VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

44

description

 

Transcript of VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

Page 1: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol
Page 2: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 2

Redaktor serii: Jerzy Bogdan Kos Redaktor tomu: Karol Maliszewski Rysunek i projekt okładki: Krzysztof Chara ISBN: 83-89898-12-6 © Mirosław Marcol, Wrocław 2005 http://vulgaris-auantra.art.pl http://marcol.art.pl

Page 3: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 3

CIEPŁE BUTY

-1-

Matka jest spokojna, chociaż nie śpi. Dym z papierosów ojca miesza się w jej płucach. Drugie urodzi się z miłości. Światła im nie trzeba. Tylko w piecu rozpalić, bo nie można już się schować.

-2-

Dzień, w którym się urodziłem był pełen noworodków. Szpitale stawały na głowie. Zimny luty śnił się ojcu od miesięcy i noc go przerastała. Spod ziemi warczał jak pies i klął zaciekle, chociaż jest rybą. Już wtedy pamiętał każdą datę i melodyjnie puszczał dym z popularnego powtarzając nic nie znaczące: dzień, miesiąc, rok. Nie pytałem, czy się cieszył, kiedy urodziła mu drugiego syna?

Page 4: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 4

OCZYWIŚCIE

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem siostrę, miałem pięć lat, ona – kilka dni. Wcześniej patrzyłem tylko przez brzuch mamy. Leżała naga na plecach i śmiesznie ruszała rączkami i nóżkami. Nie płakała, chciałem ją odwrócić, żeby mogła sobie polecieć, ale pielęgniarka zapytała: jak ci się podoba twoja siostra? Ta biedronka? – pomyślałem.

Page 5: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 5

PIERWSZA ALERGIA (NIKOGO NIE MA W DOMU)

Kościół cały w kwiatach – odstrzelony na święto, jak kościelny na Boże Ciało i nawet krzyż jakiś weselszy. Wieczorem ojciec nad łóżkiem powiesił mi obraz z Jezusem: pukał do drzwi, które klamkę mają tylko od wewnątrz. Pomodliłem się do niego, a potem śniło mi się, że patrzę na nieznajomego okiem Judasza – wtedy nie wiedziałem, że wiara musi być ślepa.

Page 6: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 6

PRZED DRZWIAMI

Idziemy przez kościół z Bogiem w książeczkach do nabożeństwa, a obce wojska bawią się na naszym podwórku. Uzbrojone po zęby w radość i śmiech, budują zamek w piaskownicy. Tyle szczęścia, możemy im oddać – mówi najmądrzejszy, bo najsłabszy z nas. Czyści i wyczesani. Ściśnięci w ośmiu w jednej ławce. Cała godzina, aż bokiem wychodzi ta dobroć – wytłumaczyć się Bogu i szybko połknąć hostię, żeby ratować resztki honoru, ale ksiądz łapie pięści na uwięzi różańców i obce wojsko wycofuje się. Jednego złapaliśmy. Skulił się w nic i kopnąć, opluć, czy nawet uszczypnąć nie wypada – niewiele można w stanie łaski uświęcającej.

Page 7: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 7

ZWAŁ 19990831

Kładliśmy na szynach monety – pociągi je prasowały. Pieniądz miał inną wartość, ale inflacja rosła razem z nami. Niektórzy gonili pędzące pociągi. Podróżni machali do nich. Matki w tym czasie prasowały nasze szkolne mundurki. Świat był łaskawy, a my byliśmy łaskawi dla świata. Dziś potwornie stary, mając dwadzieścia jeden lat, siedzę w przedziale i muszę pisać, żeby nie zapomnieć o tamtych latach. Nikomu nie daruję, nie macham, bo za oknem nikogo nie ma.

