10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

44
Zawód: diler 14 October/październik 2008 ISSN 1756-3542 Koń i człowiek | Przewrotny Woody Allen | Seksturystyka 10 (28)

description

KULTURA Tylko grymas na jego twarzy zdra- dza, że w czasie koncertu coś po- szło nie tak. Ennio Morricone jest perfekcjonistą. Anna Kozłowska LINK CAFÉ Woody Allen: „Pieniądze są lepsze od ubóstwa, chociażby tylko z powodów finansowych”. Aleksandra Łojek-Magdziarz

Transcript of 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Page 1: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Zawód: diler14

October/październik 2008ISSN 1756-3542

Koń i człowiek | Przewrotny Woody Allen | Seksturystyka

10(28)

Page 2: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542
Page 3: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

October 2008 | październik 2008 | 3www.linkpolska.com

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Kilka słówna początek

Fot.

Jaku

b Ś

wid

erek

Październik 2008October 2008

Na to, by jeden człowiek wziął jedną tabletkę ekstazy czy wciągnął kokainę, pracuje kilka osób. Musi być producent. Musi być transport. Reklama. Pośrednicy. Kilka osób, które wiedzą doskonale, że na końcu łańcucha jest ten ktoś, kto zapłaci i kupi, i weźmie. A może nawet będzie chciał więcej, na co liczą. Każdy biznesmen liczy przecież na to, że klient do niego wróci.

Nie mają wyrzutów sumienia, co jest w tym procederze tak naprawdę najbardziej zadziwiające. Łatwość, z jaką dokonuje się zła po to, by mieć mieszkanie, auto czy zegarek, jakiego nie mają inni.

Oczywiście, człowiek, który bierze narkotyk, najpierw sam podejmuje decyzję. Bywa to rzecz jednorazowa, bywa

wstępem do czegoś poważniejszego. Zawsze jednak wokół niego pojawiają się cienie sępów, czekających na jego kolejną decyzję. Bo jego głupota oznacza dla nich zastrzyk finanso-wy. Jego uzależnienie to gwarancja zarobku. A to, że jeszcze wciągnie w swoją nierozwagę, a potem tragedię innych – to już premia.

Dilerzy też mogą być emigrantami. Policja brytyjska jest bar-dzo enigmatyczna i niechętnie mówi o narodowości handlarzy narkotyków, ale są wśród nich też i Polacy. By z nimi walczyć, potrzebna jest też nasza emigrancka solidarność. Po prostu NIE narkotykom. NIE takiemu stylowi życia. Utnijmy premię.

Page 4: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

10 (28)

Sport - Cena zwycięstwa

OBOK NAS„Wiem, że ktoś nie jest Brytyjczykiem, gdy bez celu chodzi po centrum handlowym”. Jak mali Brytyjczycy rozumieją swoją narodowość? Aleksandra Łojek–Magdziarz

KULTURAAktorów rozmowy w garderobie. Anna Kozłowska

KULTURATylko grymas na jego twarzy zdra-dza, że w czasie koncertu coś po-szło nie tak. Ennio Morricone jest perfekcjonistą. Anna Kozłowska

HISTORIAIrlandzki legion Napoleona.Polacy też tam byli. Piotr Miś

FELIETONZupełnie jak w piosence. Maciej Przybycień

REPORTAŻPierwsza sesja terapeutyczna Ani, cierpiącej na autyzm, była dla jej mamy wielkim zaskoczeniem. Koń zaczarował dziewczynkę. Teraz hipo-terapia pomaga im przebrnąć przez tor przeszkód codzienności. Jakub Świderek

TURYSTYKAW Kosowie wciąż walczą…o turystów. Barbara Pięta

SPORTFlesze aparatów, lampy stadionów, błysk złotego medalu… za to trzeba jednak zapłacić pewną cenę. Jaką? Tomasz Kurkowski

LINK CAFÉWoody Allen: „Pieniądze są lepsze od ubóstwa, chociażby tylko z powodów finansowych”.Aleksandra Łojek-Magdziarz

LINK CAFÉWytrybujmy kurczaka. Helena Kubajczyk

35

Reportaż - Hipoterapia 30

4 | październik 2008 | October 2008

LINKw numerze

20

23

24

27

29

30

32

35

37

38

POLSKAMocna złotówka niekoniecznie musi cieszyć.Paweł Bruger

ŚWIATKończy się druga kadencja prezy-dentury George’a W. Busha. Czy Ameryka jest dumna ze swojego lidera? Aleksandra Łojek-Magdziarz

PERYSKOP

TEMAT NUMERUMłodzi uciekinierzy z polskich blo-kowisk mają tylko jeden cel: zarobić szybko i dużo. W Londynie rozkręca-ją narkotykowy biznes. Mateusz Ostrowski

FOTOGALERIASeksturystyka w Bangkoku. Adam Pańczuk/Visavis.pl

6

8

11

14

18

Zespół redakcyjny/

Magazine team

Paweł Bruger, Piotr Miś,

Tomasz Kurkowski

Współpraca/Contributors

Piotr Poraj Poleski,

Piotr Adamczyk,

Tomasz Karolak,

Aleksandra Kaniewska,

Dorota Mazur,

Helena Kubajczyk,

Maciej Przybycień,

Anna Kozłowska,

Szymon Kiżuk, Jolanta Reisch

Konsultant generalny/

General Consultant

Andrzej Szozda

Adres/Address:

1a Market Place

Carrickfergus BT38 7AW

Tel.: +44 28 9336 4400

www.linkpolska.com

[email protected]

Redaktor naczelna/Editor in chief

Aleksandra Łojek-Magdziarz

[email protected]

Sekretarz redakcji/Deputy Editor

Sylwia Stankiewicz

[email protected]

Reklama/Advertising

Aneta Patriak

+44 7787588140

[email protected]

Redakcja i wydawca nie po-

noszą odpowiedzialności za

treść ogłoszeń, reklam i in-

formacji. Redakcja nie zwra-

ca materiałów niezamówio-

nych i zastrzega sobie prawo

do skracania i redagowania

tekstów. Nadesłane materiały

przechodzą na własność re-

dakcji, co jednocześnie ozna-

cza przeniesienie na redak-

cję magazynu „Link Polska”

praw autorskich z prawem

do publikacji w każdym ob-

szarze. Przedruk materiałów

publikowanych w magazynie

„Link Polska” możliwy tylko

za zgodą redakcji.

Dział foto/Photo Editor

Jakub Świderek

[email protected]

Dział graficzny/Art Room

Irka Laskowska

[email protected]

Tomasz Zawistowski

Wydawca/Publisher

Link Polska Limited

Dyrektor/Director

Ewa Grosman

Druk/Print

GPS Colour Graphics Ltd.

Alexander Road

Belfast, BT6 9HP

*na okładce: Zawód: diler. Fot. Mateusz Ostrowski

Turystyka - Kosowo 32

Obok nas - Mali Brytyjczycy 20

Page 5: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542
Page 6: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Kariera polskiegozłotego

Z każdym miesiącem w Polsce pojawia się coraz więcej nowych biur turystycznych. To dlatego, że wielu przedsiębiorców, mimo ist-nienia już na naszym rynku kilku gigantów, nadal widzi w turystyce ogromne możliwo-ści zarobku. Nie bez powodu. Branża tury-styczna może się pochwalić niespotykanym wcześniej w Polsce 40-procentowym rok-rocznym wzrostem zysków (taki wzrost był w 2007 roku, podobny prognozują eksperci na rok 2008).

Jest więc o co walczyć, a Polak jeździ i się cieszy, bo wczasy za granicą są nierzadko tańsze niż w Polsce, pogoda zaś gwaranto-wana. Wreszcie może się poczuć jak obywa-tel świata. Wszystkie te zagraniczne kuror-ty, które kiedyś widział jedynie na zdjęciu w prospekcie, dzisiaj są na jego kieszeń.

Istnieje jednak inny, szerszy aspekt tych

zmian. Pieniądze, jakie polski turysta wy-daje na zagraniczną wycieczkę, lądują (po-za prowizją dla polskiego biura podróży) w kieszeni zagranicznych hotelarzy, restaura-torów itd. I nasi rodzimi hotelarze odnoto-wują w tym roku spadek obrotów. Tendencja spadkowa była również wyraźnie odczu-walna w roku 2007. Nie należy się dziwić Kowalskiemu, że wybiera bardziej atrak-cyjną ofertę wycieczki zagranicznej, ale od-bija się to niekorzystnie na krajowym prze-myśle turystycznym. Problemem jest moc-na złotówka, bo nawet zagraniczni turyści z Niemiec czy Wielkiej Brytanii coraz rzadziej przyjeżdżają do naszego kraju ze względu na wysokie ceny. O tym, że Polska nie jest już tania, wiadomo co najmniej od roku. Teraz mówi się wręcz, że jest droga.

Polski Instytut Turystyki przedstawił da-ne za pierwsze trzy miesiące 2008 roku, z których wynika, że liczba zagranicznych tu-rystów odwiedzających nasz kraj spadła o 10 procent. Tradycyjnie najwięcej spośród

zagranicznych turystów przyjeżdża do nas Niemców. Teraz jednak tendencja się od-wraca – to Polacy coraz chętniej jeżdżą do Niemiec... na zakupy.

Mocny złoty sprawia, że nie tylko importu-je się więcej towarów do Polski – także mniej naszych produktów wędruje za granicę, bo ich ceny przestają być konkurencyjne. A sko-ro jest na nie mniejsze zapotrzebowanie, to i produkujemy ich coraz mniej. Oznacza to, że coraz mniej pracowników jest potrzebnych do pracy w polskich fabrykach.

Dziennik ekonomiczny „Parkiet Gazeta Giełdy” przytacza dane Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, mówiące, że coraz wię-cej polskich firm planuje w tym roku zwol-nienia grupowe pracowników. Według tych oficjalnych danych, aż 147 firm zapowiedzia-ło zwolnienia w 2008 roku. Pracę straci co najmniej 10 tys. osób. W rzeczywistości zre-dukowanych etatów może być jednak znacz-nie więcej, bo tylko do czerwca zwolnionych zostało ok. 7 tys. pracowników. Są to dane odnoszące się jedynie do zwolnień grupo-wych, mniejszych redukcji zatrudnienia w małych firmach nie policzył nikt.

Produkcja i eksport nie są więc mocnymi stronami polskiego przemysłu. Okazuje się, że najlepszym polskim towarem eksporto-wym jest tania siła robocza. Te dwa miliony emigrantów, którzy po 2004 roku wyjecha-li za granicę do pracy, już od 4 lat regular-nie przesyła do Polski ciężko zarobione fun-ty. Dzięki tym pieniądzom, inwestowanym w Polsce czy wydawanym podczas urlopu w domu, rodzima gospodarka zarabia. Dane Narodowego Banku Polskiego wskazują, że wartość przekazywanych pieniędzy co ro-ku rośnie. W 2004 roku Polacy przesyłali z Wielkiej Brytanii 2,4 mld zł, a z Irlandii nie-cały miliard. Teraz wartości te wzrosły odpo-wiednio do: 6,1 mld zł i 5 mld zł.

Drugim bardzo ważnym źródłem pienię-dzy są dotacje z Unii Europejskiej. Tylko w latach 2007 - 2013 Polska może uzyskać na-wet 100 mld euro dotacji unijnych. Będzie to największa w historii inwestycja UE. Około 40 procent z tych pieniędzy trafi do polskich przedsiębiorców, reszta zostanie wydana na budowę dróg i pozostałe inwestycje struktu-ralne. Już teraz nasz kraj jest największym beneficjentem pieniędzy z UE.

Ta rzeka pieniędzy wpływa na kurs zło-tówki, ponieważ im więcej zagranicznej wa-luty trafia na polski rynek, tym mniej jest rodzimej, a co za tym idzie, ona drożeje. Koło się zamyka, bo jeśli złotówka jest mocniej-sza, to i wpływające do Polski euro czy funty od emigrantów i z UE topnieją.

Emigranci narzekają więc na wysoki kurs złotego, ale przeciętny Kowalski w Polsce na razie nie ma powodów do obaw. Co jed-nak będzie, kiedy obydwa źródła rzeki pie-niędzy, napływającej teraz do naszego kraju, wyschną? Wskutek kryzysu ekonomiczne-go ogarniającego Europę oraz powrotów do ojczyzny w najbliższych latach możemy się spodziewać coraz mniejszej ilości emigranc-kich pieniędzy. Również Unia Europejska nie będzie nas finansować w nieskończoność. Przyjdzie czas, że dotacje ustaną, a składki unijne Polska będzie musiała płacić nadal. Wygląda na to, że Polska ma przed sobą 3-4 niezwykle trudne i przełomowe lata.

6 | październik 2008 | October 2008 www.linkpolska.com

Paweł Bruger

LINKpolska

Wzrastającą wartość polskiej złotówki odczuwa-ją najbardziej emigranci. Chyba nikt lepiej od nich nie wie, jak droga stała się w ostatnich latach ich ojczyzna. Ale przeciętny zjadacz polskiego chleba w kraju jest zado-wolony z tego obrotu sprawy. Wreszcie może sobie pozwolić na drogie niegdyś wycieczki zagraniczne i zamiast oglądać przez szybę luksusowe restauracje, teraz może się w nich stołować razem z Brytyj-czykiem, Niemcem czy Szwajcarem.

Z danych GUS z roku 2008 wynika, że w Polsce pracuje 15,7 mln osób. Rekordowo obniżył się też wskaźnik bezrobocia. Wynosi 7,1%. Z tych samych danych można też wyczytać pierwsze oznaki osłabienia koniunktury, które mogą pogor-szyć sytuację na rynku pracy. O prawie 220% (w porównaniu z pierwszym kwartałem tego roku) wzrosła ilość firm deklarujących chęć zwolnienia pracowników. Firmy nie przekształcają też już tak chętnie umów na czas określony w bezter-minowe kontrakty.

Na plażę na Majorkę,na narty do Szwajcarii

Byle nie nad Bałtyk...

A polski przemysł coraz gorzej...

Euro z Irlandii, funty z UK

Co dalej?

Page 7: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Polski rząd zabiera się do walki z chuli-gaństwem na polskich stadionach. Według nowej ustawy karą za łamanie przepisów będzie zakaz chodzenia na mecze przez okres do 6 lat. Osoba tak ukarana w czasie trwania meczu będzie musiała pojawić się na komisariacie policji. Zakazane będzie zasłanianie twarzy czy wnoszenie alkoholu. Projekt ustawy nakłada również na orga-nizatorów meczów piłkarskich obowiązek identyfikacji kibiców wpuszczanych na sta-dion. Dozwolona będzie za to sprzedaż na-pojów o zawartości alkoholu nie większej niż 4,5 proc. Ustawa ma poprawić kulturę na stadionach w związku ze zbliżającymi się mistrzostwami EURO 2012. (BRU)

Polskie banki rozszerzają ofertę dla Polaków przebywających na Wyspach. Lokaty, fundusze i większa sieć oddzia-łów w Wielkiej Brytanii to plany PKO BP i mBanku na najbliższy czas, czytamy w dzienniku „Polska Gazeta Krakowska”. Banki zamierzają przede wszystkim roz-budować sieci swoich placówek. W przy-szłości placówki banku mają zostać prze-kształcone w oddziały z prawdziwego zda-rzenia, gdzie będzie można wpłacić i wypła-cić pieniądze, a nawet dostać kartę kredy-tową, umożliwiającą dokonywanie płatno-ści w dwóch walutach - złotych i funtach.

Politycy obiecują, że w 2009 roku będziemy płacić niższe podatki, szybciej budować domy i łatwiej prowadzić firmy, czytamy w dzienniku „Polska”. Firmy nie zapłacą podwójnego podatku dochodowe-go już za listopad. Nie będą też płacić po-datku VAT od produktów przekazanych na cele dobroczynne. W 2009 roku nie będzie też potrzebne pozwolenie na budowę do-mów i fabryk. Dzisiaj na podobne pozwo-lenie trzeba czekać nawet do 730 dni. To tylko niektóre ze zmian proponowanych przez polityków na rok 2009.

Polacy spędzają w pracy mniej czasu niż mieszkańcy 11 krajów Unii Europejskiej, pisze „Rzeczpospolita”, po-wołując się na wyniki badań przeprowa-dzonych przez unijną agencję Eurofound. Przeciętny Polak spędza w pracy 40 go-dzin i 24 minuty tygodniowo. Dłużej od na-szych rodaków pracują mieszkańcy kra-jów biedniejszych, na przykład Bułgarzy czy Rumuni, ale też bogatsi Brytyjczycy, Niemcy czy Austriacy. Najkrócej w Europie pracują Francuzi – 37 godzin i 42 minuty. To i tak dłużej niż przewiduje francuskie prawo. Ustawowo Francuzi powinni praco-wać 35 godzin.

W Polsce wydaje się na hazard wię-cej niż zarabia na nim Las Vegas – donosi „Puls Biznesu”. Według danych resortu fi-nansów, do których dotarła gazeta, w 2007 roku Polacy wydali na hazard 12 miliar-dów złotych, w tym roku kwota ta wzro-śnie nawet do 17 miliardów. Na co wydaje-my? Pieniądze zostawiamy głównie w au-tomatach i Totalizatorze Sportowym.

Polacy woleliby mieć dzień wolny w święto Trzech Króli niż 1 Maja – wynika z sondażu TNS OBOP przeprowadzonego na zlecenie „Dziennika”. 63 proc. respon-dentów uznało, że 6 stycznia, czyli świę-to Trzech Króli powinno być dniem wol-nym od pracy. Przeciwnego zdania było 29 proc. osób, a 8 proc. nie miało sprecyzowa-nej opinii na ten temat.

October 2008 | październik 2008 | 7

LINKpolska

p r a s ó w k a

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

Linie lotnicze Wizz Air zlikwidowały loty na dwóch trasach z Anglii do Polski z powo-du niskiej sprzedaży - nie będzie już lotów do Katowic z dwóch regionalnych lotnisk: Bournemouth i Coventry. Wizz Air nadal lata do Katowic z Belfastu, Cork oraz z Doncaster, Sheffield, Glasgow Prestwick, Liverpoolu oraz obsługujących Londyn – Luton i Stansted.

Nieprzyjemną przygodę przeżyli podróż-ni lecący samolotem z Birmingham do Krakowa. Zamiast w grodzie Kraka wylądo-wali na lotnisku w… Pradze. Do kraju mu-sieli wrócić pociągiem. Polacy skarżą się, że w Pradze pozostawiono ich bez żadnej pomo-cy ze strony linii lotniczych. (SzK)

Wiele banków udziela pożyczek klientom, którzy mogą mieć problemy ze spłatą zadłu-żenia - poinformowała KNF. Eksperci doszli do wniosku, że jest to działanie na granicy bezpieczeństwa i że w taki sposób kredyt może otrzymać prawie każdy. Jednak wielu analityków krytykuje pomysł zaostrzenia procedur bankowych. Przewidują, że może to uderzyć nie tyle w klientów, lecz w rywa-lizujące ze sobą banki. Tymczasem Krajowy Rejestr Długów podaje, że Polacy są zadłu-żeni w bankach na 60 mln zł. (BRU)

Jak mówił po zawodach mistrz, podczas przeciągania samolotu zabrakło mu tchu. Nie odpuścił jednak i dzięki swojemu uporo-wi znowu został najsilniejszym człowiekiem na świecie. Przyznał jednak, przez całe za-wody Metrix World’s Strongest Man 2008, otrzymywał mocne zastrzyki. „Tylko morfina byłaby mocniejsza” – powiedział w rozmowie z „Super Expressem”. „To już koniec. Cztery poprzednie tytuły były dla kibiców, ten jest dla mnie. Udało się i teraz mogę spokojnie zająć się osobistymi sprawami” – wyjaśniał sportowiec.

„Pudzian” nie wie, co będzie dalej robił. Jak mówi, najpierw musi nacieszyć się sukcesem. Nad resztą zastanowi się później. (JŚ)

Lotnicze kłopoty

Kredyty będą trudniej dostępne

„Pudzian” kończy karierę

Wizz Air likwiduje loty do Polski, BMI Baby za-miast w Krakowie ląduje w Pradze. Podróże lotnicze z Wysp do kraju stają się coraz trudniejsze.

Komisja Nadzoru Finansowego planuje za-ostrzyć przepisy pozwalające bankom na udzie-lanie kredytów i pożyczek.

Mariusz Pudzianowski po raz piąty został mi-strzem świata siłaczy, donosi Dziennik.pl. Na zawodach w Charleston przeciągnął po płycie samolot i stracił przytomność. Potem ogłosił, że to czas, aby zakończyć karierę.

Podróże lotnicze z Wysp do kraju stają się coraz bar-dziej kłopotliwe. Fot. Gergely Óhegyi

Polacy zaczynają mieć problemy ze spłacaniem kredytów.

Pozwolenie na sprzedaż piwa na stadionach, ale i surowsze kary za wszczynanie rozrób - to założenia nowej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych przygotowanej przez Radę Ministrów.

Piwo wraca na stadiony

Page 8: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Pierwsza kadencja Busha otrzymała cios w samo serce - był nim atak na WTC. I to on właśnie zdefiniował całą politykę zagranicz-ną 43. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pojawił się manichejski podział na dobro i na zło, doszło do wytworzenia atmosfery podejrzliwości i strachu, która zaczęła ce-chować politykę zagraniczną i wewnętrzną Ameryki. Amerykanie wpadli w panikę, za-kładając, że reszta świata też. Tymczasem reszta świata współczuła, ale nie oszala-ła za strachu, więc poczynania George’a Busha, który, by tę panikę ujarzmić, poszedł na wojnę z Afganistanem, oceniła mało entuzjastycznie.

Od czasu ataku na WTC polityka Busha przybrała kształt wojny o bezpieczeństwo Ameryki. Faktem jest, że przez całą jego podwójną prezydenturę nie doszło do ani jednego zamachu terrorystycznego na tere-nie Ameryki. Eksperci są zgodni, że jest to wynik niemal paranoicznych kontroli na granicach, powszechnej mobilizacji anty-terrorystycznej, usprawnionej współpracy pomiędzy CIA a FBI. Niemniej to poza USA nasiliły się konflikty, narosły resentymenty i świat stał się jeszcze bardziej niebezpiecz-nym miejscem.

