Wielkanoc 2010

44

description

Wielkanoc 2010

Transcript of Wielkanoc 2010

Page 1: Wielkanoc 2010
Page 2: Wielkanoc 2010

Modlitwa za Wyższe Seminarium Duchowne

Diecezji Toruńskiej O Panie Jezu, skieruj swoje wejrzenie na naszeWyższeSeminarium Duchowne w Toruniu, gdzie w pobożności i wiedzywzrastająprzyszlikapłaniTwojegoKościoła. Biskupowi i przełożonym Seminarium daj, Panie, łaskęprawdziwejmądrościwwyborzekandydatówdoposługikapłańskiejorazdowychowaniaichzestanowczościąimiłościąwcnocieiwiedzy. Dzieciom i młodzieży udziel światła rozeznania, że ichpowołanieiodpowiedźnaniepochodzicałkowicieodCiebie.Spraw,abyochoczoprzyjęliwezwaniedopójściazaTobą. W rodzinach kleryków i dobroczyńców SeminariumpomnóżTwojąłaskętak,żebywielkośćpowołaniakapłańskiegobyłanależycie zrozumiana i doceniana przez wszystkich. Który żyjesz ikrólujesznawiekiwieków.Amen.

2 Sługa nr 1 (57)

Na okładce:

...................................................................

Nasze pismo utrzymuje się z Waszych dobrowolnych ofiar, dlatego serdecznie dziękujemy za wsparcie naszego dzieła.

BÓG ZAPŁAĆ!Numer konta WSD: 49-1240-1936-1111-0000-1322-0453

...................................................................

Page 3: Wielkanoc 2010

Podłuszej,wakacyjnejprzerwieoddajemy do Waszych rąk nowy nu-mer naszego kleryckiego czasopisma.Wlistopadowymmiesiącu,kojarzącymsię z przemijaniem, egzystencjalnymipytaniami, ponurym nastrojem, chło-dem na dworze i przede wszystkim, wizytaminagrobachnaszychbliskich,chcemyzaproponowaćWam rozważe-niesłówzHymnu o miłościśw.Pawła:„Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję po części; wte-dy zaś poznam tak, jak i zostałem po-znany” (1Kor 13,12). Spójrzmy, per-spektywa spraw ostatecznych napawa optymizmem, gdyżw życiu ziemskimnigdy nie osiągniemy doskonałości,pełnipoznania.Aczyżową„pełniąpo-znania”, nie będzie właśnie oglądanieobliczaBogatwarząwtwarz,szczęście

wieczne. ŻyczymyWam zatem, by listo-padowy czas napawał Was optymi-zmemnamyślożyciuwiecznym,od-dalał smutek i przygnębienie, miejscektórych niech wypełni miłość, o któ-

rejpisałks.JanTwardowski:„spieszmy się ko-chać ludzi, tak szybko odchodzą”.NiechwtymwszystkimpomocnybędzieWam,DrodzyCzy-telnicy,tenotonumerSługi!SzczęśćBoże!

Zespółredakcyjny

DRODZY CZYTELNICY!SPIS TREŚCI

WIADOMOŚCI Tak rozpoczynaliśmy rok Obrzęd admissio I Turniej klerycki „Pierwszacy” zaczęli prędzejU ŹRÓDŁA – LITURGIA Adwent – radosne oczekiwanie Niepokalanie PoczętaWIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA Czy w Biblii są teksty moralnie złe? Niewidzialna rzeczywistośćWARTO! Nasze lektury Kącik muzyczny Kącik dobrego filmu Jak to byo przed wstąpieniem do WSD?BURZENIE BASTIONÓW Katecheza z innej perspektywy Kult świętych Punkt zapalny OdpustyZ OBIEKTYWEM W DIECEZJI Nowa bazylika mniejsza Rozmowa z...

Redagują: Maciej Burkiewicz (red. naczelny), Artur Narodzonek (zastępca red.), Krzysztof Rozynkowski (red. techniczny), Piotr Kalicki (zastępca red. technicznego)Paweł Murawski (foto)Opiekun: ks. dr Marcin StaniszewskiAdres redakcji: Sługa, pl. bł. ks. phm. Stefana W. Frelichowskiego 1, 87-100 ToruńAdres internetowy: http://www.seminarium.diecezja.torun.pl/slugaDruk: DRUK-TOR S.C., ul. Nieszawska 33, 87-100 Toruń

Sługa nr 1 (57) 3

4557

910

1417

19202123

25272933

3435

Page 4: Wielkanoc 2010

W dniach od 27 do 30 września 2010 roku przeżywaliśmy w naszym semina-rium rekolekcje przygotowujące alumnów do nowego roku seminaryjnego 2010/2011. Nauki rekolekcyjne wygłosił ojciec duchowny WSD w Koszalinie, ks. Zbigniew Witka-Jeżew-ski. W rozważaniach o powołaniu kapłańskim bardzo pomocne były pytania, które sta-nowiły również temat rekolekcji: Kim by-łem? Kim jestem? Kim chcę być? Kim będę? Do głębszego przeżywania rekolekcji i więk-szego skupienia przyczyniła się cisza (silentium sacrum), która obowiązywała do Mszy Świę-tej z obrzędem obłóczyn, podczas której 6 kleryków roku III przyjęło strój duchowny. Eu-charystia ta wieńczyła trzydniowe rekolekcje, w czasie których ojciec rekolekcjonista co-dziennie wygłaszał dwie konferencje. Nie bra-kowało czasu na przemyślenia i medytację. Dla nas, kleryków I kursu, rekolekcje przeży-wane w milczeniu były nowym doświadcze-niem. Mam nadzieję, że wydadzą one dobre i obfite plony w naszym, już kleryckim życiu. Jako studenci I roku Uniwersytetu Mi-kołaja Kopernika udaliśmy się 1 października br. na godzinę 11 do auli uniwersyteckiej na inaugurację roku akademickiego 2010/2011. Na początku, wraz ze wszystkimi zgromadzo-nymi profesorami, dostojnymi gośćmi, stu-dentami oraz uczniami prestiżowego Gimna-zjum i Liceum Akademickiego, odśpiewaliśmy hymn Gaude Mater. Akademię uświetnił pięk-

nym śpiewem chór akademicki UMK. Przyby-ło wiele ważnych osobistości, zarówno przed-stawiciele duchowieństwa, jak i posłowie oraz senatorowie, a także działacze samorządowi. Ważnym wydarzeniem było nadanie tytułu doktora honoris causa prof. Wilkinsonowi z Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, także obec-ny na uroczystości prof. S. Ingarden kończył w tym dniu 90 lat. Odśpiewaliśmy rado-sne „Sto lat” i profesor został nagrodzony gromkimi brawami. Uroczyste ślubowanie w imieniu wszystkich studentów I roku złoży-ło kilkunastu młodych żaków, którzy zakwali-fikowali się na UMK z najlepszymi wynikami maturalnymi. Po zakończeniu uroczystości wróciliśmy do seminarium. W oka mgnieniu minął weekend i nadszedł czas na rozpoczęcie roku akade-mickiego na Wydziale Teologicznym UMK, które miało miejsce dnia 4 października 2010 roku. Pierwszą część uroczysto-ści stanowiła Eucharystia sprawowana o godzinie 13 w kaplicy Wydziału Teologicz-nego pod przewodnictwem Ks. Bpa Wiesła-wa Meringa, ordynariusza diecezji włocław-skiej. Koncelebrowali ją Ks. Bp Andrzej Suski oraz księża profesorowie. Tego dnia również Ks. Bp Andrzej obchodził 24. rocznicę świę-ceń biskupich, o której nie zapomniano: zło-żono serdeczne życzenia i wręczono kwiaty. Po Mszy Świętej wszyscy zgromadzeni udali się do auli wydziałowej, gdzie zaplanowano dalszą część uroczystości. Po zaprzysiężeniu nowych studentów, przedstawieniu statystyk z minionego roku akademickiego oraz omó-wieniu spraw związanych z nowym rokiem wykład inauguracyjny wygłosił ks. dr Piotr Roszak z Uniwersytetu Navarra w Pampelu-nie. O oprawę muzyczną zadbał chór z pa-rafii p.w. Miłosierdzia Bożego w Toruniu, któremu dyrygował prof. Czesław Grajewski. Dwie inauguracje to dużo, ale to eszcze nie wszystko. Otóż, następ-nego dnia (tj. 5 października br.) o go-dzinie 11 odbyła się jeszcze jedna, naj-

WIADOMOŚCI

Sługa nr 1 (57)

Tak rozpoczynaliśmy rok

4

Page 5: Wielkanoc 2010

ważniejsza dla nas inauguracja – rozpo-częcie roku formacyjnego w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Toruń-skiej. W auli seminaryjnej zgromadzili się Księża Biskupi: Andrzej Suski i Józef Szamoc-ki, władze miasta oraz profesorowie UMK, a także wielu zaproszonych księży. Rektor WSD, ks. prał. dr Krzysztof Lewandowski przywi-tał serdecznie wszystkich gości i wygłosił przemówienie, w którym przybliżył statystyki z minionego roku formacyjnego. Zauważył, że nasz toruński uniwersytet jest środowi-skiem „powołaniowym”, gdyż pierwszy rok formacji w WSD rozpoczęło aż 4 absolwen-tów UMK (w tym jeden doktor nauk biologicz-nych). Słowa otuchy do kleryków I roku skie-rował dziekan alumnów, kl. Wojciech Skol-mowski. Następnie wicerektor, ks. dr Marcin Staniszewski przedstawił 16 kandydatów, którzy po immatrykulacji otrzymali indeksy WSD i oficjalnie stali się alumnami toruń-skiego seminarium. Wykład inauguracyjny prezentujący aspekt kapłaństwa w pismach Ojców Kościoła i pisarzy wczesnochrześcijań-skich wygłosił ks. dr hab. Dariusz Zagórski, a na zakończenie odśpiewano hymn żaków Gaudeamus. Niech najbliższy rok akademicki będzie dla nas, kleryków, czasem owocnej pracy i wzrostu duchowego.

kl. Marek Matecki, rok I

XXIX Niedziela Zwykła była dla kle-ryków V roku naszego toruńskiego semi-narium niezwykle ważnym dniem. Podczas uroczystej Mszy Świętej w Bazylice Katedral-nej Świętych Janów w Toruniu Ks. Bp Józef Szamocki potwierdził wyrażony publicznie przez 13 alumnów zamiar przyjęcia święceń diakonatu i prezbiteratu [święceń kapłań-skich; przyp. red.]. W ten sposób, alumni

zostali oficjalnie przedstawieni przez Księ-dza Biskupa Kościołowi toruńskiemu jako kandydaci do święceń, a są nimi: Krzysztof Adamski, Dawid Gapiński, Tomasz Jankowski, Leszek Kopczyński, Dominik Kosiński, Michał Kossowski, Michał Oleksowicz, Michał Ro-goziński, Wojciech Skolmowski, Przemysław Skowroński, Przemysław Syrkowski, Łukasz Światowski oraz Łukasz Waśko. Obrzęd przyjęcia kandydatów do diakonatu i prezbiteratu (kapłaństwa) nazywany jest potocznie admissio i odbywa się po stwierdzeniu, że decyzja o przyjęciu święceń jest wystarczająco dojrzała i popar-ta została spełnieniem niezbędnych warun-ków. Zatwierdzeni przez biskupa kandyda-ci wyrażają poprzez ten obrzęd gotowość do dania wielkodusznej odpowiedzi na we-zwanie Chrystusa słowami proroka Izajasza: „Oto ja, poślij mnie” (Iz 6,8). W przyszło-ści staną się współpracownikami biskupów i jako słudzy Kościoła, przez głoszenie sło-wa Bożego i udzielanie sakramentów, będą budować chrześcijańskie wspólnoty, do których zostaną niebawem posłani.

kl. Wojciech Skolmowski, rok V

12 października 1959 roku w Lasko-wej, niedaleko Tarnowa, urodził się Józef Jo-niec. Jako młody chłopak – zawsze uśmiech-nięty, mający dla każdego czas. Jego pasją był sport, a w szczególnie piłka nożna, w któ-rą często grywał. W 1979 roku wstąpił do za-konu oo. pijarów, a sześć lat później, 18 maja 1985 roku, przyjął święcenia kapłańskie. Na-stępnie pracował w kilku placówkach pijar-skich, a od ponad dwudziestu lat związany był z Warszawą. Był pomysłodawcą i zało-życielem słynnej Parafiady – międzynaro-dowego stowarzyszenia zrzeszającego dzie-ci i młodzież. Głównym celem działalności

WIADOMOŚCI

Sługa nr 1 (57)

I Turniej klerycki

Obrzęd admissio

5

Page 6: Wielkanoc 2010

o. Józefa było wychowywanie młodego poko-lenia przez sport, kulturę i świątynię. Opierał on swoją formację młodych na greckiej triadzie. Taką formą zbliżał wielu młodych do Pana Boga. Zasłynął również z realizacji programu Katyń... ocalić od zapomnienia. To właśnie w nagrodę za tę inicjatywę o. Józef został zaproszony na pokład prezydenckiego samolotu, aby uczestniczyć z najwyższymi dostojnikami państwowymi w kwietnio-wych obchodach upamiętniających 70. rocz-nicę mordów katyńskich. W maju br. miał świętować srebrny jubileusz kapłaństwa. W październiku tego roku obchodziłby swoje 51. urodziny. Wpatrując się w tę postać kapła-na: oddanego w służbie Bogu i drugiemu człowiekowi, zatroskanego o współczesną młodzież, propagującego duszpasterstwo przez sport, Wyższe Seminarium Duchow-ne w Toruniu zorganizowało turniej klerycki poświęcony jego pamięci [pomysłodawcą i głównym koordynatorem był kl. Tomasz Jan-kowski; przyp. red.]. 15 i 16 października br. gościliśmy w naszych seminaryjnych murach prezesa stowarzyszenia Parafiada, o. Marka Kudacha SchP, wiceprezes, Renatę Wardec-ką oraz reprezentacje piłkarskie alumnów z seminariów w Bydgoszczy (z seminarium diecezjalnego i z seminarium oo. ducha-czy), Olsztynie, Ełku, Pelplinie, Białymstoku, Łodzi, Warszawie i Poznaniu. Pierwszego dnia, w piątek, uczestnicy mieli okazję za-poznać się z sylwetką patrona turnieju. Do-wiedzieli się o jego działalności. Warsztaty prowadzili przedstawiciele „Parafiady”. Sło-wo do alumnów-piłkarzy skierował także ks. prał. Daniel Adamowicz, dyrektor Cari-tas Diecezji Toruńskiej, wyczulając kleryc-kie sumienia na potrzeby innych. Ks. Prałat wskazał na trójpłaszczyznowość Kościoła, pokazując, że obok misji głoszenia słowa Bożego i udzielania sakramentów, sprawą równie ważną jest posługa miłości. Wieczo-rem odbyło się losowanie grup oraz wspól-

na adoracja Najświętszego Sakramentu, podczas której alumni odmówili różaniec. 79 alumnów nocowało w bursie Caritas w po-bliskim Przysieku oraz w naszym seminarium. Sobotni dzień rozpoczął się od wspólnej Mszy Świętej. Kaplica semina-ryjna „pękała w szwach”, gdyż, oprócz gości, uczestniczyła w niej cała wspólnota semina-ryjna. Następnie, po wspólnym śniadaniu, piłkarze udali się na dwa toruńskie boiska-or-liki, na których odbyły się rozgrywki, meritum całego turnieju. W każdej grupie grało pięć drużyn. Do półfinałów awansowały po dwie najlepsze ekipy z każdej grupy. Oto wyniki rozgrywek grupowych:

Tabela grupy A:1. WSD Poznań 12 pkt. 19-8 2. WSD Toruń 9 pkt. 14-9 3. WSD Pelplin 4pkt. 11-11 4. WSD Białystok 4pkt. 10-135. WSD Ełk 0pkt. 6-19

Tabela grupy B: 1. WSD Olsztyn 10pkt. 9-1 2. WSD Warszawa 9pkt. 9-43. WSD Łódź 4pkt. 4-84. WSD Bydgoszcz CSSp 3pkt. 5-9 5. WSD Bydgoszcz 2pkt 1-6

Do półfinałów trafiły więc reprezen-tacje piłkarskie seminariów z Poznania i To-runia – z grupy A; oraz z Olsztyna i Warszawy – z grupy B. Na następnej stronie wyniki pół-finałów, meczu o 3. miejsce i finału:

Sługa nr 1 (57)

WIADOMOŚCI

6

Page 7: Wielkanoc 2010

Półfinały:WSD Poznań – WSD Warszawa 6-3 WSD Toruń – WSD Olsztyn 2-0

Mecz o 3. miejsce: WSD Warszawa – WSD Olsztyn 3-0

Finał:WSD Poznań – WSD Toruń 4-2

Klasyfikacja końcowa:1. WSD Poznań2. WSD Toruń3. WSD Warszawa4. WSD Olsztyn

Turniej to przede wszystkim szan-sa na zawiązywanie braterskich relacji. Niewiele jest przecież sytuacji, aby alum-ni różnych seminariów mogli, spotyka-jąc się, wymieniać poglądy, dzielić do-świadczeniem i tym, co Pan Bóg stawia na ich drogach powołania. Tym co połączy-ło alumnów październikowego spotkania z pewnością była pasja piłkarska. Owoc sta-nowi zdobyta wiedza na temat uprawiania duszpasterstwa przez sport oraz doświad-czenie niezwykłości kapłaństwa, które stało się udziałem o. Józefa Jońca. Miejmy zatem nadzieję, że zakończony turniej nie okaże się jednorazowym przedsięwzięciem, ale na sta-łe zagości w terminarzu seminaryjnym.

