zgrzyt_sierpien2013

16
Zgrzyt Zgierska Gazeta Niezależna Egzemplarz bezpłatny Sierpień 2013, nr 19 Brakuje jedynie poważnej re- fleksji nad sensem tego całego zamieszania. A jest ono konse- kwencją nie tylko nieporadno- ści poszczególnych samorządów, które nie panują nad bałaga - nem, ale i długoletnich zaniedbań w edukacji ekologicznej w Polsce. Po kilku tygodniach obowią- zywania nowych przepisów doty- czących zbiórki odpadów komu- nalnych można ostrożnie ocenić, że o ile z kwestiami czysto orga- nizacyjnymi Zgierz na tle innych miast poradził sobie nie najgo- rzej (choć do ideału daleko), to z edukacją mieszkańców ma wy- raźny problem. I nie jest tu wyjąt- kiem; raczej wpisuje się w smutną normę. A przecież ktoś, kto nie został wcześniej przekonany do potrzeby segregacji i na dodatek mieszka na niewielkim metrażu, niezbyt chętnie zacznie rozdzielać śmieci na sześć frakcji. Tym sa- mym mało prawdopodobne wy- daje się, by nowa ustawa śmie- ciowa znacząco przybliżyła Polskę do realizacji założeń zapisanych w dyrektywach unijnych – a taki był przecież jej główny cel. O co chodzi UE? Jako kraj członkowski Unii Eu- ropejskiej zobowiązaliśmy się, że do 2014 roku już tylko 60 procent naszych odpadów będzie trafiać na wysypiska. Reszta ma być pod- dana procesowi odzysku. W jaki konkretnie sposób do tego dopro- wadzimy, to już zależy od inwen- cji polskich legislatorów. Z każ- dym rokiem wskaźniki mają się polepszać, tak aby docelowo wysy- piska zniknęły. Ministerstwo Śro- dowiska szacuje, że przed wpro- wadzeniem nowych przepisów do recyklingu kierowano zaledwie 11 procent śmieci z ok. 12 milio- nów ton produkowanych rocznie w Polsce. Ogień w Głowie 2013 - str. 15 Ciąg dalszy na stronie 3 Nie ma piwa bez kultury - str. 7 Odchodząc na księżowską emeryturę Na Radzie Miasta - uro- czyste pożegnanie i liczne wyrazy wdzięczności. Na fo- rach internetowych - ostre starcie zwolenników i prze- ciwników. Odejście ks. Mi - rosława Strożki z parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej rozpaliło dyskusję na temat kondycji tej najbardziej zna- nej zgierskiej parafii. Relacje z niej zdaje Adrian Skoczylas. Strony 12-13 Rezygnacja skarbnik miasta! Rezygnacja dotychczasowej skarbnik Urzędu Miasta Zgierza, Doroty Kubiak, była trzesięniem ziemii dla władz miasta, urzęd- ników i radnych. Kubiak, która przepracowała w Urzędzie 27 lat, zaś funkcję skarbniczki pełniła od 2008 roku, odeszła wytacza- jąc na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta szereg zarzutów wobec Prezydent Iwony Wieczorek. Znalazły się wśród nich oskarżenia o brak podpisów skarbniczki (wymaganych prawnie) pod niektórymi z do- kumentów, czy o brak zabezpie- czenia finansowego dla części z realizowanych przez miasto projektów. Ostre słowa padły również w temacie polityki ka- drowej, opierającej się zdaniem Kubiak na znajomościach i omi- janiu procedury konkursowej. Przebieg rezygnacji i zwią- zane z nią kontrowersje relacjo- nuje Patrycja Malik. Strony 14-15 Bramy raju nad Wisłą Z ponad 10 tysięcy wnio- sków o ochronę prawną, zło- żonych w 2012 roku przez uchodźców i imigrantów, którzy trafili do Polski, po- zytywnie rozpatrzono tylko 589 z nich. Czy przysłowiowa „polska gościnność” ode - szła już do lamusa? O nie- zwykle wąskich bramach raju nad Wisłą pisze Joanna Paliwoda-Szubańska. Strony 8-9 Sześć pojemników na jeden problem W spirali lokalowego długu - str. 5-6 Ewa Kamińska Rozważania o kolorach worków na śmieci, polemiki z prośbami o przepłu- kiwanie kubków po jogurcie, nerwowe oczekiwanie na harmonogram wywozu odpadów - śmieci to w Zgierzu – podob- nie jak i w całym kraju – najgorętszy te- mat tego lata.

Transcript of zgrzyt_sierpien2013

ZgrzytZ g i e r s k a G a z e t a N i e z a l e ż n aEgzemplarz bezpłatny

Sierpień 2013, nr 19

Brakuje jedynie poważnej re-fleksji nad sensem tego całego zamieszania. A jest ono konse-kwencją nie tylko nieporadno-ści poszczególnych samorządów, które nie panują nad bałaga-nem, ale i długoletnich zaniedbań w edukacji ekologicznej w Polsce.

Po kilku tygodniach obowią-zywania nowych przepisów doty-czących zbiórki odpadów komu-nalnych można ostrożnie ocenić, że o ile z kwestiami czysto orga-nizacyjnymi Zgierz na tle innych miast poradził sobie nie najgo-rzej (choć do ideału daleko), to z edukacją mieszkańców ma wy-raźny problem. I nie jest tu wyjąt-kiem; raczej wpisuje się w smutną normę. A przecież ktoś, kto nie został wcześniej przekonany do potrzeby segregacji i na dodatek mieszka na niewielkim metrażu, niezbyt chętnie zacznie rozdzielać śmieci na sześć frakcji. Tym sa-mym mało prawdopodobne wy-daje się, by nowa ustawa śmie-ciowa znacząco przybliżyła Polskę

do realizacji założeń zapisanych w dyrektywach unijnych – a taki był przecież jej główny cel.

O co chodzi UE?

Jako kraj członkowski Unii Eu-ropejskiej zobowiązaliśmy się, że do 2014 roku już tylko 60 procent naszych odpadów będzie trafiać na wysypiska. Reszta ma być pod-dana procesowi odzysku. W jaki konkretnie sposób do tego dopro-wadzimy, to już zależy od inwen-cji polskich legislatorów. Z każ-dym rokiem wskaźniki mają się polepszać, tak aby docelowo wysy-piska zniknęły. Ministerstwo Śro-dowiska szacuje, że przed wpro-wadzeniem nowych przepisów do recyklingu kierowano zaledwie 11 procent śmieci z ok. 12 milio-nów ton produkowanych rocznie w Polsce.

Ogień w Głowie 2013 - str. 15

Ciąg dalszy na stronie 3

Nie ma piwa bez kultury - str. 7

Odchodząc na księżowską emeryturę

Na Radzie Miasta - uro-czyste pożegnanie i liczne wyrazy wdzięczności. Na fo-rach internetowych - ostre starcie zwolenników i prze-ciwników. Odejście ks. Mi-rosława Strożki z parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej rozpaliło dyskusję na temat kondycji tej najbardziej zna-nej zgierskiej parafii. Relacje z niej zdaje Adrian Skoczylas.

Strony 12-13

Rezygnacja skarbnik miasta!

Rezygnacja dotychczasowej skarbnik Urzędu Miasta Zgierza, Doroty Kubiak, była trzesięniem ziemii dla władz miasta, urzęd-ników i radnych. Kubiak, która przepracowała w Urzędzie 27 lat, zaś funkcję skarbniczki pełniła od 2008 roku, odeszła wytacza-jąc na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta szereg zarzutów wobec Prezydent Iwony Wieczorek.

Znalazły się wśród nich oskarżenia o brak podpisów skarbniczki (wymaganych

prawnie) pod niektórymi z do-kumentów, czy o brak zabezpie-czenia finansowego dla części z realizowanych przez miasto projektów. Ostre słowa padły również w temacie polityki ka-drowej, opierającej się zdaniem Kubiak na znajomościach i omi-janiu procedury konkursowej.

Przebieg rezygnacji i zwią-zane z nią kontrowersje relacjo-nuje Patrycja Malik.

Strony 14-15

Bramy raju nad Wisłą

Z ponad 10 tysięcy wnio-sków o ochronę prawną, zło-żonych w 2012 roku przez uchodźców i imigrantów, którzy trafili do Polski, po-zytywnie rozpatrzono tylko 589 z nich. Czy przysłowiowa

„polska gościnność” ode-szła już do lamusa? O nie-zwykle wąskich bramach raju nad Wisłą pisze Joanna Paliwoda-Szubańska.

Strony 8-9

Sześć pojemników na jeden problem

W spirali lokalowego długu - str. 5-6

Ewa Kamińska

Rozważania o kolorach worków na śmieci, polemiki z prośbami o przepłu-kiwanie kubków po jogurcie, nerwowe oczekiwanie na harmonogram wywozu odpadów - śmieci to w Zgierzu – podob-nie jak i w całym kraju – najgorętszy te-mat tego lata.

2

Adres redakcji: ul. Rembowskiego 36/40, 95-100 Zgierz, tel. 511 202 214, www.gazetazgrzyt.pl, e-mail: [email protected] zespół: Weronika Jóźwiak (koordynatorka projektu), Alina Łęcka-Andrzejewska (Zgierski Uniwersytet Trzeciego Wieku), Ilona Majewska,

Patrycja Malik, Mateusz Mirys (redaktor naczelny), Karolina Miżyńska, Adrian Skoczylas

Wydawca: Stowarzyszenie Tkalnia, ul. Rembowskiego 36/40, 95-100 ZgierzPartnerzy: WOZ - Die Wochenzeitung, Stowarzyszenie Homo FaberNakład: 6 000 egzemplarzy

Jak powinni postępować rodzice, żeby dobrze wychować swoje dzieci?

Ania: Nie powinni mówić przy dzieciach brzydkich słów i krzyczeć.

Marysia: I nie bić się przy nich. No dzieci też nie powinno się bić.

A jak powinni się dorośli z dziećmi bawić, żeby dobrze je wychować?

Alicja: O tak. Na przykład grać z nimi w gry planszowe, karty.

Marysia: W ogóle spędzać z dziećmi czas…

A jak mogą to robić?Zosia: Iść z nimi do lasu, poba-

wić się w coś.Ania: Spędzić czas w parku,

czy na placu zabaw. Dla młod-szych to sam spacer po lesie jest fajny. Można zbierać kasztany i

liście kolorowe. Ale starszych to chyba spacer nie wychowuje już… Trzeba rozmawiać ze starszymi.

Jakie są jeszcze tematy warte rozmów rodziców z dziećmi, które nie są poruszane, a które są dla Was ważne?

Ania: O sprawach rodziców. Jak na przykład się kłócą, a potem coś uzgadniają - dobrze by było wiedzieć o co chodzi… To tak nie-fajne ukrywać coś przed dziećmi.

Alicja: Jak się robią starsi i się czegoś dowiedzą po pięciu, albo po czterech latach, to się zdenerwują.

A dorośli powinni z Wami podejmować wspólne decyzje, wspólnie uzgadniać różne do-mowe rzeczy?

Ania: Najlepiej to zasady. I co-dziennie o nich przypominać. Np. – codziennie pół godziny grania na komputerze i oglądania tele-wizji, a w weekendy – godzina. I że nie można samodzielnie doty-kać ognia, brać czegoś z lodówki…

A jakie wobec tego kary na-leży stosować wychowując dzieci?

Ania: No na przykład kara na komputer i telewizor jest dobra.

Zosia: Też kara na koleżanki. Czyli nie możemy się z nikim spotykać.

Marysia: Dobra kara to jest taka, żeby zabronić dziecku tego, co najbardziej lubi.