Wojna w Iraku była oparta o nieprawdzi-we przesłanki. Chaos i destabilizacja, do ja-kiej doprowadziła, ginący codziennie ludzie w wojnie wspieranej przez państwa ościen-ne pokazują, że bez konkretnego planu stra-tegicznego, biorącego pod uwagę czynniki geopolityczne i historyczne, sytuacja wyda-wała się właściwie bez wyjścia. Ameryka za-chowuje się jak Wielka Brytania w Iraku w latach dwudziestych i trzydziestych, kiedy w czasie nieudanych prób demokratyzacji

kraju RAF krwawo walczył z powstańcami irackimi, o czym w swojej książce „Druga szansa” pisze Zbigniew Brzeziński.

George Bush jednak wydaje się żałować, jeśli nie kilku swoich decyzji, to z pewnością używanej retoryki, jak sam zadeklarował w wywiadzie dla „The Times”. „Sprawiła ona, że świat uznał, iż przebieram nogami, żeby rozpocząć wojnę” - powiedział. W 2006 roku Bush, zobaczywszy, że jego polityka w Iraku nie działa, postanowił zmienić sposób postępowania. Od tego roku USA porzuciły mrzonki o narzucaniu na siłę demokracji w Iraku i rozpoczęły próby nawiązania współ-pracy z ościennymi krajami oraz wspie-ranie sunnitów i jednocześnie uwalnianie części szyickiej od walczących terrorystów. Oczywiście, nie jest to w tej chwili łatwe za-danie, biorąc pod uwagę cały bagaż doświad-czeń Bliskiego Wschodu z Zachodem, repre-zentowanym przez Amerykę i Izrael.

Fareed Zakaria napisał interesujący ar-tykuł dla „Newsweeka” pt. „What Bush Got Right?” („Co się udało Bushowi?”), w którym przypomina, że trzy wojny Busha to nie jedyna jego spuścizna, chociaż naturalnie najbardziej widoczna. Bush junior, który na początku swojej podwójnej prezydentury nie chciał w ogóle rozmawiać z koreańskim przy-wódcą Kim Jong II, nie tylko zmienił zdanie, ale rozważa teraz zdjęcie Korei Północnej z listy krajów sponsorujących terroryzm i za-proponował jej pomoc ekonomiczną.

Podobnie rzecz się ma z Chinami. Bush nie docenił stopnia niebezpiecznej zażyłości między Rosją a Chinami, niemniej z pew-nością z samymi Chinami rozprawia się bardzo praktycznie. Jego prezydentura roz-poczęła się od stosunku konfrontacyjnego, co bardzo cieszyło neokonserwatystów, ale kończy się deklaracją ocieplenia stosunków,

co było wyraźne, kiedy Bush pojawił się na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Nie ina-czej jest z Indiami. To Bush zaakceptował nuklearne dążenia Indii.

Innym ważnym posunięciem Busha było wsparcie projektów, mających na celu po-moc mieszkańcom Trzeciego Świata w wal-ce z AIDS. Znowu na początku pierwszej kadencji Busha wydawać się mogło, że bę-dzie to ostatnia rzecz, jaką zainteresuje się Ameryka. Po jakimś czasie okazało się, że Bush zaczął wspierać liczne projekty podej-mowane przez rozmaite agencje pomocowe, do tego stopnia, że na tym polu zaczęto go porównywać z Bono, który, nota bene, po-chwalił go publicznie za tę aktywność.

Kwestia Iranu również przestała wydawać się tak bardzo dramatyczna. Po raz pierwszy od lat, wbrew początkowej retoryce Busha i jego jastrzębich popleczników, doszło do roz-mów przedstawiciela Departamentu Stanu USA Williama Burnsa z negocjatorami irań-skimi i przedstawicielami europejskimi. Były to pierwsze rozmowy z udziałem ame-rykańskiej strony, jak podkreśla Zakaria.

Bush zniszczył moralny image Ameryki, ale jego polityka nie była jednowymiarowa. Zdominowały ją wojny, lecz eksperci zgadza-ją się co do tego, że i świat, i Bush nie jest czarno-biały. Interesujące, co z tym wszyst-kim zrobi następny prezydent.

8 | październik 2008 | October 2008

LINKświat

Haynes memo – dokument podpisany w 2002 roku przez Donalda Rumsfelda, który autoryzu-je stosowanie tortur na więźniach podejrzanych o terroryzm w celu wydobycia z nich informacji. Wylicza on 18 technik, podzielonych na 3 ogólne kategorie. Między innymi są wśród nich: podta-pianie (waterboarding), wykorzystywanie indy-widualnych fobii, sugerowanie, że w razie braku kooperacji ze strony więźnia, jego rodzina znaj-dzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Co zrobił BushAmeryce?Najbardziej nielubianego prezydenta USA (poparcie wśród Amerykanów dla Busha wynosi 32 procent), który prowadzi trzy wojny (jedną w Iraku, drugą w Afganistanie oraz trzecią - z terrorem), oczywiście najlepiej osądzi historia. Za jego kadencji jednak Ameryka przestała kojarzyć się z sukcesem i siłą – zaczęła kojarzyć się z przemocą, torturami i agre-sją. Prewencyjną, naturalnie. Z taką spuścizną bę-dzie musiał zmierzyć się kolejny prezydent USA.

Aleksandra Łojek–Magdziarz

Cios w samo serce

Lekkie zmiany kosmetyczne

Korea Północna i Chiny

Pochwała Bono i rozmowy z Iranem

George W. Bush jest najbardziej nielubianym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Ma najniższe w historii poparcie Amerykanów. Fot. Jonathan Snyder, U.S. Air Force

Page 9: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Teraz operatorzy komórkowi każą płacić nawet 29 eurocentów netto za SMS-a (czyli ok. 1 zł). Komisja Europejska chce ich zmu-sić, aby jednak obniżyli ceny. Nowe taryfy miałyby obowiązywać od 1 lipca 2009 roku, czyli od przyszłych wakacji. Również ceny rozmów wewnątrzunijnych mają być niższe. Po ostatniej walce KE z operatorami, ci zgo-dzili się na wprowadzenie górnych limitów cen za minutę rozmowy. Teraz limit wynosi aż 46 eurocentów za połączenie wykonane

i 22 eurocenty za połączenie otrzymane. W 2012 roku maksymalne stawki znowu spad-ną. Tym razem odpowiednio do 34 i 10 euro-centów. (BRU)

Najwyższy chyba skok cen odnotowały po-pularne wśród Brytyjczyków kiełbaski wie-przowe, których cena w ciągu roku wzrosła o 40 proc. Niewiele mniej podrożał boczek. Z danych zbieranych przez portale zajmujące się porównywaniem cen wynika, że koszyk podstawowych zakupów żywieniowych prze-ciętnej brytyjskiej rodziny podrożał o jedną czwartą w ciągu minionego roku. Przy rosną-cych cenach energii elektrycznej, gazu i ole-ju opałowego to kolejny cios dla domowych

budżetów przeciętnych mieszkańców Wysp. Specjaliści pocieszają jednak, że jest nadzie-ja odwrócenia tej tendencji. Na światowych rynkach zaczyna tanieć ropa – główny „mo-tor” wszystkich podwyżek cen. (SzK)

Plan dotyczy 165 tys. imigrantów z 19 krajów, z którymi Hiszpania ma umowy o ubezpieczeniach socjalnych. Jeśli zdecy-dują się oni na wyjazd, otrzymają od razu 40 proc. całej sumy przysługującego im za-siłku dla bezrobotnych, a resztę miesiąc po powrocie do ojczyzny. Będą musieli jednak zrezygnować z prawa pobytu w Hiszpanii i zezwolenia na pracę oraz zobowiązać się, że nie wrócą tam w ciągu trzech najbliższych lat. Przyczyną takiego kroku jest szybko ro-snące w Hiszpanii bezrobocie. (SzK)

Nieuprzejmość, nieodbieranie telefonów oraz zamykanie posterunków policyjnych – to główne przyczyny narastającego braku zaufania do przedstawicieli wymiaru spra-wiedliwości, które odnotowuje się w brytyj-skim społeczeństwie. Ponad połowa skarg na działania policji dotyczy właśnie nie-uprzejmości, opieszałości w podejmowaniu działań i złych kontaktów z obywatelami. W porównaniu do danych sprzed dziesięciu lat, poziom zaufania społeczeństwa w Anglii i Walii do policji spadł z ponad 60 proc. do niewiele ponad 50 proc. (SzK)

Pokolenie dzisiejszych nastolatków, którzy korzystają z telefonów komórko-wych, jest pięć razy bardziej narażone na raka mózgu niż ich rówieśnicy nieużywają-cy „komórek”, alarmuje „The Independent”. Takie szokujące wyniki badań przedstawili ostatnio szwedzcy naukowcy na konferen-cji w Londynie. W Wielkiej Brytanii pro-blem ten dotyczy 90 proc. 16-latków i 40 proc. uczniów szkół podstawowych, którzy mają własne telefony komórkowe.

Według dziennika „The Washington Times”, lotniska wojskowe w Gruzji miały być użyte do ewentualnego ataku lotni-czego Izraela na instalacje nuklearne w Iranie. Po konflikcie rosyjsko-gruzińskim taka możliwość przestała wchodzić w grę. Użycie gruzińskich lotnisk znacznie skró-ciłoby dystans, jaki musiałyby pokonać izraelskie bombowce, aby zbombardować cele w Iranie. Samoloty przelatywałyby nad Turcją. Gazeta pisze o tajnym porozu-mieniu między Gruzją a Izraelem, w któ-rym dwa lotniska wojskowe w południowej Gruzji zostały wyznaczone jako bazy do użycia przez izraelskie myśliwce bombowe na wypadek decyzji o uprzedzającym ata-ku na irańskie instalacje atomowe.

Włosi i Brytyjczycy wspólnie będą pracować nad rozwojem energetyki jądro-wej, by zmniejszyć uzależnienie od ropy i gazu, czytamy w „The Guardian”. Rządy obu państw podpisały właśnie stosowne porozumienie. Rosnące w tym roku w nie-spotykanym dotąd tempie ceny energii do-prowadziły już do kryzysu budżety nawet jednej czwartej brytyjskich gospodarstw domowych. Dlatego rząd Gordona Browna, świadom groźby „energetycznej nędzy”, stara się znaleźć alternatywne źródła energii.

Czarne chmury zawisły nad słyn-nymi londyńskimi czarnymi taksówkami, donosi BBC. Po tym, jak w ciągu trzech ostatnich miesięcy spłonęło osiem z nich, władze wycofały wozy z ulic. Do garaży zjechało ponad 500 tych charakterystycz-nych aut. Badaniu poddane zostaną wozy typu TX-4 wersja 56, bo właśnie w tej serii odnotowano samozapłony. Wozy trafią do producenta w Coventry, który przeprowa-dzi kompleksowy przegląd. Na ulice wrócą, gdy uzyskają certyfikaty bezpieczeństwa.

Gęstość zaludnienia w Anglii jest najwyższa w Europie - wynika z najnow-szych badań przytaczanych przez „Daily Telegraph”. Anglia z wynikiem 395 osób zamieszkujących kilometr kwadratowy wyprzedziła prowadzącą przez lata w tym rankingu Holandię.

October 2008 | październik 2008 | 9

LINKświat

p r a s ó w k a

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

Tańsze rozmowy telefoniczne

Żywność drożeje

Imigranci, jedźcie i nie wracajcie!

Komisja Europejska planuje obniżki cen połą-czeń z telefonów komórkowych między krajami UE w roamingu. Od przyszłych wakacji cena SMS-a ma spaść do 11 eurocentów netto.

Ceny żywności wzrosły ponad dwukrotnie wyżej od wielkości inflacji, zaś ceny świeżych produktów spożywczych podskoczyły w ciągu roku prawie o 12 procent, wynika z badań bry-tyjskiego rynku.

Rząd Hiszpanii zatwierdził plan, który ma skło-nić bezrobotnych cudzoziemców do dobrowol-nego powrotu do ojczyzny.

Od przyszłego roku stanieją ceny SMS-ów.Fot. Sanja Gjenero

Czy możemy spać spokojnie? Fot. Martha J. Cordell

Emigranci z Kuby na ulicach Barcelony.Fot. T. Czaplicki

Spada zaufanie do policjiMieszkańcy Wysp coraz mniej ufają swoim stró-żom prawa. Główną przyczyną są częste przy-padki fatalnego zachowania policjantów.

Policja cieszy się coraz mniejszym zaufaniem brytyj-skiego społeczeństwa. Fot. Adrian van Leen

Page 10: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542
Page 11: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Na wyspiarskich uniwersytetach uczy się już ponad 7 tysięcy polskich studentów. A może być ich jeszcze więcej, ponieważ od wejścia Polski do Unii Europejskiej studia za granicą przestały być dla nas tak drogie i nieosiągalne. Grupa studentów zrzeszona w Polish Societies kilkunastu brytyjskich uczelni postanowiła rozwiać resztki mitów o studiowaniu za granicą. Już w październi-kowym wydaniu magazynu „Perspektywy” znajdzie się ich autorski, najbardziej obiek-tywny informator studencki.

„My najlepiej wiemy, jak zdaje się na uczelnię zagraniczną” – opowiada Justyna Ostrowska, jeden z autorów informatora, studentka Uniwersytetu w Manchesterze – „w grę wchodzi zebranie potrzebnych papie-rów, tłumaczenia, przygotowanie się do roz-mów, a także obawa przed szokiem kulturo-wym czy kosztami. Dlatego postanowiliśmy napisać własny przewodnik, który pomoże młodym ludziom z Polski podjąć właściwą decyzję dotyczącą ich przyszłości”.

Po raz pierwszy pomysł pojawił się podczas Pierwszego Kongresu Polskich Studentów na Wyspach w czerwcu tego roku. Później mło-dzież spotkała się raz jeszcze w Warszawie, żeby omówić szczegóły i wszyscy zasiedli do pisania. „Nie chcieliśmy opisywać wszyst-kich uczelni, ale pokazać przekrój tych naj-ważniejszych – od najbardziej prestiżowych, jak np. Oxbridge (czyli Oksford i Cambridge), przez największe, jak Uniwersytet w

Manchesterze lub Birmingham, aż do tych najbardziej przystępnych, gdzie relatywnie łatwo się dostać” – tłumaczy Justyna – „pró-bowaliśmy też pokazać, jakie są największe korzyści studiowania na Wyspach, a także dla jakich ludzi taka opcja jest najlepsza”.

Przewodnik będzie się składał z kilku czę-ści: po co wyjeżdżać? za co przeżyć? jak to

skutecznie przeprowadzić? Żeby oszczędzić uczniom z Polski szoku kulturowego, na koń-cu informatora znajdzie się też praktyczny słownik brytyjskich „uniwersalizmów”. „Nie każdy, kto przyjeżdża do Anglii wie, czym jest tutorial, Admissions’ Office albo wyjście na pinta. Na pewno nie zaszkodzi im to wy-jaśnić” – dodaje studentka. (AK)

Konsul honorowy Polski jest... Irlandczykiem

October 2008 | październik 2008 | 11www.linkpolska.com

LINKperyskop

Irlandia Północna

Jerome Mullen jest wiodącą postacią w środowiskach biznesowych regionu Newry i Mourne. Procedura przekazywania urzędu konsula honorowego Polski rozpoczęła się 2 lata temu, gdy okazało się, że opieka konsu-larna dla Polaków w Irlandii Północnej jest niezbędna.

„Moja rolą będzie upewnianie się, że prawa Polaków w Irlandii Północnej nie są łamane oraz że ich możliwości rozwoju wzrastają dla dobra ich samych i kraju, w którym zamieszkali” – mówi Jerome Mullen – „bardzo ważne jest, aby Polacy czuli się w Irlandii Północnej mile widziani i szano-wani”. Konsul honorowy dodał, że obecność

Polaków w Irlandii Północnej ma pozytyw-ny wpływ na rozwój kraju na wielu płasz-czyznach. „Polacy przywieźli ze sobą silną kulturę oraz wspaniałą etykę pracy” – mówi Jerome Mullen.

Barbara Tuge–Erecińska, ambasador Rzeczypospolitej, podczas kwietniowej wizy-ty w Belfaście, powiedziała, że rząd polski dopuszcza utworzenie w Irlandii Północnej niewielkiego konsulatu zawodowego. Dodała jednak, że zanim to się zdarzy, warto będzie sprawdzić sytuację, gdy powstanie konsulat kierowany przez konsula honorowego.

Siedziba konsula będzie mieścić się w ra-tuszu miasta Newry. To tam powinny być kierowane pytania do Jerome’a Mullena. Kluczowe decyzje związane z obsługą kon-sularną Polaków z Irlandii Północnej wciąż będą zapadać w Konsulacie Generalnym RP w Edynburgu. (JŚ)

Jerome Mullen został konsulem honorowym Polski w Irlandii Północnej. Będzie odpowie-dzialny za obronę interesów Polaków oraz two-rzenie porozumienia na poziomie biznesowym i kulturalnym.

Młodzi studenci z Polish Societies postanowili napisać własny przewodnik po uczelniach brytyjskich. Fot. Aleksandra Kaniewska

Przewodnik po brytyjskich uczelniach pióra polskich studentówAnglia

Coraz więcej polskich studentów wybiera bry-tyjskie uczelnie. Polish Societies postanowiły pomóc potencjalnym kandydatom i wydać in-formator studencki, by rozwiać wątpliwości do-tyczące obowiązujących na Wyspach procedur.

Konsul honorowy Polski Jerome Mullen z ambasa-dor RP Barbarą Tuge-Erecińską

Page 12: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

„Rumby, tanga i walce to była przez la-ta, i dalej jest, moja codzienność” – przy-znaje Łukasz – „Jestem genetycznie obcią-żony tańcem”. W Kluczborku, skąd wyjechał do Irlandii, ta wiadomość nikogo nie zdziwi.

Łukasz pochodzi z rodziny tańczącej od poko-leń. Trend zapoczątkował zmarły niedawno nestor rodu, Jerzy Mierzwa. Uczeń legendy tańca towarzyskiego Mariana Wieczystego. 60 lat temu założył w Oleśnie istnieją-cy do dzisiaj klub tańca „Róża”. Wychował wiele pokoleń tancerzy. Teraz pod jego pa-tronatem odbywają się ogólnopolskie kon-kursy tańca towarzyskiego. Na tancerzy Mierzwa wychował swoich czterech synów: Andrzeja, Waldemara, Leszka i Zygmunta. Oraz wnuków.

„Moimi pierwszymi nauczycielami byli ro-dzice” – opowiada Łukasz (syn Zygmunta) – „przez wiele lat szukali dla mnie partnerki.

I co się okazało? Że rosła tuż pod bokiem”.Większość tanecznych sukcesów bowiem od-niósł Łukasz w parze z młodszą o cztery lata siostrą Asią. Razem zdobyli drugie wicemi-strzostwo Polski podczas Międzynarodowego Turnieju Tańca w Olsztynie w 1995 roku.

Karierę czynnego tancerza 27-letni Łukasz ma już za sobą. Teraz otwiera własną szko-łę tańca. Nauczanie, jak pięknie poruszać się na parkiecie, jest też rodzinną trady-cją. Własne szkoły prowadzą już dwaj inni wnukowie Jerzego: Patryk (syn Andrzeja) i Mariusz (syn Leszka). (JR)

W ciągu kilku godzin niepodległościo-we nadzieje Szkotów legły w gruzach… przynajmniej na kilkaset lat. Wrzosowiska Culloden, 16 kwietnia 1746 roku – angiel-ska armia pod wodzą Jerzego II masakru-je wojska szkockich jakobitów, uniemożli-wiając tym samym restaurację na tronie an-gielskim Karola Edwarda Stuarta, prawnu-ka Jana III Sobieskiego i ostatniej nadziei Szkotów na niepodległość.

Ponad ćwierć tysiąclecia później naukow-cy z Glasgow próbują wyjaśnić tajemni-ce bitwy. W tym celu tworzą replikę arma-ty używanej podczas bitwy. Była to podsta-wowa broń, używana zarówno przez wojska rządowe, jak i szkockich powstańców. „To była bardzo «brudna» broń” – wyjaśnia dr

Tonny Pollard z Uniwersytetu w Glasgow, porównując armatę do „shotguna” w znacz-nie większej skali. Zwyczajowo to wła-śnie wystrzały armatnie rozpoczynały bi-twy. Naukowiec ma nadzieję, że dzięki pró-bom z repliką dowiemy się coś więcej o roli wielkich armat w XVIII-wiecznych bitwach. Doświadczenie obserwuje grupa historyków oraz inżynierów.

Pomysł stworzenia repliki armaty uży-wanej podczas bitwy pod Culloden narodził się w pubie podczas rozmowy między drem Pollardem i Alanem Birkbeckiem, pracowni-kiem wydziału inżynieryjnego. Prace trwa-ły rok. „To nietypowy projekt, ale balans po-między nauką a zabawą został zachowany” – mówi dr Pollard. „Zawsze będą kontrower-sje wokół Culloden. Są rany, które nigdy się nie zagoiły i to zawsze pozostanie argumen-tem. Chcemy jednak pobudzić dyskusję i po-znać wszystkie opinie. To zdrowo, gdy spo-łeczeństwo interesuje się historią” – kończy rozmowę dr Pollard. (MP)

„Ten serial to pierwsza filmowa opowieść o nowej polskiej emigracji na Wyspach. Pokażemy ludzi, którzy odważyli się od-mienić swój los i zacząć od nowa za grani-cą. Zobaczymy Polaków, którzy w Londynie tylko pracują i takich, którzy walczą tam o życie” - mówi o nowej produkcji dyrektor Agencji Filmowej Sławomir Jóźwik.

W rolach głównych u boku znanych pol-skich artystów m.in. Grażyny Barszczewskiej i Roberta Więckiewicza wystąpią debiu-tanci: Karolina Kominek-Skuratowicz, Maja Bohosiewicz i młodziutki Michał Włodarczyk. Scenarzyści serialu - Ewa Popiołek i Marek Kreutz inspiracji do filmu szukali na miejscu, w Londynie. Przez kilka tygodni mieszkali pośród polskiej społeczno-ści i z bliska przyglądali się jej codziennemu

życiu. Z uwagą przy-słuchiwali się też emigracyjnym histo-riom. W oparciu o ze-brane doświadczenia powstał scenariusz do trzynastu odcin-ków „Londyńczyków” – każdy po 45 minut.

