W ordynacji bez zmian

9
I stotnym elementem dyskusji o ordynacji wybor- czej w Polsce jest proces mitologizacji systemu opartego na jednomandatowych okręgach wybor- czych. Polega on na uznaniu bezdyskusyjnej, opartej na wybiórczych dowodach i danych empirycznych wyższości systemu większościowego nad proporcjo- nalnym. Proces ten wypływa z przekonania, iż zasada proporcji degeneruje demokrację, a jedynym na to lekarstwem jest wprowadzenie formuły first-past- -the-post. To automatycznie naprawiłoby wszelkie nieprawidłowości w systemie partyjnym, politycz- nym i społecznym. Byłby to krok w kierunku umac- niania demokracji i poprawy sytuacji obywateli. Ważną cechą procesu idealizacji ordynacji więk- szościowej jest postulat zmiany elity politycznej – uznaje się, że utrzymuje się ona przy władzy tylko dzięki wykorzystywaniu systemu proporcjonalnego. Wprowadzenie ordynacji większościowej spowodo- wałoby objęcie rządu przez nową, odpowiednią elitę stanowiącą faktyczną reprezentację społeczeństwa. Towarzyszy temu retoryka oddania decyzji w ręce obywateli, którzy stają się wówczas podmiotem, a nie przedmiotem decyzji. Mitologizacja efektów ordynacji większościowej do 2003 r. nie była obecna w głównym nurcie dyskusji dotyczącej zmiany systemu wyborczego. Pozostawała elementem programów marginalnych partii i ruchów obywatelskich, które jednoznacznie kontestowały porządek polityczny stworzony w czasie obrad Okrą- głego Stołu. Po 2003 r. sytuacja uległa diametralnej zmianie – tak sformułowany projekt, wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, został przejęty przez partie mające realne szanse na prze- jęcie władzy – przede wszystkim przez Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość. Zmianie aktorów i przeniesieniu debaty na główną scenę poli- tyczną nie towarzyszyła jednak rzetelna weryfikacja. W konsekwencji oferta ordynacji wyborczej pro- mowana przez PO niewiele różni się od tej, z którą identyfikowali się: Antoni Macierewicz, Jan Olszew- ski czy Jerzy Przystawa. Wprowadzenie systemu większościowego stało się skutecznym narzędziem mobilizacji antyeseldowskiego elektoratu i jednocze- śnie jedną z kluczowych obietnic wyborczych. Nie została ona nigdy zrealizowana. Tym razem powinno to być odbierane jak najbardziej pozytywnie. Fakt, że mitologizacja nie przerodziła się w obowiązujące prawo, uchronił nas od bolesnych rozczarowań. Nie chodzi o to, że system większościowy jest gorszy od proporcjonalnego, ale o retorykę, jakiej używano, by przekonać Polaków do zmiany. Miała ona być swego rodzaju magicznym pocałunkiem odczarowującym rzeczywistość – ze skompromitowanej, postkomu- nistycznej żaby w prawdziwie demokratycznego i obywatelskiego księcia. Korzenie mitologizacji Proces bezkrytycznego uwielbienia ordynacji więk- szościowej rozpoczął się podczas debat nad syste- mem wyborczym w latach 1990–1993. Miało to miej- sce, gdy projekt wprowadzenia jednomandatowych okręgów został, z różnych powodów, porzucony przez najważniejsze siły polityczne. Jedna z pierw- szych konkretnych propozycji modyfikacji prawa wyborczego przygotowana przez Obywatelski Klub Parlamentarny w 1990 r. zawierała właśnie postulat wprowadzenia JOW-ów 1 . OKP i Unia Demokratyczna wielokrotnie zgłaszały poparcie dla ordynacji miesza- nej, w połowie lub przynajmniej w jednej czwartej opartej na jednomandatowych okręgach wyborczych. Specyfika ówczesnej sytuacji politycznej sprawiała jednak, że zmiany, które rzeczywiście wprowadza- no, pozostawały w obrębie zasady proporcji. Takie 1. Chodzi o projekt grupy posłów OKP z 12 lipca 1990 r. (druk sejmowy nr 462), który zakładał wprowadzenie mieszanego syste- mu wyborczego. W ordynacji bez zmian

description

Artykuł z numeru 193 "Res Publiki Nowej"

Transcript of W ordynacji bez zmian

Page 1: W ordynacji bez zmian

Istotnym elementem dyskusji o ordynacji wybor-czej w Polsce jest proces mitologizacji systemu

opartego na jednomandatowych okręgach wybor-czych. Polega on na uznaniu bezdyskusyjnej, opartej na wybiórczych dowodach i danych empirycznych wyższości systemu większościowego nad proporcjo-nalnym. Proces ten wypływa z przekonania, iż zasada proporcji degeneruje demokrację, a jedynym na to lekarstwem jest wprowadzenie formuły first-past--the-post. To automatycznie naprawiłoby wszelkie nieprawidłowości w systemie partyjnym, politycz-nym i społecznym. Byłby to krok w kierunku umac-niania demokracji i poprawy sytuacji obywateli.

Ważną cechą procesu idealizacji ordynacji więk-szościowej jest postulat zmiany elity politycznej – uznaje się, że utrzymuje się ona przy władzy tylko dzięki wykorzystywaniu systemu proporcjonalnego. Wprowadzenie ordynacji większościowej spowodo-wałoby objęcie rządu przez nową, odpowiednią elitę stanowiącą faktyczną reprezentację społeczeństwa. Towarzyszy temu retoryka oddania decyzji w ręce obywateli, którzy stają się wówczas podmiotem, a nie przedmiotem decyzji.