Ania: Ja podam przykład. Kiedy było obiecane, że na obiad

pójdziemy do McDonalda a byli-śmy niegrzeczni, to za karę obiad będzie w domu.

A jakie nagrody są najlepsze dla dzieci?

Alicja: Coś słodkiego.Ania: Wyjście na plac zabaw,

albo do jakiegoś figloraju.Marysia: Wyjście na jakiś

tam fast food – może być do Mc Donalda.

Zosia: Pojechanie do Łodzi na zakupy.

Alicja: Albo do kina.Ania: Jak jest dziecko starsze,

to można mu dawać pieniądze.Macie teraz okazję dać jakąś

radę dorosłym, która pomo-głaby im lepiej wychować swoje dzieci.

Zosia: Ja radzę, żeby rodzice się nie kłócili przy dzieciach.

Ania: Taka dobra rada, to żeby rodzice się w ogóle bardzo rzadko kłócili, nie bili dzieci i byli mili. Wtedy dziecko wchodzi w taką sama atmosferę i jest co-raz grzeczniejsze i wtedy jest le-piej w rodzinie.

Alicja: Żeby przy dzieciach ni-gdy nie pili piwa ani wódki. Bo dziecko może się tego nauczyć po rodzicach.

Marysia: Trzeba więcej czasu spędzać z dziećmi rozmawiać na takie miłe tematy. Tak z dwie go-dziny dziennie.

Dzieci i Ryby

Rys. Blanka Pustelnik

Mamy podręczniki o wychowywaniu, ekspertów i ekspertki po wie-loletnich studiach, nianie mniej lub bardziej super, doradztwo w postaci teściów i rodziców. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiście się co o wychowywaniu mają do powiedzenia dzieci?

Z pewnością ze-tknęli się Państwo w ostatnich mie-siącach z wido-kiem pobazgranych przez „nacjonali-stów” zgierskich murów. Ci „dzia-

łacze polityczni” z wielką we-rwą zabrali się do propago-w a n i a s w o i c h o r g a n i z a c j i i idei, niszcząc przy okazji czy to komunalne, czy prywatne elewa-cje. Najwyraźniej szacunek dla swoich rodaków i rodaczek koń-czy się w przypadku „narodow-ców” na końcówce puszki sprayu.

Wśród bazgrołów i chałupniczych wlepek można spotkać często te z napisami w stylu: „Stop islami-zacji Europy”.

Przyznam, że za każdym ra-zem tego typu komunikaty mnie zaskakują. Bazują one bowiem na przekonaniu, że Europie w ogóle grozi coś takiego, jak „islamiza-cja”. Czy tak faktycznie jest, łatwo zweryfikować na podstawie kilku danych: w Europie (wyłączając Turcję) muzułmanie stanowią ok. 6% populacji, zaś w Unii Europej-skiej - niecałe 4%. W Polsce na-tomiast jest ich garstka, bo nieco ponad 30 tysięcy (przypomnijmy: na ponad 30 milionów obywa-teli). Co więcej, jak pokazuje tekst Joanny Paliwody-Szubańsiej z

tego numeru Zgrzytu, Polska jest bardzo ostrożna w otwieraniu swoich bram na nowych przyby-szów. W 2012 roku, z ponad 10 ty-sięcy wniosków o objęcie ochroną prawną złożonych przez imigran-tów i uchodźców, pozytywnie roz-patrzonych zostało tylko... 587.

Żeby mówić więc o „muzuł-mańskim zagrożeniu” jako istot-nym, ważnym problemie Europy (którym najwidoczniej nie są dla „nacjonalistów” nierówności spo-łeczne, kryzys ekonomiczny czy wyzwania klimatyczne), trzeba wychodzić z założenia typowo rasistowskiego: a mianowi-cie, że wszyscy muzułmanie to terroryści.

Stereotypizowanie różnych grup: etnicznych, religijnych, na-rodowych itd. ma swoją długą hi-storię. Jej okropna, krzywdząca siła kończy się piętnowaniem tych grup za grzechy popełniane przez nieliczne, należące do niej

jednostki. Ofiarami tego procesu paść może w zasadzie każdy - także Polacy, stanowiący np. w Wielkiej Brytanii mniejszość naj-liczniejszą, najbardziej zauwa-żalną i najgorzej postrzeganą przez angielskich odpowiedni-ków tutejszych „nacjonalistów”. Można się spodziewać, że przy-padek polskich rodziców, którzy zakatowali swoje dziecko tylko podsyci tego typu szowinistyczne nastroje.

Dlatego, zamiast bezrozumnej nienawiści i krzywdzących uprze-dzeń warto dążyć do integracji, porozumienia, dialogu. Te war-tości wspólne są chrześcijanom, muzułmanom, ateistom... - każ-demu, komu bliski jest podsta-wowy kanon moralny i etyczny. Dlatego razem powiedzmy gło-śno: Stop idiotyzacji Zgierza! ■

WstępniakMateusz Mirys

3

Segregacja - i co dalej?

- Nie mamy ostatecznych da-nych, ilu mieszkańców zdecydo-wało się segregować odpady, po-nieważ w lipcu bardzo wiele osób zmieniało swoje deklaracje. Sy-tuacja jeszcze nie ustabilizowała się, ale na pewno jest to więcej niż połowa – informuje Urząd Miasta Zgierza. W świetle wskaźników, do których mamy zgodnie z dy-rektywami dążyć, to na tę chwilę nie najgorszy wynik. Z pewnością wielu zgierzan przekonał argu-ment finansowy. Stawka za od-biór posegregowanych śmieci to 8 złotych od osoby miesięcznie, a za wywóz śmieci niepoddanych se-lekcji – 150 procent tej kwoty, czyli 12 złotych. Jak to jednak wygląda w praktyce?

Segregacja na niby

– U nas w bloku teoretycznie segregujemy. Jak mi się chce, to wyrzucam oddzielnie gazety i bu-telki, ale zwykle nie mam czasu się w to bawić i wszystko jak leci umieszczam w worku na „zwy-kłe” odpady, nieprzeznaczone do recyklingu – przyznaje mieszka-niec zastrzegający sobie anoni-mowość. – Nikt tego przecież nie kontroluje.

Według zapisów ustawy, je-żeli właściciel nieruchomości na-rusza obowiązek selektywnego

zbierania odpadów komunal-nych, firma odbierająca te od-pady przyjmuje je jako zmieszane odpady komunalne i powiada-mia o tym gminę. Przekłada się to następnie na wysokość opłaty. Niestety, firma RS II, która wy-grała w Zgierzu przetarg na wy-wóz śmieci, nie odpowiedziała nam na pytanie o planowane kontrole i ich szczegółowość. Są jednak miejsca, gdzie zrezygno-

wano z segregacji w obawie przed zniweczeniem efektów starań mieszkańców przez jedną niefra-sobliwą osobę, którą w dodatku ciężko byłoby zidentyfikować. – Nie trzeba mnie przekonywać do sensu segregacji. U siebie w domu robiłam to od kilku lat, z własnej woli. Ale od teraz segregacji u nas nie będzie, bo nie da się skutecz-nie kontrolować wszystkich lo-katorów, a Zgierska Spółdzielnia Mieszkaniowa nie chce kłopotów – opowiada mieszkanka Osiedla

650-lecia. Jak wynika z sondażu prze-

prowadzonego na początku lipca przez TNS Polska, 39 procent Pola-ków twierdzi, że osoby, które za-deklarowały segregację odpadów, w rzeczywistości nie będą tego ro-bić. Nie ufamy zatem swoim są-siadom. A może przyznajemy się do własnych oszustw? Nie wróży to dobrze losom ustawy i środo-wiska naturalnego.

W pogoni za zyskiem

Podstawowy problem z wypeł-nieniem zobowiązań unijnych związany jest jednak ze sposo-bem zagospodarowania odpadów przez firmy, które je odbierają, ponieważ wygrały gminne prze-targi. Czy wytworzone przez nas śmieci rzeczywiście dotrą do sor-towni, kompostowni i na legalne wysypiska? Czy może wylądują w lesie bądź zostaną gdzieś chył-kiem zakopane i będą zanieczysz-

czać środowisko? Jednym z powo-dów wprowadzania nowej ustawy była przecież chęć walki z podrzu-caniem odpadów, spalaniem ich w domowych piecach i wreszcie wywożeniem do lasów. Według danych Ministerstwa Środowiska każdego roku likwidacja nielegal-nych wysypisk kosztowała Lasy Państwowe – a więc podatników – około 16 milionów złotych.

Wynikające z ustawy podda-nie wywozu śmieci logice prze-targów budzi wątpliwości. Firmy chcą przecież wypracować zysk, a troska o przyrodę nie jest główną motywacją ich działania. Prze-targi wygrywali przeważnie ofe-renci najtańsi i niekoniecznie rzetelni. Część gmin wolałaby po-wierzyć wywóz śmieci własnym spółkom. Kiedy Inowrocław roz-ważał skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego skargi w spra-wie obligatoryjnych przetargów, radni Zgierza wyrazili w uchwale poparcie dla tej inicjatywy.

Skarga czeka teraz na rozpa-trzenie, tymczasem Zgierz, tak jak wszystkie samorządy, ma za zadanie kontrolować, dokąd jadą wyprodukowane na terenie mia-sta śmieci.

Ciąg dalszy ze strony 1

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego na początku lipca przez TNS Polska, 39 pro-cent Polaków twierdzi, że osoby, które zade-klarowały segregację odpadów, w rzeczywi-stości nie będą tego robić. Nie ufamy zatem swoim sąsiadom.

Ciąg dalszy na stronie 4

4

To poważne wyzwanie. Sa-morządom brakuje wyszkolo-nych ludzi i narzędzi działania. - Nie będziemy śledzić ciężarówek, bo to po prostu niewykonalne. Nie wykluczamy doraźnych kontroli, jeśli ktoś zaobserwuje coś alarmu-jącego, ale będziemy się opierać przede wszystkim na weryfika-cji sprawozdań dotyczących ilości odebranych i przekazanych dalej odpadów poszczególnych rodzajów – informuje Urząd Miasta.

Segregacja jako zabawa kolorami

Mieszkanka Osiedla 650-le-cia, która po wdrożeniu zapisów ustawy śmieciowej zaprzestała segregacji, to nie jedyna osoba skarżąca się na rozwiązania przyjęte w Zgierzu. Stosunkowo często padają zarzuty dotyczące chaosu informacyjnego i niedo-kładnie oznakowanych kontene-rów, a także skomplikowanego systemu segregacji. W sąsiedniej Łodzi jest prościej – nie wpro-wadzono np. podziału na szkło białe i kolorowe. I nie ma w tym nic dziwnego ani niepokojącego, bo podstawowa sprawa w segre-gacji to oddzielenie frakcji na-dającej się do odzysku od tzw. odpadów zmieszanych (nieprzy-datnych, przeznaczonych na wy-sypisko) oraz frakcji mokrej „bio”. Z podziałem szkła na kolory po-radzi sobie przecież sortownia. - Instrukcja segregacji wydaje się trudna i bardzo szczegółowa. Zniechęca – ocenia mieszkaniec Rudunek. Pobieżny przegląd zgier-skich śmietników potwierdza te obawy – mimo drobiazgowej in-strukcji odpady przeznaczone do recyklingu zostały w większości posegregowane niedokładnie, np.

normą jest widok brudnych i za-kręconych butelek typu PET wraz z etykietami.

Można za to uznać, że firma RS II po początkowym, lecz krót-kotrwałym okresie chaosu pora-dziła sobie z terminowym wywo-zem śmieci. Zgierzanie, z którymi rozmawiałam, nie zgłaszali więk-szych zastrzeżeń. Dla porównania w Łodzi w niektórych dzielnicach śmieci zalegały w workach tygo-dniami, rozkładając się w upale i padając ofiarą rozwlekających je zwierząt, a o harmonogram wy-wozu nie można było nigdzie się doprosić.

