2015 04 gdynski iks

12
REKLAMA Gdy dźwięk dzwonów do nas mknie, Na święcone spieszmy się I zwiastujmy dobrą wieść, Że nadzieja, milość jest. Nr 17, kwiecień 2015 GAZETA BEZPŁATNA A oto jak opisal Wladyslaw Reymont w powieści „Chlopi” czynność malowania jaj we wsi Lipce w domu Boryny. „A pod kominem, w samym świetle ognia, siedzialy zgodnie Jagna z Józką, zajęte pilnie kraszeniem jajek, a każda swoje z osobna chronila i kryjomo, aby się barzej wysadzić. Jagusia najpierw myla swoje w cieplej wodzie i wytarte do sucha dopiero znaczyla w różności roztopionym woskiem, a potem wpusz- czala we wrzątek belkocący w trzech garnuszkach, w których je kolejno za- nurzala. Żmudna byla robota, bo wosk miejscami nie chcial trzymać albo jaj- ka w rękach się gnietly lub pękaly przy gotowaniu, ale w końcu naczynily ich przeszlo pól kopy i nuż dopiero oka- zywać sobie i przechwalać się piękniej kraszonymi. Kaj się ta bylo Józce mierzyć z Jagu- sią! Pokazywala swoje, w piórkach żyt- nich i cebulowych gotowane, żólciuch- ne, bialymi figlasami ukraszone i tak galante, jak malo która by potrafila, ale ujrzawszy Jagusine, gębę otwarla z po- dziwu i markotność ją chycila. Jakże, to aż mienilo się w oczach, czerwone byly, żólte, fiolkowe i jak lnowe kwiatuszki niebieskie, a widać bylo na nich takie rzeczy, że prosto nie do uwierzenia: ko- guty piejące na plocie, gąski na drugim syczaly na maciory uwalone w blocie; gdzie znów stado golębi bialych nad polami czerwonymi, a na inszych wzo- ry takie i cudeńka, kiej na szybach, gdy zamróz je lodem potrzęsie. Dziwowali się temu oglądając raz po raz, a kiej Hanka powrócila z Jagustyn- ką z kościola, też wzięla się patrzeć, ale nic nie rzekla, jeno stara przejrzawszy wszystkie szepnęla w zdumieniu: - Skąd się to bierze u ciebie?... no, no … - Skąd? …a samo tak z glowy pod palce przychodzi! Uradowana byla! - Dobrodziejowi by parę zanieść! - Święcil jutro będzie, to mu podam, może weźmie.” Wl. Reymont Chlopi, Warszawa 1958, t.2, s.1oo Wybrala Irena Majkowska Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzymy Państwu, aby zaduma nad sensem życia i śmierci w ten czas wielkanocny lączyla się z nadzieją i milością oraz radosnym nastrojem wiosennym. WIELKANOC

description

W NUMERZE: Życzenia Wielkanocne, Malowanie jaj w „Chłopach” Reymonta, Klub młodzieżowy FLY - Się kręci, Słowo przeciw słowu, Lepszy rydz niż nic, Czekolady słodki smak, Spotkanie z Hanną Cygler, Światowy Dzień Czekolady, Jak chwytać dzień, Czego nie wiecie o Wielkanocy, Wielkanocne zwyczaje, Jajko wielkanocne w obrzędach i wierzeniach ludowych, Wielkanocny pacierz, Kwiecień w przysłowiach, Rehabilitacja w zapobieganiu i leczeniu..., Wiosna – najlepszy czas na odchudzanie, Caffee Anioł poleca, Premiera Otella, Wywiad z Beatą Żarnecką, Z notatnika stylistki - Moda Wielkanocna, Ciekawe miejsca: Acting studio, Krzepiąca żałoba, Osobowości ubiegłego stulecia, Egzamin gimnazjalny – stres „do ogarnięcia”, IKS w kuchni - sernik, Kolosy za rok 2014 rozdane!.

Transcript of 2015 04 gdynski iks

Page 1: 2015 04 gdynski iks

REKLAMA

Gdy dźwięk dzwonów do nas mknie,Na święcone spieszmy sięI zwiastujmy dobrą wieść,Że nadzieja, miłość jest.

Nr 17, kwiecień 2015

GAZETA BEZPŁATNA

A oto jak opisał Władysław Reymont w powieści „Chłopi” czynność malowania jaj we wsi Lipce w domu Boryny.

„A pod kominem, w samym świetle ognia, siedziały zgodnie Jagna z Józką, zajęte pilnie kraszeniem jajek, a każda swoje z osobna chroniła i kryjomo, aby się barzej wysadzić. Jagusia najpierw myła swoje w ciepłej wodzie i wytarte do sucha dopiero znaczyła w różności roztopionym woskiem, a potem wpusz-czała we wrzątek bełkocący w trzech garnuszkach, w których je kolejno za-nurzała. Żmudna była robota, bo wosk miejscami nie chciał trzymać albo jaj-ka w rękach się gnietły lub pękały przy gotowaniu, ale w końcu naczyniły ich przeszło pół kopy i nuż dopiero oka-zywać sobie i przechwalać się piękniej kraszonymi.

Kaj się ta było Józce mierzyć z Jagu-sią! Pokazywała swoje, w piórkach żyt-nich i cebulowych gotowane, żółciuch-ne, białymi � glasami ukraszone i tak galante, jak mało która by potra� ła, ale ujrzawszy Jagusine, gębę otwarła z po-dziwu i markotność ją chyciła. Jakże, to aż mieniło się w oczach, czerwone były, żółte, � ołkowe i jak lnowe kwiatuszki niebieskie, a widać było na nich takie rzeczy, że prosto nie do uwierzenia: ko-guty piejące na płocie, gąski na drugim syczały na maciory uwalone w błocie; gdzie znów stado gołębi białych nad polami czerwonymi, a na inszych wzo-ry takie i cudeńka, kiej na szybach, gdy zamróz je lodem potrzęsie.

Dziwowali się temu oglądając raz po raz, a kiej Hanka powróciła z Jagustyn-ką z kościoła, też wzięła się patrzeć, ale nic nie rzekła, jeno stara przejrzawszy wszystkie szepnęła w zdumieniu:- Skąd się to bierze u ciebie?... no, no …- Skąd? …a samo tak z głowy pod palce przychodzi!Uradowana była!- Dobrodziejowi by parę zanieść!- Święcił jutro będzie, to mu podam, może weźmie.”Wł. Reymont Chłopi, Warszawa 1958, t.2, s.1oo

Wybrała Irena Majkowska

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzymy Państwu, aby zaduma nad sensem życia i śmierci w ten czas wielkanocny łączyła się z nadzieją i miłością

oraz radosnym nastrojem wiosennym.

WIELKANOC

Page 2: 2015 04 gdynski iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo2 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

„Gdyński IKS” wydaje:

Fundacja FLY

ISSN 2353-2157ul. Świętojańska 36/2,

81-372 Gdyniatel. 693-99-60-88,

gdyń[email protected]ład 10.000 egz.

Redaktor Naczelna– Dorota Kitowska

Sekretarz Redakcji– Radosław Daruk

Redakcja:Żaneta Buba,

Anna Cichomska,Radosław Daruk,

Agnieszka Gondek,Magdalena Hoczyk,

Sonia Watras-Langowska,Iweta Lidzbarska,Rafał Miotłowski,Paulina Pawelska,

Radek Radziejewski,Aleksandra Rekuć,

Alina Zielińska

Korekta:Irena Majkowska

Grafika: Łukasz Bieszke,Radosław Daruk

Skład: ALFA SKŁAD Łukasz Bieszke,[email protected]

Klub Młodzieżowy FLY działa jak dobrze naoliwiona maszyna – są uczniowie, są wolontariusze i są postępy. Nagle chemia okazała się łatwą dziedziną nauki, a matematyka stała się logiczna i policzalna.

Klub Młodzieżowy FLY przeżywa ostatnimi czasy prawdziwe oblężenie. Podejrzewamy, że to dzięki naszym wspaniałym wolontariuszom, którzy nieustannie motywują uczestników do nauki i rozwijania swoich pasji. W naszym grafiku pojawiły się lekcje gry na gitarze, a także „Klubowe Debaty”, podczas których ucznio-wie mają szansę nauczyć się retoryki oraz popra-cować nad poprawnością językową. Z radością informujemy, że Klub nie ogranicza się tylko do typowo szkol-nej nauki. W podskokach wychodzimy poza ramy szkolnego nauczania! W jedną z marcowych sobót wybraliśmy się wspólnie do Gdańska, aby na Starówce odnaleźć naj-ważniejsze zabytki. Każdy z uczestników otrzymał fotografię, którą należało odpowiednio dopasować do faktycznie istniejącego miejsca. Wszyscy pora-dzili sobie śpiewająco! Punktem kulminacyjnym wycieczki (i zarazem naj-bardziej emocjonującym) był udział w grze No-Escape. Podzieliliśmy się na dwie pięcioosobowe grupy, a  następnie zosta-liśmy zamknięci w dwóch osobnych pokojach. Mie-liśmy tylko godzinę, aby się z nich wydostać. Co to były emocje! Krzyk, pisk i „mega” stres, ponieważ czas nieubłaganie płynął, a zagadki, które należa-ło rozwiązać, nie miały końca…Na szczęście w ostatnich trzech sekundach (!) jednej z grup udało się znaleźć klucz i otworzyć drzwi. A druga grupa została w pokoju na za-wsze… No dobra, wygrani przybyli im z odsieczą i otworzyli pokój z drugiej strony J…

Aleksandra Kurek

W niezwykle urokliwym kra-jobrazie znalazły swoje miejsce kultury polska, żydowska i ukra-ińska, mieszając się i uzupełnia-jąc wzajemnie. Pełno tu pamią-tek i pomników dawnych czasów, a także ciągle żywych tradycji i zwyczajów.

Może właśnie dlatego region posiada drugie miejsce w Polsce pod względem liczby produktów regionalnych. Bardzo wiele tych unikatowych smaków powstało dzięki produkowanemu od XVII wieku „Olejowi świątecznemu roztoczańskiemu”. Nie ma dru-giego takiego w Polsce. W okre-sie międzywojennym olejarnie funkcjonowały niemal w każdej wsi i wiążą się z nimi ciekawe hi-storie. Jak opowiada pan Tomasz Kostrubiec z Ruszowa, który wraz z żoną prowadzi tradycyjną olejarnię, najciekawsze dotyczą zwyczajów związanych z tłocze-niem oleju. Do tej pracy zabierali się wyłącznie mężczyźni. Gorą-

Się kręci!

Lepszy rydz niż nicRoztocze to kraina łącząca Wyżynę Lubelską i Podole. Cią-gnie się od Kraśnika po Lwów i jest naprawdę wyjątkowa. Co w niej tak niezwykłego? Przepięknie położona wyżyna może się poszczycić najwięk-szą liczbą dni słonecznych w roku – jest ich ponad 100!

cy czas przygotowywania oleju przypadał w adwent. Mężczyźni w olejarni spędzali niekiedy na-wet dwa tygodnie, śpiąc tam, je-dząc i pijąc – niekoniecznie olej. Nic dziwnego zatem, że cały rok czekali na czas przedświąteczny, aby w słusznej sprawie uwol-nić się spod kontroli kobiet. Po wsiach krążyły legendy o tym, co to się działo w olejarni. Olej, który z racji czasu tłoczenia zy-skał miano świątecznego, wy-korzystywany był głównie do przygotowywania potraw wi-gilijnych. To, co z niego zostało, służyło mieszkańcom regionu do wzbogacania diety na przednów-ku. Nic przecież nie powinno się zmarnować.

Olejarnie produkowały trzy rodzaje oleju: rzepakowy, lnia-

ny i rydzowy. Wszystkie z roślin uprawianych w regionie. Najcie-kawsza wydaje się nazwa „olej z rydza czy też rydzyka”, jak chcą niektórzy. Wbrew pozorom to nie olej z grzybów. Rydzyk to pospolita nazwa lnianki, która zawdzięcza ją rudawemu kolo-rowi nasion. Robiono z niej olej już trzy tysiące lat wcześniej niż z rzepaku. Uprawiano go tam, gdzie inne uprawy się nie uda-wały, stąd powiedzenie „lepszy rydz niż nic”. Jest też druga histo-ria związana z tym porzekadłem: niegdyś, z racji łatwości uprawy, olej rydzowy był najbardziej do-stępny. Biedni chłopi, żeby nie jeść suchego chleba, smarowali nim chleb. 

Wszystkie oleje produkowa-ne w Ruszowie są wpisane na

Listę Produktów Tradycyjnych, a olej świąteczny trafił na nią jako pierwszy z Lubelszczyzny. Został też wybrany „Najlepszym pol-skim produktem regionalnym” i otrzymał nagrodę Perła 2008 na Międzynarodowych Targach Poznańskich POLAGRA „Sma-ki Regionów”. Dziś olej świątecz-ny roztoczański wytwarzany jest przez cały rok i z powodzeniem sprzedawany tym, którzy cenią tradycję i zdrową żywność.

Odwiedzając z Fundacją FLY gospodarstwo edukacyjne Ole-jarnia Świąteczna we wsi Ruszów w gminie Łabunie, można po-znać proces produkcji tego wy-jątkowego oleju i skosztować ory-ginalnych potraw regionalnych, których nie byłoby bez oleju świą-tecznego (np. gołąbków z kapusty kiszonej w główkach, czy praw-dziwego cebularza lubelskiego). Wszystko to jest starannie przy-prawione barwną opowieścią go-spodarza, pełną anegdot i zabaw-nych historyjek.

