Wspolnota 19 okladka m - pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl · łem to także efekt tego nagłego...

28

Transcript of Wspolnota 19 okladka m - pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl · łem to także efekt tego nagłego...

1

Obok ikon Matki Boskiej Czę-stochowskiej i Matki Bożej Różańcowej – Szkaplerznej

najbardziej popularną ikoną maryjną w Kościele jest obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Pod takim we-zwaniem znana jest w kościele kato-lickim, zaś chrześcijanie z kościoła prawosławnego Maryję przedstawioną na tym wizerunku czczą jako Matkę Boską Cierpiącą. Ikona powstała praw-dopodobnie na Krecie w IX wieku, choć

została koronowana, w 1876 roku na 27 czerwca ustanowiono święto Błogosła-wionej Dziewicy Maryi pod wezwaniem Nieustającej Pomocy.

O czym mówi ikona? Prezentuje ona typ Hodegetrii – Maryi Wskazującej Drogę. Matka Boża w granatowym płaszczu i tego samego koloru nakryciu głowy, w purpurowej tunice, w półpo-staci. Płaszcz – mofarion bogato pokryty cienkimi kreskami złota – asystką, któ-ra symbolizuje chwałę. Na czole Maryi ośmioramienna gwiazda. Dookoła głowy kolista ornamentowana aureola. Głowa Maryi lekko przechylona w stro-nę Jezusa, którego trzyma na lewej ręce, prawą wskazuje na Dziecko, jednocze-śnie obejmując dłonie małego Jezusa. Maryja patrzy przed siebie, jej wzrok spotyka się z wiernym modlącym się przed obrazem. Ma piękne, zamyślone, smutne oczy. Jezus, ukazany w całej postaci, ubrany jest w zieloną tunikę, przepasaną czerwonym pasem, nogi Dziecka spowija złoty płaszcz z prze-bogato położoną asystką. Dokoła głowy, taka sama jak u Maryi, ornamentowana aureola. Dziecko obejmuje dłoń Matki obiema rączkami. Jest przestraszone, co wyraża się w nagłym obrocie głowy i szyi. Bosa stopa z bezwładnym sanda-łem to także efekt tego nagłego skrętu ciała Jezusa. Maryi i Dziecku na obrazie towarzyszą archaniołowie. Tego, co trzymają w dłoniach, przestraszył się mały Jezus. Archanioł Gabriel trzyma krzyż i gwoździe, archanioł Michał trzcinę, gąbkę, naczynie z octem. Posta-cie ikony są opisane: MP – ΘY – skrót oznaczający tytuł Maryi Bogarodzicy, IC XC – to grecki skrót od Jezus Chrystus, OPM – archanioł Michał i OPΓ − archa-nioł Gabriel.

Jakie jest znaczenie symboliczne ikony? Oto zapowiada ona cierpienie Jezusa i Jego Matki. Pieśni sługi Jahwe – Izajasza – mówią o cierpieniu Mesjasza. To przecież właśnie zapowiedział Maryi także Symeon w świątyni w czasie przedstawiania Noworodka Bogu. Małe Dziecko przestraszyło się narzędzi męki i tego, co ma się wydarzyć w przyszłości. Ikona ta może być doskonałą ilustracją hymnu o kenozie z Listu do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, ale ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”. Jest Bogiem i człowiekiem w pełni. Zaciska rączki na dłoni swej Mamy, nie ucieka wzrokiem od krzyża, patrzy na niego,

Pocieszycielka strapionychwyprzedzając to, co powie w Getsema-ni. Na to przyszedł, by nauczać i być zabitym. Przyzwyczajeni jesteśmy do przedstawień dorosłego Jezusa cierpią-cego. Szokujące jest jednak kontemplo-wać ikonę Dzieciątka Jezus, wchodząc wraz z Nim w trwogę cierpienia.

Jak cierpi Maryja? Ona przeżywa ból po cichu, dając swoją dłoń, wsparcie Dziecku. Druga dłoń mocno trzyma Jezusa. To zapowiedź jej trwania pod krzyżem. I tak jak krzyż jest centrum życia Jezusa, tak centrum naszej ikony są splecione dłonie Matki i Dziecka. Maryja, sama cierpiąc, wskazuje na cierpiącego Jezusa. Nieustająca opieka w cierpieniu i nieustająca szkoła cier-pienia. Przychodzimy pod ten obraz, by patrzeć na Jezusa i być jak Maryja – cicha, ufna w cierpieniu, zapatrzona w nas, wskazująca na Syna jako na naszego Zbawiciela.

Wojciech Kostecki

nie ma zgodności wśród badaczy w tej kwestii. Stąd można spotkać się z opi-nią, iż pochodzi ona z XII wieku i po-wstała w klasztorze Chilandar na Górze Atos. Z powodu nie do końca znanych wypadków ikona zawędrowała do Eu-ropy – do kościoła świętego Mateusza w Rzymie. Tu odbierała cześć do czasu wojen napoleońskich. Po wejściu wojsk Napoleona do Rzymu obraz zaginął. Nieznane były jego losy do momentu odnalezienia go przez redemptorystę – ojca Michała Marchi. W 1865 roku Pius IX powierzył wizerunek opiece redemptorystów, dając im polecenie: „Sprawcie, aby ten obraz poznano na całym świecie i aby się w nim rozmi-łowano”. Po latach trzeba przyznać, że redemptoryści wywiązali się świetnie z powierzonej misji. Dziś czcigodna ikona znajduje się w kościele redemp-torystów w Rzymie pod wezwaniem św. Alfonsa. 23 czerwca 1867 roku ikona

Pomoc nieustająca jest potrzebna każdemu, niezależnie od tego, jakim powołaniem został obdarowany. Im trud-niejszy scenariusz życia proponuje człowiekowi Bóg, tym bardziej człowiek ma się powierzyć wstawiennictwu świę-

tych, wśród których Maryja zajmuje pierwsze miejsce

Od kilku lat w Parafii św. Józefa na LSM w Lublinie nad parafią i dzielnicą czuwa opiekuńczy Patron, któremu niestety za mało miejsca poświęca się w kaznodziejstwie i katechezie. Wykonana w brązie rzeźba ukazuje Józefa z Jezusem w czasie obrzędu bar micwa – (dosł. syn przy-mierza), w chwili gdy 12-letni Jezus jako prawowierny Żyd może osobiście interpretować Torę i w pełni świado-

mie spełniać wolę Ojca

© r

kw

© r

kw

2

Pusty kościół w czasie wielkopost-nych rekolekcji. Widok rzadki. A jednak wielokrotnie pustoszeje

świątynia, gdy zbliża się Msza Święta z nauką rekolekcyjną dla młodzieży. Przychodzi dyrekcja szkół, nauczycie-le, wychowawcy, ale młodych jak na lekarstwo. Nieraz jedynie kilka grupek nastolatków to tu, to tam. Nie poma-gają prośby katechetów, tłumaczenia wychowawców. Jeśli szkoła zastosuje środki represyjne, wówczas opanowuje problem frekwencji, chociaż nie zawsze, gdyż rodzice bez problemu usprawie-dliwią opuszczone godziny, lecz gdy po prostu zachęci swoich uczniów, pozostawiając decyzję ich sercu, ponosi porażkę.

Zaczyna się wówczas wielkie biadole-nie, zgorszenie i potępianie „tej dzisiej-szej młodzieży” – zepsutej, niedojrzałej, bezczelnej, ogołoconej z duchowych potrzeb, leniwej, gnuśnej, beznadziejnej itd. Powszechne oburzenie bardzo szyb-ko uspokoi sumienia tych, którzy za tę nieobecność tak naprawdę ponoszą odpowiedzialność.

Myślę, że problem tkwi zupełnie gdzie indziej, niż my, dorośli, staramy się go umiejscowić. Młodzież w rzeczy-wistości ma wielki głód wiary, Boga, prawdy. Potrzebuje, może bardziej niż kiedyś, drogowskazów, pomocy – tej dobrej, lecz także silnej ręki. Młodzi ludzie mają wiele pytań, wahań, wąt-pliwości, ale pozostają z nimi sami, dlatego zaczynają szukać odpowiedzi gdzie indziej, schodząc często na ma-nowce życia.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż wy-daje mi się, że Kościół nie potrafi znaleźć drogi do młodego człowieka. Umie docierać do dzieci, do dorosłych, ale niekoniecznie do młodzieży. Nie chciałabym generalizować i wiem, że podejmowanych jest wiele wspaniałych inicjatyw w parafiach, działa wiele ka-tolickich ruchów młodzieżowych i one niewątpliwie spełniają swą funkcję, pociągają młodych ku Bogu. Dotyczy to jednak tylko tych młodych ludzi, którzy w taką działalność się zaangażują, a co z innymi? Z tą przytłaczającą większo-ścią? Im pozostają takie oto nieudane rekolekcje, w czasie których padają sło-wa obok młodzieży, a nie do młodzieży.

Oto rekolekcjonista mówi do trapio-nych egzystencjalnymi niepokojami,

niejednokrotnie zbuntowanych nasto-latków językiem naiwnym i infantyl-nym. Traktuje ich jak dzieci – Piotrusia, Kasię, Madzię, których trzeba przytulić, pogłaskać, opowiedzieć nachalnie mo-ralizatorską historię, a najlepiej zasto-sować dramę, czyli wyciągnąć, wśród salw śmiechu oczywiście, paru „ochot-ników” na środek, aby na przykład jeden z uczniów odegrał, że chce rozmawiać z Chrystusem, a drugi, że nie chce, co ma zobrazować, że jeden jest dobry, a drugi zły. Trzymanie miotły powinno uświadomić konieczność spowiedzi, a odklejanie karteczek z banknotami, rysunkiem komputera, samochodu czy jedzenia ma udowodnić młodzieży, że to nie są dobra, gdyż pod nimi kryją się napisy z prawdziwymi wartościami – Bóg, rodzina, miłość itp. Te metody, które doskonale sprawdzają się w na-ukach rekolekcyjnych głoszonych dla dzieci, w ogóle nie zdają egzaminu w przypadku licealistów, których należy potraktować poważnie. Trzeba wejść w ich świat i odpowiadać na ich pytania, nawet jeśli wydają się obrazoburcze.

Przed młodzieżą trzeba przede wszystkim stanąć w prawdzie, gdyż każdy fałsz wyczuje ona na odległość. Znane na pamięć slogany nie przeko-nają, lecz zniechęcą i odepchną, być może na zawsze, od Kościoła. Zamiast proroka przepowiadającego Boże słowo pozostanie żałosny pająk, próbujący złowić w swe sieci, które kompromitują już samą swą funkcją.

Nie musi być słodko i miło, nie może być też głośno i karząco, nudne moralizatorstwo także odpada, naiwne żarty nikogo nie rozśmieszą. Taka jest rzeczywistość! Żeby ją kształtować, trze-ba się nieźle natrudzić. Warto natomiast zanurzyć się w świat młodego człowieka i szukać analogii do jego życia w Piśmie Świętym. Warto odczytywać Ewangelię wciąż na nowo, uchwycić się szczegółu, na który nikt dotąd nie zwracał uwagi, a może Kuba dostrzeże właśnie ku wła-snemu zdziwieniu, że to jego historia. Jeśli młodzież zobaczy, że słowo Boga napraw-dę jest żywe, że Abrahamem na przykład może być każdy z nas, jeśli położy się przed młodzieżą klucz do poznawania Bi-blii, to na tę lekturę zagubiony nastolatek znajdzie czas, nawet jeżeli nikomu się nie przyzna, że czyta Pismo Święte.

Młodzież trzeba sprowokować do myślenia, wytrącić ją ze schematyczne-go świata bez wartości, w którym obraca się na co dzień, zaintrygować, postawić jej pytania, nie dając łatwej odpowiedzi, ale przede wszystkim pokazać jej, że jest ważna, a nam na niej zależy. „Łatwi-zna rekolekcyjna” odbiera argumenty w dyskusji z młodzieżą na temat jej nieobecności na rekolekcjach. Warto zatem pokusić się o więcej, a ławki będą pełne – gwarantuję. Najszybciej działa poczta pantoflowa wśród młodzieży – sms: „hejka, przyjdź jutro na rekolekcje, jest naprawdę równy gość” to dzisiejszy sukces prawdziwego rekolekcjonisty.

Joanna Kurlej

Notatki z nieudanych rekolekcji„Ziemia i niebo przemijają, chwieją się fundamenty światów, ostatni slogan snuje pająk. Vanitas vanitatum”.

K. I. Gałczyński Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich

Jeśli nie chcemy utracić młodego pokolenia, wszyscy mamy troszczyć się o przekaz wiary

© r

kw

3

Chociaż od urodzenia geniusza z Żelazowej Woli minęło po-nad 200 lat, nikt dotąd nie jest

w stanie rozstrzygnąć kwestii dokładnej

rozumieć, wiedziała najlepiej. Cieka-wostką jest pora dnia, w której dziecko przyszło na świat – godzina 18.00 w małej oficynie posiadłości Skarbków. Chrzest święty odbył się 23 IV 1810 roku w Brochowie.

Kwestia miejsca urodzin geniusza po-zostaje bezsporna – romantyczna wieś na Mazowszu, nad Utratą – Żelazowa Wola. Fryderyk mieszkał tu jedynie kil-ka miesięcy. Potem wyjechał na 20 lat do Warszawy. Resztę lat swego krótkiego życia spędził w ojczyźnie swojego ojca – Francji. Atmosfera domu stanowiła dla czworga dzieci Chopinów źródło czu-łości, dawała poczucie bezpieczeństwa, uczyła zgody i pracowitości. Jak piękne wrażenia musiał zostawić rodzinny dom w duszy Fryderyka, skoro w listach pisanych z Paryża często dodawał: „Jam zawsze jedną nogą u was”. Niestety, Fryderyk okazał się człowiekiem cho-rowitym i nie pomogły kilkakrotne kuracje na Majorce.

Aż dwie instytucje narodowe zajmują się badaniem spuścizny kompozytora: Narodowy Instytut Fryderyka Chopina i Towarzystwo im. F. Chopina, które w pewnych aspektach, niestety, ze sobą

Jam zawsze jedną nogą u wasdaty jego urodzenia. Różne źródła poda-ją następujące daty: 1–2 III 1809, 22 II 1810, 3 III 1810. W ostatnich latach poza chopinologami i muzykologami badania prowadzili także specjaliści od heraldyki, jak choćby P. Mysłakowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego praca Rodzina matki Chopina nie daje jednoznacznej odpowiedzi. W istnieją-cych materiałach ważne są dwa ślady: metryka chrztu z brochowskiej parafii z datą 22 II 1810 roku i oświadczenie własne Fryderyka oraz zapis w paszpor-cie, wskazujący na dzień urodzin 1 III 1810 roku. Tę ostatnią datę wymienia matka artysty (Justyna), która, należy

konkurują. Instytut urządza oficjalnie 8-dniowe urodziny kompozytora, zaś Towarzystwo łączy rocznice urodzin i śmierci z nabożeństwem za duszę artysty. Szkoda tylko, że media nie poświęcają tym zdarzeniom należnej uwagi. Także puławskie placówki kultu-ralne nie zajmują się dorocznym wspo-minaniem urodzin i śmierci artysty. Sukcesem piszącej było nadanie placowi w centrum miasta imienia F. Chopina w listopadzie 2010 r.

Niezbadane zostały związki Chopina z rodem Czartoryskich i Flemingów zarówno w kraju, jak i na emigracji, a tym samym z Puławami. W liście do J. Matuszyńskiego z Szafarni pisał: „Cóżeś widział w Puławach?”.

Jedyną miejscowością na Lubelsz-czyźnie, w której Chopin zatrzymał się na dłużej, w lipcu 1830 roku, był Poturzyn, o czym świadczy postawio-ny tam przez mieszkańców pomnik. W bieżącym roku otwarto wystawę prac lubelskiego artysty B. Homziuka poświęconych kompozytorowi. Wy-stąpiła też Orkiestra Kameralna im. K. Namysłowskiego.

Maria Zielińska

Jesteśmy bardzo wdzięczni i głębo-ko poruszeni waszą wrażliwością, z jaką odpowiedzieliście na naszą

prośbę o pomoc w leczeniu i reha-bilitacji naszego syna Michała z ze-społem Downa. W tym wydarzeniu widzimy, że Bóg jest wierny i mi-łosierny: dając konkretny problem pokazuje, że można go pokonać. To rodzi wiarę, umacnia nadzieję całej naszej rodziny, że są ludzie wielkiego

serca. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Michał jest w naszej rodzinie. Dużą radość sprawia nam patrzeć na jego rozwój, mozolny, ale skuteczny. Jego pogodny uśmiech wynagradza nam wszystkie trudy.

Dziękujemy również ks. Ryszardowi Winiarskiemu i całej redakcji „Wspól-noty Puławskiej”. Niech to dobre do-świadczenie pomaga wszystkim tym, który są w różnych trudnościach i cier-

pieniach, w jakimś wewnętrznym pa-raliżu, by mieli odwagę mówić o tym innym, a na pewno Pan Bóg ich usłyszy i da odpowiedź. Bóg „nie złamie trzci-ny nadłamanej”. Zapewniamy Was, że modlimy się codziennie całą rodziną na Różańcu w Waszych intencjach. Wszystkie osiągnięcia Michała są do-stępne na stronie internetowej:www.misio21.smyki.pl

Małgorzata i Piotr Mazurowie

Pan Bóg słucha

Pomnik kompozytora w parku w Żelazowej Woli – autor-stwa Józefa Gosławskiego

Rodzinny dom F. Chopina, Żelazowa Wola

© r

kw

© r

kw

4

Jesteśmy małżeństwem od prawie 4 lat, chociaż znamy się od dziecka. Nasze drogi tak naprawdę zeszły

się jednak stosunkowo niedawno. Ja mieszkałam od wielu lat w Lublinie, a mój mąż Marcin w naszej rodzinnej miejscowości w Małopolsce. Po ślubie wróciłam w swoje rodzinne strony i za-częliśmy wspólne życie.