Page 8: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 8

KOŁYSANIE

Rysuję miejsca i twarze, przepisuję dialogi – i tylko tyle mnie będzie, ile wyznaczę. Nie zniosę czyjegoś bólu z mojego. Matka widzi z daleka i mówi: brat i siostra tak ładnie zawsze powiedzą, co i gdzie ich boli, a ty taki zamknięty w tym pokoju i ciągle piszesz, poeta jakiś zrobił się z ciebie. Ogień liże mnie suchym językiem, niecierpliwie głaszcze włosy. Chodzę godzinę i jestem trochę spokojniejszy. Ojciec zasnął z głową na stole. Ona patrzy i prawie się uśmiecha – róża wrośnięta w kolec.

Page 9: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 9

PAPA I MAMA

Śpi w fotelu, telewizor gestykuluje bezgłośnie – wyłączyłem fonię. Pokazują papieża, westchnęła przez sen. Czasami wydaje mi się, że bardziej wierzy w niego, niż w Niego.

2003/12/26

Page 10: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 10

LIMIT

Mróz załatał przerębel lepiej niż mama spodnie. Czytam głośno, żeby słyszała za ścianą. Nocna zmiana zabrała mi tatę. Niebo jest jak piegi na nosie półsieroty. Przed modlitwą z parapetu zrzucam karmnik, żeby wróble nie obudziły dziobaniem. Odkręcam gaz i idę spać - ojciec na pewno wróci zmęczony.

Page 11: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 11

PRZECIEŻ WIESZ

Co to za grzechy, że je dwiema dziesiątkami można zmyć? Żeby chociaż zapomnieć, jak już się Boga naprawić we mnie nie da.

Page 12: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 12

PODUSZKA NA LEWY POLICZEK nigdy o tym nie mówiłem ale ojciec też pisze na ciele trenuje a zdrowia ma coraz mniej i widzę jak się męczy z nałogiem śmierci w drzewie pisze i nigdy nie rozmawiamy kradnę mu książki on robi piegi z fusów wróży jeszcze pluje mi w oko żebym był zdrowy i zawsze no prawie się śmieje

Page 13: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 13

ELEGANCKIE ZAKOŃCZENIE

Święta, święta i po świętach, a potem jeszcze przez dwa dni boli żołądek, chociaż ona gotuje najlepiej – to pewnie z nerwów, bo w telewizji co roku te same filmy. Marszczę czoło, wzrok wbijam w jeden punkt i napinam mięśnie twarzy, żeby nie parsknąć grymasem. Nasza Biblia jest pusta, słowa przekleństw pełne, ale świętych i nie pamiętam, kto kogo zabił, Kain Abla, czy odwrotnie? Boże, jak ten czas leci – ale Bóg nie rozumie czasu. Kto kogo kochał, Romeo Julię, czy odwrotnie? Plącze się, jest tego za dużo, a w głowie pisze się następny wiersz, gdyby tak ostatni?

Page 14: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 14

PIERWSZY I OSTATNI WIERSZ ŚLĄSKI

Jestem ze Śląska, z górnego i z dolnego, zależy skąd wracam i dokąd idę.

Page 15: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 15

SCHEMATYCZNIE

Mógłbym zaczynać słowami, od których boli głowa i nadgarstek, ale uczę się nowych gestów, żeby zaimponować śmierci, jak kiedyś paląc papierosy i pijąc wino. (Czyściec jest tuż za progiem:) anorektyczne sny siadają na powiekach, wbijają w nie swój kościsty tyłek i nie mogę zasnąć. Patrzę na bliski wschód słońca. Mógłbym chodzić jak Jezus i pukać, ale pamiętam ten sen z dzieciństwa. Młodość podszyta jest szarmanckim uśmieszkiem, więc: cierń się cieniu.

Page 16: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 16

LOGO (W OWYM CZASIE) W środku miasta, z policyjną obstawą, droga krzyżowa niesie swoje ciało. Węże tramwajów ślizgają się jak w pętli niewinna szyja. Zamknęli mnie za pisanie patykiem po wodzie – łatwiej dać wiersz, niż powiedzieć: miłość. Ze strachu połknąłem język, ale zerwałem się jak pies z łańcucha. Bramy wyśmiały mnie podstępnie. Droga krzyżowa zboczyła z trasy i udało mi się wmieszać. Odwróciłem się i zobaczyłem jak szybko cisza wysuszyła kałuże. Słońce od teraz rzuca cień na wiele.