Wielka nieobecna – edukacja ekologiczna

Zgierzanie podeszliby z więk-szym zrozumieniem do nowych rozwiązań i chętniej decydo-waliby się na segregację, nawet mimo pewnej jej uciążliwości, gdyby wyjaśniono im, czemu kon-kretnie ma to służyć. Są instruk-cje opisujące oddzielanie etykiety i korka od butelki, są ulotki o ko-lorowych workach, ale nikt nie odpowiada w nich na fundamen-talne pytanie: po co to robić? Je-dyną motywacją staje się zatem niższa stawka za odbiór odpadów poddanych selekcji.

W urzędzie przypomniano so-bie o jednym projekcie eduka-cyjno-informacyjnym. „Akcja – Segregacja!” została zorganizo-wana w minionym roku szkol-nym. Jej adresatami byli ucznio-wie i uczennice zgierskich szkół podstawowych. Odbył się„Marsz Ekologiczny” z udziałem ok. 200 osób, w lokalnej prasie ukazało się kilka publikacji, dzieci wzięły udział w konkursie plastycznym. Powstały też materiały eduka-

cyjne w nakładzie 20 tysięcy sztuk – niestety, częściowo zdezaktu-alizowały się z dniem 1 lipca 2013 roku, czyli po wprowadzeniu no-wych przepisów.

Kilka lat temu szkolenia z te-matyki odpadowej organizowało też dla uczniów Miejskie Przedsię-biorstwo Gospodarki Komunalnej w Zgierzu, które zdobyło na ten cel dotację z Wojewódzkiego Fun-duszu Ochrony Środowiska i Go-spodarki Wodnej w Łodzi.

To mało. Były to działania przypadkowe i akcyjne, niepo-parte szerszą strategią podno-szenia świadomości ekologicznej mieszkańców. Co gorsza, jest to ten rodzaj edukacji, do którego organizacje działające na rzecz ochrony przyrody podchodzą kry-tycznie. To tzw. działanie „końca rury”, skupiające się na rozwią-zaniach doraźnych, będące próbą metaforycznego gaszenia pożaru, a nie zapobiegania mu. Sednem problemu współczesnego świata jest bowiem nie tyle niewłaściwe obchodzenie się z odpadami, co wytwarzanie śmieci w takich ilo-ściach, z jakimi nasza planeta so-bie nie poradzi.

- Edukacja skupiająca się na postępowaniu ze śmieciami daje złudne poczucie, że wybierając od-powiedni kontener, możemy łatwo

naprawić szkody, jakie wyrzą-dzamy środowisku, konsumując bez opamiętania – ocenia Gosia Świderek, która od prawie 20 lat zajmuje się warsztatami dla dzieci i nauczycieli w łódzkim Ośrodku Działań Ekologicznych „Źródła”. – Oczywiście, segregować śmieci należy, ale przede wszystkim na-leży unikać ich niepotrzebnego wytwarzania. Zgodnie z zasadą 3R, czyli po kolei: Reduce, Reuse, Re-cycle (po polsku Zasada 3U: Uni-

kaj kupowania zbędnych rze-czy, Użyj powtórnie, Utylizuj). Przedstawicielka „Źródeł” za-uważa również, że zajęcia po-święcone odpadom są bardzo po-pularne i chętnie finansowane przez gminy, jednak niezbyt sku-teczne. – Nie nauczymy szacunku do przyrody, każąc dzieciom grze-bać w śmieciach. Edukacja nie może ograniczać się do tego typu działań.

Rekomendacja dla władz Zgie-rza jest zatem taka – zadbać o po-rządną edukację ekologiczną. To zadanie na lata. A jeśli chodzi o tu i teraz – wytłumaczyć miesz-kańcom w przystępny i uczciwy sposób, że mimo wszystko warto segregować śmieci. Nie dla Unii Europejskiej, nie dla lokalnego magistratu, tylko dla siebie i swo-ich dzieci. ■

Sednem problemu współczesnego świata jest bowiem nie tyle niewłaściwe obchodze-nie się z odpadami, co wytwarzanie śmieci w takich ilościach, z jakimi nasza planeta so-bie nie poradzi.

Polskie miasta i firmy wyłonione w przetargach jak na razie niezbyt dobrze radzą sobie z konsekwencjami nowej „ustawy śmieciowej”. Na zdj.: pergola na jednym z łódzkich osiedli.

5

Dłużnicy, z którymi udaje mi się porozmawiać przyznają, że nieuregulowany czynsz nie jest ich świadomą decyzją. Ktoś kie-dyś powiedział, że ci, którzy nie płacą to pasożyty, nie zawsze tak jest. Pierwszy niezapłacony ra-chunek, kiedy z jakiegoś powodu nie daje się związać końca z koń-cem, za nim następny i nagle okazuje się, że ma się takie długi, których nie spłaci się przy cią-głych innych wydatkach, a te też spadają lawiną. Miesiące płyną i już nie ma myśli, że coś się zmieni – mówi Pan M., który zalega z opłatami od wielu miesięcy. Prezydent Bohdan Bączak przy-znaje, że takie poczucie niewiary w możliwość rozwiązania sytu-acji bardzo często towarzyszy oso-bom, które zadłużyły mieszkanie.

Czy rzeczywiście nie ma żad-nej możliwości rozwiązania takiej

sytuacji, a dłużnicy skazani są na eksmisję? O mechanizmach po-mocy mieszkańcom, którzy zna-leźli się w tak trudnej sytuacji Bączak mówi: – Zdajemy sobie sprawę jaka jest sytuacja w mie-ście, jakie jest bezrobocie i chcemy pomóc mieszkańcom. Po pierw-sze nie przewiduje się podwyżek czynszu, mimo że obecne stawki nie pozwalają utrzymać zasobu w dobrym stanie. Miasto stara się znaleźć rozwiązania ułatwiające dłużnikom wyjście z trudnej sy-tuacji. Jednym z mechanizmów pomocy jest, stosowane także w innych miastach, odpracowywa-nie zadłużeń. Dzięki przyjętemu zarządzeniu mieszkańcy zalega-jący z czynszem mogą zgłosić się do Urzędu Miasta z wnioskiem o odpracowanie części lub cało-ści długu wykonując prace po-rządkowe lub drobne remonty,

np. odmalowanie klatki schodo-wej. Odpracowywać swoje długi może równolegle 10 mieszkańców – dzięki temu miasto ma szansę kierować procesem. Mimo, że to duża szansa na pozbycie się za-dłużenia, do tej pory skorzystało z niej jedynie 5 osób. Dlaczego? W sąsiadującym Ozorkowie toż-same rozwiązanie przyniosło suk-ces, a limit 10 równolegle odpraco-wujących zwiększono do 20 osób. Kolejni dłużnicy czekają w ko-lejce, żeby z tej szansy skorzystać. Prezydent Bączak zapewnia, że w każdym wezwaniu do zapłaty administrator informuje o takiej

możliwości. Może to tkwi w men-talności – zastanawia się – być może niektórzy dłużnicy są w ta-kiej sytuacji, że już sami nie czują możliwości wyjścia z sytuacji w której się znaleźli.

Kolejnym mechanizmem po-mocy jest rozłożenie zaległości na raty. Zaległości można rozło-żyć nawet na 48 rat (równocze-śnie przestają narastać odsetki).

O podział zadłużenia na raty na-leży wystąpić do Wydziału Miesz-kalnictwa nim sprawa trafi do komornika. Dzięki temu, że pie-niądze wpływają bezpośred-nio na konto miasta, do długu nie są doliczone koszty obsługi komorniczej.

Pan M. o takiej formie roz-wiązania swojej sytuacji nie wie-dział, z niedowierzaniem słucha, że dług może odpracować, rozło-żyć na raty i nie warto czekać aż sprawa trafi do komornika. Ma-cha ręką: – Co to da? – kończąc rozmowę. Być może władze Zgie-rza i administrator budynków po-

winni rozważyć kampanię infor-macyjną, która da dłużnikom nie tylko wiedzę jak wyjść z impasu, ale także wiarę, że ich sytuacja może jeszcze ulec zmianie.

Pan M. o takiej formie rozwiązania swo-jej sytuacji nie wiedział, z niedowierzaniem słucha, że dług może odpracować, rozłożyć na raty i nie warto czekać aż sprawa trafi do ko-mornika. Macha ręką: – Co to da? – kończąc rozmowę.

W spirali lokalowych długów

Ilona Majewska

Zadłużenie mieszkańców Zgierza z tytu-łu niepłacenia czynszu w mieszkaniach komunalnych i socjalnych wynosi ponad 13 milionów złotych. Władze miasta zdają sobie sprawę z tego, że najprawdopodob-niej nie uda się odzyskać ok. 3 milionów z całego zadłużenia. Kiedy dłużnik zmarł,

a nie ma na kogo zadłużenia przepisać miasto „czy-ści” sytuację i w oparciu o służby prawne przeprowadza umorzenia długu.

Ciąg dalszy na stronie 6

6

O tym, że warto dać sobie po-móc przekonuje Bączak: – Warto przyjść porozmawiać o swoich problemach wcześniej, zanim okaże się, że jest wielotysięczne zadłużenie tam, gdzie miesięczny czynsz wynosi np. 100 zł. Zda-

rzają się osoby, które zadłużają się z źle pojętej dumy, potrzeby bycia zawsze samodzielnym. Po to są różne mechanizmy pomocy, żeby z nich korzystać - jeśli jest się słabszym, potrzebuje się pomocy. Namawiam do korzystania z do-datku mieszkaniowego. To nie jest ujma jeśli z powodów losowych, bo ktoś stracił pracę, zdrowie, nie radzi sobie z opłacaniem czyn-szu, to z tej formy wsparcia powi-nien skorzystać. Często jest tak, że przychodzą ludzie z dużym zadłu-żeniem, ale na pytanie czy wystą-pili o przyznanie dodatku miesz-kaniowego zaprzeczają - mówi wiceprezydent.

Dodatki i zamiana

O dodatek mieszkaniowy można wystąpić do Działu Świad-czeń Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, niezależnie od tego czy jesteśmy najemcą, właścicie-lem lokalu czy też zajmujemy go

bez tytułu prawnego, a oczeku-jemy na lokal zamienny lub so-cjalny. Żeby go uzyskać będziemy musieli przedstawić dochód brutto z ostatnich trzech mie-sięcy. Uprawnione do otrzyma-nia dodatku są osoby o dochodzie nie przekraczającym 1454,51 zł brutto w gospodarstwie jednooso-bowym, a 1038,94 zł na osobę w gospodarstwie wieloosobowym. – Nie jest to duża kwota – przy-znaje Pani Marzena, korzystająca z dodatku mieszkaniowego od roku – ale zawsze jakieś wsparcie. Trzeba w sobie przełamać tylko to poczucie wstydu, że się wyciąga rękę po pieniądze do pomocy spo-łecznej. Jest tak, że ludzie traktują korzystanie z pomocy jako ujmę. Wychowuję sama dwójkę dzieci

i pewnym wsparciem są stypen-dia socjalne czy właśnie dodatek. Wciąż lawirujemy, żeby się tylko nie zadłużyć, żeby wszystko opła-cić. Wiem, że jeden niezapłacony rachunek w miesiącu i potem to się będzie ciągnęło długo, bo jak się wszystko opłaci, to praktycznie nic nie zostaje. Dużo jest takich ludzi w sąsiedztwie, którzy nie płacą za mieszkanie – oni są na równi po-chyłej – wiadomo, że za miesiąc czy za dwa wcale cud się nie wy-darzy i nie będą mieli pieniędzy więcej, żeby wszystko uregulować. Nie wiem czy to tylko w Zgierzu, pewnie tak jest wszędzie – wśród tych którzy nie płacą jasne, że są osoby, które są tą „patologią”, ale na pewno nie wszyscy, a często po prostu to się bierze z bezsilności, z biedy po prostu.