Zdjęcia do serialu ruszyły w lipcu tego roku i zostaną ukoń-czone w listopadzie. Niemal połowa z nich będzie realizowana w Londynie – w kli-matycznym Soho, w sercu „polskiego” Ealingu, w finan-sowych dzielnicach City i Canary Wharf oraz w robotniczym East Endzie. (TK)

W polskiej historii marzenia były zazwyczaj grze-bane przez wojny, marzenia Szkotów pogrzeba-ła jedna bitwa.

„Londyńczycy” - pierwszy serial o polskiej emi-gracji zagości w jesiennej ramówce telewizyjnej Jedynki.

Gdy miał dwa lata, rodzice zauważyli, że ryt-micznie tańczy. Czterolatka zabrali na pierw-szy trening. Jako dziewięciolatek wygrał swój pierwszy turniej taneczny. Teraz Łukasz Mierz-wa otwiera w Athlone, w Irlandii, swoją szkołę tańca towarzyskiego.

12 | październik 2008 | October 2008

LINKperyskop

www.linkpolska.com

Tajemnice Culloden

„Londyńczycy” w TVP1

Taniec wpisany w geny

Szkocja

Anglia

Irlandia

Pomnik upamiętniający bitwę pod Culloden. Fot. Lance Bellers Photography

Życie Polaków w Londynie będzie pokazywane w telewizyjnej Jedynce.Fot. Piotr Apolinarski

Page 13: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

„Polska ma tradycje w dziedzinie łamania szyfrów. Każdy wie o kodzie Enigmy, nad którego złamaniem pracował, z sukcesem, Marian Rejewski” – przypomina Nicolas Tadeusz Courtois. On sam też łamie szyfry. W imię nauki, ponieważ Nicolas jest głów-nym kryptologiem i starszym wykładowcą na University College London.

Niebieską kartę Oyster zna każdy Londyńczyk, a 90% nosi ją w kieszeni, co-dziennie przykładając do czytnika na stacji metra lub w autobusie. Mało kto jednak wie,

że zabezpieczenie nie jest aż tak dobre, jak zapewniają producenci. „Każda karta ma tajny kod, zapisany na elektronicznym czi-pie, a czip jest zatopiony w plastiku karty” – tłumaczy Nicolas – „mojemu zespołowi uda-ło się go złamać. A skoro nam się udało, to dlaczego nie piratom?”.

Gdy Nicolas opowiada o łamaniu kodów, wydaje się ono proste, choć w praktyce ta-kie proste nie jest. Ale on i jego zespół to specjaliści wysokiej klasy. „Mój współpracownik Karsten Nohl odczytał szyfr, oglądając czip przez mikroskop. Czyli poziom bezpieczeństwa rów-ny zeru”.

„Złamany” szyfr „MiFare Classic”, stosowany w londyń-skich kartach Oyster, grupa naukowców pod kierunkiem Nicolasa zaprezentowała już w kwietniu, na konferencji „Eurocrypt 2008”. Tego same-go czipu używają w metrze w Bostonie (USA), w pociągach i

w metrze w Holandii i co ważne, w prawie miliardzie kart, broniących dostępu do bu-dynków wojskowych, ambasad, ministerstw, firm, uniwersytetów, stadionów, w wielu krajach, także w Polsce. I co? I nic! „Bowiem na styku biznesu i nauki panuje porozumie-nie. Wszyscy udają, że szyfr jest bezpieczny, dopóki nie zostanie złamany w praktyce” – wyjaśnia kryptolog. Ale wtedy może być już za późno na przeciwdziałanie. (JR)

October 2008 | październik 2008 | 13www.linkpolska.com

LINKperyskop

Zdjęcie miesiąca„Hotel Europa” w Belfaście znany jako najczęściej wysadzany hotel w Europie. IRA przeprowadziła na budynek aż 33 ataki. Naprzeciwko hotelu znajdu-je się „The Crown”, jeden z najstarszych pubów w Belfaście. Fot. Zbigniew Ostaszowski

Magazyn „Link Polska” zaprasza wszystkich do nadsyłania propozycji swoich zdjęć wraz z krótkim komen-tarzem autora pod adres: [email protected] Na autorów zdjęć wybranych do publikacji w rubryce „Zdjęcie miesiąca” czekają nagrody!Nadesłane zdjęcia przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji w każdym obszarze.

Darmowa karta Oyster. Czy można ją dostać za specjalne zasługi dla Transport for London? Niekoniecznie. Wystarczy być piratem, bo kod do karty można rozszyfrować. Udowodnił to kryptolog polskiego pochodzenia Nicolas Ta-deusz Courtois. Jego zdaniem wystarczy 12 sekund i zwykły pecet.

Złamany szyfr kartyOyster

Anglia

Fot. Marcin Chirowski

Page 14: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

14 | październik 2008 | October 2008

LINKtemat numeru

www.linkpolska.com

Młodzi, ambitni i przedsiębiorczy Polacy ostatniej fali emigracji. Dochód sporo powyżej śred-niej krajowej, komfortowe mieszkanie i samochód. Dynamiczne historie sukcesu schowane przed wzrokiem ciekawskich i tych, którzy pilnują prawa. Ich specyficzna działalność za-spokaja nieustający od lat popyt na wszystko, czym nie wolno handlować. Od papierosów i nielegalnych sterydów po narkotyki czy nawet broń. Młodzi uciekinierzy z szarych blokowisk betonowej Polski za cel wyjazdu stawiają sobie jedno: pieniądze, byle szybko i bez wysiłku.

zawód:dilerMateusz Ostrowski

Page 15: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

„Pięć czy sześć lat temu to zajęcie było aż za łatwe” – opowiada Marek, który przez kilka lat handlował w Londynie narkotykami. „Dzisiaj już nie wiem, czy by mi się chciało” – śmieje się – „za duże ryzyko”. Nie dlatego, że policja pilnuje. Konkurencja wykańcza. Ma-rek do Londynu trafił na krótko przed wejściem Polski do Unii, miał wtedy 24 lata. Podobnie jak wiele osób z jego rocznika, zdecydował się na wyjazd pod wpływem impulsu. Nie miał planu. Kilkadziesiąt funtów w kieszeni i telefon do kumpla z podwórka, który wyjechał nieco wcześniej - to wszystko. Szybko znalazł pracę, prędko też oka-zało się, że rola pomocnika na budowie nie jest aż tak opłacalna, a Marek nie był przyzwyczajony do wysiłku. Przypadkiem okazało się, że jego znajomy zna kogoś, kto zajmuje się handlem. Zgodził się ich poznać, pomóc nawiązać kontakty. Pierwszy zakup za pożyczo-ne pieniądze zwrócił się bardzo szybko – na ekstazy, amfetaminę i marihuanę zawsze znajdzie się chętny. Ważna jest skuteczna re-klama. Marek rozwiesił w swojej okolicy ogłoszenia na słupach i w kioskach. Na kartce polski napis „Białe, Zielone, Kółka – Tanio”, a pod tym numer jego komórki. To wystarczyło, by w krótkim czasie znało go prawie całe Hackney. „Do Londynu zjeżdżały wtedy całe tłu-my z Polski” – wspomina – „sporo osób brało narkotyki wcześniej, dla wielu wyjazd był pierwszą okazją do spróbowania. Jeden mówił drugiemu, od słowa do słowa i było tak, że ustawiały się do mnie normalne kolejki, poważnie! Tutaj są lepsze warunki, bo Brytyjczy-cy są przyzwyczajeni do dragów. To tu narodziła się scena klubowa, to jest imprezowa stolica Europy” – mówi Marek, który w wolnych chwilach zajmuje się muzyką. W Londynie mieszkał w squacie, bez wysiłku zarobił na własne mieszkanie w Polsce. Po roku kupił je za gotówkę. Dobra passa trwała do momentu, w którym pobito go dwa razy z rzędu. Za drugim razem usłyszał: „Teraz kupujesz od nas i tylko od nas”. Przeprowadził się, ale szybko został ponownie namie-rzony. Kolejne pobicie, kradzież pieniędzy i narkotyków sprawiły, że postanowił się wycofać. W ten sposób rosnące w siłę polskie gangi przejmowały rynek w całym mieście. Marek przeniósł się do kraju zaraz po narodzinach córki. Trochę oszczędności wystarczyło, by w Polsce zacząć nowe życie. O narkotykach zapomniał.

Przez całe lata brytyjskie brukowce alarmowały nagłówkami z

pierwszych stron: „Tysiące przestępców z Europy Wschodniej osie-dlają się w Anglii”, „Nieszczelne granice rajem dla polskich skaza-nych”. Ta panika, chociaż dość przesadzona, nie była zupełnie pozba-wiona podstaw. Na granicach znikły drobiazgowe kontrole dokumen-tów, służby celne namierzały częściej osoby przewożące, na przykład, duże ilości papierosów, bo było to łatwiejsze.

Z Polski uciekały rzesze przestępców, którzy oczekiwali na proces bądź spodziewali się aresztowania, po to, by na Wyspach znaleźć bezpieczne schronienie do momentu przedawnienia sprawy. Wielu z tych nowo przybyłych, bez wykształcenia czy znajomości języka, w Wielkiej Brytanii trafia do ludzi, którzy zapewniają im zatrudnienie przy prowadzeniu własnych, nielegalnych interesów. Handel papie-rosami na ulicy, odbieranie przesyłek czy rozprowadzanie narkoty-ków to tylko niektóre z zajęć, którymi zajmował się Andrzej zaraz po przyjeździe z rodzinnej Bydgoszczy. Jego przełożony był „hurtowni-kiem” w dzielnicy Greenford (Middlesex), zaopatrywała się u niego większość polskich dilerów z zachodniego Londynu. Wkrótce Andrzej postanowił zacząć handel na własny rachunek. Podobnie jak Marek, rozwiesił ogłoszenia po polsku, a towar kupił od swojego szefa. Wa-

LINKtemat numeru

October 2008 | październik 2008 | 15www.linkpolska.com

„Szansa na szybki zarobek pod samym nosem władzy sprawia, że dla bardzo wielu polskich imigrantów wybór tego procederu jest kuszącą propozycją”

zawód:diler

Żadna praca nie hańbi

Własny interes

Page 16: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

16 | październik 2008 | October 2008 www.linkpolska.com

runek: Andrzej kupuje tylko od niego, a jak znajdzie kogoś, kto za-opatruje się gdzie indziej, ma go wskazać. „Pierwszy raz wziąłem w kredo i jakoś to poleciało” – opowiada – „kupić tanio, sprzedać drogo i wszystko, jest hajs”. Klientów zwykle jest sporo, Andrzej już też działa z pomocą kogoś zaufanego, który obsługuje część klienteli, a przyjechał świeżo z Polski. Nie narzekają na brak pracy. W Houn-slow mieszka sporo Polaków, każdy, kto czegoś potrzebuje wie, jak i gdzie go znaleźć. Najlepiej idą pigułki (ekstazy), spid, czyli amfeta-mina i zawsze popularna marihuana. Sprzedają w samochodach, z klientami spotykają się zawsze w tych samych miejscach. Pod pol-skim sklepem, przy stacji metra, na parkingu pod supermarketem. Bez nerwów, w biały dzień i wieczorem, krótkie przejażdżki i odby-wająca się w ich trakcie wymiana nie budzą niczyich podejrzeń. Do lepszych klientów Andrzej dojeżdża sam. Na „czysto” zarabia około trzech tysięcy funtów na miesiąc, bo część z dochodów trafia do jego protektorów. O zmianie zajęcia nie myśli. Praca jak każda inna, za-robki dobre.

Kokaina jest najpopularniejszym narkotykiem klasy A w Wielkiej Brytanii, ale jej cena (ok. 50 funtów za gram) jest dla Polaków ceną zaporową. Duże zapotrzebowanie, szczególnie w większych miastach, sprawia, że niektórzy polscy dilerzy wyspecjalizowali się właśnie w tym narkotyku, a ich klientelę stanowią głównie Brytyjczycy. Polska stała się krajem tranzytowym dla kokainy, która trafia na Zachód. Na 20 lat więzienia skazano Polaka z niemieckim paszportem, któ-ry usiłował wwieźć do Wielkiej Brytanii prawie 100 kg narkotyku o wartości ok. 1,5 miliona funtów, skazano też jego odbiorcę z Essex. W sierpniu br. na lotnisku w Belfaście zatrzymano dwóch Polaków, przy których znaleziono prawie 200 kg kokainy, proces tej pary wciąż trwa. Polska stała się jednym z największych producentów amfeta-miny w Europie, zaraz po krajach nadbałtyckich. Z danych Urzę-du Podatkowego i Celnego (HMRC) oraz nowej Agencji Granicznej (UKBA) wynika, że coraz częściej zatrzymywane są też transporty marihuany oraz opiatów. Wartość rynkowa największego zatrzyma-nego dotychczas transportu z Polski wynosi prawie 2 miliony funtów – w 2007 r. dwóch Polaków próbowało przemycić prawie tonę żywicy konopnej, którą ukryli w specjalnych skrytkach w przyczepie tira.

Skazano ich łącznie na 15 lat więzienia. Według statystyk, najwięcej osób z Polski trafia do więzienia właśnie za próbę przemytu narkoty-ków do Wielkiej Brytanii, skazanych za handel jest dużo mniej. Gru-py przestępcze współpracują (podobnie jak policja) ponad granicami krajów. Dobrze zorganizowany przemyt narkotyków do Wielkiej Bry-tanii może być niezwykle opłacalny, szczególnie, jeśli diler zdecyduje się na pominięcie dostawców. Zakup kilograma tzw. skuna (bardzo mocnej, często wspomaganej chemią marihuany) w Holandii i jego sprzedaż na brytyjskim rynku może przynieść nawet czterokrotny zysk. Jeszcze większe przebicie jest na niezwykle taniej w produkcji amfetaminie.

Londyńska policja rozbiła w czerwcu br. dużą siatkę handlarzy

narkotyków z Polski. Przypadkowe aresztowanie jednego człowieka na londyńskim Ealingu pociągnęło za sobą całą serię następnych. W sumie zarekwirowano 10 kg amfetaminy i ok. 20 tys. tabletek ekstazy, obok tego niewielkie ilości LSD i marihuany. Według funk-cjonariuszy policji ten sukces pokazuje jedynie czubek góry lodowej. Polskie grupy przestępcze są trudne do śledzenia, ponieważ ich dzia-łalność często ukryta jest pod przykrywką legalnych interesów, ta-kich jak firmy przewozowe lub handlowe. Mała liczba polskojęzycz-nych funkcjonariuszy policji i tzw. Community Support powoduje, że wymiar sprawiedliwości nie jest w stanie namierzyć zbyt wielu z działających nieprzerwanie od lat handlarzy. Bardzo często zdarza się, że dokonywane aresztowania kończą się na pouczeniu sądowym lub łagodnych karach, które nikogo nie odstraszają. Diler, przy któ-rym znaleziono niewielkie ilości narkotyków, z reguły wychodzi na wolność, bo niemożliwe jest udowodnienie mu zamiaru sprzedaży – w Wielkiej Brytanii dozwolone jest posiadanie niewielkiej ilości narkotyków, takich jak marihuana czy ekstazy na własny użytek. Szansa na szybki zarobek pod samym nosem władzy sprawia, że dla bardzo wielu polskich imigrantów wybór tego procederu jest kuszącą propozycją. Zdają sobie z tego sprawę również Brytyjczycy, którzy od początku roku nawiązali jeszcze ściślejsze kontakty z polskimi organami ścigania. Według nieoficjalnych informacji, na terenie UK rezydują od jakiegoś czasu funkcjonariusze operacyjni CBŚ. Jakie będą efekty tej długo odwlekanej akcji, pokażą następne lata.

W sprawie aresztowanych w czerwcu Polaków nie zapadł żaden wyrok. Dwójka z podejrzanych wyszła na wolność za policyjną kaucją, będą wzywani na kolejne przesłuchania; trzeciego z nich postawiono przed sądem za zamiar sprzedaży narkotyków klasy A. Detektyw inspektor Marion Ryan wydała na krótko po za-trzymaniu podejrzanych oświadczenie następującej treści: „Te aresztowania po-kazują, że kryminaliści poszukują niecodziennych miejsc do sprzedaży narkoty-ków. Policja wciąż jest o krok do przodu. Konfiskata narkotyków i aresztowanie trójki mężczyzn uniemożliwia dalsze działanie tej siatki i zapobiega szkodom, jakie te narkotyki spowodowałyby w londyńskiej społeczności”. Trudno jednak zgodzić się ze skutecznością aresztowań, skoro zarzuty postawiono zaledwie jednej osobie z gangu. Nie pomagają też dosyć łagodne wyroki – nawet osoba złapana na gorącym uczynku może liczyć na wyrok w zawieszeniu, jeśli wcze-śniej nie była karana.

Bardzo trudno ustalić dokładnie, ilu Polaków zatrzymano lub skazano w Wiel-kiej Brytanii za handel narkotykami. Okazuje się, że ani brytyjska policja, ani Home Office nie prowadzą statystyk z uwzględnieniem narodowości skazanych. Również statystyki przemytu narkotyków HMRC (Her Majesty’s Revenue and Customs) zawierają jedynie całościowe zestawienia ilości przemycanych przez granice substancji, bez wyszczególnienia krajów, z których je przemycano.

Imiona bohaterów artykułu zostały zmienione

Ryzyko warte Zachodu

Wyjęci spod prawa

Page 17: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

www.linkpolska.com

Page 18: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

SEKSTURYSTYKA

„Żenszczyna kurit cygarety or-ganami”, „I’ll be yours for a pen-ny”. Bangkok. Seksturystyka nie chowa się tutaj w alkowach. Z ulicznych billboardów atakują turystę hasła w rozmaitych języ-kach. Władze państwowe są bez-radne wobec skali tego zjawiska. Taka wizytówka kraju wywołuje mieszane uczucia. Tymczasem seksturystyka w Tajlandii święci triumfy. Domy publiczne, lupana-ry i wszelkiego rodzaju speluny wyrastają jak grzyby po deszczu. Młode, atrakcyjne Tajki cieszą się dużym wzięciem wśród podtatu-siałych, majętnych ludzi Zachodu. Całkowicie posłuszne, nie kręcą nosem i nie narzekają. Niektóre wstydzą się tego, co robią, ale mają świadomość, że tędy wiedzie jedy-na droga ucieczki od trudnej prze-szłości i przerażającej biedy. Przy życiu trzyma je tylko nadzieja, że kiedyś uda się z tym skończyć i od-zyskać szacunek do samych siebie. Inne z kolei podchodzą do swego fachu z dużym dystansem. Cie-szą się, że zagraniczni goście nie skąpią grosza na cielesne uciechy i potrafią okazać swoją wdzięcz-ność. Większych rozterek nie mają też miejscowi transwestyci, któ-rzy każdego wieczoru dają próbkę swoich nieprzeciętnych umiejęt-ności w tańcu erotycznym.

Zresztą seksturystyka ma znacz-nie szerszy zasięg i stale rośnie w siłę. Można się na nią natknąć we wszystkich zakątkach świata. Zarówno na pobliskiej Ukrainie, jak i na egzotycznej Dominika-nie. Co roku, szczególnie w sezo-nie letnim, przybywają tam hordy wygłodniałych mężczyzn o sam-czych zapędach. Bo seksturystyka tworzy iluzję beztroskiej zabawy, w której nie myśli się o zagroże-niach. Biznes erotyczny skrzętnie i skutecznie ukrywa swoje ciemne oblicze. Nikt tutaj głośno nie mówi o HIV i chorobach wenerycznych. Nie myśli się też o ofiarach handlu żywym towarem i pedofilii.

Adam Pańczuk/Visavis.plAbsolwent Akademii Ekonomicznej i Akade-mii Sztuk Pięknych w Poznaniu na Wydziale Komunikacji Multimedialnej. Przewędrował Azję od Bliskiego Wschodu po Syjam. W Pakistanie dotarł do nielegalnych fabryk bro-ni. W Bangkoku poznał większość miejsco-wych domów publicznych – w ramach pracy nad materiałem o tajskich prostytutkach. Na swoim koncie ma liczne nagrody w konkur-sach fotograficznych m.in. Photographer of the Year, Grand Press Photo, National Geo-graphic, Newsreportaż oraz na FotoFestiwa-lu w Łodzi. Członek kolektywu fotografów Agencji Fotograficznej Visavis.pl

tekst: Tomek Kurkowskizdjęcia: Adam Pańczuk / Visavis.pl

LINKfotogaleria

Page 19: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

LINKtemat numeru

SEKSTURYSTYKA

tekst: Tomek Kurkowskizdjęcia: Adam Pańczuk / Visavis.pl

Page 20: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

LINKobok nas

Aleksandra Łojek-Magdziarz,– redaktor naczelna magazynu „Link Polska”, iranistka, socjolożkai dziennikarka, pisze m.in. dla „The Guardian”.

„Brytyjczyk to ktoś, kto nie robi niebezpiecznych ani głupich rzeczy, takich jak mordowanie innych czy przeprowadzanie ataków terrorystycznych” - napisał 12-letni Alex w szkolnym wypracowaniu o tym, co oznacza dla niego bycie Brytyjczykiem.

Brytyjczyk to...

Szkoła w Kent pod Londynem. Mała wiejska placówka. Kiedy w Wielkiej Bry-tanii toczyła się debata, czym właściwie jest brytyjskość, 12-latków poproszono, by odpowiedzieli na kilka pytań, dotyczących tej kwestii.

Media (głownie brytyjskie) chętnie sa-mobiczują się i lamentują, że Brytyjczycy zachowują się źle, bo piją, wyjeżdżają na wakacje do innych krajów, gdzie oddają się dzikiemu szaleństwu, przynosząc oj-czyźnie hańbę, młodzież źle się prowadzi, a dzieci zabijają dzieci nożami. Tymczasem młodzi Brytyjczycy mają zupełnie inne pojęcie na temat prawdziwie brytyjskiego zachowania.

Tonny: „Brytyjskie zachowanie to bycie bardzo eleganckim (posh) i dobrze wycho-wanym człowiekiem. Typowym zachowa-niem rodziny w Walii bedzie mówienie po walijsku. Typowym niebrytyjskim zacho-waniem jest wpychanie się do kolejki i w ogóle robienie tego, czego się nie powinno robić”.

Sandra: „Niebrytyjskie jest narzekanie i bycie natrętnym. Brytyjskie jest bycie dumnym, ale i upartym, dowcipnym i odważnym”.

Arison (podkreśla w wypracowaniu, że nie jest Brytyjką): „Brytyjskie zachowanie jest bardzo złe. A niebrytyjskie – dobre”.

