ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele...

76
ZESZYTY JAGIELLOŃSKIE PISMO UCZNIÓW, NAUCZYCIELI I PRZYJACIÓŁ LO im. KRÓLA WŁADYSŁAWA JAGIEŁŁY W PŁOCKU NR 92 KWIECIEŃ 2014, PISMO UKAZUJE SIĘ OD ROKU 2000 Międzyszkolny Klub Myśli Polskiej w Liceum im. Wł. Jagiełły MŁODZIEŻOWY DOM KULTURY IM. KRÓLA MACIUSIA I GŁOŚNE CZYTANIE NOCĄ: 13 lutego 2014 roku Zygmunt Szweykowski Urodzeni w niewoli – dzieciom Niepodległej Polscy historycy literatury - część XVIII Wielkie dzieła kultury Bolesław Prus: „Lalka

Transcript of ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele...

Page 1: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

ZESZYTY

JAGIELLOŃSKIE P I S M O U C Z N I Ó W , N A U C Z Y C I E L I I P R Z Y J A C I Ó Ł

L O i m . K R Ó L A W Ł A D Y S Ł A W A J A G I E Ł Ł Y W P Ł O C K U N R 92 KW IE C IE Ń 2 0 14 , P IS M O U K AZU J E S IĘ O D R OKU 20 00

Międzyszkolny Klub Myśli Polskiej w Liceum im. Wł. Jagiełły

MŁODZIEŻOWY DOM KULTURY IM. KRÓLA MACIUSIA I

GŁOŚNE CZYTANIE NOCĄ: 13 lutego 2014 roku

Zygmunt Szweykowski Urodzeni w niewoli – dzieciom Niepodległej

Polscy historycy literatury - część XVIII

Wielkie dzieła kultury

Bolesław Prus: „Lalka”

Page 2: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

2

Państwo Elżbieta i Tomasz Zbrzezni oraz Wiesław Kopeć

Międzyszkolny Klub Myśli Polskiej w Liceum Ogólnokształcącym im. Władysława Jagiełły

Młodzieżowy Dom Kultury im. Króla Maciusia I

zapraszają nauczycieli, uczniów płockich szkół ponadgimnazjalnych, pracowników

administracji oświatowej, ludzi kultury i wszystkich zainteresowanych do udziału

w wielkim eksperymencie dydaktycznym

pod nazwą

Urodzeni w niewoli – dzieciom Niepodległej

POLSCY HISTORYCY LITERATURY

Opis eksperymentu: 1. Zostanie zorganizowanych kilkanaście seansów „Głośnego czytania nocą” pod wspólnym

tytułem POLSCY HISTORYCY LITERATURY.

2. Spotkania odbędą się w okresie od października 2009 roku do stycznia 2012 roku

lub dłużej. Intencją jest, ażeby uczeń rozpoczynający naukę w liceum we wrześniu 2009 roku,

mógł w czasie 5 kolejnych semestrów uczestniczyć w całym cyklu.

3. Tym wyróżnionym spotkaniom „Głośnego czytania nocą” będzie patronowało hasło-idea:

URODZENI W NIEWOLI - DZIECIOM NIEPODLEGŁEJ.

4. Czytać będziemy gigantów polskiej historii literatury urodzonych przed umowną datą

11 listopada 1918 roku, to znaczy tych uczonych, którzy całkowicie zostali ukształtowani

jeszcze pod zaborami lub w dwudziestoleciu międzywojennym.

5. Seanse trwające 2 x 45 minut "czystego czytania" kończone będą 45-minutową dyskusją

z intencją przeniesienia jej dalszego ciągu na zajęcia szkolne.

6. Teksty czytane w MDK-u będą się ukazywały w Zeszytach Jagiellońskich i będą

stanowiły rosnący systematycznie INTERNETOWY RETRO-PODRĘCZNIK

DO JĘZYKA POLSKIEGO (http://www.jagiellonka.plock.pl/gazetka/zj_nrxx.pdf).

Komentarz:

Podejmiemy próbę oddziaływania na współczesnego ucznia tekstami napisanymi przez ludzi

o zupełnie innej wrażliwości narodowej i literackiej, żyjących w zupełnie innych warunkach

społeczno-politycznych. Jednocześnie tekstami o wyjątkowej wartości. Niezależnie od oficjalnego

nurtu szkoły zmierzającego do maturalnego „testu na punkty” podejmiemy próbę zrobienia tego,

co zawsze w Polsce było celem edukacji polonistycznej, a obecnie przestało być ważne.

Zeszyty Jagiellońskie. Pismo Uczniów, Nauczycieli i Przyjaciół Liceum Ogólnokształcącego

im. Króla Władysława Jagiełły w Płocku

Redakcja: ul. 3 Maja 4, 09 – 402 Płock; http: // www.jagiel lonka.plock.pl ; (024) 364-59-20

[email protected];

Opiekun merytoryczny projektu: Tomasz Zbrzezny. Opiekun zespołu: Wiesław Kopeć, [email protected]

Zespół redakcyjny: członkowie Międzyszkolnego Klubu Myśli Polskiej.

Page 3: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

3

Zygmunt Szweykowski (1894-1978) - historyk literatury, profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, badacz twórczości Bolesława Prusa

Historyk literatury specjalizujący się w XIX-wiecznej prozie polskiej, profesor UAM i członek

PAU i Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. Ważniejsze prace: Powieści historyczne Henryka

Rzewuskiego (1922), "Lalka" Bolesława Prusa (1927), Twórczość Bolesława Prusa (1947 i 1972),

"Trylogia" Henryka Sienkiewicza. Szkice (1961), Nie tylko o Prusie (1967), "Trylogia" Sienkiewicza

i inne szkice o twórczości pisarza (1973).

Zygmunta Szweykowskiego prezentowaliśmy w „Zeszytach Jagiellońskich” nr 59 (Kilka uwag

o „Krzyżakach” Sienkiewicza, Z problemów warsztatu powieściowego Henryka Sienkiewicza)

Zygmunt Szweykowski, „Lalka” Bolesław Prusa, wyd. II, 1935.

ROZDZIAŁ I. Młodość Prusa: udział w powstaniu i pobyt w liceum lubelskim. Atmosfera, panująca wśród młodzieży

Szkoły Głównej i budzenie się pozytywizmu. Ideał naukowy Prusa i trudności w jego realizacji. Wystąpienie ze Szkoły

Głównej, praca w fabryce, współudział w Musze i Kolcach, zdecydowanie się na pracę dziennikarską i jej charakter. Okres

pierwszy działalności Prusa (1872 — 1883): wypracowanie podstaw ideowych, wzrost znaczenia i uznanie

w społeczeństwie; redakcja Nowin, trudności, walka z dwoma obozami politycznymi, zaczątek nieporozumień z ogółem.

Okres drugi: konflikt ze społeczeństwem. Dwoistość psychiki Prusa. Zwrot do sztuki; etapy stosunku Prusa do literatury,

sformułowanie teoryj literackich, konflikt z krytyką. Placówka. Geneza „Lalki”.

ROZDZIAŁ II. Rzut oka na poglądy społeczne Prusa. Stosunek do społeczeństwa polskiego. System arystokratyczny.

Temat „Lalki”. Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, Izabela, hr. Karolowa,

Krzeszowski, książę, Starski; szlachta — ojciec Wokulskiego i Wirski; mieszczaństwo, lud.

ROZDZIAŁ III. Dwa etapy stosunku Prusa do idealizmu i romantyzmu. Idealiści w „Lalce”: pokolenie romantyczne —

Rzecki, Katz, prezesowa, stryj Wokulskiego; pokolenie romantyczno-pozytywistyczne — Wokulski; pokolenie

pozytywistyczne — Ochocki, Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman.

ROZDZIAŁ IV. Pesymizm „Lalki”; jego podstawy społeczne i filozoficzne. Humor Prusa. Kompozycja powieści: wątki

akcji i tło. „Lalka” wobec literatury europejskiej; związki z Spielhagenem, Cervantesem, Jokajem, Dickensem, Flaubertem,

Zola i W. Hugo; odrębny ton utworu Prusa. Znaczenie „Lalki” w literaturze polskiej.

Z ROZDZIAŁU I:

Niewiele jest dzieł w literaturze powieściowej, które by obejmowały tak szeroki zakres życia

i skupiały w sobie tak różnostronne zagadnienia, jak Lalka Prusa. Dzieło to jest wyrazem całego

poprzedniego życia autora i jego działalności; zsyntetyzował w nim Prus najpełniej wszystkie swe

dążenia i poglądy, obserwacje i pragnienia, zasób uczuciowy i rozległą wiedzę, wyraził całkowicie

swą bogatą i głęboką psychikę, a ponieważ w epoce pozytywistycznej nikt tak blisko nie zespolił się,

nie połączył z narodem, nikt tak pełnie nie ukochał go i nie uzależnił swych osobistych nadziei

od życia ogółu, co więcej, ponieważ nikt tak nie poznał tego życia — Lalka więc nie tylko jest

najwszechstronniejszym odzwierciadleniem duszy autora, lecz jednocześnie najpełniejszym

wyrazem społeczeństwa polskiego drugiej połowy XIX wieku. […]

Przedstawienie wiernego charakteru społeczeństwa polskiego — to jedno z dążeń twórczych

Prusa od r. 1885. Z tym zagadnieniem łączyło się ściśle drugie, które jakkolwiek wypływało

z osobistych przeżyć autora, spajało się jednak z całością zagadnień społecznych: jakie warunki bytu

wśród takiego ogółu ma jednostka wybitna? Czy może ona żyć i pracować owocnie? Czy są

jakiekolwiek dziedziny życia, które by mogła ona pomyślnie rozwijać wówczas, gdy siły

zbiorowe społeczeństwa są skierowane na drogę fałszywą? Rozwiązanie tych wszystkich zagadnień przyniosła powieść, której druk rozpoczął się w r. 1887

w Kurierze Codziennym. Powieścią tą jest Lalka: cały przebogaty i różnostronny zapas obserwacji,

cała wiedza, potężne uczucie, które rozerwało wszelkie tamy, nakładane mu dotychczas przez Prusa,

wreszcie talent mistrzowski znalazł w niej pełn y i wstrząsający s wą prawdą wyraz.

Page 4: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

4

Tomasz Zbrzezny: „Lalkę” napisał pisarz-myśliciel, filozof, pozytywista,

ale pozytywizmów jest wiele. Zacznijmy od filozofii Prusa. Do Prusa się wchodzi

nie przez Comte’a, ale przez Spencera.

Z ROZDZIAŁU II

Rzut oka na poglądy społeczne Prusa. Stosunek do społeczeństwa polskiego. System arystokratyczny. Temat „Lalki”.

Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, Izabela, hr. Karolowa, Krzeszowski, książę,

Starski; szlachta — ojciec Wokulskiego i Wirski; mieszczaństwo, lud.

Poglądy społeczne Bolesława Prusa.

Ażeby uświadomić sobie zasadnicze cechy ujęcia społeczeństwa polskiego w Lalce, musimy

najpierw pokrótce zdać sobie sprawę z poglądów Prusa na człowieka i społeczeństwo w ogóle.

Zaznaczyliśmy już w rozdziale poprzednim syntetyczny charakter psychiki Prusa. Charakter ten

ujawnia się zarówno w całej jego działalności, jak i w poglądach na życie i świat. Doszukiwanie się

i odczucie w każdym fakcie poszczególnym, drobnym nieraz, cech ogólniejszych, wiązanie

szczegółów w całości o coraz szerszym zakresie — oto stała metoda jego myśli, dążeń i pracy,

metoda, która na ciasny horyzont spraw bieżących — a tym przecież głównie poświęcił Prus życie —

rzucała stale perspektywy ciekawe, głębokie i niecodzienne.

Nic dziwnego, że wobec takiej konstrukcji duchowej u podstaw filozofii Prusa leży silne

odczucie i zrozumienie jedności, która panuje we wszechświecie, jedności i łączności zarazem

między kosmosem, ziemią, przyrodą, człowiekiem i Bogiem. Do świadomości, że wszechświat

stanowi jedną całość, dołączała się również inna, niemniej głęboka, wypływająca także z konstrukcji

umysłowej Prusa, że wszystko, co istnieje, musi mieć swój cel.

Doszukiwanie się jedności wszystkich zjawisk życia, badanie ich celu stanie się najwyższym

dążeniem Prusa. Wprawdzie bywały okresy (a są one bezwzględnie najciekawsze w życiu autora

Lalki), okresy nieraz długo trwające, gdy Prus nie umiał dostrzec jedności i celu w całym szeregu

przejawów życiowych, ale już sam fakt, że przeżycia takie wywoływały bardzo bolesne wstrząsy

duchowe, że połączone były ze strasznym cierpieniem, przed którym Prus bronił się wszelkimi

sposobami i argumentami — dowodzi, iż dążył do tego, aby je przełamać w sobie. I rzeczywiście —

prędzej czy później znajdował na nie pozytywne odpowiedzi.

Dwie, omówione tylko co, tendencje psychiki Prusa: poszukiwanie jedności i celu, bardzo

wyraźnie uwypuklają się w jego poglądach na człowieka, społeczeństwo, naród i ludzkość.

Pierwsza tendencja zupełnie naturalnie doprowadzi Prusa do poglądu, będącego jedną z głównych tez

filozofii pozytywistycznej, poglądu, uznającego człowieka za część przyrody, za jej część najwyższą

wprawdzie, ale podlegającą tak samo prawom życia, jak podlega im całość. Prawa przyrody uznane

są przy tym jako niezmienne i stałe, a odkrywanie ich daje najpewniejszy i jedynie uprawniony środek

badania człowieka. Prus przy tym doskonale uświadamia sobie, że praca, polegająca na odkrywaniu

praw, rządzących przyrodą i człowiekiem, nie jest bynajmniej zakończona, że przeciwnie: jest ona

dopiero w zaczątku i ma przed sobą bardzo rozległe perspektywy, nie można więc ograniczać się

do tworzenia zamkniętych w sobie doktryn, które miałyby być początkiem i końcem naszego poglądu

na życie, lecz sprawdzając ustawicznie to, co dotychczas jest ustalone — dążyć ciągle do odkrywania praw

nieznanych.

Punkt wyjścia Prusa w stosunku do ludzi jest więc czysto przyrodniczy (choć nie materialistyczny;

w przyrodzie obok praw materii istnieją prawa ducha). Człowiek, będący cząstką przyrody, jest jednocześnie

stworzeniem społecznym. Jednostka całkowicie uzależniona jest od otoczenia, w którem się znajduje,

jak znów społeczeństwo — to zbiór jednostek, odpowiednio ustosunkowanych do siebie, stanowiących jedną

całość, jeden — zgodnie z terminologią Spencera — organizm. Prus ze spencerowskim pojęciem

społeczeństwa, jako organizmu, zgadza się zupełnie i silniej niż filozof angielski, jako cechy zasadnicze

w ocenie tej zbiorowej istoty, uważa jej spoistość i harmonię każdej części z całością. „Wszystkie organa

społeczeństwa winny posiadać proporcjonalną wielkość, tj. nie być ani za duże, ani za małe — wszystkie powinny

funkcjonować swobodnie, a prace wszystkich powinny mieć na celu dobro całego organizmu i składających go

jednostek”. Społeczeństwo, w którym jednostka będzie mogła jak najlepiej rozwinąć własne dążenia, nie znajdując

sprzeciwu w ogóle, i gdy dążenia te będą szły po linii, zgodnej z potrzebami ogółu — będzie według Prusa

społeczeństwem idealnym.

Page 5: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

5

Im silniej w jakimś społeczeństwie występują czynniki spoistości i harmonii, tym ma ono większą zdolność

do życia. Życie, w myśl teorii Prusa, opiera się na dwóch zasadniczych prawach: na prawie walki o byt i prawie

wspierania się i wymiany usług. Prus uznaje darwinowską teorię walki o byt i uważa, że prawo to „jest faktem

w naturze niezbędnym”, a nawet bardzo dodatnim, bo powołuje do życia tych, którzy mają siły, aby żyć; świat

dzięki walce o byt nie może się stać „domem inwalidów”. Tylko tchórze i niedołęgi mogą topić energię ducha

w bezsilnym miotaniu przekleństw na prawo walki, która bądź co bądź przyczynia się do podniesienia

i uszlachetnienia świata”. Walka „na zęby, rogi albo noże” jest wyjątkowa, natomiast nieustannie trwa walka

pokojowa „walka pracy, wytrwałości i szlachetnych przymiotów”. Prus protestuje jednak przeciw uznaniu

prawa tego za jedyną i najwyższą zasadę — takie stanowisko nazywa wprost głupstwem. Dzięki walce o byt

odbywa się naturalna selekcja jednostek czy gatunków, kończąca się zwycięstwem silniejszych, ale fakt, że ci

silniejsi mogą istnieć choćby przez pewien okres czasu — nie da się wytłumaczyć zasadą walki o byt. Ona bowiem

rozkłada tylko siły natury, a życie tam może się pojawić, gdzie jest przewaga „składu sił nad ich rozkładem”. Skład

sił powstaje wówczas, gdy działają one w tym samym kierunku; wtedy nie zwalczają się, lecz przeciwnie wspierają

wzajemnie i wymieniają sobie usługi. A ponieważ w świecie żyjącym nie widzimy zaniku, tylko trwanie, a nawet

rozwój, więc „znaczy, że przynajmniej w świecie żyjącym istnieje przewaga zasady „wspierania się” i „wymiany

usług” nad zasadą „walki”. Im więc w jakim społeczeństwie istnieje więcej sił działających w jednym kierunku,

tym zdolności do życia tego społeczeństwa potężnieją — gdy jest przeciwnie, maleją, a przy zupełnym

rozstrzeleniu się sił społeczeństwo zaczyna się rozkładać; rozszerzając to pojęcie do całej ludzkości, można

powiedzieć, że im ma ona więcej celów wspólnych, tym bardziej może się rozwijać, w razie przeciwnym

słabnie.

Zapewnienie sobie możności egzystencji jest pierwszym warunkiem, a zarazem pierwszym krokiem

do rozwoju, który jest również prawem wszelkiego życia (Spencer), gdyż życie nie pozwala stać w miejscu,

lecz wymaga, aby zdobycie jednej pozycji było szczeblem do zajmowania pozycji następnej. Według Prusa — i tu

również idzie on za Spencerem — szczeble, które społeczeństwo musi zdobywać, aby żyć, są zupełnie naturalnie

uporządkowane, i — jeśli poczynania społeczeństwa mają być owocne i żywotne — ominąć ani przekroczyć

poszczególnych etapów absolutnie nie można. W przyrodzie roślinnej, zwierzęcej, jak i w pierwotnych szczeblach

życia ludzkości, rozwój odbywa się bez udziału czynników świadomych — później jednak świadomość staje się

koniecznie potrzebna, aby wytyczać drogi. „Muszą być jakieś oczy, które widzą niedostatki ogółu i sposoby

zaradzenia im, jakieś nerwy, które pobudzają do czynów, jakieś serce, skąd po całym społeczeństwie rozbiegłyby

się prądy odżywcze”.

W rozwoju społeczeństwa, jak i każdego organizmu żyjącego, muszą się uwydatnić dwie zasadnicze

linie; jednoczesny i proporcjonalny rozwój wszystkich tych organów, które są dla społeczeństwa niezbędne,

oraz kolejność rozwoju poszczególnych potrzeb zależnie od ich znaczenia i zakresu działania: im potrzeby

ważniejsze są dla zachowania bytu, im dotyczą większej ilości członków społeczeństwa — tym muszą być

wcześniej uwzględnione (pojęcie pracy od podstaw). Społeczeństwo można porównać zarówno

np. do rośliny, w której od urodzenia od razu działają organy niezbędne, jak i do gmachu wielopiętrowego,

który budować można, zaczynając tylko od parteru, i nigdy od dachu. Uwzględniając konieczność jednoczesnego

istnienia poszczególnych organów, należy dojść do wniosku, że społeczeństwo musi mieć grupy wytwarzające

środki do życia (rolnicy, rzemieślnicy, wynalazcy itp.), grupy rozdzielające i wymieniające (kupcy, banki,

komunikacje, język itp), wreszcie grupy regulujące życie (rząd, kościół itd.).

Piętra, które trzeba kolejno budować, to najpierw „potrzeby najniższe i niezbędne” (a więc: czystość,

powietrze, zdrowe odżywianie, odzież, wychowanie fizyczne), dalej te, które dają „pewność istnienia,

niezależność od złych przypadków” (dobra organizacja służby zdrowia i bezpieczeństwa publicznego,

pracowitość, solidarność klas, możność zdobycia wykształcenia w zawodach praktycznych) i wreszcie

to wszystko, co zapewnia „wygody i przyjemności życia” (produkcja artykułów zbytkownych, wyższe

instytucje naukowe, nie mające bezpośrednich praktycznych rezultatów na celu, sztuki piękne). Społeczeństwa

(jak zresztą i jednostki), które się ustosunkowują do życia zgodnie z tymi naturalnymi potrzebami, są

zdrowe, rozwijają się pomyślnie — te zaś, które je wypaczają — wegetują, chorują i giną nawet.

Dla wielu myślicieli epoki pozytywistycznej prawo rozwoju było kresem, do którego w badaniach dochodzili.

Celem życia jest rozwój, nie pytali jednak, co jest celem rozwoju, do czego on może i musi zaprowadzić

ludzkość. Niektórzy z nich nawet od pojęcia rozwoju odłączali pojęcie postępu, negując ostatnie. Inaczej zupełnie

Prus. Dla niego rozwój jest nieodłączny od postępu, który znów ściśle jest związany z trzema najwyższymi

ideałami życia: „Nad całym światem żyjącym, a najwyraźniej nad ucywilizowaną ludzkością unoszą się trzy cele,

jak gwiazdy, wskazujące kierunek pochodu: „szczęście, doskonałość, użyteczność”. Do szczęścia, doskonałości

i użyteczności powinna dążyć zarówno jednostka, jak społeczeństwo, jak i cała ludzkość.

Page 6: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

6

Pragnienie szczęścia — to według Prusa jedno z zasadniczych praw życia, to najważniejsza sprężyna

rozwoju, to jedna z głównych właściwości psychiki człowieka. „Motorem ludzkiej działalności jest dążenie

do szczęścia, innymi słowy do wszechstronnego zaspokojenia potrzeb”. „Natura wszczepiła w serca ludzkie

pragnienie szczęścia — nie wszechwiedzy” — mówi w innym miejscu, polemizując ze Świętochowskim. Na tym

samem stanowisku stoi Spencer; wpływ jego Zasad etyki jest w tym okresie na poglądy Prusa bardzo znaczny.

Cierpienie — to objaw zły, którego należy się wystrzegać, czyn dobry jest jednocześnie czynem, który daje

szczęście. Przede wszystkim szczęście osobiste — ono jest punktem wyjścia; Spencer twierdził, że egoizm jest

objawem zupełnie naturalnym, a nawet koniecznym, gdyż brak jego decyduje o zgubie człowieka; chcąc choćby

wytwarzać innym dobro, trzeba najpierw żyć samemu, a zatem i myśleć o sobie. Etyka Spencera nie jest jednak

apoteozą egoizmu; uważa on, że uczucia altruistyczne są tak samo naturalne, jak egoizm, i wyraźnie zaznaczają się

nawet u zwierząt. Rozwój ludzkości, według Spencera i Prusa, pójdzie w tym kierunku, że przedział między

altruizmem i egoizmem zacznie się widocznie zmniejszać — aż wreszcie każdy czyn altruistyczny stanie się

czynem egoizmu, bo będzie sprawiał najwyższe zadowolenie osobiste i odwrotnie. Prus ma dowody, że życie

zmierza w tym kierunku; zdarza się już bowiem że „nasze... sympatie” (a więc uczucia natury egoistycznej)

„ogarniają wszystkie plemiona ucywilizowane i całą ludzkość” nawet: jesteśmy nieraz świadkami „powszechnego

współczucia (w czasach naturalnie normalnych) dla ofiar jakiegoś wielkiego nieszczęścia, bez względu na ich

narodowość”.

Społeczeństwo składa się z jednostek; im więc więcej jest jednostek „zadowolonych, rozwijających się

normalnie”, tym społeczeństwo jest szczęśliwsze. Kto jednak ma myśleć o szczęściu społeczeństwa? Prus

odpowiada, że wszyscy, a przede wszystkim ci, którzy mają już dane do zadowolenia; powinni bowiem dbać o to

z własnego interesu. Dobrze pojęty interes osobisty wykaże dowodnie, iż ustrój społeczny, dający pewnym

jednostkom czy grupom szczęście, będzie mógł ostać się dłużej, im mniej będzie takich, którzy by chcieli go

obalić, im mniej będzie pokrzywdzonych, nieszczęśliwych; w przeciwnym razie, runie, grzebiąc tych, którzy

poprzednio mieli najwięcej.

Doskonalenie się jednostki polega głównie na zdobywaniu coraz dokładniejszego, wszechstronniejszego

poznawania rzeczywistości; to jest najistotniejsza podstawa rozwoju, od której zależy droga życia człowieka, jej

celowość i wartość twórcza. Jednostki nawet najlepsze, jeśli tego warunku nie mają, nie mogą zdobyć się na czyny

wartościowe, trwałe, owocne i celowe, tj. takie, w których ilość włożonej energii odpowiadałaby równoznacznemu

efektowi; jednostki więc takie nie mogą wykonać czynu doskonałego. — Jakkolwiek w procesie poznawania przez

nas rzeczywistości rozum ma istotnie wybitne znaczenie, jednak Prus nie stoi na tym stanowisku, aby to był

czynnik jedyny, który należy rozwijać; przeciwnie: do doskonałości człowieka przyczynić się może rozwój

wszystkich władz duchowych. Duża nawet intelektualna świadomość rzeczywistości, jeśli jest wyłączna, może

tylko osłabić zdolność do czynu (Na wakacjach), a czyny przecież dopiero świadczą o wartości człowieka. Na

czyny zaś ludzkie wpływają głównie nie „wyobrażenia, pojęcia, sądy i wnioski” lecz „uczucia, popędy

i namiętności”. „W ogromnej większości wypadków silne wrażenia zewnętrzne wywołują tylko grę uczuć

i popędów pozytywnych i negatywnych, z których grupa silniejsza pcha człowieka do czynu dobrego lub złego.

Rozum podczas tego zwykle milczy i zwykle budzi się poniewczasie, aby osądzić lub usprawiedliwić czyn

spełniony”. Prus, jak widzimy, zwalcza idealistyczną psychologię, która wierzyła całkowicie w intelekt człowieka.

Idealista, który chce np. obudzić radość życia, będzie ludziom opowiadać o rzeczach przyjemnych, będzie ich

prowadził na wesołe sztuki do teatru itd. Prusowi taka metoda do przekonania nie trafia: cóż pomogą przyjemne

wiadomości głodnemu żebrakowi? Inaczej postępuje realista: „zabrał on nędzarza, nakarmił go, kazał ostrzyc,

wykąpać, odział przyzwoicie, dał mu wygodne łóżko”. ,,W sprawie ochrony dobrego humoru — powiada Prus —

więcej znaczą pobudki realne, aniżeli idealne, i zasadę tę gotów bym rozciągnąć nawet do obyczajów

i moralności”. Toteż woła on w imieniu proletariatu miejskiego i chłopów do wyższych warstw społecznych:

„Chleba naszego powszedniego dajcie nam dzisiaj, a co się tyczy nieba, to, nabrawszy sił, sami do niego trafimy”.

— Nie znaczy to jednak, aby Prus w ogóle negował znaczenie intelektu ludzkiego. Aby czyny człowieka mogły się

doskonalić, trzeba kształcić i rozum, i uczucie, a co ważniejsza: ściśle skojarzyć je z sobą. Nie zapomina Prus

również o czynniku woli: człowiek prawdziwy, to „istota z rozumem, sercem i energią”.

Jeżeli hasła szczęścia i doskonałości określają dążenia poszczególnych jednostek lub społeczeństw, to hasło

użyteczności normuje stosunek, jaki powinien zachodzić między jednostkami i między społeczeństwami.

Jednostka i społeczeństwo tym są użyteczniejsze, im bardziej „pracami swymi przyczyniają się do szczęścia

i doskonałości jednostek... tudzież do szczęścia i doskonałości” innych społeczeństw. Stanowisko Prusa dalekie

jest więc od ciasnego utylitaryzmu; chodzi tu o dążenie, zakrojone na wielką skalę, które by doprowadziło

do zasadniczej przemiany warunków życiowych, do sprowadzenia sił zwalczających się do minimum, a nadania

im kierunków równoległych.

Page 7: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

7

Zaznaczone tutaj poglądy Prusa przedstawiają ogólne zasady, prawa wyznawane naówczas przez wielu;

właściwości psychiki Prusa uwydatniają się tylko w zwracaniu specjalnej uwagi na pewne kwestie, akcentując je

wyraźniej, inne łagodzą, zmniejszając ich jaskrawość. Toteż Prus nie podkreśla ich dla nich samych, lecz są one dla

niego podstawą, a zarazem punktem wyjścia dla oceny zjawisk, które zachodziły w Polsce. Na stanowisku, aby

zdawać sobie jak najdokładniej sprawę, w jakim stadium rozwojowym znajduje się i jaki organizm

przedstawia w chwili badania jednostka, społeczeństwo, względnie ludzkość — stała filozofia pozytywizmu

w ogóle. Pozytywiści dalecy byli od tego poglądu, że zjawiska ludzkie można schematyzować — przeciwnie,

doskonale rozumieli konieczność ich indywidualizowania. Zaznaczyliśmy, jak silnie Prus akcentował

tę konieczność. Naród bowiem według niego „jest to organizm społeczny, a zarazem odmiana gatunku

ludzkiego... Odmianą... jest dlatego, że ludzie tej samej narodowości posiadają duchowe, a zapewne anatomiczne

i fizjologiczne cechy wspólne, którymi różnią się od innych”. Toteż zupełnie zrozumiałą staje się rzeczą uwaga,

jaką Prus poświęcił kwestii badania charakterystycznych cech organizmu polskiego i oceny stadium rozwojowego

narodu.

Indywidualizowanie zjawisk społecznych to była jedna ważna cecha, wyraźnie różniąca pozytywizm

od racjonalizmu — ale istniała i druga: historycyzm pozytywizmu. Wszyscy przedstawiciele tego

prądu akcentowali silnie, że charakterystyczne zjawiska życiowe mogą być tylko w sposób pełny

określone drogą zbadania ich przeszłości, bo przeszłość właśnie zdefiniowała je, uczyniła takimi, a nie

innymi. I to zagadnienie, niemniej niż pierwsze, w zastosowaniu do społeczeństwa polskiego

zajmowało Prusa i jemu poświęcał swą myśl badawczą Możemy więc w narodowo-społecznych

dociekaniach Prusa rozróżnić trzy dziedziny: dwie z nich będą wypływały z tendencji

indywidualizowania zjawisk życia — a więc śledzenie zasadniczych cech psychiki polskiej,

oraz stanu rozwoju społeczeństwa polskiego, trzecia z tendencji historycznej — badanie przyczyn,

które wpłynęły na specjalne ukształtowanie życia w Polsce. Częściowe odpowiedzi na te

zagadnienia znajdziemy w każdej niemal kronice, w większości nowel — zależnie od epoki zmieniają

się w nich poglądy — syntezę zaś wszystkich kwestii będziemy mieli w Lalce. Są w niej jak gdyby

dwa przekroje społeczeństwa polskiego: w czasie i w przestrzeni, charakteryzując zaś

teraźniejszość i przeszłość, Prus wykaże dodatnie i ujemne cechy charakteru polskiego i przedstawi

typowe warunki polskiego życia, które określą przyszłość narodu.

Bolesław Prus

Ideały życiowe

Od wielu lat, już to dzięki osobistym skłonnościom, już to z obowiązków dziennikarskich,

zastanawiałem się nad położeniem naszego kraju.

Przypatrywałem się jego wycinanym lasom, wodom pozbawionym ryb, polom, które nie wydają

tyle plonów, ile wydać by mogły. Widywałem jego chaty niewygodne i niezdrowe, jego złe drogi,

przy których barbarzyńskie ręce wyłamywały drzewa. Oglądałem małe miasteczka, ich szpetne

ulice, zatrute studnie i na wpół walące się domy,

Nie lepiej działo się z ludnością, odznaczającą się trzema bardzo smutnymi cechami: biedą,

ciemnotą i małą wytwórczością. Nie lepiej ze zwierzętami, które są drobne, głodne, niemocne

i dręczone.

Słowem — gdziekolwiek zwróciłem oczy, widziałem, że kraj ten, to społeczeństwo

w cywilizacyjnym pochodzie znajduje się bardzo daleko poza innymi europejskimi

społeczeństwami.

Jednocześnie przypatrywałem się klasom inteligentnym. Widziałem, że mają one niewątpliwe

zdolności umysłowe, pewien zasób wiedzy, sporo szlachetnych uczuć, a nawet pewną skłonność

nie tylko do ofiar, ale i do poświęceń. Byłem więc zdziwiony, przekonawszy się, że inteligencja

ta prawie nie oddziaływa na rozwój niższych warstw społeczeństwa.

Stopniowo przekonałem się, że nasze klasy oświecone i zamożne, obok niewątpliwych zalet,

posiadają dwie grupy wad.

Pierwsza grupa zależy od naszego charakteru, w którym uczucie stanowczo przeważa

nad myślą i wolą. Nadto w dziedzinie myśli fantazja i skłonność do marzeń góruje nad obserwacją

i ścisłym rozumowaniem. W sferze uczuć popęd do uciech, tudzież skłonność do zabawy,

nie pozwalają rozwijać się wielkim uczuciom, to jest namiętnej miłości, dumie, popędowi do władzy.

Page 8: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

8

Nareszcie w zakresie woli jesteśmy skłonni do działań wybuchowych, nie lubimy pracy małej

i wytrwałej, a już zupełnie nam brakuje karności, tej cnoty społecznej, przez którą człowiek umie

słuchać i uczy się rozkazywać.

Druga grupa wad wypływa z zastosowania naszego charakteru do życiowych stosunków

i wytwarza dziwne rezultaty. Nieraz na przykład spotykamy ludzi, którzy mówią:

— Ja tak kocham kraj i społeczeństwo, że poświęciłbym dla nich życie...

W praktyce zaś z największym zdumieniem widzimy, że ludzie ci wprost nie lubią naszych

krajobrazów, a pogardzają chłopami, rzemieślnikami, handlarzami.

Znaczy to, że ci ludzie nie kochają r z e c z y w i s t e g o kraju i społeczeństwa, wśród których

żyjemy i które stanowią prawdziwą ojczyznę człowieka, ale są zakochani w jakimś umysłowym

utworze, złożonym z odległych wspomnień i nieokreślonych pragnień. Dla tego nierzeczywistego

kraju i społeczeństwa gotowi są naprawdę do ofiar i poświęceń, które jednak rzeczywistej ziemi i jej

mieszkańcom najmniejszego nie przynoszą pożytku.

Tej kategorii ludzi, skądinąd szlachetnych i ukształconych, nikt nie wytłumaczy, że każdy z nich

zrobiłby nierównie lepiej i więcej dla dobra kraju, gdyby zamiast ginąć — nauczył bliźnich czystości,

jadania tanich a pożywnych pokarmów i jakiegoś rzemiosła...

Krótko mówiąc, inteligencja nasza odwraca się i pogardza praktycznymi zadaniami życia.

Rzecz prosta, że wobec takich spostrzeżeń musiały nasuwać mi się bardzo ważne pytania: Jakby

powinno wyglądać modelowe, doskonale rozwinięte społeczeństwo i modelowy, doskonale

rozwinięty człowiek? Czym nasz naród i nasi ludzie różnią się od podobnych ideałów?

Co powinniśmy robić, jakie przymioty w sobie rozwijać, ażeby zbliżyć się do ideałów człowieka

i społeczeństwa?

Łatwo pojąć, że naród i człowiek wówczas tylko może istnieć, żyć, rozwijać się, kiedy chodzi

drogami, wyznaczonymi przez naturę, spełnia cele natury. Ale czy w rzeczywistości są takie drogi

i cele? Niewątpliwie są. Każda rzecz na świecie musi być j a k ą ś , musi ulegać z m i a n o m , musi

d z i a ł a ć na inne rzeczy. Jakość zaś może być doskonała lub niedoskonała, zmiany, którym rzecz

ulega, mogą być dla niej korzystne lub niekorzystne, czyli szczęśliwe lub nieszczęśliwe, a nareszcie

działanie, jakie ona wywiera na zewnątrz, może być dla innych rzeczy użyteczne lub szkodliwe.

Oto jest źródło trzech Ideałów, które uważam za najwyższe i najogólniejsze nie tylko w świecie

ludzkim, lecz w całej naturze. Ideałami tymi są: S z c z ę ś c i e , D o s k o n a ł o ś ć ,

U ż y t e c z n o ś ć . Autor nie wymyślił ich, lecz tylko odkrył w zasadniczych i najogólniejszych

stosunkach rzeczy: j a k o ś c i , z m i a n a c h i d z i a ł a n i u .

Istnieje bardzo upowszechniona opinia, że — najwyższym celem życia, a więc i najwyższym

dążeniem człowieka powinno być szczęście. Wbrew temu starałem się, jeżeli nie dowieść,

to przynajmniej zaznaczyć, że zarówno ludzie, jak i społeczeństwa, d ą ż y ć m u s z ą

d o u r z e c z y w i s t n i e n i a w s z y s t k i c h t r z e c h I d e a ł ó w , ż a d n e g o n i e

p o m i j a j ą c . Każdy człowiek i każdy naród ma prawo być szczęśliwym, ma obowiązek być

użytecznym i musi dążyć ku doskonałości. Gdy tego nie chce lub nie może czynić, życie jego

i charakter jest okaleczały potwornie.

Na pytanie: jakim sposobem w naszych duszach powinniśmy uporządkować Ideały?...

odpowiadam, że pierwsze miejsce należy Wyznaczyć Użyteczności, drugie Doskonałości, trzecie

Szczęściu. Do takiego uporządkowania skłoniło mnie wiele powodów, spośród których wymieniam

następujące:

Zaspokojenie głodu jest rodzajem szczęścia. Otóż, zanim człowiek osiągnie je, musi zdobyć

materiał pokarmowy i przygotować go odpowiednio. Czyli — człowiek pierwej musi spełnić jakieś

czyny użyteczne, zanim zdobędzie odrobinę szczęścia.

Wyobraźmy sobie człowieka, który, za pomocą pracy, czyli użyteczności już zdobył materiały

pokarmowe, małżonkę, wiedzę...

Ale gdyby wszystkich tych darów używał bez pomiarkowania, gdyby się przejadał, upijał,

przepracowywał, dlatego, że każde podobne nadużycie w tej chwili robiłoby mu przyjemność,

czy człowiek ten postępowałby rozsądnie... Bynajmniej, gdyż taki sposób życia doprowadziłby go

do ruiny fizycznej i duchowej, skutkiem której jego rozwój zostałby zahamowany.

Page 9: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

9

A zatem — nawet w chwili korzystania ze Szczęścia, jeszcze nie można mu się poddawać

w zupełności, jeszcze trzeba myśleć o innym Ideale, mianowicie o Doskonałości. Gdy bowiem

Szczęście nie doprowadzi do Doskonałości, przestaje być Szczęściem i przeradza się w cierpienie,

w upadek moralny.

W planach więc naszych, po Ideale Użyteczności należy się miejsce Doskonałości, a dopiero

po tej — Szczęściu.

Po wtóre — jest rzeczą godną uwagi, że gdy człowiek sądzi, iż przede wszystkim powinien dbać

o własne szczęście, cały ustrój społeczny jest skierowany do tego, ażeby człowiek w pierwszej

linii był — użytecznym dla innych. Spojrzyjmy głębiej w życie: Lekarz leczy nie siebie, rzemieślnik

wyrabia odzież, sprzęty, obuwie, budowniczy wznosi gmachy znów nie dla siebie, lecz dla innych,

adwokat broni spraw nie swoich, ale cudzych... Krótko mówiąc, każdy w życiu musi być pierwej

użytecznym i za to zyskać prawa do szczęścia.

Stąd między dążeniami człowieka a biegiem życia społecznego istnieje rozdźwięk, który byłby

mniejszy, gdybyśmy z góry wiedzieli i wierzyli, że Użyteczności należy się miejsce

przed Szczęściem.

Czy uwagi powyższe znaczą, że człowiek powinien się wyrzec praw do szczęścia!...

Nie, one tylko zachęcają do pewnych zmian w trybie naszego myślenia. Ludzie mówią dziś:

„Muszę być szczęśliwym, mam prawo do szczęścia, inni powinni mi do tego dopomagać”.

Tak mówimy, tak myślimy... i spotykają nas ciężkie rozczarowania.

Należałoby zaś myśleć i mówić, a nade wszystko wierzyć, cokolwiek inaczej, a mianowicie:

„Muszę być użytecznym, a dopiero za cenę użyteczności kupię sobie prawo do szczęścia, z

którego będę o tyle korzystał, o ile jest to potrzebne do mojej Doskonałości”.

Nie mniejszy chaos widzimy w rozwoju naszych władz duchowych. Szczególniej my, Polacy,

dozwalamy najsilniej rozwijać się uczuciom, następnie pracujemy nad ukształceniem się Myśli,

wcale zaś nie dbamy o Wolę...

Tymczasem siłą, która stanowi o wartości człowieka, przez którą nabywa on praw do

istnienia, jest — jego Wola, czyli zdolność działania, wywoływania zmian w Naturze,

przedmiotach i Ludziach: Myśl zaś odgrywa rolę kierownika tej siły, dla której Uczucie — stanowi

pobudkę. Jak spomiędzy trzech ideałów: Użyteczności, Doskonałości i Szczęścia — żadnego nie można

było zaniedbać, tworzą one bowiem ścisłą całość, niby głowa, tułów i kończyny, podobnie z trzech

władz Duszy, tj. Myśli, Uczucia i Woli, nie można pomijać żadnej, gdyż i one tworzą jeden

organizm, gdyż i one są tak ściśle związane ze sobą, jak: głowa, tułów i kończyny.

Ale i w rozwijaniu władz duszy trzeba zachować jakiś ład, a mianowicie: najusilniej kształcić

Wolę, po niej Myśl, a po tej Uczucie. Porządek ten jest szczególniej ważny dla nas Polaków, którzy

dotychczas praktykowaliśmy wprost przeciwnie.

W tym miejscu czytelnik może postawić następujące pytanie:

— Zalecasz nam, ażebyśmy ciągle myśleli o użyteczności i starali się być użytecznymi. Czy nie

prościej byłoby wprost zalecić znane od wieków przykazanie: „Kochaj bliźniego, jak siebie

samego”?...

Niestety — nie. „Kochaj bliźniego”... jest nakazem boskim, ma źródło nadziemskie, zasada zaś

Użyteczności jest ziemską i już dziś nieustannie praktykuje się w stosunkach społecznych.

Piekarz stara się wypiekać dobre ciasto, czyli — być użytecznym, nie myśląc, że wyrób ten może

nakarmić jego nieprzyjaciela; szewc szyje dobre buty, nie troszcząc się, że chodzić w nich może

człowiek jemu nienawistny. Podobnież, bez względu na międzynarodowe antypatie, Francuz stara się

wyrabiać jak najlepsze towary dla Anglików i Niemców, Niemiec dla Anglików i Francuzów, itd.

Słowem — bez wykonania prawa Użyteczności nie mogłyby istnieć społeczeństwa, jak bez

krążenia krwi nie mogłyby istnieć istoty żyjące. Kto nie spełnia tego prawa, nosi W społeczeństwie

tytuł: wyzyskiwacza, oszusta; kto jest szkodliwy — nazywa się złodziejem, rabusiem...

Zalecając moim ziomkom Użyteczność, nie rekomenduję jakiejś wymyślonej teorii, odsłaniam

tylko przed ich oczami fakt powszechny, mówiąc:

Page 10: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

10

— Musimy być użytecznymi, gdyż cały świat jest użyteczny, gdyż użyteczność jest jednym z

najpowszechniejszych praw. Im kto potrafi być użyteczniejszym dla swoich bliźnich, dla

sąsiadów, dla społeczeństwa, dla cywilizacji, tym ma więcej szans istnienia. Kto zaś nie potrafi

być użytecznym — zginie bez ratunku i bez czyjegokolwiek żalu...

Użytecznymi musimy być dla każdego, a przynajmniej dla tych, którzy nam są użyteczni, na tym

polega prawo wymiany usług.

Oto, co chciałem wypowiedzieć w niniejszej pracy. Jesteśmy nie tylko społeczeństwem

zacofanym i biednym materialnie, ale co gorsza, jesteśmy chorzy duchowo. Nasze stare programy

przeżyły się i w obecnej dobie świata nie mają żadnej wartości. Jesteśmy podobni do

zdezorganizowanego tłumu ludzi, którzy w nocy wśród puszczy stracili drogę i nie wiedzą, ani dokąd

iść, ani w jakim porządku.

W takiej chwili pragnąłbym wskazać duchowi społecznemu cele i kierunki niezmienne, do

których, moim zdaniem, dążyły, dążą i dążyć będą wszystkie społeczeństwa. A im mniej zbaczają od

tych celów i ideałów, tym istnienie ich jest pełniejsze i pewniejsze,

„Doskonalcie Wolę, Myśl, Uczucie, ich cielesne organy i ich materialne narzędzia; bądźcie

użyteczni dla samych siebie i dla obcych, a Szczęście, o ile istnieje na tej ziemi, samo przyjdzie”.

Prus był „fanatykiem bezstronności”, wszechstronnie poznał życie polskie.

Jaka jest prawda Prusa o Polakach?

Z ROZDZIAŁU II

Pogląd Prusa na społeczeństwo polskie.

Stwierdziliśmy już w rozdziale poprzednim, że pogląd Prusa na społeczeństwo polskie

w okresie pisania Lalki był pesymistyczny. Pesymizm ten wynikał z głębokiego przeświadczenia,

iż nasze życie zbiorowe urąga w najważniejszych swych przejawach naturalnym prawom bytu,

które Prus uważał za prawdziwe i nieugięte. Toteż w społeczeństwie polskim nie widział naówczas

rozwoju, tylko upadek, nie dostrzegał wielu zdrowych objawów życia, tylko przeważnie patalogiczne,

chorobliwe. Dwa głównie zjawiska wpływały na taki właśnie rezultat życia: społeczeństwo polskie

nie stanowi całości, lecz jest rozbite na cząstki, które nie mają żadnej łączności ze sobą —

a następnie nie wszystkie organa społeczne rozwijają się harmonijnie; jedne z nich rozrosły się

nadmiernie, innych albo wcale nie ma, albo są niedorozwinięte, przytłoczone przez inne.

Przyczyny, uzasadniające taki stan rzeczy, znajdziemy w przeszłości naszej. Jako system

nerwowy, czyli jako organ regulujący, organ rządu — wysunęła się w Polsce szlachta. Cywilizacyjnie

dojrzała ona prędko, jej też zawdzięczamy szybki rozwój życia w Polsce, wzmożenie potęgi

narodowej, rozkwit w XV i XVI wieku. Ale szlachta zużyła się równie prędko, jak się rozwinęła —

to jeszcze społecznie nie było objawem bardzo złym: według ogólnego prawa „przy honorowym stole

uczty życia zasiadają coraz to nowi goście, a poprzedni stołownicy ustępują”. „Stanowisko wyjątkowe

pod względem czy rozumu, czy władzy, czy mienia, jest jakby górą, gdzie można wejść, ale skąd

trzeba też zejść”. Szlachta jednak ustąpić nie chciała — i to nic dziwnego: nikt dobrowolnie

od „honorowego stołu” nie ustępuje — całe nieszczęście było w tym, że wówczas gdy szlachta —

rozumie się jako klasa, mająca wielkie przywileje w państwie — powinna była ustąpić (tj. przywileje

swe stracić) a lepiej: ustępować powoli, stopniowo, nie było innych warstw, które by mogły zająć

jej miejsce: szlachta bowiem w okresie swego panowania umiała doprowadzić do tego,

że zatamowała rozwój mieszczaństwa i włościan i tak, że pierwsza klasa „zmarniała”, druga „straciła

świadomość społecznego bytu”.

Gdzież leży przyczyna tej, tak destrukcyjnej społecznie, działalności szlachty? W systemie

arystokratycznym, magnackim, który rozpanoszył się na dobre w Polsce już w XVII wieku. Prus

od najwcześniejszych swych wystąpień wrogo odnosił się do systemu arystokratycznego, a z czasem

Page 11: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

11

stosunek ten nie tylko nie łagodniał, ale stawał się coraz bardziej nieprzejednany. Pod tym względem

bardzo wyraźnie wpłynęły na Prusa zapatrywania Buckle'a i Drapera. Jeden i drugi, zastanawiając

się nad rozwojem cywilizacji, uzależniają go przede wszystkim od rozwoju myśli, od stopnia

samodzielności intelektualnej społeczeństw. Według Buckle'a dwie najsilniejsze zapory rozwoju

istniały: duchowieństwo i arystokracja, które wprost ze swej racji bytu musiały tępić wyzwalanie się

samodzielności myślowej, zachowując i popierając ciemnotę, która jedynie mogła utrzymać ich przy

władzy i zyskach. Z razu powstał w Europie pogląd o wyższości dostojników kościoła nad ludźmi

świeckimi, uświęcenie pierwszych powagą, której inni ludzie powinni się podporządkować; feudalizm

najpierw zachwiał te roszczenia kleru, sobie przypisując prawa do wyższości rycerskiego stanu, wobec

tych, którzy do rycerstwa nie należeli. Później jednak, ponieważ i jednym, i drugim zależało

na władzy, na utrzymaniu społeczeństw w karbach za pomocą wytworzenia w nich świadomości,

że pewne warstwy z tytułu samego urodzenia lub stanu wyższe są od innych, ponieważ wreszcie

i jedni, i drudzy musieli być z swej istoty zachowawcami — przeto kler i arystokracja podali sobie

ręce w tłumieniu powstawania niezależności, która zjawiała się w miarę rozwoju umysłowego. —

Podobnie Draper w swych Dziejach rozwoju umysłowego Europy uważa, iż najpierw Rzymianie,

w swym dążeniu do zawojowania całego świata i podporządkowania go sobie zaszczepili, cywilizacji

europejskiej dążenie do przewagi jednej klasy czy stanu nad innymi, pojęcie wyższości jednych,

niższości drugich, z których to ostatnich można ciągnąć zyski zarówno drogą siły, jak i obłudą.

Te poglądy rzymskie wcieliło później papiestwo, wyraźnie dążące do pełnej supremacji nad Europą

w imię mniemanej świętości i nieomylności swej, niszcząc bezwzględnie każdy promień światła,

swobody myślowej. Draper przy tym silnie akcentuje, że winien był zły system, nie ludzie:

„Popełniamy niesprawiedliwość względem ludzi, którzy kierowali polityką kościelną, przedstawiając,

że zabierali się obojętnie do środków zarazem gwałtownych i niepodobnych do utrzymania. Próbowali

oni obrać politykę przeciwną, lecz ta okazała się nie tylko zawodną, ale nawet zgubną. Byli więc

zmuszeni hamować szerzenie się wiedzy, zmuszeni przez konieczność swego stanowiska. Wina nie na

nich ciężyła... Zasada ogólna, raz wprowadzona, przemaga najlepsze usiłowania tych, co próbują

walczyć z nią... Przeciwieństwo mieściło się w systematach nie zaś w ludziach”.

Draper wykazuje, jak następowało powoli wyzwalanie się spod tych przewag, tamujących życie,

jak zjawił się potem rozkwit umysłowości Europy. Buckle rozważa znów życie poszczególnych

narodów, dowodząc, iż jedne z nich rozwijały się normalnie, wyzwalając społeczeństwo z pęt powagi

arystokracji i kościoła (Anglia), inne, jak Francja zrzuciły tę przewagę drogą straszliwego wysiłku,

jakim była wielka rewolucja, inne znów, dzięki rozmaitym przyczynom przekształcić się nie umiały

(np. Hiszpania); te wegetują i słabną.

Prus, jakkolwiek co do różnych założeń Buckle'a i Drapera miał pewne zastrzeżenia, zgadzał się

z nimi w poglądach na ujemne znaczenie opanowania różnych spraw życia społecznego przez Kościół

oraz na rolę arystokracji, co więcej — widział, że te czynniki, przeszczepiając się z Zachodu u nas,

zaciążyły równie bardzo poważnie na życiu Polski. O ile chodzi o wpływ duchowieństwa, to nie

na próżno Szuman będzie dowodził, że ujemną stroną naszej cywilizacji jest to, iż ona została „oparta

na poglądach rzymskich, dawno już zmarłych i pogrzebanych, na interesach papiestwa...” (I, 370),

a kontakt, współdziałanie wyższych dostojników kościoła z arystokracją zaznaczy Prus wyraźnie,

mówiąc nie bez ironii, że wśród „specjalnej ludności”, składającej świat arystokratyczny, znajdują się

też „biskupi, wizerunki Boga na ziemi” (I, 41). Błędny byłby jednak wniosek, że Prus powstawał

w ogóle przeciw Kościołowi i nie widział, jak wielce dodatnią rolę duchowieństwo w narodzie może

odegrać. „Jeżeli przypomnimy sobie, że... religia nieustannie przemawia w imię miłości powszechnej,

w imię Boga, że oddziaływa wprost na serca ludzi, że uszlachetnia je wzniosłymi ideami, to potrzeba

bardzo ograniczonego człowieka, aby nie przyznał, że rola kościoła, jako organu regulującego, jest

czcigodna i niezmiernie ważna” [Szkic programu…]. Jeśli więc ze strony Kościoła wypłynęło zło

dla cywilizacji, to tylko dlatego, że duchowieństwo zapomniało o swej roli, wkraczając w inną,

do której nie było powołane: „barbarzyństwem” jest bowiem tamowanie swobody myśli i rozwoju

nauki; nauka przecież, odkrywając „w naturze plan, życie, mądrość, nieskończoność,

nieśmiertelność”, bynajmniej nie uwłacza „majestatowi Boga”, lecz właśnie „ona go coraz lepiej

pojmuje”.