Page 17: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 17

(POCZTÓWKA Z RYNKU)

Dwa wróble skaczące przed ławką, na której odsiaduję wyrok w zawieszeniu. Dwa słowa, które bez przerwy powtarza stara i nienormalna kobieta, do starej i nienormalnej kobiety. Dwa uderzenia zegara z ratusza, więc czas nie stanął w miejscu. Druga zwrotka tego wiersza, bo kiedy nie ma się już o czym pisać, pisze się o pisaniu. Dwie monety, które jeszcze nie wiem, po co mam w portfelu. Dwa okna w kamienicy naprzeciwko, otwarte jak tabernakulum. Dwie ręce, z których jedna pisze ten wiersz, a druga drży. (Kiedy nie ma się już o czym pisać, pisze się o pisaniu.) Dwie setki wódki z sokiem, o których ciągle myślę w bólu głowy. Dwa stopnie Celsjusza w powietrzu, jak „sterłej tu hewen". Dwa kundle olewające latarnię. Dwie dwóje, które dostałem ze sprawdzianu w trzeciej klasie podstawówki z polskiego – jedna z ortografii, druga z gramatyki. Dwie puenty i dwie pointy – nic, o czym warto pamiętać, kiedy nie ma się już o czym pisać.

Page 18: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 18

PÓŁ GODZINY NA PONIEMIECKIM DWORCU

Perony wypełnione zniekształconym głosem. Dworzec od środka jak wyschnięte akwarium. Żadnej mgły, żadnej metafizyki. Gołębie srają na wszystko i najlepiej na tym wychodzą. Szczury łażą pod dachem na zardzewiałej konstrukcji – Bóg i czas, to ta sama cierpliwość. Cały miesiąc pokazywała mi obrazy z wiatrem, a teraz płacze, chociaż nie uciekam. Płacze jak kobieta na zewnątrz deszczu i nie będę jej okłamywał, chociaż potrafię. Z obłędu wyrywa gwizdek. Podstawili go i popsuł mi cały wiersz - spłoszył gołębie, szczury i latającą rybę, którą wreszcie zobaczyłem nad jej głową.

Page 19: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 19

POSPRZĄTANE

Czasami, tak potrzebuję kobiety, że staję się jakąś gwiazdą porno. Ostatnie kuszenie przed północą nie zmienia faktów: dym objął nagiego, światło zalało krew przez układ nieznanych pierwiastków i chyba niczego innego nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Teraz jej nie wypuści, nawet gdyby chciała się wyrwać. (To już nie jest poezja, to tylko gra słów:) bicie serca za miastem dla takich wieczorów. Okrutnie wilgotna i zbyt spięty, żeby jeszcze być kochankiem w półmroku hotelowej przygody, więc zasnęli bez pomysłu. Rano na prześcieradle znalazłem włosy łonowe i rozpłakałem się jak mężczyzna. Wszystkie oddechy wyrzuciłem do kosza.

Page 20: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 20

ROZSTĘPY

Mam dar przepowiadania najgorszego. Masz ze mną coraz trudniej. Za oknem ciągle bez zmian: zima trzyma się wszystkiego, ale dzień jest delikatny i nawet ostre powietrze można przytulić bez lęku. Na złość lepszy jest gwałt, niż pocałunek. Budzi mnie pusty żołądek, pełny pęcherz i jakaś nostalgia. Tabletka rozpływa się po ciele. Przeszłość można zapomnieć, albo wymyślić. Na pustej kartce kolejność ustalił przypadek, w głowie i w żołądku wszystko już poukładane. Nie jadam brudnymi sztućcami, nie piszę bez cenzury. Inna być nie chcesz: chora i obłąkana, ale sens znasz lepiej i cierpisz najwyraźniej.