kl. Tomasz Jankowski, rok V

Zjazd propedeutyczny kleryków roku I odbył się w dniach od 6 do 17 września 2010 roku. Uczestniczyło w nim 14 osób chcą-cych wstąpić do WSD w Toruniu. Pierwsza część obozu odbywała się w budynku semi-narium w Toruniu, a druga – w Krynicy-Zdro-ju, dzięki gościnności zgromadzenia sióstr

pasterek od Opatrzności Bożej. Niespełna dwutygodniowy zjazd propedeutyczny miał na celu zawiązanie wspólnoty pomiędzy kle-rykami kursu I, a także przybliżenie im istoty formacji seminaryjnej oraz zapoznanie się z porządkiem dnia i zasadami życia w semina-rium. Wydarzeniem, które zapadnie głębo-ko w pamięci chyba każdego nowego kleryka, było przekroczenie progu budynku semina-rium, poprzez które młoda osoba symbo-licznie wstępuje w szeregi osób przygoto-wujących się do kapłaństwa. Od tej chwili pozostawia ona swoje dotychczasowe życie za drzwiami i wkracza w nową, „trudniejszą” rzeczywistość. „Trudniejszą”, ponieważ wy-magającą zmiany części dotychczasowych przyzwyczajeń i dostosowania się do ścisłych reguł życia w seminarium. Formacja semina-ryjna zakłada stałą formacją ludzką, dlate-go każdy kleryk musi pracować nad własnymi słabościami i udoskonalać swój charakter, aby brać udział w tworzeniu społeczności, w której winna panować życzliwość, odpo-wiedzialność i braterstwo właściwe prawdzi-wym uczniom Chrystusa. Niepewność i stres przed nową sy-tuacją w momencie przyjścia do seminarium towarzyszyły chyba każdemu klerykowi. Po-jawiały się między innymi pytania: „Jakich ludzi spotkam?” lub „Czy dam radę się do-stosować?”. Niektóre wątpliwości zostały już rozwiane, a inne rozstrzygną się w bliż-szej lub dalszej przyszłości. Seminarium za-kłada także formacją duchową. Uczy modli-twy, medytacji i rozmowy z Bogiem. Pozwala na rozwój sumienia, właściwą ocenę rzeczy-

7Sługa nr 1 (57)

WIADOMOŚCI

„Pierwszacy” zaczęli prędzej

Page 8: Wielkanoc 2010

8 Sługa nr 1 (57)

WIADOMOŚCI

wistości i pomaga w rozwiązaniu problemów dotyczących pragnień i celu życia. Uświado-miliśmy sobie, że przed nami długi, trudny i wymagający samodyscypliny okres pracy nad naszymi sumieniami i charakterami. Na spotkaniach z księżmi moderato-rami klerycy roku I poznawali swoje przyszłe obowiązki, szczegóły życia w seminarium oraz historię gmachu, miasta Torunia i bio-grafię bł. Stefana Wincentego Frelichowskie-go, patrona WSD. Te pierwsze wykłady po-zwoliły na częściowe zrozumienie zasad życia w seminarium. Druga część obozu propedeutycz-nego odbyła się w Krynicy-Zdroju w domu gościnnym zgromadzenia sióstr pasterek od Opatrzności Bożej Zenit, gdzie udaliśmy się z ks. Marcinem Staniszewskim, wiecerek-torem WSD i ks. Sławomirem Witkowskim, ojcem duchownym WSD. Siostry przyjęły kle-ryków i księży opiekunów z nieopisaną życz-liwością, dzięki czemu pobyt w Krynicy po-zostanie w pamięci na długi czas. Głównym celem wyjazdu do Krynicy-Zdroju była dalsza integracja kleryków kursu I, której sprzyjały wspólne wycieczki górskie i, co ciekawe, czas jazdy autobusem, upływający przy wspólnym śpiewie. Klerycy mieli okazję poznać piękno polskich Tatr, podążając szlakiem od Kuźnic, przez schronisko Murowaniec, na szczyt Gę-sia Szyja, z którego rozpościerał się cudowny widok gór otulonych dywanem chmur. Widok ten wynagrodził wcześniejsze trudy wspi-naczki, przedzierania się przez zarośla, prze-prawiania się przez rwące strumyki i odcinki szlaku pełne błota. Niezapomnianym będzie też dzień spływu Dunajcem, gdzie dowcipni flisacy przybliżali klerykom piękno Beskidu Sądec-kiego, którego panorama została dopełniona widokami na szlaku wiodącym ze Szczawnicy, przez Sokolicę i Górę Zamkową, na Trzy Ko-rony. Mimo morderczej wspinaczki, każdy był szczęśliwy, gdy po pokonaniu własnych słabo-ści, zameldował się na najwyższym szczycie

Pienin Środkowych. Zwieńczenie pobytu w górach stano-wiła wyprawa w Tatry Słowackie. Celem wę-drówki było schronisko Téryho chata znajdu-jące się na wysokości 2015 m n.p.m. Klerycy zaczęli wspinaczkę niechętnie, ponieważ byli zmęczeni wcześniejszymi zmaganiami. Do-datkowo zniechęcał ich fakt, że marsz miał trwać trzy i pół godziny i, oczywiście, w więk-szości pod górę. Jednak po osiągnięciu pierw-szego punktu przystankowego, którym było schronisko Zamkovského chata, i po pokrze-pieniu się herbatą, ruszyli do celu, przedzie-rając się przez miejsca pokryte śniegiem oraz przeskakując strumyki przecinające szlak. U celu, dumni ze swojej wytrzymałości, po-dziwiali przepiękne widoki na rozpościerają-cą się dolinę. Bardzo ważne dla uświadomienia klerykom współczesnych zadań księży było spotkanie zorganizowane przez znajomych ks. Sławomira Witkowskiego, mieszkają-cych w Andrzejówce. Spotkanie przebiega-ło w rodzinnej atmosferze. Po zwiedzeniu miejscowej cerkwi zaadaptowanej na świą-tynię katolicką, przyszedł czas na wspólny posiłek, śpiewy i rozmowę, w której świeccy przedstawili swoje oczekiwania wobec księży. Ich zdaniem, duchowni powinni być auten-tyczni w wierze i aktywni społecznie, aby za-interesować wiernych i zachęcić ich do dzia-łania we wspólnotach religijnych, dzięki któ-rym wierni się jednoczą i wspólnie działają na rzecz Kościoła. Wyjazd propedeutyczny był źró-dłem wielu nowych doświadczeń dla klery-ków kursu I. Pozwolił on im poznać nowych kolegów i część rzeczywistości seminaryj-nej. Teraz, gdy już znają mury, gdzie będzie kształtować się ich powołanie, przyszedł czas na systematyczną pracę nad sobą samym, aby jak najlepiej wypełnić wolę Boga.

kl. Bartosz Adamski, rok I

Page 9: Wielkanoc 2010

28 listopada br. rozpocznie się w Ko-ściele katolickim nowy rok liturgiczny, które-go pierwszym okresem jest Adwent. W sta-rożytnym Rzymie pojęcie adwent oznaczało oficjalny przyjazd państwowego dygnitarza, natomiast w kontekście tamtejszej religii, coroczne przybycie bóstwa do świątyni. Chrześcijaństwo od pierwszych wieków uży-wa terminu adwent na oznaczenie przyjścia Chrystusa. W naszej świadomości czas Adwen-tu jest radosnym oczekiwaniem na Zbawi-ciela i ma nas przede wszystkim przygoto-wać do Uroczystości Bożego Narodzenia. Niedziela rozpoczynająca rok liturgiczny przypada między 28 listopada a 3 grudnia. W tym roku zaczniemy zatem Adwent naj-szybciej jak to tylko możliwe, a zakończymy jak zwykle pierwszymi nieszporami Bożego Narodzenia [nieszpory to część Liturgii Go-dzin, odmawiana wieczorem; w tym przypad-ku: w wieczór wigilijny; przy. red.], czyli obej-muje zawsze dokładnie cztery niedziele. Skoro z założenia jest to okres ra-dosnego oczekiwania, to dlaczego ksiądz ubiera szaty fioletowego koloru, takie same jak w okresie pokuty? Dlaczego nie śpie-wa się hymnu Chwała na wysokości Bogu, a przy ołtarzach znikają kwiaty? Odpowiedzi na powyższe pytania udzieli nam historia. Obecny kształt Adwen-towi nadało bowiem połączenie liturgii rzym-skiej z pewnymi elementami liturgii galijskiej. O ile w Italii od samego początku podkreślano wymiar ściśle liturgiczny, o tyle w Galii obcho-dy przyjścia na świat Syna Bożego poprzedzo-ne były, analogicznie do Wielkanocy, trwa-jącym niekiedy nawet od września postem. Wynikało to z faktu, że na terenach dzisiejszej Francji w centrum znajdowało się nie to cie-lesne przyjście Chrystusa, lecz to ponowne, przy końcu czasów, tzw. paruzja. Ponieważ oczekiwano, że przyjdzie w roli surowego

Sędziego, starano się Go przebłagać pokutą i surowym postem. Od kiedy forma mieszana elementów pochodzących z obu tradycji stała się normą dla całego chrześcijaństwa, mamy do czynie-nia z okresem zupełnie wyjątkowym, posiada-jącym podwójny wymiar. Po pierwsze, okres Adwentu służy przygotowaniu się do Uro-czystości Narodzenia Pańskiego, przez któ-rą wspominamy historyczne wydarzenie z Betlejem – pierwsze przyjście Syna Bożego do ludzi. Równocześnie jednak oczekujemy przyjścia powtórnego. Stąd też Adwent skła-da się z dwóch podokresów. Pierwsze dwie niedziele, a także dni powszednie do 16 grud-nia włącznie podejmują motyw oczekiwania na paruzję, natomiast dni od 17 do 24 grud-nia są już bezpośrednim przygotowaniem do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i na każdy dzień został opracowany osob-ny formularz mszalny. W tych dniach w Li-turgii Godzin przed i po hymnie Magnificat śpiewa się charakterystyczne antyfony, na-zwane od początkowych liter antyfonami „O” [ks. Siedlecki w swym śpiewniku zebrał je w jedną pieśń i opatrzył nazwą Mądro-ści, która; przyp. red.]. Niegdyś w katedrach ich śpiewaniu towarzyszyła atmosfera donio-słej uroczystości. W tych antyfonach przepla-tają się elementy wysławiające Boga, wyra-żające tęsknotę i oczekiwanie na Mesjasza, a teksty bardzo mocno odwołują się do obra-zów i symboliki biblijnej. To obchodzenie rzeczy dokonanych i tych, które dopiero mają nastąpić, doma-ga się naszej pokuty, zgodnie z tym, co na-pisał papież Pius XII w encyklice Mediator Dei et hominum: „Kiedy zaś powraca dzień narodzin Zbawiciela, liturgia zda się prowa-dzi nas niejako do groty betlejemskiej, by-śmy się tam nauczyli, że jest rzeczą całkiem nieodzowną odrodzić się na nowo i z gruntu się poprawić” (nr 86). W tym mają nam wła-śnie pomóc adwentowe postanowienia. Podczas Adwentu wierni licznie

9Sługa nr 1 (57)

Adwent – radosne oczekiwanie

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Page 10: Wielkanoc 2010

uczestniczą w Roratach, czyli Eucharystii ku czci Najświętszej Maryi Panny. Nazwa ta wywodzi się od pierwszych słów łacińskiej antyfony adwentowej na wejście: Rorate caeli [z łac. niebiosa spuśćcie; przy. red.]. Z odpra-wianiem tej Mszy Świętej wiąże się zwyczaj zapalania adwentowej świecy, tzw. rorat-ki, która symbolizuje Maryję jako Jutrzenkę przed nadejściem Słońca, które nigdy nie za-chodzi – Jezusa Chrystusa. Dokładnie 177 lat temu niemiecki teolog i działacz społeczny Jan Henryk Wicher dał początek zawieszaniu w kościele wieńca adwentowego. Cztery świece są symbolami

czterech niedziel Adwentu. Swoją wymowę posiadają także światło, zieleń i krąg: nadzie-ja, życie oraz Bóg. W trakcie Adwentu, 8 grudnia, ob-chodzimy uroczystość Niepokalanego Poczę-cia Najświętszej Maryi Panny. Zresztą postać Matki Bożej towarzyszy nam przez cały czas przygotowywania się na przyjście Zbawi-ciela. Niech Maryja będzie nam przykła-dem przyjmowania Boga w sercu człowieka. Obym też wypowiedział: „Niech mi się stanie według Słowa Twego”, gdy przyjdzie Pan.

dk. Dawid Koncicki, rok VI

10 Sługa nr 1 (57)

Chyba każdy z nas, katolików, zna Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Naj-świętszej Maryi Panny obchodzoną w Ad-wencie, 8 grudnia. Ci spośród nas, któ-rzy uczestniczą w dziele duchowej adopcji dziecka poczętego, tym bardziej wyczekują tego szczególnego dnia, gdyż wtedy biorą w modlitewną opiekę rodziny wraz z niena-rodzonymi jeszcze dziećmi. Wydaje mi się, że dość często kojarzymy datę tej Uroczysto-ści, ale nie do końca zdajemy sobie sprawę z jej znaczenia. Innymi słowy, często nie po-trafimy wyjaśnić, kogo ten obchód dotyczy. Otóż, Uroczystość Niepokalanego Poczęcia

to dzień, w którym świętujemy wybranie przez Boga Maryi na Matkę Jezusa Chrystu-sa. Radujemy się z jej zachowanego od grze-chu poczęcia w łonie św. Anny. Niepokalane Poczęcie nie dotyczy poczęcia Pana Jezusa w łonie Maryi (tę tajemnicę świętujemy bo-wiem w Uroczystość Zwiastowania Naj-świętszej Maryi Panny, 25 marca), ale tego, że „Bóg na Matkę wybrał sobie najpiękniej-szą ze wszystkich kobiet” – Maryję Pannę – i wybrał ją już w łonie Jej matki, św. Anny. Wielu przeciwników kultu maryjne-go wysuwa zarzuty wobec Kościoła katolic-kiego zwłaszcza w kontekście prawdy o Nie-pokalanym Poczęciu, która bezpośrednio nie jest wzmiankowana w Piśmie Świętym oraz została dopiero w XIX wieku ogłoszona

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Niepokalanie Poczęta

Page 11: Wielkanoc 2010

11Sługa nr 1 (57)

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

jako dogmat. To fakt, że długą drogą Kościół zmierzał do ustanowienia święta i określe-nia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Naj-świętszej Maryi Panny. Na tej drodze można wyróżnić trzy etapy. W pierwszym okresie, patrystycznym, dogmat był pośrednio wy-znawany w nauce o Boskim macierzyństwie Maryi i Jej najdoskonalszej świętości. W dru-gim, średniowiecznym, przeszedł w Kościele zachodnim przez stadium dysput, kontrower-sji i zaciemnienia, przy jednoczesnym nara-staniu kultu wśród wiernych. W trzecim, po-czynając od końca XV wieku, został w sposób bardziej dojrzały przeanalizowany i ogłoszony w 1854 roku przez papieża Piusa IX. W bul-li Ineffabilis Deus zatwierdzającej tę prawdę teologiczną czytamy, że „Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszech-mocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkie-go – została zachowana nietknięta od wszel-kiej zmazy grzechu pierworodnego, jest praw-dą przez Boga objawioną i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć”. Patrząc na dogmat od strony pozy-tywnej, widzimy, że określa on świętość Ma-ryi od momentu poczęcia. Podczas objawień w Lourdes w 1858 roku Maryja powiedziała o sobie: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”. Myślę, że to krótkie usystematyzowanie na-szej wiedzy o Niepokalanym Poczęciu Maryi pozwoli nam w bardziej zrozumiały sposób przemedytować Boże słowo z Liturgii Słowa tej Uroczystości i dostrzec ścisły związek wia-ry Kościoła ze słowem Bożym. We fragmencie Ewangelii mówiącym o zwiastowaniu (Łk 1, 26-38) na szczególną uwagę, w kontekście rozważanej Uroczysto-ści, zasługują dwa zwroty. Kiedy archanioł Gabriel wszedł do Maryi, nazwał ją „pełną łaski”. Tłumacząc to wyrażenie dosłownie z języka greckiego, można by powiedzieć, że Maryja jest napełniona Bogiem, pełna Jego przemieniającej obecności. Wiara i li-

turgia Kościoła od wieków powtarza imię Maryi „Pełna łaski”, aby w ten sposób pod-kreślić Jej wyjątkowe miejsce w planie zba-wienia. Maryja bowiem, dzięki uprzedzającej łasce Boga, została wezwana do tego, by być Jego całkowitą własnością. Kolejne słowa Anioła: „Pan z Tobą”, wyrażają głęboką tajem-nicę zjednoczenia Maryi z Bogiem. Bóg pra-gnie powiedzieć Pannie, że we wszystkim jest z Nią. Ale ta relacja nie jest tylko jednostron-na. Maryja jako wolne stworzenie całkowicie zaufała Bogu, czego dowodzi jej pełne wiary wyznanie: „niech mi się stanie według słowa Twego”. Maryjna odpowiedź na Bożą propo-zycję jest stanowczym potwierdzeniem tego, że Matka Boża przyjmuje darmowość Bożej łaski i mówi Bogu: „tam gdzie Ty, tam i ja”. Ona całkowicie zaufała Bogu. Ale co znaczy owo „całkowicie”? Na to pytanie Maryja każ-demu z nas daje jasną odpowiedź. Boży plan zbawienia dla każdego grzesznika, czyli Ewan-gelia, nic nie kosztuje. Jest zupełnie za dar-mo, czyli Bożą łaską, jak owa „pełnia łaski”, której Maryja doświadcza. Ale jest jeden warunek doznawania owej „pełni” – zosta-wić wszystko, być nikim, aby w Bożym planie stać się najpiękniejszym dziełem, dzięki mocy Boga! Widzimy więc, że życie Maryi od po-czątku jest naznaczone miłością, nie tylko na-turalnych rodziców, św. Joachima i św. Anny, lecz nade wszystko miłością samego Boga i pełną miłości odpowiedzią Maryi. Niepokalana ukazuje nam, że ze względu na skutki grzechu pierwo-rodnego miłość Boża przyjęła postać miło-sierdzia, czyli Bożej „akcji ratunkowej” życia człowieka. O konieczności tego Bożego do-tknięcia przekonuje nas pierwsze czytanie (Rdz 3, 9-15), zawierające opis grzechu pier-worodnego. Człowiek źle skorzystał z daru wolności otrzymanego od Boga. Zamazał w sobie prawdziwy Boży obraz, słuchając głosu szatana. Widzimy dwie kontrastujące ze sobą kobiety. Pierwsza niepokalana – Ewa. Stworzona przez Boga i mieszczona w raju