Kościół więc, jako instytucja, jest dobry, tylko byli źli wykonawcy — inaczej jest jednak

z arystokracją. Ona istnieje wyłącznie dzięki narzuceniu innym pojęcia wyższości swych

przedstawicieli, wyższości, wypływającej nie z zasług osobistych, lecz z przynależności kastowej,

Page 12: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

12

z rodu lub majątku, wyższości, która jest przykrywką bezwzględnego i brutalnego egoizmu. Istnienie

kasty arystokratycznej nie da się nigdy pogodzić z rozwojem życia społeczeństwa, każdy krok bowiem

naprzód w uświadomieniu praw istnienia podważa wyższość uzurpowaną — nic więc dziwnego,

że arystokracja ze względów zasadniczych musi być mu wroga. Tłumi też ona wszelki ruch,

zmierzający do wyzwolenia innych, a poczucie wyższości, które weszło w żyły, w krew arystokracji,

doprowadza do ujmowania wszystkich zjawisk życia z punktu widzenia własnego interesu. Ponieważ

poczucie to połączyło się w psychikach arystokratycznych zupełnie naturalnie z pogardą dla pracy,

a nikt bez wytwarzania nowych wartości żyć nie może, więc ciężar ten przerzucony został na warstwy

niższe, które zmuszono do pracy na siebie i na arystokrację. Prus nie waha się określić roli

arystokracji jako życia pasożytów w dosłownym, przyrodniczym znaczeniu tego wyrazu;

charakteryzując przy tym ujemne strony tej warstwy, zastrzega się silnie, że nie chodzi mu

o atakowanie jednostek — stoi on na tym samym stanowisku, co Draper: winien jest system. „Proszę

sobie nie wyobrażać, że... chcemy potępiać „ludzi”. Bynajmniej. Ludzie tu nic nie są winni,

ale zasada, która z początku pozwala im nie pracować, a następnie, nawet zabrania im pracować...

Ten sam chłop, który dziś na 15-tu lub na 30-tu morgach pracuje skromnie, ale użytecznie,

który orze, sieje, młóci i przywozi nam ziarno, obdarowany 3,000 morgami ciśnie swój pług w kąt

i zawoła: — A co mi za niewola orać!... I będzie sobie tylko odpoczywał i używał. Jego zaś syn, mając

dużo sił do zużycia, pocznie hulać w kraju i za granicą. Gdy zaś podrażnione nerwy zaczną domagać

się coraz większego komfortu, nie ograniczy się na trwonieniu dochodów, lecz sięgnie do kapitału

i w rezultacie — sprzeda go Niemcom”. „Tu nie są winne jednostki — mówi dalej — tylko zasada,

że własność wielka jest „ołtarzem” — „ogniskiem” itd. Zapewne, że ołtarzem, na którym płonie

ognisko, obracające w popiół interesa ogółu”.

Kontakt Polski z Europą, gdzie od wieków średnich zaczęła się krzewić rodowa arystokracja,

sprzyjał powstaniu jej u nas. Jak wszędzie, rozwijała się ona najpierw na podstawie majątkowej:

spośród rzesz szlacheckich, poszczególne bogatsze rody zaczynały dochodzić do coraz większego

znaczenia, nabierając z czasem wiary w swą wyższość rodową; pojęcie to zaczęło się u nas rozszerzać

na masy szlacheckie, aż je w całości ogarnęło. Rozumie się, nie mogło ono być pełne wśród szlachty

uboższej, ale wyrażało się w tendencji psychicznej, zmierzającej do poszanowania rodu, jako

czynnika społecznie ważniejszego niż wartość osobista jednostki, niechęci do pracy, a przynajmniej

pewnych jej rodzajów, tęsknota do takiego bytu, w jakim znajdowali się magnaci. W Polsce więc

system arystokratyczny przepoił tak znaczną część narodu, jaką była szlachta; na tym też polegało

wielkie, w skutkach straszliwe znaczenie tego systemu dla Polski. Gdyby nie tak rozległe rozszerzenie

się błędnych mniemań, szlachta drobniejsza, wiodąca nędzny żywot na wsi, mogłaby stać się

mieszczaństwem, które by, coraz potężniejąc, stanęło wreszcie jako przeciwwaga uzurpacji

magnackich i mogłoby ten system obalić.

Tak się jednak nie stało: mieszczaństwo, nielicznie reprezentowane, składające się przeważnie

z żywiołów niepolskich, Niemców i Żydów, pozbawione było siły i kultury społecznej, nie zdobyło

sobie żadnych praw i możności udziału w życiu zbiorowym. Toteż z chwilą, kiedy szlachta,

przejąwszy się systemem arystokratycznym, zaczęła myśleć o sobie, nie zaś o państwie, kiedy więc

zużyła się w charakterze organu regulującego, a nawet jako czynnik cywilizacyjny — nie było nikogo,

kto by mógł wprowadzić w życie narodu soki odżywcze. Prus uświadamia sobie przy tym dobrze,

że wśród mas szlacheckich było wiele czynników zdrowych i tęgich, że znajdowały się tam

jednostki wielkie, pełne zdolności twórczych, wybitnego umysłu, głębokich i ofiarnych

uczuć narodowych — ale widział też, że panujący system zarówno wypaczał dodatnie cechy ogółu,

jak i tłumił, i niszczył wysiłki jednostek wybitniejszych. Arystokracja zaś, mająca największą

władzę i panowanie nad umysłami szlachty, najsilniej przyczyniała się do tego tłumienia dobrych

zamierzeń i tendencji; ona też jest najbardziej odpowiedzialna za upadek życia polskiego.

Rezultaty wpływu magnatów na życie narodowe już widoczne były w XVII wieku: „Ta sama

Rzeczpospolita, do której niegdyś wyciągano ręce z prośbą o połączenie, już w XVII wieku musi

orężem narzucać swoją władzę Ukrainie... ta militarna potęga, która druzgotała zastępy krzyżowców

albo janczarów, okazała się najzupełniej w wojnie z Chmielnickim bezsilną”... „Dawne to dzieje,

ale trudno o nich myśleć bez bólu”... a „w tym kopaniu grobu dla ojczyzny... rej wodzili magnaci”.

Oni to pracowali nad „obaleniem i zgnojeniem wszelkiej władzy i rządu”, oni „przekupywali szlachtę

na sejmach, oni politykowali z obcymi mocarstwami, oni swymi jurgieltnikami obsadzali wszelkie

urzędy, oni później takiego Czarnieckiego nie dopuścili do hetmaństwa, choć genialny ten wojownik

Page 13: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

13

„dał wolność ojczyźnie, a koronę królowi”. Tak pisze Prus w recenzji Ogniem i mieczem,

zarzucając Sienkiewiczowi fałsz historyczny, apoteozę, tego, co należało właśnie potępić,

a niesłuszne potępienie ruchów kozackich, za które odpowiedzialność ponoszą głównie Polacy,

a raczej polityka magnacka. „W jego powieści nie widzimy ani wyzyskiwanego ludu, ani pogardzanych

popów, ani weteranów, rozpamiętywających czasy sławy i równouprawnienia pod sztandarami

Rzeczypospolitej. Nie widzimy ani chciwych grosza panów i panków, ani zgrai Żydów-oficjalistów,

ani Żydów, podsuwających nowe plany wyzysku lub wyzyskujących na własną rękę. Nie widzimy tych,

których bito, którym zabierano fortuny, żony lub córki. — Rzeka nienawiści kozackiej złożyła się z tych

właśnie kropelek i strumyków”. Ogniem i mieczem — ostatecznie konkluduje Prus — „mąci ideę

sprawy do dziś dnia pokutującej w naszem życiu, apoteozuje krwawemi łzami opłakaną politykę

magnacką, uwłacza uczuciu sprawiedliwości”.

„Do dziś dnia pokutującej w naszem życiu” — to właśnie, co najgorzej Prusa bolało, co napawało

go największą obawą. Inne narody dawno już zrzuciły z siebie przewagę arystokracji i jej system,

odrodziły się przez to duchowo, a w Polsce nie zmieniło się nic. Arystokracja doprowadziła państwo

do upadku politycznego; to jednak duchowego jej wpływu na ogół społeczeństwa nie osłabiło.

Nie pomogła Konstytucja 3-go maja, nie otrzeźwiło powstanie Kościuszki, a nawet

romantyzm, choć rzucił hasła tak wielkie jak „lud” i „naród” — pierwsze wrogie arystokracji, drugie

obojętne jej — przecież ani zdołał wywalczyć nowych form życia, ani nie wyzbył się w swym

złudzeniu pewnych idei, które tylko popierały utrwalenie się tendencji arystokratycznych;

romantyzm bowiem, obok haseł istotnie twórczych, wprowadził do życia apoteozę przeszłości, a tym

samem zaaprobował i to, co było w niej złego. Nawet pozytywizm i jego najwyższy odcień: realizm

Prusa, jedyne prądy, które rzeczywiście miały dane, by reformę przeprowadzić, nic nie zmieniły.

Tymczasem w ciągu wieku XIX od strony zaborców przychodziły różne reformy, które prawnie

usunęły krzywdzące niesprawiedliwości dawnego ustroju społecznego w Polsce; wobec prawa

„zrównało się wszystko: włościanie, Żydzi, mieszczanie i szlachta”. Ale gdy w roku 1881 dla Prusa

to zrównanie było znakiem, żeśmy się stali społeczeństwem „na wskroś nowożytnym

i demokratycznym” — teraz uważał, że zmiany te były tylko teoretyczne, gdyż nie zmieniły

zupełnie psychiki ogółu; społeczeństwo polskie ma tylko pozory nowożytności, w istocie zaś ustrój

jego, to ustrój średniowieczny. Wokulski, myśląc w Paryżu o Polsce, twierdzi z bólem: „Szczególny

kraj, w którym od tak dawna mieszkają obok siebie dwa całkiem różne narody: arystokracja

i pospólstwo. Jeden mówi, że jest szlachetną rośliną, która ma prawo ssać glinę i mierzwę, a ten drugi

albo przytakuje dzikim pretensjom, albo nie ma siły zaprotestować przeciw krzywdzie” (II, 58).

Dlaczego u nas zjawisko to przybrało tak zastraszające objawy, dlaczego my właśnie

nie mogliśmy się odrodzić? Na jedną z przyczyn zwracaliśmy już uwagę — system arystokratyczny

ogarnął całe rzesze szlachty, dużą część narodu, trudniej więc jest go zwalczyć, niż innym

społeczeństwom, które miały w mieszczaństwie stałą przeciwwagę arystokracji. Ale to nie dosyć;

w wieku XIX mamy przecież szereg ogromnych wysiłków, zmierzających do reformy. Dlaczego

po roku 63. nie można było nic uczynić? Odpowiedź na te pytania znajduje Prus w charakterze narodu

polskiego. Psychika Polaka, to psychika na wskroś idealistyczna, a arystokracja wnosi do życia

łudzące pozory idealistyczne, stąd tam nawet, gdzie istnieje w świadomości postulat zwalczania

systemu arystokratycznego, mimo woli tendencje psychiczne pchają w jej objęcia. — W okresie

pozytywizmu wyrazy: idealistyczny, idealista, miały zupełnie specjalne znaczenie; idealista —

to człowiek, który żyje w świecie złudzeń, a nie ma dokładnego pojęcia o rzeczywistości,

to marzyciel. Prus dodawał jeszcze ciągłe dążenie do wielkości, poszukiwanie jej tylko w życiu,

mierzenie sił na zamiary, a nie — jak należało — zamiarów według sił, zapominanie o rzeczach

codziennych, nieraz małych może, ale decydujących niejednokrotnie. W jednostkach wybitnych ta

tendencja idealistyczna ujawnia się we wspaniałych pragnieniach pchnięcia „bryły świata” na nowe

tory, bez liczenia się z tym, że bryła ta jest ciężka — w jednostkach zwykłych ma ona ciasne

znaczenie niechęci do pracy codziennej, omijanie koniecznych etapów rozwoju, itd. Cały naród

ogarnia tchnienie idealistyczne, nieznajomość, niechęć do rzeczywistości.

Arystokracja — jak zaznaczyliśmy — reprezentuje pozory idealizmu. Nie ma ona z dodatnimi

cechami takiego ustosunkowania się do życia nic wspólnego, stanowi nawet ich jaskrawe

przeciwieństwo, a jednak wszystko świadczy o czymś innym. Na to złożyły się różne przyczyny.

Przede wszystkim powstanie poszczególnych rodzin arystokratycznych w dawnej przeszłości

niejednokrotnie było poprzedzone istotnie wspaniałymi, wielkimi czynami umysłu, energii lub serca,

Page 14: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

14

czynami, które później, kiedy ród wstąpił w orbitę systemu arystokratycznego, przeważnie znikały,

ale, przechowując się w pamięci ogółu, zostały połączone z zasługami właśnie arystokracji. Polska

rozwój swój zawdzięczała tym, których następcy zepchnęli ją w przepaść, chlubiąc się ciągle

zasługami przodków, z którymi nic nie mieli wspólnego. — Owczarz w Placówce pokazuje znajdzie

kulig: „Widzisz tego, co mu blacha wyziera spod algiery, a na głowie ma mosiężny kociołek?

To wielgi rycerz!... Tacy zawojowali pół świata dawnemi czasy, ale jaz dziś ich nie ma... A przypatrz

się temu z siwą brodą i z kitą u czapki. To wielgi pan i senator... Tacy dawnemi czasy pół świata

trzymali w garści, ale już dziś ich nie ma... Ten w kołnierzu... To duchowna osoba. Tacy, dawnemi

czasy znali wszystko, co ino jest na ziemi i w niebie, a po śmierci bywali świętymi. Ale już dziś ich nie

ma…”. Dziś tylko arystokracja potrafi się podczas kuligów zaledwie stroić w szaty swych przodków.

— „Czy ony, choć i panowie, aby sprawiedliwie robią, że bawią się w takie rzeczy?... — A Wokulski,

wchodząc do kościoła, wyobraża sobie, że widzi trzy światy: „Jeden (dawno już zeszedł z ziemi)

który modlił się i dźwigał na chwałę Boga potężne gmachy. Drugi, ubogi i pokorny, który umiał

modlić się, lecz wznosił tylko lepianki, i — trzeci, który dla siebie budował pałace, ale już zapomniał

o modlitwie i z domów bożych zrobił miejsce schadzek” (I, 101 —2). — Ale o tej różnicy, jaka

zachodzi pomiędzy światem pierwszym i trzecim, jak zobaczymy, zapomina często Wokulski,

zapominają i inni, szukając w arystokracji tego, czego w niej nie ma.

Drugą przyczyną złudzeń jest przypisywanie temu środowisku takich zdobyczy, których ona

w ogóle nigdy nie stwarzała, ale które stworzyli inni dla niej. Arystokracja, opierająca się

na bogactwach materialnych, a nieuznająca wysiłku pracy, skupiała wokół siebie najświetniejsze,

najbardziej twórcze jednostki z różnych sfer, które w sposób wytworny i piękny organizowały

dla magnaterii formy życia, lub snuły głębokie, subtelne ideały. I cała ta twórczość, tylko dlatego,

że łączyła się z istnieniem arystokracji, z czasem uznana została za jej zdobycz. Panna Izabela jest

przekonana, że Francję i jej sztukę stworzyła arystokracja, i na próżno Wokulski tłumaczy jej,

że „stworzył jednak i Francję, i sztukę kto inny. Tworzyli ją źle wynagradzani żołnierze i marynarze,

przywaleni podatkami rolnicy, rękodzielnicy, a nareszcie uczeni i artyści” (11,112). Mistyczny nastrój

średniowiecza stworzył idealną miłość, ubóstwił kobietę, podniósł ją do godności istoty nieziemskiej,

do godności anioła. Czy jednak błędni rycerze i trubadurowie mogli snuć swe uczucia wśród klas

ubogich, pracujących? Nie; miłość średniowieczną „wypielęgnowały... klasy majętne, które utworzyły

kobietę z delikatną cerą i białą ręką, które wydały mężczyznę, mającego dosyć czasu na ubóstwianie

kobiety” (II, 84). Co jednak arystokracja z pojęciem idealnej miłości zrobiła, jak je zastosowała

w życiu, to jawne wszystkim nie jest, natomiast najgorętsze serca, najgłębsze jednostki stale za godną

swej miłości uważają kobietę-anioła, kobietę „z delikatną cerą i białą ręką”.

I trzeci wreszcie wzgląd. Według Spencera jednym ze znamion rozwoju życia w Europie było

przejście od systemu wojowniczego, rycerskiego, do okresu przemysłowego. W pierwszym kasta

rycerzy wysunęła się na plan główny — z brakiem zdolności do codziennej, twórczej pracy, ale za to

z umiejętnością rozstrzygania spraw drogą walki, czynu orężnego. W drugim okresie do głosu

przyszedł kupiec, rzemieślnik, przemysłowiec, człowiek nauki i oni dopiero, swą pracą ciągłą, zaczęli

się przyczyniać do coraz większego postępu zarówno organizacji życia społecznego, jak i rozszerzania

naszej świadomości i mocy. Arystokracja pochodzi z okresu wojowniczego; powstała przecież

z dawnego średniowiecznego rycerstwa i zachowuje przestarzałe pojęcia o świętości walki orężnej,

honorze rycerskim, itd. W psychice polskiej, tak mało podatnej do uznawania praw życia, pełnej

niechęci do trwałej, ciągłej pracy, a lubującej się w czynach niezwykłych nagłych porywach — ideały

rycerskie przyjmują się bardzo łatwo, a one — chociaż pośrednio — utrwalają system arystokratyczny

w społeczeństwie.

Wszystkie wymienione przyczyny, dzięki charakterystycznym cechom psychiki polskiej, sprawiły,

że system arystokratyczny w Polsce nie zniknął i tłoczy społeczeństwo, jak tłoczył poprzednio.

Jego rezultatem jest opłakany stan ogółu, który, rozbity na części, przedstawia się następująco:

na szczycie społeczeństwa stoi arystokracja, pędząca życie pasożytnicze, za nią szlachta

(ziemiaństwo), myśląca o tym, aby pierwszej dorównać, i wierząca w jej system, dalej

mieszczaństwo — niedokształcone, ciasne, nienawidzące pozornie arystokracji, ale w istocie

piastujące najwyższe pragnienie, aby jej dorównać — i wreszcie lud, stojący dotychczas jakby poza

nawiasem społeczeństwa, lud biedny i nieoświecony.

Wysiłki w celu podważenia systemu arystokratycznego w Polsce nie doprowadziły do żadnych

rezultatów. Ale jest jeszcze inna droga: odrodzenie, przekształcenie samej arystokracji. Prus

Page 15: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

15

jednak w tę możliwość absolutnie nie wierzył: jednostki — zapewne, ale nigdy ogół. Pogląd ten

uzasadniał, opierając się na prawach przyrody. Człowiek, zwierzę, czy roślina, rozwijać się może

owocnie wówczas, gdy nie straci kontaktu z macierzą swą, naturą, i środowiskiem, do którego

przynależy; im kontakt ten jest bliższy, tym rozwój danej jednostki jest pełniejszy i bogatszy.

Natomiast oderwanie się od natury, od środowiska, zawsze musi się zemścić: jednostka wówczas albo

ginie, albo wyrodnieje. Była to zasada, wyznawana przez szereg pozytywistów, Prusowi,

odczuwającemu tak silnie jedność wszechświata, szczególnie bliska i żywo odczuwana. Należy

zaznaczyć jednak, że w tym haśle jak gdyby „powrotu do natury” nie było cech Rousseau'a; ten

stworzył właśnie nienaturalną, sztuczną koncepcję życia: jego umowa społeczna to fikcja, gdyż nie

uznaje pojęcia społeczeństwa, jako naturalnej konieczności, fikcja zła, ponieważ niszczy tak cenne

poczucie więzi społecznej, neguje wartość cywilizacyjnego rozwoju. Jeśli Prus głosił hasło „powrotu

do natury” — to dlatego, że wzmocni ono prawidłowy rozwój życia, pozwoli uniknąć sztucznych

wybujałości, rozwinie i zharmonizuje społeczeństwo, da istotnie owocne, prawdziwe podstawy

postępu cywilizacji. Zasada ta obowiązuje według Prusa zarówno ze względów fizjologicznych, jak

i duchowych. Społeczeństwo, które nie zachowuje przepisów higieny, które nie odżywia się

odpowiednio itd., nie może być zdrowe, karleje i więdnie. Nie może ono sobie zapewnić tak samo

rozwoju duchowego, jeśli stanie na takim stanowisku, że rozwój ten uwarunkowany jest istnieniem

tylko klas wyższych a nie macierzy, pnia — tj. ludu. „Narodu nie stanowi dziś jakaś jedna klasa,

choćby oświecona i majętna, ale wszyscy członkowie danego społeczeństwa, całe masy ludu”. O tym

jednak społeczeństwo polskie zupełnie zapomina: „Masy chłopskie!...” — oto głos powszechny —

„czem one są? Tylko... ziemią, na której wyrasta kwiat cywilizacji — gliną, z której mężowie stanu

wznoszą gmachy państw... Tysiące chłopów chorych lub zmarłych na tyfus nie zrównoważą

na szalach świata choćby lekkiego reumatyzmu Bismarcka. Ślepota, spadła na całe gminy, nie sprawi

tej klęski, co utrata wzroku przez jednego Herschela”... Pogląd to zupełnie błędny, bo tymczasem

te masy ludu — robotników i chłopów — są „rezerwuarem, z którego wciąż płyną nie tylko rekruci,

podatki, bydło i zboże, ale również ludzie oświeceni, genialni, wielkie serca i nieugięte charaktery.

One są tym czarnym, spękanym i niezgrabnym, ale wiecznotrwałym pniem ludzkości, z którego,

na kształt kwiatów, wyrastają uczeni, artyści, bohaterowie. Kwiaty opadają prędko, ale pień zostaje

i na miejsce już zwiędłych rodzi coraz nowe”. Tam zaś „gdzie przodujące klasy narodu nie odświeżają

się bezustannie sokami mas ludowych, tam kwiaty prędko zwiędną i — zaczną się psuć…”.

Podstawą istnienia arystokracji rodowej, jej zasadniczym postulatem jest poczucie wyższości,

różniące ją od zwykłych śmiertelników, a co za tym idzie, całkowite wyodrębnienie się, zerwanie

związków z całością społeczeństwa. Zapewne, wówczas, gdy jakiś ród wchodził do szeregów

arystokratycznych, mógł stać zaletami swymi, organizacją duchową wyżej od mas społecznych; dzięki

prawu dziedziczności wyższość rasy utrzymywała się przez pewien czas, ale ponieważ rasa ta —

choćby najszacowniejszych walorów — niczym nie była odświeżana, ponieważ nie przypływały

do niej soki z wiecznie odżywczego pnia ludu, musiała zwyrodnieć i rzeczywiście zwyrodniała tak,

że jej nic podnieść ani odrodzić nie zdoła, chyba — choć i tutaj pewności Prus nie ma — gdyby

w jakikolwiek sposób zmusić ją do skrzyżowania się z innymi warstwami: „Pan wie, co to jest nasza

arystokracja i jej dodatki?... — pyta Wokulskiego adwokat księcia. — Jest to parę tysięcy ludzi,

którzy wysysają cały kraj, topią pieniądze za granicą, przywożą stamtąd najgorsze nałogi, zarażają

niemi klasy średnie, niby to zdrowe, i — sami giną bez ratunku: ekonomicznie, fizjologicznie

i moralnie. Gdyby ich zmusić do pracy, gdyby skrzyżować (p. a.) z innemi warstwami, może... byłby

z tego jaki pożytek” (I, 209-10).

Ale któż to uczyni? Czy ziemiaństwo, czy mieszczanie? Przecież to są warstwy, które tylko o tym

marzą, aby dojść do takiego stanowiska, jakie w społeczeństwie zajmuje arystokracja; z ludem nie

mają także żadnej łączności, toteż bankrutują duchowo i również wyrodnieją powoli. A lud? Lud

nasz nie jest świadomy zupełnie celów życia zbiorowego. Jego poziom duchowy, to poziom „wieku

XV, XVI, niekiedy XIII, a niekiedy... epoki kamiennej”. Lecz to nie jego wina: „takim go przecie

zrobiły warunki historyczne”. Lud sam spod ich „nacisku wydobywa się, o ile ma do tego

sposobność”, ale bez pomocy innych nie uczyni tego prędko, a nawet, jeśli pomoc z zewnątrz mu nie

przyjdzie i jeśli będzie się nadal znajdował w tak fatalnych warunkach zdrowotnych, jak obecnie —

może również zmarnieć. Wówczas zaś, wówczas ratunku dla nas nie będzie żadnego, wówczas

bezwzględnie zginąć musimy.

Page 16: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

16

Temat „Lalki” według Prusa.

Tak, według Prusa, przedstawia się społeczeństwo polskie, stanowiące tło Lalki. Temat utworu

sam Prus określił; chciał on „przedstawić naszych polskich idealistów na tle społecznego

rozkładu”. Czyli inaczej chciał wykazać, jak wygląda i do czego zmierza w Polsce twórcza praca

najwybitniejszych jednostek, działających w takim właśnie, jak nasze, rozbitym i rozkładającym

się społeczeństwie. Będziemy więc mieli do czynienia z przedstawicielami dwóch typów ludzkich:

tych, którzy reprezentują ideologiczne pierwiastki psychiki polskiej, jej najwyższe wysiłki duchowe,

i tych, którzy są przedstawicielami poziomu przeciętnego. Ci pierwsi, jakkolwiek będą wyjątkami

w pokoleniu sobie współczesnym, jednak reprezentują pewne typowe cechy ducha narodowego,

pewne charakterystyczne znamiona życia polskiego. Prus bowiem silnie akcentował konieczność

przedstawiania w utworach typowych cech, w czym zgadzał się z Hipolitem Tainem; literatura ma

przecież na celu zaznajamianie z rzeczywistością, rozszerzanie prawdziwego jej widzenia; objawy

wyjątkowe mniej są ważne, natomiast najwięcej o danej rzeczywistości mówią nam przejawy

najcharakterystyczniejsze, przejawy typowe. — Ażeby typowe cechy polskiej psychiki silniej

zaakcentować, Prus przedstawi w Lalce nie jedno pokolenie idealistów, ale trzy, zaczynając

od pokolenia romantycznego. Toteż tytuł Trzy pokolenia właściwszy jest temu utworowi — co sam

Prus stwierdził — niż tytuł Lalka, który przy tym ma charakter przypadkowy.

„Klasa próżniacza” w „Lalce.

Na początek zajrzyjmy do rodziny Łęckich.

Z ROZDZIAŁU II: Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, Izabela, hr. Karolowa,

Krzeszowski, książę, Starski;

Pan Tomasz Łęcki.

Na plan pierwszy w powieści wysuwa się arystokracja polska, a właściwie arystokracja,

zamieszkała w Polsce, gdyż kosmopolityzm to również jedna z jej cech zasadniczych. W Warszawie,

„w Paryżu, Wiedniu, Rzymie, Berlinie, czy Londynie, znajdowali się ci sami ludzie, te same obyczaje,

te same sprzęty, a nawet te same potrawy” (I, 40). Arystokracja polska jest też taka sama jak wszędzie:

pod wspaniałymi pozorami kryje zwyrodnienie lub, w najlepszym razie, niedołęstwo zupełne.

Reprezentują ją w Lalce przede wszystkim pan Tomasz Łęcki i córka jego, panna Izabela — w nim

zobaczymy zupełną głupotę, ukrywającą się pod wspaniałą, senatorską postacią, w niej duchową

prostytucję, przystrojoną w szaty anioła.

Z postaci pana Tomasza — a ma on, kiedy go poznajemy, sześćdziesiąt kilka lat — bije

majestat i powaga: jest to człowiek pełnej tuszy, postawy wyprostowanej, z siwymi włosami,

zaczesanymi do góry, z „siwemi rozumnemi” oczami. Godność swą zawsze umie on zachować:

„wysiada uroczyście z powozu” i „triumfalnym krokiem zbliża się do drzwi sądowych” (I, 319), kiedy

mu mają licytować kamienicę — „energicznie wyprostowany”, „z zadartą głową” (I, 323) szepce

modlitwę, prosząc Boga, aby dom jego był sprzedany za sto dwadzieścia tysięcy rubli; nawet u siebie

w domu „uroczyście” podnosi się z fotela i „ceremonialnym” krokiem wprowadza Wokulskiego

do salonu (I, 273).

Ten majestat zewnętrzny jest odpowiednikiem również wewnętrznego stanu pana Tomasza,

który ma głębokie przeświadczenie o swej wybitnej wartości, rozumie i energii. Jeśli swą

powierzchowność zawdzięczał kulturze rasy i dbałości arystokracji o wygląd zewnętrzny, to pojęcie

o swej godności duchowej ugruntował w sobie dzięki sztucznym warunkom, które istniały w jego

środowisku: ród, mający w przeszłości istotnie „całe szeregi senatorów” i odziedziczony ogromny

majątek, otworzył mu wstęp do najwyższej elity świata: „pan Tomasz bywał... na dworze

francuskim, następnie na wiedeńskim i włoskim. Wiktor Emanuel... zaszczycał go swoją przyjaźnią

i nawet chciał mu nadać tytuł hrabiego” (I, 38). Nikt jednak go nie pytał o walory wewnętrzne, nikt

nie badał jego osobistych wartości; nie występowały one bowiem w ogóle jako ważny postulat w tym

Page 17: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

17

świecie, który a priori uznawał wyższość duchową dobrze urodzonych i bogatych — nic więc

dziwnego, że pan Łęcki, nie uczyniwszy nic w życiu, nie mając nawet możności wypróbowania swych

władz duchowych, nie mogąc wytworzyć sobie żadnego kryterium do samooceny, powziął

to głębokie, poważne przeświadczenie o sobie, uwierzył prawdziwie w swą wielkość. Pojęcie

wielkości, nie opierające się na własnych zdobyczach duchowych, na wartościach wypracowanych

przez siebie, lecz wypływające wyłącznie z poczucia praw, z doznanego od innych szacunku, uznania

i aplauzów, wytworzyło w nim również w sposób zupełnie naturalny — bezmierny egoizm. Nie był

to egoizm świadomy, drapieżny, który łączy się ze zdaniem sobie dokładnym sprawy z własnej

postawy psychicznej wobec innych, lecz był wytworem warunków, w których się pan Tomasz

znajdował, był cechą dominującą w środowisku, uważającym swe istnienie za najwyższą konieczność,

za kwintesencję życia, i przekonanym, że świat obraca się koło niego i dla niego.

Typowym również dla arystokracji objawem jest zbliżanie się pana Łęckiego do ruiny majątkowej

— ruina to naturalny koniec każdego rodu arystokratycznego. Ojciec pana Tomasza miał miliony,

on sam odziedziczył krocie, ale majątek, dzięki trybowi życia, pochłaniającemu ogromne sumy, zaczął

topnieć powoli. Przyszedł następnie moment, że pan Tomasz nie mógł już stale przebywać

za granicą, gdyż fundusze na to nie pozwalały; osiadł więc z konieczności w Warszawie (w kraju

arystokracja przeważnie przebywa wówczas, gdy jest zmuszona), gdzie przez pewien czas jego dom

był „ogniskiem eleganckiego świata” (I, 38). Pan Tomasz miał w Warszawie kamienicę, jednak —

broń Boże — nie zamieszkał w niej: nie była ona bowiem położona w arystokratycznym centrum

miasta, „w stronie Alei Ujazdowskiej”; tam też wynajął sobie wspaniały apartament, złożony

z ośmiu pokojów. Choć na mniejszą skalę, niż poprzednio, znów trwało życie nad stan, aż pan

Tomasz postradał cały swój majątek i — dla pełnego zaokrąglenia ruiny — posag córki, który ona

odziedziczyła po matce. Nadeszła wreszcie chwila, że długi jego wynosiły akurat tyle, ile była warta

kamienica, kredytu nikt nie chciał już udzielać; na utrzymanie domu trzeba było zastawić srebra

rodowe i pożyczać od służby. Pan Tomasz jednak nie pojmował grozy położenia: poczucie własnej

wartości, a co za tym idzie, poczucie praw do istnienia, było w nim tak silne, że bankructwo nie mogło

go absolutnie zmienić, toteż wierzył głęboko, iż ten okres jest tylko przejściowy, że musi minąć.

Nie stracił więc nic na swym majestacie, na olimpijskim spokoju; za rzecz zupełnie naturalną uważał

to, że z rana co dzień w portfelu znajdował trochę pieniędzy, które tam cichaczem wsuwała panna

Florentyna, pożyczywszy je wpierw tajemnie od lokaja; propozycję hrabiny Karolowej, aby został

zarządcą jej majątku, odrzucił z pełną powagi godnością, trwożne zapytania córki określił jako

dowód jej przewrażliwienia nerwowego, a nawet spokojnie, „prostując się”, powiedział jej, istocie,

która nie orientuje się zupełnie w stosunkach rzeczywistych: „Nie, dziecko... My dopiero zaczniemy

triumfować”... (I, 57).

Rozumowanie pana Tomasza, jak zapatruje się on na swe położenie, jest arcyciekawe. Że jego

własne utracjuszostwo było głównym powodem bankructwa — to nawet nie zaświta mu w głowie,

od tej myśli oddalony jest o tysiące mil; jest natomiast przekonany, iż przyczyna przyszła z zewnątrz.

Pan Tomasz wie, że są jakieś siły, jakieś potęgi, które walczą z arystokracją i dążą do jej zniszczenia;

wychowywał się w epoce romantycznej, a przecież „w owym czasie dużo mówiono o zbliżającym się

końcu starego świata” (I, 44), obiło mu się coś niecoś z tego o uszy — o tym jednak, jakie by to miały

być owe złowrogie potęgi, nie ma on nawet pojęcia, i my również nie wiemy, o co mu chodzi.

Arystokracja walkę, w imię tak oczywistych dla pana Tomasza praw jej istnienia, podjęła i toczy:

a „kto walczy, naraża się na straty” (I, 57) — pan Tomasz jest głęboko, święcie przekonany, że i on

tę walkę prowadzi i że dzięki niej właśnie poniósł straty. To uważa za zaszczyt, to go napawa dumą.

Mniema, że jest prawym następcą swych przodków, których srebra nie tylko na bankierskich stołach,

ale „bywały już na stołach Tatarów, Kozaków, zbuntowanych chłopów i nie tylko nam [arystokracji]

to nie uchybiało, ale nawet przynosiło zaszczyt”. Dziś jest to samo, „zmieniła się tylko broń: zamiast

kosą, albo jataganem, walczą [kto?!] rublem” (I, 57).

Pan Łęcki, jako spadkobierca tradycji zwycięskich swych przodków, wierzy również,

że z walki wyjdzie zwycięsko. Ale jaką drogą? O, i tę mu wskazuje tradycja. Któż w XVII wieku

bronił w istocie Rzeczpospolitej, zdezorganizowanej przez anarchię magnatów — oto bohaterstwo „jej

nielicznych i zaniedbanych wojowników” i masy żołnierzy, którzy mieli do oddania potrzebne

naówczas swe męstwo i krew; broniąc kraju, bronili i magnatów. Ponieważ obecnie walka toczy się

rublem, pan Tomasz zwróci się do tych, którzy mają pieniądze; jednak nie do bogatej arystokracji,

bo wie, że stamtąd nic nie wydobędzie — zwróci się do tych, którzy stoją niżej, do pogardzanych

Page 18: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

18

kupców. Co jednak do tego kroku pobudza go: czy zmiana przekonań? pragnienie pracy? — broń

Boże! Czy może chęć połączenia się z całością społeczeństwa? — bynajmniej; pan Tomasz zbliża się

do nich wyłącznie jako „aż Łęcki” i jest przekonany, że to wystarczy, aby na czele kupców wygrać

bitwę, tj. odzyskać fortunę.

Zdawałoby się, że pomysł pana Łęckiego jest nonsensem i rezultatów żadnych nie da — gdzie

indziej tak, ale nie w Polsce. Sam fakt, że „pan z panów”, arystokrata z krwi i kości tak się łaskawie

zniżył, że się zapisał do resursy kupieckiej — otworzył mu serca kupców: chciano go zrobić

prezesem; a „garbarze, szczotkarze i destylatorzy” przyznawali, „że pan Tomasz jest jedynym

arystokratą, który pojął swe obowiązki względem kraju i spełnia je sumiennie” (I, 48); później zjawi

się Wokulski, który będzie wszystkie siły wytężał, aby pana Łęckiego postawić pod względem

finansowym na nogi — kupiec Wokulski więc dobrowolnie stanie się jego łupem, za co zyska

miano bohatera [„Dzięki tobie przekonałem się — powiada pan Łęcki do Wokulskiego — że wyraz:

kupiec jest dziś synonimem wielkoduszności, delikatności, bohaterstwa...” (I, 340)].

Zbliżenie się do bogatego mieszczaństwa nazywa pan Tomasz objawem „żywotności” i uważa,

że otoczenie jego tak „głęboko zasnęło”, iż razi je każdy jego „śmielszy krok” — w swej naiwności

nie wie jednak, że całe środowisko, gdy przyjdzie potrzeba, robi to samo, modyfikując co najwyżej

metody, tj. obierając drogi nieco bardziej realne. Bo w istocie na czymżeż polegał ten „śmielszy krok”

pana Tomasza: niewiele on wymyślił! Zdobył się tylko na to, że... grał w karty z kupcami, i co więcej

— wygrywał, choć wiemy, że był ktoś, kto chciał celowo przegrywać. Pan Łęcki jednak jest

przekonany o czymś przeciwnym: wygrane dowodzą jego „daru kombinacji”, jego „genialnego

umysłu”. Jeśli więc kupcy, „zwykli śmiertelnicy”, mogą dochodzić do majątków, to on, „genialny

umysł”, przewodząc im, kierując ich „żelazną energią” (bo tylko tę zdolność kupcom przypisuje),

bardzo łatwo i po prostu fortunę swą wkrótce odzyska. Oto logika!

Pan Tomasz, widzimy, nie ma pojęcia o rzeczywistości, o prawach życia i o roli, którą w nim

odgrywa; nie wie on, że jest na łasce Wokulskiego, że ten ostatni może go w każdej chwili zmiażdżyć

i pogrążyć w zupełnej nędzy; rozumie wprawdzie, iż Wokulski, zbliżając się do niego, musi mieć swój

własny cel, ale oto, jak go sobie tłumaczy: „Bystry człowiek! on to pojmuje, że więcej zrobi i lepszą

zyska reputację, pomagając dźwigać się dawnemu rodowi, aniżeli gdyby sam wyrywał się naprzód...

I nie będzie tego żałował, gdy odzyskam stanowisko... Wynagrodzę go... wynagrodzę... może być

pewnym mego poparcia” (1, 258-9). Jest to pogląd, który kiedyś, gdy magnaci mieli wielkie wpływy,

majątki i mogli forytować swych stronników, miał jakieś realne znaczenie; w ustach pana Tomasza —

choć wierzy on w to, co mówi — to frazes pusty, nie mający żadnego odpowiednika w rzeczywistości,

myśl zaś o wynagrodzeniu Wokulskiego jest nonsensem śmiesznym i głupim zarazem. Głupstwem

jest również, według Prusa, wiara pana Tomasza w to, że „Bóg zesłał” mu Wokulskiego. Arystokracja

bardzo chętnie do spraw swoich wprowadzała wiarę w bezpośrednią interwencję Opatrzności,

która specjalnie jakoby czuwa nad rodami i jednostkami „wybranemi”, a czuwa dzięki ich religijnym

uczuciom i obrzędom — prawowierność swą bowiem wobec kościoła akcentuje arystokracja bardzo

wyraźnie. Religijność jej jednak — pomijając już ten fakt, że wiara w bezpośrednią interwencję Boga

jest fikcją nierealną, gdyż nie uwzględnia niezłomnych praw natury, stworzonych przez Istotę

Najwyższą, a przechodzi ponad nimi —ma wyraźne znamiona zwyrodnienia. Arystokracja bowiem,

w nieznającym granic poczuciu własnego znaczenia, nawet religię umiała nagiąć do swych poglądów:

jeśli pan Tomasz uważa, iż kupcy wydobędą go z opresyj finansowych tylko dlatego, że jest on

Łęckim, to tak samo, dla tych samych przyczyn chce, aby Bóg się nim specjalnie opiekował. Wiary

tej jednak bynajmniej nie identyfikuje z nakazami etycznymi religii — bo zaprzeczeniem wszelkiej

etyki jest życie i czyny arystokracji. Dla pana Tomasza moralność nie jest żadnym hamulcem

w postępowaniu, nie stanowi też kryterium w ocenie innych: przypuszcza on np. (zresztą niesłusznie),

że Wokulski, dając mu 33% od kapitału, musi robić jakieś nieczyste interesa, ani na chwilę jednak

myśl ta nie powstrzymuje go od przyjęcia warunków — o jedno tylko mu chodzi: by o tym nie

wiedziano. Do córki powiada, że „o takich rzeczach lepiej nie mówić...” — a na jej zapytanie: „Czy to

co złego?” - taką daje odpowiedź: „Złego?... No, nic złego, mój Boże... Ale zawsze lepiej, gdy ludzie

nie znają ani wysokości, ani źródła dochodów... Baron, wreszcie sam marszałek nie mieliby reputacji

milionerów i filantropów, gdyby znano wszystkie ich sekreta... Baron... utrzymuje jakąś spółkę

z lichwiarzami, a fortuna marszałka urosła głównie ze szczęśliwych pogorzeli, no... i trochę z handlu

bydłem w czasie wojny sewastopolskiej...” Ale „to nic me znaczy... Mają pieniądze i duży kredyt,

a to główna rzecz...” (I, 347-8).

Page 19: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

19

Ten zupełny brak poczucia moralnego, brak wprost komórek mózgowych, które by pobudzały

do jakichś nakazów etycznych, hamujących egoizm, jest przyczyną główną, dla której arystokracja,

nie mająca zrozumienia dla rzeczywistości, nie oceniająca wartości faktów, wreszcie niezdolna

do pracy, może istnieć w ogóle. Jej życie, to — jak zaznaczyliśmy — życie pasożytów, które „ssą

glinę i mierzwę”. Ale jednak i pasożyty obowiązują prawa natury, i one bezkarnie nie mogę ich

omijać; przedstawiciele arystokracji natomiast, żyjąc w sztucznej atmosferze, zatracają zupełnie

poczucie granic możliwości i praw życia, toteż, mimo korzystnych i sprzyjających nawet warunków,

muszą ginąć. Taki też los czeka pana Tomasza. Choć uratowanie Łęckich od ruiny i nędzy jest

w mocy Wokulskiego, choć pragnie on tego szczerze, jednak ani zadowolić może apetyty pana

Tomasza, ani zgodzić się na rolę, w której ten chciałby go widzieć; przepaść pomiędzy poglądami

pana Łęckiego i rzeczywistością jest zbyt wielka, aby ją można w jaki bądź sposób wypełnić. Musi

więc przyjść moment, kiedy ta rzeczywistość, i tak naginana przez Wokulskiego, odezwie się i uderzy

w pana Tomasza. Po raz pierwszy ujawnia się to podczas licytacji domu: kamienica warta jest

sześćdziesiąt tysięcy rubli, a co najwyżej za sześćdziesiąt pięć można ją kupić. Jest to oczywiste

dla wszystkich; Wokulski jednak, który chce ratować posag panny Izabeli, każe licytować

do dziewięćdziesięciu tysięcy, darowując wprosi Łęckim trzydzieści tysięcy rubli. Choć wywołuje

tym krokiem powszechne zdumienie, nie osiąga żadnego efektu, o ile chodzi o pana Tomasza,

gdyż ten jest głęboko przekonany, że dom pójdzie za sto dwadzieścia tysięcy; nic i nikt przy tym nie

zdoła mu wytłumaczyć, że to jest niemożliwe. Pan Tomasz bowiem, upierając się przy swym

twierdzeniu, ma szereg argumentów, których wartość jest taka sama, jak i innych jego dowodzeń. Sam

przecież zapłacił za kamienicę sto tysięcy — więc musi wziąć przynajmniej o dwadzieścia tysięcy

więcej; następnie jeden jego znajomy „wziął dwakroć za dom, który go kosztował sto pięćdziesiąt

tysięcy”; wreszcie pan Tomasz miał sen, że dom jego poszedł za sto dwadzieścia tysięcy — a w sen

ów — jako że szedł po linii jego pragnień — wierzy święcie. „Mówię to panu przed licytacją,

uważasz?... Za parę godzin przekonasz się, że nie należy śmiać się ze snów... Są rzeczy na niebie

i ziemi...” (1,319). Nic więc dziwnego, że kiedy sen się nie sprawdził, pan Tomasz po licytacji jest

głęboko zawiedziony, rozdrażniony i gniewny; może po raz pierwszy w życiu, zapominając

o etykiecie, wymyśla adwokatowi, Żydom, wreszcie dostaje silnego ataku apopleksji.

I na oddaniu się Wokulskiego zawiódł się też pan Tomasz: wyobrażał sobie, że ten całe życie nic

innego nie będzie robił, tylko dostarczał mu pieniędzy („Wynagrodzę go, wynagrodzę...” — myślał!).

To, że kupiec ośmielił się pokochać jego córkę, nie przychodzi mu na myśl zupełnie — a gdy

możliwość tego faktu przedstawia mu hrabina Karolowa, odpowiada bezwzględnie: „Nic mnie to nie

obchodzi. Nad myślami pana Wokulskiego nie panuję, a o Belcię jestem spokojny” (1, 296).

Obchodzić jednak zaczyna go to wówczas, gdy stanęła przed panem Tomaszem możliwość utracenia

Wokulskiego, a właściwie źródeł dochodu, kiedy to Wokulski, ostrzeżony po raz pierwszy, kim jest

właściwie panna Izabela, wyjeżdża do Paryża. („Kto mógł przypuścić, że jest tak obraźliwy...? — pyta

zdumiony Łęcki — Taki sobie zwyczajny kupiec!...” I, 365). Projekt małżeństwa panny Izabeli

z Wokulskim, to był silny cios dla pana Tomasza — trzeba było tak się poniżyć, aby pozwolić

na mezalians: jego córka, Łęcka, żoną kupca! A kiedy wreszcie i ta deska ratunku odpadła,

kiedy zupełnie na zamążpójście panny Izabeli — która była ostatnim atutem w celu zdobycia

pieniędzy — liczyć nie można było — świadomość nędzy po raz pierwszy stanęła w całej nagości

przed panem Tomaszem. Przeżyć on tej świadomości nie mógł: ginie od udaru apoplektycznego. Tak marny koniec czeka wszystkie rody, będące pod wpływem systemu arystokratycznego. Dawniej

utrzymywały się one dłuższy czas przy majątkach, gdyż państwa wydawały „mnóstwo przywilejów dla szlachty

i mnóstwo ograniczeń dla nie szlachty”. Ale była to droga sztuczna, która nie mogła być trwała; przywileje

rozluźniły się lub upadły, zastąpione przez naturalne prawa życia, które muszą prędzej czy później doprowadzić

do zguby ludzi, nie mających pojęcia o rzeczywistości. Gdybyż to była zguba całkowita. Nieszczęście polega

na tym, że na miejsce rodów upadłych zjawiają się nowe i one znów kontynuują ten sam system, który

zatruwa społeczeństwo. Do pana Tomasza można by również zastosować słowa: „Non omnis moriar...”

Panna Izabela Łęcka.

Panna Izabela jest osobą przecudnej urody: wszystko w niej było „oryginalne i doskonałe”,

subtelne i mistrzowsko wykończone; postać jej, twarz, a szczególnie oczy stanowiły świetny

akompaniament psychiki, doskonalą harmonię z przejawami duchowymi, mogły wyrazić

Page 20: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

20

najdelikatniejszy odcień uczucia, najsubtelniejsze przebłyski woli i intelektu. Były też istotnie

poniekąd wyrazem poglądów, które panna Izabela powzięła o sobie i o życiu. Jej psychikę całkowicie

ukształciła sfera, w której się ona znajdowała — świat arystokratyczny; świat, który mniemał,

że pochodzi „jeżeli nie od bogów, to przynajmniej od pokrewnych im bohaterów, jak Herkules,

Prometeusz, od biedy — Orfeusz” (I, 177), świat, który uważał, że jest wcieleniem wszelkiej

doskonałości, mocy, piękna, szlachetności i geniuszu, świat, pełen wykwintu i pogardy

dla powszedniości. Panna Izabela ze wszystkich postaci w Lalce najpełniej i najgłębiej mniemania

arystokracji przejęła, wypełniają też one jej psychikę bez żadnej reszty, kierują nią, są dla niej

ideałem. W myśl tego ideału postępuje ona zarówno świadomie, jak i nieświadomie, wierząc głęboko

— a wiarę tę wzmacnia jeszcze otoczenie — że droga, którą kroczy, uczyniła z niej również jednostkę

idealną; nigdy też, nawet w najmniejszej mierze, nawet jako cień przelotny, nie odezwie się w niej

ton autokrytyki. To samo więc zjawisko, któreśmy widzieli u pana Tomasza. Panna Izabela ma to

niewzruszone przeświadczenie, że jest niemal aniołem, „boginią, czy nimfą, uwięzioną w formy

cielesne” (I, 40); wie, że wszystkie jej czyny są wzniosłe, piękne i szlachetne, bo wypływają również

z wzniosłych, pięknych i szlachetnych ideałów środowiska. Gdyby więc ideologia arystokracji była

w istocie wartościowa, to i panna Izabela, jako jednostka, która całkowicie wchłonęła jej atmosferę,

byłaby postacią wartościową i prawdziwie piękną — ale ponieważ, jak wiemy, ten świat „piękny”,

„nadludzki” i „nadnaturalny” jest w rzeczywistości światem doszczętnie zwyrodniałym — więc

i panna Łęcka, mimo iż wierzy całkowicie w swą nadziemską piękność duchową, jest również

postacią zwyrodniałą; dokładne rozpatrzenie się w jej wnętrzu duchowym wykaże, jak pod pozorami

piękna i szlachetności znajdą się cechy straszliwie odrażające.

Wiele pokrewnych rysów będzie miała ona z panem Tomaszem.

Dążenie do wyciągnięcia z życia maximum zdobyczy przy minimum wysiłku, zatracenie

konieczności rezygnowania z jakichkolwiek własnych praw na korzyść innych, zamykanie się

w obrębie własnych interesów, egotyzm więc i egoizm są szczególnie rozwinięte wśród

przedstawicielek arystokracji; datujące się od czasów średniowiecza ubóstwienie, kult kobiet, zwalniał

je nawet z tych obowiązków, które wobec nich mieli mężczyźni. Bezwzględny też egotyzm i egoizm

leżą u podstaw charakteru panny Izabeli. Jej myśl nigdy nie przekracza jej samej: czy wówczas,

gdy raduje się lub cierpi, czy gdy kocha lub nienawidzi, modli się lub daje jałmużnę, czy gdy myśli

o rodzinie, społeczeństwie lub ludzkości — zawsze ona jest centralnym punktem, zawsze wyczuwa

to tylko, co dla niej jest dobre lub złe; nawet wówczas, gdy widok ogromnej fabryki we Francji,

wstrząsnąwszy nią silnie, stawił jej przed oczy w całej grozie możliwość zagłady arystokracji —

w pierwszym odruchu pyta ojca: „Ale kobietom oni nic złego nie zrobią?” — po chwili dopiero

poprawia się: „ A jeżeli nam, to i wam nie zrobią nic złego...”. To drugie odezwanie się, to gest

kurtuazji towarzyskiej — nie serca, bo i w stosunku do ojca nie jest ona inna. Zresztą na jednym

poziomie stoi z panem Tomaszem: on z godnością i spokojem traci jej posag, ona po licytacji

nie myśli o chorobie ojca, lecz marzy o wojażu za granicę i małżeństwie, a następnie, dotknięta

w swej dumie przez Szpiegelmana, który ośmielił się powątpiewać o prawdzie jej słów, biegnie

do pana Tomasza, aby wymóc na nim przyznanie się do wielkości długów, oraz wymówić mu,

iż z tego powodu nie będą mogli wyjechać do Paryża; nie powstrzyma jej w tym kroku panna

Florentyna, która przypomina, iż ojciec jest ciężko chory, a zmieniony wygląd pana Tomasza, jego

„obwisłe ramiona, obwisłe siwe wąsy, obwisłe powieki” i starcze pochylenie „powstrzymały ją tylko

od wybuchu, nie zaś od załatwienia interesu...” (I, 346-7). Pan Tomasz zaś, wzruszony staraniami

Wokulskiego, który ratuje go podczas ataku, wyznaje: „Nie przywykłem do podobnej troskliwości,

ponieważ Belcia nie zna się na tych rzeczach” (I, 338), a potem dodaje znamienne słowa, które

wyjaśniają, dlaczego panna Izabela inną być nie mogła: „No, ona stworzona do tego, ażeby jej

usługiwano”.