Mitologizacja efektów ordynacji większościowej do 2003 r. nie była obecna w głównym nurcie dyskusji dotyczącej zmiany systemu wyborczego. Pozostawała elementem programów marginalnych partii i ruchów obywatelskich, które jednoznacznie kontestowały porządek polityczny stworzony w czasie obrad Okrą-głego Stołu. Po 2003 r. sytuacja uległa diametralnej zmianie – tak sformułowany projekt, wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, został przejęty przez partie mające realne szanse na prze-jęcie władzy – przede wszystkim przez Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość. Zmianie aktorów i przeniesieniu debaty na główną scenę poli-tyczną nie towarzyszyła jednak rzetelna weryfikacja.

W konsekwencji oferta ordynacji wyborczej pro-mowana przez PO niewiele różni się od tej, z którą identyfikowali się: Antoni Macierewicz, Jan Olszew-ski czy Jerzy Przystawa. Wprowadzenie systemu większościowego stało się skutecznym narzędziem mobilizacji antyeseldowskiego elektoratu i jednocze-śnie jedną z kluczowych obietnic wyborczych. Nie została ona nigdy zrealizowana. Tym razem powinno to być odbierane jak najbardziej pozytywnie. Fakt, że mitologizacja nie przerodziła się w obowiązujące prawo, uchronił nas od bolesnych rozczarowań. Nie chodzi o to, że system większościowy jest gorszy od proporcjonalnego, ale o retorykę, jakiej używano, by przekonać Polaków do zmiany. Miała ona być swego rodzaju magicznym pocałunkiem odczarowującym rzeczywistość – ze skompromitowanej, postkomu-nistycznej żaby w prawdziwie demokratycznego i obywatelskiego księcia.

Korzenie mitologizacjiProces bezkrytycznego uwielbienia ordynacji więk-szościowej rozpoczął się podczas debat nad syste-mem wyborczym w latach 1990–1993. Miało to miej-sce, gdy projekt wprowadzenia jednomandatowych okręgów został, z różnych powodów, porzucony przez najważniejsze siły polityczne. Jedna z pierw-szych konkretnych propozycji modyfikacji prawa wyborczego przygotowana przez Obywatelski Klub Parlamentarny w 1990 r. zawierała właśnie postulat wprowadzenia JOW-ów1. OKP i Unia Demokratyczna wielokrotnie zgłaszały poparcie dla ordynacji miesza-nej, w połowie lub przynajmniej w jednej czwartej opartej na jednomandatowych okręgach wyborczych. Specyfika ówczesnej sytuacji politycznej sprawiała jednak, że zmiany, które rzeczywiście wprowadza-no, pozostawały w obrębie zasady proporcji. Takie

1. Chodzi o projekt grupy posłów OKP z 12 lipca 1990 r. (druk sejmowy nr 462), który zakładał wprowadzenie mieszanego syste-mu wyborczego.

W ordynacji bez zmian

Page 2: W ordynacji bez zmian

rozwiązanie poparli również ci, którzy wcześniej opowiadali się za JOW-ami. Przyczyny tej decyzji nie są do końca oczywiste i mogą być interpretowane różnorako

Odrzucenie JOW-ów spowodowało, że projektem zainteresowały się środowiska negatywnie nastawio-ne do transformacji ustrojowej, a posiadające margi-nalną pozycję na scenie partyjnej. Nastąpiło wówczas połączenie głęboko zakorzenionego antykomunizmu z postulatem zmiany ordynacji większościowej. Był to jeden z decydujących czynników rozwoju procesu jej mitologizacji. Konsekwencją takiego stanu rzeczy było przekonanie, iż za wyborem systemu proporcjo-nalnego stało celowe działanie elit wywodzących się z tradycji okrągłostołowej, które chciały utrzymać się u władzy. Niemal automatycznie system większościo-wy stał się alternatywą, dzięki której możliwe było odsunięcie zachłannych elit i oddanie władzy w ręce obywateli.

Tego typu pogląd odnaleźć można w opublikowa-nym w marcu 1993 r. Apelu o referendum w sprawie ordynacji wyborczej autorstwa Jerzego Stępienia – ówczesnego senatora i Generalnego Komisarza Wyborczego Kraju. Postulował on wprowadzenie or-dynacji większościowej oraz protestował przeciwko dopisaniu przymiotnika „proporcjonalne” do wymo-gów stawianych wyborom przez Małą Konstytucję z 1992 r. „Jedynym sposobem do ukształtowania właściwego systemu wyborczego jest zmiana kon-

stytucyjnej zasady proporcjonalności wyborów na rzecz wyborów większościowych w okręgach jed-nomandatowych” – pisze Stępień. Warto podkreślić bezwarunkowość tych słów – „jedynym właściwym” systemem jest system większościowy. Dlaczego? Jak twierdzi autor, tylko taki sposób przeliczania głosów zdolny jest spełnić oczekiwania tych, „którym zależy na szybkich, efektywnych i oczekiwanych zmianach w naszej Ojczyźnie. Zła ordynacja wyborcza jest ich najsilniejszym hamulcem”2.

Potrzeba zmiany. Apel intelektualistówDo 2002 r. kilkakrotnie pojawiały się pomysły wpro-wadzenia ordynacji większościowej. Na prawdziwy renesans tej idei trzeba jednak było czekać ponad 10 lat, kiedy to swoim autorytetem wzmocniły go nowo powstałe partie polityczne z Platformą Obywatelską na czele. Można powiedzieć, że Platforma sięgnęła po tradycje OKP-u – pierwszego popularyzatora or-dynacji większościowej w Polsce. Tyle że oba projekty łączyło jedynie zainteresowanie zasadą first-past-the-post. Argumentacja zaś była bliższa propozycji Ruchu dla Rzeczpospolitej, Unii Polityki Realnej czy też Ru-chu Katolicko-Narodowego.