Z wykształcenia jestem teologiem moralistą i bioetykiem, mój mąż jest oficerem Państwowej Straży Pożarnej i na pozór nasze życiowe pasje zawodo-we są trudne do pogodzenia, a jednak nam się udaje, co więcej, przyszło nam w życiu skorzystać z posiadanej przeze mnie wiedzy w sposób praktyczny.

W moich naukowych poszuki-waniach skupiałam się głównie na dylematach bioetycznych, takich jak diagnostyka prenatalna, status dziecka nienarodzonego, antykoncepcja, ale i etyka życia małżeńskiego oraz nauki o rodzinie znalazły się w polu moich zainteresowań. Zainteresowałam się także naprotechnologią, ale na począt-ku jedynie ze względów naukowych i czysto poznawczych. Okazało się, że temat ten będę zgłębiała wraz z mężem i to praktycznie.

Po dwóch latach małżeństwa zaczę-liśmy się doszukiwać przyczyny, z po-wodu której nadal nie mamy dziecka. Należę do kobiet, które regularnie się badają, dbają o swoje zdrowie tym bar-dziej, że jestem alergikiem. Zaczęliśmy od rozmowy z moim ginekologiem, ale według niego wszystko było w po-rządku, nie zlecał też żadnych badań. Czas płynął, więc zaczęłam nalegać na jakieś konkretne działania. Znam swój organizm dobrze, obserwowałam się, czekałam na owulację i wiedziałam, że coś jest nie tak. Niestety, lekarz nie przyjmował do wiadomości wyników moich obserwacji. W końcu zlecił ba-dania oraz monitoring owulacji przez USG. Poza podniesioną prolaktyną nadal wszystko według niego było bez zarzutu. Na tym właściwie skończy-liśmy, lekarz nie proponował dalszej diagnostyki więc zaczęliśmy szukać kogoś innego, kto mógłby nam pomóc. Obydwoje z mężem jesteśmy po trzy-dziestce i choćby nawet z tego względu liczyliśmy się z utrudnieniami,. Jednak zraziło nas podejście lekarza do naszego problemu, który niestety niczego nam nie zaproponował, a wręcz odniosłam wrażenie, że wymuszam na nim bada-nia (a leczyliśmy się prywatnie...).

Powoli dojrzewała w nas myśl, że być może nie będziemy mogli mieć dziecka, że to się może zdarzyć. Myślę, że jakoś dla nas na szczęście podcho-dziliśmy do tego problemu spokojnie, akceptowaliśmy taką ewentualność i chociaż było w nas pragnienie własne-go dziecka, to myśl o adopcji także nie była nam obca. W spokoju i z rozwagą podejmowaliśmy decyzje o dalszej dia-gnostyce. Chcieliśmy mieć poczucie, i to było dla nas ważne, że spróbujemy wszystkich dostępnych dróg, czyli takich, które oboje akceptujemy (me-todę in vitro odrzuciliśmy ze względów moralnych i religijnych). Mieszkamy w małej miejscowości, więc trzeba było się zastanowić, gdzie dalej szukać pomocy. Zbieraliśmy kontakty, szuka-liśmy opinii o lekarzach, poradniach, próbowaliśmy się umówić na wizyty, jednak wszystko szło dosyć opornie. Wiedziałam, że chciałabym spróbować jeszcze naprotechnologii, sporo o niej wiedziałam, czytałam, fascynowało mnie to, dlatego też ostatecznie podje-dliśmy decyzję o leczeniu w Lublinie. Jeszcze za czasów studiów słyszałam o lekarzu, do którego można pójść z kartami obserwacji cyklu i nie będzie się traktowanym jak „UFO”. Zresztą sama wysłałam do doktora kilka ko-leżanek, które bały się ginekologów jak ognia, sama jednak nigdy u niego nie byłam. Dopiero po przeprowadzce z Lublina okazało się, że teraz na mnie kolej. Dowiedziałam się, że doktor prowadzi klinikę, w której leczy na za-sadach naprotechnologii, odnalazłam ją

w Internecie, poczytałam informacje na stronie internetowej i zdecydowaliśmy z mężem, że szukamy pomocy właśnie tam i tylko tam. Miałam wewnętrzne przekonanie, że decyzja ta jest słuszna – przyszedł czas na konfrontację wiedzy z praktyką. Nie znałam nikogo, kto ko-rzystałby wcześniej z naprotechnologii, a koledzy bioetycy mieli także wiedzę teoretyczną, więc wszystko przed nami było nowe.

Pierwsza wizyta w klinice w Lublinie przeszła nasze najśmielsze oczekiwa-nia. Przede wszystkim profesjonal-ny wywiad medyczny zrobił na nas ogromne wrażenie, po raz pierwszy zobaczyłam w praktyce holistyczne podejście do pacjenta. Wszystkie roz-mowy i badania przeprowadzane są z ogromną kompetencją i wyczuciem, co ciekawe we wszystkim uczestniczył mąż, co miało dla mnie także ogromne i pozytywne znaczenie. W końcu zostały mi zlecone konkretne badania, a lekarz rzeczowo odpowiadał na wszystkie na-sze pytania. Po tej wizycie czuliśmy, że zajęto się nami profesjonalnie i że to, co zaczynamy, ma sens. Po uzyskaniu wyników badań lekarz przepisał od-powiednie leki, zrobiłam też testy na nietolerancję pokarmową i przeszłam na właściwą dietę.

Kolejnym krokiem było wybranie instruktora, który nauczy nas stoso-wania The CREIGHTON MODEL FertilityCare™ System, który pozwala poznać i zrozumieć fazy płodności i niepłodności, jakie zachodzą w cyklu kobiety. Do Lublina mamy ponad 300

Zostaliśmy rodzicami

Powrót z obrzędu poświęcenia pokarmów. Wielka Sobota 2012

© r

kw

5

kilometrów, więc szukaliśmy bliżej. Wybrałam z listy instruktorów panią z Krakowa, zadzwoniłam i umówi-liśmy się na wizytę. I tu kolejne pozytywne zaskoczenie. Pełny profe-sjonalizm, jakim ujęła nas pani in-struktorka, oraz niezwykła delikatność i szacunek dla nas i naszego problemu sprawiły, że spotkania te, które w po-czątkowej fazie nauczania są dosyć częste, były po prostu przyjemnością. Nie da się ukryć, że system wymaga od małżonków wspólnej nauki, pracy i zaangażowania, odkrywa też braki w dialogu i wzajemnym porozumieniu męża i żony, ale co najważniejsze po-maga też to naprawić, a przynajmniej nazwać problem.

Ja studiowałam nową metodę z po-dwójną ciekawością, jako żona i ocze-kująca potomstwa kobieta oraz bioetyk z jakimś zasobem wiedzy. Model Creightona odkrył przede mną nowe spojrzenie na płodność kobiety, zafa-scynował mnie sposób odczytywania płodności i niepłodności. Mój mąż z zaangażowaniem włączył się w cały proces i właściwie mogę powiedzieć, że z dumą obserwowałam jego postępy w nauce metody i odczuwałam jego wielkie wsparcie.

W naszym przypadku karta obser-wacji cyklu nie przedstawiała się opty-mistycznie. Czekaliśmy aż coś będzie można z niej wyczytać, aż tu po trzecim cyklu obserwacji coś mnie zaniepokoiło. Cykl się znacznie przedłużał, ale nie braliśmy pod uwagę ciąży, raczej jakieś inne czynniki. Dla pewności zrobiliśmy jednak test ciążowy i ... okazało się, że jestem w ciąży! Z radością pojechaliśmy do Lublina, gdzie pan doktor potwier-dził ciążę i pokazał nam na USG nasze maleństwo z bijącym już sercem... To był wzruszający moment, którego z ni-czym nie da się porównać. Dziś jest już z nami mały Szczepan. Nasz synek urodził się 16 lutego 2011 roku jako zdrowy i śliczny chłopczyk

Teraz, kiedy wiem, na czym polega dokładnie naprotechnologia, kiedy sama z niej korzystam, mogę z całym przekonaniem zaświadczyć, że ta me-toda działa i warto się w nią zaanga-żować. Oboje z mężem chcemy nadal korzystać z usług kliniki i pomocy naszej instruktorki, ponieważ napro-technologia to po prostu zdrowy styl życia, który szanuje w całości zdrowie kobiety. My zaczynamy teraz nowy etap korzystania z metody i staramy się ją propagować w różnych środowiskach. Jesteśmy wdzięczni Bogu i ludziom, których postawił na naszej drodze do rodzicielstwa.

Katarzyna i Marcin

Ukazał się kolejny numer dwu-miesięcznika „Powinność”. Pismo, wydawane przez Para-

fię Chrystusa Odkupiciela w Chełmie i Akcję Katolicką tejże parafii, ma wyraźny profil kulturalno-społeczny. Redagowane z polotem, w ciekawej szacie graficznej, dotyka ważnych kwestii społecznych. Redaktorem od-powiedzialnym jest b. kurator oświaty i wychowania w Chełmie i były senator RP – Eugeniusz Wilkowski, a ponieważ jest z wykształcenia historykiem, w pi-śmie wiele miejsca poświęca się historii, zwłaszcza najnowszej, z którą Polacy mają najwięcej problemów. Gratulu-jemy redaktorowi prowadzącemu oraz chełmskiej parafii życząc, by pismo, wzorem „Wspólnoty Puławskiej” sta-ło się pismem wspólnym wszystkich chełmskich parafii.

red.

Chełmska „Powinność”

Zdziwienie to najdelikatniej-sze słowo, które przychodzi mi do głowy, gdy patrzę na plakat

z Krzysztofem Cugowskim promujący

Za ostatni grosz Caritas

1% dla lubelskiej Caritas. Pytanie: kto pod kim się podpisał? Czy Cugowski pod Caritas, czy też instytucja, zajmująca się w imieniu Kościoła szeroko rozumianą dobroczynnością, uwiarygodnia artystę, który przed laty śpiewał: Nie wierz nigdy kobiecie... czy Za ostatni grosz.

Każdy ma prawo do życiowych błę-dów, ale umieszczanie osoby żyjącej nie-sakramentalnie na kościelnym afiszu to wyjątkowo niesmaczna i nieprzemy-ślana niefrasobliwość. Czy Kościołowi chodzi o zasady czy o brak zasad? Czyż-by autorzy tego pomysłu nie wiedzieli, co robią? Czy na bilbordzie, który ma kościelne imprimatur, nie mogłoby i nie powinno znaleźć się zdjęcie np. rodziny wielodzietnej, która czeka na wsparcie, powodzian lub wolontariuszy, którzy poświęcają swój czas? Widać, że insty-

Caritas w PolsceMęskie instytuty życia konsekro-

wanego prowadzą: • 137 świetlic dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, • 58 kuchni dla ubogich, • 54 centra pomocy rodzinie, • 47 poradni psychologiczno--pedagogicznych, • 40 ośrodków opieki Caritas.Żeńskie zgromadzenia zakonne: • 82

świetlice dla dzieci, • 56 domów pomo-cy społecznej dla dzieci, • 55 domów pomocy społecznej dla dorosłych, • 43 domy opieki bez dotacji, • 41 domów dziecka, • 37 stołówek dla ubogich, • 34 ośrodki wychowawcze, • 8 domów samotnej matki.

Są to inicjatywy własne zakonów, nie licząc przedsięwzięć diecezjalnych.

red.

tucje kościelne muszą się jeszcze długo uczyć zrozumienia świata, któremu mają nieść Ewangelię.

Marian Wojtyna, Puławy

Plakat z K. Cugowskim wpisuje się w całą sekwencję nietrafionych posunięc medialnych Kościoła

© r

kw

© r

kw

6

W piątek dziecko uderzyło się w głowę na moich zajęciach. Powiadomiłam o tym opie-

kunów chłopca, sugerując, że pewnie skończy się na guzie. W trakcie kolej-nych lekcji o całym zdarzeniu zapo-mniałam.

Wieczorem zaczęły mnie jednak ogarniać niepokoje. Coraz silniejsze. Lęk, że coś złego stało się z chłopcem. Może źle się poczuł – myślałam – ale przecież są rodzice i wiedzą, że dziecko uderzyło się w głowę – tłumaczyłam sobie. Nie dawało mi to jednak spokoju. Może zbyt słabo zaakcentowałam, że powinni czuwać? Może to ja powinnam zareagować inaczej? Może chłopiec zasłabł? Może wystąpiło wstrząśnienie mózgu? Przypominałam sobie zacho-wanie chłopca i całą sytuację.

Wieczór wydawał się zbyt długi. Podobnie jak kolejny dzień. Miałam coraz większe przekonanie, że tam coś się dzieje. Nie mogłam się skupić na przygotowaniach do pracy. Byłam usztywniona, skurczona niemal, spięta, co nie dziwi w przypadku lęku. A ja się bałam. Modliłam się za chłopca. Przypomniałam sobie, że nie wpisałam się do dziennika. Odpuściłam sobie, zamierzając zrobić to innego dnia. Mia-łam coraz większe obawy. A jeżeli coś się stało i ktoś będzie chciał sprawdzić, czy byłam w klasie. Byłam i wszystkie dzieci to potwierdzą, ale podpisu mo-jego nie ma.

W szkole tłoczno. Przed budynkiem stali rodzice i rozmawiali. Wchodząc usłyszałam zdanie: „Zmarł na rękach babci, dosłownie na rękach”. Mówił to jakiś mężczyzna, relacjonując innej osobie. Zobaczyłam ojca dziecka w sali, gdzie klasa chłopca ma najwięcej lekcji i zapytałam go, co z Lesiem. „Wszystko dobrze” – odpowiedział. – „Ale jest już tam.” W tłumie przenikały się głosy. Miała przyjść wychowawczyni. Czeka-łam z pokorą. Z lękiem. A jednocześnie z dziwnym spokojem.

Obudziłam się. Więc to był sen. Ulga. A jeśli to prawda? – zastanawiałam się. „Wszystko dobrze. Jest już tam” – słowa ojca dały mi do myślenia. A jeśli chło-piec rzeczywiście jest już „tam”? Bardzo się bałam. Co będzie, jeśli okaże się to prawdą. Wiadomość się szybko rozej-dzie, będę nauczycielem z wyrokiem (albo już nie będę nauczycielem), a ta rodzina będzie miała smutne święta już co roku.

Do szkoły jechałam w dużym napię-ciu. Wchodzę, a tam wszyscy w żałobie.

Słyszę, jak ktoś mówi: „Usztywnił nogi, stanął wyprostowany, a potem zmarł”. Weszła dyrekcja, też w czerni. Zasiadła za biurkiem, ja i grupka osób naprze-ciwko. Może to znowu sen – pomyśla-łam. Miałam taką nadzieję. Jak bardzo bym chciała się obudzić. Niestety, po-stacie, słońce przebijające przez okno, zapach nawet stały się jeszcze bardziej wyraźne, jasne. Więc to już nie sen. No jasne. Przecież sen już był.

– O, Monika, dobrze, że już jesteś, chodź, musimy to wyjaśnić. – dyrekcja mówiła spokojnie. Ja już pogodzona chyba z losem. Już wiem, co może się zdarzyć. Wstaję, gotowa na „sąd”… i je-stem… w swoim łóżku. Nie dowierzam. Więc to też sen? Ale dwa sny mówiące o tym samym? Jeden za drugim? Oby-dwa nad ranem. Jednej nocy.

Ale jeśli to prawda, skąd wezmę siły, by dalej żyć? Czy nie będę wołała jak Tobiasz: „Chcę odejść z powierzchni ziemi i stać się znowu ziemią”?

Tę niedzielę spędziłam w skupie-niu i trwodze. Nie były pocieszeniem kolorowe palmy, plany rodziców na sernik i inne przedświąteczne „rytuały”. „Wszak Ty jesteś Bogiem działającym cuda i tyle razy już się o tym przeko-nałam. Jezu, Ty możesz dać zdrowie temu chłopcu. To tylko dziecko, nie było jeszcze u Komunii nawet. Nadzieja rodziców, może centrum ich codzien-nych starań”.

Próbowałam wytrwać w poście. To pomagało. Jakby złudzenie związku przyczynowo-skutkowego, poza tym dająca ukojenie dziwna świadomość jednoczesnej samotności i jedności. Niepojęte. Cóż mogłam zrobić więcej. Zadzwonić, zapytać, czy wszystko w porządku? A jeśli nie w porządku, to co usłyszę w głosie tej matki? Co z tym zrobię i czy jestem w stanie coś zmie-nić? „Jezu, jeśli jest źle, to dlaczego nie natchnąłeś mnie wtedy do wezwania karetki czy innej osoby? Zdecydowa-łam, że nie, że skończy się na guzie. Za-pewne tak czują się kobiety po aborcji. Dlaczego mnie nikt nie powstrzymał? A teraz nie ma już kogo przeprosić.

Weekend zdawał się bardzo długi. Sprawdzałam telefon. Żadnych nie-znanych połączeń ani sygnałów ze szkoły. Gdyby coś się działo, to ktoś by może zadzwonił. Ale cisza. To pewna ulga. Lecz ciągle w napięciu. Co, jeśli z Lesiem coś złego? Wyjdzie na to, że jestem niekompetentna, choć to każde-mu mogło się zdarzyć. Ale to nie będzie nikogo obchodziło. Do tego nieprzy-jemności dla szkoły, opinia, kontrole. Odrzucenie.

