Post on 10-Mar-2016
description
ONAK
ONAKONAK
wacław
onak
Obrazy są próbą budowania malarskiej rekonstrukcji
rzeczywistości. Tworząc tę nową rzeczywistość
– odartą z dosłownych znaczeń – pokazuję jej mechanizm,
jej dzianie się, w którym jest niby jakaś logika, ale której
sensu nikt nie zna, bo cóż jest pewnego poza tym,
że wszystko jest niepewne, nietrwałe, rwie się na strzępy.
Świat jest pełen nie rozstrzygniętych zagadek...
człowiek usiłuje złapać, zatrzymać na stałe jakieś prawdy,
które okazują się iluzją. Buduję więc w malarstwie tę
niepewność, tę nerwową zakłóconą przez człowieka
przestrzeń życia, natury; to pasmo życia gdzie mieszają się
rytmy biologii i rytmy ludzkie tak, że powstaje pieniąca się
magma, która jednak wydaje się mieć pozory sensu.
Sensu którego nie widać ale jest jakby wyczuwalny,
a to pozwala żyć w bezustannym poszukiwaniu.
Wacław Onak
Wacław Onak
Urodził się 1958 roku w Tarnowie. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych
w Krakowie. Dyplom na Wydziale Malarstwa w pracowni prof. Juliusza
Joniaka. Uprawia malarstwo sztalugowe. Swoje prace prezentował na
wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Jego obrazy
znajdują się w zbiorach prywatnych w Belgii, Niemczech, Francji, Hiszpanii,
Japonii, Anglii, Szwecji, USA, Brazylii, Australii i w Polsce.
Was born in 1958 in Tarnów. He graduated from the Academy of Fine Arts in Cracow, and obtained a diploma at the Painting Faculty at the studio of professor Juliusz Joniak. He pursues easel painting. He showed his works at individual and collective exhibitions in Poland and abroad. His paintings are found in private-owned collections in Belgium, Germany, France, Spain, Japan, Great Britain, Sweden, Brazil, Australia and Poland.
2
Wackowi z okazji 25-lecia pracy artystycznej | Viola, Kasia, Karina i Kornelia
4
drzewa, kwiaty, łąki…
...właściwie wszystko jest tu jedną masą, jednolitym, zielonym gąszczem
bez skrawka nieba. Ale dlaczego tę zieleń nazywać zielenią? Nie ma tu ja-
kiejś zwartej barwnej jednolitości. Ta całość drga blaskiem ciepłego światła,
nigdy – nigdzie jednakowego. Czy materia tej masy jest wynikiem horror
vacui, czy potrzebą dekoracyjnego nagromadzenia różnorodności kształ-
tów, form, kolorów, plam i rytmów? Tu jest druga połowa września. Liście,
gałęzie, kwiaty, łodygi, trawy. Skrawki wody wielobarwnie i różnokształtnie
zarastającego stawu napełnionego lustrzanym odbiciem wiotkich, niema-
terialnych a dosadnych, barwnych obecności – zapowiedzi nadchodzącej
jesieni. Wszystko tu przypomina raj, wiosnę i letnie nasycenia. Teraz czeka
na odpoczynek, by znów, omal za chwilę zalśnić z niespotykaną energią.
Wydaje się nawet, że ten stan rzeczy trwa tu zawsze, że tego świata nie do-
tyczą bezlistne, wietrzne i deszczowe depresje, że nic tu nie marnieje i nie
zamarza tylko przeistacza się w kolejny życiodajny, bujny stan rzeczy. Patrzę
na ten świat z niebem odbitym w plamach na wodzie codziennie, niekiedy
po kilka razy. To ogród w Giverny, miejsce Claude Moneta, jego do ostatnich
dni najżyźniejsza pustelnia, fotografia tego miejsca, która udaje jego obrazy.
Cenić i uprawiać w sztuce logikę miary i rozumu, czy bezgranicznie oddać
się porywom wzruszenia? Po której stronie być, za którą się opowiedzieć?