Nadmiernie rozwinięty egotyzm wyradza, podobnie jak u pana Tomasza, błędny, fałszywy,

złudny stosunek do rzeczywistości, o której panna Izabela ma zupełnie wypaczone pojęcie. Świat

dla niej jest „zaczarowanym ogrodem, napełnionym czarodziejskimi zabawkami” (I, 40);

nie doznawała bowiem wrażeń, które by o czym innym ją poinformowały, nie podlegała żadnym

ograniczeniom, hamulcom, nakładanym przez warunki życiowe na zwykłych śmiertelników. Dla niej

nie istniały żadne dolegliwości, jak zimno, gorąco, głód, zmęczenie, nie istniały pory roku, ani różnice

położeń geograficznych. Wszystko, co otaczało pannę Izabelę, dawało jej przyjemność, wszystko,

co czyniła ona i jej otoczenie, miało na celu zabawę, było nieprzerwanym rozkosznym snem

Page 21: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

21

o życiu; racją zaś istnienia wszystkiego, co stało poza tym światem zaczarowanym, było wyłącznie

dostarczanie mu odpowiednich warunków do przyjemnego istnienia. Do tego służyć ma zarówno

przyroda, jak i ludzie, nienależący do arystokracji. Natura, według panny Izabeli, „jest stworzona

dla człowieka” (II, 123). Gdy widziała szalejącą burzę, była przekonana, iż natura urządziła dla niej

piękne widowisko z piorunów, kamieni i morskiego odmętu, jak w innym czasie pokazała jej księżyc

nad jeziorem genewskim, albo nad wodospadem Renu rozdarła chmury, które zakrywały słońce”

(1,40—1). Las wtedy jest dla niej piękny i wtedy go rozumie, gdy spostrzega w nim ludzi i gdy

poszczególne jego fragmenty może sobie przedstawić w formie tworów ludzkich, a więc „kościoła”,

„buduaru damskiego”, „taburetów”, „luster”, „ulicy” i „rynków”. Teorię zaś, którą jej wykłada

Ochocki, a później Wokulski, że w naturze „wszystko żyje dla siebie...” panna Izabela uważa

za „poniżanie wartości ludzkiej, nawet niezgodne z Pismem Świętem. Bóg oddał ludziom ziemię

na mieszkanie, a rośliny i zwierzęta na pożytek” (II, 123). Podobnie zapatruje się ona i na

te warstwy ludzi, które stały poza wybrańcami z arystokracji. Świat ten najpierw podobnie jak

i przyroda dostarczał jej również wrażeń estetycznych: obserwowała go zwykle tylko z okna karety,

wagonu lub mieszkania i z takiej odległości życie zwykłych śmiertelników wydawało jej się

„malownicze i nawet sympatyczne”; świat ten był w każdym razie ładniejszy ,,od obrazów

rodzajowych, gdyż porusza się i zmienia co chwilę” (I, 42). Poza wrażeniami estetycznymi dostarczał

jej również rzeczy potrzebnych; panna Izabela jest przekonana, że najwygodniejsze, najprzyjemniejsze

organizowanie życia arystokracji jest jedynym celem tych ludzi, nawet jedyną radością — bo czymżeż

wytłumaczyć oddanie się i wierność jej Mikołaja i Anusi, albo uśmiechy pracownic szwalni

i niezwykłe zainteresowanie się tym, ażeby strój panny Izabeli leżał na niej dobrze? Panna Izabela

nie tylko sympatyzowała z niższym światem, ale miała dla niego również współczucie, które

wypływało z faktu, że ludzie do niego należący musieli pracować. Praca, to pojęcie zupełnie obce

w świecie, w którym się ona znajdowała, było zarazem i wrogie: oceniano ją, jako nieszczęście.

Panna Izabela pracę uważała za karę, zesłaną przez Boga na tych, którzy zgrzeszyli ciężko.

Przypominała ona sobie słowa Pisma Świętego; „w pocie czoła pracować będziesz”; kto więc nie musi

pracować, jest jednostką wybraną przez Boga, jednostką zatem wyższą, szlachetną. W pojęciu zaś

szlachetności musi się według panny Izabeli zawierać współczucie dla niedoli niższych, cierpiących

„w pocie czoła”: „tacy, jak ona, aniołowie, nie mogli nie ubolewać nad ich losem. Tacy, jak ona,

dla której największą pracą było dotknięcie elektrycznego dzwonka, albo wydanie rozkazu” (I, 43).

Widzimy więc, że lenistwo w pojęciu arystokracji, w pojęciu panny Izabeli, znajduje ideową

gloryfikację, jest usprawiedliwione zasadami religijnymi. I tak jest ze wszystkim: arystokracja

z najbardziej antyspołecznych, antynarodowych, antyreligijnych nawet dążeń czyni zaszczyt i chlubę,

ubierając je w tkankę ideową, posługując się najpiękniejszymi teoriami i systemami życiowymi.

Pod względem zdolności ideowego uzasadniania sobie swego stanowiska i postępowania, panna

Izabela stanowi istotnie jednostkę „wybitną”. Arystokracja — dla niej — to świat wybrany i wyższy.

Warunkiem nieodzownym zaś, który stanowi cechę wyższości, są „dwa skrzydła” jednostek:

urodzenie i majątek, które są przywiązane do pewnych „wybranych familii, jak kwiat i owoc

pomarańczy do pomarańczowego drzewa”.

„Dobry Bóg, widząc dwie dusze z pięknymi nazwiskami, połączone węzłem sakramentu, pomnaża

ich dochody i zsyła im na wychowanie aniołka, który w dalszym ciągu podtrzymuje sławę rodów

swoimi cnotami, dobrem ułożeniem i pięknością” (I, 45). A więc poniekąd romantyczna teoria

pokrewieństwa dusz! Tak, wyznaje ją panna Izabela, z tym tylko potwornym wypaczeniem, że zamiast

istotnego pokrewieństwa duchowego, zamiast uczucia stawia „trafny dobór nazwisk i majątków” —

ten „wszystko znaczy” — a miłość „nie ta szalona, o jakiej marzą poeci, ale prawdziwie

chrześcijańska, zjawia się dopiero po sakramencie i najzupełniej wystarcza, ażeby żona umiała

pięknie prezentować się w domu, a mąż z powagą asystować jej w świecie” (I, 45).

Ten pogląd, którym panna Izabela przejęta jest do głębi, mógł w jej duszy — pomijając wpływ

wychowania i środowiska — tak silnie się zagnieździć dlatego, że jest to jednostka zupełnie

chłodnego temperamentu. Pani Wąsowska, którą również przenika ideologia arystokracji, w której

postępowaniu wpływ otoczenia również jest bardzo wyraźny, nudzi się bezczynnym życiem, buntuje

się nieraz w duszy, pragnie zmiany, pragnie silnego uczucia, które by dało jej jednocześnie

wyzwolenie, ma bowiem bujny temperament i żywą, bogatą psychikę. Chłodne zaś, refleksyjne

usposobienie panny Izabeli pozwala na przejęcie się teorią, będącą całkowitym zaparciem się

uczucia, pozwala na uległość całkowitą wobec środowiska, na bezmyślne zdogmatyzowanie swych

Page 22: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

22

poglądów. Jej odezwania się, jej stosunek do poszczególnych ludzi nigdy nie jest samodzielny, choć

może być samodzielnie przemyślany — wniosek ostateczny będzie zgodny ze środowiskiem. Nawet

wówczas, gdy zarysują się różnice pomiędzy nią i ogółem, panna Izabela, uświadomiwszy je sobie,

natychmiast się cofa: skrzypek Molinari, mimo ordynarnie natarczywego postępowania,

zainteresował bardzo pannę Izabelę, chce się więc z nim zobaczyć i pyta hrabinę Karolową, czy

Molinari obiecał przyjść do niej. „Wcale go nie prosiłam” — odpowiedziała „dumnie” hrabina —

gdyż „zrobił niekorzystne wrażenie”. — „Gdyby — mówi Prus — doniesiono pannie Izabeli,

że umarł Wokulski z powodu Molinarego, wielki skrzypek nie straciłby nic w jej oczach.

Ale wiadomość, że zrobił złe wrażenie, dotknęła ją w niemiły sposób”. Toteż „pożegnała artystę

chłodno, prawie wyniośle” (II, 260). Nawet duma panny Izabeli, która odzywa się nieraz bardzo

silnie, sięga tam tylko, gdzie pozwala jej środowisko — natomiast w sposób rażący i przykry znika

ona wówczas, gdy panna Izabela umie wynaleźć jakąś formułkę, zgodną z pojęciami arystokracji.

Przeżywa całą rewolucję duchową, gdy dowiaduje się, że ojciec na wydatki wygrywa w karty

od Wokulskiego, a później, gdy nadała Wokulskiemu rolę powiernika, uważa za naturalne,

że on będzie powiększał jej dochody.

Gdy panna Izabela dorosła, stanął przed nią ważny cel: sprawa wyjścia za mąż, rozumie się

zgodnie z wyznawanymi przez nią teoriami. Obserwacja jednak małżeństw ją otaczających, sekrety

domowe młodych mężatek, mężowie, wydający pieniądze na aktorki, a do żony odzywający się:

„głupia jesteś” — wywarły we wrażliwej psychice panny Łęckiej pewien wstrząs duchowy: nabrała

ona „dużego wstrętu do małżeństwa i lekkiej wzgardy dla mężczyzn” (I, 45); ale ten wstręt, ta pogarda

nie trwała długo: panna Izabela rychło „zrozumiała, że małżeństwo trzeba przyjąć takim, jakie jest”

(I, 46). Zrozumiała, bo uświadomiła sobie, że ono jest konieczne, ażeby pozostać w sferze

arystokratycznej. To był dla niej warunek zasadniczy, to była kwestia życia; a na małżeństwo, zgodnie

ze zwyczajami arystokracji, mogła się po pewnym czasie tym łatwiej zgodzić, że znalazła sobie

rekompensatę w „miłości idealnej, najdziwniejszej, o jakiej słyszano” (I, 47), w miłości do posągu

Apollina.

Każde wykoszlawienie duchowe, każde wypaczenie i zatamowanie naturalnego rozwoju

i praw przyrodzonych, nie może ujść bezkarnie; natura prędzej czy później odezwie się o swe

prawa, a nie znajdując realizacji zdrowej, musi, według Prusa, wywołać chorobliwą reakcję. Panna

Izabela, myśląc o małżeństwie, jako o interesie, który by zapewnił jej byt materialny i pozwolił

pozostać w sferze arystokracji, zarówno wypaczała prawa psychiki ludzkiej, jak i prawa fizjologiczne

człowieka. Pierwsze w małżeństwie wymagają uczucia, drugie — szukania jednostek tego samego

gatunku. Panna Izabela gwałciła uczucia i instynkt. Zapewne — nie był to gwałt świadomy;

ukształciło ją tak wychowanie i dziedziczność, mimo to chorobliwe konsekwencje takiego stanu musi

ponieść. Instynkty i tendencje uczuciowe, skrępowane na drodze naturalnej, znalazły ujście —

bo musiały je znaleźć — w formie zwyrodniałej: ta miłość niby „idealna” do Apollina ukrywa

pod postacią wykwintną i wyrafinowaną przede wszystkim orgię zmysłów, wyłącznie niemal

zmysłów, bo nawet i tutaj ujawnia się niezdolność panny Izabeli do wyższych prawdziwych uczuć;

w każdym razie pierwiastków „idealnych” w tej miłości wcale nie ma. Ale to jeszcze mało: ów bóg,

który często zstępował ze swego piedestału i przychodził do niej nocą, „w laurowym wieńcu

na głowie, jaśniejący mistycznym blaskiem”, „w swym boskim obliczu kolejno ukazywał jej

wypiększone rysy tych ludzi, którzy kiedykolwiek zrobili na niej wrażenie” (I, 47). — „Tak — powie

o niej przy końcu powieści Wokulski — to Messalina przez imaginacją...” (II, 294). Oto jak nisko

staczają się jednostki pod wpływem sztuczności życia i warunków, które wytworzyła

arystokracja: panna Izabela, głęboko wierząca w swoją wartość, przez projekty małżeńskie prowadzi

„obrzydliwy handel”, a przez swe połączenia z Apollinem, w których dopatruje się cudu mistycznego,

stoi na poziomie Messaliny. Wokulski, w jednej z chwil, w których znikały jego złudzenia,

porównywając pannę Izabelę z upadłą dziewczyną, dochodzi do wniosku, że „ta druga, okryta hańbą,

wobec jakiegoś wyższego trybunału, może byłaby lepszą i czystszą” (I, 109).

Ciekawą też jest rzeczą, kto mianowicie ukazywał się pannie Izabeli w postaci Apollina.

Poznawszy tych ludzi, będziemy mogli sobie odtworzyć, jaki typ stanowił gatunek, odpowiadający

pannie Łęckiej. Nigdy nie zjawiali się przed nią ludzie o wybitnych wartościach umysłowych,

uczuciowych, czy moralnych — te gatunki są jej zupełnie obce. Byli to albo impertynenci, którzy

w natarczywy sposób działali na jej zmysły: a więc Kazio Starski, Molinari — albo ci, których pojęcia

arystokratyczne otaczały nimbem niezwykłości. Poszukiwanie niezwykłości w życiu — to również

Page 23: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

23

jedna z zasadniczych cech arystokracji; wszystko, co było zwykłą codziennością, odpychała ona

od siebie i nie ceniła zupełnie. Kierowała się też tymi kryteriami w swoich czynach, jak i na ich

podstawie oceniała innych. Co mogło być jednakże cechą charakterystyczną owej niezwykłości,

niecodzienności zjawisk i ludzi? Ponieważ, w miarę wytwarzania się coraz bardziej sztucznych

warunków życia, arystokracja zatracała wszystkie istotne jego wartości, musiał przyjść moment,

gdy przestała rozumieć, na czym polega prawdziwa wielkość, prawdziwa niezwykłość. Nie mogły

porwać jej czyny, wypływające z wysiłku rzetelnej pracy rąk czy umysłu, będące prawdziwym

wyrazem głębokiego serca, ofiarności, wreszcie dowodzące podniosłego poziomu moralnego — na te

wszystkie czynniki arystokracja jest zupełnie niewrażliwa. Pozostała jej jedynie dziedzina sensacji,

i na sensację tylko, nieraz niesłychanie bezsensowną i ordynarną, wrażliwa jest rzeczywiście sfera

„wybranych”.

Ten zamknięty świat otwierał nieraz swe podwoje dla zwykłych śmiertelników, którzy

„na skrzydłach reputacji” potrafili „wzbić się aż do szczytów Olimpu”. Któż to był? Czasem inżynier,

który „łączył oceany, albo wiercił, czy też budował (!) Alpy”, czasem kapitan, który stracił swój

oddział w walce z dzikimi, a sam, choć poraniony, ocalał dzięki miłości murzyńskiej księżniczki,

to znów podróżnik, który „podobno odkrył nową część świata, rozbił się z okrętem na bezludnej

wyspie i bodaj czy nie kosztował ludzkiego mięsa” (1,41). Dalej byli aktorzy sławni, artyści i poeci,

którzy wysługiwali się arystokracji swym talentem. Panna Izabela, która również czynów zwykłych

i ludzi zwykłych nie uznaje, przejęta jest do głębi takim właśnie ujęciem niezwykłości, jakie

wyznaje całe środowisko, według tego kryterium ocenia zjawiska życiowe. Jednostki „niezwykłe”,

które wywierają na niej wrażenie i zjawiają się w „boskim obliczu” Apollina, są tego samego pokroju.

Apollo podobny jest do najsławniejszego tenora, rysownika, obdarzonego wybitną fantazją, generała,

który „z wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych” (I, 47), dzielnego strażaka,

weneckiego gondoliera, a nawet cyrkowego atlety „nadzwyczajnej urody i siły”. Każdy z tych ludzi

zaprzątał przez pewien czas tajemne myśli panny Izabeli, „każdemu poświęcała najcichsze

westchnienia, rozumiejąc, że dla tych, czy innych powodów, kochać go nie może i — każdy z nich

za sprawą bóstwa ukazywał się w jego postaci w półrzeczywistych marzeniach” (I, 47-8).

I rzecz ciekawa: od tych „mistycznych” marzeń panna Izabela jeszcze wypiękniała. Oczy jej

nabrały „nadziemskiego zamyślenia”, a patrzącym na nią zdawało się, że „widzę anioła, albo świętą”

(I, 48). Co za straszliwa ironia... „W jednej z takich chwil zobaczył pannę Izabelę Wokulski. Odtąd

serce jego nie zaznało spokoju”...

Trafił najfatalniej. I nie dlatego nawet, że panna Łęcka stoi na tak niskim poziomie moralnym,

że jest wcieleniem egoizmu, że ma potwornie wypaczony pogląd na świat — bo to są czynniki,

które można przy odpowiednich warunkach przekształcić lub złagodzić. Przecież pani Wąsowska

również pod względem moralnym nie stoi wysoko, ale ma to wyczucie, iż postępowanie jej

pozostawia dużo do życzenia, a ta świadomość właśnie — to twórczy czynnik jej psychiki, który

przy sprzyjających warunkach może dać odrodzenie. Ale nie ma takich warunków, które mogłyby

przekształcić pannę Izabelę: kto uważa, że jest aniołem, że jego poglądy i postępowanie jest idealne,

kto na cień nawet autokrytyki zdobyć się nie może, dla braku odpowiednich podniet psychicznych,

kto jest niedokształcony pod względem uczuciowym i zwyrodniały w swych instynktach, dla tego

ratunku nie ma. Pomiędzy Wokulskim i panną Izabelą stoi szereg zasadniczych przeciwieństw,

których absolutnie nic usunąć nie może i, choć stosunek jej do Wokulskiego będzie przybierał szereg

najróżnorodniejszych faz, żadna z nich nawet minimalnej zmiany psychiki panny Łęckiej nie będzie

oznaczała. Wszystko ich dzieli, nic nie łączy. Wokulski dla niej to człowiek niższy,

gdyż nie pochodzi ze sfery arystokratycznej, następnie niepociągający zupełnie, jako typ, gdyż

nie należy do odpowiadającego jej fizjologicznie gatunku, wreszcie, jako kupiec, jest wcieleniem

strasznej, odpychającej prozy. Panna Izabela po przyjeździe Rossiego do Warszawy, porównywa

słynnego włoskiego aktora z Wokulskim: „Galanteryjny kupiec po Rossim, którego podziwiał cały

świat, wydał jej się tak śmiesznym, że po prostu ogarnęła ją litość. Gdyby Wokulski w tej chwili

znalazł się u jej nóg, ona może nawet wsunęłaby mu palce we włosy i, bawiąc się nim, jak wielkim

psem, czytałaby tę oto skargę Romea [Rossiego]: „Niebo jest tu, gdzie mieszka Julia”... (1,270).

Dla ścisłości należy zaznaczyć, że dwa razy obudził się w pannie Izabeli podziw dla Wokulskiego;

raz, gdy wyobraziła sobie, że jest on „jakimś Harum-al-Raszydam, ucharakteryzowanym na kupca”

(I, 276 — wyobrażenie to powstało w jej umyśle wówczas, gdy dowiedziała się, że Wokulski

w towarzystwie „bardzo dystyngowanych lordów” jadł baraninę palcami, — a drugi raz,

Page 24: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

24

gdy Wokulski oświadczył, że wróci ze Skierniewic do Warszawy na lokomotywie: „Jaka to bogata

natura!” — pomyślała (II, 291).

Chwila, w której Wokulski powziął plan zbliżenia się do panny Izabeli, była dla niego bardzo

pomyślna. Wiadomość, że pan Tomasz stracił pieniądze, od razu cały świat arystokratyczny

odwróciła od niego, a młodzież od jego córki: „świat wybranych” nie widział obecnie w stosunkach

z Łęckimi żadnego interesu. Panna Izabela została sama, znosząc upokorzenie obrażonej dumy, żal

za świetlaną, niczym niezamąconą przeszłością; był to dla niej cios niesłychanie silny i zgoła

nieoczekiwany; nie mogła pojąć, że ją, tak „piękną, dobrą i dobrze wychowaną” świat opuścił dlatego

tylko, że nie miała majątku; w duszy jej zjawia się jakby cień pogardy dla środowiska: „Cóż to za

ludzie, Boże miłosierny!.. Cóż to za ludzie!...” (I, 248) — powtarzała, gryząc z gniewu i oburzenia

piękne usta i szarpiąc taśmy okiennych firanek, zza których spostrzegała jadących w powozach

elegantów: odwracali oni głowy, by się nie kłaniać! „Czyżby sądzili, że ona wygląda ich?”.

A jednak istotnie ona ich wyglądała, nawet czekała. Odwrócenie się bowiem arystokracji

od Łęckich bynajmniej w pannie Izabeli nie wywołało najmniejszej chęci uczynienia kroku

podobnego: odsunięcia się od środowiska, które ją zlekceważyło. W umyśle jej góruje inna myśl:

niezależnie od wartości arystokracji, ona musi za wszelką cenę do niej wrócić; wyjść ze świata,

w którym żyła, mogła tylko do grobu. Powrót uważała zarówno za konieczność życiową, jak

i za swój najgłębszy obowiązek: należenie do arystokracji bowiem w jej psychice (nie tylko w jej)

stało się ideą, niemniej silną, niż u innych np. idea narodowa. Poczucie obowiązku pozostania

w szeregach arystokratycznych spotężniało jeszcze od chwili, kiedy panna Izabela uświadomiła sobie,

że poza jej środowiskiem nie tylko istnieje świat, którego celem jest osładzanie życia arystokracji,

ale inny jeszcze, który zmierza do zniszczenia tej najwyższej sfery ludzkiej. O świecie tym miała

lepsze pojęcie, niż ojciec jej: rozczytywała się przecież w Nie-Boskiej komedii „kuzyna swego

Zygmunta”, a nawet raz widziała straszliwą potęgę tego świata, zwiedzając fabrykę żelazną, w której

„półnadzy robotnicy, jak spiżowe posągi o ponurych wejrzeniach”, otoczeni krwawą łuną pieców,

wśród okropnego huku maszyn, podobni byli do „cyklopów”, którzy „kują pioruny, mogące

zdruzgotać Olimp” (I, 43). To nic, że obecnie chwilami gardziła otoczeniem: postanowiła poświęcić

się i pozostać; pozostać zaś — jak mówiliśmy — mogła tylko przez bogate małżeństwo. Ono teraz

więc, w mniemaniu panny Izabeli, zostaje podniesione do godności ofiary za ideę.

Ale ze wszystkich wielbicieli zostało jej tylko dwóch obrzydliwych starców: marszałek,

podobny do „zabitego i oparzonego wieprza”, i baron, przypominający „niewyprawną skórę”; obaj ci

kandydaci do ręki panny Izabeli, choć bogacze, budzili jednak w niej tak nieprzepartą odrazę, że mimo

walki z sobą, mimo namów hrabiny Karolowej, która również mówiła swej bratanicy o obowiązku

i ofierze, panna Łęcka zdecydować się na żadnego z nich nie mogła. „Okropna kombinacja dwu tych

starców prześladowała pannę Izabelę dniem i nocą. Czasem zdawało się jej, że jest potępiona i że już

za życia rozpoczęło się dla niej piekło” (I, 248). Jeszcze czekała, jeszcze miała jakąś nadzieję, że trafi

się ktoś lepszy.

W tym momencie zjawia się nagle pomoc: na horyzoncie ukazuje się Wokulski, pan Tomasz zaś

jest przekonany, że za jego pomocą odzyska majątek! Ale pomoc ta zamiast pannę Izabelę uspokoić,

napawa ją straszliwą trwogą. Nie jest ona tak naiwna, jak ojciec, i szybko zorientowała się w celu

Wokulskiego. Intuicyjnie wyczuła — a ma intuicję subtelnie rozwiniętą — miłość Wokulskiego

i chęć zdobycia jej, panny Łęckiej. Że Wokulski ją pokochał, uważa za rzecz naturalną i jest jej to

obojętne, ale inaczej patrzyła na dążenie Wokulskiego do zdobycia jej ręki, czuła bowiem, że on może

do tego dojść, nawet wbrew jej woli i chęci. [„Tego nawet nie myślałabym mu bronić. Nie jestem

ani tak naiwna, ani tak fałszywie skromna, ażeby nie wiedzieć, że się podobam... mój Boże! nawet

służbie... Kiedyś gniewało mnie to... ale dziś — tylko zrozumiałam lepiej słowa Zbawcy: „komu wiele

dano, od tego wiele żądać będą” (I, 67)].

Na Wokulskiego bowiem zapatruje się zrazu, jako na jednego z tych potężnych i bezwzględnych

cyklopów, którzy mają moc, by zniszczyć jej świat, i dążą do tego, jako na jednego z tych strasznych

ludzi, w których rękach „stalowe szyny zwijają się jak wstążki”. Wydaje się jej, że ten ogromny „pień

z czerwonemi rękami” „ze wszystkich stron otacza ją sieciami, jak myśliwiec zwierzynę”. „To już nie

smutny wielbiciel, to nie konkurent, którego można odrzucić, to... zdobywca!... On nie wzdycha, ale...

mnie chce porwać gwałtem, jeżeli nie zmusić do tego, ażebym mu się sama oddała...” (1, 68). —

„Boję się tego człowieka” —szepce panna Izabela z przerażeniem, ale nie chce rezygnować. W imię

swej najwyższej idei, pobudzana przy tym nienawiścią i dumą obrażoną, postanawia rozpocząć z nim

Page 25: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

25

walkę („gołąb wychodzi na spotkanie węża”), walkę zaciętą, ciężką, której rezultat jest niepewny,

walkę, którą musi toczyć sama, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, gdyż Wokulski umiał otumanić

i skłonić wszystkich ku sobie; słyszała przecież, jak po pierwszym przyjęciu u hrabiny Karolowej cała

arystokracja zachwycała się nim, a książę, wyrocznia w ocenianiu wartości ludzi, wyrzekł: „Takiego

nie było jeszcze między nami”.

Postępowanie Wokulskiego jednak stało się po pewnym przeciągu czasu dla niej

niespodzianką: okazało się, że zaczął on popełniać czyny, które bynajmniej nie harmonizowały z rolą

bezwzględnego, brutalnego zdobywcy; panna Izabela jest zrazu zupełnie zdezorientowana,

ale stopniowo zaczyna dostrzegać w nim coś innego, coś, co jej jest dobrze znane: Wokulski

to człowiek, który ją czci, ubóstwia. Wprawdzie i teraz pewne jego czyny są niejasne dla niej [Nie może np. zrozumieć, że Wokulski wybrał sesję u księcia w miejsce widzenia się z nią w Łazienkach; nie

sądziła bowiem, aby on miał jakiś silniejszy interes na świecie, aniżeli widzenie się z nią (I, 250).], całość

jednak stosunku zaczyna rozumieć.

Panna Izabela odetchnęła: kto czci, ten jest bezinteresowny, kto ubóstwia, ten nie chce krzywdy

istoty ubóstwianej, lecz, przeciwnie, dąży do jej uszczęśliwienia, ono staje się jego celem. Panna

Izabela, choć nie może przebaczyć Wokulskiemu jego poprzedniego postępowania, zgadza się chętnie

na to nowe stanowisko. Wokulski w jej mniemaniu i teraz należy do świata innego, niż ona, świata

niższego, ale nie do kategorii straszliwych zdobywców, lecz tych, którzy postępują tak z arystokracją,

jakby zaprzysięgli jej „dozgonną miłość, wierność i posłuszeństwo” (I, 44). Wokulski dla pana

Tomasza — to idealny „plenipotent”, panna Izabela znów daje mu rolę idealnego doradcy,

powiernika, nawet „nieocenionego przyjaciela” „w gabinecie, gdy nie ma gości” (I, 249). Jako

przyjaciel, powiernik, który kocha miłością idealną, platoniczną. Wokulski w psychice panny Izabeli

ma miejsce znanego dobrze z literatury i życia „idealnego kochanka”, który, według słów Petrarki,

błogosławi „rok ów, miesiąc i niedzielę, i dzień ten, i dnia cząstkę i ową godzinę”, gdy ukochana

„uczucia w nim natchnęła, choć ich nie podziela”.

Pozostając w tej roli, Wokulski miał myśleć zupełnie bezinteresownie o uszczęśliwieniu panny

Izabeli, która jest mu droższa nad życie, miał podźwignąć majątek Łęckich, spełniać wszystkie

zlecenia ukochanej, wyszukać jej odpowiedniego pod względem rodu i stanowiska męża, później

starać się o bony i nauczycielki dla dzieci, wreszcie… zastrzelić się na jej grobie... „Nie, przez

delikatność, którą ona w nim rozwinęła, zastrzeli się o kilka grobów dalej” (I, 261). W myśl tych

założeń panna Izabela zaprzestaje walki i zaczyna z Wokulskim postępować tak, jak ze swym

powiernikiem i doradcą: gdy przyjechał Rossi, cała wzruszona, zarumieniona, że uchyla mu rąbek

swej tajemnicy sercowej, prosi go o zorganizowanie wielkiemu aktorowi odpowiednich owacji; kiedy

powrócił Starski, myśli z zupełnym spokojem o tym, aby za niego wyjść za mąż, Wokulskiego zaś

przedstawia mu jako „plenipotenta ojca” (I, 361).

Okazało się jednak, że Wokulski na tak zaszczytną rolę powiernika i platonicznego kochanka

nie chciał się zgodzić. Kiedy demonstracyjnie wyjechał do Paryża, panna Izabela zrazu nie przejęła

się tym zbytnio: właśnie był to okres kojarzenia małżeństwa ze Starskim. Ale ponieważ spodziewany

majątek, który „kuzynek Kazio” miał odziedziczyć po prezesowej, zawiódł, przestał więc być

traktowany jako poważny epuzer; sam Starski oświadczył wręcz pannie Izabeli, że „nigdy nie ożeniłby

się z „gołą panną” (II, 98). Powstały więc między nimi dwie „nieprzebyte przepaście”. Panna Izabela

nie rozgniewała się na bardzo obcesowe oświadczenie Starskiego — rozumiała i uznawała jego

pobudki — co więcej, wyobrażała sobie, że i on dla idei pozostania w szeregach arystokratycznych

czyni ofiarę z miłości do niej. „Kiedyś — myślała — może znajdzie się sposób osłodzenia jego

cierpień...” (II, 98). — Zawód ze Starskim znów zachwiał jej pozycję, tym bardziej że baron zaręczył

się z panną Eweliną. Panna Izabela, mimo wstrętu do swego poprzedniego konkurenta, zatrwożyła się:

„Jak to, więc na świecie są kobiety, dla których można wyrzec się jej?... Jak to, więc może nadejść

chwila, w której pannę Izabelę opuszczą nawet tak podeszłego wieku wielbiciele?...” (II, 99). Znów

teraz w całej grozie stanęła przed nią straszliwa przyszłość, a coraz jaśniej zarysowywać się zaczęło

jedno jedyne wyjście: małżeństwo z Wokulskim. Stanęło ono przed nią, jako konieczność, jako

klęska, nie jako choćby najlżejsza potrzeba uczuciowa: Wokulski mógł zostać „nawet... mężem,

boć spotykają ludzi straszne nieszczęścia. Ale kochankiem... no, to byłoby po prostu śmieszne!...

W razie potrzeby, najarystokratyczniejsze damy kąpią się w błotnych wannach; lecz bawić się

w błocie, mógłby tylko szaleniec” (I, 249). Nieszczęście — a więc jednocześnie ukrywany żal

do Wokulskiego, maskowany gniew, coraz większa obcość; panna Izabela raz wraz powtarza:

Page 26: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

26

„Tyran... despota...”, „Despota... tyran...” — a zarazem myśli o tym, aby małżeństwo z Wokulskim

miało w oczach wielkiego świata jak najmniej pozorów mezaliansu, oraz żeby ona za poświęcenie się

uzyskała jak największe rekompensaty. Co się tyczy pierwszej kwestii, to panna Izabela wiedziała

w ogóle o Wokulskim trzy rzeczy: że ma pieniądze, że jest szlachcicem, oraz, że jest kupcem; majątek

był podstawą małżeństwa, szlachectwo stroną bardzo dodatnią, która arystokracji pozwalała tolerować

Wokulskiego, zawód kupca był największym skrupułem.

Panna Izabela zaczyna więc dążyć do tego, aby jej narzeczony przestał być kupcem, co jej się

rzeczywiście udaje; pozwala mu jednak pozostać w spółce do handlu ze Wschodem, gdyż wie, że ona

daje kolosalne zyski, a arystokracja z księciem na czele ją popiera. Co się tyczy rekompensat, to panna

Izabela zgadza się na poślubienie Wokulskiego tylko w tym celu, ażeby małżeństwo pozwoliło jej

na ponowne królowanie w salonach: nie myśli ona się niczego wyrzekać dla Wokulskiego,

ale, przeciwnie, za rzecz naturalną, konieczną, jedynie celową uważa, że teraz właśnie dopiero otoczy

się tymi, którzy ją pociągają. „Starski, Szastalski, książę, Malborg... no, wszyscy, wszyscy, których

podoba mi się wybrać dziś i na przyszłość, wszyscy muszą bywać w moim domu. Czy może być

inaczej?” (II, 231). W przeciwnym razie małżeństwo to nie miałoby najmniejszego sensu. Wokulski

będzie miał na celu dostarczanie i umożliwianie jej tych przyjemności. Jego rola, w pojęciu panny

Izabeli, nie zmieniła się właściwie zupełnie, nie odbiegła od roli powiernika, którą mu przeznaczyła

poprzednio. Wówczas Wokulski ułatwiał jej zbliżenie się do Rossiego, teraz to samo czyni

z Molinarim, który również jest jednym z apollinowskich kochanków, tajemnie oszałamiającym ją,

pociągającym zmysły. Miłość Wokulskiego, według niej, jest całkowicie bezinteresowna, jest pełnym

„poddaniem się”, „zrzeczeniem wszelkiej osobistości”, „bezgraniczną ufnością”. To wszystko,

w pojęciu panny Izabeli, pozwala jej postępować z Wokulskim w sposób lak bezceremonialny;

a kiedy jeszcze po scenie z Molinarim, Wokulski, choć nie był dwa tygodnie, nie tylko nie obraził się,

ale przyszedł, ażeby prosić o przebaczenie, że ją ciężko posądził bez powodu, panna Izabela staje się

oficjalną narzeczoną Wokulskiego, mówiąc, że jego ostatni czyn rozbroił ją: „Prawdziwa miłość —

zwierza się pani Wąsowskiej — ma zawiązane oczy” (II, 270).

Ale i teraz się pomyliła: kategorie myślenia arystokracji, choć rozwijane przez pannę Izabelę

konsekwentnie i logicznie, wobec rzeczywistości ostać się nie mogły: Wokulski zerwał z Łęckimi.

Cóż teraz panna Izabela? Zaczęła marzyć i tęsknić za nim! Wokulski, który chciał wracać

do Warszawy na lokomotywie, który przy tym znał język angielski i ukrywał tę znajomość,

przedstawił się jej, jako postać niezwykła, tajemnicza, sensacyjna; teraz dopiero odczuła poezję

obcowania z nim w murach zamku Zasławka... A więc: jak gdyby romantyczny kult minionego

szczęścia. Tak, lecz znów w karykaturze; mylilibyśmy się, mniemając, że teraz wreszcie nastąpiła

w duszy panny Izabeli choć jakakolwiek zmiana; wprawdzie panna Łęcka pisze do pani Wąsowskiej,

że do ruin zasławskich ciągnie ją wspomnienie Wokulskiego i pragnienie samotności, ale jednocześnie

zaznacza, iż do towarzystwa zabiera z sobą młodego inżyniera, który rozprasza jej nudy (I),

opowiadając o wyższej miłości i całując jej rączki. Ale „inżynierek” to nie kandydat na małżonka.

Gdy Wokulski się usunął, panna Izabela decyduje się na swą ostateczną rezerwę, na marszałka.

On teraz ma przyjąć na siebie tę rolę, którą miał odgrywać Wokulski: „Marszałek powinien być

kontent, jeżeli wyjdę za niego, a wyjdę nie po to, aby wyrzekać się moich przyjemności” (II, 394).

Niestety i ten opasły starzec, który mógł być ojcem Rzeckiego (taki), na taki zaszczyt nie chciał się

zgodzić; zazdrosny o inżyniera wyjechał w tak demonstracyjny sposób, że „panna Izabela i hrabina

dostały spazmów, a poczciwy Łęcki, nawet nie kiwnąwszy palcem, umarł na apopleksję...” (II, 395).

Panna Izabela wstępuje do klasztoru — żegnana cynicznym odezwaniem się Szumana, że pewnie

będzie tam samego Pana Boga kokietowała... Ostatni krok panny Łęckiej leży całkowicie na linii jej

poglądu na świat, jest w jej stylu. Doznawszy tylu „nieszczęść” i zawodów, nie mogąc być królową

salonów, nie chce wieść miernego żywota, chroni się więc tam, gdzie za życia będzie już jakby

w dostojnym grobie: do grobu tylko przecież mogła wyjść z arystokracji. Jeśli będzie mogła

powrócić stamtąd, wróci, aby znów błyszczeć na szczycie świetnego Olimpu, jeśli nie umrze

w klasztorze, z tym głębokim przeświadczeniem, że żyła tak, jak przystało „znakomitości rodu

Łęckich”. Tak przecież kończyło życie wiele dam z arystokracji — tego świata, który szczycił się,

iż na swym sztandarze wypisał imię Boga.

Według Ochockiego, panna Izabela to kobieta „niegłupia i niezła w gruncie rzeczy, tylko... taka,

jak tysiące innych z jej sfery...”. Tak, panna Łęcka jest produktem środowiska: „wyobraź pan sobie

— mówi Ochocki do Rzeckiego — klasę ludzi majętnych lub zamożnych, którzy dobrze jedzą,

Page 27: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

27

a niewiele robią. Człowiek musi w jakiś sposób zużytkować siły, więc jeżeli nie pracuje, musi wpaść

w rozpustę — a przynajmniej drażnić nerwy... I do rozpusty zaś i do drażnienia nerwów potrzebne są

kobiety piękne, eleganckie, dowcipne, świetnie wychowane, a raczej wytresowane w tym właśnie

kierunku... Toż to ich kariera...” (II. 395). Panna Izabela nie sama zaciągnęła się w szeregi tych kobiet

— zaciągnął ją świat, w którym się urodziła.

Hrabina Karolowa.

I hrabina Karolowa jest wytworem sfery. W Lalce reprezentuje ona wypaczoną przez środowisko

postać matrony polskiej (krańcowym jej przeciwieństwem będzie pani prezesowa). Hrabina, jako

ciotka panny Izabeli, jest jej opiekunką i duchową przewodniczką; wpaja w nią odpowiednie zasady

postępowania, oświeca ją i dba o jej przyszłość. Charakteryzując tę postać, nie będziemy powtarzać

cech, typowych dla arystokracji, któreśmy już omawiali — a ma ich hrabina Karolowa większość —

zwrócimy tylko uwagę na jej stronę etyczną, bo pod tym względem głównie oświetla ją Prus, dając

nową postać wprost wstrętną. Z ust hrabiny nie schodzą słowa: Bóg, religia, zasługa,

błogosławieństwo, poświęcenie, szlachetność, itd. itd. — i tymi to pojęciami przeplata ona

następujące poglądy, które wygłasza pannie Izabeli: według niej, panna Łęcka ma za dużo egzaltacji

i idealizmu; popełniła też w życiu kilka błędów nie do darowania, wypuszczając z rąk cały szereg

świetnych partyj, albo nie doceniając innych. Oto np. marszałek i baron nie są wprawdzie Adonisami,

„no — ale... mój Boże, któż nam broni, mieć na dnie duszy jakiś ideał, o którym myśl osładza

najcięższe chwile...”. Jaki to „ideał” nietrudno się domyślić... A zapraszając pannę Izabelę do siebie

na wieś, aby skojarzyć małżeństwo ze Starskim, hrabina mówi do niej: „Pojmujesz, że młody

chłopak na wsi będzie się nudził, będzie marzył... Możecie widywać się co dzień, a w takich warunkach

najłatwiej będzie przywiązać go, a nawet... zobowiązać”. „Kazio jest wyborną partią: nieprędko

sprzykrzy ci się no... a gdyby się sprzykrzył, to... już będzie mężem i na wiele rzeczy musi być

pobłażliwym, tak jak i ty dla niego” (I, 350-1).

Baron Krzeszowski.

Baron Krzeszowski to przede wszystkim degenerat fizyczny: ojciec w spadku zostawił mu

aż cztery choroby, on sam „dorobił sobie” kilka innych — więc „sytuacja jasna — mówi on

z rozbrajającą szczerością — byłem się szpilką zadrasnął, muszę posyłać po trumnę i rejenta” (I, 288).

Lisieckiemu zaś wydaje się on podobny do „suchotnika, któremu w trumnie zaczęły odrastać

wąsy i faworyty” (I, 93). Nic też dziwnego, że córeczka barona umiera w szóstym roku życia.

Ale barona mało to obchodzi — bo w ogóle poza kartami, wyścigami, miłostkami, których szuka

na prawo i lewo, nic dla niego nie istnieje. Egoizm barona jednak inny nieco ma odcień, niż egoizm

np. Łęckiego. Krzeszowski nie jest ani tak bezwzględny, ani tak zachłanny na pieniądze, oraz ma —

bardzo zresztą swoistą — etykę, według której postępuje i której wymaga od innych. Łęcki wie, jakie

jest źródło majątku marszałka i Dalskiego, zwracanie jednak na to uwagi według niego byłoby

zbytnim idealizmem. Natomiast baron, gdy dowiedział się, że Wokulski, kupując klacz

od Krzeszowskiej, wykorzystał jej „afekt”, aby zarobić po cichu dwieście rubli, choć nie widzi w tym

nic podłego, tylko „małe świństewko”, lecz zamyka przed nim swój dom, nie bacząc na to, że przecież

stosunki z Wokulskim mogłyby mu pomóc w opłakanych interesach majątkowych. Gdy jednak

dowiedział się, że posądził Wokulskiego niesłusznie, natychmiast kładzie garnitur wizytowy

i odwiedza wszystkich swych znajomych, którym uroczyście oświadcza, że się pomylił, że Wokulski

to „dżentelmen”; „Krzeszowscy nigdy i nikogo nie oczerniali” (H, 279) — stwierdza z dumą.

Podobnie ostro wymawia swej żonie, że szarga jego nazwisko po sądach, a kiedy baronowa zwraca

mu uwagę, że on przecież sam ma aż jedenaście procesów o trzydzieści tysięcy długów, Krzeszowski

odpowiada z godnością: „Przepraszam... Mam siedemnaście procesów o 39,000 rubli długów, jeżeli

mnie pamięć nie myli. Ale to są procesy o długi. Między nimi nie ma ani jednego, który wytoczyłbym

uczciwej kobiecie o kradzież lalki... Między mojemi grzechami nie ma ani jednego anonimu, który

by spotwarzał niewinną, a spomiędzy moich wierzycieli ani jeden nie musiał uciekać z Warszawy,

wygnany przez oszczerstwa...” (II, 276). Logika rozumowania dosyć dziwna, ale prawość charakteru

niezaprzeczona.

Page 28: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

28

Cóż z tego jednak: baron Krzeszowski mimo to dla społeczeństwa jest jednostką również

szkodliwą, jest on bowiem nie tylko fizycznym, ale i umysłowym degeneratem; już gapiowato

otwarte usta i ciągłe roztargnienie świadczą wymownie o tym. Wprawdzie nie staje on na koturnach

majestatu i nie ma tak wielkiego pojęcia o sobie, jak Łęcki [Wobec żony tylko przybiera nieraz ton

wielkości: „Moje długi niech panią nie interesują... Jeżeli pan Wokulski, zwyczajny szlachcic, mógł w ciągu

paru lat zrobić miliony, człowiek z mojem nazwiskiem potrafi spłacić 40.000 długów. I ja pokażę, że umiem

pracować...” Sam jednak, rozumie się, nie wierzy w to, co mówi, nie wierzy też i baronowa, która, słysząc

te słowa, woła: „Jesteś chory, mój mężu” (II, 276).], a nawet przyznaje szczerze, iż nazwisko baronów

Krzeszowskich „w historii świata nie odznaczyło się żadną niezwykłością” (II, 275); szczerość

ta jednak niewiele jest warta, gdyż baron, z powodu zupełnej nieświadomości zjawisk życia, popełnia

szereg czynów społecznie złych. Jego poziom umysłowy to poziom dziecka, zwyrodniałość bowiem

barona doszła do rozbrajającej naiwności. Bardzo charakterystyczne są jego marzenia

przed pojedynkiem: „Począł usypiać i marzył, że Wokulski zabił go. Widział, jak jego trupa dwu

posłańców niesie do mieszkania żony, jak żona mdleje i rzuca mu się na zakrwawione piersi... Jak

płaci wszystkie jego długi i asygnuje tysiąc rubli na pogrzeb i... jak on zmartwychwstaje i zabiera owe

tysiąc rubli na drobne wydatki…” (I, 232). Mieć bez pracy duże sumy pieniężne na „drobne”

wydatki — oto cel barona. Gdyby je miał, byłby zupełnie szczęśliwy: niechby się wówczas odbywały

wszelkie rewolucje społeczne, niechby zniknęła arystokracja, a zapanowała demokracja —

nie protestowałby zapewne i nie mieszał się do tego. Pogarda dla „kupczyków” odzywa się w nim

czasami, ale nie stanowi istotnego punktu wyjścia w stosunku do życia; ożenił się przecież

z mieszczanką, aby tylko wybrnąć z kłopotów finansowych, i wśród arystokracji nakazuje szacunek

dla niej, grożąc pojedynkiem każdemu, kto by jej nie chciał odpowiednio przyjąć i oddać rewizyty.

Ale trudności pieniężne nie opuszczają jednak barona; jak rozkapryszone dziecko, gniewa się i woła:

„Ach, podłe czasy liberalne!... Niechże już raz przyjdzie ta głupia rewolucja socjalna i wytłucze

albo nas, albo liberałów...” (1, 232).

Maruszewicz jako totumfacki barona Krzeszowskiego.

Nie mogąc samemu dać sobie rady z kłopotami finansowymi, bierze pomocnika, Maruszewicza.

Ten Maruszewicz to jedna z najciemniejszych postaci Lalki — typ, który społeczeństwo polskie

zawdzięcza również systemowi arystokratycznemu. To znany dobrze pośrednik, totumfacki, których

na dworach magnatów było mnóstwo: żyli oni tym, co spadło ze stołu pańskiego, a często potajemnie

przywłaszczali sobie cząstki ich majątku; w miarę zmniejszania się środków arystokracji ich rola i ich

wyzysk wzrastał. Otaczani opieką możnych, ich protekcją, prowadzili legalnie żywot pasożytniczy

na pasożytach. Typ to znany dobrze w naszej literaturze, przeważnie przedstawiany jako Żyd; i Prus

także np. w Anielce w ten sposób go ujął. Postaci jednak żydowskie są, można powiedzieć, niemal

idealne w porównaniu z Maruszewiczem. Od arystokracji nauczył się on pogardy dla rzetelnej

pracy (o Wokulskim nie odzywa się inaczej, jak tylko: „ten podły kupczyk”, „geszefciarz”,

„parweniusz” itd.), nabył wielkiego mniemania o sobie (uważa np., że ma „wielkie zdolności” i może

„podjąć się każdego zajęcia”, I, 186) i dużych potrzeb finansowych. Ta przedwcześnie zniszczona

i zjedzona przez rozpustę figura, ażeby uzyskać pieniądze, nie cofa się przed niczym: pożycza

na wieczne nieoddanie, oszukuje, kradnie, fałszuje weksle — i to przeważnie na niekorzyść barona;

zdolny jest on też do kłamstwa, nawet do denuncjacji wobec rządu.— Baron o tym wszystkim wie,

a jednak toleruje Maruszewicza: „Ale bo to poczciwy chłopak... Z jakich on mnie sytuacyj

nie wyprowadzał... ile daje mi dowodów nieledwie psiego przywiązania!...” (I, 290). Maruszewicz

bowiem wynajduje baronowi Żydów, którzy pożyczają pieniądze, ułatwia mu i organizuje

schadzki miłosne, zajmuje się jego sprawunkami — totumfacki — a nawet zgadza się na rozkochanie

baronowej w sobie, co mu się — ku zmartwieniu Krzeszowskiego, który chciał mieć spokój w domu

i pobłażanie dla swoich „drobnych” grzechów — niezupełnie udaje.

Książę.

Książę to najbardziej dodatnia postać z obozu wielkiego świata [Poza prezesową, rozumie się,

która nie będzie reprezentantką arystokracji, lecz wyjątkiem.]; jest to jedyny przedstawiciel arystokracji

w powieści, który nie stoi na stanowisku kosmopolitycznym, lecz narodowym, i który poczuwa się

Page 29: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

29

do pracy dla społeczeństwa z pobudek ideowych. Ideologia jednak księcia nie oznacza zerwania

z arystokratycznym poglądem na świat; przeciwnie, całkowicie z niego wynika: książę wierzył w to,

że jest jednym z wybranych, jednym z rodu Prometeuszów, ale jednocześnie rozumiał, że to właśnie

nakłada na niego obowiązek pracy dla kraju; obowiązek ten wskazywała mu także religia. Niestety

jednak — wiara w istnienie dwóch ras i przebywanie wyłącznie w świecie wyższym oderwały

księcia od ogółu, którego potrzeb nie rozumie on zupełnie; z tych samych przyczyn nie jest on zdolny

również do stworzenia jakiegokolwiek programu społecznego, a tym bardziej programu realnego,

który by mógł dać pomyślne rezultaty. Książę czuje, że jest spadkobiercą wielkich przodków,

którzy tyle dla kraju zdziałali; brakuje mu tylko ich tęgiej głowy i zdolności do czynu owocnego.

Oderwanie się od pnia narodu, według Prusa, musi mieć ujemne konsekwencje nawet wówczas,

gdy jednostka okazuje jak najlepsze chęci; działalność jej bowiem nie wypływa z poczucia

konieczności życiowej, z rzeczywistego nakazu i zrozumienia tętna zbiorowego, lecz staje się

„honorowym obowiązkiem”, łaskawie dokonywanym dla tych, którzy stoją niżej i z którymi nie ma

się nic wspólnego; działalność ta jest tylko mglistą — choć szczerą — uczuciową reakcją, jest co

najwyżej współczuciem dla „tego nieszczęśliwego kraju”. Książę ciągle frasował się, ciągle cierpiał

„za miliony”, „tylko — nic nigdy nie zrobił użytecznego. Zdawało mu się, że ciągłe frasowanie się

całym krajem ma bez miary wyższą wartość od utarcia nosa zasmolonemu dziecku” (1, 179).

To dałoby niewielką wprawdzie, ale istotną korzyść, cała działalność natomiast księcia obraca się

w świecie fikcji. Jeśli w jego salonach zjawi się jakaś myśl twórcza, to nie od niego wychodzi,

lecz od kogoś, kto stoi poza światem Prometeuszów (np. spółka do handlu ze wschodem). Rola księcia

w takich razach jest bardzo podrzędna, chce on jednak — i tu znów w całej jaskrawości ujawnia się

cecha typowo arystokratyczna — aby cały zaszczyt spadł na niego, jako organizatora i inicjatora.

Według niego, Wokulski nie powinien wysuwać się naprzód, ale kroczyć pod jego sztandarem.

Widzieliśmy, że podobnie rozumował Łęcki, tylko dla innych celów. Nic dziwnego. Jeden i ten sam

system, nawet przy silnych zmianach indywidualnych, da jednakową reakcję: Łęcki chce mieć

plenipotenta od robienia majątku, baron — od organizowania miłostek, książę — od inicjowania

reform społecznych. Książę, choć szanuje Wokulskiego i, jako człowiek z gruntu uczciwy, oddaje mu

sprawiedliwość, przecież różnymi sposobami, nieraz okrutnymi i mającymi na celu upokorzenie

Wokulskiego (np. sprawa zaproszenia na bal), dąży do tego, by go urobić odpowiednio, by go

„wytresować, ażeby pięknie służył, dobrze aportował, a choćby i kąsał” (II, 208) tych, którzy mu są

niemili. To „tresowanie” było tym bardziej potrzebne, że Wokulski nie okazał się podatnym

do ukrywania się za skrzydłami nawet księcia; przeciwnie, „odważył się być samodzielnym

człowiekiem”. Sprawiło to księciu przykry zawód, gdyż on „sądził i wierzył, iż ma prawo tak sądzić,

że człowiek podobny Wokulskiemu, raz posiadłszy książęcą życzliwość, powinien wyrzec się

nie tylko swoich gustów i interesów, ale nawet majątku i osoby” (II, 227).

Dopiero gdy się przekonał, że Wokulski ma swój własny program społeczny, o którym

nie rozpowiada, lecz po cichu wykonywa go, że uważany jest wśród szlachty za demokratę, że ma

wielkie znaczenie wśród pospólstwa — uznał, że ma do czynienia z niezwykłą, a nawet potężną

jednostką, jak gdyby drugim Pankracym, który dotychczas jeszcze nie zerwał z arystokracją

i nie wypowiedział jej walki, dlatego pewnie, że kocha pannę Izabelę. Książę zatrwożył się; czuł,

że dla dobra „tego nieszczęśliwego kraju”, trzeba utrwalić kierunek, w którym dotychczas idzie

Wokulski. Wyobrażał sobie, że małżeństwo pogodzi go z arystokracją, że stanie się on „złotym

mostem” pomiędzy nią i plebsem, że dzięki Wokulskiemu zniknie powoli zaognienie, które coraz

groźniej zarysowuje się między tymi warstwami, i że wreszcie dzięki temu zrealizuje się „jeden tylko,

jeden cud”, by z szlachtą polską lud polski razem poszedł. Powiedział też pannie Łęckiej: „Szanowna

kuzynko, trzymasz w ręku niezwykłego ptaka. Trzymajże go i pieść tak, ażeby wyrósł na pożytek

nieszczęśliwemu krajowi...” (II, 228).

A kiedy Wokulski zerwał z panną Izabelą, książę jest oburzony na nią i wstydzi się szczerze,

że wśród arystokracji znajdują się takie „występne jednostki”; nie może jednak zrozumieć — choć

Wokulski wyraźnie mu to tłumaczy — że za takie jednostki odpowiada całe środowisko, i że ono

właściwie podpiłowało i zawaliło ten most, którym miał być Wokulski, że sam książę przez długi czas

traktował go jako niższego, jako człowieka, któremu zaszczyt sprawia podanie ręki, który miał

pracować dla jego splendoru i zasługi. Teraz cierpi on głęboko i boleje prawdziwie, lecz ból ten

nie jest twórczy, żadnej inicjatywy nie przynosi. Książę tylko przychodzi do Wokulskiego i zaklina go

w imię obowiązków dla ogółu, aby nie opuszczał spółki, która, w jego mniemaniu, była zaczątkiem

Page 30: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

30

przymierza między wyższymi i niższymi warstwami. Gdy zaś dowiaduje się, że Wokulski stanowczo

odmawia, z zupełną bezradnością woła: „Więc zostawiasz nas na pastwę starozakonnym?...” (11,339).

Nie myśli jednak o tym, aby samemu go zastąpić, bo do tego nie jest zdolny, nie myśli też pójść do

tych środowisk, z których wyszedł Wokulski, do kupców, subiektów, restauracyjnych chłopców, gdzie

mógłby znaleźć cały szereg ludzi dzielnych, bo z tym światem nigdy książę nie miał nic wspólnego.

Nie wie, że to byłaby jedyna droga, aby stał się cud połączenia szlachty z ludem; widzi tylko,

że Wokulski nie wróci, że inni mu podobni nie przychodzą sami do arystokracji i pewnie nie przyjdą

— więc cóż pozostanie? — „Wracajmy... — woła z rozpaczą — do Okopów świętej Trójcy!...