Page 12: Wielkanoc 2010

12 Sługa nr 1 (57)

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

zgodnie z pierwotnym zamysłem świętości i niewinności. Przez nieposłuszeństwo i py-chę stała się „matką grzechu.” Druga Niepo-kalana – Maryja, która przez swe posłuszeń-stwo i pokorę stała się „Matką zbawienia”, gdyż wydała na świat Zbawiciela. Bóg w pla-nie zbawienia wybrał Maryję na Matkę odro-dzonej, uwolnionej z mocy grzechu ludzkości. Niepokalana jest przeto owocem i znakiem skutecznego działania miłosierdzia Bożego. Owocem, ponieważ to nie dzięki jej zasłu-gom, ale tylko i wyłącznie z pełnej miłości ini-cjatywy Boga została przeznaczona do zbaw-czej misji. Znakiem skutecznego działania, gdyż to w Niej i za Jej pośrednictwem Bóg do-konuje swego zbawczego zwycięstwa (oczy-wiście „mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego”). Te nasze spostrzeżenia potwierdzają dwa fragmenty pierwszego czytania. Pierwsze ogłoszenie zwycięstwa nad grzechem i śmier-cią zostaje wyrażone w słowach tzw. Proto-ewangelii (Rdz 3,15) zapowiadającej nie-przyjaźń pomiędzy potomstwem niewiasty a potomstwem szatana. Drugi tekst zapowia-da nowe imię niewiasty występującej w opi-sie grzechu pierworodnego – Ewy, czyli matki

wszystkich żyjących. W obu tych fragmentach dostrzegamy zapowiedź zwycięstwa nad sza-tanem i grzechem, jakie dokonało się na krzy-żu. To właśnie tam zapowiedziany potomek Niewiasty – Jezus Chrystus – zdeptał głowę węża-szatana. To na Golgocie Maryja, stojąca u stóp krzyża, okazała się Matką wszystkich żyjących, gdyż tylko ci, którzy są złączeni z Jezusem Chrystusem w Jego śmierci, mogą dostąpić zmartwychwstania – doświadczyć nowego życia, które jest dziełem Boga. Św. Hieronim dobitnie podkreśla, że „otrzymali-śmy śmierć przez Ewę, życie przez Maryję”. Widzimy więc, że Niepokalana jest znakiem Bożej walki i Bożego zwycięstwa, które do-konało się w tajemnicy męki, śmierci i zmar-twychwstania Jezusa Chrystusa. Warto zapytać się: „co mi mówi Boże słowo czytane w tę Uroczystości? Jak ja mam żyć tym słowem w mojej codzienności?” Znamy już kontekst historyczny obchodu Niepokalanego Poczęcia NMP. Zobaczyliśmy jak Ewangelia i pierwsze czytanie tworzą pew-nego rodzaju dyptyk ukazujący panoramę dziejów zbawienia, czyli przejście od dramatu grzechu w raju do wybrania Maryi na Matkę Zbawiciela. Ale jakie to ma znaczenie dla każ-dego z nas z osobna? Myślę, że w odpowie-dzi na to pytanie pomaga nam św. Paweł. Zawarty w drugim czytaniu fragment z Listu do Efezjan (Ef 1, 3-6.11-12) można by okre-ślić mianem „pawłowej pieśni uwielbienia”: „niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Św. Paweł z mocą zachęca, aby nasze serca, wpatrując się w Niepokalaną, wielbiły Boga za wielkie dzieła Jego miłości – te w Twoim i moim ży-ciu. Maryja w wyjątkowy sposób doświad-czyła tego, że Bóg wybrał Ją „przed założe-niem świata”, aby była „święta i nieskalana przed Jego obliczem”. To sam Bóg „z miłości przeznaczył ją dla siebie (...) ku chwale maje-statu swej łaski” (por. Ef 1, 4-6). To wszystko prawda, ale przecież nikt z nas nie jest Mary-ją. To była jej droga. W Maryi nie było grzechu

Page 13: Wielkanoc 2010

13Sługa nr 1 (57)

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

pierworodnego i dlatego Jej świętość inaczej się kształtowała, miała inny punkt wyjściowy. Ona na fundamencie łaski wolności od grze-chu pierworodnego stawała się (stała się) świętą. A co z nami? Zdumiewające to, ale myślę, że od-powiednikiem misterium (tajemnicy) Nie-pokalanego Poczęcia w naszym życiu jest sakrament chrztu świętego, rozumiany jako wydarzenie zbawcze. To dzięki niemu jesteśmy naznaczeni świętością Bożą i łaską miłosierdzia przez kontakt z odkupieńczym dziełem Chrystusa. Chrzest jest odpowied-nikiem poczęcia albo narodzin, ponieważ on, mocą Trójcy Świętej, odpuszcza grzech pierworodny, daje nowe życie, włącza w Ko-ściół, czyni nas przybranymi dziećmi Ojca, członkami Chrystusa i świątynią Ducha Świę-tego na chwałę i uwielbienie Boga. Chrzest święty, razem z dopełniającym go sakramen-tem bierzmowania, jest nie tylko uświęce-niem i ubogaceniem, lecz także powołaniem do walki duchowej i wzrastania w doskonałej miłości. Oto mamy istotne dla nas przesłanie maryjnej tajemnicy Niepokalanego Poczęcia.

Fundamentem naszego życia jest prawda o tym, że jesteśmy wybranymi, umiłowanymi dziećmi Boga. Na tej podarowanej świętości możemy starannie budować świętość nasze-go życia – nasze dobre czyny, cnoty, wypeł-nianie życiowego powołania. Maryja swoją postawą podkreśla, że nie w oparciu o na-sze staranie czy zdolności może dokonywać się ten cud wybrania, dostępowania Bożej łaski i mocy, ale tylko pełne wiary przyjęcie Bożego odkupienia dokonanego przez wyda-rzenia paschalne może przemieniać nasze-życie. Niepokalana z całą mocą potwierdza, że żadna zasługa, żaden wysiłek nie mogą naprawić zła, które nas niszczy. Tak jakby wo-łała do nas: „Nie starajcie się być zwycięz-cami. To nie wy walczcie ze złem. Nie dacie rady.” Rzeczywiście, Maryja jest znakiem Bożej mocy i Bożego zwycięstwa, dlate-go że to nie Ona działała, ale pozwoliła, by Bóg w Niej i przez Nią dokonał cudów swą mocą, co wyrażają słowa maryjnego Magnificat: „Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. Uroczystość Niepokalanego Poczęcia przypo-mina nam, że potrzeba odwagi, byśmy mó-wili o naszym życiu w aspekcie nawrócenia, przemiany, walki duchowej. Ale ten trud, zmaganie jest dziełem Boga w nas. To Ten, który jest Wszechmocny, pragnie prowadzić nas przez życie. Tak jak Maryja, pozwólmy Mu działać! Maryjo Niepokalanie Poczęta! Kon-templując Twoje oblicze, prosimy, abyśmy w naszym życiu otwierali się na działanie Boga, abyśmy nie przeszkadzali Bogu dokony-wać cudów w naszej historii życia. Przymnóż nam wiary. Uproś łaskę zakochania w Pięk-nie, którym jest sam Bóg. „W poczęciu swoim, Panno, niepoka-lanaś była. Módl się za nami do Ojca, które-goś Syna porodziła” ( z Godzinek o Niepoka-lanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny).

kl. Michał Oleksowicz, rok V

Page 14: Wielkanoc 2010

To także Biblia – film o takim ty-tule nakręcił w latach 70. Leszek Skrzydło, dziennikarz, podróżnik, reżyser filmów doku-mentalnych i oświatowych. Prawie natych-miast po jego projekcji rozgorzała dyskusja na temat moralności Biblii. Wykorzystano w nim bowiem teksty ukazujące np. grzech Dawida (zob. 2 Sm 11) czy przewrotne postę-powanie jego syna Salomona, który posiadał liczne żony i nałożnice (zob. 1 Krl 11, 1-13). Te historie biblijne zostały pokazane w spo-sób, mówiąc delikatnie, bardzo pikantny oraz patrzone znamiennym tytułem To tak-że Biblia. Zwolennicy tezy o niemoralności Bi-blii lub przynajmniej pewnych jej fragmentów dowodzili wówczas, że teksty Starego Testa-mentu w niektórych partiach są niemoralne (warto zauważyć, że już samo słowo niemo-ralne świadczy o tym, iż ludzie formułujący te tezy, zapewne nie mieli wiele wspólnego z naukami o moralności, takimi jak choćby teologia moralna czy etyka, bo wówczas wie-dzieliby, że pod pojęciem moralność kryje się ogół ludzkich działań, wolnych i świadomych, za które człowiek ponosi odpowiedzialność. Nie ma zatem czynów moralnych i niemo-ralnych, są tylko dobre lub złe moralnie). Taka charakterystyka Biblii jest oczywiście sprzeczna z nauką katolicką, która od samych swych początków określa Biblię jako Pismo

Święte. Święte – to znaczy moralnie szla-chetne. Na tej Księdze, którą wielu nazwało wówczas niemoralną, wychowały się miliony świętych. Do dziś jest ona przecież inspiracją wielu szlachetnych czynów i dzieł. Czy więc rzeczywiście w Biblii są teksty moralnie złe? Zanim odpowiemy na powyższe pytanie, trzeba najpierw zastanowić się, co oznacza świętość, czyli moralna szlachet-ność Biblii. Istnieje bowiem w tej kwestii wiele nieporozumień. Bardzo często łączy się ją ze świętym i wzorowym postępowaniem postaci, opisanym na kartach Pisma Święte-go lub e świętością i szlachetnością uczuć, ja-kie budzi jego lektura. Jeżeli więc znajdzie się w Biblii opis ludzkiego grzechu, ludzkiej sła-bości czy podłości (np. wspomniany grzech Dawida czy poligamia Salomona), wtedy nie-mal natychmiast przypisuje się jej etykietkę: „w kontrowersji z moralnością”. Rozumiejąc świętość Pisma Świętego w ten sposób, moż-na dojść do absurdalnych wniosków. Ludzie idący tą ścieżką interpretacji słowa Bożego nie zauważają (czy raczej – nie chcą zauwa-żyć), że tego typu etykietkę trzeba by odnieść do całej wielkiej literatury światowej, która nie tylko opisuje ludzkie cnoty i dobre czyny, ale również analizuje ludzkie zło, występki i słabości. Przy tak prymitywnym wartościo-waniu moralnym niemal wszystkie dzieła li-teratury światowej byłyby „w kontrowersji z moralnością”, ponieważ opisują ludzki upa-dek. Wynika z tego w oczywisty sposób, że świętość, czyli moralna szlachetność Bi-blii nie polega na tym, iż opisuje ona tyl-ko świętych i szlachetnych ludzi. Biblia, jak każda wielka literatura, przedstawiając prawdziwego i pełnego człowieka, nieraz z brutalnym wręcz realizmem, pokazu-je jego bohaterstwo, wielkość i świętość, ale również jego nędzę i grzech, jego dźwi-ganie się z dna upadku na wyżyny szlachet-ności. Pismo Święte nie jest piękną legen-dą, która pokazuje świętych nie z tej ziemi,

14 Sługa nr 1 (57)

Czy w Bibliisą teksty moralnie złe?

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Page 15: Wielkanoc 2010

15Sługa nr 1 (57)

unoszących się w powietrzu i poszczących już od łona matki. Pismo Święte jest Księgą bardzo realistyczną, gdyż przedstawia czło-wieka w całej jego prawdzie, która często boli. Nazywanie takiego sposobu opisywania człowieka niemoralnym (używam tego po-jęcia, choć jest ono błędne, jak wykazałem na początku, ale przez to jeszcze bardziej chcę uwypuklić bezpodstawność wypowiedzi na temat tzw. niemoralności Biblii) jest jakimś nieporozumieniem i uproszczeniem. Jest przecież wręcz przeciwnie! Taki styl pisania przemawia raczej na korzyść Pisma Świętego – jest ono przez to bardziej prawdziwe, bar-dziej ludzkie. Gdyby przez jego stronice prze-wijali się tylko święci bohaterowie, wówczas byłoby ono dla nas obce jak piękne baśnie, które we wspaniałych oprawach spoczywają na półce w naszym pokoju. Interesowałoby ono tylko filologów i bibliofilów, a przecież Biblia jest „Księgą żywą”, w której spotykamy, nie tylko słowo o Bogu, ale również ciągle ak-tualne słowo o nas samych. Dlatego właśnie Księga ta nie tylko zdobi nasze półki, ale jest wciąż tłumaczona, wydawana i komentowa-na we wszystkich językach świata. Tylko wtedy można by Biblię posą-dzić o zło moralne, gdyby autorzy natchnieni opisując zło, grzech, występek, pochwalali je zy zachęcali do nich, a opisując dobre czy-ny, bohaterstwo, ganili je lub wyśmiewali. I tu dopiero dochodzimy do właściwego po-jęcia świętości. Przez świętość, czyli moral-ną szlachetność Pisma Świętego rozumiemy zgodność z prawem moralnym sądu autora natchnionego o czynach, słowach i uczuciach osób, które opisuje. Autor biblijny może opi-sywać rzeczy dobre i złe, nie może jednak zła pochwalać, a dobra ganić. Innymi słowy, świę-tość Biblii mierzymy nie świętością jej boha-terów, ale zgodną z prawem moralnym oceną autora biblijnego. Racja tego jest oczywista i wynika z poprawnego rozumienia natchnie-nia biblijnego. Autorem pierwszorzędnym Pi-sma Świętego jest Pan Bóg, który jest święto-

ścią ze swej istoty. Więc On nie może chwalić zła, a potępiać dobra. Na pewno można powiedzieć, że wyższa jest moralność w Nowym aniże-li w Starym Testamencie. Byłoby jednak wiel-kim błędem sądzić, że moralność Starego Te-stamentu graniczy prawie ze złem moralnym. Stary Testament w porównaniu z Nowym jest niedoskonały, nie znaczy to jednak, że promu-je zło. Konstytucja o Objawieniu Bożym Dei Verbum tak określa Stary Testament: „Księgi te, choć zawierają także rzeczy niedoskonałe i przejściowe, ujawniają jednak prawdziwą Bożą pedagogię. Dlatego właśnie te księgi, które wyrażają żywe odczucie Boga, w któ-rych znajdują się wzniosłe pouczenia o Bogu, nadto zbawienna mądrość dotycząca ludz-kiego życia oraz przedziwne skarby modlitw, w których wreszcie jest ukryta tajemnica na-szego zbawienia, przez chrześcijan powinny być ze czcią przyjmowane” (KO, nr 15). Doku-ment soborowy stwierdza najpierw, że w Sta-rym Testamencie są sprawy niedoskonałe i przemijające, mimo to jednak pokazuje on prawdziwą pedagogię Bożą. Jest to nie-zwykle ważne zdanie: doskonałość moralną Starego Testamentu należy rozumieć i tłu-maczyć w kontekście i w świetle pedagogii Bożej, zawartej w tych księgach. Stare Prawo pełniło, w stosunku do ludu Bożego, rolę pe-dagoga (por. Ga 3, 23-26): wychowywało lud izraelski, prowadząc go do Chrystusa i Ewan-gelii. Ta starotestamentalna pedagogia Boża miała dwie specyficzne cechy. Najpierw była to pedagogia zniżająca się do człowie-ka (por. KO, nr 13). To zniżenie się Mądro-ści Bożej w Starym Testamencie polegało na dostosowaniu się do poziomu, możliwo-ści i mentalności ludu Bożego. Pan Bóg zni-żył się do konkretnych warunków ludzkich tak, jak to czyni zawsze mądry wychowaw-ca. Można powiedzieć, że uczynił to w po-dwójny sposób. Po pierwsze, przystosował się do szczególnej mentalności Izraela, re-

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Page 16: Wielkanoc 2010

16

spektując indywidualność tego ludu sprawił, że przykazania Boże nawiązywały do zwycza-jów i instytucji znanych Izraelitom. Po dru-gie, pedagogia Boża tych ksiąg zniżyła się w pewien sposób nawet do ludzkich słabości, tolerując (do czasu) niektóre niedoskonałe sposoby praktykowania prawa moralnego (np. wielożeństwo czy rozwody). Właśnie w tym zniżeniu się do ludzkich słabości tkwi źródło „niedoskonałości” Starego Testamen-tu. Drugą cechą Bożej pedagogii w Sta-rym Przymierzu jest rozwojowość. Zniżenie się do ludzkich słabości, a równocześnie cią-głe zwiększanie wymagań sprawiło, że prawo wychowywało Naród Wybrany progresywnie. Prorocy i mędrcy nie tylko wyjaśniali Boże prawo, ale również pogłębiali motywacje i po-większali wymagania. Znajomość tych cech Bożej pedagogii pozwala właściwie zrozu-mieć niedoskonałości i ograniczenia Starego Testamentu. Pozwala spojrzeć na te księgi dy-namicznie, uwzględniając rozwój Bożego Ob-jawienia w toku historii. Partnerem tego dia-logu Objawienia, nie był przecież człowiek, czy lud idealny, ale „lud o twardym karku”, który często sprzeciwiał się Bożym zamia-rom. Pan Bóg jednak szanował wolność swe-go ludu. Natomiast, gdy spojrzy się na Stare Przymierze statycznie, bez uwzględnienia perspektywy historycznej i ewangelicznej, powstaną trudności i problemy, zwłaszcza przy ocenie moralnej tych ksiąg.