Darien: „To robienie tego, na co pozwala prawo. Czasem też tego, czego prawo nie pozwala”.

Tara: „To kibicowanie lokalnej drużynie futbolowej w pubie. Niebrytyjskie to upra-wianie takich sportów, jak amerykański futbol czy koszykówka. Też nieumiejętność uformowania kolejki”.

Steven: „Stereotypowo myśli się, że bry-tyjskie zachowanie to eleganckie picie her-baty, ale nie. Niebrytyjskie to wszystko, co złe, począwszy od puszczania bąków, skoń-czywszy na mordowaniu ludzi”.

Alek: „Brytyjskie jest picie popołudniowej herbaty i używanie słów, takich jak „panie dzieju” (old chap) czy „wyśmienity” (spif-fing). I gra w jakąś dobrą grę, na przykład krykieta”.

Adam: „Niebrytyjskie zachowanie to incy-denty z bronią”.

Joe: „Wszyscy Brytyjczycy uwielbiają rug-by, bo wszystkie brytyjskie drużyny są naj-lepsze na świecie. Bardzo niebrytyjskie jest nieposiadanie przynajmniej jednej dobrej drużyny narodowej. My zawsze jesteśmy w pierwszej dwudziestce we wszystkim”.

William: „To obchodzenie urodzin w pu-bach, wylegiwanie się na plaży. Niebrytyj-skie to takie łażenie bez celu (meandering). Wiem, że ktoś nie jest Brytyjczykiem, jak bez celu łazi po centrum handlowym”.

Sylvia: „Myślę, że Brytyjczycy zachowują się na ogół źle, ale paru zachowuje się też dobrze”.

Ella: „Uważam, że stereotyp, iż Brytyjczy-cy piją herbatę i jedzą kanapki z ogórkiem nie odzwierciedla tego, kim jesteśmy”.

Sam: „W przeciwieństwie do tego, jak nas przedstawiają Amerykanie w swoich fil-mach czy programach telewizyjnych, wcale nie jesteśmy eleganckim społeczeństwem. Ale brytyjskie zachowanie oznacza witanie się z przechodniami, grzeczność w stosun-ku do ludzi, których się obsługuje w sklepie. Mamy jednak młodzież, która pali i pije, i popełnia przestępstwa. Nie boi się trafić do więzienia, ponieważ więzienia w Wielkiej Brytanii to hotele z sofami i telewizją. Wie-lu ludzi na ulicach nie jest Brytyjczykami, to imigranci z odległych krajów, jak Polska, którzy tu przyjeżdżają, żeby dostać azyl.

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Jakie zachowanie jest zachowa-niem brytyjskim?

Page 21: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Nie-Brytyjczycy to ci, którzy nielegalnie emigrowali i wybrali nieobchodzenie bry-tyjskich tradycji, jak Dzień Świętego Jerze-go. Brytyjczycy mają królową i premiera, i szanują każdego, kto jest uprzejmy”.

Brytyjskość jest różnie definiowana przez samych zainteresowanych. Gazety brytyj-skie ostatnimi czasy chętnie zamieszczają rozważania rodzimych felietonistów nad brytyjskością, najczęściej bolejąc nad tym, że pojęcie to jest nadużywane i że właściwie już nie wiadomo, co obejmuje. Dzieci nie miały problemu z określeniem, co oznacza bycie Brytyjczykiem.

Adam: „Czuję się Brytyjczykiem, kiedy śpiewam hymn narodowy, oglądając naszą drużynę futbolową, gdy ta gra na Wembley. I kiedy mam świadomość, że Brytyjczy-cy walczą w innych krajach dla naszego bezpieczeństwa”.

Alex: „Bycie Brytyjczykiem to przynależe-nie do wielomilionowej społeczności miesz-kającej na Wyspach. Wiara i pochodzenie nie mają żadnego znaczenia, bo wszyscy są równi. Brytyjczycy to ludzie, którzy nie robią złych rzeczy. Nie-Brytyjczycy to ci, którzy nie mieszkają w Wielkiej Brytanii, nie znają angielskiego i robią bardzo złe rzeczy”.

Sara: „Bycie Brytyjczykiem to dla mnie przynależność”.

James: „Bycie Brytyjczykiem oznacza ak-ceptowanie brytyjskich tradycji. I trzeba przysiąc wierność swojemu krajowi i poma-gać innym. Większość Brytyjczyków to po-rządni ludzie, którzy pomagają innym”.

Sam: „Dla mnie Brytyjczykiem jest ktoś, kto się tu urodził albo kto ma tutaj większą część rodziny”.

Martin: „Jestem dumny z bycia Brytyjczy-kiem. Smakuje mi nasze jedzenie i podoba-ją mi się nasze tradycje. Nie mogę sobie wy-obrazić życia bez ryby z frytkami (fish and chips). I bez sklepów”.

Callon: „Dla mnie to oznacza, że ma się bo-gatą historię i wiele kultur”.

Joe: „To dla mnie bardzo wiele. Po pierw-sze, dlatego że to wolny kraj, co oznacza, że każde dziecko ma dostęp do darmowej edu-kacji, a wiele krajów nie ma takiej możliwo-ści. Poza tym, angielski jest najczęściej uży-wanym językiem na świecie i dzięki temu możemy poznać wiele kultur i świetnie się integrować. To też znaczy, że brytyjskie spo-łeczeństwo jest bardzo wielokulturowe”.

Luke: „ Jestem Brytyjczykiem i podoba mi się to”.

Alek: „Jestem Brytyjczykiem, ale też Ir-landczykiem, Amerykaninem i Kanadyj-czykiem. Jestem bardzo dumny z bycia Brytyjczykiem, bo angielskie (słowo „an-gielskie” przekreślone) brytyjskie kraje wynalazły rzeczy, które zmieniły świat, jak pociągi, czy rozpoczęły rewolucję prze-mysłową. Także wygrały pierwszą i drugą wojnę światową przy pomocy sojuszników. Gdyby tak nie było, pisałbym te słowa po niemiecku”.

Arison: „Każdy, kto chce być Brytyjczy-kiem, może nim zostać. Ktoś, kto nie chce, nie musi”.

Steven: „To oznacza, że mieszkasz na Wy-spach i masz paszport, który pozwala ci po-dróżować po całym świecie”.

Brytyjskie jedzenie nie cieszy się szcze-gólnym poważaniem wśród obcokrajowców. Legendy o złej brytyjskiej kuchni (oraz żar-ty, stosunkowo okrutne) żywo krążą wśród turystów, jeśli zdecydują się na stołowanie w brytyjskich pubach czy resturacjach. Sami Brytyjczycy jednak kochają swoją kuchnię miłością wierną. Dzieci też – ale postrzegają ją dużo mniej tradycyjnie niż ci, którzy z kuchni owej żartują.

William: „Brytyjskie jedzenie obejmuje je-dzenie na wynos (take away), czyli indyj-skie, kebaby i inne. To nasze jedzenie i jest osiągalne tylko nocą”.

James: „To ryba z frytkami, jako danie tra-dycyjne, ale też indyjskie i chińskie są bar-dzo popularne”.

Sara: „Ryba z frytkami, bo mamy porządny przemysł rybny, a także śniadanie angiel-skie, bo jest w nazwie słowo «angielskie»”.

Alex: „To nie tylko roast dinner (rostbef, ziemniaki purée i gotowane warzywa), śniadanie angielskie i pieczona wołowi-na, ale także wszystko to, co jedzą ludzie mieszkający na Wyspach, czyli chicken tik-ka masala czy spaghetti bolognese”.

John: „To frytki z solą i octem”.

Ronnie: „Kiełbaski (bangers) z ziemniaka-mi purée (mash) i śniadanie angielskie”.

James: „Jedzenie brytyjskie jest fantastycz-ne! Klasycznym jedzeniem dla każdego An-glika jest ryba z frytkami. Innym wspania-łym daniem jest śniadanie angielskie”.

Joe: „Głównie pieczone ziemniaki, barani-na, warzywa i zawsze piwo”.

Martin: „Pewnie ryba z frytkami, a najpo-pularniejsze napoje to piwo i herbata. Bry-tyjczycy właściwie też lubią indyjskie jedze-nie, ale kiedy nie dostaną ryby z frytkami, to im tego bardzo brakuje”.

Sam: „Tradycyjnie ryba z frytkami. Haggis (gulasz z podrobów duszonych w owczym żołądku) to szkockie danie narodowe, ale niewielu ludzi je lubi”.

Oficjalne dane podają, że religią dominu-jącą w Wielkiej Brytanii jest anglikanizm. Głową Kościoła jest królowa Elżbieta II. 12-latkowie z Kent mieli jednak pewne wątpliwości.

Sara: „Wydaje mi się, że chrześcijaństwo”.

Sam: „To było chrześcijaństwo, ale teraz z powodu imigracji też inne religie”.

Martin: „To islam, hinduizm, chrześcijań-stwo. Też są inne”.

Luke: „Mówi się, że chrześcijaństwo, ale Wielka Brytania jest wieloreligijna”.

Joe: „Oczywiście chrześcijaństwo, bo tak było przez całą niemal historię Wielkiej Brytanii. Ale inne też są akceptowane”.

James: „Normalnie to są angielscy katolicy”.

Steven: „To wszystkie religie, ponieważ je-steśmy społeczeństwem multireligijnym”.

Alex: „Każda religia może być uważana za brytyjską, niezależnie od tego, czy to bud-dyzm czy chrześcijaństwo”.

Wydaje się zatem, że wszelkie debaty na temat brytyjskości powinny toczyć się rów-nież z uwzględnieniem dzieci, które, jak wi-dać, całkiem bezboleśnie i w sposób bardzo otwarty przyjmują świat, jaki jest, nie zży-mając się nań, jak dorośli. Dorośli, jak to dorośli, potrzebują ramek i definicji. Dzieci zniosą wszystko.

Próbka pytań w teście na obywatelstwo brytyjskie:Ilu członków ma parlament brytyjski?Jakie są dwie kluczowe cechy służby cywilnej?Kto może dostać darmową receptę?Jak można skontaktować się z wybranym przez siebie członkiem parlamentu?Kiedy możesz zgłosić się do szpitala bez skiero-wania lekarza?W jaki sposób płaci się za korzystanie z budki te-lefonicznej?Źródło: http://www.britishness-test.co.uk

Jaka jest religia w Wielkiej Brytanii?

Co oznacza bycie Brytyjczykiem?

Jakie są typowo brytyjskie potrawy?

Page 22: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

18 października: Pre-PartyLa Lea, 43 Franklin StreetDonJerrito, (48agency, PL)Start 21:00z polskim dowodem wejście za połowę ceny

19 października: After-PartyLa Lea, 43 Franklin StreetDon Jerrito (48agency, PL)Banahh vs. Bąbel: Dj bitwaDj Chris (N.I.)wstęp:£2, start 21:00.

Page 23: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

TOMASZ KAROLAK: Jaka kobieta nadawałaby się na żonę dla aktora? PIOTR ADAMCZYK: Chciałbym, żeby robiła śniadania do łóżka.TOMASZ: Co ty gadasz, przecież to nic niezwykłego. Kobiety, z którymi byłem, zawsze robiły śniadania. PIOTR: Moje specjalizowały się głównie w kolacjach…TOMASZ: Ale poważnie. Od pewnego momentu, gdy sły-szę hasło: „małżeństwo”, to od razu pakuję manele do sa-mochodu. Nie czuję wewnętrznej potrzeby, żeby stać się mężem. Myślę nawet, że mężczyzna aktor nie jest stwo-rzony do małżeństwa. I kobiety powinny trzymać się od niego z dala. PIOTR: A ja pomyślałem, że dobrym materiałem na żonę mogłaby być cudzoziemka. Ograniczenie możliwości poro-zumienia się powoduje, że następuje ono w sposób dłu-gotrwały. Trzeba dużo czasu, żeby się poznać i dogadać. Odkrywanie siebie nawzajem jest bardzo podniecające, a ta droga jest dodatkowo utrudniona przez barierę języko-wą i różnicę kultur. Można spędzać całe wieczory na opo-wiadaniu bajek z dzieciństwa. Z dziewczyną, którą oglą-dałeś te same bajki, rozmowy starczy tylko na jeden wie-czór. Obcość kulturowa jest więc dodatkową zaletą. Inny punkt widzenia, ciągłe porównywanie poglądów, działają jak magnes. Ale myślę o takiej obcości jak kiedyś, gdy dzieliła nas żelazna kurtyna. Jest całe morze tematów na wiele wieczorów.TOMASZ: Nie znam żadnej sytuacji miłosnej z przeszkodą w postaci żelaznej kurtyny w tle.PIOTR: To ja ci kiedyś opowiem. TOMASZ: Póki co, przeżywam etap analizowania swoje-go życia. Doszedłem do wniosku, że jestem człowiekiem, który nie jest w stanie usiedzieć w jednym miejscu. Ciągle jestem w jakimś ruchu, przemieszczam się i to mnie bu-duje. Matka mojego dziecka zarzuca mi, że mnie nigdy nie ma w domu. I to prawda. Ale mi z tym dobrze i co ja mam z tym zrobić?PIOTR: Ja też jestem tak pochłonięty pracą, że nie mam czasu nawet pomyśleć o tym, że miałbym mieć dom. Poza tym jestem przekonany, że moment, w którym zostanę mężem, założę obrączkę albo urodzi mi się dziecko, to bę-dzie całkowita zmiana mojego życia.TOMASZ: Chodzi ci o ograniczenie? Ale, jak widzisz na moim przykładzie, w ogóle nie mam tego ograniczenia.PIOTR: Ale wówczas, gdy będzie do mnie dzwonił dzien-nikarz, żeby umówić się na rozmowę w piątek lub sobotę, to ja będę wolał spędzać czas z moim synem. Wyobrażam sobie, że być może nawet nie będę odbierał telefonów. Praca będzie musiała zdecydowanie zejść na drugi plan.TOMASZ: Ale przecież będziesz musiał pracować.PIOTR: Ale ja nie pracuję dla pieniędzy. TOMASZ: Teraz nie, ale gdy będziesz miał rodzinę, to przecież będziesz musiał ją z czegoś utrzymać.PIOTR: Najpierw musiałbym się ożenić… Powróciłbym jed-nak do pierwszego pytania o to, jaka powinna być idealna żona dla aktora, jeżeli w ogóle aktor powinien mieć żonę. Ciekawe pytanie, na które wciąż nie odpowiedzieliśmy. TOMASZ: Powinna być reprezentacyjna, ale nie mó-wię tylko o urodzie. Aktor lubi mieć przy sobie kobietę podziwianą. PIOTR: Byle nie bardziej niż on! (salwy śmiechu obu rozmówców)TOMASZ: Mogłaby być kompletnie niezwiązana ze środo-wiskiem, ale mieć swoje przymioty, czyli przede wszyst-kim - inteligentna i piękna.

PIOTR: I stymulująca!TOMASZ: Myślę jednak, że większość naszych kolegów nie jest stymulowana przez żony, tylko przez kompletnie inne kobiety. Dlatego w poprzedniej rozmowie pytałem cię o muzę. Chciałbym spotkać kobietę, która by mnie inspirowała. Póki co, spotykam na swojej drodze takie, które poprzez negację zmuszają mnie do działania albo wypowiedzi. Ponieważ nie zgadzam się z ich zdaniem albo z tym, że przypisują sobie prawo do czegoś tam. Jak choćby ostatnio, że tylko kobieta wszystko najlepiej wie o dziecku.PIOTR: A przeczytałeś książkę, którą ci podarowałem, na temat noworodków?TOMASZ: Jeszcze nie. PIOTR: To już za późno, więc kupię ci coś o niemowlętach.TOMASZ: Wracając do tematu, muszę przyznać, że nie spotkałem jeszcze kobiety, która by mnie swoim pięk-nem inspirowała. Salvador Dali malował swoje kochanki i w ten sposób powstały arcydzieła za miliony dolarów. Również Federico Fellini obsadzał w swoich filmach żonę Giuliettę Masinę, która była dla niego niebywałą inspira-cją do tworzenia niekomercyjnej sztuki.PIOTR: Nie wspominając o różnych wielkich tego świata, jak Charles de Gaulle albo Napoleon. Za każdym sukce-sem mężczyzny stoi jakaś wspaniała kobieta. To prawda. Ale pamiętam, gdy kiedyś w Sopocie spotkałem panią starszej daty, która krzyknęła do mnie: „Niech pan się ni-gdy nie żeni!”. Widocznie potrzebni są wieczni kawalero-wie. My, aktorzy i aktorki, mamy różne twarze, uprawia-my ciekawy zawód i dlatego ludzie o nas mówią. Bywam fotografowany z panią, którą przed chwilą poznałem w jakiejś oficjalnej sytuacji, ale w prasie jest przedstawiona jako moja kolejna partnerka życiowa. Albo podejdzie jakaś pani, czy może sobie zrobić zdjęcie, a potem w Internecie okazuje się, że to kolejna moja narzeczona. Ludzie oglą-dają nas w różnych wcieleniach, możemy grzeszyć, potem

być świętymi. Jesteśmy dla nich powiewem wolności, któ-rej im brakuje. TOMASZ: Zgadzam się z tobą w zupełności. PIOTR: I jak się ustatkujemy, to będziemy to ukrywać w tajemnicy!

Niewyczerpany temat

Piotr Adamczyk

ROZMAWIAJĄ:

PODSŁUCHUJE:Anna Kozłowska

Tomasz Karolak

www.linkpolska.com

LINKkulturaRozmowy aktorów w garderobie

„Chciałbym spotkać kobietę, która by mnie inspirowała. Póki co, spo-

tykam na swojej drodze takie, które poprzez negację zmuszają mnie do

działania albo wypowiedzi”

Aktorzy często deklarują, że nie są stworzeni do małżeństwa. Daniel Olbrychski(na zdjęciu z Ewą Ziętek w „Weselu”) ma właśnie trzecią żonę, Krystynę Demską, która była jego menedżerką przez wiele lat.

Page 24: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

www.linkpolska.com

Nie miałam zbyt dużo czasu, by przygotować się do wywiadu. Nie musiałam. Muzykę Ennia Morricone znałam na pamięć i mogłam nucić poszczególne kawałki nawet obudzona w środku nocy. Bardziej obawiałam się spotkania z człowiekiem, który miał opinię niezwykle zdyscyplinowanego, surowego i wymagającego.

Ujrzałam mężczyznę dość pogodnego o bystrym spojrzeniu zza okularów. Wywiad przyjemnie popłynął, a ja najbardziej zapamię-tałam, że maestro bardzo chciał mnie nauczyć grać w szachy, któ-rych jest miłośnikiem od wczesnej młodości. W młodości grał rów-nież na trąbce, ale tego nie próbował mnie uczyć. Następnego dnia miałam szansę podejrzeć próbę z orkiestrą przed warszawskim kon-certem. I zrozumiałam, dlaczego kompozytor zasłużył na opinię zdy-scyplinowanego, surowego i wymagającego. Wciąż przerywał, popra-wiał, znów przerywał. Stale słyszałam włoskie „no, no, no” i zniecier-pliwiony stukot batuty. Muzycy powtarzali w nieskończoność kolej-ne fragmenty aż do uzyskania absolutnej perfekcji. Poziom niżej nie wchodził w grę. I dlatego Ennio Morricone sam dyryguje swoją mu-zyką. Do innych dyrygentów ma raczej ograniczone zaufanie. Ale gdy rozmawialiśmy po koncercie, zdałam sobie sprawę, że nie do końca chodzi tylko o brak zaufania. Odniosłam wrażenie, że to może raczej przyjemność poprowadzenia orkiestry, usłyszenia własnej muzyki, grania na żywo przed publicznością. Satysfakcja twórcy.

Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam, a właściwie pochłonę-łam, film „Misja”. Potem zdobyłam nagranie muzyki i godzinami jej

słuchałam, mając wrażenie, że wciąż unoszę się w powietrzu, na-wet w oderwaniu od tamtych fascynujących obrazów. Dzięki samej muzyce tak łatwo było mi budować moje własne. Z ogromną niecier-pliwością czekałam na kolejne filmy z muzyką włoskiego kompozy-tora. Odkrył przede mną przedwojenny Nowy Jork z „Dawno temu w Ameryce”, sycylijskie miasteczko w „Cinema Paradiso”, podróżo-wanie transatlantykiem z „1900: człowiek legenda”, kobiecą zmysło-wość w „Malenie” i smak męskiej przygody w kultowych spaghet-ti westernach Sergia Leone. W warszawskim „Iluzjonie” obejrzałam stary film „Zawodowiec” z Jeanem-Paulem Belmondo i skrzypcami Ennia Morricone, których dźwięk przeszywa na wskroś. Temat z te-go filmu znają i kochają wszyscy, choć nie mają pojęcia, że to z te-go filmu, ani że kompozytorem jest Morricone. Bo jego muzyka daw-no już straciła status muzyki filmowej i stała się po prostu muzyką. Wzniosła i patetyczna. Liryczna i tkliwa. Dramatyczna i ściskająca za gardło. Melancholijna i nostalgiczna. Tak różnorodna, a jednak rozpoznawalna. Im dłużej się jej słucha, tym staje się gęstsza, wielo-barwna, emocjonalnie nasycona. Bardziej wtajemniczonym pozwala odkrywać skomplikowane muzyczne rejony.

Nie spodziewałam się, że życie da mi kolejną szansę na spotkanie. Tym razem miałam szczęście przez kilka dni podglądać nagrywa-nie ścieżki dźwiękowej do najnowszego francuskiego filmu Giacoma Battiato „Resolution 819”. Obraz opowiada dramatyczną historię po-szukiwań śladów masakry w Srebrenicy, a jedną z głównych ról za-grała polska aktorka Karolina Gruszka. Siedziałam w reżyserce jak zaczarowana i z zapartym tchem śledziłam nawarstwianie się dźwię-ków. Najpierw podkład rytmiczny, czyli bębny i wszystkie instrumenty

Anna Kozłowskateatrolożka, poliglotka i psycholożka z wy-kształcenia i z pasji. Ży-cie chetnie spędzałaby w podróży, w kinie lub na kanapie z książką.W Warszawie prowadzi Ognisko Teatralne „U Machulskich”, a dzien-nikarką jest dla przy-jemności spotykania wspaniałych ludzi.