Ci, którzy spełniają kryteria przyznania dodatku mieszkanio-wego mogą liczyć na wsparcie w wysokości 20% dochodów go-spodarstwa domowego w gospo-darstwie jednoosobowym, 15% w gospodarstwie dwu-czterooso-bowym i 12% w gospodarstwie pięcioosobowym i większym.

Kołem ratunkowym dla dłuż-ników czy osób zagrożonych za-dłużeniem jest zamiana mieszka-nia. Zamienić można mieszkanie na mniejsze, o niższym stan-dardzie czy w gorszej lokaliza-cji. Warto zwrócić się do Urzędu Miasta, który zamieści informa-cję w bazie danych i pomoże prze-

prowadzić proces zamiany tak, aby uniknąć oszustwa. Państwo P. zamienili większe mieszkanie komunalne na mniejsze, kiedy przestali sobie radzić z opłatami, utrzymaniem go w dobrym sta-nie, wnoszeniem opału na wyso-kie drugie piętro. - Udało się za-mienić mieszkanie na mniejsze, na parterze, a co ważne – tańsze. Ro-dzina, która mieszkała przed nami bardzo o nie dbała, więc mieliśmy szczęście – mówią.

Według prawa po upomnie-niach i ostatecznym wezwaniu do zapłaty zarządca ma prawo wypo-wiedzieć najemcy umowę. Żeby wykonać eksmisję należy zapew-nić dłużnikowi lokal zastępczy, a na to w Zgierzu trzeba czekać latami. Na liście oczekujących znajdują się dłużnicy z zasobu ko-munalnego, spółdzielni mieszka-niowych czy prywatnych kamie-nic. W przypadku tych ostatnich, powodem zadłużenia i eksmi-sji są coraz bardziej zwiększane przez właścicieli czynsze. Bączak podkreśla, że są to często właści-ciele, którzy odzyskali swoje ma-jątki po `89 roku, a czynsz podno-szą, aby pozbyć się mieszkańców np. gdy budynek chcą sprzedać albo przeznaczyć na inne cele niż mieszkania.

W Zgierzu z pewnością brakuje działań, które uświadomiłyby, że dla zadłużonych są szanse – odpracowanie, raty, zamiana. Warto zachęcać do korzystania z nich i przywracać wiarę, że długi nie muszą narastać, powodu-jąc rezygnację i frustrację. Wciąż warto szukać i wdrażać nowe me-chanizmy. Kraje skandynawskie wspierały mieszkańców z naj-uboższych dzielnic kompleksowo – zapewniano materiały którymi dłużnicy remontowali lokale so-cjalne, następnie podpisywano umowę na mocy której jeden z pokoi takiego lokalu był wynaj-mowany studentowi, który w za-mian za niski czynsz pomagał dzieciom zadłużonych mieszkań-ców w lekcjach. Takie działanie zapewniało nie tylko szansę spła-cenia należności (dzięki połącze-niu odpracowania długu i spłaty z tytułu wynajmu pokoju), ale także miało charakter rewitali-zacji społecznej dla dzieci z dziel-nic zagrożonych wykluczeniem społecznym. Pomysł przyniósł korzyści także studentom, którzy oszczędzali wynajmując pokój po preferencyjnej cenie. Nawet jeśli nie da się, z różnych powodów, takiego rozwiązania zastosować w Zgierzu, warto szukać wła-snych, które równie całościowo odpowiedzą na problemy miesz-kaniowe zgierzanek i zgierzan. ■

Zadłużenie, zamiana mieszka-nia, groźba eksmisji?- jeśli któryś z tych tematów jest Państwu bli-ski, jeśli znacie ciekawe rozwiąza-nia – napiszcie do nas:

[email protected]

O tym, że warto dać sobie pomóc przeko-nuje Bączak: – Warto przyjść porozmawiać o swoich problemach wcześniej, zanim oka-że się, że jest wielotysięczne zadłużenie tam, gdzie miesięczny czynsz wynosi np. 100 zł.

7

Może właśnie dlatego, ZKP działa przy współpracy z placów-kami zgierskiej kultury. Siedziba organizacji też jest nieprzypad-kowa - zgierski Klub Agrafka sły-nie bowiem z wydarzeń artystycz-nych, a wśród stałych bywalców łatwo spotkać najlepszych lokal-nych artystów.

Historia ZKP sięga 2002 r. Pomysł zawiązania organiza-cji, powstał przy… piwie (nie-spodzianka). Grupa kolegów postanowiła uzasadnić swoje biesiadowanie i przy okazji po-dzielić się swoją sympatią do piwa z mieszkańcami Zgierza. Pierw-szym Prezesem Zgierskiej Kuźni był, nieżyjący już, zgierski ani-mator kultury Artur Mikulski. Organizacja działa już ponad 10 lat, z mniejszą lub większą in-tensywnością. ZKP jest lokalnym kręgiem Bractwa Piwnego –ogól-nopolskiej organizacji, promują-cej piwo i zrzeszającej jego konsu-mentów i konsumentki. Bractwo jest jedynym polskim członkiem Europejskiej Unii Konsumentów Piwa.

Zgierska Kuźnia Piwna nigdy nie była stowarzyszeniem bardzo licznym, ale zawsze oprócz ofi-cjalnych członków skupiała wo-

kół siebie wielu zwolenników. Któż bowiem nie lubi piwa? A skoro już lubi, to ten szlachetny trunek pije się najlepiej w dobrym i licznym towarzystwie. Zada-niem nadrzędnym ZKP jest „Po-pularyzacja w społeczeństwie piwa jako napoju alternatywnego do wysokoprocentowych i nisko-gatunkowych napojów alkoho-lowych”. Cel, trzeba przyznać, szczytny i w dodatku przyjemny w realizacji. W ramach promocji bursztynowego trunku, członko-wie Kuźni podjęli próby warzenia własnego piwa. Jest to jedyne jak dotąd zgierskie piwo, którego na-prawdę warto spróbować.

Działalność grupy skupia się na organizacji imprez kulty-wujących tradycję spożywania piwa. Do najważniejszych należą oczywiście obchodzone na ca-łym świecie święta piwa - Okto-berfest i Dzień Świętego Patryka, które dzięki ZKP możemy święto-wać także w Zgierzu. Imprezy od-bywają się w klubie Agrafka i są otwarte dla wszystkich zaintere-sowanych. Do atrakcji, wpisanych w każdą imprezę organizowaną przez ZKP, należą różnorakie kon-kursy ,których uczestnicy mu-szą się wykazać siłą, zręcznością

i rzecz jasna mocną głową. Kon-kurs picia piwa należy bowiem do obowiązkowych. Poza impre-zami związanymi z historią piwa Kuźnia organizuje biesiady tema-tyczne, np. związane z porami roku i tak już niedługo czeka nas biesiada jesienna. Od 3 lat organi-zowany jest Memoriał im. Artura Mikulskiego „Dart Zgierz Open”. Artur był fanem gry w lotki, dla-tego organizujemy ogólnopolski turniej jego imienia. Na imprezę zawsze zapraszana jest jego mama i siostra – mówi Rafał Kaczma-rek, właściciel Klubu Agrafka i wieloletni członek Kuźni, a pry-watnie przyjaciel Artura. Memo-riał ma swoich miłośników w całej Polsce. Impreza cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród zawodników i publiczności.

Zgierska Kuźnia dba także o sprawność fizyczną naszych mieszkańców. Do tradycji należą organizowane corocznie turnieje siatkówki i kometki. Najbliższy turniej kometki w parach mie-szanych już w sierpniu, wstęp na zawody jest wolny dla każdego za niewielką opłatą „wpisową”. Na-grody atrakcyjne, a oprócz tych rzeczowych, puchar i uścisk ręki samego Prezesa. ZKP organizuje także rajdy rowerowe lub wy-cieczki do browarów i na święta piwa organizowane w innych miastach. Przykładem może tu być wyjazd do Piotrkowa Trybu-nalskiego na Biesiadę Trybunal-ską, połączoną ze zwiedzaniem Muzeum Browarnictwa i Bro-waru Cornelius. Kuźnia dba także o najmłodszych, co roku orga-nizowane są dwie cykliczne im-prezy dla dzieci; Kuźniowe Miko-łajki Dzieciowe i Kuźniowe Święto Dzieciowe. Każda z tych imprez wspiera najbardziej potrzebu-

jących – dzieci z Domu Dziecka w Grotnikach. - Wszystkie atrak-cje, takie jak np. jazda quadem, przekąski dla dzieci, malowanie paznokci czy zabawy taneczne, są bezpłatne. Wstęp również. Chcemy aby wszystkie dzieci bawiły się tak samo. Jeśli nie stać nas na jakąś rozrywkę, to z niej rezygnujemy – mówi Krzysztof Jóźwiak, skarb-nik ZKP.

Ostatnią imprezą, jaka od-była się pod patronatem ZKP, było czerwcowe Amber Beach Party. Agrafka na jedną noc zamieniła się w knajpę nad morzem. Mo-rza organizatorzy nie zapewnili, ale były łódki, żagle, drinki, pia-sek. A wszystko przy szantowych rytmach zespołu Męski Punkt Wi-dzenia. Zabawa trwała do białego rana. Szersze relacje z każdego wydarzenia, a także zaproszenia na kolejne imprezy, można prze-czytać na Facebooku i w bezpłat-nym fanzinie „Kufel” wydawa-nym przez ZKP, Miejski Ośrodek Kultury i Klub Agrafka. Od wrze-śnia ma być dostępna również jego internetowa wersja.

Podsumowując, Zgierska Kuź-nia Piwna to grupa ludzi lu-biących dobrą zabawę i… piwo oczywiście. Z misją realizowaną w bardzo, trzeba przyznać, przy-jemny sposób. Pasja łączy się tu z kulturą, rozrywką i sportem. Jak można stać się jednym z nich?

Każdy może dołączyć do na-szego grona, jedyny warunek to poczucie humoru, dystans do sie-bie i chęć pracy na rzecz Kuźni – mówi Kamil Jaworski, prezes Zgierskiej Kuźni Piwnej.

Moim zdaniem, nie ma na co czekać! ■

Nie ma piwa bez kulturyKatarzyna Miksa

„Nie ma picia bez kultury i kultury bez pi-cia” – to motto organizacji działającej na terenie naszego miasta: Zgierskiej Kuźni Piwnej. Motto bardzo trafne, bo jak wie-my często największe arcydzieła sztuki, a zatem kultury, powstawały pod wpły-wem wielkich emocji, bólu i... używek -

w tym również alkoholu.

Jedna z konkurencji w trakcie agrafkowego „Oktoberfest” Zdj. Gappa

8

Bramy raju nad Wisłą

Siadywałam z nowymi znajo-mymi w cieniu czeremchy i ga-daliśmy, śmialiśmy się, a córka tymczasem, często tylko w pie-luszce, bawiła się z lokalnymi dziećmi. Sielanka, prawda?