Stać się, być światkiem chwili, czy przemyślnego zamiaru? Odwieczny kon-
flikt, starszy niż batalia Salonu Odrzuconych /impresjonistów/ z Salonem Pa-
ryskim, niż spór „rubensistów” z „poussinistami”, weneckiej z florencką szkołą
sztuki. Odwieczny i obecny w każdym człowieku. Generalnie, zawsze z jakie-
goś powodu. Może nim być zarówno pycha rozumu jak i oszalała energia.
Kiedyś, czegoś ma się już dość! Gdy karykatura rozumu lub beztroski prowa-
dzi do nieszczęścia całe państwa, poszczególne narody, grupy ludzi czy poje-
dynczego człowieka. Artysta to ktoś taki, kto czuje więcej, mocniej, dosadniej.
Bywa, że czuje wcześniej od innych. Jego sztuka coś przeczuwa, zapowiada.
Jest reakcją na dotkliwość stanu rzeczy, jest też alternatywnym światem.
Gdy maszyna parowa zaczęła popędzać świat ku czemuś co dziś nazywamy
cywilizacją, gdy koń stał się również koniem mechanicznym, gdy człowiek
stał się masą lub choćby trybikiem, gdy stare smaki i gusty więziły pędz-
le i czyny, coś się stać musiało. Biedny na ogół artysta – towarzysz pana
w podróżach do wód, który chorował na bronchit lub wstydliwie – szukał
i odnajdywał swoje katharsis, swój świat… w słońcu. Atlantyckie czy Lazu-
rowe Wybrzeże, Zatoka Neapolitańska, wybrzeża Hiszpanii, Turcji i Afryki
Północnej, wszystko co miało więcej natury pełnej światła, ciepła ale i cie-
nia, wody, stało się sanatorium dla skołowanego artysty, który miał dość
wszystkiego – kanonów, jedynie słusznych zasad i nakazów. Chciał być
wolnym! Szukał wolnej natury i innego świata. Odnajdywał go w naturze
i w innościach formy japońskich drzeworytów, które jako „zapchaj dziury”
docierały teraz do Europy wraz z delikatną ceramiką, ale i w wyprawach do
zaoceanicznych wysp. Dość wielkich tematów i motywów, salonów miesz-
czańskich i Paryskich! Tu świeci słońce! Naprawdę, tu świeci inaczej. Jest
go tyle, że posiada moc przemiany czerni i szarości cieni w błękity i fiolety.
Gdy miesza się z parą morza, gdy odbija się w wodach, gdy przenika to
wszystko, staje się jak tęcza, jest nią wszędzie, na wszystkim i we wszyst-
kim. Taki świat daleki od rozterek egzystencjalnych, światopoglądowych,
religijnych, obyczajowych i bądź jakich stał się „nowym” /raz na parę wie-
ków/ doświadczeniem, doznaniem artysty. Nie pochyleni do ziemi chłopi
zbierający ziemniaki, a chwila słonecznego i malarskiego żaru poprowadzi-
ły wspólnie wielu malarzy.
Frederic Bazille, Eugene Boudin, Gustave Caillebotte, Mary Cassat, Paul
Cezanne, Edgar Degas, Paul Gauguin, Jean Guillaumin, Johan Jongkind,
Edouard Manet, Claude Monet, Berta Morisot, Camille Pissarro, Pierre Re-
noir, Alfred Sisley, Henri de Toulouse-Lautrec, James Whistler, Ignacio Zu-
longa potem Vincent van Gogh, George Seurat, Paul Siniac, Henri Cross,
Henri Matisse, Maurice de Vlaminck, Andre Derain, Jean Puy, Henri Man-
guin, Charles Camoin, Georges Rouault, Aleksiej Jawlensky, Raoul Dufy,
Pierre Bonnard, Georges Braque i jeszcze Ernest Kirchner, Emil Nolde, Karl
Schmidt-Rottluff, Max Pechstein i inni, i ci w między czasie, i ci, o których
milczą podstawowe /lub zaprawione duchem wyższości narodu nad na-
rodem/ słowniki historii sztuki, wszyscy oni zanurzeni w świetle wysła-
wiali KOLOR, czasem utożsamiali go z barwą, inni z siłą ekspresji. To on
był tu źródłem i sensem jednocześnie. Do miejsca, w którym wrzało nie
5
tylko kolorem, do Paryża, dojechał świat cały tych co chcieli. Sztuka, ma-
larstwo, było ich jedynym sensem. Wewnętrznie nie mieli innego wyjścia.
Ponad 300 artystów z Polski osiadło tu wówczas na chwilę lub na zawsze.
Niektórzy przyjęli francuskie obywatelstwo. Wielu odnosiło sukcesy w ofi-
cjalnych konkursach: Anna Bilińska-Bohdanowicz, Józef Chełmoński, Stani-
sław Szukalski, Rafał Malczewski i pół wieku po nich Jan Lebenstein. Ludwik
Markus stał się Louis Marcoussis’em. Propagując kubistyczne założenia no-
wego malarstwa stał nie tylko na straży wielkiego talentu swojej żony Alicji
Halickiej, także lub przede wszystkim Picassa i Braque’a. Ci co współtwo-
rzyli wielki tygiel artystyczny Ecole de Paris, międzynarodową społeczność
artystów absorbowali zdobycze wielu powstałych lub rodzących się kie-
runków artystycznych, po impresjonizmie i postimpresjonizmie, ekspresjo-
nizm, fowizm i nabizm ze wspomnianym kubizmem włącznie. Wśród nich:
Sasza Blondel, Henryk Hayden, Mojżesz Kisling, Simon Mondzain, Mela Mu-
ter, Zygmunt Landau, Eugeniusz Zak, Leopold Gottlieb, Joachim Weingart,
Roman Kramsztyk, Henryk Epstein, Zygmunt Menkes, Erno Erb, Rajmund
Kanelba i wielu innych. A impresjonizm w Polsce, o którym w prasie polskiej
pisano w 1883 roku z okazji śmierci Maneta? Aleksander Gierymski, Włady-
sław Podkowiński, Józef Pankiewicz, Leon Wyczółkowski także Władysław
Chełmoński rozjaśniając paletę poszukiwali wzbogacenia kolorystycznego
swych płócien poprzez obserwację tego co przenika materię, odbarwia lo-
kalny kolor związując go ze światłem, silnym światłem słońca, jego refleksu
i niespodziewanie barwnego półświatła, także cienia. Tadeusz Makowski,
Władysław Ślewiński, Olga Boznańska przyjeżdżają i wyjeżdżają ostatecznie
wybierając Bretanię lub Paryż. Kto z nas wie jak wyglądało ponad 30 płó-
cien wysłanych przez Stanisława Wyspiańskiego z Paryża do Polski? – Nikt.
Nie dotarły, a ślad po nich zaginął. Możemy się tylko domyślać skoro o jego
wystawionych pastelach tak pisał w 1894 roku Zygmunt Parvi, recenzent
warszawskiego Przeglądu Tygodniowego: „(...) Do wad impresjonistycz-
nych zaś należy sposób malowania taki, że z daleka patrząc, doznajemy
wrażenia najwyśmieniciej podchwyconej natury. Z bliska nie sposób na nie
patrzeć, artysta bowiem nie przebiera w kolorze; prawie wszystkie jego
postacie mają niebieskie włosy, pąsowe oczy oraz fioletowe policzki (...)”
Kto z nas jest w stanie wyobrazić sobie „skutki” jego „impresyjnego” malo-
wania gdyby dowody tej fascynacji dotarły do Krakowa. Przełamanie dotąd
historyzującej krakowskiej szkoły nastąpiło nie tylko dzięki paryskiej przygo-
dzie Jana Stanisławskiego z dywizjonizmem lecz za sprawą zreformowanej
przez Juliana Fałata w 1897 roku Akademii, w której Stanisławski prowadził
własną „impresjonistyczną” szkołę krajobrazu. O prawo do studiowania w Pa-
ryżu starał się wówczas w imieniu studentów Józef Pankiewicz. Namówił do
wyjazdu grupę studentów mając nadzieję na to, że uda się na stałe stworzyć
w Paryżu filię krakowskiej Akademii by „naoczne” móc studiować sztukę.
Józef Czapski, Jan Cybis, Artur Nacht, Zygmunt Waliszewski, Seweryn Bo-
raczek, Hanna Rudzka-Cybisowa, Zofia Lipińska, Joanna Strzałecka, Janusz
Strzałecki, Dorota Berlinerblaumówna, Piotr Potworowski tworzą Komitet
Paryski. Niektórzy z nich wracają na parę lat przed 1939 rokiem do kraju.
Wielu z nich, „kapistów”, staje się pedagogami w całym kraju; w Warszawie,
Krakowie, Sopocie /potem w Gdyni, dziś w Gdańsku/ i Wrocławiu. Wycho-
wują postkapistów, tworząc kontynuację kolorystów. Uczniem, studentem
paryskiej filii Akademii był Czesław Rzepiński. Po latach czterokrotny rektor
ASP stał się wraz z profesorem Jerzym Fedkowiczem nauczycielem Juliusza
Joniaka. Studentem u profesora Joniaka był Wacław Onak.
Proszę o wybaczenie za ten historyczny, uproszczony do granic przyzwo-
itości wypis dynastyczny. Moją intencją jest wskazanie lub zaledwie przy-
pomnienie zasadniczej zależności pomiędzy malującymi ludźmi wtedy
gdy tych wiąże ze sobą pasja widzenia, sens przeżycia, radość pozostawia-
nia nam w wyniku tego jakichś śladów, znaków wrażliwości, które zawsze
znajdują swych tropicieli i kontynuatorów. I bez znaczenia jest tu to, że dla
jednych istotnym stał się urok-wdzięk rozmigotanej w słońcu palety, potem
obrazu poprowadzonego 167 spisanymi, pointylistycznymi zasadami, a dla
drugich krzyk upału doprowadzony do szaleństwa. Dzikie Bestie fowizmu
wyrażały ostatecznie swoje emocje, podczas gdy ekspresjoniści niemieccy
interesując się bardziej przesłaniem niż zagadnieniami formalnymi obrazu
uderzali w równie gwałtowne tony. Bo kolor był od zawsze istotną cechą
wyrazową tych, którzy lubili malować.
Wskazałem, przypominając zaledwie kilka nazwisk, na źródło z jakiego czer-
pali pradziadowie, dziadkowie wreszcie ojcowie takich malarskich zjawisk jak
to, dziś sygnowane nazwiskiem ONAK.
„(...) lubisz to robić? – zapytał profesor studenta
lubię – usłyszał w odpowiedzi
lubi, to co to za praca? – pomyślał przez chwilę przypadkowy słuchacz. (...)”
6
Jakie jest malarstwo Wacława Onaka? Myślę, choć może zmyślam, że po-
czątkiem Jego malarstwa nie było doznanie natury zapisane własnoręcznie
szkicem na kartce papieru. Była nim sama sztuka i przeżywanie sztuki. Może
nieduża, w dodatku kiepska reprodukcja, błyszcząca dla niego nawet wtedy
gdy zjawiała się na niedoskonałym papierze ówczesnej gazety. Oczywiście,
zmyślam. Ale do rzeczy. Sądzę, że mógł być pod urokiem czyjegoś obrazu,
zobaczył w nim, czy poprzez niego cały swój niewypowiedziany dotąd, nie-
wyrażony świat, który był mocny, silny nasyceniem, wszystko w nim zamie-
niało się we wszystko, materia w materię, kolor w barwy, linia owijała plamę
by gdzieś zniknąć, przemienić się jak kameleon. Widać było odważne po-
ciągnięcia pędzla... a motyw? Ten był najmniej istotny, liczyło się Malarstwo.
Przyjrzał się naturze oczami sztuki. Może nawet pomyślał – to natura naśla-
duje sztukę. /I choć boję się na samą myśl, co by Pan Bóg na to powiedział,
– znamy biblijny opis Bożego zadowolenia i akceptacji kolejnych dzieł. Bóg
wiedział, że są dobre i tworzył dalej./ Tak powstawał świat.
Jak rodziły się kolejne płótna Wacława Onaka? Musiał zobaczyć nie tylko in-
spirującą reprodukcję. Musiał spotkać człowieka. Może kogoś z rodziny, przy-
jaciela, nauczyciela. Ten zobaczył jego barwny świat i postanowił mu pomóc
go rozwijać; nie z powodu, iż tarnowskie środowisko malarzy od zawsze ce-
niło sobie malarstwo w malarstwie. Dostrzegł nietuzinkowy zamiar, zaintere-
sowanie przeradzające się w pasję. Z czasem, z coraz to lepszego świata, już
nie tylko świata niezłej reprodukcji lecz krajobrazu, martwej i „żywej” natury
powstawały kolejne obrazy. Zaczął studiować w krakowskiej Akademii i dość
szybko znalazł w niej swoje miejsce. Była nim pracownia Juliusza Joniaka. To
były dobre lata. Malowali tam wszyscy, młodsi z tyłu, starsi bliżej motywu.
Pracownia była na końcu długiego, dziś już nieistniejącego korytarza na
pierwszym piętrze. Inne były wyżej i jeszcze wyżej. Malujący tam mieli szczę-
ście nie rozpraszania się i spokój za podwójnymi drzwiami. Profesor zapewne
mówił o świetle, o jego radosnej mocy sprawczej. Sam wyjeżdżał prawie każ-
dego roku w okolice Nicei z paczkami blejtramów – więc wiedział co mówi.
Mówił i wskazywał na muzyczność, polifoniczność zestawień, na dźwięk
koloru. A jednocześnie na dwie jeszcze rzeczy: na konstrukcję światła i obra-
zu, na niezmierzoną, zawsze oryginalną w spojrzeniu każdego, efemeryczną
substancjalność zjawisk.
Obrazy Wacława Onaka stawały się takimi właśnie, nie dlatego, że był dobrym
uczniem, studentem, że wybrał sobie „barwną” drogę dla swojego malowania,
lecz dlatego, że Jego malowanie było i jest Jego i w nim samym całym świa-
tem. Drzewa, kwiaty, łąki, owoce, warzywa, niekiedy pejzaże /nie zawsze pol-
skie/ malowane są intensywnością chromatycznego nasycenia całej palety.
Onak maluje orkiestrą symfoniczną, całym kołem barw. Użyta, złożona plama
barwna prowadzi nas do sensualnych odczuć. Swoboda ręki artysty dodaje
lekkości formom, nawet wtedy gdy Jego płótna pełne są niemal cielesnej
materii malarskiej. Pędzel, szpachla, własna dłoń wszystko może być tu narzę-
dziem, jeśli jest taka potrzeba. Potrzebą w malarstwie Onaka jest emocja, ro-
dzaj współdoznawania tego co radosne. Niektóre Jego płótna „opierają” swój
motyw o płaszczyznę. Są malowane podobnie jak kwiaty, rośliny, ze swadą
materii i koloru, ale posiadają jeszcze inną cechę. Jest nią rodzaj dynamicznego
ładu jaki tworzą pasowo, rytmicznie ustawione przy sobie, prostokątne formy.
Mogłyby być domniemanym płotem, są postawieniem obrazu w stan, który
nazwałbym beziluzyjną przestrzennością. W nich zaczyna się inna rzeczywi-
stość malarska dotykająca już nie tyle wrażeń, a zamysłów z nimi związanych.
Jednym słowem, te z ogromną kulturą malarską, hojnie malowane fragmen-
ty natury, świata danego nam przed oczy są ku doznaniom dobrym. Są!
...a jeśli już za oknem, nie ma wyjścia bo mieszka się „tu i teraz” i zagarnia nas
taki zły, głupi świat to ten inny należy sobie stworzyć. Najlepiej na początek
w sobie samym. I mieć zawsze radość z ogrodu Moneta.
Adam Brincken | luty 2011
14
Sosna
2004 olej na płótnie
30 x 45kolekcja prywatna
Łąka
2005 olej na płótnie
40 x 40kolekcja prywatna
16
Łąka
? olej na dykcie
27 x 17kolekcja prywatna
Drzewo oliwne
1994olej na płótnie
75 x 60 kolekcja prywatna
18
Łąka
2004 olej na płótnie
40 x 40 kolekcja prywatna
Róże
?olej na płótnie
40 x 40 kolekcja prywatna
20
Pelargonie
1999 olej na płótnie
26 x 21 kolekcja prywatna
Róże
2002olej na płótnie
50 x 50 kolekcja prywatna
22
Nasturcje
2010olej na płótnie
25 x 25 kolekcja prywatna
Begonie
1990 akwarela23 x 29
kolekcja prywatna
28
Słoneczniki
2001olej na płótnie
78 x 58 kolekcja prywatna
Malwy
2008 olej na płótnie
38 x 38kolekcja prywatna
30
Magnolia
2001 olej na płótnie
21 x 26 kolekcja prywatna
Malwy
2003 olej na płótnie
22 x 29 kolekcja prywatna
32
Łąka
1994olej na dykcie
34 x 30 kolekcja prywatna
Magnolia
2002 olej na płótnie
25 x 30 kolekcja prywatna
36
Piwonia
2005olej na płótnie
20 x 32 kolekcja prywatna
Storczyki
2002 olej na płótnie
15 x 15kolekcja prywatna
38
Cebule
2010 olej na płótnie
24 x 30kolekcja prywatna
Magnolia
2010 olej na płótnie
19 x 14 kolekcja prywatna
42
Cebule
2001 olej na dykcie
15 x 20 kolekcja prywatna
Martwa natura z magnolią
2001 olej na płótnie
65 x 55 kolekcja prywatna
44
Kosz z jabłkami
2010 olej na płótnie
50 x 60
Martwa natura
2009 olej na płótnie
68 x 88 kolekcja prywatna
46
Muszle
2002 olej na płótnie
22 x 28kolekcja prywatna
Bażanty
2002 olej na płótnie
38 x 48 kolekcja prywatna
50
Martwa natura granatowa
2008 olej na płótnie
50 x 70
Tulipany
2006 olej na płótnie
40 x 50kolekcja prywatna
52
Akt
1991 olej na płótnie
45 x 42kolekcja prywatna
Akt
1999 olej na dykcie
15 x 21kolekcja prywatna
56
Akt
2003 olej na dykcie
23 x 14kolekcja prywatna
Akt
2000 olej na dykcie
30 x 23kolekcja prywatna
pomysł i koncepcja kataloguVioletta Onak
Fotografie Hubert Burzawa
Projekt, skład, druk grupa tomami
Wydawca grupa tomami | www.tomami.pl
© grupa tomami, Kraków 2011
ISBN 978-83-60246-83-2
Wydawca wyraża gorące podziękowania wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji tego wydawnictwa, w szczególności prywatnym kolekcjonerom, którzy umożliwili reprodukcję dzieł.
GŁóWNy PARTNER WyDANIA | Karpacka Spółka Gazownictwa | www.ksgaz.pl
PARTNERZy WyDANIA | Azoty Tarnów | www.azoty.tarnow.pl | Gminne Centrum Kultury i Bibliotek | www.gckib.pl
ONAK
ONAK
wacław
onak
Obrazy są próbą budowania malarskiej rekonstrukcji
rzeczywistości. Tworząc tę nową rzeczywistość
– odartą z dosłownych znaczeń – pokazuję jej mechanizm,
jej dzianie się, w którym jest niby jakaś logika, ale której
sensu nikt nie zna, bo cóż jest pewnego poza tym,
że wszystko jest niepewne, nietrwałe, rwie się na strzępy.
Świat jest pełen nie rozstrzygniętych zagadek...
człowiek usiłuje złapać, zatrzymać na stałe jakieś prawdy,
które okazują się iluzją. Buduję więc w malarstwie tę
niepewność, tę nerwową zakłóconą przez człowieka
przestrzeń życia, natury; to pasmo życia gdzie mieszają się
rytmy biologii i rytmy ludzkie tak, że powstaje pieniąca się
magma, która jednak wydaje się mieć pozory sensu.
Sensu którego nie widać ale jest jakby wyczuwalny,
a to pozwala żyć w bezustannym poszukiwaniu.
Wacław Onak