LINKkultura

Drobny grymas Morricone

Wylądowałam sa-molotem z Rzymu, włączyłam telefon, który natychmiast zadzwonił: „Jesteś w Polsce? Super. Jutro musisz zro-bić wywiad tele-wizyjny z Ennio Morricone, bo tutaj nikt nie mówi po włosku”. Zatkało mnie. Następnego dnia siedziałam naprzeciwko moje-go mistrza.

Anna Kozłowska

Wyśrubowane wymagania

Wtajemniczenia i odkrycia

Oczarowania w reżyserce

24 | październik 2008 | October 2008

Page 25: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

perkusyjne, potem fortepian, jakieś przedziwne instrumenty bałkańskie. Następnego dnia smyczki, flety i oboje, a następnego głosy solistów i na zakończenie chór. Z każdym dodaniem dźwięku coś w tej niesamowitej muzyce rosło, pęczniało. Dzięki takiemu procesowi nagrywa-nia mogłam pojąć skomplikowaną finezję kompozycji. Obserwowałam subtelne drgnienia na

twarzy Ennia. Wystarczył drobny grymas, żeby wszyscy na-tychmiast wiedzieli, że nie jest idealnie. Od nowa. Od które-goś tam taktu. I jeszcze raz. Piłował wszystkich. A w nagra-niu brali udział wybitni muzycy, wirtuozi, koncertmistrze. Widać, że jednak ta praca, choć piekielnie wymagająca, daje im ogromną zawodową satysfakcję. Ze studia wychodzili roz-promienieni. Zazdrościłam im, że są zawodowymi muzykami i potrafią na wyższym poziomie docenić geniusz Morricone. Ja odbierałam tylko emocjami. A może aż emocjami.

Gdy rozmawialiśmy za pierwszym razem, Ennio miał na

swoim koncie kilka nominacji do Oscara, mnóstwo zachwy-tów krytyki i liczne (niezwykle intratne) zaproszenia do fa-bryki snów. Zapytany o plany, zdecydowanie stwierdził, że życie w Hollywood zupełnie go nie interesuje. Nie zamie-rza nigdzie się przeprowadzać. Za żadne pieniądze świata. Jest rzymianinem i basta. Akademia w końcu przyznała mu wielokrotnie zasłużonego Oscara. Za całokształt twórczości, jakby przepraszając, że wcześniej się nie udało. Morricone wszedł na scenę dziarskim krokiem, ale gdy zobaczył owa-cję na stojąco i usłyszał okrzyki zachwytu, to głos lekko mu się załamał ze wzruszenia. Pisząc ten tekst, ponownie obej-rzałam moment wręczania nagrody i muszę przyznać, że znów się wzruszyłam. Zwłaszcza, gdy na końcu ofiarował tro-feum swojej żonie, która zawsze mu towarzyszy. Oscar, ani żadna inna nagroda i tak nic nie zmieni w jego karierze, bo Morricone dostaje więcej propozycji niż może zrealizować.

Umawiamy się na wywiad rankiem przed kolejnym dniem nagrań. Maestro stawia się rześki, ciekawy pytań. Lubi roz-mawiać. Z wdziękiem gestykuluje. Podśpiewuje. O muzyce opowiada bardzo serio. Nie wierzy w żadne wymysły doty-czące natchnień, a raczej w doskonałe wykształcenie i cięż-ką pracę. Natchnienie to wymysł romantyków. Ale, gdy widzi polską dziewczynę, figlarnie zaczyna nucić melodię Szopena. Żartuje, że muzyka romantycznego kompozytora działała na kobiety, bo gdy Szopen zasiadał przy fortepianie, natych-miast wokół pojawiał się wianuszek podekscytowanych dam. W tych swobodniejszych chwilach okazuje się, że ten stra-szy pan jest bardzo ciepłym i radosnym mężczyzną. Przede wszystkim uroczym. Również dowcipnym. Można by rzec, że typowym Włochem, bo wielokrotnie prawi miłe komple-menty, w które tak łatwo uwierzyć. Na zakończenie rozmo-wy wpisuje mi osobistą dedykację. Aż zadziwiające, że mi-mo tak krótkich chwil spotkań, potrafił tak wiele zauważyć. Wrażliwy artysta!

Aleksandra Łojek-Magdziarz

LINKkultura

Czasami tak się może w życiu złożyć, że zmieniają sie nasze plany i pozycje zawo-dowe. Kolejność dowolna. I, na przykład, otwieramy firmę. Zostajemy jej szefem. Oczywiście nie jest to rola prosta. Można się wspomóc podręcznikami, którymi zawalone są półki księgarni, ale zwykle są to kosz-marnie nudne poradniki sprzedające tanie chwyty psychologiczne, które uczą manipu-lacji ludźmi, a nie prawdziwej sztuki twór-czego realizowania własnej wizji z pomocą innych.

Na szczęście za sprawę wziął się huma-nista, milioner, z wykształcenia filolog kla-syczny po Oksfordzie (którego kwalifikacje, gdy starał sie o pracę w Shellu, określono jako bezużyteczne, ale, jak mu litościwie po-wiedziano, świadczą one pozytywnie o jego wyćwiczeniu intelektualnym), biznesmen pełną gębą, prowadzący też program w BBC 4. Charles Handy barwnie i wesoło opowia-da o swoich losach i o tym, jak filologia kla-syczna i fakt, że tłumaczył dzieła Platona ze starogreckiego na angielski pozwoliły mu być dobrym szefem, a co jeszcze bardziej in-trygujące, stać się rozrywanym wykładowcą uczącym... biznesu.

Jak pisze, w zarządzaniu ludźmi korzysta z dzieł Arystotelesa i Platona, a nie ze współ-czesnych poradników wymyślanych w pocie czoła przez tęgie głowy korporacyjne. Przy-szłym menedżerom kazał czytać „Antygonę” Sofoklesa, ponieważ, jak rzekł, jej rozterki świetnie pokazują, z jakimi wyzwaniami może zetknąć się pracownik firmy. Porusza problem etyki w biznesie - co zrobić, gdy ma się do wyboru lojalność wobec firmy a własny system wartości? Czy osoba etyczna może stosować się do nieetycznego prawa?

Dowcipna książka o filologu i biznesmenie w jednym.

O filologu klasycznym, który

uczy biznesu

Charles Handy, Myself and other more important matters, Arrow Books, 2006, cena £8.99

www.linkpolska.com

„Obserwowałam subtelne drgnienia na twarzy Ennia. Wystarczył drobny grymas, żeby wszyscy natychmiast wiedzieli, że nie jest idealnie”

DO

BRA

KSIĄ

ŻKA

Drobny grymas Morricone

Spaghetti western pojawił się w latach sześćdziesiątych. Na-zwa wzięła się z faktu, że fil-my tego typu były produkowa-ne przez włoskie studia filmowe przy współudziale hiszpańskich partnerów. Pierwszy spaghetti western był jednak produkcji...hiszpańsko-brytyjskiej. Nosił ty-tuł „Tierra brutal” („Brutalna zie-mia”) i powstał w 1961 roku.

SPAGHETTI WESTERN

Anna Kozłowska

Z dala od Hollywood

Błysk w oku

Ennio Morricone pojawi się w Irlandii Północnej na koncercie otwierającym Belfast Festival at Queen’s w Belfaście, w Waterfront Hall, 17 października.Bilety na koncert można zamówić online pod adresem: www.belfastfestival.com

Page 26: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

1. Ile masz lat?

a) poniżej 25

b) 25 - 35

c) powyżej 35

2. Jak długo mieszkasz w Wielkiej Brytanii/

Irlandii Północnej/Irlandii?

a) mniej niż rok

b) 1 - 2 lata

c) 2 - 3 lata

d) 3 - 4 lata

e) powyżej 4 lat

3. Wybierz z poniższych:

a) jestem singlem

b) żyję w związku

c) jestem po ślubie

d) jestem po ślubie i mam dziecko/dzieci

e) żadne z powyższych

4. Zamierzasz:

a) zostać na Wyspach na stałe

b) wrócić do Polski

c) nie wiem

5. Co robisz z zarobionymi pieniędzmi?

a) inwestuję

b) wysyłam rodzinie

c) trzymam na koncie

d) nie oszczędzam

e) żadne z powyższych

6. Jakie są Twoje miesięczne zarobki

brutto?

a) poniżej 1000 GBP/poniżej 1200 EUR

b) 1000 – 1500 GBP/1200 – 1900 EUR

c) 1500 – 2000 GBP/1900 – 2500 EUR

d) 2000 – 3000 GBP/2500 – 3800 EUR

e) powyżej 3000 GBP/powyżej 3800 EUR

7. Branża, w której pracujesz to:

a) informacja/e-biznes

b) architektura

c) consulting

d) budownictwo

e) medycyna/farmacja

f) handel/sprzedaż

g) marketing/reklama

h) dziennikarstwo/public relations

i) rolnictwo

j) prawo

k) turystyka

l) finanse i bankowość

m) kultura

n) logistyka

o) obsługa klienta/call centre

p) gastronomia

r) edukacja

s) produkcja

t) hotelarstwo

u) sprzątanie

w) opiekun (-ka) osób starszych lub

opiekun (-ka) do dziecka

y) żadne z powyższych

z) student

8. Pracujesz:

a) w firmie (nie swojej)

b) prowadzę własną firmę

c) nie pracuję

d) studiuję

9. Twoja znajomość języka angielskiego:

a) nie znam

b) na poziomie podstawowym

c) na poziomie średniozaawansowanym

d) na poziomie zaawansowanym/biegła

e) znajomość języka angielskiego poparta

certyfikatami międzynarodowymi

10. Wykonujesz pracę:

a) zgodną z wyuczonym zawodem

b) niezgodną z moim zawodem

c) nie pracuję

11. Jak często korzystasz z polskich

sklepów na Wyspach?

a) w ogóle

b) codziennie

c) raz w tygodniu

d) kilka razy w tygodniu

e) kilka razy w miesiącu

f) raz w miesiącu

g) rzadziej niż raz w miesiącu

h) kilka razy w roku

12. Jak często korzystasz z bibliotek na

Wyspach?

a) w ogóle

b) codziennie

c) raz w tygodniu

d) kilka razy w tygodniu

e) kilka razy w miesiącu

f) raz w miesiącu

g) rzadziej niż raz w miesiącu

13. Planujesz dalszą edukację lub

kształcisz się obecnie?

a) w college’u

b) na uniwersytecie

c) w innych szkołach

d) on-line

e) nie kształcę się

14. Korzystasz z Internetu?

a) w ogóle

b) codziennie

c) raz w tygodniu

d) kilka razy w tygodniu

e) kilka razy w miesiącu

f) raz w miesiącu

g) rzadziej niż raz w miesiącu

15. Jak spędzasz czas wolny?

a) chodzę do kina

b) spotykam się ze znajomymi w pubach/

klubach

c) czytam książki

d) oglądam telewizję

e) zwiedzam

f) uprawiam sport

ankieta

Prosimy o wypełnienie ankiety i wysła-nie jej pod adresLink Polska Magazine,1a Market Place, Carrickfergus, BT38 7AW, Northern Ireland lub przesłanie odpowiedzi pod adres e-mailowy: [email protected] Ankieta znajduje się również na stronie internetowej: www.linkpolska.comWśród czytelników, którzy wypełnią ankietę, zostaną rozlosowane atrak-cyjne nagrody!

WYGRAJ iPoda nano!

Koncerty zespołów T.LOVE i KULT na Wyspach pod patronatem

T.LOVE KULT16.10.2008 Aberdeen, Mushulu, godz.: 20:00Bilety: £1317.10.2008 Edynburg, The Liquid Room, godz.: 20:00Bilety: £1323.10.2008 Bristol, Bierkeller, godz.: 19:00Bilety: przedsprzedaż £14, w dniu koncertu £1725.10.2008 Exeter, centrum sztuki Phoenix, godz.: 19:00 Bilety: przedsprzedaż £14, w dniu koncertu £1726.10.2008 Londyn, Kings Cross Scala, godz.: 20:00Bilety: przedsprzedaż £16, w dniu koncertu £20

01.11.2008Edinburgh, The Liquid Room, godz.: 19:00Bilety: £1702.11.2008Dublin, The Academy, godz.: 20:00 Bilety: przedsprzedaż €25, w dniu koncertu €30

Bilety online:www. ticketweb.co.uk,www.ticketweb.ie, www.ticketmaster.co.uk Wygraj wejściówkę na koncert! Odwiedź www.linkpolska.com

Page 27: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Piotr Miś, dziennikarz, prawnik. Wielbiciel historii, pieniędzy oraz płci przeciwnej. Z redakcją związany od początku powstania magazynu. Obecnie mieszka w rodzinnej Łodzi.

LINKhistoria

October 2008 | październik 2008 | 27www.linkpolska.com

Irlandzki legion Napoleona

a pamiątkę wydarzeń z 1813 roku, które miały miej-sce w okolicach Namysłowa na Dolnym Śląsku, miesz-kańcy miasta oraz Konsulat Irlandii z siedzibą w Poznaniu ufundowali tablicę pamiątkową powyższej tre-ści. Niemal dwieście lat wstecz Polacy utracili monopol na hasło „za wolność waszą i naszą” i od tej pory mu-szą się nim dzielić z Irlandczykami. Stratę można jed-nak przeżyć. Żołnierze Legionu Irlandzkiego Wielkiej Armii Cesarza Napoleona I sprali bowiem wówczas i to, co chwalebne, bez miłosierdzia, naszych odwiecznych „przyjaciół inaczej”, Niemców i Rosjan. W dodatku obie te nacje za jednym zamachem.

Utworzenie koniczynowej jednostki w ramach armii francuskiej miało miejsce w 1803 roku. Składała się m.in. z uciekinierów z rozbitego przez Brytyjczyków powsta-nia irlandzkiego z 1798 roku. Planowano wyłonić z niej kadry oficerskie, które miano w przyszłości wykorzystać przeciw Anglikom. Wkrótce pod zielonymi sztandarami zaczynają służyć Polacy, głównie dezerterzy, siłą wciela-ni do armii pruskiej. Po bitwach pod Jeną i Auerstedt ar-mia ta, obiekt dumnych westchnień nadreńskich „miło-śników pokoju”, została rozniesiona i to w ciągu ledwie kilku godzin. Z czasem naszych rodaków przybywa, by osiągnąć liczbę 201 osób w 1813 roku.

Po wielu odbytych wspólnie bitwach przybywają, pod dowództwem samego cesarza, na Śląsk. Korzystając ze swej bojowej determinacji, odwagi, umiejętności oraz ge-niuszu militarnego Napoleona, niemal z marszu zdo-bywają Wrocław. Legion, zwany wówczas 3. Pułkiem Cudzoziemskim, wchodzi w skład 17. Dywizji dowo-dzonej przez gen. Jacques’a Puthoda. Bierze on udział w najcięższych zmaganiach kampanii, pod Lwówkiem Śląskim. Przeciwnik, sojusznicze wojska prusko-rosyj-skie, dysponuje wodzem nie byle jakim, jednym z najlep-szych generałów w historii Niemiec - Blucherem. Do dzi-siaj za Odrą, co propagandowo komiczne, uważa się tego pana za późniejszego zwycięzcę nad Napoleonem w bi-twie pod Waterloo. Od wielu dziesięcioleci jest on także na stałe związany ze Śląskiem. W położonym nieopodal Lwówka miasteczku, zwanym Korbielowice, znajduje się jego mogiła. Potomek pruskiego dowódcy z linii brytyj-skiej, Chris Vaile, wykupił niedawno i zamienił na ho-tel mieszczący się tam pałac generała. Zapewne wśród zabytkowych murów wspomina, jak Irlandczycy, Polacy oraz inne nacje przy pomocy szabel i cesarskiego geniu-szu taktycznego zdejmowali wieniec zwycięstwa ze skro-ni jego protoplasty.

A pogrom był okrutny. Naprzeciw 80 tysięcy żołnierzy dowodzonych przez niemieckiego bohatera Bluchera sta-nęło raptem 50 tysięcy wojaków pod dowództwem cesarza.

Zanim prusko-rosyjscy sojusznicy rozwinęli natarcie, za-atakował Napoleon i było po sprawie. Zwycięstwo oku-piono jednak znacznymi stratami. Największe ponie-śli Irlandczycy, prowadzeni do boju przez pułkownika Wiliama Lawlesa, zmagający się głównie z szarżami ka-walerii. Po każdej z nich, nie tracąc na zawziętości, zwie-rali szyk, zadając nieprzyjacielowi straty. Nawet po zwol-nieniu na odpoczynek strzelali ochotniczo z pobliskiego lasu do jeźdźców wroga. Po victorii przyszedł czas na wa-kacje. Ponad miesiąc przebywali w Górach Kaczawskich w zbudowanym przez siebie na tę okoliczność biwaku.

Irlandczycy już wcześniej walczyli na tych ziemiach ramię w ramię z Polakami. Pierwsi przybysze z Zielonej Wyspy trafili na Śląsk po upadku wspomnianego powsta-nia z 1798 roku na mocy umowy króla Anglii Jerzego III i Prus Fryderyka Wilhelma III. Zesłano wówczas pięciu-set do pracy przymusowej w kopalniach śląskich, a w czasie zmagań z Napoleonem wcielono do pruskiej armii. Część z nich, dezerterów z przymusowego wojska, zasi-liła szeregi powstania huzarów polskich księcia Jana Nepomucena Sułkowskiego z 1807 roku w Tarnowskich Górach.

Po szeregu zwycięstw przyszedł czas na porażki. Fortuna, odwracająca się od 1813 roku od Bonapartego, podobnie potraktowała jego wiernych aliantów, Polaków oraz Irlandczyków. Po powrocie z biwaku w Górach Kaczawskich dywizja gen. Puthoda stoczyła kolejną bi-twę pod Płakowicami, niedaleko miejsca poprzedniego zwycięstwa - Lwówka Śląskiego. Zabrakło cesarza, zaję-tego obroną Saksonii przed Austriakami, zabrakło szczę-ścia. W sierpniu 1813 roku dywizję otoczyli Rosjanie, a wyczekiwana pomoc nie nadeszła. Mimo krwawych zma-gań i szarż prowadzonych osobiście przez gen. Puthoda, tym razem nie wyszło. Dowódcę internowano w Nysie, a resztki jego podkomendnych (1000 szeregowców i 22 ofi-cerów, w tym pozostałych przy życiu 117 Irlandczyków z jednostki liczącej ich 2000) w namysłowskim klasztorze.

Pobity, ale nie rozbity, Pułk Cudzoziemski zosta-je następnie odtworzony. Walczy w obronie Holandii, Antwerpii. Nie zawodzi również, gdy Bonaparte przyby-wa z wygnania z Elby i rozpoczyna swój marsz po zwy-cięstwo. Dowódca pułku major Hugh Ware wyjmuje wów-czas z magazynu orła jednostki, ukrytego od czasów ślą-skiej porażki, i dołącza do cesarza. Pułk walczy do koń-ca, jeszcze długo po klęsce pod Waterloo.

W momencie kryzysu, wiedzeni swoistym poczuciem honoru, sojusznicy cesarza nawiali. Do ostatniej chwili wytrwali nieliczni. Wśród nich niezłomni Polacy i ich za-morscy towarzysze broni z Irlandii.

„Żołnierzom 3. Pułku Cudzoziemskiego Legionu Irlandzkiego i współto-warzyszom broni z 17. Dywizji gen. Puthoda, bohaterom pól bitewnych Budziszyna, Lwówka Śląskiego, Wilczej Góry k. Złotoryi, Wrocławia, Płakowic nad Bobrem, walczącym w 1813 r. o wolność Śląska i Łużyc, by pamiętano, że w tym budynku klasztornym i zamienionym na wię-zienie kościele, byli internowani miłujący wolność Irlandczycy, Francuzi, Polacy i bonapartyści innych narodowości”.

n

Źródła:Tadeusz Nowak, Namy-słowski epizod 3. Pułku Cudzoziemskiego Legionu Irlandzkiego Wielkiej Armii, Wyd. Namislavia, Namy-słów 2007;Mariusz Olczak, Kampania 1813. Śląsk i Łużyce, Wyd. OPPIDUM, Warszawa 2004; Wikipedia.

Koncerty zespołów T.LOVE i KULT na Wyspach pod patronatem

Page 28: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

niezawodny i bezpieczny system PRZESYŁANIA PIENIĘDZYPRZESYŁAJ NA KONTO PLN I GBPSZYBKOŚĆ, OSZCZĘDNOŚĆ, WYGODA, CZAS

PPPPP

PPPPP RACHUNKI i wiele innych

£5odod

www.easysend.plTel.: 028 90 296 296

184 Lisburn Road, Belfast(polskie biuro Baltica)

97 Cregagh Road, Belfast(polski sklep Bon Appetite)

28 Upper Water Street, Newry(polski sklep Polonia)

43 Darling Street, Enniskillen(polski sklep Orzeł)

Market Square, Dungannon(polski sklep Polonia)

NASI AGENCISPŁATY KREDYTU, OPŁATY ZA MIESZKANIE

PRZESYŁKI KURIERSKIEobsługujemy całą Szkocję

Jesteśmy w Edynburgu codziennie!

przesyłki w pełniubezpieczonecena od 21 funtów!

www.kurierpolski.co.uk Konsultant Polski, 145 Great Junction Street, Edinburgh EH6 5LGTel.: 0131 554 7000 / 0798 347 28 73

Nasi partnerzy to Delta Parcel w UK i Delta Trans w Polsce

POWYPADKOWY SERWISNAPRAWY SAMOCHODÓW

Z NAMI BĘDZIE CI PO DRODZE!

KOMPLEKSOWE NAPRAWY POWYPADKOWELakiernictwo - Blacharstwo - Elektromechanika

Przygotowanie do MOTDiagnostyka silnika, ABS

Skup, sprzedaż i zamiana samochodówNaprawa liczników

Auta zastępcze na czas naprawy 24-GODZINNA POMOC DROGOWAHolowanie samochodów z północnych i południowych rejonów

Irlandii i wiele innych118 Downpatrick Road, BALLYNAHINCH, Co Down

Kontakt: 028 9756 4454 lub 07935659592 (Waldek) / 07766642060 (Piotr) 07860444284 (John)

Stephen Walsh

from Dublinworking in Perth.

“You can easily earn € 80K a year in Australia and the cost of living is much lower than at home!”

BUSINESS OWNERS,TRADESMEN & PROFESSIONALS NEEDED IN AUSTRALIA & NEW ZEALAND

160,000 MIGRATION VISAS AVAILABLE DOSTĘPNYCH 160 TYS. WIZ EMIGRACYJNYCH DO AUSTRALII

L

T

If you are not eligible for Skilled Migration - you may be eligible for a Business or Investor visa, call now for a free assessment.