Mitologizacja ordynacji nie powróciłaby jed-nak z taką siłą, gdyby nie specyficzne okoliczności, w jakich toczyło się życie polityczne w Polsce. Żąda-nie reformy było odpowiedzią na nieudolne działania rządu Leszka Millera. Afery korupcyjne, problemy ekonomiczne i nieudolność polityków spowodowały pojawienie się syndromów kryzysu państwa. To-warzyszyło mu rosnące zniechęcenie polityką i politykami, które pogłębiały korupcyjne skandale z „aferą Rywina” i działalnością komisji śledczej na czele. Niejasne tłumaczenia i brak wyraźnych kroków w kierunku naprawy sytuacji potęgowały nastroje społeczne cechujące się drastycznym spadkiem za-ufania nie tylko do ówczesnego rządu, ale i całego systemu politycznego. Konsekwencją było pojawienie

205

Logika propozycji zmiany ordynacji wyborczej była bardzo prosta. Według niej system proporcjonalny wzmacniał kryzys, a większościowy dawał nadzieję na jego pokonanie.

2. Cytaty pochodzą z tekstu Apelu opublikowanego, [w:] Otwarta Księga. O jednomandatowe okręgi wyborcze, Romuald Lazarowicz, Jerzy Przystawa, Wydawnictwo SPES, Wrocław 1999, s. 227-228.

Page 3: W ordynacji bez zmian

się organizacji i środowisk, dla których rządy Millera były dowodem, iż „prawdziwa” zmiana nigdy się nie dokonała, że Polską nadal rządzi układ. Sytuacja ta nadawała nowy sens idei wprowadzenia JOW-ów jako gwarancji autentycznej zmiany. Wyrazem takich nastrojów był opublikowany w marcu 2003 r. Apel o nową ordynację wyborczą skierowany do Prezyden-ta RP przez grupę najwybitniejszych intelektualistów polskich3. Zaniepokojeni faktem, że „polski system polityczny pogrążony jest w głębokim kryzysie” spo-wodowanym brakiem stabilności rządów, oligarchiza-cją partii politycznych oraz prywatą polityków, apelo-wali o natychmiastowe reformy. Pierwszym krokiem miała być zmiana ordynacji wyborczej. Proponowano odrzucenie systemu proporcjonalnego, oskarżanego o pozbawienie obywateli realnego wyboru repre-zentantów i przekazanie go w ręce funkcjonariuszy partyjnych. Jako alternatywę proponowano metodę, która „sprawdziła się w najlepiej funkcjonujących demokracjach”, czyli ordynację opartą na jednoman-datowych okręgach wyborczych. Wierzono, iż „ludzie odzyskają wówczas, wraz z poczuciem odpowiedzial-ności, wpływ na losy państwa, a politycy stać się mogą prawdziwymi reprezentantami”.

Marzyciele na salonach politycznychLogika propozycji zmiany ordynacji wyborczej była bardzo prosta. Według niej system proporcjonalny wzmacniał kryzys, a większościowy dawał nadzieję na jego pokonanie. Organizacje, które kierowały się takim myśleniem, stanęły przed wielką szansą. Dzia-łający od 1993 r. Ruch Obywatelski na rzecz Jedno-mandatowych Okręgów Wyborczych wzmocnił swo-ją pozycję na tyle, że na początku 2004 r. zdecydował się nawet na organizację akcji zbierania podpisów pod referendum w tej kwestii.

Kryzys, którego symptomy opisano w Apelu, był doskonałą okazją dla opozycji politycznej Leszka Mil-

lera. Stawiała się ona w roli gwaranta nowego stylu i odpowiedniej jakości rządzenia. Aby uwiarygodnić obietnice, partie potrzebowały radykalnych projek-tów. Używając słów Romana Graczyka, ordynacja

większościowa przestała być wówczas sprawą zaj-mującą „samych tylko marzycieli politycznych albo zgoła maniaków” i weszła na salony polityczne4. „Nasz system polityczny już tylko od święta bywa nazywany demokracją. (…) Zmiana tego systemu to początek leczenia Polski z wszechwładzy partii, które dzisiaj przypominają bardziej grupy interesu niż stronnictwa polityczne. (…) W obowiązującym systemie wyborczym tkwią także przyczyny innych zjawisk: nawyku lekceważenia przez polityków opi-nii wyborców, narastającego poczucia bezsilności wyborców, coraz powszechniejszego przekonania, że nie mamy wpływu na bieg spraw w naszym kraju. Wszystko to grozi tym, że w wyborach uczestniczyć będzie coraz mniej ludzi, a życie polityczne zostanie na trwałe zdominowane przez wiernych swoim par-tiom aferzystów. Tak umierają demokracje”5 – uza-sadniała swoją propozycję wprowadzenia JOW-ów Platforma Obywatelska. Zorganizowana przez nią akcja „4xTAK dla Polski” była największym projektem politycznej mobilizacji społeczeństwa wokół reformy systemu wyborczego od 1989 r. Wzywając obywateli do ograniczenia skorumpowanej klasy politycznej, Platforma obiecywała, że wraz z wprowadzeniem

3. Pełny tekst Apelu oraz listę sygnatariuszy można znaleźć w Archiwum Prasowym „Rzeczpospolitej” – data wydania – 15.03.03.

4. Por. Roman Graczyk, „Respublica Nowa” (nr 4/2004).

5. Program „4xTAK dla Polski” Platformy Obywatelskiej, s. 20-21.

Doświadczenia wynikające z badań bowiem pokazują, że samo stosowanie ordynacji proporcjonalnej nie degeneruje państwa, a wprowadzenie ordynacji większościowej go nie uzdrawia.

206

respublica polityka/idee

Page 4: W ordynacji bez zmian

JOW-ów zniknie niestabilność rządów, fragmenta-ryczność sceny politycznej, zwiększy się partycy-pacja obywateli, wyeliminowana zostanie korupcja i kompromitujący styl rządzenia. Najistotniejsza była decyzja o zbieraniu podpisów pod inicjatywą referen-dum w tej kwestii. Rozpoczęła mobilizację obywateli, którzy w ten sposób mieli wyrażać poparcie dla idei całej akcji „4xTAK”.

W podobnym czasie w memoriale Ruch Obywa-telskiego na rzecz JOW-ów Janusz Sanocki argumen-tuje, iż „obecny system wyborczy uważamy bowiem za główną przyczynę wielu patologicznych zjawisk w Polsce – słabości państwa, korupcji, nieodpowie-dzialności posłów i ich miernej jakości intelektualnej i moralnej oraz bierności obywateli”. PO nie tylko powtórzyła argumentację Ruchu, ale nawet na jego wzór starała się zorganizować referendum w sprawie swoich postulatów. Co więcej, przyjęła także formułę ruchu obywatelskiego i starała się stworzyć wrażenie, że nie ma nic wspólnego ze skompromitowaną klasą polityczną. W swoim programie zwracała się bezpo-średnio do obywateli: „Czy chcesz mieć rzeczywisty wpływ na to, kto będzie rządził Polską w Twoim imie-niu? Czy chcesz, aby w Sejmie zasiadali przywódcy z prawdziwego zdarzenia, a nie cwaniacy ukryci za partyjnymi szyldami?”6.

Partyjny szyld obcy był również członkom Ru-chu Obywatelskiego na rzecz JOW-ów, w którego publicystyce można odnaleźć opinie, iż system pro-porcjonalny został wprowadzony, by zachować stan posiadania postkomunistów; że tak naprawdę rządzą nie CI, którzy rzeczywiście mają poparcie społeczne, i dopiero zmiana ordynacji pozwoli na odzyskanie władzy przez NAS – obywateli. Ruch jest zdania, że obecna ordynacja blokuje możliwość startu w wy-borach kandydatom niezależnym, a promuje tych, którzy są wierni partii, a nie wyborcom.

Również Prawo i Sprawiedliwość w swoim programie zawarło postulat zmiany ordynacji. Śro-dowisko związane z Lechem i Jarosławem zwracało uwagę, że system proporcjonalny w mniejszym lub

większym stopniu wzmacnia zjawiska takie, jak: niestabilność rządów, partykularyzm elit politycz-nych czy korupcja. Ich argumentacja nie była jednak kategoryczna, a spodziewane efekty – bezdyskusyjne. Projekt Prawa i Sprawiedliwości zakładał połączenie zalet systemu większościowego z proporcjonalnym. Warto dodać, że PiS, choć podzielał zasadę przeciw-stawienia się demoralizacji polityki, przyjął strategię odmienną. Bracia Kaczyńscy od początku tworzyli partię, a nie ruch obywatelski. Skupili się na pro-blemie korupcji i demontażu patologicznych służb specjalnych.

Dlaczego mit jest groźny?Skuteczność logiki projektu zmiany ordynacji zosta-ła potwierdzona – 750 tys. podpisów w 100 dni to zdarzenie bez precedensu w historii III RP – chwalił się Donald Tusk podczas przekazania zebranych pod projektem zmiany ordynacji podpisów na ręce Marszałka Sejmu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że logika ta opiera się na fałszywych prze-słankach. Doświadczenia wynikające z badań bowiem pokazują, że samo stosowanie ordynacji propor-cjonalnej nie degeneruje państwa, a wprowadzenie ordynacji większościowej go nie uzdrawia.

Tymczasem Ruch Obywatelski na rzecz JOW-ów głosi, iż „wprowadzenie proponowanej przez nas re-formy ustroju państwa polskiego będzie początkiem jakościowej jego przebudowy we wszystkich dziedzi-nach”7. Wiąże się to z przekonaniem sformułowanym przez Ortegę y Gasseta w Buncie mas, a także przez Krasnodębskiego w Demokracji peryferii. Budowa zdrowej demokracji nie jest możliwa bez odpowied-nich fundamentów, w tym przypadku – ordynacji większościowej. Tylko ona zapewnia wybór najlep-szych kandydatów, którzy zasłużyli na mandat pra-cą na rzecz obywateli. W tym tonie brzmi również wypowiedź Donalda Tuska, który w styczniu 2004 r. z trybuny sejmowej mówił – „(…) pomyślmy już dziś, tak by w przyszłości stało się to faktem, by w tej Izbie

6. Program „4xTAK dla Polski” Platformy Obywatelskiej, s. 20-21.

7. http://www.jow.org.pl/index.php?option=com_content&task=blogcategory&id=79&Itemid=59 , [dostęp 29.06.2008.]

207

Page 5: W ordynacji bez zmian

208

respublica polityka/idee

zasiadało nie 460 dobrych, słabych, fatalnych posłów, ale 230 naprawdę dobrych, wybranych w okręgach jednomandatowych”. Nieodłącznym elementem jest tu wiara w determinujący wpływ systemu wyborcze-go na systemy działające w państwie. Ordynacja sta-nowi podstawę warunkującą funkcjonowanie innych systemów – politycznych, partyjnych, ekonomicz-nych czy też kulturalnych. Konsekwencją jest teza, iż państwo zbudowane na systemie proporcjonalnym nie może działać prawidłowo. Nawet jeśli będzie wy-posażone w demokratyczne instytucje, to za sprawą działania proporcjonalnie wybranych polityków ule-gną one zniekształceniu.

Mit ordynacji większościowej opiera się na wie-rze, że jest ona warunkiem sine qua non silnego, prawdziwie demokratycznego państwa. Odstęp-stwo od zasady większościowej uznaje się za here-zję. W tym przypadku istotne jest, że „sprawdzony i zweryfikowany system wyborczy” wcale nie musi potwierdzić swoich walorów w Polsce. Gdyby tak było, mielibyśmy do czynienia z idealnym modelem przeliczania głosów na mandaty, po który powinny sięgać wszystkie państwa. Praktyka pokazuje, iż trudno znaleźć dwa identyczne systemy wyborcze, a nawet jeśli, to często przynoszą on różne skutki. Przykładem niech będą Wielka Brytania, Kanada czy Indie. Państwa te stosują system większościowy oparty na większości względnej. Przynosi to jednak odmienne efekty, co daje się zauważyć już na pozio-mie kształtu systemu partyjnego – w Wielkiej Bry-tanii mamy dwie wielkie partie rywalizujące ze sobą na poziomie narodowym, zaś w Kanadzie i Indiach z powodzeniem funkcjonuje system wielopartyjny. Już na podstawie tak prostego przykładu można dostrzec, jak nieprzydatne jest umieszczenie sys-temu wyborczego jako elementu determinującego, a zatem wyjaśniającego kształt innych systemów w państwie. Taki wniosek prowadzi do poszukiwa-nia innych czynników warunkujących powstawanie tego typu różnic.

„W kwestii politycznych następstw systemów wyborczych daleko więcej jest przypuszczeń niż

naukowo uzasadnionych wniosków – twierdzi Dieter Nohlen – Empirycznie da się udowodnić, że systemy wyborcze większościowe nie zawsze potęgują konso-lidację systemu partyjnego i łatwą alternację rządów. Dużo zależy także od konkretnych społecznych i politycznych warunków, w których dany system wy-borczy funkcjonuje”8. Tu właśnie kryje się największa groźba mitologizacji ordynacji większościowej. Zwo-lennicy reformy prawa wyborczego, którzy ulegli jej pokusie, zdają się wierzyć, że mają klucz do rozwią-zania wszelkich problemów. Miałby on być niezbędny do pozbycia się wszechwładzy partii, niestabilności rządów, partykularyzmu elit politycznych, miernej jakość intelektualnej posłów, bierności obywateli, korupcji itd. To jednak nie tylko niepewne, ale często po prostu niemożliwe.

Mitologizacja ordynacji wyborczej przypomina stan ogólnospołecznej fascynacji demokracją przed 1989 r. Oczekiwania społeczne były wówczas zbyt wielkie w stosunku do tego, co demokracja przynio-sła. Mówiono i wierzono, że wszystkim będzie żyło się lepiej. Okazało się jednak, iż sytuacja poprawi się, ale tylko tym, którzy na to zapracują. Podobnie może być z ordynacją większościową – nie ma gwarancji, że rozbudzone oczekiwania zostaną spełnione.

Włoska lekcjaProces mitologizacji ordynacji większościowej moż-na było zaobserwować we Włoszech na przełomie lat 80. i 90. Reforma prawa wyborczego została tam przeprowadzona do końca – zwolennikom systemu opartego na jednomandatowych okręgach udało się zorganizować referendum i zmusić Parlament do podjęcia decyzji. Casus włoski jest nie tylko cieka-wy, ale również pouczający. Dowodzi bowiem, że 1) dzięki swojej idealnej wizji mitologizacja jest w stanie zdobyć poparcie ogromnej liczby obywateli, którzy decyzję w sprawie prawa wyborczego traktują jako sprzeciw wobec dotychczasowego establishmentu; 2) modyfikacja ordynacji nie prowadzi od rozwiąza-nia wszystkich problemów; 3) na ostateczny kształt

8. Diether Nohlen, Prawo wyborcze i system partyjny, s. 58.

Page 6: W ordynacji bez zmian

ordynacji wpływa strategia partii oraz aktualna sytu-acja na scenie politycznej.

We Włoszech tendencje modyfikacji ordynacji wyborczej nasiliły się na początku lat 90., gdy więk-szość establishmentu okazała się niezainteresowana rozwiązaniem kryzysu państwa. Jego oznakami były m.in.: partyjniactwo, korupcja, ignorancja i prywata

polityków oraz niemożliwość rzeczywistej alternacji władzy. Symptomy te doczekały się nawet własnych określeń – „partiokracja”, „transformizm” i „tagen-topoli”. „Partiokracja” oznacza, iż realne rządy spra-wowały centrale partii politycznych. „Transformizm” określa specyficzną relację patron – klient obecną na włoskiej scenie politycznej (poszczególni deputowani, chcąc zachować lub wzmocnić swoje wpływy w regio-nie, wykorzystywali pozycje do takiego kształtowania decyzji ogólnopaństwowych, by były one korzystne dla danego regionu). Pod terminem „tagentopoli” kryje się natomiast zjawisko masowej korupcji.

To jednak nie jedyne problemy, z jakimi musieli zmagać się włoscy obywatele. Pojawiły się również kłopoty z powiązaniami polityki i mafii, nadużycia-mi służb specjalnych, rosnącą niekonkurencyjnością gospodarki, nielegalnym finansowaniem partii, nie-efektywnością gospodarowania środkami publicznymi oraz nieskutecznością służb publicznych. Należy rów-nież wspomnieć o kryzysie administracji publicznej, której daleko było do profesjonalizmu i niezależności.

Warto przy tym wiedzieć, że włoski system po-lityczny należy do najbardziej specyficznych w Euro-pie. Przez blisko 50 lat krajem rządziła Chrześcijańska Demokracja (DC). Wynikało to z formuły conventio ad excludendum, czyli wykluczenia ekstremizmów antysystemowych – profaszystowskiego (MSI) oraz komunistycznego (PCI). Nie byłoby w tym nic dziw-nego, gdyby nie fakt, że komuniści cieszyli się śred-nim poparciem 20–30%. Dzięki temu na 53 utwo-rzone do 1994 r. rządy, aż 45 razy w fotelu premiera zasiadał polityk DC. Do 1994 r. we Włoszech rządy zmieniały się średnio co 11 miesięcy. W większości były to jedynie zmiany personalne. Chadecy, PCI oraz socjaliści (PSI) do końca lat 70. uzyskiwali łącznie ok. 75 do 80% poparcia. Później nastąpił wyraźny spadek poparcia dla DC i koalicje musiały być coraz szersze – złożone nawet z pięciu partii. Konsekwencją była ich podatność na spory i kłótnie, co przyczyniało się do niskiej stabilności rządów. W procesie kształto-wania się włoskiego systemu partyjnego istotną rolę odegrały uwarunkowania konstytucyjne – centralne usytuowanie parlamentu w strukturze władzy pań-stwowej oraz prymat partii politycznych w pełnieniu funkcji pośredniczącej między władzą państwową a społeczeństwem. Konsekwencją tego był fakt, iż tylko partie i organizacje polityczne miały prawo wskazywać kandydatów w wyborach.

Wielokrotnie podejmowano próby reformy ustrojowej państwa, lecz nigdy nie wyszły one poza proces legislacyjny. Niemoc instytucjonalna umożli-wiła powstanie ruchów pozaparlamentarnych, które zmobilizowały ogromną część społeczeństwa. Jed-nym z nich był Komitet na rzecz Reformy Wyborczej (COREL) z Mariem Segnim na czele. Wskazywał on system proporcjonalny jako jeden z najważniejszych czynników wpływających na pogłębienie kryzysu. Ordynację krytykowano za dopuszczenie do nad-miernej fragmentaryzacji systemu partyjnego, co doprowadziło do braku możliwości zdobycia przez jedną z partii absolutnej większości mandatów oraz wyczerpanie się możliwości koalicyjnych. Potęgo-wało to niestabilność systemu politycznego oraz utrudniało powołanie sprawnych rządów. Dodatko-wo, zdaniem krytyków, obowiązujący system miał

Okazało się jednak, że ordynacja większościowa nie jest dla Włoch „właściwa”. Walczący o nią w 1993 r. Silvio Berlusconi ponad 10 lat później zdecydował o powrocie systemu proporcjonalnego z premią większości głosów dla względnego zwycięzcy wyborów.

210

respublica polityka/idee

Page 7: W ordynacji bez zmian

211

chronić nieodpowiedzialnych polityków przed utratą mandatu. Centrale partyjne wystawiały kandydatury gwarantujące pomyślne funkcjonowanie „układu”. Niezależni kandydaci nie mieli szansy na elekcję. Tym samym ordynacja proporcjonalna była winna korup-cji oraz partiokracji.

Propozycja ruchów społecznych była oparta na konieczności zmiany ordynacji wyborczej. Podobnie jak w Polsce, wyjście z kryzysu uzależniono od zastą-pienia systemu proporcjonalnego systemem jedno-mandatowych okręgów wyborczych. Nowa ordynacja miała skończyć z władzą central partyjnych i odsunąć od stołków skompromitowanych polityków. Specyfi-ka włoskiej sceny politycznej sprawiła, że tego typu hasła cieszyły się ogromną popularnością. Dzięki temu Segniemu udało się doprowadzić do dwóch referendów – w czerwcu 1991 oraz 1993 r. Pierwsze z nich dotyczyło ograniczenia prawa wskazywania preferencji z trzech do jednego kandydata w wybo-rach do Izby Deputowanych, drugie było połączeniem aż ośmiu pytań dotyczących m.in. kwestii finansowa-nia partii politycznych. Sukces pierwszego wzmocnił pozycję ruchów społecznych. Ze względów formal-nych włoskie referenda mogą być tylko destrukcyjne – dają obywatelom możliwość odrzucenia tego, co im się nie podoba. Dlatego w 1993 r. nie postawiono pytania, czy Włosi chcą systemu większościowego, ale czy nie chcą systemu proporcjonalnego. Na tak zadane pytanie twierdząco odpowiedziało aż 82,7% Włochów biorących udział w referendum.

Tak ogromne poparcie można wyjaśniać, odwo-łując się do rzeczywistych zalet systemu większościo-wego. Biorąc jednak pod uwagę atmosferę kryzysu we Włoszech i związanej z nim działalności ruchów społecznych, można zaryzykować tezę, że referendum było głosowaniem przeciwko tradycyjnemu establish-mentowi. Mimo że formalnie referendum odnosiło się tylko do Senatu, jego rzeczywiste znaczenie rozciągnę-ło się na cały system polityczny. Istotna była tu kampa-nia referendalna, w której przeciwnicy proponowanej przez ruchy społeczne reformy byli zupełnie niewi-doczni. Zadziałała ta sama logika, co w Polsce – system oparty na proporcji wzmacniał kryzys, a system więk-szościowy był jedyną nadzieją na jego zażegnanie.

Wynik referendum zmusił włoski parlament do zajęcia się reformą prawa wyborczego. Istotną rolę zaczęły wówczas odgrywać strategie partii politycznych. Upadek muru berlińskiego i rozpad ZSRR spowodowały przeobrażenie się w 1991 ko-munistów (PCI) w Demokratyczną Partię Lewicy (PDS). Oznaczało to realny koniec formuły conventio ad excludendum. Chrześcijańska Demokracja została zdziesiątkowana przez afery korupcyjne. Jej miejsce na scenie partyjnej zajmie stworzona na dwa miesią-ce przed wyborami Forza Italia Silvia Berslusconiego. Silniejszą pozycję zyskały również tzw. partie nowe-go typu – z negatywnie nastawioną do tradycyjnych polityków i ich partii Ligą Północną na czele.

Uchwalony kształt ordynacji wyborczej (75% posłów było wybieranych w okręgach jednoman-datowych, reszta metodą proporcjonalną) różnił się jednak od propozycji wysuwanych przez ruchy referendalne. Było to oczywiście konsekwencją strategii wyborczych. Co zatem przyniosły ruchy obywatelskie? Dzięki nim udało się sformułować oczekiwania co do zmian – m.in. dwubiegunowość systemu partyjnego, łatwiejsza alternacja władzy, ograniczenie korupcji i poprawienie stanu gospodar-ki, uproszczenie podziału mandatów, ułatwienie two-rzenia stabilnej większości i personalizację wyboru. Do tego należy oczywiście dodać główny cel ruchu, czyli eliminację partiokracji. Wyjaśnianie zmian po-przez wprowadzenie nowej ordynacji prowadzi jed-nak na manowce. Nie tworzyła ona bowiem nowego, niezależnego od okoliczności porządku. Była raczej kontynuacją – kompromisem partii politycznych opartym na woli społeczeństwa, a nie zwycięstwem nad elitą polityczną. Zmiana ta nie była początkiem jakościowej przebudowy państwa, lecz jednym z jego etapów. Nowej ordynacji towarzyszyło bowiem wpro-wadzenie wielu zmian instytucjonalnych.

Część włoskich politologów, m.in. Warner, Gam-mbeta, Volpi, podkreślała, że sformułowane przez ruch referendalny oczekiwania były nie tylko niere-alistyczne, ale wręcz tożsame z myśleniem życze-niowym. Już na samym początku marzenie o nowej ordynacji musi zostać skonfrontowane z układem sił podczas procesu legislacyjnego. Duże znaczenie

Page 8: W ordynacji bez zmian

mają również wspomniane już czynniki kontekstowe – m.in. struktura społeczna, ilość oraz głębokość linii podziałów istniejącą w społeczeństwie, stopień frag-mentaryzacji systemu partyjnego i instytucjonalizacji partii, wzorzec ich interakcji oraz zachowanie wybor-ców. Skupiając się na analizie zachowań partii poli-tycznych, można zauważyć, iż były one świetnie przy-gotowane do nowych warunków. System partyjny bardzo szybko stał się polem rywalizacji skoncentro-wanych bloków – najpierw trzech, a w 1996 już tylko dwóch. W 2001 konkurujące ze sobą Unia (L’Unione) i Dom Wolności (Casa delle Liberta) zdobyły 89% głosów i 98 % mandatów w Izbie Deputowanych. Nie przewidziano jednak, że mandatami podzielą się nie dwa bloki, ale 17 różnej wielkości ugrupowań. Partie nauczyły się bowiem wykorzystywać słabości nowe-go systemu i konstruowały strategie tak, by przynosi-ły one jak najwięcej mandatów. W tym celu zawierały pragmatyczne umowy przedwyborcze umożliwiające powstanie dużych bloków. Na tej podstawie w 1996 r. Drzewo Oliwne oddało 11 nominacji w jednomanda-towych okręgach wyborczych partii Rifondazione Co-munista – komunizującemu odłamowi PDS-u. Dzięki temu RC zdobyła 10 mandatów. Mimo systemu więk-szościowego partie i kandydaci kierowali się logiką typową dla systemu proporcjonalnego. Siła central partyjnych nie uległa osłabieniu – nadal decydowały, kto ma być kandydatem w danym okręgu.

Okazało się jednak, że ordynacja większościowa nie jest dla Włoch „właściwa”. Walczący o nią w 1993 r. Silvio Berlusconi ponad 10 lat później zdecydował o powrocie systemu proporcjonalnego z premią większości głosów dla względnego zwycięzcy wybo-rów. Także Mario Segni nie zaprzestał działalności. Zorganizowane przez niego w 1999 i 2000 r. referenda dotyczące rzeczywistej reformy ordynacji nie cieszyły się jednak popularnością. Komentując ich wyniki, włoski politolog, Mario Volpi, podkreślał zmniejsze-nie się liczby osób popierających zmianę ordynacji na większościową: w 1993 r. było ich prawie 29 milionów, w 1999 r. było ich nieco ponad 21 milionów, a w 2000 r. niewiele ponad 11,5 miliona. Istotną rolę odegrało zmęczenie procesem reform. Niezaprzeczalny jest również sceptycyzm spowodowany stosowaniem sys-

temów przeważająco większościowych w odniesieniu do rozbieżności pomiędzy obietnicami a wynikami osiągniętymi w rzeczywistości.

Wnioski z lekcjiStopniowe rozwiązywanie kryzysu państwa we Wło-szech przełożyło się na spadek zainteresowania oby-wateli kwestią ordynacji. Podobną tendencję można zaobserwować w Polsce. Wydaje się, że wybory w 2005 r. i związana z nimi zmiana władzy rozwiały zagrożenie demokracji przepowiadane przez rady-kalnych zwolenników systemu większościowego. Czy możemy dziś uznać, że niebezpieczeństwo mitologi-zacji systemu większościowego zostało zażegnane? Ruch Obywatelski na rzecz JOW-ów pozostaje poza głównym nurtem życia publicznego, zaś przedsta-wiony przed zwycięskimi wyborami program Plat-formy Obywatelskiej nie zawierał propozycji zmiany ordynacji wyborczej.

Tymczasem na początku lutego 2008 r. pojawiły się zapowiedzi „rewolucji wyborczej”. Miałaby ona polegać na stworzeniu Kodeksu wyborczego, który zawierałby rozwiązania takie, jak kilkudniowe wy-bory czy możliwość głosowania przez pośrednika. Najważniejsza ma być zmiana formuły wyborczej na mieszaną – w części opartą na jednomandatowych okręgach wyborczych. „Może to jeszcze trochę po-trwać, będę jak misjonarz przekonywał oponentów, także w obozie opozycji, też w obozie moim, by uwierzyli, że okręgi jednomandatowe to jest napraw-dę coś dobrego” – zadeklarował premier Tusk. Kon-kretne argumenty nie padły. Podobnie w komentarzu Janusza Piechocińskiego, który w odpowiedzi na stwierdzenie Tuska mówił: „Premier, mówiąc o kon-stytucji [projekcie zmian wymaganych przy wprowa-dzeniu JOW-ów w Polsce – A.C.], zwracał się raczej do opinii publicznej niż do innych partii. Bo głosy w Sejmie są policzone”. Wypowiedzi te nie stanowią całości poglądów partii politycznych na sprawę or-dynacji. Pokazują jednak pewną tendencję wiążącą się nie tylko z partykularnym podejściem polskich polityków do modyfikacji ordynacji, ale również z jej mitologizacją.

213

Page 9: W ordynacji bez zmian

Stwierdzenie: „bo głosy w Sejmie są policzone” wskazuje, że każda z partii ma określone preferencje co do formuły wyborczej. Oczywiście można zastana-wiać się czy w Polsce Platforma Obywatelska promo-wała ordynację większościową z powodu szacunku dla obywateli, własnych interesów czy też było to udane połączenie obu kwestii. Przypadek Włoch po-kazał, że nie ma to żadnego znaczenia. W parlamen-cie każda partia popiera rozwiązanie, które uważa za lepsze. Problem w tym, że w aktualnej dyskusji nie wiadomo, dlaczego jest lepsze? Zamiast tego funk-cjonują propozycje-hasła, których selekcja odbywa się poprzez odniesienie do aktualnej siły mandatów.

Latem 2006 r., gdy Prawo i Sprawiedliwość po-stanowiło zmienić ordynację samorządową, opozy-cję stać było jedynie na głosy wzywające do bojkotu. Nie było rzetelnej dyskusji dotyczącej szczegółów projektu, a także celów, które miał on wypełnić. Jednym z nich była chęć umożliwienia wejścia do władz samorządowych osób zasłużonych dla da-nego regionu. Nikt nie zapytał, a PiS niepytany nie wyjaśnił, czemu to ma służyć. Co oznacza „osoba za-służona”? Czy na poziomie województwa, które ma ustalać strategię rozwoju dla wszystkich powiatów, warto promować osoby lub małe ugrupowania z po-jedynczych powiatów czy też gmin? Podobnie jest z ordynacją wyborczą do parlamentu. Mitologizacja systemu większościowego zakłada wyższość mode-lu reprezentacji wyborców z danego okręgu nad reprezentacją narodu. Czy rzeczywiście taki model reprezentacji jest lepszy? Może zamiast posła, któ-ry będzie dbał o własny region, Polacy wolą tego, dzięki któremu będą mogli czuć się równie dobrze w swoim mieście, jak i podczas podróży po kraju. Podobnie jest z efektywnością rządu. Czy zależy nam na szybkości podejmowanych decyzji, czy na ich akceptacji przez wszystkie zainteresowane śro-dowiska? Choć praktyka mówi co innego, do zmiany ordynacji wyborczej nie powinno wystarczać prze-konanie premiera, że dany model jest „naprawdę do-bry”. Czy w związku z tym okręgi wielomandatowe są „naprawdę złe”?

Diether Nohlen twierdzi, że „kryterium oceny systemu wyborczego zawiera się w tym, na ile spełnia on specyficzne oczekiwania systemu demokratycz-nego”9. Dlatego też warto, by dyskusja o ordynacji była poprzedzona ustaleniem owych „specyficznych oczekiwań”. Jeśli więc jednomandatowe okręgi mają być dobre, to z jakiego względu? Brak odpowiedzi powoduje, że zaczynamy operować sloganami albo w dyskusji pojawiają się argumenty o mocy impera-tywu. Tymczasem dzisiejsza sytuacja polityczna jest odmienna od tej, którą w Apelu o nową ordynację wyborczą odtworzyli polscy intelektualiści. Partia odpowiedzialna za ówczesny kryzys w ostatnich wyborach zdobyła 13% głosów, a jej lider znalazł się w politycznym niebycie. Nastąpiła alternacja władzy, możliwe było stworzenie większościowych koalicji. Mimo że ordynacja nie została zmieniona, kryzys wy-daje się zażegnany. Czas pokazał, jak bardzo mylili się zwolennicy systemu większościowego, którzy ulegli pokusie mitologizacji. Pozostaje mieć nadzieję, że je-śli kodeks wyborczy ujrzy światło dzienne, nie będzie on prostym ponowieniem propozycji z 2004 r., ale od-zwierciedleniem obecnych problemów związanych z system wyborczym oraz uzasadnioną propozycją ich rozwiązania. Innymi słowy, nie będzie wyrazem przywiązania do konkretnych metod, ale refleksją nad tym, czego od ordynacji oczekujemy.

Artur Celiński

(1985), student V roku politologii UKSW, dwukrotny stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

9. Ibidem, s. 59.

214

respublica polityka/idee