Tyle że pewnego dnia w na-szym tymczasowym raju coś za-częło się psuć. Po pierwsze: było stanowczo za gorąco. Po drugie: marzyły mi się placki ziemnia-czane mojej mamy, pizza z po-dwójnym serem oraz zwykłe słone paluszki, okazuje się, że w promieniu wielu kilometrów nie-dostępne. Po trzecie: coraz częściej bolała mnie głowa i byłam bar-dzo zmęczona tym, że niby rozu-miem język, którym się posługi-wali wszyscy wokół, ale tylko pod warunkiem, że mówiono wolno i bez kolokwializmów i skrótów. Z kolei moi gospodarze coraz czę-ściej podśmiewali się z moich błę-dów, bo przecież tyle czasu już tu

spędziłam, że doprawy mogłabym ich już nie popełniać. Ja – po-dobno uzdolniona językowo - tak się staram, a oni się śmieją?! Co gorsza, mimo, że w sytuacjach codziennych radziłam sobie cał-kiem sprawnie, to już na bardziej złożone wypowiedzi czy ironię niestety nie miałam ani słownic-twa, ani znajomości niuansów gramatycznych, przez co cały czas złościłam się i na siebie, że pre-zentuję się jako po prostu głupsza niż (mam nadzieję) jestem, i na nich, moich Bogu ducha winnych słuchaczy, że nie łapią moich żar-tów, nie podchwytują cytatów, że między mną a moimi serdecz-nymi przyjaciółmi spod czerem-chy pogłębia się przepaść odmien-nych kompetencji kulturowych. Oglądaliśmy różne filmy, czytali-śmy różne książki i słuchaliśmy różnych piosenek. A i mój status był niejasny: byłam tu na tyle

długo, że już nie byłam gościem, byłam na tyle obca, że nie byłam „swoja”.

Otwartość ludzi, którzy w au-tobusie przysiadali się do mnie i zaczynali rozmowę, teraz wyda-wała mi się wścibstwem. Lokalna kuchnia z czasem już nie była oryginalna, ale ciężkawa i mono-tonna. Czułam się uwięziona we własnej niemocy językowej oraz zła na to, że wiedza, którą mam, i która wydawała mi się uniwer-salna, tutaj jest niezrozumiała i niepotrzebna. A jak jeszcze kilka razy mi zwrócono uwagę, że nie

tak się tu wychowuje dzieci, jak ja córkę, w te pędy nabyłam bilety powrotne i z ulgą odliczałam go-dziny do powrotu. Prawie popła-kałam się na polskiej granicy i do snu nuciłam córce jako kołysankę piosenkę Grzegorza Tomczaka: ja to mam szczęście, że w tym mo-mencie żyć mi przyszło w kraju

na Wisłą, ja to mam szczęście – a wokół mnie mówiono po polsku, wszystko rozumiałam, wiedzia-łam, na co sobie mogę pozwolić w kontaktach międzyludzkich. Mój kraj szczęśliwy, piękny praw-dziwy, ludzie uczynni, w sercach niewinni – nuciłam bez cienia ironii, gdy konduktor bez łapówki (oczywistej tam, skąd wracałam) sprzedał mi bilet.

Nadal uważam, że mam szczęście, choć nieco inne niż w piosence: chciałam pojechać i mogłam wrócić w dowolnym momencie.

A są przecież tacy, którzy nie chcieli wyjeżdżać, nie mogą wró-cić. Tacy, którzy żyją w kraju nad Wisłą, chociaż woleliby na przy-kład w Szwecji (razem z rodziną siostry), w Austrii (razem z jedy-nym synem, synową oraz wnu-czętami), a najchętniej to jednak chcieliby bezpiecznie i spokojnie,

Joanna Paliwoda-Szubańska

Wyjechałam niegdyś z córką na pewien czas do jedne-go z sąsiednich krajów. Wybrałyśmy się w tę podróż nie tylko dobrowolnie, ale wręcz chętnie. Na początku – eu-foria. Krajobrazy inne, ale ze swojskimi elementami, ludzie mieli czas na pogawędki, ja zaś poza zapewnie-niem córce jedzenia, miejsca do spania i w miarę czy-stych ubrań nic nie musiałam.

W 2012 roku nasz szczęśliwy, piękny kraj (a konkretnie Urząd do Spraw Uchodźców lub w drugiej instancji Rada do Spraw Uchodźców) - udzielił schronienia łącznie 589 osobom, z czego 106 otrzymało status uchodźcy, 164 – ochronę uzupełniającą, a 319 – pobyt tolerowany.

Zdjęcie z protestu pod siedzibą agencji Frontex w Warszawie. Frontex to unijna instytucja służąca pomocy krajom członkowskim UE w strzeżeniu granic. Oskar-żana jest o przyczynianie się do śmierci uchodźców i migrantów.Fot. nobordersnetwork @ Flickr (na licencji CC BY 2.0)

9

a niekiedy po prostu godnie żyć w domu, tam, skąd przyjechali. U nas czują się tak, jak ja się czułam podczas mojej podróży, tyle że na dużo większą skalę oraz bez moż-liwości powrotu.

W 2012 roku nasz szczęśliwy, piękny kraj (a konkretnie Urząd do Spraw Uchodźców lub w dru-giej instancji Rada do Spraw Uchodźców) - udzielił schronie-nia łącznie 589 osobom, z czego 106 otrzymało status uchodźcy, 164 – ochronę uzupełniającą, a 319 – pobyt tolerowany. Po-wtórzmy: 598 osób zostało obję-tych ochroną w Polsce (często po trwającej nawet kilka lat proce-durze), co w porównaniu z liczbą złożonych w 2012 roku wniosków – 10753 – pokazuje, że bramy nad-wiślańskiego raju są wąskie.

U wrót naszych niebios stoi święty Piotr w mundurze pogra-nicznika i dokonuje sądu szcze-gółowego w oparciu o wniosek o nadanie statusu uchodźcy. W 2012 roku Piotr przyjmował pe-tentów z Federacji Rosyjskiej (6084 osoby, głównie z Czeczenii), Gru-zji (3234 osoby), Armenii (413), Ka-zachstanu (121), Syrii (107), Afgani-stanu (103), Egiptu (102), Ukrainy, Wietnamu, Pakistanu – w sumie z 60 krajów.

Gdy przekraczają polską gra-nicę (pierwszą granicę Unii Eu-ropejskiej), składają wniosek o nadanie statusu uchodźcy oraz pobierane są ich odciski palców (trafiają do systemu Eurodac w celu skutecznego stosowania kon-wencji dublińskiej*). Tak rozpo-czyna się procedura, która ma na celu ustalenie, czy osoba, która złożyła wniosek, spełnia okre-ślone warunki, konieczne do tego, żeby została objęta ochroną. Zgod-nie z ustawą decyzja powinna zostać w terminie 6 miesięcy od dnia złożenia wniosku (lub 30 dni, gdy wniosek jest oczywiście bezzasadny). W tym okresie cu-dzoziemcy mają prawo do korzy-stania z pomocy socjalnej (skrom-nej – o czym więcej za miesiąc) i opieki medycznej w ośrodku dla cudzoziemców (takim, jak ośro-dek w Ustroniu), nie mogą praco-wać (dopiero jeśli procedura trwa dłużej, cudzoziemiec może otrzy-mać pozwolenie na pracę).

Często słyszę zarzut Pola-ków, którzy oceniają powierz-chownie sytuację cudzoziemców w ośrodku – że się nie uczą pol-skiego, nie integrują. Na usta ci-śnie się pytanie jaką w swojej sy-tuacji mają mieć motywację do nauki i do integrowania się, skoro

nawet gdyby w lot nauczyli się ję-zyka i cytowali nie tylko Mickie-wicza, ale i Leśmiana, a wokół siebie mieli samych życzliwych i otwartych Polaków, to i tak nie ma to wpływu na decyzję objęcia ochroną. Czy gdybym trafiła do ośrodka w Gruzji i wiedziała, że ok. 5% osób zostanie zweryfiko-wanych pozytywnie (niezależnie od wysiłku włożonego w naukę języka i integrację z otoczeniem), to czy chciałoby mi się uczyć no-wego, trudnego języka i nowej, często niezrozumiałej rzeczy-wistości, zwłaszcza, jeśli razem ze mną w ośrodku mieszkaliby m.in. Polacy?

Jeszcze częściej niż powyż-szy zarzut słyszę jednak pytanie, które mnie szczerze niepokoi: po co tak w ogóle mamy pomagać tym ludziom? Niepokoi mnie to

pytanie w sensie moralnym (jeśli kwestionowana jest idea pomocy humanitarnej) oraz w sensie hi-storiozoficznym. Mówiąc prościej, zastanawiam się, jak to możliwe, że zapomnieliśmy na przykład o Isfahanie, „mieście polskich dzieci”. Do Isfahanu, miasta w ubogim wówczas środkowym Iranie (dawniej Persji), w latach 1942-1945 trafiło blisko 2600 pol-skich dzieci poniżej 7 roku ży-cia (z około 13 tysięcy dzieci, które wraz z tworzącą się armią gen.

Andersa dotarły do tego kraju z terenów Związku Radzieckiego). W tym muzułmański państwie (islam szyicki) książę Soremido-ule udostępnił swój pałac z dużym ogrodem na potrzeby uchodźców z Polski (podobno dzieci bawiące się w Indian wyrywały pióra pa-wiom księcia), a za jego przykła-dem prywatne domy udostępniło wielu Persów. Nacisk kładziono na edukację dzieci, które przecież ze względu na wojnę, deportacje i tułaczkę miały duże zaległości. Uczono polskiego (nie perskiego) programu w języku polskim, jako języka obcego uczono angiel-skiego, a tylko w niektórych gru-pach perskiego. Szczególnie jed-nak we wspomnieniach „dzieci Isfahanu” uderzają mnie wspo-mnienia dotyczące religii: „my, którzy niedawno przeszliśmy ge-

hennę, kurczowo trzymaliśmy się wiary i modlitwy. Modlitwą za-czynaliśmy i kończyliśmy każdy dzień szkolny (…) modliliśmy się za naszych najbliższych, o których nie wiedzieliśmy gdzie się znajdują i za umarłych”. Dzieciom zapew-niono swobodę praktykowania religii, obchodzenia świąt kościel-nych – na przykład w procesjach Bożego Ciała, organizowanych w ukwieconych ogrodach, uczestni-czyła nie tylko Polonia isfahań-ska, ale także mieszkańcy Dżulfy i Isfahanu.

Wydana w Londynie w 1987 roku książka „Isfahan, miasto polskich dzieci” dedykowana jest „tym wszystkim, którzy troskliwą opieką i dobrocią pomogli nam odzyskać dzieciństwo i młodość” – i prawdę mówiąc zawsze, gdy ktoś pyta mnie o sens pomocy uchodźcom lub gdy widzę rasi-stowskie, antymuzułmańskie napisy, myślę o tych dzieciach w pióropuszach z pawich piór. Ja-kie to szczęście, że wobec nich nie padło pytanie:„Po co pomagać”. ■

*) Konwencja Dublińska oraz Rozporządzenie Dublin II służą do określenia, które państwo od-powiedzialne jest za rozpatrzenie wniosku o azyl złożonego na tery-torium jednego z państw Unii Eu-ropejskiej. Ma to zapobiegać sytu-acji, w której osoba poszukująca azylu składa wnioski w kilku kra-jach lub składania kolejnego wnio-sku w innym kraju po otrzyma-niu negatywnej decyzji w sprawie przyznania azylu.

Do Isfahanu, miasta w ubogim wówczas środkowym Iranie (dawniej Persji), w latach 1942-1945 trafiło blisko 2600 polskich dzie-ci poniżej 7 roku życia. W tym muzułmański państwie (islam szyicki) książę Soremidoule udostępnił swój pałac z dużym ogrodem na po-trzeby uchodźców z Polski, a za jego przykła-dem prywatne domy udostępniło wielu Persów.