Aleksandra Rekuć

Na wycieczkę na Roztocze zapraszamy od 16 do 22 sierp-nia, koszt wycieczki – 950 zł. Szczegółowe informacje oraz zapisy w biurze Fundacji FLY w Gdyni, ul. Świętojańska 36/2. Zapraszamy na Roztocze!

Page 3: 2015 04 gdynski iks

INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO 3

Czy można sobie wy-obrazić świat bez czeko-lady? Oczywiście, że nie. Czekolada nie tylko po-prawia krążenie krwi, ale również poprawia nastrój, dodaje wigoru i działa jak afrodyzjak. Powstaje z mia-zgi kakaowej, tłuszczu kaka-owego i środka słodzącego. Zgodnie z obowiązującymi normami powinna zawie-rać nie mniej niż 35% suchej masy kakaowej. W zależno-ści od jej ilości wyróżniamy: gorzką (przynajmniej 70%), mleczną (do 50%), białą (do 33%), deserową (powyżej 50%). W wyrobach czekolado-podobnych zawartość kakao nie przekracza 7%.

Przez wieki czekoladę po-dawano tylko w postaci płyn-nej. Głęboki, intensywny smak mieszano z różnymi dodat-kami. Pierwszą czekoladę w tabliczkach wyprodukowa-no z kakao, cukru i koziego mleka dopiero w roku 1839 w Niemczech. Od tego czasu jej smak zamknięto w róż-nych formach. Bez względu jednak na kształt i smak, powierzchnia czekoladowej tabliczki powinna błyszczeć, a przy łamaniu powinien wy-dobywać charakterystyczny trzask.

Czekoladzie niezwykle trudno się oprzeć, ale by doce-nić te wspaniałe walory, trzeba się w niej rozsmakować i jeść ją z umiarem, ponieważ jest

Hanna Cygler jest autor-ką 16 książek. Jak sama mówi, pisze przede wszystkim dla własnej przyjemności, chociaż chce również sprawić przyjem-ność czytelnikom. Być może dlatego jej książki czyta się szybko, a bohaterowie wzbu-dzają wiele sympatii. Są to na

pozór pogodne utwory o mi-łości i przyjaźni, ale tylko na pozór. Ponieważ nic w życiu nie przychodzi łatwo i bardzo często nie jest tak, jak nam się wydaje, na kartkach utworów Hanny Cygiel pojawiają się tak-że codzienne zmagania, które potra� ą pokonać nawet tych

najsilniejszych i najbardziej od-pornych. Bohaterowie, ludzie mocno poranieni, poszukując swojego miejsca w życiu, muszą dokonywać wyborów, zmierzyć się z zadaniami, pokonać stoją-ce na drodze przeszkody.

Życie bohaterów toczy się na tle dobrze znanych, przy-

Czekolada to smakołyk, który uwielbia cały świat. Słodycz ta szybko wprawia nas w dobry nastrój, sprawia, że czujemy się zadowoleni i pełni energii. Zawarty w niej magnez kojąco wpływa na nasz układ nerwowy, a cynk i selen zwiększają wydzielanie endor� ny czyli tzw. hormonu szczęścia. Czekolada zawiera również lecytynę, dzięki której nasza pamięć jest lepsza, a chęci do pracy i nauki o wiele większe...

Historia czekoladyZalety kakaowca odkryli około 3 tysiące lat temu Olmekowie.

Majowie oraz Aztekowie ulepszyli recepturę czekolady, dodając do niej np. wanilię lub paprykę. Uważali oni, że czekolada jest napojem bogów, dlatego tylko wyższe klasy społeczne mogły ją pić. Ziarna kakaowca były tak cenne, że używano ich jako środka płatniczego. Przykładowo, za 100 ziaren można było kupić nie-wolnika. Do Europy ziarna kakaowca dotarły w 1502 roku. Przy-wiózł je Krzysztof Kolumb. Jednak nie cieszyły się one większym zainteresowaniem. Dopiero, gdy w 1528 roku Ferdynand Cortez sprowadził je do Hiszpanii i tamtejsi mnisi wzbogacili recepturę o cukier i cynamon . Później przysmak ten tra� ł na dwór Ludwi-ka XIV, a czekolada stała się popularna i zawładnęła podniebie-niami wszystkich Europejczyków.

W 1828 roku Konrad Jan van Houten wyprodukował kakao w proszku, a pierwsza tabliczka czekolady powstała w 1849 roku w Cadbury’s. W 1867 roku pojawiła się bombonierka. Początko-wo czekoladę serwowano wyłącznie na królewskich i arystokra-tycznych stołach, ale w XIX w. stała się ona dostępna dla każdego. W Warszawie w 1851 roku młody cukiernik z Berlina otworzył pierwszą w Polsce pijalnię czekolady. Przysmak ten tak bardzo wszystkich oczarował, że w 1893 roku powstała fabryka Wedla. Wkrótce wedlowskie specjały stały się słynne na całym świecie. Zaczęto je nawet podrabiać, ale założyciel, Karol Wedel, posta-nowił każdy smakołyk pieczętować rodowym nazwiskiem. Prze-mysł czekoladowy rozwijał się nie tylko w Warszawie. W 1910 roku otwarto nową fabrykę w Krakowie. Był to „Wawel” założony przez Adama Piaseckiego.

Słodkie ciekawostki– nazwa „czekolada” pochodzi z języka Azteków, a słowo „xo-

colatl” oznaczało gorzką wodę;– największa tabliczka czekolady powstała w 2011 roku i ważyła

5792 kilogramy;– zapach czekolady wpływa pozytywnie na fale mózgowe, które

są odpowiedzialne za relaks;– na 450g czekolady potrzeba około 400 ziaren kakaowca;– pomysł na ciasteczko z czekoladą został sprzedany � rmie Ne-

stle w zamian za dożywotni zapas czekolady;– czekolada ze względu na oksydanty, które zawiera, zmniejsza

ryzyko zawału serca nawet o 1/3;– � awonoidy zawarte w kakao spowalniają proces starzenia

oraz zapobiegają zmianom nowotworowym;– na całym świecie za czekoladę ludzie płacą 7 miliardów rocznie.

Monika MyśliwyGimnazjum nr 20 w Gdyni

12 kwietnia - Światowy Dzień Czekolady

Spotkanie z Hanną CyglerSPOTKANIE Z…

Każda nowa książka jest dla mnie nowym wyzwaniem i przygodą. A ponieważ przygody – jak wiadomo – najlepiej przeżywa się wspólnie, więc do takiej wspólnej przygody zaprasza nas na swojej stronie Hanna Cygler.

najmniej średniemu pokole-niu, przemian społeczno-poli-tyczno-gospodarczych. Ich losy przeplatają się z zawiłymi losa-mi przyjaciół, rodziny i znajo-mych. Mieszkają i żyją tuż obok nas, w miejscach dobrze nam znanych, które możemy odwie-dzić, pewnie dlatego chętnie o nich czytamy.

Ciekawie zbudowane po-stacie, niespodziewane zwroty akcji, wyrazisty język, bohate-rowie o różnych twarzach to wszystko sprawia, że książ-ki Hanny Cygler czyta się z przyjemnością.

Alina Zielińska

Czekolady słodki smak

Nie wierzcie, że czekoladajest substytutem miłości. Miłość to substytut czekoladyMirinda Ingram

bardzo kaloryczna (100 g to 500-700 kcal).Różnorodność gatunków, jakie pojawiają się na naszym rynku, pozwala odkryć bogactwo smaków i aromatów, a jest w czym wy-bierać.

Czekolada występuje w różnych postaciach. Na ca-łym świecie powstają muzea czekolady, organizowane są festiwale, targi, konkursy, a 12 kwietnia obchodzimy nawet Dzień Czekolady. Ta zniewala-jąca słodycz jest również boha-terką wielu książek. Życzę więc Państwu dobrej lektury przy � liżance aromatycznej czeko-lady.

Alina Zielińska

Page 4: 2015 04 gdynski iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo4 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

Każdy język naturalny jest systemem znaków umownych i posiada właściwą dla sie-bie gramatykę ( reguły, które rządzą tworzeniem wyrazów i zdań). Nie ogranicza się je-dynie do rozwiązywania pro-blemów w komunikacji bez ja-kiegokolwiek wpływu na świat realny. Jak to wygląda w prak-tyce?

O tym, że kategoria rodza-ju gramatycznego jest poję-ciem konwencjonalnym, mo-żemy przekonać się podczas tłumaczenia z języka niepo-siadającego go w ogóle, a bę-dącego bardzo sprawnym na-rzędziem porozumiewania się. Za przykład niech posłuży język węgierski, który dosko-nale obywa się bez pojęcia ro-dzaju, co najwyżej sprawiając kłopot translatorom na polski, gdyż nie wiadomo, czy ő to on, ona czy ono.

Istnienie w językach sło-wiańskich czy germańskich kategorii rodzaju – wg języko-znawców absolutnie sztucznej – ma reperkusje wyobrażenio-we, modelujące postrzeganie rzeczywistości. Słowo ‘statek’ w języku polskim jest rodza-ju męskiego, to określając go, przydajemy mu cechy typo-wo męskie: dobrze zbudo-wany, duży, mocny. Angiel-ski odpowiednik statku ‘ship’ jest rodzaju żeńskiego i bywa określany przymiotami kobie-cymi: piękny, smukły. Ame-rykańska badaczka Leara Boroditsky z Massachusetts Institute of Technology zafa-scynowana teorią Benjamina Lee Worfa, według którego język kształtuje postrzeganą rzeczywistość, podała kilka innych przykładów percepcji świata przez pryzmat języka: klucz - po hiszpańsku ‘clave’ jest rodzaju żeńskiego, więc zazwyczaj występuje w kon-tekście cech charakterystycz-nych dla istot żeńskich: de-likatności, magiczności czy niewielkiego rozmiaru. ‘Klucz’ w języku niemieckim, tak jak i w polskim, jest z kolei rodza-ju męskiego i przypisuje mu się właściwości męskie: ząbko-wany, źle dopasowany, często używany. Postrzeganie świata, myślenie, po części zachowa-nie narzuca nam język.

Do podobnych wniosków doszedł amerykański języko-znawca Daniel Everett, który

po ukończeniu kierunku Mi-sji Zagranicznych w Instytucie Biblijnym w Chicago, odby-ciu kursu na Letnim Uniwer-sytecie Lingwistycznym dla misjonarzy został wysłany w 1977 roku do Ameryki Po-łudniowej, by zbadać język Pirahã, będący dialektem ję-zyka Mura, którym włada się w stanie Amazonas w Brazylii. Mimo wcześniejszych kontak-tów badaczy amerykańskich z niewielkim, liczącym wów-czas około 700 osób plemie-niem, wciąż niewiele o nim wiedziano. Również dlatego, że jego członkowie nie byli w stanie przyswoić sobie żad-nego języka obcego, mimo wcześniejszych prób naucze-nia ich portugalskiego.

Daniel Everett żył wraz z żoną wśród Pirahã przez sześć lat. Poznał ich język, obyczaje, a pobyt zaowocował rozprawą doktorską (1983) oraz pracą naukową (2005) pt.: Ograniczenia kulturo-we w gramatyce i poznanie u ludów Pirahã. Zachwiała ona teorią Noama Chomsky-’ego dotyczącą zdolności ge-nerowania pojęć złożonych w każdym języku przez wy-korzystanie myśli jako składo-wych pozostałych - w formie zdań podrzędnych.

Początki wspólnego życia prof. Daniela Everetta ze spo-łecznością pirahańską nie były łatwe. Pewnej nocy, znając już podstawy języka i niema-ło słów, zaczął się wsłuchiwać w to, co między sobą mówią. Okazało się, że wojownicy planują go zabić, gdy tylko na niebie pokaże się Księżyc. Przerażony pobiegł zabaryka-dować się wraz z żoną i dzieć-mi w domu, uprzednio zdą-żywszy zamknąć wojownikom broń, łuki i strzały. Po rozpra-cowaniu ich niecnych planów, zaskoczeni tym wydarzeniem Indianie, nabrali do niego sza-cunku. Odtąd naukowiec i go-spodarze żyli w wielkiej przy-jaźni.

Pirahã to indiańskie plemię zbieracko – łowieckie żyjące u ujścia rzeki Maici w północ-no –zachodniej Brazylii w sta-nie Amazonas. W 2010 roku liczyło ono już tylko 420 osób i nigdy nie wytworzyło wła-snej historii. Historyczne jest to, co pamięta najstarszy czło-nek grupy. Kulturę stanowi

Jak chwytać dzieńJak chwytać dzień? Oczywiście za pomocą języka naturalnego, którego uczymy się od dzieciństwa, a także obcych, pozwalających na międzynarodową komunikację. Język bowiem jest instrumentem kształtującym naszą osobowość, wpływającym do pewnego stopnia na nasze zachowanie, na relacje miedzy ludźmi oraz poznawanie świata, na przyswajanie rzeczywistości materialnej i duchowej.

nie brakuje im pożywienia, je-dzą niewiele, wręcz głodzą się po to, by – jak mówią – być ti-gisái (twardzi). Nie znają słów na określenie dalszych pokre-wieństw poza kręgiem najbliżej rodziny, np baíxi oznacza ro-dzica, dziadka lub kogoś star-szego, xahaigí - rodzeństwo, mężczyznę lub kobietę, hoagí lub hoísai syna, kai - córkę, a słowem piihí nazywa się pa-sierba, ulubione dziecko, dziec-ko w ogóle lub jednego nieżyją-cego rodzica. Nie posługują się liczebnikami, bo ich nie zna-ją. Potrafią jedynie rozróżnić, że czegoś jest mało lub dużo. Próby nauczenia dorosłych członków plemienia rachun-ków spełzły na niczym, jedynie dzieci potrafiły przyswoić so-bie liczebniki. Nie powiodła się także nauka pisania i czytania. Kiedy pojęli, że Daniel Eve-rett próbuje ich język utrwalić w piśmie, zrezygnowali, twier-dząc, że nie zapisują słów, a na lekcjach pojawiają dlatego, że profesor jest miły i częstuje ich popcornem.