Nieszczęsny kraj!...” (II. 339). Wokulski mu jednak tłumaczy, że to jeszcze nie okopy: „to dopiero

spółka z Żydami”, ale książę zrozumiał teraz, że to coś gorszego, niż walka, to poddanie się

arystokracji tym, których Krasiński umieścił w obozie demokratów, jako czynnik najbardziej

destrukcyjny i wrogi ideałom narodowym oraz chrześcijańskim. I to poddanie się w imię czego? —

Pieniądza! Do tego książę ręki swej nie przyłoży. Gdyby nie Wokulski, może by grozy położenia nie

pojął; uświadomiwszy sobie prawdę postanowił wycofać się ze spółki. Cóż jednak zmieni ten gest,

choć wypływa z pobudek szlachetnych? Komu pomoże?... Zostanie tylko dowodem jednostkowej

prawości księcia — inni przedstawiciele arystokracji tych skrupułów nie będą mieli — i spółka będzie

istnieć pod batutą Szlangbaumów!

Kazio Starski Kazio Starski, którego Prus uważa „za najstosowniejszego epuzera” dla panny Izabeli, jest

także wytworem arystokracji; posiada też wiele cech wspólnych z tą sferą, pod pewnym jednak

względem różni się od niej zasadniczo. Wszystkie postaci, któreśmy dotychczas scharakteryzowali

(poza baronem, który, jako stare dziecko, w ogóle o niczym nie wie), w swej świadomości

reprezentowały świat pełen najwyższych idei. Idee te, sięgając swymi zaczątkami w okres

średniowiecza, rozwinęły się świetnie w epoce romantycznej; nie stanowiły one, według Prusa, całości

tego prądu, ale wpłynęły decydująco na ukształtowanie się zasadniczych wytycznych romantycznego

poglądu na życie. Arystokracja więc reprezentuje jak gdyby ideologię romantyczną, tylko

w formie całkowicie wypaczonej; obracając się w zakresie najniższych potrzeb i instynktów

ludzkich, wierzy, iż stoi na najwyższych szczytach rozwoju. Głosi ona kult religii chrześcijańskiej,

ideę ofiary, mistyczne obcowanie ze światem wyższym, pokrewieństwo dusz, wierzy w ewolucję

katastrofalną, wyznaje nawet konieczność poświęcenia się jednostki wyższej dla narodu (książę). —

Otóż Starski zerwał zupełnie z tą maskaradą ideowości i głosi coś zupełnie odwrotnego:

trzeźwość; i wyznaje hasła innego prądu: pozytywizmu, który jednak łączy w specyficzny sposób

ze stosunkiem do życia arystokracji. To połączenie wywołało skutek najfatalniejszy: pozwoliło

na negację wszystkiego, a zwolniło z konieczności podjęcia twórczych czynników, które przynosił

pozytywizm; odsłoniło i rozjątrzyło straszliwe rany, tkwiące w systemie arystokratycznym, przede

wszystkim egoizm, zmysłowość i interesowność.

Starski odrzuca idealizm uczuciowy, jako czynnik niepotrzebny a nawet szkodliwy; życie

wymaga od nas pozbycia się mrzonek uczuciowych, wymaga podporządkowania się realnym

interesom. Małżeństwo np., według Starskiego, „jest zbyt doniosłym aktem, ażeby, przystępując

do niego, można było radzić się serca. To nie jest poetyczny związek dwu dusz, to jest ważny wypadek

dla mnóstwa osób i interesów” (II, 83). Jednym z najważniejszych czynników życia jest pieniądz;

pieniądz to „mierzwa”, na której wyrasta wolność osobista, nauka, sztuka, nawet idealna miłość

(II, 84). Ludzie, którzy mają pieniądze, są szczęśliwi; inni, aby żyć, zmuszeni są do pracy

obowiązkowej. Starski inaczej nie pojmuje pracy ludzkiej, jak tylko, jako środek, który pozwala

zdobywać pieniądze; to, według niego, jest jedyny motor wszelkiej działalności człowieka — a celem

istnienia jest użycie. Ten cel wskazał mu, rozumie się, nie pozytywizm, lecz arystokracja, która

również, dzięki apoteozie lenistwa, nie pozwoliła mu zdobywać pieniędzy drogą pracy. Toteż Starski,

przehulawszy pieniądze, odziedziczone po rodzicach, znajduje sobie inne środki: jeśli nadarzy się

sposobność, będzie dążył do obalenia testamentu babki, która swój majątek zapisała na cele

publiczne, następnie — droga najbardziej popularna — będzie, z całą otwartością, a nawet z dumą

dążył do bogatego ożenku, a ponieważ, przynajmniej na razie (np. z panią Wąsowską), to się nie

udaje, Starski obierze sobie zawód uwodziciela, który zarówno zadowala jego zwyrodniałe instynkta

(kiedyś zaczynał od uwodzenia dziewcząt z ludu), jak i pozwala, przy odpowiednio umiejętnym

postępowaniu, na wydobywanie od kochanek pieniędzy; one go więc będą utrzymywały. Powstaje

Page 31: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

31

nowy typ człowieka, którego Prus nazywa „publicznym mężczyzną”. Wokulski sprzedał się raz,

by nie umrzeć z głodu; musiał obrać tę drogę, ponieważ inne nie były mu dostępne, ponieważ nie dano

mu pracować. Starski sprzedaje się zawodowo, ponieważ nie chce pracować. Co dla Wokulskiego

jest nieszczęściem, dla Starskiego jest stanem normalnym. Ale Starski umie czynić jeszcze inne

rzeczy: umie np. doprowadzić do tego, że panna Ewelina wychodzi za barona tylko w tym celu,

aby później obdarzać swego kochanka pieniędzmi męża. Starski więc potrafi handlować swymi

kochankami. Rola to znana; ludzie, zajmujący się takim procederem, mają nawet odpowiednie

miano...

Ziemiaństwo w „Lalce”. Ojciec Wokulskiego i pan Wirski.

Środowisko ziemiańskie i szlachta drobniejsza nie są w Lalce reprezentowane tak licznie,

ani omawiane tak szczegółowo, jak arystokracja. Było to zbyteczne z tego względu, że środowisko

szlacheckie nie reprezentuje jakichś cech zupełnie odrębnych od arystokracji; przeciwnie, zawiera

cechy podobne, mniej jaskrawe wprawdzie, lecz niemniej silnie zakorzenione; bankrutuje też, tak

jak i arystokracja, umysłowo i materialnie. Co się tyczy bankructwa materialnego, to, ponieważ

szlachta nie ma tak wielkich zasobów pieniężnych oraz stosunków, jak arystokracja, bankructwo jej

musiało przyjść wcześniej. Już w poprzedniej twórczości przedstawiał Prus kilkakrotnie moment

kryzysu materialnego ziemian, dając kilka pierwszorzędnie nakreślonych sylwetek szlachty, jak np.:

pan Jan w Anielce, dziedzic w Placówce. Obecnie wykaże, jak ludzie, żyjący w atmosferze

szlacheckiej, po stracie ziemi nie mogą zupełnie przystosować się do innych warunków życia,

lub przystosowują się do nich z wielkim trudem. W takim położeniu w Lalce znajduje się ojciec

Wokulskiego oraz Wirski.

Pierwszy z nich to epigon szlachcica wieku XVIII, przeniesiony w wiek XIX; jak gdyby drugi

Soplica, ocenia on i poważa ludzi według majątku i urodzenia, za najwyższą i jedyną pozycję

społeczną uznaje posiadanie ziemi, nie rozumie wiedzy i pogardza nią, ma wreszcie silnie rozwiniętą

pasję pieniactwa. Straciwszy majątek, oderwawszy się przeto od środowiska swego, staje się

człowiekiem niedołężnym, maniakiem, skostniałym w formułkach dawnego życia; społeczeństwu nic

dać nie może, o syna dba tylko tyle, że wyłudza od niego pieniądze, szepcąc mu bezustannie głosem

monotonnym, swe jakby przegniłe ze starości, zmartwiałe całkowicie poglądy: „Książki... zawsze

książki!... Tracisz pieniądze na naukę, a mnie brakuje na proces” (I, 380). „Żebyś był mądry, jak

Salomon, póki jesteś w sklepie, będą tobą pomiatali, chociażeś szlachcic, a twój dziadek z matki był

kasztelanem. Ale jak wygram proces, jak wyniesiemy się na wieś...” (I, 376). „Żebyś skończył dwa

uniwersytety, nie wyjdziesz z dzisiejszego upodlenia, dopóki nie odzyskamy naszych dóbr po dziadku.

Wtedy dopiero ludzie przyznają, żeś ty szlachcic równy innym...Wtedy znajdzie się familia...” (I, 380).

Wirski był kiedyś właścicielem majątku ziemskiego, który dawał dochodu około dziesięciu

tysięcy rubli rocznie. Jak wielu innych obywateli trwonił pieniądze („brało się nie tylko procent,

ale i coś z kapitału...” I. 397) tak, że gdy przyszło uwłaszczenie chłopów, nie zostało mu nic.

Jako młodzieniec żył on tylko chwilą, żył wesoło, hulaszczo, szczęśliwie, nie myśląc o przyszłości,

nie zastanawiając się nad życiem. Jego czyny wyłącznie wypływały z brawurowego temperamentu,

z entuzjazmu chwilowego, z młodzieńczego animuszu. W r. 1859 był on we Włoszech podczas wojny

wyzwoleńczej tego narodu; nie popchnęła go tam idea walki o wolność Włoch: pojechał dla wojażu,

dla rozrywki („ciekawy byłem, jak wygląda kraj, z którego wypędzają Szwaba...” I, 397); odezwała się

w nim jednak rycerska krew przodków: „przez amatorstwo” przyłączył się do wojsk francuskich

i uczestniczył w bitwie pod Magenta. Z całej kampanii najbardziej upamiętniła się Wirskiemu

chwila, gdy w przeddzień walki jechał z przednią strażą francuską: czuł się młody, wesół i zdrów,

a tajemnicze jutro, zakryte jakby ciemną ścianą, podniecało go: „Hej — wołał — lejcie mi wina,

bo nie wiem, co jest za tą ścianą... Hej!... wina. Nawet pocałunków... panie Rzecki...” Kobiety („Jakie

kobiety, panie Rzecki!...”) z balkonów obsypywały wojsko „listkami z róż, jak śniegiem”. „Ach, panie

Rzecki, gdybyś widział ten śnieg: amarantowy, różowy, biały i te ręce, i te Włoszki...” (I, 398 ). —

Inne pobudki kierowały panem Ignacym, gdy wyruszył na Węgry, i inne wspomnienia przeważają

w nim z odbytej kampanii.

W 1878 r. Wirski — to człowiek, który chodzi „w poplamionym surducie i w spodniach u dołu

oberwanych” (I, 395), a zaczerwienione oczy dowodzą pracy ciężkiej i wytężonej: jest on rządcą

domu, pracuje w składzie węgli, a w godzinach wieczornych przepisuje u adwokatów... Ze szczytów

Page 32: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

32

społecznych tak nisko spadł. Wszystko w jego domu świadczy o ruinie i zaniedbaniu: z kanapy wyłazi

włosie, krzesła są obdarte i zniszczone, żona Wirskiego chodzi w „nieco białym” kaftaniku,

jego dzieci są bardzo mizerne, brudne i zaniedbane... On sam z rezygnacją wprawdzie znosi swój los,

ale przystosować się twórczo do nowych warunków nie umie: kwestie społeczne nie interesują go

zupełnie („wszystko mi jedno... czym są chłopi” I, 387), o rodzinie swej wie, że ma ją „na karku”,

dzieci kształci rzemieniem, a ciężkie, szare i nudne życie urozmaica wspomnieniami młodości, które

go wzruszają aż do łez, platoniczną miłością do pani Stawskiej i w ogóle wersalską grzecznością

wobec kobiet a może i trunkami, o czym świadczyłby jego „rumiany” nos...

Smutne życie, życie bez przyszłości... Nie on jeden je pędzi — całe legiony szlachty „wysadzonej

z siodła” zamierają powoli, pozbawione ziemi, której sami nie mogli utrzymać, z którą zatracili

związek duchowy. W Lalce mamy jeszcze żeński odpowiednik Wirskiego: jest nim pani

Misiewiczowa. O sferze, z której pochodzi, świadczą jej bardzo regularne rysy i wytworne obejście.

„Dziwna melancholia — powiada Rzecki, a za nim Prus — ogarnęła mnie na widok tych dwojga

ludzi: w poplamionym surducie i w pocerowanej sukni, którzy zachowywali się, jak książęta. Nad nimi

już przeszedł wszystko wyrównywający pług czasu” (I, 413).

Dopiero następne pokolenia przyzwyczajają się stopniowo do nowych warunków życia

i powoli łączą się z nowym środowiskiem — mieszczaństwem. Szlachta, choć jako odrębna

klasa społeczna zupełnie zbankrutowała, jednak nie zwyrodniała tak, jak arystokracja, to jest

jedyna między tymi warstwami znamienna różnica. Szlachta, znalazłszy odpowiednie

warunki, ma dane, aby się przekształcić i odrodzić.

Mieszczaństwo w „Lalce”.

Do środowiska mieszczańskiego przywiązywali pozytywiści wielką wagę i, widząc, że znajduje

się ono w stanie opłakanym, dążyli wszelkimi siłami do jego rozwoju i wzmocnienia. Prus również

uważał, że mieszczaństwo powinno być warstwą przodującą narodu; miasta są najważniejszymi

ogniskami kultury, są kuźnicą nauki, w nich wytwarzają się nowe idee cywilizacyjne; gdy miasta

zamierają, zamiera też tętno życia społeczeństwa. Toteż Prus, wychodząc z tych założeń, działa całe

życie na terenie miasta, pozostając ciągle w niezwykle bliskim kontakcie ze wszystkimi przejawami

jego życia zbiorowego. Mówiąc nawet o „owych trzecich”, którzy stanowią podstawę

społeczeństwa, jego opinię publiczną, ma na myśli przede wszystkim mieszczaństwo. Wiemy, że

pogląd Prusa na wartość opinii publicznej w Polsce ulegał zasadniczym zmianom: od pełnej apoteozy

do przeświadczenia, że nie mamy w ogóle prawdziwej, zdrowej opinii. I nie dlatego jej nie ma, żeby

mieszczaństwo nie miało żadnych przekonań; owszem ma, silnie ugruntowane, i głosi je z niesłychaną

pewnością sądu, ale poglądy te są zupełnie fałszywe, są właściwie szeregiem przesądów, z których

niestety wiele przypomina dziedzictwo arystokracji.

Jakkolwiek mieszczaństwo ma w Polsce bez porównania uboższą przeszłość, niż magnaci

i szlachta, jakkolwiek więc powinno być tym, co się dopiero rozwija i kształtuje, jednak nie posiada

ono cech młodości, nie ujawnia żadnego rozpędu, nie ma tendencji twórczych, zdobywczych.

Wygląda tak, jakby, znajdując się jeszcze w stanie niedokształconym, zatrzymało się w rozwoju,

przybrało pozę dojrzałości, zamknęło się w obrębie rutyny, bezruchu. Wytworzył się dziwoląg, który

ma pewność, że stoi bardzo wysoko, a w rzeczywistości poziom jego i wartość jest bardzo mała.

Mieszczaństwo więc, innymi drogami, doszło poniekąd do tego stanu, w którym znajduje się

arystokracja. Arystokracja, po momentach swego rozkwitu, zaczęła więdnąć i staczać się w dół,

przy świadomości, że ten rozkwit trwa ciągle; mieszczaństwo zaś nie dorosło, nie zakwitło nawet,

a również jest przekonane, iż znajduje się w pełni sił, iż jest rozwinięte i powołane do wyrokowania

bezapelacyjnego we wszystkich sprawach. To są, tak jak i u arystokracji, tylko pozory, za którymi

kryje się, podobnie jak w poprzednim środowisku głupota.

Mieszczanie uważają się za warstwę zamkniętą; chętnie tylko otwierają swe wrota

dla arystokracji, której każdy krok, choćby najbardziej bezwartościowego i problematycznego

zbliżenia się, witają z całym uznaniem dlatego, że to odpowiada ich próżności i tajemnym nadziejom

dostania się do wybrańców, stojących u szczytów społeczeństwa. Ale zamykają natomiast

bezwzględnie dostęp do siebie tym, którzy stoją niżej: gdy zaobserwują, iż jakaś jednostka chce

z „piwnicy” przedostać się wyżej, nie wahają się użyć najokrutniejszych środków, ażeby drabinę,

Page 33: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

33

prowadzącą z piwnicy na wierzch, usunąć i nie pozwolić na zrównanie się z sobą komuś,

kto poprzednio stał niżej; podobnie jest, gdy mieszczaństwo zetknie się z odmiennymi przekonaniami

od tych, które samo głosi. W zwalczaniu intruzów panuje zupełna zgodność poglądów, wszyscy, jak

jeden mąż, stają przeciw śmiałkowi, i to — ta jednomyślność, a raczej jednoniemyślność” — stanowi

istotnie siłę tego środowiska.

Ale poczucie siły wśród mieszczaństwa ujawnia się wobec takich tylko faktów. Nie jest to siła

twórcza. W zakresie innych spraw społecznych tężyzna tego środowiska jest znacznie mniejsza.

Mieszczaństwo jeszcze zdolne jest do dbania o swój majątek i o zdobycze finansowe — tyle tylko

zyskało z ruchu pozytywistycznego — jednak już w zakresie tej kwestii nie może się zdobyć

na silniejszy wysiłek energii: ideałem życia jest spokojna praca „w jednym fachu”; każdy objaw

wybitniejszej przedsiębiorczości, rzutkości, napięcie wszystkich władz duchowych w celu zdobycia

istotnie ważkich rezultatów uważane jest za czyn wariacki, za czyn przeznaczony z góry

na niepowodzenie. Dlaczego? Według zgodnej opinii mieszczan dlatego, że Polacy nie są do takiej

działalności zdolni. Kiedy Wokulski pojechał do Bułgarii, ażeby podczas wojny zrobić majątek, pan

Deklewski oświadcza, że nic on tam nie zrobi, gdyż „na dostawach bogacą się tylko Żydzi i Niemcy;

nasi do tego nie mają głowy” (I, 2). Podobnie Lisiecki twierdzi, że wszystkie projekty Wokulskiego

(powiększenie sklepu, organizacja spółki) muszą upaść, gdyż Żydzi „nie pozwolą, ażeby im bróździł

jakiś Wokulski, nie Żyd, ani nawet meches... Jak zwąchają jego projekta, dadzą mu łupnia” (I, 77).

Ten brak wiary we własne siły, ta rezygnacja ze zdobywania życia, to apologia bezwładu — to jedna

z najbardziej ujemnych stron społeczeństwa polskiego.

Wiemy już, że, według Prusa, w życiu coś znaczyć może tylko siła — wszystko jedno jaka:

fizyczna, umysłowa, uczuciowa czy moralna — ale siła. Cóż więc wybitnego może stworzyć naród,

który w swej świadomości już wyrzeka się siły, który w nią nie wierzy? Toteż twórczość nasza jest

coraz biedniejsza i sprowadza się niemal do zera; co społeczeństwo polskie np. wnosi do dorobku

ogólnoludzkiego, co daje innym narodom? „Mówią, że jeden z emirów chiwańskich, starzec blisko

100-letni, przypatrując się hołubcom, wybijanym przez polską trupę na chiwańskiej scenie, miał

powiedzieć: „Od pięćdziesięciu lat widzę fale, napływające do nas z Lechistanu. Najpierw

przychodzili stamtąd oficerowie, wojownicy, jakich mało na świecie. Potem przyszli doktorzy

i inżynierowie, mądrzy, jakich w Chiwie nie znajdziesz. Później nadciągnęli szewcy i krawcy, jacy

w Chiwie są od dawna, a dziś — tancerze i tanecznice, jakich w Chiwie nie ma, bo ich stąd

wypędzają. — W tym gnieździe lęgną się coraz drobniejsze ptaki...”.

Jedną z przyczyn bezwładu mieszczaństwa jest również nieodpowiedni stosunek do pracy,

która uważana jest za przykrą konieczność. Życie nie rozpoczyna się tam, gdzie się zaczyna praca,

lecz tam, gdzie się ona kończy. Jakiż bowiem jest stosunek do pracy Lisieckiego i Mraczewskiego?

Pierwszy nudy sklepowe rozprasza w preferansie („Cóż pan myślisz, że mi na całą dobę wystarczy

widok waszych galanteryj i pańskiej siwizny” — mówi on do Rzeckiego; 1, 8), drugi — choć ma

niezaprzeczone zdolności do handlu — myśli tylko o tym, aby jak najprędzej wymknąć się ze sklepu

i udać się na zabawę z niejaką Matyldą. „Pan powinieneś być hrabią — woła do niego pan Ignacy —

nie kupcem, i dziwię się, że pan od razu nie wstąpił do tamtego fachu, przy którym zawsze ma się

czas...” (I, 9), Na swój los zapatrują się oni, jak na pewnego rodzaju nieszczęście; Mraczewski,

wspomniawszy, że jest kuzynem Krzeszowskich, wzdycha ze smutkiem: „Ja nie mam pieniędzy, więc

muszę być w handlu...” (I, 96) ). [Dopiero wyjazd do Rosji zmienia stanowisko Mraczewskiego wobec swego

zawodu.] Praca to proza, a mieszczaństwo, jak i inne warstwy, prozy nie lubi; każdy z nich jak gdyby

mówił: „Chowam się na czasy niezwykłe”, a tymczasem najchętniej by nic nie robił. Wyrocznią zaś

wśród mieszczan jest radca Węgrowicz, którego całe zajęcie od dwudziestu lat polega na tern, że jest

on członkiem opiekunem „jednego i tego samego” towarzystwa dobroczynności, oraz całymi dniami

przesiaduje w jadłodajniach, zajmując się plotkami.

Ci... co stanowią inteligencję miasteczek, a więc: doktór, rejent, aptekarz itp., ci żyją tylko ze sobą,

podniecają swoje umysły wiadomościami bieżącymi z gazet, a do gminu nie zbliżają się. Ich więcej

interesują... Afgańczycy, Tonkinczycy, aniżeli szewcy, krawcy, mularze.

Plotkarstwo, opierające się głównie na szkalowaniu cudzej sławy — najulubieńsze zajęcie

mieszczaństwa — jest, według Prusa, prawdziwą plagą społeczną, a dowodzi niskiej kultury

i ciasnoty umysłowej społeczeństwa. Panoszy się ono przy tym wszędzie, triumfuje w prasie.

Społeczeństwo wietrzy i szuka skandalu — on jeden umie je prawdziwie zająć, wywołać spory,

rozprawy — istotnie zaś ważne zagadnienia nie zaprzątają umysłów zupełnie, nie zajmują nikogo.

Page 34: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

34

Jeżeli zaś zdarzy się wypadek, który obok tematu do plotkowania w jakikolwiek sposób dotknie

egoizmu środowiska, wówczas zrywa się prawdziwa burza potępienia, orgia wymysłów i szykan.

Ale nikt przy tym nie przyzna się, o jak niskie pobudki chodzi. Zupełnie podobnie, jak w świecie

arystokratycznym, egoizm pokrywa się najszczytniejszymi hasłami narodowymi, społecznymi

i etycznymi.

Tych haseł jednak nie stosuje się do siebie, używa się ich tylko wówczas, gdy chodzi o potępienie

kogoś i, choćby one do czynów potępianej jednostki nie dały się zastosować żadną miarą — to nic, nie

o prawdę przecież chodzi; cel mały niechże będzie uświęcony pięknymi środkami. Baronowa

Krzeszowska — wcielenie szantażu, oszczerstwa i podstępu — ciągle wystawia na pokaz ból matki

po stracie jedynego dziecka, drapuje się w strój niewinnej ofiary, prześladowanej i męczonej

przez wszystkich. — Operując pozorami pięknych haseł, jakżeż łatwo uzyskać rolę obrońców sprawy

ogółu (Węgrowicz). Poza tym w czynach mieszczaństwa o jakichkolwiek ideałach głucho zupełnie:

nie wierzy w nie ono, nie realizuje, nie rozumie nawet. Zarozumiałość przy tym, połączona z ciasnotą,

nie pozwala na prawdziwe poznanie rzeczywistości. Na istotne niebezpieczeństwa życia społecznego

i narodowego mieszczaństwo ma oczy zamknięte, nie widzi, że jego postępowanie przybliża zupełną

ruinę kraju, który staje się podobny do stojącej i rozkładającej się wody. Środowisko bowiem,

które pod względem społecznym głosi egoizm i walkę z wszelką inicjatywą, a pod względem

narodowym inercję, nic dobrego ogółowi dać nie może. A czyż może ono podnieść poziom etyczny

życia, jeżeli, spośród wszystkich czynów i dążeń Wokulskiego, rozumie, uznaje i nawet chwali jeden

jedyny jego postępek — małżeństwo dla majątku?

Lud w „Lalce”.

Pozostaje do omówienia ostatnie środowisko Lalki — lud. Pojęcia tego nie ogranicza Prus

do chłopów, obejmując mianem ludu również proletariat miejski. Należy zaznaczyć, że lud nie jest

licznie reprezentowany w powieści — posiada on tylko kilka drugo- i trzecioplanowych postaci,

występujących z rzadka. Ale ten brak to nie przypadek, to cel, którym autor wskazuje, że wyższe

warstwy społeczeństwa — co już zaznaczaliśmy — poza bardzo nielicznymi wyjątkami, nie mają

z ludem żadnego kontaktu. „Jest prawdą niezbitą, a nad wszelki wyraz smutną, że inteligencja nie ma

żadnej spójni z chłopem, nie zna go, nie rozumie, nie widzi i nie wpływa na niego. Żydowski szynkarz

i lichwiarz, pokątny doradca, nawet złodziej, zesłany na pobyt w jakiejś okolicy, posiada u chłopów

więcej zaufania i powagi, aniżeli inteligencja, mianująca się kierownikiem społeczeństwa. — Nie ma

większej boleści, większego wstydu, jak stać się obcym wśród swoich i dla swoich. Jest to zaś punkt,

do któregośmy już doszli”.

A tymczasem lud — mimo stosunkowo niskiego cywilizacyjnego poziomu — to warstwa

najbardziej wartościowa w Polsce. „Jestem pesymistą i demokratą” — powiada jeden z fikcyjnych

rozmówców Prusa, a właściwie sam Prus, w artykule pt. „Nowi ludzie”. Pesymizm wypływa (między

innymi) z oceny wyższych warstw społeczeństwa, z przeświadczenia, że chylą się one do upadku,

że są „skazane na zagładę” — demokratyzm zaś oparty jest na wierze w lud, ten bowiem jedynie

może odrodzić społeczeństwo polskie; to są właśnie ci „nowi ludzie, dzięki którym „świat nie zginie.

Oni go podeprą i popchną naprzód”. Gdyby tylko lud miał odpowiednie warunki rozwoju!.. Ale tych

absolutnie Prus nie widzi.

Jako straszliwa i główna klęska ludu występuje nędza. Ona niszczy lud pod względem

fizjologicznym, podważając siłę i odporność naszej rasy, ona również jest czynnikiem

znieprawiającym moralnie tę warstwę. Za ten upadek odpowiedzialne są wyłącznie klasy wyższe,

które zupełnie o zmniejszeniu nędzy swych braci nie myślą; ludu przecież absolutnie winić nie można.

Prus np., mówiąc o niesłychanie ciężkim położeniu szwaczek, które, „przy pracy trwającej 11 — 15

godzin, wydają niekiedy na żywność pięć kopiejek dziennie”, woła do społeczeństwa: „O ludzie,

którzy macie iskrę sprawiedliwości w sercu, powiedzcie, czy w podobnych warunkach... można być

zdrowym i, o co podobno najwięcej wam chodzi, cnotliwym? Co się bowiem mnie tyczy, dlatego tylko,

wyznam otwarcie, nie sprzedałbym moich wdzięków, że nie ma takiego głupiego, który by mi ofiarował

bodaj złamany szeląg za ten towar. Jeżeli jednak młoda i ładna kobieta nie sprzedaje się hurtownie

i detalicznie w podobnej nędzy, to dalibóg jest ona chyba aniołem”. W Lalce zaś przedstawi

dziewczynę upadłą i nie buntuje się tak, jakby chciał Choiński, nie potępia jej, widzi bowiem

Page 35: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

35

przed nią widmo nędzy, które zmusiło ją do pójścia drogą prostytucji, i Starskiego, który ją tam

popchnął. A przy tym dziewczyna ta, choć w chwili, kiedy poznaje ją Wokulski, to „potwór”, to istota

zupełnie zbydlęciała, jednak, gdy uzyskuje odpowiednie warunki bytu, odradza się, bo ma w duszy

ukryte odpowiednie cechy dodatnie — panna Izabela natomiast nie odrodzi się nigdy...

Na czymżeż jednak polegają walory duchowe ludu? Otóż psychika jego stanowi

przeciwieństwo psychiki warstw wyższych, przede wszystkim arystokracji. Tam widzieliśmy

niesłychanie silnie rozwinięte poczucie własnej wielkości, wytwarzające egoizm, oraz pozory

ideałów — tu zamiast egoizmu — wyraźna, samorzutna tendencja do poświęcenia się dla innych,

a zamiast pozorów świadomość — przejawiająca się choćby w ciasnym zakresie — wartości

istotnych, realnych życia.

Skromność ludu widoczna jest wszędzie; jest to najbardziej podstawowa oraz najcenniejsza

jego cecha, łączy się z nią bowiem postawa wobec życia zupełnie inna od tej, którą widzieliśmy

w świecie wyższym. Ten świat uważa, iż wszystko, co istnieje, istnieje dla niego i winno się koło

niego obracać; w psychice ludu natomiast zakorzenione jest do głębi poczucie obowiązku,

konieczność spełnienia służby wobec tych kategorii bycia, wobec których postawił ich los;

nie dogadzanie sobie jego celem, lecz powinność jest najświętszym prawem jego postępowania.

(…)

Skromność, pokora ludu pozwala mu na szczere i głębokie przeżycia religijne, na religijny

stosunek do życia. Ona też daje mu zdolność do prawdziwego poświęcenia i bohaterstwa. (…)

Dróżnik Wysocki, widząc stan Wokulskiego, idzie za nim krok w krok, czując, że grozi

niebezpieczeństwo jego dobroczyńcy — a pomóc mu to jego święty obowiązek.

Ta skromność wiedzie lud do znoszenia cierpień i biedy z pewnym poddaniem się i rezygnacją;

ona to nawet nie pozwala na zwrócenie się do kogoś o pomoc. Wysocki, choć przymiera głodem wraz

z całą rodziną, nie przyszedł do Rzeckiego, aby coś zaradzić. Dlaczego? Bo „nie śmiał”. „Z czem mnie

było przyjść i jeszcze ludziom głowę zaprzątać?” (I, 86). Lud wie, że człowiek musi liczyć tylko

na własne siły, jednak z powodu niskiego rozwoju cywilizacyjnego (zupełny brak zrozumienia

wartości organizacji społecznej), nie ma inicjatywy żadnej, zachowuje się biernie wobec niedoli,

a w psychice jego budzi się przeświadczenie, że tak być musi: „Marniejemy panie... nie pierwsi

i nie ostatni... Taki już widać czas nastał, że wszyscy muszą zginąć” (I, 85). Ale ten brak siły w ludzie,

by samemu uodpornić się wobec niedoli i przezwyciężyć zło, ta bierność wobec krzywdy,

nie oznacza, według Prusa, tak groźnego społecznie zjawiska, jak nieufność we własne siły

mieszczaństwa. Tam pogląd ten zjawił się, jako wynik niechęci do pracy i braku energii —

tu wypływa wyłącznie z bezradności ludzi, którzy nie z własnej winy, lecz z winy warunków

dzisiejszych, nie umieją ocenić utajonej siły, którą w sobie mają. Mieszczaństwo z powodu

wypaczonych pojęć o życiu nie chce uznać siły psychiki polskiej, a nawet zobaczywszy ją u innych,

odnosi się do niej wrogo — lud nie może jeszcze jej wyczuć. Koniecznie potrzebuje pomocy

z zewnątrz, ale gdy ją otrzyma, gdy uzyska możność pracy, wówczas okazać umie i energię

i wytrwałość, zapewniając sobie podstawy wszechstronnego rozwoju.

Dlatego też praca dla ludu i nad ludem jest, według Prusa, zawsze owocna, jeśli jest tylko oparta

o zrozumienie istotnych potrzeb życiowych. Lud bowiem, mając poczucie realizmu życiowego,

instynktownie wyczuje pozę, interes lub niedowarzoność tych, którzy go niby chcą uszczęśliwić.

Ślimak uważa, że młody demokrata, brat dziedziczki, to farmazon, który o coś zawziął się na niego

i rychło sprowadzi mu nieszczęście. Ale dróżnik Wysocki, przeniesiony do Skierniewic staraniem

Wokulskiego, przyprowadza do niego swego syna i mówi mu: „Przypatrzze się Pietrek panu, bo to

nasz największy dobrodziej... Jakby kiedy zechciał, żebyś sobie uciął rękę dla niego, utnij, a jeszcze

mu się nie wywdzięczysz...”. A Magdalenka pisze do Wokulskiego: „przypomniałam sobie jedną modlitwę z

dziecinnych czasów, ażeby modlić się za pana...” (I, 159). Wdzięczność za dobro uczynione — oto jeszcze

jedna cecha, wypływająca z pokory ludu, z jego uczciwości w ocenianiu człowieka. Ażeby przenieść dróżnika

Wysockiego, czy pomóc dziewczynie upadłej, Wokulski bynajmniej nie potrzebował czynić wysiłków, było to

dla niego drobiazgiem; za to uzyskuje miano „największego dobrodzieja”, a niesłychane wysiłki, by zadowolić

Łęckich i napełnić bezdenny worek ich pożądań, sprowadzają mu same klęski. Pracując dla podniesienia

arystokracji, osiągnął straszliwą pustkę złudzenia — podając rękę ludowi, zasiewał prawdziwe ziarna,

które wschodziły i wydawały piękne owoce.

W takich zarysach przedstawia się przekrój społeczeństwa polskiego w Lalce; przejdźmy teraz

do drugiego problematu tematu powieści.

Page 36: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

36

Żydzi w „Lalce”.

Pozostaje nam do omówienia jeszcze jedno środowisko, którego Prus daje dokładną

charakterystykę w Lalce, jako ważnej części społeczeństwa, mianowicie Żydów.

Prus przyznaje im szereg wybitnych zalet społecznych, których Polacy niestety nie posiadają:

świetną organizację, pracowitość, cierpliwe i wytrwałe zdobywanie zamierzonych celów,

oszczędność, a nawet wybitnie rozwiniętą uczynność i współczucie dla niedoli ludzkiej.

Zaznaczaliśmy już, że kiedy Wokulski po wyjściu od Hopfera był w nędzy, to tylko Szuman wystarał

mu się o lekcje w domach żydowskich; po ostatecznej katastrofie znów on zajął się Stachem

najgorliwiej: „Kto dziś jest przy tobie?... — mówi doktor do Wokulskiego — Ja, Żyd, tak pogardzony

i tak skrzywdzony, jak ty...” (II, 324). Podobny fakt mamy i w Placówce, żaden z chłopów nie zajął się

niedolą Ślimaka, dopiero stary Żyd, pachciarz, kierowany współczuciem, udał się do księdza, aby mu

przypomnieć o obowiązku chrześcijańskimi.

Prus jednak nie zamyka oczu na wady społeczeństwa żydowskiego. Widzi więc najpierw,

że ogół Żydów ma bardzo ciasną skalę zainteresowań: zdobywanie pieniędzy jest dla niego

wszystkim. Do tego celu dążą Żydzi wszelkimi drogami, nie przebierając w środkach: gdy widzą

w tym interes, bywają pokorni aż do poniżenia, albo aroganccy do bezczelności; potulni wobec tych,

od których zależą, bezwzględni, pogardliwi wobec podwładnych sobie: szanują i drżą przed siłą tylko,

nie przed wartością; lichwa, oszustwo, podstęp są również ich środkami codziennymi.

Skąd przyczyna takiego stanu rzeczy? Czy wady te są istotnie znamionami rasy? Prus tak

nie stawia sprawy: takich Żydów wytworzyła Europa, wytworzyły prześladowania. W ruchach

antyżydowskich wyginęły jednostki najszlachetniejsze, które otwarcie i szczerze broniły praw

narodu do życia, pozostały zaś takie, które mogły się pogodzić z ciężkimi, poniżającymi warunkami

istnienia: a więc jednostki podstępne, sprytne, cierpliwe, wyczekujące i ograniczające swe pragnienia

do tej tylko dziedziny, która była im dostępna: pieniędzy. Pieniądze więc stały się z czasem dla nich

nie tylko najwyższym dążeniem, ale jednocześnie bronią jedyną, którą nauczyli się po mistrzowsku

władać. Prześladowania wytępiły dodatnie cechy psychiki żydowskiej, skaziły ją i sztucznie

popchnęły w kierunku, w jakim dotąd Żydzi kroczą: „tępiąc wszystko, co lepsze, zrobiliśmy dobór

sztuczny i wypielęgnowaliśmy najgorszych” (II, 209).

Masy żydowskie poza tym odznaczają się zacofaniem i ciemnotą; poczucie odrębności

plemiennej, które zacieśniło się z powodu niepomyślnych warunków i chęci jej zachowania, doszło

do takiego stopnia, iż Żydzi, nie chcąc pozbyć się przekazanych przez tradycję i talmud przesądów,

stają się jednym z czynników, hamujących rozwój cywilizacji.

Poza masą Żydów „chederowych”, Prus kreśli jednostki różniące się od ogółu postępowym

stosunkiem do życia. Stałe przebywanie wśród innych narodów wytworzyło w Żydach doskonałe

wyczucie otaczającej atmosfery, nastrojów i dążeń, panujących w tych środowiskach, z którymi się

stykali. Dla masy żydowskiej było to koniecznie potrzebne w celu zastosowania środków walki

zachowawczej, w jednostkach budziło nieraz przejęcie się tym, czym żyło społeczeństwo otaczające;

nie tylko przejęcie, ale nawet pragnienie czynnego współdziałania z nim. W takich wypadkach

umiejętność dostosowywania się do warunków panujących uwypukla się w całkowitym

przedzierzgnięciu się zarówno zainteresowań, jak i poglądów na świat, życie, moralność itp.

A ponieważ psychika żydowska to psychika namiętna, nie cofająca się przed krańcowym

ujmowaniem każdego faktu, więc jednostki pochodzenia żydowskiego wszedłszy w orbitę życia

danego społeczeństwa, dochodziły zazwyczaj nawet do wniosków dalszych, śmielszych, niż

środowisko, które prądowi dało początek. Żydzi więc postępowi potrafią wartości stworzone

przez innych przejmować i rozwijać, niezdolni są jednak według Prusa do niezależnej inicjatywy

w stwarzaniu nowych prądów czy haseł; gdy próbują sami to uczynić, stają się niedorzeczni.

Co więcej: ponieważ stosunek do życia Żydów postępowych zależy głównie od otoczenia, przeto taki

lub inny kierunek ich dążeń jest tylko przypadkowy i, jak łatwo powstał, tak samo łatwo zniknie bez

walki wewnętrznej, bez wzruszenia, czy choćby sentymentu. Elastyczna umiejętność przeobrażania

się zupełnego, w zależności od miejsca i czasu, stanowi cechę podstawową nawet najbardziej

wybitnych jednostek żydowskich i różni je zasadniczo od psychiki polskiej, zawsze nastrojonej

w jednym, idealistycznym kierunku. Prus, choć uświadamia sobie, że elastyczność ta jest czynnikiem

bardzo pomyślnym w walce z życiem, jednak nie może uznać jej za wartościową i twórczą.

Page 37: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

37

Doktor Szuman.

Typem charakterystycznym dla jednostek postępowych i nieprzeciętnych pochodzenia

żydowskiego będzie w Lalce doktor Szuman, którego życie stanowi jak gdyby paralelę a zarazem

przeciwstawienie życia Wokulskiego.

Szuman w latach 60-tych jest zagorzałym romantykiem; przeżywa on to, co przeżywała większość

społeczeństwa polskiego: entuzjazm narodowy, wiarę w zwycięstwo czynu orężnego, wiarę w rychłą

przemianę warunków społecznych po walce, wyzwolenie zupełne uciśnionych, ogólne braterstwo itp.

W przygotowaniach do powstania bierze niemniej żywy udział, niż cała ówczesna młodzież, a także

uczestniczy w walkach wybuchu powstaniowego i, podobnie jak Wokulski, zostaje wygnany

na Syberię. W tym okresie przeżywa również ekstazę miłości romantycznej: kocha się

w chrześcijance, uzyskuje jej wzajemność, a gdy rodzina ukochanej nie chce słyszeć o pozwoleniu

na małżeństwo, popełnia zamach samobójczy. — W latach 70-tych w Szumanie bardzo silnie rozwija

się krytycyzm w stosunku do ideologii romantycznej; ale, gdy przeżycia Wokulskiego sięgnęły

głównie dziedziny intelektu, a nie dotknęły uczucia, które będzie zmierzać w dalszym ciągu

w kierunku romantycznej idealizacji życia — Szuman, zdobywszy się na krytycyzm rozumowy, zrywa

i uczuciowo z tym, co go zachwycało poprzednio i pobudzało do czynu; zrywa i potępia całkowicie

i bez zastrzeżeń, przerzucając się pod każdym względem w kraniec zupełnie przeciwny

romantyzmowi. Jego wyznaniem wiary staje się teraz materializm i sceptycyzm filozoficzny. Jak

w okresie poprzednim umiał zdobyć się na entuzjazm i siłę uczucia, które nie uznawało odwołania się

do rozumu, tak teraz święci triumf bystrość jego umysłu, nastawionego jednak jednostronnie.

Stanowisko pozytywistyczne wobec życia wskazuje mu rychło nowy cel: naukę. Ale stosunek do niej

inny jest, niż Wokulskiego; tamten, zdobywszy wiedzę, będzie dążył do powiązania jej z całością

zagadnień życiowych, będzie przy tym chciał jej rezultaty dać społeczeństwu polskiemu. Szuman

natomiast odrywa się niemal zupełnie od życia, głosi jakby hasło: nauka dla nauki, pogrąża się

w studia etnograficzne i spośród nich wybiera sobie dział tak specjalny, tak szczegółowy,

że naówczas społeczeństwu nie mógł się on na nic przydać, ani w ogóle nie obejmował szerszych

horyzontów. Szuman bada włosy różnych ras i narodów. Choć w wyborze tematu kierowało nim

zagadnienie oderwane od życia społecznego, jednak Szuman jest głęboko przekonany, że badania

powinny przynieść mu uznanie i sławę.

Gdy Wokulski pragnął zrozumienia od społeczeństwa, jego założenie było zupełnie inne: działał

dla teraźniejszości, dla dobra ogółu; Szuman zaś w tym okresie przyjmuje w stosunku do spraw

otaczających go wyłącznie rolę krytycznego, choć bystrego obserwatora, a tam gdzie zdobywa się

na czyn, tj. w swych zainteresowaniach naukowych, o ogół się nie troszczy. Nic więc dziwnego,

że spotkał go zawód: „Pies nie wspomniał ani o niej [broszurze], ani o mnie” (II, 243) — powiada

sam o sobie. A jakie konsekwencje z tego wysnuje? Przede wszystkim postanawia naukę porzucić: jak

ten ideał zjawił się nagle pod wpływem atmosfery ogólnej, tak samo nagle znika bez żadnych

wstrząsów, bo Szuman znajduje sobie, również dzięki przyczynom zewnętrznym, drogę inną. Cały

ruch pozytywistyczny w Polsce, jak wiemy, według Prusa, skończył się żądzą zdobywania pieniędzy,

spekulacją. — I Szuman postanawia tą drogą pójść: „Tempora mutantur et nos mutamur in illis...

Kto nie idzie naprzód, cofa się... „Dziesięć lat zmarnowałem (I) na badaniu włosów... Spróbuję

dziesięć następnych lat poświęcić operacjom pieniężnym...” (II, 243). Nie będzie to jednak — tak jak

u Wokulskiego — pewnego rodzaju konieczność, w celu zdobycia ideału wyższego (miłości panny

Izabeli), lecz jak nauka istniała dla nauki i sławy, tak samo pieniądz będzie dla pieniądza

i użycia. Pieniądz teraz dla Szumana staje się „sezamem, przed którym otwierają się wszystkie drzwi,

jest obrusem, na którym zawsze można znaleźć obiad, jest lampą Aladyna, za której potarciem ma się

wszystko, czego się pragnie. Czarodziejskie ogrody, bogate pałace, piękne królewny, wierna służba

i gotowi do ofiar przyjaciele, wszystko to ma się za pieniądze...” (II, 243). I on będzie teraz myślał

o małżeństwie z chrześcijanką, młodą, piękną, dobrze wychowaną „i to z pięknej familii”. Już mu

znajomi swatają odpowiednią niewiastę. Ale Szumanem kierować będzie wyłącznie nieco cyniczna

ciekawość: będzie on starał się dowiedzieć, w jaki sposób przyszła małżonka przekona go o miłości

swej. „Tu już miałbym miliony zabaw. Bawiłbym się, widząc jej konkury o moją rękę i serce.

Bawiłbym się, słysząc, jak mówi o swej wielkiej ofierze dla dobra rodziny, a może nawet ojczyzny.

Bawiłbym się w końcu, śledząc, w jaki sposób powetowałaby sobie swoją ofiarę i czy oszukiwałaby

Page 38: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

38

mnie starą metodą, to jest potajemnie, czy nową, to jest jawnie, a może nawet żądając mego

przyzwolenia?...” (II, 332).

Na tym jednak nie kończy się nowa faza przeżyć doktora Szumana. Społeczeństwo polskie,

wszedłszy w okres spekulacji, nie myślało o tym, aby pieniądze zdobywać drogą racjonalną i uczciwą.

Wstydzono się tych rodzajów pracy, które, w rezultacie, sprzyjają wzbogaceniu (handel, przemysł),

wstydzono się nawet samej pracy, lecz chciano mieć bez niej pieniądze. Najbardziej popularną drogą

stało się pożyczanie na procent — im większy, tym lepiej. Tymi zaś, którym pożyczano pieniądze,

którzy nimi obracali, byli wyłącznie Żydzi. „Mego sklepu — powiada Wokulski — nie kupi żaden

z naszych panów, ale każdy da pieniądze Żydowi, aby on go kupił i... płacił dobre procenta

od wziętego kapitału” (II, 209). Wskutek tych przyczyn rola Żydów naówczas bardzo wzrosła;

a ponieważ społeczeństwo zaczęło wkraczać w dziedzinę, w której oni byli mistrzami, i to wkraczać

drogą niezdrową — przeto, rozumie się, Żydzi zaczęli zwyciężać i dyktować warunki.

Ten fakt nie uszedł uwagi Szumana, który dotychczas od masy Żydów stał z dala. Budzi się w nim

teraz poczucie przynależności do swej rasy, poczucie, które dochodzi chwilami nawet

do sentymentalnej uczuciowości [Czuję — mówi doktor — że dla mnie brudny żydziak jest milszym

od umytego panicza; a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i usłyszałem

śpiewy, na honor, łzy mi w oczach stanęły... (II, 323). ] oraz pełnej apoteozy. Dotychczas, nawet

krytycznie odnosząc się do charakteru Polaków, Szuman nie zatracał poczucia narodowego polskiego:

„My, Polacy — powiada na jakiś miesiąc przed ostatnią przemianą — jesteśmy skazani na głupców

nawet w tak prostej rzeczy, jak miłość...” (II, 206). A później mówi, że Wokulski „posuwa się

do ruiny materialnej i moralnej, tak jak wy wszyscy i cały wasz system... wasz, polski system...”

(II, 243).

Świadomość łączności duchowej z narodem, w którego obrębie Żydzi zamieszkują, nie jest

dla nich czymś, co weszło w krew i kości... Sam Szuman powiada, że Żydzi postępowi są „trochę

kosmopolitami”. W obecnej fazie Szuman staje się wyznawcą „triumfującego Izraela”. Kiedy Rzecki

zapytuje Szumana, co postawi na miejsce systemu polskiego, doktor odpowiada: „Nasz żydowski”

(II, 243). — System według niego wielki, bo zwycięża. Wszedłszy na tę drogę, Szuman zaczyna tracić

w swych poglądach poważny grunt pod nogami. Dotychczas jego poglądy kształtowały się w związku

z cywilizacją polską lub cywilizacjami zachodnimi, obecnie chce on stworzyć nowy system społeczny,

zupełnie oryginalny. Ale właśnie okazuje się, że Szuman, który z wybitną wnikliwością umie

oceniać ujemne strony życia współczesnego, do samodzielnej twórczości nie jest zdolny. Plan jego

obecny jest pod pewnymi względami podobny do ostatecznej koncepcji Wokulskiego. I Szuman

również dopatruje się przyczyny zła w systemie arystokratycznym (a doszedł do tego wniosku

wcześniej, niż Wokulski): „Bryzgali nam w oczy — mówi do Stacha — swoją wielkością,

reklamowali swoje cnoty, kazali nam mieć ich ideały... Rok tylko żyłeś z nimi, niby na równej stopie,

i co z ciebie zrobili?... Więc pomyśl, co musieli zrobić z nami, których gnietli i kopali całe wieki?...”

(II, 324). — I on też chce zacząć od obalenia tego systemu, tylko inną drogą: pieniędzmi.

Epoka obecna, w której Żydzi wysuwają się na plan pierwszy, da im możność zwiększenia

majątku i zagarnięcia bogactw arystokracji, która, pozbawiona ich, musi wyginąć. „Zdublujesz

majątek — mówi do Wokulskiego, radząc mu przystąpić do tego planu — i, jak mówi Stary

Testament: zobaczysz nieprzyjacioły twoje u podnóżka nóg twoich...” (II, 324). Później Żydzi

„z konieczności” połączą się z ludem polskim i staną się jego inteligencją, warstwą kierowniczą:

„nauczymy go naszej filozofii, naszej polityki, naszej ekonomii i z pewnością lepiej wyjdzie na nas,

aniżeli na swoich dotychczasowych przewodnikach...”. Ta filozofia jednak, polityka i ekonomia

zawierają się w jednym wyrazie: geszeft. Szuman nie ma w swym programie żadnej idei odrodzenia

ludzkości, popchnięcia jej na wyższe tory; materializm i sceptycyzm poprzedniego okresu teraz

jeszcze się rozwinął w doktorze znacznie jednostronniej: „Szuman ani wierzył w lepszą przyszłość,

ani w nikim nie budził tej otuchy. Dla niego ludzki rodzaj był skazany na wiekuiste bydlęctwo, wśród

którego odróżniali się tylko Żydzi, jak szczupaki między karasiami” (II, 335). Obecnie już nie tylko

idealizm wydaje mu się bezpłodnym marzycielstwem, ale nawet nauka. Pieniądz jest początkiem

i końcem.

Czy to ostatnia faza stanowiska wobec życia doktora Szumana? Nie; możemy być przekonani,

że, gdy tylko warunki się zmienią, gdy powieje w społeczeństwie nowy prąd, Szuman znów zdobędzie

się na nową przemianę. Jego rozległy krytycyzm sięgnie również Żydów, jak sięgał poprzednio, jak

sięga chwilami nawet obecnie, gdy widzi, że jego współwyznawcy chcą go oszukać, a zdolność

Page 39: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

39

do obejmowania szerokiej skali zjawisk pozwoli mu nawet na ponowne przejęcie się idealistycznym

stosunkiem do życia: „Gdyby takiemu na przykład Ochockiemu udało się ją [machinę latającą]

zbudować... — powiada Rzecki do Szumana — musiałbyś chyba... zmienić program”. „Doktór

zmieszał się...” (II, 247).

Jak do Żydów powinno ustosunkować się według Prusa społeczeństwo polskie? Jedynie

słuszne, sprawiedliwe i ludzkie stanowisko — to życzliwe zbliżenie się do nich i współpraca, która

by ostatecznie miała na celu zupełne połączenie Żydów z ogółem polskim. Prus uważa to za zupełnie

możliwe z dwóch względów: l-o, ponieważ ideologia nawet najwybitniejszych przedstawicieli

żydowskich kształtuje się w związku z życiem polskim, więc zależnie od wartości życia i ideologii

naszej, od jej realnych, twórczych podstaw będzie się normował stosunek Żydów do nas; tylko

w epoce rozkładu i zupełnego osłabienia siły wewnętrznej społeczeństwa można wyobrazić sobie taki

stan, jak w Lalce, gdy zaczyna się toczyć walka „między Żydami postępowymi i zacofanymi o naszą

skórę” (II, 325); 2-o, Żydzi nie stanowią obecnie już ani odrębnego narodu, ani społeczeństwa, lecz są

tylko kastą; istnienie zaś kast w każdym organizmie społecznym jest objawem ujemnym. Polacy więc

powinni zmierzać do tego, aby one znikły i mogą to uczynić. Przeszkodą bowiem w zlaniu się Żydów

z nami, są tkwiące w nich tendencje separatystyczne, za które jednak ponosi winę społeczeństwo

polskie, które nie umie się pozbyć w stosunku do Żydów zarówno uprzedzenia, jak i pogardy.

Zamiast żeby te jednostki, które się zbliżają do Polaków, znalazły serdeczność, a choćby tylko

sprawiedliwą ocenę, doznają czegoś przeciwnego: upokorzenia i szykany.

Henryk Szlangbaum.

Oto Henryk Szlangbaum: przejęty idealizmem romantycznym, uczestniczy w powstaniu i znosi

wygnanie na Sybir; po powrocie do kraju kontaktu ze społeczeństwem polskim bynajmniej nie traci,

przeciwnie, pragnie wyrwać się z atmosfery Nalewek, zmienia nazwisko na Szlangowskiego, tryb

swego życia uzgodnią z trybem polskim, a nie chcąc brać lichwiarskich pieniędzy od swego bogatego

ojca, bieduje, służąc innym, jako subiekt. Ze strony społeczeństwa polskiego nie spotyka się jednak

z poparciem, pomocą czy uznaniem: wszyscy węszą w jego zachowaniu interes, nikt prawie nie chce

widzieć dobrej woli i uczciwości. W sklepie subiekci drwią z niego i drażnią ciągle, zatruwając mu

życie: „Ach — mówi on, skarżąc się Rzeckiemu — gdybym się nie bał, że mi dzieci zżydzieją, jednej

chwili uciekłbym stąd na Nalewki...” (1,164). Szlangbaum zrozumiał następnie, że, oderwawszy się

od Żydów, stał się nie tylko im nienawistny, ale nienawiść dotknęła go i ze strony polskiej; wobec

tego lepiej już być Żydem, bo wówczas będzie wstrętny przynajmniej jednej stronie. Powoli, krok

za krokiem, zacznie się on od społeczeństwa polskiego oddalać; znów przywróci dawne nazwisko,

pogodzi się z ojcem i sam wreszcie stanie się groszorobem, spekulantem i lichwiarzem... Gdyby

Polacy odnosili się do niego inaczej, niezawodnie też mogliby mieć inne rezultaty; odtrącenie

Szlangbauma jest bezsprzecznie ich winą, a zarazem i stratą, gdyż Żydzi zasymilowani rzuciliby swe

zdolności finansowe nie w poprzek drogi narodu, lecz razem z nią.

Trzy pokolenia polskich idealistów w „Lalce”

Z ROZDZIAŁU III:

W rozdziale poprzednim omówiliśmy zagadnienie rozkładu społecznego; widzieliśmy,

że ujawnił się on w zupełnym rozbiciu społeczeństwa na poszczególne warstwy oraz w upadku

klas wyższych. Obecnie musimy zapoznać się z polskimi idealistami, uświadomić sobie, na czym

polegają ich dążenia, ich działalność, i wykazać wreszcie czy i jaki istnieje związek pomiędzy

rezultatem ich czynów a faktem rozkładu społeczeństwa.

Zaznaczyliśmy już, że na termin „idealista” według Prusa, składają się dwa pojęcia:

marzycielstwo oraz dążenie do osiągania najwyższych ideałów a zapoznawanie wartości rzeczy

drobnych, codziennych — inaczej: niechęć do ewolucji, kompromisu, a wyraźna tendencja

w kierunku rewolucji, w kierunku stawiania wszystkiego na jedną kartę. Ocena tych dwu pojęć:

marzycielstwa i hasła „wszystko albo nic” w psychice Prusa ulegała w miarę rozwoju dużym

Page 40: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

40

zmianom. Zrazu — w pierwszym okresie działalności — widzimy bezwzględne potępienie jednego

i drugiego. Marzycielstwo — to urąganie z życia, z rzeczywistości, a przez to kopanie grobu

dla siebie i innych. Nieuznawanie kompromisu — to znów urąganie prawom natury, w której nie ma

nagłych przeskoków, która je niweluje nawet wówczas, gdy się zjawiają, pozostawiając tylko to,

w najlepszym razie, co na podstawie prawa ewolucji i tak musiałoby nastąpić. Człowiek zaś, którego

najwyższym darem jest możność uświadomienia sobie praw życia, raz na zawsze powinien zrozumieć

bezcelowość hasła: „wszystko albo nic” i uznać kompromis za jedyną konieczność. Prus

jednostronne stanowisko wobec życia tępi wówczas wszędzie, gdzie je tylko znajduje, zarówno

w przejaskrawieniach pozytywistów, jak i szczególnie w tym, co do życia wniosła epoka romantyczna.

Zupełnie zdecydowanie zgłasza on — jak wiemy — swą solidarność z ks. Krupińskim, a następnie

w swych kronikach i nowelach daje odprawę — często bezwzględną i niemiłosierną — temu

wszystkiemu, co w dziedzictwie romantyzm przekazał społeczeństwu: Prus szydzi, parodiuje,

karykaturuje i ośmiesza pozę romantyczną, konflikt jednostki „wybitnej” z ogółem, motyw miłości

romantycznej, poszukiwanie niezwykłości itd.

(…)

Bezwzględnie krytyczny pogląd na romantyzm w psychice Prusa trwał tak długo, dopóki

wierzył on w możność przekształcenia życia współczesnego, w owocność swej pracy społecznej.

Teraźniejszość w jego zainteresowaniach stała na planie pierwszym i nierad poza jej ramy wychodził;

dlatego też kwestie, które miały być zbawcze dla współczesnego mu pokolenia, ujmował

kategorycznie i nie chciał uznać ich za względnie tylko wartościowe. Z chwilą jednak, kiedy zaczął

zarysowywać się konflikt Prusa z otoczeniem, kiedy działalność jego na każdym kroku była

hamowana przez niechęć i niezrozumienie społeczeństwa, wówczas w innym nieco świetle stanęło

pojęcie idealizmu: marzycielstwo i pragnienie wielkości.

Najistotniejsze czynniki dumy Prusa — jak zaznaczaliśmy to w rozdziale 1 — zaczęły go pchać

w kierunku tych właśnie dążeń, które tak dotychczas potępiał; zaczął szukać pewnej rekompensaty

ciasnej rzeczywistości, zaczął tęsknić do życia bardziej twórczego, zaczął zapytywać siebie, co by

było, gdyby znalazł się on w innych warunkach bytu. To gdyby właśnie było przejściem do marzenia,

które kiedyś zwalczał w sobie samym. Prus przestaje teraz wyłącznie myśleć o tym, co jest, co go

otacza, ale co mogłoby być. I uświadomił sobie wówczas, że marzycielstwo nie zawsze musi

oznaczać urąganie rzeczywistości, lecz że nieraz może wyraźniej i jaśniej wskazywać drogi,

którymi ta rzeczywistość ma pójść, drogi, które później ujmie konkretnie nauka. Pomiędzy więc nauką

i marzeniem niekoniecznie istnieje przepaść, lecz może być wzajemne dopełnienie. Prus stopniowo

zaczął coraz wyraziściej dostrzegać, że największe zdobycze cywilizacyjne zaczęły się od marzenia,

od pozornie tylko nierealnej fikcji; fikcją bowiem było ono tylko dlatego, że wyprzedzało jedynie

rzeczywistość. „Któż panu zaręczy — pyta Rzecki Szumana — że marzycielstwo Wokulskich

albo Ochockich nie jest stanem przejściowym? Machina latająca — śmieszna to rzecz na pozór,

ale tylko na pozór... Gdyby takiemu na przykład Ochockiemu udało się ją zbudować, pomyśl pan,

co byłoby więcej warte dla świata: czy spryt Szlangbaumów, czy marzycielstwo Wokulskich

i Ochockich?” (II, 247). „Cywilizacji nie stworzyli — mówi Ochocki — ani filistrowie,

ani geszefciarze, lecz właśnie tacy wariaci[ jak Wokulski]”... (II, 397). A profesor Geist, postać

niemal idealna, którą Prus otacza serdeczną sympatią, to przecież połączenie naukowca

z marzycielem. Co w Pałacu i ruderze brał Prus za dziwactwo śmieszne i bolesne zarazem, teraz staje

się dla niego symbolem najgłębszego, najistotniejszego stosunku do życia. Wokulski chwilami widzi

w Geiscie Mojżesza, który prowadzi ludzkość do ziemi obiecanej; ci zaś, którzy Geista uważaj

za dziwaka, to, według niego, ciasne głowy, zakute doktrynerstwem.

I dążenie do wielkości, hasło „wszystko albo nic”, może oznaczać tylko wielką żarliwość,

głębokie, pełne pragnienie przemiany życia, może więc być stopniem wyższym od kompromisowego

stosunku do życia — jako posiadające więcej siły, która prędzej poprowadzi ludzkość do odrodzenia.

Powoli w psychice Prusa zaczyna ulegać zmianom pojęcie i wybitnej jednostki; jeszcze w Szkicu

programu, przedstawiając „ideał doskonałego człowieka”, silnie podkreślał, że musi on być doskonały

w rzeczach małych, że musi być jednym z wielu, jednym z masy; o tym, żeby torował nowe drogi,

żeby wyprzedzał ogół i miał przed sobą wielki ideał, który by dokumentował życiem — mowy nawet

nie ma. Człowiek idealny „karmi się i pije dobrze, lecz nie wpada w ostateczności... Aby wygodnie

istnieć i być użytecznym, wykonywa on jakąś specjalną gałązkę pracy, w której jest mistrzem,

i zajmuje w społeczeństwie skromne stanowisko, na którym nikt go jednak nie zastąpi... Dba on

Page 41: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

41

o siebie, kocha siebie, bo inaczej być nie może, ale obok tego jest życzliwym dla ogółu ludzi, zbliża

się do nich bez podejrzeń, a w razie potrzeby potrafi być cierpliwym i łagodnym, jak zakonnica”.

Jest to więc ideał, zakrojony na miarę krawca, ale powoli zacznie Prus tęsknić za jednostkami

prawdziwie wybitnymi, o których poprzednio niechętnie myślał. Stanie przed nim teraz jako ideał —

człowiek, który wszystkie swe władze jednakowo, wspaniale rozwinięte: rozum, serce i energię,

rzuci na szalę jednej wielkiej idei, zmierzającej do całkowitej przemiany warunków życiowych,

która to przemiana stanie się „ziemią obiecaną” ludzkości. Dawniej wszystkim dla niego był ogół,

„owi trzeci”, oni wyłączne decydowali o rozwoju — i teraz też znaczenia ich nie neguje, ale widzi,

że ogół ten mogą i muszą nawet prowadzić duchy wielkie; dawniej człowieka zwykłego Prus

wysoko cenił, teraz często odnosi się doń z wyraźną niechęcią: razi go przyziemność życia,

filisterstwo, ciasna mieszczańska etyka. „Takich, którzy kończyli gimnazja... — mówi w kronice,

poświęconej omawianiu zasług lekarza astronoma, Jędrzejewicza, człowieka „nadzwyczajnego” —

i brali się do „praktycznego zajęcia”, było, jest i będzie nader wielu. Ludzie ci, w dalszym życiu

szukają żony z posagiem lub bez posagu, spełniają obowiązki urzędowe i małżeńskie... hodują dzieci,

grają w winta, leczą się na katar żołądka... i nareszcie umierają, przejadłszy się majonezem

na własnym srebrnym weselu. — Gdy umrą... w społeczeństwie nie robi się dziury. Na opuszczoną

przez nich posadę wdziera się stu innych kandydatów, nie lepszych i nie gorszych od nieboszczyka...”.

Jakżeż inne było życie Jędrzejewicza, któremu „nie dał spokoju demon, usadowiony w jego piersi”.

Ale cóż o tym może wiedzieć człowiek zwyczajny? „Taki „stateczny” frant ani się domyśla, że naród

musi mieć ludzi najrozmaitszych upodobań; nie tylko takich, co posiadają ośmioro dzieci, ale i takich,

co jeżdżą do Afryki [wyprawa Rogozińskiego], albo latają po powietrzu [Miłosz]. Taki filister, który

życie swoje odmierzył na kwarty, na obowiązki i legalne, choć zmysłowe uciechy, nie ma pojęcia

o tych wybuchach, szarpiących duszę, które człowieka pchają do łamania wszystkich prawideł

przyzwoitości, nawet do latania po powietrzu”... [Kurier Warszawski, 188, Nr 203].

To już jest protest przeciwko codzienności i ciasnocie horyzontów życiowych człowieka

przeciętnego; takim też gwałtownym protestem będzie Lalka. Postaci wartościowe w tej powieści

nie będą miały w sobie nic z filisterstwa. W postępowaniu Geista nie ma już, zachwalanej

przez pozytywizm, harmonii czynów i zainteresowań człowieka, nie ma połowiczności życia,

przeciwnie — występuje z całą siłą potępiana dotychczas jednostronność, bo ona, ona jedynie,

doprowadzić może do rezultatów prawdziwie wielkich. Geist poza nauką nie ma nic i niczego nie

uznaje: ona jest jedną jedyną jego namiętnością i ukochaniem. Mędrzec francuski jest nędzarzem,

a mógłby być milionerem; pieniądze, miłość, a nawet śmierć — to dla niego głupstwa, błazeństwa

lub sentymentalizm; od życia współczesnego oderwał się on zupełnie, pracuje tylko dla przyszłości.

I Wokulskiego nie chce Geist przyjąć za swego pomocnika, dopóki nie ukończy on wszystkich

rachunków ze światem, dopóki nie wyswobodzi się zupełnie. Zmiana w stosunku do idealizmu w ogóle musiała również zmienić pogląd Prusa

na romantyzm. Pod tym względem niezawodnie wywarł na Prusa pewien wpływ Brandes, który,

choć również wyznawał realizm życiowy, umiał ocenić dodatnie, twórcze wartości romantyzmu.

Poglądy swoje na rolę tego prądu sformułował — poza Głównymi prądami literatury XIX stulecia —

w odczycie o romantyzmie francuskim; odczyt ten wygłosił w Warszawie na początku r. 1885. Prus

w sprawozdaniu z tego odczytu, zgłaszając i swoją zgodę na stanowisko Brandesa, tak pisze:

„Romantyzm we Francji był jakby reakcją przeciw wszechwładnym prądom ekonomicznym

i mieszczańskim w społeczeństwie. Zwrócił się do natury, podniósł kobietę, dziecko i lud... Stworzyła

go garstka młodzieży, czującej w sobie geniusz i instynkty bohaterskie; nienawidzili go pisarze

konwenansowi i wszelkiego rodzaju karierowicze. Romantyzm... odżywił literaturę francuską...

Nowatorstwo wyszło na dobre społeczeństwu” [Kraj 1885, Nr 8].

W twórczości artystycznej Prusa znamienny objaw tej zmiany widzimy już w Milknących echach

[w późniejszych wydaniach tytuł: Milknące głosy], drukowanych — rzecz charakterystyczna —

r. 1883 w Nowinach, a w Lalce uznanie istotnych wartości romantyzmu znalazło silne i głębokie

echo we wzruszającej scenie lektury Mickiewicza: Wokulski, który przed chwilą zbezcześcił tomik

poezji Mickiewicza, zbiera ze czcią porozdzierane kartki, czując, że się pomylił, że niezasłużoną,

niesprawiedliwą krzywdę wyrządził twórcy Dziadów — i szepce do niego: „Biedny męczenniku... Tyś

oddał narodowi, coś miał najlepszego” (II, 57).

Nie należy jednak przypuszczać, iż zmiana, która dokonała się w psychice Prusa, oznaczała

zupełne zaparcie się stanowiska poprzedniego. Uznanie idealizmu, jako czynnika dodatniego

Page 42: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

42

w życiu, nie było jednak apoteozą całkowitą i bez zastrzeżeń; poprzednie bezwzględne potępienie

zastąpione zostało względną tylko aprobatą. Stanowisko Prusa można sformułować w następujący

sposób: idealizm brany abstrakcyjnie, jest najwznioślejszym i najgłębszym zjawiskiem ducha

ludzkiego, nie zawsze jednak istnienie jego jest potrzebne i twórcze: co więcej, może być on nawet

szkodliwy — wszystko zależy od warunków, czasu i miejsca. Bywają epoki, zarówno w dziejach

ludzkości, jak i narodu, w których koniecznością staje się organizowanie życia od podstaw, tworzenie

rzeczy małych, codziennych, będących jednak fundamentem wszelkiego dalszego rozwoju — są to

epoki, w których przygotowują się masy, ogół, środowisko; marzycielstwo, nawet pojęte jako

wyprzedzanie teraźniejszości, jest wówczas bezowocne, kompromis rzeczą konieczną. Dopiero

gdy w odpowiednio przygotowanym środowisku zjawi się geniusz, ma on możność: l-o rozwijać

się samemu tak, aby jego tendencje duchowe szły zgodnie z możliwościami realnymi, nie zaś

wypaczały się w nieosiągalne fikcje, w urąganie rzeczywistości i 2-o idee swoje realizować owocnie.

Porządku tego w myśl spencerowskiego prawa rozwoju nie można absolutnie pominąć: działając

w środowisku nieprzygotowanym zupełnie, jednostka najwybitniejsza albo wypacza się, albo ginie,

nic nie zdziaławszy. (…)

Idealiści romantyczni.

Do przedstawicieli pokolenia romantycznego należą: Rzecki, prezesowa oraz dwie jeszcze

postaci, które nie żyją już, gdy rozgrywa się akcja powieści, ale które wiążą się ściśle z utworem —

to stryj Wokulskiego i August Katz.

Ignacy Rzecki.

Rzecki jest jednostką pochodzącą z ludu — jedną z niewielu, które weszły w orbitę zagadnień

życia współczesnego, nie tak, jak masy śpiące jeszcze, pierwotne, nieprzeorane pługiem cywilizacji.

Rozwój społeczeństwa, prawidłowy rozwój, polegać powinien na tym, aby jak największa ilość jego

członków stała na współczesnym poziomie cywilizacyjnym i brała świadomy udział w kształtowaniu

życia. Polska od tego stanu jest bardzo daleka; wiemy, dlaczego — nad tym nikt nie pracuje. Nawet te

jednostki z ludu, które mają pragnienie zdobycia nowych wartości, jednostki nieraz wysoce

utalentowane, nie znajdują ze strony społeczeństwa pomocy i nikt im nie chce ręki podać (Antek).

Jedynie romantyzm, wprawdzie jednostronnie, ale zdziałał coś w tym kierunku: mianowicie

powołał lud do walki narodowej, która przestała być już tylko czynem jednej warstwy, szlacheckiej;

wziął w niej udział również chłop polski. Była to jak gdyby próba związania ludu z narodem,

próba jednocześnie wartości ludu, próba, z której wyszedł on zwycięsko.

Prus niejednokrotnie wskazywał, że narodowa ideologia romantyzmu polskiego głębiej

przeorała duszę tych przedstawicieli ludu, którzy przez nią przeszli, niż duszę ogółu

(nie jednostek) szlacheckiego (por. np. Wirskiego). Kiedy po pięćdziesięciu latach pobytu

na obczyźnie przyjeżdża do Polski dymisjonowany pułkownik (Milknące głosy), który całe życie

spędził w walkach o wyzwolenie swego narodu i innych ludów uciemiężonych, a przyjeżdża pełen

tęsknoty i nadziei, że zobaczy wreszcie kraj rodzinny — doznaje strasznego rozczarowania: zmienił

się krajobraz, zmienili się ludzie, pomiędzy wspomnieniami i rzeczywistością zabrakło kontaktu.

Społeczeństwo otrząsnęło się z ideologii romantycznej, ale jednocześnie straciło wszelkie ideały — stało się społeczeństwem spekulantów, groszorobów i złodziei. Tych ludzi, którzy całe życie

walczyli o niepodległość narodu, ogół boi się i to ze względów wyłącznie egoistycznych: tchórzostwa

i dobrobytu własnego; co więcej: nawet gdy żadnego niebezpieczeństwa nie ma, nikt nie pomyśli

o tym, by zapewnić jaki taki dobrobyt, zapewnić pracę ludziom, którzy życie poświęcili dla idei.

Oto jakiś „były oficer francuski” przyjechał do Polski „bez grosza” i ledwo znalazł jakąś nędzną

posadę. „Dziś nie może odżałować, że opuścił Francję”. Francja, cudzoziemcy bardziej o niego dbali,

niż rodacy. I starym pułkownikiem nikt się nie zajmuje, w nikim nie wzbudza on zainteresowania.

O ile chodzi o kobiety, to „żołnierz spod Solferino i Gravelotte musiał ustąpić bohaterom walca

i kontredansa”; panów interesował karnawał, kursa giełdowe, płeć piękna, a nawet polityka,

lecz polityka „realna”, tj. taka, która traktuje wojnę, jako interes przemysłowy, a walkę za cudze

sprawy, dla idei, uważa za głupstwo lub szarlatanerię. „Po com ja tu wrócił?” — szeptał pułkownik...

„Tu był obcym dla wszystkich i wszyscy dla niego...” — Chciał wracać do Francji — ale w kraju

Page 43: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

43

zatrzymał go człowiek prosty, lud. Z całego społeczeństwa tylko jeden szewc, były żołnierz, powitał

pułkownika z całą czcią, przynależną mu, bo w jego duszy jedynie wzeszło ziarno wielkich ideałów

romantycznych: stoi on szereg godzin na silnym mrozie, aby synowi jako wzór pokazać pułkownika:

— „Wojtuś!... Będziesz, hyclu, taki?

— Co nie mam być, oj! ojej!...

— Pamiętaj, żebyś był, bobym ci zęby powybijał, choć urośniesz!”

W tej warstwie przeżycia nie są modą lub histerią; są one mocne i niezniszczalne — szczególnie

bliskie ludowi były ideały romantyczne, które tak silnie łączyły się z jego zdolnością do przeżyć

religijnych oraz z prawdziwym, naturalnym bohaterstwem jego psychiki. Pułkownik, widząc

zachowanie się szewca, uświadomił sobie, że ideały romantyczne nie zginą, lecz odrodzą się

w człowieku prostym. Teraz dopiero odnalazł Polskę, którą stracił pół wieku przedtem.

Nic więc dziwnego, iż Prus, stojąc na takim stanowisku, jako głównego przedstawiciela

romantyzmu w Lalce weźmie jednostkę z ludu — Rzeckiego.

Ignacy Rzecki nie jest przy tym człowiekiem, który poznaje ideologię romantyczną

za pośrednictwem warstw wyższych; nie — zdobywa on ją już z tradycji rodzinnej, od ojca, byłego

grenadiera wojsk napoleońskich, który syna swego od dzieciństwa — jak ów szewc z Milknących

głosów — wychowywał w kulcie dla tych ideałów, które przeżywał sam.

Z dwóch czynników, naówczas w rozprawach naukowych i prasie dyskutowanych gorąco,

a tyczących się podstaw charakteru człowieka: dziedziczności i wychowania, Prus bezwzględnie

stawiał wyżej to drugie. Dziedziczności psychologicznej nie negował, lecz nie przypisywał jej tak

dominującej roli, jak Ribot i Zola. Według Prusa wychowanie przede wszystkim kształtuje

charakter, a człowiek w głównej mierze jest takim, jakim go środowisko ukształci. W Lalce

stanowisko to występuje jako zasada, i niemal stale Prus podkreśla decydujący wpływ środowiska

i wychowania na ukształcenie się psychiki człowieka. Widzieliśmy już to, charakteryzując

arystokrację. I podstawy charakteru Rzeckiego są mu dane przez wychowanie, którego

przechodził dwa etapy. W pierwszym z nich znajdował się pod wpływem ojca, który wpoił w niego

trzy zasadnicze ideały romantyczne: wiarę w nadejście nowej epoki, epoki sprawiedliwości

powszechnej, która da również wyzwolenie Polsce, następnie wiarę w jednostkę opatrznościową,

przez którą nowa era zostanie zrealizowana, i wreszcie przekonanie, że chwila ta przyjdzie nie drogą

ewolucji, lecz musi być wywalczona z bronią w ręku.

Rozumie się, że stary Rzecki pojmuje tę ideologię w sposób naiwny, łączy się ona w jego

psychice z kultem Napoleona, z wiarą w jego wszechmocność, w wielkość jego narodu, który ma

misję uporządkowania świata, niemniej jednak zjawia się w formie najbardziej wartościowej. Według

starego Rzeckiego — a poglądy jego podzielał, choć w mniejszym stopniu, pan Domański, Raczek

i ciotka Ignasia — moment walki, jakkolwiek niewiadomy, jest bliski; trzeba więc w każdej chwili

być do niej gotowym, trzeba czekać na hasło, na zjawienie się nowego Napoleona. Kult Bonapartych

dla ojca pana Ignacego był kultem wprost religijnym, jak i religią jego była wiara w nadejście epoki

sprawiedliwości; uczucia te jednak nie miały w sobie nic z egzaltacji: były proste i naturalne zupełnie,

jak naturalne i proste było w nim poczucie konieczności wzięcia udziału w stwarzaniu nowych

warunków życia; wywalczenia ich nie składał na barki innych, lecz czekał sam tej chwili, która miała

być jednocześnie uwieńczeniem, triumfem i kwintesencją jego życia.

Czekając, wpajał te idee synowi, oraz dawał mu przygotowanie wojskowe, aby i on wziął

w walce udział — co ma być jego powinnością, jego najświętszym, najgłębszym obowiązkiem.

„Ignaś! — powtarzał mu ciągle — zawsze bądź gotów, wisusie, bo nie wiemy dnia, ani godziny...

Pamiętaj, że Bonapartów Bóg zesłał, ażeby zrobili porządek na świecie; a dopóty nie będzie porządku,

ani sprawiedliwości, dopóki nie wypełni się testament cesarza” (I, 15—16). Swoją religię przekazał

synowi; na łożu śmierci nawet myślał tylko o Napoleonie, a żegnając się z synem, wyciągnął do niego

rękę, spojrzał wzrokiem, którego pan Ignacy do końca życia nie mógł zapomnieć, i wyszeptał:

„Pamiętaj!... Wszystko pamiętaj...” (I, 17). — To były jego ostatnie słowa, jego testament, przekazany

synowi, który z taką samą wiarą będzie później głosić, że „niesprawiedliwość dopóty będzie władać

światem, dopóki nowy Napoleon nie urośnie” (I, 17), i tak samo będzie gotów na zew Bonapartych.

Ideologia, którą żył ojciec pana Ignacego, nie zniszczyła w nim i w jego kolegach poczucia

dnia dzisiejszego: stary Rzecki pełni obowiązki woźnego w komisji spraw wewnętrznych. Raczek

sprzedaje zieleninę na straganie, ciotka pierze bieliznę, a mały Ignaś na własne życzenie wstępuje do

sklepu. Wprawdzie punkt wyjścia jego zainteresowań daleki był od instynktu kupieckiego — chłopca

Page 44: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

44

pociągał pałasz, bęben i skórzany koń, wystawione we drzwiach, oraz kozak, wiszący w oknie —

ale, choć rychło przekonał się, że ten kozak, „widziany z wnętrza sklepu, wydaje się mniej zabawnym,

niż od ulicy” (I, 20), godzi się szybko z losem i spełnia swe obowiązki z całym przejęciem, jako coś

naturalnego i koniecznego w życiu. Poszedłszy raz w tym kierunku — nie zmieni go już

do śmierci. Zaczyna się teraz nowy etap wychowania Ignasia. Znalazł się on obecnie w środowisku

zupełnie innym, w sklepie starego Niemca, Mincla. Prus celowo wprowadza Rzeckiego w otoczenie

niemieckie, aby wykazać jednocześnie dodatnią rolę Niemców, osiedlających się w Polsce.

Zwalczając silnie kolonistów niemieckich, którzy gromadnie zjawiali się u nas, wykupywali ziemię

i przez to stawali się czynnikiem wysoce niebezpiecznym, Prus cieszy się z przybywania do miast

polskich pojedynczych kupców pochodzenia niemieckiego, uważając, że dzięki nim rozwija się

handel, ta dziedzina tak zaniedbana u nas i tak wzgardzona przez ogół; rody kupieckie, pochodzące

z Niemiec, już w drugim pokoleniu polonizują się i społeczeństwo polskie wzbogacają o ton realizmu

życiowego.

Rzecki i rodzina Minclów.

Rodzina Minclów — to ludzie zupełnie przeciętni, ciaśni w swych zainteresowaniach, pędzący

życie jednostajne, zmechanizowane — jednak, przez swój stosunek do pracy i oszczędność, ludzie

społecznie wartościowi. Stary Jan Mincel poza sklepem nie interesuje się niczym: jest to jego świat,

jego życie, początek i koniec trosk, zabiegów i uwagi, w sklepie spędza on cały czas (nawet

i niedziele), czuwając „z niepojętą uwagą” nad biegiem handlu. Jego stosunek do warsztatu pracy jest

krańcowo przeciwny stanowisku Polaków: Mraczewski czy Lisiecki traktują swe zajęcie jako zło

konieczne, którego radzi by się pozbyć. Dla Mincla sklep stanowi istotę życia, radość i dumę, będzie

też on dążył, aby firma jego rozwijała się, rozrastała. Istotnie też posuwa się krok za krokiem,

a wzbogacając siebie, wzbogaca kraj.

Mincel rozumie, że potrzebni mu są pomocnicy, subiekci, którzy wówczas będą przyczyniać się

do rozwoju sklepu, jeśli przejmą się tymi samymi zasadami, które i on wyznaje; trzeba więc ich

wyrobić sobie, dać im odpowiednie wychowanie. Istotnie, stary Mincel kładzie na to silny nacisk,

nie traktuje przy tym wychowania swych podwładnych ze stanowiska egoistycznego, lecz chodzi mu

o wytworzenie pewnego typu człowieka: dba zarówno o wykształcenie strony moralnej,

społecznej, jak i intelektualnej; chłopiec, który się dostanie do jego sklepu i odpowiada mu,

przestaje być dla niego istotą obcą, przemijającą; wchodzi dosłownie niemal w skład rodziny, jest tak

samo traktowany, jak synowcy Mincla: surowo, lecz sprawiedliwie. W każdym subiekcie pryncypał

będzie wyrabiał poczucie obowiązku, czystości i porządku, będzie zmuszał bezwzględnie

do oszczędności, będzie uczył towaroznawstwa, geografii, przyrody — w zakresie wprawdzie bardzo

skromnym, ale z doskonałym poczuciem wartości każdego zjawiska dla kupca, oraz metodą

poglądową, świetnie trafiającą do umysłu. Najważniejszym jednak czynnikiem wychowawczym

jest on sam i jego postępowanie. Dla Rzeckiego do końca życia będzie on wzorem kupców; swoisty

kult sklepu, szacunek dla każdego przedmiotu, znajdującego się w nim, atmosfera patriarchalna, którą

stwarzał Mincel, ogarniała powoli subiektów tak, że zaczynali oni żyć życiem sklepu, przejmować się,

przywykać i zespalać z nim; z czasem stan ten stawał się ich drugą naturą. I młody Ignaś rychło

zaczyna ustosunkowywać się do dobra sklepu, jako do swego dobra, zaczyna dbać o jego wzrost tak

niemal, jak dba sam Mincel; sklep staje się jego światem i pozostanie nim aż do śmierci.

Ignacy Rzecki, c.d.

Rzecki, jak widzimy, w młodości swej otrzymał rzetelne podstawy wychowawcze:

ogólnoludzką i narodową od ojca, społeczną i zawodową od Mincla. Wprawdzie pomiędzy

postulatami jednego i drugiego etapu wychowania: ideałem rycerskim i ideałem kupca nie ma

łączności, w psychice Rzeckiego one godziły się jednak, nadając jego życiu, dążeniom i czynom

charakterystyczne i oryginalne zabarwienie. „Dobry subiekt” i „rozumny polityk” — staną się jego

hasłami, wytycznymi jego życia, w ich myśl będzie on zawsze postępował oraz oceniał zjawiska

otaczającego go świata.

Przeważającą część życia spędzi on w sklepie, czy to jako subiekt u starego Mincla zrazu,

a później u jego synowca, czy też jako plenipotent Wokulskiego. Zajęcie to im dalej, tym będzie mu

Page 45: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

45

się stawało bliższe i droższe; choć pełni przez lat z górą czterdzieści prace tak jednostajne

i powtarzające się dzień w dzień, tak łatwo dające się przy tym ująć w pewien szablon,

nie zmechanizował się ani na jotę, nie wpadł w bezduszny pedantyzm — przeciwnie, zawsze jest

pełen zainteresowania, zawsze ma poczucie ważności, i to nie byle jakiej ważności,

najdrobniejszych funkcji, które wypełnia, zawsze ze sklepem zachowuje bliski, serdeczny kontakt;

powodzenie napełnia go dumą i szczerą radością, każdy, choćby najdrobniejszy, brak odcierpi on

boleśnie, trapi się nim, gryzie i czyni sobie wyrzuty. Reakcje takie wobec uczuciowej i chorobliwie

wrażliwej psychiki Rzeckiego są zwykle znacznie silniejsze, niż obiektywna wartość podniety,

i stwarzają stan ciągłego niemal wewnętrznego podniecenia, gorączkowania się i pośpiechu.

Przywiązanie do sklepu i bezustanna troska o jego los doprowadziła wreszcie do tego, iż Rzecki

nigdzie poza nim nie czuje się dobrze, że oddalony tęskni do niego, że nierad się z jego obrębu

wydala, że mieszka nawet przy magazynie, że znaczną część niedzieli w nim spędza, urządzając

z całym pietyzmem wystawy — słowem, sklep wypełnia jego życie, a stanowisko Rzeckiego daje

gwarancję, iż pod jego zarządem firma „J. Mincel i S. Wokulski” może być spokojna o swój los.

Przywiązanie do sklepu, zasób pracy, wypływającej z niesłychanego poczucia obowiązku,

zasób uczucia i fachowej znajomości, które w swe zajęcie wkładał, sprawić powinny, iż Rzecki

mógłby również wzmacniać swe osobiste zasoby materialne, aby u schyłku życia stać się jednym

z poważniejszych czynników handlu, właścicielem znakomicie prosperującej firmy. Tak się jednak

nie stało: Rzecki bowiem ma wszystkie cechy idealnego kupca oprócz jednej — osobistego,

materialnego zainteresowania swym zawodem. Tej właściwości nie posiada on zupełnie. Sklep

dla niego jest ideą, której trzeba służyć, rozwijając jego, a nie swoje własne zasoby finansowe,

jego znaczenie i rozgłos potęgując, nie zaś myśląc o karierze osobistej; aby służyć sklepowi, nie trzeba

być jego właścicielem — można to pełnić znakomicie w roli subiekta, czy zarządcy. [Rzecki np. o ile

chodzi o materialne dobro sklepu, umie być bardzo wymagający; przypomnijmy sobie moment, gdy Oberman

zgubił pieniądze sklepowe („Firma tracić nie może — powiedział inkasentowi. — Jedno więc z dwojga...

albopan Oberman wpłaci, albo pan Oberman straci miejsce...” 1, 281), oraz niezadowolenie Rzeckiego,

gdy Wokulski darował Obermanowi zgubioną sumę.] Charakterystyczne to i jaskrawo się uwypuklające rozgraniczenie wypływa stąd, iż Rzecki jest

człowiekiem, który nie ma żadnych ambicji osobistych, oraz pozbawiony jest zupełnie egoizmu.

Znamienne te dwie cechy zawdzięcza on zarówno swemu pochodzeniu z ludu, jak i atmosferze

romantycznej, którą otaczał go ojciec. Rzecki, jak każdy człowiek prosty, ma głęboko zakorzenioną

w swej naturze skromność, poczucie własnej znikomości, uznawanie tego, co jest wielkie tylko poza

sobą; stosunki społeczne, wskutek których znajduje się on na stopniu bardzo niskim, uważa

za zupełnie normalne i przez myśl mu nie przechodzi, aby dążyć do zajęcia wyższego stanowiska

w hierarchii ogólnej. Ten podkład psychiczny był bardzo odpowiedni, żeby na nim rozwinął się

idealizm życiowy romantyzmu, szczególnie pojęcie służby jednostki dla innych. Rzeckiemu idea

poświęcenia weszła w krew, zespoliła się z całą jego istotą, stała się potrzebą wewnętrzną, stanem

zupełnie naturalnym, zjawiającym się wszędzie i zawsze, stanem wypływającym

z najprymitywniejszego poczucia obowiązku oraz z świadomego nakazu woli, czy to w zabiegach dnia

codziennego, gdzie dzięki swej pracowitości w sklepie pan Ignacy gromadził majątek dla innych,

czy też w stosunkach ogólnych, politycznych i narodowych.

Te drugie, choć w świadomości Rzeckiego wyższe, z konieczności najczęściej tkwiły w nim

potencjalnie, gdyż ówczesne warunki polityczne nie miały wielu punktów stycznych z Napoleonidami

i tworzeniem nowej epoki sprawiedliwości. Znalazł się jednak moment, kiedy postać Napoleona znów

zelektryzowała Europę i stała się podnietą do obudzenia ruchów wolnościowych i tęsknoty

do lepszych warunków bytu: był to rok 1848, wiosna ludów. Atmosfera tej epoki nie mogła

nie oddziałać na Rzeckiego; to też, chociaż w jednostajnym życiu jego zdarzył się fakt niezmiernie

ważny, gdyż z chłopca sklepowego został subiektem, przestał czuć się dobrze w warunkach,

w których się stale znajdował: raz jeden tylko naówczas „obrzydł" mu sklep, zrobiło mu się ciasno

na Podwalu, a nawet „stracił skłonność” do Małgosi Pfeifer. Zasięgnąwszy rady wuja Raczka,

postanowił udać się na Węgry, walczące z Austrią. Kierowało nim przy tym nic innego,

tylko konieczność spełnienia obowiązku i wiara, że zbliża się moment realizacji wielkiego testamentu

Napoleona — bo przecież Rzecki w swym usposobieniu nie ma absolutnie żadnych czynników,

które by miały go popychać do życia wojowniczego: animusz rycerski, brawura, zamaszystość,

czy wreszcie chęć poszukiwania niezwykłych przygód — to wszystko jest najzupełniej obce panu

Page 46: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

46

Ignacemu; tylko świadomość, którą wpoił mu ojciec, że nie ma innej drogi zdobycia epoki

upragnionej, jak jedynie walka orężna, popchnęła go w tym kierunku. Ona też wytworzyła

jednocześnie odpowiednie dyspozycje psychiczne, pozwalające Rzeckiemu i w tej, tak obcej mu,

dziedzinie na takie same twórcze spełnianie obowiązku, jak w roli subiekta w sklepie. Pan Ignacy,

ranny kilka razy, kończy kampanię węgierską w randze oficera. Musiał ją sobie rzetelnie

wysłużyć.

Ignacy Rzecki i August Katz.

W chwili, gdy Rzecki opuszczał Warszawę, stary Mincel już nie żył; jeden z synowców jego,

również Jan, był człowiekiem, który spolonizował się zupełnie, a nawet wymyślał na Niemców

i zapowiadał często, że „tych hyclów szwabów” będzie bił, skoro tylko się da. Gdy jednak moment

odpowiedni nadszedł, nie znalazł w sobie dość siły, aby porzucić sklep, którego był już

współwłaścicielem, i czynem poprzeć teorię; zbyt silnie w nim tkwiły zasady starego Mincla, głoszące

bezwzględne przywiązanie do sklepu. Ale spośród subiektów znalazł się jeszcze ktoś, kto wyruszył

z Rzeckim — człowiek również pochodzenia niemieckiego, milczący i surowy August Katz; i nim

powodowały te same pobudki, co Rzeckim, i on niemniej silnie wierzył w zbliżanie się nowej epoki,

którą trzeba wywalczyć z bronią w ręku. Katz więc nie tylko się zupełnie spolonizował, ale gorąco

i żarliwie przejął się również ideologią polskiego romantyzmu; w jego psychice i przy tym, psychice

innej rasy, a następnie jakby w psychice neofity, nowa wiara nabrała znacznie bezwzględniejszej

barwy, niż u Rzeckiego: Katz — choć nikt w tym milczącym i spokojnie krającym mydło subiekcie

nie mógłby tego podejrzewać — jest fanatykiem swej ideologii. W jego decyzji co do udziału

w walce nie ma żadnego wahania, lecz skupiona, surowa wola, o wyjeździe nikomu nie mówi

i nikogo się nie radzi, podczas walk wpada w furię niemal, a żądza zwycięstwa staje się w nim pasją

straszliwą, której jednym z wybitniejszych tonów jest nienawiść do Niemców, jako wrogów wolności

ludów i sprawiedliwości powszechnej. Tych stanów Rzecki zupełnie nie przeżywa, a przede

wszystkim ani razu do serca jego nie wtargnęło uczucie nienawiści. Toteż, z powodu różnic

psychicznych, obaj oni inaczej zareagują na klęskę powstania węgierskiego: Katz nie może znieść

ciosu; wpada w rozpacz, rozpacz ponurą, beznadziejną; fanatyczna wiara, jakby prawem kontrastu,

przeradza się w bezwzględne zwątpienie: „Równość... nigdy nie było równości!... Sprawiedliwość...

nigdy jej nie będzie... Darmo, panie Mincel, już ja u ciebie nie będę krajać mydła...” (I, 144). Popełnia

on też samobójstwo. Rzecki natomiast, choć boleje z powodu przegranej, pesymizmowi się nie

poddaje: jedna przegrana nie może zachwiać w nim wiary, że sprawiedliwość zwycięży prędzej czy

później, nie może też poderwać w nim autorytetu wybranego rodu: „kto, jak kto, ale Napoleon nas

nie opuści” (I, 143). Po kilkuletniej tułaczce wraca stęskniony do kraju i sklepu; z niesłychaną

serdecznością przyjęty zostaje przez Jana Mincla, który też poprzednio czynił starania, aby Rzeckiego

wypuszczono z więzienia w Zamościu (nikt z Polaków o tym nie pamiętał!).

Pan Ignacy znów zaczyna swą codzienną, jednostajną pracę; chwil jednak przeżytych podczas

kampanii nie zapomni nigdy, zawsze będzie je uważał za szczytowy punkt swego życia. „A pamiętasz

jeneralną bitwę, do której zawsze wzdychaliśmy...? — pyta w swym pamiętniku zmarłego Katza —

Ja bo nawet w grobie jej nie zapomnę, a jeżeli kiedyś zapyta mnie Pan Bóg: po com żył na świecie?...

Po to — odpowiem — ażeby trafić na jeden taki dzień” (1,133). Zawsze też będzie wracał myślą

do swych przygód wojennych, marsza Rakoczego, Napoleona III i całego splotu tych wielkich dla

Rzeckiego momentów, kiedy to najwyższe marzenia jego wcielały się w czyn. Pracując z całym

oddaniem w sklepie, będzie jednak znów czekał, czy i kiedy chwila taka nie powtórzy się, czy

nie powstanie nowy Napoleon, który wreszcie wypełni dzieło, zaczęte przez jego wielkich przodków.

Mając myśl nastawioną ciągle w tym kierunku, we wszystkich niemal sprawach politycznych będzie

wietrzył utajone sprężyny i różne symptomaty, świadczące, że wielka chwila znów się przybliża.

Będzie przy tym głęboko przekonany, że rozumuje niesłychanie trafnie, że widzi lepiej, niż inni

profani; nie mógł jednak spostrzec, że rozumowanie to opiera się na nierealnej fikcji i że przeto

z rzeczywistością nie ma nic wspólnego.

Również na platformie zainteresowań politycznych będzie zbliżał się on do innych ludzi; na tym

też podłożu rozwinie się przyjaźń z Wokulskim. Rzecki przecież zbliża się do niego dlatego głównie,

iż wydaje mu się, że „chłopak z tak otwartą głową, który kupuje książki i nie dba o dziewczęta,

mógłby być dobrym politykiem” (I, 377). Stosunek do Wokulskiego to jedna z najbardziej

Page 47: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

47

wzruszających i charakterystycznych stron życia „starego subiekta”; stosunek ten przy tym ulegał

różnym zmianom. Zrazu, gdy Wokulski jest jeszcze u Hopfera, Rzecki przyjmuje na siebie rolę

nauczyciela i wtajemnicza go w swą wiarę w „Napoleona i wielkie posłannictwo Bonapartych”,

a jednocześnie przywiązuje się serdecznie do niego tak, że, gdy Stach występuje z jadłodajni, pan

Ignacy zabiera go do swego pokoiku. Rzecki rychło musiał zaobserwować, iż Wokulski, jakkolwiek

uczeń bardzo pojętny, daleki jest jednak od biernego przejmowania rad pana Ignacego oraz pana

Leona; przeciwnie, ma on oryginalny pogląd na zagadnienia polityczne i idealizm życiowy,

oraz wyraźnie zmierza do wytyczenia sobie samodzielnej drogi życia. Fakt ten bynajmniej Rzeckiego

nie zraża, zaczyna on cenić Stacha jeszcze więcej i nieznacznie przechodzi z roli nauczyciela

na stanowisko równorzędne; udział Wokulskiego w powstaniu jakby pieczętuje ten stosunek

koleżeństwa. Po powrocie Wokulskiego z Syberii, energia Stacha, siła jego ducha, rezultaty

umysłowe, do których doszedł własną pracą, zaczynają imponować Rzeckiemu i, choć Wokulski

absolutnie tego nie daje mu odczuć, pan Ignacy sam uznaje jego wyższość nad sobą; powoli uczucie to

rozszerza się coraz bardziej, aż wreszcie przechodzi w wiarę typowo romantyczną, iż Wokulski to

jakaś jednostka wyższa, niemal nieomylna, która odgrywa ważną rolę w życiu narodowym. Tu znów

mamy charakterystyczny dowód skromności Rzeckiego, który autorytet prawdziwie wielki zawsze

widzi w kimś poza sobą; teraz w jego pojęciu obok rodu Bonapartych, rodu opatrznościowego

w dziejach całej ludzkości, stanął Wokulski — jednostka, która decydujący wpływ wywrze na sprawy

narodowe. Stosunek Rzeckiego do Wokulskiego oparty jest poza tym na głębokiej, prawdziwej

przyjaźni; Rzecki — to ideał przyjaciela, zdolnego do uczuć zupełnie bezinteresownych, a nawet

choćby jak największej ofiary. Pan Ignacy otacza ukochanego Stacha troskliwością i sercem niemal

macierzyńskim; ciągle myśli o tym tylko, aby go uszczęśliwić, niepokoi się, gdy przypuszcza,

że Wokulski cierpi, lub że mu grozi niebezpieczeństwo, stara się odwieść go od drogi, którą uważa

za złą itd., a wszystko to czyni z niesłychaną subtelnością, nie narzucając się nigdy. Troska o Stacha

stanie się — obok oczekiwania nowej epoki i myśli o sklepie — trzecim celem pana Ignacego.

Postać Rzeckiego, to postać piękna i wysoce wartościowa. Ale wszystkie cechy, które stanowią

jego wartość, to cechy, które nie mają nic wspólnego z realizmem życiowym. Bezinteresowność

w pracy zawodowej sprzeczała się ze społecznym znaczeniem zdobywania bogactw materialnych,

wiara w jednostkę opatrznościową była pojęciem nieistotnym wobec roli i znaczenia ogółu,

sprowadzenie epoki sprawiedliwości czynem orężnym zaprzeczało prawom ewolucji, a brak egoizmu

wreszcie niszczył podstawy normalnego rozwoju jednostki. Prus, choć głęboko i serdecznie odczuwa

wartość Rzeckiego, jednak wykazuje, przedstawiając jego życie, iż krytyka cech romantycznych była

najzupełniej usprawiedliwiona. Pan Ignacy, którego stosunek do życia oparty był na fikcji, nie zaś

na zrozumieniu rzeczywistości, musiał ponieść konsekwencje tego stanowiska, musiał przez

tę rzeczywistość prędzej czy później być zmiażdżony: ideały runęły lub okazały się nieprzydatnymi

nikomu, iluzja prysnęła, nie zostawiwszy po sobie nic, nic — oprócz śmierci. Rzeckiego oczekiwało

to, co Katza, tylko rozłożone na dłuższy okres czasu.

Właściwie w całej powieści mamy przedstawiony powolny proces zamierania Rzeckiego. Jest

to człowiek epoki, która przeminęła, człowiek zatracający z dnia na dzień kontakt z teraźniejszością,

odsuwany przez nią coraz dalej i dalej w cień i dobrowolnie odsuwający się od życia, którego

przejawy coraz mniej rozumie i coraz mniej lgnie do nich. Momentem, w którym pan Ignacy żył

najintensywniej, był rok 1848; do roku 1863 utrzymuje się jeszcze na powierzchni życia; w chwili zaś

rozpoczęcia Lalki (r. 1878) stoi on już całkowicie niemal poza życiem, budząc powszechną uwagę,

zdziwienie lub śmiech swym zachowaniem się, a nawet ubiorem. Rzeckiego, i tak z natury

nieśmiałego, onieśmiela to jeszcze bardziej, tak, iż zamyka się on jak najczęściej w swym pokoiku,

w którym mieszkał od lat dwudziestu pięciu, pokoiku ciemnym, mającym okratowane okno,

wypłowiałe i wyblakłe meble, podobnym raczej do „grobu, aniżeli do mieszkania”; tam marzy

o przeszłości lub o trzech najbardziej umiłowanych przez siebie sprawach, tam — nie mając z kim

podzielić swych myśli — pisze pamiętnik, tam wreszcie tęskni do odpoczynku na wsi,

do oderwania się od pracy, która zaczęła wyczerpywać słaby organizm, poruszany głównie nerwowym

podnieceniem. Chwil spokojnych przy tym ma mało: ciągle się czymś niepokoi i trwoży. Gdy powieść

się rozpoczyna, największy niepokój budzi w nim Wokulski. I nie dlatego, że Stach nie dba tak

o sklep, jak w jego mniemaniu należałoby; gdyby kto inny postępował w ten sposób, Rzecki oceniłby

to jako błazeństwo; ale co innego Wokulski, jemu wolno, on ma cele wyższe. Przecież wyjazd

do Bułgarii niewątpliwie miał na celu politykę, z polityki też z pewnością wynikają dalsze czyny

Page 48: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

48

Stacha. Rzecki jednak nie może się zorientować w misji, którą spełnia Wokulski, i to go niepokoi.

Bo co np. mają oznaczać stosunki z Francuzką, panią Meliton, z Anglikiem Collinsem, dlaczego

Mraczewski został wysłany do Moskwy, skąd przyjaźń z Łęckim, który bywał kiedyś na włoskim

dworze, co oznaczają owacje dla Włocha, Rossiego? Czy Wokulski czasem nie należy do jakiejś tajnej

organizacji, czy czasem nie jest na złej drodze? Może tu chodzi o rewolucję społeczną: Wokulski

przecież opiekuje się i furmanem Wysockim, i dziewczyną upadłą, oraz zbliża się (zapewne

dla podstępu) do arystokracji; a może — i to przekonanie zaczyna utrwalać się coraz bardziej

w umyśle Rzeckiego — Stach należy do nihilistów? „Boże miłosierny, czuwaj nad nami!...” (I, 161)

— woła w trwodze o Wokulskiego pan Ignacy, a subtelność nie pozwala mu zwrócić się do Stacha —

który z swych planów nie chce się zwierzyć — i ostrzec go. [W wydaniach książkowych Lalki słowa

„nihilista” nie ma, można się tylko domyślać; natomiast w pierwodruku w Kurjerze Codziennym jest on użyty

wyraźnie; zamiast zdania Rzeckiego: „Stach, gdyby się z nią ożenił, musiałby się zmienić” (I, 165), mamy:

„Stach gdyby się z nią ożenił, musiałby zerwać z nihilistami” (r. 1888, Jte 13). Zmiana w edycji książkowej, jak

i wiele innych skreśleń, została wywołana żądaniem cenzury rosyjskiej (por. artykuł: „Skreślenia cenzuralne

w Lalce B. Prusa”, Tygodnik Ilustrowany, r. 1925 N° 23).] „Rada przyjaciela i starego żołnierza” mogłaby Wokulskiego „uchronić od niejednego głupstwa,

jeżeli nie od plamy...” (I, 154) — a tymczasem Rzecki nic nie może pomóc i wobec

niebezpieczeństwa Stacha oraz jego cierpień musi pozostać bezczynnym...

Oto zaślepienie!... Tak, kryształowo czyste, serdeczne, jednak, jak każde zaślepienie, szkodliwe —

bo błędne. Wracać ono będzie ciągle z niesłychanym uporem, uniemożliwiając panu Ignacemu

poznanie rzeczywistości; a przecież Rzecki miał tyle dowodów, że czyny Wokulskiego wypływają

z miłości do panny Izabeli. Mówił mu o tym Mraczewski, udowadniał Szuman, szeptało całe miasto,

ba, Wokulski wreszcie sam mu powiedział — nic nie pomogło; Rzecki na chwilę, jakby pod presją,

uznawał ten fakt, ale najdrobniejszy nieraz szczegół, który tylko pozornie nie miał związku z miłością

Wokulskiego, od razu obalał trafne ujmowanie rzeczywistości i wystarczał, aby poprzednia fikcja się

zjawiła. Tak jest np. z wyjazdem Stacha do Paryża: Rzecki już poprzednio sam miał rozmowę

z Wokulskim, w której ostrzegał go przed panną Izabelą, ale nagły wyjazd przyjaciela od razu budzi

w nim wątpliwości: „Cyt...? Po co on tak nagle wyjechał do Paryża?... Ej!... panie Ignacy —

nie śpiesz się ty z sądami o panu W. (w takich razach lepiej nie wymawiać całego nazwiska), nie

potępiaj go, bo możesz się ośmieszyć... Panna Łęcka piękna, bo piękna, ale przecie jest tylko kobietą,

i dla niej Stach nie popełniałby tylu szaleństw... W tym jest coś z (w takich razach najwłaściwiej mówić

skróceniami. W tym jest jakieś duże…” (I, 366). Trzeba było dopiero całego roku czasu, ażeby Rzecki

wreszcie, uznał to, co było od dawna prawdą.

Należy zaznaczyć, że dzięki tej rozmowie naiwność Rzeckiego została nieco przeszarżowana;

ale na usprawiedliwienie Prusa można powiedzieć, że on tej sceny wcale nie zamierzał pisać,

przeciwnie, napisał inną, w której nie pan Ignacy, lecz Suzin ostrzega Wokulskiego. Cenzura jednak

jej nie puściła; trzeba było moment ten czymś zastąpić — stąd z konieczności zjawiło się brzmienie

obecne. Pierwotny tekst ogłosił Korotyński w Karjerze Warszawskim, r. 1912, N° 151.

Zgodzenie się, że miłość stała się na pewien czas celem Wokulskiego, było o tyle dla Rzeckiego

łatwiejsze, że i do jego serca wtargnęło to samo uczucie. Pan Ignacy pokochał panią Stawską.

