Download - Kwantologia 1.6 spojrzenie z wysoka.

Transcript
Page 1: Kwantologia 1.6   spojrzenie z wysoka.

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 1.6 - Spojrzenie z wysoka.

Każdy domorosły znawca wszystkiego wie, że niejaki Einstein (ten od "E") nie godził się na hazard z bytem pozafizycznym oraz nie dawał przyzwolenia na splątany wewnątrz rzeczywistości stan elementów. Co więcej, podobne uwagi wobec bliskiego i dalekiego świata mieli inni fachmani dłubiący w kwantowym podatomowym drobiazgu - wyszło pół za, pół przeciw. Czyli temat zdiagnozowany.

Ale sprawa, trzeba to przyznać kolego fizyku - mimo eksperymentów, które owe dziwy działania na dystans potwierdzają - jednoznaczna i do końca jasna nie jest. Dziś, to faktyczny fakt, dominuje i nawet góruje "spojrzenie fizyka" - prawda, tak jest, wszystko piękniaste. Losowość w fundamentach bytu (a zwłaszcza w jego opisywaniu) wydaje się absolutną koniecznością. Ale. - Ale pozostaje i domaga się usilnie swoich praw odwieczne i od zawsze, i na co dzień, i w każdym osobniczym przypadku obecne odczucie (i doświadczenie!), że fakt poprzedzony jest innym faktem - i że ciągnie się to w nieskończoną wieczność.

Mówiąc inaczej - fizyka fizyką, eksperyment prowadzony na kawałkach materii i przy pomocy machin wnosi wiele (i jest to istotne), jednak negowanie i odrzucanie podejścia, w którym to eksperyment myślowy, czyli filozoficzny, jest podstawą do wnioskowania o rzeczywistości, to jest błędem. A co najmniej działaniem jednostronnym. Więc tym samym niepełnym z zasady (ułomnym, połowicznym). Dlaczego? Ponieważ owe dziwy i dylematy, które z takim przejęciem są aktualnie obserwowane w zachowaniu "porcji" czegoś na dnie, to jest znane od zawsze, to było analizowane na wszelkie sposoby - a nawet zostało jakoś oswojone i ponazywane. Że wspomniane analizy prowadzono w innym narzeczu niż fizykalno-matematycznym, że było to gaworzenie egzotyczne (niekiedy również ezoteryczne), to insza inszość i detal wobec Kosmosu.

Pojawia się więc oczywiste w tym momencie pytanie: czy filozof (po prostu gość od dłubaniny w abstrakcjach czy innych pojęciach) może do skwantowanego opisu rzeczywistości coś nowego i interesującego dorzucić - czy może, mówiąc wprost, "wychylić" się poza fizycznie i jedynie dostępne czas-i-przestrzeń i spojrzeć "na to wszystko" z daleka? Może. I powinien. - I nie chodzi o żadne "byty niematerialne" (czy podobne), ale o jak najbardziej konieczne. Chodzi o Fizykę. Chodzi zawsze-tylko-wyłącznie o Fizykę.

Eksperyment.Jednym z wielce skutecznych sposobów analizowania rzeczywistości jest analogia - potężne narzędzie, które pozwala zobaczyć to, co w

Page 2: Kwantologia 1.6   spojrzenie z wysoka.

inny sposób poznane być nie może. Dlatego, fizyczny kolego - żeby podeprzeć wyżej wyartykułowane - chciałbym zaproponować prosty, ale wymowny myślowy eksperyment, który wspomoże koleżkę w analizowaniu tego i owego. A co, korzystają fizycy z próbówek oraz zderzaczy, inni nie gorsi, również swoje sposoby mają.

Spotyka się otóż w popularnych ujęciach (które starają się urobek naukowy i "obraz tego wszystkiego" złaknionej gawiedzi przybliżyć, w zbiorze dla niej dostępnych znaków-ujęć zakamarki świata bliskiego i dalekiego pokazać) z różnymi sztuczkami. To te wszystkie modele z małymi i dużymi kulkami coś tam symbolizującymi (elektron, planetę lub dystans) - to te zobrazowania ze stadionami, po których osobnik objaśniający się przechadza, gdzie składniki kręcą się, iskrzą albo migoczą - itd. Znane, lubiane, robi wrażenie. A czyni się to po to, żeby wykazać, jakie to wielkie, a moja-nasza pozycja to pyłek wobec całości.Fajne to, powtarzam, serce ściska i rozum pobudza, jednak można z tego wycisnąć coś jeszcze - i to głęboko, zasadniczo ważniejszego.