W języku Pirahã występu-je najmniejsza ilość fonemów w porównaniu z innymi ję-zykami: 8 spółgłosek i 3 sa-mogłoski, ale i dwa tony, któ-rych wysokość ma wpływ na znaczenie wyrazów. Język ten ma również postać gwizdaną, używaną podczas polowania oraz odmianę, którą się mówi z pełnymi ustami. Rzeczowniki nie odmieniają się przez przy-padki, ale wyrazy oznaczające ruch lub stan czyli czasowni-ki, owszem. Nie istnieje forma wielokrotnego dopełniacza np. ‘czubek ogona jaguara’ ani od-rębne słowa nazywające kolory. Barwę się opisuje, porównując ją do rzeczy mającej podobny odcień. Nie ma czasu przeszłe-go, najważniejsza jest teraźniej-szość.

Pirahã nie są jednak mało inteligentni czy odporni na wiedzę. Zdaniem Daniela Eve-retta są ludźmi, którzy potra-fią nazwać wszystkie gatun-ki zwierząt i roślin w dżungli. Znają zachowania wszystkich zwierząt. Własne środowisko znają lepiej niż Amerykanie swoje. Wiedzą mnóstwo rze-czy, o których inni mieszkańcy globu nie mają pojęcia.

Według naukowca najwięk-szą wartością Pirahã jest brak przymusu. Nikt nie mówi in-nym, co ma robić. To przeja-wia się w systemie społecznym i braku liderów. Ci rdzenni mieszkańcy dorzecza Amazon-ki „chwytają dzień” i są prze-konani, że ważne jest tylko tu i teraz.

Sonia Langowska¹ Daniel L. Everett (2008)

Don’t sleep. There are Snakes. Pantheon Books

zbiór osobistych doświadczeń mieszkańców. Członkowie grupy wierzą w istnienie istot bez krwi, demonów (xigagaí), w sfery wyższe i niższe, ale już w życie pozagrobowe nie. Nie-znane są im rytuały religijne

ani mit o stworzeniu świata. Obce im są pojęcia abstrakcyj-ne.

W nocy, w lęku przez wę-żami i innymi groźnymi zwie-rzętami, Pirahã śpią niewiele, najwyżej dwie godziny. Choć

Daniel Everett z Piraha

Rodzina z dzieckiem

W kajaku

Page 5: 2015 04 gdynski iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo 5

Wielkanoc - najstarsze i najra-dośniejsze święto chrześcijańskie celebrowane jest w aurze wiosny i jej atrybutów: budzącej się do życia przyrody, soczystej zieleni i śpiewu powracającego zza mo-rza ptactwa. Jej religijnym symbo-lem jest zmartwychwstały Chry-stus, człowiek - Bóg odnoszący zwycięstwo nad śmiercią. Święto jest ruchome, obchodzone w nie-dzielę po pierwszej wiosennej peł-ni Księżyca między 22 marca a 25 kwietnia, po trwającym czterdzie-ści dni poście. W jego ornamenty-ce, prócz pierwiastków chrześci-jańskich i starotestamentowych, pojawiają się ludowe, sięgające czasów pogańskich.

Pierwszym barwnym zwiastu-nem Wielkiej Nocy jest rozpoczy-nająca Wielki Tydzień Niedziela Palmowa - zwana także Kwietną lub Wierzbną, którą obchodzi się na pamiątkę przybycia Jezusa do Jerozolimy. Tego dnia wierni przychodzą do kościoła z koloro-wymi palmami symbolizującymi odradzające się życie. Najpięk-niejsze polskie palmy pochodzą z obszaru Kurpiów. Wykonane są z pnia świerku owiniętego wrzo-sem i ozdobionego kwiatami z bi-bułki i wstążkami. Powszechnie palmy wyplatano z gałązek wierz-by zerwanych w Środę Popiel-cową i wstawianych do wody, by zakwitły przed Wielkanocą. Zna-leźć w nich można było błękitne barwinki, bukszpan i gałązki po-rzeczki. Palmy palono w Wielką Sobotę, a popiół pozostawiano do kolejnej Środy Popielcowej.

Po Niedzieli Palmowej rozpo-czyna się Wielki Tydzień, który, wraz z przypadającym Triduum Paschalnym, jest najświętszym czasem chrześcijan. W Wielki Czwartek, zwany w Czechach i Niemczech Zielonym, odprawia się przed południem Mszę Krzyż-ma¹ świętego . W jej trakcie kapłan błogosławi oleje chorych. Cele-browaną wieczorem Mszą Wie-czerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Opróżnione zostaje tabernakulum, które do Nocy Zmartwychwstania pozo-staje puste. Odśpiewaniu hymnu Chwała na wysokości Bogu towa-rzyszy bicie dzwonów. Po kazaniu przełożony wspólnoty obmywa stopy dwunastu mężczyznom na pamiątkę gestu Chrystusa. Czyn ten wyraża prawdę, że Kościół jest po to, by służyć ludziom.

Wielki Piątek w kościele ewangelickim traktowany jako

najważniejsze ze świąt dla jego wyznawców, jest dniem ustawo-wo wolnym od pracy. W kościele katolickim to czas adoracji Krzy-ża, procesji do Grobu Pańskiego i Drogi Krzyżowej, zainicjowa-nej w średniowieczu przez fran-ciszkanów. Rozpoczyna się ona, zgodnie z przekazem dotyczącym czasu zgonu Jezusa na krzyżu, o godzinie 15.00.

Po sprzątaniu mieszkań, ma-jącym nie tylko znaczenie dla hi-gieny, ale stanowiącym wymia-tanie zimy, następują kulinarne przygotowania do świąt. Wciąż jeszcze w wielu domach warzy się barszcz biały, zupę cytryno-wą lub chrzanową, piecze mięso i pasztety. I, mimo bogatej oferty sklepów, wypieka się baby droż-dżowe, żółte babki szafranowe oraz mazurki. Gdzieniegdzie for-muje się paschę - pochodzący ze wschodu przysmak z surowego twarogu i bakalii. W piątek wie-czorem przygotowuje się koszyk ze święconką, krasząc go hojnie listkami bukszpanu i przykry-wając białą serwetą. Do środka wkłada się chleb, jajka malowane farbkami, moczone w cebuli, ko-rze dębu bądź malwie, mięso na pamiątkę baranka, którego spoży-wał Jezus podczas uczty paschal-nej z uczniami w Wieczerniku, sól chroniącą przed zepsuciem, pieprz, chrzan, miód oraz baran-ka. Święci się także napoje.

Obyczaj święcenia potraw jest stary i sięga nawet VII wieku n.e. Jeszcze w międzywojniu to w domach święcono wszystkie pokarmy, które miano spożyć, wystawiając je na ozdobionych hiacyntami i bukszpanem stołach. Mieszkańcy wsi nieśli jedzenie do najbogatszych sąsiadów lub sta-wiali kosze z pokarmem pod ka-pliczkami lub pod krzyżami i tam oczekiwali nadejścia księdza. Tra-dycja święcenia potraw znana jest chrześcijanom obrządku wschod-niego i zachodniego.

Malowane jajka są ważnym symbolem świąt Wielkiej Nocy. Jednak zwyczaj ich kolorowa-nia sięga czasów przedchrześci-jańskich. Pierwsze pisanki liczą sobie 4000 lat i pochodzą z Me-zopotamii. Jajka barwiono także w starożytnym Rzymie, Egipcie i Chinach, gdzie obdarowywano się nimi w dniu nadejścia wiosny. Jajka te inkrustowano miniatura-mi przedstawiającymi kwiaty wi-śni i ptaki. W Sudanie zdobiono je wersetami z Koranu, w Egipcie

Czego nie wiecie o Wielkanocy

„Jeszczech do śniadań było daleko, a już powstał rwetes i krzątanina, dzieci zaś, wypędzone z chałup, by nie przeszkadzały, nosiły się po drogach grzechocąc a klekotając w kołatki.

Nawet mało która poszła na mszę, odprawiającą się dzisiaj bez grania i dzwonienia.Szła już bowiem ostatnia pora, bych się zabierać do porządków świątecznych, a głównie do wypieku chlebów i zaczynania na placki a owe wymyślne kukiełki, toteż prawie w każdej chałupie okna i drzwi stały szczelnie poprzywierane, by ciast nie zaziębić, buzowały się ognie, a z kominów biły dymy w pochmurzone niebo. (…)

Nawet w kościele szła robota: parobek księży zwoził z lasu świerczki, a organista wespół z Rochem i Jambrożym jął przystrajać grób Panajezusowy.A że wedle starego obyczaju, od piątku rana aż do niedzieli nie godziło się jeść ciepłej warzy, więc głodowali

źdźebko na chwałę Pańską, poprzestając na suchym chlebie i ziemniakach pieczonych”Wł. Reymont, Chłopi

- sylwetkami skarabeuszy. Naj-starsze kolorowe jajka odnalezio-ne w Polsce na wyspie Ostrówek w pobliżu Opola pochodzą z X w. i mają rodowód słowiański. Wzo-ry na nich zostały nakreślone roz-topionym woskiem, a skorupkę zanurzano w wywarze z ochry i z łupin cebuli. Odnalezione jajka i te w sumeryjskiej Mezopotamii, i w średniowiecznej Polsce ozna-czały to samo: nowe życie.

Malowanie jaj w czasach przedchrześcijańskich pełniło wiele funkcji. Także magicznych. W ich ornamentyce była ukryta pewna symbolika. Słowiańskie motywy słoneczne wskazywały na wieczność i odrodzenie, wzo-ry geometryczne na nieskończo-ność świata. Ogromne znaczenie odgrywały kolory jajek. Czerwień i biel oddawała cześć duchom opiekuńczym, czerń połączo-na z bielą duchom ziemi. Zieleń nawiązywała do odrodzenia się przyrody.

W Wielką Sobotę, będącą porą oczekiwania, chrześcijanie katolicy odwiedzają wystawio-ne w kościołach Groby Pańskie. W średniowieczu groby te były niezwykle skromne, w epoce ba-roku wykonane z przepychem. Osiemnastowieczne dekorowano pozytywkami, ba! nawet ptasz-kami w klatce. W czasie zaborów czy w chwilach, które wymagały zademonstrowania jedności na-rodowej, pojawiały się elementy patriotyczne.

Święto Zmartwychwstania za-czyna się w sobotę po zachodzie słońca. W kościele rozpoczyna je liturgia światła. Tej nocy po raz pierwszy powraca po pięćdziesię-ciu dniach radosny śpiew Allelu-ja! (z hebrajskiego halelu-Jáh!)². Wigilia Paschalna kończy się mszą i procesją rezurekcyjną, po której wierni wracają do domu.

Uroczyste śniadanie Niedzieli Wielkanocnej w wielu polskich

domach rozpoczyna się dzie-leniem jajka, symbolizującego Chrystusa oraz nowe życie, które przedostało się jak kurczę przez skorupkę jajka. W pierwszym dniu świąt w Niemczech, Wielkiej Brytanii i w niektórych regionach Polski pozostających przez wie-ki pod wpływami niemieckimi, np.: na Pomorzu, w Poznańskiem czy na Śląsku, po śniadaniu wiel-kanocnym dzieci wyruszają na poszukiwanie ukrytego przez ro-dziców koszyka wyściełanego ko-lorową postrzępioną bibułką, za-wierającego zająca z czekolady lub marcepana i cukierki w kształcie jajek. Pierwsza wzmianka o tym zwyczaju pochodzi z 1682, choć niektórzy badacze wywodzą go od kultu starogermańskiej bogi-ni Ēostre - patronki światła, po-ranka i odrodzenia. Imię bogini – według językoznawcy i baśnio-pisarza, autora Deutsche Mytho-logie Jacoba Grimma – ma źró-dło w staroniemieckim słowie austrōn i oznacza ‘ruch ku wzno-szącemu się słońcu’. W nagłosie wyrazu słychać pobrzmiewający indoeuropejski rdzeń aus-, który odnaleźć można także w imieniu greckiej bogini świtu Eos.

Od imienia Ēostre, o której w VIII w n.e doniósł światu an-glosaski teolog, filozof i matema-tyk Beda Czcigodny, nazwano miesiąc, przypadający w kalen-darzu starogermańskim na porę kwietnia. Wtedy, kiedy ziemia się odradzała i przygotowywała do rodzenia plonów, oddawano cześć bogini świtu, wiosny i płod-ności. Palono ogień, zakopywano jajka na polu, by skłonić ziemię do wydania dorodnych owoców, a także by chronić je przed gra-dem. Następnie, wraz z nadej-ściem chrześcijaństwa, festiwal wiosenny zastąpiono chrześci-jańską Wielkanocą, która do dziś w języku angielskim i niemieckim nazywa się Easter. To z postacią

Ēostre łączony jest zając lub kró-lik, który choć mniejszy od szara-ka, jest do niego podobny. Bogini miała się pokazywać w towarzy-stwie kur i zajęcy. W ikonografii przedstawiano ją nawet z gło-wą zająca uważanego za symbol płodności.