Plac Naqsh-i Jahan w Isfahanie. Jedno z miejsc światowego dziedzictwa UNESCO. Fot. Arad Mojtahedi(na licencji CC BY-SA 3.0)

Okolicznościowy znaczek i koperta wydane

przez Pocztę Polską.

Źródło: http://filatelistyka.poczta-polska.

pl/sklep_pl/850,1,4993,21,21,24

10

Rezygnacja skarbnik miasta!

Dorota Kubiak pracowała 27 lat w Urzędzie Miasta Zgierza. Od 2008 roku była skarbniczką, aby dojść do tego miejsca prze-szła wszystkie możliwe szczeble urzędnicze. Od zwykłej księgowej, do naczelniczki wydziału księgo-wości, aż w końcu uzyskała funk-cję skarbnika. Poprzednicy pani Doroty Kubiak nigdy nie składali rezygnacji z obejmowanego sta-nowiska. Podjęła tą decyzję jako pierwsza. I jako pierwsza odwa-żyła się powiedzieć głośno o bez-prawnych jej zdaniem działa-niach w Urzędzie Miasta Zgierza.

Głównym zadaniem skarb-nika jest opieka nad miejskimi finansami, podpisywanie się pod zobowiązaniami finansowymi miasta i trzymanie dyscypliny budżetowej. Statut Miasta Zgie-rza nakłada obowiązek podpi-sywania każdego zobowiązania

finansowego, co podczas obec-nej kadencji zostało naruszone. Funkcja skarbnika wymaga bar-dzo dobrej znajomości finansów i możliwości budżetowych mia-sta. Dotychczas budżety, którymi nad którymi pieczę sprawowała Dorota Kubiak, otrzymywały po-zytywną opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej, która nadzoruje budżety wszystkich samorządów w województwie. Okazuje się, że tegoroczny budżet miasta może mieć spore kłopoty i potrzebna będzie jego aktualizacja.

Nie ma pieniędzy w budżecie

W czerwcu Kubiak złożyła de-cyzję o rezygnacji. Podczas lipco-wej sesji radni głosowali nad od-wołaniem skarbniczki. Jak to się dzieje, że jedna z najważniejszych

urzędniczek w mieście rezygnuje z funkcji?

Głównym zarzutem Doroty Kubiak wobec sprawującej urząd Prezydent jest zawieranie umów finansowych bez jej wiedzy i zgody, co jest jednoznaczne z łamaniem przez władzę prawa. Według skarbniczki, Prezydent nie realizuje uwag RIO o bra-kach w budżecie, a zobowiąza-nia przez nią podejmowane nie mają pokrycia w miejskich fi-nansach. Przykładem są takie

inwestycje, jak budowa mię-dzygminnej linii 3a czy budowa kanalizacji ulicy Ozorkowskiej. W dodatku, według byłej skarb-niczki na niektórych umowach zawieranych przez Urząd Mia-sta nie widnieje jej podpis. Prezy-dent zapewnia, że to niemożliwe: - Podpisuję sterty dokumentów, jeśli wyłapuję coś co nie jest podpi-sane przez skarbnika, to dokument

wraca. – mówi Iwona Wieczorek. Kolejnym zarzutem Doroty

Kubiak wobec władzy jest nie-dokładne oszacowanie kosztów niektórych zadań. Jako przy-kład była skarbniczka podaje bu-dowę kanalizacji deszczowej w ulicy Witosa, ulicy Czereśniowej i ulicy Dojazdowej w Zgierzu. Pro-blem pojawia się także w związku z inwestycjami unijnymi. Jak twierdzi Kubiak, wiele z nich ma charakter wyłącznie propagan-dowy i populistyczny, przy czym

w budżecie nie ma wymaganego przez Unię Europejską, pięciolet-niego zabezpieczenia. Jako przy-kład podaje projekt dotyczący poprawy bezpieczeństwa w Mie-ście Tkaczy. Prezydent Miasta za-pewnia, że wszystkie decyzje były konsultowane ze skarbnikiem. Czy gdyby tak było, Dorota Ku-biak powiedziałaby głośno o tych nieprawidłowościach?

Byłej skarbniczce chodzi nie tylko o budżet, ale także o trakto-wanie pracowników w Urzędzie Miasta Zgierza. Według niej, Pre-zydent zatrudnia pracowników bez doświadczenia, po znajomo-ściach, oferując przy tym wysokie wynagrodzenia. Co najważniej-sze, przyjmuje pracowników z po-minięciem obowiązkowych kon-kursów. I jak powiedziała Kubiak: – Wieloletnich pracowników po--mija się przy podwyżkach i nagrodach, mówi im się: „ciesz-cie się, że macie pracę”.

Wszystkie te zarzuty padły podczas lipcowej sesji, gdzie gło-sowano nad odwołaniem skarb-niczki. Wystąpienie Doroty Ku-biak było bezkompromisowe. Skarbniczka wskazała na kon-kretne przewinienia władz mia-sta wobec budżetu. Odchodząc wyjawiła, jak traktuje się budżet oraz pracowników Urzędu Miasta. Przez Radę Miasta Zgierza została pożegnana z należytym szacun-kiem. Radni i radne byli prawie jednomyślni. Tylko dwie osoby wstrzymały się. Jednak ze strony swojej pracodawczyni usłyszała (najdelikatniej mówiąc) niemiłe

Głównym zarzutem Doroty Kubiak wo-bec sprawującej urząd Prezydent jest zawiera-nie umów finansowych bez jej wiedzy i zgody, co jest jednoznaczne z łamaniem przez władzę prawa.

Patrycja Malik

Dorota Kubiak, skarbnik miasta Zgierza, zrezygnowała ze swojego stanowiska. Twierdzi, że podejmowano decyzje bez jej wiedzy i zgody, co miałoby być jedno-znaczne z łamaniem prawa przez Iwonę Wieczorek, Prezydent Miasta Zgierza.

Na zdj. od lewej: była już skarbnik Miasta Zgierza, Dorota Kubiak oraz prezy-dent Iwona Wieczorek. Zdjęcie z podpisywania umowy dofinansowanie projektu związanego z Parkiem Przemysłowym „Boruta”.Źródło: https://www.facebook.com/pages/Miasto-Zgierz/

11

słowa. Po wystąpieniu Doroty Kubiak, Iwona Wieczorek powie-działa: - Cieszę się, że taką decyzję pani skarbnik podjęła. Cieszę się, że będę współpracować z kimkol-wiek nowym, ktokolwiek to będzie, ale będzie to ktoś nowy. Po tych słowach Pani Prezydent opuściła salę obrad. Zachowanie to skry-

tykowała zarówno opozycja, jak i koalicja - radni stwierdzili, że żegnanie pracownika w ten spo-sób jest niegodne.

Nowy skarbnik, stary budżet

Podczas sesji, tuż po odwołaniu skarbniczki rada miasta powo-

łała nowego skarbnika, Roberta Zwierzyńskiego. I tu nie obyło się bez kontrowersji. Zwierzyń-ski jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji, pracował w Regionalnej Izbie Obrachunko-wej, Urzędzie Miasta Łodzi oraz był skarbnikiem w gminie Ksa-werów. Z tej ostatniej funkcji zo-

stał usunięty za niedotrzymanie dyscypliny budżetowej, ale jak sam twierdzi - tak naprawdę z przyczyn politycznych. Kandydat na skarbnika był przygotowany na to pytanie – podczas swojego wystąpienia odczytał zaświad-czenie o jego niekaralności. Swój brak zaufania zademonstrował radny Andrzej Mięsok, jako je-dyny głosując przeciwko powo-łaniu Roberta Zwierzyńskiego na skarbnika. Przedstawiciele opozy-cji, czyli Platformy Obywatelskiej wstrzymali się od głosu: - Trzeba dać człowiekowi szansę. Najpierw niech zacznie pracować. – mówi Beata Świątczak, radna klubu PO.

Przed nowym skarbnikiem miasta stoi zmierzenie się z nie-łatwym zadaniem. Potrzebne będą zmiany w tegorocznym bu-dżecie. Odchodząca skarbniczka wyraziła nadzieję, że Zwierzyń-ski będzie trzymał finanse miasta twardą ręka. Dorota Kubiak, zo-stawiając stanowisko, przygoto-wała także propozycję aktualizacji budżetu na sierpniową sesję rady miasta. Zaproponowała oszczęd-ności w wysokości około 500 ty-sięcy złotych. Czy nowy skarbnik odpowiednio zaopiekuje się bu-dżetem miejskim? Na to pytanie uzyskamy zapewne odpowiedź od Regionalnej Izby Obrachun-kowej oraz podczas przyszłorocz-nej czerwcowej sesji Rady Miasta Zgierza głosującej nad absoluto-rium dla Prezydenta za wykona-nie budżetu miejskiego. ■

Czy nowy skarbnik poradzi sobie z dopięciem miejskiego budżetu? Robert Zwie-rzyński obejmuje swoje stanowisko w co najmniej trudnej sytacji.

12

Stary ksiądz, nowy ksiądz

Wywiady w telewizji i radiu, wystąpienie na sesji Rady, liczne pożegnania z wiernymi - ks. Strożka wydaje się mieć swoje ostatnie 5 minut zainteresowa-nia w Zgierzu. Mówi o „Kościele otwartym”, parafrazuje amery-kańskich prezydentów deklarując „Jestem zgierzaninem”, między zdaniami wyraża swój żal, że nie pozwolono mu zostać w parafii. Atmosfera wzruszenia i podzięko-wań dla księdza za działalność na rzecz miasta przykrywa problemy samej parafii i niewyjaśnione konflikty w łódzkim Kościele.

Zgierska fara w cieniu pro-boszcza

Postawione rusztowania i roz-poczęty remont kościelnej wieży to ostatnie działanie ks. Strożki w parafii. W opinii części osób jest to kolejny przykład wzorowego dbania o kościelną architekturę, mniej przychylna grupa parafian

wskazuje na chęć „utrzymania stanowiska” poprzez inwestycję „rzutem na taśmę”. Jakkolwiek oceniać byłego proboszcza, re-nowacje kościoła od lat były jego mocną stroną. Witraże, nawa główna, kostka i skwer wokół budynku, ogrzewanie oraz ilu-minacja kościoła i wiele innych przedsięwzięć - to wszystko są widoczne sukcesy ks. Mirosława Strożki. Wiele z nich odbywało się przy sporym dofinansowaniu z budżetu miasta, aktualny re-mont wieży w połowie finanso-wany jest z bezpośredniej zbiórki parafian - miasto zgodnie z uchwalonym budżetem na 2013 rok dokłada ok. 77 tys. zł.

Ks. Mirosław Strożka był wy-kładowcą homiletyki, czyli kazno-dziejstwa. Wpłynęło to na formę wygłaszanych przez niego kazań - przemów wyrazistych, odnoszą-cych się do bieżących wydarzeń, bardzo często wzbogacanych o fragmenty literatury. Zanim po-

jawił się w Zgierzu, był profeso-rem w seminarium duchownym. Już po objęciu funkcji proboszcza w zgierskiej parafii przez kilka lat był dziekanem dekanatu zgier-skiego. Jak sam twierdzi, odwo-łano go z tej funkcji, bo „krytyko-wał arystokratyczne zachowania biskupów”, choć zdaniem niektó-rych po prostu źle sprawował tę funkcję. W 2003 roku został uho-norowany Srebrnym Krzyżem Za-sługi, przyznawanym przez Prezy-denta RP na wniosek Prezydenta Miasta Zgierza, rok później zgier-

scy radni nadali mu tytuł Zasłu-żonego dla Miasta Zgierza.