Jednym z takich ujęć jest zobrazowanie oraz opisanie relacji między mną a "faktem elementarnym", dalej zwanym "elektronem". A mówiąc konkretnie, że ta relacja ma się tak, jak moje istnienie względem macierzystej gwiazdy. Słowem, że elektron w proporcji do mnie to to samo, co ja do Słońca. Ciekawe.

Ciekawe, ale też istotne. I to z logicznego, filozoficznego punktu widzenia. Choć, co warto podkreślić, również liczby, które muszą w tym momencie paść, one także mają swoją wagę. Z grubsza biorąc (proszę nie przejmować się szczegółami, w analizie tu prowadzonej chodzi o zasadę i zobrazowanie), lokalne słoneczko to 2 x 1030 kg, natomiast człowiek to 102 kg. Czyli zachodzi proporcja: Człowiek 1 - Słońce 2 x 1028.

Dalej - jeszcze dwa niezbędne elementy eksperymentu, bez tego się nie obejdzie. 31 536 000 s, rok kalendarzowy. Oraz dodatkowo, jako składnik zasadniczy działania i rozumowania, należy wprowadzić w tym miejscu pojęcie "obserwatora hipotetycznego". Czyli kogoś, kto jest umieszczony w stosunku do mnie w takiej proporcji, w jakiej ja lokuję się wobec elektronu. To obserwator ulokowany "w górze", swoje badania prowadzi na takim poziomie, na którym jedna sekunda jego obserwacji oznacza na moim 2 x 1028 sekund odnotowanej zmiany. (Zaznaczam, chodzi o eksperyment logiczny, bez żadnych odniesień.) Ja postrzegam rytmikę zdarzeń, które definiuję jako "elektron", w w proporcji 2 x 1028, ale jednocześnie sam jestem postrzegany (jako "elektron-człowiek") również w proporcji 2 x 1028. Efekt? W przeliczeniu jedna sekunda - podkreślam, kolego fizyku - tylko jedna sekunda "obserwacji z wysoka" to w moim, tak pozornie dobrze znanym świecie, 634 195 839 675 291 730 086,3 lat.Ciekawostka? Zabawne podejście? Igraszka logiczna? Otóż nie.

Zwracam uwagę na podane wielkości: jedna sekunda tzw. "obserwatora hipotetycznego" obejmuje w moim otoczeniu odcinek czasu o zakresie

Page 3: Kwantologia 1.6   spojrzenie z wysoka.

634 195 839 675 291 730 086,3 lat, a więc znacząco "wystaje" poza najśmielsze ustalenia wieku Wszechświata.

Co to oznacza? Że w opis - a raczej, żeby być precyzyjnym, że w próbę wyznaczenia mojego położenia w tak zakreślonym (wyliczonym) zbiorze elementów i ich lokalizacji, wprowadzić trzeba, po pierwsze, Kosmiczny ocean możliwości (wszak "Wszechświat" może, ale nie musi zmaterializować się, to może być ten lub inny układ planetarny, nawet bardzo wobec tego odległy - to może być stan potencjalny, który nie "zredukuje się falowo" do realności itp.; paleta rozwiązań równań opisujących ten proces jest przeogromna) - a po drugie zawsze niepewność co do stanu rzeczy, niepewność jako fakt integralny opisu.

Po trzecie, kiedy nawet maksymalnie zawęzić obserwacje (do granic technicznych i fizycznych możliwości obserwatora), więc analizować minimalny przedział "czasoprzestrzeni", to i tak rotacji elementu (czy innych parametrów) nie sposób wyznaczyć łącznie. - Dlaczego?Ponieważ najmniejsza, zarazem graniczna rozpiętość (rozdzielczość) obserwacji "bytu hipotetycznego", jest dalece większa ponad to, co oznacza moją sekundę; jedno "tyknięcie" na poziomie wysokim to dla mnie wieczność.

