ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by...

84
ZARĘCZYNY KOMEDIA Teściowym i teściom wszystkich krajów WOJCIECH TOMCZYK

Transcript of ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by...

Page 1: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

ZARĘCZYNY

KOMEDIA

Teściowym i teściom wszystkich krajów

WOJCIECH TOMCZYK

Page 2: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OSOBY-

OLGA

MARIA

ALICJA

HANKA

HENRYK

OLO

KAJETAN

(jedno wnętrze. Jest to salon w domu Nowaków. Tu znajduje się także aneks kuchenny. Pozostałe lokalizacje – mieszkanie MARII i KAJETANA i salon Kowalskich są markowane. Na bocznej ścianie sceny „ołtarzyk” – pień drzewa z przyczepionym pinezkami zdjęciem w folii, zdjęcie- nieczytelne dla widowni, małe, przedstawia młodego człowieka z mundurze polowym cichociemnych. Przy zdjęciu przypięty biało czerwony kotylion z tworzywa. Pod drzewem trzy wygasłe znicze. )

AKT I

SCENA 1

MIESZKANIE MARII I KAJETANA.

(MARIA i KAJETAN skręcają łóżko. KAJETAN klęcząc na odwróconym góra dół stelażu dokręca ostatni wkręt. MARIA czyta z tabletu. )

MARIA-

Page 3: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Pierwsze spotkanie powinno trwać najwyżej dwie godziny.

KAJETAN-

Z tym nie będzie problemu. Po prostu im to powiem. Jeśli nie wiedzą tego sami z siebie.

MARIA-

No, nie wiem, to ty wiesz co oni wiedzą, czego nie. Apropo’s, kiedy im powiemy?

KAJETAN-

O czym?

MARIA-

A o czym mamy im powiedzieć? O tym, czego nie wiedzą.

KAJETAN-

Może nie dziś, w końcu to są zaręczyny.

MARIA-

Kajtuś, rżniesz głupa? Świadomie, czy to już jest u ciebie odruchowe? Nie będzie lepszej okazji.

KAJETAN-

Rżnę głupa, no sorry. To bardzo dobry pomysł. Powiedzmy im od razu. Z punktu, na wejście.

(MARIA projektuje reakcję rodziców- )

MARIA-

No, dzieci, nasze, co wspaniała wiadomość!!!! No nic nie widać…! No ślicznie wyglądasz, Marysiu nasza i ty nasz Kajteczku, no też wzruszająco wyglądasz.

KAJETAN-

Page 4: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Superowy plan. Tak im zejdzie dwie godziny. Nawet nie zauważą jak im minie.

MARIA-

Będą się użalać nad sobą, rozczulać, że zostaną dziadkami, babciami…

KAJETAN-

I to jedno załatwia imprezę. Damy radę!

MARIA-

Nie, nie damy, najlepiej od razu porzućmy wszelką nadzieję.

KAJETAN-

Nie damy. Ale spróbujemy. Stawiamy?

MARIA-

No, dawaj. Jeśli uważasz- Kajetan, że łóżko jest gotowe?

KAJETAN-

Gotowe, stawiamy. W górę serca !

(KAJETAN i MARIA chwytają stelaż i stawiają go do pionu. )

MARIA-

Teraz jak- lewo, prawo? Ty co to jest?

(wskazuje coś leżącego na podłodze.)

KAJETAN-

Normalnie, zagłówkiem do ściany. To jest…

(podnosi przedmiot)

KAJETAN-

Płaskownik. Nieduży taki. Mało istotny.

Page 5: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

(MARIA i KAJETAN stawiają łóżko.)

MARIA-

Płaskownik? Mało istotny? Nie uważasz, że powinien być gdzieś przykręcony? Gdzieś należało go? Przykręcić?

KAJETAN-

To na pewno jakiś dodatkowy, nadprogramowy płaskownik, rezerwowy.

(MARIA wyjmuje z kieszeni instrukcję, bierze płaskownik. )

MARIA-

Rezerwowy? Ty Kajtek posłuchaj czasem sam siebie, to się naprawdę uśmiejesz.

KAJETAN-

No co? Mogli dać rezerwowy. Dla odmiany. Na ogół czegoś brakuje a tym razem dali więcej.

MARIA-

Trzeba postępować zgodnie z instrukcją i wtedy nie wydarzy się nic złego. Nic nie zostanie. Nadprogramowego.

KAJETAN-

No właśnie. Tak będziemy postępować.

SCENA 2.

MIESZKANIE KOWALSKICH

(HENRYK gimnastykuje się. )

HENRYK-

Jaki… państwo… macie … piękny… dom… jak u państwa jest przyjemnie. He- nryk! Ko- wal- ski-

Page 6: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

ojciec Kajetana. A to moja żona- Hanna Kowalska. Jego matka.

(Zakrywa usta dłonią, zobaczył, że HANKA stanęła za jego plecami. HANKA przyniosła mężowi szklankę z wodą i proszek w dłoni.)

HANKA-

Heniu, oni wiedzą kto do nich przyjdzie na obiad.

HENRYK-

Wiem, kochanie, ale tak szukam jeszcze formuły, żeby to dobrze brzmiało wszystko razem. Nie lizusowsko, z jednej strony, tak rozumiesz - z klasą, a mimo to - ciepło, sympatycznie. Naturalnie.

HANKA-

Naturalnie- doskonałe słowo. Dobra żona, mężowi wodę nosi. Ciepło biorę na siebie.

(HENRYK bezpośrednio ustami zbiera tabletkę z dłoni. Popija ze szklanki. )

HENRYK-

Faktem jest. Bóg zapłać, na wieki wieków.

HANKA-

Ty najlepiej… Heniu to wiesz…

HENRYK-

Mam się nie odzywać? Z przyjemnością.

HANKA-

Wręcz przeciwnie. Bądźmy właśnie naturalni. Ci jej rodzice to wiesz, nie są tacy jak my.

HENRYK-

Nie są? Tacy jak my? No to jasne. Takiej drugiej pary jak my to ze świecą szukać.

Page 7: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HANKA-

Oni nie są tacy jak my. Zanim pójdę poszukać świec, musisz mi coś Heniu obiecać.

HENRYK-

Hanusik, kochanie proś o co chcesz, wszystko ci dziś obiecam.

HANKA-

Obiecaj mi, że nie będziesz ich przekonywał.

HENRYK-

Obiecuję. Ja zresztą nigdy nikogo nie próbuję przekonywać.

HANKA-

Oni są inni. Uznajmy to i nie próbujmy ich nawrócić.

HENRYK-

Hanusik, znasz mnie. Unikam dyskusji politycznych. Nie wchodzę w spory. Z tego jestem znany.

HANKA-

Tak, Henryczku, oczywiście. Właśnie dokładnie z tego jesteś znany.

HENRYK-

Dokładnie. Chociaż swoją drogą nie mogę zrozumieć jak, skądinąd inteligentni ludzie mogą być aż tak zaślepieni. Ludzie na poziomie. Przecież ta Marysia robi bardzo dobre wrażenie. Świetne wrażenie.

HANKA-

Oczywiście, Henryczku, doskonałe. Ale nie będziemy ich przekonywać.

HENRYK-

Page 8: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Oczywiście, Hanusik, spoko, przecież możesz mi zaufać.

HANKA-

Całkowicie. Tylko, wiesz, pilnuj mnie, żebym ja nie zaczęła. Kop pod stołem, zmieniaj temat.

HENRYK-

Hanusik, przecież nie będzie takiej potrzeby. Ty jesteś babka z klasą. Spoko. Niech biedacy dalej żyją w swoim świecie. Ofiary propagandy.

SSCENA 3

SALON NOWAKÓW.

(OLGA przymierza do stołu kolejne obrusy, jej mąż- OLO ćwiczy na trenażerze eliptycznym. )

OLGA-

Może jednak natnę róż?

OLO-

Nie, to rodzice młodego przynoszą kwiaty. Dwa bukiety- sprawdziłem.

OLGA-

Dwa bukiety?

OLO-

No. Dla ciebie i dla Mańki. Tak piszą.

OLGA-

Czytałeś?

OLO-

Tak, wolałem się przygotować. Przygotowanie koi nerwy. I dodaje pewności siebie.

Page 9: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLGA-

Też poczytałam trochę. Ale nie sądziłam, że ty Olo, aż tak się przejmiesz.

OLO-

Nikt nie rodzi się teściem, Olga. Nikt. Do tego trzeba dorosnąć. Wziąłem nawet dodatkowy magnez.

OLGA-

Słusznie.

OLO-

Marysia powiedziała wyraźnie- oni nie są tacy jak my. Oni myślą inaczej, czują inaczej, mówią inaczej. To co my uważamy za dobre dla nich jest złe. I na odwrót.

(OLGA wraca do stołu, odkłada sekator, obrus z wzorem kwiatowym wraca do kredensu zostają do wyboru dwa. )

OLGA-

Nie przesadzaj, rodzice Kajtka nie są kosmitami. Też wezmę magnez i … pomyślę.

OLO-

Są. Są kosmitami. Olgo, co gorsza, oni myślą o nas tak samo.

OLGA-

To niemożliwe.

OLO-

Niemożliwe- tak! Oni też uważają nas za kosmitów.

OLGA-

No w to, to już naprawdę trudno uwierzyć. Przecież to my jesteśmy normalni. To znaczy tacy jak wszyscy.

Page 10: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLO-

Mów za siebie, Olgo. Ja nie jestem taki jak wszyscy. I nie wszyscy są tacy jak ja.

OLGA-

To fakt, Olo. Gdyby wszyscy byli tacy jak ty, to by dopiero była niewyróbka.

OLO-

No tak, podcinaj mi skrzydła. Odbierz mi pewność siebie. Dziś- przed takim spotkaniem.

OLGA-

Basta, Olo. Ja w każdym razie jestem taka jak wszyscy. Tacy jak wszyscy normalni.

OLO-

Właśnie. Słyszałem albo czytałem gdzieś, że tacy jak oni, też tak myślą, że to oni są normalni a inni nie.

OLGA-

Kto?

OLO-

Tacy jak teściowie Mańki, Olga. Oni uważają, że wszyscy jako tako rozgarnięci ludzie myślą tak jak oni.

OLGA-

Ja też tak uważam. Wszyscy inteligentni ludzie myślą tak jak my.

OLO-

Ale oni przecież nie myślą tak jak my.

OLGA-

Trudno, to już jest ich problem.

Page 11: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLO-

Od razu problem. Ja to nawet zaczynam lubić ten podział- my-oni. Przynajmniej jest o czym mówić. Dzieje się.

OLGA-

Olo? Weźże się ogarnij. Dzisiaj chcemy przeprowadzić akcję – zaręczyny naszej córki. A nie wywołać wojnę domową.

OLO-

Żartowałem.

OLGA-

Nie ma żadnych podziałów, to wszystko co się dzieje przestaje być ważne. Zostawiamy to za sobą, wyciszamy się.

OLO-

Oczywiście. Spotykamy się wolni, czyści i bez gniewu.

OLGA-

No myślę. A co będzie jeśli oni się nie przygotują i przyjdą z, na przykład, jednym bukietem?

OLO-

Bardzo będzie elegancko. Pierwsza wtopa po ich stronie. Jeden zero dla nas. Oni poczują się mniej pewnie. I nie zaczną nas nawracać.

OLGA-

Tak na to patrzysz? A nie może być normalnie, jak u ludzi, w Europie, czy w Ameryce, cześć, cześć, buzi- dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu.

OLO-

Page 12: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Nie, tak być nie może. Olga, przecież wiesz, jak u nas wyglądają spotkania rodzinne. Porzućmy wszelką nadzieję.

(OLGA wybrała obrus, chowa odrzucony w kredensie, obrus łopoce nad stołem, opada nierówno. Ona nagle, jakby straciła zainteresowanie dla przygotowań, przysiada na fotelu. )

OLGA-

Olo, słuchaj, tata mi się śnił… Ojciec.

OLO-

Ojciec? Prawdziwy? Przecież go nie znałaś.

OLGA-

Mam dwa zdjęcia. Zresztą wiedziałam, że to on. Pierwszy raz w życiu mi się śnił…

OLO podchodzi obejmuje żonę.

OLO-

Olga, to przecież ponad pięć… sześćdziesiąt lat… Ponad…

OLGA wyswobadza się z uścisku.

OLGA-

Olo, wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Przecież pamiętam ile mam lat.

OLO-

Kochanie, nie to miałem na myśli.

Obejmuje ją ponownie.

OLGA-

Nie wiem, może lepiej było się umówić w restauracji.

Wraca, do prostowania obrusu.

Page 13: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLO-

W restauracji? Nie wypada przecież. Dlaczego zaręczyny naszej córki miałyby się odbyć poza naszym domem?

OLGA-

No właśnie… dlaczego? Chwilę pomyśl, czasem Olo i sam odpowiesz sobie na swoje pytanie. Chwilę pomyśl.

SCENA 4.

(Mieszkanie MARII i KAJETANA. Młodzi ponownie stawiają łóżko nogami do góry, MARIA przymierza płaskownik do różnych miejsc.)

KAJETAN-

Poza tym moi nie są szczególnie towarzyscy.

MARIA-

Tak? Przecież ciągle gdzieś chodzą. Nawet do opery. No, nie ma się czego wstydzić.

KAJETAN-

Stała paczka trzech małżeństw. To znaczy teraz pięć osób, bo Krótkopadalscy się rozeszli.

(MARIA wskazuje KAJETANOWI miejsce.).

MARIA-

Tu, to jest miejsce na ten płaskownik. Krótkopadalscy? Jak można się tak nazywać? Oh, jednak rozwody zdarzają się także u was.

(KAJETAN zaczyna przykręcać)

KAJETAN-

Page 14: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Mańka, bo zastosuję przemoc domową. Umówiliśmy się przecież nie ma „u nas”, nie ma „u was”. Przynajmniej dla nas.

MARIA-

Tak tak, Kajtek, jesteśmy jednym narodem. My- dwoje. Polska- Biało- Czerwoni! Dobra, przejdźmy to jeszcze raz.

KAJETAN-

Mańka, ja nie muszę, ja już umiem.

MARIA-

Tak? no to dawaj..

(MARIA sięga po leżący tablet, czyta. )

MARIA-

Po pierwsze nie wolno…?

KAJETAN-

Po pierwsze- pod żadnym pozorem nie wolno zostawić ich choćby na chwilę samych.

MARIA-

Dobrze.

KAJETAN-

To da się zrobić.

MARIA-

Po drugie nie wolno dopuścić do rozmowy o…?

KAJETAN-

To jest oczywiste, nie wolno rozmawiać o polityce i jej pochodnych.

MARIA-

Page 15: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Oczywiście, o polityce. O rządzie, telewizji, historii, o kolejach, autostradach, wojsku, więziennictwie, wyborach. Po trzecie trzeba uniknąć za wszelką cenę familiologii porównawczej.

KAJETAN-

Familiologii porównawczej?

MARIA-

Familiologii. To na francuskim forum znalazłam. Naprawdę nie rozumiesz, czy symulujesz atak niemocy umysłowej?

KAJETAN-

Nic podobnego nie muszę symulować. Po prostu jestem ociężały umysłowo. Takiego mnie kochasz. Widziały gały co brały.

MARIA-

No, nie wolno dopuścić do sadzenia się na tle nieprzeciętności własnej rodziny. Wujeczny stryjek u Andersa, ciocia na olimpiadzie w Insbrucku, utracone majątki na wschodzie czy zachodzie. Kiepskim tematem są też cudowne wnuki, dzieci rodzeństwa.

KAJETAN-

No tak, zaczyna się- ty nie masz rodzeństwa, i twoi rodzice nie mają wnuków.

MARIA-

Tak, nic na to nie poradzę. Moja matka nie opowiada o wychowawczyniach z przedszkola, kolkach, czkawkach, bekankach i biegunkach.

KAJETAN-

Dobrze, będę matki pilnował. Gotowe, stawiamy.

Page 16: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

(Ponownie podnoszą stelaż i stawiają na nogach)

KAJETAN-

Elegancko jest.

MARIA-

Jeszcze materac by się przydał. Pociesz się, że za to ty nie masz presji na rodzenie.

KAJETAN-

Trudno, żebym miał. Może za dwa trzy pokolenia… medycyna robi wielkie postępy.

MARIA-

Moi już marudzą, że by chcieli pójść do lasu z wnuczkiem, wnuczką, pokazać mu, jej, drzewka, ptaszki.

KAJETAN-

Rozpłaczę się zaraz.

MARIA-

No, coraz częściej im się to zdarza. Zwłaszcza jak dadzą ognia na siłowni, to im się zbiera na dziadowanie i babciowanie.

KAJETAN-

Po siłowni?

MARIA-

Tak- taka reakcja paradoksalna. Tak to się nazywa.

KAJETAN-

Dobra, tu już nas nie trafią, nie dogonią. Mówimy na początku o ciąży, i to jest nokaut.

MARIA-

Page 17: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Jesteś pewien?

KAJETAN-

Tak ustaliliśmy. Mówimy o ciąży na początku. Byłaś za.

MARIA-

Ja już nie jestem taka pewna. Powiemy im? I wtedy się zacznie. Jakie jest pierwsze pytanie o każde nowe dziecko?

KAJETAN-

Ciekawe czy będzie chłopiec czy dziewczynka? Oczywiście.

MARIA-

A z tego musi wyniknąć dyskusja o wojnie. To oczywiste.

KAJETAN-

O wojnie?

MARIA-

O wojnie. Przecież jak się chłopcy rodzą, to znak, że wojna będzie.

On całuje ją. Głaszcze policzek.

KAJETAN-

Mańka, proszę cię, Musimy przez to przejść. I to przejść razem. Solidarnie, za przeproszeniem. Kocham cię.

MARIA-

Też cię kocham, jak przejdziemy razem przez zaręczyny, to już potem przejdziemy przez wszystko. Razem. Solidarnie.

Page 18: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Właśnie. Teraz mamy robotę do zrobienia. Fiksujemy się na zadaniu. Tym zadaniem jest obiad zaręczynowy u twoich…. Jedźmy dalej.

MARIA-

Po czwarte- co było po czwarte?

KAJETAN-

Czekaj… czwarte- zdjęcia Foty! Po czwarte- nie wolno dopuścić do pokazywania zdjęć z czasów dzieciństwa zainteresowanych. To znaczy naszych zdjęć.

KAJETAN-

Tak, tego musimy uniknąć. Mam takie zdjęcie, że chowam się w krzakach w celu, no wiadomo i tam mnie jakiś wujek pstryknął.

MARIA-

Właśnie. Ja już wyniosłam albumy z domu. A ty, zatrzymasz w lesie samochód i poddasz swoich szczegółowej rewizji.

KAJETAN-

Nie zatrzymam, ojciec będzie prowadził.

MARIA-

Jak to, przecież będą pili…

KAJETAN-

Hendrix nie pije, to znaczy pije tylko od wielkiego dzwonu.

MARIA-

No, chyba zaręczyny syna, to jest… jakiś dzwon.

Page 19: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Najwyżej dzwoneczek. Ale albumy brajdak wziął, ma manię skanowania wszystkiego i wrzucania.

MARIA-

Zuch. Dwa zuchy. Ty, momencik, gdzie on to wrzuca?

KAJETAN-

W chmurę, przecież nie na fejsa. Może za mądry nie jest, ale bez przesady. Nie wrzuca rodzinnych zdjęć na fejsa.

MARIA-

Oni nie mają jego hasła do chmury?

KAJETAN-

Nie, nie mają. To znaczy- taką mam nadzieję. Żart.

(Ona uśmiecha się, całuje go w usta.)

SCENA 5.

MIESZKANIE KOWALSKICH- SALON

(HANKA stoi przy kredensie, przegląda półki. Jest w szlafroku, ostrożnie używa dłoni, po pomalowaniu paznokci.)

HANKA-

Heniu, kochany, nie wiesz, gdzie się mogły schować albumy ze zdjęciami. Bo chciałam tym ludziom, wiesz, pokazać wiesz co- jak nasz przystojniak dojrzewał…

Zamyka szafkę, otwiera.

HANKA-

No, tu zawsze były. Było i nie ma, jak w ruskim cyrku.

HENRYK-

Page 20: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Świadectwa szkolne też chcesz zabrać? Oraz dyplom ukończenia studiów?

HANKA-

A co masz coś przeciwko temu? Nie mamy się czego wstydzić.

HENRYK w przedpokoju ubiera się przed lustrem.

HENRYK-

Nie mam nic przeciwko. Pamiętaj wszelako, że idziemy tam na negocjacje. Wstępnie ustalamy charakter ślubu, rozmiar wesela.

HANKA-

Tak? A ja to się cieszę, że poznamy państwa Nowaków. W końcu będziemy rodziną.

HENRYK-

Wielkie słowa. Od razu- rodziną. Będziemy powinowatymi. Też się cieszę. To chyba mili ludzie, choć zupełnie inni niż my. Trudno, tacy ludzie też istnieją.

HANKA-

Nie wiem, ja to naprawdę nie wiem, czy nas tak wszystko różni i dzieli.

HENRYK-

Wszystko. Zapewniam cię. Z tego co mówi Kajtek, oni są po prostu- twardy elektorat. Diamentowy, czy raczej betonowy.

HANKA-

Może jednak, mają jakieś ludzkie cechy?

HENRYK-

Page 21: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Nie, Hanusik, porzućmy wszelką nadzieję. Negocjacje biorę na siebie. Mam trochę doświadczenia w tych sprawach. I jak?

(HANKA odwraca się, bo naprawdę warto. HENRYK wchodzi do salonu w podkoszulce i klapkach, do tego ma założony trzyczęściowy czarny garnitur. )

HANKA-

Masz rację, głuptas ze mnie. Co mogą tych ludzi obchodzić nasze wspomnienia?

HENRYK-

No, dla nas jeszcze nie pora na wspomnienia. Jesteśmy w sile wieku. Znaczy- wyglądasz przepięknie. Haniu.

HANKA-

Oj ty to jesteś moim słodziakiem. Heniu. Ale wiesz, ten czas tak leci. To jakby wczoraj było, taki był Kajtuś milusi, tu go na rękach nosiłam… buju buju, buju buj. Tu się mieścił.

HENRYK-

Wyrósł na schwał. Faktem jest. Ta dziewczyna, też chyba jest… no… trochę niezręcznie jest opiniować narzeczoną syna, ale no niezła jest.

HANKA-

Słucham?

HENRYK-

Nie, fajna, ta dziewczyna jest.

HANKA-

Maria, narzeczona twojego syna ma na imię Maria.

HENRYK-

Page 22: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Przecież wiem, właśnie mówię, że Maria jest dziewczyna z klasą. Zuch.

HANKA-

Heniu, zapominasz się odrobinkę. Maria to nie jest fajna lala albo niezła szprycha, czy też- zdrowy towar. To jest twoja przyszła synowa a nie asystenteczka.

HENRYK-

Kochanie, nie wiem o czym mówisz, tym bardziej dlaczego to mówisz. Akurat dzisiaj, kiedy mam przed sobą tę, jednak w swoim rodzaju, ważną uroczystość no i, być może, ciężkie, niełatwe negocjacje.

HANKA-

Wiesz.

HENRYK-

Nie wiem. I nie drąż tematu.

HENRYK-

I jak Haniu- kochaniu? Co powiesz?

HANKA-

No, wyglądasz bardzo interesująco. Męska siła aż piszczy. Negocjacje pójdą jak z płatka.

HENRYK-

Ja, to wiesz, Haniu, w tym garniturze, czy bez niego potrafiłbym przekonać nawet optymistę, albo innego imbecyla do samobójstwa. Faktem jest. I wmówić mu, że śmierć jest radosną chwilą.

HANKA-

Tak, Heniu, wszystko gra. Tylko jeden szczegół- buty.

HENRYK-

Page 23: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Hanusik… Przecież założę buty, koszulę i krawat. To tylko na próbę tak.

HANKA-

To akurat rozumiem. Wszystko jest bardzo dobrze. Super, fantastycznie.

HENRYK-

Naprawdę?

HANKA-

Jest doskonale. Tylko tak, spodnie powinny raczej być jasne. Jeśli chcesz znać moją opinię.

HENRYK-

Oczywiście, Hanusik, zawsze chcę znać twoje zdanie.

HANKA-

Mhm. Te wiesz, z outletu we Włoszech, wiszą trzecie od okna. Do jasnych spodni, marynarka mogłaby być, ale bez kamizeli. No to, może bym zasugerowała tę granatową.

HENRYK-

Ja mam granatową marynarkę? Hanusik, co ty mówisz? Granatową, na taką okazję?

HANKA-

Tak jest, kochany- masz. To znaczy ona jest ciemnoniebieska, z nutą granatu. Nie lubię kiedy ją nosisz, bo strasznie się wtedy za tobą młode dziewczyny oglądają. Masz branie.

HENRYK-

Ja mam branie? A gdzie ona jest?

HANKA-

Page 24: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Gdzie jest twoja marynarka Heniu? No, marynarka znajduje się zapewne w szafie z marynarkami, tam skąd wziąłeś garnitur, tak bardziej po lewej. Tej drugiej lewej.

HENRYK-

I co ja bym bez ciebie począł, Hanusik?

HANKA-

Właśnie. Tam nie będzie młodych dziewczyn Heniu, jedynie Mańka, a ona wybrała już twojego syna. Przypominam. A koszula, to raczej ta lekko różowa. Wiesz która.

HENRYK-

Mhm.

HENRYK-

Dobrze. Nie, niedobrze. Wiesz, ja planowałem ją na środę.

HANKA-

Na środę? A co ty masz we środę?

HENRYK-

No przecież mam posiedzenie rady. No tej rady, wiesz… Tej rady budowy. Sądu konkursowego. Chodzi o Panteon Narodowy.

HANKA-

No, jasne przepraszam, oczywiście –Panteon. Właśnie, na radzie, w takiej sprawie powinieneś wystąpić bardziej klasycznie, w białej, albo kremowej, jasnopopielatej. Piąta i szósta od prawej. Kremowe są dwie do wyboru.

HENRYK-

Page 25: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Tam będą różni ludzie, artyści, architekci. Pomyślałem, że tak się ubiorę nie do końca tak wiesz- oficjalnie.

HANKA-

Heniu, nie poznaję cię. Ci nie jest wszystko jedno?

HENRYK-

Oczywiście, że nie. No co ty?

HANKA-

Mimo wszystko załóż tę koszulę. Ja ci ją wypiorę i wyprasuję.

HANKA-

I krawat zawiązałam ci już. Wisi na porożu w twoim gabinecie. Nie sposób nie zauważyć.

HENRYK-

Na czyim, na którym porożu?

HANKA-

Na porożu tego koziołka z puszczy Białej, wisi tam gdzie zawsze wieszam krawaty.

SCENA 6.

(mieszkanie MARII i KAJETANA. KAJETAN wciąga materac przez drzwi. Zatrzymuje się, by odsunąć zawadzające krzesło. Materac wjeżdża sam do końca. Okazuje się, że popychała go z drugiego końca ALICJA- sąsiadka. )

KAJETAN-

Cześć Ala.

ALICJA-

No cześć! Gotowi? Duży stres przed imprezką? Niewyróbka co?

MARIA-

Page 26: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Wyróbka, Alu, wyróbka. Ale miło, że wpadłaś.

(kładą zafoliowany materac na stelażu. KAJETAN karczerem rozcina folię, siadają na łóżku. Ściągają folię.)

ALICJA-

Bardzo miło, że wpadłam. Wiem. Mam dla was prezent.

(wyciąga dwie kartki papieru.)

MARIA-

Alu, jaki prezent?

ALICJA-

Niezbędnik zaręczynowy. Czy raczej zadręczynowy. Wydrukowałam w dwóch egzemplarzach. Nauczcie się tego na pamkę.

MARIA-

Sporo tego.

KAJETAN-

Teczki, pociągi, rudy, zegarek… ?

ALICJA-

To? To jest lista słów, które, jeśli zostaną wypowiedziane, natychmiast musicie zmienić temat rozmowy.

KAJETAN-

Alicjo! Bardzo miło, że pamiętałaś, ale to chyba przesada.

ALICJA-

Strzeżonego Pan Bóg strzeże, jakkolwiek go pojmujecie. Zresztą jest wiele przyjemnych tematów, o

Page 27: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

których można rozmawiać. Przy tej, przecież sympatycznej okazji.

KAJETAN-

Daj jakiś przykład.

ALICJA-

Proszę bardzo- Ebola, Państwo Islamskie, Broń atomowa, terroryzm, czy nieco już zwietrzały AIDS.

KAJETAN-

Rzeczywiście, tematy jak marzenie. Pominęłaś Talibów.

ALICJA-

Z talibami już byłabym ostrożniejsza… Od Talibów do Katotalibanu jeden krok.

MARIA-

A te na czerwono to co?

ALICJA-

zkTe na czerwono to słowa kończące imprezkę.

KAJETAN-

Brzoza, no tak, samolot, to oczywiste. Ale - rudy? Co złego jest w słowie rudy?

ALICJA-

Nie dyskutuj, zaufaj doświadczonej przyjaciółce. Po wypowiedzeniu przez kogokolwiek któregoś z tych słów przeprowadzacie natychmiastową ewakuację.

MARIA-

Łatwo powiedzieć, ewakuację. Przecież będziemy siedzieć za stołem. Poza tym będziemy głównymi bohaterami imprezy, poniekąd.

Page 28: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

ALICJA-

Naiwne złudzenie. To wasi rodzice będą głównymi bohaterami. Oni są nowi w tym układzie. Wy jesteście parą od dawna.

KAJETAN-

Dawno, nie dawno- półtora roku.

ALICJA-

Oni są dla siebie nowi nawzajem. Tajemniczy, pełni sekretów, budzący obawy. Uzasadnione obawy. Wy już jesteście oswojeni.

MARIA-

To nie jest odpowiedź . Nie można zakończyć niedzielnego rodzinnego obiadu przed deserem. A co dopiero zaręczyny.

ALICJA-

Można. Spójrz na to tak- wy możecie narobić bydła, wasi rodzice nie. Oni mają wyjść z tej imprezy czyści i niewinni.

MARIA-

Spokojnie- dlaczego to my mamy nastrzelać sobie obciachu?

ALICJA-

Obciach to może być za mało. W ostateczności - musicie doprowadzić do katastrofy- skierować ich gniew przeciw sobie. To znaczy przeciw wam. Zamiast pożreć się między sobą niech pojadą, że to wy jesteście nieudacznikami i nigdy was nie lubili.

KAJETAN-

Ale to nieprawda. Moi rodzice lubią Mańkę.

Page 29: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

ALICJA-

Musicie ich zjednoczyć, przeciw sobie, w ostateczności. Niech ich połączy cokolwiek, nawet refleksja, że Bóg ich pokarał głupimi dziećmi. Jakkolwiek go pojmują.

KAJETAN-

Ale przecież ich nie pokarał.

ALICJA-

Nie, no Kajetan, twoich to pokarał, umówmy się. Trochę.

MARIA-

Ala, bo cię szurnę…

ALICJA-

Lojalna jesteś czy wyszkolona? Mańka? Ale trzeba grać, że pokarał jednych i drugich. Głupie dzieci to ich wspólne doświadczenie, wspólne cierpienie ich połączy.

KAJETAN-

Nawet jak skończymy, to przecież potem no co- trzeba będzie powtórzyć…

ALICJA-

To już nie będzie to samo. Będą doświadczeni, bardziej uważni.

KAJETAN-

Ty Alu, nie znasz mojego ojca. On się nie uczy. Nie rozwija.

ALICJA-

Page 30: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Wszyscy się uczą. Nawet kamienie. Pamiętajcie- macie jeszcze szansę Kończycie żenę pod byle pretekstem- epilepsja, atak alergii na orzechy włoskie.

KAJETAN-

Ale ja nie mam alergii na orzechy Olo i Olga o tym wiedzą. Moi rodzice tym bardziej.

ALICJA-

No to na psa, albo kota. Twoi mają jakieś zwierzęta?

MARIA-

Olo ma w domu pracownię. Kiedyś dostałam na gwiazdkę szczeniaczka, mała byłam. Puszek zaszczał ojcu konkursowy projekt… jednego takiego muzeum. Od tej pory w domu nie ma nawet rybek.

KAJETAN-

Muzeum zresztą nie powstało do tej pory…

ALICJA-

O muzeum- też niebezpieczne słowo. No to atak wyrostka robaczkowego, zalane mieszkanie, żelazko zostawione na gazie.

KAJETAN-

Żelazko nie przejdzie, wszyscy wiedzą, że ja przed wyjściem filmuję mieszkanie, żeby się nie wracać. A wyrostek mam wycięty. Moi o tym wiedzą.

ALICJA-

No to pech… Filmujesz mieszkanie? Codziennie?

KAJETAN-

No…

ALICJA-

Page 31: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Niesłaby pomysł, ten twój to ma kiepełe, trzymaj się, go Mania. Daleko zajdziesz.

MARIA-

Trzymam się. Na razie. Filmuje przed każdym wyjściem. To jest trochę chore, moim zdaniem.

ALICJA-

Bardzo rozsądne. Filmować żelazko i kuchenkę gazową. Zacznę to robić. Dzięki.

KAJETAN-

Zawsze do usług. Właśnie. Powoli zbliża się pora filmowania. Zbieramy się.

MARIA-

No następna. Ale nasi rodzice nie są tacy… przesada, to są cywilizowani, kulturalni nawet ludzie. Nasi rodzice chodzą do teatru.

ALICJA-

Myśmy też tak myśleli z moim. Kulturalni, cywilizowani, odróżniają kontrabas od wiolonczeli, czytają po francusku. Znaczy mojego matka czyta. Tak… a kiedy przyszło co do czego… poszło. … to nastąpiła eksplozja, a po niej, płacz i zgrzytanie zębów. Opadła cała kultura, wszystko. Nie było litości, obie strony nie brały jeńców. I potem się spotkali dopiero na naszym weselu i na chrzcinach Tymka.

KAJETAN-

Ale się spotkali. Przecież nie muszą się przyjaźnić.

ALICJA-

Tak? Na pewno? Teraz patrzą na siebie, ale tylko po to, żeby dać do zrozumienia, że się nie widzą. Mówią nawet do siebie, ale się nie słuchają.

Page 32: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Większość spotkań towarzyskich tak wygląda. Jest podział w narodzie i tyle, trzeba się z tym pogodzić. Nie mamy na to wpływu. Basta. Niech się bujają.

MARIA-

Jasne, nie nasz problem.

ALICJA-

Podział to nie nasz problem? Tak myślisz? Jak chcecie. Ja ostrzegałam.

MARIA-

Dobra, Alicja, jesteśmy przerażeni. To teraz opowiedz co się stało? Na waszych zaręczynach.

ALICJA-

Długo szukaliśmy kompromisu. Mój- znacie go, nie lubi mówić. To ja, tymi ustami, ta głową narzucałam tematy obojętne. Piłka nożna, książki dla dzieci, kino polskie, teatr telewizji. Nawet obejrzałam po odcinku wszystkich seriali.

KAJETAN-

Obejrzałaś? To podziwu godny heroizm.

MARIA-

Tak, to ogromne poświęcenie. Ale co się wydarzyło?

ALICJA-

Nic, tak naprawdę to nic. Potem jak mówiłam- tematy przyjemne- Ebola, nie Eboli wtedy nie było, to o AIDS.

MARIA-

O AIDS się przecież nie pokłócili.

Page 33: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

ALICJA-

Nie, ale byli blisko. Potem jeszcze wojna w Iraku, nieźle mi szło. Dobiegała końca druga, i ostatnia godzina wizyty. Zegar bił pół do piątej. Słońce, przebijające przez strzępiaste chmury chyliło się ku zachodowi i zbliżał się teleekspress. No to teściowie zaczęli się zbierać. Nawet sąsiad, który co niedziela kosi trawę, zakończył swoją pracę.

KAJETAN-

Jaką ma kosiarkę?

ALICJA-

Elektryczną.

KAJETAN-

To pół biedy. Spalinowa, to jest dopiero odgłos z piekła.

ALICJA-

Elektryczna jest gorsza. Elektryczna szumi, tak upierdliwie, monotonnie. Jednostajny gwałt na całym ludzkim jestestwie.

MARIA-

Dobra, Alicja, powiedz kochana co się stało. I idziemy.

ALICJA-

Moja teściowa, to taka myszka jest- cichutka, szarutka. Nigdy nikomu nie chce przeszkodzić w niczym. Zawsze przeprasza, że żyje i zamawia pół kawałka tortu i pół herbatki.

MARIA-

No tak, kocham takie kobiety. Spustoszenia w mózgach mężczyzn spowodowane przez takie myszki

Page 34: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

będziemy musiały odbudowywać przez stulecia. Siostro.

ALICJA-

Niestety. Siostro.

KAJETAN-

Siostry, zapominacie się, jestem tu. Słyszę.

MARIA-

Słysz… i słuchaj. A ty, siostro mów dalej.

ALICJA-

Długo się zbierała, myślała żeby coś powiedzieć więcej, tak od siebie coś. Wreszcie. Nie tylko- że pyszne jedzenie, sympatyczne mieszkanie, ładny widok z okna, prosto na kolejne bloki i elektrociepłownię.

MARIA-

Alu, mniej szczegółów.

ALICJA-

Już- dochodzę. Jestem blisko. Dochodzę… tak, tak , tak. To było tak. Teściowa bardzo chciała, pragnęła być miła, no to mówi, że najlepiej by było żebym od razu urodziła dwójkę dzieci. Rozumiesz?

KAJETAN-

O Boże, jak można zrobić coś takiego? Ona rzeczywiście jest drastyczna ta twoja teściowa. Jak można coś takiego powiedzieć?

MARIA-

Nie, nic nie kumam… dwoje dzieci naraz? Była za rozrodczością, co w tym złego?

Page 35: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Nie rozumiesz? Mario- Dwójka dzieci z jednej matki, urodzona jednocześnie wiesz jak to się nazywa?

MARIA-

Kajetan, źle się czujesz?

KAJETAN-

Nie udawaj, że nie chwytasz. Dwójka dzieci z jednej matki urodzonych jednocześnie to się nazywa bliźnięta.

MARIA-

No i co? Co złego jest w bliźniętach?

ALICJA-

Ty, to szczęśliwą kobietą Mańka, jeśli nie wiesz co złego jest w bliźniętach. Albo mało spostrzegawcza ci się lalka trafiła, Kajetan . Trzymasz ją w izolacji, w piwnicy bez zasięgu? Wariant austriacki?

KAJETAN-

Nie trzymam jej w piwnicy, nie mamy piwnicy. Później ci wytłumaczę, kochanie.

ALICJA-

Pamiętajcie, nie wy pierwsi idziecie na tę wojnę. Dziś rozstrzygnie się przyszłość waszej rodziny. Nastawcie się pozytywnie… lecz wystrzegajcie się pewności siebie. Pycha dumnie kroczy przed klęską.

KAJETAN-

Nie jesteśmy pewni siebie. Przeciwnie – słuchamy rad starszych.

ALICJA-

Page 36: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Dzięki Kajtek, też cię kocham.

KAJETAN-

W sensie bardziej doświadczonych.

ALICJA-

Możecie dwie godziny spędzić na stękaniu o pogodzie, smaku sałatki. Chociaż to też nie są tematy bezpieczne. U nas.

MARIA-

Jasne. Alu.

ALICJA-

Toteż nie przesadzajcie z ostrożnością. Nie ma nic gorszego niż towarzystwo, które się nie odzywa przy stole. Nie lękajcie się mówić, śmiać i wznosić toasty!

KAJETAN-

Do zobaczenia za rok w wolnej Polsce- może być? To ulubiony toast mojego starszego.

MARIA-

Nie, nie może być. Pan Henryk nie pije przecież mówiłeś… wielki dzwon te klimaty.

KAJETAN-

A ty go jeszcze nie znasz. Ten toast potrafi wznieść nawet kawą, nawet kompotem. W najmniej spodziewanym momencie wali- „ za rok w wolnej Polsce!” w wersji skróconej.

ALICJA-

To odpada. Natomiast słuchajcie uważnie. Może uda się wam znaleźć jakąś wspólną płaszczyznę. Jakiś obszar nie kontrowersyjny. Mentalną strefę zdemilitaryzowaną.

Page 37: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

MARIA-

Mentalną strefę zdemilitaryzowaną?

KAJETAN-

Nie ma nic takiego. W Polsce? Nie ma. Nawet ebola jest polityczna.

ALICJA-

Tak. Na ogół to sprawa beznadziejna, ale próbujcie. Może wam się uda. Cały czas musicie pamiętać- zaręczyny, to impreza wysokiego, najwyższego ryzyka. Zadręczyny.

MARIA-

To wiemy, dokładamy nadzwyczajnych starań.

ALICJA-

Mańka, ty mi ciągle przerywasz, oboje mi przerywacie.

KAJETAN-

Na tym rozmowa polega. Jedno mówi, potem drugie się wcina, trzecie i nawet czwarte. Tak właśnie się rozmawia.

ALICJA-

No właśnie- tak się rozmawia. Prawie zawsze. Ale nie w czasie zaręczyn. Wasi rodzice spotykają się po raz pierwszy. I nie możecie im przerywać. Pod żadnym pozorem.

KAJETAN-

Chyba, że padnie słowo kończące imprezę.

ALICJA-

Page 38: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Zasiedziałam się. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. To jest ich impra. Ich kwartet. Wszyscy mają prawo się wygadać, tylko nie wy…

MARIA-

No, sorki, ale to w końcu są chyba nasze zaręczyny?

ALICJA-

No właśnie? Właśnie. Ty Kajetan też tak myślisz?

KAJETAN-

No, też tak słyszałem.

ALICJA-

I to jest nagminny błąd. Powszechny. Człowiek myśli, że jak cos nazwie moje urodziny, moje imieniny czy nasz ślub, to inni tak po prostu przyjmą do wiadomości?

MARIA-

A nie jest tak?

ALICJA-

No właśnie tak nie jest. Chyba nie myślicie, że jest to wasze święto?

KAJETAN-

No, święto, to nie. Ale nasze.

ALICJA-

Powtarzam - to jest impreza waszych rodziców. I wy pierwszy raz w życiu ich widzicie w sytuacji. A nie- oni was. Oni was znają. Oni was obserwują, krytycznie obserwują od urodzenia.

KAJETAN-

My ich też.

Page 39: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

ALA-

Matka, ledwo urodzi i ledwo przestanie drzeć japę natychmiast zaczyna obserwować swoje dzieciątko. I obserwować i oceniać nie przestanie do końca. Moja babka, na łożu śmierci zwróciła synowi swemu czyli memu ojcu uwagę, że krzywo założył ochraniacze na buty, te takie szpitalne, i że pewnikiem zęby sobie wybije.

KAJETAN-

I co wybił?

ALICJA-

Pytanie nie trzyma poziomu. Matka obserwuje dziecko od początku do końca. Ojciec tak samo. Jak tylko ojca po porodzie ocucą, bo teraz ojciec pępowinę przecina. To natychmiast zaczyna obserwować i oceniać. Obserwować i oceniać, obserwować i oceniać. Patrzeć, czy on, rozumiecie – on! - może być z syna czy z córuni dumny. Natomiast wy….

(Pauza.KAJETAN filmuje mieszkanie. )

MARIA-

Alu? Zawiesiłaś się?

ALICJA-

Nie. Wiem, wiem, ja wam zabieram czas.

MARIA-

Nie, no skądże.

ALICJA-

Wy natomiast po raz pierwszy zobaczyć ich, takich jakich są naprawdę, zobaczycie ich w kontekście i na tle innych ludzi. Pierwszy raz, zobaczycie ich w

Page 40: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

sytuacji. Czas na mnie. Jeszcze tylko powiedzcie mi jedno. U was którzy są którzy?

MARIA-

Słucham?

ALICJA-

No, którzy są za kim? Za którymi?

MARIA-

Nieważne, to przecież wszystko jedno.

KAJETAN-

Dokładnie. Wszystko.

ALICJA-

Jak sobie chcecie. Teraz odkryjecie ich prawdziwe twarze. I…. co najgorsze, nie zobaczycie ich w teatrze duszy, czy innym matrixie.

MARIA-

Alu?... wszyscy zdrowi? Na ogół?

ALICJA-

Już lecę. Zobaczycie ich w całkowitym jeden do jeden realu. Przygotujcie się na zadręczyny. I niech was Bóg ma w swojej opiece… jakkolwiek go pojmujecie. Połamania wioseł, stopy wody pod kilem!

MARIA-

No, to pa, Ala.

(ALICJA wychodzi, wraca)

ALICJA-

I pamiętajcie- wszystko w waszych rękach. Tym razem nie zstąpi żaden duch i nie uratuje wam imprezy.

Page 41: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

SCENA 7

SALON NOWAKÓW

(OLGA kończy nakrywane stołu, doprowadza barek w okolice stolika przy kominku. Są ubrani z nieco przesadną elegancją. )

OLO-

Akurat muszą przychodzić dzisiaj, kiedy ja mam za cztery dni termin rozstrzygnięcia konkursu.

OLGA-

Olo, miejmy to za sobą. Poza tym- nie przesadzaj. Wygrywałeś już konkursy.

OLO-

Więcej przegrałem.

OLGA-

Prowadzisz statystyki?

(OLO zbliża się do barku. Wyjmuje szklankę, nalewa whisky, dolewa. )

OLO-

Bilans dwa wygrane na dwanaście w których startowałem. Ten jest trzynasty. Nomen omen.

OLGA-

Jesteś zadowolony z projektu, to najważniejsze.

OLO-

Jestem skrajnie napięty i napięcie związane z zaręczynami mojej jedynaczki nakłada się na napięcie konkursowe.

OLGA-

Olo, nie.

(Po chwili łagodnieje. Wyjmując mu szklankę z dłoni.)

Page 42: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLGA-

Potem się napijesz kochanie. Razem strzelimy sobie drina.

(Wącha whisky, z uznaniem. Stawia pełną szklankę do szafki z albumami.)

OLO-

To ważny projekt, takie budowle wchodzą do historii.

(Siada na fotelu. Ona staje za nim, zaczyna masować mu kark. )

OLGA-

Tak, Pentagon Narodowy, to ważna rzecz, żyjemy z nim od ośmiu miesięcy.

OLO-

Nie kpij Olga- Panteon, Panteon Narodowy. To ważny projekt. A ja nawet nie wiem, kto jest w komisji. Nie próbuję znaleźć dojścia. W ten sposób nigdy do niczego nie dojdę.

OLGA-

Jak może wiesz, albo się domyślasz, dla mnie Panteon jest trochę nawet ważniejszy niż dla innych. Jeśli odnajdą mojego tatę, to tam zostanie pochowany.

OLO-

Przecież już go znaleźli.

OLGA-

Nie zapeszajmy, jeszcze tożsamość kości mojego ojca nie jest potwierdzona. Jak wiesz.

OLO-

Wiem, ale w tej sprawie jestem dobrej myśli.

OLGA.

Page 43: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Mój ojciec tam będzie… między innymi dlatego zależy mi na tym, żeby to twój projekt został zrealizowany.

OLO-

Olgo, wiem, że mnie wspierasz i jestem ci wdzięczny.

OLGA-

Nie namawiałam cię na ten konkurs, ale cieszę się, że w to wszedłeś.

OLO-

No, trochę nie miałem wyboru, prawda?

OLGA-

Miałeś wybór. Przecież nawet o tym nie rozmawialiśmy. Ale dziś, proszę cię- zapomnijmy o świecie konkursów, panteonów, badań DNA, odnalezionych szczątków ojca. Twoja córka się zaręcza. Tak się składa. I to jest jej dzień.

OLO-

Nasza córka się zaręcza. Nasza kruszynka. To jakby wczoraj było, taka była Marysia milusia, tu ją na jednym ręku nosiłem.

OLGA-

Dziś się zaręcza.

OLO-

Przecież pamiętam. To mnie też spina.

OLGA-

Nie będzie źle. Pamiętasz jak twoi przyszli do moich rodziców? To znaczy do matki i ojczyma. Co?

OLO-

Page 44: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

No, takich rzeczy się nie zapomina. Ojciec, pamiętam, po wszystkim, w tramwaju dawał wyraz rozczarowaniu twoim ojczymem. Że taki hipokryta i cynik, że jak już robi w komunistycznej propagandzie, to mógłby trochę wierzyć w system.

OLGA-

Udawał i kłamał całe życie. Musiał się nagimnastykować, żeby przeżyć, z taką przeszłością.

OLO-

Nie, Władek nie gimnastykował się, żeby przeżyć. Nie róbmy z pieszczocha reżimu bohatera. On się gimnastykował, wyłącznie po to, żeby żyć w luksusie.

OLGA-

Wielki mi luksus- segment z garażem. W garażu poldek.

OLO-

Nie zawsze mieliście poloneza, potem mieliście mirafiori, nawet Daihatsu. Wyjeżdżał za granicę. A mój staruszek…

OLGA-

Tak, no powiedzmy sobie szczerze, twój ojciec na hulajnodze, albo tramwajem, pod górę i zawsze w deszcz miał do swojego biura. Tak walczył z komuną.

OLO-

Ty- myśmy nigdy nie powiedzieli mojemu ojcu, że Władek nie był twoim prawdziwym ojcem.

OLGA-

Nie? Dlaczego mu nie powiedziałeś? Przecież, potem już mogłeś.

Page 45: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLO-

Nie pamiętam. Chyba nie było to aż tak istotne.

OLGA-

Jak powiedziałeś? Nieistotne? Olo, czy ty czasem myślisz o tym, co mówisz? Czy tak po prostu klepiesz byle co?

OLO-

Przepraszam, źle się wyraziłem.

OLGA-

Dla twoich rodziców było nieistotne, czyją córką jest ich synowa? Matka ich wnuczki?

OLO-

Przepraszam.

OLGA-

Olo, ty zaczynasz budzić moją troskę. Nie jesteś już dzieckiem. Mów do rzeczy, albo milcz.

OLO-

Mamie też, dopiero po pogrzebie Władka powiedziałem co i jak. Ona to lubi takie romantyczne historie. Oj lubi.

OLGA-

Ty, słuchaj… ja nie ubiłam śmietany!

(Wstaje mu z kolan, na których w międzyczasie się znalazła. Wybiega do kuchni. Łomot otwieranych szuflad. )

MARIA-

Olga, przecież przywiozłam bitą śmietanę.

(Z góry schodami schodzi MARIA. Ma we włosach kwiat.

Page 46: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLGA-

Przywiozłaś? Kupną bitą śmietanę? Pewnie jeszcze chińska!

MARIA-

Olga, w zasadzie wszystko jest chińskie, ale chińskiej bitej śmietany akurat jeszcze nie ma. Kupiłam w cukierni na Szembeku. Jak kazałaś.

MARIA-

Kupiłaś? Świetnie. Myślałam, że zapomniałam cię poprosić. Mańka, podsłuchiwałaś!

MARIA-

Nie mamo, krzyczałaś na cały dom. Mam zademonstrować?

OLGA-

Żartowałam. Masz stokrotkę we włosach. To jest stokrotka?

MARIA-

Tak, dostałam od Kajtka. Namiastka dziewiczego wianka Olgo.

SCENA 8

MIESZKANIE KOWALSKICH

(Są gotowi. HANKA jeszcze podchodzi do HENRYKA, wkłada chustkę do butonierki. Wyjmuje. )

HANKA-

Dobrze, doskonale, wspaniale. Dziś nie ma wielu takich mężczyzn. Usiądźmy przed podróżą.

(Siadają. Chwila zamyślenia.)

HANKA-

Page 47: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Ja w ogóle nie znam takich ludzi. Nie mam takich kontaktów. Ciężko będzie z nimi rozmawiać.

HENRYK-

Nie znasz? A twój szwagier? I jego żona?

HANKA-

No tak, oczywiście, jak zwykle – to oczywiście- to moja rodzina składa się z samych czarnych owcy. I baranów. Jakby twój brat był lepszy.

HENRYK-

Przecież o nim mówię. Twój szwagier to mój brat.

HANKA-

To, on chyba bardziej jest twoja rodzina, niż moja, zakręciłeś mnie. Heniu, łańcuszek chyba dam na wierzch, mimo wszystko?

HENRYK-

Tak, daj na wierzch, mimo wszystko. Mimo co?

HANKA-

No, może niektórych to drażni. Ale wiesz- twój brat pracuje tam gdzie pracuje i musi opowiadać te wszystkie głupoty. Ofiara propagandy po prostu.

HENRYK-

Tak, zresztą i tak, przy twojej siostrze, to on jest całkiem do rzeczy.

HANKA-

Henryk, nie zaczynaj. Melania, robi z siebie kurę domową i durną babę tylko przy swoim mężu. Jej chodzi po prostu o to, żeby on się dobrze czuł.

HENRYK-

Page 48: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Ten przychlast? Komu zależy na jego dobrym samopoczuciu? Hanusik?

HANKA-

Jest jego żoną. Woli mieć spokój. Święty spokój. To jest wartość, dla której można poświęcić to i owo.

HENRYK-

Żartujesz. Nie wyobrażam sobie, żeby można było tak żyć?

HANKA-

Heniu, wiele kobiet przez całe życie udaje, że są głupsze od swoich mężów. Czasem jest to bardzo trudne. Wierz mi.

HENRYK-

Niemożliwe.

HANKA-

Możliwe, wierz mi. Heniu. A „przychlast” – Henryk skąd ty znasz takie słowa?

HENRYK-

Czy ja wiem, Kajetan chyba mówił tak o swoim teściu.

HANKA-

Kajetan? O teściu?

HENRYK-

No, że wydawało mu się początkowo, że Olo, pan Olgierd, jest klasycznym przychlastem. Bo oni są na ty, wyobraź sobie. Ale teraz już tak nie myśli.

HANKA-

Przychlast? A co to znaczy?

Page 49: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HENRYK-

Przychlast to jest taki gość, któremu się wydaje, że jest w porządku, na luzie. I w ogóle. A tak naprawdę nie jest. Taki gość, który aspiruje, podczepia się pod środowiska, które go nie akceptują.

HANKA-

Coś jak wiochmen?

HENRYK-

Nie, Hanusik, wiochmeni żyli w dawnych czasach, niedługo po wymarciu gitowców.

HANKA-

Oj, gitowcy i gitmany, ich dziewczęta. No łza się kręci, aż się boję, że mi makijaż popłynie.

HENRYK-

I dziś prawdziwych wiochmenów już nie ma. Teraz są przychlasty. A może przychlaści? Zresztą Kajetan to odwołał, powiedział, że Olo nie jest przychlastem. Znaczy pan Olgierd.

HANKA-

Przestań już z tym przychlastem, Henryk, to słownictwo w ogóle ci nie pasuje. Czyli Kajetan twierdzi, że pan Olgierd jest w porządku?

HENRYK-

Tak, to znaczy- nie, tego nie powiedział. Powiedział, że nie jest przychlastem. Moim zdaniem- z panem Olgierdem szału nie ma.

HANKA-

Teść to tylko teść. Szału między nimi być nie musi.

HENRYK-

Page 50: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Hanusik, to tylko dwie godziny. Przeżyliśmy stan wojenny, przeżyjemy i to.

(Wchodzi KAJETAN)

KAJETAN-

I jeszcze niech tatuś nie mówi, co drugie zdanie- faktem jest.

HENRYK-

Faktem jest? Przecież nie mówię.

HANKA-

Faktem jest. Mówisz Heniu.

HENRYK-

Nie mówię – faktem jest. Gotowy?

(podchodzi do syna, poprawia mu klapę marynarki)

HENRYK-

Taka ci się tutaj zrobiła ten tego. Mówiłem ci, że zawsze lustro powinno cię zobaczyć, zanim ludzie cię zobaczą. No, miejmy to za sobą.

SCENA 9

DOM NOWAKÓW

(GONG u drzwi. MARIA schodzi ze schodów. OLGA wychodzi z kuchni. Zegar bije jest – 15. 15)

MARIA-

Olga, fartuch…

OLGA odwiesza fartuch. Patrzą po sobie.

OLO-

Page 51: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

No, wyrobili się w kwadransie akademickim. Najpierw gospodyni poznaje się z matką młodego, potem matka młodego przedstawia męża..

MARIA-

Olo! Już zbastuj…

(Rusza w kierunku drzwi. )

OLO-

Miejmy to za sobą!

(Otwiera drzwi. )

OLO-

Dzień dobry! No, serdecznie witamy. W naszych skromnych progach… wreszcie się poznajemy!

(Odzywa się GPS w kieszeni HENRYKA. )

GPS-

Dotarłeś do celu. Dotarłeś do celu.

(HENRYK wyłącza GPS. I chowa do kieszeni.)

HENRYK-

Przepraszam najmocniej

(Stoją chwilę naprzeciw siebie, lustrują się nawzajem, ale są uśmiechnięci.)

OLGA-

No, nie mogliśmy się doczekać.

HANKA-

No nareszcie.

OLO-

Właśnie, już myśleliśmy, że godziny nam się pomyliły…

Page 52: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HENRYK-

Dzień dobry! Nareszcie!

(Nagle słychać ryk klaksonów. I motorów. Tymczasem oni witają się, przedstawiają, gra marsz weselny bardzo głośno )

AKT II

SCENA 1

KUCHNIA

(OLGA otwiera paczkę lodów, obok stoją na tacy owoce w pucharkach. OLGA próbuje uszczknąć łyżką do lodów z paczki. HANKA wyjmuje jej z dłoni łyżkę.)

HANKA-

Czekaj Olgo, byłam kelnerką w Anglii. Dam radę.

OLGA-

W życiu w Anglii nie byłam. Muszę się wybrać, mój tata był tam w czasie wojny.

HANKA-

Tak?

OLGA-

No, potem go zrzucili do kraju. Czekaj, gdzieś biszkopty miałam przygotowane. Cichociemnym był.

HANKA-

O, to tak jak w Czasie Honoru?

OLGA-

No, prawie…

(Otwiera paczkę z biszkoptami, wyjmuje jeden. )

OLGA-

Jeszcze jagody, z naszego lasu.

Page 53: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HANKA-

Ja też nie toleruję tych borówek amerykańskich, to jest kompletnie bez smaku.

(Olga spogląda na biszkopt. )

OLGA-

Pewnie są chińskie. Biszkopty też już nie są takie jak kiedyś.

HANKA-

Wszystko nie jest już takie jak kiedyś moja kochana, wszystko. Powietrze nie takie, woda, zachody słońca…

(Śmieją się. )

OLGA-

Powaga. Pamiętasz, kiedyś biszkopt to był taki inny. Miał talię, węższy tu a tu szerszy. A teraz? Popatrz. Całkiem bez własnej formy. Zupełnie jak szpatułka medyczna. Wystaw język, powiedz a…. albo do badań genetycznych.

HANKA-

No, znaczy jak to? Do badań genetycznych? Do DNA nie pobierają krwi?

OLGA-

No nie. Wkładasz takie coś do ust, tylko drewniane, owinięte gazą. Okropne wrażenie, jak z wacikiem u dentysty. Potem sobie energicznie tutaj gliglasz przy wewnętrznej stronie policzka i ten naskórek czy nabłonnik się osadza i gotowe. Oddajesz panu, pan to do torebeczki chowa i potem porównuje.

(Prezentuje z biszkoptem badanie, oczywiście biszkopt zjada. )

HANKA-

Page 54: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Olga, ty miałaś badanie genetyczne? DNA ci badali? No wiesz, wybacz wścibstwo, ale w sumie, nasze dzieci będą miały wspólne potomstwo.

OLGA-

Nie, nie nic z tych rzeczy. Nie mam chorób genetycznych. Chodzi o identyfikację mojego ojca.

HANKA-

Aha. Jak to? Identyfikację twojego ojca? .

OLGA-

Wiesz, Haniu, to są takie smutne, ponure sprawy.

HANKA-

No, nie chcesz mówić to nie. Ty, zaraz, ale twój ojciec, to był dziennikarzem, czy reporterem. To znany człowiek był za komuny…

OLGA-

Nie, to był mój ojczym. Władek, mój ojczym był… w lesie podkomendnym mojego ojca, i po śmierci ojca ożenił się z moją mamą. Ona była w ciąży. I potem zajął się karierą… moralnie był czysty, bo przecież adoptował i wychował dziecko tak zwanego bandyty.

HANKA-

Nie bardzo rozumiem.

OLGA-

Mój ojciec był dowódcą oddziału zbrojnego po wojnie. Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Teraz nazywa się ich ‘żołnierzami wyklętymi”. Za komuny uczyliśmy się w szkole o bandytach.

HANKA-

Page 55: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Boże, ja w ogóle nic nie wiedziałam, Kajetan nic nie mówił. On zna tę historię?

OLGA-

No, pewnie mu Mańka mówiła. Teraz już wolno o tym mówić.

HANKA-

Ale dlaczego pobierali od ciebie DNA?

OLGA-

Normalnie, Ojca zamęczyli w więzieniu mokotowskim.

HANKA-

O mój Boże.

OLGA-

Sam był sobie winien. Miał uciekać na zachód. Przez zieloną granicę. Ale uparł się i przyszedł do domu dziadków. To znaczy do tego domu.

HANKA-

Do tego domu?

OLGA-

No, do tego … tu dziadkowie mieszkali, mama moja, jej siostra z mężem i dziećmi. Kupa luda.

HANKA-

Ale tutaj?

OLGA-

Tak, tutaj. Mamę miał potem ściągnąć, do Anglii, czy gdzieś. O świcie KBW, takie wojsko do walki z podziemiem otoczyło dom, ubowcy rozwalili drzwi i

Page 56: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

okna, nie chciał się w domu ostrzeliwać, boby rozwalili wszystkich…

SCENA 2

PRZY DRZEWIE

(OLO wyciąga z kieszeni papierośnicę, podaje HENRYKOWI, jednocześnie wciągając go za drzewo, aby byli niewidoczni z okien domu. )

HENRYK-

Mazowsze. Piasek, Wisła i las. Mazowsze moje. Płasko, daleko - pod potokami szumiących gwiazd, pod sosen rzeką. OLO-

Tutaj kiedyś był zupełny spokój. Ale teraz, za lasem wójta zięć postawił dom weselny w stylu Ludwika czternastego. Mały Wersal. I co sobota, łubu Dubu… a w sezonie to i w piątek… już zaczęli. Drums & bass.

(Chwilę obaj nasłuchują. )

HENRYK-

Ore… ore …

OLO-

Jak wiatr jest od nich, to wali bigosem. I głośniej.

HENRYK-

Nas też to czeka.

OLO-

Przed Mańką się bunkruję. Olgi to już się nie boję, ale ta twoja przyszła synowa, to wiesz… No chłopak, nie będzie miał łatwego życia. Jego…

(Szuka słowa.)

Page 57: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLO-

Kobieta, jego, powiedzmy to słowo, żona, wiesz, to moja córka jest. Ale… rozumiesz, po męskiej solidarności to ja mu trochę współczuję

HENRYK-

Da radę. Kajetan da sobie radę. Poza tym on nie pali.

OLO-

No, to w sumie dobrze.

HENRYK-

Ja też nie palę. Rzuciłem znaczy. No teraz jak rzuciłem, to mogę sobie czasem zajarać. Nie?

OLO-

Jasne. Wiesz, Mańka jest moją córką, przeżyliśmy z jej matką, no prawie… zaraz, po ślubie, to my jesteśmy? No ponad trzy dychy, no…

HENRYK-

Ładny kawał czasu, my to ósmego czerwca trzydzieści trzy. Równiutko.

OLO-

Ty masz głowę, Heniu. Pamiętać takie rzeczy.

HENRYK-

Rocznica ślubu, ważna rzecz. Ty kto to jest?

(Pokazuje zdjęcie przymocowane pinezkami do drzewa. )

OLO-

Nie, no jasne. To jest teściulek. Mój. Własny. Mówiłem, że do teściulka idziemy przejarać.

HENRYK-

Page 58: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Jak to? Twój teść? Taki młody?

OLO-

Tutaj, to jest na kursie spadochronowym, w Szkocji, to ma dwadzieścia jeden… dwa. Jak go w pięćdziesiątym drugim, czekaj, czy trzecim… Nie no Olga ma sześćdziesiąt… zaraz. W pięćdziesiątym drugim, no to miał trzydzieści trzy lata. Jedenaście lat w lesie. Wojna i potem sześć lat.

HENRYK-

Żartujesz? To znaczy przepraszam…

OLO-

Nie ma za co. No co ty… rodziną jesteśmy. Tu go wzięli… wyskoczył z okna, po daszku, tu ganek był, taras był mniejszy i tędy do lasu… las był większy i bliżej. Chcieli go żywcem wziąć… to seria w nogi, dwa pociski doszły. No tak..

HENRYK-

Straszne. Takie rzeczy w pięćdziesiątym drugim?

OLO-

No… Tu krzaki porzeczek były. No i teściu, biegnąc cisnął coś tam w te krzaki. Ubowcy krzaki ścięli, szukali, szukali nie znaleźli. Dopiero Olga mała, jak się urodziła, nie od razu, pewnie ze trzy latka miała, to tam małymi grabkami wiesz, pierścionek wyczesała z trawy. No taka akcja.

HENRYK-

Co za historia? To wy, znaczy twój teść był żołnierzem wyklętym?

OLO-

Page 59: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Nie, no- pewnie słyszałeś- Twardy- kapitan Mieczysław Matulewicz, pseudonim Twardy.

HENRYK-

Olga jest córką Twardego? Boże!

OLO-

No, Heniu, no jasne. Do kogo ja to mówię. Przecież tacy jak ty, wiedzą kto to był Twardy.

HENRYK-

Tacy jak ja?

(OLO uśmiecha się, kiepuje peta w wypalonym zniczu. )

OLO-

Tacy wiesz, porządni, no… prawdziwi… Ja to bym nie wiedział, gdybym, w swoim czasie, nie wszedł do rodziny. Teraz zresztą może bym wiedział. Mówią o nim trochę nawet w mediach. Bo tam w tych masowych grobach na Łączce…

HENRYK-

Wiem, chodzimy tam, na Powązki. Wszyscy czekamy na identyfikację Twardego. Innych też.

OLO-

Oczywiście, że chodzicie. My, zwłaszcza Olga czeka na telefon od profesora, wiesz nie mam pamięci do nazwisk.

HENRYK-

Kozakiewicza.

OLO-

Właśnie. Olga nie rozstaje się z telefonem. To po tych przestrzelonych nogach wytypowali szkielet. Szansa

Page 60: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

jest, ale te testy DNA w Szczecinie robią. To trwa strasznie długo. Nie znała go, ale to ojciec.

HENRYK-

Ojciec… no. I bohater.

(OLO podnosi wypalony znicz, podaje HENRYKOWI, aby skiepował).

OLO-

To ma dla nas mniejsze znaczenie. Tu wrzuć… Olga to nie znosi tych zniczy. Wiesz….

HENRYK-

A to nie wy stawiacie, ojcu… teściowi?

OLO-

No co ty? To wcale nie jest fajne, jak ci tak mryga po nocach za płotem. Harcerze, stawiają, czasem jacyś inni. Zabraniać nie zabraniamy… zresztą to pole już nie nasze. Czerwoni zabrali, za pomoc bandytom.

HENRYK-

Zabrali? To teraz możecie odzyskać. No to, z tymi zniczami rzeczywiście może być kłopotliwe. Jak wam tak mrygają.

OLO-

No jest… kłopotliwe. Ja to myślę, że historia, to powinna być na swoim miejscu. Muzea, cmentarze, to są miejsca do tego przeznaczone. Jeszcze kościoły. Tak jak w normalnym kraju.

HENRYK-

A to jest nienormalny kraj?

OLO-

Page 61: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Och wybacz Heniu, cofam. Nie, no wiesz, ja też w sumie jestem… pat… patriotą. Teraz nawet, startuję, w konkursie na Panteon. Wiesz Narodowy Panteon, dla ofiar komunizmu.

HENRYK-

Wiem. Ty startujesz w tym konkursie?

(OLO wyjmuje z kieszeni plastikową torebkę, wrzuca do niej wygasłe znicze. )

OLO-

Oczywiście, ty wiesz takie rzeczy. Chodź wracamy, bo nas zaczną podejrzewać o jaranie. Startuję, namówiłem wspólników. Też przez teścia. Trochę…

HENRYK-

No, to niedobrze…

OLO-

Myślisz, że to może zaszkodzić naszej pracowni? Udział w takim konkursie? No, też żeśmy się wahali.

HENRYK-

To na pewno bardzo dobrze. Tylko kłopot jest taki, że ja jestem w jury. Jestem w komisji tego konkursu.

OLO-

Henryk? Ty? Jesteś w jury? To się przecież świetnie składa. Chłopie.

SCENA 3

SALON NOWAKÓW

(Młodzi rozmawiają między sobą, rozglądając się nerwowo i nasłuchując. )

MARIA-

Co miało być po pierwsze, Kajtek?

Page 62: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Mańka, ja wszystkich sam nie upilnuję.

MARIA-

Po pierwsze- pod żadnym pozorem nie wolno zostawić ich choćby na chwilę samych. I co?

KAJETAN-

Rozdzielili się, tego nie przewidzieliśmy. Poza tym dobrze jest. Do końca dwóch godzin zostało kurde pięć minut.

MARIA-

Jeszcze deser będzie, kawka, herbatka…

KAJETAN-

No i płaszcze. Ale dobrze idzie. Przyznaj.

MARIA-

No- Olga szepnęła mi, że superowi ludzie, że ma wrażenie, jakby się znali i przyjaźnili od zawsze, że złapali fantastyczny kontakt.

KAJETAN-

No to już pojechała- z moim starszym - super kontakt? Nie no basta.

MARIA-

Tak mówi. Ale te pomysły, że wielkie wesele, że tutaj jest dom weselny za lasem, to wszystko trzeba zdusić w zarodku.

SCENA 4

KUCHNIA

(OLGA ukradkiem zjada kolejnego biszkopta z paczki. Reflektuje się, podchodzi do stojącej w drzwiach HANKI, podsuwa jej paczkę. )

Page 63: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

OLGA-

Poczęstuj się, Hania.

HANKA-

Nie powinnam, wiesz…

OLGA-

Po jednym, jeszcze nikomu nie zaszkodziło…

(HANKA bierze. )

HANKA-

Naradzają się. Coś knują. Strasznie poważni. A nasi palą w ogrodzie.

OLGA-

Żeby tylko Mańka nie zobaczyła, że Olo pali. Knują… wiesz, jak młoda lalka jest w ciąży, pierwszy raz, i to jeszcze przed ślubem to jej się wydaje, że jest pierwszą kobietą w dziejach rodu ludzkiego, która jest w ciąży.

HANKA-

Nie, w ciąży jest? A popatrz nam nic nie powiedzieli.

OLGA-

Nam też nie. Co to, to nie. Ale wiesz, winka nie pociąga, Ola goni za fajki, a wasz syn też, nie potrafi udawać, nagle się taki opiekuńczy zrobił, kochanie to, kochanie tamto.

HANKA-

Rzeczywiście, zaczął do niej mówić kochanie.

OLGA-

No, właśnie, była „Mańka”, była „Mania” a teraz jest „kochanie” jak w telewizji. To zwykle jest początek końca.

HANKA-

Page 64: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

No, może nie będzie tak źle. Są chłopaki…

OLGA-

To Hania, wjeżdżamy z deserem… jakoś to wygląda. Nie zlinczują nas.

HANKA-

Jakby marudzili to zwal na mnie, że ci przeszkadzałam.

SCENA 5

SALON NOWAKÓW

(Wszyscy przy stole spożywają deser- owoce z lodami oraz biszkoptami. )

HENRYK-

I tak właśnie powstaje oczywisty konflikt interesów.

OLO-

Heniu, nie szalej. Nie rób żadnych nerwowych ruchów. Skąd mogłeś wiedzieć, że startuję w tym konkursie? W każdym razie ja nie znałem składu sądu konkursowego.

MARIA-

O czym mówicie, bo na nasz koniec stołu, nie wszystko dochodzi?

KAJETAN-

Kochanie….

Wytłumaczę ci. Pracownia Ola startuje, znaczy Olo, twój tata startuje ze swoim projektem w konkursie architektonicznym.

MARIA-

Kajtek, ja wiem, że Olo jest architektem. I wiem, że startuje w tym konkursie. Mam wzorowy kontakt z

Page 65: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

rodzicami. Jak na dorosłą córkę w dzisiejszych czasach.

KAJETAN-

Wiem, kochanie. A mój ojciec, tu obecny znalazł się w sądzie konkursowym.

MARIA-

Brawo. Tato.

(Pierwszy raz mówi ‘tato” do Henryka, On prawie się rumieni, również OLO nie ukrywa zaskoczenia. )

KAJETAN-

No i powstał konflikt interesów. Skutkiem naszego ślubu obaj panowie staną się rodziną.

MARIA-

Rozumiem. Mamy się nie pobierać? Trudno, mus to mus. Nie zaręczamy się. Kajtek - z nami koniec.

OLO-

Nie, no Marysiu, no co ty?

MARIA-

Możemy się pobrać? pozwalacie? No dzięki. Kajtek, leć - całuj ojców po rękach, ja lecę zaraz po tobie.

HANKA-

Ta Marysia, to ma taki cięty język.

MARIA-

A może przesuniemy ślub? Albo utajnimy?

HENRYK-

Nie będzie takiej potrzeby.

HANKA-

Page 66: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Jak to Heniu?

(HENRYK wyciąga telefon. )

HENRYK-

W tej chwili napiszę dymisję. Rezygnację z udziału w sądzie konkursowym.

HANKA-

Henryczku, przecież tak ci zależało? Nowe kontakty, ważni ludzie, prestiżowy konkurs. Starałeś się, żeby być w tej komisji.

HENRYK-

Nie przesadzajmy. Standardy muszą nas obowiązywać. Zrezygnuję. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

OLO-

No, nie przesadzajmy. Kto mógł wiedzieć? Poznaliśmy się dziś. Pięć dni przed rozstrzygnięciem. Jesteśmy czyści.

OLGA-

Możemy potwierdzić. Jesteście czyści.

HANKA-

Przecież poznaliście się dzisiaj. Przypadkowo. A rozstrzygnięcie jest we środę, za cztery dni. O czym tu mówić?

HENRYK-

Pięć dni.

OLO-

Zresztą standardy, są trochę przereklamowane. I tak naprawdę, są dla nieuczciwych.

MARIA-

Page 67: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Olo, słucham?

KAJETAN-

Mańka, nie drąż…

HENRYK-

Zrezygnuję. Nie ma co.

OLO-

Standardy są tworzone dla ludzi bez zasad. Człowiek uczciwy, taki jak ty Heniu, czy nawet ja, człowiek, z zasadami sam wie jak się zachować.

HENRYK-

No właśnie się zachowuję.

OLO-

Dla mnie nie ma nic złego w tej sytuacji. W końcu, kiedy projektowałem Panteon, nie byliśmy familią. Nasze dzieci były na etapie wspólnego kina.

OLGA-

Mhm… wspólne kino i trzymanie się za łapki. Olo nie wiesz, to nie mów.

OLO-

A na jakim etapie były? Heniu nie rób nic na razie, cieszmy się szczęściem naszych dzieci.

(HENRYK kończy pisanie. )

HENRYK-

No, to już wysłałem.

OLO-

No tak… umarł w butach. Ty Heniek, to raptus jesteś. Prawdziwy raptus. Sarmacki.

Page 68: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

(Odsuwa pusty pucharek.)

OLO-

Jak ty Hanka z nim wytrzymujesz?

HANKA-

No, jakoś wytrzymuję.

OLO-

No tak, przez trzydzieści trzy lata mogłaś się przyzwyczaić.

HENRYK-

Olo, zrobiłem, co mi serce i sumienie nakazywało.

OLO-

Serce i sumienie. Nakaz.

HENRYK-

Tak. Serce i sumienie. Nakaz.

(OLO podchodzi do regału wyjmuje schowaną tam szklankę whisky. Wypija. )

OLO-

No tak, serce, sumienie, nakaz moralny oczywiście. Przepraszam, może Heniu whisky?

HENRYK-

Dziękuję, nie piję.

(OLO zwraca się do kobiet. )

OLO-

Może panie, albo ty Kajtek…

(One kręcą głowami. )

KAJETAN-

Page 69: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Dzięki Olo, whisky, nie lubię whisky.

(OLO wraca na miejsce, po uzupełnieniu zawartości szklanki.)

KAJETAN-

Wirus gorączki krwotocznej, potocznie zwany Ebolą, to wielkie zagrożenie dla świata. I Europy.

OLO-

Wiesz co Heniu? Odpowiedz mi na jedno pytanie.

OLGA-

Olo…

MARIA-

Ciągle nie ma szczepionki. Trudno sobie wyobrazić co by było, gdyby państwo islamskie zaatakowało Europę.

HANKA-

Heniu, już dwie godziny minęły, czas na nas. O zasiedzieliśmy się.

(Wstaje. )

OLO-

Spokojnie Haniu. Jeszcze nie wieczór. Najpierw Henryk odpowie mi na pytanie. Jedno jedyne. Dobrze. Jak to jest?

HENRYK-

Tak, chętnie ci powiem.

OLO-

Czy wy naprawdę nie umiecie bez tego żyć? Bez tego okazywania innym swojej wyższości moralnej. Kiedy tylko coś trzeba zrobić, to wy natychmiast wchodzicie na najwyższą półkę i stamtąd nawalacie po wszystkich- standardy, sumienie, serce, uczciwość.

Page 70: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

MARIA-

Nie liczę, Olo, ale to już jest więcej niż jedno pytanie.

KAJETAN-

Czyjś telefon chyba dzwoni, jakby na górze.

OLO-

Ja chcę to raz usłyszeć. Dlaczego tak często mówicie o tych sprawach? Moralność, sumienie, standardy. Jakbyście mieli na to monopol.

KAJETAN-

Naprawdę słyszę telefon na górze. Nie pierwszy raz dzisiaj. Tak tylko mówię.

HANKA-

Dlaczego mówisz Olgierd – Wy. Przecież ja nic nie mówię, prawie.

HENRYK-

Haniu, ja wiem doskonale, kogo Olgierd ma na myśli. Kogo nazywa- Wy!

OLO-

No, Henio rozumie. I zawsze chciałem was zapytać, czy to wasze ciągłe mówienie o moralności i zasadach.

MARIA-

Tata nie mówi stale o moralności i zasadach…

OLGA-

Dziś pierwszy raz.

OLO-

Ciągłe sadzenie komunałów o moralności oraz o zasadach, które jak doskonale wiemy nigdzie w

Page 71: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

świecie nie obowiązują i co ciekawsze nie obowiązywały nigdy.

OLGA-

Przesadzasz, Olo.

OLO-

Wiemy to- jesteśmy dorosłymi ludźmi. Nie, nigdy nie obowiązywały.

KAJETAN-

Nawet w dawnych, dobrych czasach?

OLO-

Dawnych dobrych czasów też nigdy nie było.

OLGA-

Nigdy?

OLO-

Nigdy. Istniały tylko we wspomnieniach. Jako dawne dobre czasy. Wystarczy poczytać trochę o dziejach rodzaju ludzkiego, żeby przekonać się, że cała ta historia jest jedną wielką walką egoizmów indywidualnych i zbiorowych z innymi egoizmami. Zawsze wygrywali silniejsi, bardziej bezwzględni a nie ci, którzy mieli rację.

HENRYK-

Prawie zawsze.

OLO-

Zawsze, Henryk, zawsze. I ciekawi mnie, wobec tego, dlaczego wy ciągle mówicie o zasadach, standardach, sumieniu?

MARIA-

Page 72: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

No, właśnie, dlaczego tak mówicie?

KAJETAN-

No, dlaczego tak mówicie i to na naszych na naszych zaręczynach? Nie możecie dać na luz…

OLO-

Czy nie jest to – ta wasza umoralniająca retoryka- podszyta pewną dozą mizantropi? Może delikatnego poczucia wyższości? Nie chcę użyć słowa- pogarda?

(MARIA zwraca się do KAJETANA, jakby byli sami. )

MARIA-

No tak- tygodnie przygotowań i konsultacji, i wszystko diabli wzięli.

KAJETAN-

Niestety, z nimi nic się nie uda. Są niereformowalni. A przecież uważaliśmy.

MARIA-

Tak, uważaliśmy, nie było słów wybuchowych, nie było zostawiania samym sobie.

KAJETAN-

No i nagle wszystko diabli wzięli. Wystarczyła sekunda nieuwagi.

MARIA-

Nie chcieliśmy tego, ale nie dali nam wyboru.

KAJETAN-

Nie dali. Wyjeżdżamy.

OLGA-

Tak? A dokąd?

Page 73: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Po prostu. Wylogujemy się z tego matrixu.

OLGA-

Coś nowego? A dokąd to?

MARIA-

Wahamy się jeszcze.

OLGA-

Wahacie się? Jakie są opcje?

KAJETAN-

Wahamy się między Nową Zelandią a Laosem.

HANKA-

Mój Boże, moje dzieci… ale dlaczego tak daleko? Do Laosu?

KAJETAN-

Żeby było daleko, mamo. Wyjeżdżamy daleko, żeby być daleko. Tam nikt nikogo nie zadręcza na zaręczynach. Na urodzinach zresztą też nie ma zadręczania. I na weselach i na chrzcinach.

MARIA-

Tam się ludzi nie dają szczuć jedni na drugich.

KAJETAN-

A tu- trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Dwadzieścia cztery na dobę.

MARIA-

Kajetan! Już! Niepotrzebnie się nakręcasz. Decyzja już jest- jedziemy. Nie nakręcaj się.

HENRYK-

Page 74: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Właśnie. Przestańcie się wreszcie nakręcać.

OLO-

I kto to mówi?!

OLGA-

Olo, dość!

HANKA-

A nie moglibyście gdzieś bliżej- Irlandia, Anglia, albo Włochy?

KAJETAN-

Mamo, to wszystko jest za blisko. To po pierwsze. Poza tym do Anglii czy Włoch to potrafi wyjechać każdy…, no nie oceniajmy innych ludzi.

OLGA-

Haniu, oni żartują.

MARIA-

Nie, nie żartujemy. Mamy dość.

OLO-

Właśnie. Takie są skutki. Tego umoralniania na każdym kroku. Tej nieznośnej atmosfery. Tych wymagań. Stawianych oczywiście wyłącznie innym.

HENRYK-

Powiedz Olgierd wprost- tej wojny domowej. Zimnej na razie. I to jest też nasza wina.

OLO-

Typowa reakcja! Od razu te wielkie słowa- wojna domowa. Nasza wina! Nasza wina! Nasza bardzo wielka.

Page 75: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HENRYK-

Wasza! Przecież nie nasza.

KAJETAN-

Tato Olo, dosyć tego.

MARIA-

Bo naprawdę wyjedziemy.

HANKA-

Ale dlaczego do Laosu?

KAJETAN-

Ciepło, tanio, ludzie sympatyczni i mili. Mówią językami.

OLGA-

No tak, teraz nas będą szantażować emigracją. Nasze wnuki będą Nowozelandczykami a nam nikt na starość nie poda szklanki wody.

OLO-

Olga, to jest ich życie. O nic ich nie proś.

HENRYK-

To może od razu wybierzcie Koreę północną. Tam jest dopiero spokój, jedność, właściwie jednolitość narodu i wspaniała atmosfera.

HANKA-

Henryk, ja cię proszę, nie podnoś na nich głosu.

HENRYK-

Nie podnoszę.

HANKA-

Page 76: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Znaczy na Kajtka możesz, ale na Marię nie krzycz.

HENRYK-

Nie krzyczę przecież Hanusik.

MARIA-

Spokojnie. Na Kajtka wolno krzyczeć, na mnie nie? A jak to się ma do równouprawnienia kobiet?

OLGA-

Nie o równouprawnienie tu chodzi, Marysiu.

MARIA-

A o co?

OLGA-

Dobrze wiesz o co.

MARIA-

Nie rozumiem, dlaczego tata nie miałby sobie czasem na mnie krzyknąć? Na wredną synową?

OLO-

Rzeczywiście- Olga, kochanie, twój telefon dzwoni na górze. Jakby się nie można raz w życiu zachować pragmatycznie.

HENRYK-

No właśnie. Zachowajmy się pragmatycznie. Hanusik, jest wprawdzie bardzo miło, ale na nas pora. Niestety.

OLGA-

Żartujesz Henryk. Może jeszcze kawy, albo popraweczka deseru. Dokładka?

HENRYK-

Nie, dziękuję.

Page 77: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

MARIA-

Olga może ty odbierz ten telefon.

OLO-

Odbierz kochanie. Może to coś ważnego. W sobotę ludzie nie dzwonią ot tak, dla przyjemności.

MARIA-

Przynieść ci…

OLGA-

Pójdę. A ty proponuj gościom wiesz.

MARIA-

No właśnie, mamo, tato…

(Zwraca się do KOWALSKICH. )

HENRYK-

Dziękuję, ci moje dziecko. Będziemy jechać. Nie lubię prowadzić po zmroku. Jeśli nie muszę. A dziś nie muszę.

(OLGA staje na dole schodów, spogląda jeszcze na nich, na schody. Teraz słychać wyraźnie dzwonek telefonu. )

MARIA-

A mama? Może mama się czegoś napije?

HANKA-

A ja? Ja bym, jeszcze chętnie wypiła pół herbatki. I odrobinę deseru też może bym zjadła. Jeśli wolno.

KAJETAN-

Dobrze, kto kawę, kto herbatę. Kto kawę ręka w górę.

(OLO podnosi rękę, HENRYK po chwili dołącza.

Page 78: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

MARIA podnosi dwie ręce. )

MARIA-

Mama oczywiście też kawy się napije. I ja.

(KAJETAN i MARIA wchodzą do kuchni. )

MARIA-

A mówiłeś, że nieźle idzie.

KAJETAN-

Bo szło, może zresztą nie wszystko stracone.

MARIA-

Wszystko.

(Tymczasem przy stole OLO i HENRYK patrzą na siebie, to z kolei odwracają wzrok. HANKA uśmiecha się. )

HANKA-

To ja poprawię nos. Tylko już się chłopcy nie bijcie.

(Odchodzi do łazienki.)

HENRYK-

Olgierd, jeśli wolno, to jeszcze mam słowo.

OLO-

Oczywiście, wal śmiało. Wy przecież zawsze musicie mieć słowo, ostatnie.

HENRYK-

Ja się wiesz, Olgierd zachowałem właśnie pragmatycznie.

OLO-

Słucham?

HENRYK-

Page 79: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

Sytuacja jest taka. Do finału konkursu weszły dwa projekty. Wasz- to znaczy Kireszensztein, Nowak i partnerzy…

OLO-

To miło, to nasz projekt.

HENRYK-

I projekt krakowski- Mirosława Karłowicza. Wasz to rotunda, Karłowicz proponuje formę bardziej otwartą.

OLO-

W tej chwili w głosowaniu jest remis- trzy do trzech.

OLO-

Decyduje, w takiej sytuacji przewodniczący, Tak?

HENRYK-

Tak. Przewodniczący jeszcze się waha. Ale raczej jest za wami. Tak przynajmniej głosuje.

OLO-

To miło.

HENRYK-

To nieważne. Po przyjęciu mojej dymisji stosunek głosów zmieni się na trzy dwa. Trzy do dwóch.

OLO-

No, niestety. Trzy dwa dla krakusa.

HENRYK-

Tak. Nie. Trzy dwa dla was.

OLO-

Nie? Jak to?

Page 80: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HENRYK-

Tak to. Po prostu waszym konkurentom ubędzie jeden głos w jury.

OLO-

Jak to? Ty Heniu- głosowałeś przeciwko mnie? Na krakowiaczka?

HENRYK-

Tak, Olgierd, to są dwa dobre projekty. Trochę mnie ujęła, wiesz oryginalna forma.

OLO-

No tak, teraz, gdy ty zrezygnowałeś, zostanie pięć osób.

HENRYK-

I wygracie. Widzisz, że zachowałem się bardzo pragmatycznie.

OLO-

Henryk, ty jesteś lepszy…

HENRYK-

Cwaniak? Być może. Przyznasz sam, że byłoby bardzo niezręcznie, gdybym w czasie ostatecznego głosowania nagle zmienił front.

OLO-

Dla mnie to nic nie musiałeś robić.

HENRYK-

A jak ja bym się czuł, gdybym utrącił twój projekt? Przykro mi, że głosowałem przeciw tobie. Ale na koniec porozumieliśmy się, ponad podziałami.

OLO-

Page 81: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

No nie wiem, jakoś się z tym kiepawo czuję.

HENRYK-

Pomyśl, że to nakaz serca i sumienia. Rygoryzm moralny, też bywa czasem pragmatyczny.

OLO-

Henryk, no szacun. Nie, no szacunek.

HENRYK-

Sam widzisz- wszystko można ładnie nazwać. A to co ładnie nazwane robi się dobre dla wszystkich. I wtedy po prostu dobrze jest.

(Wchodzą MARIA I KAJETAN z tacami- napoje, desery. HANKA wraca. )

HANKA-

Olga! Olga co się stało?!

(MARIA rzuca właściwie tacę na stół. )

MARIA-

Mamo! Mamo!

(OLGA schodząc po schodach z telefonem w dłoni, osuwa się właściwie, siada na schodach, ukrywa twarz w dłoniach.

Wszyscy ruszają w stronę szlochającej OLGI. HANKA dobiega pierwsza, obejmuje ją. )

OLGA-

Całe życie. Sześćdziesiąt lat… czekałam. Sześćdziesiąt.

(HANKA ustępuje miejsca OLOWI, MARIA staje przy matce.)

OLO-

Kochanie…

OLGA-

Page 82: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

O Jezu… ani gdzie się pomodlić, ani lampkę zapalić… nic. Sześćdziesiąt lat.

(MARIA wtula się w stojącego obok KAJETANA. HANKA ociera łzę. HENRYK odwraca wzrok.

Nagle OLGA podnosi się, ma twarz opanowaną, suchą. Zdecydowanym krokiem rusza w stronę kominka. Chwyta sekator, wychodzi przez taras do ogrodu. Pozostali stają w drzwiach tarasu i patrzą jak ona ścina róże, jedną po drugiej. Rozmawiając cały czas patrzą na nią, nie zwracają się do siebie. )

OLO-

Ale jak tam pojedziemy? Przecież piłem, piliśmy alkohol.

HENRYK-

Ja nie piłem. Zawiozę Olgę. To znaczy was zawiozę. To znaczy wszyscy pojedziemy. Nie musimy tam wszyscy się ładować. Do tej sali, do tego miejsca, gdzie są … gdzie jest ojciec Olgi, ale…

HANKA-

Jedziemy z wami.

OLO-

To się nie zmieścimy. Ja zostanę.

MARIA-

Tato. Błagam.

OLO-

Oczywiście, muszę jechać. Co ja w ogóle gadam.

MARIA-

Możemy jechać dwoma, ja też nie piłam wina.

OLO-

Dlaczego nie piłaś wina? Mania?

Page 83: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

HANKA-

Bo jest w ciąży. Olo.

HENRYK-

W ciąży? Nie, no brawo Marysiu. To znaczy brawo wy oboje.

(Obejmuje MARIĘ, przygarnia też syna. )

OLO-

Ktoś powinien zostać w domu. Oldze zależy na czasie. A zamykanie tego…

MARIA-

My zostaniemy. Za dużo wrażeń na dziś.

OLO-

Jasne, tobie się nie wolno denerwować. Marysiu. Córeczko. Ty teraz jesteś najważniejsza.

(OLGA wraca z gigantycznym naręczem róż. )

OLGA-

Wszystkie, co do jednej. Były tylko pięćdziesiąt dwie. To jedźmy, jakkolwiek, ale jedziemy.

(MARIA siada)

MARIA-

Mamo, my zostaniemy. Jutro.

HANKA-

Młodzi zostają, reszta rodziny jedzie. Weźcie chłopaki, pomóżcie jej z tymi różami. Piękne, tak na marginesie.

(NOWAKOWIE i KOWALSCY wychodzą, ściemnia się. KAJETAN pochodzi do MARII z napojami Stawia na stoliku, w zębach przyniósł też jedną różę, okrywa MARIĘ pledem. )

Page 84: ZAR ĘCZYNY - Wojciech Tomczyk · dupci, sruty pierduty rachu- ciachu i do domu. OLO- Nie, tak by ć nie mo że. Olga, przecie ż wiesz, jak u nas wygl ądaj ą spotkania rodzinne.

KAJETAN-

Jedna róża im wypadła w przedpokoju, dla ciebie.

(Podaje różę MARII. Ona kręci głową. )

MARIA-

Zanieś tam, pod drzewo, dziadkowi. W końcu to on uratował nam imprezkę.

(On rusza w stronę drzewa. Pada kilka strzałów, seria. Po kilku sekundach na niebie eksplodują fajerwerki. Głośna weselna muzyka, flesze etc. Widoczna jest sylwetka idącego KAJETANA. )

KONIEC