Page 21: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 21

ZAKUPY

Po pewnym czasie wszystko traci swoją gwarancję. W tym wieku nie wypada pisać wierszy. Coraz więcej łupieżu, a coraz mniej włosów i jeśli dziura w skarpetce, to tylko przez sentyment. Jak zrewolucjonizować poranne kłótnie? Niosę torbę z zakupami jak święty Mikołaj, z uśmiechem pod językiem. Sumienia już prawie nie używam. Dajesz na życie, ja na śmierć – wystarczy przejrzeć rachunki. Pogoda nie sprzyja wyjazdom za granicę bladości. Wrocław to kra płynąca Odrą. My i ci z dworca ulepieni jesteśmy z gliny – wystarczy przejrzeć na oczy.

Page 22: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 22

ANTYPIA

Nasza skromność to krucjata. Modlitwy odmawiamy w ukryciu, żeby nie widział zaciśniętych ust, zmieszanych linii papilarnych i brzydkich zdjęć w paszportach. Jest pięknie, kiedy liście smucą się pod stopami, stworzenia Boże nic nie czują, cukier i krew są słodkie, a niebo oszczędza pokus. (Podkreślam to, co warte podkreślenia. Podpowiedź, czy zabieg chirurga?) Duchy śmieją się z nas, że nie będzie nam dane, ale one o tej porze są krótkowzroczne i ospałe, a prześcieradła ich ciał pożółkłe. Gryziemy powietrze, pijemy herbatę, poruszamy palcami u stóp – jak widać czasami nie odmawiamy sobie niczego.

Page 23: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 23

NUDĄ

Samolot wleciał w chmurę. Słońce puszcza do nas oczko. Jestem jeszcze bardziej nieśmiały. Drzewa to palce, przez które patrzę na ciebie. Wiatr lekko piaskiem przesypuje czas. Świerszcze mruczą pod nosem wesołe melodie, jak babcia przed emeryturą. Powietrze jest przezroczyste i nagle rozcięłaś sobie palec na twardej trawie. Pagórek w oddali wstrzymał oddech. Przypomniałaś sobie.

Page 24: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 24

URO

Śnięte ryby źle śpią na poduszce stawu. Coraz mniej księżyca, aż chce się wyć w biały dzień. (Nie lubię niektórych dat.) Dzieci łapczywie zjadły tort urodzinowy i teraz bolą brzuchy. W trzeciej klasie zalazł mi za skórę i jeszcze pamiętam – był blady, jak ja teraz. Za ścianą uczył się grać na skrzypcach. Nadchodzą święta i lodowatym spojrzeniem znowu patrzymy na niebo.

Page 25: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 25

INAKI

W lustrze jest tak samo i nie można odróżnić tandety od płaczu, ciebie ode mnie. Po śnie, lecz jeszcze w nocy. (1:03) Wyrwany i piszę. Dopiero uczę się pisać w taki sposób, żebyś była zazdrosna o to pisanie, żebyś chciała czytać – jakbyś śmiała się do łez. Omijasz symetrię, bo wiesz, że ono już jest, ale przyjdzie później, żeby tylko Bóg nie zmienił się do tego czasu. (1:10) Lekarze szukają choroby, a my po kątach chowamy resztki młodości, nie robimy szumu wokół siebie – i wszystko ni stąd się bierze.

Page 26: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 26

ACHIRA SETANTUM

Leżysz w śniegu i udajesz, że śpisz. Kiedyś oddałabyś wszystkie pieniądze, żebym cię wyjął jak ziarenko piasku z oka. Kolory widzimy inaczej, nawet tę przezroczystość, tę pierdoloną próżnię rozumiemy na swój sposób. Stoisz na brzegu i udajesz, że toniesz. Odkryłaś bliznę na jeziorze i mówisz, że też tak potrafię. Z czystym sumieniem sam sobie możesz dopowiedzieć: strach mnie kołysze, jakbym był dnem jeziora.

Page 27: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 27

KRAJ

Jestem nudny i sentymentalny. Prześladują mnie cyfry, kształty i kolory, bo nie daję z siebie, żeby było więcej. W mojej rodzinie nie było większych wariatów. To śmierdzi dramatem. Mógłbym kończyć w odpowiednich momentach, ale jestem raczej wrzodem na tyłku, niż tatuażem na silnym ramieniu. Moja ulubiona płyta zacina się na drugiej piosence – na radio i przyjaciół nie mogę liczyć, na ciebie nie mogę się doczekać, więc zlituj się i wreszcie się wzrusz.

Page 28: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 28

NARODZINY NOWEJ TRADYCJI Czas jeszcze nigdy tak bardzo nie stał w miejscu jak w tej chwili - określenie wieczności po drugiej stronie medalu słowa. Lwów jest z filmów Lynch'a polski Lwów i polski Breslau - mówię dużo więcej, niż ktokolwiek potrafi usłyszeć. (Ostatnia zapałka biegnie przez mrok jak robaczek świętojański. Coraz mniej lubię to miejsce, zimne i wilgotne:) mosty są jak przepaście - zamiast kłamstwa milczenie miasto-rzeka płynie, pod prąd czasu.

2001

Page 29: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 29

NAD JEJ GŁOWĄ JĘZYKI OGNIA

Nałykała się z miłości - ciało jest po to, żeby zakopać w nim prawdę. Powoli umiera mi ostatnie miejsce do pisania, ale jej pozwalam przeżyć. Niektórzy mają mniej szczęścia w nieszczęściu. Wyrwałem ostatnią kartkę z zeszytu, zrobiłem coś tam z origami i zaniosłem jej do szpitala. Wirusy się przemieszczały, mutowały nowotwory, słońce zgarbiło na niebie. Chyba z głodu rozebrałem do rosołu przechodzącą za oknem panienkę. Zasnęła, bo we śnie narkotyki są zdrowsze, a ojciec częstuje papierosami, chociaż rzucił. Mój dealer mówi, że spotkamy się w tym samym czyśćcu. Cuda lubią się przytrafiać.

Page 30: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 30

PIRATTO, CZYLI MINUTA PRZED Przeszukują szuflady i kieszenie, ale jeszcze nie wiedzą, że mam podrobione dokumenty. Udaję studenta prawa i jednym okiem podrywam studentki socjologii. Punkt, w który mogłem patrzeć, zniknął ze wszystkich map, więc trzymam się takiej rzeczywistości, jaką mi rozkołysano. Stroją nade mną najgroźniejsze miny i coraz rzadziej zaglądam do kieliszka, częściej sportuję ciało, niż dewastuję. Poradzisz sobie – podpowiada gorsza połowa mózgu, ale przydała by się taksówka, jakaś ewakuacja.

Page 31: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 31

MINUTA PO, CZYLI JESZCZE RAZ TO SAMO

Wszystko smakuje jak jazda taksówką, kiedy za plecami bezpiecznie zdychają pomyłki. Rozdzieliłem ciało twoje i bolisz, a niebo w deszcz nadstawia drugi policzek. Uciekam od stóp, od głów, od kłucia w kręgach bliźniaczo podobnego do twojego systemu. Chociaż jesteś kluczem do tego miasta prosisz, żebym został, bo tam umierają ludzie. Przerwana cisza, jak najlepszy szampan podany do stolika z dedykacją: udław się.

Page 32: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 32

JEST ŚRODEK

Obraz Matki Boskiej ukazał się na szybie jak ikona na pulpicie cerkwi. Tyle w tym oknie nieba, że nie chce się wierzyć. W ich modlitwach nie ma Boga – wyczytuję z opakowania chińskiej zupki, zrobionej na dalekim wschodzie Polski. Kawa wypłukuje magnez i wapń – kości rzucone i na starość wyjdzie młodość, teraz pęka skorupa dzieciństwa. Potrzebuję więcej witaminy Ce, niż potrafię wydalić.

Page 33: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 33

NIEBEZPIECZNIE BEZPIECZNY

W prawdziwym życiu nie ma, że boli. Nie podlała kwiatów, ale jej nie powiem. Otwieram okno, żeby wpuścić więcej słońca. Robotnicy klną ciszej ode mnie. Komin wystaje ponad kaplicę. Wzrok jest jak nasienie. Za jej plecami, dotykam innych. Lidia ogląda telewizję. Wierzyć w śmierć, czy bardziej w miłość? Pies już od dawna podejrzewa mnie o najgorsze. Chciałbym wreszcie położyć się pod gołym niebem. Chmura oplotła komin. Wiszę na parapecie. Wszystko się dłuży – czas wypełnia niedostatki pamięci. Nie wiedziałem, że tak kurczowo można trzymać się pilota. Głowę mam pełną kości, rzuconych na głęboką wodę.

Page 34: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 34

BLADY NAJT

Wszystko smakuje inaczej. Inaczej być nie może: ono milczy, ty coś czytasz, a noc bredzi – pełna wódki i śpiewu ptaków. Broń Boże nie wychodź z domu bez karabinu – jesteśmy w stanie wojny ze wszystkimi sąsiadami. Zza pleców światło patrzy na ręce, a linie papilarne rozmarzone nad ciałem, którego jeszcze nikt nie podrobił. Dotknięcie skamieniałej piersi: ty zawsze coś czytasz. Ono śpi, ale bredzi przez sen, że nas nienawidzi. Nie potrafię obudzić w sobie dziecka – dzieci kłamią i płaczą. Wolę grać jazz z tamtym facetem; z tamtą kobietą – którą doprowadziłem do takiego stanu już nie będę rozmawiał. Czytasz. Milczy. Nie wychodź! Przeklęte reklamy i przeklęta pogoda. Wszystko smakuje inaczej. Chleb nam pleśnieje, ale nie wiemy, kiedy spleśnieje nasza rocznica.

Page 35: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 35

KREŚLENIE

Obcy oddech w szafie, to twój płaszczyk. Pretekstem do zabicia czasu, jest wyjście na świeże powietrze. Nie tylko umarli tracą poczucie humoru. Ktoś obcy w wierszu odkłada wszystko na później: styczeń, albo grudzień – kalendarz cofa się, tak jak chce pamięć. Pomiędzy wierszami napisałaś: wyszłam i nie wrócę – na odwrocie paragonu z porannych zakupów, po które zapomniałem pójść, nie oderwany od swojego widzimisię. Zobacz, do czego to doszło – pomyślało, któreś z moich ja. Próbuję zamknąć za ciasne puste szafy.

Page 36: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 36

PRZYWYKANIE

Ten, który błogosławił usta i dzieci twoje włóczące się po nocy. Leć, leć, niech skrzydła okiem i ptaki, i zeszłoroczne zimne łóżko. Spłoszyć małe zwierzę – prawdziwe, żywcem spłoszyć. Kwas zeżre ciało, aż go kości – litanią, której znać nie możesz – wywabią. Nie ma takiego grzechu, żeby sumienie pokutę wskazało. Jałowy refren, który pamiętam lepiej od pierwszej miłości. Pęka dokładnie tam, gdzie błonka na cienkim lodzie. Radość radością, jak ślepy jest nabój. Wiem, że we śnie mógłbym więcej, ale cuda milczą i chcesz wynająć adwokata, który jak chirurg podzieli łóżko. Czytać się boję i tobie pod oczy skrzydłami ptaki rzucam jak ptaki.

Page 37: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 37

KONIAK?

Myślałem: raczej nic już cię nie zdziwi stary, ale zostałem podekscytowany nihilizmem krajowego produktu, odpadem kultury bliskim załamania rynkowego. Z kilkuset niemożliwości wybrałem jedną możliwość – z wody i z mydła powstałem czysty. Spokojnie machałem jakąś gałązką z oliwką, czy raczej wisienką moczoną w niesmacznym spirytusie. Ażeby ducha nie wyzionąć zagryzałem wargi pierwszej napotkanej nimfie: wszystko z tobą w porządku, wariacie? Nie, nic ze mną nie jest i w porządku też. Zobacz, jakie mam ręce i jakie mam w sobie odpady. Dryblas zawitał pewnego dnia do twoich stóp i umył ci talerze – opowiadałaś w zachwycie, a mnie się piana i prysznic przypominał, choroba ospałych buddystów i starych budynków, nerwy i stradanie zmysłów. Będzie, o czym opowiadać wnukom sąsiadów, albo obłokom, które nie chcą spojrzeć w oczy, nawet po trzeciej szklaneczce, nawet po deszczu, nawet po takiej emigracji.

Page 38: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 38

NIEBIESKIE, ZIELONE

Plan na najbliższe lata.

Jak to się wszystko potrafi ułożyć (12:51). Deszcz zaczyna padać punktualnie. Po prawej stronie szukam serca, a w kieszeniach mam schowane żywoty świętych – może nie jest za późno? Wyśniłem wielki podwodny świat, ale zrezygnowałem. Ktoś był tam wcześniej, a ja muszę mieć jakiś margines, chociaż nawias, swoje pięć minut i pięć groszy z tego. W wierszach od zawsze jest zimno i wilgotno – taka pogoda niczego od nas nie wymaga. Możemy się lekceważyć, dosłownie pływać w tej akupunkturze. Tylko się nie przebieraj. Tylko mi matki nie przypominaj i ojczyzny nie wypowiadaj. Tylko mi przyszłość zmień na lepsze i kołysankę śpiewaj, i głaszcz, i nuć tę cichą kolędę, kości narysuj, przykryj kołdrą, i poddaj się kamieniom.

Page 39: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 39

POD OBA

Księżyca nie można śpiewać leżąc.

Albo kawę jak parzysz pół godziny, a potem w dwie minuty wypijasz. Zresztą trudno zrobić całość, tylko z resztek czegoś – i nie wiem, bo w kokonie koca tli się rozmowa we mnie, która najchętniej rozpierdoliłaby to miejsce, i nikt nie chce śmiać się z tobą przez łzy. Lubię, kiedy czytasz i wiesz, że to o tobie, chociaż krzyczysz, bo nie chcesz tu mieszkać, w tym stanie. Chyba ktoś wprowadził pewien dystans w wierszu, przez który można przelecieć bez zadyszki? Ktoś chyba ustalił granicę dobrego smaku, nawet w makdonaldzie. Do końca filmu została ostatnia scena, potem światło się obudzi. Bankomat oswoi nas ze śmiercią i już nigdy nie pomylisz mnie z bohaterem, kiedy pójdę pod skórą nieba, kiedy po przebudzeniu rozczeszę resztki twojej płci i ustalimy, że ostatecznie jest nam przykro.

Page 40: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 40

MAŁA PORCJA, ZA DUŻA

U pana jeszcze nie byłem. Mam już wszystkie słowa do tego wiersza – jest jak pijany nastolatek, statek też pijany. Są takie miesiące, że brakuje spokoju i łażę z jedną książką, której nie czytam. Postu nie ma i źródło, które pleśni. Gapię się w kalendarz – nawet czas mi nie wystarcza, żeby się zestarzeć. Mogę zamknąć oczy, mogę próbować przecierać szlaki. Jakaś choroba – tak, żeby bolało, żeby nikt nie dzwonił, nie pisał, żeby żarty się skończyły. Znowu wojna, a ja muszę wyjść. (Coś za dużo tej wojny.) Sala płacze, a ja wychodzę bezpowrotnie i bez pocieszenia córek. Wysoko montuję teleskop.

Page 41: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 41

TĘGA JOLA

Pcha się na plakaty afiszując nagość boskich ud. Nie znam języka, ale wszystko rozumiem, bo siedzi tak, że widać jej serce. Tandetne podniecenie jest gorsze od cudzołóstwa. Może kłamać, ale nie musi być dziwką. Sny zawsze wiedzą najlepiej, bo głupie są sny. Jesienne nałogi, co roku przychodzą wcześniej. Podeszwy po deszczu wyschły, chociaż to już inna para kaloszy. Zjadam kradzione i uciekam. Zamiast jabłek, pomarańcze – niezrozumienie dla posiłków i takiej literatury, a ona i pyta przechodniów: gdzie mój chłopiec?