U TL C

Architects

klayers mechanical

CooksFitters

rdressers Teachers

bers

Carpenters WeldersElectricians

Child care coordinators

Painters and Decorators

APPLYFOR A MIGRATION Phone (Dublin) +353 (0) 1 878 3355 VISA PACK TODAY! Phone (Kilkenny) +353 (0) 56 777 0227 Phone (London) +44 (0) 207 659 9186

Email: [email protected]

Page 29: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

LINKfelieton

www.linkpolska.com

budziłem się później niż zwykle – zupełnie jak w pio-sence Martyny Jakubowicz. Dzień był piękny, letni. Ania krzątała się po pokoju, a nasz półtoramiesięczny syn ga-worzył do siebie w foteliku naprzeciwko okna. Ucałowa-łem mamę i wyszedłem na porannego papierosa. Wróci-łem i pochyliłem się nad fotelikiem: „Cześć, dzidziuś” – po-wiedziałem. Olek uśmiechnął się od ucha do ucha, znako-micie prezentując doskonale bezzębne dziąsła. W pokoju natychmiast zrobiło się jaśniej. Włączyłem komputer. Był dziewiąty sierpnia 2008 roku.

Pierwsze zobaczyłem zdjęcia, później obejrzałem krót-

kie filmiki. Na jednym zgliszcza domu, a na nich oszalały z rozpaczy mężczyzna, tulący do siebie trupa. Na innym stara kobieta przy wpół rozebranych zwłokach. Wszędzie ogień, krew i szaleństwo. Osiedle, takie jak moje w Pol-sce, nawet identyczne bloki… i płonące leje po bombach na najwyższych piętrach. Wśród ruin pokrwawione kobie-ty, krzyczące w nieznanym języku, skarżące się ludziom, sobie i Bogu. Pośród oszalałych z bólu i przerażenia bez-szelestnie przemykali żołnierze.

W kącie monitora coś miga… Ach, rzeczywiście! Prze-cież wczoraj rozpoczęła się olimpiada w Chinach. Naj-bardziej demokratyczne z zawodów sportowych… i naj-bardziej pokojowe. Z tradycyjnie gwarantowanym rozej-mem (ekechejrią, czyli pokojem Bożym) podczas trwania igrzysk. Na trybunach 60 tysięcy widzów, 90 głów państw, relację ogląda 4 miliardy widzów - cały świat. Na sce-nie kilka, może kilkanaście tysięcy aktorów. Wszyscy tak

samo ubrani, wykonujący od miesięcy ćwiczone ruchy. Jak wytresowane i pokolorowane mrówki, jak żywe minipuz-zle, układające się w niepowtarzalne wzory. Z góry to na-wet ładnie wyglądało, taka niby-sztuka. Z bliska znacznie gorzej, wręcz przerażająco. Klony, przemknęło mi przez głowę. Wokół wybuchały sztuczne ognie.

Sięgnąłem na półkę, Eco pisał coś o wojnie. Rzeczywi-ście, jest wykład wygłoszony w lipcu 2002 roku, czyli jesz-cze przed drugą wojną w Iraku. Autor dzieli wojny na Nie-gdysiejsze Wojny (np. pierwsza i druga wojna światowa) i Wojny Nowego Typu (np. wojna z terroryzmem). Choć Eco nie mógł przewidzieć tempa rozwoju techniki przeka-zu cyfrowego i jego wpływu na wizerunek konfliktu, nie znał wydarzeń typu: Agencja Reutera publikująca nagra-nia z Gruzji zrobione telefonem komórkowym, polscy żoł-nierze w Afganistanie na portalu Nasza-klasa, jego spo-strzeżenia są zaskakująco trafne. Konkluzja nie jest opty-mistyczna. „Dzisiaj odnoszę wrażenie, że skoro w Wojnie Nowego Typu nie ma zwycięzców ani pokonanych, a Nie-gdysiejsze Wojny niczego nie rozwiązywały (…) rezulta-tem musi być jakaś forma permanentnej Wojny Nowego Typu, której towarzyszyć będzie wiele peryferyjnych Nie-gdysiejszych Wojen, wciąż rozpoczynanych i wciąż pro-wizorycznie kończonych”. Toś „wykrakał”, panie Eco! Na szczęście Fukuyama jest niezrażonym optymistą. „Sam fakt, że jakiś kraj jest autorytarny, nie określa jego zacho-wań na scenie międzynarodowej. Jeśli nie chcemy stać się więźniami wyimaginowanej przeszłości, musimy wypra-cować znacznie bardziej zniuansowany system pojęciowy, który pozwoli nam lepiej zrozumieć świat niedemokra-tyczny. I nie powinniśmy za bardzo tracić wiary w siłę na-szych idei, nawet w «postamerykańskim świecie»” – koń-czy wywiad. W skrócie: „koniec historii – tak”, ale nie dla wszystkich – tylko dla wybranych. Taki „zniuansowany” koniec historii.

Dziwny jest ten świat, pomyślałem – zupełnie jak w pio-sence Czesława Niemena. Jak ja go kiedyś wytłumaczę synowi?

Dawno, dawno temu, za górami i lasami… i gdy wyda-wało się, że miś jest już nieszkodliwy, a świat właśnie gła-skał smoka (dał mu się popisywać), to wtedy miś ugryzł. Niezbyt mocno, ale boleśnie. Nawet wąż, bo jest jeszcze wąż na pustyni, nawet on znieruchomiał – cały świat wbił wzrok w misia… i to wzrok karcący. Miś trochę burczał, trochę warczał, ale nie miał ochoty na większą awantu-rę. Świat karcił misia… ale niezbyt mocno. Wszystkie zwierzątka mieszkają w jednym lesie i nie zależy im na głośnych sprzeczkach. Smok siedział cicho i w ogóle się nie odzywał. Jest bardzo duży i wszyscy się boją, że ich w przyszłości zje… bo chociaż stary, to jednak bardzo mło-dy smok.

Spojrzałem na syna. Olek obserwował mnie z zachmu-rzonym czołem, nawet nie mrugnął. Twarz miał czerwo-ną, a na czole widoczną, nabrzmiałą żyłę. „Zrozumiał!” – przeraziłem się. Nagle Olek purknął, westchnął i uśmiech-nął się. W pokoju od razu zrobiło się jaśniej.

Zupełnie jak w piosence…

Maciej Przybycień - dziennikarz, redaktor, publicysta, absolwent polonistyki krakowskiej Akademii Pedagogicz-nej. Współpracował z telewizją BBC podczas tworzenia programu dokumentalnego do-tyczącego środowisk polonijnych w Hull.

o

October 2008 | październik 2008 | 29

Ilustracja: Dorota Mazur

Gruzja

Wojna i pokój

Chiny

Dziwny jest ten świat

Page 30: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

LINKreportaż

30 | październik 2008 | October 2008 www.linkpolska.com

Renata Wrzesińska, 39 lat: „Mniej więcej rok temu, kiedy Ania miała 2,5 roku i jeszcze nie postawiono jej żadnej diagnozy. Do tego czasu rozwijała się trochę nietypowo, ale nie były to bardzo niepoko-jące sygnały – w każdym razie tak uważaliśmy. Najbardziej widocz-nym problemem w rozwoju Ani było to, że w wieku 2,5 lat wciąż nie mówiła, nie używała nawet pojedynczych wyrazów. Nowa niania Ani okazała się wielbicielką filmu animowanego «Spirit», którego boha-terem jest dziki mustang. Wkrótce okazało się, że nasza córka, któ-ra nigdy nie widziała konia z bliska, jest ogromną miłośniczką tych zwierząt. Stąd było już niedaleko do naszego wniosku, a właściwie wielkiej nadziei, że hipoterapia pomoże Ani otworzyć się i być może wreszcie usłyszymy, co Ania ma nam do powiedzenia”.

Pierwsza sesja terapeutyczna Ani cierpiącej na autyzm była dla jej mamy wielkim zaskoczeniem. Ania po raz pierwszy zobaczyła praw-dziwego konia w ośrodku przy Nowoursynowskiej w Warszawie. Zawsze bała się nowych miejsc i ludzi. Tutaj jednak nie zawahała się nawet przez chwilę, puszczając się pędem w kierunku zwierzęcia.

Renata: „Nigdy nie zapomnę tego biegu, kiedy ledwo nadążałam za jej małymi nóżkami, ekstatycznego uśmiechu, który nie znikał jej z buzi, dzikich okrzyków i pisków. Trudno też zapomnieć rozpaczli-wy, histeryczny płacz Ani, kiedy po pół godzinie sesja się skończyła i trzeba było siłą zwlekać ją z konia. Jedyne, co bym zmieniła w se-sjach hipoterapii, to czas ich trwania – pół godziny to tak mało dla malucha zakochanego w koniach”.

- To jest głowa, to jest zad, ooo... a to co? - pyta mały pacjent podczas terapii.- Ogon - odpowiada Monika, terapeutka prowadząca sesję.- Aaa, ogon!- A ty masz ogon? - pyta Monika.- Nie... mam jeden, ale z przodu!

Monika Szmidt, 25 lat, jest psychologiem z uprawnieniami in-

struktora rekreacji ruchowej ze specjalnością jazda konna. Jej zda-niem praca hipoterapeuty wymaga dużego wysiłku fizycznego oraz dbałości o bezpieczeństwo pacjenta. To stresujące, ponieważ hipote-rapeuta odpowiada za zdrowie i życie dziecka. Czasami też pojawiają się trudności związane z nierozważnym zachowaniem pacjenta.

Monika: „Powinien umieć obserwować, powinien patrzeć na dziec-ko. Dzięki temu będzie potrafił wejść z nim w kontakt i zauważyć jego mocne i słabe strony, to, nad czym trzeba pracować i to, na czym można się oprzeć podczas pracy. Ponadto dobry hipnoterapeuta po-winien po prostu lubić dzieci, konie i taki rodzaj pracy. Powinien szukać coraz nowszych sposobów kontaktu z pacjentem, zmieniać

sposób pracy i dostosowywać go do dziecka tak, by uzyskać optymal-ne rezultaty”.

Anna Pękalska, 22 lata, właśnie zaczęła trzeci rok studiów psy-chologii. Latem zrobiła kurs dla hipoterapeutów. Jako praktykant-ka musiała poprowadzić sesję hipoterapeutyczną na zaliczenie. Na pierwszych zajęciach z Tomkiem, cierpiącym na dziecięce porażenie mózgowe, uczestniczyła jako osoba prowadząca konia. Chłopiec krzy-czał i chciał zejść na ziemię. Przerażała ją świadomość, że kolejnego dnia to ona miała się nim zajmować.

Anna Pękalska: „W dniu zaliczenia modliłam się, aby Tomek prze-konał się do hipoterapii. Powitałam go szczerym uśmiechem i wsia-dłam z nim na konia. Tomek od razu poczuł się bezpieczniej. Z każdą minutą czułam, jak się rozluźnia i poddaje ruchom konia. Reagował na ton głosu i bardzo mu się spodobały piosenki, które mu nuciłam. Po 15 minutach siedział wyprostowany na koniu z uśmiechem od ucha do ucha. Wzruszyłam się do łez, niesamowicie mnie zaskoczył. Patrzyłam na niego i czułam, że rosną mi skrzydła”.

Anna Strumińska jest prezesem Polskiego Towarzystwa Hipoterapeutycznego i Fundacji Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Hipoterapia”. Jak mówi, wybierane konie muszą być spokojne, o zrównoważonym charakterze. Trening jeździecki i przygotowanie konia na różne niespodziewane bodźce jest bardzo ważny, bo mini-malizuje prawdopodobieństwo wystąpienia u niego niepożądanych reakcji.

Wsiąść na konia, uzdrowić duszę

Jakub Świderek

Pierwsza miłość Ani

Stres i łzy radości

Jakie cechy powinien mieć dobry hipoterapeuta?

Ciepła sierść, zapach grzywy, odgłos kopyt

Kiedy pierwszy raz pomyślałaś o hipoterapii dla swojej córki?

Pacjent, terapeuta i koń stanowią niezwykłą triadę, w której kluczową rolę odgrywa cierpliwe zwierzę. „Nie muszę udowadniać, jak ważny jest w hipoterapii koń” – mówi Monika, psycholog i hipoterapeuta.

Page 31: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Anna Pękalska: „Koń dostarcza wielu bodźców, które stymulują pacjenta. Miła i ciepła sierść, odgłos kopyt, zapach grzywy, wszystko to daje przyjemne wrażenia zmysłowe i uspokaja. Uważam, że koń może załagodzić każdą dolegliwość”.

Anna Strumińska: „Decyzję o skierowaniu dziecka na hipoterapię podejmuje zawsze lekarz prowadzący dziecko po stwierdzeniu, że nie ma przeciwwskazań do tej formy terapii. Należą do nich, między innymi, uczulenie na sierść i pot konia czy zwichnięcia i podwich-nięcia stawów biodrowych. W każdym przypadku decyzja należy do lekarza”.

Monika Szmidt podkreśla, że hipoterapia to terapia wspomagają-ca. Nie ma takiego schorzenia, które bezwzględnie wymaga hipotera-pii. Jeśli jednak jest szansa powodzenia, trzeba podejmować próby.

Renata: „Moja córka stała się spokojniejsza, wyciszona emocjo-nalnie, a jednocześnie bardziej otwarta. To, co widać na pierwszy rzut oka, to wielka i niezmienna radość, jaką daje jej kontakt z ko-niem. A jest to kontakt wielowymiarowy, bo oprócz jazdy na koniu Ania uwielbia też pogawędki, jakie sobie regularnie ucina z końmi na padoku. Właściwie są to długie i bardzo ożywione monologi, po-parte bogatą mimiką i gestykulacją, przerywane parskaniem konia. Niezapomniany widok”.

Hipoterapia w Polsce w niczym nie ustępuje temu, co dzieje się

np. we Francji, Niemczech czy w Wielkiej Brytanii. W Polsce istnieje dobry program szkolenia fachowców opracowany przez specjalistów zrzeszonych w Polskim Towarzystwie Hipoterapeutycznym. Z roku na rok wzrasta ilość takich ośrodków posiadających patronat PTHip. W tym roku było ich 33. To, czego brakuje polskiej hipoterapii to, jak mówi Anna Strumińska, stałego źródła dofinansowania.

Anna Strumińska: „Hipoterapia nie jest zabiegiem rehabilitacyj-nym refundowanym przez Narodowy Fundusz Zdrowia i prowadzący ją hipoterapeuci często muszą się jeszcze zajmować poszukiwaniem funduszy na utrzymanie konia i swoje własne wynagrodzenie. Na szczęście w zawodzie tym pracują ludzie z pasją, którzy, widząc efek-ty swojej pracy, postępy, jakie robią ich pacjenci i radość, jaką dzie-ciom sprawia kontakt z koniem, są w stanie wiele znieść”.

Dla Renaty autyzm dziecka to tak naprawdę coś, z czym praktycz-nie nie sposób się pogodzić, z czym bardzo trudno żyć i o czym nie sposób nigdy zapomnieć.

Renata: „Poczucie straty narasta, kiedy widzi się zdrowe, prawi-dłowo rozwijające się dzieci i ich rozmowy z rodzicami, kłótnie z ro-dzeństwem, bójki, całusy, uśmiechy i ożywione opowieści, co też się nam dzisiaj przytrafiło. I wtedy ogarnia mnie rozpacz, kiedy pomy-ślę, że mnie nigdy to z Anią nie spotka. Dołóż jeszcze wieczną szar-paninę między depresją a nadzieją, że może jednak coś, ktoś, gdzieś, że może, mimo wszystko, jakiś cud nastąpi. I obsesyjne zadręczanie się – dlaczego my, jak to się stało, co zrobiliśmy źle? Dodaj jeszcze

strach przed tym, co się stanie z dzieckiem, gdy nas zabraknie. I pomyśl, ile energii, siły i samo-zaparcia trzeba, żeby codziennie rano otwierać oczy, przyklejać uśmiech na twarz i z niezmor-dowanym entuzjazmem pokonywać kolejny tor przeszkód”.

To konie pomagają Renacie i Ani pokonać tor przeszkód codzienności.

LINKreportaż

October 2008 | październik 2008 | 31www.linkpolska.com

Anna Strumińska: „Ostatnio coraz częściej prowadzi się akcje umieszczania koni uratowanych z rzeźni w ośrodkach hipoterapii. Jestem zdecydowanie przeciwna takim praktykom. Konie ratowane z rzeźni to konie, o których z reguły nic nie wiadomo, a z dużym praw-dopodobieństwem można przypuszczać, że ich relacje z człowiekiem nie były najlepsze. Rozumiem intencje organizatorów tych akcji, ale suma dwóch nieszczęść, końskiego i ludzkiego, nie daje szczęścia, za to niesie ze sobą ryzyko wypadku”.

Koń zastępuje dzieciom kontakt z ludźmi, których się obawiają i wobec których czują się bezradne. Zwierzę obdarza pacjenta bezwa-runkową akceptacją, nie odtrąca, pozwala dotykać się i obdarowywać czułością, nie wydaje poleceń, nie krytykuje, nie ocenia. Badania wykazały, że podczas stępu konia, trójwymiarowy ruch jego grzbietu przekazywany jest miednicy jeźdźca i jest on praktycznie identyczny z ruchami miednicy prawidłowo idącego człowieka. Dotychczas nie znaleziono innego zwierzęcia i nie wynaleziono maszyny, która dzia-łałaby w ten sposób.

Ania pierwszy raz zobaczyła prawdziwego konia w warszawskim ośrodku przy Nowoursynowskiej. Wcześniej znała go tylko z bajek. Fot. Jakub Świderek

„Koń dostarcza wielu bodźców, które stymulują pacjenta. Miłai ciepła sierść, odgłos kopyt, zapach grzywy, wszystko to daje przyjemne wrażenia zmysłowe i uspokaja”

Pogawędki na padoku

Polska hipoterapia

Tor przeszkód codzienności

Które dzieci powinny brać udział w hipoterapii?

Page 32: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

LINKturystyka

www.linkpolska.com32 | październik 2008 | October 2008

Serbskie, autonomiczne, niepodległe.Kosowo od niedawna walczy o jeszcze jeden przymiotnik - turystycznie atrakcyjne.

Bitwa (o turystów)na Kosowym Polu

KONFLIKT W KOSOWIE Konflikt w Kosowie sięga czasów starożytnych. Albańczycy uważają się za odwiecznych mieszkańców regionu i twierdzą, że są potom-kami Ilirów, którzy mieli przybyć na te ziemie jeszcze przed Serbami. Serbowie z kolei utrzymują, że to ich dziadowie żyli tu od zawsze, a Albańczycy osiedlili się dopiero w średniowieczu. Kosowo jest przez Serbów uważane za kolebkę serbskiej państwowości, a czternasto-wieczna bitwa na Kosowym Polu, w której Serbowie zostali pokona-ni przez armię osmańską, po czym stracili niepodległość na blisko 500 lat, jest dla Serbów symbolem typowego dla całego narodu po-święcenia życia dla wolności, nawet, jeśli ta wolność miałaby nastać dopiero w „królestwie niebieskim”. Konflikt w 1999 roku był kolej-ną odsłoną sporów etnicznych. W lutym tego roku kosowski parla-ment, nieuznawany przez Belgrad, a składający się z mieszkańców albańskiego pochodzenia, ogłosił niepodległość Kosowa od Serbii. Deklaracja nie została uznana przez Serbię.

Barbara Pięta

Mia

sto

Pri

szti

na w

Ko

sow

ie u

znaw

ane

za k

ultu

raln

ą st

olic

ę kr

aju.

Fo

t. D

ave

Lang

Page 33: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

oLINKturystyka

www.linkpolska.com October 2008 | październik 2008 | 33

Barbara Pięta- studentka Porów-nawczych Studiów Cywilizacji na Uniwer-sytecie Jagiellońskim i antropologii na Univer-siteit van Amsterdam. Od ośmiu lat jest członkiem Akademic-kiego Klubu Turystycz-nego „Warta”. Po raz pierwszy odwiedziła Kosowo jeszcze jako studentka filologii serb-skiej w kwietniu 2006 roku, a pół roku później wróciła do Prisztiny, żeby wziąć udział w Prishtina Summer University.

stołecznej Prisztinie jej mieszkańcy mówią, że to International City. Obcokrajowcy w stolicy to głównie pra-cownicy Tymczasowej Administracji ONZ (UNMIK-u) i za-granicznych organizacji pozarządowych. Ostatnio do tego kiedyś całkiem dynamicznie rozwijającego się regionu zno-wu zaczęli przyjeżdżać zagraniczni turyści. Powstała już nawet mała dwuosobowa firma oferująca objazdowe wy-cieczki po najciekawszych zabytkach. Shrim, właściciel fi-remki, nie narzeka na ruch w interesie. „Przyjeżdżają głów-nie Amerykanie, żeby nacieszyć się naszą przyrodą i zoba-czyć, jak wygląda najmłodsza republika świata. Shrimowi podoba się, kiedy, patrząc na program zwiedzania, mówię, że organizowaną przez niego wycieczkę sponsoruje literka „n”. Jak nacjonalizm.

Dotychczas w Kosowie budowano tylko hotele dla pra-cowników ONZ, a wizytówką miasta i głównym punktem orientacyjnym, oprócz pomnika albańskiego bohatera Skanderberga, stał się położony w samym centrum, pa-miętający czasy świetności Jugosławii, Grand Hotel, mo-loch, w którym od czasu do czasu rezydowali pracownicy UNMIK-u. Siedem lat temu powstał pierwszy niskobudże-towy hostel. Położony w zielonej, reprezentacyjnej dzielni-cy Velania, szybko zyskał sławę wśród międzynarodowej społeczności backpackersów. Kosowo to jedno z nielicznych miejsc w Europie, gdzie w godzinach szczytu, oprócz sa-mochodów, stoją NATO-wskie czołgi. Na sprzedawanych w księgarniach pocztówkach szeroko uśmiechają się żoł-nierze KFOR-u, a w serbskiej części Kosowskiej Mitrovicy można kupić kartkę pokazującą butelkę coca-coli z napi-sem „Always Serbia - Always Coca-Cola”. Albo taką, któ-ra przedstawia zestrzelony przez serbskie wojska NATO-wski niewidzialny bombowiec, a pod nim napis po serbsku: „Trzeba było powiedzieć, że jest niewidzialny”. Ale nie od dziś Kosowarzy, jak sami lubią siebie nazywać mieszkają-cy w Prisztinie Albańczycy, chcą przypomnieć światu, że Kosowo to nie tylko narodowe konflikty zbrojne. „Napisz, że mamy urocze miasteczka i piękne góry” - mówi właściciel biura Shrim - „i powiedz, że część z nich już rozminowali”.