W kościele czytają Ewangelię. Jezus czuwa w pocie czoła. Uczniowie śpią.

Podobnie musiał czuć się Jezus w Ogrójcu. On był niewinny. Ale to czekanie na sąd…na to, co wydaje się nieuchronne. Ja moimi lękami nie chciałam się z nikim dzielić. Nawet się tego bałam. Ale gdybym to zrobiła i tak nikt by do końca nie zrozumiał. Bo to przecież „mój” strach. Rozumiałam więc uczniów, że posnęli, gdy Jezus się modlił.

Ja sama zaś czułam się jak w Ogrój-cu. Bałam się skazania, szukania przy-czyn, zaniedbań. Modliłam się pragnąc, żeby wszystko było dobrze. Podobnie musiał czuć się Jezus. Jak wspaniale to odkryć. Objawienie. Łączyłam to

Uczeń – nauka Ogrójca

Miewałam już sny, które uznawałam za znaczące i przeznaczone dla mnie, choć nie wszystko rozumiałam. Ale te – jaki miał być ich cel? Wmówienie mi, że coś się rzeczywiście stało? Zastrasze-nie? Uprzedzenie? Boże, dlaczego dałeś mi te dwa sny tak podobne? Pamiętam z Biblii sytuację, kiedy Bóg dał proroc-two fałszywe. Zmylił proroków, by prze-konali pewnego króla do wyruszenia na bitwę. Jeden tylko prorok miał świado-mość planu Bożego i wiedział, że tamci są zwodzeni. O ile dobrze pamiętam, władca nawet z tej bitwy nie wrócił. Ale wyruszał w przekonaniu o swym zwycięstwie, o tym, że Pan uczyni go silnym. A przecież planem Boga była jego klęska.

Miałam nadzieję, że moje sny to też zmyłka, że próba, a może pochodzą od złego?

© M

arek

Gac

ka

7

wszystko z Jego modlitwami. Tylko „nie moja, lecz Twoja wola” nie chciało przejść przez gardło. Szkoła oddawania życia?

Gdy jechałam do pracy, wszystko mnie piekło. Byłam cała jak z plasteli-ny. Dotarłam kilkanaście minut przed ósmą. Wszystko wygląda zwyczajnie. W korytarzu ktoś wiesza gazetkę – rocz-nica śmierci papieża. Mijam nauczy-cieli, uczniów, nikt mnie nie zaczepia, nie pyta o nic. Może coś się stało, ale jeszcze nikt o tym nie wie? W pokoju nauczycielskim też cisza. Wychodzę na korytarz i zmierzam w stronę po-mieszczenia, gdzie znajduje się ksero. Odwracam się, nie wiem dlaczego. Ktoś odwrócił moją głowę? Widzę Lesia z tatą. Zawracam. Witam się. „Nic się nie działo” – mówi ojciec. Uczucia, jakie mnie wtedy ogarnęło, nie śmiem nawet opisywać.

W drodze myślałam, co dał mi ten czas. Lęk, który motywował do postu, ludzkie poczucie istoty Ogrójca, sytuacji Jezusa – tak to odbieram.

Z drugiego snu dane mi było zbudzić się dopiero, gdy się pogodziłam z tym, że to nie sen. Mogła to być próba sił ze strony zła, ale wolę przyjmować ten dłu-żący się weekend za łaskę dodatkowej „godziny lekcyjnej” dla mnie.

Uważam teraz, że bez przejścia takiego Ogrójca nie ma świąt. Nie ma poczucia ocalenia od sądu i kary, poczucia cudu, że miał być sąd, a już po wszystkim. Ktoś mocniejszy oca-lił. Poszedł tam za mnie. Wszyscy zasługujemy na sąd i potrzebujemy tego cudu.

***Wtorek był dniem wolnym dla

młodszych uczniów, gdyż „starsi” pi-sali sprawdzian na zakończenie szóstej klasy. My oczywiście w pracy, dzieci w domu. Myślałam dużo o Lesiu, wciąż otaczając go modlitwą. Ta sy-tuacja nadal robiła na mnie wrażenie, a wcześniejsze doświadczenie niepokoju było tak mocne, że nadal wydawało się niemal realne. Środa. Grupa Lesia już czeka na pla-

stykę. Chłopiec uśmiecha się, chwaląc się nową maszynką na wodę i opowia-da, kogo zamierza nią uraczyć w „lany poniedziałek”. Też jestem na tej liście. Z sympatią uprzedza, żebym nie próbo-wała nawet się ukrywać, bo i tak mnie znajdzie. Mija lekcja. Życzenia. Apel. Wracam do domu świadoma, że czeka mnie sernik i okna.

Wciąż pozostaję pod wrażeniem, oddaję wszystko Bogu i błogosławię dziecko, które stało się dla mnie „po-mocą dydaktyczną”.

Monika

Mało kto wie, że Szwajca-rzy – naród rozmiłowany w bankach – na pieniądzach

uprawiali swoistą teologię. Na dawnej pięciofrankówce wybity był napis: Deus providebit – Bóg się zatroszczy. Na banknocie stufrankowym widniał św. Marcin dzielący swój płaszcz z żebra-kiem. Dawny banknot tysiącfrankowy przedstawiał średniowieczny taniec śmierci (dance macabre), w którym wszyscy tracą wszystko. Najwyraźniej w dawnej Europie nawet pieniądze

O starych frankach szwajcarskich

miały przesłanie, które sprawiało, że człowiek musiał się zastanawiać nad sensem wszystkiego, także gromadze-nia i wydawania pieniędzy. A dzisiaj? Mosty nad jakimi rzekami? Drzwi dokąd? Łuki i portale jakich budowli? Widać jedynie bezduszny, wysterylizo-wany z głębszych odniesień nominał. Dobrze przypatrzmy się jak wygląda awers i rewers banknotów euro, które obowiązuje w 17 krajach UE. Być może będziemy musieli się nim posługiwać.

rkw©

ww

w.m

axta

pety

.pl

8

Być może ktoś ma problem, po-nieważ bliska mu osoba nie chce uczestniczyć w praktykach reli-

gijnych. Kościół co roku liczy wiernych, tzw. dominicantes, i co roku wychodzi mu mniej wiernych obecnych na nie-dzielnej Mszy Świętej. Złośliwi powie-dzieliby, że herbata robi się słodsza nie

Nie chodzę do kościoła, bo…z wiarą • Uważam, że ten czas lepiej spędzić z dziećmi, niż stać tam jak de-bil • Kazania są infantylne, a resztę to prawie na pamięć znam • Te wszystkie obrazy to pogaństwo • Nie lubię • Co cię to obchodzi • Msza jest nudna. Ciągle jedno i to samo • Mam dość tej hipo-kryzji • Zabobon i mitologia • Właśnie

• Jakby to wszystko miało sens, to by na kościołach nie było piorunochronów • W kościele jest wyczuwalny chłód • Jak czuję pustkę, to idę • Nie będę się po-kazywać przed sąsiadami • W niedzielę mam kaca, inaczej bym poszedł • Jakoś nie widać, by księża czy zakonnice byli lepszymi ludźmi, a cały czas tam siedzą, więc coś jest chyba nie halo • Jeszcze nie jestem stara babcia, żeby co tydzień zap…ać • Zawsze jak przychodzę, to są ławki pozajmowane • Ja nie wierzę w Boga i nie będę tego wszystkiego finan-sować • Już nie ma prawdziwych księży • Nasi księża nie mają nic ciekawego do powiedzenia • Nic się nowego nie dzieje. Kościół nie stara się ludzi przy-ciągnąć • Gorszy mnie ten świątynny przepych • To wszystko jest kompletnie niedostosowane do naszych czasów • Nie muszę się nikomu tłumaczyć • Nasz proboszcz co chwilę mówi, ile co kosztowało • Nasz proboszcz to się w ogóle nie rozlicza z pieniędzy • Do wszystkiego trzeba z głową i umiarem • Kiedyś ksiądz patrzył się na ołtarz, teraz na ludzi • Nie będę chodził do kościoła akurat, kiedy jest wolny dzień • Kiedyś czytałem taki artykuł, że księża nie wierzą w to, co robią • Lepiej prze-czytać dobrą książkę, choćby i religijną • Msze trwają za długo, jakby była tylko ewangelia i dobre kazanie, to bym cho-dził • Księża muszą prezentować trochę wyższy poziom umysłowy i moralny • Zawsze chodzę, jak jestem po spowiedzi • Kiedyś to były msze big – beatowe, to się chodziło, a teraz? • Nasz babcia i tak co niedzielę w radio mszę puszcza, to se posłucham, a i w domu coś w tym czasie zrobię.

oprac. red.

od mieszania, ale od dodawania cukru. Niedawno została przeprowadzona in-ternetowa ankieta. Oto niektóre z uzy-skanych odpowiedzi, jakie pojawiły się na: www.facebook.com/pismofrodna – być może któraś z nich padła z ust twojego rozmówcy. Jakich argumen-tów użyjesz, żeby go przekonać? Czy podejmiesz rozmowę na ten temat bez osądzania i moralizatorstwa? Poniższa ankieta to swoista kalka myślowa wielu młodych katolików. Warto jej się przyj-rzeć. Powodzenia!

Jak ksiądz myśli, że on tak pstryk i ja już od razu lecę, to się grubo myli • To już nie te czasy… • Bo Bóg jest wszędzie • To jest cała godzina wyrwana z życio-rysu • Medytuję • Kto się modli pod figurą, ten ma diabła za skórą • Lepiej zrobić coś dobrego, niż latać do kościoła • Jak chcę pogadać z Bogiem, to mogę iść do lasu• Mamy XXI wiek • Jestem ate-istą, agnostykiem, wyznaję inną religię• A widziałeś jakim ksiądz autem jeździ?• Nie uważam, żeby ksiądz był mądrzejszy ode mnie, więc po co chodzić• Aż tak się tym nie interesuję • Jakoś nie ufam Księżom • Nie potrzebuję • Cały ten Dziwisz to jest jak kiedyś Wachowski • Cały ten celibat i całe to śpiewanie w Kościele, to jest wszystko po prostu nienaturalne • Bo nie i co mi zrobisz? • To wszystko nie ma nic wspólnego

– czemu? • Wkurzają mnie księża • Tam jest mowa tylko o polityce • Modlę się w domu • To opium dla ludzi, którzy nie potrafią samodzielnie myśleć • Nie chce mi się • Księża to żydowskie nasienie • Księża to pieprzeni antysemici • To nie msza tylko rewia mody! • Nigdy nie wiem, co ten ksiądz myśli naprawdę • Ja się modlę do Boga, nie do klechy! • Nie mam czasu • Wszyscy księża do pedofile • Ksiądz nie będzie mi rozkazywał! • Kiedyś chodziłem, ale dojrzałem • Tak się jakoś przyzwyczaiłem – nie chodzić • Ja nie chodzę, ale żona zawsze chodzi

Artysta-plastyk Tadeusz Jończyk dużą część pracy przy witrażach do kaplicy szpitalnej wykonał nieodpłatnie jako dar dla Miłosiernego Chrystusa i pacjentów

Odnowiona kaplica w puławskim szpitalu czeka na wiernych

© r

kw

© r

kw

9

Pewien starzec powiedział: „Naj-gorsze chwile przeżywa ateista, gdy odczuwa wdzięczność i nie wie, komu dziękować”.

* * *W pewnym klasztorze przeor zasnął

podczas spotkania z braćmi.– Zamilknijmy – powiedzieli bracia

– i pozwólmy przeorowi spać.Wtedy przeor, podnosząc głowę po-

wiedział:– Jakże mogę spać, bracia, gdy nie

mówicie?* * *

Abba Sisoes mawiał na temat alek-sandryjskich teologów:

– Gdyby Bóg polecił im napisać dziesięć przykazań, to z pewnością napisaliby ich tysiąc.

* * *Pewien starzec mawiał: „Zwykle

błędy popełnia ten, co się stara nigdy ich nie popełniać”.

* * *Pewnego dnia starzec zobaczył, że

do jego celi zbliża się jakiś człowiek. Przyniósł mu następujący list: „Ojcze, wygląda na to, że chcą umieścić mojego męża w szpitalu dla obłąkanych. Dlate-go posyłam go do ciebie…”

* * *Pewien brat popełniwszy straszliwe

wykroczenie, przychodzi zdruzgotany do celi starca:

– Nie rozumiem, jak mógłbym prosić Boga o przebaczenie za grzech tak wielki – powiedział.

– Możesz to uczynić – odpowiedział starzec – ponieważ Bóg jest pokorniej-szy od nas ludzi.

* * *Do młodego mnicha, który mówił,

że chce iść za swoimi skłonnościami, powiedział abba Hilarion:

– Dobrze jest iść za swoimi skłonno-ściami, o ile prowadzą pod górę...

R. Kern, Humor ojców pustyni, KERYGMA, Lublin, 1991

Humor ojców pustyni

Początkowo sądziłam, że mój list będzie świadectwem, boję się jednak, że stanie się antyświadec-

twem, ale jeśli coś uświadomi chociaż jednej kobiecie, młodej mężatce albo jeszcze lepiej – narzeczonej, to spełni swój cel. Padłam ofiarą kłamstw męża i własnych iluzji.

Przed ślubem nie zastanawiałam się nad wiarą narzeczonego; było mi obojętne, czy chodzi do kościoła, czy się modli; czy się spowiada; jaki ma sto-sunek do pracy, rodziców czy pieniędzy. Wydawało mi się, że jestem całym jego światem i że dla mnie zrobi wszystko. Kłamstwo numer 1 – facet po ślubie najczęściej przestaje się starać. I o ile w narzeczeństwie czasem bywaliśmy razem na niedzielnej Mszy Świętej, tak po ślubie każda moja prośba o wspólne uczestnictwo zbywana jest milczeniem, krzykiem, śmiechem albo krytyką Ko-ścioła, przeważnie księży. Po ślubie mąż był chyba tylko dwa razy u spowiedzi, z okazji Chrztu i Pierwszej Komunii syna. Nie modlimy się też razem.

się uchronić syna przed zgorszeniami, ale coraz mniej mogę, coraz mniej kontroluję zachowania dziecka. Po Pierwszej Komunii Świętej nie chce się spowiadać, nie lubi chodzić na Mszę Świętą, nudzi go modlitwa (w dodatku ma stwierdzony zespół ADHD). Już po-przednie wakacje pokazały, że Pierwsza Komunia Święta niczego nie zmieniła. Tylko drogie prezenty i pieniądze od go-ści zrobiły na krótko na synu wrażenie. Nie wiem, gdzie jest jego książeczka do nabożeństwa, różaniec podobno zgubił. Teraz zbliża się rocznica i nie widzę jej sensu. Zresztą syn powiedział, że nie założy już ubranka pierwszokomunij-nego.

Błędy, błędy i jeszcze raz błędy nas – rodziców sprawiły, że rośnie chyba ateista. Jakby diabeł w niego nagle wstąpił. Ulegałam, szłam na wszelkie kompromisy z mężem i synem, zdo-minowali mnie. Trzymają się razem, a ja tylko ukradkiem płaczę. Syn mówi, że jestem głupia i robię się jak babcia, która bez przerwy się modli. Boję się

Padłam ofiarą iluzjiWłaściwie walczę o swoją wiarę

z mężem i o jego wiarę z nim samym. Problemem są sprawy pożycia (mąż nie uznaje zakazów Kościoła w tym względzie), dlatego czasem mu ulegam dla tzw. świętego spokoju, ale częściej się sprzeciwiam, a wtedy jest wojna albo tzw. ciche dni i presja psychiczna wprost nie do zniesienia. Mało ze sobą rozmawiamy, bo mąż zawsze wszystko wie lepiej. Zastanawiam się, jak to się stało, że przed ślubem byłam cudowna, jedyna, kochana, a teraz jestem głupia, śmieszna i nie do życia. Tak widzi żonę mąż osiem lat po ślubie.

Nie czuję się kochana, nie mówiąc już nawet o szacunku męża. Jestem nikim albo kimś, kto nie pozwala mu się realizować do końca tak, jakby tego chciał. Ale nie to jest najgor-sze. Największy dramat przeżywam w związku z postawą naszego syna, który w tamtym roku miał Pierwszą Komunię Świętą i bardzo szybko staje się mentalnym „klonem” swojego ojca. Nie ma rodzeństwa, bo mąż nie chce mieć drugiego dziecka (sam też był je-dynakiem!), więc nasz syn został przez nas – swoich rodziców, skazany na życie wiecznego narcyza.

Czuję się winna, widzę już wiele jego wad, np. to, że myśli tylko o sobie, nie ma kolegów i ciągle siedzi przy kom-puterze. Wydawało mi się, że uda mi

jego dorastania, gdy wejdzie w świat nastolatków. Niestety, ja rozpieściłam syna, bo brakowało mi czułości męża, a mąż ciągle na wiele mu pozwalał i nie reaguje w ogóle, gdy syn mnie obraża lub ignoruje. Powtarza tylko, że to mój problem i on nie będzie za mnie odrabiał lekcji macierzyństwa. Nie mam oparcia, różnimy się w po-dejściu do syna. W domu mamy dużo niepotrzebnych, luksusowych rzeczy i one już nawet nie cieszą. Każde z nas ogląda w innym pokoju inny program telewizyjny. Następuje powolny rozkład relacji. Nie rozwiedliśmy się jak inni, ale co z tego. Mąż chyba jest wierny (ale coraz mniej już mi na tym zależy). Je-steśmy obok siebie, zamiast być ze sobą.

Dociera do mnie jedno, że albo coś się stanie, co nas łomotnie między oczy i przejrzymy, albo będziemy mieli taki pełzający kryzys, który polega na tym, że ani szyć, ani pruć. Nic mnie nie cieszy, zaczynam widzieć swoje błędy z okresu narzeczeństwa i to, że wyszłam za mąż ze strachu, bojąc się pozostać samotną matką. Może to wszystko konsekwencje moich grzechów. W tzw. noc konfesjonałów starszy ksiądz po-wiedział mi, że Pan Bóg z każdej sytuacji może wyprowadzić dobro. Nie wiem, czy w to wierzę, ale zaczęłam się modlić, żeby to zrobił dla nas trojga.

Barbara

10

Wilgotna w swojej obłej zieleni,w malutkim domku z muszli,dokąd drzwi są szczelnie zamknięteprzed intruzami –chłonę i piję marzenia wszystkich mórz.O, niechby jakaś perłautkwiła swym tęczowym blaskiemw sercu mego ukrytego życia,jak mleczna poświatawschodząca nad widnokręgiem baśni.I wówczas, Panie,już nic nie będzie się liczyćtylko ten owoc tajemnicy,który powoli,dzień po dniu,będzie dojrzewaćku mej radościi ku Twojej chwale.I nawet niech umrę,jeśli zajdzie potrzeba,byleby on osiągnąłpełnię swego blasku,lśniąc w głębi morskich toni,jedynie dla Twoich oczu.

Amen.Carmen Bernos de Gasztold,

Modlitwy zwierząt, „W drodze” Poznań 1989

Co to jest śmigus – dyngus?Wiktor (6 lat): Wtedy się pryska wodą. Tak na żarty się pryska. Wczoraj mama mnie popryskała i ja płakałem, a potem mamę popryskałem i była cała mokra. I popryskałem moją siostrę, a ona cały czas „wyła”. Pomyślałem: „Co ona boi się wody? Myśli, że to strzały? Przecież to tylko woda”.Kacper (5 lat): Jak jest śmigus – dyngus to leje się wodą, nawet można się bro-nić pistoletem wodnym. Mnie oblewa dziadek, a wtedy ja oblewam dziadka, a potem znowu mnie dziadek oblewa. I można też podlewać kwiatki.

Co to znaczy świętować?Bartek (5 lat): Rodzice chodzą do ko-ścioła, świętują Pana Boga.Majka (6 lat): To znaczy, że się idzie z koszyczkiem do kościoła, ksiądz będzie święcił koszyk. Jak pójdziemy do domu, to będziemy to jeść, co jest w koszyczku.Kacper (5 lat): Jak rodzice zapraszają gości, to ja się bawię. Nakrywam też do stołu, kładę sztućce, talerze. Potem przychodzi babcia i dziadek, ciocia. Wtedy siadają do stołu i jedzą.

pytała Ania Różycka

Ty mamusię masz, tatusiai w pokoju własny kąt,ja do mamy i do domubardzo mam daleko stąd…Ty masz ciepłe rękawiczki,czapkę, szalik, buty dwa,a ja chciałbym budy skrawek,co schronienie w mrozy da…Ty zajadasz się ciastkami,pijesz mleko, chrupki jesz,a mnie, tak jak Tobie czasem,w głodnym brzuszku burczy też…Miska karmy, dłoń pomocnato niewiele przecież jest!Okaż serce, a ja za tobędę wierny Ci jak pies.

Justyna Szychowska

Zagubione monetyJezus opowiedział historię o kobiecie, która zgubiła jedną monetę. Przeczytaj o tym w Ew. Łukasz 15:8–10. Czy możesz pomóc tej kobiecie znaleźć 24 monety?

Modlitwa ostrygi

SOS bezdomnemu psu!

Puławskie przedszkolaki odpowiadają na pytania

© w

ww

.ask

nat

ure

.org

11

Podczas wielkiego demolowania Londynu w sierpniu zeszłego roku największym powodzeniem

wśród plądrujących cieszyły się sklepy ze sportowymi butami i gadżetami elektronicznymi. To nie były ataki wygłodniałych mas, rabujących mąkę,

Demolka Londynu

jak złodzieje. Po wybiciu szyb i wtar-gnięciu do środka, nie rabowali w po-śpiechu tego, co wpadło im pod rękę. Długo wybierali towary i przymierzali ubrania, nie przejmując się wyjącymi syrenami i monitorującymi ich ka-merami. Sami zresztą filmowali się

skarbu można nawet zabić. Pięć osób zmasakrowano w Londynie na śmierć, gdy zaprotestowały przeciw grabieżom. Zatłuczono ich kijami i skopano. To był pierwszy test bojowy zdobycznych butów. Tego fetyszu, który wyznacza szczyt ambicji i prestiżu. Cała twoja

Mało jest wiadomości, które mnie zaskakują, ale niedaw-no znalazłam informację,

która mnie zaszokowała. Jej bohaterką jest Louise Brunstad, 16-letnia uczen-nica prestiżowej szkoły episkopalnej Świętych Młodzianków w Atlancie. Roczne czesne w tej elitarnej szkole wynosi 16 tysięcy dolarów, co oznacza, że pannica jest dobrze sytuowana. Jej ojciec, William, to ceniony prawnik, który zarabia nieźle na rynku nieru-chomości.

Ostatnio musiał zarobić jeszcze więcej, żeby opłacić drogiego adwokata w procesie karnym swojej córki, która została oskarżona o zabójstwo 30-let-niej Nancy Salado, matki trojga dzieci.

U źródeł zabójstwa – jak argumen-towała linia obrony – była rozpacz. Otóż Louise, która stwierdziła, że jest lesbijką, poczuła się zrozpaczona tym, że jej koleżanka z klasy odmówiła upra-wiania z nią seksu. Koleżanka nie czuła po prostu pociągu do osoby tej samej płci i nie miała najmniejszej ochoty na współżycie. Tak upokorzona nastolatka postanowiła zakończyć swoje życie. Jako narzędzie samobójstwa wybrała

nowoczesny mercedes z garażu ojca. Wyjechała na drogę i zaczęła wysyłać do koleżanki SMS-y, że właśnie zaczyna odliczanie czasu dzielącego ją od śmier-telnego zderzenia: 9, 8, 7, 6, 5...

Gdy doszło do zera, rozpędzony mercedes uderzył z całej siły, ale nie w ścianę czy drzewo, lecz w nadjeżdża-jące z przeciwnej strony stare daewoo. Kierująca nim córka meksykańskich imigrantów zginęła na miejscu. Jej 6-letnia córka Lesly odniosła ciężkie obrażenia, w tym trwałe uszkodzenie oka. Nancy zostawiła męża i trójkę dzieci.

Louise Brunstad wyszła z wypadku bez szwanku. Zazwyczaj gdy ludzie podejmują próby samobójcze, szukają metod szybkich i bezbolesnych, ale unikają przy tym działania na szkodę innych. Starają się nie niszczyć cudzego mienia i nie zagrażać cudzemu życiu. Uczennica z Atlanty użyła jednak sa-mochodu swojego ojca, by staranować auto z innymi ludźmi. Mizerne daewoo zostało dosłownie sprasowane przez wypasionego mercedesa pędzącego z ogromną prędkością. Nancy nie miała szans. Niedoszła samobójczyni miała

zapięty pas bezpieczeństwa, a więc urzą-dzenie, którego najważniejszą funkcją jest ratowanie życia.

Czyn dziewczyny motywowany był rozpaczą. Z powodu tej rozpaczy troje małych dzieci zostało bez matki, a mąż stracił kochającą żonę. Zastanówmy się jednak, co było powodem tak wielkiej rozpaczy, że doprowadziło Louise na ławę oskarżonych? Otóż wystarczyło, że jedna koleżanka nie chciała spełnić jej zachcianki, a już pojawił się uraz.

Co to mówi o wychowaniu? Co to mówi o nas? Ilu takich nastolatków żyje dokoła? Ile jest takich dzieciaków, wo-kół których kręcić się musi cały świat? Które nie są w stanie znieść, że ktoś odmawia natychmiastowego spełnienia ich pragnień? Louisa Brunstad skazana została na trzy lata więzienia. Miała szczęście, że jest biała, a jej rodzinę stać na dobrego adwokata. Gdyby była biedna i czarnoskóra, nie mogłaby liczyć w Atlancie na mniej niż kilkanaście lat za kratkami. Znając więzienia w stanie Georgia, jednego można być jednak pewnym – lesbijskich wrażeń jej tam na pewno nie zabraknie.

Amanda Prescott

Halo, jesteśmy w realu

Demolka witryn sklepowych w Londynie

PS. Amanda Prescott, była feministka, obecnie szczęśliwa gospodyni domowa

cukier i olej. Trudno zresztą wyobra-zić sobie bunty głodowe na wyspach brytyjskich. Według raportu Waste Resources Action Programme każdego dnia mieszkańcy Wielkiej Brytanii wyrzucają do śmietników 1350 tysięcy nieotwartych jogurtów, 440 tys. porcji gotowych posiłków i ponad 5500 nie-tkniętych, całych kurczaków. Wartość artykułów spożywczych, kupionych przez angielskie rodziny i wyrzuco-nych z powodu przekroczenia terminu ważności, przekracza rocznie miliard funtów. Rabujący nie byli niedomy-tymi żebrakami odzianymi w podarte łachmany. To była młodzież ubrana w markową odzież, używająca dro-gich perfum i przebierająca w ofercie grabionych sklepów niczym wybredni klienci. Nie zachowywali się zresztą

telefonami komórkowymi, podnosząc w górę łupy w geście triumfu. Na na-graniach widać wyraźnie, że najbardziej cenioną zdobyczą były modne markowe buty sportowe. Dla posiadania takiego

wartość zależy od butów, w których chodzisz.

Amanda Prescott

© w

ww

.sot

t.n

et

12

Jaki jest całkowity koszt inwestycji związanych ze Stadionem Miejskim, z wyszczególnieniem środków zewnętrznych i własnych?

Stadion MOSiR w Puławach z aqu-aparkiem:

– wartość robót budowlano – monta-żowych: 47 687 386,66 zł,

– ca łkowita wartość zadania: 52 334 762 zł,

– dofinansowanie zewnętrzne: 14 000 000 zł.

Jaki jest całkowity koszt inwestycji związanych z modernizacją nabrzeża Wisły i portu jachtowe-go z wyszczególnieniem środków zewnętrznych i środków zainwestowanych przez Miasto Puławy?

Pobrzeże Wisły i Port w Puławach – wartość realizacji: 43 600 000 zł

– dofinansowanie zewnętrzne: 37 619 000 zł.

Jakie są koszty związane z projektem centrum pobytowego EURO 2012, wspólnie z Nałęczowem i Kazimierzem?

Miasto nie poniosło żadnych kosz-tów w tym projekcie. Natomiast dzięki niemu znaleźliśmy się w znakomitym gronie ośrodków promowanych na całym świecie jako centra pobytowe. Zostaliśmy więc uznani za miejsce z nowoczesną, odpowiadającą między-narodowym wymogom infrastrukturą sportową. Udział w tym projekcie utrwalił nasze dobre relacje z sąsiedni-mi gminami – Kazimierzem Dolnym i Nałęczowem. Dzięki dobrej współpra-cy realizujemy kolejny międzygminny projekt dot. wykorzystania walorów Wisły do stworzenia wspólnego pro-duktu turystycznego. Trwałym efektem projektu jest zaś zmodernizowana infrastruktura drogowa między Puła-wami, Kazimierzem Dolnym a Nałę-czowem.Żaden z posłów nie miał wpływu na

to, czy będziemy centrum pobytowym. Decyzję podejmowała Spółka Euro 2012 powołana przez UEFA i PZPN.

Posłowie na Sejm RP – W. Karpiński oraz M. Sadurska, poparli Puławy w za-kresie przebudowy stadionu MOSiR jako inwestycji posiadającej kluczowe znaczenie dla uzyskania pozytywnej oceny wspólnego projektu władz miej-skich Kazimierza, Nałęczowa i Puław podczas EURO 2012. Poseł na Sejm RP W. Karpiński poparł również działania mające na celu modernizację dróg nr 824 i 823, posiadających kluczowe znaczenie dla uzyskania pozytywnej oceny wspólnego projektu władz miej-skich Kazimierza Dolnego, Nałęczowa i Puław. Po objęciu stanowiska sekre-tarza stanu w Ministerstwie Cyfryzacji i Administracji W. Karpiński lobbował również na rzecz uzyskania zgody na lądowanie samolotów cywilnych na lotnisku w Dęblinie.

Co przeszkadza w przeprowadzaniu meczów i treningów na stadionie i czy nadzór budowlany był wystarczający? Czy wykonawcy ponieśli kary finansowe za niedotrzymane terminy? Czy osoby odpowiedzialne za nadzór inwestycyjny otrzymały nagrody i premie?

Stadion powstał zgodnie z projektem i mogą być na nim bez przeszkód prze-prowadzane mecze i treningi. Zadanie zostało wykonane w terminie umow-nym. Trzy osoby z Zarządu Inwestycji Miejskich, biorące udział w realizacji zadania, otrzymały nagrody w wysoko-ści od 3500 do 4500 zł brutto.

Czy Miasto w tym roku zamierza partycypować w za-kupach sprzętu dla szpitala? Jak Miasto zamierza zagospodarować zaoszczędzone środki na zimowe utrzymanie dróg (wynikłe z łagodnej zimy)?

Jesteśmy samorządem, który rok-rocznie wspiera SP ZOZ w Puławach w różnych obszarach jego funkcjono-wania, realizując jednocześnie zadania własne środkami pochodzącymi z kre-dytów czy pożyczek.

W 2011 r. w budżecie miasta dla szpi-tala zabezpieczono kwotę 710 000 zł.

Środki te przeznaczono na zakup sprzętu i wyposażenia, modernizację rozdzielni energetycznej szpitala oraz remont oddziału pulmonologii ze szcze-gólnym uwzględnieniem sali zabiego-wej. Ponadto SP ZOZ w roku ubiegłym był realizatorem programu profilaktyki zakażeń pneumokokowych wśród dzieci w oparciu o szczepienia przeciwko pneu-mokokom w gminie Miasto Puławy w 2011 roku. Na ten cel z budżetu mia-sta wydatkowano kwotę 94 770,71 zł.

Wsparciem działalności SP ZOZ było również umorzenie na wniosek podatnika podatku od nieruchomości w kwocie 195 238 zł wraz z odsetkami w wysokości 2063 zł.Łącznie w 2011 roku samorząd

miasta udzielił pomocy finansowej SP ZOZ w Puławach w wysokości 1 002 071,71 zł. W zmianach do budżetu miasta na rok 2012, które będą rozpatry-wane na sesji 29 marca br., zaplanowano kwotę 300 000 zł z przeznaczeniem na modernizację i zakupy inwestycyjne Sa-modzielnego Publicznego Zakładu Opie-ki Zdrowotnej. Przeznaczenie środków z budżetu miasta określa każdorazowo dyrekcja SP ZOZ w swoim wniosku.

Zimowe utrzymanie jezdni i chod-ników na drogach gminnych i powiato-wych w Puławach jest jednym z zadań, które mieści się w zakresie planu budże-tu miasta na 2012 rok. Obecnie trudno jest dokładnie określić kwotę oszczęd-ności na tym zadaniu, gdyż obejmuje ono koszty zimowego utrzymania dróg w miesiącach: XII 2011, I–III 2012, a także XI 2012 r. Jak widać, zadanie to nie zostało jeszcze zakończone, a realne oszczędności będą widoczne dopiero na koniec roku kalendarzowe-go, zwłaszcza że w zakres gospodarki komunalnej wchodzą również zadania związane z letnim utrzymaniem czy-stości na terenie miasta.

Jaki jest obecnie stan finansów miasta?Stan finansów miasta jest dobry.

W przyjętym budżecie na 2012 rok zostały zabezpieczone wszystkie ob-ligatoryjne wydatki bieżące miasta. Został również zabezpieczony wkład własny na realizację inwestycji przy współudziale środków unijnych. Będą realizowane także inwestycje finansowe wyłącznie z własnych dochodów. Mia-sto ma zachowaną płynność finansową. Wskaźniki zadłużenia znajdują się dużo poniżej wskaźników ustawowych. Pla-nowany deficyt wynosi 5 583 600 zł.

red.

Wspólnota pyta Urząd odpowiada

Prezydent Miasta Puławy Janusz Grobel z samorządowcami po odebraniu nagrody Super Samorząd 2011

© U

rząd

Mia

sta

Puła

wy

13

W Pałacu Prezydenckim w War-szawie 23 lutego zostały rozdane nagrody w ramach

konkursu Super Samorząd 2011. Zor-ganizowany on został w ramach ogólno-polskiej akcji „Masz głos. Masz wybór”, jako projekt Fundacji Stefana Batorego i Stowarzyszenia Szkoła Liderów. Do konkursu przystąpiło 157 samorządów z całej Polski, do finału zakwalifikowało się 16 z nich, ale tylko 5 otrzymało rów-norzędne nagrody. Wśród nagrodzonych znalazł się samorząd Puław. Warunkiem przystąpienia do konkursu była m.in. aktywna współpraca samorządowców z organizacjami pozarządowymi.

w naszym mieście. Na bieżąco relacjo-nowała kolejne kroki rozwijającego się dialogu pomiędzy samorządem a społe-czeństwem, którego zwieńczeniem była debata dotycząca budżetu.

Partnerzy przygotowywali spotkania prezydenta miasta z mieszkańcami, organizacjami pozarządowymi, opra-cowali ankiety znajomości narzędzi komunikacji społecznej. Realizując za-dania konkursowe, opracowano zasady komunikacji w gminie, a w szkołach przeprowadzono lekcje samorządno-ści. Radni Rady Miasta pełnili dyżury na ulicach miasta. Byli rozpoznawalni wśród przechodniów, ponieważ mieli

Super samorząd 2011

Humor żydowski

– Ja na prezent ślubny ofiarowałem młodej parze serwis do herbaty na dwa-naście osób. A jaki był pański prezent, panie Rozenblum?

– Ja, panie Rabinowicz, dałem im sitko na dwadzieścia cztery osoby.

* * *– Byłem wczoraj na wykładzie pro-

fesora Herza. To jest geniusz większy od Einsteina!

– Skąd wiesz?– To proste, Einsteina podobno rozu-

mie tylko kilku uczonych na świecie, a Herza – nikt nie rozumie…

* * *Na peronie dworca kolejowego stoi

Żydówka i rozpacza.– Czego lamentujesz? – pyta ją rabin.– Aj, jaj! Spóźniłam się na pociąg!– Dużo się spóźniłaś?– Niecałe pięć minut…– A wrzeszczysz tak, jakbyś się spóź-

niła co najmniej pięć godzin!* * *

Rozmowa dwóch wspólników:– Czy ty wiesz, co ja przeczytałem

w dzisiejszej gazecie? Ustalono, że corocznie ginie na świecie prawie pięć tysięcy ludzi, którzy się już prawie nie odnajdują.

– Aj, jaj! – wzdycha wspólnik. – Jaki to pech i szkoda, że wśród nich nie ma naszych wierzycieli!

* * *Szef firmy wzywa do siebie agenta:– Nasz klient Eisenbaum zwariował.

Jego zadłużenie w naszym przedsię-biorstwie wynosi pięć tysięcy dolarów. jedź natychmiast do niego! Może da się jeszcze coś uratować!

Nazajutrz agent pojawia się w biurze szefa.

– No i co?– Faktycznie zwariował.– A zapłacił dług?– Aż tak bardzo to on jeszcze nie

zwariował.Wielki kawalarz żydowski,

wybór i opracowanie M. RychlewskiVESPER, Poznań 2006

Organizacje, które podjęły wyzwanie konkursowej rywalizacji, to Uczniowski Klub Sportowy „Bursa-Puławy” oraz Stowarzyszenie „Rodzina”, działające przy Parafii Św. Rodziny. Przedstawi-cielką UKS Bursa Puławy była Barbara Pruchniak, która jest prezesem UKS,

na sobie koszulki z logo miasta. Ten rodzaj konkursowej działalności cieszył się dużym zainteresowaniem mieszkań-ców, ale także zwrócił szczególną uwagę jury konkursu.

To nowa forma działalności radnych i ma być kontynuowana w kolejnych la-tach, ponieważ okazała się wyjątkowym sposobem komunikowania się z wybor-cami. Dużym powodzeniem cieszyły się także spotkania z prezydentem, o czym świadczy wysoka frekwencja uczestników. Dla mieszkańców była to wyjątkowa okazja do tego, aby poruszać kwestie najbardziej nas interesujące i to zarówno te ogólne, dotyczące strategicz-nego zarządzania miastem, jak i bar-dziej osobiste, związane ze sprawami pojedynczych obywateli. Mieszkańcy, dzięki podjętym przez samorząd dzia-łaniom, wzbogacili swoją wiedzę na temat przedsięwzięć władz miasta, po-czuli się zaproszeni do aktywniejszego udziału w życiu społecznym. Samorząd zaś poznał opinie swoich wyborców o podejmowanych działaniach, inwe-stycjach itp.

Samorząd Puław został Super Sa-morządem, taki tytuł otrzymał w kon-kursie, do którego przystąpił. Może się to podobać wyborcom, może się nie podobać. Jest jednak niezaprze-czalnym faktem. To nie tylko wygrana władz miasta, ale także duży sukces organizacji pozarządowych: UKS Bursa Puławy oraz Stowarzyszenia „Rodzina”. Wszyscy ci, którzy podjęli wyzwanie związane z realizacją konkursu, i to zarówno przedstawiciele samorządu, jak i organizacji pozarządowych na pewno sporo się napracowali. Bo nic nie przychodzi samo, a osiągnięcie sukcesu wymaga wiele pracy i wysiłku.

Ania Różycka

a także przewodniczącą Puławskiej Rady Działalności Pożytku Publiczne-go. „Rodzinę” reprezentowała Bożena Krygier, także radna Rady Miasta Puławy. Reprezentantka „Rodziny”, uczestnicząc w Szkole Moderatorów, zorganizowanej na potrzeby konkursu, rzetelnie prezentowała przebieg akcji

© U

rząd

Mia

sta

Puła

wy

14

W zwierciadle literatury

Kładka w ciemności nocy

Lotnictwo i literatura. Cóż za zestawienie! Wydaje się, że nie mają one ze sobą nic wspólnego

i stoją na dwóch biegunach ludzkich doświadczeń: z jednej strony pragma-tyzm i technika, a z drugiej świat ducha oraz pozamaterialnej myśli. Jednak nic bardziej mylnego. Wspomnienie mitycznego Ikara, wzbijającego się ku słońcu, projekty latającej machiny geniusza wszech czasów Leonarda da Vinci czy marzenia Juliana Ochockiego z Lalki, wołającego: „Oszaleję... albo przypnę ludzkości skrzydła!”, niewąt-pliwie wskazują na swoisty mariaż wyimaginowanego jeszcze w dawnych wiekach lotnictwa z literaturą i sztuką.

Marzenia ludzkości wyrażone w pre-kursorskich, jak się okazało, dziełach kultury urzeczywistniły się w począt-kach XX wieku. W 1903 r. wzniósł się w powietrze pierwszy samolot skonstru-owany przez braci Wright, a słowo pi-sane, zżyte od początku z człowieczym pragnieniem wzbicia się w przestworza, zareagowało natychmiast i ukonkret-niło się w refleksji pilota, a zarazem wielkiego człowieka pióra – Antoine’a de Saint-Exupery’ego, którego znamy głównie jako autora Małego księcia. Zwierciadłem chciałabym jednak uczy-nić jego mniej znaną książkę – Ziemię, planetę ludzi, ukazującą pionierskie loty napowietrzne, które stały się inspi-racją do wielu przemyśleń nad naturą świata i człowieka.

Exupery zwraca uwagę na fakty, które umykają naszej uwadze, gdy patrzymy na świat z perspektywy mrówki, lecz kiedy wzniesiemy się w powietrze ni-czym orły, ogarniemy spojrzeniem całe Boże stworzenie. Okaże się wówczas, jak wiele tajemnic kryje świat. Rzu-cają one człowiekowi wyzwanie, aby zmierzył się z nimi jako korona owego stworzenia. Zetknięcie się z potęgą sił natury pozwala docenić wartość tego, z czego na co dzień nie zdajemy sobie sprawy. Sahara w zagubionym lotniku, który przeżył awarię niedoskonałego jeszcze w początkach lotnictwa samo-lotu, rodzi na przykład świadomość, jak głęboko człowiek związany jest ze studnią, niczym dziecko w łonie matki złączone jest z nią pępowiną. I choć „studnia – jak miłość – sięga głęboko”, oddalenie się od źródła wody na niebez-pieczną odległość to wielkie zagrożenie życia, które ocalić może jednak wola człowieka, mająca tak ogromną moc,

iż pozwala przetrwać, gdy z punktu wi-dzenia nauki wydaje się to niemożliwe.

Inna myśl Exupery’ego dotyka te-matu ojczyzny. Można ją pojmować bardzo szeroko, jako całą ziemię, która dopiero przy spojrzeniu z góry, z obcych nam przestworzy, okazuje się niezwykle bliska, kochana, potrzebna. Ojczyzną człowieka może stać się tylko takie miejsce, w którego tradycje wniknie bardzo głęboko i włączy je do swojego świata duchowego. Inaczej pozostanie obcy i tego oddalenia nie pokona żaden samolot, gdyż „królestwo człowieka jest wewnątrz niego”. Nie każdy zrozumie chociażby, że na Saharze złotem jest woda, która z kolei z naszych kranów płynie czasem ciurkiem i bez umiaru. Każde królestwo ma swoje skarby, które może poznać tylko ten, kto wniknął

w Andach. Myślał on cały czas o pozo-stawionej w rodzinnym domu żonie, do której tak bardzo chciał powrócić. Myśl o tych, których kochamy, to krynica mocy i cudu. Towarzyszy jej poczucie odpowiedzialności za najbliższych, rodzące niespotykaną niejednokrotnie odwagę. Wówczas „nie ma rzeczy, któ-rej nie można byłoby znieść”. Exupery podkreśla także, że trzeba walczyć „ze śmiercią w imię swego twórczego dzie-ła”, ponieważ zawsze możemy odkryć cel, dla którego warto żyć.

Refleksje Exupery’ego dotyczące natury człowieka współbrzmią z myślą wyrażoną w Ewangelii w przypowieści o talentach. Okazuje się, że każdy ma w sobie powołanie do wielkości, tylko niekiedy nie potrafi jej w sobie odkryć. W życiu kwestią podstawową jest od-czytywanie swoich powołań. Sprzyjają temu, paradoksalnie, dramatyczne często okoliczności. Gdyby nie pożar, zwykły mieszczanin nie dowiedziałby się na przykład, że jest bohaterem. Pi-sarz wychodzi z założenia, że „prawdą człowieka jest to, co czyni z niego czło-wieka”. Ludzie, którzy w życiu szukają jedynie wygodnego domu, materialnego dobrobytu, spokoju i poczucia bez-pieczeństwa, zabijają w sobie dziecko Boże, być może uśpionego jeszcze poetę czy „Mozarta”. Ich życie to tylko jego namiastka, pozbawiona głębszego sensu i celu. Stają się pomału „zeszpe-coną ludzką gliną” nie mającą w sobie twórczego ducha. Nigdy nie wyruszą w drogę jak Abraham z Ur czy Izraelici w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej.

Powołaniem każdego człowieka jest próbować dla innych, otwierać przed ludzkością nowe drogi we wszystkich dziedzinach życia, nawet gdyby miało się za to zapłacić cenę najwyższą. W ten sposób realizowane jest boskie przyka-zanie dane ludzkości już w trakcie sa-mego aktu stworzenia: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”.

Exupery, ocierający się jako pilot wielokrotnie o śmierć i patrzący jej nie raz w oczy, dotyka także tematu spraw ostatecznych. Widzi człowieka jako istotę niepowtarzalną, dlatego jego śmierć w sercach najbliższych powoduje pustkę nie dającą się niczym wypełnić i zrównoważyć. Można pogodzić się ze śmiercią, ale danego człowieka nikt inny nie jest w stanie zastąpić. W tym tkwi wyjątkowość każdego dziecka Bożego.

w jego duszę. Warto o tym pamiętać, zanim odłączymy się mentalnie od kultury i historii naszej ojczyzny, po-zostając tylko obywatelami kraju, a nie Polakami.

Francuski myśliciel rozważa też kwe-stię podstawową, szukając odpowiedzi na pytanie, co znaczy być człowiekiem. Doświadczenie pilota podpowiada mu, że prawdziwy człowiek rodzi się w zmaganiach przede wszystkim z sobą samym, w pokonywaniu fizycznych sła-bości i własnych ograniczeń. Taka walka zawsze okazuje się najtrudniejsza, ale każdy ma w sobie wewnętrzną moc, odróżniającą nas od zwierząt i czyniącą dziećmi Bożymi. Jej źródło tkwi często-kroć w miłości, która ocala i pomaga zwyciężyć samego siebie, tak jak pomo-gła Guillaumetowi przetrwać katastrofę

© M

arek

Gac

ka

15

Hollywood potrafi idealizować i sprzedawać wszystko. Dużo mogłaby powiedzieć na ten

temat szeregowiec Jessica Lynch. Miało być tak: Jessica wpada w zastawioną przez Irakijczyków pułapkę, toczy walkę do ostatniego naboju, wreszcie ciężko ranna trafia do szpitala w Nasriji, skąd w brawurowej akcji uwalnia ją amery-kański oddział. Taki scenariusz medial-ny stworzyli analitycy Pentagonu.

Było inaczej – ustalili dziennikarze „Washington Post” wspólnie z kolegami z BBC. Otóż szeregowiec Jessica zosta-ła ranna w wypadku samochodowym w konwoju jadącym do Bagdadu. Na skutek problemów w łączności kilka pojazdów zagubiło się na przedmie-ściach miasta, gdzie dostały się pod ogień. W bezładnej ucieczce doszło do

Konfabulacjaw teatrze wojny

zderzenia pojazdów. Kobieta została ranna i zawieziona do rządowej kliniki Husajna. Amerykanom udało się prze-chwycić nasłuch rozmów Irakijczyków, w których była mowa o ciężko rannej amerykańskiej blondynce.

Precyzyjnych informacji udzielił Mohammed Odeh Rahaief, młody iracki prawnik, który za tę informa-cję otrzymał azyl w USA. Aby odbić Jessicę, nie trzeba było walczyć. Iraccy żołnierze kilkanaście godzin wcześniej opuścili szpital i na posterunku pozostał jedynie personel. Historię – wyciskacza łez – spreparowali analitycy wojskowi, aby podnieść morale marines nadszarp-nięte dużymi stratami w pierwszych dniach wojny. Tak właśnie powstają melodramaty.

red.

Każdy autor ma prawo do polemiki. Rozumiemy też, że może komuś być przykro, ale autorka stworzy-

ła tekst powodowany urażoną ambicją.Po pierwsze, demagogicznie przypisu-

je redakcyjnemu artykułowi o noblistce „poprawnej politycznie” nienawiść, któ-rej w nim nie było. Po drugie, posługuje się pseudoargumentacją – jakimiś gdy-baniami, sugestywnymi podejrzeniami, gdy tymczasem artykuł redakcyjny, tak oburzający p. Renatę, oparty był na nie-podważalnych faktach. Nie pokazywał osobistych słabości Szymborskiej ani nie negował jej wizji świata i życia, nie podważał też jej zasług dla literatury, ale wskazywał na udział poetki w niszcze-niu innych ludzi, czego Mickiewiczowi i całej plejadzie przywołanych przez autorkę artystów nie można przypisać. Nie dotyczył prywatnych zawirowań w życiu noblistki. Nawet „zwariowany” Witkacy w komunizmie widział zło wszech czasów. Te pytania odnośnie chorego Słowackiego – „ale kto go tam wie” czy „co Sienkiewicz robił w Ame-ryce”, to skrajna manipulacja.

Jak można nie myśleć o odczuciach rodzin tych, na których swoim nie-

Nobel to nie świadectwo moralności

gdysiejszym podpisem Szymborska wydawała wyrok. To nie była sprawa niesakramentalnego związku, czyjejś religijności itp., ale życia i śmierci kil-ku ludzi, a przynajmniej ich wolności lub uwięzienia. Redakcja ma prawo o tym przypomnieć w imię prawdy, ale nie wznieca stosów. Skoro ktoś może idealizować noblistkę, ktoś inny ma prawo mówić o niej prawdę, opartą na udowodnionych faktach. A już stwierdzenie, że młodzież dopiero takich „ludzkich” artystów szanuje, to zasadnicze nieporozumienie. Mło-dzież może odnajdować swoje historie w ich słabościach, ale raczej ku prze-strodze, a nie ku naśladownictwu. „Ludzcy” mogą być bliscy komuś, ale nie wzorcowi. Składnikiem autoryte-tu nie jest przecież duchowa słabość, lecz siła.

O ile sama Szymborska może przyję-łaby z pokorą taki artykuł o sobie, o tyle jej obrończyni ma problem z uznaniem podstawowej prawdy, że Nagroda No-bla nie jest świadectwem moralności. Spodziewaliśmy się jakiejś riposty, ale nie takiej.

red.

Bardzo trudnym przeżyciem dla każdego z nas, nawet tego już całkiem dorosłego, jest śmierć matki. To drugie narodziny w życiu opuszczonego dziec-ka – drugie odcięcie pępowiny. Stajemy wówczas przed koniecznością całkowi-tej już samodzielności, pełnej odpowie-dzialności i zajmujemy miejsce matki. To my musimy teraz dawać oparcie i przekazywać duchowe dziedzictwo.

Ważne są także te przemyślenia, które dotyczą współczesności. Exupery stawia bowiem tezę, iż dzisiejszy świat niszczy duchowy wymiar naszej cywili-zacji. Pokazuje to na kontrowersyjnym przykładzie wojny. Niegdyś wojow-nicy stawali naprzeciw siebie twarzą w twarz, aby bronić swojego kraju, religii czy wartości. Dziś ludzi zabija się maszynami, dokonuje okrutnych rzezi na całych masach, narodach, społecznościach. Między wrogami nie ma już nawet kontaktu fizycznego, wszystko staje się nieludzkie, a agresja i nienawiść osiąga swoje apogeum. Lu-dzie muszą jednak szukać tego, co ich łączy, a nie dzieli. Z punktu widzenia lotnika będzie to po prostu nasza pla-neta – Ziemia.

Maszyny nie muszą frustrować czło-wieka, ale mogą stać się narzędziem służącym ujarzmianiu świata, zawie-raniu z nim przyjaźni, oswajaniu jego dzikości. Dlatego konieczne wydaje się korzystanie z cywilizacyjnych osią-gnięć zawsze w perspektywie etycznej. Unikniemy wówczas sytuacji rozwoju technicznego przy jednoczesnym re-gresie duchowym człowieka, co jest zjawiskiem bardzo niepokojącym i w ostateczności może doprowadzić do zagłady świata. Takie marzenia snuł już wspomniany na wstępie bohater Lalki Julian Ochocki, który wierzył, że genialne wynalazki uczynią ludzi lepszymi, zbliżą ich do aniołów, zli-kwidują wrogość i nienawiść. Mimo iż Lalka w swej wymowie odbiera na to nadzieję, to jednak Prus pozosta-wia nas ze słowami napisanymi na kartce wystającej z kieszeni zmarłego Rzeckiego: „Non omnis moriar” (nie wszystek umrę), co pozwala wierzyć, że pragnienia idealistów kiedyś się spełnią.

Exupery swoje eseistyczne rozważa-nia sprowadza natomiast do pięknej i zarazem kluczowej metafory, która wskazuje nam drogę. Oto stawia przed człowiekiem zadanie – zawsze prze-rzucać kładkę w ciemność nocy – we wszystkim, co robimy, niezmiennie i z nadzieją, a tylko wtedy ludzkość nigdy nie ustanie w drodze do swojej Ziemi Obiecanej.

Joanna Kurlej

16

W Dzienniczku św. Faustyny znalazłam takie oto słowa: „Prawie każda uroczystość

w Kościele św. daje mi głębsze pozna-nie Boga i łaskę szczególną, dlatego do każdej uroczystości przygotowuję się i ściśle łączę się z duchem Kościoła. Co za radość być wiernym dzieckiem Kościoła. O, jak bardzo kocham Kościół

„Kiedy byłam w pewnej świątyni z jedną siostrą na Mszy Świętej, od-czułam wielkość i majestat Boży, czu-łam, że świątynia ta jest przesiąknięta Bogiem. Majestat Jego ogarniał mnie, chociaż przerażał, to jednak napełniał mnie spokojem i radością; poznałam, że Jego woli nic się sprzeciwić nie może. O, gdyby dusze wszystkie [wiedziały],

Bardzo często widziała też różne Duchy Święte w trakcie celebracji Mszy Świętej: „W jednym dniu, kiedy byłam na adoracji […] wtem ujrzałam jednego ducha, który był piękności wielkiej […] Po chwili zapytałam: – ktoś ty jest, a on mi odpowiedział: jestem jednym z sied-miu duchów, którzy stoją dniem i nocą przed tronem Bożym i wielbią Go bez

Eucharystia – spotkanie kochających osób

kto mieszka w świątyniach naszych, to nie byłoby tylu zniewag i nieusza-nowania w tych miejscach świętych”. (Dz 490)

Msza Święta dla prawdziwego chrze-ścijanina jest to jedyne w swoim rodza-ju i wyjątkowe spotkanie kochających osób. Stworzenia i jego Stwórcy. Może dla niektórych jest to przymus, obo-wiązek czy rutyna, ale są i tacy, którzy niczym zakochana osoba biegną na spo-tkanie z Kimś, kto bezgranicznie kocha. Doskonale wiedziała to św. Faustyna i w każdej Mszy Świętej widziała na ołta-rzu Jezusa, który z miłości do nas i dla naszego życia wiecznego dał się ukrzy-żować. „Dziś widziałam w czasie Mszy Św. Jezusa Ukrzyżowanego. Jezus był przybity do krzyża i w wielkich mękach. Dusza moja została przeniknięta cier-pieniem Jezusa, w duszy i ciele moim, chociaż w sposób niewidzialny, ale rów-nie bolesny. O, jak straszne tajemnice dzieją się w czasie Mszy Św. Wielka tajemnica się dokonuje w czasie Mszy Św. Z jaką pobożnością powinniśmy słuchać i brać udział w śmierci Jezusa. Poznamy kiedyś, co Bóg czyni dla nas w każdej Mszy Św. i jaki w niej dla nas gotuje dar. Jego Boska miłość tylko na taki dar zdobyć się mogła. O Jezu mój, jak wielkim bólem przeniknięta jest dusza moja, widząc tryskający zdrój żywota z taką słodyczą i mocą dla każdej duszy. – A jednak widzę dusze zwiędłe i usychające z własnej winy. O Jezu mój, spraw, niech moc miłosierdzia ogarnie te dusze”. (Dz 913).

święty i wszystkich w nim żyjących, patrzę na nich jako na żywe członki Chrystusa, który jest głową ich. Zapa-lam się miłością z miłującymi, cierpię z cierpiącymi, ból mnie trawi, patrząc na oziębłych i niewdzięcznych; wten-czas staram się o taką miłość ku Bogu, aby Mu wynagrodzić za tych, którzy Go nie miłują, którzy karmią swego Zbaw-cę czarną niewdzięcznością”. (Dz 481).

Czytając to wyznanie św. Faustyny zastanawiałam się, jak ja podcho-dzę do każdej uroczystości czy Mszy Świętej. Niestety, muszę stwierdzić, że czasami rozpraszam się podczas nabożeństw. Życie codzienne niesie za sobą tyle przeciwności i zmartwień, iż nieraz nie umiem zostawić ich na progu świątyni. Innym razem wcho-dzę wolna od wszystkiego, z czystym sercem, i zamierzam aktywnie uczest-niczyć w nabożeństwie, a tu pojawia się przeszkoda. Ciężko jest mi się skupić, gdyż niektórzy dorośli przyprowadzają ze sobą całkowicie nieprzygotowane do udziału w Liturgii dzieci. No cóż, maleństwa nie są niczemu winne. One nie rozumieją powagi i rangi miejsca, w którym się znajdują. Takie rzeczy powinien wiedzieć opiekun, a jeżeli zdaje sobie sprawę, że jego dziecko bę-dzie przeszkadzać innym, nie powinien przyprowadzać go na Mszę Świętą.

Co ciekawe, takich niesfornych malców nie zabiera się do pracy czy urzędów. Natomiast do kościoła, czemu nie? Przecież bliźni – katolik powinien wszystkich i wszystko zrozumieć i to-lerować. Jeżeli nie, to jego problem. I zaczyna się zabawa jak na osiedlowym placu. Ślizganie po posadzce, maraton biegowy między ławkami – najpierw malcy, a za nimi ich opiekunowie. Siłą rzeczy trudno nie brać biernie udziału w takich zabawach i mimo najszczer-szych chęci, w żaden sposób nie można skupić się na adoracji Boga. Wtedy za-stanawiam się, kto tu bardziej wymaga dobrego wychowania – dziecko czy do-rosły, który je przyprowadza. Z przykro-ścią muszę stwierdzić i chyba nie będę w tym osamotniona, że jednak dorosły. A św. Faustyna tak pisze o świątyni:

przestanku […] Na drugi dzień w czasie Mszy Św. przed podniesieniem, duch ten zaczął śpiewać te słowa: Święty, Święty, Święty – głos jego jakoby głosów tysięcy, nie podobna tego opisać”. (Dz 471, 472).

Widziała też Matkę Bożą, o czym pi-sała wiele razy: „Dzień odnowienia ślu-bów. W początku Mszy Św. widziałam Jezusa tak jak zwykle, który błogosławił nam i wszedł do Tabernakulum. Wtem ujrzałam Matkę Bożą w szacie białej, w niebieskim płaszczu, z odkrytą głową, która się zbliżyła od ołtarza do mnie i dotknęła mnie swymi dłońmi i okryła swym płaszczem i rzekła mi: – Ofiaruj te śluby za Polskę. Módl się za nią. 15/VIII”. (Dz 468).

Chciałabym, aby ten artykuł chociaż w niewielkim stopniu przybliżył istotę tego wyjątkowego czasu Świętej Liturgii tym, którzy nie widzą, nie czują, nie kochają i przychodzą na Mszę Świętą z przymusu. Spróbujmy się wzajemnie szanować na nabożeństwach i nie prze-szkadzajmy jedni drugim. Eucharystia to Wielka Tajemnica wiary, której nie da się ogarnąć naszym rozumem. Praw-dziwy chrześcijanin powinien tak w niej uczestniczyć, aby z tego miejsca wy-nieść ziarno i zaczyn (słowo – Ewangelię i wolę), które ma najpierw zmienić jego, a on ma zmienić świat na lepszy i dojść do domu Ojca. Jeżeli kiedyś naprawdę chce do Niego dojść…

Parafianka Miłosierdzia BożegoPS. Polecam Świadectwo Cataliny Rivas o Mszy Świętej http://www.jankowice.rybnik.pl/czytelnia/catalina-rivas.html

Abp Stanisław Wielgus przewodniczy procesji eucharystycznej w parafii Miłosierdzia Bożego w Puławach

© A

. Woj

tow

icz

17

Ogród biblijny

Figa – drzewo upadku

Sykomora w rodzinnym ogródku błogosławionych dzieci fatimskich Hiacynty i Franciszka

Już w czasach neolitu, zanim ludzie nauczyli się uprawiać zboże, owoce drzewa figowego stanowiły dla nich

główne źródło pokarmu. Pierwsze udokumentowane uprawy miały miej-sce w Sumerze, a następnie w Egipcie już ok. 4500 lat temu (do dzisiaj zacho-wały się płaskorzeźby przedstawiające zbiory fig z tego okresu). W IX w. przed Chrystusem Grecy rozpoczęli uprawę figowca, początkowo na słonecznych wyspach Morza Egejskiego, a potem rozpowszechnili ją w całym basenie Morza Śródziemnego. Oni też opra-cowali sztuczne zapylanie tych roślin. Umieszczali drzewo w tzw. skrzyni mistycznej, którą otwierano tylko dla wtajemniczonych.

Figi należą do przyrzeczonych dóbr Ziemi Obiecanej, które zwiadowcy Jozuego przynieśli z doliny Eszkol (por. Pwp 8,8; Lb 13,24). Oblubieniec z Pie-śni nad Pieśniami widział w pąkach figi zwiastuny wiosny. „Przesiadywać nad swoją winną latoroślą i pod swoim drze-wem figowym” – to symbol zamożności, odpoczynku i niezmąconej harmonii życia. Właśnie pod drzewem figowym relaksował się Natanael, gdy usłyszał wezwanie Boże (por. J1,48). Św. Hiero-nim widział w tym obrazie odpoczynek w Duchu Świętym i nasycenie Jego owocami: miłością i pokojem. Metody z Olimpu (ok. 250–ok. 310) porównuje winny krzew (Chrystusa) z drzewem figowym (Duchem Świętym), ponieważ Pan rozwesela serce człowieka, a Duch je leczy. W Księdze Sędziów (9,8–15) znajdujemy alegoryczną opowieść mó-

wiącą o wyborze króla nad Izraelem. Proszone o przejęcie władzy drzewa kolejno odmawiają. Oliwka nie chce utracić swojej łagodności, krzew winny – smaku wina, zaś figa nie chce utracić swojej słodyczy: „Czyż mam się wyrzec słodyczy i wybornego owocu, aby pójść i kołysać się ponad drzewami” – pyta retorycznie figa.

Również Chrystus, mówiąc o cza-sach eschatologicznych, zwłaszcza o końcu świata, każe brać przykład z figi, której liście wskazują na bliskość lata i owocobrania. Figa przeklęta przez Jezusa ma wymiar symboliczny – ozna-cza Synagogę, która nie chce pokutować i nie rozpoznaje wezwań do nawrócenia (por. Łk 13, 6–9). Dzika figa, zwana sykomorą, w Ewangelii św. Łukasza (19,1–10) jest metaforą nieudanego życia celnika Zacheusza. Do dzisiaj mieszkańcy Jerycha pokazują rzekome drzewo, na którym Jezus wypatrzył

poborcę podatkowego, by zjeść u niego historyczną kolację. Wizyta w domu celnika stała się prawdziwym skanda-lem, po którym huczało od plotek. Tak naprawdę stała się okazją do jednej z najpiękniejszych scen miłosierdzia Boga, które przemienia człowieka.

Szkoda tylko, że w ikonografii chrze-ścijańskiej figa właściwie nie ma żadnego znaczenia. Tylko w scenach przedstawiających wypędzenie z raju liście figowe (nie takie małe, jak się powszechnie uważa) są symbolem grze-chu, ponieważ pierwsi rodzice okryli się nimi po swoim upadku. Niektórzy w owocu figi widzą ów zakazany owoc zerwany łapczywie przez niewiastę ciekawą, kto ma rację: czy Bóg, któ-ry zakazał jednej rzeczy, czy demon, który mówi, że wszystko wolno. Owoc figi przez niektórych uznawany jest za symbol chorobliwego pożądania.

ks. Ryszard Winiarski

W Wigilię Uroczystości Miło-sierdzia Bożego (14 IV br.) w Domu Chemika ze swoim

recitalem wystąpiła Katarzyna Groniec. Koncert wybitnej artystki był dobro-czynny. Była to także forma podzięko-wania ze strony puławskiego hospicjum

wszystkim dobroczyńcom. W drugą Niedzielę Wielkanocną abp Stanisław Wielgus przewodniczył uroczystościom odpustowym w parafii Miłosierdzia Bożego w Puławach i wygłosił okolicz-nościową homilię.

red.

Abp Stanisław Wielgusi Katarzyna Groniec gośćmi Puław

© A

. Woj

tow

icz

© r

kw

© c

o.w

ikip

edia

.org

18

Podczas kolędy kobieta pracująca w Urzędzie Pracy opowiedziała mi o „dziwnym przypadku”. Zgłosił

się do nich mężczyzna, ok. 40-letni, po-szukujący pracy. Zapytano go, co potrafi i gdzie ostatnio pracował. – Właściwie nie wiem, co mógłbym robić – odpo-wiedział – Parę miesięcy temu byłem jeszcze księdzem z 8-letnim stażem.

Pracownicy urzędu nie wiedzieli, jak się zachować. Mieli jedynie posadę konserwatora w ośrodku rekreacyjno--wodnym. Oferta została przyjęta, ale „szczęśliwiec” pozostawił wiele do myślenia świeckim, którzy spotkali się z eksksiędzem. Większość – jak wyni-kało z relacji mojej rozmówczyni – była

W miesięczniku „ZNAK” nr 11/97 pojawiły się materiały na ten temat. Wśród przyczyn odejść wymieniano: nieodpowiednią formację seminaryjną; brak wspólnoty i oparcia w relacjach proboszcz – wikary; samotność wynikłą z izolacji ze strony świeckich, pojmo-wanie Kościoła jako urzędu albo armii, a nie rodziny; niewłaściwe przeżywanie celibatu; niezrozumienie ze strony bi-skupa itp.

Biskup Jerzy Matulewicz w rozmo-wie z księdzem, który przyszedł go poinformować o zamiarze swojego odejścia, rozpłakał się, ukląkł przed nim i błagał, by ponownie przemyślał swoją decyzję. Dzisiaj wielu biskupów

Były ksiądz, dalej człowiek

zgorszona, niektórzy potępiali, a byli tacy, którzy mówili, że to już nie czło-wiek! Były ksiądz na pewno jest człowie-kiem. Nawet w złodziejach, mordercach czy narkomanach można doszukać się człowieczeństwa, dlaczego w przypadku eksksięży tak trudno je dostrzec?

Pod jednym z supermarketów za-czepił mnie człowiek żebrzący o parę groszy. Do 1998 roku był moim współ-bratem w kapłaństwie. Mój kolega, z którym pracowałem w jednej parafii, jest teraz specjalistą w firmie kom-puterowej. Inny krótko przed feriami spakował się i wyjechał z parafii, po-stanawiając już nie zakładać sutanny. Nikogo nie osądzam, przytaczam tylko znane mi przypadki. Co zaś się tyczy przyczyn odejść – są różne. Nigdy nie jest to jedna przyczyna.

w podobnej sytuacji nie klęka, wypełnia swoją powinność i zawiesza duchowne-go w jego czynnościach po kilku dniach od zaistnienia problemu.

Błogosławiony Jan Paweł II kiedyś miał spotkanie z ubogimi Rzymu. Do-niesiono mu, że wśród zaproszonych biedaków jest eksksiądz. Papież pod-szedł do niego, wziął go na bok i popro-sił o spowiedź, a potem powiedział mu: „Zobacz, jak wielkie i niezniszczalne jest nasze kapłaństwo”. I tu ślad naszej krótkiej opowieści się urywa, ponieważ nie wiemy, jaki był dalszy ciąg. Nie wiemy, czy dokonał się powrót, czy też mimo aktów wspaniałomyślnej miłości eksksięża zostali zakładnikami swoich ucieczek.

Ks. Piotr DzedzejWęgorzyno, woj. zachodniopomorskie

Wierność powołaniu jest możliwa i zawsze owocuje niekończącą się radością

Nikt nie poszedł za nimzdradzony przez wspólnotęzostał sam ze sobądotknięty srebrnikówzakaźną chorobą

nikt nie poszedł za nimwszyscy świętowalirytuał na stolew uroczystej saliz winem przyprawionymktóre wszystko słodziwszyscy świętowaligdy Judasz odchodził

nikt nie poszedł za nimdo arcykapłananie pomógł żałowaćupaść na kolanawszyscy świętowalinajważniejsze świętochoć jeden z dwunastumiał duszę pękniętą

nikt nie poszedł za nimpod przeklęte drzewona którym wybranymarnie życie skończyłrozpaczą targany

nikt nie poszedł za nimwszyscy świętowaliprorocze dogmatygdy jeden z ich wspólnotyspisał się na straty

ks. Ryszard Winiarski©

Mar

ek G

acka

© r

kw©

rkw

19

© K

. Jan

iuk

Siedem grzechów głównych

Zazdrość – mordercze pragnienie

Dziesiąte przykazanie Dekalogu jest sprzeciwem wobec pożąda-nia jakichś dóbr, które należą

do kogoś innego. Nie jest zatem czymś nagannym samo posiadanie ani dążenie do pozyskiwania czegoś (o ile rzecz sama w sobie służy do godziwych celów), ale napiętnowana jest chęć zawłaszczenia sobie cudzego mienia. Zazdrościć można komuś pieniędzy, samochodu czy ubrań, ale także wszystkiego innego, co nie jest materialne, na przykład: sukcesu, pozycji społecznej, zdolności, poczucia humoru, a nawet czynienia dobra.

Dlaczego zazdrość jest zaliczona do grzechów głównych? Co jest w niej tak niebezpiecznego? Zazdrość jest skiero-wana przeciwko miłości bliźniego, aż do życzenia komuś poważnego zła i jego realizacji. Uderza więc w podstawy ży-cia chrześcijańskiego. Św. Augustyn po-wiedział o zazdrości, że jest to „grzech diabelski”, a św. Grzegorz Wielki dodał: „z niej rodzą się nienawiść, obmowa, oszczerstwo, radość z nieszczęścia bliź-niego i przykrość z jego powodzenia”. Przyjrzyjmy się, dla przykładu, w jaki sposób owe wtórne grzechy mogą stać się udziałem osób z niektórych grup społecznych i zawodowych. Ci, któ-rzy handlują, mogą chcieć niszczenia się różnych rzeczy, które wtedy będą sprzedawać. Lekarze mogą cieszyć się z chorób, prawnicy oczekiwać konflik-tów międzyludzkich, a nauczyciele, by ich koledzy i koleżanki z pracy uczyli gorzej od nich samych. Wszystko po to, by zyskać pieniądze, władzę i próżną sławę. Grzech zazdrości może zrodzić nawet zabójstwo. W Pierwszej Księdze Królewskiej spotykamy się z opisem zawłaszczenia winnicy należącej do Nabota, którą zabrał mu król Achab. Wszystko zaczęło się od propozycji króla, który chciał nabyć winnicę Na-bota. Gdy ten się nie zgodził, władca popadł w smutek. Wówczas jego żona Izebel uknuła intrygę przeciwko Nabo-towi, którego ukamienowano. Wtedy król przejął jego dobytek na własność (por. 1 Krl 21,1-16). Grzech rozpoczęty w sercu, zakończył się faktycznym za-bójstwem człowieka.

Zazdrość karmi się poczuciem bra-ku. Jej siłą napędową jest szukanie

szczęścia, które widzi się u innych osób. W istocie jest to zdeformowana wizja samego siebie, w której nie ma przekonania o byciu kochanym. Dobro drugiego człowieka jest dla zazdrośni-ka miażdżące, bo odsłania jego stan nieposiadania. Niedowartościowanie w oczach własnych popycha jednocze-śnie do nasycania się tym, co wydaje się przynosić szczęście. Może to przejawiać się w formie odebrania komuś czegoś albo w bardziej wyrafinowanej, gdy poszukuje się towarzystwa osób, które w oczach osoby zazdrosnej odniosły

nie jest tak oczywiste, gdy spojrzy się na owoce ewangelizacyjne. Odkrycie bezwarunkowej miłości Boga prowadzi do akceptacji siebie i innych. To jej doświadczenie wypełnia luki zazdrości. Problem ten nieobcy jest również tym, którzy na co dzień mają być świadkami owej miłości. Można bowiem pragnąć wspinać się na wyżyny życia wewnętrz-nego, by widzieć siebie doskonalszym od bliźnich, by szukać ich oklasków. Z właściwą sobie przenikliwością pisze o tym św. Faustyna: „Doświadczyłam, jak wiele jest zazdrości nawet w życiu duchownym. Poznaję, że mało jest dusz prawdziwie wielkich, które by deptały wszystko, co nie jest Bogiem. O duszo, poza Bogiem nie znajdziesz piękna. O, jak krucha podstawa wywyższać się kosztem innych. Co za strata”. (Dzien-niczek, nr 833)

Innym przejawem zazdrości jest dążenie do tego, by ktoś drugi uznawał prawo do pierwszeństwa. Mąż może być zazdrosny o żonę albo dziewczyna o chłopaka w ten sposób, że każe drugiej stronie ciągle siebie adorować. Każda radość tej drugiej strony, wynikająca z kontaktu z kimś innym, przyprawia o drżenie. To lęk przed odrzuceniem, często zupełnie bezpodstawnym, ale realnie żyjącym w zazdrośniku. Jesz-cze ktoś inny cierpi, że to nie on jest w centrum uwagi. To jego dowcipy są najlepsze, to jego pomysły są najbar-dziej trafne itd. Zazdrośnik nie ścierpi sukcesu bliźniego, będzie chciał go odebrać. Prawo pierwszeństwa polega na pożeraniu wszystkiego dla siebie. Drugi człowiek w istocie służy do za-spokajania własnych potrzeb.

Co czynić, by nie wpaść we własną grzeszną pułapkę? Przeciwieństwem zazdrości jest pragnienie Najwyższego Dobra w życiu człowieka, a jest nim tyl-ko Bóg oraz życzliwość dla bliźnich. Do starszego syna, z przypowieści o mar-notrawnym, młodszym synu, ojciec mówi: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy” (Łk 15,31). Odkrycie Chrystusa jest największą nadzieją grzesznika, by poczuł się przez to wolny i odpoczął od morderczej walki o swoje.

ks. Wojciech Rebeta

„Miłość nie zazdrości” (1 Kor 13,4)

sukces. Czyż namiastką tego nie są kolorowe magazyny dla pań, w których roi się od plotek z życia gwiazd, a dla panów pisma motoryzacyjne i „świersz-czyki”? Otarcie się o niedostępny świat ma choć częściowo nasycić głód, który jednakże jest tylko wzmagany. Pogoń za pragnieniami tego świata jest po-ważnym problemem dla chrześcijanina. Chrystus takiemu mówi: „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8,36)

Dotykając problemu zazdrości, od-krywamy jak fundamentalne znaczenie w przepowiadaniu Dobrej Nowiny ma ukazywanie miłującego Boga względem człowieka. Niby to banalne, a jednak

© A

nge

lus

Bro

now

icki

20

Informacje kancelaryjne © rkw

Parafia św. Brata Alberta Chmielowskiego24-100 Puławy, ul. Słowackiego 32

tel. (81) 887 93 53email: [email protected], www.albert.pulawy.pl

Księża pracujący w parafii• proboszcz: ks. pr. Aleksander Zeń• wikariusze: ks. Andrzej Okaj, ks. Tomasz Nowaczek, ks. Grzegorz Majkut, ks. Marcin Szymańczuk

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: codziennie z wyjątkiem środy, niedzieli i świąt 900–1000, 1600–1745 (w okresie wakacji 730–800 i 1600–1745).

Porządek Mszy św.• w niedziele i święta obowiązkowe: 730, 900, 1030 (dla dzieci), 1200, 1600 (dla młodzieży), 1800;• w drugą niedzielę miesiąca Msza św. w języ-ku łacińskim: 1200;• w święta (w dni robocze): 730, 900, 1600, 1800;• w dni powszednie: 700, 1800.

Nabożeństwa• w maju i październiku: 1830;• w listopadzie: 1730.

Sakrament spowiedzi• w niedzielę podczas każdej Mszy św.;• w ciągu tygodnia przed Mszą św. (rano), podczas każdej Mszy św. (wieczorem);• w pierwsze piątki miesiąca: 645–700, 1600–1830;• w pierwsze soboty: 645–700, od 1745.

Sakrament chrztu św.• w każdą niedzielę: o 1200;• przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych w piątek: o 1840.

Pierwsza Komunia św.• w drugą niedzielę maja o 930;• przygotowanie dzieci kl. II w każdą niedzielę po Mszy św. o 1030.

Sakrament bierzmowania• przygotowanie uczniów kl. III (gimnazjum) w drugą i czwartą niedzielę po Mszy św. o 1600.

Sakrament małżeństwa• konferencje dla narzeczonych: luty–paździer-nik w sobotę o 1845, (w maju i październiku po nabożeństwie).

Konta parafialnePekao SA 30 1240 2412 1111 0000 3628 3006PKO BP 95 1020 3219 0000 9102 0047 2423

Parafia św. Józefa24-100 Puławy, ul. Włostowicka 61

tel. (81) 888 47 27www.pulawy-jozef.diecezja.lublin.pl

Księża pracujący w parafii• proboszcz: ks. Waldemar Żyszkiewicz, • wikariusze: ks. Eugeniusz Dobosz, ks. Robert Karczmarek

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 800–900, 1700–1800.

Porządek Mszy św.• w niedziele i święta: 730, 900, 1030, 1215, 1800; w kaplicy w Skowieszynie: 1030;• w dni powszednie: 700 i 1800.

Sakrament chrztu św.• w każdą niedzielę: o 1215.

Sakrament małżeństwa• konferencje dla narzeczonych w niedziele o 1630 (pierwszy cykl od Niedzieli Chrystusa Króla, drugi cykl od pierwszej niedzieli Wiel-kiego Postu)

Konto parafialnePKO BP 71 1020 3219 0000 9702 0047 2076

Parafia Matki Bożej Różańcowej24-100 Puławy, ul. Lubelska 7a

tel. (81) 88 83 414

Księża pracujący w parafii• proboszcz: ks. Piotr Trela• wikariusze: ks. Edward Duma, ks. Mariusz Kamiński, ks. Łukasz Kachnowicz• rezydent: ks. Dariusz Stankiewicz

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: wtorek–piątek 830–1000 i 1600–1745, sobota 830–1000.

Porządek Mszy św.• niedziela: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300, 1630 (dla młodzieży), 1800;

• święta: 800, 1000, 1200, 1600, 1800;• dni powszednie: 730, 800, 1200, 1800.Spowiedź podczas nabożeństw oraz 1030–1200.

Wystawienie Najświętszego Sakramentu • poniedziałek–sobota: 830–1800.Różaniec• poniedziałek–sobota: 830.

Nabożeństwo do Bożego miłosierdzia• codziennie: 1500.

Konferencje dla narzeczonych• w sobotę 1830.

Sakrament Chrztu • druga i czwarta niedziela miesiąca 1300,• katecheza przedchrzcielna wtorek 1830.

Spotkania grup formacyjnych• Kółka Żywego Różańca w pierwszą sobotę miesiąca 830.• Legion Maryi: poniedziałek 1600.• Spotkania chóru parafialnego: wtorek 1800.• Zbiórka ministrantów: kandydaci w ponie-działek 1600, ministranci w środę 1600.• Oaza: sobota 1600.• Schola dziecięca: sobota 1100.• Schola młodzieżowa: piątek 1900.

Konta parafialnePKO S.A 23 1240 2412 1111 0000 3628 3035

BS Końskowola 35 8741 0004 0000 0954 2000 0020

Parafia Św. Rodziny24-100 Puławy, ul. Saperów Kaniowskich 2

tel. (81) 887 20 30e-mail: [email protected]

www.pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl

Księża pracujący w parafii• proboszcz: ks. Henryk Olech• wikariusze: ks. Jacek Jakubiec, ks. Karol Mazur

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 730–800 i 1730–1830 (oprócz świąt).

Porządek Mszy św.• w niedziele i uroczystości: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300 (chrzcielna), 1800 (dla młodzieży).• w dni powszednie: 700, 1700, 1830.• w święta nieobowiązkowe: 700, 830, 1700, 1830.

Konta parafialnePKO BP S.A. 51 1020 3219 0000 9002 0047 1227

© r

kw © r

kw

© r

kw

© a

rch.

21

Parafia św. Jana Chrzcicielai św. Bartłomieja Apostoła (Fara)

24-120 Kazimierz Dolny, ul. Zamkowa 6tel. (81) 881 08 70

email: [email protected], www.kazimierz-fara.pl

Księża pracujący w parafii• proboszcz: ks. Tomasz Lewniewski• wikariusze: ks. Rafał Sobczuk, ks. Grzegorz Kiciak• rezydent: ks. Jan Pietruszka

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: codziennie 900–1000, 1600–1730 (w sprawie rejestracji grobów: wtorek i pią-tek 900–1100 i 1600–1730).

Porządek Mszy Św.•w niedziele i święta: 730 (1 V–31 X w kościele św. Anny), 900, 1030, 1200, 1800

• w dni powszednie 800, 1800.Nabożeństwa okresowe

• codziennie o 1730.Sakrament Chrztu św.

• w drugą i czwartą niedzielę miesiąca oraz w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i Wiel-kanocy na Mszy św. o 1030.

Sakrament małżeństwa• konferencje dla narzeczonych: w środy o 1700.

Konto parafialne57 1020 3219 0000 9802 0041 1751

© W

. Ole

ch

KAPELAN SZPITALA SPECJALISTYCZNEGOW PUŁAWACH

Ks. Ryszard Winiarskitel. 605-242-671

e-mail: [email protected] kapelan.pulawy.pl

Dyżur duszpasterski w pokoju 111(parter), poniedziałek 1000–1200.

Wizyty na oddziałachPoniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1000–1230 i 1500–1700

W zagrożeniu życia – na wezwanie telefo-niczne.

Msza Święta w Kaplicy św. Karola Boromeusza• poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1900.• czwartek 1000

• niedziele i święta:– wrzesień–czerwiec 1100,– lipiec–sierpień 1900.

Hospicjum im. Bł. Matki Teresy z KalkutyMsza Św. w kaplicy:– w niedziele i święta 1500.

Parafia pw. Wniebowzięcia NMP24-100 Puławy, ul. Aignera 1

tel. (81) 887 45 33e-mail: [email protected]

www.parafiawnmppulawy.republika.pl

Księża pracujący w parafii• proboszcz: ks. dr Adam Szponar• wikariusze: ks. Sławomir Jargiełło, ks. dr Piotr Melko• rezydent: ks. kan. Edward Szeliga

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: codziennie (oprócz środy i świąt) 900–1100 i 1600–1800.

Porządek Mszy św.• w niedziele i uroczystości: 700, 900, 1030, 1200 (dla dzieci), 1800.• w święta nieobowiązkowe: 700, 900, 1630 i 1800.• w dni powszednie: 630, 700, 1800.

Nabożeństwa okresowe• Adoracja Najświętszego Sakramentu: w czwartki 730–1730.• Msza św. do Matki Bożej Nieustającej Po-mocy: w środy 1800.• Apel Papieski: drugi dzień miesiąca 2100.• Nabożeństwo do Matki Bożej Królowej Po-koju: druga środa miesiąca 1700;• pierwsze czwartki miesiąca: 1800 Msza św. z adoracją Najświętszego Sakramentu i indy-widualnym błogosławieństwem;• pierwsze piątki miesiąca: 1630 Msza św. dla dzieci; 1800 Msza św. o bł. Auguście Czartory-skim z ucałowaniem relikwii. Po Mszy adora-cja i uwielbienie Boga połączone z modlitwą za miasto. Spowiedź pierwszopiątkowa podczas nabożeństw.• pierwsza sobota miesiąca: po Mszy o 1800 Nieustająca Nowenna do NMP Niepokalanej Cudownego Medalika.• nabożeństwo fatimskie: (maj–październik) 13. dnia miesiąca o 1700, o 1800 Msza św. a po niej procesja ze świecami wokół kościoła.Nabożeństwa: majowe, czerwcowe i różaniec o 1730.

Sakrament chrztu św.• w drugą niedzielę miesiąca 1200 na Mszy św.

Sakrament chrztu św.• przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych: piątki przed drugą niedzielą mie-siąca o 1700 w dolnym budynku parafialnym.

Sakrament małżeństwa• konferencje dla narzeczonych: wtorki o 1845 w dolnym budynku parafialnym.

Spotkania grupy AA• w poniedziałki o 1700.

Numer konta:PKO BP 75 1020 3219 0000 9202 0047 2928

Parafia Miłosierdzia Bożego24-100 Puławy, ul. M. Kowalskiego 1

tel. (81) 886 80 94email: [email protected]

www.pulawy-milosierdzia.kuria.lublin.pl

Księża pracujący w parafiiproboszcz: ks. Andrzej Sternikwikariusze: ks. Kamil Kajdaszuk, ks. Tomasz Musiej, ks. Tomasz Surma, ks. Piotr Tylus, ks. Michał Zybała rezydent: ks. kan. Ryszard Gołda

Kancelaria parafialna• godziny przyjęć: codziennie 900–1100,1600–1800, z wyjątkiem środy, niedzieli i uroczystości kościelnych.

Porządek Mszy św.• w niedziele: 700, 900, 1000 (kaplica św. Fau-styny), 1030, 1200, 1315, 1600, 1800.• w dni powszednie: 630, 800, 1800.• w święta: 700, 900, 1600, 1800.Roraty w Adwencie 600 (dzień powszedni)

Sakrament spowiedzi• każdego dnia podczas Mszy św.• w dni powszednie codziennie o 1730.

Nabożeństwa• Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego w piąt-ki o 1830.• Koronka do Miłosierdzia Bożego codziennie o 1500 w kaplicy św. Faustyny• Adoracja Najświętszego Sakramentu co-dziennie 1500–1745 oraz w pierwsze piątki 830–1745.• Różaniec fatimski: maj–październik 1900.• Nabożeństwo różańcowe w dni powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600.• Różaniec za zmarłych w listopadzie w dni powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600.• Nabożeństwo pierwszoczwartkowe po Mszy św. o 1800.• Nabożeństwo pierwszopiątkowe po Mszy św. o 800 i 1800.• Nabożeństwo pierwszosobotnie po Mszy św. o 800 i 1800.• Apel Papieski 16. dnia miesiąca o 2100.

Sakrament chrztu św.• przygotowanie do chrztu św. rodziców i chrzestnych: piątek 1845.