Sama ocena czynów i postaw boha-terów biblijnych przez pisarzy natchnionych może mieć różną formę. Bardzo często na-stępuje ona bezpośrednio po czynie, w for-mie wyraźnej nagany i potępienia. Kiedy in-dziej ocena złego czynu wyraża się w opisie kary, jaką Pan Bóg zsyła za złe postępowa-nie. W niektórych miejscach wreszcie ha-giografowie [pisarze natchnieni; przyp. red.] ograniczają się do opisu faktu, pozostawia-jąc czytelnikowi jego osąd moralny, którego musi on dokonać w świetle prawa natural-nego i Mojżeszowego, w świetle całej Biblii. Należy przy tym pamiętać o jakże trafnej zasadzie sformułowanej przez św. Augusty-na: „Narrata non laudata” („Opowiedziane, niepochwalone”). Z samego faktu, że Pi-smo Święte coś opisuje, nie wynika jeszcze, że o pochwala lub aprobuje. Opisując nawet złe postępowanie, nie zamierza tego chwalić ani do tego zachęcać. Spróbuję powyższe zasady zilustro-wać na przykładzie tekstów wykorzystanych w przywołanym filmie Leszka Skrzydły, któ-ry niedawno miałem okazję oglądać. Naj-pierw grzech Dawida. Niecny postępek tego izraelskiego króla, autor biblijny opi-suje w szczegółach w 11. rozdziale Drugiej Księgi Samuela. Reżyser zaś pokazał ten epi-zod pod wymownym tytułem To też Biblia, sugerując, że Pismo Święte wcale nie jest tak święte, jak stara się je przedstawić Ko-ściół. Gdyby Biblia akceptowała lub pochwa-lała występek Dawida, wtedy reżyser i wszy-scy popierający jego poglądy mieliby rację. Tak jednak nie jest. Zwolennicy powyższego poglądu nie zauważyli lub nie chcieli zauwa-żyć, że po rozdziale 11. następuje rozdział 12., w którym autor natchniony jasno i bar-dzo surowo osądza czyn króla. Natychmiast po upadku przybywa prorok Natan i w imie-niu Jahwe piętnuje postępowanie Dawida w bardzo pięknej i ekspresyjnej przypowieści o bogaczu i biedaku. I to dopiero jest Biblia! Czyn króla został moralnie oceniony i potę-

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 1 (57)

Page 17: Wielkanoc 2010

piony. Zło zostało nazwane złem, a za wystę-pek wymierzono słuszną karę. Oderwanie grzechu Dawida od oceny i kary, które bez-pośrednio po nim następują, jest niedopusz-czalnym chwytem interpretacyjnym – tekst trzeba zawsze interpretować w danym kon-tekście. Drugi przykład pokazany pod hasłem To także Biblia zaczerpnięto z życia Salomona, syna i następcy Dawida. Chodzi o jego liczne żony i nałożnice. W tym przypadku ocena występków króla włączona jest w sam opis jego postępowania. Ileż w tym opisie ironii i dezaprobaty! Brał za żony poganki, co było niezgodne z prawem Bożym, żony zwodzi-ły jego serce, zwrócił się ku obcym bogom, dopuścił się tego, co złe w oczach Pana. Czy można oczekiwać wyraźniejszej oceny? Widać więc wyraźnie, że świętość Biblii nie polega na świętym postępowaniu postaci biblijnych, lecz na ocenie tego postę-powania wydanej przez hagiografa. Postę-powanie ludzi Biblii jest dla nas pouczeniem i przestrogą: postępowanie święte – poucze-niem i wzorem, zaś postępowanie grzeszne – przestrogą i upomnieniem. Nie zabraknie z pewnością zgorszonych, gdy ośmielimy się mówić otwarcie o tekstach Pisma Świę-tego, ukazujących sytuacje czy wydarzenia, które możemy sklasyfikować jako moral-nie złe. Poznawanie Biblii jest drogą długą i usianą pułapkami, jednak szczęśliwy ten, kto umie dostrzec przeszkodę i ją pokonać! Nie gorszmy się więc zbyt szybko „nie-świę-tymi” fragmentami Biblii, ale umiejmy czytać je ze zrozumieniem i wyciągać wnioski służą-ce naszemu zbawieniu.

kl. Karol Wierzchowski, rok IV

Bibliografia:1. Harrington W.J., Klucz do Biblii, Warsza-wa 1995, s. 27-442. Kudasiewicz J., Biblia, historia, nauka, Kra-ków 1978, s. 61-93

„Wierzę w Jednego Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i zie-mi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewi-dzialnych”. Wszyscy znamy słowa Wyznania wiary, które powtarzamy podczas każdej nie-dzielnej Mszy Świętej. Credo to dość długi, niełatwy, starożytny tekst, obecny w liturgii Kościoła od starożytności chrześcijańskiej. Warto sobie uświadomić, że te słowa, któ-re wypowiadamy dziś, często bezwiednie i z przyzwyczajenia, wywoływały niegdyś silne emocje i burzliwe dyskusje, zwłaszcza w obliczu błędnego rozumienia niektórych prawd wiary. Z tego powodu warto, najle-piej przed Mszą Świętą, otworzyć Katechizm Kościoła Katolickiego i poczytać, zgłębić po-szczególne stwierdzenia zawarte w Wyznaniu wiary, chociażby po to, żeby wypowiadane treści spotkały się z głębszym zrozumieniem. Już na samym początku Credo poja-wiają się niełatwe słowa. Dopiero co skoń-czyła się homilia. Nasze serca wypełnione są różnymi emocjami, głowy analizują ciekawe myśli i słowa, które wypowiadał kaznodzie-ja, a możliwe też, że ziewamy ukradkiem, bo było przydługo lub ksiądz się słabo przy-gotował. Tak bywa. Zaczynamy recytować Wyznanie wiary, szybko uświadamiając so-bie, że nie będzie to krótkie Wierzę w Boga [tzw. Skład Apostolski; przyp. red.], jak na po-czątku różańca. Naraz słyszymy słowa: „(…) Stworzyciela (…) wszystkich rzeczy widzial-nych i niewidzialnych”. A cóż to za rzeczy „niewidzialne”? – można by zapytać, myśląc już o całkiem konkretnym rosole, który zjemy na obiad po Eucharystii, ugotowanym z zu-pełnie widzialnej kury, która też jest Bożym stworzeniem. W tej niewidocznej dla oczu rzeczy-wistości znajduje się świat aniołów, a także złych duchów. I wiarę w tę prawdę wyznaje-my odmawiając Credo. „Aniołowie są stwo-rzeniami czysto duchowymi, niecielesnymi,

Niewidzialna rzeczywistość

17

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 1 (57)

Page 18: Wielkanoc 2010

18

niewidzialnymi i nieśmiertelnymi, bytami oso-bowymi, posiadającymi rozum i wolę. Kon-templując nieustannie oblicze Boga, wielbią Go, służą Mu i są Jego wysłannikami w wy-pełnianiu zamysłu zbawienia wszystkich lu-dzi” – tak o aniołach czytamy w Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (nr 60). He-brajskie słowo mal’ak i greckie angelos ozna-czają tyle co „wysłannik”. „Należy wiedzieć, że imię anioł nie oznacza natury, lecz zadanie. Duchy święte w niebie są wprawdzie zawsze duchami, ale nie zawsze można nazywać je aniołami, lecz tylko wówczas, kiedy przy-bywają, by coś oznajmić. Duchy, które zwia-stują sprawy mniejszej wagi, nazywają się aniołami, te zaś, które zapowiadają wyda-rzenia najbardziej doniosłe – archaniołami” – tak w jednej z homilii nauczał św. Grzegorz Wielki, papież. Czym jest to zadanie, misja aniołów, wyjaśniają słowa Listu do Hebrajczy-ków, określając ich „duchami przeznaczonymi do usług, posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie” (Hbr 1, 14). „Każdy wierny ma anioła jako nauczyciela i pasterza prowadzącego przez życie” (św. Bazyli Wiel-ki). „Kościół łączy się z aniołami w uwielbia-niu Boga, przyzywa ich wstawiennictwa i czci w liturgii pamięć niektórych z nich” (Kom-pendium Katechizmu Kościoła Katolickiego, nr 61). Motyw aniołów w Biblii występu-je bardzo często. Te byty czysto duchowe tworzą „dwór”, są sługami samego Boga (zob. Hi 4,18), są nazywani „świętymi”

(zob. Ps 89,6), są wśród nich cherubiny, któ-rzy podtrzymują Boży „tron”, strzegą bram Raju. Spotykamy też serafinów (tzn. „płoną-cych”), wyśpiewujących Bogu nieustannie „Święty, Święty, Święty” (Iz 6,2). Biblia przed-stawia również aniołów jako „niebieskie woj-sko” (np. Ps 148,2), które służy Bogu w re-alizacji Jego planów i interwencji w historię ludzkości. Stanowi ono jakby pomost, więź pomiędzy niebem a ziemią, przez przekazy-wanie Bożego słowa. Słowo Boże przedstawia zatem aniołów jako silne, niezwykłe i tajemnicze istoty, oddane całkowicie służbie Bogu z mi-łości do Niego. Nie przypominają małych, porcelanowych „aniołków” z delikatnymi skrzydełkami i o łagodnym spojrzeniu, któ-re możemy znaleźć w sklepach z pamiąt-kami. Nie umniejszając pobożności, wy-obrażeniom i kunsztowi artystów, trudno przypisać aniołom rubensowskie kształty i cellulitis. Opis spotkania Daniela z aniołem (Dn 10, 5-12;15-19) rzuca światło na prawdzi-wą naturę tych istot i ich posłannictwo. God-ną uwagi jest wzmianka o wyglądzie anioła zawarta w wierszu 5b i 6.: „Jego biodra były przepasane czystym złotem, a ciało zaś jego było podobne do tarsziszu, jego oblicze do blasku błyskawicy, oczy jego były jak po-chodnie ogniste, jego ramiona i nogi jak błysk polerowanej miedzi, a jego głos jak głos tłu-mu”. „Są twardzi jak miedź, ale wobec Bożego światła są przeźroczyści. Mają ko-lor… herbaty. Anioł jest jak szkło, przez które widzimy to, co jest za nim, ale szkła nie wi-dzimy. Możemy jednak rozbić o nie głowę” – tak o aniołach mówi o. Pelanowski, paulin. Czytając słowo Boże, możemy od-kryć rzeczywistą rolę, jaką aniołowie pełnią w historii zbawienia. Sami o sobie niewiele mówią, nie skupiają uwagi na sobie, ale za-wsze reprezentują Boga, przypominając, że tylko Jemu należy oddawać cześć. Ich za-daniem jest przekazywanie Bożego słowa,

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 1 (57)

Page 19: Wielkanoc 2010

o. Augustyn Pelanowski OSPPE, „Odejścia”Sam tytuł tej książki jest niezwykle zagadkowy. Podsuwa

wiele skojarzeń. Rodzi się pytanie: „o jakie odejścia chodzi?”. Lek-tura prowokuje do zastanowienia się nad swoim postępowaniem, nad tym, jak stosujemy w życiu reguły Jezusa Chrystusa. Niełatwo czytać o treściach, które wytykają nasze niedomaganie w życiu du-chowym. Już po przeczytaniu pierwszego rozdziału miałem ochotę odłożyć książkę na półkę, co też uczyniłem. Ktoś nie bezzasadnie

mógłby się zastanowić, po co w ogóle piszę o tej publikacji? Jednak po jakimś czasie powró-ciłem do lektury i zacząłem się wczytywać w jej przesłanie. Odkryłem, że autor, posługując się wieloma niełatwymi pojęciami oraz treścią, która głęboko dotyka serca czytelnika, mówi o swojej przygodzie wybierania drogi, którą nazwał „odejściem”. Te „odejścia” to nic innego jak całe życie Pana Jezusa, który wielokrotnie odchodził od tłumu, ludzi, a nawet apostołów, aby się modlić i pogłębiać relację z Ojcem. Ta książka to wyjątkowa pozycja, którą polecam każdemu, kto chce pogłębić zażyłość z Bogiem, rezygnując z sukcesów tego świata.

Michael Hesemann, „Pius XII wobec Hitlera” We wstępie do książki możemy przeczytać, że dnia 9 października 1958 roku, gdy umarł papież Pius XII, „cały świat był jednomyślny co do tego, że stracił wielkiego papieża”. Niestety, kilka lat po śmierci zaczęto tworzyć wokół tej wielkiej postaci długo trwającą falę nienawiści i krytyki. Autor przedstawia w jak perfidny sposób, m.in. poprzez sztuki teatralne, ukazywano Piusa XII jako milczącego świadka holocaustu. Przypisywano mu miano despotycznego na-miestnika Chrystusa, a nawet nazywano „papieżem Hitlera”. Książka opisuje proces tworzenia niezdrowej otoczki wokół tego wielkiego biskupa Rzymu. Cennym urozmaiceniem prezento-wanej lektury jest także przywołanie rzeczywistych dokonań papieża czasów II wojny świato-wej.

o. Ksawery Knotz OFMCap, „Seks jest boski, czyli erotyka katolicka” Mogło by się wydawać, że zakonnik nie powinien wypowiadać się na tematy tak in-tymne. Jednak ludzie wierzący nie powinni się gorszyć, ponieważ nie można oddzielić sfe-ry seksualności od wiary. Ponadto, o. Ksawery jest doskonale przygotowany do podjęcia trudnego tematu seksualności. Jest autorem wielu książek z tej dziedziny, a poza tym działa jako duszpasterz. Ma zatem na co dzień kontakt z wiernymi, który procentuje doświadcze-niem zwerbalizowanym na kartkach jego książek. Myślę, że każde małżeństwo, któremu za-leży na prawdziwym szczęściu w życiu, powinno zajrzeć do tej książki i przyjąć rady, które proponuje o. Knotz.

kl. Kamil Pańkowiec, rok IV19Sługa nr 1 (57)

które ma moc nas zbawić. Aniołowie modlą się, wstawiają się za nami, abyśmy zawsze szukali woli Bożej i zgodnie z nią postę-powali. Kierują nasze spojrzenie na Krzyż, wstępując i zstępując na Syna Człowieczego

(por. J 1,51; Rdz 28, 10-17), abyśmy w każ-dej sytuacji naszego życia pokładali ufność w troskliwej miłości Boga Ojca.

kl. Michał Kossowski, rok V

...................................................................

WARTO!

Page 20: Wielkanoc 2010

20

Podczas tegorocznych wakacji uczestniczyłem w rekolekcjach w Ustrzykach Górnych. Przebywając w tej bieszczadzkiej miejscowości, dowiedziałem się, że w pobli-skim Polańczyku kończy się właśnie cykliczna akcja ewangelizacyjna pod hasłem Bieszczady dla Jezusa, w ramach której zorganizowano koncert. Zagrał zespół, zdawać by się mogło, o zbyt długiej nazwie: 40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 osiłkach. To było moje dru-gie spotkanie z tym zespołem. Pierwsze moje zetknięcie się z tą grupą miało miejsce pod-czas już ostatniej, niestety, edycji festiwalu Song of Songs. Tym, co pierwotnie utkwiło mi w głowie, była owa długa nazwa i jedna albo dwie piosenki. Dlatego z nieukrywaną ciekawością czekałem na pierwsze takty kon-certu w Polańczyku.

Pierwsze kilka słów chciałbym po-święcić samej nazwie zespołu, która po-wstała dość przypadkowo albo, jeśli wierzyć członkom zespołu, powstała przez ingeren-cję „palca Bożego”. Właśnie ów „palec” miał wskazać Robertowi Ruszczakowi 14. werset 12. rozdziału Księgi Sędziów, w którym czyta-my, że Abdon, syn Hillela z Pireatonu, „miał (...) czterdziestu synów i trzydziestu wnuków, którzy jeździli na siedemdziesięciu oślętach”. Przedstawiona pozostałym członkom nazwa nie spotkała się z większym entuzjazmem,

jednak z powodu braku innych propozycji zo-stała zaakceptowana. Z założenia miała służyć tylko podczas występu w ramach trzeciej edy-cji wrocławskiego SacroSongu w 1999 roku. Jednak, jak się szybko okazało, nazwa stała się chwytem marketingowym, gdyż jej ory-ginalność wywoływała pytania dziennikarzy: „dlaczego taka nazwa? Co ona oznacza? itp.”. Uwzględniając uwarunkowania historyczno--kulturowe, znaczenie staje się bardzo jasne i zrozumiałe: błogosławieństwo, gdyż w sta-rożytnym Izraelu męski potomek był oznaką błogosławieństwa. Abdon miał 40 synów, którzy z kolei mieli 30 wnuków, więc Abdon był niesamowicie szczęśliwym, błogosła-wionym człowiekiem. Jak niejednokrotnie podkreślają członkowie zespołu, ta nazwa to też błogosławieństwo dla nich samych, gdyż od momentu jej używania mogą grać na chwałę Boga – właśnie w taki sposób mó-wią o swoim graniu.

Krótko o tekście, muzyce i przesłaniu. Pisząc o inspiracjach zespołu, warto spojrzeć na ich pierwsze cztery piosenki (zagrane na wspomnianym wrocławskim festiwalu). Mianowicie, słowa jednej z tych piosenek były owocem własnej twórczości artystów, zaś teksty trzech pozostałych bazowały na fragmentach Pisma Świętego. Teksty za-wierają opisy osobistego przeżywania wiary i doświadczania Boga w życiu członków zespo-łu. Podobna proporcja zdaje się być zachowa-

40 i 30 na 70

WARTO!