Gdyby połączyć bitwę grunwaldzką i powstanie war-szawskie wyszłoby nam to, czym dla Serbów jest bitwa na Kosowym Polu. Tylko że Polakom na wspomnienie Grunwaldu nie otwiera się nóż w kieszeni, a w Serbii Kosowe Pole to jeden z najbardziej drażliwych tematów. Dziś młodych belgradczyków bardziej interesuje rychłe wejście Serbii do Unii, ale dla Serbów mieszkających w maleńkich enklawach w Kosowie kwestia bitwy z czterna-stego wieku jest równie ważna, jak regularne przerwy w dostawie prądu albo ciepłej wody.

Mniszka Sara, którą poznałam trzy lata temu, spędza-jąc Wielkanoc w Kosowie, nacjonalistycznego zapału mia-ła w sobie za trzech. Jeśli do tego dodać jej gościnność i bezinteresowną życzliwość, już mamy typowy obraz miesz-kańców Półwyspu Bałkańskiego. Sara jest jedną z kilku mniszek opiekujących się cerkiewnym kompleksem. Loża Nemaniciów - drzewo genealogiczne serbskiej dynastii kró-lewskiej, zdobiące wejście do monastyru w Graczanicy, jest jedną z wielu perełek, które trzeba zobaczyć, odwiedzając ten region. Monastyr, obok budowli w Deczani i Peću, jest najważniejszym serbskim zabytkiem w regionie. Autorzy przewodników porównują go do katedry w Chartres i nazywają jedną z najpiękniejszych budowli renesansu

Zawsze Serbia, zawsze coca-cola

Kosovo je Srbija?

Barbara Pięta

Page 34: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Kosowskie dziewczynki świętują Dzień Dziecka. Fot. Zeke / www.commons.wikimedia.org

Pozostałości kamiennego domu zniszczonego podczas wojny w górachw północno-zachodnim Kosowie. Fot. Dave Lang

Paleologów. Ocalony podczas bombardo-wań w 1999 roku, dziś jest strzeżony przez szwedzkie oddziały KFOR-u. W klasztorze można kupić wyrabiane tu wino, a w sklepie tuż obok typową dla całych Bałkanów rakiję i jeszcze mocniejszą śliwowicę po wiele niż-szej niż w stolicy cenie.

Zachwyceni kosowskimi monastyrami au-torzy przewodników nie są już tak życzliwi dla stołecznej Prisztiny. Niesłusznie. Stolica Kosowa straszy, co prawda, socjalistyczną architekturą i opustoszałymi molochami, ale ma też wiele uroczych uliczek i skwerów, kilka pięknych odnawianych meczetów, a nade wszystko mnóstwo bardzo przyjem-nych restauracji i kawiarni.

Studenckie kluby i ogródki piwne znajdu-ją się w uniwersyteckiej dzielnicy tuż przy Bulwarze im. Billa Clintona, prowadzącym z centrum miasta do lokalnego dworca au-tobusowego. Na siedzącą przy stolikach stu-dencką brać od kilku lat spogląda z ogrom-nego plakatu uśmiechnięty prezydent USA, a obok stoją butiki z tanią odzieżą, z których co drugi nosi nazwę „Hillary”.

„Religią narodu albańskiego jest alba-nizm” - zaprzyjaźniony Kosowianin Arlind, uśmiechając się znad szklanki, cytuje al-bańskiego poetę Shkodraniego. Podobnie pisał Tadeusz Czekalski w swojej książce o Albanii, wspominając, że w przeszłości ca-łym wioskom zdarzało się przechodzić na... islam, bo mieszkańcy nie mogli dogadać się z miejscowym proboszczem. Arbitralnym sto-sunkiem do religii muzułmanie w Kosowie różnią się więc od stereotypowych wyobra-żeń o ich współwyznawcach, na przykład, z Bliskiego Wschodu. W Prisztinie częściej niż kobiety w chustach spotyka się plakaty reklamujące wybory Miss Kosowa, a na nich dziesiątki zdjęć kandydatek w kostiumach kąpielowych.

O ile nad studencką dzielnicą góruje zdję-cie Billa Clintona, to centralnym placem

głównej części miasta jest bulwar Matki Teresy, przypominający o jej albańskim po-chodzeniu. Obok siedzib organizacji chary-tatywnych, również noszących jej imię, znaj-dują się różnorakie restauracje i bary.

Kawiarenka młodej Albanki Flutry nie ma ogródka, więc w upalne popołudnia za stoliki służą szerokie parapety okien, wy-chodzących na wąską ulicę 12 Korriku. Kiedy w środku staje się zbyt tłoczno, ka-wiarniani goście wystawiają stoliki na jezd-nię i zaczynają beztrosko tamować wszelki ruch samochodowy. Auta Bogu ducha win-nych mieszkańców i oenzetowskich oficjeli muszą wtedy jechać okrężną drogą. Jedynie na domagające się przejazdu czołgi goście z kawiarni Flutry reagują większym uzna-niem. Stoliki wracają wtedy do środka. Ale biesiada u Flutry jeszcze się nie kończy. Większość młodych gości nie musi iść jutro do pracy. Niektórzy są zatrudniani na pół etatu jako tłumacze w amerykańskiej armii stacjonującej nieopodal, a ci, którym udało się dostać wizę, pracują we Włoszech lub Niemczech, do Kosowa wracając jedynie na urlop. Nierzadko ulica 12 Korriku staje się więc przejezdna dopiero bladym świtem.

Oddalony o 80 kilometrów od Prisztiny Prizren kiedyś zachwycał średniowieczną zabudową. Jeszcze niedawno prizreńskie uliczki prowadziły od meczetu przez albań-skie i serbskie osiedla aż do jedenastowiecz-nej twierdzy Kelaja, z której rozciągał się wi-dok na cale miasto położone u stóp gór Szar. Twierdzę Kelaja skruszył ząb czasu, a śre-dniowieczną cerkiew NATO-wskie bombar-dowania. O tragedii z lat 90. przypominają opustoszałe serbskie osiedla na pobliskim wzgórzu, ale w dolinie rzeki Bistrica, gdzie zlokalizowane jest historyczne centrum miasta, życie toczy się już dawnym rytmem. Prizren warto odwiedzić w czwartek i zostać do wieczora. Wtedy w pobliskiej tekke (z tu-reckiego: klasztor) odbywa się ceremoniał muzułmańskich mistyków, bardziej znanych jako wirujący derwisze.

Podczas gdy Serbowie nadal walczą o Kosowo, już nie na Kosowym Polu, ale w

brukselskich kuluarach, w państwie zaczy-na się toczyć nowa bitwa - tym razem o tury-stów. I, zachowując proporcje, w tej grze, po-dobnie jak w konflikcie serbsko-albańskim, stawka jest bardzo wysoka.

34 | październik 2008 | October 2008 www.linkpolska.com

VADEMECUMPODRÓŻNIKA

AUTOBUSEM - Na dworcu w Belgradzie próżno pytać o autobus do Kosowa. Linie kursujące na po-łudnie figurują na tablicy rozkładów jazdy jako au-tobusy do Kosowskiej Mitrovicy (miasto w Kosowie z dużą populacja Serbów). Wystarczy w kasie bel-gradzkiego dworca kupić bilet do Prisztiny, a wtedy całą resztę organizuje przewoźnik. Bywa, że trze-ba przesiąść się w serbskim mieście Novi Pazar do busika jadącego przez Prisztinę do Prizrenu. Autobus do Kosowskiej Mitrovicy odjeżdża z bel-gradzkiego dworca codziennie koło południa. Przy wjeździe na teren Kosowa dostaje się kartę wjaz-du z pieczątką ONZ-etu, którą należy mieć przy so-bie przez cały okres pobytu i którą oddaje się w punkcie kontroli celnej, gdy opuszcza się region. Prisztina ma dobre połączenia autobusowe z resz-tą regionu (bilet do Prizrenu kosztuje ok. 3 euro, a do podmiejskiej Graczanicy 1,5 euro), jak również z zagranicą. Trzy razy dziennie z Prisztiny odjeżdża autobus do Stambułu (ok. 50 euro w jedna stronę), istnieją też regularne połączenia z Sofią i Skopje.

SAMOLOTEM – Niektóre linie lotnicze oferują loty do Prisztiny, np. British Airways, Brussels Airways i Adria Airways.

NOCLEGI – Velania Guesthouse, Velania 4/34, tel.: 038 531742 / 044 167455. Bardzo przyjemny ho-stel, w którym pokoje wyposażone są w anek-sy kuchenne i telewizję satelitarną. Pokój osobo-wy kosztuje 13 euro, za dwójkę płaci się 9 euro na osobę.

JEDZENIE – Prisztina zaskakuje wielością świet-nych restauracji kuchni indyjskiej, chińskiej, japoń-skiej, meksykańskiej, tureckiej, tajskiej czy wło-skiej, które można znaleźć przy Bulwarze im. Billa Clintona, bulwarze Matki Teresy i ul. Garibaldiego.Ceny kształtują się od 8 do 30 euro za danie. Miejscową specjalnością jest przekąska znana na całych Bałkanach jako burek (albańskie: byrek). Najsławniejszy burek ze szpinakiem, mięsem lub serem serwuje sieć barów „Bosna”. Podawany ze słonym jogurtem (ayran) kosowski przysmak kosz-tuje około 80 eurocentów.

WALUTA – Oficjalną walutą Kosowa jest euro, w miejscach zamieszkanych przez Serbów obowią-zuje serbski dinar.

Islam, Bulwar Clintonai butik „Hillary”

Matka Teresa i czołgi

Prizren

Page 35: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Pozostałości kamiennego domu zniszczonego podczas wojny w górachw północno-zachodnim Kosowie. Fot. Dave Lang

Dzisiejsi multimedaliści coraz częściej sięgają po niekonwencjonal-ne techniki treningowe (dla przykładu w pływaniu synchronicznym dokonuje się rejestracji ruchów ciała zawodniczek za pomocą kamery cyfrowej, co pomaga wyłapać ewentualne błędy) i przywiązują wiel-ką wagę do sposobu odżywiania. Klucz do sukcesu tkwi w dwu reżi-mach – treningowym i żywieniowym. Chwilowa niedyspozycja na za-wodach może bezpowrotnie zaprzepaścić szansę medalową i zrujno-wać wysiłek kilku miesięcy żmudnych przygotowań. Najdrobniejszy szczegół jest w stanie zaważyć na ocenie sędziów (pod uwagę bierze się stronę techniczną i artystyczną występu). Bez pełnej koncentra-cji szybko pryskają marzenia o podium.

Żeby coś osiągnąć, trzeba rozpocząć swoją przygodę ze sportem we wczesnym dzieciństwie i robić szybkie postępy. Pierwsze kroki ku za-wodowej karierze gimnastyka i łyżwiarza najlepiej stawiać w bale-cie. Łyżwiarze figurowi bez ćwiczeń baletowych nie wyobrażają so-bie dnia treningowego. Wiedzą, że dzięki nim zachowują naturalną elegancję ruchów. „Wieloryb żyje w wodzie, ale raz na jakiś czas mu-si wypłynąć na powierzchnię, żeby zaczerpnąć powietrza. Inaczej się udusi. Z łyżwiarzem jest podobnie. Żyje sobie na lodzie, a balet to jest dla niego właśnie taki łyk powietrza. Bez niego umrze” - tłumaczy znakomity białoruski choreograf i trener Władimir Czernyszew.

W balecie doszukamy się również początków gimnastyki sporto-wej i artystycznej. Jeszcze pod koniec XVIII wieku francuski balet-mistrz Jean-Georges Noverre forsował śmiałą teorię ruchu ciała (ta-niec służy wyrażaniu siebie za pomocą ćwiczeń), która zainspirowa-ła szwedzkiego poetę Petera Henry’ego Linga do stworzenia syste-mu ćwiczeń będących początkiem gimnastyki estetycznej. W drugiej zaś połowie XX wieku objawił się światu nieprzeciętny talent Nadii Comaneci - „cudownego dziecka gimnastyki sportowej”. Drobniutka rumuńska gimnastyczka (147 cm wzrostu) w wieku zaledwie 14 lat zdobyła 3 złote medale na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu. W połowie lat 80. z kompletem medali na koncie zakończyła swą bły-skotliwą karierę. Przypomniała o sobie raz jeszcze w listopadzie 1989 roku. Tuż przed upadkiem muru berlińskiego opuściła Rumunię i po-przez Węgry dotarła do Austrii, gdzie w ambasadzie USA poprosiła o azyl.

Wrodzony talent to za mało, by wychować prawdziwego czem-piona. Talent zawodnika musi iść w parze z ogromnym wysiłkiem. Sport potrzebuje fighterów, którzy swą zawziętością i hartem ducha podbiją serca publiczności. Ta kocha zwycięzców, ale tylko tych, któ-rzy grają fair. Tego nie można powiedzieć o Tonyi Harding – kon-trowersyjnej amerykańskiej łyżwiarce (obecnie trenuje boks zawo-dowy – sic!), która na początku 1994 roku, tuż przed igrzyskami w Lillehammer, przygotowała spisek przeciwko swojej najgroźniejszej rywalce, rodaczce Nancy Kerrigan. Aby uniemożliwić jej start w za-wodach, miesiąc przed olimpiadą, nasłany przez byłego męża Tonyi

Harding ochroniarz Shane Stant, uderzył ją metalowym prętem w kolano. Jakimś cudem Kerrigan udało się zaleczyć bolesną kontuzję i zdobyć olimpijskie srebro w konkurencji solistek (Harding uplaso-wała się dopiero na 9 pozycji). W ten sposób Harding przekroczyła cienką granicę, jaka dzieli wielkich zwycięzców od wielkich przegra-nych. Obsesyjna żądza wygranej zabiła w niej sportową wolę walki.

Takie zachowanie Amerykanki można tłumaczyć ogromną presją, jaką wywiera się od najmłodszych lat na adeptach jazdy figurowej na lodzie. Później ci sami zawodnicy szukają dla siebie rekompensa-ty za wszystkie lata katorżniczych treningów, które kładły nacisk na ich wszechstronny rozwój (zdolności taneczne, poczucie rytmu, syn-chronizację ruchów z partnerem). Nie mniej wymagające jest pływa-nie synchroniczne, które dorobiło się miana wodnego baletu. To po-łączenie pływania, gimnastyki i tańca. W gimnastyce sportowej i ar-tystycznej szeregi zasilają dzieci już w wieku 3 - 4 lat. Tak zaczyna-

ła chluba rosyjskiej gimnastyki artystycznej Alina Kabajewa, którą media podejrzewają o romans z Władimirem Putinem. „Właściwie na nic nie miałam czasu poza treningiem” – wyznaje Kabajewa w jednym z wywiadów. W nieco starszym wieku na lód wyjeżdżają łyż-wiarze figurowi. Najzdolniejsi zawodnicy potrafią skoczyć najprost-szego toeloopa w swoje piąte urodziny. Można pomyśleć, że takie po-święcenie to szaleństwo, że to próba zaspokojenia chorych ambicji rodziców. Wydaje się jednak, że brak beztroskiego dzieciństwa to ce-na, jaką trzeba zapłacić za sportowy sukces - to ta niewidoczna dru-ga strona medalu.

Druga strona medalu

October 2008 | październik 2008 | 35www.linkpolska.com

W sporcie nie ma taryfy ulgowej. Mimo, że nam, laikom, może się naiwnie wyda-wać, że efektowne figury i akrobacje, które są esencją występów gimnastyków, łyżwiarzy figurowych czy pływaków synchronicznych przychodzą im bez więk-szych trudności. Widzimy jednak tylko efekt końcowy - gotowy produkt sygno-wany nazwiskiem sportowca. Czasem, by osiągnąć sukces trzeba zagrać va ba-nque i rzucić wszystko na jedną szalę.

LINKsport

Tomek Kurkowski

Reżim i harówka

Nowatorskie pomysły

Grać fair

Utracone dzieciństwo

„Brak bez-troskiego

dzieciństwa to cena,

jaką trzeba zapłacić za

sportowy sukces - to

ta niewi-doczna dru-

ga strona medalu”

Page 36: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

KONSULTANT POLSKI prowadzenie księgowości małych firmrozliczenia podatkowe osóbfizycznych i samozatrudnionych

Wysoka jakość usług przy niskich cenach

Więcej informacji na stronie internetowej: www.konsultantpolski.com Konsultant Polski, 145 Great Junction Street, Edinburgh EH6 5LGTel.: 0131 554 7000 lub 0798 347 28 73 E-mail: [email protected]

tłumaczenia przysięgłe i zwykłe,również w terenie

przesyłki kurierskie do Polski

Dzięki polsko-szkockiemu zapleczu, mamy pewność, że informacje i porady, któ-rych udzielamy są zawsze z pierwszej ręki. Współpracujemy z grupą specjalistów szkockich, są wśród nich prawnicy, księgowi i doradcy biznesowi.Pozwalamy naszym klientom odnaleźć się w gąszczu tutejszych formalności i do-radzamy jak postępować w różnych sytuacjach. Wachlarz świadczonych przez nas usług jest bardzo szeroki, poczynając od wypełnienia formularza, a kończąc na tłu-maczeniach telefonicznych dla klientów, którzy potrzebują asysty w spotkaniach czy trudnych sytuacjach. Jesteśmy dumni z tego, że misją naszej firmy jest nie tylko tłumaczenie z jednego języka na drugi, ale przede wszystkim pomoc i szukanie najlepszego rozwiązania problemu, z którym klient do nas przychodzi.Dlatego zapraszamy serdecznie do naszego biura, z wszystkim, co tylko sprawia Państwu trudności, a my zrobimy co w naszej mocy, żeby pomóc.

Jesteśmy firmą działającą w Edynburgu od 1998 roku, dlate-go stoi za nami długoletnie doświadczenie w zakresie spraw urzędowych i tłumaczeń różnego rodzaju.

KONSULTANT POLSKI

Kancelaria PrawnaReavey & Company

Solicitorsoferuje swoje usługi prawne w języku polskim

Więcej informacji znajdziesz na Naszej

stronie internetowej:

www.reavey-ni.com/polish

•tel.: 028 90 860335 (Newtownabbey)

•tel.: 028 93 355535 (Carrickfergus)

Oferujemy usługi tłumacza.Polaków niemówiacych po angielsku prosimy o wysłaniee-maila na [email protected], Polaków władających językiem angielskim w stopniu komunikatywnymprosimy o telefon pod numer:

POLSKI SKLEP U ZBYCHA umożliwia Polakom za-mieszkującym w Edynburgu dostęp do rodzimych pro-duktów spożywczych (m.in. świeżego mięsa, wędlin, warzyw), produktów dla niemowląt, polskiej prasy, podstawowych lekarstw i odżywek dla sportowców. Szeroka gama usług, w tym najważniejsza - możliwość sprowadzania produktów na zamówienie klienta, powoduje, że sklep ten codziennie odwiedzają zarówno nasi rodacy, jak i Szkoci.

Jednak nie tylko możliwość wysłania paczki do Polski, zamówienia ciasta na rodzinną uroczystość, zakupienie asortymentu dla dzieci i konkurencyj-ne ceny przyciągają rodaków do tego sklepu. POLSKI SKLEP U ZBYCHA wspiera polskie inicjatywy orga-nizowane na terenie Szkocji. Wiedzą o tym m.in. maluchy z przedszkola w Edynburgu biorące udział w półkoloniach sponsorowanych przez właściciela sklepu oraz Konsulat Generalny RP w Edynburgu. Właściciel sklepu był jednym z organizatorów tegorocznego pikniku na rzecz integracji polsko-szkockiej w Perth, jak również wspomaga dzieci paczkami na święta.

Jak mówi Pan Zbyszek, właściciel sklepu: „Chodzi o to, aby na emigracji żyło nam się łatwiej. Niewielki gest w stronę drugiej osoby może czasem zdziałać cuda. Bardzo nas cieszy, jeśli i nasza działalność może się przyczynić do wzbogacenia życia polskich emigrantów”. POLSKI SKLEP U ZBYCHA341 Leith Walk, Edynburg EH6 8SD

godziny otwarciapon. - sob. 9:00 - 21:00niedz. 12:00 - 20:00

Page 37: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

„Kilku psychoanalityków później” to nowe określenie czasu, które zostało ukute na po-trzeby jednego z filmów Woody’ego Allena, odzwierciedlające istotę funkcjonowania re-żysera. Po 30 latach Allen jednak zrezygno-wał z psychoterapii, mimo że, jak twierdzi, nadal cierpi na klaustrofobię i agorafobię. Bywało, że na sesje chodził trzy razy w ty-godniu. Nie był wyjątkowym pacjentem, jak mu powiedział jeden z terapeutów, gorzko rozczarowany problemami duszy geniusza kina. Może nie miał dystansu do swojego za-wodu. Rudy, drobny Allen był wszechstron-nie aktywny od wczesnego dzieciństwa i od zawsze ironiczny. Wysłany do szkoły, w któ-rej uczyły się dzieci różnych wyznań, żarto-wał po latach, że był bity sprawiedliwie przez wyznawców wszystkich religii. Została mu pewna podejrzliwość w stosunku do spraw istot, które miałyby mieć status Boga.

„Stan lekkiej depresji” (jak określił swój nastrój sam Allen), w którym tkwił przez całe życie, to ulubiony leitmotif jego filmów, opowieści i żartów. Głównym winowajcą ta-kiego samopoczucia jest samo życie (które Allen dzieli na „straszne i nędzne”), a także świat („świat jest zepsuty i zły, a istota egzy-stencji jest po prostu bardzo tragiczna, bar-dzo brutalna i nieszczęśliwa”). Zwykle zatem bohaterami jego dzieł (zwłaszcza klasycz-nych) byli hiperinteligentni i nadwrażliwi maniacy ze skłonnościami autodestrukcyj-nymi, zapijający ból istnienia różnego rodza-ju trunkami i garściami połykający tabletki. Maniacy, których martwił głównie wszech-świat, czasoprzestrzeń oraz stan medycyny w kwestiach onkologicznych. W „Przejrzeć Harry’ego” („Deconstructing Harry”) pro-stytutka (która okazuje się jako jedyna po-ważnie traktować depresję bohatera) chce zorientować się, czemu jego dusza tak cierpi, na co dorosły Allen pyta retorycznie, czy sły-szała kiedyś o czarnych dziurach. „Ciekawe, że współcześni astronomowie twierdzą, że przestrzeń jest skończona. To pocieszająca wiadomość dla tych, którzy nie pamiętają, gdzie coś położyli” - stwierdza gdzie indziej. Intrygujące, jaka będzie filmowa reakcja Al-lena na wiadomość z 10 września br. o uru-chomieniu cernowskiego zderzacza hadro-nów, w którym mogą powstać mikro czarne dziury.