Po czwarte, co wymaga szczególnego podkreślenia: w takiej obserwacji z wysoka "fakt" analizowany ("elektron" czy podobne), to zbiór, nigdy jednostka - to zawsze złożenie elementów tworzących. A te zbierają się w postrzegany fakt długo - licznie i długo. Więc obserwator ma w swoim obrazie - skutkiem odbioru wielkiego zakresu przestrzeni i czasu - ogrom zdarzeń cząstkowych. Widzi jednostkę, a ta jednostka rozciąga się daleko-szeroko-wysoko-i-długo. Efekt? Postrzegany fakt zawiera w sobie (dla tego "wysokiego obserwatora") elementy, które albo w nim już dawno się nie zawierają - zawierają się aktualnie - albo jeszcze się nie zawierają, bo będą go budować za "tyknięcie", "za jakiś czas"; zgrubność rozbudowanego spojrzenia łączy w jedność coś, co takim (dla siebie samego) nigdy nie jest. Różnica w tempie zmian, a w tym przypadku jest ogromna, powoduje, że obserwacja tego samego bytu (tu: "elektronu") prezentuje się odmiennie - zależy od położenia i struktury osobnika analizującego (jego budowy)."Elektron" sam dla siebie jest bytem zbornym w "chwili wystawania" ponad próg; kiedy jest zborny i całościowy (zbudowany z elementów), to istnieje. Ale ten sam fakt dla obserwatora wysokiego, skutkiem rejestracji znacznego spektrum zjawisk, zawiera w sobie etapy, które wiodą do takiego stanu (elektron się buduje) - oraz te, które już nim nie są (struktura się rozpada).Powolność obserwacji z wysoka skutkuje sumowaniem tych zdarzeń - a w efekcie błędnym (nieostrym, rozmytym na fali) ich rozumieniem. A więc co najmniej niepełnym.

Inaczej, bo sprawa zasadnicza: jestem sam dla siebie strukturą jak najbardziej zborną i bytem całościowym (i nie rejestruję żadnych w tym procesie nieciągłości, przeskoków czy dziwów), ale w takiej, a więc prowadzonej "z wysoka" rejestracji zmian wyróżnionego z tła i całościowego obiektu, całe moje życie, wszystko od chwili zero aż

Page 4: Kwantologia 1.6   spojrzenie z wysoka.

po ostatnie tchnienie - w tym ujęciu to mało, to prawie nic. - To "mniej niż punkt" (kwantowy). W takim zobrazowaniu zjawisk, które znam z codzienności i które są dla mnie wszystkim, w taki sposób prowadzonym opisie (który można przecież zmatematyzować) zapewne nawet nie zbliżę się do realnych, faktycznych rozmiarów badanego obiektu, kiedy przyrównam stosowaną metodę do próby wyznaczenia położenia człowieka w zbiorze rozmiaru galaktyki - a może nawet i w gromadzie galaktyk (i to w rozkładzie przestrzennym oraz historycznym). "Ja", w dowolny sposób rozumiane "ja", w takim odniesieniu to nieprzeliczalny zbiór prawdopodobnych lokalizacji. I co więcej, nigdy z ostro zaznaczoną strefą, którą można zdefiniować jako granica badanego-obserwowanego istnienia. A zarazem i jednocześnie, co również trzeba bardzo mocno podkreślić, byt wielorako splątany z każdym innym stanem energetycznym, który znajduje się w okolicy.Mnie w tym ujęciu po prostu nie ma - "ja" to zawsze zbiór, wielki i przeogromny, i "rozwleczony" w czasie-i-przestrzeni "fakt zbiorowy".

Warto w tym momencie wyobrazić sobie pole obserwacji wspomnianego wyżej "bytu hipotetycznego" i odnieść to do zdeterminowania fizyka w poszukiwaniu elektronu - wnioski są pouczające. Jeżeli "obserwator hipotetyczny" będzie zdesperowany w wyznaczeniu mojego obecnego położenia (czy innych parametrów, które opisują w czasie i przestrzeni jednostkę) - jeżeli zapragnie "przyszpilić" i poznać "elektron-człowieka", musi podjąć decyzję: sprawdzam. Czyli musi wykonać pomiar - musi zdecydować się na zadziałanie (wskazać "palcem" punkt). Ale, zwracam uwagę, z całości mojego zaistnienia (obecnie i historycznie), w takiej skali dokładność badawcza sięga nie pojedynczego bytu, ale obejmuje wielgachne przyległości (może nawet całościowa linia ewolucji biologicznej w takim "mgnieniowym" pomiarze się zawiera). Jak w takich okolicznościach wychwycić ten jeden badany konkret? ...Nie można. Jego w takiej obserwacji po prostu nie ma.

Na jednostkę "tyknięcia zmiany" z poziomu obserwatora ("w górze") składa się to, co aktualnie mnie (lub elektron) tworzy, ale także zdarzenie sprzed wielu lat, nawet milionów. Skutek? Rozmycie na/w fali prawdopodobnych stanów, którą redukuje do jednego ciała-stanu akt pomiaru (aktywny akt pomiaru). Przed tym zdarzeniem były fakty wcześniej mnie budujące, ale już "zagasłe" - po nim są inne, które jeszcze nie zaistniały w moim doznaniu, jednak one wszystkie razem tworzą to, co mnie stanowi. Pomiar "odrzuca" brzegi i wybiera fakt ze zbioru - natomiast obserwacja (dowolnego już obserwatora oraz dowolnego już faktu) tylko-i-wyłącznie może rejestrować zbiór. Czyli nieostry, rozmyty, złożony z wielu poziomów i mniejszych jednostek stan energetyczny.Taka obserwacja notuje, zalicza do faktu byłe, aktualne i przyszłe - to zawsze suma zdarzeń, nigdy punkt.

Decydującą rolę w działaniu odkrywającym składniki rzeczywistości (te wszelkie "fakty elementarne") ma techniczna zdolność dotarcia do szczegółów. Historia poznania to "drobienie" drobiazgów - a też szukania zależności między nimi (reguł ich zmiany). Tylko że, to

Page 5: Kwantologia 1.6   spojrzenie z wysoka.

trzeba sobie powiedzieć szczerze i otwarcie kolego fizyku - w tym dążeniu "w głąb" jest granica: nie można zbadać fizycznie niczego mniejszego niż najmniejsze z najmniejszych dostępnych. Co nie oznacza - kolego fizyku - że to koniec, że to rzeczywiście logicznie najmniejsze z najmniejszych. Dalej-głębiej jest Fizyka.

Zwracam uwagę na tak powstały obraz mojego położenia - czy czegoś to nie przypomina? - Czy "mechanika elementów", którą hipotetyczny obserwator musi wyprodukować do zdefiniowania mojej lokalizacji, nie jest analogiczną procedurą, którą jako fizyk muszę zastosować wobec faktu nazywanego "elektronem"? Czy obrazy, tak odległe skalą i ilością zaangażowanej energii, czymś się różnią? Czy "dół" jest czymś innym od "góry"?W tym eksperymencie (i wcześniejszych) centralnym elementem jest to, że przy pomocy niezwykle prostego zabiegu logicznego uzyskuję mozaikę ujęć, która przyprawia fizyków o fundamentalne zmieszanie, a którą przypisują wyłącznie procesom na dnie. Jak widać, sprawa ma znacznie głębsze odniesienia i nie ogranicza się do "zakresu ciemnego" - dotyczy każdego poziomu i każdej obserwacji.

Co ważne i co podkreślam, w tym działaniu nie przekraczam w żadnym punkcie intuicyjnego postrzegania faktów i relacji między nimi, tu nic nie jest sprzeczne z tzw. zdrowym rozsądkiem - wszystko jest stąd i teraz i dobrze opanowane. A przecież obraz, który wyłania się z tego ujęcia, jest sprzeczny z codziennością, jest cudaczny, dziwaczny, szalony, daleki, oszałamia (mógłbym tak długo, fizyka dostarcza wielu podobnych określeń). Co więc jest tego przyczyną, świat i jego cechy, ponoć głęboko ukryte, czy obserwator próbujący rozpoznać te własności? Dlaczego fizyka w fundamentach dostrzega dziwy, choć wokół w miarę spokojnie?

Odpowiedź, która się nasuwa, jest wyraźna: to obserwator oraz jego możliwości (i położenie w zbiorze) decydują o tym, co i jak widzi (rejestruje) - to fizyczna budowa eksperymentatora wyznacza zakres "obmacywania" otoczenia. A także to, jakie na tej podstawie tworzy abstrakcje.

Prawda, kwanty odkryli fizycy (pełny szacun) - ale kwant to pojęcie filozoficzne.I warto z tego wyciągnąć wnioski.

cdn.

Janusz Łozowski