Sługa nr 1 (57)

Page 21: Wielkanoc 2010

Z obiektywem wśród kleryków ...

Nowo ustanowieni lektorzy (28.02.2010r.)

Nowo ustanowieni akolici(28.02.2010r.)

ISługa nr 1 (57)

Page 22: Wielkanoc 2010

Poświęcenie nowej Sali Pamięci bł. ks. Stefana W. Frelichowskiego(12.03.2010r.)

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej z harcerzami w zaśnieżonym ogrodzie seminaryjnym(12.03.2010r.)

II Sługa nr 1 (57)

Page 23: Wielkanoc 2010

Poświęcenie nowej Sali Pamięci bł. ks. Stefana W. Frelichowskiego(12.03.2010r.)

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej z harcerzami w zaśnieżonym ogrodzie seminaryjnym(12.03.2010r.)

IIISługa nr 1 (57)

Page 24: Wielkanoc 2010

Poświęcenie nowej Sali Pamięci bł. ks. Stefana W. Frelichowskiego(12.03.2010r.)

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej z harcerzami w zaśnieżonym ogrodzie seminaryjnym(12.03.2010r.)

IV Sługa nr 1 (57)

Page 25: Wielkanoc 2010

na do dziś: znaczną część inspiracji do pisa-nia tekstów stanowią słowa Pisma Świętego, z czego najczęściej używane są teksty z sięgi Psalmów. Dla przykładu, dla piosenki Bohater inspirację stanowiły słowa Psalmu 45. Jako ciekawostkę można podać, że według osób odwiedzających oficjalną stronę zespołu naj-lepszą piosenką zespołu jest Piosenka o mi-łości, choć mi do gustu najbardziej przypadł kawałek Bohater.

Próba klasyfikowania ich muzyki do konkretnego gatunku może stanowić nie-małe wyzwanie. Zespół gra akustycznie na ta-kich instrumentach jak: akordeon, bongosy, djemby, domra, gitara akustyczna, gitara klasyczna, gitara basowa, kontrabas, mando-lina, sabar, sopiłki (ukraińskie flety ludowe), itp. W niektórych piosenkach słyszy się na-prawdę wiele instrumentów, co daje bardzo zróżnicowane doznania brzmieniowe. Instru-menty znakomicie się uzupełniają, a muzycy wszystkie swoje talenty wykorzystują w gra-niu na scenie. Jeśli chodzi o gatunek muzycz-ny, to kilku artystów wywodzi się ze sceny folkowej i wydaje się, że niekiedy można wyszukać właśnie takie korzenie zespołu, zwłaszcza na pierwszych płytach. Sami arty-ści, zapytani o gatunek muzyczny, tak odpo-wiadają: „na początku było nam bliżej do fol-ku (…). Teraz trudno jednym słowem określić to, co gramy – trochę folku, reggae, popu, bluesa oraz… weselne, poetyckie, harcerskie i rockowe riffy – zmieszaj, potrząśnij – oto na-sza muzyka”.

Przesłanie… zespół na swoich pły-tach śpiewa przede wszystkim o Bożej miło-ści, opiece, nadziei i radości, którą daje wia-ra. Zdarza się, że podczas koncertu usłyszymy świadectwo (jak to miało miejsce w Polań-czyku). Jeden z członków zespołu, podobnie jak najbardziej znani polscy muzycy śpiewają-cy o Bogu, mówi, że „jeśli wierzy się w Boga, to trzeba o tym krzyczeć” – 40 i 30 na 70 krzy-czy i to z całego gardła i serca.

Chciałbym na zakończenie tego ar-

tykułu polecić dwie płyty zespołu: Gdzie je-steś? oraz zapis Koncertowo. Pierwsza z nich jest bardziej melancholijna, choć przy pierw-szym odsłuchaniu nie zawsze to stwierdzimy. Z pewnością raczy nas znakomitymi teksta-mi muzyków. Zespół wykonał kawałek do-brej pracy, adaptując słowa Pisma Świętego do muzyki, która stanowi doskonałe zwień-czenie krążka. Natomiast Koncertowo prze-kazuje nam chociaż cząstkę energii, którą ze-spół emituje w czasie swoich koncertów.

Gorąco polecam!

kl. Paweł Śliwiński, rok II

Wiosną tego roku mieliśmy możli-wość obejrzenia na srebrnym ekranie ko-lejnej głośnej produkcji indyjskiego kina. Nazywam się Khan, bo o tym filmie mowa, zagościł w naszych kinach choćby po ta-kich hitach jak Czasem słońce, czasem deszcz czy Slumdog, a od 19 października br. może zagościć na stałe w naszej domowej kolekcji DVD. Czy warto jednak inwestować w kino indyjskie? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na to pytanie, przyglądając się przez chwilę tej ostatniej produkcji, rodem z Bombaju.

„Nazywam się Khan i nie jestem ter-rorystą” – to jedne z pierwszych słów roz-poczynające ostatni film Karana Johara. Są to słowa przewijające się co jakiś czas jak re-fren przez prawie trzygodzinną produkcję. To one nadają mu rytm i przede wszystkim sens. Rizvan Khan (Shahrukh Khan), chory

21

„Nazywam się Khan”

WARTO!

Sługa nr 1 (57)

Page 26: Wielkanoc 2010

22

na syndrom Aspergera (rodzaj autyzmu) muzułmanin wyjeżdża z Indii do Ameryki, gdzie jego brat robi karierę biznesmena. Za-trudnia się u niego jako sprzedawca kosme-tyków. Tak poznaje fryzjerkę Mandirę (Kajol), która marzy, by otworzyć własny zakład. Za-kochują się w sobie, ale ich wspólne szczęście przerywa tragedia z 11 września 2001 roku. W wyniku dramatycznego splotu wydarzeń Khan podejmuje się misji niemożliwej. Chce spotkać się z prezydentem USA, by przekonać go, że nie każdy muzułmanin jest terrorystą. Nazywam się Khan to film nie tylko o miłości. Porusza on kilka zagadnień. Nakreśla chociaż-by problematykę osoby niepełnosprawnej, uprzedzenia na tle religijnym oraz terrory-zmu. Karan Johar znakomicie ukazał zjawi-sko dżihadu („świętej wojny”) z perspektywy mahometan. Akcję filmu rozpoczyna konflikt hindusko-muzułmański i uprzedzenia do mał-żeństw mieszanych. Później jednak fabuła ukierunkowuje na pamiętne wydarzenia z 11 września 2001 roku – atak na biurowce World Trade Center. Wówczas życie głów-nych bohaterów zmienia się diametralnie. Problemem staje się nie tylko rodzina, która nie rozumie miłości pomiędzy wyznawcami

różnych religii. Pojawia się także problem stereotypowej mentalności i powszechnego upraszczania, w myśl którego muzułmanin znaczy tyle, co terrorysta. Zawsze i wszędzie. Takie odczucia towarzyszą głównemu boha-terowi w drugiej połowie filmu. Tymczasem Rizvan to człowiek, któremu matka wpoiła przyjazny stosunek do wszystkich, bez wzglę-du na to, kim są.

Z pewnością na wielkie oklaski za-sługuje rola gwiazdora indyjskiego Shah-rukha Khana, który w wyśmienity sposób zagrał osobę chorą na syndrom Aspergera. Już po kilkunastu minutach oglądania fil-mu dowiadujemy się, że osoby cierpiące na tę chorobę unikają kontaktu wzrokowego, każdy komentarz rozumieją dosłownie, są nadwrażliwe na dźwięki, zapachy i jaskrawe kolory. Nazywam się Khan często określany jest przez krytyków filmowych „indyjskim Forrestem Gumpem”, a to zapewne za spra-wą dwóch motywów: drogi i niepełnospraw-ności, które łączą wspomniane fabuły.

Warto poświęcić jeszcze kilka słów samemu pomysłowi nakręcenia filmu o tole-rancji, a właściwie, o jej braku. Podczas po-dróży przez Stany Zjednoczone Karan Johar (reżyser filmu) często spotykał się z miesz-kającymi tam Hindusami. Poznał nowojor-skie środowisko hinduskich intelektualistów, którzy podzielili się z nim spostrzeżeniami dotyczącymi tego, jak żyje się w Ameryce po zamachu na biurowce World Trade Center. „Rosnąca wrogość i nieufność Amerykanów stanowi dla osób pochodzących z południo-wo-zachodniej Azji duży problem. Zastana-wiałem się, jak wpłynęłoby to na związek hinduistki i muzułmanina. Czy zaczęliby się zastanawiać nad sobą? Czy żona obwiniała-by męża o nieprzyjemności, jakich doznaje przez jego muzułmańskie nazwisko? Te pyta-nia skłoniły mnie do podróży przez Stany Zjed-noczone i przyjrzenia się ludziom. Zwykłym ludziom, którzy są poddawani propagan-dzie”. Johar spotykał się z przedstawicielami

WARTO!

Sługa nr 1 (57)

Page 27: Wielkanoc 2010

organizacji muzułmańskich, którzy opowie-dzieli mu o szykanach, jakie spotykają mu-zułmanów w dużych, ale i małych miastach. „Rozmawiałem z ludźmi, których sąsiedzi rzucali w ich okna butelki i cegły. Z małżeń-stwami, których dzieci były bite i przezywa-ne przez szkolnych kolegów. Nie rozumiałem, jak wykształceni, cywilizowani ludzie mogą tak generalizować i dopuszczać się okru-cieństw. Każdego muzułmanina traktować jak terrorystę. W końcu pojąłem, że genera-lizują, bo boją się tego, co nieznane. Dlatego postanowiłem nakręcić film, który pomoże im zrozumieć. Chciałem zabrać głos w dysku-sji o tolerancji” – mówi reżyser.

Nazywam się Khan z pewnością moż-na zaliczyć do grupy filmów ubogacających widza swym przesłaniem; filmów, które nie są jedynie lekkostrawną papką, zaspokajającą najniższe potrzeby człowieka. Opisuje rzeczy-wistość, stawia pytania, pobudza do refleksji. Na takie filmy czekamy!

kl. Michał Rogoziński, rok V

„Jezus mu odpowiedział: <<Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszyst-ko co posiadasz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną>>. Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony; miał bowiem wiele po-siadłości” (Mt 19, 21-22).

Młodzieniec odszedł zasmucony. Ewangelie nie wspominają o jego dalszych losach. Czy dał radę odrzucić przywiązanie do bogactw materialnych i opowiedzieć się za Jezusem? Czy został Jego uczniem? A może do końca życia płakał, że nie umiał dokonać wyboru? Pan Bóg w tym fragmencie Dobrej

Nowiny przemówił do mnie kilka lat temu. „Odszedłem zasmucony”, nie umiałem na słowa Pana Jezusa wstać i pójść za Nim. Obroniłem rozprawę doktorską, rozpocząłem wykłady w Instytucie Geografii Uniwersyte-tu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ale myśl o tych słowach nie wygasła. Pan wzywał. Od-ważyłem się wreszcie… i na początku wrze-śnia br. rozpocząłem okres propedeutyczny w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Toruńskiej. Najważniejszymi punktami dnia „propedeutyka” była modlitwa różańcowa, medytacja Pisma Świętego, Liturgia Godzin, a przede wszystkim Msza Święta, dzięki któ-rej pogłębiłem osobistą relację z Panem Je-zusem oraz utwierdziłem się w przekonaniu, że dobrze odczytałem głos wzywającego Chrystusa; że moje miejsce przez najbliższe kilka lat jest tu, w toruńskim seminarium.

kl. Dominik Domin, rok I

Zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego powołanie człowieka wypełnia się przez życie w Duchu Świętym. Katechizm naucza także, że na życie takie „składa się miłość Boża oraz solidarność ludzka”. W ta-kim stwierdzeniu dostrzec można pewną analogię do znanego wszystkim przykazania miłości (zob. J 15,12). Powołanie to wołanie Boga, który za-prasza człowieka do wejścia z Nim na drogę prawdy. Dla każdego z nas ma pewien plan – plan zbawienia, czyli szczęście wieczne. Mimo wszelkich przeciwności, jakie się na-potyka, wystarczy Jego łaski (por. 2 Kor 12,9), aby osiągnąć ten cel. Sięgam pamięcią do moich lat dziecię-cych. Widzę mamę prowadzącą mnie do ko-ścioła, widzę siebie usługującego pierwszy raz podczas Mszy Świętej. Mam przed oczami moją pierwszą komżę uszytą z firanki. Pamię-tam ks. Antoniego, którego nie widziałem od tamtego czasu, a który to, jakimś dziwnym

23

Jak to było przed wstąpieniem do WSD?

WARTO!

Sługa nr 1 (57)

Page 28: Wielkanoc 2010

24

WARTO!

trafem, siedział tuż przy mnie na inauguracji roku seminaryjnego. Wracają wspomnienia. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że „nie ma zwykłych zbiegów okoliczności”. Ten z pew-nością nie był przypadkiem. Myślę, że histo-ria mojego powołania zaczyna się właśnie w tamtych latach, choć wtedy jeszcze nie by-łem tego świadomy, a droga do seminarium jeszcze daleka i, jak się okaże, kręta... Wszystkie dary Pana są piękne. Jak to ujął św. Paweł: „różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje po-sługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszyst-kiego we wszystkich” (Kor 12, 4-6). Można w tym miejscu przytoczyć słowa Jana Paw-ła II, iż „powołanie – nie tylko do życia konse-krowanego czy do kapłaństwa – jest głęboko związane z działaniem Ducha Świętego (Ad-hortacja apostolska Vita consecrata, nr 19), czyli wypełnia się w Nim. Skoro mowa jest o działaniu Du-cha Świętego, trzeba zadać pytania: „cze-go On ode mnie oczekuje? Co chce mi powie-dzieć?”. Musimy rozeznać swoje powołanie, a to jest niemożliwe bez słuchania słowa Bożego zawartego w Piśmie Świętym. Świat naszych porozrzucanych uczuć, nieuporząd-kowanych pragnień dopiero w konfrontacji ze słowem Bożym układa się w integralną całość, podobnie jak dźwięki układają się w piękną melodię. Nigdy nie zapomnę, kiedy podczas homilii, na której była mowa o powołaniu, prawie się popłakałem. Tak po prostu, mi-mowolnie. Naprawdę, ciężko mi było wtedy powstrzymać łzy. Czułem, że słowa homilii są skierowane bezpośrednio do mnie. To było wymowne przeżycie, po którym długo nie mogłem dojść do siebie. Zacząłem roz-myślać. Zabrakło jeszcze odwagi, aby pójść za Chrystusem. Miałem przecież dobrą pracę, kończyłem studia..., byłem tchórzem... Do-piero parę lat po tym wydarzeniu zdecydo-wałem się wstąpić do seminarium.

Bóg nigdy nie wycofuje raz wypo-wiedzianych słów „pójdź za Mną” (Mt 9,9). To nasz brak odwagi, zbytnie przywiązanie do tego świata czy może nieuporządkowa-na miłość przysłania nam naszą prawdziwą drogę i nie pozwala powiedzieć Chrystuso-wi: „tak”. On zawsze czeka, tak jak troskliwy Ojciec wypatruje na syna marnotrawnego. Czasami przez cierpienie poddaje nas próbie i właśnie wtedy jest bliżej nas. Powołanie to tęsknota serca, marze-nie o lepszym życiu. Jak królestwo niebieskie podobne jest do kupca poszukującego rzad-kich pereł , który gdy znajduje jakąś bardzo cenną, idzie, sprzedaje wszystko co ma i ku-puje tę perłę (por. Mt 13, 45-46), tak czło-wiek odnalazłszy swoje powołanie zostawia wszystko co ma, to kim do tej pory był i idzie za Jezusem Chrystusem. To właśnie ta tęsknota zaprowadziła mnie do seminarium. W którymś momencie mojego życia zrozumiałem, podobnie jak To-masz a’ Kempis, że „wszystko jest marnością, prócz miłości Boga i służby Jemu samemu”. Bardzo dużo zawdzięczam rozmowom z za-przyjaźnionym księdzem, który utwierdził mnie w powołaniu i dodał odwagi. Moje my-śli coraz częściej zwracały się ku Najwyższe-mu, coraz częściej też mówiłem o Nim. Dzień bez Mszy Świętej był dla mnie dniem straco-nym. To pragnienie nasilało się coraz bardziej. Pewną ulgę poczułem dopiero, gdy przekra-czałem mury seminarium... Idąc za Panem Jezusem powinni-śmy uczyć się cierpliwości, pokornie nieść nasz codzienny krzyż, gdyż prawdziwe oczysz-czenie i nawrócenie dokonuje się przez wy-siłek. „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest mnie godzien” (Mt 10,38). Trzeba umieć dla Chrystusa tracić swoje ży-cie, poświęcić Mu je całkowicie.

kl. Marek Stacherski, rok I

Sługa nr 1 (57)

Page 29: Wielkanoc 2010

Katecheza wróciła do szkół już 20 lat temu, a jej temat jest wciąż gorący, bu-dzący wiele pytań, jakby religia pojawiła się w planie lekcji dopiero we wrześniu tego roku. Lepiej było w salkach przy parafii czy teraz, w szkole? Czy widać dobre owoce reli-gii w szkole? Czy wysiłek katechetów nie jest zbyt wielki w porównaniu z niską frekwencją dzieci, a szczególnie młodzieży w kościele? Jak dziś dobrze katechizować? Pytania można mnożyć, temat jest szeroki. Moje osobiste doświadczenie kate-chezy to 12 lat, wyłączając „zerówkę”, uczęsz-czania na katechezy do salek przy parafii jako uczeń, a potem 12 lat pracy jako kate-cheta, w sumie w siedmiu szkołach. Obecnie, będąc ojcem duchownym kleryków, nie kate-chizuję w żadnej szkole. Zanim podzielę się kilkoma reflek-sjami na temat katechezy w szkole, krótka powtórka z historii. Po co ta historia? Dlate-go, że ludzka pamięć jest ulotna. Ponadto, dzisiejsza młodzież nie zdaje sobie często sprawy z tego, jaki model wychowania był proponowany w powojennej rzeczywistości. Od 1945 roku rozpoczął się okres wrogiego na-stawienia państwa do Kościoła i religii w ogó-

le. Taka była ideologia komunizmu. W Polsce, do której ten nowy system i ustrój przyszedł wraz z wpływami Związku Radzieckiego, mu-siało dojść do zderzenia ideologii komuni-zmu z tradycją i kulturą katolicką, od wieków obecną w polskim narodzie. Na różne sposo-by, również siłą, państwo walczyło z wszelki-mi przejawami religijności Polaków. Sprawa zaś wychowania młodego pokolenia w duchu socjalistycznych ideałów była prioryteto-wa. Religia w szkole była solą w oku ówcze-snych władz. Katechezę nie od razu usunięto ze szkół. Najpierw, do 1956 roku, czyniono wiele zabiegów, by katechizację utrudnić lub uniemożliwić. Ze szkół, które przecho-dziły pod patronat Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, katechezę wycofywano całkowicie. Polscy biskupi, zaniepokojeni walką z religią, wystosowali w 1950 roku list do prezydenta PRL Bolesława Bieruta, w którym czytamy: „odrodzone państwo uznało fakt, że Polska jest krajem katolickim w 95%, że nie tylko z istnienia, lecz z wychowania, z zasad mo-ralnych, światopoglądu i narodowej kultury ten uznany fakt winien być uszanowany. Jed-nakże rzeczywistość jest odmienna. W Polsce stworzony został system i program wycho-wania, który nie może być wcielony w ży-cie bez całkowitego odstępstwa od Pisma

25

Katecheza z innej perspektywy

BURZENIE BASTIONÓW

Sługa nr 1 (57)

Page 30: Wielkanoc 2010

26

Świętego. Wychowanie w polskich szkołach uczęszczanych przez katolicką młodzież, jest materialistyczne z programu i w praktyce antychrześcijańskie i antyreligijne, obce du-chowi wychowania w rodzinie. Czy więc po-zostaje to w zgodzie z dekretem o wolności sumienia?”. Sytuacja katechizacji w szkole po-lepszyła się po 1956 roku, co miało związek z ogólnymi przemianami w kraju. Taki stan rzeczy trwał jednak to tylko do 1961 roku. W ciągu tych kilku lat, jak wspominają starsi kapłani, katecheza była oazą wolności w in-doktrynowanej socjalistycznie szkole. Księża cieszyli się dużą sympatią wśród młodzieży szkolnej. Ożywił się duch wiary i chrześcijań-skich tradycji młodego pokolenia. Oczywi-ście, owo przebudzenie nie umknęło uwadze stróżów porządku politycznego i społeczne-go. Między Kościołem a państwem narasta-ło napięcie. W 1961 roku religię całkowicie usunięto ze szkół. Katecheza odbywała się w kościołach, kaplicach, domach prywatnych lub różnych „zakamarkach parafialnych”. Warunki lokalowe były skromne, ale Kościół całkiem nieźle radził sobie z nowym wyzwa-niem. Nie umknęło to władzom państwo-wym, które postanowiły na różne sposoby utrudniać organizację katechezy. Księża pro-boszczowie byli zobowiązani do zgłaszania nowych punktów katechetycznych, pisania sprawozdań związanych z katechizacją, księ-ża byli inwigilowani. Po przemianach w na-

szym kraju, w 1990 roku, katecheza wróciła do szkół. Nie był to jakiś tryumfalny powrót. Prawie 50 lat walki z Kościołem i chrześcijań-stwem zrobiły swoje. W szkołach można było wyczuć stare przyzwyczajenia, choć nie bra-kowało także wiele życzliwości ze strony na-uczycieli i uczniów. Gdy mówimy dziś o katechezie dzie-ci i młodzieży w szkołach, mamy na myśli w ogóle wychowanie młodych ludzi. Czy wy-chowywanie dzieci i młodzieży dziś jest ła-twe? Kryzysy w rodzinach, małżeństwach nie sprzyjają w żaden sposób dobremu wy-chowywaniu dzieci. Młodzi ludzie problemy domowe nawet w nieświadomy sposób prze-noszą na szkołę. Zastanawiamy się czasami, skąd tyle agresji w dzieciach i młodzieży na lekcjach, na przerwach. Jeśli w domu są kłótnie, awantury, surowe relacje, to skąd te dzieci mają mieć w sobie życzliwość, szacu-nek do innych, empatię? Księża i katecheci są czasami pierwszymi osobami, które z tymi na-pięciami, obecnymi w dzieciach, się zetkną. Nierzadko jesteśmy jak straż pożarna, która próbuje świeżo zaprószony ogień ugasić. Do tego dochodzą dziś nieciekawe wzorce oso-bowe, które dzieci i młodzież podpatrują w telewizji. Znowu religia jest wtedy miejscem konfrontacji ich świata wartości z Bożą praw-dą o człowieku. Iskry się sypią, gdy gniewna młodzież atakuje księdza „konserwatystę” i „wroga postępowej ludzkości”. Ale to do-brze. Dobrze, że ci młodzi ludzie mogą się stykać na religii z innym światem wartości. Wielu z nich nie chodzi do kościoła, ale na re-ligii są. Każdy katecheta ufa, że kiedyś te trudne rozmowy przyniosą dobry owoc. Naj-ważniejsza w tym wszystkim wydaje się cier-pliwość. Jako księża, katecheci nie możemy się na dzieci i młodzież obrażać, że są tacy, jacy są. „ Idzie mocniejszy ode mnie” – mówił Jan Chrzciciel. Za mną, jako katechetą, stoi także Ktoś mocniejszy. Do tej prawdy również sam powracałem. Katecheza w szkole to był czas również mojego nawracania. Młodzi lu-

BURZENIE BASTIONÓW

Sługa nr 1 (57)

Page 31: Wielkanoc 2010

dzie czują doskonale czy katecheta sam żyje tym, co głosi, czy tylko coś odtwarza. Obecność kapłanów, katechetów świeckich w szkole to również ogromna szan-sa współpracowania z dziećmi i młodzieżą, którzy w wielu przypadkach są osobami na-prawdę wierzącymi, szczerze szukającymi, otwartymi. Nie zapomnę osobiście Dni Pa-pieskich, jasełek, wieczorów poezji, przed-stawień przygotowywanych na rekolekcje wielkopostne i wiele innych inicjatyw. Te wy-darzenia są szczególna nagrodą, radością apostolską. Do tego dochodzą osobiste roz-mowy, gdy młodzi widzą, że katechecie moż-na ufać. O księżach i katechetach w szko-le mówi się często, że są na pierwszej linii frontu. Praca w szkole nie należy do łatwych. Jest to praca głęboko organiczna, wymaga-jąca cierpliwości i wytrwałości. A co wtedy, gdy budzi opór, zniechęcenie, nawet w ka-techecie czy księdzu? To dobrze, ziarno musi obumrzeć, by wydać plon. To jest dopiero do-świadczenie paschalne!

ks. Sławomir Witkowski,ojciec duchowny WSD

Wielu współcześnie zadaje pytanie: „dlaczego Kościół zaleca kult świętych?”. Owo pytanie domaga się odpowiedzi, szcze-gólnie w czasach, w których pojawiły się twierdzenia o rzekomym pomniejszeniu kul-tu Chrystusa na rzecz oddawania czci świę-tym. Teza ta pociągała niekiedy konkretne działania skazujące świętych na swoisty „exodus” z Kościoła. W latach 70. dokony-wał się specyficzny XX-wieczny ikonoklazm [niszczenie obrazów przedstawiających Oso-by Boskie; przyp. red.]. Racjonalne wytłuma-czenie kultu świętych tkwi w fundamental-nym stwierdzeniu, iż Jezus Chrystus stał się

człowiekiem, najpełniej „ukonkretnił” Boga Ojca – Jedynie Świętego. Jezus Chrystus, jako Bóg-Człowiek, jest naszym Pośredni-kiem u Ojca. Dla chrześcijanina bezpośredni kontakt z Bogiem nawiązuje się w Chrystusie i przez Chrystusa. Miłowanie Boga w Chry-stusie dokonuje się, ukonkretnia w stosunku do bliźniego. Uznając, „spotykając” Chrystu-sa w najmniejszym bracie i siostrze, chrześci-janin wierzy, że spotka Chrystusa w dniu sądu (zob. Mt 25, 31-46). Kochamy świętych także dlatego, że należą oni do Chrystusa, są cząst-kami Jego Ciała. W ich umiłowaniu „łatwiej” realizuje się bezpośredniość miłości Boga i Chrystusa. Kult świętych nie jest instytucją po-średniczenia, „biurem pośrednictwa”. Bóg stworzył świat dla wypełnienia go swoją chwałą. Wszelkie działanie człowieka w mocy Boga na tej drodze sprawia, że Bóg „zajmuje miejsce” we wszystkim i wszystko odnajdu-je w Bogu. Święci natomiast należą do tych, którzy takie działanie uczynili celem swojego ziemskiego życia. Cześć oddawana świętym jest wielbieniem samego Boga. Święci nie są tylko ozdobą historii Kościoła, należą do jego istoty. Bez świętych Kościół nie byłby sobą. Kościół musi posiadać „chmurę świętych” (por. Hbr 12,1), która gło-si skuteczność Bożej łaski, odkupieńczej łaski Chrystusa. Gdyby nie było świętych, Kościół nie byłby tożsamy, nie stanowiłby Ciała Chry-

Kult świętych

27

BURZENIE BASTIONÓW

Sługa nr 1 (57)

Page 32: Wielkanoc 2010

28

BURZENIE BASTIONÓW

stusa. Przyjrzyjmy się pokrótce historii kul-tu świętych. Pierwsi czczeni w Kościele święci to męczennicy. Ich kult wywodzi się z dalekiej prehistorii, z czci oddawanej zmarłym. Zmar-łych chowano na cmentarzach podziemnych (w katakumbach) lub naziemnych. Rodzi-na gromadziła się przy grobie, szczególnie w rocznicę urodzin zmarłego (dies natalis), by ofiarować napoje lub pokarmy cieniom zmarłych (manom) i by dzielić z nimi refrige-rium (bankiet, ucztę żałobną). Chrześcijanie stosowali się do tych zwyczajów, unikając tych elementów, które były nie do pogodze-nia z wiarą w zmartwychwstanie człowieka. Nie rezygnując z refrigerium, sprawowali na cmentarzach Eucharystię. Zastąpili też płacz i lament śpiewem pełnych nadziei psal-mów. Chrześcijanie, w odróżnieniu od pogan, gromadzili się przy grobie, aby obchodzić nie dies natalis do życia ziemskiego, ale dies na-talis jako narodziny do życia prawdziwego, do życia w niebie. Kult męczenników, któ-ry w początkowym okresie miał zasięg je-dynie lokalny, stopniowo rozprzestrzeniał się na inne pobliskie i odleglejsze Kościoły, aż stał się kultem powszechnym. Od kultu oddawanego męczennikom, którzy przelali krew za Chrystusa, Kościół sto-

sunkowo szybko przeszedł do oddawania czci tym, którzy wyznali swą wiarę publicznie zno-sząc tortury, więzienie czy wygnanie. Liczba świętych znacznie wzrosła, kiedy wzięto pod uwagę postacie wielkich bi-skupów, którzy swoim nauczaniem i przykła-dem życia wnieśli wiele światła w zrozumie-nie wiary chrześcijańskiej (np. św. Atanazy, biskup Aleksandrii). Inną grupą, opartą ciągle na intuicji męczeństwa duchowego, jest krąg ascetów, dziewic, mnichów oraz wszystkich wiernych, którzy w jakiejkolwiek sytuacji złożyli heroiczne świadectwo życia chrześci-jańskiego. Należy w tym miejscu podkreślić, iż w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa nie było formalnie prowadzonych proce-sów kanonizacyjnych. O świętości zmarłych wyznawców decydowała opinia publiczna, zatwierdzana przez duchowieństwo z bi-skupem na czele. W starożytności owocem nieformalnej kanonizacji było ustanowienie wspomnienia danego świętego i rocznicowe obchody pod przewodnictwem biskupa. Pierwszym formalnie, według prze-pisów prawnych, kanonizowanym świętym został Ulryk, biskup Augsburga. Papież Jan XV kanonizował go w 995 roku na Synodzie Late-rańskim. W latach 1625 i 1632 papież Urban VIII definitywnie przypisał prawo kanonizo-wania tylko i wyłącznie Stolicy Apostolskiej. Ustalono też, że beatyfikowanemu oddaje się cześć publiczną na określonym terytorium lub w określonej społeczności. Natomiast na mocy kanonizacji można danego świętego czcić w całym Kościele. Współcześnie Sobór Watykański II podkreślił, że potwierdzenie kultu świę-tych nie może prowadzić do pierwszeństwa przed obchodami tajemnic zbawienia. Dla-tego Sobór w Konstytucji o liturgii Sacro-sanctum Concilium zaleca, „aby uroczysto-ści świętych nie przesłaniały świąt, których treścią są misteria zbawienia, należy wiele spośród tych uroczystości pozostawić Kościo-łom partykularnym, poszczególnym narodom

Sługa nr 1 (57)

Page 33: Wielkanoc 2010

lub rodzinom zakonnym, rozciągając na cały Kościół tylko te, które upamiętniają świę-tych o prawdziwie powszechnym znaczeniu”. Stąd też w wielu regionach czcimy różnych świętych i błogosławionych. W naszej diece-zji szczególnym kultem otaczamy bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego oraz bł. Marię Karłowską. Warto z całą pewnością podkreślić, iż „być świętym” nie musi oznaczać tyle, co „być włączonym w ich poczet przez Ko-ściół.” Zgodnie z nauką Kościoła, świętymi są wszyscy Ci, którzy znajdują się w Chwale Nieba i wielbią Boga w Trójcy Jedynego. Naj-prawdopodobniej wielu z naszych bliskich zmarłych już tam przebywa. Oni także zasłu-gują na miano świętych, którym cześć od-dajemy w Uroczystość Wszystkich Świętych, czyli 1 listopada. Ze względu jednak na brak wiedzy o miejscu ich przebywania po śmier-ci, Kościół nakazuje nieustanną modlitwę za wszystkich tych zmarłych, którzy nie zostali wyniesieni na ołtarze.

kl. Marcin Jędraszek, rok IV

Polska pod znakiem krzyża Jadąc przez Polskę, często napotyka-my na przydrożne krzyże, drewniane czy me-talowe, raz większe, raz mniejsze; krzyże, które postawiono w miejscach tragicznych wypadków, w których zginęli ludzie. Krzyż sto-jący na poboczu dla jednych może być ostrze-żeniem o niebezpieczeństwie, a dla innych zachętą, aby westchnąć do Boga za zmarłego, który tu zginął. Ten krzyż ustawiony w miej-scu śmierci jest zapewne świadectwem wia-ry, tych ludzi, którzy w ten sposób upamięt-nili śmierć swoich bliskich; wiary w to, że Pan Bóg zbawia skruszonego człowieka, że jest obecny w różnych, nawet w tragicznych sytu-

acjach naszego życia. Jadąc przez Polskę, natrafiamy na krzyże stojące na skrzyżowaniach i rozsta-jach dróg miast i wsi. Nie dziwi nas również widok krzyża umieszczonego na wieży świąty-ni otoczonej drzewami, który błogosławi spo-glądającym na nią. Kiedyś z domu nie wyszło się rano do pracy czy do szkoły, zanim nie po-wiedziało się: „Zostańcie z Bogiem”, nie za-nurzyło palców w kropielnicy umieszczonej przy drzwiach wejściowych, i nie uczyniło się znaku krzyża. Uczono nawet specjalnej modlitwy, która towarzyszyła tej czynności: „Przez to święte pokropienie, Boże, odpuść me zgrzeszenie. Na tknienie tej wody świę-tej, niech ucieka duch przeklęty” (ks. Józef Bielicki, Nauka domowa religii katolickiej, To-ruń 1909, s.7.). Po powrocie do domu pierw-szymi wypowiadanymi słowami było pozdro-wienie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i ponownie gest przeżegnania się wodą święconą. Żadna kobieta nie rozpoczę-ła krojenia nowego bochenka chleba, zanim go nie pobłogosławiła znakiem krzyża, a męż-czyzna nie przeszedł obojętnie obok kościoła, przydrożnej kapliczki czy krzyża, zanim nie zdjął czapki i nie skłonił głowy. Krzyże, które spotykamy na co dzień, są wyrazem wiary naszych przodków, a postawa i szacunek, jaki ludzie współcześni okazują wobec tych krzy-ży, jest znakiem ich wiary. Nigdy nie brako-wało tego świętego znaku w historii Narodu Polskiego. Z krzyżem w ręku zginął ks. Sko-rupka w wojnie z bolszewikami w 1920 roku; krzyż wisiał na bramach Stoczni Gdańskiej przed trzydziestoma laty, gdy trwał strajk stoczniowców; przed brzozowymi krzyżami gromadzili się na modlitwie walczący o nie-podległość polscy powstańcy i partyzanci kryjący się w lasach. Szczególnym krzyżem jest chyba ten wzniesiony na Giewoncie, o którym Słu-ga Boży Jan Paweł II powiedział: „I kiedy koń-czył się wiek XIX, a rozpoczynał współczesny, ojcowie wasi na szczycie Giewontu ustawili

29

BURZENIE BASTIONÓW

Punkt zapalny

Sługa nr 1 (57)

Page 34: Wielkanoc 2010

30

BURZENIE BASTIONÓW

krzyż. Ten krzyż tam stoi i trwa. Jest niemym, ale wymownym świadkiem naszych czasów. Rzec można, iż ten jubileuszowy krzyż pa-trzy w stronę Zakopanego i Krakowa, i dalej: w kierunku Warszawy i Gdańska. Ogarnia całą naszą ziemię od Tatr po Bałtyk. Chcieli wasi ojcowie, aby Chrystusowy krzyż kró-lował w sposób szczególny na Giewoncie”. I tak się też stało. Krzyż jest dla Polaków świę-tym znakiem, związanym z naszą Ojczyzną od początków jej istnienia. Krzyż jest świę-tym drzewem, które swymi korzeniami wro-sło w polską ziemię, tak bardzo przesiąknięta krwią jej synów i córek walczących o jej su-werenność i niepodległość. Obecność krzyża w naszej Ojczyźnie wydaje się być tak oczywi-sta i naturalna, że aż trudno uwierzyć, że za-czyna brakować dla niego miejsca, aż trudno uwierzyć w to wszystko, czego byliśmy świad-kami w Warszawie.

Polskę szczególnie umiłowałem Na zakończenie ostatniej swojej piel-grzymki do Ojczyzny, papież Jan Paweł II żegnał Polaków słowami zapisanymi przez Polską mistyczkę – św. Faustynę: „Polsko, Ojczyzno moja, Bóg Cię wywyższa i wyszczególnia, umiej być wdzięczna!”. Jest taka fotografia Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie z okresu Powstania Warszawskiego, gdzie po-śród gruzów stolicy dostrzegamy leżącą figurę Chrystusa, który jedną ręką obejmuje krzyż, a drugą trzyma uniesioną w geście błogosła-

wieństwa. Patrząc na tę fotografię możemy sobie przypomnieć słowa Chrystusa wypo-wiedziane do św. Faustyny: „Polskę szczegól-nie umiłowałem”. Tak Pan Jezus umiłował naszą Ojczyznę, że nawet w czasie wojny po-dzielił los Polaków. Postument Odkupiciela świata legł pod gruzami Warszawy, niewiele zniszczony. Chrystus chciał może przez to po-kazać, że nas nie opuszcza, że cierpi razem z nami, z naszym narodem, którego szczegól-nie umiłował, że dzieli naszlos. Pan Bóg dał znak, że jest w miejscach, wydawałoby się, pozbawionych Jego obecności. Ale On z nami był w takich trudnych sytuacjach, jak dwa ty-siące lat temu na Golgocie – cichy i pokorny, bez władzy i potęgi, mąż boleści. Dzielił nasze cierpienie, leżał razem z poległymi Polakami, pod gruzami stolicy naszego kraju i w ziemi katyńskiej. Znowu okazał swą bliskość. To samo Krakowskie Przedmieście, gdzie leżał postument Chrystusa Zbawiciela, było świadkiem przykrych scen, gdzie obec-ność krzyża Syna Bożego wywołała wiele kon-trowersyjnych reakcji. W homilii, wygłoszonej podczas Mszy Świętej na Jasnej Górze z oka-zji Uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej, abp Sławoj Leszek Głódź nazwał Krakowskie Przedmieście „ulicą krzyży”, na której krzyż Zbawiciela zaczął przeszkadzać. Ksiądz Ar-cybiskup mówił: „ I to tam, w Warszawie, mieście, które w dniach Powstania prze-szło wielką lekcję krzyża. I to tam, na Kra-kowskim Przedmieściu, ulicy krzyży. Dźwiga swój krzyż Chrystus sprzed Bazyliki Święte-go Krzyża. Wspiera się o Chrystusowy krzyż król Zygmunt III Waza z kolumny na placu Zamkowym. Doznały te krzyże upokorzenia w dniach wojny, zrzucone przez najeźdźcę na bruk. Zostały podniesione i wywyższone przez Naród, miłujący swojego Zbawiciela. Głoszą dalej pokoleniom warszawian, tam, na Trakcie Królewskim, lekcje krzyża - znaku największej miłości, która nikogo nie wyklu-cza, nikogo nie stawia poza nawias.”

Sługa nr 1 (57)

Page 35: Wielkanoc 2010

Czy ta wojna była potrzebna? Właściwie od zakończenia wyborów prezydenckich, od lipca br. nie było w me-diach tematu poza jednym: krzyż w War-szawie. Po deklaracji nowego prezydenta, że krzyż zostanie usunięty sprzed pałacu, w którym będzie urzędował, wydarzenia z Warszawy były głównym punktem każdego programu informacyjnego. O czym mogliśmy się dowiedzieć? Mogliśmy usłyszeć, że ludzie czuwający pod krzyżem są ze średniowiecza i reprezentują ciemnogród, a prawdziwymi bohaterami są ci, którzy ich obrażają. Czu-wanie pod krzyżem ukazywane było najdeli-katniej mówiąc jako głupstwo; za to nocna, pełna agresji manifestacja (na którą zgodę wydała prezydent Warszawy), gdzie każdy mógł obrażać Chrystusowy krzyż, gdzie każdy mógł modlić się do kurczaka, pizzy czy czego-kolwiek innego, ukazana została jako szczyt odwagi. Ośmieszani byli ludzie stojący przy krzyżu; ale ci, którzy przyszli krzyczeć: „Chcemy Barabasza!” zostali ukazani jako wielcy bohaterowie. Dziennikarze współczuli „biednym księżom”, którzy przyszli po krzyż, ale za chwilę cieszyli się jak pewien polityk obraża kapłanów i mówi, że nie będziemy w Polsce otwierać dróg z kropidłem w ręku; z wielką satysfakcją przekazywali informacje, jak inny polityk wysyła polskich kapłanów do egzorcystów, sugerując, że są ludźmi opę-

tanymi przez demona – czysta diabelska per-fidia. Tragiczne były przepychanki politycz-ne, kiedy poszczególne partie wzajemnie się obwiniały za zaistniałą sytuację. Mówiło się o krzyżu, który stał się „średniowiecznym za-bobonem”, ale o rosnącym długu publicznym nikt nie wspominał, bo po co?! Temat krzyża był bardziej ciekawy, a informacje o zadłuża-niu naszego państwa mogłyby zaszkodzić rzą-dzącym. Dopóki prezydent nie podjął decyzji o usunięciu krzyża (albo bardziej poprawnie politycznie: o przeniesieniu krzyża), więk-szość Polaków w ogóle nie wiedziała o tym, że przed pałacem prezydenckim stoi krzyż. Czy ta wojna o krzyż nie została sztucznie wy-wołana?! Przyznać należy, że ta „obrona krzy-ża” przestała mieć wiele wspólnego z chrze-ścijaństwem, a krzyż stał się narzędziem w rękach rządzących. Do takich scen nie musiało i nie powinno było dojść! Ten krzyż mógł tam stać spokojnie, nie musiał być szarpany przez polityków, chcących załatwić nim swoje interesy, nie musiał być szarpany przez media, chcące wywołać ciekawą woj-nę. Mógł stać i nikomu nie przeszkadzać, tak jak nie przeszkadzał do czasu wyborów prezydenta, tak jak nie przeszkadza żaden krzyż stojący w miejscach tragicznych wypad-ków, przy drogach. Ten krzyż mógł tam stać,

31

BURZENIE BASTIONÓW

Sługa nr 1 (57)

Page 36: Wielkanoc 2010

32

BURZENIE BASTIONÓW

dopóki prezydent nie spełniłby swej obietni-cy o postawieniu pomnika upamiętniającego ofiary smoleńskiej katastrofy. Ale o tym się nie mówi, bo to nikogo nie obchodzi, bo by-łoby zbyt spokojnie. A tak, można się pode-nerwować, powiedzieć, że znowu wszystko przez księży, których trzeba opodatkować.

Krzyż, który dzieli Na początku powiedzieliśmy, że krzyż w naszym kraju nie jest czymś dziwnym. Obecność krzyża w Polsce to normalna rze-czywistość. Chrześcijaństwo nierozerwalnie związane jest z naszą Ojczyzną. Pamiętając tylko o Ojczyźnie i o honorze, a zapominając o Panu Bogu, tracimy naszą narodową tożsa-mość. W sprawie krzyża w Warszawie wy-powiadali się różni ludzie – Polacy. Zadziwia-jące jest to, że krzyż przeszkadzał najbardziej ludziom „wierzącym”, którzy deklarowali się, jako praktykujący katolicy... Krzyż bardziej przeszkadza wyznawcom Chrystusa, niż ate-istom!? Chyba coś jest nie tak. Katolicy są oburzeni i zdziwieni faktem, że w katolickim kraju ktoś postawił krzyż. Katolicy są obu-rzeni, że ktoś wypowiada „antysemickie” słowa, że ktoś obraża Mahometa i jednocze-śnie są oburzeni obecnością krzyża – chyba zapominają kim są i dlatego nie rozumie-ją krzyża. Wiele można powiedzieć na te-mat: „czy ten krzyż stał tam zgodnie z pra-wem, czy niezgodnie z prawem?”. Wielu już na ten temat się wypowiedziało. Ale czy nie dziwi sam fakt tej wielkiej wojny o obec-ność krzyża w katolickim kraju? Czy znowu powracamy do czasów sprzed 1989 roku? Wielu ludzi podniosło głos, że krzyż powi-nien jednoczyć. Jest to prawdą, że krzyż ma jednoczyć chrześcijan, dla których zawsze jest świętym znakiem, znakiem naszego zbawienia, bo w to święte drzewo wsiąkała krew naszego Zbawiciela. Jednak nie wolno nam zapomnieć, że krzyż od samego począt-ku nie połączył wszystkich ludzi, przeciwnie,

podzielił ich. Już św. Paweł pisał w Liście do Koryntian, że nauka krzyża jest dla niektó-rych głupstwem i zgorszeniem. Krzyż dzielił, bo przeszkadzał tym, którzy nie uznali Bożej mocy, nie uznali w Panu Jezusie Zbawiciela. Czy zatem chrześcijańska Polska wypiera się Tego, w Kogo wierzyła od samego początku swego istnienia? Krzyż przeszkadzał, przeszkadza i pewnie będzie przeszkadzał. Ale jako katoli-cy mamy obowiązek bronić go w naszym kra-ju.

Brońcie krzyża, wpisanego w tożsamość na-rodową… Na koniec warto przywołać słowa, które pod Giewontem w 1997 roku wypowie-dział Papież Polak: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili” — te słowa kierują naszw-zrok ku Krzyżowi świętemu, ku drzewu krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata. „Nauka bowiem krzyża – jak pisze św. Paweł – któ-ra jest głupstwem dla świata, dla nas jest mocą Bożą” (por. 1 Kor 1, 18). Rozumieli to do-brze mieszkańcy Podhala. Umiłowani bracia i siostry, nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpo-wiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obraża-ne w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów pu-blicznych, szpitali. Niech on tam pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o mi-łości Boga do człowieka, która w krzyżu zna-lazła swój najgłębszy wyraz.

dk. Artur Stachowski, rok VI

Sługa nr 1 (57)

Page 37: Wielkanoc 2010

Odpusty

33

BURZENIE BASTIONÓW

Zagadnienie odpustów należy do mało znanych. Rzadko kiedy spotyka się wiernych, którzy posiadają wiedzę na temat tego bezinteresownego daru Boga dla czło-wieka. Przyznać trzeba, że chodzi o delikatną materię, więc może dlatego jest tak nieczęsto podejmowana, mimo że Urząd Nauczycielski Kościoła wydał wiele dokumentów ją obja-śniających. Odpust należy do sakramenta-liów, ale ściśle związany jest z sakramentami (sakrament pokuty i pojednania oraz Eucha-rystia). Z tej racji odpust jest integralną czę-ścią naszego życia chrześcijańskiego. Myślę, że chwila zastanowienia się nad tą tajemnicą będzie przydatna dla każdego z nas. Na samym początku należy zdefinio-wać pojęcie odpustu. „Odpust jest to daro-wanie przed Bogiem kary doczesnej za grze-chy zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako sza-farz owoców odkupienia rozdaje i prawomoc-nie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych” (Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 992; Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1471). Myślę, że ta definicja jest dosyć czytelna. Jedyna wątpliwość, która może się pojawić, dotyczy pierwszego zdania powyższej definicji. Postaram się to wyjaśnić. W sakramencie pojednania otrzymujemy przebaczenie grzechów, które wyznajemy, i za które szczerze żałujemy. Przebaczenie uwalnia nas od winy (tym samym jest nam darowana kara wieczna, czyli kara piekła) i pozwala nam osiągnąć zbawienie, ale nie uwalnia nas od kary doczesnej za popełnione grzechy. Innymi słowy, Bóg przebaczył nam to, że zabrudziliśmy naszą duszę, ale musi nas z tego brudu oczyścić, bo „nic nieczystego nie wejdzie do Miasta Świętego” (Ap 21,27). Jak wspomniałem, Urząd Nauczy-cielski Kościoła wydał wiele dokumentów

tyczących się odpustów. Liczba ta dowodzi, że zagadnienie darowania kar doczesnych za popełnione grzechy jest dla Kościoła bar-dzo ważne. Znając definicję pojęcia odpust, logicznym byłoby zapytać: „kto taki odpust otrzymać może? Czy wszyscy ludzie? A może tylko kobiety albo tylko mężczyźni?”. Otóż, odpust może otrzymać każdy człowiek, któ-ry jest osobą ochrzczoną, wolną od eksko-muniki [kary wyłączenia ze wspólnoty Ko-ścioła katolickiego; przyp. red.], w stanie łaski uświęcającej i poddaną udzielającemu odpustu (biskupowi lub papieżowi). Do tego trzeba dodać, że osoba pragnąca uzyskać od-pust, musi mieć przynajmniej ogólną intencję uzyskania odpustu. Ponadto, musi wypełnić nakazane czynności w określonym czasie i w należyty sposób, o których będzie mowa w dalszej części artykułu. Występuje kilka rodzajów odpustów. Odpusty dzielą się na: zupełne, częściowe, osobowe, miejscowe, rzeczowe. Odpust zupełny polega na całkowitym darowaniu wiernemu wobec Boga wszystkich kar docze-snych należnych mu za grzechy już zgładzone co do winy. Ten kto uzyska odpust zupełny, jest w takim stanie duchowym, jak zaraz po chrzcie świętym. Gdyby umarł, poszedłby prosto do nieba. Aby uzyskać odpust zupełny, należy spełnić następujące warunki: być wol-nym od jakiegokolwiek grzechu, nawet po-wszedniego; godnie przyjąć Ciało Pańskie; odmówić modlitwę w intencjach Ojca Świę-tego; wykonać określone czynności zwią-zane z uzyskaniem odpustu. Czynnościami tymi są: adoracja Najświętszego Sakramentu przez co najmniej pół godziny (także w przy-padku, gdy Pan Jezus nie jest wystawiony w monstrancji); odmówienie w sposób ciągły różańca wraz z pobożnym rozmyślaniem ta-jemnic; czytanie Pisma Świętego przez przy-najmniej pół godziny i traktowanie tej czyn-ności, jako czytanie duchowe; odprawienie Koronki do Miłosierdzia Bożego w kościele, bądź w kaplicy w obecności Najświętszego

Sługa nr 1 (57)

Page 38: Wielkanoc 2010

Sakramentu; odprawienie Drogi Krzyżowej, np. w kościele lub placu przykościelnym, z rozważaniem męki i śmierci Chrystusa. Odpust zupełny możemy uzyskać tyl-ko jeden raz w ciągu dnia. Możemy go ofia-rować za siebie, bądź za osobę zmarłą. Nie możemy natomiast uzyskać go za żywych. Co ciekawe, co roku w dniach od 1 do 8 li-stopada nawiedzając cmentarz, spełniając wszystkie wyżej podane kryteria uzyskania odpustu i dodatkowo modląc się w inten-

cji konkretnego zmarłego, można uzyskać za tego zmarłego odpust zupełny. Jak wspomniałem, odpusty dzielą się na kilka grup. W tym numerze omówione zo-stało pojęcie odpustu – wyjaśnienie terminu, a także zagadnienie odpustu zupełnego. Po-zostałą część tematu postaram się przybliżyć Drogim Czytelnikom na łamach następnego numeru Sługi.

kl. Krzysztof Olaś, rok IV

34

Odwiedzając Grudziądz, miasto o bo-gatej historii i tradycjach, można podziwiać i zwiedzać cenne zabytków. Niestety, wiele z nich dotkliwie ucierpiało w trakcie II wojny światowej. Skutkiem działań zbrojnych jest chociażby zrównana z powierzchnią ziemi wieża zamkowa Klimek, z której przy dobrej widoczności można było dosięgnąć wzro-kiem zamku w Chełmnie czy Świeciu nad Wi-słą. Na szczęście, wojnę przetrwał najstarszy grudziądzki kościół – kolegiata p.w. św. Miko-łaja. Kościół farny, bo o nim mowa, znajduje się w północno-zachodnim narożniku Rynku Głównego. Zbudowany został na przełomie XIII i XIV wieku. Kolegiata jest budowlą gotyc-ką, murowaną z cegły, o wyraźnie wyodręb-nionym orientowanym prezbiterium, przy-kuwa wzrok zbliżających się do niej długimi

ostrołukowymi wnękami okiennymi. W prze-pięknym trójkondygnacyjnym ołtarzu cen-tralne miejsce zajmuje obraz z wizerunkiem św. Mikołaja z 1950 roku autorstwa Jerzego Hoppena. Najstarszym zabytkiem kolegiaty jest chrzcielnica z czarą romańską, datowaną na XIII wiek. W kolegiacie znajdują się rów-nież dwa ołtarze boczne: w nawie północ-nej – Matki Bożej Łaskawej, a w nawie połu-dniowej – Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Małgorzaty Marii Alacoque. Wzrok nawiedzających grudziądzką farę przykuwa znajdujący się w nawie północ-nej ołtarz z połowy XVII wieku. W centralnej jego części, pod zasłoną zewnętrznego ob-razu przedstawiającego scenę Wniebowzię-cia NMP autorstwa L. Torwirda z 1954 roku, znajduje się Cudowny Wizerunek Matki Bo-

Nowa bazylika mniejsza

...................................................................