Allen nigdy nie zajął się tematami politycznymi. Historię też traktuje po macoszemu. Pytany przez dzien-nikarzy, czy wydarzenia z września 2001 roku znajdą jakiś oddźwięk w jego filmach, powiedział stanowczo, że nie. „W 2001 roku jacyś fanatycy zabili jakichś Amerykanów, a teraz Amerykanie zabijają Irakijczyków. W czasach mojego dzieciństwa naziści mordowali Żydów, a teraz Żydzi i Palestyńczycy mordują się wzajemnie. Historia to coś, co się powtarza” - powiedział w wywiadzie dla „Der Spiegel”. Jego podejście do filozoficznej postawy charakte-rystycznej dla rodzaju ludzkiego, że można czerpać lekcje z trage-dii, jest równie bezpardonowe: „To bardzo bolesne, że ludzie próbują racjonalizować tragedię i wmawiać sobie, że się czegoś nauczyli. Z tra-gedii nie płynie żadne pozytywne przesłanie”.

Urodzony pesymista albo, jak sam się określa, realista, zmienił swoje życie na względnie mniej nieszczęśliwie (w ocenie zwykłych śmiertelników bardzo szczęśliwe) po ostatnim ślubie. Po skandalu, kiedy jego partnerka Mia Farrow odkryła polaroidowe zdjęcia swojej 21-letniej, nagiej przybranej córki Soon-Yi (nie była to adoptowana córka Woody’ego - niektóre dzieci para przysposa-biała oddzielnie), bardzo głośnym rozwodzie, w czasie którego Farrow oskarżyła Allena o seksualne molestowanie innego dziecka, Woody Allen odkrył, że chce się ustatkować. Ameryka wieszała na nim psy, sąd zabronił mu widywać się z adoptowanymi dziećmi bez nadzoru. W takiej atmosferze Allen pewnego dnia zaczął rozważać zaproponowanie Mii Farrow roli w jednym z filmów. Jego produ-cent niemal został porażony atakiem serca, choć nie sądził, że Allen mówi poważnie. Ale reżyser powiedział: „Nie jestem taką osobą, która uważa, że jeśli ktoś mi coś paskudnego zrobił, to ja już nigdy nie będę mógł nic z tą osobą wspólnie przedsięwziąć. Choć oczywi-ście istnieje nieprzekraczalna linia. Nie dał-bym roli Hermannowi Göringowi”.

Allen nie przepada za swoją twórczością. Nie lubi wracać do swoich filmów, uważa, że sukces zdarzył mu się przez przypadek i że zawdzięcza go głównie Europie oraz garstce amerykańskich intelektualistów. Co praw-da, zarzuca im, że nie bardzo wiedzą, o co mu w filmach chodziło. Deklaruje, że nigdy nie zrobi dobrego filmu, chociaż, jeśli nadal będzie pracował, to może niechcący mu się to uda. Podobnie traktuje swoją muzykę. Od wielu lat gra na klarnecie, bywa, że jeździ na to-urnée. Kpi jednak sam z siebie i z tego, że ludzie płacą, by dostać się na jego koncerty: „Umarłbym z głodu w ciągu tygodnia, gdy-bym musiał się utrzymywać z gry, nie będąc wcześniej celebrytą”. Ale przyznał, że z wie-kiem dokonał pewnych postępów „w grani-cach dostępnych dla osoby pozbawionej ta-lentu”. Najwyraźniej faktycznie nie wiemy, o co mu chodzi.

O co chodzi Woody’emu Allenowi?

„Umarłbym z głodu w ciągu tygodnia, gdybym musiał się utrzymywać z gry, nie będąc wcze-śniej celebrytą”. Ale przyznał, że z wiekiem dokonał pewnych postępów „w granicach do-stępnych dla osoby pozbawionej talentu”.

LINKcafé

Aleksandra Łojek-Magdziarz

www.linkpolska.com

„Myślałem, że leczenie pana będzie fascynujące i eks-cytujące, a to, no cóż, jak słuchanie księgowego” - usłyszał pewnego dnia Woody Allen od swojego znu-dzonego psychoanalityka.

Klik

Fot. Colin Swan

Niezapomniane cytaty z twórczości Woody’ego Allena:

„Wyrzucono mnie ze studiów za oszukiwanie na egzami-nie z metafizyki - zajrzałem do duszy chłopca siedzącego obok”

„Nie chcę osiągnąć nieśmiertelności poprzez moje dzieła. Chcę to zrobić, nie umierając”

„Gdyby tak Bóg zechciał dać mi dowód na własne istnie-nie! Na przykład, deponując znaczną sumę na szwajcar-skim koncie”

Niepokojące czarne dziury

Tragedie nie uczą

Mia – tak, Göring – nie Nie bardzo rozumieją

godziny otwarciapon. - sob. 9:00 - 21:00niedz. 12:00 - 20:00

Page 38: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

folii od góry w kilku miejscach. Pieczemy 2 godziny w tempe-raturze 180 stopni Celsjusza. Potrawę warto podawać (na go-rąco lub na zimno) z żurawiną do mięs. Sukces w kucharzeniu murowany!

WAŻNE: Jeżeli podczas trybowa-nia kurczaka stracisz cierpliwość i kura oberwie parę cięć nieprze-widzianych, innymi słowy, nie bę-dzie nadawała się już do nafasze-rowania, nie trać pogody ducha, bo farsz włożony do prostokątnej foremki i upieczony w tzw. kąpie-li wodnej stanie się po prostu wy-bornym pasztetem i zrobi rewela-cyjne wrażenie na gościach. Czy ktoś musi wiedzieć o chwilach słabości, jakie nas spotkały pod-czas walki z kurą? Powodzenia i smacznego!

plastry bułkę, by wsiąkł w nią sos. Cebulę należy posiekać na drobno i zeszklić na oliwie, by by-ła miękka i lekko zrumieniona. Całość wystudzić. Potem mieli-my to, co dotąd podsmażaliśmy i dusiliśmy na patelni: wątróbki wraz z nasiąkniętą bułką, grzy-by, cebulkę. Wieprzowinę (suro-wą) należy najpierw przed mie-leniem rozdrobnić. Całość dosala-my i doprawiamy świeżo zmielo-nym pieprzem. Tak przygotowa-nym farszem nadziewamy nasze-go kurczaka.

Gotową pieczeń wkładamy do specjalnego rękawa foliowego (do-stępnego w sklepach z akcesoria-mi kuchennymi). Przycinając rę-kaw foliowy bierzemy pod uwa-gę zapas, bo końce trzeba będzie z dwóch stron związać. Po ich zwią-zaniu należy nakłuć powierzchnię

KURCZAK NADZIEWANy Z ŻURAWINĄ

LINKcafé

Helena Kubajczyk jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Wielbicielka sztuki wszelakiej, również kulinarnej. Obecnie mieszka w Poznaniu.

Fot. H. Kubajczyk

Dla nas, Polaków, jesień bez aromatu grzybów jest niewyobrażalna i niejesienna. W październiku proponu-ję więc kurczaka faszerowanego, którego podamy i na niedzielnym obiedzie na ciepło, i dnia następnego ja-ko zimną przekąskę.

Składniki:

1 cały kurczak

25 dag wątróbek kurzych

50 dag wieprzowiny (może być

karczek bądź biodrówka, do-

brze, jeżeli mięso nie będzie za

chude)

2 - 3 cebule

1 pszenna bułka

2 garści suszonych grzybów

(zamiennie możemy użyć 1 kg

pieczarek)

2 łyżeczki majeranku

oliwa do przesmażenia

sól, pieprz

Najistotniejszym elementem będzie wytrybowanie kurczaka. Dla niewtajemniczonych - wy-trybować oznacza pozbawić kości bez naruszenia skóry. Gdy otrzy-mamy kurczaka bez szkieletu, od-stające od korpusu udka i skrzy-dełka należy po prostu wepchnąć do środka, by otrzymać zwartą formę.

Aby przyrządzić farsz, nale-ży zacząć od namoczenia i pod-gotowania grzybów (w przypad-ku pieczarek - posiekać, poddusić na patelni i nieco przesmażyć), opłukania i oczyszczenia wątró-bek, usuwając widoczne czasem na powierzchni żółtawe skraw-ki. Przesmażamy na oliwie oko-ło minuty, po czym podduszamy. Pod koniec dodajemy majeranek. Na patelnię do podduszonych wą-tróbek dorzucamy skrojoną w

Na telefon

stacjonarny

do PolskiNa telefon

komórkowy

do Polski1p 6pNa telefon

stacjonarny

do Polski

0844 972 0010WYKRĘĆ

INSTANT DIAL

2 p

Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to number you initially text to. Credit lasts 90 days from �rst use.

Z Twojej komórki

wyślij sms o treści HALOna numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy następnie wybierz numer docelowy

Bez abonamentu

żadnych dodatkowych opłat

talk2save.co.uktext-n-talk.com

Słowacja 3pLitwa 3pLitwa tel.kom. 9pSłowacja tel.kom. 11p

Ask bill payer’s permission. Prices are per minute including VAT. Calls from a mobile may cost more. Contact your mobile provider if in doubt. Cost for using service will be added to landline providers phone bill. See website for full terms.

Page 39: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

COŚ DLA AMBITNYCH I TYCH, KTÓRYCH JESIENNA PORA SKŁANIA DO GOTOWANIA

„Nik

t nic

nie

czy

ta, a

jeśl

i czy

ta, t

o ni

c ni

e ro

zum

ie,

a je

śli n

awet

rozu

mie

, to

nic

nie

pam

ięta

Hasło oraz imię i numer telefonu prosimy przesyłać pod adres:Rozrywka,Link Polska Magazine,1a Market Place, Carrickfergus BT38 7AWlub [email protected]

LINKcafé

Dorota Mazur,absolwentka liceum plastycznego w Szczecinie i komuni-kacji wizualnej Poli-techniki Koszalińskiej. Pasjonatka rysunku i tańca. Od niedawna mieszkanka Poznania.

www.linkpolska.com

RYSUNEK: DOROTA MAZUR

””C

YTA

T M

IES

IĄC

A

Rozwiąż krzyżówkę i wygraj nagrodę niespodziankę!

Zwycięzcą losowania wrześniowejkrzyżówki (myśl Stanisława JerzegoLeca, „Lira Nerona była kamertonem”)została pani Ewa Andrykowska zWarrington.

GRATULUJEMY!

October 2008 | październik 2008 | 39

Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym wier-szu, w każdej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwa-dracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.

Sud

oku

2 41

98 5

24863

2

751

8

8 63

28751

85

41

4

325

93

Sta

nisł

aw L

em

Nie ma takich, ale początkowo, gdy po-midory dotarły do Europy z Ameryki Centralnej, dzię-ki hiszpańskim kon-kwistadorom, uważa-no je za rośliny trują-ce. Dlatego hodowano

je w ogrodach tylko i wyłącznie w celach dekoracyjnych. Z punktu widzenia na-ukowego pomidory są owocami. Jedynie w Stanach Zjednoczonych z powodów po-datkowych w 1887 roku Sąd Najwyższy zaklasyfikował pomidory jako warzywa. Miłośnicy tych owoców co roku spoty-kają się pod koniec sierpnia w Bunol w Hiszpanii, gdzie rzucają w siebie pomi-dorami. Miasto zamienia się w wielki sos pomidorowy – do rzucania przeznacza się 115 tysięcy tych owoców.

Trującepomidory?

Page 40: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Unit A Canalside John Gilbert Way Trafford Park Manchester M17 1AH tel./fax: 0 161 877 57 21; mobile.: 077 835 33 065, 077 835 33 050; e-mail: [email protected]

*atrakcyjne ceny*największy wybór produktów*świeże dostawy 3 razy w tygodniu

Firma POLSMAKUnit 33 Jamestown Business Park

Jamestown RoadDublin 11

Tel.: 018341147Fax: 018341043

Najw iększa w Dublinie oferta polskich

pro

dukt

ów

Atrakcyjne ceny * Bezpłatny transport na te

renie

całe

j Irl

andi

i

Miła i fachowa obsługa klienta

Zapraszamy rownież do naszegosklepu w centrum miasta, zapewniamyszeroki i tani asortyment produktów, jak i miłą obsługę

Sklep Polsmak27 Capel Str.

Dublin 1

Sklep Polsmak27 Capel Str.

Dublin 1

Page 41: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Angielski 4 razy szybciej!

CENISZ SWÓJ CZAS?

PRZYJDŹ DO NAS Metoda Callana

• SZYBKIE EFEKTY • GWARANCJA

SUKCESU • MAŁE GRUPY (DO 10

OSÓB) • LEKCJE PRÓBNE • BRAK ZADAŃ

DOMOWYCH

WWW.EFECT.CO.UK email:[email protected]

tel: 07521988954 Ravenhill Business Park Ravenhill Road, Belfast

SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO“EFECT”

Metoda Callana

przesyłkiIRLANDIA PÓŁNOCNA – POLSKA - IRLANDIA PÓŁNOCNAOferujemy przesyłki paczek, przeprowadzki, przewóz towarów, przewóz zwierząt, przewóz samochodów na lawecie, możliwość negocjacji cen, możliwośćwynajęcia całego samochodu.

Kompleksowa obsługa od drzwi do drzwi.

0789447754807922227434

NORTHERNIRELANDEXPRESS

POLSKIE BIURO

184 LISBURN ROADBT9 6AL BELFASTTEL. 028 90 80 30 85TEL. 028 90 296 296

internet - telefon - telewizjajuż od £15,50 miesięcznie

VIRGIN Media

BILETY

UBEZPIECZENIA NA SAMOCHÓD

lotnicze - promowe - eurotunel

min. formalnościniska cenasatysfakcja gwarantowanawww.balticaonlin

e.comwww.balticaonline.com

od£5przelewy do Polskina konta PLN i GBPnajlepszy kurs na rynku

LINKPOLSKA

LINKPOLSKA

Zamieść reklamę!Aneta PatriakTel.: +44 7787588140E-mail: [email protected]

Bann Street, Unit 3, BT62 3BG, Portadown

BuCar Spark ServicePRZYGOTOWANIE DO MOT – HAMULCE, ZAWIESZENIE, ELEKTRYKA

MECHANICZNE I ELEKTRYCZNE USUWANIE USTEREK KOMPUTEROWA DIAGNOSTYKA – WYŁĄCZANIE LAMPEK SERWISOWYCH

MONTAŻ - ALARMÓW, BLOKAD ELEKTRONICZNYCH, CENTRALNYCH ZAMKÓW

NAPRAWY NADWOZIA - MALOWANIE, BLACHARSTWO

SAMOCHÓD ZASTĘPCZY NA CZAS NAPRAWY *SPRZEDAŻ I SKUP SAMOCHODÓW

AUTOHOLOWANIE, LAWETA

Tel.: 07871441062, 07783029590, 07598938025pon.-pt.: 9 – 17 sob.: 10 – 15

Jedyny POLSKI warsztat w Twojej okolicy !

Page 42: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Liczba wydań 612

Wielka Brytania i Irlandia£15£25

Kraje UE

£25£35

ZAMÓW PRENUMERATĘ!Aby zamówić prenumeratę na dowolny adres na terenie Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz innych krajów Unii Europejskiej należy wypełnić formularz zgłoszenio-wy i odesłać go wraz z załączonym czekiem lub przekazem pocztowym (wystawionym na Link Polska) pod adres redakcji: Link Polska, 1a Market Place, Carrickfergus, BT38 7AW lub zadzwonić pod nr.: 028 9336 4400, aby dokonać płatności kartą.

Formularz zgłoszeniowy:Imię i nazwisko: .................................................................................................Prenumerata na okres: .........................Adres: ...............................................................................................................Kod pocztowy: .....................................Telefon: ................................................Załączam czek na kwotę: .....................

Bodybuilding4you_Ogloszenie_Link_Irlandia_63x41 copy.pdf 13/06/2008 20:12:17

PrzesyłkiPolska-Irlandia Północna-

-Szkocja-Anglia i z powrotemPrzeprowadzki

Transport samochodówZakupy w Polsce, tanio

0784047813407873145750

PACK-MANtel.:lub

PRZESYŁKI

www.islandexpress.eu

Regularny transport przesyłekPolska-Irlandia Północna-Polska

IslandExpress s.c. tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel. +48 76 856 50 54

oferujemy: bardzo atrakcyjne ceny ubezpieczone przesyłki kompleksową obsługę From DOOR TO DOOR obsługę klientów indywidualnych usługę „zamów kuriera on-line”

Stuprocentowy profesjonalizmgwarantowany 17-letnimdoświadczeniem. Oferujęszeroki wybór wzorów orazrealizację własnych projektów.Poprawki tatuaży i wykonywanieportretów na skórze.

Atrakcyjne ceny!Robert, tel.: 07842670086,Belfast i okolice

TATUAŻ ARTYSTYCZNY!

ogłoszenia społeczne

Irlandia Północnai Republika IrlandiiSamochody, motory, quady, sprzęt budowlany i rolniczy, przesyłki kurierskie i inne nietypowe rzeczy

TRANSPORT POLSKA

Tel.: 07599706767 07599706766

LINKPOLSKA

LINKPOLSKA

Zamieść reklamę modułową!Aneta PatriakTel.: +44 7787588140E-mail: [email protected]

firm z ---

telefonu:

pod adresem:

Szukasz pracy?Mamy dla Ciebie pracę przy roznoszeniu ulotek dla jednej z Belfastu. Gwarantujemy elastyczne godziny pracy (full-time i part-time). Wymagana jest dobra kondycja zdrowotna, z uwagi na konieczność pokonywania dużych dystansów. Podstawowa znajomość języka angielskiego mile widziana, ale nie konieczna. Szukamy wyłącznie ludzi uczciwych i godnych zaufania. Szczegółowych informacji, dla osób władających językiem angielskim, udziela Roxi pod numerem

07791210002. Dla osób borykających się z barierąjęzykową kontakt drogą elektroniczną

[email protected]

Sylwia KonarskaWiek w momencie zaginięcia: 21 latWiek aktualny: 29 latOstatnie miejsce pobytu: Londyn, Wielka BrytaniaData zaginięcia:ok. 04/2004Oczy: piwne / Wzrost: 176 cmZnaki szczególne: pieprzyk na prawym policzku

Sylwia wyjechała do Wielkiej Brytanii 14.10.2001 r. Była w regularnym kontakcie z rodziną, który urwał się ok. kwietnia 2004 r. 22.08.2008 r. zmarł mąż Sylwii. Dwójka dzieci pozostaje pod opieką dziadków. Kontakt: ITAKA - Centrum Poszukiwań LudziZaginionych, tel.: 0801247070, 226547070lub z polską policją. Więcej: www.zaginieni.pl.

POSZUKUJEMYWOLONTARIUSZY!Grupa Wsparcia dla polskich emigrantów przy organizacji Seeds w L’Derry szuka osób chętnych do współpracy. Założeniem inicjatywy jest pomoc emigrantom w uzyskaniu dostępu do wszelkiego rodzaju informacji i organizacji. Jesteśmy otwarci na Wasze pomysły i sugestie. 7 - 15 Foyle Street, L’DerryTel.: 07518374481(Marlena, Ewa, Maciej)E-mail: [email protected], [email protected], [email protected]

!

POSZUKIWANI:

SERWIS KOMPUTEROWYPROFESJONALNIE, SZYBKO, TANIOSIECI BEZPRZEWODOWE,ZABEZPIECZENIAPRZERABIANIEBELFAST, Tel.: 07727283782

KLUB DLA DZIECI I MŁODZIEŻY KAMELEONZapraszamy na zajęcia w każdyponiedziałek od 18:15 – 20:00Dwie grupy wiekoweJuniorzy 5 – 10 lat / Seniorzy 11 – 18 latNew Mossley Prezbiterian Church2 Ballycraigy Way, Newtownabbey BT36 5XHKontakt: Tel.: 075 16 15 19 62E-mail: [email protected]

Page 43: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Po prostu wybierz 084 4831 3897następnie wybierz numer docelowy

www.auracall.com/link To proste… Spróbuj teraz!

Dzwoń do domu

z tel. stacjonarnego2 p/min

już od

7p/min - 087 1412 38972p/min - 084 4831 38973p/min - 084 4988 38973p/min - 084 4988 3897

Polska tel. komórkowyNiemcy tel. stacjonarnySłowacja tel. stacjonarnyIrlandia tel. stacjonarny

T&C’s: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute & include VAT. Calls billed per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 5p by BT.Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Infolinia: 087 0041 3897

do Polski

BEZ NOWEJ KARTY SIM BEZ UKRYTYCH OPLAT

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. **Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Infolinia: 020 8497 4698 Tanie Rozmowy!

Do³aduj T-Talk z komórki wybierz 0208 497 3897 & 1 po £5 kredytu.

www.auracall.com/glosik

2p/min

7p/min

2p/min

1p/min

1p/min

1.6p/min

5.5p/min

1.6p/min

0.8p/min

0.8p/min

Polska

Polska

S owacja

Czechy

USA

Do³aduj T-Talk przez internet**

na www.auracall.com/glosik

Do 27% extra kredytu ZA DARMO je li do³adujesz konto przez INTERNET

C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K

210x148_TTV_LINK POLSKA_3897_polPage 1 22/07/2008 13:09:52

POSZUKIWANI:

KLUB DLA DZIECI I MŁODZIEŻY KAMELEONZapraszamy na zajęcia w każdyponiedziałek od 18:15 – 20:00Dwie grupy wiekoweJuniorzy 5 – 10 lat / Seniorzy 11 – 18 latNew Mossley Prezbiterian Church2 Ballycraigy Way, Newtownabbey BT36 5XHKontakt: Tel.: 075 16 15 19 62E-mail: [email protected]

Page 44: 10 October/październik 2008 ISSN 1756-3542

Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy

Fotokasty dostępne na: