmniej Polska.

— Lecz cóż na to wszystko Wielkopolanie?Zajrzyjmy im do... kołysek. Polskę stworzyła Wielkopolska. Ale już od XV

wieku Wielkopolanie coraz słabiej wpływają na postawę Rzeczypospolitej, a w XVI wieku załamuje się nasz pęd do wielkości. Co się stało? – Wielkopolska liczy w połowie XIV wieku 2 razy z górą więcej ludności niż Małopolska i Mazowsze. Ale od połowy XIV wieku do połowy XVI ludność Polski wzrosła o 120%, ludność Mazowsza o 150%, Wielkopolska zaś miała przyrost najniższy ze wszystkich naszych krain113. Dziś Wielkopolska jest tylko jednym... z kilkunastu województw.

Również z liczby kołysek odcyfrować można, skąd się brała paralityczna skromność u Polaków z dzielnicy zachodniej w latach 1918 – 1939 i dlaczego w owym czasie ta najkulturalniejsza, najbardziej gospodarna i najbardziej procentowo polska dzielnica nie narzuciła całemu Państwu Polskiemu swego zachodnio–europejskiego stylu życia. Owóż w okresie 1910 – 1938114 właśnie w Polsce zachodniej rodziło się najmniej Polaków... W dzielnicy akcji katolickiej! W dzielnicy, która rasowo, antropologicznie uosabia najcenniej uposażony przez naturę –ze wszystkich typów polskich – typ biopsychiczny.

A przecież w latach 1931–38 ta właśnie dzielnica miała najwięcej małżeństw!115

Nie było ekspansji Wielkopolan na całą Rzplitą, bo nie mieli... za dużo dzieci Nie było... „z czym do gościa”.

Zresztą Wielkopolanie na jednym odcinku, najważniejszym, handlowali upiornie, żeby zniszczyć naród polski.

– Czyżby?!Z entuzjazmem sprzedawali pewien towar... z Ropczyc Obywatel Kaltus tuż

przed wojną założył tam małą fabryczkę „olla” i chwilowo pędził „towar”... z odpadków od rowerów i samochodów (co za zaszczyt dla taty–,,olla”!).,. Teraz

110 Jan Czekanowski: „Zarys antropologii Polski”, Lwów, 1930. 432, 435.111 Szczurkiewicz, 53 – 105.112 Baranowski Walerian: „Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego”, Poznań, 1936, 353.113 Ladenberger, 39.114 Szulc, 30115 „Mały–rocz. stat. 1939”, 42.

Page 24: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

onże obywatel może liczyć na kolosalną „konsumpcję” właśnie w Wielkopolsce;

więc zrobi spółdzielnię i wtykać będzie ów „środek” każdemu mężczyźnie, każdemu młodzieńcowi, każdemu... dziecku polskiemu. I ziać będzie reklamami tego „środka” z każdej witryny każdego sklepu, z każdej gazety”116.

Jak tedy zapowiada się przyszłość naszej dzielnicy zachodniej, tak ogromnie dziś rozszerzonej, a z drugiej strony tak strasznie osłabionej biologicznie? Jak się przedstawia przyszłość Ziem Odzyskanych? Kilometr kwadratowy ziem niemieckich nabity był w roku 1936 142 mieszkańcami. Kilometr kwadratowy Czech – 200 mieszkańców. A nasze Ziemie Odzyskane liczą dziś 48 ludzi na kilometr kwadratowy.

Odpowiedź zależy od tego, jak się Wielkopolanie ustosunkują do „wyrobu”... obywatela z Ropczyc, a Wielkopolanki do... pastylek śląskich”117.

Inaczej i ich, i nas wszystkich wytrzebią Kalfusy? Samymi odpadkami od rowerów i samochodów. I samymi pastylkami.. dla dam.

116 Podobno automaty ze środkami antykoncepcyjnymi wprowadził Hotel Europejski w Warszawie – przed ostatnią wojną. Czyżby to byta prawda? Każdemu takiemu właścicielowi powinno się za rajfurstwo raz na zawsze odebrać prawe na prowadzenie botelu. Automaty z prezerwatywami zainstalowano przed wojną „tytułem próby” w Domu Akademickim w Warszawie na ul Polnej 50. Na skutek, sprzeciwu zarządu Domu (młodzież uniwersytecka) automaty po tygodniu usunięto. Czy były w innych domach ekodemirkieb ? Jak jest teraz?117 Od kilku miesięcy jedna z fabryk na Śląsku produkuje masowo środki przeciw zapłodnieniu dla kobiet (pastylki) i sprzedaje |e przez agentów po całej Polsce. Cóż na to Ministerstwo Ziem Odzyskanych?

Page 25: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część druga:

RÓWNI Z RÓWNYMI

1 : 10

Było tedy w Polsce w dniu 1.9.1939 roku tylko najwyżej 24 miliony Polaków rdzennych na 36 milionów ludności1.

Zarazem im bliżej owej daty: 1.9.1939, tym bardziej wśród rodaków w dzielnicy zachodniej, najbardziej aktualnie zagrożonej, wzrastało najserdeczniejsze pragnienie, żeby już nie było w przyszłości więcej Polaków niż ich wówczas było2.

Niewiele wiedziała nasza inteligencja, co z nią będzie po 1.9.1939 i niewiele wiedzieli, co ich czeka tuż po owym terminie rodacy z ziem zachodnich oraz wschodnich, ale jedno wiedzieli: że będą mieli coraz mniej dzieci3.

To był pewnik, na którym budowała swą przyszłość nieomal każda inteligencka para małżeńska (polska i... katolicka). Ale nie tylko przyszłość swoją na tym opierała, lecz i całego narodu, bo przecież chyba zdawała sobie sprawę, że inteligencja nadaje styl życiu wszystkich warstw narodu.

Ten stan rzeczy przetwarzał gwałtownie naszą psychikę i cały nasz stosunek do życia. Z postawy ofiarnej, twórczej i ekspansywnej, właściwej narodom wielodzietnym, przechodziliśmy gwałtownie w wolnej Polsce na postawę wygody i konsumpcji, kurczenia się przed lada pokurczem, pakowania głowy w piasek przed kolosalnymi problematami, które wstrząsały wówczas światem.

A działo się to wtedy, gdy nie tylko ludność rdzennie polska naszych miast wymierała, ale gdy równocześnie naszych Rusinów stale rodziło się więcej niż

1 Biorąc za podstawę procentowosc Polaków w Państwie Polskim w r. 1931 – w zastosowaniu do liczby ludności w naszym Państwie w roku 1939. Byłaby to liczba raczej za duża, bo liczba Żydów od roku 1926 nie malala w naszych miastach, a urodzenia Rusinów wschodnich były przeciętnie wyższe niż ogółu Polaków (por. dalsze na ten temat uwagi – niżej), natomiast w latach 1900–1931 przybywało u nas więcej Polaków niż Rusinów (unitów, prawosławnych), Rosjan i Żydów (Mały r. st 1937, str 26). S. Rymar: „Rozwój stosunków wyznaniowych i narodowościowych w Polsce” Warsza-wa. 1938, 3.2 Schludne miasta i miasteczka Wielkopolski, Pomorza, Śląska (ostatnio) – uderzały ciszą ulic; było coraz mniej dziatwy3 W osadach i miastach na kresach wschodnich było w szkołach mniej Polaków, niz dzieci z mniejszości. I to procentowo mniej, niżby to winno było wynikać ze stosunku liczbowego dorosłej ludności polskiej – do dorosłej ludności ruskiej i żydowskiej. „Mały rocz. st. 1939”, 43, tabl. 3 i 4. ,,Mały rocz. st. 1938”, 47. Ludność żydowska Warszawy nie zmniejszała liczby urodzeń nawet w gecie aż do lata 1941 roku. Por. materiały ewidencyjne ruchu ludności Warszawy za lata 1939 – 1943.

39

Page 26: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

nas; gdy Niemcy w swym państwie dochodzili do liczby 80–ciu milionów samych Niemców4, gdy Rosja parła ku 180–ciu milionom ludności5, gdy w obu tych państwach na krótko przed 1. 9. 1939 – przybywało rokrocznie kilka milionów ludzi. I chociaż w samych Niemczech rodziło się dzieci mniej (na 1000 ludności), niż u nas, to jednak Rosja i Niemcy wspólnie miewały w ostatnich latach przed wojną kilka razy więcej kołysek co roku niż my, i to bez żadnych wówczas ciągotek zniżkowych na przyszłość. Dynamizowało to

potężnie oba państwa6.W dodatku Związek Radziecki postawił na rodzinę i to na rodzinę

wielodzietną. Nowa prorodzinna ustawa radziecka z dn. 28.6.1936 r. została włączona do konstytucji stalinowskiej z dn. 2.12.1936 r. Zakazano przerywania ciąży, ograniczono rozwody, omal je uniemożliwiono (w roku 1945 było o 2/3 rozwodów mniej niż poprzednio), przyznano premie ojcom licznych rodzin, objęto opieką matkę, (w r. 1945 wypłacono 2 miliardy rubli dla matek samotnych i rodzin wielodzietnych), przyciśnięto do muru łobuzów uchylających się od płacenia alimentów, propagowano „radość macierzyństwa”, wyjaśniano rolę i znaczenie rodziny w społeczeństwie, sam Stalin, by dać przykład, odwiedził swą matkę w Tyflisie (zmarła w czerwcu 1936): wszystko po to, by Rosja Radziecka miała jak najwięcej dzieci, mimo że już i tak przybywało tam co roku na czysto 2 do 3 milionów ludzi7. Budowali dziesiątki tysięcy dział, setki tysięcy czołgów i aeroplanów, i rodzili milionami dzieci. Rok w rok. Jak huragan.

Otóż ten to stan rzeczy: 230 milionów (80 mil. Niemców, 100 mil. Wielkorusów i 50 mil. Rusinów wszelkich szczepów8

??? Brak stron 37, 38 oryginału (9, 10, 11,)A. Lubieniecki zauważa, jak wielkie przywiązywał naród znaczenie do

licznego potomstwa Zygmunta Wazy i jak dzięki temu „u nas ustały bojaźni trzech przeszłych interregnów”12. Kochała szlachta do szaleństwa wolność, strzegła jak źrenicy oka, elekcji viritim i... radowała się z wielodzietności królów: bo dziecko królewskie bardziej poręczało trwałość Rzplitej, niż wszystkie razem wolne elekcje i „wolności złote”. Było to tym dziwniejsze, że przecież tron w Polsce był obieralny, a więc zarówno teoretycznie, jak i praktycznie wymarcie aktualnie panującej rodziny monarszej – nie powinno było mieć jakiegokolwiek znaczenia.

Rusini i Białorusini siedzieli sobie w wieku XV na ziemiach Rzplitej, a ilu ich było wskazuje stosunek zaludnienia naszego wschodu do zachodu Polski, który wynosił w XVI wieku, jak 06:6,5. Ale Likowski szacuje, że już za Władysława IV samych Rusinów–unitów było u nas 3 miliony13. W XVIII wieku było Rusinów w

4 Spis z dnia 17.V1.1939 wykazał w Niemczech 79,8 miliona ludzi, z Czechami i Morawami – 86,6 miliona. ,,PAT” z dn. 18.6.1939 r. według Niemieckiego Biura Informacyjnego.5 ATE (z początkiem czerwca 1939 r.) podała, że spis z 1939 r. wykazał w ZSRR – 170.467.186 mieszkańców (pisma poranne warszawskie z dn. 6.VI.1939 r.) „Mały rocz. st. 1939” podaje w ZSRR – 175,5 miliona mieszkańców; 16.6 Od r. 1926 przybyło w ZSRR o 17 milionów ludzi więcej niż u nas w okresie 1926–38. W latach 1929–38 urodziło się w Niemczech o 3,5 miliona dzieci więcej niż w tym samym czasie u nas. Małżeństw zawarto wtedy u Niemców o 4 miliony 239 tysięcy więcej niż w owym okresie u nas. Sprzyjała temu polityka prorodzinna Hitlera i Związku Radzieckiego. Niemcy podawali, że np. na Białorusi spotykali w rodzinach chłopskich gromady dzieci oraz, że władze radzieckie płaciły tam rodzicom za siódme i ósme dziecko 2000 rubli rocznie.7 Zischka, 339.8 Biorąc pod uwagę procentowość ludności ukraińskiej i białoruskiej w ZSRR w r. 1926 („Mały rocz. st. 1938”, 27.), w Czechosłowacji (z r. 1930, tamże) oraz w Polsc9 10 11 12 A. Lubieniecki: „Polincutichia”, Lwów, 1843, str. 27.13 E. Romer: ,,Ziemia i państwo”, Lwów, Warszawa, 1939. 294. W r. 1926 Ukraińcy i Białorusini stanowią w

Page 27: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

ówczesnej Polsce (bez Zadnieprza) tylu, co nas14. Na Zadnieprzu za rządów tamże Wiśniowieckiego – wzrośli w ciągu 20 lat piędziesięciokrotnie15. Dziś po pięciu wiekach jest ich dwa razy tyle, co nas.

Rosjanie jeszcze w r. 1480 mają tylko 2,1 miliona mieszkańców16, coś jakby jakaś Litwa Kowieńska! W czasie od XVI do XX wieku tworzą mocarstwo, oparte o trzy oceany, z przestrzenią 21.176.000 kilometrów kwadratowych17.

Jeszcze w r. 1410 mogliśmy podjąć sami jedni – wojnę „z całą nacją niemiecką”. W r. 1939 takąż wojnę mógł podjąć z nimi tylko cały świat...

„Angielczykowie”, tacy sobie niegdyś „owczarze”, których liczono w XVI wieku mniej więcej tyle, co nas, stworzyli –przez trzy następne wieki Commonwealth o 500 milionach ludzi na czterech kontynentach i pięciu oceanach18.

Te to liczby cokolwiek plują w twarz, więc niekoniecznie prawda, że to deszcz pada. I że wszystkiemu winny masony i Żydy.

Przeto czy warto się ustawicznie porównywać z pierwszym lepszym dziadowskim państwem, co to ani ziemią, ani ludźmi nie śmierdzi, i tym się puszyć, że jednak u nas i ziemi, i ludzi więcej... do każdego „pierwszego września 1939”...

I czy warto się pocieszać, że jednak i Niemcy, i Rosja, i Rusini też się już „tak” nie mnożą jak drzewiej, skoro każdego z tych narodów – z osobna – jest kilka razy więcej niż nas, więc mają czas na mnożenie się. No i mają kolosalne bogactwa, którymi w razie potrzeby zastąpią braki w ludziach.

– A my?My? I nędza w liczbie ludzi, i nędza wśród ludzi, a poza tym –

kilkudziesięciomilionowe Niemcy pod bokiem, które mimo sielsko–anielskiego zakończenia wojny, gotowe będą, tak jak od wieków, do zażerania się nami przy lada okazji.

Dlatego siedzimy nadal na wulkanie.I siedzieć tak będziemy dopóty, dopóki nie dopędzimy wielkich sąsiadów w

liczbie ludności.To „dopędzanie” upowszechni w narodzie postawę ofiarną i zmaksymalizuje

naszą postawę twórczą.Trzeba rzucić się na głębię, to się nauczymy pływać. Inaczej naród nie ruszy

na wielkie wody i dalej się będzie gapił na brzegu Wielkości.Żyć w wielkim stylu nauczą nas dzieci. Liczne dzieci!Dzieci wychowują – do wielkości.

Rosji 24 proc. zaludnienia. W Czechosłowacji (Rusini) w r. 1930 – 39 proc. u nas w r. 1931 (Rusini, ,.Ukraińcy” i Białorusini) – 17 proc. ,,Mały rocz. st. 1938”, 27. W latach 1896–97 spółczynnik reprodukcji bardzo niewłaściwy ter–min wynosi dlo Ukrainy – 1,96 (nasz w latach 1900–01 – 1,65 jest najwyższy ze znanych w świecie. Szulc, 116.Już w XVI wieku była u nas większa rozrodczość Rusinów niż nasza. Rutkowski: „Zarys gospodarczych dziejów Polski przedrozbiorowej”, Poznań, r. 1923, str. 112. E. Likowski: „Unia Brzeska”, Warszawa, r. 1907, 258.14 Według Korzona – w r. 1791 : unitów 29,5 proc. całej ludności, prawosławnych 3,4 n–oc. Przytacza za Korzonem Rutkowski, 114, 115.15 Tomkiewicz Władysław: „Jeremi Wiśniowiecki”, Lwów, 1933, str. 93 i in.16 Grotjahn. 7917 ,,Mały rocz. st. 1938” str. 16 – podaje 173 mil. ludności i 21.176 mil. km. kw18 Tamże, 524 miliony ludności i 34.344 mil. km. kw. ziemi; str. 18. Przestarzały M. Kuliszer: „Dzieje gospodarcze Europy Zachodniej”, t. II. str. 6. podaje 2 i pól milio na ludności w ówczesnej Anglii. Jeszcze za czasów Malthusa, w końcu XVIII wieku. było 7 milionów ludności w W.Brytanii. Krzyżanowski 62 natomiast Kuliszer podaje 8 i pół miliona (r.1770), 154. Fogelson Samuel podaje na rok 1800 – 10,8 miliona (Anglia z Walią, Szkocja), str. 633. „Historia rozmieszczenie i struktura ludności (w Encyklopedii Nauk Politycznych, Warszawa, 1938)

Page 28: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

PREZESI ZE... SMOCZKIEM

– Czy przeto dążyć na serio do stanu 230 milionów: dwustu trzydziestu milionów?

Też pytanie?!Te 230 milionów to tylko „na razie”. Bo żeby to ta cała sprawa zależała od

nas! Wszak tymczasem sąsiedzi mogą tę liczbę przekroczyć i wtedy trzeba będzie „dopędzać” do wyższej liczby.

Właściwie więc to te 230 milionów, to tylko taka „kwota reparacyjna”, na początek, takie sobie jeno zwykłe uzupełnienie naszego, wieki całe trwającego zacofania, zaniedbania ludnościowego.

Chodzi nie o żadne 230 milionów, ale o stosunek 1:1 (równi z równymi) oraz o każdorazowe utrzymanie tego stosunku, inaczej idea „równi z równymi” nie będzie nadal rozumiana przez sąsiadów mimo naszych najlepszych chęci i najgorętszych powoływań się na dawne unie Rzplitej.

A jeżeli tak wraży sąsiad, Niemiec, złagodnieje, stanie się owieczką, jagnięciem?

To będzie można zmniejszyć tempo nadrabiania.Ale lepiej nie czekać, aż się poprawią. Właśnie złagodnieją jak baranki, gdy

zobaczą, że nas jest tylu co ich. Czekać, to łechtać ich drapieżność, to kusić ich do napaści, do nowego rozbioru. A więc – nie prowokować ich naszą nieprawdopodobną nędzą ilościową! Nie prowokować nowych wojen! Si vis pacem, para... liberos!

Prezentujemy liczbę „dzieci w wieku lat 0 – 6 na podstawie spisu z 1931 r. i spisu szkolnego z r. 1945. Dane częściowo szacunkowe (przy pomocy szacunku ustalono dane dla województw wschodnich objętych obecną granicą)” – podają J. Wojtyniak i H. Radlińska („Sieroctwo”, str. 8).

1931 1945

w tysiącach w % 1931 roku

0 523,4 350,7 67,0

1 528,6 312,2 59,1

2 536,2 312,9 58,4

3 535,3 328,3 61,3

4 528,5 341,9 64,7

5 528,3 359,2 68,8

6 562,3 371,3 66,0

Jeszcze ciekawszy byłby spis dzieci z Ziem Odzyskanych. Czy każdy prezes Polskiego Związku Zachodniego liczy codziennie, ilu tam rodzi się każdego dnia Polaków? Jeśli nie podlicza rano, w południe i o wieczornym udoju, to jego działalność jest na poziomie takiego „prezesa”, co stale nosi smoczek w buzi.

A polityka wewnętrzna, zewnętrzna, międzynarodowa?Takoż – pod znakiem dziecka.Należy ustalić, że tyle razy jest bliżej z Wrocławia i Szczecina – do

Warszawy, ile razy rodzi się naszych dzieci więcej na szlaku Bałtyk – Odra – Nysa.Policzcie tam kołyski o naszych barwach narodowych, a ujrzycie nasze

możliwości polityczne!Im bliżej granic, tym musi nas być więcej, tym musi nam być ciaśniej, wtedy

nie będą nam ścinać granic ...brzytwą umów międzynarodowych. Tylko nadmiar

Page 29: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

ludzi nie pozwala granicy pękać... przed wrogiem.Rozszerzanie granic za pomocą samych armij jest patologiczne,

hitlerowskie, sztuczne, pozorne; a choćby było i najbardziej brawurowe, to będzie tylko chwilowe i wytworzy państwo sezonowe. „Wielkie Niemcy”... itp.

Teren jest tym bardziej niepodległy, im bardziej jest nasycony ludźmi i ich kulturą. Obsada każdego kilometra kwadratowego japońskiej ziemi uprawnej wynosiła w dniu 1.9.1939 r. 1.000 z górą ludzi. W tymże czasie obsada każdego kilometra kwadratowego polskiej ziemi uprawnej – 110 ludzi19. Brak nam było 890 ludzi do pracy na każdym kilometrze kwadratowym, by każdy kilometr kwadratowy polskiej ziemi uprawnej uzyskał prężność japońską. Obsada Chin wynosiła w dn. 1.11.1939 450 milionów ludzi, obsada Polski – 23 miliony Polaków. Kultura Chin – 4000 lat, kultura Polski – 1000. Brak nam... I tak dalej

Przerażają Kogo te liczby? Otóż żaden naród nie zginął z przeludnienia.Czyżby więc Kogoś przerażało to, że... nie zginiemy?

ŚWIAT JEST PUSTY

Mówią: teraz nie będzie wojen. Owszem: w tej chwili nie. Dlatego trzeba wyzyskać pokój i nadrobić to nasze kołtuństwo ludnościowe, czyli: brać stale pierwsze miejsce w olimpiadzie urodzeń, w olimpiadzie życia – i szykować sobie zawczasu rezerwy, chociażby w sposób najbardziej „cywilny”, pokojowy, prywatny, pacyfistyczny, zielono–gałązkowy. Zawsze lepiej „na pewniaka”. Lepiej zresztą późno niż nigdy.

Od czterech bowiem wieków nasi mili sąsiedzi z Zachodu powtarzają z nami jedną i tę samą sztuczkę. W kółko. Jak katarynka.

– Co to za sztuczka?Jeżeli mają apetyt na jakąś część Polski, to na nas napadają Niemczaki

społecznie; następnie – z upatrzonych dzielnic nas wysiedlają, wyrzynają, niemczą, czechizują. A gdy potem jesteśmy w owej części państwa w mniejszości, mówią: „Trudno, jesteście na tym terenie w mniejszości, więc ten kawał Polski, to już nie Polska, ale Niemcy, a ten kawał Polski, to już nie Polska, ale Warthegau; a ten, to już nie Polska, ale Rzesza, Ostland, Słowacja, Czechy, Morawy. Wy właściwie nic nie macie! U was wszędzie linia Cursona!”

W ten sposób odpada kawał po kawale od żywego ciała Państwa.Gdy się wtedy skarżymy przed światem, wówczas „wielkie demokracje”

mówią: „Trudno, jesteście tam w mniejszości, dlatego nie ma tam już Polski, albowiem obowiązuje was humanitarna zasada demokratyczna: kto ma ludzi więcej, tego jest ziemia.”

Im bardziej kto z nas czuje się wtedy demokratą, tym szerzej wówczas rozdziawia gębę i powiada: „Prawda, prawda!” Bije się tedy w piersi i „oddaje” zachód, południe i północ Polski – Niemcom: za to, że nas tam wyrzynali od X wieku do 1945. Robi, gdzie tylko może... niepodległości, wolności, ale nie dla nas: dla obcych.

Na skutek tego cofamy się od czterech wieków – pod Warszawę (z Otwockiem i okolicą). Ale maluczko a wyrżną nas i w Warszawie, tak jak już nas wypalili i wysiedlili z niej. Wówczas powiemy: Trudno, jesteśmy tu już w mniejszości, a więc to już Litzmannstadt. Gestapo ma rację.

Skoro tedy mamy taką zgodliwą naturę, że wystarczy, aby sąsiedzi Niemcy nas gdzie wyrżnęli i wysiedlili, a my zaraz się tych ziem zrzekniemy; skoro nawet na kongresach pokojowych rozstrzyga zasada demokratyczna – większości, to

19 Zischka. 59 Przyjmując nr dn. 1.9.1939 w Polsce 36 mil. ludności przy 15 proc. nieużytków ( z pastwiskami).

Page 30: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

musi nas być więcej. Więcej! Więcej! Jeszcze więcej!W ten sposób, gdy znów „wybuchnie” jakiś Hitler, czy Himmler, będzie

można u nas przynajmniej komu dać broń do ręki, żeby miał kto walczyć o pokój dla narodu polskiego: żeby się nie dać masowo wyrzynać. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy znów jakiś „geniusz” wybuchnie, gdzie i kiedy wyrżnąć nas każe masowo, wysiedlić, wygnać, rozpędzić na wszystkie strony świata, przerobić na smalec.

Zresztą któż by śmiał wyznaczać liczbę Polaków? Ustalać nam jakieś tu „kontygenty”? Toż na świecie jest tylko 2 miliardy ludzi. Na kilometr kwadratowy lądu wypada dziś przeciętnie 14 ludzi20. Tylko! Hej! Ileż więc miejsca?!

– Dla kogo?Dla każdego, kto nie uważa swego kraju za zaścianek, a swego narodu za

piecucha. Dla każdego, kto się czuje obywatelem świata. Dla każdego narodu, który się czuje członkiem ludzkości. Dla każdego, kto się czuje panem ziemi.

Jak twierdzą znawcy, przy dzisiejszych sposobach produkcji świat może utrzymać 5,2 miliarda ludzi (East); 5,6 miliarda (Ballod), 9 miliardów (Fawcett) i 10 miliardów (Kuczyński). Optymiści twierdzą, że nawet 40 miliardów. Lokal do wynajęcia, Panowie i Panie!

W imperium angielskim mieszka dopiero 15 ludzi na kilometrze kwadratowym21, w imperium francuskim – 9 ludzi22, w olbrzymiej Brazylii – 5 ludzi23, w Kanadzie, tak wielkiej jak Europa – 1 człowiek24, w Australii – 1 człowiek25. Razem te obszary liczą 73,5 miliona kilometrów kwadratowych, gdy Europa – 11,4...

Bezludzie... Puszcza... Kamedulstwo... Pustelnictwo... I to na przestrzeni 7 razy większej od Europy!

Można „uważać za prawdopodobne, że przed powstaniem pierwszych państw wczesnohistorycznych, na kilka tysięcy lat przed Narodzeniem Chrystusa, zaludnienie świata jako całości nie mogło przekraczać kilku milionów osób”. I też im się wtedy zdawało, jak nam dziś, że świat się skończy, gdy będzie kilkaset razy ludzi więcej na globie, niż wówczas było. A tymczasem jest dziś te kilkaset razy więcej : są 2.100.000.000 ludzi, i świat się dopiero zaczyna!26

Chińczycy osiągnęli dopiero liczbę 450 milionów ludzi. Istnieją sobie piąty tysiąc lat. Spełni się dogmat, że tu, na ziemi – Polska jest wieczna, gdy naród nasz pójdzie ku temu, by i nas było pół miliarda.

Czy nasza mowa nie warta tego, by ją słyszał cały świat? Czy nasze serce nie warte, by nim wzbogacić ludzkość? Czy nie warto, katoliku, by nas Polaków było jak najwięcej w Niebie?

Trzeba mieć bardzo skurczony stosunek do życia, by ów brak trzech, siedmiu czy ośmiu miliardów ludzi uważać za przerażające zagęszczenie globu i aż zarzynać własne, rodzone, polskie dzieci – ze strachu, że już na kuli ziemskiej jest ludzi za dużo.

Zabobon!Kto w nas to wmówił, jest cudownym impresario, ale kto z nas w to uwierzył,

ma, doprawdy, bardzo... pustelniczy stosunek do świata.Świat jest pusty.

20 „Mały rocz. st. 1939”, 16.21 „Mały rocz. st. 1939”. 15.22 „Maty rocz. st. 1939”, 15.23 „Mały rocz. sł. 1939”, 17.24 „Mały rocz. st. 1939”, 17.25 „Mały rocz, st. 1939” 17.26 Fogelson, 628 „Mały rocz. sł. 1939”, 16 podaje zaludnienie Chin na 414,7 miliona. Lecz tamże ludność Mandżurii podano na 35,4 miliona; wiadomo zaś, że mieszka tam ludność chińska. Dmowski „Świat powojenny i Polska”, 167 utrzymuje, że szczepy niechińskie po prostu się nie liczą, tak są w Mandżurii nikłe. Por. R. Dmowski: „Przewrót”, Warszawa, r. 1934, 197.Zischka liczy Chińczyków na 450 – 500 milionów, 269. Szczegóły podawaliśmy w części I.

Page 31: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Świat – jest do wzięcia!Kto nam broni, by glob był także polski? Chyba strach przed wielkością!

WIEDZA O KOŁYSCE

A jednak wiedza taka powstaje. I to w związku z historią potęgi narodów.Właściwie rolę niemowlęcia w życiu świata odkryto niedawno.Historycy węszyli, dłubali w źródłach upadków i potęg narodów, no i

dodłubali się, że oseski rządzą światem. Nie nafta... Czyli właściwie: matka. Jeszcze dokładniej: postawa ofiarna. Najdokładniej: małżeństwo27.

W ten sposób narodziła się nowa nauka: demografia historyczna.Oto co głosi:„Ilość ludności rozstrzyga o sile państwa, o znaczeniu prowincji czy miasta

dla tego państwa, oczywiście – nie wyłącznie, bo niemniej ważny wpływ wywiera skład etniczny tej ludności, stopień jej kultury i stan moralny”28.

„Siła polityczna państwa wyraża się w wielkości jej siły zbrojnej i w wysokości budżetu, które od liczby ludności zależą”29.

„Tak samo siła gospodarcza kraju, stopień rozwoju jej produkcji i wymiany zależy od ilości ludności i od rodzaju jej skupień osadniczych”30.

„Od tych samych czynników zależy siła kulturalna kraju, jego twórczość w dziedzinie sztuki, literatury, nauki”31.

„Zagadnienie ludności jest podstawą wszystkich większych dociekań historycznych od J. B. Vica do O. Spenglera oraz wielu ogólnych ujęć historii poszczególnych narodów, np. historii niemieckiej, francuskiej, rosyjskiej”32.

Kto to wszystko mówi? Jakiś zwariowany totalista, hitlerowiec, faszysta, rasista, eugenista? A może jakiś niedowarzony, niedoświadczony, bardzo młody, rozegzaltowany półgłówek? Żółtodziób? Pisarek zielono–stoliczkowy?

Nic podobnego.Słowa te wypowiedział spokojny, umiarkowany, stateczny, ostrożny,

najlepszy obecnie u nas znawca historii naszego zaludnienia, profesor Franciszek Bujak – w swoim odczycie noszącym tytuł „Źródła do historii zaludnienia Polski”, wygłoszonym przed aeropagiem uczonych na VI Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich, który to zjazd odbył się w dniach 17–20 września 1935 roku33.

A za Bujakiem mówi to samo stu innych uczonych na Zachodzie i zachodniej półkuli, z których to stron wiedza ta do nas przywędrowała34.

Z owego to odczytu naszego uczonego można się dowiedzieć, że pracom uczonych zagranicznych w dziedzinie demografii historycznej znakomicie sekundowali badacze stanu naszego zaludnienia w przeszłości: A. Pawiński35, A.

27 Popularnie przyjęte jest mówić „rodzina”. W socjologii, a zwłaszcza w etno–socjologii – „mała rodzina”,28 Bujak: „Pamiętnik” zjazdu, t. II., Lwów, 1935 , odbitka referatu, srr. 298, 299.29 Bujak, 299.30 Bujak (Pamiętnik), 299.31 Bujak (Pamiętnik). 299.32 Bujak (Pam.), 29933 Bujak (Pam.). 299.34 Bujak (Pam.). 299.35 Adolf Pawiński, prof, Uniw. Warsz.: „Polska XVI wieku pod względem geograficzno–statystycznym”, tomy I – V. Umiera w r. 1896.

Page 32: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Jabłonowski36 i T. Korzon37. Że pewien wkład w te prace włożyli: W. Czerkawski38, J. Kleczyński39, S. Kutrzeba40, H. Wiercieński41 B. Ulanowski42, Z. Daszyńska–Golińska43, której poglądy na macierzyństwo są pono naiwnymi bzdurami44; kilku młodych uczniów Bujaka pod jego kierunkiem: T. Ladenberger45, W. Kramarz46, A. Gilewicz47. Wymienia się również prace: M. Wojciechowskiej48, Czyczyńskiego49, Bostela50, Bałłabana51, St. Arnolda52, Kumanieckiego53, H. Olińskiego54. Znane są poza tym ostatnio prace: B. Wasiutyńskiego55, J. Szulca56, S. Rymara57, Buzka58. I bodaj nikogo więcej.

A szkoda, bo to ubogo w stosunku do tego, co zrobili Pawiński, Jabłonowski i Korzon, a nazbyt nędznie w porównaniu do tego, co zrobiła i robi nauka niemiecka, francuska, włoska, skandynawska i „obejmująca najszersze widnokręgi w badaniach rozwoju zaludnienia – nauka amerykańska”59 oraz „cały świeżo rozwijający się w świecie ruch w tej dziedzinie nauki”60.

36 Wydał następne tomy „Polski XVI wieku”. W r. 1899 „Wołyń i Podole w r. 1894 i 1897 – „Ukrainę”; w r. 1902 – 1903 „Ruś Czerwoną”; poza tym „Atlas historyczny Rzplitej Polskiej” (mapy przygotowane przez Pawińskiego przy pomocy Merczynga nie wykończone, nie zostały opublikowane) oraz „Ziemie ruskie” (dział II), Warszawa – Wiedeń, 1899 – 1904.37 „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta”, Kraków, r. 1897, tomów 6. Zaludnienie – w tomie I. i II.38 Korekta obliczeń Pawińskiego i Jabłonowskiego: „Sprawozdanie Akademii Umiejętności” z r. 189739 Poszukiwania spisów ludności w zbiorach Moskwy, Petersburga i Wilna(„Archiwum Komisji Hist., t. III. 1898); „Liczba głosów żydowskich w Koronie z tary^r 1765” (wspólnie z Kulczyckim): „Archiwum Kom. Historycznej”, tom VIII, 1894 r. i inne.On informuje Inama von Sternegg'a o źródłach do zaludnienia w Polsce oraz o ludnościPolski w XVI wieku do artykułu „Bevölkerung” w II wydaniu „Handwörterbuch derStaatswissenschaften”.40 „Ludność i majątek Kazimierza w w. XVI”, („Rocznik Krakowski , t. III. 1901)41 „Ludność.na obszarze byłego województwa lubelskiego” (r. 1910).42 Najstarsze, księgi sądowe krakowskie.43 O zaludnieniu Zurychu, r. 1899. Pracowała nad metodą statystyki: „Kilka słów o metodzie statystyki historycznej”, r. 1892. Współpracowała nad „.Monografią ekon.–statyst. woj. Lubelskiego” (od końca XIX w.)44 Mówię „pono”, bo nie mogłem dostać jej pracy „Zagadnienia polityki populacyjnej”, by samemu to stwierdzić. Natomiast taki autorytet jak ks. prof. dr A. Szymański w swej pracy „Zagadnienia społeczne” (Lublin – Uniwersytet, r. 1929, Tow. Wiedzy Chrześcijańskiej, tom III, str. 414), daje cytat z książki Daszyńskiej–Golińskiej „Zagadnienie polityki populacyjnej” (r. 1927, str. 113–166). Na podstawie tego cytatu opiniuję i z tym zastrzeżeniem proszę to przyjąć. Dlatego piszę „pono”.45 Praca przytoczona.46 Zaludnienie Przemyśla od r. 1512 – 1921.47 Księgi przyjęć obywatelstwa we Lwowie (1405 – 1604).48 Wojciechowskiej praca nad mapą Województwa Poznańskiego z doby sejmu czteroletniego, Poznań, r. 1934. Czyczyńskiego, Bostela i Bałłabana wymienia Bujak, jako statystyków ludności żydowskiej z w. XVIII (r.. 1765).49 j.w.50 j.w.51 j.w.52 j.w.53 j.w.54 j.w.55 Wyżej przytaczani, poza tym: „Ludność żydowska w Polsce w wiekach XIX i XX”, Warszawo, 1930.56 Wyżej przytaczani57 Wyżej przytaczani58 Należy dodać pracę Buzka: „Pogląd na rozwój narodowości w Polsce”. Prawie wszystkie dane podaję według Bujaka („Źródła do hist. zal. Polski”).59 Bujak, 303 („Źródła”).60 Przedstawicielami nauki amerykańskiej w tej dziedzinie są: E. Huntington, geograf; R. Pearl, biometryk; J. Hopkins: „Studies of human biology”, 1924; L. J. Dublin, badacz; A. J, Lotka, statystyk i matematyk; A. P. Usher.Z niemieckich: P. Mombert: „Bevölkerungslehre”, Jena, 1929. Z włoskich: C. Gini czołowy statystyk włoski. Chlubę nauki włoskiej stanowią 4 tomowe: „Fonti archivistiche per lo studio dei problerni

Page 33: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Nic tedy dziwnego, że widząc ten niedowład naszej nauki, wspomniany już zjazd uczonych uznał „opracowanie historii zaludnienia Polski za pierwszorzędnej wagi postulat naukowy”61.

A zatem nauka nasza ma poznać rolę dziecka polskiego w historii Rzeczypospolitej, każdego dziecka: bo każde dziecko polskie gra wybitną rolę, jako narzędzie potęgi narodu, już przez to samo, że jest. A im więcej ich jest, tym większą grają rolę przez to samo, że jest ich tyle.

ROZUM MINISTERIALNY

Czas już był na taką uchwałą wielki, albowiem ciemnota zaczęła panować u nas właśnie, gdy chodziło o znajomość roli kołyski w naszej przeszłości i w naszej przyszłości. Bo któż z nas np. wie, że czwartym rozbiorcą Polski był brak ludności?

Śmiałość kilku naszych uczonych62 posunęła się w latach 1926–39 już tak daleko, że odważyli się pomyśleć, iż piątym rozbiorcą Polski była masoneria, lecz kto był czwartym rozbiorcą, nadal nikt nie wiedział.

Oskarżano się publicznie w związku z odkryciem piątego rozbiorcy – o masoństwo, sporządzano listy członków lóż masońskich i łączono taką przynależność ze zdradą stanu. Ale nikt nie oskarżał nikogo o brak całego możliwego potomstwa: wszystkich swych dzieci. Nikt nie sporządzał listy nie dopuszczonych do życia dzieci – tego lub owego dygnitarza. I nikt nie wiązał małodzietności lub bezdzietności ze zdradą stanu.

Ba, wystarczyło być dygnitarzem, by mieć tylko dwoje dzieci oraz wierzyć przy tym święcie, a zarazem naiwnie, że jak tak robić będą wszyscy Polacy, to Polaków stale będzie jednakowo. Innymi słowy: wierzono w „zabobon dwojga dzieci”.

Ciekawe, czy też panu dygnitarzowi, lub pani dygnitarzowej, przyszło kiedy do głowy przeczytać coś naukowego na ten temat. Na ten przykład choćby stronę 323–ą z książki P. Momberta „Nauka o zaludnieniu”. Dowiedzieliby się stamtąd, że aby ludność stale utrzymywała się w tej samej liczbie, każde małżeństwo musi odchować troje dzieci poza piąty rok życia63; czyli po prostu każde małżeństwo musi wydać na świat czworo dzieci, a wtedy utrzymamy się w stałej liczbie, bo sporo dzieci umiera w pierwszym roku, sporo kończy życie przed dziesiątym rokiem, a część później – przed zamążpójściem, pewna ilość nie zakłada rodzin, albo nie ma dzieci z przyczyn niezawinionych, część znów ginie podczas epidemij i wojen64.

Wystarczyło też być ministrem oświaty, by być na tyle tumanem i pozwolić wydać ustawę przeciwdzietną. Bo czy nie jest nią, obowiązująca od stycznia 1934 roku ustawa uposażeniowa Jędrzejewicza, znosząca płace rodzinne pracowników państwowych? A przecież i poprzednią ustawę tworzyły półgłówki, bo wypłacano na jej podstawie dodatki co najwyżej dla czworga dzieci. Czyli ustawa jakby nie pozwalała... na więcej dzieci65.

della popolazione fino al 1848 presentate al Congresso Internazionale per gli studi sulla popolazione Roma 1931”. obejmujące źródła do zaludnienia Włoch, znajdujące się w zbiorach 60–ciu miast włos-kich. Przygotowuje się spisy tych źródeł oraz bibliografię odpowiednich druków. Przytacza Bujak („Źródła”, 301 – 302).61 Bujak, („Źródła”), 318.62 K. M. Morawski: „Źródło rozbioru Polski” Poznań, r. 1935.63 Wiktor Ormicki, Warszawa, r. 1939: „O polski program ludnościowy”, str. 60, gdzie przytacza autor zdanie Momberta.64 Turbak, 17. Szulc: „Ruch naturalny ludności”, rozdziały o umieralności, 714 – 730. Dr Marcin Kacprzak: „Przyczyny zgonów” (w „Enc. N. P.”), 738, 739.65 Ustawa uposażeniowa z dn. 13. 7. 1920 r. zapewniała dodatki dla dzieci; tak samo ustawa z dn.

Page 34: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Wystarczyło również być ministrem spraw wewnętrznych i ministrem spraw wojskowych, by pozwolić wydać prawo, utrudniające zawieranie małżeństw podoficerom i oficerom policji i wojska w najodpowiedniejszym do tego dla ludzi młodych czasie? Czymże było to utrudnianie, jak nie prowokacją, by te najzdrowsze kategorie mężczyzn łajdaczyły się i zarażały obowiązkowo wenerycznie, nim wolno im było ożenić się „zgodnie” z ustawą?66.

Ale najbardziej tumanowata była nasza konstytucja z dnia 23 kwietnia 1935 roku. Nie zna ona słowa „rodzina”67. Dopiero w r. 1938 rząd myślał poważnie o rodzinie. Na zewnątrz jednak nie zrobił dla niej nic poważnego.

NAWET NAUKOWIEC NIE WYTRZYMAŁ

Cóż wobec tego mogli wiedzieć o znaczeniu kołyski dla potęgi państwa ci profesorowie historii w naszych gimnazjach i liceach, którzy wiercili młodzieży dziury w brzuchu o mocarstwowości, a sami nie mieli dzieci?

A co o zależności: kołyski i potęga – prawili pedagogom na uniwersytetach

9.10.1923 r., aczkolwiek tylko do czworga dzieci. Ustawa antyrodzinna Jędrzejewicza ma datę 28.10.1933 r.Dodatki rodzinne nazywano u nas „ekonomicznymi”.Z „dodatków ekonomicznych”, które wprowadziły dla swoich funkcjonariuszy także samorządy terytorialne oraz instytucje o charakterze publicznym, korzystali urzędnicy państwowi i zawodowi wojskowi do 31 stycznia 1934 roku.Z dniem 1 lutego 1934 r. dodatki ekonomiczne mimo sprzeciwu urzędników zostały zniesione. Nowe ustawy uposażeniowe, a mianowicie Rozporządzenia Prezydenta z dn. 28.10.1933 (Dz. U. nr 86, poz. 633 – 667 z r. 1933) o uposażeniu funkcjonariuszów państwowych, o uposażeniu wojska, o uposażeniu sędziów w sądownictwie powszechnym i administracyjnym, o uposażeniu szeregowych i oficerów policji państwowej i straży granicznej, o uposażeniu członków zarządu i pracowników związków samorządowych – nie utrzymały już dodatków ekonomicznych, a jedynie zastrzegły, że ,,wstawiane będą do preliminarza budżetowego specjalne kwoty dla funkcjonariuszów państwowych, utrzymujących liczniejszą rodzinę”. Pracownikom pocztowym i kolejowym odjęto te dodatki rozporządzeniem Rady Ministrów z d. 1.I.1934 r. (Dz. U. nr. 4 poz. 24 1 26 z r. 1934)”. Podobny los spotkał emerytów państwowych od dn. 1 lutego 1934. Por. Józef Sarapata: „Zasiłki rodzinne”. Warszawa, 1938, 36, 37.Tamże, s. 37: gdy państwa zagraniczne stosują daleko idące ulgi podatkowe dla podatników utrzymujących rodzinę, to nasza ustawa, o państwowym podatku dochodowym (Dz. U. nr 2, poz. 6, z r. 1936) obniża tylko o dwa stopnie stopę podatkową na każdego następnego członka rodziny, o ile na utrzymaniu głowy rodziny, której dochód podlegający opodatkowaniu nie przekracza 7.200 zł, znajduje się więcej niż jeden członek rodziny. „Obniżka znikoma i suma dochodu – za niska, jak na rodziców kształcących dzieci prywatnie”.66 „W wojsku obowiązuje u nas zakaz zawierania wczesnych małżeństw. Uniemożliwia to zakładanie ognisk domowych przez doborowych umysłowo i fizycznie, a bardzo patriotycznie wszak usposobionych młodych oficerów, a tym samym oddziaływuje się na pomniejszanie liczebności ich rodzin. Oficerowi nie wolno się w ciągu lat pięciu żenić, a kiedy mu się udziela zezwolenia po osiągnięciu stopnia kapitańskiego – upływa siedem lat, a czasem i więcej”.„Podobne zło stosowane jest i względem posterunkowch policji państwowej, którym wolno się żenić dopiero po siedmiu latach służby (zarządzenie z roku 1935), a więc dopiero w 30 roku życia, gdyż na służbę w policji są przyjmowani tylko wysłużeni podoficerowie i szeregowi”. Sieńko Ksawery dr: „O popieranie korzystnego rozrodu”. Tenże autor pisze dalej:„Zarządzenia te mają w sobie dwa niebezpieczeństwa:1). Niebezpieczeństwo usunięcia od rozrodu osobników najmłodszych i selekcjonowanych, a tym samym pod każdym względem najbardziej wartościowych.2) Niebezpieczeństwo społeczne, gdyż w okresie najsilniejszego działania gruczołów płciowych – osobnicy ci są rzucani na drogę nieczystych źródeł miłości, co prowadzi do zarażenia się chorobą weneryczną, a jedynym „zasiłkiem”, który .składa społeczeństwo z czasem poszczególnemu osobnikowi przy zawarciu związku małżeńskiego i założeniu rodziny, jest przebyty syfilis lub rzeżączka”.67 Por., co konstytucje innych państw dają rodzinie: J. Makowski: „Nowe konstytucje”, Warszawa, 1925. Czemu, interesujących pod tym względem danych dotyczących uprzywilejowania rodziny wielodzietnej w ZSRR nie ogłasza się leraz?

Page 35: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

nasi Nawroczyńscy i Nienawroczyńscy?68.Co o korelacji: kołyska i potęga – mogło wiedzieć sto tysięcy nauczycieli

polskich, którzy pouczali dziatwę o wielkiej przyszłości państwa i zarazem tak zawzięcie pozbywali się potomstwa po wsiach, miastach i miasteczkach, jak najtłustsza burżuazja w stolicy?

Wszak nie urządzano żadnych w tej materii „Wyższych Kursów Nauczycielskich”, lub choćby tylko kursów wakacyjnych, dorywczych, doraźnych? Nie robił tego ani rząd, ani żadna organizacja nauczycielska. Związek Nauczycielstwa Polskiego zorganizował wprawdzie lotny teatr dla dzieci69, lecz nie słyszano, by urządził objazdowy kurs, uświadamiający nauczycielstwo o znaczeniu zdrowego, wielodzietnego życia rodzinnego –dla potęgi Państwa. A diabli po nauczycielach, gdy nie będzie dzieci! Kogóż uczyć będą?

A co o roli kołyski wiedziała maturzystka? studentka? maturzysta? student? Co wiedzieli choćby ci, co otrzymywali na dyplomach z historii ojczystej – „bardzo dobry”?

Co o tym podawały młodzieży głupkowate oficjalne podręczniki szkolne historii?

Należy też sprawdzić, jak usposabiały do wielodzietności elementarze, podręczniki i pisma dla młodzieży szkolnej? Powiastki z życia rodzinnego – po ile tam wymieniały w rodzinie dzieci? Ile dziatwy w domu rodzinnym dawały ilustracje w tychże elementarzach, podręcznikach, prasie? Czy przebijała przez to wszystko propaganda – i co propagowano70?

Lecz jeżeli gdzie, to czego o znaczeniu wielodzietności dla potęgi państwa uczono w szkołach pielęgniarskich? akuszerskich? na kursach sanitarnych? na wydziałach medycznych?

Kto to wszystko sprawdzał? Kto nad tym wszystkim czuwał? Kto o tym myślał? Kto myślał – za naród?

Nawet nieuleczalnie trzeźwy naukowiec, statystyk niżej cytowany, kończąc swe arcyspokojne, flegmatyczne, matematyczne, udokumentowane i naszpikowane cyframi, cytatami i mapami wywody, docent Uniwersytetu

68 „Do dziś dnia nie mamy ani jednej katedry pedagogiki katolickiej na polskich uniwersytetach państwowych. Nie słychać też nic o przygotowaniu do utworzenia takich katedr. A na dotychczasowych katedrach pedagogiki nie wykłada się wcale pedagogiki opartej konsekwentnie na zasadach wiary i etyki chrześcijańskiej, ani pedagogiki katolickiej, lecz pedagogikę opartą na nałożeniach antychrześcijańskiego naturalizmu, pozytywizmu, pragmatyzmu, a może nawet materializmu. Skąd więc nauczyciel polski ma czerpać wiadomoici o pedagogice chrześcijańskiej, według której ma wychowywać młodzież?” – KAP z dn. 21.7.1938. Przytacza Walery Jasiński: „O katolicką pedagogikę w Polsce”, Katowice, 1938, 49.69 ZNP wydawał nawet miesięcznik „Teatr w szkole”. Por. „Głos Nauczycielski” Warszawa, 13.VI.1937, 588 i 59170 W r. 1935/6 było u nas 109.572 nauczycieli. „Oświata 1 Wychowanie”, zeszył VI. str. 568 i IV, str. 370; r. 1937, Warszawa M–. Falski: „Elementarz dla szkól wiejskich”, r. 1937. Rodzina o której mówi Elementarz, składa się z Ali, Janka i Zosi (rodzina chłopska...). Rodzinę z trojgiem dzieci – daje „Elementarz” S. Tyńca, J. Gołąbka i J. Duszyńskiej, przeznaczony dla miast (Warszawa – Lwów, r. 1938), elementarz skądinąd chrześcijański, np. str. 87, 97, 111, 119. Innych elementarzy nie znam.W sposób pośredni zaleca życie koszarowe dla dzieci oraz małą ilość potomstwa – broszura wydana przez organizatorów, czy też zarząd – „Pierwszego Ogólnopolskiego Kongresu Dziecka”, który się odbył w Warszawie w dniach 2 – 4 października 1938 r. Broszura nosi tytuł: „Dola i niedola naszych dzieci”. Na str. 12 pod tytułem „Głód, chłód i nędza. Bez pomocy społecznej dzieci takie nie wychowają się” – widzimy matkę z sześciorgiem drobiazgu (ojca brak), siedzą na kupie śmieci, iłumoczkach, boso na ulicy.Podobnie na str. 10 widzimy matkę z 4–giem dzieci przy kuchni, w biedzie; tytuł: „W izbie bezrobotnych”.Natomiast na str. 11 widzimy obrazek „Dzieci w dobrobycie”. Jest ich... dwoje. Zajadają na pięknie nakrytym stole.Czy to wszystko zrobione świadomie? celowo? Po co?!... Broszurę tę wycofano na krótko przed Kongresem (zrobił to zarząd kongresu, czy też organizatorowie).

Page 36: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Jagiellońskiego, tak oto pisał w roku 1938:„Ludnościowe wczoraj i dziś w Polsce, to nawet nie bierne przyglądanie się

grze żywiołu, ale niepojęty stan doskonałej obojętności i iście dziecięcej beztroski, krzewiących się bujnie na gruncie kompletnej ignorancji, która wyjaśnia wprawdzie genezę ślepoty politycznej wobec najżywotniejszego problemu państwowego, społecznego i narodowego...” itd.71

„Ślepota” i „najżywotniejszy problem”. Jak na naukowca, czy nie za ostro? Sine ira et... W dodatku jest to głos Izraelity.

Tak, nie wytrzymał!Nie tylko on nie wytrzymał. Stale od szeregu lat, a w roku 1937 z

wyjątkowym tym razem skutkiem, zwracał narodowi uwagę na problem rodziny – nasz Episkopat72.

Od roku 1937 biło na trwogę szereg publicystów. Woali co sił: „Uwaga! Nadchodzi: pjd.”

– Co za „pjd”? Co to znaczy?To znaczy: uśmiechnięty, wysportowany, wykształcony, beztroski,

postępowy, eugeniczny, kulturalny, zadowolony z siebie... tata: producencik jednego dziecka.

PYTANIA EGZAMINACYJNE

Z tą „ślepotą”, gdy chodzi o „najżywotniejszy” problemat, z tą ignorancją, w ogóle z całym tym zaciemnieniem trzeba skończyć.

– Ba, ale jak to zrobić?Otóż na pewne stanowiska musi od pewnego czasu obowiązywać jakiś

cenzus umysłowy, i to przynajmniej z dziedziny, żeby się wyrazić dostatecznie naukowo: socjologii dziecka, lub żeby się wyrazić jeszcze bardziej naukowo: kołyskologii.

Ale nie należy przy tym wymagać na początek za wiele, by kandydatom nie nadwerężać pamięci.

Umiar jest tu wskazany. Złoty środek. Tym bardziej, że o psychologii dziecka wie się u nas na ogół sporawo, tylko nic się nie wie o sile politycznej dziecka. Dlatego wystarczy, gdy petent odpowie (bez zająknienia) na jedno jedyne pytanie.

Trochę kłopotu, jak zwykle, przysporzy minister oświaty, bo to noblesse oblige: zbyć go więc jednym pytankiem nie wypada. Zapytujemy go tedy najsampierw o ideę jagiellońską.

Co znaczy „równi z równymi”, obywatelu ministrze?Gdy nas jest tylu, co ich, to znaczy naszych najludniejszych sąsiadów. A więc

nie 1:10, ale 10:10, czyli 1:1,– Co znaczy „wolni z wolnymi”?– Gdy moglibyśmy zmiażdżyć, a ofiarowujemy pokój, wieczne braterstwo.Kiedy idea jagiellońska „chwyta”?Gdy imponujemy większą potęgą i większą kulturą niż nasi wielcy

przeciwnicy, to „chwyta” nawet Litwę; lecz gdy imponujemy największą potęgą i

71 Ormicki, 57.72 W związku z tym odbyło się w Poznaniu w r. 1935 studium katolickie o rodzinie. Studia na tematy najżywotniejsze dla narodu odbywały się odtąd z inicjatywy Episkopatu co roku, a choć zasadniczo tematy się zmieniały, to jednak co roku poświęcano uwagę rodzinie. Z każdego studium wydawano pamiętniki: „Rodzina”, Poznań, 1936, str. 495; „Katolicka myśl wychowawcza”, Poznań, 1937, str. 536; „Katolicka myśl społeczna”, Poznań, 1938, str. 458; „Posłannictwo katolicyzmu polskiego”. Poznań, 1939, str. 352.

Page 37: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

największą kulturą w Europie, to „chwyta” całą E...Tu się przerwie panu ministrowi, bo za szeroko zrozumiał pytanie Komisji

Egzaminacyjnej. Chodzi nie o Europę, ale o najbliższych sąsiadów. Jagiellonom nie chciało się organizować Europy. Byli za wygodni. Zostawili to Hitlerowi. Skądżeby nam się dziś chciało tego, czego się nie chciało Jagiellonom!... Śmieszne!

Kandydatowi na zwykłego ministra zadaje się zasadniczo jedno pytanie: kiedy zachodzi zjawisko płodności mocarstwowej? Powinien w te pędy odpowiedzieć: „Płodność mocarstwowa jest wtedy, gdy rocznie rodzi się ponad 30 dzieci na tysiąc ludności; wówczas w ciągu 35 lat ludność państwa wzrasta o połowę i naród ma stale 2/3 ludności niżej 30 lat, jest więc pełen, młodzieńczej werwy. Ministrowe wtedy...” (Dalszy ciąg odpowiedzi znany).

Kandydatowi na profesora uniwersytetu (obiektywny, umiarkowany suchy) stawia się tak zagadnienie: Kiedy jest płodność mierna? Profesor odpowiada z całym spokojem: „Płodność jest mierna, gdy przyrost naturalny wynosi co roku 10 na tysiąc, a liczba urodzeń wynosi do 24 na tysiąc w stosunku rocznym; wówczas w ciągu pokolenia, czyli w okresie 35 lat (okres płodności kobiety) – ludność wzrasta o 1/3”.

Kandydat na burmistrza odpowiada, kiedy jest płodność skostniała.Delikwent winien odrzec: „Płodność jest skostniała, gdy tylu się rodzi, ilu

umiera. Na jedno małżeństwo wypada wtedy więcej niż troje dzieci, dziatek zaś rodzi się wówczas rocznie od 18 do 19 na każdy tysiąc ludności; dołożę więc wszelkich starań, aby... (Tu mu się przerwie, bo wyszedł poza pytanie).

Kandydat na prezydenta miasta Warszawy powie, co to jest płodność grabarska. Wyjaśni, że to taka płodność, kiedy rodzi się niżej 18 na tysiąc,– że w roku 1937 w naszych wielkich miastach rodziło się tylko 11 na tysiąc,– że od tegoż roku 1937 każde wielkie miasto polskie ma – trupa w herbie; że nie syrenę, ale piszczele złożone na krzyż... i tak dalej73.

Pytania na wójta określi osobna ustawa. Przy egzaminie na Marszałka Polski pójdzie o rekruta. Zabrzmi ważki dialog między wysoką komisją a dostojnym kandydatem na

wodza.Panie generale, ile kołysek dały matki z Polski w roku 1930?1.023.000.Ile kołysek wystawiły w tymże roku matki z Niemiec?'1.024.000.

– Jaki będzie stosunek obu tych roczników za lat 25 nafroncie ?Jak. 1 : 1.Ile (kołysek dały matki z Polski w roku 1937?856.000. – Niemki?

1.275.000.Jaki będzie stosunek tych roczników za lat 25 na froncie?–2:3.Tu nie wytrzyma Marszałek i rzecze:– Czemu nie pytacie, ile wynosił rocznik 1937 w bratnim Związku

Radzieckim?- By nie zawstydzać Pana Marszałka.Tu nie wytrzyma Marszałek i rzecze:– Matki radzieckie wystawiły w roku 1937 – 4.000.000 kołysek74. Czym

73 Pojęcia „płodności mocarstwowej”, „miernej” itd. biorę ze znakomitej pracy Turbaka, 50 – 63.74 Z uwagi na brak szczegółowych danych z ZSRR wzięto podwójną liczbę urodzeń w stosunku do przeciętnej przyrostu naturalnego w ZSRR z lat 1926–39, uwzględniając przy tym dwa spółczynniki: 1) zgonów, wyższy w ZSRR, niż u nas, oraz spół–czynnik zgonów w wieku młodzieńczym (do 20 lat).

Page 38: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

wobec tego pochwalimy się w najbliższe lata w stosunku do Rosji? (brak przypisu75)

W tym miejscu otrzyma dostojny kandydat buławę, a na zakończenie, tuż przed rewią, padnie jeszcze krótkie, jak strzał pytanie globalne:

- Panie Marszałku, kto gubi Polskę?- Zabobon dwojga dzieci.Egzaminy owe będą publiczne. Radio nadawać będzie pełny tekst pytań,

odpowiedzi, zająknień, przepomnień, poprawek – z owych uroczystości, coś jak dotąd z meczów.

„Polpres”, „PAP” bądź „PAT”, czy „RAP” będzie nakręcał z tego dźwiękowce, barwne krótkometrażówki dołączane do każdego numeru kinowego.

W ten sposób upowszechni się w społeczeństwie kulturę wiedzy o kołysce – z gruba, z grubsza, zanim historycy wykonają ów plan, nakreślony im przez profesora Bujaka na „Szóstym Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich”, to jest, zanim nam powiedzą wreszcie dokładnie: kiedy i ilu nas było w przeszłości i co z tego wynikło w naszej historii.

Radio tedy polskie, film polski i historycy polscy spowodują, że kierujące narodem ignoranty nie będą zatabaczone, gdy chodzi o znawstwo roli niemowlątek w polityce Państwa i że nie będą uważały, iż wszystko wiedzą o sprawie, która aktualnie jest najważniejsza z ważnych.

Dojdzie tą drogą do skutku i wiele innych „osiągnięć”.Kto zechce wystrzelić w narodzie nad „poziomki”, będzie musiał stać w

dziedzinie wiedzy o kołysce wyżej niż na poziomie niańki.Poza tym jest możliwe i co innego. Na ten przykład gentleman spotyka

damę, a widząc na jej szyi nowiuteńkiego srebrnego lisa, wpadnie w melancholię i zamiast mówić „dzień dobry pani” – spyta:

– Ile pani zarżnęła rodzonych dzieci?

MĄDRY PRZEGADAŁ, A GŁUPI POBIŁ

Lecz może powie nam Ktoś: „Nie ilość, ale jakość”.Zgoda, ale czy nie prawdą jest, że: „Nec Hercules contra plures”? Czyż

nie tak było, panie kochanku, w latach 1772, 1791, 1794, 1831, 1863, 1939, 1940, 1941, 1942, 1943, 1944, 1945?

Kto powie, mosterdzieju, że kultura Moskwy była wyższa od naszej w czasie pierwszych rozbiorów?

Dwu filozofów „oświeconych” siedziało wówczas na tronach: Staś i Fryc. Ale na placu został Fryc, bo miał prócz filozofii dziesięć razy tyle wojska co Staś i 73 razy tyle „forsy”.

A co znaczyłby Kraków dla kultury polskiej w XV wieku, gdyby miał wtedy tylu ludzi co Psia Wólka?

Czym byłaby Warszawa dla Polski, gdyby się w niej gnieździło 100 ludzi, ale za to samych profesorów uniwersyteckich?

Co dałyby Ateny światu, gdyby za Peryklesa siedziało tam nie 100.000 ludzi, ale tylko 1.000 Hellenów, samych starych pryków bezdzietnych?

Na jaką twórczość zdobyłaby się Holandia w XVII wieku, gdyby była wtedy tak gęsto zaludniona jak ówczesna Australia (0,02 człowieka na kilometr kwadratowy)?

Co za literaturę i sztukę miałaby Francja, gdyby tam od X wieku tak ubywało co roku dzieci, jak to się dzieje dopiero od kilku lat?

Liczba 4 miliony urodzeń rocznie w ZSRR jest zaokrąglona i raczej za mała.75

Page 39: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Jaką naukę mieliby Niemcy, gdyby się od pięciu wieków tak sterylizowali, jak tego wymaga ich „nauka” o rasie?

Czym byłby stary Egipt dla cywilizacji, gdyby w ciągu 50–ciu wieków przed Chrystusem nie było nad Nilem jednego z najgęstszych mrowisk ludzkich? Na początku pierwszego tysiąclecia przed Chrystusem – 200 do 230 ludzi na kilometr kwadratowy.

Dlaczego ostatnio biedni Izraelici dawali się tak wyrzynać jak kury? Bo nie było ich 100.000.000. Mieli tylko miliardy i wpływy w całym świecie. A to za mało.

Czemu podczas ostatniej wojny Norwegia, Dania, Holandia, Belgia, Czechy, Węgry, Grecja, Jugosławia, a nawet Rumunia „współpracowały” z Hitlerem? Czemu nie walczyły tak bezkompromisowo jak Polska? Bo to tylko narodki. Zbyt mało mają ludzi. Wytępiłoby ich samo Gestapo. Jak biednych Żydków, jak kury.

Albo: ile minut istniałaby Polska, gdyby każde małżeństwo polskie miało po jednym dziecku76?

Lub: co pomogła Polakom kultura – w Oświęcimiu?Najpierw trzeba mieć ludzi, to potem można filozofować, dbać o jakość,

mądrzyć się, sejmikować, bić, zwyciężać, bawić się w kulturę, w wojnę, w postęp lub kłaść łapę na pokoju świata.

Bo: jakże udoskonalać ludzi, gdy nie ma.... ludzi? Kogo jakościować?Pisał sobie u nas w roku 1924 Adam Krzyżanowski: „W Holandii nadmierny

przyrost ludności doprowadził do tego, że rząd tamtejszy proteguje neomaltuzjanizm”77. Ale czy naprawdę Holendrów było za dużo, gdy w r. 1940 uderzyły na Holandię Niemcy, a w roku 1942 na Indie Holenderskie Japończycy? Kto rządził w Hadze w r. 1924:... Niemcy? Japończycy? czy Krzyżanowski Adam? Gdzie miał rozum rząd w Hadze w roku 1924? Przecież sama wyspa Jawa, należąca do Holandii, liczyła w roku 1936 45 milionów ludzi z gęstością zaludnienia 341 ludzi na kilometr kwadratowy78.

Pisał sobie w owym roku 1924 onże Krzyżanowski Adam o USA: „Stany, które na takiej przestrzeni jak Europa mają ludność cztery razy mniejszą niż Europa, a ekonomicznie o wiele sprawniejszą – te Stany stają się coraz mniej gościnne, bo się boją przeludnienia. W Stanach często mówi i pisze się: Having a large family is not an American ideal. Nie ma obawy, ażeby Malthus przestał być aktualnym”79.

Ale gdyby Stany nie miały w wieku XIX „a large family”, to czyje byłyby Stany w roku 1939? 1940? 1941? 1942? 1943? 1944? 1945? Byłyby w rękach tych co w XIX wieku mieli... „a large family”. Tak czy nie?!

A czyje będą Stany w XXI wieku, gdy w XX wieku nadal „mówić się będzie i pisać” tam, że: „Having a large family is not an American ideal” (mieć dużą rodzinę nie jest ideałem amerykańskim)? I cóż Pan na to, Panie Profesorze Krzyżanowski?

Lecz dość niemądrych zdań amerykańskich! Wiadomo, że najwięcej energii ma ten naród, który ma maksymalną ilość ludzi i maksymalną jakość ludzi. Bo czyż może być inaczej?!

Od tego więc, jaką jakość reprezentować będą najliczniejsze narody świata, zależy przyszłość świata i pokój; nie zaś od tego, czy mniej będzie ludzi. Bo było tylko dwóch braci: Kain i Abel, a powstał... niepokój: jeden zabił drugiego.

Trzeba być smarkatym filozofem, aby wierzyć w to, że jeżeli będzie coraz mniej ludzi po obu stronach granic, to będzie łatwiej o pokój – po obu stronach

76 Beztroska neomaliuzjanistów sięga tak daleko, że „W pismach neomaltuzjani–stycznych nie wytknięto nawet dolnej. granicy tego ograniczania ilości potomstwa” – mówi socjalista Grotjahn, 112.77 Krzyżanowski, 36.78 Fogelson, 642.79 Krzyżanowski, 37.

Page 40: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

granic. Wmawiał nam to jeden mędrek80. Lecz gdy przyszły lata 1939–45, to mędrek i jego miliony wyznawców wywieszali jęzory z tęsknoty za armią radziecką. Czemu? Bo w ZSSR posiadano 6 razy więcej... ludzi, niż my; 50 razy więcej ziemi niż my; i 100 razy silniejszą armię niż my. A rodziło ich się! – jak szarych myszy na tundrze.

Człowiek mądry, cywilizowany, kulturalny – tyle razy nie jest policzkowany przez barbarzyńcę, ile razy ma dostateczną ilość pięści w swej obronie. I – człowiek święty tak samo. Czyż nie tak, o rodacy, z Majdanka, Oświęcimia, Dachau, Treblinki, Mauthausen, Katynia?

A z wolnością, niepodległością, granicami – czyż nie jest to samo? I z wszelkimi innymi imponderabiliami.

Czyż my, ze swym systemem unij, ze swą pokojowością i braterskością w żyłach – nie moglibyśmy zapewnić pokoju światu? Owszem, ale wtedy gdy nas będzie najwięcej i gdy będziemy najdoskonalsi; nie zaś, gdy nas będzie najmniej i gdy nasza garstuchna silić się będzie o doskonałość, bo wtedy naszą jakość... zmiażdżą pięści pierwszych lepszych łobuzów, liczniejszych od nas.

Dążyć do pokoju świata przez Polskę, to dbać o największą ilość i jakość narodu polskiego.

Czyż nie tego nas uczyły lata 1939–45?

PROBLEM BIAŁEJ RASY

Sprawa zresztą tak stoi dla całej białej rasy.Oto co potrafią Azjaci: Francuzi nie mogli wytrzymać, i zaczęli masowo

ograniczać liczbę swych dzieci, mając 60 mieszkańców na kilometr kwadratowy. Ale Indie Francuskie liczą 600 ludzi na kilometr kwadratowy i nie zmniejszają masowo potomstwa.

„Przyrost ludności w Nowym Jorku wynosi 19 promille, a w Tokio 44, w Osace zaś 55. W ten sposób ludność Tokio wynosząca obecnie 4.970.000 głów, zwiększyłaby się w r. 1944 prawdopodobnie do 7.100.000, natomiast Paryż miałby tylko 2,900.000 mieszkańców”81. Tokio już w roku 1941 miało 7 milionów ludzi.

A przecież Japończycy, to pono pod względem rozrodczości degeneraci wśród Azjatów; coś jak Finowie, Szwedzi czy Anglicy w Europie82.

„W roku 1945 zaludnienie Chin wynosiło 466.785.000 mieszkańców”83.Już dziś co piąty człowiek na świecie, to Chińczyk.„Praktyczni Amerykanie posyłają do Azji Imkę (YMCA), ażeby uczyła

Chińczyków, jak regulować liczbę urodzeń. To długa praca: prędzej Amerykanie zginą, niż Chińczycy przestaną się mnożyć”84. W roku 1932 Indie, Chiny, Malaje i Japonia miały 30.800.000 niemowląt, a USA, Anglia, Francja i Niemcy 4.600.000.

Tym razem uratował nas przemysł amerykański. Na chwilę. Na „moment”, jak mówią w Poznaniu. Lecz co będzie, gdy za lat 25 podobny przemysł będzie w rękach półtora miliarda Azjatów? Koła wojskowe Azji ostatnio, coraz bardziej interesują się Dżyngischanem85.80 Boy propagował głupkowato „demobilizację macic”. Por. J. S. Czarnecki:„Zmysły na licytacji”. Warszawa, 1932, 101. Podobny Środek, żeby osiągnąć pokój, głoszono przedtem naiwnie we Francji, np. G. Hardy. Przytacza Bureau, 176 i inne. – Por. naiwną pracę T. Boy–Żeleńskiego: „Jak skończyć z piekłem kobiet?”, Warszawa, 1929, 4181 Zischka, 388.82 Zischka, 388, 403.83 „Agentia Fides” Roma 1946, Nr 17/46. Dane Chińskiego Min. Spraw Wewn.84 Dmowski, (,,Świat pow. i Polska”), 5985 Zatorski Jan: „Czyngis–Chan”, Warszawa, 1939. Główna Księgarnia Wojskowa.

Page 41: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Dziecinne zdania, że Chińczycy to spokojny ludek nie wystarczą.Spokojny ludek 40 lat temu wszedł sobie do Mandżurii, gdzie rodzima

ludność wynosiła kilka milionów. Dziś tubylcza ludność nie ma nic do gadania, bo Chińczycy rozmnożyli się tam do 30.000.00086.

Ciekawe, gdzie też Europę wysiedlą – kolorowi.Albo: czyją będzie wkrótce Azja, Afryka, Ameryka, Australia?Czyimi „Murzynami” będą biali... w Europie?

RZEŹ ŚWIATA W CICHYCH ZAKĄTKACH

– Cóż na to wszystko nasza nieurzędowa elita, ta, co nadawała ton w latach 1918 – 1939?

Była dostatecznie głupia, i naśladowała samobójstwo ludzi białych.Ani jej w głowie postało, że moglibyśmy, na ten przykład, my Polacy

zawrócić rasę białą z tego spadania na zbity łeb.Po prostu, widząc, że narody, których jest po 50, 100, 150 milionów,

ograniczają potomstwo, więc my też, hajda! Byle tak jak wszyscy! Choć było nas ubożuchne 23, najwyżej 24 milioniki jeszcze w roku 1939.

Co więcej: uważa się wtedy za prostactwo, gdy kto ma dużo dzieci i... jedną żonę. Nikomu też dotychczas się ani nie śni, że Ministerstwo Rodziny może mieć taki budżet roczny, jak Ministerstwo Oświaty, i że właściwie Ministerstwo Opieki Społecznej winno być Ministerstwem Rodziny87.

Trafiają się też w one czasy stare panny i stare kawalery, paniusie dwojga nazwisk oraz pewna odmiana tzw. „społecznic”, (jałowych). Babinki owe i stare kawalery perswadują narodowi, by miał mniej dzieci. Mimo że już na kilka lat przedtem pouczał smarkate społecznice Alfred Grotjahn, uczony socjalista, że „same kobiety powinny znów matkę ocenić bardziej według tego, czy wydała na świat i wychowała liczne zdrowe potomstwo, niż według tego, czy doszła do tej lub owej klasy szkolnej i zdobyła te a te uprawnienia, albo tyle a tyle pieniędzy jest w stanie w zawodzie pozadomowym zarobić88.

Ale głąba kapuścianego nikt nie nauczy. Nawet socjalista.– Czemu?Bo nasze babinki (i stare kawalery) małpowały na ślepo zachód Europy.

Wszak tam od kilkudziesięciu lat, im kto głupszy, tym bardziej skrzeczał, że dopiero wtedy jest postęp, gdy kobieta po jednym, dwojgu dzieciach wyzbędzie się macierzyństwa z korzeniami, zwłaszcza jeśli jest uboga albo kulturalna. W ten sposób doszło tam do masowej rzezi dzieci nienarodzonych.

– Ile wynosiły kwoty roczne zarzynanych przed urodzeniem dzieci?W Niemczech przedhitlerowskich mordowano milion, w katolickiej Francji pół

miliona, w katolickiej Belgii ćwierć miliona, w USA – dwa do trzech milionów, w Radzieckiej Rosji – 3 miliony. Itd.

Z początku się z tym kryto. Potem prowadzono „ubój” jawnie. Z początku nazywano to otwarcie zarżnięciem żywcem, potem „skrobanką”, „operacją”, „zabiegiem”. Coraz „kulturalniej”, niewinniej nazywano ten najnowszy typ gangsterstwa lekarskiego i bandytyzmu macierzyńskiego, by nie obrazić „pani”,

86 Już W. Sombart przewidywał, że około r. 2000. – USA będzie w rękach Słowian, Negrów i Żydów. „Żydzi i życie gospodarcze”. Warszawa, 1913, str. 35. W dodatku państwa azjatyckie łatwiej zmilitaryzować niż europejskie. Ludy np. o cywilizacji turańskiej wprost gniją, gdy nie wojują. Państwo jest u nich wszystkim, a wódz półbogiem. Por. Koneczny („O wielości cywilizacji”), 289 i in.87 Francuski „Kodeks Rodziny” przewiduje specjalny budżet. Na rok 1939/40 preliminowano na rzecz życia rodzinnego conajmniej 750.000.000 franków. W rzeczywistości miał wynosić 1,5 miliarda.88 Grotjahn, 271,

Page 42: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

by nie stracić klientki, by nie uchodzić za „zacofanego”. Z żywcem krajanym na kawałki niemowlątkiem któż się liczył! Wszak nie miało ni kłów, ni pazurów. Nawet nie płakało, chociaż miało już oczy. Więc masakrowano milionami. A milczeli pacyfiści.

I całowano takie mamy po rękach. I profesorowie uniwersytetów pisali uczone podręczniki dla lekarzy, jak „to” robić. I nauczano takiej „sztuki” ginekologicznej na uniwersytetach. I ściskano dłoń takim lekarzom. I zakładano do tej rzezi instytucje... społeczne. I nazywano to „kulturą”, „świadomym macierzyństwem”.

Znalazła się w Szwecji taka Zielononóżka, co nazywała nasz wiek „wiekiem dziecka”. Stada światłych baranów do tego czasu beczą za nią, że to prawda. Kto z nas wie, że żyjemy w „wieku dzieciobójstwa”?

DYNAMIZM DREPCZĄCY W MIEJSCU

Gdy tedy cały świat, ten z kulturą, mordował miliony dzieci „niepotrzebnych”, i u nas wierzono coraz goręcej, że rzeź dzieci polskich, to zbawienie Ojczyzny.

A działo się to wtedy, gdy nasz sąsiad zachodni przygotowywał się, by nas wysterylizować... z oblicza ziemi.

Nie wiadomo nawet, kto właściwie kogo naśladował w latach 1939 – 1945: czy Hitler naśladował polskie „społecznice”, te, co propagowały rzeź dzieci polskich, czy też nasze „społecznice” naśladowały... zawczasu Hitlera.

Przytomniejsi, co widzieli to nasze „świadectwo ubóstwa” ludnościowego: 1:10, spodziewali się ratunku od młodzieży uniwersyteckiej, której zryw odrodzeńczy tak świetnie zabłysnął w Ślubowaniach Jasnogórskich. Bo „postępowe” małżeństwa z zasady się kastrowały. „Reakcyjne” wprawdzie nie z zasady to czyniły, ale robiły, co mogły, w tym kierunku,– poza tym posyłano (lojalnie) synka (jedynego) to do Jezuitów do Chyrowa, to do Salezjanów. Cóż, kiedy nie wiadomo, co warta była ta edukacja, gdyż brak nam statystyk, jak pupile tych szkół żyli potem jako małżonkowie i czy chcieli mieć dzieci?

Młode znów pary małżeńskie w czasie studiów akademickich – takie patriotyczne i takie katolickie, wystarczyło, by się pobrały, a zawieszały natychmiast na kołku najpierw... zasady katolickie (moda bezdzietności), a gdy tylko dostali posady państwowe, to i... zasady patriotyczne (obowiązek sanacyjności). Z rewolucji przechodzili do... rezolucyj89.

A że ryzyko posiadania dzieci rodzi wszelkie inne ryzyka i daje narodowi młodość i wielkość, przeto od naszych młodych par małżeńskich zalatywało starzyzną. Tymczasem zaś Polska może być tylko tak wielka, jak liczną swą dziatwę widzą oczyma duszy młode pary inteligenckie, gdy stają na ślubnym kobiercu.

Ale oni niczego nie chcieli wtedy widzieć! Pustynia stawała im w oczach, gdy zaprzysięgali miłość małżeńską na stopniach ołtarza.

Czuło się więc, że albo przyjdzie rewolucja moralna, i cały naród pójdzie na postawę ofiarną i twórczą, albo i ci najlepsi: młodzi ideowcy – załamywać się będą na terenie małżeńskim, a potem na każdym.

Stawało się jasne, że ulegamy ogólnemu prądowi ogarniającemu rasę białą: że i my chcemy, by nas było coraz mniej na świecie.

89 Podobno, na jednym z przedwojennych zjazdów katolickiej organizacji akademickiej „Odrodzenie” stwierdzono, iż młode pary małżeńskie „odrodzeniowców” miewają przeciętnie co dwa lata dziecko. Przeczyłoby to mojemu twierdzeniu. Czy ogólnie?

Page 43: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

KULTURA SZWEDZKA

Cóż więc dziwnego, że widząc to partactwo rodzime, ci z nas, co to umiłowali nad życie złotą środkową drogę, zaczęli coraz tęskniej spozierać ku... Skandynawii.

Imponowało, że jednak tam kradną rzadko, ale gdy kradną, to niemało (afera króla zapałczanego Krügera); że dobrze jedzą, ładne domki mają, a w nich łazienkę, telefon, elektryczności zimną i gorącą wodę; że gdy przyjdzie niedziela, to wprawdzie na Mszę św. nie idą, ale społecznie na plażę wychodzą wszyscy, bądź wybiegają masowo, na goło – w zawody – na pola, na lasy, na gościńce, a zimą – na ski; że w najbliższej przyszłości przewiduje się tam latanie powszechne aeroplanami od rana do nocy w każdą niedzielę i święto – po całym świecie; że się tam opalają nawet zimą; że jest u nich cicho, schludnie, sportowo.

I zaczął się u nas drugi – potop.Wielkie miasta mające najwięcej inteligencji, poczynały się otaczać wieńcem

domków z ogródkami: to nasi inteligenci szaleli kulturalnie... po szwedzku.Żeniono się na gwałt, ale tak się dobierano, by „on” pracował i „ona”

pracowała. Eugenika urzędnicza. Państwowa. Pensja do pensji, i przez pierwsze pięć lat nie mieli dzieci, by kupić plac, przez drugie pięć nie mieli dzieci, by zbudować domek, przez trzecie pięć – nie mieli, by się przecież urządzić „po ludzku”. Potem, gdzieś, chcący – niechcący, jakimś cudem wypuczyli się na jedno dziecko. Na więcej, „któż by mógł sobie pozwolić”?

Tak schodziła im niepodległość (1918 – 1939). Nie kradli też potem i już nikogo nie zabijali (prócz własnych dzieci), dobrze jedli, nikt się nie „walał”, nie brudził: było schludnie, cicho, sportowo.

Błogość. Kapri. Lazur.Mniej chciwi na majątek, zaczynali od mebli. Jedno dziecko po drugim

zarzynali, aż się umeblowali.Mniej chciwi na meble, za to bardziej powierzchowni, zaczynali od futra.

„Ona” musiała mieć futro, więc zarżnęła jedno dziecko. Potem „on” chciał mieć, więc – drugie. Potem ona musiała wyjechać do Zakopanego, zarżnęli trzecie. Potem on chciał koniecznie nad morze,– więc ukatrupili czwarte.

NIE ILOŚĆ, ALE JAKOŚĆ

Tak tedy nasza inteligencja budowała się, meblowała, ubierała w latach 1918 – 39... za zarżnięte dzieci albo za onanizm małżeński.

Wybudować dom, założyć przedsiębiorstwo i mieć naturalną liczbę dzieci; umeblować się i ubrać, a mieć jednocześnie wszystkie swe dzieci: tego inteligent polski dotąd nie potrafi. Żyć w małżeństwie zgodnie z naturą i jednocześnie zgodnie z kulturą – nie umie. Dorabiać się gospodarczo i dorabiać się potomstwa nie jest zdolny. Podobnie zresztą jak Europa Zachodnia, Zachodząca, „Kiwana”. I kiwająca na wszystko palcem w bucie90.

90 Z małodzietności pochodzi to, że rasa biała nie kolonizuje dziś świata. Anglicy np. nie kolonizują swego imperium Anglikami z Metropolii. Nieskończone tereny ich imperium stoją ugorem. Jest to niesłychana słabość gospodarcza: nie móc strawić organizmu ekonomicznego, obrobić... parę hektarów koło domu, a całe obszary leżące dalej zostawiać puste.Z małodzietności pochodzi słabość sugestywności kulturalnej narodów. Czemu USA boją się imigracji? – Bo wiedzą, że są za słabe cywilizacyjnie, by zasymilować wielką liczebnie emigrację. Podobnie boją się dominia angielskie i państwa południowo–amerykańskie. Tym się głównie tłumaczy współczesny zastój w emigracji. Ludzie boją się wyjść dalej na... własne pole, bo nie mają

Page 44: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Stąd nie było u nas ilości, ale była za to jakość: w r. 1928 mieliśmy 29.796 więźniów, w r. 1938 – 68.735, na początku zaś 1939 – 71.316 więźniów91. A raczej w r. 1928 było 159.796 więźniów, a w r. 1938 – 268.000.

– Skąd ta poprawka?Bo w r. 1928 zarżnięto 130.000 dzieci polskich, a w r. 1938 –200.00092.Same ubezpieczalnie miały w jednym tylko roku 1928 – 22.071 wypadków

poronień93.Statystyka więzienna nie wliczała jednak morderców i morderczyń, co winni

byli tego, że żywcem pruto co roku po 200.000 niedonoszonych niemowląt.Statystyka szpitali nie notowała znów tych śmierci ludzkich, jako zgonów.

Podobnie omijała te urodzenia... niesamowite – statystyka urodzeń.Nie dostrzegano 200.000 urodzeń „rzezackich” i 200.000 zgonów

jednoczesnych. Bo jak klasyfikować takie „zjawisko”?Czym ono właściwie jest? Dialektyka? Kazuistyka? Sofistyka? Dusili, mełli

ludzi w zębach, w setki tysięcy to szło, i nie wiedzieli, co to jest: i „to” się nie liczyło!?

Szpitale, lekarze, sędziowie, chore „na ubój dzieci” matki (od tego czasu wprowadzono „Święto Matki”), urzędy statystyczne, kongresy dziecka: wszystko to nabrało wody w usta.

Dwieście tysięcy istnień ludzkich rozchodziło się po kościach. Ukręciło się trzem milionom Polaków w latach 1918 – 1939, i... nic. „Z gęsi– woda”, jak mówią chłopi.

– Czemu?Bo na taki bandytyzm pozwala... kultura „szwedzka”. Nie wchodzimy przy

tym, czy formalnie prawo szwedzkie pozwala na zabicie dziecka w łonie matki, czy nie. Wystarczy skandalicznie niska statystyka urodzeń w Szwecji i cielęcy podziw u nas dla tak zwanej „kultury skandynawskiej”. Kulturę tę można by podziwiać, gdyby Szwedzi wydawali na świat wszystkie swe dzieci i jednocześnie mieli te osiągnięcia w wygodzie, porządku zewnętrznym i oświacie, które wykazują. Pewne, nawet wysokie zdobycze kulturalne, osiągnięte za cenę dzieciobójstw i onanizmu małżeńskiego, budzą najwyższą odrazę. Są wstrętne, jak wygoda zdobyta za cenę bandytyzmu czy prostytucji.

A na inteligencję wielkich miast patrzyły mniejsze miasta, miasteczka i wieś, I tłumy aż wyły z uciechy, że jednak nie trzeba Boga, ani rewolucji: wystarczy nie mieć dzieci, żeby sobie byt poprawić radykalnie i nabrać większej kultury.

Toteż w latach 1918 – 1939 nie wyczyniali ani chłopi, ani robotnicy żadnej rewolucji. Zamiast rżnąć szubrawców, rżnięto rodzone dzieci. Wszystko rozwiązywała „kultura szwedzka”. „Chcesz mieć dobrze, to nie miej dzieci!” – mówiła do każdego i szczerzyła zęby ze swej trupiej czaszki.

dzieci, a szczują psami, gdyby ktoś tam chciał wejść i pracować. Więc będą ludzie wchodzić siłą.Por. Rybarski, 73–84. („Przyszłość gosp. świata”).91 „Mały rocz. statyst. 1939”, 368.92 Gdyby choć jedną osobę więziono za zabicie dziecka, to odpowiednio do liczby dzieciobójstw winna wzrosnąć liczba uwięzionych.93 Dr Henryk Kłuszyński obliczał liczbę poronień w Polsce na 100.000 do 130.000, w r. 1928. Liczba ta stale rosła. Należy przyjąć na rok 1938 najmniej 200.000 poronień.Ks. dr Poszwa podaje liczbę poronień dla samej Warszawy na 15.000 rocznie (w dziele zbiorowym „Posłannictwo Narodu Polskiego”, str. 130). Tamże poronienia rocznie podaje u nas na 150.000,

Page 45: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

KTO SŁUŻY NADAL W GESTAPO?

Ta „wyższa kultura” skandynawska przyjęła się tak bardzo, że nawet w krwawych dla nas latach 1939 – 1945 nie wiadomo, czy więcej Polaków zostało uśmierconych przez matki–Polki, czy przez Gestapo94.

Ale nikt o to nie wyczyniał wówczas procesów międzynarodowych. Nikt tego nie wynosił na forum świata. Żadna partia, żaden obóz, żaden mąż stanu. Patriotyzm tego nie widział. Nawet patriotyzm katolicki. Pewnych odruchów nie warto notować95. Lekarze warszawscy podczas powstania dokonywali w stolicy „skrobanek” nawet u Polek ciężarnych z urojenia.

I nikt tego nie mścił poza Bogiem96, który za dzieciobójstwo głównie nas smagał w ostatnie lata. Za zbrodnie Polaków nad najbezbronniejszą z istot ludzkich: dzieckiem w łonie matki.

Nawet w samym sposobie zadawania nam przez wrogów katuszy w latach 1939 – 45 było jakieś koszmarne podobieństwo do „zabiegu”, bo czyż dwaj chirurgowie Hitler i Himmler nie wzięli nas na stół operacyjny, by nas wypruć z oblicza ziemi, nim zdołaliśmy się rozwinąć w normalny płód mocarstwowy?

Czyż nie dźgali nas, ile chcieli i gdzie chcieli: jak lekarz bezbronne dzieciątko?!

Czyż nie roztłukli państwa na pół, a potem nie rozkrajali na kawałki i nie

94 W pewnym szpitalu warszawskim, gdy młoda (po studiach) lekarka podczas praktyki lekarskiej w r. 1939 wzbraniała się brać udział w „skrobankach”, robiono jej przykrości za... niekoleżeńskość...95 Podobno jedno z pism podziemnych pisało w r. 1943, jaką zbrodnią jest dzieciobójstwo.96 Bóg jest sędzią i mścicielem krwi niewinnej, wołającej z ziemi do nieba – mówi Pius XI o zbrodniach dokonywanych nad dziećmi (Encyklika o małżeństwie chrześcijańskim), przekład ks, bp. S. Okoniewskiego, Kraków, 1931, str. 37.

Page 46: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

pragnęli żywych cząstek narodu powyrzucać z łona Macierzy – na wszystkie śmietniki świata?

A choć dziś Niemcom skuto łapy tak, że nie mogą dokonywać nad nami „zabiegu”, ten sport szatański uprawiają sobie dalej „na całego” – matki–Polki,, akuszerki i lekarze polscy. Te trzy gatunki zbrodniarzy podczas ostatniej okupacji w samej Gubernii wyrzynali po pół miliona dzieci polskich rocznie. I czynią to nadal.

Tymczasem dziś Szwedzi w Szwecji zawracają do wielodzietności. W roku 1945–46 budżet Szwecji wynosi 3,36 miliarda koron. Z tego na opiekę społeczną idzie 735 milionów, a jest to głównie pomoc dla dzieci. Z tąż pomocą idą kasy samorządów i prywatne. Co więcej, taki „Rödde Bernen” i inne instytucje szwedzkie ratują teraz nasze polskie dzieci – w Warszawie, Otwocku, Gdyni, Kartuzach, Wrzeszczu. Ale czy tamże walczą z masowym zabijaniem polskich dzieci nienarodzonych?

Kto rozpocznie u nas krucjatę przeciw dzieciobójstwu? Które Towarzystwo Pań Miłosierdzia? Które „społecznice”? Którzy mężowie katoliccy? Którzy „demokraci”, „humanitaryści”, „pacyfiści”? Która diecezja? parafia? który zakon? który święty polski? który szaleniec lub kto – ze zdrowych na umyśle?

Page 47: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

To nie Orzeł Biały łopoce z powrotem na sztandarach narodu, lecz znak dzieciobójstwa. Gestapo pracuje nadal. Dzień i noc. Tylko zmieniono nazwę.

Firma zwie się: Małżeństwo Polskie.

Page 48: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część trzecia:

CYWILIZACJA „O”

SPOŁECZNOŚĆ DOMOWA I PAŃSTWOWA

Spójrzmy na naukę polską. Zobaczymy, co filozofowie od wychowania myśleli i radzili naszemu narodowi, gdy rodzina w Polsce leciała w przepaść.

Otóż wychodziła sobie w Warszawie w leciech 1933–39 „Encyklopedia Wychowania”. W trzech wielkich tomach. Dzieło liczyło już 3022 strony, a przynajmniej treść tylu stron my tu omawiać będziemy, skoro nie mogliśmy nabyć dalszych zeszytów III tomu. Zresztą cały tom III nie zdążył wyjść przed wojną1.

Otóż w przedmowie2 do Encyklopedii profesor doktor Bogdan Nawroczyński omawia całość dzieła i nie używa ani razu słowa „rodzina”.

A znów profesor doktor Zygmunt Mysłakowski w artykule „Pedagogika ogólna” narzeka: „Gdy Piotr Wielki lub Ludwik XIV umacniają rzeczywiście swe państwa, jakże słabo wypada na tle naszego niezdyscyplinowanego społeczeństwa „głos” króla Stanisława Leszczyńskiego! Od Iwana III do Lenina i Stalina pod uderzeniem młota wykuwa się świadomość państwowa rosyjska – podczas gdy u nas proces społeczny przybrał charakter wręcz odmienny: wzmacnianie społeczności domowej i stanowej na niekorzyść państwa”3.

Otóż, prawdę mówiąc, od wieku XVII nie wzmacniano u nas żadnej społeczności. Było, jak w tej szkole nowoczesnej, gdzie się szanuje nade wszystko indywidualność ucznia, samodzielność i wolność. Złotą wolność. Bałagan4.

Prawdziwym demokratom, za jakich słusznie uchodzimy, nie imponuje Ludwik XIV.

– Z jakiego powodu?W wieku XVIII Polacy byli do tego stopnia zdyscyplinowani „państwowo”, że

pozwalali rządzić takiej kanalii jak August II oraz takim typom, jak August III i Stanisław August. Rząd Sasów „był tak silny, że nawet mógł sobie pozwolić na wprowadzenie do kraju obcego wojska”5. „Społeczność domową”, czyli powiedzmy po polsku: rodzinę – do tego stopnia „wzmacniały” sfery decydujące w drugiej połowie XVIII w. że „Plaga rozwodów przybrała takie rozmiary, iż o

1 Podobno wyszedł jeszcze 11 i 12 zeszyt. Dzieło wychodziło ,,Pod redakcją dra Stanisława Łempickicgo, dra Wojciecha Gottlieba, dra Bogdana Suchodolskego, Józefa „Włodarskiego”.2 „Przedmowa” t. I. cz. I., 1–6.3 „Enc. Wych.”, t. I. cz. I., 730.4 W wybujałym indywidualizmie wyprzedziliśmy o kilka wieków Europę 19 wieku.

Page 49: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

jednej z dostojnych pań ówczesnych mówiono, że z czasem wyswata się za całą Polskę”6. Krótko: „w żadnym katolickim kraju nie liczono tyle rozwodów i małżeństw unieważnionych, co w Polsce”7, a w stolicy państwa były „nierzadkie wypadki, że dzieci podrzucano na ulicy albo pod stosem drzewa”8.

To samo było za Królestwa Kongresowego w zaborze rosyjskim. Zaraz na pierwszym sejmie tegoż Królestwa patrioci nie mogli wytrzymać, i wnieśli projekt rozwodów. ,,Sprawa małżeństw cywilnych i rozwodów była przedmiotem rozpraw zaraz na pierwszym sejmie Królestwa Kongresowego w 1818 roku”. „Także i sejm 1825 roku zajmował się kwestią małżeńską, tym razem jednak zapatrywania na religijny charakter były nieco zdrowsze”9.

Gdy znów Stalin „uderzeniem młota wykuwał świadomość państwową

5 Feliks Koneczny: ,,Rozwój moralności”, Lublin – Uniwersytet, 1938, 218.6 Ks. Józef Umiński: „Historia Kościoła”, Lwów, 1934, t. II., 176.7 Aleksander Brückner: „Dzieje kultury polskiej”, Warszawa, 1939, t. III., Cz. II., 262.8 Aleksander Brückner: „Dzieje kultury polskiej”, Warszawa, 1939, t. III., Cz. II., 276.9 Umiński: t. II. 436.

Page 50: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

rosyjską”, to u nas „społeczność domowa” rozłaziła się we wszystkich warstwach, a najjaskrawiej raziło to u rządzącej na samej górze piłsudczyzny, która jednocześnie tak wykuwała „świadomość państwową”, że państwo nasze rozleciało się jak kupa wiórów w jednym miesiącu 1939 roku. Czy tedy wzmacniali „społeczność domową” ci, co puścili z dymem honor Państwa Polskiego w wieku XVIII i XX?

Teraz są takie czasy, że kto wzmacnia potężnie swą „społeczność domową”, ten musi jednocześnie wzmacniać równie potężnie swą „świadomość państwową”. I na odwrót.

Tak właśnie zrobił Stalin. Zaczął gorączkowo odradzać rodzinę w ZSRR.

Page 51: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

A czemu postawił tak gwałtownie na rodzinę?– Bo mimo najstraszniejszych „uderzeń młota” rozłaziła się państwowość

rosyjska, gdy tylko ją „wykuwano”, a gdy jednocześnie nie wykuwano równie potężnym „uderzeniem młota” – „społeczności domowej”. Dopiero jedno i drugie dało mu wyniki w latach 1941–1945. Inaczej, byłaby klapa w owe lata wbrew wszelkim uderzeniom młota. „Rodzina dla państwa radzieckiego nabiera pełnej wartości jedynie pod warunkiem rodzenia dzieci”. „Rodzina jest w zasadzie sojuszem monogamiczno–dozgonnym”. „Tylko małżeństwo dozgonne stanowi pełną wartość dla społeczeństwa i państwa radzieckiego”. „Marks twierdzi, że państwo polityczne nie może istnieć bez naturalnej bazy–rodziny”. Oto głosy prasy radzieckiej prawniczej!

Page 52: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Albowiem nie ma potężnego państwa bez potężnej rodziny. Nawet państwa radzieckiego.

Tak samo nie ma mądrej encyklopedii wychowania bez należytego oparcia nauki o wychowaniu na nauce, o wychowaniu w zdrowej wielodzietnej rodzinie. Inna encyklopedia może być conajmiej encyklopedią znajdków.

„NIE WIERZYMY, BY DNI RODZINY BYŁY POLICZONE”

Powtarzamy: nie znamy końcowych zeszytów tomu III Nie wydajemy tedy sądu o całości „Encyklopedii”; Ale trudno się spodziewać, by końcowa treść dzieła odbiegła krańcowo od treści tego, co znamy.

Na stronie 497 tomu pierwszego Gottlieb, doktor, tak wyjaśnia:„Nie wolno nam jednak zamykać oczu na braki cechujące dzisiejszą rodzinę.

Słusznie zatem zostało rzucone hasło „wychowania rodziców”; jest to środek krzepienia rodziny, leżący w zakresie możliwości pedagogiki. W różnych krajach, zwłaszcza w Ameryce, hasło to znalazło szeroką realizację w postaci wykładów, ćwiczeń, kursów dla rodziców i innych form organizacyjnych, które będą omawiane w tomie III Encyklopedii”.

Jak te „wykłady, ćwiczenia, kursy i formy organizacyjne” wyglądają, nie wiadomo, ponieważ czytaliśmy treść tomu III tylko po 640 stronę. Ale czy ci, co na te „wykłady”, „ćwiczenia”, „kursy” uczęszczają w Ameryce, mają więcej dzieci, niż tacy, co na takie kursy nie chodzą, tego Gottlieb zawczasu nie wyjaśnia. Skądinąd natomiast wiemy, że w okresie 10 lat przed ostatnią wojną – więcej niż połowa (0,6) małżeństw amerykańskich nie wydały na świat ani jednego dziecka (sprawozdania profesora W.F. Ogburna w towarzystwie „Assotiation for Advancement of Science”, Chicago, uniwersytet, rok 1933).

Ciekawsze zaś, że profesor doktor Bogdan Nawroczyński, gdy w przedmowie do „Encyklopedii” omawia treść tomu III, nie używa tam ani wyrazu „rodzina”, ani „rodzice”, ani „dom rodzinny”. Tej samej maści są tytuły rozdziałów całego dzieła. Rozdziały, które w swych tytułach zawierają jeden z tych „brzydkich” wyrazów, zajmują w Encyklopedii... 14 stron i 29 wierszy druku10. Na przestrzeni 3022 stron.

Oczywiście, tytuł rozdziału a jego treść, to nie to samo. Np. całkowicie prorodzinne w treści a nie w tytułach, choć dotyczące gospodarki chłopskiej na roli rozdziały J. Fronia11 – zawierają 4 strony i 70 wierszy. Rzecz jasna, iż na tak olbrzymiej przestrzeni stron – 3022 mówi się i w innych rozdziałach o rodzinie. W

10 „Znaczenie doboru zdrowych rodziców” – 40 wierszy (sir. 40–41) docent dr Władysław Dybowski, t. I., cz. I.„Okresy wpływów rodzinnych i pozarodzinnych”, „Rodzina a dziecko w wieku przedszkolnym”, „Stosunek do rodziców po wstąpieniu do szkoły , „Stosunek do rodziców w okresie przekory i dojrzewania'', „Zmiana w ustosunkowaniu się rodziców w okresie młodzieńczym”, „Zależność rozwoju charakteru od współżycia z rodzeństwem”, „Stanowisko młodzieży wobec wymagań domu i szkoły”, Prof. dr Stefan Błachowskl, 4 strony i 16 wierszy, (str. 354, 358; 364, 365), t. I. cz. I.„Rodzina jako środowisko”, „Rozwój historyczny rodziny”, „Rozkład rodziny współczesnej”, „Momenty różnicujące w rodzinie współczesnej”, „Znaczenie wychowawcze rodziny”, dr Wojciech Gottlieb, 5 stron i 6 wierszy, (str. 485, 486, 493, 494, 495, 496, 497). T. I., cz. I.

„Czytanie w domu, czytanie w szkole”, dr Władysław Szyszkowski. 57 wierszy. (str. 307, 308). T. II.W tomie III: „Współpraca domu ze szkołą” (str. 133) w artykule Ziemnowicza; „Praca domowa ucznia” (str. 203–201) w artykule Gałeckiego; „Opieka zlecona w rodzinach” i „Opieka, domowa” (str. 550–552 i 553–554) w artykule Bobickicgo i Grabińskiej oraz „Informacje rodziców” w artykule Słoniewskiej (str. 594–595).11 Rozdziały: „Właściwy typ szkoły ludowej, rolniczej w Polsce”, „Nauczanie organizacji gospodarstwa”, „Budownictwo gospodarskie”, „Nauczanie rachunkowości”, „Nauczanie chowu zwierząt”, „Wycieczki naukowe uczniów”, str. 734, 740, 741–745; T. II.

Page 53: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

III tomie można naliczyć 1342 wiersze poświęcone rodzinie, zatem w sumie 13 stron 42 wiersze. W Encyklopedii sto wierszy przypada na stronę. Ale na ogół szkolizm szaleje w Encyklopedii12. „Szkolizm”, czyli przesadne uwzględnianie szkoły w wychowaniu.

Gottlieb mówi z naciskem rozstrzelonym drukiem: „Nie wierzymy, by dni rodziny były policzone”, po czym stawia przecinek i już spokojnie kończy zdanie tak oto: „i sądzimy, że wszystko, co przyczynia się do wzmocnienia tej instytucji, służy młodemu pokoleniu”13.

Czy też Gottlieb zaryzykowałby w tymże dziele i też rozstrzelonym drukiem takie oto zdanie: „Nie wierzymy, by dni szkoły były policzone!” Gdyby je zaryzykował, byłby dowód, że Encyklopedia przynajmniej tyle ceni twór sztuczny: szkołę, co i przyrodzony: rodzinę.

A byłoby to przecież mało, bo jak można równać to, co sztuczne, z tym, co naturalne!

PEDAGOGIKA W KRYNOLINIE

Profesor doktor Bogdan Suchodolski w wielkim artykule „Wychowanie moralno–społeczne” o rodzinie mówi kapaniną w 60 wierszach, artykuł zaś liczy 7259 wierszy. 0,8%!...14. Gottlieb zaś pociesza na str. 496, t. I: „Mimo tak wielkiego osłabienia rodziny, jako instytucji wychowawczej, znaczenie jej, jako czynnika wychowania, bynajmniej jeszcze nie znikło”.

Widocznie w dawnych czasach też „jeszcze nie znikło”, bo profesor doktor Stanisław Łempicki w artykule „Polskie tradycje wychowawcze” daje o rodzinie bzdurne 56 wierszy, gdy artykuł liczy 5392 wierszy, 1,3%...15.

A przecież rodzina, to było coś więcej niż 1,3%... w życiu Polski.„Mawiano, że Polska stała jednostkami. Rzec by raczej można, że

stała rodziną.W społeczeństwie tak niedostatecznie obwarowanym instytucjami

ładu i bezpieczeństwa publicznego, w kraju, o którym Rej piszący w porze, co w oczach wszystkich późniejszych pokoleń uchodziła za złote czasy narodowego bytu, powiada z goryczą, że „żadna banda, a snać i cygańska, nie jest w takiej niedbałości, a snać jest w lepszym opatrzeniu niźli sławne a zacne to państwo nasze” – przeważna część tych obowiązków, które spełniać winny państwo, władze, ustawy, spadała na rodzinę.

12 Zadaniem szkoły w myśl ustawy o ustroju szkolnictwa z dn. 11 marca 1932 r. jest ułatwić państwu „wychowanie i kształcenie ogółu na świadomych swych obowiązków i twórczych obywateli Rzeczypospolitej”. Otóż dr Henryk Rowid utrzymuje na str. 768, T. II., że „jednostki takie może wychować szkoła, kierująca się zasadami pedagogiki twórczej, szkoła w kiórej stosowane są metody uwzględniające aktywność i twórczość dziecka”.13 Enc. 497, T. I, cz. I.14 Na stronach: 899–6 wierszy, 904–6 w., 907–4 w. 911–11 w., 914–3 w.. 915–4 w., 931–5 w., 938–9 w., 941–7 w. T. I. cz. II.15 Na stronach: 1024–7 wierszy, 1026–4 w.. 1033–4 w., 1036–9 w., 1040–7 w., 1047–2 w., 1054–8 w., 1067–6 w., 1072–jeden wyraz. T. I, cz. II.Jest to dziwne, bo ten sam autor w innej swej pracy („Polski Ideał Wychowawczy”) Lwów – Warszawa, str. 38, 39) tak pisze: „Na zakończenie pragnę podkreślić rzecz, która wydaje mi się szczególnie charakterystyczna dla Polski i Polaków: wysoką ocenę roli wychowawczej rodziny i domu, w całokształcie naszych poglądów na wychowanie”. A nieco dalej: „Kult domu rodzinnego, kult matki wychowawczyni, afirmacja wpływów wychowawczych rodziców i atmosfery rodzinnej mają u nas za sobą wagę poparcia wielowiekowej tradycji”. Jeszcze dalej, porównując szkołę z rodziną tak pisze na korzyść rodziny: „Misja wychowawcza rodziny była natomiast zawsze bezsporna”.

Page 54: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Najsurowszy nawet sędzia przeszłości przyznać musi, że rodzina polska spełniała ten wielki obowiązek, że była najsilniejszym fundamentem obywatelskim i narodowym i że w najgorszych nawet czasach być nim nie przestała.

Etyczna siła rodziny długo była jedynym ratunkiem spraw publicznych; rodzina była też najwyższą, a może nawet jedyną rozstrzygającą instancją opinii w społeczeństwie, którego klątwą była bezkarność, i pobłażliwość publiczna.

Bardziej niż na wyroku trybunalskim, bardziej niż na sejmikach i na sejmie, na zjazdach i wyborach, gruntowało się zdanie o ludziach na opinii rodzinnej – nawet banita i infamis długo mógł wyzywać bezbronne społeczeństwo i żartować z wyroków publicznych, ale próg poczciwego domu wytykał kres jego zuchwalstwu, a związek z szanowną rodziną stał się dla niego niemożliwym”.

„Wpływ i znaczenie rodziny było tym potężniejsze, im szerzej pojmowano jej granice, a nigdzie nie pojmowano ich tak szeroko jak w Polsce”16.

Tak było wieki całe, a dziś? Na to odpowiada jedna z najzasłużeńszych w dziedzinie wychowania Polek. – Cecylia Plater–Zyberk: „A któż zdoła przewidzieć, co zaważyć może w losach kraju rodzina chrześcijańska”17! I cóż na to uczone belfry z Encyklopedii?

A gdzie przechowywała się Polska, gdy nie było szkół polskich?Gdzie utrzymuje się polskość u 8–miu milionów naszego

wychodźstwa, jak nie w domu rodzinnym wychodźcy?Gdzie przetrwała Polska w ciągu 600 lat na Śląsku, jak nie w ludowej

śląskiej rodzinie polskiej?Gdzie trwała i gdzie kipiała pracą dla wolności – Najjaśniejsza

Rzeczpospolita – w latach 1939–45, jak nie w rodzinach polskich?Gdzie urzędowali w one lata Delegaci Rządu Polskiego, gdzie

sprawowały swe czynności władze Polski podziemnej, jak nie na łonie rodzin, nieomal pośród dzieci?

Encyklopedia, jak dotąd, na 3022 stronach nie zawiera żadnego artykułu o rodzinie, „artykułami” zaś w Encyklopedii nazywają się rozprawy na tematy zasadnicze, artykułów zaś tych jest dotychczas 100 na przestrzeni 3022 stron.

A przecież jesteśmy narodem, a więc społecznością rodzin. Nie wylecieliśmy sroce spod ogona. Nie przychodzimy na świat pod mostami, ani pod ławkami szkolnymi. Nie mamy nic z hordy wypędków. Każdy z nas pochodzi z rodziny i jest członkiem rodziny. Dlatego nie potrzebuje nas dopiero szkoła uszlachetniać, a nie potrzebuje tym bardziej, im zdrowiej żyjemy życiem rodzinnym i im bardziej społeczeństwo nasze jest narodem.

To, że Encyklopedia mówi w wielu miejscach o rodzinie, to nie wszystko.

To, że zaleca współpracę szkoły z domem, to mało18.To, że znalazły się tam artykuły księży katolickich o wychowaniu

16 Władysław Łoziński: „Życie polskie w dawnych wiekach”, Lwów, 1912, str. 141, 142.17 „Na progu małżeństwa”. Warszawa, 1918, 20.18 Np. na str. 807 (T. I., cz. II.). W artykule „Wychowanie dzieci i młodzieży” pisze dr Piotr Dąbrowski: „Dom i szkoła, to dwaj właściwi i niezawodni wychowawcy”, „oba czynniki muszą współdziałać w wychowaniu dziecka”. Na str. 789 (tenże): Wychowawca pamiętać musi, że nie on jeden wychowuje dziecko”.Nauczanie o współdziałaniu wychowawczym domu i szkoły wchodzi w zakres nauki o środowisku wychowawczym w zakładach kształcenia nauczycieli szkół powszechnych (w pedagogiach), str. 769, T. II.: „Współdziałanie wychowawcze domu i szkoły” (Rowid).

Page 55: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

religijnym i nauczaniu religii (razem 4500 wierszy)19, niczego nie dowodzi. Nie stroją one z całością dzieła, ani całość z nimi. Ni przypiął, ni przyłatał.

To, że dzieło ma liczne miejsca zdrowe, a nawet mądre, też jeszcze nie wszystko. Żadna książka nie może być wyłącznie chora, ani wyłącznie głupia. Za trudna taka specjalność.

Postawa ideowa tak obszernego dzieła jest przebrzmiała. To nie po polsku. Zalatuje od tego wiedzą starokawalerską. Śmierdzi to masońską starzyzną z epoki krynoliny,... „Fircyka w zalotach” i złotego młotka na wszy20.

Mole się w to wdały. Naftaliny!

ROZMOWA Z DZIADEM

– Tak źle jest u nas z wychowaniem, że mimo wszystko wołać będę: szkół! szkół!

Owszem. Lecz trzeba przede wszystkim poprawić wychowanie w rodzinie. Czekamy na „Encyklopedię wychowania”, pozbawioną bzika szkolnego.

– Ależ kiedy „specjalnego studium, poświęconego rodzinie, jako środowisku wychowującemu” nawet „nowsza literatura pedagogiczna niemiecka nie posiada”21.

Bo widocznie nie jest to pedagogiczna, ale szkolna literatura. Ciasna. Sekciarska. Karłowata. Szczątkowa. A u nas cały naród musi doskonalić swe wychowanie.

– Ależ i Encyklopedia pojmuje najszerzej wychowanie22. „Program szkolny nie jest jedynym czynnikiem wychowującym. Jest on tylko jednym z czynników i to nie najważniejszym” – powiada Nawroczyński (str. 40, tom III). Działalność „kobiety” jako gospodyni i matki dotychczas „za mało uwzględniano w programach szkół żeńskich” – stwierdza Gottlieb (str. 31, t. III). Że „nie może być wielkiej różnicy między komfortem pomieszczeniowym szkolnym a komfortem

19 „Dydaktyka religii w szkole powszechnej” (str. 209–221, T. II.), „Dydaktyka religii w szkole średniej” (str. 222–240, T. II.), „Wychowanie religijne” (str. 838–867, T. I., cz. II.) w sumie liczą o 211 stron mniej niż Suchodolskiego „Wychowanie moralno–społeczne”' (str. 269–942, T. I., cz. II.)20 Aż do połowy XVIII wieku wychowanie szkolne w Europie katolickiej znajdowało się w rękach Kościoła, a prowadziły je zakony i duchowieństwo świeckie. Od tego czasu masoneria walczy, by szkolnictwo katolickie zniszczyć. W r. 1759 masoneria rękami Pombała wyrzuca Jezuitów z Portugalii, z Francji wyrzuca ich rękami Ludwika XV, a rękami Karola III (r. 1767) z Hiszpanii. W ten sposób oczyszczano teren szkolny.Zaczyna się odtąd wychowanie szkolne „świeckie”, „państwowe”, „jednolite”, „powszechne”, „przymusowe”.21 Dr Helena Podkulska: „Środowisko rodzinne”, Lwów, 1936, 7.22 I rzeczywiście tak jest. Por. między innymi, Gottlieb, str. 456, 497 (szkoła jest zastępczą instytucją wychowawczą, że szkoła jest dopiero drugą wielką instytucją wychowawczą, a rodzina – pierwszą) oraz strony 451, 452, 502–507. Tom I.Suchodolski: str. 931, 937 (wytwarzanie „właściwej postawy młodzieży wobec kultury duchowej dokonywać się może w szkole, ale przede wszystkim dokonywać się powinno poza szkołą: w domu i w organizacjach młodzieży o charakterze kulturalnym”; „nie można się opierać wyłącznie na szkole”; „niezmiernie ważnym zadaniem jest objęcie pracą wychowawczą całego społeczeństwa”), oraz sir. 893, 894, 918, 930, 941, T. I.Pohoska: t. I. str. 955 (Terminem wychowania... możemy rozważać zagadnienia wychowania obywatelskiego całego społeczeństwa dorosłego”).Radlińska: str. 692 (w Anglii się mówi „o konieczności kształcenia przez całe życie dla życia”) oraz str. 692–697, 827–832. Tom I.Mysłakowski: str. 12, 16, 18, 19, 729–732. Łempicki, np, gdy mówi o Jędrzejewiczu: str. 1073. Tom II.Dąbrowski Piotr: str. 789. Tom I.Nie przytaczamy tu wszystkiego.

Page 56: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

mieszkaniowym obywatela” – wyjaśnia Mączeński (str. 213, t. III). Radwan idzie tak daleko, że woła, iż „ujawnia się i nabiera głębokiego znaczenia prawda, że godnego człowieka może wychować jedynie godne życie” (str. 607, t. III). Sosnowski zaś pozwala sobie, jeżeli nie wyżej, to równorzędnie ze szkołą traktować związki młodzieży jako instytucje wychowania (str. 520). A Suchodolski (str. 831–941 t. I.)? A co wygadują na szkołę i jej niemoc wychowawczą Maria Dzierzbicka i Radwan w tomie III! Encyklopedia nawet uwzględnia warunki gospodarcze w życiu rodzinnym. Na str. 496 pisze: „Mniej liczebna rodzina, wskutek samej swej struktury nie jest bardzo dobrym środowiskiem wychowawczym, większa zaś może nią być tylko w sprzyjających warunkach ekonomicznych”23.

Ostatnie zdanie to kompromitacja! W to uwierzyć może tylko bęcwał, który ceni wyżej pieniądz niż dziecko polskie. Owo zdanie należy zmienić.

– Jak zmienić?Następująco: „większa zaś może nią być tylko przy zachowaniu postawy

ideowej przez rodziców”.– Ależ dzieło z całą powagą...O! co to, to nie. Profesor doktor Stanisław Kot w podrygująco–niefrasobliwy

sposób pisze sobie na ten przykład o łasce i charyzmacie u dzikusów i u... duchowieństwa katolickiego.

— To oszczerstwo! Dowody!Oto czarne na białym:Na str. 574, t. I, omawiając inicjację młodzieży u ludów pierwotnych, uczony

profesor tak powiada: „Tak wtajemniczony członek zbiorowości nabywa etosu grupy, nowego a trwałego usposobienia moralnego, osiąga łaskę, a z nią charismat, co mu daje świadomość siebie i pewność w życiu i w działaniu”.

Trzydzieści stron dalej (604) – w rozdziale „Rola Kościoła i wychowanie kleru” czcigodny autor tak mówi o duchowieństwie katolickim średniowiecza: „Ten stan za zgodną wolą monarchów i wiernych objął kierownictwo duchowe i moralne społeczeństwa świeckiego, do czego upoważniało go w oczach własnych, jak i ogółu, posiadanie charismatu, świętego posłannictwa, piastowanie tajemnic wiary i szafowanie jej łaską”.

Czyli: gdy stary dzikus młodego dzikusa wtajemnicza, to młody dzikus osiąga łaskę i charyzmat. A kler katolicki też wierzy, że dysponuje łaską i że ma... charyzmat.

W dodatku profesor doktor nie umie pisać po polsku wyrazu „charyzmat”24. Trzeba więc było by doktora profesora w tę pisownię wtajemniczyć. Inicjacja. I zwołać na ten obrzęd z pół Polski. Jak demokracja, to demokracja. „Więcej światła! Więcej światła!”

– Ależ piszą i po katolicku w Encyklopedii również ludzie świeccy: taki Zagajewski, Żukiewiczo...

To bzdurnie maluczko. W sam raz dla dziada. Nie jesteśmy dziećmi.- Ależ Encyklopedia daje aż cztery artykuły o wychowaniu dorosłych!Nie cztery: siedem, a może i to nie wszystkie. Bo znamy treść tomu III tylko do 640

strony. Mimo to „szkolizm” aż bucha z dzieła. Czemu są tu dwa artykuły o osobowości ucznia i nauczyciela, a nie ma o osobowości ojca i matki? Czemu jest aż sześć artykułów o

23 Gottlieb, w rozdziale: „Momenty różnicujące w rodzinie współczesnej” w artykule „Morfologia socjologiczna wychowania”, t. I.24 Kot pisze charismat (str. 573, 574, 575, 583, 584, 604, 611, 626). Gdyby zajrzał do źródłowego dzieła katolickiego o charyzmatach w tłumaczeniu polskim, mianowicie do A. Tanquerey'a „Zarys teologii ascetycznej i mistycznej”, Kraków, 1928, to na str. 802, t. II. znalazłby pisownię polską tego terminu, a na stronach 697 i 698 – wytłumaczenie, co ten termin znaczy w teologii katolickiej. O charyzmatach znalazłby w dziele ks. arcybpa Józefa Teodorowicza: „Zjawiska mistyczne i ich tłumaczenie”, Poznań, 1933, oraz w pracach ks. dra prof. P. Siwka: „Konnersreuth w świetle nauki i religii”, Kraków, 1931, i „Metoda badań zjawisk nadprzyrodzonych”, Kraków, 1933. Siwek używa też „karyzmat”.

Page 57: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

różnych typach szkół, a nie ma ani jednego o różnych typach zdrowego życia rodzinnego? Czemu są uczone drobiazgowe artykuły o higienie szkoły, o budownictwie szkolnym, nawet o meblach szkolnych, a nie ma artykułów o higienie domu rodzinnego, meblach w domu rodzinnym, albo choćby o budownictwie mieszkaniowym dla nauczyciela rodzinnego? Czy już same znajdki uczęszczają do naszych szkół i czy naprawdę nauczycielstwo polskie nie ma już nic wspólnego z kulturą rodzinnego życia?

– Ależ Nawroczyński w przedmowie zapowiada, że w tomie III: „W drugiej części zanalizowane będą różne formy pozaszkolnej działalności oświatowo–wychowawczej wśród dzieci, młodzieży i dorosłych a więc instytucje opieki społecznej, związki i zrzeszenia ideowe, organizacje oświatowe, biblioteki, muzea, teatr, radio, kino, prasa itd.”25.

Pięknie, bodaj wszystko to czytaliśmy do owej strony 640–tej. Lecz czymże mierzy Encyklopedia wartość wychowawczą owych organizacyj, zrzeszeń, radia itd.? Czym zmierzy, jeżeli nie posiada miary, bo nie posiada żadnego światopoglądu? Jest bez charakteru.

Groch z kapustą.

BRAZYLIJSKI CHRZĄSZCZ – PASSATUS

– Ależ uczony musi ujmować zagadnienie wychowania bez namiętności. Właśnie En.......

To naiwna Encyklopedia. Żadnego artykułu nie daje o masonerii w szkolnictwie. A przecież masoni kręcą wychowaniem szkolnym jak pies flakiem już od XVIII wieku.

I u nas przed wojną wyższe stanowiska w MWR i OP opanowali ludzie związani z masonerią26; a popychadło masońskie było nawet tym ministrem wychowania, który ułożył... polski ideał wychowawczy27. Rozwodzi się o tym ideale i o tym ministrze – Encyklopedia28.

– Ależ....Masoneria wprost dyktuje, co się ma dziać w szkolnictwie29.– A.....Masoneria nie tylko dąży do zrównania z ziemią – małżeństwa, rodziny,

Ojczyzn i Kościołów30. „Z największą wszakże jednomyślnością zdąża sekta masonów do tego, aby przywłaszczyć sobie wychowanie młodzieży”31. Masoneria, to zażarty wróg demokracji. To najczarniejsza reakcja. Jak każda sekta. Bo sekta, to jednostronność. A jednostronność ta chce wszystkim rządzić. Chce złupić wszechstronność.

I czemuż to Encyklopedia, tak dbająca o wychowanie „państwowe”32 i wszechstronność wychowania, nie ostrzega przed tak zawszoną ideowo sektą, jak masoneria? Czyż nie jest masoneria „przeciwieństwem Kościoła, przeciwieństwem moralności i przeciwieństwem państwa”33? I – przeciwieństwem

25 Z „Przedmowy” Nawroczyńskiego, 5, t. I.26 Por. Stanisława Piaseckiego artykuł „Pod znakiem trójkąta”, w „Prosto z mostu” z 24. 7. 1938.27 Minister Czerwiński, twórca tzw. „wychowania państwowego”.28 Łempicki (w „Enc. wych.”) nazywa tego masona „niepospolitym wychowawcą” (str. 1071) i poświęca mu 250 wierszy (str. 1070–1071). Czerwińskiego jako masona wymienia masońskie wydawnictwo E. Lennhoff, O. Posner w „Internationales Freimaurerlexikon”, „Amalthea–Verlag, Zürich–Leipzig–Wien”, r. 1932, str. 314).29 A. G. Michel: „Państwo w okowach masonerii”, Katowice, 1937, 169–270 i in. Jean Marques–Riviere: „Wolnomularstwo a szkoła”, Katowice, str. 5–42.30 U Michel'a, sfr. 369; u Riviere'a, str. 6.31 „Leon XIII o masonerii”, encyklika z dn. 20. 4. 1884 r.; Warszawa, 1929, 26.32 „Enc. w.” 1070–1076.33 Leon XIII.

Page 58: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

wszechstronności!Czemu Encyklopedia milczy, ile już masoneria wyżarła imponderabiliów z

życia młodzieży polskiej i narodu, oraz co zamierza ona dalej zniszczyć za pomocą... szkół? Czyż nie do światłych wychowawców stosuje się upomnienie Leona XIII, „by nie byli jako psy nieme, które nie mogą szczekać, i by nie pozostawiali naszej trzody dzikim zwierzętom”34?

O „rodzicach” i „potomstwie”... chrząszcza brazylijskiego (passatus) mówi profesor doktor Mysłakowski w rozdziale „Wychowanie pierwotne” (w artykule „Pedagogika ogólna”)35, natomiast nic nie mówi o sekciarzach jednostronnych i przysięgłych gorszycielach polskiej młodzieży: masonach – nauczycielach. A czy nie łażą sobie u nas, zawszone kulturą masońską, profesory–doktory? I czy nie cieszą się z tego? Czy nie twierdzą, że im z tym dobrze? I – że to... naukowo? Że to – obiektywnie.

Czemu o tym gatunku... chrząszcza (passatus) nie opowiada światły profesor–doktor?

Wiódł ślepy kulawego.

PRZESĄD ZWYCIĘŻONY

– A przecież masoneria dała nam konstytucję trzeciego maja, Kościuszkę, powstania?

Konstytucję Trzeciego maja, Kościuszkę i powstania – dało serce polskie. Ale jednocześnie serce polskie żarła wesz: masoneria.

— Cooo?!Dajemy dokumenty.a) „Stanisław August wtajemniczony został do wolnomularstwa – jak

niedawno ustalił Askenazy – młodzieńcem jeszcze, bo w r. 1753 czy 1754...”36.

Otóż nie wiemy, czym się różni, a nawet, czy w ogóle się różni – mason będący „w stopniu Różanego Krzyża” od masona, który zostaje przyjęty do loży, jako „kawaler różano–złocistego krzyża”. Odpowiedź na to dałby specjalista.

– A po co te rozróżnienia?Zaraz zobaczymy. U wolnomularzy, jak i u Templariuszów, istnieje haniebny

zwyczaj zapierania się Chrystusa, stanowiący warunek zostania prawdziwym masonem w stopniu Różanego Krzyża według rytuałów autorów masońskich. To jedno. A drugie:

b) „Stanisław August dał się z czasem pociągnąć do okultyzmu w ścisłym tego słowa znaczeniu. Dokonało się to, jak twierdzi Askenazy, nie precyzujący zresztą zwyczajem swoim dotyczących źródeł, w ciągu roku 1779, kiedy to król przyjęty został za pośrednictwem Szwajcara Glayr'a, jako „kawaler różano–złocistego–krzyża” (najwyższy, siódmy stopień wolnomularski) pod imieniem „Salsi–natus (anagram imienia „Stanislaus”) Magnus” do loży warszawskiej „Karol pod Trzema Hełmami”, „pracującej” w języku niemieckim, a mieszczącej się w domu gminy ewangelickiej przy ulicy Królewskiej. W tym charakterze złożył też Król – jak dalej podaje Askenazy – przepisaną przysięgę zakonną z „zastrzeżeniem swych obowiązków obywatelskich i królewskich”37.

34 Leon XIII.35 „Enc, w.”, 705, t. I,36 K. M. Morawski: ,,Źródło rozbioru Polski”, 236.37 Morawski („Źródło”), 240.

Page 59: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

c) „Galicji nikt nie chciał, nawet później Mikołaj pierwszy, a już, uchowaj Boże, Stanisław August, który złożył per procura homagium, czyli przysięgę na wierność w sądzie lwowskim, albowiem i on był galicyjskim obszarnikiem”38.

d) „Król polski po ograbieniu swego państwa pragnie zachować swe dobra w odciętych dzielnicach i składa przysięgę na wierność nowemu panu! Oto miara narodowa ówczesnych rządców Polski, oto postępek zgodny z etyką wolnomularza”.

e) „Istotny stosunek wolnomularstwa polskiego do rozbiorów ujawniło symboliczne. odezwanie się Józefa Ankwicza, kasztelana sądeckiego, Mistrza krakowskiej loży „Przesąd zwyciężony”, na sejmie rozbiorowym w Grodnie w r. 1793, gdzie ratyfikowano drugi rozbiór”. Oto co mówi o tym Korzon.

f) W nocy „wojsko otoczyło zamek, oficerowie weszli do sali posiedzeń a jenerał Rautenfeld zajął miejsce obok tronu. Wtedy nastąpiła znana sesja niema; izba spędziła noc w zupełnym milczeniu. Nareszcie nad ranem Ankwicz oświadczył, że milczenie jest znakiem przyzwolenia. Siedzący obok króla, Rautenfeld, wziąwszy go za rękę, włożył w nią ołówek; Stanisław August podpisał swe imię na traktacie”39.

ZA RĄCZKĘ NA POWIETRZE!

– Haniebne! Jednak gdy chodzi o naukę, to uczony musi być neutralny wobec zjawisk: musi być bez uczuć.

W takim razie niech się powiesi. Nie ma nic bardziej neutralnego niż trup. Przecież dopóki żyjemy, mamy ludzki stosunek do zjawisk! A może się nie myć, żeby mieć obiektywny stosunek do higieny? Albo nie uczyć się i nie nauczać: żeby mieć obiektywny stosunek do wiedzy? Uczciwość, oto obiektywizm! Gdzie ludzie praktykują uczciwość, tam jest powietrze najzdrowsze dla nauki.

„Obiektywność” nauki i jej „uniwersalizm”, to nie to samo, co postawa aparatu fotograficznego, jednakowa wobec każdego zjawiska; postawa taka sama wobec prawdy, jak i wobec fałszu; taka sama wobec ofiarności bohaterskiej, jak i wobec zbrodni; taka sama po to tylko, by mieć zdjęcia ze zjawisk – jak najbardziej „neutralne”.

– Ależ wiedza musi być neutralna!

Wiedza – tak, ale uczony: nie. I jeżeli uczony jest neutralny wobec Chrystusa i Narodu, to go wraz z jego nauką wysadzić w powietrze! Zneutralizować do czysta!

– Ależ powaga nauki....Właśnie: naukowców od pedagogiki będzie można brać poważnie, gdy

równie śmiało jak do dzieci, wezmą się do wychowania tych, co nadają ton życiu narodu, bo inaczej zmarnują się wysiłki stu tysięcy nauczycieli polskich, choćby wszyscy ci nauczyciele byli świętymi.

– Ależ i Encyklopedia mówi coś takiego!W takim razie czemu naukowcy od pedagogiki nie stawiają dostatecznie po

męsku: na ostrzu noża – szeregu spraw, które są dla narodu najdonioślejsze wychowawczo?

– Stawiają! Na przykład Suchodolski. I inni. Wspólnie Radwan z

38 Stanisław Wasylewski: „Bardzo przyjemne miasto”, Poznań, str. 103.39 Korzon Tadeusz: „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta”, Kraków, 1897, t. IV, str. 75

Page 60: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Dzierzbicką poruszają takie sprawy w tomie III. Albo to, co Radwan mówi w tymże tomie?! I on sam, Radwan, i oboje z Dzierzbicką piszą z pasją40.

To wyjątki. Na ogół – inni mówią o tym beznamiętnie, łagodnie, pod nosem, szeptem: „naukowo”, „obiektywnie”? Czemu autorzy Encyklopedii milczą, na przykład, o tym, czy nadal ideałem żołnierza Armii Polskiej ma być: Polska, wódka, dziewka? Czemu milczą o tym, że podczas służby wojskowej przez ten „ideał”, jak przez filtry, przepuszcza się całą zdrową młodzież męską? Czemu milczą o tym, że ten stan rzeczy spowoduje to, że trójideał „Polska, wódka, dziewka” – zmieni swą kolejność na – „dziewka, wódka, Polska”?

Sięgnąć do źródła! Kto woła z katedry uniwersyteckiej o wychowanie dla młodzieży, a tylko miauczy umiarkowanie, bądź tłumaczy beznamiętnie (bez narażania się) o postępowaniu niewychowawczym tych, co rządzą życiem, ten ma postawę nie uczonego, ale korepetytora, lokaja, tchórza. Nie można zamiatać tylko na parterze, bo śmiecie z górnych pięter będą spadać nam na głowy41.

– Ale gdy chodzi o zjawiska wychowawcze, zachodzące poza szkołą, to nauka nieomal ich nie tknęła, nie może więc „Encyklopedia” podawać wiedzy o tym, czego nie zbadano. I gdzieś to właśnie „Encyklopedia” wyjaśnia.

W takim razie nie jest to „Encyklopedia wychowania”, tylko „Encyklopedia szkolnego wychowania”. Tak jak cała pedagogika naukowa, która dopiero wyłazi z powijaków „szkolizmu”. Taka nazwa „Encyklopedii” byłaby ściślejsza naukowo, jeżeli już wszystko w tej Encyklopedii ma być naukowe. Zresztą pchnąć naprzód wiedzę o wychowaniu! Od czegóż nauka polska?

Jeżeli wiedza pedagogiczna świata masońskiego ciągle jeszcze chodzi na czworakach (naturalizm), jeśli zabłądziła w ślepą uliczkę ławeczczyzny (szkolizm), upaństwawiania osesków (żłobki), upaństwawiania niedolatków (przedszkola... powszechne, przymusowe), upaństwawiania szkoły (szkoła jednolita), a nawet upaństwawiania... wychowania (monopol na szkołę, jak na wódkę), i dusi się z tego powodu, to wyprowadzić ją stamtąd energicznie! Bo w tym naukowym powietrzu pedagogicznym już jest tak ciasno, że siekierę można by w nim zawiesić.

„Żyjemy w czasach mroku pedagogicznego, nie mamy nawet pojęcia o naszej dekadencji” – powiedział Stanley Hull, Amerykanin42. „Cywilizacja naukowa zamknęła przed nami świat ducha” – mówi Carrel, wielki lekarz, laureat Nobla43.

Należy więc wyprowadzić pedagogikę z mroków zdziwaczałej nauki – na świeże powietrze. Za rączkę.

Bo w gruncie rzeczy ci mocarze od wiedzy pedagogicznej, to jeszcze dzieciaki szalenie... obiektywne. Wprawdzie nie boją się już... kominiarza, ale za to uciekają panicznie przed... Chrystusem.

GHETTO DLA DZIECI I MŁODZIEŻY

Żeby nie wiem jak kształcić nauczyciela, to będzie zawsze sztucznym wychowawcą, podczas gdy ojciec i matka to wychowawcy naturalni. O sztuczności wychowania szkolnego, o frazeologii „wychowawczej nauczycielstwa, o nikłych możliwościach wychowania szkolnego oraz o tym, że: „Drogą 40 Np.: „wychowawca nie może być obojętny na to, co się dzieje w dojrzałym społeczeństwie”; „obowiązany jest stawiać postulaty i powołany jest do krytyki”.Uwagę wychowawców zbyt mało „pochłania sprawa: jak to życie, w które wejdzie nasza młodzież, powinno być przebudowane, by ona mogła w nim służyć swym ideałom”. Suchodolski, t. I., cz. II, str. 936.Dzierzbicka i Radwan (tom III., str. 306–336); sam Radwan (t. III., str. 603–610).41 E. Burger: „Czterdzieści lat w służbie bociana”, Katowice, 1931, 176.42 „Educational Problems”, II., str. 221.43 „Człowiek istota nieznana”. Warszawa, Trzaska, Ewert, Michalski, str, 149.

Page 61: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

powolnego gromadzenia doświadczeń utrwala się poczucie braków, bezpłodności sztucznego wychowania, konstruowanego przez szkołę z elementów”; że: „Główny nurt procesu wychowawczego płynie poza szkołą pomimo jej ambicji i wysiłków” – stwierdzają w „Encyklopedii” Radwan i Dzierzbicka (str. 310–312, t, III).

Ze szkoły nie ma co robić podstawy społeczeństwa, bo społeczeństwo stoi na fundamencie, nie na dachu. Od fundamentu, to znaczy od rodziny zacząć, nie od szkoły.

Szkoła jest dobra, gdy w rodzinie jest wszystko w porządku. Jeżeli tata i mama wszystko zrobią, co do nich należy, to i nauczyciele wszystko zrobią, co do nich należy. Ale jeśli rodzice się opuszczą i tylko na nauczycieli oglądać się będą, to i nauczyciele się rozpuszczą, choćby im stawiano pałace, podwyższano pensje z godziny na godzinę i dokształcano ich dzień i noc.

Gdy rodzice francuscy nie chcieli mieć naturalnej liczby dzieci i dla swych jedynaków zrobili sobie ze szkoły podstawę wychowania, to nauczyciele francuscy tak zgłupieli, że chcieli się pozabijać, tak jeden za drugim uchwalali rzucać broń, gdy wróg najdzie Francję. Słali drogę dla Hitlera i Himmlera. I rzeczywiście, 3 miliony żołnierzy francuskich podniosło łapy do góry, gdy zobaczyli czołgi niemieckie.

Jest jasne, że i w szkole ma być wychowanie, a nie ogłupianie, jak to robiono u nas z urzędu od roku 1926; lecz przede wszystkim trzeba zrobić z domu rodzinnego najdoskonalszy ośrodek wychowawczy. Jeżeli się do tego nadają, Panowie Encyklopedyści, to dobrze; jeżeli zaś nie, to douczać się im o rodzinie!

Wychowanie powinno być przede wszystkim dziełem rodziny44. Częściowo takie zdanie wypowiada i Suchodolski W „Encyklopedii (str. 931, t. I.).

Tyle dziś jest wszędzie szkół i tak źle na świecie? Dochodzi nawet do takich straszliwych tragedyj, jak ostatnia wojna? A czy było kiedy takie mnóstwo szkół i tylu nauczycieli, co teraz? Czy były kiedy tak rozwinięte nauki pedagogiczne? Coś więc jest w grubym nieporządku z tym „naukowym” wychowaniem szkolnym!

Zresztą, po co dzielić życie osobno – na piekło dla dorosłych i osobno – na raj–szkołę dla dzieci i młodzieży?

Po co ze szkoły robić ghetto, w którym wszystko musi być wychowawcze, a w reszcie życia mają sobie hulać Hitler i towarzysze?

Po co w tym rajskim ghetcie urabiać młodzież wychowawczo, a potem „urobioną” wpuszczać do tego piekła, jakim jest życie poza szkołą? Czy po to, by ci „urobieni” stawali się w owym piekle takimi, jak wszyscy? Dookoła Wojtek!

Na co te igraszki? Czy to też wiedza każe tak robić? Kto wymyślił taką „wiedzę”? Taki system wychowania narodu? Przecież to bzdura nad bzdurami!

„Buda” – mówi młodzież na szkołę. I to jest zdrowsze niż stosunek do szkoły, jak do wylęgarni jakichś ludzi doskonałych.

W szkole, nawet w najlepszej, nie można młodzieży stuprocentowo naprawić, ale można ją doszczętnie zepsuć, jeżeli się do tego weźmie, masoneria. Dlatego właśnie wmawia ona huraganem propagandy wiarę w szkołę. Im masoneria dłużej przetrzymuje młodzież w szkole i im dalej ją trzyma od rodziców

44 W Encyklopedii spotykamy .zdania, jak między innymi, przytoczone wyżej (odnośnik 24), oddające pierwszeństwo w dziedzinie wychowania – rodzinie. Ale Encyklopedia nie wyciąga z tego wszystkich wniosków.Carrel, laureat Nobla, mówi: „...szkoła nie potrafi zastąpić wychowania indywidualnego udzielanego przez rodziców. Nauczyciele spełniają nieraz w sposób zadowalający swą rolę intelektualną. Ale jest rzeczą nieodzowną rozwijać jednocześnie aktywność moralną, estetyczną i religijną dziecka. Rodzice mają w wychowaniu udział, od którego nie mogą się uwolnić. Kobieta musi wrócić do swej czynności naturalnej, która polega nie tylko na rodzeniu, ale i na wychowywaniu dzieci” (str. 267. „Kobiety powinny otrzymać wyższe wykształcenie, żeby stać się zdolnymi do uczynienia z własnych dzieci istot o cechach wyższych, a nie po to, aby zostać doktorem, adwokatem, lub profesorem” (str. 255).

Page 62: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

i Kościoła, tym bardziej na pewno może nam w szkole dzieci popsuć. Oto czemu masoneria propaguje coraz bardziej długoletnią przymusową państwową szkołę powszechną, a nawet cały czas wolny dzieci, młodzieży i rodziców chce wpędzić do ghetta szkolnego.

– Masoneria nie ma tylu członków, by mogła wpływać na cały naród. Ale wystarczy, że ma wpływ na nauczycielstwo, wówczas nauczycielstwo masońskie ogłupi wszystkich. Chodzi tylko o to, by jak najwięcej młodzieży i dorosłych chodziło do masońskiej szkoły i by chodzili tam jak najdłużej. By „profani”45 nie wyłazili z ghetta szkolnego. Jest to pewnego rodzaju obóz koncentracyjny, wprawdzie mniej chamski niż gestapowski, a może on być nawet luksusowy46, ale nie mniej uciążliwy i przerażająco nudny. Nauczyciel prześmierdły masonerią odratuje tam każdy mózg – ideałami masońskimi już od przedszkola.

Ghetto szkolne ma być czymś w rodzaju świątyni humanitarnej, a nauczyciel ma być w tej świątyni wykładowcą, kapłanem, sportowcem, społecznikiem, kaznodzieją, kuglarzem od „urządzania zabaw, wycieczek, statystyk; ma wydawać „drugie śniadania”, ma być czymś w rodzaju pastora amerykańskiego,– słowem ma być wszystkim, a oprócz tego nauczycielem. Kapitalny zawód. Kto to może wytrzymać? Histeria szkolna?!

CZAPKA NA ŁEB... PANU PUSTCE

Że taki kontrolowany przez masonerię nauczyciel–pastor odrodzi świat, można było wierzyć jeszcze do sierpnia 1914 roku. A nawet – jeszcze do 1.9.1939 r. Ale od tej daty cóż widzimy?

Oto najbardziej „szkolny” naród świata: niemiecki – dopuszcza się na oczach całej ludzkości takich zbrodni, do jakich nie jest zdolny najciemniejszy szczep na ziemi. Gdzie była wtedy szkoła tego narodu? Gdzie była wówczas najbogatsza na kuli ziemskiej naukowa wiedza pedagogiczna narodu niemieckiego?

Wychowawca obcy jest wychowawcą wtórnym47, tak jak i szkoła. – I Encyklopedia to mówi48.

Mówi i nie może się wygramolić ze szkolizmu. Zresztą mówi ona więcej: „Otoczona czcią wiekową, uświęcona sankcją religii, upiększona czarem poezji i najsłodszych wspomnień dziecięcych, rodzina zajmuje stanowisko wyjątkowe i jedyne” (Gottlieb).

„Dla większości z nas ideał stosunku wychowawczego łączy się uczuciowo zawsze z obrazem stosunku rodziców do dzieci; mówiąc o opiece ojcowskiej, o macierzyńskiej troskliwości, wyrażamy najdoskonalsze formy postawy wychowawczej, jakie sobie wyobrazić możemy” – rzecze Gottlieb49.

Ale czy Gottlieb mógłby to samo napisać o szkole? Koń by się wtedy z niego uśmiał. Z tego zaś wynika, że jeżeli z czego robić raj, to z domu rodzinnego, bo on na to jest.

Tak samo, jeżeli stosować jakiś przymus, to przymus w stosunku do rodziców, żeby porządnie wychowywali swoje dzieci. Źle jest w państwie, gdzie

45 .....profan – profański – niewtajemniczony do masonerii” A. G. Michel, str. 43046 Por. higienę więzienia, opisanego przez G. H. Chestersona w jego powieści: ,,The ball and the Gross”, r. 1910 (tłumaczone na polski przez Stellę Olgierd: ,,Kula i krzyż”, Poznań, 1927),47 Por. J. Kretz–Mirski: „Wychowanie i wychowawca”,. Warszawa, 1936, wyd. „Nasza Księgarnia” (Związek Nauczycielstwa Polskiego)48 Por. co wyżej na ten temat przytoczyliśmy na korzyść Encyklopedii.49 ,,Enc. w.” (str. 493, t. I., cz. I. Przytoczymy jeszcze dwa piękne zdania Gottlieba: „Rodzina, więc najstarsza i najdostojniejsza ze wszystkich instytucyj wychowawczych, jest...,, Albo: „...i tu poza wszelkimi konstelacjami rozwoju społecznego, leży wiecznie świeże źródło żywych uczuć...”) 486 i 497, t. 1.

Page 63: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

rodzice posyłają dzieci do szkoły nie głównie po naukę, lecz po wychowanie. Źle jest w państwie, którego rząd bardziej wierzy w pracę najemnika–wychowawcy, niż w pracę rodziców nad rodzonymi dziećmi. Źle jest w państwie, gdzie dzieci mają lepiej w szkole, niż w domu rodzinnym. Jesteśmy przeznaczeni nie do szkoły, ale do prowadzenia własnego życia rodzinnego!

I w nauczyciela można wierzyć, gdy pochodzi z porządnej rodziny;I w szkołę można wierzyć, gdy są w niej dzieci z porządnych rodzin, a nie

stado znajdków, urabiających jakąś „osobowość” pod kierunkiem uczonych pedagogów, których gdy przycisnąć do muru i spytać, co to jest ta „osobowość”, to każdy śpiewałby inaczej.

„Cienko” też śpiewa o osobowości i nasza Encyklopedia. Profesor doktor Kreutz w uczonym wywodzie o osobowości nauczyciela–wychowawcy powiada: „Obiektywne ustalenie ideału nauczyciela jest niemożliwe, gdy niemożliwe jest rozstrzygnięcie, który z wielu istniejących poglądów na świat i życie jest najwłaściwszy i który posiada najwyższą wartość” (str. 269, t. III.). Biedny Kreutz! Skoro nie wie, to po co pisze o wychowaniu!

Wychodzi na to, że „osobowość”, to pociąg na ślepym torze. A więc – nowy frazes.

Czapka na łeb... panu Pustce.

REWOLUCYJNOŚĆ ŻYCIA RODZINNEGO

– Skąd ta abstrakcyjność dzisiejszego życia? Czemu kwitnie logistyka, a nie ma filozofii? Dlaczego tyle wojen, a tak mało walki? Czemu mężczyźni są jak baby, a baby jak chłopy? Dlaczego radio gada, gada; gazety informują, informują; ludzie się oświecają, oświecają, oświecają: a coraz gorzej, gorzej, gorzej? coraz niepewniej? Natomiast coraz rzadszym zjawiskiem jest taki człowiek, co wali prawdę prosto z mostu, wszem wobec i każdemu z osobna? Czemu większa wiara w wódkę niż w dom rodzinny?

Bo inteligencja przeniosła odpowiedzialność za zło na świecie – z ludzi na „izmy”. I na „yzmy”.

Spytać głębszego „kulturalniaka”, czemu szaleje ta lub owa cholera na świecie, względnie dżuma, a ten ci zaraz sypie... „izmami”: materializm, hedonizm, humanizm, liberalizm, maszynizm, urbanizm, jansenizm, totalizm, racjonalizm, faszyzm, birbantyzm, nudyzm, buddyzm, itd. (aż do stu lub miliona).

Lecz zapytać tego samego intelektualistę, profesora, klerka: kogo za to prać w pysk? – to on w te pędy zamilknie.

– Czemu się to przyjęło nawet wśród wojskowych?Przecież, gdy kogoś wytknąć palcem, to człowiek... się naraża.Nawet Anglosasi w leciech 1939–45 walczyli nie z Niemcami tylko z...

hitleryzmem.Nawet Niemcy gadali, że walczą nie z Rosją, tylko... z komunizmem.Bali się rzecz nazwać po imieniu. Wszystko nam ulata w sferę „izmów”.

„Idylla maleńka taka”. Nic więc dziwnego, że widzimy zło, a nie znamy winowajców. Nie znamy

źródeł. Jesteśmy jak ten... Nil w starożytności: nikt nie wiedział, skąd wypływał. Nie wytykamy palcem ojca i matki.

Czemu zaraz „ojca i matki”?No, bo wszystkie dziedziny życia wyrodnieją, gdy ogół małżeństw nie żyje

zgodnie z naturą. 450 małżeństw z najwyższych sfer politycznych, literackich, artystycznych, przemysłowych i finansowych miało we Francji w r. 1908 – 550

Page 64: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

dzieci50.Cokolwiek dałoby się o tej „śmietance” powiedzieć, jedno należy im

przyznać: wznosili cywilizację tak wynaturzoną, jak wynaturzone było ich życie małżeńskie: cywilizację onanistów. Oni ją wznosili, a nie żadne „izmy”. Na nich trzeba wskazywać palcem. Oni winni. Ojciec i matka. Małżonkowie. Kropka nad i.

A jeżeli osobnik jest talentem, geniuszem, czy też go wytykać?Artysta, twórca, autor, wynalazca, dopóki żyją zgodnie z naturą, tworzą i

konsumują zdrową kulturę. Toteż zupełnie inaczej dziś świat wyglądałby, gdyby od czasu tak zwanej „wielkiej” rewolucji francuskiej nie niszczono rodziny51. Inne dziś byłoby wszystko: inne wsie, inne miasta, inne życie narodów, państw, inna byłaby kultura, inne... encyklopedie wychowania. „Inność” polegałaby na tym, że: o wiele łatwiej byłoby żyć porządnemu małżeństwu, a całe życie świata naszej rasy byłoby zdrowsze.

Albowiem kultura nie może się rozwijać bezkarnie wbrew naturze.– Dlaczego?Bo jeżeli artysta, twórca, autor, wynalazca – nie żyją w swym małżeństwie

zgodnie z naturą, to tworzą skażone rzeczy i konsumują skażone rzeczy, choć dokonuje się to poza życiem małżeńskim, na całkiem innych terenach. Dlatego, aczkolwiek pacjent jest „talentem”, „geniuszem”, „bożyszczem”, jego udział w kulturze wyrodnieje i trzeba faceta jak najprędzej wyrzucić na zbitą twarz, możliwie do największych nieprzyjaciół. Jeżeli narobi dziur w kulturze, wypaczy, powypala, skazi, to przynajmniej – nie u nas. Tolerancja świństw, ale za granicą. Tolerancja nie może być głupia. Lecz wara „twórcy” we własne gniazdo!

Będzie takie zesłanie stokroć pożyteczniejsze niż u siebie w kraju pakować gościa na stos. Po co ze szkodnika robić męczennika?

Ludzie wielkiej kultury i wielkich talentów są albo bardzo pożyteczni, albo bardzo niebezpieczni. W razie więc ujawnienia skażonego życia w małżeństwie: „za mordę” geniusza, paszport w garść (stale powinny być zapasowe), kopniaka i – fora ze dwora!

Trzeba umieć ludzi używać!Racjonalizacja kultury.

KULTURA I NATURA

Kto tedy żyje w małżeństwie niezgodnie z naturą po to, by nie mieć dzieci, to nie należy u nas do żadnej cywilizacji zachodniej, ale do całkiem innej.

Cóż więc z tego, że uwierzymy w dwudziestoletnią szkołę powszechną

50 Ankietę w tych sferach prowadziło w r. 1908 pismo paryskie „L'intransigeant”. Ale ankiety nie dokończyło. Bało się skandalu. Bureau, 89.„Francuski statystyk J. Bertillon („La depopulation de la France”, Paris 1911) obliczył, że na 445 sławnych, żyjących, żonatych Francuzów, obejmujących więc 890 rodziców, wypadało tylko 575 dzieci, a więc 1,3 dziecka na małżeństwo”. Grotjahn. 260.51 Co masoneria wygadywała na rodzinę w wiekach XVIII i XIX por. „Historia towarzystw tajnych”, 373–375. Oto niektóre zdania:a) „Władza ojca nad synem ustaje, skoro dziecko nabierze siły” (Weisshaupt),b) Rodzina, to przeszkoda, którą usunąć należy, jeżeli chcemy dojść do tego, by dać wszystkim

jednakowe rewolucyjne wykształcenie” itd,c) „Chcąc wytępić katolicyzm, trzeba usunąć kobiety”, „że jednak kobiet usunąć nie można ze

społeczeństwa, należy je zepsuć... Cel to piękny, by skusić ludzi nam podobnych. Nie usuwajmy się od tego z powodu, że się to na nas w części odbić może. Najpewniejszym sztyletem do przebicia serca Kościoła jesł zepsucie”.

d) „Najgłówniejszym celem naszym jest oderwanie mężczyzny od rodziny, zepsucie go” (słowa Piccolo–Tigre, grającego wielką rolę w karbonaryzmie, członka wysokiej Wenty Rzymskiej),

Page 65: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

(gmach–pałac) z dwudziestu nauczycielami (sami doktorzy nauk); rzecz w tym, czy nauczyciel unikający w swym małżeństwie dzieci (w sposób wynaturzony), zatem członek cywilizacji onanistów: czy taki nauczyciel wychowa nam dzieci? Czy to wychowawca zdrowy?

Lecz wyjadą tu nam z mitem „fachowości” i powiedzą: rodzice to samo robią, przeto lepiej jest nauczycieli, kształcić na zawodowych pedagogów i niech oni wychowują dziatwę oraz rodziców. Zgoda ale postawić warunek: nauczyciel musi W swym małżeństwie żyć zgodnie z naturą!52 Encyklopedia w ogóle tego problemu nie zna53, dlatego nadaje się do cywilizacji onanistów (cywilizacja „o”: dla przyzwoitości). Też nas uczęstowano! Jedyne miejsce, gdzie Encyklopedia mgławicowo czegoś takiego dotyka, to słowa Radwana o tym, że „Kultura się wulgaryzuje” i grozi „przyszłości ludzkiego gatunku”. Albo: „O jak konkretne sprawy tu chodzi, jak rychle są skutki, przekonywa rzut oka choćby na dziedzinę życia erotycznego, jej wynaturzenie ze wszystkimi następstwami do literalnego zamierania włącznie”, (str. 607, t. III.).

Tak samo tytuły; „profesor”, „doktor”, mogą należeć do osobnika z cywilizacji „O” lub do członka zdrowej cywilizacji.

– Jak to odróżnić?Właśnie. Bo tytuły: „profesor”, „doktor” już nie orientują. Nawet

dezorientują. Nic obecnie nie mówią nawet stróżowi w kamienicy. Tytuły te są zresztą czysto mechaniczne. Czyżby zmierzch tytułów naukowych?! Zmierzch doktorów, uczonych w piśmie i faryzeuszów?!

Co robić, żeby robociarz, czy chłop, gdy wezmą do ręki książkę uczoną, mogli już od pierwszego wejrzenia rozeznać, czy to prawdziwa nauka prawdziwego uczonego, czy też „lipa” – „kanciarza”? Wszak lud nie ma czasu na... elementy poznania? Z drugiej zaś strony należy i uczonym pomóc – dokładniej poznawać siebie i kolegów, jako ludzi nauki. Co robić?! Busoli! Gdzie busola? „Królestwo za busolę!”

Jeżeli nie ma innego sposobu poznania wartości „prof.” – „dr” – to iść na prymitywy. Jajko Kolumba.

– Co za „jajko Kolumba”?Należy po tytułach „profesor” – „doktor” dodawać jeszcze dwa sprawdziany

naukowe, mniej od pierwszych dwóch zatęchłe, natomiast na skroś młode, energetyczne, witalne. –

– Jakie dwa sprawdziany? Pierwszy: czy profesor doktor ma tylko jedną prawdziwą żonę. I drugi: ile ma rodzonych dzieci.

Dwa doktoraty: z żony i z dzieci.Zatem cztery wymiary: profesor, doktor, żona i dzieci.

TEORIA POZNANIA NA CHYBCIKA

Patrząc tedy, jaki jest stosunek naukowca do życia rodzinnego, rozbudujemy nie tylko teorię poznania martwego materiału naukowego, ale i teorię poznania... naukowca. Jedno i drugie. Strukturalnie. Błyskawicznie nam się uczony odsłoni, kto on zacz i kogo rodzi; którą przy tym rodzi cywilizację: czy tę „o”, czy zdrową.

Jakże skorzysta na tym organizacja twórczości naukowej! Kierownicy

52 „92.000 nauczycieli pruskich miało w 1911 roku razem 159.000 dzieci”. Grotjahn, 103.53 Encyklopedia, o ile zauważyłem nie porusza tak ważnej sprawy, (przynajmniej tak jest w dotychczasowych zeszytach), jak rola rodziny nauczycielskiej w środowisku. A rzecz to wysokiej wagi, szczególniej na wsi i w miasteczku, bo jakie życie rodzinne prowadzi nauczyciel, takie też prowadzą inteligentniejsi mieszkańcy wsi i miasteczka, a po tem... i wychowankowie.

Page 66: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

drugiego wydania Encyklopedii będą od razu wiedzieli, kogo z uczonych zaprosić do współpracy: wejrzą tylko na wszystkie cztery tytuły naukowe w spisie uczonych. Na ten przykład:

Bogdan Cegiełko, profesor doktor, jedna żona i tyle a tyle dzieci; Bogdan Pietruszko, profesor doktor, zawsze jedna jedyna żona itd. Bogdanka, pani Marchewka itd. Bogdan itd.

Gdy łaskawy czytelnik spojrzy sobie na taką listę autorów w spisie rzeczy, też będzie od razu wiedział, czy wziąć książkę do ręki. Bo, że uczeni z „prof.”, „dr” są uczonymi, to wie i dziecko. Ale chodzi o to, czy są uczonymi zdrowymi dla narodu. Nie można używać higienicznych water–closetów, a w pedagogice tolerować... sławojki... Jak kultura, to kultura54!

I księża zaproszeni na drugi raz do aeropagu uczonych, mającego pełne (cztery) tytuły naukowe, też będą od razu wiedzieli, czy wdepnąć, czy raczej zachować wstrzemięźliwość, tak właściwą ludziom nauki.

Bardzo to bowiem ładnie, że człek wiedzy kocha swobodę, że lubi rajdy, gdzie wzrok nie sięga; że się wyrywa nad – „poziomki”. Owszem. Ale primum vivere (czytaj: zdrowy rozum)! Naród nie może wymierać, tak jak dziś naród polski, ale musi żyć. Dlatego kto chce prowadzić wychowanie narodu, musi się wykazać, że ma elementarne wykształcenie społeczne; to znaczy, że umie prowadzić podstawową instytucję społeczną: własną rodzinę – co najmniej zgodnie z naturą. Że nie zaraża otoczenia cywilizacją „o”. Eugenika. „Higiena ludzkiego rozrodu”55.

Nasamprzód poziom elementarny, a dopiero potem – naukowe podrygi choćby w nieskończoność, hulatyka intelektualna. Porządek musi być. Życie to nie uniwersytet! Wówczas i profesor dr Józef Chałasiński w pięknym socjologicznym artykule o klasie szkolnej będzie nam gadał między innymi nie tylko o hierarchii wśród kur56, ale i o anarchii, jaką wprowadzają do klasy szkolnej dwa typy: uczeń pochodzący z wynaturzonej rodziny i nauczyciel prowadzący wynaturzone życie małżeńskie.

W ogóle, bez złożenia egzaminu z elementarnej sprawności społecznej (życie małżeńskie zgodne z naturą i zgodne –z prawdziwą żoną) nie powinno się dopuszczać do habilitacji. I do rehabilitacji. Uczony „z katedrą” musi znaczyć to samo, co człek naturalny – po prostu porządny chłop.

Doprawdy, ale nie ma się o co szarpać! Są to bardzo skromne wymagania (od narodu). Naród jest suwerenny. Byle kogo nie da sobie narzucić.

W razie gdyby z tego powodu bardzo kto płakał, można by mu odroczyć termin założenia rodziny. W każdym razie, czy uczony jest już rodzinny, czy jeszcze nie, należy na wszelki wypadek go ubezpieczyć: wymagać od niego praktykowania katolickiej etyki moralnej. Nikomu jeszcze nie zaszkodziła taka ubezpieczalnia, nawet tym, którym się wydaje, że w Boga nie wierzą; a naród będzie miał gwarancję. I – oni sami.

– Po co gwarancje?Gdy się czyta, co za bzdury wypisuje w swej książce „Małżeństwo i

moralność” znakomity matematyk, znakomity logistyk i znakomity inteligent – Bertrand Russell, od razu widać, jak uczony bez busoli katolickiej, choćby nawet był logistykiem nad logistykami, schodzi do poziomu szczeniaka57.

– A jeżeli mędrzec powie: ja chcę być Platonem, więc się nie ożenię za żadne skarby świata?

54 Wasiutyński Wojciech: „Z duchem czasu”, Warszawa, 1936. 103. rozdział „Water–cywilizacja”.55 Tytuł książki socjalisty Grotjahna.56 Encyklopedia, t. III., str. 390–393.57 O Russell'u pisze na podstawie cytatów z jego książki, przytoczonych przez Kępińską Marię z jej pracy „Świadome macierzyństwo”, Poznań 1934, rozdział ,,Russell”, 99–115. Por. Lechicki Czesław: „Przewodnik po beletrystyce”, Poznań, 1935, rozdział ,,Russell Bertrand”,' 390 i 391.

Page 67: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Jeżeli klient grymasi, wierzga, to do zakonu, na braciszka! Tam może być Platonem nad Platonami, a zapewniona będzie higiena duchowa. „Albo starosta, albo kapucyn”, a nie – ni pies, ni wydra na katedrze.

Uspołecznienie... logistyki. Uspołecznienie kultury.Inaczej może powstać powiedzonko: głupi jak logistyk.

ROZSZERZENIE KRYTYCYZMU

O! obiektywność nauki i jej uniwersalizm, to nie wypędzanie wiedzy poza naturę. Wiedzy – i uczonych. Natura ma coś z dogmatu. Nauka ma coś z Kościoła. Im zdrowsza nauka, tym bardziej wybiega poza naród i tym bardziej zarazem wkorzenia się w naród. Uziemienie wiedzy. Osiadłość.

Niewiele wiemy, ale wiedzieć przede wszystkim musimy, ku któremu ze szczebli kultury zmierza każde zjawisko w życiu narodu; wyznacza zaś to – stosunek każdego zjawiska do życia rodzinnego, rodowego i narodowego.

Dlatego czytając historię ojczystą, chcemy wiedzieć, jak rozwijały się dzieje Polski w związku z naszym życiem rodzinnym, rodowym i narodowym.

Czytając polskie przepisy prawne, chcemy wiedzieć, co one dają naszemu życiu rodzinnemu, rodowemu i narodowemu.

Patrząc na nowy wynalazek, chcemy wiedzieć, czy i o ile podniesie on kulturę naszego życia rodzinnego, rodowego, narodowego.

To samo – sztuka, gospodarka, technika. Wszystko.Inna nauka – to wiedza znajdków. Zaciemnianie.Dopiero gdy urodzinnimy naukę, zrozumiemy, jak urzeczywistnić naszą

przesławną ideę: wolni z wolnymi, równi z równymi.Bo stada też dadzą się wiązać w unie, ale w unie... niemieckie. Jest na to

znany sposób: Siada się w pierwszym lepszym Berchtesgaden, zakłada się swastykę na łapę i wiąże się „za mordę” jedne społeczeństwa z drugimi – w „unie” podrabiane. Na widok tego co słabsza głowa może wpaść w cielęcy zachwyt, stotalizować się na poczekaniu i aż piać z zachwytu, właśnie nad takim wychowaniem... Polaków.

Nasze drogi są inne. Pedagogiczne. Od zdrowych rodzin do zdrowych rodów i narodu, a od zdrowego narodu do unii narodów. Po polsku. Jak człowiek z człowiekiem. Społecznie. Po sąsiedzku.

Jedynie wtedy a równolegle rosnąć będzie w każdej rodzinie, w każdym rodzie i w całym narodzie, aż do egzaltacji –”świadomość państwowa” – na miarę Żółkiewskich. Dobrowolnie. Bez knuta. Bez Franków na Wawelu.

Bo nie wierzymy, „by ludzkość dzisiejszą ocalić mogły z moralnej nędzy środki polityczne i gospodarcze... Ocalenie ludzkości nastąpić może jedynie przez rozbudzenie małych, zwolna rozrastających się grup, które poczną mówić, myśleć i żyć z głębi zupełnie nowego stanu duszy”58.

„WIEDZA KRZEPI, WIEDZA CHŁODZI, WIEDZA NIGDY NIE ZASZKODZI”

– Rodzina, ród, naród, natura – czy to nie za ciasne dla nauki?Owszem.– Co więc jeszcze?

58 F. W. Foerster: „Chrystus a życie ludzkie”, „Warszawa 1926, 5.

Page 68: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Nadnatura. Bez nauki o nadnaturze nie ma wiedzy o samowychowaniu. A bez wiedzy o samowychowaniu nie ma pedagogiki, jest tylko nauka o maglowaniu człowieka: o wychowaniu. Bo tylko ten, kto sam pracuje nad własnym wychowaniem, jest człowiekiem.

Encyklopedia liczy 1080 stron w tomie pod tytułem „Wychowanie”. Nie znaczy to, by nie było w nim o samowychowaniu. Jest. I w drugim tomie jest. I w trzecim tomie jest. Gałecki powiada tam, że praca wychowawcza w nowoczesnej szkole opiera się na samowychowaniu (str. 205). Chałasiński: „o kształtowaniu charakteru ostatecznie decyduje samowychowanie” (str. 395). Sosnowski: „wychowanie w swej istocie jest samowychowaniem” (str. 520). I tym podobnie. Tak samo aż się roi w Encyklopedii o osobowości. Ale Encyklopedia nie ma 2160 stron o samowychowaniu. A przecież najważniejszym zjawiskiem pedagogicznym jest samowychowanie moralne. Bez umiejętności samowychowania się moralnie – nie ma mowy o dorabianiu się do osobowości; motorem zaś samowychowania moralnego w skali ludzkich i nadludzkich możliwości jest Trójca Święta, znajdująca się w każdym człowieku, który jest w stanie Łaski uświęcającej. Właśnie naturę ludzką można kształcić aż do ostatnich możliwości, gdy się współpracuje z nadnaturą do ostatnich możliwości: gdy człowiek przekształca własną postawę wobec życia na postawę „drugiego Chrystusa”. Bez tego nie ma co mówić o osobowości, bo nikt nie będzie wiedział, co to takiego jest. Tak, jak nie wie tego... Encyklopedia. Nie ma jednej definicji osobowości i nie ma naukowej wiedzy o osobowości – mówi tam prof. dr Pieter w artykule o osobowości ucznia (str. 348, 353, t. III).

– Ależ od wiedzy o nadnaturze i o współpracy z nią są specjaliści: księża. I oni piszą o tym w Encyklopedii!

Znajomość współpracy człowieka z Łaską jest każdemu pedagogowi potrzebna przede wszystkim. Pedagog, który nie zna życia boskiego w człowieku, to inwalida umysłowy. Taki kaleka patrzy na dziecko polskie jak na kalekę, jak na coś oderwanego od Stwórcy. Amputuje polskości – boskość. I amputuje boskość samemu sobie. I odrzyna gałąź, na której siedzi dalszy rozwój pedagogiki.

Dowiedźcież się tedy, Panowie Encyklopedyści, nie ten i ów, ale wszyscy i gruntownie – o nadnaturze, a więc i o Chrystusie, w którego wszak wierzy naród polski, a przecież dla tego właśnie narodu przeznaczacie Wasze dzieło o wychowaniu! Dokształcać się na gwałt! Czemu milczycie o Łasce, którą nam przyniósł Chrystus już 1900 lat temu? Czemu się spóźniacie o 19 wieków? Czemu się cofacie o dwa tysiąclecia? Skąd ten swoisty powtórny analfabetyzm?

Jest taka instytucja wychowawcza. Nazywa się Kościół Rzymsko–katolicki...— Ależ o nim nieraz mówi Encyklopedia? Mówi, ale go... nie zna.Otóż Kościół liczy sobie 400.000.000 słuchaczy. Od dziewiętnastu wieków

istotą pedagogiki Kościoła jest wzbudzanie samowychowania i kierowania samowychowaniem. Jedno i drugie uprawiają najżywotniejsze jednostki i zespoły w Kościele przez współpracę z Łaską. Dorobek dwu tysiącleci z tej dziedziny zawarł Kościół w nauce teologii ascetycznej i mistycznej. Brać te dzieła do rąk, studiować je i jednocześnie praktykować to, co tam zawarte, a potem dopiero pójść i pouczać naród o wychowaniu! Wiedzy... nigdy za wiele! Wiedza krzepi, wiedza chłodzi, wiedza nigdy nie zaszkodzi.

Tchórzliwych karłów, niedoceniających Chrystusa, Polsce nie potrzeba. Nie oddamy w ich ręce największego skarbu – dzieci, bo nam je opaskudzą swą „naukową” działalnością wychowawczą.

Tylko pętaki i dzieciaki... obiektywne boją się mówić o nadnaturze, by wyglądać bardziej naukowo.

Śmielej Panowie! Nie lękajcie się! Wstać na nogi! Będzie to bardzo

Page 69: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

wychowawcze nasampierw dla Was, a potem dla tych, których ośmielacie się pouczać. Szkoła pracy! Szkoła życia! Szkoła twórcza! A nuże! Co tam dwa nazwiska księży robią wśród tej czeladzi? Zabłąkały się jak krzyż nad łóżko prostytutki59.

O PROMETEIZM MYŚLI POLSKIEJ

Obiektywność nauki i jej uniwersalizm, to nie... sterylizacja wiedzy z Boga i Jego objawienia. Przeciwnie, chcemy wiedzy o wychowaniu katolickiej, bo postawa katolicka dyscyplinuje uczciwość uczonego w nieskończoność, daje mu wzrok obejmujący każde zjawisko w perspektywie nieskończoności, nie pozwala mu zginąć w drobiazgach, w molekule własnej specjalności; wyzwala go z partykularza chwili, z opłotków mody, prądów, środowiska, przypadku; pomaga mu wiązać wszystko w całość i siebie w całość: brać się w kupę.

Bez postawy katolickiej jest pełno dziur w obiektywizmie i uniwersalizmie, choćby najszczerzej zamierzonych.

Nie chcemy żadnej „szerszej'' podstawy, w którą by się zmieścił także i katolicki stosunek do życia, bo stosunek ten ma to do siebie, że mieści się w nim każda prawda. Dlatego to co jest prawdą w tym, co w Encyklopedii mówi... Salomon Igiel, też jest katolickie. W tym to znaczeniu nauka katolicka jest spichlerzem wszystkich prawd prawdziwie naukowych. Natomiast nic poza prawdą nie może się mieścić w katolickim stosunku do życia, gdyż co nieprawdziwe, nie jest tym samym katolickie. Dogmatyzm prawdy; oto dogmatyzm katolicki.

Tak samo katolicka postawa nie mieści się w żadnym rozwodnionym „szerszym” chrześcijaństwie, czy „szerszym” światopoglądzie, bo w częściowej prawdzie nie może się mieścić prawda całkowita – katolicka.

Dlatego katolicka postawa jest „ciasna” tylko dla pozerów i podrabiaczy nauki. Dla spiskowców masońskich, którzy łażą w kagańcu swej sekty, a wyją na wszystkie strony, że są wolni. I – dla słabych głów. Taki cerber wiedzy nic nie wie. On jeno węszy i wątpi. Albo wątpi i węszy. Nie lubi wiedzieć na pewno. Entuzjazmuje się tylko galimatiasem. Żre chaos, rzyga nim, znów go żre, a potem się oblizuje i wmawia, że to wiedza. I ciągle się przy tym cofa. Gotów wreszcie badać wychowanie u wszystkich... chrząszczów świata oraz badać hierarchię u kur w każdym kurniku, byle nie poznać najwyższego w hierarchii ideałów – ideału wychowawczego ludzkości: Chrystusa. Strefniłby się...

Nie istnieje też „punkt widzenia katolicki”.– Dlaczego?Bo katolik nie patrzy na nic „z punktu”.Wszystkie „punkty” są poza postawą katolicką.Mówienie o „punkcie widzenia katolickim”, to równanie uniwersalizmu z

uliczką w Pikutkowie.Kto posądza katolików o „punkt widzenia katolicki”, daje dowód, że ani dnia

59 Księża: dr Mieczysław Węglewicz i prof. dr Zygmunt Bielawski, autorzy wyżej wymienionych artykułów (w rozdziale „Pedagogika w krynolinie”).Nie podzielam zdania ks. dra Waler. Jasińskiego, który w swej pracy „O katolicką pedagogikę w Polsce” (dzieło przytoczone) w nast. sposób ocenia udział owych księży w Encyklopedii: „Encyklopedia wychowania stanowi tu przynajmniej mały krok naprzód, bo już obok siebie, choć bez wewnętrznej korelacji – pracowali księża i świeccy przedstawiciele pedagogiki” (str. 79). Uważam, iż księża katoliccy swe nazwiska i prace winni dawać tylko tam, gdzie istnieje „wewnętrzna korelacja”. Inaczej, wprowadzają w błąd. Nie do każdej rodziny chodzi się w kumy, a ksiądz nie w każdej świątyni naucza, żeby to chociaż obaj księża na wstępie swych artykułów powiedzieli, co myślą o tej Encyklopedii!

Page 70: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

nie próbował żyć jak katolik doskonały: na miarę „drugiego Chrystusa”.Im kto bardziej żyje w stylu Chrystusa, tym jaśniej widzi każdą część życia i

tym dokładniej ogarnia całość życia.Tylko świętość życia uczonych – ocali naukę od rozbicia60. Mizerny to

pętaczek, który swój koniec nosa i swój strach przed prawdą objawioną Kościoła uważa za „szerszą” podstawę, niż powszechność postawy katolickiej.

Nauce polskiej musi naród zapewnić najszersze horyzonty i nie tylko najdalsze spojrzenie wstecz, ale i najdalsze w przód, jak również najgłębsze ujmowanie każdorazowej rzeczywistości aktualnej, a wszystko w harmonii ze wszystkim, a więc w zgodzie z planem Opatrzności, zarówno gdy chodzi o przeznaczenie życiowe pojedynczego człowieka, jak i wszystkich grup ludzkich.

Tę natchnioną swobodę wejrzenia, tę astrofizyczną precyzję poruszania się wśród zjawisk daje chrześcijański styl życia. O styl ten tym łatwiej uczonemu, im bardziej w tym stylu żyje naród i im uczony posiada więcej godności osobistej.

Nauka uskrzydla naród. A naród jest uskrzydlony przez Kościół. Jeżeli jest inaczej, to naukę uskrzydla tylko... chrząszcz (passatus). Wówczas uczeni dostają oczu kaprawych i tyle jeno nimi widzą, i tyle jeno nimi ludziom świecą, co te robaczki świętojańskie.

„KAŻDY NA SWOJĄ MIARĘ DOBIERA GARNITUR”

Kończymy wreszcie z tą Encyklopedią, a kończymy grzecznie.Za wszelki rzetelny wysiłek naukowy, za wszystko, co zgromadzone na

łamach Encyklopedii, a co stanowi trwały dorobek wiedzy pedagogicznej w ogóle i wiedzy polskiej w szczególności, czyli za wszystko, co w Encyklopedii trwale jest prawdziwe, a więc katolickie – dank się winny tutaj składa oraz głęboki szacunek każdemu z luminarzy nauki, wartości te w „Encyklopedii wychowania” reprezentujących. Zasłudze cześć!

Od czegóż zresztą tytuły uczonych!Lecz im większy mamy pietyzm dla wiedzy, im bardziej cenimy powołanie

uczonego, im wyżej stawiamy naród, któremu wiedza ma służyć, tym więcej wymagamy od naukowców. Tyle wymagań, ile szacunku.

Nie sztuka bowiem być krytycznym tylko w badaniach naukowych. To już stara jednostronność. Trzeba być krytycznym również w stosunku do nauki i do uczonych. Naiwny to naród, który na naukę oraz na naukowców patrzy naiwnie, i jak każdy głupiec, musi zginąć. Bo nie tyle źli, co głupi giną. Otóż nie stać nas na włóczęgę po wszystkich „światopoglądach” i po wszystkim, co się lęgnie we wszystkich robaczywych mózgach!

Nie stać nas na trzymanie się, jak pijany płota, każdej bzdury „naukowej” w imię wszechstronności poznania!

Dość traktowania mydłków i oszustów w nauce na jednym poziomie z nauką Chrystusa w imię obiektywizmu! Pora wyjąć lancet i zerżnąć z nauki polskiej ten strup masoński!

Nauka polska musi być poważna, bo to symbol Prawdy Polskiej. Bo to religia naturalna narodu.

Być może jednak, iż taka wiedza o wychowaniu, jak zawarta w Encyklopedii, wystarczy tym i owym. Nic dziwnego, wszak poeta mówi, że:

„każdy na swoją miarę dobiera garnitur: jeden szuka wódeczki, a drugi konfitur, ale...”

60 O konieczności scalenia nauki – głośno dziś w świecie uczonych. Por. o niebezpieczeństwach w nauce: Carrel, 34–41.

Page 71: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Ale czy Polska nie jest warta czegoś więcej! Albowiem ten stos wiadomości, te 3022 strony nie układają się w monolit. Nie wystrzelają w ognia słup, za którym naród mógłby iść w słońce. Encyklopedia to przeczuwa. Czytamy w niej, że „encyklopedyczny schemat dyscyplin wiedzy naukowej nie wystarczy jako element organizujący pogląd ucznia na rzeczywistość, na świat”61.

I czytamy: „Zbyt wyraźnie stanęło przed współczesnym człowiekiem niebezpieczeństwo realizacji mitu o wieży Babel”62. I czytamy, że „udostępnienie wartościowych treści kulturalnych nie wyczerpuje sprawy, chodzi o wskazanie ludziom drogi. W bogactwie dóbr kulturalnych można się zgubić jak w lesie i można zdziczeć”63.

Tak. Istnieje taka wiedza i kultura, od których można zdziczeć. A tymczasem naród musi się na czymś oprzeć. Encyklopedii zaś brak kręgosłupa. Jest jak dżdżownica..

1 ten galimatias „naukowy”, ten brak steru w sprawach najważniejszych, to rozwolnienie... „światopoglądowe”, te ruchome fundamenty, ten śmietnik wszelkich scjencji pełen – chcecie Doktorowie, Profesorowie, pakować w głowy wychowawców? To ma być kultura wychowania? Dla Polski?!

„Nie polezie Orzeł w g...” – powiedział Stanisław Wyspiański. Wiersz 68, scena 25, akt I. – „Wesele”.

61 Radwan, Dzierzbicka, t. III., 312.62 Radwan, t. III., 609.63 Radwan, t. III., 609.

Page 72: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część czwarta:

NIEDOJDA – INTELIGENT

STARA BUJDA I MŁODA ROBOTNICA

Skorośmy się przyjrzeli naszym uczonym, spójrzmy na inteligencję! Co też myśli o rodzinie nasz przeciętny pater familias ?

– Dajcie mi pieniędzy, to będę miał dzieci! – powiada inteligentny tata.O braciaszku, nie wzbudzasz zaufania.– Czemu?Boś z Ciemnogrodu.Właśnie ci mają najmniej dzieci, którzy mają najwięcej „forsy”.Służymy doktorowi Naiwniakowi danymi. Cyfry, daty. Daty, cyfry. Francja z r.

1938 ma z koloniami 12 milionów kilometrów kwadratowych. Gdyby miała tylko tylu ludzi na każdym kilometrze kwadratowym, co my, miałaby 1 miliard 105 milionów ludzi. A ma wtedy tylko 111. Brak jej miliarda ludzi1. – Ale ogromną połać tych ziem stanowi Sahara!

Kiedy właśnie w Saharze przybywa ludności, a w mlekiem i miodem płynącej Francji ubywa.

W takiej właśnie „Saharze” osiedlili się niegdyś nad Nilem Egipcjanie. Z tej to „Sahary” mieli najwięcej zboża Rzymianie2. Z każdej „Sahary” powstaje „Egipt”, byleby nie brakowało tam ludzi. Na piaskach mazowieckich rodziło się też najwięcej Polaków w przeszłości i to nie bylejakich: Krzywousty, Skarga, Stanisław Kostka; Mazurzy, co kolonizowali Litwę, Białoruś, Wołyń, Podole, Ruś, Ukrainę.

I obecnie w Egipcie, na piaskach rodziło się w latach 1926– 1930 aż 44 dzieci co roku na każdy tysiąc ludzi, gdy we Francji 18,2, a w Polsce, na piaskach mazowieckich, w tymże czasie 32,33. Polska z roku 1936 ma 87 ludzi na kilometrze kwadratowym, Francja 76, a Egipt 440.

Mają tedy Francuzi miejsce na miliard ludzi, i Francuzów coraz mniej się rodzi.

1 „Mały rocz. st. 1939”, 15.2 Gdy „niejednokrotnie Rzym zagrożony był głodem na skutek tego, że flotylle, idące ze zbożem, z Egiptu i Afryki zatrzymywane były przez burze, lud utworzył sobie nowe bóstwo, Annonę, i zrozpaczony brakiem chleba, zwracał się w modłach do tej bogini, błagając ją o skuteczne zaprowiantowanie stolicy”. A ludność stolicy była ogromna. Dezobry (Rome au siecle d'August, t. III., str. 533) oblicza na I wiek naszej ery zaludnienie Rzymu na 1.300.000; Becker – na 1.630.000 (III., 2). Fogelson podaje 1,25 miliona dopiero na II wiek po Chr., 648.3 ,,Maly rocz. st. 1939”, 45.

Page 73: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Już w r. 1901 na 11.666.936 małżeństw – tylko 1.125.257 małżeństw miało więcej niż czworo dzieci. Po pierwszej wojnie światowej na 11.500.000 mężczyzn mających prawo głosu zaledwie 2.500.000 ma więcej niż dwoje dzieci.

Od r. 1937 liczba ludności cofa się. Notowano w r. 1938, że od r. 1935 liczba urodzeń rdzennych Francuzów jest co roku o 30.000 mniejsza od liczby zgonów. A przecież w roku 1937 wypłacono tam „na dzieci” 2.000.000.000 franków, istnieje też u nich progresja w pensjach – odpowiednio do liczby posiadanych dzieci, a nawet na wsi, na piąte np. dziecko otrzymywało się w takim roku 1938 270 franków miesięcznie4. Za lat 50, gdy tak dalej pójdzie, ludność Francji zmniejszy się o 12 milionów5.

Najbogatsze departamenty i najwięksi bogacze mają najmniej dzieci. W departamentach „najbardziej objętych neomaltuzjanizmem książeczki Kasy Oszczędności oraz polisy ubezpieczeniowe są najliczniejsze i najbogatsze”6. Podobnie jest i u nas w apartamentach tych, co zajmują po miastach całe piętra, pod miastami całe wille: w ogóle u najparszywszych pijawek, co zaludniają salony – we dwoje... z psem.

Sam rząd francuski, to „komitet złożony z ludzi nieżonatych, rządzących wyludniającym się krajem”7. Stare kawalery. Fircyki. Wieczne chłopaki. Dośmiertne smarkacze. Czy też teraz, po ostatniej wojnie, choć cokolwiek jest inaczej?

Zresztą, co tu dużo gadać: już w wieku XVII panowie dworu francuskiego nie chcą mieć więcej niż jednego potomka, a w wieku XVIII zamożni Francuzi pragną „mieć jednego tylko potomka, spadkobiercę majątku i nazwiska”, „by móc folgować swemu zamiłowaniu zbytku i bogactw”8.

Czy są granice dla ludzi wygodnych?Pewna robotnica, z mlekiem i miodem płynącej Francji9, gdy jej umarło

jedyne dotąd dziecko, w wieku 6 miesięcy, tańczyła z radości koło trupa i na przemiany tłumaczyła sąsiadkom: „Z pewnością, nie będziemy już mieli więcej dzieci. I mój mąż, i ja – jesteśmy wyzwoleni przez śmierć tego dziecka, bo proszę tylko pomyśleć, takie niemowlę ciągle krzyczy, bieliznę wala i nigdy nie można z nim dojść do końca”10.

Ile takiej zapłacić, żeby chciała mieć choć jedno dziecko?Dzieci nie ma za pieniądze, Panowie i Panie: to „towar” znacznie cenniejszy.

PO CO SIĘ NARWANIEC SPIESZYŁ?

– A Anglicy?Imperium angielskie ma sobie 34 miliony kilometrów kwadratowych. Czyli

87 Polsk przedwojennych by się w nie zmieściło.Na same igraszki sportowe wydają co roku 45.000.000 funtów. A dzieci nie

mają. Na kilometr kwadratowy ziemi wypada u nich 6 razy mniej ludzi niż u nas.

4 O pomocy dla rodzin – zagranicą – najlepiej mówi Sarapata. Z innych – Ormickl, Grotjahn, i krótko a zasadniczo Turbak: ,,W obronie rodziny i potomstwa”, Kraków, 1939.5 „Paris Soir” (30.10.1938) oblicza, źe Francja w ciągu najbliższych 50 lat straci 12 mil. ludzi, poza tym przybywa tam co roku 16.000 cudzoziemców przez same urodzenia. Zwrócił na to uwagę kongres ludnościowy w Limoges (październik 1938).6 „Psychologie economique”, G. Tard., III, str. 437.7 Bureau, 194.8 „Des causes de la depopulation” Abbe Jaubert, rok 1776, str. 39. „Les nais–sances en France”, Rooul de Felice, Paris, Hachette, 1910, 23.9 Już w I wieku uchodziła Galia za kraj żyzny i bogaty. Flawiusz Józef: „De bello judaico”, liber II, cap. 16 (10–12).10 Bureau, 77.

Page 74: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Urodzeń żywych było w roku 1938 – 15,1 (na tysiąc) w Anglii z Walią. W r. 1936 Anglia obok Szwecji miała najniższą liczbę urodzeń na świecie. Roger Power przewiduje, że wyspa może mieć w takim roku 2035 tylko 5.000.000 Anglików. W r. 1938 miała 46,2 miliona11.

Natomiast Indie Angielskie i Holenderskie mogą mieć gdzieś koło roku 2035 – nie żadne 5 milionów, ale 800 milionów ludzi.

Co wówczas będzie z Wielką Brytanią? Przecież to już za 100 lat? Kto kim będzie wówczas władał: Brytania Indiami, czy Indie Brytanią?

I po co się było spieszyć Narwańcowi z atakiem na wyspę w latach 1818–1943? Nie mógł to się zdobyć na trochę flegmy angielskiej i poczekać jeszcze trochę? W roku 2035 nawet Słowacja może się pokusić o zdobycie wyspy.

Jeżeli tak dalej pójdzie, same Angielki wyskrobią Anglików i z wyspy

11 R. Power w „The Tablet”, styczeń 1938.

Page 75: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„Wielkiej”, i z wszelkiej wielkości, i z całego świata:

CO MA PIERNIK DO WIATRAKA

– A USA?Tak, komu jak komu, ale Jankesom nie brak dolarów na dzieci.Na kilometr kwadratowy wypada tam 16 ludzi12.W r. 1935 sam sport kosztował ich 6.500.000.000 dolarów13. Pono

Amerykanki wydają dziennie trzy razy więcej na kosmetyki, niż na utrzymanie, i też nie mogą sobie „pozwolić” na dzieci14. Palą mięso; palą co mogą, bo mają tego grubo za wiele. No i na rodzinę przypadało tam już w r. 1933 1,4 dziecka...15

12 „Mały rocz. st. 1939”, 17.13 Turbak: „Przyczyny dzisiejszej depopulacji”, w „Prosto z mostu”, 14.5.1939 (cyfry według „American Bussines”).14 Tihomer Töth: „Chrystus–Król”, Kraków 1935, 137.15 W. F. Ogburn w sprawozdaniu „Association for the Advancement of Science”, wspomnianym wyżej w rozdziale III.

Page 76: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Lecz mimo, że tak dbają o przyszłość kulturalną swych dzieci... głupieją. „W całych Stanach Zjednoczonych jest prawie 8 razy więcej osób zamkniętych z powodu osłabienia umysłu lub szaleństwa, niż gruźlików leczonych w szpitalach. Co roku instytucje leczące wariatów przyjmują 68.000 nowych pacjentów. Jeśli przyjęcia wzrastać będą z tą samą szybkością, to prawie milion spośród dzieci i młodzieży, uczącej się dziś w szkołach, trzeba będzie w pewnej chwili umieścić w szpitalach dla chorych umysłowo. W r. 1932 szpitale zależne od Stanów mieściły 340.000 wariatów. Liczono również 81.289 idiotów i epileptyków przyjętych do szpitali i 10.951 przebywających na wolności. Ta statystyka nie uwzględnia wariatów pielęgnowanych w szpitalach prywatnych. W całym kraju żyje 500.000 słabych na umyśle”16.

Krótko: od r. 1880 do 1930 ludność u nich wzrosła o 150%, a liczba umysłowo chorych o 800%17.

Kto jeszcze wierzy, że dzieci, albo zdrowy rozum są za pieniądze, ten jest chyba umysłowo „nadszarpnięty”.

Rzućmy okiem na Włochy. Mimo pomocy rządu i ubezpieczeń macierzyństwa (przymusowych), liczba urodzeń już na kilka lat przed wojną stała18.

W Belgii są pensje na dzieci nie tylko dla każdego urzędnika, ale i rzemieślnika, rolnika samodzielnego, oraz pracownika zawodów wolnych, pracownika detalicznego i hurtowego, lecz mimo to, nie ma dzieci19. Tuż przed rokiem 1926 na 100 mężczyzn mających ponad 21 lat, było 29 nieżonatych, 15 żonatych bezdzietnych, 16 żonatych jednodzietnych, 12 dwudzietnych, 8 posiadających po 3 dzieci, 20 mających średnio 5,5 dziecka. Jak z tego widać, 80% małżeństw belgijskich, to Belgia wymierająca (Fallon). A dziś?

W naszej kochanej Polsce przed ostatnią wojną, bywało, że służka–inteligent, urzędnik–tchórz, gotowy stawać na łapach przed każdym, kto mu płacił „na pierwszego”, nawet wtedy, gdy pobierał sam lub z żoną 500, 1000 złotych miesięcznie, nawet wówczas „nie mógł sobie pozwolić” na dziecko. Na... jedno20.

Co ma piernik do wiatraka, czyli – co ma rozrodczość do bogactwa; dowodzą nasi chłopi. Wystarczy w tym celu policzyć, ile mamy dziś potomków uprzywilejowanej przez wieki całe szlachty polskiej a ile jest potomków, upośledzonych przez tyleż wieków, chłopów polskich.

Albo taki kawał: „Niemcy głodowały przy 34 milionach ludności, a wzbogaciły się przy 68 milionach ludzi”, jak podaje Francuz Bureau21.

SAME KAWAŁY

A teraz pójdą dane dla tych, co ciągle liczą, ile mają w mieszku.Kawał pierwszy: „koszty światła, wody, transportów, telegrafu, telefonu itp.

obniżają się stopniowo na głowę w miarę, jak liczniejsza się staje klientela, która z nich korzysta”22.

16 Carrel. 130.17 Turbak: „Życie lub śmierć narodu” (Nr 1–2), 44.18 Liczba urodzeń we Włoszech utrzymuje się od r. 1932 na obniżonym poziomie: około 992.000 rocznie, czyli 2,38 – 2,29 procent. Prócz tego działa tam „Apostolstwo kołyski” (Apostollato delia culla, ,,Osservatore Romano” z dn. 24.10.1938) oraz „Narodowa pomoc dla matki i dziecka” (Opera Nazionale per la protezione della maternita e del'infazia”).19 Przeciętna liczba urodzeń żywych na 100 kobiet w Belgii: w r. 1910 – 9,1; 1920 – 7,5; 1930 – 6,8; 1936 – 6,1. U nas w tych samych latach: 13,0; 10,9; 9,7; „Mały rocz. st. 1939”, 48.20 Biorąc wartość złotego sprzed 1.9.1939,21 Bureau, 187.22 Bureau, 193.

Page 77: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Kawał drugi: „przyrost ludności nie tylko nie sprowadza ogólnego zubożenia jednostki i ogółu, lecz przeciwnie, prowadzi je do zamożności”, a „nawet jest niezbędnym warunkiem tak wzbogacenia, jak ogólnego postępu w dobrobycie i kulturze”, a chociaż „przyrost ludności sam w sobie” nie wystarcza do podobnego postępu, to jednak jest „konieczny, by takowy umożliwić, a gdyby przyrost był mniejszy, to i postęp na wszystkich polach byłby mniejszy”23.

Kawał trzeci: nawet oszczędności pieniężne dają gorsze wyniki, gdzie jest mniej ludzi. Pieniądz złożony do kas przynosił Francuzom przed tamtą wojną „22 – 25 miliardów dochodu rocznie, podczas gdy w tym samym czasie Niemcy czerpią ze swych oszczędności roczny dochód w sumie 50 miliardów”24.

Kawał czwarty: ze spadkiem liczby dzieci spada wartość ziemi. Caziot w książce „La valeur de la terre en France” podaje, że wartość gruntu we Francji spadła w latach 1879 – 1914 z 92 miliardów na 52 miliardy25.

Nie trudno to zrozumieć. Wystarczy spojrzeć na Nowy Jork.Czemu metr ziemi w Nowym Jorku kosztuje 1000 dolarów? A bo w Nowym

Jorku bez przedmieść mieszka 8 milionów ludzi. Gdyby mieszkało tam 8 ludzi to metr ziemi kosztowałby tam 8 groszy. Ziemia jest tym droższa, im więcej na niej ludzi, co dawano by, na ten przykład, za cały świat, gdyby na nim nie było żadnego człowieka?

Interesy można robić tylko na ludziach. I tylko wśród porządnych ludzi. Co zarabia złodziej tam, gdzie wszyscy kradną? – Nic. Co zarabia ladacznica, gdy każda kobieta się nie szanuje? – Nic. Podobnie, jeżeli kto jest tak dowcipny, że ogranicza potomstwo, by bardziej od innych korzystać materialnie, to może korzystać tym więcej, im mniej pozostali ludzie ograniczają potomstwo. Gdy jednak liczba tych, co ograniczają wzrasta, to im więcej wzrasta, tym mniej się korzysta... z ograniczania. Gdyby od jutra każde małżeństwo miało tylko po jednym dziecku, to od jutra każdy, kto by chciał byt sobie poprawić przez

23 Bureau, 189, 189, 190.24 Bureau, 189.25 Bureau, 190.

Page 78: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

ograniczanie potomstwa, musiałby nie mieć ani jednego dziecka. Ale gdyby wszyscy tak robili, to... znikliby ludzie.

Świat zrobiłby wtedy klapę. Od jutra. Punktualnie.Żyjemy z tych, co mają więcej od nas dzieci.

HELLEŃSKIE BANDY BEZROBOTNYCH

„Nie obywa się to bez dalszych następstw, gdy w wielkim narodzie każda rodzina ogranicza swe ambicje tylko do tego, by dać swej córce posag lub zapewnić synowi spokojne stanowisko. Życie całe takiego narodu nie może stopniowo nie kurczyć się w tym samym tempie. Bo i cóż możemy przeciwstawić wtedy przemysłowi obcemu, bogatszemu w pomysły? „Przemysł jednodziectwa”, tj. rodzenia takiego syna, który nie dba o zdobycie świata, lecz ogranicza swą ambicję do korzystania z zapewnionego stanowiska...

Ci jedynacy unieruchamiają nasz przemysł, a z kolei ten unieruchomiony przemysł stwarza systemy jedynaków. Jest to ciągle ta sama obręcz żelazna”26.

A więc: kto unieruchamia przemysł – liczne rodziny czy jedynaki?I znów cytat francuski.– Czemu stamtąd?Bo oni już dawno wpadli na dowcip: chcesz bogactwa, nie miej dzieci.

Zobaczymy, jak na tym wyszli. „Stosownie do zapewnień neomaltuzjanów, powinniśmy byli dojść do szczytu bogactwa z tymi 6 miliardami, oszczędzanymi rocznie na dzieciach, a jednak zubożeliśmy w pożałowania godny sposób. Pozbawiono społeczeństwo możności rekrutowania mu ludzi dla celów produkcji, a równocześnie malała wartość tych, których jeszcze rekrutować mogło.

Ojciec nie ma już powodów tworzenia wielkich planów, a syn jedyny, uległy wskazaniom ojcowskim, miał aż za dużo powodów dla ułożenia sobie programu życia według tej miernoty, która otaczała jego dzieciństwo”27.

26 Bureau, 190.27 Bureau, 191.

Page 79: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„Miernoty”... Syn i miernota. To po co... syn, jeżeli ma być miernotą?!I nie kapitał, i nie kapitalizm daje dzieci: w wiekach XVII–XX „wzrosła ludność

Chin z 60–70 milionów do 400 milionów, mimo że w Chinach w tym czasie bynajmniej nie rozwinął się kapitalizm”28.

– A co robią dzieci z długami państwowymi? „Gdy ludność wzrasta, o ile przynajmniej równomiernie pomnażają się środki jej utrzymania, jej dobrobyt, ma to dużą doniosłość dla finansów publicznych. Mianowicie automatycznie słabnie ciężar długów zaciągniętych przez państwo. Wtedy bowiem stosunkowo mniejsza suma długów przypada na głowę ludności, łatwiej je spłacić, a zarazem łatwiej zaciągnąć nowe długi.

Wzrost budżetu państwowego jest wtedy zjawiskiem naturalnym, nie budzi szczególnego niepokoju. Pożyczki państwowe przerzucają ciężar utrzymania i rozwoju państwa na przyszłe pokolenia. Gdy przybędą nowe miliony ludności, gdy proporcjonalnie wzrośnie siła gospodarstwa narodowego, wówczas ten ciężar, który pierwotnie wydawał się bardzo wielki, jest łatwiej udźwignąć.

Ale co będzie, gdy ludność państwa zacznie się zmniejszać? Czy równie łatwo będzie spłacić długi, zaciągnięte przez dawne pokolenia, tym bardziej, że te długi zostały zaciągnięte przeważnie na cele nieproduktywne”29. Co będzie, skoro dzisiejsze rządy mają coraz większe budżety, a coraz mniej ludzi? coraz więcej urzędników, a coraz mniej ludzi produkujących? Wprawdzie i „społeczeństwo o silnym, naturalnym przyroście ma wielkie wydatki na utrzymanie dzieci, a „tym samym mniej może oszczędzać w bardziej uchwytnych materialnych formach (trudniej w nim o wzmożone tempo kapitalizacji”)30, jednakże im ma ono więcej dzieci, tym ma większą konsumpcję, a im większa konsumpcja, tym większy popyt na produkcję. Ta współzależność jest ogromnej wagi dziś, gdy produkcja rośnie jak lawina. „Między rokiem 1913 a 1928 ludność świata wzrosła o 10% a produkcja surowców i środków żywności o 25 %”31.

Produkcja światowa cukru wzrosła z 2.542 tys. „shorts tons” w r. 1912–13 –na 30.258 w r. 1929–30. Produkcja jedwabiu – o 111% mimo olbrzymiej produkcji sztucznego jedwabiu. Produkcja kauczuku wzrosła między r. 1913 a 1930 – o 628%. To samo – z ilością wrzecion, kopalni węgla, tonażu flot handlowych itd., itd.32. Ostatnio nawet człowiek coraz bardziej... powietrzem żyje (nawozy sztuczne z powietrza).

Już nawet z nieżyjącej owcy można mieć wełnę. „W roztworze odżywczym optymalnym, uzyskanym po niezliczonych doświadczeniach, skóra nieżyjącej owcy dawała sześć razy tyle wełny co owca żywa”33. A znów dzięki metodom Bergiusa, Schollera i Classena „dwie trzecie suchych odpadków drzewnych zamienia się w środki pokarmowe posiadające wartość odżywczą zboża”, natomiast „cukier drzewny daje tani alkohol, tym samym odciąża cukier buraczany i krochmal”34. Co więcej, mimo że ludność świata w tej chwili powiększa się średnio rocznie o 0,5 do 1 %, to gospodarka nasza „powoli przemienia się z gospodarki braków na gospodarkę nadmiaru”35. Gdy w czasach pożytkowania tylko dzikiego miodu pszczelego w okresie paleolitycznym i wczesnym neolitycznym było na świecie milion ludzi, a w najbardziej urodzajnych okresach wczesno–historycznej cywilizacji nie więcej jak sto milionów, to w roku 1800 żyło już 775 milionów, zaś w roku 1900 było już ich na naszej planecie 1729

28 Rybarski (Przyszł. gosp. świata), 172.29 Rybarski, 179.30 j.w.31 Rybarski, 17.32 Rybarski, 18–19.33 Zischka: „Nauka łamie monopole”, Książnica Atlas, Lwów – Warszawa 1937, str. 171, 121, 122, 157.34 j.w.35 j.w.

Page 80: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

milionów. A jednocześnie wzrastała nie tylko liczba odbiorców, ale i ich wymagania”36.

„W budownictwie jeden człowiek może zrobić dziennie 450 cegieł, a maszyna 40.000”. „W przemyśle tekstylnym jeden człowiek przy pomocy maszyn wytwarza tyle, ile wytwarzało 45.000 ludzi 160 lat temu” „New York Edison Company” zainstalowała stację rozdzielczą, dostarczającą oświetlenia 300.000 rodzin, która nie wymaga obsługi nawet jednego człowieka”. Olbrzymie przewroty zachodzą w całym szeregu innych przemysłów37.

„A więc wzrosła wytwórczość, wzrosła zdolność produkcyjna. Nie brakuje towarów na świecie. Dlaczego jest jednak tak ciężko? Bo nie ma zbytu”38.

A nie ma zbytu, bo nie ma... dzieci. Dzieci najbardziej drą, najwięcej jedzą, najwięcej potrzebują. Dzieci, to konsument, popyt. Dzieci, to ruch gospodarczy. Dzieci, to rynek nad rynkami.

Gdy Amerykanki przed wojną miały coraz mniej dzieci, to Ameryka miała coraz więcej bezrobotnych. Dopiero trzeba było wojnę zrobić, żeby mieli robotę. Gdyby mieli dzieci, nie mieliby wojny. I w ogóle wojna byłaby lżejsza. Gdyż do wojny zawczasu przygotowaliby się i wówczas wykończyliby Hitlera w ciągu roku, a Japonię w ciągu trzech miesięcy. Albowiem kto ma dzieci, ten patrzy zawczasu w przyszłość. Ale oni wyzbywali się dzieci, więc żyli jak smarkacze: z dnia na dzień. Dopiero Hitler ich obudził. Wtedy zaczęli się zbroić, a tymczasem gestapo w ciągu pięciu lat wyrzynało Europę. Hitler winien za zbrodnie morderstw, a Anglosasi – za zbrodnię niedbalstwa. Im bardziej Anglosasi unikali potomstwa, tym bardziej tracili poczucie odpowiedzialności za losy świata. Dziecinnieli... na umyśle.

Trzeba wrócić do podstawowego konsumenta: do rodziny z licznymi dziećmi i do niej dostosować produkcję. Gospodarka planowa według dzieci. Inaczej grozi produkcji kryzys.

Trzeba wszystkie rodziny uwłaszczyć warsztatami pracy. Przemysł rodzinny. Bo nie ma rodziny bez własności. Bo własność bez rodzinnego właściciela, jako wytwórcy, nie jest zdrowa. Inaczej grozi kryzys w organizacji produkcji: jedna maszyna może wytwarzać... miliard bezrobotnych.

Dlatego upraszcza sobie naiwnie pogląd taki Ktoś, co wierzy, że im więcej dzieci, tym więcej bezrobotnych.

„Może się zdarzyć, że będzie mniej ludności, a stosunkowo więcej bezrobotnych...

Upadek wzrostu ludności nie jest zabezpieczeniem przeciw bezrobociu. Gdy ten upadek przybierze wielkie rozmiary, może się połączyć z takim upadkiem produkcji, że coraz mniej będzie możliwości uzyskania pracy.

Starożytni pisarze stwierdzają, że w Grecji w dobie jej upadku, równocześnie i ludność się zmniejszała i bandy bezrobotnych bezskutecznie poszukiwały pracy. Równolegle ze zmniejszeniem się ludności w czasach starożytnych wzrastała liczba tych, których utrzymywano ze skarbu publicznego – coś podobnego do dzisiejszych zasiłków dla bezrobotnych”39.

A więc, co od czego bardziej zależy: dzieci od gospodarki, czy gospodarka od dzieci?

36 Zischka „Nauka łamie monopole”, Książnica–Atlas, Lwów – Warszawa 1937, 94.37 Rybarski, 20. 38 Rybarski, 21. 39 Rybarski, 181–182.

Page 81: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

CHOROBA ZDROWYCH NARODÓW

– „Chłop potęgą jest i basta!”Owszem. Ale pod warunkiem: że niechłopom przybywa dzieci.„Zwiększenie popytu na główne płody rolne, na zboże, na kartofle itd. może

nastąpić tylko wtenczas, gdy przybywa ludności. Choćby bowiem bardzo silnie wzrastał dobrobyt, nie pociąga za sobą automatycznie konsumpcji podstawowych płodów rolnych. Człowiek zamożniejszy nie będzie konsumował więcej chleba i kartofli niż człowiek ubogi”40.

Wiadomo, mąż zamożniejszy, gdy obrasta sadełkiem, przechodzi na ciasteczka, na witaminki, a jego żoneczka – na... szczupłą linię. Francuskie pieski.

„Wzrost ludności w Europie w XIX w. wchłaniał ogromne masy zboża z Rosji, Kanady, Stanów Zjednoczonych, Argentyny itd. Gdy nie będzie przybywało ludzi, rolnictwo na tym bezpośrednio straci”41. Sama Kanada wytwarza 6 razy więcej pszenicy, niż jej potrzebuje42.

– A co będzie z postępem, gdy nie będzie przybywało dziecek? „Naród, który nie może w nieskończoność rozszerzać swego obszaru, wtedy

tylko może pomnożyć swoją liczebność, gdy równocześnie potęguje swą wynalazczość, tzn. gdy robi postępy w kulturze.

Myśliwy staje się nomadą, gdyż na tej samej przestrzeni może hodowla bydła sto razy więcej ludzi wyżywić, niż polowanie; i w ten sposób przez nacisk przeludnienia, odbywa się przejście z życia pasterskiego do uprawy roli, a w końcu do przemysłu. I gdy dzisiaj wydajność ziemi podnosimy przez coraz to nowe maszyny, coraz to nowe nawozy, wynajdujemy coraz to nowe surogaty masła, mleka, mięsa i innych środków żywności, to wyraża się w tym walka ludzkości z ograniczonością obszaru ziemi, na której trzeba wymusić utrzymanie coraz bardziej wzrastających ilości.

To jest jedna z form walki o byt, która potęguje wszystkie siły i podnosi do coraz wynioślejszych wyżyn kultury – narody, które utrzymują się w walce”43.

Komu tego mało, to mu służymy jeszcze jednym daniem: „Zastój w stosunku do ludności oznacza jednak prawdopodobnie także zastój w technice, w tworzeniu się kapitałów i wszystkich dynamicznych czynników. Bo wynalazki techniczne, nagromadzenie się kapitału itd., wszystko to odbywa się nie dla przyjemności, lecz ludzie, gdy idą za swoim prywatnym interesem, służą faktycznie celowi nieświadomemu, wyższemu od nich, przechodzącemu granice ich doświadczenia. Trudności utrzymania się na ciasnej przestrzeni, konieczność wyżywienia większych mas ludzi pobudza ludzkość do coraz większych wysiłków”44.

Tak więc czy rodzice mają dzieci, czy nie, ile ich mają, i co robią, że ich nie mają: to wszystko nie jest wcale tylko ich „prywatną sprawą”, gdyż ta „prywatna sprawa” ma kolosalny zasięg. Jej skutki docierają wszędzie.

Człowiek, nawet najmizerniejszy, gra zbyt wielką rolę w układzie sił świata, z tej prostej przyczyny, że jest; gdy więc człowieka tego nie ma, choć powinien był

40 Rybarski, 178 (Prz. gosp. św.); 178.41 j.w.42 Z tego powodu dochodzi tam do kryzysu.43 Otto Seeck, przyt. Rybarski, 184 – 185.44 A. Salz: „Der Sinn der kapitalistischen Wirtschaftsordnung”, Arcbiv für Sozialwissenschaft und Sozialpolitik, tom 52, r. 1924, 578 i in. Przytacza Rybarski, 183.

Page 82: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

być, wywołuje to skutki ujemne, idące w najdalsze kręgi życia. Bo każdy człowiek – to pan świata – wbrew wszelkim pozorom. Dosłownie: kobieta rodzi panów świata.

– Czy tedy społeczeństwo, mające liczne dzieci, unika tym samym wszelkich trudności? Czy same gołąbki idą mu do gąbki ?

Nic podobnego, przeciwnie. Naraża się na największe trudności. Ale przed nimi nie tchórzy, lecz bierze się z nimi za bary. Bo wierzy. Wierzy w nowego człowieka. Wierzy w swoje dzieci. We wszystkie swoje dzieci, a nie tylko – w jedno...

Wprawdzie takie społeczeństwo i choruje, czasem nawet bardzo ciężko, ale na bardzo zdrową chorobę: na... przeludnienie45.

Im zdrowszy naród, tym bardziej choruje na przeludnienie. Ciekawa choroba. Nikt jeszcze na nią nie umarł. Żaden naród. W pewnym roku Pańskim w Stanach Zjednoczonych popełniło samobójstwo 78 milionerów. Nie mieli po... dziesięcioro dzieci. Szkoda, bo gdyby je mieli, żyliby do dziś. I nie strzelaliby też sobie we łby, gdyby byli w dodatku biedniejsi. Bo czy kto słyszał, żeby się powiesił ojciec... dwadzieściorga dzieci?

A znów chorobą chorych narodów jest tandeciarz ojciec, jego tandetna żona i ich tandetna liczba dzieci.

Gdy każda warstwa w społeczeństwie nie ma innych ojców, tylko samych tandeciarzy, to naród nie ma warstwy, z której mógłby się odradzać. Nie ma wyboru, wszędzie tandeta. „Elity nie mogą krążyć”, bo się nie wytwarzają, gdyż jak okiem sięgnąć – tandeta! Wszystkie narody, które bezpowrotnie zginęły, z braku ludzi zginęły. Rzym zostawił podbitej Sparcie całkowitą wolność, a Sparta wzięła i wyginęła. Zostawcie bezdzietnej mamie całkowitą wolność, a ona w końcu zostawi społeczeństwu tylko swego... trupa. Spartanka. Choroba bezdzietnych narodów.

CO MOŻE MATKA OBSZARPAŃCÓW?

Co może w Polsce biedny ojciec i biedna matka, biedna, ale porządna, to znaczy dzietna, dowodzi to, że jeszcze w r. 1934 Japonia miała przyrost naturalny 11,9, my zaś 12,1.

Pisał sobie taki jeden Niemiec w r. 1935: „Gdyby nie rewolucja narodowo–socjalistyczna, która wprowadziła zasadnicze zmiany w życiu państwowym Niemiec, miałyby one w r. 1980 mniej ludności niż w Polsce”46. Oto, co może Polka... biedna; ta, którą mijamy zgorszeni, gdy ją jeszcze gdzie spotykamy z gromadą rodzonych obszarpańców.

Wiecie, kto obliczył, ilu nas będzie w r. 1960? Oczywiście, nie Polak. Zrobili to jeszcze przed rokiem 1930... Niemcy. A więc zrobili to jeszcze przed Hitlerem. I to obliczyli według płci i wieku. Zapamiętać: obliczyły to Niemcy demokratyczne!

Podaje się to do wiadomości wszystkim wygalonowanym cielęcym mózgom47.

„Dla Niemiec rachunek jest przeprowadzony jeszcze dalej naprzód, bo aż do roku 2000, w postaci wykresu nawet do połowy wieku XXI”48.

A kto w Polsce liczy Polaków – naprzód? Czyli: kto myśli w Polsce o Polsce

45 Powiedzenie Seeck'a.46 Zischka, 404, 388.47 j.w.48 „Statistik des Deutschen Reiches”, tom 401, cz. II, Berlin, 1930, 677 i nast.

Page 83: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

jutrzejszej? Kto obliczył nasz rozrost maksymalnie chociażby do r. 2000 i kto zakreślił odpowiednio do tego we wszystkich szczegółach program dla wszystkich dziedzin życia narodu: w polityce, w pedagogii, w nauczaniu religii, w duszpasterstwie parafialnym, w prawie, w produkcji, w sztuce i stylu życia? Kogo to obchodzi? Gdzie męże stanu? Czy mamy tylko... chłopaków stanu?

Kto za nas myśli, ten nas będzie miał.— A tymczasem kto za nas myśli?Niedojda...

KTO NAS URZEKŁ?

— Kto nas oczarował, przekonał, podbił?Niedojda.– A czego niedojda, jak śmierci, się boi?Żeby czasem nie było na świecie 200 milionów Polaków.Może być po 100, 200, 300 milionów, Niemców, Hindusów, Rosjan,

Japończyków, Amerykanów, a nawet biednych Żydków... w Polsce, ale żeby tak samo było w Polsce dwieście milionów Polaków: na samą myśl o tym Niedojda mdleje z lęku o Ojczyznę,

Gdy go docucą, zaczyna gorączkowo i głęboko motywować: że to nie ilość, tylko jakość; że tylko „jakość” jest potrzebna dla armii; że człowiek, to nie bydlę. A mówi tak rozumnie, że... tylko w pysk bić.

Niedojda nie wie, że „Grecy są też ostrzegawczym przykładem, że jakościowa na pierwszy rzut oka, racjonalna higiena rozrodu, nie jest w stanie powstrzymać śmierci narodu, jeśli nie jest jednocześnie trwale zapewniona ilość zaludnienia” (Grotjahn, 34).

Niedojda nie wie, że: „Ani wielka tężyzna wojenna, ani wielce sławiona wysoka kultura nie mogły ustrzec przed upadkiem starożytnych Greków i Rzymian, gdyż okazali się oni niezdolni do położenia kresu zmniejszaniu się ilości własnych spółziomków” (Grotjahn, 38).

Niedojda nie wie, oczywiście, że dziś nie ma strachu o samą ilość dzieci, bo ilość jest obecnie tylko tam, gdzie jest u rodziców postawa ofiarna i związana z nią, spotęgowana ogromnie, pracowitość, produkcja, twórczość, zaradność. Jeżeli nie ma tego połączenia, robi klapę ilość dzieci. I to na poczekaniu.

Kto na przykład, posądzi, rządzący Polską w latach 1926–39, obóz legionowy o dynamizującą się z dnia na dzień pracowitość, twórczość, zaradność, oraz o... wielodzietność?

Dalej niech mówią cyfry49.Biorąc stan produkcji z roku 1928 jako 100 – mamy:

1928 1930 1932 1934

1935

1936

Japonia 100 U. S. A. 100 Anglia 100 Niemcy 100 Francja 100

106869887

110

10958885476

14372

1058178

15881

1129574

169

9412

310

378

Zatrudnienie robotników:49 Dane co do robotników: „Mały r. stat. 1937, 125; co do zatrudnienia: „Mały rocz. st. 1939”, 262; pozostałe dane podaje czasopismo „Pax”, Wilno, 1937 oraz Zischka, 397:415. (Japonia).

Page 84: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

1928 1930 1932 1934 1935 1936Japonia 100U. S. A. 100Anglia 100Niemcy 100Francja 100

90879693

100

8263927186

10081998682

11086

1029176

11692

107 9775

Wartość wywozu: 1928 1930 193

21934 1935 1936

Japonia 100 75 71

112 129 138

U. S. A. 100 75 31

42 45 48

Anglia 100 79 50

55 56 61

Niemcy 100 98 47

34 35 39

Francja 100 83 38

35 30 30

Wywóz tkanin: Anglia Japonia (w yardach):1900 r. 5.000.727.0

00_ _

1913 r. 7.075.252.000

412.000

1921 r. 2.902.288.000

1.230.400.000

1929 r. 3.866.000.000

1.418.000.000

1933 r. 2.116.479.000

2.190.000.000

Porównajmy teraz te zestawienia z przeciętnym przyrostem ludności w latach 1900 – 193750.

Lata: 1900 – 1910 1920 – 1930 1930 – 1937Japonia 0,6 1,4 1,5U. S. A. 1,9 1,6 0,6Anglia 1,0 0,5 0,4Niemcy 1,5 0,9 0,8Francja 0,2 0,6 0,0Przeraża się ktoś mający jedno dziecko, gdy widzi obok siebie ośmioro dzieci

i ich ojca: nędzarza Polaka? Przestrasza się, lękając się o ich – jakość? Niech sobie przestudiuje powyższą tablicę, a potem niech spojrzy na swego utuczonego synalka. Zdaniem Niedojdy jego jedynak, jest wymarzonym materiałem na ideał tężyzny. Lecz czy synalkowie tacy mogą dać naród o najwyższej jakości i ilości, oraz o heroicznie minimalnych potrzebach życiowych51? Którą z powyższych rubryk realizowałby nasz synalek? dla Polski?

Czy nie nabieramy fantastycznego obrzydzenia do naszych spasionych jedynaków?

50 „Mały rocz. st. 1938”, 20.51 Zischka (w pracy „Japonia”) i Edgar Leitha (w pracy „Kraj Wschodzącego Słońca”, Warszawa, Trzaska–Evert–Michalski) mówiąc o standardzie życiowym Japończyków, opiniują różnie: Zischka mówi, że nędza chiopów jes! przerażająca, że czegoś podobnego nie spotyka się na świecie; Leitha pisze tylko o minimalizmie potrzeb życiowych: minimalizmie heroicznym. Por. Leitha, 149–160 str.

Page 85: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„NIEWIEDZA I BIEDA DAJĄ TE SAME SKUTKI, CO BOGACTWO”

Niedojda, oczywiście, to wszystko przemilcza, natomiast zaklina, by najpierw dawać warunki, a potem wymagać dzieci.

Warunki? – owszem: wystarczą,– tylko co robić, gdy się da warunki, a ludzie i tak nie będą chcieli mieć dzieci?

Tu Niedojda rozkłada bezradnie ręce.Ale tylko na chwilę. Bo wnet szermuje... eugeniką, opieką społeczną,

pedagogiką. Właśnie, właśnie: czy nie najzdrowsi zostają przy życiu, gdy z rodziny, mającej liczne dzieci, wymierają te najsłabsze? Po co za wszelką cenę utrzymywać przy życiu to jedno dziecko, które Niedojda przeznaczył do życia (inne pozabijał)? „Ludy nowoczesne mogą się uratować przez rozwój mocnych. A nie przez ochronę słabych”52. „Wiele istot żywych bywa poświęcanych każdej chwili przez naturę dla dobra innych”53. Jest to coś w rodzaju... eugeniki naturalnej54.

– Tak, ale szkoda każdego dziecka, które ginie z braku opieki – kwili Niedojda.

Owszem. Ale Niedojdzie nie chodzi o dziecko. Chodzi mu o wygodę. Wygoda zaś nie ma nic wspólnego z poświęceniem, tymczasem „eugenika wymaga poświęcenia od wielu jednostek”55. Poświęcenia dobrowolnego...56

– Niech mam jedno dziecko, ale niech chociaż ono zje to, co bogate! Niech użyje, czego dusza zapragnie! Niech wie, że żyje!

Ludzi „nie ulepszy się przy pomocy witamin i owoców”57. „Pragnienie opróżnia tkanki z wody... Post mobilizuje proteiny i materie tłuszczowe ciała”58. „Nadmiar snu i pożywienia, bardziej szkodzi od niedomiaru”59. „Każdy człowiek ma skłonność wrodzoną do zaspokajania apetytów fizjologicznych i potrzeb sztucznych, takich jak alkohol, szybkość, nieustanna zmiana. Wszelako wyrodnieje, jeżeli całkowicie zaspokaja te skłonności. Musi więc przyzwyczajać się do opanowania głodu, potrzeby snu, impulsów płciowych, lenistwa, zamiłowania do ćwiczeń mięśniowych, zamiłowania do alkoholu itd.”60.

Tak upragniony przez wielu „dobrobyt i nadmiar wolnego czasu pomniejszają jakość tkanek i narządów” podobnie, jak syfilis, jak małżeństwo z bliską krewną, jak alkohol, jak pożywienie zbyt skąpe lub zbyt obfite. „Niewiedza i bieda dają te same skutki, co bogactwo. Ludzie cywilizowani degenerują się w klimatach podzwrotnikowych. Rozwijają się przede wszystkim w klimatach umiarkowanych i chłodnych”61.

To wszystko mówi nauka. Ta najnowocześniejsza. A co mówi Niedojda?

– Niech się moje dziecko nie męczy, tak jak ja! Niech nie umiera przedwcześnie! Niech ma byt zapewniony!

Ale: „Postęp ludzkości nie wyniknie na pewno ze zwiększenia wagi i długowieczności jednostek”62. Czynniki rozwijające energie moralne,

52 Carrel, 252, 54.53 j.w.54 Tak jest w rodzinach wielodzietnych.55 Carrel, 254, 255, 258, 259.56 j.w.57 j.w.58 j.w.59 Carrel, 26092.60 Carrel, 260.61 Carrel, 92.62 Carrel, 184.

Page 86: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

równowagę nerwów, odporność organiczną, siłę legendarną i nieustraszoność „niemal całkowicie utraciły swą skuteczność, odkąd ludzie chronią się przed ostrością klimatu przy pomocy komfortu domów i życia zasiedziałego”63.

– To niech chociaż moje jedno dziecko będzie zdrowe!Właśnie: dlatego twardość życia jest konieczna do wywołania

harmonii „mięśni, szkieletu, narządów i świadomości”64. Ludzie cywilizowani „potrzebują trybu życia, który wymaga od każdego stałego wysiłku, dyscypliny fizjologicznej i moralnej oraz niedostatku. Takie warunki istnienia wytwarzają w nich odporność na zmęczenie i troski: Chronią ich przed licznymi chorobami, zwłaszcza nerwowymi. Skłaniają ich w sposób nieodparty do zdobywania świata zewnętrznego”65.

SZKOŁA „ELITY TWARDEJ I GOREJĄCEJ”

– Więc niech mam przynajmniej na szkołę dla mego dziecka! Niech mam jedno dziecko, lecz niech będzie wykształcone! Niech zostanie człowiekiem! Mój Franuś musi być elita!

„Dr Huntington zbadał w r. 1927 postępy szkolne 1700 wychowanków uniwersytetu w Yale za lata 1922 do 1926 i stwierdził istnienie równoległości między pracowitością, aktywnością artystyczną, społeczną lub sportową a liczbą dzieci w rodzinie. Najmniejszą aktywność wykazywali jedynacy, największą ci, w których rodzinie było sześcioro i więcej dzieci”. „Nieodpowiedzialne są również dzieci wychowywane w szkołach nowoczesnych przez nauczycieli, którzy nie rozumieją konieczności wysiłku, skupienia intelektualnego i dyscypliny moralnej”66.

„Żeby stwarzać ludzi odpornych i odważnych, trzeba wyzyskać długie zimy górskie, kraje o porach na przemian upalnych i mroźnych; kraje, w których są zimne mgły, a mało jest światła, kraje smagane przez huragany i kraje z ziemią ubogą, pokrytą skałami. W takich okolicach można by umieszczać szkoły, przeznaczone do utworzenia elity twardej i gorejącej. A nie w krajach południowych...”67.

Był taki kraj „smagany przez huragany...” od r. 1917. To ZSRR.Czym wytłumaczyć postawę wojsk radzieckich w latach 1941–45, a

zwłaszcza w latach 1941–43, jak nie tym, że ci żołnierze pochodzili przeważnie z licznych rodzin, gdzie wszystko co słabsze wymierało w dzieciństwie; że kraje rosyjskie mają ostrzejszy klimat niż walcząca wówczas z Rosją „Mitteleuropa”; że szalona nędza i dyscyplina przyzwyczajały mężczyzn do nieliczenia się z własnym życiem: a czy to wszystko, to nie warunki życia frontowego? Można by rzec, iż naturalnymi warunkami do najlepszego przygotowania się do drugiej wojny światowej było życie w Sowietach.

„Kraje smagane przez huragany”. „Elita twarda i gorejąca Co z tym wszystkim ma wspólnego Niedojda? Umarłby ze strachu, a dziecka (jedynego) nie wysłałby do szkoły „siły i zdrowia”. Do „krajów smaganych przez huragany”.

A szkoda! Bo „Można by przywrócić energię i odwagę większości tych,

63 Carrel, 257.64 Carrel, 259.65 Carrel, 93.66 Przytacza Ant. Szymański prof. dr ks.: „Ograniczanie urodzin i karalność przerywania ciąży”, Lublin 1930, str. 37. Następne zdanie wypowiada Carrel, 187,67 Carrel, 257.

Page 87: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

którzy je potracili, stawiając ich w ciężkich warunkach egzystencji”68. W warunkach higienicznych, sanatoryjnych, zdrowotnych. W aurze górskiej: walki o życie – na śmierć i życie.

Natomiast masońska idea wygody prowadzi w inne strony: „Czytałem w pewnej powieści francuskiej opis spowiedzi jakiegoś poczciwego starowiny, notariusza w zapadłej prowincji. Z czasów młodości został mu nałóg niezmiernie szeroko rozpowszechniony na prowincji francuskiej, chodzenia na karty i plotki do miejscowego domu publicznego.”69

Ciepła wygódka. Styl masoński.

NIEDOJDA BRONI DAM

– Ale humanitaryzm! Gdzie humanitaryzm! Pozwólcie przynajmniej wtedy „usunąć dziecko” (z łona matki), gdy to życiu matki zagraża! – błaga Niedojda. I płacze.

Lecz co warta matka, która żeby bronić swego życia, każe zabić własne dziecko? Humanitaryzm?! Hi, hi, ha, ha, hejże, hola! Co taki potwór da narodowi? W dodatku mama–potwór niejeden raz zechce w ten sposób się ratować, ale tuzin razy. W dodatku czy sztuczne poronienie nie zagraża życiu matki?!

W Niemczech, gdzie medycyna stała bardzo wysoko, a szpitalnictwo należało do najlepiej postawionych w świecie, ginęło kobiet rocznie z powodu doprowadzenia porodu do końca – 60.000, natomiast z powodu przerwania ciąży ginęło rocznie 7 razy więcej (Vollmann). Z samego zakażenia kończyło życie 50 kobiet na każde 1000 poronień. Podobnie jest w Szwajcarii70. Tysiące kobiet we Francji ginie co roku z powodu powikłań po sztucznych poronieniach (Demelin).

– Ale przynajmniej, gdy dziecko usuną, kobieta ma ulgę. Sztuczne przerywanie ciąży jest zabiegiem zawsze szkodliwym, przy czym „wystąpią tym większe zaburzenia w układzie hormonalnym i nerwowym, im bliżej od początku ciąży przerwano ją” – wyjaśnia profesor dr Czyżewicz. Z później występujących następstw tenże lekarz wymienia mnóstwo babskich chorób, na które niewiasty cierpią i nawet nie wiedzą, że to z powodu poronień (zapalenia, ciąże pozamaciczne, bezpłodność, narośle itp. itd.). Strony 12 i 13: „Następstwa i skutki poronień”71.

A prof. dr Kazimierz Orzechowski powiada, że „każde poronienie, nawet przebiegające bez żadnych powikłań, „wywołuje u kobiet normalnych, a częściej u neuropatek, wcale częste stany długotrwałego wyczerpania nerwowego, depresji, w ogóle różne nerwice, wśród tych zwłaszcza stany psychasteniczne” i dodaje, że „wśród tych okoliczności mogą pośrednio pogarszać się po poronieniach takie cierpienia organiczne”72.

W dodatku „Niebezpieczeństwo poronień będzie zawsze duże nawet w najbardziej wyszkolonych rękach i w najlepszych warunkach”73. Jeden z badaczy na Zachodzie notuje, że „72% uwzględnionych wypadków przebicia macicy

68 Carrel, 125.69 (Prosto z mostu, z dn.19.3.1939). 70) Podoleński, 12.70 Podoleński, 12.71 „Ginekologia Polska”, r. 1930, str. 347–348. Przytacza Podoleński, 25. Drugą pracę przytacza Szymański: „Ograniczanie urodzeń”, Lublin 1930, str. 28, 29..72 „Ginekologia Polska”, r. 1927, str, 1159. Przytacza Podoleński, 25, 26.73 Czyżewicz: „Ginekologia Polska”, r. 1927, str. 1219 1 1236–39. Przytacza Podoleński, 27

Page 88: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

zostało popełnionych przez lekarzy” (monografia Zangenmeistra)74. Tymczasem taki np. prof. F. Frank miał w swej klinice ginekologicznej w Kolonii w latach 1885–1921 70.000 kobiet położnych i nigdy nie pozwolił przerywać ciąży, bo „niejedna matka razem z dzieckiem spoczywa w grobie, choć oboje mogli być uratowani”75.

Naiwni optymiści, którym się zdawało, że uszczęśliwią kobietę za pomocą poronień, zbudowali w Moskwie zakład rządowy do spędzania płodu. Która tylko niewiasta tego chciała, to jej to robiono. Fabryka poronień zabijała rocznie 30.000 dzieci.. Owóż już w roku 1928 lekarka Bronikowa stwierdziła na VIII Wszechradzieckim Kongresie Ginekologów w Kijowie, że w Rosji w następstwie sztucznych poronień odsetek patologicznych urodzeń wzrósł podwójnie, ilość przebić przez lekarzy ustawicznie wzrasta; lekarz zaś Parsanow przyznaje, że w następstwie sztucznych poronień zwiększyła się w Rosji ilość wypadków ciąży pozamacicznej trzykrotnie76.

– Lecz gdy lekarz widzi, że ciąża zagraża życiu matki, czy może skazywać matkę na śmierć?

A czy lekarz może skazywać na śmierć dziecko? Czy w ogóle lekarz ma prawo kogokolwiek skazywać i to na śmierć? Od kiedy lekarz jest sędzią?

– Medycyna nie może się cofać do XV wieku, gdy Kościół rządził się jak szara gęś w medycynie i nie pozwalał usuwać dziecka!

Wolnego! Nasampierw, nie przekręcajmy faktów! A więc: kto zabija dziecko, ten wcale go nie „usuwa”, tylko morduje. Po wtóre: zabijanie dzieci w łonach matek to nie postęp i nie żadna nowoczesność, bo hen, jeszcze 2000 lat temu w Rzymie było to powszechne. Zabijanie dzieci nienarodzonych to również nie żadna kultura, lecz cofanie się do stanu dzikości, bo wszystkie ludy najdziksze spędzają płód. Medycyna współczesna przyjąwszy przerywanie ciąży cofnęła medycynę do poziomu medycyny u ludów najdzikszych. W specjalnym rozdziale to wyjaśnimy. Wstydzić się trzeba za poziom umysłowy lekarzy, którzy swe nawroty do dzikości uważają za kulturę. Przeto i rozdział ów zatytułujemy: „Jak poznać szczebel kultury?” Zresztą, gdy lekarze utrzymywać się nadal będą z zabijania dzieci polskich, to trzeba będzie zastosować do nich tę metodę, którą oni skwapliwie stosują do dziecka: wyrżnąć ich!

– Czy jednak jest wskazane, by matka szła do grobu razem z dzieckiem, gdy przynajmniej matkę można uratować ?

A „czy jest rzeczą naprawdę tak pewną, że bez spędzenia płodu matka zginie razem z dzieckiem? Nie, to nie jest bynajmniej tak pewne. Nie brak wypadków, w których sumienny lekarz ocalił i matkę i dziecko wbrew lekarskiemu wskazaniu spędzenia płodu. Werdykt lekarza opiera się tylko na

74 Dr Schekaert – na „Kongresie w Sprawie Urodzeń” w Brukseli, grudzień 1931.75 Dr Fritz Frank: „Schutzengel oder Wurgengel”, 3 wyd.. Kolonia 1922, str. 5, 10. Dr Albert Niedermeyer: „Sexualethik und Medizin. Wiss. und Weltanschaung”, Hildescheim 1931, str. 44.76 Podoleński, 110, 111,

Page 89: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

prawdopodobieństwie”77. Dodać należy: werdykt lekarza opiera się na... gotówce, do której lekarz wzdycha, gdy wydaje werdykt.

– W każdym bądź razie jeśli lekarz odmówi kobiecie, to uda się ona do akuszerki i swojego dopnie. A lekarz przynajmniej zrobi to fachowo.

„Fachowo” zabije człowieka! Jak fachowy zbrodniarz. Czy po to utrzymuje naród wydziały medyczne na uniwersytetach?

– A jeśli ojciec zginął za Ojczyznę, matka została w nędzy, ma już kilkoro dzieci, to jakże jej nie usunąć dziecka! Jakże lekarz ma jej nie pomóc!

Niech tedy jej pomoże wydać na świat dziecko. Niech jej pomoże utrzymać rodzinę. Kto to bowiem komu w ten sposób pomaga, że mu zabija dziecko?! Co to za logika! Któż tak pomaga dziecku, którego ojciec zginął za Polskę? Więc pomagajmy sobie... przez zabijanie jeden drugiego! Będzie to samopomoc według logiki lekarskiej.

77 Artur Vermeersch: ,,Katechizm życia małżeńskiego”, Poznań, św. Wojciech, 1932, str. 60,

Page 90: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

– Ja wyżej stawiam nie tę matkę, co wyda na świat gromadę dzieci, ale tę matkę, co dzieci dobrze wychowa.

Ale co za kwalifikacje na wychowawczynię ma matka, która pewną ilość swych dzieci pozabijała? W ten sposób każdy Polak miałby matkę–zbrodniarkę. Czy tego życzą narodowi polskiemu lekarze polscy? Który Polak nie brzydziłby się wtedy swoją matką? Czy nie widzimy, jak w krajach, gdzie jest najwięcej dzieciobójstw, matki nie chcą wychowywać swych dzieci, lecz oddają je w obce ręce na wychowanie? Te matki nie mają odwagi spojrzeć w oczy swym dzieciom, a cóż dopiero uczyć je idealizmu!

– A gdy kobieta ulegnie gwałtowi i następnie ma dziecko?Im bardziej i wtedy będziemy domagali się, by wydała na świat takie

dziecko, tym mniej będzie gwałtów. Bo kobieta będzie do upadłego walczyła ze zwyrodnialcem, gdy ją napadnie, a społeczeństwo będzie go linczowało. Nic tak nie osłabiło Polki wobec gwałciciela, nic tak nie przygotowało przyjaznego klimatu do masowych gwałtów podczas wojny, jak to, że przyzwyczailiśmy Polkę, by na rozpustę z Polakiem patrzyła jak na sport. Kto hańbi Polkę, ten hańbi cząstkę Polski. Bo Polska nie jest na obłokach. Polska, to każdy Polak i każda Polka. Prawdziwa Polka nie dopuszcza do hańby. Zhańbiona Polka to tak jak zhańbiona Polska. Ale prawdziwa Polka nie dopuszcza też do hańby... dobrowolnej: do rozwiązłości Polaków z Polkami. Hańba przymusowa nie jest hańbą: nie jest nawet grzechem. Natomiast grzech dobrowolny jest hańbą zawsze.

– Sprawa nie jest tak prosta... Na przykład przychodzi do lekarza panna, jest w ciąży. Klęka przed lekarzem. Błaga go. Czy lekarz ma jej złamać los na całe życie?

O co błaga?– Żeby jej zabił dziecko.A więc błaga go o morderstwo. Jeżeli za tę cenę ma wyjść za mąż, niech nie

wychodzi. Polki nie mogą wychodzić za mąż za cenę zabicia własnego dziecka. W takim wyjściu za mąż nie może pośredniczyć lekarz polski. Co za honor dla męża mieć żonę zbrodniarkę! Co za honor iść z taką do ślubu! Co za honor dla dzieci mieć taką matkę. Otóż lekarz ma obowiązek uratować honor takiej dziewczyny. Niech więc pomoże jej zostać matką! Niech dziewczyna przezwycięży lęk przed opinią publiczną! Grzech jest hańbą, ale macierzyństwo jest świętością. Macierzyństwo oczyszcza z grzechu. I takie właśnie pokutnicze macierzyństwo uczy rozumu. Och! jak jeszcze uczy rozumu. Bez takiego macierzyństwa możemy mieć wszystkie dziewczęta głupie. I wszystkie baby głupie.

– W takim razie na czym polega postęp w medycynie? Na tym, żeby leczyć, nie zabijać. Nigdy nie zabijać. „Jak w zakresie medycyny wewnętrznej już dawno zwyciężyło zapatrywanie, że nie lekarstwo zwalcza chorobę, lecz organizm, a rzeczą lekarza i zabiegów jest wzmacniać ten organizm do walki z czynnikami chorobotwórczymi, podobnież w położnictwie droga postępu otwiera się nie przez zabijanie życia i gwałtowne przerywanie biegu natury, lecz przez wspieranie jej i większą ufność w jej siły”78.

Sami lekarze „uznają, że bezwzględny zakaz przerywania ciąży zmusiłby do szukania innych dróg i przyczyniłby się do postępu położnictwa, a zarazem zapobiegłby temu ogromowi zła, jakie się dzieje dziś z powodu zbyt hojnego szafowania wskazaniami, a tym samym szafowania życiem ludzkim i zdrowiem”. Zresztą lekarze wybitni fachowcy twierdzą dziś, że „bardzo rzadko spotyka się wypadki, gdy rzeczywiście zachodzi konflikt między życiem matki i życiem dziecka (Czyżewicz) lub nawet, że przy obecnym stanie wiedzy lekarskiej wypadków takich nie ma” (Fritz Frank: „Schutz oder Würgengel”, Köln 1922)79.

78 Podoleński, 37.79 Podoleński, 36. Przytacza Szymański: „Ograniczanie urodzin i karalność przerywania ciąży”, 23.

Page 91: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„Wzgląd na życie dziecka, pisze doktor Clement, pobudza do postępu”80. „Czy sprawa nie przedstawia się podobnie jak z wymiotami, których nie było można do niedawna zahamować? A przecież specjaliści obecnie oświadczają, że już opanowali ten wypadek, o którym wyrażano się dawniej, że się jest wobec niego bezradnym” (Vermeersch, 61). Mówi się tu o wymiotach u kobiet ciężarnych.

W ten sposób encyklika Piusa XI „O małżeństwie chrześcijańskim”, która w żadnym absolutnie wypadku nie pozwala zabić dziecka, nie tylko „światu lekarskiemu udziela nauki moralności, ale także nauki metody, podając prawidła etycznego postępowania, oznacza zarazem początek nowej ery, pobudzając na nowo wysiłki lekarzy do wzniesienia medycyny naprawdę ludzkiej”81.

Masakra dzieci nie jest tedy ani środkiem, postępu w medycynie, ani środkiem ratunku, ani środkiem opieki społecznej: lekarzowi nie wolno w żadnym wypadku zabijać płodu dla ocalenia życia matki.

Nie znaczy to jednak, że nie ma on wobec ciężko chorej spełnić swego obowiązku i ratować jej do ostatka – choćby nawet ubocznym i niezamierzonym tego następstwem była śmierć płodu lub poronienie”82.

„Różnica między taką interwencją lekarską, choćby nawet niezamierzonym jej następstwem było poronienie, a właściwym przerwaniem ciąży jest istotna”83.

„Lekarz nie rozporządza tu więc życiem i jeśli ono ginie, dzieje się to bez, lub raczej wbrew jego zamierzeniom – jest to tzw. occisio indirecta, a poronienie tak spowodowane, nosi nazwę „pośredniego”, abortus indirecius. W tym znaczeniu mówi się też, że etyka katolicka pozwala na „pośrednie przerwanie ciąży”.

„Interwencja powyższa daje więc lekarzowi szeroką możność ratowania matki w razie grożącego niebezpieczeństwa. Niemniej w praktyce wymaga ono dobrej orientacji i dużej sumienności; bywają bowiem wypadki, w których granica między niedozwolonym a dozwolonym jest tak subtelna, że może zostać łatwo przekroczona”84.

„Etyka katolicka określa bliżej te warunki, w jakich „pośrednie przerwanie ciąży” może być dozwolone:

1) Choroba matki musi być śmiertelną;2) zabiegi użyte przez lekarza mają mieć za wyłączny cel wyleczenie z

choroby;3) środków mogących pośrednio spowodować poronienie, względnie śmierć

płodu, wolno użyć, jeżeli nie ma innych bezpieczniejszych;4) należy możliwie zabezpieczyć chrzest płodu”85.

A zatem ratować można, zabijać – nie. Bo nikomu nie wolno zabijać drugich, by samemu żyć.

– A jak matka umrze?To widocznie powinna umrzeć.Umrzeć jest taki sam obowiązek, jak żyć. Tak dla chłopa, jak dla baby.

Równouprawnienie.

80 ,,Le droit de 1'enfant a naitre”. Bruges, Beyart, 6 edition, 1931, str. 81.81 Dr Rene Biot, Lion. Przytacza Vermeersch, 95.82 Podoleński: 62, 63, 64.83 Podoleński: 63.84 j.w.85 Podoleński: 64.

Page 92: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

ZATABACZONE POGLĄDY

„Niegdyś jednostka zawdzięczała możność przeżycia choroby jedynie swej zdolności adaptacyjnej. Dziś dzięki higienie, komfortowi, dobremu odżywianiu, łagodności egzystencji, szpitalom, lekarzom i pielęgniarkom, cywilizacja współczesna pozwoliła żyć wielu istotom ludzkim marnej jakości. Ona to i ich potomstwo przyczyniają się w dużej mierze do osłabienia rasy białej.

Być może, trzeba będzie wyrzec się tej formy sztucznej zdrowia i pielęgnować tylko tę, która pochodzi z doskonałości funkcji przystosowawczych i odporności wrodzonej”86.

86 Carrel, 179.

Page 93: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Więc Niedojda uprasza, by przynajmniej ćwiartowano dzieciątko,, gdy matka ma gruźlicę.

Ale czy nie lepiej, gdy naród będzie miał dziecko bez gruźlicy, niż matkę z gruźlicą? Wszak dziecko nie przejmuje gruźlicy od matki87, nawet gruźlicy daleko posuniętej88.

Więc Niedojda wzywa, by przecież iść z postępem wiedzy lekarskiej. I tu się „wsypuje” na całego. Albowiem:

a) „Dr Leon Bernard dowodzi, np. że dzieci gruźlików rodzą się i wyrastają w pełni zdrowia, jeżeli się je zupełnie odłączy od chorego otoczenia zaraz po urodzeniu”89

b) „Jeżeli chodzi o wczesne stadium gruźlicy, to przerywanie ciąży z powodu

87 Przytacza opinię powag lekarskich Podoleński, 59 i inne.88 j.w.89 Kępińska, 128,

Page 94: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

niego nazywa dr Władysław Deryng „działaniem wprost szkodliwym w stosunku do stanu zdrowia chorych”90.

c) Dr K. Morawski (Zakopane), który tę sprawę ferował na IV Zjeździe ginekologów polskich w Krakowie w r. 1931, żąda wprawdzie leczenia sanatoryjnego matki, ale dodaje zarazem, że „nawet ciężko chore na gruźlicę płuc mogą przebyć ciążę i poród bezpiecznie”, a przerwanie ciąży u kobiet gruźliczych, „nie jest zabiegiem leczniczym”91.Że z tą gruźlicą damską mocno się przesadza, to widać choćby z tego, że

mężczyźni chorują na suchoty, a nawet umierają, chociaż... nie rodzą92.I o tym „sercu” też medycyna antymacierzyńska grubo przesoliła. Po

prostu ..nawalanka”. „Lipa”. Pewne cierpienia serca są normalnym zjawiskiem w

90 Dr Deryng: „Ginekologia Polska”, 1930, nr. 4–6, 344; „Warsz. Czasopismo Lekarskie”, 1932, nr 50, art. dra G. Lewina. Przytacza Podoleński, 30.91 Podoleński, 31.92 Prof. dr A. Czyżewicz: „Ginekologia Polska'„, 1933, nr 4–6, 553–557. Przytacza Podoleński, 31, 32.

Page 95: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

okresie ciąży i po zakończeniu ciąży przemijają.„Prof. Patain przytacza... Przyszła do niego kobieta w wieku lat 50 i

stwierdził, że jest od dzieciństwa dotknięta ciężką chorobą serca. Gdyby się wcześniej do niego zgłosiła, wedle wskazań medycyny, odradzałby jej jak najbardziej stanowczo zamążpójście, bo nie powinna była przetrzymać trudu pierwszego macierzyństwa. Tymczasem przyszła do niego, mając ośmioro zdrowych dzieci i wiele lat szczęścia za sobą”93.

Gdy chodzi o schorzenie serca, to „dziś wiemy”, że u ciężarnych „najwyżej 2 – 5% przypadków kończy się śmiercią”94.

„Co więcej, mnożą się dowody, że właśnie przerywanie ciąży u chorych na serce bywa czasem przyczyną nieszczęścia”95. „Rontier, Laennec i Balsac

93 Kępińska, 128.94 Opinia prof. dra B. Kowalskiego, dyrektora uniwersyteckiej kliniki dla kobiet i „Szkoły Położnych” w Poznaniu. „Nowiny Lekarskie”, Poznań, 1927, 578.95 Podoleński, 30.

Page 96: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

podkreślają częstość skrzepów u kobiet sercowo chorych z dilotacją serca i zastojem żylnym w płucach, u których niedomoga mięśnia sercowego wymaga przerwania ciąży”96. Ale po co tu wyraz „wymaga”, skoro w żadnym wypadku nie wolno lekarzowi przerywać ciąży?

– Dlaczego?Też o tym będzie. Na razie klarujemy zwężenie miednicy.Owóż z tym zwężeniem miednicy takoż przepieprzają strachajły, bo „metody

naukowe tak postąpiły, że uratowanie życia dziecka stało się zarazem najlepszą metodą ratowania życia matki”97.

Dr Fritz Frank, prof. uniwersytetu w Kolonii i dyrektor tamtejszej kliniki położniczo–ginekologicznej, miał w ciągu 10 lat „w swej klinice 1707 kobiet z

96 „Wiadomości Lekarskie”, 1932, listopad, 378. Przytacza Podoleński, 30.97 Frank Fritz: „Schutzengel oder Wurgengel?” 9–10.

Page 97: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

silniejszym stopniem zwężenia miednicy, ani w jednym wypadku nie stosował przerywania ciąży i uratował 87% dzieci i 94% matek; owszem, byłby ocalił ich więcej, gdyby niektóre z nich nie próbowały już przedtem innych zabiegów i nie przyszły do kliniki w stanie ostatniego wyczerpania”98.

Nawet wywołujące zimny pot, „cięcie cesarskie” – miewa sobie po operacji przebieg „tak korzystny i łagodny, jak po porodzie siłami natury”99. Oczywiście, o ile lekarz nie jest fuszer.

Jeszcze w r. 1931 tej miary sława, co prof. dr E. Pestalozza, dyrektor kliniki uniwersyteckiej w Rzymie, ogłosił zabieg przerywania ciąży za „skazany na zaginięcie”100.

W tymże roku nasz prof. dr W. S. Mączewski orzekł na „IV Zjeździe

98 Podoleński, 32 (Schutzengel oder Wurgengel).99 Podoleński, 32.100 „L'Osservatore Romano”, Nr. 17, 1931.

Page 98: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Ginekologów polskich”, że „ostatecznym celem, jaki ma przed sobą położnik, jest: ratowanie matki i dziecka”101.

Prof. dr Eugen Hubert (Lovanium) stwierdza, że lekarz, który dla ratowania matki zabija dziecko w jej łonie, popełnia dzieciobójstwo „niezgodne z prawem natury, z moralnością i sprawiedliwością, a dziś mogę dodać – niezgodne ze sztuką lekarską”. Tudzież głosi następującą zasadę: „zabicie płodu tzw. lekarskie, a nazwane tak zapewne przez paradoks, nie należy już do sztuki leczenia, ale jest to egzekucją, a do roli kata czujemy nieprzezwyciężony wstręt. Zostańmy lekarzami”102.

Nawet w przypadku, gdyby jakiś ignorant przypuszczał, że płód na samym początku istnienia nie jest połączony z duszą, to jednak samo przeznaczenie

101 Przyt. Podoleński, 34.102 ,,Le devoir du medecin”, Bruges, str. 66.

Page 99: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

płodu „okrywa go osobliwą godnością i szczególniejszym blaskiem, które czynnemu zgładzeniu go nadaje charakter antycypowanego zabójstwa”103.

Atoli kto jest katolikiem, ten wie, że płód „na samym początku istnienia”, ma duszę. „Płód ludzki jest od pierwszej chwili, nie tylko pełną całością w sobie, jednostką, istotą odrębną –jak wykazują nauki przyrodnicze – ale jest istotą ludzką, osobą, człowiekiem, choć niedoskonałym i rozwijającym się dopiero”104

„Słowem dziecko należy objąć nie tylko dziecię, którego członki są już rozwinięte, lecz także dziecię w stanie zarodkowym czyli embrionalnym, czyli innymi słowy każde jajko zapłodnione. Toteż kanon 747, nakazując chrzest każdego płodu, choćby i nie wiedzieć jak małego, przepisuje, żeby każdy płód traktować jako osobę ludzką”105.

Dlatego „nie ma nic tak w swej istocie nielekarskiego, jak zabijanie płodu łona ludzkiego”106.

– A zdrowie? A piękno kobiety? Po co niszczyć piękno kobiety? Po co matkę zabijać troską?

Właśnie. Matka po stracie jedynego dziecka może się rozchorować, a nawet umrzeć. Lecz gdy ma jeszcze całą gromadę dzieci, to nie ma czasu na takie głupstwa. Zresztą sama natura chroni zdrowie kobiety w okresie ciąży. Na przykład rak, usadowiony na pewnej części organów macierzyńskich kobiety, nie rozwija się w okresie ciąży (Weiber, Meyer).

„Dr Karol Richet w raporcie swym do Akademii lekarskiej pisze, że medycyna stwierdza bez żadnej wątpliwości, iż ciąża i jej powtarzanie się nie tylko nie szkodzi zdrowiu kobiety, ale jest warunkiem jej rozkwitu, a prócz danych biologicznych samo doświadczenie wykazuje siłę zdrowotną największą u kobiet, które mają dużo dzieci.

Nie dlatego, że są zdrowe, mają dużo dzieci, ale dlatego że je mają, zdrowie ich jest w stanie kwitnącym”107.

„Dr Desplatz z Lille w sekcji lekarskiej towarzystwa biologicznego z Brukseli wywodzi, że „nierzadko widzi się wątłe kobiety, które macierzyństwo obdarzyło silnym zdrowiem i urodą niepospolitą”108. „Nie wystarczy powiedzieć; że płodność jest dla kobiety przyczyną rozkwitu zdrowia; trzeba dodać, że bezpłodność sztuczna jest groźbą dla kobiety, że wystawia jej zdrowie na liczne niebezpieczeństwa, szczególniej na tworzenie się nowotworów”109.

„Najwięcej pracy dostarcza chirurgom bezpłodność dobrowolna, na co mamy dowody matematyczne”110.

Cóż więc z tego, że Niedojda mamrocze coś jeszcze o dobru społecznym, skoro właśnie w tym miejscu wali go w szczękę prof. dr Bocheński (Lwów).

– Co mówi dr Bocheński?Że uznawanie wskazań społecznych do przerywania ciąży jest w interesie

dobra ogólnego niedopuszczalne”111.Bo tak, na prosty rozum, co to za sposób zarzynać jednych, żeby było lepiej

drugim? Przecież tak robili gestapowcy: wyrzynali nas, żeby ich narodowi było dobrze. I mówili na to nie „skrobanka”, tylko „Lebensraum”. Czy to też czynili według wskazań „społecznych”? I czy to im pomogło?

103 G. Clement: „Le droit de 1'enfant a naitre”, 2 wyd. Bruges, s, 33–34. Reflexions pour les medecins et le non medecins, Beyart.104 Ks. prof. Kozubski Zygmunt: „Problem potomstwa”. Warszawa, 1931, 17–20.105 Vermeersch, 56.106 A. Niedermeyer, 45,107 Przytacza Kępińska, 89, 89, 89.108 j.w.109 j.w.110 Le devoir conjugel de la procrecation et la probleme morale”, prof. dr Moryes, Przytacza Kępińska, 89.111 Przytacza Kępińska, 80.

Page 100: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

A co Niedojda na to, że tak bogata i wymarzone wszelkie warunki do życia mająca kraina, jak Gaskonia, posiadająca poza tym ludność wiejską, bogatą, kulturalną – wymiera? Nie tylko dlatego wymiera, że rodzice miewają tam bardzo mało dzieci, ale dlatego odporność na choroby zmalała, że mają mało dzieci; gruźlica rośnie, a śmiertelność wśród niemowląt szaleje. I rasowo, i fizycznie – degenerują się Gaskończycy piekielnie112.

A co Niedojda na to, że najliczniejsze, najcenniejsze i najbogatsze nasze wychodźstwo, Polonia amerykańska – wymiera113?

A co na to, że nasi emigranci w Belgii, pisując do krewniaków w Polsce (lata przedwojenne), pouczają ich, co mają robić, żeby nie mieli dzieci? Sami, tam w Belgii, ograniczają potomstwo, choć gdyby mieli przykład i opiekę z Macierzy, nie robiliby tego, bo w Belgii rodzina dzietna ma niesłychane przywileje. Niestety, małżeństwem polskim nie opiekowały się przedstawicielstwa urzędowe polskie. Sprawy matrymonialne załatwiały konsulaty polskie długo. Materiał na żony i matki przyjeżdżał z kraju jak najgorszy. Sprowadzenie narzeczonej z Polski było kosztowne i trwało 5 – 7 miesięcy. Tak się rzecz miała tuż przed wojną. A jak jest dziś?

Wspominaliśmy wyżej, iż pisano w r. 1938, że władze państwowe opracowały doktrynę populacyjną. Specem rządowym w sprawach ludnościowych był naczelnik Zarychta z MSZ.114. Coś więc robiono, szykowano. Wobec tego pytamy: ile nasi ambasadorowie, posłowie, konsulowie – mają dzieci? Czy honor rodziny polskiej za granicą nie reprezentują przypadkiem tata –”olla” i mama – „olla”? Cóż na to MSZ?

Cóż na to Związek Polaków z Zagranicy? A co Niedojda na to, że jest przecież katolikiem? Wszak etyka katolicka „nie pozwala w żadnym absolutnie wypadku na

podjęcie sztucznego poronienia i traktuje je jako zabójstwo. Toteż ,w każdym wypadku świadomie w tym celu i ze skutkiem wywołanego zabiegu, zarówno spędzenia płodu, jak przerwania ciąży, Kościół karze karą ekskomuniki (klątwy), zastrzeżonej biskupowi miejscowemu, wszystkie te osoby, które, fizycznie czy moralnie, pozytywnie przyczyniły się do wykonania tego czynu: matkę, lekarza, czy innego wykonawcę i pozostałych winnych (Codex Iur. Can., can. 2350, par. 1).”

„Te same osoby (mężczyźni tylko), oraz wszystkie inne, które w jakikolwiek sposób współdziałały z nimi, popadają nadto w specjalną karę, tak zwanej niezdolności (irregularitias) do przyjęcia święceń i pełnienia funkcyj duchownych (Tamże, can. 985 par. 4)”115.

Tu Niedojda tłumaczy, że Kościół zmieni swe stanowisko wobec... Niedojdy.

Niedojda snać nie wie, że Kościół nie jest dla niedołęgów. Minimalny cenzus, jakiego Kościół wymaga do zbawienia, to: móc tak żyć,

jak każe Bóg.Móc: to katolicyzm.

112 „L'ame paysanne”, dr Emanuel Labat, Paris, 1918, 88.113 „Dziennik Zjednoczenia” (USA) z dn. 12.1.1939.114 Na podstawie listu z Belgii z dn. 14.12.1938 – piszę o Belgii. O Zarychcie notowało „Prosto z mostu” z dn. 4.9.1938, str. 8.115 Przyt. Podoleński, 76. Wśród poronień należy odróżniać poronienie patologiczne (samoistne) i poronienie sztuczne. Poronienie sztuczne znów może być albo „przerwaniem ciąży”, albo „spędzeniem płodu”. Wyjaśnia to Podoleński, 19 – 21.

Page 101: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

RADZIMY CI, ŁASKAWCO

– Wszystko to bardzo pięknie, ale co za interes mieć dzieci?Kto uzależnia prowadzenie rodziny zgodnie z naturą – od stanu swych

interesów, albo kto chce robić interes na założeniu rodziny, temu radzimy od serca: Braciaszku, bądź świnią! Zapisz się na takiego „folksdojcza” – do chlewa!

Co za interes rodzinę zakładać? żonę mieć, być członkiem narodu? być człowiekiem?

Jaki interes był dla Chrystusa, gdy cierpiał za nas na Krzyżu?Jaki interes robi matka, gdy wydaje dziecko na świat, każde pod grozą utraty

własnego życia?Przecież i tak, ile razy myślisz, Łaskawco, czy twoja żona i dzieci ci się

opłacają, to jesteś świnia.Świnia, to jeszcze lepiej niż pracownik na pensji. On biedny tylko jeden raz

dostaje na „pierwszego”, a świnia dostaje w korytko codzień. Pięć razy na dzień. Wszystko dostaje: mieszkanie, wikt i opierunek! Wszystko jej podstawią pod brodę (jak pani... kawę do łóżka). Dosyt. Raj. Sprawiedliwość. Chlew. O nic nie potrzebuje się martwić. Każdą „szczegółę” otrzyma od rządu: od gospodarza chlewnika. Z Berlina. Poucza się wtedy dzieci: „Nie Pan Bóg, tylko pracodawca wszystko daje”. Świni – tak.

I higienę się coraz bardziej stosuje do świń. I „świadome macierzyństwo”. I „regulację urodzeń”. I rasizm. I eugenikę.

1sterylizację (już od wieków, jeszcze przed Wernicem). I świni wolno się wytarzać we wszelkim błocie (bez przesądów, szerokie horyzonty, tolerancja). I może nie uznawać VI Przykazania. I IX–go (jak w teatrze). I co chwila może mieć innego „przyjaciela” ( jak w filmie). I na wojnę nie idzie. I podatku nie płaci. Ani ceł (Stany Zjednoczone Europy a... świnia). A gdy ją zarżnąć, to też tylko boi się śmierci, ale tego, co będzie z nią po śmierci) wcale się nie boi. Bo mówi: „Chrząknę, i „szluss”! Para ze mnie wyleci, duszy nie ma”. Tak zwana świńska odwaga.

Nawet pieszczony piesek u pięknej pani (credo: piękna pani i jej rasowy pies) – robi lepszy interes na swojej pani, niż pani na tym, że ma psa (zamiast syna).

Gdzie chodzi o interes, każde bydlę zdystansuje człowieka.Życie w stylu człowieka zaczyna się poza interesem.Tam się też zaczyna szczęście. Także – w rodzinie.Rodzina jest po to, by na świecie ludzie również coś robili poza interesem.

Tu się uczymy i żyć, i umierać nie dla interesu, i robić wszystko nie z interesu, ale dla ojca, dla matki, dla dzieci, dla żony, dla męża, lub dlatego tylko, że coś jest dobre, prawdziwe, piękne. Dziwaki. Fabryka bezinteresowności. Tu się uczymy na Don Kichotów, Magellanów, Kolumbów, Pasteurów, Curie–Skłodowskich, Edissonów, Carrelów. Tu się uczymy na Żółkiewskich, Zamoyskich, Stasziców, Kościuszków, Trauguttów. Tu się uczymy na apostołów, męczenników, wyznawców. Tu nam śmierdzi ziemia, a pachnie niebo. Tu całujemy krzyż, a kopiemy rozkosz. Tu się lęgnie w nas to, że przysięgamy miłość aż do śmierci – dziewczęciu tylko za to, że ona nam się podoba. Tu wyrzekamy się szczęścia osobistego na całe życie tylko dlatego, że Polska, to Ojczyzna. Tu się po prostu uczymy na chrześcijan. Nawet Bóg przyszedł na świat w rodzinie i wprost z jej progów poszedł na podbój świata.

Tylko dzięki rodzinie każda Polka, nawet ta garbata i ta koszlawa i ta dziesięć razy krzywa – może być uważana za cud, o ile ma dzieci. Bo czy jest większy cud, niż matka dla dzieci?

Tak samo tylko dzięki prowadzeniu własnej rodziny, każdy z nas mężczyzn

Page 102: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

zdobywa prawo do czci i do tej najtkliwszej miłości dziecięcej. Bez rodzonych dzieci mielibyśmy tylko prawa... obywatelskie.

To rodzina tworzy niebo bezinteresowności, honoru, heroizmu: cały ów firmament nad żerem, spaniem, wegetacją.

U zwierząt niewiele „tego” może być, bo instynkt ogranicza ilość nad–zwierzęcości. U człowieka, dzięki temu, że świadomie możemy być ofiarni, niebo życia może rosnąć w nieskończoność.

Gdybyśmy robili wszystko z interesu, ilość czynów ludzkich kurczyłaby się przerażająco. Tak jak i i... ilość dzieci.

Właśnie liczba dzieci dowodzi, o ile jesteśmy świadomie bezinteresowni lub instynktownie: o ile jesteśmy zdolni do życia.

I – do szczęścia. Do nieba – na ziemi. Do robienia nieba – z ziemi.Bo kto myśli, że szczęście pochodzi z własnej wygody i że im wygód więcej,

tym szczęście obfitsze, ten ma jeszcze żółto w dziobku.Radość ma coś z krzyża. Przyjaciele! Właśnie Chrystus, gdy konał na krzyżu

nie za siebie, ale za nas, dzięki temu, że – za nas, nie za siebie konał, był wówczas nie tylko nieskończenie nieszczęśliwy, ale i szczęśliwy nieskończenie. Paradoks? – Ależ niebo na ziemi może być tylko w stylu radości i męki. Jak serce matki..

„Kraje smagane przez huragany”...Nie na równiku, ale na biegunach – przyszłość świata.

Page 103: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część piąta:

„POCZCIWY LUDEK WSZYSTKO

ZROBI”

WIARA W LUD

Na początku tego rozdziału uprzedzamy: część piąta niniejszej książki jest tylko dla tych, co wytrzymują całą dawkę prawdy. Kto więc z robotników, chłopów i inteligencji pracującej nie jest prawdziwym robotnikiem, chłopem, i inteligencją pracującą, to znaczy, kto nie jest wytrzymały, ten począwszy od tego miejsca, niech lepiej idzie drzemać albo kury macać.

Lecz my wierzymy w lud, dlatego przechodzimy po owym wyjaśnieniu natychmiast do materii zasadniczej.

Otóż w chwilach grozy, w położeniu niebezpiecznym instynkt pcha nas tam, gdzie jest więcej ludzi. A gdzie jest ich więcej niż wśród ludu? W wieku XVIII gdy straciliśmy niepodległość, cóż ożywiało patriotów jak nie to, że dojrzeli miliony naszego chłopstwa i powiedzieli sobie: ta Polska gdy ożyje, któż jej się oprze!

Wiara w lud, to wiara w wielką ilość ludzi. Dopóki naród ma gdzieś większą ilość ludzi, dopóty czuje się pewny. Bo wielka ilość ludzi wszystko przetrzyma, bo z wielkiej ilości ludzi wszystko może powstać, bo z wielkiej ilości ludzi wszyscy się mogą utrzymać: i ksiądz, i organista się utrzyma, i urzędnik, i armia, i rzemieślnik, i kupiec, i policja, i robotnik, i chłop, i przemysłowiec, i dentysta, i akuszerka. I zgraja złodziei. Gdyby na świecie było dwa razy tyle ludzi, to dwa razy więcej ludzi miałoby utrzymanie. A gdyby było dziesięć razy więcej ludzi, to dziesięć razy więcej ludzi miałoby utrzymanie.

W spalonej Warszawie tuż po jej oswobodzeniu zaledwie kilka tysięcy ludzi miało utrzymanie, bo tylko kilka tysięcy ludzi w niej mieszkało, natomiast jeszcze na pół roku przedtem milion ludzi miało w niej utrzymanie. Dlaczego? Bo milion ludzi wówczas w niej przebywało. Jeśliby w Polsce mieszkało 100.000.000 ludzi, wówczas 100 milionów Polaków mogłoby w niej się utrzymać. Byłoby z kogo żyć! Jeżeli Ktoś nie wierzy w to wszystko, niech jedzie do Nowego Jorku: zobaczy, że tam w jednym jedynym mieście mieszka 10 milionów ludzi i że 10 milionów ludzi ma tam utrzymanie. W jednym mieście.

Cóż to jest lud? Lud, to jest taki... Nowy Jork, co ma największą ilość ludzi. Wiara w lud, to wiara w potęgę ilości ludzi. Dlatego gdy wchodzimy w lud, i zaraz

Page 104: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

na wstępie spotykamy stu szubrawców, mówimy sobie: natkniemy się również na pewno i na dziesięć tysięcy chłopa na schwał, bo czyż nie może być tylu porządnych mężczyzn wśród takiego mrowia ludzi! I stu szubrawców nie przeszkadza nam nadal wierzyć w lud.

Ale od jakiegoś czasu narody naszej rasy mają coraz mniej... ludu. Posiadają coraz więcej partyj ludowych, ale ludu tam ubywa. Wkrótce narody europejskie nie będą miały ludu. Chłop europejski nie chce mieć ludu: nie chce mieć dzieci. Robotnik nie chce mieć ludu. Chłopi i robotnicy zamieniają się w wyższe sfery: w sfery bezdzietne. W burżuazję. A burżuazja bezdzietna musi zginąć, bo ona nie chce dzieci. Albowiem żyć może jedynie ten, kto ma lud: kto ma dzieci.

I na odwrót: burżuazja może żyć, gdy będzie miała lud: gdy będzie miała wiele dzieci.

Innymi słowy: lud, to... wiele dzieci. Wiara w lud, to wiara w dzieci. Bez wielu dzieci nie ma chłopa i robotnika, są co najwyżej ludowcy i socjaliści.

SPÓŁDZIELNIE ZDROWIA

Pisano w r. 1933: „Wyjaśnienie rzeczowe w sprawie sztucznych poronień staje się dziś palącą koniecznością wobec nieprzebierającej w metodach i obliczonej na nieuświadomione masy agitacji za niekaralnością, a właściwie za swobodą przerywania ciąży, jaką prowadzi się u nas w Polsce. Rozpoczęta przed kilku laty przez” grono lekarzy i społeczników wśród kobiet–socjalistek PPS...”1. Itd.

Coraz więcej robotników polskich wmawiało w siebie, że prawa robotnika do ojcostwa – nie mogą sięgać tak daleko jak prawa bogacza i że najbardziej bojowa walka o byt, to zabijanie własnych robotniczych dzieci, nim jeszcze one ujrzą światło dzienne. Podobnie chłopi polscy zawiesili na sztandarach młodej wsi ultrapostępowy znak „olla”, bo uwierzyli, że onże znak, to... kultura i że tylko pod tym znakiem chłop zwycięży. Tak więc naród polski przestaje mieć lud, a zaczyna mieć coraz więcej socjalistów i ludowców: sfery wyższe, bezdzietne.

„Praktyka unikania dzieci przyjmowana jest na wsi jako wybawienie”2.Mędrki z mleczkiem pod nosem doradzali ludowi wiejskiemu unikanie

licznego potomstwa,, jako jedyny racjonalny i postępowy środek dojścia do dobrobytu. Hasła te szerzyły organizacje tzw. „młodowiejskie”, jak „Siew” i „Wici”3.

„Na konferencji poświęconej opiece lekarskiej na wsi, zwołanej przez Instytut Spraw Społecznych w Warszawie w dniach 31.I – 2.II.1937 r. w dyskusji domagali się uświadamiania kobiet wiejskich w kierunku ograniczania liczby urodzeń dwaj przedstawiciele organizacyj „młodzieży wiejskiej”, jeden J. Cwynar, zaproszony na konferencję jako delegat Spółdzielni Zdrowia w Markowej, drugi K. Wyszomirski, który wygłosił referat o „Spółdzielniach Zdrowia” (obydwaj działacze „Wici)4.

Pisano w r. 1939: „W niektórych wsiach liczba urodzeń w ciągu czterech lat spadła prawie o 50%”5. To już rekord światowy... w wymieraniu. Kto się spodziewał, że nasz chłop aż do tego stopnia szybko pragnie wymrzeć I Panowie

1 Podoleński 16, 17.2 Bełch Józef: ,,Katolickie odrodzenie wsi”, Poznań, 1939, str. 71; 71.3 j.w.4 ,,W walce o zdrowie wsi polskiej”. Referaty wygłoszone na konferencji poświęconej opiece lekarskiej na wsi, zwołanej przez Instytut Spraw Społecznych w Warszawie dn. 31. 1. – 2. 2. 1937 r. str. 248 i 251.5 Bełch. 71.

Page 105: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Cwynar i Wyszomirski wyludniali tedy Polskę dla Himmlera i Hitlera, dla Germanów, barbarzyńców. Więcej takich panów, a za drugie 25 lat nie będzie nas potrzebował nikt wysiedlać: sami się wysiedlimy na tamten świat – przez brak ludu. Za pomocą „Spółdzielni Zdrowia” i „wiciowców”. Trupi „Siew”.

Dawny chłop pańszczyźniany prawie nic nie dostawał od Polski, natomiast w ciągu setek lat dawał Polsce 90% ludności. A więc dawny chłop, to był wielki pan. Dzisiejszy chłop chce sam... wymrzeć z braku dzieci, chociaż ma w rękach Polskę.

Tak to piorun trzasł w dogmat Wyspiańskiego, że „chłop potęgą jest i basta!”

Jaka tam dawna szlachta była, to była, ale dała Polsce 1000 lat historii, w tym dwieście lat bytu mocarstwowego. Dziś chłopi, którzy zluzowali szlachtę, zaczynają swą rolę mocarstwową od tego, że uciekają od dzieci. A co da Polsce wieś z jednym dzieckiem? Co nam po takim tałatajstwie „młodowiejskim”? Co przyjdzie narodowi z takiej szlachty – herbu „olla”?!

Page 106: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

CHŁOPSKA TRUMNA

Długo opowiadano u nas bajeczkę, jak to nigdzie na świecie nie rodzi się tyle dzieci, co w Polsce. Legenda okazała się bzdurą, gdy publika dostała w łeb statystyką6.

Jednak statystykę tę zna dopiero inteligencja, nie zna zaś jej proletariat i wieś. Szaleje tam nadal legenda o przeludnieniu Polski. Podobnie o „przeludnieniu” pisała u nas do niedawna cała prasa, a o „przeludnieniu” wsi gryzmolą nadal autorzy oraz najpoważniejsze pisma i pisać o tym będą jeszcze 50 lat7. W dodatku lekarstwem na „przeludnienie”' wsi ma być wyprowadzka „nadmiaru” ludności wiejskiej do miast: polszczenie w ten sposób miast – jak wołano przed wojną.

Ale miasta mamy już spolszczone, więc co dalej? Polszczyć je nadal nadmiarem ludności wiejskiej? Jak długo? Do jakiej gęstości – na metr kwadratowy? Czemu miasta ciągle polszczyć, a czemu wsi nadal nie polszczyć? Czemu w miastach ma być coraz ciaśniej, tylko na wsi ma być ciągłe jednakowo przestronno, przewiewno?

A czy czasem nie powinno być na odwrót? Przecież ci, co ze wsi wprowadzają się do miast, w trzecim, czwartym pokoleniu wymierają doszczętnie, bo w mieście... jest moda – nie mieć dzieci.

W dodatku są miasta o większej śmiertelności niż na wsi. Mimo większej higieny w takim np. Wilnie umierało 13,1 na tysiąc ludności, natomiast w województwie wileńskim 11,6. Nasza Łódź miała taki rok, gdzie przyrost naturalny wynosił 0,3 na tysiąc, a 24% umierających niemowląt kończyło życie z powodu debilitas congenite (następstwo kiły rodziców). Więc po to chłop ma polszczyć miasta, by tu wymarł? w rodzonej Polsce? Przecież chłop polski jest taki sam, jak szlachta polska. Kubek w kubek. Tak samo nie ma odporności, gdy się znajdzie w miazmatach miasta8. Tak samo, a nawet o wiele mniej ma tej odporności, niż zdeklasowana szlachta9. Dlatego, gdy chłop wchodzi do miasta, nie stwarza tu

6 Por. pierwsze dwie części niniejszej procy. Bełch, 71, 209.Zagadnięta na ten temat chłopka, krzyknęła z oburzeniem: „Nigdzie na świecie nie ma tyle narodu, co u nas, i nigdzie tyle dzieciarów, co u nas. Ja byłam w Niemcach, i we Francji, to wiem. Przecież dlatego Polaki wyjeżdżają na cały świat, że nasze baby tak się bębnami (dziećmi) okładają”.7 O przeludnieniu wsi pisał R. Dmowski (,,Świat powojenny i Polska”. Str. 33, 298; „Przewrót”, 456); Roman Rybarski, (,,Przyszłość gospodarcza świata”, 187; „Przyszłość gospodarcza Polski”, Warszawa, 1933, str. 54).8 Wprawdzie Reymont mocno opaskudził wieś, dając w „Chłopach” Jagnę; na naszej wsi bowiem dotąd takiej Jagny nie ma, a tym bardziej nie jest typowa; podobnie przesolił Wiktor w powieści „Wierzby nad Sekwaną”: nie mniej jednak ogromna większość emigracji zagranicznej i wewnętrznej (ze wsi do miast) wykazuje minimalną odporność tak w życiu etycznym, jak w zakresie poglądu na życie. Podobnie rozkładowo działa na młodzież wiejską (męską) służba wojskowa w mieście.9 Podobieństwo jest uderzające. Wiadomo, że w XVII wieku urwał się nasz związek z kulturą Zachodu. Gdy łączność tę nawiązano w XVIII wieku, okazało się, że jesteśmy niesłychanie mało odporni etycznie i światopoglądowo, a przecież dotyczyło to warstw kierujących: arystokracji, wyższej szlachty itd. Panie zajmowały się wówczas wszystkim, tylko nie domem, w „sezonie warszawskim życie rodzinne ustawało zupełnie”, „nadzwyczajna swoboda obyczajowa raziła obcych”. „Jawnym skandalem były rozwody, o których ksiądz Pstrokoński twierdził, że zagęściły się dopiero w drugiej połowie wieku i że od sfer najwyższych dotarły do niższych i najniższych.” „Ta swoboda, brak wszelkiej policji i dozoru, rozmnożyła przerażająco choroby weneryczne, „warszawskimi” zwane. Brückner, III 262 – 264, 265, 267. 267.

Pijaństwo i marnotrawstwo szalało. Grano w karty nawet w powozach. Ignacy Potocki przegrał do Ksawerego Branickiego w powozie 50.000 dukatów. „Biskup Massalski w przeciągu dwu lat sto tysięcy dukatów przegrał”; „obcy nie mogli się dość naskarżyć na opilstwo generalności „barskiej”. „Nie w Polsce sformułowano dewizę: „Apres nous le deluge”, ale wedle niej żyli panowie w Warszawie po rezydencjach”. Brückner, tamże, 268, 269, 272.

Tak się odbyło w XVIII wieku zetknięcie naszej elity z kulturą Zachodu.A jak się odbywa zetknięcie się naszej wsi z kulturą europejską? Gdy ten temat poruszył jeden z

Page 107: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

własnego chłopskiego stylu we własnym życiu rodzinnym, ale urządza się właśnie w życiu rodzinnym po „miastowemu”. Podług tego, co widzi w kinie.

Spytajcie już nie zwykłych chłopów, co wyemigrowali do miast, ale wodzów wsi: ludowców, co mieszkają w miastach, ile każdy z nich ma dzieci! A przecież stamtąd: z miast – chcą oni odradzać wieś. Otóż nie dokona tego onanista i dzieciobójca. Kogo odrodzi, gdy sam się wyradza? gdy jałowi? gdy bawi się w karawaniarza we własnej chacie?

A poza tym: jeżeli nasi chłopi nauczyli się już po wsiach mieć coraz mniej dzieci, to się nauczą, tak samo jak wieś francuska,, niemiecka, włoska, amerykańska – uciekać ze wsi do miast...: na „letki chlib” (jak mówią na wsi)10. Po co do miast? Żeby tam wymrzeć?... Spolszczenie miast: wymarcie Polski?...

Wszyscy musimy już raz emigrować tak, żeby nie wymierać, ale się rodzić! Emigracja ani wewnętrzna, ani zewnętrzna nie może prowadzić na cmentarz. Dlatego wszyscy musimy walić z powrotem – na wieś. Jak za „szmuglem”. Nie miasto, ale wieś – wszystkich pomieści. Wieś jest po to żeby piętrzyła się w niej polskość w nieskończoność.

Miasta: też muszą być polskie, ale – nic więcej. Natomiast w żadnym wypadku miasto nie może być trumną chłopską. Bo tak, jak jest teraz, to miasta polskie są zakładami pogrzebowymi narodu.

I tam pchać chłopów? miazgę narodu? W objęcia karawaniarzy? Wyginą nam niezdary.

OBALAMY LEGENDĘ

„Przeludnienie” uważano też za przyczynę naszej biedy, chociaż tuż pod nosem leżały Niemcy, gdzie na tej samej przestrzeni, co nasza, mieszkało sobie dwa razy tyle ludzi, co u nas, a ludzie ci tworzyli setki razy większy majątek narodowy, niż my, i tak wzrastali w potęgę, że mogli sobie pewnego pięknego poranka rozpocząć walkę o panowanie nad światem, a nawet zrobili sobie już z tego sport narodowy.

– Lecz mimo wszystko zabobon o przeludnieniu utrzymuje się u nas dalej. Właśnie.

– Skąd ta skłonność do zabobonu?Z lenistwa. Należymy do najmniej pracowitych narodów. świata.– Bo robotnikowi u nas mało się płaci. Ale w takiej Ameryce!...„Właśnie w tej Ameryce oceniano naszych robotników najgorzej. Carl C.

Rugham w dziele „A Study of American inteligence”, na podstawie stawianych robotnikom pytań, ułożył taki szereg: Anglicy, Holendrzy, Szkoci, Niemcy, Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie, Belgowie, Irlandczycy, Australijczycy, Turcy, Grecy, Rosjanie, Włosi, Polacy11.

pisarzy w powieści z życia naszej wsi, nie przyjęło tej powieści do druku jedno z wydawnictw katolickich, bo bało się ataku ludowców na Kościół.10 Oto obraz stanu rzeczy w tej dziedzinie w USA: „Około r. 1880 ustaje w Stanach Zjednoczonych od wieku trwająca masowa wędrówka ludności ku zachodowi”. ,.Ludność napływa do wielkich miast portowych”. „Dokonywa się wyraźna koncentracja wzdłuż wybrzeży morskich oraz w pobliżu wielkich jezior”; ,,w odległości 50 mil ang. od tych wybrzeży zamieszkiwało w 1900 r. – 36,6 proc. ludności Stanów Zjednoczonych, w 1930 – 45,1 proc. Rozpoczyna się właściwa urbanizacja „rdzennej Ameryki”. „Wielkie skupienia ludności wzrastają gwałtownie”. „W 1930 r. już prawie połowa tych 100 procentowych Amerykanów zamieszkuje w miastach”. Młode pokolenie ciągnie do miast dla rozrywek i dlatego, że słabo tu jest kontrolowane. Ginie więź społeczna i życie rodzinne. Stanisław Rychlinski: „Przeobrażenia społeczne w Stanach Zjednoczonych na tle urbanizacji”. Warszawa 1937, str. 38, 39, 40, 41, 42, 126 i inne.11 Princełon University Press, 1923. Przytacza Grabski: „Wychowanie gospodarcze społeczeństwa”, Warszawa, 1929, 14.

Page 108: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

– Ale w zdatności do pracy są nasi robotnicy w USA wprost niezastąpieni!Przeciwnie: fujary! Ze sprawozdań Neill'a wynika, że w USA „w ciągu 5 lat na

1000 osób zatrudnionych każdej narodowości – ulegało nieszczęśliwym wypadkom: Amerykanów 34, Skandynawów 34, Niemców 44, Irlandczyków 60, Polaków 62, południowo–wschodnich Europejczyków 100”12.

Zresztą, skądże może za oceanem najlepiej pracować ten, kto u siebie w kraju zbywa, paskudzi, fuszeruje, kradnie!? Kto widział u nas, jako najczęstszy typ, robotnika–Polaka – pracowitego i nie złodzieja?! Jeżeli nawet sam nie kradnie, to w imię... solidarności koleżeńskiej milczy, gdy inni w jego obecności kradną. Czyli zachowuje się jak członek bandy, a nie jak członek grupy ludzi uczciwych. Albo: kto widział robotnika zdolnego, pracowitego, a nie pijanicę?

Właśnie dobrze, że badano to w Ameryce. Bo u nas nikt by się nie ośmielił zbadać tej sprawy – obiektywnie. A nawet gdyby kto i zbadał, to czy ośmieliłby się ogłosić wyniki dostatecznie głośno? Przecież cierpimy na podlizywanie się robotnikom i chłopom. Kto dziś powiedziałby chłopu i robotnikowi, gdy widzi tam zło, co o tym myśli? Toż to nie demokratycznie! Shocking! Wolno tylko piać na cześć „mas pracujących”,. Ale: jak pracujących? – to już jest publiczna tajemnica. Tabu.

12 Accidents and accident prevention. Raport on conditions o{ employement in ihe iron and steel industry in ihe USA. 62 Cougress 1. Session Senate. Documents 110.1913. Przytacza W. Grabski („Wych. gosp. sp.”), wielki przyjaciel ludu, 14,

Page 109: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

DZIEJE PODLIZYWANIA SIĘ

Podlizywanie się jest w Polsce stare jak świat. Od XV wieku inaczej nie wolno mówić, ani pisać, tylko – piać na cześć szlachty.

Kto w one czasy nie pieje, ten do niczego nie może dojść, bo jest za mało demokratyczny, za mało ludowy, za mało postępowy.

Szczycimy się Długoszem, ale „jego dzieła są bojkotowane przez współczesnych, a nawet w pewnym okresie czasu były zabronione przez cenzurę królewską”13. Zresztą, kto dziś czyta Długosza? Czy poza polsko–łacińskim pomnikowym wydaniem „Jana Długosza, Kanonika Krakowskiego, Dziejów Polski ksiąg dwanaście”, Kraków 1867 – 1876, które to dzieło wyszło staraniem Przeździeckiego – wydaje kto Długosza? po polsku? I: kto w Polsce czyta choćby wydanie Przeździeckiego?

„Kromer, znakomity i sławny w całej Europie historyk, unika, świadomie omawiania wypadków po r. 1506. Dalej nie sięga przezorny historyk, którego szlachta i tak za nieposzanowanie izby poselskiej („dudy nadymane przez panów”) niechętnie widziała. Klonowicz zaś wyraźnie się przyznaje, że nie chce za–czepiać „zębatych Judaszów” i dlatego zadowala się krytyką mniej wpływowych jednostek”14.

„Łukasz Górnicki nie śmiał wydać za życia swojej Rozmowy Polaka z Włochem”15.

„Prawdę więc można było w tej epoce tylko przemycać. W całej nagości i prostocie przedstawiał ją tylko Skarga; kto ze świeckich ludzi chciałby ją w tej formie wyjawić, nie trafiłby do serc słuchaczy, bo ci słuchacze mówiącego rozsiekaliby szablami, a napisaną książkę albo by uznali za paszkwil (jak Szczęsny Herburt – Jakuba Górskiego Radę Pańską), albo by ją spalili, jak historię Heidensteina”16.

Prywatnie, u siebie w domu, za piecem, gdy nikt nie patrzył i nikt nie słuchał – ludzie byli w one czasy nawet wspaniali, ale gdy się znaleźli w tłumie, każdy udawał małpę: takiego, jak wszyscy: jak najgłupsi. Andrzej Maksymilian Fredro „drukiem zalecał poprawę Rzeczypospolitej polskim sposobem”, w druku twierdził, że „Kto mówi: Polska nierządem stoi, sam ma nierząd w głowie”17, „a w tajnym memoriale i w poufnym liście chciał brać wzory z Francji i Hiszpanii, gdzie absolutna władza monarsza bądź od dawna istniała, bądź w ślad za nowożytną literaturą dopiero się utrwalała”18.

„Z tej fatalnej ustępliwości dla czytelnika, z tego zniżania się mówców i autorów do poziomu myślenia u słuchaczy pochodzi cała połowiczność proponowanych reform...” „dwulicowość autorów, nieszczerość, niezupełność wyrażonych myśli, a w ostatecznej konkluzji ta jałowość, rezygnacja i fatalistyczne oddanie Polski na to, co jedni w dobrej wierze, a inni z bezsilności nazywali boską Prowidencją”19. Tchórzliwi politycy – nie mówili prawdy ogółowi szlachty, bo się bali ciemnej czeredy, a gdy z tego powodu pioruny waliły potem w Rzeczpospolitą, to oni to nazywali... zrządzeniem Boskim? Akurat, jak w latach 1939 – 1945.

„Powyższy terror emocjonalny, tak się wzmaga w XVII wieku, że najlepsze utwory pozostają w ukryciu, niedrukowane. Fakt ten, jak zaznacza Brückner, jest

13 Baranowski, 121.14 j.w.15 Antoni Górski, 155.16 j.w.17 j.w.18 Antoni Górski, 154 – 155.19 Antoni Górski, 156.

Page 110: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

niespotykany w innych społeczeństwach”20.Jeszcze w w. XVIII był taki trochę król St. Leszczyński. „Zamiast w swoim

„Głosie wolnym” bez ogródek wypowiedzieć, że dobro publiczne idzie zawsze przed dobrem jednostki, Leszczyński, licząc się z egoistycznymi dążeniami czytelnika, mówi tylko, że dobro publiczne prowadzi do dobra jednostki. Widocznie sądził, że w sobie samym przede wszystkim rozkochany Polak nie zniósłby całej prawdy, że na razie trzeba mu tylko pół prawdy powiedzieć, a ocukrzyć ją takim zwrotem, który by głaskał dążenie do własnego dobra, oględnością formy zaś nie wywoływał reakcji zakorzenionych przesądów. Ród Leszczyńskich miał aksamitną dłoń w dotykaniu bolączek umysłowych...”21.

Też aksamitną dłoń miał biskup Andrzej Załuski, który przed obiorem na króla późniejszego zbrodniarza Augusta II nauczał: „prawda jest jak woda święcona, którą, gdy dyskretnie pokropimy, dziękują nam; gdy zbytnio polejemy, gniewają się, wiedząc, że nie każde lekarstwo każdemu żołądkowi służy”22.

A tymczasem prawdą, biedny Sarmato, wystarczy tylko... kropić – diabła, ludzi zaś „trzeba lać prawdą: lać, jak z cebra! Bo i cóż wyszło z tego... kropienia? Oto szał podlizywania się, namiętność kadzenia – tak się wzmagały, że

20 Baranowski, 122.21 Antoni Górski, 165, 165.22 j.w..

Page 111: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„megalomania narodowa i bez–krytyczność nie miały żadnego hamulca”...„Nawet katastrofa polityczna w XVIII w. nie otrzeźwia od razu naszej

świadomości narodowej.”23.Nawet w r. 1881 pisał Szujski: „Jeżeli naród polski ma takie nerwy, że

potrzebnej w danej chwili prawdy nie zniesie, że nie można mu powiedzieć prawdy o jego przeszłości, położeniu, wadach, bo gotów wpaść w histerię – idźmy spać i zostawmy go losowi”24.

Nawet w r. 1937 gdy na 1–go i 2–go maja wysłano do nauczycielstwa Kujaw 1400 zaproszeń na kujawski zjazd Akcji Katolickiej, to kilkanaście osób przybyło. Kto wie, czy nie wszyscy z miejscowego gimnazjum... biskupiego?! Tak się nawet nauczyciele – porządni katolicy... bali, że przez to stracą posady25. Bardziej się bali akcji katolickiej niż Hitlera. Bo gdy w r. 1939 władze okupacyjne wezwały ich na zjazd w sprawach szkolnych, to poprzyjeżdżali. I wywieziono stąd biedaków na krwawe roboty.

Podobnie było wnet potem w Warszawie, gdy nauczycielstwo, później, w czasie okupacji tak bohaterskie, zaproszono na zjazd katolicki, a prawie nikt nie przybył. Strachajły. Kogo strachajły mogły wychować, jeżeli bały się nawet... udziału w Akcji Katolickiej, kierowanej zresztą też przez Strachajłów?

Nawet dnia 26 maja 1938 roku, więc w przededniu rozprawy z całą potęgą Niemiec, stwierdził publicznie kapelan Piłsudskiego – na sądzie w Łucku, że trzęsiportki zalegają Rzeczpospolitą jak długa i szeroka, że roi się w Polsce od lokai i tchórzów, że w Turkiestanie i nad Wołgą spotykał więcej siły, odwagi i ducha polskiego, niż na miejscu, wśród swoich26.

Całe szczęście, że od roku 1934 była... Bereza. Bereza ratowała godność Rzplitej. Kto nie pasował do zgrai lizusów, tchórzów i lokai, szedł sobie do Berezy. Tak się złożyło, że za drutami obozu koncentracyjnego znaleźli się pierwsi miłośnicy Honoru Polski. A że Polska miała być niedługo moralnie wielką naprawdę, więc po kilku latach zaroiło się od obozów koncentracyjnych dla Polaków. Zarumieniło się w nich od naszej krwi.

Rodziła się Polska – Honoru, Polska Bohaterska.

„DOBRY, TO TEN, CO KAŻE KRAŚĆ”

A więc nie tylko przed potopem czczono bałwany. Nie tylko przed potopem, kto się nie kłaniał bałwanowi, szedł... do obozu koncentracyjnego.

Zawsze są bałwany i zawsze chcą; żeby im się kłaniać. Kto się nie kłania, na tego bałwany mówią, że jest niepostępowy, nienowoczesny, i... buch go w... kocieł z wrzącym olejem. Kocieł z wrzącym olejem jest zawsze... postępowy, nowoczesny.

Można też nie kłaniać się bałwanom i bałwany się o to nie gniewają, byle nie mówić tego głośno, tylko „owijać w bawełnę”, mieć... „aksamitną dłoń”, być „taktownym”, wszystko robić w „rękawiczkach”. Jak dawniej szlachta. „Rękawicznik” zawsze wypłynie, tak jak trup. „Rękawicznicy” na stanowiskach polskich mężów stanu, począwszy od XVI wieku, mieli języki od kadzenia, a nie mieli ich do mówienia prawdy i dlatego nasza historia, począwszy od drugiej połowy XVII wieku, to... „dzieje bez dziejów”. A tak było, „Miciarze”, nie dlatego że mieliśmy Kościół i jezuitów, ale dlatego, że ten nasz Kościół i ci nasi jezuici, i

23 Baranowski, 122.24 „Przegląd Polski”, tom 64, str. 477. Przytacza Antoni Górski, 154.25 Por. „Dziennik Poranny”, organ ZNP (z czerwca 1937) omawiający wyniki zjazdu kujawskiego.26 Z przemówienia podczas rozprawy sądowej w Łucku, prasa polska z dnia 26.5.1938.

Page 112: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

my – nie używaliśmy języków po katolicku: wyłącznie. – do mówienia prawdy. „Tak, tak; nie, nie”: jak nakazuje Chrystus27.

Każdy ksiądz jest stworzony na męczennika: na męczennika prawdy. Jeżeli nim nie jest, jest krukiem, kraczącym śmierć narodowi. Po wtóre: jeden Skarga to mało: tak samo za mało, jak jeden odważny żołnierz na całą armię. Tchórze zaplują go samymi ślinami na śmierć. A gdy umrze, będą nawet po nim płakać, a nawet zawiozą go na Wawel. Do czegóż nie jest zdolny „rękawicznik”! Tragedia Skargi nie na tym polegała, że go nie słuchano, tylko na tym, że był sam, jeden. Powinien był założyć zakon... Skargów. Stu Skargów w każdym wieku: toż to lawina pomyślności dla Polski!

„Rękawicznik” dzisiejszy wie, że teraz trzeba szanować w każdym godność

27 „A niechaj mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie. A co nadto więcej jest, od złego jest”. Mateusz, 5, 37.

Page 113: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

ludzką. Ale, że czyni to fałszywie, więc w gruncie rzeczy tylko się podlizuje chłopom i robotnikom. A ci myślą, że to prawda. Tak, jak dawniej szlachta. Gotowi wreszcie, tak jak dawniej szlachta, tylko lizusów nosić na rękach i wyłącznie lizusów uważać za swoich przyjaciół. A tymczasem szacunek dla człowieka zaczyna się od tego, że mówi mu się to, co się o nim myśli. Bo dokąd nie mówimy komuś całej prawdy, dotąd widocznie uważamy tego kogoś za smarkacza: za dziecko. Czyż nie najwięcej prawdy w oczy mówi się w rodzinie? u siebie w domu? mąż – żonie? żona – mężowi? dzieci – rodzicom? rodzice – dzieciom? A czy są gdzie stosunki bardziej demokratyczne niż w domu rodzinnym?

Zarazem „Rękawicznik” dzisiejszy i kto tylko żyw, wstydzi się u nas... tegoż chłopa i robotnika28. Nawet... chłopi i robotnicy.

28 Na „poklepywanie” chłopa, jako kogoś niższego, zwracał uwagę Piasecki, redaktor „Prosto z mostu”.Że się szerzej nie interesujemy wsią, dowiodła ankieta Bujaka (z r. 193.5) na temat „O drogi postępu chtopa polskiego”. Odpowiedzi cała Polska dała... 124, w tym duchowieństwo 5,2 proc. odpowiedzi, nauczycielstwo szkół pow. 7 proc, chłopi 25,2 proc. Bronikowski: „Drogi postępu chłopa polskiego”. Warszawa, 1934, 30–32.

Page 114: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Kto widział ministra pochodzenia chłopskiego, który na przyjęciu u siebie sadzał do stołu swego ojca, prostego chłopa ze wsi?

Kto widział generała pochodzenia chłopskiego, dyrektora szkoły, biskupa, którzy by brali ze sobą na spacer matkę–chłopkę i przechadzali się z nią w Warszawie... po Nowym Świecie?29 – czy to za sanacji, czy za demokracji?

Kto widział tych panów, by oprowadzali swych rodziców po muzeach, teatrach, świątyniach, zamkach? Gdzie inteligencja, pochodzenia chłopskiego i robotniczego – ukrywa swych rodziców? swoje pochodzenie?

Lada dziewuszysko, trochę „przerobione”, ledwie wyjdzie za mąż, już się przechwala na wszystkie strony, że ona u siebie w domu... nic nie robi, że do tego ma „kobietę”, że do dziecka ma „dziewczynę”, że do kuchni ma służącą. Być panem, to w pojęciu naszych szerokich rzesz – nic nie robić. „Dobry pracodawca (w tymże pojęciu) to taki, co wprawdzie mało płaci, ale każe dużo kraść”30. Dobry rządca, kierownik warsztatu, szef: to samo.

A znów „dobry robotnik” w oczach pracodawcy, to ten, co się nisko kłania31. Może być taki „dobry robotnik” skończonym niedołęgą, szubrawcem, może kraść wspólnie z robotnikami: to wszystko dla pracodawcy fraszki. Chodzi o to, by był dostatecznie... psi, gdy go widzi pracodawca, szef, kierownik. Jednocześnie chodzi o to, by dostatecznie lenił się i... kradł, gdy go widzą przy pracy koledzy.

Złodziejstwo i podlizywanie się, to obowiązek zawodowy.32

PANOWIE MIĘTKI I GIĘTKI

— Nie można tyle prawdy na raz pisać! To niebezpiecznie!A czemuż to prawdę mamy rąbać sobie tylko w gniewie? Nie szczędzić

ostrych wyrazów, gdy mówimy sobie prawdę! Prawda jest jak brzytwa: wtedy tylko goli, gdy ostra. Naród, który nie mówi prawdy, zarasta kołtunami zakłamania. A po wtóre trzeba postawić diagnozę. Bo albo będziemy sobie prawdę mówili, albo wypisywać nam prawdę będą rozpalonym żelazem za lat dwadzieścia pięć nowi gestapowcy.

– Dobrze, ale to za duża dawka tego, co się tu mówi! Ludzie tyle prawdy nie wytrzymają na raz!

Właśnie robimy próbkę, kto się wścieknie.— Przecież to diabli mogą wziąć. O to chodzi.— Jedno mnie pociesza: nasz chłop jest pracowity.To romantyczność. Rzeczywistość inaczej skrzeczy. A zresztą zbyt wielki

mamy szacunek dla ludu, dlatego i tu kropniemy prawdę. „Niepielone pola, nieprzekopane przegony, niepoprawiane drogi, przy kolosalnej ilości godzin wolnych od pracy na wsi wcale nie pokazują pracowitości naszego ludu. Zabiegi

29 Gdy syn stróża gminnego we Włoszech został papieżem (Pius X) i po koronacji wprowadzono jego matkę przebraną po miejsku, nie przyjął jej, lecz polecił, by matkę wprowadzono w jej chłopskim stroju.Udawanie wielkiego pana, to stara wada polska: jeszcze w XVI wieku „pożyczono na zaloty cugi i karety”. „Panie płaciły więcej krawcowi za robotę niż kupcowi za materiał. Polak nie pytał, co materia itp. kosztuje, tylko sam podawał cenę i podrażał towar. Z Polski wychodził milion złotych rocznie na sam safian i kordyban (na buty)”. Tak było już w XVI wieku. Brückner, 455 i 463.30 W. Grabski, 21 i inne.31 Mówiono mi o synie ziemianina, mającym już tylko małe gospodarstwo, że rrzyma „rządcę”, skończonego niedołęgę; jednak go lubi, bo „rządca” jest... pokorny, tak że może mu mówić... ,,Ty”: czyli może grać wobec niego... wielkiego pana... na folwarku.32 Ogromnie obniżyła u nas zamiłowanie do pracy i uczciwości demagogia polityczna. Czemu? – Bo wskazują robotnikowi i chłopu źródło jego niedoli – nie w niedołęstwie robotnika i chłopa, lecz poza nim. Rozgrzeszają w ten sposób warstwy ludowe z ich braków, zamiast wyzwalać z ludu wartości ofiarne i twórcze.

Page 115: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

jego mają na celu dorobienie się pieniędzy, aby móc później nie pracować”33. A nie pracować, to zdaniem chłopów „żyć po pańsku”.

– Bo ceny na żywność były przed wojną za niskie, nic więc dziwnego że chłop marnie pracował.

Kiedy nawet mu się nie chciało samego siebie porządnie wyżywić! Ludność wiejska przed wojną nie dojada, jest wygłodzona, a nasz przedwojenny kryzys „kryzys rolny nie jest kryzysem nadprodukcji, na który ratunku trzeba szukać w zmniejszeniu wytwórczości. Cały nasz kryzys, to raczej kryzys niedostatku...”34.

Badania statystyczne wykazały, że „wieśniak polski oddaje swe gospodarstwo synowi, by spocząć, idąc na alimenta, we wcześniejszym wieku niż tego wymaga konieczność.”

We wsi polskiej u gospodarzy mających więcej gruntu więcej spotyka się służby i najemników niż na Zachodzie. „Wszystko to wskazuje, że wieśniak polski, choć znany jest z tego, że wstaje do dnia i krząta się chętnie koło swego gospodarstwa, nie może być uznany za wybitnie pracowitego. Włościanin polski nieco zamożniejszy chętnie wyręcza się służbą i zawsze się usuwa od prac cięższych, zostawiając dla siebie doglądanie inwentarza, wyjazdy na targi, jarmarki itp.

Duża ilość służby i komorników u włościan zawsze była w naszych wsiach cechą charakterystyczną, pomimo małej ilości ziemi, jaka na rodzinę u nas przypada35.”

„Niewątpliwie, można przez porównanie stwierdzić, że żywioły obcego pochodzenia, zamieszkujące ziemie polskie, odznaczają się większą od nas pracowitością”36. By to zobaczyć, wystarczyło porównać dwie sąsiadujące ze sobą wsie: polską i obcą. – Wsie z tą samą glebą, podobną ilością dzieci i tymi samymi obciążeniami podatkowymi.

Podobnie na Wołyniu można było widzieć przed wojną niższość polskich gospodarstw chłopskich w porównaniu z czeskimi.

Nawet w porównaniu z... Poleszukami wyglądali gorzej nasi chłopi–osadnicy wojskowi, bo nie chciało im się tak ciężko pracować, jak tego wymagają warunki Polesia. O tym, jak chłop polski cofał się na całej linii przed chłopem ruskim w Małopolsce Wschodniej w latach 1918 – 1939, wiadomo jest powszechnie. Podobnie traciliśmy miliony żywiołu naszego – na rzecz ruskiego – w dawnych i nowszych czasach na Ukrainie i kresach wschodnich37.

Amerykanin, prof. W. J. Thomas, który do spółki .z prof. F. Znanieckim napisał pięciotomowe dzieło (2250 stron) poświęcone właściwościom naszego chłopa, dowodzi, że „ludności takiej (naszej, chłopskiej), jak również ludności murzyńskiej, nie można szybko amerykanizować, bo nie zdoła się w jednym pokoleniu podciągnąć do poziomu narodów cywilizowanych”38.

Książka Thomasa i Znanieckiego nosi tytuł: „The Polish Peasant in Europe and America” (Chicago 1921, albo N. York 1927)39, a chociaż dotyczy chłopów polskich i choć chłopów naszych w Polsce było przed 1.IX.1939 14 milionów40, a demokratami są wszyscy, to „dzieło to nie może się nawet w

33 W, Grabski, 130.34 Roman Rybarski („Podstawy narodowego programu gospodarczego”), Warszawa, 1934, str. 59.35 W. Grabski, 19.36 R. Rybarski („Przyszłość gospod. Polski”), 214.37 Tokarzewski Marian podaje liczbę potomków Polaków na Wołyniu gwałtem przepisanych na prawosławie – na 800.000 ludzi: „Przyczynek do historii Kościoła Rzymsko–Katolickiego w diecezjach Kamienieckiej i Łucko–Żytomierskiej (1863–1930)”, Łuck 1931, str. 49.38 W. Grabski, 15.39 j.w.40 Bronikowski podaje 63,8 proc. ludności rolniczej, zawodowo czynnej i biernej. Biorąc ogólną liczbę Polaków w Polsce przedwojennej za 23 miliony, otrzymujemy chłopskiej ludności polskiej 13 – 14 milionów. Bronikowski 4.

Page 116: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

urywkach doczekać przetłumaczenia na język polski”41.Po co więc w oczy kadzić chłopu, a za oczami się go wstydzić?Po co każdemu robotnikowi ubliżać od „pracowitości” i „uczciwości”, kiedy

on sam wie, że nie każdy robotnik taki jest? że to „bujda”?Czy już wszyscy jesteśmy posłami na sejm? Czyż nie możemy raz wreszcie

jeden drugiemu rąbnąć prawdę po męsku prosto w twarz? Czyż nie jesteśmy u siebie w domu?

Nikt mi bardziej nie ubliża, jak ten, co mi kadzi. Nikt bardziej nie obraża mego narodu, jak ten, co mu schlebia. Nikt nie jest większym przyjacielem ludu, jak ten, co mu rżnie prawdę prosto z mostu. Naród, który w życiu cywilnym nie może wytrzymać ognia zaporowego – prawdy, skazuje sam siebie na policzkowanie przez gestapowców podczas wojny, regularnie co lat dwadzieścia: aż do skutku. „W pysk Wam rzucam litość swoją42!”

To, co mówimy o „masach” pracujących, stosuje się do wszystkich. Bo „masy” robią tylko to, co widzą u „panów”. Dlatego mówi się na lud – „masy”, a nie – „panowie”. Nikt, kto za wiele naśladuje, nie jest panem. Jest masą.

W Stanach Zjednoczonych Murzyni „w dziedzinie oświaty tak się wybili, że mogą zawstydzić inne narodowości: Polacy im stanowczo nie dorównują”. To znaczy, że Murzyni są tam „panami”, a my – „masą”43.

Jeżeli panowie Miętki i Giętki twierdzą, że za wiele tu mówimy prawdy, to odpowiadamy: prawda nas wyswobodzi44. Potop prawdy. Dyngus prawdy. Śmigus. Zalać nas trzeba prawdą, zasypać. Zmyć z nas gnój blagi. „Jaśniej słońca”! Po co mamy, jak ta „społecznica”, tylko u kogoś robić porządki? tylko poza własnym domem?! Czyż nie możemy mówić sobie więcej prawdy, niż którykolwiek naród świata? Przecież to nic nie kosztuje! Taką inwestycję można wprowadzić od razu.

Jeżeli zaś mimo to obaj panowie Miętki i Giętki ględzą, swoje, to niech im starczy: „Jeżeli gryzę, to sercem gryzę”.

Jak suka – szczeniaki.

41 Tamie, str. XV.42 Wyspiański.43 Cieszyński Nikodem: ,.Roczniki katolickie 1939”, Poznań 1939, str. 43,44 Zbawiciel: „Prawda was wyswobodzi”, Św. Jan: 8, 32.

Page 117: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

STAROKAWALERSKOŚĆ W ŻYŁACH

Nie żadna też nasza pracowitość, uczciwość, czy w ogóle – wyższość moralna spowodowała to, że jeszcze w latach 1896 – 1900 miewaliśmy średnio 43,5 urodzeń (na 1000 ludności). Taka była wtedy moda. Ale jak przyszła moda – nie mieć dzieci, to przypadło to nam tak do gustu, jak żadnemu narodowi Europy i Ameryki. Podczas ostatniej wojny i teraz matki–Polki zabijały i zabijają – procentowo, w stosunku do ogólnej liczby ludności – dwa razy więcej dzieci, niż uprawiające ten proceder od 150–ciu lat Francuzki. Nasz Kraków w takim roku 1935 wyprzedził w spadku urodzeń Nowy Jork, Berlin, Chicago, Londyn, Rzym,, Bukareszt, Ateny45.

– Czemu tak żwawo wymieramy jak katoliki z Krakowa?Bo to odpowiada naszemu lenistwu i nieuczciwości. Na ile byliśmy lenie, na

tyle poleźliśmy na łatwiznę życia małodzietnego. Od roku 1919 „mieliśmy stale wolniejszy od przyrostu ludności przyrost dochodu i bogactwa społecznego. Tak było zresztą i przed wojną światową. Od dłuższego już czasu nie mogliśmy wyżywić przyzwoicie własnymi siłami całej naszej ludności. Między 1890 a 1914 – co roku szło z Polski do Ameryki, Niemiec i Danii po 500.000 ludzi.” „A gdy w r. 1932 ustała niemal zupełnie emigracja zarobkowa do Francji, nastała wręcz nędza. Dziś mamy naprawdę 1.400.000 bezrobotnych. Zapomogi dostaje jednak ledwie 400.000. Trzeba wytworzyć równe przyrostowi ludności tempo przyrostu dochodu i bogactwa społecznego.” „By zatamować przyrost bezrobocia konieczne jest stwarzanie co roku nowych zatrudnień dla 300.000 ludzi. A w latach najlepszej koniunktury od r. 1925 do 1928 nasz przemysł i nasze rzemiosło zwiększały liczbę pracujących w nich osób przeciętnie o 60.000 ludzi. Tak pisano w r. 1936.46

Czy nie wspaniałe niedołęstwo?Słabość naszej wielkiej rozrodczości polegała na tym, że była to rozrodczość

nieświadoma.Żeby świadomie mieć wiele dzieci trzeba być świadomie ogromnie

pracowitym i ogromnie dzielnym. Nie byliśmy gospodarczo i moralnie

45 Ks. J. Kysela: „Spadek urodzeń w katolickich rodzinach Krakowa w ostatnim dziesięcioleciu 1926–1936”, Kraków 1938.46 Stanisław Grabski, arłykuł „Potrzeba wielkich idei” w „Polonii” (katowickiej), rok 1936.

Page 118: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

przygotowani na kryzys demograficzny, który już dawno toczył świat, nim do nas doszedł.

Jeżeli nie ulegaliśmy tak długo temu kryzysowi, to tylko dlatego, że tak długo „moda” ograniczania liczby dzieci do nas nie przychodziła. Zbyt nikły mieliśmy związek... z Zachodem.

Całe szczęście, że od tak niedawna trwa ten związek, bo dzięki temu zaraza unikania dzieci nie ma jeszcze u nas tradycji, więc będzie ją łatwiej wykorzenić. Ale wykorzenić ją będzie można wyłącznie fantastycznym wzrostem pracowitości i dzielności. I skromności potrzeb.

Tak właśnie rodzinnie pracował w latach 1929–36 pewien naród:Gdy przyjąć, że w r. 1929 zatrudniał 100% robotników, to w r. 1938 – 142%;

jeżeli zaś w r. 1928 wykonano tam 100% produkcji, to w r. 1936 – 168%47.

ROJOWISKO DZIWAKÓW

Tak więc miewaliśmy i po 44,6 urodzeń (na tysiąc)48, ale nie mieliśmy już i wtedy postawy rodzinnej w stosunku do pracy, lecz postawę starego kawalera lub dziada. Innymi słowy: choć mieliśmy sporo dzieciszczków, to pracowitość nasza była... bezdzietna, neomaltuzjańska. A nawet – mniej niż neomaltuzjańska.

– Dowody?Na przykład w Szwecji, Estonii i Danii, krajach neomaltuzjańskich, wskaźnik

produkcji wynosił w r. 1936 – 109, 126, 129, a u nas w tymże czasie... 8349. Wprawdzie Bułgaria, Rumunia i Szwecja mają wtedy więcej od nas dzieci, ale też wskaźnik produkcji wynosi wówczas dla tych państw: 113, 137, 13850.

Nasz dochód społeczny wynosił w r. 1929 – 28,3 miliarda złotych, a w r. 1933 – 15,5 miliardów, przeciętnie 440 zł na osobę51; dochód zaś społeczny Niemiec, które na tej samej przestrzeni co Polska miały dwa razy tyle ludzi, wynosił w r. 1933 – 60 miliardów, a w r. 1937 – 88 miliardów.

Miewaliśmy więc dzieci, ale pracowaliśmy jak bezzębne dziady. Czyli: leń jak Polak. Sarmata. Żebrak.

Z dochodami na mieszkańca było podobnie. Podatków przypadało w takiej Litwie 90 zł. na mieszkańca, w Estonii – 102, w Czechosłowacji – 180, w Niemczech – 221, we Francji – 356, w Anglii – 501. A my 56 złociszów52. Czyż dziady bezdzietne mogły więcej dać? Budżet naszego państwa był starokawalerski. A budżet naszego narodu był pijacki. Budżet państwa wynosił na okrągło 2 miliardy do 3 miliardów, a przepijaliśmy na okrągło 1 miliard zł. Co roku. „Na stos”.

– Czym to wytłumaczyć?Nasza inteligencja wywodzi się przeważnie od szlachty. A ta była więcej niż

leniwa. O rozumie masy szlacheckiej nie ma co i mówić. Gdy w dodatku do warstwy, tak niewyrobionej w pracowitości, przyszło z Zachodu hasło ograniczania potomstwa, nasza inteligencja rzuciła się na oślep, by je realizować, bo to ją zwalniało od dalszego ćwiczenia się w pracowitości53.47 ..Mały rocz. st. 1939”, 262 i ,,Mały rocz. st. 1938”, 131. Mowa o Japonii.48 Szulc, 30 (44,6 proc. średnio dla Polski w r. 1895).49 „Mały rocz. st. 1938”, 240. Urodzenia żywe w latach 1841 – 1937 podaje dla Danii, Estonii i Szwecji – Stefan Szulc w pracy ,,Ruch naturalny ludności” (,,Enc. N, Pol.”), str. 705.50 Eugeniusz Myczka: ,,Swoistość struktury społecznej i ekonomicznej Polski oraz możliwości jej reformy”, Poznań, 1937. str. 9.51 „Istnieją jednak obliczenia, oceniające znacznie niżej dochód społeczny Polski, przeciętnie przypadający na jednostkę”. Myczka, 12.52 Myczka,, 12.53 Brak nam cnót gospodarczych. Gospodarkę od XVI wieku oddaliśmy obcym. „Polska szła innymi

Page 119: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Za inteligencją poszły „masy pracujące” i „przepijające”. Zgodny „chór wieków”. Zbratanie. „Jeden tylko, jeden cud...” Jak wykazały badania ,,65”/o dzieci szkolnych używa napojów alkoholowych, a 23% dzieci upija się”54.. Nie zdążyliśmy więc nabrać cech pracowitości i dzielności, zanim przyszła do nas moda unikania potomstwa. Wprawdzie na zachodzie i północy Europy narody już dawno ograniczają potomstwo, ale nim to zaczęły czynić, wykształciły w sobie o wiele wyższe od nas cnoty organizacji gospodarki i dzielności życiowej. To im zostało. Innymi słowy: chociaż wraz z ograniczeniem potomstwa zaczęły te narody obniżać poziom swej dzielności życiowej, to jednak upadek swój rozpoczęli z o wiele wyższego poziomu, niż my. Francja zaczęła ograniczać liczbę swych dzieci mając już 30 milionów Francuzów. Niemcy zaczęli ograniczać liczbę swych dzieci, mając 50 milionów Niemców. Rosjanie zaczęli ograniczać liczbę swych dzieci mając 170 milionów ludzi. Chiny mają 450 milionów ludzi i ani im się śni zmniejszać liczbę dzieci. Malaje na Jawie duszą się mając 341 ludzi na kilometr kwadratowy, Arabi w Egipcie – 440 na kilometr. My zaś ledwieśmy dociągnęli do liczby 15 milionów Polaczków z gęstością zaludnienia w Polsce 60 ludzi na kilometr kwadratowy, a wnet zajadle rzuciliśmy się do ograniczania liczby Polaków na świecie. Dziadostwo z nas wylazło. Jaskrawo. Ohydnie.

Mamy więc niedomytą, pod względem pracowitości inteligencję.. Brud wżera się w nią tym bardziej, im mniej ma dzieci. W ogonie inteligencji leżą tłumy. Cała ta czereda boi się coraz bardziej – dzieci i wysiłku. Wielkiego wysiłku i wielkich rodzin.

Dziwaki!Dlatego dziady i dziwaki będą się broniły do ostatniej kropli krwi przed

małżeństwem wielodzietnym, przed wielkim wysiłkiem i przed głębszą myślą. Będą się powoływały przy tym na cały świat, tylko nie na swą niezdarność. Typowo po starokawalersku.

Katolicyzm, który musi ruszyć tę zakisłą, uświęconą tradycją – postawę, musi się liczyć z psychiką tej postawy: psychiką starego kawalera. I dziada.

– Ale czy sam się nią nie zaraził?

TĘŻYZNA WIELKOPOSTNA

– Jak wygląda „starokawalerskość” pracowitej, krzątającej się od rana do nocy ludności wiejskiej?

Nasi chłopi nie wiedzą, co z ziemią zrobić? Ciągle płaczą, że jej mają mało, ale że grubo za mało umieją na niej pracować, nie mówią. Wrzeszczą za to o tym cyfry.

Oto liczby, które dowodzą, do jakiego stopnia chłop nie pracuje, ale paskudzi w ziemi. Przed tą wojną 46% gospodarstw mamy rozkawałkowanych w szachownicy. 10.000.000 hektarów ziemi wymagającej melioracji. 3.750.000 gospodarstw, a tylko 152 rolnicze szkoły ludowe z 5.800 młodzieży (ostatnie

drogami niż cała Europa. Nie wzięła udziału w walce ekonomicznej, która od XVI wieku prowadziły inne państwa. Mając wielki wywóz, oddała go w ręce obce. Nie stworzyła u siebie nowoczesnego przemysłu i handlu. Nie dbała o morze, handel morski cofnęła w zacisze życia wiejskiego”. Rybarski („Przyszłość gospodarstwa Polski”), 215.54 Bełch, 206. Piiaństwo to dawna plaga wsi: „Masa włościańska przedstawiała tłum ciemny, leniuchujący po zniesieniu pańszczyzny, bezradny wobec klęsk głodowych przy zniesionej pomocy dworu, a głównie topiący wszystkie swe kłopoty w przerażającym pijaństwie”. Bronikowski, 48.To samo było w dobie prosperity na wsi, na Śląsku w dobie dobrych zarobków, no i na wsi podczas tej wojny, o także w Polsce przedrozbiorowej. Por. Świętochowski: „Historia chłopów polskich”, Poznań 1928, str. 172.

Page 120: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

miejsce w Europie). No i zbiory z hektara. W latach 1932–37 zebrano w Czechosłowacji i Polsce – kwintali z hektara55:

Czechosłowacja Polskapszenicy 16,4 11,4żyta 15,3 9,9jęczmienia 16,6 6,1owsa 17,7 10,2ziemniaków 160,1 134,9buraków cukrowych 331,0 221,1

Z pracą naszej wieśniaczki jest analogicznie skandalicznie: przeciętna wydajność krowy duńskiej – 3154 litrów, holenderskiej – 3790 litrów, naszej 1310. A przecież średnia staranność daje podwojenie, a nawet potrojenie tej liczby56.

– Ale dlaczego naszego chłopa porównywać zaraz z Czechami. Holendrami? a nawet jeszcze wyżej?

Im kto chłopa bardziej szanuje, tym porównuje go z bardziej poważnymi ludźmi. Nikomu z nas nie imponuje, że chłop nasz na wsi nic nie ma i żyje, bo jest to wytrzymałość – na dziadostwo, a nie na żywotność, zaradność, dzielność. Taki pokaz „tężyzny” możemy śmiało odłożyć na każdy Wielki Piątek, albo na okres tych wojenek, którymi nas Niemcy tak często darzą. Na dziadostwie nie może się opierać państwo. Dziad, kwękała, biadacz, pokrzywdzony, płaksa – nie mają nic wspólnego z obywatelem.

– Ależ po co o tym mówić w książce o rodzinie?Bo dziad, kwękała, biadacz, pokrzywdzony, płaksa – nie mają nic wspólnego

z ojcem rodziny. Bo w dawnych czasach tacy chłopi mieli wiele dzieci. Ale dziś każdy niedołęga unika dzieci jak ognia. A na co Polsce wieś wymierająca!

A tymczasem naszemu chłopu zawsze się nie podobało, gdy nad nim kwękać, biedolić nad jego niedolą, krzywdą, nędzą. Zupełnie tak samo, jak dawniej ogółowi szlacheckiemu.

Żeby chłop miał więcej honoru, waliłby w zęby każdego kwękałę, każdego, co mu „współczuje”, co chce go „dźwignąć”. Powszechne kwękanie, to zasadniczy ton w stosunku do wsi. Każde stronnictwo ludowe zawsze bywało płaczące. Ton... żebraczy. Powszechne kwękanie doprowadziło do tego, że nasz chłop w latach 1918–39 przybierał masowo postawę niedojdy, „ofiary”, starego kawalera; toteż gdy tylko odkrył Amerykę, że może mieć... mniej dzieci, rzucił się do pozbywania się dziecek, jak katoliki z Krakowa. Dziś, gdy się chce ruszyć tę prześmierdłą, zakisłą, uświęconą tradycją „wolnościową” – postawę wsi, trzeba się z tym liczyć i po prostu plunąć na każdego miłośnika kwękania, a pracować z tą częścią chłopów, którzy nie mają nic z niedojdy unikającego dzieci.

– Program wsiowy dla inteligencji?Nie kwękać! Nie biedolić! Nie podlizywać się! Traktować chłopa raz wreszcie,

jak samego siebie: tak jak inteligenta! Rąbać więc chłopu prawdę bez pardonu, choćby wszyscy działacze ludowi i wszystkie kwękały dookoła twierdziły... za biskupem Załuską, że „prawda jest jak woda święcona, którą gdy dyskretnie pokropimy, dziękują nam, gdy zbytnio polejemy, gniewają się”57!

Im prostszy człowiek, tym mu więcej trzeba mówić prawdy; tym mu bardziej trzeba mówić to, co się o nim myśli. A nie na odwrót. Wymagać od chłopa tej samej postawy wobec życia, co od inteligenta! Ciągłe tłumaczenie niedołęstwa chłopskiego pańszczyzną, ciemnotą, krzywdą – dowodzi, że wieś traktujemy, jak

55 Bełch, 110, 117. „Mały rocz. st. 1939”, 83, 84, 85.56 Co do mleczności, to bez porównania wydajniejszą jesł przeciętna mleczność u krów kontrolowanych; dla gospodarstw niżej 50 ha (chłopskich) wynosiła w r. 1937–38 – 2598 kg czyli 2520 litrów. Cyfra najwyższa za lata 1930 – 38. Por. też Bronikowski, 341. Cyfrę mleczności duńskich krów podano za rok 1930 (prof. dr J, Dubiski),57 Por. wyżej rozdział ,,Historia podlizywania się”.

Page 121: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

wiecznie niezdarne dziecko, jak coś, co bez szczudeł nie może się poruszać. Żądać, by chłop już dziś był taki, jakim spodziewają się go mieć dopiero za kilka wieków – „przyjaciele ludu” i „demokraci”! Wszystkich chłopów, co się do tego nie nadają, puścić w trąbę, a z tych, co się nadają, tworzyć ogniska nie Polski wymierającej, ale Żywej! Czemu tak mało apeluje się do najwyższych wartości w chłopach? Najlepsza część wsi wykazała tych wartości aż nadto podczas obecnej wojny.

Nie imponuje światu, że chłop polski nic nie ma na trzech morgach, i żyje z żoną i dziećmi. Był kraj, gdzie przed tą wojną każdy hektar ziemi żywił 10 ludzi, 99,5% dzieci w wieku szkolnym chodziło tam do szkoły, posiadali 45 szkół wyższych; zajmowali drugie miejsce w produkcji książek na świecie, drugie w produkcji filmów – w świecie; wydawali 1125 dzienników itd., itd.58. No i nie ograniczali liczby dzieci.

Nasza zaś wieś wymierająca co ma wspólnego z dążeniem, by naród polski był pierwszym wśród narodów rasy białej? byśmy wydawali 1125 dzienników? byśmy zajmowali drugie miejsce w świecie w produkcji książek? filmów? byśmy posiadali 45 szkół wyższych? byśmy mieli 500 milionów ludzi?

Co z tym wszystkim ma wspólnego taki chłop, który wyrzeka się coraz bardziej potomstwa59, który nam baje: że tylko za cenę unikania dzieci może rosnąć w dobrobyt i kulturę; który więc chce zostać na stałe łzawym niedołęgą, zapatrzonym w pępek swych wygód, w ogrom swych opłotków i w strach przed dziećmi?

Czyż na wymierającym niedołędze może opierać się Państwo? „Gdy francuski minister Zdrowia Publicznego Mr. Nicole wystosował w roku 1935 pismo urzędowe do premiera Sarranta w sprawie niebywałego spadku urodzeń we Francji, który w lalach 1930–35 wynosił 100.000, wówczas półurzędowy organ Stolicy Apostolskiej „Osservatore Romano”, przytaczając to pismo, udowodnił, że spadek urodzeń wzrasta nie w postępie arytmetycznym, ale co każde 20 lat potęguje się zrazu dwukrotnie, potem, trzykrotnie i tak dalej, aż wreszcie śmierć swą niszczycielską siłą pochłonie cały naród”60.

Właśnie na drogę tego... postępu geometrycznego wchodzi teraz chłop polski. Masowo. I jednocześnie tak się składa, że Nowa Polska musi obecnie bardziej niż kiedykolwiek opierać się na chłopach. Dlatego: najwyżej lub nigdzie! Oto droga narodu polskiego. Kodeks Honorowy Wsi.

Pierwsze zdanie lego kodeksu brzmi następująco: „Chłop jest podstawą Polski, jeżeli ma wiele dzieci”.

PYTANIE DO NARZECZONEGO

Nasz chłop nie mógł na wsi ukręcić z piasku bata, a znów rodacy z miast rozdawali, co mogli ludziom z zagranicy.

„Zagranicznicy” mieli u nas przed tą wojną w przemyśle, handlu, bankach i ubezpieczeniach w dniu 31.12.1935 r. tylko 63,3% udziału, w tym zaś co najbardziej potrzebne dla domu rodzinnego: w gazie, w wodzie i w elektryczności – 87,9%61.

Nasze gesty starokawalerskie w dawnych wiekach i ostatnio nie miały

58 Japonia. Por. Zischka, 397–415; Leitha, 139, 140. Poza tym Zischka, 62, 82–149. Leitha; 133–138, 261–268.59 Bronikowski, 135, 136.60 Dr E. Chomrański: „O miłosierdzie dla nienarodzonych”, w czasopiśmie „Caritas”, Nr 8. 1946 r.61 Myczka, 14.

Page 122: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

granic62. Zaczynaliśmy mieć coraz bardziej same kościoły. W sam raz – dla starego kawalera... na starość. Na... dewocję.

Przyjmował się styl... franciszkański. Zakonny. Żebraczy.Maluczko, a nic nie robilibyśmy, tylko kradlibyśmy u obcych... w Polsce, no i

unikalibyśmy jak zarazy... dzieci, żeby przecież jakoś... wyżyć w tej Polsce. I narzekalibyśmy na przeludnienie.

Mogą sobie osoby duchowne pozwalać na luksus unikania bogactw – w zakonach i na plebaniach.

– Czemu?Bo księża i zakonnicy nie mają dzieci: dla kogo więc gromadzić będą? My

jednak musimy szaleć na rzecz nowych bogactw. Bo jesteśmy katolikami – katolikami rodzinnymi. Stosunek do bogactw narodowych, to jest sprawa rodzin polskich: sprawa polskich dzieci63.

Musi nas być wkrótce 230 milionów. By nie skrzywdzić rodzonych dzieci, musimy nasampierw rewindykować własność z rąk obcych i dać to naszym dzieciom, a następnie w najbliższym czasie wytworzyć co najmniej 10 razy tyle nowych dóbr, niż mamy obecnie, gdyż dziesięciokrotnie ma wzrosnąć w tym czasie nasza ludność.

Nie mamy więc nic do dania, a wszystko do wzięcia. Wszystko, co swoje.Ślubować miłość do kobiety – po katolicku; to ślubować fantastyczną

pracowitość: wytwarzać, produkować, budować. I – nie dawać nic obcym absolutnie (owszem: można im dawać... przykład). To jest męskość, małżeńskość, rodzinność.

Inna postawa, Panie Narzeczony, ciągnie na żebry lub do skrajnie parszywego dziadostwa: do... onanizmu małżeńskiego i dzieciobójstwa. Ale czy po to się bierze Ukochaną – za żonę?! Niech Pan sam powie!

NIE BUJAĆ W OBŁOKACH

Kto ma dzieci, musi patrzeć realnie na życie. I na odwrót: spójrzmy, ile która warstwa ma dzieci, a zobaczymy, co jest warta.

Tak samo nie uzdrowi się dziś rodzin psim swędem. Dlatego żadne pensyjki dla naiwnych ojców z „ludu”, co to chcą mieć dzieci, niewiele tu pomogą.

I żadne żłóbki dla „pracownic”, choćby te żłóbki dla niemowląt porozstawiać na każdym rogu ulicy. Żłóbek jest dobry raz na rok – w kościele podczas Bożego Narodzenia.

I żadne głupkowate pomysły mądrali... bezdzietnych – nic nie dadzą.I żadne pocieszne Ministerstwa Opieki Społecznej64.

62 Por. Sombart, 347. „Wprawdzie zbytek był wszędzie, ale u nas pieniądze z niego szły za granicę”. Brückner, t. II. 460.Jak było w przeszłości u nas na Rusi, por. Gawroński”, 79–136.63 Rybarski tak mówi o stosunku gospodarki narodu do bogactw: „Nie znaczy, by ten kierunek lekceważył wartości gospodarcze, by głosił ascetyzm i pogardę dobrobytu. Ubóstwo jest cnotą, ewangeliczną, jest siłą człowieka, który życie poświęca jakiejś idei. Ale ubóstwo nie jest siłą narodu, nie obroni go przed nieprzyjacielem zaopatrzonym w techniczne narzędzia walki” („Podstawy nar. programu gospod.” 11).64 „Ustawa o obowiązkowym zabezpieczeniu na wypadek choroby z dn. 19 maja 1920 r. (Dz. U. Nr. 44, poz. 272) nałożyła w artykule 30 na Kasy Chorych obowiązek udzielania pomocy lekarskiej i położniczej przed, w czasie i po połogu”; itd.„Pomoc powyższą w zmienionej nieco formie utrzymała w mocy także ustawa z dn. 26 marca 1933, o ubezpieczeniu społecznym (Dz. U. Nr 51, poz. 396)”.„Już artykuł 103 Konstytucji marcowej zajął się opieką nad dziećmi” itd. „W wykonaniu powyższego rozporządzenia Konstytucji wydano ustawę d. 16 sierpnia 1923 r. Dz; U. Nr. 92 poz. 726 o opiece społecznej, którą regulowano między innymi opiekę nad niemowlętami i ochronę macierzyństwa”.

Page 123: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

I żadne oglądanie się na „masy pracujące”. I żadna magiczna wiara w lud.Nie można, Prześwietna Inteligencjo, „chamów” przeznaczać do rodzenia

dzieci po prostu dlatego, bo teraz „chamy” tak „zmądrzały”, że chcą tak żyć jak panowie.

Nigdy się chłopa nie namówi, by żył ofiarniej od innych. Człowiek bowiem „prosty” ma to do siebie, że bardziej nie lubi ciężkich obowiązków niż człowiek „krzywy” i wykazuje tę niechęć zawsze, ilekroć to zależy od jego dobrej woli. To właśnie jest przyczyną, że człowiek „prosty” nie idzie wyżej po drabinie społecznej, czyli że pozostaje w sferze ludzi „prostych”; pozostaje zaś dopóty, dopóki swej postawy wobec życia nie wymieni na trudniejszą i bardziej skomplikowaną.

Przeciwnie najmniej na chłopów i robotników można będzie liczyć, gdy postawimy na świadome odrodzenie rodziny.

– Dlaczego?Bo to są ludzie najwygodniejsi. Wystarczy, by poznali wygodniejsze wyjście z

położenia, a natychmiast idą na łatwiznę. Wszelki wygodnicki, „ułatwiony”, choćby fałszywy postęp ma wzięcie przede wszystkim u ludu. Tym bardziej więc u ludu mieć będzie wzięcie inteligencka nienawiść do dzieci. Tym też tłumaczy się to, że narody, które od pokoleń wyniszczają się bezdzietnością, gdy chcą uzdrowić życie rodzinne, natrafiają na najzaciętszy opór w ludzie wiejskim i miejskim. Dlatego nie jest trudno nie dopuścić do ograniczania potomstwa wśród „mas”, o ile nie czyniła tego dotąd inteligencja; ale skoro lud raz przyjął ograniczanie potomstwa, to trzeba potem długo czekać, by zmienił ten wygodnicki sposób życia.

U nas dopiero drugie pokolenie inteligencji ogranicza potomstwo, podobnie jest z robotnikami miejskimi, natomiast chłopi zaczęli ten proceder niedawno. Nie jest więc beznadziejnie.. Ale też – nic więcej. Aliści jakiekolwiek rachuby na domniemany wzrost dzietności przede wszystkim u naszych chłopów czy robociarzy, to egzaltacja cielęca.

Chłop, jak w każdym wypadku tak i w tym, będzie się oglądał na miasto. Miasto znów będzie się oglądało na inteligencję, a inteligencja – na zagranicę. Chyba, że nie będą się oglądali, bo będą mieli własny rozum, ale o to nie ma kłopotu...

Stawiamy kropkę nad „i”. Jeszcze nie mamy wsi, która miałaby ambicję dawać narodowi najwięcej i to dawać najwięcej świadomie65. Również tak zwane (obelżywie) „masy pracujące” – to samo. Bo, jeżeli jest inaczej, to nie uczmy się, nie kształćmy dzieci, nie studiujmy, nie badajmy, nie pracujmy nad sobą i nad drugimi: stańmy się chłopami, albo „masami pracującymi”. Będziemy wtedy najofiarniejsi i najdoskonalsi. I to w dodatku nieświadomie... Z urodzenia. Z przynależności klasowej.

Gdy tedy nas kto czaruje, jakim to jest ofiarnym obywatelem, jakim to jest „chłopem” i „robotnikiem”, jaki to jego warstwa składa obfity podatek krwi, spytajmy krótko: panie Ludowy, a ile ma pan dzieci?

Nie można również zachłystywać się frazesem o szkole i pocieszać się, jaką to potężną będzie Polska, gdy w izbach szkolnych będą siedziały same spaśne jedynaki (co za gatunek!), gdy na każdą klasę szkolną wypadnie ich dziesięciu (co za higiena!) i gdy będziemy mieli więcej nauczycielstwa niż młodzieży szkolnej (co za wychowanie!).

– Dlaczego?

Sarapata, 37, 38.W cieniu tych ustaw „społecznych” dokonano u nas (lata 1918–39) dwa do trzech milionów dzieciobójstw..65 Por. Bronikowski, 97, 272, 353, 369 i in.

Page 124: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Bo inaczej korzysta z losu naród dzietny, inaczej bezdzietny. Czego ma chcieć opas, skoro posiada wszystko!

Co chwila stają przed narodem nowe możliwości osiągania coraz to wyższych poziomów postępu. Ale inaczej się ustosunkowuje do tych możliwości naród, gdzie przeważają ostrożni, tchórzliwi, bezdzietni, wygodni ojcowie; i całkiem inaczej czuje się w siodle życia naród, którego młodzież pochodzi z rodzin o ofiarnym stosunku do życia, gdzie dzielność rodziców dochodzi do szczytu. Inna była postawa Indii w stosunku do Anglii, gdy Indie miały 100 milionów ludzi, inne są mając 400 milionów. Inaczej patrzyły Chiny na Europę posiadając 70 milionów ludzi i inaczej spoglądają dziś na nas, gdy mają 466 milionów ludzi. Naród bezdzietny ma postawę wobec życia – starą, choćby się ustawicznie odmładzał: „woronował”, ondulował, i sportował, jak owi Spartanie bezdzietni. Natomiast naród dzietny chce wszystkiego i może sobie pozwolić na wszystko: bo jest młody. Co mu się wówczas nie marzy!

Page 125: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część szósta:

JAK ROZPOZNAWAĆ

SZCZEBLE POSTĘPU?

ZABAWA W CZARNEGO LUDA

Rozproszyliśmy już bajeczkę o tym, że nas jest za dużo. Zobaczyliśmy, co warta jest bajeczka o dzietności ludu. Z kolei przyjrzyjmy się trzeciej bajeczce – najmodniejszej.

Czasy są demokratyczne, zobaczmy tedy, co wie o dzietności człowiek prosty? Człowiek, który ukończył siedem klas polskiej, wolnej, niepodległej szkoły powszechnej?

Otóż tyle wie, co i wykształcony. Czyli nic.Przeciętny Ignac Naiwniak myśli, że pierwotna, przedhistoryczna, dzika

rodzina miewała po mendlu dzieci i że im wyższa kultura, tym dzieci jest mniej, a najwyższa kultura ma same zera dzieci. I że on, Ignac Naiwniak, skoro ma żonę i same zera dzieci, to właśnie dlatego jest przedstawicielem high life'ut

arystokracji, elity; że jest czymś w rodzaju Pierwszego Lorda Postępu. Myśli dalej, że gdyby miał dzieci, wiele dzieci, to stawałby się coraz bliższy Murzyna, dzikusa, barbarzyńcy, człowieka z epoki kamiennej, nieokrzesanej, Afrykanina, Azjaty, Australczyka, Czerwonoskórego – i to hen, z najdawniejszej prehistorii. Tak wierzy Ignac i Ignacka.

A tymczasem co innego mówi nauka1.– Jak skrzeczy wiedza?A więc nasampierw kruki i bociany. „Samice kruków uprawiają eugenikę

ilościową, wyrzucając stale pewną część swych piskląt z gniazda, a bociany jakościową, gdy przy apelu przed rozpoczęciem wielkiego lotu zabijają uderzeniem dzioba „słabe”2. Czyli eugenika przez zabijanie słabych – nie tylko jest znana gestapowcom i tej inteligencji, co ukatrupia „nadmiar” swych dzieci, ale i bocianom i krukom. „Pozdziobią was kruki, wrony”: to znaczy – rozdziobią was rodzeni rodzice.

– I co jeszcze skrzeczy nauka?A więc najdziksza Australia, tę zobaczmy naprzód!

1 Grotjahn, 16. 27. 28.2 Grotjahn, 27.

Page 126: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Badali dzietność Australii: E. M. Curr, J. Mathew, R. Oberländer, B. Spencer, H. Basedow, Knut, Dahl, H.E.A. Meyer, D. Charnay, W.H. Wilshire, W. Westegarth, Moorhouse i I. Bonwick, J.D. Woods, E.J. Eyre, R. Salwado, C.E. Jung, K. Lumholtz, P. Foelshe, A.W. Howitt, W.E. Roth, I. Morril, W.C. Schürman, C.H. Sturt, J. Dawson, G. Grey, F. Bonney, a także zwrócił uwagę na to zjawisko i nasz P. E. Strzelecki3.

Jedni z onych badaczy twierdzą, że czarna Australijka wydaje na świat 8 dzieci, drudzy – 5, inni – 4, 6; jeszcze inni 4, pozostali – 4 do trojga. Liczbę ośmiorga uważa Krzywicki za „bardzo podejrzaną”4. Zatem średnio – 4,6 do 5,0.

Z liczbą odchowywanych dzieci jest jeszcze skromniej.– A może wyższe liczby dają Murzyni afrykańscy, Eskimosi, Indianie itp.?Odpowie na to poniższa tablica5.

Plemiona Liczba dzieci wydanych na

świat

Liczba dzieci

odchowanych

AustralijczycyMurzyni (Afryka)EskimosiIndianie Amer. PółnocnejInne ludy w stanie dzikim

4,6 – 5,03,7 – 3,8

2,13,02,5

2,7 – 3,22,8 – 3,3

– 2,86

– 4,06

– 3,56

„Oto tak na niższych szczeblach kultury, możliwie zbytnio nie zmąconych wpływami cywilizacji europejskiej, kształtowała się płodność kobiety ujęta w liczby”7.

– A co warte są te wszystkie liczby?Cyfry, „dotyczące liczby potomstwa u ludów, pozostających na szczeblu

dzikości są różnej wartości. Jednak, z góry winniśmy to zaznaczyć, budzą ku sobie ufność swoją zgodnością co do ogólnego swego charakteru z liczbami średnimi, wyprowadzonymi dla Australijczyków”8. „Lądu tego w wielu jego dzielnicach do połowy wieku XIX mało dotknęło oddziaływanie cywilizacji europejskiej i świadectwa, na jakie powoływaliśmy się często, dotyczyły plemion, które w okresie zbierania materiałów nie zaznały jeszcze były w swoim życiu plemiennym wstrząśnień nazbyt głębokich”9.

„A jakiekolwiek mielibyśmy wątpliwości względem poszczególnych liczb, dotyczących płodności kobiet10 w różnych odłamach ludzkości, to przecież wywody natury teoretycznej, których ostateczny wynik ujęliśmy w tablicy XXIV11

poparły prawdopodobieństwo, iż liczby te w ogólnym zarysie odpowiadają

3 I.. Krzywicki (,.Społeczeństwo pierwotne”) 232, 233. O wiele więcej danych statystycznych o plemionach australijskich i północno–amerykańskich zawiera to samo dzieło w opracowaniu angielskim. Krzywicki, str. VII i VIII.4 j.w.5 Krzywicki 324.6 ,,W wielu wypadkach trudno było przeprowadzić granicę pomiędzy liczbą dzieci wydanych na świat a odchowywanych. Dlatego obie odpowiednie rubryki dla niektórych szczepów złączono razem” (tamże, str. 324).6 j.w.6 j.w.7 Krzywicki, 325.8 Krzywicki, 244,9 Krzywicki, 246.10 Autor podaje dwanaście tablic płodności kobiet pierwotnych i jedną ogólną w porównaniu z naszą byłą Galicją (sprzed r. 1914). Tablice: 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 18, 20, 21 i 35.11 Przytoczona w tekście przy 4).

Page 127: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

stosunkom rzeczywistości pierwotnej”12..– Jak tedy wyglądała liczba dzieci u dzikich w porównaniu z nami sprzed

1914 r.?„Liczby, rozpatrywane ze stanowiska wzorów europejskich z czasów przed

Wielką Wojną, były przeraźliwie niskie...”13. Mowa o wojnie 1914–18.Jeżeli więc pan Ignac ogranicza liczbę swych dzieci do „przeraźliwie niskiej”,

to sprowadza stosunki rodzinne w Polsce do poziomu Australii pierwotnej. Do poziomu ludów myśliwskich niższego stopnia. A ludy te są dziksze od tzw. barbarzyńców, bo ci w podziale naukowym etnosocjologii, to wyższy szczebel pierwotniactwa.

Ideał dzisiejszej Anglii, USA, Szwecji itd. już od wieków wprowadzali w życie negroidzi australijscy: w ciągu 80 pokoleń (2000 lat) trzymali się w tej samej liczbie14. Aż przyszli wielodzietni ludzie rasy białej i wystrzelali całe to niezdarne tałatajstwo.

„Życie nie jest... malina”.

PLEMIONA NA ULICY WARECKIEJ

– Co zgubiło czarnych Australijczyków?Że nie przezwyciężyli statystyki ludnościowej. Nie mogli, czy nie

chcieli. Że zanadto się zapatrzyli na kulturę dzietności u kruków i bocianów. Wzięli trochę za nisko. Nie na tę nutę. Z tego powodu nie wytworzyli żadnej wyższej kultury, żadnej wyższej cywilizacji. Żadnej potęgi.

Ludy najdziksze mają bowiem to do siebie, że tylko do pewnego czasu rozmnażają się swobodnie, choć w małej liczbie potomstwa. Gdy spotykają trudności w wyżywieniu, idą po linii najmniejszego oporu: zabijają dzieci, spędzają płód, „regulują” liczbą urodzeń, stosują eugenikę, prowadzą... „politykę populacyjną”. I dlatego nie rosną w liczbą. Nie mogą sobie dać rady z dziećmi... „Jak ten mały zaczął krążyć, to ten duży nie mógł zdążyć...” A gdy znów z ową liczbą dzieci sobie jakoś radzą, to z powodu wojen nie rosną w liczbą. I stale ich mało. Niedołędze zawsze wiatr w oczy.

„Ubolewamy, że nasz włościanin jest jak gdyby poza łożyskiem życia społecznego. A jednak ten włościanin nawet w najodleglejszych stronach przebywał w końcu XIX wieku wśród gwarniejszego potoku ludzkiego: co tydzień spotykał w kościele parafialnym znaczniejszą liczbą osób, niż jaką kiedykolwiek widywał Australijczyk na jakimkolwiek zborze; uczęszczał na jarmarki i odpusty, gromadzące po kilka i kilkanaście tysięcy uczestników, a wielu choć raz w życiu odwiedzało Jasną Górę, gdzie zetknęli się z kilkudziesiątkami, a nawet parustami tysięcy rodaków, że już nie wspominamy o odwiedzaniu miast, o służbie wojskowej, o dopływie wiadomości różnymi, a wielorakimi drogami itd. Strumyk nowych wrażeń i nowych wiadomości tam w okresie dzikości sączył się niezmiernie wąskim korytem, które nadto nie wybiegało w zasadzie poza miedze plemienne, nie wybiegało nie tylko z powodu rozstrzelenia ludzi, ale także i rozstrzelenia mowy (i w ogóle zwyczajów). Co plemię bowiem, to w tym okresie kultury inny język w zasadzie jest w użyciu”15. Regionalizm... klasyczny. Dzielnicowość. Opłotki. Każdy siedzi jak tabaka w rogu. Każde

12 Krzywicki, 381.13 j.w.14 Krzywicki, 383.15 Krzywicki, 9

Page 128: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

plemię łazi samopas, jak ten jeden jedyny dzieciak w rodzinie europejskiej.

W ogóle „społeczności plemienne zarówno w dzikości jak i w okresie niższego barbarzyństwa są niewielkich rozmiarów”16. Więc nie tylko rodziny skromniutko z liczbą dzieci, ale i społeczności.

„Ludność wielkiej kamienicy warszawskiej byłaby niejednokrotnie na lądzie australijskim plemieniem już samodzielnym, posiadającym własny język, który rozpadałby się na gwary, własny obyczaj i własne tradycje, a nade wszystko poczucie własnej odrębności od wszelkiej innej pospólności plemiennej; liczba zaś mieszkańców ulicy Niecałej lub Wareckiej utworzyłaby z siebie jedno z ludniejszych plemion australijskich. W takich wąskich szrankach upływało życie ludzkie na tym szczeblu kultury”17.

Wprawdzie dziś obowiązuje w Australii jeden język i jedna kultura, cóż jednak z tego, kiedy biali Australijczycy już nie rosną w liczbę! Od roku 1932 mają tylko 16 urodzeń na tysiąc. Płodność grabarska. Pogrzebowa. Karawaniarska. Piszczele. Trupie główki, „Regulacja”. „Kiedy budowano most w Sydney, płaca robotników przy nitowaniu przęseł rosła z każdym metrem, w miarę jak wznosiły się w górę dźwigary. Otrzymywali oni jeden funt szterling za godzinę...”18. A mają siedem milionów kilometrów kwadratowych ziemi i po jednym człowieczku na każdym kilometrze kwadratowym. Czyżby powrót do poziomu czarnej Australii sprzed 2000 lat?

Tylko że teraz kolorowi spróbowali polować w tych stronach na białych.

– Co za kolorowi?!Ci kolorowi, którzy umieją w dzisiejszych czasach przezwyciężać

małodzietność swych rodzin bardziej niż ludzie biali. Japończycy polowali po całym Pacyfiku na białych Australijczyków w latach 1941 – 1943 i w ogóle na białych. Fruwali sobie na linii „Ocean Indyjski – Pacyfik”. Trasa Żółta. Piękna trasa.

Na razie polowanie im się nie udało:– Czemu „na razie”?Bo jeden człowiek biały chadza sobie na jednym kilometrze

kwadratowym ziemi w Australii. Jest to zanadto samopas.. I ten „funt szterling” za godzinę. Nudy na kontynencie. Aż wyje taki samotnik za Żółtymi.

– Co zatem zgubić może białą Australię?Zabobon dwojga dzieci. „Zwłaszcza trzeba stale przypominać, że do

utrzymania stanu ludności liczba dwojga dzieci na jedno małżeństwo jest zbyt mała” – pouczał socjalistów w dniu 1 maja 1926 socjalista Alfred Grotjahn, profesor doktor19.

– I jak jeszcze grzmiał towarzysz Alfred 1–go maja? „Rozpowszechnienie się systemu dwojga dzieci wśród wszystkich warstw ludności jest największym niebezpieczeństwem narodowym i eugenicznym, jakie w chwili obecnej grozi niemieckiej ludności”20. „System dwojga dzieci, przeprowadzony z niemiecką ścisłością i dokładną sumiennością, skazałby naród niemiecki na wymarcie21.” Toteż biała Australia, gdzie jeszcze przed tą wojną im kto tam był głupszy, tym miał

16 Krzywicki, 139.17 Krzywicki, 8.18 Zischka, 235. Australia ma 7.704.000 km, kw. i 6.893.000 ludzi. „Mały rocz. stat. 1939”. 15.19 Grotjahn, 220.20 Grotjahn, 114.21 Grotjahn, 114.

Page 129: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

mniej dzieci, i cieszył się, jaki to jest mądry, dziś, nauczona przez Japończyków, chce mieć na gwałt 20 milionów ludzi, czyli wzrosnąć na poczekaniu o 300%. Zaczyna się tam nieprawdopodobna moda na dzieci. Dlaczego?

Bo jeżeli Australia nie przezwycięży statystyki ludnościowej, jak tamci czarni Australijczycy i tego funta szterlinga za godzinę oraz zabobonu „dwojga dzieci”, to będzie zgubiona. Ziemię można tylko mieć za dzieci.

Ziemię i wolność.

DZIECIĘ POD BIEGUNEM

Nie imponuje nam dzieciobójstwo, ani spędzanie płodu. Ani małodzietność.Jest to bowiem powrót w dżungle, lasy, stepy. Lub pod biegun. Wystarczy

nie siedzieć za piecem, ale przejechać się w życie ludów pierwotnych. Wtajemniczyć się w ich „poglądy”. Powąchać, czym pachnie Wersal – dziczy.

„Dzieciobójstwo istniało w Australii od czasów niepamiętnych i było tam zwyczajem starej daty22„, a „napięcie dzieciobójstwa bywało nieraz bardzo wielkie23. 30% noworodków 50%, 60%... szło pod nóż. Zabijano pierworodne „nadliczbowe” (to znaczy, gdy już rodzice mieli dwoje lub troje), kaleki, jedno lub dwoje bliźniąt, niemowlę, które przyszło na świat, gdy starsze dziecko nie zostało jeszcze dostatecznie odchowane. Zażerano się też dziećmi w razie głodów24. Spędzano płód świadomie25. Żyjących dzieci nie bywało przy kobiecie więcej ponad dwoje, troje26.

– Powód?Konieczność – na tym szczeblu kultury – kilkuletniego karmienia dziecka

piersią matki – (brak mączki Nestla) i noszenie dzieciaka na karku podczas włóczęgi – przez tęż matkę.

– Ale powód generalny?Ach, wszędzie ten sam: niedołęstwo i wygoda.– A obawa przeludnienia?„Idea o przeludnieniu nie powstała w ich głowach” –tłumaczy E. M. Curr o

Bangerangach, a to samo powtarzają Gil–len i B. Spencer o Australijczykach środkowych dzielnic lądu27. „Regulowali” liczbę dzieci, żeby się panie murzyńskie zbytnio nie męczyły28. W.H. Willshire „opowiada o jednej, że miała pięcioro dzieci, z których troje zamordowała. W łamanej angielszczyźnie tłumaczyła, iż wychowuje jednego chłopca i jedną dziewczynkę, gdyż niedobrze jest wychowywać wiele dzieci, bo to wymaga dużo zachodu29.”

„A w końcu działała jeszcze jedna pobudka: istniały istoty tak spodlone, iż bez ogródki usuwały własne potomstwo z obawy, ażeby przedwcześnie nie zestarzały się i nie zostały odrzucone przez swoich mężów30„. Paryżanki.

– A jak jest dziś u ludów, pozostających na podobnym co czarni Australijczycy stopniu kultury?

Kobieta u niższych myśliwców jest tego samego pokroju, co obecnie w

22 Krzywicki, 221, 23 Krzywicki, 221,24 Krzywicki 241, 242.25 Krzywicki, 241.26 Krzywicki, 242 i in.27 Krzywicki, 39328 Krzywicki, 222.29 Krzywicki, 222.30 Krzywicki, 223–224.

Page 130: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Szwecji, Anglii, USA. Ofiarnie i dzielnie umie żyć mało która, ale wygodnie się urządzić potrafi nie tylko Szwedka, Angielka, Amerykanka i pani inżynierowa, ale i Buszmenka. Południowa Afryka.

„Buszmenki odznaczają się wielką płodnością, rodziny nie są ludne, rzadko kiedy można oglądać więcej nad troje, czworo dzieci. Średnio kobiety nie odchowują więcej nad dwoje lub troje31„. Poza tym „Buszmen morduje dziecko swoje bez skrupułu w wielu razach: kiedy są dzieci źle ukształtowane, kiedy braknie pożywienia, lub kiedy ojciec opuścił matkę, kiedy muszą uciekać przed osadnikami32„. A zatem, jak się to mówi nowoczesnym, żargonem naukowym, lekarskim: Buszmen uwzględnia „wskazania”... eugeniczne, socjalne, prawnicze, lekarskie. Vis major. Bujda na rzecz zbrodni. „Wskazania”. Ciekawe, jak brzmi po buszmeńsku „wskazania”.

U Fuegeńczyków spędzanie płodu było „zwyczajem powszechnym, jak również dzieciobójstwo33„. Dziecek na świat wydają czworo, odchowują – dwoje34.

Andamańczycy – troje, czworo, choć nie było u nich dzieciobójstwa, ani w okresie badanym – wpływów naszej cywilizacji („zaledwie musnęła”)35.

Weddowie wymierają od kilku wieków36. Jak my, od zeszłego roku, nad Wisłą.

U Sakajów – czworo bywa, poza tym troje umiera w pierwszych latach życia z winy matki. Niedbałe babska37.

A teraz skierujmy się na północ.„Tego samego pokroju dążności (co u niższych myśliwców – m. dopisek) są

właściwe ludom, które osiągnęły znacznie wyższy poziom techniki, ale przebywają w dzielnicach mocno niegościnnych38„. Strefy podbiegunowe i przyległe.

U Kamczadałów mało maleństw. Dzieciobójstwo. Spędzanie płodu. Niszczenie bliźniąt i takich dzieci, które się urodziły w złą pogodę39.

Giliakowie chcą mieć dzieci, miewają dwoje, reszta mrze40.Ajnowie – troje, czworo41.Ostiakowie – najwyżej czwórka potomstwa42.Koło przylądka Barrow – wiele małżeństw bezdzietnych, mało które – ponad

dwoje. Zabijają chore nieuleczalnie, sieroty oraz dziewczęta. Filozofia. Hellada. Sparta. Platon polecał, aby liczba ognisk była zawsze ta sama; Arystoteles doradzał ustabilizowanie liczby dzieci z pomocą sztucznych poronień i zabójstwa noworodków43.”

Nad cieśniną Berynga – „usuwają” nawet 4–6 letnie dziewczęta44.Coś też „w tym sosie” – u plemion atapaskich Kanady45.Nad Zatoką Hudsońską i na Ziemi Baffina – potomstwo nie jest liczne46.

31 Krzywicki, 249.32 Krzywicki, 248.33 Krzywicki, 249.34 j.w.35 Krzywicki, 246.36 j.w.37 Krzywicki, 248.38 Krzywicki, 250.39 Krzywicki, 255, 255, 255. 255, 251; Dembour, 2140 j.w.41 j.w.42 j.w.43 j.w.44 Krzywicki, 252, 252–253, 251, 25245 j.w.46 j.w.

Page 131: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Eskimosi na Alasce – dwoje, jedno47.Na Labradorze – dzieciobójstwo i dzieciożerstwo48. Dzieci żyjące, „które

postanowiono zamordować, wynoszono na miejsce pogrzebania, zatykano im śniegiem usta i pozostawiano.”49

U Eskimosów nad Cieśniną Smitha – dwoje. Pozostałe dzieci duszą, lub na mróz50.

W PRERIACH, SELWASACH I W OJCZYŹNIE TANGA

W Ameryce Północnej „przed przybyciem białych liczba potomstwa nie była wielka, choć bądź co bądź była wyższa niż na rozpatrzonych dotychczas szczeblach kultury51.

W niektórych dzielnicach – nierząd u dziewcząt, nim wyjdą za mąż. Spędzanie płodu. Plemię chce dzieci, a kobieta usiłuje się „wyzwolić”. Itd.52.

W czasach późniejszych (pierwsza połowa XIX wieku): 4–5 dzieci, 3–4; 4–6; 3–8; „mało dzieci”, „niewiele dzieci” – mówią źródła53

W kącie płd.–zachodnim Ameryki Północnej „kochają dzieci, pragną je mieć, przecież stosują spędzanie płodu54„. Mówią o tym starsi i kobiety „bez żadnej ogródki55„. Kultura.

To znów dzieciobójstwo, choć wyjątkowo bywało. I bywał rasizm. Nawet „u rolników, jak Pimowie i Zuńczycy, usuwa się potwory i dzieci niekształtne, niekiedy dzieci nieprawe i krwi mieszanej, a nawet jeszcze inne56„.

„Natomiast surowiej przedstawiają się stosunki pod tym względem w dzielnicach, z których wody spływają do Pacyfiku57„. Spotkać tam można nawet specjalistki od robienia „operacyj58„. Akuszerki dyplomowane z polskich państwowych szkół położnych.

Wpływy białych też swoje robiły. „W ogóle na całej przestrzeni od rzeki Skeen do rzeki Kolumbii odwoływano się zarówno do dzieciobójstwa, jak i spędzania płodu... jednak ofiarą padały głównie dzieci nieślubne i wątpliwego pochodzenia59.”

Nawet w Kalifornii wśród Quinaielitów, gdzie pożywienie było względnie obfite, tryb zaś życia półosiadły, a nawet osiadły, liczba dzieci nie była znaczna.” Czerwonoskórą z 10 – 12 dziećmi – miejscowe czerwone baby przezwały squintoo: kwoka kuropatwiana60.”

W Ameryce Południowej sztuczne poronienia, a niekiedy dzieciobójstwo są na porządku dziennym wśród niektórych ludów myśliwskich i koczowniczych. Nie ulega żadnej wątpliwości, iż jest to zwyczaj starodawny. Wymierają. Niewiasty boją się też starzeć61. Estetyka.

47 j.w.48 Krzywicki, 252, 250, 251.49 j.w.50 j.w.51 Krzywicki, 259, 261, 262.52 j.w.53 j.w.54 Krzywicki, 265, 265, 265, 266. 266.55 j.w.56 j.w.57 j.w.58 j.w.59 Krzywicki. 266, 267. 272. 277, 27660 j.w.61 j.w.

Page 132: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

W Brazylii środkowej „w czasach przedeuropejskich przyrost ludności szedł tutaj bardzo wolno – kobieta nie kwapiła się odchowywać większej liczby potomstwa62.”

W dorzeczu Amazonki – rzadko czworo63 Mbayanka przed trzydziestym rokiem życia nie chce dziecka; jeżeli ma, to

zabija, „a te zwyczaje Mbayów są daty starodawnej64.”U Lenguów – tylko co siedem, osiem lat – dziecko. Inaczej – trup65.Na pograniczu Boliwii i Peru – jedno, troje66.W pampasach – dzieciob... i spędź... i... fango67. Wszystko do maści.Dopiero wśród zadomowionych rolników Ameryki daje się spostrzegać zwrot

stanowczy ku innym zwyczajom: pięcioro, sześcioro, ośmioro68. Nie tak, jak u Guanów (piękna nazwa), gdzie w takim wieku XVIII nie więcej bywało, niż jedno, dwoje, w którym to celu „zapobiegano” i uśmiercano69. I nie tak, jak w Chaco, gdzie 50% umierających dziatek, to zabici przez rodziców70. A tym bardziej nie tak, jak u niejakich Atapasków–Tukullów, gdzie „dzieci są uważane za duży ciężar”, i jak to bywa w Londynie, Brukseli, i Nowym Jorku – „czystość obyczajów jest wśród nich rzeczą nieznaną,” bezpłodność weszła w przysłowie, kobiety wywołują poronienie zarówno wtedy, gdy są w stanie wolnym, jak i kiedy wyszły za mąż”, no i kto żyw, jest chory wenerycznie71.

Tego to postępu ponauczały się biedne Atapaski (herbu „Tukulle”) od bladych twarzy.

Pojętna dziatwa.W stylu tanga.

UNIA: PACYFIK – EUROPA

Lecz oblećmy resztę globu. Jak już mieć pogląd, to na całość.– Jak jest u pierwotniaków w obrębie kultury malajskiej i indochińskiej?U Dajaków, rolników–barbarzyńców (Borneo, Sumatra) – troje dzieci, czworo;

najwięcej rodzin – jedno, dwoje.U Marutów – kobiet bezpłodnych jest od 33% do 36%, małżeństw

bezdzietnych – 45% do 46%72. Kultura skandynawska. Szwecja!W plemieniu Bajau – małżeństwo wydaje czworo (4,48 stwierdzili badacze)73.W Atieh (Sumatra) – „zapobiegano” i dlatego najczęściej czworo74.U ludów indochińskich – najwyżej troje. A znów w Indiach „zabójstwo stanowi

grzech ciężki, gdy chodzi o bramina lub krowę; zresztą jest grzeszkiem powszednim, a zabijanie córek nie jest w ogóle żadnym grzechem75.

– A na archipelagach Pacyfiku?„Ludność niegdyś zwiększała się na niektórych archipelagach. Zasada

62 j.w.63 j.w.64 Krzywicki. 273, 273, 276, 274.65 j.w.66 j.w.67 j.w.68 Krzywicki, 278, 274, 273, 26669 j.w.70 j.w.71 j.w.72 Krzywicki, 283, 284, 28573 j.w.74 j.w.75 Krzywicki, 285, Koneczny („O wielości cyw.”), 250

Page 133: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

dwojga dzieci przeważa tu i ówdzie, zwłaszcza na wyspach małych rozmiarów oraz w Mikronezji.”76

Ale Melanezja, to rolnicy–barbarzyńcy niższego szczebla, nie tak jak Dajacy. „Dzielnice te mimo osiadłego trybu życia ludności i systematycznego rolnictwa, pod względem zwyczajów swoich w stosunku do potomstwa, tkwią „jeszcze mocno w tradycjach, które pozostały w tej mierze po wcześniejszych okresach kultury; kobiety nieraz bardzo skwapliwie dzieciobójstwem, usiłują ograniczyć liczbę odchowywanych dzieci. Postępowanie to na małych wysepkach, mające na swoje usprawiedliwienie obawę przed przeludnieniem, traci ten punkt oparcia na wielkich wyspach, dających rolnikowi dużo przestworów w kniei do karczunku. Mianowicie na tak wielkiej, urodzajnej wyspie, jak Nowa Gwinea, zwyczaje powściągania liczby potomstwa za pośrednictwem spędzania płodu i dzieciobójstwa istnieją w całej swej mocy77.”

Poza tym, tu i ówdzie – uderzająca jedność z Europą.Na słynnych z czasów tej wojnie Salomonach „są miejscowości, w których

według zwyczaju mordowano wszystkie lub prawie wszystkie dzieci natychmiast po urodzeniu, lecz kupowano je od innych plemion i bardzo dbano o to, aby ich nie nabywać w wieku zbyt młodym, kobiety zaś wciąż karmiły swoją piersią wieprzaki i szczenięta78.” W Europie też damy wolą psa niż dziecko. Ale jeszcze nie karmią piersią szczeniąt. Na razie chowają szczenięta na cmentarzach dla psów (Wiedeń, Austria, ojczyzna Hitlera).

Pokrewieństwo z Europą, co cywilizowańszą, zdradzają też niejacy Massimowie (dalecy krewni), albowiem „u Massimów dzieci, zwłaszcza nieprawe, są zabijane i nawet jedzone79.”

W Europie Polski Kodeks Karny (artykuł 233) też pozwala lekarzowi zabić dziecię przed urodzeniem, o ile ciąża wynikła z przestępstwa „czynu nierządnego względem osoby poniżej lat 15 albo osoby zupełnie lub częściowo pozbawionej zdolności rozpoznania czynu lub kierowania swym postępowaniem” (art. 203); czynu nierządnego, wymuszonego na innej osobie „przemocą, groźbą bezprawną albo podstępem” (art. 204) lub też „przez nadużycie stosunku zależności lub wyzyskania krytycznego położenia” (art. 205); spółkowania „z krewnymi w linii prostej, bratem lub siostrą” (art. 206); zezwala też zabijać... lekarzom dzieci, o ile „zabieg” był „konieczny ze względu na zdrowie kobiety ciężarnej80.

O zezwalaniu na jedzenie dzieci – na razie cicho w P.K. Karnym i w innych kodeksach, karnych na perłowo. Massimizm.

Są plemiona, co „kochają dzieci, ale nie lubią kłopotów związanych z ich odchowaniem81„; Posiadamy też i te plemiona.

Są plemiona, gdzie „wiele kobiet jest bezdzietnych, gdyż umieją wywołać zupełną bezpłodność”82. Mamy i tę egzotykę,.

Bogata jest wyspa Nowa Gwinea, mimo to, „posiadanie licznej gromady dzieciaków nie uśmiecha się kobietom – hołdują zasadzie dwojga dzieci: jeden chłopiec, celem zastąpienia kiedyś ojca, i jedna dziewczyna, jako zastępczyni przyszła matki83„. Jak w... Poznaniu.

Nikt w Europie nie mówi: matka kazała zarżnąć dziecko. Mówi się delikatniej: lekarz „usunął” płód. Podobnie taktowni są kolorowi na wyspie Umbo. Mówi się tam w razie czego, że „dziecko odeszło”84. Umbo – piękna nazwa.76 Krzywicki.. 286.77 Krzywicki, 286, 292, 288.78 j.w.79 j.w.80 „Polski Kodeks Karny”, Lwów–Warszawa, wyd. Unia, r. 1937, str. 6381 Krzywicki, 265, 288, 289, 29182 j.w.83 j.w.84 j.w.

Page 134: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Papuaski (Nowa Gwinea brytyjska) nie znoszą krzyku dzieci. Coś, jak nasi kamienicznicy. Gdy dziecko ząbkuje i zanadto wrzeszczy, zabija je mamusia („Jedynie serce matki”)85.

Zdarzały się też tak gospodarne Australijki, że zabijały dziecko, „gdy trzeba było karmić piersią kobiecą szczenięta86.”

Trafiały się tamże baby tak miłujące ciszę, że zjadały po dwoje bachorów, gdy te były zbyt wrzaskliwe87.

I w tym to dopiero miejscu zachodzi różnica z Europą. Nasza subtelność nerwów jest odmienna: lekarz wykańcza u nas dziecko przed urodzeniem, a mama przedtem stara się, by „zabieg” był „konieczny”.

Subtelność uzgodniona z prawem. Europa. Wykwint. Cholera.

DYSTYNGOWANE AFRYKANKI

Afryka? co też tam słychać?„Czarne ludy afrykańskie są o wiele bardziej posunięte w kulturze aniżeli

wyspiarze Melanezji.Między innymi od dawna wzięto rozbrat z dzieciobójstwem ryczałtowym...

88„. Jednak ździebełko, krzynę, jeszcze dzieciobójstwo praktykują.— Powody? Eugeniczne.— Coooo?!Bo eugenicy, propagujący spędzanie płodu, to też nic nowego u dzikich. To

właściwie tak samo jest wzięte od dzikich, jak tańce nowoczesne. „Nandijowie usuwają noworodki ślepe i źle zbudowane89.” „Bambalowie grzebią kaleki i potwory90„. Nawet psychiczne względy bierze eugenika murzyńska. pod uwagę. Jeżeli np. dziecko przyszło na świat z oznaką, że będzie niespokojne (nerwowcy, psychastenicy) lub niezadowolone (opozycjoniści, reakcja, „duch wieczny rewolucjonista”), to w takim „Banyakole matki nie lubią wydawać na świat takich dzieci”91,– Ibibiowie „pozwalają im umrzeć” (tolerancja anglosaska); Kukowie dają je krewnym, a ci „mogą zamordować takie niemowlę” (per procura)92. Na Madagaskarze zabijano dzieci rodzące się z uzębieniem93, a w roku 1933 w Brzezińskiem na wsi ojciec odciął dziecku głowę siekierą, bo przyszło na świat ze śladami ząbków (Polska)94. Itp.

Podobnie istniał zwyczaj zabijania już po urodzeniu dzieci wątłych oraz kalek w Australii.

– Skąd taka rzeźnicka eugenika? taka nowoczesna?Z wygody. Z niedołęstwa. Tak jak i „regulacja” urodzeń. Niedługo inwalidom

nie będzie się dawało renty, a chorych nie będzie się leczyło. Chory? W takim razie: albo zastrzyk, albo kula w łeb. Jak koniowi. Leczenie zniknie. I – chorzy. W ten sposób świat ozdrowieje na poczekaniu. Od czegóż wiedza eugeniczna95.

Ale jak z tą Murzynką w Afryce?

85 Krzywicki, 387, 224, 239, 298,86 j.w.87 j.w.88 j.w.89 Krzywicki, 299, 299, 299, 299, 30090 j.w.91 j.w.92 j.w.93 j.w.94 Próbki tego stosowano, do dorosłych w niemieckich obozach koncentracyjnych.95 j.w.

Page 135: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Miewa niewielką ilość dzieci. Średnio wydaje czworo. W tym celu stosują małżonkowie powściągliwość. Panie długo karmią: byle mieć mniej dzieciszczków! Troje – „zadawala wszystkie jej ambicje96„, chociaż nie ma „dla Afrykanina większego nieszczęścia nad nieposiadanie dziecka”, a jedynym pragnieniem mężatki u Basogogów (Uganda) „jest posiadanie dzieci, gdyż wtedy tylko warto żyć”97.

A zatem nawet na wyższych szczeblach barbarzyństwa – „frontem do dziecka”, lecz z ostrożna.. Nie za wiele. Szlachetny umiar. Z dystynkcją afrykańską.

CZTERDZIEŚCI WIEKÓW KULTURY

Mieć dwoje dzieci to nie jest żaden zwyczaj berliński, żaden Zweilundersistern. Żaden wynalazek XX wieku.

Rzecz jest dziwnie przestarzała, tylko z „pozoru nowoczesna98„, bardzo modna, ilekroć jakąś epokę diabli brali; tudzież bardzo modna, u pierwotniaków tu i ówdzie. „Legendy Ainów w znamienny sposób dały wyraz stanowi rzeczy. W ich podaniach jest wciąż mowa o dwojgu dzieciach: „miałem dwoje dzieci i moi starsi bracia tak samo każdy miał dwoje dzieci”; byłem wielkim bogaczem, większym niż ktokolwiek inny, i miałem dwoje dzieci...”99. Znamy takich bogaczy.

I to, że nasze kacyki przedwojenne miały więcej niż jedną żonę, to też staromodne. Nawrót do pierwotniaków. Recydywa saska. A nawet dzikość dzikawa. Kultura na czarniusieńko. Murzyństwo. A nawet, niżej jeszcze. Albowiem wielożeństwo całkowite lub częściowe nie ogranicza się jedynie do ludów cywilizacji arabskiej, chińskiej. turańskiej, bramińskiej. I – nie tylko do plemion murzyńskich. Istnieje i na niższych szczeblach: w Melanezji, sporadycznie u ludów australijskich, u Indian amerykańskich...”100.

I to, że nasze rodzime kacyki mimo to miały mało dzieci, to też nie jest nowoczesne. Trafia się to kacykom afrykańskim, melanezyjskim. Zdarza się taki wielmoża: sześć żon i... czworo dzieci101. Albo bywa i taki włodarz: dziesięć żon... i dwoje dzieci102. Lub nic. Sto żon... i dziesięcioro dzieci – miewają pechowcy103.

I to, że tu i ówdzie zakłada Europa i Ameryka instytucje „społeczne”, mające „ubezpieczyć” od przeludnienia: a nawet fakt, że cała rasa była – z rozumem zielonym – zakłada Ligę Międzynarodową Regulacji Urodzeń” z centralą w Londonie, a przedtem ,.Międzynarodowa Federacja Maltuzjańska” w Paryżu (r. 1900), to wszystko to też plagiat z pierwotniaków nader zamierzchłych. I tam były takie „ubezpieczalnie społeczne”, ponieważ społeczeństwo czuwało, stało na straży „dobra” powszechnego. W Australii „mordowanie niemowląt przestawało być wybrykiem kaprysu rodzicielskiego, jedynie tolerowanego przez plemię, ale urastało do roli urządzenia trwałego, społecznego, nad którym rozciągała nieraz pieczę rada plemienna, a właściwie plemienna opinia publiczna104.”

A więc zjawisko jest „plemienne”. Czyli osoba coś takiego propagująca po prostu wraca na poziom plemienny. Jak to dobrze zajrzeć do ludów pierwotnych!

96 Krzywicki 312, 30797 j.w.98 Krzywicki, 296, 382, 376, 232.99 j.w.100 j.w.101 j.w.102 Krzywicki. 294. 308, 229, 230.103 j.w.104 j.w.

Page 136: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Były też powszechnie znane dzieciobójczynie105. Znamy. Kłaniamy im się. „Całuję rączki”. Pani doktor. Pan doktor. Akuszerka–baba. Pielęgniarka „operacyjna”... z krwią wyskrobanego dziecka na wymanikiurowanych paznokciach.

I to, że się uświadamia proletariat, by miał maluczko dzieci, to też z Australii. Z tej najczarniejszej.

.”Na zapytanie Chauncy'ego, jakim sposobem (Murzynka) odważyła się na taki czyn, matka wskazując na worek na ramieniu, iż tam jest miejsce tylko dla jednego dziecka, odrzekła: „kiedy dziecko drugie przyszło na świat, wygrzebałam za swoją chatą dół w piasku i dawszy maluchne uderzenie po głowie, położyłam je do dołu i beczałam, dziecko także beczało; nie mogłam dłużej znieść tego, podeszłam i dałam mu drugie małe uderzenie, które je zabiło, i wtedy sama beczałam przez dni parę106.”

Czy tedy w kniei trzeba kobiety uświadamiać „klasowo”? Uświadomione „kobiety dookoła kniei codziennie mordują dzieci i nie chcą

wychowywać więcej nad dwoje”.107 I cóż na to nasze „postępowe” kulturtregery”? Cóż na to tępaki, co , „zapobieganie ciąży” uważają aż za sprawę klasy robotniczej?

Nic więc dziwnego, iż skądinąd głupi, ale także mądry, uczony socjalista Alfred Grotjahn pouczał Niemiaszków jeszcze w r. 1926 z katedry uniwersyteckiej, iż są wyrażenia, „które całokształt faktów oświetlają fałszywie i utrudniają porozumienie. Do tych należy wyrażenie: strajk rozrodczy, który przed samą wojną (mowa jeszcze o roku 1914 – m. przypisek) w prasie robotniczej odgrywał rolę przy rozważaniach spadku urodzeń”. „Poważna prasa robotnicza słusznie wstrzymała się wtedy od rozważań strajku rozrodczego, radząc nie uważać prewencji za sprawę partyjną”108 – wyjaśniał tępakom zatroskany Grotjahn. Rzeczywiście: żeby... środki antykoncepcyjne uważać za sprawę partyjną, to przesada!

I nie imponuje nam, gdy ktoś kpi z matki, która ma wszystkie swe dzieci, bo dopiero u osiadłych z dawien dawna barbarzyńców–rolników „znika naigrywanie się z płodnych matek, że są sukami, kwokami, maciorami...”109.

Dopiero też u osiadłych z dawien dawna barbarzyńców–rolników na kobietę spędzającą płód „ogół plemienny spogląda z pogardą”110. Dopiero na tym poziomie kultury kobiety bezdzietne zaczynają być lekceważone111. Zaledwie na tym szczeblu kobiety zaczynają przywiązywać wagę do miewania liczniejszego potomstwa”112.

Etnografia „poucza nas, że u wszystkich szczepów pierwotnych, bez względu na to, w jakiej części świata one żyją, przejawiała się i przejawia jeszcze skłonność do sztucznego przystosowania ilości zaludnienia do szczupłego zasobu środków do życia. Jest to, że tak powiem, stan początkowy, pierwotny, rodzącej się kultury; podczas gdy poszanowanie życia, zarówno płodu w łonie matki, jako też noworodków, przedstawia dopiero objaw wtórny, któremu metafizyczne poglądy późniejszej, kulturalnej epoki rozwojowej dopiero z trudem dopomogły do ustalenia się”113.

I tak dalej i dalej. Szczebel po szczeblu. Coraz wyżej. Aż wreszcie:

105 j.w.106 Krzywicki, 222.107 j.w.108 Grotjahn, 260.109 Krzywicki, 279, 279, 280, 278.110 j.w.111 j.w.112 j.w.113 Grotjahn, 31.

Page 137: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

„Japończycy lubią bardzo dzieci. Uwija się ich sporo po pokładzie”114. „Małe, różowe tłuściuchne kodomo – dziecko, ulubieniec wszystkich. Kapitan Kamakura i inni oficerowie biorą je na ręce. Ono zaś uśmiecha się i nigdy nie płacze. Większe dzieci w różnobarwnych kimonach, szkarłatnymi getami – chodaczkami stąpają hałaśliwie i biegają po wszystkich pokładach. Nikt ich nie potrąci. Nikt im nie powie przykrego słowa. Dziecko w Japonii, to świętość”115. Słowa polskiego podróżnika z 1939 roku, komunisty. Japonii można nawet nie cierpieć. Bywa i taka specjalność. Ale trzeba wiedzieć, co się tam dzieje choćby z dzieckiem. Wiedza to potęga. Dziecko, to świętość.

– A ile mają tej świętości?„Japonia jest krajem posiadającym największy na kuli ziemskiej, po Rosji,

odsetek dzieci. Przyrost ludności w Japonii jest z górą o 50% większy niż w Polsce”116.

–– To pewnie niska tam kultura? Brudy? Ciemnota?Albo: „Bez trzech rzeczy Japończyk nie może się obyć: bez ryżu, kąpieli i

teatru... Wchodzimy do teatru Kabuki. Wśród 1500 widzów jesteśmy jedynymi Europejczykami... Obok nas matka z dziećmi. Jedno z nich śpi w najlepsze, drugie biega pomiędzy krzesłami”117. Spostrzeżenia polskiego podróżnika z 1939 roku, komunisty, bo podróżnik ów jest zakonnikiem.

Lub: „Japończyk z jednego obsianego hektara zbiera plonów przeciętnie jeszcze raz tyle, co Niemiec...”118.

I taki kwiatek (wiśni): „Żołnierzy nie karze się tu nigdy aresztem. Są tak ambitni i tak cenią swój honor, że kara taka spowodowałaby niechybnie harakiri”119.

Czterdzieści wieków kultury opartej o rodzinę! O każdą rodzinę japońską i o japońską rodzinę cesarską. Albowiem „Bushido stworzył ustrój rodzinny..., zaś naród skupił się przy osobie cesarza, którego ród panuje w Japonii nieprzerwanie od 2500 lat”120.

– Po czym poznać głupiego?Że jak go spytać o Japonię, to on ci zaraz... o gejszach.

OBLECIAWSZY TURKI – MAZURKI

Aż wreszcie – chrześcijaństwo. „Jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako małe dziatki, nie wnijdziecie do Królestwa Niebieskiego”121.

Od tysiąca lat mamy, my Polacy, sposobność widzieć w każdym dziecku polskim obraz Bożego Dziecięcia. W tym tkwi źródło kultury o poziomie nad poziomy.

Ku temu też kiedyś Polska szła122. Ojciec Stefana Czarnieckiego miał dziesięciu synów: ojciec Księcia Niezłomnego123.

„Struś, w bitwie na Multanach, obronną ręką wyszedł. Ale na zabicie brata (w tejże bitwie) wspomniawszy, do wojska wołoskiego zwrócił się i chociaż mógł

114 Ojciec I. Posadzy: „Przez tajemniczy Wschód”, Potulice 1939, 190, 199115 j.w.116 Zischka, 64.117 I. Posadzy, 247, 216, 258118 j.w.119 j.w.120 Lejtho: 268, 269.121 Mat, 18.122 Artur Górski: „Ku czemu Polska szła”, Lwów, 1938, wyd. IV123 Kacper Niesiecki: „Herbarz polski”, t. III., str. 187. Górski Antoni

Page 138: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

ujść, wolał, przy bracie swym uczciwie polec, aniżeli z żałością do swoich wracać”124.

„Cokolwiek bądź ze mną się stanie, nieskończone dzięki codziennie składam Bogu, że dziatki pod bacznym okiem i czułą opieką takiej matki, jak Ty, będą wzrastać W łasce u Boga i u ludzi; tylko ich spod swego oka nie usuwaj dla jakichś próżnych widoków światowego wychowania... tak więc bądźcie zawsze razem, gdzie Ty, tam i one, gdzie one tam i Ty” – pisał w ostatniej godzinie życia do swej małżonki dyktator narodu polskiego Romuald Traugutt125.

Rok 1917. Polka. Majątek spalony. Ziemia po tamtej stronie granicy. Zabity mąż. Została gromada drobiazgu. Ona jeszcze młoda. Trafia się jej świetna partia. Odmawia: chce się poświęcić tylko dzieciom, wszak ma ich tyle. Z nich trzech synów oddaje życie za naród, lata 1920, 1939, 1942; dwóch synów żyje: lekarz i ksiądz, a córka – jak matka. Takie są rasowe Polki: matki Książąt Niezłomnych, chłopki, robotnice, inteligentki.

Obleciawszy tedy glob; widzimy, że rodzina wielodzietna, to nie jest coś, do czego społeczeństwo dochodzi łatwo. Dorabia się jej po tysiącach lat najumiejętniejszej i najuporczywszej pracy nad sobą i nad przyrodą. Przychodzi rodzina taka jednocześnie z coraz wyższą kulturą i coraz zdrowszą. Oraz towarzyszy wysokiej i zdrowej kulturze, łącznie z takimi kwiatami, człowieczeństwa, jak honor, męstwo, wstyd, ofiarność, dzielność, rycerskość; jak świetnej klasy – gospodarka, wiedza, sztuka; jak – wiara, nadzieja i miłość: gdy są mocniejsze ponad śmierć.

Kto nie wierzy, niech spróbuje uzdrowić rodzinę tam, gdzie się cofnęła do poziomu niższych myśliwców, wyższych myśliwców, pasterzy i wczesnych rolników lub choćby, gdzie stanęła na poziomie charakterystycznym dla wszystkich cywilizacji poza bizantyńską i łacińską!

„NO GOOD IT HAVE PICCANINIES”

– A co się dzieje z dzikimi, gdy się zetkną z Europejczykami?Właśnie niektóre ze zjawisk poprzednio opisanych, to historia z tego okresu.

Następuje kompletne rozprzężenie.W stanie dzikim i barbarzyństwa umieją ojciec i matka nawet lata całe

zachowywać wstrzemięźliwość małżeńską po wydaniu na świat potomka. Chodzi wtedy o to, by matce umożliwić karmienie piersią, dokąd dziecko nie będzie miało zębów, by mogło jeść to, co dorośli, gdyż ludy pierwotne nie umieją przygotowywać pokarmów dziecięcych.

Otóż w stanie rozprzężenia (po zetknięciu się z białymi) obywatel Pierwotniak nie chce żyć wstrzemięźliwie. Zaczynają się poronienia, rozwiązłość dziewcząt. Dzieci się unika częściej niż dotąd, i z o wiele niższych czyni się to pobudek, niż dotąd; choć bywa, że urodzeń jest nawet tu i ówdzie więcej, niż przed zetknięciem się z białymi. Wreszcie chorują na ewę126.

– Co to jest ewa?Choroba psychiczna. Niewiara w dzieci. Czyli niewiara w przyszłość.

Idiotyzm. Obłęd wymierania. Apatia. Strajk powszechny. Strajk urodzeń. Strajk życia. Proletaryzacja macierzyństwa. Paraliż rozumu.

Wojownicy już nie chcą walczyć. Tomahawki, łuki, dzidy, bumerangi i zatrute strzały butwieją, idą na ogień. Pacyfizm. Genewa. Liga Narodów. Zjednoczenie

124 A. Gwagnin: ,,Z kroniki Sarmacji europejskiej”, Kraków 1860, str. 34125 Ks. J. Jarzębowski: „Duchowe oblicze Traugutta”, Warszawa, 1936, 21126 Krzywicki, 180–220 i in.

Page 139: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Narodów. Londyn. Waszyngton127.Bywa, iż żywności im nie brak, a jednak szczep kurczy się w liczbie głów i

wymiera”128. Szczątki Tasmańczyków, „które poddały się, osadzono w dobrze zbudowanych chatach, wyznaczono fundusz na ich utrzymanie, słowem w porównaniu z niepewnymi losami myśliwskiego życia otoczono te niedobitki względnym dostatkiem i zdjęto z nich troskę o chleb powszedni. A jednak wymierali”129.

U nas gdyby zamężną praczkę zrobić milionerką, to jednak nie wymierałaby tak odrazu. Chyba, że natychmiast zapatrzyłaby się na panią dyrektorową.

Czukczowie (myśliwi i hodowcy) nawet ci, co otrzymują w obfitości pożywienie od Amerykanów, wymierają130. U sąsiednich Jukagirów nad dolną Kołymą (płn.–wsch. Syberia) nie chcą nawet się żenić131. Fidżyjczyk (Oceania) nie chce nawet żyć. Gdy na coś chronicznie zachoruje, bywa, że wyznacza datę śmierci i potem w tym właśnie czasie umiera132. Punktualny jak Fidżyjczyk (przysłowie).

Zbyt wygodne mają życie. Nie mają o co walczyć. Mają nareszcie te osławione „lepsze warunki”, lecz to nie potęguje ich żądzy życia, ale pcha do samobójstwa na raty: do wymierania. Odbierzcie ludziom kłopoty, a wymrą. Na świecie nie może być raju, bo ludzie nie chcieliby żyć. Raj jest zdrowy dopiero w niebie. Kłopot, to warunek życia. – Ale jak się zaczyna ewa?

Wesoło. Taki kabaret w permanencji. „Warszawka”. Mężczyźni zaczynają popijać bez pamięci133. Panienki zaczynają wyznawać wolną miłość (bez pamięci)134. Nie lubią, by je nazywać panienkami, tylko „kobietami”. Natomiast „dziewczynką” nazywa się guano (z rogu ulicy). Rodzice nie wiedzą, jak mówić na córki: czy też „dziewczynki”? Matrony rodzą też czasem i więcej dziatwy, ale wątlutkie to, jak u arystokracji. Mężowie przestają panować nad sobą, gdy małżonki karmią135–. Kobiety zaczynają zapobiegać ciąży i spędzać płód coraz namiętniej, a zaprawiają się do tego, jako panny; to też nieszczęsne nie lubią wychodzić ż wprawy, gdy wychodzą za mąż136.

W Europie gdy kto tak żyje, mówimy, że się „bawi”. Że prowadzi wesołe życie. Młodzi Europejczycy przepadają za filmami, gdzie gwiazdy „się bawią”. Panie europejskie, co młodsze, i panowie nad Europą, co starsi, lubią czytać książki o tych, co „się bawią”. Nawet wmówiono już w nas, że inaczej bawić się nie można, jak tylko w ewę. Czyżby wołała nas ewa?! „Pójdź” „Pójdź!”... jak puhacz?

– Ale czym się kończy ewa?Humanitarnie. Nie ma już dzieciożerstwa. Żadnych zainteresowań137. Nie ma

namiętności. Sine ira et studio. Panuje obiektywizm. „Wszystko się załatwia zgodnie z rozumem. Bywa, iż czarny Australijczyk odpowiada w zepsutej angielszczyźnie: „No country, no good it have piccaninies”, tj. nie warto odchowywać dzieci, bo nie będą miały ani piędzi własnej ziemi”. Lub: „Bo wyrosną na „dzikie psy” (warriga!)”138. Mężczyźni z powodu lada choroby kończą

127 Krzywicki, 165, 191.128 Krzywicki, 184, 185, 188, 188, 191129 j.w.130 j.w.131 j.w.132 j.w.133 Krzywicki, 195, 196, 197; 192, 197134 j.w.135 j.w.136 j.w.137 Krzywicki, 195, 184 i 220.138 j.w.

Page 140: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

żywot139. Stają się też impotentami. To samo niewiasty140. „Powiadają: po co mamy rodzić dzieci, kiedy żyć będą po to jedynie, żeby pracować na białego człowieka!” Hamletyzm. Myślą: to be, or not to be? Myślą nawet, czy... być? Początki ostatecznego bzika. Zgorzel. „Od śnieżnych wierzchołków Nowej Gwinei holenderskiej aż po parowy Markizów, zarówno w umysłach Melanezyjczyków, jak i Polinezyjczyków jest obecna rozpacz natury psychicznej...”141. Najniższy szczebel dzikości: ewa. Gasną tak cicho, jak Goethe. Za cicho142. , „Pójdź! Pójdź!”

Człowiek bez dzieci jest jak ptak w klatce.Człowieka uskrzydlają dzieci.Społeczeństwo świadomie bezdzietne głupio myśli. Obłęd psychiczny.

Dziecinada. Buddyzm. Teozofia. Ciała astralne... po świetnej przeszłości. Strzępy meldunków. Nirwana.

PETRONIUSZ – EWA

Tak więc stosunek do dziecka, to odczynnik, który ułatwia rozeznanie szczebla kultury; kultury samej w sobie, obiektywnie, bez okularów, bez uprzedzeń, bez zabobonów. Jest to cenna zdobycz dziś, gdy ludzie tak maskują swój poziom, gdy go ubierają w całe góry pozorów, w tytuły urzędowe, w stanowiska, w „forsę”, w reklamę, w propagandę, a nawet w tytuły naukowe. Gdyby nie to, to chcąc poznać czyjś szczebel kultury, latalibyśmy w kółko, jak kot za własnym ogonem.

Róbmy tedy zdjęcia!Ciekawe, co z tego będzie.Oto pani X i pan Y. Mają czwórkę dzieci. Jedno zmarło. Nie będzie więcej

(przysięgają). Kochają, kształcą, pieszczą, Wiemy już: rodzice są na szczeblu rolników–barbarzyńców, lub półosiadłych hodowców.

A znów pan M. i pani N. Tylko troje chowają. Wiadomo: rodzice są na szczeblu półkoczowników–myśliwców itp. Mimo że „on” jest doktor filozofii, „ona” – doktor prawa, a z dzieci będą same rektory wszechnic. Pareczka dzieciszczków odchowanych, stos poronień: na szczeblu myśliwców. Mimo, że on jest laureatem Nobla, a ona jego żoną.

Ma kilka żon: kacyk z Afryki, Polinezji, Melanezji? z Nowych Hebrydów, z miasta Łodzi. Minister Rzplitej.

„Po co mieć dzieci? Czy po to, żeby miały źle? żeby były ciężarem społeczeństwa”? Szczebel rozpadowy środkowo–australijski. Knieja. Bez dogmatu. Państwo Zołzikiewiczowie.

Prezydent – bezdzietny lub król – Kochankiewicz (król „Staś”): trzeba ich będzie zasuszyć. Do zielnika narodowego. Botanika. Groby. Rozbiory. Łezka.

Wyśmiewanie się z tych, co mają liczne dzieci: szczebel niższych myśliwców, myśliwców półkoczowników, początkujących półosiadłych rolników. Mili (młodszy)143. „Społecznica”. Albo – szpital, w którym się więcej dzieci zabija, niż rodzi: dżungla australijska, choćby szpital stał na samym środku Warszawy, miał 10 pięter, 10.000 łóżek i kopę lekarzy na każdym piętrze, a na dachu – same „Towarzystwa Eugeniczne”.

139 Krzywicki, 186,186, 195140 j.w.141 Krzywicki, 186,186, 195142 Por. u Krzywickiego o Śmierci Markizańczyków, 191.143 „Kio wie, czy ideał Milla młodszego, wyrażającego nadzieję, że z biegiem czasu opinia publiczna zapobiegnie przeludnieniu, piętnując liczną rodzinę, jako hańbę, nie ziściłby się najlatwiej w państwie socjalistycznym”. Krzyżanowski, 10.

Page 141: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Lub: mąż – z niejedną; żona – z niejednym; jedyna córka – też „postępowa”; do tego wszyscy „popijantus”, weneryczne i moczopłciowe; w dodatku kompletny u wszystkich trojga nowoczesny brak wstydu: wiadomo od razu, że to początki ewy, choćby wszyscy dzień i noc plażowali i cały rok siedzieli na uniwersytecie, i na korcie.

Albo: manicure, pedicure, wieczna ondulacja, wieczna bezdzietność, wieczna bezideowość, rozpaczliwa wiara w żarcie i wygodę. Ach! to ewa w ostrym stanie. Kładzenie się żywcem do trumien. Kartuzi świeccy.

Petroniusz: ewa. Tylko ewa. Choć go nam przystroił sam Sienkiewicz w same róże i bobkowe liście. Według „La Croix” z roku 1932 Francja, Anglia, Niemcy i USA miały 4.600.000 niemowląt, Chińczycy, Hindusi, Japończycy i Malaje 30.800.000 niemowląt.

Quo vadis, człowiecze biały?Bywa, że Ignac (doktor filozofii, względnie stróż) i Ignacka (z trzema

doktoratami lub zwykła dziewka) – umawiają się jeszcze przed ślubem, że nie będą mieli wcale dzieci.

Co to za poziom? Co za szczebel kultury reprezentują taki Ignacy z taką Ignacową?

Antyle. Dzicy z Antyli. „Istnieją nawet wiadomości o niektórych szczepach na Antylach, że umawiały się między sobą co do samobójstwa szczepu i przeprowadzały konsekwentnie bez–dzietność”144.

Czyś się już umówił, Łaskawco? Ze swą Małżonką? Anglia cała się jeszcze nie umówiła. Ale 1.650.000 małżeństw angielskich było w r. 1935 bezdzietnych145. Tylko po jednym dziecku

– miało – 3 miliony małżeństw. Itd. Antyle. Ewa „na grandę”. „Scientific Birth Control”. Sami się kontrolują naukowo, żeby powyzdychali146.

Na razie ratuje nas to, że nie przyjęło się jeszcze wśród elity dzieciożerstwo – z pobudek estetycznych, a wśród „mas” – z pobudek socjalnych (trzeba to przyznać z całym obiektywizmem). Koninę jemy, dzieci – jeszcze nie. Tak samo nie uświadamia się jeszcze klasowo, by biedni zabijali potomstwo (co tłustsze) dla celów aprowizacyjnych („wskazania socjalne'„), co się na ten przykład zdarza dzikim147. Tak samo nie dorośliśmy jeszcze do tego, by wolno było zabijać lekarzom dorosłych, lub dzieci już urodzone. Nie ma jeszcze takich „wskazań”. Na razie tu i ówdzie wolno ludzi kaleczyć tak, by musieli zachorować na ewę (tak zwana sterylizacja, nowa forma obrzezania, unowocześniona, postępowa; rejudaizacja medycyny, ewizm, względnie medycyna upadła... na głowę, wstęp do szczebla w medycynie – niższego od najniższych: ewa... denna).

Natomiast czarowna harmonia zachodzi między naszym Górnym Śląskiem a wyspą Vanua Levu (archipelag Fidżyjski, Polinezja), albowiem, „niewiele tam kobiet nie skalało swoich rąk zabójstwem – dzieciobójstwo w niektórych okolicach wyspy zabierało raczej dwie trzecie ogółu niemowląt, niż połowę, ale jeżeli dziecko przeżywało jeden lub dwa dni, nie potrzebowało się obawiać o swoje życie”148. W szpitalach Górnego Śląska w roku leczniczym 1934/35 było podobnie. Wśród położnic było tam 60% poronień149. Ile ich przyszło do szpitali z zaczętymi poronieniami, nie wiemy. Wiadomo natomiast, że włodarzył na Śląsku Michał

144 Grotjahn, 29.145 W tym 700.000 małżeństw ma być bezpłodnych z natury. Turbak, 37.146 Od r. 1921. Stąd się rozeszło na cały świat. W roku 193S liczyła Anglia 50 „klinik kontroli urodzeń i 150 stacyj sanitarnych, utrzymywanych kosztem rządu”, które są upoważnione rozszerzać praktyki neomaltuzjańskie celem ograniczenia urodzeń. Turbak, 37.147 Krzywicki, 238, 239, 240.148 Krzywicki, 292.149 Dr ). Bujalski: „Rzut oka na stan i działalność zakładów leczniczych państwowych, komunalnych, społecznych i prywatnych na podstawie sprawozdań za r. 1934 – 1935”, Warszawa, 1936, 44. 45. Ilość poronień 61 proc. (w samych szpitalach).

Page 142: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Grażyński. I że Górny Śląsk był wtedy arcykatolicki. Vanua Levu.

WALKA KLAS STYLEM „ŻÓŁTYM”

Ale nie wszystkie plemiona zachowują się naiwnie, gdy się zetkną z białymi. Te, co są wkorzenione w ziemię, we własność, jak również te, co przyjmują chrześcijaństwo, powiększają swą liczbę i rozwijają się wszechstronnie150.

Tak samo nie każdy naród kolorowy wpadł odrazu w korkociąg, gdy się zetknął z białymi. Ten mianowicie naród kolorowy oparł się białym, który już był na tym poziomie, że nie ograniczał liczby potomstwa. Ten tylko. Chińczycy, gdy zobaczyli białych, zaczęli się piekielnie mnożyć. Od wieku XVII przybyło, ich 350.000.000151. Podobnie – Indusi, Koreańczycy, Malajowie. Wyspa Jawa liczy w roku 1800 4 miliony ludności, Holandia 2,2 miliona. W r. 1936 liczy Jawa, jak już wiemy, 45 milionów ludzi, 341 mieszkańców na kilometr kwadratowy, gdy Holandia w tym samym czasie 8,8 milionów ludności i 250 ludzi na kilometrze kwadratowym. I zrób im tu co, biały człowieku, ...czołgiem, aeroplanami, gazami, albo bombą atomową!

Nie cały też proletariat kolorowy zgłupiał, gdy się zetknął z kapitalizmem. Francuski proletariat, amerykański, niemiecki – gaworzyły o „strejku” matek. Co innego – japoński. Gdy w Japonii „w r. 1919, w czasie największych zysków z przemysłu, na 1000 mieszkańców wypadało 31,6 urodzeń, „to” podczas ogromnej klęski w r. 1929, kiedy na ulicach Tokio ludzie padali z głodu” a ilość bezrobotnych wzrosła o 2.780.000, było urodzeń 33 promille”. Płodność mocarstwowa152. Nie zaciśnięte piąstki podnosili tam robotnicy w górę, tylko... dzieci. „Walka klas” – stylem „żółtym”.

Za pomocą „odczynnika” (wielodzietność) od razu widać, kto i na jaki szczebel kultury włazi – w obliczu niebezpieczeństwa: kto wpada w obłęd (ewa), a kto nie traci zimnej krwi, spluwa w garść i powiada: ja wam pokażę, psia krew!

– A jaka też jest postawa nauki polskiej wobec rodziny?Ewa. Ciemnawo. To, co wiemy, to głównie od obcych. Jest trochę

przyczynkarstwa i publicystyki153. I aczkolwiek od połowy XIX wieku w masońskiej Francji studia katolickie nad rodziną rozpoczął przesławny Le Play oraz powołał do

150 Krzywicki, 291, 322.151 Fogelson, 631, 633, 634.152 Zischka, 62.153 Zwracali na to uwagę, międy innymi F. Koneczny i A. Niesiołowski, ten drugi w dziele zbiorowym „Rodzina”, 326. W ostatnich latach przed wojną sprawa nieco ruszyła. Wybitnie np. prorodzinna praca jest „Gospodarka Narodowa” A. Doboszyńskiego, Warszawa, 1934. Prorodzinny jest korporacjonizm i socjologia katolicka.Aż do wybuchu ostatniej wojny nie mieliśmy instytucji naukowej do spraw rodziny i silnej organizacji – dla rodziny, poza szlachetnym, ale słabym „Zjednoczeniem Zrzeszeń Rodzicielskich w Polsce”, liczącym w r. 1937 – 60 kół przyszkolnych. (Por. „Nasza Szkoła” nr 10 r. 1937, str. 4), Prowadził organizację pionier ruchu odrodzeńczego w rodzinach polskich, niezmiernie zasłużony dla tej idei – p. Julian Janota–Bzowski, przy „Zrzeszeniu” powstała tuż przed wojną „Komisja do Spraw Rodziny”, Jako komisja studiów nad rodziną polską. Istnieje też kilkadziesiąt „Związków rodzinnych” w Polsce (por. „Rodzina” miesięcznik. Warszawa, 1935, maj, 215). W piśmie „Rodzina” stale na tematy rodzinne pisywała, znakomita tychże spraw znawczyni p. Zofia Jankowska. Przed samą wojną powstała z inicjatywy warszawskiej Sodalicji Męskiej organizacja „Ród”, jako związek rodzin polskich, ale pracować nie mogła, bo rząd nie spieszył się z zatwierdzeniem jej statutu. Już podczas wojny powstała (r. 1941) „Konfederacja Rodzin Polskich” oraz kościelno–świecka organizacja – do niesienia pomocy zdrowym moralnie rodzinom w Polsce – „Stowarzyszenie im. Św. Rodziny”. Ale czy te instytucje działają?W r. 1946 ks. Zieja założył w Słupsku dom, gdzie przyjmuje się kobiety, spodziewające się dziecka, a znajdujące się w ciężkim położeniu, i dlatego kuszone chęcią zabicia dziecka.

Page 143: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

życia całą szkołę, społeczną, katolicką, my nadał tak, jakby nic154.Szkoda tylko, że i szkoła Le Play'a nie dała odrębnej dyscypliny: nauki o

rodzinie. ' – 'Rola rodziny jest zbyt ważna, by ją włączyć do którejkolwiek z nauk

socjologicznych. Podział nauk jest nadal dziki, jeżeli tego nie zrobiono. Dziki jest nie tylko u tych niekatolików, którzy oglądają, badają, węszą naukowo, co „to” takiego rodzina była i co „to” takiego, rodzina jest; ale dziki i u tych katolików, którzy wiedzą, że rodzina to fundament postępu i dotąd) nie stworzyli nauki o rodzinie, rodzie i narodzie155. Zamiast tak zwanej – demografii.

Nie żadna „demografia”, nie żadna nauka o „populacji” jest nam potrzebna, bo Polska to nie chlew. Zresztą zdrowa rodzina i wyłącznie ona rozwiązuje także to, co dziś ludzie określają obrzydliwą nazwą „zagadnienia populacyjnego”. Dla narodu jest konieczna nauka o rodzinie, rodach, narodzie.

Przed młodymi socjologami polskimi stoi to zagadnienie otworem.

HOMER I PUDERNICZKA

Kto by chciał więcej wiedzieć na tematy dotąd poruszane, niech zajrzy do pracy socjologicznej profesora doktora Pawła Bureau'a: „Rozprzężenie obyczajów”, Kraków 1929, stron 494. Mrowie materiałów! Problematyka przebogata! Francuz Bureau, to katolicki Malthus. Też biedactwo się boi przeludnienia jak ognia piekielnego. Im kto tego bardziej się lęka, z tym dzikszą rozkoszą przeczyta owo dzieło niepospolitej erudycji, ślamazarnego tonu naukowego i nietajonego lęku przed... „za dużo” dziećmi.

Wyjątkowo inteligentne inteligentki i wyjątkowo inteligentni inteligenci znajdą w sam raz dla siebie lekturę w trzech pracach Haluschki: „Psychologia na wesoło”, czyli „Adam i Ewa”, Warszawa, stron 110; „Słuchaj, Ewo” (historyjki dla młodej panny), Warszawa, stron 150; „W cztery oczy”, (dialogi: mąż – żona), Warszawa, stron 123 (wydanie jezuitów). Haluschka doskonale uzupełnia to, czego brak intelektualnie – parom narzeczeńskim i małżeńskim lub czego pary te nie zdążyły sobie do tego czasu powiedzieć w przystępie złego humoru. Haluschka powie im to na stopie pokojowej i z humorem. W dodatku co śmieszniejsze miejsca zilustruje zaraz rysunkami. Są to książeczki z obrazkami dla inteligentnych narzeczonych i małżonków.

Całe demokratyczne społeczeństwo wzywa się do poznania też trzech znakomitych prac zwykłej prostej kobiety, genialnej akuszerki, Elżbiety Burger: „Czterdzieści lat w służbie bociana”, „Dziewczęta z bocznej ulicy” i „Kowalscy” (Katowice 1931 Księgarnia i Druk. Katolicka, stron 381; Katowice, stron 194; Kraków 1934, stron 177, wydanie jezuitów 177). .

Pierwsze dwie książki słabo tłumaczone (trzecia książka wydana znośnie). Należy im dać strawne tytuły, rynkowe okładki, wydać je w milionie egzemplarzy, uczynić je lekturą obowiązującą we wszystkich organizacjach kawalerów i panien, tatów i mam, a nawet starych kawalerów i nie najmłodszych panien. Cudowne książki. Pierwsze dwie – odrażająco miejscami tłumaczone.

Rasowym Polakom (mierz siły na zamiary) radzimy poza tym prace zbiorowe

154 Fryderyk Le Play, autor dzieł: „Les ouvriers Europeens”, 6 tomów, r. 1879 La civilisation essentielle de 1'humanite, „L'organisation du travail”, „L'organisation de la familie”, „Societe d'Enconomie Sociale”, r. 1856, poza tym powołał do życia instytucje socjologiczne do badan nad rodziną 1 do realizowania zadań z badań owych wysnutych. Przytacza Wójcicki A. (w dziele zbiorowym) „Rodzina”, 302–311.155 Wielki wpływ na docenianie roli rodziny w życiu narodu i państwa wywarł Dmowski publikacjami: „Kościół, naród i państwo”, Poznań, r. 1927 (por. strony 10, 13, 13, 24, 27, 33), „Świat powojenny i Polska” ora* „Przewrót”. Poza tym wyszło trochę dziel innych autorów.

Page 144: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

uczonych polskich: „Rodzina”, „Katolicka myśl wychowawcza”, „Katolicka myśl społeczna” i „Posłannictwo katolicyzmu polskiego” (stron 445, 536, 458, 352;

wydane jako pamiętniki katolickich studiów społecznych z lat 1935, 36, 37 i 38 – w Poznaniu, Wilnie, Warszawie, Katowicach).

Paniom znakomicie zrobi przemiła, lekka, niewieścia, polska i zarazem europejska praca Marii Kępińskiej – „Świadome macierzyństwo”, Poznań 1934, stron 173.

Kto mniej cierpliwy, a chciałby przede wszystkim o sztucznych poronieniach, przerywaniach ciąży, „skrobankach” i tym podobnych obrzydliwościach – mieć pod ręką opinię najwybitniejszych lekarzy polskich, zagranicznych, zjazdów lekarskich, kongresów światowych oraz poza tym sprawę omówioną z różnych „punktów”; „stanowisk” – wyczerpująco a krótko, ten niech sobie zafunduje naszpikowaną cytatami, nazwiskami, materiałem, jasną, spokojną i serio pracę ojca Stanisława Podoleńskiego, T.J. „O życie nienarodzonych”, Kraków 1933, str. 128.

Mózgowców, naukowców, zwłaszcza tym co nigdy nie mają czasu, odpowiedzą najzupełniej – zwarte, superobiektywne, udokumentowane i co najważniejsze zwięzłe dwa dzieła prof. U.J.P. księdza dr Zygmunta Kozubskiego „Problem potomstwa”, Warszawa 1930 stron tylko 103 oraz „Podstawy etyki płciowej”, Warszawa 1939, stron 114.

Działaczom społecznym, osobom duchownym, pedagogom i każdemu, co ceni nade wszystko zdrowy rozsądek; cyfry oraz szerokie, globowe, tudzież jędrne ujęcie tematu; chłopom i robotnikom, chłopkom i robotnicom oraz inteligencji harującej odpowie najzupełniej – niedoceniona, znakomita, w okropnej szacie zewnętrznej wydana (tak, jak książeczka o „Tomciu Paluchu”) praca ojca Piotra Turbaka, jezuity. Tytuły: „Życie lub śmierć narodu” oraz „W obronie rodziny i potomstwa”. Jedno i drugie ukazało się w groszowym cyklu „Głosów Katolickich”, w trzech broszurkach, w roku Pańskim 1939 (styczeń, luty, marzec), których to trzech „głosów”, jak przystało na nasz katolicki naród, w Polsce się nie zna.

Kto ma obowiązek uświadamiania pedagogicznie młodych dziewcząt lub młodzieńców i siebie, niech wkuwa dzień i noc, wiersz po wierszu, strona za stroną – „Encyklikę o małżeństwie chrześcijańskim” Piusa XI; tłumaczył ks. bp Okoniewski, Kraków 1931, stron 79, oraz trzy śmiałe i praktyczne książki jezuity Hardy Schilgena: jedna dla inteligentnych młodzieńców: „Ty i ona”, Kraków 1929, stron 206; druga dla inteligentnych panien: „On i ty”, Kraków 1931, stron 362; trzecia dla inteligentnych nauczycieli, rodziców i księży: „O czystość młodzieży”, Kraków 1938, stron 272.

Jak uświadamiać, to uświadamiać! Nie możemy być ciągle na poziomie... bajki o bocianie, czyli nie możemy tylko tyle wiedzieć o życiu kawalerskim, panieńskim, narzeczeńskim, małżeńskim, co nam w swych „dziełach naukowych” naszwargotali zwyrodnialcy lub „bojące” się w rodzinie wielu dzieci jak śmierci, co parszywsze pisarki i pisarkówny.

Każdy alumn tuż przed ostatnimi święceniami winien umieć wyrecytować z pamięci dowolny ustęp z „Katechizmu małżeństwa chrześcijańskiego”. Jest to komentarz do encykliki „Casti connubii”. Autor – Artur Vermeersch, T. J., profesor Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego. Poznań 1933, stron 97. Ufamy, że najbliższy synod polski ogłosi, że ksiądz nie znający gruntownie owego Katechizmu, nie ma prawa błogosławić sakramentowi małżeństwa. I ksiądz musi umieć Katechizm.

Starszych, łysawych panów, mających z urzędu obowiązek wskazywać naszej młodzieży gimnazjalnej i licealnej, co ma czytać przymusowo, należy ująć delikatnie za nos i powiedzieć na ucho, że nie wolno dawać Polce matury, jeżeli nie zna trylogii genialnej nauczycielki Cecylii Plater–Zyberkówiny: 1) „Na progu małżeństwa”. Poznań 1928, stron 472, św. Wojciech. 2) „Kobieta ogniskiem”,

Page 145: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Poznań 1928, stron 414, św. Wojciech. 3) „Kilka myśli o wychowaniu w rodzinie”, 1903, stron 357, św. Wojciech156.

Lekarzy zaś polskich uprasza się o napisanie jakiegoś przyzwoitego podręcznika katolickiej etyki lekarskiej dla lekarzy Polaków. „Etyka lekarska i obowiązki lekarza” (deontologa) Teodora Heimana, Warszawa 1917, to... odleżyna157. Wydrukowano też w Polsce w roku 1930 mądrą książkę Amerykanina Spaldinga, tak spokojną, że tylko ksiądz Kozubski tak pisać potrafi.. Cóż jednak z tego, jeśli nasze pielęgniarki nie wiedzą, kto zacz Spalding i kto go rodził, i co on pisze. A książka nosi tytuł „Etyka w zawodzie pielęgniarki”, tłumaczenie z angielskiego, Poznań, święty Wojciech, stron 173 i podaje wypowiedzi najpoważniejszych Anglosasów o etyce lekarskiej i pielęgniarskiej. Jest też książka o 274 stronach. Kopalnia materiałów życiowych i naukowych (lekarska strona małżeństwa uwzględniona) – dla rodzicieli, narzeczonych, małżeństw. Im dalej w tę księgę się wgłębiać tym człowieka większy wstyd ogarnia, czemu o tym dziele nic się nie wiedziało. „Małżeństwo w świetle prawa i życia”, Warszawa 1936, skład główny u świętego Wojciecha. Książkę popełnił ksiądz Grądzki.

A jeżeli zamiast tego wszystkiego ktoś łaknie jednej rzeczy („Ty albo żadna”) i to możliwie jak najmniejszej, najsławniejszej, a o wszystkim, dla takiego będzie odpowiednia, jak ulał: „Miłość, małżeństwo, rodzina”, Poznań 1935, stroniczek 89. Spolszczył książeczkę ksiądz dr Stanisław Bross. Czarujące. Mądre. Jedyne. Można by nawet wydać to dziełko w miniaturze na najcieńszym jedwabiu i sprzedawać je wprawione w elegancką puderniczkę – każdej wytwornej pannie już od lat 16–tu.

Wszak... Cycero widział całą Iliadę w łupinie od orzecha. Niemal każdą z tych ksiąg i książeczek – przed ich ponownym wydaniem –

należy uzupełnić i zaktualizować. Nic nie może w nich razić dniem wczorajszym. Żeby miały moc działać, przeobrażać, nie mogą mieć zmarszczek. Muszą być świeże, kwitnące. Jak dzieci. Właśnie świeżą w stu procentach, nieprawdopodobnie aktualną i skondensowaną jest praca księdza doktora Z. Baranowskiego „Małżeństwo w Nowej Polsce”. Właściwie winna nosić tytuł: „Broszura dla każdego, kto chce wiedzieć, jak zabierać się po katolicku do małżeństwa i jak żyć w małżeństwie po katolicku – teraz po wojnie”. Stron niespełna 29. Poznań 1946, wydanie II, nakład „Kultury Katolickiej”.

Aliści wszystkie tu wymienione dzieła i dziełka są to, Moi Państwo, nie żadne luksusy, nie żadna „cała biblioteka”, ale elementarze. Bez ich znajomości nie ma się co zaliczać do ludzi kulturalnych, nie popełniając samochwalstwa.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO DRUGI TOM WYJDZIE

P.T. „POLSKA KWITNĄCA DZIEĆMI”

156 Bronisław Załuski: „Cecylia Plater–Zyberk”, Warszawa 1930, str. 78, 79157 Heiman wypowiada takie zdania: „Duch kultury nowoczesnej znalazł w świecie starożytnym oręż skuteczny w wielkiej walce przeciw Kościołowi i scholastyce”, str. 79. „Lekarz jest zwykle niewierzący”, str. 314. „Lekarz też mieć powinien religię, lecz nie w postaci przemijających form wyznaniowych i obrzędów zmiennych, nieraz wprawdzie ułatwiających dostanie się ze skorupy do jądra – lecz powinien on posiadać religę lekarską. Jest to religia oddzielna, religia zawodowa, tak samo jak jest oddzielna część zawodowa czyli etyka lekarska będąca przejściem do filozofii”, str.174

Page 146: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

Część pierwsza:NIEMOWLĘ PODBIJA ŚWIAT ........................................................ 3

PODRĘCZNIKI HISTORII TRĄCĄ MYSZKĄ .................................................................................................. 3 MATKA – SPARTANKA... BEZ DZIECI ........................................................................................................... 4 JAK PRÓCHNIAŁ RZYM? ................................................................................................................................. 7 CIELĘCY ENTUZJAŚCI ..................................................................................................................................... 9 W STYLU LUDWIKA ......................................................................................................................................... 9 NARODY WIECZNIE MŁODE ........................................................................................................................ 11 W KRAINIE KWITNĄCEJ WIŚNI ................................................................................................................... 12 W STYLU KRÓLA STASIA ............................................................................................................................. 13 825 RAZY WIĘCEJ ............................................................................................................................................ 17 BRZDĄCE... NIEPODLEGŁOŚCIOWCY ........................................................................................................ 18 „PRZEMINĘŁO Z WIATREM” ........................................................................................................................ 19 SPÓŁCZYNNIK POSTĘPU ............................................................................................................................... 22 PARALIŻ WIELKOPOLSKI ............................................................................................................................. 22

Część druga:RÓWNI Z RÓWNYMI .................................................................. 25

1 : 10 .................................................................................................................................................................... 25 PREZESI ZE... SMOCZKIEM ........................................................................................................................... 28 ŚWIAT JEST PUSTY ......................................................................................................................................... 29 WIEDZA O KOŁYSCE ...................................................................................................................................... 31 ROZUM MINISTERIALNY .............................................................................................................................. 33 NAWET NAUKOWIEC NIE WYTRZYMAŁ .................................................................................................. 34 PYTANIA EGZAMINACYJNE ......................................................................................................................... 36 MĄDRY PRZEGADAŁ, A GŁUPI POBIŁ ....................................................................................................... 38 PROBLEM BIAŁEJ RASY ................................................................................................................................ 40 RZEŹ ŚWIATA W CICHYCH ZAKĄTKACH ................................................................................................. 41 DYNAMIZM DREPCZĄCY W MIEJSCU ....................................................................................................... 42 KULTURA SZWEDZKA ................................................................................................................................... 43 NIE ILOŚĆ, ALE JAKOŚĆ ................................................................................................................................ 43 KTO SŁUŻY NADAL W GESTAPO? .............................................................................................................. 45

Część trzecia:CYWILIZACJA „O” ..................................................................... 48

SPOŁECZNOŚĆ DOMOWA I PAŃSTWOWA ................................................................................................ 48 „NIE WIERZYMY, BY DNI RODZINY BYŁY POLICZONE” ...................................................................... 52 PEDAGOGIKA W KRYNOLINIE .................................................................................................................... 53 ROZMOWA Z DZIADEM ................................................................................................................................. 55 BRAZYLIJSKI CHRZĄSZCZ – PASSATUS ................................................................................................... 57 PRZESĄD ZWYCIĘŻONY ............................................................................................................................... 58 ZA RĄCZKĘ NA POWIETRZE! ....................................................................................................................... 59 GHETTO DLA DZIECI I MŁODZIEŻY ........................................................................................................... 60 CZAPKA NA ŁEB... PANU PUSTCE ............................................................................................................... 62 REWOLUCYJNOŚĆ ŻYCIA RODZINNEGO .................................................................................................. 63 KULTURA I NATURA ...................................................................................................................................... 64 TEORIA POZNANIA NA CHYBCIKA ............................................................................................................ 65 ROZSZERZENIE KRYTYCYZMU .................................................................................................................. 67 „WIEDZA KRZEPI, WIEDZA CHŁODZI, WIEDZA NIGDY NIE ZASZKODZI” .............................................................................................................. 67 O PROMETEIZM MYŚLI POLSKIEJ ............................................................................................................... 69 „KAŻDY NA SWOJĄ MIARĘ DOBIERA GARNITUR” ................................................................................ 70

Część czwarta:NIEDOJDA – INTELIGENT ........................................................... 72

STARA BUJDA I MŁODA ROBOTNICA ........................................................................................................ 72 PO CO SIĘ NARWANIEC SPIESZYŁ? ............................................................................................................ 73 CO MA PIERNIK DO WIATRAKA .................................................................................................................. 75 SAME KAWAŁY ............................................................................................................................................... 76 HELLEŃSKIE BANDY BEZROBOTNYCH .................................................................................................... 78

Page 147: 75356951-Kołyski-i-potęga-Walenty-Majdański

CHOROBA ZDROWYCH NARODÓW ........................................................................................................... 81 CO MOŻE MATKA OBSZARPAŃCÓW? ....................................................................................................... 82 KTO NAS URZEKŁ? ......................................................................................................................................... 83 „NIEWIEDZA I BIEDA DAJĄ TE SAME SKUTKI, CO BOGACTWO” ....................................................... 85 SZKOŁA „ELITY TWARDEJ I GOREJĄCEJ” ................................................................................................ 86 NIEDOJDA BRONI DAM ................................................................................................................................. 87 ZATABACZONE POGLĄDY ........................................................................................................................... 92 RADZIMY CI, ŁASKAWCO ........................................................................................................................... 101

Część piąta:„POCZCIWY LUDEK WSZYSTKO ZROBI” .................................. 103

WIARA W LUD ............................................................................................................................................... 103 SPÓŁDZIELNIE ZDROWIA ........................................................................................................................... 104 CHŁOPSKA TRUMNA ................................................................................................................................... 106 OBALAMY LEGENDĘ ................................................................................................................................... 107 DZIEJE PODLIZYWANIA SIĘ ....................................................................................................................... 109 „DOBRY, TO TEN, CO KAŻE KRAŚĆ” ........................................................................................................ 111 PANOWIE MIĘTKI I GIĘTKI ......................................................................................................................... 114 STAROKAWALERSKOŚĆ W ŻYŁACH ....................................................................................................... 117 ROJOWISKO DZIWAKÓW ............................................................................................................................ 118 TĘŻYZNA WIELKOPOSTNA ........................................................................................................................ 119 PYTANIE DO NARZECZONEGO .................................................................................................................. 121 NIE BUJAĆ W OBŁOKACH ........................................................................................................................... 122

Część szósta:JAK ROZPOZNAWAĆ SZCZEBLE POSTĘPU? ............................................................. 125

ZABAWA W CZARNEGO LUDA .................................................................................................................. 125 PLEMIONA NA ULICY WARECKIEJ ........................................................................................................... 127 DZIECIĘ POD BIEGUNEM ............................................................................................................................ 129 W PRERIACH, SELWASACH I W OJCZYŹNIE TANGA ........................................................................... 131 UNIA: PACYFIK – EUROPA .......................................................................................................................... 132 DYSTYNGOWANE AFRYKANKI ................................................................................................................ 134 CZTERDZIEŚCI WIEKÓW KULTURY ......................................................................................................... 135 OBLECIAWSZY TURKI – MAZURKI .......................................................................................................... 137 „NO GOOD IT HAVE PICCANINIES” .......................................................................................................... 138 PETRONIUSZ – EWA ..................................................................................................................................... 140 WALKA KLAS STYLEM „ŻÓŁTYM” .......................................................................................................... 142 HOMER I PUDERNICZKA ............................................................................................................................. 143