Page 42: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 42

WIERSZYK DLA MIRKA MARCOLA

Kwiatek w lufę, lufa w nos. W nie swoje sprawy zatopiony po uszy. W bagnie nie swoich spraw zatopiony po duszę, a tu jesień – może jeszcze coś zaskoczy. Krew oddaję za darmo – pomaga mi to zasnąć obok ciebie. Za rękę prowadzimy się nawzajem przez tunel: potem wychodzę, ty jeszcze śpisz, kiedy wracam czekasz odwrócona, oczy masz zamknięte – wiem, więc nie podchodzę; słyszysz, że jestem, ale nie oddychasz; siadam i patrzę na lodówkę, otwieram ją: życie jest dziwne? Potem się budzę i budzę ciebie. Wstajemy, powoli tłuczemy się po kuchni, kłócimy w łazience, krzyki jednak nie nasze. Na wpółmartwi zbroimy się mocno i po zęby, żeby w nie swoje sprawy się mieszać, z przerwą na coraz płytszy sen i płytszy oddech. Kwiatek w nos, lufa w lufę.

Page 43: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

V U L G A R I S A U A N T R A 43

PRZYJECHAŁEM

Granicy nie przekroczę – to nie moje święta. Obudziłem się w południe wypoczęty jak nigdy. Nie wyjadę i przestanę głupio żartować. Znowu rozmawiam z roślinami i nie tęsknię. Zakopałem wojenny topór, więc proszę o wybaczenie, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak dobrze spałem. Zupełnie legalnie napiszę wiersz i nielegalnie przeczytam ci go, jeszcze przed premierą. Nie wiem dlaczego, pozwolę ci skreślić twoje imię.

Page 44: VULGARIS AUANTRA - Mirosław Marcol

M i r o s ł a w M a r c o l 44

SPIS TREŚCI CIEPŁE BUTY ............................................................................................. 3 OCZYWIŚCIE ............................................................................................. 4 PIERWSZA ALERGIA (NIKOGO NIE MA W DOMU) .................................... 5 PRZED DRZWIAMI .................................................................................... 6 ZWAŁ 19990831 ....................................................................................... 7 KOŁYSANIE ............................................................................................... 8 PAPA I MAMA .......................................................................................... 9 LIMIT ...................................................................................................... 10 PRZECIEŻ WIESZ ..................................................................................... 11 PODUSZKA NA LEWY POLICZEK .............................................................. 12 ELEGANCKIE ZAKOŃCZENIE .................................................................... 13 PIERWSZY I OSTATNI WIERSZ ŚLĄSKI ..................................................... 14 SCHEMATYCZNIE .................................................................................... 15 LOGO (W OWYM CZASIE) ....................................................................... 16 (POCZTÓWKA Z RYNKU) ......................................................................... 17 PÓŁ GODZINY NA PONIEMIECKIM DWORCU ......................................... 18 POSPRZĄTANE ........................................................................................ 19 ROZSTĘPY ............................................................................................... 20 ZAKUPY .................................................................................................. 21 ANTYPIA ................................................................................................. 22 NUDĄ ..................................................................................................... 23 URO ........................................................................................................ 24 INAKI ...................................................................................................... 25 KRAJ ....................................................................................................... 27 NARODZINY NOWEJ TRADYCJI ............................................................... 28 NAD JEJ GŁOWĄ JĘZYKI OGNIA .............................................................. 29 MINUTA PO, CZYLI JESZCZE RAZ TO SAMO ............................................ 31 JEST ŚRODEK .......................................................................................... 32 NIEBEZPIECZNIE BEZPIECZNY ................................................................. 33 BLADY NAJT ............................................................................................ 34 KREŚLENIE .............................................................................................. 35 PRZYWYKANIE ........................................................................................ 36 KONIAK? ................................................................................................. 37 NIEBIESKIE, ZIELONE .............................................................................. 38 POD OBA ................................................................................................ 39 MAŁA PORCJA, ZA DUŻA ........................................................................ 40 TĘGA JOLA .............................................................................................. 41 WIERSZYK DLA MIRKA MARCOLA ........................................................... 42 PRZYJECHAŁEM ...................................................................................... 43