Poniedziałek wielkanocny, zwany również lanym, a na Ka-szubach dëgòsem to dzień śmi-gusa – dyngusa, czyli oblewania dziewcząt wodą dla zapewnienia im urody, powodzenia i płod-ności. Na Pomorzu i Kaszubach chłoszcze się je brzozowymi wit-kami. Słowo ‘śmigus’ Aleksan-der Brückner wywodzi od wyra-zu niemieckiego Schmeckoster, oznaczającego poniedziałek wiel-kanocny, kiedy bito się rózgami i oblewano wodą. Wyraz ‘dyngus’, także o etymologii niemieckiej, wskazywał na ‘okup’ i oznaczał wykupienie się pisankami od po-nownego oblania. Z czasem oba zwyczaje połączyły się w jeden.

Esencją Wielkanocy jest zmartwychwstanie i rozpoczęcie nowego życia. Treścią germań-skiego święta wiosny były naro-dziny natury i pożegnanie zimy, żydowskiej Paschy z kolei - ob-chodzonej przez Jezusa i apo-stołów - wyjście z domu niewo-li egipskiej i inicjacja nowego. Wszystkie te uroczystości, wchło-nięte przez chrześcijańską Wiel-kanoc, łączy wspólne przeżywa-nie ludzkiej radości z triumfu, jaki odniosło życie nad śmiercią.

Sonia Langowska

¹ Krzyżmo – mieszanina oli-wy i balsamu służąca do namasz-czania podczas udzielania sakra-mentów chrztu, bierzmowania, święceń kapłańskich.

² Alleluja (z hebrajskiego ha-lelu-Jáh) – Wychwalajcie Jahwe! Wśród społeczności chrześcijań-skiej rozumiane jako zwrot We-sołych świąt!

Fot.

Bar

tosz

Mle

czko

(lgd

dolin

asan

u.pl

)

Page 6: 2015 04 gdynski iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo6 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

Jajko jest nieodzowną częścią święconego. Znajdo-wało ono szerokie zastosowa-nie w zwyczajach ludowych i to nie tylko we wszystkich prawie krajach Europy, ale także np. w Indiach. Według mitu hinduskiego świat tkwił w przestworzach na kształt jaja, które rozdzierając się, wyłonił z siebie ziemię i niebo.

W Grecji przypisywano jaju cudowne właściwości lecznicze, np. gdy ktoś był chory, dotykano go jajem, zbierającym w sobie jakoby zło. Potem, jako nieczyste, zakopywano je na rozdrożu. Białorusini, wypędzając po raz pierwszy wiosną bydło na pole, kładli pod progiem jajko ze święconego, by żadne „złe oczy” nie zaszkodziły bydłu, które miało chować się zdro-wo. Ale jajko spełniało także inną, jakby higieniczną rolę. Jeśli gospodarz potoczył je po podłodze, to wypędzał z chaty pchły. Woda po gotowaniu jaj była u Hucułów lekarstwem na ból oczu. Po spożyciu uczty wielkanocnej Huculi tłukli święcone jajka, co miało przy-nosić szczęście. Toczyli też je po stole. Czyje dalej pole-ciało, ten wygrywał. Ale przy gotowaniu jaj nie wolno było mówić o zmarłych, bo to mia-ło wnosić śmierć do domu.

Jaki jest związek malo-wanych jajek z Wielkanocą? Istnieje na ten temat szereg pięknych legend. Jedna z nich opowiada o rozpaczającej Magdalenie, której ukazał się anioł, przyrzekając Zmar-twychwstanie Pana. Gdy uradowana wróciła do domu, wszystkie jajka przygotowane

do jedzenia przybrały kolor czerwony. Magdalena roz-dała je apostołom lecz jajka zmieniły się w ptaki. Inna zaś legenda mówi o biednym chłopie niosącym w koszy-ku jajka na targ. Po drodze spotkał Chrystusa dźwiga-jącego krzyż. Chłop pomógł Zbawicielowi, za co spotkała go nagroda. Jajka w koszyku z białych stały się czerwone.

Kolorowe jajka, zwane ma-lowankami, pisankami, skro-baczkami, kraszankami, w za-leżności od sposobu, w jaki je ozdabiano, otaczane były szacunkiem. Obdarowywa-no nimi na szczęście księdza, służbę, sąsiadkę. Jajka te długo przechowywano w domu lub zakopywano w ogrodzie albo na polu, co pomagać miało przy zbiorach, chroniąc je od suszy, gradobicia i powodzi.

Na Podlasiu po rezurek-cji spieszono się do domu, bo kto prędzej przybędzie, u tego najpierwszy będzie sprzęt z pola. Podobnie było na Białorusi i Pomorzu. Tutaj wierzono, że kto pierwszy sią-dzie do jedzenia, ten pierwszy skończy siejbę. W Opoczyń-skiem z Wielkanocą związane było obowiązkowe upieczenie trzech bochenków chleba: jednego dla ubogich, drugiego dla sług kościelnych. Trze-ci, wraz z rózgą poświęcona w Niedzielę Palmową, obno-siło się dokoła pola, potem dzieliło między bydło, a resztki zakopywało się. Wszystko to miało sprowadzać szczę-ście, urodzaj i zdrowie.

Opracowano na podstawie „Kalendarza na rok 1932”

Irena Majkowska

WIELKANOCNE ZWYCZAJE

Kwiecień w przysłowiach Pierwszy kwietnia, bajów pletnia.

Kto groch sieje w Wielki Wtorek – za garniec zbierze worek.

Jajko wielkanocne w obrzędach i wierzeniach ludowych

Śmigus dyngusŚmigus-dyngus to zwyczaj związany z Poniedziałkiem Wielkanocnym. Zwany jest też Lanym Poniedziałkiem. Kubek, garnek, butelka czy wiaderko to niezbędne rekwizyty drugiego dnia świąt. Wystarczy napełnić je wodą, znaleźć ofiarę i… zabawa gotowa. Czy zastanawiamy się jednak, skąd wziął się ten zwyczaj?

Historia sięga XIV wieku. Wtedy pierwszy raz wspomina o nim czeski kaznodzieja Kon-rad Waldhauser. Zwyczaj ten związany był z obchodzonymi w Poniedziałek Wielkanocny praktykami Słowian. W ten sposób czcili oni odejście zimy i świętowali początek wiosny. Początkowo Śmigus i Dyngus były dwoma osobnymi świę-tami. Z biegiem czasu przesta-no rozróżniać, które na czym polega i zlały się one w całość. Dyngus oznaczał polewanie się wodą, a śmigus chłosta-nie gałązkami. Obecnie są to nazwy wymienne. Zwyczajem śmigusa było „bicie” witka-mi wierzby albo palmami po nogach i oblewanie się zim-ną wodą. Symbolizowało to oczyszczenie z brudu, chorób i grzechów. Słowianie wierzy-li również, że polewanie się wodą sprzyja płodności i dla-tego oblewaniu podlegały naj-częściej panny. Kobieta, której nie oblano, czuła się obrażona i zaniepokojona, bowiem ozna-

czało to brak zainteresowania ze strony mężczyzn. Natomiast chłopiec, który wychłostał lub oblał najwięcej panien, mógł się cieszyć większym powodze-niem i szczęściem.

Z biegiem czasu na zwyczaj śmigusa nałożył się zwyczaj tzw. dyngusowania, który da-wał możliwość wykupienia się pisankami z podwójnego la-nia. Gdy panna wolała wrócić do domu sucha i niesmagana, mogła się od tych wyczynów wykupić tradycyjną pisanką lub innym rarytasem ze świą-tecznego stołu. Podczas dyn-gusa składano także wizyty znajomym i rodzinie. Wręcza-no wtedy podarunki oraz za-opatrywano gości w żywność na drogę .Wizytom towarzy-szyły także śpiewy o charakte-rze ludowym i religijnym.

Zwyczaj związany z śmigu-sem dyngusem obchodzony był głównie na wsi. Gospoda-rze o świcie wychodzili na pola i kropili je wodą święconą. Żegnali się przy tym znakiem

krzyża i wbijali w grunt krzy-żyki wykonane z palm poświę-conych w Niedzielę Palmową . Miało to zapewniać urodzaj i uchronić plony przed gra-dobiciem . Matki albo star-sze kobiety w rodzinie obija-ły palemkami łydki młodych dziewczyn, żeby zapewnić im zdrowie i zgrabne nogi. W tym samym celu objeżdżano pola w procesji konnej. W Niedzielę Palmową gospodarze poświę-coną palmą ostukiwali domy, budynki gospodarcze i zwie-rzęta, by chronić je od zła. A potem, przez cały rok, pal-my, na wypadek burzy stawia-no w oknach, by chroniły przed piorunami. Zwyczaje te spoty-ka się do dzisiaj, zwłaszcza na południu Polski .W miastach korzystano ze śmigusa-dyn-gusa bardzo skromnie, spry-skując panny najwyżej wodą różaną.

Nie ma pewności co do tego, skąd tak naprawdę po-chodzi popularny polski zwyczaj oblewania się wodą

Fot.

Bar

tosz

Mle

czko

(lgd

dolin

asan

u.pl

)

Pisanki pani Teresy Podolak (LGD Dolina Sanu)

Fot.

http

://en

.wik

iped

ia.o

rg/

Nazwa dyn-gus pochodzi

prawdopodob-nie z języka

niemieckiego. Dingen oznacza

„wykupywać się”, a staroniemiec-kie dünguuss to

„kałamarz, chlust wody”. Istnieje również teoria,

że nazwa śmigus- dyngus powstała

z polskiego wyrazu „śmigać”-

smaganie.

Page 7: 2015 04 gdynski iks

INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO 7

Grzmot w kwietniu dobra nowina, już szron roślin nie pościna.

Jan Twardowski

WIELKANOCNY PACIERZNie umiem być srebrnym aniołem –ni gorejącym krzakiem –Tyle Zmartwychwstań już przeszło –a serce mam byle jakie.

Tyle procesji z dzwonami –tyle już alleluja –a moja świętość dziurawana ćwiartce włoska się buja.

Wiatr gra mi na kościach mych psalmy –jak na koślawej fujarce –żeby choć papież spojrzałna mnie – przez białe swe palce.

Żeby choć Matka Boskaprzez chmur zabite wciąż deski –uśmiech mi swój zesłałajak ptaszka we mgle niebieskiej.

I wiem, gdy łzę swoją trzymamjak zloty kamyk z procy –zrozumie mnie mały Baranekz najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku –sumienia wywróci podszewkę –Serca mojego ocaliCzerwoną chorągiewkę.

Jan Twardowski, Miłość zdjęta z krzyża,Poznań-Inowrocław 2001, s. 99

Wielkanoc, podobnie jak inne święta, ma swoje tradycje i zwyczaje. Najpopularniejsze z nich, obchodzone w całej Polsce, to np. „święcenie koszyka” w Wielką Sobotę, „szukanie zajączka” w Wielką Niedzielę oraz śmigus - dyngus, czyli lanie się wodą w Poniedziałek Wielkanocny. Istnieją jednak i takie tradycje, które obchodzone są tylko w wybranych regionach Polski.

Na południu, od bardzo dawna, obchodom Świąt Wielkiej Nocy towarzyszą tzw. Turki, czyli Straż Grobo-wa, która istnieje w Polsce od XVII wieku. Ma ona na celu pełnienie wart przy Grobach Pańskich od Wielkiego Piąt-ku aż do Niedzieli Wielkanocnej. Tradycja wywodzi się z czasów odsieczy wiedeńskiej. W wyprawie Jana III So-bieskiego brali udział chłopi, którzy wracając z wygranej bitwy, ubrani byli w zdobyte, orientalne mundury. Swo-im wyglądem wywoływali popłoch, a mieszkańcy wołali: „Turki idą!”. Chłopi natomiast szli do kościoła podzięko-wać Bogu za szczęśliwy powrót, a następnie pełnili wartę przy Grobie Pańskim. Nazwę „Turki”, według ludowych podań, strażnicy grobu otrzymali dlatego, że pełnili wartę ubrani w tureckie stroje.

Straże Grobowe za czasów Augusta III składały się z drabantów królowej i oddziałów artylerii konnej. W mia-stach i miasteczkach wartę pełniły oddziały wojskowe. Były one odziane w paradne mundury, które od XIX wie-ku zostały wzbogacone o orientalne elementy (turbany, szable tureckie). Jednak mieszkańcy Grodziska Dolne-go, położonego w województwie podkarpackim, nie po-przestali na wartach i czuwaniu przy grobach. Od dwu-dziestu lat są tam organizowane parady upamiętniające dzielne oddziały straży. Pomysł na przywrócenie do życia wymierającej tradycji wielkanocnej zrodził się w głowie ówczesnego wójta Grodziska. Obecnie parada rozpoczyna się w Niedzielę Wielkanocną. Polega ona na trzykrotnym przemarszu galowo ubranych grup strażaków z pobliskich miasteczek i wiosek przy akompaniamencie orkiestry gra-jącej marsza Turków. Uczestnicy prezentują fantazyjne mundury zbliżone wyglądem do starych ludowych ubio-rów odświętnych. Niektóre z nich natomiast kultywują tradycje kosynierów kościuszkowskich. Parada kończy się w kościele mszą św. koncelebrowaną. Po niej Turki mają zwyczaj odwiedzania miejscowych księży i prezentowa-nia musztry paradnej. Powtarzają to jeszcze wielokrotnie podczas „chodzenia po domach”. W tym czasie straż od-wiedza mieszkańców, prezentując musztrę przed domami para� an.

Co dwa lata można podziwiać przegląd Straży Gro-bowej, w której uczestniczą Turki z całej Polski. Po uro-czystej mszy oddziały maszerują w zwartym szyku na miejscowy stadion. Tam na widzów i uczestników parad czekają różne atrakcje - głównie są to pokazy musztrowe w wykonaniu poszczególnych grup.

Podtrzymywanie tradycji Straży Grobowej w Gminie Grodzisko Dolne i okolicach niezwykle ubogaca święta Wielkiej Nocy. Ponadto przyczynia się do rozwoju gmi-ny, przyciąga bowiem do niej turystów, a co najważniejsze, stanowi powód do wspólnego spędzania czasu i okazję do doskonałej zabawy.

Hanna CzerwińskaGimnazjum nr 20 w Gdyni

Kwiecień – plecień, bo plecie trochę zimą, trochę latem, a przeplata wszystko kwiatem.

Turki

w Poniedziałek Wielkanocny. Niektórzy twierdzą, że przywę-drował on z Jerozolimy, gdzie schodzących się i rozmawiają-cych o zmartwychwstaniu Je-zusa Żydów rozganiano sprzed okien wodą.

Nazwa dyngus pochodzi prawdopodobnie z języka nie-mieckiego. Dingen oznacza „wykupywać się”, a staronie-mieckie dünguuss to „kała-marz, chlust wody”. Istnieje również teoria, że nazwa śmi-gus- dyngus powstała z pol-skiego wyrazu „śmigać”- sma-ganie.

Na Morawach Lany Ponie-działek znany jest jako szmi-grust lub oblevacka, na Słowa-cji jako oblievacka lub kupacka. Zwyczaj ten również przejęli Węgrzy. Do dziś praktykuje się tam oblewanie dam wodą i perfumami.

Ciekawostką jest fakt, iż oblewanie stało się tak niebez-pieczne, że prawnicy zaczęli interpretować je jako zakłó-canie spokoju. Oblanie wodą przypadkowych osób na ulicy, rowerzysty lub jadącego samo-chodu, nie mieści się w ramach zwyczaju. Możliwe jest zapła-cenie mandatu w wysokości nawet 500 zł.

Dziś zwyczaj ten uwielbiany jest przez dzieci, które ochoczo od samego rana oblewają się nawzajem lub sprawia ją psiku-sy najbliższym. Nie sposób zo-stawić w ten szczególny dzień na kimś suchej nitki. Pamię-tajmy jednak, by oblewać się z umiarem!

Anna KozłowskaGimnazjum nr 20 w Gdyni

Page 8: 2015 04 gdynski iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo8 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

W ostatnich latach w reha-bilitacji kardiologicznej wzrasta, także u osób starszych, zainte-resowanie treningiem siłowym. Wykazano, że jest to bezpieczna i korzystna forma ćwiczeń w re-habilitacji pacjentów z chorobą wieńcową i niewydolnością krą-żenia, a także z przewlekłymi chorobami płuc.

Jego główną rolą u osób star-szych powinno być hamowanie spadku masy mięśniowej i zwią-zanych z tym zmian funkcjo-nalnych. Zalecany minimalny standard to ćwiczenia dwa razy w tygodniu. Taki trening po-

woduje u uprzednio nie trenu-jących osób 80-90% przyrostu siły. W celu zapewnienia wła-ściwego wypoczynku nie zaleca się w treningu zdrowotnym se-sji częściej niż trzy razy w tygo-dniu. Każda sesja to pojedynczy zestaw ćwiczeń czyli jedna seria obejmująca 8-10 głównych grup mięśniowych. Dla każdej z tych grup powinno wykonywać się 10-15 powtórzeń. Obciążenie początkowe powinno wynosić 30-40% obciążenia maksymal-nego dla mięśni górnej połowy ciała i 50-60% dla mięśni dolnej połowy ciała.

Gdy noworoczne postanowienia dotyczące odchudzania nie zostały spełnione, a wielkanocne obżarstwo jest coraz bli-żej, powoli zaczynamy myśleć o wakacjach. Wizja pokazania się w letnich ubraniach, sukienkach lub stroju kąpielowym, spędza sen z powiek niejednej osobie. Wiosną budzą się w nas motywacje, których próżno szukać zimą.

Korzyści rozpoczęcia diety właśnie o tej porze roku jest wiele. Jedna z nich, to pojawienie się wielu świeżych warzyw i owoców, które dają szerokie pole do popisu w kuchni. Może-my przygotować mnóstwo lekkich dań zawierających witaminy i związki mineralne, co pozytywnie wpłynie na nasze samopo-czucie. Ładna pogoda spowoduje większą chęć wyjścia na spa-cer oraz aktywne spędzanie czasu, dzięki czemu łatwiej będzie zmotywować się do uprawiania sportu.

Dzień wiosną jest zdecydowanie dłuższy, a słońce i wyższe temperatury poprawiają nastrój, co pomaga w walce z prze-nastrój, co pomaga w walce z prze-sadnym objadaniem się słodyczami. Dzięki temu, że słońce wschodzi wcześniej i łatwiej wstaje się z łóżka, w planie dnia bez problemu znajdziemy czas na nowe sportowe wyzwania. Zimowe obżarstwo i długie wieczory pod kocem odchodzą w zapomnienie. Energię słoneczną w zimie zastępuje energia pochodząca z jedzenia, co w następstwie powoduje stopniowe przybieranie na wadze. Gdy nadchodzą cieplejsze dni, potrzeba jedzenia w dużych ilościach maleje, ponieważ „zimową depre-sję” i zastępowanie słońca kalorycznymi smakołykami mamy już za sobą.

Wiosną wszystko jest łatwiejsze, także odchudzanie. Je-śli więc pragniesz zrzucić kilogramy bez drastycznych diet i ogromnego wysiłku - będzie to najlepsza pora na zmiany!

Magdalena Hoczyk

W szczególności nasilają się one w okresie przedwyborczym, gdy kandydaci starają się jak najczęściej pokazywać w me-diach, żeby, wykorzystując po-pularność, zdobyć upragnione stanowisko. Często nie zwra-camy uwagi, że tak naprawdę z wymianą argumentów i tocze-niem rozmaitych dyskusji, sty-kamy się w życiu na co dzień. Dotyczy to zarówno relacji to-warzyskich, jak i tych bardziej formalnych, z którymi mamy do czynienia na przykład w szkole czy w pracy.

W ramach samej edukacji formalnej sztuka debatowania jest nadal pomijana, stąd głów-nym inicjatorem szerzenia wie-dzy w tym zakresie są w Polsce organizacje pozarządowe i klu-by uniwersyteckie. Mimo nie-uwzględnienia zajęć z zakresu komunikacji w programach szkół, często pracodawcy ocze-kują od swoich pracowników zdolności w zakresie porozu-miewania się oraz przedstawia-nia spójnych, merytorycznych argumentów.

Na czym polega nauka de-

batowania? W ramach spotkań odbywających się pod okiem trenerów, uczestnicy zapozna-wani są ze wszystkimi elementa-mi, takimi jak: autoprezentacja, mowa ciała, chwyty erystycz-ne i sposoby przygotowywania przemówień. Elementy teore-tyczne łączone są z ćwiczeniami

praktycznymi, które umożliwia-ją wzrost poziomu pewności siebie, a także przełożenie zdo-bytej wiedzy na umiejętności.

Nieodzownym elemen-tem takich warsztatów są rów-nież debaty treningowe, które

Rehabilitacja w zapobieganiu i leczeniu chorób układu krążenia u seniorów

REKLAMA

REKLAMA

Ćwiczenia siłowe w połącze-niu w ćwiczeniami aerobowymi, np. w formie Nordic Walking, są doskonałą formą utrzymania sprawności.

Nordic Walking jako ak-tywność prozdrowotna okazuje się być odpowiedni dla pacjen-tów kardiologicznych, ponieważ w skuteczny sposób zwiększa za-równo ich kondycję, jak i wytrzy-małość tlenową. Niektórzy wy-liczają, że w marsz typu Nordic Walking angażuje się aż 90 proc. wszystkich mięśni.

Serce zmuszane do częste-go wysiłku podczas treningu wszechstronnie dostosowuje się do nowych, większych wyma-gań. Objawia się to jego rozro-stem i powiększoną zdolnością do przepompowywania krwi, co wiąże się z obniżeniem tętna i ci-śnienia krwi.

Pamiętajmy, że nasze serce to nasz największy przyjaciel.

Klaudia AntoniakFizjoterapeuta

Centrum Merkur

Fot.

pixa

bay.

com

Wiosna – najlepszy czas na odchudzanie

Słowo przeciw słowuWielu osobom termin „debata” przywodzi najczęściej na myśl telewizyjne występy, w których udział biorą zawodowi mówcy i rozmaici działacze polityczni.

przeprowadzane są najczęściej w formie brytyjskiej debaty par-lamentarnej, bądź w formie de-baty oksfordzkiej. Uczestnicy tych debat dzielą się zawsze na dwie strony, z których jedna ma za zadanie popierać argumenta-mi wylosowany temat, a druga mu zaprzeczać. Mówcy nieko-niecznie muszą prywatnie zga-dzać się z przedstawioną przez siebie argumentacją, gdyż ce-lem tych debat nie jest toczenie dyskusji ideologicznych, a pod-noszenie własnych kompeten-cji, m.in. poprzez poprawne formułowanie logicznych argu-mentów.

O popularności debat na świecie świadczy liczba między-narodowych turniejów, które corocznie przyciągają mówców z największych ośrodków aka-demickich z rozmaitych państw. Również w Polsce coraz częściej organizowane są wydarzenia promujące tę formę aktywności.

Takie zajęcia dla młodzieży odbywają się również w Fun-dacji FLY. Są one prowadzone przez doświadczonych trenerów z Klubu Debat CONVERTUM działającego przy Wydziale Nauk Społecznych Uniwersyte-tu Gdańskiego. Więcej informa-cji na stronie www.convertum.pl, a także www.facebook.com/CONVERTUM.

Tomasz Solarski

W ramach samej edukacji

formalnej sztuka

debatowania jest nadal

pomijana…

Page 9: 2015 04 gdynski iks

INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO 9

Jak to się zaczęło? Poszła Pani do szkoły teatralnej z powołania, czy może z przypadku?

Już w wieku dziesięciu lat chciałam zostać aktorką. Skąd to się wzięło, mogę tylko przypusz-czać. Kiedy miałam sześć lat, zapisałam się do zespołu dzie-cięcego i zaczęłam występować na scenie. I trwało to przez cały okres nauki szkolnej. Jednak w ostatniej klasie liceum zako-chała m się i z powodu chłopaka chciałam pójść na jakieś „nor-malne” studia. Ale, że z miło-ści zostały tylko pył i złamane serce, to wróciłam do realizacji pierwotnych planów.

Czy kiedy decydowała się Pani na zostanie aktorką, miała Pani świadomość tego, co Panią czeka?

Po części…Wiedziałam, że będę na sce-

nie w blasku re� ektorów i już samo to będzie cudowne. Studia były dla mnie bardzo trudne ze względu na pokonywanie barier, przełamywanie wstydu, urucha-mianie emocji, „odsłanianie” siebie. Przez pierwszy rok byłam przekonana, że mnie wyrzucą. W związku z tym ciężko praco-wałam, bo wierzyłam, że dzięki ciężkiej pracy mogę coś osią-gnąć. I tak się stało. J Czy mia-łam świadomość tego, co mnie czeka ?… Tylko po części…

Co jest najtrudniejsze w Pani zawodzie?

Na początku najtrudniejsze było dla mnie „obnażanie się”. Nie tyle � zyczne, co psychicz-ne. Lęk przed ośmieszeniem się, stres związany z próbowaniem, świadomość tego, jak wiele mu-szę się nauczyć. Reżyserzy za-zwyczaj poprawiają to, co jest nie tak, a nie mówią, co idzie świet-nie. Zwłaszcza, że tego pierwsze-go na początku jest więcej.

Każda rola niesie inne wy-zwania, wymaga innych emo-cji, użycia odmiennych środków wyrazu, czasem rola „ leży” ak-torowi, a czasem nie i trzeba się zmagać z materią, w której się nie czuje. Trudności zależą tak-że od etapu życia, na którym je-steśmy.

Które role są Pani ulubionymi?

Na pewno Masza w „Mewie” Czechowa, Blanche z „Tramwa-

Rozmowa z aktorką Beatą Buczek-ŻarneckąW teatrze widz z ostatniego rzędu nie ujrzy na scenie mru-gnięcia okiem aktora, a telewi-zja daje tę możliwość. Można przekazać myśl, uczucie, czy emocje oczami, ledwie zauwa-żalną mimiką twarzy. Telewizja wymaga, jak my to mówimy, środków bardziej „ściągniętych”. Jednak to nie znaczy uboższych. Powiedziałabym, że bardziej subtelnych.

Czyli teatralne spektakle w telewizji można by po-równać bardziej do � lmu niż teatru?

Tak, na pewno. Dają on moż-liwość innej gry aktorskiej. Nie wszystko musi być powiedziane głośno. Mikrofon wyłapie każdy szmer, a czasem, żeby przekazać emocje, trzeba powiedzieć coś szeptem, takim, który na scenie będzie mamrotaniem pod no-sem. Teatr Telewizji daje tę moż-liwe. To jest świetny trening dla aktora kiedy gra tu i tu.

Gdzie woli Pani grać? Na deskach teatru, czy przed kamerą?

Na deskach teatru gram dużo więcej i bardzo to lubię. Czuję scenę i widza, którego na planie � lmowym nie ma. Za ka-merą stoi sztab ludzi, którzy nie są moją widownią, tylko stroną korygującą. Za to w pracy z ka-merą lubię intymność i, że to co buduje się „kawałkami”, potem tworzy całość.

Wymarzona rola? Nie mam konkretnie spre-

cyzowanej postaci. Chciałabym grać role, które nie zawsze ko-jarzą się w oczywisty sposób z moim wyglądem. Role, w któ-rych trzeba sięgnąć do mrocz-nych zakamarków samego sie-bie, uruchomić emocje bliskie szaleństwu, czy granicy obłędu, zmierzyć się ze swoja � zyczno-ścią. To wielkie wyzwanie dla aktora.

Czym jest dla Pani teatr? To druga część mojego ży-

cia. To moja pasja, hobby, uko-chanie i świat, w którym żyję. To spełnienie mojego marze-nia, które daje mi satysfakcję i uszczęśliwia mnie.

Dziękuję za rozmowę. Iweta Lidzbarska

ju zwanego pożądaniem”, zwa-riowana Antonina ze „Związ-ku otwartego”, Toine z „ Piaf”, a z najnowszych to rola Pani z „ Pokojówek”, dziewki z „Histo-rii � lozo� i po góralsku”. Z baj-kowych postaci bardzo lubiłam Mimi z „101 Dalmatyńczyków” oraz Królową Śniegu. Świetną zabawą jest dla mnie „Dzień świra”, gdzie gram czternaście postaci. Miałam szczęście do dobrych ról, ale nie sposób je wszystkie wymienić.

Rok temu obchodziła Pani 25 -lecie pracy artystycznej. Jak, Pani zdaniem, zmienił się teatr na przestrzeni tych kilkunastu lat?

Wydaje mi się, że jest mniej klasyki w teatrach. Nie wiem, czy są to oczekiwania widzów, czy dążenia twórców do tego, aby wprowadzać dramaturgię współczesną. Słusznie, czy nie-słusznie? Nie wiem, nie oceniam tego. Po prostu to obserwuję.

Na początku lat dziewięć-dziesiątych było mniej widzów w teatrach, co było związane z sytuacją ekonomiczno-poli-tyczną naszego kraju. Nie trwało to jednak długo. Po kilku latach chudych wróciły lata dla teatru łaskawe. W Gdyni, na szczęście, widzów nie brakuje. W dzisiej-szej rzeczywistości podoba mi się, iż pomimo otaczających nas

mediów, teatr nadal jest ciekawą alternatywą dla odbiorcy.

Nie boi się Pani, że przy po-stępie dzisiejszej technologii teatr odejdzie do Internetu?

Nie boję się, ponieważ po-stęp technologiczny obserwuje-my od wielu lat, ale jednak pełne widownie w polskich teatrach świadczą o tym, że żywy teatr jest „produktem” pożądanym. Ja sama łaknę kontaktu z żywym człowiekiem i internet czy te-lewizja nie są w stanie tego za-stąpić. Internet jest, oczywiście, potężnym medium służącym komunikacji, wspierającym edukację, ułatwiającym docie-ranie do najodleglejszych za-kątków naszego globu, zapew-niającym rozrywkę, ale nie jest w stanie zastąpić tego, co w życiu najważniejsze - spotkania z dru-gim człowiekiem.

W Teatrze Telewizji występo-wała Pani w takich sztukach, jak: „Dobrze” w reżyserii Tomasza Mana, czy w „Szkla-nej Klatce” wyreżyserowanej przez Mirosława Borka. Czym różni się występowa-nie na deskach Teatr Miej-skiego, a graniem w Teatrze Telewizji?

Granie „do kamery” wyma-ga innych środków: mniejszych gestów, innej mimiki twarzy.

Fot.

radr

adzi

KAWIARNIA CAFFE ANIOŁ POLECA:(Kamienica pod Pomuchlem, Gdynia, ul. Kilińskiego 6, Tel.58/625 74 44)

Wystawa fotogra� i Anielskie Malowanie - Iwona Sękowska. Wystawa artystycznego malarstwa na szkle do 10 kwietnia 2015r. Wstęp wolny.

Sobota, 28 marca 2015r. Godz. 19.00Koncert Sergieja Kriuczkowa z Trio z Riverboat Ramblers. Wstęp: 20 zł.

Niedziela, 29 marca 2015r. Godz. 17.00Recital. Valeriy Filipov (Ukraina) zaprasza na muzyczną podróż do różnych zakątków świata. Wstęp: 25 zł.

Środa, 1 kwietnia 2015r. Godz. 19.00Koncert From The Dista nce Tour. Dominic John Sebastian - gitara, wokal, Paweł Chyziewicz - low whistle, bouzouki, akordeon, harmonijka ustna, Bartosz Zawodniak - cajon, perkusjonalia. Bilety w cenie 12 zł w przedsprzedaży w Ca� e Anioł i 15 zł w dniu koncertu.

Środa, 8 kwietnia 2015r. Godz. 19.00. Koncert Pieśni i Piosenki Bułata Okudżawy i Włodzimierza WysockiegoJulia Vikman – gitara, pianino, wokal. Wstęp 20 zł.

Czwartek, 9 kwietnia 2015r. Godz. 19.00Koncert Formacji Muzycznej Piąte Piętro. Wstęp 20zł.

Sobota, 11 kwietnia 2015r. Godz. 17.00Wernisaż wystawy fotogra� cznej Zuzanny Kościuszko „Wykopaliska ze Strychu” (11-17 kwietnia 2015r. - wystawa zdjęć studyjnych oraz autorskich portretów w studio

Sobota, 11 kwietnia 2015r. Godz. 19.00Koncert zespołu Mr.Jones. Karolina Kuraś – vocal, Artur Przygoda – guitars, Krzysztof Rozwadowski – bass, Sławomir Jarosz – drums. Wstęp: 15 zł.

Niedziela, 12 kwietnia 2015, godz. 18.00Koncert MICHAŁ & ROBERT GUZIK - gitara klasyczna. W programie utwory m.in.: Ennio Morricone, Leszka Możdżera, Sergio Assada, Jana Sebastiana Bacha, Sergio Mendesa i Astora Piazzolli. Bilety: 15 zł.

Bliższe informacje na temat wszystkich imprez w kawiarni na www.ca� eaniol.pl w zakładce Aktualności.

Znalazłam szczęście

Page 10: 2015 04 gdynski iks

10 INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO

Święta Wielkanocne to święta rodzinne i towarzyskie. Pierwszy dzień świąt spędzamy w gronie rodzinnym, w drugi dzień odwiedzamy się nawzajem. Wielkanoc obchodzimy z szacunkiem dla tradycji, kultywując towarzyszące temu świętu zwyczaje.

Już Jan Kochanowski apelował:„Dzieci rady mej słuchajcieOjcowski rząd zachowajcie:Święto niechaj świętem będzie,Tak bywało przed tym wszędzie.”(Pieśń świętojańska o Sobótce)

Warto posłuchać poety i podkreślić wagę Świąt Wielkanoc-nych odpowiednim ubiorem. Zero nonszalancji, preferowana elegancja.

Proponuję na spotkanie w Niedzielę Wielkanocną klasycz-ne formy stroju uszytego ze szlachetnych materiałów z wy-korzystaniem wiosennych trendów modowych. Kolejny raz podkreślę: akcentujemy w ubiorze kolor. Możemy wykorzy-stać obowiązującą w tym sezonie zasadę kontrastu. Góra i dół w różnych kolorach. Jeżeli lubimy kolor czarny, to należy go połączyć z białym. Zawsze modna jest biała bluzka. Tej wio-sny: romantyczna, koronkowa, gipiurowa, ozdobiona kokardą lub falbankami. Elegantką uczyni nas prosta lub kimonowa jedwabna koszula. Spódnicę wybieramy zgodnie z trendami (ołówkową, kopertową, rozkloszowaną) z dobrego materia-łu. Jeżeli zdecydujemy się na spodnie, to na pewno klasyczne, proste, wąskie albo szerokie, długie, nie rurki ! Pożądany jest też garnitur (marynarka dłuższa, dopasowana), nawet w połą-czeniu ze skromną białą koszulą wypadnie on elegancko.

Polecam również garsonkę w pastelowym kolorze (żakiet krótki z baskinką, dla niektórych pań - kimono). Nie zatrzy-muję się nad sukienkami, bo sukienki koktajlowe zawsze są modne i zawsze odpowiednie.

W doborze biżuterii obowiązuje raczej minimalizm. Obu-wie klasyczne, chociaż do garnituru, żeby przełamać narzuca-jący się mimo woli dress cod, radzę dobrać małą torebkę w ja-skrawym kolorze i w takim samym kolorze szpilki.

W Wielkanocny Poniedziałek wybieramy bardziej fantazyj-ny strój, czyli białą bluzkę zamieniamy na wzorzystą (kwiaty, op-art, paski i grochy ). Do jedwabnej bluzki z kokardą zakła-damy skórzaną lub zamszową spódnicę. Modny w tym sezo-nie kombinezon (dżinsowy wykluczony) też jest na właściwym miejscu. Niech ten drugi dzień świąt również w modzie będzie bardziej radosny, a mniej dostojny.

SESJA MODYTen sezon modowy niesie z sobą wiele możliwości, przede wszystkim zachwyca nas swoją kolorystyką zarówno na święta, jak i na co dzień. Moje kursantki (z warsztatów stylu) przygotowały kolorowe, wiosenne stylizacje. Fotografował je Radek Radziejewski, młody, utalentowany fotoreporter z Fundacji FLY. Mnie zdjęcia zachwyciły, a Was drogie czytelniczki?

Anna Cichomska

CIEKAWE MIEJSCA

Studio aktorskie w Gdyni powstało po wieloletniej pracy nad programem nauczania róż-nych technik teatralnych. Posta-nowiliśmy wyjść naprzeciw tym, którzy wiążą swoje plany ze sce-ną, a także osobom mającym na celu poprawienie samoświado-mości. Stwarzamy warunki do uzyskania wszelkich informacji na temat tego, od czego zacząć przygotowanie i jak przejść ten proces do samych egzaminów wstępnych do szkół aktorskich i wokalno-aktorskich…

Na podstawie doświadczeń wypracowaliśmy metodę za-pewniającą wysoką frekwen-cję i skuteczność w egzaminach wstępnych do szkół artystycz-nych. Współpracujemy z akto-rami, wokalistami i tancerzami różnych technik, dając uczestni-kom możliwość rozwoju w wielu kierunkach. Z młodzieżą pracu-jemy nad ciałem i samoświado-mością, tak niezbędnymi czyn-nikami w zawodzie aktora .

Grupy dorosłe specjalizu-ją się w coachingu w zakresie samoświadomości, poprawnej wymowy i autoprezencji.

Mamy również coś dla naj-starszej grupy wiekowej i za-razem najważniejszej w naszym społeczeństwie, dzięki której możemy się rozwijać i spełniać swoje marzenia.

Grupa Tańczący Senior jest dla osób o niespożytej sile woli i chęci aktywnego spędza-nia czasu na zasłużonym odpo-czynku. Uczestnicy spotykają się w przemiłej atmosferze przy dźwiękach muzyki w rozma-itych stylach. Poprawiają kondy-cję � zyczną, poznają ćwiczenia, które można wykonywać nawet w domu. Dzięki tym zajęciom grupowym Seniorzy spędza-ją poranek wśród rówieśników, a w wolnych chwilach, przygoto-wani praktycznie i � zycznie, wy-bierają się na potańcówkę.

Kolejną grupą dla najstar-szych osób jest Kreatywny Se-nior. Grupa ta powstała z myślą

o tych, którzy cenią sobie indy-widualność i mają własne pro-pozycje. Tutaj pojedyncza osoba ustala program zajęć. W porozu-mieniu z grupą proponuje i re-alizuje swoje plany.

Zajęcia w grupie dla osób pracujących głosem skierowane są do nauczycieli, trenerów, kon-feransjerów, a zajęcia indywidu-alne w konkretnym przypadku pozwalają na praktyczne wyko-rzystanie zdobytej wiedzy.

Nasza siedziba znajduje się w Akademii Muzyki Rozryw-kowej. Rozpoczęła ona działal-ność jako Fabryka Wokalu czyli Studio Piosenki dla Dzieci, Mło-dzieży i Dorosłych. Przez 5 lat swojej działalności Fabryka wy-kształciła wielu laureatów Festi-wali Piosenki Dziecięcej i Mło-dzieżowej w Polsce oraz festiwali i konkursów zawodowych, ta-kich jak Spotkania Zamkowe w Olsztynie, czy Top Music Fe-stival w Gdyni.

Głównym założeniem Fa-bryki i obecnie działającej Aka-demii MR jest przede wszystkim skupienie się na człowieku jako jednostce, stąd indywidualne zajęcia i programy. Przez od-powiednią motywację stawia-my na rozwój pasji i osobowo-ści. Ponieważ Fabryka Wokalu ograniczała się do kształcenia wokalistów i ludzi z pasją, więc powstała inicjatywa rozszerze-nia działania na dodatkowe zaję-cia z instrumentów, tańca, aktor-stwa, realizacji dźwięku, gospel, jak i rozszerzenia zajęć z zakresu tematycznego, tj. pisania tekstów, kreatywnego myślenia, psycho-logii artystów, komponowania muzyki, eksperymentów mu-zycznych. W akademii działa 15 zawodowych instruktorów, mię-dzy innymi: Mateusz Brzeziński, Karina Marszałek, Michał Kusz, Anna Krawczykowska, Karoli-na Pruś, Sebastian Ślusarczyk, Tomasz Imienowski, Sławomir Dumański, Paweł Osicki. Dla każdego z nich sztuka stanowi nie tylko wartość na polu zawo-

Act ing studiodowych, ale jest również pasją i sposobem na życie, co przekłada się na zajęcia z uczniami. Siła ich pasji potra� pociągnąć za sobą kolejne osoby.

Akademia swoje zajęcia kie-ruje do dzieci w wieku od 5 lat, jak i do młodzieży, dorosłych oraz seniorów. Zaplecze akademii to 5 sal wykładowych, w tym ka-meralna sala koncertowa. Każda sala wyposażona jest odpowied-nio do charakteru prowadzonych w niej zajęć. Każda posiada piani-no oraz nagłośnienie, instrumen-ty dodatkowe, a także specjalne wyciszenie.

Obecnie w akademii uczy się stacjonarnie około 50 uczniów. Z sali prób korzystają takie ze-społy, jak: „Ikenga Drummers”, „Elektricity”, „Salsa band”, „Mrs Marshall”, „Zielińska”.

Co czwartek również w naszej akademii odbywają się spotkania GOSPEL, grupy studentów Aka-demii Muzycznej w Gdańsku, który prowadzi Karolina Pruś.

Akademia docelowo chciała-by stać się miejscem spotkań ar-tystów, ludzi z pasją do muzyki, aktorstwa i tańca, ludzi, którzy nie zamykają się na jeden spo-sób myślenia, nie boją się swoich słabości, poszukują nowych roz-wiązań, a przy tym mile spędza-ją czas i dążą do rozwoju swojej pasji.

Pragniemy stworzyć grupę Gospel dla Seniorów, tak by se-niorzy mogli miło spędzić czas w rytmach muzyki rozrywkowej.

Stworzono więc prawdziwy „kombajn” zajęć dla każdej gru-py wiekowej. Młodzież dostaje solidną porcję wiedzy na temat samoświadomości i zawodu ak-tora, wokalisty, czy instrumen-talisty, seniorzy usprawniają ciało podczas zajęć ruchowych, w innych grupach uczą się ak-torstwa, a w kolejnych miło spę-dzają czas, rozwijając własną kreatywność, czy umiejętności wokalne w rytmach gospel.

A to wszystko w siedzibie fun-dacji Qartystom przy ul. Hrynie-wickiego 10, budynek 60 (obok Sea Towers), Gdynia. Więcej in-formacji na stronie www.acting-studio.pl. Zapraszamy.

Mateusz Brzeziński

Grupy dorosłe specjalizują się w coachingu w zakresie samoświadomości, poprawnej wymowy i autoprezencji.

Z NOTATNIKA STYLISTKI

Moda wielkanocna

Page 11: 2015 04 gdynski iks

INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO 11

OSOBOWOŚCI MINIONEGO STULECIA

Pol Pot (1925/1928-1998) Czerwoni KhmerzyCzęść 3

Czerwoni Khmerzy uderzali nie tylko we własny naród, eks-terminowali bowiem także zamieszkujące Kambodżę mniejszości: etniczne – Wietnamczyków i Chińczyków (obie grupy poniosły po blisko 40 proc. strat osobowych) oraz religijne – muzułma-nów (tzw. Czamów – 30 proc. strat) i katolików (prawie 50 proc.). Unicestwiono niemal w całości duchowieństwo buddyjskie (spo-śród ok. 60 tys. mnichów przeżyło zaledwie 1 tys.). Wszystkich w praktyce władza zaliczyła do kategorii miejskiej bądź szeroko rozumianej inteligencji.

Jednocześnie terror nie ominął samych Czerwonych Khme-rów. Czystki wśród nich osiągnęły niespotykany w pokrewnych systemach totalitarnych poziom 50 proc. W miarę trwania re-wolucji kampuczańskiej co rusz dochodziło do wymiany kadr, zwłaszcza niższego szczebla, w następstwie „spisków” i szukania „wrogów wewnętrznych”. Rezultat był taki, że na odpowiedzial-ne stanowiska rekrutowano coraz młodszych funkcjonariuszy (w tym i wiele kobiet), częstokroć młodzież i, co gorsza, dzieci.

Mrocznym symbolem reżimu stało się stołeczne więzienie Tuol Sleng (znane jako S-21). Niegdyś była to szkoła średnia, gdzie Pol Pot wykładał historię. Tra� ali do niego jedynie Czer-woni Khmerzy, którzy popadli w niełaskę, również ci stosunko-wo wysoko postawieni w hierarchii (m.in. kilku ministrów rządu Demokratycznej Kampuczy) oraz ich rodziny. Z kilkudziesięciu tysięcy przetrzymywanych tam osób przeżyły dosłownie jednost-ki. Niedaleko tej katowni znajdowały się osławione „pola śmierci”, na których likwidowano więźniów. Dzisiaj budynek ten pełni rolę muzeum, w którym prezentowane są fotogra� e pomordowanych.

W myśl ideologii gruntownej rewolucji likwidacji uległa np. instytucja rodziny. Pod groźbą kary śmierci zakazano chociażby używania elektryczności czy pieniędzy (stały się one nagle bez-wartościowe, spore ich ilości leżały potem na ulicach wyludnio-nego Phnom Penh), a nawet śmiechu (traktowanego jako przejaw indywidualizmu). Naturalnie, jak zawsze w tego typu systemach, wyłączona z tych obostrzeń była elita władzy. Żaden inny podob-ny reżim na globie nie próbował wprowadzać w życie tak absur-dalnych założeń programowych.

Różne są szacunki co do liczby o� ar lat 1975-1979. Na ogół mieszczą się one w przedziale liczbowym 1,5-2,8 mln (a wręcz i 3 mln), zatem, biorąc pod uwagę 7,5-8 mln ludność tamtej Kambo-dży, oznacza to ubytek jej mieszkańców od 20 do 35 proc. Czyli proporcjonalnie Pol Pot „przewyższył” mającego najwięcej lu-dzi na sumieniu Mao Zedonga, którego koncepcje ideologiczne stawiał za wzór. Zmarł na pograniczu kambodżańsko-tajlandz-kim w kwietniu 1998 r., nieomal dwie dekady po zakończeniu jego dyktatury. O� cjalnie na malarię, mimo że okoliczności jego śmierci pozostają do dzisiaj niejasne. Za życia nigdy nie został po-ciągnięty do odpowiedzialności karnej za zbrodnie tyranii, którą stworzył, bo i przez dłuższy czas nie było do tego stosownego „kli-matu”: i międzynarodowego, i w samej Kambodży.

Dopiero zupełnie niedawno tylko trzy osoby z tzw. świeczni-ka zostały osądzone przez właściwy trybunał: Nuon Chea (prawa ręka Pol Pota i jego zastępca, główny ideolog reżimu), Khieu Sam-phan (głowa państwa) i Kaing Gueak Eav („Towarzysz Duch” /czyt. ”doik”/; komendant S-21). Wszyscy otrzymali karę dożywot-niego pozbawienia wolności.

Rafał Miotłowski

Elena i Nicolae Ceausescu z wizytą u Pol Pota (1978 r.). Pierwszy z prawej - Khieu Samphan

Fot.

ww

w.b

onjo

urco

mm

unis

te.fr

Nie ma uniwersalnego wzoru na dobre przeżycie żałoby. Jedyną niezawodną metodą jest wsłuchanie się w siebie, w swoje potrzeby i robienie tylko tego, czego aktualnie potrze-bujemy i na co jesteśmy gotowi. Każda żałoba jest inna, a każdy sposób jej przeżywania – o ile przynosi nam ulgę – dobry. Przejście przez ten bolesny okres wymaga pracy psychicznej i wewnętrznego wysiłku. Musimy sami prze-żyć i przeboleć stratę, która nas dotknęła.

Psycholodzy wyróżniają pięć głównych etapów, które po śmierci bliskiej osoby prze-chodzi większość z nas.

ZAPRZECZENIE - „To niemożliwe, to nie-prawda!”

Przeżywający utratę nie jest w stanie w nią uwierzyć, znajduje się w przejściowej fazie szoku.

Osoby w stadium zaprzeczenia bardzo czę-sto charakteryzują się tendencją do izolacji. Na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie od-realnionych, jakby przebywały w innym, dostęp-nym tylko sobie, świecie. Czasem zaprzeczanie stracie jest tak silne, że utrudnia kontakty z in-nymi ludźmi. Osoba osierocona może nie mieć ochoty na zwierzenia, rozmowy lub całkowicie unikać kontaktu z innymi.

GNIEW – „To wszystko prawda, mój bliski nie żyje!”

Nie można w nieskończoność zaprzeczać rzeczywistości. Pierwsza reakcja, którą jest szok, ustępuje miejsca świadomości straty.

Osoba osierocona przeżywa bardzo silne emocje gniewu, rozżalenia, wściekłości, poczu-cia niesprawiedliwości. Może zadawać sobie budzące złość pytania: „Mój ojciec zawsze zdro-wo się odżywiał, nie pił, nie palił, dlaczego umarł on, a nie inny mężczyzna, nie mający rodziny i uzależniony od alkoholu?” Osoba znajdująca się w tej fazie żałoby może swoją złość ukierun-kowywać na lekarzy, pielęgniarki, innych ludzi, Boga. Gniew może też nie mieć jednego kon-kretnego adresata, ale zmieniać go w zależności od okoliczności. Poczucie rozżalenia i niespra-wiedliwości jest trudne, a czasem niemożliwe do opanowania.

TARGOWANIE SIĘ – „A może gdyby …?”Na tym etapie bliscy zmarłego mogą zastana-

wiać się, „co by było gdyby?”, „A może gdybym zabrała męża do innego lekarza, to nadal by żył..?”, „Gdybym wcześniej zauważył objawy, to może mama zostałaby wyleczona?” , „Może mogłam się więcej modlić o zdrowie syna..?”

Często osoba znajdująca się w tej fazie przejawia ogromne poczucie winy, które nie pozwala jej nor-malnie funkcjonować. Osierocony cały czas myśli o zmarłym. Czasem, mimo braku realnych powo-dów, obwinia się o jego śmierć i nie jest w stanie skupić się na czymś innym. Osoba, która utraciła kogoś bliskiego, żyje cały czas przeszłością, trudno jej odnaleźć się w teraźniejszości.

DEPRESJA – „Mój bliski już nigdy nie wróci …”

To przedostatni z pięciu etapów żałoby. Rodzina zmarłego często na długi czas pogrąża się w smut-ku i rozpaczy. Do świadomości osieroconych do-ciera fakt, że ktoś bliski de� nitywnie odszedł.

Spełnianie codziennych zadań i obowiązków w tym czasie jest bardzo trudne, zdarza się, że wręcz niemożliwe. Poczucie beznadziejności, smutku i tę-sknoty za zmarłym jest obezwładniające.

POGODZENIE SIĘ – „Zawsze będę pamiętać o moim bliskim”.

Ostatecznym efektem przejścia trudnego i bole-snego procesu żałoby jest akceptacja nieodwracal-nej utraty.

Osoba, która pogodziła się ze śmiercią kogoś bli-skiego, stopniowo zaczyna powracać do „normal-ności” . Wspomnienia zaczynają być bardziej przy-jemne niż bolesne, pojawiają się nowe plany, ambicje i cele. W niektórych okresach mogą jednak poja-wiać się nasilone uczucia smutku i żalu, np. w cza-sie Świąt Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy, Święta Zmarłych, rocznicy śmierci czy urodzin.

Warto pamiętać, że dobre przeżycie żałoby zawsze powoduje umocnienie. Człowiek, który zaakceptował śmierć bliskiej osoby i pomyślnie przeszedł cały proces godzenia się ze stratą, pew-nego dnia spostrzega, że jest silniejszy niż wcze-śniej.

Agnieszka Gondek

Krzepiąca żałoba Wielki Post dla wielu z nas jest czasem pogłębionej re� eksji i zadumy nad życiem. W tym szczególnym okresie częściej niż zwykle powracamy myślą do wspomnień o naszych bliskich, którzy odeszli. Niekiedy żal po stracie kochanego człowieka jest tak silny, że latami nie możemy pogodzić się z jego utratą.

Z okazji Międzynarodowe-go Dnia Teatru przypadające-go na 27 marca 2015 r. Teatr Miejski im. Witolda Gombro-wicza w Gdyni przygotował premierę. Tym razem na de-skach naszej sceny wystawio-ny zostanie wielki, zaskakują-co aktualny dramat Szekspira „Otello”.

To historia kontrower-syjnej miłości, nieodwracal-nych w skutkach manipulacji

i zabójczej namiętności. Otel-lo kocha Desdemonę wielką, szaleńczą miłością. Jednak wciągnięty przez opętane-go zazdrością Jagona w sieć kłamstw i intryg, popełnia naj-większą zbrodnię, zabija uko-chaną. Nie ma odwrotu. To świat, w którym emocje są na usługach interesów, a wzniosłe ideały rozbijają się o cynizm i wyrachowanie. Na scenie zo-baczymy miłość, manipulacje

i morderstwo, a także krwawe skutki grzechu.

Spektakl, według przekładu Stanisława Barańczaka, wyre-żyserował Waldemar Raźniak. W głównych rolach zobaczy-my Mateusza Nędzę (zastępu-jącego Macieja Wiznera) w roli Otella, Dorotę Lulkę w roli Desdemony, a Rafał Kowal wcieli się w rolę Jagona.

Opracował: Radosław Daruk

Premiera „Otella” w Teatrze Miejskim

Page 12: 2015 04 gdynski iks

INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO12 INFORMACJE – KULTURA – SPOŁECZEŃSTWO

Wyśmienity sernik na święta oraz inne rodzinne spotkania. Zobacz ten przepis i upiecz do niedzielnej kawy pyszny sernik na herbatnikach. Nie musisz przygotowywać ciasta na spód, wystar-czy wyłożyć dno formy herbatnikami, nałożyć masę serową i upiec. Przepis Basi Miecińskiej.

Składniki:1 kg chudego twarogu 8 całych jajek250 g masła (82 % tłuszczu mlecznego)300 g (1,5 szklanki) ksylitolu czyli cukru brzozowego4 łyżki stołowe skrobi ziemniaczanej4 łyżki mąki pszennejherbatniki BE BE (ilość w zależności od wielkości formy)

Przygotowanie:Dwukrotnie mielimy twaróg. Przemieloną masę twarogową

mieszamy z żółtkami jaj i masłem pokrojonym w kostkę, aż do uzyskania jednolitej konsystencji. W oddzielnej misce miksuje-my białka jaj z ksylitolem, aż do uzyskania napowietrzonej pian-ki. Herbatnikami wykładamy dno formy. Ubitą pianę z białek jaj i ksylitolu przekładamy małymi porcjami do miski, gdzie wcze-śniej wymieszaliśmy masę twarogową. Teraz delikatnie (unikamy energicznych ruchów) mieszamy z drugą masą tak, aby wyrosło wysokie ciasto (białka jaj odpowiadają za wzrost ciasta tak, jak drożdże w cieście zwyczajnym, dlatego staramy się, aby zbyt ener-getycznymi ruchami nie doprowadzić do odpowietrzenia masy). Gdy uzyskamy jednolitą konsystencję obu mie-szanek, wylewamy masę na herbatniki, równo rozlewając ją po całej for-mie. Nagrzewamy piekarni do 160 stopni i dopiero do tak nagrzanego wkładamy formę z ciastem. Sernik piecze się około godziny. Po zakończeniu pieczenia pozostawiamy ciasto na 10 minut w stygnącym pie-karniku i dopiero po tym czasie wyjmujemy go.

Porcja 100 g tego serni-ka liczy poniżej 200 kcal.

Smacznego!!!

Ksylitol (alkohol cukrowy)  to cukier pochodzenia natural-nego. Pozyskiwany jest w Finladii najczęściej z drewna brzozy. Używać go powinny głównie osoby, które z różnych względów nie mogą lub nie powinny (chorzy na cukrzycę), bądź nie chcą uży-wać cukru. Praktycznie to jedyny cukier dla cukrzyków. Jest tak samo słodki jak zwykły, jednakże zawiera 40% mniej kalorii. Jeśli optycznie porównać ksylitol z tradycyjnym cukrem, nie zauważy się praktycznie różnicy, ale w działaniu są one swoimi przeciwień-stwami. Przede wszystkim ksylitol nie fermentuje w przewodzie pokarmowym jak laktoza, sacharoza, fruktoza, glukoza. Tak jak cukier stosować go można w wysokich temperaturach.

Ksylitol wytwarza w organizmie odczyn zasadowy, co oznacza, że wskazany jest przy:– infekcjach górnych dróg oddechowych (tj. katar, infekcja gar-

dła, zatok) – działanie antybakteryjne,– suchości w ustach (stymuluje wydzielanie śliny),– tworzeniu się bakterii gnilnych (przeciwdziała ich powstawa-

niu),– chorobach dziąseł i próchnicy zębów, np. paradontozie,– zapaleniu ucha środkowego,– niemiłym zapachu z ust,– nadkwasocie żołądka, astmie i alergii,– bakteryjnym zakażeniu płuc i oskrzeli (jako środek zapobie-

gawczy).Dorota Kitowska

Pełne sale w hali Gdynia Arena i po raz pierwszy w kolejnym, no-wym obiekcie, w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. Tak można streścić 17. Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. Pokazy tej największej w Europie imprezy podróżniczej w Gdyni trwały jak zwykle trzy dni, od 13 do15 marca 2015 r.

Najlepszą piątkową prezenta-cją, według widowni, była relacja „Mustang. Tajemnice Królestwa L” (Krzysztof Gutteter, Eliza Ku-gler, Paula Rettinger-Wietoszko, Krzysztof Podniesiński, Marta Żuchowska - otrzymali oni też na-grodę dziennikarzy), a także z wy-prawy dookoła świata „1405 dni” w wykonaniu Magdaleny Jurkow-skiej-Bogusz i Tomasza Bogusza.

Wśród piątkowych prezenta-cji wyobraźnię poruszyła również ekipa prezentująca „Busem przez świat”. To szczególny projekt po-dróżniczy. Grupa młodych ludzi starym busem była w czasie 5 lat już na 5 kontynentach w 52 pań-stwach. Prezentowali oni m.in. swoje niskobudżetowe ekspedycje do Ameryki i Australii. Były też inne poruszające prezentacje, np.: Piotra Bodery, który przebył Japo-nię, Tajwan, Hongkong, Tajlandię, Malezję i Singapur, grając, � lmu-jąc i testując szybkość mobilnego Internetu; Adama Szostka „Lon-g’n’roll”, któremu w podróży po la-otańskich miasteczkach, w buddyj-skich klasztorach w Nepalu, czy na egipskiej pustyni stale towarzyszyła deskorolka i longboard jako środki transportu, a także jako metoda na-wiązywania kontaktów z miejsco-wą młodzieżą, ochoczo próbującą własnych sił na tych ekstremalnych dla nich pojazdach. Pomysł ko-lejnej ekspedycji, by jako pierwsi przejechać na longach wybrzeża Malezji i pokonać 1000 km dy-stansu na deskach, którego Adam Szostka jest współautorem, preten-dował do Nagrody im. Zawady.

Także Anita Demianowicz i jej „Kobieta (i) wulkan”, będąca kon-tynuacją podróży przez Amerykę Środkową, z Panamy przez Kosta-rykę do Nikaragui, zaciekawiła ze-braną publiczność. Przez trzy mie-siące „wyrodna żona”, jak sama się nazwała podróżniczka ze względu na pozostawienie męża w domu i samotną podróż, dzieliła czas na wspinaczkę na wulkany, volcano boarding, a także wywiady z kobie-tami żyjącymi w kulturze macho.

Sympatię audytorium wzbudził też Eugeniusz Dmochowski i jego „Druga odyseja trzeciego wieku”. Latem ubiegłego roku, znany nam z wcześniejszych Kolosów leciwy „włóczykij” urodzony w 1937 roku (!) wraz z 18-letnią wnuczką zreali-zował drugą podróż dookoła świa-ta. Szlak ich wyprawy biegł przez Indie, Singapur, Australię, Nową

Zelandię, Argentynę, Peru i Stany Zjednoczone.

Sobota na Kolosach to przede wszystkim najgłośniejsze nazwiska tegorocznej edycji: Olek Doba, De-nis Urubko, Tomek „Czapa” Mac-kiewicz, Piotr Strzeżysz, Andrzej Bargiel, Łukasz Supergan. A więc na kogo zwróciliśmy szczególną uwagę? 

Rok 2014 należał oczywiście do Aleksandra Doby, zatem nie mogło go zabraknąć na gdyńskiej imprezie. Gości w Gdyni prawie od początku, a wyróżnienie odebrał pierwszy raz czternaście lat temu. W tym roku otrzymał nagrodę specjalną. W sobotę zrelacjonował publiczności najdłuższą w historii kajakarstwa morskiego wyprawę – „Transatlantyk. Reaktywacja”. Tego samego dnia gościem specjalnym Kolosów był Denis Urubko, czyli jeden z najwybitniejszych obecnie himalaistów. Denis zdobył Koronę Himalajów i jako pierwszy czło-wiek stanął zimą na wierzchołkach Makalu i Gaszerbruma II. Przed-stawił on interesujący pokaz na te-mat swojej górskiej wyprawy.

O wyprawach górskich mówił również w sobotniej prezentacji Andrzej Bargiel. W zeszłym roku udało mu się wejść w rekordowym czasie 14 godzin na ośmiotysięcz-nik Manaslu, a później zjechać z jego szczytu na nartach. Otrzy-mał wyróżnienie w kategorii „Al-pinizm”. Raport

Olka Ostrowskiego z samot-nego wejścia na Czo Oju też został wyróżniony w kategorii „ Alpini-zmu”.

W niedzielę była sposob-ność do wzruszeń, a to za sprawą Tomka Mackiewicza i jego nie-bywałego, piątego podejścia do zimowego zdobycia nadal niedo-stępnego szczytu Nanga Parbat. Mówił o przedsięwzięciu, jakim była próba wejścia na 7800 me-trów i o upadku, który mógł się fatalnie skończyć. Tego dnia miała też miejsce wizyta Janusza Gołąba, który relacjonował, jakie to uczucie stanąć na wierzchołku K2 w sześć-dziesiątą rocznicę zdobycia tego szczytu.

Na szczególną uwagę zasługi-wały prezentacje m.in.: Tomasza Kawy i jego opis ekspedycji „Szy-bowcem nad Himalajami”, nagro-dzony w kategorii „Wyczyn Roku”; podsumowanie Dariusza Barto-szewskiego z zeszłorocznych pe-netracji jaskini Hagengebirge; opis fascynującej podróży Piotra Strze-żysza „Z Muminkami na południe, czyli rowerem z Alaski do Patago-nii” nagrodzonego w kategorii „Po-dróże” oraz Nagrodą Publiczności za Najlepszą Prezentację Kolosów 2014. O swoich niebywałych wy-czynach mówili także lubiani przez widzów Kolosów samotnicy, czyli Piotr Strzeżysz, który s� nalizował

IKS W KUCHNI

Sernik dla diabetyków i nie tylko

Kolosy za rok 2014 rozdane!Niezwykłe przygody, wspaniałe eksploracje i ryzykowne wyczyny – są takie trzy dni w roku, kiedy możemy o nich słuchać, oglądając jednocześnie znakomite prezentacje, mające je nam przybliżyć.

przejazd rowerem z północy na po-łudnie Ameryki i Łukasz Supergan, który w ubiegłym roku, przemie-rzając góry Zagros, przeszedł Iran („Góry lodu i ognia. Pieszo przez Iran”).

Atrakcyjne były też raporty że-glarskie z podróży śladami Wła-dysława Wagnera. W trakcie trwa-nia tej wyprawy udało się opłynąć świat dookoła. Interesujący był też raport z rejsu jachtem „Lady Dana 44” dookoła bieguna północnego. W ubiegłym roku został on nagro-dzony w kategorii „Żeglarstwo”. Ryszard Wojnowski również w tym roku otrzymał nagrodę w tej kate-gorii. Zebranych zainteresowała także prezentacja „Polska stratosfe-ra, czyli balonowe rekordy” o rekor-dowym locie balonem, który trzech dzielnych i odważnych przypieczę-towało skokiem ze spadochronem. Wyróżniono go w kategorii „Wy-czyn Roku”. Uwagę przyciągnę-ła też sesja z pokazem Krzysztofa Suchowierskiego z zimowego ro-werowego przejazdu przez Jakucję „Drogami pamięci. Rowerem przez mroźną Jakucję” wyróżnionego w kategorii „Wyczyn Roku”, podob-nie jak przedstawienie interesujące-go � lmu Uciec na Pitcairn.

W hali Gdynia Arena od piątku do niedzieli można też było oglądać fotogra� e prezentowane w ramach ekspozycji Foto Glob i wystawę zdjęć Tomasza Piecha „Ludzie w moich podróżach”. Oprócz tego w hali Gdynia Arena obecni byli wydawcy książek oraz czasopism globtroterskich, a także wytwórcy oraz dystrybutorzy sprzętu outdo-orowego.

Szczytowy punkt programu to zawsze uroczystość wręczenia na-gród. Odbyła się ona w niedzielę tj. 15 marca. Atrakcji było wie-le, zatem wybór zwycięzców był trudny. Finał, w trakcie którego wręczono statuetki za największe globtroterskie osiągnięcia zeszłe-go roku, poprowadzili Sylwia Bu-kowicka i Tomek Michniewicz. Laureaci Kolosów otrzymali sta-tuetki, które przedstawiają postaci przypominające swym obliczem sławne � gury z Wyspy Wielka-nocnej. Adam Pustelnik został nagrodzony w kategorii Alpi-nizm, a Sopocki Klub Taternictwa Jaskiniowego i Sekcja Grotołazów Wrocław za eksplorację jaskiń. Super Kolos znalazł się w rękach Janusza Kurczaba za wytyczenie nowych dróg w Tatrach, Alpach, Hindukuszu, Karakorum oraz Hi-malajach i znaczny udział w krze-wieniu polskiego alpinizmu.

Tegoroczne Kolosy, jak zwy-kle, odznaczały się wysokim po-ziomem. Zainteresowanie słu-chaczy było ogromne. Większość publiczności stanowili zapaleńcy podróży, pragnący, wprawdzie pośrednio, ale jednak, przeżyć niesamowite przygody. Kolosy są wspaniałą imprezą, przenoszącą nas do najbardziej intrygujących części świata. Dzięki nim może-my, nie wydając pieniędzy, ani nawet nie wyjeżdżając z Gdyni, oglądać to, co nie zawsze jest dla nas dostępne.

Paulina Pawelska