Sakrament małżeństwa• konferencje dla narzeczonych: wtorki 1845.

Konto parafialnePKO BP 48 1020 3219 0000 9102 0056 4740

© r

kw

© r

kw

22

Adres redakcji: ul. Kowalskiego 1, 24-100 Puławy, tel. 605 242 671, [email protected],[email protected]ół redakcyjny: ks. Ryszard Winiarski (red. prowadzący), Jolanta Frycz, ks. Jacek Jakubiec, Anna Kiełpsz, ks. Mariusz Kamiński, Agnieszka Kawka, Wojciech Kostecki, Daniel Krawczyk, Joanna Kurlej, Stanisława Marek, Elżbieta Mech, Renata Miłosz, Robert Och, Wojciech Olech (grafika), Kazimierz Parfianowicz, Agnieszka Parzyszek, Jacek Prończuk, Marek Remiszewski (korekta), Anna Różycka, Krzysztof Szczepaniak, Anna Szewczyk (korekta), Andrzej Wojtowicz, ks. Michał Zybała.Rada programowa: ks. prob. Tomasz Lewniewski, ks. prob. Henryk Olech, ks. prob. Andrzej Sternik, ks. prob. Adam Szponar, ks. prob. Piotr Trela, ks. kapelan Ryszard Winiarski, ks. prob. Aleksander Zeń, ks. prob. Waldemar Żyszkiewicz.

Wstyd przyznać, jak długo zbierałam się do opisania tej książki. Najpierw z lenistwa

(może jutro?), potem z wygodnictwa (siadać znowu przed komputerem?), wreszcie z powodu nagromadzonych we mnie sprzecznych uczuć, które należałoby uporządkować. Oczywiście nie świadczy to o mnie najpiękniej, ale nie ma tego złego. Opór materii spra-wił,że zyskałam nieco pełniejszy obraz zagadnienia. Już tłumaczę, o co chodzi.

Powieść, która mnie zafascynowała, to Spadkobiercy. Debiut pisarski Kaui Hart Hemmings, młodej kobiety żyjącej na Hawajach, zelektryzował świat czy-telników. Akcja toczy się w czarownych pejzażach wysp hawajskich, a więc w miejscach, które automatycznie ko-jarzą się z rajem na ziemi. Główny bo-hater, Matt King, z dnia na dzień zostaje wyrwany z uporządkowanego (dodajmy: ściśle według jego reguł), dostatniego i pracowitego (niemal pracoholicznego) życia. Matt ma wszystko – piękną żonę, dzieci, kilka wysp na własność, duży majątek. Początek, przyznają Państwo, rodem z Harlequina...Ten sielski obraz burzy wypadek jego żony. Wypadek związany z zamiłowaniami żony do przeżyć ekstremalnych, które, jak do-wiadujemy się z książki, były ważną częścią składową jej życia. Żona trafia do szpitala w stanie śpiączki, lekarze zaczynają przygotowywać rodzinę na nieuniknione... Matt rozpoczyna naj-bardziej ekstremalną podróż swojego życia – do źródeł relacji rodzinnych, po-znania własnych dzieci i...własnej żony.

Pisałam o sprzecznych uczuciach, jakie szarpią czytelnikiem w czasie lek-tury – oto pierwsze: Wielu z nas nosi we wnętrzu własny wypielęgnowany obraz – człowieka wyposażonego w rozliczne cnoty, altruisty, dbającego o rodzinę. Jasne, że mamy wady, no ale nie wy-magajcie od nas zbyt wiele! Podobnie myśli o sobie Matt. Zapewnia rodzinie bezpieczeństwo finansowe, posyła córki do dobrych szkół, nie zdradza żony, pracuje uczciwie, szanuje bliskich. Początkowo chętnie utożsamiamy się

z bohaterem (bo my przecież właściwie jesteśmy podobni, a przynajmniej się staramy)....

Pierwsze rysy na tym obrazie poja-wiają się, kiedy córki Matta na wieść o chorobie matki wracają do domu. Nagle okazuje się, że nic o nich nie wie! Mało tego – nie potrafi z nimi rozmawiać, nawiązywanie kontaktu przychodzi mu z trudem. Cóż, powie ktoś, nikt nie zrozumie zbuntowanej dziesięciolatki i siedemnastolatki, która wraca do domu z chłopakiem dalekim od wyobrażeń rodzica o odpowiednim

Okazuje się bowiem, że nie tylko wygodne wyobrażenia na temat dzieci wymagają ostrej weryfikacji. Także żona Matta była zupełnie inną osobą niż zakładał. Przyjmowanie prawdy o uko-chanej osobie jest dla niego potwornie trudne, to, co przychodzi łatwo – to obarczanie jej winą za popełniane błędy. Szczęśliwie Matt powoli dochodzi do tego, że wina nie leży tylko po stronie żony... Rozpoczyna się bolesna kon-frontacja wyobrażeń i rzeczywistości, tym trudniejsza, że przerywana walką o zaufanie i miłość własnych dzieci.

Dodajmy jeszcze, że w tle toczy się sprawa sprzedaży terenów należących do rodziny od pokoleń, z którą wiążą się różnorakie naciski i komplikacje, a otrzymamy obraz człowieka zranio-nego, samotnego, szamoczącego się z życiem.

Moje drugie sprzeczne uczucie: Lu-bię Georgea Clooneya. Kto nie lubi? Okładka książki przedstawia jego podo-biznę, a to w związku z filmem, który, nakręcony na podstawie powieści, bije rekordy popularności (był nawet no-minowany do Oskara). Jednak twarz Matta / Clooneya kojarzy się z piękni-siami z Hollywood, a to zupełnie nie-potrzebnie odziera bohaterów książki z autentyzmu, jakim są przesiąknięci. Jeśli będziecie mieli okazję przeczytać ten znakomity utwór, zasłońcie okładkę gazetą. Proszę. Clooneya można podzi-wiać w filmie, tyle tylko, że – jak mówią wszyscy, którzy po przeczytaniu książki obejrzeli adaptację – nie dorasta powie-ści do pięt. Ot, ładny obraz....

I na zakończenie cytat z Matta, do którego powoli dociera, jak bardzo „ba-wił się” w małżeństwo, nie odkrywając jego prawdziwego sensu: „w przysiędze małżeńskiej zamiast słów – będę się o ciebie troszczył w zdrowiu i chorobie, powinno się mówić – będę cię lekce-ważył w zdrowiu i przejmował się tobą dopiero w chorobie...” Nie lekceważmy ludzi, z którymi żyjemy, potem na oka-zanie uczucia i przywiązania może być zbyt późno...

Małgorzata Żurakowska

Wymiatanie złudzeń

mężu... Okazuje się, że doświadcze-nia, na których Matt budował swoje ojcostwo, zatrzymały się na opiece nad maluchami, dla których ojciec był au-torytetem. Trudniej wychowywać i ko-chać kolczaste nastolatki w fazie buntu, dodatkowo obarczone lękiem o życie matki. Już tylko zadanie nawiązania poprawnych relacji jest nieziemsko trudne. A przecież jeszcze trzeba patrzeć na powolne odchodzenie żony, w końcu podjąć decyzję o odłączeniu aparatury...Pewnie niejeden pisarz uznałby taki splot wydarzeń za wystarczający na po-rządną powieściową fabułę. Hemmings uznała, że to dopiero początek....

© W

ydaw

nic

two

Zn

ak

Kaui Hart Hemmings, Spadkobiercy, ZNAK 2012

23

RES SACRA MISER Człowiek cierpiący jest świętościąDodatek Duszpasterstwa Chorych

Z wydawnictwa, które zamówiło u mnie książkę o etyce w me-diach otrzymałem następującą

informację: „Proszę Pana, w katolickim wydawnictwie to jest tak, że ja muszę mieć imprimatur, czyli zgodę władzy duchowej na publikację książki. A tu mój szef, czyli przełożony zakonny, który jest zarazem przełożonym tego wydaw-nictwa, powiedział, że on nie udzieli imprimatur, ponieważ to jest książka niesprawiedliwa wobec »Gazety Wy-borczej«”. Na to ja odpowiedziałem, że może i niesprawiedliwa, ale jest niespra-wiedliwa wobec wielu innych gazet. Jak się pisze o etyce, to na ogół się nie pisze o tym, co jest dobrze, tylko krytykuje różne postawy. Zresztą nie ma ideałów, a ja faktycznie przywołuję tam bardzo dużo różnych pism. Rzeczywiście, przy-znaję, bardzo często przywołuję „Gazetę Wyborczą”. Poprosiłem o przytoczenie, które fakty i opinie są nieprawdziwe i zaznaczenie tego w rękopisie. I znów po tej wymianie listów zaczęło się czekanie. Ostatecznie chodziło o argument ilościo-wy, że za dużo razy wykazałem „Gazecie Wyborczej” nieetyczność.

Maciej Iłowiecki

Maciej Iłowiecki (1935) – dzien-nikarz, publicysta. W przeszłości członek Rady Etyki Mediów, z któ-rej wystąpił po „sprawie Nergala”. Był także prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W czasach PRL związany z tygodnikiem „Po-lityka”, obecnie m.in. z „Nowym Państwem”. W oświadczeniu Maciej

Cytat miesiąca

Iłowiecki napisał, że nie zgadza się z obecną polityką Rady Etyki Mediów wobec dziennikarzy, która „usprawie-dliwia wszelkie ich zachowania [...], nie chce potępiać rozpanoszonego plotkarstwa i donosicielstwa, agresji, stronniczości i zaniedbywania powin-ności edukacyjnych, co uważam za jej podstawowy obowiązek”. Wśród po-wodów swojego odejścia Iłowiecki po-dał także, że nie może i nie chce „tole-rować chamstwa w żadnej postaci – co czyni Rada wobec niejakiego Nergala – Adama Darskiego”. W jego ocenie Nergal – juror programu muzycznego TVP 2 „The Voice of Poland” – szy-dzi publicznie z symboli religijnych. „Jego przydomek »Holocausto« jest wyrazem antysemityzmu – obraża Żydów żyjących i tych, którzy zostali wymordowani, a także tych, którzy zginęli z nimi i za nich”. Skrytykował również stanowisko Rady Etyki Me-diów w sprawie Tomasza Lisa. Rada nie dopatrzyła się złamania przez nie-go zasad etyki zawodu dziennikarza w trakcie przedwyborczego wywiadu z J. Kaczyńskim w TVP 2.

red.

Mamy za sobą trzecią edycję społecznej akcji „Noc kon-fesjonałów”. W tym roku na

apel abp. S. Budzika do akcji dołączyła archidiecezja lubelska. W samym Lubli-nie oficjalnie na portalu zalogowało się dziesięć kościołów, przeważnie w śród-mieściu. Nie zabrakło w akcji Puław – w konfesjonałach czuwali spowiednicy do późna w nocy. Najdłużej spowiedź trwała w Kościele Miłosierdzia Bożego do godz. 1.30 z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę. Kolejki sprawiły, że równocześnie spowiadało 2–3 księży. Następnego dnia przy okazji poświę-cenia pokarmów księża też spowiadali we wszystkich świątyniach do południa.

Noc konfesjonałówWłaściwie nikt nie powinien zostać bez pojednania na święta. Mamy więc do czynienia z nowym zjawiskiem w pol-skim katolicyzmie – nocne, duchowe rozmowy podobne do tych, jakie Jezus prowadził z Nikodemem. Niezależnie z jakimi grzechami, z jaką świadomo-ścią, w jakim stanie sumień i o której porze, najważniejsze, że grzesznicy przyszli i że księża czekali. Noc działa trochę jak maska. Księża, którzy wzięli udział w akcji mimo zmęczenia byli naprawdę szczęśliwi. W końcu w Wielki Piątek Jezus modlił się: „Ojcze przebacz im...” Nie mamy wyboru – za rok czeka nas kolejna noc konfesjonałów.

red.

Wykazałem „Gazecie Wyborczej” nieetyczność

Ks. A. Sternik był jednym z wielu, którzy pełnili dyżur w Nocy konfesjonałów

© F

RO

ND

A

© r

kw

24

O Polskim Związku Piłki Nożnej napisano już wiele i o dziwo nikt w państwie nie może

wpłynąć na tę skorumpowaną struk-turę, w której kilkudziesięciu ludzi o wątpliwej reputacji narzuca warunki wszystkim pozostałym. Myślę, że bez przyzwolenia władz UEFA byłoby to niemożliwe.

zakupu jest tak pomyślana, że kibol, który ma zakaz stadionowy już w chwili sprzedaży, dowie się, że nie będzie mógł nabyć biletu. Prawdziwi kibice, którym udało się kupić bilet, na oczach kilku ka-mer przechodzą przez kołowrót i zaraz zajmuje się nimi ochrona (minimum 51 osób) wyposażona m.in. w wykrywacze metali i alkomaty”.

muszą znajdować się vis a vis środkowej linii boiska; kamienne kosze na śmieci powinny być przymocowane do pod-łoża; w toaletach nie może znajdować się nawet jedna plastikowa szczotka do czyszczenia sedesu, rolki papieru toaletowego mają być zostawione luzem bez jakichkolwiek uchwytów; nakrętki w ogrodzeniu niezrywalne, a sektor dla kibiców drużyny przyjezdnej ogrodzony niczym klatka w zoo. To kolejne wy-datki, które czynią inwestycję jeszcze droższą. „Ja tylko spełniam życzenia i liczę koszty” – mówi dyr. Rękas.

Maksymalna liczba biletów, które mogą być sprzedane dla kibiców – gości to 5% wszystkich miejsc, czyli w przy-padku naszego stadionu maksymalnie 200. Obiekt w pełni jest przystosowany do przyjęcia osób niepełnosprawnych, zarówno widzów, jak i sportowców. Wydzielona jest osobna trybuna tzw. rodzinna, by rodzice z dziećmi mogli brać udział w organizowanych tu impre-zach. Wszystkie pomieszczenia są kli-matyzowane. Tutejszy hostel oferuje 49 miejsc noclegowych w bardzo dobrym standardzie (z łączem internetowym), dwie sale konferencyjne z multime-dialnym zapleczem, siłownię i osiem szatni. Obok głównej płyty boiska, na którym znajduje się polska murawa, jest pełnowymiarowe boisko treningowe ze sztuczną nawierzchnią i aquapark. Stadion umożliwia zorganizowanie zawodów lekkoatletycznych, gdyż po-siada tartanową bieżnię i stanowiska do rozgrywania dyscyplin technicznych.

Jednak najbardziej rzucającym się w oczy znakiem na obiektach pozo-staje logo nielubianego PZPN, który z właściwą sobie arogancją stawia kolejne warunki. Nam pozostaje jed-no – uzbroić się w świętą cierpliwość i szukać pomysłów na wykorzystanie obiektu, który kosztował kilkadziesiąt milionów złotych. Zbudować stadiony to jedno, ale zapełnić je w sensowny i efektywny sposób to drugie. Na razie w każde niedzielne przedpołudnie każ-dy może sobie pobiegać po tartanowej bieżni. Tyle.

red.

Spełniam życzenia i liczę koszty

Antoni Rękas, dyrektor MOSiR w Puławach

29 VI–9 VIII – ziemie biblijne po obu stronach Jordanu – Izrael, Palestyna, Jordania: „Tropami tradycji, religii i krajobrazów Orientu”Pielgrzymki organizowane są we współpracy z Wydziałem Duszpasterstwa Kurii Metropolitalnej w Lublinie i z parafiami Archidiecezji LubelskiejKontakt: Egeria sp. z o.o., 20-109 Lublin, ul. Królewska 9; tel. 510 398 373; [email protected]

Pielgrzymki do Ziemi Świętej 2012

Stadion Miejski w Puławach, wybu-dowany według dokumentacji uzgod-nionej z PZPN i Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, spełnia, a w wielu wypadkach wyprzedza, obowiązujące przepisy. Choćby system monitoringu i ewidencji wejść kibiców o rok wy-przedza aktualne przepisy. Mimo to do liczby istniejących 70 kamer monitoru-jących puławski stadion (całkowita po-wierzchnia 8 ha) PZPN i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zażyczyły sobie jeszcze dodatkowych 10 kamer z moż-liwością nagrywania głosu. Montaż ich zakończył się 7 IV br. i kosztował miasto dodatkowe kilkaset tysięcy złotych.

Jak mówi dyrektor Antoni Rękas: „Zachowanie kibiców kontrolowane jest przez cały czas trwania zawodów aż do chwili opuszczenia obiektu. Można z ła-twością ustalić, czy każdy zajmuje wła-ściwe miejsce, czy i kiedy je opuszczał, np. wychodząc do toalety itp. Procedura

Na stadionie nie wolno pić alkoholu, palić tytoniu, używać dopalaczy ani narkotyków. Nie można wnosić broni ani jakichkolwiek narzędzi. Można na-tomiast korzystać z telefonów komórko-wych. Pełny zapis monitoringu trafia do centrum, w którym obraz ze wszystkich kamer o wysokiej rozdzielczości zostaje utrwalony i w razie potrzeby poddany różnorakiej analizie. Komputery i cały system informatyczny jest imponujący i daje wyobrażenie, jak skomplikowaną strukturą są wielkie areny EURO 2012. Na życzenie policji dyrekcja stadionu musiała zmienić wcześniej ustaloną lokalizację punktu dowodzenia i prze-nieść go do głównego budynku. Koszto-wało to kolejne 30 tys. złotych.

Następne życzenia PZPN to raczej absurdalne kaprysy: trzeba było pomalo-wać ocynkowane wejścia, psując design i tracąc gwarancję wykonawcy. Siedze-nia dla VIP-ów i przedstawicieli PZPN

© r

kw