W momencie odejścia ks. Strożki z parafii św. Katarzyny słychać także mniej pochlebne opinie. Wobec byłego proboszcza pojawiają się zarzuty o megalo-manię i zbytni monopol na kie-rowanie poszczególnymi dzia-łaniami w kościele. Wydanie

kalendarza parafialnego z wła-snym zdjęciem, wmurowanie pamiątkowej tablicy poświęco-nej swojej osobie czy wyłączność na udzielanie wszystkich ślubów nie najlepiej świadczą o podejściu ks. Strożki do kierowania parafią. Wymowne było zamieszczanie na stronie internetowej „zgierskiej fary” nagrań homilii wyłącznie autorstwa byłego proboszcza. Na-grań, dodajmy, które nie znajdują się już na stronie parafii.

Kwestia organizacji życia pa-rafialnego także zdaniem wielu

pozostawiała wiele do życzenia. Przy okazji zmiany probostwa w kościele św. Katarzyny zwró-cono uwagę na zaniedbywane dotychczas kwestie chóru, mini-strantów czy innych młodzieżo-wych lub seniorskich zgromadzeń przy parafii. Proboszcz powinien przecież dbać nie tylko o okaza-łość zarządzanego budynku lecz także, a może i przede wszystkim, o integrację i aktywność para-fian i parafianek, w myśl zasady, że Kościół powinien być przede wszystkim wspólnotą.

Z dala od polityki?

Ks. Strożka z powodzeniem utrzymywał względną separa-cję parafii od polityki. Natural-nie, kościół św. Katarzyny jako farny był miejscem odbywają-cych się uroczystości miejskich i państwowych oraz okoliczno-ściowych mszy św. z udziałem zgierskich samorządowców i po-lityków. Wszystko jednak pozo-stawało na gruncie oficjalnym. Jest to istotna różnica w porów-naniu z inną zgierską parafią pw. NMP Różańcowej, która udostęp-nia salki parafialne w celu orga-nizacji społeczno-politycznych spotkań dyskusyjnych określo-nej opcji partyjnej, dość jedno-znacznie się z nią utożsamiając. Naturalnie wynikać to może z potrzeb samych parafian i przez

Adrian SkoczylasPod koniec czerwca pojawiła się informacja o zmianie proboszcza parafii św. Katarzy-ny Aleksandryjskiej w Zgierzu. Po 23 latach ks. Mirosława Strożkę zastępuje ks. Andrzej Chmielewski, były proboszcz parafii w Do-broniu. Cała sytuacja sprowokowała debatę o kondycji zgierskiej parafii farnej.

Wobec byłego proboszcza pojawiają się zarzu-ty o megalomanię i zbytni monopol na kierowa-nie poszczególnymi działaniami w kościele. Wyda-nie kalendarza parafialnego z własnym zdjęciem, wmurowanie pamiątkowej tablicy poświęconej swojej osobie czy wyłączność na udzielanie wszyst-kich ślubów nie najlepiej świadczą o podejściu ks. Strożki do kierowania parafią.

Zdj. z wprowadzenia na urząd proboszcza ks. Andrzeja Chmielewskiego.Aut. Piotr Kowalczyk/ŁG, „Radio Plus Łódź”, źródło: http://archidiecezja.lodz.pl

13

nich w głównej mierze powinno być oceniane. Niemniej, być może właśnie dzięki zachowaniu swo-istej neutralności, Strożka może poszczycić się dość silną pozycją wśród wielu zgierzan i zgierzanek bez względu na ich przekonania religijne czy polityczne.

Rolę ks. Strożki w najnow-szej historii Zgierza doceniły na czerwcowej sesji Rady miejskie władze. Podczas oficjalnego poże-gnania księdza ze zgierskimi sa-morządowcami dało się zauważyć nie tylko umiejętności oratorskie Strożki, ale i swoiste zapatrzenie władz miasta w odchodzącego proboszcza. Można było odnieść wrażenie, jakoby był on posta-cią ważniejszą nawet od samego prezydenta. Pozytywnymi wspo-mnieniami z proboszczem dzie-lili się zarówno byli prezydenci Zbigniew Zapart i Jerzy Sokół, jak i obecna prezydent Iwona Wie-czorek. Wydaje się jednak pew-nym nietaktem chęć ingerencji i wpływania radnych na dalszą przyszłość ks. Strożki. Radny PiS, Marek Sencerek, zaproponował, aby zastanowić się nad zorgani-zowaniem przez Radę mieszkania dla byłego proboszcza. Przewodni-czący RMZ Jarosław Komorow-ski wspólnie z wiceprezydentem Bohdanem Bączakiem zapowie-dzieli nawet gotowość rozmowy z biskupem w celu zapewnie-nia Strożce rezydencji w parafii. Słowa „wstrzymajmy się z tym” z pewnością ostudziły zapał miej-skich rajców, a sam ksiądz po odejściu z parafii radzi sobie cał-kiem nieźle.

Jak ksiądz z księdzem

Obserwując całą sytuację z ze-wnątrz, dostrzec można nienaj-lepszy styl, w jakim odbywa się zmiana proboszcza parafii św. Katarzyny w Zgierzu. Strożka koń-czy w tym roku 75 lat, zatem de-cyzja bpa Marka Jędraszewskiego o powołaniu nowego kierownic-twa w parafii wydaje się natural-nym następstwem zasłużonego wieku dotychczasowego probosz-cza. Mógłby on zgodnie z sugestią udać się do domu księży-emery-tów, co jednak niekoniecznie mu odpowiada. Jeszcze w czerwcu chciał pozostać w dotychczaso-wej parafii na zasadzie rezydenta i uznawał to za możliwe, choć za-leżne od woli nowego proboszcza. Tu jednak, jak sam stwierdził, mocno się rozczarował. O ile nie trudno się dziwić ks. Chmielew-skiemu, że może nie chcieć, aby poprzedni proboszcz pozostawał na plebanii, zachowując na nią nieoficjalny wpływ, o tyle w ca-łej sytuacji nie do końca jasna jest rola obecnego dziekana dekanatu zgierskiego, ks. Andrzeja Blewiń-skiego z parafii Matki Bożej Dobrej Rady w Zgierzu. Dla nowego pro-boszcza z pewnością nie jest to ła-twa sytuacja, zważywszy na fakt, że kilkanaście lat temu był wi-kariuszem w parafii kierowanej

właśnie przez ks. Blewińskiego. Podział w parafii uwidocz-

nił się także na forach inter-netowych, gdzie zgierzanie i zgierzanki w dość jaskrawych barwach widzą działalność ks. Strożki. Anonimowość pozwala im na dowolność wyrażanych opinii, choć przez to wiele zarzu-tów lub pochwał wydaje się nie-wiarygodnych. Sam Strożka nie stroni od wypowiadania swojego zdania na temat zaistniałej sy-tuacji, wyrażając swój żal, że nie pozwolono mu zostać w Zgierzu. Wymowne były również wpisy na portalu społecznościowym Fa-cebook autorstwa katechety ze zgierskiego gimnazjum, Piotra Kowalczyka, który nie ukrywał swej umiarkowanej radości z po-wodu odejścia dotychczasowego proboszcza, wiążąc z nowym księ-dzem szansę na poprawę funkcjo-nowania parafii. Jak przyznaje wiele osób, ks. Strożka jest na tyle wyrazistą postacią, że nie można pozostać wobec niego obojętnym, stąd zarówno te pochlebne, jak i

krytykujące wypowiedzi.

Kościół otwarty, ale nie dla Strożki

Odchodzący proboszcz parafii farnej podkreśla, że chciał zorga-nizować w Zgierzu duszpaster-stwo otwarte dla wszystkich. Jak twierdzi, w pełni utożsamia się z nauczaniem nowego papieża Franciszka, szczególnie jeśli cho-dzi o odwagę mówienia o błędach Kościoła. Podczas sesji zgierskiej Rady mówił, że zależało mu na tym, by nikt w Kościele nie czuł się odtrącony, wspominając o specyfice chociażby związków po-zasakramentalnych, których sy-tuacja liturgiczna pozostaje często nieuregulowana. Strożka swoje homilie uważa za kontrowersyjne i odważne, przez co narażał się na krytykę biskupa. Trudno stwier-dzić, na ile są to oceny uzasad-nione i szczere, a na ile promowa-nie „otwartego Kościoła” to tylko deklaracje bez pokrycia. Nieza-leżnie jednak od tego, publiczne

wypowiadanie takich poglądów podkreśla niepokorność odcho-dzącego proboszcza w sytuacji, gdy wiele problemów Kościoła za-miatanych jest pod dywan.

Wydaje się jednak, że ks. An-drzej Chmielewski może z po-wodzeniem zastąpić ks. Strożkę. Mieszkańcy i mieszkanki Dobro-nia z ogromnym żalem żegnali swojego proboszcza, ceniąc jego bezpośredniość, dobry kontakt z ludźmi i sprawne administrowa-nie parafią. W Zgierzu powitany został przyjaźnie i z nadzieją na dobrą współpracę z wieloma śro-dowiskami. Wiele osób bardzo po-zytywnie wspomina go z okresu, gdy był wikariuszem w innej zgierskiej parafii i prowadził in-teresujące katechezy w liceum im. S. Staszica. Jak sam przy-znaje, póki co próbuje „ogarnąć” to, co zastał w parafii i doglądać poszczególne prace remontowe. Dopiero więc za jakiś czas okaże się, czy renowacji, bardziej niż ko-ścielna wieża, nie potrzebuje cała parafialna wspólnota. ■

Kościół farny św. Katarzyny. Wielokrotne remonty i opiekę zawdzięcza w dużej mierze inicjatywie odchodzącego ks. Mirosława Strożki.

14

To nie jest kupa roboty...

Mając wyrobiony nawyk sprzątania po czworonogu, kup nie zostawia się również w parku, na ulicy czy skwerku - jest to tak samo dziwne, jak zostawienie nieczystości na własnej podłodze. Pies nabrudzi – opiekun sprząta w woreczek, który automatycz-nie, razem ze smyczą, zabiera idąc na spacer.

Sprzątający po psach są w mniejszości. Szczególnie widać to wiosną: trawniki wyglądają jak pola minowe - „wdepnięcie” okazuje się katastrofą dla niejed-nej pary butów, nie do pomyśle-nia jest rozłożenie koca w parku czy pozwolenie dzieciom na swo-bodną zabawę. Pomijając kwestię estetyczną, lekarze przestrzegają – niesprzątnięte odchody mogą być siedliskiem drobnoustrojów odpowiedzialnych za toksopla-zmozę czy rotawirozę. Szczególnie

narażone są dzieci. Tak samo dla kociąt czy szczeniaków kontakt z zalegającą na ulicy kupą może zakończyć się śmiertelną chorobą.

Sprzątanie po czworonogu nie jest ekstrawagancją, ale prze-strzeganiem prawa – w Zgierzu określa je Regulamin utrzyma-nia porządku i czystości na tere-nie Gminy Miasto Zgierz. Jeden z punktów mówi: „Posiadacz psa ma obowiązek niezwłocznego usuwania zanieczyszczeń pozo-stawionych przez zwierzęta”, z którego wyłączeni są niepełno-sprawni i osoby posiadające psich przewodników. Czemu właściciele psów nie sprzątają? Bo pies jest mały, bo sąsiadka nie sprząta, bo jak się płaci podatki* to ktoś powi-nien się tym zająć, bo nie ma spe-cjalnych koszy, bo nie wiedzieli, że trzeba, lub nie, bo nie. Sam nakaz prawny to jeszcze za mało

– specjalne kosze, odkurzacze sprzątające, kampanie społeczne czy popularne na zachodzie – psie toalety, to niezbędne elementy w walce o czyste trawniki.