I znów charakter tego uczucia Rzeckiego, jako człowieka z pokolenia romantycznego, będzie wysoce

znamienny: łączy się ono najpierw z ubóstwieniem ukochanej (Stawska dla niego jest kobietą

„świętą”, „aniołem”, uosobieniem dobra i piękna, następnie objawia się w chęci służenia jej,

ponoszenia wszelkich trudów, usuwania spod nóg najmniejszego ciernia. Jej radość staje się jego

radością, jej cierpienie — jego bólem. Kochając, Rzecki nie myśli o niczym, jak tylko

o uszczęśliwieniu pani Stawskiej; to jest dla niego najważniejsze, ważniejsze nawet, niż wzajemność:

pan Ignacy jej nie posiada, wie o tym — ale to nic, to rzecz zupełnie naturalna. Gdzieżby taki „anioł”

mógł myśleć o takim „starym głupcu”, jak on. Rzecki, przyzwyczajony zawsze do rezygnowania

z praw swego ja, tym bardziej gotów jest rezygnować, gdy chodzi o wybraną jego serca. Powziął

natomiast „genialny”, „metternichowski” plan: taką jak Stawska kobietę powinien dostać Stach,

a nie złą i kokietkę, jak panna Izabela, będzie więc dążył całą siłą do połączenia Wokulskiego

z panią Heleną — im się takie szczęście należy; a on wówczas, widząc że są zupełnie szczęśliwi,

usunie się i to usunie zupełnie, gdyż za ciężko mu będzie żyć: „Ej, Katz, mój stary przyjacielu,

miałżebyś być odważniejszy ode mnie?...” (II, 150). Plan, który powziął, choć uderza wprost w niego,

ożywia pana Ignacego: nie będzie już biernym, wyrwie Stacha z niedoli.

Page 49: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

49

Buckle powiada, że człowiek uczuciowy, który jednak nie ma prawdziwego poglądu na życie,

więcej swym działaniem — nawet przy najlepszych chęciach — sprawi zła, niż dobra. W planie

Rzeckiego mamy poniekąd tę tezę uwypukloną: choć wypływa on z najbardziej altruistycznych

przesłanek, kończy się nie tylko zupełnym fiaskiem, ale szkodą zarówno pana Ignacego, jak i innych.

Rzecki cieszy się ze swej „metternichowskiej” przebiegłości, ale cała ta przebiegłość opiera się

na bardzo naiwnej przesłance: Wokulski i pani Stawska muszą się wzajemnie pokochać, ponieważ są

oboje szlachetni, oboje dobrzy. Gdyby pan Ignacy choć trochę umiał obserwować uczucia

Wokulskiego, gdyby przy tym z faktów niesłychanie jaskrawych umiał wyciągać odpowiednie

wnioski — to na pewno nie zaczynałby realizować swego planu, który z góry skazany był

na niepowodzenie. Wprawdzie udało mu się odpowiednimi środkami osiągnąć pierwszą część

zagadnienia: rozkochać w Wokulskim panią Helenę, ale rychło uświadomił sobie, że to właśnie stało

się przyczyną klęski; chciał on ukochaną uszczęśliwić, a tymczasem zadał jej głęboki cios. Pani

Stawska, czując obojętność Wokulskiego, cierpi strasznie; cierpienie to pan Ignacy przeżywa

niemniej silnie od niej, jednak choć sam je sprawił, nie umie nic zaradzić. Ta bezradność, w chwilach

istotnie ciężkich, jest znamienna dla nieumiejętności Rzeckiego dawania sobie rady z życiem; czuje on

w takich razach konieczność oparcia się na kimś — najczęściej zwraca się do Stacha, teraz udaje się

do Szumana z prośbą o pomoc. Lecz i doktor, choćby chciał nawet, tej trudności rozwiązać nie może;

odpowiada też panu Ignacemu, wprawdzie bezwzględnie bardzo, niemniej jednak słusznie:

„Nie trzeba było bawić się w swata...” (II, 247). Rzecki jest zgnębiony i stroskany głęboko... A kiedy

jeszcze musiał być świadkiem tragicznego nieszczęścia Stacha i jego tajemniczego zniknięcia,

a następnie starań Mraczewskiego o rękę pani Heleny, starań, uwieńczonych pomyślnym rezultatem

— pan Ignacy załamuje się.

A życie niszczy Rzeckiemu nie tylko uczucia przyjaźni i miłości — łamie również

niemiłosiernie jego przywiązanie do sklepu i wreszcie wiarę w Napoleonidów. Wokulski,

zmuszony przez pannę Izabelę, sprzedaje sklep Szlangbaumowi; pochłonięty całkowicie swą miłością,

nie domyśla się nawet, że jednocześnie podkopuje życie Rzeckiego. Bez swego zajęcia pan Ignacy nie

może istnieć, jak ryba bez wody — stał się on już niewolnikiem sklepu. Nic to, że roił sobie plany

wyjazdu na wieś w celu odpoczynku, plany, które teraz może urzeczywistnić: przygotowuje się nawet

do wyjazdu, wsiada do wagonu, ale w chwili, gdy pociąg miał ruszyć, wyskakuje: „Nie mogę ani

na chwilę rozstać się z Warszawą i ze sklepem... Żyć bym bez nich nie potrafił...” (II, 313). Toteż, choć

sklep jest sprzedany, choć pan Ignacy nie odgrywa już w nim żadnej roli, chwytać się będzie pozorów,

które dałyby mu przynajmniej złudzenie tego, co było: zachodzi do niego po kilka razy na dzień

„mimo niechęci subiektów i drażniącej grzeczności Szlangbauma” (II, 387), oraz w każdą sobotę

wieczorem układa wystawę na następny tydzień... Ale i tego został pozbawiony. Szlangbaum nie mógł

wyobrazić sobie, aby bezinteresownie można było dla kogoś pracować — zaczął więc śledzić pana

Ignacego, posądzając go o kradzież; oburzony tym do żywego Rzecki więcej się w sklepie nie

pokazał... Była to dla niego śmierć. — A tak łatwo by mógł uniknąć tej katastrofy. Minimalna doza

egoizmu, myśl o sobie i swej przyszłości, pozwoliłaby mu na zgromadzenie odpowiedniej sumy, która

albo dawno mogłaby — jak już zaznaczyliśmy — dać możność założenia własnego magazynu,

lub ostatecznie kupienia sklepu Wokulskiego. I tu bezwzględny altruizm zaszkodził zarówno jemu,

jak i krajowi. Dopiero na dzień przed śmiercią zjawia się w umyśle Rzeckiego projekt,

który powinien powziąć u progu życia, aby rozpocząć pracę na swoim. Ale ta gorączkowa inicjatywa

naówczas to tylko ostatni błysk skołatanej duszy, będący symptomatem zbliżającej się agonii...

A sprawy polityczne? Po zwycięstwie Niemiec w r. 1870 zapanowało w Europie bezwzględne

prawo siły, brutalnej siły fizycznej, Rzecki chwilami ma straszliwe przebłyski świadomości, że to

właśnie prawo kieruje życiem... Widział np., że te same Węgry, za których wolność kiedyś przelewał

krew, z całym spokojem gnębią Bośnię i Hercegowinę. „Za cóż ja się, u diabła, biłem

z Austriakami?... Za co ginęli moi kamraci?...” (II, 304). Ale broni się tym ponurym myślom, tworząc

z całą naiwnością najnieprawdopodobniejsze koncepcje, w myśl swego idealistycznego poglądu

na życie. Była chwila, że w Bismarcku widział męża opatrznościowego Polski. Ale to złudzenie nie

mogło trwać długo — pozostała jedyna, choć najważniejsza ostoja: młody Napoleonek, który,

jak wierzył Rzecki, rychło zostanie cesarzem Francji i zrobi porządek na świecie... Ale i ta gwiazda

zagasła jednak: „mały Lulu” zginął w walce z Zulusami. Pana Ignacego otoczyła ciemność

ze wszystkich stron.

Page 50: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

50

Prezesowa Zasławska i stryj Wokulskiego.

Te same cechy, któreśmy widzieli u Rzeckiego, a więc brak egoizmu i zdolność do pełnej

rezygnacji z praw swego ja, znajdziemy i u pozostałych przedstawicieli romantyzmu: prezesowej

Zasławskiej i stryja Wokulskiego, postaci znów wysoce szlachetnych, które właśnie dzięki swym

wartościom stają się bardzo nieszczęśliwe.

Kreśląc postacie i Rzeckiego, i Katza, Prus oświetlił w nich głównie ideologię polityczno-

narodową romantyzmu, główną natomiast ideą życia prezesowej i Wokulskiego jest miłość. Zjawia

się ona jako uczucie, obejmujące wszystkie struny duszy, uczucie idealne, opierające się na związku

dusz, uczucie, którego żadne przeszkody nie mogą stłumić lub zniszczyć. Prezesowa była panną

wysokiego, arystokratycznego rodu, on ubogim oficerem. Miłość jednostki pochodzenia

szlacheckiego do arystokratki, to — jak zobaczymy później — według Prusa, fakt typowy dla

romantyzmu; w tym wypadku różni się on od innych podobnych tym, że prezesowa, to nie Maryla

Mickiewicza, lub panna Izabela, lecz istota w sferze swej wyjątkowa, umiejąca cenić nie tytuły

i majątki, lecz wartość duszy człowieka. Wprowadzając do grupy idealistów postać z arystokracji,

Prus wyraźnie chciał zadokumentować potępienie systemu, nie jednostek; wiedział, że zjawiają

się tam postacie wartościowe i piękne, ale zjawiają się tylko wówczas, gdy się zdobędą na świadomą

krytykę i potępienie stosunków, panujących we własnej sferze. Do takich też należała prezesowa

i dlatego mogła bez zastrzeżeń oddać swe serce człowiekowi niższej sfery, z którym czuła się

duchowo spokrewniona. Rozumie się, że otoczenie zaprotestowało jak najenergiczniej przeciw jej

decyzji. Wówczas kochankom pozostały dwie drogi: albo zwalczyć przesądy społeczne i przebojem

dochodzić praw swego serca, albo poddać się naciskowi z zewnątrz i zrezygnować ze szczęścia. Prus

bezwzględnie stoi na tym stanowisku, że powinni byli wybrać pierwszą drogę, gdyż do niej mieli

najświętsze prawo — ale, żeby to uczynić, trzeba było mieć świadomość tego prawa i pewną dozę

egoizmu. Tych jednak uczuć zarówno prezesowa, jak i Wokulski nie mają w sobie: wychowani

w romantycznej atmosferze, nakazującej wyrzeczenie się zachceń jednostki dla ogółu,

predysponowani do melancholii i smutku, szerzącego się w literaturze, smutku, będącego następstwem

niedających się zrealizować ideałów, nie byli zdolni do obrania drogi walki, bliższa im była już śmierć

samobójcza, od której jednak zapewne powstrzymały ich uczucia religijne; wybrali więc rezygnację

i cierpienie, okrywając wieczną żałobą swe dusze. Zostali rozdzieleni, a ona zmuszona do poślubienia

niekochanego, lecz bogatego presesa. Uczucia ich przez to jednak nie zniknęły i do końca zostały tak

pełne i tak bezpośrednie, jak za czasów młodości. „Tyle lat upłynęło, prawie pół wieku — mówi

pod koniec życia prezesowa — wszystko przeszło: majątek, tytuły, młodość, szczęście... Sam tylko żal

nie przeszedł i pozostał... taki świeży, jakby to było wczoraj...” (I, 123) — a na grobie ukochanego

każe wyryć urywek z wiersza Mickiewicza, urywek, który stał się ich dewizą za życia:

Jak cień, tem dłuższy, gdy padnie z daleka,

Tem szerzej koło żałobne roztoczy,

Tak pamięć o mnie, im dalej ucieka,

Tem grubszym kirem twą duszę zamroczy.

I Wokulski również umiera z myślą o ukochanej; do trumny każe sobie włożyć jej miniaturę

oraz listy. Umiera w Zasławiu, którego nie opuszczał od lat dwudziestu, nie mogąc oderwać się

od miejsc, związanych z miłością, i od wspomnień o tym, co przeminęło na zawsze... Jakże

symptomatyczny dla ludzi pokolenia romantycznego, epoki nie mogącej opanować rzeczywistości,

jest ten kult wspomnień, kult pamiątek. W przeszłości szukają rekompensaty cierpień, które daje

teraźniejszość; w przeszłości oraz w przyszłości: tragedię życia opromienia wiara w połączenie

po śmierci — ona jedna utrzymuje przy życiu. „Ach, gdyby nie wiara — mówi prezesowa — że jest

inny świat, w którym podobno wynagrodzą tutejsze krzywdy, kto wie, czy nie przeklęłoby się i życia,

i jego konwenansów...” (I, 123).

O wartości prezesowej i Wokulskiego nie tylko jednak świadczy ton ich uczucia wzajemnego;

są to jednostki, które, mimo zwracania oczu na przeszłość i tęsknoty do zaziemskiej przyszłości,

spełniają i w życiu obecnym szereg czynów wysoce wartościowych i szlachetnych. Ich dusze są tak

całkowicie nastrojone na ton idealistycznego stosunku do życia, że wywołują przeświadczenie

o konieczności wzięcia udziału — mimo cierpień osobistych — w kształtowaniu rzeczywistości

w myśl romantycznych poglądów o nowej epoce szczęścia i dobra. Stryj Wokulskiego bierze udział

Page 51: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

51

w powstaniu listopadowym, podczas którego otrzymuje złoty krzyż za waleczność, później udaje się

na emigrację; prezesowa zaś zajęła się pracą nad podniesieniem dobrobytu i wychowaniem ludu

w swej wsi. Jej oddanie się tej sprawie wydało niesłychane wprost rezultaty: stworzyła ona w kraju,

kroczącym pod hasłem rozkładu społecznego, idealny zakątek, którego każdy mieszkaniec był

zadowolony a nawet szczęśliwy. „Kiedym tu [do Zasławka] pierwszy raz zajechał — powiada

Ochocki — przetarłem oczy. Zdawało mi się, że jestem na wyspie Utopii, albo na kartce nudnego

a cnotliwego romansu, w którym autor opisuje, jakimi szlachcicem być powinni, lecz jakimi nigdy

nie będą. Imponuje mi ta staruszka...” (II, 82).

Ale i prezesowa i stryj Wokulskiego giną, nie zostawiając „żadnego dziedzica” ani dla swych

idei, ani dla imienia. Czy dobrze, że zrezygnowali ze swych praw, że dali się pokonać brutalności

systemu arystokratycznego? Czy społeczeństwo nie straciło na tym, że nie mieli w sobie tyle egoizmu,

by zwyciężyć? Zwycięstwo ich należałoby do rzędu tych zwycięstw, które powinna osiągać wyższa

rasa, prawdziwy człowiek nad „menażerią bydląt lub potworów”, z których składa się większa część

„gatunku ludzkiego”.

II pokolenie: Idealiści romantyczno-pozytywistyczni.

Stanisław Wokulski.

Drugie pokolenie idealistów polskich reprezentują ci, w których psychikach zespolił się

romantyzm z pozytywizmem. W Lalce mamy tylko jednego przedstawiciela tego pokolenia, ale za to

oświetlonego wszechstronnie i wysuwającego się na plan pierwszy powieści.

Jest nim Stanisław Wokulski, jednostka ze wszystkich postaci Lalki najbliższa Prusowi,

człowiek, w którym on zespolił znaczną część swych poglądów, swych aspiracji i cierpień;

nie zachodzi jednak tutaj stosunek identyczności: Wokulski to nie Prus. Różnice idą przy tym

w dwóch kierunkach: l. Prus zgrupował w tej postaci szereg cech, które sam pragnął mieć,

a których nie mógł zdobyć dzięki najróżniejszym okolicznościom, 2. dał mu mniejszą świadomość

od tej, którą sam posiadał, a którą Wokulski będzie musiał zdobywać krok za krokiem, zdobywać

przez cierpienia i zawody, z których się składało tragiczne pasmo jego życia.

Wokulski, w okresie kiedy rozgrywa się akcja Lalki, ma lat czterdzieści pięć, od Rzeckiego jest

zaledwie młodszy o lat cztery lub pięć [Wokulski urodził się w r. 1832; w r. 1840 Rzecki wstępuje

do sklepu Mincla jako chłopiec, nie mający więcej niż dwanaście do czternastu lat, urodził się więc

około roku 1827.]; wydaje się to zrazu nieprawdopodobne, odczuwamy bowiem kolosalną różnicę

w żywotności jednej i drugiej postaci. Lecz gdy Rzecki jest człowiekiem, który, przez samą

świadomość, że należy do pokolenia ubiegłego, zrezygnował z teraźniejszości, jako z okresu, w który

powinien wejść czynnie, i dobrowolnie cofnął się w przeszłość (a taka postawa psychiczna odbiła się

również na wyglądzie zewnętrznym pana Ignacego), Wokulski — to człowiek w pełni sił, żądny

życia, które chce opanować i przekształcić, to człowiek imponujący tężyzną i hartem zarówno ciała,

jak i ducha. Prus, człowiek epoki, która postawiła sobie, między innymi, za cel odroczenie fizyczne

społeczeństwa, zawsze w pojęciu doskonałości ludzkiej łączył stronę cielesną i duchową, uważając

pierwszą za bardzo ważny czynnik kształtowania i rozwoju drugiej. I Wokulskiemu też

da pierwszorzędne zalety fizyczne: postawną, tęgą budowę, wysoki wzrost, zdrowie, siłę i hart

ciała. Walorom fizycznym odpowiadają w nim wartości ducha; wszystkie władze wewnętrzne

Wokulski ma albo świetnie rozwinięte, albo potencjalnie, lecz mocno tkwiące w jego duszy, gotowe

w każdej chwili do zaznaczenia swej obecności: rozum, zdolny do twórczej, samodzielnej pracy

we wszystkich kierunkach, które mu życie lub tendencje psychiczne narzucają, uczuciowość silną,

zdolną do ogarnięcia bogatej skali zjawisk, i wolę żelazną, konsekwentną, budzącą do czynu,

do męskiej, odważnej realizacji myśli i uczuć. Wokulski to słowem, w pojęciu Prusa, jednostka

wybitna, jednostka społecznie wysoce cenna, jednostka, która przy odpowiednich okolicznościach

mogłaby dać ogółowi bardzo wiele. Chodzi tylko o te okoliczności, o to, co społeczeństwo takiej

jednostce da, jak ją wykształci i czy i jak będzie chciało skorzystać z tych zalet, które ona posiada.

Otóż możemy stwierdzić od razu, że stosunek społeczeństwa do Wokulskiego był wprost

haniebny, że od niego dostał tylko to, co mu mogło życie utrudnić, i że kierunek, w jakim go ogół

popychał, był zawsze naigrawaniem się z tych wartości, które Wokulski mógł i chciał społeczeństwu

Page 52: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

52

dać. Za winy, błędy, cierpienia i przegrane Wokulskiego odpowiedzialne jest społeczeństwo.

Konflikt jednostki wybitnej z ogółem, jakkolwiek istniał dla grupy idealistów epoki romantycznej, był

łagodzony przez rezygnację, poddanie się dobrowolne koniecznościom zewnętrznym, natomiast o ile

chodzi o Wokulskiego, który tej cechy nie będzie posiadał, dojdzie on do silnej jaskrawości,

do głuchej walki z otoczeniem. Konflikt ten przeżywał również Prus, i wiemy, jakie przyczyny go

spowodowały. Tragedia Wokulskiego jest tragedią Prusa — i pod tym właśnie względem zachodzi

główne podobieństwo pomiędzy autorem i jego bohaterem.

Zbliżenie duchowe Prusa do Wokulskiego odbiło się przy tym na jednej jeszcze kwestii bardzo

ważnej dla ideologii Lalki. W zamierzeniu Prusa i Wokulski miał być jednostką, której winą poniekąd

jest idealistyczna postawa wobec życia, niepotrzebna, zła w epoce upadku. Już nawet po napisaniu

powieści sam Prus sformułował to stanowisko w zastosowaniu do wszystkich idealistów,

występujących w Lalce: „Nasz idealizm ma w powieści... typy, cechujące się tym, że każdy z nich goni

za wielkimi dziełami, a nie dba o małe, podczas gdy realista Szlangbaum, wykonywając małe prace,

zdobywa kraj”. A jednak w Lalce — o ile chodzi o Wokulskiego — będziemy mieć inne ujęcie: pełną

aprobatę idealistycznego typu, który reprezentuje Wokulski, i uznanie dla kierunku, który on sobie

ostatecznie obrał. To jedno; a następnie: ponieważ droga ostateczna Wokulskiego nie będzie miała —

jak zobaczymy — nic wspólnego z kompromisem, tak niby potrzebnym epoce upadku,

i koniecznością odłożenia wszelkich idealistycznych koncepcji na przyszłość, aprobata więc tej drogi

da Lalce zupełnie nowe perspektywy i odkryje nową płaszczyznę stosunku Prusa do idealizmu.

Ażeby wyjaśnić sobie w całej pełni tragedię Wokulskiego oraz odpowiedzieć na pytanie, jakie

przyczyny spowodowały zlanie się w nim romantyka z lat 60-tych i pozytywisty z lat 70-tych —

musimy dokładnie skreślić poszczególne etapy jego życia.

Wokulski urodził się w 1832 roku, w sferze szlacheckiej; pod względem społecznym stał więc

on znacznie wyżej, niż Rzecki. Jednak wyższość ta była tylko wyższością pozorną — w istocie Stach

miał warunki gorsze, niż jego późniejszy przyjaciel, syn woźnego. Ojca Wokulskiego znamy: był to

człowiek, sięgający poziomem umysłu najwyżej połowy w. XVIII: ciasny, niedołężny, nie pojmujący

niczego poza klejnotem szlacheckim i procesem o majątki, które utracił przez nieudolną gospodarkę,

prawdopodobnie wówczas, gdy jedyny syn jego dochodził do pełnoletności. O tym, aby Stach

otrzymał jakiekolwiek, choćby najprymitywniejsze, podstawy wychowania, nie było nawet mowy:

ojciec nie mógł mu wpoić żadnych ideałów, gdyż ich nie posiadał, żadnych obowiązków wobec

innych, gdyż sam ich nie odczuwał — nie myślał też zupełnie o wykształceniu syna, gdyż nie

pojmował zupełnie potrzeby i wartości oświaty. Przypuszczał, że syn będzie, tak jak on i przodkowie,

siedział na roli i po jego śmierci gospodarował. Stach więc do lat dwudziestu jeden nic literalnie

nie robił; rósł, jak dzikie drzewo, pozbawiony opieki i kierunku, pędząc życie bez celu. Natura

jego zaczęła się jednak budzić: zaczął on sobie powoli uświadamiać swą zupełną ciemnotę, zapragnął

wiedzy, zapragnął pracy; nie były to cele jeszcze jasno i wyraźnie sformułowane, ujawniały się jednak

jako tendencje psychiczne, które starsi mogliby świetnie wyzyskać. Ojciec jednak tłumił w nim

te niepotrzebne zapędy, tłumił tak długo, dopóki nie stracił wszystkiej ziemi, którą posiadał.

Wówczas syn, który nic nie robił, stał mu się ciężarem; zaczął się z przyjaciółmi zastanawiać,

co z nim zrobić: kazać mu się uczyć — jak Stach chciał — czy oddać go do sklepu. Przeważyło,

rozumie się, to drugie: co komu przyjdzie z nauki, posługując zaś w jadłodajni, może syn mieć

korzyści natychmiastowe, a przy tym — co przede wszystkim ojciec brał w rachubę — będzie mógł

jemu pomagać finansowo w procesach, mających na celu odebranie dóbr. Jakaż straszna różnica

zachodzi pomiędzy młodością Rzeckiego i Wokulskiego, i jak różna była geneza ich pierwszych

kroków w życiu. Ojciec Wokulskiego, nie dawszy synowi żadnego wykształcenia i umieściwszy go

u Hopfera, zepchnął go od razu na najniższy szczebel społeczeństwa, na długi okres zatamował

sztucznie rozwój tych pierwiastków, które były Stachowi właściwe, i — jak zobaczymy — narzucił

mu jednocześnie tym faktem brzemię, które zacięży na jego życiu.

Gdyby Wokulski był jednostką przeciętną, decyzja ojca stałaby się początkiem i końcem jego

kariery życiowej. Ale stało się inaczej: samodzielność co do stanowienia o sobie, którą do pewnego

stopnia uzyskał, dostawszy się do Hopfera, stała się dopiero punktem wyjścia do rozwoju i nakreślenia

sobie w myśl własnych pragnień drogi życia. Budząca się silniej świadomość własnych zainteresowań

rychło dała poznać, że handel jest mu zupełnie obcy, natomiast w sposób nieprzeparty zaczęła go

pociągać nauka, której wielkie, nowe, nieznane mu horyzonty coraz lepiej wyczuwał; pragnienie

Page 53: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

53

wiedzy staje się pędem żywiołowym, i Wokulski niezależnie od warunków postanawia ten pęd

zaspokoić. Widzimy, że pierwsza samodzielna decyzja Wokulskiego musiała jednocześnie oznaczać

zerwanie z atmosferą szlacheckiego poglądu na świat. Gdy Rzecki całe życie mógł kierować się tym,

co ojciec mu wpoił, Wokulski musiał zacząć od przeciwstawienia się własnemu ojcu. Ten pierwszy

krok stanie się symptomatyczny dla całego życia Wokulskiego: zawsze będzie on musiał dla

zrealizowania swych dążeń wyrywać się z atmosfery, która go otaczała, zawsze też ona będzie stawać

naprzeciw a nigdy z nim. Bo już w tym pierwszym samodzielnym okresie życia Wokulski, dążąc do

zdobycia wiedzy, nie tylko musiał przeciwstawić się ojcu, ale stanął w kolizji ze społeczeństwem,

które nie potrzebowało uczonych, „ale — chłopców i subiektów sklepowych” (II, 31).

Gdyby było inaczej, pragnienia Wokulskiego znalazłyby w otoczeniu odpowiedni oddźwięk,

tymczasem, zamiast pomocy, natrafił on na bezwzględny, jednomyślny opór; jego dążenie zostało

przyjęte drwinami i ironią, za którą kryła się nienawiść próżnej, zarozumiałej głupoty. Prus stosunek

społeczeństwa polskiego do ludzi nauki znał dobrze: odbił się on przede wszystkim na nim samym,

a następnie na całym szeregu polskich uczonych, których los Prus mógł niejednokrotnie obserwować [„Typowy uczony” polski wygląda tak: „Indywiduum chude, blade, z obłąkanymi oczyma, z wątrobą tak

powiększoną, że wystawała mu nad biodro, w wytartym surducie i spodniach oberwanych u dołu”. Biega on cały

dzień „za lekcjami”. Robi doświadczenia w szpitalnej aptece, lub we własnym piecu, czyta po nocach.

Społeczeństwo na uczonych patrzy „krzywo, jako na ludzi nie mających pieniędzy i darwinistów. Darwinista zaś

w Warszawie znaczy tyle, co rzezimieszek, który już odsiedział swoje, ale jeszcze nie wyszedł spod policyjnego

dozoru. Mniej więcej tak samo działo się uczonym w średnich wiekach...” (Kurier Warszawski, r. 1886). Poza

tym w stosunku ogółu do uczonych panuje inna jeszcze „potworna logika”: „Ponieważ ja” — mówi np.

przeciętny filister — „nigdy nie będę nie tylko znakomitym, ale nawet lichym lekarzem, więc nikt w naszym kraju

nie może być znakomitym lekarzem”. (Kurier Codzienny, r. 1887, Nr 335).]. Według Prusa, w Polsce ten

tylko mógł zdobyć wiedzę i poświęcić się jej, kto był niezależny materialnie; wówczas jego

tendencje rozwijały się jakby poza społeczeństwem, bez jego współudziału (np. Ochocki) — dla ludzi

zaś takich, jak Wokulski, znajdujących się prawie na dnie społecznym, stosunek środowiska był

czynnikiem niemal decydującym. Mówimy: niemal, gdyż mogła się zjawić wola i energia,

pobudzająca do pracy wbrew społeczeństwu. Tę energię i wolę niezwykłą w całej pełni okazał

naówczas Wokulski — po raz pierwszy wtedy okazała się jego zwarta moc wewnętrzna, która nie

cofa się przed najbardziej odstraszającymi przeszkodami, ujawniła się również tężyzna fizyczna.

Wokulski całymi dniami podaje gościom potrawy, a niestrudzenie uczy się po nocach i za pieniądze,

które mu pozostają po wyłudzeniach ojca, kupuje książki.

W kierunku, który w nauce zainteresował Wokulskiego, oraz w stosunku do wiedzy, odkryły się

od razu ciekawe strony jego psychiki. Pociągnęły go nauki matematyczne i przyrodnicze; kierunek

więc najbardziej ścisły i najtrafniej, według Prusa, dający poznać rzeczywistość; w naturze

Wokulskiego tkwi jak gdyby instynkt, skłaniający go stale ku drodze zdobywania najistotniejszych,

najbardziej zgodnych z prawdą walorów, instynkt, zjawiający się w nim samorodnie, nie wyrobiony

wychowaniem i wpływami zewnętrznymi. To jedno; a następnie już pierwsze jego kroki

w zdobywaniu wiedzy, kroki samouka, dowiodły szerszego, twórczego umysłu Wokulskiego. Wiedza

nie polegała na biernym zdobywaniu i przetrawianiu faktów; była ona wyrazem tęsknot i pragnień

duszy Wokulskiego do poznania tego, co było tajemnicą, do wydarcia naturze nieznanych jeszcze sił;

za tym pragnieniem, naówczas jeszcze prawdopodobnie niezupełnie jasno, marzył mu się ideał

przemiany warunków życia, które by i jego los zmieniły. Wokulski zaczął rychło pracować

nad zagadnieniem, poruszającym niejeden umysł w Polsce, nad perpetuum mobile, a nawet próbował

skonstruować odpowiednią maszynę. Założenie było błędne, ale nie o to tu chodzi: dowodziło ono,

że Wokulski będzie poszukiwał najwyższych zdobyczy, że, dążąc do ostatecznych rezultatów,

połowicznością się nie zadowoli; zobaczymy, że tak będzie ze wszystkim. — Nie mogąc winić

Wokulskiego, że zaczął on pracować nad tym, co jest niemożliwe, Prus jednak znajduje sprawcę tego

błędu. Wokulski, jako samouk, mógł nie znać wszystkich praw fizyki, ale gdyby w społeczeństwie był

inny stosunek do wiedzy, znaleźliby się ludzie, którzy by początkującego ucznia z błędu wyprowadzili

i wskazali mu drogę prawdziwą. Wówczas pracowitość Wokulskiego i jego zdolności twórcze

uwieńczone byłyby pomyślnym rezultatem. Ale tego u nas nie było; wysiłki więc jednostki niewiele

dać mogły bez współudziału innych; los Wokulskiego stawałby się coraz bardziej opłakany (lata szły,

już trzydziestka się zbliżała) i atmosfera ogólna prędzej czy później przygniotłaby go, gdyby nie kilka

pomyślnych okoliczności, które przyszły mu w pomoc.

Page 54: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

54

Wrogi stosunek subiektów i gości, którzy dokuczali Wokulskiemu, groził mu rzeczą bardzo

ciężką: wydaleniem z jadłodajni. I niewątpliwie Hopfer usunąłby go, gdyby nie fakt, iż wiadomość

o uczącym się subiekcie zwabiała gości; drwili, drażnili Wokulskiego, przyglądali mu się, jak

dzikiemu zwierzęciu, ale przychodzili, żądni sensacji i niezwykłości. Wokulski stał się reklamą

dla sklepu! Następnie pokochała go córka Hopfera, Kasia, a ojciec jej, mając nadzieję, że stary

Wokulski wyprocesuje kiedyś swe majątki, tolerował to uczucie. Oto dzięki jakim przyczynom

Wokulski uchronił się od nędzy. Nie będzie więc rzeczą dziwną, że z powodu takich stosunków

w psychice jego zacznie się zarysowywać nieufność do ludzi, pogarda, a nawet głucha nienawiść,

że staje on się skryty, ponury, zaciekły; rodzi się też w nim duma, gdyż poznawanie wiedzy coraz

silniej umocnią w nim przekonanie o wartości drogi, którą obrał. I w naszych oczach, choć Wokulski

nic jeszcze nie stworzył, choć tylko sądzimy go po możliwościach, które ma w sobie, zaczyna on

zarysowywać się jako istota wybitna, spętana przez krocie karłów, które dlatego tylko są górą,

że występują olbrzymią, zwartą masą.

Wokulski jednak znajduje z czasem i pomoc rzetelną: zrazu jego dążenia uznali tylko dwaj „ludzie

prości”: Rzecki i Machalski, ale potem wiadomością o subiekcie, przygotowującym się do egzaminu

ze szkoły przygotowawczej, oraz myślącym o uniwersytecie, zainteresowali się studenci akademii

medyko-chirurgicznej. Szczęściem dla Wokulskiego stało się to, że jego borykanie się z otoczeniem,

a może nawet zbliżający się moment przegranej, przypadł w okresie, który stworzył powstanie

styczniowe. Młodzież akademicka, która stała na czele przygotowującego się ruchu, obok haseł

narodowych postawiła hasła społeczne: zbliżenie się do warstw niższych i zrównanie ich w prawach.

Dowiedziawszy się o niezwykłym subiekcie, rwącym się do wiedzy, z całym entuzjazmem

młodzieńczym podała mu rękę tak, że Wokulski w r. 1861 mógł, jako wolny słuchacz, rozpocząć

studia akademickie i porzucić Hopfera. Po straszliwym i symbolicznym rozstaniu się z jadłodajnią,

zamieszkał Wokulski u Rzeckiego. Zaczął się teraz nowy okres w jego życiu — furia pracy naukowej:

poza kilkoma godzinami, które Wokulski zużywał na dawanie korepetycji (wystarał się o nie Stachowi

nie Polak, ale Żyd — Szuman, i nie w polskich domach — ale w żydowskich!), oraz czterema

do pięciu godzinami snu, pracował i pracował bez przerwy; miał teraz już kierownictwo i nie myślał

o perpetuum mobile, ale też nie opuściło go pragnienie, by sięgnąć tam, gdzie stworzyć by można

rzecz wielką, epokową; pasją jego stały się naówczas balony — opanowanie powietrza

przez człowieka.

Wokulski w okresie tym jest pochłonięty nauką całkowicie; należy on do typu ludzi, którzy

w ideę, w pracę wkładają cały zasób ducha, poświęcając jej wszystkie siły, całą energię twórczą;

zjawiska innego rodzaju, choćby miały wartość, choćby były potrzebne z tego lub innego względu,

nie istnieją dla nich, o ile należą do kategorii niższej w ich mniemaniu. Ludzie tacy wtedy tylko

porzucą raz obrany kierunek, kiedy znajdą ideę wyższą, skupiającą jakby w sobie ich dotychczasowe

dążenia. Nie jest to typ, który by znalazł aprobatę u pozytywistów; nie ma w nim bowiem miejsca

na kompromis, na harmonijne rozłożenie sił w różnych dziedzinach. Podobnie jest z Wokulskim:

pochłonięty nauką, nie chce słyszeć np. o miłości Kasi Hopferówny, która dawała mu uczucie

naiwne wprawdzie, lecz proste i szczere, głębokie i trwałe; wścieka się on również na zaloty pani

Minclowej. Dla niego miłość wtedy dopiero stałaby się czymś istotnie ważnym i wartościowym,

gdyby złączyła się z jego dążeniami naukowymi. To się na razie nie stało, natomiast inne problematy

zmieniły dotychczasowy bieg jego życia: sprawa narodowa i zagadnienia społeczne. — Wokulski,

do chwili zetknięcia się z Rzeckim i studentami, dzięki wychowaniu i warunkom, w których żył,

o tych kwestiach nie wiedział zapewne nic zgoła lub też bardzo niewiele, a w każdym razie nie miał

najmniejszego pojęcia o jakichś obowiązkach względem innych. Wobec sprawy narodowej był

obojętny, wobec pracy dla społeczeństwa nastrojony wprost wrogo. Wpływ jednak Rzeckiego, dalej,

w stopniu silniejszym, wpływ przedstawiciela młodzieży akademickiej, pana Leona, a przede

wszystkim lektura poezji romantycznej zmieniła radykalnie jego stosunek do tych zagadnień.

W postaci pana Leona skreślił Prus typowego reprezentanta młodzieży z okresu 63 roku.

Krytyczny stosunek większości autorów pozytywistycznych do powstania, zrazu niesłychanie ostry,

z czasem łagodniał, a nawet znajdował usprawiedliwienie i aprobatę; dowodem tego Nad Niemnem

Orzeszkowej. Prus jednak nie posunął się nigdy do całkowitego usprawiedliwienia tego ruchu:

uznawał szczerość i czystość intencji, potępiał nierealność i niedojrzałość młodzieńczą. Cechy te

ujawnia w sposób bardzo silny pan Leon. Jest to młodzieniec, niemający nawet dwudziestu lat, natura

egzaltowana, przewrażliwiona uczuciowo, nieomal histeryczna (skłonność do spazmów); człowiek,

Page 55: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

55

patrzący na życie wyłącznie przez pryzmat gorączkowego entuzjazmu i dlatego nieznający zupełnie

rzeczywistości, z którą się nie stykał, której nie wyczuwa; jednostka, nieumiejąca spokojnie myśleć,

krytycznie ustosunkować się do otaczających ją zjawisk, i po męsku, konsekwentnie postępować.

(…)

Wokulski, znacznie starszy od pana Leona, niezdolny do podlegania łatwym entuzjazmom,

znający stokroć lepiej życie, a głównie doświadczony w krzywdzie społecznej nie był zbyt podatnym

materiałem dla agitacji. A jednak w rozwoju duchowym Stacha rola pana Leona stała się bardzo

ważna: otworzył on bowiem oczy Wokulskiemu na zagadnienia dotychczas przed nim zamknięte,

wskazał mu nowe horyzonty, rzucił olśniewające perspektywy. Jakkolwiek nauka dla niego była

naówczas ideą najwyższą, przecież nigdy nie była ideą oderwaną; zaznaczyliśmy, iż — może

niezupełnie świadomie — Wokulski wiedzę łączył z dążeniem do przemiany warunków życia.

(Pod tym względem Prus udzielił swemu bohaterowi własnego stanowiska wobec nauki). To dążenie

jednak tak długo musiało mieć charakter nieokreślony i mglisty, dopóki nie stanęły przed Wokulskim

wyraziście sformułowane trzy pojęcia: ludzkość, naród i społeczeństwo, oraz wzajemny ich stosunek

do siebie. Otóż w ideologii pana Leona pojęcia te wystąpiły po raz pierwszy przed Wokulskim; po raz

pierwszy też określona została rola jednostki wobec nich. Jednostka w tej koncepcji jednocześnie

zarówno zmalała, jak i niepomiernie wzrosła. Zmalała, gdyż jej działalność została podporządkowana

idei wyższej, najwyższej idei człowieka, jaką jest naród; przez ideę narodową dochodzi się do pracy

dla społeczeństwa a nawet ludzkości; wzrosła, gdyż w ręce każdej jednostki złożone zostało poczucie

wybitnej roli, jaką może ona odegrać w rozwoju idei narodowej. — Chociaż Wokulski przez długi

czas miał poważne zastrzeżenia co do koncepcji pana Leona, jednak stały się one punktem wyjścia

w pracy wewnętrznej; panu Leonowi w pomoc przyszła naówczas cała poezja wieszcza naszego

romantyzmu, która zaczęła w Wokulskim powoli załamywać dane, wyniesione z obserwacji,

i niszczyć krytycyzm, dotychczas zachowywany wobec życia.

W Wokulskim zaczął się stopniowo rozwijać głęboki przełom duchowy, który zakończył się

triumfem ideologii romantycznej. Ideologia ta, zrazu obca Wokulskiemu, musiała z czasem go

podbić: odpowiadała ona bowiem jednej z najważniejszych jego tendencji psychicznych: dążeniu

do zdobycia tego, co jest wielkie, piękne i twórcze, dążeniu do ogarnięcia jak najszerszych

horyzontów ducha; była pełna i jednolita, nie cofała się przed niczym, ale też obiecywała wszystko.

Duszę Wokulskiego ujarzmiła, spętała i zniewoliła dla siebie, stała się dla niego słońcem,

w którego promieniach dojrzał najwyższe tajemnice życia, ujęte ze stanowiska idealistycznego,

ale słońcem, które jednocześnie go oślepiło. Tak, oślepiło, mówi Prus, gdyż zniszczyło w nim

intuicyjne wyczucie prawdy realnej, pozbawiło go możliwości trafnej oceny teraźniejszości,

zahamowało wytwarzanie wprawdzie pesymistycznego, ale prawdziwego poglądu na społeczeństwo

współczesne i współczesnego mu człowieka. Bo Wokulski, prędzej czy później, pogląd na znaczenie

trzech zasadniczych pojęć: ludzkości, narodu i społeczeństwa wytworzyłby sam i wytworzyłby pogląd

słuszny — mógłby też trafnie działać. Teraz stał się jednostką jakby zamagnetyzowaną, stał się

lunatykiem, szukającym lub dopatrującym się wszędzie szczytów, wszędzie ideałów, nawet tam,

gdzie były oczywiste niziny i bagno. Poezja romantyczna uczyniła z niego tragicznego don Quichota,

któremu obuchem życie raz wraz przypominać będzie, że się łudzi, że „rzuca się na wiatraki”

i że „zamiast królewny” znajdzie „brudną dziewkę od krów” (II, 317). I z Wokulskim też powtórzy się

to, co było z Rzeckim, tylko znacznie bezwzględniej, bardziej krwawo i brutalnie.

Pod wpływem ideologii romantycznej zmienia się stosunek Wokulskiego do nauki.

Nie przestaje ona być jego ideałem, ale łączy się integralnie z pracą dla społeczeństwa. Ponieważ

jednak w myśl teorii romantycznych żadna praca nie jest możliwa w warunkach, w jakich się Polska

znajdowała, tj. w niewoli, przeto przed pracą społeczną, przed nauką, jako wyrazem tej pracy, staje

inna naczelna konieczność: walka o wyzwolenie narodu. Z bólem będzie Wokulski później

wspominał, że „gdy chciał służyć społeczeństwu, choćby ofiarą własnego życia, podsunięto mu

fantastyczne marzenia zamiast programu” (I, 31). Lektura poezji romantycznej bowiem, budząc

w nim głębokie uczucia narodowe, rozbudziła także wiarę w skuteczność rewolucyjnego czynu w celu

zdobycia swobody; a ponieważ w jego silnej, męskiej psychice nie ma żadnej luki pomiędzy

słowem i czynem, pomiędzy ideą i wykonaniem jej, więc też, gdy przyszedł — jak wydawało się

grupie zapaleńców — odpowiedni moment, on pierwszy stanął, choć entuzjaści stchórzyli! Uważał,

że naukę na czas pewien trzeba odsunąć zupełnie i rzucić się w wir walki, którą też prowadzi z dumą,

mocą i wiarą niezłomną.

Page 56: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

56

Złudna jednak była ta wiara... Powstanie zakończyło się klęską, a Wokulski wygnany został

na Syberię. Ruina nadziei nie doprowadziła go jednak, jak Katza, do bezwzględnej rozpaczy,

ani do kontynuacji marzeń poprzednich, jak Rzeckiego; ma zbyt silny i żywotny ustrój duchowy,

aby wpaść w stan pierwszego, a zbyt dużo krytycyzmu, by ciągle tkwić w tym, co okazało się

nierealną złudą. W przeciwieństwie do jednostajności poglądów pana Ignacego, będzie on ciągle

postępował naprzód, będzie zdolny do obalenia wierzeń poprzednich, a zastąpienia ich nowymi, które

dają mu coraz wyższe poznanie. Ale pochód ten jest pochodem straszliwie ciężkim.

Przeżyć Wokulskiego po klęsce powstania nie mógł Prus ze względów cenzuralnych omawiać

dokładnie; jednak drogą analogii z innymi podobnymi katastrofami w życiu bohatera Lalki, możemy

je sobie wysnuć. Wiara romantyczna w misję narodu stała się dla Wokulskiego potężnym

imperatywem wewnętrznym, który wywołał odpowiedni czyn; na ten czyn postawił Wokulski

wszystko, złączył z nim całą swą ideologię, cały zasób woli i energii; jeśli przy tym uświadomimy

sobie, że Wokulski do wszystkich zagadnień życia, które podejmował, odnosił się bardzo poważnie,

że nie był to człowiek połowiczny — przyjdziemy do wniosku, że poczucie klęski musiało

wstrząsnąć do głębi całym jego organizmem duchowym. Zdolność do wyciągania logicznych

wniosków z każdego faktu, konieczność szukania prawdy, zmuszała go do krytycznego stanowiska

wobec romantyzmu politycznego; ale krytycyzm ów obalał to, co w przeświadczeniu Wokulskiego

było wielkie, było słuszne, co powinno być prawdą. Uświadomić sobie on musiał, że każda inna

teoria, która zastąpi poprzednią, nie da ani takich horyzontów, ani takich wartości, że nie będzie

motorem, w którego imię można i trzeba będzie walczyć. Ale trudno: wyboru przed sobą nie miał,

tylko konieczność, narzuconą przez życie. Zdławił więc, zdusił w sobie promienne blaski

romantyzmu: zamiast idei sprawiedliwości, idei wolności, ujrzał inne prawo, kierujące życiem

narodów, prawo siły, które ujawnia się z całą konsekwencją i bezwzględnością. Kontrast z wiarą

poprzednią był tak ostry, że rzucił na tę kategorię zjawisk mroczny cień, który w duszy Wokulskiego

w światło zamienić się od razu nie mógł; odsunął się też od tych zagadnień i zerwał z myślą walki

o wyzwolenie narodu.

Poczucie złudności politycznych wskazań romantyzmu stało się punktem wyjścia dla szeregu

nowych poglądów, które teraz zaczął rozwijać Wokulski; powoli ukształtował się w nim cały

systemat filozoficzny, będący przeciwieństwem idealizmu romantycznego, opierający się

o pozytywistyczny stosunek do życia. Zrozumiał Wokulski, że porywami uczucia, marzeniem

nie dojdzie do żadnego celu, że tylko surowa krytyka, rozumowa ocena zjawisk życia doprowadza

do poznania rzeczywistości i prawdy; staje przed nim konieczność stosowania analizy drobiazgowej

i obserwacji dokładnej, jako jedynych drogowskazów, pozwalających na unikanie pomyłek i błędów.

Uznawszy te postulaty, Wokulski z taką samą powagą będzie dążył do stosowania ich w życiu,

jak poprzednio działał w myśl wspaniałych syntez romantycznych. Potem, gdy ból zawodu przeminie,

będzie Wokulski szczycił się tymi nowymi poglądami, które uważał za wielką zdobycz dla siebie.

Łudził się jednak, mniemając, że przemienił się całkowicie; zmiana dotyczyła tylko pewnych

poglądów, dotyczyła metody poznania, ale nie mogła stłumić w ogóle idealistycznych tendencji jego

duszy. Dzięki tej przemianie runął wprawdzie romantyzm polityczny, ale nawet — choć tego

Wokulski sobie nie uświadamiał — inne ideały romantyczne pozostały w jego duszy, czekając tylko,

kiedy będą się mogły wyładować. W Wokulskim będzie teraz jak gdyby dwóch ludzi; jeden,

badający prawa życia i rozwoju na podstawie założeń pozytywizmu, krytyczny, odrzucający wszystko

to, co nie jest namacalną rzeczywistością, bliski materializmowi; drugi — to idealista, rwący się

uczuciem do przekroczenia świata, danego zmysłami i obserwacją, marzeniem przekraczający

rzeczywistość (dodatni typ marzycielstwa), lub na nią patrzący przez iluzję romantyczną (ujemny typ

marzycielstwa). Drugi ten człowiek, choć utajony, choć zdawałoby się nieraz nieobecny, będzie

odzywał się w chwilach najbardziej decydujących, jako siła kierownicza i zwycięska.

Przemiana na korzyść pozytywizmu dokonała się w Wokulskim podczas jego pobytu

na Syberii; okres ten, który, zdawałoby się, powinien być jednym z najcięższych, był właściwie

pierwszym, w którym Wokulski swobodnie odetchnął [Na str. 80 I-go tomu Lalki mamy urywek,

którego treść stanowią rozważania Wokulskiego o swej przeszłości. W wydaniu książkowym ustęp ten

został obcięty przez cenzurę; po słowach „...które niedawno podawał gościom” winno być:

„Odetchnął dopiero na Syberii. Tam mógł pracować, tam zdobył uznanie i przyjaźń Czerskich,

Czekanowskich, Dybowskich. Wrócił do kraju prawie uczonym, lecz gdy w tym kierunku szukał

zajęcia, zakrzyczano go i odesłano do handlu... (Kurier Codzienny, r.1887)]. Tam dopiero zniknęło

Page 57: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

57

prześladowanie, którego doznawał od społeczeństwa własnego (bolesna ironia), tam także przestał

oddychać atmosferą szaleńczego marzycielstwa, tam mógł oddać się pracy w zakresie najbardziej

mu odpowiednim, tj. zbliżyć się do nauki, która teraz znów stanęła przed nim, jako idea naczelna,

zyskująca coraz bardziej na wartości w miarę nowego ustosunkowywania się do życia.

Jeśli czynnikiem decydującym w życiu jest siła, to naczelnym zadaniem człowieka jest jej

zdobywanie, a głównym środkiem pomocniczym w tej sprawie są naukowe badania przyrody.

Na Syberii spełnia się młodzieńcze marzenie Wokulskiego: zostaje on uczonym; wartość twórczego

jego umysłu oceniło obce, wrogie otoczenie: były subiekt Hopfera zaczyna za swe odkrycia

otrzymywać podziękowania i gratulacje od petersburskich towarzystw naukowych [Lekceważenie

uczonych polskich przez społeczeństwo własne, a uznawanie ich zasług przez obcych, to też jeden z typowych

objawów naszego życia. Szczególnie społeczeństwo polskie niechętnie odnosi się]. — Na Syberii także inna

jeszcze możliwość stanęła przed Wokulskim: oto możność zrobienia majątku. Studia nad ekonomią

społeczną oraz poznanie okolic Irkucka wskazały mu na ogromne bogactwa kraju i na korzyści, jakie

by wypłynęły z jego eksploatacji, z organizowania handlu i przemysłu. Pochłonięty całkowicie nauką,

nie myślał jednak zupełnie o tej drodze — wskazał ją tylko innym, uzyskując za to szczerą

wdzięczność i przyjaźń Moskali, zupełnie przeciwnie, niż później w Polsce. Sam zaś utrzymywał się

z lekcji — I to również dawało mu utrzymanie zupełnie dobre, nawet mógł jeszcze coś niecoś

zaoszczędzić.

Warunki więc na Syberii miał Wokulski pomyślne; jednak nie wystarczały mu one: znalazłszy się

poza społeczeństwem polskim zawisł jakby w powietrzu i nie znajdował dostatecznie zadowalającej

go podstawy działania. Nauka, w obecnej jego koncepcji, silnie była połączona z życiem: stawała się

ona najważniejszym czynnikiem organizowania nowych form bytu i opanowania rzeczywistości;

zwycięstwo w walce o byt zależało od tych właśnie zjawisk. W Wokulskim budzi się stopniowo

pragnienie, aby swe siły, swą umiejętność i nowe zdobycze rzucić na szalę społeczeństwa

polskiego; w przemianie bowiem warunków życia widział teraz ocalenie bytu społeczeństwa, ocalenie

narodu. Stanął on na stanowisku pozytywizmu polskiego: nie przez wyzwolenie narodu

do organizowania społeczeństwa, jak chciał romantyzm, ale odwrotnie: trzeba zacząć

od społeczeństwa, ażeby w przyszłości, przez wzmocnienie jego organizmu, dojść do wolności

narodu. — Wokulski rychło zapomniał o krzywdach, których nie szczędziło mu własne

społeczeństwo, uwierzył, iż teraz, mając za sobą uczestnictwo w powstaniu, zdobycze nauki

oraz pragnienie pracy dalszej, będzie przez ogół przyjęty zupełnie inaczej; był przekonany, że znajdzie

pomoc, uznanie i życzliwe serca. Toteż, choć na Syberii otwierała się przed nim przyszłość świetna,

choć miłość jednej bardzo bogatej Rosjanki dawała mu gwarancje szczęścia osobistego, Wokulski,

skoro tylko uzyskał pozwolenie, wraca do kraju.

Wraca, ale po to jedynie, aby od społeczeństwa dostać nowy policzek i ponieść nową sromotę.

Społeczeństwo polskie wartości nauki i teraz nie odczuwało, o powstaniu i jego uczestnikach wszyscy

zapomnieli zupełnie; nie zapomniano o jednej tylko rzeczy — że Wokulski był kiedyś subiektem.

Nikt tego mu nie chciał przebaczyć: ani ci, do których sfery należał poprzednio, ani ci, do których

przez zdobycie wiedzy przeszedł; otoczyła go znów głucha niechęć, szyderstwo i gniew. Wokulski

wpadł w nową otchłań cierpienia, strasznych upokorzeń i zawodów, zadawanych mu przez podłość

ogółu, dla którego kiedyś życie narażał, a obecnie chciał pracować. Poczucie bezmiernej,

niezasłużonej krzywdy wywołało pogardę, gniew i nienawiść, które Wokulski zamknął w sobie,

nie chcąc się poniżać ani do zemsty, ani do tłumaczeń i usprawiedliwień. Zerwał tylko uczuciowo

i rozumowo ze społeczeństwem, odsunął się od życia, uniezależnił od choćby najdrobniejszego

kontaktu z ogółem. Cóż, kiedy i ta niezależność, ostatni szaniec zachowania godności wewnętrznej,

nie trwała długo — rychło zajrzała mu w oczy nędza, a ponieważ pracy nikt dać nie chciał, groziła

mu śmierć głodowa. Wokulski dochodził do ostatecznej rozpaczy: był osaczony ze wszystkich stron:

„może rozbiłby sobie łeb gdzie pod Nowym Zjazdem — powiada Rzecki — gdybym od czasu do czasu

nie przyszedł mu z pomocą” (l, 387). Z głodu też i nędzy sprzedał się Minclowej, pojmując ją

za żonę. Miał prawo to uczynić; Prus usprawiedliwia go tak, jak i usprawiedliwiał młode dziewczyny,

oddające się z nędzy prostytucji. Wokulski przy tym jest całkowicie świadom wartości moralnej

swego kroku, jest pełen odrazy do tego małżeństwa: „Wiem — mówił do Rzeckicgo — że jestem

świnia. Ale... jeszcze najmniejsza z tych, jakie tu... cieszą się publicznym szacunkiem” (I, 388).

Społeczeństwo bowiem zostawiło mu tę jedyną drogę, która mogła go utrzymać przy życiu, ono go

przecież popchnęło w objęcia Minclowej, co jednak nie miało oznaczać, aby się zakończyły

Page 58: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

58

prześladowania. Ci, którzy poprzednio z całą perfidią odbierali mu wszystkie wartości, obecnie ranili

go wskazywaniem na cnoty, których się wyrzekł. „Sprzedał się starej babie... ten niby to Brutus...