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 1 (57)

Page 39: Wielkanoc 2010

żej Łaskawej. Słynący łaskami Obraz pochodzi z epoki baroku, z II połowy XVII wieku. Przed-stawia Matkę Bożą trzymającą na rękach Dzie-ciątko Jezus. Maryja i Pan Jezus są otoczeni aniołami, a ich twarze wyraźnie promieniują ciepłem. Obraz został przyozdobiony srebrną sukienką pochodzącą z początku XVIII wieku. Skronie Matki Bożej i Dzieciątka Jezus zdobią korony pobłogosławione przez Ojca Świętego Jana Pawła II 9 marca 2002 roku. Koronacji obrazu dokonał Biskup Toruński Andrzej Su-ski 7 września 2002 roku. W ostatnich latach grudziądzka fara była świadkiem wielu doniosłych uroczysto-ści. W 1988 roku kolegiatę nawiedziła pere-grynująca kopia Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Dnia 25 marca 1992 roku parafia farna została włączona w ramy nowopowstałej diecezji toruńskiej. Waż-nym wydarzeniem dla kościoła św. Mikołaja był dzień 1 grudnia 1992 roku, w którym to, na mocy dekretu Ks. Bpa Andrzeja Suskiego, kolegiata grudziądzka wyniesiona została do godności kolegiaty. Od tego dnia piecza i troska nad pięknem liturgii spoczywa na ka-pitule księży kanoników na czele z jej prepo-zytem, ks. protonotariuszem apostolskim Ta-deuszem Nowickim. W dniach 25-26 czerwca 1996 roku kolegiata grudziądzka gościła pere-grynującą po diecezji toruńskiej figurę Matki Bożej Fatimskiej. Dnia 3 maja 2002 roku Bi-skup Toruński powołał do istnienia przy ko-legiacie sanktuarium diecezjalne Matki Bożej Łaskawej Patronki Grudziądza, afiliowane 17 czerwca 2004 roku do Bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. W dniach 20-21 lutego 2010 roku sanktuarium gościło Krzyż Papieski – krzyż, który Sługa Boży Jan Paweł II trzymał w rękach podczas drogi krzyżowej w Wiel-ki Piątek, 25 marca 2005 roku. Decyzją papieża Benedykta XVI grudziądzka kolegiata zostanie wyniesiona do rangi bazyliki mniejszej. Tytuł ten przyzna-wany jest kościołom wyróżniającym się war-tością zabytkową, liturgiczną, pielgrzymkową

i duszpasterską. Patronat nad każdą bazyliką w sposób szczególny przejmuje sam papież, którego herb lub insygnia Stolicy Apostolskiej znajdują się w takiej świątyni, podkreślając w ten sposób jej rangę. Dokumenty nadania zostały podpisane już w lipcu br., natomiast uroczysta proklamacja nastąpi 6 grudnia br. o godzinie 16. Warto wspomnieć, że w diecezji toruńskiej, oprócz grudziądzkiej kolegiaty, honorowy tytuł bazyliki mniejszej przysłu-guje także bazylice katedralnej p.w. św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty w Toruniu, konkatedrze p.w. Świętej Trójcy w Chełmży oraz kościołowi p.w. św. Tomasza Apostoła w Nowym Mieście Lubawskim.

kl. Krzysztof Kownacki kurs II

Kl. Artur Narodzonek: Jest Pan wykładowcą naszego uni-wersytetu. Jak wygląda kariera naukowa Pana Profesora, począwszy od studiów magi-sterskich do chwili obecnej?Prof. Ireneusz Mikołajczyk:

35

Dr. hab. Ireneuszem Mikołajczy-kiem, profesorem UMK w Toru-niu, wykładowcą języka łaciń-

skiego w WSD w Toruniu

Rozmowa z ...

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 1 (57)

Page 40: Wielkanoc 2010

Zacznę może nie od samych studiów magisterskich, ale od samego początku. Mia-nowicie, do szkoły podstawowej zacząłem uczęszczać mając sześć lat. Miałem wówczas opanowany cały elementarz i umiałem pisać. Był problem, co ze mną zrobić. W związku z tym dyrektor przyjął mnie od razu do drugiej klasy. Zatem szkołę podstawową skończyłem mając lat trzynaście. Następnie liceum ogól-nokształcące, w którym nauka trwała cztery lata. Maturę uzyskałem mając lat siedemna-ście, czyli o dwa lata wcześniej, niż maturzy-ści dzisiaj. Potem od razu studia na Uniwersy-tecie Mikołaja Kopernika na kierunku filologii klasycznej. Ukończyłem je w 1969 roku. Do-dam, że w tym czasie mieliśmy jeszcze dodat-kowe studia połączone z filologią klasyczną, a mianowicie filologię rosyjską. Po studiach miałem zostać asystentem, ale ze wzglę-dów politycznych, jako że nie należałem ani do żadnej partii, ani do żadnego stowarzy-szenia młodzieży, w związku z tym, decyzją władz partyjnych uczelni, nie zostałem asy-stentem, czyli znalazłem się bez pracy. Za-częło się więc jej poszukiwanie. Przez pięć lat pracowałem jako lektor języka rosyjskiego w jednej z wyższych szkół w Toruniu, która obecnie już nie istnieje. W 1974 roku wró-ciłem na uczelnię i objąłem stanowisko star-szego asystenta, później zrobiłem doktorat, kolejne powiększanie dorobku naukowego, habilitacja. Wreszcie stanowisko profesora UMK, na którym wykładam do chwili obec-nej.

Kl. Paweł Szczęsny: Skąd w ogóle zrodził się pomysł, aby podjąć studia z zakresu filologii klasycz-nej?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: Myślę, że pomysł pojawił się już w li-ceum, gdzie miałem dwoje wspaniałych na-uczycieli latynistów, dziś już śp. panią Reginę Banaszak i pana prof. Dominika Banaszaka,

którzy przez cztery lata uczyli mnie języka łacińskiego, w znanym zresztą z wysokiego poziomu nauczania liceum. Mianowicie, było to Liceum Ziemi Kujawskiej we Włocławku. Właśnie wiedza tych wspaniałych pedago-gów i ich postawa sprawiły, że wahając się przed dokonaniem wyboru, zdecydowałem się na ten kierunek. Dzisiaj, patrząc z per-spektywy czasu, nie żałuję tego wyboru. Pamiętam, że gdy byłem w dziesiątej klasie (wówczas była inna numeracja klas), nauczy-cielka chemii namawiała mnie na inny kieru-nek, gdyż widziała we mnie chemika. Jednak pozostałem wierny swojemu wyborowi.

Kl. Artur Narodzonek: Czy praca, którą obecnie zajmuje się-Pan Profesor, jest ciężka? Wyczerpująca? Ja-kie są jej plusy i minusy?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: Przede wszystkim praca ta pozwa-la realizować siebie, spełniać swoją pasję, bez tego uważam, że nie da się pracować i go-dzić wielu obowiązków. Wymaga ona ogrom-nej samodyscypliny. Jest ciężka w tym sensie, że trzeba sobie narzucić pewien rytm pra-cy, pogodzić czas wolny. Po sześciu, czy iluś godzinach przyjechać do domu, chwilę od-począć i siąść powiedzmy do komputera, niegdyś do maszyny i swoją normę odrobić. Tutaj właśnie obowiązuje ogromna samo-dyscyplina, systematyczność. Jest to dość ważne. Oczywiście, nie pracujemy do kom-pletnego wyczerpania, ale jest satysfakcja, gdy po jakimś czasie widzi się efekt w postaci, czy to publikacji, czy jakiegoś artykułu. A mi-nusy to przede wszystkim to, że ma się mało wolnego czasu dla siebie i trzeba umiejęt-nie tym czasem gospodarować, umiejętnie go rozkładać, a zasada jest prosta: im ma się mniej czasu, tym ma się go więcej.

Kl. Paweł Szczęsny: Od ilu lat uczy Pan Profesor kleryków

36

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 1 (57)

Page 41: Wielkanoc 2010

naszego seminarium duchownego? Jak oce-nia pan pracę z nami, klerykami?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: Łatwo powiedzieć od ilu lat, bo od sa-mego początku powstania seminarium, czy-li od momentu, kiedy alumni zostali przenie-sieni z pelplińskiego do nowo powstałego toruńskiego seminarium. Pamiętam, iż wów-czas program nauczania przewidywał cztery lata lektoratu z języka łacińskiego. Dla przy-kładu, gdy rozpoczynałem wykładać w semi-narium, czyli w 1994 roku, wśród alumnów znalazł się obecnie już ks. dr hab. Dariusz Za-górski, który jest właśnie pracownikiem na-szego Wydziału Teologicznego. Wówczas był seminarzystą IV roku.

Kl. Artur Narodzonek: Czy przeszło Panu Profesorowi kie-dykolwiek w przeszłości przez myśl, że będzie uczył studentów, co więcej, studentów-klery-ków?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: To, że będę miał kontakt ze studen-tami, wiedziałem już w momencie, kiedy rozpocząłem działalność na uczelni. Było wiadome zresztą od samego początku, że dydaktyka jest wkalkulowana w obowiązki każdego pracownika. Natomiast to, że kiedyś znajdę się jako wykładowca w seminarium, raczej nie. Zresztą wtedy jeszcze mało komu śniło się, że powstanie w Toruniu semina-rium duchowne, że w ogóle będzie Diecezja Toruńska, a więc to były historie zupełnie nieprzewidywalne. Natomiast, mając jakieś doświadczenie ze swojego miasta rodzinne-go Włocławka, wiedziałem, że w tamtejszym seminarium również jacyś świeccy naukowcy podejmują pracę, wykładają. Natomiast tu-taj, w Toruniu, była to perspektywa, byśmy powiedzieli, sciention-fiction, tak jak moż-na by anegdotycznie powiedzieć, że nigdy nie mogłem sobie wyobrazić, że w budynku

przy ulicy Mickiewicza, kiedy przed laty na studiach obowiązywało tak zwane studium wojskowe, gdzie w ramach programu woj-skowego realizowaliśmy szkolenie, po latach siedzibę swoją będzie miał Wydział Teolo-giczny [obecnie budynek ten został wycenio-ny i wystawiony na sprzedaż, a budynek WT mieści się przy ul. Gagarina 37; przy. red.]. W tym studium odbywały się zajęcia, na któ-re uczęszczało się w mundurze. Wszelkie szykany wojskowe trzeba było przechodzić, a po latach, powiem szczerze, że z takim nie-dowierzaniem chodziłem po tym budynku, przypominając sobie, jak tu kiedyś jako pod-chorąży biegałem w buciorach wojskowych, zdawałem jakieś zaliczenia z musztry, topo-grafii, czy innych rzeczy. Analogicznie, trudno było zakładać wówczas, że w Toruniu powsta-nie Wyższe Seminarium Duchowne.

Kl. Paweł Szczęsny: Wiemy, że Pan Profesor wykłada na różnych wydziałach, a do tego dochodzą jeszcze inne obowiązki. Jak Pan to wszystko ze sobą godzi?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: Znowu, umiejętne rozłożenie wszyst-kich zajęć, pogodzenie ich i myślę, że ważne jest tutaj rozważne gospodarowanie czasem. I trochę pomaga tu już pewne doświadczenie życiowe, ponieważ do niektórych zajęć nie trzeba się już tyle przygotowywać, w tym sen-sie, że nie wymaga to już tyle czasu.

Kl. Artur Narodzonek: Podczas zajęć często daje nam Pan Profesor mądre, życiowe rady. Skąd bierze się u Pana ta mądrość?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: To już jest ocena pytających, że te rady są mądre. Miło to usłyszeć i cie-szę się, jeżeli są one tak przez alumnów od-bierane. O swojej mądrości trudno mówić,

37

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 1 (57)

Page 42: Wielkanoc 2010

38

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

można się tylko właśnie poddać ocenie in-nych, bo ktoś, kto by sądził, że jest mądry albo jak się potocznie mówi: wszystkie rozu-my zjadł, po prostu popada w megalomanie i myślę, że wtedy ta ocena nie jest do niczego przydatna. Mogę powiedzieć trochę za So-kratesem, iż „wiem, że nic nie wiem”, a So-krates dodawał jeszcze do tego: „a inni nawet i tego nie wiedzą”. Myślę, że uświadomienie sobie, że jesteśmy w stanie posiąść pewną cząstkę wiedzy i być w niej w jakimś sensie dobrzy, jest bardzo istotne. Jeżeli w dodat-ku umiemy się dzielić z innymi swoją wiedzą i doświadczeniami oraz trafia to na podatny grunt, do odbiorcy, który chce z tego wybrać coś dla siebie lub odnajduje w tym coś istot-nego, wówczas jest to powodem do tego, żeby się cieszyć, że ewentualnie kontakt mię-dzypokoleniowy jest nieprzerwany, że nawet czasami, jak słyszymy, „wapniacy” mają coś do zaoferowania młodym, i że chcą oni z tego korzystać.

Kl. Paweł Szczęsny: Jakie ma Pan Profesor, nie wliczając pracy naukowej, zainteresowania?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: Miłością moją były dwie rzeczy: góry i woda, ale nie koniecznie morze. Góry w cza-sach studenckich i po studenckich - to było przede wszystkim taternictwo i wspinaczka. Prawdę mówiąc, przedeptałem całe polskie góry. A co się tyczy wody, to głównie spły-wy kajakowe. Udało mi się przepłynąć Brdę, Drwęcę, Wdę i jeszcze kilka innych rzek. Inną jeszcze pasją związaną z wodą jest wędkar-stwo. Moim hobby jest również filatelisty-ka, czyli zbieranie znaczków. Zbieram je już od kilkudziesięciu lat, a zainteresowaniem szczególnym w obrębie tej filatelistyki jest wszystko to, co wiąże się ze starożytnością, antykiem, a więc dotyczące starożytnej Grecji i Rzymu.

Kl. Artur Narodzonek: Czy chciałby Pan Profesor przekazać coś młodym ludziom? Podzielić się z nimi ja-kąś radą?

Prof. Ireneusz Mikołajczyk: Dzisiaj, w bardzo trudnych czasach, kiedy wartości walą się na naszych oczach, młodzieży często trudno jest się odnaleźć. Chciałbym im powiedzieć może tak: żeby po-trafili pozostać sobą, żeby potrafili przez całe życie pozostać wierni, temu, co wybrali i uzna-li za słuszne, żeby starali się być w życiu uczci-wi, żeby mogli zawsze stanąć przed lustrem i powiedzieć: „tak, to jestem ja, nie mam so-bie nic do zarzucenia”. Wówczas, z taką po-stawą, myślę, że jest łatwiej żyć, można pa-trzeć śmiało na innych ludzi. Żeby stawali się ludźmi mądrymi, żeby chcieli przyswajać to, co im proponują ci, którzy coś wiedzą. Wia-domo przecież, że w czasach młodości jest różnie, neguje się autorytety, szuka się wła-snych dróg, ale warto czasem posłuchać tego, co mówią inni – ludzie doświadczeni. A jeżeli chodzi o alumnów, to chciałbym im życzyć, aby kiedyś byli dobrymi i uczciwymi kapłana-mi oraz pamiętali, że zostali posłani do ludzi, aby im służyć.

Dziękujemy serdecznie za sympatycz-ną rozmowę oraz życzymy wiele satysfakcji z dalszej pracy naukowej i po cichu liczymy na… uwieńczenie Pana kariery tytułem profe-sora zwyczajnego.

Rozmawiali:kl. Artur Narodzonek, rok IIkl. Paweł Szczęsny, rok II(15 października 2010 roku)

Sługa nr 1 (57)

Page 43: Wielkanoc 2010

Pomagamy blisko Ciebie !

Pomoc najmłodszym to jeden z głównych celów działalności Caritas. Każdorazowo

dochód z Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom – przedsięwzięcia, w ramach którego

m.in. rozprowadzamy świece, przeznaczany jest właśnie na wsparcie najmłodszych.

W bieżącym roku akcja ta realizowana jest pod hasłem „Zapalmy dzieciom światło

nadziei” i jak zwykle zostanie ona zainaugurowana w Toruniu z udziałem pon-

ad 3000 uczniów w sobotę poprzedzającą Adwent.

Na rzecz dzieci Caritas Diecezji Toruńskiej od lat prowadzi działalność

opiekuńczo-wychowawczą, którą w stałych programach, takich jak świetlice

i ośrodki dla matek z dziećmi (ofiar przemocy) obejmuje codzienną opieką grupę

ponad 1000 najmłodszych. Również na co dzień wspieramy w bursach Caritas grupę

około 150 uczniów i studentów. Ważnym działaniem jest pomoc finansowa w lecze-

niu i rehabilitacji dzieci i młodzieży.

Ponadto realizujemy działania akcyjne, np. kolonie, doposażenie tornis-

trów czy Festyn z okazji Dnia Dziecka „Bądźmy razem”, na którym w tym roku

obdarowaliśmy paczkami 13 000 dzieci, korzystających nieodpłatnie ze wszystkich

atrakcji oraz wyżywienia.

Jesteśmy organizacją społecznego zaufania, która czerpie potencjał do realizacji

działań z życzliwości ludzi dobrej woli. Zachęcamy do solidarności z dziełami char-

ytatywnymi Kościoła i przekazania 1% z podatku na rzecz Caritas Diecezji Toruńskiej

KRS 0000225584.

www.torun.caritas.pl

39Sługa nr 1 (57)

Page 44: Wielkanoc 2010

Wyższe Seminarium DuchowneDiecezji Toruńskiejpl. bł. ks. phm. Stefana W. Frelichowskiego 187-100 Toruńtel. 056 658 46 05 www.seminarium.diecezja.torun.pl