Jak polskie miasta z kupą walczyły

W wielu miastach toczą się kampanie społeczne: „Posprzą-taj! To nie jest kupa roboty” w Łodzi prowadzona jest od 2004 roku. W parkach, na skwerach i zieleńcach pojawiły się ko-sze na psie odchody, w delega-turach Urzędu Miasta można otrzymać darmowe zestawy hi-gieniczne. W Olsztynie i Bełchato-wie wyposażono służby miejskie w pojazdy ze specjalnym odku-rzaczem. Wrocław zachęcał kam-panią społeczną z tematyczną grą edukacyjną „Sprzątniesz nie wdepniesz”. Na poznański pro-jekt „Kejter też poznaniak” skła-dała się kampania „Sam po sobie nie posprzątam”. Temat utrzy-mania porządku połączono z in-nymi działaniami związanymi z obecnością psów w mieście – stworzenia monitorowanych wy-biegów, bezpłatnego czipowania. Działań sporo, ale jak się okazuje nie rozwiązują one problemu. Woreczki giną, koszy na psie od-chody wciąż jest za mało, często

są przepełnione (Łódź), zdarza się, że na duży park przypadają zale-dwie dwa (Zielona Góra). Akcyjny charakter prowadzonych kampa-nii – to jeden z powodów, dla któ-rych polskie trawniki nie przypo-minają zachodnioeuropejskich.

A może być tak pięknie...

W krajach Europy Zachod-niej ma się poczucie, że ten pro-blem nie istnieje. Trawniki są czyste, przy koszach wiszą wo-reczki i tabliczki informujące o konieczności posprzątania po psie (Szwajcaria). W wielu mia-stach z powodzeniem funkcjonują psie toalety – w Holandii, Austrii co 50-100 m znajdują się wydzie-lone trawniki o powierzchni kil-kunastu metrów. Psy można na-uczyć załatwiać się tylko w nich, a kiedy trawnik jest zajęty zacze-kać. W niektórych miastach psie toalety są zmechanizowane - pa-sek sztucznej trawy przesuwa się kilka sekund po tym jak pies go opuszcza, nieczystości usuwane są do pojemnika, a oczyszczona trawa wraca na swoje miejsce.

Zgierz a sprawa kupy

Problem psich kup powraca jak bumerang – w ankietach „Co powinno zmieniać się w Zgie-rzu” nie brak postulatów o dzia-łania, które zmuszą właścicieli do sprzątania. Psy brudzą, miesz-kańcy nie sprzątają, a władze pro-blemu nie widzą. Pozostaje pyta-nie – jaki sens będą miały wielkie inwestycje w rewitalizację Parku i centrum Zgierza, jeśli nie roz-wiąże się tak elementarnego pro-blemu, który nie pozwoli nie tylko cieszyć się zachodzącymi zmia-nami, ale najzwyczajniej usiąść na trawie i poczytać książkę?

Podzielcie się swoimi doświad-czeniami – jak sprzątanie po psach wygląda na Waszym osiedlu? Sprzątacie? Czego oczekiwalibyście od władz? Na maile czekamy pod adresem [email protected]

Wszyscy którzy napiszą do nas otrzymają przypinkę i magnes na lodówkę.

*Podatek od posiadania psa został zniesiony przez Sejm RP w 2008 r.

W wielu miastach Europy Zachodniej z powodzeniem funkcjonują psie toalety.Fot. Thomas Schreiner @ Flickr (na licencji CC BY-NC-SA 2.0)

Ilona Majewska

Wyobraźmy sobie - nasz pies załatwił się na dywanie. Prawdopodobnie za długo był sam, pochorował się – zdarza się. Znacz-nie trudniej wyobrazić sobie sytuację, że tej kupy nie sprzątniemy.

15

Festiwal uzdolnionych samouków

Agnieszka Zielińska

Zakończenie lata zapowiada się gorą-co - w ostatni weekend wakacji (30-31 VIII) zapłonie „Ogień w Głowie”. O IX edy-cji Ogólnopolskiego Przeglądu Filmów Amatorskich rozmawiamy z Anną Perek, współorganizatorką i pomysłodawczynią.

Agnieszka Zielińska: Za nie-cały miesiąc IX edycja „Ognia w głowie”.W ogrodzie Miejskiego Ośrodka Kultury spotkają się miłośnicy i twórcy kina nieza-leżnego z całej Polski. Opowiedz czytelnikom o głównym moty-wie festiwalu.

Anna Perek: Motywem głów-nym jest ogień, staramy się żeby pojawiał się w różnej formie na naszych plakatach i w ramach drobnych pokazów podczas samej imprezy. Rozumiemy ogień sym-bolicznie jako zapał, żar, który rozpala głowę do działań twór-czych. Staramy się także nadać wyjątkowy charakter każdej edy-cji, w ubiegłym roku takim moty-wem była podróż. W tym roku nie ma jednego motywu głównego, ale naszą uwagę przyciągnęły te-maty nieco ukryte przed oczami ogółu, jak życie uchodźców (po-kaz filmów pozakonkursowych), czy życie od kuchni – lekkie w formie fotografie dokumen-tujące zaplecza różnorodnych punktów żywieniowych. Będzie zatem – oczywiście oprócz fil-mów konkursowych – czemu się przyglądać.

Kto może zgłosić film do konkursu?

Osoby indywidualne, które zaj-mują się wszystkimi częściami składowymi filmu lub też grupy filmowe, których członkowie są specjalistami w poszczególnych dziedzinach. Chociaż biorąc pod uwagę to, że to konkurs dla ama-torów, określenie „specjalista” oznacza tyle, co uzdolniony w da-nym kierunku, pasjonat, samouk.

A kto w tym roku oceni filmy?

W tym roku w składzie Jury znajdą się: Lech Dyblik (aktor znany m. in. z filmów Wojtka Smarzowskiego: „Dom zły”, „We-sele”, „Róża”, pieśniarz), Ewa Łu-

kasiewicz (aktorka filmowa i teatralna, zagrała m.in. w filmie „Aleja gówniarzy”, animatorka kultury, muzyk i wokalistka ze-społu Snow in Venice) i Grzegorz Jaroszuk (reżyser i scenarzysta, m.in.: „Wszystko jest”, „Ostatni dzień”, czy wielokrotnie nagro-dzonych „Opowieści z chłodni”).

Festiwal to nie tylko ogląda-nie filmów. Ci, którzy chcą za-smakować w ich tworzeniu brali do tej pory udział w warsztatach filmowych, czy możemy się tego spodziewać w tym roku?

Już od jakiegoś czasu staramy się zebrać grupę zgierzan, którzy będą chcieli połączyć siły i pa-sję tworzenia filmów, by na stałe zagrzali miejsce w MOK-u. Być może uda się to po wakacjach. Dzięki temu pojawi się nadzieja na reprezentację w naszym kon-kursie filmowym w kolejnych latach. Przyznać musimy, że fil-mów z naszego miasta jest jak na lekarstwo.

Wielu uczestników naszego festiwalu tak pracowało, a teraz są studentami szkół filmowych (przez co niestety nie mogą już być uczestnikami naszego kon-kursu...). Cieszymy się z tego, że mamy w tym swój mały udział.

Wspomniałaś o dodatko-wych atrakcjach - 2 lata temu było puszczanie lampionów, w poprzedniej edycji „akcja stra-żacka”, czego możemy spodzie-wać się w tym roku?

Jak zwykle nie zdradzimy szczegółów wydarzeń towarzy-szących, bo chcemy, by główna atrakcja była niespodzianką. Za-prosimy na koncert mistrza akor-deonu guzikowego z Białorusi – Yegora Zabelova, którego wy-stęp będzie połączony z projek-cją filmową. Specjalnie z okazji „Ognia” stworzona zostanie sma-kowita wystawa fotograficzna

(wystawa będzie zbiorowa – swoje prace zaprezentują zaprzy-jaźnieni fotograficy). Dodatkowo zorganizujemy pokazy filmów pozakonkursowych, m. in. filmy dokumentalne Narracje migran-tów na które zaprosi Redakcja Zgrzytu i Fundacja Różnorodno-ści Społecznej oraz film jednego z Jurorów - „Opowieści z chłodni” Grzegorza Jaroszuka. Będzie też chwila na spotkanie z Lechem Dyblikiem. Dzień przed „Ogniem w głowie” odbędzie się Se-ma-for Film Festival On Tour 2013. Pokazy filmowe, warsztaty z animacji i wystawa fotograficzna to główne atrakcje tego dnia.

Co z planu imprezy już jest znane, na co możemy zaprosić mieszkańców Zgierza?

Wystartujemy w piątek o go-dzinie 18.00 w Zgierskiej Galerii Sztuki otwarciem wystawy fo-tografii. Kolejnym punktem im-prezy będzie koncert Yegora Za-belova w Klubie AgRafKa. Główna część festiwalu, czyli konkurs od-będzie się w sobotni wieczór. Go-dzinowy rozkład wydarzeń umie-ścimy na www.mokzgierz.pl i na facebook’owej stronie festiwalu. Zaplanujcie z nami ostatni week-end wakacji

Redakcja miesięcznika Zgrzyt jest patronem i partnerem tego-rocznej edycji Festiwalu.

Tegoroczny plakat „Ognia w Głowie”.

16

Projekt finansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej

Kim jest dziennikarz/ dziennikarka, na czym polega praca w gazecie, jak poprowadzić uliczną sondę – na te pytania redakcja Zgrzytu szukała odpowiedzi z dzieciakami, które uczestniczą w półkoloniach w Centrum Kultury Dziecka. Wydawca Zgrzytu – Stowarzyszenie Tkalnia zaangażowa-ło się w tegoroczną akcję „Lato w mieście”. Poza zajęcia-mi w CKD w lipcu na warsztaty filmowe „Dokumentujemy Zgierz” zostały zaproszone dzieci z Świetlicy „Przystań”.

Spanie na sianie i strzelanie z wiatrówki

Młode reporterki i reporterzy z dyktafonem, aparatami foto-graficznymi i notesami ruszyły w teren, aby porozmawiać z zgierza-nami o tym co najbardziej lubią w wakacjach, jakie atrakcje można latem znaleźć w mieście. Grupa młodszych dzieci wykonała prace plastyczne ilustrujące wypowie-dzi o wakacjach.

Gdzie zgierzanie i zgierzan-ki lubią spędzać wakacje?

Nad morzem, ciesząc się wodą, Słońcem i plażą, na Mazurach że-glując po najpiękniejszych jezio-rach, we własnym ogrodzie czyta-jąc książki w cieniu drzew, gdzieś z daleka od cywilizacji,

Najfajniejsza przygoda wa-kacyjna

– to spanie na sianie na wsi i strzelanie z wiatrówki, wyprawy do łódzkiego Lunaparku, zabawy z kolegami i koleżankami z po-dwórka np. w podchody.

Co mieszkańcy polecają latem w Zgierzu?

Liczne atrakcje dla dzieci – zajęcia w CKD, w Bibliotece. Na pewno warto latem wybrać się na Malinkę, do Parku Linowego, zor-ganizować wycieczkę rowerową – tuż obok Rudunek czekają ciekawe pejzaże, łąki. Wielu mieszkańców nie wie co ciekawego można ro-bić w mieście. I chyba trudno im się dziwić – dziecięcy reporterzy

próbowali porozmawiać o atrak-cjach z pracownikiem Punktu In-formacji Turystycznej na Placu Kilińskiego, który niestety nie chciał porozmawiać o zgierskich atrakcjach.

Czego nie lubimy w waka-cjach?

Siedzieć w domu gdy leje deszcz, strasznych upałów, ludzi, którzy marudzą z powodu po-gody, konieczności pracy i tego, że wakacje tak szybko się kończą.