Uczył się, awanturował się [to znaczy: brał udział w powstaniu] i... klapł...” (I, 389). Nikomu jednak

z tych surowych sędziów, pozbawionych zresztą zupełnie instynktu moralnego, nie przyszła myśl,

że to oni winni są poniżeniu Wokulskiego.

A tymczasem dla niego przyszedł jeden z najcięższych okresów w życiu — okres takiej

niewoli, że wygnanie na Sybir było, w porównaniu z tym, niemal rajem. Ożeniwszy się z Minclową,

Wokulski chciał do niej ustosunkować się jak najuczciwiej i jak najlojalniej: choć nie mógł dać

uczucia, dał pracę przez zajęcie się jej interesami, oraz spełniał z zupełnym poddaniem te wszystkie

obowiązki, których od niego, jako od męża, wymagała żona. Dzięki małżeństwu Wokulski znów

przypadkowo dostał się do handlu: stłumił poczucie obcości, stłumił całą swą niechęć, jaką miał

do tego zawodu, zerwał z nauką, wziął się do pracy w sklepie, jakby był płatnym subiektem;

za pomocą przemnożenia dochodów chciał zrekompensować poniżający go fakt, że był na utrzymaniu

żony. Za jego też kierownictwa obroty handlowe potroiły się. Praca w sklepie, choć ciężka, była mu

jednak milsza stokroć, niż obcowanie z żoną; ale i tutaj nie sarknął ani razu: chodził z nią

po kościołach, koncertach, teatrach, bawił jej gości, a nade wszystko — i to było najgorsze — musiał

znosić pieszczoty i umizgi pani Małgorzaty, która wszystkich środków używała, aby się

przypodobać swemu ukochanemu „Stasieczkowi”. Czułość kobiety zupełnie zhisteryzowanej,

jej zazdrość nie mająca żadnych podstaw, wywołująca szereg wybryków, dusiły Wokulskiego jak

żelazna obręcz, zaciskana na szyi. Po trzech latach pożycia „stalowy ten człowiek” zaczął się „giąć

w aksamitnych objęciach jejmości” (I, 391). Pochylił się, zgarbił, ogarnęło go jakieś przytępienie

ogólne, zniknął gdzieś zapał, energia twórcza, rozwiały się wszelkie idee, pragnienia, dążenia

wyższe — pozostał tylko codzienny, bezbarwny, nudny i nużący niesłychanie kierat życia,

nie przedstawiający na przyszłość możliwości zmian, żadnej nadziei, żadnego celu — pozostała

atmosfera mieszczańska, która się zaczęła jak jad sączyć w jego duszę. „Powoli i stopniowo lew

przerabiał się na wołu...” „Kiedym go widział — powiada Rzecki — w tureckim szlafroku,

w haftowanych paciorkami pantoflach i w czapeczce z jedwabnym kutasem, nie mogłem wyobrazić

sobie, że jest to ten sam Wokulski, który, przed czternastoma laty [w r. 1863], w piwnicy Machalskiego

zawołał: — Ja...” (I, 391).

W piątym roku pożycia małżeńskiego, na szczęście, pani Małgorzata, wysmarowawszy się od stóp

do głów jakimś „eliksirem młodości”, zmarła, zapisując „swemu Stasiulkowi” cały majątek. Ale ani

fakt wyzwolenia, ani niezależność finansowa nie zdołały odrodzić Wokulskiego i wrócić mu dawnej

energii. Zawód, który sprawiło mu społeczeństwo, i rola „kupionego męża” zbyt głębokie zmiany

wywołały w nim; po śmierci żony osowiał on jeszcze bardziej, zerwał stosunki ze znajomymi, przestał

zajmować się handlem; mając zaś byt zapewniony „zagrzebał się w naukowych książkach”. Ale ten

powrót do nauki nie był połączony z żadną mocą wewnętrzną, z żadną ideą; nie był twórczą emanacją

ducha, lecz raczej starczym nałogiem i zapełnieniem sobie pustki bezczynności. Stan apatii przez to

nie zginął, wegetacja nie przekształciła się w życie.

Obudzić go mógł tylko jakiś gwałtowny wstrząs. Ale z której strony mógł przyjść?

Na uczestnictwie w sprawie narodowej przegrał, na oddaniu się pracy społecznej zawiódł

się sromotnie. Pozostała jedna jeszcze dziedzina, dotychczas nietknięta przez życie i utajona głęboko

w duszy Wokulskiego. Dziedzina ta — to miłość, a więc uczucie, którego zjawienie się u każdego

człowieka jest, według Prusa, koniecznością fizjologiczną i psychologiczną, wypływającą z praw

natury — uczucie, odzywające się tym silniej, tym bezwzględniej im przychodzi później, im jednostka

bardziej chce mu się obronić. Tak było z Wokulskim: za młodu lekceważył miłość i, pochłonięty

całkowicie zawsze inną ideą, tłumił ją w sobie; toteż odpowiednie tendencje gromadziły się w jego

duszy coraz silniej, aż wreszcie stały się potężnym kapitałem, gotowym w każdej chwili do wybuchu.

To jedno. A następnie, zetknięcie się z poezją romantyczną nie tylko obudziło w nim idealistyczny

pogląd na rolę narodu, ale tak samo w zakresie życia jednostkowego wskazało na najwyższe uczucie

— miłość do kobiety idealnej, „niebianki”. Miłość w koncepcji romantycznej, oparta o mistyczne

pokrewieństwo dusz, odrzucająca możliwość przypadku i przewagę zmysłów, uważana

za najpotężniejszą dźwignię duchowego rozwoju jednostki, musiała przemówić do idealizmu

wrodzonego Wokulskiemu, musiała stać się dla niego objawieniem i obudzić tęsknotę za jej realizacją.

Ale ponieważ nauka, następnie potrzeby narodowe i społeczne były dla niego poprzednio

najważniejsze i nie pozwalały na to, aby wszystkie władze duszy ześrodkowały się na uczuciu

Page 59: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

59

osobistym, przeto ideał miłości i tęsknota za nim były stale poza świadomością Wokulskiego i tylko

z rzadka, w chwilach zadumy, występowały w formie niejasnych przeczuć i obrazów marzycielskich.

Trzeba było dopiero takiego momentu, gdy wszystkie możliwości twórczego czynu zostały

zahamowane, aby siła ta, tak długo tłumiona (Wokulski ma z górą czterdzieści lat) i tak głęboko

utajona, mogła się zjawić. Chwila ta nadeszła właśnie teraz, gdy społeczeństwo obcięło brutalnie

Wokulskiemu jego skrzydła i lwie pazury; zaczął się on wprawdzie pogrążać w uwiąd starczy,

ale w jego podświadomości tkwił ten ładunek dynamitowy, który, za lada potrąceniem, mógł

całkowicie owładnąć jestestwem Wokulskiego. Wystarczy, aby zetknął się on z kobietą, która, w jego

mniemaniu, odpowiadałaby ideałowi romantycznemu, która by była jednym z owych „białych

aniołów z skrzydłami jasnymi” — wówczas los jego będzie zdecydowany, wówczas uzna on

za konieczność to, co mogło być tylko trafem. Bo istotnie przypadkowo Wokulski zetknął się z panną

Izabelą i od razu uznał w niej istotę jemu przeznaczoną, od razu jakby iskra życia przejęła całą jego

duszę i odrodziła go. „W starcu ocknął się... Stach Wokulski”. (I, 392).

Wiemy, że panna Izabela miała wszystkie dane — niestety pozorne — aby uchodzić

za „niebiankę”. A moment, w którym poznał ją Wokulski, jeszcze jej urok pogłębił. Było to

w teatrze; treść Violetty, apoteozująca głęboką miłość szlachetnej bohaterki, nastroiła odpowiednio

uczuciowość Wokulskiego. Panna Izabela siedziała w loży, olśniewająco, klasycznie piękna, ubrana

w białą suknię, jakby symbol niewinności, czystości i anielstwa; siedziała zapatrzona gdzieś

przed siebie w dal, niby stęskniona, niby pełna oczekiwania... Wokulski przypatrywał się jej długi

czas, i zdawało mu się, że ją już kiedyś widział, że ją dobrze zna, a w każdym razie, że na nią

od dawna czekał. Stała się ona dla niego jakby realizacją obrazu, tkwiącego w duszy. Czar zaczął

działać, uczucie poczęło się rozwijać, karmiąc się głównie nie podnietami z zewnątrz, lecz tęsknotą;

będzie się ono kształtować nie w zależności od zbliżenia się i poznawania panny Izabeli,

lecz wyłącznie będzie miało charakter aprioryczny, będzie rozwinięciem pragnień, które miał

w duszy, pragnień, wywołanych przez romantyczną teorię miłości.

Wokulski znów zacznie czuć i działać jak człowiek zamagnetyzowany; życie jego stanie

ponownie na niebezpiecznej pochyłości, pozbawione jedynej busoli, jaką daje oparcie się

o rzeczywistość; rezultat pomyślny takiej drogi mógłby zjawić się tylko wówczas, gdyby wybór

Wokulskiego padł na jednostkę, której wartość zbliżałaby się do ideału, przez niego piastowanego.

Ale Prus uważa, iż to nie było możliwe: Wokulski miał naokoło siebie kobiety bardzo wartościowe,

kobiety, które obdarzały go prawdziwym uczuciem, ale żadna z nich nie mogła wzbudzić jego

wzajemności. Wokulski musiał pokochać kobietę tego typu, co panna Izabela. Romantyzm bowiem

tak samo uczucie miłości oparł na ideale fikcyjnej kobiety, jak zagadnienie narodowe

na fikcyjnym pojęciu narodu. Kobieta w pojęciu romantycznym to istota nieziemska, pozbawiona

zupełnie cech przeciętnych, wielka przez moc swego uczucia i intuicyjną skłonność do najwyższych

wartości życia; codzienność jej jest obca: wszystkie bohaterki utworów romantycznych to istoty

niezwykle, pokazane w niezwykłych sytuacjach i otoczone niezwykłą draperią.

Wokulski, którego ideał kobiety ukształcił się na wzorach takich, jak Grażyna, Aldona itp.,

nie mógł pokochać ani Kasi Hopferówny ani pani Stawskiej — bo nie mógł go w nich olśnić urok

niezwykłości, będący punktem wyjścia dla uczucia, narzucający wiarę, że niecodzienny blask

zewnętrzny łączy się z nieziemskimi cechami duszy. Mógł tylko pokochać kogoś z tej sfery,

która kultywowała niezwykłość, tj. ze sfery arystokratycznej. Że Prus uważał to za objaw typowy,

dowodem miłość stryja Wokulskiego do prezesowej, a przede wszystkim kilkakrotne powoływanie się

na uczucie Mickiewicza do Maryli. Jaka natomiast była wartość tej sfery i czym było dla niej

lubowanie się w niezwykłości — wiemy. Ale i tutaj jeszcze Wokulski mógł znaleźć jednostki,

które mimo zgubnego wpływu otoczenia miały niezaprzeczone wartości — np. pani Wąsowska;

kobiety jednak takiego typu również pokochać nie mógł, gdyż jej szczerość musiała zniszczyć nimb

anielskości duszy: pani Kazimiera wydaje się Wokulskiemu nieraz potworem, szatanem! Kobiety

z arystokracji, mając pomyślne warunki zewnętrzne (urodę i świetność otoczenia, w którem się

ukazywały), łatwo mogły wśród ludzi, chcących w nich widzieć „niebianki” wzbudzić to złudzenie,

ale tylko za pomocą zachowywania odpowiednich pozorów; jeśli pozory były świadome — zjawiało

się oszustwo, czynione w dobrej wierze — świadczyły o zwyrodnieniu. Takie tylko czynniki były

ukrytymi sprężynami, które pociągały nieznających życia i idealizujących je romantyków. Innej

możliwości Prus nie widzi — prezesowa to wyjątek. I Wokulski też musiał umieścić kapitał swego

serca tam, gdzie były tylko pozory, ukrywające piętno zwyrodnienia lub brud oszustwa.

Page 60: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

60

Usposobienie Wokulskiego, fakt, że nigdy nie umiał on rozmieniać na drobną monetę swych

przeżyć, następnie głód miłości stanowiły poważne niebezpieczeństwo, i budziły wątpliwość,

czy Wokulski wydobędzie się z matni, którą zarzuciły na niego ideologie romantyczne. Ale, z drugiej

strony, krytycyzm, który wyrobił on w sobie w sposób bardzo wybitny, mógł, odezwawszy się w porę,

powstrzymać lawinę, lub chociaż skierować ją w inną stronę. I ten krytycyzm rzeczywiście się

odezwał już w pierwszym stadium miłości, kiedy Wokulski, nie umiejąc jeszcze określić charakteru

swego uczucia do panny Izabeli, uświadamiał sobie, że staje się ona jakby „mistycznym punktem”

całego jego życia; wówczas rozum podsunął mu myśl trzeźwą, iż może się myli, może panna Łęcka

„nie jest żadnym środkiem jego duszy, ale zwykłą, a może nawet bardzo pospolitą panną na wydaniu”

(I, 81), i wskazał jedynie racjonalny sposób postępowania — by poznać ją. Ale i teraz natknął się

Wokulski znów na przeszkodę ze strony społeczeństwa: stosunki panujące odgrodziły go od panny

Izabeli chińskim murem tak, że kiedy po raz pierwszy, po przezwyciężeniu niesłychanych trudności,

mógł się z nią zetknąć, kiedy miał możność obserwować ją i oceniać jej wartość moralną —

uczucie rozwinęło się tak potężnie, że rozum, uzbrojony w cały aparat krytyczny, usunąć miłości

nie mógł. Wokulski stał się niewolnikiem swego uczucia, które się przerodziło w namiętność.

W chwilach, kiedy Wokulski wierzy w pomyślny rezultat swych dążeń i w wartość ukochanej,

zjawia się w nim dawna moc spotęgowana jeszcze niesłychanie, zjawia się energia żelazna, napięcie

wszystkich władz duchowych i zdolność do czynów, choćby najtrudniejszych, najbardziej

nieprawdopodobnych, czynów, które by dały mu osiągnięcie celu. Cel ten obecnie ogranicza się

do jego własnej osoby, jest więc bez porównania ciaśniejszy, niż dawniejsze dążenia Wokulskiego;

uważa on jednak, iż wolno mu, jak i każdemu człowiekowi, dążyć do szczęścia osobistego.

Niezaspokojone pragnienie serca równa się dla niego śmierci, a on chce żyć; żadne społeczne

czy naukowe względy nie mają prawa zabronić mu tego. Namiętność więc zmienia zasadniczo

stosunek Wokulskiego do życia: szczęście osobiste, które dotychczas w jego mniemaniu było

na planie ostatnim, teraz wysuwa się na plan pierwszy, wobec niego bledną wszystkie aspiracje

dawniejsze. „Pracę dla szczęścia — rozumiem, ale pracy dla fikcji, nazywającej się społeczeństwem,

czy sławą [Wokulski ma na myśli sławę, zdobytą pracą naukową] — już bym się nie podjął.

Społeczność niech sama myśli o sobie, a sława... Trzy wieki sławy oddam za chwilę szczęścia i dziwię

się tylko mojej głupocie, że kiedyś inaczej myślałem” (1, 265). Zarzuty ze strony otoczenia wobec

takiego stanowiska jeszcze bardziej zacinają Wokulskiego. Zrywa się bunt w jego duszy. Jakim

prawem społeczeństwo, samo składające się z egoistów, może od niego wymagać jakichkolwiek ofiar?

A co uczyniło ono, gdy chciał mu oddać swe siły? „Ach, ci kochani bliźni i to społeczeństwo”...

Poczucie słuszności swej drogi tym silniej utrwala się w Wokulskim, iż cały szereg czynów, które

zdziałał on, zmierzając do miłości, mógł usprawiedliwić, jako społecznie dodatnie ze stanowiska

pozytywistycznego, a więc wzbogacanie się, rozszerzenie sklepu, założenie spółki do handlu

ze Wschodem itd.

Te racje jednak są w istocie tylko pozorne, właściwie zaś okres ten będzie okresem obniżania się

wartości Wokulskiego. Ale zaznaczmy to znów: na zmianą nie tyle wpłynęła miłość, ile atmosfera

społeczna. Społeczeństwo bowiem odgrodziło go jako kupca od panny z arystokracja a jednocześnie

kiedy powziął postanowienie zbliżenia się do niej (a musiał je powziąć, gdyż czynna jego natura

nie mogła znaleźć zaspokojenia w kontemplacyjnych zachwytach nad ukochaną), zmusiło go,

aby obrał taką drogę, którą ono uważało za słuszną. Wokulski wiedział, że nie zbliży go do panny

Izabeli ani nauka, ani czyn ofiarny, ani bohaterstwo; tylko zjawiska, uważane za ważne

w społeczeństwie, mogą to uczynić. Jasno uświadomił sobie, że, aby tylko mieć możność szczerego

pomówienia z ukochaną, będzie musiał wylegitymować się ze szlachectwa, mieć dużo pieniędzy

i stosunki w sferach arystokratycznych. Konieczność spełnienia tych minimalnych wymogów

zmuszała go do zerwania z dotychczasowymi poglądami i aspiracjami: starając się o dyplom

szlachecki, będzie poniekąd utrwalał przesądy społeczne — on, który miał kiedyś na celu obalanie ich;

dążąc do zdobycia bogactwa, znów będzie niejako aprobował ówczesne poglądy ogółu, który z całej

pracy pozytywistów zrozumiał tylko to hasło — i stał się społeczeństwem spekulantów.

I Wokulski też przemieni się na czas pewien w spekulanta, on, któremu dawniej przyświecały

wielkie hasła nauki. Za tymi czynami pójdą i inne; w miarę rozwijania się stosunków z panną Izabelą

Wokulski będzie popychany ciągle w objęcia systemu arystokratycznego, który powoli będzie

ogarniał go ze wszystkich stron: kupno domu, klaczy wyścigowej, pojedynek z Krzeszowskim,

wspieranie łotra Maruszewicza, którego zamknięcie pod kluczem było obowiązkiem społecznym,

Page 61: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

61

sprzedaż sklepu Szlangbaumowi, a nawet zjawiająca się chwilami apoteoza arystokracji — są

jaskrawymi dowodami staczania się Wokulskiego. Ile razy zetknął się on ze społeczeństwem, tyle

razy zakończyć musiał swą drogę upadkiem lub rozbiciem, klęską moralną czy ideową, a świadomość

klęski, świadomość rozbicia czy upadku, jest ciągle powtarzającą się jego tragedią.

Mimo bowiem namiętności, rozpanoszonej w sercu, mimo ustępstw na korzyść zła społecznego,

Wokulski nie zatracił świadomości istotnych celów bytu. Związawszy życie z miłością, nie mógł,

pomimo woli nawet, zerwać zupełnie ze wszystkimi wielkimi tendencjami swej bogatej psychiki i, choć chwilami odrzucał je, jako bezwartościowe, nie wyrwał ich zupełnie z duszy i lada podmuch

powoływał je do życia, lada iskra rozżarzała. Gdy mijał szał miłosny, gdy „zgłodniały tygrys” uciszał

się w jego sercu, Wokulski czuł dokładnie nicość swych poczynań, nicość rozumowania, mającego na

celu obronę pełnego egoizmu; horyzont jego myśli wówczas się rozszerzał, a nieprzeciętna

indywidualność ujawniała się w ten sposób, że miłość zaczynała obejmować szersze kręgi, że stawała

się dla niego pobudką do rozwinięcia zainteresowań, związanych nie tylko z nim samym,

ale i z ogółem. Tak było np. w momentach, gdy Wokulskiemu wydawało się, iż cel osiągnął i zdobył

pannę Izabelę: poczucie osiągnięcia osobistego szczęścia pobudzało go zaraz do pragnienia,

aby innych uszczęśliwić.

Nie, egoizm nie mógł stać się na długo dominującym uczuciem Wokulskiego. Że nie stał on

na stanowisku rezygnacji romantycznej, lecz dążył do osiągnięcia tego, co uważał za potrzebę życia,

to, według Prusa, tylko dowód jego tężyzny duchowej. Kto by na tym zyskał, gdyby Wokulski,

kochając, spotkał nie zwyrodniałą jednostkę, lecz istotę wartościową, i zrezygnował z pragnień

poślubienia jej, dlatego, że natrafił na silne przeszkody? Gdyby panna Izabela była inna,

to małżeństwo Wokulskiego z nią stałoby się dla niego niewątpliwie silną podnietą do czynów wysoce

altruistycznych. Bo cóż np. dzieje się z Wokulskim po pierwszym obiedzie u Łęckich? Myśl,

że ukochana sprzyja mu, wywołuje poczucie konieczności zasłużenia na jej miłość. Obudziła się

w nim wówczas „wielka życzliwość, która ogarnia naprzód dom Łęckich, potem dalszą ich rodzinę,

potem jego sklep i wszystkich ludzi, którzy z nim pracowali, potem wszystkich kupców, którzy mieli

z nim stosunki, a nareszcie — cały kraj i całą ludzkość”. Życzliwość wywołała pragnienie czynu

społecznego: „Sława naturalnie jest głupstwem, ale praca dla pomyślności ogółu — to grunt...

Ta kobieta już zrobiła ze mnie bogacza i człowieka z reputacją: lecz, jeżeli uprze się, zrobi ze mnie —

czy ja wiem co?... Chyba świętego męczennika, który swoją pracę, nawet życie odda dla dobra

innych...” (I, 28). — Te słowa nie są frazesem.

Momentów jednak tak harmonijnych w okresie starań o rękę panny Izabeli Wokulski

ma bardzo mało. Jego wybrana nie jest „białym aniołem z skrzydłami jasnemi”... Ukryty

w Wokulskim człowiek rozumny, człowiek idei, nie śpi, lecz czuwa i, gdy tylko może, budzi

najokropniejsze wątpliwości, wskazuje na fakty oczywiste, wysnuwa wnioski bolesne i zastraszające

przez swą nieodpartą logikę. Uczucie głosy te musi gwałtem tłumić i tłumi, ale spokoju dać nie może;

nieraz zaś rzeczywistość ujawnia się z tak przerażającą nagością, iż rozpacz ogarnia Wokulskiego

i chce on wyrwać z siebie straszliwy obłęd. Burza wewnętrzna zaczyna naówczas szaleć w jego

sercu, zaczyna się gwałtowne szarpanie z samym sobą, rozdzieranie serca i umysłu. To rozdarcie

wewnętrzne jest najistotniejszą cechą tego okresu: w Wokulskim bezustannie niemal walczyć

będzie pozytywista z romantykiem, człowiek rozumu z uczuciowcem, naukowiec z kochankiem,

społecznik ze skrajnym indywidualistą. Momenty walki jednak, mimo piekielnych mąk,

które sprawiają, są jednocześnie najważniejszymi bodaj etapami rozwoju Wokulskiego. Zdobywa on

w nich przez cierpienie nieznane mu dotychczas prawdy życia, zdobywa pełną wiedzę

o przeszłości i teraźniejszości narodu, znajduje istotny cel na przyszłość i wyzwolenie

spod zabójczego wpływu, jaki mu w dziale przyniosło społeczeństwo. Ten to właśnie rezultat pracy

duchowej Wokulskiego stanowi nową płaszczyznę oświetlenia idealizmu w Lalce.

Trzy są najważniejsze etapy tej krwawej drogi, przez którą przejdzie Wokulski: pierwszy

etap po powrocie z Bułgarii i bytności panny Izabeli w sklepie, drugi — wyjazd do Paryża i trzeci —

po ostatecznym zerwaniu.

Podłożem duchowym tych chwil, przepojonych bólem, jest pełna negacja wszystkich

dotychczas znanych Wokulskiemu wartości, jest pesymizm głęboki w stosunku do życia. Jak miłość

skupiła wszystkie dążenia Wokulskiego, i zespoliła się z nimi, tak samo poczucie doznanego zawodu

rujnuje wszystko. Ale ta negacja, ten pesymizm to były czynniki, zjawiające się nie tylko jako

Page 62: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

62

konieczność psychologiczna; były one również konieczne do wyzwolenia Wokulskiego z tego, czym

żył, co kochał i w co wierzył, co zaprowadziło go na bezdroża i wydało na łup zniszczeniu.

Poprzednie momenty, oparte również na krytycyzmie (a więc np. przeżycia po upadku powstania

lub po powrocie do kraju), były widocznie niepełne, niecałkowite i, usuwając jedno zło, zastępowały

je innym. Teraz dopiero Wokulski, negując wszystkie niemal dotychczasowe wartości, będzie mógł

zastąpić je takimi, które nie będą już zawierały błędu i które z całą pewnością zaprowadzić będą

mogły do zwycięstwa.

Potępiając już dawniej niejednokrotnie społeczeństwo, Wokulski nie umiał sformułować

dostatecznie przyczyn zła, które w nim tkwiło, oraz nie zdobył się na to, by z tego potępienia

wysnuć wnioski bezwzględne i całkowite. Teraz jednak doszedł stopniowo do poglądów, do których

doszedł i Prus, a które już poznaliśmy. A więc: że przyczyny najistotniejsze i najgroźniejsze zła

w Polsce to: l-o system arystokratyczny, panoszący się wszędzie i zarażający soki społeczne;

2-o idealizm romantyczny, który, przedstawiając rzeczywistość w kształcie lepszym, niż ona jest

w istocie, zamiast — co było w założeniu tego prądu — zwalczyć system arystokratyczny, przyczynia

się tylko do jego utrwalenia. Dzięki arystokracji społeczeństwo gnije, dzięki marzycielom

romantycznym podobne jest do „betsedejskiej sadzawki”, obłożonej ze wszystkich stron chorymi.

Arystokracja przez swój egoizm i marzyciele przez tak uporczywe trwanie w fikcji, że nie mogą się

przebudzić, nie chcą lub nie potrafią dojrzeć, że gubią kraj i siebie. Uświadomił sobie w dalszym

ciągu Wokulski, że cały ciężar życia spada na tych, którzy ponosić muszą konsekwencje takiego

systemu — na ludzi prostych, na najniższe warstwy społeczeństwa. Romantyzm odwodzi je

od realizmu życiowego, a system arystokratyczny pogrąża w ubóstwo. Lud ginie z nędzy: „praca

odejmuje sobie od ust”, aby karmić niedołęgów i zbrodniarzy. „Oni bawią się, ty pracuj; dla nich

istnieje wolna przestrzeń i światło... a ty robaku nurtuj ziemię i przerabiaj ją na grunt zdolny

do siewu” i „ciesz się jednym tylko przywilejem: zrastania się, jeżeli cię rozdepcze ktoś nieuważny”

(I, 88). Rezultat takich stosunków: w Polsce „wszystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy”.

Dla Wokulskiego biedne, brudne, pełne śmietnisk ulice Powiśla stają się symbolem, „miniaturą” życia

całego kraju: widzi tam robotników „wiecznie czekających na robotę”, przekupki „których całym

majątkiem jest kosz zeschłych ciastek”, ludzi stale obdartych, mieszkających w najokropniejszych

ruderach, otaczających się wiecznie głodnymi dziećmi „których największą zaletą jest wczesna

śmierć” (I, 80).

W duszy Wokulskiego, pod wpływem osobistego bólu, budzi się bezmierne współczucie

dla niedoli biednych, cierpiących i nieszczęśliwych, a zarazem pragnienie, by zmienić ich los.

Ale jak?

Pozytywizm wskazywał pracę organiczną, Wokulski jednak ostatecznie zwątpił o jej owocności.

Postulat pracy organicznej obejmował konieczność zajęcia się całym społeczeństwem, aprobował jego

ustrój i tylko dążył do powolnych przekształceń, wierząc, że posuwanie się krok za krokiem wygładzi

zaostrzenia, usunie tarcia i da ostatecznie wszystkim pomyślne warunki rozwoju. Wszystkim — otóż

to; praca organiczna prowadzi więc również do wzmocnienia warstw posiadających, które są złe,

zwyrodniałe; w miarę ich wzrostu, wzmocnią się również w społeczeństwie wady tych środowisk,

utrwali się system arystokratyczny i jego kwintesencja: bezwzględny egoizm. W istocie więc nic

się właściwie nie zmieni. — Spółka do handlu ze Wschodem? Rzecz zasadniczo dobra, daje bowiem

społeczeństwu tańszy towar, ale największe korzyści z niej będzie ciągnąć grupka kapitalistów; spółka

więc da jej oręż do użycia, lenistwa, wyjazdów zagranicę itd. Bulwar nad Wisłą, kanały i woda

odpowiednia dałyby Warszawie wielkie zyski: „można by ocalić rok rocznie kilka tysięcy ludzi

od śmierci, a kilkadziesiąt tysięcy od chorób...”, ale ostatecznie bulwar ten „nie wytępiłby takich oto

Mohikanów [Wokulski ma na myśli grupę drzemiących na śmietniku pijaków, złodziei, śmieciarek

i parę kochanków, złożoną „z matki okrytej wysypką i beznosego ojca”]; przenieśliby się na Pragę,

uprawialiby w dalszym ciągu swoje rzemiosło, kochaliby się, jak ta dwójeczka, ba, nawet mnożyliby

się” (I, 87).

Praca organiczna w dalszym ciągu wymaga od jednostki dostosowania się do poziomu

i zainteresowań ogółu. O ile chodzi o Wokulskiego, to społeczeństwo np. rzuciło go w objęcia

handlu, przemysłu, zmuszając go do pracy w tej dziedzinie — innych dróg mu wzbroniło. Chcąc

pracować dla takiego ogółu i to choćby tylko w zakresie haseł pozytywistycznych, musiałby poświęcić

swe zamiłowania, stłumić bogactwo uzdolnień i celów. Czy powinien to zrobić? — Nie. Idea

bezwarunkowego poświęcenia się nie jest zawsze słuszna; nie wolno nawet poświęcać siebie

Page 63: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

63

dla egoistów, łajdaków czy degeneratów. Wokulski też zrywa z tą myślą, zrywa tym bezwzględniej,

że już ma nie byle jakie doświadczenie, do czego doprowadza u nas idea ofiary. Poświęcał się

przecież, pracował i szarpał za trzech ludzi i czy uczynił coś dla cywilizacji, czy zmienił byt narodu?

Jakąż ma gwarancję, że dalsze życie jego byłoby inne? Dochodzi więc do wniosku, że praca

organiczna, ten zasadniczy postulat pozytywizmu, zarówno ze względów obiektywnych,

jak i subiektywnych, jest bezcelowa; bierze też z nią rozbrat całkowity. Natomiast budzi się w nim

nowa wielka idea, oparta również na postulacie całkowitej ofiary, lecz ofiary dla tych tylko,

którzy cierpią; stanęła przed nim „nieznana [mu] dotychczas część świata — nędza, której trzeba

pomagać” (I, 91). Ta droga już z założeniami pozytywizmu nie łączy się, natomiast ściśle jest

związana z ideologią chrześcijańską. Wokulski pragnie pełnego wyrzeczenia się, oddania

wszystkich zasobów duchowych i materialnych dla idei; pozytywizm apoteozował w ludziach siłę,

przedsiębiorczość — Wokulskiego, który poprzednio również stał na tym stanowisku, zaczyna

obecnie głęboko wzruszać pokora ludu, jego religijna rezygnacja wobec cierpienia i cierpliwe, pełne

wiary oczekiwanie od osiemnastu wieków „spełnienia się boskich obietnic” (1, 106). „Błogosławieni

cisi... Błogosławieni smutni... Błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości... Błogosławieni, którzy

płaczą...” — szepce Wokulski, przypominając sobie słowa Chrystusa, i w chwilach, gdy ogarnia

go głębokie współczucie dla cierpienia, marzy mu się misja niemal apostolska: zadość czynić tym,

którzy pragną sprawiedliwości, którzy płaczą i znoszą ból z poddaniem. Kiedy się zajął dziewczyną

upadłą, którą zobaczył modlącą się w kościele, czuje, że wykonywa tylko wolę cudzą — Chrystusa:

„Niechże przynajmniej tobie... Chrystus dotrzyma obietnicy” (I, 109) [Należy zaznaczyć — co zresztą

wypływa z rozważań powyższych — iż Wokulski nie dochodzi do etyki chrześcijańskiej drogą przeżyć

religijnych, tylko przez głębsze wniknięcie w życie. Momentu realizacji obietnic Chrystusa nie odnosi do życia

przyszłego, lecz wiąże je całkowicie z ziemią, a spełniając przykazania chrześcijańskie, mianuje się jednocześnie

„niedowiarkiem” (I, 108). Chrystus? dla niego — jak i dla Renana — jest genialnym człowiekiem, nie Bogiem.

Prus, Wokulski — to deiści. Teoria ta istnieje w ich psychikach przede wszystkim jako wykładnik rozumu

(nauka wszędzie odkrywa Boga), ale jako natury uczuciowe, w chwilach jakichś głębokich wstrząsów

duchowych, odnajdują Boga w swej duszy, czują Go, jako siłę bezpośrednią, łączącą się z nimi (przypomnijmy

sobie Wokulskiego, kiedy rzuca się pod pociąg). Prus nawet podczas jednej z takich chwil zawahał się, czy

Renanowi, odbierającemu boskość naturze Chrystusa, można przyznać słuszność (por. Kurjer Codzienny ,

r. 1887, N° 239, art. „Wędrówka po ziemi i niebie”).] Wokulski przychodzi jednak do wniosku, że nie tylko praca organiczna, ale nawet najbardziej

ofiarne oddanie się tym, którzy cierpią, w obecnych warunkach społecznych, rezultatów wybitnych

dać nie może. Nędza i ucisk są tylko skutkami ustroju społecznego; dążąc do usunięcia pierwszych,

a zostawiając drugie, nie będzie się niszczyło przyczyny istotnej, zostawi się podstawy zła, które

przytłumi i zniszczy prędzej czy później wysiłki poświęcających się jednostek. Chcąc działać

owocnie, trzeba przede wszystkim zmienić i obalić obecny stan rzeczy, obalić system

arystokratyczny. Półśrodki przy tym nic nie pomogą: zło, które się ciągle odradza, musi otrzymać

cios stanowczy i bezwzględny. Społeczeństwo należy przebudować „od fundamentów do szczytu”,

bo inaczej mimo wszystko będzie ono musiało zgnić; trzeba będzie — według słów Chrystusa —

„oddzielić stęchłe plewy od ziarna” (I, 102). Wokulski czuje, że między nim, a „czcigodnym światem

form wykwintnych musi się stoczyć walka, w której albo ten świat runie, albo — on zginie” (I, 114).

Krok taki z czasem zacznie on uważać za konieczny; będzie to więc nowy etap oddalenia się

od pozytywizmu: zamiast ewolucji — idea zasadniczego przewrotu. Chodzi tylko o sposób

wykonania przewrotu takiego. O krwawej rewolucji społecznej nie myśli ani Wokulski, ani Prus:

gwałt do niczego nie doprowadzi; kto chce stwarzać wyższe wartości życia, nie może do nich

stosować środków najniższych — najwznioślejszą ideę tym popsuje i skazi.

Wokulskiemu drogę dopiero wskazał Geist. Ten mędrzec, podobnie jak Wokulski, swych badań

naukowych nie oddziela od całości życia; od teraźniejszości oderwał się głównie dlatego, ażeby móc

owocniej i pewniej pracować dla przyszłości. Teraźniejszość, według niego, jak i całe przeszłe dzieje

ludzkości — mimo wspaniałych wynalazków i wielkich wysiłków jednostek szlachetnych —

kształtowały się pod znakiem triumfu zła i głupoty. „Tak zwana ludzkość” składa się, i zawsze się

składała, przeważnie z istot nie przekraczających poziomu zwierzęcego; badając gatunek

człowieka, Geist odkrył w nim „kilkadziesiąt typów zwierzęcych, począwszy od ostrygi i glisty,

skończywszy na sowie i tygrysie”; co więcej, odkrył potwory, będące mieszańcami różnych typów:

„skrzydlate tygrysy, węże z psimi głowami, sokoły w żółwich skorupach” (II, 35); a dopiero wśród tej

całej „menażerii bydląt albo potworów, gdzieniegdzie — w stosunku jeden na dziesięć tysięcy —

Page 64: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

64

znajdował prawdziwego człowieka, obdarzonego zarówno rozumem, jak sercem i energią. Otóż

na taką to ludzkość w biegu wieków spadały różne wielkie zdobycze cywilizacji i były jednakowo

dostępne dla zwierząt, jak i dla jednostek rozumnych i szlachetnych. Cóż było rezultatem takiego

rozwoju? Oto ludzkość pod względem wartości nie zmieniła się ani na jotę od epoki krzemiennej,

bo „głupota i występek, dostając coraz potężniejsze narzędzia, mnożyły się i umacniały, zamiast

stopniowo ginąć” (II, 40). Geist nie chce powtarzać błędów, popełnianych przez geniuszów

przeszłości; swego wynalazku, nad którym pracuje — przypięcia skrzydeł człowiekowi — nie odda

wszystkim, tylko „prawdziwym ludziom”. Da im przez to broń, która pozwoli na to, aby ich rasa

mnożyła się, rosła i potężniała, a „potwory w ludzkiej postaci” z wolna wyginęły. „Jeżeli Anglicy

mieli prawo wypędzić wilków ze swej wyspy, istotny człowiek ma prawo wypędzić z ziemi przynajmniej

tygrysy, ucharakteryzowane za ludzi...” (II, 41).

Wokulski uznał słuszność rozumowania Geista. Stało mu się jasnym, że, aby zdobyć istotną

zasługę wobec przyszłości, aby stworzyć prawdziwe podstawy rozwoju, trzeba zerwać z życiem

współczesnym, ze społeczeństwem, z narodem, z ludzkością nawet. Trzeba stworzyć nową

cywilizację, opartą na zdobyczach nauki, która jednostkom genialnym i szlachetnym da moc i pozwoli

stopniowo zniszczyć zło, głupotę, obalić ciężar tłoczący ziemię: system arystokratyczny. Od jednostek

więc trzeba przejść do ludzkości i nią zawładnąć; dopiero nowa, prawdziwa ludzkość stworzy nowe

społeczeństwo i da możność każdemu narodowi rozwinąć indywidualne wartości. Wtedy dopiero

znikną krzywdy, cierpienie, niesprawiedliwość i egoizm, wtedy tylko można będzie owocnie budować

życie na podstawie hasła pracy organicznej, wspieranej ciągłymi zdobyczami nauki, normować je

etyką chrześcijańską, uwieńczać ideologią romantyczną. Na ziemi zakwitnie szczęście; ludzkość,

stanowiąca jedną całość, jako cel swój postawi spełnianie przykazań boskich, czyli praw natury.

W ideologii, którą ostatecznie zdobył Wokulski, nie ma miejsca na miłość do kobiety, miłość,

która by niszczyła wszystkie inne cele życia, nie ma miejsca dla panny Izabeli. Każdy z trzech

etapów uświadomienia stawia Wokulskiego wobec konieczności bezwzględnego wyboru: albo —

albo, albo panna Łęcka, albo idea; w duszy jego wre walka, do nowej drogi ciągnie go idealizm

oraz bogactwo psychiki, do ukochanej — namiętność i marzycielstwo romantyczne. Obie strony mają

za sobą poważne siły, a nawet można powiedzieć, iż za panną Izabelą stoją władze bardziej

żywiołowe i bardziej despotyczne. Toteż miłość kilkakrotnie zwycięża, nigdy jednak zwycięstwo jej

nie jest zupełne, co więcej, ostatecznie nie ona zatriumfuje. Po wstrząsie pierwszym, który dał

Wokulskiemu jakby nowy zmysł — zdolność odczuwania cudzego bólu — widzi on przed sobą

wyraźnie dwie drogi: jedna to „cały ocean cierpień powszechnych, które wedle sił należało

zmniejszać, a przynajmniej powściągać od dalszego rozlewu” (I, 91-2), druga — to miłość. Mimo

że panna Izabela upokorzyła go strasznie przed chwilą, wyrwać jej z duszy nie może; postanawia

zakończyć więc obcym zupełnie swej duszy kompromisem: „Zrobię, co się da i komu można,

lecz osobistego szczęścia nie wyrzeknę się, to darmo...” (I, 92).

Ale miłość będzie powoli usypiać w nim pierwszą drogę i zmuszać go do czynów złych; uczucie

bowiem do panny Izabeli obok akordów romantycznych w tym okresie coraz wyraźniej zaczyna mieć

cechy jaskrawej, gwałtownej namiętności: ten „tygrys”, któremu wnętrzności głód skręca, nie będzie

się wahał w wyborze drogi, aby dojść do celu, choćby po trupach nawet. W Wokulskim chwilami

budzą się krwiożercze instynkty przy lada przeszkodzie, budzą się z jakąś straszliwą, bezwzględną

grozą i zaciętą pasją. Ochockiego np. zaczyna nienawidzić za to, że chodzi on z panną Izabelą

na spacery, a przypuszczając, iż młody wynalazca zechce odciągnąć go od niej, w pewnej chwili myśli

„schwycić młodzieńca za gardło i udusić” (I, 193); gdy wyobraża sobie, że panna Łęcka może wyjść

za kogo innego za mąż a nie za niego, budzi się w nim taka wściekłość, że „chciałby cały świat nabić

dynamitem i rozsadzić” (I, 266), a podczas pojedynku z Krzeszowskim, z „dziką zajadłością” mierzy

prosto w głowę barona, i tylko przypadek zrządził, że go nie zabił. — Ale przychodzi nowy cios

ze strony panny Izabeli i nowe przebudzenie.

Wokulski wyjeżdża do Paryża; okres ten jest okresem niesłychanie ważnym: po chwilach

zupełnej apatii, bolesnej goryczy, męki szarpania wewnętrznego, Wokulski zaczyna odczuwać

na sobie wpływ środowiska, które coraz silniej pociąga jego zainteresowania, daje zapomnienie,

a nawet częściowo odradza; różne idee, które dotychczas w jego umyśle były rozproszone

i nieskoordynowane, zaczynają scalać się i krystalizować. Zetknięcie się z Paryżem uświadamia

Wokulskiemu ubóstwo życia zbiorowego w Polsce. Francuzi potrafią dążyć do szczęścia i zdobywać

je; wszystko zmierza do uproszczenia i ułatwienia warunków bytu: nie istnieją żadne majaki, ubrane

Page 65: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

65

w formę tradycji, żadne pseudoświętości, które tylko hamują rozwój u nas. Podstawą życia w Paryżu

jest niesłychanie intensywna praca, łącząca się z doskonałą świadomością zamierzonych celów; kto

ma zdolności, zawsze znajdzie pole do działania — giną tylko nieudolni, leniwi i chorowici. W ten

sposób odbywa się prawo doboru naturalnego, społeczeństwo rozwija się, żyje pełną piersią i stwarza

nieśmiertelne arcydzieła. Wokulskiemu chwilami wydaje się, że ma przed sobą niemal idealne

społeczeństwo. Bliższe jednak obserwacje przekonały go, iż, jakkolwiek w porównaniu z nami

Francja stoi bezwzględnie wyżej, jednak daleko jest jej do ideału: Paryż równie hoduje oszustów,

złodziei, podejrzane baronowe; wytworem niejako charakteru Francuzów są wysoce kulturalni

sceptycy, w rodzaju pana Jumart, dla których żadne ideały nie istnieją, którzy na życie patrzą jak na

komedię, graną w teatrze, a myślą tylko o zdobyciu renty na starość. Na ograniczone horyzonty tego

wreszcie życia wskazuje Geist — przecież właśnie uczeni paryscy, pełni utartych dogmatów, ochrzcili

go jako wariata, heretyka i zdrajcę. Geist zresztą stoi na tym stanowisku, że nie ma miejsca na ziemi,

w którym nie triumfowałaby ciasnota i lęk przed nowymi zdobyczami życia.

Oto jest jeszcze jeden dowód, że cywilizację trzeba odrodzić — a droga prowadzi przez

naukę. — Dwa razy w życiu Wokulski znalazł warunki, dające mu możność pracy naukowej:

na Syberii i w Paryżu; tam zyskał podstawy wiedzy, tu — uwieńczenie ideowe. Z goryczą też będzie

myślał, że życie jego jest jakby rozpięte między dalekim Wschodem i dalekim Zachodem. —

„Wszystko, co umiem, wszystko, co mam, wszystko, co zrobić jeszcze mogę, nie pochodzi z kraju” (II,

63).

Przed Wokulskim, z chwilą, kiedy uznał wielkość stanowiska Geista, stają znów w całej

wyrazistości dwie zupełnie przeciwne drogi, dwie gwiazdy: „jedna wiedzie do nieobliczonych

reform ludzkości, druga do podobania się... do zdobycia kobiety. Co wybrać?...” (II, 59). Gwiazda

Geista zaczyna jednak zwyciężać: Wokulski decyduje się nie wrócić nigdy do Warszawy, ale list

prezesowej znów niszczy wszystkie plany. Wokulski mimo decyzji rozumowej pragnie żyć; choć

w Polsce doznawał samych zawodów, wyrywa się do kraju, do uczestnictwa w kształtowaniu życia

współczesnego; pójście do Geista, połączone z olśniewającymi nadziejami, znaczy jednak grób

za życia, wyrzeczenie się wszystkiego, wyrwanie wszelkich uczuć, które wiążą z narodem,

społeczeństwem, bliskimi. Jeszcze teraz cierpienie nie złamało zupełnie korzeni, wiążących

Wokulskiego z życiem, jeszcze nie może on uznać uczuciowo, że ludzkość przeważnie składa się

ze zwierząt, że w kraju tak bezwzględnie rozpanoszyła się podłość. List od prezesowej budzi

wszystkie nadzieje, niszczy krytycyzm i zrywa do lotu: Wokulski, oszalały z radości, wyjeżdża

natychmiast do kraju.

Pobyt w Zasławku rozwija miłość do panny Izabeli; uczucie to, łącząc się z poczuciem zbliżającego

się już szczęścia, łagodnieje, ucisza i pogłębia się, do czego w dużej mierze przyczynia się również

romantyczne tło otoczenia: miłość zespala się z przyrodą, przeszłością (ruiny zamku) i poezją ludową

(opowiadanie Węgielka). A później, od chwili, gdy Wokulski został narzeczonym panny Łęckiej,

uczucie jego przechodzi stan ekstazy, która go całkowicie obejmuje w swe władanie, zamykając oczy

na wszystko, co nie jest związane z ukochaną. Zapomina o nauce (cudowną blaszkę Geista oddał

pannie Izabeli), zapomina o społeczeństwie, zapomina o ludziach, którzy mu tyle dobrego w życiu

sprawili, o Rzeckim, o prezesowej: nawet na pogrzeb staruszki nie ma odwagi jechać, aby nie

rozstawać się z ukochaną choć na kilka dni... „Zrozumiał, że nie należy do siebie, że wszystkie jego

myśli, uczucia i pragnienia, wszystkie zamiary i nadzieje, przykute są do tej jednej kobiety. Gdyby ona

umarła, nie potrzebowałby się zabijać, jego dusza sama odleciałaby za nią jak ptak, który tylko chwilę

odpoczywa na gałęzi...” (II, 285). „Zdaje mi się, że umrę u jej nóg... — mówił sobie. — No i co

z tego?... Umrę, patrząc na nią, i może przez całą wieczność będę ją widział. Któż wie, czy życie

przyszłe nie zamyka się w ostatnim uczuciu człowieka?...” (II, 280). Ale przychodzi cios ostateczny

— podczas podróży do Krakowa. Cios tak straszliwy, że psychika Wokulskiego nie może naporu

cierpienia wytrzymać: Wokulski rzuca się pod pociąg. Wyratowany przez Wysockiego, zaczyna długi

okres letargu duchowego, depresji i bólu, z którego jednak wyrywają go błyski zapalającego się

w nim na nowo życia... Cierpienie, zawód pchają go do śmierci, twórcze pierwiastki pragną duszę

odrodzić i dać jej wyzwolenie. Która strona zwycięży? Prus nie odpowiada wyraźnie, kończąc

powieść znakiem zapytania. Większość krytyków dotychczas stała na stanowisku, że Wokulski ginie.

Wniosek taki właściwie nie jest błędny. Można zakonkludować, że zabił go system arystokratyczny,

zabiły złudzenia romantyzmu; atmosfera Lalki usprawiedliwia to, usprawiedliwiają również pewne

cechy psychiki Wokulskiego: niemal od początku powieści zjawia się w nim zawsze, gdy tylko

Page 66: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

66

przychodzi jakiś zawód, pragnienie śmierci; Prus, wspominając o tych momentach, czyni to tak, jakby

chciał czytelnika przygotować do ostatecznej katastrofy. A jednak nie możemy stanąć na stanowisku,

że taki koniec spotkał Wokulskiego.

Przede wszystkim mamy świadectwa samego Prusa: w Kurierze Codziennym w r. 1896

(N° 131) pisze on, że miał napisać dalszy ciąg powieści, co „wyraźnie zapowiedział” przy końcu

Lalki, a w r. 1890 w tymże dzienniku (N° 314), przedstawiając życiorys Wokulskiego, zaznacza,

że „gdy zginął kochanek i spekulant, ocknął się znowu uczony”. Z oświadczeniami Prusa musimy się

liczyć — co więcej: mimo wszystko należy stwierdzić, że ocalenie Wokulskiego leżało całkowicie

w koncepcji ideowej Lalki (wrócimy do tej kwestii jeszcze w rozdziale następnym). Trzeba przyjąć,

że Wokulski, wyratowany przez Wysockiego, nie targnął się po raz drugi na życie, lecz zdobył,

teraz dopiero, zupełne wyzwolenie i udał się do Geista. Po przejściu bezwzględnej apatii w duszy

Wokulskiego zjawiają się trzy możliwości ustosunkowania się do życia; najpierw ta, którą on sam

wyznawał dotychczas: optymizm w stosunku do ludzi, wiara w to, że ogół jest dobry, tylko złe

jednostki, wiara, która go ciągle parła, mimo ostrzeżeń rozumu, do bezpośredniego udziału w życiu

i doprowadziła do bankructwa. Tę formę idealizmu porzuca Wokulski bezpowrotnie. Na jej miejsce

zjawia się na czas pewien stanowisko zupełnie przeciwne: beznadziejny pesymizm Szumana,

oparty na materializmie. Ludzie — to zwierzęta; byli nimi, są i będą zawsze; przyszłość nie będzie

lepsza od teraźniejszości. „Ideały — to malowane żłoby, w których jest malowana trawa, niezdolna

nikogo nasycić... Więc co się poświęcać dla jednych, albo uganiać za drugimi?... Po prostu trzeba się

wyleczyć, a potem na odmianę jadać polędwicę, albo ładne kobiety i popijać to dobrem winem...

Czasami coś przeczytać, czasami gdzie wyjechać, wysłuchać koncertu i tak doczekać starości”

(II, 335—6). Ale stanowisko takie nie może istnieć długo w psychice Wokulskiego: zmysły, które go

pociągają do pani Wąsowskiej, nie dają zadowolenia, idealistyczne tendencje, mimo chorobliwego

stanu duszy, wypływają raz wraz, ale już do dawnego stanowiska nie doprowadzą. Wokulski zacznie

się zbliżać do poglądów Geista: „Gardzę gromadami, a niekiedy szanuję jednostki” (II, 324), powie

on, myśląc rozumie się o społeczeństwie wyższym, nie o warstwach uciemiężonych. Ale, choć

w chwili najsilniejszego wstrząsu duchowego w Skierniewicach jeszcze raz odczuł ogromną

wartość ziemi i człowieka prostego, choć i teraz niedola ludu pracującego staje mu przed oczami —

nie odda mu swych sił, nie odda ich również dla obrony ziemi — dopóki ciąży nad nią przekleństwo

dawnej cywilizacji. Stanie przed nim teraz ideał Sławy — nauki, którą porzucił od czasu miłości;

stanie jako spiżowy posąg kobiety, pełnej majestatu i spokoju. Kobieta ta, u której stóp widnieje

napis „niezmienna i czysta”, to przeciwieństwo panny Izabeli, to jedyny cel, dla którego trzeba

poświęcić pracę i życie: stoi ona na szczycie olbrzymich schodów — a pierwszym stopniem jest

dom Geista. Odkrycie metalu lżejszego od powietrza pozwoli zniszczyć główne źródło niedoli:

dawną cywilizację. To staje się głównym pragnieniem Wokulskiego, które spełnia na razie

symbolicznie, wysadzając w powietrze ruiny zamku w Zasławiu. Ten zamek — to widomy znak

przeszłości, wytworzonej przez arystokrację i wyanielonej przez romantyzm — to złudzenia

Wokulskiego, jego błąd i jego klęska — to triumf panny Łęckiej i Starskiego — to dobrowolna

śmierć prezesowej i jej ukochanego — to wreszcie najwyższe niebezpieczeństwo dla ludu (śmierć

kowala)... — Jedynie na gruzach tej cywilizacji powstać może inna, prawdziwa... Wokulski umiera,

ale tylko dla życia współczesnego, i zamyka się w pracowni Geista...

Trzecie pokolenie idealistów: pozytywiści.

Julian Ochocki.

Trzecie pokolenie idealistów, to pokolenie, które wyrosło w epoce pozytywizmu i w związku

z nim kształtowało swe psychiki, ale tak jak Wokulski, doszło do konsekwencji znacznie dalszych,

niż ten kompromisowy prąd pozwalał. W dwóch dziedzinach przy tym, najważniejszych

dla pozytywizmu, pokolenie to rozwija swe siły — nauce i w zagadnieniach społecznych.

Reprezentantem pierwszego odłamu jest Ochocki, drugiego subiekt Klein i studenci.

Stanowisko Ochockiego wobec nauki nie odbiega od stosunku do niej Wokulskiego: to samo

przechodzenie od szczegółów do uogólnień, łączenie zdobyczy nauki z całością życia i zmierzanie

Page 67: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

67

do tego, by z pomocą wiedzy przekształcić ludzkość. Ochocki to umysł wybitny, umysł nawet

genialny. Urodzony w sferze zamożnej (matka jego była „aż Łęcka”), miał możność zdobycia

doskonałego wykształcenia (głównie za granicą), a epoka pozytywistyczna nie wpoiła w niego tych

wszystkich ideałów i uczuć, które tłumiły wyzwolenie Wokulskiego. Jego ideą najwyższą jest

przypięcie skrzydeł ludzkości i od tej idei nie zdoła Ochockiego nic odwieść: ani walka narodowa,

ani całkowite oddanie się społeczeństwu, ani miłość, która by zagarnęła całą istotę, ani zdobywanie

pieniędzy wreszcie, które łatwo by mógł osiągnąć, eksploatując swe wynalazki; obca mu jest więc

zarówno nierealna ideologia romantyczna, jak i pozytywizm dnia codziennego. Dla Ochockiego są to

wszystko zagadnienia drugorzędne, które nawet zająć go mogą na czas pewien, nigdy zaś nie pochłoną

całej energii, umysłu i uczucia; wystarczy najdrobniejsze potrącenie o ideę naczelną, aby wszystko

zniknęło, a zjawiła się jedyna pasja, jedyne marzenie upajające i oszałamiające Ochockiego swymi

perspektywami, swą wielkością i przewrotem, jaki by wywołała jego realizacja. Ochocki wierzy,

iż wynalezienie machiny latającej sprowadzi radykalną przemianę warunków życia: gdy człowiek

opanuje powietrze, wówczas znikną wszelakie przeszkody, dzielące ludzkość; znikną granice, fortece,

armie, zwalczające się narody — na miejsce dawnych żrących się stworzeń powstaną istoty „podobne

do aniołów, lub starożytnych bogów”. „Co mnie żeniaczka, kobiety, a nawet mikroskopy, stosy i lampy

elektryczne?... — woła Ochocki w porywie entuzjazmu — Oszaleję, albo... przypnę ludzkości

skrzydła...” (I, 194). Ochocki — to polski Geist, tym jednak różniący się od mędrca francuskiego,

że jego pomysł istnieje wyłącznie w sferze marzenia, gdy tymczasem Geist pracuje usilnie i powoli

zbliża się do jego realizacji.

Ale to nie wina Ochockiego. Środowisko tak samo nie pozwala mu na pracę, jak Wokulskiemu.

Nikt przede wszystkim go nie rozumie: według zdania powszechnego idea pana Juliana jest

dziwactwem, śmieszną oryginalnością, jest przywidzeniem, którego poważnie traktować nie można,

co więcej, od którego należy odwodzić; ciotka, opiekująca się Ochockim, co dzień mu powtarza

z troskliwości o los swego pupila: „Kochany Julku, staraj się podobać Izabeli, bo to żona akurat

dla ciebie... Mądra i piękna: ona jedna wyleczyłaby cię z twoich przywidzeń...” (I, 191); pani

Wąsowska zaś, po półgodzinnym wykładzie Ochockiego „o zniknięciu granic, o braterstwie ludów,

o olbrzymich postępach cywilizacji...”, które wynalazek wywoła, znalazła tylko jedno zapytanie:

„Panie Ochocki, czemu się pan nie żeni?...” (II, 147). [Oto jak np. Ochocki opowiada o swych

przeżyciach miłosnych: „Kobiety, ważna rzecz. Kochałem się już, zaraz ileż to?... Cztery... sześć...

ze siedem, tak, siedem razy... Zabiera to dużo czasu i napędza desperackie myśli... Głupia rzecz,

miłość... Poznajesz, kochasz, cierpisz... Potem jesteś znudzony, albo zdradzony... Tak, dwa razy byłem

znudzony, a pięć razy zdradzony...” (I, 193).]

Środowisko arystokratyczne pędzi życie tak niefrasobliwe, wesołe, wykwintne, dające tyle

rozrywek, tak przyjemnie rozprasza swe wieczne próżnowanie, że mimo woli nawet pociąga i kusi.

Pociąga ono również Ochockiego i to tym łatwiej, iż ma on w swej psychice wiele cech dziecinnych:

przeskakiwanie od jednego zainteresowania do drugiego, zdolność do chwilowego zajęcia się tym,

co ma przed sobą. Tych zainteresowań poważnie traktować nie można, one w psychice Ochockiego

poważniejszych zmian nie wywołają, ale usypiają istotne struny duszy. Ciągłe wizyty, przejażdżki,

rozrywki wsi i miasta wypełniają życie Ochockiego, absorbując zupełnie, każą mu żyć chwilą, żyć

powierzchownie, żyć snem dziecka. Gdy przychodzi obudzenie, Ochocki bierze się gorączkowo

do pracy, studiuje od rana do nocy chemię, fizykę, technologię, jego bystry umysł daje mu kilka

drobnych wynalazków, ale to do celu go nie zbliża. Ażeby wynaleźć przyrząd do latania w powietrzu,

trzeba pracy takiej, jaką prowadzi Geist; wysiłkiem jednorazowym, najgenialniejszą nawet intuicją

zrealizować się to dążenie nie da, a Ochocki do takich tylko wybuchów jest zdolny. Gdyby żył

w innym środowisku, wówczas mógłby znaleźć podtrzymanie, poparcie wśród otoczenia, atmosferę

naukową, wreszcie kobietę, która by opuściła salon dla laboratorium, w Polsce natomiast „można...

tylko rozpróżniaczyć się... zgłupieć i skwaśnieć” (II, 351). Do tego wniosku doszedł sam Ochocki —

czuje on, że tylko wyjazd za granicę uratuje go; toteż namówiony przez Wokulskiego, wyjeżdża

do Geista.

Page 68: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

68

Klein i studenci, czyli idealiści socjalistyczni.

Klein i studenci dążą do zmiany warunków społecznych, hasłem ich jest idea socjalistycznego

przewrotu. Prus ideologią socjalistyczną interesował się bardzo i niejednokrotnie dawał wyraz temu

zainteresowaniu w swych kronikach, oraz w szeregu felietonów, drukowanych w Nowinach,

pt. „Co to jest socjalizm”. Dla Prusa prąd ten stanowi przede wszystkim nowy system ekonomiczny,

który zmierza do wynalezienia „takiej kombinacji społecznego ustroju, w której by ogólna suma

szczęść i nieszczęść została mniej więcej równo rozdzielona między wszystkich. Dziś

w społeczeństwach „mamy pracę i nędzę, próżniactwo i zbytek, niewiadomość i wyzysk, większą

lub mniejszą świadomość swoich praw i niemożność korzystania z nich... Mamy istoty jednego

gatunku, rozdzielone całą przepaścią bogactw, przywilejów, zwyczajów i oświaty. Mamy, słowem,

cały dramat społecznego życia, snujący się od wieków, wikłający się z każdym dziesiątkiem lat”.

Socjalizm zaś chce „na miejscu dzisiejszej drabiny położeń, zaczynającej się nędzą, a kończącej

rozpustą postawić „grupy średniozamożnych jednostek”. Cel więc socjalizmu, bliski dążeniom

Prusa, zyskiwał jego sympatię; widział on w nim jednak doktrynę, która w dużej mierze opiera się

na niepewnych hipotezach, oraz na pierwiastkach urojonych, nierealnych. Wprawdzie socjalizm działa

w imię dążenia do szczęścia, które to dążenie jest „odwiecznem prawem ludzkiem”, wprawdzie hasła

pracy i stowarzyszania się są potężnymi dźwigniami cywilizacji, ale tak ważne w tej teorii pojęcie

„własności zbiorowej” i sprawiedliwego podziału dóbr, jest tylko hipotezą, nie zaś prawem; nie daje

też pewności, a szczególnie niemożliwe jest do zastosowania wśród ludzkości obecnej; własność

zbiorowa może powstać tylko kiedyś w nieokreślonej przyszłości, kiedy ludzie będą się składać

z jednostek mądrych i lepszych, należeć do rasy wyższej. Pełne zrealizowanie więc idei

socjalistycznych współcześnie jest utopią, a wiara socjalistów w „niepojęty przewrót stosunków”, jaki

ich teoria ma sprowadzić, jest fikcją. Prawda, pod wpływem ideologii socjalistycznej, „może

zmniejszyć się znaczenie i nadużycia kapitału, może podnieść się znaczenie pracy i wartości osobistej

człowieka, może ujednostajnić się tryb życia, może osłabnąć zbytek, może zniknąć wiele nazwisk

znanych, a wypłynąć nieznanych” — ale to będą tylko „cywilizacyjne reformy”, kształtujące się

stopniowo, nie zaś niebywały przewrót.

Sympatia Prusa do idei socjalistycznych, zaznaczająca się mimo stanowiska krytycznego,

łączyła się jeszcze z tym, iż oddzielał on socjalizm od komunizmu i rewolucji: „Mieszano system

socjalistyczny z komunizmem i agitacjami rewolucyjnymi, brano Pawła za Gawła, posądzano go o to,

o czym nie myślał, a następnie — obrzucano obelgami i podejrzeniami”. Do tego dąży nie socjalizm

zachodni, lecz wyrodzony z niego, głównie na gruncie rosyjskim, anarchizm. Ten ostatni prąd potępia

Prus z całym bezwzględnym oburzeniem. Omawiając komentarz do książki Schaefflego, napisany

przez Ławrowa, który uważa rewolucję („mniej lub więcej energiczne środki”) za konieczne zjawisko

przejścia do ustroju socjalistycznego, a następnie twierdzi, że ustrój ten zniesie narodowości, religie

i rodzinę, Prus tak pisze: „Kto jak kto, ale apostołowie idei poprawienia świata, uszlachetnienia

stosunków i natury ludzkiej, apostołowie zmniejszenia ogólnej sumy nieszczęść powinni by wykreślić

i wykląć owe „mniej więcej energiczne środki”... Jeżeli bowiem idee ich wyrażają naturalne dążenia

ludzkości, to „środki” są niepotrzebne, a jeżeli ich nie wyrażają... to... byłyby po prostu zbrodnią...

Niema teorii, o której nie mógłbym rozprawiać spokojnie... Ale kiedy słyszę ludzi... którzy...

zapowiadają „więcej lub mniej energiczne środki”... ogarnia mnie zgroza. Co to za obelga dla uczuć

ludzkich wyobrażać sobie, że jakiś przyszły świat wolności i sprawiedliwości, w którym każda łza ma

być otarta, każda krzywda wynagrodzona, że ów świat zbuduje się despotyzmem i tyranią”.

Teoria socjalistyczna pierwsza wyraziście i jasno przedstawiła kontrast, zachodzący pomiędzy

obecnym ustrojem kapitalistycznym i przyszłym społeczeństwem, opartym na pracy, stowarzyszeniu

i człowieku doskonałym. W tym kontraście „leży nie tylko nowość doktryn, ale jeszcze ich urok,

co pociąga do siebie z jednej strony młodzież, zawsze goniącą za ideałami, z drugiej klasy pracujące,

które znajdują w nim ideał społeczeństwa, gdzie praca podniesiona jest do apoteozy”. Rozumie się,

że również w Polsce, gdzie idealizm jest tak znamienny dla psychiki narodowej, doktryny

socjalistyczne musiały znaleźć silne echo. W Lalce będziemy mieli jednego przedstawiciela klasy

pracującej, przepojonego socjalizmem, tj. Kleina, i przedstawicieli młodzieży — studentów. Prus

przy tym ma na myśli, kreśląc te postaci, istotne idee socjalistyczne, nie zaś anarchizm; w planie

powieści i ten odcień miał być reprezentowany w Lalce, lecz usunęła go cenzura; dzięki niej też

Page 69: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

69

i ostatnia grupa idealistów polskich została przedstawiona tylko szkicowo. [Mraczewski, będąc

w Moskwie, przejął się nihilizmem rosyjskim (por. Kurier Codzienny, r. 1888, Nr 13). Roztacza on

obszernie przed Rzeckim teorie socjalistyczno-anarchistyczne, w rzeczywistości zaś, w praktyce cała

ta przemiana Mraczewskiego ograniczała się do rozwiązłości obyczajowej. Planami swych

mniemanych zamachów może złudzić tylko naiwnego Rzeckiego.]

Najdokładniej określone jest stanowisko Kleina. Jego stosunek do socjalizmu jest zbliżony

do stosunku, jaki łączył romantyczną generację z Napoleonem: wiara w nieograniczoną moc doktryny,

która sprawi powszechną przemianę warunków i stworzy nową epokę na ziemi. Studenci nie mają

w sobie tego odcienia religijnego: w ich duszach przeważa znów bunt przeciwko bezkarnym

krzywdom i nadużyciom społecznym. Wszyscy jednak działają dla idei i poświęcają siły swe do jej

zrealizowania.

„Dzieciaki... dzieciaki!...” - mówi o nich z współczuciem Wokulski. Ogólne prawo, że działanie,

choćby mające najszlachetniejsze pobudki, jednak pozbawione znajomości życia, musi się skończyć

klęską, stosuje się również do Kleina i studentów; i oni reprezentują idealizm, nieliczący się

z rzeczywistością. Zostają aresztowani, a do uwięzienia ich przyczynia się nawet nie wróg, lecz swój,

Maruszewicz. Społeczeństwo „w ciężkim swoim strapieniu marzy sobie: będę miało, tylu a tylu

lekarzy, tylu a tylu historyków, tylu a tylu filozofów — diabli mnie nie wezmą. — A gdy tak sobie

myśli, kiwając zmęczoną głową, dają mu naraz znać, że mój kuzyn i jego przyjaciele — już nie będą

ani lekarzami, ani filozofami, bo — już ich nie ma na tym świecie, ponieważ gdzieś znikli, uderzając

głową o mur”.

Podsumowanie rozważań o „Lalce”.

Z ROZDZIAŁU IV

Z kolei, po szczegółowej analizie społeczeństwa polskiego w Lalce, zapytajmy, jakie ostateczne

wnioski wysnuć można z ideologii tego utworu, a szczególnie, jak sam Prus ustosunkował się

do drogi, którą w końcu kazał pójść Wokulskiemu. Nie ulega wątpliwości, że leżała ona na linii

pragnień i tęsknot samego autora. Prus, jak i jego bohater, dochodził naówczas do wniosku, że zło,

istniejące w społeczeństwie, sięga głęboko w zagadnienie naszej cywilizacji, która nagromadziła

tyle wynaturzeń, tak strasznie wykoszlawiła życie i znieprawiła niektóre jego dziedziny, iż reformy,

zmierzające do powolnej zmiany warunków, to i owo przekształcą, polepszą, ale nie zniweczą złej,

zgniłej podstawy; zbudowane na takim fundamencie, nawet przez pewien czas mogą błyszczeć

wspaniale, ale prędzej czy później runą w odmęt. Prus widział przy tym, że zło tkwi nie tylko

w Polsce, ale istnieje z różnych powodów i gdzie indziej. Im jaki naród rozwinie się wyżej

pod względem cywilizacyjnym, tym zaraz skomplikowanie życia potęguje się, wywołując szereg

objawów ujemnych, szereg wrzodów społecznych. Taka np. Anglia; dzięki nadmiernie rozwiniętemu

ustrojowi kapitalistycznemu nastąpił tam „straszny przedział społeczny”: drobna cząstka ludzi skupiła

w swych rękach bogactwa ogromne — a reszta narodu, tj. miliony — to biedacy. „ W tych warunkach

stan społeczeństwa może się tylko pogarszać; nigdy się zaś na dotychczasowej drodze nie polepszy”.

„Jak szczęśliwą wobec Anglii jest np... półdzika Bułgaria, gdzie... wszyscy czują się członkami jednej

rodziny. Toteż, gdy w ucywilizowanym Londynie, pomimo całego rozumu i wpływu „klas

przodujących”, o mało nie doszło do walki domowej na ulicach, prości Bułgarzy... jak jeden człowiek

wystąpili przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi”. Podobnie w Lalce Szuman stwierdzi, że w zakresie

rozwiązania problematu miłości „najbardziej zacofane państwa wyprzedziły najbardziej postępowe

społeczeństwa, a raczej ich klasy inteligentne” (I, 372).

Druga przyczyna bliższa, niemniej bolesna, była: oto społeczeństwo polskie — jak wiemy —

samo nie chce zmiany i w pełnym zaślepieniu stacza się coraz niżej. A tymczasem, gdyby przy

wartościach, jakie reprezentuje polski typ psychiczny, byli ludzie wyżsi moralnie i umysłowo,

to można by u nas dokonać niemal cudów. „Ach — mówi Prus — gdyby do tych uczuć, do tych ogni

płonących pod lodem, dołączyć — odrobinę rozumu, co by to był za kraj, co za naród...”

W porównaniu z Niemcami i Francuzami Polacy obdarzeni są znacznie bogatszymi zasobami

ducha. „Sam jeden — powiada o sobie Wokulski — przez pół roku zarobiłem dziesięć razy więcej,

Page 70: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

70

aniżeli dwa pokolenia Minclów przez pół wieku. Na zdobycie tego, com ja zdobył między kulą, nożem

i tyfusem, tysiąc Minclów musiałoby się pocić w swoich sklepikach i szlafmycach” (I, 31);

a zestawiając siebie z Francuzami, dochodzi do wniosku, że „ci znakomici ludzie, jakich tu spotykam,

nie mają nawet połowy moich sił” (II, 30). Niewątpliwie, iż Prus marzył poprzednio, nawet

w tajemnicy najgłębszej przed sobą (bo przecież teorie realistyczne na to nie pozwalały), że praca

nad odrodzeniem społeczeństwa polskiego da początek w ogóle nowej cywilizacji. Tym straszniejszy

był zawód później.

Krytykując więc życie społeczeństw zachodnich, Prus nie miał tej rekompensaty, jaką mieli nasi

romantycy, wierzący w specjalną misję Polski. Zło panoszy się wszędzie. Mimo wspaniałych

zdobyczy cywilizacyjnych, człowiek od czasów zamierzchłych nie zmienił się ani na jotę, nie postąpił

naprzód — pogląd więc taki sam, jaki miał Geist. Prus w jednej z kronik zastanawia się nad tym,

jakich wrażeń doznałby Homer, gdyby zmartwychwstał i poznał nasze życie. Widok telegrafów,

lokomotyw, pocisków artylerii, „elektrycznych klejnotów baletnic” i pienistego szampana tak by go

zachwycił, że „upadłby na twarz i zawołał: kraj wasz jest Olimpem, napój nektarem, a wy bogami,

którzy jeżdżą na smokach i noszą gwiaździste szaty. O, jak muszą być potężne wasze rozumy i wielkie

serca: jak jesteście szczęśliwi”! Wrażenie to jednak byłoby chwilowe; dłuższy pobyt u nas nauczyłby

Homera, że „pod pokostem niezmiernych ulepszeń technicznych kłębi się odwieczna chciwość

i oszustwo, słabość i głupota, ból i narzekanie; słowem — stary człowiek, który przez trzydzieści

wieków nie zmienił się ani na jotę”.

Co czynić wobec takiego stanu rzeczy? Prus, również jak Wokulski, chwilami zaczyna

najwyraźniej skłaniać się do idei zasadniczego przewrotu: teraźniejszość, która odznacza się

upadkiem, zmierzchem, „listopadem” cywilizacji, niech upada, a na jej miejsce niech powstanie

cywilizacja nowa. Do idei tej, znanej tak dobrze romantyzmowi a głoszącej hasło ewolucji

katastrofalnej, Prus, jak wiemy, odnosił się dawniej nieufnie. Mówiąc o socjalistycznych teoriach

nagłego przetworzenia ustroju społecznego, pisze: „Wielopiętrowy gmach społeczny jest niewątpliwie

budowlą, posiadającą wiele wad, które szczególniej czuć się dają na niższych piętrach. Gdy jednak

ktoś zaproponuje zupełne rozwalenie gmachu i zastąpienie go budynkiem parterowym, ludzi ogarnia

trwoga, i mimo woli zapytują: jakiego czasu i jakich sił potrzeba do rozebrania tego, co miliony głów

i rąk wznosiły przez całe wieki, czy nowy budynek naprawdę nie będzie posiadał żadnych wad, a nade

wszystko — gdzie podziać się podczas tej przeróbki?...”. A w roku 1887, wobec pogłosek o wojnie

europejskiej, Prus powie: „Mroźny to czas, ale — piękny czas, w którym człowiek z początku chucha

w palce, ale następnie czuje, że zaczyna mu się prostować grzbiet i schodzą się obluzowane łopatki...

Święty Berdanie, święty Mauserze, wszyscy święci ośmio- i jedenastomilimetrowi, wszystkie święte

odtylcowe i odprzodowe, gładkie i gwintowane — módlcie się za nami — I pomóżcie do wyklarowania

się niejasnych sytuacyj, do zdemaskowania fałszywych ideałów, do wyłatania, albo przenicowania

wytartej sprawiedliwości, a nade wszystko — do zwalenia tych fałszywych rusztowań, na których

jeszcze opiera się cywilizacja”. „Nic nie mam — pisze w dwa miesiące później — przeciwko wojnie

i myślę, że gdyby nareszcie zjawiła się, przyjąłbym ją ze spokojnym sercem...” „Niech więc będzie

wojna, niech się ten stary świat przewróci do góry nogami...”. Zastrzega się Prus tylko, że wojna,

przewracając wszystko, powinna uszanować „rozsądek i szacunek dla pracy”. „Tylko bowiem te dwa

czynniki z gruzów mogą wznieść nowe budowle...”

Na uznaniu też konieczności radykalnego przewrotu cywilizacyjnego i pracy, jako jego

następstwa, opiera się koncepcja Geista, którą wraz z uczonym francuskim będą realizować

Wokulski i Ochocki — ta droga da w rezultacie triumf dobra i sprawiedliwości. Prus więc znalazł

wyjście: przyjdzie epoka, kiedy szlachetne dążenia i idealizm życia staną się zdobyczami ogółu;

rozpanoszenie się zła nie jest wieczne, tylko czasowe, ostatecznie zwycięży to, co reprezentuje

Rzecki, Wokulski i Ochocki — Non omnis moriar... Toteż pewnie o swej koncepcji ideowej,

którą miał przedstawić w obmyślanej naówczas Lalce, myślał Prus, gdy pisał w r. 1886:

„Ze wszystkich stron mrok nas otacza, więc też ludzie mówią i piszą o mroku. Niewątpliwie kiedyś

wejdzie słońce, może już nawet i świta. Ale ten słaby brzask dopatrzy ledwie najbystrzejsze oko

i, dopatrzywszy, może stworzyć dzieło, którego nie zrozumieją współcześni...”

Jakkolwiek ze zdań tych wynika, że idea Lalki (a więc i wyratowanie Wokulskiego) była

gotowa przed rozpoczęciem pisania powieści, jakkolwiek jest ona teoretycznie konsekwentna,

przecież musimy zapytać, czy Prus odnosił się do niej, jako do teorii, która ma praktyczne widoki

zrealizowania. Tu zaczynają zarysowywać się pewne wątpliwości. Czy oddanie wynalazku — jak

Page 71: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

71

chce Geist — jedynie ludziom szlachetnym jest możliwe do urzeczywistnienia? Czy ono, jako pomysł

dosyć sztuczny, zgodne jest z naturalnymi prawami życia, z prawem rozwoju Spencera? Prus

niewątpliwie musiał odpowiedzieć, że nie. Do takiej koncepcji pchała go tęsknota do lepszych

warunków życia, pchało marzenie. Podobnie Wokulski, gdy zamknięta została przed nim możność

spełniania czynów bezpośrednich, pod wpływem zachwycających go baśni z Tysiąca i jednej nocy

„marzył, że on jest czarodziejem, który posiada... władzę nad siłami natury i zdolność stawania się

niewidzialnym... — Myślę — rzekł — że po kilku latach mojej gospodarki, świt wyglądałby inaczej...

Najwięksi hultaje zmieniliby się na Sokratesów i Platonów” (II, 318). Ale przecież to jest tylko

fantastyczne marzenie! Czyż nie fantazją jedynie są myśli Geista? Krytycyzm, stale tłumiący w Prusie

oderwanie się od rzeczywistości, musiał mu wskazywać na nierealność takiego planu, na to, że jest on

tylko jedną z fikcji idealistycznego stosunku do życia. Prus wówczas cofa się. Oto niezmiernie

charakterystyczna kronika:

„Zagranicą... ludziom już zachciewa się — latać w powietrzu. Miesiąc temu gruchnęła nawet

pogłoska, że dwaj oficerowie francuscy.. wynaleźli sposób kierowania balonami...

„Nareszcie... — pomyślał niejeden, sądząc w duszy, że gdy ludzie dostaną skrzydeł, to już i zrobią

się podobniejsi do aniołów”.

„Istotnie, sprawa żeglugi powietrznej jest nie tylko zagadnieniem technicznym, ale i najdawniejszą

tęsknotą ludzkości. Życie nasze jest pełne cierniów, a wszystkie one wydają się nam ziemskimi... Toteż

wszystkim... wydawało się po trochu, że opanować atmosferę, znaczy to samo, co zmienić warunki

ludzkiego bytu. Na pierwszą też wiadomość o wynalazku... dzienniki krzyknęły, że ludzkość oczekują

wielkie zmiany.

„Może i nie tak wielkie”.

Prus dalej wyjaśnia — o czym zresztą mówi i w Lalce — że balonem „ludzkość niedaleko

zajedzie” i „musi postarać się o ciężką machinę latającą”. „Przypuśćmy jednak, że już ją wynalazła”.

Cóż się wtedy zmieni?

„Czyliż między istotami latającymi są tylko gołębie, a nie ma jastrzębi? Czyliż jutrzejsza machina

latająca będzie posłuszna tylko uczciwym i mądrym, nie zaś głupcom i łotrom? Kto będzie miał dużo

pieniędzy, będzie latał wysoko jak kondor, kto mało — nie o wiele prześcignie wróbla, a kto nic —

będzie chodził po ziemi jak gęś domowa, którą się parę razy na rok podskubuje. Oczekiwane

przewroty społeczne mogą się zredukować do nowej formy gonitw i walk, w których pokonany

w górze, spadając, rozbije głowę spokojnemu na dole.

To mieć można i bez latających machin”.

O tym wiedział i Geist, ale, jako jedyne wyjście z tego stanu rzeczy, podał myśl oddania

wynalazku ludziom wyższej rasy; Prus natomiast inaczej rozumuje: „Skąd brać mamy naukę —

powiada — że dziś pilniejszą rzeczą jest udoskonalić ludzką duszę, aniżeli sposób kierowania

balonami...”.

A więc to, co twierdził stale: najpierw praca organiczna, a dopiero potem czas na wielkie idee.

Wiemy jednak znów z drugiej strony, że Prus doszedł do wniosku, iż praca organiczna jest

bezowocna... Tragiczne błędne koło!

Ale splot zmagań wewnętrznych Prusa w okresie pisania Lalki nie kończy się na tym. Co czynić

i jak ustosunkować się ma do społeczeństwa jednostka wybitna, która chce poświęcić mu

wszystkie siły, a jest przez nie odtrącona? W Lalce Wokulski i Ochocki wyzwalają się

spod bezowocnej walki — i opuszczają kraj. Prus jednak sam, choć pobudki bohaterów aprobuje

całkowicie, choć pragnąłby się chwilami wyrwać z ciasnych warunków życia, jednak na taki krok

nie mógłby się zdecydować: zbyt organicznie, zbyt żywiołowo związany jest z narodem —

nie mógłby się zdecydować nawet wówczas, gdyby wierzył z całą pewnością, iż wynalazek Geista

zmieni ludzkość.

Zmieni, przypuśćmy, ale kiedy? Zwycięstwo Geista nie jest rzeczą bliską! Zależy ono nie tylko

od tego, kiedy zostanie uskuteczniony sani wynalazek, ale od stopniowego opanowywania życia przez

rasę ludzi wyższych; ileż czasu upłynie, zanim ta wyższa rasa tak się rozmnoży, że będzie w stanie

zniszczyć choćby tylko tygrysów w ludzkiej postaci? — „Zaczynam przypuszczać — powiada Prus —

że taki [lepszy] świat na naszym globie, jeżeli kiedyś wykwitnie, to chyba za dziesięć lub piętnaście

wieków”. A w jakim stanie naówczas będzie społeczeństwo polskie, co powstrzyma ostateczny

jego rozkład? Nic... Optymistyczne Non omnis moriar organicznie z rzeczywistością się nie łączy

i nie wypływa z niej. Optymizm to tylko teoretyczny, praktycznie zaś wszędzie przebija pesymizm,

Page 72: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

72

który bezwzględnie nadaje powieści ton zasadniczy. Gdyby Prus wierzył głęboko, gdyby miał

pewność, że to, co było konsekwentne i wartościowe w teorii, urzeczywistni się, nie kończyłby Lalki

znakiem zapytania, lecz postawił sprawę jasno i wyraźnie. Tęsknota i pragnienie rzuciły tylko

perspektywy, rzuciły możliwości, ale nie mogły stłumić głosu, który ujemnie musiał oceniać życie,

który w nim samym, w rzeczywistości otaczającej, obiektywnej nie widział nic, co by zapowiadało

pomyślniejszą zmianę. Stąd dominujący nastrój pesymistyczny, który ciągle stawia nam śmierć, jako

jedyne wyjście dla Wokulskiego. Istotnie bowiem z pesymizmu wyrosła Lalka. W zakończeniu

powieści nad Non omnis moriar góruje co innego: góruje bolesna świadomość, że wszystko idzie

na marne: ogół rozkłada się i karleje, jednostki wybitne albo giną (Rzecki, prezesowa),

albo wyjeżdżają z kraju (Wokulski, Ochocki) — i w tym drugim wypadku również są dla

społeczeństwa stracone. „Straszna rzecz — woła Szuman — Ci giną, wy wyjeżdżacie... Któż tu

w końcu zostanie?...

— My!... — odpowiedzieli jednogłośnie Maruszewicz i Szlangbaum.

— Ludzi nie zabraknie — dorzucił radca Węgrowicz” (lI, 413).

Maruszewicz, Szlangbaum, Węgrowicz — piękna trójca i wyrazisty symbol! Pierwszy —

wcielenie łajdactwa wszelkiego rodzaju, drugi — spekulacji i lichwiarstwa, trzeci wreszcie —

lenistwa, arogancji i oszczerstwa.

Mówić o optymizmie Lalki na podstawie samego zakończenia, znaczy to samo, co określać jako

utwór optymistyczny Nie-Boską, dlatego tylko, że Pankracy woła: „Galilee vicisti”, albo Lillę

Wenedę, że nad stosem Lelum i Polelum ukazuje się Bogarodzica.

Pesymizm Lalki nie ogranicza się przy tym wyłącznie do zagadnień społecznych; ma on

znacznie głębsze podłoże, zahacza bowiem o ogólny stosunek do życia. Lalka wyrosła z naukowego

na świat poglądu, prześwietlonego uczuciowością człowieka. Prus naukowiec zmierza do tego,

aby wszystkie zjawiska życiowe logicznie, rozumowo sobie wyjaśnić; i rzeczywiście zagadnienia,

poruszane w powieści, mają zawsze podłoże racjonalne, uwarunkowane są prawami przyrody. Prus

uczuciowiec natomiast buntuje się często przeciw tym niezaprzeczonym prawom natury i w takiej

a nie innej logice życia widzi fakty irracjonalne. Optymizm rozumu spaja się z pesymizmem serca

i jest przez uczuciowość zagarnięty całkowicie. Uczuciowość bowiem od Prusa naukowca domaga

się przede wszystkim jednej odpowiedzi, której on udzielić jej nie może: mianowicie, jaki jest

ostateczny cel życia. Prawa, kierujące niezaprzeczenie człowiekiem, wtedy tylko mogłyby być

uznane za słuszne, gdyby były koniecznymi etapami do osiągnięcia szczebla wyższego, najwyższego

i jedynego wreszcie. Brane natomiast same w sobie (choćby nawet tyczyły szczęścia, doskonałości

i użyteczności, nie wystarczają, przynosząc tylko zawód, cierpienie, rozterkę duchową.

O ile chodzi o logiczne wyjaśnienie zjawisk życia, Lalka najpierw ma na celu stwierdzenie faktu,

który Prus podkreślał niejednokrotnie, iż na ziemi nie istnieje nic, co by sprawić mógł przypadek

— wszystko odbywa się z konieczności i rozwija według żelaznych praw natury; we wszystkich

też zjawiskach możemy wykazać naturalne przyczyny i konsekwentną, prawidłową linię rozwoju.

Doszukiwanie wewnętrznego porządku przejawów życia było jednym z nieprzepartych dążeń psychiki

Prusa; wszędzie chce go znaleźć, nawet tam, gdzie pozornie wydaje się, iż to jest niemożliwe.

Np. budowa Paryża — Wokulski zrazu jest przekonany, że to niepodobna, aby miliony ludzi, którzy

pracowali przez kilka wieków, nie wiedząc zupełnie o sobie, nie postępując w myśl jakiegoś

opracowanego uprzednio planu, mogli stworzyć harmonijną, konsekwentną całość. A jednak chaos

Paryża jest czymś zupełnie złudnym; badanie może wykazać, iż miasto to, jak zresztą każde inne, ma

plan, ma logikę, ma porządek — co więcej, ma tak jak roślina lub zwierzę „właściwą sobie anatomię

i fizjologię” (II, 26).

Taki sam porządek, logika i nieubłagana, nieprzeparta konsekwencja widnieje w dziejach

całej ludzkości, każdego narodu i jednostki. Społeczeństwo polskie musiało dojść do takiego stanu,

w jakim się znajduje, i wszystkie postacie Lalki z konieczności, na którą złożyły się usposobienia

dziedziczne, wychowanie i wpływ środowiska, musiały postępować tak a nie inaczej. Rozumowo jest

tutaj wszystko w porządku. Ale zwróćmy uwagę na to, co przeżywa jednostka, mająca świadomość,

że uzależniona jest od nieprzepartych konieczności życia, choć logicznych i prawidłowych.

Czy czuje ich wartość, czy uczuciowo usprawiedliwia ich logikę? Co więcej, czy może uzgodnić je

ze swoim poczuciem etycznym? Nie, przeciwnie, czuje całą ich irracjonalność i nie może zgodzić się

na krzywdę, które jej one wyrządziły. Wokulski, urodzony w ciasnej sferze szlacheckiej, która

bankrutowała moralnie i materialnie, nie mógł otrzymać ani wychowania, ani wykształcenia,

Page 73: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

73

musiał stoczyć się na dno społeczeństwa, aby zaczynać wszystko od najprymitywniejszych

początków; a ponieważ jego cele sprzeciwiały się dążeniom ogółu, więc musiał zarówno zwalczać

mnóstwo przeszkód, jak i wbrew zamiarom ulegać wpływom ogółu; nic też dziwnego, że jego rozwój,

a przede wszystkim zdobywanie nauki szło tak opornie. Inaczej było z Ochockim: miał on zarówno

inne zasoby materialne, jak i przebywał w innych środowiskach (za granicą), toteż było rzeczą

zupełnie naturalną, że nie miał wiele zapór. „Cóż to za okrucieństwo losów — myśli z goryczą

Wokulski. — Dwom ludziom dano prawie te same aspiracje, tylko jeden urodził się o ośmnaście lat

wcześniej, drugi później; jeden w nędzy, drugi w dostatku; jeden nie mógł się wdrapać na pierwsze

piętro wiedzy, drugi lekkim krokiem przeszedł dwa piętra... No i on triumfuje nade mną na każdym

polu, choć przecież ja mam te same uczucia, tę samą świadomość położenia, a pracę z pewnością

większą...” (1, 196). Że tak się ułożyły stosunki, nie odpowiada ani pierwszy, ani drugi; nie można

było przecież nic zmienić — a jednak konsekwencje muszą ponosić tak, jakby bezpośrednio

przyczynili się do tego. A inny przykład: miłość Wokulskiego musiała skierować się do takiej

kobiety, jak panna Izabela — wyjaśnialiśmy przyczyny tego faktu — musiał więc wybrać tę, która

zawiodła go do zguby. A jednak wszystkie inne kobiety, z którymi Wokulski bliżej się stykał, były

dla niego z różnych względów odpowiedniejsze; dać mu mogły zarówno miłość jak szczęście.

Szczególnie jak gdyby przeznaczoną dla niego jest pani Stawska: sama ona żyje ciągłą myślą o innych

i nie tylko nie hamowałaby społecznych idei Wokulskiego, ale przeciwnie, pobudzałaby go do ich

realizacji: „I jestże tu ład na świecie?... — myśli Wokulski. — O krok od siebie staje dwoje ludzi

nieszczęśliwych; jedno szuka miłości i rodziny, drugie może walczy z biedą i brakiem opieki. Każde

znalazłoby w drugim to, czego potrzebuje, no — i nie zejdą się... Bóg w tych czasach nie słucha

modlitwy uciśnionych” (I, 108). — Miłość więc Wokulskiego do panny Łęckiej z jednej strony

świadczy o porządku i konsekwencji praw życia, a z drugiej staje się dowodem tragicznego bezładu,

tragicznej ironii istnienia.

Z prawa, iż wszystko na ziemi odbywa się siłą konieczności wypływa również inne prawo,

to mianowicie, iż życie człowieka, życie społeczeństwa tylko pozornie zależy od woli naszej,

w rzeczywistości zaś odbywa się ono właściwie według praw, które stoją poza nami; ludzie tylko

wykonywają je bezwiednie. Toteż pysznienie się człowieka z tego, iż ma wolną wolę jest złudzeniem

takim, jak wiele innych złudzeń ludzkości. „Praca... ludzi, którzy tak głośno krzyczą o swojej wolnej

woli, wydaje te same skutki, co praca pszczół, budujących regularne plastry, mrówek, wznoszących

ostrokrężne kopce, albo związków chemicznych, układających się w regularne kryształy”. (II, 26).

„Szczególna rzecz — mówi Wokulski — każdy ptak w górze i każdy człowiek na ziemi, wyobraża

sobie, że idzie tam, dokąd chce. I dopiero ktoś, stojący na boku, widzi, że wszystkich razem pcha

naprzód jakiś fatalny prąd, mocniejszy od ich przewidywań i pragnień” (I, 78). Prus, stwierdzając to

prawo ze stanowiska naukowego, [nie był tu bez wpływu Spencer i jego Szkice filozoficzne] rozumie, że jest

ono zupełnie naturalne, potrzebne, a nawet zgodne z religią, ale czuje jednocześnie, iż wartość życia

dzięki niemu ogromnie maleje, że człowiek staje się tylko manekinem, nakręconym w pewnym

kierunku, działającym tak długo, dopóki nie rozkręci się sprężyna, działającym tak intensywnie, z jaką

siłą został nakręcony mechanizm. „Dokąd wy jedziecie podróżni?... — pyta Rzecki zabawki

sklepowe. — Dlaczego narażasz kark, akrobato?... Co wam po uściskach tancerze?... Wykręcą się

sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo... a wam, gdybyście myśleli,

mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!...” I myśl jego od tych zabawek przechodzi

na człowieka: „Głupstwo handel... głupstwo polityka... głupstwo podróż do Turcji... głupstwo całe

życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy... Gdzież prawda?...” (I, 12) I Wokulski

nie mniej boleśnie odczuwa ten fakt: ludzie „błyszczą przez mgnienie oka, aby zagasnąć na całą

wieczność i to nazywa się życiem” — i przypomina sobie wiersz z poematu Zagórskiego Król

Salomon: „Mijają ludzkie pokolenia, jak fale, gdy wiatr morzem zmąci; i nie masz godów ich pamięci

i nie masz bólów ich wspomnienia”. (I, 78). — Dzięki brakowi wolnej woli nie można też stosować

do człowieka kryteriów winy i zasługi; ten kto postępuje dobrze i ten kto postępuje źle — musi tak

czynić. Ochocki, charakteryzując wartość duszy Wokulskiego, wyraźnie mówi: „To nawet nie jest

żadna zasługa, tylko mus... Jak żelazo bez namysłu rusza się za magnesem, albo pszczoła lepi swoje

komórki, tak ten gatunek ludzi rzuca się do wielkich idei i niezwykłych prac...” (II, 396). — I nie jest

winą panny Izabeli, że wytresowano ją „do rozpusty” i „drażnienia nerwów”; nie ona sama

zaciągnęła się w szeregi takich kobiet...

Page 74: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

74

Prus, zgodnie z syntetycznym charakterem swej psychiki, wszystkie prawa, rządzące

naturą, skupia w jedną całość, tworząc pojęcie siły sił, która ogarnia wszechświat. W Lalce

nazywa ją fatalizmem i choć uznaje, że jest ona tworem Boga, nie może przeniknąć, dokąd

zmierza i jaki ma cel ostateczny. Chwilami uważa ją za zupełnie ślepą, to znów widzi w niej

jakąś niedocieczoną, lecz straszliwą tajemnicę. „Patrzcie, jak marne są ludzkie nadzieje

wobec... wyroków, które ognistymi znakami, wypisał na niebie Przedwieczny!...” mówi

w jednym ze swych arcydzieł nowelistycznych pt. Z legend dawnego Egiptu, utworze,

powstałym przy końcu r. 1887, a więc w trakcie pisania Lalki i dlatego mogącym służyć za jej

doskonały komentarz. Ten „porządek świata” jest niezrozumiały, a jednocześnie

w odczuwaniu przez człowieka dziwnie niesprawiedliwy, krzywdzący, zmierzający, jakby

istotnie tragiczne fatum, do zniszczenia najlepszych, najwznioślejszych pierwiastków życia,

a broniący brutalnej siły, egoizmu i zła, tkwiącego w ludziach. Oto we wspomnianej noweli,

u progu życia, w pełni sił i zdrowia ginie Horus, człowiek, który chciał dać narodowi

wolność, szczęście, oświatę, jednostka szlachetna, głęboko uczuciowa i subtelna —

a powalony zdawałoby się zupełnie chorobą i starością stuletni Ramzes, który stanowi

przeciwieństwo Horusa, żyje i triumfuje. W Lalce mamy zupełnie to samo. Pan Ignacy

Rzecki, aby upewnić się, że na tym świecie jest „porządek”, zapisuje sobie w pamiętniku trzy

„proroctwa”: l-o, że pani Stawska poślubi Wokulskiego i będzie z nim szczęśliwa,

2-o, że Stach zapomni o pannie Izabeli, ożeni się z panią Stawską i będzie z nią szczęśliwy

i 3-o, że „mały Lulu jeszcze w tym roku zostanie cesarzem Francuzów... zbije Niemców

na bryndzę i zrobi sprawiedliwość na całym świecie...”. „Stary głupcze, nazywający się

Ignacym Rzeckim! Ty wyobrażasz sobie, że Napoleonidzi wrócą na tron, że Wokulski zrobi

coś nadzwyczajnego, bo jest zdolny i będzie szczęśliwym, bo jest uczciwy?.. Tak sobie

imaginujesz?... Więc głupio sobie imaginujesz... Na świecie nie ma żadnego porządku, żadnej

sprawiedliwości, tylko walka. O ile w tej walce zwyciężają dobrzy, jest dobrze, o ile źli, jest

źle; ale ażeby istniała jakaś potęga protegująca tylko dobrych, tego sobie wcale nie

wyobrażaj... Ludzie są jak liście, którymi wiatr ciska; gdy rzuci je na trawnik, leżą

na trawniku, a gdy rzuci w błoto, leżą w błocie...” (II, 199—200). Słowa te, mimo wszystkich

pozorów, pisane są przecież krwią serdeczną autora... Co się stało z przepowiedniami pana

Ignacego wiemy; życie wszystkim najszlachetniejszym postaciom Lalki zgotowało zgubę,

przyniosło w darze albo śmierć, albo cierpienie.

Cierpienie w powieści odgrywa ważną rolę. Prus przyznaje mu duże znaczenie,

jakkolwiek daleki jest od całkowitego, chrześcijańskiego ukorzenia się przed nim, jak to

uczyni później. Rozumie on, iż cierpienie może być poważnym czynnikiem duchowego

rozwoju jednostek, a także dźwignią cywilizacyjnego rozwoju. Widzieliśmy to w życiu

Wokulskiego, który np. dopiero wówczas stał się zdolny do odczucia niedoli swych

skrzywdzonych przez los współbraci, gdy „wielki ból osobisty zaorał mu i zbronował duszę”

(I, 91), a ostateczny zawód, który go spotkał, po pchnął go do pracowni Geista. Podobnie

baron Dalski uczynił zapis na rzecz pracowni technologicznej, wtedy dopiero, gdy przekonał

się o zdradzie żony. Ale Prus bynajmniej nie uznaje, że cierpienie zawsze wywołuje dobre

skutki; przeciwnie, wie on, że „kwiat cnoty przeważnie wyrasta na tle szczęścia, liszaj

występku na tle niedoli”. — a następnie uważa, że nawet rola dodatnia nie usprawiedliwia

istnienia cierpień. Prus odczuwa w tym również fakt irracjonalny. Jedynie Ochocki, którego

najwyższym cierpieniem w życiu było wyrwanie paznokcia, mógł twierdzić, że „kupić postęp

społeczny za cierpienia choćby najokropniejsze jednostki, to dalibóg! tanie kupno”. (II, 350).

Ale Wokulski odczuwa coś innego; on, co przechodził przez takie męki, „na które

w ludzkim języku już nie ma nazwiska” (II, 298), wie, że jest to droga zbyt straszliwa, zbyt

tragiczna, aby ze spokojem można ją uznać za właściwą. Ochocki, usprawiedliwiając wartość

cierpienia, usprawiedliwia również istnienie ludzi, którzy je wywołują; oto np. Starski; jego

proceder umizgania się do mężatek, przyczynił się do cierpień barona, a to wywołało zarówno

Page 75: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

75

niedopuszczenie do obalenia testamentu prezesowej, która przeznaczyła swój majątek na dom

podrzutków i oświatę dla ludu, jak i zapis na pracownię: „Tym sposobem — powiada

Ochocki — nawet nieurodzone jeszcze pokolenia chłopów zasławskich, powinny błogosławić

Starskiego, za to, że umizgał się do baronowej...” (U, 349); a w innym miejscu mówi,

że Starski, „takie zero” stał się „zarodkiem technologicznej pracowni niechże mi teraz

dowodzą, że na świecie jest coś niepotrzebnego?” (II, 350). Wokulski jest zbyt wzruszony,

aby Ochockiemu odpowiedzieć, ale odpowiedź jego znajduje się w rozmowie z panią

Wąsowską; ona znów nie może zrozumieć, co świat traci na mistyfikacjach, które uprawiają

kobiety: „Świat — mówi jej Wokulski — niekiedy zyskuje, jeżeli jakiś naiwny prostak wpada

w obłęd, zwany miłością idealną i za cenę największych niebezpieczeństw, zdobywa majątek,

aby go złożyć u stóp swego ideału ... Ale świat czasem traci, jeżeli ten wariat, odkrywszy

mistyfikacją, upada złamany, do niczego niezdolny... Albo... nie rozporządziwszy majątkiem,

rzuca się.. Świat traci, pani, jedno zabite szczęście, jeden zwichnięty umysł, a może człowieka,

który mógł coś zrobić...” (II, 363-4).

Tak, cierpienie częściej niszczy niż tworzy, a nawet wówczas, gdy stwarza dodatnie

wartości, każe zbyt drogo za nie płacić. Dlaczego praca dla przyszłych pokoleń musi urastać

na klęskach, bólu i rozpaczy pokoleń poprzednich? Prus widzi w tern potworne

nieporozumienie, które wstrząsa nim do głębi. Chwilami wydaje mu się, iż człowiek w życiu

zdobywa tylko cierpienia i zawody — nic więcej. Wokulski podczas halucynacji, które

z natręctwem owładają nim po ostatecznym zerwaniu z panną Izabelą, ma wizję stworzenia

człowieka z kamienia „zimnego, ślepego i nieczułego”: „I stał się człowiek. Żył kilkadziesiąt

lat, a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał, że martwy świat nie zaznałby tego przez całą

wieczność. Goniąc za jednym pragnieniem, znajdował tysiące innych, uciekając przed jednym

cierpieniem, wpadał w morze cierpień, ażeby wreszcie umrzeć, „zostać niczym”, mając jako

ostatnią pamiątkę wyższego bytu „tylko rozpacz po tym, co stracił, i żal za tym, czego

nie dosięgnął!...” (II, 297). Niezaspokojone pragnienia i morze cierpień — oto

kwintesencja życia. „Gdzie moje szczęście?...” (II, 299). Nic więc dziwnego, iż wobec

takich wartości, które przynosi życie, śmierć wydaje się Wokulskiemu chwilami czymś

pożądanym, ukojeniem, jedynym wyjściem z ponurej tragedii życia. „O, bo nie znają w snach

mogilnych drzemiący, ciężkich trosk żywota i duch się ich już nie szamota w pragnieniach

tęsknych, a bezsilnych...” (I, 87). A gdyby nawet tak nie było, gdyby śmierć nie gwarantowała

zapomnienia, czara cierpień może się wypełnić aż po brzegi, a wówczas samobójstwo staje

się koniecznością i jest zupełnie usprawiedliwione: „Kiedy kto chce dobrowolnie stanąć

ze swoją krzywdą przed boskim sądem, nie zatrzymuj go... Nie zatrzymuj!...” (II, 300).

Wszystkie te bolesne perspektywy, rzucane w Lalce, nie oznaczają jednak, aby Prus

zupełnie zwątpił o życiu, aby pesymizm doprowadził go do całkowitej negacji.

Przeciwnie, Prus walczy, pogodzić się z bezwzględnym zaprzeczeniem nie może, chce

wierzyć na przekór wszystkiemu, bo to stanowi również konieczność jego psychiki —

i rzeczywiście, przyjdzie niedługo moment, kiedy na szereg zagadnień, rozwiązanych w Lalce

ujemnie, już w Emancypantkach znajdzie odpowiedź pozytywną. A w samej Lalce to

zwalczanie fal pesymizmu uwidoczni się w teoretycznym optymizmie, który jako sztandar

wynurza się z zalewających potoków negacji. I choć Lalka powstaje w momencie

najsilniejszego kryzysu wiary w życie, uzyskuje jednak jak gdyby ton podwójny, dwojakie

widzenie rzeczywistości. Przemawia w niej naukowiec spokojnie obserwujący fakty,

lub natura uczuciowca, którym targają ostrza życia, to człowiek, który ocenia teraźniejszość

z perspektywy oddalonej, lub ten, dla którego teraźniejszość jest podstawą do oceny całości,

to ten, który tęskni do lepszych warunków istnienia i ma głęboką wiarę, że one powinny stać

się rzeczywistością, to ten znów, któremu fakty rzeczywiste zadają kłam wszelkim śmiałym

nadziejom i marzeniom.

Page 76: ZESZYTY - lwj.edu.pl · Przekrój społeczeństwa w „Lalce”: arystokracja i jej przedstawiciele — Łęcki, ... Klein, studenci. — Środowisko żydowskie; Szuman. ROZDZIAŁ

76

„Głośne czytanie nocą”

w roku szkolnym 2009/2010, 2010/2011, 2011/2012, 2012/2013, 2013/2014

Urodzeni w niewoli – dzieciom Niepodległej.

POLSCY HISTORYCY LITERATURY

23 października 2009 - autorzy urodzeni do roku 1830 (ZJ nr 37) Julian Bartoszewicz 1821 – 1870, Antoni Małecki 1821 – 1913

Julian Klaczko 1825 – 1906, Władysław Nehring 1830 – 1909

11 grudnia 2009 - autorzy urodzeniu do roku 1846 (ZJ nr 40) Stanisław Tarnowski 1837 – 1917, Józef Tretiak 1841 – 1923

Bronisław Chlebowski 1846 – 1918

19 lutego 2010 - autorzy urodzeni do roku 1863 (ZJ nr 42) Piotr Chmielowski 1848 – 1904

Ignacy Matuszewski 1858 – 1919

21 maja 2010 - autorzy urodzeni do roku 1863 (ZJ nr 44) Aleksander Brückner 1856 – 1939

Antoni Mazanowski 1858 – 1916, Mikołaj Mazanowski 1861 - 1944

Wilhelm Bruchnalski 1858 – 1920

23 września 2010 - autorzy urodzeni do roku 1863 (ZJ nr 46) Józef Kallenbach 1861 - 1929.

Gabriel Korbut 1862 -1936.

25 listopada 2010 - autorzy urodzeni do roku 1863 (ZJ nr 49) Aureli Drogoszewski 1863 – 1943

Stanisław Windakiewicz 1863 -1943

10 marca 2011 - autorzy urodzeni do roku 1890 (ZJ nr 53)

Ignacy Chrzanowski 1866 - 1940

Wilhelm Feldman 1868 - 1919

19 maja 2011 - autorzy urodzeni do roku 1890 (ZJ nr 57)

Konstanty Wojciechowski 1872 - 1924, Stanisław Dobrzycki 1875 - 1931

Eugeniusz Kucharski 1880 - 1952

16 czerwca 2011 - nauczyciele akademiccy pani Profesor Zofii Sękowskiej (ZJ nr 59)

Bronisław Gubrynowicz 1870 - 1933, Manfred Kridl 1882 - 1957

Józef Ujejski 1883-1937, Zofia Szmydtowa 1893 - 1977

Zygmunt Szweykowski 1894 - 1978, Konrad Górski 1895 - 1990

20 września 2011 - autorzy urodzeni do roku 1890 (ZJ nr 60)

Lucjusz Komarnicki 1884-1926

15 grudnia 2011 - Ambasadorzy polskości (ZJ nr 64 i 66) Adam Mickiewicz 1798-1855, Manfred Kridl 1882-1957

Czesław Miłosz 1911-2004

19 lutego 2012 - (ZJ nr 70/200-lecie urodzin Krasińskiego) Adam Mickiewicz 1798-1855, Stanisław Tarnowski 1837 – 1917

Józef Kallenbach 1861 - 1929, Henryk Galle 1872-1948

Konstanty Wojciechowski 1872-1924, Manfred Kridl 1882-1957

17 maja 2012 - autorzy urodzeni do roku 1890 (ZJ nr 72)

Wacław Borowy 1890-1950

25 października 2012 (ZJ nr 78/Rektorzy Uniwersytetu we Lwowie)

Roman Pilat 1846-1906

Jan Kasprowicz 1860-1926

22 listopada 2012 - autorzy urodzeni do roku 1890 (ZJ nr 80)

Juliusz Kleiner 1886-1957

19 stycznia 2013 (ZJ nr 81/73 rocznica śmierci Ignacego Chrzanowskiego) Ignacy Chrzanowski (1866-1940)

25 kwietnia 2013: Stanisław Pigoń (1885-1968) - ZJ nr 83

26 września 2013: Konrad Górski (1895-1990) - ZJ nr 86 13 lutego 2014: Zygmunt Szweykowski (1894-1978) - ZJ nr 92